Teraz jest 10 wrz 2025, 22:44



Odpowiedz w wątku  [ Posty: 2082 ]  idź do strony:  Poprzednia strona  1 ... 100, 101, 102, 103, 104, 105, 106 ... 149  Następna strona
Katastrofa smoleńska 
Autor Treść postu
Zawodowiec
Avatar użytkownika

 REJESTRACJA10 lis 2006, 07:34

 POSTY        3465
Post Re: Katastrofa smoleńska
Nowe fakty ws. katastrofy
Będą badania na drugim Tu-154


Biegli powołani przez prokuraturę wojskową ws. katastrofy smoleńskiej chcą przeprowadzić badania z wykorzystaniem Tu-154M, bliźniaczej maszyny do tej, która rozbiła się 10 kwietnia 2010 r. - podał płk Zbigniew Rzepa, rzecznik Naczelnej Prokuratury Wojskowej. Rzepa nie ujawnił jednak, na czym będą polegać te badania.
Drugi Tu-154, po likwidacji 36. Specjalnego Pułku Lotnictwa Transportowego, został przekazany Agencji Mienia Wojskowego, która chce go sprzedać. "Agencja zwróciła się do prokuratury w tej kwestii; odpowiedzieliśmy, że na razie maszyna ma pozostać do dyspozycji prokuratury" - powiedział Rzepa.
Sama AMW podkreślała, że nie oznacza to wstrzymania procedury przygotowania przetargu na sprzedaż samolotu, a jedynie "uwzględnienie prac prowadzonych przez biegłych" Wojskowej Prokuratury Okręgowej w Warszawie, prowadzącej śledztwo w sprawie katastrofy.

Szef MON Tomasz Siemoniak w czwartek powiedział dziennikarzom, że rozmawiał o tym z prokuratorem generalnym Andrzejem Seremetem.
"Oczywiście ministerstwo obrony jest gotowe na pełną współpracę z prokuraturą, natomiast chcemy uświadomić prokuraturze, że to się wiąże z pewnymi kosztami, że utrzymywanie samolotu, utrzymywanie załóg, jeśli by prokuratura chciała jakieś takie czynności procesowe przeprowadzać, ma swój koszt. Czekamy na ostateczne stanowisko prokuratury w tej sprawie. Tutaj pogodzić trzeba różne interesy publiczne" - dodał szef MON.

Poznamy opinię po badaniu "czarnych skrzynek"? "Wszystko zależy od prokuratora"
Prokurator zajmujący się śledztwem dotyczącym katastrofy smoleńskiej dopiero po analizie opinii biegłych w sprawie "czarnych skrzynek" Tu-154M podejmie decyzję, czy ujawnić tę opinię - poinformowała prokuratura wojskowa.
Rzecznik prasowy Naczelnej Prokuratury Wojskowej płk Zbigniew Rzepa dodał, że na decyzję o ewentualnym ujawnieniu opinii fonoskopijnej nie będą miały wpływu przepisy Prawa lotniczego, które w tej sytuacji nie mają zastosowania. Niedawno w mediach pojawiły się spekulacje, że wprowadzone we wrześniu nowe uregulowania tej ustawy uniemożliwiają publikację stenogramów rozmów z kokpitu samolotu, bez uprzedniej zgody sądu.
- Wszystko zależy od prokuratora - referenta śledztwa, on będzie decydował czy ujawniać, w jakim trybie i w jakim zakresie - powiedział wojskowy prokurator.

Płk Rzepa dodał, że według zapisu Prawa lotniczego "sąd nie decyduje o upublicznieniu czegokolwiek".
- Sąd jedynie ewentualnie wyraża zgodę na udostępnienie na potrzeby postępowania przygotowawczego, sądowego lub sądowo-administracyjnego wyników badań okoliczności i przyczyn wypadków lotniczych, zebranych podczas prowadzenia badania zdarzenia lotniczego przez Komisję Badania Wypadków Lotniczych Lotnictwa Państwowego - zaznaczył prokurator.
Ekspertyza biegłych w sprawie "czarnych skrzynek" Tu-154, który rozbił się 10 kwietnia 2010 r. w Smoleńsku wpłynęła do prowadzącej śledztwo dotyczące katastrofy Wojskowej Prokuratury Okręgowej w Warszawie w środę.
- Opinia składa się nie tylko ze stenogramów, ale i części opisowej; obecnie trwa jej analiza - poinformował płk Rzepa. Na razie nie wiadomo, jak długo prokuratorzy będą zapoznawać się z ekspertyzą. Nad opinią fonoskopijną nagrań "czarnych skrzynek" na potrzeby śledztwa WPO od lata 2010 r. pracował Instytut Ekspertyz Sądowych im. J. Sehna z Krakowa.

W czerwcu 2010 r. MSWiA ujawniło dokonaną przez rosyjski MAK transkrypcję nagrań czarnych skrzynek. Część nagrań była nieczytelna, dlatego WPO przekazała je wtedy biegłym z Krakowa. Polscy biegli pracowali na kopiach zapisów - ich oryginały znajdują się w Rosji w dyspozycji tamtejszej prokuratury i nie będą przekazane Polsce przed zamknięciem rosyjskiego śledztwa ws. katastrofy. Prokuratura polska wcześniej informowała, że nie ma zagrożenia, by w oryginalne zapisy ingerowano. Aby analiza biegłych mogła być ukończona, biegli musieli zbadać oryginalne nośniki z Rosji. Doszło do tego podczas czerwcowej wizyty biegłych w Moskwie.
W sierpniu br. prokuratura wojskowa powołała zespół kilkunastu biegłych, który ma opracować całościową ekspertyzę dotyczącą stanu technicznego Tu-154M, jego pilotażu w trakcie lotu do Smoleńska i technicznego przygotowania.
Śledztwo WPO jest prowadzone w sprawie "nieumyślnego sprowadzenia katastrofy w ruchu powietrznym, w wyniku której śmierć ponieśli wszyscy pasażerowie samolotu Tu-154", w tym prezydent Lech Kaczyński z małżonką. W końcu sierpnia br. WPO postawiła zarzuty niedopełnienia obowiązków służbowych dwóm oficerom, którzy w 2010 r. zajmowali dowódcze stanowiska w 36. specpułku. Chodzi o organizację lotu Tu-154M w zakresie wyznaczenia i przygotowania załogi samolotu. Podejrzani nie przyznali się do winy i odmówili wyjaśnień. Grozi im do 3 lat więzienia. Śledztwo jest przedłużone do 10 kwietnia 2012 r.
(.....)

Wasze komentarze (100)

~Oczy:
No to gwarantuje kazdemu ze to nastepne kretactwo.Dlaczego symuluje sie lot drugim podobnym samolotem,Dalczego nie bada sie wraku rozbitego samolotu???? Nigdzie na swiecie nie postepuje sie w ten sposob.Zawsze pierwsze co sie bada to wrak w tym przypadku jednak niszczono wrak ,w jakim celu?? wiadomo zeby zatrzec dowody zbrodni.Polska wojskowa prokuratura albo jest w zmowie albo ma "rece zwiazane" i nic nie zrobi zeby ujawnic prawde.

ir_onia:
No i po co to wszystko?Cały swiat juz wie, ze winni byli piloci i pijany generał ,bo powiedziała mu, temu swiatu Anodina, przy braku reakcji polskich władz, a własciwie z potwierdzeniem poprzez raport Milera Szkoda zachodu i kasy i tak sie nikt prawdy nie dowie, przynajmniej przez najblizszych kilkadziesiat lat , póki odpowiedzialni za katastrofe zyją

agatapielucha:
Pijany general kazal Protasiukowi leciec w krzaki - ta wersja anodiny i milera POszla w swiat.a sledczy pulkownik zostal generalem. Samolot POciety rdzewieje na smolenskiej ziemi przesianej i przekopanej na metr by nie nadawal sie do transportu i skoncvzyl w hucie a z czarnych skrzynek mamy juz 11 wersje, ktora ma nam udowodnic ze na POkladzie byly tance hulanki swawele ledwie karczmy nie rozwala hejze hola.

~Mycroft:
Jutro przeczytamy w wyborczej, że odczytano nowe słowa z zapisów rejestratorów Tupolewa: "Pierwszy zaprasza na jednego". W porank
u radia TOK pochylą się nad nimi z satysfakcją Tomasz Wołek i Tomasz Lis, a wieczorem dobitnie spuentuję Monika Olejnik...

http://wiadomosci.onet.pl/raporty/katas ... omosc.html

____________________________________
"Demokracja to cztery wilki i owca głosujące o obiedzie" R.A.Heinlein


29 gru 2011, 22:46
Zobacz profil
Zawodowiec
Avatar użytkownika

 REJESTRACJA25 cze 2009, 12:10

 POSTY        3598
Post Re: Katastrofa smoleńska
Tu-154M leciał na nielegalnym autopilocie?

Amerykańskie systemy FMS i TAWS zamontowane w polskich rządowych tupolewach nie przeszły wymaganej certyfikacji
- pisze "Nasz Dziennik". Zdaniem cytowanego przez gazetę rosyjskiego pilota doświadczalnego, rosyjski Międzypaństwowy Komitet Lotniczy nie mógł wobec tego wydać zgody na wprowadzenie systemów do oprzyrządowania samolotu.

MON zakupiło te systemy w latach 1990-2001. Aby je zainstalować w samolocie, trzeba zmienić jego konstrukcję. A to wymagało konsultacji z producentem - zakładami tupolewa oraz urzędem nadzorującym lotnictwo - czyli w tym przypadku MAK. Okazuje się jednak, że ani MON ani Dowództwo Sił Powietrznych nie ma umów, które wtedy podpisywano.

"Nasz Dziennik" dowiedział się, że przyczyną kłopotów w prawidłowym przeprowadzeniu procedur z fabryką tupolewa była obecność pośredników. FMS i TAWS nie były bowiem kupione w Stanach, gdzie system produkowano, lecz w Czechach, w tamtejszych liniach lotniczych. Do tego w transakcji brał udział Bumar.

Rosjanie nie mieli zatem dostępu do oryginalnej amerykańskiej dokumentacji, a bez niej MAK nie chciał wydać swoich dokumentów.

Rosyjscy piloci, z którymi rozmawiał "Nasz Dziennik", wskazują, że niedopełnienie tych procedur dodatkowo utrudniało pracę załodze lecącego 10 kwietnia 2010 roku do Smoleńska. Musiała bowiem wybierać sposób lądowania, czego nie powinna robić.

http://fakty.interia.pl/raport/lech-kac ... 39419,6912


30 gru 2011, 14:59
Zobacz profil
Zawodowiec
Avatar użytkownika

 REJESTRACJA25 cze 2009, 12:10

 POSTY        3598
Post Re: Katastrofa smoleńska
Co mówił Błasik w kabinie?

Eksperci odczytali już prawie wszystkie słowa, jakie padły w kokpicie tupolewa podczas tragicznego lotu do Smoleńska. Większość to wypowiedzi gen. Andrzeja Błasika (+48 l.)

Czy szef lotnictwa, powołując się na prezydenta, kazał pilotom lądować mimo mgły? Osoby związane z prokuraturą, które znają zapis tych rozmów, zdradzają Faktowi, że nie ma na to żadnego dowodu.

Biegli z krakowskiego Instytutu Ekspertyz Sądowych przeprowadzili na polecenie wojskowej prokuratury ekspertyzę fonoskopijną zapisów z czarnych skrzynek tupolewa, który rozbił się 10 kwietnia 2010 r. pod Smoleńskiem.

Nowe słowa odczytane

Udało im się odczytać kilkadziesiąt nowych słów, do tej pory oznaczanych w odczytach jako niezrozumiałe. Z nieoficjalnych informacji z prokuratury wynika, że większość tychże słów eksperci przypisali gen. Błasikowi, który był w kokpicie w ostatniej fazie tragicznego lotu.

Śledczy chcą publikacji


Według naszych informacji, odczytane słowa nie świadczą o tym, by generał powoływał się prezydenta i naciskał na pilotów, by mimo mgły lądowali na lotnisku Siewiernyj. – Nowe słowa nie przynoszą przełomu w sprawie – zdradza nam osoba znająca kulisy śledztwa.

Wojskowi prokuratorzy teraz zapoznają z opinią biegłych i niebawem mają przekazać informacje o ustaleniach ekspertów.

http://www.fakt.pl/Co-mowil-Blasik-w-ka ... 090,1.html


09 sty 2012, 09:05
Zobacz profil
Zawodowiec
Avatar użytkownika

 REJESTRACJA10 lis 2006, 07:34

 POSTY        3465
Post Re: Katastrofa smoleńska
Pytał o Smoleńsk, musi odejść

Nadzorujący smoleńskie śledztwo gen. Zbigniew Woźniak, zastępca naczelnego prokuratora wojskowego, odchodzi z prokuratury. To on uznał, że należy wykonać ekspertyzę w Instytucie Ekspertyz Sądowych im. prof. J. Sehna - ustaliła „Gazeta Polska Codziennie”.

Ekspertyza Instytutu im. J. Sehna całkowicie zmienia dotychczasowe ustalenia i pokazuje fałszerstwa w raportach MAK i komisji Jerzego Millera.

- Wcześniej opierano się tylko na ekspertyzie kryminalistycznej biegłych z Komendy Głównej Policji. To prokurator Woźniak stwierdził, że musi być ekspertyza biegłych z Instytutu im. prof. J. Sehna - mówią nasi informatorzy.

- Sytuacja w prokuraturze wojskowej jest nie do zniesienia. Gen. Woźniak po prostu został zmuszony do odejścia. Zastanawiające jest to, że jego nazwisko pojawia się w aktach prokuratorskich w sprawie prokuratora Marka Pasionka. To może oznaczać, że prok. Woźniak, zastępca szefa NWP, był inwigilowany - dodają nasi rozmówcy.

Chodzi o postępowanie dotyczące rzekomych przecieków do mediów informacji ze śledztwa smoleńskiego. Zdaniem naszych informatorów przecieki były wygodnym pretekstem do pozbycia się gen. Woźniaka z prokuratury wojskowej.

- Parulski nie znosi gen. Woźniaka od czasu wyborów prokuratora generalnego. Gen. Woźniak wystartował w nich, gdyż chciał odejść z prokuratury wojskowej. Jego zwierzchnikiem był szef NPW Krzysztof Parulski, który wówczas był pułkownikiem, a jego podwładny prok. Woźniak - generałem. Istotne jest także to, że generalskie szlify prok. Woźniak dostał od prezydenta RP Lecha Kaczyńskiego, który jednocześnie nie dał „generała” Parulskiemu ze względu na jego przeszłość w czasach PRL-u - mówi nam jeden z prokuratorów.

Informacje o odejściu zastępcy szefa NWP potwierdza rzecznik prasowy płk Zbigniew Rzepa.
- Pan gen. Woźniak nabył prawa emerytalne i z dniem 1 marca odchodzi w stan spoczynku - mówi nam płk Rzepa.

Gen. Woźniak nadzorował śledztwo ws. katastrofy smoleńskiej i chciał, aby sprawą zajął się prok. Marek Pasionek. Dzięki Woźniakowi do Polski trafiły stenogramy przesłuchań kontrolerów wieży smoleńskiej, dzięki niemu również podjęto badanie jednego z kluczowych dowodów - filmu „1'24” nagranego telefonem komórkowym w pierwszych minutach po katastrofie. Ekspertyza zamówiona przez gen. Woźniaka w ABW już 14 kwietnia 2010 r. wykazała, że film jest autentyczny i nie był montowany.

- Odejście gen. Woźniaka z prokuratury oznacza, że śledztwo smoleńskie będzie prowadzone pod dyktando gen. Krzysztofa Parulskiego. Nie wolno będzie się zwracać o pomoc do Amerykanów, bo „chcą skłócić Polaków”, więc za kontakty z nimi można usłyszeć zarzuty. Przykładem takiego stawiania sprawy jest prok. Marek Pasionek - mówi nam Antoni Macierewicz (PiS), szef zespołu parlamentarnego badającego katastrofę smoleńską.

Macierewicz dodaje, że gdyby nie ekspertyza filmu „1'24”, zamówiona przez gen. Woźniaka, jedynym dowodem filmowym z pierwszych chwil po katastrofie byłby materiał Sławomira Wiśniewskiego, który - jak się okazało - był przez autora zmontowany.
- Prok. Woźniak podważał wartość materiałów, które otrzymaliśmy od rosyjskiej prokuratury. Uważał, że Rosjanie przekazują nam niepełne akta, a to, co trafia do Polski, jest mało istotne  - mówi nam osoba znająca szczegóły smoleńskiego śledztwa.

Cały tekst ukazał się w dzisiejszym numerze "Gazety Polskiej Codziennie".

http://niezalezna.pl/21863-pytal-o-smolensk-musi-odejsc

____________________________________
"Demokracja to cztery wilki i owca głosujące o obiedzie" R.A.Heinlein


19 sty 2012, 00:05
Zobacz profil
Zawodowiec
Avatar użytkownika

 REJESTRACJA25 cze 2009, 12:10

 POSTY        3598
Post Re: Katastrofa smoleńska
Ciała 13 osób w miejscu kokpitu

Informacje otrzymane od prokuratorów wojskowych podważają kolejne dowody na obecność gen. Błasika w kabinie pilotów Tu-154

Wojskowa prokuratura poinformowała "Rz" o tym, gdzie znaleziono ciała członków załogi samolotu, który rozbił się 10 kwietnia pod Smoleńskiem. Obalają one teorię według której w kabinie oprócz załogi przebywał dowódca Sił Powietrznych gen. Andrzej Błasik. Opierała się na rozpoznaniu jego głosu i miejscu znalezienia jego zwłok w sektorze pierwszym, obok ciała nawigatora Artura Ziętka.

– W sektorze tym znaleziono także 12 ciał i fragmentów ciał innych ofiar. Jedno z tych ciał należało do członka załogi (chodzi o nawigatora - red.) – poinformował „Rz" ppłk Zbigniew Rzepa, rzecznik Naczelnej Prokuratury Wojskowej.

Co więcej, okazuje się, że w tym sektorze nie znaleziono zwłok pilotów Arkadiusza Protasiuka i Roberta Grzywny oraz mechanika Andrzeja Michalaka. – Ciała pozostałych członków załogi znaleziono w sektorach 2 i 3 – informuje Rzepa.

W ubiegłym tygodniu "Rz"  ujawniła, że w ekspertyzie wykonanej przez krakowski Instytutu Ekspertyz Sądowych, nie przypisano żadnej wypowiedzi z kokpitu Błasikowi. Czy ta informacja, która podważa obecność gen. Błasika w kokpicie? – Moim zdaniem nie – mówił wczoraj "michnikowemu szmatławcowi" Jerzy Miller, były szef komisji badającej okoliczności katastrofy. – Wiadomo, czyje ciała znaleziono w kokpicie. Sektor pierwszy to kokpit. I wśród znalezionych tam ciał był gen. Błasik.

Adwokat wdowy po gen.Błasiku Bartosz Kownacki: – Te informacje dowodzą, że to, co mówi Jerzy Miller nie jest spójne. Sam fakt znalezienia jednego ciała przy drugim  nie upoważnia do stwierdzenia, że dana osoba była, lub nie, w kokpicie.

Dziś premier Donald Tusk po spotkaniu z członkami komisji Millera ma podjąć decyzję czy wznowić jej prace.

http://www.rp.pl/artykul/459542,794694- ... -cial.html


19 sty 2012, 21:22
Zobacz profil
Zawodowiec
Avatar użytkownika

 REJESTRACJA21 paź 2006, 19:09

 POSTY        7731

 LOKALIZACJATriCity
Post Re: Katastrofa smoleńska
silniczek                    



Ciała 13 osób w miejscu kokpitu

Informacje otrzymane od prokuratorów wojskowych podważają kolejne dowody na obecność gen. Błasika w kabinie pilotów Tu-154
– W sektorze tym znaleziono także 12 ciał i fragmentów ciał innych ofiar. Jedno z tych ciał należało do członka załogi (chodzi o nawigatora - red.) – poinformował „Rz" ppłk Zbigniew Rzepa, rzecznik Naczelnej Prokuratury Wojskowej.
Co więcej, okazuje się, że w tym sektorze nie znaleziono zwłok pilotów Arkadiusza Protasiuka i Roberta Grzywny oraz mechanika Andrzeja Michalaka. – Ciała pozostałych członków załogi znaleziono w sektorach 2 i 3 – informuje Rzepa.
Te informacje dowodzą, że to, co mówi Jerzy Miller nie jest spójne. Sam fakt znalezienia jednego ciała przy drugim  nie upoważnia do stwierdzenia, że dana osoba była, lub nie, w kokpicie.

Dziś premier Donald Tusk po spotkaniu z członkami komisji Millera ma podjąć decyzję czy wznowić jej prace.

http://www.rp.pl/artykul/459542,794694- ... -cial.html


Zakład o co chcesz, że nie wznowią?

A dla profesora od muchplujek to żaden dowód, że pilot np. z sektora 1 został znaleziony w sektorze, a gen. Błasik np. z sektora 2 w sektorze 1.
Winny jest Kaczyński, bo nie znaleziono go w żadnym tych sektorów!
I nieważne który Kaczyński!

W pierwszej części rozmowy z Onetem Stefan Niesiołowski powiedział:
- Drobny fakt, że gen. Błasik nie wypowiedział tych słów, a powiedział je ktoś inny, nie zmienia  ogólnego obrazu katastrofy. Nie ma żadnego nowego faktu, który by zmieniał obraz katastrofy. Ustalenia Raportu Millera wciąż obowiązują. Nawet jeśli dowódcy Sił Powietrznych nie było w kokpicie, to ten fakt niczego nie zmienia.
W poniedziałek PiS rozpęta na nowo piekło smoleńskie. Próbują robić to cały czas, ale nie mają argumentów.

http://wiadomosci.onet.pl/tylko-w-oneci ... omosc.html

____________________________________
Nie jesteś tym, kim myślisz, że jesteś - lecz tym, kim się stajesz, gdy myślisz kim jesteś.


19 sty 2012, 21:33
Zobacz profil
Zawodowiec
Avatar użytkownika

 REJESTRACJA25 cze 2009, 12:10

 POSTY        3598
Post Re: Katastrofa smoleńska
Pewnie, że nie wznowią, ale może to i lepiej ..., skoro komisja, nie mając dowodów, dochodziła do takich wniosków, to strach się bać, co jeszcze mogliby wymyślić. Może prokuraturze lepiej pójdzie.

1/ Gdzie zniknęły szczątki tupolewa?  

To, że rosyjscy żołnierze rozbijali młotami szyby w tupolewie i cięli piłą blachę jest pewne - dowody są na zdjęciach. Ale teraz polscy prokuratorzy chcą dokładnie zbadać, czy Rosjanie przy okazji nie zniszczyli ważnych elementów. Fakt ujawnia, jak to zrobią. Do Smoleńska z misją pojechała grupa śledczych, którzy wykonali zdjęcia, by teraz w laboratorium połączyć je w trójwymiarowy obraz całego tupolewa. A program komputerowy "odkryje" brakujące elementy

Wojskowi prokuratorzy chcą, by eksperci ustalili, jakie części wraku polskiego samolotu zostały zniszczone i czy Rosjanie niszczyli je celowo. Jak dowiedział się Fakt, między innymi właśnie po to pojechali do Smoleńska w listopadzie nasi eksperci i wojskowi śledczy.

– Biegli wykonali szczegółowe fotografie wszystkich elementów wraku, które teraz leżą na płycie lotniska w Smoleńsku. Zostaną one porównane z fotografiami wraku wykonanymi tuż po katastrofie – mówi nam osoba znająca kulisy śledztwa. Ale to nie wszystko, eksperci przeprowadzą też komputerową symulację – wizualne „złożenie” fragmentów samolotu. Na takim wirtualnym tupolewie będzie można zobaczyć nie tylko, czego brakuje, ale także uda się określić, jakie siły – naturalne, czy nie – działały na poszczególne elementy maszyny.

Prokuratura oficjalnie niewiele mówi na temat tej ekspertyzy. Przyznaje jedynie, że biegli przygotowują dla śledczych „wiele szczegółowych opinii”.


Waszym zdaniem
Czy Rosjanie powinni ponieść konsekwencje za niszczenie wraku?
TAK - 90%
NIE - 10%

http://www.fakt.pl/Gdzie-zniknely-szcza ... l#miniPoll

Powinni, tylko jakie, i w świetle jakiego prawa, toż Rosja prawu się nie kłania  ;)
-------------------------------------------------------------------------------

2/ Znany adwokat: Zbadać stan psychiczny Tuska

Mecenas Stefan Hambura domaga się, by katastrofą smoleńską zajęła się nowa komisja. Jego zdaniem powinna ona nie tylko sprawdzić oryginały czarnych skrzynek, ale także zająć się stanem psychicznym premiera.

Przede wszystkim warto by poddać analizie stan psychiczny premiera Tuska, Bogdana Klicha i Edmunda Klicha tuż po katastrofie. Ich działania w tym czasie zadecydowały bowiem o dotychczasowym przebiegu postępowania wyjaśniającego przyczyny tragedii smoleńskiej i śledztwa. Chciałbym wiedzieć, w jakim stanie emocjonalnym podejmowali wtedy swoje decyzje - mówi "Super Expressowi" Stefan Hambura. Czego się jeszcze domaga pełnomocnik części rodzin ofiar smoleńskich?

Jego zdaniem potrzebna też będzie ekshumacja ofiar.
Casus Zbigniewa Wassermanna pokazuje, z jaką nonszalancją Rosjanie prowadzili sekcje zwłok i że nie można im ufać. Skoro mamy taką możliwość, musimy w sposób transparenty i dokładny przeprowadzić badania. Nie bójmy się prawdy - mówi gazecie adwokat.

Wzywa też rząd, by dotarł do społeczności międzynarodowej z nową wersją raportu
. Jednak jeśli nic nie wyjaśnimy, nie będziemy mieli z czym wychodzić do społeczności międzynarodowej. I nieważne, ile potrwa dochodzenie do prawdy. Jest tu dostępne całe instrumentarium. Polski rząd powinien wiedzieć, jak się skutecznie promować, więc myślę, że jeśli tylko by chciał, mógłby skutecznie walczyć o dotarcie do społeczności międzynarodowej z prawdą o wydarzeniach ze Smoleńska - mówi.

http://wiadomosci.dziennik.pl/wydarzeni ... atrow.html


19 sty 2012, 22:03
Zobacz profil
Zawodowiec
Avatar użytkownika

 REJESTRACJA10 lis 2006, 07:34

 POSTY        3465
Post Re: Katastrofa smoleńska
silniczek                    



1/ Gdzie zniknęły szczątki tupolewa?  
To, że rosyjscy żołnierze rozbijali młotami szyby w tupolewie i cięli piłą blachę jest pewne - dowody są na zdjęciach. Ale teraz polscy prokuratorzy chcą dokładnie zbadać, czy Rosjanie przy okazji nie zniszczyli ważnych elementów. Fakt ujawnia, jak to zrobią. Do Smoleńska z misją pojechała grupa śledczych, którzy wykonali zdjęcia, by teraz w laboratorium połączyć je w trójwymiarowy obraz całego tupolewa. A program komputerowy "odkryje" brakujące elementyl


Na szczęście Rosjanie już budują wiatę!
Nie żartuję!!!
Naprawdę -wiadomość sprzed 9 godzin:

Rosjanie rozpoczęli prace nad budową zadaszenia wraku polskiego Tupolewa, który rozbił się w Smoleńsku. W czwartek, ze szczątek samolotu zdjęto brezent, którym był przykryty. Rosjanie rozpoczęli prace nad „sarkofagiem”, jednak na razie części wraku zupełnie nie są chronione. W Smoleńsku panuje zimowa auta, a szczątki samolotu przysypane są śniegiem.
Nie wiadomo również, jak będzie dokładnie wyglądało przykrycie wraku Tupolewa. Prawdopodobnie będzie to rodzaj blaszanej wiaty, utrzymującej się na stalowym szkielecie. Trudno powiedzieć kiedy zakończy się budowa konstrukcji. Zapewnienie o zbudowaniu wiaty nad wrakiem Prokurator Generalny Andrzej Seremet usłyszał podczas ostatniej wizyty w Rosji. Nadal nie wiadomo jednak - kiedy wrak wróci do kraju. W sprawie jego niszczenia wciąż toczy się polskie śledztwo.

http://www.se.pl/wydarzenia/swiat/smole ... 23056.html

Trudno powiedzieć kiedy zakończy się budowa konstrukcji? Spokojnie można przyjąć, że do wiosny zdążą.
Może jeszcze nie do tej zaraz w 2012 roku, ale do następnej mamy jak banku!
Jak w ruskim banku.

Przypominam: katastrofa miała miejsce 10 kwietnia 2010 roku.

____________________________________
"Demokracja to cztery wilki i owca głosujące o obiedzie" R.A.Heinlein


Ostatnio edytowano 19 sty 2012, 23:37 przez kominiarz, łącznie edytowano 1 raz



19 sty 2012, 23:32
Zobacz profil
Zawodowiec
Avatar użytkownika

 REJESTRACJA25 cze 2009, 12:10

 POSTY        3598
Post Re: Katastrofa smoleńska
O co chodzi z tą brzozą ?!
Załącznik:
634626628799398786.jpg

Czy brzoza o 44-centymetrowej średnicy mogła ściąć skrzydło tupolewa? A nawet - czy samolot w ogóle w nią uderzył?
O to spierają się eksperci i jeszcze ostrzej politycy
. "Sprawa brzozy" ze Smoleńska powróciła ze zdwojoną siłą, gdy okazało się, że na nagraniach z tupolewa - na nowo odczytanych przez ekspertów z Krakowa - nie słychać, że samolot uderza w drzewo

Według Rosjan tupolew na brzozie stracił część skrzydła i huk ten został zarejestrowany na czarnych skrzynkach. Ale polscy prokuratorzy wojskowi tak pewni tego już nie są.

- Nie można jednoznacznie stwierdzić, czy uszkodzenia skrzydła są spowodowane bezpośrednim uderzeniem w brzozę – tłumaczył płk Ireneusz Szeląg, powołując się na najnowsze ustalenia, czyli odczyty krakowskich specjalistów, którzy orzekli, że na nagraniach słychać tylko przesuwające się przedmioty.

Wątpliwości co do brzozy od dawna już zgłaszał Antoni Macierewicz (64 l.) z PiS, szef parlamentarnego zespołu ds. katastrofy smoleńskiej – komputerową analizę dla jego grupy przygotował prof. Wiesław Binienda (56 l.) z amerykańskiego uniwersytetu. Według niego nie ma takiej możliwości, by skrzydło 80-tonowej maszyny lecącej z prędkością nawet 280 km/h zostało urwane przez drzewo.

Jednak większość polskich ekspertów, jak choćby Tomasz Białoszewski, publicysta i ekspert lotniczy, jest zdania, że brzoza mogła i pewnie urwała tupolewowi skrzydło.

Mimo wszystko prokuratura wojskowa na razie nie orzeka ostatecznie o sprawie brzozy. – Wyniki eksperymentów, czy skrzydło samolotu mogło zostać uszkodzone przez brzozę, będą zawarte w końcowej opinii – tłumaczy płk Szeląg z prokuratury wojskowej, zapowiadając, że śledczy dokładnie zajmą się tym drzewem.

Jeden odgłos, trzy odczyty

- Raport MAK
8:40:59 odgłos zderzenia z drzewami

- Raport Millera
8:41:02 odgłos przypominający stuknięcie, zmiana akustyki

- Analiza krakowskich ekspertów
08:41:01 odgłosy przemieszczających się przedmiotów - do końca nagrania

http://www.fakt.pl/O-co-chodzi-z-ta-brz ... 408,1.html


 Nie masz wystarczających uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego postu.


22 sty 2012, 18:48
Zobacz profil
Zawodowiec
Avatar użytkownika

 REJESTRACJA23 sie 2009, 07:34

 POSTY        3657
Post Re: Katastrofa smoleńska
Anatomia smoleńskiej manipulacji

"Goście w kokpicie Tu-154" to tytuł kolejnego demaskatorskiego tekstu Agnieszki Kublik w "michnikowemu szmatławcowi".

Tekst mnie niezwykle rozbawił, nie ze względu na to, co w nim napisano, ale na to, czego w nim zabrakło. Najkrócej rzecz ujmując: Kublik pisze o tym, że podczas podchodzenia do lądowania kokpit zmienił się w park Łazienkowski. Z kilku słów ze stenogramu ma wynikać, że ktoś przychodzi, ktoś się wita, ktoś mówi „Tadek", ktoś mówi „siadajcie".

Dzisiejszy tekst to kontynuacja wczorajszego wywiadu z Jerzym Millerem, który zasugerował, że w kokpicie był też gen. Tadeusz Buk. Nie wiem, kto był w kokpicie. Wątpię by wiedziała to Agnieszka Kublik i Jerzy Miller. Jednak w jej tekście brakuje najważniejszej informacji - tego, co wieczorem ujawnił "Wprost" i "Rz", a co później u Moniki Olejnik potwierdził prokurator generalny Andrzej Seremet. W miejscu kokpitu po katastrofie, czyli w sektorze pierwszym znaleziono rzeczywiście tłum - przepraszam za czarny humor - bo aż 13 ciał. Co więcej, żadne z tych ciał nie należało ani do pierwszego, ani drugiego pilota.
Czyżby tłum wypchnął z kokpitu dowódcę maszyny?

Cała więc teoria o tym, że generał Błasik był w kokpicie, bo jego szczątki znaleziono obok ciała nawigatora zaczyna się sypać. Bo ciała pozostałych członków załogi były gdzie indziej, zaś w sektorze, który sam Jerzy Miller utożsamił z kokpitem znajdowało się 11 postronnych osób (prócz Błasika i nawigatora), z czego ośmiu było cywilami (jak dodał wczoraj Seremet).
Jak w parku Łazienkowskim?

Ale mówiąc całkiem serio - obserwując teksty w niektórych gazetach możemy się przekonać, jak wciąż opinia publiczna jest manipulowana w sprawie tej katastrofy. I to nie tylko przez wyznawców "sekty smoleńskiej" ale równie ochoczo przez jej przeciwników. Oczywiście nikogo konkretnie nie mam na myśli. To tylko taka anatomia kłamstwa smoleńskiego...

Michał Szułdrzyński

http://www.rp.pl/artykul/216162,795069- ... lacji.html

GW = GóWniana

____________________________________
Videtur et hoc mihi Platforninem non debere esse
Poza tym uważam że Platformę należy zniszczyć
/Katon starszy/


22 sty 2012, 23:21
Zobacz profil
Fachowiec
Własny awatar

 REJESTRACJA20 paź 2006, 18:38

 POSTY        1181
Post Re: Katastrofa smoleńska
Dlaczego aż tak kłamią w sprawie Smoleńska                    




"Dość Smoleńska" - krzyczą na nas prorządowe gazety i telewizje przy każdej okazji. Ale nie mówią prawdy: one same chcą mówić i mówią o Smoleńsku nawet więcej niż my.

10 kwietnia 2010 r. około godz. 9 rano dotarłem do redakcji "Wiadomości" na placu Powstańców. Zapowiadała się spokojna sobota, z oczywistym wydarzeniem numer jeden: obchodami 70. rocznicy zbrodni w Katyniu z udziałem śp. prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Reporterzy na miejscu, zadania przydzielone, technika pod kontrolą. Z punktu widzenia planowania dnia wszystko gotowe. Po przejrzeniu Internetu pozostało otworzyć czekającą w kierowniczej kanciapie, zapakowaną w przezroczystą folię, grubą paczkę z weekendową prasą. Zanim po nią sięgnąłem, rzuciłem okiem na trzy umieszczone wysoko, wyciszone telewizory, nastawione na stacje informacyjne. Zobaczyłem czerwono-żółte paski. To wystarczyło. Paczki z gazetami nie otworzyłem ani tej soboty, ani później. Mam ją w domu, jako pamiątkę po dniu, który miał się stać polskim 11 września. Zresztą ta data coraz częściej jest pisana właśnie tak, jak amerykański 11/09–10/04. Niestety, nie ma tu analogi, jeśli chodzi o reakcję państwa na dramatyczne wyzwanie. Nie ma też podobieństwa w sferze zjednoczenia społeczeństwa. Ale w sensie poczucia w jego znaczącej części, że to, co było – zamyka się w innym etapie, że to na długie lata punkt „zero”, do którego wszyscy się odnosimy – to był nasz 11/09.

Kiedy runie gmach kłamstwa i fałszu

Tydzień, który nastąpił później – do pogrzebu na Wawelu – pozostanie w pamięci jako czas szczególny, być może najważniejszy w życiu. Rzeka ludzi na Krakowskim Przedmieściu, morze zniczy, ponadgodzinne wydania „Wiadomości” najpierw sprzed Pałacu i ze Smoleńska, a później z Krakowa. Poczucie, że bierzemy udział w ważnych wydarzeniach historycznych, wielki żal po ofiarach, ale jednocześnie nutka nadziei, że oto runął gmach kłamstwa i fałszu, który kazał niemal wszystkim dziennikarzom szydzić z wielkiego prezydenta.

Cztery miesiące wcześniej, gdy zawsze odważny Bartek Wróblewski (też wyrzucony z TVP po wyborach prezydenckich) zaprezentował w swoim materiale o rocznicy prezydentury wypowiedź Bronisława Wildsteina oceniającą śp. Lecha Kaczyńskiego jako najlepszego prezydenta wolnej Polski, rozpętała się niesłychana burza. Teraz to samo mówili niemal wszyscy dziennikarze, a co najważniejsze – mówili to zwykli Polacy. Nagle zniknęły te wszystkie klisze, które tak konsekwentnie wpajano obywatelom od roku 2005. Zawalił się cały kod pojęciowy, cała siatka naznaczeń i stygmatyzacji. Skończyła się „medialna okupacja”, ludzie wyrwali z głów niewidzialne kable, którymi płynęły formułowane na tysiąc sposobów, ale zawierające jednolitą treść, przekazy dnia. To był rodzaj pokojowej rewolucji, wypowiedzenie posłuszeństwa, uobywatelnienie, wreszcie – to ważna analogia z Sierpniem ’80 – odblokowanie własnego języka. Polacy zaczęli własnymi słowami opisywać własne uczucia. Każdy mógł mówić, i wielu mówiło.

Najpierw przybrali żałobne maski

W tygodniu żałoby narodowej media te orkiestrowe, powtarzające jak echo wskazany przekaz – utraciły władzę nad umysłami i – co nawet ważniejsze – uczuciami obywateli (to były uczucia, nie „emocje”). Atmosfera była taka, że PR-owcy Radosława Sikorskiego („były prezydent Lech Kaczyński”) czy Janusza Palikota (nie trzeba cytować, nazwisko mówi wszystko) zastanawiali się, czy przed ich pracodawcami jest jeszcze polityczna przyszłość. Skompromitowani wówczas politycy rozsądnie schowali się do mysich dziur, ale dawni prześmiewcy ze świata mediów schować się nie mogli – to byłaby kapitulacja. Przybrali więc żałobne maski, obniżyli głosy i założyli ciemne garnitury, ale sami czuli, że w nowych rolach wypadają sztucznie, że ludzie wyczuwają fałsz i nienaturalność. Próbowali więc uciekać w stronę „technicznego” opisu zdarzenia, czyli traktować Smoleńsk wyłącznie jak katastrofę lotniczą gdzieś daleko stąd, dotykającą nas dość jedynie pośrednio, którą trzeba zwizualizować i zanalizować, ale której można nie przeżywać. I może by się tak dało, gdyby nie ten plac przed pałacem, wypełniony po brzegi zniczami, i nie ta kilometrowa kolejka do trumien śp. pary prezydenckiej.

Media – te związane z przemysłem pogardy – nie miały więc wyjścia: musiały dać z siebie wszystko. I wbrew sobie podjąć ton drugiej strony – ton autentyczny, wyrastający tak z osobistego przeżycia, jak i ze zrozumienia momentu dziejowego. I dlatego niezwykle nośny. Rzucenie otwartego wyzwania nie wchodziło w grę, ponieważ groziło klęską całkowitą; ten system wie, kiedy musi się taktycznie wycofać. Próbowano rozwiązać problem groźnej, rodzącej się jedności, wybierając za pole starcia Wawel jako miejsce pochówku głowy państwa, ale i tu zabrakło szczęścia: zdecydowany, kluczowy głos abpa Michalika w tej sprawie pokazał ryzyko zderzenia z wolą Kościoła, a dojrzałe zachowanie kard. Dziwisza uniemożliwiło granie na podział wśród hierarchów. Spór o Wawel mógł posłużyć co najwyżej za sposób policzenia się, zbadania zasobów i za pierwszy sygnał do zaniepokojonego, i dostrzegającego zachodzące procesy establishmentu. Realne starcie odłożono na czas po pogrzebie, na czas kampanii i śledztwa smoleńskiego. Media musiały chwilowo skapitulować. Musiały przez tydzień mówić nie swoim językiem, musiały złożyć pokłon nienawidzonemu prezydentowi. Musiały sobie zaprzeczyć.

Potem mobilizacja mediów rządowych

Jak wiemy, chwilę później kampanijne starcie media głównego nurtu wygrały. Wybory były zresztą czynnikiem niezwykle sprzyjającym gaszeniu atmosfery smoleńskiej, ponieważ pozwalały bardzo łatwo polityzować Smoleńsk. Bo tak naprawdę polityzowała strona rzekomo zwalczająca polityzację, prostą metodą polegającą na… oskarżaniu rywala o rzekomo instrumentalne traktowanie tragedii. Nie przejmowano się tym, że Jarosław Kaczyński naprawdę konsekwentnie odłożył ten temat „na potem”, a jego ówczesne otoczenie poszło nawet dalej, dochodząc do kuriozalnych hippisowskich śpiewów i tańców przed debatą telewizyjną. W każdym razie proces polityczny, siłą rzeczy odwołujący się do ram „starego świata” i do dawnych pojęć, pozwolił na dość szybkie przywrócenie wciąż chwiejnego, ale jednak wyraźnego panowania mediów III RP nad obywatelami. Pewnie potrzebne było parę rozmów dyscyplinujących, parę psychologiczno-politycznych seansów stawiania do pionu, parę osobistych przykładów „niepękania”, pewnie zaważyła ogromna przewaga ilościowa, pewnie zmobilizowano „służbowych”, ale fakt jest faktem: „powstanie” szybko ograniczono do ściśle nakreślonych do tego politycznych ram. Wystarczyło jeszcze zorganizować parę pokazowych „procesów” medialnych, wytoczonych np. aktorowi Mariuszowi Bulskiemu, bohaterowi filmu „Solidarni 2010”, i większość zrozumiała, że władza wciąż jest tam, gdzie była, i nadal może uśmiercać społecznie. Oczywiście, dla wielu osób doświadczenie Smoleńska stało się momentem dojrzałego „non possumus”, któremu pozostają wierni do dziś dzień, ale jednak mówimy o niewielkiej mniejszości.

Można powiedzieć: skoro tak szybko „powstanie” upadło, to w czym problem? Otóż problem w tym, że w ogóle wybuchło, i że tak szybko się rozprzestrzeniło. Czy gdyby nie wieloletnia, intensywna tresura obywateli (począwszy od roku 2005), poszłoby równie łatwo? A gdyby na owo pospolite ruszenie nałożyło się niezadowolenie społeczne związane np. z kiepską koniunkturą gospodarczą bądź zużyciem się władzy? Wówczas moglibyśmy naprawdę „mieć w Warszawie Budapeszt”. Żałoba narodowa uwidoczniła kruchość tego wszystkiego, co zbudowano tak wielkim wysiłkiem przez ostatnie dwie dekady – tego całego systemu zarządzania odruchami i uczuciami Polaków. Więcej nawet – ona wywołała w jądrze systemu realne poczucie strachu, zagrożenia, a nawet paniki. Pokazała, że „środki zaradcze” podjęte po roku 2005, po podwójnym zwycięstwie wyborczym obozu IV RP, były środkami zbyt płytkimi. Stąd tak zdecydowane, przemyślane i kompleksowe działania już po przejęciu pełni władzy, przede wszystkim w sferze medialnej. Usuwanie inaczej myślących, niesterowalnych dziennikarzy już nie tylko z głównych mediów, ale także z mediów mniejszych, nawet lokalnych, do tego przejmowanie ostatnich niepokornych tytułów prasowych. Krok po kroczku domykanie systemu, który – zdecydowano – nie może mieć żadnych szczelin. Do tego wyraźny kurs na radykalną marginalizację mediów publicznych, które – póki są – stanowią potencjalne niebezpieczeństwo, bo przecież mogą wpaść w niepowołane ręce. Media prywatne w żadne niepowołane ręce nie wpadną, do tego – jak to się przyjęło w Polsce uważać – nie mają żadnych zobowiązań warsztatowych, więc mogą np. zapraszać wyłącznie samych swoich, nawet nie pozorując pluralizmu. Po Smoleńsku – zdecydowano – system musi zostać zabezpieczony jeszcze kilkoma śluzami bezpieczeństwa. Metody zastosowane po poprzednim „momencie strachu” – roku 2005 – uznano za niewystarczające. Nie ma mowy o żadnej litości, nawet niszowa TV Trwam nie może liczyć na żaden odruch serca. A nuż nagra coś bulwersującego i będzie to powtarzała do znudzenia? Za duże ryzyko, nie ten etap, koncesję lepiej dać Polo TV.

To były rozwiązania zaprojektowane z myślą o przyszłości, ale pozostał jeszcze jeden, konkretny problem: Smoleńsk, a zwłaszcza wspomnienie odzyskanej jedności i podmiotowości w trakcie żałoby narodowej. Wspomnienie uśpione, odłożone na półkę, ale jednak żywe. Do tego wsparte świętym miejscem – Wawelem, którego dzwony potrafią budzić. Rzecz niebezpieczna, w pewnym sensie – tykająca bomba. Bo z PiS – tym konkretnie obecnym – rozprawić się można stosunkowo łatwo, ale z mitem smoleńskim i kryptą wawelską już trudniej, bo nie wiadomo, kiedy i jak się odezwie. Więc mit trzeba zabić, póki śpi. Umniejszyć, unurzać w małości, ewentualnie tak zamęczyć ludzi kolejnymi zwodami, by nabrali odruchu odwracania głowy. Choć oczywiście, trzeba dążyć do zadania ciosu śmiertelnego. Do obarczenia winą najważniejszego pasażera albo jego podwładnego i przyjaciela w generalskim mundurze. Co istotne: nie należy przejmować się prawdą, ponieważ przy takiej przewadze medialnej wystarczy wbicie miliona gwoździ w milion desek. Zwróćmy uwagę: kłamstw było wiele, ale do żadnego nie wracano tak konsekwentnie, jak do tego związanego z „presją” i „naciskami” na pilotów. To te kłamstwo sprzedawano w tak wielu ordynarnie spreparowanych odsłonach – od zmanipulowanej „analogii” z rzekomym lądowaniem w Tbilisi (prezydent usłuchał pilotów i lądował w Azerbejdżanie!), poprzez „kłótnię” gen. Błasika z kpt. Protasiukiem, aż po słynne TVN-owskie „jak nie wyląduję, to mnie zabiją”, powtarzane do znudzenia, dziś palące wstydem, wołające choćby o przeprosiny. Że pomyłki są możliwe? Jedna tak, ale tak liczne i do tego w jednym wątku muszą wynikać ze złej woli. Zresztą czy powtarzanie pustej tezy o naciskach nie okazało się skuteczne? Czy nie zasiało w milionach głów podejrzenia, że coś musiało być na rzeczy? Tym bardziej że również władza uprawiała i uprawia „szeptankę” w tym kierunku; ważni notable potrafili tłumaczyć – także niżej podpisanemu – że pomnik Lecha Kaczyńskiego w Warszawie nie powinien stanąć, ponieważ lada chwila wyjdą na jaw dowody w sprawie nacisków.

Ale rozbicie tej fikcji jest możliwe

Szukając pośmiertnie „haka” na śp. Lecha Kaczyńskiego media jako system, ale także wielu dziennikarzy osobiście, bronią swojej drogi życiowej, swojego udziału w przemyśle pogardy. To przecież logiczne: skoro Lech Kaczyński wymusił lądowanie, to znaczy, że odpowiada za śmierć tych 95 osób. A skoro odpowiada, to znaczy, że zwalczanie go w każdy możliwy sposób było działaniem słusznym, wręcz szlachetnym. Stawka jest więc wysoka. I zbieżna z interesem władzy – tym bieżącym, i tym długofalowym. Bo przecież złożony na Wawelu śp. Lech Kaczyński jest de facto zdeponowanym na przyszłość, wciąż aktualnym projektem IV Rzeczypospolitej, tak naprawdę jedynym możliwym do przeprowadzenia projektem alternatywnym wobec III RP. Lech Kaczyński uosabia możliwość zmiany systemowej. Do jego dorobku będą mogły się odwoływać przyszłe pokolenia; jestem wręcz pewien, że tak się stanie, jeżeli nasze pokolenie nie wygra Polski. Będą mogły się odwoływać, o ile pamięć prezydenta nie zostanie zbrukana, a później – w wersji zbrukanej – przełożona do szkolnych podręczników.

Pisząc o kłamstwach w sprawie Smoleńska nie można jednak nie zapytać, czy aby – opisanym wyżej – „naturalnym instynktom” polskich mediów ktoś nie pomaga? Ktoś przecież sufluje zdania typu „jak nie wyląduję, to mnie zabiją” eleganckim chłopcom z TVN24 – gdyby nie suflował ktoś dla nich wiarygodny, to aż tak by nie ryzykowali. Ktoś wiedział przecież, że już kilkadziesiąt minut po tragedii należy puścić w świat informację o rzekomych czterech podejściach tupolewa do lądowania. Ktoś wciąż i wciąż wsadza gen. Błasika do kokpitu – nawet wówczas, gdy jego nazwiska nie było, jak się okazało, nawet w pierwszej ekspertyzie, wykonanej na potrzeby komisji Millera. Ktoś motywuje tych wszystkich „ekspertów lotniczych” (określenie to powoli odrywa się od pierwotnego znaczenia i nabiera nowego sensu) do reanimowania, nawet w beznadziejnej sytuacji, wersji MAK-owskiej. Wreszcie – skąd Tomasz Turowski, ambasador tytularny w Moskwie i jednocześnie agent komunistycznych służb specjalnych, wiedział już dwa dni po zdarzeniu, że „z tej krwi wyrośnie to, na co my wszyscy czekamy – wyrosną nowe, dobre stosunki pomiędzy Polską i Rosją”? Użył frazy rdzeniowej dla późniejszej, rozpisanej na wiele głosów kampanii prorosyjskiej, zakończonej zapalaniem zniczy na sowieckich cmentarzach. Użył przypadkowo? Patrząc z zewnątrz: tak silne wrażenie, iż siedzi za kulisami jakiś reżyser tej konsekwentnie i precyzyjnie prowadzonej operacji, może być pośrednim dowodem, że to nie był zwykły wypadek.

„Dość Smoleńska” – krzyczą na nas prorządowe media przy każdej okazji. Ale nie mówią prawdy: one same chcą mówić i mówią o Smoleńsku nawet więcej niż my. Tyle że na swoich warunkach, i tak często niezgodnie z prawdą, z widoczną złą wolą. Byle osłonić swoich, poniżyć szukających prawdy i zniechęcić pozostałych. Za każdą cenę: nie liczy się honor polskich oficerów, ból rodzin, racja stanu.

I ten ich upór jest najlepszą ilustracją wagi sprawy 10/04 – dziś sprawy dla Polski fundamentalnej, centralnej. Nie tylko dlatego, że dzieli ona Polaków, ale przede wszystkim dlatego, że rozbicie smoleńskiego salonu krzywych luster jest warunkiem koniecznym naprawy Rzeczypospolitej – tak jak podtrzymywanie tej fikcji jest aktem założycielskim updatowanej wersji III RP, z którą mamy dziś do czynienia.

Jacek Karnowski


23 sty 2012, 12:38
Zobacz profil
Zawodowiec
Avatar użytkownika

 REJESTRACJA21 paź 2006, 19:09

 POSTY        7731

 LOKALIZACJATriCity
Post Re: Katastrofa smoleńska
Spisane będą czyny i rozmowy                    




Rzecznik rządu w ostatnim geście rozpaczy próbuje przekonać Polaków, że „nie chodzi o to, by przeciwstawiać sobie obie ekspertyzy”: komisji Millera (głos Błasika w kokpicie) i krakowskich biegłych (to nie Błasika głos).

Problem w tym, że dokumentów spisanych i podstemplowanych nie sposób nagiąć do potrzeb rządu.
Tych ekspertyz nie trzeba przeciwstawiać, one po prostu się wykluczają. A dlaczego?
Zdaniem Pawła Grasia chodzi o to, że „wraz z postępem technicznym” dowiadujemy się nowych rzeczy.

Czy jest w Polsce jeszcze ktoś, kto takie wystąpienia partii rządzącej traktuje poważnie?
Oczywiście – nazywa się Tusk, Donald Tusk i właśnie „po zasięgnięciu opinii ekspertów” (tych z komisji Millera) zdecydował, że nowej, nieskompromitowanej komisji badającej przyczyny katastrofy smoleńskiej nie budiet, izwinitie, nie będzie.

A jednak, mimo tego, że na naszych oczach wciąż rośnie wysypisko smoleńskich kłamstw rzucanych przed wieprze tylko (a może nie?) dlatego, że na najwyższych szczeblach władzy uznano, iż jakiekolwiek obarczanie przyjaciół Moskali winą za katastrofę oznaczać będzie spadek poparcia Platformy, a może i wzrost poparcia PiS, wciąż pielęgnuję w sobie wiarę, że prawda ujdzie cało. Jaka by nie była.

Bo na kłamstwie buduje się wyłącznie reżimy.

Może się więc Janusz Palikot ze swoją cudaczną drużyną choćby i rozebrać do naga, a potem biegać dookoła Sejmu z gołą prawdą o własnym charakterze. Może wypalić nie jednego, a całą paczkę skrętów z marihuaną, a potem u Moniki Olejnik opowiadać, co widział, co słyszał, i czy było zajefajnie czy odjazdowo. Może już dziś ze sztabem ludzi od śmierdzącej roboty główkować i tłuc tym, co ma na szyi, w ścianę, by wymyślić kolejne sposoby „przykrycia” hańby i całkowitej indolencji rządu Platformy Obywatelskiej przy prowadzeniu śledztwa smoleńskiego. To se ne vrati, pane Palikotu, to se ne vrati.

Przypomnieć tu zresztą trzeba, że to właśnie właściciel świńskiego ryja przekonywał, iż według jego informacji „wszyscy na pokładzie tupolewa byli pijani”. Dziś – zapewne z dobrego serca – swoją akcją „Zapalę trawkę w Sejmie” wyciąga rękę do rządu Donalda Tuska, by pomóc mu wydostać się z postsmoleńskiego bagienka kompromitacji. Palikota wspiera swym gwałtownym oburzeniem, a jakże, nagle zatroskana o zdrowie Polaków marszałek Ewa Kopacz. Wspierają media te, co zwykle, wiadomo, wszystkie kłamstwa na pokład.

I tak słyszymy np. w serwisach informacyjnych, że „nie ma dowodu, iż generał Błasik był w kokpicie, ale nie ma też dowodu na to, że go tam nie było”.
Fajne, prawda?
Choć nawet w „urbanowych” uszach najbardziej oddanych salonom dziennikarzy nie brzmi to chyba dobrze, skoro natychmiast pojawia się nowa śpiewka – ciało Błasika znaleziono „w okolicach kokpitu”, więc musiał w tymże kokpicie siedzieć, stać lub chociaż żłopać z gwinta wino za 3 złote.
Niestety – dla smoleńskiej sekty (jak trafnie nazwał w salonie24 środowisko fałszujące prawdę o katastrofie jeden z najlepszych polskich blogerów – Rybitzky), kłamstwo wciąż ma krótkie nóżki i choćby te nóżki wszyscy ludzie premiera i prezydenta, w Polsce i w Rosji, ciągnęli wołami, prawda prędzej czy później i tak wyjdzie na jaw.

Oczywiście, można – jak premier – udawać, że Tomasz Arabski i jego żenująco-skandaliczna postawa wobec śp. prezydenta Kaczyńskiego nie miała tu nic do rzeczy, można go nawet – jak premier – awansować.
Można – jak prezydent – być głuchym na dziesiątki rzetelnie udokumentowanych publikacji mówiących o rażących zaniedbaniach Biura Ochrony Rządu, można nawet – jak prezydent – szefa tegoż BOR-u odznaczać i doceniać.
Można opowiadać głodne kawałki – jak minister Sikorski – o tym, że wkrótce odzyskamy wrak, a gdy go nie odzyskujemy, twierdzić – jak Sikorski – że „wrak już nie jest dowodem”.
Można wreszcie – jak „michnikowy szmatławiec” – przykuć się kajdanami manipulacji do kaloryfera z napisem „Błasik winny” i trwać tam, aż nie przyjadą lekarze.

Ale kłamstwa smoleńskiego się jednak w prawdę nie zmieni.

Nie ukryje się, że tysiące pustych słów o wielkim zaufaniu do Rosjan, o wielkiej naszej z nimi przyjaźni, to jedynie medialne balony rzucane przed lemingi. Bo od początku ci właśnie Rosjanie nie potrafili nam zaprezentować choćby taśmy z zapisem wydarzeń 10 kwietnia.
Czemu? Magnetowid... się zepsuł.

Starania naszej dyplomacji (a raczej tego, co z niej zostało) o jakąkolwiek pomoc ze strony rosyjskiej przy wyjaśnieniu przyczyny tragedii to pasmo polskiego wstydu. Co gorsza, kilka lat permanentnej indoktrynacji sprawiło, że część Polaków naprawdę uwierzyła w choćby i najbardziej absurdalne przyczyny katastrofy – że piloci lądowali na rozkaz prezydenta, że ten z kolei otrzymał taki rozkaz od swojego brata, że skoro w czasie lotu do Gruzji Lech Kaczyński chciał wylądować bliżej dramatycznych wydarzeń, by być szybciej w ich centrum, to i tu, nad Smoleńskiem kazał lądować niezależnie od warunków.
Że piloci – jak chcą ich koledzy zapraszani do studia TVN24 – byli samobójcami, i kiedy mówili, że nie chcą lądować, to chcieli.
I że nazywali się „debeściakami”. I że Błasika bali się bardziej niż śmierci.

Nad pilotami TVN24 warto by się zresztą pochylić nieco dłużej, gdyby nie fakt, że nic nie wytwarza tak brzydkiego zapachu jak ludzie, którym parcie na szkło i poklepywanki w gabinetach odbierają przyzwoitość wobec zmarłych kolegów. Po stokroć wolałbym i dziś lecieć samolotem pilotowanym przez śp. Arkadiusza Protasiuka niż któregoś z tych kilku, pożal się Boże, oblatywaczy smoleńskiego kłamstwa.
Lista hańby jest zatrważająco długa, bo nie ma tu mowy o jakichś pomyłkach, niedopatrzeniach, kontrowersjach czy wątpliwościach.

Od dnia katastrofy trwa festiwal obrażania tych, którzy dążą do prawdy o Smoleńsku i wynoszenia na piedestał tych, którzy mocniej obryzgają pamięć ofiar.

Pomnika na Krakowskim Przedmieściu nie ma. Znicze sprzątano, zanim wygasły.
Dwieście tysięcy osób, które w kilkunastogodzinnej kolejce czekały, by pożegnać parę prezydencką, budziło lęk publicystów i współpracowników prorządowych mediów.
Słowo „naród” do dziś wywołuje ich strach. Andrzej Wajda, by ten naturalny zryw współczucia zdeprecjonować, rzucał wychwalane przez „Wyborczą” hasło, by palić znicze na grobach sowieckich żołnierzy.
Lista hańby jest długa i wiele na ten temat powstanie książek, filmów dokumentalnych, może kiedyś i fabularnych.

A wszystko zaczęło się od słów Palikota, że to, co zostanie uczynione ze śledztwem smoleńskim, będzie decydowało o kształcie polskiej polityki przez najbliższe pięć lat.

Pierwszy i zapewne ostatni raz zgadzam się z Palikotem, choć zakończenie tej historii będzie chyba jednak inne niż mu się marzyło.
Nie minęły dwa lata, a już wielka wieża kontroli prawdy o locie chwieje się w posadach.
Rozsadzają ją korzenie, które wolna Polska zdążyła zapuścić w świadomości Polaków i w tych nielicznych instytucjach, którym udało się obronić przed tefałszenizacją życia publicznego.

Krzysztof Feusette
Opublikowane 20 stycznia 2012 14:36, napisane przez kfeu
http://www.wsieci.rp.pl/opinie/cala-nap ... -i-rozmowy

____________________________________
Nie jesteś tym, kim myślisz, że jesteś - lecz tym, kim się stajesz, gdy myślisz kim jesteś.


23 sty 2012, 17:02
Zobacz profil
Zawodowiec
Avatar użytkownika

 REJESTRACJA25 cze 2009, 12:10

 POSTY        3598
Post Re: Katastrofa smoleńska
Brzoza nie złamała skrzydła tupolewa?

Jedną z głównych tez rosyjskiego raportu MAK i wniosków komisji Jerzego Millera (60 l.) dotyczącego przyczyn katastrofy smoleńskiej było twierdzenie o zderzeniu Tu-154 z brzozą. Według ekspertów zderzenie samolotu z przeszkodą doprowadziło do uszkodzenia skrzydła, a w konsekwencji do utraty sterowności maszyny i w końcu zderzenia z ziemią

Ekspert z Ohio w USA, prof. Wiesław Binienda twierdzi jednak co innego i na łamach „Wprost” opowiada o symulacjach, jakie przeprowadzał, badając dla sejmowego zespołu Antoniego Macierewicza (64 l.) przyczyny katastrofy.

– Zbadałem przypadki przy różnym kącie uderzenia, różnej prędkości samolotu, grubszej średnicy brzozy, zmieniłem też gęstość brzozy smoleńskiej. W żadnym przypadku skrzydło się nie urwało w wyniku zderzenia z brzozą – mówi na łamach tygodnika „Wprost” prof. Wiesław Binienda. I dokłada kolejną wątpliwość do stosu, który zamiast maleć wraz z postępami śledztwa w sprawie katastrofy, wciąż niestety rośnie.

Gdzie upadło skrzydło

– Tu 154 nie mógł stracić skrzydła po uderzeniu w brzozę. Symulacja tego zjawiska pokazuje, że uszkodzenie skrzydła w wyniku kontaktu z brzozą jest ograniczone do krawędzi, bez uszkodzenia części nośnej – twierdzi Binienda.

Wątpliwości naukowca budzi też fakt, że oderwane skrzydło znaleziono w odległości 111 metrów od brzozy, o którą zahaczyła maszyna. – Fragment ten powinien spaść w odległości nie większej niż 12 m od brzozy – uważa profesor.

Tupolew jak samochód?

Wątpliwości dotyczące możliwego uszkodzenia Tu 154 w wyniku zderzenia z drzewem pojawiały się już wcześniej. Publicznie wyrażał je Jarosław Kaczyński (63 l.). Na konferencji prasowej odnosił się do nich także Jerzy Miller. – Samolot leciał z prędkością 280 kilometrów na godzinę. Może pan łatwo sprawdzić np. samochodem, co z nim się stanie, jeśli pan z prędkością 280 kilometrów wjedzie w brzozę – radził pytającemu dziennikarzowi ówczesny szef MSWiA.

Taka argumentacja nie przekonuje jednak Biniendy. – W wyniku uderzenia samolotów w World Trade Center 11 września 2001 r. taka „lekka aluminiowa konstrukcja skrzydła” przecięła stalowe belki – przypomina naukowiec.

Ptak potrafi zrobić dziurę w samolocie

Badania i wnioski profesora Biniendy pozostają w sprzeczności nie tylko z wynikami badań ekspertów komisji Millera i  rosyjskiego MAK, ale również z twierdzeniami niezależnych ekspertów. – Miałem kilka lat temu zderzenie z ptakiem. Ptak wielkości wrony robi takie zniszczenia, że w samolocie dziura może być wielkości metra, albo więcej. Więc przy prędkości 300 kilometrów na godzinę, już w ostatniej fazie, zderzenie z taką brzozą to jest trochę jak piła. Skrzydło nie jest jednolitą masą, jest zbudowane z wielu części – przekonywał w programie „Tomasz Lis na żywo” pilot kapitan Dariusz Sobczyński.

Profesor Binienda nie przejmuje się jednak tego typu krytyką. – Wszyscy moi przeciwnicy jak do tej pory opierają się wyłącznie na wierze, intuicji i demagogi – twierdzi naukowiec.


Waszym zdaniem
Czy brzoza złamała skrzydło tupolewa?
TAK - 29%
NIE - 71%

http://www.fakt.pl/Brzoza-nie-zlamala-s ... 637,1.html


23 sty 2012, 23:08
Zobacz profil
Zawodowiec
Avatar użytkownika

 REJESTRACJA23 sie 2009, 07:34

 POSTY        3657
Post Re: Katastrofa smoleńska
To nie generał Błasik!
To biskupi naciskali na pilotów!


Czy po ekspertyzie Instytutu Sehna mamy nowy rozdział w badaniu i opisywaniu katastrofy smoleńskiej?
Dziennikarka śledcza „Gazety Polskiej” i laureatka Głównej Nagrody SDP zastanawia się, czy "prorządowi propagandyści na to pozwolą"

Zdaniem Anity Gargas - po opublikowaniu ustaleń Instytutu Sehna:
Dla licznych środowisk prorządowych punktem honoru - swojego i rządu - stało się znalezienie argumentów świadczących, że głoszenie hipotez o udziale osób trzecich to absurd. Gdy okazało się, że w ostatniej fazie lotu w kokpicie nie zarejestrowano głosu gen. Błasika, "michnikowy szmatławiec" zaczęła szybko wśród ofiar szukać w zastępstwie innego generała... i wynalazła Tadeusza Buka, bo jeden z członków załogi wymienia jakiegoś Tadka.

Ale za chwilę może się okazać, że chodziło o bpa Tadeusza Płoskiego, bo również ma na imię Tadek.
Trwa szybkie szukanie winnego i być może usłyszymy, że to biskupi polowi naciskali na pilotów. Nie jest to abstrakcyjny dowcip. Wystarczy przypomnieć, że według "Wyborczej" jedną z przyczyn katastrofy było to, że prezydent musiał lądować w Smoleńsku, bo miał na miejscu... umówiony wywiad telewizyjny z Janem Pospieszalskim.
To był dla „Gazety” realny argument.
Poważnie.

Być może mamy nowy rozdział w badaniu i opisywaniu katastrofy smoleńskiej, ale:
To, że część dziennikarzy zrozumiała, iż już nie można tak bezczelnie manipulować opinią publiczną i zaprzeczać faktom, nie oznacza, że to dalej nie będzie robione.
Gargas wskazuje na przykład Leszka Millera, który jakby nigdy nic mówił w niedzielę, że "bezpośredni sprawcy tej tragedii zginęli":

http://www.wsieci.rp.pl/opinie/rekiny-i ... na-pilotow

Również według "Wyborczej" generał Błasik miał sie kłócić z pilotem na Okęciu przed wylotem do Smoleńska.
Również według "Wyborczej" ktoś miał powiedzieć "bo się wkurzy" (niby prezydent Kaczyński)
Również według "Wyborczej" piloci mieli wołać "tak lądują debeściaki".
Również według "Wyborczej" były dziesiątki innych kłamstw.

____________________________________
Videtur et hoc mihi Platforninem non debere esse
Poza tym uważam że Platformę należy zniszczyć
/Katon starszy/


24 sty 2012, 22:22
Zobacz profil
Wyświetl posty nie starsze niż:  Sortuj wg  
Odpowiedz w wątku   [ Posty: 2082 ]  idź do strony:  Poprzednia strona  1 ... 100, 101, 102, 103, 104, 105, 106 ... 149  Następna strona

 Nie możesz rozpoczynać nowych wątków
 Nie możesz odpowiadać w wątkach
 Nie możesz edytować swoich postów
 Nie możesz usuwać swoich postów
 Nie możesz dodawać załączników

Skocz do:  
cron