A ja skomentuję. A może to wcale nie chodziło o "ruki PO szwam" tylko może tej pani coś wypadło? Tam chyba widać coś między pantofelkami. I może sprawdza co to może być?
Tylko ta spódniczka... Obcisła. Prześwituje. I kolanka na wierzchu. Chyba jakoś tak nie bardzo pasuje... W tym wieku...
Nie masz wystarczających uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego postu.
____________________________________ Videtur et hoc mihi Platforninem non debere esse Poza tym uważam że Platformę należy zniszczyć /Katon starszy/
05 lis 2014, 23:31
Re: Polityka i politycy
Mastalerek o zawieszeniu trzech posłów PiS: „Prezes Kaczyński zareagował natychmiast, Nowak w PO jest wciąż tolerowany”
Adam Hofman, Adam Rogacki i Mariusz Antoni Kamiński zawieszeni w klubie parlamentarnym PiS i w partii. To decyzja Jarosława Kaczyńskiego po podróży posłów do Madrytu, podczas której, według mediów miało dojść do nadużyć.
Fakty są dziś takie, że premier Kaczyński zawiesił trzech parlamentarzystów. Dlatego, że mamy kampanie wyborczą i od razu widac różnicę między premierem Kaczyńskim a Donaldem Tuskiem i Ewa Kopacz, którzy tolerują Sławomira Nowaka w PO — mówił w TVP Info Marcin Mastalerek, który zastąpił Hofmana na funkcji rzecznika PiS. Na tym etapie sprawa jest zamknięta — dodał rzecznik. Naciskany przez prowadzącego powtórzył, że „prezes od razu przeciął tę sprawę i zawiesił w prawach członka posłów, a Sławomir Nowak jest w klubie PO”.
Uśmiecham się, kiedy marszałek Sikorski próbuje rozliczać posłów, a społeczeństwo płaciło za jego obiady, ujawniono to w aferze taśmowej i dopiero po doniesieniach mediów zapłacił. Nie powinien z emfazą mówić o kłopotach posłów PiS — dodał Mastalerek. Doprecyzował także, dlaczego jedyną możliwą teraz karą było zawieszenie.
W kampanii wyborczej nie jest możliwe zebranie sadu partyjnego, czy podjęcie interwencji przez rzecznika dyscypliny. Jak powiedział szef klubu Marusz Błaszczak - zawieszenie jest najłagodniejszą formą kary, sprawa jest zamknięta — powiedział rzecznik PiS.
Mastalerek był także pytany o sondaże, które dają nieznaczną przewagę PO nad PiS. Nie ekscytuję się sondażami, nie ekscytowałem się kiedy wygrywaliśmy, teraz też nie. Przed wyborami uzupełniającymi do senatu też nas skreślano, a wygraliśmy w trzech okręgach w tym na śląsku w mateczniku PO — powiedział. Dodał także, że według niego „nie ma czegoś takiego jak efekt Kopacz”.
On istnieje tylko w mainstreamie i wśród polityków PO, nie działa w realnych wyborach — powiedział Mastalerek, a pytany o cel wyborczy odpowiedział:
Nie chcemy dzielić Polski na Polskę A i B, nie chcemy być jak PO, która w programie zapisuje, że jest 6 dużych miast - lokomotyw, a reszta się nie liczy — zapowiedział Marcin Mastalerek.
Błaszczak o trzech posłach PiS: „zawieszenie traktujemy jako najłagodniejszą formę odpowiedzialności”
Jak już informowaliśmy, **trzech posłów PiS: Adam Hofman, Mariusz A. Kamiński oraz Adam Rogacki zostało zawieszonych w prawach członków partii.** To konsekwencja sprawy służbowej delegacji tych polityków do Madrytu. Tymczasowym rzecznikiem partii w miejsce Hofmana jest Marcin Mastalerek.
Hofman, Kamiński oraz Rogacki wyjechali służbowo do Hiszpanii 30 października. Media donosiły w ostatnich dniach, że w wyjeździe posłom towarzyszyły żony, i że z ich udziałem doszło do incydentu na pokładzie samolotu, którym posłowie wracali z Madrytu. Media informowały ponadto, że Kamiński i Hofman wzięli kilkanaście tysięcy złotych zaliczki na służbową podróż do Madrytu. Posłowie PiS mieli zgłosić wyjazd do Madrytu samochodem, ale w rzeczywistości polecieć tanimi liniami lotniczymi.
Szef Komitetu Wykonawczego PiS Joachim Brudziński powiedział PAP w piątek, że sprawą zajmie się sąd partyjny. Z kolei szef klubu PiS Mariusz Błaszczak poinformował dziennikarzy, że władze partii zajmą się tym w najbliższym możliwym terminie.
„Po konsultacjach z kierownictwem PiS, przede wszystkim z premierem Jarosławem Kaczyńskim, chcę państwu przedstawić decyzję dotycząca zawieszenia trzech posłów, którzy wyjechali do Madrytu, do czasu wyjaśnienia sprawy. Ale zawieszenie traktujemy jako najłagodniejszą formę odpowiedzialności za to, co się wydarzyło” - powiedział Błaszczak na briefingu w Sejmie.
Jak dodał, „gdyby nie fakt, że dziś premier Kaczyński jest już w podróży, jutro jest konwencja w Szczecinie, to pewnie decyzja miałaby bardziej jeszcze dalej idący charakter”. „Nie tolerujemy tego, że mamy do czynienia z sytuacją, w której jest bardzo duże prawdopodobieństwo tego, że doszło do nadużyć” - oświadczył szef klubu PiS. Zawieszenie w prawach członka partii skutkuje też automatycznie zawieszeniem w prawach członka klubu parlamentarnego.
Błaszczak zaznaczył, że zawieszenie w prawach członków partii to decyzja, która „ma charakter wstępny”. Dopytywany, przyznał, że najbardziej surową formą kary zgodnie ze statutem PiS, jest wyrzucenie z partii. „Decyzja zostanie podjęta jak najszybciej, ale z uwagi na kampanię wyborczą, z uwagi na wyjazdy, jutro jest konwencja PiS w Szczecinie, pojutrze w Gdańsku, a więc w najbliższym możliwym terminie, kiedy dojdzie do posiedzenia władz PiS, ta sprawa zostanie rozstrzygnięta” - zapewnił szef klubu PiS.
„Sprawa musi być zbadana, wyjaśnienia muszą być pilnie złożone. Gdyby nie kampania wyborcza, to zapewne już dziś sprawa zostałaby rozstrzygnięta” - podkreślił. Zaznaczył, że w PiS nie są tolerowane tego typu praktyki. Być może w PO, na pewno w PO takie praktyki są tolerowane. W PiS takich praktyk nie tolerujemy - podkreślił. „Zawieszenie w prawach członka PiS oczywiście powoduje, że poseł nie może wypełniać swoich obowiązków” - odparł Błaszczak, pytany, czy decyzja o zawieszeniu posłów oznacza, że na przykład Hofman będzie nieobecny w ostatniej fazie kampanii wyborczej. Jak wynika z informacji PAP uzyskanych we władzach partii, tymczasowym rzecznikiem PiS, po zawieszeniu Hofmana, zostanie poseł Marcin Mastalerek.
Błaszczak pytany, czy możliwe jest i na czym miałoby polegać ewentualne oczyszczenie się posłów z zarzutów i powrót do praw członków partii, zaznaczył, że „kluczem będą wyjaśnienia”. „Zobaczymy, jak te wyjaśnienia będą brzmiały, ale z tego, co dotychczas zostało złożone, z tych materiałów płynie wniosek, że zawieszenie to najniższa kara, jaka by mogła panów spotkać” - zaznaczył szef klubu PiS.
O wyjaśnienia do trzech posłów PiS zwrócił się także marszałek Sejmu Radosław Sikorski. Kancelaria Sejmu poinformowała ponadto, że w związku z „wątpliwościami dotyczącymi wyjazdu” posłów PiS do Madrytu, przewodniczący Delegacji Parlamentarnej RP do Zgromadzenia Parlamentarnego Rady Europy Andrzej Halicki „wystąpił do marszałka Sejmu z wnioskiem o nierozliczenie środków finansowych przekazanych posłom na pokrycie kosztów delegacji”.
Mariusz A. Kamiński powiedział w rozmowie z PAP, że zaraz po powrocie z Madrytu złożył pismo do Halickiego, w którym tłumaczył, iż ze względu na kampanię samorządową nie mógł udać się do Madrytu samochodem. Deklarował też spłatę pobranej zaliczki i prosił o rozliczenie delegacji. Kamiński nie chciał komentować sprawy zawieszenia w partii. PAP nie udało skontaktować z Adamem Hofmanem i Adamem Rogackim.
- Między 24 a 29 czerwca 2012 roku miał być w Strasburgu, a jednocześnie 28 czerwca 2012 roku głosował w polskim sejmie - mówił Błaszczak dziennikarzom. Jego zdaniem, ta sprawa musi być wyjaśniona. - Premier Ewa Kopacz powinna natychmiast zawiesić posła Halickiego i zażądać od niego wyjaśnień, a jeśli te wyjaśnienia nie będą satysfakcjonujące, to minister powinien być usunięty z rządu i Platformy - przekonywał polityk PiS.
Szef Ministerstwa Administracji i Cyfryzacji Andrzej Halicki zapowiedział, że skieruje do sądu pozew przeciwko szefowi klubu PiS Mariuszowi Błaszczakowi za sugestie, że w tym samym czasie, kiedy zadeklarował wyjazd do Strasburga na sesję ZP Rady Europy, był na głosowaniach w sejmie. -
Spór między politykami rozpoczął się od słów Błaszczaka, że Halicki "jest obdarzony darem bilokacji". Szef MAC zareagował szybko. We wpisie na Twitterze zagroził szefowi klubu PiS, że poda go do sądu, jeśli ten go nie przeprosi. Niedługo później zdecydował się jednak zwołać konferencję w sejmie, na której wypowiedział się już bardziej stanowczo. (....) Błaszczak: stawię się w sądzie Zaraz po konferencji szefa MAC, z dziennikarzami ponownie spotkał się Mariusz Błaszczak. Najpierw w rozmowie z TVN24 Błaszczak ironizował, że "mecenasem Halickiego będzie pewnie Roman Giertych". Następnie na szybkim briefingu, komentując zapowiedź Andrzeja Halickiego o podaniu go do sądu powiedział, że jak "Halicki złoży pozew, to on się w sądzie stawi".
Pytany, czy zamierza przeprosić szefa MAC, ocenił, że w takiej sytuacji to marszałek sejmu Radosław Sikorski powinien przepraszać, bo to on umieścił w internecie materiały, na podstawie których szef klubu PiS uznał, że doszło do nadużycia. - Zachęcam posła Halickiego, by może wobec marszałka też pozew złożył, że te materiały są takie, że wprowadzają w błąd - powiedział Błaszczak.
Komentarze:
Perfidne i wredne POpaprańcy próbowali wrobić Hofmana (który swoją drogą jest frajerem) a przy okazji wywołali wielką aferę. Oczywiste, że Platfusy są w tej sprawie ubabrani po pachy i teraz Halicki się POoci!!A kto tak reaguje na drobne (podkreślam -drobne !!) nieprawidłowości jak PiS!!Ewidentnie POwinniśmy POdziękować tej trójce tych posłów, bo to oni poświęcili swoje kariery POlityczne , żeby otworzyć oczy POlakom na to co się dzieje w Sejmie.Te kilka tysięcy 3-ch trafionych wycieczkowiczów z PiS-u to się nijak nie ma do wielomilionowych przekrętów PO -premie ,kontrakty czy odprawy na które nikt nie reaguje a POza tym to są standardy w Sejmie a mistrzami w "służbowych "wyjazdach są inni POsłowie -tych 3-ch to błąd statystyczny!!A standardy PO: Zbigniew Chlebowski w 2013 został wiceprezesem, a następnie prezesem Europejskiego Konsorcjum Kolejowego "Wagon"!! Sikorski urządził swoje urodziny za nasze pieniądze, za 200 000 zł.Afera hazardowa=Halicki. tak!! ~Hopkins (19:22)
Hopkins. Halicki zachowywał się jak onegdaj Chlebowski, tylko się nie spocił, bo gdyby mu pokazano dokumenty, tak jak Chlebowskiemu nagranie z cmentarza, to zapewne też użyłby chusteczki. ~gucio (20:15)
Słyszę: PO - kojarzy mi się złodziejstwo i przekręty. Słyszę Halickiego - mam pewność, że kojarzę dobrze. Czy Wy też tak macie?... Roch pozdrawia (19:25) Zgadzam się z opinią 81 Nie zgadzam się z opinią 10
Jak Halicki, ukryl przestepstwo syna cpuna.??? Jest obraza Ojczyzny ze ludzie pokroju Halicki,Grabarczyk,Kopacz pelnia tak wazne stanowiska w Polsce. ~pytanie
Pan baron Halicki to bardzo prawdomówny człowiek , tylko kto mu wierzy , pozdrowienia dla synka. ~Przemekk
Halicki jak Michnik, powie prawdę jak się pomyli, jak każdy Żyd.... ~werty
Kto odpowiada za cały Sejm? Zdaje się Marszałek Sejmu. Zasadne jest pytanie czy poniesie odpowiedzialność za błędy w kierowaniu Sejmem. ~Maja
Złodziejskie PO sądy POtologiczne. A może niech ich rostrzygnie sąd Boży. No pany z PO POkarzta co umieta, nie tylko kłamać i okradać Polaków. ~sekundant
Ludzie! przecież złodziejska sitwa Partii Oszustów kradnie MILIARDY z funduszy unijnych!! Wszystkie inwestycje są przepłacone o połowę - a karmi się tym sitwa na wszystkich szczeblach rozdętej administracji!!!! A gebelsowscy specjaliści od propagandy odwracają uwagę jakimś dorszem w PiSie... ~digu
Takie to są nasze "elyty".... szkoda gadać, chamstwo, złodziejstwo na każdym kroku. Ch.... d.... i kamieni kupa - oto nasz sejm. ~polak
Nie masz wystarczających uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego postu.
____________________________________ Videtur et hoc mihi Platforninem non debere esse Poza tym uważam że Platformę należy zniszczyć /Katon starszy/
13 lis 2014, 22:40
Re: Polityka i politycy
Kto prócz CBOS wytłumaczy mi wybory samorządowe?
Zacznę nieskromnie i napiszę, że się znam. Gapię się w tę politykę dzień i pół nocy, aż tu nagle, przy okazji niedzielnego spotkania w czteropokoleniowym gronie rodzinnym, zostałem zarzucony ulotkami i pytaniami. Ulotki wszystkie podobne do siebie, ale komitetów za cholerę nie rozpoznają i w związku z tym nie potrafiłem odpowiedzieć na najprostsze pytania. Przeżyłem w mieście Chojnów jakieś 30 lat, nikt, dosłownie nikt z listy wyborczej nie kojarzy mi się w najmniejszym stopniu. We wsi Biskupin żyję blisko siedem lat i kandydatów piąte przez dziesiąte kojarzę, ale gdybym miał wykonać portret pamięciowy na niewiele organom ścigania bym się zdał. Co robić? Oczywiście odwołać się do Internetu. Wklepałem kilka słów kluczowych i… nic. Zanim zdołałem znaleźć właściwą stronę minęło sporo czasu i w końcu wyskoczyło coś takiego: http://wybory.chojnow.pl/ Załamałem się drugi raz.
Nie mam pojęcia o ludziach z list, same komitety wyborcze o egzotycznych nazwach, same twarze z Suwałk, Jeleniej Góry, Helu, czyli najoględniej rzecz ujmując pełna anonimowość. Z czeluści PKW i kolażu szyldów wygrzebałem komitet Prawa i Sprawiedliwości, ale po kliknięciu dane okazały się niedostępne, bo nie została uiszczona stosowna opłata. Innych znanych komitetów w ogóle nie widzę, łącznie z PSL, który przecież na każdym zadupiu daje o sobie znać. Wiem natomiast, że kandydat na wójta ma legitymacje z koniczynką, ale tylko dlatego wiem, że się we wsi i w rodzinie o tym mówiło. Tak wyglądają wybory na najniższym szczeblu wedle mojej miedzy, a dalej… szukam w Internecie. Znalazłem bez większego wysiłku i dalejnie kojarzę nic i nikogo. Wszystko podpowiada, że gramy w Totolotka.
Odszczekuję, że się znam i chętnie to czynię, bo się po prostu pogubiłem. Resztką logicznego myślenia zaskoczyłem, że dopiero na poziomie powiatu zaczyna się partyjna gra, a województwo stanowi odrębną i bardzo zbliżoną do wyborów parlamentarnych kategorię. I co teraz? Słyszałem takie fantastyczne głosy, żeby odpolitycznić lokalne wybory. W mojej wsi nawet okręgu słowo stało się ciałem. Nie ma partii, nazwy komitetów kompletnie nic nie mówią i efekt jest taki, że kandydaci pozostają największą zagadką. Siedzę i myślę na kogo zagłosować i czy przypadkiem nie oddam głosu, który CBOS policzy na rzecz partii matki albo bimbrownika z Biłgoraja.
Łeb mi puchnie i dochodzę do wniosku, który zabrzmi jak bluźnierstwo. Po stokroć wolę mieć szyld do wyboru niż anonimową nazwę z tajemniczym kandydatem, ale to mój gust. Kluczowym pytaniem pozostaje, w jaki sposób będą liczone preferencje wyborcze, skoro wyborcy, jako tako poruszający się w realiach politycznych, kompletnie nie mają pojęcia, co wybiorą. Z perspektywy mojej wsi mogę powiedzieć, że wybory samorządowe nie odpowiedzą nam na żadne pytanie, które są zadawane w związku z wyborami parlamentarnymi. Poza komitetami i kandydatami wyrzeźbionymi w lokalnych drukarniach dochodzi jeszcze jeden element wyborczy. Na spotkaniu rodzinnym słyszałem zupełnie inne oceny niż polityczne. Kowalska Magdalena? O cholera, to przecież ta, co w Biedronce pracowała i ją wywalili. Nowak Michał? Chodziłem z nim do szkoły, a jego szwagier pracował w policji i siedział za przekręty. Kamińska Izabela? Boże jak ona na tym zdjęciu nie podobna, przecież przytyła.
Pozmieniałem nazwiska i refleksje, ale sensu nie wypaczam. Jakoś smutno mi się zrobiło, od poziomu gminy do powiatu. Nie mam na kogo głosować i co więcej nie wiem na kogo zagłosuję. Pora odszczekać niegdysiejsze zapowiedzi, po tych wyborach niczego się nie dowiemy, chociaż propagandowo zwycięzcy rozegrają wynik na swoją korzyść. Ludzie za tydzień nie będą głosować na PiS, PO, SLD i Ruch Bimbrownika, czy Korwina Liberała.
Wszyscy będą głosować na tę Halinę albo tamtego Bogdana, bo go znają, lubią, nie lubią, widzieli w parku z Maryśką, a przecież oboje mają dzieci i jaki to wstyd. Konsternacja – jedyne słowo, które przychodzi mi do głowy. Tak zagubiony nie czułem się dawno, ale chętnie posłucham dobrych rad. Na kogo mam głosować w swojej wsi i powiecie, na kogo będziecie głosować Szanowni Rodacy w swoich lokalnych wyborach i jak rozpoznajcie, co wybieracie? Przyznam się szczerze, że chciałem oddać pusty głos, ale zobaczyłem biało-czerwoną zatkniętą na ścianie stodoły u jednego z kandydatów. Zagłosuję na niego i naprawdę nie ma pojęcia kogo wybiorę.
Nie masz wystarczających uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego postu.
____________________________________ "Demokracja to cztery wilki i owca głosujące o obiedzie" R.A.Heinlein
14 lis 2014, 10:59
Re: Polityka i politycy
Kłótnia w rodzinie? Wściekła HGW przerywa wywiad z „Wyborczą”, bo ta… pyta o prof. Chazana. „Sorry! Wyszła ze mnie energia!”
Z nieukrywanym zaskoczeniem odnotowaliśmy na łamach „michnikowego szmatławca” coś, co trzeba nazwać… próbą wywiadu z Hanną Gronkiewicz-Waltz. Duet Agnieszka Kublik-Iwona Szpala rozmawiał z panią prezydent, ale… koniec końców z rozmowy nic nie wyszło. Bo pani prezydent była miła tylko, gdy padały pytania o szarlotkę, Bielany i Ewę Kopacz (tak przynajmniej wynika z relacji „Wyborczej”). Atmosfera psuje się, gdy pada pytanie o prof. Bogdana Chazana.
Jesteśmy ciekawe, jak osoba wierząca radzi sobie z tym, że prof. Chazan ratował swoje sumienie kosztem bólu matki i dziecka — czytamy. A że my również jesteśmy tego ciekawi, zakasaliśmy rękawy. Odpowiedź mało nas zaskoczyła. Bo pani prezydent się „bardzo zdenerwowała”.
Pani prezydent bardzo zdenerwowana rzuca, że warszawiacy czym innym się zajmują i nikt jej o to nie pytał, gdy chodziła po domach. A w końcu, że nie sądzi, byśmy mogły kontynuować wywiad, bo energia z niej wyszła. - Sorry! - mówi po 30 minutach jak Elżbieta Bieńkowska. Na pożegnanie rzuca: „Takiego wywiadu jeszcze nie miałam”, bo wywierałyśmy na nią presję — piszą panie dziennikarki.
Czyżbyśmy mieli do czynienia z pierwszą od długiego czasu kłótnią w rodzinie? Jak można pytać panią prezydent o trudne sprawy? Szok!
Nie "bilokacja" posłów, a pośpiech Tuska i Kopacz po aferze taśmowej
"Kamiński w dwóch miejscach jednocześnie? W Strasburgu w delegacji, na głosowaniach w Sejmie" doniósł portal tvn24.pl opierając się na informacjach reportera "Faktów TVN" Krzysztofa Skórzyńskiego. Okazuje się, że żadnej "bilokacji" nie było. Posłowie PiS rzeczywiście musieli przerwać delegację w Strasburgu i wrócić do Polski. Powodem był pośpiech Donalda Tuska ws. wotum zaufania dla rządu, przez co marszałek Ewa Kopacz nie zgodziła się przesunąć głosowania.
Tak się składa, że głosowanie ws. wotum odbyło się dokładnie w dniu wypuszczenia na wolność Marka Falenty. Gdyby głosowanie z 25 czerwca przesunięto na 26 czerwca, całe wystąpienie Donalda Tuska, który mówił o "scenariuszu" afery taśmowej pisanym "obcym alfabetem" i z sejmowej trybuny sugerował, że za "zamachem stanu" stoi właśnie Falenta, nie miałoby sensu w sytuacji, gdy prokuratura nie miała wystarczających dowodów, by trzymać go w zamknięciu.
- Jak wynika z opublikowanego przez kancelarię Sejmu wykazu zgłoszonych przez posłów delegacji, poseł PiS Mariusz Antoni Kamiński w dn. 21-28 czerwca przebywał we Francji. Wybrał się w tygodniową delegację do Strasburga na posiedzenie Zgromadzenia Parlamentarnego Rady Europy. Za podróż, którą - jak sam zadeklarował - odbył samochodem, wziął 2922,37 zł. Reporter "Faktów" TVN Krzysztof Skórzyński zauważył, że w środku delegacji poseł Kamiński równocześnie "był" w Sejmie i nawet wziął udział w głosowaniach. Głosował we wszystkich 59 tego dnia. 19 razy był "za", sześciokrotnie się wstrzymał, a 34 razy głosował "przeciw" - pisze portal tvn24.pl, dodając, że "jeszcze dzień wcześniej, 25 czerwca nie brał udziału w głosowaniach".
Trudno powiedzieć dlaczego tvn24 przemilcza przyczyny, które spowodowały, że posłowie PiS (Adam Hofman, Mariusz Antoni Kamiński, Zbigniew Girzyński i Łukasz Zbonikowski) przerwali delegację w Strasburgu i przyjechali do Polski. Szczególnie, że informacje w tej sprawie możemy znaleźć na portalu tvn24.pl
Fragment tekstu jaki pojawił się w tvn24.pl 25 czerwca: "Sejm udzielił w środę wotum zaufania rządowi Donalda Tuska, na sali w czasie głosowania zabrakło dziesięciu posłów PiS. Jak wyjaśnił szef klubu PiS Mariusz Błaszczak, posłowie nie zdążyli dojechać. - Zwracałem się do marszałek Kopacz, żeby głosowanie odbyło się w czwartek rano. Było to możliwe, ale jak widać bardzo się spieszyło pani marszałek, a więc i Donaldowi Tuskowi - ocenił Błaszczak".
Spytaliśmy jednego z członków sejmowej delegacji ws. tej podróży. Okazuje się, że Andrzej Halicki (wtedy poseł PO, obecnie minister administracji i cyfryzacji) wiedział o wcześniejszym powrocie, jego przyczynach, a diety za dni, w których posłowie nie byli w Strasburgu zostały zwrócone. Posłowie PiS byli samochodami, dzięki czemu za tę podróż nie musieli dodatkowo płacić. Gdyby do Strasburga polecieli samolotem, musieliby po nagłej decyzji Ewy Kopacz przebukowywać bilety, przez co Kancelaria Sejmu poniosła dodatkowe koszty.
Dziennikarka Michnika "demaskuje" Andrzeja Dudę. I oskarża PiS o jątrzenie
Andrzej Duda, choć chwalony nawet przez politycznych rywali, w "michnikowemu szmatławcowi" na taryfę ulgową liczyć nie może. Dziennikarka "GW" Agnieszka Kublik zarzuciła kandydatowi PiS na prezydenta, że jest "jednym z najżarliwszych wyznawców wiary w zamach smoleński".
Lista "grzechów" Andrzeja Dudy, oczywiście według Agnieszki Kublik, jest długa. Oto lista cytatów z artykułu dziennikarki "GW":
- 10 kwietnia 2010 r., trzy godziny po katastrofie smoleńskiej, Andrzej Duda, wówczas podsekretarz stanu w kancelarii prezydenta Lecha Kaczyńskiego, odmawiał uznania, że prezydent Kaczyński nie żyje, chciał czekać na oficjalny akt śmierci, żądał, by uznać, że prezydent Lech Kaczyński "nie jest w stanie tymczasowo wykonywać swoich obowiązków"
- chciał za wszelką cenę opóźnić moment przejęcia obowiązków państwa przez ówczesnego marszałka Sejmu Bronisława Komorowskiego
- należy też do najżarliwszych wyznawców wiary w zamach smoleński
- wiara w pseudohipotezy pseudoekspertów nie wystawia mu dobrego świadectwa
- porównuje katastrofę smoleńską z atakiem na wieże WTC z 11 września 2001 r. i powtarza za nim, że jest konieczna specustawa do wyjaśnienia, co się stało pod Smoleńskiem.
Ale na liście zarzutów się nie kończy. Kublik, wyliczywszy wszystkie "przywary" Andrzeja Dudy, w następujący sposób demaskuje iście szatański plan Jarosława Kaczyńskiego:
Kampania prezydencka Andrzeja Dudy, kandydata PiS, a raczej kandydata prezesa PiS, będzie prowadzona w cieniu katastrofy smoleńskiej. To świadomy wybór Jarosława Kaczyńskiego. Wie, że Duda nie ma szans w starciu z Bronisławem Komorowskim. Chodzi mu więc nie tyle o wygraną, ile o dalsze jątrzenie.
A o co chodzi Agnieszce Kublik? Fotografia (Agnieszka Kublik - druga od lewej) powie naszym Czytelnikom więcej niż tysiąc słów.
Jest pytanie: na jakie podróże służbowe Sikorski wydał 80 tys. zł?
Poseł PiS Bartosz Kownacki pytał dzisiaj na jakie podróże służbowe Radosław Sikorski, jeszcze jako szef MSZ, wydał 80 tys. zł ze środków swego biura poselskiego. Pytał też prokuratura generalnego dlaczego w ubiegłym roku prokuratura odmówiła wszczęcia śledztwa w tej sprawie. - Z naszych informacji wynika, że prokuratura nie zamierza wdrożyć śledztwa w tej sprawie, co oznacza, że dla nas sprawa jest zamknięta - powiedziała rzeczniczka marszałka Sikorskiego Małgorzata Ławrowska, odnosząc się do pytań posła PiS.
Kownacki na dzisiejszej konferencji prasowej zadał pytanie o to w jaki sposób Sikorski "wydatkuje publiczne pieniądze, czyli pieniądze swojego biura". Według niego, Sikorski - jeszcze jako szef MSZ - w ciągu ostatnich sześciu lat wydał z pieniędzy swego biura poselskiego blisko 80 tys. złotych na przejazdy poselskie.
Przyznał, że każdemu posłowi przysługuje zwrot kosztów służbowych podróży do 3,5 tys. km miesięcznie. - W przypadku pana marszałka Sikorskiego, jak i innych polityków PO, bo ta sprawa nie dotyczyła tylko jego, rodzi się pytanie: skoro przez 24 godziny na dobę korzystają z ochrony BOR, skoro dysponują limuzyną służbową (...), to jak to jest możliwe, że jeszcze potrafią tak duże kwoty wykorzystać na swoje przejazdy służbowe? Gdzie pan marszałek Sikorski podróżował przez te wszystkie lata? Jakie spotkania z wyborcami wykonywał, jakie czynności poselskie wykonywał? - pytał Kownacki.
Jak zaznaczył, w zeszłym roku skierował w tej sprawie zawiadomienie do prokuratury, ta jednak odmówiła wszczęcia śledztwa. - I to jest kolejne pytanie - do pana prokuratora generalnego Andrzeja Seremeta: jak to jest, że w przypadku jednych parlamentarzystów prokuratura - słusznie - wszczyna postępowanie (...), a w przypadku najważniejszych osób w państwie, bo wówczas marszałek Sikorski był ministrem spraw zagranicznych, wiceprzewodniczącym PO, takie postępowania nie są wszczynane? - pytał poseł PiS.
Jak podkreślił, nie chodzi tu o "przesądzanie o czyjejś winie". - Wydaje się jednak, że prokuratura również w tamtej sprawie powinna wykonać minimum czynności i w związku z tym chciałbym dowiedzieć się, jakie to czynności prokuratura wykonała i dlaczego w różny sposób traktuje parlamentarzystów - dodał poseł PiS.
Sprawami wyjazdów zagranicznych posłów i zmianami w systemie ich rozliczania posłów zajął się w środę Konwent Seniorów (marszałek, wicemarszałkowie oraz przedstawiciele klubów parlamentarnych). W efekcie w Sejmie powstała komisja do spraw zagranicznych wyjazdów parlamentarzystów, a Sikorski zapowiedział również, że wprowadzony zostanie też m.in. limit kilometrowy samochodowych podróży poselskich.
Decyzje Konwentu mają związek z niedawnym wyjazdem trzech byłych już posłów PiS: Adama Hofmana, Adama Rogackiego i Mariusza Antoniego Kamińskiego do Madrytu na posiedzenie jednej z komisji ZP Rady Europy. Parlamentarzyści pobrali z sejmowej kasy pieniądze (tzw. kilometrówkę) na podróż samochodami, ale do stolicy Hiszpanii ostatecznie udali się tanimi liniami lotniczymi. Cała trójka została w poniedziałek wyrzucona z PiS
~zyzio : Panie Marszałku, prawdziwa cnota krytyk się nie boi, jeżeli pan ma czyste ręce to w try miga pan się wyliczy ze wszystkich wydatków, z pobytu, świadków, okaże dzienniki podróży, książki samochodu, czy inne zapisy, albo się ma czyste, nie budzące wątpliwości, a jeżeli są wątpliwości, to obywatel nie ma prawa o nich nawet myśleć, ja jako zwykły podatnik nie proszę a żądam by pan w terminie niezwłocznym oficjalnie przed Sejmem rozliczył się z tych 80 tysięcy złotych, a jeżeli chociaż jedna złotówka nie została wydana zgodnie z pragmatyką, etyką poselską i moralnością obywatelską, to mycka na głowę chałat i wypad z Polski na zawsze! | ocena: 80% |
"Prokuratura nie zamierza wdrożyć śledztwa w tej sprawie, co oznacza, że dla nas sprawa jest zamknięta - powiedziała rzeczniczka marszałka Sikorskiego Małgorzata Ławrowska. Czyli zamieciono pod dywan i koniec sprawy?
Egzotyczne podróże posłów w latach 2011-14.
Zgodnie z oficjalnymi informacjami posłowie VII kadencji sejmu odbyli przez ostatnie 3 lata niemalże 800 podróży służbowych. Łączny koszt wyjazdów w tym okresie to 8 mln 658 tys. zł. Niektóre pozycje są zaskakujące, a wielu posłów wykorzystuje państwową kasę ponad miarę. Rekordzistą, jeśli chodzi o wydane na delegacje państwowe pieniądze, jest poseł SLD Tadeusz Iwiński - przez trzy lata jego podróże pochłonęły 402 895 zł. Najbardziej obciążające budżet są loty do Ameryki Północnej. Rekordowa wartość biletu lotniczego do Waszyngtonu dla posła Ryszarda Kalisza wyniosła 17,5 tys. zł. Średnia cena za taki przelot to 2,5-3 tys. zł.
Złapał kozak tatarzyna, a tatarzyn za łeb trzyma. I teraz Hofman, Kamiński i Rogacki odbijają się czkawką? A kto odpowiada za bałagan w Sejmie? Marszałek Sejmu. A kto powinien za to beknąć? Marszałek Sejmu. A kto był Marszałkiem Sejmu? Ewa Kopacz! I co teraz? ~wyborca
Czy SLD i PO wezmą przykład z PIS i powyrzucają oszustów ze swoich partii?
____________________________________ Videtur et hoc mihi Platforninem non debere esse Poza tym uważam że Platformę należy zniszczyć /Katon starszy/
14 lis 2014, 23:30
Re: Polityka i politycy
1/ Tak Radek Sikorski wyciąga kasę z Sejmu! Wozi go BOR, a rozlicza się za paliwo
Od wielu lat Radosław Sikorski (51 l.) ma służbową limuzynę, którą wożą go funkcjonariusze Biura Ochrony Rządu. Ma do niej dostęp 24 godziny na dobę. Ale to najwyraźniej dla polityka PO za mało. Jeździ służbową furą, a równolegle rozlicza z budżetu Sejmu pieniądze za paliwo do prywatnego samochodu. Jak wynika z parlamentarnych dokumentów, w ciągu kilku lat w taki sposób pobrał benzynę na ok. 77 tys. zł!
Marszałek Sejmu po wybuchu afery madryckiej ogłosił, że czas skończyć z cwaniactwem posłów i wyciąganiem pieniędzy z Sejmu. Ale najpierw powinien zacząć od siebie. Prześwietliliśmy jego sprawozdania z działalności biura poselskiego z lat, gdy Sikorski jednocześnie był ministrem spraw zagranicznych. Wynika z nich, że polityk, jeżdżąc limuzyną BOR, równolegle brał pieniądze z Sejmu na paliwo do prywatnego samochodu. W sumie od 2009 roku ok. 77 tys. zł.
- Zgodnie z obowiązującymi posłów przepisami marszałek Radosław Sikorski zawsze oddzielał działalność poselską od funkcji ministerialnej. Nigdy nie używał samochodów służbowych będących w gestii MSZ do celów poselskich - tłumaczy "Super Expressowi" Małgorzata Ławrowska, rzeczniczka marszałka Sejmu. A my przypominamy, jak niedawno nakryliśmy Sikorskiego, gdy samochodem BOR odwoził dzieci znajomych.
Kilka miesięcy temu nawet Donald Tusk (57 l.) nie pochwalał tego, że ministrowie ciągną kasę na paliwo z Sejmu. - Sytuacja jest bulwersująca, szczególnie jeśli chodzi o tych polityków, którzy mają w dyspozycji samochody służbowe - stwierdził były już premier. Także opozycja domaga się wyjaśnień i kontroli wydatków Radosława Sikorskiego. - To duża kwota jak na osobę jeżdżącą rządową limuzyną. Marszałek powinien wytłumaczyć się z tych wydatków - mówi Bartosz Kownacki (35 l.) z PiS.
2/ Posłowie zarabiają ZA DUŻO! Sondaż Super Expressu
12,5 tys. zł miesięcznie za średnio sześć dni pracy na obradach Sejmu dostają co miesiąc posłowie. Politycy cyklicznie domagają się podwyżek! Tymczasem aż 55,1 proc. Polaków uważa, że zarabiają za dużo. Tak wynika z sondażu IBRIS dla "Super Expressu".
Posłowie żyją jak pączki w maśle. Wystarczy, że pojawią się na posiedzeniu Sejmu i posiedzą trochę na głosowaniach, a na ich konto co miesiąc wpływa 12,5 tys. zł. Do tego mają liczne przywileje: latają za darmo samolotem, otrzymują zwrot pieniędzy za paliwo, dostają fundusze na wynajęcie mieszkania w Warszawie...
Nic więc dziwnego, że Polacy twierdzą, iż zarabiają oni za dużo. Tak twierdzi aż 55,1 proc. badanych. Tylko co dziesiąta osoba (11,1 proc.) dałaby posłom podwyżkę, a 28,7 proc. uważa, że ich pensja powinna pozostać na obecnym poziomie. - Polacy umieszczają polityków na samym końcu listy zawodów, nawet za śmieciarzami. Nie darzą ich żadnym szacunkiem. Obywatele uważają, że politycy tylko kłamią, lawirują i wykorzystują swoje przywileje - mówi "Super Expressowi" prof. Janusz Czapiński (63 l.), psycholog społeczny.
Zwycięstwo w Łodzi i Lublinie – tam jest już po wyborach. Druga tura w Krakowie, Wrocławiu, Gdańsku, Warszawie, Poznaniu, Katowicach i innych dużych miastach. (...) http://www.fakt.pl/polityka/wybory-samo ... 03554.html
17 lis 2014, 05:41
Re: Polityka i politycy
Wybory samorządowe 2014
Załącznik:
Wybory samorządowe - wyniki.JPG
Załącznik:
Wybory samorządowe.JPG
Załącznik:
Nie zazdrości Ewie.JPG
Bez komentarza.
Nie masz wystarczających uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego postu.
____________________________________ Videtur et hoc mihi Platforninem non debere esse Poza tym uważam że Platformę należy zniszczyć /Katon starszy/
17 lis 2014, 21:05
Re: Polityka i politycy
Posłowie doją Sejm na potęgę i nikt tego nie sprawdza! A zwykli ludzie muszą się ROZLICZAĆ co do grosza!
Sejm to wielka dojna krowa dla naszych wygodnych i narzekających na małe zarobki posłów. Poza wynagrodzeniami mogą liczyć na masę przywilejów. I nikt dokładnie nie sprawdza, czy latają samolotem w ramach wykonywania poselskich obowiązków albo czy wynajmują hotel, bo akurat mają ważne spotkanie z wyborcami. Są też tacy, którzy biorą z Sejmu pieniądze na paliwo, a nie mają nawet własnego samochodu.
Roczny budżet Sejmu to ponad 400 mln zł. 189 mln zł idzie na poselskie pensje - miesięcznie 12,5 tys. zł. Ale obrotny polityk może do tego sporo dorobić - albo raczej zaoszczędzić. Wystarczy sprytnie wykorzystywać poselskie przywileje. Nikt bowiem zbyt szczegółowo nie sprawdza, na co dokładnie parlamentarzyści wydają pieniądze podatników. Ogromnym polem do nadużyć są pieniądze na biuro poselskie. Miesięcznie 12,1 tys. zł. Z tej puli rocznie polityk może wydać nawet 30 tys. zł na paliwo. - Według moich wyliczeń jeżeli poseł wydaje rocznie 30 tys. zł, a wielu tak robi, to oznacza to, że przez pół roku pięć dni w tygodniu spędza za kierownicą. To przecież mało prawdopodobne - mówi prof. Antoni Kamiński, ekspert w problematyce korupcji.
Do tego dochodzą wydatki na hotele. Każdy poseł może na koszt Kancelarii Sejmu przenocować w dowolnym miejscu w Polsce. I wystarczy tylko odręcznie napisać, że wykonywał w tym czasie mandat poselski, i okazać fakturę. Nie są potrzebne potwierdzenia, czy rzeczywiście poseł tam pracował. Tak samo jest z lotami po kraju. - Poselskie przywileje to system nieformalnego wynagradzania posłów, dodatków do pensji. Jeżeli nagminne staje się nadużywanie publicznego zaufania, to musimy przyjąć, że znaczna część posłów nie jest godna zaufania. Powinno się więc ich ściśle kontrolować, ale czy takich polityków chcemy? Posłowie powinni przedstawiać dowody wydatków, a nie tylko oświadczenia - uważa prof. Kamiński.
Inaczej traktuje się zwykłych Polaków. Urszula (66 l.) i Janusz (66 l.) Stypińscy mają sklep wielobranżowy w miejscowości Goworowo (woj. mazowieckie). Oni muszą się dokładnie rozliczać z każdej złotówki. - Kiedyś pomyliliśmy się na niewielką kwotę i od razu dostaliśmy mandat. Co miesiąc musimy gromadzić wszystkie faktury, wystawione paragony i składać deklarację podatkową do urzędu skarbowego. Na głowie mamy też Państwową Inspekcję Handlową, która potrafi ukarać mandatem na przykład za to, że na jakimś drobiazgu w sklepie brakuje przyklejonej ceny. Do tego dochodzi jeszcze tak zwana policja skarbowa, która tylko czyha na to, gdy sprzedawca zapomni wydać klientowi paragon. Dlaczego więc posłów się tak dokładnie nie rozlicza? - pytają zdenerwowani.
System PKW wskazał zwycięzcę, którego nie było na kartach do głosowania.
Podczas zliczania głosów w wyborach samorządowych na prezydenta Szczecina system PKW wskazał jako zwycięzcę Krzysztofa Woźniaka. Jak dowiedziało się RMF FM - takiego kandydata w ogóle nie było na kartach do głosowania. - W pewnym momencie na ekranie monitora mieliśmy wyniki wyborów na prezydenta Szczecina, a po naciśnięciu klawisza »drukuj« wyszły nam wyniki na wójta bodajże gminy Kobylanka. I stąd wyszedł Krzysztof Woźniak - poinformował w rozmowie z RMF FM przewodniczący szczecińskiej komisji Grzegorz Kasicki.
Po kilku godzinach system PKW policzył wyniki w poprawny sposób, a pierwotnie uzyskanych danych nie uznano.
O podobnym przypadku wadliwie działającego systemu PKW po przeprowadzonych wyborach samorządowych, poinformował Marek Migalski na swoim profilu na Twitterze.
WKW czeka na protokoły z głosowania do sejmiku
Dzisiaj rano Wojewódzka Komisja Wyborcza w Szczecinie nadal czekała na protokoły z terytorialnych komisji wyborczych z głosowania do zachodniopomorskiego sejmiku. Na razie wpłynął tylko jeden protokół z Komisji Powiatowej w Stargardzie Szczecińskim. Cząstkowe dane PKW mówią o przewadze PO nad PSL i PiS. Jak poinformowano w środę w komisji wojewódzkiej, nadal występują problemy z systemem informatycznym. Nie ma także decyzji o możliwości "ręcznego" zamiast elektronicznego sporządzania protokołów. Rano żadna z komisji w Zachodniopomorskiem nie zgłosiła jeszcze komisji wojewódzkiej, że dostarczy w środę protokoły. (....)
____________________________________ Videtur et hoc mihi Platforninem non debere esse Poza tym uważam że Platformę należy zniszczyć /Katon starszy/
19 lis 2014, 22:21
Re: Polityka i politycy
Bałagan przy wyborach samorządowych to jeszcze nic. Większy skandal będzie w maju!
Wydawało się, że tegoroczne wybory samorządowe to całkowita kompromitacja Państwowej Komisji Wyborczej i gorzej już być nie może. Jednak w maju 2015 r. – podczas wyborów prezydenckich – skandal może być dużo większy, bo na przygotowanie nowego systemu do zliczania głosów PKW będzie miała jeszcze mniej czasu.
Jak ustalił portal tvn24.pl, Państwowa Komisja Wyborcza dopiero po Nowym Roku rozpocznie przygotowania do przetargów na informatyczne zabezpieczenie najbliższych wyborów prezydenckich, które odbędą się w maju. Powodem jest brak pieniędzy. W związku z tym, na przygotowanie systemu zliczającego głosy w czasie przyszłorocznego głosowania będzie jeszcze mniej czasu niż przy wyborach samorządowych 2014.
Tvn24.pl przypomina, że – zgodnie z kalendarzem wyborczym – pierwsza tura wyborów na prezydenta Polski musi się odbyć między 3 a 17 maja. Z powodu wygasających licencji konieczne jest stworzenie nowego systemu informatycznego na te wybory. Problem w tym, że PKW nie wie jeszcze, kto, kiedy, za ile i, czy w ogóle, będzie chciał podjąć się stworzenia nowego systemu.
Wiadomo, że z powodu braku pieniędzy PKW rozpisze przetarg na nowy system dopiero na początku stycznia 2015 roku. Co za tym idzie, firma, która przetarg wygra, będzie mieć jeszcze mniej czasu na przygotowanie systemu niż miała firma Nabino przed tegorocznymi wyborami samorządowymi.
Na niewiele nawet się zda – co raczej i tak raczej nie będzie możliwe – rozstrzygnięcie przetargu pod koniec stycznia. Jeżeli bowiem któraś z przegranych firm biorących udział w przetargu odwoła się, to procedura nie potrwa krócej niż dwa miesiące.
Może się zatem okazać, że system informatyczny na wybory prezydenckie 2015 zostanie przygotowany tuż przed głosowaniem.
Opinie użytkowników:
Może właśnie o to chodzi.Udał się szwindel w 2014 , to uda się w 2015.Trzeba iść na II turę i wywalić elite Po=PSL marian | 20.11.2014 [21:40]
mirabelki i szczaw | 20.11.2014 [20:56] Władza to = Platforma i PSL. "Kto wyciągnie rękę po władzę , to władza mu tą rękę odrąbie" niedaleko pada jabłko od jabłoni tak uważa strażak Niesiołowski parafrazując wypowiedz Cyrankiewicza.
YETI | 20.11.2014 [18:56] ILE SĄ WARTE WIADOMOŚCI Z SONDAŻOWNI ?? Przed wyborami do parlamentu PSL oscylował w granicach 4-5 % Przed wyborami samorządowymi oscylował w granicach poparcia 5-6%. NAGLE OKAZUJE SIĘ ŻE PSL ma 18% poparcia. FAŁSZEM TO ŚMIERDZI NA KILOMETR. Żaden PREZYDENT , PSL-owcy ,dyżurni "Cimoszewicze" i "Nałęcze" nie wytłumaczą mi że jest inaczej. CZY ONI NAS WSZYSTKICH UWAŻAJĄ ZA IDIOTÓW ?
____________________________________ Videtur et hoc mihi Platforninem non debere esse Poza tym uważam że Platformę należy zniszczyć /Katon starszy/
20 lis 2014, 22:59
Re: Polityka i politycy
Nie król, nie biskup i nie ojciec – AUTORYTET
Na załączonym obrazku nie widzimy fotomontażu, przypadku, gafy, ani też pocałunku z rozpędu, jaki się niemal zdarzył Kaczyńskiemu przy dłoni Sikorskiego. Widzimy autentyczną fotografię, która przedstawia dwóch dorosłych mężczyzn, a jeden właściwie jest więcej niż dorosły, to senior. Pierwszego można bez trudu rozpoznać jako Władysława Bartoszewskiego, cudownie zwolnionego z Auschwitz, rzekomego uczestnika Powstania Warszawskiego, który ślinił koperty i jedynego w Polsce profesora, który nigdy nie napisał pracy magisterskiej. Tym drugim jest młody, wykształcony, operatywny i skuteczny polityk apolityczny – Rafał Dutkiewicz.
Pomimo pierwszych reakcji, a przypuszczam, że u większości odbiorców pojawiło się zażenowanie lub/i śmiech, warto się głębiej i poważnie zastanowić, jaki jest wymiar symboliczny tej sceny. Zacznijmy od najbardziej korzystnej dla pana Dutkiewicza wersji wydarzeń. Młodszy mężczyzna całujący w dłoń starszego mężczyznę, to staropolski zwyczaj, tak szacunek oddawali na przykład synowie swojemu ojcu albo rycerze królowi, no i oczywiście znamy też obyczaj całowania w dłoń ze sfery sacrum, proboszcz na widok biskupa zachowuj się identycznie, jak Dutkiewicz przy Bartoszewskim. Obyczaje się zmieniają, co mnie akurat w ogóle nie cieszy, co więcej istnieją ludzie, którzy się odcinają od wszelkiej tradycji, by brnąć na ślepo w stronę niedookreślonej nowoczesności i światowości. Bez dwóch zdań obaj panowie przynależą do nowej „kultury”, chociaż w sferze deklaracji usiłują mydlić oczy konserwatyzmem. Do „profesora” Bartoszewski Polaków niestety przyzwyczaił, żywię jednak nadzieję, że rangi biskupa nie uda mu się nabyć drogą umownych zaszczytów, a gdyby nawet to jeszcze nikt tego nie ogłosił. Czy pan Władek jest ojcem pana Rafała? Niezbadane są wyroki boskie i ludzkie losy, niemniej wykluczam taką opcję, ponieważ byłaby ona plotką i to dość brzydką.
Cóż zatem pozostaje? Kim jest pan Bartoszewski i kim jest lub chce być pan Dutkiewicz? Fotografia nie pozostawia złudzeń, pan Bartoszewski jest kimś niezmiernie ważnym i bez oddania hołdu jego wysokości Władysławowi I wśród Pierwszych, pan Dutkiewicz byłby nikim. Królowie pomarli i w ich miejsce narodziła się dynastia Autorytetów, taka współczesna magnateria i jednocześnie biskupstwo o charakterze świeckim. Ktokolwiek chce wskoczyć na wyższy pułap niż odrabianie pańszczyzny radłem, czy pucowanie butów, zobowiązany jest oddać hołd swojemu panu. Rafał Dutkiewicz najpewniej utrzyma się na trzecią, czy czwartą kadencję, pewnie sam się w wyliczeniach pogubił, bo pan Rafał wie, jak się zachować w każdej sytuacji. Tak wyrazistych przykładów pokazujących, w jaki sposób robi się w Rzeczypospolitej Trzeciej nie tylko polityczne kariery, na co dzień nie widzimy zbyt wiele, a właściwie prawie w ogóle ich nie widać. Nie znaczy to jednak, że pan Dutkiewicz zrobił coś wyjątkowego poniżającego, rzekłbym nawet, że prezydent Wrocławia zachował się odważnie i uczciwie. Po prostu pokazał komu bije pokłony i jak bardzo jest w stanie się ukorzyć, żeby zostać tam, gdzie zasiada. Koledzy i jednocześnie konkurencja pana Dutkiewicza fizycznie nie całuje po rękach swoich panów, ale metaforycznie wchodzi i całuje w dupę, całą serią hołdów i laudacji.
Ujęło mnie to zdjęcie, pomyślałem sobie, że ci dwaj przynajmniej nie udają, są naturalni w swoich pozach, jakby w marmurze wykuci, naprawdę monumentalne dzieło. Dlaczego nie pokazali tego w telewizji jeszcze nie wiem, ale może jeszcze pokażą – warto, warto jak cholera. Gdybym miał znajomego prezesa jakiejkolwiek telewizji namawiałbym go dzień i noc, żeby na ekranach pojawiała się przynajmniej 5 razy dziennie ta scena, a Radę Etyki Mediów zobowiązałbym do wydania zakazu przerywania tego widowiska reklamami. Ludzie widząc podobne cuda często odwołują się do znanej sentencji: „Jeden obraz wart tysiąca słów”. Dodałbym parę słów albo jeszcze bardziej podniósł stawkę, bo ten obraz wart jest miliona słów i miliardowych kontraktów. Tajemnica tych wszystkich niezatapialnych prezydentów miast i innych dyżurnych prezesów zawarta jest w powyższej fotografii, z tym, że należy pamiętać o całym łańcuchu hołdów. Całowany jest Bartoszewski, ale wcześniej i on musiał wycałować i to chyba nawet nie rękę, ani dupę, tylko Arsch. Całuje Dutkiewicz, ale i on będzie obcałowany przez cały wianuszek, który z całowania żyje i nic innego nie potrafi.
Na naszej ulicy leży trup z przestrzeloną głową. Czy wolno nam mówić o morderstwie? Zgodnie z logiką funkcjonariuszy prorządowych mediów i ich dyżurnych "autorytetów" - absolutnie nie wolno.
Jeżeli nikt nie został złapany za rękę, jeżeli nie umiecie wskazać konkretnego sprawcy ani nawet nie znaleźliście narzędzia zbrodni, to milczcie! Nie wolno bez twardych dowodów insynuować, że na naszej ulicy mogło się coś takiego zdarzyć! To anarchizowanie sytuacji, niszczenie poczucia bezpieczeństwa obywateli, i tak dalej - oszczędzę Państwu cytowania histerycznych frazesów w stylu wstępniaków redaktora Kurskiego.
Tymczasem, wbrew całej tej histerii, uruchomionej wypowiedzią prezydenta Komorowskiego o "odmętach szaleństwa" (ciekawe, dwa pierwsze dni prezydent zachowywał się w trudnej sytuacji godnie i rozsądnie, by nagle rzucić hasło "ni szagu nazad!" i przestawić nim cały agit-prop na zajadłą obronę rzetelności wyborów i kompetencji PKW z KBW, których obronić się po prostu nie da) - owoż, wbrew całej tej histerii, trup leży i ma dziurę w głowie.
A skoro tak, nie tylko można, ale trzeba krzyczeć, że doszło do zbrodni, że po naszej ulicy krąży morderca i jeśli nic z tym nie zrobimy, zaraz zabije kogoś następnego. A skoro burmistrz i miejscowa policja upierają się, że to tylko wypadek jakich wiele, że ludzie się przecież czasem potykają, mieszkańcy, nic się nie stało, rozejść się! - albo są u mordercy w kieszeni, albo sami kompletnie nie wiedzą, co robić, bo są za głupi, by zrozumieć sytuację, a co dopiero znaleźć z niej wyjście. Osobiście obstawiam ten drugi wariant.
Bez metafor. Nikt przy zdrowych zmysłach nie uwierzy, że 20, 30, nawet 40 procent głosów nieważnych to przypadek albo jakiś masowy atak debilizmu, który dopadł wyborców tej czy innej komisji - gdy za miedzą na przykład odsetek głosów nieważnych jest mniej więcej normalny, a wyniki przez to zupełnie inne. Nikt przy zdrowych zmysłach nie może w kontekście tej horrendalnej liczby głosów unieważnionych podczas liczenia poważnie traktować rewelacyjnego, dwukrotnego wzrostu poparcia PSL w okręgach, gdzie żadne sondaże nie wskazywały na jego szczególną popularność, zwłaszcza gdy wyniki po policzeniu okazują się dramatycznie odmienne od wyników sondażu exit poll.
Jeśli w tej samej komisji rok temu w eurowyborach głosów nieważnych było 2, 3 procent, a dziś 20, 30, i to tylko w głosowaniu do sejmików i rad powiatów, to ci sami wyborcy równie skomplikowaną książeczkę do rady gminy obsługiwali prawidłowo bez problemu. Jeśli nigdy przez ostatnich 25 lat odsetek głosów nieważnych nie przekraczał 10 proc., a różnica między exit polls a ostatecznych wynikiem 1-2 proc., a teraz nagle jest to cztery razy więcej... I tak dalej...
Wniosek jest przecież oczywisty i nie wolno tego nie powiedzieć jasno, głośno i wyraźnie, bez czekania nawet na ostateczne, oficjalne zakończenie tej farsy, bo "wyniki cząstkowe" mówią same za siebie: w tych wyborach doszło na bezprecedensową skalę do masowych fałszerstw! I nie stwierdzenie tego faktu niszczy polską demokrację, tylko uparta obrona fałszerzy i tego dziadowskiego bardaku, który dał im możliwość sfałszowania wyników i poczucie bezkarności.
Mówię "doszło do fałszerstw na wielką skalę", a nie "sfałszowano wybory".
Bo to drugie określenie kazałoby podejrzewać, że fałszerstwo zostało zaplanowane i przeprowadzone przez władze - jak na Ukrainie Janukowycza, na Białorusi czy w peerelowskich "wyborach" 3 razy "tak". Moim zdaniem nic na to nie wskazuje. Przeciwnie...
Gdyby to centralna władza postanowiła wybory sfałszować, to by była na sytuację przygotowana. A widać, że nie jest, że pogubiła się kompletnie, zmienia narracje i brnie w zachowania z punktu widzenia jej interesów bezsensowne (w końcu fałszerstwa skutkują nie tylko wykoszeniem opozycji, ale też odepchnięciem od lokalnych żłobów pasących się przy nich dotąd struktur PO, czego we wzmożeniu walki z kaczystowsko-millerowskim warcholstwem i anarchią Partia i jej propagandyści wydali się nie zauważyć).
Mamy do czynienia z czymś innym. Po pierwsze, nie da się tego nazwać inaczej, z totalnym burdelem. Jego symbolem stał się osławiony program komputerowy firmy "Nabino" i leśne dziadki z PKW, które go zamówiły - ale moim zdaniem symbolem jeszcze bardziej wymownym są wyborcze urny. Wiem, że to w porównaniu z fałszerstwami drobiazg, ale drobiazgi są czasem najbardziej wymowne i najlepiej rzeczywistość wyjaśniają. Popatrzmy na zdjęcia z komisji wyborczych, na te "urny". Jakieś kartony po lodówkach czy telewizorach, pudła owinięte lepcem, a w Gorzowie trafił się nawet w funkcji urny - o, jakże wymowny symbol! - zwykły pojemnik na śmieci z nalepionym białym orłem. Czy można bardziej poniżyć państwo i unaocznić jego rozkład?
W ostatnim Nabambuko Dolnym zdobywają się na to, by przed wyborami wyprodukować dla wszystkich komisji odpowiednie urny, zestandaryzowane, najlepiej przezroczyste, by wydrukować porządne karty do głosowania i tak dalej. U nas nie. Po co, skoro w lokalach wyborczych są wciąż biało-czerwone skrzynki jeszcze z czasów FJN, tylko koronę orzełkowi domalowano. Żaden leśny dziadek nie pomyślał nawet o tym, że za jego czasów była jedna mała karteczka z jedną listą do głosowania bez skreśleń, a teraz po kilka dużych broszur, i że te urny będą przepełnione już po paru godzinach.
Nie tylko urny, także składy komisji "liczących głosy" pozostały te same. Liczą głównie lokalni urzędnicy i miejscowa "budżetówka". I oni sami, i ich żony, kochanki, pociotki oraz kumple są materialnie uzależnieni od lokalnej władzy. Od tego, czy miejscowy kacyk pozostanie na kolejną kadencję, i czy mafia, do której należy, rozciągnie swe macki w powiecie i województwie jeszcze szerzej, zależą stanowiska, etaty, dochody i wszelkie inne apanaże całego tego towarzystwa. Więc oni po prostu wiedzą, jak liczyć, i jak odróżniać głosy ważne od nieważnych, żeby wynik był właściwy.
Tym bardziej, że w wielu miejscach skręcali wyborcze wyniki już od dawna, rutynowo wręcz. Cuda nad urną w poprzednich wyborach w województwie mazowieckim były powszechnie znane, wszyscy to widzieli - i nic. Sąd klepnął formułką, że owszem, były nieprawidłowości, ale ich wpływ na ostateczny wynik wyborów był znikomy. Media opisały i nic. Opozycja machnęła ręką, bo zajęta była walką z Tuskiem, a nie tym, co tam sobie jakieś wieśniaki ukradną, zwłaszcza że te wieśniaki to potencjalny koalicjant.
Władza machnęła tym bardziej, bo niech tam sobie "peezel" doi prowincję, jak my doimy centralnie, musi być jakiś parytet w koalicji. A PKW od ćwierć wieku jest rodzajem złotych pampersów dla dożywających kresu wysłużonych prominentów środowiska sędziowskiego, których koledzy wysyłają na tłustą synekurę, by sobie tam drzemali, kasując ogromne pieniądze za stemplowanie każdego podsuwanego papierka "za zgodność" z prawem wyborczym. No więc - skoro tak jest, skoro tak się robiło nie raz, i zawsze przechodziło, to co?
Tyle że - wiem, bo znam dobrze tę mentalność, sam zresztą wywodzę się przecież "z awansu społecznego" - chama zawsze gubi pazerność. Jedną z cech tego rodzaju dzikości, który nazywamy chamstwem, jest niezdolność powściągnięcia się. Ile by cham nie zeżarł, chce żreć jeszcze więcej, choćby miał się zażreć na śmierć i pęknąć. Mało im było podfałszowywać na dziesięć procent, podkręcili do czterdziestu i zaczęły się problemy...
Albo może i się nie zaczęły? Może zwis w Polsce jest tak potężny, a instynkt elit, skupiania się wokół władzy i obrony systemu III RP wbrew wszystkiemu, w najbrudniejszych nawet sprawach, jest tak silny, że jeszcze nawet i to przejdzie? Że władza nie ugnie się w twierdzeniu, iż wyborów kwestionować nie wolno, sądy raz jeszcze klepną cuda nad urną z paragrafu o nikłej szkodliwości stwierdzonych fałszerstw, prezesi Trybunału Konstytucyjnego, Sądu Najwyższego i Krajowej Rady Sądownictwa na czele pospolitego ruszenia prawniczych establisz-mętów dopilnują, by leśnym dziadkom włos z głowy nie spadł, by w PKW i Krajowym Biurze Wyborczym niczego nikt nie zmienił.
A propagandyści przekonają, że nic się nie stało, a jeśli nawet, to i tak nic się nie da zrobić. A rejonowe komisje pozostaną, jakie są, choć już dziś NIK stwierdza, że są niezdolne do przeprowadzenia następnych wyborów - i może nawet pozostaną te "zastępcze" urny z kartonów i kubłów na śmieci? Wszyscy zatkają nosy, udając, że nie czują smrodu rozkładającego się trupa III RP, i nadal każdy będzie mógł sobie sfałszować wybory i ukraść kawałek państwa, nawet byle drobny powiatowy gangster, a co dopiero premier czy prezydent?
Tak już kiedyś w Polsce było. Pod koniec wieku XVIII wieku. Wiecie Państwo, jak się to skończyło?
Nie możesz rozpoczynać nowych wątków Nie możesz odpowiadać w wątkach Nie możesz edytować swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz dodawać załączników