Teraz jest 06 wrz 2025, 11:06



Odpowiedz w wątku  [ Posty: 2082 ]  idź do strony:  Poprzednia strona  1 ... 134, 135, 136, 137, 138, 139, 140 ... 149  Następna strona
Katastrofa smoleńska 
Autor Treść postu
Fachowiec
Własny awatar

 REJESTRACJA14 wrz 2011, 21:56

 POSTY        1263
Post Re: Katastrofa smoleńska
Kompromitacja rządzących jest wielka. Dziś za ich wersją tragedii smoleńskiej nie stoi nic. Oni są wyznawcami spiskowych teorii

Obrazek

Śledztwo smoleńskie od początku znalazło się w politycznej pułapce zastawionej przez ludzi współodpowiedzialnych za tę tragedię.
Prokuratura wyjaśniająca przyczyny katastrofy zależy od ustaleń polskich polityków ze stroną rosyjską. A politycy wolą dbać o własną bezkarność niż zapewniać prokuraturze warunki do rzetelnej pracy.

Ten stan rzeczy doprowadził do sytuacji zaskakującej. Niemal cztery lata po tragedii smoleńskiej prokuratura wojskowa przyznaje, że potrzebne są jej nowe kopie zapisów czarnych skrzynek z tupolewa, który uległ katastrofie. Wygląda więc na to, że dotychczasowe kopie i odczyty są – z jakichś względów – niewiarygodne. Znaczenie wniosku o pomoc prawną do Rosji, jaki opisał „Nasz Dziennik”, jest ogromne. Decyzja prokuratury oznacza, że wszystkie jej dotychczasowe ustalenia mogą okazać się fałszem. Już oznacza, że wszystko, co śledczy ustalili oraz wszystko, co otrzymali z Moskwy, jest niewiarygodne.

Mówi o tym wprost mec. Piotr Pszczółkowski w rozmowie z portalem Stefczyk.info.

Najważniejszy wniosek, jaki płynie z tej wiadomości to nauczka dla nas, że to, co do tej pory dzieje się w śledztwie smoleńskim, jest bez sensu. Jeśli prokuratura co i rusz potrzebuje nowych kopii, potrzebuje nowych zapisów, a stare wydają się, że nie odpowiadają wymogom opiniowania, to świadczy, że bez dowodów rzeczowych prowadzenie tego śledztwa to fasadowa działalność. (…) Ktoś może kiedyś odkryć, że pozyskiwane zapisy nie odpowiadają zapisom zgodnym z prawdziwymi, ktoś może odkryć fałszerstwo w zapisach czarnych skrzynek. I wtedy cały dotychczasowy plan pracy prokuratury będzie bezwartościowy. Trzeba i to mieć na uwadze

- wyjaśniał.

Wraz z zakwestionowaniem kopii odczytów czarnych skrzynek polska prokuratura podważyła wszystko, co do tej pory zrobiono w oficjalnym śledztwie. Postawiła również kropkę nad i nad zakwestionowaniem wiarygodności rządowej wersji wydarzeń. Bowiem to właśnie odczyty rejestratorów mają być kluczowym dowodem na rządową wersję tragedii smoleńskiej, a skoro śledczy właśnie informują, że dotychczasowe odczyty są niewiarygodne wszystko legło w gruzach.

Za przekazem millerowsko-MAKowskim nie stoi obecnie nic. Nie ma żadnych pewnych danych i akt, które świadczyłyby, że rządowa wersja wydarzeń jest prawdziwa. Wszystko jest bowiem tak samo wiarygodne, jak wcześniejsze odczyty czarnych skrzynek. Decyzja polskiej prokuratury, by raz jeszcze dokonać kopii ich zapisów jest dowodem na kpiny, jakie w sprawie smoleńskiej widać od dawna. Jednak jest również dowodem na ostateczny upadek rządzących, którzy starają się utrzymać Polaków w fałszywym obrazie Smoleńska.

Widać dziś wyraźnie, że kompromitacja rządzących jest wielka. Dziś za ich wersją tragedii smoleńskiej nie stoi nic.

Dla mnie teoria spiskowa to ta, której nie można dowieść na rzetelnych danych, a taki jest raport MAK

- mówił Glen Jorgensen, duński ekspert współpracujący z zespołem parlamentarnym w TV Republika.

I rzeczywiście, dziś to obóz rządzący jest pełen wyznawców i obrońców spiskowych teorii smoleńskich. To oni obstają twardo przy zupełnie absurdalnych opowieściach o Smoleńsku.

http://wpolityce.pl/dzienniki/blog-stan ... ych-teorii

* * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * *

Raport Jørgensena

Rozkład siły nośnej nie odpowiada samolotowi Tu-154M w konfiguracji, jaką miał podczas podejścia do lądowania w Smoleńsku – tak ocenia symulację prof. Grzegorza Kowaleczki inżynier Glenn Jørgensen, Duńczyk współpracujący ze smoleńskim zespołem parlamentarnym


W piątek na posiedzeniu zespołu zaprezentował swoje podsumowanie wymiany poglądów z ekspertem, na którego powołuje się tzw. zespół Laska, broniący ustaleń komisji Millera. Swoją pierwszą symulację Jørgensen pokazał latem ubiegłego roku, Kowaleczko – w styczniu. W międzyczasie doszło do prywatnej wymiany opinii obu autorów oraz publicznej krytyki raportu Duńczyka przez polskiego profesora. Jednocześnie model Jørgensena trochę ewoluował, Kowaleczko też przymierza się do modyfikacji swojej pracy. W Sejmie, jak się można było spodziewać, Kowaleczki nie było.

Jak się okazuje, duński inżynier i pilot-amator sporo skorzystał z pomocy bardziej doświadczonego polskiego naukowca. Przede wszystkim dzięki Kowaleczce Duńczyk zyskał dostęp do rosyjskiej literatury specjalistycznej, zawierającej unikalne dane techniczne samolotu. Wymiana opinii wzmocniła też podstawy teoretyczne symulacji współpracownika zespołu parlamentarnego.

W tekstach Kowaleczki można znaleźć poza krytyką wiele słów uznania pod adresem Jørgensena. Duńczyk też chwali profesora, dziękując za pomoc. Ale pozostały między nimi poważne różnice merytoryczne.

U podstaw symulacji Jørgensena leży wykorzystanie jak najmniejszej ilości danych wejściowych i prostota modelu matematycznego. W pierwszym chodzi o to, żeby posługiwać się danymi możliwie pewnymi. Są to geometria samolotu, wyliczona teoretycznie siła nośna, początkowa prędkość (pionowa i pozioma) oraz położenia brzozy i miejsca katastrofy. To ostatnie jest według Jørgensena jedynym pewnym i dokładnym punktem trajektorii samolotu. Duńczyk wykorzystuje też zapis pomiaru przyśpieszenia pionowego z raportu MAK. Obliczenia koncentrują się na przechyleniu samolotu pod wpływem różnicy siły nośnej spowodowanej oderwaniem fragmentu lewego skrzydła. W tej symulacji linia trajektorii samolotu jest od początku jakby zawieszona w próżni, gdyż Jørgensen nie zakłada żadnej bezwzględnej wysokości i dopiero zostaje „zaczepiony” do ziemi w miejscu, w którym maszyna się rozbiła.

Dopiero odtąd można „cofnąć się” i zobaczyć wysokość, np. w miejscu, w którym rośnie brzoza. Poza tym założono, że siła nośna jest rozłożona równomiernie po całym skrzydle. Jørgensen zastąpił to przybliżenie zaproponowaną przez Kowaleczkę bardziej zaawansowaną i dokładną analizą CFD, lecz – jak twierdzi – nie spowodowało to dużych zmian działających sił (momentów).

Gdy odrywa się część lewego skrzydła, spada jego siła nośna, staje się mniejsza niż skrzydła prawego i stąd obrót w lewo. Jednocześnie następuje wzrost kąta natarcia wytłumiający siłę nośną. Wówczas różnica momentów zanika i pozostaje obrót z mniej więcej stałą prędkością kątową, który kończy się w chwili uderzenia w ziemię, na co z kolei wpływ ma jednoczesna zmiana wysokości, najpierw jej wzrost, a potem spadek.

Klapy Fowlera

Problem w tym, jak właściwie dobrać wszystkie parametry, by symulacja odpowiadała rzeczywistości. Jørgensen zarzuca Kowaleczce w tym miejscu kilka błędów. Łączy je ogólna tendencja do zawyżania znaczenia aerodynamicznego oderwania fragmentu skrzydła, któremu Duńczyk przeciwstawia znaczenie aerodynamiczne pozostałej części skrzydła.

Przede wszystkim Jørgensen inaczej liczy powierzchnię skrzydeł. Dodaje do wyliczonego pola poziome usterzenie ogona oraz wysunięte na czas lądowania klapy i sloty (skrzela). Kowaleczko twierdzi, że to błąd. Powierzchnia podczas całej symulacji powinna być stała, a wysunięcie dodatkowych elementów zostaje uwzględnione przez dobranie zmodyfikowanych współczynników aerodynamicznych. Duńczyk tej argumentacji nie przyjął, a na swoją obronę przytacza podobne obliczenia w rosyjskich książkach o Tu-154.

Zdaniem Jørgensena, w symulacji Kowaleczki nie uwzględniono zmiennej grubości skrzydła samolotu i szerokości na końcu. Zamiast prostych klap powinno się uwzględnić, że tupolew ma bardziej skomplikowane klapy Fowlera.

W efekcie tam, gdzie Kowaleczce wychodzi utrata siły nośnej na poziomie 14 proc., Jørgensen szacuje ją na najwyżej 8 procent. Ale nawet gdy Duńczyk przyjął dane polskiego profesora zamiast własnych i dalej wykonywał obliczenia swoją metodą, ogólne konkluzje pozostają takie same.

Kowaleczko twierdzi mianowicie, że możliwe jest wykonanie półbeczki z jednoczesnym uniesieniem się samolotu, przy czym końcowy kąt przechylenia to 90-100 stopni, a więc maszyna uderzyłaby w ziemię „bokiem”, czyli skrzydłem.

Jørgensen uważa, że to niemożliwe. Rozważa wiele wariantów. I tak przy utracie siły nośnej na poziomie 4 proc. trajektoria okazuje się leżeć na północ od rzeczywistej, a samolot unosi się i unika rozbicia się. Przy większej utracie siły nośnej trajektoria pozioma zbliża się do obliczonych w wyniku analizy zapisów rejestratorów, ale samolot uderza w ziemię znacznie wcześniej. Według wyliczeń Duńczyka, w żadnym wariancie stopnia utraty siły nośnej i wysokości brzozy nie da się otrzymać zgodnego z rzeczywistością końcowego kąta przechylenia i położenia miejsca katastrofy.

Dopiero przyjęcie, że doszło do utraty jeszcze jednego fragmentu skrzydła, daje rezultaty symulacji zgodne z zapisami rejestratorów i śladami na ziemi. Duńczyk w swoim tzw. scenariuszu nr 2 zakłada, że oderwało się 9,5-11,5 metra skrzydła, co odpowiada utracie 21 proc. siły nośnej. – Wtedy wykres kończy się idealnie we właściwym miejscu – mówi Jørgensen. Końcowe przechylenie to 130-160 stopni, czyli zgodnie z raportem komisji Millera (MAK podaje 210 stopni). Problem w tym, że wykres wprawdzie kończy się rzeczywiście idealnie, ale zaczyna 33 metry nad ziemią, tam gdzie jest brzoza.

Jest zgodne z wynikami innych ekspertów zespołu parlamentarnego, którzy twierdzą, że samolot w ogóle w to drzewo nie uderzył, gdyż leciał znacznie wyżej. Ale wówczas trudno wytłumaczyć, co spowodowałoby rozerwanie skrzydła, szczególnie w sytuacji, gdy wykruszają się argumenty na rzecz hipotezy wybuchu.

Podobna (początkowa) utrata siły nośnej występuje też u Kowaleczki, tylko że uzyskuje ją bez zakładania oberwania tak dużego fragmentu powierzchni nośnej. Ale Duńczyk ma na to kolejny argument, który pojawi się już przy pierwszej jego prezentacji. Mianowicie na zdjęciach miejsca katastrofy widać bruzdy w ziemi –pozostałość pierwszego uderzenia skrzydła i innych części samolotu w ziemię. Teraz Jørgensen posłużył się wykresami z pracy Kowaleczki pokazującymi dokładnie ruch końcówek skrzydeł według jego symulacji. I wyszło mu, że ślady na ziemi zupełnie nie pasują do modelu Kowaleczki. Natomiast są zgodne z jego „scenariuszem nr 2”.

Piątkowa prezentacja Jørgensena jest dostępna w internecie, wkrótce zapewne zespół parlamentarny opublikuje pełną dokumentację, więc możemy się spodziewać kontrargumentów Kowaleczki. Na osobiste spotkanie oponentów i ich dyskusję na razie nie możemy liczyć.

http://naszdziennik.pl/polska-kraj/6712 ... nsena.html

* * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * *

Duński ekspert G. Jørgensen: skrzydło samolotu nie mogło oderwać się po zderzeniu z brzozą

- Macie w Polsce tendencje do dezawuowania, do zaprzeczania swoim naukowcom. Tylko dlatego, że mają polskie pochodzenie - dziwi się w rozmowie z portalem niezalezna.pl Glenn Jørgensen, duński naukowiec współpracujący z parlamentarnym zespołem wyjaśniającym okoliczności katastrofy smoleńskiej. - Spójrzcie na to, czego dokonali polscy profesorowie na całym świecie.


- Jesteśmy naukowcami i inżynierami z całego świata, zbieramy wyniki naszych badań i wspólnie skłaniamy się do tego samego wniosku: skrzydło samolotu nie mogło oderwać się po zderzeniu z brzozą bądź innym drzewem. Skrzydło odpadło nie poprzez kontakt z drzewem. Możecie sami sobie wyobrazić – co mogło to spowodować. My już zebraliśmy wyniki swoich badań. Teraz tylko od Polaków zależy czy przyjmą tak zwane wyjaśnienie strony rządowej.
 
- Generalnie macie w Polsce tendencje do dezawuowania, do zaprzeczania swoim naukowcom. Tylko dlatego, że mają polskie pochodzenie. Spójrzcie na to, czego dokonali polscy profesorowie na całym świecie, cała grupa zajmująca się tą katastrofą. W komisji posła Antoniego Macierewicza znajduje się kilku najwyższej klasy naukowców ze Stanów Zjednoczonych, z Australii, innych państw. Jeżeli sami przyjrzycie się materiałom przygotowanym przez nich – to są badania na wysokim poziomie, nie można znaleźć w nich żadnego błędu, nie można się do niczego w nich przyczepić, więc musicie zacząć się przyglądać tym cennym źródłom.

- Chciałbym się odnieść do ogromnej pracy, którą włożył poseł Macierewicz i jego grupa. Chciałbym powiedzieć, że bardzo szanuję jego osobę. Poseł Macierewicz pracuje w bardzo trudnych warunkach, ma dookoła siebie potężną blokadę polityczną, a mimo to wciąż walczy o prawdę - podkreśla Glenn Jørgensen. -  Myślę, że ludzie w Polsce powinni być dumni, że mają kogoś takiego w polityce. Chciałem mu podziękować za pracę i myślę, że Polacy muszą w przyszłości mieć na uwadze to, czego on dokonał dla tej sprawy.


http://niezalezna.pl/51424-dunski-ekspe ... u-z-brzoza

____________________________________
Ojczyznę wolną pobłogosław Panie.


06 lut 2014, 22:15
Zobacz profil
Fachowiec
Własny awatar

 REJESTRACJA14 wrz 2011, 21:56

 POSTY        1263
Post Re: Katastrofa smoleńska
SKANDAL! Cztery lata po katastrofie będą szukać alkoholu i narkotyków we krwi śp. P. Gosiewskiego

Wojskowa Prokuratura Okręgowa w Warszawie, prowadząca śledztwo w sprawie katastrofy smoleńskiej, wydała postanowienie, aby biegli zbadali próbki pobrane cztery lata temu z ciała śp. posła Przemysława Gosiewskiego i nakazała sprawdzenie obecności m.in. alkoholu i środków odurzających - dowiedział się portal niezalezna.pl.


Z naszych informacji wynika, że postanowienie Wojskowej Prokuratury Okręgowej o przeprowadzeniu badań zapadło 30 stycznia. I chodzi o badanie próbek pobranych CZTERY LATA TEMU w Rosji, tuż po katastrofie smoleńskiej, a przekazanych do Polski już półtora roku temu.

Kuriozalne jest, że po tak długim czasie wojskowi śledczy postanowili zbadać próbki, ale szokujące są również wytyczne przekazane biegłym czego powinni szukać. Jak dowiedział się portal niezalezna.pl sprawdzana będzie obecność w próbkach pobranych z ciała Przemysława Gosiewskiego alkoholu oraz środków odurzających. Poza tym... dwutlenku węgla. Biegli mają się również wypowiedzieć o ewentualnych poparzeniach na ciele. Jeśli takie ślady były, to prokuratorzy chcą wiedzieć kiedy powstały. Podczas katastrofy czy wcześniej?
- Ostatnie wytyczne są o tyle dziwne, że bliskich nie pytano, czy śp. Przemysław Gosiewski miał takie obrażenia - dowiedzieliśmy się. - Można przypuszczać, że obecne działanie prokuratury mają wykazać, czy doszło do pożaru na pokładzie tupolewa.

Przypomnieć należy, że wojskowi prokuratorzy dysponują próbkami pobranymi po ekshumacji ciała przeprowadzonej w marcu 2012 roku, a jednak zdecydowali się badać próbki pobrane w Rosji przez Rosjan. Jaki tam bałagan wówczas panował, i jak bezczeszczono zwłoki ofiar katastrofy smoleńskiej, najlepiej świadczy, że po ekshumacji w ciele śp. Przemysława Gosiewskiego odkryto zaszyte rozmaite przedmioty.

http://niezalezna.pl/51748-skandal-czte ... siewskiego

* * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * *

Czy ktoś chce wyeliminować Artura Wosztyla? Czy rozpowszechnianie plotek o jego alkoholizmie ma być wstępem do uzasadnienia przyczyn innego przebiegu dramatu?

Obrazek

W styczniu b.r. niezależna.pl ujawniła fakt celowego uszkodzenia hamulców w samochodzie por. Artura Wosztyla. W ostatnim numerze tygodnika "wSieci" Maciej Pawlicki opisał niepokojące okoliczności wcześniejszych, dwukrotnych „awarii" samochodu pilota.

Pierwsza miał miejsce w styczniu 2011 roku kiedy z prowadzonego przez Wosztyla samochodu odpadło koło.
Jechał powoli, nic się nie stało. Okazało się, że wszystkie śruby były na w pół odkręcone. Drugie zdarzenie miało miejsce w trakcie jazdy z księdzem Jacyniakiem – na trasie z Rembertowa do Warszawy w dniu 4 grudnia 2013 roku. Porucznik stwierdził ustanie działania hamulców. Przyczyną był wyciek z przewodów hamulcowych.

25 stycznia tego roku sytuacja z hamulcami powtórzyła się - porucznik zgłosił sprawę na policję - oględziny mechaników potwierdziły fakt przecięcia przewodów hamulcowych.

Niedawno uzyskałam informacje od osoby, która według mnie ma dobre kontakty ze środowiskiem lotniczym (nazwiska rozmówcy nie ujawnię). Brzmiała ona tak

Sympatyzuję z Wosztylem, ze śp. Musiem, ale to kompletnie ślepy wątek spekulacji. Muś popełnił samobójstwo. Mam nadzieję ze wszystko skończy się dla Wosztyla dobrze - to młody facet w ciężkiej obecnie sytuacji, powinien mieć więcej pomocy psychologa - słyszałem pewne niepokojące plotki o jego kondycji, powtarzam to są rzeczy niesprawdzone, plotki wojskowych, że pije.

Kiedy otrzymałam tego maila nie wiedziałam o wcześniejszych próbach uszkodzenia samochodu por. Wosztyla. Po tym, co przeczytałam w artykule Macieja Pawlickiego - muszę ujawnić istnienie tych plotek o złej kondycji psychicznej pilota oraz o jego rzekomym piciu – co jest kompletną nieprawdą.

Miałam okazję kilkakrotnie rozmawiać z panem Arturem. Nigdy nie był pod wpływem alkoholu, a w rozmowach zachowywał spokój w ocenach. Absolutnie nie przejawiał śladów depresji. Raczej determinację do udowodnienia światu i kolegom, że to co zeznawali wcześniej (on i nieżyjący chor. Muś) jest prawdą o przebiegu rozmowy pilotów Tu154 M z kontrolerami z wieży. Znam ludzi, którzy spotkają go znacznie częściej i mówią, że jego nie namówi się na balangę alkoholową. Zatem jest to wymysł.

Szczególnie niepokojący w aspekcie wyniku dochodzenia przyczyn śmierci chorążego Musia.

Prokuratura nie ma wątpliwości. Według ekspertyzy, jaką dostała, chorąży Remigiusz Muś, technik pokładowy i ważny świadek w sprawie katastrofy smoleńskiej, popełnił samobójstwo. W jego krwi wykryto alkohol.

Porucznik Artur Wosztyl nie pije, nie przechodzi załamania psychicznego. Porucznikowi trzykrotnie, a w przeciągu półtora miesiąca dwukrotnie –uszkodzono samochód, co mogło zakończyć się tragedią. Artur Wosztyl stara się być niezwykle ostrożny. We wszystkich przypadkach dzięki tej ostrożności uszkodzenia samochodu nie zakończyły się dramatem.

Czy rozpowszechnianie plotek ma być wstępem do uzasadnienia przyczyn innego przebiegu dramatu? W jakim kraju my żyjemy? Dlaczego prokuratura nie ma jeszcze transkrypcji nagrań z magnetofonu Jaka 40? Wszak zarówno w zeznaniach w Rosji jak i w Polsce obaj piloci Jaka zeznawali jednakowo: wieża podała Tu 154M polecenie zejścia do 50 m. Jeśli nie ma tej komendy w nagraniu w skrzynkach oraz nie ma śladu po komendzie w nagraniu magnetofonowym z Jaka – i tak już podważana wiarygodność nagrań z czarnej skrzynki może roztrzaskać się jak Tu 154 M – na drobne kawałki. Z których nic już nie da się ulepić.

A dziennikarze śledczy niech poszukają źródła plotek wśród wojskowych pilotów. Bo ktoś, komu zależy żeby one krążyły w środowisku - zapewne nie ma drobnych zamiarów wobec Artura Wosztyla.

Źle się dzieje wokół Smoleńska.

http://wpolityce.pl/artykuly/74070-czy- ... gu-dramatu

____________________________________
Ojczyznę wolną pobłogosław Panie.


12 lut 2014, 22:34
Zobacz profil
Fachowiec
Własny awatar

 REJESTRACJA14 wrz 2011, 21:56

 POSTY        1263
Post Re: Katastrofa smoleńska
"Gazeta Polska" ujawnia: Ciała w Smoleńsku rozerwane w powietrzu

Raport archeologów, którego fragmenty opinia publiczna mogła niedawno poznać, zawiera najstraszliwszy dowód – na terenie katastrofy, jeszcze przed miejscem uderzenia samolotu w ziemię, znaleziono kości czaszki jednego z pasażerów. Sprawę ujawnia „Gazeta Polska”.


Fragmenty raportu archeologów pracujących w Smoleńsku we wrześniu i październiku 2010 r. przyniosły niesłychanie istotne informacje wskazujące, że Tu-154M został rozerwany w powietrzu na skutek eksplozji. Nie sposób bowiem inaczej wyobrazić sobie tego, iż samolot rozpadł się na co najmniej 60 tys. części, które nadal zalegają pod powierzchnią ziemi na terenie katastrofy. Liczba 60 tys. szczątków może szokować, ale tak właśnie szacują obraz katastrofy archeolodzy, którzy osobiście badając teren detektorami metalu, zdążyli zidentyfikować 30 tys. fragmentów samolotu, rzeczy osobistych pasażerów, a także kilkadziesiąt części ciał poległych pod Smoleńskiem.

Ta ostatnia kwestia wymaga bardziej precyzyjnej analizy. Na terenie katastrofy za szosą Kutuzowa archeolodzy znaleźli 38 kości i szczątków ciał pasażerów. Są one zaznaczone na dołączonej mapce i jak widać, w większości znajdują się na obszarze tzw. strefy A, czyli ZA miejscem pierwszego uderzenia w ziemię. Ale część szczątków ofiar leży PRZED uderzeniem w ziemię. Okazuje się, że autorzy pierwszej publikacji nie przeprowadzili analizy rozrzutu części ciał. Dlatego nie dostrzegli kluczowego dla wyjaśnienia przebiegu katastrofy faktu, odkrytetego przez archeologów – części ciał leżących jeszcze PRZED charakterystycznymi bruzdami, które wskazują na pierwsze miejsce uderzenia samolotu w ziemię. Dotyczy to kości czaszki jednej z osób poległych oraz kości niezidentyfikowanej, które znaleziono mniej więcej 5–8 m na wschód od śladu pierwszego zetknięcia samolotu z ziemią. Kości zostały odnalezione w kwadracie H 34 i 35, 25 października 2010 r., a więc już pod koniec prac badawczych. Miejsce znalezienia kości dobrze koresponduje z informacjami pochodzącymi z pierwszych opisów terenu tragedii dokonanych przez rosyjskich prokuratorów. W protokole dotyczącym granicy sektora 12 i 13 wskazano, że znaleziono tam ciała przynajmniej dwu osób straszliwie zniszczone na skutek rozerwania. Teraz dzięki raportowi archeologów wiemy, że śmierć tych osób musiała nastąpić w powietrzu. Najprawdopodobniej ciała tych pasażerów zostały wyrzucone z samolotu na skutek eksplozji, ZANIM rozpadający się kadłub dotknął ziemi!

Więcej w tygodniku „Gazeta Polska”

Obrazek

http://niezalezna.pl/51849-gazeta-polsk ... -powietrzu

* * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * *

Lustracja silników

Silniki tupolewa pod lupą biegłych. Prokuratura wzmocniła zespół o specjalistę z zakresu napędów odrzutowych




Do powołanej w sierpniu 2011 r. grupy biegłych śledczy dokooptowali ekspertów nowych specjalności. Szczególnie interesujące jest wzmocnienie zespołu przez kpt. Marka Chalimoniuka. To kierownik Pracowni Badań Silników w Instytucie Technicznym Wojsk Lotniczych, specjalista od napędów odrzutowych. W grupie jest już jeden ekspert od silników, to przełożony Chalimoniuka, dyrektor Instytutu płk prof. Ryszard Szczepanik.

Czyżby okazało się, że napędowi tupolewa trzeba się przyjrzeć dokładniej, niż wskazują na to ustalenia raportów Międzypaństwowego Komitetu Lotniczego (MAK) i Jerzego Millera?

Rosjanie już 19 maja 2010 r. w pierwszym komunikacie o wstępnych ustaleniach ich komisji technicznej stwierdzili, że „silniki pracowały do samego uderzenia w ziemię” i nie stwierdzono żadnego ich uszkodzenia. Gdy smoleński zespół parlamentarny wskazywał na zaburzenia pracy lewego silnika (wibracje), zespół Laska tłumaczył to wpadaniem do jego turbiny części ścinanych drzew, na co wskazuje też szybkie pojawienie się i zanik zaobserwowanego odchylenia. Chalimoniuk był w Smoleńsku z innymi biegłymi jeszcze przed oficjalnym powołaniem we wrześniu 2011 roku. Wówczas dokonano pierwszych oględzin wraku tupolewa przez specjalistów polskiej prokuratury.

Ostatniego dnia 2012 r. z listy biegłych skreślono Jerzego Janiszewskiego, byłego inżyniera pokładowego z LOT, z powodu śmierci. Wyłączono także jednego z dwóch meteorologów w grupie Stanisława Salamonika, który nie mógł dalej pracować przy śledztwie z racji ciężkiej choroby. Zastąpił go powołany 24 września ub.r. inny meteorolog lotniczy Wiesław Nowak.

Do grupy biegłych, oprócz Andrzeja Artymowicza, dołączono jeszcze jedną osobę zajmującą się dźwiękiem. Jako ekspert z zakresu fonetyki i fonoskopii od początku 2013 r. pracuje prof. Grażyna Demenko, kierownik Zakładu Fonetyki w Instytucie Językoznawstwa Uniwersytetu Adama Mickiewicza w Poznaniu. Dotąd prokuraturze wystarczało zamówienie ekspertyz w wyspecjalizowanej jednostce – Instytucie Ekspertyz Sądowych w Krakowie.

IES wykonał już opinię na temat nagrania z kabiny tupolewa, a obecnie pracuje nad zapisami rejestratorów Jaka-40 i ze smoleńskiej „wieży”. Teraz specjalistów w tej dziedzinie (Demenko i wkrótce Artymowicza) dołączono do głównej grupy analitycznej. Okazuje się, że nagrania mają ważne znaczenie dla odpowiedzi na zasadnicze pytania dotyczące katastrofy i ich analiza napotyka problemy wymagające bezpośredniej współpracy specjalistów od dźwięków z ekspertami lotniczymi. Profesor Demenko w 2012 r. opublikowała m.in. pracę na temat analizy mowy ludzkiej pod wpływem stresu.

Na podjęcie bardziej złożonych badań czynników psychologicznych wskazuje też włączenie do zespołu biegłych specjalisty z zakresu psychologii klinicznej i sądowej Teresy Gordon. Powołano ją 4 lutego 2013 r., a więc jeszcze zanim wpłynęła do prokuratury pierwsza opinia oddzielnie powołanej grupy biegłych psychologów. W grupie jest już jeden psycholog – dr hab. Adam Tarnowski z Wojskowego Instytutu Medycyny Lotniczej.

Obecnie zespół biegłych liczy więc 19 osób. Nie wiadomo, kiedy wyda opinię o przyczynach katastrofy. Będzie to prawdopodobnie ostatnia opinia w tym śledztwie, poprzedzająca decyzję o jego zakończeniu. Do tego jednak jeszcze daleko. Prokuratura czeka m.in. na wiele innych ekspertyz i realizację wniosków o pomoc prawną kierowanych do strony rosyjskiej.

Grupa biegłych powołana 3 sierpnia 2011 r. liczyła początkowo 16 osób. Wkrótce musiał ją opuścić jeden z oficerów byłego specpułku, gdy okazało się, że wcześniej zeznawał jako świadek (kodeks postępowania karnego zabrania takiego połączenia). To samo dotyczy większości jego kolegów. Niemal cały skład jednostki przesłuchano tuż po katastrofie i tym samym nie mogą już być biegłymi, dwóch dowódców ma nawet status podejrzanych.

Jedyną osobą związaną przez jakiś czas zawodowo ze specpułkiem pozostaje Stanisław Podskarbi, były pilot myśliwców MiG-21, który kierował komisją oblotów i ma orientację w organizacji pracy tej jednostki, procedurach weryfikacji uprawnień pilotów, zdatności samolotów itd. Nie latał jednak na eksploatowanych w pułku samolotach.

Największe kontrowersje może budzić powołanie przez referenta śledztwa ppłk. Jarosława Seja w charakterze biegłego płk. Roberta Latkowskiego. Bezstronność tej osoby stoi pod poważnym znakiem zapytania. Latkowski został włączony do grupy biegłych 9 kwietnia ub.r. To pilot, instruktor, a w latach 1986-1999 dowódca 36. Specjalnego Pułku Lotnictwa Transportowego. W tym czasie do jednostki trafiły samoloty Tu-154M. Także gdy po ukończeniu Wyższej Szkoły Oficerskiej Sił Powietrznych w Dęblinie w 1997 roku podporucznicy Arkadiusz Protasiuk (dyplom z wyróżnieniem) i Robert Grzywna rozpoczęli służbę. Latkowski, który był ich pierwszym dowódcą, niemal od dnia katastrofy wypowiada się na temat jej przyczyn i okoliczności. Udzielił co najmniej kilkunastu wywiadów. Jest też współautorem książki „Ostatni lot” na temat katastrofy wydanej pod koniec 2010 roku, a więc zanim publicznie ogłoszono raport MAK i gdy polska komisja nie sformułowała jeszcze żadnych wniosków. Kolejne jej wydanie ukazało się po opublikowaniu raportu Millera. Jej autorzy idą w oskarżaniu pilotów i dowódcy Sił Powietrznych gen. Andrzeja Błasika jeszcze dalej niż MAK.

Trudno sobie wyobrazić, żeby rzetelną opinię opartą na dostarczonym materiale dowodowym wydała osoba tak bardzo zaangażowana po stronie jednego z możliwych wyjaśnień przebiegu katastrofy. Tym bardziej że Latkowski przyznaje się do prowadzenia prywatnego śledztwa polegającego m.in. na rozmowach z pilotami i analizach nagrań z czarnej skrzynki. Nie ma wątpliwości, że autorzy „Ostatniego lotu” mieli dostęp do materiałów komisji Millera lub MAK, zanim ujrzały światło dzienne lub w ogóle nieujawnionych. Jak prywatne śledztwo połączyć z publicznym i jak najbardziej oficjalnym?

http://naszdziennik.pl/polska-kraj/6803 ... nikow.html

____________________________________
Ojczyznę wolną pobłogosław Panie.


16 lut 2014, 08:53
Zobacz profil
Fachowiec
Własny awatar

 REJESTRACJA14 wrz 2011, 21:56

 POSTY        1263
Post Re: Katastrofa smoleńska
Cztery lata po katastrofie biegli kopiują czarne skrzynki.
Nowe fakty ws. nagrań z kokpitu


Obrazek

Polscy biegli od poniedziałku przebywają w Rosji, aby ponownie skopiować nagrania z kokpitu Tu-154M. Naczelna Prokuratura Wojskowa poinformowała, że biegli liczą, iż przy użyciu nowej metodologii i sprzętu uda się dokonać „skuteczniejszego odsłuchu” zapisu, i przyznaje, że biegli nie zidentyfikowali jeszcze do tej pory części zarejestrowanych na nagraniu wypowiedzi.


O tym, że prokuratura wojskowa zwróciła się do Rosjan o ponowne skopiowanie jednej z czarnych skrzynek Tu-154M, informowała niedawno „Gazeta Polska”.

Pod koniec ubiegłego roku na stronie internetowej prokuratury wojskowej pojawiła się sucha informacja, że 3 grudnia 2013 r. skierowano wniosek o pomoc prawną do Federacji Rosyjskiej w sprawie katastrofy Tu-154M w Smoleńsku.

Wniosek ten obejmuje postulat uzupełniających oględzin nośnika magnetycznego oraz ponownego skopiowania jego zapisu przy użyciu zaproponowanej nowej metodologii oraz sprzętu, przy udziale polskiego prokuratora oraz grupy biegłych wchodzących w skład zespołu powołanego postanowieniem z dnia 3 sierpnia 2011 r. To wszystko, co na obecnym etapie postępowania mamy w tej sprawie do przekazania” – mówił „Gazecie Polskiej” - rzecznik prokuratury wojskowej ppłk Janusz Wójcik.

W wydanym dzisiaj komunikacie prokuratura przypomniała, że dysponuje już opinią dotyczącą zapisu czarnej skrzynki Tu-154M, którą otrzymała w grudniu 2011 r.

- Z analizy opinii Instytutu Ekspertyz Sądowych w Krakowie wynika, że biegli nie zidentyfikowali części zarejestrowanych na nagraniu wypowiedzi. Powodem takiego stanu rzeczy jest stosunkowo niska jakość dowodowego nagrania (...) Wniosek dotyczy uzupełniających oględzin nośnika magnetycznego oraz ponownego skopiowania jego zapisu; ma być użyta nowa metodologia oraz sprzęt, oczywiście z udziałem polskiego prokuratora oraz biegłych– tłumaczył kpt. Marcin Maksjan z NPW.

W ocenie Naczelnej Prokuratury Wojskowej zaplanowane w Rosji czynności prokuratora wojskowego i biegłych „przyczynić się mogą do przeprowadzenia skuteczniejszego odsłuchu zapisu dźwiękowego z rejestratora MARS-BM samolotu Tu-154M”.

http://niezalezna.pl/51952-cztery-lata- ... -z-kokpitu

* * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * *

Prof. Binienda o wnioskach w raporcie archeologów: "spekulacje"

Raport archeologów, którzy pół roku po katastrofie smoleńskiej przeszukali półtorahektarowy teren w pobliżu uderzenia samolotu w ziemię, opublikował "Nasz Dziennik". W ich ocenie, duży promień rozrzutu i fragmentacji maszyny, to efekt m.in. prac ciężkiego sprzętu gąsienicowego, który pojawił się na miejscu tragedii. Prof. Wiesław Binienda, specjalista inżynierii materiałowej, jest zaskoczony wnioskami raportu. Są one bowiem sprzeczne z podstawami nauki.


W najnowszym numerze "Gazeta Polska" ujawniła, że fragmenty raportu archeologów pracujących w Smoleńsku we wrześniu i październiku 2010 r. przyniosły niesłychanie istotne informacje wskazujące, że Tu-154M został rozerwany w powietrzu na skutek eksplozji.
"Nie sposób bowiem inaczej wyobrazić sobie tego, iż samolot rozpadł się na co najmniej 60 tys. części, które nadal zalegają pod powierzchnią ziemi na terenie katastrofy. Liczba 60 tys. szczątków może szokować, ale tak właśnie szacują obraz katastrofy archeolodzy, którzy osobiście badając teren detektorami metalu, zdążyli zidentyfikować 30 tys. fragmentów samolotu, rzeczy osobistych pasażerów, a także kilkadziesiąt części ciał poległych pod Smoleńskiem" - pisała "Gazeta Polska".

Z kolei "Nasz Dziennik" opublikował wnioski z raportu archeologów. I te są zdumiewające. O komentarz poprosiliśmy prof. Wiesławę Biniendę.
 
- Dziwne, że archeolodzy wchodzą na obszar, który nie jest ich domeną. Jeśli chodzi o ten aspekt, jest to dziedzina wytrzymałości materiałów. Wielką zasługą naukowców jest, że odnaleźli wszystkie fragmenty. Ja jednak jako ekspert w obszarze zachowania materiałów mogę powiedzieć, że duraluminium jest bardzo plastycznym materiałem. Gdyby po powierzchni przejechał ciężki sprzęt, na bardzo miękkim podłożu, to materiał by się wygiął w charakterystyczny sposób. Jednak nigdy by się nie skruszył.

Jednym słowem - wnioski archeologów, nie są poparte żadnym eksperymentem, który mógłby potwierdzić spekulacje, że rozdrobnienie szczątków mogło być spowodowane działaniem ciężkich maszyn. Nie mamy żadnych dowodów na to, że elementy były rozpychane na zewnątrz. Teoretycznie jest to możliwe, ale byłoby właściwe przytoczenie dowodów.

 
W raporcie archeologów jest również stwierdzenie: "gorące wirniki turbin łopatek pracujących silników zasysały fragmenty konstrukcji – stąd osmalenia".

- Znowu wchodzimy na obszar, w którym archeolodzy nie mają doświadczenia, ani wiedzy. To całkowita spekulacja. Z mojego doświadczenia budowy silników odrzutowych, których jestem współkonstruktorem, wiem, że aby fragmenty przecisnęły się przez silnik odrzutowy muszą być bardzo małe. Prawdopodobieństwo, żeby duże elementy się przedostały jest znikome. Ale nawet jeśli by się przedostały, to czas pobytu w pracującym silników jest na tyle krótki, że nie sądzę, aby nastąpiło osmolenie. Poza tym przejście przez silnik fragmentów pozostawia bardzo charakterystyczne ślady i na pewno archeolodzy nie są w stanie tego ocenić.

http://niezalezna.pl/51918-tylko-u-nas- ... spekulacje

* * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * *

Kompromitujące śledztwo

Polscy biegli ponownie skopiują czarną skrzynkę samolotu Tu-154M, który uległ katastrofie pod Smoleńskiem 10 kwietnia 2010 roku, czyli już prawie 4 lata temu. Można byłoby uznać, że to dobrze, że będą oni po raz kolejny badać czarne skrzynki. Być może dzięki temu będą mogli odczytać więcej niż dotąd było to możliwe, co może przyczyni się do bardziej precyzyjnego odczytania feralnego lotu. Niestety jest to tylko teoretyzowanie.

Niech biegli badają i wyjaśniają, tylko dlaczego dopiero teraz? Co takiego stało się  w ciągu tych 4 lat, że nagle okazało się, że mamy nowy sprzęt, nowych specjalistów i lepiej te nagrania odtworzymy?

Problem polega na tym, że polscy biegli cały czas muszą jeździć do Moskwy, gdzie kopiują materiał z czarnych skrzynek, a pracują w Polsce na skopiowanym materiale. Nie jest to dobre rozwiązanie dla jakości samego śledztwa, gdyż nagranie skopiowane nigdy nie jest w pełni tożsame z oryginałem. Najefektywniejsza praca to ta prowadzona na oryginale. To samo wynika z przepisów kodeksu postępowania karnego, gdzie jest zawarta zasada bezpośredniości – w każdym przypadku, kiedy tylko jest to możliwe, polscy prokuratorzy powinni pracować na oryginalnym materiale dowodowym.

Najgłośniejszym przykładem przekroczenia tej zasady w śledztwie smoleńskim jest przeprowadzenie sekcji zwłok ofiar przez lekarzy rosyjskich. Zrodziło to wiele wątpliwości m.in. co do rzetelności i prawidłowości tego materiału. Dopóki nie ma zachowanej zasady bezpośredniości, dopóty będą pojawiać się wątpliwości, czy materiał został prawidłowo skopiowany, czy nie doszło do jakiejś ingerencji ze strony osób trzecich itd. Dużo lepiej byłoby, gdyby strona polska wreszcie wywalczyła oryginały czarnych skrzynek.

Każdy materiał dowodowy ulega z biegiem czasu większemu lub mniejszemu zniekształceniu. Dotyczy to szczególnie wraku samolotu, który jest nieprawidłowo przechowywany w Rosji, co powoduje zacieranie dowodów niezbędnych do prawidłowego przeprowadzenia śledztwa. Nagrania z czarnych skrzynek są zapisane w formie analogowej, która łatwiej ulega zniszczeniu i zniekształceniu, dlatego tym bardziej powinniśmy dążyć do jak najszybszego przejęcia materiałów dowodowych.

Stawiam tezę, że gdyby przeprowadzono szereg badań bezpośrednio po katastrofie, gdyby odpowiednio zabezpieczono miejsce zdarzenia, gdyby czarne skrzynki trafiły do Polski i tu były odczytywane, to dzisiaj bylibyśmy dużo dalej w tym śledztwie i byłoby dużo mniej wątpliwości. Mam wrażenie, że komuś zależało na tym, żeby nie przeprowadzać szczegółowych badań na samym początku. Te wszystkie opóźnienia i niedociągnięcia niezwykle kompromitują polskie śledztwo, niestety w jakimś sensie kompromitują też polską prokuraturę, nie wspominając o zespole płk. Laska.

Fragmenty wypowiedzi Bartosza Kownackiego dla „Aktualności dnia” w Radiu Maryja.

Autor jest posłem PiS i pełnomocnikiem części rodzin ofiar katastrofy smoleńskiej.

http://naszdziennik.pl/polska-kraj/6851 ... dztwo.html

* * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * *

Specjalista od pancernych brzóz znów się kompromituje. Lasek wymienia, czego komisja nie badała i co jej nie interesowało.
Rosjanie dyktowali?


Obrazek

Maciej Lasek jest zdaje się zaimpregnowany na fakty i ustalenia, jakie w sprawie smoleńskiej poczyniono przez ostatnie niemal już cztery lata.


Przyczyną wypadku było zejście poniżej minimalnej wysokości zniżania, przy nadmiernej prędkości opadania, w warunkach atmosferycznych uniemożliwiających wzrokowy kontakt z ziemią i spóźnione rozpoczęcie procedury odejścia na drugi krąg. Doprowadziło to do zderzenia z przeszkodą terenową, oderwania fragmentu lewego skrzydła wraz z lotką, a w konsekwencji do utraty sterowności samolotu i zderzenia z ziemią

- powtarza swoją mantrę Lasek w odpowiedzi na kolejne pismo i pytania polskich senatorów.

W swojej odpowiedzi niemal natychmiast powtarza coś, co powinno odebrać mu prawo wypowiadania się na temat przyczyn tragedii smoleńskiej. Maciej Lasek przyznaje bez cienia żenady, że komisja nie badała tego, co działo się z samolotem po uderzeniu w domniemaną brzozę.

Szczegółowa analiza fazy lotu od zderzenia z brzozą, wskutek którego doszło do oderwania fragmentu lewego skrzydła samolotu, do zderzenia z ziemią, przy posiadanych przez Komisję obiektywnych danych zawartych w rejestratorach parametrów lotu i dźwięków w kabinie, śladach zderzeń samolotu z kolejnymi przeszkodami oraz zeznaniami świadków, z punktu widzenia celu pracy Komisji tj. określenia przyczyny czy zaleceń dotyczących bezpieczeństwa nie była celowa
- wskazuje szef zespołu propagandowego KPRM.

Szczególnie kompromitująco brzmią te słowa w kontekście ostatniego wniosku polskiej prokuratury wojskowej, która uznała, że dotychczasowe kopie rejestratorów, a tym samym zapisy rozmów w kokpicie, są niewystarczające i niewiarygodne. Śledczy pojechali wykonać nową kopię zapisów, ale Maciej Lasek zdaje się nie zrozumiał celu wyjazdu. Dla niego wszystko jest jasne i pewne.

Pismo Laska jednak zawiera wiele podobnych stwierdzeń.

Pytany o to dlaczego we wcześniejszych wypowiedziach Lasek tłumaczył, że tupolew utracił około 6 metrów skrzydła, a także, że przed kolizją z brzozą miał rozpiętość skrzydeł 37,55 m, a po kolizji, około 30 m, oraz proszony o wskazanie badań aerodynamicznych, na podstawie których dokonano takich obliczeń Maciej Lasek przyznaje:

Ze względu na istnienie dowodów rzeczowych, jednoznacznie potwierdzających przebieg lotu (zapisy rejestratorów, ślady na drzewach, charakter zniszczeń konstrukcji samolotu) Komisja nie prowadziła szczegółowych obliczeń aerodynamicznych.

Czego jeszcze nie badała komisja?

Komisja nie dokonała szczegółowych pomiarów długości odłamanego fragmentu brzozy, ponieważ informacje te nie miały znaczenia dla celu prowadzenia badania przyczyn wypadku
- wymienia Lasek.

Dodaje, że komisji nie zainteresowały również domniemane fragmenty skrzydła wbite w brzozę, która ponoć strąciła rządowy samolot.

W pniu brzozy znaleziono trzy większe fragmenty struktury lewego skrzydła samolotu o wielkości rzędu kilkunastu cm oraz szereg mniejszych. Komisja nie mierzyła masy tych fragmentów ze względu na nieprzydatność tych informacji dla realizacji celu badania przyczyn wypadku
- wskazuje Maciej Lasek.

Jednak zdaje się, że mówiąc o nieprzydatności tych badań nie miał na myśli faktu, że z analizy filmów ze Smoleńska wynika, iż fragmenty samolotu w brzozie znalazły się kilka godzin po tragedii. Na filmach z 10 kwietnia brzoza nie ma jeszcze części polskiego samolotu na sobie. Ale pewnie dla Macieja Laska to drobny, niewiele znaczący szczegół...

Pytany po raz kolejny o badania aerodynamiczne wskazał również, że były one trudne do wykonania, ponieważ... struktura samolotu została zmieniona przez zderzenia z gałązkami, o jakie zahaczał lecący 300 km/h 100-tonowy tupolew.

W wyniku zderzenia z brzozą samolot utracił co najmniej 10 % powierzchni nośnej (powierzchnia oderwanego fragmentu skrzydła oraz część skrzydła zniszczona przez drzewo). Trzeba jednak pamiętać, że siła nośna zależy nie tylko od powierzchni ale i od charakterystyki aerodynamicznej płata, a ta w wyniku zderzeń z przeszkodami, powodującymi liczne uszkodzenia slotów i klap, uległa znacznemu i niemożliwemu do dokładnego określenia pogorszeniu. Ze względu na istnienie dowodów rzeczowych, jednoznacznie potwierdzających przebieg lotu (zapisy rejestratorów, ślady na drzewach, charakter zniszczeń konstrukcji samolotu), oraz wspomnianą powyżej niemożliwość dokładnego określenia charakterystyki aerodynamicznej uszkodzonych skrzydeł, Komisja nie prowadziła szczegółowych obliczeń aerodynamicznych
- przyznaje Lasek.

Ciekawe czy zdaniem Macieja Laska te uderzenia o gałęzie i przeszkody terenowe tłumaczą rozpad tupolewa na ponad 30 tys. drobnych fragmentów?

Na koniec szef rządowej propagandy smoleńskiej wskazuje:

Komisja po zakończeniu badania wypadku samolotu Tu-154M nie zlecała wykonania dodatkowych ekspertyz, gdyż nie pojawiły się żadne nowe informacje mogące mieć wpływ na określoną przyczynę wypadku oraz zaproponowane zalecenia dot. bezpieczeństwa i nie było potrzeby wznowienia zakończonego badania.

Jak widać Maciej Lasek, który chętnie bryluje w redakcji „michnikowego szmatławca” i studiu TVN, kompromituje się w pismach, jakie po cichu wysyła w odpowiedzi m.in. na pytania polskich polityków. Z tych dokumentów wynika jasno, że komisja Millera pisała swój raport bez stosownego materiału, bez badań, bez analiz i bez dowodów. Jedynym „dowodem” były zapisy rejestratorów, które – w świetle ostatnich decyzji prokuratury – są niewiarygodne. Obecnie wyników tych prac broni zespół Laska, opłacany za rządowe pieniądze. I zapewne dlatego propagandysta Lasek, ekspert od pancernych brzóz, nie widzi „żadnych nowych informacji mogących mieć wpływ na określoną przyczynę wypadku”. Dostaje tysiące powodów miesięcznie, by tych informacji nie widzieć.

A i fakt, że broni tego, co podyktowali Rosjanie, zapewne mu nie przeszkadza. Wszak wszedł w sojusz z władzą, która chętnie od Rosjan przyjmuje wytyczne...

http://wpolityce.pl/dzienniki/blog-stan ... -dyktowali

____________________________________
Ojczyznę wolną pobłogosław Panie.


19 lut 2014, 07:10
Zobacz profil
Zawodowiec
Avatar użytkownika

 REJESTRACJA23 sie 2009, 07:34

 POSTY        3657
Post Re: Katastrofa smoleńska
Дbа други

Obrazek



A taki miły był ten Putin, taki serdeczny po katastrofie…


Obrazek


…tak się wzruszał, obejmował i przytulał premiera Tuska, tak godnie znosił te nikczemne podejrzenia…


Obrazek



1. Putin oficjalnie anektuje Krym i drwi w oczy całemu światu…
To już nie jest Hitler z 1938 roku, który jeszcze paktował w Monachium akceptację dla swoich działań. Putin już nie paktuje, tylko bierze, co chce.
To jest Hitler z 1939 roku, gdy już bez paktowania zagarniał Kłajpedę i Czechy. I to jest Stalin z 1939 roku, gdy ochraniał ludność ukraińską i białoruską przed wyzyskiem polskich panów.

2. A taki miły był ten Putin, taki przyjazny. Tak się nad ofiarami w Smoleńsku rozczulał, wzruszał, tak serdecznie obejmował premiera Tuska. I tak cierpliwie ten życzliwy Polsce rosyjski przywódca znosił te kalumnie, te agresywne, pełne nienawiści podejrzenia rozmaitych pisowskich oszołomów. A ten straszny Kaczyński, nawet ręki nie podał zbolałemu Putinowi w Smoleńsku, na dymiących jeszcze zgliszczach…

Na szczęście były w Polsce zdrowe, moralne i rozumne siły, byli politycy i media, które potrafiły pana Putina wesprzeć w trudnych dla niego chwilach, potrafiły odeprze te nikczemne podejrzenia, potrafiły wypowiedzieć ta jakże piękne słowa – dziękujemy, premierze Putin!

3. Jakże pięknie zachowywał się Putin po katastrofie. Wziął na siebie cały ciężar śledztwa, żeby polscy prokuratorzy nie musieli się trudzić. Zapewnił błyskawiczne sekcje zwłok, nie absorbując do tego polskich biegłych i prokuratorów. Zachował w Rosji wrak i czarne skrzynki, zapewnił gruntowne ich zbadanie przez rosyjskich specjalistów, również żeby Polacy nie musieli się trudzić. Zapewnił bardzo szybkie wyjaśnienie katastrofy przez najwyższej klasy specjalistów z generalissa Anodiną na czele.

Ta wzruszająca postawa rosyjskiego przywódcy, dawnego (choć to przecież bez znaczenia) oficera KGB, spotkała się w Polsce z szacunkiem i wdzięcznością. Po latach uporczywej rusofobii, uprawianej przez PiS i Kaczyńskich, w stosunkach polsko-rosyjskich zapanowało serdeczne ocieplenie, do tego stopnia, że nawet minister Ławrow został zaproszony na wykład dla polskich dyplomatów, a Państwowa Komisja Wyborcza ulokowała w Moskwie swoje serwery i udała się tam na szkolenie z podstaw demokracji.

4. I nagle ten Putin, ten przyjaciel narodów, zwłaszcza Polaków, wykopał wojenny topór i drwiąc sobie z całego świata, podbił i anektował część Ukrainy. Na razie część, ale wygląda na to, że ma apetyt i na całość. Szok, niedowierzanie…
Owszem, coś tam mówił śp.Pamięci Prezydent Lech Kaczyński, że dzisiaj Gruzja, jutro Ukraina, pojutrze państwa bałtycki, a potem może Polska – ale kto by tam słuchał, kto by tam poważnie traktował takie bajki o żelaznym wilku, czy niedźwiedziu. Wiadomo – Kaczyński, PiS… Machanie szabelką, gadanie o wojnie jak na świecie spokojnie. Skończyła się historia, mamy pokój na wieczne czasy.

5. I ten niby to gruziński zamach… chłe, chłe.. Ślepy snajper trafiłby lepiej… chłe, chłe…  :rotfl:
A teraz panika na pokładzie. Całe wojsko zmieścić można na Stadionie Narodowym, przemysłu obronnego nie ma, wcale Rosja nie musi nas szturmować, wystarczy Białoruś. Gonitwa, bieganina – może by Amerykanie przysłali parę samolotów i choć kompanię wojska, bo sytuacja wygląda źle.
A miało być tak dobrze – przyjaźń, pomoc i współpraca po wieczne czasy, żeby tylko ten PiS nie bruździł…  :nonono:

6. Mówią, że Putin oszalał z tą Ukrainą. Pytanie – czy oszalał wczoraj, czy wcześniej. Czy tę ukraińską akcję wymyślił sobie ze środy na czwartek, czy od dawna ją planował. Czy to taka chwilowa agresja i furia sfrustrowanego Putina, czy element długofalowego planu, którego celem jest odbudowa rosyjskiego imperium?
Putin nie pozostawia złudzeń – to jest właśnie ten plan. Mówi, że rok 1991, gdy Jelcyn rozwiązywał imperium, był błędem, który on naprawi. A jeśli Rosja stanie się znowu imperium, to Polska może być już tylko Krajem Priwiślińskim albo PRL-em.

7. I co wy na to, pancernobrzozowcy błędnopilotowi?
Nadal nic nie chwieje waszą świętą wiarą w raport Anodiny?


Janusz Wojciechowski
http://januszwojciechowski.blog.onet.pl ... tastrofie/

____________________________________
Videtur et hoc mihi Platforninem non debere esse
Poza tym uważam że Platformę należy zniszczyć
/Katon starszy/


19 mar 2014, 22:16
Zobacz profil
Specjalista
Własny awatar

 REJESTRACJA12 lis 2007, 21:00

 POSTY        324
Post Re: Katastrofa smoleńska
Tak myślą Rosjanie:


Jaceniuk z delegacją powinni jednak przyjechać na rozmowy do Smoleńska, bo akurat jest tam korzystna pogoda. Mgła...
– taki wpis na Twitterze zamieścił kilka dni temu Anton Korobkow-Zemlianskij, jeden z czołowych telewizyjnych „ogarów Putina”, za zasługi, mimo młodego wieku (30 lat), od kilku lat zasiadający w Izbie Społecznej FR.
Ani wpis, ani autor nie są przypadkowi.
Putinowska Rosja ma bogatą tradycję polowania na groźnych dla niej liderów obcych państw. Zawsze wygląda to tak, że najpierw pojawiają się dwuznaczne wypowiedzi polityków i publicystów związanych z Kremlem. I tak, w lutym 2009 r. obecny minister obrony Siergiej Szojgu mówił, że przywódcy tacy jak Lech Kaczyński „nie powinni spokojnie spać i przyjeżdżać do Rosji”.
Z kolei Micheilowi Saakaszwilemu groził publicznie sam Putin – ale zamiennik zabicia prezydenta Gruzji w czasie wojny 2008 r. przez specnaz GRU zakończyła się niepowodzeniem. Wracając zaś do Korobkowa-Zemlianskiego, w grudniu 2013 r., komentując pojawienie się Jarosława Kaczyńskiego na kijowskim Majdanie, pytał: „A on do Smoleńska nie leciał?”.
Putinowski reżim pokazuje prawdziwe oblicze i bezczelnie puszcza „perskie oko”: „A może to nasza robota? I tak nam nic nie zrobicie”. Klasyczna psychologiczna wojna, kagiebowskie techniki poniżania i osłabiania przeciwnika. Agresja Rosji na Ukrainę i zaangażowanie w nią tych samych osób, które stały za inwazją na Gruzję i były związane w ten czy inny sposób z katastrofą smoleńską, to dowód, że Kreml nie cofa się przed niczym.

http://www.gazetapolska.pl/30271-szajka ... ow-w-akcji


19 mar 2014, 22:36
Zobacz profil
Zawodowiec
Avatar użytkownika

 REJESTRACJA23 sie 2009, 07:34

 POSTY        3657
Post Re: Katastrofa smoleńska
Fałszywe pijaństwo generała
- to był całkiem trzeźwy plan...


...Żeby świat nie szukał prawdy, nie podejrzewał, tylko rechotał z ofiar.
I świat rechotał...

1. Dlaczego Rosjanie sfałszowali badanie krwi generała Błasika?
Bo wreszcie wiemy, po czterech latach, że generał był trzeźwy.
Nie sądzę, żeby to była pomyłka czy niedopatrzenie. To wygląda na część całkiem trzeźwego planu – żeby świat nie szukał prawdy, nie podejrzewał, tylko rechotał z ofiar.
I świat rechotał. Media pełne były drwin o pijanym już od rana polskim generalne, który wlazł z buciorami do kabiny i przepychał się do sterów.

2. Najpierw była zamiennik. Gdy w 2008 roku w Gruzji padły strzały w kierunku polskiego prezydenta, na rechot durniów, i to z wysokiej góry, nie trzeba było długo czekać.
Chłe, chłe... jaka wizyta, taki zamach... chłe, chłe... ślepy snajper trafiłby lepiej... chłe, chłe...
Autorzy planu już wtedy mogli liczyć, że durnie będą rechotać, nawet jeśli samolot spadnie. I że łykną każdą brednię, każdą bzdurę. I łykali – pijanego od rana generała, pancerną brzozę, porcelanowe skrzydło i samolot, który po uderzeniu w bagno roztłukuje się na tysiące kawałków, niczym rzucony o marmury kryształ.
I można było durniom wmówić, że do badania katastrofy nie potrzeba ani sekcji zwłok, ani czarnych skrzynek, ani wraku. Protokół przepisany, podpisany – wszystko jasne, mgła, błąd pilotów i oczywiście to śmieszne poranne pijaństwo generała Błasika...
I durnota śmieje się z tego do dziś, nie wiedząc, że jak u Gogola – śmieje się z siebie...

3. Jeśli rosyjskie władze sfałszowały badanie krwi generała, to trzeba zapytać – co jeszcze mogły sfałszować ?
Odpowiedź brzmi – wszystko! I wyniki sekcji zwłok, i zapisy czarnych skrzynek, i odłamki metalu w brzozie, i złamane skrzydło.
Jaka jest zatem wiarygodność rosyjskiego badania katastrofy? Żadna!
Jaka jest wiarygodność polskiego badania, opartego na rosyjskich dowodach – też żadna!

4. Kto dziś, widząc Putina anektującego Krym, kto widząc jego szyderczy uśmiech i środkowy palec, pokazany wobec świata, kto dziś, poznając kolejne matactwa śledztwa smoleńskiego – nadal jeszcze wyklucza zamach i wciąż dałby się pokroić za wersję pancernobrzozowej katastrofy – ten daje już tylko wyraz bezgranicznej naiwności i nieuleczalnej głupoty.

5. Psioczę na prokuraturę i zapewne nie przestanę, ale dziś dziękuję prokuraturze wojskowej i jej biegłym za to, że po czterech latach jednak zdjęli to piętno z pamięci generała i ciężar z serca pani Ewy Błasik

Janusz Wojciechowski
http://www.naszdziennik.pl/polska-kraj/ ... -plan.html

____________________________________
Videtur et hoc mihi Platforninem non debere esse
Poza tym uważam że Platformę należy zniszczyć
/Katon starszy/


23 mar 2014, 22:40
Zobacz profil
Fachowiec
Własny awatar

 REJESTRACJA14 wrz 2011, 21:56

 POSTY        1263
Post Re: Katastrofa smoleńska
Krew Generała się broni

„NASZ DZIENNIK” UJAWNIA: Biegli: We krwi generała Andrzeja Błasika nie było alkoholu.


Badania przeprowadzili, a później ekspertyzę z nich sporządzili biegli krakowskiego Instytutu Ekspertyz Sądowych. Analizy toksykologiczne materiału genetycznego pobranego od 21 ofiar katastrofy przeprowadzono na zlecenie Wojskowej Prokuratury Okręgowej w Warszawie, która prowadzi śledztwo smoleńskie.

Opinia biegłych wpłynęła do prokuratury 5 marca. Śledczy nie ujawniają szczegółów dokumentu. – Tak, dysponujemy tą opinią – przyznaje kpt. Marcin Maksjan z Biura Prasowego Naczelnego Prokuratora Wojskowego. – Wypowiemy się w tej sprawie po zapoznaniu się z tym dokumentem ze strony pełnomocnika pani generałowej – dodaje.

Analizy dotyczyły określenia zawartości alkoholu etylowego i wyznaczenia zażyciowego stężenia alkoholu etylowego we krwi w chwili śmierci, stwierdzenia obecności śladów środków odurzających oraz ustalenia zawartości hemoglobiny tlenkowęglowej. Próbki materiału biologicznego pobrane z ciał ofiar katastrofy w Moskwie w kwietniu 2010 r., pozostałe po przeprowadzeniu przez Rosjan badań molekularno-genetycznych, toksykologicznych, gazowo-chromatograficznych i biologicznych, w sierpniu 2012 r. przekazał polskim prokuratorom Komitet Śledczy Federacji Rosyjskiej. Materiał został odesłany do krakowskiego IES. A ten po badaniach wykluczył jakąkolwiek obecność alkoholu we krwi generała Andrzeja Błasika.

– Tym samym upada rosyjska wersja o pijanym generale Błasiku, która była ze strony Rosjan zagraniem czysto PR-owskim, chodziło tylko i wyłącznie o upokorzenie Polaków – komentuje wyniki prac biegłych mecenas Bartosz Kownacki, pełnomocnik rodziny dowódcy Sił Powietrznych. Scenariusz o pijanym generale Andrzeju Błasiku i wywieranej przez niego presji na załogę był podstawą raportu rosyjskiego Międzypaństwowego Komitetu Lotniczego sporządzonego po katastrofie Tu-154M. W raporcie Tatiany Anodiny znalazł się zapis, jakoby we krwi generała stwierdzono obecność 0,6 promila alkoholu etylowego. Drastyczną ekspertyzę sądowo-lekarską obrażeń dowódcy Sił Powietrznych RP z werystycznym opisem urazów MAK opublikował na swoich stronach internetowych, w załączniku do raportu. Dokument ma nazwę „Ekspertyza nr 37 z oględzin zwłok”. Badanie na zawartość alkoholu we krwi generała Błasika znajdowało się właśnie w tym dokumencie. Pod nim podpisał się ekspert-chemik A. Lawreszin. Badanie krwi przeprowadzono 11 kwietnia 2010 r. w Departamencie Ochrony Zdrowia, Biurze Ekspertyz Medyczno-Sądowych w Moskwie. W dokumencie brakowało informacji, o której godzinie przeprowadzono badanie. Strona rosyjska nie podała też źródeł wydanej opinii. Brak także było zapisów wyników metody, którą jakoby prowadzono badanie krwi, co pozwoliłoby stwierdzić, czy poziom alkoholu był wysoki, czy niski. Ponadto próbka nie była właściwie zabezpieczona (nieopieczętowana), co zupełnie podważa jej wiarygodność jako materiału dowodowego. Brak zabezpieczenia implikował sytuację, że mogłoby dojść do zamiany próbek – a zważywszy na bałagan, jaki panował choćby przy identyfikacji ciał ofiar tej katastrofy, wątpliwości te byłyby całkowicie uzasadnione.

Kwestię domniemanych nacisków ze strony gen. Andrzeja Błasika podnieśli też polscy eksperci z tzw. komisji Jerzego Millera, tyle że mówiono tam już nie o presji bezpośredniej, ale o presji pośredniej na pilotów. Ostrożnie natomiast strona polska odniosła się do kwestii zawartości alkoholu we krwi generała.

W „Uwagach Rzeczypospolitej Polskiej do projektu Raportu końcowego MAK z badania wypadku samolotu Tu-154M nr boczny 101” stwierdzono, że o wynikach badań stężenia alkoholu etylowego we krwi dowódcy Sił Powietrznych przeprowadzonych przez stronę rosyjską nie można się wypowiedzieć ze względu na brak dokumentacji źródłowej: nie ma autoryzowanych wyników badań toksykologicznych oraz informacji, kiedy i jak zabezpieczono materiał do badania. Eksperci stwierdzili przy tym, że nie można jednak wykluczyć, iż alkohol wykazany podczas autopsji mógł mieć pochodzenie endogenne, na skutek wewnętrznych reakcji zachodzących w organizmie. Warto zaznaczyć, że powstawanie alkoholu w zwłokach in corpore może być efektem niesterylnych metod pobierania materiału. Istnieje bowiem wówczas możliwość zanieczyszczenia – kontaminacji próbki krwi szczepem bakteryjnym o różnym charakterze z rodzaju tlenowców i beztlenowców, które mogą generować z glukozy zawartej we krwi alkohol endogenny.


Wątpliwości pozostają?

W świetle ustaleń krakowskich biegłych rodzą się jednak pewne dodatkowe pytania. A mianowicie, dlaczego próbki, na których prowadzone były badania m.in. na obecność alkoholu we krwi, zostały przekazane stronie polskiej dopiero dwa lata po katastrofie? Dlaczego strona rosyjska zwlekała z ich przekazaniem? Czy materiał był właściwie zabezpieczony, tak by później można go było poddać podobnym badaniom? No i wreszcie, dlaczego polska prokuratura zleciła wykonanie badań ekspertom z Krakowa – chociaż na to najbardziej logiczna odpowiedź nasuwa się sama – a mianowicie śledczy stwierdzili niewątpliwie, że badania rosyjskie okazały się po prostu niewiarygodne? I dlatego uznali, że należy wykonać własne badania.

– Oczywiście zawsze pewne wątpliwości mogą być. Ale w mojej ocenie bardziej wiarygodne są badania przeprowadzone przez polskich biegłych niż badania zrobione przez Rosjan, którzy od początku w sprawie smoleńskiej mataczyli. Wystarczy też przypomnieć sobie całą nagonkę na generała Błasika po ogłoszeniu raportu MAK, sprawę zamiany ciał ofiar. Przykłady można by mnożyć. W świetle badań przeprowadzonych w Polsce i doświadczenia związanego z dotychczasowym działaniem strony rosyjskiej konkluzja nasuwa się sama: rosyjskie badania krwi generała Błasika były sfałszowane – wskazuje mec. Bartosz Kownacki.

http://naszdziennik.pl/polska-kraj/7186 ... broni.html

* * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * *

Nie muszę nic prostować ws. Błasika - mówi Donald Tusk. Nie? Przypomnijmy kłamstwa ws. generała

Polska komisja i polska prokuratura nigdy nie zgodziły się z tezą o nietrzeźwości gen. Andrzeja Błasika, więc niczego po polskiej stronie nie musimy prostować - oświadczył dziś premier Donald Tusk. Czyżby zapomniał o kłamstwach o obecności gen. Andrzeja Błasika w kokpicie, które formułowali wysocy przedstawiciele jego rządu: Edmund Klich, Radosław Sikorski i Jerzy Miller? Przypomnijmy co przedstawiciele rządu i prorządowych mediów mówili w ostatnich 4 latach.


W kłamstwie smoleńskim, w kłamstwie hańbiącym gen. Andrzeja Błasika uczestniczyli m. in.:
prezydent Bronisław Komorowski, minister spraw zagranicznych Radosław Sikorski, minister spraw wewnętrznych Jerzy Miler, minister obrony narodowej Bogdan Klich, akredytowany polskiego rządu przy MAK Edmund Klich, szef zespołu propagandowego przy kancelarii premiera Maciej Lasek
oraz dziennikarze, w tym m. in.:
Monika Olejnik, Jakub Sobieniowski, Dominika Wielowieyska, Andrzej Morozowski, Tomasz Sekielski, Agnieszka Kublik, Wojciech Czuchnowski, Roman Imielski i wielu wielu innych....

Wszystko to zgodnie z linią moskiewskiej narracji, w ramach kolejnych kolportowanych wrzutek. Kolejne operacje putinowskiej dezinformacji miały na celu: poniżenie państwa polskiego, jego sił zbrojnych oraz ofiar katastrofy (ze szczególnym uwzględnieniem dowódcy sił powietrznych i zmarłego prezydenta RP) i ich rodzin.

Przypomnijmy kto w tym uczestniczył:
http://vod.gazetapolska.pl/6594-general ... en-blasiku

http://niezalezna.pl/53165-nie-musze-ni ... s-generala

____________________________________
Ojczyznę wolną pobłogosław Panie.


06 kwi 2014, 18:59
Zobacz profil
Fachowiec
Własny awatar

 REJESTRACJA14 wrz 2011, 21:56

 POSTY        1263
Post Re: Katastrofa smoleńska
Rząd Donalda Tuska nie chciał wraku TU-154M. Zobacz kto głosował

Radosław Sikorski rok temu mówił, że wrak TU-154M nie jest ważnym dowodem w sprawie. Premier Donald Tusk wielokrotnie obiecywał, że powrotem wraku do kraju zajmie się osobiście. Przypominamy kto w kwietniu 2012 roku głosował za tym, by Rosjanie oddali nam dowody, a kto głosował przeciw.


Jak wyglądało głosowanie ws. zobligowania władz Federacji Rosyjskiej do oddania Polsce dowodów katastrofy z dnia 10 kwietnia 2010 roku, pozostających na terenie Federacji Rosyjskiej, a będących własnością Rzeczypospolitej Polskiej.

Obrazek

Oto lista posłów którzy nie chcieli, by wrak rządowego tupolewa wrócił do Polski:

Platforma Obywatelska:

Adamczak Małgorzata, Arkit Tadeusz, Arłukowicz Bartosz, Arndt Paweł, Augustyn Urszula, Aziewicz Tadeusz, Biernacki Marek, Biernat Andrzej, Bobowska Joanna, Borowczak Jerzy, Borowiak Łukasz, Brejza Krzysztof, Brzezinka Jacek, Bublewicz Beata, Budka Borys, Budnik Jerzy, Bukiewicz Bożenna, Buła Andrzej, Butryn Renata, Charłampowicz Jarosław, Cichoń Janusz, Cieśliński Piotr, Cycoń Marian, Czaplicka Barbara, Czechyra Czesław, Czernow Zofia, Czerwiński Andrzej, Dąbrowska Alicja, Drozd Ewa, Dunin Artur, Durka Zenon, Dzięcioł Janusz, Dzikowski Waldy, Fabisiak Joanna, Fedorowicz Jerzy, Fiedler Arkady, Gadowski Krzysztof, Gapińska Elżbieta, Gawłowski Stanisław, Gądek Lidia, Gelert Elżbieta, Gierada Artur, Gluza Czesław, Głogowski Tomasz, Godson John Abraham, Gowin Jarosław, Grabarczyk Cezary, Grad Aleksander, Grad Mariusz, Graś Paweł, Grupiński Rafał, Gut-Mostowy Andrzej, Guzowska Iwona, Halicki Andrzej, Hall Katarzyna, Hanajczyk Agnieszka, Hok Marek, Hoppe Teresa, Huskowski Stanisław, Janyska Maria Małgorzata, Jarmuziewicz Tadeusz, Jaros Michał, Jastrzębski Leszek, Kaczor Roman, Kamińska Bożena, Kania Andrzej, Karpiński Włodzimierz, Katulski Jarosław, Kaźmierczak Jan, Kidawa-Błońska Małgorzata, Kierwiński Marcin, Kluzik-Rostkowska Joanna, Kłosin Krystyna, Kochan Magdalena, Kolenda-Łabuś Brygida, Kołacz-Leszczyńska Agnieszka, Kołodziej Ewa, Konwiński Zbigniew, Kopacz Ewa, Kopaczewska Domicela, Korzeniowski Leszek, Kosecki Roman Jacek, Kowalski Sławomir, Kozaczyński Jacek, Kozdroń Jerzy, Kozłowska Iwona, Kozłowska-Rajewicz Agnieszka, Koźlakiewicz Mirosław, Krajewska Ligia, Kropiwnicki Robert, Krząkała Marek, Kucharski Cezary, Kudrycka Barbara, Kulesza Tomasz, Kwiatkowski Krzysztof, Lamczyk Stanisław, Lassota Józef, Lenz Tomasz, Leszczyna Izabela, Litwiński Arkadiusz, Łapiński Marek, Ławrynowicz Zofia, Marczułajtis-Walczak Jagna, Matusik-Lipiec Katarzyna, Mężydło Antoni, Miller Rajmund, Miodowicz Konstanty, Mroczek Czesław, Mrzygłocka Izabela Katarzyna, Mucha Joanna, Munyama Killion, Nemś Anna, Neumann Sławomir, Niedziela Dorota, Niesiołowski Stefan, Nowak Sławomir, Nowak Tomasz Piotr, Nykiel Mirosława, Okła-Drewnowicz Marzena, Okrągły Janina, Olechowska Alicja, Olszewski Paweł, Orzechowski Andrzej, Orzechowski Maciej, Oświęcimski Konstanty, Pacelt Zbigniew, Pahl Witold, Papke Paweł, Pępek Małgorzata, Piechota Sławomir Jan, Pierzchała Elżbieta Apolonia, Pietraszewska Danuta, Pietrzczyk Lucjan Marek, Pięta Jarosław, Piotrowska Teresa, Pitera Julia, Plocke Kazimierz, Plura Marek, Pluta Mirosław, Pomaska Agnieszka, Raczkowski Damian, Radziszewska Elżbieta, Raniewicz Grzegorz, Raś Ireneusz, Rosati Dariusz, Rozpondek Halina, Rutkowska Dorota, Rutnicki Jakub, Rząsa Marek, Saługa Wojciech, Schetyna Grzegorz, Sibińska Krystyna, Siedlaczek Henryk, Skowrońska Krystyna, Sławiak Bożena, Sługocki Waldemar, Smolarz Tomasz, Staroń Lidia, Suski Paweł, Sycz Miron, Szczerba Michał, Szejnfeld Adam, Sztolcman Grzegorz, Szulc Jakub, Szumilas Krystyna, Szydłowska Bożena, Szymański Tomasz, Śledzińska-Katarasińska Iwona, Święcicki Marcin, Tomański Piotr, Tomczak Jacek, Tomczyk Cezary, Tomczykiewicz Tomasz, Trybuś Aleksandra, Tusk Donald, Tyszkiewicz Robert, Van der Coghen Piotr, Vincent-Rostowski Jan, Wardzała Robert, Wielichowska Monika, Witczak Mariusz, Witkowski Radosław, Wojnarowski Norbert, Wojtkowski Marek, Wolak Ewa, Wójcik Marek, Zakrzewska Jadwiga, Zaremba Renata, Zawadzki Ryszard, Zdrojewski Bogdan, Zieliński Maciej, Ziemniak Wojciech, Ziętek Jerzy, Żalek Jacek, Żmijan Stanisław, Żmuda-Trzebiatowska Ewa, Żyliński Adam

 
Twój Ruch (wcześniej Ruch Palikota):

Banaszak Maciej, Bauć Piotr Paweł, Biedroń Robert, Bodio Bartłomiej, Borkowski Jerzy, Bramora Artur, Cedzyński Jan, Chmielowski Piotr, Dębski Artur, Domaracki Marek, Dziadzio Dariusz Cezar, Elsner Wincenty, Gibała Łukasz, Górczyński Artur, Kabaciński Michał, Kmiecik Henryk, Kopyciński Sławomir, Kotliński Roman, Krupa Łukasz, Kwiatkowski Jacek, Lewandowski Andrzej, Makowski Tomasz, Marcinkiewicz Małgorzata, Mroczek Maciej, Najder Jacek, Nowicka Wanda, Pacholski Michał Tomasz, Palikot Janusz, Penkalski Wojciech, Piątak Andrzej, Popiołek Zofia, Poznański Marek, Rozenek Andrzej, Rybakowicz Adam, Ryfiński Armand Kamil, Sajak Paweł, Stolarski Marek, Szymiec-Raczyńska Halina, Wydrzyński Maciej

Polskie Stronnictwo Ludowe:

Borawski Edmund, Bury Jan, Grzeszczak Eugeniusz Tomasz, Łopata Jan, Łuczak Mieczysław Marcin, Ozga Krystyna, Pawlak Mirosław, Smolarz Henryk, Sztorc Andrzej, Tokarska Genowefa, Żelichowski Stanisław

Sojusz Lewicy Demokratycznej:

Czerniak Jacek, Garbowski Tomasz, Joński Dariusz, Kalisz Ryszard, Klepacz Witold, Łybacka Krystyna, Matuszczak Zbigniew, Miller Leszek, Olejniczak Cezary, Ostrowski Artur, Prządka Stanisława, Tomaszewski Tadeusz, Wenderlich Jerzy, Wziątek Stanisław, Zbrzyzny Ryszard

Posłowie niezrzeszeni:

Galla Ryszard.

W sprawie dowodów jakimi są czarne skrzynki i wrak TU-154M mamy ostatnio sporo sprzecznych informacji. Wczoraj mówił o tym rzecznik prasowy Naczelnego Prokuratora Wojskowego Janusz Wójcik. Powiedział, że nie jest możliwe zakończenie śledztwa bez zbadania wraku i czarnych skrzynek w Polsce.

Dziś z kolei Prokuratura Generalna poinformowała, że „aktualne pozostaje stanowisko o możliwości ewentualnego zakończenia śledztwa w sprawie katastrofy smoleńskiej bez obecności tych dowodów na terytorium Rzeczypospolitej Polskiej”.

http://niezalezna.pl/53662-rzad-donalda ... o-glosowal

* * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * *

Macierewicz: "Czarne skrzynki zostały sfałszowane. Mamy dowody"

"Za kilka dni zostanie opublikowany raport zespołu parlamentarnego, który przedstawi dowody na to, że czarne skrzynki były sfałszowane. Że ten odczyt czarnych skrzynek, który był w Polsce, został przez Rosjan zmieniony" – powiedział w TVP Info w programie „Dziś wieczorem” Antoni Macierewicz.


Przewodniczący smoleńskiego zespołu parlamentarnego odniósł się także do hipotezy wybuchu na pokładzie Tu-154.

Co to za cud, że detektory stwierdzają obecność materiałów wybuchowych na blisko kilkuset próbkach, gdy są one w Smoleńsku? Zostają tam pozostawione dla Rosjan. Przetrzymywane są przez ponad pół roku. Przyjeżdżają do Polski i teraz nie ma na żadnej z tych próbek materiałów wybuchowych. Czy ktoś mógłby mi wyjaśnić, jaki to proces sprawia, że istnieją materiały wybuchowe na próbkach w Smoleńsku, a nie ma materiałów wybuchowych na tych próbkach w Polsce? W tym czasie wszystko pozostaje w troskliwych rękach pułkownika KGB Władimira Putina – mówił w TVP Info Antoni Macierewicz.

10 kwietnia o godz. 12 zostanie przedstawiony najnowszy raport smoleńskiego zespołu parlamentarnego.

http://niezalezna.pl/53772-macierewicz- ... amy-dowody

* * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * *

Katastrofa posmoleńska – 5 odsłon kompromitacji prokuratury. Spóźnili się na sekcję zwłok. Pierwsze oględziny w półtora roku po katastrofie!

Prokuratura w śledztwie smoleńskim skompromitowała się doszczętnie.
Poniżej przedstawiam pięć najważniejszym moi zdaniem odsłon tej kompromitacji. Posługuje się wyłącznie oficjalnymi informacjami prokuratury, podawanymi w odpowiedzi na pytania moje oraz senatorów Prawa i Sprawiedliwości.


Kompromitacja pierwsza – prokuratorzy spóźnili się na sekcję zwłok. Przyjechali do prosektorium w Moskwie i pocałowali klamkę.

Prokurator Seremet przyznał, że polscy prokuratorzy zgłosili się co prawda w Moskwie 11 kwietnia o godz. 17, ale poinformowano ich, że sekcje zwłok, prowadzone przez rosyjskich lekarzy, właśnie się zakończyły. Wobec tego od 12 kwietnia polscy prokuratorzy brali udział już tylko w identyfikacji zwłok. Dodam, ze przepisy procedury karnej nakazują udział prokuratora w sekcji. Tymczasem nie było prokuratorów, ani nie było tam polskich lekarzy.

Kompromitacja druga – brak sekcji zwłok w Polsce. Skoro prokuratorzy spóźnili się na sekcje zwłok w Moskwie, powinni je przeprowadzić w Polsce. Zobowiązują do tego przepisy procedury karnej. Nie zrobili tego.

Pierwszą sekcję zwłok polscy biegli, pod nadzorem polskich prokuratorów przeprowadzili po ekshumacji dopiero 30 sierpnia 2011 roku, prawie półtora roku po katastrofie!

Kompromitacja trzecia – błędna identyfikacja ciał. Skoro polscy prokuratorzy byli przy identyfikacji zwłok, ich psim i prokuratorskim obowiązkiem było dopilnowanie rzetelności identyfikacji. Nie dopilnowali, kilku rodzinom zafundowali dodatkowa traumę, myląc ciała w trumnach.

Kompromitacja czwarta – pierwsze oględziny miejsca katastrofy, brzozy i wraku półtora roku po katastrofie! W kwietniu 2010 roku, nie było oględzin ani miejsca katastrofy, ani wraku, ani słynnej brzozy, przeprowadzonych przez polskich prokuratorów. Pierwsze oględziny miejsca i wraku i brzozy były przeprowadzone na przełomie września i października 2011 roku, to jest w półtora roku po katastrofie, pierwsze oględziny brzozy? Ile są warte tak spóźnione oględziny?

Kompromitacja piąta – pierwsze pobranie próbek materiału z foteli – lipiec/sierpień 2013 roku, w trzy i pół roku po katastrofie. Ile są warte takie badania w trzy i pół roku po katastrofie? I dlaczego z foteli, skoro sugerowana jest możliwość eksplozji na skrzydle?

Rzadko, a nawet wcale przeze mnie nie cytowany Cimoszewicz miał rację mówiąc, że tak nie prowadzi się śledztwa nawet o włamanie do kurnika. A tu chodzi o katastrofę, w której zginął Prezydent Rzeczypospolitej…

Janusz Wojciechowski

http://wpolityce.pl/smolensk/190141-kat ... atastrofie

____________________________________
Ojczyznę wolną pobłogosław Panie.


06 kwi 2014, 19:04
Zobacz profil
Fachowiec
Własny awatar

 REJESTRACJA14 wrz 2011, 21:56

 POSTY        1263
Post Re: Katastrofa smoleńska
Blogerka Martynka dla wPolityce.pl: Historia zniszczenia lewego skrzydła TU 154 M. Czy tak wyglądały ostatnie sekundy tragicznego lotu?

Obrazek

Coraz więcej wskazuje na to, że 10 kwietnia 2010 roku polski samolot uległ katastrofie nie z powodu błędu pilota, jak chciały obie komisje państwowe, wtłaczając z uporem w głowy milionów tę toporną, nietrzymającą się kupy „prawdę”, ale przyczyn tej tragedii należy szukać w obszarze, który można umownie określić, jako „udział osób trzecich”. Taki scenariusz od początku sugerowały nie tylko specyficzne odkształcenia, jakim uległ kadłub maszyny, czy ogromne rozdrobnienie jego szczątków, co najdobitniej pokazał niedawno opublikowany raport archeologów, ale także niezrozumiałe, wręcz nielogiczne działanie osób odpowiedzialnych za sprowadzenie polskiego samolotu.


Już w pierwszych miesiącach po katastrofie pojawiało się wiele wątpliwości i pytań, co do zachowania ludzi znajdujących się na wieży w Smoleńsku tamtego feralnego dnia. Na podstawie rozmów, które się wówczas toczyły pomiędzy kontrolerami lotów, ich przełożonymi oraz innymi osobami tymczasowo oddelegowanymi do pracy na wieży, można było odnieść wrażenie ogólnego chaosu oraz impotencji decyzyjnej. Najbardziej zastanawiające jest, że zarówno kontrolerzy -  Pliusnin, Ryżenko, jak i Nikołaj Krasnokutski, którego rola do dzisiaj nie została wyjaśniona, mieli świadomość, że warunków do przyjęcia samolotu nie ma i należy go odesłać  na zapasowe lotnisko. Mimo wiedzy na temat pogody sprowadzano polski samolot nad Siewierny. Gorączkowe wysiłki obu smoleńskich kontrolerów, chcących mimo wszystko uzyskać zgodę przełożonych na kategoryczne odesłanie TU 154 M na zapasowe lotnisko, zostały brutalnie przerwane przez wyżej wspomnianego pułkownika z Tweru, który wszelkie dywagacje na temat losu polskiego samolotu uciął rozkazem, wydanym na niespełna kwadrans przed katastrofą TU 154 M:

6:26:19 UTC (8.26 czas.pol.) Krasnokutski: „[imię], doprowadzasz do stu metrów. Sto metrów. Bez dyskusji, [wulg.]…”.

Trudno nie zadać w tym miejscu pytania, dlaczego Krasnokutskiemu i jego przełożonym z Moskwy  tak bardzo zależało na sprowadzeniu samolotu do 100 m, mimo iż wszyscy zdawali sobie sprawę, że ten samolot nie ma szans na wylądowanie?

Smaczku całej sprawie dodaje fakt, że po jednoznacznej dyspozycji wydanej Plusninowi, pułkownik Krasnokutski udał się w jakieś ustronne miejsce, z którego po 4 minutach zadzwonił do kontrolera, upewniając się, czy aby na pewno polski samolot kontynuuje lot w kierunku Smoleńska. Uzyskawszy pozytywną odpowiedź wrócił na wieżę, by chwilę później złożyć telefoniczny meldunek niezidentyfikowanemu „towarzyszowi-generałowi”:

6:33:52 UTC (8.33 czas pol.) Krasn: „Towarzyszu generale, podchodzi do trawersu. Wszystko włączone, i reflektory w trybie dziennym, wszystko gotowe”.

Kim był „towarzysz generał” i jaką pełnił rolę w smoleńskim dramacie? Trudno dzisiaj rozstrzygnąć, niemniej jednak cała ta sytuacja budziła i budzi nadal uzasadnione podejrzenia. W kontekście tytulatury, jakiej używał Nikołaj Krasnokutski zwracając się do tajemniczego „towarzysza-generała” warto, niejako na marginesie, przywołać zdanie z książki Pete’a Earley’a  pt.:„Towarzysz J.” o życiu i działalności byłego oficera Służby Wywiadu Zagranicznego Rosji, Siergieja Trietriakowa:

Środowisko rosyjskiego wywiadu przypominało ekskluzywny klub dla mężczyzn[…]. Więź tę umacniała dodatkowo terminologia stosowana w SWR. W oficjalnych wymianach zdań oficerowie używali na przykład formułki „towarzyszu pułkowniku”; gdy ktoś przedstawiał Siergieja obcemu człowiekowi i padało słowo „towarzysz”, od razu było wiadomo, że nieznajomy jest kolegą oficerem SWR.

Można więc przypuszczać, że operacja Smoleńsk 2010 miała bardzo silne zabezpieczenie ze strony rosyjskich służb, a pozorny bałagan był tylko elementem gry, przedstawieniem dla publiczności, mającym na celu zmylenie tropów.

Jedna rzecz nie ulega wątpliwości: z jakiegoś powodu ludziom odpowiedzialnym za sprowadzenie polskiego samolotu bardzo zależało na tym, aby TU 154 M znalazł się na wysokości 100 m. I tak się jakoś dziwnie złożyło, że właśnie od tej wysokości zaczęły się kłopoty polskiego samolotu, mimo wydania przez kapitana statku komendy „odchodzimy” na bezpiecznej wysokości, gwarantującej właściwe wykonanie tego manewru. Z bliżej nieznanych powodów pilot nie był w stanie przerwać zniżania i dopiero na wysokości kilku metrów udało mu się odłączyć autopilota.

Czy była to „zwykła” awaria tego urządzenia, czy może awaria będąca wynikiem działań „osób trzecich”?  Nie wolno też zapomnieć, że polski samolot spędził kilka miesięcy w zakładach w Samarze, bez właściwego nadzoru ze strony polskich służb, za to w rękach ludzi znających doskonale tajniki budowy tej maszyny.

Jeden z ekspertów współpracujących z Zespołem Parlamentarnym, duński inżynier Glenn Jorgensen, w niedawnym wywiadzie dla periodyku „Ingeniøren” powiedział:

Jeżeli ja miałbym za zadanie dokonać ataku na samolot tak, aby wyglądał jak najzwyklejszy wypadek, to użyłbym ładunków wybuchowych na niskiej wysokości.

Czy właśnie wybuchy ładunków umieszczonych w newralgicznych dla samolotu miejscach, uruchomione po zejściu na odpowiednio małą wysokość, mogły być przyczyną katastrofy w Smoleńsku?

Na to pytanie od dwóch lat stara się znaleźć odpowiedź doktor inżynier Grzegorz Szuladziński, australijski naukowiec polskiego pochodzenia, specjalista od wybuchów, który jako pierwszy, w maju 2012 roku, sporządził raport, w którym postawił hipotezę, iż pierwotną przyczyną katastrofy smoleńskiej była eksplozja. Naukowiec nie ustaje w swoich badaniach i w ostatnich dniach na swojej stronie opublikował kolejny raport numer 490 „Historia zniszczenia lewego skrzydła TU 154 M, 10 kwietnia 2010 roku”. Współautorem pracy jest inżynier Marek Dąbrowski. Na wstępie autorzy zaznaczają:

We wczesnym raporcie na temat wypadku [Raport nr 456 – przyp. autora] sposób zniszczenia skrzydła był interpretowany jako wynik wybuchu i że prawdopodobne wydało się, iż skoncentrowany materiał stały był jego przyczyną. Były trudności z umiejscowieniem tego wybuchu i wstępnie założono, że miał on miejsce w punkcie K (TAWS38). Od czasu, gdy tamten Raport się pojawił, nagromadziło się dużo wiadomości o wiele lepiej pomagających zlokalizować wydarzenia.[…].

Autorzy opracowania w celu odtworzenia i wyjaśnienia zdarzeń z ostatnich, kluczowych sekund lotu TU 154 M posiłkowali się zapisami ATM QAR, zdjęciami z miejsca katastrofy, jak również zapisami rozmów z kokpitu (CVR). Obraz, jaki się wyłonił dzięki ich ogromnej pracy, w sposób niezwykle szczegółowy i chyba najbliższy rzeczywistości, pokazuje jak wyglądały ostatnie chwile tuż przed upadkiem polskiego samolotu i co tak naprawdę przesądziło o tragicznym finale lotu.

Około 125 m przed miejscem, w którym rosła „pancerna brzoza” najprawdopodobniej doszło do małych lokalnych wybuchów w skrzydle, powodujących jego osłabienie. W zapisach CVR można odnaleźć ślad po tych wydarzeniach w postaci „ dźwięków przemieszczających się przedmiotów”, co było zapewne spowodowane pękaniem poszycia skrzydła i tarciem o siebie pękniętych fragmentów.  To z kolei doprowadziło do tego, że odłamki z uszkodzonego skrzydła dostały się do silnika nr 3, powodując czasowy wzrost drgań jego stopnia niskiego ciśnienia, co miało miejsce na 73 m przed brzozą. W odległości 42 m od drzewa, któremu przypisywano kluczową rolę w katastrofie, prawdopodobnie doszło do większego wybuchu na skrzydle, który zniszczył jego duże fragmenty bliżej końcówki. W wyniku tego zdarzenia miejsce przed ulicą Gubienki zostało gęsto „usiane” odłamkami pochodzącymi ze skrzydła. Powybuchowa natura niektórych z nich nie budzi wątpliwości fachowców.

24 m przed brzozą rejestratory pokładowe zapisały przekleństwo ze strony pilota, który został zaskoczony przez nieznanego pochodzenia hałasy, których skutkiem był późniejszy, wyczuwalny wstrząs. W miejscu, gdzie rosła pancerna brzoza doszło do dalszego niszczenia konstrukcji lewego skrzydła, o czym świadczą wiszące na jej gałęziach elementy rozerwanego wybuchem skrzydła. Autorzy opracowania zaznaczyli przy tym, że choć wiemy z dużą pewnością, że brzoza nie mogła przeciąć nieuszkodzonego skrzydła, to jednak nie można wykluczyć, że wcześniej zniszczone i osłabione wybuchami skrzydło mogło jakimś fragmentem uderzyć w drzewo, być może tylną, dolną powierzchnią.

Po minięciu brzozy, około 6 metrów za nią, doszło do pierwszego skoku przyspieszeń poprzecznych, co zostało odebrane przez pasażerów jako nagłe boczne pchnięcie, będące następstwem wcześniejszego wybuchu. Kilka metrów dalej doszło do gwałtownego przechylenia na lewe skrzydło, spowodowane częściową utratą siły nośnej z lewej strony. Całkowite zniszczenie lewego skrzydła dopełnił kolejny wybuch rozsadzający środkową jego część, co miało miejsce 83 m za brzozą. W punkcie TAWS#38, który, przypomnijmy, został ukryty przez komisję Millera, zaczął się ostry zakręt w lewo, zmiana dotychczasowego kursu oraz gwałtowny przechył na lewą stronę, spowodowany zmniejszeniem siły nośnej. W tym momencie pasażerowi zaczynają krzyczeć, zdając sobie zapewne sprawę z nienaturalnego zachowania samolotu, nagłego przechylenia w lewą stronę oraz hałasów spowodowanych eksplozją na skrzydle.

Historia zniszczenia lewego skrzydła szczegółowo opisana przez doktora Szuladzińskiego i Marka Dąbrowskiego w najnowszym raporcie Nr 490 wydaje się najbliższa prawdzie o ostatnich sekundach TU 154 M. O takim przebiegu wydarzeń świadczą nie tylko zapisy ATM QAR, czy CVR, duża liczba odłamków jeszcze przed miejscem uderzenia samolotu w ziemię, ale także sposób zniszczenia poszczególnych fragmentów skrzydła samolotu, a także kadłuba. Charakterystyczne wywinięcia na zewnątrz, „płatki” i zadziory wskazują na wybuchowy charakter zniszczenia, powstały w wyniku dużej różnicy ciśnień.

Może dlatego polski samolot, zgodnie z kategorycznym poleceniem z Moskwy, musiał znaleźć się na wysokości 100 m? Czy nie na taką informację czekał „towarzysz generał”?

Martynka

http://wpolityce.pl/polityka/187497-blo ... znego-lotu

* * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * *

Dr Gajewski: „Podstawowym problemem jest to, że nie analizowano rozpadu tupolewa”. WYWIAD z ekspertem Międzynarodowego Towarzystwa Badania Wypadków Lotniczych

Obrazek

Nigdy nie spotkałem się takim postępowaniem, jakiego doświadczyliśmy od zwolenników „pancernej brzozy”. To już nie jest naganne postępowanie, to furia i niekontrolowane wybuchy złości

- mówi dr inż. Bogdanem Gajewski, koordynator Parlamentarnego Zespołu d/s Zbadania Przyczyn Katastrofy TU-154M.

Jest pan członkiem prestiżowej organizacji ISASI, czyli Międzynarodowego Towarzystwa Badania Wypadków Lotniczych. Czy właśnie dlatego, że wie pan doskonale, jak powinno przebiegać badanie katastrof lotniczych, stał się pan zdecydowanym krytykiem raportu KBWL, znanego jako raport Milllera? Czym ten dokument odbiega od badań, w których miał pan swój udział?

Oba dokumenty, zarówno raport MAK jak i Millera, wyglądają na obiekty kuriozalne, jakby sporządzone na kolanie, o czym wcześniej wspomniałem w swojej prezentacji na II Konferencji Smoleńskiej. Wydaje się, że tak niespotykany sposób prowadzenia dochodzenia i sporządzenia obu raportów będzie materiałem na przyszłe prace magisterskie i rozprawy doktorskie.

Czy prawdą jest, że członkowie komitetów badających okoliczności katastrof lotniczych cieszą się immunitetem? Immunitetem, który z jednej strony pozwala im obiektywnie i bez obawy nacisków badać wszystkie okoliczności wypadku, z drugiej zaś chroni ich przed odpowiedzialnością karną?

Sprawa z immunitetem jest niewłaściwie interpretowana przez większość mediów w Polsce. Wymagania personalne wobec badaczy wypadków lotniczych są podobne do tych, jakie stawia się prawnikom czy lekarzom. Osoba powołana do badania wypadku lotniczego z reguły cieszy się nieposzlakowaną opinią, zaufaniem kolegów i przełożonych oraz posiada odpowiedni „security clearance”, czyli pełny dostęp do informacji niejawnych i bardzo niejawnych. Osoby powołane do badania wypadku lotniczego są zwolnione z odpowiedzialności karnej czy cywilnej, chociażby z tego powodu, że pracują dla odpowiednich organizacji, a te przejmują wszelkie sprawy sądowe, jeżeli takowe miałyby miejsce. Inną sprawą jest niewłaściwe postępowanie członka zespołu badającego wypadek lotniczy. Jeżeli taki przypadek ma miejsce, to oznacza koniec kariery dla danej osoby. Sprawy dochodzeń powypadkowych są zbyt poważne, by zajmowali się nimi amatorzy czy ludzie o wątpliwym profilu moralnym.

Co w takim razie można zrobić z państwowym raportem, nie tylko zrobionym wbrew sztuce, ale i sankcjonującym nieprawdziwy stan rzeczy? Czy powinna powstać nowa komisja?

W świetle przedstawionych wyników badań, zaprezentowanych na obu Konferencjach Smoleńskich, nie ulega wątpliwości, że oba raporty nie spełniają podstawowych warunków stawianych raportom powypadkowym. W przypadku wątpliwości związanych z jakością raportu czy nowymi informacjami dostępnymi po napisaniu raportu, obowiązkiem osoby czy instytucji odpowiedzialnej za sporządzenie raportu jest rewizja danego raportu, a w poszczególnych wypadkach powołanie innej komisji, gwarantującej nie tylko obiektywny, ale przede wszystkim profesjonalny poziom raportu końcowego.  Zgodnie z polskim prawem (Dziennik Ustaw Nr 69 pozycja 442 z dnia 27 kwietnia 2010) jedyną osobą mogącą powołać nową komisję do badania wypadku lotnictwa państwowego jest aktualny premier.

W swoim referacie na II Konferencji Smoleńskiej powołuje się Pan na podręcznik ICAO, czyli rygorystyczną instrukcję postępowania w przypadku stwierdzenia na miejscu katastrofy pewnych charakterystycznych śladów. Proszę przypomnieć, o jakie ślady chodzi.

Może zacznę od tego, że podręcznik ICAO nie jest rygorystyczny i nigdy nie zamierzał takim być. Podręcznik ICAO jest zbiorem różnych publikacji sformowanych w taki sposób, by stanowić materiał pomocniczy dla zespołu badającego wypadek lotniczy. Te materiały pomocnicze są wynikiem współpracy wielu ludzi związanych z lotnictwem i stanowią niezwykle spójny podręcznik badania wypadku lotniczego.

Jeżeli chodzi o ślady na miejscu katastrofy, to podstawowym warunkiem utrzymania obiektywnego dochodzenia jest dokumentacja miejsca zdarzenia oraz zabezpieczenie materiałów do dalszych badań.  Jak wiemy, nie zbadano foteli lotniczych, nie przeprowadzono poprawnych autopsji, nie analizowano rozpadnięcia się kadłuba na kilkanaście tysięcy drobnych części. Lista niedoróbek jest bardzo długa.

Jak raport komisji Millera potraktował te dowody?

Pominął milczeniem.

Jakie są braki obu raportów?

Podstawowym problemem jest to, że nie analizowano rozpadu samolotu. To, że pilot zszedł do małej wysokości lotu, nie jest jeszcze bezpośrednią przyczyną rozpadnięcia się kadłuba samolotu na tysiące części. Wiemy też, że feralna brzoza nie brała udziału w zniszczeniu skrzydła samolotu. Dlatego też analiza mechanizmu zniszczeń kadłuba jest bardzo ważnym elementem dochodzenia i przy jakichkolwiek wątpliwościach, należy solidnie przyłożyć się do wyjaśnienia tego zagadnienia. To jest bardzo istotna sprawa dla lotnictwa cywilnego, o czym świadczą kolejne testy zniszczeń kadłuba samolotu robione przez firmy lotnicze. Można tutaj spekulować, że obie komisje, MAK i Millera, albo nie miały fachowców od zniszczeń materiałowych, albo ich pracę celowo pominięto.

Czy charakter i rozmiar zniszczeń, udokumentowany licznymi zdjęciami zrobionymi z miejsca upadku samolotu, może zdeterminować  główny kierunek badań?

Jak najbardziej. Najważniejsze są zdjęcia zrobione w pierwszych godzinach po katastrofie, zanim jeszcze dojdzie do „zanieczyszczenia miejsca katastrofy”, wynikającego z prac porządkowych.  Co jest istotne w materiałach zgromadzonych przez fotografów, to charakter i rozmiar zniszczeń kadłuba samolotu. Duża ilość drobnych fragmentów samolotu, wraz z charakterystycznym wywinięciem kadłuba, sugeruje możliwość eksplozji w powietrzu i z tego powodu kierunek badań powinien uwzględnić możliwość sabotażu czy też zamachu.

Przy tego typu zniszczeniach, kiedy części samolotu znajdowano przed miejscem uderzenia w ziemię, nie można mówić, że „jak walnęło, to urwało”. Stwierdzenie tego typu zaprzecza  zdrowemu rozsądkowi, bo sprowadza przebieg zdarzenia do stwierdzenia, że „samolot się rozpadł, bo upadł na ziemię”. Takie postępowanie jest w kręgach fachowców niedopuszczalne.

Uważa Pan, że tak ciała ofiar, jak i wrak samolotu TU-154M, w tym taki element jak fotele zainstalowane na pokładzie, wymagają szczególnej uwagi. Dlaczego?

W moim pierwszym referacie na II Konferencji Smoleńskiej omówiłem sposób prowadzenia dochodzeń powypadkowych w Ameryce Północnej. Zwróciłem tam uwagę na konieczność przeprowadzenia drobiazgowej autopsji, gdyż ciało ludzkie jest najbardziej znanym obiektem materialnym. Medycyna stoi na tak wysokim poziomie, że analiza zniszczeń ciała ludzkiego pozwala na wyjaśnienie wielu aspektów i mechanizmów zniszczeń dokonanych w samolocie.

Drugim elementem są bagaże pasażerów. Począwszy od podręcznych toreb, poprzez plecaki, walizki, otrzymujemy obiekty materialne o różnej wytrzymałości, o różnej charakterystyce mechanicznej. Analiza zniszczeń poszczególnych części bagażu pozwala na upewnienie się co do mechanizmu zniszczeń dokonanych czy to w przedziale bagażowym, czy pasażerskim (bagaż podręczny). Zaś konieczność analizy resztek kadłuba jest oczywista chyba dla każdego.

Mój drugi referat wygłoszony na II Konferencji Smoleńskiej dotyczył foteli lotniczych. Fotele lotnicze są tak zaprojektowane, by zapewnić pasażerom bezpieczeństwo w czasie lotu. Sprawa wygody jest tutaj, wbrew obiegowej opinii, drugorzędna. Fotele powinny wytrzymać wszystkie siły, jakie na nie działają, zarówno w fazie startu, lądowania czy też w sytuacjach ekstremalnych, jak gwałtowna turbulencja czy twarde lądowanie. Poszycie foteli nie tylko może zaabsorbować sadzę powstałą w wyniku pożaru, ale też ulec zwęgleniu przy wysokich temperaturach. Zamocowanie foteli, ich zniszczenia, mogą dużo powiedzieć o siłach działających w trakcie rozpadu kadłuba.

Osobnym zagadnieniem są pasy bezpieczeństwa. Raport MAK stwierdza, że osiemnastu pasażerów nie miało zapiętych pasów bezpieczeństwa przed lądowaniem. Tych osiemnastu pasażerów siedziało w byłej salonce, przebudowanej na trzy dni przed katastrofą. I tylko oni nie mieli zapiętych pasów. Przypadek?

Można się zgodzić, że być może jeden z pasażerów nie miał zapiętego pasa, ale osiemnastu?

I to tylko tam, gdzie dokonano przebudowy samolotu? Naturalnym pierwszym odruchem jest sprawdzenie czy fotele zostały poprawnie zamontowane, dlaczego w ogóle doszło do tej przebudowy i czy pasy bezpieczeństwa spełniały wymogi wytrzymałościowe. Może to były pasy o obniżonym standardzie? Ilość pytań można mnożyć, ale żaden z raportów nie przeprowadził analizy foteli w tym względzie.

Czy tych osiemnastu pasażerów samolotu TU-154, siedzących w pośpiesznie przebudowanej przed wylotem samolotu tzw. trzeciej salonce, to zarazem osoby, które odniosły największe obrażenia?

Takie stwierdzenie znajduje się w raporcie MAK, gdzie napisano, że pasażerowie siedzący w tej części kabiny pasażerskiej, doznali największych obrażeń z powodu nie zapiętych pasów bezpieczeństwa. Jest to bardzo odważne stwierdzenie, bo sugeruje jedną tylko przyczynę największych obrażeń odniesionych przez pasażerów. A przecież tak poważne obrażenia mogą wynikać z innych przyczyn, wśród których można wymienić miejscową eksplozję.

W jaki sposób komisja Millera przyjrzała się i zbadała to bardzo szczególne miejsce? Co zrobiono?

Nie zrobiono nic. W załączniku do raportu Millera napisano:

2.10.2.1. Przygotowanie do lotu. W dniu 6.04. samolot został przebudowany w 36 splt niezgodnie z dokumentami wystawionymi przez zakład remontowy po zakończonym remoncie. W trzecim salonie, przeznaczonym dla 8 osób, zamontowano 18 foteli pasażerskich. Nie przeprowadzono analizy zmiany położenia środka ciężkości pustego samolotu.

Najbardziej kuriozalne jest pierwsze zdanie. Okazuje się bowiem, że przebudowano rządowy samolot niezgodnie z dokumentami wystawionymi przez zakład remontowy. Taka sytuacja jest nie do pomyślenia. To może świadczyć o totalnym bałaganie w jednostce wojskowej, albo o celowym działaniu osób wykonujących, niezgodnie z dokumentacją, zmianę konfiguracji samolotu. Niezrozumiałe jest użycie pojęcia „remont” w odniesieniu do przebudowy.  Albo przebudowa, albo remont. To nie są jednoznaczne pojęcia.

Czy kiedykolwiek badał pan, bądź słyszał o takim przypadku, gdy przedstawiane są 4 różne wersje tego samego zapisu rejestratora CVR, a każda nowa jest opisywana jako jeszcze prawdziwsza od poprzedniej? Zwolennicy putinowskiej wersji wydarzeń z 10 kwietnia 2010 roku zdają się nieśmiało sugerować, że tak czasem bywa…

Kiedyś usłyszałem zdanie, że w Rosji wszystko jest możliwe. Nawet cztery różne zapisy z jednego rejestratora. Wynika stąd, że nie ważne jest to, co jest zarejestrowane, ważne jest to, kto odczytuje zapis rejestratora.

Profesor Piotr Witakowski, organizator Konferencji Smoleńskiej, zwraca uwagę na to, że dzisiejsza nauka pozwala nam zbadać bardzo dużo i to nawet w sytuacji, gdy materiał dowodowy pochodzi sprzed wielu wieków. Które dane są najpilniej ukrywane?  Które skazują Zespół Parlamentarny na badania szczególnie żmudne, czasochłonne?

Nasze badania są bardzo wszechstronne i obejmują bardzo szeroki zakres badawczy. Począwszy od analizy głosów w kokpicie, poprzez symulacje komputerowe czy zdjęcia satelitarne, mamy tutaj do czynienia z zespołem ekspertów, o których komisja Millera może tylko pomarzyć. Podobnie jak w wielu dochodzeniach powypadkowych, nie ujawniamy wszystkich wyników naszych badań, dopóki nie nabierzemy pewności co do ich znaczenia.

Ostatnie pytanie.  Niezależni naukowcy badający okoliczności tragedii z 10 kwietnia 2010 roku borykają się nie tylko z brakiem dostępu do zupełnie elementarnych informacji. Dotykają ich i zdumiewające zabiegi. Kampania dyskredytująca, fala donosów kierowanych do uczelni, w których pracują. Czy Pan się spotkał kiedykolwiek z tak radykalną kampanią przy okazji badania zwykłej katastrofy lotniczej?

Nigdy nie spotkałem się takim postępowaniem, jakiego doświadczyliśmy od zwolenników „pancernej brzozy”. To już nie jest naganne postępowanie, to furia i niekontrolowane wybuchy złości. Wynika to z faktu, że furiaci zdają sobie sprawę z nijakości własnych argumentów i wydaje się im, że im głośniej będą krzyczeć, im bardziej będą zastraszać naszych badaczy, tym pewniej w końcu racja będzie po ich stronie. Śpieszę więc powiedzieć, że to złudne zamiary. My nie jesteśmy w stanie dyskutować z kimś, kto nie przejawia umiejętności wymiany argumentów, ani też  elementarnej grzeczności, jakiej nas nauczono podczas naszej edukacji w Polsce.

Nasza rola nie polega na przekonywaniu ludzi co do naszego punktu widzenia. My zajmujemy się wyjaśnieniem zagadkowych okoliczności, z jakimi mamy do czynienia po lekturze obu raportów, sporządzonych przez MAK oraz zespół Millera. Jak dotychczas, mamy coraz więcej wątpliwości co do rzetelności obu tych raportów.

http://wpolityce.pl/polityka/187650-dr- ... lotniczych

____________________________________
Ojczyznę wolną pobłogosław Panie.


07 kwi 2014, 20:30
Zobacz profil
Fachowiec
Własny awatar

 REJESTRACJA14 wrz 2011, 21:56

 POSTY        1263
Post Re: Katastrofa smoleńska
Po decyzji biegłych NPW komisja Millera i zespół Laska są skompromitowane. Wyjściem jest opcja zerowa w badaniu katastrofy i rozpoczęcie wszystkiego od nowa

Obrazek

Biegli Naczelnej Prokuratury Wojskowej odmówili wydania kompleksowej opinii w sprawie katastrofy smoleńskiej. Uznali, że nie mogą tego zrobić nie mając dostępu do kluczowych dowodów i nie mogąc mieć nawet cienia zaufania do wyrywkowych dowodów zebranych przez Rosjan. Biegli podważyliby bowiem w ten sposób swoje kompetencje.
Nikt rozsądny nie wydałby przecież kompleksowej opinii o powodzi na jakimś terenie nie wiedząc, czy wywołało ją tsunami, ulewne deszcze, przerwanie pobliskiej zapory wskutek ataku terrorystycznego bądź katastrofy budowlanej czy jakiekolwiek celowe albo nieumyślne działanie człowieka.

Biegli NPW zrobili – jak powiedziałby towarzysz Lenin – „użytecznych idiotów” z członków komisji Jerzego Millera oraz tzw. ekspertów zespołu Macieja Laska. Oczywiście inne są cele Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych, a inne prokuratury, lecz ustalenie stanu faktycznego jest wspólne dla każdego, kto poważnie zajmuje się badaniem czegokolwiek. Nie ma bowiem innej prawdy materialnej dla PKBWL, a innej dla biegłych czy prokuratorów. Albo coś jest prawdą, albo kłamstwem – tertium non datur.

Członkowie komisji Millera i broniące ich „osiągnięć” osoby z zespołu Laska postąpili tak jak wielu przyrodników jeszcze w XVIII wieku, uważają-cych, że z zepsutego mięsa rodzą się larwy (robaki). Czyli gdy mięso jest już dostatecznie zepsute, samo z siebie wytwarza larwy. Dowodem było to, że wcześniej larw w mięsie nie widziano, a po jakimś czasie się pojawiały, więc ich „zarodki” musiały być częścią mięsa. Niby wszystko się zgadzało, lecz była to wierutna bzdura.

Decyzja biegłych NPW jest po prostu przejawem zdrowego rozsądku. Bo jak można ustalić stan faktyczny nie odnosząc badań cząstkowych do całości, czyli nie mając swobodnego dostępu do wraku i innych dowodów, np. czarnych skrzynek. Stanu faktycznego nie mogli oczywiście ustalić członkowie komisji Jerzego Millera, bo mieli o wiele mniejszy dostęp do dowodów niż mają biegli NPW. A przecież także oni niektóre dowody cząstkowe zaczęli badać dopiero kilka miesięcy temu, czyli 3,5 roku po katastrofie. Nikt nie miał natomiast pełnego i niczym nieuwarunkowanego i nieskrępowanego dostępu do wraku, czarnych skrzynek, dokumentacji lotniska Siewiernyj, wielu świadków i masy dokumentów.

Komisja Millera zobaczyła robaki w mięsie i uznała, że to mięso musi je rodzić, co jest kompletną bzdurą i brakiem elementarnego profesjonalizmu. Komisja Millera nie miała żadnych podstaw, by zakończyć badanie i opublikować raport końcowy. Podobnie jak nie mają żadnych sensownych podstaw opinie wygłaszane przez członków zespołu Laska, którzy bronią tez raportu komisji Millera. I raport Millera, i gadanie „ekspertów” Laska trzeba potraktować jak publicystykę, która odwołuje się do jakichś danych, lecz nie sposób ustalić statusu tych danych – ze względu na ich wyrywkowość i brak punktu odniesienia.
Wnioski są proste, a dla komisji Millera, zespołu Laska, rządu Donalda Tuska, niektórych partii, licznych polityków, wielu naukowców, dziennikarzy, ludzi kultury czy komentatorów są blamażem, kompromitacją i kompletną demolką. Jedyne sensowne wyjście to uznanie raportu Millera za niebyły. Oznacza to rozpoczęcie od nowa prac Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych. Oznacza konieczność sprowadzenia do Polski wraku i innych dowodów, zwrócenie się o pomoc do sojuszników Polski z NATO. Wiąże się z powrotem do wszystkich możliwych hipotez katastrofy i z powołaniem wielu nowych biegłych, także z zagranicy. Oznacza przeproszenie przez premiera Tuska rodzin ofiar i wszystkich tych, których dotychczas obrażano, poniżano i traktowano jak wrogów, a często wręcz podludzi. Wreszcie powinno się to wiązać z jakimiś formami odpowiedzialności prawnej tych, którzy do obecnego stanu doprowadzili.

Jedynym rozsądnym wyjściem jest przyjęcie opcji zerowej i uzna-nie, że to, co dotychczas zrobiono nie ma większej wartości. Są oczywiście takie wyjątki jak niektóre ekspertyzy krakowskiego Instytutu Ekspertyz Sądowych im. prof. Jana Sehna i te można wykorzystać w przyszłych pracach. Wszystkie dotychczasowe tezy i wnioski formułowane w imieniu państwa polskiego należałoby wyrzucić do kosza. Raportu rosyjskiego MAK nie zmienimy, ale możemy mu przeciwstawić naprawdę wartościowy polski dokument. Dzięki temu można będzie sfalsyfikować tezy Anodiny. A potem już do polskiej dyplomacji będzie należało upublicznienie nowego raportu i przekonanie elit innych państw oraz opinii publicznej na świecie, że wszystko to, co dotychczas kolportowano, było kłamstwem, a w najlepszym wypadku antypolską propagandą.

http://wpolityce.pl/smolensk/189434-po- ... go-od-nowa

* * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * *

Mądrości wiceszefa komisji Millera. Przyczynę katastrofy znał od razu, nic by nie zmienił w raporcie

Kto przyjął procedurę badania katastrofy smoleńskiej według 13. załącznika do konwencji chicagowskiej?
- Nie wiem.  
Kto rozpoznał głos gen. Błasika w kokpicie?
- Nie wiem.
Czy zmieniłby pan coś w raporcie Millera?
- Nie.
Tyle ma do powiedzenia po czterech latach od tragedii w Smoleńsku wiceszef tzw. komisji Millera płk Mirosław Grochowski.


Od przedstawienia raportu z prac komisji Millera, pułkownik Grochowski rzadko pojawia się w mediach, i dlatego Polska Agencja Prasowa rozmowę z nim reklamuje jako "pierwszy wywiad od czasu zakończenia jej prac".

Wiceszef komisji Millera nie zrezygnował z upierania się, że wszystkiemu winna jest "pancerna brzoza". "Pamiętam silne wrażenie, jaki wywarł ma mnie widok młodych drzewek i krzaków na trajektorii lotu przed brzozą. Były obcięte na takiej wysokości, że prawie mogłem tam sięgnąć ręką. Uświadomiłem sobie, że samolot w tym miejscu był aż tak nisko, niemal dotknął kołami ziemi".

Dzisiaj wiemy jak naprawdę wyglądała współpraca z Rosjanami, jakie popełnili błędy, w jaki sposób traktowali ciała ofiar, a także jakie konsekwencje miało oddanie im śledztwa. Pomimo to Grochowski chwali współpracę z Rosjanami.
- 12 kwietnia rano spotkaliśmy się z gen. Sergiejem Bajnietowem, przewodniczącym rosyjskiej komisji wojskowej. Wyartykułowaliśmy nasze potrzeby: o przepustki i dostęp do miejsca katastrofy, nasz udział w badaniu, namiot do pracy przy wraku, pomieszczenia do pracy w sztabie i częstotliwości do łączności. Były one w miarę możliwości szybko zaspokajane - powiedział.

"W pierwszym okresie nie mieliśmy żadnych problemów z gromadzeniem materiałów i wykonywaniem swoich prac" - twierdzi zastępca Millera.
- A kiedy się pojawiły się pierwsze zgrzyty? - pyta reporter PAP.
"Trudno powiedzieć. Po prostu MAK przyjął inną procedurę badania - że jest jeden akredytowany, który jest przedstawicielem RP, który pilnuje tego badania, a my jesteśmy jego pomocnikami. Trzeba było się dostosować.
- Jak to się w końcu stało, że 13 kwietnia przyjęto procedurę według załącznika do konwencji chicagowskiej?
"Nie wiem, nie byłem przy wszystkich rozmowach, przede wszystkim byłem w Smoleńsku".

I najważniejszy fragment rozmowy z płk Grochowskim.

PAP: Co było przyczyną katastrofy smoleńskiej?
M.G.: Tak jak napisaliśmy w raporcie. W stu procentach się z tym zgadzam. W naszym raporcie nie ma nic z materiałów MAK. Zarzucano nam, że stworzyliśmy raport tylko na podstawie rejestratorów parametrów lotu. To nieprawda. Odtworzyliśmy trajektorię lotu na podstawie własnych obliczeń i pomiarów wykonanych w Smoleńsku. Zostały one potwierdzone przez zapisy rejestratorów. Moim zdaniem trudno kwestionować raport, jeśli te dwa źródła się potwierdzają.

PAP: Zmieniłby pan coś w raporcie?
M.G.: Nie.

Grochowski, tak jak Maciej Lasek i politycy Platformy z Donaldem Tuskiem na czele, nie czuje się odpowiedzialny za zgodę na rozpowszechnianie kłamstw o generale Andrzeju Błasiku. Umywa ręce.

PAP: Kto rozpoznał głos gen. Błasika? Występuje on i w raporcie MAK, i w raporcie polskiej komisji.
M.G.: Nie wiem, nie byłem przy tym.

PAP: Rodzina generała walczy o jego dobre imię po tym, jak MAK podał, że w jego krwi stwierdzono obecność alkoholu. Przeczy temu ekspertyza biegłych dla prokuratury. Wy zwracaliście MAK uwagę, że brak na to dokumentacji źródłowej i że nie można wykluczyć, że alkohol mógł mieć pochodzenie endogenne.
M.G.: Moim zdaniem jako komisja nie nadszarpnęliśmy imienia gen. Błasika. Jak się później okazało, MAK nie uwzględnił polskich uwag do projektu raportu, więc nie mieliśmy wpływu na ten dokument. Natomiast kwestionowaliśmy wiele jego ustaleń, także podawaliśmy w wątpliwość informację o rzekomym alkoholu w krwi generała.

Oczywiście tak samo jak w każdym obywatelu Polski, tym bardziej w żołnierzu, wzburzyła się we mnie krew, gdy usłyszałem, w jaki sposób MAK potraktował polskiego generała. Znałem gen. Błasika dość dobrze. W polskiej komisji nie myśleliśmy, że musimy dać kontrę, po prostu na podstawie materiałów i stenogramu, które mieliśmy, odtwarzaliśmy przebieg katastrofy.

Przy tak dobrym samopoczuciu płk Grochowskiego, który nie ma sobie nic do zarzucenia, nic dziwnego, że sprzeciwia się wznowieniu prac komisji Millera.
"Jak dotąd nie widzę uzasadnienia do wznowienia prac komisji. Jej prace można by było wznowić tylko wtedy, gdyby okazało się, że są nowe okoliczności, które wskazują, że przyczyna wypadku była inna niż ustalona w protokole i raporcie. Do tej pory na ten temat nie pojawiło się nic wiarygodnego, potwierdzonego materiałem dowodowym".

Z niedowierzaniem można przeczytać odpowiedź Grochowskiego na pytanie, czy politycy naciskali na członków komisji.
"Nie. Ja przynajmniej nie miałem takiego doświadczenia".
- A wojskowi?
"Absolutnie nie. Nigdy nie spotkałem się podczas badania z jakimkolwiek naciskiem. Nigdy nikt mi nie mi mówił, że należy szybciej skończyć, albo że trzeba skończyć tak, czy inaczej. Absolutnie to jest dla mnie niewyobrażalne".

Tak jakby nikt nie pamiętał o słowach Radosława Sikorskiego tuż po katastrofie...

http://niezalezna.pl/53826-madrosci-wic ... -w-raporci

____________________________________
Ojczyznę wolną pobłogosław Panie.


07 kwi 2014, 20:37
Zobacz profil
Avatar użytkownika

 REJESTRACJA19 lut 2008, 14:23

 POSTY        429
Post Re: Katastrofa smoleńska
Już nie wiem gdzie te lemingi mają zwoje mózgowe. Może mają sliki zamiast kory?

z Niezależna.pl

"Sfałszowana ekspertyza". Macierewicz wylicza matactwa prokuratury wojskowej

Dodano: 07.04.2014 [15:04]
"Sfałszowana ekspertyza". Macierewicz wylicza matactwa prokuratury wojskowej - niezalezna.pl
foto: Filip Błażejowski/Gazeta Polska
"Urządzenia wskazały ślady materiałów wybuchowych" - takiej treści rozmowę między biegłymi badającymi wrak, zacytował na konferencji prasowej przewodniczący sejmowego zespołu ds. wyjaśnienia katastrofy smoleńskiej, Antoni Macierewicz. Poseł PiS w związku z tym stwierdził, że ustalenia wojskowej prokuratury podane dziś opinii publicznej, mogą opierać się na sfałszowanej ekspertyzie.

Antoni Macierewicz w Sejmie odniósł się do stwierdzenia wojskowych śledczych, że "nie ma żadnych dowodów na to, że wewnątrz samolotu doszło do wybuchu". W odpowiedzi przedstawił nieznane dotąd zdjęcie burty salonki prezydenckiej Tu-154M, fotografowanej od wewnątrz:



- To jest miejsce, na którym nie znaleziono śladu płomienia, gdy fotografowano szczątki na miejscu zdarzenia - podkreślił Macierewicz, zaznaczając, że na każdym dostępnym nagraniu wykonanym po katastrofie, widać że w tym miejscu nie było żadnego pożaru. - To jest obraz tego, co się wydarzyło w powietrzu - stwierdził poseł PiS.

Antoni Macierewicz odniósł się również do ustaleń prokuratorów o znalezionych fragmentach tupolewa w brzozie z miejsca katastrofy. Zacytował przy tym słowa wojskowych z dzisiejszej konferencji prasowej, którzy stwierdzili, że „powierzchnie rozdzieleń obu części pnia biegną (mają kierunek) od góry w dół".

- W jaki sposób to samolot mógł zniszczyć brzozę, skoro jak stwierdzili biegli, została ona zniszczona uderzeniem z góry w dół, a samolot leciał z dołu w górę? - pytał na konferencji prasowej przewodniczący sejmowego zespołu ds. wyjaśnienia katastrofy smoleńskiej, Antoni Macierewicz.

"Byliśmy pod wrażeniem spektakularnej kompromitacji prokuratury wojskowej, która po czterech latach od tragedii smoleńskiej wreszcie przedstawiła swoje stanowisko w sprawie zbadania materiału wybuchowego, który został znaleziony tam na miejscu, uzasadniając tezę, którą propagandowo powtarza poszczególnym mediom od dłuższego czasu" - powiedział Macierewicz w poniedziałek na konferencji prasowej w Sejmie.

Poseł odniósł się do słów płk. Ireneusza Szeląga o "małym rozrzucie szczątków samolotu", który miałby według prokuratorów wojskowych przeczyć tezie o wybuchu. - Nie było takiej katastrofy, która doprowadziłaby do takiego zniszczenia. Śledczy mówią o wąskim obszarze miejsca upadku TU-154M, a tupolew rozpadł się na 60 tysięcy części - powiedział poseł Macierewicz.



- Polscy prokuratorzy byli na miejscu zdarzenia, a niestety nie dokonali oględzin, mimo że byli wtedy w Smoleńsku. Nie poszli zobaczyć jak wyglądają zwłoki, nie poszli zobaczyć jak wygląda samolot - dodał Macierewicz, odnosząc się do zapewnień śledczych, że mieli "nieskrępowany" dostęp do badań wraku. - Niewielkie ilości paliwa, które były w skrzydle nie mogłyby doprowadzić do takiej skali zniszczeń - podkreślił. - Nie było takiej katastrofy, która doprowadziłaby do takiego zniszczenia samolotu - dodał.

W trakcie konferencji prasowej Antoni Macierewicz zacytował rozmowę biegłych badających wrak tupolewa pod kątem obecności materiałów wybuchowych.

Rozmówca 1: (…) tam mamy potwierdzenie śladów materiałów wybuchowych?
Rozmówca 2: tak.
(…)
Rozmówca 2: w protokole są wpisane urządzenia, urządzenia, które wskazały itd., wskazały ślady materiałów wybuchowych. Już teraz nie pamiętam, ale to jedno potocznie się nazywa konewka, wymaz, wkłada się pasek i on pokazuje, on pokazuje jakie związki chemiczne, no to alarmy się zaświeciły kilka razy, oprócz tego, pokazywał bez alarmu.
(…)
Rozmówca 2: (…) jeżeli coś, jeżeli te elementy zginą, to mamy dokumentację fotograficzną zrobioną i mamy notatki, mamy notatki spisane, które elementy wykazywały ilość materiałów wybuchowych, które są, jak coś wyjdzie i gdzie…
(…)
Rozmówca 1: A ile foteli zabezpieczyliście? Kilka? Kilkanaście?
Rozmówca 2: Sześćdziesiąt kilka foteli i elementów. Te które wykazały, wykazały jakiekolwiek ślady wskazania urządzenia. Sprawdzaliśmy dwoma rodzajami urządzenia. Jedno urządzenie ogólne i drugie urządzenie, drugie urządzenie dokładniejsze.
(…)


07 kwi 2014, 21:52
Zobacz profil
Avatar użytkownika

 REJESTRACJA19 lut 2008, 14:23

 POSTY        429
Post Re: Katastrofa smoleńska
Z portalu wpolityce.pl, kolejna porcja dla mózgowych dyslektyków żyjących w bulu bez nadziejii

Macierewicz: opinia biegłych kończy sprawę brzozy. Nie mógł jej zniszczyć wznoszący się samolot, skoro zniszczyło ją uderzenie z góry. NASZ WYWIAD
opublikowano: 7 kwietnia 2014, 17:01 · aktualizacja: 7 kwietnia 2014, 17:16
Fot. PAP/Paweł Supernak Fot. PAP/Paweł Supernak
wPolityce.pl: Prokuratura wojskowa uznała, że nie ma dowodów, że w Smoleńsku doszło do wybuchu. Jak pan ocenia pewność śledczych w tym zakresie?
Antoni Macierewicz: Konferencja prokuratury miała charakter wybitnie polityczny. Ona była przygotowywana przez 10 dni za pomocą przecieków, komentarzy, rozstrzygnięć, sznurowanie ust płk. Milkiewiczowi i zabiegi, które miały opinii publicznej przedstawić stanowisko prokuratury, jako kompetentne, miarodajne i ostateczne. Tymczasem okazało się, że to stanowisko jest absolutnie niekompetentne, jest dowodem katastrofy, jaką poniosła prokuratura w sprawie badania obecności materiałów wybuchowych. Po czterech latach od tragedii śledczy nie są w stanie wyjaśnić, jak mogło dojść do tego, że 700 śladów materiałów wybuchowych, które wykryła ta sama prokuratura przy pomocy detektorów w Smoleńsku, po pozostawieniu ich w rękach rosyjskich i przywiezieniu do Polski nagle wyparowało. Obecnie nie ma po nich żadnego śladu, a prokuratura na pytanie, o to jaki był mechanizm tego cudownego zjawiska, a także czy biegli zbadali, co zmyliło detektory, nie umie odpowiedzieć. A taka sytuacja dotyczy kilkuset odczytów. Prokuratura przyznaje, że tego nie badano.
O czym to świadczy?
To nieprawdopodobne, to dyskwalifikuje opinię prokuratury. Szczególnie, że — przypomnijmy — to jest stan rzeczy, który już znamy z grudnia 2013 roku. Prokuratura taką diagnozę biegłych wtedy odrzuciła, wskazując, że mają również zbadać, jak doszło do takiej pomyłki. Biegli mieli powiedzieć, dlaczego to, co wstępnie oznaczono jako materiał wybuchowy, okazało się innym materiałem. Ale oni tego nie zrobili, czyli nie wypełnili swojego podstawowego zadania. I teraz prokuratura przedstawiła opinii publicznej coś, co odrzucała jeszcze kilka miesięcy temu. To jest katastrofa, klęska zupełna. W tej sprawie możemy mieć do czynienia z matactwem.
Dlaczego pan tak sądzi? Na czym to mataczenie ma polegać?
Wśród tych materiałów, które -– zgodnie z przekazem prokuratury –- zostały zbadane, były też próbki z foteli. Po te fotele jeżdżono dwukrotnie do Rosji, ponieważ podobno za pierwszym razem było tak zimno, że nie pobrano tych materiałów. Tymczasem na konferencji prasowej przedstawiłem materiał, który jednoznacznie stwierdza — to relacja jednej z osób, która brała udział w badaniach na przełomie września i października 2012 roku, że tam stwierdzono materiał wybuchowy, a także, że pobrano próbki z foteli, wkładając je do nagrzanych parą foliowych worków. Proces pobierania próbek z foteli został bardzo dobrze opisany. Jeśli przekonuje się nas, że tych próbek nie pobrano, to oznacza, że ktoś te próbki podmienił na inne, które nie mają śladów. To jest sytuacja dramatyczna, sytuacja, która wymaga jednoznacznego wyjaśnienia. Przekażemy tę sprawę sądowi, gdy będzie miała charakter procesowy.
Śledczy wiele miejsca poświęcili również badaniom brzozy. Prokurator Ireneusz Szeląg stwierdził, że znalezione w niej metalowe części mogą pochodzić z tupolewa. Jak oceniać te stwierdzenia?
Warto pamiętać wypowiedź prok. Karola Kopczyka, który w 2013 roku mówił, że pobrano z brzozy co najmniej 40 sztuk metalowych części. Tymczasem obecnie okazuje się, że biegłym przekazano do badania jedynie dwanaście. Co stało się z 28 innymi częściami? Kto je selekcjonował, na jakiej zasadzie? Z jakiego powodu jedynie 12 przekazano do badania? To jest znów rzecz wskazująca na matactwo w tym śledztwie.
Biegli i tak nie wszystko zbadali.
Rzeczywiście biegli zbadali 11 z 12 części. Nie wiadomo na razie dlaczego jednej nie zbadano. Z kolei z tych 11, które zbadano, jedynie trzy uznano, że pochodzą „prawdopodobnie” z samolotu, ale nie ze skrzydła, tylko „z samolotu”. Tak napisali biegli w swojej opinii.
To wiele zmienia?
To znaczy, że prokuratura nie dysponuje żadnym dowodem, że w brzozie znaleziono jakiekolwiek fragmenty skrzydła. Może trzy fragmenty na 40 prawdopodobnie pochodzą z samolotu. Prawdopodobnie. To niezrozumiałe, ponieważ takie sprawy, jak struktura chemiczna duraluminum jest sprawdzalna i weryfikowalna. Mamy zasłonę dymną, której używa prokuratura, by ukryć swoją niekompetencję. Badania dotyczące brzozy były ważne w innym kontekście.
W jakim?
Badania biegłych kończą sprawę brzozy, dziś zakończyliśmy sprawę brzozy. Ten problem został wyeliminowany przez biegłych prokuratury.
Dlaczego pan tak mówi?
Biegli stwierdzili, że brzoza została ścięta uderzeniem płaskiego przedmiotu poruszającego się z góry w dół… A samolot się przecież wznosił! Nawet wiemy o ile, o 12 stopni, a kąt natarcia miał 15 stopni. Jest jasne, że brzozy nie mógł zniszczyć samolot wznoszący się do góry, skoro drzewo zostało zniszczone uderzeniem z góry. Brzoza zapewne została zniszczona przez spadające kawałki blach, rozpadającego się samolotu. To jest oczywiste, ta sprawa jest zamknięta.
Na swojej konferencji prasowej wrócił pan do opisywanego przez tygodnik „wSieci” raportu archeologów.
Pokazaliśmy, jak wielki był rozrzut szczątków rządowej maszyny, a także jaki obszar zajmowały. Mówienie przez prokuratorów, że to była mała przestrzeń, jest kpiną z ludzkiego rozsądku. Ten samolot został rozdrobniony, zniszczony wybuchem na kilkadziesiąt tysięcy szczątków. Nie można mówić o niewielkim rozrzucie. Na konferencji prasowej pokazaliśmy również zniszczoną od wewnątrz salonkę prezydencką. Pokazaliśmy fragmenty zniszczonego, spalonego, stopionego wnętrza tej salonki, by nie było dyskusji, czy był wybuch, czy go nie było. Wybuch był, ponieważ w tym fragmencie samolotu nie było płomieni po tragedii. To wskazuje, że salonkę musiał zniszczyć wybuch jeszcze w powietrzu. Pokazaliśmy również dokumentację, która jest w prokuraturze. To materiały rosyjskie, które dotyczą oględzin samolotu. One wskazują na rozerwanie skrzydła od wewnątrz, na rozerwanie powierzchni, zniszczenie nitów przy żebrach.
Rozmawiał Stanisław Żaryn


07 kwi 2014, 22:31
Zobacz profil
Fachowiec
Własny awatar

 REJESTRACJA14 wrz 2011, 21:56

 POSTY        1263
Post Re: Katastrofa smoleńska
Duńska prasa: Duński inżynier odrzuca rządowe wyjaśnienia katastrofy polskiego samolotu.

Duński inżynier odrzuca rządowe wyjaśnienia katastrofy polskiego samolotu.


Brzoza nie mogła być przyczyną katastrofy polskiego samolotu z  Prezydentem na pokładzie, cztery lata temu, podczas lądowania w Rosji - uważa duński inżynier.

Katastrofa samolotu

Wyliczenia duńskiego inżyniera przyciągnęły uwagę wielu ludzi w związku z narodową tragedią w Polsce. Polski samolot rządowy uległ katastrofie podczas podchodzenia do lądowania w Smoleńsku w Rosji 10-tego kwietnia 2010 roku. Wszystkie 96 osób na pokładzie, włącznie z Prezydentem Polski Lechem Kaczyńskim, zginęły. Zachęcony do odnalezienia prawdziwego wytłumaczenia tej katastrofy, Duńczyk mgr inż.Glenn Jorgensen brał udział w konferencjach,

związanych z tematyką tej katastrofy, prowadził dyskusje z czołowymi polskimi ekspertami badającymi tę katastrofę oraz pod koniec stycznia zaprezentował swój raport i odpowiadał na pytania na posiedzeniu Sejmowej Komisji Parlamentarnej wyjaśniającej przyczyny katastrofy. Jego praca spowodowała wielkie poruszenie, gdyż wyniki popierają hipotezę, że katastrofa nie była zwykłym wypadkiem, ale zamachem. Glen Jorgensen mówi dla gazety “Ingeniøren”, że jego analiza nie pokazuje co spowodowało katastrofę, tylko udowadnia że powody były inne, niż te opisane w raporcie komisji MAK. On nie odrzuca jednak możliwości zamachu i spisku.

”Jeżeli ja miałbym za zadanie dokonać ataku na samolot tak aby wyglądał jak najzwyklejszy wypadek, to użyłbym ładunków wybuchowych na niskiej wysokości”, powiedział.

Katastrofa była wyjaśniana przez MAK -rosysjką komisję do spraw badania wypadków lotniczych, która w styczniu 2011 roku stwierdziła, że samolot podczas podchodzenia do lądowania uderzył w brzozę 5 metrów nad ziemią, 5,5 metra od końca lewego skrzydła.

Zabici przez przeciążenie 100g

Według raportu MAK, asymetryczna siła unoszenia oddziaływująca wówczas na samolot, spowodowała obrót w lewo. W ciągu pięciu sekund samolot obrócił się do góry kołami w powietrzu. Uderzył w ziemię pozostałą częścią lewego skrzydła, a następnie przodem samolotu, w taki sposób, że wszyscy na pokładzie samolotu byli poddani przeciążeniu 100g, i zginęli na miejscu. Rządowy polski raport opublikowany w lipcu 2011 roku, obciążył częściową odpowiedzialnością rosyjskich kontrolerów lotu, ale zaakceptował powód katastrofy jakim miała być brzoza i błąd pilotów.

Wielu Polaków podejrzewa, że odpowiedzalność Rosji za ten wypadek jest znacznie większa. Takie spojrzenie jest również podzielane przez prof. Wiesława Biniendę z Uniwersytetu w Akron USA, który jest redaktorem naczelnym lotniczego pisma naukowego „Journal of Aerospace Engineering”. Jego obliczenia pokazały, że gdyby doszło do kontaktu lewego skrzydła z brzozą, to skrzydło przecięło by brzozę jak nóż, a uszkodzenie skrzydła byłoby nieznaczne. Jego obliczenia pokazały również, że gdyby nawet końcówka skrzydła urwała się na wysokości 5 metrów, to musiałaby ona uderzyć w ziemię 12 metrów dalej. W rzeczywistości końcówka skrzydła została znaleziona 111 metrów za brzozą.

Prof. Binienda pokazał, że końcówka ta musiała się urwać na wysokości conajmniej 26 metrów oraz 69 metrów za brzozą. Wielu innych ekspertów interesuje się tym wypadkiem, ale wśród nich tylko Glenn Jorgensen nie jest Polakiem. On dokładnie przeanalizował dane i wnioski z raportu MAK i dokonał wyliczeń używając praw aerodynamiki. Zakupił również zdjęcia satelitarne pokazujące ślady na ziemi spowodowane tą katastrofą. Po około 500 godzinach pracy zgodził się z wnioskami prof. Biniendy, że wskazywanie na brzozę jako przyczynę katastrofy jest błędne.

Glenn Jorgensen dobitnie mówi, że instrumenty samolotu zanotowały dwukrotnie momenty utraty siły nośnej. To wskazuje, że na wysokości około 30 metrów ponad ziemią, najpierw urwała się 5,5 metrowa końcówka skrzydła, a następnie musiało oderwać się dodatkowo od 3 do 5 metrów skrzydła. ”Tylko te założenia związane z dodatkową utratą skrzydła są spójne z danymi zarejestrowanymi w czarnych skrzynkach i ze śladami na ziemi, ” powiedział.

To wyjątkowe zainteresowanie Glenna Jorgensena katastrofą,  dotyczącą kraju z którym nie ma żadnego związku, jest interesujące. ”Moja żona pytała mnie o to samo. Odpowiadam.  Kiedy jesteś świadkiem wypadku drogowego, przy którym są już ratownicy, którzy pomagają, to jedziesz dalej. Kiedy jednak widzisz, że ratujący swoim postępowaniem tylko pogarszają sytuację, z pewnością się zatrzymasz, aby zrobić to co powinno się zrobić.” - dodał.

Czołowy ekspert  rządu Donalda Tuska, w dziedzinie wypadków lotniczych, prof. Grzegorz Kowaleczko z Wojskowej Akademii Technicznej, nie zgadza sie z Glennem Jorgensenem. Opublikował w grudniu 2013 roku swój raport odrzucający wyniki analizy Glenna Jorgensena. „Obliczenia Kowaleczki pokazały jednak, że samolot powinien lecieć 11 metrów nad brzozą, gdyby założyć, że musi uderzyć w ziemię w miejscu gdzie rzeczywiście uderzył. Oficjalnie krytykuje mnie, ale  pytania jakie  zadawał odnośnie mojego raportu mówią mi, że moja analiza jest na właściwym tropie”, stwierdził Glenn Jorgensen. Gazeta “Ingeniøren” zwróciła się emailowo do Grzegorza Kowaleczki o jego komentarz, ale jak na razie nie uzyskaliśmy odpowiedzi. Glenn Jorgensen ma nadzieję, że będzie możliwe zorganizowanie nowej konferencji na temat tej katastrofy, może w Danii, gdzie wszyscy eksperci bedą mogli sie spotkać na równych prawach.

Jedno jest pewne, że zbrodnia Katyńska jest już na zawsze w pamięci Polaków. Podobnie będzie z katastrofą smoleńską.

 
Zbrodnia Katyńska
W kwietniu 1940 roku w Katyniu, 22 km od Smoleńska, Sowieci dokonali masowej eksterminacji polskich jeńców wojennych. Do 1990 roku Związek Radziecki twierdził że nic takiego nie miało miejsca. W kwietniu 2010 roku przypadała 70 rocznica tej zbrodni.  

Polski premier Donald Tusk poleciał do Smoleńska 7 kwietnia by wziąć udział w uroczystościach razem z royjskim premierem Władimirem Putinem.

Polski Prezydent prof. Lech Kaczyński miał wziąć udział w oddzielnej uroczystości trzy dni później.

Nowe obliczenia kwestionujące oficjalne wyjaśnienie katastrofy polskiego samolotu w Federacji Rosyjskiej w 2010

Obrazek

Wyjaśnienie władz rosyjskich

Rosyjskie władze tłumaczą katastrofę tym, że pilot zaczął wznosić samolot za późno  i w efekcie uderzył w brzozę, która urwała kawałek lewego skrzydła. To spowodowało obrót samolotu w lewo i katastrofę w pobliżu pasa lotniczego na lotnisku w Smoleńsku.

1.       W gęstej mgle o widoczności 400 m samolot uderza w brzozę na wysokości 5 metrów.

2.       Samolot gwałtownie obraca się w lewo i leci pod katem 90 stopni wzdłuż ziemi. 70 metrów przed uderzeniem w ziemię elektryczny system zasilania całkowicie przestaje działać – przyczyna tego zjawiska nie została wyjaśniona.

3.       Samolot uderza w ziemię do góry kołami i wszystkie 96 osób na pokładzie giną na miejscu.

Dystans miedzy brzozą a miejscem uderzenia wynosi 340 metrów.


(Tekst wewnątrz kółka z rysunku powyżej:)  Fragment końcówki lewego skrzydła o długości 5,5 metra zostaje oderwany.

Obrazek

Teoria Glenna Jorgensena

Zgodnie z aerodynamicznymi obliczeniami przeprowadzonymi przez duńskiego inżyniera Glenna Jorgensena okazuje się, że samolot musiał znajdować się co najmniej 30 metrów nad ziemią w miejscu gdzie rosła brzoza, w momencie utraty pierwszej części końcówki lewego skrzydła, aby dolecieć do miejsca uderzenia w ziemię 340 metrów dalej. Samolot nie miał więc kontaktu z brzozą, a zniszczenie skrzydła nastąpiło najprawdopodobniej w wyniku wybuchu.

(Tekst znajdujący się pod wykresem kąta obrotu:)

Obliczenia obrotu samolotu jako funkcji odległości po utracie końcówki skrzydła przy dwóch różnych założeniach (5,5 m i odpowiednio 9,5 m utraty skrzydła). Tylko całkowita utrata od 8,5 do 10,5 m (czyli dwa oderwania fragmentów skrzydła) odpowiada danym z czarnych skrzynek.

Konkluzja:

1.      Samolot traci końcówkę lewego skrzydła na wysokości 30 metrów nad ziemią,

2.      Następnie traci dodatkowe od 3 do 5 metrów skrzydła.

3.      Samolot obraca się w lewo 130 stopni i uderza w ziemię pod katem 15 stopni.

(Tekst w pierwszym kółku od prawej:)

Pierwszy fragment lewego skrzydła o długości 5,5 m zostaje oderwany

(Tekst w drugim kółku od prawej:)

Dodatkowy fragment lewego skrzydła zostaje oderwany.

Obrazek

Tekst od prawej strony:
Brzoza

Pozostałości końcówki skrzydła zostały znalezione 111 m od brzozy. Jeśli stwierdzenie oficjalnego raportu, że końcówka lewego skrzydła uderzyła w brzozę i została oderwana byłoby prawdą, to skrzydło powinno się znaleźć 12 metrów od drzewa, uważa Glenn Jorgensen.

Znalezione części wewnętrzne z lewego skrzydła

Zdjęcie satelitarne obszaru katastrofy


W dniu 10 kwietnia 2010 roku samolot prezydencki opuszcza Warszawę biorąc kurs na Smoleńsk w Rosji.

Obrazek

„Kiedy jesteś świadkiem wypadku drogowego, przy którym są już ratownicy, którzy pomagają, to jedziesz dalej. Kiedy jednak widzisz, że ratujący swoim postępowaniem tylko pogarszają sytuację, z pewnością się zatrzymasz, aby zrobić to co powinno się zrobić”.

http://www.smolenskzespol.sejm.gov.pl/z ... 890031DA2E

* * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * *

Wpadka eksperta wspierającego wersję Laska. Zrobił wyliczenia, nie znając budowy tupolewa?!

Profesor Krzysztof Sibilski jest jednym z wyznawców teorii o "pancernej brzozie", która miała uszkodzić skrzydło tupolewa i doprowadzić do katastrofy. Do przeprowadzenia koniecznych wyliczeń potrzebna jest jednak znajomość budowy skrzydła. Prof. Sibilski (były promotor Macieja Laska) stwierdził zaś: "w Tu-154M przez całą długość skrzydła biegną dwa dźwigary". Problem w tym, że są... trzy! Taka pomyłka dyskwalifikuje.


W związku ze zbliżającą się IV rocznicą katastrofy smoleńskiej wczoraj Polska Agencja Prasowa przygotowała cztery duże teksty poświęconej tragedii z 10 kwietnia. Dwa z nich były przypomnieniem przebiegu wydarzeń, a dwa kolejne obszernymi wywiadami. Oba z ekspertami wspierającymi rządową wersję przyczyn katastrofy. O wywodach płk. Mirosława Grochowskiego, wiceszefa tzw. komisji Millera, który niczego nie chciałby zmieniać w raporcie i nie czuje się odpowiedzialny za szarganie pamięci gen. Andrzej Błasika, już pisaliśmy (czytaj tutaj).

Był jednak jeszcze jeden wywiad. Z inżynierem lotniczym prof. Krzysztofem Sibilskim, którego PAP przedstawia jako byłego promotora Macieja Laska, tego samego, który kieruje zespołem opłacanym przez Donalda Tuska. Sibilski w rozmowie z dziennikarzem PAP stwierdza m.in.:
"Drzewo zostało ścięte przez skrzydło. Uderzenie spowodowało jednak na tyle poważne uszkodzenie skrzydła, że obciążenia aerodynamiczne doprowadziły do jego destrukcji. Przede wszystkim była to siła nośna rzędu 10 ton. Skrzydło nie było w stanie jej przenieść".

W tym samym wywiadzie, przy innym pytaniu, próbuje tłumaczyć, co się stało w momencie uderzenia w brzozę:

"Żeby to zrozumieć, trzeba wytłumaczyć, jak zbudowane jest skrzydło samolotu. W Tu-154M przez całą długość skrzydła biegną dwa dźwigary".

Tu pojawia się problem. W internecie bez problemu można znaleźć treści wykładów profesora Wiesława Biniendy. Relację jednego z nich z maja 2012 r. można przeczytać na blogpress.pl. I jest tam kluczowy fragment:

"Profesor (Binienda - dop. red.) mówił następnie o swoich badaniach i opowiadał, że zbudował model matematyczny skrzydła metodą elementów skończonych, przy czym konsultował się z głównym inżynierem Boeinga, który konstruował podobne samoloty. Tu-154M w porównaniu z Boeingiem 727 ma aż trzy dźwigary: przedni, tylny i środkowy, są i dodatkowe elementy usztywniające skrzydło".

I jeszcze jeden akapit z wykładu prof. Biniendy:

"Drzewo niszczy krawędź skrzydła, ale jest obcinane przez pierwszy dźwigar. Gdyby nawet i on uległ uszkodzeniu, pozostają jeszcze dwa mocne dźwigary, ale tak naprawdę żaden z nich nie jest ułamany".

O trzech dźwigarach w Tu-154 mówił także na Konferencji Smoleńskiej dr inż. Jan Błaszczyk, specjalista z zakresu obciążeń, wytrzymałości konstrukcji lotniczych i drgań statków powietrznych. W jego referacie czytamy: "Strukturę wytrzymałościową skrzydła [Tu-154] tworzą: trzy dźwigary oraz górne i dolne pokrycie wzmocnione wieloma (liczba zmienna wzdłuż rozpiętości skrzydła) podłużnicami".

A oto potwierdzający to rysunek, na którym numerami 16,17 i 18 zaznaczono odpowiednio przedni, środkowy i tylni dźwigar:

Obrazek

Ile są warte wyliczenia promotora Macieja Laska biorące pod uwagę dwa dźwigary, skoro w skrzydle tupolewa są trzy? To pytanie retoryczne.

____________________________________
Ojczyznę wolną pobłogosław Panie.


08 kwi 2014, 21:38
Zobacz profil
Wyświetl posty nie starsze niż:  Sortuj wg  
Odpowiedz w wątku   [ Posty: 2082 ]  idź do strony:  Poprzednia strona  1 ... 134, 135, 136, 137, 138, 139, 140 ... 149  Następna strona

 Nie możesz rozpoczynać nowych wątków
 Nie możesz odpowiadać w wątkach
 Nie możesz edytować swoich postów
 Nie możesz usuwać swoich postów
 Nie możesz dodawać załączników

Skocz do: