Jak bezprawnie obniżono posłowi Olszewskiemu podatek


Zwolniona dyscyplinarnie urzędniczka, zgłoszenie do prokuratury, wyroki sądowe, a przede wszystkim smutny obraz służalczości fiskusa wobec polityków rządzącego w Polsce ugrupowania - to wszystko zawiera w sobie historia podatkowego rozliczenia jednej transakcji.

POseł

 

Dzieje tego przekrętu odtworzyliśmy na podstawie akt sądowych o sygnaturach III K 824/11 oraz VII P 126/12. Gdyby nie były to autentyczne dokumenty, można by pomyśleć, że są dziełem osób przekonanych, iż żyjemy w państwie, którego instytucje są głęboko zdeprawowane, żeby nie powiedzieć na wskroś przegniłe. A najbardziej urzędy skarbowe.

Pracująca w Pierwszym Urzędzie Skarbowym w Bydgoszczy Lucyna Milska, zajmowała się rozliczaniem sprzedaży nieruchomości. Na początku 2010 roku trafiła do niej sprawa związana ze zbyciem przez Pawła Olszewskiego mieszkania. Poseł zadeklarował, że całą kwotę, jaką uzyskał ze sprzedaży, wydatkuje w ciągu dwóch lat na własne cele mieszkaniowe, a chociaż ten okres minął, nie przedstawił żadnych dokumentów zaświadczających, iż tak rzeczywiście uczynił.

Inspektor skarbowy Lucyna Milska wysłała do Olszewskiego wezwanie do stawiennictwa. Brak reakcji. Po kolejnym wezwaniu poseł zadzwonił i obiecał przybycie. Słowa dotrzymał, ale nie pojawił się u urzędniczki, tylko od razu skierował kroki do dyrekcji. Sprawą rozliczenia sprzedaży nieruchomości przez posła PO zajął się osobiście zastępca naczelnika Pierwszego Urzędu Skarbowego, a dokumenty przekazywała Lucynie Milskiej kierownik referatu.

Urzędniczka wielokrotnie zajmowała się analogicznymi sprawami, ale pierwszy raz spotkała się z sytuacją, że rozlicza podatnika bez uprzedniego z nim spotkania i rozmowy. Po przeanalizowaniu dokumentów Lucyna Milska wyliczyła, iż poseł musi zapłacić ok. 6 tys. zł z odsetkami. Wtedy kierownik referatu poleciła jej uwzględnienie wydatków związanych ze spłatą kredytu na zakup innego lokalu, który zaciągnął Paweł Olszewski wspólnie ze swoją matką.

Lucyna Milska uwzględniła ten fakt, ale ponieważ kredyt został wzięty przez dwie osoby, zaliczyła na poczet obliczania podatku tylko połowę tej kwoty. Tak czyniła również rozliczając małżeństwa z rozdzielnością majątkową. W tej sytuacji miała do czynienia z osobami dorosłymi, prowadzącymi osobne gospodarstwa domowe. Nie mogła przecież potraktować matki i dobrze zarabiającego syna jak małżeństwa pozostającego we wspólnocie majątkowej. Ale takie właśnie dostała polecenie od kierowniczki referatu. Polecono Lucynie Milskiej naliczenie posłowi takiego podatku, jak gdyby sam spłacał cały kredyt bankowy. Podatek posła Olszewskiego cudownie zmniejszył się o połowę.

Urzędniczka sporządziła nowy dokument i przekazała bezpośredniej przełożonej. Została wezwana, żeby złożyć pod nim podpis. Oświadczyła, że nie zgadza się z wysokością naliczonego podatku, więc nie może się podpisać. Ostatecznie zgodziła się postawić w lewym dolnym rogu parafę, jako osoba sporządzająca. Sprawa jednak nie dawała jej spokoju, bała się, że w związku z nieprawidłowym rozliczeniem podatku może w razie kontroli ponieść konsekwencje. Na wszelki wypadek potajemnie skserowała i zabrała do domu całą dokumentację w tej sprawie. A kierownictwo Pierwszego Urzędu Skarbowego przestało ją lubić. Z dniem 1 stycznia 2011 roku przeniesiono ją do Trzeciego Urzędu Skarbowego.

W maju 2011 roku mąż Lucyny Milskiej natknął się w szafie na skserowane dokumenty i dowiedział się od żony o całej sprawie. Zdenerwowany poszedł do Pierwszego Urzędu Skarbowego. Jednak naczelnika w ogóle nie zmartwiło, że w kierowanej przez niego jednostce doszło do cudownej interpretacji przepisów, dzięki której Paweł Olszewski i jego matka zyskali status małżeństwa żyjącego we wspólnocie majątkowej. Zmartwiło go jedynie to, że pan Milski zapoznał się z dokumentami dotyczącymi rozliczenia posła Platformy Obywatelskiej, więc napisał doniesienie do prokuratury. Inspektor skarbowy Lucyna Milska popełniła przestępstwo, gdyż ujawniła objęte tajemnicą informacje z akt podatkowych.

W związku z tym, że prokuratora wszczęła postępowanie wobec Lucyny Milskiej, naczelnik Trzeciego Urzędu Skarbowego zwolnił ją z pracy z art. 52, czyli dyscyplinarnie. Stało się to 19 stycznia 2012 roku. Tymczasem 30 grudnia 2011 roku Prokuratura Rejonowa Bydgoszcz-Północ skierowała do Sądu Rejonowego wniosek o umorzenie postępowania karnego, a 8 lutego 2012 roku zapadło postanowienie sądowe przychylające się do tego wniosku. Sędzia Karol Przybysz napisał w uzasadnieniu: „Na brak szkodliwości społecznej czynu podlegającego ocenie w niniejszym postępowaniu wskazuje przede wszystkim postawa podejrzanej, a w szczególności jej motywacja. Podejrzana zamierzała poprzez kopiowanie dokumentów utrwalić nieprawidłowości w działaniu Urzędu Skarbowego.” Sędzia zwrócił też uwagę, że ujawnione dane dotyczyły posła „osoby publicznie znanej, która poprzez swoją działalność publiczną godzi się na zmniejszenie sfery prywatności i niejako sama poddaje się kontroli opinii publicznej.”

Po tym korzystnym dla siebie rozstrzygnięciu Lucyna Milska wystąpiła z powództwem o przywrócenie do pracy. Wyrok zapadł 9 października 2012 roku. Sąd przywrócił ją do pracy na dotychczasowych warunkach. Lektura uzasadnienia tego wyroku sprawi wielką radość wszystkim, którzy mają nadzieję, iż sędziowie, działający zgodnie z telefonicznymi instrukcjami, nie stanowią w naszym kraju większości.

„(…) powódka padła ofiarą ewidentnego i nad wyraz nagannego postępowania całego szeregu osób zatrudnionych w Pierwszym Urzędzie Skarbowym w Bydgoszczy, a w dodatku przełożonych powódki niemalże najwyższego stopnia (m.in. zastępcy naczelnika) (…) zachowała się w sposób uczciwy i prawy (co w obecnych czasach zdaje się być coraz rzadziej spotykaną postawą) wyraźnie przeciwstawiając się nieprawidłowemu rozliczeniu posła Pawła Olszewskiego (…) powódka nie tylko może, ale nawet powinna ponownie podjąć pracę w pozwanym Urzędzie Skarbowym” – napisała w uzasadnieniu wyroku sędzia Joanna Szweda-Porzych.

Od tego wyroku odwołał się Trzeci Urząd Skarbowy. Kilka miesięcy temu strony zawarły ugodę. Lucyna Milska nie wróci do pracy, ale z jej akt zniknie art. 52 jako powód zwolnienia, więc dostanie odprawę, jak każdy pracownik, gdy dochodzi do rozwiązania umowy o pracę na mocy porozumienia stron.

Jesienią 2011 roku, w okresie kampanii wyborczej, Tomasz Rega, kandydat do sejmu z listy PiS zorganizował konferencję prasową, podczas której ujawnił, że skierował na ręce p.o. dyrektora Izby Skarbowej Marcina Łobody pytania dotyczące rozliczenia sprzedaży mieszkania przez posła Pawła Olszewskiego. Wskazywały one, że radny coś słyszał o tej sprawie, ale nie wiedział dokładnie, o co chodzi. Rega pytał m.in., czy Olszewski przedstawił właściwy PIT.

Najsmutniejsze jest to, że chodziło raptem o kwotę 3 tys. zł z kawałkiem. Strach pomyśleć, co się dzieje w instytucjach państwowych, gdy w grę wchodzą kwoty znacznie, znacznie wyższe.

Imię i nazwisko urzędniczki, która wygrała proces z bydgoskim fiskusem, zostały zmienione.




(30)
  • Wielkie halo. Bo 3000 jakiś poseł PO sobie załatwił. A jak było w US Września. Czy czasem w sprawie zwolnionej pracownicy nie chodziło o pewnego posła PO - Waldiego i jego interesy? A Amber Gold - to nie dotyczy polityków PO? Most Świętokrzyski w Warszawie to nie kolesie partyjniacy? Rafineria Trzebinia to co. I tak dalej. To Państwo jest chore, ale i chora jest duża część społeczeństwa, skoro głosuje na tych oszustów i geszefciarzy. Czy po tym DIS z Bydgoszczy wyleci? A może pociągnie za sobą promila, który jest z Bydgoszczy i ustawia tam szefów skarbówki. Może dlatego, że miało to ujrzeć światło dzienne nagle ta idiotyczna historia z łapówka pod knajpą i Andrzejem P.
    A co mówią o art. 20? Że to akurat taki wyrok sądu, bo przy Amber Gold masa znanych osób zapłaciłaby mnóstwo podatku z nieujawnionych źródeł. A teraz mają spokój.
  • "Na wszelki wypadek potajemnie skserowała (...) całą dokumentację w tej sprawie."

    Ilu z nas takie koła bezpieczeństwa ma?
  • I co z tego, skoro wykorzystanie tego oznacza kłopot dla pracownika, a nie dla oszusta polityka czy szmatławca przełożonego?
  • Dobrze niby, że skserowała na własny użytek, ale myślę że sprawy sądowej by nie było i nie wyleciałaby z pracy gdyby nie namieszał mąż. Gdyby sama wojowała nie naraziłaby się na ujawnienie tajemnicy skarbowej. Wiem że to trudne, ale z uwagi na ewentualną kontrolę nie powinna się podpisać pod czymś co jest sprzeczne z prawem a jeżeli dostaje takie polecenie od przełożonego to domagać się wydania polecenia na piśmie. I taką "pamiątkę" sobie zatrzymać (kserokopię pisemnego polecenia).
  • chyba nikogo nie dziwi taki przypadek w Bydgoszczy wystarczy prześledzić historie tatusiów panów dyrektora i posła. naczelnik w sprawie nie miał nic do powiedzenia stając się jedynie narzędziem w rękach przełożonych.dramat
  • avatar
    Najpierw link - bo może się tekst nie zmieścić cały:http://ewastarosta.wordpress.com/moje-ksiazki/bydgoska-osmiornicaiii/pawel-o/
    A teraz tekst:

    Paweł O. – dziecko rozlicznych układów
    19

    Żeby zrozumieć, jak zdobył swoją dzisiejszą pozycję, trzeba zacząć od prześledzenia drogi życiowej jego ojca, bo tak jakoś mi się wydaje, że jedna kariera bez drugiej nie byłaby możliwa.
    Wiesław Kierbel, po zmianie nazwiska na Olszewski, działał najpierw w komunistycznej młodzieżówce studenckiej (ZSP – dziś Ordynacka), potem w PZPR aż do wyprowadzenia sztandaru. Zawierał ciągle nowe znajomości, budował zaplecze, dzięki któremu pracę zawodową zaczął od kierowniczego stanowiska (kierował spółdzielnią Inventus), a następne były już dyrektorskie (dyrektor administracyjny ATR, potem dyrektor oddziału banku).
    Nawet w okresie PRL takie błyskawiczne kariery należały do rzadkości. Okazuje się jednak, że i w wolnej Polsce są one możliwe, czego dowodzi droga zawodowa syna Wiesława Olszewskiego. Pierwsza posada Pawła – menedżer, po niecałym roku druga – dyrektor finansowy.
    Absolwentowi studiów z zerowym doświadczeniem zawodowym nie powierza się od razu, na tzw. piękne oczy, odpowiedzialnej funkcji. Przyjmowany jest na okres próbny, a gdy się sprawdzi, podpisuje się z nim umowę o pracę, ale najpierw na szeregowym stanowisku, dopiero po kilku latach może się starać o kierowniczą funkcję. Inaczej było w przypadku Pawła Olszewskiego. Oddaję mu głos, bo tak opisał swoją drogę zawodową na stronie internetowej, że nie sposób nie przytoczyć jego słów w dosłownym brzmieniu, z zachowaniem wszystkich wielokropków. To naprawdę wzruszająca powiastka. Chwyta za serce. Wydawać się wręcz może, że słowa te wyszły spod ręki jakiejś egzaltowanej panienki, a nie młodego, drapieżnego wilczka:
    „Praca zawodowa
    Za ciosem… Tuż po zakończeniu studiów, z dyplomem w ręku podjąłem swoją pierwszą pracę. Stanowisko menedżera ds. exportu w Bydgoskiej Fabryce Mebli odpowiadało moim oczekiwaniom i pozwalało na wykorzystanie wiedzy, którą zdobyłem w toku studiów. Poznałem z bliska mechanizmy rządzące rynkiem, nauczyłem się skutecznej negocjacji oraz indywidualnego podejścia do ludzi…Świetna szkoła dla młodego człowieka stojącego u progu kariery zawodowej.
    Ogromna szansa…. przyszła nieoczekiwanie. W takiej sytuacji zwykło się mówić „propozycja nie do odrzucenia”. Przed taką właśnie stanąłem w 2004 roku, gdy zaproponowano mi objęcie funkcji dyrektora finansowego w Zakładzie Mechanicznym Skraw-Mech sp. z o.o. prężnie rozwijającej się spółce należącej do holdingu Pojazdy Szynowe PESA Bydgoszcz S.A. Odpowiedzialność ogromna…satysfakcja jeszcze większa.”

    Wygląda na to, że w bydgoskich firmach aż się trzęśli z niecierpliwości, żeby zatrudnić młodego Olszewskiego. Oczywiście, ta niepohamowana chęć nie miała nic wspólnego z tym, że tatuś absolwenta był wcześniej wojewodą, a jest obecnie dyrektorem banku, który może dawać korzystne kredyty. Jest równie oczywiste, że w holdingu PESA zawsze marzono o dyrektorze finansowym z paromiesięcznym stażem i nie miało to nic wspólnego z tym, że Wiesław Olszewski jest członkiem rady nadzorczej PESY.
    Interesująco przedstawiał się zakres obowiązków młodocianego dyrektora. Odpowiadał m.in. za współpracę z instytucjami finansowymi i zapewnienie środków pieniężnych, niezbędnych do finansowania bieżącej działalności. Innymi słowy, miał znaleźć bank, który będzie przyjazny dla spółki. Z tym chyba Olszewski junior nie miał większych trudności.

    Nie całkiem zrozumiałam Pawła Olszewskiego, gdy wyznał, iż była to dla niego „propozycja nie do odrzucenia”. Jak to niby miało wyglądać? Znalazł odcięty koński łeb w swoim łóżku? Musiał przyjąć tę propozycję, bo dawano mu niedwuznacznie do zrozumienia, co go spotka, jeśli nie zgodzi się zostać dyrektorem finansowym spółki?
    Już jako poseł uczestniczył Olszewski w bydgoskim Festiwalu Przedsiębiorczości. W auli Uniwersytetu Kazimierza Wielkiego studenci wysłuchali wykładu Krzysztofa Mateli, kanclerza Bydgoskiej Loży BCC, „Jak osiągnąć sukces w biznesie w wieku 20 lat?”. Najciekawszym punktem pierwszego dnia festiwalu była debata zatytułowana “Dlaczego absolwenci zarządzania zmywają naczynia w zagranicznych barach”. Paweł Olszewski skończył kierunek marketing i zarządzanie, więc był osobą jak najbardziej właściwą do udziału w dyskusji. Studenci znaleźli mnóstwo powodów na “tak”: pieniądze, podszkolenie języka, zaznajomienie się z obcą kulturą i zdobycie nowych umiejętności.
    Ich argumenty starał się zbić poseł Olszewski: – Często ci, którzy wracają po kilku latach zmywania garów za granicą, budzą się w Polsce z ręką w nocniku. Patrzą z zazdrością na tych, którzy zostali w kraju. Często nie są już przedstawicielami handlowymi, ale menedżerami. A ci, którzy wrócili z zagranicznych wojaży, nie mają czym pochwalić się w CV.
    Widać wyraźnie, że Paweł Olszewski wie, jak wygląda droga typowego absolwenta zarządzania. Zostaje przedstawicielem handlowym firmy, czyli agentem i jeśli nagoni dużo klientów, ma szansę po kilku latach zostać menedżerem. Całkowicie nietypowy absolwent od razu po studiach zostaje menedżerem. Nie musi się niczym wykazać, poza właściwym nazwiskiem.
    Hipokryzja Pawła Olszewskiego dorównuje tupetowi. Uczestnicząc w audycji telewizyjnej, zaatakował PiS za to, że na czele jednej ze spółek państwowych postawił 27-letniego politologa. Młodzian ów mógł się poszczycić jedynie tym, że przez kilka lat kierował własną firmą i nauczył się zdobywać środki z funduszy unijnych. Był więc o kilka lat starszy i dużo bardziej doświadczony od Olszewskiego, kiedy ten obejmował stanowisko dyrektorskie w spółce PESY . A jednak poseł PO miał czelność przedstawiać tę nominację jako dowód całkowitego braku odpowiedzialności.
    Paweł Olszewski, świadomie czy nie, naśladował młodzieńcze działania ojca i wstąpił do partyjnej młodzieżówki. Oddaję mu ponownie głos: „Mój udział w życiu społeczno-politycznym to wspaniałe lata spędzone w stowarzyszeniu Młodzi Demokraci, związanym najpierw z Unią Wolności, a następnie z Platformą Obywatelską. Tam uczyliśmy się jak skutecznie walczyć o nasze prawa i brać czynny udział w lokalnym życiu politycznym.”
    Młodzi ludzie, którzy angażują się po stronie jakiegoś ugrupowania, czynią to z różnych powodów. Jedni – nazwijmy ich romantykami – chcą publicznie manifestować swoje poglądy polityczne, nawiązywać kontakty z osobami podobnie oceniającymi aktualne wydarzenia, bawić się wspólnie, uczestnicząc w politycznych happeningach. Drudzy – pragmatycy – chcą się ustawić, budować odskocznię do przyszłej kariery politycznej. Tych drugich łatwo namierzyć, bo starają się pełnić różne funkcje, które pozwalają im zaistnieć publicznie, co w politycznym slangu nosi nazwę przecierania nazwiska.
    Paweł Olszewski nie był szeregowym członkiem partyjnej młodzieżówki. Pełnił funkcję przewodniczącego zarządu regionu kujawsko-pomorskiego Stowarzyszenia Młodzi Demokraci. Jednak ta rola, zważywszy na sporadyczną obecność stowarzyszenia w mediach, nie stwarzała zbyt wielu okazji do „przecierania nazwiska”. Rolą, która to najlepiej umożliwia, jest funkcja rzecznika prasowego.
    Olszewski zaczął asystować Teresie Piotrowskiej, która była początkowo liderem bydgoskiej Platformy Obywatelskiej. Szybko wkradł się w jej łaski. Piotrowska nie mogła się go nachwalić: grzeczny, troskliwy, pomocny w każdej sytuacji. Jej zaufanie zaowocowało nowymi funkcjami dla Olszewskiego, który opisał je na swojej stronie internetowej : „Pierwsza ważna funkcja w Platformie Obywatelskiej związana była z wyborami parlamentarnymi w 2001 roku, kiedy byłem rzecznikiem prasowym w okręgu bydgoskim. Następnie zostałem sekretarzem Zarządu Regionu Kujawsko-Pomorskiego Platformy Obywatelskiej, a podczas kampanii do Parlamentu Europejskiego w 2004 roku, ponownie zostałem rzecznikiem prasowym w naszym województwie.”
  • avatar
    Jesteście naiwni myśląc że jak zniknie z Jej akt osobowych dyscyplinarka to praca w skarbówce stoi otworem. Jest coś takiego jak poczta pantoflowa "życzliwych".
  • ekm , a już myślałam że w naszym ukochanym kraju jednak są pozytywne zakończenia
  • Przecież każdy wie, że podatnik są dla plebsu i tylko ich US ma ścigać.
  • avatar
    Jestem tylko ciekawa czy zastępca naczelnika Pierwszego Urzędu Skarbowego w Bydgoszczy i kierownik nadal pracują w organach podatkowych, czy jednak jest jakaś sprawiedliwość (w co zresztą wątpię) i już ich tam nie ma.
  • ola 69 - właśnie takie osoby jak naczelnik zastępca i kierownik mogą pracować w administracji podatkowej. Ale to nie tylko tak się dzieje w Bydgoszczy. Podobnie jest na Podkarpaciu - bez zwolnienia dyscyplinarnego - ale pozbywanie sie osób mądrych i ambitnych jest celem strategicznym włodarzy na Podkarpaciu. Swiadome i celowe działanie , nie podejmowanie żadnych czynności , doprowadzanie do przedawnień itp.
  • Brzydko zachował się mąż, sprawę mogła rozwiązać tylko urzędniczka.
  • Nvodka - urzędniczkom brakuje jaj... To musiał zrobić mąż.
  • koncepcji nadczłowieka (niem. Übermensch) Nietzschego - nastapił powrót ludzi o takiej koncepcji - trudno będzie dotrwać w takiej atmosferze.
  • Nvodka - zajmij się zmianą chorego prawa, a nie śmiesznym komentarzem. Zastanów się co by spotkało urzędniczkę gdyby sama chciała rozwiązać tą sprawę. W TAKIM ww. przypadku tajemnica powinna być zniesiona, a sprawa "posła", osoby publicznej natychmiast nagłośniona. Ale mamy takie, a nie inne prawo, które bardziej chroni osoby robiące przekręty niż tych co chcą je ujawnić.
  • avatar
    Dla mnie to jakieś dziwne. Urzędniczka schowała dokumenty do szafy nic nie mówiąc mężowi o sprawie, on to potem znalazł i pognał do US jako osoba nie związana ze sprawą, która nie powinna być w posiadaniu takich informacji. Czy Ci Państwo aby nie byli w separacji
  • po co instytucja metryki, skoro robią co chcą, a jeżeli jest metryka to powinno być wiadome kto nakręcał całą sprawę ( przekręcał).
  • marizi- to nie społeczeństwo jest chore. Chore są władze czy też ludzie władzy. Ludzie władzy powinni brać przykład ze społeczeństwa. Przeanalizuj ich "kwalifikacje" moralne i etyczne oraz drogę zawodową, życiorysy także ich rodzicieli. Zastanów się też w jaki sposób "dostali" się do władzy (rządzenia). Okazuje się, że jest to w rezultacie (mając na względzie zasady-dekalog ich postępowani) tzw. "lump-proletariat" krajowej "arystokracji" wprowadzony na krajowe i europejskie salony, na których postępuje tak, jak został wcześniej "wychowany". Jeśli kogoś uraziłem czy też obraziłem, to przepraszam. Tak "czytam" tą rzeczywistość.
  • Do Ola 69 - w 1 US w Bydgoszczy nikomu z kierownictwa nic się nie stało; pracują na tych samych stanowiskach i mają się dobrze, szczególnie zastępca Naczelnika jest butny.
  • Ten w środku to chyba jakiś rudy, co?

    @ange - Paweł O. – dziecko rozlicznych układów
    Olszewski? Czy... Kierbelo?

    Dalej też jest ciekawie:
    Nieopisana chęć działania
    Wcześniej jednak, bo w 2002 roku, wziął udział w wyborach samorządowych z listy utworzonego przez poseł Teresę Piotrowską (wbrew władzom krajowym PO) komitetu wyborczego Bydgoskie Porozumienie Obywatelskie. Nie mogę się oprzeć przed zacytowaniem Olszewskiego, bo jego opis tego wydarzenia jest rzadko spotykanym przejawem minoderii, połączonej z umiejętnym retuszowaniem rzeczywistości:
    „To możliwość spełnienia marzeń sprawia, że życie jest tak fascynujące… Od zawsze marzyłem, żeby działać publicznie. W 2002 roku wystartowałem w wyborach do Rady Miasta Bydgoszczy. Jak się później okazało…skutecznie. Uważam ten moment za przełomowy w moim życiu politycznym. Świadomość, że tak wiele osób obdarzyło mnie zaufaniem budziła we mnie nieopisaną chęć działania.”
    Sformułowanie „tak wiele osób” sugeruje, że na Pawła Olszewskiego zagłosował dziki tłum bydgoszczan. Tymczasem otrzymał śmiesznie małą ilość głosów, zaledwie 382. Radnym zostawało się wówczas z wynikiem czterocyfrowym albo zbliżonym do 1000. Rekordziści otrzymali znacznie większą liczbę głosów: Elżbieta Krzyżanowska ponad 3000, Tomasz Latos ponad 2000.
    Inni liderzy okręgowych list wyborczych Bydgoskiego Porozumienia Obywatelskiego, z ramienia którego startował Paweł Olszewski, osiągnęli wyniki znacznie wyższe od niego.– Dembek 517 głosów, Bałdyga 485 , Turczynowicz – Kosmowska 748, Eljasz 550, Obremski 934, a jednak, poza Józefem Eliaszem, nie uzyskali mandatu radnego. Dlaczego więc Olszewski, z tak słabym wynikiem, został radnym?
    Żeby to zrozumieć, trzeba...

    i dalej:
    A tak w ogóle, to skąd młody człowiek na dorobku miał tak ogromne środki na kampanię?! I tutaj dochodzimy do Olszewskiego seniora. Zaangażował się w promocję syna bezgranicznie. Ten tymczasem nie okazał mu, przynajmniej publicznie, żadnej wdzięczności. Oto jak opisuje we właściwy sobie manieryczny sposób, swój wynik wyborczy i będące jego konsekwencją pożegnanie z PESĄ: „Pewnie moja przygoda z tym przedsiębiorstwem trwałaby do dziś, gdyby nie dzień 25 września 2005 roku, kiedy to wolą wyborców podjąłem się misji budowania lepszej Polski…”
    Wolą wyborców i tatusia, chciałoby się powiedzieć.
    Zachowanie Olszewskiego seniora do tego stopnia wzburzyło członków SLD, że uznali, iż należy go postawić przed sądem dyscyplinarnym za lansowanie kandydata konkurencyjnej partii. Bydgoski dodatek „Gazety Wyborczej” wykazał wówczas duże zrozumienie dla troskliwego rodzica i zaatakował SLD za to, że zarzuca Wiesławowi Olszewskiemu zaangażowanie w kampanii po stronie ukochanego syna, a nawet, o zgrozo, zamierza ukarać go usunięciem z partii.

    a zwłaszcza tutaj
    ...Czarno widzę natomiast posłowanie Pawła Olszewskiego, który na samym wstępie do swej parlamentarnej kariery za oczywiste uznaje stosowanie innej miary moralnej wobec siebie, jednocześnie dyskredytując kodeks wartości etycznych wyznawanych przez partię swego ojca, której jest on od lat świadomym członkiem...

    i dalej:
    ...Po raz pierwszy publicznie padł wtedy wobec Pawła Olszewskiego uzasadniony zarzut podwójnej moralności. Ale ujawnił się wówczas też talent młodzieńca do umiejętnego odwracania kota ogonem. Oto, co powiedział „Gazecie Wyborczej”:...

    i dalej:
    ...Ledwie minęło kilka miesięcy od dnia wyborów i Olszewski pokazał pazurki. Grzeczny chłopiec, który nosił teczkę za Piotrowską, przemienił się w bezwzględnego politycznego gracza. W kwietniu 2006 roku wykosił swoją promotorkę i od tej pory kieruje bydgoską PO, pełnił też do 2010 roku funkcję zastępcy przewodniczącego partii w województwie. Piotrowska, która zdobyła dwa razy więcej głosów od Olszewskiego, została przez niego całkowicie zmarginalizowana. Nie zmieniły tego wyniki następnych wyborów. Tym razem posłanka kandydowała z niższego miejsca niż jej dużo młodszy kolega partyjny i chociaż nawet wtedy zdobyła kilka tysięcy głosów więcej od niego, nadal rządy w Bydgoszczy sprawował Olszewski...
    ...I jeszcze jeden publiczny zarzut wobec przewodniczącego bydgoskiej Platformy, dotyczący podwójnej moralności. Tekst Waldemara Pankowskiego z „Gazety Pomorskiej”:...

    ...Młody polityk krytycznymi ocenami się nie przejmował, tylko systematycznie piął się po szczeblach partyjnej drabiny...

    ...Chyba ma jakieś ukryte talenty, bo zewnętrznie nie wyróżnia się niczym szczególnym. Wypowiada się w dyskusjach bezbarwnie i na okrągło, bez obawy można wyłączyć dźwięk odbiornika radiowego czy telewizyjnego, kiedy występuje Olszewski, gdyż niczego ciekawego się nie straci...

    ...W czerwcu 2009 roku stanął Olszewski na ślubnym kobiercu. Na uroczystość specjalnie przyjechał ówczesny szef klubu parlamentarnego Platformy, poseł Zbigniew Chlebowski oraz kilku innych parlamentarzystów PO...

    Jednym słowem barwna postać...
  • avatar
    "Do Ola 69 - w 1 US w Bydgoszczy nikomu z kierownictwa nic się nie stało; pracują na tych samych stanowiskach i mają się dobrze, szczególnie zastępca Naczelnika jest butny."

    @ajed
    Cóż, chyba powyższy przykład (niestety jeden z wielu) wyczerpuje temat dyskusji komu należy się wyższe wynagrodzenie z tytułu RZECZYWIŚCIE ponoszonej odpowiedzialności oraz konsekwencji z tym związanych. Wychodzi na to, że ci rzekomo najbardziej odpowiedzialni, mający wyższe pensje, pracują dalej a nieodpowiadający za nic wyrobnicy zatrudnienie tracą. Inkwizycji może już nie ma ale niewolnictwo godne XXI wieku panoszy się w najlepsze. To nie jest system, to bagno w którym dobrze wychodzą tylko tarzające się w nim świnie.
  • "Inkwizycji może już nie ma ale niewolnictwo godne XXI wieku panoszy się w najlepsze. To nie jest system, to bagno w którym dobrze wychodzą tylko tarzające się w nim świnie."

    Avacs - czy nie przyszło Ci do głowy, że system którym tak otwarcie gardzisz tworzą nie tylko dyspozycyjni decydenci, ale także pozostali pracownicy aparatu. Nie wystarczy pałać świętym oburzeniem w odniesieniu do stosowanych w skarbowości, poddańczych wobec możnych tego świata praktyk. Należy natomiast rozważyć, czy nie mając możliwości przeciwstawienia się patologiom "układu zamkniętego" nie należy go jak najszybciej opuścić.
  • avatar
    Fajne - opuścić system i żyć marzeniami. Jak staniesz na ziemi to zauważysz, że w powiecie gdzie jest 30% bezrobotnych nikt nie przyjmie do pracy starego urzędasa za podobne pieniądze. Przeprowadzka też nie wchodzi w grę, bo potrzebująca pomocy rodzina, dzieci w szkołach i brak środków by szaleć.

    A że pogardzam bagnem ? Ktoś o kim sąd stwierdził - powódka padła ofiarą ewidentnego i nad wyraz nagannego postępowania całego szeregu osób zatrudnionych w Pierwszym Urzędzie Skarbowym w Bydgoszczy, a w dodatku przełożonych powódki niemalże najwyższego stopnia (m.in. zastępcy naczelnika) - powinien w trybie natychmiastowym pożegnać się z pracą w aparacie skarbowym. Mam bić brawo, że takie osoby dalej pracują ?
  • @Cortez25, przecież to urzędniczka powinna załatwiać tę sprawę, a nie jej mąż. To ona miała prawo wglądu do dokumentów, to ona znała prawo podatkowe... Ciekawa sprawa mogła wyjść.
  • nvodka
    "Ciekawa sprawa mogła wyjść"
    A niby jaka?
    Nie wiem gdzie pracujesz i co robisz, ale pewnie nie w skarbówce.
    Wystarczy być średnio bystrym i uczciwym człowiekiem żeby pewne rzeczy zauważyć.
    I przewidzieć konsekwencje swojej uczciwości!
  • @tekumseh
    Należy natomiast rozważyć, czy nie mając możliwości przeciwstawienia się patologiom "układu zamkniętego" nie należy go jak najszybciej opuścić.

    Czyli zamknąć oczy, spuścić głowę i ewakuować się. A "układ zamknięty" niech sobie działa dalej, bo "na układy nie ma rady"? Radzisz zbić termometr aby pozbyć się gorączki?
    Ja pie... Ty słyszysz co mówisz? Może wyjdź z siebie, stań obok i posłuchaj siebie.
  • @Pinero pracuję w skarbówce i widzę, w jaki sposób ludzie wykorzystują prawo. Podatnicy, przełożeni, sędziowie, MF, DIS. I sam uczę się JAK naginać prawo. Do głowy by mi nie przyszło pozwolić mojemu mężowi iść drzeć mordę z powodu dokumentów, które wcześniej ukradłbym z urzędu. Tak się nie robi!
  • "sam uczę się"
    "ukradłbym z urzędu"
    ...
    "pozwolić mojemu mężowi"

    Grodzkie albo podobne homo-niewiadomo ?
  • avatar
    achlarwa, Ty nie "nadanżasz" za tryndami
  • Olszewski jest kolegą DIS więc pewnie wystarczył jeden telefon... żeby ruszyć domino
    I wszyscy zostali na stanowisku, oczywiście oprócz "kozła"

Tylko zalogowani użytkowicy mogą dodawać komentarze.