Mieszkam w regionie, gdzie to wszystko się zaczęło. Ale zanim się zaczęło, od kilku dni czytałem i słyszałem, że może być niewesoło.
Meteorolodzy ostrzegali dwa tygodnie przed kataklizmem
Nie szukałem takich informacji jakoś szczególnie. Po prostu z kilkudniowym, a nawet ponad tygodniowym wyprzedzeniem trafiałem na nie kilka razy dziennie w mediach społecznościowych. U apolitycznych znajomych. U „lewaków” i „prawaków”. U ekologów i osób niezbyt chętnych ochronie przyrody. U zainteresowanych sprawami lokalnymi lub sytuacją kontynentu. No i u Czechów, gdzie to już trwało i trąbiły o tym tamtejsze duże media, a władze rozpoczynały działania. Dziś wiemy, że meteorolodzy ostrzegali już na samym początku września, dwa tygodnie przed kataklizmem. Wiemy też, że Janez Lenarčič, europejski komisarz ds. rozwoju i pomocy humanitarnej, poinformował, iż kraje unijne, w tym Polska, otrzymały oficjalne poważne ostrzeżenia na szczeblu europejskim już 10 września. Kilka dni przed tym, zanim rząd Tuska zrobił cokolwiek.
Zapowiadano bardzo obfite opady w Beskidzie Śląskim i Żywieckim oraz w czeskich Beskidach. Mowa była o tym, że może spaść w szybkim tempie tyle deszczu, ile kiedy indziej przez miesiąc lub dłużej. Więcej niż w czasie powodzi w roku 1997. Brzmiało to źle w ogóle, a szczególnie w regionie, gdzie ma źródła lub spore dopływy kilka dużych rzek.
Ruszyło 12 września sporymi, ale w miarę normalnymi opadami. Dzień później, w piątek, trzynastego, lało przez większość dnia i zarazem intensywnie. Gdy wracałem przez most późnym wieczorem z czeskiej strony niegdyś jednego Cieszyna, Olza już wyglądała bardzo groźnie. W nocy deszcz nie ustawał, wręcz się nasilał. W sobotę, 14 września, padało obficie i bez przerwy. W ostatniej chwili znajomi odwołali dawno zaplanowane spotkanie po czeskiej stronie. Mieli nosa: o godzinie, o której zwykle wracamy na polską stronę, graniczne mosty były już zamknięte dla ruchu. Rozszalała Olza bardzo wezbrała i spienionymi falami gnała ku pobliskiej Odrze.
Nikt o zdrowych zmysłach nie chciał wychodzić w sobotę z domu. Jeden z uczestników naszego niedoszłego spotkania natomiast wyjść musiał. W ramach mobilizacji Wojsk Obrony Terytorialnej. „Prywatna armia Macierewicza”, jak nazywali ją liberałowie i przeciwko utworzeniu której głosowali w 2016 roku, wyruszała właśnie na pomoc. Oficjalnie poproszona o to 14 września. O kilka dni za późno.
Mała apokalipsa
W niedzielę o świcie była już zalana niemal cała okolica. Zniszczenia w polskim Cieszynie na szczęście w granicach ludzkiej wytrzymałości. W Czeskim Cieszynie konieczna była pospieszna ewakuacja nad ranem kilku tysięcy ludzi. Podtopione ulice, place, obiekty publiczne i domy prywatne.
Co chwilę dochodziły kolejne fatalne wieści. Z Zebrzydowic, Skoczowa, Ustronia, Czechowic-Dziedzic oraz wielu mniejszych miejscowości. Wylały rzeki duże i małe, niewielkie strumienie zamieniły się w rwące strugi o nurcie zwalającym z nóg. Rozlane szeroko cofały bieg. Z brzegów występowały stawy. Woda opadowa nie wsiąkała. Setki tysięcy, miliony strat w mieniu prywatnym i publicznym, w infrastrukturze.
Od sobotniego do niedzielnego poranka spadło w regionie od 100 do 150 mm wody. Punktowo nawet więcej, np. w Ustroniu 216 mm. To i tak mniej niż szacowały niektóre prognozy. W wielu miejscach skala opadów przekroczyła rekordy z czasów powodzi w 1997 roku.
Walczono i ratowano, jak potrafiono. Siłami głównie strażaków zawodowych i ochotników, pospolitym ruszeniem sąsiedzkim i obywatelskim. Raz radzono sobie lepiej, raz gorzej. Nierzadko pozostawała tylko bezradność wobec skali i tempa problemu.
Spóźniony jak liberał
Trudno mieć pretensje do lokalnych władz niewielkich miejscowości czy do miejscowych struktur służb ratowniczych. Skromnymi siłami i możliwościami nie zawsze zrobiły wszystko idealnie. Zostawiono je same sobie.
Adrian Zandberg pisał na portalu po wyjeździe na tereny dotknięte powodzią: „Na każdym kroku słyszymy, że rząd zawiódł, że zabrakło wojska, koordynacji służb. Ciężar walki spadł na ochotników. Brakowało przygotowanych zapasów: piasku, kamienia, worków na piasek, samochodów, maszyn. Nie było planów działania, użycia zasobów działających w regionie firm. Były miejsca, gdzie ludzie gromadzili się, żeby walczyć z żywiołem – i nie mieli czym. […] Przy pierwszych prognozach, pokazujących siłę opadów, powinny być uruchamiane plany działania, a nie fałszywie uspokajające konferencje prasowe”.
Pierwszy alert RCB o gwałtownych i silnych opadach deszczu w nadchodzącą noc dostałem 12 września o 16:43. Co najmniej kilka dni po tym, gdy pierwszy raz czytałem lub słyszałem o nadchodzącej „wielkiej wodzie”. Kolejne kilkanaście godzin później premier Donald Tusk przekonywał: „Prognozy nie są przesadnie alarmujące; nie ma powodu do paniki”. Spodziewał się „lokalnych podtopień”. Dwie doby później tylko w naszym powiecie łatwiej byłoby chyba wskazać miejsca bez podtopień niż te zalane.
A fala ruszyła dalej, w dół rzek. Co było dalej, wszyscy widzieliśmy w setkach tragicznych przekazów medialnych.
Nic nie działa
Zobaczyliśmy też totalną indolencję rządu.
WOT zmobilizowany w ostatniej chwili, choć już kilka dni wcześniej mógł pomagać zabezpieczać choćby najbardziej newralgiczne miejsca. Zawodowe wojsko – głównie w koszarach. Worki z piaskiem napełniane w ostatniej chwili lub po fakcie. Komendant główny policji podczas jazdy autem z Warszawy do Wrocławia miał poważny wypadek i zamiast być na miejscu akcji – wylądował w szpitalu. Chaotyczne zarządzanie ewakuacjami. Włodarze krytycznie zagrożonych miast z godziny na godzinę zmieniający przekaz od „nie ma większego ryzyka” po „jesteśmy w katastrofalnej sytuacji”.
Wody Polskie, po wyborach pospiesznie obsadzone „fachowcami” z nadania PO, nie opróżniły zbiorników w oczekiwaniu na przyjęcie fali powodziowej. Dokładnie odwrotnie niż zrobiono w Czechach. Nawet portal Business Insider, związany z koncernem Axel Springer, niezbyt krytycznym wobec rządu liberałów, pisał: „W zbiornikach było 250 mln m sześc. wody. Można było w nich zebrać jeszcze dużo powodziowej wody i ograniczyć skalę zniszczenia”.
Internet i media społecznościowe są pełne wypowiedzi mieszkańców zalanych i zagrożonych terenów, że zostawiono ich samych sobie. Że mogli liczyć na własne siły, a nie na nieobecny lub mocno spóźniony rząd i jego podwładnych.
PO-lityka nieudacznika
To wszystko wzdłuż biegu dopływów oraz jednej i tej samej wielkiej rzeki, na której zagrożenie powodziowe pojawia się co pewien czas w tych samych miejscowościach. Po tygodniu, dwóch ostrzeżeń. Tu nie ma mowy o zrządzeniu losu. Jest mowa o państwie z kartonu. Rozmokniętego.
Zobaczyliśmy też państwo w działaniu. Ale specyficznym. Tusk mający pretensje do synoptyka. Szymon Hołownia naskakujący na dziennikarza z pytaniem, co on – tak, on, dziennikarz! – zrobił w sprawie zbiorników powodziowych. Niewpuszczenie TV Republika na konferencję prasową premiera w momencie, gdy to jedna z głównych stacji informacyjnych i mnóstwo ludzi z niej czerpie wiedzę o sytuacji i zagrożeniach.
Gdy już mieliśmy setki i tysiące poważnych zniszczeń oraz dziesiątki tysięcy zrozpaczonych ludzi, minister Paulina Hennig-Kloska ogłosiła, że Ministerstwo Klimatu i Środowiska zaoferuje samorządom lokalnym… niskooprocentowane pożyczki na likwidację skutków powodzi.
Mokre i puste kieszenie
Po fali oburzenia na tak groteskowy pomysł sytuację musiał pospiesznie ratować sam Tusk. Obiecał do 200 tys. złotych na odbudowę lub remont zniszczonego budynku mieszkalnego oraz do 100 tys. na to samo w przypadku mieszkania. Trudno to w ogóle skomentować w kontekście tego, co widzieliśmy w licznych mediach, oglądając skalę zniszczeń. A także w kontekście obecnych kosztów materiałów, budowy, instalacji, remontów, wyposażenia.
Ludziom jest potrzebne odtworzenie całości dobytku, w tym tak kluczowego życiowo jak dach nad głową. Co zrobi ktoś, kto ma całkowicie zalany dom czy doszczętnie zniszczone mieszkanie? Skąd nagle i w sytuacji niespodziewanych problemów ma wziąć resztę potrzebnych kwot? Zadłużyć się do końca życia? To tak, jak gdyby chorym oferować przeszczep jednej trzeciej nerki.
Jedyne dopuszczalne rozwiązanie to pokrycie 100% kosztów – w jednych przypadkach mniejszych, w innych ogromnych – przez państwo. Wszystko inne to przerzucanie kłopotu na ofiary i wpędzanie ich w długoletnie problemy.
Premier zapowiedział, że na wsparcie dysponuje kwotą miliarda, a może nawet dwóch miliardów złotych. Wystarczy to porównać z setkami miliardów, które nagle i bez przygotowania przeznaczyło PiS na ratowanie miejsc pracy w lockdownach. Albo z dziesiątkami miliardów na likwidację VAT-u na żywność. Albo na dopłaty, aby ratować Polaków przed nagłym wzrostem cen energii.
Za to na pomoc wezwano Owsiaka. Poważne państwo w środku Europy postanowiło ustami premiera i w obliczu klęski żywiołowej zaprosić do współpracy prywatną organizację bazującą na zbiórkach od obywateli. Nie ma nic złego w samopomocy i gestach solidarności. Nie po to natomiast mamy państwo z budżetem wynoszącym ponad 850 miliardów złotych rocznie, aby prywatna fundacja kupowała sprzęt publicznym szpitalom zniszczonym przez żywioł. To przypadek chyba bez precedensu w cywilizowanym świecie.
Wykręty
To wszystko pod osłoną przyjaznych im mediów. Gdy rządziło PiS, odpowiadało za wszystko. Za pandemię i zerwanie dostaw, za światowy kryzys inflacyjny, za skutki rosyjskiej agresji i za europejski kryzys energetyczny. Teraz PO i spółka nie odpowiadają niemal za nic. Teraz to „kataklizm”, „żywioł”, „siły natury” itd.
W dodatku cyniczni liberałowie zarzucają „robienie polityki na ludzkim nieszczęściu”, gdy ktoś wskaże, że nic nie potrafili sensownie przygotować. Tak jak gdyby oni nie wykorzystywali dowolnego pretekstu – pandemii, wojny, kryzysu energetycznego itp. – do nieustannego krytykowania, demagogicznych wywodów, tandetnego jazgotu itp.
Różnica jest tylko taka, że wówczas chodziło o zjawiska nowe i obejmujące cały świat czy cały kontynent. A dzisiaj chodzi o to, że nie potrafili sprawnie zareagować na zapowiadane większe opady deszczu.
To już było
Oczywiście nie jest to zaskakujące. To typowy sposób (nie)działania polskich liberałów. Ich poprzednie rządy wyglądały dokładnie tak samo. Zaniedbania, lenistwo, brak przygotowania, niezapewnione środki, spóźnione i chybione czyny. Tak było zawsze, gdy rządzili.
Obojętnie o co chodziło. Czy o politykę przemysłową, czy o przekręty VAT-owskie, czy o kryzys gospodarczy, czy o zwalczanie bezrobocia, czy o budowanie stadionów i autostrad, czy o zapewnienie alternatyw wobec rosyjskich surowców energetycznych, czy o zbrojenia, czy o wspieranie słabszych, czy o politykę prorodzinną, czy o ochronę zdrowia. Zawsze mnóstwo frazesów, zawsze gigantyczne zarozumialstwo, zawsze pouczanie innych. I zawsze puste ręce, puste obietnice i puste głowy.
Patrzmy im na ręce
Tuskowi i spółce będzie na rękę uwikłanie nas w przepychanki pozwalające zapomnieć o sednie sprawy.
Czy powódź to skutek zmian klimatycznych – czy naturalny „odwieczny” kataklizm. Czy budować zapory – czy nie wycinać lasów w górach. Czy rzeki regulować – czy zostawić miejsce na swobodne rozlanie się nadmiaru wody.
Powinniśmy o tym dyskutować i spierać się. Na tym polega demokracja. Ale oprócz uświadomienia sobie, że wspomniane alternatywy nie muszą się nawzajem wykluczać, przede wszystkim powinniśmy wyciągnąć wnioski z tego, jak rząd Tuska nie radzi sobie z dbałością o państwo. Ile strat i nieszczęść to nas kosztowało.
W państwie z rozmokniętego kartonu nie będzie ani ekologii, ani ochrony przeciwpowodziowej, ani zarządzania kryzysowego, ani przygotowania się na zmiany klimatyczne.
Doktryna szoku?
Na jeszcze jedno warto uważać: czemu będzie służyć polityka po powodzi. Skąd rządzący wezmą pieniądze i na co ich zabraknie. Jakie będą wymówki i co zostanie zaniechane. Czy cokolwiek zrobią, a jeśli tak, to kosztem czego.
Przed 15 laty ukazało się polskie wydanie głośnej książki Naomi Klein „Doktryna szoku: jak współczesny kapitalizm wykorzystuje klęski żywiołowe i kryzysy społeczne”. Autorka opisała w niej na licznych przykładach, jak ideowi pobratymcy Tuska i spółki wykorzystywali takie „naturalne okazje” do swoich interesów i do uderzenia w słabych.
„Huragan Katrina wypędza z domów tysiące mieszkańców Nowego Orleanu. Kiedy próbują wrócić do swego dawnego życia, okazuje się, że nie będzie już mieszkań socjalnych, a państwowe szpitale i szkoły nie zostaną ponownie otwarte” – to jedna z konkluzji Klein. Warto o niej pamiętać właśnie teraz i właśnie w Polsce.
Autor: Remigiusz Okraska
Źródło: Tygodnik Solidarność
Tu, zdaniem obecnej koalicji rządzącej, PiS przez te osiem lat tyle nakradł, że chyba nie są w stanie tego policzyć. Mówią tu przecież o wielu miliardach złotych. Tylko jakoś nie mogą tego zrozumieć, jak to możliwe, że przy takiej skali rzekomego złodziejstwa - PiS wdrożył wiele bardzo przecież kosztowych programów społecznych, sporo kosztowała nas pandemia i wybuch wojny na Ukrainie, przygotował i rozpoczął realizację kilku wielkich projektów, rozpoczął odbudowę z totalnej zapaści naszej armii i pewnie jeszcze wiele innych spraw. I jakoś pieniędzy starczało. Przecież niemal w każdym roku budżetowym dochody budżetowe rosły a deficyt był niższy od planowanego. Nawet, jak były nowelizacje budżetu, to nie polegały one na drastycznym cięciu wydatków, lecz na ewentualnym przesuwaniu środków finansowych, a nawet w niektórych obszarach ten budżet był powiększany (w resorcie finansów były takie przypadki). Dochody państwa co roku wzrastały, firmy z udziałem skarbu państwa nieźle sobie radziły, Orlen miał nawet przychody większe niż dochody budżetu państwa do 2015 roku. Każdy może to sobie sprawdzić. Służba zdrowia, może i z wielkim trudem, ale też sobie jakoś radziła. A teraz? Po 10 miesiącach rządów nowej władzy - jest praktycznie w rozsypce. Zachodzi więc pytanie, skąd ten wredny PiS mógł tyle nakraść i to będąc u władzy aż osiem lat? Przy tak intensywnym poziomie okradania państwa, rządy PiS-u może już by się skończyły po 2-3 latach, bo nie byłoby co już kraść. Bardzo się więc dziwię, że ok. 60% naszego społeczeństwa wierzy w te brednie. PiS przez 8 lat zwiększył zadłużenie kraju o ok. 450 mld zł, z tego 200 mld to zasługa Covid-u i wojny na Ukrainie. A nowa władza w tym roku i następnym - może nas zadłużyć o ok. 500-600 mld zł. A dług publiczny będzie bardzo blisko 60%. To dopiero będzie katastrofa
Wojska operacyjne nie są i nie powinny być kierowane do walki z powodzią, do takich zadań przeznaczone są Wojska Obrony Terytorialnej.
Politykę obecnych nieudaczników rządzących potrafią położyć nawet... bobry.
Portal "Politico" zadrwił z Donalda Tuska, który winą za to, że wały nie powstrzymały powodzi obarczył... bobry.
Premier Donald Tusk wprawił w osłupienie Polaków sugerując, problem z wałami przeciwpowodziowymi został spowodowany przez bobry.
Tusk oskarżył bobry
Podczas sobotniego posiedzenia sztaba kryzysowego w Głogowie wskazał on, że zwierzęta te miały negatywny wpływ na bezpieczeństwo wałów.
Wasze sugestie nie są pierwsze, że trzeba szybkich zmian, jeśli chodzi o obecność bobrów na wałach. Myśmy w 2010 r. podejmowali decyzje, ekolodzy byli wnerwieni, ale są priorytety. Czasami trzeba wybierać między miłością do zwierząt a bezpieczeństwem miast, wsi i stabilnością wałów – mówił Tusk. Szef rządu zapowiedział sprawdzenie przepisów i dopuszczenie wszelkich prawnych działań. – W ramach tych przepisów róbcie wszystko, co do was należy, ja będę bronił tych decyzji. Wały są dzisiaj absolutnym priorytetem
- stwierdził.
Drwiny z premiera
Motyw obarczania winą za powodzie bobry nie jest niczym nowym. Taką samą strategię Donald Tusk przyjął w 2010 roku, kiedy próbował przenosić część winy na zwierzęta.
Próby zrzucenia winy na bobry wywołały falę oburzenia i drwin w polskich mediach, ale jak się okazuje nie tylko. Żarty z polskiego premiera postanowił stroić sobie także portal "Politico" w anglojęzycznej wersji.
Na portalu tym opublikowany został tekst pod tytułem "Poland’s Donald Tusk declares war on beavers", co oznacza "Polski Donald Tusk wypowiada wojnę bobrom".
Tekst zilustrowany został fotomontażem na którym widać śmiejącego się Donalda Tuska, celującego z broni do bobra.
Zwierzęta oskarżane są o zaostrzanie skutków powodzi — choć jeden z badaczy stwierdził, że polski premier opowiada „bzdury”
- napisało "Politico".
https://tysol.pl/a128390-politico-kpi-z-donalda-tuska
Jest bardzo znaczące i typowe dla reżimów totalitarnych utajnianie liczby śmiertelnych ofiar kataklizmu. Klasyka prosto z ZSRR.
Do mfjda - a czy ta dziura budżetowa to nie efekt rządów Pisuaru, a zaniedbania w budowie wałów to z ostatnich 8 miesięcy czy może wcześniejszych rządów partii której przewodnim mottem było Pycha I Szmal. Ten portal już dawno zszedł na psy i nawet nie udaje że jest organem Pisuaru.
Pozdrawiam
Ojojoj! @obserwator55 nerwy się zrobiły na nocnego motylka.
Tzn. wzięły się i puściły...
Wały to rozwaliły bobry - nowy, śmiertelny wróg uśmiechniętego (do niedawna) Donka.
Również pozdrawiam, a dokładniej to życzę (powrotu do) zdrowia.
Do obserwator:
Chyba słuchasz tylko TVN-u. I nie czytasz uważnie (zresztą, nie po raz pierwszy) tego, co komentujesz, albo nie rozumiesz komentowanych tu treści. Przecież wyraźnie napisałem, że za czasów 8 lat rządów PiS-u dług wzrósł 450 mld, a za czasów nowej, jedynej słusznej władzy, przez dwa lata może wzrosnąć przynajmniej o ok. 500 mld (w tym roku o min. 200 mld i prawie 300 mld wg projektu budżetu na 2025 r). Więc o czym tu piszesz? PiS-u u władzy nie ma już blisko rok i tylko idiota jest zdolny kupić narrację o winie PiS-u, jeśli chodzi o stan finansów publicznych. A w dniu wczorajszym - ręce mi opadły. Okazało się, że zdaniem Premiera bobry zawiniły, co pośrednio też mocno zaszkodziło finansom publicznym, bo pojawiły się olbrzymie straty zamiast dochodów budżetowych. To, że Premier takie durnoty wypowiada, nie dziwi to już mnie. Nie pierwszy i nie ostatni raz. Ale przecież jest to plucie w twarz swoim wyborcom. Ale przypuszczam, że jest on doskonali świadomy tego, z jakimi niemyślącymi samodzielnie osobami po drugiej stronie ekranu ma do czynienia i może im wcisnąć wszystko, a ci uwierzą.
A w sprawie zaniechań budowy obiektów chroniących przed powodzią - posłuchaj sobie tego co zawarte jest pod załączonym linkiem. Osoba prowadząca tą reportaż to nie jest przebrany Kaczyński czy Macierewicz. To tak dla przypomnienia, bo może będziesz miał tu jakieś wątpliwości.
https://www.youtube.com/watch?v=TQQNCCWFID8
Warto też posłuchać niedawnych wypowiedzi dot. spraw budżetowych prof. Witolda Modzelewskiego (akurat dzisiaj nie mam pod ręką żadnego linku, ale na jutro może coś znajdę).
Już prof. Modzelewski wiele miesięcy temu ostrzegał rządzących, że przygotowany przez nich budżet, zarówno ten na 2024 rok jak i 2025 - od strony dochodów budżetu państwa jest mocno zawyżony. Jego przypuszczenia na rok 2024 już się sprawdziły. Za chwilę będzie przecież poważna nowelizacja tego budżetu.
Nie bronię tu PiS-u, ale okres, kiedy wszystko jeszcze było można zwalić na nich już chyba się skończył.
Bolesna, ale niepodważalna prawda o Tusku jest taka, że ten, kto uwierzył w jego prawdomówność - mógł skończyć tragicznie.
Wierzysz Tuskowi? Ryzykujesz życiem swoim i innych!
No i jak tu: Nie bać Tuska?
do viglaif
Nie wiem, na jakiej podstawie twierdzisz, że wojsko nie powinno być kierowane na pomoc ludziom w sytuacjach kryzysowych. I to jeszcze w czasach, kiedy nie mamy na naszym terenie wojny. Podaj nam chociaż jeden merytoryczny powód? Wojsko ma służyć państwu, w tym, jego obronie. A pomoc powodzianom to też jest pewna forma naszej obrony, a nie tylko obrona przed lufami karabinów wojsk rosyjskich czy białoruskich. Wojsko, jako jedna z nielicznych formacji posiada specjalistyczny sprzęt i wysokiej klasy specjalistów, którzy są w stanie pomóc bardzo wiele. Zbudowanie np. przeprawy przez rzekę cywilnymi metodami może zająć wiele tygodni, a wojskowi - są to w stanie zrobić w kilka godzin. A to właśnie czas może mieć decydujące znaczenie, czy ktoś przetrwa jakiś kataklizm czy też nie. Obawiam się, że naszym krajem właśnie rządzą ludzie o bardzo podobnym do Twojego sposobie myślenia. Gdyby już najpóźniej do 13.09.2024 r. na pomoc do zagrożonych powodzią terenów wysłano z kraju specjalistyczne oddziały wojskowe, straż pożarną i podobne im służby - straty byłyby nieporównywalnie mniejsze. A tak - nawet z łącznością były problemy, bo sieć telefoniczna przestała działać. Wojsko natomiast dysponuje profesjonalnymi, własnymi środkami łączności, które z powodzeniem mogłyby być w tych okolicznościach wykorzystane.
Niestety, w Polsce nie ma obrony cywilnej, ludzie nie mają żadnej wiedzy, gdzie się ukryć, jak się zachować w kryzysowych sytuacjach, ale krytykować wszystko i wszystkich - potrafią znakomicie.
Panowie, policzmy głosy! Wersja uwspółcześniona.
Nieustająco zastanawia mnie bezczelne, pełne nienawiści i załgania chamstwo i agresja takich osób jak obserwator czy jonduudonta. Taka postawa jest zresztą powszechna w PO i wspierających ją medialnych antypolskich ośrodkach dywersji psychologicznej. To jest prawdziwie fascynujący temat dla psychologów. Mam nawet pewną teorię na ten temat. Otóż oni w głębi świadomości zdają sobie sprawę z tego, że są potwornie ześwinieni i unurzani w kłamstwach po kokardę, a jednocześnie, że to ześwinienie im się dobrze materialnie opłaca. Stan ten powoduje jednak duży dyskomfort psychiczny, tłumione lęki, wstyd i podkopaną samoocenę, co z kolei wywołuje silną frustrację skutkującą agresją wobec normalnych ludzi.
Do skarbonauta:
Masz 100% racji. Zwolennicy obecnej koalicji do wiadomości nie przyjmują żadnych argumentów, a swojego zdania i opinii nie opierają z reguły na żadnych sprawdzalnych informacjach, tylko na gotowych, rodem z TVN i michnikowego szmatławca, hasłach. Kto się z nimi nie zgadza to natychmiast określany jest mianem pisiora i ruską onucą. Pewnie to Kaczyński i Ziobro spacerowali sobie po sopockim molo w Putinem. Masz rację, ich nerwowe reakcje to skutek tego, że są świadomi tego, że zostali po prostu otumanieni zamiast odwoływać się do zdrowego rozsądku i logicznego myślenia. A ponieważ większość z nich uważa się za wilanowską inteligencję (warszawski Wilanów to najbardziej antypisowy region w Polsce), wręcz elitą społeczną, wszechstronnie wykształconą, to tym większa jest u nich frustracja, że po prostu zostali wyrolowani, wręcz ogłupieni przez swoich bogów. A wysokie mniemanie o sobie nie pozwala im dokonać weryfikacji swojego stanowiska. Okazało się bowiem, że więcej mądrości życiowej niż ta niby społeczna elita, mają zwykli, prości ludzie, zwani potocznie moherami. To, co teraz się dzieje z umysłami wielu ludzi w Polsce bardzo przypomina mi czasy, kiedy masowo udzielane były kredyty frankowe. Przecież w te kredyty kto się głównie wplątał?. Właśnie ci wykształceni, elokwentni, wszystko najlepiej wiedzący. Kredytów frankowych przecież nie brały osoby z moherowym rodowodem, lecz właśnie głównie tzw. inteligencja z wielkich miast. A już wtedy były ostrzeżenia, że te kredyty to wielki przekręt. A teraz płacz, bo frank zamiast 2 zł kosztuje ponad dwa razy tyle. Reasumując, ci ówcześni frankowicze i obecni zwolennicy koalicji rządzącej - to jest dokładnie ta sama kategoria osób, być może niemal ci sami.
Do obserwator i innych wyznawców koalicji 13-go grudnia.
Obiecałem link do wypowiedzi prof. Witolda Modzelewskiego. Oto on:
https://www.youtube.com/watch?v=7GBWaFHnsv8
Tego w TVN nikt nie wyemituje.
Papież Franciszek w Belgii zwrócił się celnie do Tuska, cytując Kafkę:
"Tylko dlatego nie zajmuje się pan prawdą, iż wymaga ona zbytniego wysiłku".
Jako że chodzi o notorycznego kłamcę i totalnego lenia - trafione idealnie.
To smutne, że nadal tak zaciekle bronicie partyjniackich okopów. Naprawdę nie widzicie, że dzielenie sie na wrogie obozy to właśnie to czego oczekują nasi wrogowie? Kiedy ludzie się obudzicie - co za różnica PiS czy PO? To są sami zdrajcy (przynajmniej na poziomie centralnym), którzy tak naprawdę się wspierają. Nie widzicie następstw zdarzeń? To chyba jakaś awitaminoza ten brak pamięci choćby 10- letniej. Każda kłótnia oddala od jedności i sensownego działania. Dlaczego nie szukacie tego co łączy.
ad babababa. Teoretycznie masz rację. Rzecz w tym, że w Polsce podziały są nie do zlikwidowania w drodze jakiegoś konsensusu, ponieważ biorą się z dziedzictwa zdrady, sadystycznych okrucieństw, podłości o skali trudnej do wyrażenia słowami. Moskale zrobili sobie elity naszego kraju z ludzi nienawidzących Polski i Polaków, a ich zstępni stanowią kontynuację tej plugawej spuścizny i są gotowi sprzymierzać się z każdym konkurentem i wrogiem naszego państwa i społeczeństwa, byle tylko zachować swoje uprzywilejowane pozycje - co zresztą na bieżąco obserwujemy. Takiego fatalnego bagażu przeszłości nie dźwiga żadne inne znane mi społeczeństwo europejskie. Dlatego nic dobrego nas nie czeka, chyba że odrodzimy się moralnie w wielkiej liczbie i odsuniemy na zupełny margines antypolską postsowiecka szumowinę.
Nic tylko się powiesić. Same niemożności. A może wystarczy zacząć od tego żeby dogadać się z tutejszymi forumowiczami. Jak to mówią „w jedności siła”. To byłby prawdziwy sukces. Do tego trzeba jednak porzucić okopy tych o których mówisz - narzuconych elit, które tak zaciekle sa tu bronione z różnych stron, albo których tak posłusznie słuchacie szanowne koleżeństwo. Ja czuję się od tego wolna. Wiem, że jak na coś są naciski to trzeba robić odwrotnie, bo ta narzucana kolejno władza nie pracuje dla naszego dobra. Nie mówię o obowiązkach służbowych, ale i tu potrzeba zdrowego dystansu. Ponadto unikam informacji żeby się nie wkurzać. Ludziom dobrze życzę, bo chce żeby inni mieli do mnie taki sam stosunek. Więcej serca mniej zacietrzewienia a dużo się zmieni.