Pan Feliks Buczyński (91 l.) z Gdańska przeżył w życiu wiele. Ma za sobą ciężkie czasy wojny, pobyt w Auschwitz, przepłynął też wszystkie morza jako mechanik okrętowy. Nie może jednak zaznać spokojnej starości, bo toczy batalię z gdańskim magistratem
W mieszkaniu komunalnym, które gdańszczanin wynajmuje już od sześćdziesięciu lat, nie ma łazienki, a o ciepłej wodzie można tylko pomarzyć. Mieszkanie nie jest też w całości ogrzewane. Zimą trzeba zabijać w łazience okna, bo inaczej mróz nie daje żyć.
Pan Feliks mimo sędziwego wieku, od lat dzielnie toczy batalię z urzędnikami. Na początku starał się o naprawę warunków swojego lokum, później chciał je wykupić, aby zainwestować pieniądze w remont. Niestety bezskutecznie. - Mam już swoje lata, ale przecież mam prawo godnie żyć - opowiada Feliks Buczyński. - Niestety w urzędach jestem ignorowany, bo najwidoczniej jestem za stary, żeby traktować mnie poważnie.
Panu Feliksowi zachowanie urzędników nie mieście się w głowie. W życiu spotkało go wiele złego dlatego stare lata chciałaby już spędzić w godnych warunkach i w spokoju. Niestety jak na razie po prostu nie ma do tego warunków. Gdańscy urzędnicy obiecują pomoc. - Na pewno przyjrzymy się sprawie i zrobimy wszystko, żeby Pan Feliks nie czuł się ignorowany i samotny - mówi Michał Piotrowski (35 l.) z gdańskiego urzędu miasta. - Być może uda się znaleźć dla niego mniejsze, ale dużo wygodniejsze mieszkanie.
Nie masz wystarczających uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego postu.
09 lis 2011, 23:18
Historia
silniczek
Przeżył Auschwitz, a zamęczą go urzędnicy!
Kałasznikow - konstruktor słynnego "kałasznikowa" - w Rosji też klepał biedę. Widać ten sam standard
____________________________________ Videtur et hoc mihi Platforninem non debere esse Poza tym uważam że Platformę należy zniszczyć /Katon starszy/
09 lis 2011, 23:28
Re: Historia
Wojtek, niedźwiedź, który poszedł na wojnę (Voytek the Soldier Bear)
Załącznik:
Wojtek_the_bear.jpg
Wojtek - 200-kilogramowy niedźwiedź brunatny, walczył podczas II wojny światowej u boku polskich żołnierzy z 22. Kompanii Zaopatrywania Artylerii armii Andersa. Żołnierze dzielili się z nimi piwem i papierosami, na końcu on podzielił ich los. Jako mały niedźwiadek został znaleziony przez żołnierzy polskich w Iranie w 1942 roku. Oddziały rekrutowały się spośród 1,7 miliona Polaków deportowanych do Rosji po inwazji sowieckiej we wrześniu 1939 r., uwolnionych po zawarciu układu Sikorski-Majski.
Fabularyzowany dokument w TVP-2 22.11.2011 o godz. 22:50
Nie masz wystarczających uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego postu.
____________________________________ "Demokracja to cztery wilki i owca głosujące o obiedzie" R.A.Heinlein
16 lis 2011, 20:01
Re: Historia
Hitler był oszustem podatkowym
Adolf Hitler był nie tylko jednym z największych zbrodniarzy w dziejach ludzkości. Ale także przestępcą oszukującym państwo, na czele którego stanął. Oficjalnie Hitler grał rolę skromnego sługi państwa, na czele którego stał. Asceza, gotowość do ofiar, myślenie o pomyślnym losie narodu niemieckiego – to wszystko było legendą. W rzeczywistości Hitler myślał tylko o sobie i o mnożeniu prywatnego majątku. Gdy w 1945 r. popełnił samobójstwo jego fortuna przekraczała 700 mln marek. Niemiecka telewizja ZDF ujawniła właśnie, że Hitler był oszustem podatkowym. Mimo olbrzymiego majątku, sięgającego setek milionów marek, nie kwapił się ze spełnieniem obowiązku wobec fiskusa, któremu podlegał tak, jak wszyscy obywatele Niemiec.
Kiedy objął funkcję kanclerza w 1933 r., oficjalnie ogłosił, że rezygnuje z pensji wynoszącej ponad 20 tys. marek miesięcznie , gdyż jest "pisarzem" i tantiemy z "Mein Kampf" pokrywają jego potrzeby. Nie wspomniał jednak, że jest milionerem. W tym samym roku tantiemy za tę książkę przyniosły mu 1,2 mln marek. Ale rok potem po cichu znów brał pensję i na dodatek drugą – gdy przejął po zmarłym Hindenburgu funkcję głowy państwa. Do tego dochodziły milionowe honoraria od poczty za jego wizerunek na znaczkach i miliony od przemysłowców.
Pod koniec 1934 r. urząd finansowy w Monachium zaczął domagać się od Hitlera uiszczenia podatków za poprzedni i bieżący rok. Hitler pozostał głuchy na te wezwania. Nie zamierzał płacić 405 tys. marek. Zdecydował, że po prostu jako wódz Rzeszy stoi ponad prawem i jest zwolniony od płacenia podatków. Urzędnikowi, który pomógł załatwić tę sprawę, przyznał stałą premię – dwa tysiące marek zwolnione od podatku. Co stało się z urzędnikiem z monachijskiego urzędu skarbowego, który słał do Hitlera podatkowe monity – nie wiadomo. Ale możemy się domyślić.
. . . Całe życie byłam sama Szczere do bólu wyznanie Danuty Wałęsy.
- Całe życie byłam sama - wyznaje po 42 latach małżeństwa z Lechem Wałęsą (68 l.) jego żona Danuta (62 l.). Żali się, że jej mąż był jak marynarz, który wypływał na pół roku. Dzieci też go nie miały. Z kolei były prezydent wyznaje: kocham żonę, ale nie tak jak kiedyś.
– Małżeństwo Wałęsów w tej chwili żyje razem, ale niejako osobno. To skutek uboczny polityki – dopowiada Piotr Adamowicz, dziennikarz, który opracował autobiografię byłej prezydentowej „Marzenia i tajemnice“. To nieznane karty historii Wałęsów – odkryła je żona noblisty, on sam jej autobiografii nie przeczytał.
Autobiografia Danuty Wałęsy to szczere do bólu wyznanie, że jej życie ze związkowcem, prezydentem i politykiem było bardzo ciężkie. Za bycie żoną Lecha Wałęsy zapłaciła ogromną cenę. Właściwie – jak sama przyznaje – żyli i nadal żyją osobno.
– Buntowałam się, protestowałam. Żeby nie wychodził, żeby został w domu. (...) On odpowiadał: Ja tobie to wszystko zostawiłem, a ty powinnaś nad tym panować – wspomina w „Twoim Stylu” Danuta Wałęsa. – Jako rodzina byli jak zaciśnięta pięść. A potem Sierpień '80, „Solidarność” – jak mówi (Danuta) – ta cholerna polityka wkracza w ich życie. Wtedy się wszystko rozlało. Przestali być rodziną. Lech Wałęsa – mąż i ojciec – był już wówczas tak naprawdę gdzie indziej. Rodzina znalazła się na boku – opowiada w „Angorze” Piotr Adamowicz, który ponad dwa lata słuchał zwierzeń byłej pierwszej damy. Podkreśla, że w latach 80-tych Wałęsy prawie nie było w domu, wszystko zostało na barkach jego żony.
Potem nadszedł czas prezydentury, on w Warszawie, ona w Gdańsku.
– Czasy prezydentury męża bardzo źle wspomina. Podkreśla, że rodzina zapłaciła ogromną cenę. (...) W książce otwarcie mówi, że problemy, które pojawiły się z synami, są skutkiem prezydentury - przyznaje Adamowicz. Jeden z synów Wałęsów pod wpływem alkoholu potrącił samochodem kobietę.
Dziennikarz zwraca także uwagę, że Danuta Wałęsa w ogóle nie używa zdrobnień w stosunku do męża. Mówi o nim tylko Lech Wałęsa, prezydent i mąż. Książkę zadedykowała „Moim dzieciom”.
Danuta Wałęsa przyznaje, że przeżyła dwie piękne chwile: odebranie w imieniu męża nagrody Nobla i spotkanie z Janem Pawłem II. Ale i wtedy nie uniknęła przykrych momentów. - Myślę, że się cieszył, ale był trochę zazdrosny. Nie spodziewał się, był zaskoczony. Bo żył sobie z taką kobietą 14 lat, a tutaj widzi jej niedostrzegalne zalety... Do dziś dziękuję mu, że mnie tam wysłał. Dzięki temu poczułam się dowartościowana – wspomina w wywiadzie była prezydentowa chwilę, gdy cały świat oglądał, jak odbierała w Oslo Nagrodę Nobla przyznaną jej mężowi.
Autobiografia ukaże się 23 listopada, dwa tygodnie po 42. rocznicy ślubu Wałęsów. Jak przyznaje była prezydentowa, ani jednej rocznicy ślubu nie spędzili jednak razem.
____________________________________ Nie jesteś tym, kim myślisz, że jesteś - lecz tym, kim się stajesz, gdy myślisz kim jesteś.
20 lis 2011, 21:15
Re: Historia
. . . Całe życie byłam sama Szczere do bólu wyznanie Danuty Wałęsy.
- Całe życie byłam sama - wyznaje po 42 latach małżeństwa z Lechem Wałęsą (68 l.) jego żona Danuta (62 l.). Żali się, że jej mąż był jak marynarz, który wypływał na pół roku. Dzieci też go nie miały.
– Małżeństwo Wałęsów w tej chwili żyje razem, ale niejako osobno.
Autobiografia Danuty Wałęsy to szczere do bólu wyznanie, że jej życie ze związkowcem, prezydentem i politykiem było bardzo ciężkie. Za bycie żoną Lecha Wałęsy zapłaciła ogromną cenę. Właściwie – jak sama przyznaje – żyli i nadal żyją osobno.
Dziennikarz zwraca także uwagę, że Danuta Wałęsa w ogóle nie używa zdrobnień w stosunku do męża. Mówi o nim tylko Lech Wałęsa, prezydent i mąż.
Jak przyznaje była prezydentowa, ani jednej rocznicy ślubu nie spędzili jednak razem.
No to załatwiła Legendę! Na amen. Bardziej niż Gontarczyk z Cenckiewiczem
PS Do kościoła też chodzą oddzielnie...
____________________________________ "Demokracja to cztery wilki i owca głosujące o obiedzie" R.A.Heinlein
22 lis 2011, 20:55
Re: Historia
. . O historii trzeba głośno mówić
Na targach książki historycznej nigdy jeszcze nie wydałem tak mało pieniędzy, choć, jak zawsze, wyszedłem obładowany. Aż głupio się przyznawać, ale przeważnie wystarczało mi zainteresować się konkretnym tytułem, by życzliwy wydawca zaczął nalegać na przyjęcie gratisa. W najmniejszym stopniu nie przypisuję tej życzliwości jakimś swoim zasługom, wynikła ona z ogólnego nastroju, czyniącego z Targów swoistą kontynuację Marszu Niepodległości. Już u drzwi spotkać można było rekonstruktorów w historycznych mundurach, w tym − tak się akurat złożyło − także w TYM konkretnym historycznym mundurze Legii Naddunajskiej, który niemieccy troglodyci, ściągnięci tu do zablokowania niepodległościowej manifestacji, uznali za atrybut „polskich nazistów”.
Jeśli się zastanowić, to ze swego punktu widzenia oni wszyscy mają rację. Ten głupi osiłek, jego niemieccy i polscy towarzysze, i „Porozumienie 11 Listopada”, które ich tu wezwało do bicia polskich narodowców, i „Krytyka Polityczna”, która usłużnie użyczyła sponsorowanego przez podatników lokalu na skład pałek, baniek z gazem i kastetów. Mają rację propagandyści z „Wyborczej”, brnący z dnia na dzień coraz głębiej w oszczerstwa i kłamiący w żywe oczy, by stworzyć swym pupilkom atmosferę przyzwolenia i bezkarności, mają rację pan Wajda z panią Holland i inne dyżurne autorytety, które własnymi podpisami postanowiły zaręczyć, że zatrzymani przez policję niemieccy chuligani to niewinni turyści, obecni w tego dnia Warszawie czystym przypadkiem, a arsenał do „Krytyki Politycznej” podrzuciła sama policja. Ze swego punktu widzenia, powtórzę.
Z ich punktu widzenia budzenie zainteresowania historią Polski, uczenie tej historii młodych, popularyzowanie jej, jest niewskazane, a nawet wręcz groźne. Polakowi niech wystarczy Gross i szydercze wzmianki „autorytetów”, więcej się własną przeszłością interesować nie powinien. Z takiego zainteresowania wyniknąć może tylko tyle, że jeszcze mu nagle błyśnie w oczach „dawnego przodków jenijuszu świetność” i zamiast pokornie ssać euromądrości transmitowane doń przez salony, zacznie roić o bohaterach, dawnej chwale biało-czerwonych sztandarów − a to już prosta droga do faszyzmu. Skutki − wiadome. „Wzbiera brunatna fala”, „osiem tysięcy nazistów przemaszerowało przez Warszawę”, „w ostatnich latach naziści dopuścili się w Polsce kilkudziesięciu morderstw”. Wprawdzie w kilkudziesięciotysięcznym Marszu nie udało się czujnym tropicielom faszyzmu dostrzec ani jednego, ani nawet pół „naziola”, ale udało się obietnicą „ustawki” z Niemcami ściągnąć trochę agresywnych kibiców, no i byli też rekonstruktorzy, których od dawna już „Wyborcza” tępi za „urządzanie strzelanin na ulicach polskich miast”. Dla osobników pokroju Beylina, Blumsztajna czy Domosławskiego to zupełnie wystarcza, by uznali rozkręcenie histerii przeciwko tradycji Dmowskiego i całemu w ogóle Świętu Niepodległości za całkowicie uzasadnione.
Wieczorem tego samego dnia zaproszono mnie do dyskusji po zamkniętym (innych urządzać autorom nie wolno) pokazie filmu „Historia III RP”, przygotowanego niegdyś dla TVP „Historia” i od lat trzymanego przez telewizję pod kluczem. Usiłowałem znaleźć w tym filmie cokolwiek, co można by zakwestionować. Ale cały problem twórców tego „półkownika” − jednego z bardzo wielu w III RP − polega na tym właśnie, że zrobili film z obrazów, relacji i wydarzeń powszechnie znanych, tylko nigdy nie układanych w jeden, logiczny ciąg przyczynowo-skutkowy. Proste opowiedzenie ich w takiej kolejności, w jakiej miały miejsce, czyni całą naszą historię najnowszą całkowicie niecenzuralną, nie przystającą do oficjalnej narracji. Więc działa mechanizm jak z Zyzakiem, Cenckiewiczem czy Gontarczykiem − nie można zaprzeczyć, to trzeba zakazać.
W III RP historia funkcjonuje tak, jak ją kiedyś prezentowano maluczkim na odpustach − w postaci serii oderwanych obrazków, ustawianych pod czujnym okiem narratora opowiadającego na wszelki wypadek widzom, co właśnie widzą. Oto, szanowna publiczności, obrazek: dzielna tramwajarka zatrzymuje tramwaj. To nowy obrazek, którym zastąpiliśmy poprzedni, „dzielny elektryk skacze przez płot”, z powodu że płot gdzieś nam zginął i nie można go znaleźć, ale najważniejsze w tym obrazku jest, że zarówno elektryk, jak i tramwajarka, są dziś po słusznej stronie, po stronie władzy, i poglądów „normalnych, europejskich”. Poproszę teraz na scenę uczestników kolejnego obrazka: „światłe elity z obu stron historycznego podziału porozumiewają się w sprawie reform i włączenia Polski do Europy”…
Jakoś tak uświadomiłem sobie, że nie napisałem dotąd o książce Bohdana Urbankowskiego „Czerwona Msza”. Jest to jedno z najważniejszych źródeł, potrzebnych do zrozumienia naszej obecnej sytuacji − historyczny esej daleko wykraczający poza insynuowane mu „lustrowanie”, co jaki lizus napisał za Stalina na jego cześć. Urbankowski opowiada o procesie tworzenia w podbitym kraju przez okupanta nowej, kolaboranckiej elity, i o zastępowaniu nią eksterminowanych równolegle resztek warstwy przywódczej z czasów suwerenności.
Taka kolaborancka − niektórzy piszą mądrze „kompradorska” − elita jest zawsze zasadniczym problemem społeczeństw postkolonialnych, do jakich niewątpliwie się po półwieczu PRL zaliczamy. Ci, którzy są − że znowu się posłużę frazą Mickiewicza − „na narodu wierzchu” nie są wcale „na narodu czele”. Bardziej czują się związani z metropolią, niż z własnym ludem, od którego oddziela ich wzajemna niechęć, płynąca zarazem z kompleksu wyższości i lęku. Nie są w stanie tworzyć dla „tubylców” wizji, planów, strategii, poza jedną − mają przestać być sobą, wypluć z siebie swe tubylcze tradycje, stać się na podobieństwo kolonizatorów, których tutejszymi przedstawicielami, swoistym pasem transmisyjnym cywilizacji, jest właśnie owa postkolonialna elita.
W „Michnikowszczyznie” próbowałem opisać dalszy los tej formacji, którą zainstalował tu generał Sierow − proces przekształcenia postkolonialnej elity peerelowskiej w elitę III RP, na zasadzie „amnezja i zachowanie wpływów oraz szacunku za posłuszeństwo nowym prorokom, nowej idei i nowej metropolii”. Nikczemny przyjaciel Czesława Miłosza chwalił mu się w znanym liście, że „sowieckimi kolbami wybijemy Polakom z głów alienację”. Jego duchowi potomkowie też nie są w stanie sformułować programu, który miałby być wykonany inaczej, niż przez siłę zewnętrzną. Unijnym nakazem, eurodyrektywą, tresurą zachodnich mediów, zarządzeniem Komisji Europejskiej lub europarlamentu − w ostateczności, jeśli trzeba, pałkami niemieckich „antyfaszystów”.
Zamiast budzących do wczoraj pogardliwy uśmieszek elit, a od wczoraj ich otwartą agresję, tubylczych tam-tamów na cześć Boga, Honoru i Ojczyzny − przyszłe roztopienie się w europejskiej rodzinie. Zamiast biało-czerwonej patriotycznej cepelii − ogólnikowa „kolorowość” pod tęczowym sztandarem. Zamiast cierpień dusznych, „mrocznych wyziewów mesjanizmu” i „demona polskiego patriotyzmu” − radosna obfitość kolorowych towarów w supermarkecie i beztroskie zawierzenie swych losów silniejszym, tworzącym „główny nurt europejskiej polityki”. Nie wszystkim ta oferta odpowiada, nie wszyscy uważają, że warta micha obroży? Spokojnie, w razie czego odwołamy się do naszych przyjaciół z Europy, a oni już pogodzą tubylczy motłoch z dziejową koniecznością.
Wobec tak światle się rysującej przyszłości, po co tubylcom uczyć się własnej historii, już unieważnionej? Po co urządzać „strzelaninę na ulicach miast” i parady w historycznych mundurach, zamiast paradować w różowych perukach i z kolorowymi piórami w tyłkach? Trzeba ten cały historyczny balast po apuchtinowsku obciąć (wystarczy, żeby tubylcy znali Grossa) plasterek po plasterku, zaczynając od Dmowskiego i jego tradycji „polskiego faszyzmu”, a potem stopniowo obrzydzając i delegalizując kolejne przejawy polskiej zaściankowości i ciemnogrodu.
Tylko, sądząc po frekwencji i na Marszu, i na Targach, jakoś słabo się udaje. Może dlatego, że metropolia przędzie coraz cieniej i jakby mniej imponuje, niż jeszcze kilka lat temu?
osv pisze: 26 lis 2011 o 11:28 Panie Rafale, Piękno DUCHA Pana tekstu porywa, budzi z odrętwienia, zapiera dech z zachwytu, że można w tak syntetycznej formie ogarnąć ten bezmiar zła i krzywdy, która dotknęła Polskę. Pan nie mówi, ten tekst krzyczy ekspresyjnością, buntem, brakiem zgody na marginalizowanie polskiej szlachetnej przeszłości, bohaterstwa rodaków, którzy za Polskę oddali życie. Nie tylko Pan redaktor widzi te ciemne moce, wżarte w społeczeństwo niczym wściekłe psy, których jedynym celem jest rozszarpać w strzępy to, co prawdziwie polskie. Zawłaszczono polskie państwo, za plecami narodu, który nie jest świadomy tego, co naprawdę dzieje się na górze władzy. Szyderczy rechot manipulatorów, ich buta i bezkarność w okradaniu państwa i oszukiwaniu prostych ludzi, wynikająca z pogardy do Polaków i polskości, nie określa jednak narodu, jego historycznej mądrości i siły.
Człowiek wprowadzony w błąd, okłamywany, naiwnie ufny, żyjacy codziennością, często ciężka pracą, nie przyjmuje do świadomości, że oto ktoś zaplanował tragedię z 10 kwietnia 2010 roku, że ktoś zaplanował morderstwo w Łodzi, i nie tylko w Łodzi, że ktoś zroganizował ludzi do poniewierania Krzyża, obrzucania tablicy pamiątkowej w Pałacu Prezydenckim na Krakowskim Przedmieściu ekskrementami, i wynajął człowieka do załatwiania swoich potrzeb fizjologicznych w Muzeum Powstania Warszawskiego, że ktoś wynajął niemieckich faszystów do bicia Polaków w Marszu Niepodległosci 11.11.11.
To znany fenomen, że świat małego dziecka wg Piageta, powstający w jego wyobraźni, wydaje mu się światem rzeczywistym. To na ludzkich marzeniach budują oszuści swoje manipulacje, nie tylko wobec indywidualnego człowieka, również zbiorowo w polityce wobec narodu. Na tej tęsknocie do lepszego życia wpuszczono naród w długi i kredyty. Nigdy bardziej niż dziś, nie kwitło hasło: MIEĆ, to znaczy BYĆ. Enklawy getta dla bogatych, dla ludzi wyizolowanych, odciętych od rzeczywistości pozostalych Polaków, nauczyły ich falszywego poczucia wyższości, pogardy dla tych głupich, bo biednych… i strachu przed utratą zdobytych dóbr i przywilejów. Złote zegarki seryjnych towarzyszy, porscha innych, wille, konta w Szwajcarii… itd, ludzi, którzy już dawno zatracili poczucie przyzwoitości, ale nadal uważają się za elitę z racji posiadania swych dóbr materialnych, niezasłużenie wielkich w stosunku do innych obywateli. Dóbr często zdobytych w nieuczciwych aferach.
Bieda nie hańbi, stąd pewnie polskie przysłowie: „Boso, ale w ostrogach!” Jak żaden z narodów w Europie, Polacy maja poczucie honoru, własną religijność i miłość do ojczystej ziemi, tak wielką, że nawet na obczyźnie świecąca trwałym blaskiem. Bieda nie jest straszna dla tego narodu, który wielokrotnie w ekstremalnych warunkach przetrwał i wykazał hart ducha. Wstydem jest ta małość elit, ludzi kupczących swoimi sumieniami i wyprzedających narodowe bogactwo. Panie redaktorze, dopóki są tacy ludzie jak Pan, w których historia Polski jest wrośnięta w kregosłup, Polacy będa niezwyciężeni. Dobre +105
Tadeo74, przepraszam - przypadkowo skasowałem Twojego posta
Fragment:
USTAWA z dnia 30 stycznia 1920 roku w przedmiocie odpowiedzialności urzędników za przestępstwa popełnione z chęci zysku. (Dziennik Ustaw Nr 11 Poz. 60 z 1920 roku.) Art. t. Urzędnik winny popełnienia w związku z urzędowaniem i z pogwałceniem 'obowiązków urzędowych lub służbowych: 1) kradzieży lub przywłaszczenia (sprzeniewierzenia) albo udziału w tychże (art. 51 k. k. ros. z r. 1903, § 5 aust. u. k. z r. 1852, §§ 47 – 49 niem. k. k. z r. 1871), jeśli mienie, skradzione lub przywłaszczone (sprzeniewierzone), było mu dostępne lub powierzone z powodu służby lub stanowiska służbowego; 2) oszustwa lub udziału w niem (art. 51 k. k. ros. z r. 1903, § 5 austr. u. k. z r. 1852, §§ 47 - 49 niem. k. k. z r. 1871), jeżeli oszustwo popełniono w ten sposób, że winny w zamiarze osiągnięcia dla siebie lub osoby trzeciej nieprawnej korzyści majątkowej wyrządził innemu szkodę majątkową przez wprowadzenie w błąd lub' utrzymywanie w błędzie za pomocą przedstawienia okoliczności fałszywych albo przekręcania lub ukrywania prawdziwych - będzie karany śmiercią przez rozstrzelanie. Art. 2. Urzędnik winny: 1) przyjęcia bądź podarunku lub innej korzyści majątkowej, bądź obietnicy takiego podarunku lub korzyści majątkowej, danych w zamiarze skłonienia go do pogwałcenia obowiązków urzędowych lub służbowych, albo żądania takiego podarunku lub korzyści majątkowej; 2) innego przestępstwa służbowego, popełnionego z chęci zysku i z pogwałceniem obowiązków urzędowych lub służbowych w b. dzielnicy rosyjskiej i pruskiej, a w b. dzielnicy austrjackiej nadużycia władzy urzędowej, popełnionego z chęci zysku - będzie karany śmiercią przez rozstrzelanie. Art. 3. Urzędnik, winny przyjęcia w związku z rozstrzyganiem spraw urzędowych lub służbowych, bądź podarunku lub innej korzyści majątkowej, bądź obietnicy takiego podarunku lub korzyści majątkowej, danych bez zamiaru skłonienia go do pogwałcenia . obowiązków urzędowych lub służbowych, albo żądania takiego podarunku lub korzyści majątkowej,ulegnie. karze ciężkiego więzienia (domu karnego) od lat 4 do 15. Art. 4. W wypadkach mniejszej wagi, lub w razie uznania okoliczności łagodzących, sąd mocen jest wymierzyć za przestępstwa, przewidziane wart. 1 i 2, karę ciężkiego więzienia (domu karnego) oQ lat 4 do 15, a za przestępstwa, przewidziane wart. 3, kart; ciężkiego więzienia (domu karnego) od roku jednego do lat 4. Dalsze złagodzenie kary jest niedopuszczalne. Art. 5. Usiłowanie przestępstw, wart. 1, 2 i 3 przewidzianych, ulega karom, przepisanym powyżej za czyny dokonane. Art. 6. W razie skazania za przestępstwa , przewidziane wart. 2 i 3 niniejszej ustawy, należy otrzymany podarunek lub wartość tegoż uznać za przepadłe na rzecz -Skarbu Państwa . - Art. 7. Przestępstwa, wymienione w ustawie niniejszej, uważane będą zawsze za zbrodnie. Art. 8. Osoby cywilne, winne w czasie trwania niniejszej ustawy karygodnego przekupienia urzędnika w celu skłonienia go do popełnienia jednego z przestępstw przewidzianych wart. 1 lub w punkcie 2 art. 2, wart. 3 niniejszej ustawy, tL:dzież winne udziału w jednem z tych przestępstw (art. 51 kod. kar. ros. z 1903 r., § 5 austr. ust. kar. z l H52 r., §§ -7-49 niem. kod. kar. z 1871 r.) mają podlegać karom na zasadzie tej ustawy i w tym samym trybie postępowania. Osoby te jednak będą wolne od odpowiedzialności karnej, jeżeli przedtem, zanim władza powołana do ścigania dowie się o Ich czynie, przyczynią się do wykrycia lub udowodnienia dokonanego przekupstwa. (....)
____________________________________ Nie jesteś tym, kim myślisz, że jesteś - lecz tym, kim się stajesz, gdy myślisz kim jesteś.
Komuna, a wy macie gospodarstwo prywatne na terenach Gubałówki
Podatki się płaciło, gruntowy podatek, a oprócz tego dawało się zesypkę, np. zboże czy coś. Jak się nie miało, to się kupiło i dało. Ojciec też od razu otworzył wytwórnię nart, pracowników wziął i zaczął robić. Długi czas dostawał straszne domiary. Z początku mama chodziła po urzędach, coś załatwiała, później ja się tym zajęłam. Ojciec kiedyś dostał domiar półtora miliona!
Ile to wtedy było?
Kilka chałup. Urzędnicy przychodzili do pracowni, przeważnie Polacy. Ciągle były rewizje. Też w mieszkaniu. Kiedyś byłam w warsztacie, a taki poszedł do kuchni. Pytam: 'Co pan tu robi?'. A on: 'Mam spisać rzeczy zauważone'. Mówię: 'W kuchni to pan zauważy, że ja jem kotlety, a pan je grule, won stąd!'. Ojciec w ogóle z nimi nie dyskutował, nie odzywał się. Kiedyś przychodzę, a oni, że szukają silników do maszyn. 'Jakich silników?' - pytam. - Ojciec ma silniki z 1930 roku'. To były silniki do obrabiania nart, pod podłogą, bo gdzież to trzymać. Mówię do pracownika: 'Proszę podnieść dekiel, a pan sobie może wejść i grzebać'. Popatrzył, stare silniki, machnął ręką. Jak znowu zaczął wojować, szukać, to powiedziałam: 'Proszę wyjść'.
Spotkałam go jeszcze raz, kiedy chciałam jechać z rodziną na Węgry i poszłam spytać, czy potrzebne jest zaproszenie dla każdego oddzielnie. Poszłam na policję, na Kościuszki, skierowali mnie na górę, że tam UB to załatwia. Wchodzę i widzę tego, którego wyrzuciłam. 'Poznaje mnie władza?' - zapytałam i zaczęłam się śmiać, a on: 'Panią Pęksową do końca życia będę pamiętał'.
Albo konto ojca sobie przepisywali z banku na urząd skarbowy, mimo że wszystko płacił. Poszłam do naczelnika urzędu skarbowego: 'Jak mogliście przelać sobie ojca pieniądze?!'. A oni: 'Proszę pani, bo nie dostaniemy premii, jak nie wyrobimy czegoś tam, ale potem to my z powrotem przelejemy'.
27 lis 2011, 21:07
Re: Historia
Na tym świecie chyba już nie rozliczymy zbrodni PRL Chyba na tym świecie już nie rozliczymy zbrodni z PRL - uważa Lech Wałęsa, który w środę zeznaje jako świadek na procesie ws. masakry robotników Wybrzeża w 1970 r.
Przed wejściem na salę Sądu Okręgowego w Warszawie Wałęsa powiedział dziennikarzom, że ma poczucie niedosytu w sprawie rozliczenia zbrodni PRL. "Rozliczać jest naprawdę strasznie trudno (..) ja nie biorę się za rozliczanie; cieszę się, że mamy wolny kraj" - zaznaczył. Jego zdaniem, dziś sądzi się "rękę, której głową był ZSRR i komunizm". Podkreślił, że w 1970 r. nie było szans na zwycięstwo.
W 2008 r. Wałęsa zeznawał po raz pierwszy w tym procesie, który kilka miesięcy temu - po 10 latach rozpraw - musiał w lipcu br. zacząć się od nowa wobec śmierci ławnika. Z powodu złego zdrowia głównego oskarżonego, b. szefa MON gen. Wojciecha Jaruzelskiego, sąd zawiesił też wtedy proces b. szefa MON, oskarżonego za "sprawstwo kierownicze" zabójstwa robotników Wybrzeża w grudniu 1970 r.
Oskarżonym, w tym b. wicepremierowi PRL Stanisławowi Kociołkowi, grozi nawet dożywocie. Oprócz niego odpowiadają dowódcy jednostek wojska tłumiących protesty. W grudniu 1970 r. rząd PRL ogłosił drastyczne podwyżki cen na artykuły spożywcze, co wywołało demonstracje na Wybrzeżu. Według oficjalnych danych na ulicach Gdańska, Gdyni, Szczecina i Elbląga od strzałów milicji i wojska zginęły 44 osoby, a ponad 1160 zostało rannych. W PRL nikogo nie pociągnięto za to do odpowiedzialności. Jaruzelski nie przyznaje się do winy.
Co robił Oleksy 13 grudnia 1981 r.? Szokujące wyznanie
Załącznik:
634592841527483443.JPG
Były premier Józef Oleksy także w czasach PRL był ważnym urzędnikiem państwowym. Miał niezłe układy. Na ile były one wynikiem agenturalnego doświadczenia w latach 70., a na ile działalności w aparacie partyjnym w latach 80.? Trudno powiedzieć. Ale jedno jest pewne. Józefa Oleksego w tę ciemną grudniową noc nie zatrzymywano, choć wałęsał się po ulicy, gdy w dobrym humorze wracał z imprezki
Mało tego, Oleksy właśnie przyznał, że wracając z imprezy mijał patrole na ul. Rakowieckiej w Warszawie (gdzie wówczas mieszkał). Nagabywał funkcjonariuszy, by dopytać ich o przyczynę nocnej aktywności, ale panowie nie zatrzymywali Oleksego. W końcu był wysoko postawionym urzędnikiem w PZPR...
Goszczący rano w rynszTOK FM Oleksy zdradził, że stan wojenny zastał go na imprezie. Przyznał, że bawił się na niej bardzo dobrze.
Nie masz wystarczających uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego postu.
12 gru 2011, 19:51
Re: Historia
Frasyniuka wkur…ją takie przeprosiny gen. Jaruzelskiego
- 13 grudnia 1981 r. gen. Jaruzelski stał się pospolitym przestępcą łamiąc obowiązujące w Polsce prawo.
Zło nazywajmy złem, a nie "mniejszym złem". Krew mnie zalewa na poprawność polityczną w Polsce i wciskanie ludziom, że stan wojenny to było "mniejsze zło".
Nie rozumiem przeprosin generała, bo z jednej strony żałuje, a z drugiej postąpiłby tak samo. Skoro Jaruzelski mówi, że postąpiłby tak samo, to znaczy, że raz jeszcze wrzuciłby mnie do więzienia, żeby mnie katowali i łamali żebra.
Wkur... mnie takie przeprosiny gen. Jaruzelskiego. Nie rozumiem tych, którzy stają w obronie gen. Jaruzelskiego - powiedział w pierwszej części rozmowy z Onetem Władysław Frasyniuk.
Z Władysławem Frasyniukiem – jednym z liderów "Solidarności", przewodniczącym zarządu Regionu Dolny Śląsk, wieloletnim więźniem za działalność opozycyjną w PRL - rozmawia Jacek Nizinkiewicz.
____________________________________ Nie jesteś tym, kim myślisz, że jesteś - lecz tym, kim się stajesz, gdy myślisz kim jesteś.
13 gru 2011, 06:41
Re: Historia
Jaruzelski chciał rozprawy Sowietów z polską wolnością
Tezę Wojciecha Jaruzelskiego od lat odkłamują odnajdywane dokumenty. Cios może mu zadać zza grobu sam Breżniew. Jego zapisków jeszcze nie ujawniono.
Teza gen. Wojciecha Jaruzelskiego o mniejszym złu i szykowanej sowieckiej interwencji została obalona dziesiątki razy. Generał dopuścił się przestępstwa, każąc zniszczyć protokoły Biura Politycznego. Jednak jego ręce nie sięgały archiwów sowieckich, a tym bardziej ujawnionych wczoraj dokumentów NATO.
Obraz wyłaniający się z ujawnianych od lat dokumentów jest jednoznaczny – to Jaruzelski zabiegał u Sowietów o pomoc w zdławieniu własnego narodu. Sowieci zaś konsekwentnie mu odmawiali. Oczywiście nie ze względu na miłość do „Solidarności”, lecz z powodów o wiele bardziej prozaicznych – braku sił i środków na interwencję w kraju ponad dwa razy ludniejszym niż Czechosłowacja, której wolnościowe aspiracje zdławiono w 1968 r. Sowieci doskonale wiedzieli, że „Polacy nie Szwejki”, jak to ujął jeden z krasnoarmiejców.
Cytaty z dokumentów NATO sprzed trzydziestu lat są jednoznaczne „Na razie nie ma żadnej oznaki, iż taka decyzja została podjęta” – czytamy w dokumencie dotyczącym sowieckiej interwencji. W innym: „Do tej pory nie odnotowano żadnych oznak ruchów wojsk sowieckich”.
Dokumenty NATO nie zmieniają naszej wiedzy o stosunku władz sowieckich do interwencji. Warto przypomnieć najważniejsze ustalenia rosyjskich historyków. Rudolf G. Pichoja na podstawie sowieckich archiwaliów jasno stawia tezę, że Związek Radziecki na skutek operacji w Afganistanie i fatalnej sytuacji gospodarczej nie był w stanie zaangażować się w kolejny konflikt o charakterze zbrojnym. „W tych okolicznościach nie było możliwości prowadzenia aktywnych działań na zachodniej granicy” ? cytuje sowiecki dokument Pichoja. Podkreśla też, że „w żadnym z protokołów Biura Politycznego nie znalazła się bezpośrednia wzmianka o przygotowaniach do ewentualnego wkroczenia wojsk radzieckich do Polski”. Rosyjski historyk przytacza wypowiedź ówczesnego szefa KGB Jurija Andropowa z października 1981 r. „Powinniśmy twardo trzymać się swojej linii – nie wprowadzać do Polski naszych wojsk” – mówił na posiedzeniu politbiura najważniejszy czekista. Wspierał go zaś pierwszy w hierarchii krasnoarmiejec gen. Dymitr Ustinow: „W ogóle należy powiedzieć, że nie powinniśmy wprowadzać do Polski naszych wojsk”.
Jeszcze bardziej zdecydowanie Andropow wypowiadał się trzy dni przed wprowadzeniem stanu wojennego. „Nie możemy ryzykować. Nie zamierzamy wprowadzać wojsk do Polski. Jest to słuszne stanowisko i musimy się go trzymać do końca. Nie wiem, jak rozwinie się sprawa z Polską, ale jeśli nawet Polska będzie pod władzą „Solidarności”, to będzie to tylko tyle. A jeśli na Związek Radziecki rzucą się kraje kapitalistyczne, a oni już mają odpowiednie uzgodnienia o różnego rodzaju sankcjach ekonomicznych i politycznych, to dla nas będzie to bardzo ciężkie. Powinniśmy przejawiać troskę o nasz kraj, o umacnianie Związku Radzieckiego. To jest nasza główna linia” ? mówił.
Anatolij Czerniajew, który w 1981 r. pracował w KC w wydziale zajmującym się państwami bloku sowieckiego, twierdzi, że z utratą Polski był pogodzony sam sekretarz generalny KPZR. „Breżniew powiedział, że relacje z Polską będą się układały w zależności od tego, jaka ona będzie w przyszłości… Jeśli pozostanie socjalistyczna, stosunki będą internacjonalistyczne, jeśli zaś stanie się kapitalistyczna – będą inne relacje, zarówno na płaszczyźnie państwowej, gospodarczej, jak i politycznej” – pisze Czerniajew.
Jeszcze bardziej obciążające dla Jaruzelskiego są znane od kilku lat dzienniki Wiktora Anoszkina, adiutanta głównodowodzącego Układu Warszawskiego gen. Wiktora Kulikowa.
„Strajki są dla nas najlepszym wariantem. Robotnicy pozostaną na miejscu. Będzie gorzej, jeśli wyjdą z zakładów pracy i zaczną dewastować komitety partyjne, organizować demonstracje uliczne itd. Gdyby to miało ogarnąć cały kraj, to wy będziecie nam musieli pomóc. Sami nie damy sobie rady” – przekonywał Kulikowa Jaruzelski.
Wiele wskazuje na to, że ostateczny cios kłamstwom generała Jaruzelskiego zza grobu może zadać sam Leonid Breżniew. Jego zapiski wciąż oczekują na publikację.
Jaruzelski chciał rozprawy Sowietów z polską wolnością
Tezę Wojciecha Jaruzelskiego od lat odkłamują odnajdywane dokumenty.
Wiele wskazuje na to, że ostateczny cios kłamstwom generała Jaruzelskiego zza grobu może zadać sam Leonid Breżniew. Jego zapiski wciąż oczekują na publikację.
DOWODEM NA TO, ŻE CELEM JARUZELSKIEGO BYŁA WALKA Z SOLIDARNOŚCIĄ ZA WSZELKĄ CENĘ I WSZELKIMI MOŻLIWYMI SPOSOBAMI I ŚRODKAMI BYŁY JEGO WŁASNE SŁOWA: SOCJALIZMU BĘDZIEMY BRONIĆ JAK NIEPODLEGŁOŚCI.
W JEGO ZAKUTEJ SOWIECKIEJ GŁOWI 6X9 NIE MIEŚCIŁA SIĘ MYŚL O INNEJ POLSCE NIŻ SOCJALISTYCZNA.
Proszę o niepoprawianie capslocków - prawdę czasami trzeba WYKRZYCZEĆ!!!
____________________________________ Videtur et hoc mihi Platforninem non debere esse Poza tym uważam że Platformę należy zniszczyć /Katon starszy/
Nie możesz rozpoczynać nowych wątków Nie możesz odpowiadać w wątkach Nie możesz edytować swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz dodawać załączników