<!--quoteo(post=38542:date=29. 11. 2008 g. 18:53:name=cyanide3)--><div class='quotetop'>(cyanide3 @ 29. 11. 2008 g. 18:53) [snapback]38542[/snapback]</div><div class='quotemain'><!--quotec--> [color=#3333FF]czy to jeszcze Ziobro - Kaczyzm, czy też chazarska teoria poprawności politycznej?
Teoria "Chazarska" jest całkowicie błędna i ma niewiele wspólnego z rzeczywistością. <!--QuoteEnd--></div><!--QuoteEEnd-->
jeżeli tak poważny autorytet ja Ty tak twierdzi, to pewnie tak jest
____________________________________ idź wyprostowany wśród tych co na kolanach
29 lis 2008, 19:09
cyanide3
<!--coloro:#3333FF--><span style="color:#3333FF"><!--/coloro-->czy to jeszcze Ziobro - Kaczyzm, czy też chazarska teoria poprawności politycznej? <!--colorc--></span><!--/colorc-->
<!--coloro:#FF0000--><span style="color:#FF0000"><!--/coloro-->Dr G. wśród “ludzi honoru”<!--colorc--></span><!--/colorc-->
Rząd Tuska prezentuje się pięknie. Premier jest elokwentny, kiedy można uśmiechnięty, kiedy trzeba pochmurny. Jego najbliższy współpracownik Sławomir Nowak - podobnie. Obaj mają wiele odwagi, gdy trzeba powiedzieć coś brzydkiego o prezydencie Kaczyńskim - choć na szczęście jeszcze nie tyle, co Janusz Palikot. Ale gdy mają mówić o własnych intencjach ta odwaga gdzieś wyparowuje.
Nowak na przykład panicznie boi się słowa “prywatyzacja”. Szczególnie w kontekście szpitali. W wywiadzie dla sobotniej “Polski” woli mówić o “przekształcaniu szpitali w spółki prawa handlowego” czy “komercjalizacji”.
To w sumie byłoby dość zabawne - partia liberalna obawiająca się mówić o prywatyzacji. Byłoby, ale nie jest. Bo PO mogłaby dzięki swojej ogromnej popularności przekonać Polaków do prywatyzacji szpitali i paru innych niezbędnych reform. Może stracić część poparcia, ale pozostać w pamięci jako to ugrupowanie, które zrobiło coś dobrego dla Polski. Pójść drogą Jerzego Buzka - kiedyś wprawdzie wyśmiewanego i skompromitowanego, dziś jednak popularnego i lubianego - jako człowieka, który zapisał się z historii Polski trzema wielkimi reformami społecznymi.
Kto wie - może należało zgodzić się na proponowane przez prezydenta referendum w tej sprawie, przeprowadzić ogólnopolską kampanię (nie byłaby trudna - wszak niemal wszystkie media basują Tuskowi bezkrytycznie) i z otwartą przyłbicą walczyć o prywatyzację, zacząć do niej przekonywać Polaków - może coś zostałoby w głowach.
Niestety - działacze PO wybrali krętactwo, czego wywiad z Nowakiem jest najlepszym dowodem.
Czy “michnikowy szmatławiec” chce udowodnić, że doktor G. - którego proces właśnie zaczyna się w Warszawie - jest niewinny? Trudno powiedzieć. “Gazeta” przecież nie obala jednak dowodów przeciw lekarzowi o “rękach pianisty” (tych, które tak sprawnie potrafiły chować koperty do kieszeni - co widzieliśmy na nagraniach z ukrytych kamer).
Nie obala - bo może nie potrafi. Znacznie łatwiej wykpić służby, które doprowadziły do aresztowania doktora. Najpierw “Gazeta” wyśmiewała służby za to, że badały, czy pan G. nie wymuszał uległości seksualnej na swoich pacjentkach i ich rodzinach. Dziś “Gazecie” nie podoba się, że służby sprawdzały, czy nie dochodziło do handlu narządami.
To ciekawy przykład na to, jak założona z góry teza prowadzi dziennikarzy do absurdu. Bo co chce nam w ten sposób powiedzieć “Gazeta”? Że służby nie powinny badać wielu wątków sprawy doktora G.? A niby dlaczego doktor G. miałby mieć jakiś immunitet? Bo tak chce “Gazeta”? A może dlatego, że akurat te służby zostały powołane przez PiS, więc wara im od doktora?
Tylko jednego szczerze współczuję doktorowi G. Towarzystwa, w którym się za sprawą swoich obrońców znalazł. Dołączył do panteonu “Gazety”. Do “ludzi hororu” Kiszczaka i Jaruzelskiego.
Elżbieta Kruk odważyła się udzielić wywiadu Robertowi Mazurkowi. Piszę “odważyła się” z dwóch powodów. Po pierwsze Mazurek potrafi być okrutny i bezwzględny, przekraczać granice przyzwoitości wobec swoich rozmówców - dzięki czemu zresztą jego wywiady zawsze należą do najmocniejszych w “Dzienniku”. Po drugie pani Kruk chciała rozmawiać o swojej niedawnej sejmowej niedyspozycji w parę dni po niej - a do tego także trzeba odwagi.
Większość polityków, którzy znaleźli się w takiej sytuacji zwykle szła w zaparte, nawet jeśli nie ulegała wątpliwości, że to nie uraz “goleni”, ale po prostu choroba alkoholowa.
Szczerze mówiąc określenia “kac” i “wczorajsza” używane (przez Mazurka - choć Kruk ich nie dezawuuje) na określenie tego, jak posłanka PiS zachowywała się w Sejmie wydają mi się nieco zbyt delikatne. Jednak po przeczytaniu tego wywiadu znów nabrałem do posłanki - nieco ostatnio nadwerężonego - szacunku. Szczerze - chyba - opowiedziała o całej sytuacji. I potrafiła się do paru rzeczy przyznać. Także do tego, że nie potrafi gotować. Dominik Zdort
____________________________________ "Demokracja to cztery wilki i owca głosujące o obiedzie" R.A.Heinlein
29 lis 2008, 19:15
cyanide3
jeżeli tak poważny autorytet ja Ty tak twierdzi, to pewnie tak jest
Poza Tobą nie może być innego autorytetu. Kto nie myśli tak jak Ty, ten zero.
Teoria Chazarska nie była dokumentowana przez profesora Cenckiewicza, który był wybitnym historykiem, do tego tak niezależnym że od grudnia 2006 do lutego 2008 był członkiem rady nadzorczej państwowej firmy Operator Logistyczny Paliw Płynnych z poręki towarzyszy.
Pytanie za 10 punktów dla znawcy historii i nie tylko: Cenckiewicz w latach 90-tych był redaktorem naczelnym dwumiesięcznika "Zawsze wierni" - znasz li kto wydawał ten dwumiesięcznik? Jak to skomentujesz?
____________________________________ Rostowski: Sytuacja Polski jest imponująca
29 lis 2008, 20:25
Re. Drago Nie rozumiem skąd tyle emocji, najpierw stawiasz kategoryczną tezę, używając na jej poparcie jedynie argumentum ad personam, a zagadnienie ma znacznie bardziej złożony charakter. Dla przykładu przytaczam poniższy artykuł :
Nikt nie był bardziej zdziwiony niż Shlomo Sand (Zand), że jego ostatnia praca naukowa przez 19 tygodni znajdowała się na izraelskiej liście bestsellerów – i że ten sukces spotkał jego, profesora historii, którego książki rzucają wyzwanie największym tabu Izraela.
Dr Shlomo Sand argumentuje, że idea, będąca pierwotnie wykorzystywana jako usprawiedliwienie dla założenia państwa Izrael, jako narodu żydowskiego, któremu potrzeba bezpiecznej przystani – jest mitem wynalezionym ponad sto lat temu.
Jako ekspert w zakresie historii europejskiej na Uniwersytecie w Tel Awiwie, Dr Sand oparł się na rozległych badaniach historycznych i archeologicznych dla potwierdzenia nie tylko tej tezy, ale i kilku innych – wszystkich podobnie kontrowersyjnych.
Ponadto udowadnia on, że Żydzi nigdy nie zostali wysiedleni z Ziemi Świętej, że większość dzisiejszych Żydów nie ma żadnych historycznych powiązań z krajem, nazywanym Izraelem i że jedynym politycznym rozwiązaniem izraelskiego konfliktu z Palestyńczykami jest likwidacja żydowskiego państwa.
Wygląda na to, że sukces książki „ Jak i kiedy staliśmy się Żydami” może zostać powtórzony na całym świecie. Wydanie francuskie, wypuszczone na rynek miesiąc temu, sprzedaje się tak szybko, że już trzeci raz jest w druku.
Tłumaczenia na tuzin innych języków, włączając arabski i angielski, są już w toku. Ale dr Sand przepowiada trudności ze strony proizraelskiego lobby, gdy w przyszłym roku jego książka zostanie wydana w Stanach Zjednoczonych przez angielskiego wydawcę, Verso.
Powiada on, że jeśli nawet Izraelczycy dotąd niezupełnie udzielali mu poparcia, to byli przynajmniej zaciekawieni jego argumentami. Tom Segyev, jeden z czołowych dziennikarzy, nazwał książkę ‘fascynującą i rzucającą wyzwanie”.
Jak twierdzi dr Sand, tym co go dziwi, jest fakt, że jego uniwersyteccy koledzy w Izraelu stronią od atakowania jego argumentów. Jedynym wyjątkiem jest prof. Israel Bartal, profesor żydowskiej historii na Uniwersytecie w Jerozolimie. Pisząc dla Ha’aretza, izraelskiego dziennika, Dr Bartal nie przejawiał wysiłku, aby obalać twierdzenia dr Sanda. Zamiast tego, paradoksalnie, poświęcił większość swego artykułu obronie swego zawodu. Sugerował on, że izraelscy historycy nie są aż tak ignoranccy odnośnie wymyślonej natury żydowskiej historii, jak dr Sand uważa.
Pomysł na tę książkę zaświtał dr Sandowi wiele lat temu, jak sam mówi, ale długo czekał, zanim zdecydował się rozpocząć nad nią pracę. „Nie mogę twierdzić, że jestem szczególnie odważny publikując tę książkę teraz”, powiada. „Czekałem, dopóki nie zostanę pełnym profesorem. Jest pewna cena, którą się płaci w izraelskim gronie naukowców za wyrażanie poglądów tego rodzaju”.
Głównym argumentem Dr Sanda jest to, że do pewnego czasu odległego o nieco ponad sto lat temu, Żydzi uważali się za Żydów jedynie dlatego, że dzielili wspólną religię. Dalej powiada, że na przełomie XX wieku syjonistyczni Żydzi rzucili wyzwanie tej idei i zaczęli tworzyć historię narodową poprzez wynalezienie idei, iż Żydzi istnieli jako naród niezależny od swej religii.
Również współczesna idea syjonistów, o Żydach zobowiązanych do powrotu z wygnania do Ziemi Obiecanej, była całkowicie obca judaizmowi, dodaje.
„Syjonizm zmienił idee Jerozolimy. Przedtem święte miejsca postrzegane były, jako coś do czego się tęskni, a nie jako konkretne miejsce w którym się zamieszkuje. Przez dwa tysiące lat Żydzi pozostawali z dala od Jerozolimy nie dlatego, że nie mogli tam powrócić, ale dlatego, że religia zabraniała im powrotu aż do nadejścia Mesjasza.”
Największe zaskoczenie podczas jego badań spotkało go, kiedy zaczął studiować ewidencję archeologiczną z ery biblijnej.
„Nie zostałem wychowany jako syjonista, ale jak wszyscy inni Izraelczycy, automatycznie przyjmowałem za prawdę, że Żydzi byli narodem zamieszkałym w Judei i że zostali stamtąd wysiedleni przez Rzymian w r. 70 n.e.
Ale kiedy zacząłem sprawdzać ewidencje, odkryłem, że królestwa Dawida i Salomona były legendami.
Podobnie było z wygnaniem. W istocie, nie da się wyjaśnić żydostwa bez wygnania. Ale kiedy zacząłem studiować historyczne książki opisujące zdarzenia z owego wygnania, nie mogłem znaleźć żadnego takiego wydarzenia. Ani jednego.
A to dlatego, że Rzymianie nie wysiedlali ludności. W rzeczywistości Żydzi w Palestynie byli w przeważającej ilości rolnikami i cała ewidencja sugeruje, że pozostali oni na swych ziemiach”.
Zdaniem profesora ta alternatywna teoria jest bardziej miarodajna, wygnanie było mitem propagowanym przez wczesnych chrześcijan w celu pozyskiwania Żydów do nowej wiary. „ Chrześcijanie chcieli, aby późniejsze pokolenia Żydów wierzyły, że wysiedlenie ich przodków było karą od Boga”.
Tak więc jeśli nie było wygnania, to jak doszło do tego, że tak wielu Żydów zostało rozsianych po świecie zanim współczesne państwo Izraelskie zaczęło ich zachęcać do „powrotu”?
Dr Sand odpowiada na to, że w wiekach bezpośrednio poprzedzających oraz równorzędnych z erą chrześcijańską, judaizm był prozelityzującą religią, rozpaczliwie szukającą nowych wyznawców. „Wspomina o tym rzymska literatura tamtych czasów”. Żydzi podróżowali do innych regionów, szczególnie do Jemenu i pomiędzy plemiona Berberów w Afryce Północnej. Wiele wieków później, ludność królestwa Chazarów, rozciągającego się na obszarze dzisiejszej południowej Rosji, przyjęła judaizm, stając się potomkami Żydów Aszkenazyjskich z Europy Wschodniej i Środkowej.
Dr Sand wskazuje na dziwny stan zaprzeczania, w jakim żyje większość Izraelczyków, odnotowujących, że prasa oferuje bogate relacje nt. odkrycia stolicy królestwa Chazarów nad Morzem Kaspijskim.
YNET, portal najpopularniejszej z izraelskich gazet „Yedioth Ahronoth”, publikował nagłówki tej historii: “Rosyjscy archeologowie odnajdują dawno zaginioną żydowską stolicę”. „A jednak żadna z gazet - dodaje - nie zastanawiała się nad wagą tego znaleziska dla standardowych wersji żydowskiej historii”.
Dr Sand odnotowuje, że jedną z kolejnych kwestii, która się pojawiła w wyniku jego badań jest następująca: Jeżeli większość Żydów nigdy nie opuściła Ziemi Świętej, to co się z nimi stało?
“Nie uczy się tego w izraelskich szkołach, ale większość z wcześniejszych przywódców syjonistycznych, włączając Dawida Ben Guriona (premiera Izraela) było przekonanych, że Palestyńczycy są potomkami autentycznych Żydów z tego terenu. Wierzyli oni, że później ci Żydzi przeszli na islam.”
Dr Sand przypisuje niechęć swoich kolegów do kontrargumentacji wobec wysuwanych przez niego tez, milczącemu przyjmowaniu do wiadomości przez wielu z nich, że cała fasada tzw. ‘żydowskiej historii’ nauczanej na izraelskich uniwersytetach jest krucha, jak domek z kart.
Zdaniem doktora Sanda, problem z nauczaniem historii w Izraelu wziął swój początek od decyzji z lat 1930-tych, aby podzielić historię na dwie dyscypliny: ogólną historie i historię żydowską. Żydowska historia uważana była za taką, która wymaga własnego pola studiów, jako że żydowskie doświadczenie uważane było za unikalne.
„Na uniwersytetach nie ma czegoś takiego, jak żydowskie wydziały polityki czy socjologii. Jedynie historii naucza się w ten sposób, co pozwala specjalistom z zakresu historii żydowskiej zamieszkiwać w bardzo odosobnionym i konserwatywnym świecie, w którym nie mają styczności ze współczesnym rozwojem badań historycznych”.
„Bywałem krytykowany w Izraelu za pisanie o żydowskiej historii, podczas gdy historia europejska jest moja specjalizacją. A książka tego rodzaju potrzebowała historyka, który byłby zaznajomiony ze standardowymi koncepcjami badań historycznych, stosowanymi przez środowisko naukowe na całym świecie.”
Jonathan Cook jest pisarzem i dziennikarzem zamieszkałym w Nazarecie, Izrael. Jego ostatnie książki to: „Izrael i zderzenie cywilizacji; Irak, Iran i plan przetworzenia Środkowego Wschodu” oraz „Znikająca Palestyna: Eksperymenty Izraela w zakresie ludzkiej rozpaczy”. Niniejszy artykuł ukazał się w „The National” ( www.the national.ae) publikowanym w Abu Dhabi.
Autor: Jonathan Cook
____________________________________ idź wyprostowany wśród tych co na kolanach
30 lis 2008, 08:17
Ale dokładnie o to mi chodzi! Dużo tez przytoczonych, pozwolę sobie tylko wskazać że nasza dyskusja dotyczyła tylko religii Chazarów - otóż na podstawie mojej swego czasu nabytej wiedzy chciałem uściślić iż jest to mit. Jak na pewno wiesz mówimy o judaizmie, gdyż narodowość żydowską można nabyć tylko z matki (stąd Herod Wielki był zawsze traktowany jako obcy w Jerozolimie - czego skutkiem była przepiękna druga świątynia z której miał nie pozostać "kamień na kamieniu" - co wówczas traktowana jak fantazję). Istotnie przez pewien czas władcy Chazarów wyznawali Judaizm, niemniej nie miało to żadnego przełożenia na "wyznanie państwowe" - wyglądało to inaczej niż w Europie gdzie religia króla stawała się religią państwa (w istocie religia prawie nie wyszła poza pałac). Istnienie "Drugiego Państwa z religią" jest tylko mitem.
<a href="http://wiadomosci.gwno.pl/Wiadomosci/1,80271,6006814,Tusk_na_zamknietym_posiedzeniu__Jest_duzo_gorzej_niz.html" target="_blank">Tusk na zamkniętym posiedzeniu: Jest dużo gorzej niż mogło się wydawać</a> Panowie i Panie - robimy zrzutę na nasz biedny rząd?
____________________________________ Rostowski: Sytuacja Polski jest imponująca
Ostatnio edytowano 30 lis 2008, 10:49 przez Drago, łącznie edytowano 1 raz
30 lis 2008, 10:44
Znak Falzmanna Autor: Jerzy Przystawa, śr, 12/07/2006 - 19:58
Dokładnie 25 lipca 1991, w iście surrealistycznej scenerii, w rwących potokach deszczu, grzęznąc w błocie i przeskakując z kałuży w kałuże, posuwał się ścieżkami cmentarza na Powązkach, orszak żałobny, z trumną młodego człowieka, Michała Tadeusza Falzmanna. Usiłując przekrzyczeć deszcz, czytał nad grobem jego przesłanie prof. Mirosław Dakowski: Michał nie umarł. Michał zginął w walce, która jest najważniejszą walką dzisiejszej Polski. Walką o niezależność finansową, walką przeciw grabieży majątku narodowego przez zorganizowane grupy przestępcze. Ta walka zadecyduje o losie Polski na pokolenia...
Nazwisko Michała Falzmanna kojarzone jest najczęściej z tzw. aferą FOZZ, o której, po jego śmierci, dużo pisano w różnych gazetach, a nawet wspominano w dziennikach telewizyjnych. Wypowiadali się też w tej sprawie najważniejsi politycy III RP i to politycy z różnych stron sceny politycznej. Np. premier Jan Olszewski twierdzi, że afera FOZZ była największą aferą w dziejach Polski, w którą zamieszane były struktury państwa, takie jak Ministerstwo Finansów, wywiad, kontrwywiad itp (zob.: "Olszewski - przerwana premiera", Warszawa, 1992).
Inny znowuż premier, a także, w swoim czasie minister sprawiedliwości i prokurator generalny, Włodzimierz Cimoszewicz, określił ją jako "aferę, która zagroziła bezpieczeństwu państwa".
Zastępca prokuratora generalnego za rządów Bieleckiego i Olszewskiego, Stanisław Iwanicki wypowiedział się tak: "rozwiązać przyszło największą, najbardziej skomplikowaną aferę gospodarczą w Polsce po II wojnie światowej".
Prokurator Janusz Kalwas, który po siedmiu latach śledztwa podpisał wreszcie akt oskarżenia w tej sprawie, wyznał prasie: "Afera FOZZ, pod względem ilości zdefraudowanych pieniędzy nie ma sobie równej w całej naszej powojennej historii".
Skoro w taki sposób wypowiadają się premierzy, ministrowie sprawiedliwości i prokuratorzy to, wydawałoby się, nazwisko człowieka, który tę aferę odkrył i ujawnił, a jeszcze za jej ujawnienie zapłacił życiem, powinno być "ryte złotymi zgłoskami", podawane za wzór obywatelskiej i urzędniczej postawy (Michał Falzmann był przecież urzędnikiem państwowym na służbie, głównym specjalistą kontroli państwowej w NIK), jego trumna dekorowana orderami, a wdzięczna Rzeczpospolita powinna zapewnić opiekę i dostatek wdowie po nim i jego pięciorgu dzieciom?
Nic z tych rzeczy. Kiedy się nawet oficjalnie czasem wspomina o sprawie FOZZ, o toczącym się śledztwie, o procedurze karnej, to nazwisko "Falzmann" taktownie się pomija. Podobnie zresztą jak i nazwisko jego szefa, prezesa NIK, prof. Waleriana Pańki, który zginął w trzy miesiące później, akurat kiedy miał wystąpić w Sejmie z raportem na temat kontroli FOZZ.
No, ale o Falzmannie pamiętają przynajmniej jego przyjaciele i ludzie mu bliscy, o Pańce, o zabitym razem z nim dyrektorze jego biura, Januszu Zaporowskim, jak się wydaje, zapomnieli od razu wszyscy, włącznie z najbliższymi kolegami i współpracownikami.
Jakże to inne podejście do ludzi, którzy oddali wielkie zasługi krajowi, niż np. podejście niepoważnych i niefrasobliwych Włochów: po śmierci sędziów Falcone i Borselino, ich nazwiskami nazwano lotnisko w Palermo, w stolicy Sycylii są place im poświęcone, ich nazwiska zna każde włoskie dziecko, książki o ich życiu i śmierci znajdziemy w każdej księgarni. Inaczej w Polsce: jedynej książki o sprawie Falzmanna, "Via bank i FOZZ", nie znajdziecie w żadnej ksiągarni, co więcej, dokładnie rok temu, Sąd Wojewódzki w Warszawie zakazał jej wydawania!
Na procesie w tej sprawie, który toczy się od 1994 roku, nie stanął w naszej obronie żaden adwokat, żaden z tych złotoustych sejmowych kaznodziejów, których oracje pełne są troski o Polskę, o wolność słowa, o dobrobyt Polaków. Tak, jak nie kiwnęli palcem w trosce o dzieci Falzmanna, tak ANI JEDEN nie zaoferował się nam z pomocą, jakąkolwiek, choćby tylko słowem otuchy czy solidarności. Nie użalamy się. Chcemy tylko, żeby Polacy wiedzieli, jak się sprawy mają.
Minister Stanisław Iwanicki w swojej wypowiedzi trochę przesadził. Pomimo upływu 8 lat od śmierci Falzmanna, "afera FOZZ" daleka jest od rozwiązania. Nie tylko nic nie "rozwiązano", ale też ani nie skazano, ani nawet nie trzymają w areszcie nikogo, nawet spośród tych, których nazwiska wskazał sam Falzmann. Od ponad półtora roku leży w Sądzie Wojewódzkim w Warszawie akt oskarżenia przeciwko 6-ciu podejrzanym, ale do procesu jeszcze daleko, a znając "drobiazgowość" i "solidność" polskich sądów, nie ma żadnej wątpliwości, że i następne pokolenie nie wielką ma szansę, aby w tym układzie politycznym doczekać się rozwiązania sprawy.
I znowu porównajmy to z sytuacją we Włoszech. 10 lutego 1986 roku rozpoczął się w Palermo tzw. maksi-proces, w którym przed sądem stanęło ok. 500 mafijczyków, bronionych przez ponad 300 adwokatów. Akt oskarżenia liczył ponad 600 tysięcy stron. Gdyby sędziowie włoscy ugięli się pod żądaniami adwokatów, którzy domagali się odczytania go w całości, samo odczytywanie aktu oskarżenia trwać by musiało 7 lat! Sędziowie włoscy nie ulegli. Proces zakończył się 16 grudnia 1987, zapadły najcięższe wyroki, w tym 19 wyroków dożywotniego więzienia. Czym, w istocie, był FOZZ i na czym polegał ujawniony przez Falzmanna rabunek finansów Polski?
Z pozoru, FOZZ, czyli Fundusz Obsługi Zadłużenia Zagranicznego, był stworzoną przy Ministerstwie Finansów samodzielną instytucją, która miała za zadanie "obsługiwać" polski dług państwowy. Miała więc zdobywać i gromadzić dewizy, płacić odsetki od długu i spłacać dług. Ale wg. "cichej instrukcji" miała prawo dokonywać nielegalnych, a więc zakazanych w prawie międzynarodowym, operacji "cichego" wykupu długów na tzw. wtórnym rynku.
Postawieni na czele FOZZ oficerowie wywiadu i innych służb specjalnych, stworzyli więc całą przestępczą sieć, złożoną z międzynarodowych aferzystów, spekulantów, typów z pod ciemnej gwiazdy, którzy, pobierając pieniądze z państwowej kasy, mieli za zadanie, szyto-kryto, wykupywać polskie weksle dłużne. Oczywiście, niczego nie księgowano, dokąd i którędy szły pieniądze, wiedzieli tylko "bosowie".
Mimo, że nazwiska tych "bosów" są doskonale znane, pomimo gigantycznego śledztwa, nadal nie wiadomo gdzie się podziały pieniądze FOZZ? Dżentelmeni, jak wiadomo, o pieniądzach nie rozmawiają, nie można więc niczego się dowiedzieć, biedni prokuratorzy!
Jednakże, i tu właśnie groźny okazał się Michał Falzmann, cała ta przestępcza działalność, była jedynie maskaradą, jedynie przykrywką, czapką niewidką, przykrywającą prawdziwy rabunek finansów państwa, istną pompę ssącą, która drenowała polski system finansowy na niewyobrażalną skalę. Tam - działały jakieś drobne płotki z międzynarodowej szulerni, jakieś Weinfeldy, jakieś Tkacziki, których tabuny zawsze kręcą się przy pieniądzach, a których zawsze, w razie potrzeby czy wpadki, wystawić można na odstrzał.
Tutaj - w tej drugiej części, działała przyszła elita finansów III Rzeczypospolitej, już całkiem legalnie, wykorzystując po prostu spekulacyjny mechanizm finansowy, który został jej oddany do dyspozycji, i którego FOZZ był tylko sprawnie działającym elementem. Umożliwiał on bowiem udzielanie gigantycznych kredytów, także dewizowych, "swoim ludziom", bez potrzeby badania zasadności wniosków kredytowych. "Obrócenie" tym kredytem, choćby tylko jeden raz, dawało zwielokrotnienie "pożyczonych" sum.
Tacy "fachowcy" np. jak Bagsik i Gąsiorowski potrafili tą drogą uzyskać przebicie prawie 10-krotne: składając "w depozyt" 60 milionów dolarów, w ciągu roku "machnęli" pół miliarda. I, oczywiście, w nogi z tą forsą, akurat, przyppadkowo, do Izraela. Wprawdzi potem Bagsik, przez jakieś niedopatrzenie szwajcarskich celników, dał się złapać, ale ma się świetnie, jest gwiazdą polskich mediów, a ostatnio chyba nawet się ożeni z uroczą spikerką Telewizji Polskiej. Ach, co to będzie za ślub!
Kiedy rozmawia się z polskimi inteligentami o tych wszystkich sprawach, wzruszają ramionami, albo mówią: ach, ty znowu o tym Falzmannie i o tym FOZZie, przecież zawsze tak było, jest i będzie, że pierwszy milion trzeba ukraść!
Otóż nieprawda. Ten cynizm polskich inteligentów skrywa ignorancję i niechęć zrozumienia faktów. Maszynka Balcerowicza, którą ujawnił Falzmann, polegała na tym, że pierwszego miliona (dolarów, oczywiście) wcale nie trzeba było kraść: państwo polskie (tj. FOZZ, Ministerstwo Finansów, banki państwowe, jak PKO BP, Bank Handlowy i inne) "pożyczały" ten pierwszy milion, aby, po przepuszczeniu go przez maszynkę, zrobić z niego 2, 3, a nawet 10 i więcej.
Na tym przede wszystkim polega twórczy wkład profesora (wtedy jeszcze tylko zaledwie skromnego doktora!) Balcerowicza w ekonomię transformacji systemowej od socjalizmu do kapitalizmu i za to spada na niego deszcz nagród, odznaczeń i tytułów, także naukowych.
Na Balcerowicza deszcz nagród, a na ciało odkrywcy tego rabunku, Michała Falzmanna, ziemia i lipcowa ulewa. I słowa Dakowskiego: Walka i śmierć Michała jest podwójnym znakiem: Po pierwsze skierowanym do polityków, by nad upiorny nonsens polskich dni, nad przepychanki personalne, przenieśli walkę o niezależność Polski, w tym szczególnie finansową... Po drugie, jest to znak skierowany do tzw. inteligencji, by otrząsnęła się z letargu i samouspokojenia, z poczucia, że "fachowcy o nas zadbają"
... Michał był w tej walce wojownikiem wyjątkowo odważnym i inteligentnym. Oby nas z bierności obudził.
Oby. Na razie możemy tylko wyrazić ciekawość: czy w dalekiej Warszawie, na Cmentarzu Powązkowskim, w 8-mą rocznicę śmierci, zapalił ktoś świeczkę na grobie Michała Tadeusza Falzmanna?
____________________________________ idź wyprostowany wśród tych co na kolanach
30 lis 2008, 17:20
To oczywiście nie podróż życia jak u premiera, a wizyta, która zaowocuje wielką przyjaźnią narodów i miliardowymi kontraktami. <!--quoteo--><div class='quotetop'></div><div class='quotemain'><!--quotec-->30 listopada 2008 r. Prezydent Lech Kaczyński wraz z Małżonką udali się z wizytą do Azji. W dniach 30 listopada - 7 grudnia 2008 r. Prezydencka Para złoży wizyty oficjalne w Mongolii, Japonii oraz Republice Korei.
Program wizyty w Mongolii przewiduje spotkanie z Prezydentem Nambaryn Enkhbayar oraz rozmowy z Premierem Sanjaagiin Bayar. Będzie to pierwsza wizyta głowy polskiego państwa w Mongolii od czasu przemian ustrojowych w obu krajach i ich wejścia na drogę demokratycznego rozwoju.
Program wizyty w Japonii obejmie audiencję u Pary Cesarskiej, rozmowy z Premierem Taro Aso oraz spotkania z Przewodniczącym Izby Reprezentantów Yohei Kono i Ministrem Spraw Zagranicznych Hirofumi Nakasone. Wizyta stanowi potwierdzenie woli obu krajów do dalszego pogłębiania przyjaznych stosunków we wszystkich ważnych dla obu krajów dziedzinach.
W programie wizyty w Republice Korei są m.in.rozmowy z Prezydentem Lee Myung-bak oraz spotkanie z Premierem Han Seung-soo. W trakcie wizyty planowane jest podpisanie Programu wykonawczego na lata 2009-2011 do Międzyrządowej Umowy Kulturalnej o współpracy w dziedzinie kultury, nauki i edukacji.<!--QuoteEnd--></div><!--QuoteEEnd--> Ktoś może zna program towarzyszący wycieczki ? ( osobiście jestem za takimi wizytami, dla mnie jest to normalny element polityki zagranicznej, dziwi mnie jednak trochę cisza wśród tropicieli "taniego państwa" )
____________________________________ Inde datae leges, ne fortior omnia posset - Po to zostały dane prawa, aby silniejszy nie mógł wszystkiego.
Pewien fircyk bez krępacji Cud obiecał całej nacji. > Trafnie uznał: - Lud to kupi! > Lud naiwny, ciemny, głupi. > No i młodzież uwierzyła, > Do urn śmiało podążyła. > I w Irlandii i w Londynie, > dali wiarę wielkiej ściemie. > I ta z Wronek i z Pułtuska, > Dała głos na Doncia Tuska. > > No, nareszcie jest nadzieja! > Naród wybrał czarodzieja. > Media wielce mu pomogły > Nawet Doda piała modły, > "Niezależni" dziennikarze > truli coś o Polsce marzeń. > Bez Kaczora, Gosia, Ziobry... > I wyskoczył... królik z torby > > To co najpierw obiecywał, > Po wyborach odwoływał. > Toż to kawał hipokryty, > Rude włosy, wzrok kosmity. > Serki, jabłka podrożały > A indeksy pospadały! > > Zdrowie płatne? Oszalałeś?!!! > Polskiej biedy nie widziałeś?! > Gdzie te drogi, gdzie podwyżki??? > Niech wam starczy uśmiech płytki, > Uścisk dłoni, ważna mina... > Na szczęście: dziś ktoś jest, > a jutro już go ni ma! : )) > > Olać pamięć i historię? > Sprzedać się za mięsa rząd? > Niech ci dziad opowie, > Skąd w Warszawie tyle bomb > Przyjdzie czas na nad PO sąd! > > Chociaż rządzą nic nie mogą, > nic nie wiedzą, NIC nie zrobią! > Walka z PiS-em, punkt "programu" > Gratuluję superplanu! > Prezydenta chcą wykończyć, > by rudzielec mógł sam "rządzić"... > Obiecanki się skończyły, > Puste hasła poznał lud > No i w końcu stał się cud: Czary mary mamy smród
Mirosław Dakowski >
30 lis 2008, 22:31
wjawor
To oczywiście nie podróż życia jak u premiera, a wizyta, która zaowocuje wielką przyjaźnią narodów i miliardowymi kontraktami. <!--quoteo--><div class='quotetop'></div><div class='quotemain'><!--quotec-->30 listopada 2008 r. Prezydent Lech Kaczyński wraz z Małżonką udali się z wizytą do Azji. W dniach 30 listopada - 7 grudnia 2008 r. Prezydencka Para złoży wizyty oficjalne w Mongolii, Japonii oraz Republice Korei. (...)
Ktoś może zna program towarzyszący wycieczki ? ( osobiście jestem za takimi wizytami, dla mnie jest to normalny element polityki zagranicznej, dziwi mnie jednak trochę cisza wśród tropicieli "taniego państwa" ) <!--QuoteEnd--></div><!--QuoteEEnd--> "Tropiciel" jest podobnego zdania co Ty, Wjaworze. I czego nie robi się dla moderatora. Chciałeś program - masz ( trochę skrótowy, ale zawsze lepsze to niż nic ).
<!--quoteo--><div class='quotetop'></div><div class='quotemain'><!--quotec--> <!--sizeo:2--><span style="font-size:10pt;line-height:100%"><!--/sizeo-->Prezydent chowa się przed Sarkozym <!--sizec--></span><!--/sizec-->
Ministrowie prezydenta zarzekali się, że 6 grudnia Lech Kaczyński nie może rozmawiać z Nicolasem Sarkozym o popisaniu Traktatu Lizbońskiego, bo spotka się wtedy z cesarzem Japonii. "Syfilisweek" ustalił jednak, że to nieprawda. Wygląda na to, że prezydent po prostu unika Sarkozy'ego.
Rano Lech Kaczyński poleciał na Daleki Wschód. Samolot z prezydentem na pokładzie wystartował po godz. 9. Prezydent, któremu towarzyszy żona Maria, w ciągu tygodnia złoży oficjalne wizyty w Mongolii, Japonii i Korei Południowej.
Harmonogram azjatyckiej wizyty prezydenta "Syfilisweek" sprawdził w dwóch źródłach. Japońskie ministerstwo spraw zagranicznych informuje, że "Jego Ekscelencja doktor Lech Kaczyński, prezydent Rzeczpospolitej Polskiej, waz z Panią Marią Kaczyńską, złożą oficjalną roboczą wizytę w Japonii od 2 do 5 grudnia". Podobne terminy przekazało "Syfilisweekowi" polskie MSZ, precyzując, że cesarz Akihito przyjmie Kaczyńskiego 4 grudnia po południu.
Tymczasem Nicolas Sarkozy przyjeżdża do Polski 6 grudnia. Miał się spotkać z Lechem Kaczyńskim, ale Kancelaria Prezydenta wycofała się, tłumacząc to wizytą w Japonii. "Audiencji u cesarza nie można przełożyć, bo japoński protokół dyplomatyczny jest bardzo restrykcyjny" - tłumaczył w rozmowie z "Syfilisweekiem" Piotr Kownacki, szef Kancelarii Prezydenta.
Tylko że 6 grudnia Kaczyńskiego nie będzie już w Japonii. Będzie kończył wizytę w Korei Południowej, gdzie protokół nie jest tak restrykcyjny.
Dlaczego prezydent mógł unikać spotkania z Sarkozym? Po pierwsze, ich relacje ochłodziły się, odkąd prezydent Francji zabiegał o porozumienie z Rosją po wojnie w Gruzji i skrytykował budowę tarczy antyrakietowej w Polsce. Po drugie, Sarkozy chciał namawiać Kaczyńskiego do podpisania Traktatu Lizbońskiego. A do tego prezydent się nie śpieszy.
Wreszcie - co nie jest bez znaczenia - Sarkozy przyjedzie na uroczystość 25-lecia przyznania pokojowego Nobla Lechowi Wałęsie, co może się nie podobać Kaczyńskiemu. Poza tym przywódca Francji nie pojawił się na prezydenckiej galę z okazji Dnia Niepodległości - zauważa "Syfilisweek". <!--QuoteEnd--></div><!--QuoteEEnd--> <a href="http://www.dziennik.pl/polityka/article273595/Prezydent_chowa_sie_przed_Sarkozym.html" target="_blank">http://www.dziennik.pl/polityka/article273...d_Sarkozym.html</a>
01 gru 2008, 08:21
<!--quoteo--><div class='quotetop'></div><div class='quotemain'><!--quotec-->Minister zarobi krocie na unijnych dopłatach "Rzeczpospolita": Dzięki fikcyjnemu meldunkowi Maciej Trzeciak, wiceminister środowiska z rekomendacji PO, kupił 206 ha, by zarobić krocie na unijnych dopłatach. Grunty te Trzeciak kupił w 2007 r. na przetargu ANR w Reczu w Zachodniopomorskiem. Był wówczas wojewódzkim konserwatorem przyrody w Szczecinie. By wystartować w przetargu, trzeba było mieć gospodarstwo na terenie gminy Recz i stałe zameldowanie w okolicy.
Trzeciak przedstawił poświadczenie o zameldowaniu na pobyt stały wystawione przez urząd gminy w Choszcznie, 30 km od Recza. Według "Rz", był tam zameldowany od 11 sierpnia 2006 do 11 maja 2007. Minister przyniósł też do ANR zaświadczenie o posiadaniu gospodarstwa rolnego w gminie Recz. Było to 2,3 ha ziemi, którą wydzierżawił od jednego z rolników.
96 ha ziemi z 206 ha, które kupił we wsiach Nętkowo i Grabowiec na przetargu w Reczu, Trzeciak obsadził orzechem włoskim, podobnie jak inne 50 ha, które posiadał już wcześniej we wsiach Karwowo i Gostomin. W przyszłym roku za wszystkie plantacje orzecha UE da Trzeciakowi 221 tys. dopłat - wylicza "Rz".
Za onet.pl <!--QuoteEnd--></div><!--QuoteEEnd--> <!--quoteo--><div class='quotetop'></div><div class='quotemain'><!--quotec--> Kwaśniewski zarobi na ziemi 7 mln zł! Aleksander Kwaśniewski ma głowę do interesów! Na ziemi, którą kupił pod Grunwaldem (woj. warmińsko-mazurskie), może postawić piękną rezydencję i jeszcze zarobić na tym nawet 7 milionów złotych! - donosi "Super Express".
W piątek gazeta opisywała ostatnią inwestycję państwa Kwaśniewskich. Nad pięknym jeziorem Dąbrowa Wielka kupili oni 17 hektarów ziemi. Zapłacili za to blisko milion złotych. Dużo? Wcale nie. Jak twierdzą specjaliści, ten zakup to może być złoty interes. - Zakup ziemi w tej chwili to dowód świetnego wyczucia rynku - mówi "Super Expressowi" Włodzimierz Nalazek, właściciel Biura Obrotu Nieruchomościami. - Państwo Kwaśniewscy kupili ziemię w bardzo atrakcyjnym miejscu za stosunkowo niewielkie pieniądze. Na pewno im się to opłaci - dodaje.
Zdaniem Nalazka prezydent powinien podzielić ziemię na 15 działek po hektarze każda i sprzedać pod budowę luksusowych rezydencji dla najbogatszych. Ze zbytem nie powinno być kłopotów, bo kto by nie chciał mieszkać koło byłego prezydenta. Jak mówi specjalista od nieruchomości, Kwaśniewski może dostać 50-60 złotych za metr. To dziesięć razy tyle, ile zapłacił. Po odjęciu koniecznych inwestycji zarobi na czysto nawet 7 milionów złotych, a sam zachowa dwa hektary pod własną rezydencję.
źródło informacji: INTERIA.PL/Super Express<!--QuoteEnd--></div><!--QuoteEEnd-->
01 gru 2008, 09:44
melon
<!--quoteo--><div class='quotetop'></div><div class='quotemain'><!--quotec--> Dzięki fikcyjnemu meldunkowi Maciej Trzeciak, wiceminister środowiska z rekomendacji PO, kupił 206 ha, by zarobić krocie na unijnych dopłatach. W przyszłym roku za wszystkie plantacje orzecha UE da Trzeciakowi 221 tys. dopłat.
<!--QuoteEnd--></div><!--QuoteEEnd--> Prawie 20.000 PLN miesięcznie. POgratulować :brawa:
Ryba ma przechlapane
Początkowo miałem zamiar nazwać pana wicemarszałka Sejmu Stefana Niesiołowskiego Władysławem Machejkiem III Rzeczypospolitej. Taki mam odruch. Kiedy słyszę albo czytam określenie "mocodawcy", od razu kojarzy mi się z Machejkiem.
Machejek, pisarz partyjny i redaktor naczelny krakowskiego "Życia Literackiego", miał taki światopogląd – każdy, kto odchylał się od jedynie słusznej linii i miał odmienne poglądy, szedł na pasku swoich mocodawców. (....) Ale porównanie, przy całym podobieństwie także stylistyki, byłoby krzywdzące. (...) na pytanie reżysera w czasie premiery jakiegoś sowieckiego produkcyjniaka w Teatrze im. Słowackiego, jak mu się podoba sztuka, odparł: "No, świetna, znakomita, tylko jakaś taka, wiecie, ch...".
W polskiej pustyni i w puszczy Myślę, że nominacja Stefana Niesiołowskiego na Teofila Ociepkę III RP będzie w pełni sprawiedliwa. Ociepka to był malarz prymitywista, amator, taki polski Celnik Rousseau, który malował nieistniejący świat swoich fantazji, jakieś jaskrawokolorowe prehistoryczne puszcze zaludnione przez potwory. To samo mniej więcej robi Niesiołowski słowami. (...) Prostota tej wizji, jej dualizm, gminny i naiwny manicheizm całkowicie usprawiedliwiają nadanie Niesiołowskiemu honorowego tytułu wiecowego polityka prymitywisty. Kolejny obraz prymitywisty z cyklu "W polskiej pustyni i w puszczy" wydrukowała w ostatnią środę "michnikowy szmatławiec". Przeczytałem to na żądanie moich mocodawców, inaczej by mi się nie chciało. Główne zdanie tego dzieła, zatytułowanego "PiS-ie, dość tego", brzmi: "Wyeliminowanie PiS-u jako partii mogącej dorwać się do władzy jest patriotycznym obowiązkiem PO". <!--coloro:#FF0000--><span style="color:#FF0000"><!--/coloro-->Piękne zdanie. Trzeba by je wyryć w marmurze jako hasło prawdziwych demokratów. <!--colorc--></span><!--/colorc-->
Kaczyńscy do Wronek Czołowy polityk partii rządzącej ogłasza, że jej celem jest pozbycie się z życia publicznego największego ugrupowania opozycyjnego. Po prostu pozbycie się konkurencji. Od dawna miałem podejrzenia, że niektórzy członkowie opozycji antykomunistycznej wcale nie należeli do opozycji demokratycznej. Zwalczali monopol PZPR nie po to, aby na to miejsce wprowadzić pluralizm demokratyczny, tylko inny monopol. Własny. Stefan Niesiołowski właśnie to potwierdził. (...) Dla niego każdy, kto w tym nie uczestniczy, każdy, kto ma własne zdanie, własne poglądy i własną hierarchię wartości i w dodatku ośmiela się tego nie ukrywać, jest zdrajcą, odszczepieńcem, parrycydą i łajdakiem.
"Zdumiewające – pisze Niesiołowski – jak wielu dziennikarzy gotowych było kiedyś i jest obecnie służyć złej sprawie. PiS nie może narzekać (...) na brak usłużnych dziennikarzy gotowych uzasadnić wszystko, byle tylko przypodobać się PiS-owskim mocodawcom, wyładować własną frustrację, odreagować beztalencie. Czytając między innymi Rybińskiego czy Ziemkiewicza, bardziej rozumiem, jak było możliwe to, co wypisywali np. marcowi publicyści".
Rewelacja. Genialne. Facet, który domaga się wyeliminowania raz na zawsze z życia publicznego całej formacji, zarzuca ludziom, którzy w tym nie uczestniczą, jakieś marcowe paralele. A przecież sam jest na najlepszej drodze do tego, aby rzucić hasło "Rybiński na Madagaskar". PiS na Syberię. Kaczyńscy do Wronek
Umysłowość marszałka Trochę mnie przeraża atmosfera, w jakiej musi żyć i działać wicemarszałek Sejmu, skoro nie przychodzi mu do głowy – może zresztą ma za daleko – żadne inne wyjaśnienie odmienności cudzych poglądów od jego własnych, i to aktualnych, jak tylko wysługiwanie się, wykonywanie poleceń mocodawców i parcie do przypodobania się. Kto i o jakim formacie umysłowym i moralnym otacza wicemarszałka, kto się plącze wokół Platformy, że Niesiołowskiemu wyhodował się taki pogląd na ludzi i ich motywacje? Wbrew intencjom Stefan Niesiołowski okazał tutaj pogardę nie mnie i nie Rafałowi Ziemkiewiczowi, tylko własnym akolitom. Oczywiście, gdybym był redaktorem "michnikowego szmatławca", pozwałbym Niesiołowskiego do sądu i kazał mu udowodnić, że mam mocodawców, których zalecenia wypełniam. Ale na włóczenie się po sądach z Niesiołowskim mam za duże poczucie i humoru, i honoru.
Dlatego pytam tylko: po co miałbym to robić? Dla jakich korzyści? Nie ubiegam się o państwową posadę ani członkostwo w radzie nadzorczej. Nie mam zamiaru kandydować do Sejmu ani Parlamentu Europejskiego i wobec tego nie muszę merdać ogonkiem, aby uzyskać lepsze miejsce na listach. Nie mam też ambicji bycia wicemarszałkiem Sejmu ani w jakikolwiek inny sposób żyć z budżetu, czyli pieniędzy podatników. Żyję sobie osobno i na własny rachunek. Nie liczę nawet na honory. Kiedy na 40-lecie kabaretu Pod Egidą chciano nam dać jakieś medale, odmówiłem, bo rzeczą satyryka i felietonisty jest dostawać cięgi, a nie odznaczenia. To samo zrobił Rafał Ziemkiewicz.
Wiem, że trudno to zrozumieć komuś z taką umysłowością. Po prostu w pale się nie mieści politykowi, który w czasach, gdy był członkiem ZChN, bił na alarm (na łamach "Nowej Europy"), że wraz z przystąpieniem do Unii Europejskiej Polska stanie się państwem ideologicznym, prowadzącym politykę dechrystianizacji i degradującym katolików, iż można żyć i myśleć wbrew koniunkturze.
Mam przechlapane Wbrew diagnozie Niesiołowskiego nie jestem frustratem, bo niby czym miałbym się frustrować. Jego opiniami? Za mojego życia przetrwałem wielu Niesiołowskich różnej rangi, o których nikt dziś nie pamięta, więc żaden to powód do frustracji. Co do beztalencia, proszę się nie martwić, też jakoś sobie radzę, już od 40 lat, nie tylko w Polsce. Jak będę potrzebował protezy, jak wielu innych, to na pewno nie wesprę się na Niesiołowskim, bo prędzej czy później upadłbym na mordę.
Mimo wszystko wiem, że mam przechlapane. <!--coloro:#FF6666--><span style="color:#FF6666"><!--/coloro-->Platforma Obywatelska będzie rządzić wiecznie, stworzy tysiącletnią Rzeczpospolitą, a Stefan Niesiołowski, siedząc po prawicy Bronisława Komorowskiego, sądzić będzie żywych i umarłych. <!--colorc--></span><!--/colorc--> Życzliwi, tryskający talentem, publicyści mili sercu wicemarszałka spoczną w Alei Zasłużonych, a mnie się pochowa pod płotem, między samobójcami.
Co gorsza, kiedy stanę przed obliczem Pana, Bóg zapyta mnie stentorowym głosem: "Czemuś się opierał konieczności dziejowej, łajdaku, czemuś nie śpiewał w chórze z cnotliwymi, czemuś nie chylił czoła przed Niesiołem i nie całował jego ręki?". I co ja wtedy odpowiem? <!--coloro:#CC33CC--><span style="color:#CC33CC"><!--/coloro-->Przecież nie ze strachu, tylko z kindersztuby i dobrego wychowania nie powiem, gdzie mnie pan wicemarszałek może pocałować.<!--colorc--></span><!--/colorc--> Maciej Rybiński
Jeden z komentarzy: # Skarbowy Pisze:01/12/2008 o 17:46 Czapki z głów! Mistrzostwo świata. Brawo Panie Macieju. I tak trzymać. Czekam na kolejne wspaniałe felietony.
PS Mój własny, więc mam prawo zacytować
____________________________________ "Demokracja to cztery wilki i owca głosujące o obiedzie" R.A.Heinlein
Ostatnio edytowano 01 gru 2008, 19:02 przez kominiarz, łącznie edytowano 1 raz
01 gru 2008, 18:58
IPN opublikował na swoich stronach internetowych protokół przesłuchania Edwarda Graczyka z 18 listopada 2008 r.
Instytut zdecydował się na publikację dokumentu wzwiązku z artykułem zamieszczonym w „michnikowemu szmatławcowi” z dn. 29-30.11.2008 r. pt.: „Esbek: Nie zwerbowałem Lecha Wałęsy” gdzie opublikowano część zeznań świadka.
Podczas przesłuchania Graczyk mówił m.in.: "Nie potrafię wytłumaczyć, dlaczego na tej kserokopii znajduje się pokwitowanie odbioru pieniędzy z podpisem 'B
Już przenoszę Panie Moderatorze we właściwe miejsce
wjawor
<!--quoteo(post=38597:date=30. 11. 2008 g. 20:44:name=kominiarz)--><div class='quotetop'>(kominiarz @ 30. 11. 2008 g. 20:44) [snapback]38597[/snapback]</div><div class='quotemain'><!--quotec--> <!--quoteo(post=38595:date=30. 11. 2008 g. 20:28:name=Hogata)--><div class='quotetop'>(Hogata @ 30. 11. 2008 g. 20:28) [snapback]38595[/snapback]</div><div class='quotemain'><!--quotec--> <!--quoteo(post=38587:date=30. 11. 2008 g. 20:00:name=kominiarz)--><div class='quotetop'>(kominiarz @ 30. 11. 2008 g. 20:00) [snapback]38587[/snapback]</div><div class='quotemain'><!--quotec--> <!--quoteo(post=26554:date=11. 03. 2008 g. 12:28:name=agcies)--><div class='quotetop'>(agcies @ 11. 03. 2008 g. 12:28) [snapback]26554[/snapback]</div><div class='quotemain'><!--quotec--> Witam, czy ktoś z Państwa miał sprawę, w której szacowano dochód lekarzowi? zwrócę się do US z oficjalnym pismem, tylko proszę o info.Dzięki.
Doktorowi Mirosławowi G. właśnie szacują <!--QuoteEnd--></div><!--QuoteEEnd--> A Ty znasz już wynik tego szacowania? Rzuć kamieniem ...... <!--QuoteEnd--></div><!--QuoteEEnd--> Jeszcze nie, bo to będzie dłuuuugie szacowanie.
Ponad 40 zarzutów wobec doktora G. <a href="http://fakty.interia.pl/kraj/prawo_i_bezprawie/news/ponad-40-zarzutow-wobec-doktora-g,1041861" target="_blank">http://fakty.interia.pl/kraj/prawo_i_bezpr...ktora-g,1041861</a> PS <!--coloro:#FF0000--><span style="color:#FF0000"><!--/coloro-->Jakoś mediom, a zwłaszcza tym z kapitałem zagranicznym, nie przeszkadzało już dawno wydać wyrok. Uniewinniający na doktora G., a skazujący na ministra Ziobrę<!--colorc--></span><!--/colorc--> <!--QuoteEnd--></div><!--QuoteEEnd--> Proponuję przyjrzeć się tematowi oraz działowi w jakim swą radosną twórczość odstawiacie. I ograniczcie się do merytorycznych odpowiedzi, albo zamilczcie. Na innych wątkach macie wystarczająco dużo miejsca na takie polemiki. :nonono: <!--QuoteEnd--></div><!--QuoteEEnd-->
<!--coloro:#FF0000--><span style="color:#FF0000"><!--/coloro-->A tutaj potwierdzenie mojej tezy<!--colorc--></span><!--/colorc-->
Sądy sądami, ale sprawiedliwość musi być po naszej stronie
„michnikowy szmatławiec” triumfalnie ogłasza na całą szpaltę na trzeciej stronie: „Dr. G nie zabijał, ratował”. To tytuł tekstu afirmującego decyzję sądu umarzającego ostatecznie postawiony lekarzowi zarzut zabójstwa pacjenta i narażenia życia kolejnych dwóch osób.
Prokurator,który za rządów PiS postawił te zarzuty doktorowi G, po objęciu władzy przez PO niezwłocznie je wycofał i umorzył postępowanie. Przed sądem – jak opisuje to Wyborcza – heroicznie bronił opinii o niewinności doktora G. Sąd rozpatrywał zażalenie na jego decyzje złożone przez rodziny pacjentów, którzy po operacjach przeprowadzonych przez chirurga zmarli. „Gazeta”przypomina wprawdzie, że pierwszy pacjent zmarł, gdy podczas wszczepiania by-passów doktor opuścił salę operacyjną; drugi, bo doktor G. przeszczepił mu serce mimo zapalenia płuc i wysokich oporów płucnych; trzeci, bo podczas operacji przeprowadzanej przez doktora G zostawiono pacjentowi w sercu gazik, co po siedemdziesięciu dniach spowodowało, w wyniku zakażenia, śmierć pacjenta.
Ani prokurator, ani sąd, ani wreszcie Wyborcza, żadnej odpowiedzialności lekarza nie widzą. Ostro polemizującego z tą postawą pełnomocnika rodzin zmarłych pacjentów doktora G. , autor tekstu, Bogdan Wróblewski swoiście lustruje:Mecenas Rogalski „oskarżał jak prokurator. Którym zresztą jest, choć nie praktykował w tym zawodzie, ale to zdany egzamin prokuratorski umożliwił mu przejście do adwokatury”. Wszystko jasne, prawda – żaden z niego mecenas, tylko prosty prokurator.
Na koniec dziennikarz Wyborczej nie umie sobie odmówić jeszcze jednej sugestii. „Rogalski nie pogodził się z orzeczeniem, długo przed kamerami cytował Religę, wyłuskiwał sprzeczności w opiniach biegłych itp. – Czy prokurator i sąd maja przed sobą inne akta niż pan – zaczęli w końcu pytać dziennikarze. – Czy wietrzy pan jakiś spisek, układ? – dociekali. Rogalski nie odpowiedział”. Tak kończy się tekst informacyjny w Wyborczej - jej czytelnicy po raz kolejny zostali utwierdzeni w przekonaniu, że tylko zaślepieni wyznawcy istnienia układów w Polsce, mogą sądzić, że doktor G. jest winny. A przecież ani układ, ani gazik w sercu nie mają znaczenia.
„Uważam Palikota za chama” – obwieszcza w „Dzienniku” Piotr Kownacki, szef kancelarii prezydenta, po tym jak prokuratura oświadczyła, że polityk PO nazywając prezydenta „chamem” wcale go nie znieważył. „W okresie rządów premiera Donalda Tuska świadomie jest prowadzona z jego strony polityka dezawuowania prezydenta i jego urzędu. Ponieważ Palikot należy do najściślejszego kierownictwa Platformy, oczywiste jest, że pozostali członkowie tego kierownictwa tak samo sądzą. Tyle, że podzielili się rolami. Ktoś jest dobrym gliną, a Palikot tym złym” – mówi minister i trudno odmówić mu racji. Tyle, że trudno przewidzieć, czym skutkować będą zapowiedzi, iż kancelaria nie będzie już ignorować inwektyw posła PO. Z tego co widać w sądach i prokuraturze sprawiedliwość jest po stronie nie tylko doktora G. ale i polityka PO. Minister prezydenta Kaczyńskiego jako żywo do tej partii nie należy, blisko dworu Tuska nie jest. Niech się więc nie zdziwi, gdy prokuratura uzna, że właśnie znieważył Palikota nazywając go chamem. No bo jak tak można mówić o pośle PO? Joanna Lichocka.
____________________________________ "Demokracja to cztery wilki i owca głosujące o obiedzie" R.A.Heinlein
Ostatnio edytowano 02 gru 2008, 16:44 przez kominiarz, łącznie edytowano 1 raz
02 gru 2008, 16:41
kominiarz
Już przenoszę Panie Moderatorze we właściwe miejsce
W pierwszej chwili chciałem Ci napisać, że to nadal nie w temacie - bo raczej Twoje dywagacje nadają się na jakiś nowy wątek np. "Meandry wymiaru sprawiedliwości", czy "Niezawisłość sądów" lub też Sądy sądami, ale sprawiedliwość musi być po naszej stronie
Bo co ma wyrok sądu w sprawie dr. G, do polityków czy polityki.
Ale z drugiej strony masz trochę racji gdyż sąd prostuje "walkę o Prawo i Sprawiedliwość" pewnego ministra raczej z politycznego nadania. I gdyby nie potrzebował fajerwerków na konferencjach prasowych, być może dr G. już by siedział z wyrokiem. Ale łapówkarstwo, niedochowanie staranności, molestowanie lub mobing, to było dla p. "Zero" za mało. CBA i Prokurator Generalny musieli mieć coś bardziej wybuchowego. Tak, masz rację to jednak nadaję się tutaj.
O "chamach" szkoda słów, takie sprawy powinny się toczyć wyłącznie z powództwa cywilnego. Osobiście nie odpowiada mi taki styl konwersacji i takie określenia, a czy nadają się na wyrok, czy tylko na potępienie wyborców - nie mnie oceniać. Ale przypominam sobie ( choć mogę sie mylić, może to ktoś inny ), iż niedawno chyba zaciekle broniłeś "wolności słowa" przy okazji wyroku prof. Zybertowicza i akcji Rzepy w jego obronie ( z tym że akurat tam było się delikatnie mówiąc mijanie się z prawdą co do Michnika, przed sądem tłumaczone "wyrażeniem opinii" ).
____________________________________ Inde datae leges, ne fortior omnia posset - Po to zostały dane prawa, aby silniejszy nie mógł wszystkiego.
Ostatnio edytowano 02 gru 2008, 17:26 przez wjawor, łącznie edytowano 1 raz
Nie możesz rozpoczynać nowych wątków Nie możesz odpowiadać w wątkach Nie możesz edytować swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz dodawać załączników