Czuj lubić w dom
"Can I animal to you?" oznacza "czy mogę ci się zwierzyć?"
"Thank you from the mountain" to "dziękuję z góry".
"I feel train to you" to "czuję pociąg do ciebie "
"Coin paintings" to "obrazy Moneta".
To ekstremalne przykłady tzw. "kalki językowej", w tym wypadku niezwykle rzadkiej, bo opartej na słowotwórstwie, a dokładniej na przypadkowo dwóch niezależnych znaczeniach tego samego słowa.
"Ponglish" - tak określa się polski dialekt języka angielskiego, nacechowany wyraźnymi wpływami słowiańskimi. Polacy na Wyspach Brytyjskich stworzyli już coś w rodzaju języka kreolskiego, a więc mieszanki dwukulturowej o dwóch także substratach językowych.
O ile w przypadku naturalnego rozwoju takiego języka może być to całkiem naturalne i zabawne, o tyle jeżeli swoje nieudolne próby używania języka Szekspira upublicznia z dumą polski rząd, to mamy już do czynienia ze zwykłym wstydem. Niestety, tak się właśnie stało.
Cóż, być może język jest rzeczywiście tylko narzędziem komunikacji, forma wtórna wobec treści, ale jednak w przypadku takiej imprezy jak Euro 2012 wypadałoby się nie kompromitować. Niestety, "a to Polska właśnie", rządowi eksperci od promocji kraju uznali zapewne, że wspaniale władają angielskim. Wypuszczając na światło dzienne wielki klops.
Rząd polski postanowił odpowiedzieć na spodziewany wielokrotny wzrost liczby turystów, którzy przyjadą do naszego kraju. Według szacunków, do Polski przyjedzie co najmniej pół miliona kibiców, prawdopodobnie wyraźnie więcej. Dlatego właśnie gabinet Donalda Tuska wypuszcza spoty, billboardy, plakaty i bannery dla przybyszów z innych państw, w celach promocyjnych. Niestety, z poważnym błędem w samym tytule akcji.
Akcja "Wszyscy jesteśmy gospodarzami" pod hasłem "Czuj się jak w domu" została zorganizowana przez Kancelarię Premiera, Ministerstwo Sportu i Turystyki, Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego, Narodowe Centrum Kultury, Ministerstwo Transportu, Budownictwa i Gospodarki Morskiej, Urząd Miasta Warszawa oraz spółkę PL 2012.
"Feel at home" - oto prawidłowy angielski odpowiednik frazy "czuj się jak u siebie w domu". Niestety, od piątku w TVP możemy oglądać spot promujący Polskę i mistrzostwa Europy pod hasłem... "feel like at home". Kalka językowa pierwszej kategorii, niestety z pewnością będzie nachalnie promowana, jak to w tym trzyliterowym molochu. Co więcej, na ulicach miast organizatorów będą straszyły billboardy z tym hasłem, zobaczymy tego językowego potworka nawet na ekranach bankomatów...
- Ten turniej to najważniejsza impreza w Polsce po 1989 r. i piękne uwieńczenie 20 lat transformacji. Nieprędko powtórzy się taka szansa na zadbanie o markę Polski. Do Polski przyjadą setki tysięcy kibiców, miliony będą oglądać mecze w telewizji. Pokażmy, że jesteśmy dumnym, gościnnym i otwartym krajem. Sukces Polski zależy głównie od tego, jak przywitamy zagranicznych gości i jaką stworzymy atmosferę, bo wszyscy jesteśmy gospodarzami Euro 2012 - mówi "michnikowemu szmatławcowi" Donald Tusk.
Szanowny Panie Premierze.
Świetnie Pan mówił do Condoleezy Rice, ale orloskrzydły to Pan w angielszczyźnie nie jest, bądźmy szczerzy. Żeby Panu smutno się nie zrobiło, to pański adwersarz naczelny Jarosław Kaczyński też nie jest, ale tym razem to Pana ludzie zawinili, a nie on. Skoro to "najważniejsza impreza w Polsce po 1989 r. i piękne uwieńczenie 20 lat transformacji" to czemu nie da się dopilnować, żeby było po angielsku. Bo jest, nie przebierając w słowach, po "anglikańskiemu".
Postanowiliśmy się upewnić, czy to aby nam się coś nie pomyliło. Zadzwoniliśmy zatem do Darrena, znajomego doktora akademickiego z Londynu, rodowitego Anglika, który krótko skomentował sprawę.
- Powiem ci tak: gdybym dostał taką broszurkę, zrozumiałbym zapewne o co w niej chodzi, ale to absolutnie nie jest poprawna forma. "Feel like home" lub ewentualnie ""feel like you are at home", owszem. W takiej formie zupełnie nie brzmi, jest niepoprawnie - stwierdził. Identycznego zdania jest nasza koleżanka Australijka, Ivana.
Jeżeli w taki sposób mamy reklamować się jako nowoczesny kraj coraz większych możliwości, to pierwszy strzał w stopę już zanotowany. A opracować grafikę bez błędu dało się "nieco" łatwiej i taniej niż choćby autostrady.
Kampania kosztowała administrację państwa ponad milion złotych, z czego połowa pochodziła z rezerwy budżetowej. W ostatecznym rozrachunku jej koszty będą jednak wyraźnie większe. Wykonawcom życzymy przyjemnego wydawania sporych zapewne pieniędzy za opracowanie tego potworka...
source:
http://babol.pl/kat,1025467,wid,1451642 ... caid=5e82cA niby to takie wykształciuchy z nich
