Komisaria jest urzędem państwowym, więc nie powinno tam być eksponowanych żadnych przedmiotów kultu jakiejkolwiek religii. Był donos, było postępowanie. A jakby donos złożył naczelny donosiciel RP o kryptonimie "Agent Tomek" to co?
10 sie 2013, 21:07
Re: Etyka, moralność, obyczaje
W urzędach państwowych nie powinno też być szykanowania ludzi za działalność związkową, pijaństwa wiceministrów, prywaty i nepotyzmu. Szkoda, że tu akurat nie jesteś taki pryncypialny. No cóż ten typ tak ma. Szkoda polemiki - bo polemika tylko takich nakręca, żeby pluć na innych dalej. Trzeba ignorować i obchodzić z daleka. Jak wiadomo co...
10 sie 2013, 21:28
Re: Etyka, moralność, obyczaje
Polnywolak
Komisaria jest urzędem państwowym, więc nie powinno tam być eksponowanych żadnych przedmiotów kultu jakiejkolwiek religii.
Obecność krzyża w sali obrad Sejmu jest zgodna zarówno z polskim prawem, jak i rozstrzygnięciem Europejskiego Trybunału Praw Człowieka
W warszawskim sądzie odbędzie się dziś rozprawa z powództwa cywilnego polityków Ruchu Palikota przeciwko kancelarii Sejmu. Chodzi o obecność krzyża w sejmowej sali obrad. Tymczasem obecność krzyża w sali obrad Sejmu Rzeczypospolitej jest zgodna zarówno z polskim prawem, jak i rozstrzygnięciem Wielkiej Izby Europejskiego Trybunału Praw Człowieka z 18 marca 2011 r.
Dla oceny faktu obecności krzyża w sali obrad Sejmu, najistotniejsze znaczenie mają zapisy polskiej Ustawy Zasadniczej, która nie zakłada „świeckiego” charakteru państwa, lecz deklaruje jego bezstronność w kwestiach religijnych i światopoglądowych. Artykuł 25 ust. 2 konstytucji stanowi, że „władze publiczne w Rzeczypospolitej Polskiej zachowują bezstronność w sprawach przekonań religijnych, światopoglądowych i filozoficznych, zapewniając swobodę ich wyrażania w życiu publicznym”. Z zasady „bezstronności” wynika swoboda wyrażania przekonań religijnych oraz obecności znaków religijnych w życiu publicznym.
W ten sposób polski ustawodawca zadbał, by zasada neutralności światopoglądowej państwa nie stała się narzędziem walki z Kościołem, jak to było nie tylko w państwach komunistycznych, ale także np. w Meksyku pod rządami Partii Rewolucyjno-Instytucjonalnej w oparciu o konstytucję z 1917 r.
Nieuprawniony jest także argument, iż obecność krzyża w polskim Sejmie pozostaje w sprzeczności z tzw. standardami obowiązującymi w Europie. W tym wypadku odwołać się można do wyroku Europejskiego Trybunału Praw Człowieka w sprawie Lautsi, który orzekł, że krzyż w przestrzeni publicznej nie stanowi naruszenia praw podstawowych.
Sędziowie Wielkiej Izby Europejskiego Trybunału Praw Człowieka w Strasburgu odrzucili 18 marca 2011 r. pozew Włoszki fińskiego pochodzenia Soile Lautsi Albertin, domagającej się usunięcia krzyża z klasy, do której chodziło jej dwoje dzieci. Trybunał uznał, że obecność krzyża w szkole nie jest złamaniem praw rodziców do wychowania dzieci według ich przekonań, ani prawa dziecka do wolności religijnej w myśl Artykułu 2 Pierwszego Protokołu (prawo do nauczania) i Artykułu 9 (wolność myśli i przekonań religijnych) Europejskiej Konwencji Praw Człowieka.
Jesienią 2011 r szczegółowe analizy prawne w sprawie obecności krzyża w Sejmie na zlecenie sejmowego Biura Analiz przygotowali: prof. Roman Wieruszewski z Instytutu Nauk Prawnych Polskiej Akademii Nauk, profesorowie Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego dr hab. Dariusz Dudek i ks. dr hab. Piotr Stanisz, prof. Lech Morawski, kierownik Katedry Teorii Państwa i Prawa Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu oraz doc. dr Ryszard Piotrowski z Wydziału Prawa i Administracji Uniwersytetu Warszawskiego.
Prof. Wieruszewski zwraca uwagę, iż prawo międzynarodowe nie narzuca państwom sposobu regulacji obecności symboli religijnych w przestrzeni publicznej, w tym również w salach obrad parlamentu. Wymaga jedynie aby stosowne regulacje nie były dyskryminacyjne oraz aby nie miały charakteru arbitralnego i wynikały z obowiązującego prawa. Ekspert PAN podkreśla, że prawo polskie, zarówno na poziomie konstytucyjnym jak i ustawowym, wymaga przestrzegania zasady bezstronności w kwestiach światopoglądowych i wyznaniowych oraz zakazuje stosowania dyskryminacji na tym tle.
Z analizy prof. Wieruszewskiego wynika, że „obecność krzyża w sali obrad Sejmu nie narusza zasad, gdyż: nie wywiera wpływu na kształt decyzji sejmowych, nie narusza zasady niedyskryminacji poprzez dopuszczenie możliwości wyeksponowania innych symboli religijnych na życzenie posłów wyznających inne religie”.
Zdaniem ekspertów z Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego: dr hab. Dariusza Dudka i ks. dr. hab. Piotra Stanisza nie powinno być sporne to, iż krzyż łaciński stanowi symbol religii chrześcijańskich a zarazem symbolizuje fundamentalne i tradycyjne wartości kultury, demokracji i cywilizacji europejskiej, w tym polskiej, potwierdzone w naszym systemie prawnym i orzecznictwie, związane z godnością osoby ludzkiej, jej wolnościami i prawami, traktowanymi w duchu solidarności, równości i niedyskryminacji, tolerancji i wzajemnego szacunku każdego człowieka.
Eksperci z KUL podkreślają, że obecność krzyża łacińskiego w sali posiedzeń plenarnych Sejmu nie oznacza przejawu prozelityzmu czy dyskryminacji i nie jest niezgodna z żadnymi przepisami prawnymi, zwłaszcza z aksjologią, zasadami i szczegółowymi normami Konstytucji, Konkordatu oraz ustawy o gwarancjach wolności sumienia i wyznania.
Przypominają też, iż uchwała Sejmu RP z 3 grudnia 2009 r. potwierdziła akceptację obecności krzyża w przestrzeni publicznej, w tym w sali posiedzeń Sejmu, w oparciu o wartości i normy przyjęte w Konstytucji, z pełnym poszanowaniem konstytucyjnych zasad relacji pomiędzy Państwem a Kościołami i związkami wyznaniowymi.
Z kolei kierownik Katedry Teorii Państwa i Prawa UMK w Toruniu prof. Lech Morawski w swojej opinii zauważa iż Ruch Palikota broni bardzo archaicznej wizji, wedle której prawa człowieka mają tylko jednostki, a nie mają ich grupy społeczne. Wizja taka jest jednak ewidentnie sprzeczna z dokonującymi się w prawie międzynarodowym i europejskim tendencjami i procesami, czemu w dobitny sposób dał wyraz również Traktat lizboński zobowiązując UE do szanowania tożsamości narodowej państw członkowskich.
Natomiast w ocenie doc. dr. Ryszarda Piotrowskiego z Wydziału Prawa i Administracji Uniwersytetu Warszawskiego krzyż nie jest symbolem wyłącznie religijnym, ale „w sferze publicznej przypomina o gotowości do poświęcenia dla drugiego człowieka, wyraża wartości budujące szacunek dla godności każdego człowieka i jego praw”, ustalona przez Sejm w uchwale z dnia 3 grudnia 2009 r. w sprawie ochrony wolności wyznania i wartości będących wspólnym dziedzictwem narodów Europy, otwiera drogę - w świetle obowiązujących przepisów konstytucyjnych - do eksponowania krzyża w sali posiedzeń Sejmu jako znaku „chrześcijańskiego dziedzictwa Narodu” (wstęp do Konstytucji) - tradycyjnych wartości, stanowiących podstawę władzy publicznej. „Jednakże Konstytucja nie wymaga umieszczenia krzyża jako kulturowego znaku „tożsamości narodu polskiego, jego trwania i rozwoju” (art. 6 ust. 1 Konstytucji), w sali posiedzeń Sejmu, nie nakazuje, ani też nie zakazuje usunięcia tego symbolu” – zauważa doc. dr Piotrowski.
Krzyż wiszący w sali obrad Sejmu RP został zawieszony w nocy z 19 na 20 października 1997 r. przez dwóch posłów Akcji Wyborczej „Solidarność": Tomasza Wójcika i Piotra Krutula. Jest to krzyż ofiarowany przez Mariannę Popiełuszko, matkę męczennika czasów komunizmu, błogosławionego ks. Jerzego Popiełuszko. Pomimo protestów ze strony ówczesnego Klubu Parlamentarnego Sojuszu Lewicy Demokratycznej, krzyż pozostał na sali sejmowej i fakt ten był akceptowany w kolejnych kadencjach przez wszystkie ugrupowania parlamentarne poza Ruchem Palikota.
– Rozdziału społeczeństwa i religii dokonać się nie da. Usunięcie krzyża, usunięcie jednego symbolu religijnego, tworzy automatycznie drugi symbol religijny czy antyreligijny – pustą przestrzeń – powiedział bp Jan Tyrawa.
11 listopada ordynariusz diecezji przewodniczył Mszy św. w bydgoskiej katedrze z okazji 93. rocznicy odzyskania niepodległości. Na wstępie przypomniał, że państwo to dobro wspólne, które wiele kosztowało – nie tylko przed 93 laty, ale i później – w okresie II wojny światowej i po niej. – Dzisiaj powraca ono pod nazwą przestrzeni publicznej. Z tej racji pragnie się wyeliminować z niej krzyż. Warto się zatrzymać nad tym, co znaczy dziś przestrzeń publiczna, czyją jest własnością, kto ma o niej decydować – mówił. Celebrans podkreślił, że wnosi się postulat usunięcia krzyża ze ścian w miejscach publicznych, ponieważ urąga to zasadzie rozdziału państwa od Kościoła. – Stwierdza się wprost, że krzyż znajduje się tam wbrew prawu, że ma być ono światopoglądowo neutralne. Przy tej okazji zauważmy, że rozumienie przestrzeni publicznej, w której miałoby nie być miejsca na krzyż, rozszerza się na sprawę uczestnictwa w uroczystościach państwowych i w ogóle na obecność symboliki religijnej – mówił. Bp Tyrawa wskazał, że zasadę rozdziału państwa od Kościoła wnosi sam Kościół, ukazując te dwa podmioty jako niezależne i autonomiczne instytucje, które nawzajem się uzupełniają. Dodał, że religia w rzeczywistości „dostarcza wartości, które wypełniają demokrację, aby nie przerodziła się w kolejny totalitaryzm”. – Zauważmy jednak, że obecność krzyża nie łamie tej zasady. Urząd, Sejm, Senat są instytucjami państwowymi. Naród w sposób demokratyczny wybiera swoich przedstawicieli, państwo mianuje urzędników, określa zadania i programy, przeprowadza kontrole, ustanawia prawo, uchwala programy polityczne i ekonomiczne, wszystko to bez udziału Kościoła. To nie Kościół podnosi podatki, ale Kościół mówi, że niepłacenie podatków jest niemoralne – tłumaczył ordynariusz. W dalszej części celebrans wskazywał, że w Sejmie koncentruje się państwo, które ma swoją historię, szczególną drogę do wolności, tradycje i symbole określające jego tożsamość. – Krzyż, który w tym wszystkim ma swoje poczesne miejsce, nie jest już tylko symbolem religijnym, lecz m.in. symbolem hekatomby ofiar, cierpienia, bólu i poniewierki tych, którzy ginęli na drodze ku wolności i demokracji – mówił. Bp Tyrawa wskazał na takie postacie, jak ks. Skorupka, rotmistrz Pilecki czy ks. Popiełuszko. Na zakończenie podkreślił, że możemy usunąć krzyż z Sejmu, Senatu, z miejsc publicznych pod takim czy innym pretekstem prawnym. – Czy jednakże, usuwając krzyż, nie usuwamy jakiejś filozofii życia? A zostawiając po nim puste miejsce na ścianie, nie pozostajemy bez tej filozofii, bez moralności, skazani jedynie na konsumpcjonizm, aby nie określić tego dobitniej – „na wielkie żarcie”? – zakończył.
Walka obrońców Krzyża Smoleńskiego jest postrzegana i przedstawiana odmiennie przez poszczególne grupy interesu i orientacje polityczne. Zastanówmy się więc, co kieruje różnymi środowiskami zarówno po stronie obrońców, jak też przeciwników Krzyża Pamięci, w tym napastników, gdyż wbrew obrazowi pokazywanemu nam przez policję medialną, nie są one jednorodne. Jaka treść kryje się za pozornie wyłącznie religijnym charakterem konfliktu?
Gdy w czerwcu 1860 r. rozpoczęły się manifestacje patriotyczne, które doprowadziły do wybuchu powstania 22 stycznia 1863 r., ich uczestnicy zbierali się w kościołach, a następnie pod znakiem krzyża demonstrowali na ulicach. 27 lutego 1861 r. w manifestacji wzięli udział Żydzi, a na początku marca biskupi i rabini. Jakby dziś powiedział TVN czy Żakowski „fanatycy i zjednoczony ciemnogród zamiast siedzieć po kościołach i synagogach wypełzł z kanałów na ulicę zakłócać spokój europejskiej młodzieży od Gesslera”. Kiedy 8 kwietnia na placu Zamkowym w Warszawie, wojsko rosyjskie strzelało do patriotów manifestujących pod znakiem krzyża, żydowski uczeń gimnazjum Michał Landy chwycił krzyż z rąk umierającego księdza i sam postrzelony zmarł następnego dnia.
Czy żydowski gimnazjalista Landy podniósł krzyż ze względów religijnych? Oczywiście nie. Kierował nim patriotyzm, dążenie do uzyskania niepodległości Polski i praw obywatelskich dla wszystkich bez względu na wyznanie. Gdy 200 warszawiaków padało od kul rosyjskich, krzyż dla wszystkich był symbolem tych dążeń. „Wybiórcza” napisałaby wówczas zapewne, że „był to rzadki przykład fanatyzmu religijnego i talib Landy w pełni zasłużył na swój los, gdyż miejsce krzyża jest w kościele, a nie na manifestacji, które powinny odbywać się w obronie pederastów i lesbijek”.
Krzyż wielokrotnie stawał się symbolem dążeń narodowych i walki ze złem spadającym na Polskę, jednocześnie dla większości zachowując swój charakter religijny. I tak jest tym razem.
Przyjrzyjmy się najpierw obozowi napastników. Pomijam oczywiście różnego typu maniaków i osoby niezrównoważone, które zawsze w momentach tego typu konfliktów przeżywają okres wzmożonej aktywności, niemającej nic wspólnego z poglądami politycznymi i dlatego zdarzają się po każdej stronie.
Napastnicy
Wbrew pozorom są grupą niejednorodną. Rdzeń stanowią reprezentanci posiadającej władzę bezpieczniacko-agenturalnej oligarchii i służące im media. Oni doskonale rozumieją znaczenie polityczne i narodowe krzyża, dlatego to nie religia, ale właśnie te aspekty powodują ich największą zajadłość, gdyż ruch obrony, jeśli przerodziłby się w otwarcie polityczny i narodowy i tak stałby się postrzegany, uderzałby w najżywotniejsze interesy tego środowiska i jego bazy społecznej.
Oni doskonale wiedzą, że walka toczy się o prawdę, czyli ukazanie kłamstwa smoleńskiego stanowiącego podstawę ich pozycji politycznej (tzw. odnowienie zbrodni założycielskiej z okresu wódek z Kiszczakiem i odwiedzin Michnika w Moskwie). Wzmocnienie wspólnoty narodowej i przywrócenie godności narodowej, a nawet tworzenie nowych spajających mitów i symboliki, bez czego żaden naród nie jest zdolny ani do walki o niepodległość, ani do wymiany narzuconej elity na własną, stanowi dla nich największe zagrożenie. Każda konsolidacja narodu jest dla establishmentu niebezpieczna, gdyż utrudnia manipulację.
Jedynym wyjściem dla tej grupy jest ukrycie aspektów politycznych i narodowych konfliktu i przedstawianie go wyłącznie jako religijnego i to walki o „europejskość” z grupką fanatyków, emerytów i analfabetów. Nadawanie wyłącznie religijnej treści konfliktowi pomaga zamaskować istotę konfliktu, zyskać sprzymierzeńców, zepchnąć i zmarginalizować Obrońców oraz zastraszyć Centrystów i wszystkim pogrozić ośmieszeniem. Przy okazji dawni ludzie Departamentu IV znów stali się potrzebni i razem z agenturą przeżywają swój renesans. Są przecież tak potrzebni pod krzyżem.
Antyklerykałowie, którzy niekoniecznie muszą pokrywać się z poprzednią grupą, choć są adresatem propagandy i kandydatem na głównego sojusznika. By ich pozyskać, należy przestraszyć wizjami fanatyków, państwa wyznaniowego, terroru kościelnego i szalejącym ciemnogrodem, który nakaże codzienne publiczne modły. Pomostem między obu grupami jest środowisko SLD.
Dla antyklerykałów konflikt ten daje doskonałą okazję do ataku na Kościół, uzyskania poparcia dla walki z religią i rozszerzenia własnej bazy o „młodzież od Gesslera”.
Nie wszyscy antyklerykałowie mają jednak wspólne interesy z establishmentem oligarchii i mocarstwami gwarantującymi jej władzę w Polsce. Nie wszyscy z definicji są antynarodowi lub popierają wasalizację Polski i system ubeckiej oligarchii. Po prostu dla pokonania głównego wroga – Kościoła zrobią wszystko.
Najszersza jednak grupa to „aspirujący Europejczycy”, którzy chcą otrzymać legitymację „nowego Europejczyka”, wstydzą się Polski i polskości, z którą utożsamiają krzyż, tradycje i aspiracje narodowe. Walka z krzyżem ma ich „nobilitować” na „nowoczesnych” i „Europejczyków”.
Choć o kulturze europejskiej, podobnie jak polskiej, nie mają zielonego pojęcia z powodu braku wiedzy humanistycznej, przyjęli, że „prawdziwymi Europejczykami” staną się, gdy taką legitymację otrzymają na Czerskiej. Są oni ofiarami policji medialnej, której ulegli z powodu przyspieszonego awansu społecznego niepopartego awansem kulturowym.
Pomijam tu zdemoralizowaną młodzież i margines społeczny, gdyż są tyko narzędziami w rękach policji medialnej staro-nowej bezpieki. Dla tych ludzi to świetny ubaw, bo wolno bezkarnie opluwać i lżyć słabszych, drwić z religii i to za aprobatą „IPN-owskich” biskupów, a przy okazji TVN pokaże, może wypromuje i będzie kasiorka. Żyć nie umierać. To jest bezpośredni sukces 20-letnich niszczycieli systemu edukacji w Polsce.
Obrońcy…
…Krzyża Smoleńskiego z grubsza składają się z trzech grup.
Najmniejsza, ale za to najbardziej zdeterminowana i wytrwała, łączy ludzi, dla których krzyż jest przede wszystkim przeżyciem religijnym. Jego znaczenia narodowego i politycznego nie uświadamiają sobie, ale intuicyjnie wyczuwają, iż w walce chodzi o Polskę, o zmianę systemu, choć oczywiście nie formułują tego w tak precyzyjnych kategoriach. Zapewne zapytani odpowiedzieliby, że dążą do pokonania zła, które się w Polsce dzieje, i krzyż jest ich symbolem. To ci są najbardziej wyszydzani przez policję medialną. To wobec nich odbywają się Orwellowskie „Minuty nienawiści” (o wiele więcej niż dwie przeciwko Goldsteinowi). To ich antynarodowy trzon Napastników przedstawia jako talibów i zacofańców, strasząc zarówno inne grupy Obrońców, jak i Centrystów oraz umacniając własny obóz.
Najliczniejsi przeżywają w takim samym stopniu element religijny i narodowy obrony krzyża. Dla nich dwie sprawy łączą się nierozerwalnie, choć nie wszyscy potrafią to dokładnie wyjaśnić. Krzyż ma pokonać bezpieczniacko-agenturalny establishment, przywrócić godność narodowi, także w stosunkach z Rosją.
Dla trzeciej grupy obrona krzyża stanowi symbol buntu przeciwko wasalizacji Polski, systemowi oparciem na kłamstwie smoleńskim i niszczeniu wspólnoty narodowej, jej tradycji i tożsamości, by nie mogła zagrozić oligarchii. Dla nich element religijny jest w różnym stopniu formą walki. Dla tej grupy jest to Krzyż Pamięci, pamięci o zbrodni, prawdziwym obliczu ubecko-agenturalnego systemu i sprowadzeniu w interesie rządzących Polski do roli bantustanu. Ma pomóc odzyskać godności własną i narodową. Są w tej grupie także niewierzący, którzy bronią krzyża jako symbolu prawdy – walki o Ojczyznę.
Centryści
Czyli zwolennicy jak najszybszego zakończenia konfliktu na warunkach przeciwnika, dzielą się na samozniewolonych i pragmatyków.
Pierwsi to osoby, które przyjęły język przeciwnika, oraz ludzie, którzy wolą poddaństwo i zgodę na kłamstwo ze strachu przed konsekwencjami prawdy. Dobrym przykładem pierwszej postawy jest komentarz jednego z czytelników: „Zabierzmy ten krzyż, niech już przestaną nas opluwać i nazywać talibami”. Jest to przykład złamanej psychiki i charakteru, co doprowadziło do przyjęcia argumentacji przeciwnika. Konsekwencją może być tylko stałe wycofywanie się, przepraszanie za istnienie i starania, by otrzymać wreszcie legitymację „Europejczyka”, co i tak nigdy nie nastąpi, bo po co?
Niewątpliwie gdybyśmy popełnili zbiorowe samobójstwo, to może zostalibyśmy nawet kanonizowani przez Czerską, ale na pewno po samolikwidacji na wszelki wypadek do trzeciego pokolenia.
Należy głębiej zastanowić się nad pewnym aspektem postawy: „Prawda jest niebezpieczna, więc uznajmy kłamstwo, weźmy krzyż i zapomnijmy jak najszybciej, bo życia 96 Polakom i tak nie przywrócimy, a sobie i Polsce narobimy jeszcze większej biedy, jeśli wyjdzie, że winna zamachu jest Rosja”. Fakt bowiem, przecież wojny nie wypowiemy. Jeśli nie zaczniemy kłamać, czyli upadlać się publicznie, państwa zachodnie dążące do porozumienia z Rosją lub rusofilskie będą nas izolowały i marginalizowały jako stojących na przeszkodzie ich polityki. Przypomnijmy, że Katynia nie uznawano oficjalnie jako zbrodni sowieckiej do pieriestrojki. Kłamiąc i udając, że to nie zamach rosyjski, o ile wykryjemy, iż taki był istotnie, staniemy się rosyjską marionetką. Prawdą jest, że nikt nie opracował, jaką strategię powinna przyjąć polityka polska w takim wypadku i to bez jakiegokolwiek poparcia z zewnątrz.
Wyobraźmy sobie, że Sikorski w 1943 r. oświadczyłby, że potępia Niemcy za zbrodnię katyńską, ale na szczęście współpraca ze Stalinem pozwoli na nasze wyzwolenie. Z pewnością zasłużyłby na poklepywania aliantów, ale zostałby zlinczowany przez Polaków. Tylko, że tacy Polacy są obecnie już w mniejszości. Zabił ich nie tylko PRL, ale w większym stopniu „Polska Kiszczaka i Michnika”.
Pragmatycy słusznie obawiają się, że polityka obozu antynarodowego zakończy się sukcesem w społeczeństwie zdenacjonalizowanym, moralnie zdeprawowanym, szybko laicyzującym się i obojętnym wobec kwestii bezpieczeństwa narodowego i niepodległości, a więc forma religijna skaże ruch na kompletną marginalizację i medialne utożsamienie z religijnym fanatyzmem. Pragmatycy boją się, że ta etykietka zostanie rozciągnięta na nich samych i zamknie im drogę do jakiejkolwiek partycypacji w życiu publicznym. Dlatego chcieliby jak najszybszego zakończenia konfliktu, nawet za cenę kapitulacji.
Ich zdaniem, szerokie poparcie społeczne może zdobyć ruch, który zamiast form religijnych przybierze konkretną postać żądań reform gospodarczych. Niestety, to nie czasy komuny, kiedy walka przeciwko podwyżkom i pracodawcy uderzała w tego samego przeciwnika. Dziś rząd może podnosić podatki dowolnie, a strajki o podwyżki płac, co najwyżej będą pogarszały sytuację przedsiębiorstw. W demonstracji Ruchu Obrońców Podatków wzięło udział aż siedem osób. Ludzi w skali masowej mobilizują nie analizy i racjonalne rozważania, lecz uczucia i symbole. Przykładowe podwyżki podatków mogą stworzyć atmosferę, ale nie spowodują ruchu sprzeciwu przeciwko nowemu w formie totalizmowi budowanemu przez posiadające władzę esbecko-agenturalne elity i wynajmowane przez nich partie do zapewniania sobie bezpieczeństwa, czyli rządzenia, oraz policje medialne do kontrolowania opinii publicznej.
Niewykluczone, że część pragmatyków chciałaby po prostu uczynić z PiS alternatywne PO możliwą do przyjęcia przez establishment, gdy pierwowzór się zużyje. Może rozumują tak: mieliśmy z Kaczyńskim zwyciężyć, wreszcie partycypować, a tu przegramy, a jakbyśmy zostali tacy sami jak dotychczasowi przeciwnicy, to wreszcie by nas uznano i wzięlibyśmy udział w systemie zamiast być marginalizowani i opluwani jako wieczna opozycja. Pragmatycy wiedzą, że przeciwnik jest silniejszy i pogodzili się z tym. Chcą już tylko partycypować. A nie tracić redakcje, katedry, dyrektorskie stołki, zaznajamiać się bliżej z rozgrzanymi prokuratorami i sędziami.
Rozprawa merytoryczna z przeciwnikiem wygląda, jak wspaniałe narzędzie walki z perspektywy gabinetu i katedry.
Czy może powtórzyć się rok 1861? Otóż nie, ponieważ laicyzacja stale postępuje, stworzono modę na wyśmiewanie się z religii i ludzi wierzących, ale także obiektem ataku medialnego jest wspólnota narodowa, jej tradycje, mity spajające i symbole jako przeszkody na drodze do Europy i nowoczesności, czyli awansu społecznego i kulturowego. Wspólnotę narodową ma zastąpić zdenacjonalizowana hołota podatna na wszelką manipulację. Taka „młodzież od Gesslera” (a propos: pozdrowienia z IPN). Szacunek dla innych narodów i ich kultur wynika z szacunku dla własnego narodu i dumy z przynależności do niego, mimo że zachowanie większości w pewnych okresach może napawać pogardą. Człowiek pozbawiony tożsamości nie tylko będzie gardził innymi, ale także sobą i szukał dowartościowania, którego formy będą mu podsuwali manipulatorzy.
Ruch w obronie krzyża o charakterze wyłącznie religijnym temu procesowi w obecnej sytuacji nie jest w stanie skutecznie się przeciwstawić, gdyż jego adresatem w obecnym społeczeństwie będzie mniejszość. Dlatego, nie rezygnując z krzyża, nie chowając go w podziemiach, należy nadać ruchowi bardziej narodowy i polityczny charakter. Właśnie jako Krzyżowi Pamięci, prawdy o Smoleńsku, która winnym nie pozwoli spać spokojnie.
PS, Ja nie czepiam się Twojego nicka, choć uważam go za ewidentny przejaw megalomanii.
A gdyby tak zamienić kilka literek...
"Badman" przejawem megalomanii?! A jakim to cudem "zły człowiek" (w dodatku taki brzydki) miałby być megalomanem?
A zamiana jakich literek co by zmieniła? Badmana na Dabmana? Madmana? Masz wybujałą wyobraźnię.
A wracając do tematu.
Pisior w MSW? Nie będzie długo dyrektorem.
Mały, polityczny cwaniaczek z PO.
Tygodnik "Syfilisweek" dotarł do nagrania ze spotkania premiera Donalda Tuska z działaczami PO. Można usłyszeć na nim, jak Tusk narzeka na koalicyjne PSL, myślące - jego zdaniem - tylko o obsadzaniu stanowisk swoimi ludźmi. Deklaruje również, że wyrzuci z MSW działacza, związanego niegdyś z PiS. Jak informuje "Syfilisweek", spotkanie odbyło się 2 sierpnia w ogrodzie hotelu Belweder. Z premierem rozmawiali członkowie PO z trzech regionów: kujawsko-pomorskiego, dolnośląskiego i opolskiego. Przebieg rozmowy miał zarejestrować jeden z gości premiera. W trakcie spotkania poruszono temat m.in. Jacka Majchera, szykowanego do objęcia stanowiska szefa gabinetu politycznego ministra spraw wewnętrznych. Kiedy politycy PO tłumaczyli, że Majcher to polityk bardzo mocno związany w przeszłości z PiS i użyli określenia "pisior" Tusk odpowiedział: "Pisior? Na mój nos, on nie będzie długo dyrektorem gabinetu". Więcej o całej sprawie na stronach internetowych tygodnika "Syfilisweek".
Wybrane komentarze:
A ty Hyży Ruju premierem !!! ~Maja
Premier Tusk jest zdecydowanie najlepszym premierem w historii Polski. Nikt dotąd nie osiągnął i nie osiągnie tego co on. Sześć razy z rzędu wygrane wybory. Dwie kadencje. Budowa infrastruktury na niespotykaną dotąd skalę. ~POLAK Zgadzam się z opinią 31 Nie zgadzam się z opinią 222
Tak wyglada ta Pełowska tolerancja. ~art cafe
Szanowny ? panie premierze jestem bezrobotny i nie mogę znależć pracy ale jeszcze myślę! czy jak bym zapisał się do tej pana platformy to myślę że znalazło by się jakieś stanowisko w biurze politycznym np.MSZ (znam angielski ) mieszkam w warszawie blisko MSZ tu powiem jeszcze tyle że nie chodże na wybory od 20 lat to na referendum pójdę i niech pan zgadnie jak będę głosował idąc na te referendum będę miał możliwość podziwiać ładne widoki jak powiedziała szanowna ?pani prezydent HGW ~Borys Zgadzam się z opinią 109 Nie zgadzam się z opinią 4
Dzieki nim Tusk zostal premierem i dzieki nim rzadzi; Prasa niemiecka i Agora. Rynek gazet codziennych w Polsce, według danych Polskiej Izby Wydawców Prasy, zdominowany jest przez międzynarodowe firmy niemieckie i koncern Agora SA. Roczny nakład "michnikowego szmatławca" i bezpłatnego dziennika "Metro" wynosi łącznie blisko 240 mln . Na drugim miejscu znalazł się niemiecko-szwajcarski gigant Ringier Axel Springer wydający "Fakt", z rocznym drukiem 215 milionów egzemplarzy. Trzecie miejsce ze 160 mln nakładu zajmuje firma niemiecka (grupa Verlagsgruppe Passau) o wymownej nazwie Polskapresse, która jest posiadaczem większości gazet regionalnych, takich jak "Dziennik Zachodni", "Głos Wielkopolski", "Gazeta Krakowska" czy "Dziennik Polski". Podobna sytuacja jest w TV. Manipulowanie swiadomoscia Polakow jest dla nich rownie wazne jak posiadanie swojego premiera . Na uslugach tych medi jest ESbecja i jej miot, tzw. dziennikarze. ~myslsam Zgadzam się z opinią 26 Nie zgadzam się z opinią 1
CZY AGENT STASI OSKAR TO DONALD THUSK?, Tylko pobieżny rzut oka na karierę polityczną Donalda Tuska każe powątpiewać w jego czyste, zgodne z polską racją stanu, intencje. Przykłady, takiego stanu rzeczy, są znane wszem i wobec: ''nocna zmiana'' rządu Olszewskiego, powołanie do życia Platformy Obywatelskiej, która, co dzisiaj widać jak na dłoni, z zimną krwią dokonuje demontażu Państwa Polskiego, wasalne stosunki z Angelą M. ''kuriozalne ordery i europejskie apanaże, stocznie, Nord Stream, Smoleńsk i cały kontekst związany z zamachem i strach, wielki strach przed pułkownikiem Putinem.Że akta STASI (i nie tylko) leżą gdzieś na Łubiance, nie powinniśmy mieć, co do tego, żadnej wątpliwości. Takie dokumenty nie płoną. Że czekiści trzymają całą tę zgraję sprzedawczyków na krótkiej smyczy, tzn. za mordę, również.Władimir Bukowski od lat przekonuje, że "przemiany'' przełomu lat 80. i 90. XX w. w Europie Wschodniej zostały zaaranżowane i wykonane według ''okrągłostołowych '' i "pokojowych'' koncepcji i instrukcji moskiewskich. To dlatego Kiszczak i Jaruzelski zostali ludźmi honoru, a Angela Merkel i pastor Gauck legitymizują wschodnioniemieckie FDJ, a Ceausescu musiał zginąć. A Putin siedzi sobie jak 1 września 2009 roku na Westerplatte, cyniczny, dumny i arogancki i zdaje się mówić: ''Zabiliśmy tę polską swołocz w Katyniu; i co nam zrobicie'' A pytanie pozostaje ciągle otwarte: '' Czy agent STASI Oscar, to Donald Tusk. I tak sobie będziemy pytać'' Bo nawet jeśli nie był, to wszystko co powie, może być przez Putina użyte przeciwko niemu. Na razie dużo ważniejsza w tej rozgrywce pozostaje Angela Merkel-aktywistka DDR-Jugendverbandes , czyli organizacji będącej w komunistycznych Niemczech odpowiednikiem Hitlerjugend . ~indorka Zgadzam się z opinią 37 Nie zgadzam się z opinią 2
Tusk zachowuje się jak mały, polityczny cwaniaczek - Donald Tusk zachowuje się jak mały, polityczny cwaniaczek. Tak się boi Gowina, że dla kilku głosów z Dolnego Śląska chce wyrzucać jednego człowieka - tak w "Rozmowie bardzo politycznej" w TVN24 Mariusz Kamiński z PiS ocenił zapowiedź premiera o zwolnieniu doradcy ministra sprawiedliwości za to, że kilka lat temu współpracował z PiS. - To pokazuje, że Platforma Obywatelska jest na etapie destrukcji - dodał Ryszard Kalisz ze stowarzyszenia Dom Wszystkich - Polska.
Zapowiedzi o wyrzuceniu z gabinetu ministra Bartłomieja Sienkiewicza byłego współpracownika PiS pokazują, według Kamińskiego, "jak słabą pozycję ma Donald Tusk". Tygodnk "Syfilisweek" opublikował nagranie z wewnętrznego spotkania Donalda Tuska z działaczami województw kujawsko-pomorskiego, dolnośląskiego i opolskiego. Odbyło się ono 2 sierpnia w ogrodzie hotelu Belweder niedaleko Kancelarii Premiera. Premierowi wskazywano tam, że Paweł Majcher - szef gabinetu politycznego ministra spraw wewnętrznych - współpracował kiedyś z PiS. - "Pisior", tak? Na mój nos on nie będzie długo dyrektorem gabinetu - zareagował Tusk.
Wybrane komentarze:
MENDA!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!Ruda menda!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! ~Pan Sułek Zgadzam się z opinią 24 Nie zgadzam się z opinią 3
Obecnie synonimem zlodzieja jest peowiec. ~qqqqqqqqqq Zgadzam się z opinią 86 Nie zgadzam się z opinią 10
Teraz nie mówi się" TY ZŁODZIEJU" tylko "TY PełOwcu" ~Niesiołowski Zgadzam się z opinią 21 Nie zgadzam się z opinią 2
Wszyscy wiedzą , że TUSK to mały obskurny cwaniaczek; ale POwskie Lemingi wybiorą go na szefa, bo nie ma od niego wiekszego kłamcy, cwaniaka i oszusta. ~wincent
Mały POlityczny prostaczek, a nie cwaniaczek. Cwaniaczkiem to on jest na boisku, jak stoi i czeka na POdanie ~gucio
Nie taki mały cwaniaczek skoro wykręcił się i syna z afery Amber Gold.....na razie....A Piotruś czeka w celi na egzekucję.... ~Job
POlitycy dzielą się : na złych,gorszych, jeszcze gorszych i na Tuska.Tak można ocenić Tuska wyPOwiedź. To nie jedyna jego taka wypowiedź. A co było z abonamentem RTV? Tusk nawoływał do nie płacenia abonamentu bo kierownictwo było związane z PiS, a gdy RTV wpadł w łapy PO -bezwzględnie należy opłacać abonament.No jak można określić takiego POlityka? ~Gdańszczanin Zgadzam się z opinią 33 Nie zgadzam się z opinią 3
Każdy kto głosował na PO powinien mieć kod kreskowy na czole i nałożony podatek 90% na wszystko. ~Top Chips Zgadzam się z opinią 10 Nie zgadzam się z opinią 1
Karzełek moralny z tego Tuska! aż czuję się zażenowany, że premierem Polski jest tego formatu człowiek, niezależnie od sympatii politycznych. Przeciwnika można też szanować, a tu już się nie da. To już totalne dno! ~R e k s i o
"Pisior" w MSW? Gowin odpowiada Tuskowi: to pogarda "Pisior? Na mój nos, on nie będzie długo dyrektorem gabinetu" - tak według nagrań ujawnionych przez "Syfilisweeka" zareagował Donald Tusk na informacje dotyczące szefa gabinetu politycznego w MSW. "Teraz rozumiem, co miał na myśli PDT (premier Donald Tusk - red.) zarzucając mi propisowskość. Ja jestem z PiS w ostrym sporze, ale nie darzę jego polityków pogardą" - odpowiedział mu na Twitterze Jarosław Gowin. Syfilisweek" dotarł do nagrań ze spotkania szefa rządu z działaczami Platformy Obywatelskiej z trzech regionów: kujawsko-pomorskiego, dolnośląskiego i opolskiego. Autorem tego nagrania miał być jeden z gości Tuska. W trakcie spotkania poruszono temat m.in. Jacka Majchera, szykowanego do objęcia stanowiska szefa gabinetu politycznego ministra spraw wewnętrznych. Kiedy politycy PO tłumaczyli, że Majcher to polityk bardzo mocno związany w przeszłości z PiS i użyli określenia "pisior" Tusk odpowiedział: "Pisior? Na mój nos, on nie będzie długo dyrektorem gabinetu". "Na pewno będę musiał usłyszeć bardzo szczegółowe wyjaśnienie i trudno mi sobie wyobrazić, żeby ono było przekonujące" - dodał premier. Podczas spotkania w ogrodzie warszawskiego hotelu Belweder lider PO narzekał także na swojego koalicjanta, czyli Polskie Stronnictwo Ludowe. Jego zdaniem, ludowcy myślą jedynie o obsadzaniu stanowisk swoimi ludźmi. "Oni w koalicji mają z reguły upatrzone cele i to nie są zawsze cele związane z dobrem czy interesem publicznym" - mówił.
Wybrane komentarze:
Platformie zwanej obywatelska juz nic nie pomoze.No moze rooskie servery/ Im dluzej beda Rzadzic tym dla nich gorzej - po prostu to juz jest ostry zjazd ktorego nic nie powstrzyma!! Za dwa lata mogą zejsc ponizej 5 % czego im serdecznie życzę. Jeszcze teraz moz osiągneliby ok 20 % i z nowymi komunistami mogliby rządzic ! Ale cokolwiek Thusk zrobi bedzie zle.Przyspieszone wybory byc moze pomoga utrzymac wladze ale skompromituja go do konca! Wybory za dwa lata - to bedzie 5 % a moze i mniej ! Jest zle ale w sumie idzie w dobra strone ! Cokolwiek Thusk zrobi bedzie zle i to jest dobre dla Polski dla ludzi!! ~zy zak
WSTAJESZ I WIESZ ... Ha ha ha ..!!!!....Zabawnie wyglądają te zakłamane kundle z jedynie słusznej propagandy kiedy starają się bronić poczynań TVNowsko-szechterowsko-Tuskowej partyjki .. Dodatkowo incydent z niejakim Miecugowem wymalował strach w ich wrednie spozierających oczętach .... CAŁA PRAfDA CAŁom DOBem !!!!! Oprócz Donalda Franc-iszka cała Tuskowa rodzina to same wybitne jednostki !!!!! Kasia jest blagerką i mądelką w jednym a Donaldowy synalek to niezastępiony fachowiec od kolejnictwa ,lotnictwa i w ogóle wszelakiego transportu od Chin aż po Brukselę ... mirk 65
~ku otrzeźwieniu i pokrzepeniu rozpalonych łbów : Tusk dokonał straszliwej destrukcji nie tylko w gospodarce kraju,ale w mentalności Polaków, Zatruł ich umysły i rozbudził nienawiść. Polacy walczą ze sobą i nie widzą zgliszcz dookoła - skutku wywołanego rządami Tuska. Nie łudźmy się , że żyjemy w demokratycznym państwie, a jazgotu wznoszonego przez wyznawców Tuska słuchajmy spokojnie, ale nie dajmy się wciągnąć w jego wir, bo jest to śmiertelnie niebezpieczne. Tusk jest zaprzeczeniem demokracji, jego niegdysiejsze nawoływania do obywatelskiego nieposłuszeństwa i obecnego bojkotowania referendów nic z obywatelstwem nie mają wspólnego. Ani z obywatelstwem, ani z polskością, bo , jak wszyscy wiemy, dla Tuska polskość to nienormalność, Gowin ma racje, tylko trzeba się wsłuchać i ze spokojem , bezstronnie rozważać to, co mówi. To nie są słowa skierowane do fanatyków Tuska, bo fanatyk nikogo nie słucha oprócz własnego guru. Te słowa są skierowane do ludzi bez uprzedzeń - o otwartych umysłach Za dużo emocji, co nie sprzyja rzeczowej dyspucie.Dzisiaj jest piękna pogoda. Nasz premier z pewnością harata w gałę, gdy tymczasem jego fanatycy okupują fora internetowe i kipiąc nienawiścią usiłują zatruwać umysły Polaków. Widać u nich wielkie zdenerwowanie i brak panowania nad swoimi emocjami, co skutkuje tylko zaćmieniem ich umysłów i coraz wulgarniejszym słownictwem. A ja się temu ze stoickim spokojem przyglądam, bo wiem, że rozpacz nimi włada, straszliwa rozpacz jest przyczyną ich głębokiego bólu. Okręt Tuska tonie wraz z tymi, którzy są na jego pokładzie, bo fatalna załoga tym okrętem steruje. Wyjdą jednak z tego, pod warunkiem, że sobie uświadomią, w jakim otumanieniu żyli., że postawią sobie szereg pytań i uczciwie na nie odpowiedzą. Choćby takich: A jeśli w kraju spośród młodych zostaną tylko Kasia Tusk i Józef Bąk, a pozostali wyjadą w świat za chlebem, to kto na tych polskich emerytów będzie pracował i kto będzie utrzymywał kosztowny dwór Bronisława Komorowskiego? To w końcu na ile miliardów nas ten Tusk zadłużył i co on dalej zamierza? Czy takie rządzenie może jeszcze długo trwać i do czego ono doprowadzi? Czy przypadkowo Tusk wziął do swojej ekipy rzeźnika watahy? Czy w ten sposób chciał samego siebie przekonać, że jego ręce są czyste, bo mokrą robotę zrobili inni? Czy te wszystkie tragiczne wydarzenia, których byliśmy świadkami, nie dokonały się rękoma Tuska? Czy może on tylko stworzył odpowiednie warunki, aby rzeczy się działy? Dlaczego z powodu samobójczej śmierci jednej aferzystki już od siedmiu lat ściga się Ziobrę i Kaczyńskiego, a tymczasem za panowania Tuska mamy prawdziwy wysyp samobójstw i nie stawia się Tuska przed Trybunałem Stanu. Dlaczego, dlaczego, dlaczego...
~m do ~AGA55: Zapewniam Cię ,że nie ma żadnych różnic między PO, a PZPR. Zarówno PO , jak PZPR upadnie z tego samego POwodu-złodziejstwo, niegosPOdarnosc ,fałsz morderstwa polityczne, bieda ,zapaść gospodarcza, długi, których nie sposób spłacić. A co do tego ,że za bluzgi nikt nie siedzi w wiezieniu, to przypominam przypadek internauty z Antykomora, który został skazany na więzienie.
____________________________________ Videtur et hoc mihi Platforninem non debere esse Poza tym uważam że Platformę należy zniszczyć /Katon starszy/
Ostatnio edytowano 11 sie 2013, 22:08 przez Badman, łącznie edytowano 1 raz
11 sie 2013, 22:07
Re: Etyka, moralność, obyczaje
Warto protestować. Krzyż wróci na komendę
Krzyż i ikona Michała Archanioła, które zostały usunięte z radomskiej komendy policji z polecenia komendanta Karola Szwalbego, wrócą na swoje miejsce. – Mam nadzieję, że stanie się to w najbliższych dniach – mówi duszpasterz policjantów ks. Gabriel Marciniak – pisze „Gazeta Polska Codziennie”.
Przypomnijmy, przed kilkoma dniami „Codzienna” informowała, że szef radomskiej policji Karol Szwalbe nakazał zdjąć krucyfiks znajdujący się w jego gabinecie oraz usunąć krzyż i ikonę Michała Archanioła z policyjnej świetlicy. Decyzja komendanta wywołała oburzenie wśród policjantów. Zażądali odwołania Szwalbego ze stanowiska. Zarzucali mu nie tylko, że samowolnie usuwa symbole chrześcijańskie z komendy, ale także namawia, aby funkcjonariusze nie brali udziału w pielgrzymce na Jasną Górę.
Szwalbe zaprzeczał, jakoby żądał zdejmowania symboli religijnych oraz namawiał do rezygnacji z udziału w pielgrzymce. Twierdził, że nakazał zdjąć krucyfiks w swoim gabinecie, bo jest człowiekiem niewierzącym.
Zdjęte ze ściany świetlicy krucyfiks i ikonę przechował na plebanii radomski duszpasterz policjantów ks. Gabriel Marciniak. Krzyż wziął na pielgrzymkę, a ikona pozostała na miejscu. – Mam nadzieję, że w najbliższych dniach zarówno krzyż, jak i ikona wrócą na swoje miejsce – mówi „Codziennej” duchowny. Informuje, że od kilku dni prowadzone są w tej sprawie rozmowy.
W obronie krzyża wystąpili biskupi radomscy. Bp Henryk Tomasik i bp Adam Odzimek wyrazili „zdecydowany sprzeciw przeciwko praktykom zdejmowania krzyża z tych miejsc, w których był obecny”. Hierarchowie przypomnieli, że krzyż jest znakiem zbawienia, znakiem „miłości ofiarnej Zbawiciela oraz znakiem chrześcijanina”. Zwrócili uwagę, że krzyż jest obecny w życiu publicznym, w kulturze polskiej i europejskiej. „Krzyż stawiamy na grobach naszych bliskich, wyznając wiarę w zmartwychwstanie do życia wiecznego” – napisali.
Jeśli krzyż może byc w sejmie to tym bardziej w komisariacie i każdym innym urzędzie.
Nadir
W moim jest. I jestem dumny z tego.
Polnywolak
W moim nie ma. I jest tak, jak powinno być.
A skąd Ty jakiś wolak (w dodatku polny) niby miałbyś wiedzieć jak powinno być w Polsce? Ty to sobie możesz decydować jak ma być w Twojej sypialni czy łazience. Albo w kiblu. Możesz powiesić sobie tam np. sierp i młot.
wbuluinadzieji
Warto protestować. Krzyż wróci na komendę
No to wolak (w dodatku polny) zapłacze sie na śmierć
____________________________________ "Demokracja to cztery wilki i owca głosujące o obiedzie" R.A.Heinlein
Ostatnio edytowano 18 sie 2013, 10:01 przez kominiarz, łącznie edytowano 1 raz
18 sie 2013, 10:00
Re: Etyka, moralność, obyczaje
Jaka Desdemona, taki Otello, jaki Szekspir taki Hamlet czyli cierpienia młodego Stuhra
W bólach wykuwają się nowe kadry i pewnie z zazdrością spoglądają na protoplastów pieszczochów władzy i salonów. Choćbyś nie chciał wiesz wszystko o nowych i starych kadrach, od których zacznę.
Gdzieś tak do 1989 roku nie miałem bladego pojęcia kto jest żoną Daniela Olbrychskiego i czy w ogóle ma żonę. Za chińskiego boga nie odgadłbym na co chorował Roman Wilhelmi i z kim dziecko miała kochanka Holoubka. Dziś wiem wszystko i wcale nie od tych chłopców do bicia – tabloidów, ale z tak zwanych „poważnych mediów”. Przebieg chorób Jerzego Stuhra jest mi lepiej znany, niż moja własna karta chorobowa. Wiem jak się ubiera córka Macieja Stuhra, chociaż pojęcia nie mam co ma w szafie moja własna córka. Wreszcie dowiedziałem się z kim śpi żona gwiazdora, który zasłynął znajomością historii i spędzaniem urlopów na polskiej wsi, gdzie corocznie toczył walki o życie własne i swoich bliskich – bronił się przed ukrzyżowaniem.
Nagromadziło mi się we łbie tych wszystkich rewelacji, pomimo tego, że nie zaglądam do kolorowych pisemek, no chyba, że muszę potwierdzić swoje pełne żółci przypuszczenia. Cała bieda rodziny Stuhrów dopadła mnie w trakcie oglądania serwisów informacyjnych i przeglądania portali znanych „dzienników opinii”. Co więcej zarówno senior, jak i junior chętnie swoje rodzinne intymności publikowali na wielu łamach. Każda przebyta choroba Jerzego Stuhra miała swoją oprawę medialną, od chorób sercowych po raka. Każdy wyczyn artystyczno-towarzyski Macieja Stuhra miał swoją okładkę lub rozkładówkę, aż wreszcie trafił się temat, który dla juniora nie jest na sprzedaż. I tutaj pojawia się moje pełne żółci przypuszczenie, że było fajnie w kolorowej gazecie dopóki stara jak świat przypadłość objawiająca się jelenim porożem nie narobiła gwiazdeczce wstydu.
Trudno się chłopu dziwić, każdemu z nas może się przydarzyć podobna, przykra, historia, o ile zakochamy się w Samancie, która w domu się nudzi i z nudów zachodzi w ciążę z rozrywkowym przyjacielem domu. Gospodarza zabrakło, myszy zaczęły harcować i tylko pojąć nie mogę dlaczego akurat ten temat nie nadaje się do kolorowych pism, tych samych gdzie znajdziemy dziesiątki ekskluzywnych wywiadów ciągle młodej i obiecującej gwiazdy. Jak podejrzewam, w małostkowości swojej, każda taka rozkładówka na przykład w Gali http://www.gala.pl/wywiady-i-sylwetki/m ... zynic-9208 , nie obciąża, ale zasila budżet gwiazdy. Skoro Maciej Stuhr potrafił doczytać, że nie Głogów, tylko Cedynia, że nie Polacy tylko Niemcy, to chyba potrafi skojarzyć fakty kartkując kolorowe pisemko. Na rozkładówce Maciek opowiada, że jest równy, dowcipny, gość, jednak parę kartek dalej i bliżej mamy artykuły informujące, że jakaś tam Socha zaszła w ciążę i nie wiadomo, czy Zakościelny nie jest ojcem, a inna Foremniak rzuciła męża i dzieci dla młodszego Kazimierza. Potrafi, czy nie potrafi Stuhr junior przekartkować kilka stron spisanych pismem obrazkowym dla ociężałych umysłowo? Umie wyjąć z gazety, która mu płaciła, nie tylko profity, ale i niebezpieczne związki? Jeśli jakimś cudem udałoby się mu, po kartkowaniu, skojarzyć prostą zasadę funkcjonowania takich publikatorów dla ubogich ciałem i duchem, to może by się uchronił przed blamażem, nie pierwszym zresztą.
Dopóki młoda gwiazda obrabiała dupę innym publicznym osobom, choćby w kloacznym programie z dziadkiem Kubą, dopóki gwiazda wystawiała siebie i córkę przed flesze producentów komiksów dla idiotów http://www.fakt.pl/maciej-stuhr-z-corka ... 1,1,1.html , kasowała młoda gwiazda za chłam, który wciskała przecież nie koneserom "kultury wyższej".
Gdy się los odwrócił i na miejscu Foremniak wylądował Stuhr, a na miejscu Stuhra jakaś inna wschodząca gwiazda, która karierę zaczęła pono od zrobienia dziecka żonie starej gwiazdy, to się nagle płaczliwym oburzeniem zaczął ujawniać dysonans poznawczy. Kto wykarmił tę publikę i kto pasł te gazety, panie „historyk”- rogacz? Kto zbudował ten cudowny kolorowy świat? Obsrywanie i ukazywanie Polaków z najbardziej tępymi gębami jakie da się w charakteryzatorni wyrzeźbić – jest sztuką, która powinna skłaniać do autorefleksji i ekspiacji całego narodu, no i doskonałą zabawą w kilu tytułach i salonach. Wypuszczanie własnego dziecka na wybiegi i gale, pomiędzy hieny z fleszami, nie odbiło się ojcowskim strapieniem i płaczem dziecka, tylko szpanem w szkole i telewizji. Obrabianie ***, za pieniądze, staremu kawalerowi, który mieszka z kotem, bynajmniej nie świadczy o „spsieniu”.
Aż tu nagle kij obrócił końce i po pierwszym razie młoda gwiazdeczka zapiszczała jakby ją rżnęli na żywca – holokaust się zaczął. O co chodzi? Wszak się objawił wspaniały wielki, nowoczesny, europejski świat, między Pleszewem i Krakowem! Czy nie po to zasiada się w honorowych komitetach wyborczych, aby zamiast ciemnoty i ciasnoty umysłowej, opartej na katolickim zabobonie prania brudów we własnym domu, mówić otwarcie o związkach partnerskich w trójkącie? Albo budujemy społeczeństwo otwarte i tolerancyjne, pokazujemy żonę w ciąży z Murzynem, albo chowamy się gdzieś po kruchtach i wychowujemy wielodzietną biedotę, którą przecież można było z przytupem medialnym wyskrobać, jak pewna siedemdziesięcioletnia „zimna suka”.
Takie życie i wszystko można doczytać, podobnie jak historii, życia też da się nauczyć. Pierwszą lekcję mogę dać za darmo. Nie sprzedawaj się tanio, a nie będziesz do kupienia za grosze, nie drwij, a nie będziesz wykpiony, nie sraj na cudze życie, a nie będziesz płakał nad własnym. Tego wszystkiego uczą w domu, pod warunkiem, że ojcowie, matki, żony i dzieci nie są zajęte sprzedawaniem swojego życia gazetom, którymi się nawet podetrzeć nie daje.
Bo to mlodziak i amator Mlody Stuhr to jest celebryta-amator. Wszedl w wiek agresywnej meskosci (czyli 35+), poczul, ze jest dorosly i "doskonale uksztaltowany" i ze musi "zaistniec". Krakow. Slawa i pozycja ojca. Liceum Sobieskiego, kabarety i te rzeczy. No... Hamleta ni ma, tylko Orlando oraz Kajko i Kokosz, ale za to europejskie "Poklosie" na pewno mialo szekspirowski zamach. No i tak sobie probowal gwiazdować i brylować, az "wpadl z radarem na sciane i rozwalil ***". Bo życie, to nie jest bajka. Prawdziwi celebryci to nie sa paniczykowie z CK Krakowa. Żeby być celebryta, trzeba byc twardym! Trzeba sie urodzic w Koszalinie, albo Grynbergu. Piac sie do gory, pazurami. Otrzasac ze slomy, wykuwać niezlomnie. Mieć czekistowska bystrosc, bardzo czuly wiatromierz, cierpliwosc snajpera SEALS i urode jak stokrotka. No i nie mozna byc pruderyjnym, za to trzeba być wytrzymalym i umiec nie protestowac glosno pod klientem. Życie to jest bitwa."... a przynajmniej tak slyszalem". By Zolw
Już Jan Kochanowski pisał fraszki na temat młodego Stuhra "Ziemię pomierzył i głębokie morze, Wie, jako wstają i zachodzą zorze; Wiatrom rozumie, praktykuje komu, A sam nie widzi, że ma kurwę w domu." By Ceceron
PS Maciek Stuhr to ten słynny Stuhr junior który grał słynną role w słynnym filmie "Pokłosie" słynnego Pasikowskiego autora słynnych "Psów".
____________________________________ Videtur et hoc mihi Platforninem non debere esse Poza tym uważam że Platformę należy zniszczyć /Katon starszy/
18 sie 2013, 22:16
Re: Etyka, moralność, obyczaje
Fiutek nie ruszy „pisiora”. I znowuż blamaż.
Nic w tej sensacyjnej opowieści o polowaniu na „pisiora” się nie zgadza, poza jednym, kolejny raz usłyszeliśmy język i zobaczyliśmy charakter małego fiutka. Ale po kolei. Wyjątkowo się składa, ponieważ niejakiego Pawła Majchera znam znacznie lepiej niż on sam może przypuszczać, chociaż była nawet okazja pogadać. Nie napiszę skąd przez wiele lat miałem informacje z pierwszej ręki, jakie jaja i tragedie rozgrywają się w Polskim Radiu Wrocław, bo na początku swojej aktywności złożyłem śluby – żadnej prywatności w Internecie. Trzeba mi będzie uwierzyć na słowo, ale naprawdę nie ma powodów, by postąpić inaczej.
Majcher jest takim „pisiorem”, jak Blumsztajn moim fanem. Klasyczny karierowicz, który kłaniał się wszystkim możliwym gabinetom, co widać najdobitniej z przebiegu jego kariery. Zaczynał u Schetyny w „Esce” do PRW przyciągnęła go jedna z doświadczonych dziennikarek wrocławskiego radia i na początku biegał po Wrocławiu sprawdzając, który pan pogryzł psa. Potem został dziennikarzem politycznym i nie wychodził z gabinetu towarzysza Krasonia, barona SLD z Wrocławia. Głównie tej znajomości zawdzięcza prezesurę w PRW, nie żadnemu „pisiorowi”.
W 2007 roku KRRiTV była podzielona między SLD i PiS, a Majcherowi wszystko jedno komu się kłania, byle wysiłek nie szedł na marne. Gdy się dowiedziałem, że ulubieniec Krasonia, prezes PRW z czasów PiS, został szefem gabinetu politycznego ministra PO, absolutnie nic mnie nie zdziwiło. Daję głowę, że w PiS 90% członków nie miało pojęcia kim jest Majcher, zresztą podobnie rzecz się ma w przypadku PO, ponieważ Majcher jest skutecznym, ale cichym, uprzejmym i do pełnej dyspozycji redaktorem, który zanim powie dzień dobry, krzyczy od progu „panie prezesie, gustowny krawat”. Cały Majcher, taki klasyczny „równiacha” udający, że wszystkich lubi i prawie wszyscy odwzajemniają uczucie. Jak widać pierwszym kłamstwem w sensacyjnym newsie jest sam bohater, pokrótce opisany powyżej, bo więcej nie ma sensu się trudzić.
Drugim kłamstwem jest nośnik informacji, czyli Syfilisweek, wiadomo przez kogo redagowany. Koń by się uśmiał na hasło: „taśmy szkodzą Tuskowi”. Nic, co szkodzi Tuskowi do czasu ostatecznego rozwiązania kwestii tuskowej, nie będzie przez Lisa publikowane – dziecko ma tę wiedzę. Pozornie wydaje się, że nie jest dobrze. Na taśmach słychać, że mamy do czynienia z małym fiutkiem, który się dogaduje w kwestii „pisiora”. Pełen obraz drobnego cwaniaczka i wcale nie chodzi o to, że z gabinetu PO ma wylecieć obcy, to akurat jest normalne u wszystkich. Rzecz w tym, jak wyglądają, zachowują się i rechoczą kolesie Tuska, do których on pasuje, jak w mordę strzelił. Dyzma. Jednym słowem Dyzma. No! I nie zadzieraj „pisiak” ze mną, bo to się dobrze nie skończy!
Cóż to jednak znaczy, takie pozory i taka niska cena? Nic nie znaczy, przecież nikt nie ma złudzeń kim są kolesie z PO i kim jest ich szef, tylko jedni to obśmiewają, a drugim to nie przeszkadza. Za śmieszną cenę ukazania prawdziwej twarzy, Tusk sobie kupił pozycję „swojego chłopa” z PO. Najważniejsze w tych nagraniach jest jedno – kandydat na szefa całej tej zgrai fiutków, obiecuje, że koryto będzie tylko dla fiutków, a każdy „pisior” od koryta odpadnie. Cała reszta się nie liczy.
Trzecie kłamstwo na plecy Schetyny rzuca intrygę. Być może, ale jeśli Grzesiek poszedł na taki numer, to tylko i wyłącznie pod jednym warunkiem – wiedział, że już można. Nie sądzę jednak, żeby już można było i nie sądzę, żeby Schetyna przy takim numerze grubymi nićmi szytym, miał jakieś zyski. Ta klika fiutków nie cierpi wszelkich nagrań ukazujących prawdę, także Schetyna pokazując, że nie można na niego liczyć i to we własnym wrocławskim domu, niczego nie zyskuje, przeciwnie pakuje się na cmentarz, gdzie leży Chlebowski i Drzewiecki.
Czwarte kłamstwo. Gowin przygotował całą akcję. Kłamstwo, nie kłamstwo, ale wydaje się mało prawdopodobne, żeby Gowin we Wrocławiu miał cokolwiek do powiedzenia i to po pierwsze. Po drugie spisałem wyżej. Tusk zyskuje w oczach fiutków, ponieważ daje gwarancje monopolu przy korycie, Gowin się oburza językiem i treścią, czym traci jeszcze bardziej, po prostu trzeba pamiętać kto i kogo będzie wybierał.
Pora chyba powiedzieć prawdę albo przynajmniej starać się prawdę odgadnąć. Gdybym to ja miał stawiać na autorstwo i zyski z tego przedsięwzięcia, to poszedłbym drogą Rzymian. Komu służy? Chyba nie ma wątpliwości, służy Tuskowi przed wyborami na lidera fiutków, no i oczywiście służy Pawłowi Majcherowi. Tylko dzięki tej akcji Majcher zachował stołek, bo wiadomo, że lepszego parasola ochronnego nie dostanie. Czy on za tą akcją stoi? Nie wiem, być może znów się nałożyło kilka interesów naraz, a Majcher tylko skorzystał na wewnętrznej rozgrywce w dolnośląskiej PO. W każdym razie wiemy na pewno, że Sienkiewicz musiał się postawić, w przeciwnym razie wyszedłby na idiotę, ale też nie jest taki odważny, żeby nie wiedział komu tę żabę podrzucić i podrzucił Schetynie. Bilans po bitwie między fiutkami wygląda następująco: ugruntowana pozycja Tuska w wyścigu na lidera fiutków, uratowany tyłek Majchera, „odważne” zachowanie Sienkiewicza, podejrzenia rzucone na Schetynę i Gowina. Potrzeba więcej? Niczego więcej nie potrzeba poza Syfilisweekiem Lisa, gdzie całość można wydrukować.
Warto tylko spytać, czy da się pogodzić tytułowy blamaż fiutka, z treściwą obroną interesów partyjnych. Zdecydowanie się da, na całe szczęście Tusk ma zyski tylko i wyłącznie w oczach partii, na zewnątrz głupszych szczurów wypuścić nie można. Nic tak nie wywołuje odruchów wymiotnych u wyborcy, jak obrazki z kręcenia politycznej kiełbasy. W wyścigu na tron fiutka, Tusk zebrał same plusy w partyjnej klice, ale wyborcy zobaczyli, nie przymierzając, Renatę Beger.
Fakt, że Tusk walczy o życie i próbuje na wszelkie sposoby utrzymać stołek naczelnego fiutka, świadczy o tym, że świadomie i podświadomie na nic innego już nie liczy. Jeszcze kilka lat temu Tusk nie musiałby pokazywać całej Polsce i wszystkim członkom PO jakim jest małym fiutkiem, żeby dochrapać się tronu fiutków. Roku Pańskiego 2013 musiał i pokazał, ale tradycyjnie rzucił pustą obietnicą.
Kilka komentarzy:
Ciekawe osobniki na fotografii.Niewątpliwie z rzędu naczelnych. Kończyny przednie długie do kolan, lekko ugięte jakby gotowe do chwytu. Samiec alfa stoi z prawej, pan z tyłu chyba finansuje spotkanie. rycina poglądowa
Ty Kurak jestes niereformowalny.Ale podoba sie! Rudej maupy z Sopotu juz nie ma.Ciekawym jaka cele odziedziczy w Sztumie? Lider fiutkow
Zobacz, że ten po lewej ma lekko ściśnięte kułaki, czyli już się dorobił swego, a ten w środku pochylony rozcapierza palce, jakby wołał "dawać mi tego Kaczora!" Nikogo z centrali jednak nie ma na zdjęciu. żaden z nich
Cytat z netu: "kto przez dwa lata całą wiedzę o świecie czerpie z telewizji, traci zdolność myślenia" - Volkoff
Pytanie: a co dopiero przez prawie 7 lat z TVN24 i Szkiełka kontaktowego? Odpowiedź: staje się bezmyślnym lemingiem.
____________________________________ "Demokracja to cztery wilki i owca głosujące o obiedzie" R.A.Heinlein
20 sie 2013, 11:02
Re: Etyka, moralność, obyczaje
Upadek legendy
Władysław Bartoszewski jest cały czas bardzo aktywny w życiu publicznym, ale jego wizerunek osoby godnej zaufania dawno już legł w gruzach.
Człowiek, który w czasach komunistycznych był uważany za osobę odważną, myślącą niezależnie, od wielu lat jest koniunkturalistą, którego głównym celem jest goszczenie na salonach. A elity mu się odwdzięczają, umieszczając go w gronie „moralnych autorytetów”.
Lubi wracać do swojej konspiracyjnej przeszłości, działalności w Armii Krajowej, pobytu w niemieckim obozie koncentracyjnym Auschwitz. Swoją pozycję budował na legendzie AK. Sam jednak od kilkunastu lat sprzeniewierza się ideałom, które przyświecały pokoleniu bohaterów „Kamieni na szaniec”.
Wiele osób przeżyło prawdziwy szok, gdy dowiedziało się, że w 2006 r. Bartoszewski był przeciwny przyznaniu Orderu Orła Białego gen. Augustowi Emilowi Fieldorfowi i rotmistrzowi Witoldowi Pileckiemu.
Bartoszewski był wtedy sekretarzem kapituły orderu, a o jego wątpliwościach opowiadała Lena Dąbkowska-Cichocka, minister w Kancelarii Prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Bartoszewski miał się wtedy obawiać, iż „precedensowa decyzja o pośmiertnym odznaczeniu obu bohaterów otworzy możliwość wywierania nacisków w sprawie kolejnych kandydatur”.
Nic dziwnego, że tak pokrętne tłumaczenia i argumenty wywołały protesty kombatantów. Nie mogli zrozumieć, jak można zgłaszać wątpliwości co do uhonorowania ludzi symboli walki z hitlerowskimi Niemcami, którzy po wojnie zostali zamordowani „w wolnej Polsce” przez komunistów.
Na szczęście nie doszło do kompromitacji kapituły, bo prezydent Lech Kaczyński nadał Ordery Orła Białego obu bohaterom bez pytania jej o zgodę. A było wielce prawdopodobne, że opinia Bartoszewskiego by zwyciężyła i to gremium (zasiadali w nim także Bronisław Geremek, Tadeusz Mazowiecki i Krzysztof Skubiszewski) wydałoby negatywną opinię na temat przyznania orderu Fieldorfowi i Pileckiemu.
Agresywny język
Takich bulwersujących wypowiedzi Bartoszewski ma na swoim koncie znacznie więcej. Dwukrotny minister spraw zagranicznych, a ostatnio główny doradca premiera Donalda Tuska w sprawach zagranicznych, zajmuje się dziś nie obroną polskich interesów, ale obrażaniem Polaków. Nie przebiera w słowach, ale tylko jeśli atakuje swoich przeciwników politycznych.
Gdy nie podobała się mu polityka zagraniczna PiS i prezydenta Lecha Kaczyńskiego, to ludzi, którzy się nią zajmowali, nazwał „dyplomatołkami”, ku uciesze medialnej gawiedzi. Były minister nie potrafił, albo nie chciał, dostrzec sukcesów polityki swoich przeciwników politycznych, to dla Bartoszewskiego było nieistotne.
Z biegiem czasu zaczął sobie coraz bardziej folgować, nie oszczędzał języka, ale obrażał już nie innych polityków, ale zwykłych Polaków. Przeciwników obecnego rządu, prezydenta nazywał wulgarnie „bydłem”. Ostatnim przykładem jego agresji słownej są ataki na uczestników obchodów rocznicy wybuchu Powstania Warszawskiego, etykietowanie ludzi uczestniczących w uroczystościach pod pomnikiem Gloria Victis jako „motłoch”.
I choć usłużne media próbowały go usprawiedliwiać, tym razem nie dało się wmówić Polakom, że wszystko jest w porządku, bo „Bartoszewski ma prawo tak mówić”. Nawet ludzie, których trudno podejrzewać o sympatię do prawicy, nie szczędzili słów krytyki.
– To wywód pełen pogardy, wściekłości – mówił Józef Oleksy z SLD. A Witold Waszczykowski, były wiceminister spraw zagranicznych, zwraca uwagę, że Bartoszewski tak zachowuje się od lat. – Dziś mówi „motłoch, bydło, nekrofilia polityczna”. Tak wypowiada się minister o Polakach, o swoich rywalach politycznych – podkreśla Waszczykowski.
Czapką do ziemi
Władysław Bartoszewski jest przedstawiany jako znakomity dyplomata, przed którym otwierały się wszystkie drzwi. Ale jeśli ktoś pamięta wydarzenia sprzed kilkunastu lat, ma raczej inną opinię. Zwłaszcza jeśli spojrzymy na politykę wobec Niemiec.
Bartoszewski jest chwalony za to, że budował porozumienie polsko-niemieckie. Ale niestety na niemieckich warunkach. Widać to było zwłaszcza w 1995 roku. Minister zabiegał wtedy o to, aby Niemcy zaprosili Wałęsę na berlińskie obchody 50. rocznicy zakończenia II wojny światowej. „Niemieccy przyjaciele” Bartoszewskiego nie zamierzali jednak tego robić, ale żeby nie tracić tak spolegliwego sojusznika, szefa MSZ zaproszono na uroczyste posiedzenie Bundestagu i Bundesratu (28 kwietnia 1995 roku), gdzie wygłosił przemówienie. Niemcom to się bardzo opłaciło.
Bartoszewski jako pierwszy polski polityk tej rangi przeprosił Niemców za powojenne wysiedlenia. Co ciekawe, wtedy media tzw. głównego nurtu przemilczały tę część przemówienia, wiedząc, jakie to wywoła reakcje w kraju. Niemieckie media oczywiście ten fragment szczególnie uwypuklały. Bartoszewski powołał się wtedy na słowa swojego przyjaciela Jana Józefa Lipskiego, przewodniczącego Klubu Krzywego Koła i wielkiego mistrza loży masońskiej Kopernik, który powiedział w 1981 r.: „Wzięliśmy udział w pozbawieniu ojczyzny milionów ludzi…”.
W tym przemówieniu zaniżył też liczbę Polaków, którzy zginęli podczas II wojny światowej. Nie dziwi więc to, że w kolejnych latach były minister bagatelizował fałszowanie najnowszej historii przez Niemców czy też działalność Eriki Steinbach i jej Związku Wypędzonych i tym podobnych stowarzyszeń. A gdy Berlin zdecydował o budowie muzeum wypędzonych, Bartoszewski wskórał jedynie wprowadzenie niewiele znaczących korekt do statutu placówki i składu jego władz.
I nie ma się czemu dziwić, skoro jednocześnie były żołnierz AK pozwolił sobie w wywiadzie dla niemieckiej „Die Welt” na wypowiedź, że podczas okupacji bardziej bał się swoich sąsiadów, innych Polaków niż okupujących Polskę Niemców. Bo Polacy mogli go wydać za niesienie pomocy Żydom.
Co prawda potem Bartoszewski się bronił, że jego słowa wyrwano z kontekstu, że wcale nie o taki przekaz mu chodziło, nie o wybielanie Niemców, ale jego słowa poszły w świat. I doskonale pasowały do niemieckiej narracji, że Polacy są współwinni holokaustowi, że są narodem antysemitów. To zresztą pasowało też do propagandy prowadzonej przez najbardziej krzykliwe organizacje żydowskie, które obarczają Polaków współodpowiedzialnością za to, że Niemcy na polskiej ziemi mordowali Żydów.
Poseł Dorota Arciszewska-Mielewczyk, prezes Powiernictwa Polskiego, podkreśla, że minister zajmuje się przede wszystkim tłumaczeniem polityki niemieckiej Polakom, tak jakby był rzecznikiem tamtejszych władz.
– Nie mamy natomiast wsparcia od Władysława Bartoszewskiego. Przecież minister polskiego rządu powinien działać w interesie polskich obywateli – mówi pani poseł. I dodaje, że to wsparcie rządu byłoby pomocne choćby po to, aby skutecznie walczyć z niemieckimi roszczeniami majątkowymi, bronić interesów Polonii w Niemczech czy też przeciwdziałać fałszowaniu przez Niemcy historii.
Arciszewska-Mielewczyk wskazuje, że obecne władze poniosły wiele porażek w swojej niemieckiej polityce. Jest to polityka uległości, zadowalania się nic nie znaczącymi gestami.
– Minister Bartoszewski jako sukces Polski uznał to, że Erika Steinbach nie znajdzie się w radzie muzeum wypędzonych. Tylko że to nic nie znaczy, bo przecież koncepcja muzeum, jego wymowa pozostały takie, jak chciała przewodnicząca Związku Wypędzonych – tłumaczy prezes Powiernictwa Polskiego.
Pojednanie w jedną stronę
Przez tzw. salon Władysław Bartoszewski traktowany jest również jako jeden z symboli pojednania polsko-żydowskiego. Jednak w świetle faktów jego rola w budowaniu dobrych relacji między Polakami a Żydami jest wysoce dyskusyjna, by nie powiedzieć wprost – szkodliwa.
Ksiądz profesor Waldemar Chrostowski, który jeszcze w latach 80. XX wieku był jedną z pierwszych osób, która organizowała dialog polsko-żydowski, zalicza Bartoszewskiego do grona liberalnych katolików, którzy uważają, że polska strona powinna uznawać wszystkie postulaty podnoszone przez stronę żydowską.
To dlatego Bartoszewski jako szef Międzynarodowej Rady Państwowego Muzeum w Oświęcimiu poparł decyzję o usunięciu w grudniu 1997 r. krzyży z terenu byłego niemieckiego obozu Auschwitz-Birkenau (Rada nad tym nie głosowała).
Ksiądz profesor wspomina, że początkowo Rada, w której również zasiadał, starała się szanować wrażliwość polską i żydowską, uczciwie też dyskutowano o wszystkich problemach.
– Zmieniło się to w połowie lat 90., gdy do Rady został dokooptowany Władysław Bartoszewski, który na jej posiedzeniach reprezentował w zasadzie żydowski punkt widzenia – relacjonuje ks. prof. Waldemar Chrostowski.
Wybitny biblista nie kryje, że przeciwstawiał się takiemu kierowaniu Radą przez Bartoszewskiego. W efekcie po jednym z posiedzeń Rady, gdy ks. prof. Chrostowski zakwestionował sens kierowania tym gremium przez Bartoszewskiego, przez kilkanaście miesięcy nie zwoływano jej posiedzeń.
A w 2000 roku miejsce ks. prof. Waldemara Chrostowskiego zajął ks. Michał Czajkowski, podobnie jak Bartoszewski niekryjący swojego filosemityzmu. Później przyznał się, że był długoletnim tajnym współpracownikiem Służby Bezpieczeństwa.
W utożsamianiu się z żydowskim punktem widzenia Władysław Bartoszewski przekraczał rozsądne granice. Podczas wizyty w Izraelu w 1999 roku ówczesny szef polskiej dyplomacji przepraszał Żydów za rzekomy „antysemityzm polskich ciemniaków” żyjących na prowincji, czyli polski minister dopuścił się za granicą publicznej krytyki własnego Narodu.
Jednocześnie nie protestował przeciwko oczernianiu Polski i Polaków w Izraelu. Tak było choćby w 2000 roku, gdy na forum Knesetu padały oskarżenia wobec Polaków o antysemityzm i wspieranie Niemców w mordowaniu Żydów. Bartoszewski to wszystko zbył milczeniem.
Co znamienne, minister Bartoszewski zamiast bronić Polaków za granicą, gorliwie zajął się walką z niektórymi polonijnymi działaczami.
Na jego celowniku znalazł się m.in. prezes Kongresu Polonii Amerykańskiej Edward Moskal. Przy pomocy polskich służb dyplomatycznych w USA Władysław Bartoszewski podważał pozycję prezesa Moskala, a oskarżenia o szkodzenie Polsce i rzekomy antysemityzm były na porządku dziennym.
Edward Moskal mówił wtedy, że ta kampania przypomniała mu podobne działania, jakie prowadzili komuniści. Gdy list z wyrazami poparcia dla Moskala wysłał Jan Kobylański, przywódca Polonii w Ameryce Południowej, minister Bartoszewski doprowadził do odwołania go ze stanowiska polskiego konsula honorowego w Urugwaju.
Prawo do krzyża. "Radomscy policjanci mają prawo wywieszać krzyż w swoich gabinetach. Gwarantuje im to konstytucja"
Radomscy policjanci mają prawo wywieszać krzyż w swoich gabinetach. Gwarantuje im to konstytucja. Zakazując tego, komendant miejski po prostu łamie prawo.
Ministrów stanie na głowie
Od dłuższego okresu czasu jesteśmy obiektem antyreligijnej presji polityczno-medialnej. Z ust wielu osób publicznych, w szczególności posłów Platformy Obywatelskiej i Ruchu Palikota, wciska się nam informację, ze Polska jest krajem świeckim, jest rozdział państwa i Kościoła, a więc z życia publicznego należy wyeliminować wszelkie elementy religijne.
Ostatnio w nurcie walki władzy z religią zwróciły na siebie uwagę dwa głośne zdarzenia. Pierwsze to ustawowy zakaz dokonywania uboju rytualnego. Ugodził on obyczaje mniejszości religijnych, żydowskiej i muzułmańskiej, których żywność powinna być produkowana z mięsa zwierząt ubijanych właśnie w sposób tą ustawą zakazany. Drugie to decyzja komendanta policji z Radomia, który zakazał wieszania krzyży w podległych mu komisariatach.
Interesujące jest zestawienie reakcji polskich władz centralnych na te zdarzenia. W pierwszym przypadku politycy na poziomie ministrów prześcigali się w składaniu wyrazów żalu, z tytułu bądź co bądź suwerennej decyzji Sejmu. Najbardziej wygłupił się minister Boni, który zaangażował się nawet we wspieranie zainteresowanych środowisk w sporze przeciwko państwu, którego rządu jest członkiem, nakazując w ministerstwie rozpoczęcie poszukiwań sprzeczności tej ustawy z konstytucją. A w przypadku Radomia, nie odezwał się wcale ani minister spraw wewnętrznych, ani komendant główny policji. Problem w tym, że powinno być właśnie odwrotnie. Ustawowy zakaz dokonywania uboju rytualnego jest zgodny z konstytucją, a zakaz wieszania krzyży w gabinetach policjantów tę Konstytucję RP narusza. Warto przypomnieć, że wydany został przez komendanta miejskiego, powołanego właśnie do ochrony przestrzegania prawa.
Religia w konstytucji
Przede wszystkim trzeba raz na zawsze dać odpór idiotycznym twierdzeniom. Polska nie jest żadnym zatwardziałym państwem świeckim. Zgodnie z art. 25 konstytucji, stosunki państwa i kościołów różnych religii budowane są na zasadzie poszanowania ich autonomii. Podstawy prawne tych relacji tworzą ustawy i umowy międzynarodowe. Co ciekawe, z naszej konstytucji wynika wręcz nakaz przychylności państwa dla wszystkich religii. Pokazuje to partnerskie umocowanie kościołów różnych wyznań wobec państwa. Nie dosyć, że konstytucja gwarantuje im autonomie we własnych sprawach wewnętrznych, to jeszcze w sprawach na styku religii i państwa, to ostanie nie jest samodzielne w swych decyzjach. Nie może bowiem autorytatywnie kształtować ustawodawstwa, ale jedynie w oparciu o umowy zawierane z przedstawicielami kościołów i związków religijnych przez Radę Ministrów. Konstytucja nakazuje więc współdziałanie obu stron. Dla Rady Ministrów jest to wręcz obowiązek zawarcia takiej umowy. Jeśli rząd się z kościołami nie dogada, nie może zgłaszać projektu ustawy dotyczącej tych spraw.
W szczególny sposób konstytucja określa status Kościoła Katolickiego w relacjach z państwem. Ma je regulować przede wszystkim konkordat. Jako ratyfikowana umowa międzynarodowa ma on pierwszeństwo przed ustawami w przypadku sprzeczności. Dopiero w kwestiach nieuregulowanych lub dla wykonania konkordatu, państwo może posłużyć się ustawą. Ale też nie samowolnie. Wspomniany wyżej konstytucyjny nakaz współdziałania funkcjonuje i tutaj. Dlatego warto w tym miejscu rozprawić się z wypływającymi co pewien czas pomysłami lewackimi dotyczącymi wypowiedzenia konkordatu. Są one sprzeczne z konstytucją.
Ubój rytualny
To „prokościelne” rozwiązanie stanowi rozstrzygniecie systemowe. Nie obejmuje kwestii uboju rytualnego. Krytycy wprowadzenia tego zakazu, proponują jednak skargę do Trybunału Konstytucyjnego, zarzucając że przez jego wprowadzenie, naruszona została inna norma konstytucyjna, a mianowicie gwarancja wolności religijnej.
Konstytucja polska w sprawach wolności religijnej wypowiada się w dwóch aspektach. Po pierwsze, w art. 25 ust. 2 tworzy nakaz dla państwa, by zachowywało się bezstronnie w sprawach przekonań religijnych, zapewniając jednocześnie swobodę ich wyrażania w życiu publicznym. Z drugiej strony, w art. 53 ust. 1 umiejscawia wolność religijną jako jedną z wolności osobistych człowieka. W tym samym artykule, w kolejnym ustępie, wolność tą definiuje dwóch odsłonach: jako wolność wyznawania lub przyjmowania religii oraz jako wolność jej uzewnętrzniania, indywidualnie lub z innymi, publicznie lub prywatnie. Do wolności tej również zalicza prawo do posiadania świątyń i miejsc kultu oraz prawo do korzystania z pomocy religijnej tam, gdzie się osoba jej potrzebująca się znajduje.
Ten zakres normy jest jednoznaczny treściowo. Oznacza on swobody wymienione literalnie w normie. Stąd ramy konstytucyjnej wolności religijnej nie obejmują sprawy uboju rytualnego. Technika uboju nie jest przecież formą wyznawania religii. Nie jest też sposobem jej uzewnętrzniania. Jako to ostatnie, sama konstytucja określa: uprawianie kultu, modlitwę, uczestniczenie w obrzędach, praktykowanie i nauczanie. Technika zabijania zwierząt nie mieści się tutaj, choć pewne wątpliwości można mieć w kontekście uprawiania kultu religijnego. Jednak za wykluczeniem uboju rytualnego także z tego pojęcia przemawia fakt, że uzewnętrznianie religii ma swoje granice. Nie może to wykraczać poza cywilizacyjnie uznane sposoby uprawiania kultu, ani naruszać powszechnie obowiązującego prawa. Nie można więc powoływać się na konstytucyjne gwarancje po to, aby móc złożyć ofiarę całopalną Zeusowi na placu Piłsudskiego, nawet jeśli jako religię wybrało się grecki politeizm. Trzeba byłoby dostać na to zgodę urzędu miasta i spełnić wymogi przeciwpożarowe. Nie można palić dębów, jeśli wyznaje się druidyzm, bo to niszczenie przyrody. Nie można również powoływać się w USC na wolność religijną i żądać ślubu z pięcioma żonami, bo prawo państwowe dopuszcza tylko monogamię.
Skoro ustawa wprowadziła określone wymogi dla uboju zwierząt, tym samym trzeba jej przestrzegać. Nie ograniczyła ona wcale kultywowania religii, nawet jeśli uznamy, że nakaz jedzenia mięsa uzyskanego od zwierząt w sposób ściśle określony technicznie, jest treścią tego pojęcia. Przyjęty zakaz dotyczy przecież tylko uboju, a nie obejmuje samego prawa do posiadania takiego mięsa, jego konsumpcji, czy handlu nim. Nie ogranicza więc wolności dostępu do niego. Tym bardziej, że taki ubój jest dozwolony w innych krajach UE, a na unijnym rynku wewnętrznym panuje swoboda przepływu towarów bez cła. Możliwe jest więc pozyskanie mięsa z uboju rytualnego także w Polsce.
Krzyże na komendzie
Ta sama norma konstytucyjna, która nie daje satysfakcji niezadowolonym konsumentom mięsa koszernego, wspiera natomiast radomskich policjantów. Pozwala bowiem na swobodne uzewnętrznianie swojej religii. Noszenie znaków religijnych jest bowiem jedną z form uprawiania kultu. Oczywiście możemy dyskutować o sposobach samego uzewnętrzniania. Musza one następować w granicach prawa. Jednak jak w każdym praworządnym państwie, jeśli norma czegoś nie zakazuje, istnieje możność jego wykonywania. A konstytucja wyraźnie mówi, że „wolność uzewnętrzniania religii może być ograniczona jedynie w drodze ustawy i tylko wtedy, gdy jest to konieczne do ochrony bezpieczeństwa państwa, porządku publicznego, zdrowia, moralności lub wolności i praw innych osób. Tym samym, jeśli ustawa o policji nie przewiduje zakazu eksponowania w budynkach policji symboli religijnych, jest to możliwe takie ich umieszczanie. Pozostaje tylko rozstrzygnąć, kto o tym decyduje.
Oczywiście w policji, jak każdej służbie mundurowej istnieje hierarchiczność podporządkowania i działanie w oparciu o rozkazy. Oznacza to, że o funkcjonowaniu każdej jednostki decyduje komendant, choć jego przełożony może zmienić te decyzje. Ale działa też zasada subsydiarności i logiki. Komendant wyższego stopnia raczej nie decyduje o rozstawieniu mebli w pokojach komisariatu. Inaczej powstałby cyrk, gdyby komendant miejski kazał ustawić szafy na lewo od okna, w wojewódzki przestawiać ja po prawo od drzwi. Tak samo przełożony nie powinien ingerować w to, co wisi w komisariacie na ścianach. I ważne, by wisiało to, co jest ustawowo nakazane (godło), a nie wisiało to, co jest zakazane lub nie licuje z powagą urzędu (zdjęcia półnagich kobiet).
O tym, czy w danym posterunku mogą wisieć krzyże, powinien rozstrzygać więc z reguły szef każdego konkretnego komisariatu. Ale i on nie ma tu bezwzględnej władzy. Może podjąć ostateczną decyzję jedynie wobec pomieszczeń zbiorowych, udostępnianych publicznie: pokoi przesłuchań, sal zebrań, stołówek itp. W gabinetach służbowych zamkniętych dla interesantów, każdy z policjantów może sobie nad biurkiem powiesić krzyż, a na biurku postawić święty obrazek. I to na podstawie własnej decyzji. Nie można mu tego zakazać, ani rozkazem, nawet komendanta głównego, ani regulaminem komisariatu, bo wolność uzewnętrzniania religii gwarantuje norma konstytucyjna. Symbolika religijna jest bowiem jednym ze sposobów kultywowania religii. A uzewnętrznianie jej można ograniczyć tylko na poziomie ustawy i wyłącznie z wymienionych w konstytucji powodów.
Publicyści nowej generacji: o. Mądel, ks. Lemański. W Kościele co i rusz objawia się talent publicystyczny, a media nie potrafią tego docenić
Rutyna, gdzie nie spojrzeć. Zastygła jak lawa rutyna. Również w mediach. W Kościele katolickim co i rusz objawia się talent publicystyczny, a media nie potrafią tego docenić. Ku społecznemu i chrześcijańskiemu dobru spożytkować. Od dziesiątków lat w polskiej publicystyce, niczym na dziecięcej karuzeli, przed oczami opinii publicznej, przewijają się te same postaci – Adam Michnik, Janina Paradowska, Daniel Passent, Jacek Żakowski, że ograniczę się do samych tuzów, wyrąbujących swoimi publikacjami drogę do lepszej przyszłości rządzącej partii i sporego odłamu społeczeństwa. W najróżniejszy sposób podwiązanego pod władzę. Nie miałyby one, znaczy te publikacje, wielkiej mocy oddziaływania, gdyby nie przenikliwość umysłu ich autorów i intencje, jakie za każdym razem im przyświecają, kiedy zasępiają się nad sferami życia społecznego, politycznego i gospodarczego, a także rządzącymi nimi mechanizmami. Za tymi intencjami stoją zawsze szlachetne cele, które dadzą się streścić dwoma, jakże znamiennymi słowami oraz kilkoma uściślającymi je desygnatami: „dobro wspólne” - naszej rodziny, bliskich, przyjaciół i znajomych oraz podobnie myślących.
Mój apel o ożywienie, choć można też użyć zwrotu „użyźnienie” polskiej publicystyki, nie ma na myśli dokonania jakichś radykalnych zmian. Zastąpienia dotychczasowych publicystów, nowymi, pozostającymi do tej pory w cieniu. Absolutnie przeczę przypisywaniu mi takich szkodliwych zamiarów. Ale co najważniejsze, krzywdzących obecnie najbardziej lubianych i cenionych publicystów. To byłoby z mojej strony nieprzyzwoite. Po wysunięciu takiej propozycji z pewnością na swoje odbicie w lustrze musiałbym patrzeć z obrzydzeniem. Prawda zaś jest taka, że mam na myśli jedynie dialektyczne dopełnienie brakującego ogniwa ewolucji publicystycznej.
Ledwie kilka tygodni temu zajaśniał na niwie publicystycznej ksiądz Wojciech Lemański z niewielkiej podwarszawskiej parafii w Jasienicy koło Tłuszcza. Przez krótki okres media udostępniły księdzu Lemańskiemu swoje łamy oraz fale radiowe i telewizyjne. Był to niezwykle płodny czas. Pozwolił skromnemu proboszczowi ukazać talent publicystyczny w pełnej okazałości. Zdemaskować hierarchów Kościoła katolickiego w Polsce w całej ich ohydzie i degeneracji. Na podstawie własnych wspomnień, ks. Lemański opowiadał jak to jeden z biskupów bez żadnego powodu chciał wiedzieć, czy duchowny z Jasienicy jest obrzezany.
Niestety, z niewiadomych powodów owocna współpraca mediów z ks. Lemańskim została przerwana. Może tylko zawieszona na czas wakacji? Wielka szkoda, gdyby tej miary intelekt i ostry język miałby się rozdrabniać w prowincjonalnych kazaniach.
Ale oto w ostatnich dniach objawił się kolejny szlachetny kamień publicystyczny. Jezuita, ojciec Krzysztof Mądel z zakonu w Nowym Sączu. On również wnosi świeży powiew bezkompromisowego spojrzenia w zatęchłą, impregnowaną na wstydliwe sprawy rzeczywistość polskiego Kościoła katolickiego. Jest krewkim mężczyzną, bo w trakcie dyskusji z innym członkiem zakonu doszło do regularnej bójki, której ponoć był inicjatorem. Powiedzmy od razu - to nie wina naszego bohatera. Na jego obecnej sytuacji ciąży cień przeszłości, co osobiście wyznał w swym publicystycznym wystąpieniu. Oświadczył mianowicie, że puściły mu nerwy, ponieważ w dzieciństwie był molestowany przez księdza. Proboszcz niewielkiej wsi podczas spowiedzi miał opowiadać małemu chłopcu, jakim wtedy był dzisiejszy ojciec Mądel, o swoich fantazjach, a w zakrystii kazał mu się rozbierać. Przez następne kilkadziesiąt lat dzisiejszy zakonnik o sprawie nie mówił, bo jak twierdzi, nikt nie chciał go słuchać. (Co za życie – J.J.). Tak więc o wszystkim zapomniał. (Jakie szczęście – J.J.). Wszystko stanęło jednak z powrotem przed oczami jak żywe (Co za koszmar - J.J.), kiedy prowincjał zakazał ojcu Mądelowi wypowiadać się w mediach, po tym jak udzielił wywiadu „michnikowemu szmatławcowi”, stawiając w niej pierwsze kroki publicysty.
Jak wiadomo, dobra publicystyka nie kończy się na przenikliwości widzenia. Winna ozdabiać ją błyskotliwość skojarzeń, wyrafinowany język, polot sformułowań i dowcip. Już pierwsze wprawki ojca Mądela w „Gazecie” wskazują, że te wszystkie zalety ma w nadmiarze i jeśli tylko dostanie szansę, będzie nimi sypał garściami. Oto o arcybiskupie Henryku Hoserze, który odwołał ks. Lemańskiego z funkcji proboszcza powiedział, że „funkcjonuje jakby w Polsce dalej trwał komunizm”. (Zdrowo dołożył arcybiskupowi – J.J.). Jeszcze dosadniej wyraził się o ks. prof. Franciszku Longchamps de Bérier, wybitnym znawcy prawa rzymskiego z UJ. Nazwał profesora „ habilitowanym nieukiem”. (Czyż nie pyszne? – J.J.). Rośnie nam nowa generacja publicystów. Nie straćmy jej z oczu.
Nie możesz rozpoczynać nowych wątków Nie możesz odpowiadać w wątkach Nie możesz edytować swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz dodawać załączników