Dziennikarz "Faktu" wsiadł wczoraj do autokaru wysłanego ze Złocieńca do Berlina, wiozącego rodziny ofiar niedzielnej katastrofy. Podał się za członka rodziny jednej z ofiar - informuje "michnikowy szmatławiec". Tak twierdzi bliski jednej z rodzin ofiar katastrofy. To "koszmar, jaki przerasta ludzkie wyobrażenie" - napisał mężczyzna w liście wysłanym do polskich agend rządowych.
Autokary i busy w poniedziałek wyjechały ze Złocieńca do Berlina. Jechały nimi rodziny ofiar tragicznego wypadku pod Berlinem, w którym zginęło 13 osób, psychologowie, lekarze, księża i urzędnicy gminy Złocieniec. Oraz dziennikarz "Faktu" - informuje "michnikowy szmatławiec".
"To nie tyle nas oburzyło, co zwyczajnie dotknęło w niewyobrażalny sposób" - pisze w liście do polskich agend rządowych bliski jednej z rodzin ofiar.
Według jego informacji reporter "Faktu" wsiadając do autokaru podał się za członka rodziny jednej z ofiar.
"Rozumiemy, że reporterzy muszą wykonywać swoją pracę, a jej cel to zebranie jak najwięcej informacji" - napisał w liście mężczyzna. Podawanie się przez dziennikarza za członka rodziny ofiary wypadku uznał jednak za naganne i niedopuszczalne.
K: dlaczego nie dziwi, że to reporter Faktu?
28 wrz 2010, 07:01
Etyka, moralność, obyczaje
Agenci mają się dobrze Rogowski, Belka, Cimoszewicz, Cytrycki, Rotfeld, Boni, Szczuka ? kto następny do awansu?
?Libero? ? pod takim pseudonimem zarejestrowany był tajny współpracownik II Departamentu MSW (czyli kontrwywiadu), 53-letni dziś Sławomir Rogowski. Od kilku tygodni Rogowski jest członkiem Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji. Według katalogu IPN, został agentem w listopadzie 1985 r. i był nim aż do grudnia 1989 r. Po ujawnieniu tej informacji Rogowski stanowczo zaprzeczył, by był ?tajnym, świadomym współpracownikiem służb PRL?, dodając, że już trzykrotnie w swojej karierze składał oświadczenie lustracyjne. I chyba wie, co robi, gdyż pion lustracyjny IPN wprawdzie zapowiedział zbadanie jego oświadczenia, ale trudno się spodziewać większych efektów, skoro zachowały się tylko zapisy ewidencyjne na temat ?Libero?, a innych materiałów brak.
Sławomir Rogowski to dawny działacz SZSP, który w czasach, gdy miał być agentem, kierował warszawskim klubem studenckim ?Hybrydy?, a także festiwalem ?FAMA? w Świnoujściu. Dzięki kolegom z ?Ordynackiej?, zwłaszcza Robertowi Kwiatkowskiemu i Włodzimierzowi Czarzastemu, w czasach rządów SLD był dyrektorem Agencji Filmowej TVP, a później członkiem zarządu Totalizatora Sportowego. Do Krajowej Rady również zgłosiła go lewica, lecz jego wybór był możliwy tylko dzięki głosom posłów PO.
Premierzy z wywiadu Przypadek Rogowskiego nie jest odosobniony. Niespełna dwa miesiące wcześniej, również głosami Platformy i SLD, Sejm wybrał nowego prezesa NBP zgłoszonego przez p.o. prezydenta Bronisława Komorowskiego. Prezesem został Marek Belka, były premier i minister finansów, ale także ? o czym mało kto już pamięta ? człowiek pozyskany przez PRL-owskie służby. Z materiałów zachowanych w IPN wynika, że funkcjonariusze I Departamentu MSW (wywiadu) zarejestrowali go jako swojego współpracownika pod pseudonimem ?Belch? przed wyjazdem do USA w 1984 r. Podczas pobytu za oceanem Belka przekazał wywiadowi dwa opracowania ekonomiczne ?o wartości porównawczej?, które uzyskał na uniwersytecie w Chicago. Poinformował też o rozmowie, jaką przeprowadziło z nim dwóch funkcjonariuszy FBI. Teczkę ?Belcha? zamknięto w 1987 r.
Obecnie prezes Belka kończy ?meblowanie? banku centralnego swoją ekipą. Dlatego nie powinien dziwić fakt, że dyrektorem swojego gabinetu uczynił Sławomira Cytryckiego, również dawnego działacza SZSP, który za rządów SLD krótko był ministrem skarbu, a w swoim oświadczeniu lustracyjnym przyznał się do współpracy z PRL-owskimi służbami.
Belka nie jest jedynym byłym premierem, po którego sięgnęła Platforma. Warto przypomnieć, że w marcu 2009 r. rząd Donalda Tuska zgłosił kandydaturę Włodzimierza Cimoszewicza na stanowisko sekretarza generalnego Rady Europy. I choć cała sprawa skończyła się pół roku później kompromitującą porażką lewicowego polityka (przegrał z norweskim konkurentem stosunkiem głosów 80 do 165), to jego sympatia do PO okazała się trwała i przed I turą wyborów prezydenckich Cimoszewicz poparł Bronisława Komorowskiego. A jeszcze na początku br. były premier spotkał się z Tuskiem, który zaproponował mu ?współpracę ekspercką w sprawach międzynarodowych?. Ani Tuskowi, ani Komorowskiemu nie przeszkadza przy tym fakt, iż Cimoszewicz ? jak wynika z materiałów zachowanych w IPN ? w latach 1980-1984 był kontaktem operacyjnym I Departamentu MSW (wywiadu) o pseudonimie ?Carex?.
Cztery pseudonimy Rotfelda Ważną postacią w ekipie Tuska jest także Adam Daniel Rotfeld, były wiceminister i minister spraw zagranicznych w rządach SLD, czyli zastępca Cimoszewicza i podwładny Belki. Nie pełni on wprawdzie żadnej funkcji rządowej, ale od stycznia 2008 r. jest współprzewodniczącym Polsko-Rosyjskiej Grupy do spraw Trudnych, powołanej decyzją rządów obu krajów. Utworzenie tego gremium było pierwszym istotnym krokiem w kierunku ?nowej polityki wschodniej? rządu PO, a sam Rotfeld od tego czasu uchodzi za głównego konstruktora tej polityki. W dodatku od roku zasiada w 12-osobowej ?grupie mędrców? przygotowujących nową koncepcję strategiczną NATO, kierowanej przez byłą sekretarz stanu USA Madeleine Albright. Jego powołanie do tej grupy polska dyplomacja uznała za ?bardzo duże wyróżnienie i sukces dla Polski?.
Przy tych wszystkich zachwytach nad wiekowym już profesorem mało kto pamięta o niektórych szczegółach jego kariery. Otóż z dokumentów znajdujących się w IPN wynika, że Rotfeld był kontaktem operacyjnym I Departamentu MSW aż o czterech pseudonimach: ?Rauf?, ?Rad?, ?Ralf? i ?Serb?. W aktach zachowały się jego notatki przeznaczone dla wywiadu, m.in. relacje z rozmów z uczestnikami KBWE w Genewie w 1974 r., gdzie Rotfeld był członkiem delegacji PRL. Oczywiście on sam ? podobnie jak Cimoszewicz czy Belka ? zaprzecza, jakoby był agentem.
?Znak? czasów Jednym z nielicznych, który nie zaprzecza ? a raczej: już nie zaprzecza ? jest Michał Boni. Jego nazwisko w 1992 r. znalazło się na tzw. liście Macierewicza, gdzie figurował jako tajny współpracownik SB o pseudonimie ?Znak?, zarejestrowany w lutym 1988 r. Jako datę zaprzestania kontaktów podano początek stycznia 1990 r., po czym materiały na jego temat zostały zniszczone. Od tego czasu Boni ? wówczas poseł KLD, a wcześniej minister pracy w rządzie Jana Krzysztofa Bieleckiego ? starał się nie zajmować eksponowanych stanowisk. Był wprawdzie wiceministrem pracy w ekipie Hanny Suchockiej (u boku Jacka Kuronia), a później szefem gabinetu politycznego ministra pracy Longina Komołowskiego w rządzie Jerzego Buzka, ale do parlamentu już nie kandydował, bo wymagałoby to złożenia oświadczenia lustracyjnego.
Dopiero gdy premier Tusk zaraz po objęciu urzędu mianował go szefem swojego Zespołu Doradców Strategicznych, Boni przyznał się, że podpisał niegdyś deklarację współpracy z SB, ale uczynił to pod groźbą szantażu. Od tego czasu nikt go już o przeszłość nie pyta, zaś on sam w styczniu 2009 r. awansował do rangi członka rządu i przewodniczącego Komitetu Stałego Rady Ministrów, który opiniuje wszystkie projekty ustaw przygotowywane przez ministerstwa. Jest także głównym ?strategiem? tej ekipy w sprawach dotyczących polityki społeczno-gospodarczej.
Kłopoty wiceministrów Mało kto pamięta, że w pierwszych tygodniach funkcjonowania rządu PO doszło do kilku zagadkowych dymisji nowo powołanych wiceministrów. Dymisje te wiązano z problemami lustracyjnymi i chyba słusznie, bo np. była wiceminister sportu (z rekomendacji PSL) Grażyna Leja w maju br. została uznana przez krakowski sąd za kłamcę lustracyjnego, ponieważ nie ujawniła, iż udostępniała swój lokal kontrwywiadowi wojskowemu PRL. Problemy z zawartością teczki w archiwum IPN miały też być przyczyną nagłego odejścia z MON wiceminister Marii Wągrowskiej ? tak przynajmniej pisała wówczas ?Trybuna?.
Ale to było prawie trzy lata temu. Dziś w rządzie Tuska obowiązują inne standardy. Powołany w lipcu br. nowy wiceminister finansów Wiesław Szczuka okazał się ? według katalogów IPN ? dawnym kontaktem operacyjnym I Departamentu MSW o kryptonimie ?Gaiko?, zarejestrowanym w sierpniu 1988 r. Po ujawnieniu tych faktów Szczuka, który był już wiceministrem w rządzie Belki, oświadczył: ?Nie miałem do tej pory świadomości, że zostałem zarejestrowany w ewidencji MSW i że nadano mi jakiś kryptonim?. Zwierzchnik wiceministra Jacek Rostowski, a także sam premier najwyraźniej wierzą swemu podwładnemu, skoro ten spokojnie urzęduje w jednym z najważniejszych resortów.
Korzenie Platformy Jeszcze kilka lat temu Platforma była partią, która nawet bardziej radykalnie niż PiS domagała się ujawnienia PRL-owskiej agentury. Było to oczywiście obłudne, gdyż liderom PO jakoś nie przeszkadzało, że jednym z założycieli ich formacji był wieloletni agent wywiadu Andrzej Olechowski. Ale od momentu zdobycia władzy Donald Tusk i jego koledzy nie mają już żadnych oporów, by wysuwać na ważne stanowiska państwowe ludzi, którzy współpracowali ze służbami PRL. Awanse takich postaci więcej mówią o prawdziwych korzeniach PO niż wszystkie deklaracje składane przez Tuska, Komorowskiego et consortes na przykład przy okazji rocznicy Sierpnia 1980 r.
Paweł Siergiejczyk Artykuł ukazał się w tygodniku ?Nasza Polska? Nr 38 (777) z 21 września 2010 r.
28 wrz 2010, 07:07
Etyka, moralność, obyczaje
Jarosław Kaczyński znów zabiera głos w sprawie krzyża
Krzyż smoleński niech trafi do kościoła Św. Anny. Przed pałacem powinna go zastąpić tablica - takie stanowisko prezentuje na łamach "Rzeczpospolitej" Jarosław Kaczyński.
Zdaniem prezesa PIS w miejscu, gdzie stał krzyż, powinna zostać umieszczona tablica upamiętniająca ten krzyż. Lekko podniesiona, ale nie kolidująca z pomnikiem Poniatowskiego. Zaś dla "okazałego", jak określa Kaczyński, pomnika jest miejsce przed kościołem karmelickim, usytuowanym niedaleko pałacu prezydenckiego.
Pytany o najbliższą przyszłość swojej partii i wynik przyszłorocznych wyborów parlamentarnych, Jarosław Kaczyński wyraźnie zaznacza, że PiS chce te wybory wygrać. Szansa jest duża, bo zmniejszył się dystans dzielący to ugrupowanie od PO. Ale jednym z niezbędnych warunków osiągnięcia sukcesu jest "uporządkowanie partii".
Warunkiem bycia w naszej partii jest przyjęcie normalnych reguł demokracji jako obowiązujących i postulat, że trzeba wprowadzić je w Polsce - akcentuje Kaczyński. To kontynuacja krytyki rządu i powtórzenie zdania, że po wydarzeniach, jakie miały miejsce od ostatnich wyborów parlamentarnych, niektóre osoby powinny zniknąć z polskiej sceny politycznej.
ReklamaPrezes PiS ujawnia też, że krytyczna ocena kampanii prezydenckiej, jaką przedstawił niedawno Zbigniew Ziobro, została wystawiona na jego osobiste polecenie. Motywuje to tym, że wybory można było wygrać, a na pewno mieć lepszy wynik. Zdaniem Jarosława Kaczyńskiego polski rekord, czyli 2 mln zebranych podpisów, nie został należycie wykorzystany. To był wielki ruch i jego potencjał mógł zostać lepiej użyty w tej kampanii.
Zapytany pod koniec rozmowy, czy nie myśli, wzorem Donalda Tuska, który zapowiedział za cztery lata ustąpienie z funkcji szefa swojej partii, o podobnym kroku, Jarosław Kaczyński odpowiada: Tusk jest ostatnim człowiekiem, na którym chciałbym się wzorować. Nie wiem, co będzie za cztery lata. Nikt z nas nie wie. Miałem bardzo wiele planów z bratem na dalsze życie. Ale mój brat nagle odszedł, więc nie ma sensu tego rodzaju planowanie.
K: No jaka szkoda, że wcześniej tego nie powiedział (np. 3 sierpnia). Pewnie to by wiele zmieniło.
28 wrz 2010, 07:23
Etyka, moralność, obyczaje
"Media rozłożyły parasol ochronny nad Tuskiem" - Trzeba być ślepym, żeby nie widzieć parasola ochronnego, jaki media rozłożyły nad rządem Donalda Tuska - mówił w rynszTOK FM Jarosław Sellin. Sellin uważa, że w Polsce zagrożona jest demokracja. - Zagrożenie polega na umacnianiu się monopolu władzy politycznej w Polsce. W dojrzałych demokracjach się to zdarzało, że chadecy, czy lauburzyści rządzili czasem nawet 20 lat. - Ale tam te demokratyczne procedury kontrolne silnych i szanowanych w mediach opozycji i eksperckich instytucji sprawiały, że takiego monopolu nikt się nie obawiał - wyjaśniał poseł PiS.
- W Polsce jest inaczej, trzeba być ślepym, żeby nie widzieć parasola ochronnego mediów nad Tuskiem. Nie ma takiej krytyki też ze strony środowisk ekonomicznych. Tylko pojedynczy specjaliści krzyczą, że wracają praktyki socjalistyczne. Ale nie całe grupy - oceniał Sellin. - Gdyby tak samo jak PO, zachowywał się rząd PiS - na przykład sprzedawałby jedną firmę państwową drugiej firmie państwowej (rząd chce, by PGE kupiła Eneę - red.) - hałas byłby niebywały. 80-90 proc. środowiska medialnego sprzyja PO - dodał.
onet.pl/RWW
28 wrz 2010, 07:29
Etyka, moralność, obyczaje
Quasimodo2000
"Media rozłożyły parasol ochronny nad Tuskiem" - Trzeba być ślepym, żeby nie widzieć parasola ochronnego, jaki media rozłożyły nad rządem Donalda Tuska - mówił w rynszTOK FM Jarosław Sellin. Sellin uważa, że w Polsce zagrożona jest demokracja. - Zagrożenie polega na umacnianiu się monopolu władzy politycznej w Polsce. W dojrzałych demokracjach się to zdarzało, że chadecy, czy lauburzyści rządzili czasem nawet 20 lat. - Ale tam te demokratyczne procedury kontrolne silnych i szanowanych w mediach opozycji i eksperckich instytucji sprawiały, że takiego monopolu nikt się nie obawiał - wyjaśniał poseł PiS.
- W Polsce jest inaczej, trzeba być ślepym, żeby nie widzieć parasola ochronnego mediów nad Tuskiem. Nie ma takiej krytyki też ze strony środowisk ekonomicznych. Tylko pojedynczy specjaliści krzyczą, że wracają praktyki socjalistyczne. Ale nie całe grupy - oceniał Sellin. - Gdyby tak samo jak PO, zachowywał się rząd PiS - na przykład sprzedawałby jedną firmę państwową drugiej firmie państwowej (rząd chce, by PGE kupiła Eneę - red.) - hałas byłby niebywały. 80-90 proc. środowiska medialnego sprzyja PO - dodał.
onet.pl/RWW
cyt: "firmę państwową drugiej firmie państwowej (rząd chce, by PGE kupiła Eneę - red.) " Firmy państwowe - co za debil to wypowiedział? Można powiedzieć jak ten debil z tej wiadomości "państwowa firma", lecz można też napisać, że oto polska spółka prawa handlowego, notowana na giełdzie w Warszawie prowadząca działalność w sektorze energetycznym. Polskie przedsiębiorstwo branży elektroenergetycznej z siedzibą w Warszawie kupuje akcje innej spółki prawa handlowego ... I zgodnie z prawdą i zgodnie z prawem. Sztuka manipulacji ... ... już doczytałem - poseł Selin
28 wrz 2010, 08:20
Etyka, moralność, obyczaje
W imieniu wszystkich Brytyjczyków chciałbym przeprosić Polaków za wyrządzenie wam programu "Mam Talent". Nie jesteśmy kulturalnym narodem, a zdarza się, że nasze ordynarne pomysły wyciekają czasem poza wyspę i zarażają inne, niewinne państwa. "X Factor", rewolucja industrialna, "Milionerzy", międzynarodowy kapitalizm, "Taniec z Gwiazdami", Ameryka - to wszystko nasza wina. Przepraszamy i obiecujemy, że to się już nie powtórzy - pisze Jamie Stokes w felietonie dla Wirtualnej Polski.
Najbardziej żal mi polskich mężczyzn. Jeśli stosunki rodzinne wyglądają u was tak, jak u mnie, zamiennik zdobycia pilota znajdującego się w posiadaniu pań każdej soboty między godziną ósmą a dziesiątą przypomina próbę wykradnięcia ognia bogom ? próbować warto, chociaż wiadomo, że porażka jest gwarantowana. Najgorsze jest to, że gdy już ? zmuszony ? zaczynasz oglądać ten program, mimowolnie się wciągasz. Poruszające fragmenty piosenek puszczane w tle za każdym razem, gdy któryś z uczestników wspomni swoją mamę, triumfuje wśród szaleńczych oklasków lub ponosi porażkę wśród buczenia, są starannie dobrane w celu wywołania maksymalnego emocjonalnego wstrząsu. Płyną łzy i niektóre z nich należą do ciebie.
To dopiero trzecia edycja "Mam Talent" w Polsce, ale czuję się tak, jakbym na jego oglądaniu spędził kilka dekad mojego życia. Miałem przynajmniej sporo czasu na przemyślenia. To, o czym myślałem najwięcej, to definicja słowa "talent?. Ludzie mają setki talentów, ale w programie, który oglądam co sobotę, widuję mało i ciągle te same. Niektórzy ludzie są na przykład utalentowanymi księgowymi, ale trudno mi wyobrazić sobie 30-sekundowy popis bezbłędnego zastosowania reguły podwójnego zapisu, który otwiera komuś drzwi do finału. Ja mam talent do noszenia niewłaściwego obuwia, złoszczenia ludzi nierozumieniem ich kultury oraz robienia świetnego ginu z tonikiem. Pytanie, czy usłyszałbym "Trzy razy tak" za wlanie mleka do mojej herbaty z cytryną. Program nagradza za to najchętniej talent do śpiewania jakby się było dorosłym, kiedy jest się słodkim dzieckiem, talent do posiadania naoliwionych muskułów i talent do udawania, że Praga Południe to South Central L.A. Byłem kiedyś w Compton i muszę powiedzieć, że jedną z cech charakterystycznych tego miejsca jest to, że nikt tam nie fascynuje się mieszkaniem na Południowej Pradze.
Brytyjska wersja programu "Mam Talent" specjalizuje się w prezentowaniu grubych i brzydkich osób, które niespodziewanie śpiewają jakby były szczupłe i atrakcyjne. Prawdopodobnie należycie do grupy 94 milionów osób, które obejrzały na YouTubie występ Susan Boyle pokazującej tę sztuczkę. Wystarczy oczywiście chwila zastanowienia, aby dojść do wniosku, że nie ma żadnego powodu, by sądzić, że tylko atrakcyjni ludzie mają dobre głosy, ale nasze myślenie jest wypaczone przez popowy przemysł muzyczny, który zbudował w naszych głowach skojarzenie śpiewania w telewizji z byciem atrakcyjnym ? dlatego, gdy widzimy coś przeciwnego do naszych skojarzeń, przeżywamy emocjonalny wstrząs.
Polska wersja programu "Mam Talent" specjalizuje się w prezentowaniu małych dzieci, które niespodziewanie śpiewają jak znani dorośli. W zeszłym tygodniu w programie pojawił się chłopiec, który grał na pianinie, śpiewał piosenkę Eltona Johna i brzmiał dokładnie tak, jak brzmiałby Elton John, gdyby miał polski akcent. Na czym polegał jego talent? Na naśladowaniu Eltona Johna? W każdej edycji programu "Mam Talent" pojawia się jakaś niewiarygodnie słodka, ośmioletnia dziewczynka, która śpiewa, jakby była opętana przez potężną, czarną kobietę. Zgadzam się, że to rzecz zaskakująca, ale czy od razu talent? Czy ktoś miałby ochotę słuchać tego głosu przez dłużej niż kilka sekund, gdyby nie wiedział, że wydobywa się on niespodziewanie z małego, jasnowłosego dziecka?
Oglądając "Mam Talent", nauczyłem się przynajmniej czegoś o polskich celebrytach, a w tej dziedzinie zawsze miałem duże braki. Brunetka z tatuażami ma na imię Agnieszka, blondynka bez tatuaży ? Małgosia, a gość w okularach to Kuba. Wytatuowana brunetka stanowi ciekawe połączenie matczynej dobroci i heavy metalowej symboliki, blondynkę otacza aura czystego zła, a Kuba jawi się jako piętnastolatek uwięziony w ciele pięćdziesięcioletniego mężczyzny; co, jak sądzę, jest wynikiem klątwy voodoo - jak w tym filmie z Tomem Hanksem. Ci ludzie zapewne także mają jakieś talenty, kwestią dyskusyjną pozostaje jednak, czy są to talenty do znajdywania talentów u innych.
Jamie Stokes specjalnie dla Wirtualnej Polski
Ostatnio edytowano 29 wrz 2010, 18:01 przez Nadir, łącznie edytowano 2 razy
usunąłem: REKLAMA Czytaj dalej
28 wrz 2010, 08:55
Etyka, moralność, obyczaje
1/ Niszczą aktora "M jak miłość"? Za krzyż
Mariusz Bulski, członek Inicjatywy Społecznej Obrońców Krzyża, uważa że, on i jego rodzina są wyśmiewani i szykanowani w pracy i prasie. Twierdzi, że to "wirtualny układ"
Bulski, aktor epizodysta - grał m.in. w "M jak miłość" - zasłynął ostatnio jako obrońca krzyża. Niestety, jego postawa nie wszystkim się podoba.
- Moja żona pracuje w środowiskach akademickich i otrzymała ostrzeżenie, żeby nie wspominać o mężu, bo będzie "ciężko z pracą". Jakby na to nie patrzeć, dotyka nas ten "wirtualny układ", którego ponoć nie ma. W momencie, kiedy czemuś się sprzeciwiasz - jak ja - i stajesz po pewnej niewygodnej stronie, wtedy twoje nazwisko pojawia się w kampanii paszkwili w prasie - zaznacza Bulski w "Naszym Dzienniku".
Gdy trzeba się podpromować, to wsiada do metra, jednocząc się z potencjalnymi wyborcami z Warszawy. A jak w pobliżu nie ma kamer, to szybciutko do limuzyny z kierowcą. Kto tak kombinuje? Wojciech Olejniczak (36 l.), kandydat SLD na prezydenta stolicy i - jak się do niedawna wydawało - wielki miłośnik komunikacji miejskiej
Na oczach wszelkich telewizji i z bezpośrednią relacją w internecie Wojciech Olejniczak ogłosił, że przesiada się do autobusów, tramwajów i metra.
- Usiadłem przed komputerem i składam wniosek o Warszawską Kartę Miejską. W końcu przez najbliższe trzy miesiące trochę będę jeździł komunikacją miejską ? zapowiedział już pod koniec sierpnia Olejniczak, który przystąpił nawet do akcji ?Wybieram kolej? i nawoływał: Nie jedź samochodem, jedź koleją!
Ale to tylko na pokaz. Bo gdy gasną flesze, a na portalach społecznościowych cisza, Olejniczak wybiera wygodne auto, na dodatek z kierowcą. Tak właśnie było ostatnio, gdy w centrum miasta, w siedzibie SLD, zorganizował sobie konferencję. To nic, że tuż obok zatrzymują się autobusy...
SONDA FAKTU Czy zaufałbyś politykowi, który tak ściemnia? TAK - 9% NIE - 91% Liczba ankietowanych: 291
28 wrz 2010, 16:13
Etyka, moralność, obyczaje
Kompromitacja Rady Etyki Mediów
Rada Etyki Mediów, która powinna stać na straży rzetelności dziennikarzy, potępiła wczoraj reportera Faktu, opierając się na... kłamliwych informacjach. - Nie weryfikowaliśmy tego, nigdy nie weryfikujemy - z rozbrajającą szczerością przyznała szefowa REM Magdalena Bajer (76 l.)
Powołała się na maila, którego miała dostać od burmistrza Złocieńca, rzekomo zbulwersowanego działaniem naszego dziennikarza opisującego tragiczny wypadek polskiego autokaru. ? Nic do Rady nie wysyłałem ? zaprzeczył od razu burmistrz.
W poniedziałek do szefowej REM zadzwonił mężczyzna, który podał się za burmistrza Złocieńca Waldemara Włodarczyka. Doniósł, że dziennikarz Faktu oszukał rodziny ofiar wypadku autobusowego pod Berlinem i podstępem, nocą wszedł do autokaru, którym ci ludzie jechali na miejsce tragedii. Miał bez pozwolenia robić im zdjęcia i namawiać do zwierzeń.
Tymczasem burmistrz z całą stanowczością zaprzecza, jakoby w ogóle z Radą się kontaktował i skarżył się na dziennikarzy. ? Nie miałem żadnych zastrzeżeń ani do pracy waszych dziennikarzy, ani żadnych innych ? przyznaje Włodarczyk, który zresztą sam zorganizował dla reporterów dodatkowego busa.
? Byłam przekonana, że to burmistrz. Najpierw dzwonił, potem przysłał maila, potem podziękował jeszcze mailem ? tłumaczy się z rozbrajającą szczerością Bajer. I na naszą prośbę podaje adres e-maila, z którego wysłano do niej pismo. To adres komercyjnej poczty elektronicznej, na której każdy może założyć konto, a w adresie umieścić dowolną treść, także cudze nazwisko.
? To nie jest mój adres mailowy! Korzystam tylko ze służbowej skrzynki, adres jest dostępny na stronie urzędu miasta Złocieńca ? mówi Faktowi włodarz Złocieńca. ? I nie dzwoniłem ani nic nie wysyłałem do Rady ? zapewnia jeszcze raz. ? Najprawdopodobniej zostaliśmy oszukani ? przyznała w końcu Bajer.
Instytucja, której szefuje ta pani, patrzy na ręce dziennikarzom, ale tym razem sama postąpiła skandalicznie. Bo nie sprawdziła nawet, czy osoba, która dzwoni z donosem, jest tą, za którą się podaje. ? My wymagamy rzetelności, oczywiście, no ale tutaj widocznie sami wykazaliśmy naiwność. I to moja wina, bo ja za to odpowiadam ? pokajała się Magdalena Bajer.
Przyznajemy, nam też ? jak każdej redakcji ? zdarzają się błędy. Ale za nie przepraszaliśmy. Tymczasem zawsze skłonna do ostrego krytykowania dziennikarzy Rada Etyki Mediów sama przyznała, że informacji nigdy nie sprawdza! To zwykła bezmyślność, którą trudno zrozumieć.
W tym wypadku najwyraźniej ktoś posłużył się prowokacją, by oczernić naszą redakcję i jej reportera, a Rada Etyki Mediów dała się zwyczajnie wykorzystać. Warto zastanowić się nad sensem istnienia takiego ciała jak REM, którym tak łatwo manipulować.
Rada przyznaje tak zwane "hieny roku". Laureatami są dziennikarze lub media, które - zdaniem REM - postąpiły w danym roku wyjątkowo niegodnie i nierzetelnie. Naszym zdaniem hienę za 2010 rok Rada Etyki Mediów powinna przyznać Radzie Etyki Mediów.
Rada Etyki Mediów, która powinna stać na straży rzetelności dziennikarzy, potępiła wczoraj reportera Faktu, opierając się na... kłamliwych informacjach. - Nie weryfikowaliśmy tego, nigdy nie weryfikujemy - z rozbrajającą szczerością przyznała szefowa REM Magdalena Bajer (76 l.)
A dlaczego ta Pani nie siedzi w domu na emeryturze - w tym wieku przysługuje już zasiłek pielęgnacyjny
____________________________________ Polak ,katolik,hetero,szczęśliwy.Wszystkie błędy stylistyczne i ortograficzne są zamierzone jakiekolwiek powielanie ich i rozpowszechnianie bez zgody jest zabronione! טדאוש
Ostatnio edytowano 28 wrz 2010, 21:51 przez Nadir, łącznie edytowano 1 raz
skróciłem cytat
28 wrz 2010, 21:22
Etyka, moralność, obyczaje
Czego naprawdę chce SLD
?Si duo dicunt idem, non est idem? ? co się wykłada, że gdy dwóch mówi to samo, to nie jest to samo. I rzeczywiście ? szef SLD Grzegorz Napieralski odgraża się, że jesienią przystąpi do legislacyjnej ofensywy, której celem będzie między innymi usunięcie lekcji religii ze szkół. Oczywiście pan Napieralski, jak zwykle zresztą, mija się z prawdą, niekoniecznie zresztą sobie to uświadamiając. Gdyby bowiem uświadomił sobie co oznacza pomysł usunięcia religii ze szkół, na pewno by się zawahał nie tylko przed ?ofensywą legislacyjną?, ale nawet ? przed samym odgrażaniem się. Rzecz bowiem w tym, że w szkołach uczniowie nauczani są nie jednej, a co najmniej dwóch religii.
Syjonizm ewoluuje i obecnie przybrał postać szowinizmu, czyli wynaturzonej postaci nacjonalizmu. O ile w nacjonalizmie nie ma niczego demonicznego, to szowinizm już jest demoniczny. W wieku XIX, za sprawą Napoleona Bonaparte, Europę zaczęła podbijać nowa ideologia ? nacjonalizm. Obecnie nacjonalizm jest strasznie demonizowany, chociaż nie wszędzie. Na przykład w Izraelu nacjonalizm, a nawet szowinizm jest ideologią obowiązującą, a w każdym razie ? panującą. To demonizowanie nacjonalizmu nie jest uzasadnione, bo polega on na przekonaniu, że każda wspólnota etniczna powinna się politycznie zorganizować w państwo. W pewnych sytuacjach taki pogląd bywa słuszny, w innych ? niekoniecznie, ale widać gołym okiem, że nie ma w nim niczego demonicznego. Przeciwnie ? nacjonalizm musiał wychodzić naprzeciw jakiejś żywotnej ludzkiej potrzebie, bo w połowie wieku XIX podbił serca i umysły narodów europejskich, co objawiło się w postaci tzw. ?Wiosny Ludów?. Oddziaływał on również na naród żyjący wprawdzie również w Europie, ale nie europejski ? na Żydów. Pod wrażeniem jaki wywarła na nim sprawa Dreyfusa (kapitan Dreyfus, alzacki Żyd, oficer armii francuskiej, w 1894 r. oskarżony został o szpiegostwo na rzecz Niemiec), paryski korespondent wiedeńskiej gazety ?Neue Freie Presse? Teodor Herzl napisał w roku 1896 broszurkę ?Der Judenstaat? czyli ?Państwo żydowskie?, w której wyłożył zasady syjonizmu, tzn. ? nacjonalizmu żydowskiego.
Twierdził, że Żydzi są takim samym narodem, jak każdy inny, więc podobnie, jak inne narody, powinni mieć własne państwo. Syjonizm początkowo odrzucany był zarówno przez asymilowanych Żydów z Europy Zachodniej, jak i ortodoksyjnych Żydów z Europy Środkowej i Wschodniej ? zresztą w każdym przypadku z innych powodów. Ale od I Kongresu Syjonistycznego w Bazylei w roku 1897, ideologia syjonistyczna w żydowskiej diasporze zaczyna skutecznie konkurować z socjalizmem. Zresztą syjonizm ewoluuje i obecnie przybrał postać szowinizmu, czyli wynaturzonej postaci nacjonalizmu. Różnicę między nacjonalizmem a szowinizmem najłatwiej pokazać na przykładzie stosunku rodziców do dzieci. Nacjonalizm odpowiadałby przekonaniu rodziców, że w pierwszym rzędzie są odpowiedzialni za dzieci własne, a dopiero potem, w dalszej kolejności, za wszystkie pozostałe. Szowinizm zaś stanowiłby jakby krok dalej ? kiedy rodzice, w trosce o zapewnienie własnym dzieciom lepszego startu, zaczęliby mordować dzieci cudze. Widzimy więc, że o ile w nacjonalizmie nie ma niczego demonicznego, to szowinizm już jest demoniczny. Współczesny syjonizm, głosząc, jakoby Żydzi byli narodem wyjątkowym, (a więc zupełnie co innego niż głosił Herzl) nabiera cech demoniczności, zwłaszcza w zakresie politycznych wniosków, jakie z tego są przez współczesnych syjonistów wyciągane.
W wieku XX na narody pozostające w kręgu cywilizacji łacińskiej zaczyna coraz silniej oddziaływać jeszcze inny prąd ? sekularyzm. Polega on na odrzuceniu religii, jako istotnego elementu życia i zachowywaniu się tak, ?jakby Boga nie było?. Ludzie hołdujący sekularyzmowi tracą wiarę w życie wieczne, toteż pragną żyć przynajmniej na tyle długo, by nażreć się świata możliwie jak najwięcej, po kolei, jak leci. Wprawdzie sekularyzm prowadzi do barbaryzacji, a nawet sprzyja uwstecznieniu do fazy przednarodowej, ale dla narodów zamieszkujących zwarte obszary nie jest aż tak groźny, jak dla narodów żyjących w diasporze, jak np. naród żydowski, który sekularyzmem został dotknięty tak samo, jak w wieku XIX ? nacjonalizmem.
Przede wszystkim zaś warto podkreślić, że przez ostatnie 2 tysiące lat podstawowym spoiwem narodu żydowskiego, najsilniejszym wyznacznikiem jego tożsamości nie była przynależność państwowa, tylko religia. Tymczasem sekularyzm godzi właśnie w religię, również w religię żydowską, ufundowaną, jak wiadomo, na opowieści o traumatycznym przeżyciu, jakim była ucieczka z Egiptu, podczas której Morze Czerwone miało się rozstąpić i tak dalej. Problem, że coraz więcej Żydów ma wątpliwości, czy ma w to wszystko wierzyć, co stwarza ryzyko, iż pozostając w diasporze bez religii, rozpłyną się w morzu obcych narodów jak sól w ukropie. Dlatego też, jako remedium na zanik religii transcendentnej, w diasporze żydowskiej forsowana jest nowa, świecka religia, ufundowana na całkiem świeżym przeżyciu traumatycznym w postaci masakry Żydów europejskich przez Adolfa Hitlera ? religia holokaustu. Żeby jednak holokaust zaczął wypełniać swoją funkcję religijną, musi zostać uznany przez cały świat za wydarzenie bez precedensu. I świat, a przynajmniej te jego części, na które Żydzi mogą wywierać wpływ, są w tym kierunku tresowane.
W Polsce tresura ta jest obowiązkowa na podstawie rozporządzenia ministra edukacji narodowej Edmunda Wittbrodta, zasiadającego w rządzie charyzmatycznego premiera Jerzego Buzka z 21 maja 2001 roku, nakładającego na szkoły ponadpodstawowe obowiązek nauczania religii holokaustu ? bo taką właśnie funkcję pełni naprawdę wpajanie uczniom historii kultury i cywilizacji żydowskiej. Oczywiście pan przewodniczący Grzegorz Napieralski nigdy nie ośmieliłby się usuwać religii holokaustu ze szkół publicznych. On chce usunąć stamtąd tylko religię chrześcijańską.
Stanisław Michalkiewicz Felieton ? tygodnik ?Nasza Polska? ? 28 września 2010
Ostatnio edytowano 29 wrz 2010, 18:06 przez Nadir, łącznie edytowano 2 razy
redakcyjne poprawki
29 wrz 2010, 08:03
Etyka, moralność, obyczaje
Dlaczego jestem debilem Zabijać więcej dzieci, zabijać więcej dzieci ? taką mantrę powtarzają sobie chyba codziennie niektórzy z dziennikarzy. Szczególnie dotyczy to ?michnikowego szmatławca?, która od dawna włącza się w promowanie mordowania na życzenia. Najnowszym tego dowodem jest wywiad z seryjnym mordercą z Prezlau. Ale wywiad ten jest ciekawy nie tylko dlatego, że doktor opowiada, jak łatwo jest zamordować własne dziecko, ale również dlatego, że dzieli się swoimi i innych przemyśleniami na temat moralności i teologii.
Ale zanim przejdę do przemyśleń, zacznę od faktów. Otóż pan doktor oznajmia, że w dwóch miejscach, w których pracował ? w czasach socjalistycznych ? mordowano dziennie 20-25 dzieci w instytucie położnictwa i 10-15 w spółdzielni. Niestety teraz tak się nie da, i biedactwa, co chcą zamordować swoje dziecko muszą wyjeżdżać zagranicę, najczęściej do Holandii. Dlaczego tak? Bo tam można zamordować swoje dziecko na życzenie ?do 17. lub 21. tygodnia?. Moje najmłodsze dziecko jest jeszcze nieco młodsze, ale jako że jestem normalny nigdy mi do głowy nie przyszło (podobnie jak mojej żonie), żeby je zamordować przez rozerwanie na strzępy czy farmakologię.
Brak morderczych instynktów wynika jednak u mnie zapewne z tego, że jestem debilem. Wniosek taki wyciągnąłem na podstawie dalszej lektury wywiadu z seryjnym zabójcą w lekarskim kitlu (pan doktor oczywiście nie czuje się mordercą, bo aborcja ?nie jest jego ulubionym zabiegiem?), który oznajmia, że nauczania Kościoła katolickiego nie przyjmuje, bowiem ?to papieże decydują, co jest grzechem?, a przecież pan doktor wie lepiej niż papieże, a nawet niż nauka, kto jest człowiekiem, a kto nie i kogo można bezkarnie rozerwać na strzępy, a kogo nie.
Najmocniejsze kawałki zaczynają się jednak na końcu. Zanim bowiem pan z Prezlau zamorduje dziecko musi odbyć rozmówkę z rodzicami. ?Badam pacjentkę przed zabiegiem, zapraszam partnera. Kim pan jest? Czasem kręcą, ale paru się przyznało: 'Jestem księdzem'. Któryś stwierdził: 'Są w życiu sytuacje, że lepiej dokonać aborcji, niż dziecko urodzić'. Przyjąłem też dwie wyemancypowane zakonnice. Może było ich więcej, ale te dały się rozpoznać. Jedna mi wyjaśniła, że dziś to tylko debil wierzy, że tam na górze siedzi staruszek z brodą i patrzy, kogo by ukarać. Ona wierzy w Boga i siłę wyższą, ale w interpretacje biskupów już nie. Jeżeli Bóg dał nam popęd seksualny, to nie po to, aby człowiek go hamował. Podzielam ten pogląd! Każdy ma prawo do seksualności, a jej tłumienie jest złe??
I właśnie z tego fragmentu wyciągnąłem wniosek, że jestem debilem. Dlaczego? Otóż dlatego, że wierzę, tak jak mnie nauczono na katechezie przed Pierwszą Komunią Świętą, że ?Bóg jest sędzią sprawiedliwym, który za dobro wynagradza, a za zło karze?. Jestem też debilem dlatego, że uznają, że popęd seksualny (podobnie, jak inne popędy) można powstrzymać i hamować. A do tego jestem zdania (tu odnoszę się do innych fragmentów wywiadu), że wierność jest wartością wyższą niż zaspokojenie potrzeb fizjologicznych. Jakby tego było mało mam jedną żonę, nie zdradzam jej także na wyjazdach służbowych, i jakby tego było mało nie zamordowałem nigdy dziecka. Słowem debil.
Ale tak na poważnie: wolę być debilem, niż płatnym zabójcą, mordercą własnych dzieci czy dziwkarzem. Naprawdę wolę!
Ja też
____________________________________ Polak ,katolik,hetero,szczęśliwy.Wszystkie błędy stylistyczne i ortograficzne są zamierzone jakiekolwiek powielanie ich i rozpowszechnianie bez zgody jest zabronione! טדאוש
29 wrz 2010, 10:50
Etyka, moralność, obyczaje
rozwinąłbym temat aborcji o 1. antykoncepcję, 2. myśli grzeszne, 3. stosunki przerywane, 4. zapłodnienia poza ustrojowe 5 ....
29 wrz 2010, 11:08
Etyka, moralność, obyczaje
Ronin123
rozwinąłbym temat aborcji o 1. antykoncepcję, 2. myśli grzeszne, 3. stosunki przerywane, 4. zapłodnienia poza ustrojowe 5 ....
A ja pozostanę przy rozrywaniu na strzępy małego bezbronnego człowieczka
____________________________________ Polak ,katolik,hetero,szczęśliwy.Wszystkie błędy stylistyczne i ortograficzne są zamierzone jakiekolwiek powielanie ich i rozpowszechnianie bez zgody jest zabronione! טדאוש
29 wrz 2010, 11:54
Etyka, moralność, obyczaje
POSŁANIE KACZYŃSKIEGO DO AMBASADORÓW I EUROPOSŁÓW
Dziś do wszystkich ambasadorów krajów UE, akredytowanych w Polsce, a także ambasadorów Szwajcarii, Norwegii, USA, Kanady, Izraela oraz m.in. krajów wchodzących w skład Partnerstwa Wschodniego został wysłany tekst Jarosława Kaczyńskiego. To analiza kierunków polityki zagranicznej Polski w ostatnich latach, relacji między Unią a Rosją, a także stosunków między Brukselą a krajami, które stanowiły część ZSRR, a teraz opuściły lub chcą opuścić rosyjską strefę wpływów. List ten - w języku angielskim - otrzymali również wszyscy posłowie do Parlamentu Europejskiego z 27 krajów członkowskich UE.
A oto treść tego tekstu: Polska jest szóstym największym krajem Unii Europejskiej. Obok Wielkiej Brytanii, Polska jest najbardziej wytrwałym sojusznikiem USA w Europie. Jest nieustannie zaangażowana we współpracę polityczną i militarną z Waszyngtonem. Świętej pamięci Prezydent Polski Lech Kaczyński, a także mój rząd partii Prawo i Sprawiedliwość, konsekwentnie budowały sojusz dużych i mniejszych państw Europy Środkowo-Wschodniej. Jego osią były kraje bałtyckie (Litwa, Łotwa, Estonia) oraz kraje Grupy Wyszehradzkiej (Polska, Czechy, Słowacja i Węgry). Zrobiliśmy wiele, aby do struktur europejskich i NATO przybliżyć dawne republiki ZSRR, takie jak Ukraina, a także Gruzja, Azerbejdżan i Armenia oraz Mołdowa. Realizując interesy narodowe i regionalne, zderzaliśmy się z polityką zagraniczną Rosji, która systematycznie odbudowuje swoją strefę wpływów - fakt często pomijany przez amerykańskich i europejskich polityków.
Nasza polityka wpisywała się w tradycje polskiej "Solidarności". Trzeba przypomnieć, że już w czasie pierwszego zjazdu związku zawodowego "Solidarność" (1981 r.) wystosowano specjalną odezwę do narodów Europy Środkowo-Wschodniej, co bardzo zdenerwowało Kreml i Układ Warszawski. Wielu Polaków - w tym członkowie mojego rządu - było zainspirowanych przekonaniami i tradycją narodową w duchu "za wolność Waszą i naszą", uważając, że wolność naszego kraju jest ściśle związana z zapewnieniem wolności i demokracji w wielu regionach Europy.
Jednocześnie, wspólnie z innymi narodami, walczyliśmy o odkłamanie historii Europy Środkowej i Europy Wschodniej, fałszowanej przez wiele dziesięcioleci przez propagandę sowiecką. Obecnie jesteśmy świadkami prób pomniejszania roli naszego regionu w Europie. Takie działania stanowią prezent dla tych państw, które nie uznają wartości demokratycznych i praw człowieka. Mogą wydawać się biznesowo atrakcyjnymi partnerami ale nie przestrzegają wartości i standardów, które dominują w euroatlantyckiej przestrzeni politycznej.
Dzisiaj sytuacja jest całkiem inna w okresie poszerzenia UE w 2004 r. Niemniej, nasz priorytet powiększania roli Europy Środkowo-Wschodniej pozostaje niezmienny i wierzymy, że działa on w interesie sojuszu transatlantyckiego. Kraje, które niedawno odzyskały wolność i zerwały z Moskwą - także dzięki fenomenowi polskiej "Solidarności" - oczekują partnerskich i poważnych relacji z Waszyngtonem.
Relacje pomiędzy Europy Środkowo-Wschodnią i USA muszą być ulicą dwukierunkową. Kraje naszego regionu również są zaniepokojone polityką Teheranu czy sytuacją na Bliskim Wschodzie niemniej, nasz region musi mięć zapewnioną ochronę i bezpieczeństwo . Piszę o tym niedługo po przeprowadzeniu wspólnych manewrów wojskowych Rosji i Białorusi pod kryptonimem "Zapad", gdzie "wrogiem" był mój kraj.
Jesteśmy stabilnym członkiem struktur międzynarodowych, jak NATO i Unia Europejska. Gramy także w innych międzynarodowych zespołach. Ale dla zapewnienia naszego interesu państwowego nie możemy wykluczyć raz na zawsze, prawa weta przy decyzjach tych struktur, które będą sprzeczne z naszymi aspiracjami i priorytetami. Skądinąd, w Unii Europejskiej dwa z trzech państw używających najczęściej instrumentu weta to "prymusi" integracji europejskiej, kraje bardzo zaangażowane w jej pogłębienie: Niemcy i Belgia. Oznacza to, że można jednocześnie kochać zjednoczoną Europę i twórczo sprzeciwiać się niektórym jej aspektom.
Nie doszło do instalacji elementów projektu tarczy antyrakietowej w Polsce i Czechach. Za to pojawia się coraz więcej sygnałów, że maleje zaangażowanie Ameryki w Europie. To źle dla obu stron. Niestety, sytuacja ta ma miejsce podczas gdy neoimperialna polityka zagraniczna Moskwy nie budzi kontrreakcji ze strony największych politycznych rozgrywających w Europie i Ameryce. Zacieśnianie bilateralnej współpracy największych państw europejskich z Rosją, podyktowane względami ekonomicznymi, niesie ze sobą poważne konsekwencje polityczne i zmniejsza znaczenie Unii Europejskiej.
Europa w 2010 roku jest zdominowana przez największe państwa członkowskie UE w dużo większym stopniu niż to miało miejsce w roku 2004. Traktat Lizboński nie pomógł zrealizować obietnicy znacznego zwiększenia roli Europy w polityce międzynarodowej. Ten instrument nie załagodził także skutków światowego kryzysu finansowego.
W życiu potrzebne są przyjaźnie, a w polityce - sojusze. Przyjaźni nie buduje się poprzez egoizm, sojuszy zaś nie cementuje się przez zapominanie o sojusznikach. W tym drugim kontekście przykład Gruzji jest charakterystyczny: polityka ustępstw wobec Rosji ze strony dotychczasowych europejskich i pozaeuropejskich sojuszników nie zachęca innych państw do bycia z układem euroatlantyckim na dobre i na złe. Polski publicysta Juliusz Mieroszewski, który po 1945 roku nie wrócił do Polski okupowanej przez sowieckie wojska, protestując w ten sposób przeciwko narzuceniu rosyjskiej i komunistycznej dominacji w naszym regionie Europy, pisał na emigracji, że aby polityka była skuteczna musi być najpierw moralnie słuszna.
Tę starą prawdę chciałbym zadedykować głównym aktorom dzisiejszej międzynarodowej sceny politycznej. Należy respektować interesy nie tylko największych, ale też średnich i małych państw. Należy wrócić do standardów i obyczajów, które były dla wielu ludzi i narodów podstawą wiary w lepszy świat. Należy odkurzyć drogowskazy wartości w polityce międzynarodowej.
Zgodnie z tymi zasadami postępował w życiu publicznym mój brat, Prezydent RP Lech Kaczyński, i dla nich zginął w straszliwej katastrofie smoleńskiej.
Jarosław Kaczyński
Ostatnio edytowano 29 wrz 2010, 18:09 przez Nadir, łącznie edytowano 1 raz
Nie możesz rozpoczynać nowych wątków Nie możesz odpowiadać w wątkach Nie możesz edytować swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz dodawać załączników