____________________________________ "Demokracja to cztery wilki i owca głosujące o obiedzie" R.A.Heinlein
18 paź 2015, 14:49
Re: Władcy Marionetek...
Media mainstreamowe są podczas rządów PO-PSL jak policjant, który poszedł na współpracę z gangsterami. Powinny więc zostać rozliczone razem z gangsterami
Gdy obserwuje się przedwyborcze zachowanie mainstreamu i porównuje je z tym jak wyglądało ono w czasie kampanii prezydenckiej, można spostrzec, że to środowisko bardzo się boi. Dzień po publikacji przez Cezarego Gmyza i Anitę Gargas w Telewizji Republika nowych taśm z podsłuchanych rozmów polityków Platformy Obywatelskiej z Janem Kulczykiem, niemal całe medialne i publicystyczne otoczenie rządzącej partii dosłownie nabrało wody w usta. To jest właśnie objaw strachu Właśnie te upublicznione taśmy chyba najdobitniej ze wszystkich poprzednich pokazują do jakich standardów było bliżej Polsce za rządów Platformy Obywatelskiej. Nieżyjący już oligarcha ustawiał sobie platformersów jak pionki w warcabach. Wygadany i bezczelny zazwyczaj Radosław Sikorski zdobył się w podsłuchanych fragmentach na odpowiedzi, które brzmiały jak coś w rodzaju „yhy”. Szef Najwyższej Izby Kontroli jakby mógł, to by trzaskał obcasami w swoim umizgiwaniu się do Kulczyka, gdy tłumaczył mu z jakim trudem zlikwidowano przepis, na podstawie którego (jeszcze w międzywojniu!) można było ścigać przedsiębiorców działających na szkodę własnej spółki. A przecież działanie na szkodę własnej spółki to de facto okradanie zatrudnionych przez siebie ludzi. W tym właśnie tkwi sens penalizacji takich działań. Tuż po wyborach prezydenckich, gdy establishment był jeszcze w szoku, pojawiły się głosy wskazujące, że Polakom nie wystarcza już nachalna propaganda sukcesu i statystyki. Zaczęto przebąkiwać, że na wywaleniu z urzędu Komorowskiego zaważyły afery jego macierzystej partii. Ewa Kopacz rzuciła się więc w wir przeprosin za nie. Przepraszała i przepraszała tak długo, aż stało się to nudne. Przestała więc przepraszać. I co zrobiła wówczas jej partia i otoczenie medialne? Zaczęło ono z powrotem udawać, że w czasie rządów PO nic złego się nie działo. Nikomu z prorządowych publicystów nie przyszła do głowy prosta rzecz – w demokracji karą za afery i brak reakcji na nie, jest porażka wyborcza.
Czy oni wszyscy o tym nie wiedzą? Ależ wiedzą doskonale. Więc dlaczego wolą straszyć PiS-em niż zwyczajnie i spokojnie poddać się werdyktowi narodu? Tu dochodzimy właśnie do sedna problemu – boją się. Bo to właśnie otoczenie medialne rządu PO i PSL brało udział w maskowaniu afer, gdyż jego przedstawiciele wzbogacili się na tym. Media mainstreamowe niczym kleszcze żyły na państwie polskim. Spółki, spółeczki skarbu państwa, samorządy lokalne, zwłaszcza dużych miast, dobrze „karmiły” największe media. Ale, że na tym świecie nie ma nic za darmo, więc media musiały informować o władzy dobrze, lub wcale. A o pozycji, zwłaszcza prawicowej – albo źle, lub wcale. W serialu „Alternatywy 4” nieodżałowanego Stanisława Barei w finałowym odcinku jest scena, gdy zawala się misternie ułożony przez władcę bloku plan przypodobania się partii. Szef ekipy telewizyjnej robiącej reportaż reaguje: Robi się coraz ciekawiej, panowie wyłączamy kamery. Tak właśnie zachowywały się, w bez mała wszystkich wpadkach PO, „jej telewizje”. Na szczęście dla społeczeństwa istnieje internet. Media głównego nurtu, „zaprzyjaźnione telewizje” wymienione przez zblatowanego z władza Wajdę, sprzedały się; częściowo odtworzyły układ znany w PRL. Stały się elementem władzy i dziś boją się jej utraty. Ich pracownicy skarżą się, że tu i ówdzie, ktoś grozi im, że stracą pracę, że powstała „czarna lista” osób do zwolnienia w mediach publicznych. No cóż, osłaniając afery rządu sami wybraliście swój los. Jesteście jak policjant, który zamiast patrzeć bandziorom na ręce, został złapany na współpracy z tymi bandziorami. Zaufalibyście takiemu policjantowi? No to dlaczego sądzicie, że i wam można jeszcze ufać?
"Ten kraj", który chcą zabrać to "ch..., d... i kamieni kupa".
Kamieni kupy nie ma, to który jest którym?
____________________________________ Nie rusz GWna, nie będzie śmierdzieć.
26 paź 2015, 20:20
Re: Władcy Marionetek...
achlarwa
"Ten kraj", który chcą zabrać to "ch..., d... i kamieni kupa".
"Ten Kraj" to ulubione określenie Ewy Kopacz na nazwę naszej Ojczyzny - Polski.
Lis, Michnik. Idziemy po was! Taki komentarz widnieje pod tym zdjęciem na http://www.wiocha.pl
Kiedy podczas ostatniego programu "Lis na żywo" ten nie dopuścił do głosu Wiplera, bo "to ja jestem gospodarzem tego programu" Wipler odpowiedział mu: jeszcze tylko miesiąc!
____________________________________ "Demokracja to cztery wilki i owca głosujące o obiedzie" R.A.Heinlein
Ostatnio edytowano 26 paź 2015, 21:03 przez kominiarz, łącznie edytowano 1 raz
26 paź 2015, 21:01
Re: Władcy Marionetek...
Autorzy przemysłu pogardy powinni odejść z mediów. Do piły tarczowej nie wyciąga się ręki na zgodę
Zgoda, zgoda, a Bóg wtedy rękę poda” – pisał Aleksander hrabia Fredro w, nomen omen, „Zemście”. Zemsty po wyborach ma nie być – zapowiedział wczoraj Jarosław Kaczyński. I dobrze. Szkoda czasu, Polski, energii, nadziei rodaków i wszystkich tych, którzy dali się Platformie omotać pajęczyną nienawiści do PiS, a dziś – być może – próbują ją opuścić o własnych siłach. A więc zgoda. Z każdym? Ofiara nie pogodzi się z oprawcą tylko dlatego, że oprawcy odebrano sadystyczne zabawki. Przemysł pogardy, konkretnie - jego twórcy, dowódcy i kaprale, którzy „tylko wykonywali rozkazy”, nie zasługuje na żadne gesty pojednania. Z jednego przede wszystkim powodu – nie ma tam niemal nikogo, kto pokusiłby się dziś o zalążek choćby rachunku sumienia. O przemyślenia tak oczywiste: czy warto zostać szują, choćby na chwilę, by utrzymać się przy żłobie? Nie mam tu na myśli, rzecz jasna, szarż przeciwników politycznych czy ostrej walki na słowa. Walka partii o władzę to sól każdej demokracji, poza demokracją ludową, z której żywymi pomnikami pożegnamy się dziś pod ZL-ewem być może bezpowrotnie. Przemysł pogardy - wszystkie te próby odebrania opozycji człowieczeństwa i godności - nie był jednak efektem walki demokratycznej, ale zapędów reżimowych, miękkiej dyktatury, jaką w mediach tworzyli funkcjonariusze Frontu Jedności Przekazu. Bo przekaz miał być jeden i wciąż ten sam: PO mądra, PiS głupie, PO przygotowana do rządzenia, PiS – wprost przeciwnie, PO – język miłości, PiS – mowa nienawiści. Gdy do tej propagandy dołożono drwiny z cudzej śmierci, z wiary katolickiej, polskich sztandarów z Bogiem, Honorem i Ojczyzną - wyrytymi krwią przodków, przemysł pogardy stał się faktem i nikt go już z pamięci wymazywać nie powinien. W żadnym zresztą demokratycznym kraju układ taki nie mógłby funkcjonować dłużej niż rok, po którym medialne dyktatorki wyleciałby z mediów z hukiem godnym wielkiego, wypełnionego błotem balonu. Ale u nas wciąż obowiązuje demokracja postkolonialna, raczkująca, w budowie. W zasadzie nie wiadomo, ilu jeszcze lat potrzebujemy jako społeczeństwo, by zbudować demokrację normalną. Stu? Dwustu? A może tylko kilku? Jedno nie ulega wątpliwości – potrzebna jest narodowa zgoda, że taką właśnie demokrację, nie medialną, nie biznesową, ale narodową i obywatelską – chcemy mieć. I jestem przekonany, że taka zgoda już jest i to od dobrych kilku lat. Problem w tym, że przeciwnie niż w pamiętnym haśle Komorowskiego: „Nie ma zgody na brak zgody”, tak tutaj hasełko, a w zasadzie odzew medialnego establishmentu brzmi: „Nie ma zgody na taką zgodę!”. Dlatego, gdy czytam najświeższe drwiny Moniki Olejnik z „GW” i TVN czy Jarosława Kurskiego tylko z „GW” – z wczorajszych słów Kaczyńskiego o zmarłym bracie, to pytam przewrotnie romantycznego Fredrę: „Zgoda, a Bóg rękę poda”? Ale zgoda na co? Na to, że przywołanie pamięci byłego Prezydenta przez byłego premiera z okazji wygranych przez ich partię wyborów to skandal, ale komentarze: „To nie zaduszki!” (Olejnik) czy „Tanatos opłakujący brata bliźniaka”, gdy „liczy się tylko rachunek krwi i wykonanie zadania” (Kurski) – są w porządku? Krótko mówiąc: gdy brat wspomina brata, jest to straszne, ale drwiny z ich braterskich uczuć – przerwanych przez tragedię smoleńską – są jak najbardziej na miejscu? Czy i na to ma być zgoda? Że medialne salony wypełnione są dziś moralnym kurduplami bez krzty wrażliwości czy – Boże, skąd w ogóle ten pomysł – odpowiedzialności za Polskę, kulturę jej mieszkańców, godność i pamięć? Czy i na to, hrabio Fredro, mamy się zgodzić, by „Bóg podał rękę”? Czy warto wyciągnąć dłoń na zgodę, gdy po drugiej stronie mamy tylko piły tarczowe? Pytam, bo nie wiem. Mawia się czasem, że Bóg widzi i nie grzmi, wczoraj zagrzmiał. Moja propozycja jest więc taka – poczekajmy do końca, niech ten grzmot (a może bardziej – to grzmotnięcie) wybrzmi sobie spokojnie. Kto z grzmotniętych będzie chciał odzyskać twarz, ten już wie, że nie będzie to proste. Wiele zależy od tego, czy udało mu się wcześniej resztki owej twarzy zachować. A kto stracił ją całkowicie, może ewentualnie przywdziać maskę. Olejnik np. może się przepoczwarzyć w Kurskiego, a on w nią. Tak czy siak – rozmawiać z nimi o standardach w mediach nie ma już sensu. „Śpiewać skunksa nie nauczysz” – jak głosi stare przysłowie. No, dobra, sam je przed chwilą wymyśliłem, ale przyznacie Państwo - do niektórych gwiazd mainstreamu pasuje jak ulał.
* * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * „wSieci” ujawnia pensję pierwszego hejtera TVP: „Lis od lat bezwstydnie drenuje publiczne pieniądze. Jest traktowany na Woronicza jak święta krowa”
Bez zasad, bez skrupułów, byle przywalić przeciwnikom PO – rola pierwszego hejtera bardzo się opłaca. Tomasz Lis od lat bezwstydnie drenuje publiczne pieniądze. Dotarliśmy do jego umowy z Telewizją Polską. Nie będzie przesadą stwierdzenie, że Lis jest traktowany na Woronicza jak święta krowa — piszą Marek Pyza i Marcin Wikło w najnowszym numerze Tygodnika „wSieci”. Tomasz Lis w swoim tygodniku bardzo „dba” o wydawane przez innych pieniądze, szczególnie te publiczne. Niepogodzony z porażką Bronisława Komorowskiego w sierpniu zapamiętale atakuje Andrzeja Dudę. Dziennikarze „Syfilisweeka” stawiają absurdalny zarzut, że przyszły prezydent wyłudził z parlamentarnej kasy 11 tys. zł. Tekst oparty jest na materiałach sprezentowanych przez Kancelarię Sejmu i rozmowie z anonimowym studentem dr. Dudy. Kilka stron wcześniej, w felietonie otwierającym numer, Lis pisze: Oto na naszych oczach wraca Polska ludowa. Nie wiadomo, czy lepiej się złapać za głowę, czy za portfel”. Sprawa natychmiast okazuje się dęta, jednak zaprzyjaźnione z Lisem media grzeją temat do granic wytrzymałości — przypominają dziennikarze „wSieci”. Podobną akcję przeprowadza Syfilisweek we wrześniu: Na celowniku tym razem Piotr Duda, przewodniczący „Solidarności”. Jest oskarżany o nadużywanie związkowych przywilejów. Lis pisze we wstępniaku zatytułowanym „Wstyd, Polsko, wstyd”: W tym numerze „Syfilisweeka” na okładce sygnalizujemy kolejny w ostatnich tygodniach przykład, gdy ludzie mający usta pełne frazesów o wspólnocie, solidarności i sprawiedliwości w rzeczywistości okazują się obłudnikami. Gdy ręce nie są już złożone do modlitwy, chętnie sięgają po to i owo”. Jak wyglądają umowy tego zatroskanego państwową kasą dziennikarza z Telewizją Publiczną? Dotarliśmy do umów podpisanych przez Lisa z TVP. Każda z nich stawia producenta i autora w pozycji, delikatnie mówiąc, uprzywilejowanej. — To umowa absolutnie niesymetryczna. Wszystkie koszty techniczne są po stronie telewizji. (…) w paragrafie 11 czytamy: „Wynagrodzenie Producenta Wykonawczego z tytułu produkcji jednego odcinka Audycji […] strony ustalają w wysokości netto 57 000 zł”. Brutto kwota ta wynosi 70 110 zł. I dalej: „Wynagrodzenie […] z tytułu produkcji 37 odcinków audycji wynosi netto 2 109 000 zł”. Brutto: 2 594 070 zł. Należy zaznaczyć, że mówimy tu tylko o pieniądzach, które trafiają na konto firmy Tomasz Lis Deadline Production. Jeszcze większą wartość mają usługi i sprzęt wniesione przez TVP. To koszt 2 903 538 zł brutto. W sumie jeden rok nadawania programu Lisa kosztuje podatnika 5,5 mln zł — czytamy w artykule.
* * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * „Dla Lisa i Kraśki nie ma miejsca w mediach publicznych”
Dla Lisa i Kraśki, którzy zaprzeczyli misji naszego zawodu, nie powinno być miejsca w mediach publicznych – powiedział Cezary Gmyz, dziennikarz TV Republika i tygodnika „Do Rzeczy". Gmyz wziął udział w programie Wirtualnej Polski #dziejesienazywo. Głównym tematem była sytuacja mediów publicznych. Media publiczne są zarówno jako instytucja, która ma robić biznes, jak i instytucja, która ma służyć obywatelom, wyjątkowo chorą strukturą, którą tak naprawdę trzeba wymyślić od nowa - powiedział Gmyz. Dodał jednak, że przywrócenie im misji nie ma polegać – jak to mówił Radosław Sikorski – na „dożynaniu watahy”.
Drugim gościem programu był Grzegorz Rzeczkowski z „Polityki". Jego zdaniem telewizja „w tym kształcie, który znamy" zostanie zlikwidowana. Na nowo wszyscy pracownicy dostaną wypowiedzenia, zatrudniani będą wybrani. Także możemy sobie wyobrazić, jak to będzie wyglądało - mówił Rzeczkowski.
Gmyz przywołał media publiczne niemieckie za przykład. Mówił, że na ich kształt mają wpływ „związki twórcze, partie polityczne oraz stowarzyszenia, w tym kościoły”. Niemcy zorientowali się, że pełna apolityczność nie istnieje, a skoro tak, należy zachować pewien rodzaj pluralizmu – podkreślił dziennikarz TV Republika.
Jak to? Tyle dostawałem za jeden manipulacyjny program a teraz ma się to zmienić!
Syfilisweek szaleje... Tomasz Lis przekracza wszystkie granice.
____________________________________ Videtur et hoc mihi Platforninem non debere esse Poza tym uważam że Platformę należy zniszczyć /Katon starszy/
Ostatnio edytowano 07 lis 2015, 19:34 przez Badman, łącznie edytowano 1 raz
07 lis 2015, 19:34
Re: Władcy Marionetek...
Niepoczytalny prokurator
____________________________________ Videtur et hoc mihi Platforninem non debere esse Poza tym uważam że Platformę należy zniszczyć /Katon starszy/
10 lis 2015, 21:40
Re: Władcy Marionetek...
Whose fault?
That is a question....
____________________________________ Videtur et hoc mihi Platforninem non debere esse Poza tym uważam że Platformę należy zniszczyć /Katon starszy/
Ostatnio edytowano 14 lis 2015, 23:45 przez Badman, łącznie edytowano 1 raz
14 lis 2015, 23:44
Re: Władcy Marionetek...
Multi-kulti-musli
Jak widać nie wszystkich w Paryżu opanowały smutek i niedowierzanie...
____________________________________ "Demokracja to cztery wilki i owca głosujące o obiedzie" R.A.Heinlein
15 lis 2015, 10:40
Re: Władcy Marionetek...
Mam nadzieję, że ułaskawienie Mariusza Kamińskiego jest początkiem opcji ZERO!
Zacznę od tego, co muszę napisać i nikt mnie nie przekona, że jest inaczej. Ktokolwiek kiedykolwiek stał przed sądem RP III ten wie, że tam panuje sędzia i wykładnia, nie prawo.
Parę dni temu pisałem, jak sędzia olał artykuł 492 k.p.k. i zrobił co mu się podobało, a jemu, poza ewentualnym wykluczeniem ze sprawy, nie można zrobić nic. Nie przyjmuje do wiadomości, że decyzja Prezydenta Andrzeja Dudy w państwie prawa jest do obrony.
Niemal z odrazą czytałem wszystkie kazuistyczne wygibasy i przyglądałem się temu obłędowi w oczach panów prawników, którzy znaleźli w starych podręcznikach pasujące wykładnie i szyte na miarę doktryny. Zapamiętajcie sobie teoretycy prawa, że dopóki nie staniecie przed sądem, to możecie błądzić w podnietach kazuistycznych, ale co do zasady ma działać duch i litera prawa. Wykładnia i profesorskie „ekspertyzy” to najkrótsza definicja patologii „wymiaru sprawiedliwości”.
Przed decyzją Prezydenta na 36 milionów Polaków, może 100 cwaniakom, którzy żyją z przerabiania „hejtera” na konia, przyszłoby do głowy, aby interpretować tę prostą treść: Art.139 Konstytucji RP „Prezydent Rzeczypospolitej stosuje prawo łaski. Prawa łaski nie stosuje się do osób skazanych przez Trybunał Stanu”, jako możliwość ułaskawienia OSKARŻONEGO.
Przypomnę jednym i drugim uświadomię, że w procesie karnym mamy do czynienia z trzema etapami: podejrzany, oskarżony, skazany. Mariusz Kamiński do czasu prawomocnego wyroku nie jest skazany, tylko oskarżony i co więcej zgodnie z art. 5 k.p.k. NIEWINNY.
Stan wiedzy prawnej wśród Polaków jest tak marny, że większość uznaje ułaskawienie za uniewinnienie, co jest wierutną bzdurą. Ułaskawienie to zniesienie kary, wina pozostaje udowodniona, o ile wyrok jest prawomocny. Jeśli do art. 139 konstytucji zastosować literę i ducha prawa, ułaskawienie oskarżonego staje się niedorzeczne. Fakt, że w treści artykułu nie ma odniesienia do prawomocnego wyroku nie upoważnia do nadinterpretacji. W art. 139 nie ma też mowy o podejrzanym, a zatem spokojnie znajdzie się profesor, który udowodni, że ułaskawić można też podejrzanych i to jeszcze nie koniec.
Kto powiedział, czy napisał, że prezydent ma jakieś ograniczenia, co do aktu łaski? Nigdzie to nie jest zapisane, czyli teoretycznie można w Polsce pozamykać sądy, ponieważ na każdym etapie postępowania i to prokuratorskiego, Prezydent RP jednoosobowo może zdecydować o prawnym losie wszystkich obywateli. Dajmy sobie zatem spokój z wygłupami i cytując klasyka „nie idźmy tą drogą”. Przedstawiona opinia i mam nadzieję, że w odbiorze głos rozsądku, to głos człowieka, który naprawdę wie, co pisze. Przed sądem stawałem wielokrotnie i straciłbym szacunek dla samego siebie, gdybym dokonał innej oceny prawnej.
Zupełnie inaczej rzecz się ma od strony politycznej.
Mariusza Kamińskiego skazał człowiek, który nigdy więcej nie powinien założyć togi, był to wyrok na polityczne zamówienie i wiadomo od jakich „polityków”. Oni wcześniej do siebie mówili „towarzysze”, teraz mówią „kierowniku”. W dwóch innych postępowaniach sądy uniewinniły Mariusza Kamińskiego, co więcej skazały, jeszcze nie prawomocnie, uczestników tak zwanej „afery gruntowej”. Sprawa Mariusza Kamińskiego definiuje patologię wymiaru sprawiedliwości w pigułce.
Sędzia karierowicz, polityczna sitwa z korzeniami esbeckimi i ich ofiara – uczciwy do bólu człowiek, osądzony za ściganie złodziei. Bezmiar tej zgnilizny jest olbrzymi i dzień w dzień komuś jakiś zbój w todze sędziego lub prokuratora łamie życie.
Takiego stanu rzeczy mają dość prawie wszyscy, wyłączając przestępców i żyjących z przestępstw, ale ile można gadać, w końcu trzeba zacząć robić. „Opcja zero” to jedna i chyba jedyna recepta na oczyszczenie sądów i dlatego przy całej krytyce prawnej, uważam, że taki ruch był politycznie niezbędny. Nie wierzę też, że Andrzej Duda nie konsultował swojej decyzji z Kaczyńskim, nawet jestem pewien, że to był patent Jarka. I dzięki temu jednym ruchem Kaczor dał kilka matów.
Mariusz Kamiński jest jak Macierewicz, od samego nazwiska robi się porządek. Problem tkwił w tym, że Kamiński z wyrokiem był doskonałym celem i alibi dla sitwy sędziowskiej. Mówiąc krótko mafia mogła i już zaczęła szantażować apelacją, przecież dokładnie temu służyła prowokacja z przeniesieniem „sędziego” Łączewskiego do sądu apelacyjnego, który miał rozstrzygać odwołanie Kamińskiego.
Czy nie dało się w takim razie postawić na urzędzie innego ministra? Dało się, tylko kto rozsądny i poważny negocjuje z terrorystami? Kaczyński ostentacyjne wsadził na ministerialne stolce: Macierewicza, Kamińskiego i Ziobrę, których zgniły „wymiar sprawiedliwości” nienawidzi i tępi ze wszystkich sił. By pozbyć się szantażu, Kaczyński z Dudą uderzyli drugi raz i pokazali całemu czerwonemu towarzystwu, że żarty się skończyły – nadchodzi opcja zero. To nie wszystkie złe wiadomości dla wrogów prawa i sprawiedliwości. Postawię dużą kasę, że z Trybunałem Konstytucyjnym, służbami i TVP będzie dokładnie tak samo. Żadnej dyplomacji, ale nahaj i nahajem. Z doświadczenia wiem, że wobec tego „środowiska” nic innego nie działa. Miałem takiego jednego na sali sadowej przed sobą i nadal mam, chociaż ostatnio podwija ogon i się nie zjawia – wezwany prawidłowo.
Jakakolwiek oznaka słabości wobec towarzyszy kończy się natychmiastowym ciosem w potylicę, sprzedanym zza węgła. Nie da się przeprowadzić oczyszczenia komunistycznej stajni bez takich spektakularnych pokazów siły. Wczoraj w kilku słowach napisałem, że ułaskawienie Mariusza Kamińskiego to jest temat szekspirowski. W życiu tak się nie zdarza, żeby sprawiedliwość wygrała z prawem, jednak tym razem się zdarzyło.
Konkludując. Prawna obrona decyzji Prezydenta Andrzeja Dudy jest kompletnym nieporozumieniem prowadzącym do najbardziej niepożądanych zjawisk w wymiarze sprawiedliwości, ale paradoksalnie aspekt polityczny tej sprawy daje podwaliny pod normalność. Brzmią te słowa nieco cudacznie i zgrzyta pod każdą czcionką, jednak taka jest właśnie istota paradoksu. Warto podjąć odważną decyzję polityczną, nawet kosztem absurdu prawnego, żeby doprowadzić do porządku społecznego, prawnego i konstytucyjnego. Oczywiście cała nadzieja o kant tyłka się rozbije, jeśli PiS nie pójdzie za ciosem, tylko się zatrzyma na gierkach kazuistycznych, nie radzę jednak tego robić, bo to granica, za którą się nie wybacza.
____________________________________ Videtur et hoc mihi Platforninem non debere esse Poza tym uważam że Platformę należy zniszczyć /Katon starszy/
18 lis 2015, 21:12
Re: Władcy Marionetek...
Sędzia Łączewski. Studium przypadku. "Kumuluje się w nim złożoność patologii polskiego systemu sprawiedliwości"
Zafascynowała mnie postać sędziego Łączewskiego, który orzekał w sprawie przeciwko Mariuszowi Kamińskiemu. W działaniach tego młodego prawnika, od siedmiu lat prowadzącego rozprawy już nie jako asesor, ale pełnoprawny sędzia, kumuluje się złożoność patologii polskiego systemu sprawiedliwości. Przy czym przypadek sędziego Łączewskiego nie jest wcale tak prosty, jak chcieliby niektórzy. To nie jest sędzia, który tkwi w jakimś układzie i – to już moja spekulacja i intuicja, jak większość rozważań w tym tekście – po prostu przyjmuje polecenia przez telefon jak sędzia Milewski. Można zresztą założyć, że w rejonowym sądzie w stolicy nie ma takiej potrzeby. Jeśli trzeba przekazać jakąś sugestię z kręgów władzy wykonawczej, można to zrobić w inny sposób. W tekstach na temat sędziego Łączewskiego przypominano, że to on zdecydował o przedłużeniu śledztwa w sprawie cywilnego wątku katastrofy smoleńskiej oraz to on rozpatrywał zażalenie m.in. Jana Pawlickiego na zatrzymanie przez policję w siedzibie PKW. On był autorem kapitalnego podsumowania działań policji zdaniem: „Procesy intelektualne policjantów nie nadążały za wydarzeniami”.
Orzeczenie było korzystne dla Pawlickiego. Przypominano także, że to sędzia Łączewski wydał oryginalny, utrzymany w amerykańskim stylu wyrok na kibiców za antysemickie okrzyki. Poza pracami społecznymi skierował ich na obowiązkowy seans filmu „Cud purymowy” Izabeli Cywińskiej. I to także charakterystyczne: jaki film i czyj. To wiele mówi o światopoglądzie sędziego. Inna sprawa, że być może pan sędzia naoglądał się za dużo Kubricka: przymusowy seans filmu, pokazującego skumulowaną agresję, był częścią terapii zafundowanej głównemu bohaterowi. Skupiano się również na młodym wieku sędziego. Pojawiła się opinia jego obrońców, że skoro jest młody, to nie zahaczył już o Peerel, więc myśli po nowemu. Z czym więc tu mamy do czynienia?
Po pierwsze – młody wiek. U sędziego powinno się liczyć to, co formalnie nazywa się doświadczeniem życiowym. To oczywiście kwestia niemierzalna, ale nietrudno zrozumieć, co się na nie składa. Sędzia zbyt młody, aby przejść przez różne życiowe sytuacje oraz niemający odpowiedniego bagażu orzeczeń w sprawach najpierw błahych, a potem coraz trudniejszych, w sprawach naprawdę skomplikowanych będzie miał tendencję do orzekania wyłącznie w ramach sztywnej litery prawa, a przecież przepisy dają sędziemu nie tylko pole manewru, lecz także swobodę interpretacji dowodów i zeznań. Jest coś w oczywisty sposób niestosownego w sytuacji, gdy osoba 50-letnia z bogatym politycznym, a wcześniej opozycyjnym życiorysem, staje przed obliczem trzydziestoparoletniego sędziego, którego życiowe doświadczenie jest zapewne kilkakrotnie uboższe.
Sędzia nie może zatem pojąć pewnych komplikacji, jakie składały się na rozpatrywaną sytuację. Patrzy na nią jedynie przez pryzmat kodeksu, a nie realnego życia. I to bardzo nidobrze. A nie jest to sytuacja wyjątkowa. W wielu sprawach o wyraźnym politycznym podłożu orzekali już w I instancji sędziowie, których wiek musiał podawać w wątpliwość odpowiedni bagaż wspomnianego życiowego doświadczenia.
Po drugie – młody wiek wcale nie oznacza, że sędzia jest wolny od peerelowskiego sposobu myślenia. Środowisko sędziowskie – warto to przy każdej okazji przypominać – nie przeszło po 1989 roku żadnej weryfikacji. Nietrudno zatem zrozumieć, że znaczna część sędziów, którzy otrzymali nominacje już po upadku komunizmu, gładko przejęła obyczaje i sposób myślenia starszych kolegów. Nie ma w tym żadnej sensacji, to normalny mechanizm środowiskowej koopotacji, któremu zawsze podlegają ludzie o słabszych charakterach, a takich jest większość. Zresztą czasem nie jest to kwestia charakteru, ale rozmaitych nacisków. Właśnie z powodu tego mechanizmu, aby niektóre instytucje działały prawidłowo, nie da się ich reformować, ale trzeba po prostu zbudować od nowa. (Tak jest, nawiasem mówiąc, w dużej części między innymi z polską policją.)
Po trzecie – fajność w tym sensie, jaki temu określeniu nadał Rafał Ziemkiewicz, pisząc o fajnopolakach. To nie jest do końca źle, bo elementem tej postawy jest między innymi takie prowadzenie rozpraw i takie uzasadnianie wyroków, aby dotrzeć do szerszej publiczności. Pachnie to trochę amerykańską manierą sędziowską, która przecież funkcjonuje w całkiem innym systemie prawnym i innych warunkach społecznych oraz politycznych, ale może nie jest kompletnie niekompatybilna z rzeczywistością polską. Rzecz w tym, że młodego i fajnego sędziego może łatwo ponieść. „Zobaczcie, jaki jestem fajny i nowoczesny. To sprawia, że się niczego i nikogo nie boję (pożądana cecha u sędziego), ale też mam gdzieś kontekst sprawy, w której orzekam. Mówicie, że nie skażę wiceszefa największej partii opozycyjnej na drakońską karę w stosunku do przewinienia? Mówicie, że inny sędzia orzekł w tej samej w sumie sprawie całkiem odwrotnie? Wasz problem. Zobaczycie, że dla mnie to nie kłopot”.
Po czwarte – młodzi, ambitni sędziowie mają w sobie pewien rodzaj dezynwoltury, która każe im ostentacyjnie okazywać lekceważenie dla wszelkich innych względów poza literą kodeksu. Mają też w sobie pychę, którą daje pozycja sędziego w Polsce. Ogłoszenie wyroku celebrują jak kazanie kapłana prawa. Znać w tym z trudem ukrywane poczucie wyższości. Proszę obejrzeć – jest dostępne w sieci – w jakim tonie sędzia Łączewski odczytywał uzasadnienie wyroku w sprawie zażalenia na zatrzymanie dziennikarzy w PKW.
Na pychę składa się wiele czynników. Niezawisłość podniesiona do absurdalnego poziomu i do rangi dogmatu. Przeświadczenie, że należy się do kasty wybranych, praktycznie wyjętej spod reguł obowiązujących wszystkich. Immunitet rozciągający się także na najzwyklejsze wykroczenia. Odpowiedzialność dyscyplinarna kontrolowana przez kolegów.
Wszelkie podejmowane dotąd próby wprowadzenia jakiegokolwiek systematycznego rozliczania sędziów spotykały się z gigantycznym jazgotem ze strony tego środowiska, które twierdziło, że to zamach na demokrację. Co oczywiście jest bzdurą, bo jeśli coś narusza istotę demokracji, to obecna pozycja sędziów. Jeśli zatem wyrok w sprawie Mariusza Kamińskiego upadnie w apelacji, nie obciąży to w żaden sposób konta sędziego Łączewskiego, ponieważ nie istnieje mechanizm, który nakładałby na sędziów jakąkolwiek odpowiedzialność za orzeczenia podważone następnie w II instancji. A przecież takie orzeczenie sądu apelacyjnego oznacza niemal zawsze błędy w instancji I. A więc – błędy sędziego.
Po piąte – owa dezynwoltura jest ukierunkowana. Nie wszystko i nie każdego można lekceważyć. Na tłiterowym tajmlajnie naszego bohatera czytamy w tonie krytycznym i o „pewnej partii”, i o tym, że groźbą jest źle pojmowany patriotyzm. Trudno się zorientować, jak tłiterowe wywody sędziego Łączewskiego mają się do wymogu apolityczności sędziego. We mnie budzą poważne wątpliwości co do tego, czy jest on w stanie podchodzić do spraw zanurzonych w polityce bez uprzedzeń. A taką sprawą była bez wątpienia sprawa Mariusza Kamińskiego.
Jak zatem mogły wyglądać kulisy wydania takiego, a nie innego wyroku? To oczywiście tylko spekulacje. Trudno jednak uznać, że sędzia Łączewski nie zdawał sobie sprawy z tego, że orzeka w sprawie stricte politycznej oraz z tego, że 10-letni zakaz sprawowania funkcji publicznych dla Kamińskiego musi być odczytywany jako złośliwa szykana wobec czynnego polityka. Chcąc nie chcąc, sędzia wszedł w ten sposób w sferę czysto już polityczną, bo gdyby wyrok został podtrzymany, oznaczałoby to między innymi, że po ewentualnym przejściu władzy przez obecną opozycję skazany nie mógłby zająć ani stanowiska ministerialnego, ani pokierować ponownie CBA. Sędzia ustawił się zatem w roli funkcjonalnego sojusznika rządzących i – powtarzam – musiał sobie z tego doskonale zadawać sprawę.
Nie zakładam jednak, żeby wyrok – jak chcą niektórzy – zapadał wprost pod czyjeś dyktando. To tak nie działa, bo nie musi. Wystarczy kilka dość prostych kroków. Najpierw wybrać do sprawy sędziego o odpowiednim charakterze i profilu orzekania. Choć formalnie rzecz biorąc sprawy są przydzielane w kolejności spływania do wydziału, manipulacja kolejką akt jest banalnie prosta.
Potem wskazanych jest kilka swobodnych rozmów – z przewodniczącym wydziału, z prezesem sądu, bez żadnych konkretów ani nakazów. Ot, na zasadzie: „Wie pan, w tej sprawie to trzeba się szczególnie przyjrzeć. Aspekt prewencji ogólnej jest tu wyjątkowo ważny, rozumie pan”. I to właściwie wystarczy. Pojętny sędzia o słusznym podejściu do rzeczywistości politycznej i swojego fachu w lot uchwyci, co jest w danym momencie potrzebne. Wyrok spełni oczekiwania.
Co można z tym wszystkim zrobić? Chyba niewiele. Polskie sądownictwo wbrew pozorom tkwi tak głęboko w przeszłości, sędziowie na najwyższych szczeblach są w niej tak mocno unurzani, a zarazem większość młodszych sędziów uprawia tak doskonałą mimikrę, że bez głębokiej zmiany, a właściwie zbudowania systemu na nowo, nic się nie zmieni. A to zadanie przekracza dziś możliwości opozycji, nawet gdyby przez całą kadencję miała mieć większość bezwzględną.
A to zadanie przekracza dziś możliwości opozycji, nawet gdyby przez całą kadencję miała mieć większość bezwzględną.
Ale od 3 kwietnia dokonała się zmiana. Ówczesna opozycja jest władzą...
____________________________________ "Demokracja to cztery wilki i owca głosujące o obiedzie" R.A.Heinlein
20 lis 2015, 10:46
Re: Władcy Marionetek...
Oskarżony jako złodziej nie mógł kupić kołpaków, bo złodzieje nie kupują, tylko kradną. Wniosek: oskarżony musi być złodziejem.
LISTA SĘDZIÓW SPRZENIEWIERZAJĄCYCH SIĘ ETYCE ZAWODU PRAWNIKA
Blog użytkownika anty bolszewik
Poniższa lista sędziów sprzeniewierzających się etyce zawodu, została utworzona na wypadek sytuacji analogicznej do współczesnych Węgier, gdy prawica po przejęciu władzy przez premiera Orbana, rozpoczęła marsz ku niepodległości z gotowymi materiałami do rozliczeniu zbrodniczego systemu epoki komunizmu. Będę zobowiązany uzupełnić listę po otrzymaniu informacji o kolejnych patologiach w orzecznictwie sądowym, dlatego proszę o informacje z podaniem nazwisk sędziów i treści powództwa. (...) 3. Paweł Filipiak sędzia Sądu Rejonowego Łódź Śródmieście- 10.11.2009r. w procesie z powództwa Stefana Niesiołowskiego przeciw Radiu Maryja. Sędzia ukarał karą grzywny radio za zdaniem sędziego, podawanie nieprawdziwych faktów, wbrew oczywistym dowodom na sypanie kolegów w tym na byłą narzeczoną, za obietnicę śledczych łagodniejszego wyroku, z której potem SB się nie wywiązała. Sędzia tych oczywistych dowodów, nie pasujących do wyroku, nie dopuścił (...) 5. Mateusz Martyniuk z Prokuratury Okręgowej w Warszawie poinformował o umorzeniu, wbrew prawu, sprawy o zniesławienie publiczne Prezydenta Lecha Kaczyńskiegow programie radiowym, poprzez nazwanie przez Michała Figurskiego:"małym, niedorozwiniętym i głupim człowiekiem" (sic!). (...) 12. Igor Tuleja- sędzia sądu okręgowego w Warszawie, podtrzymał wprawdzie symboliczny wyrok- rok więzienia w zawieszeniu na 2 lata, dla doktora Garlickiego, za branie łapówek. Natomiast przy okazji ogłaszania wyroku, dokonał kosmicznego porównania działań CBA do czasów stalinowskich (...) 13. Paweł Rysiński sędzia Sądu Apelacyjnego - nie bacząc na poprzednie wyroki i potwierdzenia w nich legalności inwigilacji przez CBA, unieważnił wyrok 3 lat więzienia za udokumentowane wzięcie łapówki przez posła PO- Beatę Sawicką, pod pretekstem nielegalności działań CBA. Poprzednio w procesie lustracyjnym L. Wałęsy nie dopuścił świadków znających treść teczki "Bolka", mogących obciążyć Wałęsę (...) 19. Prezes Sądu Okręgowego w Gdańsku Ryszard Milewski w rozmowie 6.09.2012r.z dziennikarzem, podającym się za urzędnika kancelarii Donalda Tuska, prosił o opinie (...) 24. Sędzia Sądu Najwyższego Jacek Sobczak - oddala kasację od wyroku uniewinniającego Nergala, usprawiedliwiając bluźnierstwo wykrętnie (...) 25. Sędzia Sądu Rejonowego Warszawa Śródmieście Wojciech Łączewski- Wydz II Karny- wyrok skazujący na 3 lata więzienia szefa CBA (....)
anty bolszewik - 26 Maja, 2013 - 18:35 Niepoprawny od: 3 lata 10 miesięcy O sobie: Jestem prawicowym konserwatystą i przeciwnikiem wszelkiego lewactwa, a szczególności anarchistów Jak dowiedziałeś się o niepoprawni.pl?: Przypadkiem Zgoda na wykorzystywanie treści na zewnątrz serwisu: Tak http://niepoprawni.pl/ludzie/anty-bolszewik
____________________________________ Videtur et hoc mihi Platforninem non debere esse Poza tym uważam że Platformę należy zniszczyć /Katon starszy/
Ostatnio edytowano 20 lis 2015, 17:39 przez Badman, łącznie edytowano 1 raz
20 lis 2015, 17:37
Re: Władcy Marionetek...
Sędzia Łączewski żąda i straszy: nazwisko dziennikarza albo 30 dni aresztu!
Słynny już sędzia Łączewski znów w akcji.
Tym razem grozi redaktorowi naczelnemu Gazety Finansowej i chce go zmusić do łamania prawa. Od ponad miesiąca Sąd Rejonowy dla Warszawy - Śródmieścia w Warszawie II Wydział Karny usiłuje wymusić na Piotrze Bachurskim - redaktorze naczelnym tygodnika „Gazeta Finansowa” podanie danych osobowych współpracującego z „Gazetą Finansową” dziennikarza podpisującego się „Bogdan Konopka”. Dane te są objęte ochroną przez art. 15 pkt.1 i pkt. 2 oraz art. 16 pkt. 3 prawa prasowego.
Kim jest „Bogdan Konopka”? To dziennikarz śledczy piszący pod pseudonimem, autor licznych artykułów ujawniających kompromitujące powiązania na styku polityki i biznesu.
W postępowaniu sądowym toczącym się z oskarżenia prywatnego przed tym sądem, ani wydawca „Gazety Finansowej”, ani jej redaktor naczelny nie są stronami. Co więcej - redaktor naczelny „Gazety Finansowej” nie jest nawet w niej wezwany na świadka. A jednak Sąd Rejonowy w osobie sędziego Wojciecha Łączewskiego uporczywie żąda podania mu chronionych danych, powołując się na nieadekwatne przepisy prawa i bezprawnie grożąc konsekwencjami karnymi.
Jest to sytuacja skandaliczna tym bardziej, że sędzia Łączewski nawet nie próbuje udawać obiektywizmu i postępować w granicach wyznaczonych przez prawo. Już na pierwszej rozprawie, zażądał podania chronionych tajemnicą dziennikarską danych i groził, że lepiej, aby dane zostały mu podane, bo inaczej - będzie to bardziej lub mniej bolało. Przerażający i przywodzący na myśl najgorsze stalinowskie metody jest fakt, że Sąd de facto grozi zastosowaniem kary aż do 30 dni aresztu w przypadku dalszego chronienia danych osobowych. Nie ma przy tym żadnych podstaw prawnych do zastosowania takiej sankcji. Tym samym Sąd grozi karą za przestrzeganie prawa!
Prawnicy nie mają żadnych wątpliwości, że takie postępowanie sędziego Wojciecha Łączewskiego rodzi podejrzenie popełnienia przez niego przestępstwa stosowania gróźb bezprawnych i to wobec niego winny zostać wyciągnięte konsekwencje co najmniej dyscyplinarne.
Do Prezesa Sądu Apelacyjnego w Warszawie zostało już skierowane stosowne pismo, wykazujące bezprawność działań sędziego Łączewskiego. W normalnym, demokratycznym państwie prawa ochrona źródeł informacji przez media jest rzeczą świętą i niepodważalną. Tymczasem w Polsce, w XXI wieku to sąd grozi karami za przestrzeganie prawa!!! Jest to skandal na skalę międzynarodową, obnażający całą słabość polskiego wymiaru sprawiedliwości. Sytuacja, z jaką spotkał się redaktor naczelny „Gazety Finansowej” stanowi też poważne ostrzeżenie dla innych mediów w Polsce.
W związku z tymi żądaniami Piotr Bachurski jako redaktor naczelny „Gazety Finansowej” oświadcza, że nadal będzie chronić dane osobowe swoich dziennikarzy oraz informatorów i żadne bezprawne działania sędziów nie zdołają zmusić go do zmiany tego stanowiska i złamania prawa. Redakcja tygodnika „Gazeta Finansowa”
Komentarz: Dla mnie skazanie M. Kamińskiego a uniewinnienie posłanki Sawickiej podważyło moją wiarę w Polski wymiar sprawiedliwości i gdyby w swoim czasie sąd zadziałał tak jak zadziałać powinien to tej kwestii teraz by nie było. Uważam, że w więzieniach powinni siedzieć przestępcy a nie ci co z przestępcami walczą i choć nie powinno się dyskutować o wyrokach sądów to o samym działaniu tych instytucji trzeba bardzo dogłębnie podyskutować, bo gołym okiem widać jak wiele jest w tej materii do zrobienia. urbgromel
____________________________________ "Demokracja to cztery wilki i owca głosujące o obiedzie" R.A.Heinlein
Ostatnio edytowano 21 lis 2015, 15:51 przez kominiarz, łącznie edytowano 1 raz
21 lis 2015, 15:51
Re: Władcy Marionetek...
Wsparcie dla rodziny? Polska w ogonie Europy! A reżimowe media atakują pomysł 500 zł na dziecko...
Obecnie rządząca ekipa i media usłużne wobec PO-PSL obśmiewają lub dezawuują program 500 plus, który zamierza wprowadzić nowy rząd Prawa i Sprawiedliwości. Tymczasem międzynarodowa firma analityczna PricewaterhouseCoopers (PwC) przygotowała ranking świadczeń rodzinnych na terenie Unii Europejskiej. Polska wypada w nim - na tle innych krajów - bardzo blado...
Coraz więcej informacji pojawia się na temat programu 500 plus, który ma zostać wprowadzony już w 2016 r. Szef klubu parlamentarnego PiS Mariusz Błaszczak ocenił, że jest to jak najbardziej realne założenie.
Świadczenie wypłacane w ramach programu 500 plus będzie przysługiwało na drugie i każde kolejne dziecko. Będzie również przysługiwało na pierwsze dziecko, ale wyłącznie wówczas, gdy dochód rodziny w przeliczeniu na osobę nie przekroczy 800 zł. Świadczenie będzie wypłacane do ukończenia przez dziecko 18. roku życia.
Nowy rząd jeszcze nie powstał, a mainstream już zaczął rozliczać ekipę Prawa i Sprawiedliwości z przedwyborczych obietnic. Wyśmiano również pomysł 500 zł na dziecko.
Zobaczmy więc, jak oceniono Polskę w rankingu PwC. Jako model wzięta została w nim rodzina 2+2, oboje rodzice pracujący, zarabiający średnią krajową dla danego kraju, dzieci (4 i 8 lat) uczęszczające do publicznych szkół. Pod uwagę brano ulgi podatkowe (od dochodu i podatku), odliczenia wydatków, zasiłki rodzinne i dodatki. Przy tych wyliczeniach nie uwzględniono zasiłków i dodatków na dzieci niepełnosprawne.
Na pierwszym miejscu uplasował się Luksemburg. Według danych PwC ulgi prorodzinne wynoszą 2548,8 euro oraz 6715 euro różnego rodzaju świadczeń rodzinnych. W przeliczeniu na złotówki jest to niemal 40 tys. zł!
Drugie miejsce należy do Francji. Łącznie ulgi prorodzinne wynoszą tam dla zakładanego modelu 6772 euro – ponad 28 tys. zł. Statystyczna kobieta rodzi tam 1,99 dziecka i nie są to tylko dane z rodzin arabskojęzycznych. Na posiadanie większej liczby potomstwa decydują się mieszkańcy np. Paryża, Nicei czy Lyonu – nie mający imigranckich korzeni. Dodatkowo po urodzeniu trzeciego dziecka państwo dorzuca po 10 proc. emerytury ekstra.
Trzecie miejsce zajęły Niemcy. Rodzina otrzyma tam równowartość 4843 euro rocznie.
Czwarte miejsce – Słowenia: 4703 euro rocznie. Przy piątce dzieci ulgi podatkowe sięgają tam 23,6 tys. euro odliczenia od dochodu, czyli ponad 100 tys. zł rocznie.
Piąte miejsce – Austria. Dotacja dla rodziny 2+2 to 4642 euro rocznie.
Próżno szukać Polski w pierwszej dziesiątce. RP plasuje się dopiero na 24. pozycji z kwotą 530 euro - tyle, ile w Słowenii analogiczne małżeństwo z dwójką dzieci otrzymuje w ciągu... półtora miesiąca. W Polsce jedyną ulgą od państwa dla polskiej rodziny jest ulga podatkowa.
Załączamy listę Państw:
1.Luksemburg - 9264 euro (8,2 proc. miesięcznych zarobków) 2. Francja - 6772 euro (13,7 proc. miesięcznych zarobków) 3. Niemcy - 4843 euro (5,7 proc. miesięcznych zarobków) 4. Słowenia - 4703 euro (12,7 proc. miesięcznych zarobków) 5. Austria - 4642 euro (8,9 proc. miesięcznych zarobków) 6. Belgia - 4082 euro (5,2 proc. miesięcznych zarobków) 7. Dania - 3386 euro (2,9 proc.) 8. Irlandia - 3240 euro (5,0 proc.) 9. Szwecja - 2832 euro (3,5 proc.) 10. Wlk. Brytania - 2520 euro (3,5 proc.) 11. Finlandia - 2502 euro (3 proc. miesięcznych zarobków) 12. Estonia - 2009 euro (8,3 proc.) 13. Węgry - 1820 euro (9,6 proc.) 14. Portugalia - 1625 euro (6,4 proc.) 15. Chorwacja - 1459 euro (5,6 proc.) 16. Czechy - 1422 euro (6,3 proc.) 17. Włochy - 1382 euro (2,3 proc.) 18. Łotwa - 1321 euro (7,0 proc.) 19. Słowacja - 1078 euro (5,4 proc. miesięcznych zarobków) 20. Holandia - 1033 euro (1,5 proc.) 21. Hiszpania - 994 euro (1,9 proc.) 22. Malta - 900 euro (2,8 proc.) 23. Cypr - 760 euro (1,6 proc.) 24. Polska - 530 euro (2,3 proc. miesięcznych zarobków) 25. Grecja - 320 euro (0,7 proc. miesięcznych zarobków) 26. Litwa - 216 euro (1,3 proc.) 27. Rumunia - 38 euro (0,3 proc.) 28. Bułgaria - 20,5 euro (0,2 proc.)
Nie możesz rozpoczynać nowych wątków Nie możesz odpowiadać w wątkach Nie możesz edytować swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz dodawać załączników