Prezes PJN Paweł Kowal przekonywał w piątek, że PJN to "czarny koń tych wyborów" i apelował o głosowanie na tę partię. W ramach happeningu działacze PJN przeprowadzili z warszawskiej Agrykoli przed Sejm czarnego konia z logo partii.
Przyprowadziliśmy czarnego konia, bo my jesteśmy czarnym koniem tych wyborów. (...) Dziś myślę, kolejne sondaże pokazują, że tak, mamy szansę wejść do Sejmu. Musimy zaprowadzić czarnego konia do Sejmu - oświadczył Kowal na konferencji prasowej w Warszawie (...) http://fakty.interia.pl/raport/wybory-p ... 05160,7706 *********************************************************************************************
Sonda ONET-u Czy Twoim zdaniem wybory zmienią coś w Polsce? Ogółem oddano głosów: 1886 Zdecydowanie tak 22% Raczej tak 12% Raczej nie 29% Zdecydowanie nie 32% Trudno powiedzieć 5%
Zdecydowanie powiało polskim optymizmem ********************************************************************************************* Cytat dnia:
Ostatnie przemówienie Kaczyńskiego przed ciszą wyborczą: Czuję, że Polska się budzi
Zobaczymy, czy ma rację
Nie masz wystarczających uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego postu.
07 paź 2011, 18:10
Re: Wybory 2011
Yehuda
Silniczek, nie denerwuj się tak, bo ci wrzody w żołądku eksplodują. Nie jestem PRAWDZIWYM POLAKIEM, bo ani ze mnie katolik, anie łowca masońskich spisków, nie jestem fanem ks. Natanka czy Ojdyra z Torunia. Jestem za odcięciem KRK od funduszy państwowych, nauka religii powinna wrócić do salek katechetycznych przy parafiach razem z katechetami na garnuszek proboszczów czy kogo tam. Opodatkowanie księży i likwidacja nie limitowanych darowizn na KRK. Jestem za opłatami za studiowanie na kierunkach humanistycznych, bo studia hobbystyczne nie powinny być opłacane z naszych podatków. Bezpłatne studia TYLKO na kierunkach zamawianych i TYLKO na tych kierunkach stypendia dla studentów. Przydałaby się jeszcze likwidacja gimnazjów i prywatnych liceów. To tak na początek.
Sorki, że się wtrącę, ale co Kolega studiował?
____________________________________ Polak ,katolik,hetero,szczęśliwy.Wszystkie błędy stylistyczne i ortograficzne są zamierzone jakiekolwiek powielanie ich i rozpowszechnianie bez zgody jest zabronione! טדאוש
07 paź 2011, 19:43
Re: Wybory 2011
Ostatni dzień kampanii - relacja rp.pl
21:00 Janusz Palikot na swoim blogu liczy procenty: Nic nie wskazuje na to, aby PO uzyskała wynik powyżej 32% poparcia w najbliższych wyborach. Podobnie PIS raczej nie przekroczy 25%! Zatem dla pozostałych graczy pozostaje – 43%!!! Jeśli założymy, że PJN otrzyma ok. 2%, a Nowa Prawica ok. 1.5% i dodamy do tego resztki dla innych, to mamy ok. 55% głosów, które się nie podziela na inne. Pozostaje pytanie zasadnicze - na kogo zagłosuje reszta? Jestem pewien, że PSL nie przekroczy ok. 8%, a zatem do podziału pomiędzy SLD i RP pozostaje ok. 40%? Skądinąd, jak wiemy, wychodzi, że SLD nie powinno otrzymać więcej niż ok. 10%, a zatem pozostaje ok. 20% dla RP. Strach to wszystko liczyć, ale tak jest!!!
20:50 Sąd Apelacyjny oddalił zażalenie Ruch Palikota na wczorajszy wyrok Sądu Okręgowego. Chodzi o proces wytoczony Pawłowi Tanajnie za wypowiedzi dotyczące zaległości finansowych Janusza Palikota. Sąd apelacyjny uznał zażalenie za bezzasadne. Od decyzji nie można się już odwołać.
Przyzwyczailiśmy się uważać, że jeśli wybory mają coś wspólnego z ekonomią i biznesem, to co najwyżej w dziedzinie marketingu. Sprzedawca, czyli partia polityczna, opakowuje towar (kandydata) w możliwie najbardziej wyrazisty karton, opłaca reklamę w mediach, dba o dobry i przekonujący PR i czeka, aż wyborca (konsument) sięgnie na półce po ten, a nie inny produkt. Tymczasem według klasyków ekonomii sytuacja jest jednak dużo bardziej złożona.
Ich zdaniem polityka – a już wybory w szczególności – to czysta ekonomia. Krążyli wokół tematu już tacy giganci, jak Joseph Schumpeter czy Max Weber, jednak jako pierwszy dokładnie opisał go amerykański socjolog i ekonomista Anthony Downs. Gdy w 1957 roku opublikował „Ekonomiczną teorię demokracji”, był jeszcze przed trzydziestką, a mimo to jego książka stała się jedną z najbardziej poczytnych analiz owych czasów.
Cóż tak nowatorskiego proponował w niej ten bezczelny młokos? Mówiąc krótko, podważył dotychczasowy sposób myślenia o demokratycznych wyborach. Wcześniej traktowano je bowiem albo jako sakralny moment wzniesienia się obywateli ponad partykularne podziały i zadumy nad wspólnym interesem całego narodu, albo jako czas wszelkiego rodzaju speców od politycznego marketingu, którzy przy użyciu różnego rodzaju sztuczek chcą wcisnąć klientowi swojego kandydata niczym złotousty domokrążca.
Tymczasem Downs zaproponował w tej materii poznawczą rewolucję, głosząc: analizujmy wybory za pomocą tych samych narzędzi, których od czasów Adama Smitha używają ekonomiści.
Na początek założył więc, że zarówno wyborcy, jak i politycy to w pełni racjonalni gracze, którzy za pomocą dostępnych informacji próbują podjąć decyzję umożliwiającą im maksymalne zwiększenie własnych korzyści. Dzięki takiemu postawieniu sprawy wyborcy przestali być bezmyślnym stadem, któremu należało pomachać marchewką, by pędem ruszył w stronę dobrodzieja. A politycy nie jawili się już dłużej jako majestatyczni mężowie opatrznościowi upozowani na ojców narodu.
Ci pierwsi wybierają taką partię, która najlepiej będzie służyła ich partykularnym interesom, drudzy idą po władzę i chcą czerpać związane z nią korzyści. I ani jedna, ani druga postawa nie jest z gruntu zła. Tak samo jak egoistyczni z natury uczestnicy wolnorynkowej gry, którzy są esencją i gwarantem sprawnie funkcjonującego kapitalizmu.
Downs obalił przy okazji parę okołowyborczych bajek. Choćby tę, że w czasie wyborów najważniejszy jest dobry program. Jego zdaniem tworzenie wyrafinowanego zestawu powyborczych zamierzeń nie ma najmniejszego sensu (co nie znaczy oczywiście, że planu nie należy mieć schowanego w szufladzie). Każdy racjonalny wyborca doskonale wie, że jego głos to zaledwie jeden spośród wielu milionów.
Szanse, że będzie on miał jakikolwiek wpływ na ostateczny wynik, są więc bliskie zeru. Kto przy zdrowych zmysłach będzie więc w tej sytuacji angażował tak cenne zasoby, jak czas i uwaga, w to, by przekopać się przez partyjne programy? Jednocześnie nie jest jednak przecież i tak, że stawiamy krzyżyk przy kandydacie na posła czy senatora na chybił trafił. Nie robimy tak przecież, nawet decydując o kupnie batonika.
W przypadku decyzji politycznej o naszej ostatecznym ruchu rozstrzyga spozycjonowanie partii na naszym prywatnym diagramie prawica – lewica. Jej osie są różne w zależności od lokalnej specyfiki – w USA epoki Downsa było nimi to, czy ktoś jest za czy przeciw interwencji państwa w gospodarkę). W systemach dwupartyjnych (takich jak USA, do niedawna Wielka Brytania) partie w sposób naturalny kierują się ku centrum.
I też są w tym doskonale racjonalne, bo wiedzą, że skrajni wyborcy i tak nie mają alternatywy i nie zostaną straceni na rzecz konkurencji. Co innego w systemach wielopartyjnych. Tu centrowanie opłaca się dużo mniej.
Downs jako pierwszy wyjaśnił też, że zupełnie racjonalną strategią jest również świadoma absencja wyborcza, wbrew powszechnym utyskiwaniom, że głos nieoddany został stracony i dowodzi społecznej apatii. Nic bardziej mylnego.
Taka strategia jest idealna dla wyborcy nastawionego na przyszłość, który nie jest zadowolony z istniejącej oferty. Oznacza to, że nie został zdobyty przez żadną z partii. Jeśli takich osób będzie więcej, istnieje spora szansa, że zostaną one przy następnym głosowaniu odkryte i któreś z ugrupowań (najczęściej przegrane) wyjdzie naprzeciw ich oczekiwaniom. Wydaje się, że w Polsce 2011 roku ta ostatnia grupa może okazać się wyjątkowo silna.
Nie masz wystarczających uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego postu.
08 paź 2011, 05:32
Re: Wybory 2011
08 paź 2011, 09:00
Re: Wybory 2011
austeen
a więc pozostaje modlitwa jutro, najlepiej w jednym z małopolskich sanktuariów MB KP - i zrobię to - choć szanse, że od 10.10.11 coś się zmieni są jak to, że Polska będzie 1 na ME euro 2012. Niech choć opozycja dostanie taką liczbę głosów, by piłkarzom patrzeć na ręce non top, jak będą , ludziom szarakom , rozdzielać czerwone kartki w 2012 i pauperyzować tysiące rodzin po zwolnieniach w budżetówce
08 paź 2011, 09:06
Re: Wybory 2011
Mniej chętnych do głosowania za granicą
W wyborach prezydenckich głosów z zagranicy było ponad 200 tysięcy, a cztery lata temu 190 tysięcy. Obecne wybory będą się cieszyć dużo mniejszym zainteresowaniem.
Wszyscy, którzy chcieli mieć możliwość oddać swój głos poza granicami kraju, mieli czas na rejestrację do północy w czwartek. Zdecydowały się na to 133 tysiące Polaków.
Tak mało tylko dlatego,że w tych wyborach nie utworzono okręgu wyborczego na Alasce.
____________________________________ "Tylko zmiana jest niezmienna" - Heraklit
08 paź 2011, 16:34
Re: Wybory 2011
tranqilo
Tak mało tylko dlatego,że w tych wyborach nie utworzono okręgu wyborczego na Alasce.
chyba tak
08 paź 2011, 17:44
Re: Wybory 2011
Song o ciszy Cisza wyborcza to niewątpliwie najgłupszy rodzaj ciszy, jaki istnieje w przyrodzie.
Jak nie mówić o polityce w kraju, w którym polityka przeżarła wszystko? Pochwalisz cokolwiek − znaczy, agitujesz. Skrytykujesz cokolwiek − też agitujesz. A agitować nie wolno.
Wolno za to zachęcać do pójścia na wybory. Byle tylko nie hasłem: „Idź na wybory. Zmień kraj”. To hasło było cacy cztery lata temu. Teraz jest trefne. Jakie jest dziś cacy? „Idź na wybory, nie pozwól zmienić kraju”?
Nie wiem, nie miałem czasu oglądać „profrekwencyjnych” spotów. To znaczy, widziałem jeden, z Jerzym „Jurkiem” Owsiakiem. Owsiak opowiadał, jak bardzo się cieszy, że ma wybór. To chyba jedyny taki radosny egzemplarz w Polsce. Z kim nie rozmawiam, jest tym „wyborem” głęboko sfrustrowany. To mi wybór: albo Tusk, albo Kaczyński, ewentualnie Pawlak, Napieralski, względnie, za przeproszeniem, Palikot. Menu jak w budzie z szybkim żarłem w przejściu podziemnym przy dworcu Ochota: wybierz co chcesz, wszystko z mikrofali. Ale może Owsiakowi by smakowało.
Po Jerzym „Jurku” wystąpiła jeszcze jakaś piosenkareczka, oznajmiając, że pójdzie na wybory, bo „ma dość zajmowania się przeszłością”. Fajne, że to nie jest łamanie ciszy wyborczej. Mam pomysł na cała kupę profrekwencyjnych spotów, które w podobnym stopniu by jej nie łamały. „Idę na wybory, bo mam dość zakłamania”. „Idę na wybory, bo trzeba wreszcie skończyć z korupcją”. „Idę na wybory, bo musimy wreszcie poznać prawdę o Smoleńsku”. „Idę na wybory, by zatrzymać wzrost zadłużenia kraju, biurokracji i bezrobocia”. Albo: „Idź na wybory, ratuj sześciolatków!” „Idź na wybory, żeby nie było wielomiesięcznych kolejek do lekarzy”…
[......]
Ciekawe, czy można w ciszy wyborczej pisać o panu prezydencie Komorowskim? Chyba tak, bo przecież on w wyborach nie startuje, patronuje jedynie kampanii „profrekwencyjnej”. No i pisanie o nim nie jest zajmowaniem się przeszłością − niestety − tylko przyszłością naszą jak najbardziej. Nie wiedzieć czemu przyjęto zasadę, że im bardziej ktoś szanuje i poważa pana prezydenta, tym bardziej stosuje się do zasady, żeby, jak On coś mówi, lepiej udawać, że się nic nie słyszało. A tu tymczasem prezydent powiedział szereg ciekawych rzeczy, które w ferworze kampanii jakoś umknęły uwadze mediów. Powiedział, że jego sławne słowa o „ślepym snajperze” były wyrazem troski o lepszą ochronę dla śp. prezydenta Kaczyńskiego. I że gdyby jego − Komorowskiego − słów posłuchano, to by do tragedii smoleńskiej nie doszło. Jeśli do tragedii doszło dlatego, że zawiodła ochrona, to jasno wskazuje, iż zdaniem prezydenta przyczyna nie leżała w błędach pilotów. Bardzo ciekawa ewolucja od czasu, gdy ten sam prezydent Komorowski oznajmiał nam, że przyczyny są „najboleściwiej” oczywiste, i od czasu, gdy szefa tej ochrony, która zawiodła, awansował do stopnia generalskiego. No bo przecież opcji, że pan prezydent nie wie co mówi albo co robi nie można brać pod uwagę. Szczególnie dziś − byłaby to przecież niedopuszczalna agitacja wyborcza. A może dopuszczalna agitacja profrekwencyjna?
[......]
Ale sam nie wiem, może i ten temat lepiej zostawić, bo narusza ciszę wyborczą? Wszak pajac zwany Nergalem wyrósł na jedną z głównych postaci tej kampanii wyborczej. Podobnie jak Jakub Wojewódzki, zwany, żeby było młodziej, Kubą. Za moich czasów chodziło takie powiedzenie: „Połomski Jerzy idolem młodzieży”. To był taki żart, bo sympatyczny skądinąd Jerzy Połomski miał wtedy pod czterdzieści lat, więc robił za symbol absolutnego zgredostwa. „Kuba” ma pod pięćdziesiątkę i sunie do osiemnastolatków ze swoim agit-propem z pozycji ziomala. Może: „Wojewódzki Kuba to młodzieży chluba”? Obok, ma się rozumieć, Zbigniewa „włosy me to symbol pokolenia” Hołdysa? Zaznaczam, wysoki sądzie, że w powyższym passusie nie agituję nikogo za niczym, a jedynie odnoszę się do problemu frekwencji, o którym obaj cytowani intelektualiści się właśnie wypowiadali.
Jak takie tuzy się wypowiadają, to cóż, i ja się wypowiem. Powiem tak: jeśli chcesz zmienić kraj, to idź na wybory. Przejdzie? To do zobaczenia po.
PS. Tomasz Lis, który swego czasu przedstawiał się za ofiarę politycznych prześladowań, a potem gromko szydził z wyrzucanych z pracy za poglądy dziennikarzy, że podają się za ofiary prześladowań, właśnie pożalił się portalowi gwno.pl na „zorganizowaną” na niego przez PiS „nagonkę” w Internecie.
Wstrząśnięty strasznymi prześladowaniami Lisa przyznaję ze skruchą, że faktycznie, uczestniczyłem w tej zorganizowanej nagonce, wplatając w swój felieton na Interii wierszyk naśladujący Brzechwę „Proszę państwa, oto Lis…”
Mam nadzieję, że nie złamię ciszy wyborczej, oznajmiając, że jestem wstrząśnięty bezmiarem brutalności, z jaką naganiany jest przez zorganizowanych internautów ten jakże zasłużony − nie mówię dla kogo, bo raz, że cisza, a dwa, że i tak wiem, że Państwo wiedzą − autorytet.
Autor: Rafał A. Ziemkiewicz
W związku z wyborami Sejmu i Senatu RP informujemy, iż w okresie ciszy wyborczej tj. w okresie 24 godzin poprzedzających dzień wyborów i aż do chwili zakończenia głosowania zabronione jest prowadzenie agitacji politycznej na rzecz kandydatów w jakiejkolwiek formie. Publikacje komentarzy mających charakter agitacji wyborczej może zostać uznana za naruszenie przepisów oraz stanowi czyn zagrożony karą grzywny. (87 ustawy z dnia 12 kwietnia 2001 r. Ordynacja wyborcza do Sejmu Rzeczypospolitej Polskiej i do Senatu Rzeczypospolitej Polskiej – t.j. Dz. U. 2007 nr 190 poz. 1360 z późn. zm.)
Dziękujemy za wszystkie komentarze, a w razie pytań prosimy o kontakt na moderatorzy@rp.pl
1/ Najbezczelniejsze fałszerstwa wyborcze. Czy to możliwe, by...
Czy w Polsce może dochodzić do machlojek wyborczych? Państwowa Komisja Wyborcza zapewniła w niedzielę, że wybory obserwują niezależni delegaci z 9 państw oraz członkowie międzynarodowej instytucji kontrolnej (jedno z biur OBWE). My zakładamy że członkowie obwodowych komisji są uczciwi i dodatkowo prześwietlani. Ale trzeba wiedzieć, że są pewne "furtki", które mogą kusić nieuczciwych. Warto znać te mechanizmy, by w pewnych sytuacjach zaświeciła się nam "czerwona lampka"
Specjalnie dla naszych czytelników przygotowaliśmy listę najbezczelniejszych patentów na fałszerstwa wyborcze. Przeczesując sieć i analizując historię matactw przy urnach (głównie w krajach, gdzie nie ma demokracji) doszliśmy do wniosku, że oszustwo wcale nie jest aż takie bardzo trudne:
1. Znikające długopisy z tuszem sympatycznym. Wystarczy, by przy urnie znalazł się długopis z napisem "erase by friction", a krzyżyki nim postawione znikną po 2 godzinach. Karty będą nieważne.
2. Wydrukowanie kart z nieczytelnymi nazwiskami lub większymi kratkami przy faworyzowanych kandydatach. Ludzie starsi i o słabym wzroku częściej są skłonni postawić krzyżyk przy kimś, kto jest w jakiś sposób wyróżniony na karcie.
3. Handlowanie głosami. Gdy wokół lokali wyborczych kręcą się bezdomni lub śmierdzący alkoholem żebracy, warto mieć ich na oku, czy oby przypadkiem ktoś nie wręcza im kilku złotych w zamian za ich karty...
4. Lewe zaświadczenia z urzędu gminy. Dziś - co może niektórych szokować - zaświadczenie z urzędu gminy, którego potrzebujemy, by głosować poza miejscem zameldowania nie musi posiadać państwowej pieczęci. Złamanie deklaracji o jednorazowym głosowaniu jest więc dziecinnie proste. Wystarczy zrobić sobie kilka kserokopii zaświadczenia i można chodzić z lokalu do lokalu wyborczego, by każdorazowo oddać głos.
5. Na pełnomocnika niepełnosprawnego lub zniedołężniałego. Jeśli osoby stare lub schorowane nie są dowożone do lokalu wyborczego, nikt nie jest w stanie zweryfikować tego, czy ich opiekunowie prawni, na pewno oddali głosy zgodnie z wolą swych podopiecznych.
6. Unieważnianie przez dodatkowy krzyżyk. Podczas przeliczania głosów łatwo przecież dogadać się z innymi członkami komisji, by na wybranej liczbie kart postawić dodatkowy krzyżyk. Dzięki temu unieważnia się część głosów i zmniejsza się bądź zwiększa czyjeś szanse na sukces.
Państwowa Komisja Wyborcza chyba jednak zakłada, że w Polsce też mogłoby dość do podobnych incydentów. Podczas niedzielnej, przedpołudniowej konferencji prasowej PKW zaapelowała bowiem do Polaków, by w podobnych przypadkach od razu zawiadamiali policję i prokuraturę.
2/ Wyborczy kretynizm. Pieczętują dokumenty, by zerwać pieczęcie
Kto to wymyślił? Przygotowane do głosowania karty muszą być przechowywane w szafie pancernej, którą po zamknięciu trzeba zapieczętować. Problem w tym, że po zapieczętowaniu stalowych drzwi, pieczątka musi trafi do... tejże szafy!
Jak u Barei! Pamiętacie szafę Ryszarda Ochódzkiego w "Misiu", która jest niby zamknięta, ale jednak każdy może sobie do niej podejść i ją otworzyć? Podobnie jest w tym przypadku. Tak przynajmniej twierdzi członek obwodowej komisji wyborczej w Sosnowcu, który uskarża się na idiotyczne przepisy regulaminu.
- Po zamknięciu szafy należy nakleić na drzwi taśmę, którą z kolei trzeba opieczętować. Problem w tym, że pieczątkę musimy włożyć do tej samej szafy, czyli wcześniej przygotowuje się paski taśmy z pieczątką. To jest absurd, którym powinna zająć się policja – napisał cytowany przez serwis niezalezna.pl wzburzony członek komisji wyborczej w Sosnowcu.
Nie możesz rozpoczynać nowych wątków Nie możesz odpowiadać w wątkach Nie możesz edytować swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz dodawać załączników