Kaczyński bał się o życie? Wietrzył spisek, czy żartował ze śmierci?
Czy Lech Kaczyński przeczuwał, że grozi mu niebezpieczeństwo? Mogą na to wskazywać jego własne słowa. Miał wyrzucić premierowi, że do pilotowania jego samolotu przydzielono - jak się wyraził - najmniej doświadczonego pilota w całym pułku
Czy prezydenta dręczyły jakieś obawy, których nie mógł wyrazić inaczej niż robiąc premierowi wyrzuty? A może jedynie żartował?
Jedno jest pewne: ta historia obrośnie legendą. Jako anegdota pojawiła się w książce Michała Majewskiego i Pawła Reszki "Daleko od Wawelu". Przytoczył ją dziś serwis pardon.pl:
"Lechowi nie trzeba było wmawiać spisków, on sam ich szukał . Po jednym ze spotkań już przy pożegnaniu z kamienną twarzą powiedział do Tuska: Donald, ostatnio do pilotowania mojego samolotu dajecie najmniej doświadczonego pilota w całym pułku, dlaczego"
Ludzie premiera w tym momencie mieli osłupieć. Tusk sam zamienił wypowiedź Lecha Kaczyńskiego w żart:
"To może chcesz spróbować latać starym JAK-iem, bo jeszcze z niego korzystamy?. Kaczyński się roześmiał: O, to ja jednak mam większe szanse na przeżycie niż wy!"
Historia będzie inspirowała zarówno krytyków byłego prezydenta (uważających go za człowieka nafaszerowanego fobiami), jak i przekonanych o jego wielkości, a ściślej wielkiej intuicji. Największą pożywkę będą mieli jednak zwolennicy spiskowych teorii. Przecież właśnie wyszło na jaw, że pilotujący tupolewa kpt Arkadiusz Protasiuk nigdy nie ćwiczył na symulatorze Tu-154 jako pierwszy pilot i nie miał uprawnień, by lądować w złych warunkach pogodowych.
Pomyślcie ludziska choć trochę sami. (Nie dotyczy tych dwóch, trzech różowo-ryżawych jąkałów)
20 paź 2010, 13:55
Katastrofa smoleńska
Profesor zwyczajny fizyki M. Dakowski, zajmujący się zawodowo dynamiką ruchu i prawami zachowania, a także wytrzymałością materiałów, wykonał obliczenia wskazujące, że skrajnie nieprawdopodobnym było zejście śmiertelne wszystkich osób na pokładzie.
Warszawa, 2010-10-3
Prokurator Generalny Andrzej Seremet Prokuratura Generalna ul. Barska 28/30 02-316 Warszawa
Sprawa: Katastrofa przy lądowaniu samolotu Tu 154 M na lotnisku Siewiernyj dn. 10 kwietnia 2010 r.
Zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa. Realizując społeczny obowiązek zawiadomienia organów ścigania o popełnieniu przestępstwa ściganego z urzędu zawarty w art. 304 § l k.p.k. oraz realizując obowiązek prawny zawarty w art. 240 § l k.k. który stanowi: "Kto, mając wiarygodną wiadomość o karalnym przygotowaniu albo usiłowaniu lub dokonaniu czynu zabronionego określonego w art. 118, 118a, 120-124, 127, 128, 130, 134, 140, 148, 163, 166, 189, 189a § 1, art. 252 lub przestępstwa o charakterze terrorystycznym, nie zawiadamia niezwłocznie organu powołanego do ścigania przestępstw podlega karze pozbawienia wolności do lat 3"
informuję, że: 1. jako profesor zwyczajny fizyki, zajmujący się zawodowo oraz jako dydaktyk dynamiką ruchu i prawami zachowania (pędu, momentu pędu itp.), a także wytrzymałością materiałów, wykonałem i posiadam obliczenia wskazujące, że przyspieszenia przy zetknięciu się z ziemią czy drzewami kadłuba samolotu wynosiły od 0,4 do 4 g (g; przyspieszenie ziemskie), co czyni skrajnie nieprawdopodobnym, przy ujawnionym sposobie zetknięcia kadłuba z przeszkodami, zejście śmiertelne wszystkich osób na pokładzie w trakcie i na skutek hamowania. Niemożliwe też było, przy ewentualnej utracie kawałka skrzydła znanej wielkości na wysokości paru metrów, wykonanie przez płatowiec pół-beczki nad gruntem.
2. Kadłub, traktowany w obliczeniach jako rura, głównie z duralu wzmocniona żebrami, musiał przy ślizganiu się po zagajniku pozostać w całości, lub rozpaść się na dwie, najwyżej trzy części. Rozpad jego na dziesiątki tysięcy części jest sprzeczny ze znaną z mechaniki wytrzymałością materiału kadłuba. Wskazuje to na pewność, iż rozpad kadłuba nastąpił z innych przyczyn, łatwych do jednoznacznego znalezienia.
3. Wykonane obliczenia, na podstawie ujawnionych zapisów ścieżki dźwiękowej z czarnej skrzynki, wskazują na różne, wahające się i zmienne prędkości płatowca w powietrzu (przykładowo np. 59 km/h lub 158 km/h; jest to sprzeczne z zasadą zachowania pędu), przy katalogowej minimalnej możliwej prędkości Tu 154 w stabilnym locie rzędu 270 km/h. To jest jednoznaczny, pewny dowód, iż osoby czy firma przekazująca stronie polskiej te zapisy, fałszowała oryginalne zapisy skrzynki. Prawa fizyki, jak i prawa logiki, obowiązują bezwzględnie. Nie da się ich zmienić, bo są to prawa natury; stoją one ponad "prawami" geo-polityki czy socjologii.
Proponuję Prokuraturze udział mój i znanych mi specjalistów z mechaniki i dynamiki ruchu oraz elektroniki i informatyki (w dziedzinie trajektorii 3D) w części merytorycznej śledztwa smoleńskiego. Strona polityczna nas nie interesuje.
Mirosław Dakowski profesor zw. fizyki, dr hab.
20 paź 2010, 20:31
Katastrofa smoleńska
"Raport MAK może być dla nas miażdżący"
Ten raport może być miażdżący dla strony polskiej z powodu fatalnej organizacji lotu do Smoleńska - mówi o dokumencie Międzypaństwowego Komitetu Lotniczego sekretarz Krajowej Rady Lotnictwa Tomasz Hypki, pytany przez dziennikarzy RMF FM. Hypki dodaje, że z wnioskami raportu MAK-u trudno będzie polemizować, bo z pewnością są oparte na twardych danych.
Tomasz Hypki podkreśla, że lot polskiej delegacji do Smoleńska był fatalnie przygotowany przez stronę polską, choć - przy zgodzie strony rosyjskiej. Ta zgoda - zdaniem Hypkiego - wymuszona była sytuacją polityczną.
Tomasz Hypki wskazuje też na brak odpowiedzialności ludzi, którzy powinni odpowiadać za nieprawidłowości. Wymienia pracowników kancelarii prezydenta, premiera, sił powietrznych, resortu obrony.
Hypki pytany był też, czy 72 wnioski techniczne i 7 rekomendacji przy takiej katastrofie to norma. - Moim zdaniem, Rosjanie wycisnęli, ile się dało... to jednak jest bardzo dużo - mówił. - Jest czego się dopatrywać i z czego wyciągać wnioski.
Rosjanie już wiedzą: To Polacy są winni katastrofy!
Rosyjska komisja badająca przyczyny katastrofy smoleńskiej działa zgodnie ze swoją tradycją.
Kiedy w kwietniu zaczynało się przekazane Rosjanom śledztwo, niektórzy eksperci podkreślali, że rosyjski komitet lotniczy (zwany "międzypaństwowym" z racji działania na terenie WNP) zawsze badając sprawy katastrof pomija kwestie mogące zaszkodzić jej własnym interesom. MAK bowiem zajmuje się kontrolowaniem rosyjskich lotnisk oraz oceną stanu technicznego samolotów produkcji rosyjskiej ? i dlatego nigdy nie stwierdza błędów obsługi lotnisk oraz awarii technicznych samolotów. We wszystkich śledztwach MAK od 1991 roku komitet orzekał winę pilotów lub czynników nie związanych bezpośrednio z Rosją.
Nie inaczej MAK postąpiło w sprawie tragedii smoleńskiej. Nic dziwnego ? przecież 10 kwietnia rosyjski samolot rozbił się na rosyjskim lotnisku. Rosyjscy śledczy postąpili więc zgodnie z nieformalnymi procedurami. Jak poinformował portal gwno.pl, źródła "michnikowego szmatławca" w Moskwie ujawniają, że MAK w końcowym raporcie przedstawił przewinienia Polaków:
Z konstrukcji takich raportów wynika, że wskazują one także tę decydującą, bezpośrednią przyczynę katastrofy (choć jej opis nie zawiera się w jednym zdaniu). I jak się dowiedzieliśmy, MAK ją w raporcie wskazał. Od osoby zbliżonej do rosyjskiego śledztwa w Moskwie usłyszeliśmy, że według Komitetu główna wina spada na stronę polską, w tym pilotów, a Rosjanie nie przyczynili się do katastrofy (chodzi m.in. o pracę kontrolerów).
Rosjanie mogą być z siebie zadowoleni, ale polskie władze mają zgryz. Wszelkie błędy strony polskiej obciążają przecież konto MON lub innych kontrolowanych przez rząd instytucji. A nie udało się przecież w pełni przekonać opinii publicznej, że to pijany prezydent kazał uderzyć samolotem w ziemię. I co teraz?
Cóż, zapewne nic. Gdyby rządzący naszym krajem ludzie zamierzali karać winnych niebezpiecznych uchybień oraz błędnych decyzji, to już dawno by to zrobili. A tymczasem nawet skompromitowany po wielokroć szef MON Bogdan Klich pozostaje na swoim stanowisku.
POdczas eksplozji, jeśli szyba wytrzyma, na szybie powstają mikropęknięcia. POprzez analizę szyby nowej, można zróżnicowac naprężęnia technologiczne powstałe przy produkcji, poprzez analizę szyby z bliźniaczego samolotu można zróżnicować naprężenia eksploatacyjne. RESZTA TO EKSPLOZJA!!!
Czy MAK zrobił takie analizy? Czy żond-hołd tuski zrobi takie analizy? Czy może nam zamknąć gęby wynikami?
DLACZEGO więc ruski wybijali łomami szyby w samolocie? W czym one PRZESZKADZAŁY? W niczym. POMAGAŁY ukryć ślady eksplozji. Eksplozji w wyniku której samolot rozpadł się na tysiące kawałków a z ludzi zostały strzępy. Bo ŻADNA inna przyczyna nie mogłaby spwodować takich zniszczeń.
____________________________________ Videtur et hoc mihi Platforninem non debere esse Poza tym uważam że Platformę należy zniszczyć /Katon starszy/
21 paź 2010, 17:39
Katastrofa smoleńska
Klich: Miller dwa razy poniżył mnie przy Rosjanach
Edmund Klich twierdzi, że szef MSWiA Jerzy Miller dwa razy "poniżył go" w obecności Rosjan. Mówił też sejmowym komisjom, iż dwa razy pisemnie zwracał uwagę MAK na złą współpracę przy wyjaśnianiu katastrofy w Smoleńsku.
Mówiąc o współpracy z polską komisją badającą katastrofę, Klich ujawnił, że "były przykre sprawy". W tym kontekście powiedział, że jej szef Jerzy Miller dwa razy poniżył go w obecności Rosjan. Stało się to, gdy Miller przyjechał do Moskwy odebrać zapisy czarnych skrzynek. "Zadzwonił godzinę wcześniej, mówiąc, że nie życzy sobie, żebym przy tym był" - powiedział Klich. Dodał, że powiadomił o tym wtedy szefa kancelarii premiera Tomasza Arabskiego, a na przekazanie zapisów nie poszedł.
W lipcu Klich napisał do szefowej MAK Tatiany Anodiny, skarżąc się na wiele nieudzielonych odpowiedzi na pytania strony polskiej. Złożył też wtedy "oficjalny protest" przeciw niedopuszczeniu Polaków do obserwacji rosyjskiego oblotu lotniska w Smoleńsku. "Powiadomiono nas, że udzielenie odpowiedzi na to pismo jest niemożliwe" - powiedział Klich. Wtedy - widząc naruszenia procedur - zaczął każde swe pytanie do Rosjan uzasadniać załącznikiem do konwencji chicagowskiej; zaczął też wnosić o pisemne uzasadnianie rosyjskich odmów.
Klich podkreślił, że pod koniec września na 6 stronach pisma do MAK wypunktował całość braków współpracy. Kolejne pismo wysłał już z Polski w październiku. Na oba nie dostał odpowiedzi. Do czasu ujawnienia przez Polskę rozmów w kokpicie Tu-154M współpraca z Rosjanami była dobra - ocenia Klich.
Powiedział on sejmowym komisjom, że po ujawnieniu tych rozmów nie dostał od Rosjan spisu rozmów na stanowisku dowodzenia w Smoleńsku w dniu katastrofy - co uznał za naruszenie załącznika do konwencji chicagowskiej. Potem zgodzono się, by polski tłumacz tłumaczył te rozmowy, których stenogramy Klich dostał dopiero w sierpniu. "Z tego materiału można wiele wniosków wyciągnąć" - dodał Klich.
17 sierpnia, gdy stronie polskiej zaprezentowano wyniki oblotu lotniska w Smoleńsku, (których formalnie nigdy nam nie przekazano) Klich ujawnił, że mówił Rosjanom: "Proszę nie traktować nas, jak gdybyśmy nie mieli pojęcia o lataniu".
Klich mówił, że pytał też Rosjan o procedurę zamknięcia lotniska, gdy warunki są poniżej minimalnych. Usłyszał, że "decyzję podejmuje dowódca jednostki", ale żadnych dokumentów Polska w tej sprawie nie dostała. Według informacji Klicha, w Smoleńsku w dniu katastrofy pracowało urządzenie fotografujące ekrany kontrolne, ale stronie polskiej powiedziano, że ono nie działało.
GDZIE SĄ DOWODY Z ROSJI Rosyjska prokuratura do tej pory nie przekazała Polsce telefonu satelitarnego, który był zainstalowany w rządowym samolocie Tu 154 M. Nie otrzymaliśmy też wszystkich dokumentów medycznych ? Rosjanie przekazali jedynie 25 imiennych protokołów sekcji zwłok.
? Nasz prawnik przekazał mi, że nie ma protokołu sekcji zwłok mojego męża. W związku z tym składamy ponowny wniosek o ekshumację. Na poprzedni wniosek nie dostaliśmy żadnej odpowiedzi ? mówi nam Beata Gosiewska, wdowa po Przemysławie Gosiewskim. Także Małgorzata Wassermann uzyskała informację, że do Polski nie przekazano protokołu sekcji jej ojca. ? W tej sytuacji bezdyskusyjnie będzie złożony wniosek o ekshumację. Szkoda tylko, że w sprawie sekcji byliśmy wprowadzani w błąd, bo sekcje w Polsce można było przeprowadzić dawno temu ? twierdzi w rozmowie z ?GP?.
? Czy Państwu doradzano, by się wstrzymać z wnioskiem o ekshumację? ? zapytaliśmy.
? Gdy rozmawialiśmy o tym, że chcemy złożyć wnioski o ekshumację i sekcję, powiedziano nam, że nie będą one rozpoznane do momentu, kiedy z Moskwy nie przyjdą protokoły sekcji. Bo być może są one tam na tyle dobrze i precyzyjnie wykonane, że w Polsce nie będzie potrzeby ich powtarzać. Tymczasem do Polski trafiła tylko część protokołów sekcji ? mówi Małgorzata Wassermann.......
____________________________________ Polak ,katolik,hetero,szczęśliwy.Wszystkie błędy stylistyczne i ortograficzne są zamierzone jakiekolwiek powielanie ich i rozpowszechnianie bez zgody jest zabronione! טדאוש
22 paź 2010, 16:37
Katastrofa smoleńska
1/ Studium manipulacji
Prezydent Polski, Lech Kaczyński ogłosił, że 70. rocznicę zbrodni katyńskiej uczci w miejscu jej popełnienia. Później premier Rosji, Władimir Putin zaprosił premiera Polski Donalda Tuska na wspólne obchody tej rocznicy. Dla polskiego prezydenta miejsca w tych uroczystościach nie przewidywał. Tusk zamiast porozumieć się z Kaczyńskim, aby wspólnie ustalić strategię na tę okoliczność, podjął grę Putina w celu wyeliminowania z katyńskiej rocznicy polskiego prezydenta. Partyjny interes zdominował polską rację stanu.
W wizerunkowej polityce PO zostało to przedstawione jako zamiennik normalizacji stosunków polsko-rosyjskich, którą uniemożliwia swoim uporem Lech Kaczyński. Oznacza to, że warunkiem owej normalizacji jest uznanie prawa Rosjan do wybierania sobie przedstawiciela strony polskiej. Sprawa ta nie tylko nie została zanalizowana, ale nawet pokazana w dominujących mediach polskich, które, jak zwykle, wzięły stronę Tuska, czy raczej opowiedziały się przeciw Kaczyńskiemu. Zamiast faktów, mieliśmy roztrząsania przypadłości charakteru Lecha Kaczyńskiego, które jakoby miał przeszkodzić premierowi Tuskowi w przełamaniu polsko-rosyjskich animozji.
Złowrogi epilog sprawy dopisała katastrofa smoleńska. Przyjęte zostały dwa terminy uroczystości. Wizyta Tuska uznana została za oficjalną, a wylot prezydenta z natury rzeczy posiadający tę kwalifikację, został jej pozbawiony. Przełożyło się to na brak należytych środków ostrożności w stosunku do prezydenckiego lotu, co mogło mieć zasadnicze znaczenie dla jego tragicznego finału.
Normalnie funkcjonujące media drążyłyby tę sprawę aż do wyciągnięcia z niej ostatecznych konsekwencji. W Polsce jest ona przemilczana. Więcej ? każdy, kto ośmiela się o niej mówić, przedstawiany jest jako rzecznik spiskowej teorii, zgodnie z którą premier Tusk wespół z Putinem zorganizowali zamach na Kaczyńskiego. Jestem przekonany, że mój tekst zostanie zakwalifikowany również w ten sposób przez dziennikarską sforę. To, że piszę co innego, nie ma znaczenia.
Jest to wyjątkowo dobitny przykład deformacji obrazu rzeczywistości, który Polacy uzyskują ze swoich mediów. W tym wypadku zamiennik pokazania jej uznawana jest przez dyżurne autorytety, tabun usłużnych dziennikarzyn i media odgrywające rolę propagandowych ośrodków rządu jako ?teoria spiskowa zrodzona w chorych z nienawiści umysłach?. Tak mniej więcej wygląda racjonalność w wydaniu III RP. W efekcie do debaty publicznej, a więc świadomości ogółu zamiast elementarnych faktów trafiają epitety.
Wracam do tej sprawy nie tylko dlatego, że jest ona ważna i trzeba do niej wracać, dopóki nie zostanie ona odsłonięta i wprowadzona w obieg publiczny. Ostatnio jednak przypomniał ją sam premier. Zarzuty lidera PiS odnoszące się do dyplomatycznej rozgrywki poprzedzającej smoleńską tragedię uznał za oskarżenie go o wspólne z Putinem przygotowanie zamachu. Już powtarzają to usłużne media.
W ten sposób jedno z bardziej kompromitujących premiera posunięć stało się doskonałym pretekstem do do uderzenia w opozycję i jej lidera. Ot, reguła Polski Tuska.
Cezary Harasimowicz zdradził w TVN24, że jego scenariusz spodobał się producentom i znalazły się pieniądze na ekranizację jego historii. Znany scenarzysta (m.in. "Bandyta" i "300 mil do nieba") powiedział też, że w jego obrazie również będą morderstwa. Nie ujawnił jednak, czy krew poleje się z powodów różnic w poglądach politycznych.
Wiadomo natomiast, że scenariusz spodobał się również Bogusławowi Lindzie. Znany aktor zagra w filmie jedną z głównych ról. Harasimowicz wyznał też, że zakończenie filmu nie będzie optymistyczne, ale może wstrząsnąć na tyle, że jakoś odmieni Polaków.
- Mam nadzieję, że jeśli ten film powstanie, a prawdopodobnie powstanie, bo są już producenci , to będzie takim katharsis - powiedział Harasimowicz w programie "Trzecie śniadanie mistrzów" w TVN24.
Jerzy Polaczek, były minister infrastruktury, jest zdania, że wstępny raport Międzypaństwowego Komitetu Lotniczego w Moskwie w sprawie przyczyn katastrofy powstał wbrew prawu międzynarodowemu
Jerzy Polaczek, były minister infrastruktury w rządzie PiS twierdzi, że Rosjanie złamali zapisy załącznika 13 do konwencji chicagowskiej - podaje rmf24.pl
Zgodnie z zapisami konwencji, Rosja miała obowiązek przekazać stronie polskiej wszystkie informacje, o które wystąpiła polska komisja, a także akredytowany przy MAK-u Edmund Klich. Raport już powstał, a nadal nie wiemy, jakie procedury kontroli przestrzeni powietrznej były przestrzegane nad lotniskiem w Smoleńsku, nie znamy też norm regulujących w Rosji odpowiedzialność wojskowych kontrolerów lotu i systemu przyznawania im certyfikatów.
- Jeśli jedna strona nie wywiązuje się z rzetelnego i pełnego udokumentowania pracy własnych służb odpowiedzialnych za bezpieczeństwo w ruchu lotniczym, to znaczy, że uchyla się od podania kwestii, które są wymogiem międzynarodowym - powiedział były wiceminister.
Złamanie załącznika 13 to także nie wydanie zgody na uczestnictwo polskiego przedstawiciela w oblocie lotniska w Smoleńsku po katastrofie. Oceniano wtedy między innymi stan techniczny urządzeń nawigacyjnych. Zgodnie z konwencją, akredytowany miał prawo uczestniczyć we wszystkich czynnościach prowadzonych przez MAK.
Polaczek stwierdził, że będą dwa raporty w sprawie przyczyn katastrofy z 10 kwietnia: oficjalny rosyjski i polski - bez znaczenia dla międzynarodowych organizacji lotniczych.
Piloci Tu-154M tuż przed katastrofą w Smoleńsku próbowali poderwać w powietrze samolot. Zdaniem świadków, zrobili wszystko, aby uchronić maszynę przed rozbiciem - informuje RMF FM, które dotarło do zeznań świadków katastrofy prezydenckiego tupolewa.
Najciekawsze zeznania złożył lekarz pogotowia. W dniu katastrofy, 10 kwietnia wcześnie rano przyjechał na swoją działkę położoną niedaleko lotniska Siewiernyj. Po skończonej pracy ruszył w kierunku swojego samochodu. Mgła była tak gęsta, że widoczność w linii prostej wynosiła 30 metrów i 10 metrów w górę.
Korony drzew były we mgle. Kiedy miał już wsiadać do samochodu, usłyszał lecący samolot - maszyna poruszała się równolegle do ziemi. Przelatując nad lekarzem tupolew przełączył silnik na maksymalne obroty. To wskazywałoby na to, że samolot próbował się wznosić.
- Samolot leciał bardzo nisko. Na wysokości około 6 metrów nad ziemią. Ja byłem bardzo blisko, na początku wyglądało, że leci normalnie, a potem uderzył w brzozę i przekręcił się - mówi świadek. - Byłem tuż przy tej brzozie. On włączył dopalacze wszystkich silników. Wyglądało jakby chciał ominąć tę brzozę. Przez to uderzenie było jeszcze silniejsze.
- Prawdopodobnie pilot zauważył brzozę jak wyszedł z mgły.Zszedł poniżej mgły, która była na wysokości 10 metrów. Po uderzeniu go obróciło. Podwozie było już wysunięte. Na początku leciał cicho, spokojnie. A kiedy zaczął zbliżać się do brzozy włączył silniki tak, że mnie prawie zdmuchnęło - powiedział świadek. - Upadłem i złapałem się za koło samochodu. A kiedy przeleciał za brzozę, to już go nie widziałem.
Mgła była tak gęsta, że widoczność w linii prostej wynosiła 30 metrów i 10 metrów w górę.
Gdyby to była prawda, musielibyśmy stwierdzić, że lądowanie w takich warunkach (bez ILS) było samobójstwem.
25 paź 2010, 17:42
Katastrofa smoleńska
serwant
.
Mgła była tak gęsta, że widoczność w linii prostej wynosiła 30 metrów i 10 metrów w górę.
Gdyby to była prawda, musielibyśmy stwierdzić, że lądowanie w takich warunkach (bez ILS) było samobójstwem.
Dokładnie tak! Gdyby to była prawda. Przy prędkości 36km/godz w ciągu 1 sek. obiekt przebywa 10 m/sek. Przy prędkości samolotu ok 250 km/godz czyli 7 razy większej - 70 metrów na sekundę. Czyli 30 metrów w ciągu pół sekundy. Pilot miałby widoczność na czas lotu pół sekundy. To byłoby samobójstwo i szaleństwo.
Ale wygląda na to że gościu jeszcze nie wytrzeźwiał i widział na odległość jedynie 30 metrów. Skąd wiedział że w górę widoczność była tylko 10 metrów a nie także 30?!
____________________________________ Videtur et hoc mihi Platforninem non debere esse Poza tym uważam że Platformę należy zniszczyć /Katon starszy/
25 paź 2010, 18:07
Katastrofa smoleńska
serwant Zabójstwem (nie samobójstwem) było wyznaczenie takiego lotniska do lądowania. O tym była już mowa wielokrotnie! Idąc tokiem myślenia badmana, ten kto to lotnisko wytypował "jeszcze nie wytrzeźwiał" A pytanie: Dlaczego pilot nie był "na kursie i na ścieżce", jak podawała wieża?! Gdyby był w odpowiednim miejscu na odpowiedniej wysokości nie skosił by drzew, tylko wylądował. Gdyby też pilot był odpowiednio przeszkolony (na symulatorze) nie podejmował by nawet próby lądowania w takich warunkach. Ale nie był przeszkolony.
25 paź 2010, 18:39
Katastrofa smoleńska
1/ Ludzkie szczątki w Smoleńsku!
Od kilku dni na miejscu katastrofy prezydenckiego samolotu pracują polscy archeolodzy. Eksperci znaleźli tam ludzkie szczątki
Ponad pół roku po katastrofie prezydenckiego tupolewa, w miejscu katastrofy wciąż leżą ludzkie szczątki! Fragmenty kości odnaleźli właśnie polscy archeolodzy, którzy pracują pod Smoleńskiem od kilku dni.
Informację o odnalezieniu szczątków potwierdza ppłk Tomasz Mackiewicz z Wojskowej Prokuratury Okręgowej w Warszawie. ? Zostały ujawnione fragmenty elementów kostnych, najprawdopodobniej ludzkich, które w tej chwili znajdują się w prosektorium smoleńskim ? powiedział wczoraj. Oprócz kości, polscy archeolodzy znaleźli także wiele przedmiotów, które mogły należeć do ofiar. Prokuratura zakończyła już badanie szczątków, które w Smoleńsku odnaleźli wcześniej harcerze oraz uczestnicy pielgrzymki motocyklistów.
? Na podstawie badania DNA zidentyfikowano, że są to szczątki ofiar katastrofy prezydenckiego samolotu ? powiedział Faktowi płk Zbigniew Rzepa, rzecznik Naczelnej Prokuratury Wojskowej. Nie zdradził jednak, czyje. Wiadomo jedynie, że szczątki zostały już przekazane rodzinom.
? Pozostające tam fragmenty ludzkich ciał to rzecz skandaliczna i niebywała. Pokazuje jak od początku traktowana była ta katastrofa, jak niedbale dokonano oględzin miejsca tragedii ? komentuje mecenas Rafał Rogalski, pełnomocnik rodzin pięciu ofiar.
Wczoraj pod Pałacem Prezydenckim został przyniesiony i poświęcony nowy krzyż. Krucyfiks miał zastąpić ten, który wcześniej ustawili harcerze. Jednak ze względu na wzmożone siły służb mundurowych został zabrany z powrotem. Teraz, łodzią motorową, ma ruszyć w symboliczny rejs po Wiśle. 13 grudnia powinien trafić do Gdańska
W poniedziałek wieczorem pod Pałacem Prezydenckim zebrała się spora grupa tzw. "Obrońców Krzyża". Przybyli z ponad dwumetrowym krzyżem wykonanym przez anonimowego artystę. Wśród zwolenników chodziły pogłoski, iż nowy krzyż zastąpi ten stary, który przeniesiono do kaplicy w Pałacu. Tak jednak się nie stało. Jak powiedziała w wywiadzie dla RMF FM prezydent Warszawy Hanna Gronkiewicz-Waltz obrońcy krzyża "Zostali uprzedzeni przez straż miejską i przez policję, która tam była, że będą normalne postępowania o wykroczenia, mandaty".
Teraz nowy poświęcony krzyż ma wyruszyć w wyprawę Wisłą z Warszawy do Gdańska, gdzie najprawdopodobniej weźmie udział w jakiś uroczystościach. Co więcej miniatury tego krzyża, z napisami "Wytrwamy" i "Polsko, obudź się" mają zostać rozdane parafiom, które wyraziły zainteresowanie inicjatywą. Jak informuje jeden z organizatorów przedsięwzięcia, Włodzimierz Kaczanow, takich parafii jest ponad sto.
- Do Gdańska chcemy dotrzeć na 13 grudnia - rocznicę wprowadzenia stanu wojennego. Gdańsk był kolebką wolności i chcemy przypomnieć ludziom, że krzyż pomaga w odzyskaniu wolności w pełnym jej wymiarze - poinformował dziennikarzy PAP Kaczanow. Przyznał on jednocześnie, że rejs po Wiśle na przełomie listopada i grudnia to "wyzwanie dla twardzieli".
Kaczanow zapewnił jednocześnie, że zarówno krzyże, jak i rejs Wisłą sfinansowali fundatorzy prywatni - kilka osób zrzeszonych w Społecznej Inicjatywie Obrońców Krzyża.
Nie możesz rozpoczynać nowych wątków Nie możesz odpowiadać w wątkach Nie możesz edytować swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz dodawać załączników