Teraz jest 06 wrz 2025, 21:16



Odpowiedz w wątku  [ Posty: 2082 ]  idź do strony:  Poprzednia strona  1 ... 131, 132, 133, 134, 135, 136, 137 ... 149  Następna strona
Katastrofa smoleńska 
Autor Treść postu
Zawodowiec
Avatar użytkownika

 REJESTRACJA10 lis 2006, 07:34

 POSTY        3465
Post Re: Katastrofa smoleńska
Kontrowersyjne zdjęcie Tuska i Putina.
Graś: nie pamiętam tej sytuacji


- Nie pamiętam sytuacji ze zdjęcia, które opublikował tygodnik "wSieci". Pamiętam emocje - smutek i żal, to przerażenie. Nie było tam miejsca na tego typu gesty. Chciałbym poznać autora i zobaczyć oryginał zdjęcia. Insynuowanie poprzez tego typu fotografie, że premier polskiego rządu na obcej ziemi cieszy się ze śmierci 96 osób, jest skandaliczne - powiedział w programie "Polityka przy kawie" w TVP1 Paweł Graś.
(.....)
Rzecznik rządu nie chciał zdradzić, czy publikacja tego zdjęcia przez tygodnik "wSieci" zakończy się pozwem sądowym. Dodał jednak, że bracia Karnowscy powinni udostępnić oryginał kontrowersyjej fotografii grafikom komputerowym. Przypomniał również, że wkrótce Donald Tusk przedstawi podsumowanie dotyczące teorii na temat katastrofy smoleńskiej.

 Sam lider PO (Donald Tusk)  tłumaczył wcześniej, że chce zaprezentować "uargumentowany i dłuższy wywód na temat historii śledztwa smoleńskiego" oraz na temat tego, co z tą sprawą robi parlamentarny zespół Antoniego Macierewicza i prezes PiS Jarosław Kaczyński.
   - Ja się nie dziwię ludziom w Polsce, że po tym upiornym zachowaniu (...), jakie wytworzył PiS z Macierewiczem na czele (...), mają poważny problem, żeby zrozumieć, o co w tym wszystkim chodzi

- podkreślił Tusk na konferencji prasowej, pytany o sondaż TVP, według którego 45 proc. Polaków nie wie, komu wierzyć w kwestii wyjaśniania katastrofy smoleńskiej.

   Z sondażu TNS Polska dla "Wiadomości" TVP1 przeprowadzonego w dniach 22-24 października wynika, że 45 proc. Polaków nie wie, komu wierzyć w kwestii wyjaśniania katastrofy smoleńskiej. 36 proc. badanych przyznaje, że przekonują ich wyjaśnienia polskiej komisji Jerzego Millera. Parlamentarnemu zespołowi Antoniego Macierewicza wierzy 14 proc. pytanych. Tylko 5 proc. ankietowanych przekonuje raport MAK.
  - Uważam, że najwyższy czas, aby powiedzieć, nie pół żartem, nie pół serio, nie w tonie kabaretowym, tylko naprawdę serio powiedzieć, co ci politycy zrobili ze sprawy smoleńskiej i zrobili z Polakami. A zrobili rzecz straszną i powinni wziąć za to odpowiedzialność .- oświadczył Tusk

Komentarze internautów:

~asad : Graś ma strasznie krótką pamięć. To d...a nie rzecznik z taką sklerozą.

~andrzej0151 : Zdjęcie ma rzeczywiście wstrząsającą wymowę. Nie sądzę aby było komputerowo sfabrykowane jak usiłuje sugerowac Graś (co mu innego pozostaje - Karnowscy są poza zasięgiem Hajdabombera) Na całym zdjęciu - wewnatz "W sieci"- są widoczni również inni świadkowie zdarzenia którzy mogliby wykazac się mniejszą amnezją niż Gras..Sadzę, że Karnowscy decydując się na upublikowanie tak kompromitującego Tuska zdjęcia korzystali z pewnego źródła gdyż,zapewne-mieli świadomośc konsekwencji jakie niesie fałszywka.Nie zdecydują się ,zapewne, na ujawnienie autora zdjęcia ze względu na jego bezpieczeństwo.Sprawa zostanie zapewne rozstzrygnieta w śadzie o ile nie zostanie powierzona jakiemuś tulejo-lub milewsko-podobnemu sędziemu.

j.krystyna : Na czym ta podłość miałaby polegać? Na tym, że opublikowali nieznane dotąd zdjęcie? Że pokazali uśmiechniętego premiera, co zaprzecza ogólnie przyjętemu przekazowi, że premier bardzo cierpiał 10.04.2010? Jak widać, nie cierpiał. Takich zdjęć może być jeszcze więcej. Zdjęcie dziwnie ukazuje się tuż po przegranej pana Schetyny, którego przyjacielem jest Pan Prezydent. Ale pewnie to przypadek.
Naszą chorobą jest bierność. Dużo mówimy, ale wobec nieustannego dręczenia nas, mącenia nam w głowach przez media i rząd, nie jesteśmy w stanie nic zrobić. Nie jesteśmy w stanie zareagować na żadne świństwo. Przecież podobne materiały były już ujawniane. Widzieliśmy film, na którym prezydent Bronisław Komorowski i premier Donald Tusk żartują i śmieją się, czekając na lotnisku na przywiezienie trumien ze Smoleńska.
Ta fotografia to taki test dla nas.  
Ciekawe czy premier Tusk uwzględni ta sprawę w "strasznych" rzeczach które zapowiedział nam ujawnić ?
A może to właśnie jedna z nich
?


http://wiadomosci.onet.pl/kraj/kontrowe ... acji/46gg2


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~


Prosta prawda jest brutalna, czyli o pewnym zdjęciu ze Smoleńska,
które zabolało Grasia, Sikorskiego i Wielowieyską.
Kogo jeszcze?


Straszą, krzyczą, przeklinają.
Wyzywają Karnowskich od najgorszych. Zarzucają podłość (minister Graś) i prowokowanie do przemocy (red. Wielowieyska). Ba, zarzucają nam nawet prowokowanie wojny z Rosją (to wymysł ministra Sikorskiego). Ale nikt poważny i bezpośrednio zainteresowany sprawą nie mówi, że zdjęcie ujawnione na okładce „wSieci” jest nieprawdziwe.
Dlaczego?
Bo jest prawdziwe.


Skąd zatem to ujadanie? Bo zabolało? Pewnie tak.
Piszę to bez satysfakcji, bo zabolało także mnie. Przypomniało mi coś, o czym w ferworze posmoleńskiego sporu niewielu już pamięta, a co było właściwie praprzyczyną tragedii. Wystarczy popatrzeć i od razu przypomina się, w jakiej atmosferze przyszło „współpracować” prezydentowi Lechowi Kaczyńskiemu z premierem Donaldem Tuskiem. Myślę, że przypomniał sobie to też i Donald Tusk, i ministrowie Graś i Sikorski, i redaktor Wielowiejska musi to pamiętać. Że Donald Tusk Lecha Kaczyńskiego nie cierpiał, temu chyba nie zaprzeczy? Śmiał się z niego na Westerplatte w towarzystwie Putina, prawił mu złośliwości ośmielając mainstreamowe media do rozkręcania przemysłu pogardy wobec prezydenta. No i wreszcie ustalił z Putinem rozdzielenie wizyt w Katyniu w kwietniu 2010 roku.

To zdjęcie jest jak otrzeźwiający policzek. Przypomina, że przy pomocy Millera i Laska udało się sprowadzić dyskusję o tragedii smoleńskiej do punktu absolutnego zapętlenia. Że jesteśmy na poziomie rozmawiania o tym, dlaczego nie możemy o tej sprawie rozmawiać. A sedno sprawy już dawno zagrzebane jest w jakichś mało istotnych szczegółach. Zostało ubabrane w emocjach, które często każą odwracać głowę na samo hasło „Smoleńsk”. To się salonowi prawie udało. Prawie.

Prawda tego zdjęcia nie ulega niuansom, w jakie można wmanewrować ustalenia najwybitniejszych nawet naukowców. Bo ze skomplikowanymi wykresami i teoriami można dyskutować i w oczach laików nawet łatwo jest je ośmieszyć i zdyskredytować. A tu widać to, co widać. Prosta sprawa. Właśnie dlatego to zdjęcie tak wkurza i Sikorskiego i Grasia i Wielowieyską i cały salon.

Trzy i pół roku ciężkiej dezinformacyjnej roboty poszło w cholerę...   <_<

av :
To zdjecie jest straszne i przerazajace!!! Ile masek ma do dyspozycji premier?
Putin jest cwanszy od Tuska i patrzy na niego z politowaniem i pogarda.

krakowianin :
Oj pisiory ale afera. Puknijcie się w łeb. Pokażcie zdjęcia Macierewicza jak pochłania obiadek w Smoleńsku razem z Pospieszalskim.

wilanowski moher :
Nie ma afery, pełofilu. Jest zdjęcie.

gosciu :
mowy ciała praktycznie nie da się zamaskować. tydzień później zaczęło się już zorganizowane gaszenie żałoby, pamięci o tragedii smoleńskiej. POlszewiki wzbudzają odrazę

MaCheFi :
Znaczy się ćwiczyli jak się będą przytulać przed kamerami ? Tusk to dno. Przypominam jak głośno się chwalił swoimi wysokimi standardami moralnymi.


http://wpolityce.pl/dzienniki/dziennik- ... go-jeszcze

Lemingi nie mogą uwierzyć własnym oczom. Ani pojąć własnymi rozumkami.
Jak to próbują przetrawić i przełknąć? Na przykład tak:

Grzegorz :
A może tak byście udostępnili oryginalny zrzut RAW z matrycy aparatu fotograficznego. Tak robi każdy porządny fotograf, zachowuje oryginał choćby po to żeby udowodnić że jest autorem. Póki co to lipa.

heniek :
Niech się pan już nie wikła. To kompletna paranoja (albo choroba dwubiegunowa, panie dziennikarzu). A co do foto, to nie takie fotomontaże potrafi robić pan Korsun. Z p. Bogiem.

bodzio :
Puknijcie się i zastanówcie, co robicie. Chyba,że za wszelką cenę chcecie zostać tabloidem. Każdemu można zrobić zdjęcie wyrwane z kontekstu, na którym wyjdzie,że robił zupełnie co innego, niż w rzeczywistości. Pokażcie film z tego spotkania, albo chociażby sekwencje zdjęć, to dopiero bedzie mozna prawidłowo odczytać zachowania...No ale rozumiem,że jest to adresowane do "ludu smoleńskiego", a on nie zwykł zadawać pytań i wyrażać watpliwości..M.in. za przyczyną braci Karnowskich dziennikarstwo sięga dna, z tym,że oni pukają już od spodu...

adamplus :
Te foto jest WYRWANE z kontekstu. Jeszcze nie widziałem Putina z tak głupią miną



Foto wyrwane z kontekstu :rotfl:

____________________________________
"Demokracja to cztery wilki i owca głosujące o obiedzie" R.A.Heinlein


Ostatnio edytowano 29 paź 2013, 22:22 przez kominiarz, łącznie edytowano 4 razy



29 paź 2013, 22:08
Zobacz profil
Zawodowiec
Avatar użytkownika

 REJESTRACJA25 cze 2009, 12:10

 POSTY        3598
Post Re: Katastrofa smoleńska
1/ CBOS: Polacy nie wierzą w wyjaśnienie katastrofy smoleńskiej

Konferencja naukowa w sprawie katastrofy smoleńskiej nie wyjaśni jej przyczyn - uważa zdecydowana większość Polaków.
Aż 72 procent ankietowanych przez CBOS jest zdania, że w ten sposób nie uda się zbliżyć skrajnych stanowisk w tej sprawie.

Mimo tych wątpliwości prawie połowa badanych (47 procent) popiera pomysł profesora Michała Kleibera, by pod patronatem PAN zorganizować konferencję naukową na temat przyczyn katastrofy sprzed ponad 3 lat.
(...)
Czytaj więcej na http://fakty.interia.pl/polska/news-cbo ... gn=firefox


2/ W poszukiwaniu prawdy

Konferencja smoleńska niezależnych naukowców poszerza naszą wiedzę o okolicznościach i konsekwencjach tragedii smoleńskiej z 10 kwietnia 2010 roku. Reakcje na tę konferencję dodatkowo wiele nam mówią o świecie, w którym dzisiaj żyjemy.

Już po raz drugi grono naukowców zorganizowało konferencję poświęconą badaniu przyczyn, okoliczności i konsekwencji katastrofy smoleńskiej. Jak napisali sami organizatorzy konferencji, wydarzenie z 10 kwietnia 2010 roku, w którym ginie prezydent z małżonką i 94 przedstawicieli polskiej elity, nie miało precedensu w historii, a jego okoliczności nie są wyjaśnione do dziś.

Naukowcy próbują wyjaśnić

"Wątpliwości, jakie zrodziło oficjalne śledztwo, i świadomość wagi tej tragedii w życiu kraju, skłania środowisko naukowe do rozpoczęcia działań, które na Zachodzie określane są jako tzw. śledztwo akademickie. Działania te nie są firmowane ani w jakikolwiek sposób wspierane przez oficjalne instytucje naukowe lub administracyjne. Nie są też w żaden sposób związane z działaniem innych ciał zajmujących się wyjaśnianiem tej tragedii. W szczególności nie mają żadnego związku z działaniem zespołu parlamentarnego ds. wyjaśnienia katastrofy smoleńskiej.
Są całkowicie niezależną społeczną inicjatywą tych osób spośród środowiska naukowego, które poczuwają się do obowiązku wynikającego ze ślubowania doktorskiego - obowiązku dochodzenia prawdy w zakresie swych specjalności i przekazania jej współobywatelom". Przywołuję tu obszerny fragment wprowadzenia zamieszczonego w materiałach konferencyjnych, ponieważ tę społeczną inicjatywę próbuje się teraz pokazywać jako działanie polityczne, realizowane na zamówienie jednej partii, mające na celu "podważenie wiarygodności i delegitymizację demokratycznie wybranych władz" (prof. Wojciech Sadurski).
Tak jak ubiegłoroczna konferencja, ta też nie miała ambicji wyjaśnienia wszystkich okoliczności katastrofy. Naukowcy zdają sobie sprawę, że są w sytuacji, w której wszystkie podstawowe dowody rzeczowe pozostają poza możliwościami badawczymi, a te, które ostatecznie udostępniono do badań, zostały wcześniej przefiltrowane przez Rosjan. Jak sami twierdzą, "rodzi to szczególną ostrożność przy formułowaniu hipotez, (...) bowiem nawet te badania, które były przeprowadzone w USA (odczyty Universal Avionics - producenta tzw. polskiej skrzynki), zostały wykonane jedynie w oparciu o te dowody, które udostępniła strona rosyjska".
(...)
Czytaj więcej
http://fakty.interia.pl/raport-lech-kac ... gn=firefox


29 paź 2013, 22:31
Zobacz profil
Fachowiec
Własny awatar

 REJESTRACJA14 wrz 2011, 21:56

 POSTY        1263
Post Re: Katastrofa smoleńska
Antybrzozowy spisek profesorów? Tylu naukowców za Macierewiczem, a żaden za Millerem i Laskiem...

1. Porąbało tych profesorów, jakiś spisek przeciw pancernej brzozie zawiązali czy co?Z Polski i z całego świata się zlecieli, z USA, z Kanady, z Australii – i twierdzą, że samolot nie ściął brzozy.


Binienda, Nowaczyk, Szuladziński, Rońda, Obrębski, Cieszewski, Witakowski i innych jeszcze paru - jeden za drugim, niezależnie od siebie, choć wcześniej się nie znali – wszyscy twierdzą, że katastrofa smoleńska nie mogła wyglądać tak, jak oficjalna propaganda ją maluje.

2. A przecież wszystko jest takie jasne!Była mgła, błąd pilotów, nacisk pasażerów, samolot był za nisko, ziemia za wysoko, walnęło i się urwało, zrobiło beczkę, uderzyło w bagno i się rozbiło.To wszystko przecież precyzyjnie obliczyli magister automatyki Jerzy Miller i doktor mechaniki Maciej Lasek. I to wszystko zgadza się z raportem sporządzonym w Moskwie przez generalissę Anodinę i zatwierdzonym przez doktora Władimira Putina. Was willst du noch mehr – jak by powiedziały nasze sąsiadki i nasi sąsiedzi. Czegóż ci profesorowie chcą jeszcze, skoro wszystko już zostało tak wspaniale ustalone?

3. I jeszcze te polskie uczelnie, zależne od rządowych dotacji pani minister Kudryckiej...Owszem, od swoich profesorów, jak na komendę, się odcinają. Żadna jednak nie wydelegowała ani ćwierć profesora, który wziąłby do ręki kredę albo Power-Pointa, stanął przed tablicą i objaśnił – tu jest brzoza, tam skrzydło, tu jest pęd, tam wytrzymałość materiału, tu się tnie, tam się zgina... pi er kwadrat razy tamto, siamto przez owamto - i wychodzi, że siły tak idealnie się zrównoważył, że skrzydło ścięło brzozę i w dodatku z wzajemnością.Żaden taki profesor przy tablicy nie stanął i tego nie objaśnił. Żaden!

Widocznie, poza magistrem Millerem i doktorem Laskiem świat nauki wie, że tego nadprzyrodzonego zjawiska w aktualnym stanie wiedzy objaśnić się nie da...

PS. Przepraszam za nieścisłość - w jednej z podkomisji wspierających komisję Millera jeden profesor jednak był – profesor Krystek, specjalista od ruchu drogowego.Może z tego względu, że samolot przeleciał nad drogą...

http://wpolityce.pl/artykuly/65621-anty ... -i-laskiem

* * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * *

Prof. Cieszewski obala mit "pancernej brzozy"

Prof. Cieszewski porównał zdjęcia ze stycznia 2010 r., z 5 kwietnia 2010 r., z 11 i 12 kwietnia 2010 r. Wynika z nich, że 5 kwietnia 2010 r. słynna smoleńska brzoza BYŁA JUŻ ZŁAMANA. Na zbliżeniu widać wyraźnie, że drzewo jest pochylone i nadłamane. Prof. Cieszewski dziękuje Anicie Gargas za film "Anatomia upadku", bez którego sformułowanie takich wniosków nie byłoby możliwe.


Naukowiec wygłosił referat poświęcony słynnej smoleńskiej brzozie. Jego analiza obejmuje niektóre parametry wydajnościowe gleby, na której rosła brzoza smoleńska, fototografie terenu oraz złożone metody poprawiające jakość zdjęć satelitarnych, a także wizualizację jej zniszczenia wskutek koalizji z samolotem.

Na czterech zdjęciach satelitarnych widzimy trzy, gdzie brzoza jest złamana (leży) i jedno na którym stoi. Jak wynika z prezentacji prof. Cieszewskiego ten sam obraz złamanej brzozy widać 11 i 12 kwietnia, czyli dzień i dwa dni po katastrofie smoleńskiej oraz... 5 kwietnia czyli blisko tydzień przed tragedią. Daty zdjęć zaznaczyliśmy czerwonym prostokątem:

Obrazek

Naukowiec wykorzystał w swojej prezentacji zdjęcie miejsca katastrofy z filmu "Anatomia upadku" w reż. Anity Gargas (wykonane z paralotni). Jest ono ważnym punktem odniesienia dla wniosków referatu.

- Przedstawiamy część niedawno zakończonej analizy niepublikowanej we wcześniejszych raportach. Dodatkowa analiza obejmuje niektóre parametry wydajnościowe gleby, na której rosła brzoza smoleńska, fotografie terenu oraz złożone metody (ang. pansharpening) poprawiające jakość zdjęć satelitarnych miejsca, w którym rosła brzoza, a także wizualizację jej zniszczenia wskutek kolizji z samolotem - mówił prof. Cieszewski.

Poniżej przedstawiamy przełomowe wnioski z badań prof. Cieszewskiego:
1. Drzewo rosło na wydajnej i żyznej glebie w szybkim tempie z przyrostami powodującymi niską gęstość drewna.
 
2. Zastosowanie złożonej metody poprawy jakości obrazu nie pozwoliło na odrzucenie możliwości złamania drzewa przed 5 kwietnia 2010.
 
3. Analiza drzewa i zniszczeń drewna wyklucza możliwość jego złamania w wyniku kolizji z samolotem.

- Badania brzozy dowiodły, że drzewo było złamane już 5 kwietnia. Nie wiemy kiedy dokładnie nastąpiło złamanie, na podstawie geometrycznej analizy przesuwania się pnia prawdopodobnie nastąpiło to jeden, dwa dni wcześniej. Nie wiemy w jaki sposób było złamane i dokładnie kiedy. Koronnym wnioskiem z badań jest to że brzoza złamana była już 5 kwietnia - powiedział prof. Chris Ciszewski niezalezna.pl

http://niezalezna.pl/47389-przelomowa-i ... nej-brzozy

* * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * *

Prof. Cieszewski: "Samolot nie mógł się zderzyć z tym drzewem, gdy ono już było złamane". NASZ WYWIAD o przełomowej analizie ws. 10/04

wPolityce.pl: Pana wystąpienie na II Konferencji Smoleńskiej wywołało niemałe poruszenie. Mówiono, że wywraca Pan do góry nogami dotychczasowy sposób myślenia, a Pana badania oznaczają ostateczny upadek wersji mówiącej, że tupolew 10 kwietnia uderzył w brzozę. Zdjęcia satelitarne z 5 kwietnia wskazują jednoznacznie, że złamanie brzozy nie miało związku z tragedią smoleńską.

Prof. Chris Cieszewski
: Nie wiem, czy złamanie brzozy nie miało nic wspólnego z katastrofą smoleńską. Myśmy zajmowali się czym innym. Nasz zespół badawczy ustalił, że brzoza była złamana już 5 kwietnia. To widać na zdjęciach satelitarnych. Tym, czy to miało coś wspólnego z katastrofą smoleńską czy nie miało, myśmy się nie zajmowali. To jest poza naszą ekspertyzą. Jednak z pewnością można powiedzieć, że samolot nie mógł się z tym drzewem zderzyć, gdy ono już było złamane. Tyle możemy powiedzieć.


Jak precyzyjne zdjęcia Pan wykorzystuje w swojej pracy? Jakiej one są rozdzielczości?

Rozdzielczość zdjęć to jest 50 centymetrów. Wszystko jest w internecie. Można więc obejrzeć całą moją prezentację.


Nie ma możliwości, że Pan coś źle zobaczył i się pomylił?

Istnieje możliwość, że 5 kwietnia ktoś narysował złamaną brzozę na dużym plakacie i zawiesił ją nad drzewem, np. na słupach. Jednak to przecież nieprawdopodobne. Prawdopodobieństwo, że ta brzoza nie była złamana, wynosi zero. Może się zdarzyć, ale to jest nieskończenie mało prawdopodobne.


Mówił Pan o kilku niezależnych od siebie dowodach, że tupolew nie uderzył w brzozę i się o nią nie rozbił. Mówił Pan m.in., że sposób ułamania drzewa wyklucza zniszczenie przez samolot, ponieważ sęki nie zostały ścięte a wyrwane. To ma znaczenie?

Kontakt skrzydła z drzewem mógłby trwać ok. 6-8 milisekund. To jest szybkość porównywalna z pociskiem. Przy takiej prędkości sęk nie zostałby wyrwany, ale ścięty. Jednocześnie gałąź powinna zostać ucięta, a nie jak widzimy na zdjęciach ugięta. Jednocześnie nie byłoby żadnych wystających drzazg, wszystko zostałoby wyrwane. To jest typowe dla drzewa. Gdy strzelimy w drzewo dziura wlotowa jest mała, a wylotowa jest pokaźna. Jednak żadne drzazgi z niej nie wiszą. Wszystko jest wyrwane. Z punktu widzenia mechaniki drewna, nie jest możliwe, by samolot złamał w taki sposób brzozę. Od początku teoria, że samolot uderzył w tę brzozę i ją złamał, była niewiarygodna. Zdjęcia wykonane niedługo po tragedii sugerowały, że drzewo zostało złamane wcześniej. To było również dla nas motywacją, by szukać, kiedy to drzewo zostało złamane.


W swojej drugiej prelekcji wskazał Pan na białe ślady na zdjęciach satelitarnych ze Smoleńska na początku kwietnia 2010 roku. Wyglądają jak śnieg, ale śniegiem nie są. Historycznie w tym miejscu śnieg nie występuje, co Pan pokazał na wielu innych zobrazowaniach. O czym to może świadczyć?

Nie wiem, skąd taki obraz się wziął. Tego nie rozważamy w naszej ekspertyzie. Mało tego, nie wiem czy można w ogóle sprawdzić, co tam było. Pamiętajmy, że trzeba mieć dane, by to zinterpretować. My mówimy jedynie, że to nie był śnieg. Oryginalnie - w zeszłym roku - sądziliśmy, że to jest śnieg. I to wyglądało jak śnieg, ale było podejrzane, ponieważ po stopieniu nie nie było wody w tym samym miejscu. Prowadziliśmy dalej nasze analizy. Sprawdziliśmy, czy w tym miejscu na ogół występuje śnieg. I przebadaliśmy zdjęcia z innych lat, do 2003 roku. I w tym miejscu nigdy śnieg nie występował. Wnioski są proste - to miejsce nie kumuluje bardziej śniegu niż inne miejsca. To miejsce ma wręcz mniej śniegu niż inne.


Co to oznacza?

Nasze wnioski są takie, że to nie jest naturalna formacja śniegu, ale coś o charakterze antropogenicznym. To było coś zrobione przez człowieka.


Pan wie, co to mogło być?

To mogły być różne rzeczy, wszystko, co na zdjęciach satelitarnych wygląda jak śnieg. To mógł być biały beton, jasne plandeki, piana, jakiś płyn. Mogę sobie wyobrazić przynajmniej kilka możliwości. To zostało zrobione przez ludzi. Po co? Dlaczego? Nie wiem, ale wiadomo, że to musiało zostać stworzone za zgodą rządu i dowództwa wojskowego. Bowiem w tamtym czasie w Smoleńsku były prowadzone ćwiczenia wojskowe. A jeśli tak, to musiało to być kontrolowane.


Jaka była powierzchnia tej plamy, która wyglądała jak śnieg?

Powierzchnia pokrywa się mniej więcej z obszarem, na którym doszło do rozbicia samolotu. Obszar, który myśmy zidentyfikowali zajmuje ok. połowy obszaru pokrytego częściami rozbitego tupolewa.

Rozmawiał Stanisław Żaryn

____________________________________
Ojczyznę wolną pobłogosław Panie.


03 lis 2013, 22:18
Zobacz profil
Fachowiec
Własny awatar

 REJESTRACJA14 wrz 2011, 21:56

 POSTY        1263
Post Re: Katastrofa smoleńska
Nowe ważne ustalenia ws. obecności materiałów wybuchowych na wraku i próbkach

W trakcie referatu na temat urządzeń do wykrywania materiałów wybuchowych dr. Andrzej Wawro oraz Tomasz Ludwikowski i dr. Jan Bokszczanin z Korporacji Wschód - spółki produkującej detektor użyty przez prokuraturę do badania wraku Tu-154 ujawnili niezwykle istotne informacje związane z użyciem spektrometrów w Smoleńsku.


Specjaliści wyjaśnili do czego służą przenośne urządzenia skriningowe wykorzystujące zjawiska fizykochemiczne. Chodzi m.in. o zagrożenia terrorystyczne, związane z próbami umieszczenia materiałów wybuchowych (MW) w środkach masowego transportu, w tym samolotach. Detektory służą właśnie do szybkiego i skutecznego wykrywania oraz identyfikacji takich substancji. Jednym ze zjawisk fizykochemicznych wykorzystywanych przez przenośne urządzenia jest nieliniowa zależność ruchliwości jonów od natężenia zmiennego pola elektrostatycznego (FAIMS). W oparciu o to zjawisko skonstruowany został detektor MO-2M.

Ponadto autorzy referatu przedstawili fizykochemiczne zasady działania spektrometrów, przegląd danych z literatury naukowej, zasady działania detektora MO-2M, a także wyniki badań przedmiotów, które towarzyszyły ofiarom katastrofy smoleńskiej w chwili ich śmierci, na okoliczność obecności śladowych obecności MW. Eksperci zaznaczają m.in., że trudno pomylić materiały wybuchowe jak np. trotyl z pastą od butów, o której mówili prokuratorzy wojskowi.

Naukowcy ujawnili też niezwykle ważne informacje: okazuje się, że ślady materiałów wybuchowych można usunąć, choćby poprzez podgrzanie próbek. Autorzy referatu zaprezentowali nawet obnażający ignorancję prokuratorów film - pokazuje on badanie za pomocą detektorów siedmiu rodzajów past do butów. Detektory w żadnym wypadku nie zareagowały.

- Nitroglicerynę detektory wykryły m.in. na płaszczu śp. Aleksandra Fedorowicza i torbie śp. Zbigniewa Wassermanna - dowodzi Tomasz Ludwikowski z Korporacji Wschód.

Z kolei Małgorzata Wassermann ujawniła, że po katastrofie smoleńskiej część przedmiotów należących do ofiar poddano procesom, w wyniku których nie nadają się one jakoby do badań na obecność materiałów wybuchowych.

Jeden z naukowców - znających autorów analizy próbek z Tu-154 - ujawnił, że ich opinia różniła się od interpretacji, jaką przyjęli prokuratorzy w odniesieniu do wyników badań dotyczących istnienia śladów substancji wybuchowych.

- Spektrometria ruchliwości jonów gwarantuje wysoką skuteczność jednoznacznego wykrywania jonów określonych materiałów wybuchowych w gazach zawierających ich opary. Nie ma żadnych wątpliwości, że urządzenie MO-2M zapewnia jednoznaczne wykrywanie i identyfikację wybranych materiałów wybuchowych w przypadku obecności ich oparów w analizowanym powietrzu. Przeprowadzone badania przedmiotów, które towarzyszyły ofiarom katastrofy smoleńskiej, wykryły obecność jonów nitrogliceryny oraz pentrytu w przypadku 3 przedmiotów spośród 74 przebadanych. Niepodważalnym świadectwem ewentualnego wybuchu byłaby stwierdzona obecność produktów powybuchowych, niemożliwych do wykrycia za pomocą spektrometrów – tłumaczy dr Jan Bokszczanin podsumowuje.

http://niezalezna.pl/47397-nowe-wazne-u ... i-probkach

* * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * *

Bokszczanin: "Jeśli stwierdzone zostały ślady nitrogliceryny, to znaczy, że one tam były". NASZ WYWIAD o badaniach rzeczy ofiar tragedii smoleńskiej

wPolityce.pl: w czasie II Konferencji Smoleńskiej zaprezentował pan film, na którym widać m.in. badanie wykrywaczem nitrogliceryny płaszcza oraz torby należących do ofiar tragedii smoleńskiej. Nie było wątpliwości, że sprzęt reagował na badane obiekty. Jakie wnioski na tej podstawie można wysnuć?

Jan Bokszczanin, szef firmy Korporacja Wschód, produkującej detektory mat. wybuchowych
: Swoje wnioski przedstawiłem dokładnie na II Konferencji Smoleńskiej. Wskazywałem, że jeśli stwierdzone zostały ślady nitrogliceryny, to znaczy, że one tam były. Jednak zaznaczałem, że te ślady zdarzają się również w lekarstwach nasercowych, czy w niektórych kosmetykach, w mikroilościach. Również trucizny w mikroilościach znajdują się w niektórych lekach czy kremach. Na podstawie naszych badań nie można wysnuć wniosku, że ślady nitrogliceryny dowodzą działania materiałów wybuchowych w Smoleńsku. Myśmy nie stwierdzili obecności trotylu. To oznacza, że nasze badania nie stanowią potwierdzenia, że w Smoleńsku doszło do wybuchu. W tej sytuacji należy stosować metody znacznie bardziej skrupulatne, które przedstawił na Konferencji Smoleńskiej prof. Jacek Wójcik. Zgodnie z tym, co on prezentował, należy zebrać dostatecznie dużo materiały, by można było prowadzić analizy w laboratorium chemicznym, wyposażonym w rezonans magnetyczny lub w chromatografy cieczowe i spektrometry masowe. Wtedy badania mogą być ostateczne.


Jednak problemem może być zebranie dostatecznie dużej ilości próbek.

Oczywiście, ta metoda jest znacznie trudniejsza. Potrzebna jest bowiem miarodajna próbka. A po tak dużym upływie czasu takiej próbki możemy nie być w stanie zebrać. Ona powinna być zebrana natychmiast, zaraz po tragedii. One muszą być zebrane zaraz po tym, gdy następuje podejrzenie ich stosowania. Gdy w Smoleńsku byli nasi eksperci i widzieli, że możemy mieć do czynienia z działalnością materiałów wybuchowych, powinni zabezpieczyć i zebrać dostatecznie dużo materiału do badań. Oni ze sobą powinni przywieźć do laboratorium chemicznego próbki. A następnie przebadać materiał.


Tego jednak nie zrobiono. Na ile to groźne zaniedbanie?

Badanie próbek, które trafiły do Polski po miesiącu, są mało wiarygodne, bowiem materiał mógł być manipulowany. Według mnie procedura została zbyt mocno rozciągnięta w czasie i nie została zrobiona tak, jak powinna. Gdy coś się wykrywa, należy szybko zabezpieczyć do badań laboratoryjnych na tyle dużo materiału, by wykryć wszelkie substancje obecne w tej próbce. Jedynie dzięki temu można zweryfikować, czy są tam obecne materiały wybuchowe i powybuchowe. Wtedy wszystko byłoby jasne. Obecnie obawiam się, że metodami chemicznymi i fizykochemicznymi może być bardzo trudno zweryfikować czy w Smoleńsku są ślady takich substancji.


W czasie swojego wystąpienia mówił pan również, że po jesiennych badaniach w Smoleńsku biegli przekazali prokuratorom inne wiadomości niż te, które oni następnie przekazali opinii publicznej. Na czym polegały te różnice?

Osoba, które przekazywała informacje, powiedziała, że prokuratura nie do końca prawidłowo zrozumiała to, co jej mówiono. Stąd wynikały potem różne rozbieżności i zaskakujące tezy śledczych.


Czego ta różnica dotyczyła?

Mówiono, że spektrometr może się mylić, że są sytuacje, w których np. nasycenie oparów może zatkać kanał analityczny. Wtedy urządzenie może zacząć wariować, pokazywać różne materiały wybuchowe, gdy ich nie ma. Mówiłem o tym wiele razy, że można detektor wprowadzić w stan niestabilnej pracy, w którym urządzenie pokazuje raz to, raz to. Jednak to mija po chwili. Tego już panowie prokuratorzy nie zrozumieli. I dlatego mówili, że nawet substancje zawierające duży odsetek materiałów organicznych mogą dawać odczyt taki sam jak materiały wybuchowe. Jednak specjalista wie, kiedy detektor ma zatkany "nos elektroniczny" i, że używa sprzętu w sposób zakłócający jego funkcjonowanie. Wtedy trzeba po prostu oczyścić detektor. Śledczym nie powiedziano, że pasta do butów może być oznaczona jak trotyl. Prokuratorom zabrakło wiedzy, albo źle zrozumieli przekaz. To później skutkowało jakimiś niezrozumiałymi komunikatami i wypowiedziami.


Wie pan, czy eksperci wskazywali śledczym błędy?

Nic nie wiem na ten temat. Nie jestem pośrednikiem między ekspertami a prokuraturą. Prokuratorów widziałem jedynie raz, w Sejmie. Więcej się z nimi nie widziałem, i z tego powodu się cieszę.


Z tego co pan mówił wynika, że obecnie przeprowadzenie badań związanych z obecnością materiałów wybuchowych w Smoleńsku stoi pod znakiem zapytania.

Jestem sceptyczny. Gdyby na miejscu, w Polsce obecny był przedmiot badań, czyli wrak, można byłoby zajrzeć w każdy jego zakamarek. Wtedy być może udałoby się przeprowadzić rzetelne badania. Jednak jestem sceptycznie nastawiony. Jak wskazywał prof. Wójcik w próbkach, jakie jego zespół badał, nie było wystarczająco dużo materiału, by zobaczyć, czy były tam materiały wybuchowe. Powstaje pytanie, czy zespół naukowców zostanie wysłany do Smoleńska by zdobyć wystarczająco dużo materiału do badania. To jest wątpliwe, w mojej ocenie oni nie zostaną dopuszczeni.

Rozmawiał KL

http://wpolityce.pl/wydarzenia/65792-bo ... molenskiej

* * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * *

Dr inż. Gajewski: Ukształtowanie, wielkość i rozrzut szczątków samolotu sugerują, że mamy do czynienia z eksplozją lub serią eksplozji.

wPolityce.pl: Na jednym z ostatnich posiedzeń parlamentarnego zespołu badającego przyczyny tragedii smoleńskiej mówił Pan, że podręcznik ICAO opisuje elementy skutków katastrofy lotniczej typowe dla eksplozji. W jakim stopniu pokrywają się one z obrazem tragedii smoleńskiej? Co z tego wynika?

Dr inż. Bogdan Gajewski, specjalista od badania wypadków lotniczych, starszy inżynier w kanadyjskiej agencji rządowej National Aircraft Certification
: Moja prezentacja dotyczyła podręcznika ICAO i uzupełniona była danymi z najnowszych prac prezentowanych na konferencjach naukowych. Wykorzystałem także opis katastrofy na podstawie materiałów opracowanych przez komisję badającą katastrofę w Lockerbie. Te najnowsze dane, których nie zawiera podręcznik ICAO, są odzwierciedleniem postępu, jaki dokonuje się w pracach badawczych. Trzeba pamiętać, że podręcznik ICAO ma na celu tylko wypunktowanie głównych zasad i kierunków badania wypadków lotniczych, zaś szczegółowe dane są dostępne w publikacjach specjalistycznych. Praca badawcza nie polega na czytaniu podręcznika, lecz także na ciągłym szukaniu i przyswajaniu coraz to nowych wiadomości. Badacz idzie zawsze o krok do przodu w stosunku do tego, co jest napisane w książkach.


Co ta wiedza podpowiada ws. smoleńskiej?

Lektura podręcznika ICAO wraz z korespondującymi materiałami pomocniczymi nie pozostawia cienia wątpliwości, że obraz tragedii smoleńskiej odpowiada w dużym stopniu możliwości eksplozji samolotu w powietrzu. Nie jestem w stanie odpowiedzieć, dlaczego ten wariant katastrofy został pominięty przez obie komisje, zarówno MAK jak i Millera.


W wystąpieniu mówił Pan również o fali Macha, która tworzy się po eksplozji i również niszczy samolot. Jak silna może być taka fala? Jakich zniszczeń może dokonać?

Fala Macha jest ciekawym zjawiskiem fizycznym zasygnalizowanym w podręczniku ICAO. Z podanego opisu wiemy, że zniszczenia dokonane przez falę Macha mogą być znaczne, przekraczające nawet dwukrotnie zniszczenia wynikające z samej eksplozji materiału wybuchowego. Każdy wypadek jest inny, a eksplozje samolotów nie są na tyle częste, by móc przez porównanie określić zniszczenia danego samolotu. Eksplozja wewnątrz samolotu może być dokonana za pomocą różnorodnych środków i stąd możemy spodziewać się ich pozostałości na miejscu katastrofy. W przypadku podejrzenia eksplozji konieczne są więc dokładne badania wnętrza samolotu, wraz z ciałami pasażerów, by określić jaki materiał wybuchowy był użyty.


Kilkakrotnie wskazywał Pan na znaczenie pierwszych czynności dla wyjaśniania katastrofy lotniczej, mówiąc o zabezpieczeniu dokumentacji dot. wypadku oraz badaniu miejsca tragedii. Wiemy, że w tej kwestii w Smoleńsku popełniono wiele rażących błędów (toczy się nawet postępowanie prokuratorskie). Czy te błędy można jeszcze jakoś naprawić?

Zabezpieczenie miejsca wypadku jest najważniejszą czynnością początkującą badanie okoliczności, które doprowadziły do katastrofy. Wszelkie uchybienia w tym względzie mogą spowodować duże trudności w dalszych badaniach, mogących wyjaśnić przyczynę czy też przyczyny zaistnienia wypadku. Na szczęście postęp technologiczny oraz rozwój wielu dziedzin naukowych pozwala na znalezienie, czy też określenie tego, co nie było możliwe dwadzieścia, czy trzydzieści lat temu. Dobrym przykładem jest referat profesora Chrisa Ciszewskiego, który na podstawie zdjęć satelitarnych z całą pewnością wykluczył brzozę o pseudonimie „pancerna”, jako podstawową przyczynę prowadzącą do zniszczenia samolotu w Smoleńsku. Podobnie jest z innymi dziedzinami nauk. Mam nadzieję, że to, co zaprzepaszczono jako materiał dowodowy, może być odtworzone za pomocą nowych technik dochodzeniowych w niedalekiej przyszłości.


W Polsce wciąć toczy się dziwna i niespójna narracja dotycząca wraku oraz czarnych skrzynek z Tupolewa. Jesteśmy wciąż zaskakiwani nowymi opiniami ws. tego, czy można zakończyć śledztwo prokuratorskie czy też nie, gdy wrak pozostaje w Rosji. Czy Pan wyobraża sobie badanie katastrofy lotniczej bez nieograniczonego dostępu do tak ważnych materiałów?

Badania wraku samolotu, czarnych skrzynek czy też zapisu głosów w kabinie pilotów są podstawowymi badaniami w przypadku katastrofy lotniczej. O ile wiem, to poza przypadkowymi oględzinami wraku nigdy dokładnie go nie zbadano, zapisy czarnych skrzynek nie są możliwe do weryfikacji, a nagrania głosów z kabiny pilotów straciły swoją wiarygodność. Okazuje się bowiem, że mamy już cztery taśmy o różnej długości nagrań. Mam wrażenie, że w przypadku badania tego wypadku ktoś posługuje się inną logiką i zamiast 2+2=4, mamy do czynienia z przypadkiem gdzie 2+2=22. Wygląda na to, że mamy poważny problem z kwalifikacjami zawodowymi komisji badania wypadków lotniczych.


W Polsce zrobiono wiele, by społeczeństwo uznało, że jedynie ci ludzie są wiarygodni.

Ciekawą sprawą jest zatrudnianie aktorów, intelektualistów, prezenterów telewizyjnych i innych przedstawicieli humanistycznych dziedzin życia do wydawania opinii o technicznym aspekcie badań wypadków lotniczych. Wygląda to na tanią propagandę, nie mającą nic wspólnego z prawidłowym badaniem wypadku lotniczego.


Na II Konferencji Smoleńskiej mówił Pan o roli niezależności badaczy katastrof, wskazując na przypadek, gdy USA prosiły Kanadę o badanie jednej z katastrof lotniczych w sytuacji, gdy zachodziło podejrzenie konfliktu interesów. Tymczasem w Polsce wyjaśnianiem tragedii smoleńskiej zajmował się zespół pod nadzorem ministra rządu, który odpowiedzialny był na organizację lotu, a obecnie promuje tezy dot. przyczyn katastrofy grupa zatrudniona przez rząd. Jak Pan ocenia etyczność takiego zachowania? Jaką wiarygodność w Pana ocenie ma taki zespół?

Wiarygodność zespołu badającego wypadek lotniczy jest podstawą przeprowadzenia rzetelnych badań. Konflikt interesów występuje często, niezależnie od kontynentu czy granic państwowych, stąd w krajach rozwiniętych stosuje się mechanizmy, by takie konflikty w miarę możliwości wykluczyć. Wyjaśnieniem katastrofy smoleńskiej zajmowała Komisja Badania Wypadków Lotniczych Lotnictwa Państwowego, podległa pod Prezesa Rady Ministrów. Tak więc w jakimś stopniu jest ona niezależna, co nie oznacza, że jest wolna od nacisków politycznych. Wszystko zależy od tego, czy jesteśmy w stanie pogodzić się z ustaleniami danej komisji. Jeżeli widzimy podstawowe błędy w jej działaniu, wtedy nie mamy do niej zaufania, natomiast nie widzę problemu w tym, by taka komisja nie cieszyła się zaufaniem, jeżeli na takie zaufanie zasługuje. Natomiast Państwowa Komisja Badania Wypadków Lotniczych, zajmująca się badaniem cywilnych statków powietrznych, jest podległa pod ministra transportu i tutaj możliwość konfliktu interesów jest znacznie wyższa. Podobny system funkcjonował w Północnej Ameryce, ale się nie sprawdził i dlatego dochodzenia prowadzą organizacje niezależne od administracji państwowej, podległe tylko albo pod Kongres, w przypadku USA, lub pod Parlament, w przypadku Kanady. W Australii Komisja Badania Wypadków jest niezależna od nikogo, jest całkowicie samodzielna.


Co w Pana ocenie zdarzyło się w Smoleńsku? Czy jakieś tezy można na obecnym etapie stawiać z pewnością?

W Smoleńsku doszło do katastrofy samolotu Tu-154M, w której zginęło 96 osób. Wiemy na pewno, że całe oficjalne dochodzenie poszło w złym kierunku. Z niewiadomego powodu powiązano fakty z domysłami, hipotezy z założeniami i na dodatek wprowadzono celową dezinformację. Jak dotychczas obie komisje, zarówno MAK jak i Millera, utworzyły hipotezę opartą o fałszywe założenie, że stojąca brzoza urwała skrzydło samolotu. Hipoteza o zapoczątkowaniu zniszczenia samolotu poprzez kontakt z brzozą nie wytrzymała próby czasu. Badania profesora Wiesława Biniendy, profesora Kazimierza Nowaczyka, inżyniera Marka Dąbrowskiego oraz profesora Chrisa Ciszewskiego wykluczyły drewnianą brzozę, znaną pod pseudonimem „pancerna” z okoliczności tej katastrofy. W tym miejscu należy brzozę wykreślić z przyszłych dociekań. Brzoza nie ma nic wspólnego z Tupolewem. To już jest pewnik. Ukształtowanie i wielkość szczątków samolotu oraz ich rozrzut na miejscu katastrofy sugerują z dużą pewnością, że mamy do czynienia z eksplozją lub serią eksplozji, co zostało przedstawione przez profesora Grzegorza Szuladzińskiego, specjalisty w tym temacie. Oczywistym jest, że polskie społeczeństwo zasługuje na to, by ta katastrofa była rzetelnie wyjaśniona. Dlatego też można stwierdzić, że całe dochodzenie powinno się zacząć od nowa.

Rozmawiał Stanisław Żaryn

http://wpolityce.pl/wydarzenia/66077-dr ... asz-wywiad

____________________________________
Ojczyznę wolną pobłogosław Panie.


03 lis 2013, 22:29
Zobacz profil
Fachowiec
Własny awatar

 REJESTRACJA14 wrz 2011, 21:56

 POSTY        1263
Post Re: Katastrofa smoleńska
Bezczelna odpowiedź Laska. "Lasek nie odpowiada na pytania o swoich ekspertów, lecz arogancko i cynicznie atakuje senatorów PiS"

9 sierpnia br. grupa senatorów Prawa i Sprawiedliwości skierowała następujące oświadczenie, adresowane do Premiera Donalda Tuska oraz do prezesa NIK, wtedy jeszcze Jacka Jezierskiego:


Szanowny Panie Premierze! Szanowny Panie Prezesie!

W dniu 18 kwietnia bieżącego roku grupa senatorów RP zwróciła się do pana Macieja Laska(wyznaczonego przez Pana Premiera do udzielania wyjaśnień w sprawie oficjalnych ustaleń komisji rządowej dotyczących katastrofy smoleńskiej) z czternastoma pytaniami dotyczącymi w szczególności zakresu badań i ekspertyz, którymi posługiwała się komisja rządowa badająca katastrofę.

Odpowiedź Pana Macieja Laska jest bulwersująca i budzi zasadnicze wątpliwości i obawy co do rzetelności badań komisji rządowej. Pan Maciej Lasek,mimo jednoznacznych pytań senatorów:

– nie wskazał ani jednego eksperta komisji,który badał miejsce katastrofy;

– nie wskazał ani jednego eksperta,który badał wrak samolotu;

– nie wskazał ani jednego eksperta, który przeprowadzał badania i pomiary brzozy, która według ustaleń komisji stała się bezpośrednią przyczyną destrukcji skrzydła i przyczyną upadku samolotu;

– nie wskazał ani jednego eksperta, który przeprowadzał badania wraku na obecność śladów materiałów wybuchowych;

– nie wskazał ani jednego eksperta, który dokonał obliczeń niezbędnych do potwierdzenia wersji,że brzoza mogła spowodować odłamanie się skrzydła samolotu;

– nie wskazał ani jednego eksperta,który badał czarne skrzynki;

– nie wskazał ani jednego eksperta, który dokonywał rozpoznania głosów w kokpicie, w fałszywego rozpoznania głosu generała Błasika;

– nie wskazał w ogóle żadnych nazwisk ekspertów;

– nie wskazał żadnych ośrodków naukowych,których badania potwierdzałyby ustalenia komisji. Pan Maciej Lasek w swej odpowiedzi kilkukrotnie powoływał się na niejawność prac komisji. Czynił to jednak bezzasadnie, bowiem niejawność ta w świetle przepisów przywołanych w odpowiedzi dotyczy jedynie okresu, gdy prace komisji badającej katastrofę się toczyły, a nie okresu po oficjalnym zakończeniu prac komisji,kiedy to wyniki tych prac już zostały podane do publicznej wiadomości.

Treść odpowiedzi świadczy o tym, że za raportem komisji rządowej badającej katastrofę nie stoją żadne badania ekspertów, żadne naukowe ekspertyzy, żadne opinie ośrodków naukowych. Treść odpowiedzi po-twierdza najgorsze nasze obawy – że komisja działała nierzetelnie, a większość jej tez została oparta nie na własnych badaniach, lecz powielała ustalenia rosyjskiego raportu MAK.

Zwracamy się do Pana Premiera oto, by odniósł się do tych zarzutów.

Zwracamy się do Najwyższej Izby Kontroli o zbadanie rzetelności prac komisji rządowej, w szczególności pod kątem rzetelności przeprowadzonych przez komisję ekspertyz i badań.

Oświadczenie podpisali senatorowie Stanisław Karczewski, Grzegorz Wojciechowski, Andrzej Matusiewicz, Bohdan Paszkowski, Stanisław Kogut, Alicja Zając i Bolesław Piecha.


Senatorowie poskarżyli się do Premiera na Laska - odpowiedzi na skargę udzielił … sam Lasek!

Taki jest w administracji Tuska zwyczaj, ze na skargę odpowiada ten, którego skarga dotyczy, w związku z czym, w świetle odpowiedzi, skargi dzielą się na dwie kategorie, to jest skargi bezzasadne i skargi oczywiście bezzasadne.

A oto, co między innymi odpowiedział Lasek:

...Komisja Badania Wypadków Lotniczych Lotnictwa Państwowego, działała na podstawie polskiego prawa odnoszącego się do badania wypadków lotniczych zaistniałych z udziałem polskich statków powietrznych lotnictwa państwowego. Na podstawie przeprowadzonych przez siebie oraz zlecanych na zewnątrz analiz opartych na dostępnych materiałach źródłowych sporządziła raport końcowy oraz protokół wraz z załącznikami. Wyniki naszych badań oraz wspomniane dokumenty zostały upublicznione poprzez media tradycyjne i elektroniczne tak szybko jak to było możliwe już po 15 miesiącach naszej pracy. Tym samym każda zainteresowana osoba mogła (i nadal może) zapoznać się z ich treścią [między innymi korzystając z oficjalnej strony Komisji:www.komisja.smolensk.gov.pl]. Być może jedynym ograniczeniem zrozumienia pełnej treści przedstawionych dokumentów jest brak wiedzy specjalistycznej czytających. W tym celu byli członkowie Komisji, a dzisiaj Zespołu ds. wyjaśniania przyczyn katastrofy smoleńskiej starają się w jak najszerszym zakresie tłumaczyć zawarte w nim analizy. Należy jednak przypomnieć, że tego typu dokumenty kierowane są przede wszystkim dla specjalistów z zakresu lotnictwa w celu poprawienia bezpieczeństwa lotów. Przy tej okazji niezmiernie istotne jest, że Raport Końcowy naszych prac został w środowisku lotniczym w pełni zaakceptowany o czym świadczy fakt wdrożenia wszystkich 45 zaleceń profilaktycznych sformułowanych do 21 podmiotów w toku badania przez Komisję.

W przytoczonych dokumentach wskazano jednoznacznie skład osobowy Komisji powołanej do zbadania katastrofy samolotu Tu-154M o numerze bocznym 101 jaka nastąpiła w dniu 10 kwietnia 2010 roku. Ponadto na stronie internetowej podano skład osobowy poszczególnych podkomisji. Każdy dokument zawiera wykaz osób, które pracowały nad jego treścią. Tym samym zarzut senatorów odnoszący się do braku odpowiedzi w zakresie wskazania osób prowadzących badania jest niezasadny. Skład osobowy komisji pracującej nad ustaleniem przyczyn i okoliczności wypadku lotniczego pod Smoleńskiem nigdy nie stanowił informacji niedostępnej, wręcz przeciwnie był wielokrotnie podany opinii publicznej. Ponowne wskazywanie członków komisji pracujących w poszczególnych podkomisjach przy formułowaniu odpowiedzi na oświadczenie senatorów, mogłoby zostać odczytane jako podważanie elementarnej wiedzy zawartych w ogólnodostępnych dokumentach Komisji, a tym samym odnoszenie się z nienależytym szacunkiem do niejednokrotnie podkreślanego zaangażowania państwa senatorów w sprawę tzw. Katastrofy smoleńskiej. Jest naturalnym przyjęcie tezy, że senatorowie przed przygotowaniem oświadczenia starannie zapoznali się i przeczytali ze zrozumieniem wszystkie dokumenty opublikowane przez Komisję Badania Wypadków Lotniczych Lotnictwa Państwowego, a w szczególności z protokołem i poszczególnymi jego załącznikami, w których jednocześnie opisano ustalone fakty i które to dokumenty wskazują jednoznacznie na przeprowadzony proces wnioskowania.

Należy tez wyrazić zaniepokojenie, że osoby stojące na straży przestrzegania przepisów i norm postępowania w życiu naszego Państwa, które czynnie uczestniczą w procesie ich tworzenia, w sposób instrumentalny próbują je wykorzystywać, naruszając tym samym fundamenty bezpieczeństwa w lotnictwie. System prowadzenia badań, który jest podstawowym filarem tego bezpieczeństwa nie może być niewłaściwie wykorzystywany, gdyż opiera się na zaufaniu do działań podejmowanych przez wyznaczone do tego celu podmioty. Takim podmiotem była Komisja Badania Wypadków Lotniczych Lotnictwa Państwowego, składająca się z 34 specjalistów reprezentujących wszystkie dziedziny lotnictwa, pracujących w różnych podmiotach i zebranych razem, aby w najlepszy z możliwych sposób starać się jak najszybciej wyjaśnić przyczyny tej katastrofy i określić zalecenia profilaktyczne, gdyż jedynym celem prowadzenia badań przez ten podmiot było działanie nakierowane na zapobieganie takim zdarzeniom w przyszłości.

Państwo polskie zapłaciło zbyt wysoką cenę za naruszanie norm i procedur obowiązujących w lotnictwie, by można było lekceważyć lekcje z tego płynące. Próby naruszania zasad badania zdarzeń lotniczych, odnoszące się np. do wskazywania jakie opinie wyrażane były przez poszczególne osoby jest właśnie takim naruszeniem. Informacje te są objęte szczególną ochroną na całym świecie, a zastosowane mechanizmy ochrony tych informacji mają zapewnić niezależność prowadzonych badań. Od osób odpowiedzialnych za stanowienie prawa można oczekiwać i wymagać szczególnej wrażliwości i świadomości w tym zakresie....


Bezczelna, arogancka, cyniczna odpowiedź....

Lasek już nie zasłania się tajemnica, jak w poprzedniej odpowiedzi, ale twierdzi, że nazwiska są w raporcie. Owszem, jest lista nazwisk, ale tu chodziło o odpowiedź na proste, wielokrotnie zadawane pytania – kto oglądał i mierzył brzozę, kto rozpoznawał głos generała Błasika, kto badał wrak, kto czarne skrzynki, kto obliczył, że brzoza odcięła skrzydło... itd.

Proste, jasne konkretne pytania, na które Lasek nie odpowiada, lecz kluczy, ściemnia, łaje, tumani, przestrasza. Bo prawda jest taka, że nikt nie badał, nikt nie mierzył, nikt nie obliczał. Brzozę mierzyli na oko, głos generała rozpoznawali na ucho, a trotyl wąchali na nos, i to nie psi, lecz własny.

Lasek nie pozostawia złudzeń – tak zwane wyjaśnianie katastrofy smoleńskiej przez komisję Millera było jednym wielkim oszustwem, a końcowy raport komisji nie wart był papieru, na którym został spisany.

Może czytelnicy mi pomogą – jeśli prawda jest, co pisze Lasek, ze nazwiska ekspertów zawarte są w raporcie Millera, to wskażcie mi je, proszę! Kto oglądał i zmierzył brzozę, kto rozpoznawał głos generała, kto badał wrak, kto czarne skrzynki, kto obliczył, że skrzydło ścięło brzozę a brzoza skrzydło...

Ktokolwiek widział tych ekspertów, ktokolwiek coś o nich wie?

http://wpolityce.pl/artykuly/65336-bezc ... atorow-pis

* * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * *

Kłamstwo Seremeta w sprawie nadpalonych ciał ofiar tragedii 10/04 czy wpływ Moniki Olejnik? Porównaj śledcze akta z wypowiedziami prokuratora!

W Polsce toczy się najważniejsze śledztwo w historii Polski, a szef Prokuratury Generalnej został przyłapany albo na kłamstwie, albo na braku znajomości akt sprawy.


Być może to towarzystwo Moniki Olejnik sprawia, że urzędnicy państwowi mówią, to co ta „dziennikarka” chce usłyszeć. Tak prawdopodobnie stało się z Andrzejem Seremetem, a skutki rozmowy są opłakane. Oto fragment dyskusji MO z prokuratorem generalnym na temat katastrofy smoleńskiej:

Monika Olejnik: Wczoraj na konferencji smoleńskiej prezentowano zdjęcia, dosyć drastyczne zdjęcia i jeden z prelegentów mówił, że te zdjęcia świadczą o tym, że ciała były nadpalone.


Andrzej Seremet: Nic takiego prokuratorzy, a właściwie biegli powołani przez prokuratorów nie stwierdzili.


MO: Czyli to jest po prostu kłamstwo, że ciała były nadpalone?


AS: Ja nie komentuję poczynań ekspertów zespołu pana Macierewicza.



Stanisław Zagrodzki, kuzyn śp. Ewy Bąkowskiej, jednej z ofiar katastrofy smoleńskiej, zareagował natychmiast listem otwartym do prokuratora Seremeta, w którym zarzucił mu poświadczanie nieprawdy, co jest przestępstwem.

Dziś na swoim profilu na Facebooku Zagrodzki jako jaskrawy dowód kłamstw rzucanych w eter przez funkcjonariuszy publicznych, opublikował fotokopie akt ze śledztwa. Porównanie ich treści z tym co mówił Seremet u Olejnik jest wstrząsające.

Obrazek
Obrazek
Obrazek

Oto fragment dokumentu:

Obok zwłok nr 18 ujawniono zwłoki nr 19 (...) Zwłoki całkowicie opalone. Na głowie powłoki skórne całkowicie opalone (wypalone). (...) Obok zwłok nr 19 ujawniono zwłoki nr 20. Zwłoki całkowicie opalone z odsłonięciem zwęglonych tkanek miękkich.

Jeśli to nie jest opis "nadpalenia" zwłok ofiar katastrofy, to kim jest prokurator Andrzej Seremet?

Po kompromitacji śledczych w sprawie braku winnych zabójstwa byłego szefa policji Marka Papały, prokurator Seremet zapowiedział wyciągnięcie konsekwencji prawnych wobec tych, co tak zlekceważyli najważniejsze śledztwo w Polsce do 4 kwietnia 2010 r.

Czy dziś ktoś powinien zająć się tymi, którzy lekceważą kolejne najważniejsze polskie śledztwo? Tylko kto?


http://wpolityce.pl/artykuly/65575-klam ... rokuratora

* * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * *

Kolejna manipulacja prokuratury? Prezes SmallGIS przyznaje: w zleconym temacie analizy nie było nic na temat brzozy

Prokuratura wojskowa wydała komunikat, w którym odniosła się do upublicznionych ostatnio wyników badań prof. Chrisa Cieszewskiego. Wynika z nich, że smoleńska brzoza, o którą miał rzekomo uderzyć tupolew, była już złamana 5 kwietnia 2010 roku. Z tą tezą, podważającą oficjalne ustalenia, nie zgadza się Naczelna Prokuratura Wojskowa.

Wojskowa Prokuratura Okręgowa w Warszawie jest w posiadaniu dwóch ekspertyz teledetekcyjnych sporządzonych przez Służbę Wywiadu Wojskowego oraz firmę SmallGIS. Dotyczyły one zdjęć satelitarnych lotniska oraz terenów przyległych z okresu przed i po katastrofie (5 i 12 kwietnia 2010 r.). Jedna z nich odnosi się do stanu drzew, przy czym jedno z tych drzew jest identyfikowalne jako brzoza, o którą zawadzić miał lewym skrzydłem samolot Tu-154M. Z opinii tych nie wynika, aby brzoza była ułamana przed 10 kwietnia 2010 r.

- czytamy w komunikacie prokuratury.

Z informacji uzyskanych przez nas w firmie SmallGIS wynika jednak, że sugestie prokuratury, że prace SmallGIS podważają ustalenia prof. Cieszewskiego, są nadużyciem. Ekspertyza firmy miała bowiem inny cel.

Prezes firmy SmallGIS Antoni Łabaj w rozmowie z portalem wPolityce.pl wskazuje, że ekspertyza wykonywana przez niego rzeczywiście dotyczyła zdjęcia sprzed i po katastrofie.

Analiza została wykonana przez eksperta, którego myśmy zatrudnili. On został wskazany nam przez prokuraturę, musiał być przez nią zaakceptowany. Postawiono nam warunki dot. zatrudnionego eksperta. Nasza analiza dotyczy zdjęć z czasu przed i po katastrofie. One były wykonywane z różnych satelitów, z różnymi sensorami. Jedno jest panchromatyczne, drugie spektralne

- tłumaczy Łabaj.

Dodaje jednak, że przedmiotem analizy nie była kwestia brzozy.

W zleconym temacie analizy nie było nic na temat brzozy. To mogę powiedzieć. Nie mogę jednak, nie jestem upoważniony do tego, przedstawiać celu naszej analizy. Raport w tej sprawie jest jawny, każdy może go przeczytać. Jednak zamówienie nie dotyczy kwestii brzozy

- tłumaczył Łabaj.

Na pytanie, czy analiza przygotowana przez SmallGIS może wykluczyć lub potwierdzić, że 5 kwietnia brzoza była już złamana, wyjaśnia:

Nie mogę potwierdzić ani zaprzeczyć. Nie ja wykonywałem tę analizę, wykonywał ją ekspert, który uzgadniał być może również jakieś szczegóły. (...) Tytuł zamówienia nie wskazywał jednak na temat brzozy. Nie wiem, czy w raporcie sprawa brzozy została nawet wspomniana.

Z wypowiedzi Antoniego Łabaja wynika jasno, że analizy firmy SmallGIS nie powinny być przedstawiane, jako dowód na błąd popełniony przez prof. Chrisa Cieszewskiego.

I świadomość tego ma zdaje się również polska prokuratura wojskowa. Na jej stronie w opisie ekspertyzy wykonanej przez SmallGIS czytamy:

Ekspertyza firmy SmallGIS z Krakowa, dotycząca zdjęć satelitarnych Lotniska Siewiernyj. Wojskowa Prokuratura Okręgowa w Warszawie uzyskała z archiwum firmy „Digital Globe” 2 zdjęcia satelitarne Lotniska Siewiernyj w Smoleńsku, wykonane w kwietniu 2010 r.– z dnia 5 kwietnia oraz z dnia 12 kwietnia. Ekspertyzę teledetekcyjną dot. tych zdjęć wykonała firma SmallGIS z Krakowa. Ekspertyza ta polegała na detekcji (wykryciu) zmian jakie zostały zarejestrowane przez sensor satelity na zobrazowaniach pochodzących z dwóch momentów czasowych (5 i 12 kwietnia) w celu ustalenia czy w okresie pomiędzy tymi datami były prowadzone jakieś prace montażowe, demontażowe urządzeń, instalacji lub prace ziemne na tym lotnisku.

Jak widać sama prokuratura wyjaśnia to, czego prezes Łabaj powiedzieć nie mógł. NPW stwierdza, że zdjęcia pozyskane przez śledczych dotyczą lotniska w Smoleńsku, a ekspertyza firmy SmallGIS miała na "celu ustalenie czy w okresie pomiędzy tymi datami (5 i 12 kwietnia) były prowadzone jakieś prace montażowe, demontażowe urządzeń, instalacji lub prace ziemne na tym lotnisku".

Tymczasem przecież smoleńska brzoza nie stała na terenie lotniska w Smoleńsku. Co zatem kryje się za stwierdzeniem, że z opinii będących w materiałach śledztwa "nie wynika, aby brzoza była ułamana przed 10 kwietnia 2010 r."? Wydaje się, że sprawa brzozy nie była zwyczajnie przedmiotem tych analiz. A jeśli tak to rzeczywiście nie stwierdzono w nich, by brzoza została złamana przed 10/04.

Drugą analizą, jaką podpiera się polska prokuratura, jest praca wykonana przez służby specjalne. Tyle tylko, że nie można być pewnym ich wartości. Mec. Bartosz Kownacki pełnomocnik części rodzin ofiar tragedii zaznaczał, że ta praca nie budzi zaufania.

Bardzo delikatnie rzecz ujmując jakość analizy, o której ja mówię - czyli zakładam, że prokuratura w swoim komunikacie też mówiła o tej analizie - jakość tej analizy jest na żenującym poziomie w porównaniu nawet z tym, co zrobił pan profesor Cieszewski. (...) Analiza sporządzona przez prokuraturę, odpowiednie służby jest na żenującym poziomie. Byłem pracownikiem Służby Kontrwywiadu Wojskowego i mam prawo twierdzić, że w tych instytucjach nie ma aż takich specjalistów, którzy zajmowaliby się badaniem katastrof lotniczych, analizowaniem zdjęć w tym zakresie, więc nie bardzo rozumiem, jak można przeciwstawiać zdanie miernych specjalistów w stosunku do profesora Cieszewskiego

- wyjaśniał w RMF FM.

Czy to oznacza, że pewność polskiej prokuratury dot. tego, że brzoza 5 kwietnia nie była złamana, opiera się na analizach zdjęć smoleńskiego lotniska oraz ekspertyzy polskich służb, która nie budzi zaufania?

Najwyższy czas, by polska prokuratura lepiej się przyłożyła do wyjaśniania sprawy tragedii smoleńskiej. Manipulowanie komunikatami i mącenie ludziom w głowach, do przodu sprawy nie popchnie. Czas grać w otwarte karty!

Stanisław Żaryn

http://wpolityce.pl/wydarzenia/65507-ty ... mat-brzozy

____________________________________
Ojczyznę wolną pobłogosław Panie.


03 lis 2013, 22:42
Zobacz profil
Zawodowiec
Avatar użytkownika

 REJESTRACJA25 cze 2009, 12:10

 POSTY        3598
Post Re: Katastrofa smoleńska
Kardynał Dziwisz zdradza kulisy pochówku prezydenta na Wawelu

Załącznik:
5593174-sarkofag-pary-prezydenckiej-643-418.jpg

Kto zaproponował pochowanie Lecha Kaczyńskiego na Wawelu i jak na to zareagował rząd? Kardynał Stanisław Dziwisz przerywa milczenie i ujawnia kulisy uroczystości

Kiedy po­ja­wi­li się u mnie mi­ni­stro­wie z proś­bą o po­cho­wa­nie Marii i Lecha Ka­czyń­skich na Wa­we­lu, po­wie­dzia­łem im, że musi to być spra­wą kon­sen­su­su spo­łecz­ne­go, że to kwe­stia zbyt wiel­kiej rangi, bym sam de­cy­do­wał - mówi tygodnikowi "Do Rzeczy" kardynał Stanisław Dziwisz. Dlatego też skonsultował się z Bronisławem Komorowskim i ministrem administracji. Nie wy­ra­ża­li żad­ne­go sprze­ci­wu - wyjaśnił. Politycy zapowiedzieli jednak, że ostateczna decyzja musi pozostać w gestii rodziny. On sam nie widział przeszkód. Trze­ba też pa­mię­tać, że Lech Ka­czyń­ski jako pre­zy­dent z punk­tu wi­dze­nia na­ucza­nia Ko­ścio­ła nigdy nie zro­bił ni­cze­go nie­god­ne­go - stwierdził.

Kardynał odrzuca też zarzuty, że Wawel to muzeum królów. Przypomniał, że pre­zy­dent zgi­nął w strasz­nych wa­run­kach, a Wawel to na­ro­do­we sank­tu­arium, w któ­rym pie­lę­gnu­je się też pa­mięć ofiar Ka­ty­nia. Ta­bli­cą uczczo­no w nim także wszyst­kie ofia­ry ka­ta­stro­fy smo­leń­skiej, nie tylko ka­to­li­ków, ale także du­chow­nych in­nych wy­znań oraz nie­wie­rzą­cych - stwierdził metropolita krakowski.

http://wiadomosci.dziennik.pl/wydarzeni ... tosci.html


 Nie masz wystarczających uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego postu.


04 lis 2013, 23:41
Zobacz profil
Fachowiec
Własny awatar

 REJESTRACJA14 wrz 2011, 21:56

 POSTY        1263
Post Re: Katastrofa smoleńska
Prosta prawda jest brutalna, czyli o pewnym zdjęciu ze Smoleńska, które zabolało Grasia, Sikorskiego i Wielowieyską. Kogo jeszcze?

Obrazek

Straszą, krzyczą, przeklinają. Wyzywają Karnowskich od najgorszych. Zarzucają podłość (minister Graś) i prowokowanie do przemocy (red. Wielowieyska). Ba, zarzucają nam nawet prowokowanie wojny z Rosją (to wymysł ministra Sikorskiego). Ale nikt poważny i bezpośrednio zainteresowany sprawą nie mówi, że zdjęcie ujawnione na okładce „wSieci” jest nieprawdziwe. Dlaczego? Bo jest prawdziwe.

Skąd zatem to ujadanie? Bo zabolało? Pewnie tak. Piszę to bez satysfakcji, bo zabolało także mnie. Przypomniało mi coś, o czym w ferworze posmoleńskiego sporu niewielu już pamięta, a co było właściwie praprzyczyną tragedii. Wystarczy popatrzeć i od razu przypomina się, w jakiej atmosferze przyszło „współpracować” prezydentowi Lechowi Kaczyńskiemu z premierem Donaldem Tuskiem. Myślę, że przypomniał sobie to też i Donald Tusk, i ministrowie Graś i Sikorski, i redaktor Wielowiejska musi to pamiętać. Że Donald Tusk Lecha Kaczyńskiego nie cierpiał, temu chyba nie zaprzeczy? Śmiał się z niego na Westerplatte w towarzystwie Putina, prawił mu złośliwości ośmielając mainstreamowe media do rozkręcania przemysłu pogardy wobec prezydenta. No i wreszcie ustalił z Putinem rozdzielenie wizyt w Katyniu w kwietniu 2010 roku.

To zdjęcie jest jak otrzeźwiający policzek. Przypomina, że przy pomocy Millera i Laska udało się sprowadzić dyskusję o tragedii smoleńskiej do punktu absolutnego zapętlenia. Że jesteśmy na poziomie rozmawiania o tym, dlaczego nie możemy o tej sprawie rozmawiać. A sedno sprawy już dawno zagrzebane jest w jakichś mało istotnych szczegółach. Zostało ubabrane w emocjach, które często każą odwracać głowę na samo hasło „Smoleńsk”. To się salonowi prawie udało. Prawie.

Prawda tego zdjęcia nie ulega niuansom, w jakie można wmanewrować ustalenia najwybitniejszych nawet naukowców. Bo ze skomplikowanymi wykresami i teoriami można dyskutować i w oczach laików nawet łatwo jest je ośmieszyć i zdyskredytować. A tu widać to, co widać. Prosta sprawa. Właśnie dlatego to zdjęcie tak wkurza i Sikorskiego i Grasia i Wielowieyską i cały salon.

Trzy i pół roku ciężkiej dezinformacyjnej roboty poszło w cholerę...

http://wpolityce.pl/dzienniki/dziennik- ... go-jeszcze

* * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * *

Zdjęcie z Putinem, które pogrąży Tuska?

Kilka godzin po katastrofie, miejsce tragedii, a na twarzach Donalda Tuska i Władimira Putina uśmiechy. Czy to zdjęcie pogrąży szefa polskiego rządu?


"W Sieci" zapowiadając nowy numer tygodnika, opublikowało okładkę, na której pojawia się dotąd niepublikowane zdjęcie ze Smoleńska. Na fotografii z 10 kwietnia widać szefów polskiego i rosyjskiego rządu, którzy spotkali się na miejscu katastrofy. Władimir Putin jest wyraźnie uśmiechnięty, jak również Donald Tusk, który trzyma uniesione do góry pięści, bądź też trzyma kciuki.

Skąd zadowolenie w takim miejscu, kilka godzin po katastrofie samolotu z 96 pasażerami na pokładzie, z prezydentem RP na czele?

"Premier Donald Tusk tuż po tragicznej śmierci prezydenta Lecha Kaczyńskiego i polskiej elity. Kiedy poznamy prawdę?" - brzmi podpis tygodnika na okładce. Jeśli to zdjęcie jest prawdziwe to pogrąży ono ostatecznie Donalda Tuska.

Obrazek

Do fotografii ze spotkania premierów odniósł się poseł Prawa i Sprawiedliwości, Joachim Brudziński który razem z bratem śp. prezydenta Lecha Kaczyńskiego, Jarosławem Kaczyńskim był 10 kwietnia na miejscu katastrofy.
Polityk już parę lat temu opisywał zachowanie Donalda Tuska w Smoleńsku, twierdząc że dla osób towarzyszących premierowi najważniejsze było gdzie i jak będzie ustawiona kamera, kiedy będą podchodzili z Putinem. Na końcu nagrań miały paść między nimi pytanie: „Którędy będzie wchodziła Kaczka? Dobra, to my spieprzamy tamtędy”.

"Powoli prawda wychodzi na jaw. Kiedy po tragedii opowiedziałem o zachowaniu PDT [premier Donald Tusk] w Smoleńsku  zarzucano mi kłamstwo"
- napisał Joachim Brudziński na Twitterze, po czym spytał:
"Czy Pan Ambasador Bahr pisze w swojej książce (wydanej przez GW) o rechoczącym w Smoleńsku PDT i Putinie?"

Na jednym z archiwalnych nagrań wideo ze spotkania Władimira Putina i Donalda Tuska, na którym szef polskiego rządu wysłuchuje opisu przyczyn katastrofy, widać te same osoby towarzyszące premierom co na opublikowanym zdjęciu. W tym tłumaczkę polskiego premiera i żonę byłego szefa WSI Marka Dukaczewskiego, Magdę Fitas-Dukaczewską. Stąd, jak można podejrzewać, zdjęcie wykonano właśnie w tym czasie, zapewne już po wyłączeniu kamer:

Obrazek

Po publikacji zdjęcia część internautów sugerowała, że skoro Donald Tusk na nagraniach z miejsca tragedii, które pokazywały stacje telewizyjne w Polsce, był zasmucony, to zdjęcie musi być zmanipulowane. Jak dotąd nie pojawiły się jednak żadne dowody na to, że fotografia jest w jakikolwiek sposób sfałszowana.

Z kolei "michnikowy szmatławiec" piórem Dominiki Wielowieyskiej nie podważyła prawdziwości zdjęcia, jednak w ostrych słowach skrytykowała sam fakt ujawnienia. "Chcecie doprowadzić do tragedii? Opamiętajcie się!" - krzyczy w tytule dziennikarka "GW".

- Do czego zmierzacie? Chcecie doprowadzić do tragedii podobnej do tej, jaka miała miejsce w Łodzi? Czy chcecie tak nakręcić emocje, by ludzie dali ostatecznie upust swojej nienawiści? Bo jak potraktować szefa rządu, który zaplanował z obcym mocarstwem taką tragedię jak Smoleńsk i wciąż chodzi bezkarny? Opamiętajcie się. - oburza się Wielowieyska.
Dalej w swoim tekście broni Tuska, który jej zdaniem, wbrew temu co widać na zdjęciu "płakał jak my wszyscy". - Tusk nie jest robotem, jest żywym człowiekiem, który po Smoleńsku płakał, tak jak płakaliśmy my wszyscy! I dobrze o tym wiecie, a jeśli nie wiecie, to znaczy, że zaślepiła was nienawiść - oskarża dziennikarka.

Dominika Wielowieyska nie wspomina jednak ani słowem treści słynnego SMS-a, jakiego już 10 kwietnia rozesłało do polityków PO, szefostwo tej partii: "Katastrofę spowodowali piloci, którzy zeszli we mgle poniżej 100 metrów. Do ustalenia pozostaje, kto ich do tego skłonił" Treść tej wiadomości ujawnił jeszcze za życia śp. gen. Sławomir Petelicki

Sam Donald Tusk nie odniósł się jeszcze do sprawy, zrobił to jednak jego rzecznik, Paweł Graś. - Wszyscy, także pan premier, byliśmy całą sytuacją głęboko wstrząśnięci. Sugerowanie, że było inaczej jest najzwyklejszą, niczym niewytłumaczalną podłością – powiedział w rozmowie z "Faktem" rzecznik rządu.

Wielu Internautów nie rozumie oburzenia oraz odrzuca sugestie, że należy takie zdjęcia cenzurować. Oto wybrane komentarze:

Obrazek

http://niezalezna.pl/47643-zdjecie-z-pu ... razy-tuska

* * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * *

Jakub Opara o spotkaniu Tuska z Putinem: Głównymi logistykami byli wtedy Graś i Arabski. W całym chaosie zastanawiali się co zrobić, żeby obrazki z tego były dobre

wPolityce.pl: Był pan jedną z osób, które były 10 kwietnia na miejscu katastrofy w Smoleńsku. Czy w kontekście tego co działo się tam działo - zaskoczyło Pana zdjęcie na okładce tygodnika "wSieci"?

Jakub Opara, b. urzędnik Kancelarii Prezydenta Lecha Kaczyńskiego
: Szczerze  mówiąc - zaskoczyło. Bo Donald Tusk i ludzie z jego otoczenia sprawiali wrażenie osób bardzo zdenerwowanych. Wręcz przerażonych. Nie widziałem nikogo, kto by się uśmiechał. Ale przecież nie wszędzie byłem. Zakładam, że to zdjęcie mogło być zrobione w namiocie, który był rozstawiony specjalnie na spotkanie Tuska z Putinem. To było tylko zadaszenie, bez ścian bocznych. Więc bardzo prawdopodobne, że to tam zostało zrobione.

Były trzy momenty, kiedy Putin z Tuskiem się widzieli. Pierwsze to właśnie podczas spotkania pod namiotem (tam było niewielu świadków), potem gdy razem poszli na teren katastrofy, a następnie wrócili i jeszcze rozmawiali ze sobą.
Gdy przyjechał Jarosław Kaczyński - Władimir Putin przyszedł w okolice autokaru. Tam rozmawiał z Pawłem Kowalem.

Pan już wcześniej opowiadał, że pomiędzy ekipami z kancelarii premiera i prezydenta nie było wtedy współpracy ani lojalności, której w obliczu takiej tragedii można by się spodziewać...

Głównymi logistykami byli wtedy Paweł Graś i Tomasz Arabski. Były jeszcze pracownice biura prasowego kancelarii, których nazwisk dziś nie pamiętam. Ta grupa cały czas planowała konferencje. W tym całym chaosie zastanawiali się jak cokolwiek z tego ugrać, co zrobić żeby obrazki z tego były dobre. To była ich główny przedmiot zainteresowania na lotnisku. Oni na pewno byli wyrafinowani.

Ale to zdjęcie pokazuje, że najwyraźniej wszystkiego nie dopilnowali. Na tym zdjęciu ich nie ma, co wskazuje, że to mogło być zrobione pod namiotem. Bo ich w nim nie było. Byli wtedy na zewnątrz i planowali gdzie się spotkać z dziennikarzami.

Współpracownicy premiera wiele wysiłku włożyli też w to, żeby Donald Tusk i Jarosław Kaczyński się nie spotkali...

To prawda. Oni planowali trasę Tuska z tego namiotu na teren katastrofy i kombinowali, żeby się nie spotkał z Jarosławem Kaczyńskim,  który właśnie przyjechał. Byłem świadkiem tego, że pokazywali sobie palcami trasę, i mówili, że jak przyjedzie tędy, to my pójdziemy tamtędy. A jak tamtędy to my - tędy.

Dlaczego im na tym tak zależało? Przecież złożenie kondolencji byłoby czymś naturalnym w tych okolicznościach.

Może dlatego, że to byłaby jedna z niewielu rzeczy, nad którą by nie panowali. Bo zaplanować spotkanie  z dziennikarzami można dość łatwo. Wystarczy przygotować tło. Premier powie, co ma powiedzieć. Wszystko będzie pod kontrolą. Ale nad ewentualnym spotkaniem z Jarosławem nie mieliby żadnej kontroli. Może bali się jakiejś niespodziewanej reakcji Jarosława Kaczyńskiego? Podejrzewam, że to zważyło. Bali się spotkania w świetle kamer. Potem były jakieś próby. Tomasz Arabski rozmawiał później z Pawłem Kowalem, który podjął się pośredniczenia w rozmowach zarówno z ekipą premiera jak i z Rosjanami.

Donald Tusk chciał złożyć kondolencje Jarosławowi dopiero, gdy wszystko tam na miejscu już się skończyło i nie było już żadnych dziennikarzy, a Jarosław Kaczyński siedział już w autokarze.

A jak się zachowywali Rosjanie w stosunku do Jarosława Kaczyńskiego i jego otoczenia?

Rosjanie skoncentrowali się na obsłudze Tuska. Kancelaria Prezydenta została w stosunkach pominięta. Nie uzyskaliśmy statusu podmiotowego.  Tak jakby nas nie było. W momencie odlotu Jacka Sasina do Polski, a on odleciał przed przybyciem Władimira Putina, Jarosława Kaczyńskiego i Donalda Tuska - okazało się, że najwyższym urzędnikiem z Kancelarii Prezydenta jestem ja. Ze strony polskiej był jeszcze ambasador Bahr. Ale ambasador był siłą rzeczy w bliskich relacjach z Kancelarią Premiera.

Jeśli chodziło o Jarosława Kaczyńskiego, to nie przypominam sobie, żeby ktokolwiek z Rosjan był oddelegowany do jakiejkolwiek pomocy. Ambasador Bahr oddelegował jedynie Andrzeja Turowskiego, żeby jakoś nam pomagał. To zresztą chichot historii, że akurat on.

Ale ta pomoc ograniczała się jedynie do wskazania drogi na miejsce katastrofy.

Ostatecznie ze strony Władimira Putina padła propozycja spotkania z Jarosławem Kaczyńskim?

Tak, zdaje się, że Paweł Graś i ambasador Bahr przekazali ją Pawłowi Kowalowi, czy Joachimowi Brudzińskiemu. Ale prezes powiedział, że nie życzy sobie żadnych kondolencji. To zresztą zapowiedział od samego początku.

Wcześniej Jarosław Kaczyński miał kłopoty z dojazdem na samo miejsce katastrofy.

Tak. Ja nie byłem w autokarze, bo czekałem w na miejscu, ale cały czas byłem w kontakcie z ludźmi z autokaru, którzy przekazywali mi, że byli eskortowani przez jakąś rozwalająca się ładę z kogutem. Ta eskorta wyglądała tak, że utrzymywano stałą prędkość autokaru 30-35 km/h, bez względu na to, czy jechali drogą jednopasmową, dwupasmową, czy był korek, czy nie było korka. To było działanie, którego nie można było wytłumaczyć inaczej niż tym, że chciano, by Tusk przyjechał na miejsce katastrofy jako pierwszy. To też wynikało z "dbania o obrazek". Bo gdyby Jarosław Kaczyński przyjechał jako pierwszy postawiłoby to stronę rosyjską w gorszej sytuacji. Mieliby problem jak się zachować. Więc tak to zaplanowali.

Ale zakładając, że to zdjęcie jest autentyczne, a nie mam powodów, by w to wątpić - to jednak nad jedną rzeczą zapanować im się nie udało.

A gdy pan patrzy na to zdjęcie, jak pan interpretuje utrwalony na nim gest?

Nie chcę snuć żadnych teorii. To zdjęcie można odczytać tak jak ono jest opisane - jako gest triumfu. Ale nie chcę przesądzać, że tak było. Sytuacja była bardzo trudna. Dla Donalda Tuska - też. Może to było jakieś uwolnienie emocji? Może jakiś odruch bezwarunkowy? Trudno się jednak nie zgodzić, że na jednej jak i na drugiej twarzy widać zadowolenie i rozbawienie. Ale nie chcę snuć teorii, czy to było przybicie piątki, że operacja się udała, czy nie - bo tego nie wiem.

Trzy lata po katastrofie wciąż wychodzą na jaw nowe okoliczności...

Tak. I dobrze, że tak się dzieje. Tylko boję się sytuacji, w której kwestia katastrofy smoleńskiej będzie wyglądała tak jak kwestia zamachu na Sikorskiego. Że za 20-40 lat znajdzie się kolejny redaktor Baliszewski i kolejny Wieczorkiewicz i będą odkrywali kolejne elementy tej układanki.

Wierzy Pan, że krok po kroku, ujawniając kolejne aspekty tej sprawy - dojdziemy do prawdy?

Mam nadzieję, że tak. Ale jeśli tylko co kilka miesięcy będziemy ujawniać coś, co gdzieś ktoś komuś wyszarpał, to zajmie nam to za wiele lat. Tu jest potrzebne działanie systemowe.

Czyli?

Czyli przeprowadzenie tego śledztwa jeszcze raz  w zasadzie od samego początku. Bo tylko wtedy będziemy pewni tego, co zostanie ustalone.

Przez kogo?

Na tym etapie tylko przez komisję międzynarodową. To byłoby lepsze niż wznowienie prac komisji rządowej po przejęciu władzy przez PiS. Bo to byłoby dostarczenie amunicji Platformie Obywatelskiej, że komisja dopasowuje sobie pod założoną tezę wszystkie elementy. Strona polska powinna być w takiej komisji w niej mocno reprezentowana, ale lepiej, żeby to było gremium międzynarodowe.

Rozmawiała Anna Sarzyńska

http://wpolityce.pl/wydarzenia/65704-ja ... byly-dobre

____________________________________
Ojczyznę wolną pobłogosław Panie.


06 lis 2013, 22:17
Zobacz profil
Fachowiec
Własny awatar

 REJESTRACJA14 wrz 2011, 21:56

 POSTY        1263
Post Re: Katastrofa smoleńska
Nie wierzę w zamach, lecz z 14 powodów go podejrzewam... za dużo tych manipulacji i kłamstw, jak na jeden zwykły wypadek

Czy pan wierzy w zamach smoleński... durne pytanie! Wierzę ...w świętych obcowanie, grzechów odpuszczenie, ciała zmartwychwstanie, żywot wieczny amen...
Natomiast w zamach smoleński nie wierzę, bo to nie jest kwestia wiary, tylko wiedzy, której mam tylko tyle, ile mi jej dostarczyły organy władzy, mające obowiązek wyjaśnienia katastrofy.
Czyli prawie nic...

Nie wierzę w zamach, ale zamach podejrzewam.

Podejrzenie moje wynika z następujących powodów:

Po pierwsze – zginął urzędujący prezydent sporej wielkości państwa, w dodatku zaangażowanego w zamachogenne konflikty zbrojne w Iraku i w Afganistanie. Historia uczy, że prezydenci takich państw, jeśli giną, to zazwyczaj nie w wypadkach, lecz w zamachach.

Po drugie – rzecz stała się w państwie, które nigdy zamachami nie gardziło...

Po trzecie – wbrew głupawym drwinom - były motywy zamachu. Prezydent Kaczyński był Głową Państwa nie tylko zaangażowanego w konflikt iracki i afgański, ale też przeciwstawił się, i to skutecznie, imperialnej polityce rosyjskiej w Gruzji. Miał także zaciekłych wrogów w kraju.Było zatem dostatecznie wiele motywów do zamachu na jego życie.
Zamach na Sejm wydawałby się znacznie bardziej absurdalny, a jednak Brunon K. siedzi i ma być za próbę takiego zamachu sądzony.
Zamach na prezydenta mógł zdarzyć się tym bardziej...

Po czwarte – za podejrzany uważam konsekwentnie realizowany plan rozdzielenia wizyt. Komuś bardzo zależało, żeby prezydentowi Kaczyńskiemu urządzić odrębną uroczystość...

Po piąte – władze rosyjskie z uporem godnym lepszej sprawy odmawiają wydania kluczowych dowodów – czarnych skrzynek i wraku. Dlaczego tak postepuja, jeśli nic nie maja do ukrycia?

Po szóste – władze polskie domagają się czarnych skrzynek i wraku cicho i niewyraźnie, jakby wolały ich nie mieć.

Po siódme – oficjalne wyjaśnienie katastrofy przez rosyjską komisję Putina i polską komisję Millera nie trzyma się kupy. U ich podstaw legł (a obecnie już poległ) mit „pancernej brzozy”, sprzeczny ze zdrowym rozsądkiem i nie poparty żadnymi naukowymi autorytetami ani wyliczeniami. Pod tym mitem nie podpisał sie żaden profesor, natomiast wielu profesorów mit ten podważa.

Po ósme – trudno jakoś mi uwierzyć, że rozsądna zazwyczaj załoga samolotu nagle zwariowała i to cała jednocześnie, nie reagując na ostrzeżenia o zbliżaniu się do ziemi.

Po dziewiąte - jeszcze trudniej mi uwierzyć, ze równocześnie zwariowała też załoga rosyjskiej wieży i wbrew rzeczywistości zapewniała załogę samolotu, że jest on na kursie i na ścieżce, mimo że ewidentnie nie był.

Po dziesiąte – wielce mnie zastanawia, kto i co majstrował przy samolocie na dzień przed katastrofą, jakaś nieprzeszkolona ekipa, sprowadzona do samolotu po tajemniczym zderzeniu z ptakiem, które to zderzenie, nie wiedzieć czemu, nie spowodowało zawrócenia samolotu.

Po jedenaste – tak zwanemu wyjaśnianiu katastrofy towarzyszą liczne, podejrzanie liczne, manipulacje i kłamstwa - o czterokrotnym podchodzeniu samolotu do lądowania, o przekopywaniu ziemi na metr w głąb, o sekcjach zwłok, których nie było, fałszywe rozpoznanie głosu generała Błasika, fałszywy pomiar brzozy... za dużo tych kłamstw jak na jeden zwykły wypadek.

Po dwunaste – prokuratura raz po raz składa oświadczenia wykluczające zamach, ale śledztwo wciąż prowadzi i nie jest nawet w stanie podać przybliżonego czasu jego zakończenia.
Skoro prokuratura już wszystko wie, to co jeszcze śledzi? A może śledzi, bo niczego jeszcze nie wie, co jest bardziej prawdopodobne, zważywszy, że kluczowe dowody są w Rosji, a kluczowe badania, na przykład na obecność trotylu, wciąż nie zostały przeprowadzone.

Po trzynaste – zastanawiające są szykany wobec rodzin ofiar, utrudnianie dostępu do dowodów, informacji, brak zgody na obecność amerykańskiego patologa prze sekcji zwłok.

Po czternaste wreszcie – zastanawiają, nie tylko mnie, te przenikliwe oczy, ten uśmiech i ten żółwik na dymiących jeszcze zgliszczach....

Obrazek

http://wpolityce.pl/artykuly/66090-nie- ... ly-wypadek

* * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * *

Czy Kublik i Lasek umieją czytać? Grzegorz Wierzchołowski odpowiada "Wyborczej"

"Komisja Laska obala tezy «Gazety Polskiej»” - pod takim tytułem ukazała się w „michnikowemu szmatławcowi” publikacja Agnieszki Kublik będąca rzekomo odpowiedzią na mój tekst w „Gazecie Polskiej”. Rzekomo, bo większości tez, które „obala” tandem Lasek-Kublik, w moim artykule po prostu nie ma.


Na początek tylko dwa małe wyjaśnienia. Po pierwsze: „Gazeta Polska” nie napisała żadnego sążnistego artykułu o „rozpylonym w powietrzu helu”, jak twierdzi Maciej Lasek i Agnieszka Kublik. Specjalistą w dziedzinie helu jest mecenas Rafał Rogalski, który - jak się zdaje - wspiera dziś właśnie Laska. Po drugie: „Gazeta Polska” nie jest nieformalnym organem prasowym zespołu Macierewicza, bo śledztwo w sprawie katastrofy smoleńskiej zaczęła prowadzić długo przed jego powołaniem.

A teraz do rzeczy.

Pierwsza teza "GP", jaką „obala” Lasek, brzmi: „Gdy samolot znajdował się na wysokości 15 m nad ziemią, zanikło zasilanie głównego komputera pokładowego FMS i rejestratorów lotu.” Lasek - czy też Kublik (bo nie wiadomo, kto jest dokładnie autorem artykułu w „GW”) - wyjaśnia: „Zapis rejestratora rozmów oraz ostatnie zapisane współrzędne w urządzeniu FMS potwierdzają, że zasilanie elektryczne zanikło w momencie uderzenia samolotu o ziemię”.

Niestety - w moim ostatnim tekście, do którego odnosi się Lasek-Kublik, nic o zasilaniu komputera pokładowego nie ma. A gdyby było, to odpowiedź „GW” jest nietrafiona. Odsyłam Laska i Kublik na str. 119 raportu MAK, gdzie wyraźnie stwierdzono: „Zanik zasilania FMS („zamrożenie” pamięci) nastąpiło o 10.41.05, na wysokości barometrycznej skorygowanej do poziomu lotniska na wysokości około 15 metrów, prędkości podróżnej 145 węzłów (~270 km/h), w punkcie o współrzędnych 54°49,483” szerokości północnej, i 032°03,161 długości wschodniej”. Czyli komputer pokładowy przestał działać na wysokości 15 m nad ziemią i ok. 60 m przed miejscem pierwszego zderzenia z ziemią.

Oto druga teza „obalona” przez Laska: „Prof. Wiesław Binienda, ekspert od katastrof lotniczych współpracujący m.in. z amerykańską NASA i koncernem Boeing, udowodnił, że skrzydło Tu-154 nie mogło zostać urwane po zderzeniu z brzozą”. Lasek tłumaczy, że brzoza została złamana przez samolot, bo w drzewie były elementy skrzydła, a przebieg zdarzeń potwierdzają rejestratory lotu. Szkopuł w tym, że nie odnosi się do meritum, czyli do potwierdzonych naukowo badań prof. Biniendy dowodzących, że brzoza po prostu nie mogła złamać skrzydła Tu-154. Nie wiadomo też, które rejestratory mają udowadniać tragiczne zderzenie z brzozą...

Idźmy dalej. Teza „Gazety Polskiej” nr 3 to: „Sekcje zwłok, które wykazałyby prawdziwą przyczynę śmierci pasażerów Tu-154, zostały sfałszowane”. Lasek odpowiada zupełnie nie na temat: „Członkowie KBWLLP mieli dostęp do dokumentacji medycznej udostępnionej przez prokuraturę. Zgon ośmiu członków załogi oraz 88 pasażerów nastąpił z powodu ciężkich wewnętrznych obrażeń wielonarządowych powstałych w wyniku działania przeciążeń przy zderzeniu samolotu z ziemią”. Jestem ciekawy, czy to kuriozalne wyjaśnienie przekonałoby Małgorzatę Wassermann. Jak wiadomo - rosyjscy lekarze nie wymienili w dokumentach sekcyjnych jej taty kilkudziesięciu znaków szczególnych i śladów przebytych chorób. Opisali także pęcherzyk żółciowy, który został u śp. Zbigniewa Wassermanna wycięty długo przed katastrofą. W rosyjskim protokole podano też nieprawidłowy wzrost i kolor oczu śp. posła PiS. Ale zdaniem Laska i Kublik teza o sfałszowaniu sekcji jest absurdalna...

Teza nr 4, jaką obala Lasek-Kublik, brzmi: „Niespotykane rozerwanie kadłuba maszyny i jego charakterystyczne uszkodzenia, a także brak eksplozji paliwa wskazują na użycie broni termobarycznej używanej przez Rosjan m.in. w Czeczenii”.

Nie wiem, gdzie Lasek i Kublik wyczytali o broni termobarycznej w moim ostatnim tekście. Pisałem tylko o tym, że część naukowców na II Konferencji Smoleńskiej wyraźnie stwierdziła, iż wygląd szczątków i miejsca katastrofy wskazują na wybuch. Wsród uczonych tych jest m.in. prof. Jan Obrębski - profesor zwyczajny na Wydziale Inżynierii Lądowej Politechniki Warszawskiej w Zakładzie Wytrzymałości Materiałów, Teorii Sprężystości i Plastyczności. Z jego skryptu dotyczącego wytrzymałości materiałów uczą się dziś studenci Politechniki Warszawskiej.

Teza nr 5: „Jak wynika z zeznań świadków, zdecydowana większość ciał była pozbawiona części ubrania lub całkowicie naga”. Lasek odpowiada: „Do wyjaśnień pkt 4 można dodać, że wrak Tu-154 analizowali bezpośrednio po katastrofie w Smoleńsku wojskowi specjaliści z komisji Millera, którzy nieraz badali wypadki związane z działaniem materiałów wybuchowych. Nie mieli wątpliwości, że eksplozji nie było”.

Niestety - w tekście, z którym polemizują Lasek i Kublik, nie ma ani słowa o „nagich ciałach”.

Teza nr 6, przypisywana „Gazecie Polskiej”, to... cytat z zeznania jednego z rosyjskich świadków, Anatolija Żujewa. Stwierdził on: „Po tym, jak samolot wyłonił się na chwilę z mgły, to był to moment, kiedy zaryczały silniki, powstał silny oślepiający błysk. Po tym błysku obserwowałem samolot przez 1-2 sekundy, próbował nabrać wysokości". Lasek odpowiada Żujewowi, ale niepotrzebnie, bo w moim tekście nie ma ani tego zeznania, ani nawet odwołania do słów Rosjanina.

Teza nr 7, „obalana” przez Laska, to kolejny dowód, że ani on, ani Agnieszka Kublik, nie przeczytali mojego tekstu przed polemiką. Miałem jakoby napisać: „Polska załoga Tu-154M 101 otrzymała od Rosjan karty podejścia lotniska Smoleńsk-Siewiernyj, zawierające błędne dane, m.in. złe współrzędne pasa startowego” - choć w moim artykule nie ma dosłownie nawet jednego zdania o kartach podejścia. Ale ponieważ Lasek twierdzi: „Współrzędne pasa startowego na kartach podejścia były prawidłowe i takie same jak 7 kwietnia, gdy w Smoleńsku lądował premier Donald Tusk”, to chętnie przytoczę mu fragment polskich uwag do raportu MAK: „Z posiadanych informacji wynika, że przekazane stronie polskiej dane lotniska, w tym: współrzędne położenia środka lotniska, współrzędne progów drogi startowej i współrzędne posadowienia anten bliższej i dalszej radiolatarni prowadzącej (wszystkie współrzędne na karcie podejścia) wyrażone są w układzie odniesienia SK-42, a nie w ogólnie przyjętym obecnie do stosowania w lotnictwie układzie WGS-84. O tym fakcie nie poinformowano strony polskiej w momencie przekazywania przez stronę rosyjską kart podejścia. Forma zapisu współrzędnych w obu układach jest podobna, niemniej jednak oba układy nie są tożsame. Potraktowanie współrzędnych wyrażonych w układzie SK-42 jako współrzędnych WGS-84 spowodowało wprowadzenie błędnych danych do systemów pokładowych (GPS/FMS) samolotu Tu-154M”.

Teza nr 8, którą miałem postawić w swoim tekście, także jest w nim nieobecna. Miałem napisać: „Polskich pilotów, zmylonych przez złe karty podejścia, utrzymali w błędzie kontrolerzy z wieży w Smoleńsku. Załoga Tu-154 była błędnie informowana o położeniu na kursie i ścieżce, choć w rzeczywistości samolot był ponad ścieżką i zbaczał z kursu” - tymczasem tematu kontrolerów... w ogóle w artykule nie poruszałem. Z samą tezą się jednak zgadzam, bo o błędnym naprowadzaniu Tu-154 pisałem już kilka tygodni po katastrofie - gdy koledzy redakcyjni Agnieszki Kublik wzruszali się gestami Władimira Putina i „dziękowali Moskalom”. A fakt, iż miałem rację, potwierdziła swoim autorytetem sama komisja Millera, która w tzw. polskich uwagach do raportu MAK napisała (str. 75): „Załoga samolotu była błędnie informowana o właściwym położeniu na kursie i ścieżce, gdy w rzeczywistości samolot był ponad ścieżką, a od 2.5 km do DS 26 poniżej ścieżki 2º40’ (w odniesieniu do ścieżki 3º10’ przytaczanej przez autorów Raportu samolot przeciął ścieżkę w dół w odległości 3,3 km od progu DS 26)”.

Dziewiąta nieprawdziwa rzekomo teza „Gazety Polskiej” brzmi: „Rosjanie kilkanaście godzin po katastrofie zaczęli niszczyć wrak. Demolowano samolot, tnąc go piłami i wybijając szyby w oknach”. Oto odpowiedź Laska: „Już w dniu katastrofy na miejscu znaleźli się polscy eksperci oraz prokuratorzy. Członkowie komisji Millera prowadzili prace na miejscu katastrofy do 23 kwietnia 2010 r. Nikt z polskich ekspertów ani prokuratorów nie zgłaszał, że strona rosyjska celowo niszczyła wrak samolotu. Przed rozpoczęciem usuwania szczątków samolotu miejsce wypadku zostało udokumentowane. Dostęp do niego miało 18 członków KBWLLP i m.in. przedstawiciele prokuratury”.

Agnieszce Kublik i Maciejowi Laskowi polecam więc obejrzenie nagrania ujawnionego przez „Misję Specjalną”, a następnie poważną refleksję nad swoją kondycją moralną.

I wreszcie „fałszywa” teza nr 10, której - jak można się domyślić - wcale w moim tekście nie ma. Miałem stwierdzić: „Rosjanie nie przeprowadzili akcji ratunkowej. Pierwsza jednostka strażacka przybyła na miejsce rozbicia się samolotu dopiero 14 minut po katastrofie, mimo iż tragedia miała miejsce ok. 400 m od progu pasa startowego! Jak wynika z zeznań świadków, kilka godzin po tragedii wiele ciał leżało obróconych twarzą do ziemi, co świadczy o tym, że nikt nawet nie sprawdzał, czy żyją”. Niestety - przejrzałem kilka razy swój artykuł i nie ma tam nic o akcji ratunkowej.

Ale czy sama teza jest kłamliwa, jak twierdzą Lasek i Kublik? Okazuje się, że nie, bo duet z Czerskiej „obala” ją następującymi słowami: „KBWLLP wskazała na nieprawidłowości w zabezpieczeniu lotniska w zakresie służb ratowniczych, ale nie ma to związku z przyczyną wypadku Tu-154M”.

Doprawdy - nie wiem, co obalili wspólnie Maciej Lasek i Agnieszka Kublik, ale na pewno nie tezy zawarte w moim artykule w „Gazecie Polskiej”.

http://niezalezna.pl/47785-czy-kublik-i ... -wyborczej

* * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * *

„Śledzionę i serce zamiast w jamie brzusznej, zaszyto… w nodze”. Małgorzata Wassermann ujawnia szokujące szczegóły rosyjskiej sekcji zwłok ojca

Publikujemy obszerne fragmenty wystąpienia Małgorzaty Wassermann w czasie II dnia Konferencji Smoleńskiej odnośnie dokumentacji medycznej sekcji zwłok śp. Zbigniewa Wassermanna wykonanej przez stronę rosyjską, w porównaniu z polskimi dokumentami sekcyjnymi, a także wypowiedzi uczestników dyskusji.


Po szesnastu miesiącach od śmierci mojego ojca doszło do ekshumacji. Odbyła się ona 29 i 30 sierpnia 2011 r.
Pierwotnie badania miały być przeprowadzone w części w Krakowie a później we Wrocławiu.

W Krakowie usłyszeliśmy, że mamy zabrać zwłoki i się wynieść ze szpitala. Lekarze pojechali więc ze zwłokami prosto do Wrocławia. Oto, jaka była wola i chęć….

Dokument polski liczy blisko 100 stron. Odczytam tyko fragmenty wniosków.
„Protokół sądowo-lekarski sekcji zwłok przeprowadzonej w Moskwie spełnia wymogi formalne: posiada nagłówek, oznaczenie czasu i miejsca badania, dane osób uczestniczących.”

Pomimo, że protokół ma spełniać wymogi formalne, zawiera rozbieżności:
- W ramach oględzin zewnętrznych. W Moskwie nie opisano m.in. blizny operacyjnej powłok brzucha, blizny nagrzbietowej lewej ręki, brodawki na twarzy, rozległej rany tłuczonej etc. i innych ran.

- W ramach oględzin zewnętrznych. Nie opisano: stanu po zabiegu operacyjnym w obrębie jamy brzusznej – żołądka, dwunastnicy, jelita cienkiego, trzustki, złamania ścian oczodołów, żuchwy, zmian w obrębie uzębienia, złamania stawu biodrowego, kości łonowych i kulszowych, dokładnego opisu złamania żeber, tętniakowatego poszerzenia aorty w części wstępującej, wylewów w obu uszach środkowych.

Komentarz biegłych: w trakcie sądowo-lekarskiej sekcji zwłok wykonanej w Moskwie pobrano do badań dwa fragmenty wątroby. W 1989 r. Zbigniew Wassermann miał usunięty pęcherzyk żółciowy, Mimo to w protokole w Moskwie opisano prawidłowy pęcherzyk żółciowy wraz z zawartością żółci…

W Moskwie opisano m.in. następujące zmiany, których nie potwierdzają oględziny ekshumowanych zwłok:
- złamanie nosa, choć nie można było tego opisać
- złamanie obu łopatek, mimo iż mniejsze niż opisane złamanie dotyczyło tylko jednej
- złamania obu obojczyków, których w rzeczywistości nie stwierdzono
- uszkodzenia rdzenia kręgowego, mimo iż zastosowana technika sekcyjna nie pozwalała na ich stwierdzenie
- opisano grubość kości potylicznej, choć sposób otwarcia czaszki nie pozwalał na taki pomiar

Najlżejszy zarzut, jaki można postawić, jest taki, że polscy biegli stwierdzili, że istnieją rozbieżności w tłumaczeniu.
Niektóre nieprawidłowości w technice sekcyjnej.
- brak właściwego przygotowania zwłok – nie umyto ich
- jamy czaszki otwarto nieprawidłowym cięciem niepozwalającym na dostęp do tylnej części czaski
- nie otwarto żołądka i jelit na całej długości, a w protokole opisano je szczegółowo
- choć nie nacięto, to opisano powierzchnię, przekrój i wagę prostaty
- nie umyto zwłok po sekcji, nie zaszyto głowy, pozostawiono otwartą czaszkę

Śledzionię i serce zamiast w jamie brzusznej zaszyto… w nodze

Odnośnie czasu zgonu - brak dokładnej godziny oględzin zwłok – nie opisano żadnych znamion pośmiertnych służących do określenia czasu zgonu.
Na podstawie powyższych badań – nie wyciągnięto wniosków co do czasu zgonu.

Biegli przyjmują, że do zgonu mogło dojść w chwili katastrofy.

Podsumowując:

W języku prawniczym to, co przyszło z Moskwy, nazywa się poświadczeniem nieprawdy w dokumencie.
Takich dokumentów prokuratura posiada kilkaset odnośnie kilkuset osób!
Prokuratura przyjmuje więc, że w sposób świadomy będzie pracowała na dokumentach poświadczających nieprawdę.


Prokuratura musi ustosunkować się do tych dowodów.
Jak zamierza to zrobić w obliczu tego, że te dokumenty poświadczają nieprawdę?
Wizą państwo, jak daleko są rozbieżne z ustaleniami dokonanymi szesnaście miesięcy po pochowaniu ciała?

Ne da się usprawiedliwić w żaden sposób tego, że w Polsce nie zostały przeprowadzone sekcje zwłok!

Naczelna zasada postępowania karnego mówi o tym, że każdy dowód musi się przeprowadzać osobiście, chyba że przeprowadzić się go nie da.

O ile w przypadku innych dowodów można będzie tłumaczyć się, że mieliśmy do czynienia z państwem obcym i nie dało się niczego zrobić, to w tym przypadku – ciała przyjechały do Polski!  

Andrzej Melak:

W całości potwierdzam pani spostrzeżenia i stwierdzenie, że prokuratura pracuje na sfałszowanych dokumentach i nie przyjmuje oświadczeń, próśb rodzin o przeprowadzenie ekshumacji.

Wystąpiłem o ekshumację brata Stefana po przeczytaniu niby protokołu sekcyjnego z Moskwy, w którym są takie rozbieżności, że już na pierwszy rzut oka miałem 100 proc. przeświadczenie, że nie dotyczy to Stefana.

Tam jest opisana osoba, która ma 195 cm wzrostu, z lekką otyłością.

Stefan miał natomiast 172 cm wzrostu, ważył ponad 100 kg i jego uszkodzenia ciała, twarzy, które są opisane w protokole sekcyjnym absolutnie nie potwierdzają tego, co widziałem będąc w Moskwie, dotykając go i co w obecności kilku świadków mogę zawsze potwierdzić.

Na moją prośbę o ekshumację, prokuratura od trzech lata niezmiennie mówi, że czeka na ocenę, na komplet dokumentów, na to, by wszelkie ślady tego, co zrobili źle, zniknęły bezpowrotnie – tak jak z innymi poczynaniami prokuratury.


Małgorzata Wassermann:

Słyszałam wielokrotnie te wykręty, że oczekuje się na pełną dokumentację, natomiast nie istnieje w Polsce usprawiedliwieni dla złamania naczelnej zasady procedury karnej.

(…) Sądy nie chcą przyjmować jakichkolwiek badań, które są wykonywane na materiałach nieoryginalnych. Dla normalnego procesu karnego kopie z czarnych skrzynek w zasadzie nie są dowodem.


Beata Gosiewska:

Prokuratura te ekshumacje wykonała z własnej inicjatywy. Żaden wniosek nie został rozpatrzony do tej pory. Chciałam zapytać o te próbki z ciał pobrane do badań pirotechnicznych. Jaka jest ostatnia wersja odpowiedzi prokuratury, jak to jest możliwe że po 3,5 roku wciąż na te badania czekamy?


Małgorzata Wassermann:

Wiem, że Centralne Laboratorium Kryminalistyczne odmawia przyjęcia do badania tych próbek z przyczyn nieznanych. Najpierw chcą uzyskać wyniki badań z foteli i dopiero wtedy chcą przejść do badań próbek z ciał.

Chyba chodzi o to, by wyniki były zbieżne, a gdyby robiło kilka zespołów – różnie mogło by to wyglądać.

Na moje pytanie, czy są inne instytucje, które mogłyby to przeprowadzić, usłyszałam, że są trzy uniwersytety dysponujące odpowiednim laboratorium. Na moje pytanie, dlaczego nie składane są wnioski do tych instytucji, usłyszałam: bo nie.

W przyszłości złożę do prokuratury mnóstwo wniosków dowodowych. Nie jestem wróżką, ale mogę zgadywać, że konkluzja będzie taka, że nie ma winnych albo oni zginęli.


Dariusz Fedorowicz:

Pokazuje nam się obraz nie tylko poświadczenia nieprawdy, ale w moim głębokim przeświadczeniu, mówiąc kolokwialnie, mieli przygotowany gotowiec, a sekcja była tylko markowana. To była symulacja sekcji – okaleczenie ciała, które miało pokazać, że coś było robione.

Małgosia jest w o tyle dobrej sytuacji, że przynajmniej jest w stanie pewne rzeczy zweryfikować. My nie wiemy do końca – znając sprawę zamiany ciał – czy nas ten problem nie dotknął.

Nie jest to podstawowy problem, bo najważniejsze w sekcji jest poznanie przyczyny śmierci, mechanizmu powstania urazów, czyli rzucenia nowego światła na przebieg dramatu.


Dr Grażyna Przybylska-Wendt, emerytowana specjalista medycyny sądowej i anestezjolog

Dane mi było od kilkunastu miesięcy mieć styczność z ludźmi z rodzinami, z dziennikarzami, którzy podsyłali mi materiał fotograficzny tudzież dokumentacyjny do interpretacji.

Za zgoda pana Zagrodzkiego miałam możność oceny i wgląd do jednego z protokołów sekcyjnych – pani Ewy Bąkowskiej.

Tłumaczenie z oryginałem znacznie się różniło. Protokół sekcyjny sprowadzał się do bardzo chaotycznego opisu, nierozgraniczenia oględzin zewnętrznych z wewnętrznymi, nieuwzględnienia kolejności obowiązującej w procedurze wykonywania sekcji.

Efekt tych opracowań był taki, że z 1,5-stronicowego, bałaganiarskiego, chaotycznego protokołu sporządziłam kilkustronicowy. Jego poszczególne punkty, wg naszych zasad sprowadzały się do tego: brak opisu narządu, opis nieczytelny, opis niedokładny, opis niezrozumiały. Większość protokołu tak wyglądała.

Jest to potwierdzenie dużych niedoskonałości tych sekcji i protokołów.

Od początku trapi mnie jedno pytanie – kto wykonywał te sekcje? Bo ze słów pani Kopacz, która myli pojęcia – co ja wyłapuję – raz mówi, że anatomopatolodzy, raz, że medycy sądowi.

Jeśli anatomopatolodzy – oni nigdy nie zrobią porządnie sekcji sądowo-lekarskiej, bo robią sekcje, by dociec zmian chorobowych w narządach. Na ogół są to koledzy lekarze zatrudnieni w szpitalnych prosektoriach, by potwierdzić chorobę. Taki anatomopatolog nie widzi tego, co widzi medyk sądowy – rodzaju ran, nie umie ich zróżnicować. Jemu jest wszystko jedno – nie różnicuje brzegów rany, nie napisze czy szarpana czy powstała od urazu tępego, ostrego czy postrzałowego.

To wszystko widać teraz w podsumowaniu prawie wszystkich protokołów sekcyjnych – wiem to teoretycznie z przekazów, że prawie we wszystkich jest rozpoznanie „urazu wielonarządowego”.

Uraz wielonarządowy występuje zawsze, gdy zdarzy się wypadek – nie potrzeba do tego sekcji.

Każda z osób miała jakąś dominującą przyczynę.


Małgorzata Wassermann:

Mam zgodę prokuratury, by opowiedzieć o tym wszystkim.

W tych dokumentach jest więcej informacji – o obrażeniach charakterystycznych odnośnie ostatnich chwil tych ludzi – jak się bronili – zasłaniali rękami itd.

I warto zaznaczyć, że nawet z punktu widzenia osób niefachowych można powiedzieć, że te dokumenty mogą nam pomóc w stwierdzeniu przyczyn katastrofy, a nie zaspokojeniu naszej ciekawości, jak to powiedział premier Donald Tusk.

Zgoda została mi udzielona, mimo iż prokuratura wie, że to dokument, który ją kompromituje.

Na pytanie, dlaczego się na to zdecydowali, odpowiedzieli, że skoro są tu fachowcy, to być może wniosą coś do tego postępowania.


http://wpolityce.pl/wydarzenia/65273-sl ... zwlok-ojca

____________________________________
Ojczyznę wolną pobłogosław Panie.


06 lis 2013, 22:52
Zobacz profil
Fachowiec
Własny awatar

 REJESTRACJA14 wrz 2011, 21:56

 POSTY        1263
Post Re: Katastrofa smoleńska
To przykre, że jedyną odpowiedzią premiera na publikację jego radosnego zdjęcia z Putinem jest obelga. Nie wejdziemy w to

Słowa premiera, który na pytanie o zdjęcie ujawnione przez redakcję tygodnika "w Sieci" stwierdził iż komentować nie będzie bo to pismo nieprzyzwoite, przyjęliśmy w redakcji z dużą przykrością.
Nie dlatego byśmy czuli się szczególnie urażeni. Z ust polityków Platformy Obywatelskiej padają bowiem wobec dziennikarzy niezależnych od władzy dużo bardziej brutalne sformułowania, a Stefan Niesiołowski nie cofa się nawet przed obelgami. Także ten ton i ten styl to nic nowego.

Prawdziwym problemem jest podtrzymanie przez pana premiera całkowicie niepoważnej i nieprzyzwoitej postawy wobec tragedii smoleńskiej. Śmierć urzędującego prezydenta i 95 przedstawicieli polskiej elity potraktowana została przez tę władzę gorzej niż pierwsza lepsza bitwa policji z chuliganami. Mimo skandalicznych zaniedbań w zbieraniu i analizowaniu materiału dowodowego, mimo wielu pytań o to co działo się w relacjach Tusk-Putin przed 10 kwietnia 2010, mimo żałosnych prób zgaszenia narodowej pamięci narodowej, pan Donald Tusk uznał iż nigdy, z niczego i nikomu nie będzie się tłumaczył. Jakby rządził prywatną fermą gęsi, a nie dużym i dumnym narodem.

Tak samo zachowuje się i teraz gdy redakcja "w Sieci" ujawnia szokujące, nieznane dotąd opinii publicznej zdjęcie ze smoleńskiego pogorzeliska, zdjęcie pokazujące rozradowanego premiera Tuska wykonującego gest radości z jakiegoś sukcesu i czule na niego patrzącego premiera Putina. O czym rozmawiali? Z czego się cieszyli? Co ustalili? Pytania są dramatyczne, ale odpowiedź premiera nie pada. Dostajemy tylko sprytną podmiankę (pytanie dotyczy zdjęcia, a premier mówi o tygodniku) oraz cyniczną próbę obrażenia dziennikarzy i wywołania takiej samej reakcji. Nie ma na to szans bo znamy te dość proste zagrania władzy. Nawrzucać polemiście, rzucić kilka obelg, a potem umożliwić mediom sprowadzenie wszystkiego do pyskówki - według tego modelu Platforma i jej ludzie zagłuszają wiele prawdziwych problemów, wiele trudnych pytań. Ale na nas to nie działa.

Tygodnik "w Sieci" to pismo poważne, które pilnowało i będzie pilnować poszukiwania prawdy o Smoleńsku. Nie odpowiemy panu premierowi żadnym obraźliwym słowem, nie damy się wciągnąć w żadną niepoważną pyskówkę, na co pewnie liczył. Odwrotnie: twardo i konsekwentnie, chłodno i rzeczowo będziemy domagali się odpowiedzi na zasadnicze pytania dotyczące tej tragedii narodowej. A zdjęcie, które ujawniliśmy, zawiera w sobie jedno z najważniejszych pytań. Dla kogoś kto uważnie śledzi tragedię smoleńską to pytanie mocno osadzone w kontekście znanych już faktów. W demokratycznym państwie premier ma obowiązek odpowiadać na pytania dziennikarzy dotyczące spraw tej wagi. I zapewniam w imieniu całego naszego zespołu: prędzej czy później odpowiedź uzyskamy.

http://wpolityce.pl/dzienniki/jak-jest- ... ziemy-w-to

* * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * *

Kolejna manipulacja Laska. Brudne kłamstwa za rządowe pieniądze

Zespół rządowy Macieja Laska w swoim dzisiejszym komunikacie po raz dopuścił się manipulacji - informuje Prawo i Sprawiedliwość. I przytacza dowody na to, że rządowy ekspert skłamał.


Zespół Laska przywołał w dzisiejszym komunikacie rzekome słowa rzecznika PiS Adama Hofmana z wczorajszej „Kropki nad i” w TVN24. Na ich podstawie wysnuł wygodne dla rządu tezy. Ludzie Laska napisali:

„Służby polskie i rosyjskie ze sobą współpracowały w celu rozdzielenia uroczystości w Katyniu i aby zmarginalizować wizytę pana prezydenta stwierdził w "Kropce nad i" Adam Hofman. Na pytanie Moniki Olejnik, czy służby współpracowały, aby zamordować prezydenta i czy ktoś podłożył bomby, które spowodowały wybuchy, rzecznik PiS stwierdził, że nie ma na to dowodów ani poszlak.”

W rzeczywistości słowa rzecznika PiS brzmiały inaczej, a manipulacja zespołu Laska zmieniła znacząco ich sens. Opisywany fragment rozmowy rzecznika PiS Adama Hofmana z Moniką Olejnik wyglądał następująco:

Monika Olejnik: (...) a teraz chciałam przejść właśnie do Smoleńska. Czy Pan się zgadza z opiniami pani Biniendowej?

Adam Hofman: Którymi?

MO: Tymi, że służby rosyjskie razem ze służbami polskimi dokonały zamachu w Smoleńsku?

AH: Ja wiem, na to są dowody - na to dowody przedstawiliśmy już rok po katastrofie - że służby polskie i służby rosyjskie ze sobą współpracowały w celu rozdzielenia wizyt, żeby zmarginalizować pana prezydenta Lecha Kaczyńskiego, na to są dowody

MO: Nie, nie, nie, ale moje….

AH: …pisma między ambasadą.

MO: Ja wiem, ale moje pytanie jest inne: Czy służby współpracowały po to, żeby zamordować?

AH: Ja na to dowodów nie mam i nie mam także poszlak i nigdy takiej tezy nigdzie nie powiedziałem

MO: A czy są dowody na to, że ktoś podłoży bombę w samolocie?

AH: Nie mam na to dowodów, nigdy też takiego twierdzenia ani ja, ani, na przykład przywołany przez panią pan minister A. Macierewicz, nie wypowiedzieliśmy.


Prawo i Sprawiedliwość stwierdza w dzisiejszym komunikacie: Wyraźnie widać, że manipulacja Zespołu Laska zmienia sens wypowiedzi Adama Hofmana. Rzecznik PiS zapytany o bomby na pokładzie Tu-154 odpowiedział: „Nie mam na to dowodów”. Rzecznik PiS nie mówił w tym kontekście o poszlakach, co kłamliwie stwierdza komunikat Macieja Laska. Brak dowodów nie wyklucza braku poszlak i taki jest wyraźny kontekst wypowiedzi Adama Hofmana. W dalszej części rozmowy w TVN24 Adam Hofman jednoznacznie stwierdza, że Zespół Parlamentarny dysponuje poszlakami i dowodami świadczącymi, że w Smoleńsku 10 kwietnia 2010 roku mogło dojść do zamachu.

W oświadczeniu PiS czytamy także: Zespół Pana Laska jest propagandowym organem Kancelarii Premiera, który za publiczne pieniądze (do tej pory kosztował podatników 185 tysięcy złotych) ma jeden cel: powielać rosyjskie tezy z raportu MAK, powtórzone w raporcie Millera. Dzisiejszy komunikat w jaskrawy sposób pokazuje, że najczęściej stosowanym narzędziem przez członków Zespołu Laska jest kłamstwo i manipulacja. Manipulowanie cytatami aby udowodnić fałszywą tezę, że PiS zmienił retorykę jest praktyką żenującą i świadczy tylko o tym, że zespół Laska jest bezradny wobec ustaleń naukowców biorących udział w pracach zespołu parlamentarnego. Zespół Laska nie jest w stanie merytorycznie odpowiedzieć na kolejne ustalenia naukowe obalające mity raportów MAK i Millera, dlatego posuwa się do kłamstwa.

http://niezalezna.pl/48025-kolejna-mani ... -pieniadze

* * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * *

Kto 10 kwietnia powiedział Sikorskiemu o rzekomym uderzeniu tupolewa w brzozę?

Dzisiaj, w trakcie dyskusji na Twitterze z dziennikarzami Robertem Tekieli i Joanną Lichocką, minister Radosław Sikorski napisał, że od rzekomym uderzeniu w "pancerną brzozę" dowiedział się z wieży kontroli lotów w Smoleńsku. Ale to nieprawda. - Z dokumentacji jednoznacznie wynika, że ostatnie słowa z wieży były "odchodził na drugi, spadł - podkreśla poseł Antoni Macierewicz, przewodniczący parlamentarnego zespołu wyjaśniającego katastrofę smoleńską.


Minister spraw zagranicznych uwielbia informować o swoich działaniach na społecznościowym portalu, i tam też toczy dyskusje na rozmaite tematy z internautami. Dzisiejszą prowadził między innymi z publicystami "Gazety Polskiej" Joanną Lichocką oraz Robertem Tekieli.

Tekieli zapytał ministra spraw zagranicznych: "I miał pan na temat toru lotu sprawdzone informacje przed godziną 10.19 w dniu 10 kwietnia 2010? Rozumiem"

Odpowiedź Sikorskiego zaskoczyła wszystkich: "Tak. Wiadomość z wieży, że zahaczyli o drzewo, co uprawniało do postawienia pierwszej hipotezy, skądinąd słusznej".

Zareagowała m.in. Joanna Lichocka: "Przed godz 10.19 na wieży wiedzieli, że Tu-154 zahaczył o drzewo? Przecież była mgła. Nic nie było widac".

Obrazek

O komentarz do słów Sikorskiego poprosili posła Antoniego Macierewicza, który nie miał żadnych wątpliwości, że ta wersja jest nieprawdziwa.
- Pan minister Radosław Sikorski nie mówi prawdy. Nie mógł tej informacji uzyskać z wieży, bo ostatnie słowa jakie stamtąd padły brzmiały "zaczął odchodzić na drugi (krąg - dop. red.) spadł". Taki jest zapis rozmów, to fakt niezaprzeczalny i świadectwo, że nie było żadnej brzozy - tłumaczy portalowi niezalezna.pl poseł Macierewicz. - To jest zamiennik obciążenia ludzi z wieży, którzy są bardzo ważnymi świadkami katastrofy i uczciwie przekazali, jak do niej doszło. Że samolot odchodził na drugi krąg, i wtedy spadł. A więc nie mógł uderzyć w brzozę.
 
http://niezalezna.pl/48102-nasz-news-kt ... a-w-brzoze

* * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * *

Logiczna zbrodnia smoleńska. Rosja miała motyw

Celem smoleńskiej zbrodni było nie tylko uderzenie w Polskę. Ratując w 2008 r. pod przywództwem Lecha Kaczyńskiego Gruzję, kraje naszego regionu pierwszy raz od II wojny zachowały się tak, jakby były pełnoprawnymi europejskimi państwami, a nie satelitami Moskwy. Smoleńsk był udaną demonstracją, odpowiedzią Rosji: jesteście tylko postkolonialnymi byłymi demoludami, skoro prezydenta Polski, która miała aspiracje wam przewodzić, można bezkarnie zabić. I zarówno jego naród, jak i zachodni sojusznicy nie ruszą w tej sprawie palcem - pisze Piotr Lisiewicz w „Gazecie Polskiej”.


Katastrofa smoleńska miała za cel wywołanie katastrofy posmoleńskiej. Obie były równie starannie dopracowane przez tego samego autora scenariusza. Bez przygotowania tej drugiej – pierwsza nie miałaby sensu.

Zdegradować i poniżyć lidera, to reszta się podporządkuje

Chodziło o zdegradowanie i poniżenie państwa, które stało się dla Rosji problemem jako lider krajów, które dotychczas były „bliską zagranicą”, a nagle broniąc Gruzji, zachowały się tak, jakby były Wielką Brytanią, Francją czy Niemcami.

Rosja w swojej tradycyjnej strefie wpływów nie chciała „Zachodu”. Musiała udowodnić, że go tu nie ma. Spowodować, by lider zachodniej „zarazy” demonstracyjnie, na oczach pozostałych krajów podążających lub mogących podążyć jego śladem, okazał się groteskowym, postkolonialnym bantustanem. Kraikiem, który Moskwa może okrutnie poniżać, a jednocześnie w pełni kontrolować.

Konieczne było nie tylko upokorzenie go ze strony Moskwy, ale i żywy dowód, że także Zachód traktuje Polskę jak bantustan. Nie jako sojusznika „na poważnie”, którego się broni, lecz peryferyjne państewko w strefie niczyjej.

W tym, co tu piszę, nie ma śladu polonocentryzmu. Polska nie była dla Rosji największym problemem na świecie. Była poważnym problemem na lokalną skalę Europy Środkowo-Wschodniej. Poważnym, ale usuwalnym, jeśli użyje dostępnych jej narzędzi, w których stosowaniu – co wielokrotnie opisali sowietologowie – jest najlepsza na świecie.

Dwa ważne pytania przeciwników tezy o zamachu

Kilka uwag metodologicznych. Dwa pytania o motyw ewentualnego zamachu, którego miałaby dokonać Rosja, należą do stałego repertuaru zwolenników tezy o pancernej brzozie. W przeciwieństwie do innych, są one uzasadnione i wymagają udzielenia merytorycznej odpowiedzi.

Pierwsze: czy warto było w kwietniu zabijać polskiego prezydenta, skoro pod koniec roku kończyła się jego kadencja i miał niewielkie szanse na reelekcję?

Drugie: czy nikły zysk nie przewyższał niewyobrażalnych kosztów, gdyby sprawa wyszła na jaw?

W mojej ocenie prace ekspertów sejmowej komisji i uczestników konferencji smoleńskich są wystarczającymi dowodami, by nie mieć wątpliwości, że samolot rozerwały wybuchy. To był zamach, stan naszej wiedzy na ten temat "Gazeta Polska" opisała tydzień temu w raporcie po konferencji smoleńskiej.

By jednak zrozumieć motyw zamachu dokonanego przez Rosję, potrzebna jest wiedza z trzech dziedzin.

Po pierwsze – na temat strategii Rosji wobec podbijanych państw, opisanej przez naukowców sowietologów, historyków i znawców Rosji. Bardzo pokaźny dorobek mają tu uczeni polscy, w III RP mało znani: Włodzimierz Bączkowski, Jerzy Niezbrzycki, Marian Zdziechowski, Stanisław Swianiewicz i inni. To porażające, ale Smoleńsk pasuje do ich opisów co do przecinka.

Po drugie – znajomość technologii morderstw politycznych, będących codziennością we współczesnej Rosji. Od początków, czyli PR-owych przygotowań, do przyszłych wniosków śledczych, przez wykonawstwo po schematy ich tuszowania.

Po trzecie – gruntowna analiza sytuacji w Polsce i na świecie: a) przed oraz b) po smoleńskiej zbrodni. Tego, jak przebiegało przejmowanie po upadku rządów PiS wszystkich narzędzi oddziaływania na społeczeństwo w III RP. Takich jak władze państwowe, prokuratura, media, uniwersytety, episkopat.

Przez kogo? Przez trzy typy ludzi: rosyjskich agentów, osoby powiązane z Rosją innym typem zależności, np. interesami, oraz osoby bezideowe, chwiejne, słabego charakteru, pozbawione patriotycznej tożsamości, karierowiczów itp.

Analiza ta musi być uzupełniona wiedzą o specyfice państw postkomunistycznych, zachowaniu w nich wpływów przez Moskwę, zarządzaniu nimi przez postsowiecką biznesową oligarchię, mentalności poszczególnych warstw społecznych itp.

W podpunkcie b) towarzyszyć temu musi analiza wszystkiego, co działo się po Smoleńsku, jak wspomniany materiał ludzki wykonał – mimo potknięć – rosyjski plan.

Uzupełnieniem musi być podobna analiza sytuacji na świecie, a więc tego, jak Rosja wykorzystała moment, w którym Zachód był zajęty innymi problemami, nieskory do kłócenia się z Rosją i miał wyjątkowo słabych przywódców.

1989 – pod kontrolą Moskwy, 2008 – samowolka

By zrozumieć, jak niepokojące było dla Rosji to, co stało się w Gruzji, cofnijmy się do historycznego obrazka opisanego w powieści „Kontra” Józefa Mackiewicza. Jest to książka o losach żołnierzy z narodów leżących na wschód od Polski. Podczas wojny walczyli przeciwko Związkowi Sowieckiemu, a potem – jako członkowie narodów drugiej kategorii – zostali wydani przez cywilizowany Zachód w ręce Stalina.

Gdy w Tbilisi obok polskiego prezydenta i z jego inicjatywy stanęli prezydenci Ukrainy, Litwy i Estonii oraz premier Łotwy, przełamany został ten fatalizm historii. Oto narody drugiej kategorii pierwszy raz zachowały się jak narody z tej lepszej Europy.

1989 r. nie był dla Moskwy takim szokiem. Po pierwsze, przegrywała z Ameryką Reagana, a nie z satelitami, w większości których opozycja była słaba. Po drugie, mniej lub bardziej sprawnie kontrolowała wymuszony na niej proces transformacji.

W 2008 r. inicjatywa postawienia się Moskwie wyszła od byłych demoludów, a nie ze „starego” Zachodu. Prezydent Lech Kaczyński w wywiadzie dla „GP” mówił: „Rosja ma wobec Polski i wszystkich krajów byłego bloku wschodniego swoje cele. Zrezygnuje z nich tylko wówczas, gdy będzie musiała, a nie z powodu jakichś sentymentów”.

„Spreparować” i „gołymi rękami wziąć”

Wymienieni przeze mnie czterej polscy sowietologowie zajmowali się Rosją w II RP, stanowiąc wsparcie dla koncepcji prometejskich Piłsudskiego. Na uniwersytecie, w pismach naukowych, wywiadzie. Po wojnie Bączkowski, Niezbrzycki i Swianiewicz wykładali na amerykańskich uczelniach i służyli swą wiedzą o Sowietach Stanom Zjednoczonym (Zdziechowski zmarł w 1938 r.).

Jaka była najważniejsza myśl w ich pracach o Rosji? Bączkowski przytaczał książkę „Operacja warszawska” Borysa Szaposznikowa, profesora sowieckich uczelni, autora wojskowego planu sowieckiej napaści na Polskę z 1939 r.

Książka dotyczyła wojny z 1920 r. Zdaniem Szaposznikowa, główną przyczyną porażki nie było wcale złe uzbrojenie armii, ale błędna ocena sytuacji wewnętrznej w Polsce. „Przeceniliśmy zrewolucjonizowanie wewnętrznej sytuacji w Polsce w tym okresie. Ta przesada w ocenie sytuacji w Polsce znalazła swój wyraz w nadmiernej, tzn. nieuzgodnionej z naszymi możliwościami, ofensywnej operacji” – pisał. Polemizując z Michaiłem Tuchaczewskim, zarzucał mu nazbyt europejski sposób myślenia o wojnie. Dowodził, że najważniejsze jest, by – zgodnie z rosyjską szkołą – wroga „spreparować” tak, żeby go można było „gołymi rękami wziąć”„szapkami zakidat”.

Bączkowski dowodził, że Zachód nie potrafi skutecznie przeciwstawiać się Moskwie, bo błędnie uważa ją za podobne sobie państwo europejskie. Tymczasem Rosja jest powierzchownie powleczonym europejskością państwem azjatyckim, czerpiącym wojenną strategię od Czyngis-chana i Chińczyków.

Istotą jej siły nie jest wcale nowoczesna armia, bo takiej Moskwa nigdy nie miała, lecz rozkładanie wewnętrzne państw, które chce podbić.

Pisał w tym kontekście o Polsce przedrozbiorowej i jej elitach żyjących z carskich pensji. Stwierdzał, że źródłem siły Moskwy „nie jest normalny w warunkach europejskich czynnik siły militarnej, lecz głęboka akcja polityczna, nacechowana treścią dywersyjną, rozkładową i propagandową”.

Dopiero gdy podbijane państwo było niezdolne do obrony, następował „tryumfalny marsz hordy”.

Preparowanie w praktyce

W XXI w. zastosowanie tej strategii wobec państwa postkomunistycznego, które przez pół wieku było pod moskiewskim panowaniem i nie odsunęło byłych komunistów od wpływów, lecz odwrotnie – zgodziło się, by to oni stworzyli postkomunistyczną oligarchię, okazało się skuteczne.

Zapoczątkowane zostało już wcześniej, w 2007 r., gdy premiera Jarosława Kaczyńskiego zastąpił Tusk. Wylot prezydenta Lecha Kaczyńskiego do Tbilisi w 2008 r. rząd Tuska utrudniał na wszelkie możliwe sposoby.

Odpowiedź na pytanie, czy w takim razie Moskwie nie opłacało się zlikwidować Kaczyńskiego wcześniej, brzmi: „nie”. Do 2007 r. było to nieopłacalne, bo działał rząd, który natychmiast skorzystałby w tej sprawie z wszystkich uprawnień, jakie Polska ma jako członek NATO i UE. Z pewnością zrobiłby on też wszystko, by powołana została międzynarodowa komisja badająca przyczyny katastrofy.

W 2008 r. w Polsce rządził już uległy wobec niej premier, ale zbyt wiele przyczółków lobby niepodległościowego było jeszcze w polskich instytucjach władzy, mediach itp. Poza tym w Ameryce wciąż prezydentem był George Bush.

Zamach wykonany w idealnym momencie

Moskwa zachowała się w sprawie Smoleńska z zimną racjonalnością. Używając słów Szaposznikowa, „preparowała” i „rozkładała” polskie instytucje albo czekała, aż partia Tuska w imię partykularnych interesów rozłoży je sama.

Trwała też w mediach kampania poniżania Lecha Kaczyńskiego. Wielu prowadziło ją dla partykularnych celów, natomiast rosyjska agentura wpływu po to, by po śmierci nikt go nie żałował.

Rosja uderzyła dopiero wtedy, gdy wiedziała, jak zachowają się po Smoleńsku polskie władze, media, śledczy, elity itp. Czekała też na korzystniejszą koniunkturę międzynarodową, która pojawiła się w 2009 r. po wyborze na prezydenta Baracka Obamy.

Odpowiedź na pytanie, czy 10 kwietnia był najlepszym terminem do przeprowadzenia zamachu, jest więc twierdząca. Bo jego celem nie było samo zabicie Lecha Kaczyńskiego, lecz przywrócenie porządku w regionie.

A drugie zastrzeżenie sceptyków, odnoszące się do nikłych zysków i dużego ryzyka? Trzy i pół roku po katastrofie odpowiedź na to pytanie jest prosta. Kontrola w regionie jest przywrócona. A ryzyko międzynarodowego skandalu? Nie było go. Skoro Polski rząd nie zażądał pomocy z UE, NATO czy międzynarodowej komisji, to Zachód uznał, że sprawę ma z głowy.

Nawet przeciwnicy tezy o zamachu muszą przyznać: jeśli Rosja chciała go dokonać, mogła zrobić to bezkarnie.

Celem Rosji nie jest zresztą to, by wszyscy uwierzyli, że jest w tej sprawie niewinna. Wystarczy, by nie było przeciwko niej twardych dowodów. A ci, którzy mogą wiedzieć za wiele, będą likwidowani. Natomiast sytuacja, w której dowodów nie ma, ale w gruncie rzeczy wszyscy wiedzą, że to był dokonany przez nią zamach, jest dla niej korzystna. Mają wiedzieć i drżeć – to zjawisko znane z historii i także świetnie opisane przez sowietologów.

Im mocniej poniżona zostanie Polska, tym lepiej, bo tym mocniejsza nauczka dla innych. Stąd niszczejący na lotnisku wrak, zamiany ciał w trumnach, zdjęcia ciał ofiar w internecie i to, o czym trudno nawet pisać – odcięta głowa Anny Walentynowicz.

Stąd też każda zamiennik przywrócenia godności niszczona jest z furią przez posługującą się nienagannym polskim rosyjską agenturę wpływu.

http://niezalezna.pl/48089-logiczna-zbr ... iala-motyw

____________________________________
Ojczyznę wolną pobłogosław Panie.


10 lis 2013, 18:17
Zobacz profil
Zawodowiec
Avatar użytkownika

 REJESTRACJA10 lis 2006, 07:34

 POSTY        3465
Post Re: Katastrofa smoleńska
Zdjęcie ze Smoleńska "wywołuje ciarki"?

Obrazek
(ten na wprost nie lubi patrzeć prosto w oczy, a ta obok odwraca głowę, bo nie chce mieć z tym nic wspólnego?)

Tusk: nie będę komentował tego zdjęcia! :dupa:

Premier Donald Tusk stwierdził, że nie będzie komentował zdjęcia opublikowanego w tygodniku "w Sieci", przedstawiające jego i Władimira Putina w Smoleńsku.
- Premier Donald Tusk robi słusznie - ocenia Jacek Żakowski z "Polityki".
A Michał Karnowski ("w Sieci") stwierdza:
"Tusk uznał, iż nigdy z niczego i nikomu nie będzie się tłumaczył. Jakby rządził prywatną fermą gęsi, a nie dużym i dumnym narodem".

Zdjęcie opublikowane w tygodniku braci Jacka i Michała Karnowskich wywołało zamieszanie.
Jedne opinie wskazywały na to, iż każdemu można zrobić zdjęcie z niespodziewanym wyrazem twarzy. Inne wskazywały na znaczenie grymasów twarzy, uchwyconych na zdjęciu.
Na stronach tygodnika można było np. przeczytać w tekście "Dogadani?", że zdjęcie "poraża". A w innym, że "wywołuje ciarki".

- Jak to możliwe, że w kilka godzin po śmierci prezydenta Lecha Kaczyńskiego premier polskiego rządu wykonuje gest powszechnie uważany za oznakę triumfu i zadowolenia? Skąd bierze się ten pełen satysfakcji uśmiech na jego twarzy? - pytał Jacek Karnowski (red. nacz. pisma).

Premier Donald Tusk do tej pory nie odnosił się do opublikowanego zdjęcia. A zapytany o nie, odpowiedział:
- Na żadne pytania dotyczące tygodnika "w Sieci" nie będę odpowiadał, bo uważam się za człowieka przyzwoitego  :wysmiewacz:  staram się unikać ludzi nieprzyzwoitych i miejsc nieprzyzwoitych i wychodzi mi to w życiu.
Nie będę komentował niczego, co prezentuje nieprzyzwoity  :dupa: tygodnik.


Czy odmawiając komentowania sprawy szef rządu postąpił właściwie?
Jacek Żakowski mówi jasno.
- Premier Donald Tusk robi słusznie - ocenia w rozmowie z Onetem.

Publicysta "Polityki" dodaje też:
- Myślę, że skala absurdalności zarzutu, który szedł za tym zdjęciem, nie nadaje się do komentowania. Nie można się wdawać w takie komentarze.
W jego ocenie to, co można powiedzieć o formułowanym w związku z tym zdjęciem zarzucie, nie mieściłoby się w ryzach parlamentarnego języka, a jednocześnie jest bardzo oczywiste.

Zupełnie inną opinię ma Michał Karnowski.
- Słowa premiera redakcja tygodnika "w Sieci" przyjmuje z dużą przykrością - mówi Onetowi M. Karnowski z tegoż tygodnika i serwisu wpolityce.pl.
- Nie dlatego, byśmy czuli się szczególnie urażeni. Z ust polityków PO padają bowiem wobec dziennikarzy niezależnych od władzy dużo bardziej brutalne sformułowania, a Stefan Niesiołowski nie cofa się nawet przed obelgami. Także ten ton i ten styl to nic nowego - dodaje.

W ocenie M. Karnowskiego "prawdziwym problemem jest podtrzymanie przez pana premiera całkowicie niepoważnej i nieprzyzwoitej postawy wobec tragedii smoleńskiej".
- Donald Tusk uznał, iż nigdy z niczego i nikomu nie będzie się tłumaczył. Jakby rządził prywatną fermą gęsi, a nie dużym i dumnym narodem - porównuje.
Jednocześnie podtrzymuje swoją ocenę, że okładkowe zdjęcie "w Sieci" pokazuje "rozradowanego" premiera Tuska "wykonującego gest radości z jakiegoś sukcesu" oraz "czule na niego patrzącego premiera Putina".
Michał Karnowski na zarzut szefa rządu, że m.in. jego pismo jest "nieprzyzwoite", odpowiada:
- Tygodnik "w Sieci" to pismo poważne, które pilnowało i będzie pilnować poszukiwania prawdy o Smoleńsku.

Gest triumfu
Obrazek

--------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Tylko dwa komentarze:



Jako nieprzyzwoity, muszę stwierdzić, że na zdjęciu dwaj przywódcy państw, cieszą się z dobrze wykonanego zadania. Czy zdjęcie jest prawdziwe tego nie wiem. Odmowa komentarza jest jednak ucieczką typową dla ryżego. Jako polityk, jest dla mnie absolutnym zerem. Takiego gniota za premiera, Polska nie miała nigdy!
donek irlandczyk

"Tusk robi słusznie - ocenia Jacek Żakowski z "Polityki"
A dlaczego, żydzie, "robi słusznie"? Bo boi się PRAWDY?
Kayetan

http://wiadomosci.onet.pl/forum/zdjecie ... zytaj.html

I jeden z http://forum.o2.pl


pytają tumana, tuman odpowiada
że ciepły deszcz pada
prawdziwa Partia Obłudników...
http://forum.o2.pl/temat.php?id_p=6071498&start=2910


----------------------------------------------------------------------------

MISTRZOSTWO ŚWIATA w OBŁUDZIE, HIPOKRYZJI i ZAKŁAMANIU.

Teraz już jestem pewny na 100 procent, że te "słynne zdjęcie"
Załącznik:
Bratni uścisk we współnej sprawie.jpg

jest - tak jak od razu mi się wydało - pod publikę: rudy udaje że się smuci.
A w duszy się cieszy. Nawet przez tę maskę "smutku" to widać.
Przyjrzyjcie się uważnie.

Tygodnik "w Sieci" jest nieprzyzwoity...
A JAKI JEST ten CZŁOWIEK na tym ZDJĘCIU z zaciśniętymi piąstkami?


Jest jeszcze jedna rzecz.
Zauważcie jak durne lemingi próbują iść w zaparte i bronią wodza:



staryzboj: do wszystkich podejrzliwych, wierzących w zamach- jak witacie na pogrzebach swoich bliskich, w domach podczas stypy innych członków swojej rodziny, czy znajomych ?
Ja na pogrzebie mojego Ojca podobnie uśmiechałem się do wszystkich którzy składali mi kondolencje. Zaciśnięte pięści - to może być oznaka rozpaczy - zginęło tylu ludzi, to może być oznaka bezsilnej złości na głupotę, bezmyślność tych co doprowadzili do katastrofy - główne przyczyny były znane tuż po katastrofie - ten samolot nie miał prawa próbować lądowania w tych warunkach, powinni to wiedzieć prezydent, generał Błasik - był przecież lotnikiem i też powinien znać obowiązujące procedury, ale przede wszystkim piloci dla których bezpieczeństwo pasażerów powinno być najwyższym priorytetem. O bezmyślności, ignorowaniu wszelkich przepisów, instrukcji, procedur i zdrowego rozsądku przez pilotów, generała Błasika, Kazany, Prezydenta świadczą te wycieczki do kabiny pilotów - tam był ruch jak na dworcu kolejowym. A o tym że próbowali lądować świadczy wysunięte podwozie.


I komentarz:


A jakby Tusk zdjął spodnie i wypiął gołą  :dupa:  to jakbyś go wtedy tłumaczył?
Esteta


A to już mój komentarz:


Ty jesteś starydureń nie staryzboj. Jak ten złodziej schwytany na gorącym uczynku za rękę, który mówi: TO NIE MOJA RĘKA!
Skomentuje tylko ostatnie zdanie: durny lemingu gdybyś zadał sobie troche trudu, a nie tylko kopiował bezmyslnie to dowiedziłbyś się, że "wysunięte podwozie" nie świadczy o zamiarze lądowania: jest zawsze wysuwane w przypadku podejścia próbnego - taka PROCEDURA!
kominiarz


 Nie masz wystarczających uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego postu.

____________________________________
"Demokracja to cztery wilki i owca głosujące o obiedzie" R.A.Heinlein


Ostatnio edytowano 11 lis 2013, 10:37 przez kominiarz, łącznie edytowano 2 razy



11 lis 2013, 10:34
Zobacz profil
Avatar użytkownika

 REJESTRACJA19 lut 2008, 14:23

 POSTY        429
Post Re: Katastrofa smoleńska
Ciekawe i dające do myślenia (czynność obca dla lemingów i polactwa). Z portalu wpolityce.pl


Blogerka Martynka dla wPolityce.pl:
Piloci walczyli do końca. Dramat rozegrał się przed brzozą. Dlaczego oficjalne komisje pominęły tak wiele istotnych danych?

Pancerna brzoza, powołana do medialnego życia przez Siergieja Amielina 13 kwietnia 2010 roku, odegrała kluczową rolę w tworzeniu nieprawdziwej historii ostatnich sekund lotu TU 154 M numer 101, którą twórczo rozwinęły raporty MAK i komisji Millera. Po ponad trzech latach od tamtych tragicznych wydarzeń, dzięki żmudnej pracy wielu naukowców związanych z Zespołem Parlamentarnym A. Macierewicza, można powiedzieć z całą pewnością, że brzoza nie tylko nie była w stanie, jak podają oficjalne raporty, oderwać skrzydła samolotu, ale przede wszystkim to, że  nie odegrała absolutnie  żadnej roli w całym dramacie. Okazuje się, że poważne kłopoty polskiego samolotu nie zaczęły się w chwili rzekomego uderzenia w brzozę, ale co najmniej 50 metrów przed nią.

Do takich właśnie wniosków doszedł doktor Kazimierz Nowaczyk,  który podjął się analizy danych zapisanych przez skrzynkę parametrów lotu ATM QAR. Chcąc poznać odpowiedź na pytania związane z ostatnimi sekundami lotu tupolewa, dokonał synchronizacji zdarzeń poprzedzających zamrożenie pamięci komputerów pokładowych FMS,  przyjmując  za biegłymi ATM (naukowcy biorący udział w I Konferencji Smoleńskiej otrzymali od PW ekspertyzę ATM),  że w tym miejscu, gdzie został zamrożony FMS drugiego pilota, doszło także do przerwania pracy przez rejestratory parametrów lotu (FDR). Zestawił dane zapisane przez ATM QAR i odniósł je do obliczonej przez biegłych w kolejnych sekundach odległości samolotu od progu pasa. Należy podkreślić, że to, co zrobił, nie jest przekształceniem danych ATM, lecz jedynie ich zestawieniem. Zatem wnioski, które  wynikają z tych danych, powinny także być znane śledczym, którzy dysponują identycznym materiałem źródłowym, a zatem należałoby się spodziewać, iż wykonano także jego stosowne analizy.
Jaki obraz ostatniej fazy lotu TU 154 M wyłonił się po zsynchronizowaniu danych z rejestratorów Tupolewa z obliczeniami biegłych Prokuratury Wojskowej oraz zapisami rejestratora dźwięku (CVR)?

Okazało się, że już około 125 metrów przed pancerną brzozą, czyli jakieś 980 metrów od progu pasa, CVR zaczął zapisywać dźwięk „odgłosów przemieszczających się przedmiotów”, a, co warto podkreślić, działo się to w miejscu, gdzie nie rosną żadne drzewa. Powstaje więc pytanie o przyczynę powstania tego typu dźwięków, dających dość wyraźny efekt akustyczny wewnątrz kadłuba. Czy były to efekty jednej z kilku mniejszych eksplozji, których celem miało być obezwładnienie polskiego samolotu, czy też przyczyną owych dziwnych dźwięków była jakaś poważna awaria? Być może właśnie w tym momencie pasażerowie zorientowali się, że z samolotem dzieje się coś niepokojącego i dlatego też wielu z nich postanowiło uruchomić telefony. W październiku 2010 roku Prokuratura Wojskowa przekazała niezwykle interesującą informację dotyczącą telefonów należących do członków delegacji. Otóż w chwili katastrofy na pokładzie Tupolewa było włączonych co najmniej 19 telefonów, które, co warto podkreślić, zalogowały się do rosyjskiej sieci. Z kolei z innych źródeł wiadomo, że niektórzy pasażerowie usiłowali dodzwonić się do swoich bliskich, by przekazać im relację z, jak można przypuszczać, dramatycznych wydarzeń, które działy się w samolocie.

Wszyscy pamiętamy przejmująca relację żony ś.p posła Deptuły, która otrzymała na swoją skrzynkę głosową ostatnią wiadomość od męża:
Między godziną 9 a 9.30 na mój telefon przyszła poczta głosowa, na której było zarejestrowane nagranie głosu mojego męża, który krzyczał: "Asia, Asia". W tle słychać było trzaski, a właściwie to głos mojego męża był w tle. Słychać było też głosy ludzi, jakby głos tłumu. Nie rozpoznałam słów, był to krzyk ludzi. Nagranie trwało 2-3 sekundy. Trzaski były krótkie, ostre dźwięki. Tak jakby łamał się wafel lub plastik plus dźwięk przypominający hałas wiatru w słuchawce telefonu.
Czy opisany przez analizujących nagrania z kokpitu ekspertów IES dźwięk „odgłosów przemieszczających się przedmiotów” mógł być tym samym, który słyszała w nagraniu z telefonu swojego męża wdowa po pośle PSL, a który scharakteryzowała słowami „krótkie trzaski, ostre dźwięki, jakby łamał się plastik”?
Wydaje się to bardzo prawdopodobne, choć dzisiaj prawie niemożliwe do udowodnienia w sytuacji, kiedy nagranie zostało wykasowanie w nie do końca zrozumiałych okolicznościach.
Inną dość tajemniczą sprawą, która w kontekście ustaleń doktora Nowaczyka nabiera szczególnego znaczenia, było wykasowanie przez rosyjskie służby zdjęć z aparatów ofiar katastrofy smoleńskiej, z których część była wykonywana na pokładzie TU 154 M.

Czego tak gorączkowo szukali rosyjscy funkcjonariusze w aparatach należących do polskich delegatów? Czyżby sceny, jakie uwiecznili pasażerowie TU 154 M, były na tyle niewygodne i kłócące się z oficjalną wersją, że konieczne było ich wykasowanie? Trudno bowiem znaleźć inne wytłumaczenie dla takich działań niż konieczność pozbycia się dowodów pokazujących inny przebieg katastrofy smoleńskiej.
Pierwsze kłopoty polskiego samolotu, których skutkiem, jak można przypuszczać, był „odgłos przemieszczających się przedmiotów”, stanowiły zaledwie preludium tego, co miało wkrótce nastąpić. Jak wynika z zapisów ATM QAR około 50 metrów przed brzozą doszło do gwałtownej zmiany przeciążenia pionowego z 1,38 g do 0,88 g, zobrazowanej na wykresie w postaci wyraźnego „tąpnięcia”. Siła, jaka w tym momencie zadziałała na samolot, była na tyle duża, że spowodowała błyskawiczną reakcję,  zapewne mocno zaskoczonego pilota, który usiłował wyprowadzić maszynę z opresji poprzez przechylenie wolantu w prawo. W tym momencie zaczęła się prawdziwa walka na śmierć i życie, którą polscy piloci mogli wygrać, gdyby przeciwnik nie okazał się tak bezwzględnie przebiegły.

Oto realizowany przez polską załogę plan odejścia na drugi krąg został gwałtownie przerwany przez nieznanego pochodzenia siłę, która wywołała efekt, dający się porównać ze zrzuceniem na samolot kilkudziesięciu ton. Destrukcyjna energia zadziałała na kadłub z lewej strony i  najprawdopodobniej poważnie uszkodziła  lewe skrzydło, co wywołało u pilota naturalny odruch zmierzający do wyprowadzenia samolotu „na prostą” z narastającego przechyłu w lewo. Kolejne sekundy były jeszcze bardziej dramatyczne. Pada przekleństwo ze strony całkowicie zaskoczonego sytuacją człowieka, który w tych ułamkach sekund dzielących go od tragedii, usiłował ratować siebie i ludzi z nim lecących.  Niemal w tym samym momencie z samolotem zaczyna dziać się coś bardzo dziwnego, czego nie można w żaden sposób wytłumaczyć. Oto autopilot samoczynnie obraca ster kierunku. Co mogło spowodować takie zachowanie autopilota? Wydaje się najbardziej prawdopodobne, że przyczyną tak niezrozumiałej reakcji układu ABSU było niezarejestrowane przez skrzynki parametrów lotu (FDR) wydarzenie, jak na przykład gwałtowny spadek siły nośnej związany z uszkodzeniami poszycia samolotu lub nagła różnica ciśnień zewnętrznych, wywołana np. eksplozją, do której doszło poza kadłubem. Powodem reakcji ABSU mogły być też siły, których skutek działania (widoczna zmiana przeciążeń poziomych) pojawi się po kolejnej 0,5 sekundy zapisu. Niezrozumiałe jest, że osobliwe zachowanie ABSU jeszcze przed brzozą w żaden sposób nie zainteresowało ani członków komisji MAK, ani komisji Millera. Pojawiające się anomalie w obu zapisywanych przeciążeniach (pionowym i poprzecznym), świadczą o tym, że w okolicach tego miejsca mógł nastąpić wybuch w skrzydle, powodując uszkodzenie jego wewnętrznej części, a tym samym częściową utratę siły nośnej. Za takim scenariuszem przemawiają pierwsze odłamki, również w kolorze czerwonym, znajdowane później w okolicach brzozy lub pomiędzy jej gałęziami, które komisja Millera błędnie przypisała zjawisku zderzenia się skrzydła samolotu z drzewem. Jednak obecność drzazgi na złamanej brzozie całkowicie przeczy takiemu przebiegowi wypadków. Końcówka lewego skrzydła nie mogła bowiem oderwać się dopiero 1,5 sekundy po kolizji, w sytuacji, gdy brzoza ma przełom drzazgowy!

Po minięciu brzozy, w odległości około 70 metrów przed TAWS#38 pojawia się kolejna zupełnie niezrozumiała reakcja samolotu, a właściwie jej brak. Pilot gwałtownie wciska prawy pedał do maksymalnych wartości, a mimo to ster kierunku w ogóle nie reaguje na tak zadaną komendę, co może sugerować awarię ciągu sterowania gdzieś pomiędzy pedałami a sterem (w kadłubie lub stateczniku), choć Załącznik 2 do raportu Millera stwierdza, że wychylenia steru kierunku były zgodne z ruchami pedałów. Jak się okazuje takie stwierdzenie nie polega na prawdzie. W kolejnych sekundach po raz kolejny dochodzi do skokowych zmian wartości przeciążenia pionowego, które mogą świadczyć o silnych drganiach konstrukcji samolotu spowodowanych na przykład eksplozją. W wyniku zmian przeciążenia połączonych z dużą utratą siły nośnej, musiało dojść do dalszego niszczenia poszycia lewego skrzydła, w efekcie czego skrzydło oderwało się  w swojej końcowej części, którą znaleziono na północ od autokomisu, zaś środkowa część uległa takiemu zniszczeniu, że nie generowała już siły nośnej, przyspieszając obrót samolotu w lewo.

W okolicach tego miejsca pojawiły się też problemy z instalacją elektryczną ( np. odłączanie od sieci pokładowych kolejnych generatorów prądu czy przerwany komunikat PULL… systemu TAWS w głośniku załogi, połączony z jednosekundową przerwą rejestracji aktywności systemu TAWS przez ATM QAR). Warto sobie uświadomić i mocno to podkreślić, że opisane wyżej nienormalne zachowania samolotu miały miejsce w chwili, kiedy samolot jeszcze nie uderzył w ziemię i według członków komisji KBWLLP miał być całkowicie sprawny, a jedynym uszkodzeniem miała być oderwana końcówka lewego skrzydła.
Drugi akt dramatu rozpoczął się w punkcie oznaczonym, jako TAWS#38, w odległości około 705 metrów od progu pasa. Zapis ten został pominięty w raporcie Millera. Nie tylko nie dokonano analizy zarejestrowanych w tym miejscu parametrów lotu, ale w ogóle nie wyjaśniono powodów usunięcia tego punktu z odtworzonej trajektorii lotu. Co się wówczas działo z samolotem?

Doszło do gwałtownej zmiany przeciążenia poprzecznego, co spowodowało, że pasażerowie zaczęli krzyczeć, zapewne widząc, że ich położenie staje się z sekundy na sekundę coraz bardziej beznadziejne. Pilot wcisnął lewy pedał, a przelatując nad ulicą Kutuzowa obrócił wolant w prawo. Niektórzy świadkowie widzieli w tym miejscu snop iskier ciągnących się za samolotem, doszło tez do uszkodzenia lewego steru wysokości, zaś wibracje w lewym silniku zaczęły gwałtownie rosnąć przy jednocześnie spadającym ciągu tegoż. Krzyk w kabinie trwał nieprzerwanie od punktu TAWS#38 aż do końca  nagrania, a więc do momentu  ustania zasilania, co według oficjalnych danych (zarówno MAK jak i ekspertów z firmy ATM) stało się jeszcze w powietrzu (wg MAK na wysokości około 15 metrów nad ziemią), w chwili, gdy komputery pokładowe (FMS) uległy tzw. „zamrożeniu”.
W tym miejscu, zgodnie z tym, co stwierdził w swoim raporcie doktor inżynier Grzegorz Szuladziński, doszło do wybuchu w kadłubie, a samolot uległ rozczłonkowaniu. Oderwała się część ogonowa z wręgą ogniową, burty części kabiny pasażerskiej zostały wywinięte na zewnątrz, zaś przednia część z kabiną pilotów oddzieliła się od reszty i upadła w pozycji normalnej. Samolot de facto przestał istnieć, jako konstrukcja mierząca blisko 50 metrów długości i 40 metrów rozpiętości, zamieniając się w tysiące drobnych fragmentów (odłamki) noszących charakterystycznych ślady zniszczenia na skutek ciśnienia wewnętrznego, o czym mówił na październikowej konferencji profesor Andrzej Ziółkowski.  Naukowiec stwierdził wówczas, że „Wiele zniekształceń metalowych elementów wraku samolotu Tu-154 odpowiada zniekształceniom prezentowanym w literaturze, jako typowe zniekształcenia powstające na elementach metalowych w przypadku eksplozji”.

Trudno uwierzyć w to, że żaden z badających katastrofę smoleńską ekspertów, wchodzących w skład komisji Millera, nie zauważył tak wielu śladów wskazujących na możliwość eksplozji wewnątrz kadłuba, wydaje się to wręcz nieprawdopodobne. Ciężko też zrozumieć, dlaczego oficjalne komisje pominęły tak wiele istotnych danych, które pokazywały, że z samolotem, już co najmniej kilkadziesiąt metrów przed pancerną brzozą, działo się coś niedobrego, co dało efekt w postaci dziwnych odgłosów nagranych przez CVR, a także niewytłumaczalnych w normalnym locie zachowań poszczególnych urządzeń samolotu zarejestrowanych przez skrzynkę parametrów lotu.

Poniżej link do strony z artykułem:
http://wpolityce.pl/artykuly/67081-blogerka-martynka-dla-wpolitycepl-piloci-walczyli-do-konca-dramat-rozegral-sie-przed-brzoza-dlaczego-oficjalne-komisje-pominely-tak-wiele-istotnych-danych


14 lis 2013, 22:43
Zobacz profil
Zaawansowany
Avatar użytkownika

 REJESTRACJA04 lis 2013, 16:06

 POSTY        75
Post Re: Katastrofa smoleńska
Ja chciałbym osobiście podziękować ekipie rządzącej za te lata ich rządów, za katastrofę, za bezrobocie w Polsce, za media mówiące "prawdę" i tylko "prawdę", za opluwanie krzyża, Kościoła Polskiego i chrześcijan, za niszczenie polskości, za kłamstwa codzienne małe i duże, za propagowanie dewiacji seksualnych, za niszczenie rodzin, za nędzę i biedę, za setki tysięcy magistrów bez pracy, za miliony wyjeżdżających do pracy poza Polskę, za "sprawiedliwe" sądy, za "rychliwą" sprawiedliwość, za skromność rządzących, za tanie zegarki  na rękach władzy, za bratanie się w wrogami Polski, za dyrektywy wydawane urzędnikom, za rozpasanie urzędnicze, za prywatę rządzących, za watkę z korupcją, za walkę z tymi co myślą inaczej, za e-sądy co pozwalają bezprawnie ściągać długi sprzed 20 lat, za wielkie sieci marketów co nie płacą podatków i likwidują miejsca pracy,  - za to wszystko serdecznie już dziękuję! Wystarczy mi do końca mojego zycia! Na osobne i specjalne podziękowania od Narodu Polskiego przyjdzie jeszcze czas.  

:za2:


16 lis 2013, 15:20
Zobacz profil
Zawodowiec
Avatar użytkownika

 REJESTRACJA23 sie 2009, 07:34

 POSTY        3657
Post Re: Katastrofa smoleńska
Vlad                    



Ja chciałbym osobiście podziękować ekipie rządzącej za te lata ich rządów....,

Na osobne i specjalne podziękowania od Narodu Polskiego przyjdzie jeszcze czas.  

:za2:


3mmsie--

I tak trzymać  :excl:  pije-===[

Jeszcze 2 lata i po Nowaku przyjdzie czas na kolejnych "władców marionetek" spod znaku PO  :zly1:

____________________________________
Videtur et hoc mihi Platforninem non debere esse
Poza tym uważam że Platformę należy zniszczyć
/Katon starszy/


16 lis 2013, 15:31
Zobacz profil
Znawca
Avatar użytkownika

 REJESTRACJA15 lip 2013, 09:18

 POSTY        247

 LOKALIZACJAWhite Snow Hause :-)
Post Re: Katastrofa smoleńska
Pamiętacie może film Bromskiego pt. "Uwikłanie" - świetnie zmontowany kryminał z wartką akcją, której kanwa sięga w odległe zdarzenia z przeszłości, z tajnymi służbami w mglistym tle. Niezwykle dobrze się ogląda i niech nie zniechęca was, to że mainstreamowe media w swych recenzjach opisały go jako najlepszy polski political fiction, w oglądaniu którego nie razi nic. Nie razi nawet to że nijak się ma ten owoc polskiej kinematografii do historii powojennej Polski i kulis powstawania III RP, bo przecież najlepsza rozrywka to taka całkowicie zmyślona...
Leniwym, którym nie chcę się szukać filmu w wypożyczalniach, powiem że bez problemu znajdą go na Youtubie - w pełnej wersji.
Ale dlaczego wspominam o rozrywkowym filmie w tak poważnym wątku? Chyba za sprawą artykułu Witolda Gadomskiego pt. "Zabójcy z PRL czyli operacja Vidal", a który to pojawił się na łamach najnowszego wydania "W Sieci". Nie będę zdradzał szczegółów, niemniej znamienne kto miał powitać ŚP. Prezydenta Kaczyńskiego na płycie lotniska w Siewiernym... Cóż warto jeszcze przeczytać felieton Tomka Łysiaka na temat "Nożyc Goliacyna".
Czy to o czym piszę ma jakikolwiek związek ze Smoleńskiem?
Nie wiem - nie jestem mentalistą. Ja w zasadzie tylko tak bez skrępowania  próbuję się zastanawiać, co stało się w Smoleńsku i dawno i nie tak dawno, co stało się z rodzicami pewnego polskiego księcia, który uwielbiał kolor "czerwony", co z matką pewnego znanego senatora, którego pasją było kino i piękno, co z kilkoma znanymi generałami, a co z pierwszym odkrywcą warmińsko mazurskiej strefy (tudzież) kolonii dla Talibów...  Wybaczcie, jeżeli swoją gorzką ironią uraziłem - nie było to moim zamiarem.


20 lis 2013, 21:48
Zobacz profil
Wyświetl posty nie starsze niż:  Sortuj wg  
Odpowiedz w wątku   [ Posty: 2082 ]  idź do strony:  Poprzednia strona  1 ... 131, 132, 133, 134, 135, 136, 137 ... 149  Następna strona

 Nie możesz rozpoczynać nowych wątków
 Nie możesz odpowiadać w wątkach
 Nie możesz edytować swoich postów
 Nie możesz usuwać swoich postów
 Nie możesz dodawać załączników

Skocz do:  
cron