Teraz jest 08 wrz 2025, 00:22



Odpowiedz w wątku  [ Posty: 4411 ]  idź do strony:  Poprzednia strona  1 ... 281, 282, 283, 284, 285, 286, 287 ... 316  Następna strona
Polityka i politycy 
Autor Treść postu
Zawodowiec
Avatar użytkownika

 REJESTRACJA25 cze 2009, 12:10

 POSTY        3598
Post Re: Polityka i politycy
1/ Afryka dzika, nowo odkryta…

Chóralny wrzask, że Kaczyński demoluje państwo, jest zupełnie bez sensu. A co tu niby demolować? Jak można "niszczyć państwo", które istnieje tylko teoretycznie, a i to jedynie jako kamieni kupa? Kompromitacja podczas niedawnych "wyborów" (Państwo wybaczą, ale nazywanie takiego bajzlu wyborami bez wzięcia tego słowa w cudzysłów byłoby pogrążeniem się w "odmętach szaleństwa") naprawdę nie wzięła się znikąd. Pracowano na nią mozolnie latami.

Nie dałoby się ukręcać w komisjach po 40 procent głosów nieważnych i tym sposobem w cudowny sposób wybierać do sejmiku liderów miejscowego układu, gdyby w roku 2011 parlament - jednogłośnie, co jest najciekawsze - nie uchwalił kodeksu wyborczego, w którym pojawiły się, nie wiadomo kiedy, nie wiadomo jak, zapisy łamiące podstawowe cywilizowane zasady i sprzyjające wyborczej twórczości a la mazowieckie 2010.

Po pierwsze - zamiast wspólnego liczenia głosów wprowadzono zasadę, że członkowie komisji dzielą się wysypanymi z urny kartami i każdy zajmuje się, jak uważa za stosowne, swoją kupką na osobności, z dala od wzroku innych członków komisji i ewentualnych mężów zaufania. Po drugie - zdjęto z komisji obowiązek podawania w protokole, z jakiego konkretnie powodu uznała głosy nieważne za nieważne.

(...) czytaj dalej

Rafał Ziemkiewicz


Czytaj więcej na http://fakty.interia.pl/felietony/ziemk ... gn=firefox


2/ Idźcież i głosujcież

Wybory to prawdziwy test demokracji. Nie sposób mówić o demokratycznym państwie, jeśli przebieg wyborów budzi uzasadnione wątpliwości, a wiele oddanych głosów w ogóle się nie liczy. Pod tymi trywialnymi w gruncie rzeczy stwierdzeniami, gdyby dotyczyły Ukrainy czy dowolnego innego kraju, podpisałaby się zapewne przytłaczająca większość polityków, dziennikarzy i wyborców w Polsce. Czemuż więc co innego głoszą teraz, kiedy te wątpliwości dotknęły naszego kraju?

Ów front obrońców wyborów-owszem-dotkniętych-nieprawidłowościami-ale-niewpływającymi-na-ich-ostateczny-wynik wydaje mi się najbardziej ponurym żartem z naszej dopiero-co-świętowanej-ćwierćwiecznej-wolności-i-pomyślności. Jest bowiem dowodem na to, że dobro państwa dla obecnie rządzących oraz siłom-i-godnościom ich wspierających jest kompletnie bez znaczenia.

Liczy się tylko utrzymanie przy władzy, korzystanie z od-tej-władzy-płynących przywilejów, wreszcie złośliwa satysfakcja, że się tych wrednych PiS-iorów do władzy nie dopuści. Ten trzeci powód to już praktycznie wszystko, co pozostało przeważającej większości wyborców PO i PSL. Inne pryncypia i wartości oddali już bowiem swym politycznym idolom za bezcen.

(...) czytaj dalej

Grzegorz Jasiński

Czytaj więcej na http://fakty.interia.pl/felietony/jasin ... gn=firefox


3/ W sądach już ponad 400 protestów wyborczych!

Liczba codziennie rośnie. W porównaniu z poprzednimi latami, protestów jest rekordowo dużo.
Lista z kandydatem, który nawet nie kandydował, błędy na kartach do głosowania i w liczeniu głosów. Wyborcy mają tego dość! Do sądów wpłynęło już ponad 400 protestów wyborczych. A ich liczba codziennie wzrasta!

Ponad 400 protestów wyborczych wpłynęło do piątku do sądów okręgowych w całym kraju. Skarżący wskazują przede wszystkim na nieprawidłowości dotyczące liczenia głosów, a także wydawania kart nieuprawnionym osobom lub w niewłaściwych okręgach.

Według Kodeksu wyborczego protest wyborczy wnosi się na piśmie do właściwego sądu okręgowego w terminie 14 dni od dnia wyborów. Termin mija w poniedziałek 1 grudnia. Sąd okręgowy rozpoznaje protesty wyborcze w ciągu 30 dni po upływie terminu do wnoszenia protestów.

W porównaniu z poprzednimi latami, protestów jest rekordowo dużo. Ale nie ma czemu się dziwić. W tegorocznych wyborach samorządowych odnotowano wyjątkowo dużą liczbę nieprawidłowości. Przykładem jest cud nad urną w Poznaniu. Komisarz wyborczy poinformował, że do sejmiku woj. wielkopolskiego dostało się 42 radnych. Problem w tym, że w sejmiku jest jedynie 39 miejsc.

Pisaliśmy też o przypadkach kupowania głosów, czy łamaniu ciszy wyborczej. Nic więc dziwnego, że wyborcy protestują!

W Łodzi chcą ponownego liczenia głosów:

http://www.fakt.pl/polityka/ponad-400-p ... 06769.html


28 lis 2014, 22:08
Zobacz profil
Zawodowiec
Avatar użytkownika

 REJESTRACJA25 cze 2009, 12:10

 POSTY        3598
Post Re: Polityka i politycy
Użytkownicy Interii wybrali prezydentów miast

Sondaże pracowni badawczych swoje, a internauci swoje. Głosujący w naszych ankietach przed II turą wyborów samorządowych wskazali, kogo widzą w fotelach prezydentów dużych miast. Wyniki tego głosowania są zaskakujące. Jakie będą prawdziwe wyniki, przekonamy się już w niedzielę po zamknięciu lokali wyborczych.

Ankiety dotyczyły sześciu miast - Warszawy, Krakowa, Wrocławia, Poznania, Katowic i Gdańska. Tam właśnie drugie starcia kandydatów na prezydenta zapowiadają się bardzo ciekawie. Oficjalne sondaże zdają się już wszystko przesądzać, ale, jak przekonaliśmy się niedawno, mogą znacznie różnić się od ostatecznego rezultatu.

Podkreślamy jednak, że to ankiety internetowe, a nie badania sondażowe. Mogli brać w nich udział wszyscy internauci, a nie tylko ci, którzy są zameldowani w wymienionych wyżej miastach.

Największe zainteresowanie wzbudziła ankieta warszawska. Na pojedynek Hanny Gronkiewicz-Waltz i Jacka Sasina oddano prawie 60 tys. głosów. Spore emocje towarzyszyły ankiecie dotyczącej Krakowa, w której głosowano prawie 19 tys. razy. Pozostałe starcia zbierały po 6-9 tys. głosów.

Niezdecydowani stanowili 2-7 procent. Najwięcej osób wahało się przy wyborze prezydenta Poznania, a najmniej - Warszawy.

Wyniki w naszych ankietach znacznie odbiegają od sondaży z ostatnich dni. Tylko w jednym przypadku - Poznania - pokrywają się z nimi. W pozostałych przypadkach typowani przez internautów zwycięzcy są przegranymi w sondażach zamieszczanych w innych mediach. Użytkownicy Interii nie dają szans urzędującym prezydentom - w żadnej z naszych ankiet nie udało im się wygrać.

Poniżej przedstawiamy wyniki zarejestrowane dzisiaj do godziny 13.
(...)

Czytaj więcej na http://fakty.interia.pl/tylko-u-nas/new ... gn=firefox


28 lis 2014, 22:41
Zobacz profil
Fachowiec
Własny awatar

 REJESTRACJA14 wrz 2011, 21:56

 POSTY        1263
Post Re: Polityka i politycy
Duda: Sytuacja po wyborach jest żenująca.
Należy przeliczyć ponownie głosy, w pierwszej kolejności nieważne.


Obrazek

wPolityce.pl: Po ogłoszeniu oficjalnych wyników wyborów okazało się, że zgodnie z sondażami exit poll PiS wygrywa, ale nieznacznie. Ostatecznie PO ma mieć więcej mandatów do sejmików. Zaskakująco, a może wręcz podejrzanie, dobre wyniki osiągnął natomiast PSL. W związku z tym PiS być może będzie rządził jedynie w jednym województwie. Ktoś Wam wykradł wygraną?

Andrzej Duda:
PiS wygrało te wybory. Mamy jednak poczucie, że odebrano nam rzeczywisty rozmiar zwycięstwa. To stało się w sposób, który nie ma nic wspólnego z normalnym funkcjonowaniem demokracji. Takie jest zdanie nie tylko ludzi związanych z PiSem. Wiele osób, z różnych stron sceny politycznej i ekspertów, wskazuje na możliwość zafałszowania wyników wyborów, na sposób przygotowania książeczki wyborczej, na sposób informowania o wyborach, na to, że PSL był de facto na okładce tej książeczki, więc był w pewnym sensie promowany. Nawet prof. Wiktor Osiatyński, którego trudno podejrzewać o sprzyjanie naszej partii, mówił, że sprawa jest przynajmniej wątpliwa, a w tym głosowaniu wystąpiła nierównorzędność podmiotów. Nikt nie ma zdaje się wątpliwości, że wystąpiły również inne czynniki, które wypaczyły wynik tych wyborów.

Jednak do dziś otwartym pozostaje pytanie, na ile znaczące są to wypaczenia. Czy one miały szanse zmienić wyniki tego głosowania?

W oficjalnych wynikach widać dające wiele do myślenia zmiany poparcia w stosunku do ogłoszonych w niedzielę badań sondażowych Ipsos. Najwięcej stracił PiS, a zyskał PSL. Wynik pozostałych partii w zasadzie pookrywał się z wynikami sondaży. Warto również zwrócić uwagę na sytuację w województwie np. świętokrzyskim. Dwa miesiące temu PiS wygrało tam wybory uzupełniające do Senatu. Obecnie okazuje się, że PSL otrzymuje tam dwa razy więcej mandatów do sejmiku niż Prawo i Sprawiedliwość. To dzieje się w województwie, w którym rządzi PSL, w którym marszałek jest z tej partii. Wiemy zaś, że wybory de facto przeprowadza lokalny samorząd. Można mieć zatem wątpliwości.

Może PSL jest tam doceniany?

Podaję ten przykład, ponieważ to województwo jest mi bliskie. Dobrze je znam, to mój okręg wyborczy do PE. Wiem, jakie były tu wyniki w ostatnich latach. W wyborach europejskich PSL nie uzyskał dobrego wyniki. Ludowcy mają z naszego okręgu jednego europosła, a PiS – trzech.

Wiele osób wskazuje na liczne pomyłki w działaniu PKW. Czy to również argument do sceptycznego podejścia do tych wyborów?

Oczywiście, wystarczy spojrzeć na ostateczny komunikat szefa PKW, który „odebrał” dwa mandaty PiSowi i „dał” je PSLowi. To dziennikarze w tej sprawie protestowali, po czym okazało się, że to pomyłka. Zaskakuje również fakt, że PKW nie chciała podać procentowego wyniku wyborów, podała jedynie liczbę mandatów, która wskazuje, że to PO wygrała. Potem pokazały się wyniki procentowe i potwierdziły, że większa część głosujących poparła jednak PiS. A więc to nasza partia jest zwycięzcą. To, co się dzieje, jest żenujące. Sądzę, że większość społeczeństwa uważa wyniki  wyb niewiarygodne. Trudno uwierzyć w to, że partia, która do tej pory balansowała na progu 10 procent, która cztery lata temu w wyborach samorządowych uzyskała 16 procent, dostała obecnie osiem punktów procentowych więcej niż dotychczas i w sondażu exit poll robionym w dniu wyborów. Proszę pamiętać, że w wyborach do PE ta sama firma pomyliła się o zaledwie pół procent. Niestety w mojej ocenie można mieć poważne wątpliwości dotyczące wiarygodności oficjalnych wyników wyborów.

Jednak zdaniem premier Ewy Kopacz wątpliwości takich mieć nie można. Szefowa rządu mówiła, że Jarosławowi Kaczyńskiemu jest za ciasno w demokracji, a ci, którzy „w destabilizacji porządku demokratycznego widzą swój interes mówi: nie wygracie, bo wolna Polska należy do obywateli”. Jak Pan to odbiera?

Wolna Polska rzeczywiście należy do obywateli. Jednak nie w tym znaczeniu, o którym mówi Pani Ewa Kopacz. Bo pani Kopacz przez obywateli ewidentnie rozumie tylko swoją partię i być może swojego koalicjanta, których interesy chroni ten wynik wyborczy. To co mówi premier to zatem hipokryzja i dążenie do utrzymania władzy za wszelką cenę, niezależnie od rzeczywistych preferencji politycznych polskiego społeczeństwa. To nie ma nic wspólnego z demokracją.

Czy PiS jest dobrze przygotowany do walczyć w poszczególnych sądach o unieważnienie głosowania? Czy nieprawidłowości jest na tyle dużo?

Żeby dobrze wyświetlić sieć przypadków nieprawidłowości wyborczych potrzebne są nie tylko informacje, ale niestety również dowody. Żeby pozyskać te dowody należy natomiast dokonać sprawdzenia głosowania w całości. Należy przeliczyć ponownie głosy, w pierwszej mierze głosy nieważne. Trzeba przebadać, jak wygląda statystyka tych głosów, jakiego one są typu. Pytanie, jak wielu wyborców wrzuciło do urn puste karty, a na ilu kartach postawiono więcej niż jeden krzyżyk. I należy następnie zbadać, czy te krzyżyki postawiono tym samym długopisem, czy też nie. Warto byłoby też sprawdzić, czy wśród głosów oddanych i zaliczonych, jako poparcie dla PSL nie ma głosów nieważnych. To znaczy takich, w których są również krzyżyki na dalszych stronach książeczki do wyborów. Takie rzeczy powinny zostać zbadane. Oczywiście są obecnie sygnały o nieprawidłowościach. Mówił o tym choćby przewodniczący komisji w Elblągu, który wskazał na nagraniu, że komisja działała nierzetelnie. Jednak nie wszędzie dowody na takie wypaczenia wyborcze zostały ujawnione.

To da się obejść?

Potrzebne jest ponowne przeliczenie oddanych w wyborach głosów. Taką decyzję podjęto w USA, gdy były wątpliwości w czasie wyborów na prezydenta. Tam ponownie przeliczano i weryfikowano poszczególne głosy, a nie tylko podsumowywano wyniki w protokołach. Tak powinno się również stać w Polsce. Wybory samorządowe w obecnym stanie są niewiarygodne. A proszę pamiętać, że wybory to fundament demokracji. W sytuacji, gdy wśród społeczeństwa panuje przekonanie, że wybór jest nieautentyczny, to tak wybrana władza nie ma legitymacji. To już nie jest demokracja.

To jednak ogrom pracy, którą trudno sobie wyobrazić bez zgody i aktywności władz. Spodziewa się Pan zgody na takie działanie?

Niestety, jak widać, ci państwo będą się trzymali władzy za wszelką cenę, nie oglądając się na nic i na nikogo. Obecna sytuacja jasno i wyraźnie to pokazuje. Proszę zauważyć, że w stosunku do osób, które poddają w wątpliwości wiarygodność wyników wyborów, już próbuje się budować opinię oszołomów, czy wręcz podpalaczy państwa. Tymczasem rzetelna kontrola jest normą w systemie demokratycznym.

http://wpolityce.pl/polityka/223335-dud ... asz-wywiad

* * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * *

Wyrok dla Nowaka pokazuje, że w sądach, jak w RP III: im niżej tym normalniej

Zdarzają się takie cuda, gdzieś na głębokiej prowincji znalazł się sędzia, który nie pozwolił z siebie, darczyńców, podatników i po prostu ludzi, robić idiotów, przy pomocy tańców na stole z wypiętymi pośladkami. Znalazła się też w samej stolicy Pani Sędzia, która poszła dokładnie tym samym tropem intelektualnym i emocjonalnym, po czym wbiła w glebę drobnego cwaniaczka Sławka Nowaka, który bełkotem medialnym usiłował załatwić sobie linię obrony. Wyrok skazujący dla Nowaka ma podwójnie ważne i historycznie znaczenie. Przede wszystkim sąd uznał Nowaka winnym we wszystkich 5 punktach aktu oskarżenia, słowem Nowak pięć razy popełnił przestępstwo.


Decyzja sądu pozbawia złudzeń, ale prawdziwa kara przyszła w uzasadnieniu wyroku. Samo orzeczenie uczyniło z Nowaka przestępcę, natomiast uzasadnienie pokazało skończonego debila lub bezczelnego cwaniaczka udającego debila. Malkontenci mogą narzekać, że Pani Sędzia w uzasadnieniu popełniła jeden grzech i jedno powtarzane kłamstwo, mianowicie powołała się na autorytet „profesora” Bartoszewskiego. Mnie jednak nie interesuje, jakie plakaty wiesza sobie nad łóżkiem, ta czy inna Pani, ważne jest, co sobą reprezentuje zawodowo i to stanowi w mojej ocenię tę drugą istotną wartość. Wyrok i uzasadnienie dla Nowaka jest pełną zawodową robotą, przy tym odważną, a to rzecz nie bez znaczenia w polskich realiach. Prócz oczywistej satysfakcji, chcę zwrócić uwagę, że takie wydarzenia dają ludziom poczucie sprawiedliwości, tej elementarnej, którą bardzo często opisuję się jednym jedynym porównaniem. No jak to, do cholery, jest? Babcia ukradła batonika za 90 gr., kioskarka wydrukowała godzinę po zakupie paragon na 9 złotych i obie dostały wyrok, a te złodzieje z rządu i sądu kradną tysiące i nic im się nie dzieje?

Nagle się stało i choć daleki jestem od hura optymizmu, co więcej nie mam większych złudzeń, że normą to się w RP III nie stanie, jednak warto podobne cuda propagować i pokazywać jako modelowe postępowanie. Z doświadczenia wiem, co mnie specjalnie nie cieszy, że o ile prokuratura w Polsce jest jednym wielkim siedliskiem nieudaczników i nierobów, to w sadach naprawdę zdarzają się przyzwoici ludzie. Nie wiem, może mam szczęście, ale na 5 sądów, dwa to zupełna mielizna, w tym sąd apelacyjny we Wrocławiu złożony z weteranów PRL. Trzech, właściwie czterech sędziów uznałbym za spełniających normę, z tego jeden był wybitny, drugi prawie tak samo dobry. I żeby nie było, wśród wymienionych sędziów, godnych miana sędziego, pojawiło się dwóch, którzy uznali mnie za winnego. Gdyby tylko w Polsce nie było głównej wajchy, przed którą nie ma szans się obronić chyba żaden sędzia, to w sądach jeszcze naprawdę nie ma takiej biedy, jaka jest w prokuraturze, policji i innych pożal się Boże służbach. Nie zmienia to faktu, że natychmiast potrzebna jest prosta reforma – od pięćdziesiątki w dół niemal z definicji wyczyścić „placówki” od rejonowych, aż po Sąd Najwyższy. No i właśnie, jeszcze jedna bardzo istotna uwaga. O ile na poziomie rejonowym i okręgowym obywatel ma szansę 50 na 50 trafić przed obliczę normalnego sędziego, o tyle w okręgowym jest już gorzej, w apelacyjnym bardzo źle, a w Najwyższym identycznie, jak w PZPN i PKW – leśny dziad na leśnym dziadzie, posadzony na stołku metodą negatywnej selekcji.

Piszę o tym wszystkim, skacząc trochę po całym zagadnieniu, żeby podkreślić jedną rzecz. Stan polskiej państwowości jest fatalny i to w głównej mierze jest efekt obowiązującego systemu oraz hierarchii „wartości”. Pewnym chciejstwem i naiwnością jest oczekiwanie od ludzi bohaterstwa, zwłaszcza w tak prozaicznych obszarach jak zwykłe wykonywanie swoich zawodowych obowiązków. Sędziowie i wielu innych urzędników wykonuje swoją pracę tak podle, ponieważ mają świadomość, że najważniejsze to się nie narazić. I chodzi nie tylko o narażanie się władzy poszczególnych szczebli, mediom i opinii publicznej, ale też narażanie się własnemu środowisku. Skoro niemal każdy sędzia ma świadomość, że bez okazywania lojalności właściwym ludziom i grupom społecznym, poza sąd rejonowy nie wyjdzie, to struktura wymiaru sprawiedliwości siłą rzeczy musi wyglądać tak, jak wygląda. Na dole jest najnormalniej, a im wyżej tym większa patologia, której szczytowe osiągnięcia widzimy na samej górze sądownictwa. Przypomnę tylko jeden kuriozalny wyrok, w którym SN odwołał się do nie obowiązującej w Polsce zasady „owoców z zatrutego drzewa”. Sąd rejonowy za takie orzeczenie w sprawie Nowak vs Kowalski zostałby zlinczowany przez ekspertów i autorytety, SN staje się wyrocznią i pozostaje tylko Strasburg, gdzie też bywa różnie. Dlatego Pani Sędzi z Warszawy gratuluję odwagi i profesjonalizmu.

http://www.kontrowersje.net/wyrok_dla_n ... normalniej

* * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * *

Kaczyński, jak dotąd, idealnie rozgrywa bitwę wokół sfałszowanych wyborów

Obrazek

  Problem z matrycą rzeczywistości, w której żyjemy polega dokładnie na tym samym, co wymyślił sobie i skopiował od społecznych inżynierów „filantrop” z Czerniakowa. Im głośniej krzyczysz do ofiar oszustwa, że są oszukiwani, tym więcej małych rączek wcześniaków i serduszek podstawia się nieszczęśnikom przed oczy. Oślepieni emocją nie są w stanie odczytać najprostszej dokumentacji i zestawić banalnych faktów. Przekaz, czy też nieśmiertelny „komunikat społeczny”, aby był skuteczny musi być prosty i emocjonalny. Natomiast odkłamanie propagandy jest żmudną pracą i bardzo często rozbija się o mur szyderstwa, gotowych kalek językowych i przede wszystkim poczucie bezpieczeństwa grupie.


  Ludzie są z natury stadni i objawia się to dokładnie tak samo, jak u zwierząt. Jest przewodnik stada i jest przynależność do stada dające poczucie bezpieczeństwa. Dopóki większość bez najmniejszego wysiłku intelektualnego i w pełnym poczuciu bezpieczeństwa, zagwarantowanym popularnością przewodnika stada, powtarza chóralnie brednie niestworzone, włos stadu nie spadnie z głowy. Mniejsze grupy przywiązujące wagę do nieco innego niż zwierzęce życie, poruszają się w atmosferze nieustannego zagrożenia, a wśród zagrożeń największych jest szyderstwo prowadzące do wykluczenia społecznego. Nie ma żadnego przypadku w tym, że KAŻDY, kto krzyknie o sfałszowanych wyborach natychmiast jest sprowadzany na ziemię poprzez rozmaite zabiegi, z dyscyplinowaniem na czele. Trzeba oddać propagandystom, że prostackim odwróceniem kociego ogona doszli do jakże przewortnej myśli, która brzmi: „Mówienie o sfałszowanych wyborach jest zagrożeniem dla demokracji”. Prawda, że „finezyjne”, już nie fałszowanie wyborów zagraża demokracji, ale mówienie o fałszowaniu wyborów.

   Do dyscyplinowania dochodzi niezawodny argument: „pokaż dowody”. Naturalnie twarde dowody zawsze są w posiadaniu tych, którzy oszukują, fałszują i czynią jeszcze gorsze rzeczy, pozostając bezkarnymi. Demaskujący oszustwa są skazani na procesy poszlakowe. W każdym razie wystarczą te dwie mantry, żeby przy pomocy masowego przekazu zabić każdą racjonalną analizę. Z jednej strony dyscyplinujące szyderstwo prowadzące do wykluczenia, z drugiej odwołanie do dowodów, których w żaden sposób uzyskać się nie da. Kiedy zatem przychodzi taki moment, że ludzie mówią dość? Wtedy, gdy oszuści mówiąc językiem młodzieżowym „przeginają pałę”. Wspomniany „filantrop” z Czerniakowa żyłby sobie spokojnie do końca świata i jeden dzień dłużej, gdyby nie przegiął pały. PSL i PO dopóki brało łyżeczką mogło się śmiać w twarz „spiskowcom” doszukującym się fałszerstw. Przyszedł jednak dzień, że fałszerze zatracili poczucie miary, ale też motywowani strachem przed zdemaskowaniem przekroczyli granicę bezczelności w ogłupianiu ludzi. No i co teraz? Ano jedni krzyczą, żeby natychmiast otwierać oczy zaślepionym, wywracać śmietniki i tłuc szyby. Prawdę mówiąc chętnie bym się wyładował w taki albo jeszcze bardziej dynamiczny sposób na paru kanciarzach, ale znacznie bardziej podoba mi się to, co zrobił Kaczyński. Nie wiem ile w tym strategii, a ile przypadku, w każdym razie Kaczor przejął technikę propagandystów i zaczął gotować żabę na wolnym ogniu. Najpierw na chłodno powiedział o nieścisłościach i wypaczeniu wyników, czym przekonał nie tylko przekonanych, ale wciągnął sporę grupę ze środka, potem podgrzał wodę.

  Pierwszym efektem był „zwerbowany” Miler, który pociągnął kawałek elektoratu za sobą. 35% nie wierzących w rzetelność wyborów to jest wynik, który musi przerażać władzę, a raz zasiane ziarno wątpliwości zacznie kiełkować w głowach, w jednych szybciej w innych wolniej. Gdy przeszedł odpowiedni moment Kaczyński doprowadził do wrzenia, mówiąc wprost o fałszerstwach i bardzo dobrze zrobił, ponieważ w pewnej chwili należy odmienić role.
   Od teraz oszuści muszą się tłumaczyć, że nie oszukali i do pełni szczęścia potrzeba emocji, z czym u Kaczyńskiego najtrudniej. Gdyby ktoś rozumny w PiS, może Kochan, poszukał prostego, nośnego hasła, coś na wzór: „mówili, że ważny jest każdy pojedynczy głos, a hurtem wyrzucili do śmieci 2,5 miliona głosów”, wówczas dzieło nawracania z otępienia na myślenie dostałoby właściwej mocy. Jeszcze raz powtórzę, że nie da się wyjść na ulicę i skutecznie pociągnąć za sobą masy hasłem: „Ej ludzie obudźcie się”, to jest głos na puszczy. Zmiana „zbiorowej świadomości” jest procesem długofalowym i należy go przeprowadzać sprawdzoną kulinarną techniką gotowania żaby na wolnym ogniu, w przeciwnym razie ludzie wyskoczą jak poparzeni i wrócą tam, gdzie czują się bezpiecznie. A najbezpieczniej jest w stadzie zdobywającym popularność bezmyślnie powtarzanymi zaklęciami o „spiskach” i „oszołomach”.

Kaczyński ze wszystkich protestujących rozegrał rzecz najrozsądniej i najskuteczniej, zminimalizował straty i zyskał nowe przyczółki, tak właśnie należy postępować.

http://www.kontrowersje.net/kaczy_ski_j ... ch_wybor_w

____________________________________
Ojczyznę wolną pobłogosław Panie.


28 lis 2014, 23:50
Zobacz profil
Zawodowiec
Avatar użytkownika

 REJESTRACJA25 cze 2009, 12:10

 POSTY        3598
Post Re: Polityka i politycy
1/ NAJWIĘKSZE WPADKI Tuska! Tego mu nie zapomnimy, choć wyjechał do Brukseli!

Od poniedziałku Donald Tusk sprawuje zaszczytną funkcję prezydenta Unii Europejskiej. W związku z tym postanowiliśmy przypomnieć NAJWIĘKSZE wpadki nowego Króla Europy w czasie, gdy stał na czele polskiego rządu!

Wybór Joanny Muchy na ministra sportu

Była jedną z najczęściej krytykowanych ministrów w rządzie Donalda Tuska. Mucha miała bardzo dużo wpadek, lecz zasłynęła słynnym powiedzeniem przed meczem Superpucharu Polski między Legią Warszawa, a Wisłą Kraków w 2011 roku. Nie znając zasad jakie panują w przypadku rozgrywania takiego meczu, miała zapytać: "Kto losował te drużyny?". Ówczesna minister sportu szybko stała się pośmiewiskiem wśród kibiców, którzy podczas spotkań ironicznie się pytali: "Kto Cię losował, hej Mucha, kto Cię losował?". Tak, więc MY odpowiadamy - To Donald Tusk WYLOSOWAŁ Joannę Muchę !

Haratanie w gałę

Były premier znany był ze swojego zamiłowania do sportu, a w szczególności do piłki nożnej. Częściej niż w rządowych gabinetach, można go było spotkać na piłkarskich boiskach. Przynajmniej tam udawało się brylować Donaldowi Tuskowi. Król Europy nie zawsze był lubiany przez kibiców. Podpadał fanom za zamykanie stadionów, a Ci w zamian postanowili pokazać swoje poparcie dla jego rządu skandując hasło: " Donald matole, Twój rząd obalą kibole".

17-letnia uczennica z Gorzowa oskarża Tuska, czyli Marysia, co kwiatów od Tuska nie przyjęła
W maju 2014 Donald Tusk wybrał się do Gorzowa na spotkanie z tamtejszą młodzieżą z II LO. Na spotkaniu z uczniami 17-letnia Marysia zapytała ówczesnego premiera wprost: " dlaczego udaje patriotę, a jest zdrajcą Polski?" Zakłopotany szef rządu odparł, że licealistka ma niezłe poczucie humoru. Po tygodniu Donald Tusk wrócił do Gorzowa, aby wręczyć kwiaty 17-letniej Marysi, lecz dziewczyna ich nie przyjęła.

Afera podsłuchowa
Ta sprawa miała pogrążyć rząd Donalda Tuska. Jej głównymi bohaterami byli Marek Belka, Bartłomiej Sienkiewicz, Jacek Rostowski i Radosław Sikorski,, którzy spotykali się w restauracji "Sowa i Przyjaciele". Premier we wrześniu miał zadecydować o dalszej przyszłości Sikorskiego i Sienkieiwcza, jednak został wybrany na szefa Rady Europejskiej i zapomniał o tym.

Afera zegarkowa
Sprawa wyszła na jaw, gdy Sławomir Nowak nie wpisał drogiego zegarka do oświadczenia majątkowego. Donald Tusk postanowił nie komentować tej wpadki. Kilka dni temu zapadła decyzja w tej sprawie. Sąd orzekł, że Sławomir Nowak jest winny i musi zapłacić 20 tys. grzywny. - oskarżony przyjął linię obrony polegającą na tym, że udawał mniej mądrego niż jest w rzeczywistości - grzmiała w czasie odczytywania wyroku sędzia.

Zamieszanie z OFE

Zmiany w OFE to najbardziej krytykowane posunięcie podczas kadencji Donalda Tuska. Zgodnie z zapisami ustawy, przyszli emeryci będa mogli decydować, czy nadal chcą przekazywać części składki do OFE czy całość do ZUS.

http://www.se.pl/wydarzenia/kraj/krol-e ... tml?page=1


2/ Tusk jak radziecki kosmonauta

Start Donalda Tuska w Radzie Europejskiej ocenia Rafał Ziemkiewicz - pisarz i publicysta.
(...)

- Od wczoraj mamy króla Europy. Czy wybór Donalda Tuska na funkcję przewodniczącego Rady Europejskiej jest dla Polaków powodem do dumy?

- Najlepszym dowodem, że stanowiska tego typu są raczej dla picu, jest to, że daje się je Belgowi, Polakowi, w przyszłej kadencji być może komuś z krajów nadbałtyckich bądź Bałkanów. Ale jak wybuchł konflikt na Ukrainie, kryzys finansowy czy nawet pomniejsze kryzysy, nikt nie pytał, co sądzi na ten temat poprzednik Donalda Tuska, Herman Van Rompuy. Wszyscy byli zainteresowani tym, co o sprawie powie kanclerz Niemiec, prezydent Francji czy premier Wielkiej Brytanii. Nie słyszałem, by jakiekolwiek światowe medium poszło do przewodniczącego Rady Europejskiej z pytaniem, co w takiej sytuacji Europa zrobi. Sukces Donalda Tuska można porównać do lotu Mirosława Hermaszewskiego w kosmos. Polak poleciał, bo Związek Radziecki łaskawie udzielił mu w programie Inter Kosmos swojego miejsca. Tak samo ocenić można powołanie Polaka na jakieś unijne stanowisko.

- Donald Tusk już zapowiedział, że Polska będzie musiała się wyzbyć części swoich interesów na rzecz wspólnego dobra Europy. Jak to rozumieć?

- Tak, że Unia Europejska Donaldowi Tuskowi jako przewodniczącemu rady wypłaca pensję mniej więcej 20 razy większą niż Rzeczpospolita Polska jako premierowi. Lojalność Tuska do UE i Polski jest wprost proporcjonalna.

- Media chwalą Tuska, że nauczył się angielskiego. Jak ocenia pan pierwsze dni przewodniczącego Rady UE?

- Na razie nie ma za bardzo czego oceniać. Powiedział raptem kilka słów. Fakt, że nie spotkał się z dziennikarzami, świadczy, że faktycznie nie czuje się pewny swojego angielskiego. Przecież trudnych pytań raczej nie mógł się spodziewać.

http://www.se.pl/wydarzenia/opinie/tusk ... 76135.html


3/ Prezydent Tusk zrobi nam dobrze?

Słowa Donalda Tuska o tym, że "Polska będzie musiała poświęcić część swoich interesów dla dobra Europy", były nieco zaskakujące jak na pierwszy wywiad dla naszych mediów w nowej roli. Wielu zaniepokoiły, nie wiedzieli jak je odczytać.

Mnie znacznie bardziej zaniepokoił jednak inny fragment z wywiadu w TVP. Ten, w którym Tusk był przekonany, że na czymś ewidentnie zyskamy. Były premier wrócił do swojej idei jak najszybszego wejścia Polski do strefy euro. To wyraźny ślad dawnego, ideologicznego zacietrzewienia Tuska. Zanim przejął władzę i zderzył się z rzeczywistością. Ślad czasów, w których bajał jeszcze o podatku liniowym.

W ostatnich latach z większości swoich twardych poglądów (a tak naprawdę z większości jakichkolwiek poglądów) Tusk się wycofał. Z "jak najszybszego wejścia do strefy euro" jak widać nie. Pomimo opinii nawet bliskich mu ekonomistów. Pomimo nauk, jakie płyną z ostatniego kryzysu.

Prof. Leszek Balcerowicz, którego trudno posądzić o wrogość do euro, tłumaczył kiedyś na łamach "SE", dlaczego apele o "jak najszybsze wejście do euro" są bez sensu. Gromił "specjalistów od wszystkiego", że nawoływanie do "bycia przy stole", a nie na peryferiach, jest dość miałkie. Że do strefy trzeba wchodzić, gdy to się opłaca, a nie "w ogóle". "Można mieć euro i być Niemcami, można być i Grecją" - podkreślał. Bliski Tuskowi Jacek Rostowski też zaznaczał, że nie ma się do czego spieszyć. Niestety Tusk mu nie uwierzył.

Oby teraz prezydent Europy (a za nim osoby w rządzie, niespecjalnie znające się na ekonomii) nie uznał, że za to "jak najszybsze wejście" warto zapłacić "rezygnacją z części polskich interesów".

Żelaznym argumentem Tuska jest to, że w strefie euro Polska będzie bezpieczniejsza. Do niedawna wystarczyło podobno członkostwo w NATO i UE. Czyżby te dwa sojusze przestały działać? Czy Tusk im nie ufa? Patrząc na ostatnie poczynania Putina i reakcje na Łotwie i w Estonii, nie zauważyłem, żeby te kraje czuły się bezpieczniej dlatego, że mają euro. Na pewno czują, że jest drożej. Przy okazji walki z kryzysem poczuli też, że warto mieć w tej sytuacji własną walutę, na którą mają wpływ. A nie być zdanym na łaskę najbogatszych krajów UE, które wpływając na euro, myślą o ratowaniu własnych tyłków.

Sytuacja, w której ktoś rezygnuje z części swoich interesów z pełną świadomością kompromisu, naprawdę nie jest taka najgorsza. Znacznie gorzej, jeżeli ktoś szkodzi, będąc święcie przekonanym, że tak naprawdę robi wszystkim dobrze.

http://www.se.pl/wydarzenia/opinie/prez ... 76152.html


03 gru 2014, 22:02
Zobacz profil
Zawodowiec
Avatar użytkownika

 REJESTRACJA23 sie 2009, 07:34

 POSTY        3657
Post Re: Polityka i politycy
PKW podliczyło głosy

Obrazek

____________________________________
Videtur et hoc mihi Platforninem non debere esse
Poza tym uważam że Platformę należy zniszczyć
/Katon starszy/


06 gru 2014, 23:06
Zobacz profil
Zawodowiec
Avatar użytkownika

 REJESTRACJA23 sie 2009, 07:34

 POSTY        3657
Post Re: Polityka i politycy
Radek Sikorski: Wzór oszczędności i poświęcenia

Muszę się bardzo pilnować, pisząc ten felieton, ponieważ groźny pan marszałek Sikorski zapowiedział w środę, że ma już dość oszczerstw i Romek pisze pozwy. No, może o Romku tym razem nie wspomniał, ale to chyba oczywiste.

Napiszę zatem tak: na podstawie niegdysiejszej bliższej znajomości z panem marszałkiem mogę autorytatywnie stwierdzić, że jest on osobą, która najpierw sprawdzi wszystkie alternatywne możliwości, zanim zapłaci z własnej kieszeni. Choćby za pudełko zapałek. Sikorski jest, mówiąc oględnie, człowiekiem po szkocku oszczędnym. I to się zgadza.

Spójrzmy, w ramach jak niewielkiego budżetu udało mu się w lutym 2013 r. zorganizować swoje urodziny w należącym do MON pałacyku w Helenowie. Według faktury za jedzenie, picie i nocleg zapłacił w sumie niecałe 14 tys. zł. Ceny za wynajęcie budynku na fakturze nie ma. Widocznie jest udostępniany za darmo. Taki ten MON łaskawy! A zakładam, że nie były to przecież ceny specjalne dla pana (wówczas) ministra, bo niby czemu? A skoro tak, to przewiduję, że do sekretariatu MON ustawi się teraz dłuuuuga kolejka chętnych, którzy za podobną sumę będą chcieli w Helenowie zorganizować sobie urodziny lub wesele. Dla ułatwienia podaję od razu numer do komendanta ośrodka: 22 689 20 01.
Można się powołać na mnie.

Spójrzmy na fakturę. Za "napoje" zapłacił pan marszałek 821 zł. Jeśli przyjąć, że miał około 50 gości, to musiał zamówić wino Szmaragdowy Staw, żeby starczyło dla wszystkich. Chyba że wliczył alkohol do jedzenia, które kosztowało 10 tys. zł. To już coś. Może na chipsach się nie skończyło. Było też zakwaterowanie - za całe 181 zł, podobno tylko dla ministra z małżonką.
Tanio jak barszcz, pewnie na dmuchanych materacach.

Tu pan marszałek wykazał się niesamowitą zdolnością do oszczędzania własnych pieniędzy. Nie oszczędzał się natomiast przy pełnieniu poselskich obowiązków. W nielicznych momentach wolnych od spraw ministerialnych wsiadał we własny samochód i bez tchu, nie bacząc na zmęczenie, przemierzał w weekendy tysiące kilometrów po swym okręgu wyborczym, spotykając się z wdzięcznymi obywatelami, których narzekań, ale i pochwał wysłuchiwał cierpliwie. Nic dziwnego, że potem brał z Sejmu ryczałt paliwowy. Przecież nie może wszystkiego finansować z własnej kieszeni.

Uczmy się od Radka Sikorskiego oszczędzania i wyszukiwania okazji, a zarazem ofiarności i poświęcenia w służbie dla państwa.

Mam nadzieję, że za tę pochwałę nie czeka na mnie pozew, napisany przez Romka.

RADEK TAXI - czyli BOR jako taksówka
Załącznik:
Radek taxi.JPG


Łukasz Warzecha
http://m.se.pl/wydarzenia/opinie/lukasz ... 85332.html


 Nie masz wystarczających uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego postu.

____________________________________
Videtur et hoc mihi Platforninem non debere esse
Poza tym uważam że Platformę należy zniszczyć
/Katon starszy/


16 gru 2014, 20:29
Zobacz profil
Fachowiec
Własny awatar

 REJESTRACJA14 wrz 2011, 21:56

 POSTY        1263
Post Re: Polityka i politycy
Adam Hofman przerywa milczenie! W rozmowie z tygodnikiem „w Sieci” poseł przedstawia swoje racje i stwierdza: „Wrobiono nas, będziemy walczyć!”

„w Sieci”: Gdy powiedzieliśmy kilku osobom, że zgodził się pan na wywiad dla „wSieci”, reakcją części było stwierdzenie: „A o czym tu gadać? Wszystko przecież jest jasne, temat zamknięty”. To jak, jest o czym gadać?

ADAM HOFMAN:
Temat nie jest zamknięty. Wręcz odwrotnie: zrobimy wszystko, by przedstawić opinii publicznej prawdziwy stan rzeczy, zupełnie inny, niż przedstawia to część mediów. Mówię: my, bo poddani linczowi wraz ze mną koledzy są w takiej samej sytuacji.

Do tej pory milczeliście. Dlaczego?

Przyczyny były dwie. Pierwsza polityczna – finał kampanii wyborczej. W imię interesu całej formacji uznaliśmy, że musimy zacisnąć zęby i nie dopuścić, by pomiędzy pierwszą a drugą turą uwaga mediów znów skupiła się na nas, a nie na wyborach i propozycjach opozycji. Druga przyczyna była chyba zrozumiała dla każdego – troska o nasze rodziny. One bardzo to przeżywały i potrzebowały chwili wytchnienia po tym, jak spadła na nie ta lawina. (…) Dziś jesteśmy po wyborach, te emocje opadły i mam nadzieję, że pojawi się miejsce na przedstawienie naszych argumentów, na spokojne wysłuchanie, a nie tylko połajanki w rytmie wojennych bębnów. Wcześniej było to niemożliwe. No i ostatnia zmiana: mamy w ręku poważne argumenty, coś więcej niż słowo oskarżenia ze strony obozu władzy, części mediów czy też, co najbardziej kuriozalne, Radosława Sikorskiego, jednego z głównych bohaterów afery taśmowej, który dziś próbuje być naszym sędzią. Sędzią we własnej sprawie, bo to on przecież odpowiada za sejmowe regulacje dotyczące wyjazdów służbowych posłów.

Co to za argumenty?

Zaskoczeni zarzutami pod naszym adresem wystąpiliśmy do Kancelarii Sejmu o podstawy prawne rozliczania pracy i wyjazdów parlamentarzystów, przepisy ogólne i wewnętrzne regulacje sejmowe. Jesteśmy po konsultacjach prawnych i mamy solidne ekspertyzy, słowem – rozłożyliśmy całą sprawę na czynniki pierwsze. Z tej perspektywy ohydę całej akcji przeciw nam widać bardzo wyraźnie.

Co konkretnie?

Działaliśmy cały czas w zgodzie z prawem, obyczajem parlamentarnym i powszechnie przyjętymi zasadami. W żadnym z tych setek komentarzy o rzekomych wyłudzeniach, oszustwach, nadużyciach nie było słowa prawdy.

Zaraz, zaraz. Po kolei. Istota zarzutu jest taka: wystąpili panowie do Kancelarii Sejmu o zwrot kosztów za przejazd samochodem, a wcześniej już kupiliście bilety na tanie linie lotnicze. Wniosek: chcieliście dostać duży zwrot za wyprawę samochodową, której nawet nie planowaliście. Zacytujmy precyzyjnie najczęściej cytowane doniesienie: „Jak ustalił reporter Radia ZET Jacek Czarnecki, politycy kupili bilety lotnicze na przelot tanimi liniami z Warszawy do Madrytu dla ośmiu osób na ponad dwa tygodnie przez otrzymaniem zgody na wyjazd samochodem i na prawie miesiąc przed pobraniem zaliczki w wysokości 19 779 zł”. Wynika z tego jednoznacznie, że pobrali panowie w sumie prawie 20 tys. zł. „Fakty” TVN nazywały te sumy „kilometrówką”.

No właśnie, nikt nawet nie sprawdził, czy coś takiego jak „kilometrówka” w ogóle istnieje. W naszym przypadku nie ma czegoś takiego. Z punktu widzenia przepisów Kancelarii Sejmu nie ma żadnego znaczenia, jakim środkiem transportu poseł jedzie za granicę. Do wyboru ma wyłącznie dwie opcje: zakup biletu przez Kancelarię Sejmu lub ekwiwalent gotówkowy w wysokości odpowiadającej cenie najtańszego biletu lotniczego na danej trasie.

A „kilometrówka”?

Panowie, tu jest właśnie istota manipulacji! Powtarzam: niezależnie, czy poseł wyprawia się samochodem, rowerem, pociągiem, czy idzie pieszo, zawsze, zawsze dostaje tylko i wyłącznie zwrot w wysokości najtańszego biletu lotniczego. Kancelarii Sejmu nie interesuje też, czy jechał sam, czy z kimś, bo nigdy nie zapłaci za podróż posła więcej, niż zapłaciłaby, gdyby sama kupiła bilet. Nikt nie żąda od posła żadnych wyliczeń, faktur za paliwo, kosztów amortyzacji czy tłumaczenia się, czy poseł wydał mniej, czy więcej. Dostaje tyle, ile kosztuje najtańszy bilet lotniczy.

To zacytujemy jeszcze „Fakty” TVN, które donosiły: „20 służbowych wyjazdów rozliczył w Sejmie w tej kadencji poseł PiS Adam Hofman. 19 razy wziął tzw. kilometrówkę, razem 53 068 zł. Mariusz A. Kamiński pobrał z kolei ponad 55 tys. zł za 21 wypraw samochodem”. Wynika z tego jasno, że pan brał „kilometrówkę”.

Cóż mam odpowiedzieć? Nigdy nie brałem żadnej „kilometrówki”, zresztą nikt jej w Sejmie nie bierze, nie wypłaca i nie rozlicza. To fakt medialny, czysty wymysł, bez związku z rzeczywistością. W każdym z tych 19 opisanych przypadków jedynymi pieniędzmi, jakie wpływały na nasze konto, były kwoty stanowiące równowartość ceny najtańszego biletu wedle stawki ustalonej przez Kancelarię Sejmu.

A jeśli podróż kosztuje więcej niż bilet?

Wtedy poseł musi dołożyć ze swoich. Wielokrotnie tak robiłem, gdy musiałem wracać do kraju nagle. Wtedy, jak wiadomo, jest najdrożej. Mało tego. Jeśli poseł w ostatniej chwili dostaje z Kancelarii Sejmu bilet lotniczy, a nie ekwiwalent, to już koszty dotarcia z lotniska do hotelu, koszty przemieszczania się w danym mieście pokrywane są wyłącznie z własnych środków. Kancelaria Sejmu tego nie refunduje.

Wedle cytowanych relacji mediów na pana konto wpłynęły w sumie 53 tys. zł za „kilometrówki”. Tak było?

Bzdura, nas nie dotyczyła żadna „kilometrówka”. Ponownie powtarzam: nie brałem żadnej „kilometrówki”. Poseł dostaje bilet lub jego równowartość, wyjeżdża, korzysta z hotelu, za co Kancelaria Sejmu opłaca fakturę, i koniec. Zresztą sięgnijmy do pisma Andrzeja Halickiego, które ogłaszano jako rzekomo koronny dowód przeciwko nam, a w którym wyraża zgodę na nasz wyjazd do Madrytu. Stwierdza w nim, że posłowie otrzymają „do wypłaty ekwiwalent za podróż samolotem”. I kropka. Całość tych zatwierdzonych, na trzech delegatów, wtedy 19 tys. zł kosztów naszego wyjazdu, po blisko 6 tys. na głowę, to koszty podróży, noclegów, w tym diety.

W powszechnej opinii koronnym dowodem przeciwko panu i dwóm pozostałym posłom PiS był dokument „karta podróży samochodem prywatnym”. Pan go wypełnił, podpisał, a przecież nie jechał, ale leciał. Dlaczego?

Bo innego formularza umożliwiającego określenie miejsce i czasu podróży w Kancelarii Sejmu nie ma. Można albo wziąć bilet od Kancelarii Sejmu, i wtedy niczego takiego się nie wypełnia, albo samemu organizować wyjazd. I wtedy, niezależnie, czy jedziemy pociągiem, rowerem, czy samochodem, wypełnia się właśnie „kartę podróży samochodem prywatnym”. To pismo oznacza tylko tyle, że nie chce się biletu, więc przysługuje ekwiwalent w wysokości jego ceny. Tak to ustaliła Kancelaria Sejmu, taki druk przedkładała posłom, tak to od lat funkcjonuje i w ten sposób są rozliczane podróże wszystkich posłów co najmniej od 2009 r.! W tym dokumencie nie chodzi bowiem o środki podróży, bo one nie mają przecież wpływu na pieniądze, które otrzymujemy, ale o określenie czasu przekroczenia granicy. Te dane służą bowiem do obliczenia diet, liczby noclegów itp. To także nie posłowie określają, jaka kwota przysługuje z tytułu podróży, tylko Kancelaria Sejmu. Rola posła ogranicza się do poinformowania, czy chce bilet kupiony przez Kancelarię Sejmu, czy będzie podróżował na własną rękę, więc Kancelarii jest obojętne, w jaki sposób poseł będzie podróżował, gdyż jej koszt z punktu widzenia Sejmu jest taki sam.

Jeśli tak, to dlaczego gdy wybuchła afera, pan wraz z posłami Kamińskim i Rogackim wydali oświadczenie, w którym stwierdzają m.in.: „Niezwłocznie po powrocie z Madrytu 4 listopada 2014 r. (wtorek) o godz. 9.00 złożyliśmy na ręce Przewodniczącego delegacji Sejmu do ZPRE pana posła Andrzeja Halickiego pismo informujące, że nie pojechaliśmy samochodami, tylko polecieliśmy samolotem oraz że bilety wykupiliśmy z własnych środków, a pieniądze na ryczałt na przejazd samochodem zwrócimy. Zgodnie z tym oświadczeniem dokonaliśmy zwrotu całej pobranej zaliczki za ryczałt na przejazd samochodami na konto Kancelarii Sejmu RP”. Po co zwracali panowie zaliczkę, skoro wszystko było w porządku?

Chcieliśmy zamknąć temat, ale nie rzekomych nieprawidłowości, lecz temat naszych żon. Uznaliśmy, że skoro okoliczności towarzyszenia nam żon w tym wyjeździe budzą takie emocje, to uznając wyjazd za prywatny i zwracając całą zaliczkę, spowodujemy, iż tabloidy odczepią się od naszych rodzin. Zaczynało to być już bowiem groźne: żona dzieci nie mogła bezpiecznie odebrać ze szkoły. To także była końcowa faza kampanii wyborczej.

Padają tam jednak słowa o tym, że „pieniądze na ryczałt za przejazd samochodem zwrócimy”.

To skrót myślowy. Poprawnie: ekwiwalent. Chodziło o środki za podróż na własną rękę, zawsze taki sam, równowartość najtańszego biletu, niezależnie od wybranego środka transportu. Już po wybuchu tej nagonki na nas Kancelaria Sejmu potwierdziła oficjalnie na swojej stronie internetowej, że nie ma czegoś takiego jak karta samochodowa, nie wylicza się żadnej „kilometrówki”, a ryczałtu, tego ekwiwalentu za bilet lotniczy, się nie rozlicza. Co ja z nim zrobię, jak dotrę na miejsce, taniej czy drożej, niż kosztuje najtańszy bilet, to Kancelarii Sejmu nie interesuje. Po żadnej delegacji, po żadnym wyjeździe nigdy nie została mi w prywatnej kieszeni ani złotówka. Odwrotnie – często do tych wyjazdów dokładałem.

Dlaczego jednak, mając już bilety na lot do Madrytu, zdecydowali się panowie złożyć wniosek, w którym sugerują, że pojadą panowie samochodem?

Nie sugerujemy. Sugeruje to formularz Kancelarii Sejmu. Innego nie ma. Nie ma „karty podróży samolotem”, „karty podróży pociągiem” czy innych druków. Postąpiliśmy uczciwie i prawidłowo: kupiliśmy bilety lotnicze, a następnie złożyliśmy standardowy wniosek, który się składa za podróż innym środkiem, niż kiedy bilet zakupiony jest przez Kancelarię Sejmu. Przy czym w przypadku podróży do Madrytu de facto decyzja o skorzystaniu z samolotu zapadła w ostatniej chwili. Nadto w obecnych realiach, które obowiązują w Kancelarii Sejmu, taki system również pozwala na elastyczne decydowanie o terminie podróży. Dodam, że jako rzecznik prasowy Prawa i Sprawiedliwości bardzo często musiałem pilnie wracać. Gdybym korzystał z biletów kupionych przez Kancelarię Sejmu, byłbym uziemiony. Korzystając z ekwiwalentu za bilet, zyskiwałem mobilność.

http://wpolityce.pl/polityka/224932-ada ... my-walczyc

____________________________________
Ojczyznę wolną pobłogosław Panie.


18 gru 2014, 00:16
Zobacz profil
Fachowiec
Własny awatar

 REJESTRACJA14 wrz 2011, 21:56

 POSTY        1263
Post Re: Polityka i politycy
„To wyjątkowa podłość!” Oburzenie po sugestii Kopacz o esbeckiej „lojalce” Kaczyńskiego. Gowin: Niech pani premier przeprosi!

To wyjątkowa podłość!

— w ten sposób politycy komentowali sugestię Ewy Kopacz o tym, że Jarosław Kaczyński podpisał esbecką lojalkę.


Przypomnijmy - premier nawiązała podczas piątkowej konwencji Platformy do „argumentów”, które publikował w latach 90. tygodnik „Nie” Jerzego Urbana.

CZYTAJ WIĘCEJ: Urban w spódnicy. Ewa Kopacz sugerując, że Kaczyński podpisał lojalkę, skutecznie zachęciła mnie do udziału w marszu 13/12

Na antenie Radia Zet Ryszard Czarnecki nie krył oburzenia słowami szefowej rządu:

Już pan Jerzy Urban przegrał w tej sprawie proces. To wyjątkowa podłość pani premier., ale tak krawiec kraje, jak mu materii staje…

— mówił europoseł PiS.

Ewę Kopacz próbował bronić doradca prezydenta Tomasz Nałęcz:

Być może pani premier myślała o tym, że w grudniu 1981 roku ludzi takich jak prezes Kaczyński albo internowano, albo ciągano na komendy policji… Wiadomo, że nie podpisał i chwała mu za to…

— urwał Nałęcz.

Do sprawy odniósł się też Jarosław Gowin. Polityk zjednoczonej prawicy wytykał Nałęczowi, że ten nie potrafi jednoznacznie potępić słów Kopacz.

Wypowiedź pani premier zasługuje tylko na jedno: by pani premier wyszła i przeprosiła Jarosława Kaczyńskiego!

— zaznaczył szef Polski Razem.

Iwona Śledzińska-Katarasińska broniła swojej szefowej, nie chcąc oceniać, „czy wypadło to zręcznie”. Jej zdaniem Ewa Kopacz przedstawiała tylko szeroki kontekst tego, co dział się w stanie wojennym.

Nie widzę nic na tyle gorszego, by pani premier, którą na marszu obrażano nieustannie…

— złościła się posłanka PO.

Odpowiedział jej Gowin:

Zachowajmy proporcje. Pani premier odczytała ze zrozumieniem tekst, wiedziała, co tam jest. Użyła tych słów świadomie. Nie brońcie tego! Szczególnie w ustach Ewy Kopacz, która w latach 80. nie była w Solidarności… Ja jeszcze inną miarę przykładam do słów Władysława Frasyniuka, a inną do tych, którzy przed 1989 nie mieli odwagę zaangażować się w działania antykomunistyczne, a teraz posługują się insynuacjami zdezawuowanymi przez sąd… Przywoływanie fałszywki esbeckiej obraża mnie jako obywatela!

— mówił b. minister sprawiedliwości.

W rozmowie nie zabrakło też wątku związanego z sobotnim marszem i zarzutami co do nadużyć wyborczych i fałszerstw.

W ciągu 22 lat obserwowałem wybory na czterech kontynentach: na Ukrainie, Kaukazie Południowym - tam wybory są coraz bardziej otwarte, a u nas w tej sprawie mamy regres…

— mówił Czarnecki.

Nałęcz nie krył za to oburzenia tym, co widział na ulicach Warszawy:

Jak Wy możecie twierdzić, że to Warszawa z 1981 roku? Jak PiS może twierdzić, że wybory wygrało, skoro zostały sfałszowane? Jak mogły być fałszowane tam, gdzie wybory organizowało PiS?!

— drwił prezydencki doradca.

http://wpolityce.pl/polityka/225836-to- ... -przeprosi

* * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * *
Przejdzie Urban, przejdziem Kopacz, będziem Polakami…

Czy to może być przypadek, że premier Ewa Kopacz z taką łatwością wskoczyła w buty Urbana? I że te buty pasują na nią jak ulał? Miała przecież pełną świadomość, że kłamie. Z całkowitą dezynwolturą wobec prawdy zrobiła grubą, chamską aluzję do rzekomego podpisania lojalki przez Jarosława Kaczyńskiego. To nie mógł być przypadek. Z drugiej strony, trudno, wręcz niemożliwie trudno jest o twardszy dowód, że Kaczyński miał rację, nazywając ją Urbanem w spódnicy.


Przypomina się głęboki PRL, rok 1968. Prymitywny kacyk partyjny Władysław Gomułka rzuca podłe pomówienie na pisarza Pawła Jasienicę. Podczas „spotkania aktywu ” partii przewodniej, w publicznym przemówieniu transmitowanym na całą Polskę, Gomułka robi właśnie grubą, prymitywną aluzję, że Jasienica został wypuszczony z więzienia w zamian za kolaborację z reżimem komunistycznym.
Dokładnie to sama zrobiła Ewa Kopacz, obecna szefowa partii i rządu, podczas spotkania samorządowego aktywu Platformy. Jeśli zamienimy PZPR na PO, a Gomułkę na Kopacz, Jasienicę na Kaczyńskiego i odliczymy 46 lat wstecz, to nie ma żadnej różnicy pomiędzy tymi sytuacjami. Jest pełna analogia pomiędzy istotą sprawy, czyli fałszywymi pomówieniami. Zarówno Kopacz, jak i Gomułka rzucali podłe oszczerstwo na człowieka, mając świadomość, że kłamią w żywe oczy narodowi. Ta sama mentalność i brak hamulców. Ta sama stalinowska szkoła, z tym, że Kopacz kończyła skrócony kurs w ZSL. Ale nauka nie poszła w las.

Przy okazji któregoś z marszów niepodległości Seweryn Blumsztajn w ferworze lewackiego uniesienia wymyślił, że najgorszą polską twarzą był przedwojenny faszyzm. Jest to oczywiście wierutna bzdura, bo rzekomy polski faszyzm przed wojną był harcerstwem wobec tego, co wyprawiał prawdziwy faszyzm na zachodzie Europy. Najgorszą polską twarzą jest bowiem komunizm. Przy tym, co wyrabiali w Polsce po wojnie komuniści bledną getta ławkowe z przedwojnia, a Piasecki ze swoim ONR-em wydaje się poczciwym safandułą przy sowieciarzach - Bierucie, Bermanie, Gomułce, Goldbergu czy Jaruzelskim albo Kiszczaku. Żaden polski faszyzm nie zrobił setnej części promila tego zła, które popełniła w Polsce mordercza hołota spod znaku sierpa i młota.

Pani premier, która w PRL nie splamiła się żadną działalnością opozycyjną, nie powinna w ten sposób atakować kogoś, kto tę kartę zapisał bardzo ładnie

— pisze tygodnik Polityka, którego nie sposób posądzić o cień sympatii wobec Jarosława Kaczyńskiego.

To też ta opinia jest bardzo oględna wobec oszczerstwa premier Kopacz. Bo przecież premier Kopacz doszlusowała do samego Gomułki. Urban nie był prekursorem propagandy w sowieckim stylu. Można więc powiedzieć, że pani Kopacz zaczerpnęła natchnienie do swoich oszczerstw z samej krynicy fałszu.

Polska najgorsza twarz – bierutowszczyzna, gomułkowszczyzna. Dzisiaj najgorszą polską twarz reprezentuje oblicze premier Ewy Kopacz. Pisząc ten tekst wahałem się co do tytułowej parafrazy - hymnu narodowego, bądź co bądź – czy to nie jest profanacja? Ale w końcu doszedłem do wniosku, że nie, tak nie można stawiać sprawy, mając do czynienia z prymitywnym kłamstwem, w krystalicznie sowieckiej postaci. Profanacją polskości jest Ewa Kopacz na stanowisku szefa polskiego państwa.

http://wpolityce.pl/spoleczenstwo/22590 ... m-polakami

* * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * *
Wścieklizna obywatelska, czyli krajobraz po marszu

Wywrzaskuje furię Niesiołowski, tocząc pianę obfitszą niż zazwyczaj. Pioruny ciska Kuczyński na antysystemowość Kaczyńskiego.


Złorzeczy i od najgorszych wyzywa Frasyniuk, potwierdzając swój status koncesjonowanego intelektualisty.

Kopacz misterne oszczerstwa konfabuluje, załamując białe dłonie matki Polki nad sponiewieraną demokracją.

Sikorski apeluje do społeczeństwa, żeby domniemywało jego niewinności.

Zdopingowana przez prokuraturę Platforma gorączkowo poszukuje listy sowicie zapłaconych przez państwo kilometrówek Sikorskiego.

Celiński dusi się w konwulsjach odrazy do podpalaczy Polski.

Świętym oburzeniem na Kaczyńskiego płoną święte krowy z najwyższych sądów.

Nie nadążają doradcy z podrzucaniem złośliwych grepsów Komorowskiemu.

Rządowy CBOS bije rekordy poparcia partii rządzącej.

Wujec  z Lityńskim z gorączką w oczach prostują ścieżki opozycyjne Kaczyńskiego.

Trzeszczy moralny kręgosłup Olejnikowej od ciężaru wiader z pomyjami wylewanych na PiS.

Kamiński Misiek chwyta się najdzikszych argumentów na dowód, że Kopacz wielkim premierem jest.

Kolenda-Zaleska pracowicie dokonuje kolejnej egzegezy nikczemności pisowskiej.

Zdesperowana do kresu wytrzymałości michnikowy szmatławiec wyrusza w podróż „W osiemdziesiąt  dni dookoła świata z Hofmanem”.

Palikot z rozpaczy rzucił się w odmęty szaleństwa i startuje do żyrandola prezydenckiego.

Jak w ukropie uwijają się tefaueny, tokefemy i eremefy, ścigając się na procenty zawartości fałszu w łgarstwie.

Faszyzm powoli wyczerpuje swoje możliwości jako kopalnia porównań do Kaczyńskiego. Bolszewizm już się wyczerpał. Feudalizm jeszcze wcześniej stracił przydatność. Przyjdzie sięgnąć do czasów Dżyngis Chana. Albo zgoła do epoki kamiennej.

A wszystko to z powodu jednego pokojowego marszu. Kilkudziesięciotysięcznego marszu, w trakcie którego nie poleciała ani jedna szyba. Żaden brukowiec nie został wyrwany z bruku. Nikt pierwszy nie rzucił kamieniem w policjanta. Nie zapłonęła kukła żadnego moralnego autorytetu. Nawet opony nie spalili. Nie padło ani jedno faszystowskie hasło. Jak tu żyć? – pyta rozwścieczony do białości beneficjent systemu III RP.

http://wpolityce.pl/polityka/226110-wsc ... -po-marszu

* * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * *
Wałęsa: Niby legenda, ale straszna kutwa

Wałęsa zarabia miliony, a córce dał pracę za 1500 zł. I to na umowę śmieciową...


Kto się mógł tego spodziewać? Lech Wałęsa za wykłady zgarnia miliony, a sam często i ostro krytykuje krwiożerczy kapitalizm. Teraz okazuje się, że sam jest takim właśnie kapitalistą. Jak pisze „Fakt”, „Wałęsa zarabia miliony, a córce dał pracę za 1500 zł.”.

To nie żart. Anna Wałęsa pracuje u ojca za 1500 złotych. Wszystko na tzw. umowę śmieciową. Oficjalnie córka byłego prezydenta mówi, że nie o pieniądze jej chodzi. Praca u ojca to dla mnie zaszczyt – przekonuje.

„Pewnie niektórzy ludzie będą wytykać, że to córka pracuje, ale ja uważam, że skoro tata nas kiedyś chronił, to trzeba się teraz odwdzięczyć” - mówi Anna Domińska. Zaznacza, że dla niej to zaszczyt, że może pracować dla ojca.

Jak przypomina gazeta śmieciowe zatrudnienie córki Wałęsy to jednak nie jedyny przykład zaskakującego traktowania dzieci przez „legendę” Solidarności. Wcześniej na podobnym stanowisku pracował syn byłego prezydenta, dziś europoseł Jarosław Wałęsa. Obecny polityk przyznawał, że ojciec płacił mu... 800 zł za to, że był jego doradcą i kierownikiem biura. Jak widać pensje u byłego prezydenta po latach wzrosły niemal dwukrotnie.

Co ciekawe, biuro Lecha Wałęsy jest również przystanią dla niespełnionej gwiazdy showbiznesu Marii Wiktorii. Dziś pracuje w Instytucie Lecha Wałęsy, gdzie z matką Danutą Wałęsową doprowadziła do zmiany szefa tej instytucji.

Jak widać Lech Wałęsa to rodzinny człowiek. Równie rodzinny co skąpy...

http://www.stefczyk.info/wiadomosci/pol ... 2488835393

____________________________________
Ojczyznę wolną pobłogosław Panie.


18 gru 2014, 00:19
Zobacz profil
Fachowiec
Własny awatar

 REJESTRACJA14 wrz 2011, 21:56

 POSTY        1263
Post Re: Polityka i politycy
Jarosław Kaczyński dla wPolityce.pl: Mam nadzieję, że to ostatnie święta Bożego Narodzenia z Platformą u władzy.

Obrazek

Polityce.pl: Panie premierze, najlepsze badania dla Prawa i Sprawiedliwości i całego obozu zjednoczonej prawicy wskazują na możliwość zdobycia ok. 210-215 mandatów. Brakuje czegoś przełomowego, co pozwoliłby na skok o te brakujące kilka punktów procentowych. Czy myślał Pan o scenariuszu, w którym prawica sięga po nie dzięki pańskiej debacie (bądź szeregowi debat) z Ewą Kopacz?

Jarosław Kaczyński, b. premier, prezes PiS
: Wie pan, trudno mi powiedzieć, czy akurat ta metoda byłaby przełomowa. Można podjąć różne inicjatywy, tym niemniej nie sądzę, by druga strona z ochotą godziła się na propozycje, które mogą dać nam zwycięstwo i większość w parlamencie. Natomiast jeśli pani Ewa Kopacz utrzyma się w fotelu premiera do wyborów, to trudno będzie jej się uchylić od debaty. Nie wyciągnie pan jednak ode mnie już dziś deklaracji, że domagam się debaty z panią premier Kopacz. Nie mówię „nie”, ale to temat, który należy podejmować już w kampanii wyborczej. Melodia przyszłości.

Przestrzegam przy tym przed myśleniem na już, na tę chwilę. W tej chwili najlepsze sondaże dają nam 215 mandatów, natomiast latem były takie badania, które dawały nam ponad 230 miejsc w Sejmie… To wszystko jest labilne, ale generalnie trend jest lepszy. Przypomnę panu czasy dość odległe w wymiarze tej kadencji Sejmu, ale jednak generalnie bliskie, gdy wieszczono nam wyniki poniżej 20 procent. Jest zdecydowanie lepiej i naprawdę mamy szanse na to, by wygrać te wybory tak, by samodzielnie rządzić. My naprawdę w tym Sejmie nie widzimy partnerów, z którymi moglibyśmy współrządzić – proszę powiedzieć, z kim mamy zmienić Polskę? Razem z PSL? Z SLD?

Z Nową Prawicą?

Tutaj sprawa wygląda inaczej, nie zamykam tej furtki. Pytanie pozostaje jednak zawieszone i mocno wątpliwe, bo nie wiem, jak wygląda powszechne nastawienie w tej partii, której działacze krzyczą na wiecach „PiS, PO – jedno zło”.

A jak wygląda współpraca z tymi, z którymi idzie pan razem do wyborów? Mam na myśli przedstawicieli Polski Razem i Solidarnej Polski. Widzi Pan dla nich miejsce w realnych władzach obozu prawicy czy sztabu wyborczego?

Gdyby zdeklarowali się i weszli do Prawa i Sprawiedliwości, to niewątpliwie znaleźliby się w Komitecie Politycznym, ale na razie takiej deklaracji nie ma, więc to jest temat nieaktualny. Natomiast jeśli chodzi o sztab, to powiem szczerze, że rozmawialiśmy na ten temat i w grę wchodzi szczególnie jedno nazwisko.

Powie pan, o kogo chodzi?

Nie. (śmiech) Ale to z naszego punktu widzenia dosyć trudna kandydatura. Ta sprawa jest dogrywana, ciało zostało powołane, ale jesteśmy w trakcie uzupełnień. Z mojej strony jest wola otwarcia, ale to kwestia porozumienia się. Proszę pamiętać, że sztabu nie wyłania się na zasadach politycznych – ten element jest istotny, ale nie najważniejszy. Potrzebni są ci, którzy mają największe umiejętności w sferze organizacji i propagandy, bo tak to trzeba nazwać. Muszę mieć jednak też na uwadze struktury partyjne, by nie stworzyć czegoś na kształt dwuwładzy.

Zostawmy to. Chciałbym wrócić do kwestii wyborów samorządowych. Prof. Staniszkis w rozmowie z naszym portalem przekonywała, że PiS powinno wyraźniej podnieść narrację o zwycięstwie, dać się ludziom ucieszyć z wygranej po siedmiu latach porażek.

Ale my to naprawdę podnosiliśmy! Panie redaktorze, ja świetnie znam tę tezę, tylko gdybyśmy porzucili sprawę fałszowania wyborów, a pierwsze bardzo niepokojące wyniki znaliśmy przed siódmą rano w poniedziałek, to zrezygnowalibyśmy z najważniejszej sprawy. W pewnym momencie braliśmy pod uwagę całkiem poważnie scenariusz, w którym zajmujemy w tych wyborach trzecie miejsce, bo takie spływały sygnały.

Wracając do tej radości, o której pan mówił - co nam z krótkotrwałego zadowolenia ze zwycięstwa, gdy dochodzimy do takiego momentu, w którym trzeba postawić pytanie, czy w Polsce w ogóle istnieje demokracja? Niektórzy stawiają nawet tezę, że tej władzy nie da się zmienić za pomocą kartki wyborczej. Dlatego ogłoszenie zwycięstwa, które po krótkim czasie zostałoby zakwestionowane albo wyśmiane nie miałoby sensu. To byłoby przedsięwzięcie już nie na krótkich, ale króciusieńkich nóżkach. A doradzanie nam jakiejś większości radości traktuję jako dość charakterystyczny przejaw wypowiedzi tych ludzi, którzy nie chcą mówić o fałszowaniu, a w decydujących momentach z tych czy innych względów zachowują się dziwnie.

A nie jest tak, że na płaszczyźnie języka „strzelacie” dwa piętra wyżej niż jest to konieczne? Wątpliwości i poczucie niesmaku po wyborach mieli chyba wszyscy, ale fałszerstwo wyborcze kojarzy się w powszechnym rozumieniu z 1947 r. i gotowymi wynikami, które wysyła centrala.

Musimy się posługiwać językiem, który opisuje rzeczywistość, a nie skojarzeniami ludzi, za które nie mogę odpowiadać.

Nie może pan za nie odpowiadać, ale powinien pan je brać pod uwagę. To potencjalni wyborcy.

Zgoda, to ważne skojarzenie, ale proszę zrozumieć, że fałszerstwo jest także wtedy, gdy istnieje społeczny mechanizm fałszowania, władza zgadza się na niego, a następnie promuje go i broni przed jakimikolwiek zmianami. Proszę wybaczyć, ale w mojej opinii wypełnia to definicję sfałszowania wyborów. Fałszerstwo nie musi być związane z żadną grupą spiskową albo, jak pan mówił, z gotowymi wynikami spływającymi z centrali. Mechanizm, o którym mówię, polega na tym, że nie wiadomo, czy wynik będzie się różnił o tyle, czy o trochę więcej, ale wiadomo, że będzie mniej korzystny dla opozycji. Exit poll trafił dokładnie w SLD i prawie dokładnie w Platformę, a pomylił się tylko co do dwóch partii – dokładnie w takiej samej skali. Dziwne, prawda?

Zwracam też uwagę na to, jak mocno cały system zaangażował się w obronę status quo. Dla przykładu – w dyskusji po wyborach prezesi sądów pokazali się już nie jako stronniczy czy zaangażowani politycznie, ale po prostu jako partyjni. Nie jest dobrze, by prezesami sądów byli ludzie partyjni, i dotyczy to jakiejkolwiek partii. Jeżeli w Polsce nie uda się radykalnie, także w sensie personalnym, zreformować sądownictwa, to jakakolwiek naprawa państwa będzie bardzo trudna.

Skoro poruszył pan sprawę sędziów, to pozostańmy chwilę przy nich. Nowym przewodniczącym Państwowej Komisji Wyborczej został człowiek wyznaczony przez PiS do Trybunału Konstytucyjnego. Nie zwiększy to waszego zaufania do PKW i całych wyborów?

Wie pan, trudno mi powiedzieć. Nie ukrywam, że znam Wojciecha Hermelińskiego i to od bardzo odległych czasów, natomiast tak się jakoś składa, że w ostatnich latach z nim nie rozmawiałem. Nie dlatego, by był jakiś konflikt między nami, ale po prostu się nie złożyło. Obaj jesteśmy w niezręcznej sytuacji, nie będę w tej chwili starał się o spotkanie z nim, by nie było mowy o naciskach z naszej strony, ale mam nadzieję, że zdoła opanować tę sytuację z PKW. A jeśli nadarzy się okazja, to chętnie podzielę się z nim moimi uwagami związanymi z nadużyciami przy wyborach.

Wrócę jeszcze do pana słów sprzed kilku chwil. Czy wierzy pan, że da się dziś zmienić rzeczywistość za pomocą kartki wyborczej?

Uważam, że przy połączeniu dwóch czynników jest to możliwe. Pierwsza sprawa to nasze skuteczne prowadzenie wszystkich akcji politycznych zmierzających do zwiększenia poparcia, a druga to nacisk i presja na przeprowadzenie uczciwych wyborów.

Przy wyborach samorządowych ten nacisk z waszej strony nie był wystarczający. Da pan gwarancję, że przy prezydenckich i parlamentarnych będzie wyglądało to bardziej profesjonalnie z waszej strony?

PiS ma takie możliwości, jakie ma. Kampanię na rzecz przeprowadzenia uczciwych wyborów rozpoczęliśmy wielkim marszem 13 grudnia, ale będą kolejne manifestacje, będzie konferencja naukowa w tej sprawie, będziemy zbierać podpisy pod ustawą „Uczciwe wybory”. Wszystko po to, by zmobilizować jak największą liczbę ludzi wokół tej inicjatywy. Co do zarzutów do nas ws. wyborów samorządowych – mieliśmy w nich 32 tys. kandydatów na radnych (dla porównania Platforma miała dwa razy mniej), a więc ci, którzy są aktywnie związani z PiS, praktycznie zostali wyłączeni z procesu pilnowania wyborów. Stąd nie wszystkie komisje były obsadzone, a część z nich była obsadzona ludźmi nie do końca przygotowanymi do tego zadania.

W tej chwili jesteśmy nastawieni na cel bezpośredni, którym są wybory prezydenckie. I to w dwóch wymiarach: z jednej strony, by nie doszło do kolejnego fałszerstwa. A z drugiej oczywiście, by Andrzej Duda otrzymał jak najlepszy rezultat. W tej chwili numerem jeden w partii nie jestem ja, tylko właśnie Andrzej Duda. Formalnie pozostaję oczywiście szefem PiS, ale w sensie ekspozycji będziemy stawiać na naszego kandydata na prezydenta.

I w tym przypadku zabieganie o debatę z bezpośrednim rywalem będzie bardziej ofensywne.

Sądzę, że taka debata się odbędzie, ale myślę, że Bronisław Komorowski będzie jej unikał przed drugą turą. A może być i tak, że prezydent nie zgodzi się na nią nawet w drugiej turze. Na pewno jednak będziemy do tego dążyć.

A czy w kampanii tak prezydenckiej, jak i parlamentarnej, otworzycie się szerzej na nowe środowiska? Będzie zamiennik mobilizacji społecznej, której zabrakło przy ostatnich wyborach?

Zdecydowanie. Już w tej chwili zgłaszają się do nas ludzie niezwiązani z partią, którzy chcą brać udział w kampanii Andrzeja Dudy. On robi naprawdę bardzo dobre wrażenie. Zdarza się już, że ludzie spotkani przypadkowo na stacji benzynowej czy na ulicy, mówią o nim „przyszły prezydent” i nie robią tego złośliwie. Wykorzystamy zapał tych ludzi, to naprawdę duża szansa na wielkie poszerzenie PiS w tej kwestii. Nam często zarzucano, że nie dokonaliśmy tego wcześniej, ale to tak, jakby zarzucać komuś, że z średnio wypełnionego garnka nie wylaliśmy tyle wody, ile było jej potrzeba. Po prostu nie było tej wody.

I pan chce ten garnek wypełnić?

Będziemy robić wszystko, by tej wody było jak najwięcej. Utrzymując się w tym porównaniu, były takie momenty, gdy tej wody było naprawdę sporo, jak na przykład po katastrofie smoleńskiej. Nasz ówczesny sztab robił jednak wszystko, by ten zapał ugasić. Dla przykładu – sugerowano, że nie możemy skorzystać z dwóch milionów podpisów, które udało się zebrać dla wsparcia mojej kandydatury, bo miało to naruszać ustawę o ochronie danych osobowych… Sam byłem, co oczywiste, w bardzo specyficznej sytuacji. Gdybym był wówczas w lepszej kondycji, to pewne rzeczy poszłyby zupełnie inaczej. Dziś jestem mądrzejszy o tamte doświadczenia.

Na koniec – to ostatnie święta Bożego Narodzenia z Platformą u władzy?

Tak, mam nadzieje, że Bóg będzie litościwy dla Polski w tym względzie. (śmiech)

Rozmawiał Marcin Fijołek

http://wpolityce.pl/polityka/227100-jar ... asz-wywiad

____________________________________
Ojczyznę wolną pobłogosław Panie.


26 gru 2014, 21:03
Zobacz profil
Zawodowiec
Avatar użytkownika

 REJESTRACJA10 lis 2006, 07:34

 POSTY        3465
Post Re: Polityka i politycy
Józef Zych zastąpi bufona z Chobielina?
Józef Zych miałby zastąpić Sikorskiego w roli marszałka sejmu.

Doświadczony polityk ludowców jest gotowy do tego, by zastąpić Radosława Sikorskiego. Józef Zych z PSL był już kiedyś marszałkiem Sejmu. W rozmowie z Faktem przyznaje, że wie, jak dobrze kierować pracami Sejmu.
– Tam, gdzie to jest tylko możliwe, pomagam i nie będę się od tego uchylał – dodaje.

Fakt: Ostatnie posiedzenie Sejmu było bardzo burzliwe. Awantury, przekrzykiwania, konsumpcja na sali, wyzwiska i wyłączanie mikrofonów przez marszałka Radosława Sikorskiego. Sejm ucichł dopiero wtedy, gdy wszedł pan na mównicę. Widać, że cieszy się pan szacunkiem. Czyli jak trwoga, to do pana marszałka Zycha?

Józef Zych: Bez przesady. Były już gorsze czasy. Ja nigdy niepotrzebnie nie włączam się, ale w tym przypadku uznałem, że rzeczywiście troszeczkę szło to nie w tym kierunku. W pewnym momencie pan marszałek też nie bardzo sobie radził.

Czyli postanowił pan pomóc marszałkowi?

Postanowiłem pokazać Sejmowi, że do tak ważnej sprawy, a głosowaliśmy przecież zmianę konstytucji, trzeba podchodzić poważnie. Autorytet Sejmu jest dla mnie najważniejszy. Wprawdzie powinno być tak, że jak poseł się wygłupi na posiedzeniu, to się go bierze na rozmowę i można go utemperować! Ale ja takich działań nie widzę... Jestem przeciwnikiem sytuacji, gdy marszałkowie koncentrują się głównie na tym, czy wystąpienie powinno trwać minutę, czy półtorej minuty. To nieporozumienie i trzeciorzędne sprawy.

Czy jeśli byłaby taka potrzeba, byłby pan gotów pomóc Sejmowi na ostatniej prostej? Doprowadzić go do końca kadencji i uratować resztki honoru?

Na razie marszałek Sejmu wciąż jest na stanowisku. Natomiast poza tym stanowiskiem to ja panu powiem, zawsze jak było to potrzebne, Sejmowi pomagałem. Przewodniczyłem dwóm komisjom, byłem wicemarszałkiem, dwukrotnie marszałkiem. Nawet w tej kadencji nie ma posiedzenia Sejmu, na którym bym nie miał 3–4 wystąpień. Tam gdzie to jest tylko możliwe, pomagam i nie będę się od tego uchylał. Chcę jednak zastrzec, że nie marzę o byciu marszałkiem.

Utemperowanie faktycznie by się przydało. I jedzącej na sali posłance Pawłowicz i Ryfińskiemu, który do Kaczyńskiego krzyczy „kurduplu”?

To naprawdę nie ten Sejm co dawniej. Pamiętam nawet, że w latach 90., gdy komórki nie były jeszcze tak powszechne, kiedy poseł
wszedł na salę plenarną z telefonem, od razu zwracałem mu uwagę i więcej tak nie robił. O jedzeniu nawet nie wspomnę. Choć był wprawdzie wyjątek. Doskonale pamiętam, gdy śp. Jacek Kuroń przyszedł na salę z kawą. Jemu odpuściłem, bo wiedziałem, że on potrzebuje kofeiny, jest chorowity i nie robiłem larum.

Z kulturą osobistą jest tak, że pewne rzeczy trzeba wynieść z domu.

To fakt, ale ja na przykład rozmawiałem z marszałkiem Sikorskim po jego wyborze. On mnie o to poprosił. Wskazywałem mu, co można poprawić. Powiedziałem mu, że marszałek powinien być przede wszystkim negocjatorem, a nie stawać z biczem i zwracać wszystkim uwagę.

Marszałek Sikorski od początku deklarował, że chce przywrócić godność Sejmowi. Stąd też zapał przy sprawdzaniu wydatków w ramach tzw. kilometrówek. Ale czy nie jest tak, że jak się kogoś krytykuje, to trzeba być samemu w porządku? Radosław Sikorski sam dziś jest jednym z posłów sprawdzanych przez prokuraturę, bo brał pieniądze z Sejmu na prywatne auto w czasie, kiedy przysługiwała mu limuzyna BOR.

To jest istotny problem, ale choć kilometrówki ustalało prezydium Sejmu, nie zrobiono tego do końca sensownie. Na logikę – czy ryczałt powinien być taki sam dla posła z Warszawy, jak z Zielonej Góry? Z jednej strony trzeba mieć świadomość, że z tych pieniędzy trzeba się rozliczyć. Ale nigdy nie mówiono, że poseł ma wykazywać kilometry od–do. Nawet w zakładach pracy od tego odeszli. Zgadzam się, że trzeba stworzyć mechanizm, który zapewniałby możliwość podróżowania posłowi, ale z drugiej – bez wątpienia – wymaganie tego trzeba zaczynać od siebie. Każdy indywidualnie niech się rozlicza ze swoich grzechów. Mam jednak nadzieję, że wobec powstałych wątpliwości posłowie będą potrafili się obronić.



Dość tego pajaca, trefnisia i bufona w polskim parlamencie.
~wyborca


http://www.fakt.pl/polityka/jozef-zych- ... 12999.html

____________________________________
"Demokracja to cztery wilki i owca głosujące o obiedzie" R.A.Heinlein


27 gru 2014, 18:23
Zobacz profil
Zawodowiec
Avatar użytkownika

 REJESTRACJA23 sie 2009, 07:34

 POSTY        3657
Post Re: Polityka i politycy
Nie pamięta czy była w ZSL

Obrazek
Amnezja premier Ewy Kopacz?

- Nie przypominam sobie (…) Zawsze myślałam, że moją pierwszą partią była Unia Wolności
- oświadczyła na konferencji prasowej premier Ewa Kopacz. Ku wielkiemu zdziwieniu zarówno dziennikarzy jak i wszystkich oglądających konferencję prasową, Ewa Kopacz przekonywała, że nie pamięta swojej partyjnej przeszłości. Tymczasem jeszcze we wrześniu na łamach portalu niezalezna.pl informowaliśmy o tym, że Ewa Kopacz była członkiem Zjednoczonego Stronnictwa Ludowego. Tę sensacyjną informację podał Krzysztof Kosiński - rzecznik PSL.

Jak pisaliśmy na łamach naszego portalu o członkostwie Ewy Kopacz w ZSL poinformował Krzysztof Kosiński - rzecznik PSL. W rozmowie z reporterem niezalezna.pl dziwił się, że ta informacja nie była wcześniej publicznie znana. Jak udało się ustalić naszym dziennikarzom Ewa Kopacz zgłaszała się również do spadkobiercy komunistycznego stronnictwa chłopów – PSL (Więcej na ten temat TUTAJ). Tymczasem polityczna biografia nowej premier na Wikipedii zaczyna się w 1990 r.

Dziś na konferencji prasowej Ewa Kopacz odniosła się do informacji na temat swojej przynależności do ZSL.
- Nie przypominam sobie (…) Zawsze myślałam, że moją pierwszą partią była Unia Wolności  (...) Sięgnę do archiwów i sprawdzę, jak się mogło zdarzyć, że wstąpiłam do ZSL
– oświadczyła Ewa Kopacz.

Na te słowa błyskawicznie zareagowali dziennikarze oraz internauci komentujący całą sprawę na Twitterze:
- PBK nie pamięta, czy czytał aneks do raportu, RS zawodzi pamięć w sprawie spotkania DT z Putinem, PEK nie pamięta czy była w ZSL
- napisał Michał Szułdrzyński z „Rzeczpospolitej”.

- ZSL - Zapomniałam Swojej Legitymacji – rozwinął skrót organizacji Michał Majewski z tygodnika „Wprost”.

Dopytywana o szczegóły Ewa Kopacz rzuciła jedynie lakonicznie: „Jak będę wiedziała spotkam się z Państwem, żeby to szczegółowo wyjaśnić”.

Zjednoczone Stronnictwo Ludowe (ZSL) to jedna z najdłużej funkcjonujących partii komunistycznej dyktatury w Polsce. Stronnictwo rozpoczęło swoją działalność w 1949 r., a w deklaracji ideowej na Kongresie ZSL zapisano, że funkcja polityczna chłopów ogranicza się do roli czynnika, który popiera klasę robotniczą. Samo ZSL uznano za ugrupowanie wspierające PZPR. ZSL działało do 1989 r., gdy zmieniło nazwę na Polskie Stronnictwo Ludowe, a jeszcze w trakcie obrad Okrągłego Stołu ZSL reprezentowało dotychczasową czerwoną koalicję.
O przynależności Ewy Kopacz do ZSL pisał m.in. Tygodnik „Gazeta Polska” w listopadzie. W gazecie opublikowano również skany dokumentów. Poniżej fragment tekstu:
Działaczka Zjednoczonego Stronnictwa Ludowego, szefowa koła tej partii, wysłanniczka do NRD pierwszego sekretarza Komitetu Wojewódzkiego PZPR w Radomiu – tak m.in. wyglądała działalność Ewy Kopacz w latach 80. Jej mąż był w tym czasie prominentną postacią lokalnej społeczności – pełnił funkcję zastępcy prokuratora rejonowego w Kozienicach - ujawnia „Gazeta Polska”

Wybrane komentarze

Zawsze kłamie jak najęta. Tak to już ma. Prawdę powie tylko wtedy kiedy się pomyli
JK | 24.12.2014 [09:32]

Kopacz po mężu,prokuratorze. Z domu Lis. Niby lis to nie lisienko,ale kto ciągle kłamie może i lisienko...? Do tego berliński taniec na ,,pijanym'' dywanie.Do tego udział w reklamie ciuchów,w głupiutkiej gazetce.Nie wspominając Smoleńska.Ta kobieta na drugie imię ma_ KOMPROMITACJA! Ryży mianował toto by nas do reszty upodlić./ona ma dużo podobnych sobie koleżanek,właśnie dostają stanowiska/
z domu lis | 24.12.2014 [10:31]

Jakoś dziwnie przed świętami Bożego Narodzenia politycy PO zaczynają chorować na amnezję. Premier nie pamięta swojej przynależności partyjne , prezydent RP nie pamięta nic na temat " afery marszałkowskiej " . Jak może funkcjonować państwo skoro dwie najważniejsze osoby chorują .Na szczęście ktoś chyba za nich pociąga za sznurki i jakoś turla się nasza smutna polska rzeczywistość
WWiesław | 24.12.2014 [05:45]

Uważam, że lepszym premierem byłby Krzysiu Kononowicz, który uczciwie i szczerze zapewniał, że "niczego nie będzie".
Janusz1945 | 24.12.2014 [08:15]

Łopata na metr
Ciągle widzę twoje dłonie
Mocno wsparte o łopatę
Która na metr ziemię kopie
I wspomina tamtą datę
Gdy posłanka ta Beata
Którą agent Tomek pieścił
Zeznawała wobec świata
Że z frontmenką będą pierwsi

Kto frontmenką był pamiętasz?
A kto był ministrem zdrowia?
Ta wiedza to elementarz
W pamięci go lud zachował

Tu przemilczę marszałkinię
Która najróżniejsze świnie
Zostawiała na mównicy
Głos skracając opozycji

A na koniec przyszła era
Specjalisty Alzhejmera
Który jak oszustów wielu
zapomniał o PSLu

Gdy od kłamstwa premierzyco
Wstydem ci zapłonie lico
Ciało swe wysmagaj batem
I chwyć znowu za łopatę
33 | 24.12.2014 [06:46]


http://niezalezna.pl/62638-amnezja-prem ... byla-w-zsl

____________________________________
Videtur et hoc mihi Platforninem non debere esse
Poza tym uważam że Platformę należy zniszczyć
/Katon starszy/


Ostatnio edytowano 29 gru 2014, 19:58 przez Badman, łącznie edytowano 1 raz



29 gru 2014, 19:56
Zobacz profil
Zawodowiec
Avatar użytkownika

 REJESTRACJA10 lis 2006, 07:34

 POSTY        3465
Post Re: Polityka i politycy
Retusz roku i inne wpadki Ewy Kopacz

12 wpadek AD 2014 pani premier Ewy Kopacz.

Wpadka nr 1
Co się stało z twarzą Ewy Kopacz?
- zastanawiali się ci wszyscy, którzy widzieli tę sesję zdjęciową.

Na okładce świątecznego numeru magazynu "Viva!" zaprezentowano panią premier z choinką w tle. Jednak gdyby nie podpis, część czytelników mogłaby mieć problemy z jej rozpoznaniem. Internauci od razu obśmiali "poprawiony" wizerunek Kopacz. Dzieło grafików uznano za retusz roku, a to co miało ocieplić wizerunek szefowej rządu okazało się wizerunkową wpadką.

Obrazek

"Grafik płakał, jak fotoszopował" - napisał na Twitterze użytkownik TVN48.

Poszło nie tylko o nadmierną obróbkę zdjęć, ale też o ubrania i dodatki, w których Kopacz wystąpiła. W artykule pojawiła się informacja o tym, z jakich firm i sklepów pochodzą. W ten sposób pani premier przyczyniła się do ich reklamy.
- Takich rzeczy politykowi, zwłaszcza premierowi, robić nie wolno! - komentuje specjalnie dla WP Zbigniew J. Zieliński, trener etykiety i protokołu dyplomatycznego, znawca savoir vivre'u.
Mija 100 dni rządu Ewy Kopacz. W tym czasie pani premier zaliczyła sukcesy, ale nie uniknęła też wpadek.
Zobacz wszystkie gafy Ewy Kopacz:

Wpadka nr 2
Awantura wokół sesji Kopacz. "Wpuścili premier w maliny"
Wokół niefortunnej sesji rozpętała się niezła awantura. Roman Giertych mówił w Radiu ZET:
- To jest bardzo poważna sprawa. Politykowi tak robić nie wolno. Stało się bardzo źle i pani premier powinna wyciągnąć poważne konsekwencje wobec osób, które za to odpowiadają. Nie wierzę, żeby ona sama za to odpowiadała.
Wtórował mu Kazimierz Marcinkiewicz:
- Gdybym to ja był na miejscu premier Ewy Kopacz, byłyby dymisje. Wpuścili premier w maliny - powiedział w "Jeden na jeden" w TVN24.
Na konferencji prasowej Kopacz ustosunkowała się do zarzutów. Stwierdziła, że była to jej pierwsza sesja zdjęciowa po objęciu stanowiska premiera. Powiedziała, że jest jej przykro. Zapewniła, że z całego zamieszania wyciągnie wnioski na przyszłość. Tymczasem wydawca "Vivy!" przyznał w oświadczeniu, że informacje o producentach ubrań i dodatków pojawiły się w magazynie bez wiedzy pani polityk. W oświadczeniu napisano też, że łączenie Kopacz z wymienionymi w materiale firmami jest nieuzasadnione.

Wpadka nr 3
Brzuszki pani Ewy.
Poważne pytanie do pani premier: czy nie bolą pani nogi?
Tabloidy obśmiały też wywiad, którego Kopacz udzieliła Agacie Młynarskiej. Wyemitowano go w drugi dzień świąt w TVP1. Miało być świątecznie, rodzinnie i przyjemnie. Wyszło banalnie, a momentami żenująco. Rozmowa była medialną wpadką.
- Postanowiłyśmy zostawić politykę za drzwiami. To będzie rozmowa o rodzinie i z rodziną. Będą córka Kasia (ginekolog), zięć Andrzej (dermatolog) i wnuczek Julian. Będzie o miłości, mężczyznach, a także o tym, jak daje sobie radę z tak dużą ilością obowiązków, co je i czy rzuci palenie. Spotkałam najzwyczajniejszą kobietę. W domu jest przede wszystkim mamą i babcią, a nie premierem - zapowiadała wywiad Agata Młynarska. I zapowiedzi spełniła, zadając m.in. takie pytanie: Cały dzień jest pani na obcasach, czy nie bolą pani nogi? - Na razie jeszcze nie - odpowiedziała premier.

A oto kolejna próbka: Donald Tusk grał w piłkę, dbał o siebie, czy pani też robi coś dla siebie, ćwiczy? I odpowiedź Kopacz: - Mam w swoim pokoju w hotelu twister i mam taką kolebkę do robienia brzuszków. Więc kiedy mam coś do przemyślenia, rzucam się na wykładzinę (...) robię brzuszki i myślę wtedy intensywnie.

Życiu prywatnemu Ewy Kopacz poświęcony był niemal cały wywiad. W drugiej części wywiadu do premier Kopacz dołączyła córka Kasia wraz z mężem i wnuczkiem. Ewa Kopacz opowiadała o tym, jak wnuczek mówi do niej nie "babciu", ale "papu", córka o tym, jak widują się raz na trzy tygodnie lub raz na miesiąc, oraz o tym, że jak mama do nich przyjeżdża, to zarządza wszystkim: dokąd idą, kiedy jedzą, co robią.
- Taka teściowa to jest coś okropnego, nie do zniesienia - żartowała Młynarska.

Wpadka nr 4.
Kompromitacja na czerwonym dywanie
Obrazek
Ta wpadka Ewy Kopacz wzbudziła powszechną konsternację. 9 października w czasie uroczystego powitania podczas swojej pierwszej wizyty w Berlinie w roli szefowej polskiego rządu Kopacz wyraźnie się pogubiła. Co więcej, zdawała się nie reagować na "znaki" dawane jej przez Angelę Merkel, by zmieniła kierunek marszu. Ponieważ te subtelne gesty nie pomagały, kanclerz użyła siły i stanowczo pociągnęła panią premier za rękę.
- Ja uważam, że się nie pogubiłam, ale to jest sprawa, którą traktuję w ten sposób, że gdyby polityka, uprawianie ważnej polityki zależało od tego, jak się człowiek zachowuje na czerwonym dywanie, to centrum polityki światowej, musiałoby być w Hollywood
- skomentowała swoją kompromitującą pomyłkę premier.

Ekspert, którego WP poprosiła o komentarz w tej sprawie nie kryje oburzenia, że pani premier i jej doradcom przydarzył się tak fatalny wypadek przy pracy. - Wykazała się absolutnym brakiem wiedzy związanej z oprawą protokolarną wizyty zagranicznej. Można by to zrozumieć, gdyby dla Ewy Kopacz było to pierwsze wejście w wielką politykę, ale przecież zawodowym politykiem jest od blisko ośmiu lat: w latach 2007-2011 była ministrem zdrowia, a następnie marszałkiem sejmu! - mówi Zbigniew J. Zieliński, trener etykiety i protokołu dyplomatycznego, znawca savoir vivre'u.

Co spowodowało, że pani premier się pogubiła?
- Można zapytać: gdzie są i za co biorą pieniądze doradcy naszych prominentów? Jaki wkład w przygotowanie wizyty miał szef kancelarii premiera Jacek Cichocki? Panu ministrowi podlega m.in. Departament Spraw Zagranicznych, który odpowiada za merytoryczne i organizacyjne przygotowanie i obsługę międzynarodowych wizyt oraz spotkań premiera. Na dodatek jednym z wielu doradców premiera jest prof. Władysław Bartoszewski, z doświadczenia którego też można było skorzystać. Wreszcie jest MSZ, w którym to dyrektor protokołu dyplomatycznego odpowiedzialny jest za przygotowanie wizyt zagranicznych najważniejszych osobistości (prezydenta, premiera, marszałków, ministrów) - wskazuje rozmówca WP.

Wpadka nr 5
Angela Merkel dyryguje polską premier
Obrazek
  Faux pas Ewy Kopacz można, zdaniem Zielińskiego, wytłumaczyć na kilka sposobów: albo żaden z doradców nie udzielił jej stosownych informacji, albo pani premier uznała, że poradzi sobie sama, albo zawiniło nieodpowiednie obuwie na czerwonym dywanie.
Czyżby panią premier przerosło chodzenie w szpilkach?
- A wystarczyło podejrzeć jak wygląda ceremonia powitalna w trakcie wizyty zagranicznej: gospodarz spotkania towarzyszy gościowi mając go po swojej prawej stronie, ale przed podejściem do kompanii honorowej gospodarz zamienia się miejscami z gościem, aby ten mógł być bliżej żołnierzy i odebrać honory - wskazuje Zieliński.
Swoją drogą to nie była jedyna okazja, kiedy na Ewie Kopacz zemściło się noszenie uwielbianych przez nią wysokich obcasów, które towarzyszą jej niemal codziennie. Tuż przed wylotem do Brukseli w pierwszą zagraniczną podróż zgubiła but, co skrzętnie udokumentowali fotoreporterzy.
- Dobrze, że sobie nogi nie skręciłam. To będzie szczęśliwa wizyta - żartowała Kopacz.

Wpadka nr 6
Publicznie zrugała drugą osobę w państwie
Obrazek

Tego nikt się nie spodziewał, a najbardziej zaskoczony musiał być z pewnością Radosław Sikorski. 21 października, po briefingu prasowym, na którym marszałek sejmu tłumaczył się z wypowiedzi dla portalu Politico.com i ze słów, że "Rosja chciała, by Polska wzięła udział w rozbiorze Ukrainy", pani premier uznała za stosowne publicznie zrugać marszałka! Sprowokował ją do tego fakt, że konferencja prasowa Sikorskiego przerodziła się w awanturę i przepychanki rozzłoszczonych brakiem komentarza dziennikarzy ze strażą marszałkowską, bo były minister spraw zagranicznych odesłał ich do swojej rozmowy z "michnikowym szmatławcem".
   - Nie będę tolerować tego rodzaju zachowań, nie będę też tolerować takich standardów, które spróbował zaprezentować pan marszałek Sikorski podczas dzisiejszej konferencji - powiedziała ostro Ewa Kopacz o Sikorskim. Zdaniem rozmówcy WP również w tym przypadku zawiedli doradcy pani premier.
- Nikt nie przestrzegł Ewy Kopacz przed publicznym strofowaniem marszałka sejmu, który według precedencji jest drugą osoba w państwie! - oburza się Zieliński.
- A może nasza "prime minister" po raz kolejny uznała, że nie potrzebuje niczyjej rady? - zastanawia się ekspert.
Wzburzenia nie krył również Paweł Kowal:
- To był błąd! W państwie jest tak, że jeżeli szef partii ma pretensje do marszałka to zwraca mu uwagę, ale nie publicznie. Ewa Kopacz zrobiła krzywdę polskiemu parlamentaryzmowi!

Wpadka nr 7
30 obietnic w 44 minuty (co 45 sekund obietnica) - istny rekord świata.
Obrazek

Nie proszę was o 100 dni spokoju, ale możliwość współpracy - mówiła Ewa Kopacz 1 października. Podczas swojego expose złożyła 30 obietnic w 44 minuty. To był prawdziwy rekord! Nowa pani premier obiecała niemal wszystko: od zwiększenia wydatków na obronność, przez zacieśnianie współpracy ze Stanami Zjednoczonymi, budowę unii energetycznej, modernizację górnictwa, zwiększenie ilości żłobków, darmowe podręczniki, po rozwój polskiej nauki czy program stażowy dla młodych ludzi. Ponieważ jednak większość z tych obietnic ma być zrealizowana dopiero w roku 2016, spadła na nią lawina krytyki.
"Zapowiedzi wprowadzenia różnorakich reform od 2016, a lepiej 2020 r. budzą pusty śmiech" - komentowała internautka Lidia.
"Obietnice premier sięgające dalej niż na rok, to lanie wody. Spychanie obietnic na przyszły rząd" - stwierdzał inny użytkownik.
Inna sprawa, że rząd, aby wywiązać ze wszystkich obietnic złożonych w expose nowej premier, jak wyliczył Biztok, musiałaby dysponować do 2020 r. kwotą 209 mld zł, przy czym na dziś wiadomo na pewno, że zabraknie prawie 195 mld zł... Zostaje tylko 14 mld.
Większość z nich pozostanie więc na papierze.

Wpadka nr 8
Ta wizyta pozostawiła niesmak
Obrazek

Pierwsza zagraniczna wizyta pani premier w Brukseli też pozostawiła niesmak. Choć Ewa Kopacz przyjechała w doskonałym humorze, nie udało jej się uniknąć niezręczności podczas spotkania z szefem Parlamentu Europejskiego Martinem Schulzem. Oboje mówili w swoich ojczystych językach i korzystali z pomocy tłumacza. Choć o tym, że trzeba jeszcze przetłumaczyć jej słowa, pani premier chyba na początku zapomniała - jej bardzo długą wypowiedź przerwać musiał Schulz, wymownie pokazując na tłumacza.
    - Korzystanie z pomocy tłumacza przy tłumaczeniu konsekutywnym (tłumacz stoi obok mówcy i bezpośrednio tłumaczy na język obcy) wymaga od mówcy przestrzegania przerw dla sprawnego przekazu. I znów pani premier nie wykazała się znajomością zagadnienia, podobnie jak doradcy, z których żaden nie przewidział takiego rozwoju wydarzeń - wskazuje Zieliński.
Potem było już lepiej, pani premier patrzyła głównie na tłumacza i mówiła krótkimi zdaniami.
Schulza wyraźnie rozbawiła zaproszeniem do Polski, gdzie będzie mógł poznać nowego marszałka sejmu, którego w Brukseli przecież wszyscy znają, bo przez siedem lat był szefem MSZ...

Wpadka nr 9
Rozczarowujące pierwsze szczytowanie
Obrazek

Ten szczyt to był prawdziwy chrzest bojowy nowej pani premier. 16 października Ewa Kopacz uczestniczyła w Mediolanie w spotkaniu przywódców Azji i Europy (ASEM). Dla szefowej rządu była to okazja do konsultacji z partnerami europejskimi przed szczytem UE ws. pakietu klimatycznego. Niestety Kopacz się nie popisała, ale nie tylko ona - zawinił także szef MSZ Grzegorz Schetyna, przygotowujący tę wizytę.
- Jeszcze na kilka dni przed szczytem, pan minister zapewniał o udziale strony polskiej w tej ważnej dla Europy i Ukrainy rozmowie. W drugim dniu obrad, kiedy najważniejsi przywódcy rozmawiali o Ukrainie, polska premier rozmawiała z Wietnamczykami... - ubolewa ekspert ds. etykiety.

Wpadka nr 10
Już wtedy stała się obiektem kpin i żartów
Obrazek
Ewa Kopacz zaczęła w złym stylu. Pierwszą wpadkę zaliczyła już podczas prezentowania składu swojego rządu. Krótka uroczystość w budynku Politechniki Warszawskiej stała się obiektem kpin, bo uznano ją za zbyt emocjonalną. Pani premier prezentując Małgorzatę Omilanowską, przedstawiła ją jako minister szkolnictwa wyższego, zamiast minister kultury i dziedzictwa narodowego.
Problemy pojawiły się też, kiedy postanowiła powiedzieć coś miłego o każdym z ministrów.
Mogliśmy się więc na przykład dowiedzieć, że nowy minister sprawiedliwości "Czarek Grabarczyk" (tak przedstawiła go Kopacz) "kocha ludzi".
O Mateuszu Szczurku, od listopada 2013 r. ministrze finansów, usłyszeliśmy, że nie śpi po nocach.
Z kolei Grzegorz Schetyna "bardzo ładnie współpracował" z Sikorskim.

Wpadka nr 11
Od "bulu i nadzieji" do najpopularniejszego polityka w kraju.
Obrazek
Kopacz powtórzy sukces Komorowskiego?

Można się spodziewać, że Ewa Kopacz zaliczy jeszcze kilka wpadek. Przypomina to początki Bronisława Komorowskiego, który jeszcze przed wyborami prezydenckimi zaliczał kolejne gafy, skwapliwie odnotowywane przez media. Poczynając od "bulu i nadzieji", przez "przyjemność wizytowania terenów zalewowych", posługiwanie się wydrukami z Wikipedii czy mówienie o "duńskich kaszalotach" aż po pozbawienie ówczesnego prezydenta Francji Nicolasa Sarkozy'ego parasola.
  Okazało się jednak, że wpadki, które nie są poważnego kalibru wcale nie szkodzą, a wręcz mogą pomóc, zwłaszcza, że na początku urzędowania obowiązuje taryfa ulgowa. Po początkowej kumulacji gaf i potknięć Komorowskiego ich częstotliwość znacznie spadła i przestały one budzić ekscytację. Czy w przypadku Ewy Kopacz powtórzy się ten scenariusz? Komorowski po początkowych kłopotach, odrobił straty, a dzisiaj ufa mu rekordowe 80 proc. Polaków, a prezydent po raz czwarty z rzędu otrzymał tytuł polityka roku w sondażu CBOS.

Wyraźnie widać, że nowa premier chce odróżnić się od Donalda Tuska. Wielokrotnie podkreśla swoje pochodzenie z Szydłowca, pracę w p-r-o-w-i-n-c-j-o-n-a-l-n-e-j przychodni, znajomość problemów zwykłych ludzi. A więc zupełne przeciwieństwo Tuska, który chociaż wychował się na gdańskim podwórku, jako premier ubierał się w drogie garnitury, palił cygara i lubował w drogich winach. Kopacz chce uchodzić za zwyczajną kobietę, taką jak my. I to nie tylko, jeśli chodzi o styl życia, ale też o wpadki, które zdarzają się każdemu. Zwykły Kowalski, widząc kolejny wyczyn pani premier może sobie pomyśleć: "czasem coś wypali, ale to równa babka!".
Oczywiście, gdy politykowi nieustannie przydarzają się wpadki, może w końcu zyskać opinię nieudacznika i ciamajdy, a to jest już zabójcze. Dopóki jednak pewne granice nie zostaną przekroczone, wyborcy mogą nadal myśleć: "Patrzcie ludzie! Oni mają tak wysokie stanowiska, a są zupełnie tacy jak my!".

Wpadka nr 12
Z każdym rokiem coraz młodsza.
Obrazek
Lustereczko, lustereczko powiedzże przecie, że jestem najpiękniejsza na świecie.

"Jest tajemnicą poliszynela, że Ewa Kopacz, podobnie jak Krzysztof Ibisz, z każdym rokiem wygląda młodziej"
Inną ocenę ostatnich spektakularnych wpadek Ewy Kopacz przedstawia Marek Migalski na swoim blogu. Sesję w "Vivie!" określa wręcz katastrofą wizerunkową. Wpadką o mniejszym kalibrze był, w opinii polityka, wywiad dla TVP1. Co łączy obie te katastrofy?
- Złamanie zasady marketingowej, że nie wolno przefajnować, czyli że nie przesadza się z tym, co może i w małych dawkach jest strawne, ale w większych powoduje reakcję odwrotną od zamierzonej. Oraz - co jeszcze ważniejsze - że publicznie podkręca się nie te zalety polityka, które ma, ale te... których nie ma! - wskazuje.

I dodaje:
- Wpadka pierwsza, stopowo-wykładzinowa, nie byłaby wpadką, gdyby dotyczyła kogoś poważnego i posągowego. Takiego kogoś trzeba ocieplać i oswajać - misiem, dzieckiem, softstory. Kaczyński na kanapie, w otoczeniu kotów i bratanicy, opowiadający o tym, jakim to strasznym był urwisem w dzieciństwie - coś takiego jest jak najbardziej wskazane. Albo Schetyna, z córką na spacerze, w towarzystwie spaniela. Ale - na Boga - nie Ewa Kopacz.
Jak ktoś ma problem z tym, że jest postrzegany jak ciotka-klotka, niezbyt rozgarnięta apelowa z eventu na Politechnice, osoba która na chybcika sformułowała wojenną doktrynę Polski w słowach "dom-drzwi-dzieci-kobieta", to się jej nie ociepla i nie umila, ale się ją utwardza i upoważnia! Dociąża się ją, a nie pompuje helem. (...) Gdyby Kazimierz Marcinkiewicz chciał powrócić do polityki, to nie zaczynałby od recytowania wierszy Isabelle, a gdybym ja chciał ponownie zostać europosłem, to nie robiłbym sobie ustawki w sklepie z bielizną - ironizuje.

- W przypadku katastrofy w "Vivie" zadziałał podobny mechanizm. Znów przefajnowano i zwrócono uwagę na to, na co powinno się było ukryć. Na wygląd pani premier. Jest tajemnicą poliszynela, że Ewa Kopacz, podobnie jak Krzysztof Ibisz, z każdym rokiem wygląda młodziej. I nie jest też tajemnicą, że to nie efekt diety kapuścianej czy też zaharowywania się po nocach w sejmie. Wszyscy domyślają się, lub po prostu wiedzą, że inni szatani byli tam czynni. Więc wyfotoszopowanie jej w sposób już naprawdę ekstremalny, przyniosło efekt dokładnie odwrotny od zamierzonego. Wszyscy dworowali sobie, porównując twarz polskiej premier do Jokera i innych kreskówkowych postaci.
Czy tego chciało otoczenie Ewy Kopacz? Na tym mu zależało?
Chyba jednak nie - pyta retorycznie.
- Oświetlono dokładnie te miejsca, które są dla niej wstydliwe. Tak zagrano, żeby nie miała żadnych szans na wyjście z tej konfrontacji zwycięsko. I działo się to przy pełnej kontroli przekazu - wszak red. Młynarska nie słynie z brutalnych ataków na swoich rozmówców i formuła wywiadu od początku musiała być znana i akceptowana przez speców od PR z rządu. Jeszcze łatwiej można było kontrolować przekaz w "Vivie" - a jednak ktoś postanowił zrobić nim krzywdę swojej pryncypałce. Od samej PEK nie można oczekiwać, że - zobaczywszy swoje zdjęcia odmładzające ją o dwie dekady - powie gromkie "nie", ale już od jej zaplecza marketingowego można by było tego oczekiwać. A przynajmniej ona sama mogłaby tego od niego oczekiwać.
Chyba, że chce, by było ono lustereczkiem, które będzie jej mówić, że jest najpiękniejsza na świecie - konkluduje Migalski.

Załącznik:
Kopacz wirtualnie i realnie.JPG



Ta pani jest podobna do Warana z Komodo.
~Zygi (14:31)
to że pani kopacz wciąż pozostaje polskim premierem sprawia mi BUL i ROSPATRZ.
Najchętniej zakopał bym się na metr głęboko i przeczekał
~grześ (14:24)


http://wiadomosci.wp.pl/gid,17119189,ka ... leria.html



gdyby polityka, uprawianie ważnej polityki zależało od tego, jak się człowiek zachowuje na czerwonym dywanie, to centrum polityki światowej, musiałoby być w Hollywood - skomentowała swoją kompromitującą pomyłkę premier.

Dowcipna!  :brawa:
Jak szczypiorek na wiosnę.  :P

Załącznik:
ruki PO szwam!.jpg


Wesołego Nowego Roku 2015!

Zwłaszcza w POlityce :D


 Nie masz wystarczających uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego postu.

____________________________________
"Demokracja to cztery wilki i owca głosujące o obiedzie" R.A.Heinlein


Ostatnio edytowano 31 gru 2014, 10:44 przez kominiarz, łącznie edytowano 1 raz



31 gru 2014, 10:38
Zobacz profil
Zawodowiec
Avatar użytkownika

 REJESTRACJA10 lis 2006, 07:34

 POSTY        3465
Post Re: Polityka i politycy
Podsumowanie roku 2014 w polityce.


Ktoś i coś roku!

Tradycja zobowiązuje, zatem nie marudząc i nie złorzecząc w kolejności i hierarchii przypadkowej przedstawiam swoich zwycięzców.

W kategorii mecenasa roku zwycięża Roman Giertych za utrzymanie się w palestrze po serii kompromitacji nie wyłączając podżegania do przestępstwa.
Za wyczucie właściwego momentu i nieuniknionych konsekwencji wieniec laurowy wręczam Sylwestrowi Latkowskiemu. Wiedział kiedy bronić własną piersią i kiedy olać własnym….

W kategorii największe jaja roku nie pamiętam nominacji i dlatego nagrody nie będzie.
Politykiem roku zostaje „prezydent Europy” Donald Tusk, który nauczył się czytać z tabletu po angielsku, szybciej niż się jego najwięksi wrogowie spodziewali.

Urbanem roku w spódnicy, mianuję Tomasza Lisa, za niezłomne wrzucanie do Wisły cywilnych trupów wrogów socjalistycznej ojczyzny. Najmodniejszy gadżet roku, to oczywiście zegarek z 30 tysięcy, który był prezentem od żony zarabiającej na gabinecie stomatologicznym 5 tysięcy złotych.

Hejterem roku niech po wieczne czasy zostanie profesor Chazan, za to, że nie chciał zabić nienarodzonego kaleki, co doprowadziło do licznych nieodwracalnych chorób wśród żyjących zwolenników zabijania wszystkiego, co się w macicy napatoczy.
Odkrycie roku samo się nominowało i jest nim genialny lider ludowej partii Janusz Piechociński, któremu jednocześnie przyznaję medal czarnego konia roku.

Piosenką roku wybieram słowiańską melodię ludową przepuszczoną przez maślnicę, cycki i ruski syntezator.
Piosenkarzem roku bez dwóch zdań zostaje austriacka kiełbasa z brodą.
Rozczarowanie roku wiąże się z dwoma przykrościami: Kaczyński nie podpalił Polski, krzyż w Sejmie nadal wisi.
Premiera roku wybrał polityk roku, a nagrodę wręczyła kolorowa prasa kulinarna.

Dla odmiany marszałek i jednocześnie sołtys roku nie odbierze pierwszej nagrody, ponieważ jest poza zasięgiem, nikt nie wie w jakiej roli, jakim samochodem i za czyje pieniądze pojechał do knajpy na wino i kto mu dowiezie pizzę.

Hańbą roku i naruszeniem najlepszych stosunków od czasów II Wojny Światowej z naszym zachodnim sąsiadem, jest wygrana 2:0 w meczu eliminacyjnym do mistrzostw Europu – wyszły polskie kompleksy.

Słoikiem roku sam siebie okrzyknął prezes, który nie pamięta, czy jest prezesem.
Taśma roku była, ale zniknęła, w tej sytuacji nagrody nie będzie.
Po zażartej walce tytuł prezydenta roku nadaję Robertowi Biedroniowi, za bigos znacznie smaczniejszy od czekoladowego orła.

W kategorii dziennikarka roku widziałem mnóstwo kandydatek, ale ostatecznie nie chcę krzywdzić żadnej. Gdyby w przyszłym roku pojawiła się dziennikarka wychodząca ze studia w trakcie programu, zbulwersowana faktem, że dziecko zrobiło kupę w pieluchę, nie będąc w telewizji, której nie kupili sobie rodzice, pokuszę się o nominację.

Coś roku?
No nie wiem, co by tutaj sobie wybrać?
Posłankę Krzysię Bęgowską, męską prostytutkę Rafalalę?
A może propagandową „Idę”, wzruszającą historię żydowskiej zbrodniarki, którą zaszczuł polski „antysemityzm”.

Zawieszam wybór na lepsze czasy, gdzieś widziałem Macieja Stuhra w stroju zakonnicy, jak tylko pojawi się ojciec Jerzy w pampersie przywiązany do machiny oblężniczej pod Cedynią, będę na TAK.
Czy ktoś jeszcze?
Pokrzywdzonych znajdzie się cała armia, ale uprzedzałem, że to nie jest uporządkowany system nominacji i nagród, tylko swobodna, żeby nie powiedzieć chaotyczna rozrywka. Zwycięzcy nawinęli się pod rękę, ciężko przez cały rok pracując na tytuły. Głośno się zastanawiam, czy ranking w 2015 roku będzie wyglądał lepiej, czy gorzej i proszę mnie nie pytać, co przez to rozumiem. Rok Pański 2014 za nami, działo się sporo, dla jednych na szczęście, dla innych niestety się skończyło.

Na koniec wypadałoby jeszcze napisać parę słów o sobie i być może samemu sobie przyznać order z kartofla. Mam pomysł na siebie i ogłaszam własne zwycięstwo w kilku kategoriach jednocześnie: frustrat roku, faszysta roku, spiskowiec roku, nieudacznik roku, lecz się roku, co ty zrobiłeś dla innych roku, oszołom roku, porażka roku, wieśniak roku, Lol roku.
Tyle w Nowym Roku, jeśli chodzi o rok poprzedni, cała reszta będzie się dziać na naszych oczach i nie we wszystko będziemy mogli uwierzyć.



W kategorii największe jaja roku nie pamiętam nominacji?
A myślałem, że wystawisz Tuska który całując Piechocińskiego w krzyż i obiecując, że nie jest kapitanem nomen omen Schettino spier*olił na "ląd" zanim skończył całować.
By oxygen49 --

Przywołałeś propagandową "idę". OK, lecz po straconym czasie (taka moja opinia) na jego oglądanie zadałem sobie pytanie, na które odpowiedź szybko nasunęła sie sama. Gdyby film został ten sam, tak jak jest, a zamiast roli żydówek zaaplikowano postacie  i historię rodzinną np Niemek. Przecież na 100% takie sytuacje jak zaprezentowana w filmie miały miejsce z udziałem Niemców.
Czy ów film równie gorąco był by gloryfikowany i nagradzany.
Smiem wątpić, a przecież narodowość samego bohatera niewiele do treści przekazu.
Film ukazywał by i promował dokładnie te same wartości.
Będę wdzięczny za zaprezentowanie zdania w ww temacie innych czytelników.
By jaroz

PIERWOWZOREM IDY BYŁA Helena Wolińska
stąd te hołdy międzynarodówki komunistycznej i lobby żydowskiego.
Takiej postaci niczym zastąpić się nie da i na taki film nigdy funduszy nie zabraknie :(
http://wiadomosci.onet.pl/prasa/oskarzy ... winy/dm72v
By inka1


By Matka Kurka
http://kontrowersje.net/kto_i_co_roku

____________________________________
"Demokracja to cztery wilki i owca głosujące o obiedzie" R.A.Heinlein


02 sty 2015, 10:51
Zobacz profil
Zawodowiec
Avatar użytkownika

 REJESTRACJA23 sie 2009, 07:34

 POSTY        3657
Post Re: Polityka i politycy
Lekarze zgłosili na policję… zaginięcie Ewy Kopacz!
„Nie mamy z nią kontaktu od Wigilii i bardzo się o nią martwimy”


Obrazek

Ewa Kopacz zapadła się pod ziemię!
Nie reaguje na kryzys w służbie zdrowia, choć sama była kiedyś ministrem zdrowia. Dlatego lekarze poważnie zaniepokoili się losem pani premier. Do tego stopnia, że zgłosili jej zaginięcie na policji!

   Mariusz Kocuj z Porozumienia Zielonogórskiego złożył w sobotę wieczorem na komendzie policji w Warszawie przy ul. Cyryla i Metodego, zawiadomienie o zaginięciu Ewy Kopacz. Jak napisano w zawiadomieniu „ostatni raz była widziana 24 grudnia 2014 r. w okolicach Kancelarii Premiera przy Al. Ujazdowskich w Warszawie” - opisuje „Express Ilustrowany”.

Zgodnie z relacją lekarza, policja przyjęła zawiadomienie i wypisała stosowne dokumenty dotyczące m.in uzasadnienia podejrzenia o zaginięciu.
   Poinformowaliśmy, że nie mamy z nią kontaktu od Wigilii Bożego Narodzenia i bardzo się o nią martwimy. Dokładnie opisaliśmy nasz niepokój związany z zaginięciem, dodając, że tylko zaginiona może doprowadzić do wyjaśnienia naszego sporu z jej podwładnym - relacjonuje dr Kocuj.

Lekarz zapewnił, że policjanci podeszli do sprawy profesjonalnie.

   Pytali czy sprawdzaliśmy w szpitalach, może została do któregoś przyjęta. Zgodnie z prawdą odpowiedzieliśmy, że na pewno nie była w żadnym szpitalu, nie tylko w Warszawie ale i w całej Polsce
— mówi Kocuj w rozmowie z Agencją Informacyjną Polskapresse

Jak podkreśla „EI”, policjanci zorientowali się w sytuacji dopiero przy ankiecie dotyczącej wyglądu i pracy zaginionej.   Kiedy podałem, że ostatnio pełnioną funkcją jest funkcja Premiera RP na komisariacie zapadła konsternacja. Po kwadransie przyszedł wyższy rangą oficer i wyjaśniliśmy sytuację — stwierdza Kocuj.

   Potwierdził przyjęcie zawiadomienia i poinformował nas, że po sprawdzeniu może nas zapewnić, że poszukiwana Ewa Kopacz nie zaginęła, niestety nie może podać nam adresu jej pobytu — zapewnia lekarz z Porozumienia Zielonogórskiego.

Jak wyjaśnia w „Expressie Ilustrowanym” dr Kocuj, happening jest próbą zwrócenia uwagi na to, że minister zdrowia nie chce rozmawiać z lekarzami i tylko interwencja jego szefowej może pomóc pacjentom.

Zachodzi obawa, że wkrótce może zaginąć również Bartosz Arłukowicz. Radzimy lekarzom już dziś przygotowywać list gończy za ministrem, który może zbiec przed odpowiedzialnością za skandaliczną sytuację w służbie zdrowia.

Zdjęcie Zespół wPolityce.pl
autor: Zespół wPolityce.pl
http://wpolityce.pl/polityka/228276-lek ... a-martwimy

____________________________________
Videtur et hoc mihi Platforninem non debere esse
Poza tym uważam że Platformę należy zniszczyć
/Katon starszy/


04 sty 2015, 17:07
Zobacz profil
Wyświetl posty nie starsze niż:  Sortuj wg  
Odpowiedz w wątku   [ Posty: 4411 ]  idź do strony:  Poprzednia strona  1 ... 281, 282, 283, 284, 285, 286, 287 ... 316  Następna strona

 Nie możesz rozpoczynać nowych wątków
 Nie możesz odpowiadać w wątkach
 Nie możesz edytować swoich postów
 Nie możesz usuwać swoich postów
 Nie możesz dodawać załączników

Skocz do:  
cron