To dodajmy jeszcze parę, spośród wielu, ciekawych dowcipów o naszym bohaterze .- Poruczniku - zapytali kiedyś Rżewskiego - ile pan zna sposobów wiązania krawata?
- Trzy: na szyi, na ręce, na nodze... A, nie! Cztery! Cztery znam!
A propos śpiewu ptaków - wtrąca porucznik Rżewski.
- Posadziłem Nataszę Rostową na fortepian... i jak wsadziłem ptaka... a ona jak zaśpiewała...
- Poruczniku, czy to prawda, że odbywa pan stosunki seksualne sześć razy w tygodniu?
- Prawda - odpowiada Rżewski.
- Jak się to panu udaje?
- Nie powiem, jest ciężko. Ale wziąłem sobie za punkt honoru - muszę mieć jeden dzień odpoczynku!
- Nataszo, chodź, pójdziemy w nocy wykąpać się nago w morzu...
- Ale poruczniku, ja nie umiem pływać!
- Przecież nie będziemy...
- Poruczniku, podobno w młodości był pan członkiem Towarzystwa Naukowego?
- Ech, madame. Młodość, młodość... członkiem tu, członkiem tam...
Porucznik Rżewski ubierając się na bal wkłada do prawej kieszeni spodni banana.
- Na co wam banan w spodniach, poruczniku ? - pytają go.
- Ot, cóż...zatańczę z jakąś damą ona przylgnie do mnie, poczuje banana
i przesunie się tak by przytulić się z drugiej strony....I tuśmy jej czekali!!!
Porucznik Rżewski rozmawiał z Nataszą Rostową.
W pewnym momencie poprosił o wybaczenie i wyszedł. Po chwili wrócił cały mokry.
- Deszcz? - spytała Natasza Rostowa.
- Nie, wiatr...
Madmoiselle - spytał raz porucznik Rżewski na balu - do czego służy wycięcie w pani rękawiczce?
- Aby mężczyźni mogli ucałować moją rączkę...
- Teraz wiem, do czego służy rozcięcie w moim szynelu!
Wieczór, pusta biblioteka akademii wojskowej.
Na stołach w nieładzie leżą książki. Idzie kierownik akademii i myśli:
"A może tak zobaczę co czytają moi oficerowie?" Na stole księga "Cytaty starożytnych"
Generał: "O, kur....!! Ale ich ciągnie do nauki!"
Otwiera na przypadkowej stronie:
"Do jednej rzeki nie da się wejść dwa razy" (Konfucjusz)
Niżej dopisane krzywymi literami: "Tym właśnie rzeka rożni się od baby" (Rżewski)
- Pani sobie przedstawi, madamme - zabawia porucznik Rżewski swoją towarzyszkę na balu - nie dalej jak pozawczoraj wyszedłem wieczorem na spacer, patrzę, a tu generał N. na ławeczce stojąc klaczkę j*bie.
Podkradłem się cichcem, jak nie gwizdnę, to po klaczce tylko kurz został!
- Fuj, ordynus!! - oburzona dama oddaliła się pośpiesznie.
Po chwili na balu pojawił się generał N. Dama podeszła do niego by się pożalić:
- Ten pański porucznik Rżewski to straszny ordynus!
- A i podlec niepospolity - przytaknął generał.
- Pani sobie przedstawi, madamme, onegdaj stoję sobie na ławeczce, spokojnie klaczkę je***, a swołocz Rżewski jak nie gwizdnie!!!
Rżewski przejeżdżając z ordynansem nad jeziorem dostrzegł w oddali kąpiącą się blondynkę - długie jasne włosy, białe ciało...
- Popłyń do niej - mówi do ordynansa - i zaproponuj, żeby się ze mną wybrała do miasta na wino, tańce, karty i tak dalej.
Po chwili ordynans wraca wykonawszy zadanie:
- Na wino, tańce i karty zgoda. Na "i tak dalej" nie. B.... to pop!
Porucznik Rżewski przyprowadził swoich przyjaciół pułkowych na ekskluzywne przyjęcie.
Wcześniej wszystkich ostrzegł, żeby nie używali nieprzyzwoitych wyrazów.
W pewnym momencie gospodyni rozgląda się trzymając w ręce świecę.
- Brakuje lichtarzy - tłumaczy się - nie wiem w co jedenastą świecę wstawić...
Porucznik Rżewski podrywa się z kanapy i toczy dokoła straszliwym wzrokiem.
- Wszyscy milczeć!
Kiedyś, w trakcie boju z Francuzami - opowiada porucznik Rżewski. -
Chwyciłem zamiast szabli swego ch*ja...
- I co się stało?!
- Dwóch zabiłem, nim dostrzegłem pomyłkę.
Rżewski przyszedł do laryngologa. A tam młoda pani doktor.
Porucznik wyciąga przyrodzenie - okrutnie podrapane, pocięte nawet... - i kładzie na stół.
- Oszalał pan?! Z tym to do urologa!
- Chwilunia... Otóż co sobotę chodzę z kolegami do sauny. Pijemy sporo, jakieś dziewczynki...
- To nie do mnie - do wenerologa paszoł won!
- Chwilunia.... Jak już dużo się napijem, Wasia Sokołow bierze tasak. Wszyscy kładą przyrodzenia na stół. On wywija tasakiem nad głową i robi
takie: "Uchuchachchaaaaa". Po czym tasakiem wali w stół - kto nie zdąży... Może sobie pani wyobrazić...
- Do psychiatry, a nie do laryngologa!
- Do pani, do pani... Problem bowiem w tym, że bardzo często nie słyszę tego "Uchuchachchaaaaa".
Rankiem porucznik Rżewski wychodzi z burdelu.
- A pieniądze - krzyczy za nim dziewczyna.
- Huzarzy pieniędzy nie biorą! - dumnie odparł porucznik.
Porucznik Rżewski wyprowadziwszy Nataszę Rostową w czasie balu na werandę nie zwlekając wsadził jej rękę pod suknię.
- Ależ poruczniku! - wykrzyknęła Natasza oburzona - skąd panu przyszło do głowy, że pan sobie może na takie coś ze mną pozwolić?
- Cały szwadron tak powiedział.
- Niech pan wejdzie w moje położenie – poprosiła Natasza Rostowa porucznika Rżewskiego.
- Rżewski wszedł, wszedł jeszcze raz i jeszcze raz i.... zostawił ją w tym położeniu.
Porucznik Rżewski płynie łódką wraz z Nataszą. Natasza:
- Oj, poruczniku, na prawym brzegu jeleń!
Jak ja bym chciała być jeleniem! Porucznik uważnie wpatruje się w wodę.
- Poruczniku, co Pan tam widzi?
- Nic, nic szczególnego...
Płyną dalej.
- Oj, poruczniku, popatrz Pan, tam przy lewym brzegu! Łabędź płynie. Jak ja bym chciała być łabędziem! Porucznik uważnie wpatruje się w wodę.
- Poruczniku, co Pan się tak w tą wodę wpatruje!
- Ku***, raki, gdzie są te raki!!!
Rżewski z kniaziem Galicynem postanowili zrobić zawody.
Kto więcej kobiet zadowoli w ciągu nocy.
Wynajęli dwa pokoje w burdelu i ustalili, że każdy stosunek zaznaczą kreską na ścianie.
Rano wpada porucznik do pokoju Galicyna. Patrzy na ścianę - a tam trzy kreski...
- Sto jedenaście??? Brawo książę! Prawie cztery razy lepiej ode mnie!
W małym miasteczku na Smoleńszczyżnie zatrzymał się na odpoczynek pułk gwardyjski.
Pierwszego wieczoru oficerowie wypili cały zapas alkoholu, zgwałcili miejscowe kobiety i pobili mężczyzn. Drugiego dnia zrujnowali karczmarza, zgwałcili mężczyzn i pobili kobiety.
Trzeciej nocy złupili wszystkich "samogonszczikow" i poszli do stajen i obór.
Na czwarty dzień do pułku dojechał porucznik Rżewski i zaczęły się hulanki.
Towarzystwo na balu zabawia się rozmową:
- Drodzy państwo, proszę odgadnąć moją zagadkę, dodam, że bardzo pikantną
- Natasza zabiera głos - co to jest: czarne i można o to rozbić jajko?
- Siodło! - wyrywa się Rżewski.
- Fuj, co za chamstwo - oburzają się damy - to oczywiście patelnia!
- No, no, no - prawda - rzecze Rżewski głęboko się zamyślając - patelnią po jajcach... naprawdę pikantne...i kto tu jest chamem...?
Porucznik Rżewski pyta adiutanta:
- Słuchaj no, co takiego mam zrobić, żeby mnie dzisiaj na przyjęciu wszyscy podziwiali?
- Powinien Pan, poruczniku doprowadzić do tego, żeby księżna Woroncewa publicznie zaklnęła.
- To niemożliwe! Ona takich słów nawet nie zna!
- To bardzo prosta sprawa mówi adiutant: Podchodzi Pan, poruczniku do księżnej i pyta:
- Księżno, była Pani w Pskowskiej Gubernii? Gdy odpowie "tak", pyta pan porucznik dalej:
- A w Michajłowskiej gubernii też księżna była? I gdy znowu odpowie "tak" pyta Pan porucznik dalej:
- To znaczy, że zna księżna hrabinę "Janichu"?
I wtedy księżna odpowie "Ależ nie! Janichu ja nie znam!" I tu ją Pan, panie poruczniku masz!
Wieczór, przyjęcie. Porucznik podchodzi do księżnej Woroncewej i pyta:
- Księżno, była pani w pskowskiej gubernii?
- Nie - odpowiada księżna.
- (Zdziwiony) To i w Michajłowskiej gubernii też księżna nie była?
- Nie.
- To Wy co? Nichuja nie znacie?
Było to przed Wielkanocą. Natasza Rostowa zobaczyła, jak na łące ogier dopadł klacz.
- Co robią koniki? - pyta nianię.
- Jeden konik wskakuje na drugiego, żeby zobaczyć z góry, gdzie rośnie lepsza trawka. Aby koniki później mogły ją zjeść. Kilka dni później Natasza przechadza się po łące z porucznikiem Rżewskim.
Nagle młodzi widzą jak konik z klaczką wykonują zabawne ruchy.
- A wiecie poruczniku co robią koniki? - pyta Natasza.
- Oczywiście - odpowiada Rżewski.
- Jeden konik wskakuje na drugiego, żeby zobaczyć z góry, gdzie rośnie lepsza trawka. Aby koniki później mogły ją zjeść - wyjaśnia Rostowa.
- No co pani, mademoiselle?! Patrzą, gdzie rośnie lepsza trawka??!!
Konie, jak się r*chają to świata bożego nie widzą!
Natasza z porucznikiem Rżewskim goszczą na proszonym obiedzie.
W pewnej chwili Rżewski mówi:
- Wyjdę się odlać do ogrodu...
- Fuj, poruczniku, jaki pan niewychowany. Nie mógł pan powiedzieć, ze idzie pan pooglądać gwiazdy?
Po niejakim czasie porucznik wraca, siada do stołu, bierze widelec i zaczyna jeść.
Natasza:
- Panie poruczniku, to już szczyt braku wychowania! Mógł pan chociaż ręce umyć!
- Teleskop trzymałem w drugiej ręce - wyjaśnił Rżewski.
- Poruczniku, jeśli pan mnie kocha, powinien pan od dziś traktować wszystkich ludzi tak, ja by pan chciał, żeby oni pana traktowali! - powiedziała Natasza Rostowa podjemując kolejną próbę ucywilizowania porucznika Rżewskiego.
- Znaczy co, Nataszeńka? Mam wszystkim robić laskę? - zdziwił się porucznik.
Porucznik Rżewski był duszą kompanii. Natasza Rostowa jej ciałem
- Poruczniku! Słyszeliście, że Natasza umarła na raka?
- Biedactwo! To była jej ulubiona pozycja...