Teraz jest 06 wrz 2025, 22:28



Odpowiedz w wątku  [ Posty: 591 ]  idź do strony:  Poprzednia strona  1 ... 14, 15, 16, 17, 18, 19, 20 ... 43  Następna strona
Historia 
Autor Treść postu
Zawodowiec
Avatar użytkownika

 REJESTRACJA23 sie 2009, 07:34

 POSTY        3657
Post Re: Historia
RUSKIE FAŁSZERZE HISTORII


W Rosji nakręcą anty-Katyń


W państwowej agencji trwa konkurs na scenariusz filmu dokumentalnego o jeńcach zmarłych w polskiej niewoli.
Gosfilmofond (Państwowy Fundusz Filmowy Federacji Rosyjskiej) ogłosił konkurs na trzy scenariusze.
Wśród nich film zatytułowany: "Gibiel" krasnoarmiejcew w polskom plenu 1919 – 1922", czyli "Śmierć czerwonoarmistów w polskiej niewoli".

Dwa pozostałe mają opowiadać o zwycięstwie nad Napoleonem w 1812 r. (za rok okrągła rocznica) i o republice Mordowii.
Nagroda za zwycięski scenariusz w każdej kategorii wynosi 100 tys. rubli (ok. 10 tys. zł), a film ma zostać zrealizowany.
Konkurs miał być rozstrzygnięty 26 maja. Nie został – według organizatorów – "z powodu wielkiej liczby nadesłanych prac". Stiepan Bordaczow z Gosfilmofondu nie potrafił powiedzieć "Rz", kiedy jury przedstawi werdykt. Wyjaśnił jedynie, że obecnie jego członkowie są na wakacjach.
O historyczną prawdziwość ocenianych scenariuszy ma według regulaminu dbać historyk Iwan Borodaczow. Nigdy nie słyszał o nim najwybitniejszy rosyjski specjalista od sprawy jeńców prof. Gienadij Matwiejew. Nazwisko to jest obce też innym rosyjskim historykom, z którymi kontaktowała się "Rz".

W polskich obozach jenieckich w latach 1919 – 1922 przebywało 80 – 85 tys. Rosjan.
Zmarło według polskich danych  16 – 17 tys. z nich, a według niektórych rosyjskich historyków nawet o 10 tys. więcej.
Rosjanie umierali głównie na skutek epidemii tyfusu panującej w całym kraju.
Były jednak też przypadki maltretowania jeńców - za takie zachowania przed polskim sądem stanął komendant obozu w Strzałkowie.


Wiosną państwowa telewizja rosyjska wyemitowała kilkuminutowy materiał o sprawie jeńców z 1920 r., w którym sprawę pokazano jednostronnie. Mówiono o cierpieniach jeńców, lekceważąco traktując fakt, że w całej Polsce panowała epidemia, i nie wspominając o tym, że przypadki sadyzmu były przez polskie sądy karane.

– Sprawa jest co jakiś czas podnoszona, więc jakiś rzetelny dokumentalny film byłby oczywiście potrzebny – mówi "Rz" Aleksander Gurianow, szef polskiej sekcji Memoriału, stowarzyszenia badającego zbrodnie stalinowskie.
– Tylko pytanie, czy zwycięski scenariusz będzie rzetelny?
Czy będzie się odwoływał do faktów, czy też ma wspomagać propagandową wersję sprawy jeńców jako tzw. anty-Katynia? Obawiam się, że niestety większe jest prawdopodobieństwo, iż chodzi o "anty-Katyń".

– To oczywiste zamówienie polityczne – uważa Nikita Pietrow, historyk z Memoriału.
– Chodzi o to, żeby zwykły Rosjanin we "właściwy" sposób rozumiał informacje o zbrodni katyńskiej, które przedostają się do jego świadomości. Komunikat do niego ma brzmieć tak: "Stalin był, oczywiście, zły. Ale nie był żadnym wyjątkiem. On mordował Polaków, ale i Polacy mordowali naszych... Wszyscy byli źli, wszyscy popełniali błędy, nawet zbrodnie".

Krzysztof Zanussi, reżyser, członek polsko-rosyjskiej grupy ds. trudnych:
– Za każdym razem, gdy wraca temat Katynia, pojawia się ostatnio z rosyjskiej strony ten skonstruowany niedawno sztuczny problem. To jest niegodne, tu nie ma nawet co wdawać się w polemiki.

   OPINIA

Prof. Andrzej Nowak, historyk z Uniwersytetu Jagiellońskiego
Kłamstwo w sprawie rzekomej zagłady jeńców sowieckich w polskich obozach po wojnie  1919 – 1920 pojawia się w Rosji od momentu,  gdy w 1989 r. zapotrzebowanie na nie zgłosił Michaił Gorbaczow. Chciał w ten sposób zrównoważyć informacje o zbrodni katyńskiej. Pod rządami Władimira Putina częstotliwość odwoływania się do tego kłamstwa wielokrotnie wzrosła. Prawda o śmierci jeńców jest zupełnie inna. W tamtym okresie w polskiej niewoli zmarło ich ok. 16 – 18 tys. W ogromnej większości na choroby zakaźne. Głównie tyfus, ale też cholerę i czerwonkę. W samej Armii Czerwonej na choroby zakaźne zmarło w 1920 r. ok. 250 tys. ludzi. Nie było to więc żadne ludobójstwo. W jaki sposób możemy walczyć z tym kłamstwem? Trzeba jak najwięcej mówić o wojnie polsko-bolszewickiej. Wojnie, w której Polska ocaliła swoją niepodległość i wolność połowy Europy. Warto promować dokumenty i opracowania na temat losu jeńców, takie jak film dokumentalny Anny Ferens, nagrodzony na festiwalu w Nowym Jorku. Niestety, TVP ten film wyemitowała po północy.

Piotr Skwieciński pisze z Moskwy.
http://www.rp.pl/artykul/692751-W-Rosji ... 20-r-.html

Czekamy kiedy prezydent Komorowski przeprosi Rosjan za Strzałkowo  


Bo Szwedów za Kircholm chyba już przeprosił.   :unsure:

Czy jeszcze nie?!  :zly1:

____________________________________
Videtur et hoc mihi Platforninem non debere esse
Poza tym uważam że Platformę należy zniszczyć
/Katon starszy/


Ostatnio edytowano 25 lip 2011, 20:09 przez Badman, łącznie edytowano 1 raz



25 lip 2011, 20:07
Zobacz profil
Zawodowiec
Avatar użytkownika

 REJESTRACJA10 lis 2006, 07:34

 POSTY        3465
Post Re: Historia
Badman                    



RUSKIE FAŁSZERZE HISTORII
W Rosji nakręcą anty-Katyń


W państwowej agencji trwa konkurs na scenariusz filmu dokumentalnego o jeńcach zmarłych w polskiej niewoli.
Gosfilmofond (Państwowy Fundusz Filmowy Federacji Rosyjskiej) ogłosił konkurs na trzy scenariusze.
Wśród nich film zatytułowany: "Gibiel" krasnoarmiejcew w polskom plenu 1919 – 1922", czyli "Śmierć czerwonoarmistów w polskiej niewoli".
(...)
Wiosną państwowa telewizja rosyjska wyemitowała kilkuminutowy materiał o sprawie jeńców z 1920 r., w którym sprawę pokazano jednostronnie. Mówiono o cierpieniach jeńców, lekceważąco traktując fakt, że w całej Polsce panowała epidemia, i nie wspominając o tym, że przypadki sadyzmu były przez polskie sądy karane.
– To oczywiste zamówienie polityczne – uważa Nikita Pietrow, historyk z Memoriału.
– Chodzi o to, żeby zwykły Rosjanin we "właściwy" sposób rozumiał informacje o zbrodni katyńskiej, które przedostają się do jego świadomości. Komunikat do niego ma brzmieć tak: "Stalin był, oczywiście, zły. Ale nie był żadnym wyjątkiem. On mordował Polaków, ale i Polacy mordowali naszych... Wszyscy byli źli, wszyscy popełniali błędy, nawet zbrodnie".

Prof. Andrzej Nowak, historyk z Uniwersytetu Jagiellońskiego
Kłamstwo w sprawie rzekomej zagłady jeńców sowieckich w polskich obozach po wojnie  1919 – 1920 pojawia się w Rosji od momentu,  gdy w 1989 r. zapotrzebowanie na nie zgłosił Michaił Gorbaczow. Chciał w ten sposób zrównoważyć informacje o zbrodni katyńskiej. Pod rządami Władimira Putina częstotliwość odwoływania się do tego kłamstwa wielokrotnie wzrosła. Prawda o śmierci jeńców jest zupełnie inna. W tamtym okresie w polskiej niewoli zmarło ich ok. 16 – 18 tys. W ogromnej większości na choroby zakaźne. Głównie tyfus, ale też cholerę i czerwonkę. W samej Armii Czerwonej na choroby zakaźne zmarło w 1920 r. ok. 250 tys. ludzi. Nie było to więc żadne ludobójstwo. W jaki sposób możemy walczyć z tym kłamstwem? Trzeba jak najwięcej mówić o wojnie polsko-bolszewickiej. Wojnie, w której Polska ocaliła swoją niepodległość i wolność połowy Europy.
Warto promować dokumenty i opracowania na temat losu jeńców, takie jak film dokumentalny Anny Ferens, nagrodzony na festiwalu w Nowym Jorku.
Niestety, TVP ten film wyemitowała po północy
.


Nie mordowano żołnierzy w obozach

Dokumentalistka Anna Ferens nakręciła w 2010 r. film "Co mogą martwi jeńcy?"
o żołnierzach Armii Czerwonej przebywających w polskich obozach
Załącznik:
kolumna kacapów idących do niewoli.jpg

Dlaczego nakręciła pani film poświęcony akurat sowieckim jeńcom z polskich obozów?

Anna Ferens, reżyser: Ponieważ jest to historia w Polsce mało znana. Nie powstawało na ten temat zbyt wiele publikacji. Tematem zajmuje się zaledwie kilku historyków. Natomiast w Rosji od początku lat 90. mówi się o niej bardzo dużo. Od momentu kiedy władze rosyjskie przyznały, że za zbrodnię katyńską odpowiada NKWD, na temat śmierci sowieckich jeńców w polskich obozach powstały setki artykułów w gazetach, także materiały telewizyjne. Można powiedzieć, że ma on trochę zrównoważyć Katyń.

- Jaki jest ich wydźwięk?
- W większości bardzo negatywny w stosunku do Polski. Na potrzeby naszego filmu przeprowadziliśmy analizę tych artykułów. Zarzuca się w nich, że Polacy celowo mordowali przebywających w niewoli żołnierzy albo w najlepszym wypadku nie udzielili im wystarczającej pomocy i pozwolili umrzeć. Na początku lat 90. wprost pisano o rozstrzeliwaniu jeńców przez Polaków. W publikacjach wielokrotnie zawyżana jest liczba ofiar. Jedna z gazet napisała nawet, że było ich ponad  130 tys., a tylu nawet nie było wszystkich jeńców.

- W jaki sposób zbierała pani informacje na temat losu jeńców?
- Daliśmy się wypowiedzieć historykom zarówno polskim, jak i rosyjskim. Nie chciałam natomiast pokazać tylko polskiego i rosyjskiego punktu widzenia. By tego uniknąć, zaprosiłam do udziału w filmie np. Brytyjczyków jako osoby niezaangażowane emocjonalnie w całą sprawę. Kluczowa była jednak analiza zachowanych dokumentów. Spędziliśmy w archiwach wiele dni, m.in. w Centralnym Archiwum Wojskowym, w którym znajdują się listy z nazwiskami tych jeńców. Zwróciliśmy się też do Międzynarodowego Czerwonego Krzyża w Genewie, który kontrolował obozy i posiada informacje na temat losu jeńców. Jakie było nasze zdziwienie, kiedy się okazało, że żaden historyk nigdy się do nich o te dane nie zwracał.

- Jaki wyłania się z nich obraz?
- Polacy nie mordowali tych żołnierzy. Jeńcy umierali  w efekcie epidemii licznych chorób zakaźnych, które wówczas panowały. Polskie państwo starało się im pomóc. Poznałam przypadki lekarzy, którzy ponieśli śmierć, niosąc pomoc jeńcom. To zupełnie inny obraz niż ten, który wyłania się z wielu rosyjskich publikacji.

- Teraz chce pani nakręcić film o losie polskich jeńców w sowieckiej niewoli. Dlaczego?
- Gdyż są oni zapomniani jeszcze bardziej niż sowieccy żołnierze. A ich umieralność w sowieckich obozach była jeszcze większa niż w polskich. Mam już gotowy konspekt. Mam nadzieję, że film powstanie niedługo.

rozmawiał Jarosław Stróżyk
http://www.rp.pl/artykul/153227,693190- ... ozach.html

Pytanie:  CZEGO KACAPY SZUKAŁY POD WARSZAWĄ W 1920 ROKU????????


 Nie masz wystarczających uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego postu.

____________________________________
"Demokracja to cztery wilki i owca głosujące o obiedzie" R.A.Heinlein


Ostatnio edytowano 26 lip 2011, 20:56 przez kominiarz, łącznie edytowano 1 raz



26 lip 2011, 20:52
Zobacz profil
Fachowiec
Avatar użytkownika

 REJESTRACJA07 gru 2007, 12:19

 POSTY        1667
Post Re: Historia
Mordy bolszewickie w 1920 roku


Bezpośrednio po wkroczeniu w 1920 roku oddziałów Armii Czerwonej na tereny b. Królestwa Polskiego, uznawane przez władze bolszewickie za jedyne etniczne ziemie polskie, rozpoczęły się grabieże i zbrodnie na polskiej ludności cywilnej i żołnierzach.
Zbrodnie te traktowane były przez bolszewickich żołdaków jako odwet na Polakach, który był konsekwencją bolszewickiej propagandy pełnej opisów „zbrodni” żołnierzy polskich, „polskich panów” na ludności niepolskiej – Białorusinach, Ukraińcach.

Posiane ziarno odwetu, w warunkach osłabionej przez rewolucję dyscypliny wojskowej i wobec permanentnych problemów z zaopatrzeniem Armii Czerwonej w żywność, spowodowało, że rabunki, gwałty wobec ludności cywilnej oraz mordowanie jeńców przybrały masową skalę i dotknęły nie tylko „warstw posiadających”, ale wszystkich posiadających cokolwiek.

Żołnierze sowieccy grabili przede wszystkim żywność. „Gdy zabrakło żywności w Łomży, – wspominał W. Świderski – zgłodniali bolszewicy rzucili się na ogrody i sady: kapusta, brukiew, kartofle, buraki, niedojrzałe owoce i wszystko co tylko możliwe do zjedzenia – zostało zjedzone. W mieście panował głód i choroby. Dyzenteria i tyfus plamisty zaczęły gwałtownie szerzyć się wśród ludności i bolszewików. W miejscowych szpitalach i ambulatoriach oprócz rannych leżały setki chorych”.

Oprócz żywności bolszewickie wojsko grabiło wszędzie odzież, bieliznę i obuwie. Buty były nagminnie ściągane z nóg przechodniów na ulicach i jeńcom polskim wziętym do niewoli lub żołnierzom poległym w walkach. Komisarze politycznie skwapliwie rekwirowali garderobę, złoto i wszelkie cenne przedmioty.

„Gwałcenie kobiet – wspominał raport Naczelnego Dowództwa WP – chrześcijańskich było na porządku dziennym. Bolszewicy uważali to za zaszczyt względem miejscowej ludności, powtarzając, że wytwarzają nową, wyzwoloną rasę”. Szczególnie okrutnie postępowano z właścicielkami majątków ziemskich.

W aptekach szukali przed wszystkim spirytusu oraz lekarstw pomocnych przy leczeniu chorób wenerycznych, które były prawdziwą plagą w szeregach Armii Czerwonej.

Wielu ziemian zmuszonych zostało do ukrywania się w lasach. Wystarczyło bowiem oskarżenie jednego z członków folwarcznego rewkomu, aby dziedzic został skazany na śmierć.

Znaczne prześladowania dotknęły także polskie duchowieństwo. Do więzienia w Łomży został wtrącony biskup Romuald Jałbrzykowski, który przebywał w lochu aż do momentu wyzwolenia Łomży przez wojsko polskie.. Wielu księży uniknęło aresztowania lub śmierci dzięki zdecydowanej postawie i pomocy ze strony parafian. Księża podtrzymywali parafian na duchu, twierdząc, że bolszewicka niewola wkrótce się skończy. Podczas odwrotu, msząc się za doznana klęskę pod Warszawa, bolszewicy zakłuli bagnetami rektora kościoła w Ostrołęce, ks. Stanisława Pędzicha. Jego los podzieli m.in. : ks. Kołomyjski z Radziłowa, ks. Marcieli Gregorczyk z Rzekunia oraz ks. Stanisław Szulborski z Wyszyny.

Początkowy pozytywny stosunek małorolnych chłopów do bolszewików radykalnie się zmienił, gdy zaczęli oni rekwirować bydło, zboże, zmuszać chłopów do podwód. Wkraczając np. Na Mazowsze i Podlasie, oddziały Armii Czerwonej w wielu przypadkach witane były z radością prze biedotę wiejską, licząca na otrzymanie ziemi folwarcznej. Z drugiej strony w wielu miejscowościach samorzutnie powstały chłopskie oddziały partyzanckie.
 
Mimo, iż ludność żydowska chlebem i solą witała wkraczające oddziały sowieckie, nie uchroniło to żydowskich sklepów i domów od grabieży. W Białymstoku ”burżuazja żydowska została w najstraszniejszy sposób sterroryzowana. (..) Czerezwyczajka przystąpiła do systematycznych rewizji i aresztowań. Zostali aresztowani najważniejsi fabrykanci i kupcy”.   Natomiast w Ostrołęce z inicjatywy żydowskich komunistów do sprzątania ulic w sobotę zapędzono przedstawicieli miejscowej żydowskiej gminy żydowskiej i najbardziej szanowanych chasydów.

Większość dowódców bolszewickich tolerowało lub nawet zachęcała do tych zbrodni. Komisarze polityczni dostrzegali jednak, iż takie „postępowanie wojskowych oddziałów i brak przeciwdziałania ze strony specjalnych wydziałów (..) podkopują autorytet nowopowstałej sowieckiej republiki i wywołują antysowiecki nastrój wśród mieszkańców”. Postulat powołania trybunałów do karania zbrodni wojennych nie został nigdy zrealizowany.

Podczas pobytu w Płocku bolszewicy zamordowali kilkudziesięciu chorych i rannych polskich żołnierzy, zgwałcili i zamordowali także kilkadziesiąt sanitariuszek. W Zadworzu pod Lwowem zasieczono szablami 400 młodych ochotników broniących miasta.

Znanych jest wiele przypadków, w których Sowieci wycinali w pień całe poddające się im oddziały. Szczególnym okrucieństwem wykazał się kawaleryjski korpus Gaj-Chana. Jego żołnierze wymordowali polskich jeńców w Lemanie, Chorzelach, Cichoszkach pod Kolnem i pod Mławą. Bolszewicy w bestialski sposób mordowali rannych z polowych szpitali wojskowych, których Polacy nie zdążyli ewakuować. Na przykład w Berdyczowie kawalerzyści Budionnego spalili żywcem 600 rannych Polaków wraz z opiekującymi się nimi siostrami.

Generał Lucjan Żeligowski w swych wspomnieniach tak opisał pobojowisko pod Chorzelami: „Widok pola walki robił, przykre wrażenie. Leżała na nim wielka liczba trupów. Byli to w ogromnej większości nasi żołnierze, a nie tyle ranni i zabici w czasie walki, ile pozabijani po walce. Całe długie szeregi trupów w bieliźnie tylko i bez butów, leżały wzdłuż płotów i w pobliskich krzakach. Byli pokłuci szablami i bagnetami, mieli zmasakrowane twarze i powykłuwane oczy”.

Z kolei płk. Stefan Jellenta, ówczesny dowódca 66 pp, opisując pogrzeb pomordowanych żołnierzy w Wyszynach, wspominał: „mimo siedemdziesięciu lat, jakie minęły od tego czasu, ilekroć wspomnę to zdarzenie – widzę wyraźnie ów obraz bestialstwa (…) kilkadziesiąt zwłok młodych ludzi odartych z mundurów i obuwia – nierzadko porąbanych szablami – można powiedzieć zmasakrowanych. (…) byli to żołnierze Kowieńskiego Pułku Strzelców (…) wzięci do niewoli, a następnie zamordowani i ograbieni”.

Po zakończeniu wojny w opublikowanych wspomnieniach bolszewicy dowódcy nie wspominali o tej haniebnej roli Armii Czerwonej na okupowanych czasowo terytoriach polskich. Jedynie Jewgienij Siergiejew napisał o niskiej dyscyplinie, grabieżach i nadużyciach popełnianych przez oddziały AC, tłumacząc je „niedostateczna dyscypliną oddziałów, trudne też zadanie mieli agitatorzy chcący przekonać grupy parobków, aby wzięły w swe ręce gospodarstwa obywateli ziemskich, gospodarstwa w których często pozostawiano jedynie głowy i rogi zabitego na mięso żywego inwentarza”.

http://www.niepoprawni.pl/blog/3081/mor ... -1920-roku

____________________________________
Polak ,katolik,hetero,szczęśliwy.Wszystkie błędy stylistyczne i ortograficzne są zamierzone jakiekolwiek powielanie ich i rozpowszechnianie bez zgody jest zabronione!
טדאוש


27 lip 2011, 09:31
Zobacz profil
Zawodowiec
Avatar użytkownika

 REJESTRACJA23 sie 2009, 07:34

 POSTY        3657
Post Re: Historia
tadeo74                    



Mordy bolszewickie w 1920 roku
Bezpośrednio po wkroczeniu w 1920 roku oddziałów Armii Czerwonej na tereny b. Królestwa Polskiego, uznawane przez władze bolszewickie za jedyne etniczne ziemie polskie, rozpoczęły się grabieże i zbrodnie na polskiej ludności cywilnej i żołnierzach.

kominiarz                    



Pytanie:  CZEGO KACAPY SZUKAŁY POD WARSZAWĄ W 1920 ROKU????????

To teraz już wiesz czego bolszewickie mordy szukały w 1920 roku:
- kapusty,
- brukwi,
- kartofli,
- buraków,
- niedojrzałych owoców,
- wszystkiego co tylko możliwe do zjedzenia
- butów,
- odzieży,
- bielizny,
- spirytusu,
- lekarstw,
- rowerów,
- zegarków.

I jeszcze czegoś. Słoniny na drzewach.
Mój dziadek opowiadał że jak Polacy pytali ruskich czy u nich jest mięso to ruscy mówili, że "sało" to u nich na drzewach rośnie. Taki bogaty kraj! Taki dobry komunizm!
Jechali na koniach które często przypominały ni to konie ni to osły: małe, brudne, wychudzone. Na grzbietach toto nie miało siodła tylko tzw. derkę - coś w rodzaju koca.
Bojcy mieli podate i brudne ubrania, w "chodakach z łyka wierzbowego" na nogach. Brudne, nieogolone, śmierdzące samogonem.
I oni nieśli rewolucję bolszewicką na zachód, kaganek oświaty i kultury. Swołocz!   :zly1:

____________________________________
Videtur et hoc mihi Platforninem non debere esse
Poza tym uważam że Platformę należy zniszczyć
/Katon starszy/


Ostatnio edytowano 27 lip 2011, 20:48 przez Badman, łącznie edytowano 1 raz



27 lip 2011, 20:47
Zobacz profil
Zawodowiec
Avatar użytkownika

 REJESTRACJA23 sie 2009, 07:34

 POSTY        3657
Post Re: Historia
Solidarność na krawędzi rozłamu

Dwa tygodnie przed 31. rocznicą Porozumień Sierpniowych związek jest na krawędzi rozłamu.

Jak ustaliła „Rz", w najbliższy wtorek, na posiedzeniu Komisji Krajowej zorganizowanym po raz pierwszy od lat w historycznej sali BHP, w której podpisywano porozumienia gdańskie, szef „S" Piotr Duda będzie musiał odpowiedzieć na ostrą krytykę części działaczy.

– Może trzeba będzie za zamkniętymi drzwiami powiedzieć sobie parę rzeczy prosto w oczy – mówi Kazimierz Grajcarek z Komisji Krajowej „S". Nieoficjalnie wielu działaczy przyznaje: w związku wrze.
O co chodzi?
Przede wszystkim o stosunki na linii „Solidarność" – rząd Donalda Tuska. Część działaczy uważa, że Duda prowadzi zbyt uległą politykę w stosunku do gabinetu Platformy Obywatelskiej i PSL.
– Potrzebna jest dyskusja, w którą stronę ma iść związek – mówi „Rz" Jan Mosiński, przewodniczący „S" w południowej Wielkopolsce. – Trzeba skończyć z polityką gestów.

„Solidarność” po 22 latach od transformacji ustrojowej jest na rozdrożu i być może przed rozłamem. Ale gorsza od rozłamu byłaby dalsza dezintegracja „Solidarności”, do której prowadzi ją obecny przewodniczący związku. Nie trzeba bowiem udowadniać, że ta dezintegracja zaczęła się już w latach 1988-1990, gdy dokonano kolejnej transformacji PRL-u i to przy potężnym wsparciu bezpieki.

Pisze o tym Sławomir Cenckiewicz w swoim opracowaniu pt. Służba Bezpieczeństwa Okrągłego Stołu: „W październiku 1989 r. w "Dzienniku Telewizyjnym" Joanna Szczepkowska ogłosiła, że "4 czerwca 1989 r. skończył się w Polsce komunizm".
Już wówczas opinia znanej aktorki budziła wątpliwości. Dziś wiemy, że ani w czerwcu, ani nawet jesienią 1989 r. ekipa Jaruzelskiego wcale nie myślała o ostatecznym końcu komunizmu i posłusznym oddaniu władzy. Zdaniem Antoniego Dudka, chodziło raczej o ochronę interesów nomenklatury i przesunięcie centrum władzy z PZPR do urzędu prezydenta, którym miał zostać Jaruzelski. W połowie 1989 r. scenariusz ten został wprowadzony w życie, a cały proces podżyrowała tzw. konstruktywna opozycja z "Solidarności".

http://www.videofact.com/polska/cenckiewicz16.htm

„Solidarność”, jako żyrant transformacji ustrojowej, była wielokrotnie używana, jako „parasol” ochronny dla procesów transformacji, których widomym dzisiaj rezultatem jest rozwarstwienie społeczne, olbrzymie obszary biedy, ucieczka w ostatnich latach aż miliona Polaków zagranicę i bezrobocie, przekraczające 30%w niektórych regionach. Polska, wkraczając na drogę kapitalizmu - dzięki sprytnej transformacji ustrojowej – oddała kapitał dawnym komunistom, a ci, co podżyrowali ten system – pozostali w socjalizmie.
Bo jak określić fakt, że średnia płaca w Polsce należy do najniższych w Europie, najniższe są też świadczenia społeczne, zaś ceny – często wyższe niż w Europie?
Po 22 latach transformacji dokonano urynkowienia wszystkich cen – porównywalnych dzisiaj z bogatymi krajami Unii Europejskiej – oprócz płac zwykłych ludzi. Oczywiście nie dotyczy to wąskiej grupy pracowników, zatrudnionych np. w mediach, które stały się dziś swoistym parasolem ochronnym nad systemem nierówności społecznych.

- …Trzeba być ślepym, żeby nie widzieć parasola ochronnego mediów nad Tuskiem. Nie ma takiej krytyki też ze strony środowisk ekonomicznych. Tylko pojedynczy specjaliści krzyczą, że wracają praktyki socjalistyczne. Ale nie całe grupy - stwierdza Sellin.
- Gdyby tak samo jak PO, zachowywał się rząd PiS - na przykład sprzedawałby jedną firmę państwową drugiej firmie państwowej (rząd chce, by PGE kupiła Eneę) - hałas byłby niebywały.
80-90 proc. środowiska medialnego sprzyja PO - dodał.

W dzisiejszej Polsce, rządzonej przez tzw. liberałów, przy poparciu środowisk postkomunistycznych ( w tym wielkiego kapitału, stworzonego w ramach ubeckiej transformacji z lat 1988-1990) – nikt nie robi hałasu z powodu wszechogarniającej korupcji, czy też afer prywatyzacyjnych.

Także tego hałasu nie robi „Solidarność”, której przez 22 lata zdołano wybić prawie wszystkie zęby.
Nieliczni tylko protestowali przed ewidentną grabieżą majątku narodowego, w ramach tzw. prywatyzacji.
Nie protestowano, gdy rząd Tuska zamknął dwie duże stocznie, a za nimi tysiące firm małych kooperantów.
Nikt nie protestował na tworzenie spaczonego kapitalizmu, polegającego na wypychaniu ludzi z zakładów pracy do jednoosobowych firm tylko po to, by ograniczyć koszty.
Tu nie było protestów, jak w przypadku fabryki Opla w Niemczech, gdyż „Solidarność” stała się niezdolna do obrony ludzi pracy - nawet z tych zakładów pracy, które stanowiły „kolebkę” Solidarności.

O klęsce „Solidarności” pisze David Ost, wskazując na rolę liberałów i tajnych agentów, ulokowanych w jej szeregach, których zadaniem było takie samoograniczenie się „Solidarności”, by stworzyć w istocie system neo-kolonialny, gdzie dawni przywódcy przesiądą się do mercedesów, zaś reszta pozostanie w przaśnym komunizmie. Ten proces samo-ograniczania, oznaczał dezintegrację „Solidarności”, która dzisiaj nie jest ani ruchem społecznym, ani partią polityczną, ani też związkiem zawodowym.
Bo co to za związek, który nie potrafi walczyć z wyzyskiem, a jego przewodniczący zabiega o uznanie władz, które ten wyzysk umacniają ?

Ten proces dezintegracji „Solidarności” zaczął się już w latach 1988-1990, o czym pisze Cenckiewicz:
„Po oświadczeniu Kiszczaka o gotowości do rozmów z umiarkowaną opozycją szef MSW z satysfakcją mógł powiedzieć komendantom MO: "Wałęsa podjął się misji wygaszania strajków i wypełnił ją mimo silnych oporów jego przeciwników".

Przewodniczący Duda prowadzi więc „Solidarność” do jej ostatecznej dezintegracji, traktując kolejną rocznicę powstania NSZZ „Solidarność”, jako państwową celebrę, z udziałem tych, którzy „Solidarności” wybili zęby. Oni przyjadą na te uroczystości służbowymi mercedesami, w otoczeniu borowców, na których oczekiwać będzie przewodniczący Duda wraz z gronem zadowolonych związkowców, którym władza rękę uściśnie, a może i poklepie po plecach...

Warto więc przypomnieć, co pisze Cenckiewicz o dniu 31 sierpnia sprzed dwudziestu trzech laty:
„31 sierpnia 1988 r. w willi MSW w Warszawie spotkali się Lech Wałęsa, Stanisław Ciosek, Czesław Kiszczak i ks. Alojzy Orszulik. Podczas pożegnania, kiedy podjeżdżał mercedes episkopatu, Ciosek miał się zwrócić do Wałęsy: "Dogadajmy się, a wszyscy będziemy jeździli takimi mercedesami".
Tak rodziła się Magdalenka pomyślana od początku jako swego rodzaju zabieg socjotechniczny, służący przede wszystkim rozładowaniu społecznego niezadowolenia.

Po tym socjotechnicznym zabiegu komunistów, "Solidarność" z wielkiego ruchu społecznego stała się ani związkiem, ani partią – ruchem, niezdolnym do żadnego ruchu…

http://www.niepoprawni.pl

____________________________________
Videtur et hoc mihi Platforninem non debere esse
Poza tym uważam że Platformę należy zniszczyć
/Katon starszy/


17 sie 2011, 13:32
Zobacz profil
Zawodowiec
Avatar użytkownika

 REJESTRACJA23 sie 2009, 07:34

 POSTY        3657
Post Re: Historia
Henryka Krzywonos – bohaterka z kapelusza
Załącznik:
henryka.JPG


Od kilkunastu dni trwa w większości ogólnopolskich mediów proces beatyfikacyjny Henryki Krzywonos, którą reżimowi dziennikarze żywcem wynoszą na ołtarze postępu. Tramwajarka z Trójmiasta stała się pupilkiem mediów po tym, jak podjudzona przez ludzi z otoczenia Donalda Tuska, któremu nie w smak były obchody XXX-lecia powstania Solidarności, publicznie zbluzgała Jarosława Kaczyńskiego.
Kogo może w Międzyrzecu Podlaskim obchodzić jakaś emerytowana tramwajarka z Gdańska? Cóż… nie mam pojęcia.
To, co dzieje się w z tą sprawą w mediach ukazuje po prostu stopień skurwienia polskiego dziennikarstwa.

Gdyby ktoś jeszcze nie widział występu Henryki Krzywonos to można go obejrzeć via YouTube:

Henryka Krzywonos trafiła w tym tygodniu m.in. na okładkę Przekroju gdzie w stylizacji na Matkę Boską wzywana jest przez dziennikarzy tego pisma, by broniła ich przed watahami Kaczyńskiego. Czy to nie zakrawa na prowokację i próbę obrazy uczuć religijnych. Przekrój od dawna słabiutko się sprzedaje i bardzo przydałaby mu się reklama. We Wprost, które nawiasem mówiąc stacza się moralnie po równi pochyłej z prędkością nadświetlną, zamieszczono bardzo długi hagiograficzny artykuł Aleksandry Pawlickiej o Henryce Krzywonos.

Dziennikarka powtarza legendę o „rozpoczęciu” strajku przez tramwajarkę 15 sierpnia 1980 roku:
Zatrzymała tramwaj i oświadczyła pasażerom: „Ten tramwaj dalej nie pojedzie”. Tym samym rozpoczęła strajk komunikacji miejskiej. […] Zatrzymany przez Krzywonos tramwaj zablokował drogę innym. Stanęły też autobusy.
Cóż… według wszelkich oryginalnych źródeł Henryka Krzywnos nie była bohaterką, a łamistrajkiem, bo wyruszyła na trasę, kiedy inni pracownicy już od bladego świtu protestowali, a jej tramwaj zatrzymał się dopiero wtedy, gdy z trakcji zniknął prąd.

15 sierpnia1980 r. strajk podjęła trójmiejska komunikacja. Od około godz.4.30, na trasy nie wyjechali kierowcy z zajezdni autobusowej przy ul. Karola Marksa (dziś Józefa Hallera) w Gdańsku. Zostały spisane postulaty i wybrano Komitet Strajkowy, którego przewodniczącym został Jan Wojewoda. Postulaty przekazano dyrektorowi Wojewódzkiego Przedsiębiorstwa Komunikacyjnego w Gdańsku. Od rana rozpoczął się także strajk w zajezdni tramwajowej we Wrzeszczu przy ul. Wita Stwosza. Pracownicy spisali swoje postulaty i przedstawili dyrektorowi WPK oraz sekretarzowi Komitetu Zakładowego PZPR.
Przewodniczącym Komitetu Strajkowego został motorniczy Stanisław Bagnecki.
Motorniczowie z dwóch pozostałych zajezdni tramwajowych w Gdańsku Nowym Porcie i przy ulicy Łąkowej mimo wezwań do strajku pod naciskiem kierownictwa zakładów wyjechali na trasę. Pierwszym tramwajem, który wyjechał z zajezdni w Nowym Porcie kierowała Henryka Krzywonos. Przed nią dwóch motorniczych odmówiło wyjazdu na trasę – jeden gdzieś się zapodział, a drugi dostał raptem biegunki.
Gdy raptem przerwano zasilanie trakcji tramwajowej wszystkie tramwaje które wyjechały na miasto stanęły.
Krzywonos porzuciła swój tramwaj i poszła do stoczni.


Hmmm…
Gdyby nie awaria prądu wywołana w celu powstrzymania łamistrajków, to o Henryce Krzywonos zapewne nikt by nie usłyszał.
Po zatrzymaniu swojego tramwaju (do którego się nie przyczyniła) Henryka Krzywonos poszła do stoczni i tam wkręciła się do władz Międzyzakładowego Komitetu Strajkowego jako przedstawiciel załogi gdańskiego WPK. Gdy po podpisaniu Porozumień Sierpniowych gorączka nieco opadła, tramwajarze natychmiast doprowadzili do odwołania Krzywonos z MKS, w atmosferze milczącego skandalu zresztą. A już we wrześniu „bohaterkę” zastąpił demokratycznie wybrany przedstawiciel WPK, na którym nie ciążyły żadne podejrzenia.

Dlaczego Henryka Krzywonos karmi siebie i innych historią o zatrzymaniu tramwajów chyba nikogo nie dziwi. Lepiej być we własnych oczach bohaterem niż łamistrajkiem. Pozostaje jednak pytanie, dlaczego dziennikarze propagują fałszywa legendę, skoro tak łatwo dotrzeć do prawdy?
Henryka Krzywonos & Bronisław KomorowskiZresztą to nie jedyny problem z Henryką Krzywonos. Zaraz po swoim sławetnym wystąpieniu na obchodach XXX-lecia powstania Solidarności pojechała do siedziby skrajnie lewicowej „Krytyki Politycznej” gdzie m.in. w towarzystwie Kazimiery Szczuki promowała swoją, właśnie wydaną, książkę, która na gwałt potrzebowała reklamy. Może to jest właśnie powód, że Krzywonos przemówiła?

O związkach i niemalże przyjaźni Henryki Krzywonos z Jolantą Kwaśniewską nie chce mi się pisać – jak ktoś zainteresowany to łatwo znaleźć na ten temat mnóstwo wypowiedzi. Głównie dotyczących, nawiasem mówiąc, osławionej fundacji „Porozumienie Bez Barier”…
Obserwując to wszystko z naszego prowincjonalnego Międzyrzeca Podlaskiego nie mogę pojąć dlaczego Donald Tusk i jego ferajna podpierają się takimi ludźmi jak Henryka Krzywonos.
Czy już naprawdę nie ma nikogo nieumoczonego, kto popiera Platformę Obywatelską?
Załącznik:
henia i bronio.JPG

A może „tonący brzydko się chwyta”?

Ariadna pisze: 8 września 2010 o 15:53
Ona mi się strasznie kojarzy z żoną Komorowskiego… dwa stare kaszaloty.

http://miedzyrzecpodl.pl/henryka-krzywo ... kapelusza/


 Nie masz wystarczających uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego postu.

____________________________________
Videtur et hoc mihi Platforninem non debere esse
Poza tym uważam że Platformę należy zniszczyć
/Katon starszy/


17 wrz 2011, 21:12
Zobacz profil
Zawodowiec
Avatar użytkownika

 REJESTRACJA10 lis 2006, 07:34

 POSTY        3465
Post Re: Historia
Rosyjski historyk do Polaków: kajajcie się za rok 1920 !!!  :nonono:

- My wielokrotnie przepraszaliśmy za Katyń. Kolejny rosyjski prezydent będzie pewnie musiał zrobić to ponownie.
A wy?
Polacy powinni się uczciwie przyznać do błędów i się pokajać. W końcu jesteście katolikami

- wypowiedź prof. Giennadija Matwiejewa, historyka z Moskwy cytuje "Rzeczpospolita".

Polski Instytut Spraw Międzynarodowych zorganizował konferencję "Jeńcy wojny 1920 - spór o historię z myślą o przyszłości". Emocjonującą dyskusję prowadzili prof. Giennadij Matwiejew z Uniwersytetu im. Łomonosowa w Moskwie oraz prof. Zbigniew Karpus z Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu i prof. Wojciech Roszkowski z PAN.

Rosyjski historyk zmienił zdanie co do ilości zmarłych Rosjan w obozach jenieckich. Wcześniej utrzymywał, że było ich 16-18 tys., teraz zwiększył ich liczbę do 28 tys.twierdząc, że dane pochodzą z nowych obliczeń i dokumentów.
Nie trzeba było długo czekać, aby polscy historycy przeciwstawili się tej opinii. Uznali oni, że tezy prof. Matwiejewa w podejrzany sposób zbiegają się z tezami rosyjskiej propagandy, która sprawę tragicznego losu jeńców stara się przeciwstawić zbrodni katyńskiej.

Rosyjski historyk nie krył oburzenia.
- Nie działam na niczyje zlecenie, jestem historykiem, a nie politykiem - mówił. I na dowód swojej opinii, że Polacy wzięli do obozów znacznie więcej jeńców (nawet o 40% więcej), ujawnił, że jego wyliczenia oparte są o ówczesną polską prasę. A teksty z tamtego okresu pisane "ku pokrzepieniu serc" podawały znacznie zawyżone liczby jeńców w porównaniu z danymi przekazywanymi przez zagranicznych korespondentów - argumenty przytaczał prof. Karpus.

- Polacy powinni przestać upolityczniać kwestię jeńców. Bo kończy się to tak jak w Ossowie, gdzie wandale demolują groby krasnoarmiejców - uznał Matwiejew.

http://wiadomosci.wp.pl/kat,1342,title, ... prasa.html

____________________________________
"Demokracja to cztery wilki i owca głosujące o obiedzie" R.A.Heinlein


21 wrz 2011, 12:37
Zobacz profil
Zawodowiec
Avatar użytkownika

 REJESTRACJA10 lis 2006, 07:34

 POSTY        3465
Post Re: Historia
Wikileaks: Kaczyński chciał spotkać się z Putinem ale ten odrzucił taką możliwość

Załącznik:
Kaczyński chciał spotkać się z Putinem ale ten odrzucił taką możliwość.JPG

NR REF. 07MOSCOW4633
DATA: 20.09.2007.
STATUS: POUFNE
MIEJSCE OPRACOWANIA: AMBASADA USA W MOSKWIE
TEMAT: WIZYTA POLSKIEGO PREZYDENTA W KATYNIU ''KONSTRUKTYWNA I SKUPIONA NA PRZYSZŁOŚĆ''

1. (Poufne) Podsumowanie. Wiceminister spraw zagranicznych FR określił wizytę prezydenta Kaczyńskiego w Katyniu jako konstruktywną, podkreślając, że Kaczyński przedstawił Katyń jako wydarzenie historyczne i skupił się na przyszłości stosunków polsko-rosyjskich. Titow powiedział także, że wszelkie propozycje spotkania z prezydentem Putinem zostałyby odrzucone ze względów politycznych. Przyszłość wizyt na wysokim szczeblu nie jest obecnie jasna; Kaczyński sugerował nieformalną wizytę Putina w Polsce, po której nastąpiłaby formalna wizyta Kaczyńskiego w Moskwie, ale rząd FR spodziewa się, że to Kaczyński najpierw przyjedzie do Moskwy. Koniec podsumowania.

2. (Poufne) 19 września, podczas spotkania z ambasadorem, wiceminister spraw zagranicznych FR Titow scharakteryzował postawę prezydenta Polski podczas wizyty w Katyniu i Smoleńsku w rocznicę radzieckiej inwazji na Polskę podczas II wojny światowej jako konstruktywną i bardzo przyjazną. Kaczyński spełnił swoje obietnice i przedstawił Katyń jako wydarzenie historyczne, a jego wizyta skoncentrowana była na przyszłości stosunków polsko-rosyjskich. Zdaniem Titowa oczekiwania polskiego prezydenta w kwestii spotkania z Putinem przy okazji tej wizyty były nierealistyczne, biorąc pod uwagę dwutygodniowy okres wyprzedzenia; Titow przyznał jednak w sekrecie, że tak czy inaczej propozycja zostałaby odrzucona ze względów politycznych. Rząd Rosji postrzega inicjatywę Kaczyńskiego przez pryzmat kalendarza wyborczego w Polsce. Zdaniem Titowa gdyby pierwsze formalne spotkanie obu prezydentów miało miejsce w Katyniu, to nie byłoby realnego sposobu na uniknięcie poruszania kwestii historycznych.

3. (Poufne) Według Titowa przedstawiciele polskiej administracji byli bardzo zadowoleni z przyjęcia prezydenta Kaczyńskiego. Pełnomocny przedstawiciel prezydenta FR na Centralny Region Administracyjny Gieorgij Połtawczenko, Titow i gubernator Smoleńska Wiktor Masłow byli obecni podczas wizyty i z uznaniem przyjęli umiarkowany ton wypowiedzi polskiego prezydenta (żyjemy myśląc o przyszłości, pamiętamy o przeszłości, ale myślimy o niej w pokojowy sposób). Późniejsze przyjęcie zakrapiane wódką (za zgodą osobistego lekarza Kaczyńskiego) zaowocowało toastami za Putina, przyjaźń, Rosję i Polskę. W dygresji, z której szybko się wycofał, Titow nadmienił, że to żona Kaczyńskiego wydawała się być siłą, która działała na rzecz polsko-rosyjskiego zbliżenia; tej obserwacji sekundują przedstawiciele polskiej ambasady, którzy powiedzieli nam, że przyjaźń między pierwszymi damami była istotną przeciwwagą dla trudnego bagażu politycznego w jaki obfitował ostatni rok.

4. (Poufne) Jak utrzymywał Titow, polska interpretacja protokołu mogłaby skomplikować planowanie przyszłych wizyt na wysokim szczeblu. O ile Kaczyński powiedział, że teraz na niego przypada kolej, aby złożyć wizytę w Moskwie, to jednocześnie skrytykował swojego poprzednika za sześć nieformalnych wizyt w Rosji, które nie zostały odpowiednio odwzajemnione. Ludzie z otoczenia Kaczyńskiego interpretowali komentarze polskiego prezydenta jako sugestię dla Putina, aby ten złożył nieoficjalną wizytę, po której szybko nastąpiłaby oficjalna wizyta polskiego prezydenta w Moskwie; Titow powiedział jednak, że rząd FR trzyma prezydenta za słowo i spodziewa się zobaczyć go najpierw w Moskwie. Podczas wizyty w Katyniu Titow spotkał się ze swoim odpowiednikiem po stronie polskiej, pierwszym wiceministrem spraw zagranicznych Pawłem Kowalem i zgodził się pojechać do Warszawy po wyborach w Polsce. Titow zauważył, że minister spraw zagranicznych Anna Fotyga czarująca dama, która jest niestety produktem wewnętrznej polityki nie odpowiedziała jeszcze na zaproszenie wystosowane przez ministra Ławrowa w kwietniu.

5. (Poufne) Polska ambasada uważa wizytę za udaną, zwłaszcza w świetle obecnych stosunków polsko-rosyjskich. Przedstawiciele ambasady zauważyli, że Kaczyński wybrał bardzo specyficzny ton w swoim przemówieniu, stwierdzając, że Polska chce mieć produktywne relacje z Rosją, ale miejsce i data zostały wybrane tak, aby przypomnieć Rosji, że Polska nie zapomina i nie odpuści spraw o znaczeniu moralnym. Przedstawiciele ambasady nie wykluczają możliwej wizyty Kaczyńskiego w Moskwie w nieodległej przyszłości, ale też nie podają żadnych konkretów.

http://wikileaks.org/cable/2007/09/07MOSCOW4 633.html


Kaczyński chciał spotkać się z Putinem ale ten odrzucił taką możliwość.
Jak dzisiaj wiemy miał inne plany.
Nie wiemy tylko jaki przebieg miała rozmowa na molo w Sopocie :(


 Nie masz wystarczających uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego postu.

____________________________________
"Demokracja to cztery wilki i owca głosujące o obiedzie" R.A.Heinlein


Ostatnio edytowano 30 wrz 2011, 20:02 przez kominiarz, łącznie edytowano 2 razy



30 wrz 2011, 19:59
Zobacz profil
Fachowiec
Avatar użytkownika

 REJESTRACJA07 gru 2007, 12:19

 POSTY        1667
Post Re: Historia
Udział Legionu Ukraińskiego w agresji na Polskę


1 września 1939 r. rozpoczęła się II wojna światowa, a właściwie jej pierwszy etap – zwany dziś nierzadko kampanią polską lub wojną polską. W powszechnym świadomości w działaniach bojowych tego okresu brały udział jedynie siły polskie i niemieckie; względnie sowieckie po 17 września. Tymczasem w konflikcie rozpętanym na ziemi polskiej przez Niemców od początku brały udział, i to po obu stronach, cudzoziemskie oddziały zbrojnie, zarówno regularne jak i ochotnicze.

Po stronie polskiej walczyli m.in.: ochotnicy z Legionu  Czechów i Słowaków, a także służący w polskich dywizjonach piloci czescy i słowaccy, ponadto oddział ochotniczy Węgrów oraz formacja białych Rosjan i Białorusinów zorganizowana przez gen. Stanisława Bułak – Bałachowicza, która brała udział w obronie Warszawy. W kampanii wzięło także udział wielu tzw. oficerów kontraktowanych wywodzących się z podbitych przez Sowietów narodów Kaukazu służących w różnych formacjach polskich.

U boku armii niemieckiej, co również rzadko jest wspominane, walczyły oddziały Armii Słowackiej złożone z trzech dywizji piechoty: „Janošik”, „Škultéty” i „Rázus” oraz zgrupowania wojsk szybkich „Kalinčak”. Ponadto, wraz z wojskami niemieckimi i słowackimi, w granice Polski wtargnął Legion Ukraiński, którego dzieje do dziś nie są w pełni zbadane.

Geneza Legionu Ukraińskiego

U podstaw decyzji o utworzeniu tej jednostki legło przekonanie niemieckich władz wojskowych, iż w chwili agresji na Polskę należy skorzystać z pomocy Ukraińskiej Organizacji Nacjonalistycznej (OUN) na czele z Andrijem Melnykiem. Działacze tej organizacji od dłuższego już czasu współpracowali z niemieckim wywiadem – Abwehrą. Jednostki zorganizowane przez OUN miały wykonać szereg aktów dywersji i ewentualnie wywołać antypolskie powstanie w Małopolsce Wschodniej. Wedle niemieckich koncepcji wybuch ukraińskiego powstania miał odciągnąć z polsko-niemieckiego pogranicza część sił polskich, a także miał być dogodnym pretekstem do wystąpienia przeciw Rzeczpospolitej Polskiej.  Działacze OUN z zadowoleniem przyjęli propozycje Niemców, licząc iż wynikiem tych działań będzie niepodległa Ukraina.

Geneza ukraińskiej jednostki miała także pośrednio związek z wydarzeniami, jakie rozegrały się, na przełomie 1938 i 1939 r., we wschodniej części Czechosłowacji, w okresie stopniowego rozpadu tego państwa. W tym czasie na tzw. Ukrainie Zakarpackiej powstało autonomiczne państwo Ruś Karpacka przekształcone w marcu 1939 r. w niepodległą Karpato – Ukrainę.  Na czele państwa stał ks. Augustyn Wołoszyn, a zbrojnym ramieniem tej państwowości była Organizacja Obrony Narodowej „Sicz Karpacka”. Siły zbrojne Rusi Karpackiej były zorganizowane, i w dużej mierze opanowane, przez proniemiecko zorientowanych działaczy OUN – głównie ze wschodniej Małopolski. „Sicz Karpacka” tworzona była w porozumieniu z kołami wojskowymi Niemiec. Stronę ukraińską reprezentował w kontaktach z dowództwem niemieckim i Abwehrą – Riko (Richard) Jaryj. Z polecenia władz niemieckich do organizacji i wyszkolenia „Siczy” przydzielono nieznaną liczbę niemieckich instruktorów wojskowych pochodzących głównie z Wiednia lub Sudetów. Wkrótce obszar ten, w porozumieniu z władzami III Rzeszy, został jednak przyłączony do Królestwa Węgier (marzec 1939 r.). Rozbite przez wojsko węgierskie oddziały Siczy Karpackiej zostały rozproszone. Części byłych „siczowców” udało się zbiec na Słowację, a ich dalszy los był w znaczniej mierze uzależniony od planów niemieckich. Ostatecznie rozbitków z samoobrony ukraińskiej umieszczono w obozie ćwiczebnym pod Bratysławą. Uciekinierzy z Rusi Zakarpackiej znaleźli także schronienie w Brunszwiku i rejonie czeskiego Brna. Zmilitaryzowane bataliony pracy zorganizowano ponadto w górach Harzu i na Opolszczyźnie.

Jednocześnie, już od końca 1938 r., na terenie Niemiec zaczęły powstawać  dla działaczy wojskowych OUN specjalne szkoły wojskowe. Opiekę nad tymi ośrodkami prowadził, z polecenia szefa Abwehry – adm. Wilhelma Canarisa, płk Ervin Lahousen. W czerwcu 1939 r., w wyniku rokowań kierownictwa OUN z szefostwem Abwehry, zapadła decyzja utworzenia ukraińskiej jednostki wojskowej, która miała odegrać pierwszoplanową rolę przy wybuchu powstania antypolskiego we wschodniej Małopolsce. Formacja miała nosić oficjalną nazwę Oddziału Wojskowego Nacjonalistów, choć w literaturze przedmiotu utrwaliła się potoczna nazwa – Legion Ukraiński lub Legion Suszki. W niemieckich dokumentach wojskowych oddział otrzymał natomiast nazwę kodową Bergbauer-Hilfe (Pomoc Górskim Rolnikom), a za jego formowanie, które utrzymano w ścisłej tajemnicy, odpowiedzialny był płk Lahousen. Na czele Legionu Ukraińskiego stanął płk Roman Suszko, opiekę polityczną nad jednostką sprawował dr Jarosław Baranowśkyj, a przed Naczelnym Dowództwem Wehrmachtu (OKW) i ministrem spraw zagranicznych jednostkę reprezentował Riko Jaryj.

Legion formowano z członków OUN mieszkających w Niemczech i przybywających z Małopolski wschodniej oraz z byłych żołnierzy Siczy Karpackiej. Na miejsce szkolenia żołnierzy i oficerów Legionu wyznaczono początkowo miejscowość Saubersdorf (około 12 km na południowy – zachód od Wiener Neustadt) w Austrii. Już w maju 1939 r. zgrupowano tutaj absolwentów sześciomiesięcznej szkoły oficerskiej OUN z Feldafingu w Bawarii pod dowództwem R. Suszki. Szkolenie odbywało się w ścisłej izolacji od świata zewnętrznego, a przyszłych legionistów przedstawiano, miejscowej ludności, jako Rumunów. Kolejne szkolenia odbywały się w niemieckich ośrodkach wojskowych m.in. w Nysie i we Wrocławiu na Śląsku oraz w Bawarii na poligonie nad jeziorem Chiem – See. Następnie legionistów ukraińskich przerzucono do koszar w pobliżu miasteczka Krippenau bei Obertraun pod Salzburgiem. Wyszkolenie prowadzili oficerowie armii niemieckiej władający językiem polskim lub czeskim. Opiekę nad formacją sprawował natomiast ze strony niemieckiej mjr Hans Dehmel, a ponadto oddziały inspekcjonowane były także przez gen. dywizji T. Endresa, którego nazwisko pojawiało się wcześniej w związku z formowaniem Siczy Karpackiej. 13 sierpnia do obozu wojskowego przybyła grupa absolwentów oficerskich kursów, a dwa dni później formacji nadano ostateczny kształt kurenia (batalionu – złożonego z 230 strzelców) złożonego z dwóch sotni (kompanii). W skład każdej sotni wchodziło po dwie czoty (plutony). Czoty były podzielone na dwa roje (drużyny) i cztery łanki (sekcje). W skład czoty wchodziło 56 strzelców, czotowy porucznik i jego zastępca. Tak zorganizowany oddział był uzbrojony w 47 karabinów, 3 karabiny maszynowe, 56 rewolwerów kalibru 9 mm, po dwa granaty na żołnierza oraz w 6 automatów(?). Po zakończeniu szkolenia kureń zgrupowano w miejscowości Brück koło Wiednia, gdzie jego stan wzrósł do 300 osób.

W tym samym czasie dowództwo Wehrmachtu zorganizowało dodatkowy ośrodek szkoleniowy dla byłych Siczowców, którzy po niemieckiej interwencji zostali zwolnieni z obozów na Węgrzech i w Rumunii. Jak zaznaczają niektórzy autorzy grupę 300 byłych żołnierzy Karpackiej Siczy umieszczono wstępnie na zamku w Hartenstein w Górnej Austrii, nieopodal miejscowości Kirchendorf, a następnie przewieziono ich na poligon nad jeziorem Chiem – See. Tu z czasem zaczęto tworzyć drugi kureń, a uczestnicy kursu przechodzili intensywne szkolenie obejmujące: topografię, bronioznawstwo, zajęcia z dywersji (w tym minowanie szlaków komunikacyjnych oraz atakowanie posterunków policyjnych, działania wywiadowcze), strzelectwo i inne. Drugi kureń podzielony był na dwie sotnie po trzy czoty każda. Członkowie trzech spośród wymienionych czot przygotowywani byli do specjalnych zadań dywersyjnych. Jak zaznaczają ukraińscy historycy, uzbrojenie tych oddziałów także było specjalnie, żołnierze zostali wyposażeni w nowoczesne pistolety maszynowe MP 38 i po cztery ręczne granaty.

Sprawa ukraińska a stosunki niemiecko-sowieckie. Konferencja w Ilnau – Jełowa

Podczas gdy jednostki Legionu Ukraińskiego  przygotowywane były do działań bojowych i dywersyjnych ważyła się sama koncepcja ewentualnego użycia oddziałów ukraińskich w agresji na Polskę. Działacze OUN szacowali, że  w razie wybuchu powstania antypolskiego mogą liczyć na udział 1300 oficerów i 12 tys. żołnierzy. Strona niemiecka była sceptyczna wobec tych wyliczeń, wykorzystanie kwestii ukraińskiej w rozgrywce z Polską uzależniano ponadto od podpisania, lub nie, sojuszu z Rosją Sowiecką. Początkowo wydawało się, że plan ukraiński zostanie podjęty. 18 sierpnia kierownictwo Abwehry wydało rozkaz pozostawania w stanie gotowości, a dwa dni później Melnyk i Jaryj zostali wezwani do Berlina. Sytuacja uległa jednak zupełnej zmianie z chwilą podpisania traktatu sowiecko-niemieckiego 23 sierpnia 1939 r. Aby nie drażnić swego nowego sojusznika, władze niemieckie zdecydowały o wstrzymaniu akcji Ukraińców, a 1 września zarządzono odsunięcie oddziałów ukraiński  od działań liniowych i powierzenie im funkcji pomocniczych.

Tymczasem w ostatniej dekadzie sierpnia oddziały Legionu przewieziono zakrytymi ciężarówkami niemieckimi na wschodnią Słowację w okolice Preszowa. Tutaj legionistom wydano nowe mundury. Wedle różnych opracowań były to uniformy Wehrmachtu przefarbowane na kolor ciemnozielony lub mundury byłej armii czechosłowackiej przefarbowane na takiż kolor. Na czele pierwszego kurenia stanął, były oficer Wojska Polskiego, por. Osyp Karaczewśkyj (ps. Swoboda), dowódcą drugiego został por. Jewhenij Hutowicz (ps. Norim). Pododdziałami dowodzili oficerowie wywodzący się z Siczy Karpackiej oraz Ukraińcy – obywatele polscy z OUN. Mimo iż istnienie ukraińskiego oddziału próbowano zachować w ścisłej tajemnicy, wieść o Legionie szybko przedostała się za granicę i niebawem wielu młodych Ukraińców (przeważnie studentów, przedstawicieli inteligencji i chłopów) próbowało przedrzeć się przez polsko-słowacką granicę, by wstąpić do ukraińskiego wojska. Kilkudziesięciu z nich miało dostać się w ręce polskich władz i zostać osadzonych w więzieniu w Sanoku.

Historycy i publicyści  różnie szacują liczebność Legionu. Podawane są liczby od 200 do 1500 legionistów. Polski wywiad wojskowy, w sprawozdaniu informacyjnym z 5 września, donosił natomiast, iż na Słowacji w Silivar znajduje się „około 800 siczowców w mundurach niemieckich, w Ruska Nova Ves około 300 siczowców”. Zdaniem wielu autorów zarówno polskich jak i ukraińskich liczba legionistów nie przekroczyła jednak 600.

2 września oddziały Legionu przesunięto na linię Medzilaborec – Vydran – Palota w pobliże polskiej granicy. Jednostki legionowe miały się posuwać z drugą linią frontu za 172. pułkiem piechoty z 57. Monachijskiej Dywizji Piechoty pod dowództwem gen. Oskara Blümma w sąsiedztwie wojsk słowackich: 2. Dywizji Piechoty „Škultéty” i zgrupowania wojsk szybkich „Kalinčak”. Ze względu na sprzeczne informacje zawarte w różnych opracowaniach dotyczących Legionu, trudna jest jednak do ustalenia dokładna data przekroczenia granicy polsko-słowackiej oraz trasa pochodu jednostki w trakcie kampanii wrześniowej. Jeśli prawdą jest, że Legion wkraczał do Polski równolegle z 2. Dywizją Piechoty „Škultéty” to można założyć, że miało to miejsce około 8 września 1939 r.  Podobnych kłopotów nastręcza ustalenia szlaku bojowego legionistów. Wedle poszczególnych prac oddziały miały przejść trasę Sanok – Lesko – Turka aż do Stryja. Wedle innych przez Sanok – Lesko – Ustrzyki – Chyrów – Sambor do Komarna, względnie do Bartatowa w pobliżu Lwowa. Takie rozbieżność tłumaczona jest faktem, iż ukraiński Legion w trakcie kampanii został podzielona na mniejsze oddziały, które przydzielono do różnych  formacji niemieckich.

Tymczasem 12 września w Ilnau (obecnie Jełowa) pod Opolem odbyła się konferencja przywódców III Rzeszy, na której miały zapaść pierwsze decyzje dotyczące podbitych ziem polskich oraz w kwestii ukraińskiej. Narada miała także związek z ociąganiem się strony sowieckiej z wykonaniem zobowiązań sojuszniczych. W obradach toczonych w pociągu Adolfa Hitlera („Sonderzug des Führers”) uczestniczyli: Joachim von Ribbentrop, gen. Wilhelm Keitel, adm. Canaris i płk Lahousen. W trakcie konferencji gen. Keitel przedstawił trzy plany rozwiązania problemu polskiego:

1. Podział ziem polskich między Związek Sowiecki a Niemcy wzdłuż linii Narew-Wisła-San.

2. Utworzenie małego państewka polskiego, którego władze zmuszone byłyby podpisać pokój z Niemcami.

3.a Oddanie Litwie  Wileńszczyzny.

3.b Utworzenie, za zgodą Rosjan, odrębnego ukraińskiego państwa z terenów Galicji i tzw. „polskiej Ukrainy”. Jednocześnie zakładano, iż w razie realizacji tego rozwiązania Ukraińcy zrezygnują z aspiracji do Ukrainy Sowieckiej oraz, że rękami OUN uda się zniszczyć Żydów i Polaków. W Ilnau Hitler maił także zapowiedzieć zniszczenie polskiej szlachty i duchowieństwa jako warstw przywódczych.

Działania bojowe Legionu

Wyniki konferencji w Ilnau różnie są przedstawiane w literaturze przedmiotu. Wedle jednych historyków ociąganie się Rosjan z wkroczeniem do Polski miało spowodować warunkową zgodę Niemców na wybuch powstania ukraińskiego w Małopolsce wschodniej. 15 września adm. Canaris spotkał się z Melnykiem i wydał stosowne polecenia. Przywódca OUN niezwłocznie przystąpił do kompletowania rządu ukraińskiego, ale rozpoczęta 17 września sowiecka agresja na Polskę pokrzyżowała te plany. Tezę tę do pewnego stopnia może potwierdzać fakt, iż 15 września z Wiednia do Sambora wyruszyła grupa działaczy kierownictwa OUN z Romanem Suszką (nominalnym dowódcą Legionu) oraz Osypem Bojdunykiem na czele. Ich obecność może być tłumaczona koniecznością utworzenia władz ukraińskich we Lwowie. Hipoteza ta może być także uzasadniona faktem, iż trasa jednego ze wspomnianych oddziałów legionowych wiodła na Bartatów, z którego do Lwowa było już bardzo blisko. Przypomnijmy, że inny oddział dotarł w tym czasie do Stryja. Natomiast w tym rejonie Małopolski wschodniej doszło do największej eskalacji walk Ukraińców z Polakami. Boje te przybrały formę małego powstania, a lokalnym oddziałom OUN udało się czasowo wyprzeć polską policję z miasta. Czy w starciach tych brał Legion Suszki nie wiadomo.

Zdaniem innych badaczy na konferencji w Ilnau ostatecznie jednak zapadła decyzja o nie wszczynaniu ukraińskiego powstania w Małopolsce wschodniej. Wysłani trzy dni później z Wiednia przywódcy OUN przybyli natomiast do wschodniej Małopolski tylko po to by wycofać Legion na zachód od linii Sanu.

Kolejna zagadka związana jest z działalnością Legionu w toku kampanii wrześniowej po przekroczeniu granicy z Polską. Większość badaczy podkreśla, że oddział nie brał udziału w bezpośrednich walkach i spełniał jedynie zadania pomocnicze. Jednakże w ukraińskiej literaturze przedmiotu spotykamy informacje, że w toku działań jednostki legionowe dokonały kilku ataków na niewielkie polskie garnizony, obozy i oddziały, które, jak zaznacza autor, nie przyniosły ofiar po żadnej ze stron? Dość znaczne, jak na działania pomocnicze, były także trofea wojenne Legionu, który wedle oficjalnego zestawienia zdobył m.in.: 7 armat, 80 lekkich karabinów maszynowych, 3 000 karabinów, 14 800 granatów ręcznych oraz 54 pojazdy mechaniczne. Najcięższym zarzutem stawianym ukraińskiej formacji było natomiast oskarżenie o mordy na polskiej ludności cywilnej oraz o działania przeciwko wycofującym się do Rumunii żołnierzom Wojska Polskiego. W dostępnej literaturze brak jednak konkretnych przykładów tych zbrodni.

Po zajęciu wschodniej Małopolski przez wojska sowieckie, ukraińscy legioniści wycofali się wraz z wojskami niemieckimi za linię Sanu. Teraz, wedle informacji Wołodymira Kubijowicza (stojącego na czele zorganizowanego przez działaczy melnykowskiego odłamu OUN – Ukraińskiego Komitetu Centralnego) legioniści mieli być wykorzystani do samoorganizacji społeczności ukraińskiej na terenie Generalnego Gubernatorstwa. Te zadnia nie odpowiadały jednak w pełni ich aspiracjom. Sam Suszko w proteście przeciw demobilizacji swych pododdziałów zrzekł się funkcji dowódcy Legionu, odesłał odznaki wojskowej komendantury i zachował jedynie mundur formacji.

Ostatecznie dowództwo Wehrmachtu postanowiło część oddziałów rozformować, zaś  resztę Legionu przeznaczyć do innych zadań. Demobilizacja niektórych oddziałów prowadzona była stopniowo w specjalnych ośrodkach w Krośnie, Krynicy i Zakopanem. Pozostałe oddziały (część legionowej sotni) zostały zgrupowana w rejonie Sanoka. Tu były wykorzystywane do kontrolowania granicy ze Słowacją oraz do działań przeciw rozproszonym oddziałom polskim. Następnie nieznaną część tej formacji przeniesiono do Zakopanego, gdzie utworzono pododdziały ukraińskiej policji. W grudniu 1939 r. w Zakopanem, (budynek pensjonatu „Stamara”) rozpoczął się specjalny kurs policyjny pod kierownictwem mjr. Wilhelma Krügera. Słuchacze szkoleni byli w działaniach wywiadowczych i kontrwywiadowczych, służbie wojskowej oraz w obsłudze broni.

Pozostali ukraińscy legioniści zasilili różne, tworzone u boku Niemców, formacje pomocnicze. Liczna grupa, za radą Suszki, znalazła się zwłaszcza w Werkschutzu – paramilitarnej straży przemysłowej pilnującej zajęte przez Niemców zakłady w Skarżysku, Stalowej Woli i Starachowicach. Pozostali legioniści zaciągnęli się do oddziałów Bahnschutzu – straży kolejowej oraz niemieckiej policji pomocniczej Hilfspolizei.

Pomimo upływu 70 lat od opisywanych wydarzeń dzieje i rola Legionu Ukraińskiego w kampanii wrześniowej pozostają ciągle niejasne. Przed badaczami ciągle stoi problem dokładnego ustalenia trasy przemarszu legionowych oddziałów oraz cel ich działań na terenie Małopolski wschodniej. Do problemów wymagających dalszego badania należy także kwestia ich rzeczywistego udział w zwalczaniu wycofujących się polskich oddziałów oraz zakres i formy współpracy z niemieckim agresorem.

Autor: dr Mariusz Patelski, pracownik naukowy Uniwersytetu Opolskiego

W tekście wykorzystano m.in. prace:

Boljanovs’kyj A., Ukrains’ki vijs’kovi formuvannja v zbrojnych sylach nimeččyny (1939 – 1945), L’vivskij Nacional’nyj Universytet im. Ivana Franka (2003),

Kriegstagebuchaufzeichnung des Admirals Canaris über die Konferenz im Führerzug in Ilnau AM 12. September 1939, w: A. Brissaud, Canaris. Eine Biographie, Frankfurt am Main 1988

Motyka G., Ukraińska partyzantka 1942 – 1960. Działalność Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów i Ukraińskiej Powstańczej Armii, Warszawa 2006,

Okęcki S., Cudzoziemcy w wojnie obronnej Polski 1939 r., „Wojskowy Przegląd Historyczny” 1981, nr 3,

Patelski M., Gen. Stanisław Bułak-Bałachowicz – kontrowersje wokół postaci w: Białoruś trudna droga do demokracji, pod red. Mikołaja Iwanowa, Wrocław 2006,

Šmigeľ M., Ukrainský legión Romana Suška. Útok zo Slovenska na Poľsko (1939), w: Slovenska Republiká 1939 – 1945 očami mladých historikov, t. I, Banská Bystrica 2006,

Wysocki R., Organizacja Ukraińskich Nacjonalistów w Polsce w latach 1929 – 1939. Geneza – struktura – program – ideologia, Lublin 2003,

http://wpolityce.pl/artykuly/15550-udzi ... -na-polske

____________________________________
Polak ,katolik,hetero,szczęśliwy.Wszystkie błędy stylistyczne i ortograficzne są zamierzone jakiekolwiek powielanie ich i rozpowszechnianie bez zgody jest zabronione!
טדאוש


30 wrz 2011, 20:57
Zobacz profil
Zawodowiec
Avatar użytkownika

 REJESTRACJA10 lis 2006, 07:34

 POSTY        3465
Post Re: Historia
Bolszewicy obdzierali ze skóry polskich jeńców więc Donek z Bronkiem postawili im okazały pomnik w Ossowie        

Zdrajcy i tchórze chorobliwie nienawidzą bohaterów więc nie jest dziwne, że Donek z Bronkiem postawili bolszewickim bestiom,
które rozłupuwały czaszki i obdzierały ze skóry polskich jeńców w 1920 r., okazały pomnik w Ossowie ze szwedzkiego marmuru.
Polacy czekają kiedy postawicie pomnik żołnierzom Wermachtu w Oświęcimiu i w Warszawie.



Zapomniani polscy jeńcy 1920 roku

"Oprawcy na ogół rozrąbywali schwytanych szablami: puszczali ich w pole i urządzali "polowanie na ludzi". Czasami nabijali oficerów na pal lub, gdy było nieco więcej czasu, stosowali wymyślne tortury.  


Raport z 8 czerwca 1920 roku spod wsi Zamosze i Zawidno, gdzie walczył 32. Pułk Piechoty: "Po odparciu wroga i przywróceniu starych pozycji znaleziono [jeńców] z rozprutymi brzuchami, powyrywanymi wnętrznościami, porąbanymi czaszkami, pokłutymi pachwinami, poprzestrzeliwanych kulami dum-dum. (...) Mózg porąbany leżał obok trupa".

Porucznik Pasternacki zginął, gdy dostał się do niewoli pod Śniadowem. Przed egzekucją bolszewicy obcięli mu język, uszy i nos. Podobne opisy przypominają to, co bolszewicy robili na frontach rosyjskiej wojny domowej. Okaleczanie genitaliów, ściąganie "rękawiczek" (zdzieranie skóry z dłoni po uprzednim oblaniu ich wrzątkiem), wbijanie gwoździ w ramiona w miejscu pagonów."

Śmierć żołnierzy Armii Czerwonej w polskich obozach jenieckich trzeba zestawiać z tragedią naszych żołnierzy wziętych do niewoli podczas wojny polsko-bolszewickiej, a nie ze zbrodnią katyńską. Jej zapowiedź dał zresztą rok 1920.

"Warunki, w jakich znajdują się jeńcy, są b. ciężkie. Epidemii tyfusowej ulega obecnie 30 - 40 proc. jeńców, z których 20 proc. umiera. (...) Głód i chłód potęgują epidemię do rozmiarów zagrażających całej dywizji, jeżeli nie zostanie udzielona natychmiastowa pomoc"
- alarmował polski wywiad w specjalnym raporcie sporządzonym 7 marca 1920 roku dla Ministerstwa Spraw Wojskowych w Warszawie.
Mowa jest w nim o żołnierzach polskiej 5. Dywizji, sformowanej z Polaków znajdujących się na Syberii. Dywizja 10 stycznia 1920 r. skapitulowała przed bolszewikami w pobliżu Krasnojarska.

- Czerwoni obiecali, że będą ich dobrze traktowali i żywili, że żadnemu z polskich żołnierzy nie stanie się krzywda. Gdy jednak Polacy złożyli broń, bolszewicy natychmiast złamali układ. Oficerowie zostali wtrąceni do więzienia i oddani w ręce bezwzględnych śledczych z Czerezwyczajki. Los szeregowych był niewiele lepszy - mówi dr Jan Wiśniewski, historyk zajmujący się dziejami 5. Dywizji.

"Przed wejściem do obozu przeprowadzono (...) po raz czwarty ścisłą rewizję. Tu ogołocono nas kompletnie z posiadanych dotychczas rzeczy (...) Odebrano wszelkie dokumenty osobiste, fotografie, pieniądze (...) pierścionki (nawet ślubne), zegarki, medalioniki, ubranie, bieliznę, brzytwy, scyzoryki, a nawet kawałki mydła, zapałki" - relacjonował zbiegły z obozu w Omsku oficer 5. Dywizji ppor. Antoni Gługiewicz. I dalej: "W salach urządzono piętrowe nary, drewniane, zawszone i brudne. Przepełnienie w salach ogromne, np. w jednej stosunkowo małej sali mieściło się nas 180. Z powodu nieczyszczenia ustępów tak wewnątrz, jak i zewnątrz budynku panuje smród nie do zniesienia. (...) Wysyłano nas codziennie, nie wyłączając niedziel i świąt, do ciężkich robót pod silną eskortą żołnierzy. (...) Pracowaliśmy, czyszcząc ze śmieci i gnoju podwórze, nawet kanały i ustępy".
Sadyzm strażników, katorżnicza praca i epidemie.
"Raz na dzień, wrzątek (czasem i tego nie ma) na obiad tak zwana zupa, tj. woda gorąca i trochę ziemniaków, lub kaszy bez okrasy i 3/4 funta chleba na kolację. Przy tym wikcie pracowaliśmy po 9 - 10 godzin dziennie. Głód więc wśród naszych oficerów ogromny. (...) Ludzie często omdlewają przy robotach".

Załącznik:
Pomnik bolszewików w Ossowie (szwedzki granit), odsłonięcie 15.08.2010 r..jpg

Pomnik bolszewików w Ossowie (szwedzki granit), odsłonięcie 15.08.2010 r.

Załącznik:
Zwłoki żołnierzy polskich z 4 armii wziętych do niewoli przez bolszewików i żywcem zakopanych pod Słonimiem w 1920 roku.JPG

Zwłoki żołnierzy polskich z 4 armii wziętych do niewoli przez bolszewików i żywcem zakopanych pod Słonimiem w 1920 r.

Anty-Katyń
W 1990 roku, gdy wychodziły na jaw kolejne dokumenty dotyczące sowieckich zbrodni z okresu II wojny światowej dokonywanych na Polakach, ówczesny sowiecki przywódca Michaił Gorbaczow wydał polecenie znalezienia anty-Katynia, czyli wydarzenia z najnowszej historii relacji polsko-sowieckich, które obciążałoby stronę polską. Znaleziono szybko odpowiedni temat: los krasnoarmiejców, którzy w 1920 roku zmarli w polskiej niewoli. Od tego czasu za każdym razem, gdy we wzajemnych relacjach wypływa problem zbrodni katyńskiej, Rosjanie kontrują sprawą 16 - 18 tysięcy zmarłych w polskiej niewoli bolszewickich jeńców. Tak było chociażby podczas ostatniej batalii o historię, która toczyła się przy okazji obchodów 70. rocznicy wybuchu II wojny światowej.

Władimir Putin w tekście opublikowanym na łamach "michnikowego szmatławca" pisał: "Zarówno cmentarze pamięci Katyń i Miednoje, podobnie jak i tragiczne losy żołnierzy rosyjskich, którzy dostali się do niewoli podczas wojny 1920 roku, powinny się stać symbolem wspólnego żalu i wzajemnego przebaczenia". Mniej więcej to samo powtórzył podczas późniejszego przemówienia wygłoszonego na Westerplatte.
Niestety, odpowiedź Polski na podobne zestawienia na ogół wpisuje się w scenariusz napisany w Moskwie. Nasi politycy starają się co prawda argumentować, że czym innym była śmierć z powodu panujących w obozach jenieckich epidemii, a czym innym zlecone przez władze państwowe wymordowanie elity narodu strzałem w tył czaszki. W gruncie rzeczy jednak się zgadzają, że w obu przypadkach mamy do czynienia z zawinioną, choć w różny sposób, śmiercią tysięcy żołnierzy. Wychodzi na to, że podczas wojny 1920 roku Polacy doprowadzili do śmierci krasnoarmiejców w obozach, a w 1940 roku to samo spotkało polskich jeńców z Ostaszkowa, Kozielska i Starobielska. Może to sprawiać wrażenie, że bilans win i krzywd jest wyrównany. Tymczasem zapomnieliśmy o tym, że podczas wojny 1920 roku w ręce Armii Czerwonej wpadło kilkadziesiąt tysięcy żołnierzy WP. Los wielu z nich był tragiczny.

"Sami pozdychacie"
Panujące w brygadzie pracy przymusowej, w tajdze w pobliżu Jeniseju, makabryczne warunki opisał we wspomnieniach były jeniec Stanisław Bohdanowicz, żołnierz 5. Dywizji Syberyjskiej. Polacy, zanim dotarli na miejsce, zostali dotkliwie pobici kolbami.
"Po co was mamy rozstrzeliwać? Tam sami pozdychacie"
- powiedział jeden z bolszewików, gdy wśród żołnierzy pojawiła się obawa, że zostaną zgładzeni.

Jak relacjonował Bohdanowicz, warunki w otoczonym drutami kolczastymi łagrze były straszliwe. Polscy żołnierze, podobnie jak oficerowie, zostali ograbieni ze wszystkich cenniejszych rzeczy, głodzono ich (dostawali tylko nędzną zupę gotowaną na mięsie chorych na nosaciznę koni), a w barakach szybko pojawił się tyfus. Chorzy i konający leżeli wśród zdrowych kolegów.
Żołnierze, którzy zachowali siły, zostali zmuszeni do makabrycznej, upokarzającej pracy. Relacjonuje Bohdanowicz: "Poprowadzono nas do magazynu, gdzie składano trupy. Musieliśmy ładować je na sanie. Zwłoki ludzkie leżały rzucone na kupę prawie pod sam dach. (...) Trzeba było po trupach wdrapywać się do góry. (...) Kilku z nas wlazło na górę i zaczęliśmy zrzucać trupy (...) Chwilami robiło się straszno, trupy wyginały się na wszystkie strony i czepiały się nawzajem rękami i nogami, jakby nie chciały z tego składu wychodzić".

W bezimiennych, masowych grobach wylądowali też oficerowie Dywizji, którzy trafili do więzienia Czeka w Krasnojarsku. Zostali uznani za winnych "działalności kontrrewolucyjnej" lub innego "przestępstwa politycznego" i rozstrzelani. - Dla bolszewików z samej definicji oficerowie byli "wrogami ludu" i zasługiwali tylko na kulę w łeb. A jak jeszcze któryś walczył przeciwko nim w wojnie domowej, jego los był przypieczętowany - mówi Jan Wiśniewski.
Ocenia on, że bolszewickiej niewoli nie przeżyło około 4,5 tysiąca spośród około 10 tysięcy żołnierzy 5. Dywizji.

Śmierć za czystą bieliznę
W równie straszliwych warunkach w kilkudziesięciu obozach na terenie całej sowieckiej Rosji, także w jej europejskiej części, przetrzymywani byli Polacy, którzy dostali się do niewoli podczas wojny w 1920 roku. Oto kilka cytatów z dokumentów polskiego MSZ dotyczących sytuacji panującej w obozie Androniewskim w Moskwie: "Lokal stary, wilgotny, zanieczyszczony", "sienniki stare, zużyte", "pluskwy i zawszenie". "złe odżywianie", "wycieńczenie i szkorbut". A to o obozie Rożdżestwieńskim: "rozmieszczenie strasznie ciasne, śpią na brudnej podłodze na łachmanach. Sienniki posiada niespełna 1/8 część więźniów. Boso chodzi 60 proc., w łapciach 30 proc.".

Podobne relacje sporządzono o innych miejscach, w których przetrzymywano żołnierzy WP. Polscy dyplomaci, którym po zakończeniu działań wojennych pozwolono odwiedzić jeńców, byli zdruzgotani tym, co zobaczyli.
- Według moich obliczeń pobytu w tych obozach nie przeżyło co najmniej trzy tysiące polskich żołnierzy. To liczba znacznie mniejsza niż liczba bolszewików, którzy zmarli w polskich obozach. Trzeba jednak pamiętać, że Polska wzięła do niewoli znacznie więcej jeńców, bo około 85 tysięcy, nie licząc tych, którzy przeszli na naszą stronę, podczas gdy bolszewicy najwyżej trzydzieści parę tysięcy. Występowała tu więc różnica skali - tłumaczy prof. Zbigniew Karpus, który od lat bada losy jeńców wojny 1920 roku.

Dlaczego do bolszewickich obozów trafiło stosunkowo niewielu polskich żołnierzy, mimo że przed sierpniem 1920 roku Armia Czerwona odnosiła wielkie sukcesy? - Odpowiedź jest prosta: bolszewicy w wielu przypadkach natychmiast rąbali żołnierzy, którzy im się poddali. Mordowali ich na miejscu. Tych ludzi nigdy nie zarejestrowano jako jeńców i nie ma ich w żadnych ewidencjach. To były zbrodnie wojenne na masową skalę - podkreśla prof. Karpus.
Schemat był na ogół podobny. Od żołnierzy oddzielano oficerów, podoficerów i co inteligentniej wyglądających szeregowców, a następnie dokonywano egzekucji. Ponieważ oficerowie, wiedząc co ich czeka, często przed poddaniem się zdzierali dystynkcje, bolszewicy odróżniali ich "na oko". Wystarczyło mieć gładkie, niespracowane ręce, okulary czy czystą bieliznę, aby zasłużyć na śmierć.

Mózg obok trupa
Oprawcy na ogół rozrąbywali schwytanych szablami: puszczali ich w pole i urządzali "polowanie na ludzi". Czasami nabijali oficerów na pal lub, gdy było nieco więcej czasu, stosowali wymyślne tortury.
Raport z 8 czerwca 1920 roku spod wsi Zamosze i Zawidno, gdzie walczył 32. Pułk Piechoty: "Po odparciu wroga i przywróceniu starych pozycji znaleziono [jeńców] z rozprutymi brzuchami, powyrywanymi wnętrznościami, porąbanymi czaszkami, pokłutymi pachwinami, poprzestrzeliwanych kulami dum-dum. (...) Mózg porąbany leżał obok trupa".
Porucznik Pasternacki zginął, gdy dostał się do niewoli pod Śniadowem. Przed egzekucją bolszewicy obcięli mu język, uszy i nos. Podobne opisy przypominają to, co bolszewicy robili na frontach rosyjskiej wojny domowej. Okaleczanie genitaliów, ściąganie "rękawiczek" (zdzieranie skóry z dłoni po uprzednim oblaniu ich wrzątkiem), wbijanie gwoździ w ramiona w miejscu pagonów.

- Dla bolszewików konflikt z Polską był kolejnym frontem wojny rewolucyjnej. Oni chcieli zbolszewizować nasze państwo. Wprowadzić tu "komunistyczny raj". Dlatego mordowali "wrogów ludu" i "przedstawicieli klas panujących", tak samo jak u siebie. Nie bez powodu propaganda sowiecka mówiła wówczas o "biało-Polakach" czy "wojnie z pańską Polską". Właśnie tą propagandą przesiąknięci byli żołnierze Armii Czerwonej, którzy dokonywali zbrodni - tłumaczy toruński historyk prof. Waldemar Rezmer.

Ogniomistrz Włodzimierz Garbowiak, który powrócił z sowieckiej niewoli w październiku 1920 roku, zeznawał: "[Z grupy jeńców] wywołali por. Grabowskiego. (...) zapytali się ?ej, ty oficer??. Na co por. Grabowski odpowiedział, że jest studentem (...) Komisarz wydał rozkaz skinieniem głowy, poczem dwaj kozacy stający z tyłu z obnażonymi szablami poczęli rąbać go. Po pierwszym uderzeniu szablami głowa została rozpołowiona na dwie części i po upływie kilku sekund por. Grabowskiego [po]rąbali na drobne części". Tak zginęli niemal wszyscy oficerowie i podoficerowie oddziału ogniomistrza Garbowiaka.

Bolszewicka sztuka wojenna
Selekcji na oficerów i traktowanych nieco lepiej szeregowców nie zawsze jednak dokonywano. Znanych jest wiele przypadków, w których Sowieci wycinali w pień całe poddające się im oddziały. Szczególnym okrucieństwem wykazał się kawaleryjski korpus Gaj-Chana. Jego żołnierze wymordowali polskich jeńców w Lemanie, Chorzelach, Cichoszkach pod Kolnem i pod Mławą. Masowych zbrodni dokonała także 1. Armia Konna. - W Armii Czerwonej znajdowały się oddziały, które skupiały się głównie na mordowaniu jeńców i grabieżach. Ich członkowie unikali za to otwartej walki. Tak było w korpusie Gaja. Gdy kozacy szli do ataku, ci żołnierze leżeli w krzakach i krzyczeli: "Dawaj, dawaj!". Wkraczali "do akcji" dopiero, gdy na polu bitwy zostali ranni i jeńcy - opowiada prof. Rezmer. Największym okrucieństwem wcale nie wykazywali się "dzicy Kozacy", ale robotnicze oddziały ideowych komunistów.

Generał Lucjan Żeligowski, który przybył do Chorzel dzień po zakończeniu walk, wspominał: "Widok pola walki robił przykre wrażenie. Leżała wielka na nim ilość trupów. Byli to w większości nasi żołnierze, ale nie tyle ranni i zabici w czasie walk, ile pozabijani po walce. Całe długie szeregi trupów, w bieliźnie tylko i bez butów, leżały wzdłuż płotów i w pobliskich krzakach. Byli pokłuci szablami i bagnetami, mieli zmasakrowane twarze i powykłuwane oczy".

Zamordowano tam kilkuset Polaków. Do podobnej zbrodni doszło również w Zadwórzu na przedpolach Lwowa, gdzie wymordowano 400 młodych ochotników broniących miasta, a także w Ostrołęce, Żytomierzu, Bystrykach i w wielu innych miejscowościach. Bolszewicy w bestialski sposób mordowali rannych z polowych szpitali wojskowych, których Polacy nie zdążyli ewakuować. Na przykład w Berdyczowie kawalerzyści Budionnego spalili żywcem 600 rannych Polaków wraz z opiekującymi się nimi siostrami. - Takich wydarzeń były setki. Polskie oddziały, gdy w sierpniu i we wrześniu 1920 roku odbijały tereny z rąk bolszewików, niemal wszędzie znajdowały masowe groby. Mordowanie jeńców było stałym elementem sztuki wojennej Armii Czerwonej. To samo powtórzyło się w 1944 i 1945 roku. Skala zjawiska była olbrzymia. Dziś trudno jest ustalić, ilu polskich żołnierzy w 1920 roku zginęło w tych masakrach. Liczba ta może sięgnąć nawet 20 tysięcy - uważa prof. Karpus.

Musieliśmy zjadać psy
Nawet jeżeli polscy jeńcy nie zostali zamordowani na polu bitwy, a następnie przetrwali straszliwe warunki panujące w obozach, nie oznaczało to wcale, że byli uratowani. Gdy po podpisaniu pokoju w Rydze bolszewicy zobowiązali się do ich zwolnienia, dla Polaków rozpoczął się kolejny koszmar. Całymi tygodniami, a ci, którzy byli przetrzymywani na Syberii, nawet miesiącami, podróżowali w bydlęcych wagonach do granicy. W wielu przypadkach władze bolszewickie nie przyznały im na cały ten czas żadnego prowiantu i opału. Podróżujący eszelonami, w ekstremalnych rosyjskich warunkach pogodowych, polscy żołnierze marli dziesiątkami. Zamarzali w nieopalanych wagonach, umierali na choroby - znowu zaczęła się epidemia tyfusu - lub po prostu z głodu. Wszystko to działo się już na progu wolności, często przed samą granicą Rzeczypospolitej.

Wspomniany Stanisław Bohdanowicz opisywał, jak doprowadzeni do rozpaczy Polacy pustoszyli stacje kolejowe, na których zatrzymywały się wiozące ich eszelony. Rozbierali na opał całe budynki kolejowe, płoty, a nawet kradli słupy telegraficzne. Polowali na psy, które następnie zarzynali i zjadali w wagonach. Bolszewicka eskorta, gdy złapała ich na kradzieży - stosowała karę śmierci. Wszystko to działo się pod koniec 1922 roku. Również droga do obozu jenieckiego, jaką polscy żołnierze pokonywali dwa lata wcześniej, często była gehenną. Relacjonuje ogniomistrz Garbowiak, który przez wiele dni był pędzony pieszo na wschód. "Nie otrzymując żadnego posiłku, ratowaliśmy się od głodowej śmierci [wyrywając] surowe kartofle, jak również i niedojrzałe owoce". Kilkuset jeńców wojennych z tej grupy bolszewicy umieścili ostatecznie w więzieniu dla kryminalistów w Żytomierzu. Po kilkudziesięciu w niewielkich celach. Tam również nie dawano im jeść. Gdy już byli na krawędzi śmierci głodowej, komendant więzienia dał się przebłagać i zgodził się wreszcie na dostarczenie im jedzenia. Musieli to jednak zrobić we własnym zakresie miejscowi Polacy. Bolszewikom było obojętne, czy przeżyją.

Dlaczego milczą politycy
Jedynym odpowiednikiem dla śmierci bolszewickich żołnierzy w polskich obozach jenieckich w 1920 roku jest los polskich żołnierzy w niewoli bolszewickiej. I tylko te dwa wydarzenia można do siebie porównywać i je ze sobą zestawiać. Zbrodnia katyńska z 1940 roku, z którą Rosjanie zestawiają śmierć swoich jeńców, nie ma z tym nic wspólnego.
Szczególnie że w 1920 roku strona sowiecka traktowała jeńców gorzej niż strona polska - uważa prof. Zbigniew Karpus.

To, że Rosjanom jest nie na rękę mówienie o tej sprawie, jest oczywiste. Dlaczego jednak polscy politycy nie przypominają o losie naszych jeńców za każdym razem, gdy Rosjanie zarzucają nam nieludzkie traktowanie ich żołnierzy? - Prawdopodobnie po prostu o tym nie wiedzą. Jest to o tyle dziwne, że wśród polskich przywódców jest wielu historyków. Najwyraźniej wojna 1920 roku nie jest ich specjalizacją - podkreślił historyk.
Według niego milczenie polskich polityków na temat bolszewickich zbrodni wojennych z 1920 roku to poważny błąd.

- Być może nie wynika to jednak z braku wiedzy, ale po prostu z niechęci do wyciągania kolejnych krzywd. Wiele osób w Polsce uważa, że nie ma sensu prowadzić polityki historycznej. Że może lepiej siedzieć cicho i nie drażnić Rosjan. Problem w tym, że przez wiele lat w stosunkach polsko-rosyjskich siedzieliśmy cicho i wiele nam to nie pomogło. Siła polskiego głosu nie wzrosła, a Rosjanie stawali się coraz bardziej śmiali w wypaczaniu prawdy historycznej - uważa prof. Karpus. Podobnego zdania jest dr Jan Wiśniewski.
- Obawiam się, że nasze władze państwowe nie do końca zdają sobie sprawę, że podczas wojny 1920 roku nie tylko my braliśmy jeńców. Że również polscy żołnierze dostawali się do niewoli, w której spotkali się z nieprawdopodobnym okrucieństwem. Niestety, często badania i ustalenia historyków nie wychodzą poza mury instytucji naukowych, nie przebijają się do świata wielkiej polityki. Mam jednak nadzieję, że to się zmieni i Polska przypomni sobie o swoich zapomnianych jeńcach - podkreślił historyk.

Piotr Zychowicz, Rzeczpospolita - 23-10-2009
      
Komentarz
LeeFu  - Zdrajcy rzadza nami...   |84.203.40.xxx |2010-08-14 16:56:19
POlszewiki i inni zdrajcy rzadza nasza nacja... Nie widza ludobojstwa na kresach wschodnich ani tej wyzej opisanej...Za
uklad w ktory weszli w sprawie zabojstwa prezydenta teraz moze im pomniki stawiajcie. Dolaczcie do tego jeszcze pomniki
SS ...ZDRAJCY. WY wszyscy za to zaplacicie...Pz



źródło
http://obnie.pl/index.php?option=com_co ... &Itemid=27


 Nie masz wystarczających uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego postu.

____________________________________
"Demokracja to cztery wilki i owca głosujące o obiedzie" R.A.Heinlein


01 paź 2011, 08:57
Zobacz profil
Zawodowiec
Avatar użytkownika

 REJESTRACJA25 cze 2009, 12:10

 POSTY        3598
Post Re: Historia
1/ Co by było, gdyby bolszewicy wygrali w 1920?

I czy polskie zwycięstwo to zasługa dowódców i żołnierzy, czy raczej przypadek
?
Rozmowa portalu INTERIA.PL z prof. Mieczysławem Smoleniem, historykiem, kierownikiem Zakładu Historii i Myśli Politycznej Rosji w Instytucie Rosji i Europy Wschodniej UJ. Prof. Smoleń jest specjalistą w zakresie historii Rosji XIX i XX wieku i autorem książki o historii ZSRR.
(...)
http://fakty.interia.pl/news/co-by-bylo ... 20,1700963
***********************************************************************************************

2/ Zobacz propagandowy radziecki film, w którym to Polacy są źli, bolszewicy dobrzy, a Piłsudski to agresywny choleryk

http://www.ahistoria.pl/index.php/2011/ ... li-polacy/


02 paź 2011, 08:38
Zobacz profil
Zawodowiec
Avatar użytkownika

 REJESTRACJA25 cze 2009, 12:10

 POSTY        3598
Post Re: Historia
Niemcy chcieli odkupić od ZSRR swojego sąsiada?

Władze Zachodnich Niemiec rozważały odkupienie od Związku Radzieckiego Niemieckiej Republiki Demokratycznej - donosi na swoich stronach internetowych tygodnik Der Spiegel. Ceną za zjednoczenie kraju miało być sto miliardów marek.

Der Spiegel dotarł do nieznanych dokumentów amerykańskiego wywiadu. Wynika z nich, że w połowie latach sześćdziesiątych ówczesny kanclerz RFN Ludwig Erhard planował wykupienie Wschodnich Niemiec z radzieckiej strefy wpływów. Kanclerz chciał zaproponować Moskwie dziesięć miliardów marek rocznie wypłacanych przez dziesięć lat.

Pośrednikiem w tej transakcji, zwanej "Planem Erharda", miały być Stany Zjednoczone. Pomysł nie zyskał jednak aprobaty Waszyngtonu. Amerykańscy dyplomaci uznali go za nierealny, a wręcz naiwny. Dlatego nigdy nie został on przedstawiony Kremlowi.

Zjednoczenie Niemiec doszło do skutku dopiero ćwierć wieku później 3 października 1990, kiedy Związek Radziecki chylił się ku upadkowi. 21. rocznica zjednoczenia kraju jest w ten weekend świętowana niemal w całych Niemczech.

http://wiadomosci.onet.pl/swiat/niemcy- ... omosc.html


03 paź 2011, 21:17
Zobacz profil
Specjalista
Avatar użytkownika

 REJESTRACJA30 kwi 2006, 13:31

 POSTY        905

 LOKALIZACJAUS Polska
Post Re: Historia
Generał na usługach Moskwy


O Jaruzelskim mówi się najczęściej, że uratował Polskę przed sowiecką interwencją, wprowadzając stan wojenny. To nieprawda i nie wszystko. Warto zastanowić się, dlaczego rzadziej kojarzony jest z masakrą robotników na Wybrzeżu w grudniu 1970 r., inwazją na Czechosłowację, antysemickimi czystkami w wojsku, ze zwalczaniem polskiego podziemia niepodległościowego zaraz po wojnie i z pracą agenturalną jako TW „Wolski” dla zbrodniczej Informacji Wojskowej. Od początku swojego dorosłego życia Jaruzelski wyróżniał się zaangażowaniem politycznym, czyli służalczością wobec komunistów, co pozwoliło mu piąć się po szczeblach kariery wojskowo-partyjnej. Takiego niewybielonego Jaruzelskiego mogliśmy oglądać np. w filmie „Towarzysz generał” Grzegorza Brauna i Roberta Kaczmarka. A także takiego, który umożliwił zakotwiczenie komunistycznego establishmentu w nowym demokratycznym systemie po 1989 r. Pamiętają państwo, jaka histeria rozpętała się po emisji filmu? A że film jest „prawicowy”, bo emitowany w „PiS-owskiej” telewizji. A że dobrano niewłaściwych historyków (Cenckiewicz, Gontarczyk), a że inni byli wcześniej w PZPR (zmarły niedawno prof. Wieczorkiewicz i płk dr Lech Kowalski; nieważne, że w ustach postępowców taki zarzut brzmi komicznie). Nawet ci, mający opinię centrowych, też są jacyś niewyraźni. Bo np. prof. Paczkowski nie ma wątpliwości: „Jaruzelski należał do grona ludzi decydujących o antysemickich czystkach w wojsku czy hańbiącej inwazji na Czechosłowację”. No, nie może być. Generał antysemita. Adam Michnik nie podałby takiemu dłoni. Musiałby przeprosić za „człowieka honoru”.
Lepiej było uznać film za jednostronny. Tak jest zawsze, gdy przedstawia się prawdę o Jaruzelskim. „Obiektywnie” jest tylko wtedy, gdy generał prezentuje swoją zakłamaną wersję wydarzeń. Gdy w dyskusji biorą udział wyłącznie jego kumple, poplecznicy i obrońcy. Ale przecież nie o obiektywizm tu chodzi. Bo gdyby rzetelnie pokazać dwie strony sporu, Gontarczykowi i Cenckiewiczowi powinni odpowiadać apologeci stłumienia praskiej wiosny, strzelania do robotników. Dla pełnego obrazu należałoby zaprosić grono antysemitów – cywilnych i tych w mundurach. Nie wypadałoby pominąć również innych tajnych współpracowników Informacji Wojskowej.

Walka z bandami
Najzabawniejsze było to, że film Brauna nie ujawniał żadnych nowych informacji na temat Jaruzelskiego. Znane fakty zostały tylko zebrane i pokazane szerszej publiczności. Ale to wystarczyło, by wywołać wściekłość salonu.

Aby jeszcze bardziej zdenerwować zwolenników generała, przypomnijmy jego prawdziwą historię. A także prawdę o tym, jakim eldorado (używając dzisiejszego języka – zieloną wyspą) był PRL pod rządami Jaruzelskiego.

Aby zrozumieć późniejsze wybory „człowieka honoru”, trzeba cofnąć się do 1943 r., kiedy Jaruzelski – wychowany w patriotycznej, inteligenckiej rodzinie polskich zesłańców – trafił do utworzonej przez komunistyczny Związek Patriotów Polskich pod egidą Sowietów Szkoły Oficerskiej w Riazaniu. Uczniem był przeciętnym, w przeciwieństwie do swego kolegi Floriana Siwickiego, późniejszego PRL-owskiego szefa MON. Obu absolwentów Riazania połączyło potem wprowadzanie stanu wojennego.

Już po skierowaniu na front Jaruzelski jako dowódca plutonu zwiadu 5. pułku piechoty braki sukcesów na polu walki zaczął nadrabiać zaangażowaniem politycznym, szybko i łatwo dostosowując się do nowych (komunistycznych) realiów.

Wojna z Niemcami się kończy, ale Jaruzelski nadal walczy – jego szlak bojowy znaczą walki nie tylko z bandami UPA, ale też innymi „bandami” – dużo groźniejszymi – tymi spod znaku NSZ i WiN. Przełożonym meldował o tych ostatnich: „Zadaniem bojówek terrorystycznych miała być bezkompromisowa walka z obecnym ustrojem demokratycznym oraz terroryzowanie i zabójstwa działaczy partii demokratycznych oraz UB i MO, rabowanie pieniędzy w instytucjach państwowych i spółdzielczych, rabowanie broni oraz prowadzenie wszelkimi możliwymi środkami walki i propagandy przeciw demokratycznej Państwowości Polskiej z jej przedstawicielami”.
Jaruzelski walczy skutecznie. Nagrodą jest „zabezpieczanie” kampanii wyborczej do Sejmu w 1947 r. w garnizonie Piotrków Trybunalski. Znowu sukces. Komuniści wybory sfałszowali i Jaruzelski mógł informować centralę: „Same wybory przeszły zupełnie spokojnie, nie będąc zakłóconymi przez napady i ekscesy bandyckie. (…) Wszystkich schwytanych bandytów i zwolenników reakcyjnego podziemia przekazano wraz ze zdobytą bronią do Powiatowego Urzędu Bezpieczeństwa. (…) Organizacjom i bandytom została odebrana ostatnia możliwość wywołania poważniejszego chaosu i zamieszania w kraju”. Znów nie chodziło o bandy ukraińskich nacjonalistów.

Wzorem Dzierżyńskiego
W marcu 1947 r. Jaruzelskiego skierowano do Centrum Wyszkolenia Piechoty (CWP) w Rembertowie, gdzie wyróżniał się przede wszystkim „pracą społeczną”. Cztery miesiące później wstąpił do Polskiej Partii Robotniczej, gdyż – jak później tłumaczył – był „wstrząśnięty niesprawiedliwością społeczną Polski okresu przedwrześniowego”.

W 1948 r. Jaruzelski awansował – został wykładowcą Wyższej Szkoły Piechoty, a rok później jako szef wydziału w Oddziale Szkół i Kursów Sztabu Wojsk Lądowych szkolił oficerów rezerwy. Swojemu przełożonemu, gen. Popławskiemu, donosił: „Mimo czujności, jaką wykazała Komisja Kwalifikacyjna przy naborze kandydatów do szkoły, kilku uczniów wykazuje wrogi stosunek do obecnej rzeczywistości w Polsce i Związku Radzieckiego. Zanotowano wrogie wypowiedzi ze strony niektórych uczniów pochodzących przeważnie ze środowiska inteligenckiego i drobnomieszczańskiego”. A przecież z takiego środowiska sam pochodził… Informowanie przełożonych – oto klucz do sukcesów i awansów Jaruzelskiego.

I tak w 1950 r. w Głównym Zarządzie Wyszkolenia Bojowego został szefem Wydziału Szkół i Kursów Oficerów Zawodowych. Z wyszkolenia politycznego zadawał podchorążym takie oto pytania:

„1. Dlaczego, wychowując nowe kadry, winniśmy wzorować się na doświadczeniach WKP(b)?

2. Dlaczego żołnierze Odrodzonego Wojska Polskiego winni naśladować w służbie i życiu cywilnym takich bohaterów jak gen. Świerczewski, Buczek, Marchlewski, Dzierżyński, J. Dąbrowski?

3. Co wiecie o powstaniu Gwardii Ludowej?

4. Jak należy pracować na odcinku wysuwania i wychowywania kadr, jak nas uczy Generalissimus Stalin?

5. Omówić rolę Generalissimusa Stalina w organizowaniu zwycięstw Armii Czerwonej w II wojnie światowej.

6. Opisać wrogą działalność Caritas na tle wykrycia nadużyć we Wrocławiu.

7. Co wiecie o odchyleniu prawicowym Gomułki, Kliszki i Spychalskiego ujawnionym na III Plenum KC PZPR?”.

Miłość do Stalina
Po inspekcji w Oficerskiej Szkole Łączności Przewodowej w Sieradzu w marcu 1953 r. Jaruzelski był dumny z wyników swojej pracy: „Kadra oddana jest sprawie budownictwa socjalizmu i przyjaźni dla potężnej twierdzy pokoju ZSRR. W szkole w widoczny sposób wśród całego stanu osobowego wzrosło przywiązanie i zrozumienie roli PZPR oraz umocnienie miłości do WKP(b) i wodza postępowej ludzkości Generalissimusa Stalina”.

A oto uwagi krytyczne, mające świadczyć z jednej strony o braku czujności ideologicznej wśród miejscowych towarzyszy, a z drugiej o czujności przyszłego prezydenta Polski.

Spostrzeżenie pierwsze: „Lista członków partii przepisana przez maszynistkę Komendanta Poligonu leżała porzucona na oknie. Ppor. Oświęcimski, wychodząc, pozostawił otwarte drzwi do swego pokoju, pozostawiając tym samym całą ewidencję partyjną niezabezpieczoną. Jeden z oficerów znalazł na ulicy miasta plan szkolenia partyjnego”.

Spostrzeżenie drugie: „Drobnomieszczańskie klerykalne otoczenie Sieradza wywiera nacisk na oficerów i podchorążych Szkoły. Wyrazem tego nacisku jest wzięcie ślubu w kościele przez członka partii ppor. Utechta, o czym przez dłuższy czas nikt w szkole nie wiedział. Praca w klubie w rzeczywistości nie istnieje. Urządza się w nim zabawy, sprzedaje się wódkę w dużych ilościach, wódkę sprzedaje się na co dzień, a często zdarza się, że oficerowie i to na poważnych stanowiskach grają w bilard o wódkę. Jak oświadczyła bufetowa, bywają tygodnie, podczas których sprzedaje się w bufecie kasyna ponad 40 litrów wódki”.

Spostrzeżenie trzecie, najcelniejsze, ciekawe również ze względu na rodzinną przeszłość Jaruzelskiego: „Do egzekutywy POP Kursu Doskonalenia Podoficerów Zawodowych wybrano na zastępcę sekretarza kułaka Kozaka Franciszka. Okłamał partię, referując swój życiorys, zamiast podanych 14 ha ma 16,80 ha i 15 świń. Został usunięty z szeregów partyjnych”.

Swoje spostrzeżenia Jaruzelski przekazywał także Informacji Wojskowej.

Ceniony w Moskwie
Po październiku 1956 r., gdy inni popadali w niełaskę, Jaruzelski piął się po szczeblach kariery. Najpierw został dowódcą 12. dywizji piechoty, co – w porównaniu z wcześniejszą funkcją dowódcy plutonu zwiadu – było nie lada awansem.

Biograf generała Lech Kowalski pisze: „Niszcząc innych i umiejętnie zawiązując koalicje, Jaruzelski szybko i stosunkowo sprawnie budował własny kadrowy układ”.

Najważniejsze było to, że Jaruzelski był coraz bardziej ceniony w Moskwie. Poparcie Kremla uczyniło z niego wkrótce pierwszą osobę na szczytach komunistycznej władzy. W 1960 r. Jaruzelski został szefem Głównego Zarządu Politycznego WP. Miał 37 lat i stopień generała dywizji. Funkcję pełnił do 1965 r., będąc jednocześnie posłem PRL-owskiego Sejmu.

W wytycznych dla podwładnych pisał: „Udział i rezultaty pracy oficerów nad kształtowaniem materialistycznego światopoglądu wśród podwładnych, a także wśród najbliższej rodziny (żona, dzieci) winny być uwzględniane również w opiniach służbowych. Wyjaśnić oficerom bezpartyjnym, że aktywne, uporczywe uprawianie praktyk religijnych [druga, po abstynencji, obsesja Jaruzelskiego – TMP] jest sprzeczne z wymaganiami, jakie stawiamy oficerom Ludowego Wojska…”.

W styczniu 1965 r. został szefem Sztabu Generalnego WP. Był to precedens, gdyż Jaruzelski przeskoczył kilka szczebli w pionie operacyjnym wojska, a ponadto w GZP miał zupełnie inne obowiązki. Trudno odmówić racji dr. Kowalskiemu, kiedy domniemywa, że była to „typowo polityczna decyzja, która musiała wcześniej zostać zaaprobowana przez Moskwę”.

Jaruzelski w Marcu 1968
A teraz fakty szczególnie odrażające, z wyjątkową konsekwencją odrzucane przez salon. To udział Jaruzelskiego w montowaniu marca 1968 r. i inwazji na Czechosłowację. Wbrew oficjalnej historiografii – tej PRL-owskiej, a nawet współczesnej – występował otwarcie przeciwko syjonistom jako rzekomym sprawcom wydarzeń. O pałowaniu studentów mówił: „Nasza kadra występowała z pałkami jako aktyw partyjny – dobrze, że nie z bronią, czego wróg bardzo pragnął”. Trudno słowa te określić inaczej niż mianem: haniebne.

Szef ochrony Jaruzelskiego, płk Artur Gotówko, w rozmowie z Henrykiem Piecuchem w książce „Byłem gorylem Jaruzelskiego” stwierdził bez ogródek: „Jaruzelski miał niepodważalne zasługi w odżydzaniu armii”. Czystek dokonywał wspólnie z głównym ich organizatorem gen. Mieczysławem Moczarem, który razem z gen. Grzegorzem Korczyńskim wprowadzał go na partyjno-rządowe salony PRL, a których potem odsunął, podobnie jak innych zagrażających mu dygnitarzy. Dotknęło to również I sekretarzy kompartii. Jaruzelski, nie mając żadnych skrupułów, walnie przyczynił się potem do odsunięcia – po kolei – Gomułki, Gierka i Kani.

Gdy był już silny, najbardziej obawiał się ludzi, którzy mieli większe od niego poparcie w Moskwie. Otaczał się sługusami, ignorował niewiele znaczących.

Interwencję w Czechosłowacji Jaruzelski uważał za wojskowy i polityczny sukces: „Doświadczenie wykazało, że pomoc ta była konieczna i przyszła w porę”. Za marcowe „zasługi” dla komunistycznej władzy (nie pierwsze w jego życiorysie) już w kwietniu 1968 r. został ministrem obrony narodowej. Kowalski: „Spowodował usunięcie z wojska (…) 1400 oficerów LWP pochodzenia żydowskiego. Proces ten trwał aż do początków lat osiemdziesiątych”. Można tylko spytać: czy to słowa i zachowania godne „człowieka honoru”.

Autor „Generała ze skazą” pisze dalej, że „postawienie na Jaruzelskiego było strzałem w przysłowiową dziesiątkę – wybór ten zadowalał Moskwę, pozyskiwał Gomułce czołowych antysemitów w obozie władzy, gwarantował dobre przyjęcie kandydata w środowisku wojska”.

Dwa Grudnie

Dysponujący około 400-tysięczną armią szef MON miał ogromną władzę. W grudniu 1970 r. to właśnie gen. Jaruzelski i szef WSW, zgodnie z wytycznymi kierownictwa partyjno-rządowego, ustalali warunki użycia broni. Bez ich wiedzy i zgody nic w tej kwestii nie mogło się zdarzyć. Po masakrze Jaruzelski wydał rozkaz zabraniający dalszego używania broni palnej. Kowalski: „jak chciał, to potrafił i mógł przerwać rzeź – i nie były mu do tego potrzebne polecenia Gomułki ani Cyrankiewicza”.

Stan wojenny to znane już fakty. Zabieganie przez Jaruzelskiego o pomoc ZSRR, a wobec odmowy przeprowadzenie operacji własnymi siłami. Przedstawiciele KGB, nie wspominając o BP KPZR i samym Breżniewie, ocenili, że „wprowadzenie stanu wojennego w Polsce 13 grudnia roku 1981 zostało znakomicie zaplanowane i przeprowadzone. W Centrali (KGB) zapanowała powszechna ulga i nie szczędzono pochwał dla umiejętności Jaruzelskiego, dowództwa polskiej armii i SB”. Jaruzelski triumfował. Przecież opinia towarzyszy radzieckich była dla niego najważniejsza. Aby zachować ich poparcie, wypowiedział wojnę narodowi.

Ale przecież do dziś jakże często można usłyszeć, że stan wojenny był mniejszym złem, że uratował Polskę przed zagrożeniem sowieckim. Obrońcy tej tezy „zapominają”, że cała ta mitologia została stworzona przez generała po roku ’89.

Agent „Wolski”
Oprócz „oskarżeń” o stan wojenny pojawiły się jeszcze te o współpracę z wojskowym kontrwywiadem, czyli Głównym Zarządem Informacji WP. Ta zbudowana przez Sowietów wojskowa bezpieka była jeszcze gorsza od bezpieki cywilnej – Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego. Z wyjątkowym okrucieństwem przesłuchiwała i mordowała AK-owców oraz członków innych organizacji, których winą było to, że zamiast nowej okupacji chcieli Polski niepodległej. Tej właśnie zbrodniczej instytucji służył Jaruzelski jako tajny współpracownik „Wolski”. Według akt Instytutu Pamięci Narodowej był na tyle cennym agentem, że po trzech latach od werbunku, w 1949 r., typowano go na rezydenta. A rezydent to agent, który stał na czele autonomicznej sieci własnych tajnych informatorów, czytaj: osoba obdarzona szczególnym zaufaniem instytucji, która z natury rzeczy nie dowierzała nikomu.

„Człowiek honoru” w sądzie
Jeszcze kilkanaście dni przed czerwcowymi wyborami w 1989 r. na forum KOK Jaruzelski zachęcał do walki z opozycją: „Ukazywać społeczeństwu powiązania opozycji z Zachodem w takim kontekście, by jasno z tego wynikało, że godzą w polską rację stanu”. Wkrótce został wybrany na prezydenta…

Ale z generałem mamy problem. Właściwie nie my, tylko wymiar sprawiedliwości III RP. Proces Jaruzelskiego dotyczący Grudnia ’70 odroczono z powodu śmierci ławnika, a w procesie o wprowadzenie stanu wojennego generał okazał się tak chory, że nie mógł uczestniczyć w rozprawach. Znalazł jednak czas, aby występować w mediach – ostatniego kłamliwego wywiadu udzielił Zbigniewowi Hołdysowi we „Wprost”. Kiszczak w kwietniu br. został uniewinniony w sprawie o przyczynienie się do śmierci dziewięciu górników z kopalni Wujek.

Zbrodnie komuny to jednak nie tylko stalinizm, nie tylko stan wojenny. Ale także sam koniec PRL. Mimo upływu 22 lat organom ścigania III RP nie udało się odnaleźć ani ich wykonawców, ani tym bardziej mocodawców. Czy generał Wojciech Jaruzelski – przywódca komunistycznej dyktatury – mógł o nich nie wiedzieć?

Tadeusz M. Płużański

Autor to historyk, publicysta, szef działu Opinie „Super Expressu”. Właśnie ukazała się jego książka „Bestie. Mordercy Polaków. Reporterskie śledztwo o ludziach, którzy w czasach komunizmu mordowali polskich patriotów, za co nigdy nie zostali ukarani”.



http://media.wp.pl/kat,1022945,wid,1387 ... omosc.html


12 paź 2011, 07:00
Zobacz profil
Zawodowiec
Avatar użytkownika

 REJESTRACJA23 sie 2009, 07:34

 POSTY        3657
Post Re: Kącik Kulturalno-Patriotyczny
HOŁD RUSKI


29 października 1611 roku

400 lecie hołdu ruskiego.


29 października 1611 roku, na Zamku Królewskim w Warszawie miał miejsce hołd ruski - największy triumf w dziejach Polski. Ze względu na okoliczności tego epokowego wydarzenia zostało ono całkowicie wymazane z naszej historii jeszcze przez cenzurę carską w XIX wieku, a komunistyczna cenzura PRL podtrzymała tamten rosyjski zapis.

Hołd ruski i data 29 października 1611 roku nie istnieją nie tylko w podręcznikach, encyklopediach, książkach, ale zostały celowo usunięte ze świadomości i pamięci narodowej Polaków. To najdłużej istniejąca biała plama w dziejach Polski, nadal skutecznie utrzymywana przez agenturę rosyjską w Polsce, historyków złej woli oraz przez polityczną poprawność!
29 października 1611 roku wielki wódz i mąż stanu hetman Stanisław Żółkiewski, zdobywca Moskwy, przywiódł do Warszawy wziętych do niewoli wrogów Polski. Byli to car Rosji Wasyl IV, dowódca armii rosyjskiej wielki kniaź Dymitr oraz następca moskiewskiego tronu wielki książę Iwan.

( ….)

W konwoju i pod eskortą polskich dragonów przez Krakowskie Przedmieście zostali doprowadzeni na Zamek Królewski, gdzie na uroczystej sesji zebrały się wspólnie Sejm i Senat Rzeczypospolitej.
(.....)

Na tronie zasiadł król w asyście Prymasa Polski i kanclerza wielkiego koronnego.
Car Rosji schylił się nisko do samej ziemi, tak że musiał prawą dłonią dotknąć podłogi, a następnie sam pocałował środek własnej dłoni. Następnie Wasyl IV złożył przysięgę i ukorzył się przed majestatem Rzeczypospolitej, uznał się za pokonanego i obiecał, że Rosja już nigdy więcej na Polskę nie napadnie.

Dopiero po tej ceremonii król Polski Zygmunt III Waza podał klęczącemu przed nim rosyjskiemu carowi rękę do pocałowania. Z kolei wielki kniaź Dymitr, dowódca pobitej przez wojsko polskie pod Kłuszynem armii rosyjskiej, upadł na twarz i uderzył czołem przed polskim królem i Rzeczpospolitą, a następnie złożył taką samą przysięgę jak car.

Wielki kniaź Iwan też upadł na twarz i trzy razy bił czołem o posadzkę Zamku Królewskiego, po czym złożył przysięgę, a na koniec rozpłakał się na oczach wszystkich obecnych. W trakcie całej ceremonii hołdu na podłodze przed zwycięskim hetmanem, królem i obecnymi dostojnikami Rzeczypospolitej leżały zdobyte na Kremlu rosyjskie sztandary, w tym najważniejszy - carski ze złowieszczym czarnym dwugłowym orłem.

- tekst Józef Szaniawski
Nasz Dziennik 21.09.2011


HOŁD TUSKI

Załącznik:
Hołd_tuski.JPG



 Nie masz wystarczających uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego postu.

____________________________________
Videtur et hoc mihi Platforninem non debere esse
Poza tym uważam że Platformę należy zniszczyć
/Katon starszy/


Ostatnio edytowano 29 paź 2011, 09:37 przez Badman, łącznie edytowano 1 raz



29 paź 2011, 09:36
Zobacz profil
Wyświetl posty nie starsze niż:  Sortuj wg  
Odpowiedz w wątku   [ Posty: 591 ]  idź do strony:  Poprzednia strona  1 ... 14, 15, 16, 17, 18, 19, 20 ... 43  Następna strona

 Nie możesz rozpoczynać nowych wątków
 Nie możesz odpowiadać w wątkach
 Nie możesz edytować swoich postów
 Nie możesz usuwać swoich postów
 Nie możesz dodawać załączników

Skocz do: