ZOBACZCIE SAMI JAK MANIPULUJĄ 'CIEMNYM LUDEM': Już sam tytuł sugeruje czyja to wina
To się potwierdza! W sytuacji gdzie reżimowe media (w tym gadzinówka Onet) w sposób niezwykle bulwersujący i nierzetelny przedstawiają sprawę tragedii Andrzeja Ż. i jego rodziny wypada przedstawić w całości jego dramatyczny w formie list jaki wysłał do Tuska opisując beznadziejność jednostki w nieludzkim systemie jaki istnieje wokół nas.
Załącznik:
List Andrzeja Ż. manipulacje medialne.JPG
Warszawa dnia, 2011-06-24
Szanowny Pan Donald TUSK Premier Rządu Rzeczpospolitej Polskiej
Szanowny Panie Premierze
Piszę do Pana już po raz kolejny, jako obywatel tego „chorego kraju” i jako ojciec trójki małoletnich dzieci, któremu Pan i Pana urzędnicy zniszczyli całe dotychczasowe życie. Piszę do Pana już po raz ostatni, gdyż nie wierzę że odniesie to jakikolwiek skutek. Chcę jednak aby Pan wiedział, że liczyłem na to, że nie jest Pan kłamcą i hipokrytą, ale normalnym człowiekiem szanującym prawo, a przede wszystkim ojcem kochającym swoją rodzinę. Widzę jednak, że żądza władzy zniszczyła w Panu wszelkie wartości i ludzkie cechy, którymi tak się Pan chwalił w trakcie kolejnych kampanii wyborczych.
W jednym z ostatnich wystąpień stwierdził Pan cyt. „nie ma żadnego powodu, żeby ktoś się czuł bezkarny czy bezpieczny tylko dlatego, że jest szefem jakiejś służby. Każdy podlega sprawdzeniu czy kontroli wtedy, kiedy pojawiają się jakieś sygnały niepokojące„. Być może tak Pan myśli, ale ja już w to nie wierzę, gdyż to podległe Panu służby zniszczyły mi życie.
Panie Premierze
Ponad dwa lata temu zwróciłem się do Pana z pisemną prośbą o pomoc w związku z szykanami jakie spotkały mnie po ujawnieniu „uzasadnionych podejrzeń popełnienie wielu przestępstw” przez Kierownictwo Urzędu Skarbowego Warszawa - Praga, polegające m.in. na zniszczeniu akt wszczętego dochodzenia, bezprawnym przetrzymywaniu zawiadomień o podejrzeniach popełnienia co najmniej kilkudziesięciu przestępstw karnych skarbowych (oraz przestępstw z ustawy o rachunkowości) co spowodowało przedawnienie karalności tych czynów i wielu (wielu) innych działaniach noszących znamiona przestępstw karnych. Za ujawnienie tych spraw Ministerstwu Finansów zostałem wyrzucony z pracy w tym Urzędzie pomimo zapewnień, że jest to cyt. „największa afera skarbowa w powojennej Polsce” oraz tego, że nie mam się co obawiać o utratę pracy, gdyż wyniki kontroli MF całkowicie potwierdzają moje ustalenia. No i co ? Zostałem oszukany przez podległych Panu urzędników, a osoby odpowiedzialne za w/w działania nie poniosły żadnej odpowiedzialności.
Zwróciłem się do Pana Premiera z pismem opisującym całe zdarzenie z wiarą, że żyjemy w normalnym kraju. W piśmie tym zadałem Panu kilka pytań m.in. jak to się dzieje, że osoby co do których istnieje podejrzenie popełnienia wielu przestępstw pozostają bezkarne, a ja za to, że miałem odwagę sprzeciwić się takim działaniom i odmówić brania udziału w popełnianiu przestępstw zostałem zepchnięty na margines życia w tym „demokratycznym i praworządnym kraju”? Gdzie ma się zwrócić obywatel skrzywdzony przez podległe Panu służby? Do chwili obecnej nie uzyskałem żadnej odpowiedzi. Po co więc funkcjonuje w Pana kancelarii Minister Julia Pitera oraz Departament Skarg ... ? Informuję Pana, że trzykrotnie, osobiście, byłem w Pana kancelarii w w/w Departamencie w celu uzyskania informacji na temat moich skarg. Nigdy nie zastałem osoby zajmującej się tą sprawą, a Panie które w zastępstwie do mnie przysyłano w ogóle nie znały sprawy i radziły mi zwrócić się ze skargą do Ministerstwa Finansów, czyli organu który skutecznie zatuszował całą sprawę.
Szanowny Panie!
Od września 2008 r. daremnie wysyłałem dziesiątki CV w odpowiedzi na oferty pracy w administracji państwowej. Pomimo tego, że spełniałem wszystkie warunki konieczne, w zdecydowanej większości przypadków, nie zostałem nawet zaproszony na rozmowy. Pytam więc po co ogłasza się fikcyjne konkursy jak i tak z góry jest wiadomym, kto ma je wygrać ?. Zdarzyło się jednak, że zostałem zaproszony do udziału w postępowaniu kwalifikacyjnym np. na stanowisko oskarżyciela skarbowego w III US Warszawa Śródmieście. Jako jedyny z trzech kandydatów bezbłędnie rozwiązałem test, a ponadto jako jedyny miałem doświadczenie w pracy w organach skarbowych. I co ? Dostałem emailem odpowiedź z podziękowaniami za udział w konkursie oraz zaproszeniem do dalszego śledzenia ofert pracy tego Urzędu. Czy to tylko jawna kpina z prawa i obywateli ? Moim zdaniem nie tylko.
W chwili obecnej moja rodzina pozostaje bez środków do życia, gdyż komornik zajął nasze jedyne źródło utrzymania. Wszystko to za sprawą podległych Panu urzędników. W tej sytuacji nie pozostaje mi nic innego jak tylko wybrać jedyne honorowe wyjście z sytuacji bo wtedy moja rodzina ma szanse na bardziej normalne życie. Nie żałuję jednak tego co zrobiłem w 2008 r. chociaż nigdy nie przyszło mi do głowy, że zwalczając przestępczość sam zostanę przez nią zniszczony.
Panie Premierze ! Pomimo wszystko życzę Panu wszystkiego najlepszego i mam nadzieję, że Polska będzie kiedyś demokratycznym państwem prawa, a nie państwem bezprawia w którym normalni ludzie nie tylko nie mają racji bytu, ale są przez to państwo skutecznie wykluczani z życia społecznego.
Nie masz wystarczających uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego postu.
____________________________________ "Demokracja to cztery wilki i owca głosujące o obiedzie" R.A.Heinlein
Ostatnio edytowano 24 wrz 2011, 17:38 przez kominiarz, łącznie edytowano 2 razy
24 wrz 2011, 17:25
Re: Władcy Marionetek...
Narracja, czyli atmosfera.
Nie wiem, co sprawia, że człowiek wymierza sobie tak straszną śmierć. Ryszard Siwiec cierpiał kilka dni, zanim zmarł.... Na kursach medycznych uczono mnie, że poparzenia rzedu 30% powierzchni ciała to śmierć- spalona skóra nie chroni przed utratą płynów, ani przed infekcjami, to jak otwarte na oścież okno, przez które ucieka życie i wchodzi śmierć. Choć pewnie medycyna potrafi dziś już więcej. Przeżyje, ale, jak w tym powiedzeniu- co to za życie, w bólu ( już nawet nie chce mi się rutynowo zażartować z Pana Prezydenta, oby żył wiecznie i jego BULU, bo temat niewesoły i nie do żartów), w zniszczeniach ciała, które trzeba codziennie oglądać.
Życzę temu biednemu człowiekowi, żeby wszystko się skończyło dobrze, a przynajmniej tak mało źle, jak to możliwe. Bo dobrze się nie skończy, przy takich ranach. Czytam, że żyje i żyć będzie, oby tak bylo... Ale na to nie mam wpływu. Zostawmy cierpienie tego człowieka i jego bliskich. Dlatego napiszę o czymś innym, co od razu, w tym samym momencie mi się przypomniało.
Po mordzie łódzkim, gdzie były członek partii rządzącej zamordował członka partii opozycyjnej i ciężko zranił drugiego- za nic, poza tym, że należeli do partii opozycyjnej właśnie, najcięższe do zniesienia było to, że ta zbrodnia nie spowodowała zadnej katharsis u tych, którzy do niej doprowadzili wieloletnią propagandą nienawiści i odczłowieczania Jarosława Kaczyńskiego i PiS. Przeciwnie, od razu było jasne że Kuczyński z Wołkiem na wiadomość o zbrodni siądą i wystukają tekst o tym, że to wszystko wina Jarosława. I tak się stało, już następnego dnia taka była narracja rzadowych mediów. Płatne mendy internetowe zaczęły powtarzać na forach, że „ kto sieje wiatr, ten zbiera burzę”.
No i oczywiście, jak karykatura tego, wszystkiego, jak jakaś koszmarna commedia del arte, Dziurawy Stefan wystartował z mrożącą krew w żyłach historią, jak to on miał być pierwszą ofiarą psychopaty, tylko go nie zastał w biurze, no to sobie poszedł do biura PiS. Nie wiadomo, czy go ktoś wypuścił, jak jakiegoś wioskowego głupka na rynek z psią kupą na kiju, by smarował tym ludzi, czy też sam doszedł do tego z tych zszarpanych nerwów, dość, że akurat w przedzień pogrzebu Marka Rosiaka (swoją drogą, co za wyjątkowe, niespotykane łajdactwo, by przykrywać swoimi bredniami czyjś pogrzeb, by czasem Kaczyński nie odniósł propagandowej korzyści) wyskoczył ze swoimi opowieściami o ośmiu kulkach lecących mu prosto w pierś.
Aż się dziwię, że nie wyskoczył po śmierci Andrzeja Leppera z historią, że to on miał się powiesić pierwszy, że mróz mu po plecach przeleciał i że czuje się, jakby mu życie darowano, czy, jakby się na nowo narodził, nie pamiętam, co tam ten nieszczęsny człowiek wtedy mówił. A może teraz przyjdzie do Tusk Vision Network nasączony łatwopalnym płynem i opowie, jak to on chciał się spalić pierwszy, aż mu mróz po plecach przeleciał i to dwukrotnie? Nie trzeba być specjalnym geniuszem, by przewidzieć, co też będzie się przewijać, czy na razie usiłowało przewijać, na zasadzie razwiedki bojem (żeby zobaczyć, czy matoły to kupują) w newsach w prorządowych gazetach i telewizjach. Zaczęło się ponoć od tego, że Tusk Vision Network przez 2 godziny milczało na ten temat, gorączkowo się zastanawiając, jak to, kurczę, podać, by nie zrobić krzywdy ukochanej władzy.
Cóż to by się działo, gdyby ten nieszczęsny człowiek się podpalił przed kancelarią Kaczyńskiego! Nie byłoby nikogo między Odrą i Bugiem, kto nie poznałby na pamięć tego człowieka, jego Golgoty wśród dusznej atmosfery IV RP i jej atmosfery wykluczania.
Nie musimy się domyślać, przecież widzieliśmy, co się działo po nieszczęsliwym wypadku Barbary Blidy (jak to w końcu z wysiłkiem ustaliła komisja Kalisza - chciała sie samookaleczyć, by uniknąć aresztowania i narobić histerii w mediach, nie wiedziała, czy też ktoś ją wprowadził w błąd, że strzelając specjalną niepenetrującą amunicją nie powinna strzelać z przyłożenia, bo dochodzi podmuch gazów prochowych), czy choćby jak nagłaśniano protest pielęgniarek. Ghandi i jego ruch protestu w Indiach, to mały pikuś w porównaniu z tymi butelkami z monetami, jako zegarynką w TVN ( „grzechu, brzdęku, grzechu, brzęku, grzechu”- co godzinę!).
Zaraz, zaraz, co ja mówię, „gdyby”! Przecież on się własnie podpalił przed kancelarią Kaczyńskiego! No, co, nie była to kancelaria Kaczyńskiego?
Jak najbardziej, noooo, uffff, mamy już główny temat do dykusji i sond, co takiego zrobiła IV RP, że nawet po latach powoduje u ludzi takie skrajne reakcje! Przecież wiedział, że Tuska tam nie ma, bo jeździ Tuskobusem, to znaczy, nie tyle jeździ, ale dosiada się tuż przed celem, ale nie o to teraz chodzi. To znaczy nie chciał wskazywać na Tuska, a raczej na poprzedniego lokatora tej kancelarii, no, źle mówię?
Juz widzę te sondy onetowo- wyborcze: „Uważasz, że samobójca chciał wskazać, jako winowajcę Pana Premiera, mimo, że go nie było w kancelarii, bo chciał być bliżej ludzi, swoich wyborców: a/ bzdura, Pan Premier Tusk nie miał żadnego wpływu na jego kłopoty finansowe. b/ pewnie nie lubił polityków w ogóle. c/ to straszne, jakie szkody w budżetach domowych wyrządziło tworzenie atmosfery wykluczania w IV RP, mimo upływu lat nadal jest źródłem dramatów.”
Albo: „Co nabardziej załamało biednego samobójcę; a/ wspomnienie atmosfery wykluczania IV RP b/ wzbierająca nazistowska fala c/ nie wiem, nie obchodzi mnie , kto będzie rządził w Polsce, jestem biedny i głupi”
Albo: „ Samobójca chciał nam przypomnieć, ze: a/wzbiera fala faszyzmu b/ chciał przeprosić za antysemickie napisy w Jedwabnem c/ nie wiem, nie mam odwagi występować przeciwko skinom, kibolom i pisowcom”
Albo: „Czy uważasz, ze samospalenie , jako protest wobec wzrastającego zagrożenia recydywą PiSu to dobry pomysł? a/ tak, bo jestem przystojnym i wykształconym europejczykiem b/ nie, trzeba raczej próbować zdelegalizować PiS drogą prawną i otoczyć obywatelskim kordonem, przemoc to ostateczność c/ nie, intencje są szlachetne, ale z narastającą falą nazizmu walczyć trzeba z bronią w ręku.”
Albo: „Podnoszą się głosy, by opublikować list samobójcy do Pana Premiera. Uważasz, że: a/ to nikczemność i granie ludzkim nieszczęsciem b/ należy uszanować cierpienie i prywatność rodziny, a list spalić. c/ nie wiem, ale powinno sie opublikować rozmowę braci Kaczyńskich.”
P. S. Zachęcam do czytania poniedziałkowych felietonów w Rzepie, w Freepl.info i w „Gazecie Polskiej Codziennie”.
____________________________________ "Demokracja to cztery wilki i owca głosujące o obiedzie" R.A.Heinlein
26 wrz 2011, 16:08
Re: Władcy Marionetek...
Łódź. Ryszard C., były członek Platformy Obywatelskiej, wrzeszczy, że chciał zabić Jarosława Kaczyńskiego, bo nienawidzi PiS. Kamera wjeżdża do biura europosła Janusza Wojciechowskiego, zbliżenie na przykryte czarnym workiem zwłoki jego asystenta Marka Rosiaka. Zapłakane oczy żony, rozpacz syna. Szpital, sala operacyjna, dramatyczna walka o życie drugiej ofiary zamachu, zbliżenie na zakrwawiony bandaż, głębokie rany od noża na całym ciele…
Czy tak mógłby wyglądać spot wyborczy opozycji? Nie. Dlaczego? Po prostu PiS nie jest partią miłości.
Władza zaś próbuje rozpętać wojnę polsko-polską i emituje klipy, w których przekonuje, że paru rozhisteryzowanych staruszków na Krakowskim Przedmieściu to dla Polski zagrożenie większe niż zapaść w polskiej armii, do której doszło pod jej rządami. A potem grozi: „Oni pójdą na wybory. A Ty?”.
Ja? Pójdę, choćby mnie współtwórca potęgi Platformy, jej były wiceszef ze świńskim ryjem obrzucał błotem z lansującej go telewizji i powtarzał swoje obrzydliwości (nazywane przez premiera happeningami): że rok będzie udany, jeśli umrze także drugi Kaczyński, że „wszyscy na pokładzie tupolewa byli pijani”… Jakże władzy brakuje dziś „talentu” Palikota, jakże przydałby się jej podczas orwellowskich seansów miłości urządzanych pod hasłem „Panie premierze, jak lżyć?!”. Widać wzmożony ruch już nie tylko w kanale informacyjnym, gdzie Kolenda-Zaleska zapewnia, że „nawet ci, którzy wygrażają premierowi, w bezpośrednim kontakcie się przekonują”.
W telewizji publicznej, w której według badań Fundacji Batorego PO pokazywana jest częściej niż PiS i SLD razem wzięte, nawet wiadomości sportowe rzucono na odcinek kampanii, by relacjonowały turniej piłkarski o puchar… Donalda Tuska. Sławomir Nowak wręcza ordery dawnym piłkarzom, przyznane przez prezydenta Komorowskiego zupełnie przypadkowo tydzień przed wyborami i zupełnie przypadkowo w Gdańsku, gdzie Nowak kandyduje do Sejmu. Rząd zapowiada uroczyste otwieranie nowych świetlic. Ale stare są zamykane jedna po drugiej, a bezpłatne zajęcia plastyczno-muzyczne dla dzieci nagle stały się płatne.
Może dlatego w Internecie furorę robi nowy dowcip: „Jaki jest dziś szczyt bezczelności? Zagłosować na PO i uciec za granicę”.
Irek pisze: 05 paź 2011 o 08:44 Propaganda Nowaka przestała byc skuteczna - koniec propagandy czyli tzw. pi-aru Ludzie się już nie dadzą zmanipulować
____________________________________ Videtur et hoc mihi Platforninem non debere esse Poza tym uważam że Platformę należy zniszczyć /Katon starszy/
05 paź 2011, 19:28
Re: Władcy Marionetek...
Usunięty artykuł 585 czyli prostytucja parlamentarna
Organizacje biznesowe i adwokatura bronią zmiany, dzięki której umorzono proces Ryszarda Krauzego
"Rz" ujawniła w środę, jak – stosując szybką ścieżkę legislacyjną – wykreślono z kodeksu spółek handlowych artykuł 585. Na jego podstawie prokuratura mogła ścigać z urzędu za działanie na szkodę spółki. Właśnie na podstawie tego przepisu w ubiegłym roku oskarżono Ryszarda Krauzego. Dzięki nowelizacji przegłosowanej w Sejmie głosami PO i PSL 30 czerwca art. 585 przestał obowiązywać.
21 lipca rozpoczął się proces biznesmena, na którym sąd nie miał wyjścia i musiał postępowanie umorzyć. W środę w tej sprawie głos zabrała Naczelna Rada Adwokacka. To właśnie podczas noworocznego przyjęcia jej szef mecenas Andrzej Zwara wręczył ministrowi sprawiedliwości projekt zmian dotyczących art. 585 k.s.h. "Wyłączną intencją postulatów nowelizacji kodeksu spółek handlowych było wyeliminowanie ryzyka pomyłek wymiaru sprawiedliwości w karaniu przedsiębiorców za działanie na szkodę spółek" – pisze NRA w oświadczeniu. "Wszelkie sugestie, jakoby przedstawiciele adwokatury działali w tej sprawie na zlecenie konkretnych biznesmenów są absolutnie nieuprawnione i krzywdzące dla NRA". Adwokatura wspomina też, że uznanie dla proponowanych przez nią zmian wyrażał prokurator generalny.
– Projekt zmian w zakresie art. 585 nie był w procesie legislacyjnym konsultowany z prokuratorem generalnym. Żadna z instytucji zaangażowanych w proces legislacyjny nie prosiła nas o opinię w tej sprawie – mówi jednak prokurator Maciej Kujawski z Prokuratury Generalnej. Dodaje, że 7 lutego prokurator Andrzej Seremet brał udział w dyskusji zorganizowanej przez Business Centre Club poświęconej temu tematowi. – Nigdy jednak nie były formułowane opinie na potrzeby parlamentu – zaznacza.
BCC również wydała oświadczenie, w którym "(...) sprzeciwia się instrumentalnemu wykorzystywaniu nieuzasadnionych spekulacji stawiających w niekorzystnym świetle środowisko przedsiębiorców i jego reprezentację". Organizacja podkreśla, że przepis, który usunięto, był szkodliwy dla przedsiębiorców. "To w ustroju totalitarnym państwo i jego organy posiadają wszystko, nadzorują wszystko i decydują, kto jest dobry, a kto zły. W polskim systemie prawa pozostało zbyt wiele reliktów przeszłości, z którymi należy walczyć bez względu na to, kogo ich skutki dotknęły" – pisze BCC.
Głos zabrały też pozostałe organizacje biznesowe, które lobbowały za zmianą k.s.h. "Krajowa Izba Gospodarcza oraz Polska Rada Biznesu negatywnie odnoszą się do zawartych w artykule i komentarzach sugestii mówiących, że ścieżka legislacyjna nowelizacji kodeksu spółek handlowych została podporządkowana interesom Ryszarda Krauzego" – piszą.
Były szef Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego Bogdan Święczkowski, kandydat PiS na posła, uważa, że sprawę zniknięcia przepisu, na podstawie którego oskarżano biznesmena Ryszarda Krauzego, powinny zbadać prokuratura i komisja śledcza. – Gdy czytałem, jak przebiegał proces legislacyjny, przypominały mi się czasy przedrywinowskie – komentuje. http://www.rp.pl/artykul/192639,728255- ... u-858.html
Znaczy: "oraz czasopisma?
Prawo dla biznesu musi być uchwalane czytelnie Biznes i adwokaci potrafią tworzyć prawo. Tym bardziej budzi wątpliwości dziwne procedowanie przy łagodzeniu przestępstwa działania na szkodę spółki Być może artykuł 585 kodeksu spółek handlowych (przestępstwo działania na szkodę spółki) wymagał noweli, sprecyzowania jego rygorów, by – jak uzasadniały adwokatura i biznes – zmniejszyć ryzyko pomyłek sądowych i prokuratorskich. Być może. Przedstawiciele biznesu argumentują, że ofiarą tego przepisu padali aktywni, ryzykujący w dobrym tego słowa znaczeniu przedsiębiorcy. Jednocześnie prokuratorzy mieli wątpliwości, czy stawiać im zarzuty czy nie. Nie jest jednak prawdą, że była to jakaś gilotyna na przedsiębiorców. Fakty są takie, że na ponad 400 tys. skazań rocznie art. 585 wykorzystywany był w latach 2008 – 2009 odpowiednio 24, 40 i 39 razy. Na dodatek w związku z innymi przestępstwami – np. niegospodarnością. Znamienne, że Naczelna Rada Adwokacka, by zobrazować rzekomą patologię, musiała sięgnąć daleko w przeszłość i wskazać przykład aresztowania przedsiębiorcy aż z roku 2003.
Największe zastrzeżenia budzi radykalna zmiana trybu ścigania tego przestępstwa na tzw. tryb wnioskowy, który polega na tym, że bez wniosku pokrzywdzonego prokuratura nie może wszcząć śledztwa. Niezależnie więc od skali naruszenia bez wniosku nie ma mowy o odpowiedzialności karnej. Z tego właśnie powodu sąd musiał umorzyć sprawę Ryszarda Krauzego. Niektórzy przedstawiciele biznesu wskazują, że choć usunięto art. 585 z k.s.h., to tego rodzaju odpowiedzialność karna przedsiębiorcy istnieje nadal w art. 296 kodeksu karnego i, jak pisze BCC, "dalej jest zmorą ludzi prowadzących działalność gospodar- czą". Rzecz w tym, że nikt nigdy nie proponował całkowitego uchylenia sankcji karnych za nadużycia w prowadzeniu biznesu, a kontrowersyjna nowela dotyczy tylko jednego jej aspektu: narażenia spółki na niebezpieczeństwo wyrządzenia jej szkody majątkowej – czyli art. 585 k.s.h. (taki zarzut miał Krauze).
W tej sprawie przedziwny był też proces legislacyjny. W trakcie prac nad adwokackim projektem zgłoszono podobną poprawkę przy okazji zupełnie innej ustawy – o ograniczaniu barier administracyjnych. Łagodziła ona art. 585 k.s.h., ale czy to przez pomyłkę czy świadomie zmieniono tryb ścigania na tzw. prywatnoskargowy. Taki tryb nadal pozwalał prokuratorowi włączyć się do sprawy. Przepis miał obowiązywać od 1 lipca tego roku, ale wkrótce został wykreślony z k.s.h. adwokacką nowelą z rządowymi poprawkami. W ten sposób wprowadzono najważniejszą zmianę – ściganie przestępstwa na szkodę spółki na wniosek. A to zamknęło sprawę Krauzego. Istotny jest też fakt, że dla tej ostatniej nowelizacji ustanowiono bardzo krótkie vacatio legis. Ustawa weszła w życie 30 czerwca. 21 lipca sąd umorzył postępowanie w sprawie Krauzego. Od elity prawniczej i biznesowej można i należy oczekiwać przejrzystych reguł tworzenia prawa.
Bardzo szybka ścieżka legislacyjna Przypadek opisany dziś przez „Rzeczpospolitą" w tekście „Historia artykułu 585" należy do gatunku tych, które – głęboko wierzę, że wszyscy – chcielibyśmy, aby nigdy więcej się w Polsce nie zdarzyły, choć przecież napisać po prostu, że nasze państwo wciąż nie jest od nich wolne, oznacza być wobec III RP niezwykle łaskawym. Jest zatem w tej historii jeden z najbogatszych i wpływowych Polaków, do niedawna oskarżony przez prokuraturę o działanie na szkodę jednej ze swoich spółek. Są stający w jego obronie przedsiębiorcy z Polskiej Rady Biznesu i Business Centre Club. Są adwokaci w dość ostentacyjny sposób przekazujący ministrowi sprawiedliwości Rzeczypospolitej projekt nowelizacji artykułu 585 kodeksu spółek handlowych, który dotyczy właśnie odpowiedzialności za działanie na szkodę spółki.
Wreszcie jest w tej historii bardzo dziwny pośpiech parlamentarzystów, którzy – jak się wydaje – dwoili się i troili, aby możliwie jak najszybciej najpierw zmienić brzmienie, a w końcu w ogóle wyrzucić z kodeksu spółek handlowych ów artykuł 585. I tak skonstruować przepis kodeksu karnego dotyczący tego przestępstwa, aby od tej pory nikt spoza władz i właścicieli spółki nie mógł skutecznie powiadomić prokuratury o podejrzeniu jego popełnienia. W dodatku akurat dla przepisu likwidującego ten artykuł k.s.h. ustanowiono zadziwiająco krótkie vacatio legis.
I oto nowe rozwiązanie, po podpisaniu przez prezydenta, weszło w życie. Niewiele dni potem odbyła się pierwsza rozprawa wspomnianego na wstępie biznesmena, wobec którego w nowej sytuacji prawnej sąd postępowanie umorzył, bo nie miał innego wyjścia. Cóż, być może artykuł 585 kodeksu spółek handlowych był rzeczywiście szkodliwy dla jakości obrotu gospodarczego, być może należało zmienić jego brzmienie albo nawet w ogóle go znieść. Być może przedsiębiorcy mają rację, dowodząc, że przepis ten dawał prokuraturze nadmierną swobodę w ocenianiu rozmiarów ryzyka gospodarczego. Ale opisany przez „Rz" tryb pracy nad nowelizacją tego artykułu k.s.h. rodzi najgorsze z możliwych skojarzenia. Skojarzenia, że oto dla jednego – bardzo bogatego i wpływowego – człowieka zmienia się w Polsce prawo w ten sposób, aby mógł on uniknąć stanięcia przed wymiarem sprawiedliwości. I proszę spróbować wyprowadzić mnie z błędu, że takie skojarzenie jest w tej sprawie nieuprawnione. Piotr-Gabryel http://www.rp.pl/artykul/9158,727825-Ry ... bryel.html
Głos "szczerego oburzenia":
Oświadczenie prasowe Polskiej Rady Biznesu "Krajowa Izba Gospodarcza oraz Polska Rada Biznesu negatywnie odnoszą się do zawartych w artykule i komentarzach sugestii, mówiących, że ścieżka legislacyjna nowelizacji Kodeksu Spółek Handlowych została podporządkowana interesom Ryszarda Krauzego. Zdaniem KIG i PRB wniosek taki jest absurdalny i nie ma odniesienia przedmiotowego." http://www.rp.pl/artykul/9157,728263-Po ... itej-.html
List otwarty Marka Goliszewskiego do Piotra Gabryela, zastępcy redaktora naczelnego "Rzeczpospolitej" Drogi Piotrze, (.....) Mam nadzieję, że mnie zrozumiesz. Marek http://www.rp.pl/artykul/118849,728018- ... itej-.html
Piotr nie zrozumiał i odpisuje: Drogi Marku! Twój list przyjąłem z prawdziwą przykrością. Tym bardziej, że przecież wyraźnie w moim komentarzu napisałem, czego jednak nie chcesz dostrzec: "Cóż, być może artykuł 585 kodeksu spółek handlowych był rzeczywiście szkodliwy dla jakości obrotu gospodarczego, być może należało zmienić jego brzmienie albo nawet w ogóle go znieść. Być może przedsiębiorcy mają rację, dowodząc, że przepis ten dawał prokuraturze nadmierną swobodę w ocenianiu rozmiarów ryzyka gospodarczego". A moją, wyrażoną w komentarzu wątpliwość budzi - jedynie i aż - szczegółowo opisany w "Rzeczpospolitej" przez Cezarego Gmyza tryb pracy najpierw nad zmianą, a potem likwidacją artykułu 585 kodeksu spółek handlowych. Jeśli nie dostrzegasz w tym, co się stało, niczego co najmniej niestosownego, to - mimo prawie 25 lat naszej znajomości - nic na to nie poradzę. Mam wszelako nadzieję, że nie odmawiasz prasie - w tym "Rzeczpospolitej" - prawa do sprawdzania, czy wszyscy są równo traktowani przez prawo i prawodawców. Z poważaniem, Piotr
Żeby żyło się lepiej. Lodziarzom, złodziejom, krętaczom. A tak poza tym to zwykły przypadek, że tak nagle, że tak szybko Zwykły zbieg okoliczności i w ogóle pikuś. Mały pikuś.
____________________________________ Videtur et hoc mihi Platforninem non debere esse Poza tym uważam że Platformę należy zniszczyć /Katon starszy/
05 paź 2011, 20:37
Re: Władcy Marionetek...
Długie ręce Grada. Skreślony z listy wykładowców
Minister skarbu Aleksander Grad dyktuje organizatorom wykładów na Warszawskim Uniwersytecie Trzeciego Wieku, kogo nie mogą na nie zaprosić. Z listy wykładowców skreślono finansistę dr. Cezarego Mecha - donosi "Nasz Dziennik". "Potwierdzam, że dr Mech został skreślony przez ministerstwo z listy wykładowców" - przyznała Mariola Pękala Piekarska, koordynator programu ze strony Federacji Stowarzyszeń Uniwersytetów Trzeciego Wieku. Na pytanie o przyczyny skreślenia odparła krótko: "Donator nie uzasadnia decyzji".
Ministerstwo Skarbu Państwa, które dotuje wykłady i szkolenia w ramach programu "Akcjonariat Obywatelski", zastrzegło w umowie z Federacją, że wykładowcy i materiały muszą być z nimi konsultowane. "Donator, czy to będzie ministerstwo, czy NBP lub RPO, zawsze zatwierdza wykładowców" - mówi prezes Federacji UTW Wiesława Borczyk.
Decyzja o wykreśleniu dr. Cezarego Mecha z listy wykładowców kompletnie zaskoczyła władze Warszawskiego Uniwersytetu Trzeciego Wieku. "Jestem zrozpaczona. Nigdy dotychczas się nie zdarzyło, aby zakwestionowano mi wykładowcę, zwłaszcza że w tym wypadku chodzi o tak znakomitego fachowca w dziedzinie finansów i rynku kapitałowego" - mówi prezes Warszawskiego UTW Anna Jędrychowska.
Usunięty artykuł 585 czyli prostytucja parlamentarna
Hadko robić w służbie sprzedajnych dziw. O SC, dokąd zmierzasz?
____________________________________ Osiem lat podstawówki, cztery liceum, potem pięć - bite! - studiów, dyplom z wyróżnieniem, dwadzieścia lat praktyki, i oto mi płacą, jakby ktoś dał mi w mordę
06 paź 2011, 18:13
Re: Władcy Marionetek...
Ten pośpiech usunięciem artykułu 585 ksh był - jak wynika z powyższych cytatów - jednak nieprzypadkowy. Ciekawe, że z usunięciem artykułu 212 kk jakoś nie jest tak śpieszno...
Wykreślenie art. 212 kk, przewidującego karę więzienia za zniesławienie, poparło ponad 140 polityków – dowiedziała się PAP w Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka. W poniedziałek mija miesiąc od rozpoczęcia kampanii społecznej w tej sprawie.Kampanię “Wykreśl 212 kk” organizują wspólnie HFPC, Izba Wydawców Prasy i Stowarzyszenie Gazet Lokalnych. Ma ona na celu zebranie jak największej liczby przedwyborczych deklaracji polityków opowiadających się za zniesieniem odpowiedzialności karnej za zniesławienie. Organizacje chcą, by w nowym parlamencie podjęta została inicjatywa ustawodawcza, mająca na celu wykreślenie w całości art. 212. Deklaracje będą zabierane aż do tego czasu. “Mamy nadzieję, że deklaracje złożone przed wyborami zachowają moc po ukonstytuowaniu się Sejmu kolejnej kadencji” – powiedziała PAP Dominika Bychawska-Siniarska z Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka. Przypomniała, że rok więzienia, kara ograniczenia wolności lub grzywna grozi obecnie każdemu dziennikarzowi, blogerowi, internaucie lub innemu obywatelowi, który dopuścił się zniesławienia. Za wykreśleniem art. 212 kk opowiedziało się dotychczas 144 polityków większości ugrupowań. Wśród nich m.in.: marszałek Sejmu Grzegorz Schetyna (PO), prezes PiS Jarosław Kaczyński, minister sprawiedliwości Krzysztof Kwiatkowski (PO), Marek Balicki (SLD), Marek Borowski (SdPl), Andrzej Czuma (PO), Ryszard Kalisz (SLD), Paweł Kowal (PJN), Janusz Palikot (Ruch Palikota), Jarosław Sellin (PiS) i Tadeusz Sławecki (PSL). Organizatorzy akcji zbierają także deklaracje, w których politycy lub kandydaci na parlamentarzystów opowiadają się za pozostawieniem art. 212 kk. HFPC informuje, że jest to w sumie 126 osób. Wśród nich m.in.: Piotr Gadzinowski (SLD) i Izabella Sierakowska (SdPl) oraz kandydujący z listy SLD filozof prof. Jan Hartman, który wyjaśnił PAP, że jest jedynie za modyfikacją przepisu. Kwestionariusze z pytaniami, w tym o stosunek do art. 212 kk, do wszystkich kandydatów w wyborach parlamentarnych kieruje Stowarzyszenie 61 i publikuje ich odpowiedzi na stronie http://www.mamprawowiedziec.pl. W obecnym brzmieniu artykułu 212 kk ten, kto pomawia inną osobę, grupę osób, instytucję, osobę prawną lub jednostkę organizacyjną o działanie, które może ją poniżyć w opinii publicznej lub podważyć zaufanie do niej, podlega grzywnie albo karze ograniczenia wolności. Jeżeli sprawca dopuszcza się zniesławienia za pomocą środków masowego komunikowania, podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do roku. W ocenie organizatorów akcji jednym z najważniejszych argumentów za wykreśleniem art. 212 jest to, że dziennikarze lub zaangażowani społecznie obywatele boją się o niektórych tematach pisać, mówić, żeby nie narazić się na odpowiedzialność karną. Ich zdaniem, z odpowiedzialnością z art. 212 – poza możliwością pozbawienia wolności – wiążą się inne dolegliwości natury prawnej, np. możliwość tymczasowego aresztowania, wysokie koszty postępowania, a także wpis do rejestru skazanych. Polska zajmuje obecnie 32. miejsce w prowadzonym przez organizację “Reporterzy bez granic” rankingu krajów przestrzegających wolności słowa. W Polsce na podstawie art. 212 skazano w latach 2002-2008 prawie tysiąc osób; ok. 30 proc. na karę ograniczenia lub pozbawienia wolności. Według danych Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich w latach 2005-2006 sądy wydały 23 wyroki skazujące dziennikarzy, a w 102 przypadkach zadecydowały o umorzeniu. “Do tej pory pod naszą akcją podpisało się 2800 osób na Facebooku. Otrzymywaliśmy liczne maile i telefony ze słowami poparcia, część osób spontanicznie chciała złożyć swój podpis popierający wykreślenie artykułu 212 kk. Zgłosiło się do nas kilkanaście osób będących ofiarami tego artykułu. Jesteśmy w trakcie dokumentowania wszystkich tych przypadków” – powiedziała Bychawska-Siniarska. Helsińska Fundacja Praw Człowieka podkreśla, że odpowiedzialności za zniesławienie należy dochodzić na drodze cywilnej, gdzie perspektywa uzyskania satysfakcjonującego zadośćuczynienia jest większa, a jednocześnie nie zachodzą negatywne skutki wymierzania kary kryminalnej. Podkreślają też, że utrzymywanie kary więzienia za zniesławienie jest niezgodne także z orzecznictwem Europejskiego Trybunału Praw Człowieka w Strasburgu, co powoduje, że Polska regularnie przegrywa w Trybunale w Strasburgu sprawy związane z wymierzeniem sankcji karnej za zniesławienie. “Efektem ubocznym naszej akcji mogą być coraz liczniejsze procesy z art. 212 kk, co uniemożliwi sądom karnym normalne funkcjonowanie i zajmowanie się przestępstwami o charakterze kryminalnym. Tym pilniejsze staje się wykreślenie artykułu 212 kk z Kodeksu karnego, przy pozostawieniu drogi cywilnej na dochodzenie sprawiedliwości w obliczu zniesławienia” – dodała Bychawska-Siniarska. Podkreśliła też, że kampania jest apolityczna. “Wskazuje na to zarówno poparcie, jakie uzyskaliśmy od poszczególnych kandydatów na posłów ze wszystkich komitetów wyborczych, jak i wsparcie zarówno mediów określanych jako prawicowe, jak i lewicowych” – powiedziała. Kampanię “Wykreśl 212 kk” wspierają m.in. Stowarzyszenie 61, Stowarzyszenie Wolnego Słowa, Stowarzyszenie Dziennikarzy Polskich i Centrum Monitoringu Wolności Prasy. Więcej informacji o prowadzonych działaniach można znaleźć na stronie internetowej http://www.wykresl212kk.pl.
____________________________________ Nie jesteś tym, kim myślisz, że jesteś - lecz tym, kim się stajesz, gdy myślisz kim jesteś.
06 paź 2011, 18:36
Re: Władcy Marionetek...
Lewica ze świńską twarzą
Minęły dwie godziny i pięćdziesiąt cztery minuty od zamknięcia urn wyborczych, a już TVN 24 zaczęła zwalniać z pracy Jarosława Kaczyńskiego – dając wyraz swojej jeszcze głębszej troski o dalszy los Prawa i Sprawiedliwości. Przypomniano dawną wypowiedź prezesa PiS, że jak przegra, przekaże partię młodym. Nie przypomniano ani jednej dawnej wypowiedzi pupila stacji na Wiertniczej – Janusza Palikota.
Nowszy model Nikodema Dyzmy, który kupił poparcie salonów świńskim ryjem i umiejętnością robienia mądrej miny do głupich poglądów, grozi, że wraz z jego nadejściem nastąpi zmiana kulturowa.
Moim zdaniem fakt, że co dziesiąty rodak zagłosował na chama, dowodzi, że biłgorajska rewolucja kulturalna już się dokonała.
Pozostaje jedynie wcielić w życie najważniejsze postulaty.
- Brak szacunku dla zmarłych musi stać się obowiązkowy od trzeciego roku życia, a kto odmówi lżenia ofiar katastrof, wypadków czy kataklizmów, będzie musiał zjeść obiad z Nergalem. - Dla każdego członka Ruchu gumowy penis i prezerwatywa gratis – na żądanie. - Zmiana w Konstytucji RP punktu o karaniu za publiczne znieważenie symboli religijnych poprzez zastąpienie słowa „karanie” słowem „promowanie”. - Obowiązkowy udział w każdej paradzie równości organizowanej w promieniu 100 kilometrów, a także akcji „Baseniki 2012″ obejmującej realizację postulatu „W każdym mieście basen tylko dla mężczyzn”. - Promowanie osób, które zmieniły płeć, poprzez obsadzenie ich w urzędach wojewódzkich oraz serialach TVP. - Lekcje marihuany zamiast religii, zakaz wspominania przy innych dzieciach o niedzielnych wyjściach z rodziną do budynku oznaczonego krzyżem. I tak dalej...
Że to nieprawdopodobne? Dzięki Palikotowi w jednej ławie sejmowej zasiądą zastępca Jerzego Urbana, „rzeźnika prasowego” komunistycznego reżimu, który z pogardą mówił o „Solidarności” i księdzu Jerzym Popiełuszce, oraz naczelny pisemka dla sfrustrowanych ateistów „Fakty i Mity”, który z zabójcą księdza Popiełuszki współpracował po wyjściu przez niego z więzienia. Mamy wolną, nieesbecką Polskę, a tacy ludzie – dzięki przyjacielowi pana prezydenta i koledze pana premiera – zostają posłami Rzeczypospolitej, by budować nową lewicę. To jest dopiero nieprawdopodobne.
____________________________________ Videtur et hoc mihi Platforninem non debere esse Poza tym uważam że Platformę należy zniszczyć /Katon starszy/
12 paź 2011, 20:29
Re: Władcy Marionetek...
Straszenie Kaczyńskim jako program wyborczy... To jedyny program Platformy oprócz obietnicy dla lemingów 300 miliardów.
Oczywiście już wszyscy wiedzą, że z tych miliardów wobec kryzysu strefy euro nic nie będzie, ale na plakacie i w spotach wygląda fajnie. Fajnie dla bezmózgich idiotów. Gdy przepadł punkt pierwszy i lepiej zamieść go pod dywan - pozostaje punkt drugi. Straszenie Kaczyńskim. Też już o tym pisałem, ale pojawiły się nowe elementy. Z Olimpu Bogów na ulicy Czerskiej zszedł do śmiertelników sam Nadredaktor z rzędu Naczelnych. "Nasz" Oreł Biały - Adam Michnik z domu Szechter.
Gdy otrzymałem info o tym wiekopomnym wydarzeniu, początkowo nie miałem zamiaru przedzierać się przez dziesiątki (jak to ma w zwyczaju) stron wynurzeń tego patrioty. Niemniej z kronikarskiego obowiązku zajrzałem. I się zdumiałem niepomiernie. Tak krótkiego tekstu Nadredaktor nie napisał od czasów przedszkola! Zamiast stron zanudzających czytelnika na śmierć. Zamiast tysięcy peror prostujących fałdy mózgowe swych wyznawców, szokująca 1 (jedna!) strona napisana prostym, prostackim wręcz językiem. 7 razy sprawdzałem, czy to oryginał! Tak, to napisał Adam Michnik! Wierzyć się nie chce. Tylko tytuł nieodpowiedni do tych krótkich wynurzeń. Poprawiłem! Nieprawdopodobne. Zachodząc w głowę co się stało, zrozumiałem szybko. W 10 milisekund. Ta odezwa (bo inaczej tego nazwać nie można) ma swój target. Targetem jest młody, niespecjalnie wykształcony, matołek, wyznawca sekty Tuska i Schetyny. Zacytuję samego guru wszystkich wyznawców Platformy :
"Mój znajomy wyznał niedawno, że "kilka miesięcy temu rozmawiał z 18-latkiem mówiącym, iż zamierza wyjechać z Polski, bo nie ma pracy, no i w ogóle... On nie może już wytrzymać tego, co robi Kaczyński, który sieje nienawiść; sytuacja w Polsce jest nie do zniesienia, gdyż Kaczyński zieje jadem".
Tak więc za to, że po 4 latach rządów Platformy młodzi nie mają pracy i perspektyw, a od ponad roku rządów absolutnych tych popaprańców, gdy do Belwederu wprowadził się dzięki głosom większości Polaków żałosna imitacja Forresta Gumpa - Guru polskich intelektuałów wini Kaczyńskiego!!!
Naprawdę, to nie jakaś tępa, rozhisteryzowana szczuciem "przyjaznych" mendiów baba, ale sam Bóg sekty Satanistów Bosych tak pierdzi. Sorry, twierdzi!!! Pozostając w konwencji i poetyce michnikowej odezwy, jest to "schiza na maxa!" Tak, wiem. To porównanie jest obraźliwe. Na szczęście Tom Hanks jest facetem dowcipnym i zapewne zrozumie, że bliższego odnośnika i porównania nie znaleziono, więc sympatyczny bohater przez niego grany nie powinien się czuć BARDZO obrażony niepochlebnym porównaniem do buraka z dubeltówką...
Dobrze, wiem. Ludziom myślącym nie ma co tłumaczyć. Tłumokom i tak się nie da wytłumaczyć tej zidiociałej paranoi. Co zatem proponuje nasz Miszcz młodemu człowiekowi, który " nie ma pracy, no i wogóle...". "Nasz" miszcz yntelektu proponuje mu ni mniej , ni więcej tylko: "Miałbym dobrą radę dla tego 18-latka: zanim wyjedziesz za granicę, idź do urny wyborczej, by zablokować powrót Jarosława Kaczyńskiego do władzy." Czyli mówiąc wprost (nie mylić z lisowatym "Wprost"!!!) i kolokwialnie : "zagłosuj na PO i wy pier da laj!!!". I taki powinien brzmieć tytuł michnikowego apelu do młodych, zaćpanych, spłodzonych pod wpływem dopalaczy. Bo tylko tak można zrozumieć ten apel, tego akurat "ałtoryteta". Tyle ma do zaproponowania młodym ludziom w Polsce, po 4 latach rządów tych, których wspierał nieprzerwanie i bezwarunkowo... Głosuj na tych dzięki którym nie masz pracy i perspektyw, oni nadal będą robić swoje, a ty gnojku spadaj na londyński zmywak, bo tylko będziesz przeszkadzał w rozkradaniu już nie twego kraju. My tu sobie poradzimy bez ciebie, ty młody zrób co do ciebie należy i wypad! Niemniej dla tego targetu, to tekst miszcza nie dotrze, bo jest zbyt długi, gdyż przekracza 160 znaków, czyli jednego smsa...
Następny "ałtorytet" tym razem - (ja pie*dolę, nie wiem) moralny. Sam Kupa Powiatowy (choć uczeni w piśmie twierdzą, że już tylko Gminny). To się nie tylko w pale nie mieści!Naczelny błazen i trefniś Sralonu pisze w swoich wynurzeniach o, uwaga, MORALNOŚCI!!! Pierwszy rasista Rzeczpospolitej pisze o czymś, o czym nie zielonego pojęcia! Facet wtykający polską flagę w psie gówno, za którą to flagę ginęli polscy patrioci, śmie się w ogóle wypowiadać. Cóż, proces zohydzania wszystkiego co związane z polską tradycją, niepodległością trwa w najlepsze. A już wypowiadanie się przez tego cynicznego kabotyna o jakiejkolwiek moralności zakrawa na najgłupszy z najgłupszych żart tego popaprańca... : "Rozsądek każe nam przekartkować dokładnie strona po stronie historię tak zwanej IV RP. Czasu, gdy w kraju rządziły odwet, podsłuch, inwigilacja, partyjniackie cwaniactwo, dyktafony, tandentne moralnie sojusze."
W czasie rządów "oświeconej" Platformy, zostaliśmy społeczeństwem najbardziej inwigilowanym w Europie! Przebijając nawet Białoruś, a "moralny autorytet" twierdzi, że to za rządów PiSu były podsłuchy! Kabotynizm czy ignorancja? Zwyczajna głupota czy niedoinformowanie? Czy może tylko pieprzenie na zamówienie? Co za różnica. Nawet Komisja Europejska zwróciła uwagę na przerażający stopień inwigilowania własnych obywateli w Polsce za rządów Platformersów. Że do wyznawców sekty tuskomatołów nie dotrze? Wiem. Niech mi ktoś powie coś, czego nie wiem...
Kilka tygodni temu wypłynęły następne depesze z Wikileaks. Kilka było związanych z Polską. Najciekawsza była depesza chwaląca wicepremiera Pawlaka przez Amerykanów za stopniowe wprowadzenie do Polski GMO! Było coś o wdzięczności strony amerykańskiej za lobbowanie w Sejmie na rzecz żywności genetycznie modyfikowanej. Taki "njuz"! W normalnym kraju taka wiadomość nie schodziłaby z czołówek dzienników przez kilka dni! W normalnym kraju facet już dawno byłby bez stanowiska i w areszcie śledczym! W Polsce? Chyba żart.
"W 2007 roku zmienił się rząd. W depeszach starannie odnotowano, że nowy rząd Tuska jest bardziej pragmatyczny, niż Kaczyńscy z natury niechętni GMO. Pawlak stwierdził, że niechęć do biotechnologii to relikt czasów terroru PiS, i że już to przeszłość. Teraz wszystko się zmieni. Po czym zasugerował, że jego rząd powolutku, powolutku, małymi kroczkami, niezauważenie będzie dążył do "otwarcia Polski na GMO". Stwierdził też, że dawna taktyka (PiS) spowolniła postęp rolnictwa w Polsce i wyrządziła producentom i rolnikom krzywdę!
Departament USA odnotowuje, że Pawlak mocno działa i jego polityka "cichego wprowadzenia GMO" może otworzyć nie tylko Warszawę (Polskę) na GMO, ale i więcej krajów. Na czym zarobi krocie USA." Komisja europejska skrytykowała Wice Pawlaka za kontrakt gazowy z Rosją. Zapewne kierując się interesami europejskimi. Żadne mendia nie skomentowały tego wiernopoddańczego, jak za PRLu, kontraktu na 35 lat po najwyższych cenach w Europie!!! W Polsce zajęto się kawiarnianymi plotkami na temat Fotygi. Kogo tam obchodzi w zaprzyjaźnionych z rządem mendiach jakieś lobbowanie na rzecz GMO. Co tam. Ważne że Fotygę oplotkowali. Pudelki pieprzone...
"Wątpliwości unijnych urzędników budzi też fakt, że nasi negocjatorzy ustalili z Moskwą, iż stawki za tranzyt gazu przez Polskę będą obliczane tak, by zapewnić operatorowi Jamału stały zysk – 21 mln zł co roku. Takie rozwiązanie chwali Pawlak, który uważa, że w przyszłości zapobiegnie ono konfliktom z Gazpromem. Według Brukseli wysokość taryfy nie może być określana w ten sposób. Zgadzają się z tym niektórzy eksperci. – Ustalanie stawek należy do kompetencji niezależnego operatora – podkreśla Janusz Kowalski, były doradca ds. bezpieczeństwa energetycznego w Kancelarii Prezydenta. Nie może być tak, że ministrowie dwóch krajów dogadują się co do opłat, które będą regulowane za tranzyt gazu przez najbliższe 35 lat." I co? I gówno! Pawlak jak był wice tak jest wice. A wy palanty płaćcie za ich politykę. Stać was, a co? Tak się w Polsce pod rządami jaśnie platformy poprawiło rodakom, że stać ich na takie gesty. A co? Byle by Kaczyński nie doszedł do władzy. Bo uruchomiłby politykę jak najszybszego wydobycia ogromnych złóż gazu łupkowego, który zalega pod Polską i który to gaz mógłby nie tylko nas uniezależnić od gazu Gazpromu, ale i stanowić spory zastrzyk dewiz dla naszego kraju, gdyż sporo moglibyśmy eksportować. Ale po co? Niech rządzą sprzedawczyki polskich interesów ruskiej mafii. Byle by Kaczyński do władzy nie doszedł..
Ot mafia z mafią się dogadały. Tyle "nasze" "ałtorytety" mają do zaproponowania Polakom. Straszenie Kaczyńskim im pozostało. Jak przez 4 lata rządów Platformy. I dalej straszą Kaczyńskim, choć ze strony "obiektywnej" tuby politruka w randze dziennikarza , niejakiego Lisa i jego tygodnika "Wprost" - bardziej straszy morda Pierwszego Trefnisia, podstarzałego nastolatka 3RP, o bardzo małym rozumku... Ze strachu, że ktoś przyjdzie i tę Stajnię posprząta - czuć tylko smród nietrzymanych zwieraczy. Ustawki i prowokacje robione przez cały czas. Topornie, przewidywalnie, ale są. Oni nie spią, oni knują...
Nagle wszystkie "mądre" twierdzą, że są Angelami Merkelami. Jak uprzednio byli Ślązakami, Gabończykami czy cholera wie jeszcze kim. Byle być po przeciwnej stronie Kaczyńskiego. Gdzieś, w jakiejś książce, której prawie nikt nie czytał, znalazło linijkę o niejasnym dotarciu obecnej kanclerz na szczyty władzy w Niemczech. Nie to zastanawia kabotynów. Oni już się ustawili w rolach obrońcy biednej i pomówionej Angeli, jeszcze jednej ofiary kaczyzmu. Czy ci ludzie nie zdają sobie sprawy ze swojej śmieszności. Czy są naprawdę AŻ takimi otępiałymi idiotami? Reagującymi tylko na sygnał "aport" guru Mandarynów z Czerskiej? Toż niedawno tenże Wikileaks ujawnił zdanie naszego ćwierkającego ministra: "Niemcy to koń trojański Rosji w Europie - powiedział szef polskiego MSZ Radosław Sikorski zastępcy sekretarza stanu USA. Tę amerykańską depeszę ogłosił niedawno WikiLeaks" Ujawniła to .... michnikowy szmatławiec. Gazeta, która teraz się pluje i szczuje o jedno zdanie Kaczyńskiego, zapewne prawdziwe lub z dużą dozą prawdopodobieństwa. Oni wiedzą doskonale, że swoimi czytelnikami mogą sterować w dowolną stronę. Już ich tak wytresowali, że nie reagują na żadne sprzeczności , nawet tak oczywiste, gdy jednego dnia cytują depesze Wikileaks o Sikorskim, a drugiego dnia szczujnie atakują Kaczyńskiego za te same niemal, oczywiste stwierdzenia!!! Tak już są odmóżdżeni czytelnicy tego brukowca...
Przedwczorajsza prowokacja w Zielonej Górze jest tak grubymi nićmi szyta, że aż dziw bierze, że ktoś tego jeszcze nie łapie. Rozpędzony nieoznakowany radiowóz zabija kibica. Rozwścieczony tłum kibiców atakuje policję. Idealna zadyma przed wyborami . Idealny pretekst do ataku na tych, którzy jako jedyni nie boją się przeciwstawić mafii wami rządzącej. To była oczywista zemsta za to: http://www.youtube.com/watch?v=mduG-YNiFeQ i za to: http://www.youtube.com/watch?v=xB1U7k9GOT4
Takie tam zabawy dzieciaków nie zaniepokoiły rządzących. Co tam. Jednego mniej. Sygnał do rozprawy z kibicami (nie tylko z kibolami) zaczęła się od tego właśnie momentu: http://www.youtube.com/watch?v=l9tnyiTLP2k Takiej zbrodni nie mogli darować kibicom...
____________________________________ Videtur et hoc mihi Platforninem non debere esse Poza tym uważam że Platformę należy zniszczyć /Katon starszy/
Ostatnio edytowano 13 paź 2011, 19:25 przez Badman, łącznie edytowano 2 razy
13 paź 2011, 19:23
Re: Władcy Marionetek...
Portal Wpolityce.pl zaprezentował ciekawe mapki wykonane przez dr hab. prof. PAN Przemysława Śleszyńskiego pokazujące jak wiele nieważnych głosów oddano w wyborach(bywa że po 20 do 40%). Dziwne jest to że z mapy wyłania się obraz kilku województw w których ludzie nie umieją zagłosować poprawnie. Tymczasem w sąsiednich powiatach należących do innego województwa liczba nieważnych głosów już waha się w granicach paru procent. Pytanie - Czy w Polsce fałszuje się wybory? - jest być może na wyrost ale sytuacja jest dziwna.
A na koniec coś jeszcze. Janusz Palikot podpisał SB zobowiązanie do zachowania w tajemnicy swoich kontaktów i rozmów z komunistyczną bezpieką. Niemal identyczne zobowiązanie podpisał Roman Kotliński, były duchowny katolicki, dziś poseł Ruchu Palikota. http://niezalezna.pl/17670-kontakty-z-s ... tlinskiego
Nie masz wystarczających uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego postu.
15 paź 2011, 18:59
Re: Władcy Marionetek...
Nie kupujcie obligacji skarbowych
Autor: Frank Chodorov Źródło: mises.org
W 1800 roku dług Skarbu Państwa w USA wynosił 83 mln dolarów. Populacja liczyła wtedy trzy miliony ludzi. Wynika z tego, że na każdym nowonarodzonym wówczas dziecku ciążył dług w wysokości 28 USD. Przy stopie procentowej w wysokości 6%, każdy nowy obywatel winien był ponieść opłatę rzędu 1,68 USD rocznie za obsługę długu publicznego. Dzisiaj [tj. w 1962 r., z którego to pochodzi niniejszy artykuł; obecnie dług publiczny USA jest jeszcze większy i wynosi 14 bln USD — przyp. red.] naród amerykański jest już obciążony kwotą znacznie przekraczającą 290 mld dolarów, a jego kraj zamieszkuje już około 180 milionów obywateli. Jednakże, o ile populacja wzrosła od tamtych czasów jakieś 60 razy, wysokość długu publicznego zwiększyła się 3 600 razy. Przyjmując stopę procentową na poziomie 4%, obsługa długu państwowego kosztuje teraz każdego obywatela około 68 USD rocznie, a każde nowonarodzone dziecko jest obciążane długiem w wysokości 1 700 USD. Dane te można by przypisać wzrostowi produkcji przypadającej na jednego obywatela oraz obniżonej wartości dolara. Jednak, mimo to fakty wyraźnie pokazują, że następujące po sobie pokolenia nie spłacają długu publicznego. Zamiast tego, każda kolejna administracja jeszcze do niego dokłada, a obietnice spłacenia długu to tylko czcze słowa.
Znaczna część długu publicznego USA narosła od 1933 roku, od rządów prezydenta Franklina D. Roosevelta, który praktycznie zniósł standard złota [oficjalne przecięcie ostatniej więzi łączącej dolara ze złotem nastąpiło w 1971 r. za kadencji Nixona — przyp. red.]. Gdy pieniądz miał pokrycie w złocie, rozrzutność rządu była ograniczona. Obywatel, który utracił wiarę w wartość pieniądza bądź obligacji, mógł w każdej chwili zażądać w zamian złota — w związku z czym rząd musiał ograniczać swe wydatki, aby być w stanie wypłacić obywatelowi żądaną sumę.
Jednak Roosevelt zniósł standard złota i w ten sposób dał rządowi większą swobodę. Jedyne, co obecnie wydaje się hamować skłonności każdego polityka do trwonienia pieniędzy, to niechęć samych obywateli do pożyczania ich rządowi. Naturalnie, w takiej sytuacji rząd może posunąć się do dodrukowywania pieniędzy, ale przynajmniej naród nie bierze wtedy udziału w tym oszustwie. Dlatego też radzę wszystkim — nie kupujcie obligacji skarbowych!
Powody, dla których udzielam takiej właśnie rady, są natury czysto moralnej, a nie fiskalnej. Mógłbym argumentować, że gdy rząd emituje obligacje, to jednocześnie zmniejsza wartość pieniądza w obiegu. Każda obligacja jest tak naprawdę pieniądzem. Nawet jeśli nie będzie używana na rynku jako pieniądz, to w końcu zostanie zmonetyzowana. Dzieje się tak z powodu gwarancji, jaką stanowi pieczęć rządu na obligacji. Dlatego też każda obligacja wyemitowana przez Skarb Państwa przyczynia się do wzrostu inflacji i kradzieży naszych oszczędności. Jest to oszustwo i jest to niemoralne. Jednak niemoralność emitowania obligacji skarbowych sięga jeszcze głębiej.
Po pierwsze, jeśli państwo wydaje z podatków więcej, niż ich otrzymuje, co jest nierozerwalnie związane z emisją obligacji, to umyślnie doprowadza do swego bankructwa. Gdyby podobnego czynu dopuścił się twój sąsiad, z pewnością natychmiast uznałbyś go za osobę nieuczciwą. A czy nieuczciwość staje się nagle czymś dobrym, gdy to państwo postępuje w ten sposób? Jakim cudem można z kradzieży uczynić cnotę? Zabezpieczenie pożyczki wyimaginowanym dochodem to oszustwo — bez względu na to, kto tego dokonuje, a udzielając pożyczki takiej osobie, stajesz się współwinnym.
Tłumacząc swoje zapożyczanie się, rząd twierdzi, że inwestuje dochody z emisji obligacji dla dobra przyszłych pokoleń. Zamiast na bieżąco spłacać ciążący na państwie dług, żąda się, aby jego część przypadła nienarodzonym jeszcze dzieciom. Brzmi przekonująco! Jednak, czy nie przypomina to niemożliwej do wykonania próby przejęcia kontroli nad żyjącymi przez umarłych? Jak oceniłbyś przyszłego ojca, który celowo obciążyłby swoje oczekiwane potomstwo długiem? Dokładnie tak samo postępujesz, gdy wspierasz program udzielania pożyczek państwu poprzez obligacje. Obciążasz swoje własne dzieci, a także kolejne pokolenia przymusem płacenia za coś, na co nie mają wpływu i co może nie być dla nich istotne. Twoja „inwestycja dla dobra przyszłych pokoleń” sprawi, że dzieci będą cię jedynie przeklinać.
Użycie słowa „inwestycja” w odniesieniu do obligacji wyemitowanej przez Skarb Państwa to podstępny eufemizm. Zakup obligacji korporacyjnej to pożyczka dla firmy, która chce kupić maszyny umożliwiające wzrost produkcji towarów pożądanych przez konsumentów. Odsetki, które otrzymujesz z tytułu obligacji, stanowią część zwiększonej produkcji, do której nie doszłoby, gdyby nie twoja pożyczka. Takie zjawisko można nazwać inwestycją. W przeciwieństwie do firm, państwo nie przeznacza pożyczonych od ciebie pieniędzy na produkcję. Zamiast tego wydaje je — i jest to jedyna rzecz, którą państwo potrafi dobrze robić — a, co za tym idzie, twoje oszczędności przepadają. Odsetki, które otrzymujesz, pochodzą z funduszu podatkowego, na rzecz którego również uiszczasz składki, które należy powiększyć o koszt obsługi twojej obligacji. W rezultacie płacisz sobie sam. Czy to można nazwać inwestycją?
Po twojej śmierci spadkobiercy dziedziczą zarówno obligację i należne z jej tytułu odsetki, jak i zobowiązanie do płacenia podatku, które ta obligacja ze sobą niesie. Możliwe jest też, że jeśli sprzedasz obligację, spadkobiercy jej nowego właściciela, w odpowiednim dla siebie czasie, będą domagać się spłaty [z podatków — przyp. red.] od twoich dzieci. Jak pokazuje historia, dzieje się tak dość często, gdyż obligacje kumulowane są w rękach kilku osób. Twoje prawnuki zostaną wezwane do pracy na rzecz prawnuków nowego właściciela obligacji. W takim przypadku okazuje się, że obligacja czyni z nas niewolników.
W obliczu powyższego oczywiste jest, że kolejne pokolenia nie są w stanie spłacić długów swych przodków, a przynajmniej nie w takiej formie, w jakiej wmawia ci to rząd. Jesteśmy potomkami pokoleń, które już przeminęły. Czy spłacamy choć część tego długu, który zaciągnęli nasi przodkowie? Raczej nie. Troszczymy się jedynie o nasze własne wydatki, a dług który na nas ciąży, wraz z nowo zaciągniętymi długami, jesteśmy zmuszeni zostawić przyszłym pokoleniom do spłaty. Prawdę mówiąc, oni również postąpią podobnie.
Bez względu na to, czy ciąży na nas obowiązek spłaty długu pozostawionego nam przez przodków, czy też nie, maszyna polityczna nam to uniemożliwia. Spłata długu wymagałaby bowiem zarówno zwiększenia podatków, jak i ograniczenia wydatków państwa. Podczas gdy państwo zawsze chętnie podnosi podatki — jako że każdy wzrost podatków skutkuje zwiększeniem uprawnień państwa, co z kolei zawsze znajduje poparcie wśród polityków — nie kwapi się już ono zbytnio do pomniejszania długu narodowego. Żadne państwo — ani o rządach absolutystycznych, ani konstytucyjnych — jeszcze nigdy nie zrezygnowało ze swych ambicji w imię redukcji długu publicznego. W świetle tego faktu historycznego argument mówiący o tym, że to następne pokolenia powinny spłacać nasze zobowiązania, staje się kartą przetargową w grze o zdobycie poparcia wyborczego.
Co w takim razie dzieje się z długiem publicznym? Ciągle rośnie, aż do momentu, gdy jak balon pęka. Jednak, mimo że jest to nieuniknione, dzięki monopolowi państwa na dodrukowywanie pieniędzy, ten krytyczny moment można znacznie opóźnić.
Gdy papiery dłużne małego narodu są skupione w rękach potęgi światowej, wojsko staje się tym elementem, który pozornie gwarantuje uczciwe postępowanie w sprawach finansowych. Kontrola nad gospodarką państwa, które zmaga się z problemami finansowymi, zostaje przejęta do momentu spłaty długu a czasem nawet na dłużej. Z kolei długi wewnętrzne państwa nigdy nie są spłacane. W momencie gdy ciążące na obywatelach zobowiązanie do spłaty kosztu obsługi długu urasta do kwot niemożliwych już do spłacenia, a zaufanie do państwa maleje, następuje albo odmowa spełnienia dalszych zobowiązań, albo inflacja.
Z tych dwóch sposobów zdecydowanie uczciwsza zdaje się odmowa kontynuowania spłaty długu. Stanowi ona wyraźne stwierdzenie faktu, że państwo ogłasza niemożność dokonywania dalszych płatności. Ponadto anulowanie długu może mieć zbawienne skutki dla gospodarki takiego państwa, jako że zmniejszenie ciążącego na obywatelach podatku spowoduje, że społeczeństwo się wzbogaci. Sytuacja rynkowa ulegnie uzdrowieniu oraz ożywieniu. W tych okolicznościach posiadacze obligacji przegrywają. Jednak skoro i oni stanowią część społeczeństwa, z pewnością również skorzystają długofalowo na wzroście gospodarki. Tracą jako wierzyciele, bo nie otrzymają należnych im odsetek z obligacji, ale zyskują jako producenci.
Odmowa kontynuowania spłaty długu jest ponadto lepszym wyjściem z sytuacji, ponieważ podważa zaufanie do państwa. Jak długo społeczeństwo będzie pamiętało o czynach państwa — a z pewnością potrwa to kilka kolejnych pokoleń — mało kto będzie w stanie zaufać składanym przez rząd obietnicom. Jeszcze nigdy od momentu odmowy spłaty długu w 1917 roku nie zdarzyło się, aby rząd rosyjski wyemitował obligacje do obrotu zagranicznego. Cały swój import musi ciągle opierać na płatnościach gotówkowych [Przypominamy, że tekst pochodzi z 1962 r.; w latach 90. obligacje rosyjskie kupowali także inwestorzy zagraniczni — przyp. red.]. Natomiast w sprawach wewnętrznych Rosja zachowuje się jak rozbójnik, który „pożycza” pieniądze od swych obywateli.
W każdym razie, z uwagi na fakt, że uczciwość oraz uprawianie polityki nie idą ze sobą w parze, metodą, jaką państwo stosuje w radzeniu sobie ze spłacaniem długu, jest inflacja. Państwo spłaca swój dług za pomocą dodrukowywanego papieru. Nawet jeśli państwo emituje nowe skrypty dłużne po to, by spłacić swoje zaległe zobowiązania, to inflacja postępuje, ponieważ każda obligacja stanowi pieniądz i podobnie jak on posiada pewną siłę nabywczą. Nabywana przez ciebie obligacja przyczynia się do wzrostu ilości środka płatniczego w obiegu, przez co obniża się jego wartość, a ty w rzeczywistości jedynie wymieniasz dobre pieniądze na złe. Sam siebie oszukujesz. Możemy to zademonstrować na przykładzie porównania siły nabywczej dolara w momencie, gdy kupujesz obligację, z jego siłą nabywczą w momencie terminu spłaty obligacji.
Państwo może spowodować, że inflacja oraz odmowa spłaty długu stają się pojęciami synonimicznymi, jak miało to miejsce w przypadku Niemiec z lat dwudziestych XX wieku, kiedy to państwo dokonało inflacji właśnie po to, by w końcu ogłosić brak wypłacalności. Zjawisko to nazywa się „niekontrolowaną” inflacją i jest to termin, który stanowi kolejne oszustwo. Nie ma czegoś takiego jak „niekontrolowana” bądź „galopująca” inflacja, ponieważ drukarnie nie działają samowolnie. Ktoś nimi kieruje i to tak długo, aż zostanie osiągnięty zamierzony cel, którym jest uregulowanie długu narodowego. Wadą tego procesu, w porównaniu z natychmiastową odmową spłaty długu, jest to, że uregulowanie długu powoduje zaprzepaszczenie naszych oszczędności — tego, co społeczeństwo z trudem gromadziło. Niemniej jednak żadne państwo nie posunęło się jeszcze do zastosowania „niekontrolowanej” inflacji, dopóki jego gospodarka nie została kompletnie wyniszczona wojną, a produkcja nie była w stanie sprostać wydatkom politycznego establishmentu, nie wspominając już o bezustannie powiększanym przez przodków długu.
Moglibyśmy zapytać — a co z poczuciem patriotyzmu? Czy nie jest tak, że w obliczu narodowego niebezpieczeństwa jednoczymy się we wspólnej obronie? Oczywiście, że tak jest. Ludzie są jacy są, ale w obliczu takiego zagrożenia życia, jak: powódź, trzęsienie ziemi, pożar, bądź wojna łączymy się spontanicznie we wspólnym interesie. W takich okolicznościach raczej dajemy, niż udzielamy pożyczek, gdyż patriotyzm obarczony możliwościami zysku jest raczej dość wątpliwej jakości. Obligacjami nie walczy się na wojnach. Wszelkie instrumenty oraz materiały wykorzystywane na wojnie produkuje się, używając dostępnego zapasu kapitału, a koszty muszą być pokryte z bieżącej produkcji. Emisja obligacji jest kontynuowana, ponieważ pracownicy oraz kapitaliści niechętnie rozstają się z wyprodukowanymi przez siebie towarami, aby przeznaczyć je na wspólny cel. Dużo bardziej cenią sobie swoją własność niż zwycięstwo. Gdyby grabieżcze podatki były jedynym sposobem prowadzenia wojny, z pewnością nie znalazłaby ona tylu zwolenników i musiałaby zostać zakończona.
Punktem kulminacyjnym takiego obłudnego powoływania się na rzekomy patriotyzm jest typowo podręcznikowe uzasadnienie długu publicznego. Brzmi ono mniej więcej tak: obywatele państwa, którzy mają w nim swój wkład finansowy w postaci obligacji, są bardziej zainteresowani sprawami państwa. Z tego powodu umiłowanie ojczyzny jest uzależnione od szansy osiągnięcia zysku zarówno z kapitału, jak i łupu. Przypomina to ten rodzaj patriotyzmu, którym kierowali się maklerzy-pośrednicy w czasach średniowiecza. Gdy już zainwestowali w przedsięwzięcia króla, nie mogli sobie pozwolić na brak lojalności wobec niego.
Zapożyczające się państwo nie rodzi patriotyzmu, tylko — służalczość. Ze swoim portfelem wypełnionym po brzegi obligacjami państwa, instytucja finansowa staje się w rezultacie jedynie młodszym wspólnikiem, który musi być uległy, jeśli chce osiągnąć jakąś korzyść. To, co jest istotne, to przydział obligacji dla banku, ponieważ aktualnie olbrzymie pakiety obligacji mogą stracić na wartości, jeśli wiarygodność państwa zostanie podana w wątpliwość. Gwałtowny spadek cen emisji obligacji rządowych byłby wstrząsem na Wall Street. Dlatego też nowe emisje obligacji muszą chronić te stare. Uniwersytety posiadające znaczne pakiety obligacji nie mogą tolerować profesorów wątpiących w dobroczynna naturę tego instrumentu finansowego. Nawet pacyfistycznie nastawiony do świata ksiądz bogatego kościoła musi być przezorny, wygłaszając swą opinię na temat długu publicznego. Dlatego też, to wcale nie patriotyzm wymusza wsparcie dla państwa, lecz możliwość osiągania własnych korzyści przez posiadaczy obligacji.
Podsumowując, obligacja skarbowa to całkowicie niemoralna instytucja i dlatego za nic na świecie nie dam wcisnąć sobie choćby jednej.
Czas nazwać rzeczy po imieniu, bez niedomówień. Rodzącemu się w Polsce faszyzmowi pora zagrodzić drogę - czytami na stronie Studia Opinii.
Koleżanki i koledzy, za chwilę usłyszycie Stefana Bratkowskiego, współzałożyciela „Agory S.A” , a obecnie prezesa honorowego Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich. I on wam powie, jak jest, jak było i jak będzie. Baczność, na Bratkowskiego patrz!
- Miałem to powiedzieć koleżankom i kolegom dziennikarzom z Oddziału Warszawskiego SDP, zebranym dla wyboru delegatów na walny zjazd Stowarzyszenia. (...) Czas nazywać rzeczy po imieniu, bez niedomówień. (...) Byłbym rad, gdyby ci, którzy dają się pociągnąć różnym atrakcjom kłamstwa niemal kopiowanego z ruchów faszystowskich, przyjrzeli się, czemu kibicują, w co się angażują. (...) Ten wódz przywodzi partii zorganizowanej na sposób stricte faszystowski, z pełnią władzy, skupioną tylko w jednym ręku. (...) Jeśli zakładało się w obecności kamer telewizyjnych kajdanki ludziom, którzy cieszą się najwyższym w kraju poważaniem jako ratujący życie, czyli kardiochirurgom i neurochirurgom, to miało znaczyć, że dla tej władzy nie ma mocnych. (...) Nacjonalizm z ksenofobią nazywany patriotyzmem, propaganda niezadowolenia zamiast propagandy zaradności, jątrzenie i propaganda konfliktu zamiast współpracy, majstrowanie wokół przeszłości zamiast pytania, co zrobić dla jutra – oto program ruchu, którego cel można rozumieć tylko jako destabilizację. (...) Czy 10 kwietnia miał być okazją do swoistego marszu na Warszawę, jak Mussoliniego „marsz na Rzym”, tyle że autokarami? (...) Powtórzę: cały ten manifest i ostatnie przemówienie wodza do jego wyznawców w Sali Kongresowej są wymierzone w demokrację, w ustrojowy porządek, który udało się nam wywalczyć. (...)
Gromkie brawa!
Przepraszamy za słabą jakość nagrania, ale staraliśmy się wybrać najbardziej kluczowe elementy przemówienia prezesa Bratkowskiego. Polscy dziennikarze mogą być dumni, że na ich czele stoi tak wybitna jednostka, która wie, że białe jest PO, a brunatne PiS. I ma odwagę to powiedzieć!
A teraz siostro, to co zwykle dla pana Stefana... Najlepiej podwójna porcja tabletek...
Stefan Bratkowski: Kaczyński to faszysta, a PiS to faszyści
Badman: Bratkowski to fujara. A Stefan to flejtuch.
____________________________________ Videtur et hoc mihi Platforninem non debere esse Poza tym uważam że Platformę należy zniszczyć /Katon starszy/
19 paź 2011, 21:17
Re: Władcy Marionetek...
Koniec miłości, czas na strach
Donald Tusk, w miarę jak budował monopol swego ugrupowania, zaczął świadomie sięgać po socjotechniki analogiczne do używanych przez poprzednią monopartię – pisze publicysta "Rz".
Rzecznik Centralnego Biura Antykorupcyjnego zapowiedział, że służba ta "przyjrzy się" poszkodowanym przez klęskę żywiołową plantatorom z podradomskiego "zagłębia paprykowego", czy aby nie wyłudzili odszkodowań, zawyżając areał zniszczonych upraw. Zapowiedź była więcej niż niekonkretna, niejasna, ale obiegła wszystkie media i dotarła, gdzie dotrzeć miała. "Paprykarze" dostali jasny sygnał: przez jednego takiego, co w telewizji pyskował premierowi i polazł na konwencję PiS, wszyscy będziecie mieć kłopoty. Potrzebne wam to było?
Minihelikopter w foliowych tunelach Jeśli nawet gdzieś na górze liczba zarejestrowanych wcześniej upraw nie zgodziła się ze zgłoszonymi do odszkodowania zniszczeniami, zweryfikowanie wniosków należy do stosownych urzędów znacznie niższej rangi niż jedna ze służb s p e c j a l n y c h państwa. Wyłudzanie nienależnych świadczeń czy odszkodowań, proceder naganny, choć niestety powszechny, jest zresztą czymś innym niż korupcja, do której tropienia stworzono CBA. Zajmowanie się liczeniem zniszczonych tuneli i porównywanie ich z wypełnionymi wnioskami nie mieści się w kompetencjach Biura, nie pasuje też do tego technika operacyjna, którą się ono posługuje – trudno sobie wyobrazić, co by miał ujawnić sławny podsłuchująco-podpatrujący minihelikopter puszczony pomiędzy foliowe tunele.
Słowem, merytorycznie zapowiedź ta jest podobnym skandalem jak sławne wkroczenie ABW do moderatora internetowej strony antykomor.pl, kiedy to najważniejsza ze służb specjalnych powołana do zwalczania "poważnych zagrożeń dla konstytucyjnego porządku RP" uznała za takowe, na wniosek prowincjonalnej prokuratury, internetowe kpiny z władzy. Z całą pewnością żadne z tych posunięć nie było przypadkiem. Podobnie jak postawienie przez jedną z prokuratur absurdalnie poważnych zarzutów, zagrożonych rokiem więzienia, grupie kibiców, którzy rozwiesili na płocie napis: "Donald ma Tole". I podobnie jak wdrożenie przeciwko nim policyjnego śledztwa – bo zatrzymani zostali nie na meczu, ale już po całej sprawie w domach. Podobnie jak upubliczniona instrukcja komendanta wojewódzkiego policji wskazująca funkcjonariuszom jako priorytet podczas "zabezpieczania imprez masowych" zatrzymywanie osób z antyrządowymi transparentami i jak pokazowe wyrzucenie pracownicy izby skarbowej za utrzymywanie kontaktów z partią opozycyjną.
Pochwały dla nadgorliwych Pytany – nader rzadko – o podobne zdarzenia premier zbywa wszystko frazesem o "nadgorliwości" swych podwładnych, a oddane mu media wydają się takim wyjaśnieniem całkowicie usatysfakcjonowane. Ale premier nie mówi prawdy. To nie są przypadki i nie jest to też "nadgorliwość". Gdyby zaangażowanie ABW w walkę z żartami z prezydenta czy inne podobne przypadki były skutkiem nadgorliwości, ktoś poniósłby konsekwencje i nikomu innemu nie powinno na tym zależeć bardziej niż samemu premierowi. Tymczasem wszystko wskazuje, że rzekomi "nadgorliwcy" wcale nie są karani, wręcz przeciwnie – chwaleni. Mamy tu do czynienia z zupełnie świadomie wprowadzaną nową "piarowską" strategią władzy – strategią izolowania opozycji od społeczeństwa za pomocą strachu. Na razie jest to strach wywoływany łagodnie. Gospodarza antyprezydenckiej strony internetowej potraktowano bardzo uprzejmie, niczego mu nie odbito, nawet nie ukarano – może dlatego, że zachował się w sposób oczekiwany, to znaczy oznajmił, że nie chce mieć więcej kłopotów i kończy działalność. Chłopcu skazanemu z drakońską surowością za namazanie na ścianie szkoły obelgi pod adresem rządu w drugiej instancji wyrok ten złagodzono. Kibicom od "Toli" też w końcu odpuszczono. A i "paprykarzom" pewnie nic wielkiego CBA nie zrobi, chyba że nie zrozumieją aluzji i nie uspokoją jakoś krewkiego sąsiada. Ale też – na razie nie trzeba więcej. Pomruk niezadowolenia i pogrożenie przez władzę palcem wystarczają.
Byle się nie narażać Na niedawnej konferencji zorganizowanej przez Katolickie Stowarzyszenie Dziennikarzy pewien ksiądz opowiedział, jak próbował zebrać podpisy pod petycją o ustawienie w miejscowości pomnika Konstytucji 3 maja. Wszyscy parafianie byli za, ale gdy przyszło do podpisów, nagle zaczęli odmawiać. Charakterystyczne były argumenty, jakimi się przy tym posługiwali: mam syna na studiach w Warszawie, mam córkę za granicą, bratanica pracuje w urzędzie gminy – ksiądz przecież rozumie, nie mogę ich narażać... Przez salę przeszedł podczas tej opowieści pomruk zrozumienia. Nikt nie był zdziwiony. Takie zdarzenia doskonale są znane każdemu, kto próbował w Polsce jakiejkolwiek działalności społecznej. Przykład jest może o tyle tylko jaskrawy, że poszło w końcu o upamiętnienie wydarzenia historycznego, które trudno uznać za jakoś szczególnie "antyplatformerskie". Gdyby księdzu przyszło do głowy stawiać pomnik ofiarom katastrofy smoleńskiej, natychmiastowe wytworzenie się wokół niego pustki byłoby oczywiste.
Zbiorowość zestrachana Uważamy się za naród odważny, ale ten stereotyp jest jak najdalszy od prawdy.
W istocie Polacy wciąż pozostają zbiorowością ludzi ponadprzeciętnie zestrachanych, bojących się każdej władzy, nawet tak niskiej rangi jak prezes spółdzielni mieszkaniowej czy kółka rolniczego. To oczywiste dziedzictwo PRL. Pamiętam z lat 80. skecz Jacka Fedorowicza – wówczas akurat sympatyzującego z opluwanymi, nie opluwającymi – w którym Kolega Kierownik opowiadał, jak "specialna komórka zabezpieczy emeritom i innej biedocie stracha", rozsiewając pogłoski, że tym, co nie pójdą na wybory, będzie się odbierać recepty. Kilka lat później, już w wolnej Polsce, na własne oczy obserwowałem, jak wiją się ze strachu (z dosłownie tymi samymi usprawiedliwieniami, które przytaczał cytowany przed chwilą ksiądz) ludzie proszeni o podpis pod społecznym projektem konstytucji.
Jak dotąd jednak nikt w III RP do tego wstydliwego dziedzictwa PRL nie próbował się odwoływać. Przeciwnie, władza demonstrowała aż przesadną grzeczność wobec wszelkiego rodzaju protestów. Dopiero Donald Tusk, w miarę jak budował monopol swego ugrupowania jako całkowicie mu podporządkowanej partii władzy, zaczął świadomie sięgać po socjotechniki analogiczne do używanych przez poprzednią monopartię. Pierwsze próby dokonane na "handlarzach dopalaczami" i "kibolach" okazały się udane i dowiodły, że dysponuje oddanymi mediami, zwłaszcza elektronicznymi, a więc z zasady oddziałującymi bezpośrednio na emocje, można się kusić również o otoczenie kordonem strachu i niechęci grup znacznie szerszych. Nawet całego "żelaznego elektoratu" opozycji. Tym bardziej że przecież Tusk dysponuje całą niezbędną do tego peerelowską infrastrukturą, troskliwie przechowaną, a nawet rozwiniętą przez III RP. Każdy obywatel wie, że wobec urzędu nie ma i nigdy nie będzie miał racji. Każdy przedsiębiorca wie, że 47 kontroli może go, jeśli tylko zechce, błyskawicznie doprowadzić do bankructwa. A każdy pracownik sfery budżetowej – że może wylecieć.
Strach przed wsparciem jakiejś nieprawomyślnej inicjatywy, przed udostępnieniem sali albo nie daj Boże zaproszeniem "pisowskiego" pisarza do biblioteki publicznej, ostrożność, z jaką ludzie, nawet bardzo młodzi, deklarują swoje sympatie tylko na osobności, publicznie nakładając maskę "nie interesuję się polityką" – są więc całkowicie racjonalne. I z każdą pokazówką, w rodzaju tej dokonywanej na "Staruchu", coraz bardziej.
Stare nawyki Władza – i szeroko rozumiana elita, która za nią stoi – doskonale to wie. "Oni" są nie tylko "starzy, gorzej wykształceni i z prowincji", obciachowi, niemodni, żałośni, ale na dodatek groźni. Masz jakąś tam pracę, wiążesz koniec z końcem, to się ciesz i od takich, co podskakują, trzymaj się z daleka, bo sprowadzą na ciebie kłopoty. Jak ten pyskaty "paprykarz" na sąsiadów Stare wojskowe sposoby – albo sami zrobicie wyrodkowi "kocówę" i przywołacie go do porządku, albo cały pluton ma przerąbane aż do skutku – w latach 80. doskonale się sprawdziły, sprawiając, że mimo pogłębiającego się kryzysu sympatia do "Solidarności" i gotowość pomagania jej stale malała. W sytuacji, gdy polityka "miłości" się wyczerpała, grill robi się pusty, a ciepła woda coraz chłodniejsza, odwołanie się przez władzę do wciąż tkwiących w pamięci społeczeństwa nawyków wręcz się narzuca.
Pytanie tylko, jak daleko Tusk jest gotów się na tej drodze posunąć.
____________________________________ Videtur et hoc mihi Platforninem non debere esse Poza tym uważam że Platformę należy zniszczyć /Katon starszy/
27 paź 2011, 17:43
Re: Władcy Marionetek...
Baronowa Muenchhausen Człowiekiem Roku „Wprost”
Zatem stało się! Jednak nie generał Anodina, ani płk Krasnokutski, co było by oczywiste, odkąd naczelnym został Tomasz „niech pan nas ratuje” Lis! Redakcja „Wprost” przyznała, tak, jak to portal „Wpolityce” przewidywał jakiś czas temu ( nie byłem wtedy pewien, czy to nie jakiś okrutny żart, ale, jak widać, nie- życie już dawno prześcignęło kabaret), tytuł Człowieka Roku nieustraszonej tramwajarce Henryce Krzywonos, która wsławiła się w życiu dwiema rzeczami, tym, że nie zatrzymała tramwajów w Gdańsku, oraz tym, że nagadała Jarosławowi Kaczyńskiemu. Dlaczego piszę, że nie zatrzymała?
Ano, dlatego, że okazało się, że wyjechała wtedy na trasę zamiast dwóch tramwajarzy, którzy odmówili wyjazdu i w ramach strajku się ukryli w zajezdni, a ona wyjechała, jako łamistrajk, a potem jej po prostu koledzy w zajezdni prąd wyłączyli, wobec tego powiedziała pasażerom, że ten tramwaj dalej nie pojedzie i poszła do stoczni zobaczyć, co się dzieje. No, a tam, wiadomo, kto pierwszy wskoczy na beczkę, czy wózek, ten się staje przywódcą. Hura, miasto stoi, tramwajarze z nami! Do komitetu ją! No i została w słynnym komitecie, do momentu, kiedy tramwajarze z miasta się zorientowali, że coś tu nie gra i ją w końcu wyproszono z komitetu i ze stoczni, jeśli niedokładnie mówię, proszę mnie poprawić, bo piszę z pamięci. Ale raczej piszę dokładnie, bo uczestnik tych wydarzen przysłał mi kiedyś relację dokładnie potwierdzająca taki przebieg wydarzeń.
Pozwolę sobie zamieścić wypowiedź Ś. P. Anny Walentynowicz o tej baronowej Muenchhausenowej Sierpnia:
Załącznik:
legenda człowiekiem roku.JPG
Zatem, skoro ten pierwszy powód beatyfikacji medialnej jest nader wątpliwy, pozostaje ten drugi- nagadała Prezesowi Kaczyńskiemu, który co prawda nie ma już żadnej władzy, ani nad panią Krzywonos, ani w ogóle nad niczym w Polsce, poza swoją partią, co Panią Henrykę, członkinię komitetu poparcia Komorowskiego raczej średnio powinno obchodzić, ale który, niczym Lord Vader polskiej polityki, zachował zdolność zrywania paznokci samym tylko wzrokiem i siłą złowrogiej woli. Zatem głosy cytowane na czołówce Wyborczej, że oto Pani Henryka ma jaja i jest niesłychanie dzielną kobietą miały pełne uzasadnienie, ponieważ nagadanie Jarosławowi Kaczyńskiemu wiąże się, jak wszystkim, a w każdym razie wszystkim na ulicy Czerskiej, wiadomo, ze straszliwym ryzykiem. Moim zdaniem, nalezy sie tej Pani ochrona BORu. Albo może raczej pluton rycerzy Jedi, by otoczyć dzielną Panią Henrykę ochronną tarczą mocy chroniącej przed Lordem JaroslawemVaderem. Zwykły BOR z bronią konwencjonalną, niechby i wsparty plutonem Rosomaków, to za mało.
Wokół jej prostackiego wyskoku zrobiono taką wrzawę, jakby rzeczywiście była w stanie w jakikolwiek sposób przyćmić wystąpienie Jarosława Kaczyńskiego na zjeździe „Solidarności”. No, jak widać, jak się chce, to wszystko można. Co ciekawe, istnieje zdjęcie, na którym jest dokładnie udokumentowane, „jak hartowała się stal” w nowym wydaniu, czyli, jak wzbierało spontaniczne oburzenie i krew jaśnista się wzburzała:
Załącznik:
legenda wzburzona.JPG
W momencie robienia tego zdjęcia Jarosław Kaczyński już przemawia, nie widać, żeby pani Henryka była wzburzona, za to intensywnie ustala z Chrabią Cherbu Red Bul Komorowskim treść swojej erupcji oburzenia. Szczerze mówiąc, wygląda to tak, jakby kobiecina nie mogła „rozczytać” tekstu, albo zauważyła , że pan prezydęt napisał jej znowu „bulu i nadzieji”, albo „Leh” i chciała się upewnić, ale nie bądźmy już tacy złośliwi. No, a już następnego dnia po owej spontanicznej erupcji wzburzenia krwi jaśnistej okazało się, ze zupełnym przypadkiem akurat trwa promocja książki tejże Henryki Krzywonos, czy raczej książki o niej, bo pani Henryka nie wygląda mi na osobę mogąca napisać własnemy ręcamy cokolwiek dłuższego i bardziej skomplikowanego, niż spis zakupów w Tesco. Ale, może się mylę. To, co widzieliśmy, to genialna akcja promocyjna. Z całą pewnością Pani Henryka sama na to nie wpadła. W kilka minut po jej spontanicznym i nieplanowanym wystąpieniu naliczyłem w Wyborczej ( bo zajrzałem z czystej ciekawości, wiedząc, co zobaczę) trzy artykuły ze zdjęciami, w tym cytaty z Internetu, biografie, zdjęcia. Wszystko gotowe.
Pani Henryko, nie wiem, kto jest autorem kampanii promocyjnej Pani książki, ale jest to cwaniak kuty na cztery nogi. Z całą pewnością jest wart tych pieniędzy, które skasował. To geniusz. Zimny ***, ale geniusz. Oczywiście, powinna się Pani jeszcze wtedy, zszokowana gwizdami pisowców popłakać się i obsmarkać, po czym odjechać ambulansem, ale rozumiem , że nie ma Pani jeszcze takiego doświadczenia medialnego, jak Pani Sawicka. Ale nic nie szkodzi, przecież ten numer można robić w każdych warunkach, wszystko przed nami. Ponoć naprawdę z każdego da się zrobić gwiazdę, jeśli się postępuje cierpliwie i zgodnie z podręcznikiem, a zwłaszcza, jak to się robi w sposób skoordynowany w kilku mediach , co właśnie miało i ma miejsce. Matka Boska Krzywonosa ( ze słynnej okładki Przekroju) przeleciała, jak meteor przez wszystkie bez mała okładki pism kobiecych i wszystkich innych.
Wyborcza i całe to razwiedkowe okołorządowe towarzystwo jest przewidywalne aż do bólu, mechanizmy są znane, przećwiczone setki razy, rozpiska na głosy zawsze ta sama. Część napisze ckliwą biografię, część zajmie się ciepłym wywiadem, cześć zajmie się analizą anonimowych wpisów w Internecie ( „dzielna kobieta, ale odważnie nagadała kaczorowi”), część wyrazi oburzenie wygwizdaniem przez chamskie pisowskie hordy ( „nic dziwnego, przecież PiS to wszystko to, co w Polsce najgorsze!!!!!!”- autentyczny tekst), część oburzy się , że ktoś ( z PISu!!!!) głupiej babie powiedział „ głupia babo”, cześć zachwyci się, jak to dzielna, prosta kobieta heroicznie stawiła czoło pisowsko- Śniadkowskiej Solidarności, przez karygodne zaniechanie strony rządowej jeszcze wtedy nie odzyskanej i odpolitycznionej, tudzież przywróconej masom pracowniczym. Ciekawe, że przywrócenie masom związkowym odebranego im swego czasu sprytnym manewrem samouwłaszczeniowym dziennika całej opozycji nie jest w redakcji na Czerskiej zbyt często rozważana opcją. Przynajmniej się z tym nie obnoszą.
Jarosław jeszcze nie zaczął mówić, a ona już wie, że się za chwile oburzy do tego stopnia, że poczuje nieodpartą potrzebę wykrzyczenia tego całemu światu za pośrednictwem zaprzyjaźnionych z rządem telewizji. To dokładnie tak, jak wtedy, jak red. Morozowski poprosił o wywiad z posłanka Sawicką, a jeden z polityków PO mu odpowiedział, że niestety, ale posłanka za 15 minut zasłabnie i odjedzie ambulansem, wiec wywiad, to może innym razem.
W porównaniu ze zgranym i spranym Wałęsą ma ona pewien walor świeżości, bo do tej pory, jak słusznie zauważyła, mocując się z Przewodniczącym Śniadkiem na mównicy, przez 30 lat nikogo nie obchodziło, co ma do powiedzenia, dopiero cudowne zgranie w czasie trzech , pozornie nie związanych z sobą faktów- ośmieszenie i wygwizdanie Premiera na zjeździe Solidarności , znakomite wystąpienie , nagrodzone wielokrotną owacją, Jarosława Kaczyńskiego na tymże zjeździe oraz, jakiż zdumiewający przypadek, promocja biografii Pani Krzywonos następnego ranka (autorka – Agnieszka Wiśniewska, Biografia Henryki Krzywonos, Wstęp- Kazimiera Szczuka, Wydawnictwo Krytyki Politycznej, premiera – 31 sierpnia 2010), to cudowne zbiegnięcie się w czasie, zaowocowało tym, że nagle, po 30 latach wszystkie zaprzyjaźnione z rządem gazety i wszystkie zaprzyjaźnione z rządem telewizje zapragnęły usłyszeć, co ta dzielna, kobieta ma do powiedzenia.
Ponoć do ostatniej chwili trwały dyskusje w redakcji, czy nagrody nie dać raczej temu kierowcy, co uderzył swego czasu samochodem, dachując, w jadącą na rowerze Annę Fotygę, albo menelowi, który kiedyś obrzygał Antoniemu Macierewiczowi płaszcz w metrze. Ponieważ jednak nie udało się ustalić personaliów tych bohaterów, a menel, to chyba w ogóle nie miał stałego adresu, pozostała Pani Henryka. Gratulujemy! Jestem pewien, ze to nie koniec błyskotliwej kariery. Za dużo zainwestowano, by ją tak zostawić. Senat??? Europosłanka?? Mędrzec Półkuli Północnej??? Odrer Orła Białego?? Stała audycja w TVN Style: „Kartofle gotowane, czy smażone?”. Albo w rynszTOK FM: „Didżej Heńka przedstawia przeboje na akordeon”? A może, jak zawsze do tej pory, życie udowodni, że przerasta nasze najdziksze fantazje? Co jeszcze?
Mistrz manipulacji Lis i z szamba wyłowi "złotą rybkę". Tak powstają "autorytety" na potrzeby MAFII MEDIALNO-RZĄDOWEJ. Został jeszcze jeden etap do pełni szczęścia "autorytetu" Heńki, Bronek musi "nadać" jej Order Orła Białego. Zajmie to troche czasu, bo Heńka - baba wielka - więc mennica musi wyprodukować wielki order. A tak poważnie spuentuję tą całą farsę przysłowiem, które powtarzała czesto moja prof. od francuskiego madmoiselle Pinckier: "i w Paryżu nie zrobią z owsa ryżu". lem 23.03.2011 03:41:33
Ten kaszalot to taka sama "mondra i kształcuna elyta" jak cysorz BOLEK Wałesa czy Chrabia mąż Dziadzi Komoruski - absolwentka podstawówki dla pracujących dorosłych (Wikipedia). Swoją drogą co ona robiła w młodości, że nawet podstawówki normalnie nie skończyła. Bo to co wyprawiała w stoczni w 1980 r to trochę Wyszkowski farby puścił, że nie zawsze kontaktowała w realu. A pózniej po 1981 r. to dopiero poszła po bandzie w myśl zasady : wino (wóda), chłopy i śpiew. Sama się nie przyznaje co naprawdę robiła przez 25 lat. Perfidna tłusta krowa z całym szacunkiem dla krów , która wciska się na pomnik Pani Ani Walentynowicz. Bogdan2 22.03.2011 19:29:01
"Ta kobieta po pobiciu w latach 80 straciła dziecko, założyła rodzinny dom dziecka, więc nie jest POtworem, niewiadomo czy sytuacja w jakiej ją postawiono teraz napewno jest zgodna z jej wolą, jak my stracimy obiektywizm to będzi tacy sami jak ONI" Poliszynel 23.03.2011 09:47:19
@Poliszynel No cóż, życie każdego człowieka składa się z wielu różnych czynów, wielu „wzlotów i upadków“, jak to się popularnie mówi. Niestety obecna popularność tej pani, bez względu na jej takie czy inne prywatne „przejścia“ w przeszłości, jest kompletnym absurdem, który doskonale wychwycił i kapitalnie wykpił Wilk Morski. Nie było ani powodów do wzburzenia „krwi jaśnistej“, a już na pewno do tego "spontanicznego" wyskoku nie była potrzebna jakaś szczególna odwaga, podejrzewam wręcz, że kobietę tę po prostu w perfidny sposób wykorzystano; ot, piarowska zagrywka wiadomych „ośrodków opinitwórczych“, uzurpujących sobie prawo do bycia drogowskazem dla ciemnych lemingów... Zabiegająca o autoreklamę w związku z właśnie wydaną o niej książką „działaczka“ solidarnościowa, spadła im jak z przysłowiowego jasnego nieba. Tak się składa, że jako trzydziestoparolatek byłem członkiem komitetu strajkowego pewnego biura projektów, oddalonego od słynnej „sali BHP“ o zaledwie kilkaset metrów. W czasie trwania strajku codziennie odbieraliśmy w stoczni „bibułę“ z kolejnymi komunikatami, braliśmy udział w zebraniach i dyskusjach... Fakt, MKS był spory, ale tej pani jakoś sobie nie przypominam, a w każdym razie nic mi nie wiadomo o jakiejś jej szczególnej aktywności w stylu Gwiazdy, Pieńkowskiej, Lisa (Bogdana), Walentynowicz czy innych... Więc bez przesady, proszę! Może ta pani rzeczywiście „wskoczyła na beczkę“, ale potem do tych najaktywniejszych z całą pewnością nie należała, bo byłbym ją sobie zapamiętał... Zresztą mówi o tym wyraźnie także ś.p. Anna Walentynowicz. I jeszcze jedno. Wprost nie da się już niestety czytać. To typowa PO-wska gadzinówka, więc tego typu numery, jak obwoływanie „dzielnej tramwajarki“ człowiekiem roku nie tylko doskonale wpisują się w obecny poziom tego tygodnika, ale z cała pewnością odstraszą również od prenumeraty, czy nawet zwykłego sporadycznego kupna pojedynczego numeru kolejnych czytelników... Chciałoby się więc zawołać: „Tak tyrzymać, panie Tomaszu „niech nas pan ratuje“ Lisie“! Lotak1 23.03.2011 14:37:25
Nie możesz rozpoczynać nowych wątków Nie możesz odpowiadać w wątkach Nie możesz edytować swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz dodawać załączników