Teraz jest 06 wrz 2025, 18:38



Odpowiedz w wątku  [ Posty: 1058 ]  idź do strony:  Poprzednia strona  1 ... 46, 47, 48, 49, 50, 51, 52 ... 76  Następna strona
Kącik Kulturalno-Patriotyczny 
Autor Treść postu
Zawodowiec
Avatar użytkownika

 REJESTRACJA10 lis 2006, 07:34

 POSTY        3465
Post Re: Kącik Kulturalno-Patriotyczny
Oddanie śledztwa Rosji było politycznym błędem Donalda Tuska

Obrazek
przestrrraszony tusk

Każda gra z Rosją: czy to przeciwko własnemu rządowi, społeczeństwu, czy to przeciwko szansie na prawdę, jest niedopuszczalna.
Owszem, zgadzam się, że rząd zrobił zdecydowanie za mało aby odzyskać wrak Tupolewa. I że oddanie stronie rosyjskiej śledztwa było historycznym i politycznym błędem Tuska. Błędem, którego motywy i przebieg muszą być wyjaśnione. Ale rozumiem też motywy większości sejmowej, która odrzuciła tekst apelu do Rosji - pisze prof. Jadwiga Staniszkis w felietonie dla Wirtualnej Polski
   Bo każda gra z Rosją – czy to przeciwko własnemu rządowi (jak zrobił PiS, mimo że jego tezy o haniebnych zaniedbaniach są prawdziwe!), czy to – przeciwko własnemu społeczeństwu ( jak robili komuniści), czy to - przeciwko szansie na prawdę ( jak zrobił premier Tusk, godząc się na rosyjską propozycję w sprawie śledztwa), jest niedopuszczalna.

Nie tylko komunizm, także komunizm niejako zza grobu (już w czasie transformacji) łamał charaktery.
 Zapytanie strony rosyjskiej o przeszłość przodków obu pilotów nic nie wnosi do sprawy, ale jest, nastawionym na zastraszenie, sygnałem: dajcie nam „otczestwo” a my w naszych kartotekach znajdziemy resztę.
  Jeszcze w trakcie „okrągłego stołu” (marzec '89), na spotkaniu – wciąż tajnej – Komisji Krajowej Solidarności (bez Wałęsy, ale z udziałem kilku przedstawicieli opozycji) dyskutowano kto ma zostać prezydentem: Jaruzelski czy Kiszczak. Wybrano pierwszego.
I głosowano: tylko jeden członek KK był przeciw. I nie zrobił kariery w III RP. Selekcja?
Badanie poziomu radykalizmu działaczy Solidarności?
  Trzeba pamiętać, że w tym czasie zmienił się szef KGB: Czebrikowa zastąpił Kriuczkow, zresztą późniejszy puczysta.
Potem – w czerwcu '89 – była, znów łamiąca charaktery, zgoda na zmianę ordynacji wyborczej w trakcie wyborów do parlamentu, aby uzgodniona proporcja udziału kandydatów strony rządowej była zachowana.
„Nocna zmiana” obalająca rząd premiera Olszewskiego, inwigilacja prawicy w czasie rządów Suchockiej, grupa Lesiaka produkująca fałszywki na polityków prawicy, głosowanej małej konstytucji (legalizującej nowy porządek) jako aneksu do konstytucji komunistycznej (co legalizowało post mortem – PRL). Nie mówiąc już o pomyśle Wałęsy żeby wysłać do puczystów (1991) telegram gratulacyjny.

   Komunizm powoli odchodzi do historii, ale jego metoda kontrolowania przez uwikłanie, strach, łamanie charakterów, przeżyła ów ustrój. W tym także, nawyk klientelizmu. Jest to niedopuszczalne. Nawet gdy jak PiS, ma się rację w sprawach dowodów tragedii smoleńskiej. Nie można bowiem choćby jednym niezręcznym zdaniem dewaluować własny rząd – nawet gdy źle działa – wobec ex-imperium w którego orbicie przez lata musieliśmy żyć.

Jadwiga Staniszkis - Profesor Uniwersytetu Warszawskiego. Zajmuje się szeroko pojętą socjologią polityki, a także socjologią ekonomiczną i socjologią organizacji. W kręgu jej zainteresowań znajdują się problemy transformacji politycznej, gospodarczej i społecznej w Polsce oraz Europie Środkowej i Wschodniej, teoria realnego socjalizmu i postkomunizmu, a także globalizacja.

http://wiadomosci.wp.pl/kat,1342,title, ... omosc.html

PYTANIE: Skąd ta miłość PO do Rosji? A Tuska do Putina?
Przecież ani Bierut, ani Gomułka, ani Gierek tak nie kochali Rosji jak Tusk.
Może tylko Jaruzelski. Ale Jaruzelski zdradził Polskę...

____________________________________
"Demokracja to cztery wilki i owca głosujące o obiedzie" R.A.Heinlein


20 kwi 2012, 13:53
Zobacz profil
Zawodowiec
Avatar użytkownika

 REJESTRACJA21 paź 2006, 19:09

 POSTY        7731

 LOKALIZACJATriCity
Post Re: Kącik Kulturalno-Patriotyczny
"Debilizacja" historii

Czy uczniom potrzebna jest gruntowna wiedza historyczna? Czy też szkoły powinny opuszczać "przygotowane dla potrzeb pracodawcy półfabrykaty"? - publicysta "Rzeczpospolitej" o rosyjskiej reakcji na polskie protesty

Znany rosyjski publicysta, komentator państwowej agencji RIA "Nowosti" Dymitr Babicz zachwyca się polskim protestem przeciw ograniczaniu nauczania historii w szkole średniej. Stwierdza, że również w Rosji tak historię, jak i inne przedmioty humanistyczne okrawa się coraz bardziej, i opór Polaków stawia Rosjanom za wzór.
"Ludzi wzburzyło to, że warszawscy urzędnicy zdecydowali połączyć w starszych klasach historię z wiedzą o społeczeństwie, jednocześnie eliminując z programu wartości wyższe - Ojczyznę, ofiarność i bohaterstwo" - napisał Babicz.
"Cel - uczynić naukę lżejszą i rozrywkową, a przy okazji zaoszczędzić budżetowe pieniądze. Znany obraz. Wszystko jak u nas - oprócz następstw".
Rosyjski autor stwierdza, że w jego kraju następująca również i tam, jak to określa, "debilizacja" szkolnej historii wywołuje tylko pojedyncze narzekania, co najwyżej odosobnione głosy sprzeciwu w Dumie. Natomiast "w Polsce ta "infantylizacja przeszłości" (wyrażenie przeciwnego reformie profesora Andrzeja Nowaka) pociągnęła za sobą prawdziwą sztafetę głodówek..."
(.....)

"Mówiąc, że proletariat nie ma ojczyzny, Marks popełnił błąd. Robotnik ma ojczyznę, ojczyzny nie ma kapitał" - stwierdza Babicz. "To kapitałowi jest wszystko jedno, gdzie szyć ubrania czy skręcać dziecięce zabawki - w Polsce czy w Chinach, byle tylko mniejsze były podatki i cena siły roboczej. A robotnik - to zawsze przywiązanie do dzieci, żony, rodziców, a choćby własnych przyzwyczajeń. Takie przywiązanie często jest niewygodne dla pracodawców, ale jest potrzebne i społeczeństwu, i państwu".
(.....)

"Skąd taka wrażliwość?" - pyta rosyjski autor i przypomina wiek rozbiorów oraz utratę niepodległości w 1939 roku.
"Lekcje historii były jedyną możliwością zachowania świadomości narodowej" - pisze.
"Zrzucał uczeń portret cara! - śpiewa się w narodowej pieśni "Żeby Polska była Polską"".
całość:
http://www.rp.pl/artykul/9157,864450--D ... torii.html

____________________________________
Nie jesteś tym, kim myślisz, że jesteś - lecz tym, kim się stajesz, gdy myślisz kim jesteś.


22 kwi 2012, 21:19
Zobacz profil
Zawodowiec
Avatar użytkownika

 REJESTRACJA21 paź 2006, 19:09

 POSTY        7731

 LOKALIZACJATriCity
Post Re: Kącik Kulturalno-Patriotyczny
............. Nasz sztandar

Załącznik:
sztandar.jpg

Nasz sztandar jest biało-czerwony
na tle czerwieni Biały Ptak
czerwień - to symbol krwi i chwały,
Orzeł - to wolności dumnej znak.

Nasz sztandar ponad tysiąc lat powiewa,
na szczycie jego lśni wciąż krzyż -
bo sztandar swym łopotem śpiewa:
Polaku, rwij się zawsze wzwyż!

Nasz sztandar wiódł praojców w boje,
chylił swe czoła przed nim lud,
on też powiedzie serce moje
na chwałę, walkę i na trud.

Ofiarną służbę czerwień znaczy,
a czystość serca - Orła biel,
krzyż jest symbolem ducha pracy,
co wiedzie nas w wieczysty cel.

Pod tym sztandarem pójdę śmiało,
nic mnie nie zwiedzie z prawdy dróg,
a gdy potrzeba padnę z chwałą,
gdzie mi wyznaczy pole Bóg.


(Ks. Franciszek Błotnicki-1948)


 Nie masz wystarczających uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego postu.

____________________________________
Nie jesteś tym, kim myślisz, że jesteś - lecz tym, kim się stajesz, gdy myślisz kim jesteś.


03 maja 2012, 08:59
Zobacz profil
Zawodowiec
Avatar użytkownika

 REJESTRACJA25 cze 2009, 12:10

 POSTY        3598
Post Re: Kącik Kulturalno-Patriotyczny
Sierp i młot na pochodzie

Załącznik:
sierp_mlot_pochod_600.jpeg

Poseł PiS, Marcin Mastalerek złoży do prokuratury zawiadomienie o możliwości popełnienia przestępstwa przez przewodniczącego SLD, Leszka Millera. Poseł z okręgu sieradzkiego mówi, że podczas zorganizowanego przez Sojusz pochodu pierwszomajowego w Warszawie pojawiły się symbole totalitarne oraz transparenty z sierpem i młotem.

Jego zdaniem, w Polsce powinno cieszyć się ze święta flagi, a nie propagować system komunistyczny.

Zawiadomienie ma też dotyczyć osób, które niosły transparenty. Według posła PiS - złamany został artykuł 256 kodeksu karnego, który zabrania promowania systemów totalitarnych. Grozi za to do 2 lat więzienia.

http://wiadomosci.wp.pl/kat,1019393,tit ... omosc.html


 Nie masz wystarczających uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego postu.


05 maja 2012, 06:09
Zobacz profil
Avatar użytkownika

 REJESTRACJA19 lut 2008, 14:23

 POSTY        429
Post Re: Kącik Kulturalno-Patriotyczny
Z portalu wpolityce.pl dla resztek ludzi myślących.
Dobry tekst, jakże prawdziwy i oddający realia tego PRyLu bis.
Prezentujemy spisane przez nas wystąpienie prof. dr hab. Ewy Nawrockiej - profesora Uniwersytetu Gdańskiego, Kierownika Katedry Teorii Literatury i Krytyki Artystycznej, wygłoszone na konferencji "Wściekłość i oburzenie. Obrazy rewolty w kulturze współczesnej" na Uniwersytecie Gdańskim, 18 kwietnia 2012 roku. Wystąpienie warte jest tak uważnej lektury jak i możliwie szerokiego rozpowszechnienia. Pokazuje bowiem jak bardzo chory jest nasz system kształcenia; jak wiele w nim patologii, udawania i fikcji. W pewnym sensie - to metafora całej Polski.

Oto treść wystąpienia:
 
To moje wystąpienie nie jest referatem, po którym można by bić brawa ani gwizdać, no chyba że z oburzenia. Bo ono jest wyrazem bólu, nawet nie oburzenia ani wściekłości, ale właśnie bólu. I chciałabym, żeby państwo wysłuchali tego wystąpienia właśnie w taki sposób. (...)

Wiele nas boli, wiele nas oburza, i jest ku temu wiele powodów, wiele i różnych. Wyczuwanych, odczuwanych, uświadamianych, rzeczywistych albo urojonych, obiektywnych i subiektywnych, w skali mikro naszej prywatnej egzystencji, całego uniwersytetu, wydziału filologicznego, polonistycznego podwórka, czy najszerzej - całego kraju.

Rozmawiamy o tym w domu, w rodzinach, w naszych uniwersyteckich pokojach, w bufecie, na korytarzach, na prywatnych spotkaniach, w kuluarach sesji i oficjalnie w konferencyjnych wystąpieniach, z głębokim bólem i płomiennym oburzeniem. Niektórzy piszą listy do koleżanek i kolegów z innych uczelni, do Rady Wydziału, do rektora Uniwersytetu, do prasy. Wszyscy mają poczucie, ba, pewność, że jest źle, bardzo źle. Z polonistyką, z humanistyką, z nauką, z uniwersytetami, z kondycją duchową społeczeństwa. Że będzie jeszcze gorzej. Wszystko toczy się po równi pochyłej. Jesteśmy obolali, oburzeni. Nawet najostrzejsze słowa nie są w stanie tego wyrazić.

Co z tego wynika? Nic. Wielkie, piramidalne, obezwładniające nic. Pracownicy Katedry Teorii Literatury i Krytyki Artystycznej postanowili coś zrobić. To było w styczniu tego roku. Na początek wypowiedzieć, spisać nasze bóle i nasze oburzenie, spisać "czyny i rozmowy", jak mówi poeta. Po to, by zdiagnozować stan rzeczy, opisać rzeczywistość i nasze jej rozpoznanie. Zwróciłam się drogą mailową, a także ustnie, osobiście, do wszystkich kierowników katedr Instytutu Filologii Polskiej, a także do niektórych zaprzyjaźnionych koleżanek i kolegów z innych filologicznych instytutów z prośbą, by odpowiedzieli pisemnie na pytanie: co nas boli, co nas oburza.

To było w styczniu. I co? I nic. Odpowiedziało 9 osób. 7 z naszej katedry, jeden językoznawca i jeden historyk literatury. 9 osób na przeszło 80 pracowników Instytutu Filologii Polskiej. 9 sprawiedliwych, czy 9 naiwnych? 9 frustratów, czy 9 anarchistów? Dlaczego nasza inicjatywa nie znalazła odzewu? Czy pytanie zostało źle sformułowane, nie w porę? Czy już tak długo i tak głęboko zanurzyliśmy się w szambie, że pokochaliśmy to swoje poniżenie i smród rozkładu? (...)

Ta sytuacja mówi coś o nas samych. Dał o sobie znać kompleks Stefka Marudy. Nie warto, na pewno się nie uda, żadne działanie i gadanie nie mają sensu. Nic od nas nie zależy, jakoś to będzie, jakoś się ułoży, najlepiej bez naszego udziału.

Może jest jeszcze gorzej. Obezwładniający konformizm czy wręcz zwykłe tchórzostwo, lęk przed wychyleniem się, odsłonięciem, narażeniem się, każdy ma coś do stracenia. Młodzi pracownicy stają pod ścianą i perspektywą gilotyny. Umowy o pracę adiunktów, zawarte na czas określony, krótki, bo trzyletni, mogą nie zostać przedłużone, i wtedy na bruk. Habilitacja niezrobiona w terminie - na bruk. Może być i tak, że pomimo wszystkich 4 pozytywnych recenzji, rektor zaangażuje się w naciski na Radę Wydziału, by uwaliła habilitanta. To przypadek z Wydziału Oceanografii. Albo recenzje habilitacji są po kumotersku zawsze bardzo pozytywne. Albo wprost przeciwnie - pryncypialnie negatywne, wychodząc z założenia jedynie słusznej, jedynie naukowej, jedynie obowiązującej metodologii. Jest więc czego się bać.

Wniosek o profesurę belwederską może zostać przez Radę Wydziału odrzucony z powodów ideologicznych. Kandydat na profesora jest zanadto religijny, czytaj: katolicki. To przypadek polonistyki Uniwersytetu Warszawskiego. Albo światopoglądowo niewyrazisty, lub uformowany w minionej, niesłusznej, czytaj komunistycznej epoce.

Pasje lustracyjne, rozmaicie i przeciwstawnie motywowane są w środowisku naukowym w stanie wrzenia.  Jak wiadomo, nowa ustawa o szkolnictwie wyższym w sprawie profesury pozbawia Radę Wydziałów prawda decydowania. Wprowadza właściwie sądy kapturowe, których tajne wyroki muszą zostać zaakceptowane. Ale jest i druga strona medalu, równie obrzydliwa. Przedłużenie umowy o pracę adiunkta oraz awans na profesora uczelnianego musi odbywać się drogą konkursu. Tylko, że te konkursy są ustawione, są fikcją. Wszak chcemy przedłużyć umowę "naszemu" adiunktowi, bo jest dobry, ale także dlatego, że jest "nasz", bez względu na to, jak dobrzy będą konkurenci stający do konkursu, i nieświadomi, że biorą udział w żenującej fikcji, upokarzającej wszystkich uczestników tej farsy.

Jest jeszcze gorzej. Są adiunkci nie do ruszenia, mimo że ich obecność na Uniwersytecie jest wielką pomyłką, o czym wszyscy wiedzą. Nie robią latami, i nie zrobią habilitacji. Albo robią ją na kompromitującym poziomie. Wykorzystali wszystkie możliwe urlopy, są stale na zwolnieniach lekarskich, potem wchodzą w wiek emerytalny i stają się nietykalni. Blokują etaty, demoralizują studentów, generują koszty edukacji, trzeba za nich organizować płatne zastępstwa, olewają swoje nauczycielskie obowiązki.

Profesorowie w zdecydowanej większości, jakby z zasady, w nic się nie angażują. Zamknięci w wieży słoniowej "nauki czystej" robią swoje. To znaczy piszą swoje kolejne książki, znane w wąskim gronie specjalistów, których nie czytają nawet ich studenci. Jeżdżą na kolejne konferencje krajowe i zagraniczne, zapraszani drogą półprywatną. Zresztą to tylko ich stać na zapłacenie wpisowego, 300-400 a nawet 500 złotych, opłacenie podróży i hotelu, w sumie 700 do 1000 złotych za wyjazd konferencyjny. Potem publikują w książkach konferencyjnych, które muszą udawać monografię, bo za monografię liczy się więcej punktów niż za referat wygłoszony na konferencji.

Piszą na prawo i lewo recenzje doktoratów i habilitacji, ktoś je musi pisać, ale często w wąskim kręgu wzajemnych usług: ty mojemu, ja twojemu. Pracują na paru etatach, chcą w spokoju dotrwać do emerytury. Już się nie wychylą, nie nadstawią głowy, nie zajmą stanowiska. Często znudzeni, wypaleni, zniechęceni, cyniczni, bez wiary w skuteczność jakiegokolwiek działania zmierzającego do zmiany status quo, albo dostosowujący się do każdej sytuacji.

Powszechny, zatrważający upadek etyki w nauce jest tajemnicą poliszynela. A wokół rozrasta się i umacnia Rzeczpospolita Urzędasów. Pracownicy naukowi - zwróćmy uwagę na tę nazwę: "pracownicy naukowi" - pełniący funkcje kierownicze w katedrach, instytutach, dziekanatach, zmieniają się w sterowanych odgórnie urzędników. Dniami i nocami, przez tygodnie i miesiące, kosztem zdrowia, snu, nerwów, własnej pracy naukowej i dydaktyki, piszą sprawozdania, wypełniają ankiety, liczą godziny, przecinają siatki, kombinują jak wyprowadzić władze zwierzchnie i ministerialne w pole, wymyślają nowe nazwy przedmiotów, zadrukowują tony papieru, co parę dni zmieniają wyliczenia i wykresy bo rektorat przysyła nowe wytyczne, coraz to spływające z Ministerstwa Nauki i Szkolnictwa Wyższego. Urzędasy na wszystkich szczeblach władzy, oderwani od rzeczywistości, zanurzeni w papierach, sprawozdaniach, protokołach, projektach, notach, liczbach, punktach, grantach - obezwładniają, paraliżują, zatruwają, straszą, grożą. W imię fikcji, utopii, matriksu, iluzorycznej reformy w imię nowoczesności, innowacyjności, europejskości i mitycznej Ameryki jako wzoru.

Nikomu nie przychodzi do głowy elementarne pytanie: po co komu Uniwersytet?! I jaki powinien być. Czy kiedykolwiek na którejkolwiek Radzie Wydziału i na Senacie odbyła się dyskusja o istocie powinności, o duchu Uniwersytetu? Nigdy. W ciągu 45 lat mojej pracy, najpierw w Wyższej Szkole Pedagogicznej a potem na Uniwersytecie byłam członkiem różnych gremiów, Rady Wydziału i Senatu, i nigdy [nie było takich dyskusji].

Tak, wiem, teraz jest czas na weksle, nie na książki. Cytuję przenikliwe i prorocze słowa niegdysiejszego młodego i buńczucznego polityka Kongresu Liberałów, który dziś jest odpowiedzialny za kierunek zmian w kraju: "Gdański Uniwersytet jest największym deweloperem na Pomorzu. Buduje od lat coraz większe, coraz nowocześniejsze i coraz droższe budynki." [Nie jesteśmy pewni, gdzie kończy się cytat, ale logicznie właśnie tu - red.] Daje zarobić niezliczonej ilości wykonawców i firm dostawczych, a one rewanżują się decydentom bynajmniej nie bukietami kwiatów. Pensje tzw. pracowników naukowych, już nawet nie uczonych, raczej wyrobników wyrabiających swoje ustawowo wymagane godziny stoją w miejscu na poziomie najniższym w ramach płacowych widełek. Aby zorganizować spotkanie studentów z naszym emerytowanym profesorem w jakiejkolwiek sali na wydziale musimy uzyskać pisemną zgodę kanclerza na bezpłatne jej wykorzystanie. Każdy sposób zarobienia pieniędzy jest dobrze widziany.

Rektor Uniwersytetu Gdańskiego, jako jedyny kandydat na stanowisko, wybrany po putinowsku na drugą kadencję przez stary Senat, w imię oszczędności wymusza redukcję godzin dydaktycznych. Nie tylko drastyczne ograniczenie ich ilości, ale i zamianę ćwiczeń na wykłady w proporcji 50 na 50 procent. Odmawia zgody na nowe etaty, nawet na wymianę emeryta-profesora na adiunkta. Wymusza likwidację nadgodzin obsadzaniem zajęć przez doktorantów. Nie daje sobie wytłumaczyć, że istotą edukacji w szkole wyższej, zresztą nie tylko  uniwersyteckiej, ale zwłaszcza w dziedzinie humanistyki, jest rozmowa, dialog, komunikacja. A to da się przeprowadzić przede wszystkim na ćwiczeniach i konwersatoriach. I nie w grupach ponad 30-o osobowych. Nie ma innej drogi skutecznej edukacji do życia w społeczeństwie niż żywy kontakt studenta z nauczycielem, adiunktem, profesorem, człowieka z człowiekiem. I to chciałabym napisać dużymi literami: CZŁOWIEKA Z CZŁOWIEKIEM. W rozmowie, dyskusji, sporze, polemice. Gdzie mamy się tego nauczyć jak nie tu, na Uniwersytecie.

Zarządzający nauką w tym kraju nie zdają sobie sprawy z tego, że Uniwersytet to nie tylko budynki, przeszklone hole, labirynty korytarzy, windy i najdroższa aparatura, martwa, kamienna, szklana pustynia. Bo Uniwersytet to przede wszystkim sprawa ducha, intelektu, bezinteresownej miłości do wiedzy i nauki, ciekawość i zapał, radość i odwaga myślenia, sztuka zadawania pytań i szukania odpowiedzi. To pasła tworzenia, umiejętność komunikacji i dialogu, to przestrzeń obcowania z wartościami, to uczenie. Ludzie z wiedza i pasją, odważni i etyczni, uczciwi i prawi, niezależni od urzędasów i politycznej koniunktury. Ich podstawową powinnością jest uczciwe, twórcze, niezależne, wolne, niezadekretowane myślenie, krytyczne myślenie. I tego mają uczyć studentów w procesie wzajemnie stymulowanej intelektualnej interakcji. Czy to jeszcze gdziekolwiek istnieje?

Bezmyślna i nieodpowiedzialna reforma szkolnictwa podstawowego i średniego doprowadziła do kompletnej zapaści edukacyjnej. Jej autorzy i orędownicy już gryzą siebie, a nauczyciele zmagają się z przeszkodami nie do przeskoczenia. A my dostajemy studentów niedouczonych, niemyślących, intelektualnie leniwych i biernych, do tego aroganckich i niezainteresowanych studiami poza zdobyciem papieru.

Ale czy mamy prawo narzekać? Bez sprzeciwu pogodziliśmy się z likwidacją egzaminów wstępnych i regułami nowej, ogłupiającej, testowej matury.

A właściwie co Uniwersytet oferuje swoim studentom? Coraz to nowe kierunki - bo za to są punkty. Kierunki, na których wciskami im iluzoryczną, nikomu do niczego niepotrzebną, pozorną wiedzę, której oni i tak nie przyswajają, bo już wiedzą, i już widzą, że to się im do niczego nie przyda. Uprawiamy wzajemne, obrzydliwe, oszukańcze praktyki. My ratujemy swoje etaty, kombinując skąd by tu jeszcze znaleźć godziny, które rektor i ministerstwo każą nam ograniczać.

Studenci nie uczą się i nie umieją się uczyć. Nie czytają literatury, nie myślą. Nie są w stanie zbudować dłuższej, spójnej merytorycznej wypowiedzi ustnej. Piszą z błędami stylistycznymi i ortograficznymi. Trudno się nawet temu dziwić. Język polski jest dyskryminowany jako język naukowy. Punktuje się publikacje w językach obcych. Kultura języka  w społeczeństwie jest na coraz niższym poziomie. Jego żenującą kalekość widać, słychać i czuć w atakujących nas zewsząd wypowiedziach polityków i dziennikarzy.

A studenci? Czy żądają, by od nich czegoś wymagano? By uczciwie rozliczano z tych wymagań? Czy skarżą się na olewanie zajęć, na niepunktualnych i nieprzygotowanych do zajęć wykładowców, nudne ćwiczenia i wykłady, powtarzane na pierwszym i drugim stopniu edukacji tematy, ćwiczenia, metody dydaktyczne? Nie chodzą na zajęcia i nieskończenie zaliczają ćwiczenia, wymuszają kolejne terminy egzaminów. Władze idą im na rękę. Egzaminatorzy kapitulują ze zmęczenia, zniechęcenia, obrzydzenia. Mało kto odważa się oblać studenta - bo rozpadnie się grupa, bo zabraknie godzin, bo zagrożone będą nasze etaty.

Czy studenci oburzają się na praktyki łapówkarskie? Czy potępiają ściąganie i kupowanie prac licencjackich i magisterskich? Notorycznie zrzynają z internetu. Czy razi ich wulgarne słownictwo, rynsztokowy język kolegów i, niestety, koleżanek, rozbrzmiewający w tych murach?

Powszechnie daje znać o sobie syndrom kacetu. Jedni są ofiarami, drudzy katami, i to na zmianę. Jedni i drudzy są sobie potrzebni, podzielili się funkcjami i rolami, weszli w te wyznaczone role i jakoś dobrze im z tym.

A może nie należy obrażać się na rzeczywistość? Może prorocze hasło prymatu weksla nad książką należy obrócić na swoją korzyść? Może należy zlikwidować państwowe uczelnie w obecnym kształcie? Rozwiązać anachroniczne, skostniałe uniwersytety, rozpędzić na cztery wiatry ministerstwo nauki. Skoro państwo nie ma pieniędzy na naukę, na nic nie ma pieniędzy, niech się odczepi. Niech zapanuje wszechwładne, zdrowe prawo rynku. Wiedza jest towarem, trzeba ją dobrze sprzedać i drogo kupić. Żadnych etatowych pracowników naukowych, żadnych ministerialnych programów, żadnych państwowych dotacji, nominacji i kontroli.

"Rób co możesz" - mówi anioł we śnie do Czesława Miłosza. Zawsze coś możesz zrobić. Plwajmy na tę skorupę i zstąpmy do głębin. Organizujmy się w uniwersyteckie korporacje lokalne, skrzyknijmy się i stwórzmy atrakcyjne programy nauczania, własne zasady finansowania. Papiery i dyplomy nieważne, bo i tak w praktyce liczą się umiejętności, nie papiery. Niech rynek weryfikuje naszą przydatność na uniwersytetach nowego typu. Wymyślmy sobie takie uniwersytety.

I spójrzmy prawdzie w oczy: w obecnej formie i w obecnej kondycji nie jesteśmy społeczeństwu do niczego potrzebni. Sfrustrowani, wypaleni, bezwolni, zastraszeni, narzekający, niezdolni do solidarności, na pewno nie jesteśmy potrzebni. Wyobraźmy sobie, że sfrustrowany rzeźnik nie jest w stanie rozebrać tuszy wołu, a wypalony rolnik zaorze pół pola i nie posieje, a depresyjny dróżnik nie przestawi zwrotnicy.

"Z wiosną idą chmury, z chmury piorun uderza". Niech uderzy. Zbliża się maj. Pamiętajmy o paryskim maju 1968.

Ogłaszam alarm dla uniwersyteckiej społeczności. Niech trwa.


05 maja 2012, 23:51
Zobacz profil
Zawodowiec
Avatar użytkownika

 REJESTRACJA25 cze 2009, 12:10

 POSTY        3598
Post Re: Kącik Kulturalno-Patriotyczny
Krwawy efekt wojny polsko-polskiej

Tradycją - wiadomo - Polska stoi. A konflikt, który ochrzczono wojną polsko-polską, to jedna z najsilniejszych polskich tradycji.

Jedna z najbardziej tragicznych jej odsłon miała miejsce 9 grudnia 1922 r. (w sobotę)
Polskie Zgromadzenie Narodowe wybrało pierwszego polskiego prezydenta. Został nim Gabriel Narutowicz, światowej sławy naukowiec, były szef polskiego MSZ. O jego zwycięstwie zadecydowały głosy centrum, lewicy i - co, jak się okazało, kosztowało Narutowicza życie - parlamentarzystów wywodzących się z mniejszości narodowych: Niemców, Żydów i Ukraińców. Jednym z kontrkandydatów, uważanych przez narodowców za "murowanego", był Maurycy Zamoyski, wystawiony przez endecję. Po elekcji Narutowicza prawica oszalała z wściekłości.
Uznano ten wybór za "ciężką zniewagę". Mówiono o obcych, "niepolskich" siłach, które pociągają w kraju za sznurki i których marionetkami są rządzący. Mówiono o "upokorzeniu" i "poniewieraniu" Polski. Grożono mu śmiercią.
"Jak śmieli Żydzi narzucić Polsce swojego prezydenta" - pisał po wyborze Gabriela Narutowicza ksiądz Kazimierz Lutosławski, działacz endecki. "Jak mógł Witos rzucić głosy polskie na żydowskiego kandydata?".

Chrześcijański Związek Jedności Narodowej (ChZJN)wydał oświadczenie, w którym zapowiedział, że odmówi "wszelkiego poparcia rządom powoływanym przez prezydenta narzuconego przez obce narodowości, Żydów, Niemców i Ukraińców".
Już w dniu wyboru wybuchły w stolicy rozruchy. Występując ze sprzeciwem wobec "ciężkiej zniewagi" jaką "wyrządzono narodowi polskiemu" zaczepiano żydowskich przechodniów.
Przeciwnicy Narutowicza, wznosząc antysemickie okrzyki, udali się w Aleje Ujazdowskie, pod dom gen. Józefa Hallera, posła ChZJN, zasłużonego generała o jawnie nacjonalistycznych poglądach. Józef Haller wyszedł do protestujących i rozjuszył tłum, informując go, że "w dniu dzisiejszym tę Polskę, o którą walczyliście, sponiewierano".

Jak informowała "Gazeta Poranna 2 grosze" z następnego dnia, "mówca nawoływał do walki z wrogami przez popieranie swoich, a więc unikanie Żydów, wyrażając w końcu nadzieję, że o ile obecny odruch stolicy nie będzie słomianym ogniem - zwyciężymy". Pośród demonstrantów krążyła informacja (nieprawdziwa), że Gabriel Narutowicz nie posiada polskiego obywatelstwa.
Manifestanci odśpiewali "Rotę", a następnie - krzycząc "Precz z Żydami" - udali się pod Sejm. Tam - jak można przeczytać w wydanej w 1925 roku publikacji autorstwa Tadeusza Hołówki, wydanej przez "Wydawnictwo Komitetu uczczenia pierwszego prezydenta RP Ś.P. Gabriela Narutowicza" - "wznoszono wrogie okrzyki przeciw lewicy sejmowej i Witosowi".

Przemawiał ksiądz Marceli Nowakowski, poseł Narodowej Demokracji, którego przemówienie zgromadzeni przyjęli owacyjnie.
Spod Sejmu udano się pod poselstwo włoskie, gdzie wznoszono okrzyki ku czci faszyzmu i Mussoliniego, a następnie pod Hotel Europejski, gdzie mieszkał Narutowicz. Tam odbył się wiec, na którym przemawiali m. in. wspomniany wcześniej ksiądz poseł Lutosławski oraz ksiądz Adam Wyrębowski, poseł ChZJN.
Uchwalono podczas niego rezolucję, która zaczyna się od słów "Lud polski i katolicki, wstrząśnięty do głębi niesłychaną czelnością Żydów i prowadzonych przez nich w Zgromadzeniu Narodowem posłów niepolskich...".
W rezolucji żądano od Narutowicza, by "tej zniewagi narodowi wyrządzonej nie potwierdzał swoją zgodą- przysięgą, i godności, ofiarowanej mu przez obcych świętokradców, nie przyjmował".

A "posłów narodowych" - "zdecydowanej i bezwzględnie solidarnej walki z bezczelnemi uroszczeniami Żydów aż do wyzwolenia Polski z tej haniebnej niewoli".
"Stronnictwa prawicowe - czytamy w publikacji Hołówki - poddając w wątpliwość jego polskość [...], oraz przedstawiając ten wybór jako zniewagę narodu - usiłowały wyolbrzymić swą własną klęskę do rozmiarów jakiegoś straszliwego upokorzenia całego narodu".
(...)

Dzisiaj

Wojna polsko-polska trwała już w chwili, gdy Polska uzyskała niepodległość. Polska jatka polityczna przed II wojną światową przypominała tę obecną. W czasach PRL uległa zamrożeniu, tak samo, jak rządy Tity zamroziły konflikty etniczne w Jugosławii, ale wróciła zaraz po upadku starego systemu.
"31 stycznia 1923 roku rozstrzelano wybitnego malarza i działacza nacjonalistycznego Eligiusza Niewiadomskiego" - przeczytać można w artykule pt. "88 lat temu rozstrzelano Niewiadomskiego".

" 9 grudnia 1922 roku na urząd prezydenta RP wybrany został ateista, liberał i członek wolnomularstwa, Gabriel Narutowicz. Większość życia spędził za granicami Polski, posiadał podwójne obywatelstwo. Na Narutowicza głosowały głównie partie lewicy i mniejszości narodowych (gdyby liczyć jedynie glosy polskie zwycięzcą okazałby się kandydat endecji, zasłużony działacz Ruchu Narodowego, Maurycy Zamoyski), co potęgowało niezadowolenie znacznej części społeczeństwa. Niewiadomski uważał, że nie może pozostać bezczynny. 16 grudnia w Zachęcie, kiedy nowo wybrany prezydent otwierał wystawę obrazów, Niewiadomski oddał do niego trzy strzały. Narutowicz zginął na miejscu" - przeczytać można w artykule.

Z kolei w wysławiającym Niewiadomskiego artykule pt. "Dla was zbrodniarz, dla nas bohater" na stronach ONR-u czytamy: "Katolickie i myślące w kategoriach narodowych społeczeństwo było oburzone wyborem członka masonerii i sympatyka mniejszości żydowskiej na stanowisko prezydenta Rzeczypospolitej. W odpowiedzi na to prasa prawicowa atakowała w swoich artykułach oburzające intrygi lewicy i Piłsudskiego oraz samego Narutowicza. W zaistniałej sytuacji ulice zawrzały. Niechęć Narodu Polskiego wobec sił, jakie reprezentował sobą Narutowicz była widoczna na ulicach miast całego kraju. Zaprzysiężenie pierwszego prezydenta odbyło się 11 grudnia 1922 roku. W tym dniu demonstranci próbowali powstrzymać elekta siłą, tarasując ulice prowadzące do gmachu sejmowego. Niestety Narutowicz nie wycofał się, chociaż widział na własne oczy, że Naród Polski nie chce go na swojego prezydenta".

I dalej: "Sam zaś Eligiusz Niewiadomski [...] w swoich zeznaniach wytłumaczył swoje motywy zabicia Narutowicza, wyraził nawet współczucie dla niego i jego najbliższych, uważał jednak, że czynem tym ratował kraj przed niebezpiecznymi rządami lewicy i mniejszości narodowych w tym głownie Żydów i Niemców".
"Choć sam zamach jak każde zabójstwo jest złem, w tym jednak przypadku złem mniejszym, Niewiadomski bowiem kierował się miłością do Ojczyzny i Narodu Polskiego. Zabijając prezydenta nie Polski a lewicy i wrogich mniejszości uchronił nasz kraj przed grożącą mu anarchią i walką rewolucyjną".

Narodowe Odrodzenie Polski firmuje swoim adresem internetowym ulotki z Niewiadomskim celującym z pistoletu, podpisane:"Eligiusz Niewiadomski - człowiek zasad".
"Niewiadomski nie był "szaleńcem", "mordercą" czy "zbirem na usługach polskich kapitalistów". Był osobą publiczną nie tylko w dzisiejszym rozumieniu tego słowa. Swoje działania, całe życie poświęcił Polsce. Czy to na niwie zawodowej czy prywatnej - Ojczyzna była dla Niewiadomskiego niekłamaną treścią i istotą Jego życia. Będąc świadkiem tworzenia się chorego u swych podstaw systemu dopiero co niepodległej Polski zareagował. Z całą premedytacją, nie kryjąc się, nie uciekając od odpowiedzialności za swoje działania dokonał czynu, który wstrząsnął całą Polską" - można przeczytać na ich stronie.

http://fakty.interia.pl/tylko_u_nas/new ... 93687,3439


14 maja 2012, 21:34
Zobacz profil
Zawodowiec
Avatar użytkownika

 REJESTRACJA21 paź 2006, 19:09

 POSTY        7731

 LOKALIZACJATriCity
Post Re: Kącik Kulturalno-Patriotyczny
Happening pod stocznią.
Jaja leciały w zdjęcia Lenina i Adamowicza.
                                      
Dziś pod pozorem nakręcenia filmu dodali napis "im Lenina" do bramy Stoczni Gdańskiej. Ponad sto osób z Trójmiasta i z Polski protestowało przeciwko powrotowi PRL-owskiego napisu na bramę Stoczni Gdańskiej. Najpierw zawiesili flagę NSZZ "Solidarność" na napisie "im. Lenina", później obrzucali jajkami portrety przywódcy Rosji Radzieckiej i prezydenta Gdańska - Pawła Adamowicza. Ponad sto osób z Trójmiasta i z Polski protestowało przeciwko powrotowi napisu na bramę Stoczni Gdańskiej.

- To coś nieprawdopodobnego! To jest jakaś prowokacja! - oburzała się Joanna Rutkowska ze Szczecina, protestując tuż obok napisu "im. Lenina". Został on umieszczony na bramie Stoczni Gdańsk w ramach przywracania jej dawnego wyglądu z czasów strajków w 1980 r. Na zlecenie miasta, poza napisem "im. Lenina", zawieszono między innymi replikę tablic z 21 postulatami strajkujących, transparent "Proletariusze wszystkich zakładów łączcie się" oraz kilka innych elementów.
- Temu miejscu warto przywrócić historyczny wygląd, to symbol Gdańska, który przypomina o wydarzeniach sierpniowych. Brama była nieodzownym elementem strajków uwiecznionych na tysiącach zdjęć. Nadszedł czas, by przypomnieć, że to w tym miejscu odbyła się pokojowa rewolucja "Solidarności" - przekonywał w marcu br. Paweł Adamowicz.

Pomysł rewitalizacji bramy, o którym od dawna dyskutowano w Fundacji Centrum Solidarności, a który miasto postanowiło sfinansować (blisko 68 tys. zł), spotkał się z różnymi reakcjami. Głos w dyskusji zabrali m.in. współtwórca "Solidarności" Andrzej Gwiazda, poseł PO i uczestnik strajków w 1980 r. Jerzy Borowczak, a także gdański historyk sztuki Jacek Friedrich. Do pomysłu ustosunkowali się także posłowie PiS, którzy złożyli zawiadomienie w tej sprawie do prokuratury. Rekonstrukcji bramy sprzeciwiła się również zakładowa NSZZ "Solidarność" Stoczni Gdańsk, która zagroziła zbieraniem podpisów pod referendum o odwołanie Pawła Adamowicza.

- Chodziło mi o to, by przywrócić stoczniowej Drugiej Bramie wygląd z Sierpnia '80 - z czasów największej chwały stoczni i pracujących w niej ludzi - tłumaczył 14 maja br. prezydent Gdańska na stronach Trojmiasto.pl
Trzy dni później, w czwartek popołudniu, dwóch zamaskowanych mężczyzn obrzuciło czerwoną farbą zrekonstruowany napis na bramie i rozwiesiło plakat "Nie, dla Iljicza i Adamowicza". Kolejni protestujący pojawili się wieczorem. Wcześniej zapowiedzieli, że zorganizują Pierwszy Zakazany Konkurs Rzucania Jajkiem w "Lenina". Mimo zapowiedzi, nie rzucano w napis. Zawieszono na nim flagę NSZZ "Solidarność". Kilkanaście jajek poleciało za to w portrety przywódcy Rosji Radzieckiej i prezydenta Pawła Adamowicza.
- Jeszcze, jeszcze mocniej!- protestujący zachęcali tych, którzy rzucali jajkami.

- Ludzie bawią się jak umieją. Jedni chodzą do opery, drudzy rzucają jajkami - skomentował akcję Antoni Pawlak, rzecznik prezydenta miasta Gdańska.

Zobacz jak rzucano jajkami w portrety Włodzimierza Lenina i prezydenta Gdańska Pawła Adamowicza
http://www.trojmiasto.pl/video/embed/3117

Czy popierasz akcję rzucania jajkami w "Lenina"?
   tak, to słuszny pomysł
   tak, to ciekawa akcja na tle szarej codzienności
   nie jestem pewien, czy to dobry pomysł
   nie, bo to nieodpowiednia forma protestu
   nie, bo napis "im. Lenina" to tylko element rewitalizacji bramy stoczni
   nie interesuje mnie to
zobacz wyniki »
http://www.trojmiasto.pl/wiadomosci/Hap ... 58385.html

Ktoś skomentował: Lenin wiecznie żywy, a stocznia w upadłości!

____________________________________
Nie jesteś tym, kim myślisz, że jesteś - lecz tym, kim się stajesz, gdy myślisz kim jesteś.


17 maja 2012, 22:10
Zobacz profil
Zawodowiec
Avatar użytkownika

 REJESTRACJA21 paź 2006, 19:09

 POSTY        7731

 LOKALIZACJATriCity
Post Re: Kącik Kulturalno-Patriotyczny
Precz z grzechem.

Co może robić tygodnik z nazwy i tradycji katolicki, który postanowił kiedyś być sztandarem „katolicyzmu otwartego"?
Katolicy kupować go już nie chcą, bo nie widzą w nim obrony prawd i zasad swojej wiary, tylko wręcz przeciwnie − nieustanne ich rozmywanie, podmywanie i podgryzanie. A dla nie-katolików i tak pozostaje wciąż pismem katolickim, co znaczy w ich przekonaniu: nudnym, nienowoczesnym i nie ich.
Teoretycznie wyjścia są dwa: albo wrócić do korzeni i starać się odzyskać czytelnika katolickiego, albo zalecać się do tych, którzy na metkę „medium katolickie" reagują odmownie. Z przyczyn psychologicznych pierwsze wyjście w grę nie wchodzi. Wymagałoby przyznania się przez tworzące tygodnik środowisko przed samymi sobą do błędu.
[...]
Sprowadzenie krzyża do roli bibelotu na biurku intelektualisty, zredukowanie wiary do miłego obyczaju przodków, jak sianko na wigilijnym obrusie i kapusta z grzybami inaczej się oczywiście skończyć nie mogło. Jeśli katolicyzm kapituluje przed nowoczesnością i ucieka ze sfery publicznej do prywatności, to staje się niezdolny do udzielania tych odpowiedzi na podstawowe pytanie − a religia, która tych odpowiedzi nie udziela, na diabła komu jest potrzebna (par excellence).
[...]
Mamy przecież sezon Pierwszych Komunii Świętych, obyczaju od dawna niepomiernie irytującego tutejszych „europejczyków". Postkatolickie pismo postanowiło więc „wszcząć dyskusję" nad koniecznością zrewidowania tej tradycji. Przed pierwszą komunią dzieci odbywają pierwszą spowiedź świętą − i to właśnie uznali postkatolicy za dobry punkt do ataku. Z obłudną troską o dzieci, narażane tym archaicznym obyczajem na stres, wystąpili oni z tezą, że spowiedź to nazbyt wielki szok psychiczny dla ośmiolatka, że zmuszanie go do rachunku sumienia, żalu za grzechy, a już co najgorsze wyznawania jakiemuś księdzu win sprawia, iż dziecko doświadcza stanów lękowych, moczy się w nocy i w ogóle. No i cała ta stresująca, by nie rzec wprost, barbarzyńska toczka: konfesjonały, kolejki do nich...
No, nie. Dawajmy komunię jak leci, każdemu, potraktujmy prawo do sakramentu jak jeszcze jedno z praw człowieka. A kto ewentualnie będzie chciał chodzić do spowiedzi, to jakoś tam, kiedyś, później, gdy już będzie wystarczająco dojrzały...

No dobrze, żeby za bardzo się nie wgłębiać  w zbędne polemiki, zapytam tygodnikowych „otwieraczy" katolicyzmu o sprawę zasadniczą: a kiedy waszym zdaniem człowiek jest „wystarczająco"  dojrzały?
Zapewne, jak ktoś chce znaleźć przykłady strasznego wpływu spowiedzi na psychikę ośmiolatka, to je znajdzie (choćby wśród dzieci ludzi, którzy wstąpiwszy na równię pochyłą „katolicyzmu otwartego" zaniechali pracy nad katolickim wychowaniem swych pociech). Ja bez trudu mógłbym wskazać wiele przykładów ludzi pełnoletnich, którzy nadal elementarnej dojrzałości nie osiągnęli. Właśnie dlatego, że nikt tego nigdy od nich nie wymagał.
Takich ludzi oczywiście przybywa. Współczesna kultura produkuje ich wręcz masowo.
[...]
To nie jest sprawa wieku. Idąc ich tropem myślenia, spowiedź jest cała, jako taka, reliktem barbarzyńskich czasów, kiedy usiłowano człowiekowi wpoić poczucie winy. Kiedy szermując pojęciem „grzechu" diaboliczni macherzy z „kościoła kat.", jak nas pogardliwie nazywa palikociarnia, podporządkowywali sobie ludy (celem materialnego ich wyzysku) łudząc je rzekomo posiadaną władzą „rozgrzeszania". Człowiek współczesny, aby osiągnąć pełną wolność, musi się tego przesądu, jakim jest „grzech", całkowicie wyzwolić. Zrozumieć, że nic nie jest złe, jeśli sprawia mu przyjemność, sprzyja samorealizacji.
Zapytajcie choćby niejakiego Nergala, o którym tak życzliwie wypowiadał się tyleż poczciwy, co pomylony staruszek w koloratce, szefujący wspomnianemu postkatolickiemu tygodnikowi.

Ayn Rand − skądinąd od chrześcijaństwa nader odległa − pisała, że nie można szukać kompromisu między chlebem a trucizną. Kultura, która zwalcza poczucie winy, nie da się pogodzić z sakramentem pokuty, i postawa „pośrednia", że niby kto chce, może się spowiadać, ale dopiero jak dorośnie, jest tylko kapitulacją; tak jak i z innymi sprawami, jest tak, że kto nie nauczy się spowiadać w dzieciństwie, na 99,9 procenta nie nauczy się już też tego nigdy. Nie da się z nowoczesnością pogodzić fundamentalnego dla wiary przekonania, że człowiek jest grzeszny, więc potrzebuje doskonalenia się.
A skoro się nie da, nie należy próbować: katolik  nie ma po prostu innego wyjścia, niż być nienowoczesny. Jeśli mimo wszystko próbuje, przestaje być katolikiem, nawet jeśli jeszcze nawykowo używa pewnych zapamiętanych z dzieciństwa pojęć. Jak targetowa czytelniczka pism kobiecych, która jeśli powie „zgrzeszyłam", to wyłącznie po to, by wyznać, że skusiła się na pączka czy inną bombę kaloryczną.

Całość:
http://www.rp.pl/artykul/776919,878206- ... echem.html

____________________________________
Nie jesteś tym, kim myślisz, że jesteś - lecz tym, kim się stajesz, gdy myślisz kim jesteś.


20 maja 2012, 11:08
Zobacz profil
Zawodowiec
Avatar użytkownika

 REJESTRACJA21 paź 2006, 19:09

 POSTY        7731

 LOKALIZACJATriCity
Post Re: Kącik Kulturalno-Patriotyczny
Golgota pułkownika Tumidajskiego

Obrazek

65 lat temu, 4 lipca 1947 r. w Skopinie pod Moskwą zmarł Kazimierz Tumidajski, dowódca Okręgu Lubelskiego AK, aresztowany w sierpniu 1944 r. przez NKWD

Kazimierz Tumidajski urodził się 28 lutego 1897 r. w Radłowie pod Tarnowem. W 1914 r. wstąpił do Legionów. Po kryzysie przysięgowym w 1917 r. przebywał w Kijowie będąc członkiem Oddziału Lotnego Komendy Naczelnej Polskiej Organizacji Wojskowej nr 3 pod dowództwem Leopolda Lisa-Kuli, który zasłynął z dywersyjnych akcji przeprowadzanych przeciwko Niemcom. Podczas wojny polsko-bolszewickiej służył m.in. w sztabie dowództwa Frontu Wołyńskiego. Od 1934 r. dowodził batalionem 2. Pułku Strzelców Podhalańskich.
We wrześniu 1939 r. otrzymał przydział do 156 Pułku Piechoty Rezerwowego dowodzonego przez ppłk. Waleriana Młyńca. Walczył u boku 21. Dywizji Piechoty Górskiej, m.in. pod Bochnią i Brzeskiem.
Po rozbiciu batalionu przez Niemców Tumidajski przedostał się do Tarnowa, gdzie zaangażował się w konspirację, tworząc struktury Służby Zwycięstwu Polsce. Następnie w ramach Związku Walki Zbrojnej pracował w II Oddziale sztabu Obszaru Południowego (krakowsko-śląskiego). Kolejnym etapem jego podziemnej działalności była funkcja zastępcy szefa II Oddziału sztabu w Komendzie Okręgu Kraków ZWZ.

Wiosną 1941 r., zagrożony aresztowaniem, Tumidajski przeniesiony został do Lublina. Tam początkowo objął stanowisko szefa sztabu Okręgu Lublin ZWZ-AK, a od stycznia 1943 r. do końca niemieckiej okupacji pełnił funkcję komendanta Okręgu. W tym okresie  używał nazwiska Kazimierz Grabowski, a wobec podkomendnych pseudonimu "Marcin".

"Jego rozkazy miały siłę przekonywania"
Tadeusz Żenczykowski, członek Biura Informacji i Propagandy KG AK, podkreślając, że Tumidajski dowodził największym pod względem liczebności okręgiem, który był szczególnie narażony na penetrację sowieckiej partyzantki, tak scharakteryzował jego postać: "Trzeba stwierdzić, że potrafił doskonale kierować okręgiem i to w sposób spokojny, bez żadnych zgrzytów organizacyjnych, które mogłaby wywołać nieraz akcja scaleniowa. Ze stronnictwami politycznymi i Delegaturą Rządu współpracował w pełnej harmonii (...) Był typem oficera, który w trudnych warunkach konspiracji - choć niewidzialny bezpośrednio - potrafił wywierać wpływ na podkomendnych i zyskiwać wśród nich autorytet. Jego rozkazy miały siłę przekonywania a nie tylko komenderowania".

Sukcesy odnoszone przez oddziały AK na Lubelszczyźnie w ramach Akcji "Burza" potwierdzają opinię Żenczykowskiego o Tumidajskim jako dowódcy (w rozmowach z Sowietami Tumidajski używał stopnia generała; formalnie stopień ten został mu nadany we wrześniu 1944 r.). Akowcy, samodzielnie, wyprzedzając Armię Czerwoną, zajęli m.in. Bełżec, Lubartów, Kock, Firlej, Krasnystaw, Urzędów czy Poniatową. Natomiast współdziałając z wojskami sowieckimi żołnierze AK zdobyli oprócz samego Lublina także Tomaszów Lubelski, Łuków, Puławy, Chełm, Radzyń, Międzyrzec, Zamość i Białą Podlaską. Po zakończeniu walk w ramach Akcji "Burza" struktury wojskowe i cywilne państwa polskiego na Lubelszczyźnie podzieliły los AK i Delegatury na Kresach Wschodnich.

Pod koniec lipca 1944 r. dowódca 69 Armii sowieckiej gen. Władimir Kołpakczi przedstawił Tumidajskiemu ultimatum. Albo podporządkowane mu oddziały AK przekazane zostaną pod dowództwo Wojska Polskiego, czyli włączone zostaną do armii dowodzonej przez gen. Zygmunta Berlinga, albo nastąpi ich natychmiastowe rozbrojenie.
Tumidajski odrzucił zdecydowanie pierwszą możliwość i zapowiedział rozbrojenie oddziałów oraz ich demobilizację. Do chwili rozpoczęcia składania broni przetrzymywany był przez Sowietów w roli zakładnika.

"Wejdziemy przez otwarte wrota do Wielkiej Polski"
Tumidajski, zdając sobie sprawę z tego, jaki może być rezultat negocjacji z Sowietami, w wydanym 27 lipca 1944 r. rozkazie do żołnierzy wyraźnie stwierdzał, że walka o suwerenność Polski musi być kontynuowana: "Niech wyniki naszej dotychczasowej pracy będą natchnieniem i otuchą dla następnego etapu naszych wysiłków. Ufam, że tak jak dotychczas wspólnie, ramię w ramię, przeszliśmy całą Golgotę gestapowskich rządów, tak w dalszym ciągu razem, zapatrzeni w wyśniony obraz naszej Ojczyzny, wejdziemy kiedyś przez gościnnie otwarte wrota Wolności do Wielkiej, Mocnej, Niezawisłej, Demokratycznej Polski...".

65 lat temu, 4 lipca 1947 r. w Skopinie pod Moskwą zmarł Kazimierz Tumidajski, dowódca Okręgu Lubelskiego AK, aresztowany w sierpniu 1944 r. przez NKWD
Po chwilowym odzyskaniu wolności Tumidajski w depeszy z 31 lipca do dowódcy AK gen. Tadeusza Bora-Komorowskiego pisał: "Mimo stosunku Sowietów do AK uważam za konieczne ujawnianie się na dalszych terenach. Wykazuje to naszą postawę i zwartość, otwierając oczy Sowietom, że niepodzielnymi panami terenu jesteśmy my. Werbunek do armii Berlinga nie daje żadnych rezultatów. Postawa społeczeństwa wspaniała. Widać kompletne fiasko KRN".

31 lipca 1944 r. Tumidajski został ponownie zatrzymany przez NKWD i przewieziony do Chełma. Odmówił wówczas stanowczo jakiejkolwiek współpracy z PKWN i podporządkowania żołnierzy AK armii gen. Berlinga. W obawie o swoich podkomendnych nie zgodził się również na próbę odbicia go z rąk sowieckich przez Kedyw Okręgu.
Do formalnego aresztowania Tumidajskiego doszło 4 sierpnia 1944 r. Po przesłuchaniu w siedzibie NKWD w Lublinie przewieziono go samolotem do Moskwy i osadzono w Więzieniu Lefortowskim. Nie został postawiony przed sądem. Przebywał w wielu obozach, początkowo w Charkowie, a następnie w Diagilewie pod Riazaniem. Później do Diagilewa trafili także inni dowódcy AK, m.in.: komendant Okręgu Wilno-Nowogródek płk Aleksander Krzyżanowski "Wilk" i komendant Obszaru Lwów płk Władysław Filipkowski "Janka".

Spoczął wśród swoich żołnierzy
29 czerwca 1947 r. żołnierze AK rozgoryczeni przedłużającym się pobytem w sowieckiej niewoli i brakiem perspektyw na odzyskanie wolności rozpoczęli protestacyjną głodówkę. W akcji wzięło udział blisko 3 tys. więźniów. Po bezskutecznych próbach opanowania sytuacji przez naczelnika obozu, NKWD wywiozło z niego kilkudziesięciu oficerów. Najwyższych rangą, wśród nich również płk Tumidajskiego, przetransportowano do szpitala więziennego w Skopinie pod Moskwą.

4 lipca 1947 r., w reakcji na dalszą odmowę przyjmowania pokarmu, na Tumidajskim przeprowadzono brutalny zabieg odżywiania siłą. W jego wyniku polski dowódca zmarł. Pochowano go na miejscowym cmentarzu.
Przyczyną śmierci Tumidajskiego mogło być wprowadzenie pokarmu do płuc, zamiast do żołądka. W dokumentach NKWD zapisano, że zgon nastąpił w wyniku zawału serca.
W uznaniu zasług bojowych Kazimierz Tumidajski został odznaczony m.in. orderem Virtuti Militari IV i V klasy, czterokrotnie Krzyżem Walecznych oraz Krzyżem Niepodległości z Mieczami.
Jego prochy w 1991 r. zostały sprowadzone do Polski i spoczęły w Lublinie na cmentarzu przy ul. Lipowej, wśród grobów żołnierzy, którymi dowodził.

Źródło: http://www.rp.pl/artykul/843344,907563- ... kiego.html

____________________________________
Nie jesteś tym, kim myślisz, że jesteś - lecz tym, kim się stajesz, gdy myślisz kim jesteś.


04 lip 2012, 22:40
Zobacz profil
Specjalista
Avatar użytkownika

 REJESTRACJA30 kwi 2006, 13:31

 POSTY        905

 LOKALIZACJAUS Polska
Post Re: Kącik Kulturalno-Patriotyczny
Marsz pamięci w rocznicę Krwawej Niedzieli na Wołyniu


Marszem pamięci spod gmachu PAST-y pod tablicę upamiętniającą zamordowanych przez Ukraińską Armię Powstańczą, zapaleniem zniczy i złożeniem kwiatów uczczono w środę w stolicy 69. rocznicę tzw. Krwawej Niedzieli, która rozpoczęła rzeź wołyńską.

- Ideą marszu jest upamiętnienie 130 tys. ofiar ludobójstwa OUN-UPA na terenie Wołynia i południowo-wschodnich województw przedwojennej Polski. Uważamy, że są to ofiary niechciane i jest to nie tylko zbrodnia, która nie została ukarana, ale wręcz się ją z pamięci wymazuje. Nie ma jej także w podręcznikach historii - powiedział Aleksander Szycht ze stowarzyszenia Memoriae Fidelis, organizującego marsz.

Jego zdaniem, 11 lipca jest, obok 1 i 17 września czy 11 listopada jedną z ważniejszych dat w naszej historii. - Niestety do tej pory parlamentarzyści nie uchwalili żadnego przepisu, który by czcił tę rocznicę. Mamy nadzieję, że to się zmieni. W marszu uczestniczą weterani pamiętający tamte wydarzenia, członkowie rodzin ofiar, a także młodzież - mówił Szycht.
Wśród przybyłych na marsz był m.in. kompozytor Krzesimir Dębski, którego dziadkowie zginęli z rąk UPA. - Pochodzę z rodziny dotkniętej tymi straszliwymi zbrodniami, przez które nie miałem możliwości poznać moich dziadków. Babcia była Ukrainką i mimo to została zamordowana przez nacjonalistów, a jej jedyną winą było zapewne to, że wyszła za Polaka. Przyszedłem tu by uczcić pamięć ofiar i przypomnieć o tamtych wydarzeniach. Mam nadzieję, że takie marsze przyczynią się do zwiększenia wiedzy i świadomości tamtych wydarzeń - podkreślił Dębski.

Uczestnicy marszu, których jak oceniła policja było ok. 150, przeszli spod gmachu PAST-y na Krakowskie Przedmieście pod tablicę upamiętniającą zamordowanych przez Ukraińską Armię Powstańczą. Nieśli transparent z napisem "Ludobójstwo wołyńsko-małopolskie. Pamięć niewygodna", plakaty z apelem "Wołyń '43. Pamiętaj pamiętać" oraz flagi narodowe. W marszu wzięli udział m.in. posłowie PiS Dorota Arciszewska-Mielewczyk i Artur Górski. Pod tablicą złożono kwiaty i zapalono znicze, a pamięć ofiar uczczono minutą ciszy.

11 lipca 1943 r. rozpoczęła się masowa akcja przeciwko ludności polskiej przeprowadzona przez Ukraińską Powstańczą Armię (UPA) na Wołyniu, określana mianem rzezi wołyńskiej. Tego dnia, nazwanego później Krwawą Niedzielą, zaatakowano ludność z blisko 100 polskich miejscowości. Historycy oceniają, że podczas rzezi wołyńskiej zginęło od 30 do 60 tys. Polaków. Strona ukraińska ocenia swoje straty na 10-12, a nawet 20 tys. ofiar, przy czym część ofiar zginęła z rąk UPA za pomoc udzielaną Polakom lub odmowę przyłączenia się do sprawców rzezi.

(jmr)
http://wiadomosci.onet.pl/regionalne/wa ... omosc.html


11 lip 2012, 22:44
Zobacz profil
Zawodowiec
Avatar użytkownika

 REJESTRACJA21 paź 2006, 19:09

 POSTY        7731

 LOKALIZACJATriCity
Post Re: Kącik Kulturalno-Patriotyczny
Po POPIs'owcach zostało puste miejsce...

Pisząc „popisowcy", nie mam na myśli ludzi popierających koalicję PO - PiS.
Ten projekt stał się nieaktualny po 2005 roku i była to decyzja Platformy.

Piszę o wrażliwości, która przejmowała co najlepsze z tradycji konserwatywno-narodowej i liberalnej. Z ducha buntu przeciw postpeerelowskiemu establishmentowi i pozytywnej pracy na rzecz reform.  Ta wrażliwość poniosła 10 kwietnia 2010 roku ciężkie straty.

Wspomnijmy Tomasza Mertę, wiceministra w obu rządach: pisowskim i platformerskim, skoncentrowanego na dziedzictwie narodowej kultury. Władysława Stasiaka, który do końca miał przyjaciół po obu stronach barykady, i Grażynę Gęsicką, którą żegnał na pogrzebie Michał Boni. Janusza Kurtykę wybranego na prezesa IPN głosami obu partii. I Janusza Kochanowskiego, któremu funkcję rzecznika praw obywatelskich oferowały i PO, i PiS.

Wszyscy zginęli, a ich śmierć pogłębiła rowy. Ja się nie dziwię, że dziś smoleńskie wdowy: Magdalena Merta, Zuzanna Kurtyka czy Ewa Kochanowska, mówią twardymi słowami o obecnym rządzie. Nie zrobił wszystkiego, aby wyjaśnić śmierć ich mężów czy choćby bronić godności tej śmierci. Opuścił je, co drastycznie zawęziło pole wszelkich kompromisów. Ale to też nadało tym zgonom dodatkowego dramatyzmu.
Nawet pomawiany o „fundamentalizm" Kurtyka do ostatniej chwili szukał kontaktu ze „starą Platformą", tą tworzoną przez dawnych kolegów z NZS, z Platformą, którą znaliśmy z czasów po aferze Rywina. Tyle że z tamtej Platformy zostało tak mało.

Tych ludzi bito głupio i brzydko. Dlatego Grażyna Gęsicka brutalne ataki na siebie porównywała do rasizmu, bo jako subtelny akademik spodziewała się merytorycznej dyskusji. A rzecznik Kochanowski, będąc jednym z najbardziej niezależnych ludzi w Polsce, był przedstawiany jako marionetka PiS.
 
W tej katastrofie zginął i największy popisowiec: Lech Kaczyński. Jak to, powie ktoś, był z obozem PO w najtwardszym sporze. To prawda, i przeciwstawianie go bratu to absurd.  Ale zmiękczał projekt PiS inteligenckim liberalizmem (używam tego słowa z braku lepszego), nie lubił tradycji endeckiej. Był niezwykle otwarty na ludzi z innych środowisk. Jego ciekawości świata bardzo brakuje. Komu by dziś przyszło do głowy organizować pluralistyczne seminaria w Lucieniu?

Rozumiem, że to nie do ocalenia, na długie lata. I bardzo mi tego żal.
Piotr Zaremba

Źródło: http://www.rp.pl/artykul/858565.html

Co się dzieje?

Stało się
i dzieje w dalszym ciągu
i będzie dziać nadal
jeśli nic się nie stanie co to wstrzyma.

Niewinni nie wiedzą o niczym
bo są zbyt niewinni
Winni nie wiedzą o niczym
Bo są zbyt winni

Biedni nie pojmują tego
bo są zbyt biedni
Bogaci tego nie pojmują
bo są zbyt bogaci

Głupcy wzruszają ramionami
bo są zbyt głupi
Mądrzy wzruszają ramionami
bo są zbyt mądrzy

Młodych to nie obchodzi
bo są za młodzi
Starych to teź nie obchodzi
bo są zbyt starzy

Dlatego nic się przeciw temu nie dzieje
i dlatego to się stało
i dlatego to się dzieje
i dziać będzie nadal

- Erich Fried -

____________________________________
Nie jesteś tym, kim myślisz, że jesteś - lecz tym, kim się stajesz, gdy myślisz kim jesteś.


14 lip 2012, 13:47
Zobacz profil
Zawodowiec
Avatar użytkownika

 REJESTRACJA25 cze 2009, 12:10

 POSTY        3598
Post Re: Kącik Kulturalno-Patriotyczny
1/ Kat Warszawy umarł w luksusie. Niemcy go szanowali

Załącznik:
634792707520069913.jpg

Hitlerowski zbrodniarz Heinz Reinefarth zrobił po wojnie karierę polityczną w zachodnich Niemczech, a rząd dał mu generalską emeryturę.

Na rękach Heinza Reinefartha (†76 l.) była krew dziesiątków tysięcy polskich patriotów. Jednak ten hitlerowski generał nigdy nie odpowiedział za swoje potworne zbrodnie. Mało tego, po wojnie żył sobie wygodnie w zachodnich Niemczech. Zrobił karierę w polityce, a nawet dostał od bońskiego rządu generalską emeryturę.

Dowodzone przez Reinefartha oddziały uczestniczyły w tłumieniu Powstania Warszawskiego. To jego żołnierze wymordowali w ciągu dwóch dni 50 tys. mieszkańców warszawskiej Woli. Już 5 sierpnia 1944 r. telefonicznie skarżył się dowódcy 9 Armii stacjonującej pod Warszawą, że ma za mało amunicji, by zlikwidować wszystkich jeńców.

Oddziały Reinefartha dokonywały krwawej rzeźi na powstańcach, mordów i gwałtów na ludności cywilnej także na Starym Mieści, a potem na Czerniakowie. Po upadku powstania Hitler był pod wielkim wrażeniem jego okrucieństwa – Reinefahrta odznaczono Dębowymi Liśćmi do noszonego już przez niego Żelaznego Krzyża.
(...)
czytaj dalej

http://www.fakt.pl/Kat-Warszawy-zyl-wyg ... 268,1.html
---------------------------------------------------------------------------------------------------------

2/ Genialny film o Powstaniu! Ma tylko 90 sek.! ZOBACZ

1 sierpnia mija 68. rocznica wybuchu Powstania Warszawskiego. O 17.00 znowu stanie Warszawa. Ci, którzy staną o tej godzi, oddadzą w ten sposób hołd ludziom, którym przyszło żyć i walczyć w okrutnych czasach walki z faszyzmem. Uczestnicy ”wyścigu szczurów” raczej tego nie zrobią. Oni nie mają czasu dla innych

Wycie syren, wstrzymany ruch i minuta ciszy. Tak zawsze wygląda uczczenie ofiar Powstania Warszawskiego i tak wyglądać będzie także dziś.

By kierowcy i piesi nie zapomnieli o zatrzymaniu się, powstał specjalny filmik. "There is a city" pokazuje jak zatłoczona i pełna gwaru Warszawa zatrzymuje się na jedną minutę. Tak jest co roku. I niech tak będzie. Ku pamięci ludzi, którym przyszło żyć w naprawdę strasznych czasach wojny.

Bo jeśli zapomnimy o ich losie, i o tym jak koszmarnym doświadczeniem jest wojna, jakiś polityk prędzej czy później wykorzysta naszą obojętność i uwikła nasz kraj w kolejny konflikt, w którym ginąć będą niewinni ludzie!

http://www.fakt.pl/Powstanie-Warszawski ... 412,1.html


 Nie masz wystarczających uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego postu.


01 sie 2012, 18:20
Zobacz profil
Zawodowiec
Avatar użytkownika

 REJESTRACJA25 cze 2009, 12:10

 POSTY        3598
Post Re: Kącik Kulturalno-Patriotyczny
Wybuczeli premiera na Powązkach!

Nie obyło się bez skandalu podczas składania wieńca przy pomniku Gloria Victis na Powązkach. Kiedy wieniec składali: premier Donald Tusk i szef kancelarii prezydenta Jacek Michałowski dało się słyszeć buczenie.

Proszę was w imieniu tych, którzy tu spoczywają; mam nadzieję, że (...) w tym roku nie będzie żadnych buczeń i gwizdów – tak prezes Związku Powstańców Warszawskich Zbigniew Ścibor-Rylski apelował do zebranych na Powązkach. Zwrócił uwagę, że cmentarz nie jest miejscem do wygłaszania politycznych poglądów. Na nic się to nie zdało.

Wśród tłumu słychać było wyraźne i głośne buczenie, gdy wieniec składali: premier Donald Tusk i – w imieniu prezydenta Bronisława Komorowskiego – szef kancelarii prezydenta Jacek Michałowski. Gdy przedstawiciele władz państwowych opuszczali uroczystość, rozległy się okrzyki "hańba".

Przybycie Antoniego Macierewicza część zgromadzonych powitała oklaskami.

Uroczystość pod pomnikiem Gloria Victis na Wojskowych Powązkach w Warszawie stanowi co roku punkt kulminacyjny oficjalnych obchodów rocznicy wybuchu Powstania Warszawskiego.

http://www.fakt.pl/Obchody-rocznicy-Pow ... 543,1.html


02 sie 2012, 05:41
Zobacz profil
Zawodowiec
Avatar użytkownika

 REJESTRACJA23 sie 2009, 07:34

 POSTY        3657
Post Re: Kącik Kulturalno-Patriotyczny
Modlitwa do Tuska

Wierzę w jednego Tuska, Ojca Wszech-uwielbianego, Stworzyciela Stadionów i Autostrad, wszystkich dotacji z Unii widzialnych i niewidzialnych. I w jednego Pana Rostowskiego, doradcę Tuska prawdomównego, który z Putina jest zrodzony przed wszystkimi długami. Tusk z Tuska, Europejskość z Europejskości, Fakty prawdziwe z TVNu prawdziwego. Przez Lisa stworzone, mówione. Współistotne Tuskowi, a przez Niego wszystko się stało. On to dla nas lemingów i dla naszego ogłupienia zstąpił z Kremla. I za sprawą Putina Wielkiego przyjął miliardy z Unii i stał się komuchem. Pomógł Grecji również za nas, pod namową Angeli został poklepany i pochwalony. I ponownie wybrany dnia trzeciego, jak oznajmia OBOP. I wstąpił do Rządu; siedzi po prawicy Bronka. I powtórnie przyjdzie w chwale na następną kadencję, a Ku..estwu Jego nie będzie końca. Wierzę w pancerną brzozę, Sikorskiego, jej Ożywiciela, który od Tuska i Rostowskiego pochodzi. Który z Tuskiem i Bronkiem wspólnie odbiera uwielbienie i chwałę który mówi przez Olejnik i Durczoka. Wierzę w jeden, wielki, powszechny i europejski kryzys. Wyznaję brak emerytury na odpuszczenie grzechów. I oczekuję kromki chleba, szklanki wody i nowej edycji Tańca z Gwiazdami w TVN


http://www.sadistic.pl/modlitwa-do-tuska-vt132131.htm

____________________________________
Videtur et hoc mihi Platforninem non debere esse
Poza tym uważam że Platformę należy zniszczyć
/Katon starszy/


Ostatnio edytowano 16 sie 2012, 13:43 przez Badman, łącznie edytowano 1 raz



16 sie 2012, 13:43
Zobacz profil
Wyświetl posty nie starsze niż:  Sortuj wg  
Odpowiedz w wątku   [ Posty: 1058 ]  idź do strony:  Poprzednia strona  1 ... 46, 47, 48, 49, 50, 51, 52 ... 76  Następna strona

 Nie możesz rozpoczynać nowych wątków
 Nie możesz odpowiadać w wątkach
 Nie możesz edytować swoich postów
 Nie możesz usuwać swoich postów
 Nie możesz dodawać załączników

Skocz do: