Po nowelizacji tegorocznego budżetu maksymalny poziom deficytu zaplanowany na 2024 rok wzrósł z i tak już ogromnej kwoty 184 mld zł do kwoty większej o ponad 56 mld zł. W kasie państwa zabraknie 240,3 mld zł.
Przekazując wieści o podjęciu przez Radę Ministrów decyzji o nowelizacji budżetu na 2024 rok, premier Donald Tusk powiedział: "Ten deficyt jest większy i trzeba to uczciwie zapisać w ustawie budżetowej, bo w jakimś sensie udało się nam więcej osiągnąć, niż zakładano, kiedy ten budżet układali nasi poprzednicy".
Wyjaśnił, że chodzi o niższą inflację. "To jest trzy z kawałkiem, miało być sześć" - zauważył. Nie wchodząc w dyskusję na temat tego, na ile niższa inflacja jest osiągnięciem rządu, wypada zgodzić się z premierem, który przypomniał, że niższe ceny to niższe wpływy z podatków do państwowej kasy. Chodzi przede wszystkim o VAT, czyli daninę od towarów i usług, doliczaną do wartości netto każdej transakcji kupna-sprzedaży. O tym, że wpływy z VAT będą mniejsze od założeń, eksperci mówili już wiele miesięcy temu. Wskazywali też na ryzyka związane z realizacją dochodów z CIT.
"W resorcie finansów puściły chyba wszelkie hamulce. Kompletnie niezrozumiała nowelizacja w stylu "miliard w środę, miliard w sobotę". Resort nie potrzebuje tak dużego limitu deficytu w kwocie 240,3 mld zł. Chyba, że jakiś armagedon się wydarzy w listopadzie i grudniu" - napisał w serwisie X.
"(...) nawet jak zsumujemy te elementy, to nowelizacja deficytu co najwyżej powinna wynieść 20 mld zł, a rząd zwiększył deficyt aż o 56 mld zł, do 240,3 mld zł" - dodaje ekonomista, przypominając przy okazji, że w prognozie wysłanej końcem września do Brukseli MF wskazało, że samorządy w 2024 roku zanotują nadwyżkę w wysokości 16 mld zł.
Zwiększyc deficyt a co za tym idzie zadłużenie. Potem może niewypłacalność. I w końcu bankructwo Państwa Polskiego. Czy ta całą gębą uśmiechnięta koalicja robi to świadomie a może nie ma o tym pojęcia?
Wyznanie i odkupienie grzechów:
Czyja to jest wina?
PIS-u wina. Wielka wina.
Oto wielka PIS-u wina.
Amen.
Ta proponowana nowelizacja budżetu państwa może nam wiele powiedzieć o przyszłych działaniach obecnej koalicji rządzącej. Z reguły w sytuacji, kiedy brakuje środków na realizację wydatków budżetowych, to w pierwszej kolejności szuka się oszczędności w wydatkach, a dopiero potem, jeśli już tych wydatków nie da się zmniejszyć, zaciąga się pożyczki. Tak przecież działamy w przypadku naszych domowych wydatków. Gdy mamy problemy finansowe, w pierwszej kolejności rezygnujemy z niektórych wydatków i dopiero wtedy, gdy w dalszym ciągu brakuje nam kasy - idziemy do banku po kredyt lub pożyczkę. Jest to naturalne zachowanie. No, oczywiście, można też coś spróbować zrobić po stronie dochodowej budżetu, aby te dochody zwiększyć.
A tu rząd proponuje tylko zwiększenie deficytu budżetowego i to znaczące. Wiadomo, zbliżają się wybory prezydenckie, więc cięcia wydatków mogłyby negatywnie odbić się na wyniki wyborów. Żadnych cięć więc nie będzie, przynajmniej do czasu rozstrzygnięcia wyborów.
Jeśli prognozy tegorocznego i przyszłorocznego deficytu sprawdzą się, to stan polskiego zadłużenia będzie oscylował w granicach konstytucyjnego progu, tj. 60% PKB. Wystarczy więc niewielkie tąpnięcie czy niedoszacowania w dochodach i wydatkach budżetowych, aby ten próg przekroczyć i wtedy się zacznie. Państwo polskie nie będzie mogło się już dalej zadłużać (no, chyba że zlekceważą zapisy Konstytucji - a tu wszystko jest możliwe). W kolejnym roku budżetowym wydatki zaplanowane mogą być wtedy niższe nawet o 200-300 mld zł. O tyle trzeba więc będzie pościnać dotychczasowe wydatki. Co to oznacza, nie trzeba pracownikom resortu finansów tłumaczyć. To jest jedna czwarta lub nawet jedna trzecia wydatków budżetu państwa, w którym przecież ok. 70% wydatków to są tzw wydatki sztywne (utrzymanie administracji państwowej, służby zdrowia, szkolnictwa, armii, policji, spłata zadłużenia itp.).
No i mamy pierwszy krok do ...ni ma i nie bendzie. Inflacja 3% stała się faktem, bo przecież ogłosił to sam Pan Premier - pierwszy i najważniejszy, szkoda że tylko to informacja dla szaraczków, bo instytucje bankowe raczej tego tak nie oceniają ( o tych decyzyjnych nawet nie wspomnę)
Scenariusz teraz jest prosty:
nastąpi przekroczenie progów konstyucyjnych zadłużenia, co powinno zaskutkować dymisją Rady Ministrów
i odpowiedzialnościa kontyucyjną MF
Do taksim
Twój scenariusz wygląda zbyt prosto i elegancko, aby mogło dojść tak sobie do dymisji obecnego rządu (przy założeniu, że kolejny rząd tworzyć będzie PIS, a nie obecna koalicja). A kto wtedy rozliczać będzie PIS? Nie po to przecież Berlin i Bruksela włożyli tyle pracy w zwycięstwo obozu Tuska, aby ten teraz tak łatwo zdezerterował. Musi dokończyć dzieła, czyli dokonać zniszczenia PIS no i wdrożyć oczekiwania mocodawców. W przeciwnym wypadku urzędnicy UE zniszczą Tuska. A nie będą z tym mieli najmniejszych problemów. Celowo bowiem przymykają oko na niektóre, bezprawne działania obecnej ekipy rządzącej właśnie po to, aby w razie czego, mieć na niego haki. Tusk już nie ma wielkiego wyboru, musi iść na całego w tym, co teraz robi. Wystarczy uważniej przyjrzeć się mimice twarzy i mowie jego ciała podczas wypowiedzi - totalny szczękościsk, zaciśnięte pięści, nie do końca kontrolowane ruchy rąk, nieuporządkowane myśli. Jest po prostu znerwicowany - tego nie da się ukryć. Nie bez powodu też wydał zakaz pojawiania się dziennikarzy niektórych kanałów informacyjnych, aby nie zadawano mu trudnych i niewygodnych pytań. Jego ludzie mają też zakaz przyjmowania zaproszeń od tych dziennikarzy na udział w debatach telewizyjnych. Zdaje sobie bowiem doskonale sprawę ze swojego trudnego, praktycznie bez żadnego pola manewru, położenia.