Teraz jest 07 wrz 2025, 05:51



Odpowiedz w wątku  [ Posty: 2082 ]  idź do strony:  Poprzednia strona  1 ... 128, 129, 130, 131, 132, 133, 134 ... 149  Następna strona
Katastrofa smoleńska 
Autor Treść postu
Fachowiec
Własny awatar

 REJESTRACJA14 wrz 2011, 21:56

 POSTY        1263
Post Re: Katastrofa smoleńska
Kompromitacja zespołu Laska

W Polsce rośnie bezrobocie, są coraz wyższe podatki i parapodatki. Mamy zapaść służby zdrowia, załamanie systemu emerytalnego oraz finansów publicznych, drożyznę i niebywały – znacznie większy niż za Gierka – wzrost zadłużenia publicznego, które spłacać będą przynajmniej dwa następne pokolenia.
Według Donalda Tuska, „suchą nogą przeszliśmy przez kryzys”, co ma się jednak nijak do powszechnych odczuć społecznych.
Jesteśmy przecież jedynym krajem UE, w którym teoretycznie PKB rośnie, ale dochody obywateli spadają. Nic zatem dziwnego, że panuje coraz większe niezadowolenie z obecnej władzy, a według najnowszych badań TNS Polska aż 72 proc. Polaków źle ocenia pracę obecnego rządu.

W tej sytuacji premier i jego ekipa próbują odwracać uwagę opinii publicznej od szkodliwości swoich rządów. Za pomocą usłużnych wobec władzy mediów (niektóre z nich żyją z władzy, która im daje poprzez agendy rządowe i firmy z udziałem Skarbu Państwa intratne reklamy) dokonano bezprecedensowej próby zdezawuowania w oczach opinii publicznej ekspertów zespołu parlamentarnego ds. wyjaśnienia katastrofy smoleńskiej.
Jest to zemsta za to, że ten kierowany przez Antoniego Macierewicza zespół udowadnia swoimi pracami, jak wielkie były zaniechania i nieudolność organów państwa polskiego w kwestii wyjaśnienia przyczyn katastrofy oraz uległość wobec Moskwy.

Obalono już tezę propagandy rosyjskiej i Tuskowej o rzekomych naciskach na pilotów oraz że w kokpicie tupolewa w momencie podchodzenia do lądowania przebywał gen. Błasik, co miało być dowodem na wywieranie presji. Autorzy ataku na zespół Macierewicza mają najwyraźniej poczucie winy i choć komisja rządowa Millera nie dała odpowiedzi na najważniejsze pytania i nie przedstawiła wiarygodnych dowodów, twierdzą, że sprawa jest zamknięta.

Najpierw zaatakowała „michnikowy szmatławiec”. Jednak protokoły przesłuchań, które ujawniła prokuratura wojskowa, obnażyły manipulację tego dziennika. Zastosowano zasadę pars pro toto (część zamiast całości): do konstrukcji pożądanego przez władze przekazu zostały bowiem użyte zdania wyrwane z kontekstu, aby ośmieszyć ekspertów, a pominięto te fragmenty ich zeznań, które świadczą o kompetencji ekspertów w poszczególnych dziedzinach.
Ponadto w „GW” napisano o wydarzeniach, których nie było, np. o tym, że prof. Binienda prosił prokuratorów o udostępnienie profilu skrzydła, jednak w protokołach prokuratury nie ma o tym wzmianki.

Za „GW” ten fałszywy przekaz został powielony przez mainstreamowe media. Następnie skompromitował się propagandowy zespół Macieja Laska.
Pytany przez dziennikarzy jego szef przyznał, że ani on, ani jego koledzy nigdy nie byli na miejscu katastrofy i nie badali wraku. Maciej Lasek nawet nie wie, kto mierzył brzozę w Smoleńsku, i nie potrafił wskazać, kto prowadził oględziny miejsca zdarzenia. I to ma być zespół ekspertów, który w rzetelny sposób przeprowadził śledztwo?

Raport ekspertów zespołu parlamentarnego – w odróżnieniu od tego, co robiła komisja Jerzego Millera i zespół Macieja Laska – opisuje kwestie katastrofy kompleksowo. Odnosi się do wszystkich aspektów katastrofy, nie tylko tych lotniczych.
Atak na ekspertów zespołu Macierewicza miał nie tylko podważyć ich niewygodne dla ekipy Tuska ustalenia w sprawie tragedii z 10 kwietnia 2010 roku, ale także odwieść prezesa PAN prof. Michała Kleibera od przeprowadzenia debaty, którą zapowiadał.

Eksperci rządowi wyjątkowo boją się takiej konfrontacji, bo wiedzą, że król jest nagi, i nie mają dowodów potwierdzających ich wersję wydarzeń.

http://naszdziennik.pl/mysl-felieton/54 ... laska.html

* * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * *

Katastrofiści Laska badają katastrofy na odległość. Potrafią zbadać katastrofę lotniczą bez oględzin miejsca, bez wraku, bez czarnych skrzynek...

1. Ciekawy pomysł rzucił dzisiaj w „Zetce” Hofman, zwracając się do sfory... przepraszam... zwracając się do strony rządowej, usiłującej zagryźć Macierewicza – niech rząd opatentuje wynalazek badania katastrof lotniczych na odległość!


2. Strona rządowa ma rację - Macierewicz nie ma ekspertów, którzy zjedliby zęby na badaniu katastrof lotniczych. Żaden z nich nie może wykazać się dorobkiem zbadania dajmy na to trzystu katastrof wielkich samolotów pasażerskich w ciągu ostatnich pięciu lat.
Eksperci zespołu parlamentarnego to prości profesorowie, kilkadziesiąt lat pracy w jakiejś tam mało znanej agencji NASA, specjaliści od balistyki, od wytrzymałości materiałów, od lotnictwa – ale przecież nie od katastrofistyki lotniczej.

3. Co innego rząd. Ten, w zespole Millera, a potem Laska, ma znakomitych ekspertów od katastrofistyki lotniczej. Nie wiadomo kim są ci eksperci, żaden się dotychczas nie ujawnił, ich nazwiska i tytuły rząd trzyma w tajemnicy, ale solennie zapewnia, że takich ekspertów ma.
I są to tak znakomici katastrofiści lotniczy, że do zbadania katastrofy nie jest im potrzebny ani wrak, ani czarne skrzynki, ani nawet obecność na miejscu katastrofy.
Katastrofiści lotniczy, pracujący dla rządu polskiego, potrafią zbadać katastrofę z odległości tysiąca dwustu kilometrów, nie ruszając się z rządowych gabinetów.
I potrafią na odległość zawyrokować bez pudła, że katastrofę spowodowała mgła, brzoza, piloci i pasażerowie.

4. Amerykanie czy Anglicy, jak się zdarzy katastrofa, zbierają kawałki, sklejają wrak niczym dzieci z Małego Modelarza. Potem sprawdzają, czy gdzieś nit nie puścił lub czy coś gdzieś nie wybuchło.
Już nie wspomnę, że w zacofanym PRL-u silnik na drobne części rozkładali, żeby udowodnić, że łożyska wysiadły i samolot spadł w Lesie Kabackim. Żmudna, benedyktyńska robota.
A tu proszę bardzo – rządowi eksperci na oczy wraku nie widzieli, czarnych skrzynek nie dotknęli, jednej nawet nie znaleźli - a wszystko wiedzą – jak spadł, jak się rozbił, co ściął, o co zahaczył.
Nawet brzozę na odległość z Polski zmierzyli i trochę się tylko pomylili, zaledwie o dwa metry.

5. Hofman ma rację – zanim inni na to wpadną – tę technologię badania katastrof lotniczych na odległość trzeba niezwłocznie opatentować.

http://wpolityce.pl/artykuly/63040-kata ... h-skrzynek

* * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * *

Prof. Nowaczyk o akcji "Wyborczej" i zespole Laska: trwa ukrywanie karygodnych błędów

Gdyby członkowie komisji Millera wypełnili swe zadanie jak należy, nie byłoby potrzeby powoływania zespołu parlamentarnego - mówi portalowi niezalezna.pl profesor Kazimierz Nowaczyk, ekspert parlamentarnego zespołu badającego przyczyny katastrofy smoleńskiej, pod kierownictwem posła Antoniego Macierewicza.
 
Czy po ostatniej prowokacji "Wyborczej" - przeprowadzonej prawdopodobnie przy wiedzy Macieja Laska - jest jeszcze możliwa wspólna debata ekspertów zespołu parlamentarnego i specjalistów z komisji Millera?

Zacznę od wypowiedzi Macieja Laska zamieszczonej w „michnikowemu szmatławcowi” tuż po powołaniu przez premiera Tuska tego zespołu. "Pierwszym celem zespołu jest objaśnianie  w sposób przystępny  niektórych szczegółów zawartych w raporcie komisji Millera lub rozwijanie niektórych treści. Po drugie - będziemy prostować nieprawdziwe informacje pojawiające się w mediach oraz odpowiadać na przesyłane pytania. Po trzecie - edukacja.  Trzeba np. wyjaśniać, że to, co się wydarzyło w Smoleńsku, nie odbiega od najbardziej typowych wypadków w lotnictwie komunikacyjnym".

Niestety, dzisiaj widzę, że główne zadanie tej grupy to podważanie kompetencji i dezawuowanie dorobku naukowego osób współpracujących z zespołem parlamentarnym. Ocenianie kompetencji nie na podstawie dorobku naukowego i kwalifikacji zawodowych lecz na podstawie wypowiedzi wyjętych z szerokiego kontekstu, zajmowanie się życiorysami, manipulacja i dezinformacja a także pospolite kłamstwa, są nachalną propagandą. Przykro słuchać, jak przedstawiciele rządowego zespołu, p. Lasek, p. Jedynak, bezrefleksyjnie wpisują się w ten nurt. Pomimo to uważam, że rozmowy są nie tylko możliwe, ale konieczne.
 
W październiku 2012 roku z inicjatywy prof. Piotra Witakowskiego i grupy naukowców doszło do konferencji naukowej, na której rozważano problematykę katastrofy w Smoleńsku. Wśród licznej grupy uczestników tej konferencji, reprezentujących różne dziedziny i zatrudnionych w różnych placówkach naukowych, próżno szukać nazwisk członków komisji Millera, w tym Macieja Laska. Z inicjatywą rozmowy merytorycznej (podkreślam to słowo) wystąpili studenci Uniwersytetu Stefana Kardynała Wyszyńskiego organizując na początku lutego br. debatę, na którą zostali zaproszeni członkowie komisji Millera oraz naukowcy skupieni przy ZP. Niestety, odzewu z  tzw. drugiej strony nie było.
 
Za niespełna miesiąc, 21-22 października, odbędzie się II Konferencja Smoleńska. Jako członek Komitetu Naukowego tej konferencji (sekcji Fizyka i Geotechnika) zapraszam pana Macieja Laska i osoby z nim współpracujące do uczestnictwa. Wpisowe wynosi 400 PLN. M. Lasek dysponuje środkami finansowymi na działalność swego zespołu, niechże więc podatnik zobaczy, że środki przyznane mu wspaniałomyślnie przez premiera nie rozpływają się we wszechświecie.
  Z inicjatywą konferencji naukowej wystąpił także prezes PAN prof. Kleiber. Odpowiedź p. Laska i odpowiedź posła A. Macierewicza w naszym imieniu – w imieniu naukowców, były pozytywne. Teraz okazuje się, że pan Lasek jest jak najbardziej gotów do rozmów, ale z ekspertami, których on sam sobie wybierze. Do tej pory nie słyszałem o konferencji „naukowej”, do której dopuszcza się wybranych naukowców, a nie referaty wybrane przez komitet naukowy.
 
Jak ocenia Pan przyznanie się Macieja Laska i jego najważniejszych ekspertów do tego, że żaden z nich nie był nawet w Smoleńsku?
Nie na każdym miejscu katastrofy można być, mam na myśli np. rozpad wahadłowca Columbia, który nastąpił wiele kilometrów nad ziemią. Na miejscu katastrofy rządowego samolotu w Smoleńsku trzeba było być. Obowiązek bycia tam i powinność skrupulatnego wypełniania zadań członka państwowej komisji należały do Macieja Laska i każdego z pozostałych 33 członków komisji Millera.
  To od fachowości, rzetelności i uczciwości biegłego zależy bezpieczeństwo lotów, bo nadrzędnym celem ustalenia przyczyny każdej katastrofy lotniczej jest poprawa bezpieczeństwa lotów. Jeśli tak beztrosko członkowie komisji podchodzą do tych spraw, do sprawy życia pasażerów, to ja nigdy więcej nie wsiądę na pokład samolotu LOT.
 
Gdyby członkowie komisji Millera wypełnili swe zadanie jak należy, nie byłoby potrzeby powoływania zespołu parlamentarnego. Zarzucanie nam teraz, że nie oglądaliśmy miejsca katastrofy, którą się zajmujemy, jest próbą ukrycia własnych, karygodnych zaniedbań. Dotyczą one nie tylko braku badań miejsca katastrofy, wraku, ciał, zapisów z rejestratorów, dotyczą jakości całego  raportu. Jest też jaskrawym przejawem podwójnej moralności Macieja Laska i tych, którzy nie czują niepokoju sumienia.

http://niezalezna.pl/46281-tylko-u-nas- ... ych-bledow


* * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * *

Rządowe instrukcje do debaty smoleńskiej

Dotarliśmy do tajnych rządowych instrukcji debaty smoleńskiej, która miała się odbyć w Sejmie już w styczniu 2013 r. pod honorowym przewodnictwem Bogdana Borusewicza. Zaznaczono, że większość wśród prelegentów mają stanowić naukowcy „W”, czyli zwolennicy teorii wypadku, a tylko kilku „Z”, czyli zwolenników zamachu. Nagle, w ostatniej chwili ze wszystkiego się wycofano - pisze "Gazeta Polska Codziennie".

 
Konferencja naukowa, którą strona rządowa zaplanowała na „15 stycznia 2013 roku bądź inną zbliżoną datę”, miała być zatytułowana „Przebieg i bezpośrednie przyczyny katastrofy smoleńskiej”. W tajnych instrukcjach do tego spotkania, do których dotarła „Codzienna”, podkreśla się, że „debata ma dotyczyć tylko fizyczno-chemicznych okoliczności katastrofy, czyli jej ostatnich kilku minut”.
  Ustalono, że zaproszeni będą: członkowie komisji Millera, referenci „Z” (od zwolenników tezy o zamachu) i koreferenci „W” (od zwolenników tezy o wypadku). Jednocześnie podkreślono, że „na dziesięciu–piętnastu profesorów i ekspertów, większość mają stanowić W, a tylko kilku Z”. Przewidziano „transmisję na zewnątrz” oraz udział publiczności z podkreśleniem, że „wstęp wolny, ale kontrola”.
  Debatę miał zainaugurować marszałek Senatu Bogdan Borusewicz (PO) w „1–2-minutowym otwarciu”. Część pierwszą, według rządowej koncepcji, miał poprowadzić rektor Uniwersytetu Warszawskiego prof. Marcin Pałys, choć jak zauważa anonimowy autor okólnika, „może być inny prowadzący”. Później miał zostać wygłoszony „referat członka komisji Millera o ostatnich minutach katastrofy (30 min wystąpienia), a po nim trzy referaty „Z” – po 15 min. Zaznaczono, że po każdym referacie miał nastąpić kontrreferat „W” (po 10 min) oraz że referenci „»Z« mają prawo do 5 min riposty”.
 
W części drugiej, dla której nie wyznaczono jeszcze prowadzącego, pytania miałaby zadawać publiczność. „Mają jednak dotyczyć jedynie bezpośrednich przyczyn katastrofy. Prowadzący może uchylić pytanie wykraczające poza ten zakres”.
  Autor konspektu pozostawia kilka kwestii otwartych, „do ustalenia”. Zastanawia się, jakich „Z” zaprosić. Sugeruje, że powinni to być referenci z konferencji na Uniwersytecie Kardynała Stefana Wyszyńskiego (odbyła się 24 października 2012 r. Pomimo ponawianych zaproszeń, nie pojawił się na niej nikt ze strony rządowej). „Do ustalenia, kto ma ich wskazać – nie Macierewicz, albo my sami, albo ktoś z PiS u (z Senatu?)”.
 
Chociaż eksperci zespołu parlamentarnego wielokrotnie apelowali o debatę i deklarowali natychmiastową gotowość uczestnictwa w każdym wskazanym przez stronę rządową terminie, w instrukcjach rządowych pojawia się punkt dotyczący tego, żeby „zaproszenia wystosować z odpowiednim wyprzedzeniem, aby nie tak łatwo było je odrzucić”. To dziwne o tyle, że dotychczas to właśnie członkowie komisji Millera na wszelkie możliwe sposoby wykręcali się od dyskusji.
  Wśród kwestii do ustalenia pojawił się także problem „ilu »Z« zaprosić do grupy profesorów i ekspertów”. Padła propozycja, aby było ich „około 3, np. prof. Jan Obrębski z Politechniki Warszawskiej i prof. Piotr Witakowski z Akademii Górniczo-Hutniczej”.
 
Powstał też krótki plan B, „gdyby zwolennicy »Z« odmówili, to wtedy: nagłośnienie konferencji i faktu odrzucenia zaproszeń”.
 
„Codzienna” próbowała skontaktować się z Maciejem Laskiem, aby dowiedzieć się, dlaczego pomimo tak daleko posuniętych przygotowań do debaty ostatecznie nie doszło. Ponieważ nie odpowiada na nasze mejle wysyłane na skrzynkę służbową, postaraliśmy się o zdobycie od przyjaciół dr. Laska jego prywatnego adresu. Ku naszemu zdziwieniu, w odpowiedzi przeczytaliśmy, że to „pomyłka”.

http://niezalezna.pl/45770-rzadowe-inst ... molenskiej

* * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * *

Lasek dowodzi, że "prezydent zginął w wypadku lotniczym". Załóżmy na chwilę, że tak. To wcale nie oznacza bezkarności władzy

Jeśli były jeszcze jakieś resztki szans na uczciwą naukową i merytoryczną rozmowę w sprawie tragedii smoleńskiej, to w tym tygodniu ostatecznie się rozwiały.
To co zrobił obóz władzy i związane z nią media z zeznaniami niezależnych naukowców Zespołu Parlamentarnego, jest przemocą tak czystą, że przypomina bicie pałami demonstrantów za Jaruzelskiego. Przypomnijmy przebieg wydarzeń. "Wyborcza" puszcza zmanipulowane fragmenty ich zeznań. Opis manipulacji poniżej.

http://wpolityce.pl/artykuly/62784-deme ... cierewicza

Skalę tej manipulacji pokaże też w kolejnym, poniedziałkowym tygodniku "w Sieci" Marek Pyza. TVN i inne media zamiast sprawdzić doniesienia GW, bezkrytycznie to powielają. Zero próby sprawdzenia ich wiarygodności. A gdy prokuratura upublicznia całość protokołów zeznań, media nie zmieniają opowieści o jotę, nie podejmują żadnej próby przytoczenia prawdziwych kontekstów wypowiedzi naukowców.

Także prokuratura postępuje w zadziwiający sposób. Zamiast twardo zdementować wyssane z palca rewelacje "Wyborczej", co w przypadku innych mediów robiła ochoczo (a nawet nieprawdziwie jak w przypadku afery trotylowej), tym razem po prostu rzuca na stół protokoły. Rzecz niesłychana i kuriozalna. Ale przecież z łatwym do przewidzenia efektem: nikt już nie ufa prokuratorom, a całe śledztwo przestaje być poważne, staje się teatrem.
Uradowany takim przebiegiem wydarzeń Maciej Lasek, obecnie na rządowym etacie pijarowca wersji MAK i Millera, wykorzystuje to jako pretekst do odrzucenia kolejnej propozycji debaty z ekspertami niezależnymi i wesoło komentuje: "Prezydent zginął w wypadku lotniczym". Koniec, kropka. Świat staje się prosty.

Tu jednak pojawia się kilka pytań, tak oczywistych, że aż dziw iż pomijanych. Bo załóżmy na chwilę, że Smoleńsk to rzeczywiście był wypadek lotniczy. Czy to oznacza powrót spokojnego snu Donalda Tuska, Tomasza Arabskiego, Tomasza Turowskiego i Bogdana Klicha, a więc ludzi, którzy odegrali w całej sprawie kluczowe role po stronie polskiej? Nie. Bo nie ma czegoś takiego jak zwykły wypadek lotniczy samolotu z elitą państwową na pokładzie. Jest za to określona ustawowo i konstytucyjnie odpowiedzialność za zadania, które się wraz z nominacją przyjęło.

To na Donaldzie Tusku i i na ludziach ludzi przez niego osobiście wybranych i wskazanych spoczywała pełna odpowiedzialność za bezpieczeństwo wojskowego samolotu lecącego do Smoleńska, z narodową elitą na pokładzie. Śp. prezydent Lech Kaczyński i pozostałe ofiary to byli tylko pasażerowie.To Platforma od trzech lat, od roku 2007, sprawowała wtedy pełnię władzy wykonawczej.

Od dyplomatycznych ustaleń z Rosją przez działania BOR po nadzór nad lotem - za wszystko odpowiadała ekipa Donalda Tuska. Co robili? Wiemy. Z Rosją uzgadniali, ale jak grać przeciw śp. prezydentowi. Szefostwo Biura Ochrony Rządu zachowywało się jakby chciało dać do zrozumienia, że to nie jest ich prezydent. A fakt, że Bogdan Klich pozostał po Smoleńsku na stanowisku dowodzi, że nigdy nie pojmował swojej odpowiedzialności za tamten lot.

Jeśli zatem 10 kwietnia 2010 roku w Smoleńsku doszło do katastrofy lotniczej to i tak panowie do dziś rządzący nie mogą uważać tematu za skończony. Próżną nadzieje sączy do ich głów pan Maciej Lasek. Może w ich postnowoczesnych głowach Smoleńst to coś na kształt przykrości porównywalnej z porażką ulubionej drużyny piłkarskiej, ale większość ludzi potrafi ocenić rangę wydarzenia i rozumie, że bez wyciągnięcia wniosków, ukarania winnych, będziemy jako wspólnota narodowa i państwo skompromitowani i sparaliżowani.

Inna sprawa, że świadome mataczenie w śledztwie, robienie wszystkiego by niczego nie wyjaśnić, nagonki na tych, którzy takie próby podejmują i kwitnąca po 10 kwietnia przyjaźń z Rosją, dają nam bardzo jasne wskazówki jaki los spotkał pasażerów i załogę tupolewa.
Tak czy inaczej władza przed odpowiedzialnością nie ucieknie. Polska, przy wszystkich słabościach, to za poważny kraj by takie sprawy uchodziły na sucho.

http://wpolityce.pl/dzienniki/jak-jest- ... sci-wladzy

* * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * *

Otwarty list SOLIDARNOŚCI z naukowcami badającymi katastrofę smoleńską. W obronie ludzi szykanowanych jak za PRL. I Ty możesz złożyć swój podpis!

My, niżej podpisani, wyrażamy solidarność z niezależnymi naukowcami zajmującymi się badaniem katastrofy smoleńskiej, w tym współpracującymi z Zespołem Parlamentarnym.

W sytuacji, gdy instytucje państwa zawodzą, uchylają się od koniecznych badań i działań na rzecz dojścia do prawdy o tragicznej śmierci polskiej elity, eksperci ci oddają tej sprawie wiedzę, czas i umiejętności.
Niestety, ze strony władz państwowych, części mediów i części świata akademickiego spadają na nich za to szykany, przypominające podobne praktyki stosowane w PRL wobec osób zaangażowanych w działalność opozycyjną.

Wyrażamy przeciw temu protest i oświadczamy, że bezinteresowne zaangażowanie niezależnych ekspertów jest działaniem w najlepszym duchu prawdziwej "Solidarności".
Odwaga i poświęcenie, którymi wykazali się niezależni naukowcy, zasługują na słowa podziękowania. Oni sami zasługują na nasze wsparcie.


Lucyna Gągor, wdowa po śp. gen. Franciszku Gągorze

Ewa Błasik z rodziną, wdowa po śp. gen. Andrzeju Błasiku

Krystyna Kwiatkowska, wdowa po śp. gen. Bronisławie Kwiatkowskim

Ewa Kochanowska, wdowa po śp. Januszu Kochanowskim

Zuzanna Kurtyka, wdowa po śp. Januszu Kurtyce

Magdalena Merta, wdowa po śp. Tomaszu Mercie

Dorota Skrzypek, wdowa po śp. Sławomirze Skrzypku

Małgorzata Wassermann z rodziną, córka śp. Zbigniewa Wassermanna

Dariusz Fedorowicz z rodziną, brat śp. Aleksandra Fedorowicza

Janusz i Piotr Walentynowiczowie, syn i wnuk śp. Anny Walentynowicz

Stanisław Zagrodzki, kuzyn śp. Ewy Bąkowskiej

Andrzej Melak, brat śp. Stefana Melaka, a także rodzina: Sławomir Melak, Jan Waszcz, Zofia Minkowska, Bogdan Minkowski, Wiesława Sala, Tadeusz Sala, Maria Stańczyk, Paweł Melak, Tadeusz Melak, Piotr Melak, Leszek Melak

Prof. Jadwiga Staniszkis, socjolog

Prof. Zdzisław Krasnodębski, filozof społeczny

Prof. Piotr Gliński, socjolog

Prof. Andrzej Zybertowicz, socjolog

Dr Barbara Fedyszak-Radziejowska, socjolog

Dr Przemysław Żurawski vel Grajewski, politolog

Prof. Jan Żaryn, historyk

Małgorzata Żaryn, historyk

Dr hab. Sławomir Cenckiewicz, historyk

Prof. Andrzej Nowak, historyk

Antoni Krauze, reżyser

Andrzej Krauze, rysownik, Londyn

Ewa Dałkowska, aktorka

Jan Pietrzak, aktor, satyryk

Jarosław Marek Rymkiewicz, pisarz

Jerzy Zelnik, aktor

Arkadiusz Gołębiewski, reżyser

Maria Dłużewska, reżyser

Katarzyna Łaniewska, aktorka

Marcin Wolski, pisarz

Piotr Semka, dziennikarz

Piotr Prońko, muzyk

Robert Piotr Radwański, trener tenisa

Adam Kalita, działacz opozycji demokratycznej w PRL

Jan Pospieszalski, dziennikarz

Rafał Ziemkiewicz, publicysta, pisarz

Paweł Nowacki, dziennikarz, reżyser, producent telewizyjny

Bronisław Wildstein, publicysta, pisarz

Krzysztof Ziemiec, dziennikarz

Jerzy Jachowicz, dziennikarz

Joanna Lichocka, dziennikarka

Krystyna Grzybowska, publicystka

Krzysztof Skowroński, prezes SDP

Tadeusz M. Płużański, dziennikarz

Wojciech Reszczyński, dziennikarz

Krzysztof Czabański, dziennikarz

Stefan Hambura, pełnomocnik rodzin Anny Walentynowicz i Stefana Melaka

Redakcja portalu wPolityce.pl:

Marek Pyza, dziennikarz

Marzena Nykiel, dziennikarka

Jacek Karnowski, dziennikarz

Michał Karnowski, dziennikarz

Piotr Zaremba, dziennikarz

Stanisław Żaryn, dziennikarz

Marcin Fijołek, dziennikarz

Marcin Wikło, dziennikarz

Krzysztof Karwowski, dziennikarz

Anna Sarzyńska, dziennikarka

Sławomir Sieradzki, dziennikarz

Jerzy Kubrak, dziennikarz

Dorota Łosiewicz, dziennikarka

Magdalena Czarnecka, dziennikarka

Agnieszka Żurek, dziennikarka

Łukasz Żygadło, dziennikarz


A także:

Dr hab. Bogusław Kopka, historyk

Grzegorz Wiszniewski, inżynier

Barbara Sobańska

Janusz Wieczorek

inż. Henryk Hinc, emeryt

Tadeusz Pniewski, Boston

Zbigniew Andrzej Konecki, inż. budownictwa, emeryt, Calgary

Bronisława Konecka, emerytka, Calgary

Ryszard Rosa, Chicago

prof. Tadeusz Marek Krygowski, emerytowany wykładowca UW

Maria Krygowska, matematyk

Dr inż. Krzysztof Jellonek, Wrocław

Lilianna Gierech, Warszawa

Andrzej Gierech, Warszawa

Magdalena Krakowska, onkolog

Gromosław Potocki, górnik

Lech Krzystyniak, menedżer

Paweł Janusz, informatyk/ programista

Leszek Kołakowski, inżynier

Jan Jakub Platt z Wrocławia, inżynier

Rafał Mikusek, mgr inżynier


Pod listem podpisać się może każdy. Prosimy o mail na adres:

otwartylistsolidarnosci@wpolityce.pl

W tytule prosimy wpisać imię, nazwisko oraz (już niekoniecznie) zawód/zajęcie lub inne ważne informacje.

http://wpolityce.pl/artykuly/63006-otwa ... woj-podpis

____________________________________
Ojczyznę wolną pobłogosław Panie.


22 wrz 2013, 20:05
Zobacz profil
Fachowiec
Własny awatar

 REJESTRACJA14 wrz 2011, 21:56

 POSTY        1263
Post Re: Katastrofa smoleńska
Upokarzanie rodzin trwa. Rosjanie wszczynają nowe śledztwo i pytają, po co ofiary katastrofy leciały do Smoleńska

Jesteście zmęczeni Smoleńskiem? Macie już dość tematu, który „dzieli Polaków zamiast łączyć”, „podpala Polskę”, w którym „wszystko zostało wyjaśnione”? Zadzwońcie do paru rodzin i zapytajcie, co one o tym sądzą. Jak są traktowane, jak odbierają nagonkę na naukowców i medialną propagandę rodem z PRL.


Mało tego. Sprawdźcie, jak są traktowane przez prokuraturę.

Zapytajcie Andrzeja Seremeta, który po wycieczce do Moskwy opowiada, jak to świetnie mu się współpracuje z rosyjskimi kolegami. Legitymizuje ich. A co robią owi koledzy?

Oto właśnie zostało wszczęte rosyjskie śledztwo ws. „zaginięcia” – nie kradzieży, ale właśnie „zaginięcia” – rzeczy osobistych należących do śp. Sławomira Skrzypka. Chodzi m.in. o wartościowy (również sentymentalnie) zegarek i spinki, które nie zostały zwrócone rodzinie.

W grudniu podobne postępowanie umorzyła Prokuratura Okręgowa w Warszawie. Teraz – po 3,5 roku! – za sprawę zabierają się moskiewscy koledzy pana Seremeta.

I co się dzieje? Do polskiej prokuratury wpływa wniosek o pomoc prawną – przesłuchanie rodziny śp. prezesa NBP. W mijającym tygodniu wdowa Dorota Skrzypek, wraz z bratem, stawia się w prokuraturze.

Pada pierwsze pytanie (polski prokurator przeprasza, ale twierdzi, że musi je zadać): po co pani mąż leciał do Smoleńska?

Po takiej bezczelności można tylko wstać i wyjść. Ale kobieta słyszy, że ma obowiązek udzielenia odpowiedzi! W Polsce takiego prawa nie ma. Nawet jeśli istnieje w kodeksie rosyjskim, czy obowiązuje on również na zachód od Bugu?

Brat pani Doroty zostaje zapytany m.in. o to, jakie ma relacje z siostrą. Oboje muszą odpowiedzieć, czy wybierają się do Smoleńska. A jeśli tak, to kiedy.

Co to wszystko ma wspólnego ze sprawą? Czy istnieje jakikolwiek inny powód takiego dręczenia rodzin niż chęć dokuczenia im, upokorzenia? Dlaczego państwo polskie nie jest w stanie zrobić nic, by im tego bólu oszczędzić?

Odpowiedzi należy szukać w kwietniu i maju 2010 r. Gdy zaczynała się „współpraca” prokuratur obu państw. Gdy Polacy oddali niemal wszystko, co mogli. W potwornych, skandalicznych zaniedbaniach – bo tak (na razie) trzeba to nazywać – polskich śledczych.

Efektem jest stan polskiego śledztwa, skandale związane z pochówkami ciał w niewłaściwych grobach, mnożące się pytania dotyczące przyczyn katastrofy i niekończąca się trauma bliskich ofiar.

Zupełnie inną sprawą jest fakt, że materiały ze śledztwa szybciej trafiają do „michnikowego szmatławca” niż do ludzi, którzy w postępowaniu mają status pokrzywdzonych. Że o. Krzysztof Mądel, tzw. kapłan niepokorny, gromadzi zdjęcia ze śledztwa. Z fotografii wraku wykonanych przez śledczych bądź na ich zlecenie tworzy galerię, która wycieka do Internetu. Rodziny się dziwią, bo okazuje się, że istnieją bardzo dokładne zdjęcia wraku, których one nie znają, a które trzyma u siebie na dysku jakiś duchowny. Skąd je ma? Który prokurator mu je przekazał?

Obrazek
Obrazek
Obrazek

To kolejny argument uzasadniający postulat części pełnomocników, którzy domagają się ujawnienia wszystkich – poza wrażliwymi – dokumentów sprawy 54/10 prowadzonej przez wojskową prokuraturę.

Tylko jawność może wykluczyć następne manipulacje, przeciąć przynajmniej część domysłów, pozwolić naukowcom zgłębić swoje badania, a rodziny ofiar choć trochę uchronić przed kolejnym cierpieniem.

http://wpolityce.pl/artykuly/63043-upok ... -smolenska

* * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * *

Kłopotek nie zostawia suchej nitki na postawie rządzących ws. 10/04: "Na ciszy wokół Smoleńska zależy tym, którzy byli odpowiedzialni za przygotowania bylejakości tego lotu. Nie można zabetonować tej sprawy"

Manipulacje "michnikowego szmatławca" w opisie zeznań naukowców badających przyczyny katastrofy smoleńskiej i publikacja listu w ich obronie wywołała lawinę komentarzy i dyskusji.


Odnotowujemy wypowiedź Eugeniusza Kłopotka z Polskiego Stronnictwa Ludowego:

Jesteśmy ponad trzy lata po tym tragicznym wydarzeniu i ja nie znam prawdy. Ja mam sporo wątpliwości, chociaż szczerze mówię - odrzucam teorię zamachu. Gdybym miał przyjąć teorię zamachu, to o kant stołu rozbić tę naszą suwerenność i demokrację. Ale dobrze, że jest ten zespół! Co, komisja Millera wyjaśniła wszystko? Sam powiedziałeś, że prokuratura nie wywiązała się z polityki informacyjnej. Gdyby tego zespołu nie było, to wszystko byłoby pozamiatane i przyklajstrowane. A ja się nie mogę na to zgodzić. Na tej ciszy zależy tym, którzy byli odpowiedzialni za przygotowania bylejakości tego lotu. (...) Co z nami zrobili i jak nadal postępują Rosjanie? Gdyby byli bez winy, tak jak próbują to mówić, to symboliczny wrak byłby w kraju. Oni mówią, że prowadzą śledztwo, a przecież Anodina wydała wyrok! Będą prowadzić 20 lat to śledztwo, a ten wrak tam zardzewieje. To ten zespół (parlamentarny - dop. wP) wytknął tym wielkim ekspertom, że nie potrafili zmierzyć brzozy! Nie można zabetonować tej sprawy. Jesteśmy to winni tym, którzy tam zginęli

- mówił poseł PSL.

Zauważamy ten głos, bo ostra krytyka poczynań rządu w sprawie smoleńskiego śledztwa wychodzi... od polityka będącego przecież w koalicji rządowej. Warto o tym pamiętać - nawet politycy rządzący mają w sprawie przyczyn 10/04 wiele wątpliwości.

http://wpolityce.pl/artykuly/63033-klop ... tej-sprawy

* * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * *

Macierewicz kontra Kraśko. Spór o ekspertów i filmy z 10 kwietnia. Poseł chce wyemitować dowód na wybuch, TVP nie ma możliwości technicznych

Bardzo ciekawą rozmowę z Antonim Macierewiczem wyemitowała w piątkowy wieczór TVP. Szef parlamentarnego zespołu tłumaczył, na czym polega pomoc ekspertów z nim współpracujących i mówił o dowodach na wybuch w tupolewie. Frapujący był moment, gdy rozmówcy dyskutowali o filmach z 10 kwietnia i tym, co dziennikarz Telewizji Polskiej oraz co wyemitowała w dniu katastrofy stacja rosyjska.


Na początek gość Piotra Kraśki w studiu Wiadomości zapytany, dlaczego przez 3,5 roku nie pojechał w miejsce katastrofy, odpowiedział:

To nie jest kwestia doświadczenia, ja tam pojadę wtedy, gdy będę znał odpowiedź na podstawowe pytania związane z tą tragedią. Wiem, jak wygląda ten teren, jak dalece został zniszczony tak, żeby nie można było w żadne sposób odtworzyć czy rozeznać tego, co tam się naprawdę wydarzyło. Jak zabetonowano miejsce tej katastrofy i wiem, że nie przypomina w ogóle miejsca tragedii.

Dopytywany, czy nie warto pojechać już szukając tych odpowiedzi, odparł:

Ale tam niestety obecnie na te pytania nie można odpowiedzieć. Miejmy nadzieję, że przyjdzie taki czas, że zerwiemy tę betonową pokrywę, która ukrywa szczątki jeszcze tych, który tam leża, ukrywa fragmenty samolotu i rzeczywiście odbędą się poważne badania tego miejsca. One muszą się prędzej czy później odbyć. Ale teraz, jak pan dobrze wie, to nie jest możliwe.

Na uwagę Piotra Kraśki – który był w dniu tragedii w Smoleńsku – że szczątki były rozrzucone na wielkiej powierzchni, która nie została w całości zabetonowana, poseł PiS odpowiedział:

Ważne jest to, co pan tutaj podkreślił, o czym się dzisiaj zapomina. To rzeczywiście była olbrzymia przestrzeń – ponad kilometr dwieście metrów długości rozrzutu szczątków, które zaczęły spadać na tamten teren mniej więcej 15 metrów przed ta pancerna brzozą.

Dopytywany, skąd to wie, odparł:

AM: Bo są dokładne opisy, oględziny prokuratorów rosyjskich którzy tego samego dnia, poczynając od godziny pierwszej po południu idąc krok po kroku, fragment po fragmencie tego terenu, bardzo dokładnie opisywali to, czego pan nie mógł zobaczyć, bo pana nie wpuszczono…

PK: A zaskoczę pana na początku, pierwszego dnia tego terenu pilnowano o wiele mniej niż 24 godziny później. Można było podejść i dotknąć tych szczątków.

AM: No niestety niezupełnie, chyba że pan był człowiekiem, którego pan Turowski uprzywilejował, nie zabierał panu kamery. Dlatego że są tacy pracownicy ambasady, którzy złożyli zeznania, jak im żołnierze rosyjscy zabierali telefony komórkowe, uniemożliwiając fotografowanie.
Już nie mówiąc o relacji pana Wiśniewskiego, którą możemy bardzo dokładnie zobaczyć, jak podchodzi do niego oddział żołnierzy, którzy mu wyrywają kamerę. Widać pan był w innej sytuacji, moje gratulacje. Niestety nie mamy tej relacji z pana kamery.


Kraśko ripostował:

PK: Akurat mamy, tu się pan myli, panie pośle.

AM: Możemy zobaczyć?

PK: Nie mamy przy sobie.

AM: A szkoda, bo nigdy nie była emitowana w telewizji.

PK: Znowu kulą w płot pan strzela, bo oczywiście, że były te zdjęcia. Zaskoczę pana – emitowane były na żywo. I powiem więcej, na antenach wszystkich stacji.


O jakie dokładnie zdjęcia chodzi i kiedy obaj panowie będą mogli na nie spojrzeć, nie ustalono.


Na pytanie, o posiadane dowody na wybuch, Macierewicz powiedział:

Przede wszystkim jest to skrzynka parametrów lotu, która zapisała dwa wielkie wstrząsy zaczynające się przed ta brzozą, po drugie kształt szczątków, które są rozwarte tak, jak to się dzieje właśnie po eksplozji i po trecie – ponad 80 świadków, którzy słyszeli tę eksplozję.

Ten ostatni argument Macierewicz dwukrotnie powtórzył, dodając, że niektórzy eksplozję nawet widzieli, a także, że istnieje film – „i to nie byle jaki”, zrobiony przez główną rosyjską stację informacyjną Ria Nowosti, „który pokazuje, jak ten samolot rozpada się w powietrzu”.

AM: Oczywiście to jest rekonstrukcja, żeby było jasne, ale zrobiona wtedy, tego samego dnia, 10 kwietnia i emitowana o 21:30, co więcej, zrobiona w trzech wersjach językowych.

PK: Chce pan powiedzieć, że Ria Nowosti pokazała, jak samolot rozpada się po eksplozji?

AM: Dokładnie tak. To chcę powiedzieć i chętnie ten film tutaj pokażę.

PK: Z przyjemnością poszukam tego materiału…


Na co Macierewicz sięgnął do kieszeni:

Jeżeli pan chce, to możemy go teraz puścić, ponieważ go mam ze sobą, dobrze?

Okazało się, że w Telewizji Polskiej nie było technicznej możliwości wyemitowania filmu…


Ten wątek rozmowy Antoni Macierewicz podsumował mówiąc, że po stronie rosyjskiej w pierwszych godzinach po katastrofie była z jednej strony chęć zrzucenia całej winy na pilotów, a z drugiej byli tacy Rosjanie, „którzy twierdzą, że do wybuchu doszło w powietrzu i że trzeba to badać”.

W dalszej części Kraśko nawiązał do stwierdzenia pracownika biura prasowego wojskowej prokuratury kpt. Marcina Maksjana, który stwierdził, że żaden z ekspertów przesłuchanych przez śledczych „nie przedstawił materiałów i danych, które stanowiłyby podstawę do prezentowanych wcześniej wniosków”. Wobec tego dziennikarz zapytał posła, dlaczego – skoro twierdzi, że ma niezbite dowody – nie przekazał ich prokuraturze. Macierewicz odparł:

Po pierwsze – przekazałem. Po drugie  - z tego co wiem, a wypytywałem o to panów profesorów – w zawiadomieniu o tym, żeby przyszli do prokuratury nie proszono ich żeby przynieśli ze sobą materiały dowodowe. W związku z tym, dlaczego oni mieli przynosić materiał dowodowy, skoro nie wiedzieli, na jaka okoliczność mieli być przesłuchiwani. (…)

Niech pan przeczyta spokojnie zarówno zeznanie pana prof. Rońdy, jak i zeznanie pana prof. Biniendy i zobaczy pan, że dane dotyczące uzasadnienia ich tez obaj panowie bardzo dokładnie przedstawili. Można się z nimi zgadzać lub nie zgadzać.

(…) Gdyby ich poproszono, żeby przynieśli ze sobą materiał ikonograficzny, wyniki swoich badan symulacyjnych, to wtedy prokuratura mogłaby się z tym zapoznać i jej opinia byłaby inna. Swoją drogą, stanowisko pana Maksjana jest najmniej wiarygodne, bo to jest człowiek, który współpracując z „michnikowym szmatławcem”, przekazał jej tajne informacje. W związku z tym może by się na niego lepiej nie powoływać.


Macierewicz dodał, że ujawniono zeznania jedynie 3 z 30 ekspertów zespołu parlamentarnego

AM: Na przykład nie przesłuchano pana doktora inż. Bogdana Gajewskiego z agencji kanadyjskiej zajmującej się certyfikacją lotnictwa, który jest naszym głównym ekspertem lotniczym i na którego zlecenie poszczególni eksperci znający się na fragmentarycznych kwestiach…

PK: …to nie pan Binienda jest głównym ekspertem, tylko pan Gajewski?

AM: jeżeli chodzi o sprawy lotnicze – nie, pan Gajewski. Nigdy tego nie ukrywaliśmy. Gdyby pan bardziej towarzyszył pracom zespołu parlamentarnego, to by pan mógł uczestniczyć w tym posiedzeniu, w którym pan Gajewski przedstawiał swoją wiedzę, a także plan pracy, który został założony. Warto wiedzieć, że zespół parlamentarny posługuje się ekspertami od balistyki (jak prof. Rońda), od wytrzymałości materiałów (jak znakomite prace prof. Obrębskiego), symulacji komputerowych (wspaniała pracownia i wielkie dokonania prof. Biniendy) i dziesiątkami innych – pilotów, takich jak Glenn Jorgensen, pan Bykow…


Kraśko próbował kontrować:

PK: Prof. Artymowicz, który też się tym zajmuje ma wątpliwości co do jakości analizy profesora Biniendy.

AM: Nie, nie zajmuje się, pan się myli. Właśnie to jest ten problem z dziennikarzami telewizyjnymi. Pan prof. Artymowicz jest astrofizykiem. I w ogóle się nie zna na metodzie elementów skończonych i na symulacjach. Po prostu się tym nie zajmuje i się nie zna. Astrofizyka, czarne dziury – na pewno znakomicie.


Dziennikarz TVP przywołał do znudzenia powtarzany, choć chybiony, argument:

Pan prof. Rońda, który jest przemiłym człowiekiem, który widział masę katastrof budowlanych, sam przyznawał, że nie był w miejscu katastrofy lotniczej. Może się wypowiadać na ten temat jak każdy człowiek. Tylko czy może się wypowiadać jako ekspert w sprawie tak poważnej, kiedy według pana tam doszło do eksplozji.

Macierewicz mógł odpowiedzieć tylko jedno:

AM: Pan ma rację. Rzeczywiście ma rację i na pewno pan to powiedział bardzo dokładnie panu Laskowi, prawda? Bo pan Lasek nie był tam. Nigdy nie był w Smoleńsku. Pan Lasek nigdy nie dotykał tego wraku. Żaden z ekspertów pana Laska nigdy nie robili badań tego wraku.

PK: Jak pan wie, jest członkiem Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych.

AM: I co z tego?

PK: I to nie jest pierwszy wypadek lotniczy, jaki analizował. Robił to dziesiątki razy przez lata.

AM: To jest nieprawda.

PK: Nie analizował wypadków lotniczych Maciej Lasek?

AM: Był o to pytany i wiadomo, że nigdy nie brał udziału w badaniu tragedii lotniczej tej skali – wielkiego samolotu.


Macierewicz dodał, że w przeciwieństwie do Macieja Laska, prof. Rońda zna się na balistyce.

Jest jednym z najlepszych polskich balistyków. Warto o tym wiedzieć.

A spotkanie w studiu Wiadomości zakończył apelem do Piotra Kraśki:

I bardzo proszę, żeby pan głębiej się zastanowił nad metodologią nauki i nad tym, co jest potrzebne, żeby ocenić wydarzenia, a nie zajmował się próbą nieudolną dezawuowania pracy poważnych naukowców w Polsce, którzy chcą dojść, jak doszło do tej tragedii. W odróżnieniu od pana Laska, który chce w tej sprawie wyłącznie zaciemnić sytuację.

Szkoda, że wśród dziennikarzy wielkich mediów tak trudno jest znaleźć kogoś, kto wykaże się zdrowym rozsądkiem w podejściu do badań naukowych i przy elementarnej uczciwości przyzna, że nie trzeba być fachowcem od katastrof lotniczych, by uczestniczyć w ich badaniu.

Jak w przypadku wodowania na rzece Hudson w Nowym Jorku, gdy w wyjaśnianiu przyczyn uczestniczył... ornitolog.

http://wpolityce.pl/wydarzenia/62977-ma ... chnicznych

____________________________________
Ojczyznę wolną pobłogosław Panie.


22 wrz 2013, 20:35
Zobacz profil
Zawodowiec
Avatar użytkownika

 REJESTRACJA21 paź 2006, 19:09

 POSTY        7731

 LOKALIZACJATriCity
Post Re: Katastrofa smoleńska
Przewrót na plecy przez lewe skrzydło
Czy w ścinający brzozę tupolew opadał, czy się wznosił?
I co zrobił ze skrzydłem?


1. Leciałem samolotem i patrzyłem na skrzydło. U nasady szerokie, potężne i grube, u wierzchołka wąskie, delikatne i zdaje się kruche. No i długie – kilkanaście metrów.

Konkluzja raportu Millera:
Przyczyną wypadku było zejście poniżej minimalnej wysokości zniżania, przy nadmiernej prędkości opadania, w warunkach atmosferycznych uniemożliwiających wzrokowy kontakt z ziemią i spóźnione rozpoczęcie procedury odejścia na drugi krąg. Doprowadziło to do zderzenia z przeszkodą terenową, oderwania fragmentu lewego skrzydła wraz z lotką, , a w konsekwencji do utraty sterowności samolotu i zderzenia z ziemią

2. Może niedokładnie przeczytałem raport Millera, może ktoś to wyjaśni:

1) Samolot stracił jedną trzecią część skrzydła – liczona według powierzchni, czy długości?

2) Czy w momencie ścięcia brzozy samolot opadał, czy się wznosił?

3) Jaka była rozpiętość skrzydeł samolotu, po odcięciu części skrzydła przez brzozę?

4) W jaki sposób samolot wykonał tzw. beczkę i odwrócił się „na plecy” w sytuacji, gdy jego odległość od ziemi była mniejsza niż długość skrzydła, nawet po oderwaniu jego części przez brzozę.?

5) Jaka była powierzchnia nośna samolotu przed oderwaniem skrzydła przez brzozę, a jaka po oderwaniu? Ktoś to badał, a jeśli badał, to kto?

6) Co odwracający się na plecy samolot zrobił ze swoim, długim na ponad 10 metrów lewym skrzydłem? Jak to możliwe, żeby samolot, którego skrzydła znajdowały się na wysokości 5 metrów od ziemi, wykonał obrót bez zahaczenia skrzydłem o ziemię?

7) Czy ktokolwiek badał – a jeśli badał, to kto, gdzie i kiedy – jakie zjawiska fizyczny działały na samolot po oderwaniu części skrzydła? Kto konkretnie zbadał i stwierdził, że wykonanie tzw. beczki, po ścięciu skrzydłem brzozy na wysokości 5 metrów, było możliwe?

3. Komisja twierdzi, że brzoza dopadła samolot na wysokości pięciu metrów Prokuratura twierdzi, że to było 6,6 metra. Po ujawnieniu tej wiadomości raport Millera nie jest wart papieru, na którym został zapisany.

Metr w te czy wefte – w każdym razie, w chwili gdy skrzydło odpadało, koła samolotu musiały być tuż przy ziemi.
Rozpiętość skrzydeł tupolewa wynosi 37.5 metra. Brzoza – jak donosi raport – urwała jedną trzecią część lewego skrzydła… czyli dwie trzecie skrzydła pozostały nienaruszone. Samolot, żeby się odwrócić na plecy musiał mieć…. no właśnie – ile musiał mieć przestrzeni, żeby się odwrócić na plecy przez lewe, urwane w jednej trzeciej części skrzydło, tak żeby to skrzydło nie zaryło w ziemię i nie zablokowało obrotu?

Ktoś to obliczał? Ktoś analizował? Ktoś znający się na fizyce przedstawił ekspertyzę, dotyczącą tego niezwykłego obrotu, że samolot ścinający skrzydłami brzozy i opadający w dół, nagle wykonał beczkę i runął na plecy, kołami do góry?

Co się działo w tym czasie z jego lewym skrzydłem?
Czy jest jakiś ekspert, który teorię beczki poparłby swoim autorytetem i wyliczeniami? Ktoś z NASA albo chociażby z Aerofłotu, naukowo opisał i przeanalizował tę niezwykłą teorię obrotu?
W raporcie Millera takiego eksperta nie ma…

4. On się musiał odbić – powiedział mi pewien polityk, specjalista od spraw wojskowych, zagorzały zwolennik raportu Millera i oficjalnej wersji katastrofy.
Odbił się – ale od czego – od smoleńskiego bagna? Widziałem kiedyś na murze taki napis – chodzenie po bagnach wciąga! Wciąga, owszem, ale przecież nie odbija!

5. Fakty przeczą teorii beczki, zwłaszcza rozpiętość skrzydeł. Patrząc logicznie, tupolew nie był w stanie wywinąć takiego orła, jakiego mu wmawia komisja Millera i Laska.
Ale co tam – jeśli fakty nie pasują do teorii, że zawinili piloci i pasażer, to tym gorzej dla faktów….

PS. Siedem pytań, zapisanych w punkcie drugim wysyłam do Laska.
Rawa Mazowiecka, 25 września 2013 roku, Pan Maciej Lasek…

Autor: Janusz Wojciechowski
Janusz Czesław Wojciechowski – polski polityk i prawnik, sędzia, były prezes Najwyższej Izby Kontroli, poseł na Sejm II kadencji, wicemarszałek IV kadencji Sejmu, od 2004 deputowany do Parlamentu Europejskiego
Źródło: Oficjalny blog polityczny.
http://januszwojciechowski.blog.onet.pl ... -skrzydlo/

____________________________________
Nie jesteś tym, kim myślisz, że jesteś - lecz tym, kim się stajesz, gdy myślisz kim jesteś.


25 wrz 2013, 18:03
Zobacz profil
Zawodowiec
Avatar użytkownika

 REJESTRACJA23 sie 2009, 07:34

 POSTY        3657
Post Re: Katastrofa smoleńska
Świat propagandy jest światem "wiecznego teraz", jak to ujmował sławny badacz kultur prymitywnych.
I nijak się ma do rzeczywistości.

Z trzech wyrwanych z prokuratorskich protokołów zdań można wysiłkiem bandy medialnych pachołków zrobić histerię, która kilku milionom bezmyślnych ludzi wtłoczy do głów przesłanie "pseudoeksperci Macierewicza się skompromitowali".
Śmiechu warte, doprawdy.

Pseudoeksperci Macierewicza, bo nigdy nie badali katastrof lotniczych?
Pan Lasek też nigdy nie badał.

Pseudoeksperci, bo zajmowali się materiałoznawstwem, a nie lotnictwem?
Główny ekspert pana Laska jest astrofizykiem (i słusznie - kto, jeśli nie facet od ciał niebieskich, mógł zbadać wrak na odległość kilkuset kilometrów?).   :wysmiewacz:

W międzynarodowej bazie danych znaleźć można kilkadziesiąt prac opublikowanych przez Biniendę, Obrębskiego czy Rońdę, ale ani jednego śladu naukowej działalności pana Laska czy ludzi z jego ekipy.

Wdawanie się w taką rozmowę nie ma oczywiście sensu.
Są konkretne pytania, dotyczące toru lotu tupolewa i sposobu, w jaki się rozpadał. Może eksperci Macierewicza przeliczyli coś źle (opierają się przecież na tych samych danych co MAK i Miller, bo innych nie ma), ale tylko oni to przeliczali. Komisja Millera, jak przyznał jeden z jej uczestników, w ogóle się tymi sprawami nie zajmowała. Uznała, że uderzenie w brzozę jest prawdopodobne, a skoro tak, to i rozpad kadłuba jest prawdopodobny, i szlus. Nikt nie sprawdzał, nie liczył, bo kazali im szybko, szybko. A potem jest już tylko zmasowany ryk: wszystko zostało wyjaśnione, wszystko zostało wyjaśnione, psiakrew, a kto mówi, że nie, to go w mordę!

Nieprawda, nic nie zostało wyjaśnione.

Dla każdego zdroworozsądkowo myślącego człowieka jest oczywiste, że jeśliby profesorowie Macierewicza rzeczywiście byli ignorantami, nie byłoby lepszego żeru dla władzy niż przyjąć wyzwanie i zmiażdżyć ich publicznie argumentami "prawdziwych" ekspertów.

Jeśli zamiast tego słyszymy chór Olbrychskich i podlizujących się władzy rektorów (prywatnie nawet nie kryjących, że, oczywiście, nie czytali), że absolutnie nie wolno z nimi rozmawiać, nie wolno ich słuchać, bo to pseudonaukowcy, i profesor Kleiber, i każdy, kto chce poznać argumenty obu komisji, też z punktu staje się  skompromitowanym, ośmieszonym "pseudonaukowcem", to przecież sprawa jest jasna.

Lasek nie będzie rozmawiał z nikim poza Moniką Olejnik, choć niby bierze za wyjaśnianie niewyjaśnionego drugą pensję, bo nie był w stanie odpowiedzieć nawet na pytania publiczności podczas otwartego spotkania w "michnikowemu szmatławcowi" - cóż dopiero gdyby zadali mu pytania profesorowie.

Rafał Ziemkiewicz
http://fakty.interia.pl/felietony/ziemk ... gn=firefox

____________________________________
Videtur et hoc mihi Platforninem non debere esse
Poza tym uważam że Platformę należy zniszczyć
/Katon starszy/


Ostatnio edytowano 27 wrz 2013, 21:51 przez Badman, łącznie edytowano 2 razy



27 wrz 2013, 21:47
Zobacz profil
Zawodowiec
Avatar użytkownika

 REJESTRACJA10 lis 2006, 07:34

 POSTY        3465
Post Re: Katastrofa smoleńska
*
*                                                                                                                                                                                                                                        *
*                                                                                                                                                                                                                                        *
*                                                                                                                                                                                                                                        *
       O godz. 19.30 na Polsat News prof. Binienda przedstawi dowody obalające teorie Millera i Laska oraz mit Sekty Wyznawców pancernej brzozy.
*                                                                                                                                                                                                                                        *
*                                                                                                                                                                                                                                        *
*                                                                                                                                                                                                                                        *

____________________________________
"Demokracja to cztery wilki i owca głosujące o obiedzie" R.A.Heinlein


Ostatnio edytowano 28 wrz 2013, 18:00 przez kominiarz, łącznie edytowano 2 razy



28 wrz 2013, 17:59
Zobacz profil
Fachowiec
Własny awatar

 REJESTRACJA14 wrz 2011, 21:56

 POSTY        1263
Post Re: Katastrofa smoleńska
Kogo się boi Donald Tusk i Maciej Lasek? Lista ponad 100 naukowców

"Debata publiczna nie jest sposobem na badanie wypadku lotniczego. Tak się bada wypadki, jak zbadaliśmy to my" mówił już w styczniu tego roku przewodniczący rządowego zespołu ds. objaśniania Polakom raportu Millera, Maciej Lasek. Chętnie pojawia się w studio Moniki Olejnik, czy na spotkaniach organizowanych przez Agnieszkę Kublik, jednocześnie odmawiając jakiejkolwiek konfrontacji telewizyjnej z prof. Wiesławem Biniendą czy konferencji naukowej z udziałem ekspertów. Donald Tusk pytany o ustalenia naukowców, udaje że nic o nich nie słyszał. Portal niezalezna.pl publikuje listę ponad 100 polskich naukowców, których boi się Maciej Lasek.


W październiku 2012 r. w Warszawie odbyła się Konferencja Smoleńska, w którego składzie znalazło się ponad 100 niezależnych naukowców z najlepszych uczelni w Polsce, ale i zagranicą. Profesorowie i doktorzy licznych dziedzin polskiej nauki z licznymi międzynarodowymi tytułami. 30 października Donald Tusk pytany był przez dziennikarkę śledczą Anitę Gargas o wnioski naukowej konferencji, na której naukowcy ustalili, że na pokładzie TU-154 doszło do dwóch wybuchów. - Szanuję wysiłek ekspertów i amatorów, którzy nie mają dostępu do dowodów i nie pracują w komisji, jednak zdecydowanie wyżej oceniam pracę zawodowych specjalistów, którzy od dziesięcioleci badają katastrofy lotnicze i których zgromadziła w swoich szeregach komisja Millera - powiedział premier. Co interesując, trzy miesiące później Donald Tusk pytany przez Samuela Pereira czy zdążył się już zapoznać z wynikiem prac polskich naukowców, które zostały mu przekazane stwierdził... że w ogóle o żadnej konferencji nie słyszał.

Kogo tak się boi Donald Tusk i Maciej Lasek? Oto lista ponad 100 naukowców, którzy wzięli udział w Konferencji Smoleńskiej:

PREZYDIUM KOMITETU
1. Tadeusz Kaczorek Przewodniczący Elektrotechnika i Elektronika
2. Jacek Rońda Wiceprzewodniczący Matematyka i Informatyka
3. Kazimierz Flaga Członek Prezydium Mechanika i Konstrukcje
4. Robert Gałązka Członek Prezydium Fizyka i Geotechnika
5. Lucjan Piela Członek Prezydium Chemia i Badania Strukturalne
6. Piotr Witakowski Członek Prezydium Matematyka i Informatyka


CZŁONKOWIE HONOROWI KOMITETU
1. Prof. zw. dr hab. inż. Janusz Turowski,
2. Prof. zw. dr hab. inż. czł. rzecz. PAN Jan Węglarz


CZŁONKOWIE KOMITETU W PODZIALE NA GRUPY DYSCYPLIN

Mechanika i Konstrukcje
1. Prof. zw. dr hab. inż. Kazimierz Flaga, dr h.c. Politechniki Krakowskiej; Politechnika Krakowska
2. Prof. dr hab. inż. Grzegorz Jemielita; 1) Politechnika Warszawska, 2) SGGW
3. Prof. zw. dr hab. inż. Jan Obrębski; Politechnika Warszawska
4. Dr hab. inż. Zdzisław Józef Śloderbach, prof. PO; Politechnika Opolska


Matematyka i Informatyka
1. Prof. dr hab. Witold Kosiński; 1) Polsko-Japońska Wyższa Szkoła Technik Komputerowych, 2)
Uniwersytet Kazimierza Wielkiego
2. Prof. dr hab. inż. Jacek Rońda; Akademia Górniczo Hutnicza
3. Prof. dr hab. inż. Andrzej Stepnowski; Politechnika Gdańska
4. Dr hab. Jerzy Urbanowicz, prof. IPI i IM PAN; 1) Instytut Matematyczny PAN, 2) Instytut Podstaw Informatyki PAN
5. Prof. zw. dr hab. inż. czł. rzecz. PAN Jan Węglarz; 1) Politechnika Poznańska; Wydział Informatyki; Instytut Informatyki, 2) Instytut Chemii Bioorganicznej PAN
6. Dr hab. inż. Piotr Witakowski, prof. AGH; Akademia Górniczo Hutnicza


Elektrotechnika i Elektronika
1. Prof. dr hab. inż. Jacek Gieras, IEEE Fellow, UTC Fellow; 1) UTC Aerospace Systems, Rockford, Il, USA, 2) Uniwersytet Technologiczno-Przyrodniczy w Bydgoszczy
2. Prof. zw. dr hab. inż. czł. rzecz. PAN Tadeusz Kaczorek; 1) Politechnika Białostocka, 2) Politechnika Warszawska
3. Prof. zw. dr hab. inż. Janusz Turowski, dr h.c. Universita di Pavia; Politechnika Łódzka
4. Prof. dr hab. inż. Kazimierz Andrzej Zakrzewski; Politechnika Łódzka


Fizyka i Geotechnika
1. Prof. zw. dr hab. Kazimierz Bodek; Uniwersytet Jagielloński
2. Prof. dr hab. Marek Czachor, prof. PG; Politechnika Gdańska
3. Prof. zw. dr hab. Robert Gałązka, czł. rzecz. PAN; Instytut Fizyki Polskiej Akademii Nauk
4. Prof. dr hab. Zbigniew Jacyna-Onyszkiewicz, dr h.c. Uniwersytetu w Kaliningradzie; Uniwersytet Adama Mickiewicza w Poznaniu
5. Kazimierz Nowaczyk, Ph.D. Assistant Professor;Center for Fluorescence Spectroscopy, University of Maryland School of Medicine
6. Prof. dr hab. Andrzej. M. Oleś; Uniwersytet Jagielloński
7. Dr hab. inż. Andrzej Truty, prof. PK; Politechnika Krakowska
8. Prof. dr hab. Andrzej Wiśniewski; Instytut Fizyki Polskiej Akademii Nauk


Chemia i Badania Strukturalne
1. Prof. dr hab. Lucjan Piela, Uniwersytet Warszawski
2. Prof. dr hab. Sławomir Szymański; Instytut Chemii Organicznej PAN
3. Prof. dr hab. Krzysztof Woźniak; Uniwersytet Warszawski


Lotnictwo i Aerodynamika
1. Prof. dr inż. Wiesław Kazimierz Binienda; University of Akron (Ohio)
2. Prof. dr hab. inż. Zdzisław Gosiewski; 1) Politechnika Białostocka, 2) Instytut Lotnictwa



SKŁAD KOMITETU ORGANIZACYJNEGO KONFERENCJI SMOLEŃSKIEJ
1. Dr inż. Wojciech Biliński – Politechnika Krakowska im. Tadeusza Kościuszki; Wydział Inżynierii Środowiska
2. Prof. dr inż. Chris Cieszewski – University of Georgia, Athens GA
3. Prof. dr hab. inż. Jacek Gieras, IEEE Fellow, UTC Fellow 1) UTC Aerospace Systems, Rockford, Il, USA 2) Uniwersytet Technologiczno-Przyrodniczy w Bydgoszczy, Instytut Elektrotechniki
4. Dr hab. Andrzej Łusakowski, prof. IF PAN – Instytut Fizyki Polskiej Akademii Nauk
5. Dr hab. inż. Paweł Staszewski, prof. PW - Politechnika Warszawska, Wydział Elektryczny, Instytut Maszyn Elektrycznych
6. Dr hab. Jerzy Urbanowicz, prof. IM PAN i IPI PAN - Zmarł w dniu 6 września 2012 r.
7. Prof. dr hab. Andrzej Wiśniewski - Instytut Fizyki Polskiej Akademii Nauk
8. Dr hab. inż. Piotr Witakowski, prof. AGH - Akademia Górniczo-Hutnicza, Wydział Górnictwa i Geoinżynierii



KOMITET INSPIRUJĄCY I DORADCZY
1. Dr hab. Lech Baczewski, prof. IF PAN Instytut Fizyki Polskiej Akademii Nauk
2. Prof. dr hab. Witold Bardyszewski Uniwersytet Warszawski, Wydział Fizyki
3. Dr hab. Jarosław Bauer, prof. UŁ Uniwersytet Łódzki, Wydział Fizyki i Informatyki Stosowanej
4. Prof. dr hab. inż. Marek Berkowski Instytut Fizyki Polskiej Akademii Nauk
5. Prof. dr inż. Wiesław Binienda The University of Akron, Civil Engineering Department
6. Prof. dr hab. Kazimierz Bodek Uniwersytet Jagielloński, Wydział Fizyki, Astronomii i Informatyki Stosowanej; Instytut Fizyki
7. Prof. dr hab. Piotr Bogusławski Instytut Fizyki Polskiej Akademii Nauk
8. Dr hab. Władysław Borgieł, prof. UŚl Uniwersytet Śląski, Wydział Matematyki Fizyki i Chemii, Zakład Fizyki Teoretycznej
9. Prof. dr hab. inż. Jan Burcan, prof. zw. PŁ Politechnika Łódzka
10. Prof. dr inż. Chris Cieszewski University of Georgia, Athens GA
11. Prof. dr hab. Zygmunt Cieśla Instytut Biochemii i Biofizyki PAN
12. Prof. dr hab. Marek Czachor Politechnika Gdańska, Wydział Fizyki Technicznej i Matematyki Stosowanej
13. Prof. dr hab. Zbigniew Czarnocki Uniwersytet Warszawski, Wydział Chemii
14. Prof. dr hab. Witold Dobrowolski Instytut Fizyki Polskiej Akademii Nauk
15. Prof. dr hab. Ludwik Dobrzyński 1) Uniwersytet Kardynała Stefana Wyszyńskiego. Wydział Matematyczno-Przyrodniczy 2) Narodowe Centrum Badań Jądrowych
16. Prof. dr hab. inż. Jan Tadeusz Duda Akademia Górniczo-Hutnicza, Wydział Zarządzania
17. Prof. dr hab. inż. Władysław Dybczyński Politechnika Białostocka, Wydział Elektryczny
18. Dr hab. inż. Wojciech Fabianowski Politechnika Warszawska, Wydział Chemiczny
19. Prof. dr hab. inż. Andrzej Flaga Politechnika Krakowska, Instytut Mechaniki Budowli, Laboratorium Inżynierii Wiatrowej
20. Prof. zw. dr hab. inż. Kazimierz Flaga, dr h.c. Politechniki Krakowskiej Politechnika Krakowska, Wydział Inżynierii Lądowej
21. Dr hab. Wit Foryś, prof. UJ Uniwersytet Jagielloński, Instytut Informatyki
22. Dr hab. Zbigniew Gajek, prof. INTIBS PAN Instytut Niskich Temperatur i Badań Strukturalnych Polskiej Akademii Nauk
23. Prof. zw. dr hab. Robert Gałązka, czł. rzecz. PAN Instytut Fizyki Polskiej Akademii Nauk
24. Prof. dr hab. inż. Jacek Gieras, IEEE Fellow, Hamilton Sundstrand Fellow 1) UTC Aerospace Systems, Rockford, Il, USA 2) Uniwersytet Technologiczno-Przyrodniczy w Bydgoszczy, Instytut Elektrotechniki
25. Prof. dr hab. Grzegorz Gładyszewski Politechnika Lubelska, Wydział Podstaw Techniki
26. Dr hab. inż. Jerzy Głuch, prof. PG Politechnika Gdańska, Wydział Oceanotechniki i Okrętownictwa
27. Prof. dr hab. inż. Zdzisław Gosiewski Politechnika Białostocka, Wydział Mechaniczny, Kierownik Katedry Automatyki i Robotyki
28. Dr hab. Ewa Anna Gruszczyńska-Ziółkowska, prof. UW Uniwersytet Warszawski, Instytut Muzykologii
29. Dr hab. n. fiz. Marek Gutowski Instytut Fizyki Polskiej Akademii Nauk
30. Prof. dr hab. czł. PAN Tadeusz Iwaniec, czł. Finnish Academy of Science and Letters, czł. Accademia delle Scienze Fisiche e Matematiche (Italy) 1) Syracuse University (USA) 2) University of Helsinki
31. Prof. dr hab. Zbigniew Jacyna-Onyszkiewicz (fizyk), dr h.c. Uniwersytetu w Kaliningradzie Uniwersytet Adama Mickiewicza w Poznaniu, Wydział Fizyki Kierownik Zakładu Fizyki Kwantowej
32. Dr hab. Maria Jaworska, prof. UŚ Uniwersytet Śląski, Instytut Chemii
33. Prof. zw. dr hab. Zbigniew Jelonek Instytut Matematyczny PAN
34. Prof. dr hab. inż. Grzegorz Jemielita 1) Politechnika Warszawska, Wydział Inżynierii Lądowej 2) SGGW 35. Prof. dr hab. Łukasz Kaczmarek Instytut Farmaceutyczny
36. Prof. dr hab. inż. Krystyna Kamieńska-Trela Instytut Chemii Organicznej Polskiej Akademii Nauk
37. Prof. zw. dr hab. inż. Janusz Kawecki Politechnika Krakowska
38. Prof. dr hab. Jerzy Konior Uniwersytet Jagielloński, Instytut Fizyki
39. Prof. zw. dr hab. inż. Robert Kosiński Politechnika Warszawska, Wydział Fizyki
40. Dr hab. Piotr Kossacki, prof. UW Uniwersytet Warszawski, Wydział Fizyki
41. Dr hab. Tomasz Krzysztoń Instytut Niskich Temperatur i Badań Strukturalnych Polskiej Akademii Nauk 42. Prof. nadzw. dr hab. Romuald Lemański Instytut Niskich Temperatur i Badań Strukturalnych Polskiej Akademii Nauk
43. Dr hab. inż. Marek Łagoda prof. IBDiM, prof. PL Instytut Badawczy Dróg i Mostów, Politechnika Lubelska, Wydział Budownictwa i Architektury
44. Dr hab. Andrzej Łusakowski prof. IF PAN Instytut Fizyki Polskiej Akademii Nauk
45. Prof. dr hab. inż. Jan Maksymiuk Politechnika Warszawska, Wydział Elektryczny, Instytut Elektroenergetyki
46. Prof. dr hab. Edward Malec Uniwersytet Jagielloński, , Wydział Fizyki, Astronomii i Informatyki Stosowanej, Instytut Fizyki
47. Prof. dr hab. inż. Piotr Małoszewski Helmholtz Zentrum München Deutsches Forschungszentrum für Gesundheit und Umwelt GmbH
48. Prof. dr hab. Janina Marciak - Kozłowska Instytut Technologii Elektronowej
49. Prof. dr hab. Maciej Maśka Uniwersytet Śląski, Instytut Fizyki
50. Dr hab. Mariusz Michta, prof. UO Uniwersytet Opolski, Instytut Matematyki i Informatyki
51. Prof. dr hab. inż. Janina Milewska-Duda Akademia Górniczo-Hutnicza, Wydział Energetyki i Paliw
52. Prof. dr hab. inż. arch. Anna Mitkowska Politechnika Krakowska, Wydział Architektury
53. Dr hab. Grzegorz Musiał, prof. UAM, prof. WSKSiM Uniwersytet im. A. Mickiewicza, Wydział Fizyki, Zakład Fizyki Komputerowej
54. Prof. zw. dr hab. Józef Medard Namysłowski Uniwersytet Warszawski, Wydział Fizyki
55. Dr hab. inż. Andrzej Niemunis Karlsruher Institut fur Technologie
56. t Prof. zw. dr hab. inż. Jan Obrębski Politechnika Warszawska, Wydział Inżynierii Lądowej
57. Dr hab. Adam Obtułowicz Instytut Matematyczny Polskiej Akademii Nauk
58. Prof. zw. dr hab. Andrzej Oleś dr h.c. Akademii Górniczo-Hutniczej Akademia Górniczo-Hutnicza
59. Prof. dr hab. Andrzej. M. Oleś Uniwersytet Jagielloński, Wydział Fizyki, Astronomii i Informatyki Stosowanej
60. Prof. zw. dr hab. inż. Bolesław Orłowski Instytut Historii Nauki PAN, Kierownik Sekcji Historii Nauk Ścisłych i Techniki, członek Rady Instytutu Pamięci Narodowej
61. Prof. dr Andrzej Pacholczyk, FRAS University of Arizona, Astrophysics Steward Observatory
62. Dr hab. inż. Jan Pawlikowski, prof. PW Politechnika Warszawska
63. Dr hab. Marek Pękała Uniwersytet Warszawski, Wydział Chemii
64. Dr hab. Krystyna Pękała Politechnika Warszawska, Wydział Fizyki
65. Dr hab. inż. Andrzej Pfitzner, prof. PW Politechnika Warszawska, Wydział Elektroniki i Technik Informacyjnych
66. Prof. dr hab. Lucjan Piela Uniwersytet Warszawski, Wydział Chemii
67. Dr hab. inż. Marek Pietrzakowski, prof. PW Politechnika Warszawska, Wydział Samochodów i Maszyn Roboczych, Instytut Podstaw Budowy Maszyn
68. Prof. zw. dr inż. Zbigniew Piłkowski Politechnika Częstochowska
69. Prof. dr hab. Jan Pluta Politechnika Warszawska, Wydział Fizyki
70. Dr hab. inż. Włodzimierz Przyborowski Politechnika Warszawska, Wydział Elektryczny, Instytut Maszyn Elektrycznych
71. Dr hab. Tomasz Radożycki, prof. UKSW Uniwersytet Kardynała Stefana Wyszyńskiego, Wydział Matematyczno-Przyrodniczy
72. Prof. zw. dr hab. Jakub Rembieliński Uniwersytet Łódzki, Uniwersytet Łódzki; Wydział Fizyki i Informatyki Stosowanej; Katedra Fizyki Teoretycznej
73. Dr hab. inż. Mieczysław Ronkowski, prof. PG Politechnika Gdańska, Wydział Elektrotechniki i Automatyki
74. Prof. dr hab. inż. Jacek Rońda Akademia Górniczo Hutnicza, Wydział Inżynierii Metali i Informatyki Przemysłowej
75. Prof. dr hab. Zbigniew Rudy Uniwersytet Jagielloński, Wydział Fizyki, Astronomii i Informatyki Stosowanej
76. Dr hab. Małgorzata Samsel-Czekała Instytut Niskich Temperatur i Badań Strukturalnych Polskiej Akademii Nauk
77. Prof. dr hab. Rafał Siciński Uniwersytet Warszawski, Wydział Chemii
78. Prof. dr hab. Zofia Sokołowska Instytut Agrofizyki Polskiej Akademii Nauk
79. Prof. dr hab. Stefan Sokołowski Uniwersytet Marii Curie-Skł., Wydział Chemii, Zakład Modelowania Procesów Fizykochemicz.
80. Prof. dr hab. Stanisław Spież Instytut Matematyczny PAN
81. Dr hab. inż. Paweł Staszewski, prof. PW Politechnika Warszawska, Wydział Elektryczny, Instytut Maszyn Elektrycznych
82. Prof. dr hab. inż. Andrzej Stepnowski Politechnika Gdańska, Wydział Elektroniki, Telekomunikacji i Informatyki
83. Dr hab. Leszek Stolarczyk, prof. UW Uniwersytet Warszawski, Wydział Chemii
84. Dr hab. Andrzej Szewczyk, prof. IF PAN Instytut Fizyki Polskiej Akademii Nauk
85. Prof. dr hab. Sławomir Szymański Instytut Chemii Organicznej PAN
86. Dr hab. inż. Zdzisław Józef Śloderbach, prof. PO Politechnika Opolska, Wydział Inżynierii Produkcji i Logistyki, Katedra Zastosowań Chemii i Mechaniki.
87. Prof. zw. dr hab. Stefan Edmund Taczanowski Akademia Górniczo Hutnicza, Wydział Energetyki i Paliw
88. Dr hab. Piotr Tomczak, prof. UAM Uniwersytet im. Adama Mickiewicza, Wydział Fizyki 89. Prof. zw. dr hab. inż. Janusz Turowski, dr h.c. Universita di Pavia Politechnika Łódzka, Instytut Mechatroniki i Systemów Informatycznych
90. Dr hab. Jerzy Urbanowicz, prof. IM PAN i IPI PAN Zmarł w dniu 6 września 2012 r.
91. Dr hab. Andrzej Wawro, prof. IF PAN Instytut Fizyki Polskiej Akademii Nauk
92. Dr hab. inż. Wawszczak Włodzimierz, prof. PŁ Politechnika Łódzka, Wydział Mechaniczny
93. Prof. zw. dr hab. inż. czł. rzecz. PAN Jan Węglarz Politechnika Poznańska; Wydział Informatyki; Instytut Informatyki
94. Prof. dr hab. Andrzej Wiśniewski Instytut Fizyki Polskiej Akademii Nauk
95. Dr hab. inż. Piotr Witakowski, prof. AGH, prof. ITB AGH, Wydział Górnictwa i Geoinżynierii
96. Dr hab. inż. PhD Jerzy Wojewoda 1) University of Aberdeen, 2) Politechnika Łódzka
97. Dr hab. Marek Wolf Uniwersytet Kardynała Stefana Wyszyńskiego, Wydział Matematyczno-Przyrodniczy
98. Prof. zw. dr hab. Krzysztof Woźniak Uniwersytet Warszawski Wydział Chemii
99. Dr hab. inż. Andrzej Ziółkowski Instytut Podstawowych Problemów Techniki PAN
100. Dr hab. inż. Jerzy Żurański, prof. ITB Instytut Techniki Budowlanej


http://niezalezna.pl/46381-kogo-sie-boi ... -naukowcow

* * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * *

Nasi eksperci nie dadzą się zastraszyć – mówi Antoni Macierewicz w rozmowie z „GP”

Operacja mająca na celu zastraszenie polskiego świata nauki przejdzie do historii jako haniebna zamiennik uniemożliwienia dojścia do prawdy o śmierci polskiej elity narodowej – mówi „Gazecie Polskiej” Antoni Macierewicz.

Czy moment publikacji w „michnikowemu szmatławcowi” artykułu wymierzonego w ekspertów smoleńskiego zespołu parlamentarnego był przypadkowy?

Przebieg wydarzeń wskazuje, że doszło do porozumienia przynajmniej niektórych prokuratorów wojskowych z redakcją „GW”. Jego skutkiem była właśnie ta publikacja – skierowana przeciwko zespołowi parlamentarnemu, jego ekspertom, a także tej części środowiska naukowego, która zaangażowała się w badanie katastrofy smoleńskiej. Organy państwa podporządkowane Donaldowi Tuskowi wcale jej nie badają, a wręcz przeciwnie – cały wysiłek organizacyjny skupiają na uniemożliwianiu jej wyjaśnienia. Zatem zaangażowanie świata nauki w prace zespołu parlamentarnego od początku odbierane było przez obecny rząd jako istotne zagrożenie. Choćby z tego względu, że zespół i współpracujący z nim wybitni naukowcy wymuszali na prokuraturze podejmowanie czynności ujawniających prawdę. Chodzi przede wszystkim o wzięcie pod uwagę hipotezy zamachu (dopiero miesiąc temu prokuratura oświadczyła, że bada tę hipotezę!), o badanie wraku (zwłaszcza na obecność materiałów wybuchowych), przeprowadzenie sekcji zwłok, identyfikację ofiar, zarzuty wobec kierownictwa BOR i innych urzędników odpowiedzialnych za przygotowania wizyty katyńskiej, badanie brzozy smoleńskiej, prawdziwej trajektorii lotu, kwestię obecności w kokpicie gen. Andrzeja Błasika i jego faktycznej roli, ustalenie odpowiedzialności rosyjskich kontrolerów i moskiewskiego centrum decyzyjnego. To tylko skromne wyliczenie kwestii, w których prokuratura musiała zmienić zdanie.
Bez presji zespołu i skupionych przy nim naukowców prokuratura pogodziłaby się z brakiem wraku i czarnych skrzynek, a śledztwo – zgodnie z otwartym żądaniem Rosjan – zapewne dawno zostałoby już zakończone. To nie przypadek, iż w tym samym czasie, gdy rozkręca się prowokacja wymierzona w ekspertów, redaktor naczelny „Rosyjskiego Kuriera Warszawskiego” w Polsce Władimir Kirianow, od dawna przedstawiający nieoficjalne stanowisko Kremla, jasno oświadczył, że Rosja odda wrak dopiero po zakończeniu śledztwa przez Polskę – a więc wówczas, gdy jego badanie nie będzie mogło już odegrać żadnej roli w orzeczeniu przyczyn smoleńskiej tragedii!
Dlatego środowisku naukowców wspierających prace zespołu parlamentarnego chce się nałożyć knebel; cała ta kampania medialno-polityczna, której jesteśmy świadkami, ma właśnie taki cel. Moim zdaniem jest ona elementem szerzej zakrojonej koncepcji obecnego rządu, zakładającej ograniczanie roli poszczególnych środowisk i grup społecznych. Teraz próbuje się zastraszyć i odciąć od prac zespołu parlamentarnego środowisko naukowe, ale już niedługo – przed 11 listopada – rozpocznie się terroryzowanie środowisk patriotycznych. Ostatnia prowokacja związana z katastrofą smoleńską jest więc jedynie realizacją – przy pomocy administracji państwowej, prokuratury, służb i mediów – planu ekipy Tuska mającego zapewnić jej dalsze trwanie...

Kilka dni przed artykułem w „GW” „Gazeta Polska” opublikowała fragmenty raportu Edmunda Klicha. Według tego dokumentu to Rosjanie doprowadzili do śmierci 96 osób na pokładzie Tu-154. Ujawnienie tego raportu też chyba przyczyniło się do publikacji „GW”?
Z pewnością. Ujawnienie ukrywanego od 30 listopada 2010 r. raportu Edmunda Klicha miało ogromną wagę, bo pokazało punkt widzenia osoby, która wielokrotnie podkreślała swoją lojalność wobec rządu Donalda Tuska i wobec optyki rosyjskiej. Okazało się, że ten sam człowiek napisał raport, wykazujący bardzo precyzyjnie odpowiedzialność strony rosyjskiej, a zwłaszcza ośrodka decyzyjnego w Moskwie, który bezprawnie i przemocą przejął kierowanie procesem podejścia samolotu do lądowania. Raport Edmunda Klicha podkreśla odpowiedzialność moskiewskiej centrali za przekazanie przez wieżę fałszywych danych, za brak decyzji o zamknięciu lotniska i odmowę wskazania lotniska zapasowego, a wreszcie – za ostatni, najbardziej dramatyczny fakt, gdy – jak pisze Klich – podano komendę „horyzont” oraz „odejście na drugi krąg” w momencie, kiedy już realizacja tego manewru nie była możliwa. Upublicznienie przez „GP” raportu Klicha obnażyło zakłamanie i fałszerstwa rządu Donalda Tuska, ludzi takich jak Jerzy Miller i Maciej Lasek. Przecież oni znali ten dokument już wcześniej i wiedzieli o bezprawnym postępowaniu centrum dowodzenia w Moskwie, noszącym znamiona działania zmierzającego do zagrożenia życia polskiej elity. Co więcej, Donald Tusk i Jerzy Miller odpowiedzialni są za sfałszowanie polskiego raportu końcowego, który zignorował zasadnicze ustalenia Edmunda Klicha. Przypomnijmy, że Klich żądał odrzucenia raportu Anodiny w całości i opracowania nowego dokumentu uwzględniającego polskie ustalenia i ukrywane przez Rosjan dane. Premier Tusk początkowo sugerował, że takie będzie stanowisko rządu, a minister Sikorski zapowiadał międzynarodową akcję – szybko jednak podporządkowali się rosyjskiemu dyktatowi. Nie wiem, czy była to tylko gra, czy też zmuszono ich do abdykacji. Ale wiem, że było to całkowicie sprzeczne z ustaleniami polskiego akredytowanego przy MAK. Dlatego więc, kiedy treść dokumentu została ujawniona przez „Gazetę Polską” i przedstawiona przez zespół parlamentarny opinii publicznej, nastąpił brutalny kontratak prokuratury i „michnikowego szmatławca”.

Publikacja tekstu „michnikowego szmatławca” nastąpiła niedługo po rozesłaniu zaproszeń na konferencję naukową, której zwołanie zaproponował prezes PAN prof. Michał Kleiber. Tu też chyba nie sposób mówić o przypadku...
List prof. Michała Kleibera, skierowany m.in. i do mnie, był z pewnością dzwonkiem alarmowym dla układu rządzącego. W piśmie tym została sformułowana propozycja wydelegowania przedstawicieli, mających wraz z innymi naukowcami uformować komitet naukowy konferencji. Ludzie establishmentu, bo do takich należy przecież prof. Michał Kleiber, są coraz bardziej świadomi kompromitacji rządu w sprawie badania tragedii smoleńskiej i mają poczucie, że trzeba coś w tej sprawie zrobić. Stąd ten brutalny atak medialny, mający pokazać siłę i determinację Tuska. Tak naprawdę ta akcja skierowana jest bardziej przeciwko prof. Kleiberowi i ludziom z jego środowiska niż przeciwko nam. Premier Tusk dobrze wie, że my nie damy się zastraszyć. Ale liczy na to, że powstrzyma tych, o których prezes PAN tak pisał w swoim liście: „Odbieram od prominentnych reprezentantów nauki polskiej liczne sygnały zaniepokojenia niekomfortową moralnie i intelektualnie sytuacją związaną z niemożnością przekonującego wyjaśnienia przebiegu i przyczyn katastrofy smoleńskiej. [...] Kierując się dobrze pojętą koniecznością konfrontacji różnych postaw badawczych i koncepcji metodologicznych i [...] szanując wysiłek i starania Pana Posła oraz naukowców skupionych wokół Zespołu Parlamentarnego, zwracam się o wydelegowanie przedstawicieli celem zorganizowania Komitetu Naukowego konferencji poświęconej tej tematyce”. Tusk przeraził się, że będzie to gwóźdź do trumny tezy o pancernej brzozie i winie polskich pilotów. Warto przypomnieć, że to był kolejny element rozpadu zaplecza Tuska w tej sprawie. Już wcześniej okazało się, że na siedzeniach wraku są jednak ślady materiałów wybuchowych, że brzoza nie została złamana na wysokości 5 m, gen. Błasika nie było w kokpicie, prokuratura bada wersję zamachu, prokurator Seremet domaga się od Rosjan zwrotu wraku i czarnych skrzynek, a co więcej oświadcza, że bez tych dowodów Polska nie może zakończyć śledztwa smoleńskiego. Cała smoleńska strategia Tuska zaczęła się sypać i dlatego sięgnął po medialny terror...

Prof. Kleiber wyraźnie dystansuje się jednak od hipotezy zamachu, a w rozmowie z „Gazetą Polską” zasugerował nawet, że niektóre eksperymenty i symulacje ekspertów zespołu parlamentarnego były przeprowadzone zbyt pośpiesznie.
Nie miałem wrażenia, że sformułowania prof. Kleibera to sugestie. Były to słowa nieroztropne pod adresem prof. Wiesława Biniendy, który przecież wielokrotnie mówił, jak wielu ludzi i ile sprzętu zaangażowano na potrzeby przeprowadzanych przez niego symulacji. Przygotowanie każdej z nich trwało wiele miesięcy, była to gigantyczna operacja całego zespołu naukowców. Mówienie tutaj o pośpiechu i niestaranności jest więc nie na miejscu.
Prof. Kleiber zawsze twierdził, iż rozważanie hipotezy zamachu jest niedopuszczalne. Co mnie – prawdę mówiąc – zdumiewa. Uważam bowiem, że naukowiec, który nie rozumie, że w przypadku śmierci w takich okolicznościach najważniejszych osób w kraju obowiązkiem państwa jest rozważać każdą hipotezę, stawia pod znakiem zapytania bezpieczeństwo własnego narodu. Ale prof. Kleiber zdaje sobie sprawę, że jego środowisko powoli przestaje decydować o postawie świata polskiej nauki. Rozumie, że nie sposób na dłuższą metę wmawiać wybitnym naukowcom teorii pancernej brzozy. Wie to, czego nie rozumie Tusk i jego propagandyści, że czas terroru medialnego, który np. tak świetnie sprawdził się przy grabieży majątku narodowego, nieuchronnie odchodzi w przeszłość i nie może być skuteczny, gdy chodzi o śmierć polskiej elity narodowej. Zwłaszcza że dzięki pracom zespołu parlamentarnego główne mechanizmy dramatu zostały ujawnione i udowodnione.

Podstawowy zarzut sformułowany w tekście „GW” to brak kompetencji ekspertów zespołu parlamentarnego. Czy w gronie specjalistów wspierających zespół faktycznie nie ma ludzi znających się na lotnictwie?
W zespole parlamentarnym jest blisko 30 specjalistów, z których wiedzy korzystamy. Są tacy, którzy stale z nami współpracują, są inni, których rady wykorzystujemy, choć nie są oni formalnie ekspertami zespołu – jak np. prof. Chris Cieszewski, wybitny uczony specjalizujący się w biometrii leśnej. Zespół korzystał z jego opracowań na temat drzewa, w które rzekomo miał uderzyć Tu-154. Co ciekawe, w komisji Millera, która smoleńskiej brzozie poświęciła tyle uwagi, nie było nikogo takiego jak prof. Cieszewski, podobnie jak nie było – co ujawnił Edmund Klich – nikogo, kto by się znał na odporności materiałów, co jest z kolei specjalnością prof. Jana Obrębskiego. Według Edmunda Klicha właśnie dlatego rządowi eksperci nie zbadali wraku, bo nikt się na tym nie znał!
Z zespołem parlamentarnym współpracują też eksperci od balistyki, od zachowania się materiałów cienkościennych, od eksplozji – jak dr inż. Grzegorz Szuladziński, specjalista światowej klasy w tej dziedzinie – od analizy danych, jak prof. Kazimierz Nowaczyk, od budowy samolotów, jak inż. Wacław Berczyński, konstruktor lotniczy oraz wieloletni pracownik Działu Wojskowo-Kosmicznego Boeinga i innych koncernów z tej branży.
Całość tych prac nadzoruje i koordynuje dr inż. Bogdan Gajewski, który pracuje w kanadyjskiej agencji certyfikacji lotnictwa i badał wiele wielkich katastrof – i to nie szybowców, lecz dużych samolotów pasażerskich. Dr inż. Gajewski jest również członkiem międzynarodowego towarzystwa zrzeszającego ludzi zawodowo zajmujących się badaniem katastrof lotniczych. Oprócz niego ekspertami zespołu są lotnicy i inżynierowie, jak mjr prof. Bykow z uniwersytetu w Rydze czy Glenn Jorgensen z Danii. Jest także w naszym zespole kmdr Wiesław Chrzanowski, który szkolił w Dęblinie kilka pokoleń wojskowych kontrolerów lotu, jest też Konrad Matyszczak, były wojskowy kontroler, są wreszcie specjaliści od służb specjalnych, jak płk Andrzej Kowalski czy Piotr Bączek, od wywiadu technicznego, jak Gene Poteat z USA, rosyjskiej elity władzy, jak Andriej Iłłarionow.
Z zespołem współpracują zatem specjaliści z różnych dziedzin, przy czym jasne jest, że kmdr Chrzanowski nie będzie kompetentny w tym, na czym zna się prof. Jacek Rońda, który dysponuje rozległą wiedzą na temat silników odrzutowych i współuczestniczył m.in. w projektowaniu silników do F-16. W tak gigantycznym projekcie, jakim jest badanie katastrofy smoleńskiej, konieczna jest współpraca rozmaitych ekspertów, którzy nie zawsze muszą być lotnikami. To oczywiste. Gdyby było inaczej, to po co w komisji Millera znalazł się prof. Ryszard Krystek, będący specjalistą od inżynierii ruchu drogowego?

http://niezalezna.pl/46422-nasi-eksperc ... mowie-z-gp

* * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * *

Eksperci Macierewicza: do przesłuchania. Ekspert Laska: na rozmowę i kawę

Kolejny, zdumiewający komunikat opublikował kapitan Marcin Maksjan z Naczelnej Prokuratury Wojskowej. Przy okazji dowiedzieliśmy się jednak jak nierównomiernie traktowani są naukowcy zajmujący się wyjaśnianiem przyczyn katastrofy smoleńskiej. Paweł Artymowicz - pupil mainstreamowych mediów i zachwalany przez rządową komisję Maciej Laska - niby był w prokuraturze, ale na... rozmowie. Ciekawe, co na to twórcy kodeksu postępowania karnego.


Na stronie internetowej Naczelnej Prokuratury Wojskowej pojawił się dzisiaj komunikat wracający do tematu publikacji w "michnikowemu szmatławcowi" treści zeznań świadków w śledztwie smoleńskim. Przypominamy, że tego samego dnia NPW podjęła kuriozalną, nie praktykowaną wcześniej, decyzję o ujawnieniu treści zeznań. I to jeszcze w trakcie postępowania. Dotychczasowe uzasadnienia tego kroku brzmiały bardzo niewiarygodnie, także dzisiejszy komunikat kapitana Maksjana jest zdumiewający.

Znalazł się w nim jednak fragment bardzo interesujący i dobitnie świadczący o nierównomiernym traktowaniu świadków.

Cytujemy za rzecznikiem NPW:
"Aktualnie niektóre media wzywają prokuraturę do opublikowania zeznań Pana Pawła Artymowicza – analogicznie jak miało to miejsce w przypadku protokołów przesłuchania trzech naukowców. Dziennikarze oczekujący na tę decyzję prokuratury nie przyjmują jednak do wiadomości, że Pan Paweł Artymowicz nie był przesłuchany przez Wojskową Prokuraturę Okręgową w Warszawie. Istotnie, w czerwcu 2012 r. w siedzibie Wojskowej Prokuratury Okręgowej w Warszawie doszło do spotkania ww. z prokuratorami prowadzącymi śledztwo dotyczące katastrofy smoleńskiej, którego celem było omówienie ewentualnego uzyskania od Pana Pawła Artymowicza materiałów i danych, które stanowiły podstawę do prezentowanych przez niego publicznie wniosków z przeprowadzonych badań dotyczących katastrofy smoleńskiej. Z tego spotkania nie sporządzono żadnego dokumentu, zatem w tej sytuacji żądanie ujawnienia zeznań Pana Pawła Artymowicza uznać należy za całkowicie bezprzedmiotowe."

To dość zaskakująca formuła. Od kiedy bowiem w gabinetach prokuratorów odbywają się panele dyskusyjne na temat okoliczności spraw przez nich prowadzonych? Chyba że to nowe standardy w procedurze wprowadzane przez Wojskową Prokuraturę Okręgową.

http://niezalezna.pl/46498-eksperci-mac ... owe-i-kawe

____________________________________
Ojczyznę wolną pobłogosław Panie.


29 wrz 2013, 08:02
Zobacz profil
Fachowiec
Własny awatar

 REJESTRACJA14 wrz 2011, 21:56

 POSTY        1263
Post Re: Katastrofa smoleńska
Tchórze w natarciu. Kilka słów o doświadczeniu i dokonaniach Macieja "Bożyszcze" Laska. "Słowem katastrofa"

Od czasu publikacji tekstu Agnieszki Kublik Maciej Lasek tonem nieznoszącym sprzeciwu powtarza tezy, że obecnie debata z ekspertami współpracującymi z zespołem parlamentarnym badającym przyczyny katastrofy smoleńskiej nie ma sensu. Skrajnie zmanipulowany tekst "GW" staje się narzędziem i dźwignią do zablokowania debaty ekspertów, która pozwoliłaby skonfrontować tezy oficjalnego przekazu oraz wyniki badań niezależnych od władzy naukowców. Maciej Lasek nie ustaje w wysiłkach, żeby plany zwołania takiej debaty zniweczyć. Maciej Lasek w swojej narracji przypomina podwórkowego zawadiakę, który zaczepia innych, wiedząc, że sam jest chroniony przez osiedlowego bandytę. Zarówno ten zawadiaka, jak i Lasek, zachowują się jak zwykli tchórze.

Maciej Lasek jest tchórzem, atakując naukowców, których zeznania stały się przedmiotem kłamliwej debaty publicznej. Bowiem zeznań Macieja Laska oraz jego ekspertów i członków komisji nie poznamy. Nie dowiemy się, co eksperci rządowi mają do powiedzenia śledczym, czym mogą się oni pochwalić. Prokuratura nie może ujawnić zeznań Laska i innych, ponieważ takich zeznań nie ma. Nie ma ich, bowiem prawo lotnicze zmienione już po katastrofie smoleńskiej zabrania przesłuchiwania członków komisji, badającej wypadek lotniczy. Lasek wierzga więc w mediach i atakuje, wiedząc, że sam jest chroniony przez swoich rządowych mocodawców.

Jednak ta ochrona na razie nie dotyczy działalności mediów. Warto więc na chwilę pochylić się nad dokonaniami i dorobkiem Macieja Laska, który w Polsce przedstawiany jest jako jedyny i najważniejszy autorytet w dziedzinie badania katastrof lotniczych.

Maciej Lasek (rocznik 1967) jest polskim inżynierem, specjalizuje się w mechanice lotu. Na stronie internetowej PKBWL czytamy, że specjalizuje się w: "szybowcach i samolotach - wyszkoleniu, eksploatacji, konstrukcjach lotniczych". W 1992 roku ukończył studia na Wydziale Mechanicznym Energetyki i Lotnictwa Politechniki Warszawskiej w specjalności budowa płatowców. W serwisie poświęconym polskiej nauce czytamy, że rozprawę doktorską Lasek pisał pt.: "Wpływ interferencji aerodynamicznej na ruch zrzucanych z samolotu zasobników". Obronił ją na WAT, w 2002 roku. Media podawały, że Maciej Lasek jest aktywnym pilotem oraz ukończył kursy badania dużych katastrof lotniczych oraz zarządzania badaniem takich wypadków. Szkolenia takie miał odbyć w USA i Singapurze. Maciej Lasek jest również autorem publikacji z dziedzina lotnictwa. Od 2002 roku jest pracownikiem Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych. Od lutego 2012 roku jest jej przewodniczącym.

Tyle opisu formalnych uprawnień i wykształcenia Macieja Laska. Ono daje podstawy, by Maciej Lasek zajmował się badaniem katastrof lotniczych, jako jeden z członków komisji badającej wypadki lotnicze. Jednak jest to znacznie za mało, by traktować Laska, jako bożyszcze, człowieka, który posiadł w dziedzinie śledztw całą wiedzę. Jest to oczywiste również, gdy weźmie się pod uwagę jego doświadczenie.

Ostatnie katastrofy lotnicze, jakie miały miejsce w Polsce, które można w jakikolwiek sposób porównywać z tragedią smoleńską, to katastrofa CASY oraz Iła Tadeusza Kościuszko. Sęk w tym, że Maciej Lasek nie zajmował się badaniem wypadku w Mirosławcu - jego nazwisko nie widnieje pod raportem nt. katastrofy CASY. Lasek brał udział jedynie, jako biegły w tym postępowaniu. Z kolei, gdy w Lesie Kabackim doszło do katastrofy Iła-62 w 1987 roku Maciej Lasek miał... 20 lat. W to postępowanie również nie mógł się więc angażować.

Na szczęście w Polsce przez ostatnie lata nie było żadnej katastrofy ze skutkiem śmiertelnym w cywilnym lotnictwie transportowym

– mówił swego czasu Lasek, tłumacząc, dlaczego nie ma doświadczenia w badaniu dużych katastrof lotniczych. Rzeczywiście faktem jest, że takiego doświadczenia Maciej Lasek nie ma. Nie miał jak takiego doświadczenia nabyć.

Czym się zatem Maciej Lasek zajmuje? W mediach można przeczytać, że Maciej Lasek wziął udział w badaniach około 120 wypadków i incydentów lotniczych. Gdy przejrzy się szczegóły archiwum dot. pracy PKBWL, liczba ta jednak nie poraża.

Po wpisaniu w wyszukiwarkę PKBWL hasło Lasek pojawia się wiele rekordów prowadzących do "Rejestru zdarzeń lotniczych", w których pada nazwisko Macieja Laska. Jednak większość z nich to sprawy zupełnie błahe, dotyczące mało wymagających "incydentów lotniczych". Komisja zajmuje się każdym lądowaniem awaryjnym, każdym nietypowym zachowaniem w ruchu lotniczym.

I na badaniu takich spraw, dotyczących m.in. "nieprawidłowego montażu i regulacji czujnika sygnalizatora położenia podwozia przedniego", zderzeń samolotów i śmigłowców z ptakami, "usterki przełączników czujników slotów SLAT SENSOR SWITCHES", zderzenia samolotów w czasie kołowania, wypadku spadochroniarza ("Przyczyną incydentu był błąd w technice lądowania, polegający na nieodpowiednim ustawieniu nóg, co spowodowało nierównomierne obciążenie stóp podczas przyziemienia i doznanie przez ucznia-skoczka lekkich obrażeń ciała"), wypadków motolotni, szkoli się Maciej Lasek i jego eksperci.

Jak informowały media, najbardziej skomplikowanym incydentem lotniczym, z jakim miał do czynienia ekspert Lasek, był incydent z 2005 roku, gdy w Boeingu 757 podczas startu uległy uszkodzeniu turbiny. Pilot zauważył awarię i bezpiecznie zatrzymał samolot. W żadnym incydencie, czy wypadku, który badał Maciej Lasek nie było ofiar śmiertelnych, a maszyny często nie ulegały żadnym zniszczeniom.

Widząc doświadczenie Macieja Laska, biorąc pod uwagę, że nie brał on udziału w wyjaśnianiu katastrofy CASY, należy stwierdzić, że Maciej Lasek przystępując do badania katastrofy smoleńskiej był amatorem. Tragedia smoleńska była pierwszym poważnym zadaniem, z jakim Lasek się miał zmierzyć. To tłumaczy, dlaczego sprawa smoleńska wyjaśniana jest w taki sposób.

Oddajmy na chwilę głos Andrzejowi Semeretowi.

Brakuje nam końcowej dokumentacji medycznej, dokumentów związanych z lotniskiem i personelem, wraku samolotu i rejestratorów pokładowych. (...) Prokuratorzy chcieliby mieć wrak do swojej dyspozycji, ponieważ - po pierwsze - jest to własność państwa i - po drugie - ważny dowód rzeczowy. W każdym razie będziemy dążyć do tego, aby wrak został zwrócony Polsce przed zakończeniem śledztwa

- mówił 9 września Andrzej Seremet w Rosji.

Wypowiedź Andrzeja Semerta w kontekście działań i wypowiedzi Macieja Laska budzi zdziwienie. Czy oznacza ona, że Maciej Lasek "wyjaśnił" katastrofę smoleńską bez "końcowej dokumentacji medycznej, dokumentów związanych z lotniskiem i personelem, wraku samolotu i rejestratorów pokładowych"? A może dla polskiej prokuratury działania Laska nie są wiarygodne? I nic dziwnego, bowiem nawet w ustach ludzi władzy dokonania Macieja Laska budzą coraz więcej wątpliwości.

Oddajmy na chwilę głos Edmundowi Klichowi, byłemu polskiemu akredytowanemu.

Ja uważam, że wcześniej, kiedy ja sygnalizowałem, że Rosjanie naruszają załącznik 13, nie dopuszczając nas do pewnych informacji i wtedy trzeba było nagłośnić na forum międzynarodowym, że Rosjanie do czegoś się zobowiązali, a tego nie przestrzegali i tego nie było.
(...)
Odpowiedzialność za katastrofę spoczywa i po stronie polskiej, i po stronie rosyjskiej. Więcej po stronie polskiej jest niedociągnięć i tak jak mówiłem, to procentowo można dzielić równo - 70 na 30, 80 na 20-kilka. Natomiast projekt raportu MAK-u i później raport MAK-u całkowite neguje jakąkolwiek odpowiedzialność strony rosyjskiej. W projekcie naszym, komisji Millera, już ta odpowiedzialność się pokazuje.
(...)
Myślę, że w tych 90 proc. komisja Millera wykonała swoje zadanie. Ja bym bardziej podkreślił ten problem odpowiedzialności Rosjan i tego bałaganu na wieży, co nie zostało tak mocno uwypuklone.

(...)
Ja o sprawie badania wraku wypowiedziałem się już w książce "Moja czarna skrzynka" i tam jest opisana ta cała procedura. Badanie wraku to nie jest badanie kilka godzin. Badanie wraku prowadzi się wiele tygodni i tu myślę, że komisja ministra Millera, jeśli miała jakiekolwiek wątpliwości, powinna się udać do Smoleńska i tam to badanie przeprowadzić...
(...)
O ile wiem, nikt nie był z komisji ministra Millera w Smoleńsku po naszym wyjeździe do Moskwy. Problem jest w tym, że dostępność do tych materiałów... A szczególnie jak pojawiły się te teorie zamachowe, wybuchowe, to wtedy trzeba było szczegółowiej przebadać ten wrak, żeby mieć materiały, argumenty do dyskusji


- mówił Klich, zaznaczając, że można mówić o "grzechu zaniechania" komisji Millera, czyli również Laska.

I na koniec przytoczmy słowa samego Macieja Laska z konferencji „Mechanika w lotnictwie”, organizowanej w maju 2012 roku dla zamkniętego grona lotników.

Zadaniem Komisji Millera było jedynie ustalenie przyczyn katastrofy, a nie badanie skutków. Dlatego Komisja skupiła się wyłącznie na okresie do uderzenia samolotu w brzozę.

Trajektorii lotu nie można było ustalić na podstawie samych zapisów z czarnych skrzynek. Zapisy te pozwalały jedynie na ustalenie zmian położenia samolotu. Dysponując taką „względna trajektorią” Komisja dopasowała ją do mapy terenu i na tej podstawie ustaliła ostateczną „bezwzględną” trajektorię. Podczas dopasowywania do terenu kierowano się również śladami jakie samolot pozostawił w koronach drzew.

(...)

Ze względu na cel przyjęty przez Komisję uznała ona, że jej praca nie wymaga badania miejsca katastrofy, ani badania wraku. Do ustalenia przyczyn wystarczyło badanie trajektorii lotu do zderzenia z brzozą. Mimo to Komisja oglądała szczątki samolotu i wykonała szereg zdjęć zarówno wraku samolotu jak i terenu katastrofy.

Komisja uznała jednak, że lepsze jakościowo są zdjęcia pana Sergiusza Amielina mieszkającego w Smoleńsku i wykorzystała w raporcie szereg zdjęć wykonanych przez niego


- mówił Maciej Lasek.

Słowa Andrzeja Seremeta, Edmunda Klicha i Macieja Laska pokazują dobitnie kompromitację komisji Millera oraz Laska. Trzech bardzo ważnych dla sprawy smoleńskiej ludzi przyznaje, że działania polskiej strony są naznaczone gigantyczną dozą kompromitacji oraz niedopatrzeń i błędów.

Maciej Lasek ma zadatki, by być uczniem, by pracować jako jeden z wielu ekspertów nad wyjaśnianiem katastrof lotniczych i pod okiem bardziej doświadczonych szkolić się i udoskonalać. Jednak daleko mu do wszystkowiedzącego mentora, który poucza i "upupia" innych.

Gdy Maciej Lasek twierdzi, że nie ma sensu rozmawiać ws. smoleńskiej z ekspertami parlamentarnego zespołu badającego przyczyny katastrofy smoleńskiej, warto się zastanowić, kto to mówi i jakie ma doświadczenia oraz dokonania.

Czy z panem Laskiem warto rozmawiać? To teza jeszcze bardziej wątpliwa niż to, co on sam ostatnio wygaduje...

http://wpolityce.pl/dzienniki/blog-stan ... katastrofa

* * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * *

Dopychanie Smoleńska kolanem. "Doktor Maciej Lasek szybko próbował wprowadzić prezesa PAN 'na kurs i ścieżkę'"

Ostatnie ataki na wybranych ekspertów Zespołu Parlamentarnego, a także próby zdyskredytowania jego szefa, Antoniego Macierewicza, pokazują że strona rządowa zaplanowała ostateczne odzyskanie inicjatywy w sprawie Smoleńska.


Większość analityków skupia się na doraźnych korzyściach wizerunkowych jakie zaplanowano dla Zespołu Laska, a także próbom uniknięcia otwartej konfrontacji przez ekspertów KBWLLP. Cele te są zrozumiałe, nawet jeśli przyjmiemy że doktor Lasek ma kilka tysięcy stron nieopublikowanych dokumentów, mogących stanowić „asy w rękawie” Komisji, a które, jak to określił kiedyś pułkownik Grochowski, „objęto szczególną ochroną”. W mojej ocenie operacja ma jednak mieć znacznie szerszy zasięg niż doraźny, a cała sprawa Smoleńska ma wreszcie zostać skutecznie i bezapelacyjnie zamieciona pod dywan.

W związku ze skandalicznym prowadzeniem badania katastrofy przez Komisję Millera, ukierunkowany głównie na wskazanie opinii publicznej wewnętrznych sprzeczności i pospolitych kłamstw w oficjalnej narracji, a jednocześnie-w związku z brakiem dostępu do podstawowych dowodów, które znajdują się w Rosji- maksymalnie ograniczony w kwestii definiowania zamkniętych scenariuszy przebiegu katastrofy przekaz ekspertów ZP na takiej publicznej debacie zdominowałby ją i dotarł do świadomości społecznej. Tak ukierunkowana i prowadzona przez naukowców skupionych wokół Antoniego Macierewicza z wyjątkową dyscypliną intelektualną debata nie mogłaby się zakończyć propagandowym zwycięstwem Laska, ponieważ jego ludzie wyprodukowali zbyt dużo widocznych gołym okiem absurdów, aby przekonać osoby na co dzień niezainteresowane Smoleńskiem do swojej wersji wydarzeń. Oczywiście, umiejętne wykorzystanie przez stronę rządową asymetrii w dostępie do dowodów stanowiłoby w niektórych kwestiach niewątpliwy merytoryczny problem dla ekspertów Zespołu Parlamentarnego, którzy na każdym kroku w swojej publicznej działalności natrafiają się na blokadę informacyjną, ale mimo wszystko nie sądzę, aby zapobiegło to kompromitacji oficjalnych „wyjaśniaczy” katastrofy, którzy bardziej markują wiedzę o zdarzeniu które mieli przebadać, niż ją posiadają.

Wydaje się, że sama debata nie ma jednak takiego znaczenia, jak powszechnie się jej przypisuje. Trudno sobie bowiem wyobrazić, że władza dopuści do publicznej debaty, w której wezmą udział dwie strony, i nad którą nie ma pełnej kontroli.

Przypadkowa zbieżność  dat

Należy przypomnieć, że na początku września 2013 roku prezes Polskiej Akademii Nauk, prof. Michał Kleiber poinformował, że skierował do Antoniego Macierewicza i Macieja Laska list z propozycją zorganizowania debaty ekspertów na temat katastrofy smoleńskiej. To kolejny ruch Kleibera, który od kwietnia nosił się z zamiarem zaproponowania obu stronom szczegółowych ram merytorycznej dyskusji.

Oczywiście nie mam żadnych podstaw, aby nie wierzyć w dobrą wolę profesora Kleibera, ale nie od rzeczy będzie przypomnieć, że to właśnie we wrześniu mija termin zgłaszania referatów na II Konferencję Smoleńską, planowaną na październik, a organizowaną przez profesora Piotra Witakowskiego. W konferencji tej udział wezmą także osoby związane z Zespołem Antoniego Macierewicza. Doktor Maciej Lasek nie wyraził jednak zainteresowania uczestnictwem w niej.

Już pierwsza konferencja, która odbyła się w październiku 2012 roku była sukcesem- nie tylko zgromadziła ponad 100 naukowców, ale wystąpiły na niej także osoby, które w sposób oczywisty nigdy się z Zespołem Parlamentarnym nie identyfikowały.  Nie ulega więc wątpliwości, że Witakowskiemu udało się dotrzeć do grona naukowców, którzy, mimo różnych poglądów na możliwe przyczyny katastrofy, jednak potrafili wydać wspólne, końcowe stanowisko. Wystąpiono do świata nauki o intensyfikację badań nad tragedią. To samo w sobie było osiągnięciem. II Konferencja ma dotyczyć większej ilości dyscyplin naukowych niż pierwsza.

Jakiekolwiek szczytne motywy nie kierowały profesorem Kleiberem, to najpierw informacje o planowanej przez niego debacie, a później odpowiedzi obu zaproszonych stron przykryły medialnie II Konferencję Smoleńską. Później doszło do prowokacji- i było już tylko gorzej. Inicjatywa profesora była bowiem katalizatorem, który uruchomił cały aparat państwowy – od ministrów rządu Donalda Tuska po usłużne media- w celu skompromitowania przeciwników oficjalnej wersji zdarzeń przy wykorzystaniu metod działania, właściwych państwom totalitarnym. Doktor Maciej Lasek szybko zaś próbował wprowadzić prezesa PAN „na kurs i ścieżkę”, niedwuznacznie sugerując, kogo widzi w roli recenzenta zgłoszonych na konferencję prac.

Rola prokuratury

Udział co najmniej jednego z referentów śledztwa smoleńskiego, jak również kpt. Marcina Maksjana w przekazaniu Agnieszce Kublik z „michnikowego szmatławca” informacji o zeznaniach profesorów: Jacka Rońdy, Jana Obrębskiego i Wiesława Biniendy, wydaje się nie ulegać wątpliwości, pomimo że śledczy oficjalnie temu zaprzeczyli. Wypowiedź Maksjana, zamieszczona w paszkwilu Agnieszki Kublik, nie pozostawia jednak żadnych wątpliwości, że miał on wiedzę o tych zeznaniach. Musiał zatem posiadać zgodę jednego z prokuratorów prowadzących śledztwo na jej przekazanie mediom. Późniejsze odtajnienie całości zeznań naukowców było już wyłącznie rozpaczliwą obroną konkretnych prokuratorów i nieudolną próbą zasłonięcia się pełną jawnością.

W ciągu ostatniego roku prokuratura przeszła długą drogę w celu zamknięcia śledztwa „na siłę”, chociaż pozbawiona jest wielu dowodów. Narzuca mi się w tym miejscy smutna analogia z KBWLLP: to samo, co zdarzyło się Komisji Millera pomiędzy wytworzeniem na jesieni 2010 roku konkretnych i merytorycznych Uwag do projektu raportu MAK, a opublikowaniem pół roku później skandalicznego, pełnego błędów, napisanego bez żadnych dowodów wymienionych w „Uwagach”- i częściowo fałszującego rzeczywistość Raportu Millera- musiało spotkać w ostatnim roku także wojskowych śledczych.

Prokuratura Wojskowa nigdy- głównie z powodu własnych błędów, bezduszności dla rodzin ofiar i arogancji- nie miała dobrej prasy. Światełko w tunelu pojawiło się przed I Konferencją Smoleńską, kiedy śledczy zdecydowali o udostępnieniu naukowcom biorącym w niej udział ekspertyzy firmy ATM. Niedostateczny poziom merytoryczny ekspertyzy ujawnił, jak mizernym materiałem dysponuje prokuratura, prowadząca najważniejsze w Polsce śledztwo.

Niestety, tragifarsa w odcinkach z wynikami badań materiałów wybuchowych jasno pokazała, że do ekipy śledczych prowadzących sprawę Smoleńska nie można mieć zaufania. Ujawnienie zeznań naukowców współpracujących z Zespołem Parlamentarnym- samo w sobie bezprecedensowe- jest ostatecznym dowodem na uwikłanie prokuratury w czysto polityczną grę po stronie władzy i świadectwem, że Antoni Macierewicz miał rację, konsekwentnie żądając odsunięcia wojskowych śledczych od sprawy. Powodów przekazania informacji „michnikowemu szmatławcowi” możemy się tylko domyślać, podobnie jak związku tych działań z niedawną wizytą w Rosji Prokuratora Generalnego, Andrzeja Seremeta, który w rozmowie z szefem Komitetu Śledczego FR, Aleksandrem Bastrykinem, zadeklarował, że strona polska zrobi wszystko, aby śledztwo zostało zakończone, tym bardziej, że po stronie polskiej „istnieją pewne rezerwy”. Trudno odebrać to inaczej jak chęć szybkiego zamknięcia sprawy ogłoszeniem winy załogi (i być może kontrolerów)- tym bardziej, że Rosjanie zadeklarowali, iż swoje śledztwo przedłużają do 10 grudnia, a Bastrykin zwrócił się do prokuratorów prowadzących śledztwo rosyjskie o „zintensyfikowanie postępowania”.

Jak ujawniła jedna z osób luźno związanych z Zespołem Laska, jego członkowie już od jakiegoś czasu bywali w prokuraturze, gdzie przekazywano im informacje- sam Lasek przyznał, że otrzymał od śledczych tę samą ekspertyzę ATM, która rok temu została udostępniona naukowcom przed Konferencją Smoleńską, a także ekspertyzę rozmów w kokpicie opracowaną przez Instytut Ekspertyz Sądowych- dokument, o którym niezależni badacze mogą tylko marzyć. Taka kooperacja, w sytuacji gdy śledczy nie odpowiadają na pytania drugiej strony, a rodziny ofiar mają ciągłe proceduralne problemy- nie wygląda najlepiej. Trudno sobie wreszcie wyobrazić, by po ujawnieniu całości zeznań naukowców, w tym także luźniej sformułowanych odpowiedzi na pytania śledczych, ktoś jeszcze miał ochotę na powiedzenie w ich obecności choćby jednego słowa więcej, niż jest to absolutnie niezbędne. Prokuratorzy pokazali, że wszystko, co przesłuchiwany świadek powie- zostanie bez wahania wykorzystane przeciwko niemu, jeśli takie będzie polityczne zapotrzebowanie.

Ostrzeżenie numer jeden

18 września, już po odtajnieniu zeznań trzech profesorów, Minister Nauki i Szkolnictwa Wyższego, Barbara Kudrycka, zagrzmiała na Twitterze: „publicznie ogłaszane eksperckie analizy naukowców na tematy wykraczające poza ich naukowe kompetencje to naruszenie Kodeksu Etyki Pracownika Naukowego. I dlatego wypowiedzi „ekspertów” Macierewicza to prawdziwy atak na powagę polskiej nauki.”

Na odpowiedź na twitterowe dictum nie trzeba było długo czekać. Rektorzy: Politechniki Warszawskiej, prof. Jan Szmidt, i krakowskiej Akademii Górniczo-Hutniczej- prof. Tadeusz Słomka- bezbłędnie odnaleźli się w nowej, potencjalnie groźnej rzeczywistości. We wspólnym oświadczeniu uprzedzili ewentualne niewygodne pytania, podkreślając, że profesorowie: Rońda i Obrębski „nie prowadzą badań związanych z tematyką katastrof lotniczych”. Rektorzy zadbali, aby obu uczelni nie łączyć z pracami obu ekspertów dla Zespołu Parlamentarnego (którzy zresztą nigdy nie sugerowali, że wypowiadają się w imieniu innym niż swoje własne). Odpowiednio nagłośnione oświadczenie stanowi czytelny, choć podprogowy przekaz dla świata nauki.

Ostrzeżenie numer dwa

Wszyscy zainteresowani sprawą Smoleńska powinni zainteresować się kuriozalną wypowiedzią Romana Giertycha, która z niewiadomych względów nie odbiła się tak szerokim echem, jak na to zasługuje. Rytualnie pohukujący na ministra Macierewicza mecenas wyjawił bowiem, że z jednego z komputerów ekspertów Zespołu Parlamentarnego były rozsyłane… wulgarne i antysemickie e-maile, o czym on, Giertych, wie z jednej ze spraw, które prowadzi w ramach swoich zawodowych obowiązków.

Pomijając absurdalność takiego zarzutu trzeba sobie uświadomić, że ktoś, kto mecenasowi tę informację przekazał, raczej ma dostęp do komputera, o którym mowa. A zatem przynajmniej jeden z ekspertów jest inwigilowany. Metody- zarówno inwigilacji, jak i kontrolowanego przecieku - pochodzą zaś z wiecznie żywego arsenału sukcesorów Służby Bezpieczeństwa i WSI. Nie ma w tym momencie znaczenia, kto jest rezonatorem, i czy jest świadomy po co mówi to, co mówi.

Oczywiście, skoro już uzyskało się dostęp do interesującego komputera, to w razie konieczności jest możliwa prowokacja i spreparowanie takiego e-maila, który spowoduje, że odpowiedni minister niezwłocznie „pójdzie” po krnąbrnego eksperta, a Zespół Parlamentarny będzie miał koszmarny problem wizerunkowy. Na razie powinni się zatem bać trzej profesorowie (ponieważ żadne konkretne nazwisko w informacji Giertycha nie padło, co samo w sobie jest charakterystyczne, a jednocześnie uniemożliwia naukowcom podjęcie odpowiednich kroków prawnych), a także wszyscy, którzy z Zespołem współpracują, bo skoro już udało się odkryć w szeregach naukowców jednego wulgarnego antysemitę, to możliwości na przyszłość są praktycznie nieograniczone.

Komu to służy?

Zespół dr.inż. Laska pozornie pozostaje poza całą medialną burzą, którą rozpętała Agnieszka Kublik, a następnie dołączyła się do niej Prokuratura Wojskowa, i głównie zajmuje się robieniem uników przed konfrontacją z ekspertami Macierewicza. Szukając prawdziwych animatorów ostatnich wydarzeń należy jednak mieć w tyle głowy zdanie, które sam doktor Lasek napisał wieczorem tego właśnie dnia, gdy paszkwil „michnikowego szmatławca” ujrzał światło dzienne: „To jeszcze nie koniec ;-)”.

I w ten sposób trafiliśmy w okolice Kancelarii Prezesa Rady Ministrów, na którego polecenie działa Zespół dr.inż. Laska.

Co może stać się dalej?

Zarówno Antoni Macierewicz, jak i współpracujący z nim eksperci poddani są największej ofensywie propagandowej od początku tragedii smoleńskiej. Strona rządowa ujawniła część arsenału którym dysponuje: inwigilacja, preparowanie oskarżeń o wydumane przewinienia, usłużna prokuratura, kontrolowane przecieki, zaprzyjaźnione media, naciski ze strony odpowiedniego ministerstwa i wiernopoddańcze gesty władz uczelni. Te działania będą intensywnie i konsekwentnie prowadzone wobec wszystkich, którzy wydadzą się rządzącym z jakichś powodów niewygodni.

Każdy, nawet drobny błąd, każda nieudokumentowana merytorycznie wypowiedź ekspertów zostaną wyolbrzymione i powtórzone dziesiątki razy. Wszystko, co powiedzą, jeśli tylko będzie wątpliwe, zostanie wykorzystane przeciwko nim.

Zespół Laska, oprócz stawiania w mediach zasłony dymnej i skupiania na sobie ich uwagi, dezawuuje samych ekspertów Zespołu, konsekwentnie tworząc przekaz, że nie ma z kim rozmawiać, powtarzany aż do znudzenia przez kolejne rezonatory, i będzie robić to nadal. Tym samym nie tylko unika konfrontacji, ale i umniejsza znaczenie zbliżającej się II Konferencji Smoleńskiej, nad którą władza nie ma żadnej kontroli.

Jeśli prawdą jest, że prokuratura chce szybko zamknąć śledztwo, to może się to stać w okolicach kolejnej rocznicy tragedii – najlepiej, jeśli nie chce się sprowokować „wariantu siłowego” (co zresztą wcale nie jest pewne)- tuż po niej. Wrześniowa wypowiedź Macieja Laska, że przygotowania do konferencji, którą podjął się zorganizować profesor Kleiber, powinny potrwać około pół roku, potwierdza, iż cała operacja zamknięcia śledztwa może zostać poprzedzona konferencją naukową pod auspicjami Polskiej Akademii Nauk, w której eksperci KBWLLP, jako jedyni w kraju namaszczeni fachowcy od badania katastrof lotniczych, będą konferować sami ze sobą i przekonywać widzów o winie pilotów. Jeśli prezes PAN okaże się niewystarczająco asertywny, to skompromitowani nagonką medialną, zarzutami o antysemityzm i kolejnymi prowokacjami „pseudoeksperci” Zespołu Parlamentarnego, nie zostaną w ogóle dopuszczeni do debaty przez wskazanych przez dr. Laska recenzentów, jako niespełniający wymagań organizatora konferencji nie-fachowcy od katastrof lotniczych. Nad wszystkim dyskretnie czuwać będzie zaś Minister Nauki i Szkolnictwa Wyższego.

Kiedy już pod auspicjami PAN zostanie wbity milion gwoździ w milion desek i ogłoszona wina pilotów oraz kontrolerów, prokuratura z czystym sumieniem zakończy śledztwo, wskazując na tych samych winnych. Dzięki temu nikt nie będzie musiał sobie więcej zawracać głowy trotylem, wrakiem i brakiem sekcji zwłok ofiar. Jeśli zaś nakreślony powyżej korzystny dla władzy scenariusz nie da się zrealizować w całości, to wykonane zostaną jego możliwe fragmenty. Nie należy się jednak spodziewać, że propagandowa ofensywa ucichnie, niezależnie od tego, co opozycja zrobi i powie w sprawie Smoleńska. Będzie wprost przeciwnie. Ta sprawa zbyt długo psuje rządzącym krew, aby ciągnąć ją w nieskończoność- szczególnie w perspektywie nadchodzących wyborów.

Co robić?

Zespół dr.inż.Laska powstał, aby tłumaczyć oficjalną wersję katastrofy smoleńskiej. Jest instytucją podlegającą rygorom prawa, w tym Ustawy o informacji publicznej, i ma obowiązek odpowiadania na pytania. Oczywiście muszą one być zadawane tak, aby nie udało mu się zasłonić „szczególną ochroną” materiałów, którymi dysponuje Zespół. Należy dążyć do tego, aby jak największa ilość danych dostępnych tylko byłym członkom KBWLLP stała się własnością publiczną, danymi, na których mogą pracować niezależni naukowcy (lub które mogą oni z pełną świadomością odrzucić jako nieprzydatne).

Zbliża się naprawdę ostatni moment na uniemożliwienie prokuraturze dopchnięcie śledztwa smoleńskiego „butem”. Konieczna jest jeszcze ściślejsza współpraca między rodzinami ofiar a osobami, które są w stanie wytworzyć poprawne merytorycznie wnioski dowodowe. Takie wnioski strony postępowania mają pełne prawo nie tylko złożyć, ale i w miarę możliwości kontrolować ich realizację.

Po bezprecedensowym ujawnieniu zeznań świadków jest okazja, aby środowisko naukowe (choćby  z okazji  II Konferencji Smoleńskiej), przy poparciu rodzin ofiar, wykorzystało wszystkie możliwości, aby zmusić prokuraturę do ujawnienia całości materiałów śledztwa, z wyłączeniem tych z kancelarii tajnej. Jeśli zaś prezesowi Polskiej Akademii Nauk rzeczywiście zależy na wyjaśnieniu okoliczności tragedii i rzetelnej debacie o Smoleńsku (a nie ma żadnych powodów, aby w to nie wierzyć), to powinien przynajmniej patronować tej akcji. Postulaty środowiska naukowego powinny uzyskać odpowiedni do wagi sprawy medialny rozgłos i wsparcie PAN.

Trudno bowiem wyobrazić sobie zbliżenie się do wyjaśnienia przyczyn tragedii smoleńskiej bez szerokiego dostępu do dowodów i materiału źródłowego. Nic zaś nie zbliża nas do prawdy, jak niezależne badania prowadzone przez jak największą liczbę niezależnych naukowców, cieszących się- oprócz wybitnych osiągnięć zawodowych- życzliwością prezesa Polskiej Akademii Nauk, któremu wszak zależy na rzetelnym wyjaśnieniu wszystkich okoliczności największej tragedii, jaka spotkała Polskę po 1945 roku. Jest to szczególnie potrzebne w sytuacji, gdy Minister Nauki i Szkolnictwa Wyższego pozwala sobie na prawie otwarte stygmatyzowanie naukowców zajmujących się Smoleńskiem.

Najbliższe miesiące pokażą, jak zakończy się inicjatywa profesora Michała Kleibera, i jaką rzeczywistą rolę spełni w planowanej przez władzę pacyfikacji nastrojów niezadowolonych z oficjalnego wyjaśnienia tragedii, połączonej z monopolizacją, a następnie wygaszeniem smoleńskiego przekazu.

Niniejszy tekst stanowi wyłącznie wyrażenie poglądów autora.

http://wpolityce.pl/artykuly/63091-dopy ... -i-sciezke

* * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * *

"Lasek nie może dopuścić do otwartej debaty z ekspertami drugiej strony. Padnie wiele kłopotliwych pytań". NASZ WYWIAD z mec. Wassermann

wPolityce.pl: Prokuratura zdecydowała o umorzeniu śledztwa dotyczącego przygotowania lotu do Smoleńska. Domyślam się, że pani nie jest zaskoczona takim zakończeniem sprawy. Czy to kończy ostatecznie sprawę odpowiedzialności za przygotowania wizyty w Katyniu?

Mec. Małgorzata Wassermann:
Rzeczywiście mnie nie dziwi ta decyzja śledczych. Wszyscy widzimy, co dzieje się w tej sprawie. W ostatnich dniach jesteśmy świadkami bardzo silnej napaści na osoby, które starają się wyjaśnić przyczyny tragedii smoleńskiej. To pokazuje, że za tego rządu nie dojdzie do pozytywnego załatwienia żadnej ze spraw dotyczących katastrofy. Nie mam co do tego cienia wątpliwości. W obecnej sytuacji politycznej nie widzę szans, by śledztwa dotyczące tej sprawy były prowadzone rzetelnie i zakończyły się wyciągnięciem odpowiednich wniosków. Jednak trzeba pamiętać, że polska procedura przewiduje możliwość wznowienia postępowania. Sądzę, że po zmianie władzy dojdzie do wznowienia każdego z tych postępowań, a także wszczęcia nowych - dotyczących głównie zaniechań i zaniedbań w wyjaśnianiu katastrofy smoleńskiej. Wtedy będą szanse, by te postępowania były prowadzone zgodnie z prawem i zakończyły się odpowiednimi wnioskami.


To znaczy, że władza dziś na tyle dominuje nad prokuraturą, że śledczy nie są w stanie dobrze działać?

Czytałam protokoły przesłuchań polityków i najważniejszych urzędników państwowych. Im zadawano takie pytania, by przypadkiem nie zapytać o żadną drażliwą kwestię. Większość protokołów przesłuchań pokazuje, że można było świadkom zadać szereg dodatkowych pytań. Jednak tego nie zrobiono. Przesłuchiwani mówią to, co chcą, a dociekliwości śledczych nie ma żadnej. Rozumiem więc, że prokuratura nie jest w stanie zgromadzić odpowiedniego materiału.


Nawet jeśli gromadzi to nie zawsze ma to odpowiednie skutki.

My się z prokuraturą różnimy również w ocenie i interpretacji zgromadzonego materiału. Dla śledczych kilkadziesiąt stron uchybień, popartych wnioskami Najwyższej Izby Kontroli, to nie jest problem. My jednak widzimy w tym przynajmniej niedopełnienie obowiązków w wielu płaszczyznach.


Wspomniała pani o nagonce na ekspertów zespołu parlamentarnego. To się jakoś wiąże ze sposobem działania prokuratury?

Zeznania profesorów były dostępne w prokuraturze jeszcze przed wakacjami. Ja wiem, kto przychodzi do prokuratury i czyta te akta. Dla mnie nie ma cienia wątpliwości, że nikt z nas nie wyniósł tych zeznań do mediów, a zwłaszcza do "michnikowego szmatławca". Nie umiem sobie wyobrazić, kto miałby przekazać te materiały "GW". Warto przypomnieć, że do tej pory śledczy bronili jak niepodległości zgromadzonych materiałów. Osobiście pytałam, czy mogę udostępnić na konferencji naukowej wyniki sekcji ojca. Spotkałam się wtedy z odmową. A w sytuacji, w której należało podjąć decyzję dot. tych protokołów, podjęto natychmiast decyzje o ujawnieniu. Co więcej, wszyscy czytaliśmy, że w tekście "GW" wypowiadał się kpt. Marcin Maksjan z prokuratury, który komentował treść przesłuchań. To sprawia wrażenie współpracy między "Wyborczą" i prokuraturą. A ten układ nie jest przypadkowy. Dr Maciej Lasek jest od dłuższego czasu w kooperacji z "Wyborczą" i panią redaktor Agnieszką Kublik.


W akcji zapoczątkowanej teksem "GW" może chodzić o zablokowanie dyskusji ekspertów ws. smoleńskiej?

Maciej Lasek nie może dopuścić do otwartej debaty z ekspertami drugiej strony. Jak on bowiem odpowie na pytanie podstawowe: kto, kiedy i jak mierzył skrzydło Tupolewa oraz brzozę? Takich kłopotliwych pytań padnie zapewne wiele. Jestem przekonana, że Lasek nie dopuści więc do tego, by debata się odbyła. Mamy bardzo daleko posunięte ustalenia niezależnych naukowców. I w tej sprawie chodzi o to, by konferencję smoleńską, która odbędzie się w październiku, zdyskredytować, by nikt się nią nie zajmował. Wydaję mi się, że to rzecz niebywała. Brak mi słów, żeby skomentować, co w tej sprawie wyrabia TVN czy Polsat. Zaprasza się tam kogokolwiek, by komentował prace zespołu parlamentarnego. Wczoraj w TVN była Agnieszka Holland, którą również pytano o ocenę tragedii smoleńskiej. Profesorowie pracują nad tą sprawą dwa lata. Ich pracami nikt się specjalnie nie interesował. A trzy nieprawdziwe, zmanipulowane tezy wyrwane z kontekstu podane przez "Wyborczą" są drugi tydzień komentowane i nagłaśniane od rana do nocy. To jest skomasowana i nieprzypadkowa akcja.

http://wpolityce.pl/wydarzenia/63277-la ... wassermann

____________________________________
Ojczyznę wolną pobłogosław Panie.


29 wrz 2013, 08:42
Zobacz profil
Fachowiec
Własny awatar

 REJESTRACJA14 wrz 2011, 21:56

 POSTY        1263
Post Re: Katastrofa smoleńska
Ukrywane fakty o komisji Millera

Obrazek

Analityk ruchu dwukierunkowego na drogach dwupasmowych, specjalistka od paralotni i spadochronów, wreszcie psycholog dorabiający w salonie kosmetycznym jako ekspert od odchudzania – tacy fachowcy weszli w skład komisji badającej najpoważniejszą katastrofę lotniczą w dziejach Polski. Kierował nią Jerzy Miller, specjalista obróbki skrawaniem z doświadczeniem w zakresie świadczeń zdrowotnych i refundacji leków. W komisji nie było znawców konstrukcji tupolewa, wojskowych kontrolerów lotu ani specjalistów od wybuchów. Szesnaścioro członków komisji w ogóle nie pofatygowało się do Smoleńska, a ci, którzy tam pojechali, nie zbadali wraku ani pancernej brzozy – pisze „Gazeta Polska”.


Ci, którzy zarzucają ekspertom zespołu parlamentarnego, że nie są specjalistami od badania katastrof lotniczych (mimo że nigdy się za takich nie podawali – przeciwnie, do znudzenia powtarzali, że są fachowcami w swoich dziedzinach), powinni przyjrzeć się składowi komisji Jerzego Millera.

Tyle, ile przekazali Rosjanie

Na czele komisji stał urzędnik, minister spraw wewnętrznych, wcześniej wiceminister finansów i szef Narodowego Funduszu Zdrowia. Z wykształcenia inżynier automatyk, po studiach specjalizujący się w obróbce skrawaniem. Miller wsławił się tym, że trzykrotnie jechał do Moskwy po kopie nagrań z czarnych skrzynek. Za pierwszym razem przywiózł nagranie o kilkanaście sekund krótsze, za drugim razem – zaszumione. Miller faktycznie pełnił rolę komisarza politycznego komisji, jako polityk Platformy Obywatelskiej wykonywał polecenia otrzymane od Donalda Tuska.

Sekretarzem komisji została mgr Agata Kaczyńska, specjalista w zakresie wyszkolenia, budowy i eksploatacji spadochronów i paralotni, prawniczka zajmująca się organizacją pracy w Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych.

Szefem podkomisji technicznej komisji Millera był dr inż. Stanisław Żurkowski. Nie ma danych na temat pracy doktorskiej i okoliczności uzyskania przez Żurkowskiego stopnia doktora nauk technicznych. Jego zastępcą był płk mgr inż. Mirosław Wierzbicki – inżynier lotniczy, inżynier pokładowy, szef Pionu Techniki Lotniczej w Inspektoracie MON.

Nie ma jasności, czy Żurkowski jako szef podkomisji był w Smoleńsku, z pewnością natomiast miejsce katastrofy obejrzał Wierzbicki. Oto, co można przeczytać o nim w wywiadzie rzece z Edmundem Klichem „Moja czarna skrzynka”:

„Edmund Klich: – Wierzbicki odmówił wykonania planu badania wraku.

Redaktor: – Wierzbicki w ogóle znał się na konstrukcji tupolewa?

– Z tego, co wiem, w Smoleńsku nie było nikogo, kto w tej dziedzinie byłby specjalistą.

– Czy to znaczy, że Polacy w ogóle nie chodzili do wraku?

– Jeśli chodzili, to niewiele z tego wynikało. W czerwcu zrobiłem odprawę w Moskwie, na której omawialiśmy wyniki pracy. Wierzbicki przedstawił na niej tylko tyle, ile przekazali mu Rosjanie”.


O wpływie sieci ulicznej

Jedynym członkiem podkomisji technicznej z tytułem profesora był Ryszard Krystek, wykładowca akademicki z Politechniki Gdańskiej (Katedra Inżynierii Drogowej), podsekretarz stanu w Ministerstwie Infrastruktury w rządzie Marka Belki. Jego specjalność to inżynieria ruchu drogowego, zajmuje się m.in. bezpieczeństwem transportu drogowo-morskiego, wpływem struktury sieci ulicznej na sprawność i efektywność funkcjonowania transportu indywidualnego w miastach, analizą zagrożeń bezpieczeństwa wyprzedzania na dwupasmowych drogach dwukierunkowych. W 2009 r. na konferencji pod patronatem marszałka sejmu Bronisława Komorowskiego wygłaszał referat „Badania losów ofiar wypadków drogowych”.

W podkomisji technicznej znalazł się także ppłk dr inż. Sławomir Michalak – inżynier lotniczy z Instytutu Technicznego Wojsk Lotniczych, kierownik Zakładu Awioniki. Jak napisał „Nasz Dziennik”, Michalak to stypendysta sowieckiego Instytutu Inżynierów Lotnictwa Cywilnego w Rydze. Ppłk Michalak był w Moskwie przy odczytywaniu czarnych skrzynek. Tam miał sugerować odsłuchującemu nagrania rozmów z kokpitu tupolewa ppłk. Bartoszowi Stroińskiemu, by nie skupiał się na identyfikacji nierozpoznanego głosu, przypisanego niesłusznie gen. Błasikowi.

– Zrobiły to już osoby, które „dobrze znały” dowódcę Sił Powietrznych – miał powiedzieć Stroińskiemu Michalak.

Warto dodać, że głos gen. Błasika rozpoznał – jak podał „Nasz Dziennik” – płk rez. Wiesław Kędzierski, który zaraz po katastrofie smoleńskiej został wydelegowany do Moskwy jako tłumacz. Kędzierski, który pracował w Dowództwie Sił Powietrznych, ukończył Wojskową Akademię Lotniczą im. Gagarina w Moninie pod Moskwą. Ze znajdujących się w IPN dokumentów wynika, że płk Kędzierski w okresie PRL był delegowany na szkolenia wojskowe w Związku Sowieckim.

Walka z otyłością

Szefem podkomisji medycznej komisji Millera był płk dr Olaf Truszczyński – psycholog lotniczy z Wojskowego Instytutu Medycyny Lotniczej. Równocześnie specjalista od walki z otyłością, w której to dziedzinie udzielał się dorabiając w salonie kosmetycznym.

W komisji Millera byli także prawnicy. Najbardziej znany z nich to prof. Marek Żylicz, specjalista od prawa międzynarodowego. Jako członek komisji był zwolennikiem działań, które „nie będą drażnić niedźwiedzia”. Z kolei dr Agnieszka Kunert-Diallo to specjalista od kolizji praw w międzynarodowym transporcie lotniczym. Na uczelni Łazarskiego daje m.in. następujące wykłady: „Dokumenty przewozowe (kontrola dokumentów)”.

Specjalista od mikrosamolotów ze skrzydłami machającymi

Kluczową rolę w komisji Millera pełnił Maciej Lasek, wiceprzewodniczący podkomisji lotniczej – pilot samolotowy, inżynier lotniczy. Lasek pisał pracę doktorską pt. „Wpływ interferencji aerodynamicznej na ruch zrzucanych z samolotu zasobników”, ma też na koncie kilkanaście artykułów, których był współautorem – m.in. „Badanie wrażliwości strukturalnej modelu ruchu ornitoptera sterowanego”, „Modelowanie i symulacja lotu mikrosamolotu ze skrzydłami machającymi”, „Modelowanie i realizacja techniczna urządzeń wspomagających kaskaderskie efekty specjalne”. W latach 1993–2010 brał udział w próbach fabryczno-państwowych samolotów ultralekkich oraz jako pilot doświadczalny w próbach fabryczno-państwowych pięciu typów szybowców i motoszybowców.

W 2003 r. Maciej Lasek został wiceprzewodniczącym Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych. Hania Archangielska z portalu Pl.Wolności przeanalizowała 147 wypadków, które zdarzyły się od tego czasu do lipca 2010 r. „Mamy 17 zdarzeń badanych pod kierownictwem doktora inżyniera Macieja Laska. Ciekawe jest zestawienie samolotów biorących udział w tych 147 badanych wypadkach. To cała seria samolotów An, malutkich Cessn, przedpotopowych Piperów, piękna rodzina Wilg, Kolibrów i Zlinów, czyli głównie jednosilnikowe, turbośmigłowe samoloty szkolno-treningowe, turystyczne i akrobatyczne, w tym jedna prawdziwa bestia – dwusilnikowy Let L-200 Morava. [...] Co do samych zdarzeń, to mamy tu głównie awaryjne lądowania z powodu zakłóceń pracy silnika, nierzadko wskutek braku paliwa, za to na trawiastych podłożach lotniska lub okolic, z utratą podwozia lub tylko zaryciem w grunt i kapotażem. Zdarzyły się też niestety i takie wypadki, w których doszło do zahaczenia o przeszkody naziemne wskutek złej pogody lub utraty silnika, ale to wyjątki. Większość stanowią problemy z dobiegiem po przyziemieniu, czyli lotnicze pierwociny. Wszystkie badane wypadki dotyczyły samolotów o prostej konstrukcji z czasów braci Wright, nieposiadających skomplikowanej awioniki i aparatury. Ich badania polegały na oględzinach pola wypadku i analizie dokumentów samolotów.

Jakie jest zatem realne doświadczenie badawcze wielce szanownych dżentelmenów i bardzo uczonych doktorów Laska i Klicha, jeśli nigdy nie badali żadnej katastrofy dużego, wielosilnikowego samolotu odrzutowego, skutkującej znaczną liczbą ofiar śmiertelnych?”
.

http://niezalezna.pl/46420-ukrywane-fak ... ji-millera

* * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * *

„Badaczy katastrof” nie ma

Z gen. bryg. rez. Janem Baranieckim, zastępcą dowódcy Wojsk Lotniczych Obrony Powietrznej w latach 1997-2000, rozmawia Marcin Austyn
Istnieje coś takiego jak specjalizacja czy zawód „badacz katastrof lotniczych”?


– Takiej specjalizacji oczywiście nie ma. Ale i też nie na tym rzecz polega. W wojsku funkcjonuje KBWLLP, w lotnictwie cywilnym rolę tę pełni PKBWL. Na stałe pracuje tam kilkunastu ludzi. W przypadku wystąpienia zdarzenia lotniczego powoływana jest komisja zajmująca się badaniem takiego wypadku i do niej dobierani są ludzie z odpowiednim doświadczeniem. Przewodniczącym wspomnianej komisji wojskowej, jak również cywilnej powinna być osoba z odpowiednim doświadczeniem badawczym, która wie, jak zapewnić takiemu zespołowi badawczemu najwyższą jakość pracy. Oczywiście w czasie badań można do tego zespołu dobierać kolejnych specjalistów, ekspertów. I tu osoby takie jak np. prof. Wiesław Binienda są dla takiej komisji wymarzonym wsparciem. Trzeba jednak pamiętać, że pracując w komisji cywilnej, nie spotyka się wielu problemów badawczych, jak ma to miejsce w wojsku. To chociażby katastrofy lotnicze. Sądzę, że wielu tego rodzaju przypadków Maciej Lasek w czasie pracy w PKBWL zwyczajnie nie widział. To wynika ze specyfiki lotnictwa wojskowego, trudności podejmowanych tam zadań, także liczby samolotów. Dlatego też większość wytrawnych badaczy wywodzi się właśnie z komisji wojskowej.

Mamy wyraźną ofensywę obozu rządowego: zamiennik podważenia przygotowania i doświadczenia osób, które kontestowały profesjonalizm badań komisji Millera, we wtorek prokuratura umorzyła śledztwo w wątku odpowiedzialności urzędniczej za przygotowanie lotu.

– Koalicja rządząca powołała zespół Macieja Laska, bo choć nie nadaje się on do badania katastrof lotniczych, to posłusznie radzi sobie z medialnymi wystąpieniami. Teraz najwyraźniej uznano, że za długo już trwa ten spór pomiędzy zwolennikami wersji rządowej i jej oponentami. Do tego związki zawodowe wyszły na ulice, a i wybory coraz bliżej. Postanowiono więc ukręcić sprawie łeb i skończyć z tą katastrofą smoleńską, tzn. ogłosić moskiewską prawdę, a wcześniej zdezawuować tych, którzy myślą inaczej. W tym całym zamieszaniu pojawił się jeszcze prof. Michał Kleiber ze swoją propozycją debaty. Ona nie byłaby wygodna dla rządzących, bo okazałoby się, że polscy uczeni nie prowadzą badań dotykających problematyki smoleńskiej, bo nie mają na to środków, a ci, którzy zabierają głos, wspierając „wersję oficjalną”, czynią to wyłącznie z bojaźni. Proszę sobie wyobrazić, co by się działo, gdyby okazało się, że większość ludzi nauki nie ufa ustaleniom komisji Millera.

Maciej Lasek nie był na miejscu katastrofy, nigdy na Siewiernym nie trzymał żadnego dowodu w ręku. Tak prowadzi się badanie katastrofy?

– Oczywiście, że nie. Przecież zupełnie inaczej prowadzi się badanie katastrofy, gdy jest się na miejscu, ma się dostęp do dowodów, do zgromadzonych zdjęć itd. Jednak w pierwszej kolejności badacz wypadków lotniczych musi być moralnie, zawodowo bez skazy. Potem musi mieć wszystkie dowody, szczątki samolotu, oryginalne zapisy rejestratorów i możliwość otwartej, wspólnej dyskusji w gronie ekspertów stałych i chwilowo powoływanych do komisji. Tylko tak można wyrobić sobie pogląd na temat całokształtu badanego zdarzenia.

I tu dochodzimy do kluczowego momentu – udziału ekspertów w badaniach. Często jako polska komisja zlecaliśmy badanie pewnych wybranych elementów zewnętrznym, nawet zagranicznym ekspertom. Działo się tak, gdyż ich możliwości wielokrotnie przewyższały to, co było w zasięgu naszych naukowców. Oni często nie widzieli miejsca katastrofy, szczątków samolotu, bo też nie zawsze było to konieczne. Ekspert ma się wypowiedzieć na konkretny temat dotykający dziedziny, w której jest specjalistą. I takie materiały mu dostarczano. Mówiąc obrazowo, ekspert od wybuchów nie musi znać się na lotnictwie.

Dlatego wyciąganie dziś niedorzecznych argumentów, że taki a taki ekspert zespołu parlamentarnego nie ma nic wspólnego z lotnictwem, jest nie na miejscu. Liczy się ta wiedza, doświadczenie, jakie są ekspertowi potrzebne do zbadania zadanego mu problemu. Tak patrząc na sprawę, trzeba przyznać, że kompetencji ekspertom zespołu parlamentarnego nie brakuje. A i oni sami też nie uzurpują sobie prawa do posiadania wiedzy na każdy temat, ale wypowiadają się w dziedzinach, w których są specjalistami. I chcę im gorąco za to podziękować, bo uratowali polską naukę. Bo choć mądrych ludzi w Polsce jest dużo, to jednak boją się zabrać głos. Niestety na naukowcach wychowanych w PRL ciąży ta bojaźń zrodzona przez komunizm.

Więcej Pana wątpliwości budzi doświadczenie Macieja Laska jako „badacza katastrof lotniczych”?

– Z tego, co wiem, to pan Maciej Lasek nie ma większego pojęcia o badaniach katastrof lotniczych. Można spojrzeć na jego doświadczenie jako badacza i próżno tam szukać przypadków badania katastrof, nie mówiąc już o badaniu przypadków choćby tylko trochę podobnych do katastrofy samolotu Tu-154M. Dla mnie zaskoczeniem było to, że badanie tej jakże istotnej z punktu widzenia państwa polskiego katastrofy powierzone zostało m.in. takiemu człowiekowi.

Podobno nie mieliśmy ekspertów z odpowiednim doświadczeniem, bo tego rodzaju katastrofy – na szczęście – nam się nie przydarzały.

– Taki ekspert – płk Antoni Milkiewicz – był na miejscu katastrofy od samego początku. Można było głęboko czerpać z jego doświadczenia – zarówno jako badacza, jak i człowieka, który przy okazji badania katastrof lotniczych (jak np. katastrofy samolotu Ił-62) wiele doświadczył w kontaktach z Rosjanami. W Polsce znalazłoby się jeszcze kilku ludzi, którzy byliby w stanie udźwignąć ciężar tych badań. Tylko tu potrzebna była wola polityczna i stworzenie możliwości prowadzenia transparentnych działań.

Jakie dowody opublikowane w raporcie Millera świadczą na korzyść tej wersji?

– Ja w tzw. raporcie Millera nie dostrzegłem żadnych dowodów. Wciąż na nie czekam. I mam nadzieję, że odnajdzie je zespół ekspertów, który pracuje dla Wojskowej Prokuratury Okręgowej w Warszawie. A przypomnę, że kieruje nim właśnie płk Milkiewicz.

Od samego początku, od 10 kwietnia 2010 r., koalicja rządząca dążyła do tego, by jak najszybciej zakończyć badanie katastrofy, podając swoją wersję przyczyn opartą na praktycznie niezweryfikowanych „badaniach” rosyjskich. Co więcej, te ustalenia zostały potwierdzone przez polski zespół badawczy – komisję Millera – nazwany Komisją Badania Wypadków Lotniczych Lotnictwa Państwowego. W mojej ocenie, ta komisja nie miała odpowiednich umocowań prawnych. Może jeszcze w kraju tego rodzaju gremium miało rację bytu, ale próżno szukać podstaw do funkcjonowania tej komisji w regulacjach międzynarodowych. Owszem, posłużono się w badaniu tzw. Załącznikiem 13, tylko że w jego świetle komisja Millera nie miała najmniejszego znaczenia, podobnie jak jej ustalenia. I to widać w tym, jak to gremium zostało potraktowane przez Rosjan.

Dziękuję za rozmowę.

http://naszdziennik.pl/polska-kraj/5503 ... ie-ma.html

* * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * *

Zespół Laska słono nas kosztuje. "GPC" o rządowej komisji do spraw propagandy

Maciej Lasek poza 8,5 tys. zł pensji za szefowanie PKBWL otrzymuje miesięcznie dodatkowe 6,5 tys. zł za przewodniczenie zespołowi przedstawiającemu Polakom rosyjską i rządową wersję tego, co stało się 10 kwietnia 2010 r. w Smoleńsku – ustaliła „Gazeta Polska Codziennie”. Pozostali członkowie jego zespołu dostają po 5 tys. zł miesięcznie.


Rządowy zespół „do spraw wyjaśniania opinii publicznej treści informacji i materiałów dotyczących przyczyn i okoliczności katastrofy lotniczej z dnia 10 kwietnia 2010 r. pod Smoleńskiem” przy Kancelarii Prezesa Rady Ministrów, tzw. zespół Macieja Laska, powołany został przez premiera Donalda Tuska 9 kwietnia br. Lasek od maja 2010 r. do lipca 2011 r. zasiadał w komisji ówczesnego ministra Jerzego Millera i był jednym z autorów wielokrotnie krytykowanego rządowego raportu o przyczynach katastrofy smoleńskiej.

Jak zapowiadał wtedy Maciej Lasek, zespół ekspertów będzie liczył do sześciu członków i ponad 20 współpracowników. Ilu pracowników jego zespołu jest opłacanych z pieniędzy publicznych i ile wyniósł jego dotychczasowy budżet? Maciej Lasek, gdy próbowaliśmy się z nim porozumieć telefonicznie, poprosił o kontakt esemesowy, a następnie po wysłaniu przez nas pytań, nie odpowiedział.

Wynagrodzenie Laska jako szefa Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych (PKBWL) w Ministerstwie Transportu to 8,5 tys. zł. Do tego doliczyć należy 6,5 tys. zł wynagrodzenia z Kancelarii Premiera, które pobiera jako szef nowego zespołu. Pozostali członkowie tzw. zespołu Laska dostają miesięcznie po 5 tys. zł dodatku do pensji z PKBWL.

– Ci ludzie zostali zatrudnieni tylko dla rządowej propagandy – mówi „Codziennej” szef smoleńskiego zespołu parlamentarnego Antoni Macierewicz.

http://niezalezna.pl/46463-zespol-laska ... propagandy

____________________________________
Ojczyznę wolną pobłogosław Panie.


29 wrz 2013, 09:30
Zobacz profil
Fachowiec
Własny awatar

 REJESTRACJA14 wrz 2011, 21:56

 POSTY        1263
Post Re: Katastrofa smoleńska
UJAWNIAMY: Badanie ciał po katastrofie smoleńskiej bez polskich lekarzy

Przez ponad trzy lata, które minęły od katastrofy smoleńskiej, strona rządowa wespół z prokuraturą, zapewniały Polaków, że w sekcjach zwłok uczestniczyli polscy biegli. Niezalezna.pl dotarła do dokumentów, które przeczą tym słowom. - Dokumenty są ewidentnym dowodem na kłamstwa premiera Donalda Tuska, Ewy Kopacz, Tomasza Arabskiego i ich ministrów - mówi nam Piotr Walentynowicz, wnuk śp. Anny Walentynowicz.


Z dokumentu możemy się dowiedzieć jaki był skład "komisji państwowej ekspertów sądowo-medycznych". Próżno szukać nazwisk biegłych z Polski. Wśród jedenastu naukowców nie ma ani jednego spoza Rosji. Skład tej komisji powołano na podstawie postanowienia z 12 kwietnia 2010 r. wydanego przez Główny Zarząd Śledczy Komitetu Śledczego działającego przy Prokuraturze Federacji Rosyjskiej. Koniecznie trzeba podkreślić, że tymi dokumentami dysponuje Wojskowa Prokuratura Okręgowa, nadzorująca śledztwo smoleńskie.

Obrazek

O komentarz do tych dokumentów poprosiliśmy Piotra Walentynowicza, wnuka Anny Walentynowicz, która zginęła 10 kwietnia 2010 r. w katastrofie smoleńskiej.

- Ten dokument jest ewidentnym dowodem na kłamstwa premiera Donalda Tuska, Ewy Kopacz, Tomasza Arabskiego i ich ministrów. Bo zapewne wszyscy pamiętają ich wypowiedzi, jak polsko-rosyjska współpraca miała przebiegać na równych prawach. A z tego dokumentu jasno i wyraźnie wynika, że już w pierwszych dniach po katastrofie nie istniała taka współpraca - mówi portalowi niezalezna.pl Piotr Walentynowicz.

- Staramy się nagłośnić tę informację. Dlatego przedstawiłem ten dokument podczas posiedzenia zespołu parlamentarnego ds. zbadania przyczyn katastrofy smoleńskiej, żeby posłowie, senatorowie mogli się z nim zapoznać. Bo ja, jako osoba prywatna, nie posiadam żadnej siły sprawczej, takiej, którą posiadają parlamentarzyści. Myślę, że w to ich gestii jest dążyć do wyjaśnienia, do wyciągnięcia konsekwencji - dodaje wnuk śp. Anny Walentynowicz.

Z kopii drugiego dokumentu możemy z kolei dowiedzieć się, że do Moskwy udali się 21 kwietnia 2010 r. biegli Paweł Krajewski i Małgorzata Kwietniewska, ale nie uczestniczyli oni w badaniach, a jedynie "obserwowali procedurę identyfikacji ciał i szczątków".

Fundamentalne znaczenie ma również inny fragment dokumentu, który potwierdza wcześniejsze podejrzenia, iż polscy specjaliści zostali odsunięci od badań tuż po katastrofie. "Czynności polegające na przyporządkowani ciał i szczątków do konkretnej osoby prowadzili Biegli ze strony rosyjskiej, na podstawie dokumentacji, która na tym etapie śledztwa rosyjskiego nie była udostępniania biegłym z Polski" - czytamy.

Czy ktoś jeszcze odważy się zaprzeczać informacji, że polscy specjaliści nie zostali dopuszczeni do identyfikacji ciał ofiar katastrofy smoleńskiej?!

Obrazek

http://niezalezna.pl/46502-ujawniamy-ba ... ch-lekarzy

* * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * *

Żałosna droga donikąd

Czy kabaret może być niebezpieczny? Kabaret może być udany, śmieszny, dowcipny, aluzyjny, ale nie niebezpieczny. Chociaż starsi czytelnicy pamiętają, że za komuny bywał niebezpieczny dla władzy, która bała się zbyt oczywistych politycznych aluzji i ośmieszenia jej roli w społeczeństwie.

O co zatem chodziło premierowi Donaldowi Tuskowi, gdy na konferencji prasowej w Gdyni, na tle dwóch polskich okrętów wojennych, na pytanie o możliwość debaty komisji Macieja Laska z naukowcami skupionymi w zespole parlamentarnym Antoniego Macierewicza powiedział o „trwającym od lat i niebezpiecznym dla Polski kabarecie w reżyserii Antoniego Macierewicza”?

Po co znowu ta typowa erystyka, bo w słowach tych jest i odwołanie się do strachu, najpewniej przed Rosją, i kolejna zamiennik ośmieszenia przeciwnika politycznego, i typowy populizm, gdyż większość Polaków nie uważa Antoniego Macierewicza za kabareciarza. To kolejna skandaliczna wypowiedź Tuska.

Stąd potrzeba przypominania, szczególnie premierowi, że przekazał prowadzenie śledztwa smoleńskiego Rosji, w konsekwencji czego Polska nie odzyskała wraku samolotu, czarnych skrzynek wraz z oryginałami ich zapisów, a więc nadal nie ma podstawowych dowodów rzeczowych śledztwa. Premierowi trzeba też przypomnieć, że szereg ustaleń zawartych w raporcie komisji Jerzego Millera zostało już oficjalnie obalonych.

Generała Błasika nie było w kokpicie, odejście na drugi krąg bez autopilota okazało się możliwe, urządzenia pokładowe i rejestratory przestały działać jeszcze w trakcie lotu, a nie po uderzeniu w ziemię, nie ma też wiarygodnych dowodów na obcięcie skrzydła samolotu przez brzozę.

Tę listę można by jeszcze znacznie wydłużyć. Nie znamy wciąż wyników badań próbek pobranych z foteli samolotu na obecność trotylu. Ale według Tuska wszystko to, o czym mówią eksperci parlamentarnego zespołu ds. wyjaśnienia przyczyn katastrofy Tu-154M i jego przewodniczący, to kabaret, na dodatek niebezpieczny.

Odrzućmy zakłamaną erystykę, która z definicji dąży do zniszczenia przeciwnika za pomocą nieuczciwych pozamerytorycznych chwytów. Ta droga do niczego dobrego nie prowadzi. Fakty są takie, że premier i opłacana przez rząd komisja Macieja Laska bronią ustaleń zawartych w raporcie Jerzego Millera.

Raport ten z kolei powtarza główne tezy rosyjskiego raportu MAK gen. Tatiany Anodiny. Prokuratorskie śledztwo smoleńskie jednak nadal trwa i będzie jeszcze długo trwało. Nawet zakończone, może zostać wznowione po odejściu od władzy ekipy Tuska. Premier i jego urzędnik Maciej Lasek, były ekspert komisji Millera, nie mogą w tak prymitywny sposób dezawuować tych, którzy domagają się dopuszczenia nowych dowodów, ujawnienia danych, na podstawie których formułowano niektóre tezy, większej jawności prowadzonego śledztwa oraz rzeczowej, merytorycznej dyskusji w gronie ekspertów. O taką debatę specjalistów-naukowców w świetle kamer zabiegał prof. Michał Kleiber.

Opublikowanie przez „michnikowego szmatławca” tendencyjnie wybranych fragmentów zeznań naukowców z zespołu Antoniego Macierewicza miało ich ośmieszyć w opinii publicznej, zapoczątkować nagonkę na niezależnych ekspertów i w końcu storpedować ideę debaty. I tak się stało.

Niezawodny cyngiel rządowy poseł Stefan Niesiołowski domaga się już dymisji prof. Michała Kleibera z funkcji prezesa PAN. Jak widać, niezależna debata naukowców nie jest na rękę tym wszystkim, którzy stoją uparcie na gruncie ustaleń komisji Jerzego Millera i rosyjskiego MAK. Uciekając od prawdy, starają się ją za wszelką cenę pognębić. To żałosna droga donikąd, że przywołam starą rzymską sentencję – prawdę można uciskać, ale nie zdławić.

Wojciech Reszczyński

http://naszdziennik.pl/mysl-felieton/55 ... nikad.html

____________________________________
Ojczyznę wolną pobłogosław Panie.


29 wrz 2013, 09:38
Zobacz profil
Zawodowiec
Avatar użytkownika

 REJESTRACJA10 lis 2006, 07:34

 POSTY        3465
Post Re: Katastrofa smoleńska
kominiarz                    



*
*                                                                                                                                                                                                                                        *
*                                                                                                                                                                                                                                        *
*                                                                                                                                                                                                                                        *
       O godz. 19.30 na Polsat News prof. Binienda przedstawi dowody obalające teorie Millera i Laska oraz mit Sekty Wyznawców pancernej brzozy.
*                                                                                                                                                                                                                                        *
*                                                                                                                                                                                                                                        *
*                                                                                                                                                                                                                                        *


Nagranie audycji w formacie audio.
Kto nie oglądał może sobie posłuchać.
Ciekawych rzeczy się dowie...


 Nie masz wystarczających uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego postu.

____________________________________
"Demokracja to cztery wilki i owca głosujące o obiedzie" R.A.Heinlein


30 wrz 2013, 19:31
Zobacz profil
Fachowiec
Własny awatar

 REJESTRACJA14 wrz 2011, 21:56

 POSTY        1263
Post Re: Katastrofa smoleńska
Jedna wielka brzozowa lipa.

Który ekspert mierzył brzozę, kto trzymał drabinę, kto podawał taśmę?



1. Jakiś MEL Anonim, zaatakował na blogu moje pytanie...ktokolwiek widział, ktokolwiek wie coś o ekspertach Laska?

Odparł też, w swoim własnym przekonaniu mój zarzut, że ...nie da się skonfrontować ekspertów Macierewicza i ekspertów Laska, bo Lasek żadnych ekspertów nie ma.

MEL Anonim napisał tak:

….Warto więc przeanalizować głównych ekspertów KBWLLP by stwierdzić, iż słowa europosła Wojciechowskiego są niestety bezpodstawnym atakiem na autorytety w dziedzinie lotnictwa:

Płk pil. mgr inż. Mirosław Grochowski – pilot wojskowy;

Mgr Agata Kaczyńska – prawnik ze specjalizacją z prawa lotniczego;

Ppłk pil. mgr inż. Robert Benedict – pilot wojskowy, pilot doświadczalny;

Mjr lek. med. Bogusław Biernat  - lekarz wojskowy, anatomopatologl;

Mjr. mgr inż. Dariusz Dawidziak – inżynier lotniczy;

Mjr. mgr inż. Leszek Filipczyk – inżynier lotniczy;

Mgr inż. Bogdan Fydrych – specjalista z zakresu kontroli ruchu lotniczego;

Mgr Wiesław Jedynak – pilot liniowy w PLL LOT, instruktor, wykładowca Prawa Lotniczego na wydziale MEiL

Mjr mgr inż. Artur Kułaszka – inżynier lotniczy, kierownik Pracowni Badań Silników Lotniczych w ITWL;

Mec Agnieszka Kunert – Diallo – prawnik ze specjalizacją z prawa lotniczego;

Dr inż. Maciej Lasek – pilot doświadczalny, instruktor, inżynier lotniczy, obliczeniowiec, wykładowca na wydziale MEiL (Mechanika Lotu oraz Badanie Wypadków Lotniczych);

Mgr inż. Krzysztof Lenartowicz – pilot liniowy w PLL LOT;

Mgr inż. Piotr Lipiec – inżynier;

Mgr inż. Edward Łojek – inżynier lotniczy, radiooperator, kierownik Działu Planowania i Nadzoru Operacji Lotniczych w PLL LOT;

Komandor rezerwy pil. Dariusz Majewski – pilot wojskowy w rezerwie;

Mgr inż. Władysław Metelski– inżynier lotniczy;

Ppłk dr inż. Sławomir Michalak– inżynier lotniczy, kierownik Zakładu Awioniki w ITWL;

Ppłk mgr. inż. Cezary Musiał– inżynier lotniczy, technik pokładowy;

Ppłk mgr inż. Janusz Niczyj– inżynier lotniczy;

Płk rez. mgr inż. Jacek Przybysz– inżynier lotniczy;

Mjr rez. mgr inż. Jerzy Skrzypek– inżynier lotniczy;

Mgr inż. Kazimierz Szostak– inżynier pokładowy;

Ppłk rez. mgr inż. Waldemar Targalski– pilot wojskowy w rezerwie, pilot liniowy;

Płk dr Olaf Truszczyński– psycholog lotniczy;

Płk mgr inż. Mirosław Wierzbicki– inżynier lotniczy, inżynier pokładowy;

Płk dypl. Rez. pilot dr Andrzej Winiewski– pilot wojskowy w rezerwie, prawnik, specjalista ds. funkcjonowania operacyjnego portów lotniczych;

Mgr. inż. Wiesław Wypych– inżynier lotniczy w PLL LOT;

Dr hab. Marek Żylicz– specjalista prawa międzynarodowego lotniczego;

Dr inż. Stanisław Żurkowski - inżynier.



2. Autorytety w dziedzinie lotnictwa... długa lista szacownych, nazwisk, stopni i tytułów – piloci, inżynierowie, prawnicy, nawet jeden lekarz anatomopatolog. Co prawda od profesorów na tej liście się nie roi, sława nazwisk tez raczej nie powala na kolana, Macierewicz ma w zespole bardziej znane nazwiska, ale owszem, budzi respekt bogactwo specjalizacji. Na to bogactwo wielokrotnie powołuje się reprezentujący je doktor Lasek.

Nie można jednak, mimo wielu prób, podejmowanych oficjalnie przez senatorów Prawa i Sprawiedliwości (pisałem już o ich 14 pytaniach) dowiedzieć się - czy oni te katastrofę badali na zasadzie - kupą, mości panowie - czy też podzielili się robotą, a jeśli się podzielili, to konkretnie kto co badał?

Który ekspert mierzył brzozę, a który tylko podawał mu taśmę?

Który brzozę oglądał przez lupę, a który tylko drabinę przytrzymywał?

Kto, z wymienionych zacnych autorytetów rozpoznawał głos generała Błasika, a kto tylko otwierał czarną skrzynkę?

Kto z rzeczonych wybitnych fizycznie dotknął wraku, kto go widział z daleka, a kto jedynie w telewizji?

Kto z nich wie cokolwiek o sekcjach zwłok, może któryś lekarz albo prawnik?

Kto dotknął foteli, kto zbierał z nich pyłki, kto i jak wywąchał, że nie było na nich trotylowej spalenizny?

Który geniusz obliczył tak dokładnie siły i masy, działające na brzozę i na skrzydło oraz przedstawił wyliczenia, udowadniające wykonanie przez samolot słynnej beczki?

Zwłaszcza ta brzoza nie daje mi spokoju i to skrzydło, bo wytężam wzrok i nie widzę, wśród Laskowych znakomitości nikogo, kto imponowałby wiedzą i tytułami z zakresu fizyki czy wytrzymałości materiałów.

Lasek nie chce wyjąć i pokazać żadnej ekspertyzy, a ja podejrzewam, że ekspertyza jest, tylko krótka – jak walnęło, to się urwało...



3. Lasek ekspertyz nie ujawnia i zasłania się tajemnicą prawa lotniczego. Zasłania się bezprawnie, bo prawo chroni tajemnicę tylko w czasie badania katastrofy, a nie po zakończeniu badań.

W niczym więc MEL Anonim mnie nie przekonał, podobnie jak nie przekonał mnie Lasek. Wręcz przeciwnie, pogłębili tylko moje obawy, graniczące z pewnością, że badanie katastrofy smoleńskiej przez komisję rządową, to była jedna wielka brzozowa lipa...

http://wpolityce.pl/artykuly/63662-jedn ... ozowa-lipa

* * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * *

Prokuratura osłania "michnikowego szmatławca", odmawiając odpowiedzi na pytania, ale zaznacza, że "traktuje wszystkie media w równy sposób"

Prokuratura wojskowa staje w obronie "michnikowego szmatławca". Odmawiając odpowiedzi na pytania portalu wPolityce.pl, tłumaczy, że w jej ocenie... mają one posłużyć do... polemiki między redakcjami.
Bez odpowiedzi pozostają bardzo ważne dla sprawy smoleńskiej odpowiedzi.

W reakcji na publikację "michnikowego szmatławca", która w sposób skrajnie zmanipulowany przedstawiła fragmenty zeznań trzech naukowców współpracujących z zespołem parlamentarnym, redakcja wPolityce.pl przesłała wojskowej prokuraturze kilka pytań, dotyczących sprawy smoleńskiej.

W naszym piśmie pytaliśmy:

1. Czy prokuratura wojskowa była świadoma, że "michnikowy szmatławiec" przygotowuje tekst dotyczący treści zeznań naukowców współpracujących z parlamentarnym zespołem badającym przyczyny katastrofy smoleńskiej?

2. W jaki sposób, kiedy i w jakich okolicznościach "michnikowy szmatławiec" pozyskała opinie kpt. Marcina Maksjana dot. treści zeznań złożonych przez naukowców współpracujących z parlamentarnym zespołem badającym przyczyny katastrofy smoleńskiej?

3. Czy kpt. Marcin Maksjan był świadomy do czego posłużą jego wypowiedzi?

4. Czy prokuratura wojskowa podjęła lub zamierza podjąć kroki prawne związane z publikacją "michnikowego szmatławca", w szczególności mające na celu wykrycie źródła przecieku o treści zeznań lub protokołów z zeznań naukowców współpracujących z parlamentarnym zespołem badającym przyczyny katastrofy smoleńskiej? I dlaczego tak lub dlaczego nie?

5. Czy prokuratura wojskowa lub któryś z jej przedstawicieli brał udział w przekazywaniu "michnikowemu szmatławcowi" treści przesłuchań naukowców współpracujących z parlamentarnym zespołem badającym przyczyny katastrofy smoleńskiej?

6. Jakimi motywacjami kierował się prokurator-referent, wydając zgodę na ujawnienie trzech protokołów przesłuchań naukowców współpracujących z parlamentarnym zespołem badającym przyczyny katastrofy smoleńskiej?

7. Czy możliwe w ocenie prokuratora referenta możliwe jest na obecnym etapie śledztwa upublicznienie całości - poza materiałami wrażliwymi - akt śledztwa smoleńskiego? I dlaczego tak lub dlaczego nie?

8. Czy w toku śledztwa prokuratura wojskowa prowadząca śledztwo ws. katastrofy z 10 kwietnia 2010 roku współpracowała z ekspertem-balistykiem wewnętrznym, ekspertem zajmującym się wytrzymałością materiałów a także ekspertem zajmującym się badaniami zachowania materiałów pod wpływem wysokiej energii? Jeśli tak, to w jakim charakterze brali oni udział w śledztwie, jakie posiadali stopnie naukowe? Jeśli to możliwe proszę również o ujawnienie ich personaliów.

9. Czy w toku śledztwa prokuratura zleciła badania dot. katastrofy smoleńskiej przy użyciu programu LSDyna 3D lub pokrewnego? Jeśli nie, dlaczego? Jeśli tak, w jakim zakresie i kiedy zostały przeprowadzone?

10. Jakie kroki podjęła prokuratura po przesłuchaniu świadków, oznaczonych symbolami Świadek 1, Świadek 2, Świadek 3, w celu weryfikacji ich wątpliwości i badań dot. katastrofy z 10 kwietnia 2010, które przedstawiono w czasie przesłuchania?

11. Czy prawdą jest, że prokuratura po przesłuchaniu jednego ze świadków, którego protokoły przesłuchania ujawniono, wezwała na przesłuchanie posła Antoniego Macierewicza i zamierza rozpocząć śledztwo w związku ze słowami jednego ze świadków, iż poseł Macierewicz ma świadomość, gdzie znajduje się jedna z części pochodzących z Tupolewa, który uległ katastrofie w Smoleńsku? Jeśli tak, czego śledztwo wyłączone ma dotyczyć?


W odpowiedzi na nasze pytania otrzymaliśmy pismo, podpisane przez... kpt. Marcina Maksjana, którego dotyczyła część pytań.

Swoje pismo prokurator Marcin Maksjan zaczął od zaskakującego wstępu:

W odpowiedzi na pytania uprzejmie informuję, że Wojskowa Prokuratura Okręgowa w Warszawie przekazuje przedstawicielom mediów informacje ściśle związane z prowadzonym śledztwem dotyczącym katastrofy smoleńskiej. Treść Pańskich pytań zasadniczo wykracza poza ten zakres. Z Pańskich pytań jednoznacznie wynika, że nie interesują Pana informacje pochodzące ze śledztwa, a jedynie kwestie, które służyć mają polemice z inną redakcją.

Jak widać kapitan Maksjan uznaje, że może interpretować działania mediów oraz uznawać, na jakie pytania będzie odpowiadał, a na jakie nie zamierza.

Co ciekawe, w swoim piśmie zaznacza również, że prokuratura "traktuje wszystkie media w równy sposób". To tym bardziej dziwi, że na nasze pytania odpowiedzieć nie chciał, ale w tworzeniu artykułu w "GW" o zeznaniach ekspertów zespołu parlamentarnego udział wziął. Niestety jednak nie wiadomo, w jakim charakterze. Na to pytanie Marcin Maksjan nie odpowiedział.

Prokuratura odnosząc się do części pytań zaznacza, że dotyczą one "planów procesowych prokuratury, których Wojskowa Prokuratura Okręgowa w Warszawie publicznie nie ujawnia przed ich realizacją". Jednak wskazuje, że śledczy nie brali udziału w przekazywaniu materiałów "Wyborczej".

Wbrew niektórym publicznym twierdzeniom prokuratura nie przekazała protokołów przesłuchań trzech świadków jakimkolwiek mediom przed publikacją "michnikowego szmatławca"

- wskazuje prokuratura wojskowa. Jednak kpt. Maksjan nie odniósł się do pytań o swój udział w tworzeniu artykułu w "GW". Wygląda na to, że nie jest w stanie wyjaśnić, w jaki sposób jego komentarze i opinie znalazły się w tekście. Być może wyjaśnienia nie byłyby do niego wygodne... Tego się nie dowiemy.

Śledczy odnosząc się do motywacji, która legła u podstaw decyzji o ujawnieniu protokołów zeznań trzech świadków wskazują:

Decyzja prokuratora referenta śledztwa dotycząca opublikowania zanonimizowanych protokołów trzech świadków była następstwem artykułu w "michnikowemu szmatławcowi", bowiem artykuł ten wywołał lawinę pytań dziennikarzy na temat jego rzetelności, prawdziwości, zbieżności bądź rozbieżności ze złożonymi zeznaniami. Na decyzję tę wpływ miały również wypowiedzi samych naukowców, którzy po publikacji "michnikowego szmatławca" posługiwali się publicznie argumentacją, jakoby artykuł ten zawierał ich wypowiedzi wyrywane z kontekstu. Opublikowanie całości (w odpowiedni sposób zanonimizowanych) protokołów przesłuchania tych trzech świadków daje obecnie każdej osobie możliwość samodzielnej weryfikacji, czy tekst w "michnikowemu szmatławcowi" był rzetelny, prawdziwy, zbieżny ze złożonymi zeznaniami.

Co ciekawe, stosując ten sposób rozumowania należałoby oczekiwać, że prokuratura ujawni wszystkie materiały śledztwa smoleńskiego. Bowiem coraz pojawia się coraz więcej "pytań dziennikarzy na temat rzetelności, prawdziwości, zbieżności bądź rozbieżności" oficjalnej wersji wydarzeń, prezentowanej przez stronę rządową z materiałem dowodowym.

Czy zatem prokuratura wojskowa już pracuje nad upublicznieniem całości materiałów?

Odnosząc się do pytań dotyczących współpracy prokuratury z biegłymi oraz wykorzystywania nowoczesnych programów komputerowych potrzebnych do prowadzenia skomplikowanych symulacji prokuratura wojskowa wyjaśnia, choć nie do końca:

Prokuratura w toku śledztwa wywołuje te opinie biegłych, które mają istotne znaczenie dla rozstrzygnięcia sprawy. Przypominam, że postanowieniem z dnia 3 sierpnia 2011 r. prokuratura powołała zespół biegłych w celu stwierdzenia okoliczności, przyczyn i przebiegu katastrofy samolotu Tu-154 M nr 101 w dniu 10 kwietnia 2010 r., w którego skład wchodzą obecnie 23 osoby z zakresu różnych specjalności, w tym m.in. badania wypadków lotniczych, aerodynamiki i mechaniki samolotów, budowy płatowca, pilotażu, szkolenia lotniczego, techniki lotniczej, nawigacji, meteorologii lotniczej, medycyny lotniczej i medycyny sądowej, psychologii lotniczej, prawa lotniczego. Wskazanemu zespołowi biegłych przekazano kilkanaście zagadnień do rozstrzygnięcia, mających fundamentalne znaczenie dla prowadzonego śledztwa. W zależności od zgłaszanych przez ww. zespół biegłych potrzeb, prokuratura każdorazowo rozważa czy dokooptować do zespołu kolejnego biegłego (o wskazanej przez biegłych specjalności) lub wywołać określoną opinię, którą następnie zespół biegłych wykorzysta w opinii kompleksowej na temat okoliczności, przyczyn i przebiegu katastrofy.

W ten sposób de facto śledczy uniknęli odpowiedzi na pytanie, czy prokuraturę opinię biegłych z zakresu balistyki wewnętrznej, ekspertów zajmujących się wytrzymałością materiałów, czy zachowaniem materiałów pod wpływem wysokiej energii interesowały. Otwartym pozostało również pytanie o to, czy śledczy korzystali z programu LSDyna 3D lub pokrewnego. Co ciekawe, w związku z tym nie wiadomo, również na jakiej podstawie prokuratura oceniała przydatność zeznań, jakie w śledztwie smoleńskim złożyli eksperci współpracujący z zespołem badającym przyczyny katastrofy smoleńskiej. Jeśli śledczy nie współpracują z ekspertami o podobnych do przesłuchiwanych naukowców specjalizacji jak można ocenić badania, o których mówili...

Prokuratura jednak zaznacza, że "zasięgnęła opinii Centralnego Laboratorium Kryminalistycznego Policji w celu stwierdzenia, czy na pokładzie samolotu Tu-154 M nr 101 doszło do wybuchu materiałów wybuchowych".

Opinię wydadzą eksperci, którzy na co dzień zajmują się nie tylko badaniami laboratoryjnymi materiałów wybuchowych, lecz uczestniczą także w czynnościach realizowanych na miejscach zdarzeń. Eksperci ci w przeszłości realizowali opinie na potrzeby spraw o największym ciężarze gatunkowym, dość wspomnieć sprawę Breivika, gdzie występował tzw. „polski ślad”

- wskazuje prokurator Maksjan. Jednak to nie rozwiewa wątpliwości dot. całości procesu badania próbek pobranych w Smoleńsku. Ten proces budzi bardzo poważny niepokój, m.in. w związku z oddaniem ich na wiele miesięcy Rosjanom.

Kapitan Maksjan wyjaśnia również, dlaczego zeznania w prokuraturze musi złożyć poseł Antoni Macierewicz:

Odnosząc się zaś do pytania dotyczącego Pana Posła Macierewicza informuję, że ww. został wezwany przez Wojskową Prokuraturę Okręgową w Warszawie, celem przesłuchania w charakterze świadka. Świadek ten stawił się w siedzibie prokuratury, natomiast czynność procesowa przesłuchania go nie doszła do skutku, bowiem pełnomocnik świadka złożył wniosek o wyłączenie prowadzących przesłuchanie prokuratorów. Wobec powyższego czynność procesową przerwano celem rozpoznania ww. wniosku. Wniosek został rozpoznany negatywnie.

Zapewne przez nieuwagę prokurator Marcin Maksjan nie zaznaczył, dlaczego poseł Macierewicz chciał wyłączenia śledczych z przesłuchiwania go. Przewodniczący zespołu badającego przyczyny tragedii smoleńskiej uznał, że skoro toczy się postępowanie ws. niedopełnienia obowiązków przez śledczych prowadzących sprawę tragedii smoleńskiej, nie powinni oni brać udziału w przesłuchiwaniu go. Motywacja i argumentacja logiczna, ale w narracji kpt. Maksjana znów przedstawiono Macierewicza jako osobę utrudniającą śledztwo i składającą nieracjonalne wnioski.

Pismo z prokuratury może być symbolem działania NPW. Włączanie się w debatę publiczną, wspieranie i osłanianie części mediów, polityka informacyjna, oparta na wikłaniu a nie wyjaśnianiu i wreszcie osłona własnych karier i interesów - tym Polacy są karmieni od dawna, z tym muszą walczyć ci, którzy dążą do prawdy smoleńskiej.

Prokuratura ws. smoleńskiej popełniła rażące błędy na samym początku. I jak widać sama się nie uzdrowi. Może jedynie brnąć w kompromitację...

Stanisław Żaryn

http://wpolityce.pl/wydarzenia/63538-ty ... wny-sposob

* * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * *

Uniwersytet Akron wspiera prof. Biniendę. A jak zachowali się rektorzy polskich uczelni?

Po skandalicznej treści oświadczeniach rektorów Politechniki Warszawskiej i Akademii Górniczo-Hutniczej, dziennikarze TVN zapewne liczyli, że w podobny sposób zachowają się władze Uniwersytetu Akron, w którym pracuje prof. Wiesław Binienda. Musieli być srodze zawiedzeni, bo prof. Binienda otrzymał pełne wsparcie. I być może dlatego w mediach mainstreamowych oświadczenia nie opublikowano w całości, choć pismo rektorów AGH i PW cytowano z taką lubością.


Oświadczenie rektorów Politechniki Warszawskiej i krakowskiej Akademii Górniczo-Hutniczej w sprawie pracujących tam naukowców, a zarazem ekspertów z zespołu Antoniego Macierewicza wywołało ogromny niesmak. Jak widać standardy akademickie w Polsce i USA różnią się diametralnie. Podczas, gdy rektorzy polskich uczelni przygotowali list odcinający się od swoich naukowców, władze Uniwersytetu Akron podkreślają wybitne zasługi prof. Biniendy i zwracają uwagę na jego prestiżową pozycję w środowisku naukowym. Ta sytuacja jest dobitnym przykładem na to, jak bardzo w USA i w Polsce różne jest podejście do prac naukowców. Podczas, gdy w Polsce uczelnie odcinają się od badań swoich naukowców, Amerykanie wyraźnie wspierają ich działalność.

Oświadczenie Uniwersytetu Akron jest odpowiedzią na pytania skierowane do uczelni przez TVN. Odpowiedź najwyraźniej niezbyt usatysfakcjonowała stację, ponieważ zdecydowała się ona na opublikowanie jedynie krótkich fragmentów oświadczenia.

Poniżej publikujemy jego pełną treść przetłumaczoną na język polski:


W odpowiedzi na państwa pytanie, dotyczące wsparcia udzielonego Prof. Biniendzie, uprzejmie informujemy, że jest on szanowanym profesorem Szkoły Inżynierii od wielu lat. Szkoła Inżynierii Uniwersytetu w Akron jest znana i finansowana na poziomie ogólnokrajowym dzięki wysokiej jakości badań naukowych. Należy powiedzieć, że Dr Binienda zajmuje prestiżową pozycję w międzynarodowym środowisku naukowym, jest redaktorem naczelnym lotniczego pisma naukowego Journal of Aerospace Engineering, oraz jest członkiem honorowym Amerykańskiego Stowarzyszenia Inżynierii Cywilnej.

Posiada wieloletni dorobek naukowy a jego badania są finansowane z wielu zewnętrznych źródeł. Wsparcie Uczelni otrzymuje w postaci laboratoriów badawczych oraz takiego samego wynagrodzenia jakie przysługuje pracownikom o najwyższym statusie zatrudnienia prowadzącym badania naukowe.

Uniwersytet jest dumny z zaangażowania i pracy profesora Biniendy; jednak nie można powiedzieć, że fundusze Uniwersytetu zostały przeznaczone na konkretne działania bądź badania dotyczące katastrofy smoleńskiej. Co więcej, poza ograniczeniami patentowymi, każdy z naszych profesorów ma prawo wyrażać swoją opinię lub publikować swoje badania samodzielnie, bez zezwolenia uczelni, tak jak jest to przyjęte na wielu innych amerykańskich uczelniach prowadzących badania naukowe.

Należy zaznaczyć, że podobnie jak wielu szanowanych naukowców, profesor Binienda prezentuje wyniki swych badań na konferencjach naukowych i w weryfikowanych pismach naukowych.

Eileen Korey
Rzecznik Prasowy
Uniwersytet Akron


http://niezalezna.pl/46543-uniwersytet- ... ch-uczelni

* * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * *

Naukowcy zmierzą się z kłamstwem smoleńskim. Zobacz kiedy odbędzie się konferencja

Już wkrótce odbędzie się II Konferencja Smoleńska – międzynarodowe spotkanie naukowców zainteresowanych wyjaśnieniem katastrofy z 10 kwietnia 2010 r. Doborowego grona ekspertów przestraszyli się najwyraźniej eksperci z komisji Millera. Jak ustaliła „Gazeta Polska”, rządowi specjaliści nie zgłosili na konferencję ani jednego referatu.


II Konferencja Smoleńska (21-22 października 2013 r.) mogłaby być doskonałym wstępem do debaty, jaką zaproponował niedawno prof. Michał Kleiber, prezes Polskiej Akademii Nauk. Zdaniem Kleibera – specjaliści z komisji Millera oraz eksperci smoleńskiego zespołu parlamentarnego powinni odbyć publiczną dyskusję przy udziale mediów, co zresztą już dawno proponował Antoni Macierewicz (Maciej Lasek z komisji Millera zdecydowanie jednak wówczas odmawiał).

Trudno jednak przypuszczać, że do debaty proponowanej przez prof. Kleibera dojdzie, skoro eksperci komisji Millera nie chcą skonfrontować swoich poglądów nawet na konferencji o stricte naukowym charakterze.

Czego boją się rządowi eksperci

Jak ustaliliśmy, wśród parudziesięciu zgłoszonych referatów na II Konferencję Smoleńską nie ma ani jednego, którego autorem byłby członek komisji Millera (podobnie było w zeszłym roku). Eksperci związani z zespołem Antoniego Macierewicza nie mieli takich oporów: zaprezentują kilka referatów (Szczególnie ciekawie zapowiada się wystąpienie dr inż. Bogdana Gajewskiego, eksperta od wypadków lotniczych, specjalisty w kanadyjskiej agencji rządowej National Aircraft Certification. Według informacji „GP” będzie ono dotyczyć tzw. trzeciej salonki w Tu-154, w której znaleźli się generałowie).

Postawę ekspertów odpowiedzialnych za powstanie raportu Millera trudno racjonalnie wytłumaczyć, bo przecież ubiegłoroczna konferencja odbiła się szerokim echem w prasie i internecie.
Członkom komisji Millera – zwłaszcza tym, którzy są obecnie w tzw. rządowym zespole Laska – powinno zaś raczej zależeć, by ich ustalenia trafiły do opinii publicznej.

Co więcej - materiały konferencyjne sprzed roku rozesłano do wszystkich najważniejszych bibliotek w Polsce. Zaprezentowane na konferencji referaty trafiły m.in. do Biblioteki Narodowej, 22 bibliotek uczelni technicznych, kilkunastu bibliotek uniwersyteckich i 26 bibliotek instytutów naukowych PAN. Są też dostępne w internecie, podobnie jak zapis filmowy całości spotkania. Nie ulega zatem wątpliwości, że dzięki organizatorom I Konferencji Smoleńskiej jej dorobek zaistniał w środowisku naukowym w dużo większym wymiarze niż raport Millera. Widać to zresztą po zainteresowaniu uczonych tegorocznym spotkaniem: według informacji „GP” na II Konferencję Smoleńską wpłynęło znacznie więcej referatów niż w 2012 r.

Porażka przyjętej przez rządowych ekspertów taktyki „chowania głowy w piasek” jest więc widoczna gołym okiem. Wbrew działaniom powołanej przez Donalda Tuska komórki Macieja Laska naukowcy – i to nie tylko ci związani z zespołem parlamentarnym Antoniego Macierewicza – coraz częściej podważają publicznie ustalenia raportu Millera. Nie inaczej będzie zapewne na II Konferencji Smoleńskiej.

Specjaliści z kraju i ze świata

Zgłoszone na konferencję referaty oceniał i dopuszczał do prezentacji Komitet Naukowy, liczący ok. 50 osób. W gronie tym znaleźli się naukowcy cenieni w całej Polsce, a w niektórych przypadkach - w Europie i na świecie.

W podgrupie „Elektrotechnika i elektronika” zwraca uwagę choćby nazwisko prof. Tadeusza Kaczorka z Politechniki Warszawskiej, profesora nauk technicznych, członka rzeczywistego Polskiej Akademii Nauk. Jako profesor wizytujący prowadził on wykłady na ponad 20 uniwersytetach w Stanach Zjednoczonych, Japonii, Kanadzie oraz w wielu krajach europejskich. Prof. Kaczorek współpracuje też z uznanymi międzynarodowymi czasopismami jak np. „International Journal of Multidimensional Systems and Signal Processing”, „Foundations of Computing and Decision Sciences” czy „Archives of Control Sciences”.

Z członków podgrupy „Fizyka i geotechnika” wyróżnić należy prof. Andrzeja Wiśniewskiego (profesora nadzwyczajnego w Instytucie Fizyki PAN, członka Rady Naukowej tego Instytutu), a wśród specjalistów od chemii i badań strukturalnych - prof. Lucjana Pielę z UW (od 2001 r. członka zagranicznej Belgijskiej Akademii Królewskiej, a od 2004 r. Europejskiej Akademii Nauk) i prof. Chrisa Cieszewskiego (wykładowca w Warnell School of Forestry and Natural Resources University of Georgia w USA).

Za odpowiedni poziom referatów w dziale „Mechanika i konstrukcja” odpowiadają m.in. prof. Kazimierz Flaga z Politechniki Krakowskiej (profesor nauk technicznych, członek PAN) oraz dwóch innych znanych uczonych: prof. Grzegorz Jemielita i prof. Jan Obrębski z Politechniki Warszawskiej. Podgrupa „Matematyka i informatyka” to m.in. prof. Jacek Rońda i prof. Piotr Witakowski (wykładowcy Akademii Górniczo-Hutniczej w Krakowie) oraz prof. Jan Węglarz (członek rzeczywisty PAN i profesor zwyczajny Politechniki Poznańskiej).

W składzie Komitetu Naukowego są się też – podobnie jak w ubiegłym roku - prof. Kazimierz Nowaczyk i prof. Wiesław Binienda, eksperci zespołu Antoniego Macierewicza. Obaj naukowcy na co dzień pracują na renomowanych amerykańskich uczelniach.

To, czego nie zrobił Miller

Tegoroczna konferencja będzie się jednak znacznie różnić od tej z 2012 r. Oprócz sesji technicznej, poświęconej bezpośrednim przyczynom katastrofy Tu-154 (problematyka ta zdominowała ubiegłoroczną konferencję), zaplanowano bowiem również sesję medyczną i prawną.

Są to – trzeba podkreślić - tematy, którymi niemal wcale nie zajmowała się komisja Millera. W jej raporcie sprawy związane z sekcjami zwłok, stanem ciał i ich identyfikacją zlekceważono bowiem całkowicie, natomiast analiza stanu prawnego śledztwa i badania katastrofy ograniczyła się do obrony decyzji Donalda Tuska o oddaniu dochodzenia Rosjanom.

Organizatorzy II Konferencji Smoleńskiej spróbują naprawić błędy komisji Millera. Referaty poświęcone zagadnieniom medycznym oceniali i dopuszczali na konferencję specjaliści tej klasy co prof. Bronisław Młodziejowski - specjalista w zakresie biologii kryminalistycznej i osteologii sądowo-lekarskiej (a także uczestnik wykopalisk w Charkowie i prac sondażowych w Miednoje, prowadzonych w związku z ekshumacją ofiar zbrodni katyńskiej). Członkami podgrupy „Nauki prawne” Komitetu Naukowego II Konferencji Smoleńskiej są zaś m.in. prof. Tadeusz Jasudowicz  (specjalista problematyki praw człowieka i prawa międzynarodowego), prof. Lech Morawski (kierownik Katedry Teorii Prawa i Państwa na Wydziale Prawa i Administracji uniwersytetu w Toruniu) oraz prof. Mariusz Muszyński, członek Trybunału Stanu i specjalista od prawa dyplomatycznego. Rządowej propagandzie niezwykle trudno będzie podważać ich kompetencje.

Ale sesje medyczna i prawna to niejedyna nowość na konferencji. Ich ciekawym uzupełnieniem będzie posiedzenie poświęcone socjologicznym aspektom katastrofy smoleńskiej. Członkowie Komitetu Naukowego odpowiedzialni za weryfikację zgłoszonych referatów z tej dziedziny to m.in. prof. Piotr Gliński, prof. Józefina Hrynkiewicz, prof. Bogdan W. Mach, prof. Włodzimierz Pańków, prof. Andrzej Szpociński i prof. Andrzej Zybertowicz. Według informacji „GP”, wystąpienia uczonych będą dotyczyć takich kwestii jak kłamstwo smoleńskie czy wpływ tragedii 10 kwietnia 2010 r. na polskie społeczeństwo.

http://niezalezna.pl/46616-naukowcy-zmi ... onferencja

* * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * *

Zespół Macierewicza odpowiada Laskowi i miażdży teorię pancernej brzozy

"To nie drzewa były za wysoko, ale samolot leciał zbyt nisko" - czytamy w dzisiejszym komunikacie rządowego zespołu Laska. Jego tezy obala w specjalnym oświadczeniu zespół parlamentarny pod przewodnictwem Antoniego Macierewicza.


Przyczynami katastrofy smoleńskiej było zejście poniżej minimalnej wysokości zniżania, czego konsekwencją było zderzenie z drzewami, prowadzące do stopniowego niszczenia konstrukcji Tu-154M - stwierdził dziś zespół smoleński kierowany przez Macieja Laska.

Poniżej publikujemy w całości odpowiedź ekspertów smoleńskiego zespołu parlamentarnego:

                                                                                      OŚWIADCZENIE
 
W związku z dzisiejszym oświadczeniem grupy doradców premiera Donalda Tuska ds. katastrofy smoleńskiej, Zespół Parlamentarny informuje, że opinia publiczna jest po raz kolejny wprowadzania w błąd:
 
1. Pan Maciej Lasek powołuje się na trojakiego rodzaju materiał dowodowy. Po pierwsze przywołuje zapisy czarnej skrzynki, które jakoby odnotowały dźwięk uderzenia w drzewo. Jest to nieprawda. Pan Lasek zapomniał bowiem poinformować opinię publiczną, że tylko odczyt zawarty w raporcie Tatiany Anodiny mówi o uderzeniu w drzewo, nawet odczyt autorstwa CLK KGP i ekspertów Jerzego Millera mówi jedynie o występowaniu odgłosu stuku.

Trzeba też dodać, że oba te odczyty kłamliwie przypisują obecność w kabinie pilotów gen. Błasikowi, a także wydawanie przez niego komend i komentarzy. Fałsz obu tych odczytów został bezsprzecznie wykazany przez Instytut Ekspertyz Sądowych im J. Sehna w Krakowie, który nie stwierdził dźwięku uderzenia w drzewo, a tym bardziej w pancerną brzozę. Przeciwnie: w czasie o 0,3 sekundy wcześniejszym IES odnotował dźwięk przesuwających się przedmiotów, który trwa już do końca katastrofy.

Powtórzmy, IES nie stwierdził dźwięku uderzenia w drzewo. Jedynie doradcy Donalda Tuska wciąż bezpodstawnie upierają się, iż taki dźwięk miał miejsce, równocześnie przypisują gen. Błasikowi obecność w kokpicie oraz słowa, które w istocie wypowiadał drugi pilot.
 
2. Drugi dowód, na który powołują się doradcy Donalda Tuska, to podobno stwierdzony fakt uderzenia w drzewa w odległości ok. 1,1 km od progu pasa. Jedyną przesłanką wskazującą na ten fakt są zdjęcia Amielina - rosyjskiego fotoamatora. Co więcej, zapisy skrzynki głosu przeczą tej hipotezie w sposób zdecydowany. Otóż w skrzynce tej w momencie przelotu, nad bliższą radiolatarnią, a więc 1,05 km przed progiem pasa, odezwał się sygnał dźwiękowy informujący o przelocie nad tą radiolatarnią. Sygnał trwał 2,1 sek. co przy ówczesnej prędkości odpowiada mniej więcej 140 metrom lotu. Oznacza to, że samolot przeleciał  nad radiolatarnią na prawidłowej wysokości 70 m nad radiolatarnią. A jeśli tak, to nie mógł znajdować się 50 metrów wcześniej na wysokości 10 metrów nad gruntem, gdzie rosły drzewa, o przycięciu których próbuje przekonać nas doradca Donalda Tuska.

Nie może też więc być prawdą, że odnotowaną przez skrzynkę parametrów lotu awarię silnika widoczną w odczycie jako wzrost drgań podstawy silnika spowodowały gałęzie odrywające się od drzew. Silniki są przed takimi sytuacjami zabezpieczone konstrukcyjnie, a samolot przeleciał na wysokości wykluczającej ich oderwanie.  
 
3. Kolejna kwestia podnoszona przez dr. Laska dotyczy pomiarów brzozy i okolicznych drzew wzdłuż toru lotu, co jakoby zostało wykonane przez ekspertów Komisji Millera. Należy z całą mocą podkreślić, że danych takich nie ma ani w raporcie Millera, ani w załącznikach do tego raportu, ani też w informacjach przekazywanych na ten temat przez ówczesnego szefa Komisji płk. Grochowskiego, czy jego następcę płk. Klicha. Przeciwnie: Edmund Klich stwierdza jednoznacznie, że takich czynności nie wykonywano z powodu braku osób znających się na tego typu pracach, a płk Rzepa wyjaśnił to brakiem zgody Rosjan. Bez względu na przyczyny trzeba stwierdzić, że w znanych materiałach nie ma żadnego protokołu oględzin wraku, miejsca zdarzenia czy toru lotu przez polskich ekspertów. Nigdzie też nie podano nazwisk konkretnych osób, które miałyby wykonywać takie czynności ze strony polskiej.
 
Na koniec pragniemy wskazać na niedopuszczalność powoływania się na stanowisko biegłych prokuratury w sytuacji, gdy praca ich objęta jest tajemnicą śledztwa i w sposób oczywisty p. Lasek nie może takimi informacjami dysponować, a opinia publiczna nie może ich sprawdzić. Działania takie są kolejnym dowodem stosowania przez doradców Tuska bezprawia na służbie kłamstwa.

Zespół Parlamentarny nadal oczekuje na przedstawienie materiału dowodowego wskazującego na to, że samolot uderzył w brzozę, a gen. Błasik był w kokpicie i wydawał polecenia. Pragniemy podkreślić, że te dwie fałszywe tezy wciąż stanowią podstawę raportu rządu Donalda Tuska ws. katastrofy smoleńskiej.

http://niezalezna.pl/46721-zespol-macie ... nej-brzozy

* * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * *

Operacja „Binienda”

Jak TVN24 przygotowuje materiały aspirujące do miana informacyjnych.


Program szkalujący naukowców zajmujących się niezależnymi badaniami katastrofy smoleńskiej ukazał się 24 września późnym wieczorem. Miało być o awanturnikach z profesorskimi tytułami „modelujących rzeczywistość”. Wszystko wskazuje jednak na to, że modelowaniem zajęła się TVN24.

W trakcie dwudziestominutowego filmiku dziennikarz Wojciech Bojanowski stara się przekonać, że rzetelnie zbiera informacje. Widzimy go w salach posiedzeń sejmowych komisji, na korytarzach uczelni, z telefonem i przed komputerem. Zdawać się może, że wszystkich o wszystko zapytał, sprawdził każdy szczegół i dzieli się z widzem prawdą.

Mamy liczne wypowiedzi profesorów Jacka Rońdy i Jana Obrębskiego, zarówno z konferencji poświęconych katastrofie i posiedzeń zespołu parlamentarnego, jak i udzielone reporterowi. Po każdej z nich następuje kontra – wypowiedzi rektorów uczelni, w których zatrudnieni są negatywni bohaterowie materiału. Przełożeni profesorów nie mówią niczego niezwykłego: że to prywatna działalność naukowców, że nie specjalizują się w lotnictwie, że nie ma oficjalnie takiego tematu badawczego.

Po rektorach występuje za każdym razem minister nauki Barbara Kudrycka. Powtarza właściwie tylko jedno słowo: „ośmieszenie”.

Co pisze Akron?

Stacji nie udało się jednak powtórzyć całej operacji z prof. Wiesławem Biniendą. W USA uczelnie są niezależne, a ministra nauki w ogóle nie ma. Naukowiec zza oceanu też występował w programie. Wmontowano nagrania z wystąpień w Polsce. Bojanowski rozmawiał też z nim przez internetowy komunikator Skype. Brakowało tylko analogicznego jak w przypadku polskich inżynierów głosu zdystansowanego nadzorcy.

Prokuratura opublikowała zeznania trzech naukowców 17września, po publikacji ich zmanipulowanych i przeinaczonych fragmentów przez „michnikowego szmatławca”. Oświadczenie rektorów nosi datę 20 września. Poszukiwanie kontaktu do przełożonych prof. Biniendy TVN24 rozpoczęła dzień później.

Dariusz Kubik napisał e-mail do działu komunikacji Uniwersytetu Akron, gdzie profesorem i dziekanem Wydziału Inżynierii Lądowej jest prof. Binienda.

„Przygotowujemy reportaż o komisji Macierewicza, wspieranej przez opozycję, ekspertów i naukowców. Jednym z ekspertów jest profesor Wiesław Binienda. Chcielibyśmy wiedzieć, czy to prawda, że Uniwersytet Akron popiera działalność Biniendy w komisji Macierewicza? Czy kiedykolwiek wspierał badania prof. Biniendy na temat ’katastrofy smoleńskiej’ [cudzysłów w oryginale – P.F.]? Czy działalność Biniendy, dochodzenie w sprawie ’katastrofy Tu-154 polskich Sił Powietrznych z 2010 roku’ [jw.] jest częścią naukowej pracy Uniwersytetu Akron. Czy otrzymywał za to kiedykolwiek jakieś honoraria?”.

Następnie Kubik informuje o oświadczeniu rektorów, zgrabnie podmieniając tychże na całe uczelnie: „Wczoraj, dwie polskie szkoły wyższe – Akademia Górniczo-Hutnicza w Krakowie i Politechnika Warszawska – oświadczyły, że profesor Rońda i profesor Obrębski (także pracujący dla komisji Macierewicza) ’nie są ekspertami w badaniu wypadków lotniczych’ oraz ’jakiekolwiek przekazywane opinii publicznej opinie formułowane przez tych profesorów, wyjaśnienia przyczyn katastrofy lotniczej w Smoleńsku, traktować należy wyłącznie jako ich prywatny pogląd, niezwiązany z działalnością naukowo-badawczą prowadzoną przez nich na naszych uczelniach’”.

Sugerowanie odpowiedzi

Obszerny cytat z tekstu polskiego oświadczenia to wyraźna sugestia, jak powinna zachować się amerykańska uczelnia. Żeby efekt był mocniejszy, Kubik prosi o wypowiedź wideo (lub przez Skype’a) rektora uniwersytetu lub rzecznika prasowego. Chciałby nagrać kogoś z Akron jeszcze podczas weekendu lub w poniedziałek albo wtorek i ani dnia później.

TVN24 otrzymała standardową odpowiedź udzielaną na setki e-maili, listów i faksów dotyczących prof. Biniendy, jakie jego uniwersytet otrzymuje, od kiedy pierwszy raz zabrał głos w sprawie Smoleńska we wrześniu 2011 roku.

Pracownica odpowiedzialna za politykę informacyjną uniwersytetu Eileen Korey (nie rzecznik, jak podała TVN24) zgodziła się też odczytać całą odpowiedź przez telefon. „Uniwersytet docenia [w oryginale „jest dumny”] z zaangażowania i pracy profesora Biniendy, jednak nie można powiedzieć, że fundusze uniwersytetu zostały przeznaczone na konkretne działania bądź badania dotyczące katastrofy smoleńskiej. Co więcej, poza badaniami oficjalnymi [w oryginale: „poza ograniczeniami patentowymi”] każdy z naszych profesorów ma prawo wyrażać swoją opinię lub publikować swoje badania samodzielnie”.

Czego nie słychać

To jednak nie cała wypowiedź Eileen Korey. W ubiegłym tygodniu portal wPolityce.pl ujawnił cały tekst listu. „Nasz Dziennik” potwierdził, że jest to e-mail wysłany do TVN24.

Słowa zacytowane przez TVN24 poprzedza następujący akapit: „W odpowiedzi na państwa pytanie dotyczące wsparcia udzielonego prof. Biniendzie uprzejmie informujemy, że jest on od wielu lat szanowanym profesorem Szkoły Inżynierii. Szkoła Inżynierii Uniwersytetu w Akron jest uznana na poziomie ogólnokrajowym i finansowana dzięki wysokiej jakości badaniom naukowym. Należy powiedzieć, że prof. Binienda zajmuje prestiżową pozycję w międzynarodowym środowisku naukowym, jest redaktorem naczelnym lotniczego pisma naukowego ’Journal of Aerospace Engineering’ oraz jest członkiem rzeczywistym Amerykańskiego Stowarzyszenia Inżynierii Lądowej. Posiada wieloletni dorobek naukowy, a jego badania są finansowane z wielu zewnętrznych źródeł. Wsparcie Uczelni otrzymuje w postaci laboratoriów badawczych oraz takiego samego wynagrodzenia, jakie przysługuje pracownikom o najwyższym statusie zatrudnienia prowadzącym badania naukowe”.

Profesorowie o takim statusie (tzw. tenure) mogą swobodnie kształtować tematykę prowadzonych badań w ramach ogólnej specjalności wydziału. To samo dotyczy prof. Biniendy. Jego laboratorium zajmuje się testowaniem i modelowaniem komputerowym zachowania materiałów lotniczych i kosmicznych w warunkach oddziaływań ekstremalnych sił. Nie ma wątpliwości, że to, co się stało z konstrukcją Tu-154M, to właśnie taka sytuacja. Oczywiście profesor ma swoją pensję, uczelnia finansuje mu częściowo wyposażenie laboratorium, a w pozostałej części zapewniają je instytucje finansujące zlecone badania (np. NASA albo producenci samolotów).

Wayne Hill, odpowiedzialny w Akron za programy marketingowo-promocyjne, tłumaczy, że uczelnia przygotowała ten tekst dawno temu w celu udzielania odpowiedzi na podobne pytania. Teraz ich ilość spadła.

– Mieliśmy tylko jeszcze jedno takie pytanie w ciągu ostatnich kilku miesięcy – tłumaczy.

Tego wszystkiego jednak widz stacji się nie dowie. Pozostanie wrażenie, że z tymi pieniędzmi na badania prof. Biniendy coś jest nie w porządku, a i te wszystkie symulacje to – jak w przypadku Rońdy i Obrębskiego – prywatna, pozazawodowa działalność naukowca. Tymczasem w jego przypadku wolność badań i wysoka pozycja zawodowa pozwalają na włączenie tematyki smoleńskiej do regularnej pracy naukowej i akademickiej.

W tworzeniu symulacji uderzenia skrzydła samolotu w brzozę uczestniczyli studenci i doktoranci profesora, a wyniki opublikowane zostały w czasopiśmie naukowym „Mathematical and Computational Forestry & Natural-Resource Sciences” wydawanym na Uniwersytecie Georgii.

http://naszdziennik.pl/polska-kraj/5587 ... ienda.html

____________________________________
Ojczyznę wolną pobłogosław Panie.


06 paź 2013, 08:46
Zobacz profil
Fachowiec
Własny awatar

 REJESTRACJA14 wrz 2011, 21:56

 POSTY        1263
Post Re: Katastrofa smoleńska
"Nie był w Smoleńsku. Nie badał wraku. Nie zmierzył brzozy. Wzięty do propagandy po to, żeby zasłonić Donalda Tuska". Antoni Macierewicz o Macieju Lasku

Byłoby za to dobrze, gdyby pan Donald Tusk wreszcie powołał Państwową Komisję Badania Wypadków Lotniczych, która na nowo zaczęłaby badać dramat smoleńskiej katastrofy.
Wiadomo bowiem, że dotychczasowy raport jest pełen kłamstw, które muszą zostać skorygowane - mówi w rozmowie z Super Ekspresem Antoni Macierewicz. Szef sejmowego zespołu ds. zbadania okoliczności katastrofy smoleńskiej mówi także, kim jest według niego Maciej Lasek.

Członek Komisji Badania Wypadków Lotniczych Lotnictwa Państwowego. Jeden z 34, i to taki, który nigdy nie był w Smoleńsku. Taki, który nigdy nie badał tego wraku. Taki, który nigdy nie zmierzył brzozy. To taki fenomen, że człowiek wzięty do propagandy po to, żeby zasłonić pana Donalda Tuska. Rzeczywistym bowiem sprawcą tego zamieszania, człowiekiem naprawdę za to odpowiedzialnym, jest pan Donald Tusk, który stał na czele specjalnego zespołu Urzędu Rady Ministrów odpowiedzialnego za badanie tej katastrofy i wszystko, co się z nią działo. Mówmy wprost - pan Donald Tusk ma obowiązek powołania na nowo tej komisji, bo dotychczasowy jego raport jest kłamliwy

- mówi Macierewicz, który podtrzymuje tezę, że na pokładzie TU-154M doszło do wybuchu, co stwierdzili "wszyscy eksperci, którzy to badali".

Moi eksperci to badali, a eksperci rządowi nie badali, ponieważ pan Lasek i jego ludzie powiedzieli, że nie ma co badać tego, co się działo, kiedy samolot zszedł poniżej 100 metrów. To cytat z jego wypowiedzi z konferencji w Kazimierzu Dolnym z maja 2012 roku. Dlatego nie zbadali brzozy i wraku

- mówi poseł PiS, zdradzając, jakie materiały miał na pendrivie, który przyniósł do studia Telewizji Polskiej.

Akurat na tym pendrivie był materiał godny opublikowania, ponieważ to rekonstrukcja wydarzeń, którą zrobili Rosjanie 10 kwietnia na podstawie badań prokuratorskich, a w której samolot wybucha w powietrzu. Chciałem to opinii publicznej pokazać kilkukrotnie i w końcu pokażemy to w Sejmie. To nie jest dowód na to, że tak się stało, ale dowód na to, że na najwyższych szczeblach rosyjskich władz taka hipoteza była brana pod uwagę jako główna hipoteza badawcza

- opowiada Macierewicz.

http://wpolityce.pl/wydarzenia/63906-ni ... ieju-lasku

* * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * *

Lasek jest na krótkiej linii z prokuraturą czy po prostu zmyśla? Powołuje się na nieistniejącą opinię biegłych

Przyczynami katastrofy smoleńskiej było zejście poniżej minimalnej wysokości zniżania, czego konsekwencją było zderzenie z drzewami, prowadzące do stopniowego niszczenia konstrukcji Tu-154M – zanucił starą pieśń zespół smoleński kierowany przez Macieja Laska w specjalnym komunikacie.


Pytany o powody ukazania się oświadczenia, Lasek powiedział PAP, że w ostatnim czasie wpłynęło do zespołu kilka pytań dotyczących uderzenia samolotu w brzozę. Jak dodał, zespół uznał, że warto odpowiedzieć na nie w ten sposób.

To nie drzewa były za wysoko, ale samolot leciał zbyt nisko.

Zejście samolotu Tu-154M poniżej minimalnej wysokości zniżania, czego konsekwencją było zderzenie z drzewami, prowadzące do stopniowego niszczenia konstrukcji samolotu to przyczyny wypadku pod Smoleńskiem. Urwanie ok. 1/3 lewego skrzydła wraz z lotką spowodowało utratę sterowności i zderzenie z ziemią w pozycji odwróconej


- przypomniał Lasek.

Jak dodał, ślady zderzeń z przeszkodami zostały zidentyfikowane i opisane przez członków polskiej komisji badającej katastrofę smoleńską, którzy pracowali w Smoleńsku. Odnaleźli oni wbite w pień brzozy elementy konstrukcji lewego skrzydła.

Uderzenie w brzozę potwierdziły też, jego zdaniem, analizy zapisów rejestratorów lotu, w tym polskiego urządzenia, którego zapisy odczytano w Polsce.

Na ich podstawie został zbudowany profil lotu i dokładnie określone miejsce, gdzie nastąpiło zderzenie z przeszkodami terenowymi, w tym z brzozą

– napisał Lasek.

Kolejny dowód to wykonywanie synchronizacji czasowej, czyli porównanie poszczególnych zdarzeń we wszystkich rejestratorach - parametrów lotu i rozmów oraz analiza zapisów urządzenia TAWS, które ostrzega przed niebezpiecznym zbliżaniem się do ziemi. Wreszcie, na zderzenia z kolejnymi przeszkodami wskazuje zapisany w rejestratorach wzrost wibracji silników.

I tu dochodzimy do najciekawszej części komunikatu. Lasek twierdzi:

Fakt zderzenia samolotu z przeszkodami terenowymi, w tym z brzozą potwierdzili także niezależni biegli powołani przez prokuraturę wojskową

Pytanie, skąd niby Maciej Lasek to wie? Prokuratura nigdy nie stwierdziła, by powołani przez nią biegli doszli do takich wniosków. Ekspertyza w tej sprawie jest dopiero oczekiwania i to najszybciej za kilka miesięcy. A może już wpłynęła do śledczych i pierwszym, z którym się nią podzielili był właśnie Lasek? Jeśli tak, to należy postawić pytanie, w jakim celu i na jakiej podstawie?

A może Maciej Lasek po prostu coś sobie imaginuje, by jego komunikat brzmiał bardziej przekonująco? Nie zdziwiłoby nas to - zespół rządowy jest w dość trudnym położeniu, niewiele ma faktów, którymi może się podeprzeć, więc sięgnięcie nawet po konfabulacje na krótka metę mogłoby go ratować.


Opisując miejsce, którym skrzydło uderzyło w brzozę, Lasek napisał:

Pień brzozy został uderzony lewym skrzydłem samolotu, trzecim od końcówki segmentem slotów, po wewnętrznej stronie płetwy aerodynamicznej, na prawo od wewnętrznej krawędzi lewej lotki. Odpowiada to położeniu żebra nr 27 wewnątrz struktury skrzydła

- napisał. Wymieniony segment slotów został zgnieciony i rozerwany, co widać na zdjęciach opublikowanych w raporcie polskiej komisji badającej katastrofę smoleńską. Na fotografiach widać też, że ocalał sąsiedni segment slotów, który znajdował się poza zasięgiem pnia.

Sloty to ruchome elementy z przodu skrzydła, które potrafią np. wysuwać się do przodu, by zwiększyć siłę nośną. Płetwy aerodynamiczne to grzebienie wystające z powierzchni skrzydła, żebra – elementy szkieletu skrzydła. Z kolei lotki to stery umieszczone z tyłu skrzydła, blisko jego końcówki; służą do zmiany przechylenia maszyny.

Zespół Laska przypomniał też, że zanim doszło do uderzenia w brzozę, które zakończyło się oderwaniem części skrzydła, samolot uderzał w inne przeszkody terenowe. Po raz pierwszy stało się to w odległości ok. 1,1 km od progu pasa lotniska, w rejonie radiolatarni. Prawe skrzydło przecięło tam wierzchołek drzewa.

Nie spowodowało to jednak uszkodzenia samolotu, które miałoby wpływ na jego zdolność do lotu

- napisał Lasek. Samolot był wtedy około 10 metrów nad ziemią i 5 metrów poniżej poziomu pasa startowego.

Następnie samolot na wysokości czterech metrów złamał grupy brzóz i topól (niektóre o średnicy 10 cm).

Zderzenia te spowodowały uszkodzenia skrzydeł, ale samolot nadal zachowywał zdolność do lotu

- napisał Lasek.

Uderzenie w dużą brzozę, które doprowadziło do oderwania ok. sześciu metrów lewego skrzydła wraz z lotką, nastąpiło w odległości 855 metrów od progu pasa. Wtedy samolot zaczął w sposób niekontrolowany przechylać się w lewo.

Według zapisów czarnej skrzynki, załoga prawie do końca próbowała przeciwdziałać temu obrotowi, ale było to niemożliwe

- podkreślił Lasek.

http://wpolityce.pl/wydarzenia/63873-la ... e-bieglych

* * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * *

Tusk nie odpowie za Smoleńsk. Nagonka na ekspertów zagłuszyła umorzenie

Telewizyjne serwisy informacyjne zrównujące ekspertów Antoniego Macierewicza z oszustami, minister Kudrycka szydząca z kompetencji uznanych naukowców, apele o rozwiązanie zespołu parlamentarnego. Nie mogło być lepszego momentu na umorzenie śledztwa w sprawie odpowiedzialności Donalda Tuska za katastrofę smoleńską - pisze Grzegorz Wierzchołowski w "Gazecie Polskiej".


Kilka minut – tyle główne wydania „Faktów” TVN i „Wiadomości” TVP poświęciły informacji, że jedno z dwóch najważniejszych śledztw dotyczących Smoleńska zakończyło się umorzeniem. Już następnego dnia medialnym tematem nr 1 ponownie byli eksperci zespołu parlamentarnego Antoniego Macierewicza, których odpowiednio wcześniej – trzy dni przed umorzeniem postępowania – „zdemaskowała” Agnieszka Kublik z „michnikowego szmatławca”.

Smoleński temat zastępczy

O ile śledztwo prowadzone przez Wojskową Prokuraturę Okręgową w Warszawie ma ustalić, co było przyczyną zniszczenia samolotu Tu-154 nr 101, o tyle postępowanie wszczęte przez cywilnych śledczych dotyczyło odpowiedzialności urzędników państwowych za przygotowanie tragicznie zakończonego lotu. Pod lupą cywilnej prokuratury znalazły się więc działania tak prominentnych osób, jak Donald Tusk, były szef jego Kancelarii Tomasz Arabski, szef MSZ Radosław Sikorski i jego podwładni (z Tomaszem Turowskim na czele) oraz eksminister obrony Bogdan Klich i były szef MSW Jerzy Miller.

Nikt chyba oczywiście nie miał złudzeń, że którejkolwiek z wyżej wymienionych osób zostaną postawione zarzuty (miesiąc temu przy okazji ogłaszania walki z „kibolami” Donald Tusk wprost powiedział, że jest w stanie „wpływać na prokuraturę”). Można było jednak liczyć na to, iż informacja o umorzeniu stanie się przedmiotem ogólnopolskiej dyskusji, która choć częściowo zapoznałaby opinię publiczną z szeregiem podejrzanych działań, jakich rząd dopuścił się przed katastrofą smoleńską. Nie ulega bowiem wątpliwości, że przed zapowiedzianą przez prof. Michała Kleibera konferencją naukową byłby to najważniejszy temat związany z tragedią 10 kwietnia 2010 r.

Niestety – publikacja „michnikowego szmatławca” i rozpętana przez nią nagonka skutecznie odwróciły uwagę mediów, polityków, a nawet rodzin smoleńskich od faktycznego uniewinnienia potencjalnych polskich reżyserów „Operacji Smoleńsk”.

Pytania, których uniknął Tusk

Tymczasem samo publiczne podjęcie tematów, którymi zajmowała się – niestety pobieżnie – prokuratura cywilna, byłoby dla Tuska niezwykle groźne.

Wymienię tylko kilka pytań, które powinny zostać postawione w związku z umorzeniem śledztwa:
1. O czym Tusk i Putin rozmawiali przez telefon 3 lutego 2010 r. (notatkę z tej rozmowy utajniono, choć skutkowała ona rozdzieleniem wizyt premiera i prezydenta)?;
2. O czym szef Kancelarii Tuska Tomasz Arabski rozmawiał 25 lutego 2010 r. w warszawskiej restauracji z rosyjskim ambasadorem Władimirem Grininem i z Jurijem Uszakowem, prawą ręką Putina?;
3. O czym Arabski rozmawiał 17 marca 2010 r. w moskiewskiej restauracji z Uszakowem oraz Igorem Sieczinem, szefem frakcji „siłowików” (środowiska byłych agentów KGB/FSB) w Rosji?;
4. Dlaczego Arabski z tego ostatniego spotkania wyprosił pracowniczkę polskiej ambasady w Moskwie Justynę Gładysz (ambasador Jerzy Bahr określił zachowanie Arabskiego jako „nienormalne i niezrozumiałe”) ?;
5. Kto i dlaczego ściągnął do MSZ, tuż przed katastrofą smoleńską, byłego komunistycznego szpiega Tomasza Turowskiego, powierzając mu organizację wizyty Lecha Kaczyńskiego w Rosji?;
6. Dlaczego na lotnisku w Smoleńsku nie było żadnego funkcjonariusza BOR?;
7. Dlaczego minister obrony narodowej Bogdan Klich zgodził się, by remont tupolewa został przeprowadzony w firmach, których właściciele powiązani są bezpośrednio z Kremlem i byłymi sowieckimi służbami specjalnymi?

http://niezalezna.pl/46766-tusk-nie-odp ... -umorzenie

* * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * *

"Rozbijmy drugiego tupolewa! Dla zbadania takiej katastrofy jak smoleńska nie ma co oszczędzać" Waldemar Pawlak publicznie zaproponował przeprowadzenie sensacyjnego eksperymentu

Obrazek

Redaktor Dorota Gawryluk w programie „Premierzy“ w telewizji Polsat dokonała rzeczy, zdawałoby się niemożliwej w III RP. W mainstreamowym medium, do jakich niewątpliwie należy jej stacja, widzowie mieli okazję przekonać się, że eksperci zespołu parlamentarnego badającego katastrofę smoleńską, to nie „wariaci” czy „modelarze”, jak próbują ich przedstawić politycy z rządzącej partii, czy media typu TVN i „Wyborcza”.

Były premier zaproponował przy tym przeprowadzenie sensacyjnego eksperymentu - doświadczalnego rozbicia drugiego TU-154M.


Prowadząca program dziennikarka postawiła bardzo ważne pytanie:

Czy w Polsce można mieć inne zdanie na temat przyczyn katastrofy niż oficjalny raport rządowy, czy też – jeśli ma się inne zdanie – grożą określenia typu „kabaret”, „szaleńcy”?

Na początku programu swoje obliczenia zaprezentował w połączeniu na żywo prof. Wiesław Binienda, który jeszcze raz zaprezentował swoją symulację komputerową i obliczenia, z których wynika, że brzoza o grubości podanej w raportach MAK i komisji Millera, nie mogła złamać skrzydła. Na pytanie dziennikarki, czy gotów jest przedstawić on swoje obliczenia i wnioski polskiej prokuraturze lub zespołowi rządowemu, prof. Binienda odparł:

Zapraszałem prokuratorów i osoby z zespołu pana Macieja Laska do mojego laboratorium. Chciałem im pokazać wyniki doświadczeń, z których wynika, że nawet aluminium przy prędkości czterokrotnie wyższej od prędkości samolotu, który rozbił się w Smoleńsku, nie rozpryskuje się na małe odłamki. Chciałem im to wszystko eksperymentalnie pokazać, ale oni nigdy nie wyrazili chęci przyjazdu

- powiedział naukowiec. Red. Gawryluk kończąc połączenie z profesorem zapytała, komu można przedstawić tego typu obliczenia, skoro osoby z zespołu Laska odmówiły zaproszenia do studia.

Nie dał rady odpowiedzieć na to ani Józef Oleksy, ani Waldemar Pawlak, byli premierzy zaproszeni do dyskusji. Obaj w sposób spokojny i stonowany zachęcali do dyskusji, z zastrzeżeniem Józefa Oleksego, że nie powinna ona trwać w nieskończoność, bo do głosu wówczas będą dochodziły emocje i „honor”.

Waldemar Pawlak wyraził pogląd, że Donald Tusk przyczynia się swoimi wypowiedziami do podgrzewania atmosfery.

Pan premier Tusk popełnił duży błąd zabierając głos w taki sposób (nazwanie zespołu Macierewicza „kabaretem” – przyp. red.), bo to jeszcze będzie emocje podgrzewało

- powiedział były wicepremier w rządzie Tuska i dodał, że przy badaniu katastrofy takiej jak smoleńska, trzeba sprawdzić wszystkie hipotezy.

Następnie Waldemar Pawlak rzucił pomysł, aby wykorzystać drugi tupolew do eksperymentalnego rozbicia go, bo tylko wówczas można będzie potwierdzić i wykluczyć hipotezy, których nie da się sprawdzić symulacjami komputerowymi.

Jest jeszcze jeden Tu-154, na którym można wykonać wiele eksperymentów. Można sprawdzić hipotezę wybuchu. Widziałem eksperymenty, na których samoloty pilotowane były automatycznie aż do uderzenia w ziemię, aby zobaczyć jak zachowują się poszczególne fragmenty samolotu. Jeżeli zniszczymy samolot w takiej pozycji, w jakiej miał uderzyć w ziemię, to zobaczymy na jakie fragmenty się podzieli. To można sprawdzić jedynie na rzeczywistym obiekcie, który rozbijemy, gdy będzie odwrócony kołami. W tej sprawie, jaką jest katastrofa smoleńska, nie ma co oszczędzać.

- powiedział Pawlak. Prowadząca program zauważyła jednak:

Tylko, że trzeba by przekonać do tego stronę rządową, a tak jak wiadomo twierdzi, że wszystko jest już wyjaśnione

- powiedziała Gawryluk, po czym następny punktu programu zaczęła od prowokacyjnego w swej formie pytania:

Czy może być tak, że cenieni w świecie naukowym eksperci zespołu Macierewicza - a niewątpliwie są oni cenieni - są wykorzystywani przez świat polityki? Może oni są wykorzystywani przez PiS? I o to zapytam prof. Jacka Rońdę, (jednego z ekspertów, których próbowała wyśmiać w swej publikacji Kublik – przyp. red.). Panie profesorze, czy nie przyszło panu na myśl, że może ktoś pana politycznie wykorzystuje?

- zapytała dziennikarka i podeszła do siedzącego na widowni naukowca. Ten odparł:

Mam swoje lata i doświadczenie, także polityczne, dość bogate. I to w niejednym kraju. Więc stwierdzam, że jeśli nawet ktoś chciałby mnie wykorzystać, to mu się to nie uda. Nie zauważyłem, aby ktoś chciał moim kosztem ugrać coś dla jakiejś partii.

- odpowiedział prof. Rońda (na zdjęciu poniżej w rozmowie z red. Gawryluk), który odniósł się do ostrych zarzutów m.in. niego, że nie jest ekspertem lotniczym:

Komisja pana Laska składa się z praktyków, która zajmuje się sprawami lotniczymi, do czasu kiedy obiekt lata. My zaś mamy w swoim gronie ekspertów, którzy zajmują się efektami, gdy samolot już nie lata.

Głos zabrali także przedstawiciele rodzin ofiar katastrofy smoleńskiej – Paweł Deresz i Jacek Świat. Panowie różnili się oczywiście w swoich poglądach na ekspertów, przyczyny katastrofy itd.

Ale wartością tego programu było właśnie to, że obie strony sporu zostały wysłuchane (jeśli chciały przyjść), a widzowie mogli, bez pomocy propagandzistów medialnych, samodzielnie wyrobić sobie zdanie lub po prostu czegoś się dowiedzieć.

http://wpolityce.pl/wydarzenia/63514-ro ... sperymentu

* * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * *

Samotny badacz katastrofy smoleńskiej

Obrazek
Glenn Jørgensen to współczesny renesansowy inżynier. Od niedawna znane są wyniki jego analiz katastrofy smoleńskiej przeczące wnioskom raportu MAK. Reporterzy „Naszego Dziennika” poznali w Danii naukowca, wynalazcę, biznesmena i pilota w jednej osobie.


Nad sprawą katastrofy pracował pół roku po około godzinę dziennie. Tyle potrzebował, by wyrobić sobie zdanie w kwestii zgodności raportu MAK z prawami fizyki. I zaprezentować własne wyjaśnienie tego, co się stało. To niewiele, biorąc pod uwagę, że działająca piętnaście miesięcy komisja Millera nie stworzyła żadnego naukowego modelu ostatniej fazy lotu Tu-154M. Przyjrzyjmy się zatem pierwszemu rozwiązaniu tego problemu i jego autorowi.

Umówiliśmy się w Roskilde. Miasto leży 30 km na zachód od Kopenhagi, znane jest z muzeum wikingów i festiwalu muzyki nowoczesnej. Nam jednak chodzi o małe lotnisko, uzupełniające dla wielkiego kopenhaskiego portu Kastrup. Tu bazują samoloty prywatne, powietrzne taksówki, maszyny sportowe i turystyczne, działają szkoły pilotażu i spadochroniarstwa. Jørgensen postanowił zacząć od praktycznej ilustracji omawianych problemów podczas lotu nad okolicami. Odbywamy krótką wycieczkę trzydziestoletnią Cessną 172, podczas której zwraca uwagę na zachowanie samolotu podczas pewnych manewrów. Co tak naprawdę dzieje się z maszyną, gdy ta wykonuje zakręt i jak do niego dochodzi? Gdzie i jakie siły powodują, że jednocześnie przechyla się?

Już na ziemni nasz rozmówca też trzyma w ręku model samolotu używany do szkolenia pilotów. I pokazuje, co się mogło dziać z polskim tupolewem 10 kwietnia 2010 roku. Analiza Duńczyka to przede wszystkim matematyka i obliczenia. Pokazuje nam całe strony równań różniczkowych opisujących siły działające na samolot i jego ruch.

– One nie są wcale takie trudne. Każdy student na kierunku związanym z aerodynamiką je zna – wyjaśnia i pokazuje stertę podręczników akademickich na ten temat. Grube książki po duńsku i po angielsku nie są tylko rekwizytem. Podczas rozmowy widać, że styl pracy Jørgensena to nieustanna konfrontacja teorii i praktyki. Ma bardzo porządne wykształcenie i doświadczenie akademickie. Żeby się o tym przekonać, odwiedziliśmy jego Alma Mater, Duński Uniwersytet Techniczny (DTU).

W Danii nie ma uczelni technicznej specjalizującej się w lotnictwie czy technice lotniczej. Ale aerodynamika, zarówno teoretyczno-obliczeniowa, jak i praktyczna są na bardzo wysokim poziomie. – Praktycznym zastosowaniem naszych badań są najczęściej elektrownie wiatrowe i podobne konstrukcje, przede wszystkim morskie i nadbrzeżne – mówi dr Knud Meyer. Prowadzi eksperymentalne laboratorium testowania pojazdów zasilanych wiatrem. Wielkie wiatraki przypominają żagle, a samochody, które konstruują studenci w ramach prac dyplomowych, mają wymyślne aerodynamiczne kształty. Pomysłowe rozwiązania pozwalają na przykład na jazdę prosto pod wiatr bez żadnego dodatkowego zasilania (o ile wiatr jest wystarczająco duży).

Żeby powietrze odpowiednio opływało części tych wehikułów albo, przeciwnie, uderzało w skrzydła wprawiało je w ruch i działając jako napęd projektowanie ich kształtów trwa miesiącami. Do pomocy są skomplikowane tunele aerodynamiczne ze specjalnymi kamerami pozwalającymi obserwację ruchu strug powietrza w zderzeniu z przeszkodą. – Wbrew pozorom, aerodynamika wiatraka jest bardziej skomplikowana niż samolotu. Ale ostatecznie z punktu widzenia fizyki nie ma znaczenia, czy powietrze leci, a konstrukcja stoi w miejscu, czy też powietrze stoi, a konstrukcja lata. Oboma procesami rządzą te same prawa – dodaje Meyer, pokazując kolejny wiatrowy wynalazek zaprojektowany na DTU.

Uczelnia jest jedyną politechniką w Danii. Ma prawie dwustuletnią tradycję i duży prestiż. W rankingach wyższych szkół technicznych zajmuje stale pierwsze miejsce wśród krajów skandynawskich i utrzymuje się w pierwszej dziesiątce wśród wszystkich ośrodków europejskich. Robi wrażenie rozmach jej kampusu położonego w Lyngby, kilkanaście kilometrów od Kopenhagi. Uczelnia przeniosła się tu w latach 70. XX wieku, gdy w zabytkowych gmachach stolicy brakowało już miejsca na laboratoria i sale wykładowe.

Dr Meyer to kolega Jørgensena ze studiów. Razem przygotowywali pracę magisterską o turbulencjach w rurociągach z ropą naftową. Teraz wykłada w Instytucie Mechaniki Płynów. Płyny to w naukach ścisłych i ciecze, i gazy. Zajmują się także mechaniką lotów. Teraz Meyer wykłada i prowadzi badania naukowe. Instytut nie prowadzi bliższej współpracy z żadną polską uczelnią, ale studiuje tu grupa Polaków. Jørgensen przez pewien czas pracował na DTU jako asystent, do dziś utrzymuje zresztą kontakty z uczelnią, ale już jako partner zewnętrzny.

– Mój ojciec był biznesmenem i ja też od zawsze chciałem być samodzielny – wyjaśnia. Działalność jego firmy Xtern Udvikling (dosł. rozwój) można by określić jako wynalazki na zamówienie. Małe, częściowo rodzinne przedsiębiorstwo, nie produkuje niczego samo, ale sprzedaje pomysły i projekty, często nadzoruje ich wdrożenie u większych podmiotów. Klienci potrzebują koncepcji, warunków do jej dopracowania i stworzenia prototypu. Tak jak Meyer pisze kolejne publikacje, Jørgensen rejestruje patenty. Oficjalnie głównym obszarem jego działalności są konstrukcje wiatrowe, ale to tylko początek.

Kiedy już gotowe są kilkudziesięciotonowe skrzydła do olbrzymiego wiatraka, trzeba je jakoś precyzyjnie zawiesić na maszcie i to w niesprzyjających warunkach (wiatr, dookoła morze). I Jørgensen wymyślił specjalny zestaw do mocowania skrzydeł, tak żeby wisiały idealnie symetrycznie i ich środek masy znajdował się na osi obrotu; w przeciwnym wypadku wibracje zniszczyłyby konstrukcję. Firma ma też osiągnięcia w dziedzinie optoelektroniki, a ostatnio testuje specjalne urządzenie do… usuwania piegów. Jak mówi, okazuje się, że w aparaturze medycznej można wykorzystać doświadczenia z zupełnie odległych specjalizacji, konkretnie budowli podwodnych, którymi zajmował się przy okazji udziału w projekcie morskiej platformy.

Jørgensen jest też autorem własnego projektu wiatrakowca. To rodzaj wiropłatu, skrzyżowanie motolotni ze śmigłowcem. Niestety, zupełnie inny wiatrakowiec rozbił się akurat w Australii i maszyny te straciły uznanie miłośników małych (lekkich) konstrukcji latających. Prywatnie Duńczyk mieszka z pięciorgiem dzieci na farmie w rolniczej części Zelandii, gdzie jego najstarsza córka hoduje stado krów (ma ich 25), owiec i dzików.

– Myślę, że pasowałoby do mnie określenie „politechnik”, bo uważam, że inżynieria jest naprawdę jedna i wszystko się ze sobą splata. I prawa fizyki, i kluczowe idee techniki są wspólne dla wielu dziedzin. Staram się tę jedność wykorzystywać w swojej pracy. Stąd ta wszechstronność zainteresowań i rezultatów – mówi o sobie.

Tematem katastrofy zainteresował się zupełnie przypadkiem. Nie miał wcześniej żadnych związków z Polską i zupełnie nie orientuje się w naszych uwarunkowaniach politycznych. W 2010 roku oczywiście słyszał o wypadku samolotu z prezydentem, ale wyłącznie za pośrednictwem duńskich mediów, a te wkrótce o temacie zapomniały. Wszystko przez jednego z jego kolegów, mieszkającego w Norwegii Polaka, który opowiadał Jørgensenowi, znanemu jako miłośnik lotnictwa, o poważnych wątpliwościach dotyczących oficjalnych wersji, o pracach Wiesława Biniendy z USA i działalności zespołu parlamentarnego dochodzącego do zupełnie innych wniosków niż rosyjska i polska komisja. Duńczyk niezbyt w to wierzył, ale postanowił sprawdzić, czy samolot z oderwaną sześciometrową częścią lewego skrzydła wykona półbeczkę i uderzy w ziemię w miejscu, w którym rzeczywiście znaleziono wrak.

Okazało się, że równania w żaden sposób nie chcą dać takiego wyniku, jakiego się spodziewał. Przyznał koledze rację i zaczął badać sprawę dokładniej. – Im bardziej w to wchodziłem, zaczynałem coraz więcej czasu spędzać nad tematem katastrofy. Zawsze podchodzę do problemów z zawzięciem, żeby go rozwiązać, a tym razem nic nie wychodziło tak, jak miało wyjść – opowiada. Nasz rozmówca nie ma do katastrofy tak emocjonalnego stosunku jak Polacy.

Glenn Jørgensen stworzył własne rozwiązanie, które nazywa „scenariuszem nr 2”, w którym modyfikuje pewne oficjalne ustalenia, ale uzyskuje bardzo dobrą zgodność obliczeń z zapisem rejestratora i śladami w terenie. Sam nawiązał kontakt z prof. Biniendą, potem z innymi ekspertami zespołu parlamentarnego, przede wszystkim dr. Kazimierzem Nowaczykiem. Zdecydował się wystąpić na jego posiedzeniu. Swoje obliczenia zamierza zaprezentować podczas kolejnej konferencji smoleńskiej i opublikować.

Teoretycznie Duńczyk powinien łatwo znaleźć wspólny język z dr. Maciejem Laskiem. Obaj zajmują się zawodowo aerodynamiką i mechaniką lotów, są pilotami i prawie równolatkami. Problem w tym, że matematyka jako podstawa porozumienia może nie wystarczyć. Jørgensen pytany o to, po co właściwie poświęca bezinteresownie swój czas na rzeczy, które tak mało go dotyczą, odpowiada, że z ciekawości i uporu. – Patrząc głębiej, chodzi o prawdę – dodaje. Na razie nic nie wskazuje, żeby znalazł w gronie obrońców raportu Millera partnera podzielającego tę motywację. Jedni członkowie rządowej komisji szybko uciekli do innych zajęć i woleliby o katastrofie jak najszybciej zapomnieć, inni – jak Lasek – angażują swój autorytet w obronę tez raportu, ale z pozycji dobrze opłacanych państwowych urzędników.

Tak czy inaczej warto zapoznać się z tym, co ma do powiedzenia Jørgensen. Tym bardziej że jego wyniki nie są sensacją burzącą całe nasze wyobrażenie o przebiegu katastrofy, ale wynikiem spokojnej i bezstronnej analizy materiału MAK. Częściowo potwierdzają one ustalenia Nowaczyka i Biniendy. W świetle rezultatów Duńczyka trzeba zrewidować założenia rosyjskiej i polskiej komisji na temat początku destrukcji samolotu i jego dalszego przebiegu. Jak się okazuje, prowadzi to do dalszych pytań, na które odpowiedź wychodzi znacznie poza możliwości samotnego badacza.

http://naszdziennik.pl/polska-kraj/5560 ... skiej.html

____________________________________
Ojczyznę wolną pobłogosław Panie.


06 paź 2013, 09:04
Zobacz profil
Zawodowiec
Avatar użytkownika

 REJESTRACJA23 sie 2009, 07:34

 POSTY        3657
Post Re: Katastrofa smoleńska
Anatomia kublikacji
Chcą sparaliżować badania naukowe


Obrazek

Dziś, kiedy wiadomo, że tekst z pierwszej strony „michnikowego szmatławca” stał się punktem konstrukcyjnym trwającej już tydzień polityczno-medialnej bitwy, warto przyjrzeć się anatomii jego piętrowej manipulacji.

Komentująca naszą polityczną rzeczywistość w portalu Plac Wolności Irena Szafrańska zaproponowała metodologiczną reinterpretację pojęcia „publikacja”.
Asumptem do tej zmiany stał się osławiony tekst autorstwa Agnieszki Kublik, będący pierwszym akordem w koncercie propagandowym. Unisono usłyszeliśmy w nim kilka zmanipulowanych półprawd, parę dobrze dobranych niejawnych dokumentów i całe morze dobrej woli cytujących i przetwarzających pudeł rezonansowych zatrudnionych w mediach głównego nurtu.

„Całość  przypominała zbiór sentencji, jakie można wyczytać na ścianach każdej publicznej toalety. Stąd mój skromny postulat, by na cześć autorki wprowadzić do słownika terminów prasowych kublikację. Można ją zdefiniować jako »manipulację na bazie kompilacji powstałą w ubikacji w celu kompromitacji«”.

Metoda dwójmyślenia, czyli do czego prowadzi stawianie pytań


Praprzyczyną trudnego zadania grupy redaktorów w stopniu magistrów – Kublik, Olejnik, Sobieniowskiego, Krzymowskiego i wielu innych – jest decyzja polityków PiS, którzy po 10 kwietnia 2010 r. postanowili dociekać prawdziwych przyczyn owego tragicznego zdarzenia za pomocą jednej z podstawowych wolności przysługującej obywatelowi wolnego państwa – wolności badań naukowych. Przypomnijmy zatem: zespół parlamentarny do spraw wyjaśnienia katastrofy smoleńskiej nie ma statusu komisji sejmowej ani komisji śledczej. Jest dobrowolnym, celowym zespołem parlamentarzystów, którzy zajmują się analizą dostarczonych przez oficjalne czynniki dokumentów, opracowań i danych. Do swoich prac zespół zaprasza ekspertów, którzy opierając się na danych dostarczonych przez czynniki oficjalne, szukają dziury w całym. Słowem, robią to, co tysiące naukowców próbujących zakwestionować lub potwierdzić różne teorie, na których zbudowana jest dzisiejsza wiedza.

Rosjanie twierdzą, że samolot uderzył w brzozę – proszę bardzo, sprawdźmy od początku do końca, czy to uderzenie jest w ogóle możliwe.
Którędy leciał samolot?
Na jakiej wysokości?
Z jaką prędkością?
Jaka była jego masa?
Gdzie rosło drzewo?
Jakiej było wielkości?
Jak zostało zniszczone?
Okazuje się, że zadawanie podstawowych pytań w tak oczywistej sprawie prowadzi albo do odpowiedzi „brak danych”, albo do wewnętrznych sprzeczności w teorii pancernej brzozy, zwanej też „teorią Millera/Laska”. Dla każdego, kto odbył podstawową edukację, wniosek jest oczywisty – w oficjalnej wersji wydarzeń nie zgadza się nic. Cóż zatem zrobić, kiedy fakty nie pasują do teorii? Rozprawić się z faktami. Przykład dała prokuratura, rozwijając twórczo metodę dwójmyślenia w sprawie trotylu na wraku samolotu. Fraza „wskazania trotylu przez spektrometry nie oznaczają, że trotyl został wskazany” przejdzie do historii polskiej logiki formalnej.

Przypomnijmy zatem sekwencję zdarzeń.
Prokuratura od wielu miesięcy starała się pozyskać zeznania od autorów prezentacji i ekspertyz publikowanych w trakcie posiedzeń zespołu. Ci nie chcieli się na to zgodzić – złożenie przez naukowców zeznań mogłoby bowiem zamknąć im możliwość prezentowania ich ustaleń zgodnie z naukową praktyką (konferencje, publikacje, debaty), gdyż treść zeznań byłaby chroniona tajemnicą śledztwa. W końcu jednak spotkali się z prokuratorami. Wpływ tych spotkań na śledztwo wydawał się żaden... Do czasu zeszłotygodniowej publikacji „GW”.

Prokuratura dostarcza paliwo
Kilka godzin po opublikowaniu tekstu w „GW” prokuratura decyduje się na ruch bezprecedensowy – udostępnia całość zeznań z trwającego śledztwa. Natychmiast okazuje się, że „Wyborcza” kłamliwie przedstawiła sens przytaczanych zeznań. Oto można było wykazać, że Agnieszka Kublik w tym i w tym miejscu minęła się z prawdą, w innym wymyśliła cytat, a jeszcze w innym zełgała haniebnie. W dzisiejszym świecie nie jest jednak tak, że wykazanie kłamstwa rozstrzyga jakikolwiek spór. Jest dokładnie odwrotnie. Paliwo, jakie otrzymali przeciwnicy strony rządowej, pozwoliło tak zasłużonym funkcjonariuszom systemu medialnego jak Monika Olejnik trwać dalej na stanowisku: zaproszenie do wieczornego programu publicystycznego w zatrudniającej ją stacji informacyjnej, konferencja prasowa w Kancelarii Prezesa Rady Ministrów, starcie dr. Laska z dziennikarzami w budynku siedziby rządu.

W efekcie opisane w książce „Montaż” Władimira Wołkowa pudła rezonansowe zaczęły koncert, który trwa od tygodnia. Od dziennikarzy stacji newsowych (laur dla Jakuba Sobieniowskiego z „Faktów”) poprzez rzesze usłużnych profesorów – zawsze gotowych do podpisania listu otwartego wspierającego władze i odcinającego się od wichrzycieli, rektorów Politechniki Warszawskiej i Akademii Górniczo-Hutniczej – aż po pomniejszych wyrobników, którzy – jak Michał Krzymowski – tworzyć musieli analizy oparte na wypowiedziach „dobrze poinformowanych, ale pragnących zachować anonimowość członków kierownictwa PiS” o tym, jak szkodliwy dla prawicy jest Antoni Macierewicz.

Propozycja Kleibera, czyli gra na odrzucenie
Niezwykle ważnym elementem medialnej prowokacji, z jaką mamy do czynienia, jest propozycja złożona przez prof. Michała Kleibera. Od początku była obliczona na odrzucenie, choć nikt nie powie tego otwarcie. Polska Akademia Nauk nie stanie się żadnym miejscem debaty o sprawach, które mogą podłożyć ładunki wybuchowe pod najważniejsze punkty podparcia systemu III RP, bo tym samym PAN podkładałaby ładunki pod samą siebie. Dał temu wyraz Daniel Passent na swoim blogu: „Uważam, że ewentualna konferencja będzie kontrproduktywna, rozszerzy tylko pole konfrontacji, grozi nową awanturą. Stanowisko rektorów AGH i Politechniki Warszawskiej w sprawie kompetencji ekspertów Macierewicza, list solidarności z tymi ekspertami podpisują już ich zwolennicy – wszystko to wskazuje na głęboki podział w środowisku naukowym. Grozi nam jedna awantura za drugą”.

W debacie o ekspertach zespołu parlamentarnego nie chodzi o znalezienie wspólnego punktu widzenia czy ustalenie protokołu rozbieżności. Działanie takie z punktu widzenia establishmentu byłoby bezsensowne. Porównanie dorobku naukowego członków komisji Laska i ekspertów zespołu smoleńskiego jest oczywiste i w sposób jednoznaczny wskazuje na profesorów. Zarówno co do liczby publikacji, cytowań, międzynarodowych konferencji naukowych, jak i punktów, za pomocą których w świecie nauki ocenia się działalność naukowców.

W całej tej sprawie chodzi o spowodowanie, żeby debata na temat Smoleńska nie toczyła się w ramach sporu naukowego, bo spór naukowy jest przez kontrolerów systemu nie do wygrania. W dziedzinach ścisłych na jego końcu jest bowiem równanie, w którym rozwiązanie jest sensowne lub nie. W naukach technicznych wynik ostatecznego badania jest możliwy do zweryfikowania i sprawdzenia. Na to nie może zgodzić się polski establishment państwa, które 10 kwietnia 2010 r. w Smoleńsku w ramionach pułkownika KGB dokonało czegoś w rodzaju hołdu lennego: My nad Wisłą będziemy milczeć o waszej roli, w zamian za co wy nad Moskwą umożliwicie nam trwanie. Warunkiem trwania tego układu jest przyjęcie moskiewskiej wizji wydarzeń ze Smoleńska.

Tagi: komunistyczna propaganda, michnikowy szmatławiec, Michnik, Kublik, Tusk, Klich, Arabski, zdrajcy narodu

Opinie użytkowników:

Andt () 29/09/2013 - 20:57.
Gwniane czytadło dla ludzi mających gwno zamiast mózgu.

V () 29/09/2013 - 13:56.
Tu nawet nie ma o czym dyskutować, wystarczy spojrzeć na zdjęcie satelitarne z milionami części na które rozpadł się samolot. Największy głupek zrozumie, że został rozerwany w POwietrzu, następnie części opadły na ziemię.

zibi () 29/09/2013 - 14:37.
Witam. Dodam jeszcze, że 90-tonowy samolot powinien wyryć długi rów po ew. upadku.
Na tym zdjęciu brakuje ok 40% samolotu i kokpitu. To była ruska maskirowka i polecam google:"zamach warszawski".

adam () 29/09/2013 - 12:21.
Jeśli dobrze pamiętam, wiele lat temu amerykański mysliwiec z bazy we Włoszech lecący zbyt nisko przeciął statecznikiem pionowym linę kolejki górskiej. W wyniku tego spadł wagonik i zgineli ludzie. Pilot tego samolotu bezpiecznie wylądował na lotnisku, po upływie okreslonego czasu był sądzony. W pamięci utkwił mi fakt przecięcia mocnej liny stalowej. No ale tu była bieriozka z mocniejszym tytanowym prętem w środku. Pozdrawiam wszystkich myslących.

lowca trolli () 29/09/2013 - 16:34.
Wklejam blogera post. To na twoje dywagacje tow. Jacku_G
"Warto porównać dokonania naukowe specjalistów Komisji Badania Wypadków Lotniczych Lotnictwa Państwowego oraz naukowców współpracujących z Zespołem Parlamentarnym kierowanym przez Antoniego Macierewicza. Zestawienie dokonał bloger Peemka. Trzeba przyznać, że jest ono mocno zastanawiające.
Bloger wykorzystał bazy danych Scopus i ISI. Dla łatwiejszego porównania znaczenia publikacji poszczególnych naukowców podał także współczynnik Indeksu H. Wyniki za ostatnie 16 lat są następujące:
1) Komisja Badania Wypadków Lotniczych Lotnictwa Państwowego:
- dr Maciej Lasek: Publikacje – 0 (słownie: zero), Cytowania – 0 (słownie: zero), H-index – 0 (słownie: zero).
- Prof. Ryszard Krystek: Publikacje – 0 (słownie: zero), Cytowania – 0 (słownie: zero), H-index – 0 (słownie: zero).
- dr Sławomir Michalak: Publikacje – 0 (słownie: zero), Cytowania – 0 (słownie: zero), H-index – 0 (słownie: zero).
- dr Stanisław Żurkowski: Publikacje – 0 (słownie: zero), Cytowania – 0 (słownie: zero), H-index – 0 (słownie: zero).

2) Współpracownicy Zespołu Parlamentarnego:
- Prof. Wiesław Binienda: Publikacje – 95, Cytowania – 455, H-index – 10.
- Prof. Jacek Rońda: Publikacje – 15, Cytowania – 69, H-index – 4.
- Dr Gregory Szuladziński: Publikacje – 18, Cytowania – 7, H-index – 1.
- Prof. Kazimierz Nowaczyk: Publikacje – 29, Cytowania – 855, H-index – 13.

Zestawienie dorobku naukowego jednoznacznie wskazuje, kto jest naukowcem i rzeczowo bada sprawę, a kto swoim nazwiskiem uwiarygadnia kłamstwo smoleńskie. Jednocześnie łatwo można zrozumieć, czemu „specjaliści” Laska unikają jak ognia spotkania z naukowcami współpracującymi z Zespołem Parlamentarnym w debacie publicznej na temat tragedii smoleńskiej.
źródła:
http://niewygodne.info.pl/artykul/00510.htm
http://pmk.salon24.pl/535549,galeria-ekspertow
http://bezdekretu.blogspot.com/2013/09/ ... mstwa.html
http://pl.wikipedia.org/wiki/Scopus
http://pl.wikipedia.org/wiki/Institute_ ... nformation
http://pl.wikipedia.org/wiki/Indeks_H"

wyklety1313 () 29/09/2013 - 08:00.
TU-204-100 - 22. marca pod Moskwą - mało tego że ściął nie tylko jedną brzozę , to jeszcze hektar lasu Dębów ,Olch,Sosen i Jesionów i to przy ziemi- nikt nie zginął z załogi i jeszcze skrzydła się ostały w całości- " arturze":::)!!!- ten kit i wpisy wciskaj jełopom na czerskiej i czytaczom gówno prawdy:::)!!!

Chrust () 29/09/2013 - 09:34.
Na logikę. Kwestionowanie rzeczywistego efektu upadku samolotu Tu-204 pod Moskwą - ścięcie kilkudziesięciu, kilkuset drzew bez utraty skrzydeł - jest niedorzeczne. Ścięcie tych drzew to prawda. Żaden biegły, prokurator, sędzia, czy skryba nie może orzec, że samolot nie ściął tych drzew.

Marek () 29/09/2013 - 14:20.
Kiedyś mówiono: morda w kubeł a dzisiaj powinno się mówić; morda w kublik

 Jasiu () 29/09/2013 - 08:43.
Zapamiętajmy termin "KUBLIKACJA"
Oto powstało, całkiem przypadkowo, określenie manipulacji jakich dopuszczają się sługusi pseudodziennikarscy. Ten termin już na stałe powinien wejść do słownika wyrazów obcych, jako określenie tekstów kłamliwych, służalczych obok określenia hiena dziennikarska.

kajco () 29/09/2013 - 11:36.
adekwatne do realiów
GW - kojarzy mi się z ruderą, popstrzoną różnym graffiti i obrzydliwymi napisami, z fetorem ekskrementów wszędzie rozsianymi. To miejsce gdzie nie wejdzie nikt z poczuciem estetyki i wrażliwości... gdy nie jest przymuszony nagłą potrzebą wypróżnienia; i tylko wtedy tam zawita, jeżeli miejsce to w jakiś sposób zapewni minimum dyskrecji w tego rodzaju potrzebie. Stąd termin: "kubikacja", utożsamił mi się bez potrzeby doczytywania wyjaśnienia.
Szukam krótkiego określenia na: cyniczną i cwaniacką szuję, zdolną do wszelkiej POdłości, kłamstwa, oszustw i skupiona w działaniu na szkodę swego żywiciela - zainteresowanego wyłącznie własnym zyskiem; może ma ktoś, jakieś, propozycje?
Byłaby to, swego rodzaju, miarka jak w przypadku kublikacji. Np.: "taki a taki" wydalił tekst na poziomie 0,3 kublikacji... lub - 0,7 (oj, jaki POziom!!), 09 - no, upapranie odrażające... itp.

omb () 29/09/2013 - 09:14.
Йорк Таймс
Jak robię remont to zawsze kupuję kilka sztuk "michnikowego szmatławca" i rozkładam ją w miejscu gdzie będzie największy syf.

Tomcio () 29/09/2013 - 09:58.
Ja do niedawna też tak robiłem, ale ostatnio gdy kupiłem poniedziałkowe wydanie Wybgaziety (zawsze było bardzo grube) przekonałem się, że Wybgazieta w istotny sposób schudła. Więc dalsze kupowanie tej za przeproszeniem gazety w celu jej używania w trakcie remontów czy na rozpałkę w piecu c.o. traci sens.

zaple () 29/09/2013 - 08:25.
O manipulacji
Parę dni temu natrafiłem an ciekawy film, który pokazuje jak manipulują ludźmi tvn, michnikowy szmatławiec i inne lemingowskie media. polecam obejrzeć http://video.easysub.pl/5loz/Manipulacj ... /138000000


ŹRÓDŁO: http://niezalezna.pl/46536-anatomia-kub ... ia-naukowe

____________________________________
Videtur et hoc mihi Platforninem non debere esse
Poza tym uważam że Platformę należy zniszczyć
/Katon starszy/


06 paź 2013, 10:34
Zobacz profil
Fachowiec
Własny awatar

 REJESTRACJA14 wrz 2011, 21:56

 POSTY        1263
Post Re: Katastrofa smoleńska
Marek Dąbrowski o aktywności Laska: "To wyłącznie zamiennik robienia propagandy, aby móc w końcu skutecznie zamknąć smoleńskie śledztwo"

wPolityce.pl: Maciej Lasek po raz kolejny odmówił udziału w debacie z ekspertami parlamentarnego zespołu badającego przyczyny tragedii smoleńskiej. Nie wystąpi w środę w Sejmie, mimo zaproszenia do wspólnej konferencji. Jak bardzo niszcząca dla dalszego wyjaśniania tragedii smoleńskiej jest obstrukcja rządowego zespołu kierowanego przez Macieja Laska?

Inż. Marek Dąbrowski, uczestnik I konferencji smoleńskiej naukowców:
Pan Maciej Lasek przekazuje ten sam komunikat od dłuższego czasu, odmawia prowadzenia rozmowy w sytuacji, gdy nie dysponuje narzędziami dyscyplinującymi drugą stronę. Już odmówił rozmów na zasadach partnerskich. Taka dyskusja natomiast jest konieczna, w jej trakcie można sporządzić przynajmniej protokół rozbieżności, można sobie pewne rzeczy wstępnie wyjaśnić i ustalić. Jednak trzeba się liczyć również z tym, że stronie rządowej zostaną zadane pytania niewygodne. I to Maciej Lasek, jako badacz tragedii smoleńskiej, będzie musiał się z nimi mierzyć. A on nie ma na te pytania odpowiedzi. Jeśli więc nie chce rozmawiać na równych warunkach, to znaczy, że się widzi - mówił o tym zresztą wiele razy - jako osoba, która ekspertów zespołu parlamentarnego będzie egzaminować, przesłuchiwać itd. On stawia się w pozycji sędziego. Tak to interpretuję.

Pytanie, czy nam jest potrzebny protokół rozbieżności? Znamy przecież wersje obu stron, wiemy gdzie się różnią. Co taki protokół może wnieść do sprawy?

Protokół rozbieżności, zadanie niewygodnych pytań obu stronom, to jest podstawa do jakiejkolwiek dyskusji merytorycznej. Bez tego mamy zamknięcie się w dwóch obozach, które mają ustaloną wersję wydarzeń. Można się obawiać, że brak rzetelnej dyskusji doprowadzi do zastoju w badaniach. Przypomnę tylko, że pan Lasek oraz Inspektorat Bezpieczeństwa Lotów dysponują na zasadach wyłączności pełną dokumentacją wytworzoną przez KBWLLP w czasie jej pracy, ale konsekwentnie nie jest ona ujawniana. Pomijając kuriozalność żądania w takiej sytuacji od drugiej strony twardych dowodów na przebieg tragedii, jest to sytuacja, która powinna ulec zmianie. Środowisko naukowe powinno uzyskać dostęp do materiałów, które „objęto szczególną ochroną”. To dodatkowo rozszerzyłoby naukową dyskusję o osoby dotąd w niej nieuczestniczące, które z jakichś powodów nie chcą opowiedzieć się po żadnej ze stron, ale są także zainteresowane rzetelnym wyjaśnieniem powodów katastrofy. Nie ma powodu utajniania tych materiałów przed naukowcami, skoro - jak przekonuje nas zespół Laska - nie dowodzą one niczego niezwykłego, a jedynie utraty końcówki skrzydła na brzozie. Rzetelna debata może pokazać nowe wątki, które należy zbadać, a które dotąd nie były poruszane, czy też uchodziły za mniej ważne. Taka rozmowa jest więc niezbędna. I do niej dojdzie, prędzej czy później. Musi jednak przebiegać na zasadach równych dla obu stron. Na razie jednak pan Lasek stawia się w pozycji osoby, która wie wszystko najlepiej. A tymczasem z jego raportu wynika, że tak nie jest, ale wręcz odwrotnie. Postawiono jedynie hipotezy, z których część w ogóle nie ma potwierdzenia w materiale dowodowym, jak choćby sprawa umiejętności załogi czy możliwa w Smoleńsku technika odejścia na drugie zajście.

Media jednak wciąż mówią nam, że strona rządowa do specjaliści, a osób mówiących rzeczy sprzeczne z oficjalnymi ustaleniami nie warto nawet słuchać. Komisja Macieja Laska rzeczywiście ma tak okazały dorobek?

Dopóki komisja Laska nie odwoła oszczerstw i kłamstw, jakie rzucała na gen. pilota Andrzeja Błasika, w moim pojęciu nie ma jakiegokolwiek mandatu, by mienić się instytucją, która dąży do przedstawienia prawdy. Powstała na polityczne zamówienie, a jej nazwa mówi wszystko. Ma wyłącznie wyjaśnić raport Millera i wdrukować jego główne tezy o braku profesjonalizmu pilotów w świadomości społecznej. Ciągnie się za nią cały bagaż kłamstw. Dopóki chociażby zło wyrządzone rodzinie generała Błasika nie zostanie naprawione - a nie widać chęci do tego - komisja będzie ciałem jedynie propagandowym. I tak należy zachowanie Macieja Laska traktować. To wyłącznie zamiennik robienia propagandy, aby móc w końcu skutecznie zamknąć smoleńskie śledztwo.

Kto ma skuteczne narzędzia nacisku na Macieja Laska, by chciał choćby stanąć do debaty smoleńskiej? Władza polityczna może do tego doprowadzić, a może media...

Problem w tym, że w interesie władzy politycznej jest, żeby Maciej Lasek nie rozmawiał, tylko recenzował. To  oczywiste. Co do mediów, to każde ma swój punkt widzenia i trudno spodziewać się, by nacisk medialny miał doprowadzić do jakiejkolwiek dyskusji, szczególnie w sytuacji gdy strona rządowa ma większe możliwości wpływu na społeczeństwo. W mojej ocenie najskuteczniejsze narzędzia nacisku na oba środowiska mają zatem rodziny ofiar tragedii. To są ludzie najważniejsi w całym postępowaniu i o nich nie wolno zapominać. W mojej opinii ich życzenie powinno być rozkazem dla obu stron. Przypomnę, że pan Grzegorz Januszko już raz doprowadził do wymiany zdań. I to się udało, oba zespoły merytorycznie wypowiedziały się na ten sam temat.

Mówił Pan, że spodziewa się, że do debaty strony rządowej i zespołu parlamentarnego kiedyś dojdzie. Sądzi Pan, że to właśnie aktywność rodzin daje nadzieje na takie spotkanie?

Trudno mi powiedzieć, jak zostanie potraktowana inicjatywa prof. Michała Kleibera. Mam w związku z jej przyszłością obawy, bowiem minister Nauki i Szkolnictwa Wyższego już dała jasny sygnał, że nie będzie dyskusji z "oszołomami", że naukowcy zajmujący się Smoleńskiem są nieetyczni, i że nie ma żadnej możliwości rozmowy z nimi. Obawiam się więc, że władza spróbuje przejąć tę konferencję w sposób wrogi, a jeśli się to nie uda i prof. Kleiber nie podda się naciskom, to Maciej Lasek może storpedować tę inicjatywę, po prostu odmawiając dyskusji. Znów usłyszymy, że nie będzie rozmawiał z prof. Biniendą, ponieważ ten ostatni nie jest ekspertem od katastrof lotniczych. Niestety, widzę niebezpieczeństwo takiego właśnie zakończenia cennej inicjatywy prezesa PAN.

Rozmawiał Stanisław Żaryn

http://wpolityce.pl/wydarzenia/64003-ma ... asz-wywiad

* * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * *

Ws. nagonki na ekspertów zespołu parlamentarnego: "Wszelkie szkalujące przekazy medialne rozpatrujemy jako przypomnienie całkiem nieodległych czasów stalinowskich"

Warszawa, 8.10.2013 r.

OŚWIADCZENIE

Stowarzyszenie Solidarni2010 stanowczo sprzeciwia się medialnej kampanii dyskredytującej niezależnych naukowców badających katastrofę smoleńską, którą w ostatnim czasie zainicjowała „michnikowy szmatławiec”, publikując artykuł „Trzej zamachowcy” autorstwa Agnieszki Kublik.

W ślad za „GW” szereg dziennikarzy dołączyło do skandalicznej nagonki na wybitnych ekspertów, którzy pracują nad wyjaśnianiem przyczyn lotniczych katastrof na świecie.
Przypominamy, że naukowcy, pełniący ważne funkcje na prestiżowych uniwersytetach oraz odgrywający prestiżową rolę w międzynarodowym środowisku naukowym, społecznie podjęli się trudu badania przyczyn katastrofy pod Smoleńskiem, widząc jakim manipulacjom podlega oficjalnie śledztwo komisji rządowych – polskiej i rosyjskiej. Wszelkie oszczerstwa, kłamstwa, manipulacje oraz przemilczenia stosowane pod adresem ekspertów współpracujących z zespołem parlamentarnym ds. zbadania przyczyn katastrofy TU-154M są haniebne i nie mają na celu dobra Państwa Polskiego. Niezależność naukowców winna zostać uszanowana przez wszystkie ugrupowania polityczne. Wszelkie szkalujące przekazy medialne, próbujące podważyć wyniki badań grupy ekspertów, rozpatrujemy jako zamach na wolność słowa i niezależność świata nauki oraz przypomnienie całkiem nieodległych czasów stalinowskich.

Jednocześnie apelujemy do osób tworzących rządowy zespół zajmujący się katastrofą smoleńską, który kierowany jest przez Macieja Laska, o zaprzestanie unikania merytorycznej debaty zespołu parlamentarnego Antoniego Macierewicza. Wyrażamy swoje poparcie dla inicjatywy prezesa PAN prof. Michała Kleibera, który zaproponował zorganizowanie wspólnej konferencji ww. zespołów. Po blisko trzech i pół roku od momentu katastrofy rządowego samolotu pod Smoleńskiem czas wreszcie skonfrontować wyniki badań strony rządowej i niezależnych ekspertów, mających międzynarodowe uznanie. Ponadto pragniemy podkreślić, że nazwanie przez Macieja Laska na antenie Radia Zet wybitnych naukowców „amatorami” wskazuje na brak jakiegokolwiek zaznajomienia się z życiorysami tych osób i ewidentną złą wolę wypowiadających podobne opinie.

Wyrażamy swoją solidarność z rodzinami ofiar katastrofy smoleńskiej, które nie kryją oburzenia umorzeniem śledztwa dotyczącego organizacji lotów prezydenta i premiera do Smoleńska w 2010 roku. Dołączamy się do apelu części pełnomocników rodzin ofiar katastrofy, aby ujawnić dokumenty (wyłączając wrażliwe dane) ze śledztwa prowadzonego przez wojskową prokuraturę. Nie może być tak, że rodziny tych, którzy zginęli 10.04.2010 r. o ważnych dla nich sprawach związanych z wyjaśnieniem przyczyn katastrofy smoleńskiej dowiadują się z mediów.

Stowarzyszenie Solidarni2010 przypomina również o swoich postulatach, wśród których znajduje się m.in. powołanie międzynarodowej komisji do zbadania przyczyn katastrofy z 10.04.2010 r. Domagamy się od obecnego rządu natychmiastowego sprowadzenia do Polski wraku samolotu TU-154, który nadal znajduje się na terenie Federacji Rosyjskiej. Bez wraku samolotu oraz innych dowodów bezprawnie przetrzymywanych przez Federację Rosyjską (m.in. czarne skrzynki, telefony) nie jest możliwe dojście do prawdy na temat tragedii smoleńskiej.

Zarząd Stowarzyszenia Solidarni 2010

Ewa Stankiewicz
Jacek Kazimierski
Natalia Tarczyńska
Jadwiga Chmielowska
Grzegorz Kutermankiewicz

http://wpolityce.pl/artykuly/64232-ws-n ... linowskich

* * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * *

Prowokacja szykowana na dzień debaty smoleńskiej

Atak na zespół parlamentarny Antoniego Macierewicza był szykowany od kilku dni. Dziś w papierowym wydaniu tygodnika „Polityka” ukazał się tekst ze zdjęciem z prezentacji prof. Wiesława Biniendy. Co ciekawe w tekście wypowiada się Maciej Lasek. Ze względu na cykl wydawniczy tygodnik musiał rozmawiać z Laskiem najpóźniej w poniedziałek. Dopiero dzisiaj doradca Tuska wydał komunikat w tej sprawie.


Na dzisiaj zaplanowana była debata smoleńska w gmachu Sejmu RP. Została ona przełożona na środę 16 października. Jak poinformował poseł Antoni Macierewicz, chodzi o to, by umożliwić rządowym ekspertom wzięcie w niej udziału.

Poseł Antoni Macierewicz w rozmowie z portalem niezalezna.pl zwraca uwagę na wydarzenia poprzedzające dzisiejszy komunikat. - Doradcy Donalda Tuska zachowują się jak złodzieje złapani na gorącym uczynku i krzyczą: to nie moja ręka. Do dzisiaj Maciej Lasek, Jerzy Miller oraz Donald Tusk nie wyjaśnili dlaczego wciąż powtarzają kłamstwa w oficjalnym stanowisku na temat gen. Błasika i jego roli w katastrofie smoleńskiej. Do dzisiaj posługują się rosyjską wersją odczytu czarnych skrzynek, gdzie jakoby odnotowano dźwięk uderzenia w brzozę. Obie tezy są nieprawdą, a są fundamentem stanowiska jakie Donald Tusk kłamliwie reprezentuje podtrzymując raport Millera - mówi nam przewodniczący parlamentarnego zespołu wyjaśniającego przyczyny katastrofy smoleńskiej.

- Aby odwrócić uwagę od tego kłamstwa, coraz częściej Maciej Lasek publikuje  różnorodne historię korzystając z usłużności prorządowych gazet - dodaje poseł Macierewicz.

- W raporcie „28 miesięcy po smoleńsku” z sierpnia 2012 roku została opublikowana część pionierskiej rekonstrukcji lewego skrzydła Tu-154M. Eksperci parlamentarni zrobili to co czego nigdy nie wykonali ludzie z komisji Jerzego Millera. Wyniki naszej rekonstrukcji znajdują się w powyższym raporcie na stronach 79-85. Widać tam dokładnie jak rozrzucone były szczątki lewego skrzydła na całym obszarze katastrofy. Opublikowaliśmy także zdjęcia z najmniejszymi nawet fragmentami tego skrzydła. Dalej, dokonaliśmy identyfikacji szczątków na obszarze półtora kilometra i zrekonstruowaliśmy. Zostały one zidentyfikowane w sposób prawidłowy w odróżnieniu od tego co przedstawia raport MAK i raport Millera. W tych dokumentach np. spodnia część skrzydła lewego jest pomylona ze skrzydłem prawym - wylicza szef parlamentarnego zespołu. - Donald Tusk chce wmówić nam, że uważamy, że bomba zniszczyła to skrzydło. Nie wiemy co było przyczyną, ale wiemy, że tylko jakaś eksplozja mogła spowodować taką destrukcje.

- Lasek próbuje zamącić w głowie, wysyłając te kłamliwe komunikaty. Najlepszym dowodem na nierzetelność tych zarzutów jest to, że nawet nie wskazano, o którą symulację prof. Biniendy chodzi, w związku z czym nawet trudno się odnieść do tych bzdur zamieszczonych w komunikacie Laska. Wszystkich odsyłam do naszych publikacji i raportów gdzie każdy może zweryfikować kto mówi prawdę
- podkreśla poseł Antoni Macierewicz. - Za tydzień, podczas debaty chętnie odpowiemy na wszystkie pytania czy wątpliwości w tej sprawie. Zapraszamy do dyskusji doradców rządu Tuska.

http://niezalezna.pl/46950-ujawniamy-pr ... molenskiej

* * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * *

Kolejna bujda na resorach. Maciej Lasek wespół z "Polityką" oskarżają prof. Biniendę o fałszerstwo. Spójrzmy na fakty

Obrazek

Kluczowy dowód na poparcie tezy o zamachu w Smoleńsku, wykorzystany przez członka zespołu Macierewicza, został sfałszowany przez obróbkę zdjęcia w komputerze

– zasugerował działający przy premierze zespół do wyjaśniania przyczyn katastrofy smoleńskiej, którym kieruje Maciej Lasek. A może raczej zespół do wyjaśniania tego, co chciała przekazać tzw. komisja Millera...


Rządowy organ zapowiedział wniosek do prokuratury o ustalenie autora zdjęcia, które - jak twierdzi – zostało sfałszowane.

To niedopuszczalne, aby na tego rodzaju materiałach źródłowych członkowie zespołu Antoniego Macierewicza budowali swoje hipotezy i wprowadzali w błąd opinię publiczną

- napisano w oświadczeniu. Dołączono do niego fotografie lewego skrzydła tupolewa, który rozbił się w Smoleńsku. Na zdjęciach zaczerpniętych z prezentacji prof. Biniendy (przytoczono je za nagraniem z Telewizji Trwam) widać wyrwę w połowie długości skrzydła, nie da się natomiast zauważyć zniszczeń na przedniej i tylnej krawędzi. Na prezentacji fotografie zostały opatrzone napisem:

Zdjęcia wraku pokazują, że krawędź przednia nie jest zniszczona!

Z kolei na zdjęciach wykonanych 19 kwietnia 2010 r. w Smoleńsku przez polską komisję badającą katastrofę widać, że skrzydło zostało poszarpane na całej długości; na fotografii jest też – co podkreśla zespół Laska - wyraźne wgniecenie na przedniej krawędzi.

Wyraźna różnica na zdjęciach wykorzystywanych przez prof. Biniendę wynika z manipulacji w ułożeniu fragmentów zniszczonego skrzydła i twórczego potraktowania zdjęć

- ocenił zespół Laska.

Zdjęcia i sugestie fałszerstwa pojawiły się w tygodniku "Polityka". Akurat w dniu, w którym miała się w Sejmie odbyć debata z udziałem naukowców współpracujących z zespołem parlamentarnym badającym przyczyny katastrofy smoleńskiej. Zostali na nią zaproszeni przedstawiciele zespołu Laska, choć - tradycyjnie - zapowiedzieli, że z zaproszenia nie skorzystają.

Debata została przełożona na przyszły tydzień. Antoni Macierewicz stwierdził, że szykowana była prowokacja wobec parlamentarnego zespołu, któremu poseł przewodniczy.

Doradcy Donalda Tuska zachowują się jak złodzieje złapani na gorącym uczynku i krzyczą: to nie moja ręka. Do dzisiaj Maciej Lasek, Jerzy Miller oraz Donald Tusk nie wyjaśnili, dlaczego wciąż powtarzają kłamstwa w oficjalnym stanowisku na temat gen. Błasika i jego roli w katastrofie smoleńskiej. Do dzisiaj posługują się rosyjską wersją odczytu czarnych skrzynek, gdzie jakoby odnotowano dźwięk uderzenia w brzozę. Obie tezy są nieprawdą, a są fundamentem stanowiska jakie Donald Tusk kłamliwie reprezentuje podtrzymując raport Millera

- powiedział Macierewicz portalowi niezalezna.pl.

Jego zdaniem przyczyną odwołania debaty smoleńskiej jest konieczność umożliwienia wzięcia w niej udziału wszystkich ekspertów strony rządowej. Chodzi prawdopodobnie o to, że Maciej Lasek jest na zwolnieniu lekarskim. Pośrednim dowodem na szykowaną prowokację wobec zespołu Macierewicza ma być fakt, że zdjęcia o których mówi Lasek znalazły się tygodniku, który ze względu na cykl wydawniczy musiał rozmawiać z Laskiem najpóźniej w poniedziałek.

Tymczasem dziennik „Rzeczpospolita” napisał na swoich stronach internetowych, że przeniesienie debaty na czas po referendum ma mieć związek z finiszem warszawskiej kampanii przedreferendalnej.

Kwestia rzekomego "fałszerstwa", tak ochoczo podjęta przez wszystkie media atakujące prace zespołu parlamentarnego szybko się rozmyje. Sam Lasek wskazał przecież, że różnica na zdjęciach wynika z innego ułożenia fragmentów tupolewa. Trzeba pamiętać, że prof. Wiesław Binienda dysponował tylko tymi materiałami, które dostępne były w internecie. Zdjęcie, które pokazała "Polityka" (na powyższej fotografii z lewej), a które najprawdopodobniej przekazał jej Lasek, pochodzące z materiałów komisji Millera, nie było powszechnie znane.

Ani zespół Laska, ani komisja Millera, ani prokuratura nie chciały udostępnić naukowcom jakichkolwiek materiałów. Dlatego posiłkowali się tym, co mogli znaleźć w źródłach ogólnodostępnych.

A już zupełnie nieuprawnione jest twierdzenie, że zdjęcie z internetu posłużyło prof. Biniendzie jako "dowód". Przypomnijmy - jego ustalenia są wynikiem żmudnych analiz opierających się na modelowaniu matematycznym, a nie jakichkolwiek fotografiach. Teza o niemożliwości złamania skrzydła przez brzozę opiera się właśnie na takich badaniach a nie analizie zdjęć.


http://wpolityce.pl/wydarzenia/64331-ko ... y-na-fakty

* * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * *

"Ta sprawa jest fikcyjna! Rzekomo sfałszowane zdjęcie pochodzi z raportu Anodiny". Macierewicz dementuje rewelacje Laska.

Antoni Macierewicz kategorycznie dementuje oskarżenia Macieja Laska, jakoby jedno ze zdjęć wykorzystywane w pracach jego zespołu zostało poddane komputerowej obróbce tak, aby pasowało do stawianych przez zespół tez i składa doniesienie do prokuratury.

wPolityce.pl: Czy zdjęcie, na które wskazuje przewodniczący rządowego zespołu Maciej Lasek - rzeczywiście zostało sfałszowane?

Antoni Macierewicz:
To zdjęcie nie jest w żaden sposób sfałszowane. Ale istota rzeczy leży gdzie indzie. Istotą tej sprawy jest to, że architekci propagandy Donalda Tuska chcieliby, żebyśmy cały ten okres - do referendum dyskutowali na temat skrzydła i ewentualnie istniejących znaków zapytania. Czynią to po raz 58., broniąc w istocie swoich kłamstw. Bo to są ludzie, którzy do tej pory posługują się sfałszowanymi czarnymi skrzynkami, twierdzą że generał Błasik był w kokpicie i że podawał wysokości. Do dzisiaj twierdzą, że nagrane jest uderzenie w drzewo. I żeby tę nieprawdę ukryć tworzą zamieszanie wokół jakoby sfałszowanego zdjęcia.

Ale skąd pochodzi to zdjęcie?

To jest zdjęcie z raportu pani Anodiny , to jest zdjęcie skrzydła zrekonstruowanego i złożonego na lotnisku przez pracowników pani Anodiny. To jest zdjęcie, które w żaden sposób nie zostało sfałszowane.

Czyli nie było poddane żadnej obróbce komputerowej?

Żadnej. Poza obróbką TVN.  Ale TVN dzielnie w tej sprawie walczy - tak jak i wszystkie media, które się dały nabrać na te kłamstwa.  Bo w istocie doradcy Tuska wystrychnęli je na dudka. Ta cała sprawa jest fikcją dlatego złożyłem doniesienie z artykułu 235 przeciwko  urzędnikom Donalda Tuska, którzy tę historię rozkręcili. Bo to jest tworzenie fałszywych dowodów, które maja zająć uwagę organów ścigania i skierować je na fałszywy tor. Za to grozi do trzech lat więzienia.

Czyli eksperci pana zespołu posługiwali się zdjęciem z oficjalnego raportu Tatiany Anodiny?

Rzecz dotyczy profesora Biniendy. Takiego zdjęcia nie ma nigdzie w oficjalnych raportach zespołu. Natomiast jest w nich rekonstrukcja  zrobiona ze zdjęć pokazujących, jak skrzydło się rozpadało. Tak więc cała ta sprawa jest nawet nie dęta -  jest po prostu fikcyjna. I jej cel jest jeden - zamulać świadomość społeczną.

http://wpolityce.pl/wydarzenia/64380-ta ... asz-wywiad

* * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * *

Ani dowód, ani zdjęcie

Z prof. Wiesławem Biniendą z Uniwersytetu w Akron, ekspertem Zespołu Parlamentarnego ds. Zbadania Przyczyn Katastrofy Tu-154M z 10 kwietnia 2010 roku, rozmawia Piotr Falkowski


Podobno w jednej ze swoich prezentacji zamieścił Pan komputerowo zmodyfikowane zdjęcia skrzydeł tupolewa, zespół Laska zapowiedział, że złoży w tej sprawie zawiadomienie do prokuratury. W jego oświadczeniu mowa jest o sfałszowaniu kluczowego dowodu zespołu parlamentarnego.


– Przede wszystkim to nie jest żaden kluczowy dowód. Te fotografie stanowiły wyłącznie uzupełnienie i dodatkową ilustrację dla zasadniczego wyniku mojej pracy, która polegała na komputerowej symulacji uderzenia skrzydła samolotu w brzozę. Co do zdjęć, to chciałbym zwrócić uwagę, że pod każdym jest wyraźnie podane źródło. Wszystkie fotografie skrzydeł pochodzą z raportu MAK. Pokazałem też wizualizację, którą dostarczył mi inż. Marek Dąbrowski. Na niej rzeczywiście komputerowo przesunięto odłamaną część skrzydła i przyłożono do pozostałego fragmentu. Wyraźnie powiedziałem, że jest to rekonstrukcja, więc nie wiem, jak można mówić o fałszerstwie.

Trwa kampania podważania Pana autorytetu po artykule w „michnikowemu szmatławcowi” i ujawnieniu zeznań Pana i dwóch innych współpracowników zespołu parlamentarnego. Nie ma Pan poczucia nadużycia zaufania i dobrej woli?

– Oczywiście, że prokuratura nadużyła mojego zaufania. Mogłem nie przyjmować wezwania do stawienia się do prokuratury. Była to wyłącznie moja dobra wola, że to wezwanie przyjąłem. Wiedziałem bowiem, że jeśli tego wezwania nie przyjmę, to zostanie rozpętana kampania propagandowa, że uciekam przed prokuraturą, gdyż kłamię. Zdawałem sobie sprawę, że prokuratura będzie manipulować moimi zeznaniami, ale nie przypuszczałem, że aż to takiego stopnia. Przykładowo, żaden cytat wyrwany z kontekstu, którym „michnikowy szmatławiec” starała się nas zdyskredytować w swym słynnym paszkwilu, nie pochodzi z moich zeznań. W tym szale medialnej nienawiści do niezależnych ekspertów inspirowanej z ośrodków prokuratury nie chodzi przecież ani o nasze badania, ani o nasze zeznania, ani o nasze kompetencje. Chodzi wyłącznie o zabicie niezależnego głosu sprzeciwu wobec absurdów zawartych w raportach MAK i Millera. Dyskredytowani jesteśmy wszyscy hurtowo za to, że nie akceptujemy oficjalnego kłamstwa smoleńskiego.

Czy z perspektywy czasu nie wydaje się Panu, że pytania prokuratora były tendencyjne i już wtedy planowano wykorzystanie Pana zeznań poza śledztwem?

– Tak.

Przekazał Pan prokuraturze pliki z symulacją, o których mowa w zeznaniach?

– Poinformowałem prokuraturę, że na przekazanie plików komputerowych potrzebna jest zgoda mojej uczelni i NASA. Należy więc wystąpić do tych instytucji drogą formalną.

Jedną z kwestii, którą zaczęły eksponować nieprzychylne Panu media, jest finansowanie Pana badań. Docierają od czasu do czasu jakieś oświadczenia Pana uniwersytetu w tej sprawie, które chyba nie są dobrze rozumiane, a na dodatek manipuluje się nimi jak ostatnio w TVN24. Wyjaśnijmy to dokładnie.

– Przed TVN24 kilka miesięcy temu również „Syfilisweek Polska” zasypał administrację mojego uniwersytetu pytaniami i też dostał wyjaśnienie od rzecznika. Otóż połowę etatowego czasu pracy każdy profesor musi poświęcać na dydaktykę, a drugą połowę na badania naukowe. Uczelnia płaci oczywiście pensję, a więc można powiedzieć, że finansuje badania naukowe, ale nie finansuje żadnego z konkretnych projektów bezpośrednio. Profesorowie mogą ubiegać się o granty od różnych instytucji i firm.

W USA jest wolność badań naukowych i każdy naukowiec może się zajmować tematami, których wyniki jest w stanie publikować w formie artykułów naukowych i prezentować na konferencjach. Praca profesora musi być zgodna z misją uczelni, która mianowicie polega na prowadzeniu badań naukowych, nauczaniu studentów i promowaniu ich na stopnie naukowe. Ja to wszystko robię. Przypadek katastrofy smoleńskiej może być jak najbardziej tematem pracy naukowej. Wyniki tej pracy prezentowałem wielokrotnie na różnych konferencjach i wraz ze studentami opublikowałem artykuł naukowy na ten temat w międzynarodowym piśmie technicznym.

Nikt mi nie może zabronić zajmować się tym tematem, gdyż leży on w zakresie mojej specjalizacji zawodowej. Ja sam ponoszę odpowiedzialność za dobór tematów. Od tego zależy moja pozycja i prestiż. Dodatkowo zabezpieczeniem mojej swobody akademickiej jest to, że mam pozycję tzw. tenure. Jest to gwarancja, że nie zostanę usunięty z powodu przekonań politycznych czy zainteresowań. Stworzono ją z myślą o humanistach, na przykład politologach, i nigdy nie przypuszczałem, że mi, inżynierowi, może się taka ochrona przydać.

Jak Pan ocenia te dwa lata pracy nad przyczynami katastrofy?

– Niestety negatywnie. Nie byłem na to przygotowany. Jestem naiwnym naukowcem, odizolowanym od świata polityki. Wydawało mi się, że, gdy zaproponuję alternatywną metodę weryfikacji istotnych faktów przy pomocy narzędzi – mogę to powiedzieć z całą odpowiedzialnością – najlepszych na świecie, których jestem współtwórcą, to spotka się to z pozytywnym odbiorem. Stało się inaczej. Została uruchomiona cała akcja szkalowania i opluwania mnie. Najpierw sam dostawałem nieprzyjemne e-maile i telefony, teraz skupiono się na moich współpracownikach i przełożonych, wszędzie, gdzie tylko byłem lub jestem zaangażowany. Są oni dosłownie bombardowani e-mailami, które mają charakter zwykłych donosów. Chodzi o to, żeby uznano, że zajmuję się sprawami politycznymi, czymś podejrzanym, i żebym miał z tego powodu kłopoty.

Nie obawia się Pan, że zaszkodzi to Panu w karierze w USA?

– Na szczęście moja pozycja jest bardzo mocna. Przede wszystkim moja praca przyniosła uczelni 8 mln USD z zewnątrz, co jest rekordową wielkością funduszy, jakie uzyskuje jeden naukowiec. Od 2000 r. jestem dziekanem (department chair) i udaje mi się wykonywać tę funkcję administracyjną z powodzeniem, godząc ją z aktywną pracą naukową. Kiedy zaczynałem kierowanie wydziałem, było na nim 200 studentów i 12 profesorów. Teraz jest 450 studentów i 19 profesorów. To konkretne mierniki mojego sukcesu. Oczywiście najważniejsze są wskaźniki dotyczące moich publikacji naukowych, liczba wypromowanych magistrów i doktorów. Kieruję też od trzech lat czasopismem naukowym „Journal of Aerospace Engineering”. Od tego czasu tak zwiększyła się ilość przysyłanych i przyjmowanych artykułów, że wydawca podjął decyzję o zwiększeniu liczby stron oraz częstotliwości pisma z kwartalnika na dwumiesięcznik. Ostatnio wydaliśmy numer specjalny z okazji 70-lecia Centrum Badań NASA Glenn w Cleveland.

Napisali go sami kierownicy z NASA Glenn, którzy podsumowują 70 lat działalności swoich działów i dzielą się wizją dalszego rozwoju tego ośrodka badawczo-naukowego. To oznacza potencjalną ogromną ilość cytowań tego numeru. Jakoś NASA nie przestraszyła się skierowanej przeciwko mnie kampanii oszczerstw i zdecydowała powierzyć mojemu czasopismu swój jubileuszowy koronny produkt. Taka też była moja strategia wzmocnienia pisma, którą udało się zrealizować. Mówię o tych wszystkich sukcesach, gdyż gdyby nie one, na pewno kampania szkalowania mnie osiągnęłaby zamierzony efekt. Ale na szczęście te e-maile trafiają do ludzi, którzy mnie od wielu lat znają i wiedzą, co naprawdę robię i kim jestem. Na swoją reputację ciężko pracowałem wiele lat i dlatego nie jest mnie tak łatwo zniszczyć.

Ale chcąc nie chcąc znalazł się Pan w centrum sporu politycznego w Polsce.

– Rozumiem, ale nigdy nie było to moim celem i niezbyt mi cała ta sytuacja odpowiada. Staram się trzymać z dala od polityki, nie wypowiadam się na temat partii politycznych, wyborów itp. Nie mam wpływu na to, jaką etykietę mi się w Polsce przylepia. To, że mieszkam, tak jak większość współpracowników zespołu parlamentarnego, za granicą, ma znaczenie, gdyż my nie jesteśmy tak zaangażowani w sprawy wewnętrzne w Polsce, także w spory polityczne krajowe. Najczęściej nie mamy dostępu na bieżąco do krajowych mediów, nie czujemy takiej presji społeczno-politycznej jak ludzie w kraju, a przez to możemy prowadzić nasze analizy spokojniej, skupiając się na kwestiach technicznych. Mówi się, że jestem „pisiorem”.

To naprawdę śmieszne. Powiem tylko tyle, że większość pracy przy tych symulacjach wykonywali moi doktoranci i studenci. To są Amerykanie, Chińczycy czy Hindusi. Oni nie tylko nie głosują na PiS, ale wielu nie wie nawet, gdzie leży Polska. Gdziekolwiek mówię o swoich ustaleniach na temat katastrofy w gronie naukowców, nie natrafia to na żaden sprzeciw czy uwagi. Dla nich wpisuje się to w cały nurt podobnych wyników, na przykład prac profesora Roberta Bocchieri na temat testu samolotu Constellation opublikowanych w 2012 roku.

Dziękuję za rozmowę.

http://naszdziennik.pl/polska-kraj/5647 ... jecie.html

____________________________________
Ojczyznę wolną pobłogosław Panie.


13 paź 2013, 13:28
Zobacz profil
Wyświetl posty nie starsze niż:  Sortuj wg  
Odpowiedz w wątku   [ Posty: 2082 ]  idź do strony:  Poprzednia strona  1 ... 128, 129, 130, 131, 132, 133, 134 ... 149  Następna strona

 Nie możesz rozpoczynać nowych wątków
 Nie możesz odpowiadać w wątkach
 Nie możesz edytować swoich postów
 Nie możesz usuwać swoich postów
 Nie możesz dodawać załączników

Skocz do:  
cron