Mimo obiecywanych i podejmowanych reform, polskie wojsko pogrąża się w chaosie. Polscy żołnierze są znacznie gorzej opłacani niż ich koledzy z innych państw NATO, mają też coraz większe problemy ze sprzętem. Zamiast w szkolenia żołnierzy, broń i amunicję, politycy wolą inwestować w biurokrację. - Zdolność bojowa polskiej armii jest gorsza niż we wrześniu 1939 roku ? uważa Romuald Szeremietiew, były minister obrony.
Jednym z ciekawszych pomysłów na poprawę kondycji polskiej armii była koncepcja powołania "Rzecznika praw żołnierzy". Pomysł ten opracował wiosną tego roku Ludwik Dorn ? niegdyś marszałek Sejmu, a dziś poseł Polski Plus, szczególnie aktywnie zajmujący się sprawami obronności. Według Dorna, skoro rzeczników swoich praw mają konsumenci i pacjenci, to nic nie stoi na przeszkodzie, aby rzecznika praw mieli też wojskowi. Taki rzecznik miałby m.in. pomagać żołnierzom rozwiązywać ich problemy, inicjować pożyteczne rozwiązania, interweniować na ich korzyść w sporze z dowódcami i stać na straży praworządności w armii. Ten projekt szybko wywołał w armii dyskusję na temat lojalności wspomnianego rzecznika. Nie wiadomo bowiem było wobec kogo ma być lojalny czy wobec kolegów ? żołnierzy, których interesy miałby reprezentować czy wobec dowódców, których rozkazom podlegałby jak każdy inny oficer. Ostatecznie pomysł zarzucono i stanowiska rzecznika nie stworzono.
Biurokracja zamiast wojska Niefortunny pomysł Ludwika Dorna odzwierciedlał sposób myślenia większości polityków zajmujących się sprawami obronności. Zamiast zapewniać żołnierzom lepszą broń i amunicję, politycy powiększali aparat urzędniczy związany z siłami zbrojnymi. Aparat urzędniczy powiększyłby również pomysł powołania rzecznika wojskowych. Rzecznik musiałby mieć bowiem swoje biuro, sekretariat, pracowników, analityków, ekspertów, prawników itp., a trudno sobie wyobrazić, aby rekrutował ich spośród żołnierzy. Takie myślenie doprowadziło do biurokratycznego paraliżu polskiej armii. Z danych MON wynika, że Siły Zbrojne RP liczą niewiele ponad 100 tysięcy żołnierzy, z czego najwięcej, bo aż 60 procent stanowią wojska lądowe. Wojsko dysponuje również etatami cywilnymi, np. dla pracowników Ministerstwa Obrony Narodowej w centrali i w jednostkach wojskowych w terenie (łącznie ok. 20 tysięcy osób). Do tego trzeba dodać rozdęte do monstrualnych rozmiarów instytucje podległe (np. Agencję Mienia Wojskowego) urzędników odpowiedzialnych za wojskową służbę zdrowia, emerytury, system kształcenia i szkolenia zawodowego, cywilne kadry uczelni wojskowych, współpracę międzynarodową, prawników, ekspertów, rzeczoznawców itp.
Sam MON miał problem z określeniem ilu cywilów zatrudnia na posadach administracyjnych w całej Polsce we wszystkich podległych sobie instytucjach. Z naszych szacunków wynika, że jest to łącznie trochę mniej niż 60 tysięcy ludzi. Mamy więc do czynienia z paradoksem: armia urzędników jest tak samo liczna jak całe siły lądowe. ? W polskich Siłach Zbrojnych zbyt dużo inwestuje się w biurokrację, a zbyt mało w żołnierzy ? uważa gen. broni Waldemar Skrzypczak ? były Dowódca Wojsk Lądowych. ? Odbija się to na zdolności bojowej naszej armii.
Co ciekawe: administrację kosztem żołnierzy promuje również system wynagrodzeń. Zawodowy żołnierz rozpoczynający służbę może liczyć na 75 proc. tej pensji, co początkujący specjalista pracujący za biurkiem w MON. ? Wartość bojowa wojskowej biurokracji jest ? delikatnie mówiąc ? niewysoka ? uważa Romuald Szeremietiew ? były wiceminister obrony narodowej, który przez 4 lata starał się doinwestować i lepiej wyposażyć polską armię.
Ile klechów jest zatrudnionych w wojsku ? Jaka kasa idzie na ordynariaty polowe ? Pewno duża ~Wojtas
Przynajmniej według antyklerykałów typu Yehuda czy Rumcajs.
____________________________________ Videtur et hoc mihi Platforninem non debere esse Poza tym uważam że Platformę należy zniszczyć /Katon starszy/
16 paź 2010, 11:45
Kącik Kulturalno-Patriotyczny
Chętnych do skoków nad krajem nie brakuje. W ciągu całej wojny dowództwo przyjmuje kandydatury 2613 żołnierzy. Kurs cichociemnych kończy z wynikiem pozytywnym 605, do skoku skierowanych zostaje 579. Do Polski poleci 316 spadochroniarzy, w tym jedna kobieta - Elżbieta Zawacka ps. "Zo". Każdy przed odlotem pisze jednakowy dla wszystkich tekst zobowiązania.
"Ja, niżej podpisany, zobowiązuję się, że aż do końca wojny: zachowam w absolutnej tajemnicy drogę mego zrzutu do Polski i rodzaj mojej działalności. Odnosi się to do wszystkich agend Armii Krajowej w Polsce, z wyjątkiem sytuacji, w których byłbym o to zapytany kanałami urzędowymi. Nie będę pił nadmiernych ilości napojów alkoholowych, szczególnie w miejscach publicznych. Nie będę angażował się w żadne działania polityczne ".
- Przyrzeczenie nieangażowania się w działalność polityczną wynikało z zasady apolityczności wojska - wyjaśnia Stefan Bałuk. - W naszych częstych nocnych rodaków rozmowach problem, jaka miała być ta przyszła Polska, nieustannie się przewijał. Gdyby kazano mi krótkim zdaniem ująć dominujące poglądy, to Polska miała być demokratyczna, równa wobec wszystkich i solidarna. Bo ta rządzona przez piłsudczyków taka nie była.
"Starba" [Stefan Bałuk - cichociemny] tak jak wielu kolegów ma poczucie, że to piłsudczycy w 1939 r. doprowadzili kraj do klęski. Jego idolem jest gen. Sikorski - widzi w nim męża stanu, który jeszcze w latach trzydziestych w swojej książce przewidział, jaki będzie charakter nowoczesnej wojny, i domagał się modernizacji armii. Zakochani w szarżach kawaleryjskich piłsudczycy widzieli w nim tylko politycznego przeciwnika, dlatego odsunęli generała na boczny tor.
____________________________________ "Charakter człowieka najlepiej określa się przez to, co uznaje on za śmieszne." Johann Wolfgang von Goethe
16 paź 2010, 18:52
Kącik Kulturalno-Patriotyczny
Wisielcy się oburzają?
Felieton ? ?Nasz Dziennik? ? 16 października 2010
Z jednej strony niby mamy kryzys, ale z drugiej ? jak powiadają wymowni Francuzi ? embarras de richesse, co się wykłada, jako kłopot z nadmiaru. Oczywiście z nadmiaru rocznic. Na przykład 10 października odbyły się podwójne obchody nawet nie rocznicy, a półrocznicy katastrofy w Smoleńsku ? jedne ? z udziałem pani prezydentowej Komorowskiej - politycznie poprawne, chociaż też z przygodami, a drugie ? absolutnie niepoprawne, mobilizujące krytykę całego aktywu ? jak śpiewano w sławnej piosence ?Pesymiści? ? ?od komuny aż do kleru?. Chodziło nie tylko o manifestację na Krakowskim Przedmieściu, która ? o czym ze zgrozą doniosła ?michnikowy szmatławiec? ? prof. Głowińskiemu natychmiast skojarzyła się z rokiem 1933 z powodu pochodni, ale przede wszystkim ? o przemówienie Jarosława Kaczyńskiego, w którym dał on do zrozumienia, że Polska nie jest państwem do końca suwerennym.
Tymczasem jest to diagnoza nie tylko trafna, ale chyba nawet zbyt łagodna, zwłaszcza gdy uświadomimy sobie, że właśnie 10 października minął rok od ratyfikowania traktatu lizbońskiego przez prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Traktat lizboński wszedł w życie 1 grudnia ub. roku, proklamując od tego dnia powstanie nowego podmiotu prawa międzynarodowego ? nowego państwa pod nazwą Unia Europejska, którego część składową stanowi m.in. Polska. Wprawdzie zgodnie z tzw. zasadą przekazania, kraje członkowskie powinny zachować szczątki suwerenności, bo to one decydują o zakresie kompetencji przekazanych Unii Europejskiej, ale tak nie jest z powodu zawartej również w traktacie lizbońskim tzw. zasady lojalnej współpracy, stanowiącej, że UE może nakazać krajom członkowskim powstrzymanie się przed każdym działaniem, jeśli ?mogłoby ono zagrozić urzeczywistnieniu celów Unii Europejskiej?. Zasada lojalnej współpracy oznacza więc, że suwerenność polityczna jest z krajów członkowskich wypłukiwana na rzecz Unii. Na szczęście UE nie ma jeszcze własnych sił zbrojnych, bo kraje członkowskie jakoś nie kwapią się do stworzenia europejskiej armii niezależnej od NATO ? i w ten sposób zapewniają sobie jakąś resztkę suwerenności. Mogliśmy zobaczyć to podczas francusko-unijnego sporu o deportacje Cyganów, kiedy to francuski minister Eryk Besson dał do zrozumienia, że Parlament Europejski wtrąca się w nie swoje sprawy i n?en parlons plus. Jednak Francja ma nie tylko wojsko, ale i broń jądrową, więc może sobie na taką stanowczość wobec UE pozwolić, podczas gdy rozbrojona Polska, poza afgańskimi askarisami utrzymująca kilkadziesiąt tysięcy urzędników, dla niepoznaki poprzebieranych w wojskowe mundury, musi siedzieć cicho.
Ciekawe, że w rok po ratyfikacji traktatu lizbońskiego sytuacja naszego państwa wydaje się gorsza od tej, jaka nastąpiła po 7 października 1918 roku, kiedy to utworzona na podstawie patentów cesarza niemieckiego i austriackiego Rada Regencyjna w odezwie ?Do Narodu Polskiego? proklamowała niepodległość Polski. Bo zaraz potem, 12 października, przejęła zwierzchnictwo nad wojskiem, 21 października gubernator warszawski gen. Hans von Beseler powrócił do Niemiec, a 25 października utworzony został rząd Józefa Świeżyńskiego ? już bez konsultowania się z nikim. Obecnie zaś, jak się wydaje, rozwój wypadków zmierza w kierunku raczej odwrotnym. Oczywiście mało kto zwraca na to uwagę, bo jest rozkaz wierzyć, że Polska odzyskała niepodległość 11 listopada, kiedy to Rada Regencyjna przekazała władzę nad wojskiem wypuszczonemu przez Niemców z magdeburskiego więzienia Józefowi Piłsudskiemu ? toteż i utrata politycznej suwerenności w tych warunkach nie wydaje się niczym osobliwym. Już prędzej ? naszym dziejowym przeznaczeniem. Jednak na wszelki wypadek w domu wisielca lepiej nie mówić o sznurze, toteż pewnie z tego powodu deklaracja Jarosława Kaczyńskiego tak rozdrażniła prof. Marcina Króla, że aż doszedł do wniosku, że z takimi wrogami demokracji trzeba rozprawić się środkami administracyjnymi ? na początek ? Trybunałem Stanu. Kto by pomyślał, że taki z niego tęgi i nieubłagany demokrata! Tymczasem o żadnym zagrożeniu demokracji nie ma oczywiście mowy. To tylko objawy roztargnienia z powodu natłoku rocznic, a nawet - półrocznic.
Julianna Awdiejewa z Rosji zwyciężyła w XVI Międzynarodowym Konkursie Pianistycznym im. Fryderyka Chopina. Laureatka I nagrody, ufundowanej przez prezydenta Rzeczpospolitej, otrzyma 30 tys. euro i złoty medal.
Załącznik:
Laureatka I nagrody XVI Konkursu Chopinowskiego 2010.jpg
II nagroda w Konkursie Chopinowskim - 25 tys. euro i srebrny medal - została przyznana Ingolfowi Wunderowi (Austria) i Lukasowi Geniuszasowi (Rosja/Litwa). Laureatem III nagrody - 20 tys. euro i brązowy medal - został Rosjanin Daniił Trifonow. IV nagrodę - 15 tys. euro. - jury konkursu przyznało Bułgarowi Ewgenijowi Bożanowowi. 10 tys. euro otrzyma Francuz Francois Dumont, uhonorowany V nagrodą. Jury nie przyznało VI nagrody.
Wyróżnienia otrzymali: Nikołaj Chozjainow (Rosja), Mirosław Kułtyszew (Rosja), Helene Tysman (Francja) i Paweł Wakarecy (Polska)
Za najlepsze wykonanie poloneza w II etapie uhonorowano Lukasa Geniuszasa. Daniił Trifonow otrzymał nagrodę za najlepsze wykonanie mazurków. Za najlepsze wykonanie koncertu nagrodzono Ingolfa Wundera. Nagrodę za najlepsze wykonanie sonaty otrzymała Awdiejewa, a za najlepsze wykonanie Poloneza-fantazji - Ingolf Wunder.
Piotr Paleczny z jury konkursu tłumaczył, że Awdiejewa wygrała, bo najwięcej jurorów wytypowała ją jako zdobywczynię pierwszego miejsca. Przewodniczący jury konkursu prof. Andrzej Jasiński przyznał, że Awdiejewa raczej rzadko była wymieniana jako największa faworytka konkursu. Zauważył, że na giełdzie nazwisk najczęściej wymienianych jako zwycięzcy konkursu na zmianę pojawiały się nazwiska Bułgara i Austriaka. Jego zdaniem, to, jak rozwinie się kariera zwyciężczyni, w jakim stopniu poradzi sobie ona z sukcesem, pokażą najbliższe lata. - Teraz musi grać znakomicie, za każdym razem - zaakcentował Jasiński.
Jego zdaniem, w polskiej ekipie nikt się specjalnie nie wyróżniał. Pytany o to, jakie miał szanse na zwycięstwo Polak, Jasiński odparł: - W tym towarzystwie Polak nie miał szans. Podkreślił jednak, że samo dostanie sie do finału to dla Wakarecego wielki sukces. - Jestem przekonany, że bedzie się rozwijał, jest jeszce bardzo młody - powiedział Jasiński.
Tyle suchych informacji. Wiele osób było bardzo zszokowanych takim rozstrzygnięciem. Pojawiły się komentarze typu "wynik konkursu chopinowskiego jest przerażający". Osobiście też jestem zdziwiony. Dodam tylko, że w 1990 i 1995 roku nie przyznano w ogóle I nagrody. W 1995 roku rewelacyjnemu Aleksiejowi Sułtanowi przyznano II nagrodę wraz z Francuzem Philippem Giusiano. Na marginesie Sułtanow zmarł w 2005 roku w Fort Worth w USA, gdzie mieszkał. W bardzo młodym wieku - miał 36 lat. W następstwie serii udarów mózgu był sparaliżowany od czterech lat. Podzielił los wielkich kompozytorów Chopina, Mozarta, Schuberta, którzy również zmarli w bardzo młodym wieku.
Króka historia konkursów.
Inicjatorem Konkursów Pianistycznych imienia Fryderyka Chopina był prof. Jerzy Żurawlew (1887-1980), wybitny polski pianista, pedagog i kompozytor. Pierwszy Konkurs Chopinowski odbył się w 1927 roku w sali Filharmonii Warszawskiej. Tam też, co pięć lat odbywały się następne Konkursy: w 1932 i 1937 roku. II wojna światowa uniemożliwiła zorganizowanie Konkursu w 1942 r. Pierwszy powojenny a IV z kolei Międzynarodowy Konkurs Chopinowski przeprowadzono w 1949 roku. Następny Konkurs odbył się sześć lat później, w 1955 roku. To roczne opóźnienie, spowodowane było odbudową Filharmonii Warszawskiej. Od 1955 r. Międzynarodowe Konkursy Pianistyczne im. Fryderyka Chopina odbywają się w Filharmonii Narodowej co pięć lat.
Po zmianach w regulaminie konkursu uczestnicy konkursu musieli wykonać: W I etapie jeden dowolnie wybrany nokturn spośród siedmiu, dwie etiudy, po jednej z dwóch grup, w pierwszej grupie sześć, w drugiej osiem etiud do wyboru i jedną z ballad lub Barkarolę Fis-dur op. 60 lub Fantazję f-moll op. 49. W II etapie jeden polonez spośród czterech do wyboru, jedno, dowolnie wybrane scherzo, jeden walc spośród pięciu do wyboru i jeden wybrany utwór spośród dziesięciu do wyboru. W III etapie pełny cykl mazurków w opusie spośród ośmiu opusów do wyboru oraz Sonatę b-moll op. 35 lub Sonatę h-moll op. 58. W finale jeden z koncertów: e-moll op. 11 lub f-moll op. 21. Program Koncertu należało wykonać z pamięci.
Dotychczasowe konkursy chopinowskie i ich laureaci 1927 Lew Oborin - Związek Radziecki 1932 Alexandre Uninsky - Związek Radziecki 1937 Yakov Zak - Związek Radziecki 1949 Bella Dawidowicz - Związek Radziecki 1955 Adam Harasiewicz - Polska 1960 Maurizio Pollini - Włochy 1965 Martha Argerich - Argentyna 1970 Garrick Ohlsson - Stany Zjednoczone 1975 Krystian Zimerman - Polska 1980 Dang Thai Son - Wietnam 1985 Stanislav Bunin - Związek Radziecki 1990 I nagrody nie przyznano, II nagroda Kevin Kenner - Stany Zjednoczone 1995 I nagrody nie przyznano, II nagroda Alexei Sultanov - Rosja i Philippe Giusiano - Francja 2000 Yundi Li - Chiny 2005 Rafał Blechacz - Polska 2010 Yulianna Avdeeva - Rosja
Aż dziw, że żaden reprezentant (reprezentantka) Japonii nie wygrał (wygrała) dotąd...
I taka jeszcze uwaga: Międzynarodowy Konkurs Pianistyczny im. Fryderyka Chopina to takie wielkie wydarzenie kulturalne, a w mediach jak gdyby nic. Polityka, polityka i polityka. Jedynie jeden z programów radiowych i kanał TVP "Kultura" informowały i relacjonowały występy konkursowe. W prasie niemal zupełna cisza...
Nie masz wystarczających uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego postu.
____________________________________ Nie jesteś tym, kim myślisz, że jesteś - lecz tym, kim się stajesz, gdy myślisz kim jesteś.
21 paź 2010, 20:24
Kącik Kulturalno-Patriotyczny
Nadir
... I taka jeszcze uwaga: Międzynarodowy Konkurs Pianistyczny im. Fryderyka Chopina to takie wielkie wydarzenie kulturalne, a w mediach jak gdyby nic. Polityka, polityka i polityka. Jedynie jeden z programów radiowych i kanał TVP "Kultura" informowały i relacjonowały występy konkursowe. W prasie niemal zupełna cisza...
Tak się składa, że prasa wydaje dźwięki zazwyczaj w czasie gniecenia (np. aby użyć do ) Jak sięgam pamięcią, to często wybór jury rozmijał się w wyborem publiczności. Nie sądzę aby muzyka Chopina na tym traciła
____________________________________ Kardynała Richelieu sekret wam dziś zdradzę. Od przyjaciół Boże strzeż z wrogami sobie poradzę. C.T.
21 paź 2010, 20:41
Kącik Kulturalno-Patriotyczny
nadir
W finale jeden z koncertów: e-moll op. 11 lub f-moll op. 21. Program Koncertu należało wykonać z pamięci.
Właśnie przy okazji ostatniego konkursu , który oglądałem i słuchałem na TVP KULTURA dowiedziałem się jak duży problem stanowi finał z koncertami Chopina. A to dlatego , że są jedynie dwa. A prawie wszyscy grali e-mol. A tu http://konkurs.chopin.pl/pl/edition/xvi/competition/auditions/stage/4/day/3 można sobie jeszcze posłuchać wszystkich uczestników jeszcze raz.
____________________________________ "Tylko zmiana jest niezmienna" - Heraklit
21 paź 2010, 23:24
Który piękniejszy?
tranqilo
nadir
W finale jeden z koncertów: e-moll op. 11 lub f-moll op. 21.
Właśnie przy okazji ostatniego konkursu , który oglądałem i słuchałem na TVP KULTURA dowiedziałem się jak duży problem stanowi finał z koncertami Chopina. A to dlatego , że są jedynie dwa. A prawie wszyscy grali e-mol.
Jako ciekawostkę podam, że koncert e-moll jest z opusu (zbioru dzieł z pewnego okresu) wcześniejszego, bo z op. 11 i jest zatytułowany koncert nr 1, a f-moll (op. 21) jako numer 2. Tymczasem pierwszym z nich, którego Chopin skomponował był f-moll.
Dla większości osób (nie będących fachowcami w tej dziedzinie) koncert e-moll, to motyw wykorzystany do czołówki TVP Polonia. I dla mnie (jako nie fachowca w dziedzinie muzyki klasycznej) ten koncert wydawał mi się kiedyś, kiedyś ładniejszy niż nr 2 f-moll. Ale posłuchajcie sobie w wolnym czasie tego drugiego. Chyba jest jeszcze piękniejszy. Powiedziałbym: "poważniejszy", dojrzalszy, dostojniejszy. Choć skomponowany właśnie jako pierwszy.
____________________________________ Nie jesteś tym, kim myślisz, że jesteś - lecz tym, kim się stajesz, gdy myślisz kim jesteś.
22 paź 2010, 05:54
Kącik Kulturalno-Patriotyczny
Erika Steinbach powtórzyła swój sukces
Niemiecki Związek Wypędzonych (BdV) ponownie wybrał Erikę Steinbach na przewodniczącą tej organizacji. Była ona jedyną kandydatką na to stanowisko i otrzymała poparcie 94 procent delegatów obradujących na zjeździe BdV w Berlinie.
67-letnia polityk niemieckiej chadecji kieruje Związkiem Wypędzonych od 1998 roku. Nadal cieszy się mocnym poparciem tej organizacji pomimo kontrowersji, jakie wywołały we wrześniu jej wypowiedzi, że były szef polskiej dyplomacji Władysław Bartoszewski "ma zły charakter" oraz że Polska już w marcu 1939 roku przeprowadziła mobilizację do wojny; stwierdzenie to uznano za sugerowanie współodpowiedzialności Polski za II wojnę światową.
W sobotę Steinbach ponownie odrzuciła zarzuty o relatywizowanie niemieckiej winy za wybuch wojny. - Każdy w tym kraju wie, kto zaczął II wojnę światową. Każdy w tym kraju zna barbarzyństwa narodowosocjalistycznych Niemiec i bezgraniczne cierpienia, jakich doznała Europa - powiedziała. Zarzuciła też przeciwnikom BdV "wrogość i agresywność". Ich jedynym celem jest niedopuszczenie do powstania muzeum upamiętniającego wypędzenia - oceniła.
Przestrzegała również przed próbami relatywizowania wysiedleń Niemców, podejmowanymi - jej zdaniem - "w niemieckiej polityce a także w niektórych krajach sąsiednich". Jak mówiła, nie wolno usprawiedliwiać tych dramatycznych wydarzeń poprzez wskazywanie na "przyczynę i skutek". Zażądała również od niemieckiego rządu wypłaty odszkodowań za pracę przymusową, świadczoną przez Niemców.
- Budowa kultury demokratycznej w państwie trwa 60 lat - mówi Marcin Król, filozof, w rozmowie z Agatonem Kozińskim.
Atak na biuro europosła PiS w Łodzi prezydent Komorowski uznał za zagrożenie dla demokracji. Czy rzeczywiście po ponad 20 latach od obalenia komunizmu ciągle musimy udowadniać, że jesteśmy demokracją? Przede wszystkim należy pamiętać, czym jest demokracja. A jest ona pomysłem dość dziwnym. Jego źródeł można poszukiwać w dwóch miejscach. Pierwsze - ludzie uznali, że chcą rządzić sami sobą. Taka wizja demokracji jest bardzo optymistyczna. Ale jest też druga - ludzie uznali, że wojna domowa to największe nieszczęście, jakie się może zdarzyć, i w ten sposób jej unikają. Tę interpretację uważam za mniej optymistyczną, ale za to bardziej realistyczną. System demokratyczny jest bowiem niczym innym jak kanalizowaniem walki politycznej, przeniesieniem jej do parlamentu.
- I jak ocenia Pan system istniejący w naszym kraju? Robert Dahl, autor książki "O demokracji", wymienia kilka warunków dobrej demokracji: oświeceni obywatele, wyraźnie zróżnicowane środowiska polityczne, właściwie funkcjonujące media pozwalające obywatelom zrozumieć problemy polityczne. Bardzo ważny jest ten ostatni punkt. Media mają pomóc zrozumieć, a nie szukać sensacji w poszczególnych działaniach. Od razu widać, że tutaj w Polsce jest słabość, gdyż nasze media przede wszystkim gonią za sensacją, a nie próbują pokazywać długofalowych konsekwencji poszczególnych działań.
Wystarczy dłużej posłuchać dyskusji rozgrywających się w polskich mediach, by zorientować się, że powtarza się w niej ciągle te same argumenty. Gdyby media analizowały własną pracę, dostrzegłyby to i starałyby się iść krok dalej - ale dla nich ważniejsze są mocne słowa i sensacja. Brakuje pytania dlaczego. W ten sposób media, zamiast wyjaśniać sytuację, zajmują się tylko dostarczaniem rozrywki. Najlepszą jest spór - bez niego jest nudniej. (...) http://www.polskatimes.pl/opinie/wywiad ... ,id,t.html
Ostatnio edytowano 24 paź 2010, 13:19 przez Nadir, łącznie edytowano 1 raz
redakcyjne poprawki, wyróżnienia tekstu
24 paź 2010, 09:41
Kącik Kulturalno-Patriotyczny
Nadir
Julianna Awdiejewa z Rosji zwyciężyła w XVI Międzynarodowym Konkursie Pianistycznym im. Fryderyka Chopina. I taka jeszcze uwaga: Międzynarodowy Konkurs Pianistyczny im. Fryderyka Chopina to takie wielkie wydarzenie kulturalne, a w mediach jak gdyby nic. Polityka, polityka i polityka. Jedynie jeden z programów radiowych i kanał TVP "Kultura"informowały i relacjonowały występy konkursowe. W prasie niemal zupełna cisza...
Muzyka Chopina to ?armaty ukryte w krzakach "
Przejęzyczenie prezydenta Komorowskiego, który podczas koncertu laureatów XVI Międzynarodowego Konkursu Chopinowskiego, mówiąc o muzyce naszego wybitnego kompozytora, zamiast ?armaty ukryte w kwiatach" powiedział ?armaty ukryte w krzakach" , przewałkowano na wszelkich możliwych forach internetowych. Jedni drwili, inni usprawiedliwiali i pocieszali, byli tacy, którzy dorabiali zaskakujące teorie na temat drugiego dna tego sformułowania. Ja się zachwyciłem. Bo uważam, że każde przejęzyczenie wnosi coś nowego, powoduje, że coś oklepanego staje się nieoklepanym, albo przynajmniej zaczyna się to oklepywać z innej strony. A jeśli jeszcze powie to ktoś z urzędowym majestatem... Należy niezwłocznie wykorzystać okazję i zrobić lekkie zamieszanie. Na przykład w literaturze. Weźmy ?Redutę Ordona": ?Nam strzelać nie kazano. - Wstąpiłem na działo I spojrzałem na pole; dwieście armat grzmiało. Patrzę dookoła niby jastrząb jaki, Naszych dział nie widać, jeno same krzaki, Artyleryji ruskiej ciągną się szeregi, Prosto, długo, daleko, jako morza brzegi; I widziałem ich wodza; - przybiegł, mieczem skinął, A miecz jak armata - porosły leszczyną, I kiedy wódz zakrzyknął: ?Ura! Do ataku!" Ruscy swoje armaty wyciągnęli z krzaków..."
Pisałem o Rudym Rychu z Muranowa, który ?Mazurka op.17 nr 4" Fryderyka Chopina zakończył telemarkiem? Pisałem. Oczywiście, że Rudego Rycha wymyśliłem, ale jak się okazuje terminologia sportowa użyta w kontekście Konkursu Chopinowskiego była jak najbardziej na miejscu. Mam paru znajomych i sam się do nich zaliczam (uważam się za jednego z lepszych swoich znajomych), którzy nie będąc melomanami, na ogłoszenie werdyktu jury czekali z wypiekami na twarzy i emocjami nie mniejszymi niż te towarzyszące nocnym walkom Gołoty czy porannym skokom Małysza. Zresztą jedna z widzek TVP Kultura przyznała, że ostatnio tak bardzo się denerwowała podczas zawodów w Planicy, kiedy nasz Adam skakał po złoto. Zapowiadając transmisje z konkursu, TVP Kultura też odwoływała się do języka sportu - pojawiały się obrazki pianisty nad klawiaturą, a lektor tonem sprawozdawcy sportowego mówił o koncentracji, skupieniu, energii itp. Prześmieszne. Nie znam wyników oglądalności wieczoru finałowego Konkursu Chopinowskiego, ale życzę TVP Kultura, żeby się okazało, że widzów było nie mniej niż podczas jazdy Kubicy. I że wspaniałe dośrodkowanie dyrygującego Antoniego Wita do Daniiła Trifonowa oglądało parę milionów Polaków. Mam nadzieję, że ze sportu wykorzysta się tylko dobre skojarzenia, bo jakoś głupio by mi było, gdyby fotelami wyrwanymi z szacownego parkietu Filharmonii Narodowej zaczęli się okładać kibice Wundera i fani Bożanowa. Oczywiście od razu pojawiły się spory na temat tego, czy Awdiejewa powinna wygrać. Najwięcej na ten temat mieli do powiedzenia: ?brunecik22mazowsze",?ITI go Home", ?papa_rapa_17", ?Eu.Geniusz.Sieradz" i ?bialykozaczek19".
Swoją drogą, może by tak organizatorzy Konkursu Chopinowskiego pomyśleli przy okazji następnej edycji o powołaniu dwóch jury. To drugie wyłonić spośród najczęściej wypowiadających się na temat konkursu w Internecie. I wtedy będzie można porównać opinię Marthy Argerich i na przykład ?biodra_bizona_77". Zresztą nie można wykluczyć, że pod tym pseudonimem ukrywa się jakiś wybitny znawca muzyki Chopina i spór o nagrodę dla rosyjskiej pianistki stałby się jeszcze bardziej zaciekły. I zdecydowanie bardziej wolę takie spory niż nieszczere licytowanie się odpowiedzialnością za ?język nienawiści" w polskiej polityce.
A' propos ?wolę". Usłyszałem w radiu piosenkę zespołu ?Golec Uorkiestra". Z następującym refrenem: ?...Nie chcę żadnej sławy i mamony, Wolę swoje ciepłe kalesony..." O ile dobrze rozumiem, autor tekstu sugeruje, że nie zależy mu na sławie, nie chce pieniędzy, woli kalesony. W przypadku zespołu żyjącego z występów, to deklaracja dość ryzykowna. Bo jak to mogą zrozumieć organizatorzy różnych imprez? Taka stawka? Nie w pieniądzach, tylko w kalesonach? Trzy kartony kalesonów za występ na dniach miasta? I wagon kalesonów za ?event" dla firmy farmaceutycznej? W dalszej części refrenu znajdujemy rozwinięcie tej myśli, potwierdzenie niechęci do blichtru, do pozorów ?wielkiego świata": ?...Nie chcę oczu kamer i poklasku, Wolę z tobą kochać się o brzasku..." Autor ujawnia porę doby, w której bohater piosenki prawdopodobnie na chwilę zdejmuje kalesony. Nie ma tego już w piosence, ale dopisałem sobie dalszy ciąg opowieści: ?...A jak już opuszczę twoje łoże, Wtedy kalesony znowu włożę, Ale już nie tamte, nie te stare, Bo mam na niedzielę drugą parę..." Jeśli ktoś myśli, że to stek bzdur, i że tych dwóch wątków nie powinno się łączyć w jednym tekście, niech najpierw sprawdzi, ile złośliwych uwag pod adresem laureatki XVI Konkursu Chopinowskiego zamieściły na różnych forach internetowych ?kalesony_chopina".
____________________________________ Videtur et hoc mihi Platforninem non debere esse Poza tym uważam że Platformę należy zniszczyć /Katon starszy/
25 paź 2010, 19:42
Kącik Kulturalno-Patriotyczny
Wałęsa porywał tłumy! Witają go tysiące...
Tłumy witały w poniedziałek Lecha Wałęsę, który przybył z przesłaniem solidarności na wiec związkowców. Gdzie? Oczywiście że nie w Polsce! Tym razem Wałęsa zagrzewał do rewolucji w Ameryce!
Związkowcy w USA mocno odczuwają skutki kryzysu. Tylko w branży budowlanej bezrobocie sięga 45 proc. I w takich właśnie warunkach na wiec związkowców pojechał tam Lech Wałęsa. Nic więc dziwnego, że przywitano go jak bohatera.
Wałęsa wspominał jak obalił komunę: - W tamtym czasie liczyliśmy czołgi, rakiety, żołnierzy, ale (...) wszyscy zapomnieliśmy o duchu, o wartościach, o Panu Bogu. Zapamiętajcie, czasem duch jest silniejszy od rakiet od żołnierzy i od atomu nawet.
Jak zwykle nasz lider odpłyną trochę w stronę science-fiction. Powiedział, że Unia Europejska powinna nawiązać bliższą współpracę z USA by lepiej konkurować i współpracować (???) chińską gospodarką. - Jeśli się to uda, dodał, powinniśmy jednoczyć ją z Stanami Zjednoczonymi Ameryki, bo tylko wówczas poradzimy sobie z wielkim narodem chińskim, wspaniałym, o wielkiej kulturze, ale który trochę inaczej ułożył sobie swoje życie. To będzie dobra, wielka sprawa jeśli wspólnie z Chinami będziemy budować ten świat."
W poniedziałkowym zgromadzeniu na Times Square uczestniczyło ponad 20 tysięcy związkowców.
Polska musi się nawrócić, bo stoi na progu śmierci. Tak jak nawracali się ci, którzy nie mieli już żadnych obowiązków, miłości, namiętności, pokus, bo za chwilę mieli stanąć przed Bożym obliczem
Śmierć kogoś kochanego może być wspomnieniem radosnym. Odchodzenie z tego świata osób wierzących nie musi i nie powinno rodzić rozpaczy. W polskich rodzinach od wieków przechowywano wspomnienia śmierci najbliższych. Ten pietyzm wyrażał prawdziwą katolicką kulturę. Moment śmierci ojców i matek czy ukochanych władców był traktowany jako najważniejszy przekaz od nich ? roztrząsany potem wielokrotnie w szczegółach, a jednocześnie jako świadectwo dobroci Boga.
?Prababka Paulina Rusiecka umarła na raka późną jesienią 1909 roku? ? wspomina Anna Saryusz-Zaleska. ?Gościliśmy wtedy z rodzicami w Pieniążkowej, Władzio, Teklusia i ja? Przypominam sobie ten żałobny dzień, choć miałam dopiero dwa lata? Obrywamy płatki z kwiatów, po czym wkładamy je do ozdobnych koszyczków. Prowadzą nas za rękę do pokoju prababuni. Leży nieruchomo na wysoko spiętrzonych poduszkach. Wszyscy są poruszeni. Prababka błogosławi nas, dzieci. Cofamy się do drzwi. Wtedy wchodzi ksiądz z wiatykiem. Dorośli klęczą, tłumiąc łzy. Władzio ubrany w komeżkę dzwoni prawdziwym ministranckim dzwonkiem ? z całą powagą swoich czterech lat. My, dziewczynki, sypiemy przed księdzem płatki kwiatów. Prababunia przyjmuje Komunię Świętą, po czym wyprowadzają nas znowu na werandę. I ? od razu ? niespodzianka. Co za radość! Wręczają nam prezent od prababci ? każde z nas dostaje talię kart do pasjansa, wiedeńskich, ze znanej firmy Piatnika? Przez całe lata wspominać będę ten podarek ofiarowany in extremis??. Spowiedź i rozgrzeszenie, Bóg w Najświętszym Sakramencie, to gwarancja nadziei na życie wieczne. Obecność księdza jest pokrzepieniem, widzialnym znakiem służby Kościoła. Obecność bliskich mówi, że więź pokoleń nie jest formalnością, a czyny miłosierdzia wobec umierających są godnym pochwały świadectwem wiary w Chrystusa.
Odejścia heroiczne Ludwik XIV w dniu swego odejścia był niczym żołnierz, który ma stanąć na posterunku. Zmienił formę mówienia o sobie. ?Quand j?etais roi? (?Kiedy byłem królem?) ? mówił. Maria Czapska, siostra ocalonego z Katynia Józefa Czapskiego, przywołała w jednej z książek moment śmierci francuskiego monarchy. ?W obecności najbliższej rodziny, dworzan i służby wysłuchał król mszy św., przyjął sakramenta, pożegnał wszystkich, dziękując i przepraszając za swoje winy. Widząc w lustrze u stóp łoża dwóch paziów we łzach: Dlaczego płaczecie? ? spytał. ? Czyście myśleli, że jestem nieśmiertelny? Ja co do tego nie miałem złudzeń, a zważywszy na mój wiek powinniście byli przygotować się, że mnie utracicie?. Opis tej śmierci, niejako osobiście celebrowanej przez odchodzącego króla, stał się swoistym wzorcem odejścia z tego świata, z pokorą wobec Boga.
Inny rodzaj heroizmu w obliczu śmierci ukazuje Beata Obertyńska. W jednym z sowieckich więzień w przepełnionej celi spotkała stojącą nad grobem staruszkę, Rosjankę. ?Jedyny okaz dawnej inteligencji, z jakim się w tiurmach zetknęłam. Takiej delikatności, takiej dobroci, takiej słodyczy i takiej uczynności nie spotyka się często nawet w normalnych warunkach. Siwiutka jak gołąb, chuda, drobna, a schludna wyjątkowo, myślała tylko o tym, jak by której z nas usłużyć, co by której odstąpić, którą by nakryć swoim pledem, której by swój koc podścielić. Miałyśmy wrażenie, że chce nam nagrodzić choć w części to, co nas ze strony Rosji spotkało. (?) Siedzi za ?religijną propagandę?. Wie, że będzie skazana. Wie, że nie zobaczy już dzieci i wnuków. Wie, że nie przetrzyma więzienia. Nikogo jednak sobą nie zajmuje. Modli się, klęcząc, całymi nocami, wtulona w róg celi jak strzępek uczepionej tam pajęczyny?. Oto przykład heroicznej wiary. Wiary w Boga, która niweczy lęk, ból, rozpacz i samotność.
Nawrócenia O tym, że Oskar Wilde był pisarzem i że stał się symbolem dekadencji, wie prawie każde dziecko. O tym, że nawrócił się na katolicyzm przed śmiercią, nie wie prawie nikt. Takie rzeczy z jakiegoś powodu trzyma się w tajemnicy. Wilde, ?który sam siebie ogłosił arcygrzesznikiem i archetypowym cynikiem, od dziecka odczuwał wyraźną słabość do katolicyzmu? ? pisze jego biograf Joseph Pearce. Trzy tygodnie przed śmiercią wyznał: ?Moje zepsucie moralne wynikło w dużej mierze z faktu, że ojciec nie pozwolił mi zostać katolikiem?. Wcześniej stwierdził, że ?katolicyzm to jedyna religia, w której warto umierać?. Na dzień przed śmiercią jego przyjaciel zdecydował się sprowadzić do niego księdza pasjonistę. Otrzymał warunkowy chrzest, potem rozgrzeszenie i ostatnie namaszczenie. ?I tak na łożu śmierci Wilde spełnił wreszcie proroctwo z własnego wiersza ?Rzym nieoglądany?:
Stąd już do domu poszedłbym, Pielgrzymka ma dobiegła końca. Choć ? zda się ? krwawy płomień słońca Wskazuje tam, gdzie święty Rzym.
W Wielką Sobotę 2004 r. zmarł 47-letni poeta i pieśniarz Jacek Kaczmarski. Po wieloletniej walce z chorobą, ale nade wszystko po boju, który toczył jego niespokojny duch, to wyrywający się do Boga, to uciekający przed Nim. Świadectwem jego tęsknoty do Miłości i Prawdy są jego piosenki. Ale też wiele w nich ostrych słów potępienia polskiego katolicyzmu (potrafił napisać o Kmicicu: ?wierny jest jak topór kata?). Żył pomiędzy fascynacją polskością i pokusą odrzucenia jej. Mawiał o sobie, że jest hedonistą. Na koniec pojednał się z Trójcą Świętą. W Wielki Piątek, dziesięć godzin przed śmiercią, przyjął sakrament chrztu świętego.
Wiele mówi się w tym roku o Fryderyku Chopinie. Niezwykle jednak mało, niemal nic o tym, że ten artysta, pogrążony za życia bez reszty w swojej twórczości i w absorbującym go swoimi sprawami ?modnym świecie?, przed śmiercią się nawrócił. Przejmujące świadectwo przedstawił jego przyjaciel, ks. Aleksander Jełowicki, przełożony Misji Polskiej Zmartwychwstańców w Paryżu, w liście do Ksawery Grocholskiej.
?(?) Zawsze słodki i miły, i dowcipem wrzący, a czuły ponad miarę, zdawał się już mało należeć do ziemi. Ale, niestety, o Niebie nie myślał. Miał on niewielu dobrych przyjaciół, a złych, tj. bez wiary, bardzo wielu. (?) Pobożność, którą z łona matki Polki był wyssał, była mu już tylko rodzinnym wspomnieniem. A bezbożność towarzyszów i towarzyszek jego lat ostatnich wsiąkała coraz bardziej w chwytny umysł jego i na duszy jego jak chmura ołowiana osiadła zwątpieniem. I tylko już mocą wykwintnej przyzwoitości jego się stawało, że się nie naśmiewał głośno z rzeczy świętych, że jeszcze nie szydził. W takim to opłakanym stanie schwyciła go śmiertelna piersiowa choroba?.
Ksiądz Jełowicki, przyjaciel z lat dziecinnych, na wszelkie sposoby próbował nakłonić Chopina do przygotowania się na śmierć przez spowiedź sakramentalną. Chopin tłumaczył, że nie może przyjąć sakramentów, ?bo już ich nie rozumiem po twojemu?. Ksiądz Jełowicki i współbracia nie ustawali w modlitwie za słabnącego w oczach kompozytora, podczas gdy drzwi jego pokoju zamykano przed księdzem. ?Nazajutrz przypadł dzień św. Edwarda, patrona ukochanego brata mojego. Ofiarując za jego duszę Mszę świętą, tak prosiłem Boga: O Boże, litości! Jeżeli dusza brata mego Edwarda miłą jest Tobie, daj mi dzisiaj duszę Fryderyka! Więc ze zdwojoną troską szedłem do Chopina. Zastałem go u śniadania, do którego gdy mię prosił, ja rzekłem: ?Przyjacielu mój kochany, dziś są imieniny mego brata Edwarda. (?) W dzień mego brata daj mi wiązanie?. ?Dam ci, co zechcesz?, odpowiedział Chopin, a ja odrzekłem: ?Daj mi duszę twoją!?. ?Rozumiem cię, weź ją!? ? odpowiedział Chopin i usiadł na łóżku. Wtedy radość niewymowna, ale oraz i trwoga ogarnęły mię. Jakżeż wziąć tę miłą duszę, by ją oddać Bogu? Padłem na kolana, a i w sercu moim zawołałem do Pana: ?Bierz ją sam!?. I podałem Chopinowi Pana Jezusa ukrzyżowanego, składając Go w milczeniu na jego dwie ręce. I z obu oczu trysnęły mu łzy.
?Czy wierzysz??, zapytałem. Odpowiedział: ?Wierzę?. ?Jak cię matka nauczyła??. Odpowiedział: ?Jak mię nauczyła matka!?. I wpatrując się w Pana Jezusa ukrzyżowanego, w potoku łez swoich odbył spowiedź świętą. I tuż przyjął wiatyk i Ostatnie Pomazanie, o które sam prosił? Od tej chwili przemieniony łaską Bożą, owszem, samym Bogiem, stał się jakoby innym człowiekiem. (?) Tegoż dnia poczęło się konanie Chopina. (?) W końcu on, co zawsze był tak wykwintnym w mowie, chcąc mi wyrazić całą wdzięczność swoją, a oraz i nieszczęście tych, co bez Sakramentów umierają, nie wahał się powiedzieć: ?Bez ciebie, mój drogi, byłbym zdechł ? jak świnia!?. W samym skonaniu jeszcze raz powtórzył Najsłodsze Imiona: Jezus, Maria, Józef, przycisnął krzyż do ust i do serca swego i ostatnim tchnieniem wymówił te słowa: ?Jestem już u źródła szczęścia!??. I skonał. Tak umarł Chopin. Módlcie się za nim, ażeby żył wiecznie?.
On nie umarł, tylko śpi Karolina Lanckorońska, więźniarka Ravensbrück, przez wiele miesięcy obcowała codziennie ze śmiercią, nieraz zadawaną w sposób bestialski ? w przydzielonym jej bloku umierało dziennie 120, 130 kobiet ? ze śmiercią odartą z majestatu, godności i szacunku. Będąc przed wojną wykładowcą uniwersyteckim, historykiem sztuki, także tutaj, nie zważając na upodlające człowieczeństwo warunki ? po wypełnieniu w ciągu dnia przy ciałach zmarłych ostatnich posług ? wieczorami, w baraku, głosiła swoim wynędzniałym towarzyszkom wykłady: o literaturze starożytnej Grecji, o malarstwie religijnym Rembrandta. Wypożyczała ukryte w sienniku tomy Szekspira? W Wielkim Tygodniu 1945 roku zgłosiły się do niej Polki z prośbą, by dostosowała wykłady do tematyki Wielkiego Tygodnia. Sądziły, że to ostatni ich Wielki Tydzień. ?(?) Na Piątek i Sobotę wybrałam odpowiednie dzieła i wiersze Michała Anioła wraz z opisem wielkich przeżyć religijnych ostatniego okresu jego życia?? ? napisała po latach Lanckorońska we wspomnieniach. To właśnie jest Polska. Taka Polska, która razi bezbożników, niepokoi odarte z szacunku dla Boga i spraw ostatecznych potęgi.
Pogrzeb prezydenta na Wawelu ? jakże podniosły, dumny, wspaniały i uroczysty katolicki akt modlitewny, wraz z Ofiarą Chrystusa, podczas Mszy Świętej. Niezwykły akcent w czasie tak wielkiego poniżenia Narodu i państwa. Hołd, należny Bogu, jako dziękczynienie i błaganie zarazem za tego, który zginął podczas pełnienia służby dla Ojczyzny. To był także wielki znak dla Polski. Bo była to nagła odsłona innego świata: piękna, blasku, majestatu i miłosierdzia Boga, pośród morza martwoty, zła, brudu i brzydoty. Dlatego tak zaatakowano to wielowymiarowe duchowe wydarzenie. Ale pogrzeb pary prezydenckiej pozostawił w Polakach ślad, jakby zapisane ręką Boga przypomnienie: ?Do Mnie należycie?.
Rozalia Celakówna, krakowska pielęgniarka, mistyczka i apostołka Intronizacji Serca Jezusowego z pierwszej połowy ubiegłego wieku, w jednej ze swych wizji ujrzała symboliczny obraz. W samym sercu Krakowa na przecięciu ulic dostrzegła trumnę przykrytą postrzępioną czarną szmatą. ?Kto umarł?? ? zapytała. ?To nie jest zmarły człowiek, tylko śpi w letargu? ? padła odpowiedź. Rozległ się dźwięk dzwonu. Na ten dźwięk człowiek leżący w trumnie powstał. Był piękny, pełen życia. ?Tym śpiącym człowiekiem łachmanem okrytym jest Polska. Kiedy odzyska wolność, wtedy będzie o wiele wspanialsza, niż była? ? padło wyjaśnienie wizji.
Wiosną 1938 roku Rozalia usłyszała słowa: ?Trzeba ofiary za Polskę, za grzeszny świat. (?) Ratunek dla Polski jest tylko w Moim Boskim Sercu?. W lipcu tego samego roku: ?Polska nie zginie, o ile przyjmie Chrystusa za Króla w całym tego słowa znaczeniu, jeżeli się podporządkuje pod prawo Boże, pod prawo Jego Miłości. Tylko te państwa nie zginą, które będą oddane Jezusowemu Sercu przez Intronizację, które Go uznają swym Królem i Panem. Państwa oddane pod panowanie Chrystusa i Jego Boskiemu Sercu dojdą do szczytu potęgi i będzie już jedna owczarnia i jeden pasterz?. Tej zapowiedzi towarzyszyła przestroga: ?Pamiętaj, dziecko, by sprawa tak bardzo ważna nie była przeoczona i nie poszła w zapomnienie. (?) Jest to ostatni wysiłek Miłości Jezusowej na ostatnie czasy!?. Wybór, przed jakim dziś stoimy jako Polacy, jest jasny: albo zburzymy dotychczasowy porządek moralny, porządek chrześcijański, który obowiązywał w Polsce od daty jej chrztu w 966 roku ? jednym z jego znaków rozpoznawczych jest najwyższy szacunek, jakim otaczany jest człowiek umierający i moment jego śmierci ? odcinając się w ten sposób od całej historii naszego Narodu i od katolickiej wiary, albo pozostaniemy wierni Bogu. I będziemy wprowadzać w życie Jego plany względem naszego państwa. Wszystkie wielkie zwycięstwa Polski, także militarne, były zwycięstwami pod sztandarem Jezusa i Maryi.
Dziś, niczym wygłodniały wilk, czai się u progu klęska, finis Poloniae, gotowa, by skoczyć nam do gardła. Klęska związana z odrzuceniem prawa miłości na rzecz prawa nienawiści, z zaparciem się Chrystusa i usuwaniem krzyża. Tych rzeczy jeszcze w Polsce nie było. Nie było zabijania w biały dzień jednych Polaków przez innych Polaków tylko dlatego, że mają inne poglądy polityczne. Jednym ze znaków, jakie towarzyszą wyborom zła dokonywanym przez część prominentnych osób w państwie, są coraz liczniejsze wypadki porzucenia stanu duchownego, apostazja w Kościele. Jeszcze wyraźniej wskazują one, że walka, która toczy się w Polsce, jest walką duchową. Plan sił ciemności jest taki, by zniszczyć to, co jest najszlachetniejsze w Polakach ? a co jest bardziej szlachetne niż służba Bogu przy ołtarzu? ? i sprawić, by się nawzajem pozabijali. W 1940 roku, cztery lata przed śmiercią, Rozalia Celakówna usłyszała od Pana Jezusa, że najbardziej bolą Go ?obojętność, wzgarda i zdrada kapłanów?. ?Módl się gorąco za nich i składaj ofiary z siebie, by kapłani byli świętymi? Dlatego jest tyle zła, bo nie ma świętych kapłanów?.
W oczekiwaniu na uzdrowienie Hasło wysuwane dziś pod adresem polityków: ?Przestańcie się kłócić!?, sugeruje, że są tu jakieś niegrzeczne dzieci, które okładają się łopatkami w piaskownicy. To fałsz. Polska potrzebuje wiary w jedynego prawowitego Władcę, w Chrystusa Pana. Musi nawrócić się do Niego, bo stoi na progu śmierci. Tak jak nawracali się ? dosłownie, zwracali tylko ku Niemu ci, którzy nie mieli już żadnych spraw, żadnych miłości, namiętności, pokus, obowiązków, bo już za chwilę mieli stanąć przed Jego Obliczem. Zwracając się ku Chrystusowi, całkowicie i bez reszty, rozpoznawali Go. Są ich nieprzeliczone rzesze. Świadectwa ich śmierci wołają: ?Bóg jest!?. Oni Go ujrzeli.
Kiedy On będzie uznany, w Jego bóstwie, potędze i miłości, czczony, szanowany, kochany, wtedy łuski opadną z oczu i ci, którzy w polityku z PiS lub obrońcy wiary widzą śmiertelnego wroga, bo zaślepia ich nienawiść i pycha, zobaczą brata. Tego nie uczynią żadne zaklęcia wzywające do zgody, lamenty nad upadkiem norm, kultury, polityki, cywilizacji, demokracji, standardów, żadne argumenty, tylko uzdrawiające działanie samego Boga. W Polsce nie brakuje tradycji, ?standardów? i talentów, jak sobie radzić z problemami politycznymi i gospodarczymi. Brakuje wiary w Boga.
Ewa Polak-Pałkiewicz
Ostatnio edytowano 31 paź 2010, 10:08 przez Nadir, łącznie edytowano 1 raz
Przeniosłem z "Rząd PO 2007 zobowiązania i ich realizacja" i dodałem wyróżnienia tekstu
30 paź 2010, 21:29
Kącik Kulturalno-Patriotyczny
Święto wieśniaka
Dzień Wszystkich Świętych to taki dzień, kiedy szczególnie dobitnie widać, że wszyscy Polacy są ze wsi; zwłaszcza ci z dużych miast. Kiedy od święta wracają do siebie, to miasta pustoszeją, za to w pociągach i na drogach tłok robi się nie do wytrzymania.
Dla Polaka ?aspirującego? to wiejskie pochodzenie jest nieustającym źródłem wstydu i niskiej samooceny. (....) Im dłużej nad tym myślę, tym bardziej jestem pewien, że to właśnie w żartobliwym i aluzyjnym opowiadanku mistrza Lema kryje się klucz do zrozumienia popularności Donalda Tuska.
Rząd beznadziejnie knoci jedną sprawę po drugiej, jego zaplecze polityczne w coraz bardziej oczywisty sposób okazuje się zorganizowaną grupą przestępczą, a intelektualne ? zbieraniną rozhisteryzowanych durniów, w parze z dowodami na nieudolność panującej ekipy (nie przypadkiem tak piszę: panującej, Tusk z założenia zrezygnował z rządzenia i oddał je różnym sitwom, zadowalając się panowaniem) idzie coraz więcej przykładów jej cynicznego i bezwzględnego gangsterstwa, choćby w mediach ? a słupki stoją jak przymurowane. Większość Polaków zdecydowanie źle i coraz gorzej ocenia rząd, i samego Tuska jako premiera, ale zarazem deklaruje niezmienną gotowość do głosowania na partię ten rząd tworzącą i tegoż Tuska jako jej przewodniczącego. Przede wszystkim zaś, ochoczo podpisuje się pod wszystkim, pod czym trzeba się podpisywać, by należeć do ?młodych i wykształconych i z wielkich miast?: katastrofę w Smoleńsku spowodował Lech Kaczyński, za zbrodnię Ryszard C. winę ponosi sam PiS i tak dalej.
Odpowiedź, że ludzie tak się zachowują, ?bo nie chcą Kaczyńskiego?, nie wszystko wyjaśnia. Trzeba odpowiedzieć na pytanie, dlaczego go tak histerycznie nie chcą. Ano, zanurzmy się na chwilę (nie lubię tego, ale czego się nie robi dla wiedzy) w internetowe szambo rozmaitych forów i portali, najlepiej tych nie moderowanych, gdzie duchowe wydzieliny polactwa płyną swobodną strugą. Najczęściej używaną tam obelgą pod adresem Jarosława Kaczyńskiego, jego nieżyjącego brata i ?pisowców? w ogóle jest ?burak?. Symptomatyczne, prawda?
Można zrozumieć przypisywanie Kaczyńskiemu, nie wiem, zapędów dyktatorskich, psychopatii, wszelkich nikczemnych cech charakteru ? ale ?buractwo?? To przecież przedwojenny, żoliborski inteligent, z całą właściwą tej formacji kindersztubą. Ludzie podzielający jego przekonania, choć niekoniecznie zachwyceni samym Kaczyńskim, to też w większości pogrobowcy starej polskiej inteligencji, poeci, profesorowie, inżynierowie, niewątpliwi specjaliści w swych dziedzinach, a przy tym ludzie, którzy zupełnie nawykowo, bez zwracania na to uwagi, trzymają widelec garbkiem do góry. Jeśli tropić w naszej polityce schamienie, to bardziej właśnie w Platformie, której liderzy w większości awansowani zostali, jak Zdzisiu, Miro i jego młody sekretarz, symboliczny wręcz dla istotnej części ?aspirującego? pokolenia, z lokalnych, samorządowych układów, i swe potrzeby duchowe, wzorem szefa, zaspakajają na boisku, nie w teatrze.
Potężny stereotyp już w czasie ?wojny na górze? przypisał posolidarnościowym postępowcom ?inteligenckość?, a patriotyzmowi ?wiejskość? ? wedle wzorca manipulatorskiego filmu Sulika, gdzie Mazowiecki pokazywany jest w kręgu rozdyskutowanych krawaciarzy, w scenografiach z ?kina moralnego niepokoju?, a Wałęsa na rozchełstanym wsiowym podwórku, wśród ludzi ścinających akurat toporkiem łeb kurze na świąteczny rosół. W rzeczywistości w pierwszych wyborach prezydenckich III RP poparcie dla Mazowieckiego i Wałęsy podzieliło inteligencję równo na pół. I tak jest, jeśli chodzi o fakty, do dziś. Tyle, że jedna z tych połówek zyskała, na mocy decyzji politycznych, ogromne propagandowe wzmocnienie, a druga, ta, która nie potrzebuje sobie przypisywać fikcyjnych tytułów arystokratycznych czy naukowych, bo ma dość prawdziwych, została przytłoczona propagandową lawiną i zepchnięta do gremiów dość elitarnych, pozbawionych przełożenia na masową widownię.
Otóż, nie odkrywam tu chyba żadnej Ameryki w puszkach, niezatapialność Tuska polega na tym, że zdołał on kompletnie odkleić się od realności, polityki rozumianej jako mniej lub bardziej sensowne decyzje przekładające się na poziom życia czy sytuację międzynarodową, a stał się ? mówiąc językiem dla tej ekipy najlepiej zrozumiałym ? marką, której nabywanie daje klientowi poczucie wyższego statusu. Platforma i salon to coś takiego, jak kryształy Svarowskiego; w gruncie rzeczy odpustowe badziewie, a ludzie bulą za nie jak za zboże, bo to przecież kryształy Svarowskiego. Popieram Tuska ? prosty mechanizm ? więc nie jestem burakiem. Nienawidzę Kaczyńskiego, więc nie jestem burakiem. Takie proste!
Jeśli ktoś akurat nie czuje się burakiem, to taka marka może nie jest dla niego sama w sobie atrakcyjna. Ale jeśli się właśnie czuje, i jeśli ma obiektywne powody się nim czuć, jeśli bardzo potrzebuje jakiegoś glejtu na wielkomiejskość, nowoczesność i europejskość, to Tusk jest tym właśnie, co kupić musi za każdą cenę. Także za cenę beznadziejnie złych rządów i przyszłości; państwa i własnej.
I to by była pointa, ale zza płota, gdzie młodzi wykształceni z wielkich miast integrują się z rówieśnikami dopiero do miasta się wybierającymi, i gdzie pęka właśnie na to konto kolejna flaszka, dobiega jeszcze lepsza: chóralny ryk, że ?Kaczyński to pedał!?. ?Aspirujący? może jeszcze nie do końca trafiają w ten ton, który trzeba opanować, aby być prawdziwym europejczykiem, ale, przyznajmy, starają się jak potrafią.
Nie możesz rozpoczynać nowych wątków Nie możesz odpowiadać w wątkach Nie możesz edytować swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz dodawać załączników