Na Donaldzie Tusku jak na Zawiszy. Czerwiec 2013 r.: "Nie ma mowy o tym, żeby państwo sięgnęło po pieniądze, które Polacy odkładali w OFE"
Nie ma mowy o tym, żeby państwo sięgnęło po pieniądze, które Polacy odkładali w OFE. To są pieniądze, które mają być w przyszłości gwarancją dobrej emerytury. Nie ma mowy o tym, żeby te pieniądze zabrać komukolwiek.
To nie słowa dzisiejszych krytyków rządu Donalda Tuska, liberalnych ekonomistów czy opozycji.
Nie. To wypowiedź premiera rządu w czerwcu 2013 roku. Słowa szefa Platformy Obywatelskiej przypomniał Polsat News.
Jak widać, na słowach Tuska można polegać jak na Zawiszy. Prezydent Komorowski podpisał dziś ustawę, która idzie całkowicie w poprzek ówczesnych zapewnień Donalda Tuska.
Okazało się - jak zwykle - że była to po prostu "prawda etapu"...
Na Donaldzie Tusku jak na Zawiszy. Czerwiec 2013 r.: "Nie ma mowy o tym, żeby państwo sięgnęło po pieniądze, które Polacy odkładali w OFE" To są pieniądze, które mają być w przyszłości gwarancją dobrej emerytury. Nie ma mowy o tym, żeby te pieniądze zabrać komukolwiek. To wypowiedź premiera rządu w czerwcu 2013 roku. Słowa szefa Platformy Obywatelskiej
A do czego on się nadaje?
Nie masz wystarczających uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego postu.
____________________________________ Videtur et hoc mihi Platforninem non debere esse Poza tym uważam że Platformę należy zniszczyć /Katon starszy/
Ostatnio edytowano 02 sty 2014, 22:46 przez Badman, łącznie edytowano 1 raz
02 sty 2014, 22:46
Re: Polityka i politycy
Donald chamski i prostacki
Pan premier wykroił ze swego napiętego kalendarza, w ostatniej chwili i nagle, jak to mówią momęcik, by spotkać się z małżeństwem Elbanowskich, którzy reprezentują milion rodziców i którzy nie zgadzają się z przymusem szkolnym dla sześciolatków.
Z niejaką dumą, po 50-ciu latach doświadczeń, upewniłem się, że jestem dobrym fizjonomistą. Chociaż domorosłym. Jest cała potężna grupa analityków – psychologów, którzy siedzą przed monitorami i z mowy ciała, grymasów twarzy i ruchów gałek ocznych odczytują prawdę i fałsz, intencje i prawdziwe emocje obserwowanego. Bardzo dużo można powiedzieć o kimś, gdy tylko uważnie się go obserwuje.
Istnieje też wielka szkoła po przeciwnej stronie lustra. To nauka sztuki manipulacji. Nauka ukrywania swoich prawdziwych intencji, nauka kłamania i manewrowania. Sztuka gładkich i pustych słów. To pokazywanie fałszywego obrazu. Lecz, gdy dostatecznie długo i wnikliwie obserwujemy, to taki manipulator czasami się bezwiednie odsłoni i wtedy widzimy prawdziwego człowieka. Tak było z Tuskiem w rozmowie z Elbanowskimi. Niestety dla Tuska, mimo, że nie dopuszczono dziennikarzy, kamery to zanotowały. Proszę odsłuchajcie nagrania, bo suchy tekst nie oddaje całej arogancji i pogardy.
Obserwując Donalda Tuska, praktycznie od obalenia rządu Olszewskiego, gdzie grał on aktywną rolę, stwierdzam, że zawsze cieszył się on moją głęboką niechęcią. Stanowi on wprost klasyczny przykład zakłamanego hipokryty, Człowieka z gruntu złego. I według mojego mniemania, osobnika na granicy socjopatii. Manipulatora i kłamcę. Oportunistę, ale mściwego i pamiętliwego.
Wysokie techniki tzw. wizażystów stworzyły Tuskowi maskę, którą potrafił zwieść miliony rodaków. Pokazywał sobą i mówił, to, co oni chcieli usłyszeć. Kłamał nagminnie, obiecywał niestworzone rzeczy i wszystko to mu uchodziło na sucho. Mogę śmiało powiedzieć, że został mistrzem manipulacji. Pewien jestem, że gdyby rozmowa z państwem Elbanowskimi odbywała się w świetle oficjalnych kamer, to widzielibyśmy zupełnie innego Tuska, tego z maską na twarzy. Uprzejmego, uśmiechającego się i pełnego współczucia i zrozumienia. Jednakże, nieświadom nagrywania, mógł byc sobą, chamem i arogantem, z pogardą dla innych. Takim, jakim naprawdę jest.
I takim, jak krąży o nim mnóstwo plotek w najbliższym otoczeniu. O brutalnym znęcaniu się nad żoną, która już raz z tego powodu od niego odeszła. O wybuchach wściekłości, na które sobie pozwala w swoim gabinecie w obecności najbliższego otoczenia. O głupim wyżywaniu się na paprotce, którą zostawił Leszek Miller i prosił o dbanie o nią. O nasłanie kontroli na Paprykarza, który odważył się zapytać: - Panie premierze, jak żyć?! Tusk, to karierowicz i egocentryk. Bezwzględny. Kto mu się sprzeciwił, albo tylko potencjalnie zagraża, jest usuwany. Cała plejada – Olechowski, Piskorski, Gilowska (Tusku, bracie!), Rokita, Gowin i wreszcie Schetyna, odeszła w niebyt.
Proszę was, obejrzyjcie ten zalinkowany zapis rozmowy nawet dwa razy. Zobaczycie Tuska, jakiego ja już widzę od lat i wielokrotnie o tym pisałem. Niezależne stacje teewizyjne powinny ten materiał odtwarzać codziennie.
Zerwać maskę z twarzy człowieka, którego na nieszczęście państwa i obywateli wybrano na przywódcę.
Coś jest niedobrego w historii różnych cywilizacji i narodów, że do władzy dopuszcza się jednostki chore i zdeprawowane. Ile lat potrzeba, ile strat trzeba ponieść, by się o tym przekonać? Gdy państwo nasze ostatecznie legnie w gruzach, to stwierdzimy – "mądry Polak po szkodzie"?
Zagłosuj na „Buraka” roku – wśród nominowanych Tusk, Nowak i Lasek
Komisja Nagród i Wyróżnień Poznańskiego Klubu „Gazety Polskiej” postanowiła przyznać nagrody BURAKA 2013 za najbardziej kompromitujące wydarzenia polityczne mijającego roku.
Poniżej przedstawiamy pełną listę nominowanych wraz z uzasadnieniem:
1. II Konferencja Smoleńska Nominacja do nagrody buraka ex equo dla Macieja Laska i jego promotora Donalda Tuska za zanegowanie podstawowych praw fizyki i chemii oraz przedstawianie nowych teorii w zakresie fizyki i chemii w celu uzasadnienia raportu Millera ws. katastrofy samolotu Tu-154 w Smoleńsku. Komisja proponuje się zwrócić się do Ministerstwa Nauki i Szkolnictwa Wyższego o rozważenie zgłoszenia kandydatury Macieja Laska do nagrody Nobla za rok 2013
2. Największa afera korupcyjna roku 2013 Nominacja do nagrody buraka dla Donalda Tuska za niedopuszczenie do powołania nadzwyczajnej komisji sejmowej ds. korupcji i umiejętne przykrycie przez rządowe media głównego nurtu największej afery korupcyjnej III RP w postaci ustawienia 123 przetargów Centrum Projektów Informatycznych, MSWiA, MSZ, GUS, Komendy Głównej Policji , MON i innych w zakresie projektów informatycznych na sumę ponad 1,5 mld zł oraz łapówek rzędu kilkunastu milionów złotych.
3. Propagowanie aktywności obywatelskiej Nominacja do nagrody buraka dla Donalda Tuska za poszanowanie inicjatywy obywatelskiej. W listopadzie Sejm odrzucił obywatelski wniosek ws. obowiązku szkolnego sześciolatków, którego inicjatorami było prowadzone przez Elbanowskich stowarzyszenie Rzecznik Praw Rodziców. Stowarzyszenie powstało w 2009 r. na bazie akcji społecznej "Ratuj Maluchy", sprzeciwiającej się obniżeniu wieku obowiązku szkolnego z siedmiu do sześciu lat. Autorzy obywatelskiego wniosku chcieli, by obywatele odpowiedzieli w nim na pięć pytań. Pod wnioskiem o przeprowadzenie referendum podpisało się prawie milion osób.
4. Realizację bezpiecznego, ekonomicznego transportu lądowego Nominacja do nagrody buraka ex equo dla ministra Sławomira Nowaka i Donalda Tuska za efektywne gospodarowanie pieniędzmi publicznymi przy projektowaniu, budowie i zakupie środków infrastruktury transportu. Z jednej strony mamy do czynienia z niewywiązaniem się z realizacji budowy autostrad i zapłatą za ich wykonanie polskim podwykonawcom, co doprowadziło wiele polskich firm do bankructwa, a z drugiej strony mamy zakup superszybkiego pociągu pendolino, który nie może być wykorzystany w eksploatacji w związku z brakiem odpowiedniego torowiska. Zakup włoskiego pendolino zamiast zlecenia wykonania pociągu w kraju i stworzenie miejsc pracy dla bezrobotnych potwierdza słuszność powyższego wniosku.
5. Bezpieczeństwo finansowe Polski Nominacja do nagrody buraka ex equo dla ministra finansów Jana Vincentego Rostowskiego i Donalda Tuska za sprzedaż 11,75% akcji PKO BP w dniu 24 stycznia 2013 roku, za którą uzyskał 5,24 mld zł..Była to ordynarna wyprzedaż majątku państwa, a także poważne uszczuplenie przyszłych dywidend dla skarbu państwa.
6. Za realizację korupcji politycznej w terenie Nominacja do nagrody buraka ex equo dla Jacka Protasiewicza i Donalda Tuska szczególnie za umiejętne oferowanie stanowisk w spółkach skarbu państwa w celu przekonania członków delegatów Platformy Obywatelskiej do odpowiedniego głosowania. Wyróżnienie przyznaje się również ze względu na umiejętne niedopuszczenie do sprawy karnej, z artykułu 230 paragraf 1, który określa, że mogło dojść do obietnicy korzyści majątkowych lub osobistych w zamian za odpowiednie głosowanie podczas wyborów, a także za akceptację przez Zarząd Krajowy PO tak przeprowadzonych wyborów w dolnośląskiej PO.
Zbieranina u Gowina. Odrzuty z innych partii w Polsce Razem
„Są dwa rodzaje Żydów. Dobry Żyd to martwy Żyd” – o wypowiedzenie takich słów oskarżała w 2005 r. „michnikowy szmatławiec” Tadeusza Dębickiego, szefa wielkopolskiej Samoobrony. Zastępcą naczelnego wielkopolskiej „GW” był obecny wiceprezydent Poznania Dariusz Jaworski. Ten konflikt to już przeszłość. Ostatnio obaj panowie byli na założycielskich zjazdach partii Jarosława Gowina - ujawnia „Gazeta Polska”.
– Zakładamy partię po to, by przywrócić polityce jej prawdziwy sens – zapowiadał szumnie powstanie nowej jakości na scenie politycznej Jarosław Gowin podczas kongresu założycielskiego Polski Razem. I nowa jakość faktycznie jest, ale chyba nie w tym sensie, o jaki Gowinowi chodziło.
To, co dzieje się przy okazji powstawania struktur Polski Razem, wydaje się przerastać dotychczasowe standardy. Wieść, że można załapać się do ugrupowania, które będzie promowane przez media głównego nurtu, przyciągnęła zbieraninę odrzutów z ugrupowań o skrajnie przeciwnych programach. A wszystko to pod patronatem prezydentów miast powiązanych z postkomunistycznymi oligarchami.
Śmieciobranie w Polsce Razem
Na śląskiej konwencji ruchu Gowina pojawił się Janusz Okrzesik, b. poseł i senator rodem z lewego skrzydła Unii Demokratycznej. Jako ekolog działał w klubie Gaja, w 2003 r. był inicjatorem powstania Grupy Referendalnej Zieloni dla Europy. Na swoim blogu wspierał inicjatywy takie jak Dzień Ziemi czy Śmieciobranie. Tłumaczył prześmiewcom, że klub Gaja to nie klub geja oraz walczył ze swastykami na zjeździe pojazdów militarnych.
Z kolei na lubelskiej konwencji Polski Razem zameldował się b. poseł LPR Andrzej Mańka. Niedawno był on obecny na kongresie Ruchu Narodowego, gdzie prowadził dyskusję na temat polityki prorodzinnej z udziałem Anny Holocher, sekretarza ONR. Mańka wszedł też do komitetu obchodów 150. rocznicy urodzin Romana Dmowskiego, obok m.in. Jana Engelgarda, naczelnego skrajnie prorosyjskiej „Myśli Polskiej”, autora wywiadu z Wojciechem Jaruzelskim.
Co łączy Okrzesika (dawniej UD) i Mańkę (dawniej LPR), którzy w niemal każdej dziedzinie mają przeciwne poglądy? Tylko jedno: brak „zahaczenia” w jakiejkolwiek partii gwarantującej poselski mandat.
Dzielnice tolerancji i „martwy Żyd” w jednym politycznym projekcie
Jak pisała „Gazeta Polska”, środowisko Republikanów Przemysława Wiplera w Wielkopolsce współorganizował Piotr Batura, były działacz ugrupowania Palikota. Po naszych artykułach zniknął on z pola widzenia, za to na kongresie Polski Razem pojawił się Tadeusz Dębicki, były członek PZPR i szef wielkopolskiej Samoobrony.
„»Są dwa rodzaje Żydów. Dobry Żyd to martwy Żyd« – mówił wczoraj podczas obrad komisji rolnictwa sejmiku Tadeusz Dębicki, szef wielkopolskiej Samoobrony” – tak o jego wystąpieniu pisała w 2005 r. „michnikowy szmatławiec”. „Rzeczywiście, Dębicki powiedział coś w tym stylu” – potwierdzała wiedzę „GW” radna Elżbieta Barys z LPR. Dębicki zaprzeczał, przyznając jednak, że były „różne śmieszki, żarty”. „Zaraz zadzwonię do Barysowej i op... babę!” – zapowiadał.
Lider wielkopolskiej Samoobrony stał się wtedy dla poznańskich dziennikarzy symbolem obciachu. Jednym z ważniejszych redaktorów w Poznaniu był wówczas Dariusz Jaworski, zastępca naczelnego lokalnej „GW”. Potem Jaworski został wicenaczelnym „Tygodnika Powszechnego”. Język tekstów Jaworskiego, np. o „dzielnicy tolerancji”, to przeciwieństwo języka Dębickiego. Jaworski od roku jest wiceprezydentem Poznania. 24 listopada pojawił się na wielkopolskiej konwencji ugrupowania Gowina.
Obowiązkowe alkomaty? "Komuna w czystej postaci", "Nie ma takiego absurdu, którego premier by nie poparł, żeby się lansować". Twitter reaguje na rządowe pomysły
Rządowy pomysł o obowiązkowym alkomacie w każdym samochodzie spotkał się z natychmiastową reakcją komentatorów na Twitterze. Delikatnie mówiąc - nieprzychylnym. O ile postulowane przez Donalda Tuska rekomendacje dotyczące zmiany w prawie przeszły bez większego echa, o tyle obowiązek alkomatów został oceniony jako chybiony.
Prezentujemy kilka wybranych komentarzy:
Bartosz Marczuk, "Rzeczpospolita":
To może powinniśmy też w samochodach wozić radary i fotoradary. Alkomat w każdym samochodzie to mylenie porządków. Narzędzie sprawdzające, jak radar, ma być w ręce kontrolującego. A nie kontrolowanego.
Łukasz Warzecha, "wSieci":
Alkomat w każdym aucie, czyli nie ma takiego absurdu, którego PDT by nie poparł, żeby się lansować.
Paweł Burdzy:
A może byśmy zaczęli od alkomatu przed salą obrad w Sejmie oraz przed obradami Rady Ministrów? Dajcie przykład Narodowi:))
Kataryna:
Oczywiście obowiązkowy alkomat powstrzymałby tego bandytę z Kamienia. Dmuchnąłby i nie pojechał, prawda?
Michał Majewski, "Wprost":
A na rowerze alkomat też? Pod siodełkiem? Jak można zmuszać kogoś, kto nie pije do kupowania alkomatów? Przecież to jest komuna w czystej postaci.
Stanisłąw Żerko, historyk:
Dzięki tym pajacom musimy już mieć włączone lampy, stojąc w korku w lipcu. Teraz wykombinowali obowiązkowe alkomaty.
Afery i kompromitacje Pawła Grasia. Był najgorszym rzecznikiem, a wciąż jest jedną z najbardziej tajemniczych postaci rządzącej ekipy
Paweł Graś – człowiek z pierwszej linii frontu Platformy, do zadań specjalnych. Od zawsze blisko Donalda Tuska. I od zawsze skory do działań na odcinku propagandy. Nie stanowiło dla niego najmniejszego problemu np. porównać działania legalnie i uczciwie działającej służby specjalnej wolnej Polski (CBA) do Stasi czy Securitate. Nic dziwnego, że po zaskakująco krótkim (do dziś nie wiadomo, dlaczego tak szybko pożegnał się ze stanowiskiem) koordynowaniu pracy specsłużb na początku pierwszej kadencji zasiadania u władzy PO, dostał odpowiedzialne zadanie skutecznego odgrodzenia premiera od dziennikarzy. Wykonywał je sumiennie.
Nikt już nie pamiętał, że krakowski polityk brał udział w spotkaniu (m.in. z Bronisławem Komorowskim i Krzysztofem Bondarykiem), które dało początek tzw. aferze marszałkowej i prowokacji wymierzonej w dziennikarza Wojciecha Sumlińskiego . Sprawę mało kto śledził. Jej najświeższe odsłony mogą Państwo śledzić w relacjach blogera Ander m.in. na naszym portalu.
To, że Graś nie odbierał telefonów od przedstawicieli mediów i był anty-rzecznikiem, a jedyną jego aktywność można było znaleźć na Twitterze, jest oczywistością. Powie to każdy dziennikarz, nawet z mediów bardzo przychylnych Platformie. W tej materii przebił nawet legendarnego Krzysztof Lufta, który taką ścieżkę pełnienia funkcji „ust premiera” wydreptał w czasie rządów AWS.
W lutym 2012 r. gdy dziennikarze skarżyli sie premierowi, że jego rzecznik nie odbiera telefonów, miłujący wszystkich – a więc i pracowników mediów – Donald Tusk rzucił niczym dobry pan ze złotego tronu:
Poważnie z nim porozmawiam, żeby odbierał.
Te słowa można było potraktować jak wszystkie inne zapowiedzi szefa rządu. Nie zmieniło się nic ani wtedy, ani później.
Graś był bohaterem wielu historii, po których powinien był zapadać się pod ziemię, jednak występował chętnie, z uśmiechem, a słuszna krytyka spływała po nim jak po kaczce.
Tak było, gdy przepraszał OMON, specjalną, okrytą złą sławą, formację rosyjskiej milicji, za zarzucenie jej funkcjonariuszom okradzenia zwłok śp. Andrzeja Przewoźnika na miejscu katastrofy smoleńskiej. Zrobił to niepytany, sam z siebie. Bez żenady, zadowolonemu, a nawet nieco chełpliwemu (w końcu zna obcy język) obliczu Grasia towarzyszyły słowa wypowiadane po rosyjsku na konferencji prasowej w Warszawie.
W lutym 2009 r. zaczęła publiczne życie sprawa domu Grasia, formalnie należącego do Paula Roglera. Okazało się, że polski minister mieszka w Zabierzowie na podstawie umowy o „świadczeniu wzajemnym”, czyli mówiąc prostym językiem – za cieciowanie. Żartom nie było końca.
Ale sprawa była poważniejsza i z czasem odkrywało się jej drugie dno.
Umowy z Niemcem Graś nie uwzględnił w oświadczeniu majątkowym (czym miał złamać ustawę antykorupcyjną). Po zainteresowaniu Urzędu Skarbowego i CBA, prokuratura wszczęła śledztwo. Zostało umorzone.
Później okazało się, że w dokumentach firmy Agemark (należącej do Roglera, w której zarządzie Graś zasiadał, a która miała siedzibę w domu pilnowanym-zamieszkiwanym przez ministra) ktoś dokonywał fałszerstw.
Rzecznik rządu zeznał, że zrzekł się udziałów wraz z objęciem stanowiska w rządzie. Stwierdził, ze jego podpisy zostały podrobione. Wszczęto kolejne śledztwo. Po roku umorzono je. Powód? Do fałszerstwa przyznała się żona Grasia. Jednak okazało się, że powołany przez śledczych biegły grafolog stwierdził jednoznacznie, że podpisywać musiał się minister. Graś poskarżył się prokuratorowi generalnemu na opinię grafologa, ale kolejne odwołanie przegrał.
Sprawę związków polityka PO z Agemarkiem i Paulem Roglerem dokładnie opisał bloger gadający Grzyb.
W lutym 2012 r. pisał on m.in.:
Znajomość Grasia i Roglera sięga 1989 roku, kiedy to poznali się w ówczesnych Niemczech Zachodnich. W 1990 roku Rogler, który jeszcze w 1987 roku prowadził punkt ksero w bawarskim Selb, pojawił się w Polsce jako właściciel informatycznej firmy Rotronik EDV-Entwicklungen i założył filię przedsiębiorstwa pod nazwą Pro-Holding. Jej dyrektorem został Graś, który w 1993 roku wykupił ponadto firmę Agemark (w latach '80 - Agencję Marketingową Agemark Spółdzielnia Pracy) od sekretarza rady nadzorczej w Pro-Holding za równowartość dzisiejszych 200 zł. Okazyjna cena, zważywszy, iż Agemark w tamtym momencie miała obroty w wysokości obecnych 71 tys. zł i 2,4 tys. zysku. W roku 1994 Agemark zakupiła willę w Zabierzowie, zaś część pomieszczeń w budynku wynajął Pro-Holding oraz Rogler, który początkowo był również prezesem zarządu Agemarku, lecz wkrótce zrezygnował na rzecz Pawła Grasia.
W 1996 roku Graś miał dosyć „sprawdzania się w biznesie” i postanowił postawić na politykę, a Rogler odkupił od niego Agemark – za identyczną kwotę, jak 3 lata wcześniej Graś – 200 zł. Był to czas montowania AWS-u w skład którego wszedł Ruch Stu z ramienia którego Graś kandydował do Sejmu. Początkowo bez powodzenia – posłem został „tylnymi drzwiami” w 1998 roku, kiedy przejął mandat po ustępującym Marku Nawarze. Graś do 2003 roku był jeszcze prezesem Pro-Holding, ale Rogler sprzedał firmę w związku z generowanymi przez nią stratami (57 tys. zł na minusie pod koniec działalności) i Graś musiał odejść. Co ciekawe, Rogler sprzedał Pro-Holding za 47,5 tys. zł i w tym samym, 2003 roku, podniósł kapitał zakładowy Agemarku o... 49 tys. 900 zł (!).
Do 2009 roku, gdy Graś złożył skuteczną rezygnację z funkcji w zarządzie, sytuacja Agemarku wyglądała następująco: 100% udziałów w spółce ma Paul Rogler; wiceprezesem zarządu i księgową na umowę-zlecenie z pensją ok. 150 zł/mies jest Dagmara Graś; pełnomocnikiem Roglera i członkiem zarządu był Paweł Graś. Walne zgromadzenie? „Pełnomocnik” referuje żonie stan spółki, zaś ta udziela mu absolutorium...
Przez cały ten czas Grasiowie zamieszkiwali w willi, zaś spółka Agemark praktycznie nie przynosiła dochodów, a często kończyła rok na minusie. Po skandalu w 2009 roku Graś wprawdzie zerwał formalne związki z Agemarkiem, jednak wciąż mieszka, gdzie mieszkał, natomiast jego żona jest aktualnie prezesem zarządu spółki.
I pytał:
Jaki interes ma niewielki w sumie przedsiębiorca z małej bawarskiej mieściny w utrzymywaniu w Polsce niszczejącej willi i nieodpłatnym użyczaniu jej polskiemu politykowi?
Wydawało się, że najpoważniejszym zakrętem w karierze rzecznika może być afera hazardowa. Po jej wybuchu Donald Tusk ogłosił, że dymisjonuje sześciu ministrów, w tym Grasia. Po tygodniu zmienił jednak zdanie, nie podając powodów.
Jako rzecznik kompromitował się jeszcze wielokrotnie.
Jak w styczniu 2012 r., gdy zablokowane strony rządowe w czasie sporu o ACTA tłumaczy „ogromnym zainteresowaniem tymi stronami i tematyką”.
Jak wówczas, gdy prokuratorskie oczyszczenie z bezpodstawnych zarzutów ws. 10/04 gen. Błasika, rzekomo obecnego w kokpicie skomentował: „nie ma znaczenia (…) ofiarom katastrofy nie przywróci to życia”.
Jak tłumacząc siebie i Donalda Tuska z gry w tenisa w środku tygodnia w godzinach pracy:
Staramy się, żeby chociaż raz w tygodniu w ten bardzo napięty kalendarz zmieścić chociaż godzinę dla zdrowia i dla kondycji fizycznej.
Jak wreszcie na finiszu rzecznikowania, gdy Marek Jurek próbował dowiedzieć się poprzez ulubionego Grasiowego Twittera, jak rząd zareaguje na profanację sanktuarium w Kalwarii Pacławskiej. Graś odparł beztrosko, jakby odganiając muchę: „Jestem na urlopie, niepotrzebnie się pan gorączkuje”.
Jedną z najpoważniejszych historii, która Grasiowi nie może być zapomniana, jest jego zagadkowy udział w pacyfikacji miesięcznika „Uważam Rze”. W noc przed publikacją w „Rzeczpospolitej” materiału o obecności śladów trotylu na wraku TU-154M, Graś spotkał się przy śmietniku pod swoim domem z właścicielem gazety oraz tygodnika. Co zdarzyło się później? Niewygodny dla władzy dziennik oraz tygodnik zostały uciszone. Z redakcji „Uważam Rze” odeszli niemal wszyscy dziennikarze. Tygodnik, który szybko podbił rynek, zaczął dramatycznie szybko tracić czytelników, aż wreszcie zniknął z rynku. Dziś pozycję lidera konserwatywnych tygodników pełni „wSieci”.
A Graś tęskni za kolegą:
Grzegorza Hajdarowicza nie widziałem już bardzo długo, niemal zapomniałem jak wygląda. Będę musiał się z nim spotkać, żeby złożyć życzenia noworoczne
- powiedział dziś w RMF FM.
Paweł Graś wraca do funkcji partyjnych, został sekretarzem generalnym PO. Kiedyś (w początkach działalności na tej funkcji kolegi z NZS-u Grzegorza Schetyny) pełnił funkcję jego zastępcy, a także koordynatora współpracy rządu z klubem PO. Będzie człowiekiem Donalda Tuska do pilnowania porządku w partii, w której jest coraz więcej bałaganu i iskrzących sztyletów.
Graś dobrze pilnuje. I dobrze sprząta. Na pewno się sprawdzi.
Na koniec cytat:
Najbardziej bolesne jest to, w jak cyniczny sposób ci ludzie zostali oszukani w czasie ostatniej przedwyborczej kampanii, jak rozpalono ich nadzieję >>gruszkami na wierzbie<< a potem skonfrontowano z rzeczywistością rozkładu służby zdrowia, braku pomysłów na walkę z bezrobociem, afer, złodziejstwa i korupcji.
To fragment wpisu Pawła Grasia na blogu z 2004 roku, gdy razem z Pawłem Poncyliuszem brał udział w happeningu polegającym na próbie przeżycia za 500 zł miesięcznie.
Jego słowa są aktualne (może nawet bardziej) i dziś.
1/ Tusk nie pomógł Polakowi wrobionemu w Tajlandii
Nasi politycy są bez serca! Pokazuje to wstrząsająca historia Polaka, którego w Tajlandii skazano za przemyt narkotyków. Na... dożywocie! Donald Tusk i Radosław Sikorski nie chcieli mu pomóc. W ułaskawieniu pomógł mu za to Lech Kaczyński i byli prezydenci!
Swą tragiczną historię Michał Pauli (40 l.) opisał w swojej książce pt. „12 x śmierć. Piekło w raju” – podaje portal niezalezna.pl. W Tajlandii – za przesłanie z Polski kilku kopert z tabletkami ecstasy – trafił do jednego z najgorszych więzień na świecie. Dostał 12-krotną karę śmierci. Jednak w zamian za akceptację wyroku i przyznanie się do winy śmierć zamieniono mu na dożywocie.
Przerażony Polak zaczął więc zasypywać polskich polityków apelami o pomoc. Listy wysłał m.in. do premiera Donalda Tuska i ministra spraw zagranicznych Radosława Sikorskiego. Tłumaczył, że osobą, która namówiła go na przemyt, była specjalnie do tego wyszkolona agentka miejscowej policji, a cała akcja była wcześniej zaplanowana.
Niestety, obaj politycy zignorowali to wołanie! Na dramatyczne listy wrobionego Polaka nawet nie odpowiedzieli!
Pan Michał zgniłby więc niechybnie w tajskim więzieniu, gdyby nie ówczesny prezydent Lech Kaczyński. Postanowił interweniować i dążyć do ułaskawienia Polaka. Wsparli go Lech Wałęsa i Aleksander Kwaśniewski. Pauli został ułaskawiony.
– Myślałem, że Donald Tusk czy Radosław Sikorski, czyli politycy bardziej liberalni, lepiej zrozumieją mój problem. Od nich jednak nie uzyskałem żadnej pomocy. Pomogli mi natomiast dużo bardziej konserwatywni Lech Wałęsa i nieżyjący Lech Kaczyński – wspomina pan Michał w rozmowie z portalem onet.pl.
Zdaniem skazańca, największe znaczenie miał list, który jego babcia, weteranka Armii Krajowej, wysłała do śp. Marii Kaczyńskiej. – Prawdopodobnie to dzięki jej wstawiennictwu otrzymałem wsparcie nieżyjącego prezydenta. Potem to samo zrobili jeszcze dwaj prezydenci i jakimś cudem uzyskałem ułaskawienie. Mówię o cudzie, ponieważ o ułaskawienie króla Tajlandii stara się rocznie około 50 tys. więźniów, a dostaje je zaledwie kilka osób – wspomina Pauli, który w tajlandzkim więzieniu przeżył 6 koszmarnych lat. Nie wierzył, że wyjdzie z tego żywy.
Było to oczywiście parę ładnych lat temu, ale w niczym nie zmienia to faktu, że Tusk i Sikorski okazali się kompletnie bez serca!
Waszym zdaniem Czy Donald Tusk powinie był pomóc skazańcowi? Tak - 81% Nie - 19%
W jaki sposób Platforma odrabia sondażowe straty wobec PiS?
"Super Express": - PO goni PiS i dla niektórych jest to spore zaskoczenie. Wiele osób wieszczyło bowiem, kiedy Platforma spadła poniżej 20 proc. w sondażach, że taki stan rzeczy już się utrzyma. Jak rządząca partia odwróciła niekorzystny trend?
Dr Marek Kochan: - Ten wynik nie jest zaskakujący, jeśli spojrzy się na tendencje. Od momentu, kiedy między PiS a PO było 10 proc. różnicy na korzyść partii Jarosława Kaczyńskiego, poparcie dla rządzącego ugrupowania systematycznie rośnie, przy jednoczesnej stabilności wyników sondażowych PiS. To może być efektem aktywnych działań rządu, obliczonych na odrabianie strat. Znaczącą zmianą byłby jednak dopiero powrót PO na pierwsze miejsce w sondażach. Do tego jeszcze nie doszło, ale przy tych tendencjach nie jest to też wykluczone.
- Obserwatorzy raczej sceptycznie podchodzą do działań rządu, uznając je za zbyt powierzchowne, ale na Polaków najwyraźniej działają. Czemu?
- Po pierwsze, wydaje się, że część osób myli wypowiedź o tym, co premier chce zrobić, czyli poziom obietnicy, z poziomem rzeczywistości, czyli tym, co zostało lub kiedykolwiek zostanie zrobione. Niektóre media chwalą te zapowiedzi, tak jakby były one całkowicie realne.
- Premier rozumie, że Polacy lubią być mamieni mirażami pozytywnych zmian, stąd sukces?
- Na pewno nie wszyscy, ale jest grupa wyborców, którzy szukają pretekstu, aby zagłosować na PO. Natomiast patrząc w szerszej perspektywie, widać, że może to być związane z osłabieniem pozycji SLD. Moim zdaniem PO chce zagospodarować elektorat lewicowy. Zarówno na poziomie oferty politycznej - stąd kilka obietnic będących ukłonem w jego stronę - jak i na poziomie formy. Mam na myśli te dość proste zagrywki z odwiedzaniem zwykłych Polaków. Być może Donald Tusk zamiast mieć w przyszłości koalicjanta w postaci SLD, chce wcześniej skonsumować potencjalną przystawkę i włączyć wyborców lewicy do swojego elektoratu.
- Z punktu widzenia premiera byłoby to o tyle racjonalne, że pojawiały się już scenariusze, że Platforma wcale nie będzie walczyć o wyborcze zwycięstwo, ale o drugie miejsce właśnie z SLD.
- Tak, można powiedzieć, że zmieniają się nastroje i z nich wynika wyraźny zwrot PO na lewo. Ta partia odzyskuje poparcie także na skutek małej aktywności opozycji, zwłaszcza PiS. Ważne w tej układance są również opinie ekonomistów i ludzi biznesu, którzy ostrożnie wypowiadają się o tym, że sytuacja ekonomiczna Polski zmierza w lepszą stronę - będziemy mieli wyższe PKB, widać pewne oznaki ożywienia gospodarczego. Pojawia się więc nadzieja, że w ogóle będzie lepiej. Ten optymizm na kredyt zagospodarowuje Donald Tusk i jego partia.
- Pamiętamy, że spadek poparcia PO zaczął się od szczerości rządu, który przyznawał, że rok 2013 będzie rokiem trudnym. Donald Tusk i jego doradcy zrozumieli, że tylko optymizm w sercach Polaków może uratować PO?
- Tak. Do tego Polacy chyba nie wiedzą dokładnie, na czym mają polegać działania, które proponuje premier, np. walka z umowami śmieciowymi może być odbierana jako zapowiedź wymiany tych umów na etaty. A to się może naprawdę skończyć tym, że po pierwsze, pracujący na takich umowach dostaną mniej pieniędzy, gdy spełni się zapowiedź, że umowy o dzieło zostaną ozusowane. A po drugie, mogą w ogóle stracić pracę, ponieważ zwiększenie kosztów pracy może zwiększyć bezrobocie. Jakaś część pracodawców może też uznać, że lepiej wypłacać pieniądze pod stołem, w sytuacji kiedy obciążenia ze strony państwa rosną. Zapowiedzi likwidacji umów śmieciowych mogą przekonać głównie naiwnych wyborców o poglądach lewicowych. Brzmią one zresztą niezbyt wiarygodnie w ustach Donalda Tuska, który przez sześć lat powiedział już tyle, że swoimi obietnicami mógłby wybrukować drogę od Tatr nad Bałtyk. Jak widać, jest jednak w wyborcach optymizm, a może i naiwność, które każą im ciągle wierzyć w takie obietnice. Być może stąd takie, a nie inne poparcie dla PO.
Dr Marek Kochan Specjalista od marketingu politycznego
„Żyjemy w obłąkanym kraju – woła aktywistka „michnikowego szmatławca”, „resortowa” Monika Olejnik. – Premier nie może sobie nawet zapalić na stoku cygara!”. To przytyk do tych, którzy zwracają uwagę na niestosowność wyjazdu Donalda Tuska na narty we włoskie Dolomity: spełnienie marzenia premiera zbyt dużo kosztuje podatnika, biorąc pod uwagę, że towarzyszy mu ośmiu funkcjonariuszy BOR. Zdaniem Olejnik Tusk jako człowiek wycieńczony rządzeniem ma prawo do odpoczynku, jakiego chce, a w ogóle to bidulek z niego: „Cygaro jest luksusem, na który premier mający 60-metrowe mieszkanie nie powinien sobie pozwolić”. Olejnik pomija fakt, że Tusk ma drugie mieszkanie, które wynajmuje, oraz że wspomaga finansowo swoje dzieci (córka kupiła apartament na Saskiej Kępie wart – jak pisano – 1,5 mln zł i jeździ bmw, syn kupił apartament w prestiżowej części Trójmiasta). Jeśli coś jest w tej sytuacji nienormalne, to brak transparentności, ile kosztują zachcianki premiera i jego rodziny (by przypomnieć nieoficjalną wizytę delegacji szefa rządu w Peru, czyli podróż marzeń żony Tuska) oraz oczekiwanie, że media nie będą pytały premiera, czy stan posiadania jego dzieci pokrywa się z ich dochodami.
Skompromitowani ministrowie uciekają do Brukseli. Bezkarność i finansowa idylla
Specjalistka od basenu narodowego Joanna Mucha, nieudolny księgowy Jacek Rostowski, postrach nauczycieli akademickich Barbara Kudrycka i pan od ACTA, czyli Michał Boni – jak wynika z nieoficjalnych informacji „Gazety Polskiej”, całe to towarzystwo dostanie pierwsze miejsca na listach PO do Parlamentu Europejskiego.
Im bardziej krytykowany minister, tym większe ma szanse na kandydowanie z okręgu, z którego łatwiej się dostać do europarlamentu – zauważa dr hab. Rafał Chwedoruk. Politolog tłumaczy, że mamy do czynienia z ostentacyjną demonstracją lojalności ze strony premiera. – Donald Tusk ratuje w ten sposób kariery osób, pokazując zarazem, że ci, którzy będą mu wierni, nawet jeśli będą mieli przejściowe kłopoty, nie zostaną zostawieni sami sobie – dodaje. Przypomnijmy, że pensja eurodeputowanego to ponad 35 tys. zł.
– Przyszedł czas, w którym odbierają oni od Tuska nagrody za lojalność. Najgorsze, że niepomni na niszczenie kraju Polacy zapewne na nich zagłosują – dodaje politolog dr Jerzy Targalski ze Studium Europy Wschodniej Uniwersytetu Warszawskiego.
Tusk karze, Tusk nagradza
Z Chwedorukiem zgadza się także informator „Gazety Polskiej”, od lat związany z Parlamentem Europejskim. – Dla premiera układanie list to czas płacenia rachunków. Dlatego lojalna Joanna Mucha dostanie pierwsze miejsce w Lublinie, a Barbara Kudrycka jedynkę w okręgu warmińsko-mazurskim. Z tego okręgu chciał także kandydować obecny europoseł Krzysztof Lisek, który przyjaźni się z Donkiem, ale Tusk chyba go poświęci – tłumaczy rozmówca „Gazety Polskiej”.
Bezproblemowy okręg dostanie także były minister finansów – Jacek Rostowski będzie jedynką z Poznania; miejsce zdobędzie kosztem obecnego europosła Filipa Kaczmarka. – Kaczmarek podpadł premierowi podczas wyborów regionalnych. Wtedy Tusk dzwonił do niego i kazał mu poprzeć Waldy Dzikowskiego. Filip lojalnie wytrwał przy swoim przyjacielu Rafale Grupińskim. Rafał pozostał szefem regionu, a Kaczmarek ma przej…e – dość prosto tłumaczy realia polityczne inny informator „Gazety Polskiej”.
Nie do końca wiadomo, z którego okręgu wystartuje Michał Boni. – Początkowo mówiło się o Wrocławiu. Boni przyjaźni się bardzo z prezydentem tego miasta Rafałem Dutkiewiczem. Teraz pojawiła się koncepcja, żeby Boniego dać do Warszawy, bo jedynkę z Wrocławia ma mieć Grzegorz Schetyna – zdradza źródło „Gazety Polskiej”.
Tusk ułaskawia?
Wszyscy rozmówcy „Gazety Polskiej” są zgodni, że chociaż Schetyna jeszcze przed wyborami do zarządu zaznaczał, że nie będzie startował w wyborach do PE, to obecnie niczego bardziej nie pragnie. – Dla niego to być albo nie być w polityce. Jeśli teraz nie dostanie się do PE, to będzie musiał skomleć o dobre miejsce na liście w wyborach parlamentarnych – tłumaczy jeden z informatorów.
Inny dodaje, że jest prawie pewne, iż Tusk pozwoli Schetynie uciec do Europy. – Wcześniej jednak pozbędzie się Rafała Grupińskiego, ostatniego z lojalnych żołnierzy Schetyny na ważnym stanowisku. Także to, że zachował pozycję szefa regionu, czyni go niebezpiecznym – mówi.
Start Schetyny jest o tyle prawdopodobny, że wytworzyłby on pewną równowagę – z informacji „Gazety Polskiej” wynika, że Jacek Protasiewicz, człowiek, który bezpośrednio pogrążył Schetynę, dostał od Tuska wyraźne polecenie powrotu do polityki krajowej. Pytanie tylko, jakie stanowisko zajmie. Protasiewicz chciałby być szefem Kancelarii Premiera, ale Tusk nie jest na razie przychylny temu pomysłowi.
Dlaczego Schetynie tak zależy na dostaniu się do europarlamentu? – Myślę, że chodzi o immunitet – mówi przewodniczący klubu parlamentarnego PiS, poseł Mariusz Błaszczak. – Infoafera była aferą rządu Donalda Tuska, ale dotyczyła przede wszystkim ministerstwa, którym kiedyś zarządzał Schetyna – dodaje.
Z kolei europoseł PiS Ryszard Czarnecki opowiada, że kiedy spotkał Schetynę w sejmie, polityk PO był zadowolony i rozluźniony, jakby dostał list żelazny. – Być może chodzi właśnie o obietnicę startu do PE. To może oznaczać, że Donald Tusk chce zakopać topór wojenny. W każdym razie dla Schetyny PE będzie doskonałą przechowalnią i dobrą trampoliną do późniejszego powrotu do polityki krajowej – komentuje parlamentarzysta.
„Stawiamy na szczere wypowiedzi” - skąd ten cytat? Mniejsza o to, grunt że aktualny. Władza ostatnio wypowiada się szczerze.
Wydawałoby się, że nikt nie przebije szczerości, z jaką pani Bieńkowska, bez obcyndalania się, oznajmiła, że jako minister infrastruktury za kolej nie odpowiada, nie będzie przecież latać po torowiskach i strącać z trakcji lodu, i w ogóle... - tu z wdziękiem obrażonej na natrętnych klientów sklepowej z mięsnego przewróciła oczami, dając do zrozumienia, żeby się od niej odwalić.
Skoro taki mamy klimat, to nie mogę się doczekać dalszego ciągu tej szczerości w rządzie. Już widzę, jak po następnej wtopie policji pan minister Sienkiewicz naskoczy na nas, że chyba nam odbiło, jeśli sądzimy, że będzie latał po ulicach i łapał złodziei czy innych bandytów. Albo minister Arłukowicz opierdzieli mękolących pacjentów, że co sobie myślą, będzie im osobiście wtykał czopki pod ogon?
obaj dodadzą, że sorry, ale nie są politykami, więc nie będą nam opowiadać gładkich zdanek, ułożonych przez pijarowców, tylko mówią szczerze, gdzie nas mają. Zawsze znajdzie się trochę lemingów tak już do cna skretyniałych, że popadną z racji tej szczerości w kolejną ekstazę zachwytu, jaką to europejską mamy władzę.
Wydawałoby się, powtórzę, że szczerzej już nie można. Ale nawet nie zdążyłem napisać felietonu na ten temat (a szkoda, bo przypomniałbym konferencję prasową z listopada 2013, na której przedstawiciele resortu chwalili się zakupem za ciężką kasę supernowoczesnej technologii do "odlodzania" trakcji), kiedy wszystkich przebił były i ponownie aspirujący do tego stanowiska premier Leszek Miller.
Otóż odnosząc się do informacji dziennika "Washington Post", że polskie służby wojskowe skasowały od CIA 15 milionów baksów w gotówce za wynajem na więzienie bazy w Kiejkutach, odparł Miller, że skoro służby dostały z zagranicy kasę, a nie ją komuś zapłaciły, to on nie widzi w tym żadnego problemu.
Po polityku, który swego czasu reklamówki wypchane dolarami brał od towarzyszy z Moskwy, trudno się spodziewać, żeby to krytykował, ale taka szczerość? Tak, służby specjalne są po to, żeby robiły kasę. Mają coś do opylenia - to opylają. Polską rację stanu? Jak akurat na ten towar znalazł się nabywca, to w czym problem? Zuchy!
Myślenie pana Millera o państwie jest, jak z tego widać, myśleniem zwykłego szabrownika. Coś się da wynieść i wymienić na flaszkę - super! Zarobić parę tysiączków za mokrą robotę, której american boys u siebie nie mogą wykonać, bo tam mają na łbie jakieś prawa, sądy i w ogóle? Proszę bardzo, u nas takimi bzdetami nikt się nie przejmuje. Byle tylko kasa była w gotówce, do rączki, broń Boże żadnych przelewów, bo się wtedy może ktoś przywalić.
Nasi dalecy przodkowie nazywali taką kasę w reklamówkach czy kartonach "jurgielt", ale dziś tego słowa nikt w naszych elitach nie zrozumie, nawet gdyby mu przetłumaczyć.
Mało tego, pan Miller ogłasza jeszcze, że jako premier nie tylko nic o wynajmowaniu Amerykanom katowni nie wiedział, ale wręcz nie powinien wiedzieć. Przecież operacje służb są tajne. Ktoś by je śmiał nadzorować? W życiu. Słowem: nie Polska ma służby, to służby mają Polskę! Mam nadzieję, panie premierze, że przynajmniej się z wami - tak bez szczegółów - podziałkowali? Bo jak nie, to rzeczywiście świństwo.
Żesz mać, ten facet był premierem i może nim zostać znowu, bo przecież pan Tusk jasno wskazuje go jako przyszłego koalicjanta! I widać jest tego już pewny, skoro wypowiada się tak szczerze.
Niech ktoś się jeszcze teraz, po publikacji "Washington Post", ośmieli powtórzyć, że rozpędzenie WSI nie było ze wszech miar pożądane. Albo niech spróbuje zawracać nam głowę pięćdziesiątą z kolei komisją do spraw przyłapania PiS na czymkolwiek, teraz z kolei szykującą serial o "zbrodniach" Macierewicza. Rzeczywiście, chodzili sobie chłopaki, z przyzwoleniem najwyższych przełożonych, do bratniej ambasady po kasę, a tu przyszli jacyś pisowcy i taki interes - popsuli, oszołomy cholerne!
Do wczoraj skłonny byłem wierzyć, że tych układów z CIA, jeśli faktycznie miały miejsce, nie należy z góry potępiać, że mogło w nich być coś dla Polski korzystnego, o czym tajemnica państwowa każe zamilczeć. Po szczerej wypowiedzi Millera i wymownym milczeniu Kwaśniewskiego straciłem jakiekolwiek złudzenia.
Myślę tak sobie: co mogłoby się jeszcze o III RP okazać gorszego? Ot, największy cywilizacyjny sukces w tysiącletniej historii Polaków. Przyjeżdża Jankes, czy ktokolwiek inny, z kartonem dolarów, i za butelkę whisky, cygaro i paczkę gumy balonowej kupuje tu sobie, co tam potrzebuje. Generałowie, ministrowie, premier i prezydent - na posyłki. Tylko jeden warunek: gotówką, do ręki.
Właściwie o czym tu gadać. Kurrr..., jaki wstyd... - i nic do dodania. Rafał Ziemkiewicz
Tusk ma niezwykłą umiejętność manipulowania społeczeństwem
Nie jestem fanem Leszka Millera, ale trzeba przyznać, że czasami udaje mu się coś powiedzieć. W toku wczorajszych obrad sejmu cytował Arłukowicza sprzed lat. „Platforma Obywatelska jest obła, śliska, to taka masa, która podporządkowuje się oczekiwaniom zewnętrznym. Mistrzem plastikowości jest Donald Tusk. (Wesołość na sali, oklaski) Jest strasznie miałki poglądowo, nijaki i podobny do nikogo. (Wesołość na sali, oklaski) Nie chcę takiej polityki, jaką robi dziś Platforma. Jest partią bezideową, bezwzględną, korporacyjną. Ja nie znoszę plastikowej polityki, nie znoszę IKEI. W domu mam stary kredens, na którym jeszcze jest odcisk po kubku babci, to jest żywa historia, a Platforma jest jak IKEA. Bardziej cenię Kaczyńskiego, bo ma jakieś poglądy. ( (Wesołość na sali, oklaski)) Doda przynajmniej prowokuje. Nie potrafię znaleźć u Tuska niczego prowokującego. Jestem pediatrą i wiem, że on zachowuje się jak dziecko, które zasłania oczy i wchodzi pod stół. Dzieci wtedy myślą, że świata nie ma. (Wesołość na sali, oklaski) I na koniec, Donald Tusk ma niezwykłą umiejętność manipulowania społeczeństwem. Jest w stanie wmówić, że pies jest kotem, a kot psem.” Kaczyński też się popisał poczuciem humoru. „Ale przyjął tę nominację, przyjął, jak sądzę, orientując się, bo pewnie jest człowiekiem rozgarniętym ( Wesołość na sali), w tym, z jakich powodów tym ministrem zostaje, czyli wziął odpowiedzialność w zwykłym tego słowa znaczeniu.” Sprawozdanie Stenograficzne z 59. posiedzenia Sejmu Rzeczypospolitej Polskiej w dniu 23 stycznia 2014 r. (drugi dzień obrad) 23 stycznia 2014 (czwartek)
I dzisiaj też - JK odpowiada Tuskowi: "To, że pan jest mistrzem insynuacji oczywiście wiemy, ale to że pan się będzie się przedstawiał jako bojownik z lobby, to przekroczył pan już wszelkie granice tego, co każe o sprawach poważnych mówić poważnie. Tylko w kategoriach kabaretowych można mówić o waszym rządzie, jako o czymś, co walczy z lobby. Stworzyliście system polityki transakcyjnej i doprowadziliście go do perfekcji! Wasza polityka to kpiny ze społeczeństwa! I jeszcze jedna rzecz, która niebywale mnie rozbawiła: panie premierze, pan mówi o honorze i rycerskości? Daj pan spokój!"
Prokuratura w Krakowie postawiła zarzuty w sprawie rzekomego działania nielegalnych więzień CIA na terenie Polski. „michnikowy szmatławiec” stwierdziła, że były prezydent Aleksander Kwaśniewski potwierdził ich istnienie. Komisja Europejska i Parlament Europejski po dwóch niezależnych śledztwach także to Polsce zarzucają. Premier Miller zaprzecza słowom Kwaśniewskiego, który miał o tym fakcie wiedzieć, ale nie powiadomił o nim prezesa Rady Ministrów, czyli jego. Na pewno będziemy wiedzieć coraz więcej w tej materii, ale już dziś można wysnuć kilka wniosków na podstawie tego skandalu.
Abstrahując od czterech podstawowych problemów związanych z istnieniem tajnych więzień CIA na terenie Polski, które poniżej wymieniam, jeśli ostatecznie okaże się to wszystko prawdą, to postkomuniści świadomie podeptali główne zasady samostanowienia Narodu Polskiego i Konstytucję.
Po pierwsze, istnienie więzień zagroziło suwerenności niepodległego państwa przez wpływ obcego mocarstwa, przy jednoczesnej aprobacie i przy współudziale władz naszego kraju. Po drugie, łamano prawa człowieka w naszej Ojczyźnie, torturując i nielegalnie przetrzymując więźniów, a tłumaczenie Millera, że to byli „terroryści”, mnie nie przekonuje, bo prawa człowieka są prawami uniwersalnymi. Po trzecie, ich istnienie naraża Polskę na realne niebezpieczeństwo w postaci aktów terroryzmu ze strony islamskich ekstremistów. W końcu obywatele naszego kraju, my wszyscy, żyliśmy w niewiedzy, a jak wiadomo, Polacy „wolność” i „niepodległość” traktują jako ważne wartości.
Aczkolwiek powyższe nie dziwi, jako że antypatriotyczną sztukę eksportowaną z Moskwy socjalistyczny beton przyswoił sobie jeszcze za czasów reżimu totalitarnego. Ci ludzie nie powinni w ogóle funkcjonować na obszarze polityki, więcej istnieć w sferze publicznej. Powinni odsunąć się w cień, aby jak najszybciej można było o nich zapomnieć, ponieważ skandal związany z wypłynięciem faktów o działaniach obcych służb na terenie Rzeczypospolitej Polskiej kompromitują nas na arenie międzynarodowej, czynią z nas państwo kolonialne i zagrażają bezpieczeństwu narodowemu. Ten skandal ma także inną odsłonę.
Naprawdę dobrze się stało, że sprawa wypłynęła nareszcie na światło dzienne. Szkoda, że nie wcześniej, choć i tak wiemy dzisiaj więcej. Te przykre fakty demaskują całą obrzydliwą uległość SLD wobec imperialistów. Niegdyś uległość i poddańczość wobec Związku Sowieckiego, dziś wobec USA i Brukseli. Ideologia marksistowska dla jej nosicieli nigdy tak naprawdę nie odgrywała żadnej roli, była tylko fasadą. Komuniści korzystali z dóbr, jakie przynosiła im władza, paśli się na publicznych pieniądzach i pomnażali kapitał w ramach kolejnych afer korupcyjnych. Sprawa nielegalnych więzień depczących suwerenność państwa polskiego, z którego Miller i Kwaśniewski zrobili sobie swego czasu prywatny „folwark zwierzęcy”, to jedna z wielu odsłon deprawacji władzy na najwyższym poziomie, upadek zdegenerowanych polityków establishmentu.
Na tym polega grzech główny tego środowiska. Niestety, skompromitowani pezetpeerowcy mają niegodnych następców, których wyuczyli zasad sprawowania władzy. Ludzie SLD i PO wiedzą, że tylko działając razem, mogą przetrwać. Tworzą intrygancki układ polityczny. Stąd tyle wspólnych inicjatyw, od antypolskich po antychrześcijańskie, które forsują ramię w ramię od lat. Strategia wypracowana przez postsowieckie postawy została zagospodarowana przez liberałów z PO.
Dla Tuska wprawdzie to nie USA wyznacza kierunek polityki krajowej i zagranicznej, ale Bruksela i Berlin. Moskwa zaś od czasu katastrofy smoleńskiej również, jak wiemy, ma znaczący wpływ na nasze sprawy polskie i zagraniczne i przejawia się de facto szkodliwą polityką dla naszej Ojczyzny, żeby tylko wspomnieć nieudolne ruchy MSZ na Ukrainie. Za wszelką cenę, aby utrzymać władzę, nie zważając na polską rację stanu, PO legitymizuje skompromitowanych postkomunistów.
Jednak sojusz PO i SLD ma też swoje granice. Miller nie może być za mocny, ponieważ jest głównym konkurentem Tuska. Dlatego temu ostatniemu bardzo na rękę są dzisiejsze kłopoty nieoczekiwanie zmartwychwstałego politycznie Millera. Walka z rywalem o centrolewicowego wyborcę przed wyborami do europarlamentu, które mogą być zapowiedzią końca Platformy Obywatelskiej, wchodzi w decydującą fazę. Każda kompromitacja obozu postkomunistów to kilka punktów procentowych więcej dla liberałów z PO, którzy za wszelką cenę muszą utrzymać władzę w Polce. Zdają sobie doskonale sprawę z czekających ich konsekwencji w razie utraty sterów rządzenia. Dlatego kąsają Millera jako potencjalnego koalicjanta, ale nie mogą go zniszczyć.
Mam jednak nadzieję, że sprawa więzień CIA zdmuchnie ostatecznie Millera i Kwaśniewskiego z obszaru życia publicznego, bo to rzeczywiście hańba, że po takiej degeneracji Polski, do jakiej doszło za czasów ich rządów, ciągle o nich słychać i konsekwencje ich zgubnej polityki jeszcze długo będą się odbijały czkawką wszystkim Polakom.
1/ Zmęczony Kwaśniewski. Wykończy się w tym tempie. FILM
Załącznik:
634993070582700032.jpg
Aleksander Kwaśniewski to światowiec. Dokąd by nie poleciał nasz były prezydent, tam zawsze jest podejmowany jak król. Ale obowiązki salonowca to nie przelewki. Ciągle na spotkaniach, szczytach, debatach, okrągłych stołach. Ciągle do tych stołów trzeba siadać lub od nich wstawać. Powiedzieć „ciągle w gościach” to w przypadku naszego byłego prezydenta nic nie powiedzieć. Panie prezydencie, trzeba odpocząć!
Wprawdzie pod ręką ma nasz były prezydent alkohol, który, jak wiadomo, krzepi i dodaje kurażu, ale przecież Aleksander Kwaśniewski nie pije. W każdym razie nie pije dużo. Nie tak, by być pijanym, powiedzmy, przesadnie.
Teraz nasz były prezydent Aleksander Kwaśniewski gości w szwajcarskim Davos, dokąd zjechały najważniejsze persony ze świata finansów. Widocznie uznał, że Światowe Forum Ekonomiczne to dobra okazja, by załatwić coś dla Polski. Bo obiektywnie patrząc, Davos jakąś tam okazją jest, a jak jest okazja, to wiadomo... Już nie raz nasz były prezydent Aleksander Kwaśniewski poświęcił swój wolny czas, by oddać się bez reszty tzw. sprawie polskiej. Zostały po tym zatraceniu się w służbie narodowi ślady w postaci nagrań wideo. ZOBACZ: - Aleksander Kwaśniewski na Ukrainie - „Ludwiku Dorn i Sabo, nie idźcie tą drogą”, czyli konwencja partyjna LiD - Prezydent na grobach w Charkowie - Zmęczony Kwaśniewski wspiera Palikota:
Niezależny europoseł Michał Kamiński (42 l.), Jacek Protasiewicz (47 l.) z PO oraz Jacek Kurski (48 l.) z SP! Oto trójka najbardziej leniwych polskich europosłów. Opuścili oni najwięcej głosowań w Parlamencie Europejskim w tej kadencji. Za taką pracę otrzymują kilkadziesiąt tys. zł miesięcznie!
Za kilka miesięcy wybory do PE. Postanowiliśmy więc przyjrzeć się, jak w PE pracują Polacy. Tworząc ranking leni, wzięliśmy pod uwagę tylko jeden wskaźnik: udział w głosowaniach. W tej kadencji PE odbyło się już prawie 5600 głosowań. Rekordzista, Michał Kamiński, opuścił niemal co trzecie. W tabelce obok widać, ile głosowań opuścili najwięksi lenie reprezentujący nasz kraj w PE. Co tak ważnego się działo, że nie było ich na obradach? - Na początku kadencji poważnie chorowałem, później była kampania wyborcza, którą prowadziłem i rzeczywiście narobiłem nieobecności. Ale teraz to mocno nadrobiłem, proszę zwrócić uwagę na liczbę wystąpień, interpelacji - tłumaczy Michał Kamiński.
- Miałem dłuższą przerwę w aktywności poselskiej na czas kampanii parlamentarnej w 2011 r. Przez kilka miesięcy, między majem a październikiem, bywałem na głosowaniach dużo rzadziej. Codziennie byłem w Warszawie, zajmowałem się kampanią. Uważałem, że jest to wówczas dużo poważniejszym zadaniem niż wykonywanie pracy europoselskiej - stwierdza Jacek Protasiewicz z PO.
Skoro wolą pracować w Polsce, to po co startowali w wyborach do PE? Za debatowanie w Strasburgu i Brukseli otrzymują miesięcznie ponad 30 tys. zł pensji i mają liczne, nawet kilkunastotysięczne dodatki. I warto naszym euroleniom przypomnieć, że za te pieniądze mają pracować nad europejskim prawem w Brukseli, a nie umacniać swoją pozycję polityczną w kraju.
Najwięksi euroleserzy 1. Michał Kamiński (42 l.), niezrzeszony, opuścił 1809 głosowań 2. Jacek Protasiewicz (47 l.) z PO, opuścił 1581 głosowań 3. Jacek Kurski (48 l.) z SP, opuścił 1442 głosowania 4. Janusz Wojciechowski (60 l.) z PiS, opuścił 1337 głosowań 5. Jacek Włosowicz (48 l.) z SP, opuścił 1303 głosowania 6. Ryszard Czarnecki (51 l.) z PiS, opuścił 1182 głosowania 7. Zbigniew Ziobro (44 l.) z SP, opuścił 1180 głosowań 8. Tomasz Poręba (41 l.) z PiS, opuścił 1132 głosowania 9. Jacek Saryusz-Wolski (66 l.) z PO, opuścił 989 głosowań 10. Sławomir Nitras (41 l.) z PO, opuścił 979 głosowań
Nie masz wystarczających uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego postu.
29 sty 2014, 22:47
Re: Polityka i politycy
1/ Protasiewicz przed orkiestrą
Z wypowiedziami większości posłów Platformy Obywatelskiej jest ten podstawowy problem, że często nie warto ich słuchać, dopóki premier Donald Tusk nie powie im, co mają mówić.
Pamiętają państwo korowód polityków PO, którzy przez kilka tygodni powtarzali w mediach, że matki pierwszego kwartału nie mogą być objęte rocznym płatnym urlopem? Jeden przez drugiego przekonywali z mądrymi minami, że to niemożliwe, bo "w budżecie po prostu nie ma na to pieniędzy", a poza tym "jakąś datę trzeba wybrać i zawsze będzie ktoś pokrzywdzony".
Po czym Donald Tusk zrobił z nich idiotów, gdyż okazało się, że pieniądze są i jak najbardziej można wybrać inną datę. Wśród postaci wygłaszających z mądrą miną opinie o "braku w budżecie" i "jakiejś dacie" był także Jacek Protasiewicz. Po chwili sam musiał sobie zaprzeczać.
Minęło kilka miesięcy i sytuacja się powtórzyła. Wizytę na Majdanie w Kijowie złożył Jarosław Kaczyński, lider PiS. Dopóki premier Donald Tusk nie powiedział swoim posłom, co mają na ten temat myśleć, większość z nich zareagowała odruchowo. Był wśród nich także Jacek Protasiewicz. "Wizyta Kaczyńskiego na Ukrainie to gest wyłącznie propagandowy" - głosił europoseł PO.
Po chwili wyjazd Kaczyńskiego do Kijowa pochwalił premier Tusk. Politycy PO, tak jak w poprzednim przypadku, znów bez mrugnięcia okiem musieli sobie zaprzeczać. Wśród nich, a jakże, poseł Protasiewicz. Co mówił o "wyłącznie propagandowej" wizycie Kaczyńskiego, gdy premier powiedział mu już, co ma myśleć? Otóż mówił: "Byliśmy tutaj wspólnie na Majdanie - przedstawiciele PO i PiS - wspólnie występowaliśmy. ( ) Ale byliśmy razem i mówiliśmy - przedstawiciele władzy i opozycji - jednym głosem".
Nie wiem, czy premier Tusk zdążył się już wypowiedzieć na temat ostatniej wizyty posłów PiS w Kijowie. Zdążył się jednak wypowiedzieć poseł Protasiewicz. "Bóg ich pokarze - grzmiał europoseł PO. - (...) To, jak się zachowują, jest nieodpowiedzialne. ( ) To może skończyć się czołgami na ulicach Kijowa".
Panie pośle, życzę panu, żeby chcąc wyskoczyć przed orkiestrę, nieco bardziej wyczuwał pan, co ta orkiestra może za chwilę zagrać. W przeciwnym razie nazwisko Protasiewicz będzie zapamiętane wyłącznie jako cyngiel Tuska, który miał na Dolnym Śląsku wykończyć Schetynę. W dodatku w atmosferze handlu stanowiskami w KGHM i innych firmach, za które kupować miano głosy na lokalnym zlocie PO...
Prezydent Bronisław Komorowski i premier Donald Tusk zrobili w 2013r. roku jedną rzecz, za którą można ich pochwalić, a za którą w przeszłości większość dziennikarzy wściekle atakowała Lecha i Jarosława Kaczyńskich. Ani Komorowski, ani Tusk nie pojechali do Davos.
Dziś nikt nie śmiał nawet pisnąć, że to skandal świadczący o zaściankowości premiera i prezydenta. Jak rozumiem, jeżeli nie robi czegoś premier Tusk albo prezydent Komorowski, to jest to wynik głębokiej analizy i przemyśleń. Gdy tego samego nie robili Kaczyńscy, to był to dowód "braku obycia w polityce międzynarodowej" i "małej świadomości tego, co dzieje się na świecie" - by przytoczyć tylko dwa z bogatej gamy cytatów z 2008 r.
Tymczasem zarówno Tusk z Komorowskim, jak i bracia Kaczyńscy mieli rację. Davos to impreza prywatnej instytucji, na której czołowi politycy powinni bywać, ale od czasu do czasu, a nie rokrocznie. Choćby po to, żeby nie dewaluować swojego znaczenia. Polska nie straci wiele, jeżeli nie usłyszy, co o biedzie na świecie sądzi aktorka Goldie Hawn, a o dwutlenku węgla - Sting czy ktoś równie ważny.
Jest też inna kwestia. W Davos największe korzyści odnosi się ze spotkań w kuluarach, z przyjaźni zawieranych dzięki rozmowom w cztery oczy. Do tego potrzebne jest jednak spełnienie jednego z dwóch warunków: trzeba być politykiem z kraju, z którym liczą się wszyscy na świecie (czyli nie z Polski), albo swobodnie posługiwać się językiem angielskim. W dzisiejszych czasach nie jest to jakaś wybitna umiejętność. Posiada ją wielu młodych bezrobotnych lub wielu nisko opłacanych pracowników. Nie posiedli jej, niestety, ani premier Tusk, ani prezydent Komorowski, ani bracia Kaczyńscy. Choć, o ile pamiętam, w polskich mediach wytykano to tylko braciom Kaczyńskim. W przypadku Komorowskiego i Tuska była to widocznie część ich niekłamanego prowincjonalnego uroku.
O wiele bardziej niż Davos interesuje mnie jednak to, czy w najbliższym czasie premier Tusk albo prezydent Komorowski zamierzają się wybrać na Ukrainę. Wiem, nie wypada się wpraszać między Ukraińców komuś z obcego kraju. Pamiętam jednak, że zarówno prezydent Kwaśniewski, jak i prezydent Kaczyński na Ukrainę i do Gruzji w szczególnie istotnych momentach jakoś wprosić się potrafili.
Czekam na to, czy będą do tego zdolni także ci, którzy rządzą nami dzisiaj.
Nie możesz rozpoczynać nowych wątków Nie możesz odpowiadać w wątkach Nie możesz edytować swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz dodawać załączników