Teraz jest 06 wrz 2025, 19:42



Odpowiedz w wątku  [ Posty: 4411 ]  idź do strony:  Poprzednia strona  1 ... 155, 156, 157, 158, 159, 160, 161 ... 316  Następna strona
Polityka i politycy 
Autor Treść postu
Fachowiec
Avatar użytkownika

 REJESTRACJA22 paź 2006, 19:39

 POSTY        1834
Post Polityka i politycy
inspektor                    





"nie dajcie się złapać" - POwtarzać, POwtarzać, POwtarzać.
Zbysiu nie uważał i prawie popełnił samobójstwo.

____________________________________
Rostowski: Sytuacja Polski jest imponująca


01 lis 2009, 01:43
Zobacz profil
Znawca
Własny awatar

 REJESTRACJA17 lut 2008, 14:47

 POSTY        241
Post Polityka i politycy
inspektor                    





Chodzi o tego Norberta Wojnarowskiego:

http://klientnaszpan.blogspot.com/2007/11/polityka-i-biznes-w-dolnolskiej-po.html


01 lis 2009, 06:43
Zobacz profil
Zawodowiec
Avatar użytkownika

 REJESTRACJA23 sie 2009, 07:34

 POSTY        3657
Post Polityka i politycy
ARCHITEKT RZECZPOSPOLITEJ AFERALNEJ.

Zdarzenia, jakich jesteśmy świadkami w ostatnich dniach ukazują prawdziwy obraz dwuletnich rządów Donalda Tuska. Obraz przerażający ? szczególnie dla tej części naszego społeczeństwa, która zwiedziona medialnym fałszem uwierzyła, że politycy Platformy mogą zbudować nową, polityczną jakość. Zamiast niej ujrzeliśmy pogardę dla prawa, ordynarne oszustwo i całkowitą degrengoladę ? w wykonaniu najwyższych urzędników państwowych i partyjnych przyjaciół premiera.
Prawdziwym obliczem Platformy jest odtąd spocona twarz Chlebowskiego, a językiem przekazu - prymitywne i pełne wulgaryzmów rozmowy partyjnych macherów.

Niezależnie od dalszego rozwoju zdarzeń i politycznych następstw afer ujawnionych przez CBA, nie można obecnej sytuacji uznać za incydentalną. Nie jest też ona ? jak chce tego Donald Tusk - ?soczewką w której ukazuje się kilka kluczowych bolączek Rzeczpospolitej? ? chyba, że za najgroźniejszą z tych bolączek uznamy rządy obecnego premiera.
Nikt inny, tylko Donald Tusk i stworzone przez niego patologiczne podłoże, na jakim oparty jest układ powstały po wyborach 2007 roku są źródłem narodzin wszystkich afer i faktyczną przyczyną obecnych problemów. Nikt w większym stopniu nie ponosi odpowiedzialności za dzisiejszy stan państwa, jak ten, kto świadomie doprowadził do zniszczenia naturalnych mechanizmów regulujących życie publiczne; do ograniczenia roli opozycji, zawłaszczenia spółek skarbu państwa, czystek w służbach specjalnych, politycznych nagonek i medialnych manipulacji.

Przejęcie władzy przez ludzi Platformy zapoczątkowało niebywały ? nawet jak na polskie standardy - czas instrumentalnego traktowania służb specjalnych i powrotu do peerelowskich metod sprawowania władzy.
Nigdy wcześniej służby nie stały się ?sprawą publiczną? - jak w czasie obecnych rządów.
Nigdy wcześniej, na taką skalę nie stosowano w walce politycznej przecieków ze służb oraz medialnych ?wrzutek" ? użytecznych w ukryciu prawdziwych problemów.
Nigdy też, bezpieczeństwo i interesy państwa polskiego nie były w podobnym stopniu zagrożone korupcją urzędników państwowych, samowolą służb i partyjną prywatą.

Aktem oskarżenia wobec obecnego rządu staje się nawet przedwyborczy program Platformy, dotyczący reform w zakresie służb specjalnych. Dość wspomnieć wystąpienia Pawła Grasia z 19.05.2007 na konferencji "Bezpieczna Polska w Bezpiecznym Świecie?, gdzie przedstawiono pomysły PO na reformę służb i skonfrontować je z późniejszymi działaniami rządu Donalda Tuska, by zrozumieć, że polityczna schizofrenia jest jedną z najgroźniejszych chorób toczących to ugrupowanie.

Począwszy od ?raportów? Reszki i Pitery, ?audytu Bondaryka?, sprawy laptopa Ziobry, śledztw przeciwko funkcjonariuszom CBA i ujawnieniu przez ?michnikowego szmatławca? danych szefostwa tej służby, poprzez aferę marszałkową, nagonkę na członków Komisji Weryfikacyjnej WSI i zaszczucie Sumlińskiego, po działania ABW wobec dziennikarzy ?Misji specjalnej?, przecieków z rozmowy o tarczy Sikorskiego z prezydentem i telefonicznej rozmowy z Tuskiem, czy raportu na temat incydentu gruzińskiego ? we wszystkich tych sprawach mieliśmy do czynienia z wykorzystaniem służb specjalnych w walce politycznej. Ten sam cel rzutował na wiele działań prokuratury, podległej ministrowi Ćwiąkalskiemu.

W kontekście tej wiedzy, niedawne słowa premiera, iż - ?Przez dwa lata służby mi podległe, odpowiedzialne za walkę z korupcją, nie użyły żadnego najmniejszego instrumentu, aby walkę z korupcją przekształcić w walkę z opozycją" ? brzmią jak kpina z naszej pamięci i zdrowego rozsądku.

To po objęciu rządów przez Donalda Tuska, podstawowych celem służb specjalnych stała się walka z pisowską ekipą, dezawuowanie osiągnięć poprzedników oraz odbudowa wpływów ludzi komunistycznej policji politycznej. To obecny premier odpowiada za bezprecedensową ?wojnę służb?- w której ABW zostało użyte do poszukiwania haków na CBA, a nowopowstały kontrwywiad wojskowy poddano represjom i ograniczeniom. Skutki tej wojny polskie służby będą odczuwały jeszcze przez długie lata. Zablokowano bowiem jakąkolwiek realną ich współpracę, co z pewnością niezwykle ucieszyło agenturę obcych państw.

Wytworzona celowo sytuacja chaosu i anarchii miała sprawić, że służby będą narzędziem w rękach rządzącej grupy ? nigdy zaś ? strażnikiem naszego bezpieczeństwa.
Nie przypadkiem Donald Tusk, dokonując czystek w służbach specjalnych postawił na stary, sprawdzony ?aparat? , wywodzący się z czasów PRL-u i rządów lewicy.
Przez lata ludzie tacy jak Miodowicz, Bondaryk, Sienkiewicz, Brochwicz, Czempiński czy Petelicki oraz przyjaciel wielu z nich - Andrzej Olechowski byli aktywnymi, choć zwykle mało widocznymi uczestnikami życia politycznego Platformy Obywatelskiej, a niektórych można zaliczyć do założycieli tej partii. Do służb wróciła ?stara kadra? ? Janusz Bojarski, Andrzej Barcikowski, Marian Janicki, Leszek Elas czy Zdzisław Skorża Nie przypadkiem również priorytetem stało się przywrócenie wpływów żołnierzy i agentów zlikwidowanych WSI oraz reaktywacja układu stworzonego przez to środowisko.

Kto dziś pamięta, że jedną z największych trosk rządu Tuska na jesieni 2007 roku była nowelizacja ustawy o ABW, pozwalająca tej służbie na ?rozpoznawanie, zapobieganie i wykrywanie przestępstw korupcji osób pełniących funkcje publiczne, jeśli te przestępstwa godzą w bezpieczeństwo państwa.??

Przedstawiając w grudniu 2007 uzasadnienie projektu nowelizacji, Grzegorz Dolniak z PO argumentował, że ?uchwalając ustawę o powołaniu CBA, posłowie odebrali ABW możliwość zwalczania korupcji godzącej w bezpieczeństwo państwa. O ile ściganie korupcji, poza CBA, pozostało jedną z ważniejszych kompetencji policji i Straży Granicznej, służb celnych i skarbowych, to ABW została tych uprawnień pozbawiona? - dowodził Dolniak. Już wówczas myślano nad ograniczeniem roli CBA, by jednocześnie móc wykorzystać służbę Bondaryka do działań przeciwko opozycji i niewygodnym dla władzy środowiskom.

Od chwili objęcia władzy przez Donalda Tuska można obserwować proces niszczenia jedynej profesjonalnej służby antykorupcyjnej, przy jednoczesnym budowaniu partyjnego ?zbrojnego ramienia?. Już na początku maja 2008 roku rząd PO-PSL postanowił zwiększyć uposażenie funkcjonariuszy ABW, podwyższając tzw. wielokrotność kwoty bazowej z 2,92 do 3,34, z mocą wsteczną od stycznia 2008r. Jednocześnie wskaźnik ten obniżono dla CBA z 3,96 do 3,5.
Ta ?urawniłowka? miała w zamyśle PO ?skończyć z przywilejami CBA?. Styczniowe obcięcie budżetu CBA aż o 40 mln zł było już wyraźnym sygnałem, jaką wagę rząd Tuska przykłada do walki z korupcją.

W lutym 2008 roku Tusk deklarował: ?Wolę mieć przesadnie zdeterminowanego szefa CBA, który będzie nawet w sposób przesadny kontrolował moją władzę, niż kogoś, kto będzie wpatrywał się we mnie jak w swojego szefa i omijał szerokim łukiem ludzi obozu władzy? i dodawał - ?Oczekuję jednak bezwzględnej walki z korupcją przez Biuro. Być może wykaże się w nowej sytuacji politycznej większą niezależnością.?

Jak fałszywe były to słowa, mogliśmy przekonać się w czasie następnych miesięcy, gdy przy pomocy oszczerstw, medialnych przecieków i postępowań prokuratorskich prowadzono ciągłą wojnę z jedyną służbą, która patrzyła władzy na ręce.

Gdyby ktoś chciał odkryć źródło nienawiści, jaką Platforma Obywatelska darzy CBA, powinien zajrzeć do tzw. ?Mapy Korupcji w Polsce?, opracowanej w roku 2003 przez Julię Piterę, gdzie postuluje się powołanie specjalnej formacji o nazwie Centralny Urząd Antykorupcyjny. Zakres działań, celów i uprawnień CUA odpowiadał dokładnie służbie Mariusza Kamińskiego. Problem polegał na tym, że CBA powołał PIS i służba ta od samego początku zajmowała się ściganiem korupcji na najwyższych szczeblach władzy. W wydaniu Platformy miał to być kolejny fasadowy urząd, strzegący interesów rządzącego establishmentu. Taki, jakim uczyniono ABW - której uprawnienia antykorupcyjne, nadane przez partię Tuska nigdy nie zostały użyte przeciwko członkom tego rządu, a w tym obszarze próżno szukać choćby jednego sukcesu służby pana Bondaryka.

W ten scenariusz - osłabiania mechanizmów kontrolnych wpisuje się decyzja premiera z listopada.2007 roku, gdy Donald Tusk zapowiedział likwidację stanowiska koordynatora ds. służb specjalnych i oświadczył, iż odtąd on sam ponosi za nie odpowiedzialność.
Taką samą deklarację premier powtórzył w styczniu ubiegłego roku, informując, że będzie sprawował osobisty nadzór nad służbami. Absurdalność tego rozwiązania jest oczywista dla każdego, kto zdaje sobie sprawę, czym jest koordynacja działań 5 służb i nadzór nad ich funkcjonowaniem. Ma natomiast głęboki sens, gdy traktuje się służby instrumentalnie i chce uczynić z nich narzędzie dla ochrony własnych interesów.
Jedynym słabym punktem tej koncepcji była formacja Mariusza Kamińskiego, zbudowana według profesjonalnych zasad, nieuwikłana w układy, odporna na naciski i wpływy polityczne. Gdy w połowie 2008 roku byliśmy świadkami licznych ataków na CBA, zapewne niewiele osób miało świadomość, że w tym samym czasie minister zdrowia Ewa Kopacz realizowała słynny ?program Sawickiej?, o którym skorumpowana posłanka PO mówiła na taśmach ujawnionych przez CBA w październiku 2007 roku.
To także czas, gdy za sprawą tej służby powróciła sprawa esbeckiej spółki EkoTrade, której kolejny raz powierzono ochronę obiektów administracji państwowej. Jej prezes Jacek Jerschina od dawna chwalił się, że ma niejawny etat w ABW. Od momentu, gdy CBA zaczęło interesować się tą spółką i przetargami na ochronę obiektów rządowych, poziom agresji i szykan wobec Mariusza Kamińskiego wzrósł z dnia na dzień.

Strategia przyjęta przez Donalda Tuska miała swoje przełożenie na konkretne decyzje w wielu innych obszarach życia publicznego. To dlatego ludziom służb i powiązanych z nimi firmom umożliwiono włączenie się w proces prywatyzacyjny, otwarto drogę do spółek skarbu państwa, pozwolono podejmować decyzje w wielu kluczowych sprawach. Prywatyzacja ENEI, w której ważną rolę odegrała powiązana ze służbami spółka TFS, wskazuje na prawdziwych dysponentów polskich procesów gospodarczych.
Czemu miała służyć ta strategia, możemy przekonać się obecnie, gdy ujawnienie przez CBA kulisów afer z udziałem prominentów Platformy obnażyło prawdziwe oblicze tego ugrupowania i rolę premiera.

Kazus Chlebowskiego, Drzewieckiego czy Grada, był możliwy ponieważ w rządzie Donalda Tuska panowało przyzwolenie na tego rodzaju praktyki, zbudowane na poczuciu aroganckiej bezkarności ? ta zaś, wynikała ze świadomości zawłaszczenia wszystkich newralgicznych miejsc życia politycznego i gospodarczego.

W poczuciu tej bezkarności, podejmowano działania mające na celu zabezpieczenie finansowania partii poprzez wpływy z gier hazardowych oraz uwłaszczenia na majątku upadających stoczni. Kontakty polityków PO z biznesem hazardowym, który w ogromnym zakresie jest własnością środowisk przestępczych i ludzi peerelowskich służb, nie byłyby możliwe, gdyby urzędujący premier nie rozmontował demokratycznych mechanizmów kontrolnych i nie oparł swoich rządów na środowisku wywodzącym się z tych służb.
W jeszcze większym stopniu, zatrważające skutki tej polityki widzimy w sprawie tzw. afery stoczniowej.

Wbrew temu co mówią sami zainteresowani i wtórujące im dyspozycyjne media ? mamy do czynienia z przykładem bezprawia i udziałem polskiego rządu w kombinacji operacyjnej, przygotowanej przez międzynarodowego handlarza bronią.
Nie chodzi bowiem jedynie o to, że za wiedzą ministra skarbu najwyżsi urzędnicy ministerstwa i Agencji Rozwoju Przemysłu przeprowadzili fikcyjny przetarg na sprzedaż majątku stoczni w Gdyni i Szczecinie, łamiąc przy tym wszelkie zasady procesu prywatyzacyjnego. Istotą sprawy jest fakt, że wszczęto te działania i prowadzono je pod dyktando człowieka ściganego za liczne przestępstwa, podejrzewanego o współpracę z Hezbollahem oraz o związki z terrorystami z al Kaidy, członka nieformalnej organizacji zrzeszającej czołowych handlarzy bronią z całego świata ? grupy z Marbelli ?nadzorowanej przez służby sowieckie, a obecnie rosyjskie. Przez lata organizacją z Marbelli kierował Monser Al-Kassar, szkolony przez GRU terrorysta, skazany ostatnio w USA na 30 lat więzienia za zabójstwa, pranie brudnych pieniędzy, nielegalny handel bronią i narkotykami.

Warto pamiętać, że jeszcze w 2007 roku oferta zakupu stoczni złożona przez Abdula Rahmana el Assira została odrzucona, bo polscy urzędnicy nie chcieli negocjować z kontrowersyjnym pośrednikiem.
Co zatem wydarzyło się w ostatnich miesiącach, że rząd Tuska postanowił przyjąć ofertę katarskiego inwestora i pośrednictwo El Assira?

Fakt ten ma związek z dokonaną przez Donalda Tuska reaktywacją przestępczo-agenturalnego układu, na którego czele stali ludzie WSW/WSI.
Przywrócenie wpływów tego środowiska stało się priorytetem rządu PO-PSL.
W ślad za nimi, do służb specjalnych powrócili ludzie komunistycznej policji politycznej lub ich wierni protegowani, wyselekcjonowani na początku lat 90-tych w szkole wywiadu w Kiejkutach. Tu docieramy do drugiej, kluczowej kwestii w aferze stoczniowej ? czyli osłony kontrwywiadowczej procesu prywatyzacyjnego, ustanowionej, jak twierdzi Paweł Graś "na wyraźne polecenie premiera Donalda Tuska".

Jest oczywiste, że w tego rodzaju transakcjach musi istnieć nadzór ze strony służb specjalnych, a w sprawę była zaangażowana Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego i Agencja Wywiadu.
Jaką rolę spełniały te służby i czyje interesy chroniły, jeśli nie ustalono nawet kim jest tajemniczy inwestor, na rzecz którego miał pośredniczyć El-Assir i nie przekazano informacji na temat ustawionego przetargu? Trudno przypuszczać, by wiedza na ten temat była niedostępna dla ABW i AW szczególnie, gdy w grę mogły wchodzić działania obcych służb. Medialna nagonka na CBA i ataki na Mariusza Kaminskiego dowodzą, że władza stara się ukryć rzeczywistą rolę służb ustawowo odpowiedzialnych za ochronę kontrwywiadowczą.
Plan tak złożonej operacji nie mógł powstać w głowach urzędników ministerialnych, a tym bardziej był niemożliwy do realizacji bez udziału służb specjalnych i przyzwolenia politycznego na najwyższym szczeblu.

Czym innym wytłumaczyć fakt, że najwyżsi w państwie urzędnicy paktują potajemnie z El-Assirem oraz są gotowi złamać prawo i wszelkie procedury na rzecz tajemniczego podmiotu, który miał rzekomo reprezentować Libańczyk?
Skąd wynika to poczucie bezkarności? Wygląda na to, że pod dyktando człowieka związanego z międzynarodową mafią handlarzy bronią, rząd Platformy opracował plan spłacenia zobowiązań El Assira aktywami polskich stoczni, nie dbając o zabezpieczenie majątku narodowego przed wpływem przestępców i obcych agentur. Pamiętne słowa premiera rządu, że jest mu obojętne kto kupi stocznie ? oddają tu rzeczywiste intencje. Koncepcję tę przedstawiłem obszernie w tekście AFERA STOCZNIOWA- POWRÓT HANDLARZY BRONIĄ.PODSUMOWANIE

Tego rodzaju sytuacja byłaby złowrogą fikcją, gdyby Donald Tusk nie stworzył korupcjogennego, patologicznego systemu sprawowania władzy, opartego na ludziach peerelowskich służb oraz niemal feudalnej zasadzie ?dworu? i ?dworzan?, strzeżonych przez wiernych pretorianów. Służby ? a w szczególności ta największa, o wciąż poszerzanych uprawnieniach miała chronić interesy władzy, a CBA poddane marginalizacji i ostracyzmowi być wygodnym alibi antykorupcyjnych intencji rządu. Wściekłość Donalda Tuska wywołał już sam fakt, że ta niedofinansowana
i wciąż atakowana służba okazała się sprawnym i profesjonalnym organem, zdolnym przeniknąć ?sekrety? władzy.

Wszyscy chyba pamiętamy zdanie Wałęsy z 4 czerwca 1992, podczas narady w kuluarach Sejmu ? ?Wy nie wiecie, jak daleko oni zaszli, dlatego trzeba ich błyskawicznie. Natychmiast, dzisiaj!?.

W tym jednym zdaniu zawiera się cała koncepcja obecnych działań Donalda Tuska ? uczestnika ówczesnej ?nocnej zmiany?. Ujawnia ono bezmiar lęku przed odkryciem prawdy i nienawiści do tych, którzy ośmielają się ją ujawnić.
W tej koncepcji nie ma miejsca na troskę o oczyszczenie życia publicznego, czy wciąż obecne na ustach premiera ? standardy polityczne. Usuwając Mariusza Kamińskiego, Tusk działa według zasady ?natychmiast, dzisiaj!?, w panicznym lęku przed wiedzą tych, którzy ?daleko zaszli?. To dlatego tej dymisji nie próbuje się nawet uzasadniać, czy wskazywać jej podstawy prawnej. Udział w tej ponurej farsie prokuratury i ABW dowodzi, że przeciwko Kamińskiemu użyto tych samych narzędzi, jakimi Donald Tusk rozgrywał dotąd wszystkie sprawy swoich politycznych oponentów. Tym razem, nie chodzi jednak o racje polityczne.

Na Donaldzie Tusku ciąży poważne podejrzenie i wszystko co robi premier, by zaciemnić obraz afer służy nie tylko jego partyjnym kolegom, ale jemu samemu. Sprawy, o których tu przypomniałem powinny uzmysłowić, że oskarżenia wysuwane pod adresem premiera, dotyczące bezprawnego ujawnienia informacji na temat śledztwa prowadzonego przez CBA - nie są pozbawione podstaw. Liczne przykłady wykorzystywania niejawnych informacji w akcjach przeciwko politycznym adwersarzom, czy w obronie własnych, zagrożonych interesów są dowodem, że obecnego premiera stać na tego rodzaju zachowania ? szczególnie w sytuacji, gdy groźba dotyczy najbliższego mu środowiska. Dogłębnie wyjaśniona musi zostać również rola premiera w procesie prywatyzacyjnym stoczni, jego potajemnych spotkań z El-Assirem i ustaleń, jakie wówczas poczyniono.

Zachowanie Tuska po ujawnieniu materiałów CBA świadczy, że nie może być postrzegany jako mąż stanu i strażnik interesów państwa. Żadne roszady personalne i inne, pozorowane działania nie będą miały znaczenia, póki premier polskiego rządu nie oczyści się z bardzo poważnych, kryminalnych zarzutów.
W przeciwnym wypadku trzeba uczynić wszystko, by cyniczne słowa z wystąpienia w sprawie afery hazardowej, w których Donald Tusk deklarował, iż ?dobiegł końca czas tych, którzy z wykorzystywania służb wobec konkurentów politycznych, z nienawiści i z represji zrobili filozofię rządzenia" ? obróciły się przeciwko ich autorowi.

Tekst ukazał się w Gazecie Polskiej nr.41 (846)
Autor: Aleksander Ścios o 20:08
http://bezdekretu.blogspot.com

I C O WY N A T O ? :rolleyes: :o :blink:  :wacko:  :unsure:

____________________________________
Videtur et hoc mihi Platforninem non debere esse
Poza tym uważam że Platformę należy zniszczyć
/Katon starszy/


01 lis 2009, 18:36
Zobacz profil
Zaawansowany
Własny awatar

 REJESTRACJA20 paź 2009, 14:09

 POSTY        50
Post Polityka i politycy
Przypominam, ze Bondaryk to funfel niejakiego Parafii. Poza tym RUDY na prezydenta!!!! Komuchów Świniaków ,jego funfli wiecznych NUS i DUS oraz służb specjalnych PRL i 3RP  Niech żyje Nowa Jakość i Standardy :zeby:  :brawa:


02 lis 2009, 08:25
Zobacz profil
Znawca
Własny awatar

 REJESTRACJA17 lut 2008, 14:47

 POSTY        241
Post Polityka i politycy


projekt ustawy o hazardzie


 Nie masz wystarczających uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego postu.


02 lis 2009, 21:19
Zobacz profil
Zawodowiec
Avatar użytkownika

 REJESTRACJA22 paź 2006, 15:04

 POSTY        3146

 LOKALIZACJAsamo centrum (no prawie)
Post Polityka i politycy


Poznajcie jedyny prawdziwy cud naszego premiera: niezatapialność.

Od wybuchu afery hazardowej Donaldowi Tuskowi i jego partii poparcie skakało. Propisowskie gazety próbowały udowodnić, że spada, "Wyborcza" dowodziła, że spada bardzo niewiele, mało kto rozumiał, że sondaże w takiej sytuacji mają niewiele sensu. Trzeba było choć trochę odczekać, żeby zobaczyć, jaki jest trend.

Tak jak to zrobił "Dziennik", który dziś prezentuje dwa sondaże: prezydencki i parlamentarny. W tym drugim Platforma Obywatelska wciąż bardzo silna: ma 40,2%. Drugi jest PiS z 26,9%. I to jemu, a nie Platformie spada. Na spadku PiS zyskuje SLD: 12,1%.

W wyborach prezydenckich sytuacja wygląda podobnie. Pierwszy jest Donald Tusk, którego popiera 38,7% ankietowanych przez "Dziennik". Premier wciąż zwiększa przewagę nad obecnym prezydentem Lechem Kaczyńskim, którego chce wybrać już tylko 20,1% - o 5% mniej niż przed miesiącem.

Skąd takie a nie inne cyferki? Jakim cudem do Tuska nie jest w stanie przykleić się nic? Zdaniem politologa dr. Wojciecha Jabłońskiego z UW wynika to z tego, że PiS nie ma nic do zaproponowania. Ich retoryka wojny połączona z brakiem jakichkolwiek przejawów programu pozytywnego odstrasza ludzi.

Czyli naród głosuje na PO, bo wciąż pamięta rządy Jarosława Kaczyńskiego. Od Zbysia i Rysia straszniejszy jest widać Endrju wicepremier, ściganie teletubisiów za gejowskie torebki i robienie Polsce obciachu za granicą. Kiedy o tym wszystkim zapomnimy, Tusk będzie miał przekichane.

Ale dopóki PiS robi co tylko w jego mocy, byśmy nie zapomnieli, premier może spać spokojnie. W Pałacu Prezydenckim czy gdzie tam sobie zażyczy.

http://www.pardon.pl/artykul/10033/afera_jaka_afera_polacy_wciaz_kochaja_tuska

____________________________________
Kardynała Richelieu sekret wam dziś zdradzę. Od przyjaciół Boże strzeż z wrogami sobie poradzę.  C.T.


04 lis 2009, 10:08
Zobacz profil
Fachowiec
Avatar użytkownika

 REJESTRACJA22 paź 2006, 19:39

 POSTY        1834
Post Polityka i politycy
Adasiowi gratulujemy wyboru na przewodniczącego komisji sejmowej "Przyjazne Państwo" oraz życzymy dalszych sukcesów w niszczenia "urzędasów" Państwa Polskiego".

____________________________________
Rostowski: Sytuacja Polski jest imponująca


06 lis 2009, 12:26
Zobacz profil
Zawodowiec
Avatar użytkownika

 REJESTRACJA21 paź 2006, 19:09

 POSTY        7731

 LOKALIZACJATriCity
Post Polityka i politycy
Ostatnie zadanie Kaczyńskiego: być kochanym.

Prezydent zyskał chwilowy spokój, zszedł z linii strzału, ma wreszcie otoczenie sprzyjające lepszemu wizerunkowi. Do nadziei na sukces brakuje mu - bagatela - większego dystansu wobec PiS i brata - piszą Michał Karnowski i Piotr Zaremba w dzienniku "Polska The Times".
Na ścianie gabinetu szefa Kancelarii Prezydenta wisi napis. Pojawił się niedawno, z woli jego nowego lokatora Władysława Stasiaka, mianowanego ponad trzy miesiące temu. To cytat z Józefa Piłsudskiego.

- Wy, Królewiacy, macie śmieszną naturę. Kiedy jadących drogą napada pies natarczywym i hałaśliwym ujadaniem, bierze was zaraz ochota, żeby wyskoczyć z pojazdu, stanąć na czworakach i zacząć mu się odszczekiwać. My w Wileńszczyźnie pozwalamy psu szczekać, bo taka już jego psia natura, ale nie przerywamy przez jego psie szczekanie podróży i bez wojny z psem spokojnie jedziemy do naszego celu. Wam, zdaje się, na przeszczekiwaniu psa, wygraniu wojny z byle parszywym szczeniakiem bardziej zależy niż na dojechaniu do celu podróży.

To pyszna przypowiastka, choć można mieć wątpliwości, czy sam Piłsudski zawsze się do niej stosował. Tym bardziej jednak wątpliwe, aby powtarzał ją sobie często konsekwentny wielbiciel Marszałka prezydent Lech Kaczyński. Można wręcz odnieść wrażenie, że ta maksyma pojawiła się tam, wraz ze Stasiakiem jako szefem kancelarii, stanowczo zbyt późno. Czy jest to zaległość nie do odrobienia?

Formalnie rzecz biorąc, wszystko jest do odrobienia. W niedawnym wywiadzie dla "Polski" Jarosław Kaczyński zapowiedział, że kandydata na prezydenta wskaże zapewne kongres Prawa i Sprawiedliwości w kwietniu 2010. A z otoczenia obu braci słychać, że ten termin będzie jeszcze przesunięty - do czerwca. Nie jest bowiem wygodnie urzędującemu prezydentowi wystawiać się na ciągłe pytania, czy jadąc do jakiejś miejscowości, prowadzi kampanię czy jej nie prowadzi, a jeśli tak, to za czyje pieniądze. Od oficjalnego startu obecnej głowy państwa w nowym wyścigu dzieli nas więc wiele miesięcy.

To wszystko prawda, tyle że przecież nieoficjalna kampania trwa przez cały czas, dzień po dniu. Gdyby ją próbować zbilansować już dzisiaj, powstają dwa sprzeczne wrażenia.

Pierwsze wyłania się z opowieści chcącego zachować anonimowość urzędnika kancelarii: "Marazm i przygnębienie to stan tutejszego personelu. Kiedyś toczyły się wewnętrzne walki, rywalizacje między ministrami czy doradcami. Teraz wszyscy zwątpili w przyszły sukces do tego stopnia, że już się nawet o nic nie biją. Wiele osób rozgląda się za inną pracą, łącznie z niektórymi dygnitarzami, którzy już wyjeżdżają (Ewa Ziomecka) lub chcą wyjechać (Stanisław Handzlik) na placówki. W korytarzach biur panuje cmentarna cisza".

Czy brak wiary w przyszłość Lecha Kaczyńskiego stał się już dogmatem? - Nie wierzę w przesądzającą moc sondaży na rok przed wyborami - ucina Adam Bielan, twórca poprzedniej udanej prezydenckiej kampanii. Ale Kaczyńskiego grzebią już komentatorzy, łącznie z najbardziej mu życzliwymi. - Jeszcze niedawno uważano przynajmniej za aksjomat, że przejdzie do drugiej tury, teraz kwestionowane jest i to - zauważa ekspert od politycznego marketingu Eryk Mistewicz.

Sam prezydent powtarza w prywatnych rozmowach to co Bielan - że nieraz już bywał pod wozem, a pozbawione wiary w niego opinie życzliwych publicystów zbywa krótko: "Najgorszymi wrogami IV RP są dziennikarze IV RP". Ale osoba bliska prezydentowi odmalowała nam plastycznie stan przygnębienia Lecha Kaczyńskiego, kiedy w samolocie wiozącym go z jednej z zagranicznych podróży przeczytał sondaż, który pokazywał, że najbardziej prawdopodobnym scenariuszem jest w drugiej turze pojedynek między Włodzimierzem Cimoszewiczem a Donaldem Tuskiem.

Tylko że to dopiero jeden wymiar rzeczywistości, bo jest i drugi. Cimoszewicz prawdopodobnie jednak nie wystartuje. Z kolei Donald Tusk ma - z punktu widzenia obozu prezydenckiego: nareszcie - kłopoty. Na razie zażegnane, ale nie definitywnie. Koniec tego roku to perspektywa widowiskowego przesłuchania obecnego premiera przed komisja śledczą, rok przyszły okaże się zapewne rokiem bolesnego deficytu budżetowego. W teorii szanse Kaczyńskiego odrobinę rosną. Nawet jeśli nie może się poszczycić dobrymi notowaniami, może z satysfakcją obserwować, jak spadają wyniki jego głównego wroga.

Ale prezydentowi od pewnego czasu szczęście sprzyja także i z innych powodów. Media od początku tej prezydentury żywią się jego wpadkami. Jedne były zawinione przez prezydenta (awantura z Moniką Olejnik przed kamerami), inne wykreowane przez świat zewnętrzny (medialne rozważania na temat reklamówki przyniesionej przez Marię Kaczyńską na pokład prezydenckiego samolotu). Stanowiły produkt zbyt wysokiego mniemania Kaczyńskiego o własnym urzędzie albo nieumiejętności panowania nad emocjami, a czasem jawiły się jako produkt prowokacji wymierzonych w jego osobę - przez polityczną konkurencję czy nielubiących go dziennikarzy.

Otóż od dobrych paru miesięcy wpadki zniknęły.
Prezydent nie reaguje na zaczepki. Wyszedł obronną ręką z trudnych dla niego sytuacji, jak choćby niemiłe potraktowanie go przez drużynę siatkarzy odmawiających odwiedzenia prezydenckiego pałacu.
Czyżby Lech Kaczyński zaczął wreszcie stosować się do życiowej mądrości Piłsudskiego?

Gdy do tego dodać jego autentyczne sukcesy już nie tylko związane z PR-em, jak choćby pryncypialną odpowiedź Władimirowi Putinowi na temat drugiej wojny światowej, można by odnieść wrażenie jakiegoś odrodzenia.
"Nie popieramy pana, ale przemówił pan w naszym imieniu" - takie masowe wpisy internautów po wystąpieniu na Westerplatte nie były może zwiastunem wyraźnej zmiany społecznych nastrojów. Ale stwarzały na nie wątłą szansę.

Dodać do tego należy szczęśliwą dla Lecha Kaczyńskiego, nawet jeśli przypadkową, rekonstrukcję jego otoczenia. Nikt nie pokładał wielkich nadziei w nominacji 43-letniego Władysława Stasiaka na nowego szefa kancelarii. Uchodził za człowieka kompetentnego, ale nie miał nigdy wielkiego wpływu na prezydenta ani nie cieszył się dużym autorytetem w PiS-owskim obozie.

Jednak jego wyzbyte agresji, "państwowotwórcze" wypowiedzi, tak odróżniające się od dawnej wojowniczości Michała Kamińskiego czy Piotra Kownackiego, zaczęły odwracać uwagę nieprzychylnych mediów od prezydenta. Stasiak jest zawsze spokojny, czasem nieco drewniany, ale z reguły trudny do zaczepienia. A taka teflonowość to w polskiej polityce opartej na show połowa sukcesu.

Uzupełnia go 41-letni Paweł Wypych, pełniący właściwie funkcję rzecznika prasowego. Elokwencją ustępuje poprzednikom, ale przecież umie się znaleźć w różnych sytuacjach. Gdy prezydenckie pióro odmówiło posłuszeństwa podczas podpisywania lizbońskiego traktatu, to Wypych zakręcił się za tym, aby zorganizować za pośrednictwem TVN jego aukcję. Pióro kupił Janusz Palikot. Podobno coraz bardziej zaniepokojony poseł PO powtarza, że jego wróg prezydent doczekał się wreszcie profesjonalnych współpracowników.

Mają oni jeszcze jedną zaletę - nie kojarzą się z partyjna polityką. Stasiak, absolwent KSAP, wiceprezydent Warszawy i krótkotrwały szef MSWiA, sprawdził się na stanowiskach typowo urzędniczych, Wypych to wręcz dawny działacz Unii Wolności.

Gdy Władysław Stasiak przekonuje dziś w rozmowie z "Polską", że chce się skoncentrować na przekształceniu Kancelarii Prezydenta w realny ośrodek myśli państwowej, że pod jego auspicjami zostanie opracowane fundamentalne opracowanie, jak powinno wyglądać państwo, gdy zachwala szykowane w kancelarii konferencje poświęcone korupcji czy polityce energetycznej, które mają skupić kwiat profesury, można tylko westchnąć.

Miałoby to może znaczenie w normalnym kraju, ale nie w Polsce, gdzie wszystko jest funkcją międzypartyjnej walki. Najmądrzejszego dokumentu napisanego pod skrzydłami prezydenta nie przeczytają jego sprawujący realną władzę wykonawczą przeciwnicy z PO, a i zwolennicy z PiS wykorzystają co najwyżej w roli politycznej chorągiewki. Niemniej nieudawana pasja ministra Stasiaka może poprawić nieco wizerunek urzędu.

Oczywiście ci współpracownicy nie staną się wszechmocnymi demiurgami. Eryk Mistewicz zwraca uwagę na to, że historia tej prezydentury to dzieje nieustających, często oficjalnie lub półoficjalnie zapowiadanych i odwoływanych zmian wizerunków. - Raz miał być miły, raz zdecydowany i silny, raz bliski PiS-owi, raz trochę od niego oddalony, aż wreszcie wszystkie role się wyzerowały - przypomina Mistewicz. Za porażki obwiniano kolejne ekipy. O oblicze prezydentury dbali tak różni ludzie jak Andrzej Urbański i Elżbieta Jakubiak, Michał Kamiński i Piotr Kownacki, a przecież żadna z tych postaci nie odniosła sukcesu.

Nie odniosła z powodu niesprzyjających warunków zewnętrznych (wojna Platformy i mediów z prezydentem), czasem ich własnych słabości, ale i cech głównego zainteresowanego, który okazywał się tworzywem nader opornym, partnerem kapryśnym. Można było przywoływać przysłowie o mierzeniu butów. Gdy nie pasuje jeden numer, trzeba sięgnąć po inny.

Gdy nie pasuje żaden, coś niedobrego musi dziać się z nogą. O Kownackim tak opowiada dawny współpracownik prezydenta:
- Był przekonany, że poprowadzi kancelarię, jak każdy inny urząd, nie rozumiał natury polityki, gdzie ciągle coś się zmienia. Ale nie był też przygotowany na stres związany z osobowością Lecha. Nie wiedział, że musi na wezwanie rzucać wszystko i gnać do pałacu. Albo że prezydenta niełatwo nakłonić do czegokolwiek. Zaplanujesz ważny wyjazd, a potem trzeba go odwoływać w ostatniej chwili. A tam na miejscu ludzie czekają, są rozżaleni. Ale jak to wytłumaczyć szefowi?

A jednak ta rozedrgana, i z powodu temperatury politycznego sporu, i temperamentu Lecha Kaczyńskiego, prezydentura zaczęła ostatnio osiągać coś w rodzaju stabilizacji. Pytamy polityka PiS, dobrze znającego stosunki w pałacu, z czego to wynika.

- Ani Stasiak, ani Wypych niczego Kaczyńskiemu nie doradzają, są za daleko. Ludźmi, którzy mają do niego codzienny dostęp, są minister Maciej Łopiński, który odgrywa rolę bardziej przyjaciela domu niż współpracownika, i minister Małgorzata Bochenek, która każdego dnia przynosi prezydentowi prasowe materiały i zapoznaje z rzeczywistością. To przy nich wcześniej Lech Kaczyński był nieustannie zestresowany. Jeśli więc teraz się wyciszył, to nie dzięki nim. Najwyraźniej do niego samego dotarło, że sytuacja jest poważna.

Ludzie, którzy byli przy Lechu Kaczyńskim pięć lat temu, towarzysząc jego sukcesowi, przypominają, jak łatwo się wówczas zmienił, jak nie tylko sprostał trudom kampanii, ale okazał się wyluzowany, elastyczny. Rzecz w tym, że nie ciągnęły się za nim wtedy niezawinione i zawinione ogony.

Był młodszy, miał za sobą niezłe wyniki rządów nad Warszawą, był opromieniony sławą twórcy Muzeum Powstania Warszawskiego czy dobrą opinią wielu Polaków z czasów kierowania Ministerstwem Sprawiedliwości. Dziś wloką się za nim owe wszystkie reklamówki i docinki Palikota, notorycznie złe notowania, jego własne przekonanie, że winne temu media są podstępną dżunglą i zwyczajne ludzkie zmęczenie. Głównie nieustającym napięciem.

Kampanię poprowadzą zapewne prezydentowi znów Adam Bielan i Michał Kamiński. Nawet jeśli popadają oni, zgodnie z logiką dworu, w chwilowe niełaski, w otoczeniu braci Kaczyńskich nie ma nikogo innego, kto czułby ten temat, znał zajmujące się tym firmy i mógł przywieźć z Zachodu scenariusz widowiskowej konwencji wyborczej. Współpracownicy Lecha Kaczyńskiego już dziś snują jej wizję: ma próbować przekonać Polaków do mniej społecznie rozwarstwionego społeczeństwa i do tego, że w przeciwieństwie do poprzedników, także i do polityków PO, nigdy nie splamił się dziwnymi związkami z biznesem. I rzeczywiście w tym jest potencjalnie wiarygodny.

Mistewicz przypomina, że najbardziej klarowną i popularną wśród Polaków politykę prowadził prezydent na kierunku wschodnim: gdzieś pomiędzy Rosją, Ukraina i Gruzją.
- Gdyby tam coś się zdarzyło, zwiększy to jego szanse - mówi. Czy to możliwe? W teorii tak.

Ale te wszystkie rozważania mogą się okazać funta kłaków warte. Natura polskiej polityki jest dziś taka, że wystarczy zdenerwowanie prezydenta jednym artykułem streszczonym mu przez minister Bochenek, aby cała wizja spokojnej, kompetentnej prezydentury legła w gruzach.

Wystarczy z kolei odejście Stasiaka (typowanego do ubiegania się o prezydenturę Warszawy), aby urzędowe otoczenie głowy państwa raz jeszcze nabrało, w następstwie kolejnego przypadku, innego oblicza. Zresztą już dziś słychać, że prezydent korzysta wprawdzie z zalet Stasiaka, ale ma do niego często pretensje o niedostateczną wojowniczość wobec politycznych wrogów.

A ponadto jest jeszcze większy problem. Dawni i obecni współpracownicy Lecha Kaczyńskiego są zgodni co do dwóch spraw: po pierwsze, musi się on stać mniej koturnowy, bliższy ludziom. Po drugie, musi znaleźć sposób, aby się choć trochę oddalić od partii, która go wskazała, aby pozyskać szerszy elektorat. To potrzeba tyleż paląca, co mocno już spóźniona. Ale i teraz można jeszcze próbować.

Tymczasem Lech Kaczyński, nawet jeśli zagustował w chwilowym spokoju własnej prezydentury, na coś takiego nie zgodzi się nigdy. Kiedy przed ostatnią rocznicą wybuchu Powstania Warszawskiego kombatanci zaproponowali mu występ w roli jedynego polityka składającego kwiaty na Powązkach (byłby wówczas prawdziwym przedstawicielem narodu), odrzucił ten pomysł gwałtownie. Na spotkaniu z pracownikami Muzeum Powstania przypomniał, że ich sukces jest dziełem PiS.
- Nie pozwolę, żeby Jarka nie było na uroczystościach - zadeklarował.

Ostatnio na prywatnym spotkaniu z dziennikarzami powtórzył po raz tysięczny: Sukces nie będzie miał dla mnie wartości, jeśli nie będzie sukcesem mojego brata.
Rzecz w tym, że bratu Lech Kaczyński mógłby pomóc w dłuższej perspektywie tylko wówczas, gdyby został prezydentem. Musiałby się więc od niego najpierw odróżniać. Kto znalazłby na to skuteczną receptę, byłby już mistrzem politycznej finezji. Ale kto znalazłby sposób, aby przekonać do tego samego prezydenta, ten dopiero okazałby się prawdziwym cudotwórcą.

/Michał Karnowski, Piotr Zaremba/

____________________________________
Nie jesteś tym, kim myślisz, że jesteś - lecz tym, kim się stajesz, gdy myślisz kim jesteś.


07 lis 2009, 18:27
Zobacz profil
Fachowiec
Avatar użytkownika

 REJESTRACJA22 paź 2006, 19:39

 POSTY        1834
Post Polityka i politycy
Drago                    



Nadir                    



Ostatnie zadanie Kaczyńskiego: być kochanym.

To wersja skrócona?

____________________________________
Rostowski: Sytuacja Polski jest imponująca


07 lis 2009, 19:46
Zobacz profil
Zawodowiec
Avatar użytkownika

 REJESTRACJA21 paź 2006, 19:09

 POSTY        7731

 LOKALIZACJATriCity
Post wersja skrócona
Drago                    



Nadir                    



Ostatnie zadanie Kaczyńskiego: być kochanym.
/Michał Karnowski, Piotr Zaremba/

To wersja skrócona?

Nie.
Ta jest skrócona.
:zeby:

____________________________________
Nie jesteś tym, kim myślisz, że jesteś - lecz tym, kim się stajesz, gdy myślisz kim jesteś.


07 lis 2009, 20:28
Zobacz profil
Zaawansowany
Własny awatar

 REJESTRACJA26 sty 2008, 13:55

 POSTY        31
Post Polityka i politycy
To może jakaś ogólnokrajowa akcja....hmmm było już "przygarnij kropka" to może... "Pokochaj chłopka"???  :zeby:


08 lis 2009, 09:54
Zobacz profil
Znawca
Własny awatar

 REJESTRACJA17 lut 2008, 14:47

 POSTY        241
Post Polityka i politycy
W Kraju- Raju (w rocznicę)

Zbliża się 11 listopada a z nim okazja do podsumowań. A ponieważ nie mam teraz tyle czasu czasu by pisać za często i wdawać się w wałkowanie szczegółów pozwolę sobie na ocenę o charakterze ogólnym. Ocenę naszego dorobku od momentu odzyskania niepodległości. Nie tej wyrwanej zaborcom w 1918 ani też wyduszonej ?czerwonej zarazie? w 1989. To byłoby zbyt wymagające zadanie. Ograniczę się do ?odzyskania? numer trzy, które dokonało się dwa lata temu, w pamiętnym roku 2007.

Chyba nikt nie wątpi, że ocena tego okresu, jak to z ocenami wszystkich wydarzeń historycznych bywa, nie będzie łatwa. Choć na początku wszystko wydawało się proste i oczywiste. A nawet nie wydawało się bo przecież podane zostało jak na talerzu w pamiętnym expose. Pozbawiliśmy władzy jakiś totalitarny, na poły faszystowski i socjalistyczny nowotwór, który dla naszej ojczyzny był grozą większą niż bolszewicy i faszyści razem wzięci. Trudno to widzieć inaczej skoro w walce z nim obecne elity  rządzace bez żenady prowadzają się a to z jakimś młodym epigonem miłośników rzymskich pozdrowień a to z wiecznie ?nową nadzieją? czerwonych (teraz nieco wyblakłych by nie rzucać się w oczy).

Zmienić się miało wszystko. Poczynając od retoryki. Porzucona miała zostać ta nawołująca do wojen a w jej miejsce pojawić się miał język miłości. Czekam z niecierpliwością kiedy wreszcie się zmieni? Tak jak i na to, że w końcu dowiem się kto tym socjal-faszystom władze odebrał. Na początek zdawało się oczywistym, że byli to liberałowie a nawet więcej, ?gdańscy liberałowie? (tacy najliberalniejsi z liberalnych!) ale teraz pewien nie jestem. Nawet myśleć zaczynam, że zjawisko ?gdańskich liberałów? jako takie nie istnieje. Przynajmniej od momenty gdy ich liderem został Donald Tusk. Podejrzewam, że żaden z niego liberał a jego ?ideowy wybór? sprzed lat to taki przypadek. Ot, po prostu zapewne akurat pod ręka było właśnie  jakieś zebranie owych ?liberałów? w chwili gdy Tuskowi do głowy  przyszło, że zrealizuje się w polityce. Tyle bowiem w jego obecnych poczynaniach liberalizmu ile sportu było w papierosach sport*. Ot choćby planowana (albo i wcielana w życie zważywszy na nowego szefa NASK-u) idea kontroli Internetu. Coś, co mogłoby przyjść do głowy tylko przekonanemu ?obrońcy wolności?. Albo szalenie ?liberalna? zamiennik odwrócenia zmian w systemie emerytalnym. Byłem dotąd przekonany, że nie ma takiego idiotyzmu, który nie został jeszcze wypowiedziany przez polskiego polityka. Okazało się jednak, że moja wyobraźnia nie nadąża za wybrańcami narodu. A w każdym razie za tym największym. Kiedy Donald Tusk, odpowiadając na pytanie dotyczące planów pozostawienia części środków przekazywanych dotąd OFE w państwowym ZUS-ie, powiedział iż jest pewien, że ZUS ?lepiej zadba o pieniądze obywateli? pojąłem, że właśnie zostało osiągnięte apogeum. W kraju, w którym nie ma chyba instytucji bardziej przez obywateli uważanej za niewydolną, kosztowną przez przerost biurokracji oraz rozmach inwestycyjny i jak nikt marnującą powierzone jej publiczne środki niż ZUS takie zdanie mógł powiedzieć tylko ktoś, kto nie ma pojęcia co oznacza skrót ZUS. Albo ktoś, kto świetnie się orientuje lecz ma w *** obywateli i ich pieniądze i nie zamierza tego ukrywać.

Ta wypowiedź przypomniała mi słowa wypowiedziane u zarania tej trzeciej Niepodległości. O facecie bez prawa jazdy, który stawia radary. Po dwóch latach widać, że ?facet z prawem jazdy? zawstydził ?faceta bez prawa jazdy? i postawił tych radarów tyle, że powoli zastępują przydrożne drzewa.

Oczywiście nie jest tak, że nic się nie udało. Parę obietnic zrealizowano. Ot choćby kwestia uproszczenia procedur. Nie wszystkich oczywiście. ?Jedno okienko? i inne pomysły ?wyjmowane? niegdyś ?z szuflady? stają się powoli legendą. Taką, w której jakiś element prawdy być może się i znajduje tylko trudno ten element odszukać. Uproszczone procedury, póki co, śmiało i ostentacyjnie realizują specsłużby. Dzięki Premierowi i szefom służb nie trzeba już bawić się w jakieś skomplikowane śledztwa, stawania przed komisją i postępowania. Po sygnale, że w służbach cos się dzieje Premier natychmiast reaguje pytając szefów czy łamią prawo. Ci natychmiast odpowiadają, że ?nawet o milimetr?** tego nie zrobili i Premier może znów spać spokojnie. Jak i reszta obywateli. Wiadomo więc, że ani ABW nie łamała podsłuchując i prowadząc usługi na rzecz Mąki jak i to, że SKW nie nękało Skrzypka łażąc po jego śladach. Przecież szefowie służb nie kłamią?!

Drugi sukces to wzrost znaczenia informatyzacji. Nie udało się kupić laptopa każdemu gimnazjaliście. Nie starczyło nawet na podkładki pod myszki. Zdążono tylko nauczyć za grube miliony jakąś liczbę nauczycieli jak te nieistniejące laptopy wykorzystywać podczas lekcji. Korzystanie z informatyzacji a w zasadzie z dobrodziejstw Internetu to w zasadzie głównie domena wysokich urzędników państwowych. Jedni tam szukają informacji o inwestorach, którym właśnie przychylają nieba inni dzięki temu medium ( i niezastąpionym tabloidom) wiedzą, że szczepionki służą temu, by ludzie marli jak muchy.

Poza tym rosną boiska a po nich będą rosnąć huśtawki. Szkoda, że dzieci i młodzież nie maja prawa głosu bo zapewne tłumnie podążyłyby do urn by w ten sposób podziękować swojemu ukochanemu Królowi Maciusiowi II
A ludziom żyje się dostatniej i normalniej. Tylko co to znaczy normalnie? To chyba ktoś inny musi wyjaśnić?Ktoś z tych co rozumieją  i popierają...
 http://rosemann.salon24.pl/136799,w-kraju-raju-w-rocznice


08 lis 2009, 12:23
Zobacz profil
Fachowiec
Avatar użytkownika

 REJESTRACJA22 paź 2006, 19:39

 POSTY        1834
Post Polityka i politycy


Co z etyką pracowników Ministerstwa Zdrowia

Państwowi urzędnicy zajmujący się polityką lekową mogą regularnie spotykać się z przedstawicielami sektora farmaceutycznego i zgodnie z prawem na tym zarabiać - informuje "Syfilisweek". Mowa o wykładach w ramach podyplomowego kursu MBA w sektorze farmaceutycznym. Ze strony internetowej uczelni można się dowiedzieć, że zajęcia skierowane są do osób pracujących w sektorze farmaceutycznym. Czesne, to blisko 28 tys. zł.

Wśród wykładowców jest kilku urzędników wysokiego szczebla, m.in. dr Artur Fałek, który jest szefem departamentu polityki lekowej i farmacji w Ministerstwie Zdrowia. Poprowadzi on zajęcia dotyczące kryteriów i zasad refundacji leków w Polsce. Natomiast mgr farmacji Grzegorz Cessak, prezes Urzędu Rejestracji Produktów Leczniczych Wyrobów Medycznych i Produktów Biobójczych, zdradzi swoim studentom tajniki kryteriów, które obowiązują przy ich rejestracji.

Wątpliwości budzi jednak fakt, że kierowana przez niego instytucja współdecyduje o dopuszczeniu danego leku do obrotu. Natomiast departament, któremu szefuje Fałek, proponuje, które specyfiki należy umieścić na liście leków refundowanych przez NFZ.

? Osoby na takich stanowiskach mają wpływ na decyzje administracyjne dotyczące firm farmaceutycznych. Dlatego powinny wystrzegać się pracy, za którą płacą koncerny produkujące leki ? oburza się Marek Balicki, były szef resortu zdrowia.

Natomiast obaj panowie Fałek i Cessak nie widzą żadnych problemów natury etycznej, gdyż ich zdaniem prawo nie zabrania państwowym urzędnikom pracy akademickiej

ten problem dotyczy chyba wszystkich ministerstw. Tym od pracy zabiera się marne resztki, a ci co zarabiają 10000 dorabiają sobie...

____________________________________
Rostowski: Sytuacja Polski jest imponująca


08 lis 2009, 14:36
Zobacz profil
Zawodowiec
Avatar użytkownika

 REJESTRACJA23 sie 2009, 07:34

 POSTY        3657
Post Polityka i politycy
orlik                    



W Kraju- Raju (w rocznicę)
Zbliża się 11 listopada a z nim okazja do podsumowań.

".....gdy Tuskowi do głowy przyszło, że zrealizuje się w polityce.
Tyle bowiem w jego obecnych poczynaniach liberalizmu ile sportu było w papierosach sport."
http://rosemann.salon24.pl/136799,w-kraju-raju-w-rocznice

:rotfl:

Normalny człowiek ze wstydu by sie zjadł gdyby poczytał takie miażdżące (i inne - też prawdziwe) opinie o  sobie.
Ale czy któryś z tych łybełałów ma wstyd?
Albo czy jest normalny?   :angry2:

____________________________________
Videtur et hoc mihi Platforninem non debere esse
Poza tym uważam że Platformę należy zniszczyć
/Katon starszy/


08 lis 2009, 16:21
Zobacz profil
Wyświetl posty nie starsze niż:  Sortuj wg  
Odpowiedz w wątku   [ Posty: 4411 ]  idź do strony:  Poprzednia strona  1 ... 155, 156, 157, 158, 159, 160, 161 ... 316  Następna strona

 Nie możesz rozpoczynać nowych wątków
 Nie możesz odpowiadać w wątkach
 Nie możesz edytować swoich postów
 Nie możesz usuwać swoich postów
 Nie możesz dodawać załączników

Skocz do:  
cron