Teraz jest 06 wrz 2025, 17:01



Odpowiedz w wątku  [ Posty: 2082 ]  idź do strony:  Poprzednia strona  1 ... 136, 137, 138, 139, 140, 141, 142 ... 149  Następna strona
Katastrofa smoleńska 
Autor Treść postu
Zawodowiec
Avatar użytkownika

 REJESTRACJA23 sie 2009, 07:34

 POSTY        3657
Post Re: Katastrofa smoleńska
Nadir                    



wbuluinadzieji                    



Zespół Laska nabiera wody w usta
„Stwierdzenie, że "rozdzielenie obu części pnia mają kierunek od góry w dół, pod niewielkim kątem w odniesieniu do poziomu" stoi w sprzeczności wobec powtarzanej przez członków komisji tezy, że Tu-154M lecący do Smoleńska uderzył skrzydłem w brzozę w czasie, gdy się wznosił. Proszę zatem o wyjaśnienia i odpowiedź na pytanie: Jak wznoszący się tupolew mógł zniszczyć brzozę uderzając ją od góry?” - pisaliśmy do zespołu Macieja Laska.

Pewnie trwają uzgodnienia Zespołu Laska z Prokuraturą Wojskową w sprawie jednolitego stanowiska.
Bardzo możliwe, że w ich wyniku okaże się że "rozdzielenie obu części pnia mają kierunek z dołu do góry".

A może tylko klisza im się odwróciła "do góry nogami"?  :zeby:

____________________________________
Videtur et hoc mihi Platforninem non debere esse
Poza tym uważam że Platformę należy zniszczyć
/Katon starszy/


06 maja 2014, 22:32
Zobacz profil
Fachowiec
Własny awatar

 REJESTRACJA14 wrz 2011, 21:56

 POSTY        1263
Post Re: Katastrofa smoleńska
Smoleńsk: Nowe zdjęcia, które wskazują na wybuch

Obrazek

Antoni Macierewicz przedstawił w TV Republika nieznane dotychczas szerzej zdjęcia, będące kolejnymi dowodami na to, że 10 kwietnia 2010 r. w Smoleńsku na pokładzie rządowego Tu-154 doszło do wybuchu.


Przewodniczący smoleńskiego zespołu parlamentarnego zaprezentował w programie Anity Gargas „Zadanie specjalne” nieznane dotąd lub nieanalizowane fotografie, które ukazują resztki wraku tupolewa. Wzmacniają one – wraz ze zdjęciami opublikowanymi wcześniej w raporcie „Cztery lata po Smoleńsku” – hipotezę wybuchu samolotu Tu-154 w powietrzu.

Zdjęcie nr 1 przedstawia lewe skrzydło samolotu, zrekonstruowane częściowo przez Rosjan w smoleńskim hangarze. Widać na nim, że końcówka skrzydła (zniszczonego rzekomo przez brzozę) jest cała, natomiast jego środkowa część została całkowicie zgruchotana, tracąc ok. 1/3 substancji. Dlaczego środek został rozerwany na drobne kawałki (niektóre z nich mają jedynie kilka centymetrów), a węższa od niego końcówka skrzydła pozostała praktycznie nienaruszona? Jak stwierdził w TV Republika Antoni Macierewicz, fotografia ta dowodzi, że środkowa część skrzydła została rozerwana przez eksplozję.

Obrazek

Jeszcze ciekawsze jest drugie zdjęcie (zdj. nr 2). Pokazuje ono Władimira Putina i Donalda Tuska stojących wieczorem 10 kwietnia 2010 r. nad szczątkami rozerwanej i spalonej wybuchem od wewnątrz burty salonki prezydenta. W dolnej części fotografii, po lewej stronie, widać osmolone i częściowo stopione od wewnątrz okienko samolotu nad lewym ramieniem prezydenckiego fotela. Na wyrwanej części burty leży slot prawego skrzydła, co świadczy o tym, że najpierw upadła na ziemię burta, a dopiero później skrzydło. Części z prezydenckiej salonki są nadpalone, osmolone i porozrywane, choć w tym miejscu wrakowiska nie było po katastrofie żadnego pożaru. Wskazuje to na eksplozję w pomieszczeniu, w którym znajdował się w trakcie lotu Lech Kaczyński.

Obrazek

– Tego zdjęcia nie miała komisja Millera, nie opisał go też MAK. Przedstawionego na nim fragmentu burty salonki prezydenta i okienka nie badali także eksperci prokuratury, którzy niedawno ogłosili, że na pokładzie Tu-154 nie doszło do wybuchu. Taka diagnoza była możliwa tylko dlatego, że nie zbadano fragmentów samolotu, które zostały spalone i wywinięte na zewnątrz, tak jak te widoczne na ukrywanym dotychczas zdjęciu – mówi Antoni Macierewicz.

Dlaczego „ukrywanym”? – Z wypowiedzi ekspertów Donalda Tuska wynika, że zdjęcie to, choć pochodzi z Kancelarii Premiera RP, nie zostało nigdy przekazane ani komisji Millera, ani prokuraturze – twierdzi w rozmowie z „Gazetą Polską” szef smoleńskiego zespołu parlamentarnego.

Więcej w tygodniku „Gazeta Polska”.

http://niezalezna.pl/55028-smolensk-now ... -na-wybuch

* * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * *

Wosztyl: „było słychać detonacje”

Nie można mówić, że sam odczyt rejestratora parametrów lotu odpowiada na wszystkie pytania – mówi pilot Artur Wosztyl, który 10 kwietnia lądował w Smoleńsku.


Stefczyk.info: świadkowie obecni 10 kwietnia w Smoleńsku relacjonują, że w chwili tragedii słyszeli wybuchy. Przypominamy o tym na portalu Stefczyk.info zaznaczając, że Maciej Lasek od lat powtarza, że o żadnych eksplozjach nie może być mowy. Jak to rozumieć?

Artur Wosztyl: Maciej Lasek od dawna wypowiada się tak, jakby był obecny w Smoleńsku, jakby siedział w kabinie tupolewa. On przedstawia rzeczy zupełnie w innym świetle niż zeznają świadkowie. Tak wygląda narracja pana Laska. To, o czym mówię m.in. ja, było słychać. Było słychać detonacje. Pytanie, czy to była jedna detonacja, a potem jej echo, czy było więcej detonacji. Tego nie jestem w stanie stwierdzić. Jednak detonacje były. To były pojedyncze dźwięki, jakby uderzanie potężną pałką w beczkę. Pan Lasek tłumaczy, że te dźwięki mógł być skutek niestatycznej pracy silnika.

To możliwe?

Wiem, jak pracuje silnik, gdy dostaje pompażu. To są charakterystyczne huki, potężne dźwięki. One się pojawiają cyklicznie. Te huki to było natomiast coś zupełnie innego. Tych spraw nie da się połączyć. To było coś, czego pan Lasek nie wyjaśnił dotąd.

Na ile wiarygodne po tylu latach mogą być relacje świadków?

Te relacje są różne, przecież każdy człowiek inaczej do wszystko odbierał. Ja byłem na zewnątrz, na lotnisku, czekałem na ten samolot, nasłuchiwałem go. Inaczej te dźwięki musiały odbierać osoby, które zajmowały się czymś i przy okazji miały pewne doznania słuchowe.

Jednak w relacjach informacje dotyczące wybuchów i detonacji powtarzają się często. Należałoby zatem je zweryfikować...

Oczywiście.

Zrobiono to?

Ależ skąd. W żadnym wypadku. Widać to wyraźnie, gdy posłucha się tego, co mówił Edmund Klich. On informował, że gdy zwołał posiedzenie zespołu pracującego w Moskwie, okazało się, że przedstawiciel podkomisji ds. technicznych przekazał Klichowi tylko to, co dali mu Rosjanie. Polska strona nie miała niczego. O czym my zatem mówimy... Jak można mówić o jakimkolwiek wiarygodnym zbadaniu faktów, wraku, czy zespołów samolotu, które są odpowiedzialne za lot.

Gdzie zatem jest śledztwo dotyczące tragedii smoleńskiej? Jak jest zaawansowane?

W mojej ocenie jesteśmy na samym początku wyjaśniania przyczyn tragedii smoleńskiej. Jednak z drugiej strony nie oszukujmy się – nie będzie łatwo o konkretne wnioski, ponieważ nie ma dostępu do dowodów.

Maciej Lasek wskazuje, że komisja jest pewna rządowej wersji wydarzeń, ponieważ zbadano rejestratory lotu. Przydatność tego materiału jest aż tak duża?

Jak można mówić, że wrak nie jest potrzebny, że wystarczy odczyt czarnych skrzynek. One pokazują jakiś fakt – oddziaływanie instalacji na czujniki, które są umieszczone w konstrukcji samolotu, które wysyłają dane. To za mało. Gdy bada się taką katastrofę, należałoby przede wszystkim zbadać wrak, poszczególne podzespoły, silniki, kadłub, a przynajmniej to, co z niego zostało. Sprawdzić, jak to wszystko działało. Szczególnie, że samolot był tuż po remoncie.

To miało znaczenie?

To trzeba sprawdzić. Szczególnie, że modernizacja była gruntowna, a maszyny nie było kilka miesięcy. Nie można mówić, że remont sam w sobie nie miał na pewno wpływu, skoro już po nim zanotowano kilka poważnych usterek. Ludzie przez Ocean musieli lecieć „na rękach”, bo autopilot nie działał poprawnie. Musieli odłączyć radiostację ratunkową, która wysyła automatycznie sygnał, w chwili uderzenia o ziemię.

Dlaczego ją odłączono?

Bowiem miała negatywny wpływ na odczyty z przyrządów pokładowych. Nie można więc mówić, że sam odczyt rejestratora parametrów lotu odpowiada na wszystkie pytania. Jest przeciwnie, im więcej czasu mija od tragedii tym więcej pytań pozostaje bez odpowiedzi. Jest coraz więcej niewiadomych.

Rozmawiał Stanisław Żaryn

http://www.stefczyk.info/publicystyka/o ... 0606253574

* * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * *

Skąd Komisja Millera wiedziała, że elementy wbite w brzozę pochodziły ze skrzydła, skoro nawet ich nie zmierzyła?

Obrazek

Senatorowie Prawa i Sprawiedliwości (Beata Gosiewska, Marek Martynowski, Henryk Górski, Robert Mamątow, Bohdan Paszkowski i Grzegorz Wojciechowski) skierowali do słynnego doktora Laska następujące oświadczenie, a w nim istotne pytania dotyczące katastrofy smoleńskiej:


Oświadczenie do Pana Macieja Laska, przewodniczącego rządowego zespołu do spraw wyjaśniania katastrofy smoleńskiej 10 kwietnia 2010 roku w sprawie elementów znalezionych w brzozie złamanej podczas katastrofy przez lewe skrzydło samolotu.

Zwróciła naszą uwagę następująca informacja w mediach:

> Prokuratura wojskowa chce nowych badań smoleńskiej brzozy i elementów znalezionych w drzewie. Postanowienie w tej sprawie ma zostać wydane jeszcze w tym tygodniu - dowiedział się portal tvn24.pl. Prokuratorów zastanawia szczególnie jeden element, znaleziony w drzewie. Wykonany jest on ze stopu, na który nie natrafiono w skrzydle prezydenckiego samolotu.

> Chcielibyśmy poznać zdanie Pana Macieja Laska na ten temat i prosimy o odpowiedzi na następujące pytania:

> Czy Komisja rządowa pod przewodnictwem p. min. Millera badała przedmiotowa brzozę?

> Czy odnalazła w niej fragmenty pochodzące z samolotu, który uległ katastrofie, ile było tych fragmentów i z jakich elementów konstrukcyjnych samolotu te fragmenty pochodziły?

> Na podstawie jakich badań Komisja stwierdziła, ze znalezione w brzozie fragmenty metalowe pochodziły z rozbitego samolotu?

> Czy w świetle mechaniki katastrofy, przedstawianej przez Komisję na symulacjach komputerowych, było możliwe, by znalazł się w niej odłamek z innej niż skrzydło części samolotu, biorąc pod uwagę, że według tychże symulacji lewe skrzydło samolotu było jedyna jego częścią, mającą kontakt z brzozą? - pytają senatorowie PiS.

Krótki mój komentarz:

Dziwna rzecz, z tymi metalowymi elementami w brzozie. Z oficjalnej symulacji wynika jasno, że tylko skrzydło miało kontakt z brzozą, żadna inna część. Więc to, co siedziało w brzozie, musiało pochodzić ze skrzydła. Tymczasem prokuratura nie ma co do tego pewności.

Senatorowie PiS już wcześniej pytali o te fragmenty metalu w brzozie, w oświadczeniu z 10 stycznia 2014 roku. Odpowiedź Laska była nadzwyczaj wykrętna – znaleziono trzy większe fragmenty skrzydła, rzędu kilkunastu centymetrów (Lasek w kolejnych swoich odpowiedziach nie rozróżnia centymetrów bieżących i kwadratowych, więc nie wiemy, czy o długość tych fragmentów, czy o ich powierzchnie chodzi) i szereg mniejszych, ale ich nie mierzono, bo nie miały znaczenia dla wyjaśnienia katastrofy…

Jeśli nie mierzono – to skąd Miller i Lasek wiedzieli, że są to kawałki ze skrzydła?
I że z tego właśnie skrzydła? Skąd wiedzieli, że w brzozie siedziało wbite to, czego brakowało w skrzydle? Nie mierzyli, nie badali – skąd wiedzieli?

Kolejny dowód, że Komisja Millera działała opracowała swój raport bez przeprowadzenia podstawowych pomiarów i badań.
Ciekawe, jaką „ściemę” tym razem poda Lasek w odpowiedzi na pytania senatorów?


Janusz Wojciechowski

http://wpolityce.pl/smolensk/194950-ska ... -zmierzyla

____________________________________
Ojczyznę wolną pobłogosław Panie.


18 maja 2014, 18:36
Zobacz profil
Fachowiec
Własny awatar

 REJESTRACJA14 wrz 2011, 21:56

 POSTY        1263
Post Re: Katastrofa smoleńska
Jeśli to była ta mgła, o której mówią sadownicy, to kobieta musiała się zatrzymać, bo nie widziała wycieraczek własnego samochodu…

Obrazek
Fot. YouTube / Dziennik Łódzki

Ludzie mówią, słyszę to z paru różnych źródeł, że katastrofa w Kowiesach, pod Rawą Mazowiecką, na szosie S-8, w której zginęły 3 osoby, a 25 zostało rannych, katastrofa, która obnażyła kompletną niesprawność państwowego systemu ratownictwa, katastrofa, która dziś jest przedmiotem obrad nadzwyczajnego posiedzenia sejmowej Komisji Zdrowia – nastąpiła z powodu sztucznej mgły.


Słyszę od znajomych sadowników, że niektórzy sprowadzili jakieś rosyjskie agregaty, rozpylające glicerynę i że jest to technologia chroniąca sady przed przymrozkami. Mgła z tego rozpylania robi się ponoć taka, że człowiek wyciąga przed siebie ręce i nie widzi własnych dłoni.

Po obu stronach szosy w Kowiesach są sady, a wieczorem przed katastrofą zapowiadane były przymrozki.

Z relacji o katastrofie w Kowiesach można było wyczytać, że kobieta, obywatelka Czech, zrobiła błąd, bo zatrzymała się we mgle. Jeśli to była taka mgła, o której mówią sadownicy, to kierująca kobieta musiała gwałtownie się zatrzymać, bo nie widziała nawet wycieraczek własnego samochodu. To by tłumaczyło dziwne zachowanie kierującej, która wylądowała na barierce rozdzielającej przeciwległe pasy szosy katowickiej, a na nią zaczęły wpadać kolejne samochody.

Dziś na Komisji Zdrowia poseł PiS Marcin Witko ma pytać o tę sztuczną mgłę.
Uznają go za oszołoma, czy ktoś się tym zainteresuje?

Janusz Wojciechowski

http://wpolityce.pl/spoleczenstwo/19537 ... -samochodu

* * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * *

Prokuratura poważnie bada wersję sztucznej mgły, jako przyczyny katastrofy w Kowiesach. W Smoleńsku nie bada…

Obrazek

Pisałem o tym wczoraj, że przyczyną katastrofy w Kowiesach pod Rawą mogła być sztuczna mgła z agregatów sadowniczych, a dziś słyszę oświadczenie rzecznika prokuratury łódzkiej, prokuratora Kopani, że ta wersja jest poważnie badana.

Przypomnę - wczoraj napisałem o tym, że w okolicach Rawy chodzą słuchy, iż do niedawnej tragedii w Kowiesach, na S-8, gdzie w karambolu kilkunastu samochodów zginęło troje ludzi, a 25 zostało rannych, przyczyniła się sztuczna mgła
, wytworzona podczas zabiegów związanych z ochroną przed przymrozkami okolicznych sadów.

Mgła wtedy pojawia się nagle tak gęsta, że za szyba samochodu nie widać nawet wycieraczek.
To by tłumaczyło nagłe zatrzymanie się samochodu z czeska rodziną, a potem wpadanie nań kolejnych samochodów.

W Kowiesach mogła być sztuczna mgła.
Kto natomiast dopuszcza myśl o sztucznej mgle w Smoleńsku, tego kwalifikują do sekty oszołomów…

Janusz Wojciechowski

http://wpolityce.pl/smolensk/195445-pro ... u-nie-bada

____________________________________
Ojczyznę wolną pobłogosław Panie.


18 maja 2014, 18:40
Zobacz profil
Zawodowiec
Avatar użytkownika

 REJESTRACJA21 paź 2006, 19:09

 POSTY        7731

 LOKALIZACJATriCity
Post Re: Katastrofa smoleńska
wbuluinadzieji                    



Prokuratura poważnie bada wersję sztucznej mgły, jako przyczyny katastrofy w Kowiesach.
W Smoleńsku nie bada…


Pisałem o tym wczoraj, że przyczyną katastrofy w Kowiesach pod Rawą mogła być sztuczna mgła z agregatów sadowniczych, a dziś słyszę oświadczenie rzecznika prokuratury łódzkiej, prokuratora Kopani, że ta wersja jest poważnie badana.

Janusz Wojciechowski
http://wpolityce.pl/smolensk/195445-pro ... u-nie-bada


Wytłumaczenie może być arcyproste: nie bada ponieważ russkaja tiechnika nie "nadanża" za polską...

____________________________________
Nie jesteś tym, kim myślisz, że jesteś - lecz tym, kim się stajesz, gdy myślisz kim jesteś.


18 maja 2014, 19:58
Zobacz profil
Zawodowiec
Avatar użytkownika

 REJESTRACJA25 cze 2009, 12:10

 POSTY        3598
Post Re: Katastrofa smoleńska
Saakaszwili w Radomiu o Kaczyńskim: "stał dumny i wyprostowany, gdy kule latały wokół"

W niedzielę Radom odwiedził były prezydent Gruzji Micheil Saakaszwilli, który złożył kwiaty pod pomnikiem Lecha i Marii Kaczyńskich. Saakaszwilli chciał złożyć hołd zmarłemu prezydentowi. „Kaczyński jest bohaterem narodowym mojego kraju” - zaznaczył były prezydent Gruzji.

W Radomiu stoi pierwszy w Polsce pomnik Lecha i Marii Kaczyńskich, dlatego to właśnie tam przyjechał z wizytą Micheil Saakaszwilli, czytamy w serwisie gwno.pl. Chciał w ten sposób podziękować za wsparcie jakim Lech Kaczyński obdarzył Gruzję w czasie konfliktu z Rosją:

„Przybyłem tu złożyć hołd i upamiętnić mojego przyjaciela Lecha Kaczyńskiego i jego cudowną żonę Marię. Łączyła nas rzadka w świecie politycznym osobista więź” podkreślił Saakaszwilli.

"Stał dumny i wyprostowany, gdy kule latały wokół"

W bardzo miłych słowach wspominał przylot Kaczyńskiego do Tbilisi i jego bohaterską postawę: „Rosjanie ostrzegali, że zestrzelą ich samolot, jeśli przylecą do Gruzji, a prezydent Kaczyński podjął ryzyko i zdecydował o lądowaniu. Chciał nie tylko ocalić mój kraj, ale też pokazać honor Polski, która wtedy reprezentowała honor całej Europy” zaznaczył były prezydent Gruzji. Przypomnijmy, że w czasie wizyty w Gruzji w kierunku m.in. Kaczyńskiego padły strzały.

Tamte chwile Saakaszwilli wspominał w Radomiu pod pomnikiem Kaczyńskich z ogromnym wzruszeniem, bardzo dokładnie je pamięta:

„Lech Kaczyński jako jedyny stał dumny i wyprostowany, gdy kule latały wokół. Miał na twarzy wyraz godności i odwagi” mówił w niedzielę były prezydent Gruzji. Podkreślił też, że obecnie, w czasie ostrego konfliktu Rosji i Ukrainy potrzeba ludzi z taką odwagą jaką miał Lech Kaczyński.

http://www.se.pl/wydarzenia/kraj/saakas ... 00653.html


20 maja 2014, 23:18
Zobacz profil
Fachowiec
Własny awatar

 REJESTRACJA14 wrz 2011, 21:56

 POSTY        1263
Post Re: Katastrofa smoleńska
Komisja Millera oparła się na spekulacjach. Braki hipotezy KBWLLP: „Odejście”

Obrazek

Fot. faktysmolensk.gov.pl


BRAKI HIPOTEZY KBWLLP: „ODEJŚCIE”


KBWLLP w swoim raporcie przedstawiła opartą wyłącznie na spekulacjach i niepopartą żadnymi dowodami hipotezę dotyczącą działań załogi przy realizacji odejścia na drugie zajście. Komisja nie przebadała sprawności układu sterowania samolotu i ograniczyła się jedynie do oględzin wraku oraz analizy zapisów FDR i CVR. Mimo to, KBWLLP nie wzięła pod uwagę hipotezy wydarzeń bardziej prawdopodobnej, niż sama stworzyła, bazującej na rzeczywistym doświadczeniu zawodowym pilota lecącego oraz rzeczywistym zachowaniu awioniki samolotu, a przy tym niesprzecznej z obiektywnymi danymi ATM QAR i wynikami odsłuchu kopii taśmy z rejestratora rozmów, wykonanego przez IES. Omówiono ją w dalszej części niniejszego opracowania.

W panujących 10.04.2010 roku warunkach atmosferycznych, w razie braku możliwości wykorzystania przycisku „ODEJŚCIE” na wolantach, odejście na drugi krąg należało wykonać rozpoczynając manewr od odłączenia aktywnych kanałów ABSU poprzez naciśnięcie przycisków „Odłączenie AP” na wolantach, a w razie jego niesprawności - przesilenie autopilota.

Teza nr 1: Strona polska nie posiada obiektywnych informacji, jakiej metody odejścia na drugi krąg użyto 10.04.2010. KBWLLP identyfikowała rodzaj przycisku, naciśnięty przez pilota w czasie próby odejścia na drugi krąg, ignorując niektóre dostępne informacje.

Dane: jak zapisano w Załączniku nr 4 – Technika lotnicza i jej eksploatacja (str.583 pdf) do Protokołu wojskowego 192/2010/11:

Ponieważ ustawienia zakresów pracy ABSU nie są rejestrowane, Komisja nie była w stanie jednoznacznie określić, na jakim zakresie pracował układ automatycznego sterowania samolotem w kanale bocznym w ostatniej fazie lotu (po wykonaniu „czwartego zakrętu” do lądowania). Prawdopodobnie był to zakres, w którym samolot automatycznie utrzymywany był na kursie do punktu nawigacyjnego zaprogramowanego w systemie FMS. Na tym zakresie do ABSU przekazywane były sygnały proporcjonalne do bocznego odchylenia od nakazanej linii drogi, pochodna tego sygnału, nakazane przechylenie i sygnał gotowości. (…)

Analizując zapis rejestratora parametrów lotu ATM-QAR nie stwierdzono anomalii w funkcjonowaniu układu automatycznego sterowania ABSU. Wysunięcia trzonów mechanizmów wykonawczych zmieniających położenie sterów wysokości, lotek oraz steru kierunku były płynne i nie osiągały wartości skrajnych do chwili rozpoczęcia manewru „odejścia na drugi krąg”. Po ściągnięciu kolumny wolantu „na siebie”, w czasie od 08:40:56.984 do 08:41:00.109, nastąpiło wychylenie sterów wysokości do wartości -25° (położenie skrajne). Następnie wychylenie sterów wysokości zostało zmniejszone. Pochylenie kolumny wolantu nie osiągnęło w tym czasie skrajnego położenia.*

Jak zapisano w Załączniku nr 1 – Wyszkolenie załogi i przebieg zdarzenia lotniczego (str.82,83 pdf) do Protokołu wojskowego 192/2010/11:

Decyzja dowódcy samolotu „odchodzimy na drugie” została podjęta po słowach Dowódcy Sił Powietrznych „nic nie widać” równocześnie z powtórnym wypowiedzeniem przez nawigatora słowa „sto”. Miało to miejsce 1696 m od progu pasa, na wysokości 91 m nad terenem, a 39 metrów nad poziomem lotniska. Po tej komendzie nie została zainicjowana procedura odejścia. Zdaniem Komisji, pilot próbował zrealizować zaplanowany manewr odejścia na drugi krąg za pomocą systemu ABSU przy użyciu przycisku „odejście” i był zaskoczony brakiem reakcji samolotu na swoje działania. Pierwszą reakcję pilota lecącego zarejestrował rejestrator parametrów w momencie rozpoczęcia sygnalizacji przez RW osiągnięcia wysokości alarmowej. Było to o godz. 6:40:54 [przypis 1] w odległości 1538 m od progu pasa, na wysokości 66 m nad terenem, a 23 m nad poziomem lotniska. W tym samym momencie w zapisie rejestratora widać reakcję pilota polegającą na ruchu sterownicy samolotu w kierunku „na siebie”, przy stale włączonym kanale podłużnym ABSU. Zabrakło jednak jakiejkolwiek komendy i działań odnoszących się do tej sytuacji. Zdecydowana reakcja pilota polegająca na odłączeniu kanału podłużnego ABSU (autopilota) poprzez jego przesilenie miała miejsce o godz. 6:40:57,5 – na RW = 28 m, 1265 m od progu pasa, na wysokości 2 m nad poziomem lotniska. W dalszym ciągu brakowało komendy dowódcy potwierdzającej jego czynności. Sekundę później, o godz. 6:40:58.5 nastąpiło zwiększenie ciągu oraz zdecydowane ściągnięcie wolantu na siebie. Zdarzyło się to 1187 m od progu pasa, na wysokości 16 m RW i na wysokości 5 m poniżej poziomu lotniska. Nastąpiło to 5 s po komendzie „odchodzimy” i 3,5 s po alarmie RW.”

Komentarz: opisując swoją hipotezę działań załogi, KBWLLP bez dostatecznego uzasadnienia przypisała pilotom „brak jakiejkolwiek komendy oraz działań odnoszących się” do realizowanej próby odejścia. Komisja musiała być przy tym świadoma, że w stenogramie CLK znajduje się informacja, iż o godz. 6:40:55 czasu CVR, równocześnie z „pięćdziesiąt”, odczytanym przez nawigatora, miała miejsce nierozpoznana w badaniach KBWLLP wypowiedź innego członka załogi [przypis 2] (Rys.1), jednak w ogóle nie przeanalizowano tego wątku, także pod kątem zasygnalizowania przez mówiącego możliwej awarii sprzętu. Post factum argumentowano, że nie była to wypowiedź członka załogi, ponieważ w takim przypadku należałoby spodziewać się głośnej wypowiedzi, zrozumiałej dla pozostałych osób w kokpicie. Komisja nie wzięła jednak pod uwagę, że w zapisie rejestratora rozmów wypowiedź ta była zagłuszana przez rozpoczętą w tym samym momencie wypowiedź nawigatora.

Biegli prokuratury z IES skonkretyzowali, że mówiącym był rzeczywiście jeden z członków załogi. Dla KBWLLP ta nowa okoliczność nie była jednak wystarczająca, aby wznowić badania.

Obrazek

Rys.1. Fragment stenogramu CLK (Zał. Nr 8- Odpis korespondencji pokładowej do Protokołu wojskowego 192/2010/11). Czerwoną strzałką oznaczono niezrozumiałą wypowiedź nierozpoznanego przez CLK rozmówcy, zignorowaną przez KBWLLP w czasie analiz. Z badań Instytutu Ekspertyz Sądowych wiadomo, że mówiącym był jeden z członków załogi samolotu.

Opisany przez KBWLLP zakres pracy ABSU, polegający na automatycznym prowadzeniu samolotu na wcześniej zdefiniowany punkt nawigacyjny użytkownika [przypis 3] według sygnałów wypracowanych przez FMS jest także w ocenie dwóch byłych pilotów Tu-154 najbardziej prawdopodobny w sytuacji złych warunków atmosferycznych, panujących w dniu 10.04.2010 roku. Ten tryb wraz z FMS był wprowadzony w miejsce fabrycznie zamontowanego na polskich Tu-154M rosyjskiego analogowego komputera pokładowego NWU, i był uaktywniany przez wciśnięcie przycisku NWU na pulpicie PN-5 zlokalizowanym w zasięgu ręki pierwszego pilota.

KBWLLP ani w raporcie i protokole wojskowym, ani załącznikach do nich nie zamieściła informacji, że gotowość do pracy wylicznika odejścia (WU), niezbędnego do zadziałania przycisków „ODEJŚCIE” na wolantach, jest sygnalizowana automatycznym włączeniem się lampki kontrolnej „II KRĄG” na pulpicie PN-6, w zasięgu wzroku obu pilotów i nawigatora.

Lampka ta włącza się w czasie przygotowań do podejścia, po włączeniu przełącznika „PRZYGOTOWANIE LĄDOWANIA” na PN-5, informując załogę o gotowości do pracy wylicznika odejścia automatycznego, niezbędnego do zadziałania przycisków „ODEJŚCIE” na wolantach. Stan wylicznika odejścia nie jest zapisywany przez rejestratory parametrów lotu.

Obrazek

Rys.2. Eksperyment KBWLLP pokazujący prawidłowe przygotowanie układu „ODEJŚCIE” do pracy, stan sprzed przyciśnięcia przycisku „ODEJŚCIE” na wolancie. Przełącznik „PRZYGOTOWANIE LĄDOWANIA” na PN-5 włączony (strzałka czerwona), lampka „II KRĄG” na PN-6 świeci się (strzałka niebieska). Jak widać, stan aktywności wylicznika odejścia (WU) jest sygnalizowany załodze odpowiednio wcześniej, zanim przycisk „ODEJŚCIE” zostanie użyty.

Komisja nie ustosunkowała się także do opinii pilotów, zgodnie z którą dowódca załogi charakteryzował się doskonałą znajomością wykorzystania możliwości automatyki samolotu Tu-154M. Zatem twierdzenie, jakoby nie wiedział on, w jaki sposób przygotować do pracy przycisk „Odejście”, jest oparte wyłącznie na wyobrażeniach KBWLLP, i nie zostało w żaden sposób udowodnione. Jeśli nawet komisja przesłuchała osoby znające kwalifikacje lotnicze pierwszego pilota, to nie wspomniała o tym w swoich dokumentach, a ich opinie zostały zignorowane i nie wykorzystano ich w raporcie.

Aby uznać hipotezę KBWLLP za najbardziej prawdopodobną, należałoby wcześniej udowodnić następujące kwestie:

— niezbędność wcześniejszej aktywacji przycisku-lampki „GLISS” do wykonania odejścia na drugi krąg za pomocą przycisku „ODEJŚCIE” na wolancie (przy włączonych kanałach: poprzecznym i podłużnym ABSU, automacie ciągu oraz aktywnym wyliczniku odejścia),

— nieznajomość układu automatycznego odejścia przez pierwszego oraz drugiego pilota, skutkującą niewłączeniem przełącznika „PRZYGOTOWANIE LĄDOWANIA” oraz

— przeoczenie przez obu pilotów i nawigatora niewłączenia się lampki sygnalizacyjnej „II KRĄG” w czasie przygotowania układu ABSU i automatu ciągu do podejścia na minimalną wysokość zniżania, lub

— brak wiedzy obu pilotów i nawigatora, że włączenie się lampki „II KRĄG” jest niezbędnym potwierdzeniem przygotowania wylicznika odejścia oraz przycisków „ODEJŚCIE” do pracy.

Żadne z powyższych nie zostało udowodnione przez KBWLLP.

Wymienione powyżej, nieudowodnione na etapie tworzenia raportu, okoliczności musiałyby wystąpić pomimo tego, że:

— w dostępnej i znanej personelowi 36.splt Instrukcji Użytkowania w Locie Samolotu Tu-154M, Część II, Eksploatacja instalacji, tom I, PLL LOT, 8.8.2.5, napisano:

„UWAGA: świecenie lampki „II KRĄG” na PN-6 świadczy o sprawności i gotowości do pracy przelicznika odejścia na II krąg”,

— przedstartowe testy układu ABSU poza bazą 36.splt na wojskowym Okęciu często wykonywały same załogi samolotów, a nie personel naziemny,

— cała procedura przedstartowego sprawdzenia układu ABSU była opisana w dostępnej personelowi 36.splt Instrukcji Użytkowania w Locie Samolotu Tu-154M, Część II, Eksploatacja instalacji, tom I, PLL LOT, 8.8.2.5,

— w dostępnej i znanej personelowi 36.splt Instrukcji Użytkowania w Locie Samolotu Tu-154M, Część II, Eksploatacja instalacji, tom I, PLL LOT, 8.8.2.10 b) Przygotowanie do podejścia, w wykazie czynności obowiązkowych [przypis 4], zapisano:

„DOWÓDCA SAMOLOTU

Wyłącznik „PRZYGOTOWANIE DO LĄDOWANIA” NA PN-5 – włączyć

DOWÓDCA SAMOLOTU/II PILOT/NAWIGATOR

Sprawdzić:

Zielone lampki sygnalizacyjne „STU PODŁUŻNY”, „STU BOCZNY” i „II KRĄG”- świecą”

Jak widać z powyższego, członkowie personelu latającego, mający kontakt z dokumentacją samolotu, umieli obsługiwać układ odejścia za pomocą przycisków „ODEJŚCIE” tak w czasie testów przedstartowych, jak i przygotowania do lądowania. Musieli zatem także wiedzieć, że przygotowanie wylicznika odejścia i automatyczne włączenie lampki sygnalizacyjnej „II KRĄG” na PN-6 są niezbędnymi warunkami do zadziałania przycisków „ODEJŚCIE” na wolantach. Także ten fakt KBWLLP przemilczała, prezentując swoją hipotezę. Nie skomentowano w ogóle możliwości wcześniejszej oceny stanu uaktywnienia wylicznika odejścia przez załogę poprzez obserwację stanu lampki sygnalizacyjnej.

Obrazek

Rys.3. Przedstartowy test STU i wylicznika odejścia (samolot rosyjski [przypis 5]). Przełączenie przełącznika „PRZYGOTOWANIE DO LĄDOWANIA” (PODGOT.POSADKI- strzałka czerwona) skutkuje włączeniem lampki sygnalizacyjnej „II KRĄG” (UCHOD- strzałka niebieska), oznaczającej gotowość wylicznika odejścia do pracy. Pokazane tu testy, podobnie jak przewidują polskie instrukcje, przeprowadzano także z włączonymi przyciskami-lampkami „ZACHOD” i „GLISS”, równocześnie sprawdzając działanie całego systemu w automacie.

Teza nr 2: KBWLLP nie udowodniła wzajemnej zależności pomiędzy aktywnością przycisku-lampki „GLISS” a zadziałaniem przycisku „ODEJŚCIE” na wolancie.

Ujawnione przez KBWLLP filmy z eksperymentu na Tu-154M „102” są zupełnie bezużyteczne przy wnioskowaniu  o konieczności wcześniejszej aktywacji przycisku-lampki „GLISS” przed użyciem przycisku „ODEJŚCIE” na wolancie, ponieważ:

— w nieudanym, ujawnionym eksperymencie popełniono błąd metodologiczny: nie była aktywna ani „GLISS”, ani wylicznik odejścia- bezpośrednio odpowiedzialny za zadziałanie układu automatycznego odejścia,

— w eksperymencie udanym- aktywne były oba wyżej wymienione.

Wykorzystano taką metodologię pomimo że, jak pokazałem powyżej, uaktywnienie „GLISS” nie ma nic wspólnego z przygotowaniem do pracy wylicznika odejścia.

Komisja nie upubliczniła wyników eksperymentu w najważniejszej konfiguracji: z nieaktywną „GLISS” i włączonym wylicznikiem odejścia (jeśli takowy w ogóle został przeprowadzony), ograniczając się do gołosłownego zapisu w Zał. 2 do protokołu, jakoby aktywność „GLISS” była niezbędna do realizacji odejścia za pomocą przycisku „ODEJŚCIE”. Tymczasem eksperymentalne potwierdzenie, że wcześniejsza aktywacja „GLISS” jest niezbędna do zadziałania przycisku „ODEJŚCIE” na wolancie, jest kluczowe do oceny, czy opisana przez KBWLLP metoda automatycznego odejścia poza ILS jest jedyną możliwą, i czy zawarta w raporcie hipoteza działań załogi ma jakiekolwiek znamiona prawdopodobieństwa w zakresie ograniczeń eksploatowanego sprzętu. Tego jednak komisja nie zrobiła.

Stan parametru „GLISS” (mnemonik ŚCIEŻKA) jest, w przeciwieństwie do stanu przycisku „ODEJŚCIE”, rejestrowany przez ATM QAR. Wydaje się zatem, że zamiennik powiązania stanu aktywności „GLISS” z możliwością użycia przycisku „ODEJŚCIE” była próbą odtworzenia domniemanych działań pilota przy braku innych obiektywnych źródeł informacji.

W efekcie KBWLLP w sposób nieuzasadniony i niepoparty dowodami przyjęła jako pewnik, jakoby pilot dwukrotnie nacisnął nieprzygotowany we właściwy sposób przycisk „ODEJŚCIE” na wolancie.

Według dostępnych informacji, pilot miał w Smoleńsku następujące możliwości „odejścia w automacie”:

a) Za pomocą przycisku „ODEJŚCIE” na wolancie. Wtedy samolot odchodziłby z włączonymi kanałami ABSU: podłużnym i poprzecznym. Wyłączało się je później, już na wznoszeniu, przyciskiem „Sbros progr” na PN-5, „Odłączenie AP” na wolancie lub przez przestawienie kółka „Spusk-podjem”. Odłączenie ABSU realizowano tylko i wyłącznie dlatego, że automatyczne odejście było bardzo dynamiczne i w pewnym momencie przyspieszenia stawały się niekomfortowe dla pasażerów.

Dodatkowo, w tej konfiguracji prędkością maszyny zarządzałby automat ciągu, który byłby odłączany w odpowiednim momencie przez sam układ odejścia. Odejście za pomocą przycisku „ODEJŚCIE” wymagałoby włączenia przycisku-lampki „GLISS” [przypis 6], i związanego z tym przejścia na sterowanie ręczne w kanale podłużnym jeszcze powyżej minimalnej wysokości zniżania [przypis 7], co kłóci się z jego wcześniej podjętą decyzją o „odejściu w automacie”.

Dlatego przekonanie KBWLLP, że pilot bezskutecznie wciskał „ODEJŚCIE”, według wypowiedzi pilota znającego awionikę polskich Tu-154M, jest oparte na nieprawdziwych przesłankach- pilot musiałby przez całe podejście, od wejścia w ścieżkę, kierować się na pas sterując w jednym z kanałów praktycznie ręcznie, co nie ma potwierdzenia ani w zapisach ATM QAR, ani w jego wcześniejszej decyzji w sprawie preferowanego systemu odejścia. Dlatego też, jak również z powodu dużego doświadczenia pierwszego pilota  w obsłudze awioniki samolotu Tu-154M, a także przytoczonych powyżej, znanych załodze, zapisów instrukcji samolotu, hipoteza KBWLLP o użyciu nieprzygotowanego do pracy, pomimo wcześniejszej aktywacji kalkulatora odejścia, przycisku „ODEJŚCIE” powinna zostać odrzucona jako nieprawdopodobna.

b) Za pomocą kółka „Spusk-Podiem”, sterującego kątem pochylenia samolotu. Wiadomo jednak, że użycie tego kółka na małych wysokościach jest niewskazane, ponieważ samolot wolniej reaguje na sygnały z kółka, niż z wolantu. Dodatkowo, instrukcje nakazują odłączyć autopilota (a więc i kółko „Spusk-Podiem”) na minimalnej wysokości zniżania. Używanie kółka na niewielkich wysokościach byłoby niebezpieczne. Pilot lecący miał tego świadomość, dlatego ten rodzaj realizacji odejścia jest nieprawdopodobny.

c) Za pomocą „automatu ciągu”. Ten system umożliwiał automatyczny nalot nad pas w trybie poziomym pod kontrolą FMS, co, podobnie jak brak konieczności ciągłego ręcznego sterowania prędkością postępową samolotu, którą zarządzał automat ciągu, nie absorbowało nadmiernie pilota lecącego. Wystarczyło zadać automatowi bezpieczną, większą niż nakazują rosyjskie instrukcje prędkość- 280 zamiast 265 km/h- i można było zająć się sterowaniem w pionie, nie poświęcając poziomowi i prędkości tyle uwagi, ile zabrałoby to w trybie sterowania ręcznego. W tej konfiguracji również należało pamiętać o nakazanym przez Instrukcję Użytkowania w Locie odłączeniu autopilota (ABSU) na minimalnej wysokości zniżania. Odłączenie to miało być realizowane przez naciśnięcie przycisku „Odłączenie AP” na wolancie. W razie niezadziałania przycisku, należało ręcznie ściągnąć na siebie kolumnę wolantu o więcej niż 50 mm, co powinno spowodować odłączenie (przesilenie) autopilota w kanale podłużnym, odpowiedzialnym za prędkość pionową. Siłę niezbędną do przesilenia kanału podłużnego ABSU określono w literaturze na 10 kG [przypis].

Nie jest to zamknięty katalog możliwości „odejścia w automacie”, ponieważ, jak wspomniano powyżej, KBWLLP nie ujawniła filmów z eksperymentu na Tu-154M „102” z innymi konfiguracjami ABSU, niż opisana w Załączniku nr 2 do protokołu wojskowego.

Teza nr 3: strona polska nie dysponuje jednoznacznymi, obiektywnymi danymi, opisującymi działania pilotów w celu przesilenia ABSU w dniu 10.04.2010.

Dane: rejestratory: systemu MSRP-64 oraz ATM QAR rejestrują jedynie wielkość wychylenia kolumny wolantu (mnemonik KOLWOLANT). Siły działające na wolant należy jednak obliczyć.

Na podstawie zapisanych odchyleń wolantu specjaliści z MAK obliczyli siły, powodujące odchylenia kolumny wolantu (w kG). Mając te dane, MAK zrekonstruował zachowanie pilota, i opisał je w raporcie. KBWLLP nie przeprowadziła analogicznych analiz, nie kwestionując także wyników, jakie otrzymali Rosjanie. Zamiast tego przyjęła założenie, że samolot był sprawny.

Na rysunku Fig.49 w raporcie MAK zamieszczono rekonstrukcję sił, z jakimi pilot miał działać na wolant. Według Fig.49, przesilenie kanału podłużnego ABSU w Smoleńsku nastąpiło przy sile 13,5 kG.

Porównanie wychyleń wolantu pokazanych na Fig.49 w raporcie MAK z danymi ATM QAR pokazuje charakterystyczną rozbieżność: wg MAK (dane z rejestratora systemu MSRP-64) o godz. 08:40:52 do 08:40:54,5 wolant był cały czas minimalnie wychylany (za wyjątkiem zatrzymania na 0,5 sekundy), natomiast wg ATM QAR jego położenie nie zmieniało się przez całe 2 sekundy (KOLWOLANT=-5,2), mimo, że pilot wcześniej podjął decyzję o odejściu na drugi krąg i ściągał wolant „na siebie”.

Komentarz. Po naniesieniu zależności obliczonej przez MAK (Fig.49) siły na wolancie od jego wychylenia na wykres z literatury (Bechtir) widać, że linia wyznaczająca siłę została przez MAK przesunięta względem teoretycznej o ok.3-3,5 kG w stronę większych sił.

Obrazek

Rys.4. Dane z Fig.49 z raportu MAK (zależność obliczeniowej CCF – oś pozioma wykresu- od dCCP – na osi pionowej- nałożone na dane z literatury (В. П. Бехтир, В. М. Ржевский, В. Г. Ципенко ПРАКТИЧЕСКАЯ АЭРОДИНАМИКА САМОЛЕТА Ту-154М, МОСКВА “ВОЗДУШНЫЙ ТРАНСПОРТ” 1997). Zielonymi liczbami zaznaczono wartości parametru KOLWOLANT rejestrowanego przez ATM QAR. Widać że po 2-sekundowym zatrzymaniu się KOLWOLANT na wartości -5,2 była potrzebna dodatkowa, średnia siła obliczeniowa ok. 3-3,5 kG aby doszło do przesunięcia wolantu na tyle dużego, aby udało się odłączyć kanał podłużny ABSU przez przesilenie. Linia zielona to obliczone przez MAK średnie siły obliczeniowe na wolancie.

Widoczna na wykresie różnica nie została przez obie komisje ani skomentowana, ani uzasadniona. Literalnie odczytując dostępne dane, już teraz widać, że pilot musiał użyć- także w celu przesilenia wolantu- średniej obliczeniowej siły o 3-3,5 kG większej niż średnia siła obliczeniowa podana w literaturze. Należy jednak podkreślić, że dysponujemy jedynie wynikami obliczeń MAK, a nie danymi wejściowymi, których Komitet używał. Wiemy natomiast, że KBWLLP w ogóle nie prowadziła własnych analiz tego zagadnienia, przyjmując założenie, że samolot był sprawny.

Nie sposób stwierdzić, czy wymieniona tu różnica sił jest jedyną, jaka może zostać stwierdzona po przeprowadzeniu przez biegłych dokładnej analizy sił na wolancie oraz działania trzonu trymerowania MET-4 i agregatu RA-56 sterów wysokości. W razie stwierdzenia dużej, nieuzasadnionej różnicy sił, połączonej z brakiem ruchu wolantu przez 2 sek. (co jest daną obiektywną z ATM QAR), znacząco rośnie prawdopodobieństwo czasowego zablokowania się wolantu, powodującego zaskoczenie u pilota i uniemożliwiającego szybkie, standardowe odłączenie kanału podłużnego ABSU oraz bezpieczne przejście na wznoszenie.

Teza nr 4. Piloci mogli dwa razy użyć przycisku „Odłączenie AP” i w międzyczasie bezskutecznie próbować zerwać kanał podłużny ABSU za pomocą przesilenia wolantu tak, jak wymagają procedury. Nastąpiła czasowa blokada, uniemożliwiająca natychmiastowe odłączenie kanału podłużnego ABSU. Przyczyna jej wystąpienia jest nieznana.

Dane. Zapisy ATM QAR, Fig.49 w raporcie MAK, stenogram IES.

Komentarz. Poniżej przedstawiono postulowany, hipotetyczny przebieg zdarzeń, stanowiący alternatywę do hipotezy KBWLLP. Należy podkreślić, że nie jest on w żadnym aspekcie niezgodny tak z obiektywnymi danymi ATM QAR, jak i publicznie znanymi wynikami odsłuchu kopii zapisu CVR, dokonanego przez biegłych prokuratury z IES. Zawiera także pominiętą przez KBWLLP w czasie przygotowywania raportu kwestię dwusekundowego braku zmiany położenia wolantu w krytycznym dla rozpoczęcia odejścia momencie.

Domniemuje się oryginalność i prawidłowość odczytanego przez Instytut Ekspertyz Sądowych z Krakowa zapisu dźwiękowego z CVR MARS-BM, oraz zapisów ATM-QAR. Stwierdzenie ingerencji w zapisy może diameteralnie zmienić wnioski płynące z poniżej przedstawionej hipotezy.

Godz. 08:40:48,3

Samolot znajduje się na wysokości radiowej 100 metrów.

Nawigator: Sto.

Godz. 08:40:48,5

Dowódca: (…)chodzimy na drugie

0,1 sekundy później - niezidentyfikowany przez IES odgłos.

Dowódca włącza przycisk „Odłączenie AP” na wolancie. Przy odłączeniu autopilota w tej samej sekundzie powinny zaświecić się lampki- tabliczki na okapie tablicy przyrządów: „Steruj pochyleniem” i „Steruj przechyleniem” oraz włączyć się sygnał dźwiękowy. Nic takiego się jednak nie dzieje.

W związku z tym pilot lecący, po czasie 2 sekund, koniecznym na odebranie bodźców (stwierdzenie niezadziałania układu) i na początek reakcji, podejmie w pierwszej kolejności próbę wypięcia kanału podłużnego autopilota (jako kluczowego dla prędkości opadania, którą należało zredukować i przejść na wznoszenie) drugą metodą: poprzez ściągnięcie wolantu na siebie z siłą pozwalającą na odłączenie automatyki. Samolot ma nadwyżkę energii kinetycznej, więc dopiero później, w związku z prędkością poziomą samolotu na początku manewru większą o 15km/h niż wymagana instrukcją (co zmniejsza ryzyko przeciągnięcia), poprzez przestawienie co najmniej dwóch dźwigni sterowania silnikami, zostanie odłączony automat ciągu i ręcznie zwiększony ciąg.

1,2 sekundy po komendzie dowódcy pilot monitorujący, nie widząc włączonych lampek-tabliczek „Steruj pochyleniem” i „Steruj przechyleniem”, i nie słysząc spodziewanego sygnału dźwiękowego, mówi dowódcy:

Godz. 08:40:49,7

2P: Odchodzimy

Wydaje się najbardziej prawdopodobne, że w tym momencie intencją pilota monitorującego, który nie zauważył zewnętrznych oznak odłączenia autopilota (lampki, sygnał dźwiękowy), było przypomnienie dowódcy o konieczności zainicjowania odejścia, co ten już wcześniej zrobił, bezskutecznie naciskając przycisk „Odłączenie AP”. Byłoby to zachowanie zgodne z procedurami, przewidującymi przejęcie kontroli nad samolotem przez pilota monitorującego wyłącznie w razie braku podjęciu przez pilota lecącego decyzji o lądowaniu lub odejściu na drugi krąg.

Godz. 08:40:50,9

Włączenie się sygnału dźwiękowego „Wysokość niebezpieczna” na RW (60 m)

Godz. 08:40:51,5

Zmniejszenie się przyspieszenia pionowego z +1,03 do +1,0 g.

1,8 sekundy po wypowiedzi pilota monitorującego „Odchodzimy” pilot działa na wolant gwałtownie wzrastającą siłą (od 0 do -6,6 kG w ciągu 0,5 sekundy wg obliczeń MAK). Gwałtowny wzrost przyłożonej siły (szybkie i mocne szarpnięcie) powoduje poruszenie kolumny w relatywnie dużym zakresie.

Ma zatem miejsce zdecydowana zamiennik „przesilenia” kanału podłużnego autopilota -czyli inną, niż wcześniej zastosowana, metodą. Nie udaje się jednak wypiąć kanału podłużnego. Mogło to spowodować prawie natychmiastowy komentarz jednego z pilotów o błędnym zachowaniu autopilota, o treści nierozpoznanej przez IES:

Godz. 08:40:51,8

08:40:51,8 - Niezrozumiała wypowiedź.

08:40:51,8 - Nawigator: Pięćdziesiąt

KBWLLP w swojej rekonstrukcji zdarzeń z kokpitu pominęła tę zauważoną, choć nierozpoznaną zarówno przez CLK, jak i IES, wypowiedź, w sposób nieuprawniony zarzucając załodze „brak jakiejkolwiek komendy”. Komisja błędnie przyjęła, że nierozpoznana przez CLK fraza nie mogła pochodzić od jednego z członków załogi. IES w swoim stenogramie potwierdził jednak, że mówiącym był właśnie członek załogi.

Pilot dalej działa narastającą siłą na wolant, jednak odłączenie autopilota przez „przesilenie” dalej nie następuje. Mimo użycia siły nie mniejszej niż ok. 9,5 kG (wg obliczeń MAK), wg obiektywnych danych ATM QAR przez 2 sekundy wolant w ogóle się nie porusza.

Jeden z pilotów podejmuje więc kolejną, natychmiastową, jeszcze w trakcie trwania wypowiedzi, próbę użycia przycisku „Odłączenie AP”:

Godz. 08:40:51,9

Niezidentyfikowany odgłos.

Załoga znajdowała się w deficycie czasu, nawigator szybko odczytywał coraz niższe wysokości radiowe, pilot lecący po raz wtóry zetknął się z niemożnością odłączenia ABSU, tylko częściowo udało się zmniejszyć prędkość opadania w stosunku do zaplanowanej. W takiej sytuacji jest psychologicznie uzasadniony brak dalszych wypowiedzi pilotów na temat dotychczasowego niezadziałania odłączenia autopilota i skupienie się wyłącznie na czynnościach mających zlikwidować narastające zagrożenie.

Godz. 08:40:52,5

Nawigator: Czterdzieści

Godz. 08:40:54,5

Ponowne zmniejszenie przyspieszenia pionowego z +1,12 do +1,06 g.

Kolejne znaczne zwiększenie siły na wolancie. Poruszenie kolumny z poprzedniego położenia wymagało (wg obliczeń MAK) użycia dodatkowej siły ok.4,9 kG. Samolot wychodzi na dodatnie kąty pochylenia.

Godz. 08:40:55

Odłączenie kanału podłużnego ABSU przez przesilenie wolantu.

Operacja odłączenia kanału podłużnego autopilota, wskutek dwukrotnego niezadziałania przycisku „Odłączenie AP”, dwusekundowego braku reakcji kolumny sterowej oraz koniecznego użycia znacznie zwiększonych sił do jej „przesilenia”, zamiast 1 sekundy trwała około 5 sekund.

Aspekty psychologiczne hipotezy KBWLLP

W raporcie KBWLLP nie rozwinięto tematu „tunelowania poznawczego” u dowódcy załogi, które stwierdził autor analizy psychologicznej zachowań załogi samolotu, dodatkowo potwierdzonej w tym zakresie przez analizę biegłych prokuratury [przypis 9]. Analizy pozostają tajne, natomiast niektóre obserwacje z prac na rzecz KBWLLP szef WIML, płk. dr Olaf Truszczyński, omówił w wywiadzie dla michnikowego szmatławca w sierpniu 2011 roku [przypis 10].

Według psychologa, „tunelowanie” u pilota lecącego miało wystąpić jeszcze zanim poinformował załogę o planowanym sposobie odejścia na drugi krąg. Jeśli za dr. Truszczyńskim przyjąć definicję tunelowania poznawczego jako „koncentrowanie się na wybranych elementach pilotażu i odrzucenie innych, które też mają znaczenie”, to, jeśli nawet przyjmie się hipotezę o „tunelowaniu” dowódcy załogi za obowiązującą, staje się oczywiste, iż zarówno sam wybór sposobu odejścia na drugie zajście, jak i sumienne, odpowiednie przygotowanie niezbędnych funkcji ABSU powinny stać się priorytetami w jego działaniach. W takich warunkach – tj. przy poświęceniu praktycznie całej uwagi przygotowaniu do zniżania i późniejszego odejścia- trudno wyobrazić sobie popełnienie błędu w obsłudze awioniki lub wprowadzenie do działań obsługowych innowacji w zakresie, który próbowała zrekonstruować KBWLLP. Dotyczy to ogólnie niewłaściwego przygotowania poszczególnych paneli autopilota do odejścia, a niewłączenia przełącznika „PRZYGOTOWANIE LĄDOWANIA” i braku kontroli lampki wskazującej stan układu- w szczególności.

Dodatkowo, przy skupieniu całej uwagi pilota lecącego na realizacji najważniejszych elementów odejścia kosztem uznanych przezeń za mniej ważne, należy tym bardziej spodziewać się jego szybkich reakcji na zmieniające się warunki w potencjalnej sytuacji awaryjnej. Za najważniejszy element odejścia, któremu musiały być podporządkowane wszystkie inne, niejako za ośrodek „tunelowania” należy zaś uznać- ze względu na bezpieczeństwo lotu- jak najszybsze wprowadzenie samolotu  na wznoszenie. Według komisji nastąpiła zaś zwłoka czasowa w działaniach pilota akurat tam, gdzie było potrzebne zdecydowane i szybkie działanie. Zwłokę tę KBWLLP próbowała niewiarygodnie wytłumaczyć zaskoczeniem.

Wydaje się zatem uzasadnione twierdzenie, że fragmentaryczne, publicznie dostępne informacje o wynikach dotychczasowych analiz psychologicznych dodatkowo zmniejszają prawdopodobieństwo przebiegu wydarzeń w kokpicie według hipotezy KBWLLP.

Sama hipoteza o „tunelowaniu poznawczym” może wyjaśniać tak użycie automatu ciągu („odejście w automacie”), jak i niewłączenie lub brak reakcji pilota lecącego na niezadziałanie TERR INHIBIT systemu TAWS, czego skutkiem były ostrzeżenia głosowe generowane przez ten system prawie do końca lotu. Pilot lecący miałby świadomość, że nad terenem, którego dokładnych map nie ma w urządzeniu TAWS, użyteczność tegoż jest bardzo ograniczona. Nie można wreszcie wykluczyć, że alarmy TAWS nie dały się standardowo wyłączyć za pomocą przycisku TERR INHIBIT- wiadomo o co najmniej jednym przypadku, gdy nie zadziałał on prawidłowo.

W trudnych warunkach najważniejsze byłyby: obserwacja wariometru oraz przyswojenie informacji o wysokości, w tym podawanych przez nawigatora, wraz z odrzuceniem części nadmiarowych, ale nie dość dokładnych w bieżącej sytuacji danych, tworzących szum informacyjny (np. komunikaty TAWS). Należy jednak podkreślić, że to odrzucenie nie musi samo z siebie potwierdzać hipotezy o „tunelowaniu poznawczym”.

Przedstawiona w niniejszej pracy hipoteza próby odejścia w automacie ciągu jest spójna z oceną dowódcy załogi przez wymienionego psychologa jako osoby wysoce inteligentnej, ale skorej do improwizacji. Nie stoi także w sprzeczności z oceną z testu, opisującą dowódcę jako „przeciętnie zorganizowanego w sytuacjach o dużej złożoności”. Wydaje się oczywiste, że człowiek wysoce inteligentny (czyli także świadom swoich ograniczeń) w złożonych warunkach, wymagających maksymalnej koncentracji, raczej polegał na dotychczasowych, pozytywnych doświadczeniach, niż testował niesprawdzone, potencjalnie niebezpieczne rozwiązania.

Jak wcześniej wspomniano, w istniejących 10.04.2010 warunkach meteorologicznych i przy posiadanym zapasie prędkości nie było przeciwwskazań do użycia automatu ciągu na początku odejścia, gdy należałoby najpierw odłączyć kanał podłużny autopilota na minimalnej wysokości zniżania. Właśnie w tym aspekcie można rozpatrywać wcześniej zaplanowaną przez dowódcę załogi technikę odejścia- jako wprawdzie nieopisaną w instrukcjach samolotu (w tym sensie byłaby improwizacją), ale też niestwarzającą niepotrzebnego zagrożenia i nieabsorbującą zbędnych środków, a przy tym prostą w użyciu- ponieważ automat ciągu nie wymaga skomplikowanych przygotowań do pracy i jego działanie nie jest obwarowane tyloma ograniczeniami, co działanie przycisku „Odejście”.

Hipoteza KBWLLP dotycząca nieprawidłowego użycia przycisku „Odejście” także przy założeniu działania pilota, opartego na improwizacji jest niedostatecznie uzasadniona- bowiem wg komisji użyto tego przycisku w warunkach, w których pilot lecący nie miał wcześniej okazji wykonywać odejścia za jego pomocą, i w związku z tym nie był świadom jego ograniczeń. Komisja założyła zatem (chociaż tego w żaden sposób nie udowodniła) oprócz braku wiedzy fachowej, także przeprowadzenie pierwszy raz w życiu „eksperymentu” na układzie ABSU w niesprzyjających warunkach meteorologicznych i deficycie czasu, na niewielkiej wysokości i w samolocie pełnym pasażerów.

Ta hipoteza komisji jest zatem zdecydowanie za daleko idąca i brakuje jej elementarnego psychologicznego prawdopodobieństwa. Skoro bowiem psycholog pracujący dla KBWLLP ocenił dowódcę załogi jako wykazującego duże umiejętności przewidywania i logicznego myślenia, to trudno przyjąć, że ten ostatni w warunkach dużego obciążenia pracą improwizowałby w niebezpiecznych warunkach z układem, co do którego miał przecież świadomość, że w danej sytuacji jeszcze go używał i dlatego może być pewien wyników swojego działania, a następnie- dałby się na kilka kluczowych sekund zaskoczyć sytuacją kryzysową.

Tej sprzeczności swojej hipotezy z danymi psychologicznymi komisja nie wyjaśniła.

Postulowany zakres koniecznych do przeprowadzenia badań:

— Konieczne jest porównanie w zapisie CVR wskazanych w niniejszym opracowaniu miejsc wystąpienia „niezidentyfikowanych dźwięków”, a także innych nierozpoznanych dźwięków określonych przez IES z dźwiękami zapisanymi przez biegłych prokuratury w czasie eksperymentu procesowego na Tu-154M „102”;

— Konieczne jest rozpoznanie wskazanych w niniejszym opracowaniu oraz Ekspertyzie IES niezrozumiałych wypowiedzi członków załogi w końcówce lotu;

— Konieczne jest przeprowadzenie na samolocie Tu-154M eksperymentu polegającego na określeniu typowego czasu reakcji pilota na niezadziałanie przycisku „Odłączenie AP” i rejestracji charakteru i minimalnego czasu podjętych środków zaradczych;

— Konieczne jest uzyskanie informacji, czy na przyciskach „Odłączenie AP” Tu-154M „101” stwierdzono odciski palców, i czy należały one do pilotów Tu-154M z dnia 10.04.2010 roku; Jeśli tak, należy dążyć do potwierdzenia lub wykluczenia naciśnięcia tych przycisków w końcówce lotu;

— Konieczne jest odtajnienie i analiza wszystkich przygotowanych na zlecenie KBWLLP filmów pokazujących zarówno udane, jak i nieudane próby odejścia na drugi krąg na Tu-154M „102” w różnych konfiguracjach ABSU, lub, jeśli nie zostało to jeszcze wykonane- przeprowadzenie na samolocie Tu-154M eksperymentu polegającego na próbie odejścia na drugie zajście za pomocą przycisku „ODEJŚCIE” z włączonym przełącznikiem „PRZYGOTOWANIE LĄDOWANIA” i aktywnym wylicznikiem odejścia WU, ale bez włączonego przycisku-lampki „GLISS” [przypis 11];

— Konieczne są badania układu ABSU, wolantów, przycisków, układów wykonawczych sterowania, instalacji: hydraulicznej i elektrycznej, cięgien sterujących sterami wysokości wraku;

— Konieczna jest niezależna weryfikacja przeprowadzonych przez MAK obliczeń sił i przemieszczeń wolantu oraz zachowania trzonu trymerowania MET-4 i agregatu RA-56 sterów wysokości oraz wyjaśnienie rozbieżności między wynikami obliczonych przez MAK sił a literaturą.

— Konieczne jest przygotowanie ekspertyzy psychologicznej określającej prawdopodobieństwo działań innowacyjnych w obsłudze sprzętu w sytuacji „tunelowania poznawczego”.

— Konieczne jest, bazując na powyższym, ponowne sformułowanie przez kompetentne organy nowej hipotezy najbardziej prawdopodobnych działań załogi samolotu Tu-154M „101” w końcówce podejścia i przy odejściu na drugi krąg.

Wnioski

KBWLLP, nie dysponując danymi obiektywnymi oraz wynikami badań, w tym wymienionymi powyżej, przedstawiła nieprawdopodobną psychologicznie oraz niepopartą dowodami ani zeznaniami świadków hipotezę działań załogi, i na jej podstawie sformułowała jeden z kluczowych wniosków w raporcie, nie zaznaczając, że jest to również wyłącznie hipoteza:

3.2.2. Czynniki mające wpływ na zdarzenie lotnicze

(…)

zamiennik odejścia na drugi krąg przy wykorzystaniu zakresu pracy ABSU – automatyczne„odejście”

Tym samym, w omówionym w niniejszym materiale zakresie, we wnioskowaniu Komisja postąpiła wbrew swoim własnym zaleceniom (podkreślenia- M.D.) [przypis 12]:

Nie można traktować hipotez jako pewników, a w ich udowodnianiu powoływać się na hipotetyczne dowody. W przytoczonych punktach są zaprezentowane same stwierdzenia w postaci pewników i ani razu nie użyto określeń trybu warunkowego np. prawdopodobne, możliwe etc.

Opracował

Marek Dąbrowski, 27.05.2014 r.

Przypisy

1. W cytowanym dokumencie użyto czasów CVR, różniących się od czasów FDR o 3 sekundy (przez przesunięcie czasów FDR do przodu).

2. IES w swoim stenogramie potwierdził obecność tej wypowiedzi (ok.1,5 wyrazu), ale nie rozpoznał jej treści.

3. Po czwartym zakręcie, w czasie realizacji podejścia na minimalną wysokość zniżania, samolot kierował się na punkt nawigacyjny użytkownika XUBS, zlokalizowany w przybliżeniu na środku pasa lotniska Smoleńsk Siewiernyj, przy jego północnej krawędzi.

4. Zgodnie z Instrukcją Użytkowania w Locie Samolotu Tu-154M, Część I, Eksploatacja samolotu, PLL LOT, 4.6.2.1 1), dla półautomatycznego i automatycznego podejścia do lądowania.

5. Screeny z filmu „Flight to the North”odc.1 , via Youtube.

6. Zgodnie z metodologią przygotowania do pracy przycisku „ODEJŚCIE”, opisaną przez KBWLLP.

7. Nie ma możliwości, aby ABSU jednocześnie korzystał z „GLISS” oraz „Spusk-podiem”- któryś z tych trybów pracy musi być odłączony, aby mógł działać drugi. KBWLLP nie skomentowała w raporcie tej wzajemnej sprzeczności pomiędzy znaną z zapisu rejestratora głosowego CVR decyzją pierwszego pilota o odejściu w automacie, a rzeczywistymi możliwościami awioniki samolotu.

8. В. П. Бехтир, В. М. Ржевский, В. Г. Ципенко ПРАКТИЧЕСКАЯ АЭРОДИНАМИКА САМОЛЕТА Ту-154М, МОСКВА “ВОЗДУШНЫЙ ТРАНСПОРТ” 1997.

9. „Protasiuk nie lądował na siłę”, Nasz Dziennik, A. Ambroziak, 25.05.2014.

10. „Psycholog:dowódca Tu-154 lubił improwizować”, michnikowy szmatławiec, B.Wróblewski, 02.08.2011.

11. Przy włączonym układzie ABSU w trybie stabilizacji podłużnej i poprzecznej oraz z włączonym automatem ciągu, a także nieaktywnym przełącznikiem „WSKAZÓWKI NAKAZU” na PN-5. Szczegóły ustawień ABSU muszą zostać ustalone z pilotami znającymi samolot Tu-154M. Udane odejście w takiej konfiguracji oznaczałoby, że KBWLLP pominęła w raporcie ustawienia ABSU nie pasujące do zaprezentowanej przez siebie hipotezy.

12. Uwagi RP do projektu raportu MAK, str.99.

http://wpolityce.pl/smolensk/198051-kom ... p-odejscie

____________________________________
Ojczyznę wolną pobłogosław Panie.


31 maja 2014, 10:45
Zobacz profil
Fachowiec
Własny awatar

 REJESTRACJA14 wrz 2011, 21:56

 POSTY        1263
Post Re: Katastrofa smoleńska
Rosyjski show musi trwać! MAK stwierdził, że gen. Błasik był pijany i tak pozostanie w papierach MAK, czy się to jakimś ekspertom podoba czy nie!

Rosyjski MAK odmówił zmiany fragmentu w swym raporcie końcowym na
temat katastrofy smoleńskiej i wykreślenie z niego zapisu o alkoholu we krwi gen. Andrzej Błasika.


O odmowie Rosjan poinformował „Nasz Dziennik”. Trzy miesiące temu wdowa po śp. Generale – Ewa Błasik za pośrednictwem swego pełnomocnika mec. Bartosza Kownackiego zwróciła się oficjalnie do MAK o korektę raportu we fragmencie, który krzywdzi pamięć jej męża i szkaluje dobre imię polskiego oficera. Do Moskwy wysłano również bardzo mocny dowód – ekspertyzę naukową krakowskiego Instytutu Ekspertyz Sądowych, która dowodzi brak alkoholu w ciele generała.

Właśnie przyszła odpowiedź. Aleksiej Morozow, zastępca gen. Anodiny odpisał, że zmiana w raporcie jest niemożliwa, bo komisja MAK dysponowała opinią wydaną przez eksperta moskiewskiego Biura Ekspertyz Medycyny Sądowej. Po czym zacytował jej ustalenia.

Odbijamy się od ściany. Zaczynam mieć wątpliwości co do intelektu pana Morozowa

— mówi „ND” mec. Kownacki.

To było niestety do przewidzenia. W Rosji, podobnie jak w Związku Sowieckim raz odgórnie ustalona „prawda” nigdy nie zostanie zmieniona, nawet jeśli pojawią się nowe fakty. Podobnie zresztą wyraziła się o przyczynach katastrofy smoleńskiej gwiazda tefałenu – Katarzyna Kolenda-Zaleska. Już wiadomo zatem, gdzie tezy MAK znajdą zrozumienie.

http://wpolityce.pl/smolensk/197796-ros ... ba-czy-nie

* * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * *

Już wkrótce z "GP" film JAK ZGINĄŁ PREZYDENT RP. Symulacja ostatnich sekund lotu Tu-154M

Co zdarzyło się w trakcie tragicznego lotu rządowego tupolewa, który 10 kwietnia 2010 r. rozbił się w Smoleńsku? Na to pytanie odpowie niezwykle interesujący film, który zostanie dołączony wkrótce do „Gazety Polskiej”. Przygotowali go eksperci smoleńskiego zespołu parlamentarnego pod kierownictwem Antoniego Macierewicza.


Trwająca około 20 minut rekonstrukcja pokazuje przebieg lotu Tu-154, odtworzony na podstawie dostępnych danych oraz badań niezależnych ekspertów. Kolejne fazy tragedii przedstawiono, uwzględniając najnowsze ustalenia dokonane przez osoby zajmujące się dociekaniem przyczyn katastrofy.

Pierwszy etap pokazany w filmie to fałszywe naprowadzanie samolotu przez kontrolerów lotu ze Smoleńska i wojskowych decydentów z Moskwy, wśród których decydującą rolę odgrywają gen. Benediktow i płk Krasnokutski. Oglądamy, jak Moskwa przejęła kontrolę nad naprowadzaniem samolotu, nie wyrażając zgody na zamknięcie lotniska i nie chcąc podać polskiej załodze lotnisk zapasowych. Autorzy filmu ukazują również – na podstawie dokumentacji rosyjskiej – że kontrolerzy widzieli, iż Tu-154, znajdując się na sporej wysokości nad ziemią, zaczął spadać.

Film pokazuje następnie, w jaki sposób doszło do zniszczenia lewego skrzydła samolotu. Proces destrukcji – jak dowodzą autorzy – rozpoczął się jeszcze przed „pancerną brzozą”. Szczegółowa analiza, nad którą eksperci smoleńskiego zespołu parlamentarnego pracowali prawie trzy lata, dowodzi, że rozkawałkowane na drobne części skrzydło zostało zniszczone w wyniku eksplozji.

Ale to nie wszystko. Nowością jest zobrazowanie uszkodzeń silników samolotu. Według autorów filmu, co najmniej dwa z nich uległy zniszczeniu, najprawdopodobniej przez odlatujące kawałki skrzydła.

W kolejnej części filmowej rekonstrukcji tragedii będzie można zobaczyć, jak wyglądały dwie następne eksplozje. Pierwsza z nich – mająca miejsce mniej więcej 15 m nad ziemią – przesądziła o tragicznym charakterze katastrofy i zabiła wszystkie osoby siedzące w tylnej części kadłuba. Następny wybuch – w sumie trzeci – zniszczył przednią część samolotu, salonkę prezydenta i kokpit oraz centropłat. Działo się to już nad samym gruntem w przedniej części późniejszego wrakowiska.

Nad filmem, który wkrótce dołączony będzie do „GP”, pracowali przez wiele miesięcy najlepsi eksperci w swoich dziedzinach. To pierwsza profesjonalna rekonstrukcja zdarzeń z 10 kwietnia 2010 r.

http://niezalezna.pl/55880-juz-wkrotce- ... tu-tu-154m

____________________________________
Ojczyznę wolną pobłogosław Panie.


31 maja 2014, 10:47
Zobacz profil
Fachowiec
Własny awatar

 REJESTRACJA14 wrz 2011, 21:56

 POSTY        1263
Post Re: Katastrofa smoleńska
Walentynowicz: chcę ponownych badań DNA

Rozmowa z Januszem Walentynowiczem, synem śp. Anny Walentynowicz, bohaterki „Solidarności”, która zginęła w Smoleńsku.
Stefczyk.info: wiele miesięcy temu pan wraz z synem informował o kolejnych wątpliwościach dotyczących pogrzebu śp. Anny Walentynowicz. Wskazywał Pan, że w grobie rodzinnym nadal nie ma Pana matki. Czy wciąż ma Pan wątpliwości w tej sprawie?

Janusz Walentynowicz: Ja nie mam żadnych wątpliwości. Mam pewność, że w grobie rodzinnym nie została pochowana moja mama. Blizny same z siebie nie przemieszczają się... Blizna u mojej mamy powinna być po prawej stronie, bo tam była – widziałem ją również w czasie identyfikacji ciała w Moskwie. Natomiast po dwóch latach, po ekshumacji okazuje się, że ta blizna jest po lewej stronie, a dodatkowo jest trzy razy większa. Coś tu zatem się nie zgadza. Warto również wskazać, że prokuratura otrzymała z Moskwy zdjęcia z wrakowiska. One są dołączone do dokumentacji opisującej „Annę Walentynowicz”. Na fotografiach widać ciało leżące na wrakowisku, które właściwie nie ma głowy. Rodzi się zatem pytanie, jak ja rozpoznałem mamę po twarzy? Poza mną rozpoznały ją również cztery niezależne i nieznane mi wcześniej osoby. A śledczy rosyjski wypytywał mnie i zapisywał w protokole, po czym ja rozpoznaje mamę.
Dlaczego to było potrzebne?
Moje stwierdzenie, że rozpoznaję ją po twarzy nie wystarczyło. Musiałem więc wskazać, jakie konkretne cechy twarzy pozwalają mi stwierdzić, że to ciało mamy. Więc mówiłem o kształcie nosa, kolorze oczu, kształcie ucha, podbródka itd. Ja o tym wszystkim mówiłem i pokazywałem, twarz mojej mamy była rozpoznawalna. A na zdjęciu z wrakowiska, które jest dołączone do materiałów dot. „Anny Walentynowicz” ciało nie ma głowy, nie ma twarzy.
Czy prokuratura pomaga ustalić prawdę? Z jakąś formą pomocy się Państwo spotykają?
Wsparcie mamy jedynie w mecenasie Piotrze Pszczółkowskim, który jest moim pełnomocnikiem. Próbujemy wspólnie rozmawiać i analizować różne aspekty sprawy. Próbujemy drogą eliminacji do czegoś dojść. To jest jedyna forma pomocy, jakiej doświadczamy. Prokuratura po wynikach badań DNA, po sekcjach i ekshumacjach uznaje, że sprawa jest zamknięta. Prokuratora Andrzej Seremet mówił, że prokuratura nie będzie polemizować za pośrednictwem mediów z rodziną. Poczułem się, jakbym dostał w twarz.
Dlaczego?
On jest od tego, by sprawę wyjaśnić. Pamiętam, jak prokurator Szeląg z obleśnym uśmiechem mówił, że śledczy są po to, by pomóc rodzinom, by rozwiać wszelkie wątpliwości. To samo powtarzał Tusk. Jednak gdy ja mam wątpliwości to wszyscy się na to wypieli. Bo oni mają swoje badania DNA i sprawa jest zamknięta. A to, że ja mam wątpliwości... a co to kogo obchodzi? Muszę z nimi żyć. To jest bezduszne. Słów mi brakuje.
Czego właściwie Pan oczekuje? Co pozwoliłoby Panu żyć w spokoju?
Chciałbym, żeby został ponownie pobrany materiał do badań genetycznych z ciała, które leży w grobie. Nie chcę badań na podstawie już pobranych próbek, ponieważ nie wiem, skąd one pochodzą i jak są traktowane. Nie mam żadnej kontroli nad tym. Chciałbym ponownego pobranie materiału do badań genetycznych, a następnie badań poza granicami Polski.
Nie chce Pan ponownych badań w Polsce?
Tutejszym instytucjom nie wierzę. Pułkownik Sej w rozmowie z naszą rodziną wskazał, że można przeprowadzić dodatkowe badania genetyczne. Na uwagę mojego syna Piotra, że chcielibyśmy, żeby ekspertyzy zostały wykonane poza granicami, śledczy odparł jednak, że to w ogóle nie wchodzi w grę.
Dlaczego?
To jest właśnie pytanie. Czy dlatego, że mamy tak świetnych fachowców? Czy może dlatego, że polscy fachowcy siedzą w kieszeni u kogoś? Albo są na nich jakieś haki, więc będą posłuszni prokuraturze? Tego nie wiem. Być może za daleko idę w swoich wyobrażeniach.
Pańska ocena działań prokuratury jest radykalnie zła. Dlaczego Pan się tak zraził?
Niestety mam podstawę do takiej opinii. Czytałem rozmowę z profesorem Wiesławem Biniendą, który mówił, że ludziom z prokuratury nie zależy na wyjaśnieniu prawdy o katastrofie smoleńskiej. Ja później rozmawiałem z profesorem i dopytywałem, czy on usłyszał wprost takie słowa, czy też odniósł takie wrażenie. I mówił mi, że usłyszał takie stwierdzenia wprost od śledczych, m.in. od płk. Seja. To bardzo symptomatyczne.

____________________________________
Ojczyznę wolną pobłogosław Panie.


04 cze 2014, 21:35
Zobacz profil
Fachowiec
Własny awatar

 REJESTRACJA14 wrz 2011, 21:56

 POSTY        1263
Post Re: Katastrofa smoleńska
Macierewicz prezentuje nową analizę: „Lewy silnik, został rozerwany od wewnątrz”

W trakcie cieszącego się dużym zainteresowaniem Panelu Smoleńskiego, Antoni Macierewicz zaprezentował zebranym na IX Zjeździe Klubów „Gazety Polskiej” nową analizę zespołu parlamentarnego badającego przyczyny katastrofy smoleńskiej. Z ustaleń ekspertów wynika, że „lewy silnik, został rozerwany od wewnątrz”.


Wyświetlono zwiastun filmu będącego symulacją lotu smoleńskiego. Prace trwały 3,5 roku, a jest to relacja z 19 sekund lotu. Nad filmem pracowało kilkadziesiąt osób - naukowców, ekspertów zespołu smoleńskiego. Zwiastun będzie wkrótce dostępny na łamach portalu niezalezna.pl. Cały film będzie dołączony do „Gazety Polskiej” 25 czerwca. Premiera filmu, odbędzie się podczas specjalnego posiedzenia Zespołu Parlamentarnego 24 czerwca.

- Kluby GP to sól polskiego patriotyzmu. Dziękuję raz jeszcze za nagrody Klubu „GP” dzięki nim czuję się jednym z Was. Kluby „GP” mają szczególną misję i realizują ją, za co również trzeba podziękować - to sprawa tragedii smoleńskiej. Zdajemy sobie sprawę ile musicie ma co dzień znosić: szyderstw, potępienia, nawet ze strony mediów. Wytrzymujecie tę walkę o smoleńską prawdę od tylu lat. Polska jest wam za to wdzięczna. Stoicie na pierwszym froncie walki o prawdę i wojną Polskę. Bo nie będzie wolnej Polski bez prawdy o Smoleńsku – mówił do zebranych na IX Zjeździe członków Klubów „Gazety Polskiej” Antoni Macierewicz.

Antoni Macierewicz przedstawił pokaz zdjęć i wykresów przygotowanych przez ekspertów Zespołu dowodząc, że ponad wszelką wątpliwość eksplozja, która zniszczyła rządowego tupolewa miała miejsce w środku lewego skrzydła.

Macierewicz przedstawił nowy fakt, o którym szerzej mówi w wywiadzie z Tomaszem Sakiewiczem. (Rozmowa ukaże się w nr razem z filmem, 25 czerwca)

- Bliższa analiza silników Tu-154M, analiza której nigdy nie robili polscy biegli, a którą wykonali eksperci zespołu parlamentarnego wyraźnie pokazuje, że lewy silnik, został rozerwany od wewnątrz - powiedział Antoni Macierewicz.

Jednocześnie szef Zespołu Parlamentarnego ds. Zbadania Przyczyn Katastrofy Tu-154M z 10 kwietnia 2010 r. przestawił symulację rekonstrukcji rozpadu lewego silnika oraz zaprezentował dokładne zdjęcia z wrakowiska, pokazując które fragmenty zostały zniszczone.

- Począwszy od osłony, poprzez tzw. kierownice czyli aparat kierunkowy po własciwą część silnika - wymieniał Antoni Macierewicz.

Kazimierz Nowaczyk mówił o przenoszeniu statecznika na miejscu tragedii zanim rozrzutu szczątek nie zbadali dokładnie prokuratorzy. Przypomniał sprawę ujawnioną przez „Gazetę Polską” - tajemnicza obecność funkcjonariuszy specnazu, którzy pojawili się bardzo szybko na miejscu tragedii.

http://niezalezna.pl/56136-macierewicz- ... d-wewnatrz

* * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * *

Przywódca krymskich Tatarów o Smoleńsku: "Wasza tragedia to dzieło Rosjan i Putina"

Obrazek

Legendarny przywódca krymskich Tatarów Mustafa Dżemilew dziwi się, że w Polsce ktoś ma wątpliwości co do przyczyn katastrofy smoleńskiej. W rozmowie z Dawidem Wildsteinem, która zostanie opublikowana w najbliższym numerze tygodnika "Gazeta Polska", stwierdził stanowczo: "My, krymscy Tatarzy, jesteśmy przekonani na 100%, że Wasza tragedia to dzieło Rosjan i Putina".


Mustafa Dżemilew został pierwszym laureatem Nagrody Solidarności. Z liderem narodu, który wiele wycierpiał ze strony stalinowskich oprawców, a dziś jest nękany przez Rosję Putina, spotkał się z dziennikarz "Gazety Polskiej".

Fragment wywiadu z przywódcą krymskich Tatarów:

Wielu Polaków sadzi, że katastrofa smoleńska nie była zwykłym wypadkiem, ale celowym działaniem Putina. Jak Pan by to skomentował?
No, może u Was są na ten temat różne opinie, ale nie u nas. My, krymscy Tatarzy, jesteśmy przekonani na 100%, że Wasza tragedia to dzieło Rosjan i Putina. Oczywiście nie można w teorii wykluczyć, że był to wypadek, ale przecież dobrze wiemy, że to państwo jest do takich działań zdolne.

Czy Polska powinna więc bać się Putina?
Na pewno powinna brać ciągle pod uwagę to niebezpieczeństwo. Oczywiście Polska jest teraz członkiem NATO, więc mam nadzieję, że Putin nie jest na tyle bezrozumny, by przekroczyć granicę Polski. Ale z drugiej strony równie bezrozumne jest zaatakowanie Ukrainy. Skoro już popełnił taką głupotę, to ciężko być pewnym, że nie zrobi drugiego idiotyzmu. To stare hasło, że jeśli chcesz pokoju, to gotuj się do wojny, jest cały czas aktualne.

http://niezalezna.pl/56088-przywodca-kr ... n-i-putina

____________________________________
Ojczyznę wolną pobłogosław Panie.


08 cze 2014, 21:48
Zobacz profil
Fachowiec
Własny awatar

 REJESTRACJA14 wrz 2011, 21:56

 POSTY        1263
Post Re: Katastrofa smoleńska
W SMOLEŃSKU TO NIE TROTYL

Komunikat Naczelnej Prokuratury Wojskowej

16.06.2014

W nawiązaniu do dzisiejszych publikacji odnoszących się do kwestii związanych z opinią fizykochemiczną Centralnego Laboratorium Kryminalistycznego Policji dotyczącą ewentualnej obecności materiałów wybuchowych na szczątkach wraku samolotu Tu 154M nr 101 informujemy, że w dniu dzisiejszym do Wojskowej Prokuratury Okręgowej w Warszawie wpłynął wniosek dowodowy jednego z pełnomocników rodzin ofiar katastrofy, między innymi o wywołanie nowej opinii w tym przedmiocie. Do wniosku załączone zostały materiały nazwane przez jego autora „opinią prywatną w przedmiocie poprawności metodologicznej wykonanych analiz chromatograficznych i ich interpretacji oraz jasności i zupełności”. Aktualnie prokuratorzy analizują wymieniony wniosek dowodowy. Dopiero po zakończeniu tej czynności zajmą stanowisko procesowe w tym przedmiocie.
Rzecznik prasowy NPW p.o. ppłk Janusz Wójcik

OPINIA
w przedmiocie poprawności metodologicznej wykonanych analiz chromatograficznych i ich interpretacji oraz jasności i zupełności opinii Centralnego Laboratorium Kryminalistycznego Policji w Warszawie nr E-che 90/12 wydanej na zlecenie Wojskowej Prokuratury Okręgowej w Warszawie w sprawie sygn. akt: PO Śl 54/10 dotyczącej zaistniałego w w dniu 10 kwietnia 2010 roku około godziny 9.00 czasu polskiego w pobliżu lotniska wojskowego Siewiernyj na terenie Federacji Rosyjskiej nieumyślnego sprowadzenia katastrofy w ruchu powietrznym, w wyniku której śmierć ponieśli wszyscy pasażerowie samolotu TU 154 M o numerze bocznym 101, w tym Prezydent Rzeczpospolitej Polskiej Lech Kaczyński oraz członkowie załogi wskazanego statku powietrznego, tj. czyny z art. 173 § 2 i 4 k.k.

I. UWAGI WSTĘPNE

Opiniujący: Prof. dr hab. Krystyna Kamieńska – Trela
               Prof. dr hab. Sławomir Szymański

Czas wykonania opinii:15.04.2014-05.06.2014

Podstawa wydania opinii

Oceniany materiał jest zawarty:

a/ w dokumencie w formacie PDF (w załączeniu do niniejszej opinii) liczącym 3944 strony, zwanym dalej w skrócie Opinią, w którego skład wchodzą następujące pozycje:

1.) „Opinia nr E-che-90/12 z przeprowadzonych badań chemicznych”, z 23 grudnia 2013 r., strony 1- 3922. Strony 2 – 71 zawierają sformułowania celu badań, opis materiału dowodowego, czynności przygotowawczych, skrótowy opis analiz i wnioski. Strony 72 – 3726 stanowią Załączniki. W Załączniku nr 1, str. 72 – 121, podano zdjęcia niektórych elementów wraku ze wskazaniem miejsc pobrania próbek. Na stronach 122 - 217, stanowiących Załącznik nr 2, pokazano elementy foteli, dla których urządzenia przesiewowe oparte o pomiar ruchliwości jonów wykazały obecność materiałów wybuchowych. Na str. 218 – 1465 zestawiono obiekty zatytułowane „Tablice poglądowe do Opinii nr E-ch-90/12”, z podtytułami „ślady biologiczne”, „Część I”, „Część II”, „Część III” i „Część IV”, stanowiące dokumentację fotograficzną badanego materiału dowodowego. Na str. 1466 – 3726 zamieszczono kopie chromatogramów gazowych i cieczowych badanych próbek, otrzymane dla różnych metod detekcji. Wyjątek stanowią próbki 4-138 i 4-139, dla których przedstawiono inne zestawy wyników analiz.

2.)„Opinia uzupełniająca do opinii nr E-che-90/12 z przeprowadzonych badań chemicznych”, z dnia 6 lutego 2014 r., str. 3727-3737. Są to wyjaśnienia niektórych aspektów zastosowanych procedur analitycznych, udzielone w odpowiedzi na dodatkowe pytania Prokuratury Wojskowej.

1,) „Korekta do opinii nr E-che-90/12 z przeprowadzonych badań chemicznych” str. 3738-3739. Jest to errata do dokumentu wymienionego w punkcie 2.

2.) Uzupełnienia materiału fotograficznego wymienionego w punkcie 1, w postaci Tablic poglądowych do Opinii nr E-ch-90/12, z podtytułami „ślady biologiczne” (str. 3840-3917), „Część II” (str. 3918 – 3920), oraz „Część IV” (str. 3921 – 3922).

3,) „Opinia uzupełniająca II opinii nr E-che-90/12 z przeprowadzonych badań chemicznych”, z 25 marca 2014 r., strony 3923 - 3941. Są to dodatkowe wyjaśnienia niektórych aspektów zastosowanych procedur analitycznych, udzielone w odpowiedzi na ponowne dodatkowe pytania Prokuratury Wojskowej.

4.) „Korekta do opinii nr E-che-90/12 z przeprowadzonych badań chemicznych”, z 28 marca 2014 r., strony 3942 - 3944. Jest to errata do dokumentu wymienionego w punkcie

b/ w dokumencie w formacie PDF (w załączeniu do niniejszej opinii) liczącym 48 stron, zwanym dalej Sprawozdaniem obejmującym dokument Centralnego Laboratorium Kryminalistyki Policji w Warszawie ,,Sprawozdanie z przeprowadzonych badań chemicznych” z dnia 24 czerwca 2013 roku.

Oceniana dokumentacja wraz z ze zleceniem wykonania niniejszej opinii została opiniującym dostarczona przez pełnomocnika rodzin ofiar katastrofy smoleńskiej w śledztwie Wojskowej Prokuratury Okręgowej w Warszawie adwokata Piotra Pszczółkowskiego.

Cel opinii

Celem opinii było udzielenie odpowiedzi na pytanie: ,,Czy przeprowadzony przez Centralne Laboratorium Kryminalistyki Policji w Warszawie proces badawczy próbek przebiegał poprawnie pod względem przyjętej metodologii badań, czy prace laboratoryjne zostały wykonane poprawnie, czy wyniki prac zostały zinterpretowane w sposób właściwy, a także czy opinia nr E-che 90/12, wydana na zlecenie Wojskowej Prokuratury Okręgowej w Warszawie w sprawie sygn. akt: PO Śl 54/10, a także sprawozdanie wstępne do opinii oraz załączone do niej opinie uzupełniające mogą zostać uznane za jasne i pełne?”

II. ANALIZA BADAŃ CHROMATOGRAFICZNYCH PRZEDSTAWIONYCH W OPINII NR E-CHE-90/12 Z PRZEPROWADZONYCH BADAŃ CHEMICZNYCH

Próbki materiału dowodowego dające się przeprowadzić do postaci roztworu, tj. ogromną większość materiału dowodowego pobranego w Smoleńsku, autorzy Opinii poddali badaniom za pomocą czterech niezależnych metod chromatograficznych. Przy formułowaniu wniosków końcowych przyjęli jako zasadę, że występowanie w badanej próbce materiału wybuchowego lub jego charakterystycznych pozostałości można stwierdzić dopiero po uzyskaniu dodatniego wyniku za pomocą wszystkich czterech metod. Poniżej zostanie wykazane, że wobec elementarnych błędów popełnionych przy interpretacji danych uzyskanych z pomiarów, powyższa zasada wnioskowania uległa zasadniczemu wypaczeniu. W konsekwencji, sformułowana na niespójnych podstawach konkluzja o nieobecności w badanym materiale dowodowym pozostałości materiałów wybuchowych staje się bezpodstawna.
Wnioski cząstkowe z analizy Opinii CLKP przedstawione są w niniejszym rozdziale, a ich synteza w rozdziale III. Materiały stanowiące podstawę wniosków przedstawiono w 6 załącznikach A -F, wymienionych na końcu niniejszego dokumentu.

1) Charakterystyka użytych metod analitycznych

Materiał dowodowy autorzy Opinii CLKP badali czterema metodami chromatograficznymi: GC/TEA, GC/ECD, GC/MS oraz HPLC/DAD. Trzy pierwsze akronimy oznaczają metodę chromatografii gazowej z użyciem detektorów odpowiednio: TEA (Thermal Energy Analyser ), ECD (Electron Capture Detector) oraz MS (Mass Spectroscopy).Akronim HPLC/DAD oznacza High-Performance Liquid Chromatography z detekcją za pomocą Diode-Array Detector.

Ze wszystkich wymienionych powyżej, detektor TEA wyróżnia się najwyższą czułością w odniesieniu do związków chemicznych będących w obszarze zainteresowania przy sporządzaniu Opinii, a także nieosiągalną w trzech pozostałych metodach selektywnością. Reaguje on bowiem wyłącznie na obecność związków zawierających azot, a w szczególności azot w postaci grup nitrowych i azotanowych występujących w strukturze molekularnej najczęściej używanych materiałów wybuchowych.

2) Podstawowe błędy w interpretacji danych otrzymanych metodą GC/TEA

Wspomniana wyżej charakterystyka selektywności detektora TEA powinna być znana każdemu użytkownikowi tego urządzenia. Niezrozumiałe jest więc, dlaczego autorzy Opinii interpretują ponad 350 sygnałów zarejestrowanych przez detektor TEA jako pochodzące od związków takich jak ftalan diizobutylu (FDiB), ftalan di-n-butylu (FDB), związki oznaczone jako CH (chodzi tu chyba o węglowodory), ester kwasu tłuszczowego, ester kwasu fosforowego, terpeny, czy krezole. Oznaczenia tego rodzaju, nadane w formie odręcznych dopisków poszczególnym sygnałom (pikom) na chromatogramach otrzymanych metodą GC/TEA dla ponad stu próbek, są całkowicie błędne, gdyż wymienione związki nie zawierają w swojej strukturze azotu. Dokładne zestawienie sygnałów na chromatogramach z detektorem TEA, błędnie przypisanych związkom organicznym nie zawierającym azotu, podano w tabeli w Załączniku B. Innymi słowy, sygnały opisane w powyższy, błędny sposób muszą pochodzić od związków zawierających azot. Z powodu niezrozumienia tego faktu, autorzy Opinii nawet nie próbowali określić natury tych związków. W aneksie sporządzonym na żądanie prokuratury, mającym objaśnić zasadę postępowania przy sporządzaniu opinii (patrz pkt. 5 w części I), autorzy nawet eksponują swój powyżej opisany błąd przedstawiając w szczegółach stosowane przez siebie niepoprawne schematy rozumowania na przykładzie próbki 4-287. Analizie tej próbki przyjrzymy się bliżej w dalszej części niniejszej recenzji. Jednakże, już na obecnym etapie argumentacji musimy stwierdzić, iż omawiany błąd interpretacyjny ma doniosłe konsekwencje dla poprawności ostatecznych konkluzji Opinii, gdyż w przeważającej liczbie przypadków dotyczy on sygnału o czasie retencji zbliżonym lub, w przypadku nieco staranniej wykonanych pomiarów metodą GC/TEA (patrz niżej), identycznym z czasem retencji heksogenu (RDX). Stwierdzenie, że omawiany sygnał na chromatogramach otrzymanych metodą GC/TEA pochodzi od ftalanu diizobutylu jest kompromitujące w świetle najbardziej podstawowej wiedzy o mechanizmie działania detektora TEA, a sprawa pochodzenia tego piku i jego ewentualnej tożsamości z pikiem RDX pozostaje otwarta.

3) Naruszenie standardów proceduralnych w badaniach metodą GC/TEA i GC/MS

W uzupełnieniu powyższych uwag krytycznych należy zaznaczyć, że badania metodą GC/TEA wykonano w większości bardzo niestarannie, niezgodnie z elementarnymi zasadami analizy chemicznej z użyciem chromatografii. Dotyczy to pomiarów zarówno dla związków referencyjnych jak i próbek materiału dowodowego. Znaczna część (ok. 21 procent) chromatogramów tych ostatnich wykazuje efekty przeładowania (nadmiernego obciążenia kolumny lub przekroczenia zakresu pomiarowego detektora – patrz pozycje oznaczone symbolem P/Ch lub napisem "Przeładowany chromatogram" w tabeli w Załączniku B).   Niektóre chromatogramy mają wręcz wygląd kuriozalny i nie można na ich podstawie dokonać nawet zgrubnej oceny składu materiału. Jedną z prawdopodobnych przyczyn takiego stanu rzeczy jest nieprzestrzeganie wymogu starannego przepłukania i stabilizacji kolumny chromatograficznej pomiędzy pomiarami dla kolejnych próbek. Z zapisów czasów przeprowadzenia poszczególnych eksperymentów metodą GC/TEA wynika, że czas potrzebny na pomiar (12 min.), przepłukanie i stabilizację kolumny w celu przygotowania jej do kolejnego pomiaru przekracza 60 min. Natomiast w praktyce, w eksperymentach wykonywanych po 5czerwca 2013 r., takie staranne kondycjonowanie kolumny było przeprowadzane dopiero po trzech lub czterech kolejnych eksperymentach, pomiędzy którymi przerwy na oczyszczenie i odtworzenie zdolności rozdzielczych kolumny chromatograficznej zredukowano do 18 - 20 min. Tak krótki czas wystarcza tylko na pobieżne przemycie kolumny, a następny eksperyment startuje w warunkach odmiennych od standardowych i traci tym samym walor powtarzalności. Podobne błędy notorycznie popełniano w badaniach metodą GC/MS. Częstość tego typu naruszeń procedur dla tej ostatniej metody jest udokumentowana w Załączniku C.

W przypadku analiz chromatograficznych z detektorem TEA wspomniane błędy proceduralne są tym bardziej niefortunne, iż dotyczą metody, która w odniesieniu do badanej klasy związków chemicznych – nitropochodnych oraz azotanów organicznych – znacznie przewyższa pozostałe metody pod względem czułości. Jest to kolejna grupa powodów, dla których oceniana Opinia powinna być odrzucona w całości.

4) Niespójności w stosowaniu zestawów wzorców materiałów wybuchowych

Niezrozumiały jest fakt, iż w poszczególnych metodach autorzy opinii posługiwali się różnymi zestawami związków referencyjnych, liczącymi od jedenastu (w metodzie HPLC/DAD) do dwudziestu związków (w metodzie GC/TEA i częściowo w metodzie GC/ECD). Co więcej, zestaw związków referencyjnych zmieniał się również w obrębie tej samej metody. Z literatury przedmiotu wiadomo, że materiały wybuchowe o postaci nitrozwiązków i azotanów organicznych w rozcieńczonych roztworach w acetonitrylu – rozpuszczalniku stosowanym również w opiniowanych badaniach – w ciągu kilku dni ulegają dekompozycji do różnorodnych, nie w pełni zidentyfikowanych produktów, o ile nie są przechowywane w niskiej temperaturze, poniżej -20 C, i bez dostępu światła. Z treści Opinii nie wynika, czy autorzy byli tego faktu świadomi. Na podstawie chromatogramów wyznaczonych metodą GC/EDC (patrz Załącznik E) można przypuszczać, że taki reżym nie został dotrzymany w przypadku niektórych próbek wzorcowych – ich chromatogramy wykonywane w różnym czasie różnią się liczbą sygnałów, przy czym sygnał pochodzący od materiału prawdopodobnie nierozłożonego często nie jest największy.
Po raz kolejny, z uwagi na niską, często dyskwalifikującą jakość praktyk laboratoryjnych w realizacji badań metodą GC/TEA, przyjęte przez autorów kryteria weryfikacji tezy o obecności danego związku w badanej próbce okazują się niemożliwe do spełnienia nawet w przypadku obecności w materiale dowodowym związków stanowiących przedmiot badania.

5) Brak komentarza do obecności sygnałów o parametrach RDX wykrytych metodą GC/ECD

W odróżnieniu od badań GC/TEA i GC/MS, pomiary metodą GC/ECD wykonano staranniej, aczkolwiek również w tym przypadku znaczną liczbę chromatogramów należałoby odrzucić ze względu na widoczny efekt przeładowania (patrz pozycje oznaczone P/Ch w Załączniku B). Detektory typu ECD są znacznie mniej selektywne od detektorów TEA i pozwalają na wykrywanie związków zawierających grupy silnie elektrofilowe, przede wszystkim chlorowce, ale też nitrowe i azotanowe wchodzące w skład materiałów wybuchowych. Po dokładnym przeanalizowaniu chromatogramów poprawnie bądź w miarę poprawnie wykonanych metodą GC/ECD stwierdzamy, że w dużej liczbie próbek (ponad 150, patrz Załącznik B) występuje sygnał o czasie retencji 10,2 min., zgodnym z wartością tego parametru dla wzorca RDX (heksogenu). Dane dla wzorca wykonawcy ekspertyzy uzyskali z pomiaru dla próbki czystego RDX jak również dla tego związku w mieszaninie substancji wzorcowych o nazwie Mix-3. Jeśli zamieszczony opis ilości materiału (2 ng) w próbce wzorcowej potraktować dosłownie, można na tej podstawie   oszacować zawartość w badanych próbkach substancji o parametrach RDX jako większą lub znacznie większą niż 2 ng. Ten wielokrotnie występujący efekt koincydencji sygnału wzorca RDX z jednym z sygnałów próbki autorzy Opinii całkowicie ignorują, poza przypadkiem próbki o numerze 4-287, który interpretują błędnie (patrz punkt 6).


6) Błędna interpretacja spójności wyników metod GC/ECD i GC/TEA

Jest znamienne, iż dla ogromnej większości ze 150 próbek opisanych w punkcie 5, sygnały zbieżne z pikami wzorcowego RDX wykryto również metodą GC/TEA (z przyczyn rozważanych w punkcie 3 zbieżność ta jest niekiedy tylko przybliżona). Omawiane tu obserwacje dotyczą głównie próbek pobranych z poszycia foteli i ich części metalowych.

Taka koincydencja występuje również w przypadku próbki 4-287, który autorzy Opinii przedstawiają w szczegółach (na ponawiane żądanie Prokuratury) jako reprezentatywny dla całości badań chromatograficznych. Dla próbki 4-287 badanej metodą GC/TEA sygnał o czasie retencji 8,4 min. nakłada się z sygnałem wzorcowego RDX, a w eksperymencie GC/ECD podobna koincydencja z sygnałem wzorcowego RDX występuje dla sygnału o czasie retencji 10,2 min. Autorzy całkowicie bezpodstawnie twierdzą, że sygnały te pochodzą od tej samej substancji, która daje sygnał o czasie retencji 9,5 min. na chromatogramie GC/MS. Autorzy twierdzą, że wzorzec RDX badany w tych samych warunkach metodą GC/MS daje również sygnał o czasie retencji 9,5 min., nie podają jednak jakiejkolwiek dokumentacji takiego pomiaru, mimo iż ich powyższe stwierdzenie ma absolutnie fundamentalne znaczenie dla ich dalszego wnioskowania w przedmiocie opinii. W próbce 4-287 substancja o czasie retencji 9,5 min. miała być rozpoznana przez program komputerowy kontrolujący eksperymenty GC/MS nie jako RDX a jako ftalan diizobutylu (FDiB). Mimo iż, obok wyżej wspomnianego, interpretacja taka ma również absolutnie krytyczne znaczenie dla dalszego wnioskowania, autorzy nie podają żadnego dowodu na jej poparcie, choćby w postaci widma MS, które przecież musieli otrzymać w wyniku badania metodą GC/MS. Twierdzenie, że sygnał będący w koincydencji z sygnałem RDX na chromatogramie wykonanym metodą GC/TEA pochodzi od FDiB jest ewidentnie fałszywe, z powodów już omawianych. A zatem, twierdzenie autorów, że w przypadku próbki 4-287 w trzech metodach opartych o chromatografię gazową: GC/MS, GC/TEA i GC/ECD występuje koincydencja sygnału ftalanu diizobutylu (FDiB) z sygnałem RDX jest ewidentnie nieprawdziwe, bo FDiB nie zostałby wykryty przez detektor TEA. Oprócz błędnej interpretacji danych z metody GC/TEA, dokładnie omawiany przez autorów przypadek próbki 4-287 jako przykładowy ujawnia jeszcze jeden rażący błąd, który, podobnie jak ten uprzednio wspomniany, powielają ponad sto razy. Otóż wbrew przekonaniu autorów, nie jest prawdą, iż w różnych eksperymentach wykonywanych z zastosowaniem kolumny tego samego typu i takiegoż gazu nośnego, jednakże z użyciem innych programów zmian temperatury i innych warunków przepływu gazu nośnego koincydencja czasów retencji dwóch różnych substancji występująca w jednym z eksperymentów będzie powtarzać się w pozostałych eksperymentach. Jeśli taka koincydencja utrzymuje się mimo zmiany warunków, jak to ma miejsce w kilkuset przypadkach omawianych w Opinii, zachodzi wysokie prawdopodobieństwo, że nie mamy do czynienia z dwiema substancjami, lecz z ta samą substancją obecną zarówno w licznych próbkach materiału dowodowego jak i w materiale wzorcowym. W Opinii brak jakichkolwiek wzmianek o ewentualnej weryfikacji tej kluczowej kwestii, mimo iż można ją było jednoznacznie rozstrzygnąć na podstawie zaledwie dwóch eksperymentów, GC/MS i GC/ECD, przeprowadzonych dla mieszaniny wzorców RDX i FDiB (badania metodą GC/TEA byłyby bez sensu, bo FDiB nie zostałby wykryty za pomocą tego detektora). Wobec braku eksperymentalnego potwierdzenia ich powyżej opisanego, dowolnego założenia, supozycje autorów są całkowicie bezpodstawne, co jest kolejnym powodem do odrzucenia omawianej Opinii w całości.

7) Ocena wyników otrzymanych metodą HPLC/DAD

Badany materiał dowodowy został pobrany po upływie przeszło dwóch lat od wydarzenia, z elementów wraku pozostających w przeciągu tego czasu pod działaniem czynników atmosferycznych. W tak długim czasie, ślady zarówno materiałów wybuchowych jak i stałe produkty ich rozkładu mogą ulec daleko idącej degradacji. Podobnie jak w przypadku związków wzorcowych, o czym była mowa w punkcie 4, ewentualne ślady materiałów wybuchowych w próbkach materiału dowodowego po przeprowadzeniu w postać roztworu acetonitrylowego mogą ulegać przyśpieszonej dekompozycji, o ile nie są przechowywane w niskiej temperaturze i ciemności. W Opinii brak informacji na temat warunków przechowywania próbek. W tej sytuacji nie należy metody HPLC/DAD, odznaczającej się stosunkowo niską czułością, stawiać na równi z trzema pozostałymi, bardzo czułymi metodami. Odnosi się to zwłaszcza do heksogenu i innych związków wybuchowych nie zawierających pierścieni aromatycznych (np. PETN i HMX), których absorpcja promieniowania UV w dostępnym zakresie spektralnym jest mało intensywna. W odniesieniu do takich związków, bezzasadne byłoby wykluczenie ich obecności na tej tylko podstawie, iż metoda HPLC/DAD daje wynik negatywny a pozostałe trzy – pozytywny. Zestawienie wyników pomiarów metodą HPLC/DAD podano w Załączniku F.

8) Zalecany schemat postępowania analitycznego

Uwagi przedstawione w punktach 2 - 7 pokazują, że przy ewentualnym powtarzaniu badań materiału dowodowego przyjęta w Opinii zasada spójności wyników wszystkich czterech metod może być zbyt arbitralna, i jako taka, może uniemożliwić prawidłową ocenę stanu faktycznego, nawet gdyby w przyszłych badaniach wyeliminowano kardynalne błędy wykazane zwłaszcza w punktach 2, 3 i 7.

W ewentualnych przyszłych badaniach należy skoncentrować się na kwestii obecności bądź nieobecności materiału RDX w tych próbkach materiału dowodowego, dla których badania dotychczasowe wykazały wysokie prawdopodobieństwo jego obecności na podstawie zgodnych wskazań metod GC/TEA i GC/ECD. Próbki w postaci ekstraktów z odpowiednich partii materiału dowodowego należałoby scalić, a następnie zatężyć i poddać frakcjonowaniu za pomocą preparatywnej metody HPLC. Poszczególne frakcje należałoby przebadać innymi metodami spektroskopowymi (np. IR oraz MS/ESI), które są w stanie dostarczyć jednoznacznych dowodów strukturalnych. Z treści podanych w Opinii jak również w Sprawozdaniu (patrz paragraf b/ w części I) nie wynika, aby w przypadkach uznanych przez siebie za wątpliwe autorzy wychodzili poza raz ustalony zestaw metod i procedur badawczych. Zastosowane przez nich proste rozwiązanie- powtórzenie badań dla zatężonych próbek, bez prób ich frakcjonowania- najwyraźniej nie dostarczyło jednoznacznych rozstrzygnięć.

III. WNIOSKI

W świetle sformułowanych wyżej uwag, przedstawione w opinii nr E-che 90/12 badania chromatograficzne na temat obecności materiałów wybuchowych i produktów ich degradacji w obszarach i obiektach związanych z Katastrofą Smoleńską należy uznać za niepoprawne, obarczone często podstawowymi błędami, a wnioski opinii za częściowo dowolne, częściowo zaś niedostatecznie uzasadnione. W licznych przypadkach dokumentacja badań laboratoryjnych nie pozwala na dokonanie jakiejkolwiek oceny poprawności wniosków opinii. W toku opiniowania nie zinterpretowano wszystkich wyników, nie wykonano testu poprawności przyjętej metodologii badań. Zaniechano możliwych do zastosowania i wskazanych w konkretnych uwarunkowaniach szerszych metod badawczych. W wielu sytuacjach interpretacja wyników uzyskanych badań jest nieprawidłowa, a interpretacja wyników badań niepoprawna. W szczególności należy podkreślić,że w przypadkach, gdzie eksperymenty wykonano w miarę poprawnie metody GC/ECD i GC/TEA zgodnie wskazują na liczne pozytywne wyniki RDX. Rażąco błędna jest interpretacja sygnału o parametrach RDX, wykrytego w licznych próbkach metodą GC/TEA, jako pochodzącego od ftalanu diizobutylu (FDiB). W kilku przypadkach występuje również sygnał analityczny pentrytu (PETN). Pozytywne wyniki dotyczą głównie próbek pobranych z poszycia fotel i ich części metalowych, a zatem na podstawie analizy tej części wyników należałoby wnioskować, że na pokładzie samolotu TU 154 M z dużym prawdopodobieństwem mogły znajdować się środki wybuchowe.

Z powyższych powodów opinia Centralnego Laboratorium Kryminalistyki Policji w Warszawie E-che 90/12 nie stanowi zatem opinii jasnej i pełnej. Proces badawczy prób na obecność materiałów wybuchowych i produktów ich rozpadu należy na potrzeby prowadzonego śledztwa niezwłocznie podjąć, aby maksymalnie obniżyć ryzyko błędu, związane z opisanym w niniejszym opracowaniu negatywnym skutkiem upływu czasu. W procesie badania i opiniowania należy również wyjść poza rutynowe rozwiązania, znane z literatury na temat analizy śladów powybuchowych, gdzie czynnik tak znacznego przesunięcia w czasie, a więc i zaawansowanego zaniku (nikłych już z samej natury) śladów na ogół nie występuje. Opinia E-che nr 90/12 Centralnego Laboratorium Kryminalistycznego Policji w Warszawie obarczona wyżej opisanymi licznymi błędami metodologicznymi i merytorycznymi absolutnie nie może bowiem stanowić dowodu rozstrzygającego w badanych obszarach i obiektach kwestii obecności bądź braku śladów materiałów wybuchowych i produktów ich rozpadu.

Załączniki:
A - opis próbek materiału dowodowego;
B - zestawienie wyników badań chromatograficznych;
C - zestawienie badań metodą GC/MS z oszacowaniem czasu analiz;
D - Zestawienie badań metodą GC/TEA z oszacowaniem czasu analiz w aspekcie powtarzalności sygnałów substancji wzorcowych;
E - zestawienie badań metodą GC/ECD z wyszczególnieniem użytych substancji wzorcowych i przykładami ich dekompozycji;
F - zestawienie badań metodą HPLC/DAD z oszacowaniem czasów analizy i szczegółowym wykazem próbek, w których automat analityczny wykrył zawartość materiałów wybuchowych.

Prof. dr hab.Krystyna Kamieńska – Trela
Prof. dr hab.Sławomir Szymański

http://stanzag.salon24.pl/590530,w-smol ... nie-trotyl

* * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * *

Blogerka Martynka: Kompromitująca ekspertyza CLKP

Obrazek

Brak profesjonalizmu, szkolne błędy i rażąca niekompetencja – to tylko niektóre z określeń, jakie przychodzą na myśl, kiedy się czyta wnioski, do których doszli naukowcy profesor Krystyna Kamieńska-Trela oraz profesor Sławomir Szymański, eksperci w zakresie identyfikacji między innymi materiałów wybuchowych, po wnikliwej analizie opinii przekazanej przez Centralne Laboratorium Kryminalistyczne Policji Prokuraturze Wojskowej.


Ekspertyza ta, jak pamiętamy, stała się podstawą do kategorycznego stwierdzenia przez śledczych, iż na pokładzie TU 154 M nie doszło do wybuchu materiałów wybuchowych, co, jak wykazali ponad wszelką wątpliwość wyżej wymienieni naukowcy, jest zbyt daleko idącym wnioskiem. Według profesor Kamieńskiej-Treli i profesora Szymańskiego wartość dowodowa opinii CLKP jest znikoma, by nie powiedzieć żadna, z kilku, niezwykle ważnych powodów, które przywołał w swoim artykule „Ukryty heksogen” Marek Pyza, we wczorajszym wydaniu „W Sieci”.

Technicy CLKP przyjęli, iż każda z 732 próbek zostanie poddana badaniom za pomocą czterech różnych metod chromatograficznych. Przy czym w sposób absolutnie sprzeczny z jakimikolwiek standardami przyjęli, że dopiero w chwili, kiedy wszystkie cztery metody zgodnie wykażą występowanie materiałów wybuchowych, będzie można przyjąć, iż rzeczywiście takowe materiały występują, co jest całkowicie pozbawione sensu i elementarnej logiki, gdyż każda z zastosowanych metod ma inną czułość i nie można ich porównywać. Zgodnie z dziwaczną, nieznaną dotąd nauce metodologią badań przeprowadzonych w laboratorium policyjnym, jeśli w trzech przypadkach chromatografy wykażą istnienie materiałów wybuchowych, zaś w czwarta temu zaprzeczy, będzie można uznać, iż materiałów wybuchowych w danej próbce nie ma.

Trudno nie zadać w tym miejscu pytania, czy owa osobliwa metoda nie została opracowana wyłącznie na potrzeby tego jednego, wyjątkowego badania zleconego przez PW? Czy śledczy mają świadomość, że najwyraźniej ktoś z nich zakpił? A może śledczy sami, zupełnie nieświadomie wysyłali biegłym niewerbalne sygnały, że lepiej, aby próbki były czyste? No chyba, że mamy do czynienia z rzeczywiście skrajną niekompetencją i nieudolnością ludzi, wykonujących owe badania? W sumie nie wiadomo, co jest gorsze.

Jednak nie tylko sama metodologia analizy próbek jest tutaj bulwersująca i stawiająca włosy na głowie. Analizujący opinię CLKP naukowcy wykazali też wiele uchybień w procedurach badawczych i mnóstwo kuriozalnych nieścisłości, jak choćby to, iż zastosowany do badań detektor TEA (Thermal Energy Analyser), reagujący wyłącznie na obecność związków zawierających azot, będący składnikiem większości materiałów wybuchowych, według techników z CLKP wykrył…. ftalany, węglowodory, terpeny i estry kwasu fosforowego. Problem polega na tym, że detektor TEA nie wykrywa żadnego z tych związków, za to wykrywa inne, jak choćby RDX (heksogen), który jest składnikiem jednego z najsilniejszych materiałów wybuchowych C4! Na jakiej więc podstawie biegli z CLKP napisali, że wykryto związki, których tą metodą wykryć nie można było? Czy to niewiedza? Na to pytanie odpowiedzi powinna zażądać Prokuratura Wojskowa, która przecież zlecała badania i za nie płaciła.

Z kolei przy badaniu próbek metodą ECD (Electron Capture Detector) urządzenia w aż 150 przypadkach wskazywały występowanie heksogenu (RDX), jednak biegli z CLKP to zignorowali, kompletnie nie odnosząc się do tego faktu, bo i po co, skoro w przyjętej przez nich na wstępie metodologii dopiero wskazania pozytywne wszystkich czterech chromatografów powodują uznanie, iż materiały wybuchowe w badanej próbce istnieją. Warto też wspomnieć, że w czasie badań laboratoryjnych, bo o takich tutaj wyłącznie mowa, wyjątkowo dużo sygnałów wskazujących na materiały wybuchowe, miało miejsce w odniesieniu do próbek pobranych z poszycia foteli, co jest zgodne z tym, co pokazały detektory na miejscu zdarzenia, w czasie pobierania próbek.

Profesor Kamieńska-Trela wraz z profesorem Szymańskim w swojej opinii zwrócili uwagę też na szereg nieprawidłowości w odniesieniu do staranności przeprowadzanych badań, co jest warunkiem poprawności otrzymywanych wyników. Tymczasem biegli CLKP nie zachowywali odpowiednich odstępów czasowych pomiędzy kolejnymi badaniami  na jednym urządzeniu (wymagany odstęp konieczny do schłodzenia i „przemycia” urządzenia to około 60 minut) i jak wynika z ich ekspertyzy, skracali ten czas nawet dwukrotnie, co spowodowało, iż wyniki są nieczytelne i pozbawione jakiejkolwiek wartości. Wykresy wzorców różnią się od siebie, krzywe nie przystają do siebie, urywają się.

Opisane wyżej przykłady skandalicznej wręcz niestaranności i braku profesjonalizmu ze strony biegłych CLKP to tylko część z tych, które naukowcy zawarli w swojej opinii, będącej recenzją ekspertyzy CLKP.  W związku z tym profesor Krystyna Kamieńska-Trela oraz profesor Sławomir Szymański w podsumowaniu swojej pracy napisali:

W świetle sformułowanych wyżej uwag, przedstawione w opinii nr E-che 90/12 badania chromatograficzne na temat obecności materiałów wybuchowych i produktów ich degradacji w obszarach i obiektach związanych z Katastrofą Smoleńską należy uznać za niepoprawne, obarczone często podstawowymi błędami, a wnioski opinii za częściowo dowolne, częściowo zaś niedostatecznie uzasadnione. W licznych przypadkach dokumentacja badań laboratoryjnych nie pozwala na dokonanie jakiejkolwiek oceny poprawności wniosków opinii. W toku opiniowania nie zinterpretowano wszystkich wyników, nie wykonano testu poprawności przyjętej metodologii badań. Zaniechano możliwych do zastosowania i wskazanych w konkretnych uwarunkowaniach szerszych metod badawczych. W wielu sytuacjach interpretacja wyników uzyskanych badań jest nieprawidłowa, a interpretacja wyników badań niepoprawna. W szczególności należy podkreślić, że w przypadkach, gdzie eksperymenty wykonano w miarę poprawnie metody GC/ECD i GC/TEA zgodnie wskazują na liczne pozytywne wyniki RDX. Rażąco błędna jest interpretacja sygnału o parametrach RDX, wykrytego w licznych próbkach metodą GC/TEA, jako pochodzącego od ftalanu diizobutylu (FDiB). W kilku przypadkach występuje również sygnał analityczny pentrytu (PETN). Pozytywne wyniki dotyczą głównie próbek pobranych z poszycia fotel i ich części metalowych, a zatem na podstawie analizy tej części wyników należałoby wnioskować, że na pokładzie samolotu TU 154 M z dużym prawdopodobieństwem mogły znajdować się środki wybuchowe.

Z powyższych powodów opinia Centralnego Laboratorium Kryminalistyki Policji w Warszawie E-che 90/12 nie stanowi zatem opinii jasnej i pełnej.

Opinia niezależnych naukowców została też dostarczona przez pełnomocnika części rodzin smoleńskich Prokuraturze Wojskowej, o czym ta poinformowała na swojej stronie:
W nawiązaniu do dzisiejszych publikacji odnoszących się do kwestii związanych z opinią fizykochemiczną Centralnego Laboratorium Kryminalistycznego Policji dotyczącą ewentualnej obecności materiałów wybuchowych na szczątkach wraku samolotu Tu 154M nr 101 informujemy, że w dniu dzisiejszym do Wojskowej Prokuratury Okręgowej w Warszawie wpłynął wniosek dowodowy jednego z pełnomocników rodzin ofiar katastrofy, między innymi o wywołanie nowej opinii w tym przedmiocie. Do wniosku załączone zostały materiały nazwane przez jego autora „opinią prywatną w przedmiocie poprawności metodologicznej wykonanych analiz chromatograficznych i ich interpretacji oraz jasności i zupełności.

Czy prokuratorom starczy odwagi, by „wywołać opinię” raz jeszcze i czy materiał potrzebny do ponownych badań będzie jeszcze wiarygodny lub możliwy do uzyskania?

http://stanzag.salon24.pl/590530,w-smol ... nie-trotyl
http://www.npw.gov.pl/491-katastrofaTU154M.html
http://wpolityce.pl/smolensk/201107-blo ... rtyza-clkp

* * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * *

Macierewicz: To dyskwalifikacja prokuratury

Rozmowa z wiceprezesem PiS, przewodniczącym zespołu parlamentarnego badającego przyczyny tragedii smoleńskiej Antonim Macierewiczem.

Stefczyk.info: z opinii profesorów chemii, którzy przeanalizowali sposób procedowania z próbkami pobranymi w Smoleńsku, wynika, że CLKP popełniło podstawowe błędy w czasie wykonywania ekspertyz. Co więcej autorzy opinii, ujawnionej przez tygodnik „wSieci”, wskazują, że wyciągnięto błędne wnioski, a sprawa materiałów wybuchowych została zmanipulowana. O czym świadczy ten materiał?


Antoni Macierewicz: Ten materiał ostatecznie rozstrzyga o tym, że mamy do czynienia ze świadomym fałszowaniem przez prokuraturę fundamentalnych danych dla oceny tragedii smoleńskiej. Przecież ta ekspertyza pokazuje jednoznacznie, że część próbek była analizowana w sposób urągający podstawowym normom naukowym. Ekspertyza prof. Krystyny Kamieńskiej-Treli i prof. Sławomira Szymańskiego wykazuje to jednoznacznie. Wykazuje również, że zgodnie z danymi zawartymi w opinii CLKP odkryto, stwierdzono ślady materiałów wybuchowych. I to nie tylko trotylu, ale i RDX. RDX to najgroźniejszy materiał używany współcześnie przez terrorystów, jako materiał niszczący przy zamachach terrorystycznych.

Jak oceniać to, co działo się w prokuraturze w tej sprawie?

Ukrycie tego faktu przez prokuraturę jest przestępstwem, co będzie musiało mieć kiedyś konsekwencje karne. Ci ludzie się nie wykręcą. Rzeczpospolita będzie musiała wyciągnąć wobec nich konsekwencje. A poza tym należy wskazać, że taki sposób procedowania doprowadził do zafałszowania obrazu dramatu smoleńskiego. Mogę powiedzieć, że analizy, które przeprowadził zespół parlamentarny, w oparciu o rekonstrukcje szczątków, relacje świadków i analizy naszych naukowców, pozwoliły na odtworzenie ostatnich momentów lotu. Wyniki są w pełni kompatybilne z analizą profesorów, którzy wykazali obecność materiału wybuchowego. To są badania, które się pokrywają i potwierdzają swoje ustalenia.

Co to oznacza?

Ekspertyza, o której mówimy, potwierdza badania naukowców zespołu parlamentarnego i jednoznacznie pozwala już na przedstawienie opinii publicznej zamachu, z którym mieliśmy do czynienia. Film, który jest wynikiem tej rekonstrukcji, zostanie przedstawiony zespołowi parlamentarnemu w najbliższy poniedziałek.

Tego typu prace, jak procedura stosowana przez CLKP obniżają wiarygodność oficjalnego śledztwa. Co z nim powinno się w Pana ocenie zdarzyć?

Jest pan redaktor człowiekiem bardzo wyrozumiałym. Trzeba już jasno powiedzieć, po tej ekspertyzie, że tu nie mamy już do czynienia z obniżeniem wiarygodności, ale z dyskwalifikacją działań nie tylko ekspertów CLKP, ale przede wszystkim prokuratury. Manipulacje, jakie prokuratura realizowała w sprawie odkrycia obecności materiałów wybuchowych, a potem manipulacje z próbkami, fałszerstwa, jakich się dopuszczano – to wszystko pokazuje stan organów ścigania. On jest taki, jak stan rządu Donalda Tuska, uwidoczniony na taśmach opublikowanych ostatnio. To jest po prostu obraz absolutnej niekompetencji i nieuczciwości. To śledztwo będzie musiało zostać powtórzone od początku.

http://www.stefczyk.info/publicystyka/o ... z34tzwhU93

* * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * *

Panie premierze! Bomba już tyka… „Ile taśm ze smoleńskimi spotkaniami jest do ujawnienia?”

W czasie ostatniej konferencji prasowej premier Donald Tusk tłumaczył dlaczego kolejna afera w kręgach rządowych to, jak się wyraził, „przykra sprawa”.

Pytany przez dziennikarza o swój komentarz premier wyjaśnił:

Widać gołym okiem, że to przykra sprawa. Po pierwsze — ktoś nielegalnie podsłuchiwał ministrów. Chcę powiedzieć, że mam wystarczająco dużo wyobraźni, że każde z was byłoby w dość przykrym nastroju, że było nagrywane w ostatnich dwóch latach. Nie będę robił tego testu, bo znam jego wynik — kto z państwa poczułby się wtedy radośnie? Czy w związku z tym nie określiłby takiej sytuacji jako przykrej?

Jak widać świadomość, że ktoś nagrywał rozmowy premiera i jego ministrów powoduje nie lada ból głowy szefa rządu. Widząc skalę zdziczenia, degrengolady i poziom kompromitujących dealów, jakie omawiał Belka z Sienkiewiczem, to nie może dziwić. Można sądzić, że premier ma świadomość, że pod jego rządem już zaczęła tykać bomba, której zapewne zatrzymać nie sposób.

Premier Tusk rzeczywiście ma powody do zmartwień, podobnie jak jego ministrowie. Z doniesieniami dotyczącymi afery taśmowej oraz słowami Tuska świetnie koresponduje bowiem materiał Marka Pyzy z „wSieci”. Tygodnik opisał analizę, przygotowaną przez polskich chemików, którzy przyjrzeli się procedurze badania próbek smoleńskich pod kątem obecności materiałów wybuchowych.

Okazuje się, że w tej sprawie skala rażących błędów jest dramatyczna. Zapewne są one wynikiem celowego działania. Inaczej trudno tłumaczyć niespotykaną nieudolność. Sprawia to wrażenie celowości, a nie przypadku.

Jak wiele rozmów w sprawie materiałów wybuchowych odbyli najważniejsi politycy w kraju? Z iloma ludźmi rozmawiał Donald Tusk lub jego wysłannicy? Jak często ta sprawa była przedmiotem tajnych, czy wręcz nielegalnych spotkań na linii politycy-prokuratorzy? W ilu knajpach o tym rozmawiano licząc na dyskrecję? Ile taśm ze smoleńskimi spotkaniami jest dziś do ujawnienia?

Widząc rozmowy Belki z Sienkiewiczem nie można mieć żadnych wątpliwości: w imię utrzymania się przy władzy obecna ekipa rządowa na pewno byłaby w stanie brutalnie sterować śledztwem i prowadzić je tak, by nic groźnego dla władzy z niego nie wynikło.

Czy tak było? Trudno tę tezę odrzucić, skoro okazuje się, że biegli wykryli w próbkach substancje, których wykryć nie byli w stanie, a procedurę interpretowania wyników zaplanowano tak, by nie przyznać oczywistych wyników: materiały wybuchowe mogą być w próbkach ze Smoleńska.

Donald Tusk ma zdaje się świadomość, że to nie on w tej chwili jest rozgrywającym. A uderzenie może przyjść w każdej chwili i z każdej strony.

Publikacja Marka Pyzy wskazuje jednoznacznie, że również Smoleńsk, który władze zdaje się traktowały jako temat zabezpieczony, jest źródłem potencjalnego ciosu. A będzie to cios nokautujący.

Przytaczając słowa ministra Sienkiewicza po tym ciosie z Tuska i jego ekipy zostanie jedynie „ch.j, dupa i kamieni kupa”…

http://wpolityce.pl/polityka/201085-pan ... ujawnienia

* * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * *

Jan Pospieszalski dla wPolityce.pl o nowych faktach ws. Smoleńska: „Ta informacja powinna spowodować trzęsienie ziemi!”

W tle kompromitujących informacji o Aleksandrze Kwaśniewskim, które
Mariusz Kamiński przekaza w Sejmie tydzień temu, w tle dużej afery związanej z ujawnieniem podsłuchów wysypywanych przez „Wprost”, mamy porównywalną, albo jeszcze większej rangi informację, która ukazała się w tygodniku „wSieci”. Dwoje profesorów, pod nazwiskami, po przeprowadzeniu bardzo szczegółowych analiz stwierdziło, że na szczątkach TU-154M w Smoleńsku odkryto ślady substancji wybuchowych.


To informacja bardzo poważna, bo po dwóch czy trzech konferencjach prasowych prokuratury wojskowej, po opinii wydanej przez Centralne Laboratorium Kryminalistycznego Policji, mamy oto opinię rzetelnych naukowców, których komunikat jest jasny: prokuratura kłamie! Eksperci CLKP nie podali prawdziwych informacji.

Sprawa dotyczy rzeczy absolutnie podstawowej – dochodzenia prawdy o tym, jak zginął nasz prezydent. Na miłość Boską, ta informacja powinna spowodować trzęsienie ziemi! W dniu publikacji konferencje prasowe powinny być poświęcone temu tematowi. Premier powinien postawić pytanie, dlaczego podległe mu instytucje wprowadzają opinię publiczną i jego samego w błąd, podając fałszywe informacje.

Recenzja naukowców została już przekazana prokuraturze. Każdy może też przeczytać ją w internecie. Co na to śledczy i eksperci z CLKP? Opinia publiczna powinna dowiedzieć się, co się dzieje. Kto się myli? Tu nie ma miejsca na jakieś pośrednie stanowisko.

Sprawa smoleńska to od ponad czterech lat zadawanie fundamentalnych pytań. To determinacja ludzi, którzy za logiczne podważanie oficjalnych tez byli odsądzani od czci i wiary, ośmieszani, opluwani na wszystkie możliwe sposoby. Przemysł pogardy pracował, resortowe media pracowały, żeby ludziom temat katastrofy smoleńskiej zohydzić. I nagle dwoje profesorów z niekwestionowanym dorobkiem naukowym, z olbrzymią ilością publikacji międzynarodowych, ludzi szanowanych w tej wąskiej branży badań chemicznych dotyczących materiałów wybuchowych, pod swoimi nazwiskami, kładąc na szali kariery naukowe, prestiż, przekazuje nam komunikat, że na szczątkach tupolewa odkryto bardzo silny materiał wybuchowy RDX. Tygodnik „wSieci” opisał też, jak szczegółowo zanalizowali oni błędy popełnione przez śledczych i ekspertów CLKP. Przypominam sobie, że laboratorium długo trzymało próbki, mówiono nam, że wszystko musi odbyć spokojnie, bez popłochu. I popłochu nie było, czekaliśmy. W międzyczasie zmienił się szef tego laboratorium i nagle dowiadujemy się rzeczy sensacyjnych.

Ta sprawa wygląda nieprawdopodobnie podejrzanie i w interesie opinii publicznej, w interesie nas wszystkich, jest jak najszybciej ją wyjaśnić.

Oczywiście bardzo ekscytujące jest, ile razy Bartłomiej Sienkiewicz zaklął przy stoliku i co myśli o Radzie Polityki Pieniężnej oraz Jerzym Hausnerze Marek Belka. To rzeczy interesujące, z wypiekami można słuchać ich dialogów. Natomiast ujawnione nieprawidłowości w śledztwie smoleńskim są niezwykle poważne!

Zdaję sobie sprawę, że opinia publiczna i media być może po czterech latach są zmęczeni Smoleńskiem, być może część z nas się pogodziła, iż nigdy do prawdy nie dojdziemy. Można się zastanawiać, czy fakt, że Putin trzyma (bądź trzymał) w swoich rękach wszystkie dowody, daje szansę ma wyjaśnienie sprawy. Jednak na miarę tych możliwości, które mamy, należy ją badać. I właśnie taką postawę prezentuje dwoje naukowców – prof. Krystyna Kamieńska-Trela i prof. Sławomir Szymański. Jestem pełen szacunku do nich.

My, jako dziennikarze, powinniśmy też walczyć o to, żeby ta sprawa nie została zamieciona pod dywan, by inne, ważne, bulwersujące wydarzenia nie przykryły tej wielkiej pracy, którą naukowcy wykonali. I powinniśmy domagać się od instytucji państwa – prokuratury wojskowej, od ekspertów, którzy podpisali się pod raportem CLKP – odpowiedzi w tej szokującej sprawie. Ona musi zostać do spodu wyjaśniona!

http://wpolityce.pl/smolensk/201305-jan ... enie-ziemi

____________________________________
Ojczyznę wolną pobłogosław Panie.


19 cze 2014, 18:11
Zobacz profil
Zawodowiec
Avatar użytkownika

 REJESTRACJA10 lis 2006, 07:34

 POSTY        3465
Post Re: Katastrofa smoleńska
POdwójne standardy


 Nie masz wystarczających uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego postu.

____________________________________
"Demokracja to cztery wilki i owca głosujące o obiedzie" R.A.Heinlein


24 cze 2014, 22:17
Zobacz profil
Fachowiec
Własny awatar

 REJESTRACJA14 wrz 2011, 21:56

 POSTY        1263
Post Re: Katastrofa smoleńska
Przełomowa rekonstrukcja zdarzeń z 10 kwietnia

Obrazek

Rosyjscy kontrolerzy sterowani przez moskiewski ośrodek wydali polskiej załodze błędne komunikaty. Gdy piloci próbowali ratować maszynę, została ona rozerwana przez trzy wybuchy. – To nie jest zwykła animacja. To wierna rekonstrukcja zdarzeń z 10 kwietnia 2010 r. – mówi o filmie „Jak zginął prezydent RP” Antoni Macierewicz. Film od dziś dostępny jest z tygodnikiem „Gazeta Polska”.


Kilkudziesięciu ekspertów smoleńskiego zespołu parlamentarnego przez ponad 3,5 roku pracowało nad 20-minutową symulacją ostatnich chwil lotu rządowego Tu-154M. Efektem ich pracy jest film „Jak zginął prezydent RP”. To drobiazgowa rekonstrukcja pokazująca, kiedy i gdzie dochodziło do kolejnych wybuchów na pokładzie tupolewa, m.in. jak na skutek pierwszej eksplozji doszło do zniszczenia lewego skrzydła samolotu (według wersji rosyjskiej i polskiego rządu na skutek uderzenia w brzozę).

Najważniejszą i zupełnie nową częścią animacji jest analiza destrukcji silników rządowego tupolewa. Z ustaleń ekspertów wynika, że co najmniej dwa z nich uległy zniszczeniu, najprawdopodobniej uszkodzone przez odlatujące kawałki skrzydła. Przynajmniej 1/3 lewego silnika uległa rozerwaniu.

Autorzy animacji pokazują również, jak miały wyglądać dwie kolejne eksplozje. Pierwsza z nich, mająca miejsce mniej więcej 15 m nad ziemią, przesądziła o tragicznym charakterze katastrofy i zabiła wszystkie osoby znajdujące się w tylnej części kadłuba. Następny, trzeci wybuch, jak dowodzą eksperci, zniszczył przednią część samolotu, salonkę prezydenta i kokpit oraz centropłat. Działo się to tuż nad samym gruntem zaznaczonym jako przednia część wrakowiska. Praca nad tym ostatnim fragmentem animacji została poprzedzona analizą szczegółowej dokumentacji fotograficznej miejsca katastrofy i szczątków samolotu.

Według nawigatorów z Dęblina, którzy współpracowali z zespołem parlamentarnym, sposób sprowadzania Tu-154M przez Rosjan był rażąco nieprawidłowy i przyczynił się do wystąpienia tzw. czynnika deficytu czasu dla załogi. Rosjanie nie dali polskim pilotom możliwości ustabilizowania lotu, możliwości pełnej kontroli przyrządów oraz korekty kursu i wysokości. Dane, które podawano nawigatorowi w trudnych warunkach pogodowych, albo nie miały nic wspólnego z prawdą, albo przekazywane były zdecydowanie za późno.

– Szczególnie dokładnie pokazaliśmy ostatnich osiem sekund lotu. Rekonstrukcja tego etapu jest tak precyzyjna, że poświęciliśmy mu ok. 14 min filmu. Filmu, który nie jest zwykłą animacją. To wierna rekonstrukcja zdarzeń z 10 kwietnia 2010 r. oparta na faktach, niepodważalnych danych oraz analizach najlepszych specjalistów – mówi nam Antoni Macierewicz.

http://niezalezna.pl/56742-przelomowa-r ... 0-kwietnia

* * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * *

Macierewicz: samolot zniszczony przez eksplozje

Rozmowa z przewodniczącym zespołu smoleńskiego posłem Antonim Macierewiczem.

Stefczyk.info: Zespół smoleński przygotował kolejną prezentację, w której pokazują Państwo, jak wyglądały ostatnie sekundy lotu tupolewa, który uległ katastrofie. Jakie jest znaczenie tej prezentacji?

Antoni Macierewicz:
Sądzę, że ten film jest istotny, ponieważ pokazuje całościowe ujęcie przebiegu dramatu smoleńskiego. Zaznaczone są przygotowania do wizyty w Katyniu, wskazuje się na nieprawdopodobne lekceważenie kwestii bezpieczeństwa Prezydenta RP. Film przypomina decyzję o rozdzieleniu wizyty prezydenta i premiera. Zaniedbanie bezpieczeństwa widać nawet wtedy, gdy przyszła do Polski informacja o możliwości ataku terrorystycznego. Później pokazujemy przejęcie nawigacji przez Centrum „Logika” w Moskwie i generała Benediktowa, wprowadzanie w błąd pilotów. To przygotowało grunt do dramatu i stanowiło samo w sobie zagrożenie bezpieczeństwa i możliwość doprowadzenia do zniszczenia samolotu.

Jednak najważniejsza zdaje się animacja pokazująca sam mechanizm katastrofy. Co to wnosi do sprawy?

Rzeczywiście precyzyjnie, w zwolnionym tempie pokazujemy drugą i ostatnią fazę, w czasie której dochodziło do zniszczenia samolotu przez kolejne eksplozje, najpierw w lewym skrzydle, potem w centropłacie, a także w salonce prezydenta. Prezentujemy szczegółową analizę rozpadu salonki. W 20 minutach mamy pewne podsumowanie pracy wielu dziesiątków ludzi, nie tylko z zespołu parlamentarnego. Nad tym filmem pracowali również inni specjaliści.

Jak ten materiał koresponduje z materiałem opisanym przez tygodnik „wSieci”, w którym polscy chemicy krytycznie ocenili procedurę badania obecności materiałów wybuchowych?

Można powiedzieć, że materiał chemików jest niczym kropka nad „i”. Eksperci badający ekspertyzę CLKP wskazali, że ona została sfałszowana. Wskazali oni na to, że są silne przesłanki mówiące, że materiał wybuchowy na wraku jednak został znaleziony. To potwierdza tezę, jaką w naszej animacji prezentuje zespół - samolot został zniszczony przez eksplozje. Samolot by się uratował, gdyby doszło jedynie do błędnego naprowadzania. To przeświadczenie mieli również rosyjscy kontrolerzy, którzy mówili, że samolot zaczął odchodzić na drugi krąg i spadł.

Tak było?

Tak rzeczywiście było. Major Protasiuk uratowałby samolot, odszedłby na drugi krąg, gdyby nie wybuch w lewym skrzydle i następne eksplozje.

Czy sam mechanizm zniszczenia tupolewa jest już pewny, czy to wciąż jednak hipoteza?

To jest oczywiście hipoteza. Potrzebne są dalsze badania, które mogą uszczegółowić poszczególne fragmenty, które przedstawiliśmy. Być może dalsze badania wskażą kolejne miejsca eksplozji. Otwarta jest sprawa pracy silników. Aktualne jest pytanie, czy awaria objęła tylko pierwszy i trzeci silnik, czy nie miała może miejsca również w drugim? Obracamy się w sferze hipotez, ale bardzo silnych. One są wsparte badaniami laboratoryjnymi, relacjami świadków, analizą kształtu zniszczeń samolotu, jego poszczególnych części, czy analizą przeprowadzoną przez archeologów. A także tymi ostatnimi analizami, które opisał tygodnik „wSieci”.

Rozmawiał Stanisław Żaryn

http://www.stefczyk.info/publicystyka/o ... 1004427135

* * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * *

Z pomocą doktorowi Laskowi. Jest możliwe duże uszkodzenie skrzydła, które nie zapisze się w ogóle w „czarnych skrzynkach”

Obrazek

Zwykle twitterowa, okołosmoleńska działalność dr.inż. Macieja Laska nie
wydaje mi się dostatecznym powodem, aby pisać na jej temat dłuższe teksty, ale tym razem zrobię wyjątek.


Po prezentacji przez Zespół Parlamentarny filmu, pokazującego najbardziej prawdopodobną według twórców sekwencję zdarzeń w końcówce tragicznego lotu do Smoleńska, dr inż. Lasek zatweetował w sposób, z którego wynika, że w poruszonej przez siebie kwestii potrzebuje wsparcia. Ponieważ nie potrafił konkretnie odpowiedzieć na moje pytanie: zapisu zmiany których parametrów spodziewałby się w związku z wybuchami w skrzydle, postanowiłem spełnić obywatelski obowiązek i wesprzeć swoimi przemyśleniami rządowy organ tak skutecznie, jak tylko będę potrafił.

Zanim jednak udzielę doktorowi Laskowi obiecanego wsparcia, króciutkie wyjaśnienie. Film Zespołu Parlamentarnego jest w kilku bardzo istotnych kwestiach niezgodny z wynikami moich własnych obserwacji, ale przedstawiona w nim sekwencja eksplozji w locie w ogólnych zarysach zgadza się z hipotezą zdarzeń, która w mojej ocenie jest najbardziej prawdopodobna. Tyle, że najwyraźniej i tak stanowi ona problem merytoryczny dla dr.inż. Laska. Tu właśnie wyciągam pomocną dłoń.

Przewodniczący Zespołu ds. wyjaśniania ludności Raportu Millera w sarkastyczny sposób odniósł się do prezentowanej w filmie Zespołu Parlamentarnego sekwencji wybuchów w locie, pisząc:

jak rozumiem wszystkie „wybuchy” się nie zarejestrowały- zadziwiająca synchronizacja z systemem rejestracji.

Trudno się z dr.inż. Laskiem nie zgodzić. Zrozumiał dobrze. Żaden wybuch się bezpośrednio nie zarejestrował. Nie jest to jednak zadziwiające, a wręcz typowe dla samolotu Tu-154M, o czym pan przewodniczący, jak by nie było, utrzymywany z pieniędzy podatników, powinien wiedzieć.

W samolocie Tu-154M „czarne skrzynki” rejestrują m.in. stan niektórych elementów skrzydła. Jeśli przeanalizuje się zapisy parametrów lotu, można zauważyć niektóre awarie, które mogły się skrzydłom samolotu przydarzyć. Niestety, nie wszystkie. Na lewym skrzydle jest bowiem mniej podłączonych do rejestratora czujników, niż na skrzydle prawym- i tu jest częściowa odpowiedź na wątpliwość dr. inż. Laska. „Czarne skrzynki” nie zapisują ani stanu slotów lewego skrzydła (wprawdzie odpowiednie czujniki są na obu skrzydłach, ale zapis w rejestratorze pochodzi tylko z prawego), ani stanu lewej lotki. Oznacza to, że jest możliwe postępujące, duże uszkodzenie skrzydła powodujące niekontrolowany obrót samolotu i nieuchronną katastrofę, ale nie zapisze się ono w ogóle w „czarnych skrzynkach”. Jest tylko jeden warunek: musi to być uszkodzenie skrzydła lewego, a nie prawego. Dokładnie tak, jak było w Smoleńsku.

Badacze, którzy, zgodnie z wieloma publicznymi wypowiedziami członków Komisji Millera, swoją działalność ograniczą do badania zapisów „czarnych skrzynek”, w zasadzie muszą przeoczyć symptomy niszczenia pewnych stref lewego skrzydła, pod warunkiem, że mówimy o jego przedniej i środkowej części, i że wydarzenia dzieją się odpowiednio szybko. Środek skrzydła może daleko od pasa startowego ulec bardzo poważnym uszkodzeniom, a nasi badacze z poczuciem dobrze spełnionego obowiązku będą przekonywać opinię publiczną, że samolot był jak najbardziej sprawny „do brzozy”.

Zobaczmy, czy uda się ustalić pewien ciąg awarii z jednej strony zgodny z zapisami polskiej „czarnej skrzynki” ATM QAR, a z drugiej- możliwą serią eksplozji w locie. Mam nadzieję, że Czytelnicy wybaczą mi, iż w celach poglądowych pokażę dr.inż. Laskowi, jakie moja, a nie Zespołu Parlamentarnego, koncepcja ma odbicie w zapisie „czarnych skrzynek”. Wybór jest oczywisty- znam ją najlepiej. Przyjmijmy, że samolot odchodzi na drugie zajście z dość dużym kątem pochylenia (ok. 13 stopni), i ma prawie puste zbiorniki w doczepnej części skrzydła- tak, jak oceniła KBWLLP w swoim raporcie.

Pierwsza awaria, okolica bliższej radiolatarni: niewielki, punktowy wybuch w przedniej części lewego skrzydła, przed pierwszym dźwigarem, częściowo niszczący dźwigar i nosek skrzydła, a częściowo nadłamujący na niewielkiej powierzchni sloty. W jego efekcie skrzydło zacznie się łamać, skręcać, tracić siłę nośną i stawiać dodatkowy opór, ale sam proces musi potrwać kilka sekund.

Co widzi badacz w zapisach ATM QAR? Instalacja elektryczna 36 V nie uległa żadnym uszkodzeniom (bo nie uszkodzi jej nawet późniejsze, hipotetyczne uderzenie w brzozę). Podobnie, w normie pozostaje instalacja 27 V (Komisja Millera musiała domniemywać o jej uszkodzeniach oceniając przerwane kable i stłuczone światło pozycyjne- napięcie 27 V nie spadło nawet za brzozą doktora Bodina). Instalacje hydrauliczne 1-3 sprawne (nawet późniejsze odpadnięcie końcówki skrzydła nie spowoduje ich znaczącego rozszczelnienia- napisała o tym w raporcie sama Komisja Millera).

Sloty wprawdzie zostały częściowo nadłamane, ale o tym badacz nie wie, ponieważ ich stan z tej strony samolotu nie jest rejestrowany, poza tym uległy uszkodzeniu na niewielkiej długości- celem wybuchu było osłabienie dźwigara, a nie odstrzelenie slotów, których totalne zniszczenie byłoby trudne do wytłumaczenia. Sama eksplozja jest tak niewielka, że początkowy spadek siły nośnej jest niewyczuwalny, nie ma żadnego wpływu na przyspieszenia środka ciężkości samolotu, opór z lewej strony rośnie na tyle nieznacznie, że samolot nie zaczyna jeszcze zmieniać kierunku lotu. Taki wybuch nie ma żadnego wpływu na zachowanie interceptorów i spoilera, które są zamontowane z tyłu trzeciego dźwigara skrzydła. Ich stan jest normalny. Nie ma nic niepokojącego w zapisywanej przez „czarną skrzynkę” ilości paliwa- samolot leci z podniesionym nosem, resztki paliwa w skrzydle przelały się do tylnego zbiornika, a jeśli przedni zbiornik został nawet przebity, to na niewielkiej długości i akurat w najwyższym teraz miejscu. Zresztą, „czarna skrzynka” pokazuje coś niepokojącego dopiero, gdy ilość paliwa spadnie o ponad 200 kg. To na razie samolotowi nie grozi. Co widzi badacz „czarnych skrzynek”? Nic. Samolot jest w pełni sprawny.

Druga awaria, przed działką Bodina: tym razem znacznie większy wybuch, już w przednim kesonie (czyli pustym teraz przednim zbiorniku, wypełnionym parami paliwa), między pierwszym a drugim dźwigarem środkowej części skrzydła doczepnego. Odpada duża część slotów. Górna część przedniego kesonu łamie się w drzazgi, dolne poszycie częściowo odrywa i wygina, zaczynając stawiać duży opór. Uszkodzone i częściowo przerwane są już dźwigary numer 1 i numer 2. Żebra na dużej powierzchni całkowicie zniszczone. Tyle tylko, że rejestrator w ogóle nie zapisuje stanu tych części maszyny…

Od eksplozji otwiera się z dołu przedni zbiornik paliwa. Wstrząs od wybuchu jest odczuwalny nawet w kadłubie. Co widzi badacz „czarnych skrzynek”?

Spadek przyspieszenia- jest. No, ale tu gdzieś rośnie brzoza. Anomalii w działaniu instalacji elektrycznych i hydraulicznej nie ma. Nie ma wycieków paliwa (samolot leci z nosem do góry, więc paliwo jest cały czas przelane do w tylnego zbiornika, większość w nieuszkodzonym jeszcze tylnym kesonie), interceptory z tylu skrzydła w porządku, lekko drgnął spoiler. „Pewnie tu uderzyli w brzozę”- konstatuje badacz. A skoro uderzyli, to ani chybi oba zbiorniki paliwa przecięte. Badacz wie, że samolot był w tym miejscu lekko przechylony w lewo. Ale poziomu paliwa i tego, że kilkaset kilogramów kerozyny się tu nie wylało nie będzie sprawdzać, bo po co? To nieistotny przypadek, że się nie rozlało po całkowitym rozcięciu skrzydła przez drzewo. Czyżby badacz właśnie przeoczył, że tylna część tylnego kesonu z paliwem jest cały czas nieuszkodzona, i tak zostanie przynajmniej do ulicy Gubienki, gdzie przechylenie w lewo wzrośnie do ponad 15 stopni?

Tymczasem samolot z kompletnie zniszczonym przodem środkowej części skrzydła i coraz bardziej drgającą, naderwaną końcówką zaczyna gwałtownie obracać się w lewo.

Stopień zniszczenia lewego skrzydła, powodujący tak szybki obrót będzie można by ustalić tylko obliczeniowo lub eksperymentalnie. Nie, nie ma potrzeby. „Jak walnęło, to urwało”- myśli sobie badacz. Ponieważ stan lotki nie jest zapisywany, badacz nie umie stwierdzić czy już odpadła końcówka skrzydła, czy też nie.

W tej okolicy ATM QAR zaczyna mieć problemy z zapisem. Od tego miejsca badacz nie dowie się już nic pewnego z polskiej „czarnej skrzynki”-poszczególne zapisy trzeba będzie odtwarzać, mogą pojawić się błędy.

Trzecia awaria, kilkadziesiąt metrów przed TAWS38. Iskrzy instalacja elektryczna, następuje wtórny wybuch mieszanki paliwowej w tylnym zbiorniku doczepnej części skrzydła. Tylny dźwigar zostaje uszkodzony w rejonie spoilera, chociaż interceptory, znajdujące się bliżej kadłuba, nie wykazują żadnych symptomów awarii- nie otwierają się. Wstrząsy odczuwalne nawet w środku ciężkości samolotu zapisują się w rejestratorze jako gwałtowne załamania przyspieszeń, ale badacz może je zinterpretować jako uderzenia w drzewa. Skąd ma wiedzieć że coś w skrzydle eksplodowało?

Wraz z łamiącym się trzecim dźwigarem gwałtownie otwiera się spoiler. Następnie odpada, dając „zerowy” sygnał w rejestratorze do końca zapisu. Badacz może tylko domniemywać, że wraz z otwarciem się spoilera odpadła końcówka skrzydła. Bezpośrednich dowodów nie ma i nigdy nie będzie, ponieważ stan lotki lewej nie jest w ogóle zapisywany. O ocenie stanu slotów, z której można by pośrednio wywnioskować o przybliżonym miejscu zniszczonej powierzchni skrzydła, można tylko marzyć- ta informacja również się nie zapisuje. Zresztą po co to sprawdzać, skoro badacz dokładnie wie, że po utracie 4,5- metrowej końcówki skrzydła 80-tonowy samolot musi odwrócić się na plecy?

Gdyby opisane powyżej awarie miały miejsce na prawym skrzydle, można by z dość dużą dokładnością ustalić, kiedy i w którym miejscu został uszkodzony sam przód skrzydła (sloty), i kiedy odpadła końcówka z lotką. Obszar niemożliwych do stwierdzenia na podstawie zapisów „czarnych skrzynek” zniszczeń byłby ograniczony. Dziwnym przypadkiem, zniszczeniu uległo skrzydło lewe. Badacze nic nie zauważyli…

Oddajmy jeszcze głos doktorowi Laskowi, który mówi o ostatniej eksplozji w kadłubie, tuż przed wrakowiskiem:

W tym samolocie ciśnienie kabinowe jest wyrównywane z atm.przed lądowaniem ale rozerwanie kadłuba zostawiłoby ślad w rejestratorze (pomiar ciśnienia różnicowego) poprzez wpływ opływającego powietrza na ciśnienie stat. wewnątrz kadłuba”.

Wydaje się, że pan przewodniczący nie skonsultował się przed napisaniem tego choćby z doktorem Lipcem, który był w Komisji Millera specem od rejestratorów parametrów lotu. A szkoda. Ciśnienie w kabinie zapisuje się bowiem co pół sekundy.

Jeśli trwający tysięczne części sekundy wybuch w kadłubie wystąpił między kolejnymi zapisami i jednocześnie przerwał zasilanie „czarnej skrzynki”, to żadnego śladu wzrostu ciśnienia od eksplozji w rejestratorze nie będzie. Badacz znów będzie badał i nic nie wybada…

Z moim pełnym opracowaniem o wydarzeniach w Smoleńsku można zapoznać się tutaj:
https://drive.google.com/file/d/0BwPwbh ... sp=sharing

autor: Marek Dąbrowski

Magister inżynier, niezależny analityk, autor popularnonaukowych opracowań z dziedziny techniki wojskowej, autor referatu na I Konferencji Smoleńskiej. Badaniami Katastrofy Smoleńskiej zajmuje się od samego początku.

http://wpolityce.pl/smolensk/202754-z-p ... skrzynkach

____________________________________
Ojczyznę wolną pobłogosław Panie.


06 lip 2014, 10:11
Zobacz profil
Fachowiec
Własny awatar

 REJESTRACJA14 wrz 2011, 21:56

 POSTY        1263
Post Re: Katastrofa smoleńska
BBudowniczy: Prof. Kowaleczkę częściowo udało się przekonać

Bbudowniczy – tajemniczy bloger zajmujący się Katastrofą Smoleńską, którego wpisy osiągają po kilkanaście tysięcy odsłon. Do jego tez odnoszą się czasem złośliwie (Michał Setlak) a czasem merytorycznie (prof. Kowaleczko) rządowi eksperci. Kim jest? Dlaczego zajął się Katastrofą? Zapraszam na zapis rozmowy, którą z nim przeprowadziłem.


Cezary Krysztopa: Kim pan jest?

BBudowniczy: Osobą w średnim wieku gdzieś z Polski, z wykształcenia i zawodu inżynierem.

Ale inżynierem jakiej specjalności? Ja też jestem inżynierem, architektem, ale nie potrafię tak jak pan dyskutować o szczegółach obliczeń trajektorii samolotu.

Do sprawdzenia wyliczonej trajektorii lotu z ukształtowaniem terenu i śladami w terenie, nie jest wymagana wiedza specjalistyczna. Za to w wielu innych aspektach na pewno przydaje się wiedza z zakresu konstrukcji budowlanych i inżynierskich oraz wszechstronne techniczne wykształcenie.

Dlaczego zajął się pan katastrofą smoleńską?

Zająć to może za dużo powiedziane. Katastrofą smoleńską interesowałem się od samego początku, z różnym jednak nasileniem. Na początku miałem więcej zaufania do osób odpowiedzialnych za badanie katastrofy, jednak okazało się to sporą naiwnością. Ze względu na chaos informacyjny i dużą ilość nieprawdziwych/ fałszywych informacji, coraz częściej starałem się docierać do materiałów źródłowych i samodzielnie wyrabiać sobie zdanie na temat katastrofy.

To właśnie nazywam „zajęciem się”. Umówmy się, pomimo tego, że pana wpisy miewają dziesiątki tysięcy odsłon, a do pana tez odnoszą się eksperci rządowi. Jest pan istotnym punktem odniesienia w okołosmoleńskiej dyskusji. Choć fakt, że jako bloger, nie pan jeden. Co pan sądzi o takich wyskakujących jak diabełek z pudełka „blogerach” jak Ford Prefect na którego tezy powoływał się np. Maciej Lasek?

Z tym „istotnym punktem” to Pan jednak przesadza (śmiech). Sądzę, że wielu z tych blogerów było/ jest w mniejszym lub większym stopniu związanych z Komisją Millera, choć zapewne niektórzy robią to „hobbystycznie”. Wspomniany Ford Prefect jest akurat jednym z niewielu spośród nich, trzymających dobry poziom merytoryczny. Niestety – także kolejnym nastawionym wyłącznie na szukanie źdźbła w badaniach naukowców podważających oficjalne ustalenia, a nie zauważającym belek o które można się potknąć śledząc oficjalne ustalenia.

Jeśli tacy „hobbyści” sprawiają, jak Ford Prefect, wrażenie przygotowanych merytorycznie, to jak pan sądzi, dlaczego bronią tez oficjalnych? Może jednak widzą w oficjalnej argumentacji autentyczną logikę?

Nie powiedziałem, że akurat Ford Prefect robi to hobbystycznie – bo nie wiem. Nie chcę zgadywać, jakie są jego i innych blogerów intencje, choć można się domyślać, że niektórzy z nich bronią na blogach rezultatów swojej lub znajomych osób pracy. Co do „autentycznej logiki” zapraszam pod jeden z moich ostatnich wpisów „Arcyboleśnie proste sprawy” – raport Burdenki w swojej treści też był przecież całkiem logiczny. Komisja Burdenki odnalazła w grobach polskich oficerów dokumenty z 1941 roku, znaleziono notatki burmistrza Smoleńska z sierpnia 1941 roku w których pisano o „rozstrzeliwaniu jeńców wojennych – Polaków” (autentyczność potwierdzili biegli grafolodzy). Badania sądowo-lekarskie zwłok wykonane przez znanych specjalistów od medycyny wykazały, że ofiary zostały zamordowane pod koniec 1941 roku i to za pomocą niemieckiej amunicji. Wreszcie dziesiątki, jak nie setki świadków, widzących jak jeńcy są prowadzeni przez Niemców do lasu, a potem słyszących wystrzały… Ekshumacje były prowadzone przy udziale zachodnich obserwatorów, w tym amerykańskiego ambasadora, stwierdzających , że to Niemcy kłamali w sprawie stopni wojskowych ofiar itp. Gdyby nie to, że odkrycia miejsca kaźni dokonali wcześniej Niemcy, skąd byśmy wiedzieli że raport Burdenki został sfałszowany?

Rzadko się zdarza żeby Michał Setlak czy prof. Kowaleczko odpowiadali blogerom. Dlaczego odpowiadają panu?

W przypadku prof. Kowaleczki sam byłem mile zaskoczony – sądzę, że przeważyła tutaj chęć dyskusji na temat swoich obliczeń także z osobami bardziej sceptycznie do nich nastawionymi . Nie da się ukryć, że choć prof. Kowaleczko jest wysokiej klasy specjalistą w swojej branży, to jednak nie jest człowiekiem nieomylnym, ani tym bardziej omnibusem. Niezgodność wyliczonej przez niego trajektorii ze śladami w terenie, a także dziwna zależność pomiędzy arbitralnie wyznaczoną siłą uderzenia samolotu w brzozę a wyliczonym przechyleniem końcowym samolotu, nie zostały niestety wyjaśnione . Nasza korespondencja urwała się, ale temat miał ciąg dalszy – z pierwotnej półbeczki wyliczonej przez profesora zrobiła się po jakimś czasie ćwierćbeczka, prawdopodobnie w wyniku pominięcia w dalszych obliczeniach siły uderzenia w brzozę. Tu jednak mogę tylko spekulować, gdyż skorygowane obliczenia prof. Kowaleczki nigdzie nie zostały opublikowane.

W przypadku Pana Setlaka ciężko mówić o jakiejś korespondencji – kilka razy „dosadnie” skomentował na TT moje blogerskie wpisy (być może w ramach „monitoringu blogosfery”) , co też spotkało się z adekwatnymi odpowiedziami na moim blogu.

Sądzi pan że jest szansa na przekonanie prof. Kowaleczki o tym, że tkwi w błędzie?

Sądzę, że w jakimś stopniu się to udało – dowodem na to jest porzucenie wątpliwego pomysłu na wprowadzanie do obliczeń siły uderzenia w brzozę i wynikająca z tego zmiana wyników końcowych. Dodam, że moje uwagi dotyczyły jedynie niektórych aspektów jego badań, nie posiadam wiedzy i doświadczenia by móc oceniać całościowo obliczenia prof. Kowaleczki. To nie moja branża.

Czy oprócz obliczeń trajektorii lotu zajmuje się pan jeszcze jakimiś aspektami katastrofy?

W zasadzie trajektorią lotu zająłem się tylko raz – trochę z doskoku, gdyż moje zainteresowania w większym stopniu dotyczą zagadnień związanych z destrukcją samolotu i kolizją samolotu z brzozą. Interesuje mnie też tematyka dezinformacji, wtłaczanej od pierwszych dni katastrofy w uszy Polaków. Ciekawe, że dziś wielu osobom nie podoba się, gdy ktoś przypomina, jak z wielką chęcią sami wspierali i kolportowali różne kłamstwa. Pewien bloger, któremu wynalazłem wypowiedzi sprzed 4 lat w których lansował tezę o gen. Błasiku pilotującym Tu-154, nazwał takie przypominanie „ubecką metodą” (śmiech).

Czy przy obecnym poziomie obstrukcji śledztwa ze strony Rosjan, braku dowodów i w związku z czasem jaki upłynął od katastrofy jesteśmy w stanie zbudować jakieś wiarygodne tezy?

Mam nadzieję, że tak – mimo tych wszystkich zaniechań poczynionych przez polską stronę w pierwszych dniach, tygodniach i miesiącach po katastrofie. Trochę wartościowych informacji tkwi w aktach śledztwa i z czasem będą one wypadać niczym „trupy z szafy”, mniej ( np. raport archeologów) lub bardziej oficjalnie (ekspertyza pirotechniczna). Bo dopiero z nich możemy się dowiedzieć, że już przed miejscem upadku samolotu znaleziono wiele jego fragmentów mocno „osmalonych” i „przepalonych”, a sam wrak jest pełen charakterystycznych śladów wybuchu takich jak „osmalenia” i „nadtopienia”. Zadałem nawet zapytanie w tej sprawie do Zespołu Laska, gdyż na ich stronie beztrosko wisi sobie następująca wypowiedź : „Brak charakterystycznych śladów wybuchu, takich jak osmalenia i nadtopienia, na szczątkach samolotu. (…) Tego rodzaju śladów nie stwierdzono na żadnych szczątkach samolotu Tu-154M i jego wyposażenia, ani na ciałach ofiar i należących do nich przedmiotach.” . Odpowiedzi się nie doczekałem. Inny przykład – ujawnienie przez prokuraturę w całości ekspertyzy pirotechnicznej, co umożliwiło sprawdzenie jej przez niezależnych specjalistów. Profesorowie Szymański i Kamieńska w swej opinii przekonująco uzasadnili, że ekspertyza nie tylko nadaje się w znacznej części do kosza, ale także : „na podstawie analizy tej części wyników należałoby wnioskować, że na pokładzie samolotu TU 154 M z dużym prawdopodobieństwem mogły znajdować się środki wybuchowe.”

I dlatego zarówno Zespół Laska jak i prokuratura rękami i nogami bronią się przed publikowaniem czegokolwiek, z czym można skonfrontować oficjalne komunikaty.

Czy w wyniku udowodnienia im świadomych przekłamań powinni ponieść odpowiedzialność karną?

Świadome przekłamania mieliśmy np. przy okazji rzekomego uczestniczenia przez polskich ekspertów w sekcjach zwłok ofiar. 28.04.2010 roku pułkownik Rzepa stwierdził, że „we wszystkich sekcjach zwłok, także tej prezydenta Lecha Kaczyńskiego, brali udział polscy eksperci”, a dwa lata później – 18.09.2012 r. – prokurator Szeląg przeprosił za to, że nie brali. Dla mnie istotniejsze są jednak zaniechania z pierwszych godzin i dni po katastrofie, które wynikły z zarówno z działań polskiego rządu, jak i organów powołanych do zbadania tej katastrofy. Mam nadzieję, że osoby które do tego dopuściły poniosą za to odpowiedzialność. Inaczej nadal będziemy mogli mówić, że państwo polskie istnieje tylko teoretycznie.

Do ostatniej Gazety Polskiej została dołączona symulacja fragmentu lotu i sekwencji zniszczenia samolotu. Jak pan ocenia prawdopodobieństwo takiego przebiegu zdarzeń?

Opublikowana symulacja jest ważnym podsumowaniem dotychczasowych prac Zespołu Parlamentarnego i związanych z nim naukowców. Szczególnie interesujące jest przedstawienie na jej tle zeznań świadków katastrofy – zeznania te w dużej mierze pokrywają się z prezentowanym przebiegiem zdarzeń. Uważam przedstawiony scenariusz za prawdopodobny.

Zespół Parlamentarny oskarżany jest o to, że postawił już różne tezy, w tym sprzeczne ze sobą. Czy jest to zwykły element naukowej metody czy jednak nieudolność?

Obserwując działalność Zespołu Parlamentarnego, można zauważyć że rozważał on i rozważa różne hipotezy, choć ogólny zarys tego co mogło stać się w Smoleńsku został nakreślony już ok 2012 roku (publikacja „28 miesięcy po Smoleńsku”). Prokuratura z tego co mi wiadomo, także rozważa(ła?) różne – czasem sprzeczne – hipotezy, a chyba nikt nie powie, że równoczesne badanie możliwości zamachu i błędu pilota świadczą o jej nieudolności. Poza tym naukowcy też są tylko ludźmi i mają prawo do błędów. Zazwyczaj osoby zajadle krytykujące naukowców związanych z Zespołem Parlamentarnym, stosują zupełnie inne standardy względem garstki naukowców wspierających oficjalną narrację. Prof. Sibilski stwierdził w jednym z wywiadów, że w skrzydle TU-154 w miejscu uderzenia były jedynie dwa dźwigary, a dr Błaszczyk że pasy dźwigarów są wykonane ze stali lotniczej, a nie duraluminium. Czy to świadczy o nieudolności? Oczywiście że nie, choć stosując kryterium tych osób – tak. Jest także prof. Artymowicz, uznany astrofizyk, który podjął się obliczeń kolizji skrzydło – brzoza. Efekt okazał się podobny do tego, który osiągnąłbym ja zabierając się za obliczenia pyłu międzygwiazdowego lub badanie ewolucji gwiazd podwójnych.

Dziękuję za rozmowę.

http://tygodniksolidarnosc.com/pl/4848/ ... konac.html

____________________________________
Ojczyznę wolną pobłogosław Panie.


06 lip 2014, 10:14
Zobacz profil
Fachowiec
Własny awatar

 REJESTRACJA14 wrz 2011, 21:56

 POSTY        1263
Post Re: Katastrofa smoleńska
Ciała w workach pakowane do aluminiowych trumien. Poruszające wspomnienie s. Marii, obecnej przy identyfikacji ofiar katastrofy smoleńskiej

Obrazek

Fot. wPolityce.pl / PomnikSmolensk.pl

Dlaczego to się stało, nie wiemy. Oprócz rozmaitych powiązań politycznych, których można się domyślać, można coś snuć, jakoś Pan Bóg to dopuścił, więc coś z tego kiedyś wyjdzie. A kiedy i co – tego nie wiemy. Teraz trzeba się modlić o siłę dla tych, których to najbardziej dotknęło i dla naszego całego narodu. Zginęli nie tylko prezydent jako najwyższy przedstawiciel, ale też ludzie z rządu, naprawdę bardzo wartościowi, bardzo dobrze przygotowani do swoich stanowisk. Zostaliśmy pozbawieni w najlepszym tego słowa znaczeniu kadry kierowniczej naszego narodu


— tak s. Maria Ślipek ze Zgromadzenia Najświętszego Serca Jezusa w Moskwie w rozmowie z serwisem PomnikSmolensk.pl wspomina pierwsze godziny po katastrofie smoleńskiej. W Moskwie mieszka od 1993 r. 11 kwietnia 2010 r. została poproszona o wsparcie w tłumaczeniu i opiece nad rodzinami ofiar tragedii, które miały przyjechać do Centrum Medycyny Sądowej w Moskwie na identyfikacje.

S. Maria towarzyszyła trzem rodzinom. Tak opisuje procedury identyfikacyjne:

Prokurator miał część jakiejś dokumentacji, formularze, zdjęcia – z tego, co pamiętam i co mogłam dojrzeć – ze Smoleńska, z miejsca katastrofy, ewentualnie jakieś pamiątki, które mogły pomóc w określeniu, kto to jest.

(…) Tak, jak nam mówiono, mniej więcej ok. 40 ciał można było jakoś zidentyfikować. Więcej niż połowa była w takim stanie, że identyfikacja była trudna albo wręcz niemożliwa. (…) Tak jak patrzyłam na te osoby – czy to był mąż, brat, może ktoś z dalszej rodziny – widziałam, że ten wywiad był dla nich dosyć przykry, ale z drugiej strony twierdzono, że taka jest procedura.

(…) Kiedy określono mniej więcej, że dane ciało może być w jakimś stopniu już rozpoznane, wtedy sprowadzano te osoby do sali, w której znajdowało się cztery-pięć stanowisk. Przypominało mi to znane z moskiewskich szpitali sale pożegnania ze zmarłymi. (…) Na ogół ciała były przykryte prześcieradłami. (…) Pokazywano albo ciało w całości albo jego fragment. Jeżeli były tylko poszczególne części ciała, wtedy w prześcieradle przykrywającym ciało były powycinane otwory, by była widoczna ta część ręki, nogi, boku, gdzie mógł być jakiś szczególny znak. (…) Dla niektórych była to pewnego rodzaju ulga, że mogli mimo wszystko pożegnać swoich najbliższych. Że mogli się z nimi jakoś jeszcze spotkać.

(…) Jeżeli dana osoba stwierdziła, że to jest jej bliski – mąż, brat, ktoś z najbliższej rodziny – wtedy dawano tabliczkę z napisanym imieniem i nazwiskiem, którą wkładano do takiej jak gdyby trumny. (…) Było bardzo trudno rozpoznać ciało, gdy głowa był uszkodzona lub ciało było bez głowy. Tłumaczono nam, że następuje taki wstrząs, że bardzo często głowy zostają roztrzaskane i momentalnie następuje śmierć.

(…) Byłam także w drugim czy trzecim dniu pobytu, kiedy już ciała, które zostały zidentyfikowane wkładano do trumien, w których już miały polecieć do Polski. Tam byli polscy żołnierze. Były przygotowane tabliczki na trumny z imieniem, nazwiskiem, datą śmierci, wyraźnie oznakowane. Były przekazywane z tych trumien czerwono-fioletowych, o jakich gdzieś w prasie wspominano, do trumien metalowych. Były zamykane szczelnie, spawane i potem wkładane do trumny drewnianej i w ten sposób były transportowane do samolotu i do Polski. Dla mnie było dużym zaskoczeniem, kiedy dowiedziałam się, że ta identyfikacja była bardzo jakaś taka… niedokładna to jest za mało powiedziane… Jak w przypadku pani Anny Walentynowicz, której syn rozpoznał ją bez problemu. Jak to się później stało (złożenie ciała do innego grobu – przyp. red.), jest dla mnie tajemnicą.

Byłam tam dwa pełne dni. Później powiedziano nam, że identyfikacja będzie bardzo trudna.

Byłam przy trzech ciałach. (…) Ktoś z rodziny prosił, by przekazać do jednego z ciał obrazek, medalik i jedna z pielęgniarek zaprowadziła mnie do tej podziemnej sali, gdzie widziałam z daleka te ciała, jeżeli można tak powiedzieć, w dość dobrym stanie. Ale to było tylko z daleka. Byli też polscy księża, którzy pomagali w identyfikacji, zwłaszcza jeśli chodzi o bp. Płoskiego, innych księży. Przekazywali później, że widzieli fragmenty ciał. Jeden z księży mi powiedział, że po pierścieniu poznał, że to był bp. Płoski.

S. Maria potwierdza również, że ciała były pakowane najpierw do worków, a później do aluminiowych trumien. Według jej relacji, w niektórych przypadkach rodzinom nie towarzyszył polski psycholog, lecz rosyjski. Przy całej procedurze identyfikacji nie spotkała też żadnego lekarza z Polski.

Zakonnica wspomina najbardziej wzruszające momenty tamtych dni:

Niektórzy traktowali to jako ostatnie pożegnanie. Była sytuacja, gdy ktoś rozstał się z tym bliskim sobie człowiekiem w jakiejś niezgodzie. I poprosiła ta osoba, by być sam na sam z tym zmarłym. Zwykle się nie zgadzano. W tym przypadku było inaczej. Ta pani poprosiła, żeby siostra tam z nią była. To było pojednanie i pożegnanie z tym mężem…

(…) Niektórzy się zamykali, inni przychodzili do kaplicy, żeby się pomodlić. Na prowizorycznym ołtarzu były umieszczone zdjęcia, które udało nam się znaleźć. Poprzez te zdjęcia też żegnali się z tymi ludźmi.

http://wpolityce.pl/smolensk/203355-cia ... molenskiej

____________________________________
Ojczyznę wolną pobłogosław Panie.


06 lip 2014, 10:16
Zobacz profil
Wyświetl posty nie starsze niż:  Sortuj wg  
Odpowiedz w wątku   [ Posty: 2082 ]  idź do strony:  Poprzednia strona  1 ... 136, 137, 138, 139, 140, 141, 142 ... 149  Następna strona

 Nie możesz rozpoczynać nowych wątków
 Nie możesz odpowiadać w wątkach
 Nie możesz edytować swoich postów
 Nie możesz usuwać swoich postów
 Nie możesz dodawać załączników

Skocz do:  
cron