W nawiązaniu do manipulacji o "PRLowskim prokuratorze Piotrowiczu"Kolejny działacz S z Krosna o Piotrowiczu.
"Było tak, jak mówi moja siostra Zofia Jankowska - Piotrowicz nas wtedy, w stanie wojennym, uratował".Kilkadziesiąt godzin temu zamieściliśmy na naszym portalu wywiad z panią Zofią Jankowską, działaczką krośnieńskiej „Solidarności”, represjonowaną przez SB, a w 1982 roku złapaną wraz z braćmi na kolportażu podziemnych ulotek. Oto kluczowy fragment:
W związku z 35. rocznicą wprowadzenia stanu wojennego tygodnik „wSieci” zamieszcza 16-stronnicowy dodatek opracowany przez Instytut Pamięci Narodowej. Na stronach tygodnika czytamy o zbrodniach, których dopuścili się funkcjonariusze służb w tamtym czasie oraz o tym, jak są oni rozliczani za swoje czyny.
Nie mogę patrzeć na to co się dzieje, na ten lincz na uczciwym człowieku. Na tę nagonkę i ataki na osobę, której zawdzięczam tak wiele: wolność, dzieci, wyjście z trudnej sytuacji. Tak nie można!
Opowiedzmy to po kolei. Działała pani w „Solidarności”?
Tak. Także po stanie wojennym. Nosiłam ulotki, pomagałam związkowi jak mogłam. Nie tylko ja, także moi bracia. Wszyscy uważaliśmy, że to jest walka w której trzeba wziąć udział, walka o wolną od sowieckiej dominacji ojczyznę. Byliśmy za to inwigilowani i prześladowani przez SB. Wreszcie ktoś mnie podkablował, zostałam namierzona. Rewizja w domu, przeszukanie i straszna presja, potworne groźby. Mówili, że ja już idę do więzienia, mąż tak samo, podobnie moja mama, a dzieci do domu dziecka. Zaczęło się dręczenie, ciągłe przesłuchania, rozmaite formy znęcania. Żeby ratować innych wzięłam winę na siebie. Sytuacja wydawała się beznadziejna. Na szczęście dla mnie sprawa trafiła do prokuratora Stanisława Piotrowicza. Powiedział mi już podczas pierwszej rozmowy, że zrobi wszystko by mnie uratować. Słowa dotrzymał.
W jaki sposób?
Robił wszystko by nie było dowodów, podpowiadał co mam mówić żeby on mógł sprawę umorzyć. I ta się stało mimo iż esbecy byli bardzo brutalni, pewni siebie i mojego skazania. Sprawa została jednak przez prokuratora Piotrowicza umorzona, a ja nie trafiłam do więzienia, nie straciłam dzieci. Choć oczywiście SB chodziła za mną nadal i prześladowania trwały.Teraz udało nam się dotrzeć do pana Edwarda Bobera, jednego z braci pani Zofii, który zgodził się opowiedzieć o tamtych wydarzeniach. Oto jego relacja:
Za naszą działalność w „Solidarności” spadało na naszą rodzinę bardzo wiele szykan. Straciliśmy majątek, wielu na nas pluło, obrażało, a potem, po stanie wojennym, zaczęły się też represje, procesy, kary finansowe, które nas zrujnowały. Finansowo i zdrowotnie. No i ten najgorszy proces w stanie wojennym o kolportaż solidarnościowych wydawnictw i ulotek o którym mówiła moja siostra Zofia Wojtkowska. I było tak, jak powiedziała: to pan prokurator Stanisław Piotrowicz nas wtedy uratował. Gdyby nie on, trafilibyśmy wszyscy do więzienia, a siostrze pewnie odebrano by dzieci i wysłano do sierocińca. To były bardzo poważne sprawy, zazwyczaj ludzi skazywano z automatu. Pan Piotrowicz obiecał siostrze, że nam pomoże i tak się stało, on uznał to wszystko za czyny o małej szkodliwości społecznej. Wtedy wymagało to odwagi, zarzuty o nielegalne rozpowszechnianie władza traktowała śmiertelnie poważnie. Jesteśmy mu za to bardzo wdzięczni i bardzo prosimy by zaniechać już tej nagonki na uczciwego człowieka. Tak się nie godzi postępować- kończy pan Edward Bober.
http://wpolityce.pl/polityka/319127-uwa ... l?strona=1Aleksander Bentkowski potwierdza: śp. Stanisław Zając mówił o Piotrowiczu:
"To jest porządny człowiek, on nam pomagał w PRL"Kolejny ważny głos w obronie posła Prawa i Sprawiedliwości Stanisława Piotrowicza.
Aleksander Bentkowski, w PRL adwokat, członek ZSL, w III RP wieloletni poseł z ramienia PSL, minister sprawiedliwości w rządzie Tadeusza Mazowieckiego, tak wspomina okoliczności powołania Stanisława Piotrowicza na szefa prokuratury rejonowej w Krośnie w 1990 roku:
W tym czasie moim zadaniem było przeprowadzenie weryfikacji prokuratorów w całej Polsce. Powołano komisję weryfikacyjną pod przewodnictwem prokuratora Stefana Śnieżko. Jej zadaniem było wskazanie i usunięcie, zwolnienie, tych prokuratorów, którzy źle pełnili swoje obowiązki w okresie PRL.
Jeśli chodzi o ówczesne województwa rzeszowskie, tarnobrzeskie i przemyskie to w tym regionie najwięcej do powiedzenia miałem ja osobiście, dlatego, że stąd się wywodziłem, i znałem większość środowiska prokuratorskiego. Jeśli chodzi o ówczesne województwo krośnieńskie, to miałem mniejsze rozeznanie. Gdy miałem podjąć decyzję o obsadzie stanowiska prokuratora rejonowego w Krośnie, to zwróciłem się z pytaniem do swojego kolegi Stanisława Zająca [w PRL adwokata i obrońcy, później działacza ZCHN i PiS, posła i senatora AWS i PiS]. Znaliśmy się bardzo dobrze, miałem do niego pełne zaufanie, i nie ukrywam, że podejmując decyzje opierałem się na jego opinii.
Gdy zapytałem Staszka Zająca, co sądzi o pomyśle powołania pana Piotrowicza na stanowisko szefa prokuratury w Krośnie, powiedział, co dobrze pamiętam: „Tak, możesz spokojnie powołać, to jest porządny człowiek, on nam pomagał w okresie poprzednim.” Dla mnie to była absolutnie wystarczająca rekomendacja, i pamiętam, że podjąłem decyzję o powołaniu pana Piotrowicza bardzo szybko, nie czekając na wyniki prac komisji weryfikacyjnej prokuratora Śnieżko.
Aleksander Bentkowski podkreśla, że pracę prokuratora najlepiej ocenić potrafią adwokaci, którzy obserwują go w czasie postępowania przygotowawczego, podczas gdy sędziowie widzą jedynie efekt finalny, na sali sądowej.
Poproszony o precyzyjne odtworzenie rekomendacji śp. Stanisława Zająca, Aleksander Bentkowski odpowiada:
Gdy zaczęła się cała sprawa wokół pana Piotrowicza, przypomniałem sobie to zdarzenie. Prokuratura w Krośnie była jedną z większych prokuratur w regionie, to była ważna sprawa. W samym Krośnie nie miałem nikogo zaufanego, ale miałem w Jaśle, właśnie Stanisława Zająca. Spotykaliśmy się przy różnych okolicznościach, więc zapytałem: „Co sądzisz o Piotrowiczu?”. A on mówi: „Słuchaj, spokojnie możesz go powołać, bo to człowiek porządny, bo pomagał nam w ostatnim okresie czasu”. Z kontekstu rozmowy jednoznacznie wynikało, że chodziło o lata 80.
Aleksander Bentkowski podkreśla, że w PRL prokuratorzy z dobrą wolą pomagali oskarżonym i adwokatom w taki właśnie sposób, jak relacjonuje to poseł Piotrowicz:
Patrzyłem na to wszystko co działo się wokół posła Piotrowicza z mieszanymi uczuciami. Jako były obrońca wiem, czego oczekiwaliśmy od życzliwych prokuratorów, którzy chcieli pomóc. Nie mogli pomagać w ordynarny sposób, wyrzucając akt oskarżenia, czy umarzając postępowanie. Gdyby to robili, następnego dnia zastąpiłby ich ktoś posłuszny szefom. To była delikatna gra. Czasem to polegało na przyznawaniu dodatkowych widzeń, czasem odpowiednio sformułował zarzut, w wersji łagodniejszej, czasem pominął jakiś groźny zarzut, a eksponował coś mniej istotnego, zagrożonego niższą karą. Dziś to może wydawać się mało ważne, ale dla nas, obrońców, to wówczas były sprawy bardzo wielkiej wagi.
Przypomnijmy: według relacji Stanisława Piotrowicza, po tym, gdy trafiła do niego sprawa opozycjonisty Antoniego Pikula, nawiązał on współpracę z obrońcą oskarżonego śp. Stanisławem Zającem. Wspólnie ustalili taką linię działania, która była najkorzystniejsza dla oskarżonego. W rezultacie oskarżenie zostało zwrócone. Antoniego Pikula oskarżył później inny prokurator wojskowy.
Śp. Stanisław Zając zginął w katastrofie smoleńskiej 10 kwietnia 2010 roku.
http://wpolityce.pl/spoleczenstwo/31919 ... l?strona=1 Pyzik - Pikul mówił o Piotrowiczu korzystnie.Mec. Jan Pyzik, działacz "S", który z Pikulem drukował ulotki, wspomina: "Po wyjściu z aresztu Pikul mówił o Piotrowiczu korzystnie, był pełen uznania. Jego wolta szokuje"
wPolityce.pl: Panie mecenasie, czy pan zna sprawę aresztowania i oskarżenia pana Antoniego Pikula z Jasła za działalność opozycyjną, a konkretnie kolportaż ulotek i innych materiałów solidarnościowych w czasie stanu wojennego?
MECENAS JAN PYZIK Z JASŁA, działacz pierwszej i podziemnej „Solidarności”: Tak. Szczerze mówiąc jestem jedną z niewielu osób, które znają ją w miarę dobrze.
Może pan o niej opowiedzieć?
Mogę panu opowiedzieć to, co pamiętam i czego byłem świadkiem. A właściwie muszę, bo obraz przedstawiany przez media nie jest prawdziwy.
Jak było naprawdę?
Znam Antoniego Pikula od czasów pierwszej „Solidarności”. Razem w niej działaliśmy. Razem produkowaliśmy ulotki, u niego w biurze przy ulicy Kościuszki, niedaleko komendy powiatowej w Jaśle. Na parterze tego budynku mieściły się biura przedsiębiorstwa, którego dyrektor, przypuszczam, zauważył naszą działalność i złożył na ten temat donos na SB. Nie jako tajny współpracownik, ale oficjalnie. Znalazła się potem w aktach sprawy.
Wtedy wkroczyła SB?
Tak, SB dokonała przeszukania w biurze Pikula, gdzie znaleźli materiały różnego rodzaju, przypuszczam, że również te, które myśmy produkowali. I w tym samym czasie dokonano rewizji u mnie w pracy i w mieszkaniu w bloku.
To był sierpień 1982 roku. Czym pan się wtedy zawodowo zajmował?
Byłem wtedy radcą prawnym w spółdzielni mieszkaniowej. Do adwokatury przeszedłem znacznie później.
Co znalazła SB?
U mnie na nic nie trafili, żadnych materiałów nie znaleźli i mnie pozostawiono w spokoju. Natomiast Antoni Pikul został aresztowany. Z tego co pamiętam postanowienia o tymczasowym aresztowaniu nie wydawał prokurator Stanisław Piotrowicz. Ale nie sądzę żebym się mylił. Ta sprawa przecież żywo mnie interesowała, przecież gdyby wydało się, że też brałem w tym udział, niechybnie i ja trafiłbym do aresztu, a może i więzienia. Mieliśmy z żoną małe dziecko, nie uśmiechała się wizja trzech lat więzienia, a taka była najniższa kara za tego typu przestępstwo według dekretu o stanie wojennym.
Ale wie pan, że pod aktem oskarżenia widnieje podpis pana Stanisława Piotrowicza?
To wiem. Nie wiem natomiast czy on był w pełni jego autorem, bo różnie w tym czasie z tym bywało. Wiem natomiast na pewno, że ten podpisany przez Piotrowicza akt oskarżenia został wniesiony przez prokuraturę do sądu okręgowego w Krośnie i przez ten sąd został szybko prokuraturze zwrócony. Wówczas sprawa trafiła do prokuratury wojskowej w Rzeszowie i autorem aktu oskarżenia, który był później podstawą rozpoznania sprawy przez sąd wojskowy w Rzeszowie, była właśnie prokuratura wojskowa. Nie cywilna! I nie Piotrowicz! Wiem to bardzo dobrze, bo na tej rozprawie przed sądem wojskowym w Rzeszowie byłem osobiście. Znam jej przebieg. Znam też kulisy tej sprawy, które doprowadziły do uniewinnienia pana Pikula. Ale to temat na inną może rozmowę.
Widział pan się, rozmawiał z Antonim Pikulem po jego wyjściu z aresztu?
Widział pan się z Antonim Pikulem po jego wyjściu z aresztu? Rozmawialiście?
Tak, oczywiście. Spotkaliśmy się po jego wyjściu z aresztu, jeszcze w stanie wojennym, jakoś pod koniec 1982 roku. Pikul opowiadał mi wtedy, że Piotrowicz był u niego na zapoznaniu się z aktami sprawy. To jest taka ostatnia czynność prawna przed zamknięciem postępowania i sporządzeniem aktu oskarżenia. Z reguły na tę czynność jeździ sam prokurator, obrońcy nie jeżdżą, czytają je później w sądzie.
W wywiadzie dla tygodnika „w Sieci” poseł Piotrowicz opowiadał, że specjalnie zabrał wtedy do aresztu pana Stanisława Zająca, wówczas obrońcę Pikula, później polityka prawicy, także senatora Prawa i Sprawiedliwości, który zginął 10 kwietnia 2010 roku w Smoleńsku. I że razem tak prokurowali wyjaśnienia podejrzanego by sprawie skręcić łeb.
Od Pikula słyszałem osobiście iż to zapoznanie z aktami rzeczywiście przebiegało wyjątkowo. To znaczy prokurator Piotrowicz przyjechał wraz z adwokatem Zającem. Co więcej, wykorzystano przepis mówiący iż przy tej okazji podejrzany może nie tylko formalnie potwierdzić zapoznanie się z materiałami zgromadzonymi w aktach, ale także złożyć wyjaśnienia, zeznania. To jest bardzo rzadko stosowane, ale w tym wypadku nastąpiło.
Pikul mi mówił, że to zeznawanie wyglądało w ten sposób, że pytania zadawał Zając, a protokół spisywał Piotrowicz. Wedle jego ówczesnej relacji protokół został spisany pod dyktando Zająca, a co więcej, Piotrowicz nawet pewne rzeczy, nie pasujące do linii obrony, pomijał. Natomiast protokołowali także takie rzeczy, o których on nie mówił, a które były dla jego obrony korzystne. Piotrowicz, formalnie będący tam w roli prokuratora, wszystko to akceptował. Wszystko to słyszałem od Pikula. Ogólnie w tej rozmowie sprzed prawie 35 lat wyrażał się o Piotrowiczu bardzo korzystnie, był pełen uznania dla niego.
W „michnikowemu szmatławcowi” mówi teraz o tym tak: „Prokurator Stanisław Piotrowicz palcem w mojej sprawie nie kiwnął”.
Przeczytałem ten wywiad i to jest między innymi powód dla którego rozmawiamy. Nie mogę obok tego przejść obojętnie. Nie mogę. Jestem tym zszokowany! Co on mówi?!
Nieprawdę?
Nieprawdę?
Nieprawdę. Mija się z prawdą, powiem delikatnie… Tu muszę dodać jedną rzecz o której nie widzą ludzie oglądający telewizję, a która rzuca ważne światło na całą sprawę. Otóż potem nasze drogi się rozeszły. Pikul został sympatykiem Unii Demokratycznej, bardzo, bardzo zaangażowanym, bardzo emocjonalnym. Dziś jest sympatykiem Platformy Obywatelskiej, w każdym razie tamtej strony, i bardzo rzadko już się spotykamy. Właściwie wcale.
Także kilka lat temu pan Pikul mówił o roli prokuratora Piotrowicza pozytywnie. Wyraźnie zatem zmienił ostatnio pogląd na tę sprawę, jakby na nowo pisze tę historię. Uważa pan, że jego poglądy polityczne mogły mieć na to wpływ?
Osobiście jestem o tym przekonany. Mój domysł jest taki: ze względu na rolę jaką odgrywa pan poseł Piotrowicz w sporze z Trybunałem Konstytucyjnym postanowiono zorganizować na niego atak. Szukano amunicji, przypomniano sobie program telewizyjny sprzed dwóch lat i postanowiono Pikula do tego wykorzystać. Jak go do tego nakłoniono, jak przekonano do tak radykalnej zmiany opinii i zaprzeczenia temu, co mnie mówił w roku 1982 - nie wiem. Podkreślam raz jeszcze: wówczas pan Pikul o Stanisławie Piotrowiczu wypowiadał się bardzo przyjaźnie, pozytywnie, z uznaniem, bez cienia pretensji! Pan Pikul wie też, że Piotrowicz go nie oskarżał, bo akr oskarżenia, który pojawił się przed sądem, przygotowała prokuratura wojskowa. Ten przygotowany przez Piotrowicza wrócił z sądu.
Możemy uznać, że dlatego iż nie dawał podstaw do oskarżenia i skazania? Że był - jak twierdzi Piotrowicz - przygotowany by sprawie ukręcić łeb?
Pewnie tak można domniemywać, ale tego nie wiem. Z całą odpowiedzialnością mogę natomiast powiedzieć, że łeb sprawie Pikula ukręcili śp. adwokat Stanisław Zając z prokuratorem Stanisławem Piotrowiczem i jeszcze kilka innych osób, które znały pana Pikula. Treść akt miała znaczenie w mojej ocenie drugorzędne.
Wspomniany w tej rozmowie śp. Stanisław Zając, z którym pan potem blisko współpracował, znał Piotrowicza zarówno w okresie PRL, jak i późniejszym. Byli politykami tej samej partii, zasiadali w tym samym klubie parlamentarnym. Jaki był jego stosunek do Piotrowicza? Można domniemywać, że gdyby uważał go za człowieka, który zachowywał się niegodnie, nie zaakceptowałby tej współpracy.
Osobiście sądzę, że to śp. Stanisław Zając wprowadził Stanisława Piotrowicza do polityki, że on go nakłonił do startu na senatora. To była bardzo przyjazna relacja, byli w bardzo dobrych stosunkach.
Pan zna dobrze posła Piotrowicza?
Prawie go nie znam, nie miałem z nim styczności. Wszystko co mówię pochodzi z moich obserwacji i opowiadań innych osób, w tym zwłaszcza Pikula. Zresztą, Pikul nie tylko mnie pozytywnie mówił o Piotrowiczu. To samo, przypuszczam, musiał mówić Bogdanowi Rzońcy..
…posłowi PiS z Podkarpacia, który z sejmowej mównicy bronił dobrego imienia Piotrowicza i powołał się na relację Pikula słowami:”Ze słów pana Antoniego Pikula wynika jasno, że postawa posła Piotrowicza, wtedy prokuratora, była jedynym sposobem, która uchroniła go od więzienia”?.
Tak. Jestem przekonany, że Rzońca powiedział to, bo słyszał to od Pikula. Inaczej by tych słów nie wypowiedział. A Pikul nagle się tego wypiera… No jak tak można postąpić, w takiej sytuacji człowieka postawić?! Rzońca mówił prawdę! A teraz chcą mu jakieś postępowania w komisji etyki robić. No tak nie wolno! Dla mnie ta wolta Pikula jest czymś niepojętym, zaskakującym.
Duża polityczna emocja się za tym kryje?
To chyba coś więcej… Dotarto do niego i przekonano by dostarczył, niezgodnie z prawdą, amunicji na posła Piotrowicza. Coś więcej się za tym według mnie kryje.
Podsumowując, jak pan ocenia tę całą medialną akcję wokół pana Piotrowicza?
Robi mu się straszną krzywdę. W rzeczywistości jest to historia bardzo typowa dla tamtych czasów. Oficjalnie pan Piotrowicz był prokuratorem, a nieoficjalnie, w sposób tajny, robił co mógł by ludziom, w tym panu Pikulowi, pomóc. Wtedy takie działanie zawsze robiło się w najgłębszej tajemnicy, bo konsekwencje mogły być bardzo, bardzo poważne.
http://wpolityce.pl/polityka/318962-tyl ... e?strona=1Wyjaśnienie przyczyn "afery" tutaj:
Rejonowy prokurator z Jasła, wystarczył na profesorów prawa z PRL i sędziów z PZPRhttp://kontrowersje.net/rejonowy_prokur ... i_w_z_pzprJeszcze jakieś wątpliwości dlaczego Pikul dzisiaj zaprzecza własnym słowom?