Teraz jest 06 wrz 2025, 21:22



Odpowiedz w wątku  [ Posty: 1058 ]  idź do strony:  Poprzednia strona  1 ... 6, 7, 8, 9, 10, 11, 12 ... 76  Następna strona
Kącik Kulturalno-Patriotyczny 
Autor Treść postu
Zawodowiec
Avatar użytkownika

 REJESTRACJA21 paź 2006, 19:09

 POSTY        7731

 LOKALIZACJATriCity
Post 
Nadir                    



1 sierpnia 1944 r. o 17.00 nastała Godzina "W" - (od słowa "Wystąpienie") - w stolicy wybuchło powstanie. Oddziały Okręgu Warszawskiego Armii Krajowej jawnie wystąpiły przeciwko Niemcom. Powstanie Warszawskie było największą akcją zbrojną podziemia w okupowanej przez Niemców Europie. Miało trwać 2-3 dni. Zakończyło się po 63. W zaciętych walkach poległo i zostało pomordowanych 18 tys. powstańców i około 180 tys. cywilów. (....)


W nawiązaniu do tematu sprzed roku i rocznicy sprzed 4 dni:

"Czysta odwaga" - Norman Davies
Oszalała banda niemieckich skazańców i rosyjskich renegatów sprzymierzyła się i zjednoczyła siły, żeby wymordować jak najwięcej Polaków na jak najwięcej sposobów.

Pomysł tej książki zrodził się w trakcie pracy nad „Powstaniem’44”. Opowiadając o Powstaniu Warszawskim różnym grupom słuchaczy – najpierw w Wielkiej Brytanii, a potem w Stanach Zjednoczonych – uprzytomniłem sobie, że zbyt mało ludzi ma taką podstawową wiedzę na temat wojny, która by im pozwoliła zrozumieć znaczenie poszczególnych wydarzeń. Jeśli Powstanie Warszawskie można uznać za jakiś dowód, to dowodzi ono, że rzekomo wszechmocni zachodni alianci okazali się niezdolni do zapobieżenia tragedii w samym sercu Europy, gdzie o wszystkim decydowały tytaniczne zapasy między hitlerowską Trzecią Rzeszą i Związkiem Sowieckim.

A jednak wielu ludzi, których spotykałem, przed lekturą mojej książki albo obejrzeniem któregoś z filmów dotyczących tych wydarzeń, nie potrafiło odróżnić powstania w getcie z 1943 roku od Powstania Warszawskiego z roku 1944. Jeśli wiedzieli o powstaniu z 1944 roku, to mieli niewielkie pojęcie zarówno o jego skali, jak i o sprawach, których dotyczyło. W efekcie uprzytomniłem sobie również, że problem nie leży w ignorancji czy złej woli, ale raczej w silnie utrwalonym i nadmiernie uproszczonym spojrzeniu na II wojnę światową propagowanym przez minione 50 czy 60 lat. Niemal każdy z moich rozmówców uważał wojnę za nieskomplikowany dialektyczny konflikt między „nami” i „nimi”, między dobrem i złem. „My” – oznaczało aliantów, których krucjatę w dążeniu do wolności, sprawiedliwości i demokracji nieodmiennie utożsamiano z dobrem, „oni”, czyli wyjątkowo zły wróg, przeciwko któremu zjednoczyły się wszystkie zdrowo myślące siły, byli utożsamiani wyłącznie z Trzecią Rzeszą. Powstał więc schemat redukcyjny, dwubiegunowy i w moim przekonaniu z gruntu niewłaściwy. Pomaga on natomiast zrozumieć, dlaczego powstanie w warszawskim getcie – centralny punkt Holokaustu – było łatwe do wytłumaczenia i wobec tego godne pamiętania, podczas gdy powstanie z 1944 roku było uważane za pełne niejasności i dlatego niewarte pamięci. Argument brzmiał: „Wszyscy walczyliśmy z Hitlerem. A Stalin stał po właściwej stronie, prawda? Wobec tego, skoro Stalin nie pomógł polskiemu podziemiu, z pewnością miał jakiś ważny powód, żeby wstrzymać pomoc, a może to zadanie było po prostu niewykonalne”.

Miasto zrównane z ziemią
Powstanie Warszawskie, którego nie należy mylić z powstaniem w warszawskim getcie w 1943 roku, było największą z akcji wojskowych podejmowanych w różnych krajach przez wojenny ruch oporu. Poderwało 50 tys. słabo uzbrojonych bojowników Armii Krajowej do walki z mniej więcej tak samo licznymi oddziałami SS i wojsk pomocniczych, w tym renegackiej rosyjskiej brygady RONA, wyposażonymi w czołgi, ciężką artylerię i samoloty wojskowe. Miało trwać pięć lub sześć dni, a trwało prawie dziesięć tygodni. Żaden z doświadczonych obserwatorów, ze Stalinem włącznie, nie potrafi zrozumieć, jak to możliwe. Odpowiedzią jest czysta odwaga.Armia Krajowa, której udało się opanować większość dzielnic miasta, oczekiwała pomocy zarówno ze strony zachodnich sojuszników, jak i ze strony Armii Czerwonej. Tymczasem dostała bardzo mało. RAF nie uzyskał zgody na lądowanie na terytorium będącym pod kontrolą Sowietów. Armia Czerwona, mimo że mogła oglądać Warszawę ze swoich pozycji nad Wisłą, nie zareagowała.

Jedna z dywizji armii komunistów, złożona z polskich żołnierzy, przekroczyła Wisłę i natychmiast została zdziesiątkowana przez ogień wroga. W sumie po każdej stronie zginęło około 20 tys. żołnierzy.Skutki tej tragedii poniosła ludność cywilna. Około 50 tys. ludzi padło ofiarą masakry, jakiej dokonały oddziały SS, co najmniej 100 tys. zginęło od niemieckich bomb, około 500 tys. wywieziono do obozów lub wysłano do niewolniczej pracy. Po przymusowej ewakuacji na osobisty rozkaz Hitlera zburzone i opustoszałe miasto zostało zrównane z ziemią. Straty – w ludziach i materialne – były sześćdziesięciokrotnie wyższe niż te, jakie poniósł Nowy Jork 11 września 2001 roku. To tak, jakby atak na wieże nowojorskiego World Trade Center powtarzał się dzień po dniu przez dwa miesiące.
W dziedzinie wojskowości powstanie w Warszawie jest modelowym przykładem walki prowadzonej przez miejską partyzantkę. Wojsko złożone z niezawodowych żołnierzy, bardzo silnie motywowane, przez całe tygodnie odpierało zawodową armię, stawiając czoła czołgom, działom artyleryjskim i bombowcom. Jeśli idzie o politykę, powstanie często uważa się za cynicznie zdradzone ze strony zachodnich przywódców, którzy z fatalnym skutkiem postanowili nie interweniować u Stalina w sprawie swoich polskich sojuszników. Innym wyjaśnieniem takiego, a nie innego przebiegu wydarzeń jest zamieszanie, złe przygotowanie i niedostatki wywiadu.

Zdziczałe oddziały SS
W Polsce wielka koalicja pokazała się z jak najgorszej strony. Sojusznik zachodnich mocarstw miał zostać wyzwolony przez innego sojusznika – Związek Sowiecki, a powstanie przeciwko Niemcom w polskiej stolicy było o krok od wybuchu, gdy pod koniec lipca oddziały Armii Czerwonej zbliżały się do Warszawy. Radio moskiewskie zachęcało warszawiaków do powstania. Zachodnim mocarstwom przekazano odpowiednie informacje.
Decyzję o rozpoczęciu powstania podjął rząd polski w Londynie, choć wybór czasu pozostawiono dowódcom podziemia. Premier Mikołajczyk stawił czoła krytykom występującym przeciwko jego podwójnej polityce – walki z Niemcami i szukania ugody z Moskwą. W czerwcu trzykrotnie rozmawiał z Rooseveltem, który posłał Armii Krajowej ogromne subsydia, namawiając jednocześnie do bezpośrednich rozmów z „moim przyjacielem Stalinem”. Mikołajczyk wyjechał do Moskwy w dniu, w którym wydał rozkaz rozpoczęcia przygotowań do powstania.
Od tego momentu zaczął się zamęt, po którym przyszły zdrada i tragedia. W Moskwie brytyjscy i amerykańscy dyplomaci nie udzielili polskiemu premierowi poparcia. Ponaglany do negocjacji przez Churchilla i Roosevelta, samotnie stawił czoła Stalinowi i zobaczył, że jest on nieprzejednany. Powstańcy w Warszawie podjęli walkę 1 sierpnia, licząc, że Armia Czerwona nadejdzie w ciągu najbliższych kilku dni. Nie nadeszła, a Niemcy sprowadzili zdziczałe oddziały SS i zaczęli systematycznie mordować mieszkańców, a miasto obracać w gruzy. Nie było śladu Armii Czerwonej. Na jakiś czas powstrzymał ją niemiecki kontratak, lecz w drugiej połowie sierpnia mogła się zjawić w każdym momencie. Moskwa odrzuciła jednak plany przemarszu. Co gorsza, kiedy Churchill wydał formacjom RAF rozkaz zorganizowania dla Warszawy zrzutów z Włoch, Moskwa odmówiła brytyjskim samolotom pozwolenia na lądowanie na terytorium sowieckim. A co najgorsze, kiedy Churchill błagał Roosevelta, aby się do niego dołączył we wspólnym apelu, rzucając wyzwanie Stalinowi, Roosevelt odmówił.
Wobec tego Armia Krajowa walczyła dalej – zachęcona przez Sowietów i opuszczona przez zachodnich sojuszników. Okazało się, że koalicja nie potrafi się zjednoczyć i wziąć w obronę jednego ze swoich członków, który się znalazł w trudnym położeniu. Powstanie trwało dziewięć tygodni. Po każdej stronie zginęło około 18 tys. żołnierzy, straciło życie 200 tys. cywilnych mieszkańców stolicy, wielu zamordowały z zimną krwią oddziały SS. Po kapitulacji nastąpiła przymusowa ewakuacja. Na rozkaz Hitlera ruiny buntowniczego miasta spalono i rozjechano buldożerami. Varsovia delenda est. Przyczyny katastrofy miały charakter bardziej polityczny niż wojskowy.

Z zimną krwią
Polska Armia Krajowa wierzyła, że walczy z Niemcami, a straszliwe masakry dokonywane wtedy na ludności cywilnej potępia się na ogół jako zbrodnie niemieckie. Tymczasem, jeśli się lepiej przyjrzeć, sprawa wygląda inaczej. Wehrmacht bardzo nie chciał wycofywać swoich jednostek z frontu i SS musiało zebrać improwizowane „siły szturmowe”, rekrutując je spośród najróżniejszych elementów. Brygadę Dirlewangera sformowano z wypuszczonych z więzień przestępców i „byłych obywateli sowieckich”; brygada SS RONA składała się głównie z Rosjan i Białorusinów (a nie z Ukraińców, jak sądziło wielu Polaków); największe oddziały piechoty utworzono z Azerów. Dwie dywizje Węgrów trzeba było wycofać z powodu źle skrywanej sympatii do powstańców.
Postawa nazistów wobec wschodniego frontu uwidoczniła się z największą ostrością podczas Powstania Warszawskiego w sierpniu 1944 roku. Stolica jednego z państw alianckich, licząca niemal milion mieszkańców, wystąpiła przeciwko rządom Niemców i w celu stłumienia tego buntu wysłano do Warszawy oddział szturmowy pod dowództwem SS. W następnych tygodniach z zimną krwią dokonano masakry na 50 tys. ludności cywilnej – palono szpitale, chorych i rannych zabijano w łóżkach, nie brano jeńców; bombardowania i ostrzeliwanie przypadkowych celów spowodowały śmierć około 100 tys. dalszych ofiar. Według jego własnych zeznań z Norymbergi generał SS Erich von dem Bach-Żelewski kazał pod koniec pierwszego tygodnia powstania zaprzestać niepotrzebnego mordowania ludności cywilnej Warszawy, ponieważ ta akcja przeszkadzała w walce z powstańcami. Oświadczenie to nie jest szczególnie wiarygodne, gdyż Bach-Żelewski stosował dokładnie te same barbarzyńskie metody na poprzednim stanowisku – jako dowódca walk z partyzantami na Białorusi. Jest natomiast prawdą, że SS-Brigadeführer Bronisław Kamiński, były żołnierz sowiecki i dowódca brygady RONA w Warszawie, zginął z rąk Niemców podczas sfingowanego wypadku samochodowego. Oskarżono go podobno o nadmierne okrucieństwo. Jeśli tak było istotnie, sprawa ta należy do wyjątków.

Sześć potwornych dni
Morderstwa, jakich dokonano w sierpniu 1944 roku, w pierwszym tygodniu Powstania Warszawskiego, w dzielnicach Wola i Ochota, są równie trudne do zrozumienia, zwłaszcza że tu skala była bez porównania większa niż w Oradour. Dzielnice te – leżące na zachodnich krańcach miasta – nie miały żadnego wojskowego znaczenia. Stanowiły mieszaninę fabryk, budynków publicznych, szpitali i niskoczynszowych domów mieszkalnych. Ale przypadkiem znalazły się na trasie przemarszu oddziałów szturmowych SS przechodzących po raz pierwszy z kontrolowanych przez Niemców dzielnic do kontrolowanego przez powstańców centrum miasta. Dwie brygady SS – dowodzone przez Dirlewangera i Kamińskiego – nie mogły być zdziwione, że się do nich strzela. Zadziwiająca była natomiast ich reakcja. Zamiast się zająć jednostkami Armii Krajowej, które ich nękały, Niemcy zwrócili się z dziką furią przeciwko spokojnej ludności cywilnej. Podczas trwającej pięć czy sześć dni orgii działy się najpotworniejsze rzeczy, jakie tylko można sobie wyobrazić. Wielki tłum mężczyzn i kobiet spędzono na przykościelny cmentarz, gdzie wszystkich zastrzelono z karabinów maszynowych.

Właścicieli domów wywlekano na ulice i zarzynano szablami i bagnetami. Ćwiartowano ciała ciężarnych kobiet. Żołnierze wpadali do szpitali i mordowali leżących w łóżkach pacjentów. Lekarzy i pielęgniarki, którzy błagali o umiarkowanie, masakrowano. Bagnetami sieczono dzieci. Ulice i domy, które spłynęły krwią, podpalano. Liczbę ofiar szacuje się na 40 tys. – 50 tys. Oszalała banda niemieckich skazańców i rosyjskich renegatów sprzymierzyła się i zjednoczyła siły, żeby wymordować jak najwięcej Polaków na jak najwięcej sposobów. Podobnych scen nie ma w „Piekle” Dantego, nie ma też dla nich żadnego wiarygodnego uzasadnienia.

„Europa walczy 1939 – 1945. Nie takie proste zwycięstwo” to tytuł najnowszej książki Normana Daviesa, która w przekładzie Elżbiety Tabakowskiej ukaże się nakładem Znaku w przyszłym miesiącu.
/Wybór Krzysztof Masłoń/

____________________________________
Nie jesteś tym, kim myślisz, że jesteś - lecz tym, kim się stajesz, gdy myślisz kim jesteś.


Ostatnio edytowano 04 sie 2008, 18:56 przez Nadir, łącznie edytowano 1 raz



04 sie 2008, 18:55
Zobacz profil
Zawodowiec
Avatar użytkownika

 REJESTRACJA21 paź 2006, 19:09

 POSTY        7731

 LOKALIZACJATriCity
Post 
Nadir                    



<!--quoteo(post=13625:date=01. 08. 2007 g. 22:25:name=Nadir)--><div class='quotetop'>(Nadir @ 01. 08. 2007 g. 22:25) [snapback]13625[/snapback]</div><div class='quotemain'><!--quotec-->
1 sierpnia 1944 r. o 17.00 nastała Godzina "W" - (od słowa "Wystąpienie") - w stolicy wybuchło powstanie.

W nawiązaniu do tematu sprzed roku i rocznicy sprzed 4 dni:
"Czysta odwaga" - Norman Davies
Oszalała banda niemieckich skazańców i rosyjskich renegatów sprzymierzyła się i zjednoczyła siły, żeby wymordować jak najwięcej Polaków na jak najwięcej sposobów.
„Europa walczy 1939 – 1945. Nie takie proste zwycięstwo” to tytuł najnowszej książki Normana Daviesa, która w przekładzie Elżbiety Tabakowskiej ukaże się nakładem Znaku w przyszłym miesiącu. <!--QuoteEnd--></div><!--QuoteEEnd-->

<!--sizeo:3--><span style="font-size:12pt;line-height:100%"><!--/sizeo-->Jeszcze wstrząsający artykuł "Dziecięce wspomnienia z piekła" - autor Krzysztof Feusette <!--sizec--></span><!--/sizec-->

Takiego losu nie miało żadne polskie pokolenie. Jednak ci, którym udało się przeżyć, dzielą się wspomnieniami nie po to, by wyrzucić z siebie okrutną prawdę. Z bólem odsłaniają tragiczne karty, by zostawić ślad po tysiącach mężczyzn, kobiet i dzieci zamordowanych w bestialski sposób.

Zgodnie z rozkazem Adolfa Hitlera oraz dowódcy SS i policji Heinricha Himmlera każdego mieszkańca stolicy należało zabić. Skierowana do pacyfikacji miasta brygada kryminalistów Oskara Dirlewangera dokonała rzezi na Woli, nie oszczędzając kobiet i dzieci. W egzekucjach w tej dzielnicy zginęło ponad 40 tysięcy osób. Bestialskich mordów na ludności Ochoty dopuściły się oddziały kolaboracyjne RONA (Russkaja Oswoboditielnaja Narodnaja Armia). Ludzi pozostałych przy życiu Niemcy wypędzali z domów, z zajmowanych kolejno rejonów miasta, kierując do obozu przejściowego w Pruszkowie pod Warszawą. W czasie walk zginęło około 18 tysięcy powstańców. Straty ludności cywilnej wyniosły co najmniej 150 tysięcy zabitych. Straty niemieckie wyniosły około 17 tysięcy zabitych i zaginionych.

Ludność cywilna, która do końca walk przebywała w centrum miasta, została wygnana. W okresie od 6 sierpnia do 10 października przez obóz w Pruszkowie przeszło 550 tysięcy osób z Warszawy oraz 100 tysięcy z miejscowości podwarszawskich. Stąd wywieziono na roboty do Niemiec 150 tysięcy osób, a 50 tysięcy do obozów koncentracyjnych. Ranni bądź niezdolni do pracy trafili do różnych miejscowości na terenie Generalnej Guberni.Izabela Maliszewska z Muzeum Historycznego m.st. Warszawy, opiekun projektu „Wypędzeni z Warszawy 1944. Losy dzieci” (www.banwar1944.eu), mówi, że to ostatni moment, by utrwalić dramatyczne wspomnienia. Projekt ruszył na początku 2007 roku, wiele zapisków pochodzi z rozsianych po Polsce oddziałów Archiwum Państwowego, część – z nagrań dokonanych w ciągu ostatniego roku. Są tak wstrząsające, że trudno opatrzyć je jakimkolwiek komentarzem. – Najtrudniejsze było przekonanie ludzi, żeby pozwolili nagrać swoje relacje, które często są bardzo bolesne i dramatyczne – mówi Izabela Maliszewska. – Często było tak, że ich dorosłe życie toczyło się normalnie tylko dlatego, że udało im się wyrzucić wojnę z pamięci. Jednak wielu z nich przekonaliśmy, iż trzeba te wspomnienia udokumentować. Dla przyszłych pokoleń.Wystawa „Wypędzeni z Warszawy 1944. Losy dzieci”, która była prezentowana w Muzeum Historycznym od września 2007 do lutego 2008 roku, pod koniec lipca pojedzie do Niemiec. Przez trzy miesiące pokazywać ją będzie Muzeum Pamięci w Saksonii. Zgodnie z programem nauczania obejrzą ją dzieci ze wszystkich szkół Dolnej Saksonii.

Kobiety zabite, kobiety tańczące
Teresa Różycka: „Do naszego domu żołnierze Kamińskiego, Ukraińcy czy Rosjanie w służbie Wehrmachtu, zwani własowcami, wpadli 10 sierpnia. Drzwi otworzyła im moja mama, inni się bali. Wyprowadzili nas wszystkich na sąsiednie ulice. Jednemu z żołnierzy wpadła w oko moja prawie 15-letnia siostra, zaczął ją głaskać i czule przemawiać. Moja mama z płaczem podała jej różaniec: ťNiech cię Matka Boża córeczko ratuje!Ť. Ale ja zareagowałam gwałtownie: ťMamusiu, to dobry człowiek, on nic złego nie zrobi!Ť. Moje oczy i jego spotkały się. Powtórzył: ťDobry czeławiek!Ť. Ciągle patrząc na mnie, puścił Marychę i odszedł. Tak Maryja posłużyła się mną, by uratować moją siostrę. Zaprowadzono nas na słynny Zieleniak przy ul. Grójeckiej. Szliśmy długim pochodem, otoczeni strażą, po drodze leżało dużo zabitych kobiet”.

Jadwiga Kołodziejska-Jedynak: „Ze szkoły mojej rozlegały się straszne krzyki. Na targu, na Zieleniaku ci żołnierze, którzy nas wypędzali, już nie mieli wiele do powiedzenia, bo była obsługa niemiecka, ale mieli ten przywilej, że mogli sobie wybierać dziewczęta do tak zwanej uciechy – i tam gwałcono te dziewczęta. To było coś strasznego. Kłopot był z moją siostrą, bo ona miała 17 lat. Ja miałam 13, ale ona dodatkowo była trochę Ťpostrzelonať i trudna do ujęcia w karby. W związku z tym ojciec się dwoił i troił, i wpadł na pomysł – a mama była młodą kobietą, bo to był rok czterdziesty czwarty, więc ona miała 40 lat – i myśmy wszystkie trzy były robione na takie babuszki. Smarował nas popiołem – rozrobionym wodą, żeby to było ciemniejsze – nawet takie artystyczne robił zmarszczki, żebyśmy wyglądały na dużo starsze. Uważam, że mieliśmy dużo szczęścia, bo nam się z tej strony nic nie stało. Obok nas siedziała nasza sąsiadka, której córka niedawno urodziła dziecko. Ta córka pojechała do lekarza czy gdzieś, już nie pamiętam, i nie zdążyła wrócić do domu. I ta babka została z maleńkim niemowlęciem. Niemowlę miało może trzy tygodnie – w każdym razie osesek, bo to nawet nie niemowlę, tylko taki świeżo urodzony. No i można było temu dziecku dać, bo nawet to ta babka dawała – mama w taką szmatkę w miarę czystą owijała – jeden z tych cukierków, które moja siostra uratowała, i to dziecko ssało, bo mleka nie było. Ale caluteńki czas kwiliło, cały czas. Takie dziecko musi mieć wodę, musi mieć picie – bo ono było odwodnione. I na śmierć tego dziecka patrzyliśmy niestety wszyscy. Bo ruszyć się nie można było – kto raz już zajął miejsce, to nie wolno mu się było ruszyć z tego miejsca. Już tyle lat minęło, ja ciągle pamiętam tę babkę, która tuli to dziecko do piersi – bo ono chciało się do jakiegoś ciepła przytulić. I umierało na naszych oczach”.

Eulalia Matusiak-Rudak: „Na rogu Górczewskiej i Młynarskiej była kapliczka, a w tej kapliczce leżały ludzkie zwłoki, obok były konie, spalone, spuchnięte, z takimi strasznie wzdętymi brzuchami. Natomiast tu, w prześwicie, były ustawione stoliki, byli Niemcy, były kobiety w kolorowych sukniach, patefon grał, oni tańczyli i się bawili. Dla mnie, dziewczyny wtedy 12-letniej, był to szok straszliwy, ja nie mogłam sobie z tym poradzić, nie mogłam zrozumieć, jak to się działo. Dalej szliśmy, wszędzie były trupy, wszędzie były jakieś szczątki ludzkie. To jest obraz nie do opowiedzenia. Pędzili nas dalej, do ulicy Działdowskiej i z Działdowskiej skręciliśmy w ulicę Wolską, do kościoła św. Wojciecha i tam zabierali mężczyzn. Ja się tak przytuliłam do ojca, to Niemiec kolbą karabinu odpędził mnie od ojca, ojca chyba mocno uderzył tą kolbą, bo ojciec aż się tak skulił. Ojciec był już wtedy chyba przekonany, że idzie na stracenie. Wiedział, on sobie zdawał ze wszystkiego sprawę, ja nie”.

Nie bój się, ze mną nie zginiesz
Jerzy Pawlak: „Pędzono nas do Włoch, co pewien czas był postój na odpoczynek. Wtedy podbiegali nieliczni mieszkańcy z okolicznych domów i dawali losowo jakieś pożywienie. Do mnie podbiegł jakiś chłopak i wręczył mi bochenek chleba. Natychmiast bez żadnej ceremonii dorwałem się do okupacyjnej gliny, bo to był chleb kartkowy. Nie zauważyłem jak pół bochenka tego chleba zniknęło. Wtedy podszedł do mnie chłopak w moim wieku, no może troszkę starszy. ŤCo chcesz za ten chleb?ť. Spojrzałem łakomie na niego, że miał długie spodnie. ŤNo cóżť, powiedziałem, Ťty mi dasz te spodnie, a ja dam ci chleb i dodam swoje spodnieť. Chłopak, patrząc na chleb, przełknął ślinę i bez słowa zdjął spodnie, pozostając w slipach. Podając mi spodnie, wyrwał chleb z mojej ręki i od razu zaczął jeść. Ja zdjąłem swoje spodenki, podałem jemu i założyłem szybko spodnie jego. Nie mogłem dopuścić, ażeby się nie rozmyślił, ale nic takiego nie nastąpiło. Wręcz przeciwnie, chłopak po założeniu moich spodenek, podał mi rękę, uścisnął i zadowolony odszedł, ginąc w tłumie. (...)
Obudziłem się chyba o 7 rano z pragnienia. Wyszedłem na zewnątrz, ażeby poszukać gdzieś wody. Znalazłem pompę przeciwpożarową i dorwałem się do tej wody, jakbym nie pił od stu lat.
Jakże ja ją piłem łapczywie. Kiedy się już wyprostowałem, wycierając buzię ręką, jakaś pani przyglądała mi się z zaciekawieniem. Była w wieku powiedzmy jakieś 35 lat, szczupła i dość zgrabna. ŤChłopcze, czy ty jesteś tu sam?ť; ŤTakť. ŤA ile ty masz lat?ť; Ť9ť. ŤE, to niemożliwe, taki wyrośnięty”; „Jak Boga kocham, że mam 9 lat”, odpowiedziałem nieco głośniej. „No dobrze, chłopcze, mniejsza o to. Na pewno jesteś głodny? Chodź ze mną, zaopiekuję się tobą i przede wszystkim cię nakarmię, ale musisz mi mówić mamoť. Pomyślałem sobie, cóż to mi szkodzi, nie będę głodny ani spragniony. ŤDobrze, mamoť, odpowiedziałem grzecznie. Twarz mamy rozpromieniła się anielsko. Położyła mi swą dłoń na ramieniu, pocałowała w policzek i zaprowadziła do innej hali. Nie wierzyłem własnym oczom, że coś takiego mnie spotkało. ŤMamať była bardzo zaradna i zapobiegliwa, a także mówiła świetnie po niemiecku. Napominała tylko dyskretnie: ŤTylko nic nie mów, ja będę mówić za ciebie. Nie bój się, ze mną nie zginieszť”.

Głód silniejszy od strachu
Wiktoria Adamus: „Powstało wielkie zamieszanie. Niemcy byli zdezorientowani. Matka ujęła mnie i dziewięcioletniego brata Zenka za rękę i poczęła uciekać. Skręciliśmy w Królewską. Niemcy spod numeru pierwszego zaczęli strzelać do nas z trzeciego piętra, ale udało nam się wbiec w ruiny. Potem – nie wiem nawet kiedy – dołączyła do nas grupa ludzi dość liczna, około 20 – 30 osób. Udaliśmy się w stronę obecnego placu Zwycięstwa, potem do Ogrodu Saskiego. Działały tu bandy ukraińskie, służące Niemcom. Obrzucono nas granatami, ostrzeliwano, czołgaliśmy się. Wreszcie co ważniejsi doskoczyli do naszej grupy i poczęli wołać, kto ma zegarek, pierścionek – wszystko łupili, zabierali nawet złote zęby, ze szczęk ludzkich wybijali. Zmęczeni, brudni, dotarliśmy do Hali Mirowskiej. Tam Ukraińcy w służbie niemieckiej rozkazali rzucić wszystek swój dobytek, torby itd. Moją matkę wyciągnęli z szeregu – rzekomo jako zakładniczkę. Nie pamiętam daty. Podbiegłam do matki, z płaczem przytuliłam się do jej ubrania, ale natychmiast ów Ukrainiec wyciągnął do mnie pistolet i już, już miał strzelić, gdy zostałam wciągnięta w tłum. Zatkano mi usta, bym nie krzyczała. Ze złości strzelił nad nami i rozkazał biec naprzód. Biegliśmy, ile sił, wszyscy – mali i duzi. Potem pył, dym, walący się dom, jeden, drugi. Kurz, oczy płaczące od dymu, brak oddechu. Głodni, spragnieni, prawie na czworakach doczołgaliśmy się pod murem aby do bramy byle domu. Po drodze, jakiś żołnierz w niemieckim mundurze skinął na mnie, abym podeszła do nich – trzeba było przejść przez ulicę – nastąpiło wahanie. Czy dojdę... Lecz on pokazał mi kromkę chleba – sąsiadka moja, pani Czugalińska rozkazała, abym poszła, mówiąc: ťIdź, jesteśmy wszyscy głodni, on da ci kromkę chleba, dobre i toŤ. Poszłam, a raczej przeczołgałam się – dostałam puszkę konserw i ćwiartkę chleba. Stanowiło to posiłek dla dziesięciu osób”.

Fabryka śmierci
Wanda Felicja Lurie: „Do dnia 5 sierpnia przebywałam w piwnicy domu z trojgiem dzieci w wieku lat 11, 6, 3,5 i sama będąc w ostatnim miesiącu ciąży. Tegoż dnia o godzinie 11 – 12 wkroczyli na podwórko żandarmi niemieccy oraz Ukraińcy, wzywając ludność do natychmiastowego opuszczenia domu. Kiedy mieszkańcy piwnic od strony podwórza wyszli, żandarmi wrzucili do piwnic granaty zapalające. Zapanował popłoch i pośpiech. Nie mając przy sobie męża, który nie powrócił z miasta, ociągałam się z opuszczeniem domu, miałam nadzieję, że pozwolą mi zostać. Musiałam jednak opuścić dom. Na rogu Działdowskiej i Wolskiej widziałam pojedyncze trupy młodych mężczyzn w cywilnym ubraniu. Na ulicy Wolskiej podeszłam do grupy osób z naszego domu. Ogółem było nas pod fabryką Ursus, położoną przy ulicy Wolskiej nr 55, ponad 500 osób. Z rozmów współtowarzyszy zorientowałam się, że w fabryce zgromadzono mieszkańców domów z ulic Działdowskiej, Płockiej, Sokołowskiej, Staszica, Wolskiej i Wawelberga. Przed bramą fabryki czekaliśmy około godziny. Z podwórza słychać było strzały, błagania i jęki. Do wnętrza Niemcy wpuszczali, a raczej wpychali, przez bramę od ulicy Wolskiej po 100 osób. Chłopiec około lat 12, ujrzawszy przez uchyloną bramę zabitych swoich rodziców i brata, dostał wprost szału, zaczął krzyczeć, wzywając matkę i ojca. Niemcy i Ukraińcy bili go i odpychali, gdy usiłował wedrzeć się do środka. Nie mieliśmy wątpliwości, że na terenie fabryki zabijają, nie wiedzieliśmy, czy wszystkich. Ja trzymałam się z tyłu, stale się wycofując, w nadziei, że kobiety w ciąży przecież nie zabiją. Zostałam wyprowadzona w ostatniej grupie. Na podwórzu fabryki zobaczyłam zwały trupów do wysokości jednego metra. Trupy leżały w kilku miejscach po całej lewej i prawej stronie pierwszego podwórza. Wśród trupów rozpoznałam zabitych sąsiadów i znajomych. Środkiem podwórza wprowadzono nas w głąb do przejścia wąskiego na drugie podwórze. Tu Ukraińcy i żandarmi ustawili nas czwórkami. Mężczyźni szli z rękoma podniesionymi w górę. W grupie prowadzonej było około 20 osób, w tym dużo dzieci lat 10 – 12, często bez rodziców. Jedną bezwładną staruszkę przez całą drogę niósł na plecach zięć, obok szła jej córka z dwojgiem dzieci 4 i 7 lat. Trupy leżały na prawo i na lewo, w różnych pozycjach”.

Płacz i modlitwa
„Naszą grupę skierowano w kierunku przejścia między budynkami – wspomina dalej Wanda Felicja Lurie. – Leżały tam już trupy. Gdy pierwsza czwórka dochodziła do miejsca, gdzie leżały trupy, strzelali Niemcy i Ukraińcy w kark od tyłu. Zabici padali, podchodziła następna czwórka, by tak samo zginąć. Bezwładną staruszkę zabito na plecach zięcia, on także zginął. Przy ustawianiu ludzie krzyczeli, błagali lub modlili się. Ja byłam w ostatniej czwórce. Błagałam otaczających nas Ukraińców, by ratowali dzieci i mnie, któryś z nich zapytał, czy mogę się wykupić. Dałam mu złote trzy pierścienie. Zabrawszy to, chciał mnie wyprowadzić, jednak kierujący ekipą Niemiec – oficer żandarm, który to zauważył, nie pozwolił i kazał dołączyć mnie do grupy przeznaczonej na rozstrzelanie, zaczęłam go błagać o życie dzieci i moje, mówiłam coś o honorze oficera. Odepchnął mnie jednak, tak że się przewróciłam. Uderzył też i pchnął mego starszego synka, wołając ťprędzej, prędzej, ty polski bandytoŤ. W międzyczasie wprowadzono nową partię Polaków.

Podeszłam więc w ostatniej czwórce razem z trojgiem dzieci do miejsca egzekucji, trzymając prawą ręką dwie rączki młodszych dzieci, lewą – rączkę starszego synka. Dzieci szły, płacząc i modląc się. Starszy, widząc zabitych wołał, że i nas zabiją. W pewnym momencie Ukrainiec stojący za nami strzelił najstarszemu synkowi w tył głowy, następne strzały ugodziły młodsze dzieci i mnie. Przewróciłam się na prawy bok. Strzał oddany do mnie nie był śmiertelny. Kula trafiła w kark z lewej strony i przeszła przez dolną część czaszki wychodząc przez lewy policzek. Dostałam krwotok ciążowy. Wraz z kulą wyplułam kilka zębów. Byłam jednak przytomna i leżąc wśród trupów widziałam prawie wszystko, co się działo dokoła. Obserwowałam dalsze egzekucje. Wprowadzono nową partię mężczyzn, których trupy padały i na mnie. Przywaliły mnie około cztery trupy. Wprowadzono dalszą partię kobiet i dzieci – i tak grupa za grupą rozstrzeliwano aż do późnego wieczora.Było już ciemno, kiedy egzekucje ustały. W przerwach oprawcy chodzili po trupach, kopali, przewracali, dobijali żyjących, rabowali kosztowności. Ciała dotykali przez jakieś specjalne szmatki. Mnie samej zdjęto z ręki zegarek, nie zauważyli przy tym, że żyję. W czasie tych okropnych czynności pili wódkę, śpiewali wesołe piosenki, śmieli się. Obok mnie leżał jakiś tęgi, wysoki mężczyzna w skórzanej kurtce, który długo rzęził. Niemcy oddali pięć strzałów, zanim skonał. W czasie dobijania strzały raniły mi nogę. Leżałam tak przez długi czas w kałuży krwi, przyciśnięta trupami. Myślałam tylko o śmierci, jak długo będę się jeszcze męczyć. W nocy zepchnęłam martwe ciała leżące na mnie.Następnego dnia egzekucje ustały. Niemcy wpadli tylko kilkakrotnie z psami, biegali po trupach, sprawdzali, czy kto nie żyje. Słyszałam pojedyncze strzały, prawdopodobnie dobijali żyjących. Leżałam tak trzy dni, to jest do poniedziałku (egzekucja odbyła się w sobotę). Trzeciego dnia poczułam, że dziecko, którego oczekiwałam, żyje. To dodało mi energii i podsunęło myśl o ratunku. Zaczęłam myśleć i badać możliwości ocalenia. Próbując wstać, kilka razy dostałam torsji i zawrotu głowy. Wreszcie na czworakach przeczołgałam się po trupach do muru.

Wszędzie leżały trupy, na wysokość co najmniej mojego wzrostu i to na całym podwórzu. Odniosłam wrażenie, że mogło tam być ponad 6000 zabitych.Z miejsca, na którym leżałam, przeczołgałam się pod mur i stąd szukałam możliwości wydostania się dalej. Droga przejściowa przez pierwsze podwórze, przez które nas wprowadzono, była zawalona trupami. Za bramą słychać było głosy Niemców, musiałam szukać innego wyjścia. Przeczołgałam się na trzecie podwórze, po drabinie przez otwarty lufcik weszłam do hali. W obawie przed Niemcami pozostałam tu całą noc. W nocy tygrysy wyły bezustannie na ulicy Płockiej, samoloty bombardowały. Myślałam, że lada chwila fabryka spłonie wraz z trupami. Nad ranem uciszyło się. Weszłam na okno i na podwórzu zobaczyłam żywego człowieka – mieszkankę naszego domu Zofię Staworzyńską. Połączyłam się z nią.

Przyczołgał się do nas jakiś niedobity mężczyzna w wieku około 60 lat z wybitym okiem, którego nazwiska nie znam. Po długim szukaniu i wielu próbach wydostania się odkryliśmy wyjście od ulicy Skierniewickiej i tamtędy wraz z ob. Staworzyńską opuściłyśmy fabrykę. Mężczyzna, słysząc głosy Ukraińców, został. Wyszłyśmy na ulicę Skierniewicką, chcąc się udać na przedmieście Czyste, gdzie znajdował się szpital. Ukraińcy stali na ulicy Wolskiej i początkowo nie zorientowali się, skąd idziemy. Zatrzymali nas i pomimo próśb i błagań, by nas puścili do szpitala jako ranne, popędzili nas w kierunku Woli, zabierając po drodze coraz więcej osób.

Niedaleko kościoła św. Stanisława rozdzielono grupę młodych i starych. Grupę młodych mężczyzn i kobiet wprowadzono do jakiegoś zburzonego domu, skąd po chwili doszły odgłosy strzałów. Przypuszczam, iż odbyła się tam egzekucja. Resztę w tej grupie i mnie popędzono do kościoła św. Wojciecha przy ulicy Wolskiej. Kościół był już zapełniony ludnością Warszawy z różnych dzielnic. Leżałam przez parę dni przy głównym ołtarzu. Żadnej pomocy nie udzielono. Jedynie współtowarzysze niedoli podali mi tylko trochę wody. Po dwóch dniach zostałam przewieziona furmanką z ciężko rannymi lub chorymi do obozu przejściowego w Pruszkowie, stąd do szpitali w Komorowie i Leśnej Podkowie”.
Halina Paszkowska: „Idąc, widziałam na ulicy Bema pomordowanych ludzi, spalone niemowlęta. Widziałam płonącego konia (skrępowanego drutem i obłożonego drzewem). Na ul. Bema stali esesmani przy nakrytych białym papierem stołach, na których stało na paterach ciasto, którym częstowali nas, pędzonych pod kolbami pistoletów. Okazało się, że próbowali kręcić film, niestety nie wyszedł po ich myśli, każdy z nas przechodząc koło tego stołu, odwracał głowę w inną stronę”.

<a href="http://www.rp.pl/artykul/167161,167164_Dzieciece_wspomnienia_z_piekla.html" target="_blank">http://www.rp.pl/artykul/167161,167164_Dzi...a_z_piekla.html</a>

____________________________________
Nie jesteś tym, kim myślisz, że jesteś - lecz tym, kim się stajesz, gdy myślisz kim jesteś.


Ostatnio edytowano 09 sie 2008, 14:17 przez Nadir, łącznie edytowano 1 raz



09 sie 2008, 14:16
Zobacz profil
Zawodowiec
Avatar użytkownika

 REJESTRACJA21 paź 2006, 19:09

 POSTY        7731

 LOKALIZACJATriCity
Post 
<!--sizeo:3--><span style="font-size:12pt;line-height:100%"><!--/sizeo-->Хотят ли русские войны ? <!--sizec--></span><!--/sizec-->
Автор слов - E. Евтушенко

Хотят ли русские войны?
Спросите вы у тишины,
Над ширью пашен и полей,
И у берез, и тополей,
Спросите вы у тех солдат,
Что под березами лежат,
И вам ответят их сыны
Хотят ли русские, хотят ли русские,
Хотят ли русские войны.

Не только за свою страну
Солдаты гибли в ту войну,
А чтобы люди всей земли
Спокойно ночью спать могли.
Спросите тех, кто воевал,
Кто вас на Эльбе обнимал,
Мы этой памяти верны.
Хотят ли русские, хотят ли русские
Хотят ли русские войны?

Да, мы умеем воевать,
Но не хотим, чтобы опять
Солдаты падали в бою
На землю горькую свою.
Спросите вы у матерей,
Спросите у жены моей,
И вы тогда понять должны
Хотят ли русские, хотят ли русские
Хотят ли русские войны.

Поймет и докер, и рыбак,
Поймет рабочий и батрак,
Поймет народ любой страны
<!--sizeo:3--><span style="font-size:12pt;line-height:100%"><!--/sizeo-->Хотят ли русские, <!--sizec--></span><!--/sizec-->
<!--sizeo:4--><span style="font-size:14pt;line-height:100%"><!--/sizeo-->хотят ли русские,<!--sizec--></span><!--/sizec-->
<!--sizeo:5--><span style="font-size:18pt;line-height:100%"><!--/sizeo-->Хотят ли русские войны?<!--sizec--></span><!--/sizec-->


<!--coloro:#FF0000--><span style="color:#FF0000"><!--/coloro-->1979 : Afganistan
1994: Czeczenia
2008: Gruzja <!--colorc--></span><!--/colorc-->


Osądźcie sami: не xотят ли русские войны ?

____________________________________
Nie jesteś tym, kim myślisz, że jesteś - lecz tym, kim się stajesz, gdy myślisz kim jesteś.


Ostatnio edytowano 09 sie 2008, 17:35 przez Nadir, łącznie edytowano 1 raz



09 sie 2008, 15:21
Zobacz profil
Amator
Własny awatar

 REJESTRACJA24 lis 2007, 20:50

 POSTY        19

 LOKALIZACJAPółnoc
Post 
Super wiersz pasujący do sytuacji. Panu Jewstuczenko można opowiedzieć - nie zwykli Rosjanie zapewne nie chcą wojny, ale skoro wybierają na swoich przywódców takich warchołów(delikatne słowo) ja Putin, Medwiediew to chyba jednak chcą.  Marzą o powrocie do czasów Imperium, nie mogąc zrozumieć, że te czasy minęły i że Gruzja, Ukraina to już wolne niepodległe kraje.

NIECH ŻYJE KAUKAZ WOLNY  OD ŁAP  ROSYJSKICH!!!!!!! :stop:  WOJNIE I OKUPACJI

Witam jeszcze jedno
odnoście do wojny okupacji  i Powstania Warszawskiego. Czytałem fragment książki Normana Daviesa,  który zamieścił Nadir, dla mnie podwójnie wstrząsający. Po pierwsze opis zbrodni po drugie zbrodnia i kara. Co do pierwszego pewnie jasne Co do drugiego krótka lista:

gen Bach -Zelewski - dowódca wojsk tłumiących powstanie - po wojnie, złapany przez USA ale nie wydany Polsce ( świadek koronny w Norymberdze) Ostatecznie skazany na 8 lata za zabójstwo komunisty w latach trzydziestych , zamarł w więzieniu - hotelu

gen Reinfraht  zwierzchnik Zelewskiego, kat Warszawy i Wielkopolski, po 1945 nieukarany zmarł w swojej posiadłości na wyspie. Kiedy go pytano o zamordowane dzieci, powiedział - przecież  ja nawet kurcząt nie jestem w stanie zabić.

Ukarani:
brigadenfuhrer Kamiński dowódca SS RONA- kat Woli i Ochoty w czasie Powstanie rozstrzelany przez Niemców za kradzieże (brał, ale się nie dzielił). Pułk z jego brygady który dopuścił się zbrodni został całkowicie rozbity przez Powstańców- wielu zbrodniarzy zginęło

brigadenfuhrer Dirlewanger- szef brygady kryminalistów morderców cywili. W 1945 roku ukrywał się we Francji ale został złapany przez Polaków co służbę wartowniczą tam pełnili i którzy temu sk...nowi karę wymierzyli (w nocy zmarł w mamrze  w  wyniku wiiielu obrażeń) Wielu morderców z jego brygady zginęło w Powstaniu straty brygady ok. 330% a i tak zostało 386 (uzupełnienia)

Wniosek:
Kogo nie dorwała w latach 1944-1945 ręka sprawiedliwości kary uniknął.

Pozdrawiam
Sandinio

____________________________________
- Spalicie się szybko i bez pożytku. Tylko popiół po was zostanie Nie szkodzi. Będzie przynajmniej wiadomo, że byliśmy ogniem. A po was zostanie jedynie śluzowaty ślad jak po ślimaku (I. Andrić.)


Ostatnio edytowano 11 sie 2008, 19:13 przez Sandinio, łącznie edytowano 1 raz



09 sie 2008, 21:01
Zobacz profil
Zawodowiec
Avatar użytkownika

 REJESTRACJA10 lis 2006, 07:34

 POSTY        3465
Post 
Sandinio                    



Super wiersz pasujący do sytuacji. Panu Jewstuczenko można opowiedzieć - nie zwykli Rosjanie zapewne nie chcą wojny, ale skoro wybierają na swoich przywódców takich warchołów(delikatne słowo) ja Putin, Medwiediew to chyba jednak chcą.  Marzą o powrocie do czasów Imperium, nie mogąc zrozumieć, że te czasy minęły i że Gruzja, Ukraina to już wolne niepodległe kraje.

NIECH ŻYJE KAUKAZ WOLNY  OD ŁAP  ROSYJSKICH!!!!!!! :stop:  WOJNIE I OKUPACJI
Pozdrawiam
Sandinio


Brzeziński: Putin postępuje jak Hitler
– Stawką jest to, jaką rolę Rosja będzie odgrywać w nowym systemie międzynarodowym. Putin kieruje ją na kurs złowrogo przypominający politykę Stalina i Hitlera w latach 30.

Carl Bildt słusznie przeprowadził analogię między „usprawiedliwianiem” przez Putina rozczłonkowania Gruzji z powodu Rosjan w Południowej Osetii a taktyką Hitlera wobec Czechosłowacji w celu „wyzwolenia Niemców sudeckich”.

Jeżeli Gruzja zostanie podporządkowana Rosji, ta użyje tej samej taktyki przeciw Ukrainie.
Rosja realizuje swoje imperialne plany ponownego scalenia obszarów b. ZSRR pod kontrolą Kremla i odcięcia Zachodowi dostępu do Morza Kaspijskiego i Azji Środkowej przez uzyskanie kontroli nad rurociągiem Baku-Ceyhan, który przebiega przez Gruzję. Zachód musi jasno dać do zrozumienia, że tego rodzaju zachowanie będzie prowadziło do ostracyzmu oraz kar ekonomicznych i finansowych. Jeżeli Rosja nadal będzie podążać tym kursem, musi stanąć przed groźbą izolacji w społeczności międzynarodowej. Trzeba przeprowadzić konsultacje z Japonią, Chinami i innymi państwami i przekazać Rosji, że niezależnie od tego, jakie ma problemy, nie może ich rozwiązywać, próbując zdominować sąsiednie państwo.
Jacek Różalski
<a href="http://emetro.newspaperdirect.com/epaper/viewer.aspx" target="_blank">http://emetro.newspaperdirect.com/epaper/viewer.aspx</a>


<!--sizeo:3--><span style="font-size:12pt;line-height:100%"><!--/sizeo-->Gruzini czekają na pomoc <!--sizec--></span><!--/sizec-->
Zbombardowane  miasta, ludzie bez dachu nad głową, 100 tys. uchodźców
– to bilans wojny.
Możemy pomóc ofiarom konfliktu – w całej Polsce ruszają zbiórki darów i pieniędzy.

Domy i dobytek musiało opuścić 100 tys. osób, m.in. 30 tys. ludzi uciekło z Południowej Osetii do Północnej, a 56 tys. opuściło miasto Gori w Gruzji, na które spadły rosyjskie bomby – podaje biuro wysokiego komisarza ONZ ds. uchodźców. Są setki rannych i ludzi be z dachu nad głową.
– Potrzebna jest każda pomoc, natychmiast – apeluje David Gamtsemlidze, przewodniczący gruzińskiej diaspory w Polsce. – Nasze rodziny, znajomi, przyjaciele zostali bez nicze go. Ci, z którymi jesteśmy w kontakcie, mówią, że najbardziej potrzebne są leki i koce – mówi.

Polskie organizacje humanitarne już organizują pomoc dla ofiar. Wczoraj ruszyła zbiórka pieniędzy Polskiej Akcji Humanitarnej. – Środki które uda się zdobyć przeznaczymy na ratowanie rannych oraz pomoc dla uchodźców i mieszkańców zniszczonych miast i wsi – mówi Adelajda Kołodziejska, rzeczniczka PAH.
Prócz pieniędzy PAH planuje też pomoc rzeczową:
– Leki, koce, ubrania dla dzieci, żywność – wymienia Kołodziejska. W sprawie pomocy można kontaktować się z PAH pod nr. tel. 022 828 88 82, 828 90 86.

Zbiórki darów rzeczowych dla Gruzji rozpoczął też Caritas. Gromadzi pieniądze oraz środki medyczne i opatrunkowe dla gruzińskich szpitali. Do pomocy włączyli się harcerze ze Stołecznej Chorągwi ZHP – zbierają apteczki pierwszej pomocy, które zostaną przekazane Gruzji.
Marcelina Szumer
<a href="http://emetro.newspaperdirect.com/epaper/viewer.aspx" target="_blank">http://emetro.newspaperdirect.com/epaper/viewer.aspx</a>

____________________________________
"Demokracja to cztery wilki i owca głosujące o obiedzie" R.A.Heinlein


Ostatnio edytowano 13 sie 2008, 20:44 przez kominiarz, łącznie edytowano 1 raz



13 sie 2008, 20:43
Zobacz profil
Zawodowiec
Avatar użytkownika

 REJESTRACJA21 paź 2006, 19:09

 POSTY        7731

 LOKALIZACJATriCity
Post 
<!--sizeo:3--><span style="font-size:12pt;line-height:100%"><!--/sizeo-->40 rocznica inwazji Sowietów na Czechosłowację.<!--sizec--></span><!--/sizec-->

Dzień 21 sierpnia dla Czechów i Słowaków ma gorzki smak.

Dokładnie 40 lat temu inwazja pod wodzą Sowietów zmiażdżyła ich wolnościowe nadzieje. Przypomniała też światu, że w naszej części Europy czołgi znaczą więcej niż szczytne zasady. 12 lat wcześniej to samo spotkało Węgrów – sowieckie czołgi rozjechały ich powstanie z 1956 roku. Jednak najazd na Pragę i Bratysławę różnił się od pacyfikacji Węgier. Tym razem Kreml zastosował nowy, szatański pomysł - zarządził, aby razem z Armią Czerwoną w inwazji uczestniczyły wojska NRD, Polski, Węgier i Bułgarii. Jedynie Rumunia po wodzą Nicolae Ceausescu odmówiła udziału w agresji.

Solidarni z Czechosłowacją
Podczas gdy Rumunom za ich postawę w 1968 roku dziękowano, nam, Polakom - w czasie wizyt w Czechosłowacji - wypominano najazd. Trzeba było upadku komunizmu, by Czesi i Słowacy dowiedzieli się, jaką sympatią w Polsce obserwowano praską wiosnę. Dopiero wtedy dowiedzieli się też o słowach arcybiskupa Wrocławia Bolesława Kominka z kwietnia 1968 roku, który mówił o „nadchodzącej wiośnie z Czechosłowacji” i o oddaniu na znak protestu przeciwko najazdowi partyjnej legitymacji przez Bronisława Geremka.
I wreszcie o Ryszardzie Siwcu, który w dramatycznym geście dokonał aktu samospalenia w czasie dożynkowej fety na Stadionie Dziesięciolecia w Warszawie.

Aby z tymi faktami dotrzeć do naszych sąsiadów, trzeba było ciężkiej pracy IPN, dzięki której światło dzienne ujrzały świadectwa poparcia Polaków dla praskiej wiosny. W ciągu ostatniej dekady tacy historycy jak Łukasz Kamiński czy Jerzy Eisler, a ze strony czeskiej Rudolf Vevoda i Petr Blazek, włożyli wiele żmudnej pracy w dokumentowanie sympatii między ludźmi sumienia z obu stron Karkonoszy i Tatr.

Odwracanie złej pamięci o udziale wojsk PRL w miażdżeniu Czechosłowacji zaczęliśmy zresztą już dawno. Gdy w 1981 roku na festiwalu piosenki niezależnej w sopockiej Operze Leśnej padły słowa skruchy za polskie tanki nad Wełtawą, widownia szalała z entuzjazmu. To też nie przypadek, że solidarność polsko-czechosłowacka narodziła się we Wrocławiu, mieście upokorzonym propagandową szopką witania polskich żołnierzy wracających z operacji „Dunaj”.
Na spotkaniach polskich i czechosłowackich opozycjonistów na górskich szlakach odbudowywano prawdziwą przyjaźń, a nie tę oficjalną. Z kolei nasi koledzy z Czech wstydzili się za to, jak wielu ich rodaków w 1981 roku bezkrytycznie powtarzało slogany „Rudego Prava” o Polakach, którym nie chce się pracować, bo handlują kiełbasą wykupioną w czechosłowackich sklepach.

Cisi bohaterowie
Wciąż zbyt mało znana jest mrówcza praca duchownych i świeckich polskiego Kościoła, którzy przemycali przez Tatry Biblię i literaturę religijną. Pomoc polskich biskupów dla czeskich i słowackich podziemnych wspólnot i potajemne wyświęcanie czechosłowackich księży w Polsce też nie zapełnia zbiorowej wyobraźni. Wiele tych bohaterskich, choć z pozoru drobnych czynów na zawsze pozostanie okrytych tajemnicą. Przed upadkiem komunizmu nie mówiono o nich z obawy przed SB, a po 1989 roku cisi bohaterowie nie widzieli powodu, by czymkolwiek się chwalić. Dziś - dosłownie w ostatniej chwili - tamtą epopeję dokumentują tak mało nagłośnione książki jak „Kurierzy Słowa Bożego” Mariana Szczepanowicza. Można pisać o tym, jak wiele zrobiliśmy, aby zabliźniły się rany z 1968 roku, ale można też wchodzić w nienową retorykę sprowadzającą się do żądania od Polaków ciągłego posypywania głowy popiołem.

Administrowanie nastrojami
Rocznicę Sierpnia ,68 „michnikowy szmatławiec” uczciła dużym tytułem „Nasz wstyd - jak okupowaliśmy Czechosłowację”. I znów - podobnie jak w wypadku polskiego Marca ‘68 - wracamy do podstawowej kwestii: ile w tamtej hańbie było przymusu narzuconego Polakom przez obcą komunistyczną władzę, a ile złych cech leżących w naszym charakterze narodowym.

Przepytywany przez „GW” były oficer LWP przekonuje, że żołnierze wysłani za Karkonosze uwierzyli w opowieści o groźbie zajęcia CSRS przez niemieckich rewanżystów. Że do głowy im nie przyszło, by w Czechosłowacji czuć się okupantem. W wojsku - przekonuje - wszyscy zresztą wierzyli, że Żydzi dręczą Arabów, a „wypadki marcowe” to spisek bananowej młodzieży.
Czy fakty, które ujawnia pan pułkownik, to jakieś szczególne odkrycie? Czy nie wiedzieliśmy, że w czasie inwazji wykorzystywano szowinistyczne uprzedzenia? Z rozmaitych relacji wiemy doskonale, że oficerowie LWP podczas marszu na Hradec Kralove nie szczędzili swoim podwładnym lekceważących żarcików o „Pepiczkach, którym warto dać lekcję”.
Komunizm, gdy trzeba, zawsze grał nacjonalistyczną retoryką. W jednym z węgierskich opowiadań, którego akcja toczy się w sierpniu 1968 roku, madziarscy żołnierze mający najechać Czechosłowację są kokietowani wizją korekty granicy. Na apelu oficer polityczny konfidencjonalnie ujawnia: „Jeśli, chłopcy, sprawicie się dobrze, to kto wie? Mogą być z tego Koszyce”. Chodziło o leżące w słowackiej części CSRS miasto, do którego tęskniło wielu Węgrów po zmianie granic w 1918 roku, tak jak Polacy tęsknili do Wilna i Lwowa.
W armii NRD zaś wyśmiewano brak oporu Czechów i puszczano oko, że „tylko Niemcy to prawdziwi żołnierze”.
Czy było w tym coś więcej niż komunistyczne administrowanie nastrojami zależnie od aktualnych instrukcji z Moskwy?

Czego nie wie pułkownik
Jaki sens ma wchodzenie przez „Wyborczą” na jej ulubiony temat narodowej ekspiacji w wypadku Sierpnia ‘68? Czy symbolem ówczesnego stosunku do Czechosłowaków ma być pułkownik LWP, który nie może się powstrzymać od ironicznych uwag, że Czesi zwiewali na widok nadlatujących polskich śmigłowców. Który ironizuje, że „początkowy opór Czechów przeszedł z czasem w ględzenie”?
Akurat w sprawie inwazji na Czechosłowację zwykli Polacy nie dali się ogłupić propagandzie. Pułkownik nie czuł się okupantem, ale setki tysięcy Polaków powtarzało przed 40 laty hasło: „Cała Polska czeka na swojego Dubczeka”. Co dzieje się w Pradze, wiedzieli także widzowie festiwalu w Sopocie, którzy huraganowymi brawami dla czechosłowackich wykonawców wyrażali poparcie dla okupowanej Pragi. Po latach Karel Gott wspominał, ile dowodów sympatii otrzymywał wtedy od Polaków na ulicach Sopotu. W lutym1969 roku miliony Polaków kibicowały Czechosłowakom w ich zwycięskim meczu przeciw drużynie ZSRR.
Podobnie jak Czesi i Słowacy rozumieliśmy, że to symboliczny rewanż za ich sierpniowe upokorzenie. Skądś też wiedział o tym, co jest okupacją, a co nią nie jest, skromny księgowy, były żołnierz AK - Ryszard Siwiec, który wybrał najbardziej dramatyczną śmierć przez samospalenie, aby zaprotestować przeciw inwazji na naszych sąsiadów.

Pytania do Jaruzelskiego
Skoro „Wyborcza” zachęca nas do kolektywnego wstydu za PRL-owski najazd na Czechosłowację, może powinna przypomnieć, kto dowodził wtedy LWP. Jakoś nie zauważyłem, by jej dziennikarze próbowali dotrzeć do Wojciecha Jaruzelskiego z pytaniami o jego odpowiedzialność za Sierpień ,68. A przecież to on stał za podszczuwaniem polskich żołnierzy przeciw Czechom i Słowakom. To on nadzorował politruków, którzy przypominali żołnierzom LWP o ataku w 1939 roku także z południa (chodzi o udział słowackich wojsk Tiso w ataku na Polskę) i opowiadali o niemieckich rewanżystach czekających na nich z ukrytą bronią.
Można traktować historię jako rezerwuar historycznej kultury podejrzeń. Ale akurat w wypadku inwazji na Czechosłowację Polacy - i 40 lat temu, i dziś - czuli, że wyprawa za Karkonosze była wyłącznie podlizywaniem się Moskwie. Ale o ile Władysława Gomułki nikt dziś nie osłania, o tyle kult Jaruzelskiego - także na łamach „GW” - ma się całkiem dobrze.
W odróżnieniu od pamięci o Ryszardzie Siwcu, któremu dotąd nie poświecono żadnej warszawskiej czy wrocławskiej ulicy...

Piotr Semka
Rzeczpospolita 21-08-2008

____________________________________
Nie jesteś tym, kim myślisz, że jesteś - lecz tym, kim się stajesz, gdy myślisz kim jesteś.


21 sie 2008, 19:41
Zobacz profil
Zawodowiec
Avatar użytkownika

 REJESTRACJA21 paź 2006, 19:09

 POSTY        7731

 LOKALIZACJATriCity
Post 
<!--sizeo:4--><span style="font-size:14pt;line-height:100%"><!--/sizeo-->28 rocznica Porozumień Sierpniowych <!--sizec--></span><!--/sizec-->

Chciałem zacząć: <!--fonto:Times New Roman--><span style="font-family:Times New Roman"><!--/fonto-->A mury runa, runą, runą ...<!--fontc--></span><!--/fontc--> ale mi przeszło.

W rozpoczynających się obchodach 28. rocznicy Porozumień Sierpniowych z 1980 roku nie weźmie udziału Lech Wałęsa, który jest skłócony z obecnym prezydentem Lechem Kaczyńskim.

- Nie będzie dwóch Lechów. Biorąc pod uwagę "stan zapalny" nie dziwie się, ale boleję nad tą sytuacją. Powinno być porozumienie ponad podziałami, a czas powinien leczyć rany - mówił ksiądz. Według duchownego taka sytuacja, takie skłócenie polityków, to wynik zaniechania rozliczenia z czasami PRL.

- Wszyscy cierpimy z powodu największego błędu III RP – słynnej "grubej kreski" - mówił ksiądz, i podawał za przykład rozwiązania w Niemczech, gdzie po zjednoczeniu kraju politycy "powiedzieli sobie trudne rzeczy".
- Gdyby w 1990 roku polska elita zgodziła się na rozwiązanie takie jak Niemcy, nie byłoby dzisiaj takich sytuacji. W Polsce jest ciągle spór o to czy można mówić o historii - tłumaczył.

- Nie podobają mi się pewne zachowania Wałęsy. On myli się w paru sprawach - mówił ks. Isakowicz-Zaleski, który uważa, że z powodu kłótni polityków związanych z Solidarnością, radosne świętowanie dla pokolenia księdza jest utrudnione.
- Mamy kilka lat zacofania w badaniu PRL-u. "Gruba kreska" była błędem. Ale można z tego wyjść, jestem optymistą. Chodzi o to żeby się wzajemnie pogodzić, podać sobie rękę.

"Politycy to są dzieci specjalnej troski"
Ks. Isakowicz-Zaleski odniósł się również do listu abpa Kazimierza Nycza, który wywołał poruszenie wśród polityków. Chodzi o fragment: "Współcześni świętemu Pawłowi pytali, czy prześladowca może być apostołem? My też pytamy dziś, czy ktoś kto zawiódł, zdradził, może uczestniczyć w budowaniu naszej Ojczyzny i jej struktur. Patrząc na świętego Pawła musimy powiedzieć, że może i powinien uczestniczyć, pod warunkiem że przeżył nawrócenie tak jak On. Że się przyznał i żałował, i tak jak święty Paweł, do końca był świadom swojej niegodności".

Według publicystów i niektórych polityków arcybiskup miał na myśli Lecha Wałęse. Ks. Isakowicz-Zaleski wyśmiał te insynuacje.
- Politycy to są dzieci specjalnej troski, są zaangażowani w gry polityczne, brakuje im dystansu. Uderz w stół a nożyce się odezwą - mówił. Przypomniał, że list został napisany na początek roku szkolnego oraz przy okazji obchodzonego od czerwca Roku św. Pawła.

======================================================
<!--fonto:Times New Roman--><span style="font-family:Times New Roman"><!--/fonto-->(gruba kreska) <!--fontc--></span><!--/fontc-->

No comment.

____________________________________
Nie jesteś tym, kim myślisz, że jesteś - lecz tym, kim się stajesz, gdy myślisz kim jesteś.


Ostatnio edytowano 31 sie 2008, 18:57 przez Nadir, łącznie edytowano 1 raz



31 sie 2008, 18:55
Zobacz profil
Zawodowiec
Avatar użytkownika

 REJESTRACJA21 paź 2006, 19:09

 POSTY        7731

 LOKALIZACJATriCity
Post 
Kiedy się wypełniły dni
i przyszło zginąć latem,
prosto do nieba czwórkami szli
żołnierze z Westarplatte.
(A lato było piękne tego roku).

I tak śpiewali: Ach, to nic,
że tak bolay rany,
bo jakże słodko teraz iść
na te niebiańskie polany.
(A na ziemi tego roku było tyle wrzosu na bukiety.)

W Gdańsku staliśmy tak jak mur,
gwiżdżąc na szwabską armatę,
teraz wznosimy się wśród chmur,
żołnierze z Westerplatte.

I śpiew słyszano taki: -- By
słoneczny czas wyzyskać,
będziemy grzać się w ciepłe dni
na rajskich wrzosowiskach.

Lecz gdy wiatr zimny będzie dął
i smutek krążył światem,
w środek Warszawy spłyniemy w dół,
żołnierze z Westerplatte.


Konstanty Ildefons Gałczyński


<!--sizeo:3--><span style="font-size:12pt;line-height:100%"><!--/sizeo-->1 września 1939 – 1 września 2008<!--sizec--></span><!--/sizec-->

<!--coloro:#FF0000--><span style="color:#FF0000"><!--/coloro-->69 rocznica wybuchu II wojny światowej<!--colorc--></span><!--/colorc-->

Czy 1 września ciągle wzbudza w Nas takie emocje?

1 września 1939 roku niemiecki pancernik Schleswig-Holstein otworzył ogień ostrzeliwując Westerplatte. Czy dzisiaj pamiętamy o tym jak ważne było to wydarzenie?

Dokładnie o godzinie 4.45 padły pierwsze strzały w kierunku Wojskowej Składnicy Tranzytowej na Westerplatte, wtedy właśnie rozpoczęła się II wojna światowa. Niemcy bez oficjalnego wypowiedzenia wojny napadły na Rzeczpospolitą.

Plan walki zaskoczonych polskich żołnierzy mógł opierać się jedynie na obronie, Niemcy liczyli na to, że Polacy skapitulują i poddadzą się bez walki. I się przeliczyli!

Wygrać! - było marzeniem, ale wszyscy doskonale wiedzieli, że nierealnym. Bronić się jak długo będzie można, taki cel postawili sobie walczący żołnierze. Głównodowodzący siłami polskimi na Westerplatte gen. Edward Rydz-Śmigły nie ugiął się pod przeważającą siłą wroga i bronił się do ostatniej kropli krwi.

Konstanty Ildefons Gałczyński wybitny polski poeta w podziękowaniu za poświęcenie napisał żołnierzom, którzy przez siedem dni stawiali opór niemieckim najeźdźcom, wiersz „Pieśń o żołnierzach z Westerplatte”. Jeden z jego najpiękniejszych i najbardziej znanych utworów.

1 września jest datą, którą każdy zna, ale jest ona głównie kojarzona, ponieważ tego dnia dzieci i młodzież rozpoczynają nowy rok szkolny, powracając z wakacji. Tak ważne wydarzenie, jak rocznica ataku Niemców na Polskę, pozostaje często pomijane.

Czy nie jest to co najmniej zabawne, że zapominamy o jednym z najważniejszych wydarzeń, jakie ukształtowały współczesną Polskę?

Kilka lat temu, gdy młodzi byli ci, którzy wybuch wojny pamiętają, dzień ten był jakoś szczególnie przez nich obchodzony, aczkolwiek teraz o wybuchu wojny piszą jedynie podręczniki do nauki historii i gazety codzienne rokrocznie pierwszego września. Nikt już nie pamięta o żołnierzach, którzy nie tylko pierwszego września, ale we wszystkich bitwach stoczonych na frontach drugiej wojny światowej, poświęcili swoje życie, byśmy teraz mogli nazywać się i czuć Polakami.

Może warto pomyśleć o tym w  rocznicę wybuchu II wojny światowej?
(Adrian Aleksandrowicz, 31/08/2008)

____________________________________
Nie jesteś tym, kim myślisz, że jesteś - lecz tym, kim się stajesz, gdy myślisz kim jesteś.


Ostatnio edytowano 01 wrz 2008, 20:58 przez Nadir, łącznie edytowano 1 raz



01 wrz 2008, 20:55
Zobacz profil
Avatar użytkownika

 REJESTRACJA20 paź 2006, 19:00

 POSTY        2176
Post 
Nie odbierając słuszności powyższego tekstu pozwolę sobię na małą polemikę p. Aleksandrowiczem ( i Nadirem ).
Nadir                    



(...) Dokładnie o godzinie 4.45 padły pierwsze strzały w kierunku Wojskowej Składnicy Tranzytowej na Westerplatte, wtedy właśnie rozpoczęła się II wojna światowa. (...)

Czy aby na pewno? Ja wiem, że dla gdańszczanina początek wojny zawsze będzie się kojarzył z Westerplatte, ale fakty są inne. Początek II WŚ miał miejsce w Wieluniu.
<!--quoteo--><div class='quotetop'></div><div class='quotemain'><!--quotec--><!--sizeo:2--><span style="font-size:10pt;line-height:100%"><!--/sizeo-->Wieluń, 1 września 1939 roku  <!--sizec--></span><!--/sizec-->

Wieczorem 31 sierpnia 1939 roku pod Wrocławiem dowódca 4 Floty Powietrznej gen. Wolfram von Richthofen spotkał się z dowódcami 2 i 76 eskadry bombowców nurkujących tzw. "stukasów" i zapoznał ich z celem zaplanowanego na następny dzień rano ataku. Miał być nim Wieluń. Godzinę startu wyznaczono na 5 rano.

Powiat wieluński leżał w pasie obrony armii "Łódź" dowodzonej przez gen. dyw. Juliu­sza Rómmla. Obszar powiatu stanowić miał "operacyjną linię czat", która prowadziła od Ostrzeszowa przez Kępno, Wieruszów, południowe przedpola Wielunia, Parzymiechy i Ło­bodno. Główna linia obrony przebiegała wzdłuż rzek Warty i Widawki, a więc około 30 km na wschód od Wielunia.

Powiat wieluński był w planach dowództwa armii "Łódź" przedpo­lem rozpoznawczym, na którym nie przewidywano większych walk obronnych, ewentualnie starcia o charakterze opóźniającym. Na jego terenie były więc luźno rozrzucone oddziały bry­gady kawalerii i bataliony Obrony Narodowej. W samym Wieluniu nie było jednak wojska. Poza tym armia gen. J. Rómmla w przeddzień rozpoczęcia się II wojny nie była przygoto­wana jeszcze do podjęcia walki.

Natomiast po stronie niemieckiej w rejonie powiatu wieluńskiego graniczącego bezpośrednio z III Rzeszą rozmieszczone były jednostki Wehrmachtu wchodzące w skład X armii gen. art. Waltera von Reichenau, w pełnej gotowości bojowej oczekujące na rozkaz ataku na Polskę.

Tu rozpoczęła się wojna

Według informacji zawartych w dzienniku bojowym 76 eskadry, 1 września dwie mi­nuty po piątej (czyli o 4.02 czasu polskiego), 29 "stukasów" wystartowało z lotniska Nieder-Ellguth (obecnie Ligota Dolna), pomiędzy Wrocławiem a Opolem i o godz. 4.35 miejscowego czasu, pojawiło się nad Wieluniem. Zaraz potem spadły pierwsze bomby na miasto. Atak na Wieluń nastąpił zatem pięć minut przed pierwszym strzałem niemieckiego pancernika Schleswig-Holstein na Westerplatte.

Za tym, że pierwszy atak na Wieluń nastąpił przed 4.45 przemawiają także relacje wielunian - naocznych świadków tamtych wydarzeń oraz funkcjonariuszy Straży Granicznej pełniących służbę rankiem 1 września, którzy obserwowali samoloty hitlerowskie lecące w kierunku miasta.

Rozpoczęcie się II wojny w Wieluniu, a nie na Westerplatte, potwierdziła Główna Komisji Badania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu. Stający na jej czele prof. W. Kulesza stwierdził: "Według naszych ustaleń II wojna światowa tak naprawdę rozpoczęła się od bombardowania Wielunia, na kilka minut przed salwą pancernika Schleswig-Holstein w kierunku Wester­platte"(...). <!--QuoteEnd--></div><!--QuoteEEnd-->
całość pod linkiem <a href="http://konflikty.pl/artykul-iiwojnaswiatowa-350.html" target="_blank">http://konflikty.pl/artykul-iiwojnaswiatowa-350.html</a>


Ostatnio edytowano 02 wrz 2008, 07:29 przez helvet, łącznie edytowano 1 raz



02 wrz 2008, 07:28
Zobacz profil
Fachowiec
Avatar użytkownika

 REJESTRACJA23 paź 2006, 03:51

 POSTY        2661

 LOKALIZACJAmordor
Post 
Ja również to potwierdzam, a mam oparcie w relacjach mojego dziadka - rodowitego wielunianina.
A żeby uściślić - pierwsze bomby niemcy zrzucili na wieluński szpital.

____________________________________
always look on the bright side of life


02 wrz 2008, 08:45
Zobacz profil
Fachowiec
Avatar użytkownika

 REJESTRACJA23 paź 2006, 03:51

 POSTY        2661

 LOKALIZACJAmordor
Post 
Cholernie dzis deszczowo, ponuro i ... smutno. Do tego wieści ze świata... odszedł Richard Wright, jeden z twórców Pink Floyd...

mam nadzieje że Nadir mi wybaczy w/w wzmiankę, bo skoro to miejsce na forum poświecone kulturze, to m.zd. również tej wyrażającej się w muzie, przez duże "M".

... a teraz odpłynę sobie wśród dźwięków "The dark side of the moon" ...

____________________________________
always look on the bright side of life


16 wrz 2008, 09:42
Zobacz profil
Zawodowiec
Avatar użytkownika

 REJESTRACJA21 paź 2006, 19:09

 POSTY        7731

 LOKALIZACJATriCity
Post 
elsinore                    



Cholernie dzis deszczowo, ponuro i ... smutno. Do tego wieści ze świata... odszedł Richard Wright, jeden z twórców Pink Floyd...

mam nadzieje że Nadir mi wybaczy w/w wzmiankę, bo skoro to miejsce na forum poświecone kulturze, to m.zd. również tej wyrażającej się w muzie, przez duże "M".

... a teraz odpłynę sobie wśród dźwięków "The dark side of the moon" ...

Nie tylko wybaczam (kącik nie jest  tylko mój, lecz wspólny) a utwory "Różowego Pinka" jak "The dark side of the moon", "Time" czy "Shine on you crazy diamond" na zawsze pozostaną perłami klasyki rocka.
A więc Ryszardzie "Szalony Diamencie" świeć nam dalej w Twojej muzyce...

____________________________________
Nie jesteś tym, kim myślisz, że jesteś - lecz tym, kim się stajesz, gdy myślisz kim jesteś.


Ostatnio edytowano 16 wrz 2008, 10:47 przez Nadir, łącznie edytowano 1 raz



16 wrz 2008, 10:20
Zobacz profil
Fachowiec
Avatar użytkownika

 REJESTRACJA23 paź 2006, 03:51

 POSTY        2661

 LOKALIZACJAmordor
Post 
Btw Moderatorze Nadirze... zastanawiałeś sie może czemu na forum hide-parku brak jakiegokolwiek wątku muzycznego ? Czyżby społeczność pozbawiona była muzycznych gustów i zainteresowań ?

____________________________________
always look on the bright side of life


16 wrz 2008, 10:39
Zobacz profil
Avatar użytkownika

 REJESTRACJA20 paź 2006, 19:00

 POSTY        2176
Post 
Nadir                    



<!--quoteo(post=34321:date=16. 09. 2008 g. 11:42:name=elsinore)--><div class='quotetop'>(elsinore @ 16. 09. 2008 g. 11:42) [snapback]34321[/snapback]</div><div class='quotemain'><!--quotec-->
(...) ... a teraz odpłynę sobie wśród dźwięków "The dark side of the moon" ...

Nie tylko wybaczam (kącik nie jest  tylko mój, lecz wspólny) a utwory "Różowego Pinka" jak "The dark side of the moon", "Time" czy "Shine on you crazy diamond" na zawsze pozostaną perłami klasyki rocka. <!--QuoteEnd--></div><!--QuoteEEnd-->
Mnie wsód wymienionych tytułów brakuje jeszcze wielu, choćby "Ummagummy",  "The Wall" czy"Final Cut"...


16 wrz 2008, 11:02
Zobacz profil
Wyświetl posty nie starsze niż:  Sortuj wg  
Odpowiedz w wątku   [ Posty: 1058 ]  idź do strony:  Poprzednia strona  1 ... 6, 7, 8, 9, 10, 11, 12 ... 76  Następna strona

 Nie możesz rozpoczynać nowych wątków
 Nie możesz odpowiadać w wątkach
 Nie możesz edytować swoich postów
 Nie możesz usuwać swoich postów
 Nie możesz dodawać załączników

Skocz do: