Kochani po co Wam testy
Popatrzcie na poprzednie konkursy, nawet jesli zdasz a nie będziesz namaszczony to dup* zbita odejdziesz z kwitkiem nawet jeśli jesteś jedynym kandydatem
Nie szkoda Wam czasu, będziecie tylko tłem
pozdrawiam

Może trzeba mieć nadzieję, że zrobi się karierę jak ogrodnik z książki Kosińskiego pt. "Wystarczy być" .

Święte słowa    Każdy normalny człowiek przecież wie, że konkursy na nusów to "pic na wodę fotomontaż", bo inaczej tego określić nie można.

Co prawda to prawda ale wypadałoby test zdać co by pryncypał nie musiał się gimnastykować  z wepchnięciem mnie na stołek /pamiętam historię o sercu "złamanem" z Rybnika taki niefart taki niesmak /

A co to za historia?

Mam pytanie do Inspektora: z jakiej strony ściągnął te zestawy?
Może ktoś inny wie?

O ile dobrze pamiętam były na stronach MF.

Kandydat na przyszłego NUSa, który ma dostęp do pytań i odpowiedzi nie potrafi się przygotować do testu...  
Nie rozumiem dlaczego NUSami zostają ludzie, którzy nie zdali egzaminu sprawdzającego wiedzę. Aby uniknąć takiej sytuacji Minister Finansów powinien wymagać obowiązkowo od kandydata na NUSa, żeby miał zdany egzamin na urzędnika. Osoba nie będąca urzędnikiem s.c. nie mogłaby brać udziału w konkursie na NUSa  

A co ma zdany egzamin na urzędnika do kwalifikacji?
Ten egzamin nic nie sprawdza. U mnie niektórzy urzędnicy są właśnie nieudacznikami, którzy ciągle potrzebują pomocy nieurzędników, a ponadto sklecić zdania sami nie potrafią. Przedmówca mnie zadziwia. Zaszczytne miano "urzędnika" mają też sekretarki naczelników..., a ludzie z wieloletnim stażem pracy w orzecznictwie - fachowcy, kompetentni, samodzielni, wykształceni, nie zdali tego g....na, co niewiadomo czym jest.
Coś czuję, że przedmówca zdał egzamin na urzędnika i ma niespełnione ambicje...

To ciekawe, jak - jeżeli są tacy dobrzy - nie udało im się zdać tego niezbyt trudnego egzaminu. Ten egzamin jednak coś sprawdza, zasięg jest w miarę szeroki, i chociaż podatków nie obejmuje, to pewnego rodzaju wiedzę ogólną sprawdza, a takiemu NUS-owi ta wiedza bardziej się może przydać, niż ściśle specjalistyczna podatkowa, bo przecież rzadko podpisuje decyzje. Też uważam, że status urzędnika powinien być wstępnym warunkiem ubiegania się o stanowisko NUS-a i każde inne stanowisko kierownicze, w końcu po coś chyba taki egzamin się organizuje, choćby po to, żeby wyłonić tych lepszych.

No to odpowiedz izdebko, czemu nie zdają tego egzaminu niektórzy radcy prawni, doradcy podatkowi, a zdają ludzie po rolnictwie, polonistyce, historii...

Filip1 pewnie jesteś NUSem bez egzaminu na urzędnika lub pracujesz w orzecznictwie, po raz n-ty podchodzisz do egzaminu na urzędnika i starasz się o posadę NUSa, dlatego jesteś przeciwny wprowadzeniu zmian. A skąd wiesz, że ten egzamin niczego nie sprawdza? Ciekawe czy ludzie z wieloletnim stażem pracy w orzecznictwie w Twoim urzędzie zdaliby egzamin na doradcę podatkowego, bo przecież muszą znać przepisy podatkowe. Staż pracy świadczy o tym, że ktoś długo pracuje, niekoniecznie, że posiada wiedzę    Znam takie osoby w urzędzie, które pracują wiele lat i uważają się za specjalistów w dziedzinie podatków, ale ciągle potrzebują pomocy innych osób. Nie wiem skąd się biorą Twoje domysły, ale nie jestem urzędnikiem i swoje ambicje zaspokajam poza s.c.    Od dawna wiadomo, że przy obsadzaniu stanowisk liczą się znajomości, a nie wiedza i doświadczenie. Chciałbym aby w końcu skończyło się obsadzanie stanowisk NUSów ludźmi, którzy swoją posadę zawdzięczają wyłącznie znajomościom. Nie dziwię się, że potem podwładni takiego NUSa wytykają na korytarzu palcami i śmieją się pod nosem, że nic nie umie. Jeżeli sekretarka potrafi zdać egzamin na urzędnika, a NUS nie, to znaczy, że jest od niego mądrzejsza i jak NUS ma problem, to leci do sekretarki żeby podjęła za niego decyzję  
Filip1 jak widzisz nie każdy kto podchodzi do tego egzaminu go zdaje, więc nie wmawiaj ludziom na forum, że osoba która zdała taki egzamin nie ma wiedzy i jest nieudacznikiem.

Z tym "nieudacznikiem" była to odpowiedź na określenie "nieudacznik" - bo nieurzędnik.
Ja chciałbym tylko podkreślić, że zdanie egzaminu na urzędnika nie świadczy o tym, że ktoś się nadaje do roboty. Egzamin ten nie weryfikuje tego, kto się nadaje i jest wybitny, a kto nie. Wielu urzędników wykonuje w urzędzie prace czwartoplanowe, bo nie nadają się do tego (nie dadzą rady), aby podołać innym zadaniom. A te zadania wykonują ....... nieurzędnicy. Dlatego uważam, że ten egzamin, a następnie przywileje związane ze zdaniem go są chore, ponieważ nie przystają do realiów codziennej pracy. Nie może być tak, że ten kto nie nadaje się do roboty, i jeszcze się obija(no bo przecież nie powierzy mu się odpowiedzialnej pracy) po tym egzaminie ma dodatkową kasę i urlop. I to jeszcze kasę z puli, która była dla wszystkich.
Nie może być też tak, że na naczelnika mogą zdawać tylko urzędnicy. Czyli co - radca prawny, który nie zdał egzaminu na urzędnika (ha, ha...), ale za to zdał ciężki egzamin radcowski, czy pracownik co nie zdał egz. na urzędnika, ale zdał na doradcę podatkowego, nie mógły zdawać na naczelnika? Czy "urzędnik" w istocie posiada większą wiedzę i kwalifikacje od wcześniej wymienionych?  
Ja natomiast jestem za egzaminami na naczelnika. Takimi, co przystają do realiów pracy naczelnika.