Teraz jest 05 wrz 2025, 20:23



Odpowiedz w wątku  [ Posty: 8 ] 
Cele mieszkaniowe - podatek od sprzedaży 
Autor Treść postu
Początkujący
Własny awatar

 REJESTRACJA10 wrz 2018, 16:36

 POSTY        3
Post Cele mieszkaniowe - podatek od sprzedaży
Witam,
w tym roku sprzedaliśmy z mężem mieszkanie i kupiliśmy dom z działką. Wiemy, że aby uniknąć podatku (nie minęło 5 lat od kupna mieszkania) musimy cały przychód z mieszkania wydać na nowe "cele mieszkaniowe", które należy udokumentować. Sytuacja wygląda następująco:
- otrzymaliśmy już 10% od Kupujących, które wpłaciliśmy jako zadatek za nasz nowy dom
- z reszty pieniędzy, które otrzymamy chcemy zostawić sobie w gotówce 100 tysięcy na remont, a resztę wpłacić jako wkład własny w nowy kredyt hipoteczny, który zaciągamy na dom.
I tu moje pytanie. Czy jeśli weźmiemy kredyt większy niż koszt domu, np. zamiast 200 tys., 250 tys., to czy z tych 50 tys. zł. też będziemy musieli się rozliczyć, że zostały wydane na cele mieszkaniowe? Czy może US chce tylko rozliczenia z tych 10% zadatku, 100 tys. w gotówce i pozostałej kwoty, która została wpłacona jako wkład własny?


12 wrz 2018, 08:39
Zobacz profil
Początkujący
Własny awatar

 REJESTRACJA11 mar 2016, 17:15

 POSTY        3
Post Re: Cele mieszkaniowe - podatek od sprzedaży
Za wydatki na własne cele mieszkaniowe uznaje się wyłącznie wydatki na spłatę kredytu, zaciągniętego przed dniem uzyskania przychodu z odpłatnego zbycia wiecie o tym ?


12 wrz 2018, 19:02
Zobacz profil
Początkujący
Własny awatar

 REJESTRACJA10 wrz 2018, 16:36

 POSTY        3
Post Re: Cele mieszkaniowe - podatek od sprzedaży
"Wyłącznie"? Nie zgodzę się z tym. Proszę poczytać art. 21 ust. 25-30 ustawy o PIT.


12 wrz 2018, 20:08
Zobacz profil
Znawca
Własny awatar

 REJESTRACJA08 kwi 2017, 10:32

 POSTY        212

 LOKALIZACJAWrocław
Post Re: Cele mieszkaniowe - podatek od sprzedaży
Troszkę chaotycznie napisane ale...
Urząd skarbowy po upływie 2 lat będzie oczekiwał,że:
dostarczycie Państwo dokumenty dotyczące wydatkowania całego przychodu chyba, że od części dochodu chcecie płacić podatek. (bo do 30.04.2019 będziecie składać PIT-39 deklarując "co robicie").
W celu uzyskania konkretnej odp. proszę podać daty. czyli kiedy było sprzedane mieszkanie, kiedy otrzymaliście Państwo za niego zapłatę lub kiedy otrzymacie całość. Kiedy kupiliście dom z działką.

Nowy kredyt hipoteczny może być na dowolną kwotę.

W 1 części napisała Pani o zakupie działki i domu a później, że będzie zaciągany kredyt na dom?
Jaki jest ostatecznie stan faktyczny macie już ten dom czy weźmiecie kredyt i dopiero kupicie dom.

Jeśli planujecie przychód ze sprzedaży mieszkania przeznaczyć za zakup domu w części dotyczącej wkładu własnego to wszystko ok.
Bo finansowanie wkładu własnego do kredytu jeśli już macie dom i działkę odpada.


13 wrz 2018, 21:37
Zobacz profil
Początkujący
Własny awatar

 REJESTRACJA10 wrz 2018, 16:36

 POSTY        3
Post Re: Cele mieszkaniowe - podatek od sprzedaży
Dziękuję za odpowiedź. Kredyt będzie zaciągany na kupno tego domu i działki.


14 wrz 2018, 08:51
Zobacz profil
Znawca
Własny awatar

 REJESTRACJA08 kwi 2017, 10:32

 POSTY        212

 LOKALIZACJAWrocław
Post Re: Cele mieszkaniowe - podatek od sprzedaży
To ok, w akcie powinno być napisane, że płacicie np. 30 tys. sprzedającym a pozostałą część z kredytu. Dla banku te 30 tys. powinno być wkładem własnym a dla US te 30 tys. będzie wydatkiem na własne cele mieszkaniowe :)


14 wrz 2018, 22:26
Zobacz profil
Specjalista
Własny awatar

 REJESTRACJA04 lis 2018, 19:30

 POSTY        429
Post Re: Cele mieszkaniowe - podatek od sprzedaży
Zachodzę w głowę, co mi jest? A może to właśnie problem głowy? Od czterech miesięcy żadna noc spokojnie nie przespana…
Choć wszystko jest na dobrej drodze, to ja obawiam się, że oni nie dadzą mi spokoju*.

* Wiadomość wysłana na Facebooku przez Adama do Joanny, 17 stycznia 2017 r. Pisownia oryginalna.

Spóźniona refleksja

Strach

Co to znaczy, że Adam się bał? – pytam jego żonę.

Był przełom marca i kwietnia 2018 r., tuż przed Wielkanocą. Ostatnie dni na składanie rozliczeń podatkowych. Adam leżał w szpitalu drugi tydzień.
– Mąż już był wtedy innym człowiekiem – mówi Agata.
– W szpitalu nagle wpadł w panikę. Zaczął krzyczeć, że nie wypełniliśmy PIT-u za poprzedni rok. Ręce mu drżały i cały się trząsł. Już wcześniej, jak ze szpitala wychodził, to jeździł za naszą księgową, żeby mu papiery pokazała. Choć on sam te rozliczenia składał i wiedział, że wszystko było jak należy. Uspokajałam go, ale on już nikomu nie wierzył.

Jak pokazałam mu dokumenty, to uspokoił się na krótki moment.
Ale wtedy zaczął się martwić, że papiery nie dotarły do urzędu skarbowego na czas i oni i tak nas dopadną. I znowu te ręce mu drżały.

Agata mówi, że mąż był owładnięty strachem. Jak był w szpitalu, to mówił tylko o urzędzie skarbowym. Pytał w kółko, czy udało się rozliczyć PIT. Był jak tykająca bomba. – A od nas, jak się wychodzi z mieszkania i skręca w lewo, to od razu widać budynek urzędu. Nieraz pytał mnie smutnym wzrokiem: „czemu ja muszę tu mieszkać i codziennie na ten budynek patrzeć”? To przez to wszystko ta choroba się w nim rozwinęła.
– Innym razem – kontynuuje Agata – przyszło jakieś pismo w sprawie garażu. Jak wymienialiśmy mieszkanie mniejsze na większe, to tak samo zrobiliśmy z miejscem na samochód. I któregoś dnia wezwali nas do urzędu. Jak mąż to zobaczył, to się załamał. On nawet już listonosza się bał. I to tak panicznie, że ataków lęku dostawał, jak tylko domofon dzwonił. Mówił: „Agatka, ja już tego nie dźwignę. Znowu chcą nas załatwić”. Poszłam ja i teraz to mnie drżały ręce. Okazało się, że popełniliśmy drobny błąd w rozliczeniu. Dopłaciłam 500 zł i było po sprawie.

Jednak po liście w sprawie garażu w Adamie coś ostatecznie pękło.

Niedowierzanie

O co chodzi w sprawie Adama?
– Padł ofiarą ulgi meldunkowej. Co to takiego? Proszę spróbować wyobrazić sobie największy absurd, jaki przyjdzie panu do głowy. Właśnie czymś takim była ta ulga – mówi Marek Isański, szef Fundacji Praw Podatnika.

Ulga meldunkowa obowiązywała w Polsce w latach 2007–2008. Objęła każdego, kto w tym okresie nabył mieszkanie, a następnie sprzedał je w ciągu następnych pięciu lat. W teorii miała ludziom pomóc, bo zwalniała z podatku, który normalnie musieliby zapłacić.

Żeby z niej skorzystać, wystarczyło złożyć oświadczenia o zameldowaniu i chęci skorzystania z ulgi.
– Absurd polegał na tym, że żaden normalny człowiek nie wiedział, że takie oświadczenie należy złożyć.
Nie miał prawa o tym wiedzieć, bo państwo przed ludźmi skrzętnie ten warunek do skorzystania z ulgi ukryło.
Informacja o nim znajdowała się tylko w przepisach, do których dostęp miała bardzo wąska grupa specjalistów – mówi Marek Isański.

– Urzędnicy skarbowi i notariusze milczeli jak grób. Minister finansów nie przygotował nawet wzoru takiego oświadczenia, co było jego elementarnym obowiązkiem. Zresztą, zameldowanie to nie jest żadna wiedza tajemna. Urzędy od 50 lat mają dostęp do bazy PESEL. Same, więc mogły i powinny taką informację sprawdzić w ciągu pięciu minut – przekonuje Isański.

Urzędnicy sami z siebie niczego nie sprawdzali, za to po kilku latach ulgowiczów zaczęli wzywać do siebie. Informowali, że w związku z brakiem dostarczenia stosownego dokumentu, ulga przepada. I że trzeba spłacić zaległy podatek i odsetki, które w międzyczasie narosły.
Nie było dnia, by do urzędów skarbowych nie wzywano nowych osób, bo stosownego dokumentu nie złożył nikt.

Państwo na ludzi zastawiło pułapkę.
Po latach okazało się, że ofiar ulgi meldunkowej w Polsce było prawie 20 tys. Sumy, jakie musieli nagle spłacać, wahały się między kilkadziesiąt a 250 tys. zł.

O oświadczeniu nie mieli pojęcia notariusze, a ofiarą ulgi meldunkowej padali nawet sami urzędnicy skarbowi, ścigani później przez swoich kolegów.
Agata, żona Adama: – Jak my się dowiedzieliśmy, że przez to oświadczenie będziemy mieli kłopoty, to nogi się pod nami ugięły.
To była środa, dzień przed Bożym Ciałem. Prawie pięć lat po tym, gdy zamienili mniejsze mieszkanie na większe i skorzystali z ulgi.
(...)

Ta obojętność, chłód i wrogość potęguje w tobie bezsilność. „Będzie musiała pani zapłacić”, to ciągle brzmiało mi w uszach. Człowiek wie, że ma rację, ale nikt nie słucha twoich argumentów. Wtedy pierwszy raz pomyślałam, że nasze państwo wobec swoich obywateli nie ma litości.
Z pomocą rodziców zaczęłam organizować fundusze i wtedy okazało się, że wobec ludzi, którzy nie byli w stanie zebrać pieniędzy, urząd wszczynał postępowania karno–skarbowe. Z automatu. Ja studiowałam prawo. Dla mnie jakikolwiek wyrok oznaczałby koniec marzeń o pracy w zawodzie. Zebraliśmy całe te pieniądze, żeby mieć to za sobą.

Czemu im zapłaciłam, zamiast się odwoływać? Nie było szans na zwycięstwo. Poza tym rodzice poprosili mnie, żebyśmy raz na zawsze o tym zapomnieli. Ja przeszłam przez załamanie psychiczne. Na wiele miesięcy praktycznie zamilkłam. Po prostu przestałam rozmawiać z ludźmi.
Miesiącami nie spałam spokojnie. Czasem wpadam w panikę, że znów przydarzy mi się coś podobnego. Gdybym chociaż przez chwilę nie przestawała o tym myśleć, to bym się w tym zatraciła. Tak jak Adam się zatracił.
(...)

Joanna Patrycję i Adama poznała w 2017 r. Wcześniej w internecie założyła forum ofiar ulgi meldunkowej i tam cała trójka zetknęła się ze sobą po raz pierwszy.
– To był ciężki czas, ale stwierdziłam, że pora działać – wspomina.
– Ludzie byli mocno poruszeni. Mieli porozbijane życiorysy. Patrycja była bliska popełnienia samobójstwa. Zapłaciła im pieniądze, chociaż wiedziała, że tak naprawdę płaci państwu haracz. Ktoś inny chorował, jeszcze innym rozpadały się rodziny. Szybko odkryłam, że ofiar są tysiące i jesteśmy rozsiani po całej Polsce. Profesorowie, prawnicy, przedsiębiorcy, zwykli ludzie, starsi, młodsi… Ulga meldunkowa nie wybierała. A Adam to był facet, który od początku miał zapał walki. Ja trochę roztrzepana, energiczna, a on to taki pragmatyk. Razem chcieliśmy coś z tym zrobić. Jednego byłam pewna: udowodnimy im, że to my mamy rację i nie damy z siebie zrobić przestępców – mówi Joanna.

Urząd wezwał ją do siebie 6 grudnia 2016 r. Dowiedziała się, że chodzi o 30 tys. zł. To brzmiało jak wyrok, bo od lat samotnie wychowywała dwie córki. Oszczędności nie miała żadnych.
(...)
To było najbardziej przykre: urząd skarbowy? Nie miał obowiązku nas informować. Notariusze – też nie, zresztą sami nie mieli takiej wiedzy. A jak się otwierało bieżącą ustawę, to też nie było o tym ani słowa, bo w międzyczasie przepisy się zmieniły. Więc skąd my mieliśmy o tym wiedzieć?

Zgłosiła się do dziennikarzy. Odpowiedziały jej dwie osoby: jedna z „Tygodnika Ostrołęckiego”, a druga z „Faktu”. Dzięki nim utwierdziła się w przekonaniu, że ofiar ulgi meldunkowej jest wiele. Część z nich w końcu zgrupowała na jednym forum.
– Pieniądze, które nagle trzeba znaleźć, to jedno – kontynuuje Joanna. – A to, co robi z człowiekiem urząd, to drugie. Pamiętam taką scenę: dostaję kiedyś wezwanie na przesłuchanie. Ale nie ma tam słowa o tym, w jakim charakterze mam się stawić. No to dzwonię do urzędu, a pani mi mówi: „no jak to, pani czytać nie umie?”. No to czytam jej na głos to, co napisali, nie ma tam słowa o charakterze, w jakim mam się stawić, ale gdzieś tam pada takie zdanie: „sprawca zobowiązany jest…”. Na to ona mi przerywa i mówi: „no, to jest pani wezwana w charakterze sprawcy”.

Jechałam kiedyś samochodem i słuchałam w radiu wywiadu z Hanną Gronkiewicz–Waltz. Była zdziwiona, że nie stawiła się na tę komisję reprywatyzacyjną i w związku z tym zajęli jej konto na 12 tys. zł. Pani prezydent miała z tym problem. I słusznie! Tylko że dla nas coś takiego to był chleb powszedni. Blokowano nam konta, pozbawiano środków… Byliśmy jak nadzy ludzie postawieni pod ścianą, odarci z godności i jakiejkolwiek możliwości obrony. Poza tym na początku nikt nie chciał nam wierzyć. Nawet w rodzinach ludzie mówili: „na pewno coś musiała zrobić, bo to niemożliwe, żeby urząd czepiał się bez powodu”.

Ciągle przychodził listonosz, przychodziły listy do skrzynki, wzywano nas, wszczynano postępowania. W tej całej gonitwie nikt nie chciał zdecydować się na odrobinę refleksji. Nikt nie chciał nas słuchać.
(...)

Był bardzo rozgoryczony i ja go rozumiałam. Strażak, który całe życie poświęcał się dla innych, a państwo się na niego wypięło.
Obrazek
"Myślę sobie nieraz: Boże, żeby mnie też taka choroba nie dopadła" - mówi żona Adama
(...)

11 maja 2017 r. Adam przegrał proces przed Wojewódzkim Sądem Administracyjnym w Olsztynie. Sąd uznał, że skoro nie zaniósł oświadczenia, to musi zwrócić skarbówce całość podatku wraz z odsetkami.
Joanna: — Nie odpuszczał. Próbował wszystkiego. Jak sądy i urząd skarbowy odwróciły się do niego plecami, to zaczął pisać do polityków.

W lipcu 2017 r. Adam pisze list do jednego z wiceministrów obecnego rządu: "Chciałbym Pana zainteresować sprawą ulgi meldunkowej, która okazała się dramatem wielu polskich rodzin, w tym mojej. Bezwzględnością w stosowaniu absurdalnego przepisu prawa, którego literalny zapis wziął górę nad rozsądkiem! Ofiary ulgi meldunkowej walczą o sprawiedliwość i odmianę swojego losu. Mamy wielkie poczucie krzywdy z powodu niesprawiedliwości przepisu stosowanego wobec nas – uczciwych i niewinnych obywateli. Niestety wszystko zmierza ku temu, że możemy stać się przestępcami!”.

Ministra zaprosił na spotkanie z ofiarami ulgi meldunkowej na dzień 31 lipca.
Dopiero po tym spotkaniu przychodzi odpowiedź: „W imieniu Sekretarza Stanu serdecznie dziękuję za trud włożony w analizę zagadnienia dot. problemu ulgi meldunkowej. Pańskie sugestie niewątpliwie zostaną poddane wnikliwej analizie oraz przekazane Panu Ministrowi. (..) W związku z dużą ilością obowiązków zorganizowanie spotkania jest bardzo utrudnione. Z tego powodu Pan Minister nie był w stanie spotkać się z Państwem”.
Do spotkania z ministrem nie doszło nigdy.
(...)

Joanna zastygła. Pisała mu: „jesteś dobrym człowiekiem”.
„Jestem” – przytaknął. „Ale zabrano mi zdrowie. Przeżyłem koszmar”.

Żona mówi, że Adam w tym czasie brał już leki i regularnie chodził do psychiatry i terapeuty. Kilka miesięcy spędził w szpitalu. – Wystarczyły te dwa słowa: „urząd skarbowy” i wpadał w panikę. Powtarzał tylko, że nie jest przestępcą i że nikogo nie chciał oszukać. W nim to wszystko się nawarstwiało, bo on chciał chronić mnie i córkę. Wziął wszystko na swoje barki. Nie dopuszczał nas do tego, sam chciał tę sprawę załatwić.
— Najbardziej wierzył w pomoc pana Marka – mówi Agata.

Refleksja

Marek Isański, szef Fundacji Praw Podatnika, wraz z Kancelarią GWW od kilku lat pomaga ofiarom ulgi meldunkowej. W latach 90. założył firmę leasingową, która stała się monopolistą na rynku autobusowym. Tylko w pierwszym roku działalności zarobił na czysto 15 mln złotych. Później jego biznesowi przyjrzał się urząd skarbowy, który uznał, że wystawiał fikcyjne faktury i na ich podstawie rozliczał VAT.

Nie ma w Polsce nikogo, kto lepiej poznał smak walki z fiskusem. Z zarzutów został oczyszczony po dwudziestoletniej batalii. Dziś walczy o odszkodowanie. Żądał 150 mln zł, ale biegły – powołany przez Skarb Państwa – ku zdumieniu wszystkich jego straty poniesione z winy urzędników wycenił znacznie wyżej: na 800 mln zł. Isański o taką kwotę będzie bił się w sądzie. Państwo ma mu przyznać odszkodowanie w ciągu najbliższych dwóch lat.
– Dziś jesteśmy już w nowym punkcie – mówi Isański, gdy pytam go o ulgę meldunkową. – I w całkowicie innej rzeczywistości. Sądy nareszcie przejrzały na oczy i zmieniły orzecznictwo. Zapadły przełomowe wyroki, niewinnym, w dobrej wierze działającym ludziom przyznano rację. Podatki były naliczane niesłusznie, ludzie nie mieli prawa wiedzieć, że państwo oczekuje od nich doręczenia tego głupiego oświadczenia. „Głupiego” to i tak bardzo delikatne określenie dla tego ustawodawczego bubla – rozkłada ręce Isański.
(...)

– Pan Marek to jest człowiek, który nas uratował. On i media – mówi Joanna.
– Ja go podziwiam, to jest bardzo silna osobowość. Facet z charakterem, merytoryczny, stanowczy, szczerze mówiąc, nawet większość z nas bała się z nim rozmawiać. Jak była jakaś sprawa, to inni mnie prosili, żebym do niego zadzwoniła, bo tylko ja umiałam z nim rozmawiać (śmiech). On powiedział kiedyś, że w Polsce prawa gwałciciela są lepiej przestrzegane niż podatnika. Zrobił dla nas bardzo dużo i wierzę, że on jeszcze doprowadzi te sprawy do końca – przyznaje.

– Wcześniej wszystkie sądy klepały wyroki bez opamiętania – kontynuuje Joanna.
– Tak sobie kiedyś rozmawialiśmy z panem Markiem: jak PiS zaczął działać niezgodnie z prawem, to szybko sięgnięto po traktaty europejskie i konstytucję. I dobrze. Ale w naszym przypadku przez pięć lat nikt się nawet nie zająknął. Kurczę, to czy już wtedy, gdy tysiącom ludzi działa się krzywda, nie można było po tę konstytucję sięgnąć?

31 lipca 2017 r. wpis poświęcony Markowi Isańskiemu na forum ulgowiczów zamieścił Adam. Pisał: "Panu Markowi Isańskiemu przede wszystkim składam wielki szacunek za jego niezłomność w walce o sprawiedliwość w swojej sprawie przez blisko 20 lat, gdzie dowiódł swego! Ja toczę walkę od ponad roku i nie wyobrażam sobie żebym tkwił w takim napięciu emocjonalnym przez kilkanaście lat. Dzięki Panu Markowi Isańskiemu i jego Fundacji dziś czuję osobiście potężne wsparcie i poczucie wielkiej nadziei! Dzięki temu, że Fundacja zajęła się moją sprawą i została złożona skarga kasacyjna w NSA to z optymizmem patrzę na finał naszej sprawy”.

Destrukcja

Próbuję zrozumieć moich bohaterów, którzy po walce z urzędem skarbowym załamują się, cierpią na depresję, nieraz myślą o samobójstwie. Czy przekonanie, że mają rację, nie chroni ich przed zatraceniem się?
(...)
Dr Nowicka tłumaczy, że u Adama, Patrycji i Joanny najbardziej traumatyczne wydawały się odczuwany przez nich zupełny brak kontroli nad działaniami bezdusznych urzędników oraz przekonanie o niemożności podjęcia jakichkolwiek działań obronnych.
(...)

Samotność

Na jakim etapie jest sprawa Adama? – pytam jego żonę.
– Nie wiem. Nikt się z nami nie kontaktował, ja do urzędu boję się iść, zapytać. Jest niepewność, czy odsetki nie rosną nam każdego dnia.
Czy jest ktoś, kto pani pomaga?
– Tylko fundacja pana Isańskiego. Więcej nikt. No bo kto? Kto ma mi pomóc? Pieniędzy nikt mi nie da do ręki.
Jak się pani trzyma?
– Początkowo w ogóle się nie trzymałam. Jestem na lekach, córka jest na terapii. Dopiero ostatnio pierwszy raz się uśmiechnęłam, a to już coś. Nie wiem, co mnie czeka, jaka bomba na nas jeszcze spadnie.

Wie pani, kiedy sąd rozpatrzy odwołanie Adama?
– Nie wiem. I nie mam żadnych przeczuć, jak ta sprawa się skończy. Nie wiem, po prostu nie wiem. Jestem jak oszołom.
Ten proces się skończy wygraną, wszystko na to wskazuje.
– Staram się być dobrej myśli. Jak mi sił starczy, osobiście pojadę na rozprawę. Na razie jest cierpienie. I żal. Muszę chronić córkę, bo ona jest jak Adam. Niby silna kobieta, ale serce wróbla. O siebie się też czasami boję. Ja już widzę, że zamykam się w sobie, unikam kontaktów, rozmów. Boże, myślę sobie, żeby we mnie taka sama choroba się nie rozwinęła, jak u niego… Siedzę i o nim myślę. Że on jest tu obok, że zaraz gdzieś tu stanie obok mnie.

Pustka

Joanna przypomina sobie taką rozmowę z Adamem: musiała być połowa 2017 r., oboje usłyszeli o kobiecie, która po nieudanej walce z urzędem skarbowym odebrała sobie życie. Napomknął jej wtedy, że gdyby ktoś z ich grupy też zdecydował się na taki krok, to może ludzie w końcu zwróciliby na nich uwagę. Zirytowała się. Poprosiła go, żeby nie gadał głupot i żeby nie myślał tak nawet przez moment.

Ireneusz, przyjaciel Adama ze straży: – Ciężko mi w ogóle o tym mówić, bo rany jeszcze się nie zabliźniły. Otrzymaliśmy zgłoszenie i całą ekipą pojechaliśmy na miejsce. My nawet nie wiedzieliśmy, do kogo jedziemy. Było wiadomo, że chodzi o mężczyznę i że wcześniej zamknął się w piwnicy. Zanim przyjechaliśmy, członkowie jego rodziny sforsowali drzwi i odcięli go od rury. Wśród nich był także jego ojciec. Na własną rękę podjęli walkę, a później dołączyli do nich ratownicy medyczni. My przyjechaliśmy po chwili. I dopiero wtedy zobaczyłem, że to Adam tam leży.

Joanna: – Na moją sprawę zjechali się ludzie z całej Polski i wszyscy byli ubrani na czarno. To był nasz manifest. Ja stałam pośrodku sali, też cała na czarno, i słuchałam wyroku. Przed sądem powiedziałam, że tu obok nas powinna dziś stać jeszcze jedna osoba. Adam. Ale że już go z nami nie ma.

Adam popełnił samobójstwo tydzień wcześniej, 21 września 2018 r.

Joanna swój proces wygrała. Był to jeden z trzech pierwszych przełomowych wyroków dla wszystkich ofiar ulgi meldunkowej.
Sąd uznał, że urząd skarbowy nie miał prawa ściągać od niej podatku i umorzył toczące się wobec niej postępowanie.

Termin rozprawy Adama przed Naczelnym Sądem Administracyjnym nadal nie został wyznaczony.
Marek Isański nie ma wątpliwości, że gdy sprawa nareszcie się odbędzie, to państwo w końcu przyzna Adamowi rację.

Imiona głównych bohaterów zostały zmienione

Data utworzenia: 23 lipca 2019 23:00
Janusz Schweitner

https://wiadomosci.onet.pl/tylko-w-onec ... ja/j4tmb1t



Padł ofiarą tzw. ulgi meldunkowej pośmiertnie wygrał przed sądem.

Bohater reportażu "Spóźniona refleksja" pośmiertnie wygrał przed sądem.
"On rozpaczliwie wołał o pomoc"

Rodzina Adama, mężczyzny, który padł ofiarą tzw. ulgi meldunkowej, a we wrześniu ubiegłego roku popełnił samobójstwo, doczekała się sprawiedliwości. Sąd zdecydował o uchyleniu niekorzystnej wobec nich decyzji urzędu skarbowego. Oznacza to, że żona i córka Adama otrzymają zwrot pieniędzy za niesprawiedliwie naliczony podatek, a postępowanie wobec nich zostanie umorzone.

- Właśnie takiego wyroku oczekiwaliśmy - mówi Onetowi mec. Gerard Dźwigała, który przed NSA reprezentował rodzinę Adama. - Już po jego śmierci sądy zmieniły linię orzeczniczą o 180 stopni i zaczęły przyznawać ulgowiczom rację. Do dziś żałuję, że nie stało się to wcześniej, jeszcze za jego życia - przyznaje.

Co oznacza ten wyrok?
- Mówiąc najprościej: NSA uznał, że panu Adamowi urząd skarbowy naliczył podatek niesprawiedliwie. Wszystkie zajęte pieniądze zostaną teraz zwrócone jego rodzinie. Powinno to nastąpić do końca roku i wtedy sprawa zostanie ostatecznie zamknięta. Czy można mówić tu o pełnym sukcesie? Tak, rodzina pana Adama wygrała. Ale trudno mówić tu o radości. Na sali sądowej były łzy i smutek, choć oczywiście także satysfakcja - mówi mec. Dźwigała.

Marek Isański, szef Fundacji Praw Podatnika, który pomagał rodzinie Adama, dodaje:
- Żeby nie dochodziło więcej do takich tragedii i aby upływ czasu na dochodzenie przez obywateli do sprawiedliwości nie powodował, że z powodów naturalnych umrą kolejni ulgowicze, apelujemy do sądów administracyjnych o jak najszybsze rozpoznanie podobnych spraw innych skrzywdzonych osób.

Pułapka ulgi meldunkowej
(...)
Adam, bohater reportażu „Spóźniona refleksja”, skorzystał z ulgi meldunkowej, ale podobnie jak tysiące innych ludzi, nie wiedział, że należy złożyć stosowne oświadczenie. Po kilku latach, tuż przed upływem terminu przedawnienia podatkowego otrzymał pismo z urzędu skarbowego. Urzędnicy poinformowali go, że w związku z brakiem dostarczenia stosownego dokumentu, ulga przepadła.
Wzywali do spłaty zaległego podatku i odsetek, które w międzyczasie narosły. Łącznie: ok. 50 tys. zł.
- Jak my się dowiedzieliśmy, że przez to oświadczenie będziemy mieli kłopoty, to nogi się pod nami ugięły. Adam nie wierzył, że jakaś kartka papieru, o której nikt nie wiedział, może zaważyć na całym jego życiu. Mówił cały czas: niech to będzie nawet i pięć tysięcy kary za głupią karteczkę, to sobie damy radę. Ale pięćdziesiąt tysięcy? Przecież to wyrok - mówiła w naszym reportażu żona Adama.

Przegrana walka

Adam podjął walkę o sprawiedliwość. Wraz z innymi ulgowiczami interweniował w urzędach, pisał do mediów, a o absurdalnych przepisach informował polityków. Decyzję US zaskarżył do sądu. Bezskutecznie. 11 maja 2017 r. przegrał proces przed Wojewódzkim Sądem Administracyjnym w Olsztynie. Sąd uznał, że skoro nie zaniósł oświadczenia, to musi zwrócić skarbówce całość podatku wraz z odsetkami.
- Gdzieś w połowie 2017 r. odbyłam z nim dziwną rozmowę - mówiła w reportażu „Spóźniona refleksja” Joanna, jego znajoma, która prowadził w internecie forum ofiar ulgi meldunkowej.
(...)
Adam popełnił samobójstwo 21 września 2018 r. Wcześniej w prywatnych wiadomościach pisał do znajomych, że nie ma siły dłużej walczyć o sprawiedliwość.
– Dziś jesteśmy już w nowym punkcie – mówił w tekście Onetu Marek Isański. – Sądy nareszcie przejrzały na oczy i zmieniły orzecznictwo. Zapadły przełomowe wyroki, niewinnym, w dobrej wierze działającym ludziom przyznano rację. Podatki były naliczane niesłusznie, ludzie nie mieli prawa wiedzieć, że państwo oczekuje od nich doręczenia tego głupiego oświadczenia. „Głupiego” to i tak bardzo delikatne określenie dla tego ustawodawczego bubla – nie krył irytacji Isański.

"Apelujemy do Ministerstwa Finansów o systemowe rozwiązanie problemu"

Isańskiego prosimy o komentarz do dzisiejszego wyroku ws. Adama.
- On był jedną z pierwszych osób, której pomagała fundacja. Współpracujący z nami mecenas Dźwigała napisał w jego sprawie skargę kasacyjna w lipcu 2017 roku. Fundacja bezskutecznie dwukrotnie wnosiła o przyspieszenie wyznaczenia rozprawy przed NSA, po zmianie linii orzeczniczej sądu na korzystną dla ulgowiczow - mówi Isański.

Jak dodaje, "dziś okazało się, że rozprawa była formalnością".
- Dlatego, aby nie dochodziło więcej do takich tragedii i aby upływ czasu na dochodzenie przez obywateli do sprawiedliwości nie powodował, że z powodów naturalnych umrą kolejni ulgowicze, apelujemy do sądów administracyjnych o jak najszybsze rozpoznanie takich spraw. Wszystkie są oczywiście zasadne i zostaną uchylone. Liczba tych spraw wskutek działań podjętych przez fundacje ciągle rośnie i będzie rosła jeszcze bardziej - zapowiada szef Fundacji Praw Podatnika.
- Z tych samych powodów apelujemy też do ministra finansów o systemowe rozwiązanie problemu, bo obiecywał to publicznie już ponad rok temu. To naprawdę wystarczająca ilość czasu. Zwłaszcza że przedstawiliśmy MF kilka prostych i skutecznych propozycji rozwiązań - przekonuje Marek Isański.

Sześć zasad mec. Dźwigały

Dziś przed sądem mec. Dźwigała podkreślał: - Zaskarżony wyrok i decyzje są nieprawidłowe, bo oparto je na zastosowaniu sprzecznego z konstytucją, niesprawiedliwego i nieproporcjonalnego wymogu formalnego. Pan miał prawo do ulgi meldunkowej, chciał z niej skorzystać i nie mógł być jej pozbawiony przez wymogi, choćby ustawowe zbędne, a dodatkowo ukryte i niedostępne w normalny i właściwy dla takiej sytuacji sposób.

Przekonywał, że "na tle tej sprawy, w związku z tragiczną śmiercią pana Adama, co niewątpliwie było w bezpośrednim związku z prowadzonym wobec niego postępowaniem podatkowym i sądowym, jestem i jesteśmy mu winni, aby podjąć głębszą refleksję nad tym, co zawiodło". - A przede wszystkim wyciągnąć z tej sytuacji konkretne wnioski na przyszłość. Tak, aby jego śmierć nie była tylko bolesnym dla rodziny i poruszającym publiczność epizodem - mówił mec. Dźwigała.

Przed sądem stwierdził, że samobójczą śmierć Adama traktuje jako bezsilne i rozpaczliwe wołanie, domaganie się sprawiedliwości.
- Jako jego pełnomocnik, tu - w Naczelnym Sądzie Administracyjnym - to żądanie wyrażę w sześciu zasadach - zapowiedział.

Na naszą prośbę mec. Dźwigała przesłał naszej redakcji wszystkie sześć zasad, które sformułował. Prezentujemy je poniżej.
1) Władza nie może być bezrozumna i bezduszna - zasada surowe prawo, ale prawo nie może być stosowana bez zasady, że wszelkie prawo jest stanowione i ma być stosowane ze względu na człowieka;
2) Obywatel ma przyrodzoną godność - nie jest sprawą i sygnaturą akt, ale żywym człowiekiem;
3) Władza nie jest przywilejem, ale brzemieniem decydowania o losach innych ludzi – powinna być wykonywana z poczuciem odpowiedzialności za ten los;
4) Obywatel nie może się bać własnego państwa, lecz ma czuć jego ochronę i ufać mu;
5) Sprawiedliwość to nie tylko zgodność z prawem - także samo prawo powinno być słuszne i sprawiedliwie stosowane.
6) W sporze z władzą obywatel jest zawsze stroną słabszą – pierwszą i naczelną powinnością sądów jest ochrona obywatela i jego praw przed niesprawiedliwym stanowieniem i stosowaniem prawa.

https://wiadomosci.onet.pl/tylko-w-onec ... ie/840hzx0


24 wrz 2019, 08:21
Zobacz profil
Moderator
Avatar użytkownika

 REJESTRACJA24 lut 2020, 07:46

 POSTY        87
Post Re: Cele mieszkaniowe - podatek od sprzedaży
Ze skarbówką można wygrać.

Sześć lat walki w sądach. Emeryt jednak nie musi płacić 65 tys. zł podatku

Skarbówka domagała się od Bogusława Żukowskiego pokaźnego podatku po sprzedaży mieszkania.
Nie odpuścił, bo czuł się ofiarą tzw. ulgi meldunkowej. Wygrał i dziś już płacić nie musi.
(...)

Cały artykuł: https://www.money.pl/gospodarka/emeryt- ... 2768a.html

____________________________________
Pieniądze szczęścia nie dają. Dopiero zakupy.  
Marylin Monroe.


01 mar 2021, 22:39
Zobacz profil
Wyświetl posty nie starsze niż:  Sortuj wg  
Odpowiedz w wątku   [ Posty: 8 ] 

 Nie możesz rozpoczynać nowych wątków
 Nie możesz odpowiadać w wątkach
 Nie możesz edytować swoich postów
 Nie możesz usuwać swoich postów
 Nie możesz dodawać załączników

Skocz do: