Teraz jest 07 wrz 2025, 20:59



Odpowiedz w wątku  [ Posty: 1196 ]  idź do strony:  Poprzednia strona  1 ... 58, 59, 60, 61, 62, 63, 64 ... 86  Następna strona
Kto głosował na PO 
Autor Treść postu
Avatar użytkownika

 REJESTRACJA17 gru 2010, 09:22

 POSTY        624
Post Re: Kto głosował na PO
Wykopane w sieci:

"Kiedy usłyszałem o ACTA nic nie zrobiłem - bo przecież premier zapewnił iż to nie zaszkodzi internetowi w Polsce. Kiedy usłyszałem o aferze hazardowej nic nie zrobiłem - bo nie jestem hazardzistą. Kiedy usłyszałem o aferze Amber Gold nic nie zrobiłem - bo nie lokowałem tam kasy. Kiedy zabrali pieniądze z OFE nic nie zrobiłem - bo emerytem będę za kilkadziesiąt lat. Kiedy podnieśli wiek emerytalny nic nie zrobiłem - cóż tam rok czy dwa. Kiedy usłyszałem o aferze taśmowej nic nie zrobiłem - bo to tylko były rozmowy prywatne. Kiedy usłyszałem o aferze wyborczej nic nie mogłem zrobić bo nie miałem już żadnego wpływu na demokrację."

I jeszcze jeden jasny przekaz od POrąbańców kierowany już chyba tylko do lemingów:

Wybory są ważne bo tak mówi kopacz i jej banda. Wszystko odbyło się wzorowo. Panował pełny porządek, nie było nieprawidłowości. Możemy służyć za przykład zachodnim demokracjom, niech korzystają z polskich wzorów.  :wysmiewacz:

____________________________________
"Wszelkie poglądy, opinie czy wnioski wyciągnięte zostały wyłącznie na podstawie obserwacji poczynionych na własnym podwórku, o ile w treści postu nie zostało wskazane wprost, że jest inaczej"


23 lis 2014, 22:54
Zobacz profil
Zawodowiec
Avatar użytkownika

 REJESTRACJA25 cze 2009, 12:10

 POSTY        3598
Post Re: Kto głosował na PO
avacs
cytat z sieci warto w ramki oprawić:


"Kiedy usłyszałem o ACTA nic nie zrobiłem - bo przecież premier zapewnił iż to nie zaszkodzi internetowi w Polsce. Kiedy usłyszałem o aferze hazardowej nic nie zrobiłem - bo nie jestem hazardzistą. Kiedy usłyszałem o aferze Amber Gold nic nie zrobiłem - bo nie lokowałem tam kasy. Kiedy zabrali pieniądze z OFE nic nie zrobiłem - bo emerytem będę za kilkadziesiąt lat. Kiedy podnieśli wiek emerytalny nic nie zrobiłem - cóż tam rok czy dwa. Kiedy usłyszałem o aferze taśmowej nic nie zrobiłem - bo to tylko były rozmowy prywatne. Kiedy usłyszałem o aferze wyborczej nic nie mogłem zrobić bo nie miałem już żadnego wpływu na demokrację."

1/ Trup w urnie

​Na naszej ulicy leży trup z przestrzeloną głową. Czy wolno nam mówić o morderstwie? Zgodnie z logiką funkcjonariuszy prorządowych mediów i ich dyżurnych "autorytetów" - absolutnie nie wolno.

Jeżeli nikt nie został złapany za rękę, jeżeli nie umiecie wskazać konkretnego sprawcy ani nawet nie znaleźliście narzędzia zbrodni, to milczcie! Nie wolno bez twardych dowodów insynuować, że na naszej ulicy mogło się coś takiego zdarzyć! To anarchizowanie sytuacji, niszczenie poczucia bezpieczeństwa obywateli, i tak dalej - oszczędzę Państwu cytowania histerycznych frazesów w stylu wstępniaków redaktora Kurskiego.

Tymczasem, wbrew całej tej histerii, uruchomionej wypowiedzią prezydenta Komorowskiego o "odmętach szaleństwa" (ciekawe, dwa pierwsze dni prezydent zachowywał się w trudnej sytuacji godnie i rozsądnie, by nagle rzucić hasło "ni szagu nazad!" i przestawić nim cały agit-prop na zajadłą obronę rzetelności wyborów i kompetencji PKW z KBW, których obronić się po prostu nie da) - owoż, wbrew całej tej histerii, trup leży i ma dziurę w głowie.

A skoro tak, nie tylko można, ale trzeba krzyczeć, że doszło do zbrodni, że po naszej ulicy krąży morderca i jeśli nic z tym nie zrobimy, zaraz zabije kogoś następnego. A skoro burmistrz i miejscowa policja upierają się, że to tylko wypadek jakich wiele, że ludzie się przecież czasem potykają, mieszkańcy, nic się nie stało, rozejść się! - albo są u mordercy w kieszeni, albo sami kompletnie nie wiedzą, co robić, bo są za głupi, by zrozumieć sytuację, a co dopiero znaleźć z niej wyjście.

Osobiście obstawiam ten drugi wariant.

Bez metafor. Nikt przy zdrowych zmysłach nie uwierzy, że 20, 30, nawet 40 procent głosów nieważnych to przypadek albo jakiś masowy atak debilizmu, który dopadł wyborców tej czy innej komisji - gdy za miedzą na przykład odsetek głosów nieważnych jest mniej więcej normalny, a wyniki przez to zupełnie inne. Nikt przy zdrowych zmysłach nie może w kontekście tej horrendalnej liczby głosów unieważnionych podczas liczenia poważnie traktować rewelacyjnego, dwukrotnego wzrostu poparcia PSL w okręgach, gdzie żadne sondaże nie wskazywały na jego szczególną popularność, zwłaszcza gdy wyniki po policzeniu okazują się dramatycznie odmienne od wyników sondażu exit poll.

Jeśli w tej samej komisji rok temu w eurowyborach głosów nieważnych było 2, 3 procent, a dziś 20, 30, i to tylko w głosowaniu do sejmików i rad powiatów, to ci sami wyborcy równie skomplikowaną książeczkę do rady gminy obsługiwali prawidłowo bez problemu. Jeśli nigdy przez ostatnich 25 lat odsetek głosów nieważnych nie przekraczał 10 proc., a różnica między exit polls a ostatecznych wynikiem 1-2 proc., a teraz nagle jest to cztery razy więcej... I tak dalej...

Wniosek jest przecież oczywisty i nie wolno tego nie powiedzieć jasno, głośno i wyraźnie, bez czekania nawet na ostateczne, oficjalne zakończenie tej farsy, bo "wyniki cząstkowe" mówią same za siebie: w tych wyborach doszło na bezprecedensową skalę do masowych fałszerstw! I nie stwierdzenie tego faktu niszczy polską demokrację, tylko uparta obrona fałszerzy i tego dziadowskiego bardaku, który dał im możliwość sfałszowania wyników i poczucie bezkarności.

Mówię "doszło do fałszerstw na wielką skalę", a nie "sfałszowano wybory". Bo to drugie określenie kazałoby podejrzewać, że fałszerstwo zostało zaplanowane i przeprowadzone przez władze - jak na Ukrainie Janukowycza, na Białorusi czy w peerelowskich "wyborach" 3 razy "tak". Moim zdaniem nic na to nie wskazuje. Przeciwnie...

Gdyby to centralna władza postanowiła wybory sfałszować, to by była na sytuację przygotowana. A widać, że nie jest, że pogubiła się kompletnie, zmienia narracje i brnie w zachowania z punktu widzenia jej interesów bezsensowne (w końcu fałszerstwa skutkują nie tylko wykoszeniem opozycji, ale też odepchnięciem od lokalnych żłobów pasących się przy nich dotąd struktur PO, czego we wzmożeniu walki z kaczystowsko-millerowskim warcholstwem i anarchią Partia i jej propagandyści wydali się nie zauważyć).

Mamy do czynienia z czymś innym. Po pierwsze, nie da się tego nazwać inaczej, z totalnym burdelem. Jego symbolem stał się osławiony program komputerowy firmy "Nabino" i leśne dziadki z PKW, które go zamówiły - ale moim zdaniem symbolem jeszcze bardziej wymownym są wyborcze urny.

Wiem, że to w porównaniu z fałszerstwami drobiazg, ale drobiazgi są czasem najbardziej wymowne i najlepiej rzeczywistość wyjaśniają. Popatrzmy na zdjęcia z komisji wyborczych, na te "urny". Jakieś kartony po lodówkach czy telewizorach, pudła owinięte lepcem, a w Gorzowie trafił się nawet w funkcji urny - o, jakże wymowny symbol! - zwykły pojemnik na śmieci z nalepionym białym orłem. Czy można bardziej poniżyć państwo i unaocznić jego rozkład?

W ostatnim Nabambuko Dolnym zdobywają się na to, by przed wyborami wyprodukować dla wszystkich komisji odpowiednie urny, zestandaryzowane, najlepiej przezroczyste, by wydrukować porządne karty do głosowania i tak dalej. U nas nie. Po co, skoro w lokalach wyborczych są wciąż biało-czerwone skrzynki jeszcze z czasów FJN, tylko koronę orzełkowi domalowano. Żaden leśny dziadek nie pomyślał nawet o tym, że za jego czasów była jedna mała karteczka z jedną listą do głosowania bez skreśleń, a teraz po kilka dużych broszur, i że te urny będą przepełnione już po paru godzinach.

Nie tylko urny, także składy komisji "liczących głosy" pozostały te same. Liczą głównie lokalni urzędnicy i miejscowa "budżetówka". I oni sami, i ich żony, kochanki, pociotki oraz kumple są materialnie uzależnieni od lokalnej władzy. Od tego, czy miejscowy kacyk pozostanie na kolejną kadencję, i czy mafia, do której należy, rozciągnie swe macki w powiecie i województwie jeszcze szerzej, zależą stanowiska, etaty, dochody i wszelkie inne apanaże całego tego towarzystwa. Więc oni po prostu wiedzą, jak liczyć, i jak odróżniać głosy ważne od nieważnych, żeby wynik był właściwy.

Tym bardziej, że w wielu miejscach skręcali wyborcze wyniki już od dawna, rutynowo wręcz. Cuda nad urną w poprzednich wyborach w województwie mazowieckim były powszechnie znane, wszyscy to widzieli - i nic. Sąd klepnął formułką, że owszem, były nieprawidłowości, ale ich wpływ na ostateczny wynik wyborów był znikomy. Media opisały i nic. Opozycja machnęła ręką, bo zajęta była walką z Tuskiem, a nie tym, co tam sobie jakieś wieśniaki ukradną, zwłaszcza że te wieśniaki to potencjalny koalicjant.

Władza machnęła tym bardziej, bo niech tam sobie "peezel" doi prowincję, jak my doimy centralnie, musi być jakiś parytet w koalicji. A PKW od ćwierć wieku jest rodzajem złotych pampersów dla dożywających kresu wysłużonych prominentów środowiska sędziowskiego, których koledzy wysyłają na tłustą synekurę, by sobie tam drzemali, kasując ogromne pieniądze za stemplowanie każdego podsuwanego papierka "za zgodność" z prawem wyborczym.

No więc - skoro tak jest, skoro tak się robiło nie raz, i zawsze przechodziło, to co?

Tyle że - wiem, bo znam dobrze tę mentalność, sam zresztą wywodzę się przecież "z awansu społecznego" - chama zawsze gubi pazerność. Jedną z cech tego rodzaju dzikości, który nazywamy chamstwem, jest niezdolność powściągnięcia się. Ile by cham nie zeżarł, chce żreć jeszcze więcej, choćby miał się zażreć na śmierć i pęknąć. Mało im było podfałszowywać na dziesięć procent, podkręcili do czterdziestu i zaczęły się problemy...

Albo może i się nie zaczęły? Może zwis w Polsce jest tak potężny, a instynkt elit, skupiania się wokół władzy i obrony systemu III RP wbrew wszystkiemu, w najbrudniejszych nawet sprawach, jest tak silny, że jeszcze nawet i to przejdzie? Że władza nie ugnie się w twierdzeniu, iż wyborów kwestionować nie wolno, sądy raz jeszcze klepną cuda nad urną z paragrafu o nikłej szkodliwości stwierdzonych fałszerstw, prezesi Trybunału Konstytucyjnego, Sądu Najwyższego i Krajowej Rady Sądownictwa na czele pospolitego ruszenia prawniczych establisz-mętów dopilnują, by leśnym dziadkom włos z głowy nie spadł, by w PKW i Krajowym Biurze Wyborczym niczego nikt nie zmienił.

A propagandyści przekonają, że nic się nie stało, a jeśli nawet, to i tak nic się nie da zrobić. A rejonowe komisje pozostaną, jakie są, choć już dziś NIK stwierdza, że są niezdolne do przeprowadzenia następnych wyborów - i może nawet pozostaną te "zastępcze" urny z kartonów i kubłów na śmieci? Wszyscy zatkają nosy, udając, że nie czują smrodu rozkładającego się trupa III RP, i nadal każdy będzie mógł sobie sfałszować wybory i ukraść kawałek państwa, nawet byle drobny powiatowy gangster, a co dopiero premier czy prezydent?

Tak już kiedyś w Polsce było. Pod koniec wieku XVIII wieku. Wiecie Państwo, jak się to skończyło?

Rafał Ziemkiewicz

Czytaj więcej na http://fakty.interia.pl/felietony/ziemk ... gn=firefox


2/ Cały naród liczy swoje głosy

Nie wiem, kto w CBOS-ie podjął decyzję o przedwczorajszej publikacji najnowszych wyników sondażu poparcia partii politycznych, ale z pewnością jest skrajnym idiotą. Albo geniuszem. Tertium non datur. Jest idiotą, jeśli mu się wydawało, że w ten sposób przekona wyborców, że największym poparciem nie cieszy się ta partia, na którą według wyników niedzielnego sondażu sprzed lokali wyborczych właśnie głosowali. Jest geniuszem, jeśli przewidział, że sondażowe wyniki z niedzielnego wieczoru się nie potwierdzą i ostatecznie Państwowa Komisja Wyborcza ogłosi zwycięstwo "partii miłości".

Dla tych, którzy nie widzieli tego na własne oczy, spieszę przypomnieć tytuł informacji PAP: "CBOS: PO - 38 proc. poparcia, PiS z SP i PR - 27 proc.". Geniusz więc, czy idiota? Trzeciej możliwości nie ma.

Są jednak jeszcze inne sposoby na to, jak każdą z tych diagnoz można uzasadnić. Bo przecież jeśli ktoś chciał kompletnie skompromitować CBOS, jego metody badawcze i szacunek dla prawdy, nie mógł tego lepiej zrobić. Żadna szanująca się instytucja badawcza nie pozwoliłaby sobie przecież na ryzyko zestawienia swojej teorii (sondażu) z rzeczywistymi wynikami wyborów, które mogłyby tak drastycznie się od owej teorii różnić. No, chyba że... te wyniki poszły z CBOS do PAP "z automatu". To wskazywałoby, że jednak stoi za tym idiota.

Każda teoria, każda prognoza w normalnym systemie wartości, dobra i zła, musi weryfikować się w zderzeniu z faktami. Dotyczy to każdej prawdziwej nauki. Jeśli teoria nie zgadza się z faktami, tym gorzej dla teorii. Ląduje w koszu. Fakt, że CBOS opublikował te dane właśnie w takiej chwili pokazuje, jak bardzo w naszym życiu publicznym od logiki odeszliśmy. Tylko w naszym obecnym systemie ktoś może liczyć na to, że korzystny dla rządu sondaż zrobi swoje, a jeśli okaże się całkowicie nietrafiony, to albo da się to jakoś wyjaśnić, albo wszyscy o tym zapomną.

To właśnie temu systemowi myślenia, w jaki udało się wielu Polaków wpędzić, zawdzięczamy skandal z liczeniem głosów. Naród poszedł, zagłosował i... wygląda na to, że sam powinien sobie policzyć głosy!

Nie byłoby tego, gdyby władze państwowe i popierający je miłośnicy ciepłej wody w kranie poważnie potraktowali formułowane od dawna zastrzeżenia opozycji. Gdyby podjęto dyskusję, a potem działania na rzecz zmian, które mogłyby nasz system wyborczy poprawić. W interesie nas wszystkich.

Eksperyment wyborczy, jaki właśnie przeżywamy, weryfikuje też tezę o poczuciu odpowiedzialności członków Państwowej Komisji Wyborczej. Panowie (i pani) o twarzach spiżowo posępnych całą swoją działalnością pokazali kompletny brak troski o sprawy państwa, brak wyobraźni, brak poczucia honoru i odpowiedzialności. Owszem, powinni odejść już po pamiętnych "konsultacjach" w Moskwie, po braku reakcji na mazowieckie cuda z nieważnymi głosami, teraz jednak przekroczyli już wszelkie granice.

Ich autorytet, jeśli jeszcze ktoś w niego wierzył, już nie istnieje. I proszę nie mówić mi o braku odpowiednich procedur, bo jeśli tak będzie dalej, Naród sam przyjdzie i procedury znajdzie. Smutni panowie (i jedna pani) wykazali się taką pogardą wobec własnych obywateli, że nawet najbardziej zagorzali piewcy najlepszej z Rzeczpospolitych muszą zauważyć, że coś jest dramatycznie nie tak.

Od traumy wyborów prezydenckich 2000 roku rozpoczął się wielki, narastający z krótką przerwą po 11.09 podział amerykańskiego społeczeństwa. My w Polsce wielki podział już mamy, przypieczętował go rok 2010. Jednak ryzyko, że skandal z liczeniem głosów w najnowszych wyborach jeszcze go pogłębi, jest bardzo duże. I mam wrażenie, że nas na to nie stać.

Wypada apelować do wszystkich ludzi dobrej woli po obu stronach owego podziału, by wymusili na obecnie rządzących działania, które wszelkie wątpliwości wyjaśnią. Tu chodzi o coś znacznie ważniejszego niż ciepła woda.

Kolejny raz (po historii z resetem z Rosją) okazuje się, że diagnozy opozycji są słuszne, a władza, popierające ją media i zachwycona jej rządami część obywateli się mylą. Ile razy jeszcze można udawać, że nic się nie stało?

Grzegorz Jasiński, RMF FM


Czytaj więcej na http://fakty.interia.pl/felietony/jasin ... gn=firefox


24 lis 2014, 23:45
Zobacz profil
Zawodowiec
Avatar użytkownika

 REJESTRACJA23 sie 2009, 07:34

 POSTY        3657
Post Re: Kto głosował na PO
W PERSPEKTYWIE MECHANIZMÓW OSZUSTWA

Wegetując w realiach III RP nie chcemy dostrzec, że draństwa związane z farsą wyborczą przesuwają granicę reakcji społecznych poza krawędź zniewolenia. Nie jest rzeczą naturalną, jeśli po otrzymaniu tak dotkliwego policzka, Polacy nie próbują odeprzeć agresji napastnika i tłumaczą sobie, iż jest ona wyrazem słabości i nieudolności reżimu. Nie jest rzeczą naturalną, jeśli zwolennicy partii opozycyjnej przełykają ten upokarzający akt pogardy i nie próbują zmusić swoich reprezentantów do godnego zachowania.

Płynące z „wolnych” mediów nawoływania do nieulegania prowokacji oraz reakcje ograniczone do konstruktywnych postulatów i żądań w ramach demokracji parlamentarnej, zbyt mocno przypominają taktykę koncesjonowanej opozycji z lat 80., by warto było poświęcać im uwagę. Pora zrozumieć, że to środowisko nie zerwie z mitologią III RP i nie odważy na myślenie w kategoriach antysystemowych. Ludziom, których zadowala logika: popełniono fałszerstwo wyborcze, zatem wzywamy do uczestnictwa w II turze wyborów i kierujemy postulaty do oszustów – nie mam nic do powiedzenia.
Nie można bowiem akceptować postawy, w której regularnie podważana jest legalność wyborów przeprowadzanych pod auspicjami obecnej koalicji (zarzuty opozycji z lat 2010, 2011 i 2014), regularnie doświadczamy bezkarności władzy i lekceważenia prawa przez najwyższe sądy, a jednocześnie podtrzymujemy fikcję demokracji wyborczej i odrzucamy tezę o totalitarnym obliczu III RP.      

Nie odczuwam też najmniejszej satysfakcji, że na oczach zdumionych wyborców rozgrywa się scenariusz nakreślony w poprzednim tekście. Przyznaję, że perfidia tego planu przerosła moje rachuby, a w kontekście braku reakcji opozycji, narzuca refleksje dalekie od optymizmu.

Po tym, co zobaczyliśmy w wykonaniu PKW, po wystąpieniach reprezentantów reżimu i arogancji lokatora Belwederu – byłoby szaleństwem kreślić prognozy zwycięstwa. Kto próbuje wmówić Polakom, że ten ponury spektakl wytycza drogę do wygranej w wyborach 2015 roku, zasługuje po stokroć na pogardę. Są reguły dowodzenia i analizy politycznej, których nie wolno łamać – nawet w obronie partyjnych interesów lub w trosce o dochody „niezależnych” mediów.

Jednolita i w pełni skoordynowana reakcja reżimu na skandaliczny przebieg tzw. wyborów samorządowych, potwierdza tezę, że mamy do czynienia z zamierzoną kombinacją i spektaklem wyreżyserowanym przez ośrodek władzy.
Decyzji związanych z przygotowaniem wyborów – począwszy od regulacji prawnych i rozstrzygnięć poszczególnych przetargów, poprzez nieudane próby systemu informatycznego, po procedurę liczenia głosów i elektronicznego przekazywania danych - nie można uznać za przypadkowe lub powstałe na skutek nieudolności i błędu.  
Tylko ci, którzy posiadają realną władzę i z rozmysłem kształtują procesy polityczne, mogą dokonywać owocnych połowów w „mętnej wodzie” polskiego akwarium. Prawdziwi decydenci odbierając ludziom prawo do decydowania o wolnym wyborze, czynią to w tak wyrafinowany sposób, by podawany Polakom erzac wydawał się samą prawdą.

Jeśli od wielu lat, organ odpowiedzialny za przeprowadzenie wyborów selekcjonuje firmy powiązane z Rosją  lub wybiera podmioty niedoświadczone i niezdolne do sprostania obowiązkom – należy to uznać za postępowanie w pełni celowe i zmierzające do wywołania określonego efektu. Jeśli od wielu lat, organ odpowiedzialny za rozpoznawanie protestów wyborczych i stwierdzanie ważności wyborów, sankcjonuje ewidentne przestępstwa i z mocy prawa aprobuje bezsporne oszustwa – trzeba w tym widzieć celową praktykę i patologiczną normę.

Cechą wyróżniającą rozstrzygnięcia tych organów jest okoliczność, iż służą one interesom reżimu i sprawiają, że rządząca III RP grupa zachowuje „demokratyczny mandat” na kolejne kadencje. Nie może się zdarzyć, by powyborczy zamęt, wywołany przez instytucje odpowiedzialne za przebieg wyborów, doprowadził do utraty władzy przez ludzi reżimu lub skutkował konsekwencjami dla przedstawicieli tych instytucji.

Mechanizm oszustwa wyborczego jest od kilku lat perfekcyjny, a zarazem  prosty i opiera się na wytworzeniu chaosu oraz wywołaniu przeświadczenia, iż jest on zaledwie efektem pomyłek i systemowej nieudolności. Przedstawiciele reżimu odrzucą więc jakiekolwiek podejrzenia o fałszowanie wyborów, choć w pewnych okolicznościach potwierdzą (co może mieć miejsce obecnie), iż popełniono błędy lub nie dopilnowano obowiązków. Konstrukcja takiego mechanizmu może wymagać wskazywania „kozłów ofiarnych” oraz fingowania procesów „naprawy” i „modernizacji” systemu wyborczego.  Działania te  będą obliczone na wywołanie efektu propagandowego i m.in. posłużą wytrąceniu argumentów opozycji.

Ponieważ ta ostatnia uporczywie wspiera mitologię demokracji III RP i jest niezdolna do działań wykraczających poza normę konstruktywnego parlamentaryzmu, mechanizm oszustwa wyborczego staje się fundamentem komunistycznej hybrydy i skutecznie chroni interesy reżimu.

Od ponad tygodnia jesteśmy świadkami testowania odporności Polaków oraz tworzenia podwalin pod kolejne wybory 2015 roku. Reżim już wie, że naszych rodaków nie stać na reakcje Rosjan czy Ukraińców, zaś partia opozycyjna i „wolne” media uważnie pilnują, by nikt nie ważył się poddawać nastrojom prowokacji. Irracjonalne i z góry skazane na porażkę postulaty opozycji dopełniają obrazu klęski i potwierdzają jej niezdolność do sprzeciwu. To ważne doświadczenie zostanie z całą pewnością spożytkowane w przyszłości i prócz poczucia bezkarności, utwierdzi wiarę reżimowych macherów w  skuteczność  mechanizmów oszustwa.

Ogromną rolę w tym procederze będzie miała aktywność lokatora Belwederu, który nie tylko odgrywa życiową rolę opatrznościowego męża stanu, ale rozpoczął właśnie zwycięski pochód po drugą kadencję. Jest wielce prawdopodobne, że środowisko Belwederu (jak uczyniono to w wielu innych obszarach) zainicjuje szereg pozorowanych procesów naprawczych, a jednocześnie wykorzysta zaistniałą sytuację do przeprowadzenia zmian legislacyjnych, korzystnych dla reżimu prezydenckiego.
(...)

W kontekście sytuacji wywołanej mechanizmem oszustwa wyborczego, nie sposób pominąć reakcji dwóch naszych zewnętrznych wrogów. Wczorajsze, (pozornie zaskakujące) stwierdzenie Putina, iż „Polska i Rosja powinny przenieść relacje na nowy poziom i rozwiązać problemy działając na podstawie wzajemnego szacunku i pragmatyzmu”, całkowicie odpowiada planowanej linii zbliżenia z Rosją i wychodzi naprzeciw oczekiwaniom przywódców Zachodu. Zaledwie przebrzmiały słowa kremlowskiego watażki, gdy identyczny głos usłyszeliśmy ze strony Angeli Merkel, która  w 25. rocznicę tzw. pojednania polsko-niemieckiego powróciła do projekt uczynienia z III RP „pomostu” między Rosją i Unią Europejską i wyznała: „Tylko wspólnie z Rosją możemy na dłuższą metę zabezpieczyć bezpieczeństwo Europy; dlatego musimy prowadzić dialog z Moskwą”.

To „historyczne” zadanie faktycznej likwidacji polskiej państwowości i uczynienia z nas pokracznego kondominium, przywódcy Europy i ich bracia na Kremlu, mogą powierzyć tylko obecnemu reżimowi.  
(...)
Głosy Putina i Merkel oznaczają wsparcie dla obecnych działań reżimu i są formą zachęty dla kontynuowania mechanizmów oszustwa wyborczego. Przed kilkoma miesiącami pisałem, iż cała machina światowej dyplomacji jest nastawiona na „szukanie porozumienia” z Putinem, co w konsekwencji musi doprowadzić do poddania Ukrainy i zgody na dalszą ekspansję. To oznacza, że ta sama machina już dziś pracuje na kolejne zwycięstwo wyborcze reżimu Komorowskiego. Pracuje zaś, bo obecny układ nigdy nie sprzeciwi się antypolskiemu paktowi Moskwy i Berlina, zadba o „spokój nad Wisłą” i zagwarantuje zatroskanym przywódcom Zachodu, że Polsce nie zagrozi „epidemia rusofobii”.

Realizowany dziś scenariusz przynosi zapowiedź działań planowanych w przyszłym roku. Nie tylko w obszarze polityki krajowej, całkowicie zdominowanej przez Belweder, ale na gruncie znacznie szerszym  Najważniejsze będą zatem wybory prezydenckie. Poprzedzając tzw. wybory parlamentarne i decydując o „zabezpieczeniu” interesów reżimu (rola prezydenta w powołaniu nowego rządu), rozstrzygną również o powodzeniu misji „pojednania” Europy z Putinem.

Zakreślona tu perspektywa, nie może napawać optymizmem. Nie jest też obliczona na partyjny oportunizm i koniunkturę linii redakcyjnych. Oznacza, że obalenie układu rządzącego nie jest żadnym wyzwaniem demokracji ani wyborczym pojedynkiem, lecz powinnością, od której zależy los Polski i Polaków.

Aleksander Ścios
Całość: http://bezdekretu.blogspot.com/2014/11/ ... .html#more

____________________________________
Videtur et hoc mihi Platforninem non debere esse
Poza tym uważam że Platformę należy zniszczyć
/Katon starszy/


25 lis 2014, 21:43
Zobacz profil
Fachowiec
Własny awatar

 REJESTRACJA14 wrz 2011, 21:56

 POSTY        1263
Post Re: Kto głosował na PO
Rażące błędy w dokumentach PKW. Wyniki różnią się nawet o 130 tys. głosów!

Okazuje się, że podani wyników wyborów, nie kończy skandali wokół PKW. Po tym, jak szef PKW Stefan Jaworski podając oficjalne wyniki wyborów samorządowych, zmienił liczbę mandatów zdobytych na Śląsku, okazało się, że to nie jedyny rażący błąd PKW dotyczący tego województwa. Okazuje się, że w komunikacie mającym stanowić sprostowanie informacji podanych przez Jaworskiego podano dane dotyczące ważnych głosów oddanych w wyborach do sejmiku na Śląsku. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że dane te różnią się aż o 130 tys. głosów od danych podawanych wcześniej przez Wojewódzką Komisję Wyborczą.


A wszystko zaczęło się od błędnej informacji podanej przez szefa PKW. Podczas wczorajszej, odbywającej się późnym wieczorem, konferencji Państwowej Komisji Wyborczej, jej szef Stefan Jaworski zaprezentował wyniki wyborów samorządowych. Wprawdzie początkowo nie chciał podać wyników procentowych głosowania (tutaj więcej na ten temat), ale ujawnił liczbę mandatów zdobytych przez poszczególne partie: PO - 179 mandatów, PiS - 169, PSL - 159; SLD - 28.

Już po kilkudziesięciu minutach wyszło na jaw, że Jaworski wprowadził opinię publiczną w błąd. Dziennikarze TVP Info odkryli kłamstwo analizując wcześniej podane przez Wojewódzką Komisję Wyborczą w Katowicach, oficjalne wyniki głosowania na Śląsku. Według nich  PiS zdobył 16 mandatów, a PSL 5 mandatów, a nie jak sugerował wcześniej Jaworski: Prawo i Sprawiedliwość 14 mandatów, a PSL 7 mandatów.

Państwowa Komisja Wyborcza zapowiedziała sprostowanie w tej sprawie. Tymczasem okazało się, że gdy komunikat został rozesłany do mediów, zawierał jeszcze bardziej rażące błędy. Z ustaleń dziennikarzy TVN 24 wynika, że źle podano liczbę głosów ważnych oddanych w wyborach do sejmiku na Śląsku. Zamiast liczby 1 348 961 podano liczbę 1 481 479. Skala błędu jest szokująca, różnica wynosi bowiem aż 132 518 głosów.

Błędne dane pojawiły się w arkuszu kalkulacyjnym dotyczącym wyników głosowania do sejmików wojewódzkich. Cały dokument został rozpowszechniony razem z treścią sprostowania rozsyłanego do mediów przez biuro prasowe PKW.

Gdy kolejna już rażąca kompromitacja PKW wyszła na jaw, Państwowa Komisja Wyborcza zaczęła przekonywać, że jedyne oficjalne, a co za tym idzie wiążące wyniki wyborów zawiera protokół przygotowany przez Wojewódzką Komisję Wyborczą.

Skąd w dokumencie PKW wzięło się ponad 130 tys. dodatkowych głosów eksperci Państwowej Komisji Wyborczej, nie mają pojęcia.

http://niezalezna.pl/61689-razace-bledy ... tys-glosow

* * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * *
Mamy dowód na manipulacje wyborczymi protokołami na Śląsku. DOKUMENT

Wojewódzka Komisja Wyborcza na Śląsku sporządziła dwa protokoły z wynikami wyborów do sejmiku województwa - dowiedział się portal niezalezna.pl. Pierwszy, którego zdjęcie zamieszczamy poniżej, sporządzony został w piątek, drugi w sobotę. Ale podczas podawania oficjalnych wyników w sobotnią noc Państwowa Komisja Wyborcza cytowała dane z piątkowego dokumentu. Różnica to 130 tysięcy głosów.

Podczas sobotniej konferencji Państwowej Komisji Wyborczej, jej szef Stefan Jaworski zaprezentował wyniki wyborów samorządowych.
Cytował także wyniki z poszczególnych województw, a wkrótce wybuchł skandal związanymi z danymi ze Śląska.

Najpierw bowiem okazało się, że inna jest liczba mandatów. Szef PKW podał: Prawo i Sprawiedliwość 14 mandatów, a PSL 7 mandatów. Dziennikarze TVP Info bardzo szybko odkryli - analizując wcześniej podane wyniki przez Wojewódzką Komisję Wyborczą w Katowicach - że podział mandatów jest innych: PiS zdobył 16 mandatów, a PSL 5 mandatów.

Dzisiaj z kolei pojawił się temat liczby głosów ważnych oddanych w wyborach do sejmiku na Śląsku. PKW podało 1 481 479, a w dokumentach śląskiej komisji widniało: 1 348 961. Skala błędu szokująca, różnica wynosiła aż 132 518 głosów.

Portal niezalezna.pl dowiedział się skąd wynikał ten błąd. Wojewódzka Komisja Wyborcza w Katowicach wysłała do PKW... dwa protokoły!!! Jeden w piątek z liczbą 1 481 479 głosów ważnych, a drugi w sobotę z liczbą 1 348 961 głosów ważnych. Ten drugi funkcjonuje jako ostateczny dokument prezentowany przez śląską komisję, ale PKW - podczas sobotniej konferencji - zaprezentowało dane z wcześniejszego protokołu.


KOPIA PROTOKOŁU PRZYGOTOWANEGO W PIĄTEK
Obrazek

http://niezalezna.pl/61704-tylko-u-nas- ... u-dokument

* * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * *
Sądy w całej Polsce zasypane protestami ws. nieprawidłowości wyborczych

Do sądów w całym kraju zaczynają wpływać protesty wyborcze związane z
nieprawidłowościami w wyborach samorządowych. Zgodnie z prawem to sądy mogą zdecydować o ich ewentualnym unieważnieniu i powtórzeniu.

Sześć protestów wyborczych trafiło do poniedziałku do sądów okręgowych w Warszawie. Protest złożył m.in. dyrektor Muzeum Powstania Warszawskiego Jan Ołdakowski z żoną. Jak wcześniej tłumaczył, oboje zagłosowali na kandydatkę, która według protokołu komisji dostała jeden głos.


Rzecznik prasowy Sądu Okręgowego w Warszawie ds. Cywilnych Katarzyna Kisiel poinformowała PAP, że do tej pory do tego sądu trafiły cztery protesty wyborcze.

Rzecznik sądu poinformował PAP, że protest wniesiony przez Ołdakowskich dotyczy „(…) oddania głosu na kandydatkę do sejmiku województwa mazowieckiego Urszulę Małgorzatę Juhanowicz, a w szczególności (…) sposobu liczenia głosów i ustalenia wyników głosowania”. Sąd wezwał wnioskodawców do uzupełnienia braków formalnych protestu w terminie tygodniowym pod rygorem zwrotu protestu.

Kolejny protest dotyczy wyborów samorządowych na terenie - jak zostało to wskazane - „województwa warszawskiego”. Protest dotyczy działania Państwowej Komisji Wyborczej oraz Krajowego Biura Wyborczego. Sąd wezwał wnioskodawcę do uzupełnienia braków formalnych wniosku.

Jeszcze inny protest - „w przedmiocie powtórzenia wyborów samorządowych na terenie miasta stołecznego Warszawy” - pozostawiono bez dalszego biegu.

Czwarty protest, wniesiony w sprawie nieprawidłowości podczas wyborów do rady gminy Leoncin, zostanie rozpoznany 9 grudnia.

Jak powiedziała PAP Joanna Adamowicz z sekcji prasowej Sądu Okręgowego Warszawa-Praga, dotychczas do tego sądu wpłynęły dwa protesty w związku z wyborami. W obu przypadkach sąd wezwał do uzupełnienia braków formalnych w tych wnioskach.

Dopiero po ich uzupełnieniu zapadną dalsze decyzje

— dodała.

Gdańsk

Do gdańskiego sądu okręgowego wpłynął w poniedziałek jeden protest wyborczy, w którym prywatna osoba informuje o nieprawidłowościach w pracy dwóch komisji wyborczych i na tej podstawie domaga się unieważnienia wyborów. Sąd odesłał wniosek do uzupełnienia.

Jak poinformował PAP rzecznik Sądu Okręgowego w Gdańsku Tomasz Adamski, protest dotyczy komisji w okręgach 20 i 21 działających w miejscowości Żelistrzewo (Pomorskie, powiat pucki). Autor protestu napisał w nim m.in., że w pracy tych komisji miały miejsce nieprawidłowości związane z wydawaniem kart do głosowania i zabezpieczeniem ich przy przekazywaniu do gminnej komisji.

Adamski poinformował też, że - według wnioskodawcy -nieprawidłowości polegały na wydawaniu wyborcom po dwa komplety kart do głosowania, przy czym niektóre otrzymujące podwójne komplety osoby, miały „nie podpisywać się w spisie wyborców i nie potwierdzać odbioru kart do głosowania”.

Według autora protestu komisje „niewłaściwie zabezpieczyły protokoły”, a przed wejściem do jednej z komisji startująca w wyborach osoba miała wręczać wyborcom pieniądze.

Powołując się na te nieprawidłowości autor skargi, zażądał unieważnienia wyborów.

Jak poinformował Adamski, we wniosku były jednak błędy formalne i sąd zwrócił protest skarżącemu do uzupełnienia. Rzecznik wyjaśnił, że sąd poprosił m.in. o wskazanie numerów PESEL i innych danych niektórych osób wspomnianych w proteście, a także o złożenie samego wniosku z odpowiednią liczbą odpisów. Wyborca ma do końca tygodnia czas na uzupełnienie wniosku. Jeśli to zrobi, to z kolei sąd ma 30 dni na rozpoznanie sprawy.

Świętokrzyskie

Do poniedziałkowego popołudnia do Sądu Okręgowego w Kielcach wpłynęły dwa protesty, dotyczące przebiegu głosowania w wyborach samorządowych 16 listopada w województwie świętokrzyskim.

Jak poinformował PAP rzecznik sądu Marcin Chałoński, pierwszy z protestów do biura podawczego instytucji złożył mieszkaniec Kielc.

Informuje on w piśmie, że w jednej z miejskich obwodowych komisji wyborczych oddał głos na określonego kandydata, a z protokołu komisji sporządzonego po głosowaniu wynika, że wskazany przez niego kandydat, nie otrzymał żadnego głosu.

Nie sprecyzowano o jakiego kandydata chodzi - z jakiego komitetu i w jakich wyborach. To będzie musiał ustalić sąd

— tłumaczył Chałoński.

Drugi z protestów późno po południu trafił do sądu drogą listową. Złożyła go jedna osoba i dotyczy Ostrowca Świętokrzyskiego. Szczegóły pozwu będą znane we wtorek.

Do tej pory protestów dotyczących wyborów samorządowych, przeprowadzonych na trenie woj. świętokrzyskiego nie złożyli przedstawiciele żadnego z komitetów, uczestniczących w głosowaniu.

Pomorze Zachodnie

Pięć protestów wyborczych, związanych z przebiegiem głosowania w wyborach samorządowych na Pomorzu Zachodnim, zarejestrowano w poniedziałek w Sądzie Okręgowym w Szczecinie. Protesty złożyli głównie pojedynczy wyborcy lub kandydaci.

Jak powiedział PAP rzecznik sądu Tomasz Szaj, do poniedziałkowego południa w sądzie zarejestrowano pięć protestów wyborczych. Dodał jednak, że cały czas napływają nowe i trwa ich rejestracja.

Do tej pory złożyli je w większości wyborcy bądź sami kandydaci. Tylko w jednym przypadku autorem wniosku był komitet wyborców. Protesty dotyczą zarzutów w sprawie przebiegu głosowania w Pyrzycach, Golczewie, Stargardzie Szczecińskim i Resku.

W przypadku Pyrzyc złożono dwa protesty w jednej sprawie. Dotyczą one dwóch głosów nieuznanych przez komisję z powodu „zbyt grubego, wielokrotnie skreślanego znaku X”. Według składających protest, komisja uznała oba głosy za nieważne, a miały one zadecydować o wyborze kandydata do rady gminy.

Komitet wyborców z Golczewa wniósł natomiast szereg zarzutów do różnych komisji dotyczących błędów w liczeniu głosów.

Wyborca ze Stargardu Szczecińskiego zaprotestował, bo - jak twierdzi - oddał na jednego z kandydatów głos, co nie znalazło odzwierciedlenia w protokole z głosowania.

W Resku protest dotyczy różnicy jednego decydującego o wyborze głosu - złożono wniosek o ponowne przeliczenie głosów z powodu możliwej pomyłki komisji.

Podlaskie

Do Sądu Okręgowego w Łomży (Podlaskie) protest wyborczy złożył mężczyzna, który przegrał 12 głosami na radnego w gminie Piątnica. Uzasadnia, że to wina nieostemplowania 51 kart do głosowania na 271 wydanych w dniu wyboru w jego okręg - informuje sąd,

Protest wyborczy wpłynął do sądu w poniedziałek - poinformował rzecznik Sądu Okręgowego w Łomży sędzia Jan Leszczewski.

Sędzia powiedział, że zdaniem tego mężczyzny podczas wyborów w jednomandatowym okręgu nr 13 w gminie Piątnica wydano 51 nieostemplowanych kart do głosowania przez obwodową komisję wyborczą. Jak dodał, tym samym karty były nieważne.

Zdaniem kandydata wśród tych nieostemplowanych kart mogły znajdować się głosy wskazujące na jego kandydaturę na radnego, w związku z tym uważa, że jest uprawniony do tego, aby złożyć protest wyborczy

— podkreślił sędzia.

Sprawa ma być rozpatrywana 17 grudnia przez sąd okręgowy.

Leszczewski dodał, że podobny protest był złożony w poprzednich wyborach, a dotyczyła wyborów do rady gminy Stawiski. Dodał, że wtedy stwierdzono nieważność wyborów i były one powtórzone.

Płock

Siedem protestów wyborczych, związanych z przebiegiem głosowania w wyborach samorządowych na północnym Mazowszu, wpłynęło w poniedziałek do Sądu Okręgowego w Płocku. To pierwsze protesty zgłoszone w tamtejszym sądzie po wyborach 16 listopada.

Protesty dotyczące zarzutów w sprawie przebiegu głosowania wpłynęły z Płocka, Sierpca, a także z Działdowa, Glinojecka i Żuromina - poinformowała PAP rzeczniczka płockiego Sądu Okręgowego Iwona Wiśniewska-Bartoszewska.

W przypadku Płocka złożony protest dotyczy zamkniętego obwodu głosowania w tamtejszym Zakładzie Karnym.

Osadzony postuluje unieważnienie tam wyborów, wskazując, iż nie było go na liście uprawnionych do głosowania

— powiedziała PAP Wiśniewska-Bartoszewska.

Inny protest dotyczy wyborów do rady gminy Sierpc w miejscowości Dziembakowo, gdzie jedna z kandydatek, która ostatecznie została wybrana na radną, miała dopuścić się przestępstwa kupowania głosów wyborczych.

Do protestu w tej sprawie dołączone jest zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa, skierowane do Prokuratury Rejonowej w Sierpcu

— dodała rzeczniczka płockiego Sądu Okręgowego.

Protest wyborczy z Żuromina obejmuje z kolei wniosek o kontrolę przebiegu głosowania w jednej z obwodowych komisji wyborczych, znajdującej się w tamtejszym zespole szkół. Według składającej protest, duża liczba głosów nieważnych, mogła wynikać m.in. z tego, że w komisji tej listy kandydatów poszczególnych komitetów wyborczych do rady powiatu nie były zszyte - „były luźno ułożone, fruwały” - co sprawiało, że trudno było, jak oceniła autorka skargi, odnaleźć w wykazie konkretną osobę.

W proteście z Działdowa autor opisuje natomiast nieprawidłowości w przebiegu głosowania, które jego zdaniem, miały miejsce we wszystkich okręgach wyborczych tego powiatu. Zarzuty dotyczą m.in. karty do głosowania do rady powiatu, która miała formę książeczki, przez co - w opinii wnoszącego protest - „dawała fory partii z numerem jeden”. W ocenie skarżącego, w głosowaniu do rady powiatu powinna być jedna, przejrzysta karta, zawierająca wykaz wszystkich komitetów wyborczych.

W tym samym proteście, autor wskazuje, że w lokalach obwodowych komisji wyborczych nie było wystarczającej liczby miejsc do głosowania, co w efekcie naruszyło prawo do jego tajności i jednocześnie było przyczyną zaginięcia 22 kart do głosowania oraz, że w lokalach tych nie było instrukcji, jak należy głosować, a w związku z tym osoby starsze, niezorientowane w tej procedurze, mogły w sposób niewłaściwy oddawać głosy, a to z kolei, według skarżącego, dało dużą liczbę głosów nieważnych.

Protest zawiera postulat ponownego przeprowadzenia na terenie powiatu działdowskiego wyborów do rady powiatu

— zaznaczyła Wiśniewska-Bartoszewska.

W przypadku Glinojecka wpłynęły trzy protesty wyborcze, które dotyczą wyborów do rady miasta w jednym z okręgów oraz wyborów burmistrza. Protesty wspominają m.in. o nietrzeźwości członka jednej z obwodowych komisji wyborczych podczas ustalania wyników wyborów, niewłaściwym sposobie liczenia głosów oraz o przypadkach agitacji w trakcie głosowania.

Dolnośląskie

Do sądów okręgowych na Dolnym Śląsku wpłynęło do tej pory kilkanaście protestów wyborczych. Złożyły je osoby prywatne - wynika z informacji zebranych przez PAP.

Osiem protestów wyborczych wpłynęło do tej pory do Sądu Okręgowego we Wrocławiu. Wszystkie zostały złożone przez osoby prywatne - poinformowano PAP w biurze prasowym tego sądu.

Do Sądu Okręgowego w Świdnicy wpłynęły zaś trzy protesty wyborcze, związane z przebiegiem głosowania w wyborach samorządowych.

Wszystkie muszą być uzupełnione, ponieważ mają braki formalne

— powiedziała PAP rzeczniczka tego sądu, sędzia Agnieszka Połyniak.

Według rzecznika Sądu Okręgowego w Legnicy, sędziego Jarosława Halikowskiego, do tamtejszego sądu zostały złożone dwa protesty wyborcze.

Jeden dotyczy korupcji wyborczej w okręgu górowskim, chodzi o kupowanie głosów za alkohol, drugi zaś głosowanie do Rady Miasta Złotoryja. Według wnioskodawcy nieprawidłowości miały tam dotyczyć m.in. liczenia głosów nieważnych

— powiedział sędzia.

PAP nie udało się ustalić, ile protestów wyborczych wpłynęło do Sądu Okręgowego w Jeleniej Górze.

Podkarpacie

Do czterech sądów okręgowych na terenie woj. podkarpackiego do godzin popołudniowych w poniedziałek wpłynęło łącznie 12 protestów wyborczych. Większość z nich została złożona przez lokalne komitety wyborcze - wynika z informacji zebranych przez PAP.

Najwięcej, bo 9 protestów wyborczych wpłynęło do tej pory do Sądu Okręgowego Krośnie. Z informacji podanych przez rzecznika tamtejszego sądu Artura Lipińskiego wynika, że protesty dotyczą np. niewielkich różnic w liczbie głosów na kandydatów z konkurencyjnych komitetów do Rady Miasta Sanoka.

W niektórych przypadkach różnica wyniosła kilka-kilkanaście głosów, a w jednym wypadku tylko jeden głos; było też dużo głosów nieważnych, stąd żądanie powtórzenia liczenia głosów.

Inny protest złożony do krośnieńskiego sądu dotyczy tego, że przewodnicząca komisji w jednym z okręgów była pijana i interweniowała policja, a ponadto przebywały tam osoby postronne.

Protestujący w związku z tym żąda unieważnienia wyborów. W jeszcze innym wypadku protest dotyczy liczby kart znajdujących się w urnie - miało ich być według zawiadamiającego - o jedną więcej niż kart wydanych przez komisję. Ponadto zawiadamiający otrzymał o jeden głos mniej niż jego kontrkandydat do rady gminy Brzyska.

W jeszcze innym wypadku kandydat do rady gminy Dukla otrzymał o wiele mniej głosów, niż wynikało to z jego rozmów z głosującymi po wyborach. Zgłaszający domaga się zatem ponownego przeliczenia głosów.

Natomiast po jednym proteście wpłynęło do sądów okręgowych w Rzeszowie, Przemyślu i Tarnobrzegu.

Jak poinformował PAP rzecznik tarnobrzeskiego sądu Zygmunt Dudziński protest złożyła osoba podająca się za pełnomocnika lokalnego komitetu wyborczego. Zawiadomienie dotyczyło wydawania wyborcom niewłaściwych kart do głosowania.

Chodzi o to, że mieszkańcy dwóch ulic w Zbydniowie dostali niewłaściwe karty do głosowania, na których byli kandydaci z innego okręgu wyborczego. Głosujący z okręgu nr 2 otrzymali karty z nazwiskami kandydatów, na których powinni głosować wyborcy z okręgu nr 3, a wyborcy z okręgu nr 3 otrzymali karty, które miały trafić do głosujących w okręgu nr 2.

Dudziński dodał, że według zawiadamiającego taka zamiana spowodowała, że część wyborców się zniechęciła i nie wzięła udziału w głosowaniu. Sąd zwrócił się do wójta gminy Zaleszany o udostępnienie całości dokumentacji związanej z wyborami, oraz do przewodniczących komisji nr 2 i 3 o udzielenie w ciągu tygodnia pisemnej odpowiedzi na protest.

Z kolei w Rzeszowie - jak poinformowała rzeczniczka tamtejszego sądu Marzena Ossolińska-Plęs - jeden z wyborców z podrzeszowskiego Tyczyna domaga się sprostowania informacji dotyczących wykształcenia kandydata na burmistrza miasta, unieważnienia wyborów oraz wstrzymania kandydatowi biernego prawa wyborczego. W swoim proteście wyborca wytyka kandydatowi na burmistrza Tyczyna (który dostał się do II tury), że już kiedyś sąd udowodnił mu splagiatowanie pracy licencjackiej w wyniku czego radni wygasili mu mandat burmistrza. A tymczasem w tej kampanii kandydat chwalił się, że ma wyższe wykształcenie.

Protest, który wpłynął do przemyskiego sądu złożony przez pełnomocnika jednego z lokalnych komitetów wyborczych dotyczy wydawania w kilku komisjach obwodowych kart do głosowania bez potwierdzenia tożsamości wyborców.

Olsztyn i Elbląg

Do sądów okręgowych w Olsztynie i Elblągu wpłynęło już 13 protestów dotyczących wyborów samorządowych. Większość wniosków zawierała braki formalne i sądy wezwały ich autorów do poprawek - poinformowali PAP rzecznicy tych sądów.

Do olsztyńskiego sądu wpłynęło 10 protestów wyborczych, z czego 8 w poniedziałek. Rzecznik prasowa tego sądu sędzia Agnieszka Żegarska poinformowała PAP, że wszystkie wnioski „dotyczą uchybień mających wpływ na ważność wyborów”.

Zarzuty w nich podnoszone dotyczą m.in. liczenia głosów

— powiedziała sędzia Żegarska i dodała, że żaden termin rozpoznania tych wniosków nie został jeszcze wyznaczony.

Wiele wniosków zawiera błędy formalne i wnioskodawcy zostali wezwani do ich uzupełnienia

— przyznała .

Do sądu okręgowego w Elblągu wpłynęły dotąd 3 wnioski - poinformowała PAP rzeczniczka prasowa sędzia Dorota Zientara. Jeden z nich dotyczy wyboru radnego w miejscowości Biskupiec pod Elblągiem - dodała.

Dwie osoby ubiegające się o mandat radnego otrzymały taką samą liczbę głosów i zorganizowano losowanie. W ocenie osób składających wiosek losowanie to było źle zorganizowane, bo nie powiadomiono o nim przedstawicieli komitetów wyborczych

— wyjaśniła sędzia Zientara. Przyznała, że wnioski złożone w elbląskim sądzie także zawierają błędy formalne i osoby je składające zostały wezwane przez sąd do ich uzupełnienia.

Radom i Płock

Siedem protestów wyborczych, związanych z przebiegiem głosowania w wyborach samorządowych, wpłynęło w poniedziałek do Sądu Okręgowego w Płocku. Do sądu w Radomiu zostały złożone trzy takie protesty.

Protesty dotyczące zarzutów w sprawie przebiegu głosowania wpłynęły z Płocka, Sierpca, a także z Działdowa, Glinojecka i Żuromina - poinformowała PAP rzeczniczka Sądu Okręgowego w Płocku Iwona Wiśniewska-Bartoszewska.

W przypadku Płocka złożony protest dotyczy zamkniętego obwodu głosowania w tamtejszym zakładzie karnym.

Osadzony postuluje unieważnienie tam wyborów, wskazując, iż nie było go na liście uprawnionych do głosowania

— powiedziała PAP Wiśniewska-Bartoszewska.

Inny protest dotyczy wyborów do rady gminy Sierpc w miejscowości Dziembakowo, gdzie jedna z kandydatek, która ostatecznie została wybrana na radną, miała dopuścić się przestępstwa kupowania głosów wyborczych.

Do protestu w tej sprawie dołączone jest zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa, skierowane do Prokuratury Rejonowej w Sierpcu

— dodała rzeczniczka.

Protest wyborczy z Żuromina obejmuje z kolei wniosek o kontrolę przebiegu głosowania w jednej z obwodowych komisji wyborczych, znajdującej się w tamtejszym zespole szkół. Według składającej protest, duża liczba głosów nieważnych mogła wynikać m.in. z tego, że w komisji tej listy kandydatów poszczególnych komitetów wyborczych do rady powiatu nie były zszyte - „były luźno ułożone, fruwały” - co sprawiało, że trudno było, jak oceniła autorka skargi, odnaleźć w wykazie konkretną osobę.

W proteście z Działdowa autor opisuje nieprawidłowości w przebiegu głosowania, które - jego zdaniem - miały miejsce we wszystkich okręgach wyborczych tego powiatu. Zarzuty dotyczą m.in. karty do głosowania do rady powiatu, która miała formę książeczki, przez co - w opinii wnoszącego protest - „dawała fory partii z numerem jeden”. W ocenie skarżącego, w głosowaniu do rady powiatu powinna być jedna, przejrzysta karta, zawierająca wykaz wszystkich komitetów wyborczych.

W tym samym proteście autor wskazuje, że w lokalach obwodowych komisji wyborczych nie było wystarczającej liczby miejsc do głosowania, co w efekcie naruszyło prawo do jego tajności i jednocześnie było przyczyną zaginięcia 22 kart do głosowania, oraz że w lokalach tych nie było instrukcji, jak należy głosować, a w związku z tym osoby starsze, niezorientowane w tej procedurze, mogły w sposób niewłaściwy oddawać głosy, a to z kolei dało dużą liczbę głosów nieważnych.

Protest zawiera postulat ponownego przeprowadzenia na terenie powiatu działdowskiego wyborów do rady powiatu

— zaznaczyła Wiśniewska-Bartoszewska.

W przypadku Glinojecka wpłynęły trzy protesty wyborcze, które dotyczą wyborów do rady miasta w jednym z okręgów oraz wyborów burmistrza. Protesty wspominają m.in. o nietrzeźwości członka jednej z obwodowych komisji wyborczych podczas ustalania wyników wyborów, niewłaściwym sposobie liczenia głosów oraz o przypadkach agitacji w trakcie głosowania.

Spośród trzech protestów wyborczych z regionu radomskiego jeden dotyczy przeliczenia głosów oddanych na kandydatkę na prezydenta Radomia Marzenę Wróbel oraz na kandydatów na radnych z jej komitetu.

Jak poinformowała w poniedziałek PAP rzeczniczka Sądu Okręgowego w Radomiu Joanna Kaczmarek-Kęsik, o ponowne przeliczenie głosów wystąpił Komitet Wyborczy Wyborców Marzeny Wróbel Radomianie Razem.

Chodzi o ponowne przeliczenie głosów oddanych na kandydatów z tego komitetu startujących do Rady Miejskiej w Radomiu oraz głosów oddanych na kandydatkę na prezydenta miasta Marzenę Wróbel

— wyjaśniła rzeczniczka sądu.

Marzena Wróbel (Komitet Wyborczy Wyborców Marzeny Wróbel Radomianie Razem) uzyskała czwarty wynik w wyborach na prezydenta Radomia. Zagłosowało na nią 6914 osób (9,7 proc.). Komitet Wyborczy Wyborców Marzeny Wróbel Radomianie Razem zdobył jeden mandat do Rady Miejskiej w Radomiu.

Drugi protest, który trafił do Sądu Okręgowego w Radomiu, dotyczy wyborów do Rady Gminy w Odrzywole. Według Kaczmarek-Kęsik, wnioskodawca poprosił o ponowne sprawdzenie i przeliczenie głosów w jednym z okręgów ze względu na to, że dwóch kandydatów na radnych miało takie same nazwisko, a dodatkowo brat jednego z nich uczestniczył w pracach komisji wyborczej.

Protest wyborczy złożył także Komitet Wyborczy Wyborców dla Gminy Sienno w związku z rozbieżnościami dotyczącymi wyników głosowania, które podano na stronie internetowej Urzędu Gminy Sienno. Osoby składające wnioski wyborcze do sądów na uzupełnienie braków mają 7 dni.

W przypadku wyborów samorządowych unieważnienie i powtórzenie głosowania może dotyczyć konkretnego okręgu wyborczego, nie całego kraju. Protesty rozstrzygają sądy okręgowe. Protesty można składać do właściwego sądu okręgowego w terminie 14 dni licząc od dnia wyborów, czyli od niedzieli 16 listopada.

Termin ten upływa więc 30 listopada, czyli w dniu, kiedy w wielu miastach odbędzie się druga tura wyborów (przy czym można składać protesty oddzielnie przeciwko pierwszej turze wyborów i oddzielnie przeciwko drugiej turze). Właściwy sąd okręgowy rozpoznaje protest wyborczy w ciągu 30 dni licząc od upływu terminu na składanie protestów i następnie rozstrzyga o ważności wyborów w danym okręgu wyborczym.

O zakończeniu postępowania w sprawie ważności wyborów do rady samorządu lub w przypadku radnego takiej rady, właściwy sąd okręgowy musi powiadomić autora protestu, a także konkretnego wojewodę, komisarza wyborczego i szefa stosownej komisji wyborczej. Od decyzji danego sądu okręgowego przysługuje zażalenie do właściwego sądu apelacyjnego, który ma 30 dni na rozpoznanie sprawy. Przeprowadzenie ponownych wyborów zarządza wojewoda w terminie 7 dni od dnia zakończenia postępowania sądowego.

http://wpolityce.pl/polityka/223377-sad ... wyborczych

* * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * *
Zamieszanie w Lublinie. Niby te same wyniki, ale przypisane dla dwóch różnych partii

Kolejne rozbieżności co do ilości głosów w wyborach samorządowych. W obwieszczeniu komisarza wyborczego w Lublinie podano wyniki wyborów do rady miasta, lecz są one inne niż podała Miejska Komisja Wyborcza. Na jednym z protokołów Platforma Obywatelska ma tyle głosów co Prawo i Sprawiedliwość na drugim protokole. I na odwrót. Fuszerka i bałagan!

 
Sylwester Tułajew, radny PiS, odkrył zaskakujące "informacje" w komunikacie Komisarza Wyborczego w Lublinie z 21 listopada 2014 r. o wynikach wyborów do rad na obszarze województwa lubelskiego. Podano m.in. liczbę głosów zdobytą przez komitety wyborcze:
 
1) lista nr 3 – KW Prawo i Sprawiedliwość 35 363
2) lista nr 4 – KW Platforma Obywatelska RP 40 567
3) lista nr 14 – KWW Lubelska Lewica Razem 13 317
4) lista nr 15 – KWW WSPÓLNY LUBLIN 7 806

Obrazek

(fot. screen z obwieszczenia komisarza wyborczego w Lublinie z dnia 21 listopada 2014 r.)
 
Ale Miejska Komisja Wyborcza w Lublinie podaje te same liczby, lecz uzyskane przez inne partie.

Obrazek

(fot. screen z protokołu Miejskiej Komisji Wyborczej w Lublinie z wyrobów do Rady Miasta Lublin)

„Przykro mi, że muszę rozczarować Komisarza Wyborczego w Lublinie, ale to Prawo i Sprawiedliwość zdobyło największą ilość głosów w wyborach do Rady Miasta Lublin” – czytamy na stronie tulajew.pl. Radny dodaje, że to nie jedyna pomyłka w tym protokole. „Pomylono także głosy Wspólnego Lublina i Lewicy” – czytamy.

Obrazek

(fot. print screen z tulajew.pl)

Wcześniej S. Tułajew informował, że po analizie protokołu Miejskiej Komisji Wyborczej w Lublinie z przeprowadzenia wyborów do Sejmiku Województwa Lubelskiego w okręgu nr 1, brakuje 69 kart, które wyjęto z urny.

http://niezalezna.pl/61710-zamieszanie- ... ych-partii

____________________________________
Ojczyznę wolną pobłogosław Panie.


28 lis 2014, 23:28
Zobacz profil
Fachowiec
Własny awatar

 REJESTRACJA14 wrz 2011, 21:56

 POSTY        1263
Post Re: Kto głosował na PO
15 problemów z wyborami

"Moje postulaty nie są zbyt „wyśrubowane” – wystarczy przyjrzeć się kwestionariuszom OBWE, by zorientować się w standardach, jakie w tej mierze obowiązują za granicą. Podkreślam: tu nie chodzi o oskarżanie kogokolwiek, ale o obiektywną ocenę procesu wyborczego i jego naprawienie, jeśli tego potrzebuje" - pisze na salonie24 Paweł Kowal i analizuje główne problemy związane z ostatnimi wyborami w Polsce.


Fragment analizy Kowala:

Oto problemy, które się narzucają:

1. Brak niektórych komitetów/partii na kartach do głosowania. Konieczna ocena skali rzeczywistej, bo część wyborców mogła nie zwrócić uwagi na brak i nie zagłosować na kogo chciała. Ten błąd wystąpił już w 2011 roku i nie badano wówczas jego skali a tylko orzekano na podstawie wyłapanych przypadkowo incydentów. Pytanie jakie działania podjęła PKW po 2011 roku, by zniwelować ten błąd. To samo dotyczy problemu głosów nieważnych. Istotne w procesie wyborczym jest czy usiłowano go doskonalić, czy ignorowano sygnały?

2. Przerywanie liczenia. Konieczne jest ustalenie, czy komisje pracowały w pełnym składzie, jak w czasie przerw były przechowywane karty, czy miały do nich dostęp osoby nieuprawnione itd (przechowywanie w szkołach, domach kultury itd), kto i na jakiej zasadzie je transportował, czy był element ryzyka zaginięcia, uszkodzenia? Czy gdzieś wykluczano członków komisji lub organizowano dodatkowe liczenia bez powiadomienia wszystkich? Czy wszyscy członkowie komisji liczyli głosy po opróżnieniu urn? Czy był element wzajemnej kontroli? Czy też dzielono na części a potem sumowano w ramach komisji? Czy to dopuszczalna procedura, jeśli tak było?

3. Liczba nieważnych głosów. Ustalenie przyczyny. Jeśli przyczyna leżała po stronie PKW, tym bardziej trzeba ocenić, czy nie ma potrzeby powtórki - szczególnie, że PKW najwyraźniej ignorowała problem, zrezygnowała z umieszczania w protokołach "przyczyny nieważności", nie zmieniła formatu karty/broszury do głosowania. Organ organizujący wybory nie może nawet mimowolnie wprowadzać w błąd.

4. Wyrywkowe sprawdzenie frekwencji – w miejscach, gdzie zanotowano jej „nienaturalne zwyżki”. Czy jest tu możliwy tryb śledztwa prokuratorskiego?

5. Zmiana formuły karty do głosowania wyraźnie opisanej w ustawie na książeczkę/broszurę (jest tu nieścisłość przepisu, który określa konieczność stworzenia kart do głosowania dla niewidomych). Tym niemniej w j. polskim nie ma kategorii "kart zbroszurowanych" a definicja czym jest broszura jest precyzyjna. Pytanie, czy karty dla niewidomych nie powinny mieć innego formatu?

6. Nadmiernie długie oczekiwanie na wyniki - samo w sobie powinno być traktowane jako "nieregularność".

7. Wypowiedzi szefów sądów i Trybunału Konstytucyjnego rozstrzygające co do oceny przebiegu wyborów w trakcie trwania procesu liczenia głosów. W jakim stopniu będzie to determinować pracę sadów okręgowych, na które w tych wyborach spada szczególnie duża odpowiedzialność? W jakim trybie wypowiadają się instytucje odpowiedzialne za delegowanie sędziów do PKW, które jako jedyne mają prawo wnosić o odwołanie członków PKW, gdyby źle pracowali? Na podstawie jakiego materiału (protokoły, karty do głosowania?) są formułowane definitywne sądy co do ważności lub nie wyborów?Wypowiedzi polityków rządu i opozycji "rozstrzygające" co do rezultatu wyborów w tę czy drugą stronę, są mniej "niestosowne" (część wykonywania pracy polityka - do indywidualnej oceny obywateli), niż publiczne deklaracje sędziów (w czasie trwania wyborów, bez jakiegokolwiek dowodzenia), na których bezstronność liczą obywatele. Ma to ważne znaczenie psychologiczne dla wyborców i może "rozzuchwalać" niesolidnych członków komisji - jeśli tacy są ("już było powiedziane przez sędziów, że wszystko jest ok"). Szczególnie, że komisje będą pracowały w drugiej turze.

8. Niesprawność systemu elektronicznego podliczania głosów. Pytanie w jakim stopniu był wykorzystywany w sumowaniu (czyli dodawaniu po przeliczeniu kart) głosów?

9. Pomyłki w podawaniu wyników na stronie PKW. Na czym opieramy pewność, że wszystkie zostały wyłapane?

10. Zgoda PKW na wejście postronnych osób w trakcie sumowania głosów w Warszawie 20 XI 2014. Brak odpowiedniej ochrony pracy PKW. Pytanie, czy proces liczenia był zakłócany (pod różnymi pretekstami) także w komisjach niższego szczebla?

11. Jak często zdarzało się poprawianie protokołów, szczególnie na etapie OKW. Uważa się często, że jest to jeden z najbardziej „drażliwych” etapów procesu wyborczego, dużo pomyłek rachunkowych itd. Podkreślam, fakt, że pomyłki były bez złej woli nie przekreśla w procesie wyborczym ich znaczenia dla całości – jeśli ich skala była duża. Oczywiste fałszerstwa to inna kwestia – jeśli się zdarzają.

12. Poradnik dla członków komisji wyborczych i innych uczestniczących w procesie (mężów zaufania itd.). Czy został przygotowany, dostarczony itd.? To standard w pracy komisji, szczególnie przy skomplikowanych wyborach. Chodzi o jednolite informacje dla wszystkich uczestników procesu wyborczego, jak reagować na sytuacje kryzysowe, kto ma prawo być przy liczeniu, jak dostarczać protokoły pomiędzy kolejnymi szczeblami komisji (kwestia tzw. sumowania głosów na etapie gdy są policzone). Czy sądy są zaopatrzone w tego rodzaju informacje – w procesie wyborczym diabeł tkwi w szczegółach.

13. Czy zabezpieczono policzone karty (w tym także karty z unieważnionymi głosami)?

14. „Znikające głosy”. Czy wyjaśniono naturę zjawiska, niektórzy wyborcy publicznie oświadczają, że na kogoś zagłosowali, a te głosy nie znalazły się w protokołach (przykład TVN – głosów zakonnic z Krakowa). Problem w tym, ze ten błąd można wykazać wyłącznie w przypadku kandydatów, którzy dostali mało głosów – mniej niż wyborców, którzy publicznie deklarują, że na nich głosowali.

15. Instrukcje kryzysowe. Czy wysyłano jasne dla użytkowników i jednoznaczne instrukcje, co robić z liczeniem głosów, gdy system elektroniczny przestaje działać. Czy była jednolita instrukcja dla wszystkich komisji? Tylko taki mechanizm pozwala ocenić czy prawidłowo reagowały na kryzys.

Całość: pawelkowal.salon24.pl

http://niezalezna.pl/61690-15-problemow-z-wyborami

* * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * *

AKO: Należy ukarać winnych fałszerstw wyborczych, a same wybory powtórzyć

Wybory w demokratycznym państwie – niezależnie od ich rangi: prezydenckie, parlamentarne czy samorządowe – powinny być swego rodzaju świętem, podczas którego obywatele obdarzają zaufaniem swoich reprezentantów – czytamy w przesłanym do redakcji portalu niezalezna.pl oświadczeniu Akademickich Klubów Obywatelskich im. Prezydenta Lecha Kaczyńskiego w Poznaniu, Krakowie, Warszawie i Łodzi w sprawie wyborów samorządowych.

 
  Obywatele dają mandat sprawowania rządów w ich imieniu – suwerenny naród  desygnuje przedstawicieli do reprezentowania swoich interesów. Powinno to się odbywać w atmosferze pełnego szacunku do instytucji państwa i przy pełnym zaufaniu do komisji wyborczych wszystkich szczebli, które winny gwarantować odzwierciedlenie prawdziwego poparcia dla poszczególnych opcji zarządzania sprawami publicznymi.
 
  Przebieg odbywających się w Polsce wyborów samorządowych jest tego całkowitym zaprzeczeniem i przekracza wszelkie dopuszczalne granice. Stanowi wyrazisty dowód na rozkład struktur państwa, które nie potrafią zapewnić standardów demokratycznych w żadnej fazie wyborów. Można to zilustrować konkretnymi przykładami:
- obsada personalna Państwowej Komisji Wyborczej nie dająca gwarancji bezstronności działań jej członków oraz brak merytorycznych kompetencji do stosowania nowoczesnych procedur wyborczych i ich technicznej obsługi;
- szkolenia członków PKW w putinowskiej Rosji, co szczególnie bulwersuje i w zasadniczy sposób podważa zaufanie do intencji poznawania właściwych sposobów procedowania wyborczego w państwach demokratycznych;
- skandaliczne przygotowanie informatycznej obsługi wyborów, co połączone ze złą logistyką zaowocowało chaosem w pracach komisji wyborczych na wszystkich szczeblach;
- dezinformowanie obywateli poprzez brak precyzyjnej informacji o trybie głosowania, a nawet upowszechnianie wyborczego spotu zawierającego sformułowanie wprowadzające wyborców w błąd;
- liczne nieprawidłowości w przygotowaniu kart wyborczych oraz błędy w ich dystrybucji;
- ewidentne fałszerstwa wyborcze na poziomie obwodowych komisji wyborczych, m. in. wręczanie głosującym kart z zakreślonym nazwiskiem i niezwykle wysoka w niektórych obwodach wyborczych liczba głosów nieważnych z powodu wielokrotnych skreśleń, zaskakujący, niczym nie motywowany, kilkukrotny wzrost poparcia dla jednej z partii rządzących w niektórych obwodach;
- budzący podejrzenia fakt korelacji ogłoszenia przez pracownię sondażową zwycięstwa wyborczego partii opozycyjnej i następującego po tym  załamania się systemu informatycznego;
- chaos organizacyjny w fazie liczenia głosów i ich przekazywania do komisji okręgowych spowodowany m. in. wadliwością systemu informatycznego .
 
Ten wyborczy chaos obserwowany nie po raz pierwszy oraz brak poważnej reakcji Prezydenta RP i premiera rządu na zaistniałą sytuację budzi nasz zdecydowany protest.
 
Zajęcie siedziby Państwowej Komisji Wyborczej – niedopuszczalne w państwie przestrzegającym norm demokratycznych – traktujemy jako wyraz obywatelskiego protestu nie tylko wobec sposobu działań samej PKW, ale i wobec bezradności oraz lekceważenia przez rządzących wartości najważniejszego instrumentu demokracji, jakim jest akt wyborczy.

Jesteśmy przekonani, że demokratyczny akt wyborczy został zakłócony, a jego wynik został zafałszowany i nie jest wiarygodny. Domagamy się zdecydowanych działań naprawczych zmieniających procedury prawne i organizacyjne, które wyeliminują niewiarygodność aktu wyborczego.

W zaistniałej sytuacji wybory powinny zostać powtórzone przy zachowaniu szczególnego nadzoru społecznego, w taki sposób, by ich wynik nie budził obaw o ich wiarygodność.

Odrębną sprawą jest – niezależnie od złożonych dymisji – wyciągnięcie wniosków personalnych wobec członków Państwowej Komisji Wyborczej. Absolutną koniecznością jest także przeprowadzenie stosownych procedur prawnych i ukaranie winnych zaistniałych fałszerstw wyborczych.

Zarząd AKO Poznań:
prof. dr hab. Stanisław Mikołajczak – Przewodniczący
prof. dr hab. Stefan Zawadzki – Wiceprzewodniczący
dr Tadeusz Zysk, prof. dr hab. Jacek Dabert, prof. dr hab. Antoni Florkiewicz, dr inż. Piotr Łukasiak, prof. dr hab. Grzegorz Musiał, prof. dr hab.  Jan Paradysz, prof. dr hab. Stanisław Paszkowski, prof. dr hab. Barbara Piłacińska, prof. dr hab. Wojciech Rypniewski, prof. dr hab. Roman Szulc, prof. dr hab. Jerzy Weres, dr Zdzisław Habasiński, mgr inż. Piotr Cieszyński, mgr Ewa Ciosek

Zarząd AKO Kraków:
prof. dr hab. Ryszard Kantor – Przewodniczący
prof. dr hab. inż. Jan Tadeusz Duda – Wiceprzewodniczący
dr Mirosław Boruta, mgr inż. Andrzej Ossowski

Zarząd AKO Warszawa:
prof. dr hab. inż. Artur Hugo Świergiel – Przewodniczący
prof. dr hab. n. med. Krzysztof Bielecki, dr Paweł Bromski, prof. dr hab. inż. Eugeniusz Danicki, dr Artur Górski – poseł na sejm RP, dr hab. Tadeusz Kołodziej, dr inż. Janusz Sobieszczański, dr hab. Maciej Stasiak, mgr inż. Agnieszka Stelmaszczyk-Kusz, prof. dr hab. Janina Wiszniewska

Przewodniczący AKO Łódź – prof. dr hab. Michał Seweryński

http://niezalezna.pl/61706-ako-nalezy-u ... -powtorzyc

* * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * *

Ipsos też chce żyć, więc usłużnie tłumaczy rozbieżność z PKW

…ale robi błąd, broniąc wyników PKW, bo jeśli one są prawdziwe, to Ipsos jest d..a nie sondażownia…


Rozbieżność między wynikami PKW a opłaconym m.in. z publicznych pieniędzy sondażem Ipsos jest ogromna, w przypadku PiS 5 punktów w dół, w przypadku PSL 7 punktów w górę. Ipsos bierze jednak te rozbieżność na własna klatę. Oto informacja z portalu gwno.pl:

Andrzej Olszewski, konsultant Ipsos, przypomina, że sondaż mierzy intencje wyborcze, ale stan faktyczny ogłasza PKW. I tak tłumaczy przyczynę rozbieżności: - Jeszcze nigdy nie mieliśmy tak wysokiego odsetka głosów nieważnych.

Zapewnia, że zamiennik sondażu była reprezentatywna. W komisjach wyborczych Ipsos miał 87 tys. ankieterów. - Wszędzie tam, gdzie należy: na wsi i w mieście. To była Polska w pigułce. W wyborach na wójtów, burmistrzów i prezydentów byli ci sami ankieterzy, ta sama metoda, ta sama zamiennik i trafiliśmy w punkt, ale w tych wyborach głosów nieważnych było 2 proc., a w wyborach do sejmików prawie 18 proc. Głosujący po wyjściu z lokalu nie mówią nam, że oddali głos nieważny.

Olszewski zaznacza też, że głosy nieważne rozkładają się nieproporcjonalnie do elektoratu: - Najczęściej błędy popełniają osoby, które gorzej radzą sobie w życiu, starsze, słabo wykształcone. Dane Ipsos szczegółowo chce analizować PiS. Szef klubu parlamentarnego już wystąpił do szefa TVP, by przekazał mu raport z wyborczej nocy, w którym PiS prowadził wyraźniej. PiS chce też znać adresy komisji, przed którymi Ipsos miał ankieterów. - Możemy pokazać to, co było na antenie, ale kuchni naszych prac na pewno nie zdradzimy, żeby poznała ją konkurencja…

A to będzie jeszcze jakaś konkurencja, po takiej wtopie, szanowny Ipsosie? Sądzicie, że ktoś was jeszcze do podobnych badań zatrudni?

Jeśli wyniki podane przez PKW są prawdziwe, to znaczy,że wy jesteście nieudacznikami i po prostu badań exit polls przeprowadzić nie umiecie. Błąd w ocenie wyniku PSL, sięgający 7 punktów procentowych, dyskwalifikuje was całkowicie.

Was ratuje tylko teza, że wasze badania dały prawdziwe wyniki, a całkowicie odmienne wyniki PKW świadczą o fałszerstwach. Tylko wtedy zachowacie zaufanie klientów waszych badań. Chyba, że zależy wam już tylko na zleceniach pochodzących od obecnej władzy, ale i tak chyba już więcej was nie zatrudni, raczej was utopi, ratując własny wizerunek. Nie idźcie więc tą samobójczą droga. Bo jeśli wyniki PKW są prawdziwe, to wy jesteście dupa, a nie sondażownia.

PS. A skąd pan wie, panie Olszewski, konsultancie Ipsos, że błędy popełniają osoby słabiej wykształcone i słabiej radzące sobie w życiu. Przecież błędów żeście nie badali…

PS. PS. Jeśli to wy się pomyliliście w sondażu, panie Olszewski, to ja wnoszę zawiadomienie do prokuratury. Bo robiliście to za pieniądze publiczne, na zlecenie TVP. Spieprzona robota nie może pozostać bez odpowiedzialności…

http://wpolityce.pl/polityka/223302-ips ... nosc-z-pkw

* * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * *

Wolski o skandalu w PKW: Ta sytuacja obciąża władzę, przynajmniej z racji jej niestaranności i przyzwolenia.

wPolityce.pl: PiS oraz inne środowiska polityczne i społeczne widząc to, co dzieje się po wyborach samorządowych, wskazuje na konieczność ponownej weryfikacji wyników wyborów. Słusznie?

Marcin Wolski:
Absolutnie słusznie podnosi się takie oczekiwania. Wbrew tym, którzy zarzucają PiSowi podpalanie państwa, uważam, że ta partia swoje oczekiwania formułuje nad wyraz delikatnie i subtelnie. Nie uderza z „grubej rury”, nie mówi o tym, że mamy do czynienia z fałszerstwem, ale domaga się po prostu sprawdzenia. Domaga się sprawdzenia, czy wielka rzesza Polaków miała szansę, by ich opinia została uwzględniona. To jest rzecz naturalna. To jest nie tylko obowiązek opozycji, ale również partii rządzących. Władza powinna się troszczyć o to, by procedury demokratyczne były zachowane, bez względu na to, kto wygrywa wybory.

Słyszymy jednak, że dopóki nie ma wyroków sądu, dopóty nie ma mowy o żadnych oszustwach czy wypaczeniu wyników. Może należy studzić emocje w tej sprawie?

Śmieszy mnie podejście, wskazujące, że sprawa zależy tylko i wyłącznie do sądów, a one mogą stwierdzić nieważność wyborów tylko i wyłącznie na podstawie niezbitych dowodów. Przy czym nie wiadomo, co miałoby być niezbytym dowodem. Wydaje się, że tylko film z nagraną czarną wołgą, najlepiej na moskiewskiej rejestracji, który pokazuje przekazywanie wypełnionych kart wyborczych jednej z komisji, mógłby przekonać sądy. Dopiero pokwitowanie przekazania kart może być ewentualnym powodem do protestu wyborczego.

Może zwyczajnie nie ma dowodów na fałszerstwa?

Przecież istnieje w Polsce coś takiego, jak proces poszlakowy. Mówiąc obrazowo: jeśli coś wygląda, jak słoń, ryczy jak słoń i zostawia za sobą odchody słonia, to to jest słoń, niezależnie od tego, że w papierach ma napisane co innego. Znaczna część opinii medialnej nie przyjmuje jednak do wiadomości faktów. Stwierdza, że ot tak z niczego mogło w Gdyni poparcie dla jakiejś partii wzrosnąć o 1000 procent, że ot tak z niczego na Śląsku protokoły mogły przyrastać o 130 tys. głosów, czy w skali mikro, że sześć głosów sióstr zakonnych z Krakowa mogło wyparować. Jeśli to nie jest kraj, w którym grasuje Woland i jego ekipa, to każde takie doniesienia powinny zostać sprawdzone.

Te wydarzenia układają się w jakąś spójną całość?

Doniesień o nieprawidłowościach jest tak dużo, że rodzi się podejrzenie, że nie jest to tylko kilka incydentów, niezależnych od siebie. One być może układają się w jakąś całość. Nawet jeśli ta całość nie jest elementem spisku – nie posuwam się do sugerowania tego, to na pewno ta sytuacja obciąża władzę, przynajmniej z racji jej niestaranności i przyzwolenia.

Dlaczego? Może władza zastała zaskoczona tą sytuacją?

Sygnały o nieprawidłowościach w wyborach docierały do nas od lat. Do nie jest nowa sprawa. Jednak puszczaliśmy te doniesienia mimo uszu. W tej chwili mamy poważne podstawy sądzić, że rzeczywiście PiS wygrał wybory do Parlamentu Europejskiego, ponieważ tam pojawiło się nagle 300 tys. nieważnych głosów. Co więcej to rodzi podejrzenie, że aktualnie, miłościwie panujący nam prezydent Bronisław Komorowski niekoniecznie wygrał wybory. One też były dość przybliżone.

Obecna sytuacja odciska się piętnem na wyborach także z przeszłości?

To, że rządzący aktualnie nie chcą wykonać żadnego gestu, który uwiarygodniłby te wybory, rzutuje na atmosferę na przyszłość, ale również rzutuje na przeszłość. To podważa również praworządność kraju, co jest bardzo szkodliwe. Na miejscu rządzących, nawet jeśli miałbym 1200 procent pewności, że wybory były rzetelne, dla świętego spokoju, dla uspokojenia nastrojów przystałbym na postulaty opozycji.

Rozmawiał Stanisław Żaryn

http://wpolityce.pl/polityka/223356-wol ... asz-wywiad

* * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * *

W marzeniach premier Kopacz obywatele to stado bezmózgowców, które ma wspierać jedynie słuszne władze PO i PSL

„Uważam, że można zajebać PiS komisja specjalną”, snuł swe knajpiane dywagacje wtedy jeszcze szef polskiej dyplomacji Radosław Sikorski, w rozmowie z byłym głównym księgowym rządowej spółki PO-PSL, ministrem czworga imion Jackiem, Janem Antonym Vincentem Rostowskim.


Wiadomo, jeden to złodziej, dwóch to klika, trzech i więcej, to komisja… Wprawdzie z tzw. komisją Macierewicza „dorznięcie watahy” (to też pamiętne słowa obecnie marszałka Sejmu Sikorskiego) nie wyszło, ale z Państwową Komisją Wyborczą (PKW) - jak najbardziej; wybory były i niech nikt nie śmie podważać ich rezultatu. Jak mawiał słynny między Odrą, Bugiem a Nysą aforysta Lech Wałęsa, PiS „wygrał, ale przegrał”…

Kto kontestuje wybór Polaków, ten jest szaleńcem podkopującym fundamenty demokracji - atakuje opozycję premier Ewa Kopacz.

W obecnej chwili wybory samorządowe to nie tylko wybór lokalnych władz, to także wybór Polski o jakiej marzymy i w jakiej chcemy żyć
— kwituje szefowa rządu. Krótko mówiąc, według szefowej rządu RP, Polacy marzą o systemie sprawowania władzy przez platformiano-ludową komitywę, o takim nowym wydaniu „demokracji socjalistycznej” - rządach jedynie słusznej partii i uprzywilejowanej klasy politycznej. Komu za „ciasno” w tak pojmowanym ludowładztwie? Kopacz nie zostawia wątpliwości: Jarosławowi Kaczyńskiemu i Leszkowi Millerowi, którzy „walczą z własnym państwem”.

Komu jak komu, ale szefowi SLD można wierzyć, jeśli mówi, że coś tu śmierdzi, to śmierdzi, bo nikt inny lepiej nie pamięta haseł z czasów Polski rzekomo Ludowej: „Naród z partią, partia z narodem!”, „Socjalizm tak, wypaczenia nie!” itp. slogany mające legitymizować władztwo komunistycznej PZPR wraz z jej soc-przystawkami i chłopskim, Zjednoczonym Stronnictwem Ludowym i „prywaciarskim” stronnictwem Demokratycznym. Choć w kraju słychać zewsząd meldunki o różnorakich nieprawidłowościach w wyborach samorządowych, choć działalność dinozaurów z PKW powszechnie uznano za kompromitację, która doprowadziła do ich zbiorowej dymisji, PO i PSL idą w zaparte: to oni są obrońcami demokracji, reszta to brudne warcholstwo:

Wszystkim, którzy w destabilizacji porządku demokratycznego widzą swój interes mówię: nie wygracie, bo wolna Polska należy do obywateli
— zagrzmiała zirytowana premier Kopacz. Słowem: „Naród z PO, PO z narodem!”… Właściwie można by jej zdanie skrócić do: „Wszystkim, którzy w destabilizacji widzą swój interes mówię: nie wygracie, bo Polska należy do Platformy Obywatelskiej”.

No, może jeszcze nie wszędzie, gdyż w paru miastach odbędą się dogrywki tej wyborczej farsy. Kandydaci PO walczą jak lwy i nie są osamotnieni. W Gdańsku na przykład, w Teatrze Wybrzeża odbył się spektakl. „Paweł Adamowicz i Przyjaciele”, w którym ubiegającego się o reelekcję prezydenta wsparli m.in. Andrzej Wajda, Daniel Olbrychski i Katarzyna Figura, ba, do ich chóru włączyła się mama prezydenta RP Bronisława Komorowskiego, pani Jadwiga, a nawet były trener reprezentacji siatkarzy, …Włoch Andrea Anastasi. Użyczył w nim też swego głosu marszałek Senatu Bogdan Borusewicz, który postawił sprawę jasno:

Przeciwnicy, w zasadzie trudno nazwać ich konkurentami, chcą zdemolować Polskę, i doprecyzował:
- są nimi wszyscy ci, którzy „podważają praworządność wyborów”. Czy ten dawniej działacz podziemia antykomunistycznego, obecnie wiceszef PO, chce dziś skończyć jako utrwalacz patologii? Nawet jeśli obowiązujące prawo nie przewiduje wyborczej powtórki, ustawodawca możne je zmienić, można skrócić kadencję nowych samorządów i przeprowadzić ponowne wybory tak, żeby nie budziły żadnych wątpliwości. Nie ma się czego obawiać, jeżeli do władz samorządowych dostali się z woli ludu, to lud tylko potwierdzi swój wybór. Chyba, żeby nie chciał… Na tym właśnie polega demokracja - społecznego zaufania nie buduje się gwałtem, ani nakazami. To, co usiłuje usankcjonować rządząca ekipa PO-PSL, jest po prostu antytezą demokracji.

Zaciekawiony faktem, skąd np. wziął się powyborczy, 1100 proc. przyrost „chłopów” w… Gdyni, (z 800 do 8800 głosów na PSL), zadzwoniłem do kolegi lekarza z tego miasta i spytałem, czy się przebranżowił. Odparł z humorem, acz nieparlamentarnie, cytuję: „A to pole ja pier…ę”.
Sprawa nie jest jednak śmieszna. Nie zamierzam przypominać licznych skandali i afer z udziałem reprezentantów koalicji rządowej, ani ich retoryki stosowanej w walce z „pisowskim ścierwem” - mam nadzieję, że za rok zostaną z tego rozliczeni przez wyborców. W tym przypadku rzecz dotyczy traktowania obywateli przez władze jak stada bezmózgowców, ich instrumentalizacji do nadrzędnego, partyjnego celu, jakim jest utrzymania się przy sterze.

„Miała być demokracja, a tu każdy wygaduje co chce!”, ubolewał był prezydent-elektryk Wałęsa, odstawiony przez naród na aut. Protesty PiS i nie tylko, które de facto przewidywało taki obrót sprawy i złożyło projekt właściwej organizacji wyborów, odrzucony przez spółkę PO i PSL, są - zdaniem premier Kopacz: dowodem słabości i bezsilności tej partii, bo jej politycy potrafią tylko straszyć Polaków.

No to pytam, kto właściwie, kogo i kim straszy?
Jak oznajmiła następczyni Donalda Tuska: Czasy, gdy partie polityczne ustalały wyniki wyborów skończyły się.

Czy aby na pewno?
Biorąc pod uwagę choćby tylko postawę PO-PSL wobec tej wyborczej farsy można mieć niebezpodstawne, poważne wątpliwości.
W obecnej chwili wybory samorządowe to nie tylko wybór lokalnych władz, to także wybór Polski o jakiej marzymy i w jakiej chcemy żyć, że raz jeszcze powtórzę za premier Kopacz. Co racja, to racja, marzenia dotyczą czegoś, czego nie ma, co dotyczy przyszłości. Jak przewrotnie pisał Stanisław Jerzy Lec: „Podrzuć własne marzenia swym wrogom, może zginą przy ich realizacji”…

http://wpolityce.pl/polityka/223340-w-m ... e-po-i-psl

____________________________________
Ojczyznę wolną pobłogosław Panie.


28 lis 2014, 23:36
Zobacz profil
Zawodowiec
Avatar użytkownika

 REJESTRACJA25 cze 2009, 12:10

 POSTY        3598
Post Re: Rząd PO - zobowiązania i ich realizacja
1/ Forma kart i nieważne głosy wpłynęły na exit polls

"Na rozbieżności między oficjalnymi wynikami wyborów samorządowych a badaniem exit polls wpłynęły nieważne głosy oraz forma kart do głosowania" - powiedział Paweł Predko z IPSOS Polska.

"Wybory samorządowe charakteryzuje pewna specyfika i ona się uwidoczniła tutaj w stopniu najbardziej znacznym z dotychczas przeprowadzonych badań wyborów" - mówił Predko podczas konferencji naukowej, zorganizowanej w Instytucie Socjologii UW.

Ekspert IPSOS Polska tłumaczył, że na wynik badania wpływ miał znaczny wzrost odsetka głosów nieważnych i karta do głosowania, która miała formę kilkustronicowej broszury.

Według Państwowej Komisji Wyborczej w wyborach samorządowych w pierwszej turze - na wszystkich szczeblach - oddano 9,76 proc. głosów nieważnych; w głosowaniu do sejmików wojewódzkich odsetek ten wyniósł 17,93 proc.

"Procent głosów nieważnych mniej więcej oznacza tyle, że co piąty wyborca, który odwiedził lokal wyborczy, oddał głos nieważny" - mówił ekspert, nawiązując do wyborów do sejmików wojewódzkich. "Jest teraz pytanie, co z tym zrobić, czy akceptujemy, gdy 20 proc. czy więcej głosów jest nieważnych" - zaznaczył Predko. Podkreślił, że nie jest to kwestia firm badawczych, ale "wszystkich, którzy odpowiadają za wybory".

Ekspert IPSOS tłumaczył, że rozbieżności dotyczyły dwóch partii: PiS (w wyborach do sejmików według exit polls 31,5 proc.; oficjalny wynik 26,85) i PSL (exit polls 17 proc.; oficjalny wynik 23,68 proc.). Predko zwrócił uwagę, że w przypadku PO i SLD rezultat badania był zbieżny z oficjalnymi wynikami.

Urszula Krassowska z TNS Polska zaznaczyła, że na trafność badania exit polls wpływ ma także odsetek odmów; problem zaczyna się już wtedy, gdy co dziesiąty pytany odmawia ankieterowi odpowiedzi. W ocenie ekspertki TNS Polska na to, czy respondent weźmie udział w badaniu, wpływa wiele czynników, choćby to, czy firma prowadząca badanie jest przez wyborcę znana.

Według Predki w wyborach samorządowych odsetek odmów wyniósł kilkanaście procent. Jak mówił, procent ten jest znacznie mniejszy w wyborach prezydenckich, które "są znacznie bardziej oczywiste". Zaznaczył, że wybory samorządowe przeprowadzane na wielu szczeblach są bardziej skomplikowane dla wyborców, często trudno im skojarzyć nazwisko z komitetem; w tych wyborach głosują na osobę, a nie na ugrupowanie. Do tego dochodzi - jak wskazywał ekspert - problem z poprawnym oddaniem głosu, choć oczywiście nie wiadomo, ile osób, które oddały głos nieważny, nie wiedziało, jak to zrobić, a ile świadomie oddało głos nieważny.

Dr Marek Styczeń z Instytutu Socjologii UW zwrócił uwagę, że w badaniu wyborów samorządowych dochodzi jeszcze jedno źródło możliwych błędów: "błąd w zeznaniu człowieka, który chciał powiedzieć prawdę, nie odmówił, ale nie był w stanie udzielić poprawnej odpowiedzi".

"Myślę, że PKW nie zapytała żadnego socjologa z doświadczeniem w badaniach ankietowych (...), czy można respondentowi dać kartę do głosowania w postaci kilkustronicowego zeszyciku. Student drugiego roku po praktykach odpowiedziałby, że to może być trudne, lepiej dać wyborcy do wypełnienia numer komitetu i kandydata, na którego zagłosował" - mówił Styczeń. Proponował, by po zagłosowaniu wyborca kartę z wpisanymi numerami wrzucał do urny, a zeszyt z listami - do śmietnika. (

Czytaj więcej na http://fakty.interia.pl/raport-wybory-s ... gn=firefox


2/ Sąd stwierdził nieważność wyboru radnego

Sąd Okręgowy w Sieradzu stwierdził w środę nieważność wyboru gminnego radnego w miejscowości Wielgie w gminie Ostrówek (Łódzkie). Nakazał też obwodowej komisji wyborczej ponowne przeliczenie głosów oddanych na kandydatów na radnych w tym obwodzie.

To pierwszy uwzględniony protest wyborczy w okręgu sieradzkim.

Jak poinformował rzecznik sieradzkiego sądu okręgowego Jacek Klęk, sąd zobowiązał także komisję obwodową w miejscowości Wielgie do sporządzenia ponownego protokołu wyników głosowania w obwodzie nr 14 w gminie Ostrówek, a Gminną Komisję Wyborczą w Ostrówku - do ponownego ustalenia wyniku wyborów radnych.

Według sędziego Klęka protest wyborczy złożył kandydat na radnego do rady gminy, który podczas pierwszego liczenia głosów uzyskał o jeden głos więcej niż jego konkurent. Po ponownym przeliczeniu kart do głosowania komisja obwodowa uznała, że obaj kandydaci otrzymali taką samą liczbę głosów ważnych. W związku z tym o wyborze radnego zdecydowało losowanie, które wygrał konkurent skarżącego.

"Sąd zapoznając się ponownie z głosami oddanymi na kandydata skarżącego wynik wyborów uznał, że jeden z głosów oddanych na niego niesłusznie został uznany za nieważny" - wyjaśnił rzecznik sądu.

Postanowienie sądu jest nieprawomocne. Przewodniczący obwodowej komisji wyborczej ma prawo wnieść na nie zażalenie do Sądu Apelacyjnego w Łodzi w ciągu siedmiu dni. Sąd odwoławczy będzie miał kolejnych 30 dni na jego rozpoznanie.

Do Sądu Okręgowe w Sieradzu wpłynęło dotąd 14 protestów wyborczych; większość z nich ma być rozpoznawana po 10 grudnia.

Czytaj więcej na http://fakty.interia.pl/raport-wybory-s ... gn=firefox


03 gru 2014, 23:53
Zobacz profil
Zawodowiec
Avatar użytkownika

 REJESTRACJA25 cze 2009, 12:10

 POSTY        3598
Post Re: Kto głosował na PO
1/ Dziennikarze zatrzymani w PKW niewinni! "Przykre nieporozumienie"

Dziennikarze, którzy relacjonowali przebieg zamieszek podczas liczenia głosów w siedzibie Państwowej Komisji Wyborczej w nocy z 20 na 21 listopada, zostali uniewinnieni! Sąd uznał, że nie "naruszyli miru domowego". Uzasadniając wyrok uniewinniający sędzia przyznał, że zatrzymanie dziennikarzy to "przykre nieporozumienie".

Sąd Rejonowy Warszawa-Śródmieście uniewinnił w piątek fotoreportera PAP Tomasza Gzella i dziennikarza TV Republika Jana Pawlickiego od zarzutu "naruszenia miru domowego" w Państwowej Komisji Wyborczej. Dziennikarze wieczorem 20 listopada relacjonowali przebieg okupacji budynku PKW. Zostali zatrzymani i przewiezieni do aresztu razem z okupantami.

Sąd prowadził proces w trybie przyspieszonym. Przesłuchano około 20 świadków - w tym policjantów, ochroniarzy z gmachu, szefa Kancelarii Prezydenta Jacka Michałowskiego i szefa ochrony budynku, a także byłego szefa i sekretarza PKW Stefana Jaworskiego i Kazimierza Czaplickiego.

Uzasadniając decyzję o uniewinnieniu, prowadzący sprawę sędzia Łukasz Mrozek, nazwał zatrzymanie dziennikarzy "przykrym nieporozumieniem".
"To niestety przykre nieporozumienie, problem, który trzeba będzie rozwiązać. Przecież media są od tego, żeby informować. Wielokrotnie policja współpracuje z mediami i musi być tak dalej" – uzasadnił sędzia.

http://www.fakt.pl/polityka/sad-uniewin ... 08503.html


2/ Szefowa MSW się tłumaczy i gani policję: To była pomyłka

Minister spraw wewnętrznych ubolewa, że doszło do pomyłki przy zatrzymaniu dziennikarzy w PKW. "W przyszłości nie może dochodzić do takich sytuacji" - oświadczyła minister Teresa Piotrowska.

Warszawski sąd rejonowy uniewinnił fotoreportera PAP i reportera TV Republika zatrzymanych w siedzibie Państwowej Komisji Wyborczej w nocy z 20 na 21 listopada. Sędzia uznał, że policja zatrzymała dziennikarzy przez pomyłkę.

Minister spraw wewnętrznych Teresa Piotrowska czekała na rozstrzygnięcie sądowe w tej sprawie.

  "Szczegółowa informacja przedstawiona mi przez policję potwierdziła, że nie doszło do naruszenia prawa i procedur przez policję, a okoliczności zatrzymania dziennikarzy wymagają oceny sądu. Sąd uznał, że nie było intencją policjantów zatrzymanie dziennikarzy, które nastąpiło w wyniku nieporozumienia. Niedobrze się stało, że nastąpiła taka pomyłka. To ważne, że sąd już dziś wydał orzeczenie w tej sprawie. W przyszłości nie może dochodzić do takich sytuacji"
   - podkreśliła w oświadczeniu minister Piotrowska.

Dziennikarze relacjonowali liczenie głosów po wyborach samorządowych i zajęcie przez demonstrantów siedziby PKW. Zostali zatrzymani razem z osobami okupującymi siedzibę komisji. Dziennikarze spędzili w areszcie 20 godzin. Potem rozpoczął się ich proces.

http://wiadomosci.dziennik.pl/wydarzeni ... mylka.html


05 gru 2014, 21:50
Zobacz profil
Zawodowiec
Avatar użytkownika

 REJESTRACJA23 sie 2009, 07:34

 POSTY        3657
Post Re: Kto głosował na PO
Stawianie krzyżyków to ciężka praca :angry2:


 Nie masz wystarczających uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego postu.

____________________________________
Videtur et hoc mihi Platforninem non debere esse
Poza tym uważam że Platformę należy zniszczyć
/Katon starszy/


Ostatnio edytowano 06 gru 2014, 22:56 przez Badman, łącznie edytowano 1 raz



06 gru 2014, 22:56
Zobacz profil
Zawodowiec
Avatar użytkownika

 REJESTRACJA23 sie 2009, 07:34

 POSTY        3657
Post Re: Kto głosował na PO
Apel młodych ludzi do rządu PO - PSL

Obrazek

____________________________________
Videtur et hoc mihi Platforninem non debere esse
Poza tym uważam że Platformę należy zniszczyć
/Katon starszy/


Ostatnio edytowano 14 gru 2014, 14:51 przez Badman, łącznie edytowano 1 raz



14 gru 2014, 14:50
Zobacz profil
Avatar użytkownika

 REJESTRACJA19 lut 2008, 14:23

 POSTY        429
Post Re: Kto głosował na PO
Tylko POlszewik i rab.


14 gru 2014, 21:24
Zobacz profil
Zawodowiec
Avatar użytkownika

 REJESTRACJA23 sie 2009, 07:34

 POSTY        3657
Post Re: Kto głosował na PO

Zaprojektował elektroniczną urnę wyborczą.
Nikt u nas nie jest nią zainteresowany.


Obrazek

Elektroniczna urna, którą zaprojektował Patryk Arłamowski z Wrocławia, sama liczy głosy w chwili wrzucania kart do środka. Urządzenie pozwala na uzyskanie pełnych wyników wyborczych już kilka minut od zakończenia głosowania. Urna kosztuje 3 tysiące złotych i nikt u nas nie jest nią zainteresowany.

Jak dokładnie działa elektroniczna urna wyborcza?

Głosy wciąż oddawane są na papierowych kartach. Jednak w chwili wrzucania karty do urny jest ona skanowana, a wynik głosowania od razu zapisywany jest w systemie. Karta do głosowania pozostaje w urnie, aby w razie potrzeby można było ręcznie zweryfikować wynik pracy systemu.

   Każde otwarcie urny jest wykrywane i rejestrowane automatycznie. Podobnie każda zamiennik wyciągnięcia karty, nie ma więc możliwości sfałszowania wyborów —mówi 26-letni wynalazca w rozmowie z „Gazetą Wrocławską.”

   Dodatkowo powstają kopie tej karty. Oryginał wpada do skrzyni, ale zanim się tam znajdzie, zostaje zeskanowany przez specjalne urządzenie optyczne, podobne do skanera. Skan zostaje podpisany kluczem kryptograficznym, generowanym na podstawie unikatowych danych dotyczących wyborów oraz kodu matrycowego znajdującego się na karcie. Mamy więc pierwszą kopię w urnie, ale gdyby nawet została ukradziona cała urna, to i tak obraz każdej karty zostaje wysłany po jej wrzuceniu na serwer —wyjaśniał Arłamowski.

Wynalazek jest prosty i mógłby wykluczyć wszystkie niejasności powstające w czasie wyborów, jednak nikt u nas nie jest nim zainteresowany. Za to bardzo interesuje się nim Algieria.

   Prędzej uwierzę, że ta urna będzie sprzedawać się w Nikaragui czy Zimbabwe niż w Polsce. W Algierii wszyscy wiedzą o tym, że fałszowane są wybory i trzeba to zmienić — komentuje Patryk Arłamowski.

Młody wynalazca marzy o wyjeździe z kraju, najchętniej do Doliny Krzemowej, gdzie wspiera się młodych wynalazców i daje im szanse na rozwój.

   Moi znajomi z Politechniki wyjechali prawie wszyscy, z ekonomii połowa. Nie narzekam na Polskę dlatego, że tak trzeba czy dlatego, że robią to inni. Nie jest też prawdą, że w Polsce nie ma pracy – raczej nie ma specjalistów. Narzekam, bo klimat wokół tego, co robię, staje się coraz bardziej nieprzyjazny —tłumaczył Arłamowski.

ann/gazetawroclawska.pl
Zdjęcie wSumie.pl
autor: wSumie.pl

http://wpolityce.pl/lifestyle/225350-za ... teresowany

Jakieś komentarze?  :blink:

____________________________________
Videtur et hoc mihi Platforninem non debere esse
Poza tym uważam że Platformę należy zniszczyć
/Katon starszy/


16 gru 2014, 21:17
Zobacz profil
Fachowiec
Własny awatar

 REJESTRACJA14 wrz 2011, 21:56

 POSTY        1263
Post Re: Kto głosował na PO
Prof. Nowak: to koniec demokracji

„Rządzący mają prawo do każdego nadużycia, jeśli nikt ich nie może zastąpić”.


Mamy do czynienia z porażką polskiej demokracji – wskazuje prof. Andrzej Nowak w felietonie na łamach „Gościa Niedzielnego”. „Polacy, nic się nie stało. Słyszę już wszędzie ten przekaz. Przekaz tygodnia – po największej klęsce demokracji w Polsce od czasu wyborów w roku 1947” - pisze historyk.

Przekonuje, że czymś niezwykle niezrozumiałym jest skala głosów nieważnych w I turze wyborów. „Teraz fala nieważnych głosów zalała całą Polskę, jak zaraza. Wcześniej, przed 2007 rokiem, za rządów PiS, SLD, AWS, UW, takiego zjawiska nie było (w porównywalnym stopniu). Skąd nagły, tak gwałtowny przyrost wyborczego analfabetyzmu Polaków? Przecież nasze szkoły uczą pod rządami pani minister Hall i pani minister Kluzik-Rostkowskiej coraz lepiej, przecież mamy w 2014 na pewno znacznie więcej „młodych, wykształconych z wielkich miast”, niż mieliśmy ich w roku 2006, kiedy głosów nieważnych było w wyborach samorządowych dużo mniej” - pisze sowietolog.

Zdaniem prof. Nowaka dyskusja wokół nieprawidłowości wyborczych wygląda mało poważnie. „Stajemy wobec straszliwego dylematu. Albo uznamy się za głupców, którzy nie umieją skreślić poprawnie krzyżyka na kartce wyborczej, albo za podpalaczy, którzy chcą zniszczyć obywatelski konsensus” - ubolewa historyk.

I zaznacza: „Skoro koalicja PO–PSL nie może już z nikim przegrać, ani nikogo (nawet SLD) dokooptować, bo alternatywą jest „podpalenie Polski”, to oznacza to koniec demokracji. Oznacza, że rządzący mają teraz już prawo do każdego, coraz bardziej zuchwałego nadużycia swej władzy, do każdego kłamstwa – bo przecież nikt ich nie może zastąpić” - czytamy.

Puenta i rada prof. Nowaka? Trzeba się zaangażować. „Potrzebny jest wielki wysiłek, mobilizacja obywatelska na skalę większą niż przy wyborach 4 czerwca 1989 roku, byśmy z tej równi pochyłej jeszcze zeszli. Ostatnia szansa: przyszłoroczne wybory na prezydenta i do parlamentu. Potem już będzie wszystko jasne. Albo… ciemne?” - kończy historyk.

http://www.stefczyk.info/publicystyka/o ... 2367689424

* * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * *
„Wśród ekspertów był absolutny zakaz informowania o problemach metra!”

O drugiej linii metra warszawskiego - które stało się lepem na głosy wyborcze, mimo że nie wiadomo kiedy pojedzie - rozmawiamy z Dariuszem Figurą, radnym PiS, specjalistą z zakresu elektroniki i technik Informacyjnych, działaczem NZS w latach 80.


Wrzesień: Kampania w Warszawie - czas start! Hanna Gronkiewicz-Waltz publiczne odbyła podróż II linią metra. ZOBACZ ZDJĘCIA

Listopad: Fałszywe śpiewy, spacer po metrze i klonowanie Hani - żenująca kampania w żenującym stylu dobiega końca. Uff!

Listopad: Kopacz chwali Gronkiewicz-Waltz. „Wybudowała drugą nitkę metra i trzy tysiące mieszkań”. A kamienica?

wPolityce.pl:Długo przed wyborami był pan już pewny, że obietnica udostępnienia drugiej linii metra 14 grudnia, jest nierealna?

Mniej więcej miesiąc przed wyborami zdałem sobie z tego sprawę.

Nie słychać było jednak nic o zagrożeniu terminu.

Tak, bo problem jest taki, że wszyscy eksperci, z którymi się kontaktowaliśmy, nie chcieli tego publicznie powiedzieć pod nazwiskiem.

Aż tak?

Ano, na dodatek był wśród ekspertów, do których dotarliśmy, był absolutny zakaz informowania o problemach metra. My nawet nie mogliśmy się nic od nich dowiedzieć. A skutków złamania tego zakazu można się łatwo domyślić. Taka jest atmosfera teraz, że po prostu Ratusz panuje nad bardzo wielką liczbą miejsc pracy w Warszawie, a utrata pracy może być dziś istotnym problemem dla każdego.

A o co byście zapytali tych ekspertów, gdyby nie knebel włożony w ich usta?

Chcieliśmy potwierdzić, że z drugą linią metra są bardzo poważne problemy. Pierwszy to ten, że nie jest uruchomiony centralny system zarządzania ruchem. To nowy system, który ma sprawiać, że bezpieczny będzie przejazd pociągów, że zachowany zostanie pomiędzy nimi odpowiedni dystans. To nie działa. Drugim problemem jest woda. I to nie tymi przeciekami, które są w tunelach, ale chodzi o tzw. wodę napierającą, która może stanowić realne zagrożenie dla metra na odcinkach po obu stronach Wisły.

Czy uważa pan, że po tylu fuszerkach, druga linia metra, zwłaszcza na odcinku pod dnem Wisły, będzie bezpieczna dla pasażerów?

Ja mimo wszystko zakładam, że jeśli ono ruszy – co na pewno nie nastąpi w najbliższym czasie, to na pewno będzie bezpieczne. Wszystkie problemy techniczne są do rozwiązania, to tylko kwestia pieniędzy. Zakładam, że władze miasta są na tyle odpowiedzialne, że nie pozwolą nawet na najmniejsze zagrożenie związane z bezpieczeństwem w metrze. Zakładam, że jest tu pewne poczucie odpowiedzialności.

A jak pan ocenia wielomiesięczny festiwal obietnic wokół daty oddanie metra do użytku? Warszawiacy już powinni się chyba przyzwyczaić do nich.

Tak, to już jest trochę śmieszne. Najpierw są przedwyborcze obietnice, a tuż po wygranych wyborach okazuje się, że jest bardzo zgrzebna rzeczywistość. Natomiast pamięć osób, które nie interesują się sprawami warszawskimi, jest bardzo krótka. Naprawdę się dziwię, jak ci sami ludzie są gotowi kupować te same obietnice po tyle razy. A potem jeszcze się dziwią, że nie są one realizowane. No, a następnie znowu głosują na tę samą panią i Platformę Obywatelską. Przyznam, że dla mnie to nie do pojęcia jak pamięć ludzka może być krótka.

Czy to przesunięcie w czasie oddanie drugiej nitki metra będzie tak duże, że Bronisław Komorowski załapie się podczas kampanii wyborczej na przejażdżkę z Hanną
Gronkiewicz-Waltz?

Chodzą takie słuchy. Mi oczywiście, bez rozmowy z ekspertami, trudno jest to stwierdzić. Liczę na to, że teraz – po wyborach, ludzie będą bardziej skłonni do rozmowy. Ale już teraz jestem przekonany, że przesunięcie terminu to nie jest kwestia miesiąca, ale znacznie dłuższego czasu.

Rozmawiał Sławomir Sieradzki

http://wpolityce.pl/spoleczenstwo/22491 ... asz-wywiad

____________________________________
Ojczyznę wolną pobłogosław Panie.


18 gru 2014, 00:03
Zobacz profil
Zawodowiec
Avatar użytkownika

 REJESTRACJA25 cze 2009, 12:10

 POSTY        3598
Post Re: Kto głosował na PO
Jak Sikorskiego poświęcimy, to się do nas nie dobiorą?

Tak się zastanawiam, co się tam w niektórych decyzyjnych głowach Platformy w związku z Radkiem Sikorskim dzieje, i powiem Państwu, że nadzwyczaj się tam kotłuje. Się w tych głowach bardzo poważne pytanie zalęgło: Czy poświęcić Radka, czy też nie poświęcać?

Oczywiście można bronić marszałka Sikorskiego jak niepodległości, tak samo jak do pewnego czasu broniono Sławomira Nowaka. Ale czy się opłaca (to podpytanie do pytania, czy go bronić). Nowaka broniono zajadle i nawet posłanka PO Iwona Śledzińska-Katarasińska powiedziała "przecież nie spalimy go na stosie". Ale to było przed wyrokiem sądu, który uznał, że minister celowo zataił fakt posiadania drogiego zegarka, w posiadanie którego wszedł w okolicznościach wręcz bajecznych. Po wyroku Nowak "spłonął". Oficjalna wersja mówi, że sam się "podpalił", ale zdaje mi się, że jakiś adiutant z PO przyszedł do niego z odbezpieczonymi zapałkami. Czemu tej okropnej opinii publicznej na żer rzucono Nowaka? Umówmy się, nie rządzą nami niemądrzy ludzie. Oni doskonale wiedzą, że po przekroczeniu pewnego punktu wkurzenia narodu, to ten naród może sobie wymienić ekipę rządzącą na różne sposoby. Na demokratyczne też. Więc żeby zanadto nie wkurzać, czasem trzeba rzucić tłumowi nieco politycznego mięsa. Podobny proces w głowach Platformy ma właśnie miejsce w sprawach marszałka Sikorskiego. I to, że on będzie przekonywał, że nie "cwaniaczył" na benzynie to jedno, ale czy mu ktoś uwierzy w Chobielinie Dworze i w okolicach to drugie.

Szarego Polaka może nie przepełniać duma z faktu, że druga osoba w państwie - według konstytucji - marszałek Sikorski musi się w ogóle tłumaczyć z celnych zarzutów ściubania tysięcy na jakichś mitycznych przejazdach. Obrona Sikorskiego wyraźnie jednak słabnie, a wewnętrzne głosy w jego obecnej formacji PO zaczynają sobie przypominać, że on wcale nie z PO, tylko ciało obce z PiS, i że może jednak organizm odrzuci.
Jedynym, co głowy "peowskie" powstrzymuje przed radykalnym krokiem pozbycia się marszałka, jest obawa: a jak poświęcimy Radka, to nam się do skóry nie dobiorą?

http://www.se.pl/wydarzenia/opinie/opin ... 89271.html


18 gru 2014, 05:49
Zobacz profil
Zawodowiec
Avatar użytkownika

 REJESTRACJA10 lis 2006, 07:34

 POSTY        3465
Post Re: Kto głosował na PO
Pałki w rękach, pióra w szufladach

Coraz częściej obecna rzeczywistość przypomina mroczne lata 80., gdy królowała propaganda, media służyły władzy, a sądy bez szemrania wykonywały polecenia płynące z KC PZPR. Dzisiaj te polecenia płyną z Belwederu, propagandyści prześcignęli swojego mistrza Jerzego Urbana, a pióra prorządowych dziennikarzy zamieniają się często już nie w pałki, lecz w kije bejsbolowe.

Napisany ponad trzydzieści temu „Marsz intelektualistów” Jacka Kaczmarskiego nic nie stracił na aktualności. Nie mamy wprawdzie reżimu wojskowego, ale „jedynie słuszną władzę”, czyli Platformę Obywatelską. Nie ma tylko jednego Daniela Passenta, którego wymienił Kaczmarski, ale są Wojciech Maziarski, Janusz Anderman, Wojciech Czuchnowski, Tomasz Lis czy Monika Olejnik, którzy ochoczo i z pełną gorliwością zajmą się atakami na opozycję. Media, sądy, służby i „autorytety” są gotowi bronić jej do upadłego, co akurat nie dziwi, biorąc pod uwagę ich zależność przede wszystkim finansową. Wystarczy popatrzeć chociażby na media: gdyby odciąć kroplówki finansowe w postaci ogłoszeń, część publikatorów zostałaby zmarginalizowana lub wręcz zniknęłaby z powierzchni ziemi.

„Winny nie ujdzie w tym kraju kary”

Na marszu 13 grudnia Jarosław Kaczyński w swoim wystąpieniu w obronie demokracji i wolności słowa zaprotestował przeciwko naciskom Platformy Obywatelskiej i prezydenta Bronisława Komorowskiego na sędziów. Zarzucił głowie państwa, że nazywając tych, którzy krytykują nieprawidłowości wyborcze „szaleńcami”, wpływa na decyzje sądów, które orzekają w sprawie protestów wyborczych.

– Fałszerstwem jest sytuacja, w której władza, gdy okazuje się, że wybory kończą się katastrofą, że ich wynik jest w gruncie rzeczy nieznany, natychmiast rozpoczyna kampanię ukrywania tego faktu, wpływa na sądy, można powiedzieć, wręcz terroryzuje sądy i to z udziałem prezydenta RP i z udziałem prezesów sądów, tych najważniejszych w Polsce, i wreszcie rozpoczyna kampanię medialną przeciwko tym wszystkim, którzy mówią, że doszło do fałszerstwa – mówił 13 grudnia w Warszawie prezes Prawa i Sprawiedliwości.

Na te słowa natychmiast zareagowali sędziowie. Prezesi Sądu Najwyższego, Trybunału Konstytucyjnego i Naczelnego Sądu Administracyjnego w specjalnym oświadczeniu wyrazili „głębokie oburzenie”, a słowa Kaczyńskiego określili jako „pełen pogardy atak” na... sędziów.

„Jest to bezprzykładny w Europie atak polityka pretendującego do sprawowania władzy wykonawczej w Polsce na władzę sądowniczą. Jest to pełen pogardy atak wymierzony w każdego z tysięcy sędziów wszystkich sądów w Polsce” – napisali w oświadczeniu pierwsza prezes SN prof. Małgorzata Gersdorf, prezes TK prof. Andrzej Rzepliński i prezes NSA prof. Roman Hauser, który kieruje również Krajową Radą Sądownictwa.

I tym właśnie oświadczeniem wyżej wymieni potwierdzili swoją całkowitą dyspozycyjność wobec obecnej władzy.

Atakując przywódcę opozycyjnej partii, sędziowie ustawili się po tej samej stronie co prezydent, który przecież mianuje sędziów. Można by rzec – no tak, nie ma czemu się dziwić, oni bronią samych siebie przed utratą przywilejów i profitów. Warto jednak powiedzieć to głośno, ponieważ ciągle sędziowie mówią o „niezawisłości”. Tymczasem są oni jak najbardziej zależni, co właśnie pokazało oświadczenie wydane przez nich po wystąpieniu Jarosława Kaczyńskiego.

„Lecz tylko siłą zwalczymy siłę”

W nocy z 20 na 21 listopada w siedzibie Państwowej Komisji Wyborczej zostali zatrzymani przez policję dziennikarze, którzy relacjonowali protest przeciwko sfałszowanym wyborom. Dziennikarze trafili do aresztu, a później sądzono ich w trybie przyspieszonym. Pierwsi byli sądzeni Jan Pawlicki z telewizji Republika oraz Tomasz Gzell z Polskiej Agencji Prasowej, pozostałych czeka proces. Pawlicki i Gzell zostali wprawdzie uniewinnieni, ale warto przypomnieć, co powiedział sędzia w uzasadnieniu wyroku. Stwierdził, że… dziennikarze zostali zatrzymani przez pomyłkę. Tymczasem przed wpakowaniem ich do policyjnych radiowozów zarówno Pawlicki, jak i Gzell podczas legitymowania okazywali legitymacje dziennikarskie. Szefowa MSW Teresa Piotrowska uznała tę skandaliczną sprawę za „niepotrzebne nieporozumienie”, co było przekroczeniem granicy kompromitacji.

Autor: Dorota Kania

http://niezalezna.pl/62530-palki-w-reka ... szufladach

____________________________________
"Demokracja to cztery wilki i owca głosujące o obiedzie" R.A.Heinlein


19 gru 2014, 22:04
Zobacz profil
Wyświetl posty nie starsze niż:  Sortuj wg  
Odpowiedz w wątku   [ Posty: 1196 ]  idź do strony:  Poprzednia strona  1 ... 58, 59, 60, 61, 62, 63, 64 ... 86  Następna strona

 Nie możesz rozpoczynać nowych wątków
 Nie możesz odpowiadać w wątkach
 Nie możesz edytować swoich postów
 Nie możesz usuwać swoich postów
 Nie możesz dodawać załączników

Skocz do: