Teraz jest 06 wrz 2025, 19:47



Odpowiedz w wątku  [ Posty: 1916 ]  idź do strony:  Poprzednia strona  1 ... 86, 87, 88, 89, 90, 91, 92 ... 137  Następna strona
Etyka, moralność, obyczaje 
Autor Treść postu
Fachowiec

 REJESTRACJA14 wrz 2011, 21:56

 POSTY        1263
Post Re: Etyka, moralność, obyczaje
Odwagi! Nie bójcie się prawdy smoleńskiej

Homilia ks. bp. Antoniego Pacyfika Dydycza wygłoszona podczas Eucharystii sprawowanej w 32 miesiące od katastrofy smoleńskiej w bazylice katedralnej pw. św. Jana Chrzciciela w Warszawie.

Czcigodni Bracia w kapłaństwie
z ks. Prałatem Proboszczem katedry na czele,
Czcigodne Siostry zakonne,
Szanowny Panie Premierze
wraz z Rodzinami wszystkich, którzy zginęli pod Smoleńskiem,
Szanowni Parlamentarzyści,
Przedstawiciele świata kultury, sztuki, sportu, gospodarki i służby zdrowia, Droga Młodzieży pracująca, studiująca i bezrobotni,
Dostojni Goście z rożnych stron Polski,
Ukochani Mieszkańcy bohaterskiej Warszawy!

1. Adwentowe wezwania.
Upłynął już tydzień od dnia, w którym rozpoczął się Adwent, a w kalendarzu kościelnym - nowy rok liturgiczny. Przed nami uroczystość Bożego Narodzenia. Adwent zaś jest tym czasem, który mamy wykorzystać, aby jak najlepiej przygotować się na spotkanie z Bożym Dzieciątkiem, z przyjściem na świat zapowiedzianego w raju Zbawiciela. Do tego przygotowania zachęca nas prorok Izajasz, którego księga często bywa przytaczana. Kolejne pokolenia sięgają do niej. To z niej płynie ten szczególny apel, zresztą posłuchajmy: „Chodźcie, wstąpmy na górę Pańską, do świątyni Boga Jakuba! Niech nas nauczy dróg swoich, byśmy kroczyli Jego ścieżkami. (...) On będzie rozjemcą pomiędzy ludami i sędzią dla licznych narodów. Wtedy swe miecze przekują na lemiesze, a swoje włócznie na sierpy. (...) Chodźcie, domu Jakuba, postępujmy w światłości Pańskiej!”(Iz 2, 1-5).

Ten apel, zależnie od okoliczności, rozbrzmiewa spokojnie, albo donoś­nie, niekiedy wyjątkowo donośnie. W tym ostatnim wypadku ma to miejsce wtedy, kiedy zapominamy o drogach Pańskich, zapominamy o Dekalogu i zaczynamy się gubić. A daje o sobie znać zło, grzech zaś bywa wywyższany. Prorok więc przestrzega: „Jakżeż to miasto wierne stało się nierządnicą? Syjon był pełen rozsądku, sprawiedliwość w nim mieszkała, a teraz - zabójcy. Twe srebro żużlem się stało, wino twoje z wodą zmieszane. Twoi książęta zbuntowani, wspólnicy złodziei; wszyscy lubią podarki, gonią za wynagrodzeniem. Nie oddają sprawiedliwości sierocie, sprawa wdowy nie dociera do nich”.

Zasłuchani w nauczanie Izajaszowe równocześnie przenosimy się do czasu pobytu Pana Jezusa na ziemi. Widzimy Go, jak przemierza Galileę i Judeę, nie lęka się wstąpić do Samarii, głosząc wszędzie Ewangelię, czyli Dobrą Nowinę. A ta Dobra Nowina ma swój początek w Jego narodzinach. Trzeba na jej przyjęcie przygotować się duchowo, bo inaczej zachowamy się podobnie, jak wielu z tych ludzi, którzy wraz z Herodem „nie rozpoznali czasu nawiedzenia”, nie podążyli do Betlejem. Zrezygnowali ze światła. Nie odpowiedzieli godnie na zaproszenie do spotkania się z Prawdą i Miłością.

2. Wiara i życie.
To o nich mówi dzisiejsza Ewangelia, wspominając uczonych i faryzeu­szów, którzy w Osobie i nauczaniu Syna Bożego nie byli w stanie dostrzec wyjątkowego daru, największego, na który czekały minione pokolenia. Pan Jezus czuł to wszystko, a mimo to nie ukrywa się i spełnia prośbę człowieka sparaliżowanego, najpierw kładąc nacisk na oczyszczenie się z grzechów oraz na wiarę, zdrowie też wraca.
Z tego względu i my starajmy się zatroszczyć zaraz na początku Adwentu o uwolnienie się z ciężaru grzechów, korzystając z sakramentu pokuty, czyli spowiedzi. A mając na uwadze ogłoszenie przez Ojca Świętego Benedykta XVI Roku Wiary zabiegajmy o jej wzrost, umocnienie, starając się wedle jej zasad postępować w całym życiu. Tylko bowiem wtedy, kiedy w naszym zachowaniu będziemy pamiętali o wierze, mamy przed sobą otwartą drogę do prawdy, także tej, która mówi o naszej wieczności, o domu Ojca.

A dzisiaj wspominamy w kalendarzu kościelnym Domek Loretański, znajdujący się na pięknym wzgórzu w Loreto, nad Adriatykiem. Zrekonstruowany na wzór Domu Nazaretańskiego, dzięki materiałom przewiezionym z Ziemi Świętej przez krzyżowców. Jest to dom - symbol, jakby cząstka nieba; przecież to w nim mieszkał Pan Jezus, Matka Najświętsza i św. Józef. Jest on wreszcie znakiem, że na naszej ziemi można żyć godnie. Wszystko zależy od tego, czy mamy odwagę zapraszać do siebie Chrystusa, ożywiając naszą wiarę i uświęcając nasze czynności.

Do takiego postępowania zaprasza nas adwentowy czas. W ciągu minionych wieków ludzie na różne sposoby starali się o tym pamiętać. Bł. Jan Paweł II, jeszcze jako uczeń gimnazjum, miał okazję wchodząc do swojej szkoły, każdego dnia przypominać  sobie napis, zaczerpnięty z pism Albiusa Tibullusa, żyjącego w I wieku po Chrystusie: „Casta placent superis - p u r a  c u m  v e s t e   v e n i t e. Et manibus puris - sumite fontis aquam”, czyli: „To, co czyste, podoba się niebiosom, przybywajcie w czystej szacie i czerpcie wodę ze źródła rękami czystymi”. Tekst ten w czasach komunistycznych został usunięty. Okazuje się, że kto boi się prawdy, ten lęka się także uczciwości. Jednakże w  1980 roku po pierwszych odwiedzinach  w Polsce Jana Pawła II myśl ta powróciła na swoje dawne miejsce.
Ale, czy powróciła w pełni? Czy daje o sobie znać w programach szkolnych? Czy jest obecna we współczesnych mediach? Czy jest ona brana pod uwagę w naszej codzienności? Tych pytań może być znacznie więcej!

3. Dlaczego tu jesteśmy?
Do powyższych pytań wypada dodać jeszcze jedno. Wiąże się ono z faktem naszej dzisiejszej obecności w warszawskiej katedrze. Otóż, powstał pewien obyczaj, nawiązujący do naszych tradycji. Wyrósł on z potrzeby licznych serc ludzkich, aby każdego 10 dnia miesiąca od chwili straszliwej tragedii, jaka miała miejsce pod Smoleńskiem, gromadzić się tutaj w tej świątyni, której historia w ciągu minionych czterech wieków zrosła się niesłychanie mocno z dziejami Polski . A 10 kwietnia 2010 roku stał się wydarzeniem historycznym, wyjątkowym i groźnym zarazem.

Nie można o nim nie pamiętać w Adwencie. Nie można, ponieważ Boże Narodzenie, do którego owocnego przeżycia przygotowujemy się, jest świętem najbardziej rodzinnym z rodzinnych. I zazwyczaj na stole wigilijnym przygotowujemy dodatkowo jedno miejsce, puste, jakbyśmy czekali na przygodnego gościa, aby w ten sposób wyrazić miłość jako znak wdzięczności za tę miłość, którą widzimy w Dzieciątku, leżącym w żłóbku.
Przy wigilijnym stole wspominamy zawsze tych, których wśród nas nie ma, a jeszcze jakiś czas temu byli razem z nami. Od 10 kwietnia 2010 roku znaleźliśmy się w sytuacji wyjątkowej. Czegoś podobnego nie odnotowała historia wcześniejsza. Prezydent Państwa z Małżonką, ostatni Prezydent na obczyźnie, Parlamentarzyści, Ministrowie, Generałowie, ludzie kultury, działacze społeczni, służba samolotu oraz duchowni i jak zwykle, gdyby wziąć pod uwagę reprezentantów różnych środowisk, to najwyższy procent stanowią duchowni Kościoła katolickiego z biskupem polowym na czele! Razem oddało swoje życie 96 osób. Tak blisko od Warszawy, mając na uwadze lot samolotem. Na ziemi nam bliskiej, chociaż nieraz na niej przelewała się Polska krew.

Czyż można się dziwić, że takiego wydarzenia zapomnieć się nie da. Dlaczego, to najpierw! Jak to się mogło stać, to dalej! I tak rodzi się coraz więcej pytań. I dobrze, że one są. Bo przecież oni udali się tam w imieniu całego Narodu, w 70. rocznicę straszliwego morderstwa dokonanego na Polakach, wziętych przez sowieckie służby do niewoli. Całe dziesięciolecia musieli owi męczennicy czekać, aby prawda o ich męce dotarła do wszystkich rodaków. Co więcej, to za same próby dotarcia do tej prawdy, albo za mówienie o niej znowu setki osób wtrącano do więzień, zsyłano na Syberię, a nawet karano śmiercią.

Trudną ma drogę prawda. Napotyka na wyjątkowo liczne przeszkody. Ale nie ma innego sposobu, aby dotrzeć do prawdy, jak za pośrednictwem pytań. A tych pytań jest wiele. Jak to się stało, że lotnisko nie było należycie przygotowane? A co się działo później? Nasza telewizja oficjalna pokazywała mężczyznę, który miał w ręku komórkę, na którą nagrał jakieś strzały? Gdzie ten człowiek jest i co z tym dowodem? Gdzie byli nasi ludzie zabezpieczający przylot? Kto był przy rozpoznawaniu i zabezpieczaniu ciał? Mieli być nasi fachowcy! A nie byli! Wysokie autorytety zapewniały, że ziemia w miejscu tragedii była na pół metra przekopana.  Nic z tego. W pracach przy porządkowaniu ciał i wkładaniu do trumien miało uczestniczyć 20 000 naszych specjalistów. Tymczasem i oni się nie zgłaszają. Miał wystarczyć jeden telefon na górę, aby wszystko można było załatwić godnie. Podobno było ich osiem, ale nic z tego nie wynikło. Dlaczego szczątki samolotu przygotowane przez naszych fachowców musiały pozostać kilka tygodni na miejscu, mimo że były zalakowane?
I tak nasuwają się coraz to inne pytania. Stawiamy je, bo mamy prawo do prawdy. Nikt więc nie powinien się z tego powodu obrażać. A jeżeli niekiedy trzeba, warto mieć odwagę i powiedzieć, że zostaliśmy wprowadzeni w błąd. Będziemy wówczas współczuli. Jednak wspólnie, razem.

4. A co z pamięcią?
Następnie, żyjemy w państwie liczącym sobie lat ponad tysiąc. Jego dzieje zrosły się mocno z chrześcijaństwem, nadając polskiej tożsamości szczególny charakter i kształt. Z czego jesteśmy dumni. Mamy więc swoje zwyczaje. One to zachęcają nas, abyśmy pielęgnowali pamięć o zmarłych. Świadczy o tym uroczystość Wszystkich Świętych i Dzień Zmarłych. Przez cały rok zresztą mówią o tym cmentarze i miejsca licznych tragedii, związane z powstaniami, wojnami, wypadkami - zawsze ozdobione kwiatami, od czasu do czasu z płonącymi lampkami.

Tragedia smoleńska ożywiła ten zwyczaj. Spontanicznie nasi obwatele wybrali przestrzeń przed siedzibą prezydencką, bo ten właśnie dom stracił najwięcej. Harcerze, tak bliscy polskiej tradycji przynieśli krzyż. A miliony rodaków, jak też liczni obywatele innych krajów zaczęli gromadzić się na modlitwie, przynosząc kwiaty i znicze. Szlachetny zwyczaj, godny pochwały i szacunku. Tymczasem co się dzieje. Pojawiają się przejawy sprzeciwu, agresji. Ktoś się boi krzyża. Kogoś innego denerwują kwiaty i znicze.

Wkraczają służb, rzekomo porządkowe. Zorganizowano czarną noc wakacyjną, a to wszystko do walki z tym świętym zwyczajem. Do tej pory pamięć Kennedy’ego jest kultywowana. Nikomu nie przeszkadzają kwiaty. Warszawa ma dużo miejsca. Mimo to doszło do niepokojów. Przeciwko tym, którzy się modlili, przynosili kwiaty i znicze wystąpiły służby mundurowe. Natomiast ci, którzy zachowywali się brutalnie, posługiwali grubiańskimi słowami, bezcześcili lampy i miejsce, atakowali nawet starsze osoby mogli korzystać ze wsparcia większości mediów. Czyżby to zapowiedź nowej, brutalnej cywilizacji. Niech Pan Bóg nas broni!

Pytam o to, bo nie rozumiem motywów, którymi posługiwali się ludzie kierujący tym wszystkim, i ci, którzy tak postępowali! Czyżby cynizm tak mocno zagościł wśród nas! Czyżby istotnie miał rację autor powiedzenia, że „Największy opór wśród ludzi cynicznych wzbudza nie kłamstwo, lecz prawda”. (Mini Gazeta Historyczna, K. Rajski, Nr IV, kwiecień. AD. 2008, Kraków). No tak, ale przecież przyszłość należy do prawdy. Mówi o tym Boże Narodzenie.

Przed laty Brygady Czerwone porwały Aldo Moro, wybitnego polityka katolickiego Włoch, pełniącego różne rządowe funkcje, także premiera, zwolennika tzw. kompromisu historycznego. Po dłuższym czasie przetrzymywania został zamordowany. Jego ciało w aucie pozostawiono na jednej z ulic w centrum Rzymu, w pobliżu Largo Argentina i naszego kościoła pod wezwaniem św. Stanisława. Po kilkunastu latach przechodziłem tamtędy. Były kwiaty, były lampki. A ulica miała może trzy metry szerokości. Przejeżdżały nią samochody osobowe. I nikt nie narzekał i nie spotkałem się z jakimiś głosami oburzenia.
Warto uczyć się od obcych, ale też warto wiedzieć - czego!

5. Sprawiedliwość i prawda występują razem.
Jest jeszcze jeden temat, który wypada poruszyć, aby nasze wigilijne pojednanie było w miarę pełne. Rzecz dotyczy Kościoła, Kościoła od po­nad tysiąca lat zespolonego z Ojczyzną przez wszystkie wieki, we wszystkich okolicznościach i uwarunkowaniach, w latach niepodległości i pod zaborami, podczas wojennych zawieruch i okupacji. Kościół obecny w przestrzeni oświaty i wychowania, w kulturze i nauce, w rozwoju gospodarczym, we wszystkich dziedzinach życia. Wybitny znawca naszej tożsamości, poeta ks. Janusz Stanisław Pasierb, poruszając powyższe kwestie, często przytaczał wypowiedź jednej z najwybitniejszych powieściopisarek XX wieku.

Pisze: „Wiele razy zdarzało mi się przypominać zdanie Marii Dąbrowskiej, że Kościół w Polsce nieustannie umiera za ojczyznę. (...) nie waha się umierać za ojczyznę”. I dodaje:  „Tak się składało, że chcąc mieć przed sobą jakąkolwiek przyszłość, trzeba było ratować przeszłość: Narody tracąc pamięć, tracą życie” (Ks. J. S. Pasierb, Polski „Kościół ludu”, Przegląd Katolicki, nr 35/63/, 1. IX. 85, str. 1).

Jesteśmy świadkami, jak co jakiś czas nasze media powracają do tradycji szlacheckich zajazdów i uzbrojeni w gazety, telewizyjne kanały, radiowe mikrofony, wymachując najczęściej naciąganymi faktami, ale za to niesłychanie głośno pokrzykują: „Hejże na Kościół”. Niektórzy to zjawisko tłumaczą tym, że są takie momenty, kiedy sferom wpływowym coś się nie udaje, a więc dobrze będzie skierować uwagę na Kościół. A Kościół nie ma tylu sotni. A Kościół, może się czasami pomyli, ale wnet kieruje się ku prawdzie.  Kościół świadomie nie zgodzi się na skrzywdzenie kogokolwiek. Różne są strategie, różne narzędzia. Kościół jest silny wiarą, nadzieją i miłością. Kościół jest zbudowany na skale, którą jest Chrystus. I Kościół prześladowany i gnębiony przez wieki nieraz, żyje. Jest atrakcyjny. Pociąga pokolenia młodych ludzi. Czasami, mówiąc po ludzku, gdzieś traci, ale summa summarum wciąż zyskuje. Stale się rozwija. Kościół ma wyjątkowo silne źródła energii duchowej. Wystarczy wspomnieć św. Maksymiliana, bł.Matkę Teresę z Kalkuty, św. Ojca Pio, bł. ks. Jerzego Popiełuszko, Prymasa Tysiąclecia, a przede wszystkim bł. Jana Pawła II. A obok nich tysiące świadków ze wszystkich stanów, różnego wieku i ze wszystkich kontynentów.

Ale Kościół to także krzyż. Cierpienie jest wszczepione w Kościół. I to cierpienie jest także skałą, wprawdzie inną od tej, którą jest Chrystus, ale podobną do tej z Kalwarii, z miejsca Pańskiego Grobu. I tak jak z owego Grobu, tak i po każdym cierpieniu, po kolejnych prześladowaniach Kościół zmartwychwstaje! Mówię o tym, bo taką jest prawda. I z szacunku dla niej pragnę poruszyć to cierpienie, które spotkało Kościół w Polsce zwłaszcza w tym roku. Dotyczy tzw. Komisji Kościelnej. Oczywiście nie ma i nie było Komisji Kościelnej, była nato­miast i jest Komisja Państwowa, powołana do istnienia przez rząd z ostatnich miesięcy będącej przy władzy partii komunistycznej. Nie sposób zajmować się teraz tym, dlaczego taka Komisja zaistniała. Moje tłumaczenie jest proste. Ówcześni ludzie będący u steru, przekonali się, ile krzywdy wyrządzono różnym środowiskom, ale przede wszystkim Kościołowi katolickiemu od czasu powstania Polski Ludowej. Przyjmuję istnienie sumienia. Przysłuchując się filmowi, jaki pokazała Telewizja Polonia w miniony piątek po południu, przedstawiającemu chyba wszystkich ważniejszych działaczy partyjnych, którzy jeszcze żyją, to przekonuję się do mojej tezy, że istotnie ta świadomość krzywd zbytnio ciążyła. Postanowiono przynajmniej w części je naprawić. Powstała więc Komisja Państwowa dotycząca Kościoła katolickiego (łacińskiego i grecko-katolickiego), do spraw Cerkwi prawosławnej, Kościołów protestanckich, wspólnoty żydowskiej i innych wspólnot.

Od kilku miesięcy nie działa jedynie Komisja do spraw Kościoła katolickiego. Komisje składają się z przedstawicieli rządu i określonych wspólnot religijnych. Mają swój regulamin, ekspertów, rzeczoznawców, mających certyfikaty ze strony państwa. Decydujący głos posiada przewodniczący, reprezentujący stronę rządową. Kościołowi zaczęto zabierać różne dobra już od kasaty zakonu jezuitów, czyli od drugiej połowy XVIII wieku, a potem stało się to zwyczajem zaborców. W Prusach pierwsze wywłaszczenia dały o sobie znać na początku XIX wieku (1810), Austria poszła tą samą drogą, Rosja zaś zaczęła zabierać już od pierwszego zaboru. Tylko po Powstaniu Styczniowym wywłaszczyła 1200 obiektów kościelnych i gruntów oraz około 800 majątków katolików świeckich. Możemy sobie wyobrazić, jaka to była niesprawiedliwość. Po drugiej wojnie światowej podobnie postąpił rząd ludowy. Zabrano szpitale, szkoły, przedszkola, internaty, domy katolickie, gdzie wyświetlano filmy, były sceny teatralne, biblioteki i grunta.

A teraz konkret. Dotyczy on Sióstr Elżbietanek, którym media wyrządziły straszliwą krzywdę. Niestety, czynniki rządowe milczały, ze wszystkimi instytucjami konstytucyjnie mającymi strzec sprawiedliwości. Siostry Elżbietanki należą do zgromadzeń czynnych. Prowadziły szpitale, szkoły, instytucje opiekuńcze i wiele innych pomniejszych dzieł o charytatywnym przeznaczeniu. Prowadziły wspaniale szpital przy ul. Goszczyńskiego w Warszawie. To wszystko po wojnie zostało zabrane. I nierzadko doprowadzono do sytuacji kryzysowych. Jak to ma miejsce dotychczas ze służbą zdrowia.
Komisja zaczęła działać około dwudziestu lat temu. Siostry Elżbietanki z Poznania starały się o odszkodowanie. Rządowa strona zaproponowała im po dwudziestu latach teren podwarszawski, ponieważ w Poznaniu nie było wolnych przestrzeni. No i zaczął się atak. Najpierw, ponieważ nienawiść ma wielkie oczy, zaczęto podawać bajońskie sumy jako ceny za ziemię. Co było wielką przesadą. Siostry nie znały wszystkich procedur. Korzystały z pomocy. Koniec końców siostry nie otrzymały nic. Sprawiedliwość kolejny raz została upokorzona. A wypadało, aby ci sami dziennikarze troszeczkę się zastanowili . Przypomnieli, jak ta własność zakonna powstawała. Mogła to być darowizna, zwłaszcza ze strony rodzin zamożnych. Najczęściej siostry same musiały szukać materialnego zaplecza, wykonywać wiele prac fizycznych. W większości wypadków obsługiwały swoje szpitale, zakłady. Dlatego były cenione również jako pielęgniarki. Jestem tego świadkiem, gdyż mogłem korzystać z posługi sióstr w szpitalu warszawskim, dopóki ostatnie nie zostały usunięte. Całkowicie były oddane sprawie, dyskretne i dlatego nie można się dziwić, że niektórzy wybitni profesorowie medycyny wymusili na włądzach, aby w ich miejscu pracy pozostały siostry. Nie było takich wypadków wiele. Wypada przypomnieć s. Salomeę, szarytkę, która mając 90 lat jako wolontariuszka pomagała w szpitalu przy ul. Płockiej.

Przepraszam za to, że nieco przedłużam nasz pobyt w katedrze, ale nie mógłbym spokojnie wziąć do ręki opłatka przy wigilijnym stole, nie pochylając się do rąk tych bohaterskich sióstr, które mają swoje miejsce w dziejach Polski i to szczególne miejsce, gdyż granice tego miejsca wytyczają serca, ich serca pełne poświęcenia i ofiarności. I w części wynagrodzić za brak rycerskości ze strony licznych rodaków.
Mam jednak nadzieję, że i tego rodzaju krzywdy zostaną naprawione. Żal mi natomiast tych, którzy powołali do istnienia tego rodzaju organ z myślą o naprawie. Chcieli oczyścić swoje sumienia, przynajmniej w części, a tymczasem ich następcy, nawiązujący do tych samych założeń, najgłośniej krzyczeli przeciwko owemu zamiarowi i doprowadzili do zniszczenia jednej z niewielu szlachetnych inicjatyw.

Czyżby zafunkcjonowało prawo Mendla. Najpierw były białe i czerwone groszki, później różowe, a następnie ponownie białe i czerwone. Wszystko więc wraca do pierwszych założeń. Nie jest łatwo cokolwiek zreformować, a zwłaszcza sumienia. Ale trzeba, bo jak mamy zasiąść do stołu wigilijnego?

6. Ku przyszłości z nadzieją.
Tym bardziej, że to Chrystus przynosi dar pojednania. I to jest zasadniczy motyw naszej radości pełnej nadziei. Oto jest Ktoś, kto podaje nam rękę, niezależnie od tego, gdzie się znajdujemy. I to jest głównym źródłem naszej ufności. To ona przebija się przez choroby i biedy, przez mróz i śnieg, przez każde nieszczęście, ale zawsze pod warunkiem, że potrafimy dostrzec w Małym Dzieciątku - Boga samego.

Martwi się o to ks. Jan Twardowski, gdy pisze:
Stajnia uboga ludzkie kłopoty małego Boga
Nawet trzech mędrców na nic się przyda,
Bo Bóg tak mały, że Go nie widać
”.

Starajmy się należycie przygotować do odwiedzin w Betlejem. Oczyszczając nasze sumienia, oczyśćmy nasz wzrok, aby jednak mimo otaczającego ubóstwa i tej przejmującej małości - dostrzec w Dzieciątku Boga. W Nim najlepiej rozpoznamy bliźnich i ich kłopoty.
Dotyczy to także dobra wspólnego. Słyszymy o wzroście bezrobocia. Niech Pan Bóg nas broni przed tą wyjątkową klęską, która nas gnębi od lat, która tak upokarza człowieka. Podejmujmy rozważne inicjatywy gospodarcze. Unikajmy tezauryzacji na rzecz ożywienia gospodarczego. Zabiegajmy o sprzyjające takim działaniom zaplecze ustawodawcze. To wielka przestrzeń dla mediów, ale muszą one przestać być instytucjami usługowymi. Muszą poczuć smak misji.

W tych trudnych czasach lepiej rozumiemy, jak bardzo nam jest potrzebny autentyczny pluralizm w świecie mediów. Ale co z tego? Prawie dwa i pół miliona ludzi na piśmie wyraziło swoją wolę. Setki tysięcy manifestuje na ulicach, spokojnie, z modlitwą, pieśnią i biało-czerwoną flagą, jakby dla podkreślenia, że jeszcze jest coś godne szacunku. A rzekomo demokratyczne władze nic. Telewizja Trwam wszakże trwa. Ale nie mogąc jej zniszczyć, uderzono w finanse podnosząc stawki za koncesję.
Wypada więc życzyć na święta wszystkim mediom, aby były traktowane sprawiedliwie, aby wspólnie walczyły o rozwój i zgodę, chociaż to nie takie proste. Niby zależy rządzącym na inicjatywach oddolnych, ale jak dały o sobie znać manifestacje liczące dziesiątki a nawet setki tysięcy – wtedy pojawił się lęk, sięgnięto po prowokacje, a nawet konkurencyjne pochody, wzorowane na tych z minionej epoki. Tylko jeszcze trybuny nie zdołano postawić.

A gdyby tak dołączyć się do manifestacji patriotycznych? Już 13 grudnia będzie okazja, uzasadniona moralnie i historycznie. A jeżeli to jeszcze nie jest dojrzałe, to przynajmniej nie przeszkadzajmy sobie. Wtedy będzie nam łatwiej dzielić się opłatkiem!
Przed czterystu laty żalił się ks. Piotr Skarga, że mimo licznych grzechów jawnych i publicznych, obywatele jakby pogubili się, ale i zwierzchnie władze nie reagowały: „...żadnego odporu sobie własnego, pewnego i świeckiego, nie daje, za to karania Boskiego nie ujdzie; bo nie tyle czyniący, ale czyniącym przyzwalający - mówił Apostoł - godni są śmierci. A kto milczy, a nic nie czyni, będąc winien czynić, co może, pewne ma przyzwolenie i uczestnictwo grzechu cudzego. A łupiestwa kościołów Bożych i spustoszenie służby Bożej w tym królestwie na wielu miejsc i zaraza dusz prostych ludzkich i wydzieranie imion, dochodów i dziesięcin Panu Bogu nadanych, jaką ma sprawiedliwość? Wielka to krzywda, za którą na królestwo wszytko, które tego ostrością swoich praw nie broni, pomsta Boska następuje: «Biada - mówi Prorok - temu, kto łupi i wydziera, bo też sam złupiony będzie»” (Piotr Skarga, Kazania Sejmowe, Kraków 1925, str. 176).

Niech Pan Bóg nas strzeże przed tego rodzaju doświadczeniami. Niech się raczej spełnią oczekiwania ludów na Mesjasza. Niech Jego przyjście, a następnie obecność wśród nas ułatwi nam wyzwalanie się z różnorakich uzależnień. W poszukiwaniu zaś prawdy bądźmy odważni, postępując zawsze w duchu miłości.
Miejmy odwagę w stawianiu pytań. Ciągle coś nas zaskakuje. Oto wczoraj dokonano zamachu na cudowny wizerunek Matki Bożej Częstochowskiej. Na szczęście nic się groźniejszego nie stało. Opatrzność czuwa. Tymczasem jak to jest, jesteśmy oskarżani o nienawiść nawet, kiedy się modlimy. Mową nienawiści nie są kwiaty ani lampki. A tymczasem giną nasi kapłani i świeccy, upokarzani jesteśmy na każdym kroku, media w większości wypadków prześcigają się w dzieleniu Polaków, a my jedynie chcemy mieć prawo do wierności naszej tradycji, do modlitwy i szukania prawdy. Dlatego stawiamy pytania. Od lat dziecięcych wiemy, że najpewniejsza droga do prawdy prowadzi przez pytania! Niestety w naszym wypadku odpowiedzią jest wrogość.

7. Ku przyszłości z odwagą.
Chcę więc zapewnić, aby się nikt nie lękał tych, co się modlą. I niech nie obrażają ani krzyża, ani Matki Najświętszej. My naprawdę modlimy się w intencji wszystkich ludzi, za tych co w ciągu wieków ginęli za naszą i waszą sprawę, a w ostatnim czasie oddali życie pod Smoleńskiem. Mówię o tym w oczekiwaniu na Boże Narodzenie i ufam, że te znajdą zrozumienie i będzie nam bliżej do siebie, a we wspólnym dążeniu do dobra będziemy cieszyli się zapowiedzią proroka Izajasza:

Niech się rozweseli pustynia i spieczona ziemia,
niech się raduje step i niech rozkwitnie! (...)
Pokrzepcie ręce osłabłe,
wzmocnijcie kolana omdlałe!
Powiedzcie małodusznym:
«Odwagi! Nie bójcie się!
” (Iz 35, 1. 1-2. 6).

Droga do Chrystusa okaże się prostą. Wszyscy więc podążajmy do Betlejem, aby tam odkryć i wziąć ze sobą jako wyjątkowy dar – łaskę pojednania i miłości. Tego życzę wszystkim, którym na sercu leży dobro!

Błogosławionych Świąt Bożego Narodzenia!

____________________________________
Ojczyznę wolną pobłogosław Panie.


12 gru 2012, 19:14
Zobacz profil
Fachowiec

 REJESTRACJA14 wrz 2011, 21:56

 POSTY        1263
Post Re: Etyka, moralność, obyczaje
Fragment wypocin na temat stanu wojennego paradziennikarza Pawła Wrońskiego z GWna:


„Po raz pierwszy proces historyczny odzyskiwania wolności i niepodległości przez Polaków nie zakończył się kolejnym bezsensownym powstaniem, rozlewem krwi i klęską. Stało się tak dzięki ówczesnej komunistycznej władzy. Generał Wojciech Jaruzelski miarkował przemoc, nie chciał wchodzić w buty Augusto Pinocheta. Wszystko wskazuje na to, że śmiertelne ofiary stanu wojennego były bardziej wynikiem błędu niż celowej polityki władz.”


Brak słów.

____________________________________
Ojczyznę wolną pobłogosław Panie.


14 gru 2012, 17:15
Zobacz profil
Zawodowiec
Avatar użytkownika

 REJESTRACJA23 sie 2009, 07:34

 POSTY        3657
Post Re: Etyka, moralność, obyczaje
Palikot walczy z mową nienawiści i pokazuje co to jest prawdziwa miłość do bliźniego
a nie taka co to katolicy ją głoszą a na Krakowskim Przedmieściu wykrzykują hasła nienawiści.

Janusz Palikot spotkał się w szpitalu z gen. Wojciechem Jaruzelskim - informują światowe media
Obrazek

W środę Wojciech Jaruzelski trafił do szpitala. Jeszcze kilka dni temu gen. Jaruzelski mówił, że 13 grudnia będzie w swoim mieszkaniu, żeby nie dawać pretekstu do stwierdzeń, że się tchórzliwie wycofuje. Jednak w środę po południu generał spanikował i ostatecznie się poddał.
Córka generała, Monika Jaruzelska, informuje w rozmowie z Polską Agencją Prasową, że nie ma bezpośredniego zagrożenia życia.
- Lekarze właściwie na siłę ojca w szpitalu zatrzymali - powiedziała.
Pytana o stan ojca Jaruzelska podkreśliła, że nie ma bezpośredniego zagrożenia życia. - Jest bardzo osłabiony, właściwie o własnych siłach nie jest w stanie się poruszać - powiedziała.

~Hanys
Ciekawe co przyniósł w prezencie ? wibrator czy świński ryj

~ax
Na pomoc generałowi ruszył z odsieczą Janusz Palikot. Zabrał ze sobą całą baterię małpek. A na zakąskę świński ryj
Ma nadzieję, że małpki postawią generała do postawy na baczność. Na wszelki wypadek zabrał również wibrator aby wzmocnić generała masażem.


http://wiadomosci.wp.pl/kat,1342,title, ... &_ticrsn=5

Lekarze właściwie na siłę ojca w szpitalu zatrzymali...
No no no! Bohatyr!  Rwał się do domu przy ul. Ikara na Mokotowie, ale lekarze go zatrzymali  <_<

____________________________________
Videtur et hoc mihi Platforninem non debere esse
Poza tym uważam że Platformę należy zniszczyć
/Katon starszy/


15 gru 2012, 19:31
Zobacz profil
Zawodowiec
Avatar użytkownika

 REJESTRACJA23 sie 2009, 07:34

 POSTY        3657
Post Re: Etyka, moralność, obyczaje
Badman                    



Palikot walczy z mową nienawiści i pokazuje co to jest prawdziwa miłość do bliźniego
a nie taka co to katolicy ją głoszą a na Krakowskim Przedmieściu wykrzykują hasła nienawiści.

Ciąg dalszy walki partii Palikota.

Jedynie Ruch Palikota stanął w obronie człowieka który rzucił żarówką z farbą w kierunku bohomazu na Jasnej Górze.
- powiedział poseł Armand Ryfiński na konferencji prasowej.

- Ruch Palikota chce poręczyć za mężczyznę, który w niedzielę rzucił żarówkami wypełnionymi farbą w kierunku obrazu Matki Bożej Częstochowskiej na Jasnej Górze i został aresztowany - poinformowali politycy RP. "Przyszliśmy tu dziś zaprotestować stanowczo przeciwko tymczasowemu aresztowaniu pana, który rzucił żarówką z farbą w kierunku bohomazu na Jasnej Górze. Oczywiste rzucił w kierunku tego bohomazu, ale go nie uszkodził w żaden sposób, bo chroniła go pancerna kuloodporna szyba"
- powiedział poseł Armand Ryfiński na czwartkowej na konferencji prasowej. Jak dodał, Ruch Palikota chce poznać mężczyznę i poręczyć za niego, by "mógł odpowiadać, tak jak inni, z wolnej stopy".

Poseł Roman Kotliński mówił, że to nie jest tak, że RP nie szanuje uczuć religijnych. "Bo szanujemy wszelkie uczucia religijne" - dodał. "I oczywiście ten człowiek powinien ponieść jakieś konsekwencje, powinien zostać przebadany, to się dzieje. Z przecieków, które do nas docierają, wynika jednak, że pobudki, które nim kierowały, miały naturę religijną" - mówił. Zdaniem Kotlińskiego kult obrazów jest bałwochwalstwem, "jednym z najbardziej potępianych w Biblii". "Ten człowiek wziął dosłownie to, co Biblia mówi, i zaprotestował w ten sposób przeciwko bałwochwalstwu uprawianemu na Jasnej Górze między innymi" - podkreślił poseł RP. Zapowiedział, że posłowie Ruchu będą chcieli udać się w najbliższym czasie do Jerzego D. "Zgodnie z zasadami poręczenia poselskiego, czy jakiegokolwiek poręczenia, będziemy chcieli go poznać, zrobić wywiad" - podkreślił. Ryfiński zaapelował do wszystkich hierarchów kościelnych, którzy - jak mówił - "mają ogromne, nieoficjalne oczywiście, wpływy w sądach, w prokuraturze, by tych swych nieformalnych kontaktów użyli, (...) by zaapelowali o uchylenie tego tymczasowego aresztowania".

W minioną niedzielę 58-letni Jerzy D. z Dolnego Śląska rzucił żarówkami wypełnionymi czarną farbą w kierunku obrazu Matki Bożej Częstochowskiej na Jasnej Górze. Choć dzięki zabezpieczeniom słynna ikona nie ucierpiała, nieznacznie uszkodzony został ołtarz. Sprawca usłyszał zarzuty zniszczenia dobra o szczególnym znaczeniu dla kultury i obrazy uczuć religijnych. Trafił na trzy miesiące do aresztu. Prawdopodobnie działał z pobudek religijnych.

Na późniejszym briefingu w Sejmie politycy Solidarnej Polski zapowiedzieli złożenie zawiadomienia o popełnieniu przez posłów Ruchu Palikota przestępstwa obrazy uczuć religijnych. Andrzej Romanek (SP) ocenił, że to w jaki sposób Ryfiński wypowiedział się o obrazie Matki Boskiej Częstochowskiej "ewidentnie obraża uczucia religijne". "To jest obiekt kultu religijnego i tak wypowiadać się nie można" - uważa Romanek. Według posła SP jest podstawa do złożenia zawiadomienia o popełnieniu przestępstwa obrazy uczuć religijnych.

"Na taki język i takie zachowanie Ruchu Palikota my zgody nie wyrażamy. Uważamy, że Janusz Palikot i jego koledzy to jest grupa, której miejsce jest w zadymionej szulerni, a nie w Sejmie" - podkreślił Romanek.
"Jak czasami słucham przedstawicieli Ruchu Palikota odnoszę wrażenie, że na sali obrad Sejmu powinien być dodatkowo egzorcysta i psychiatra" - dodał poseł SP.

1999 - 2012 Polska Agencja Prasowa SA
http://www.google.com/hostednews/epa/ar ... d=12828961

____________________________________
Videtur et hoc mihi Platforninem non debere esse
Poza tym uważam że Platformę należy zniszczyć
/Katon starszy/


16 gru 2012, 17:45
Zobacz profil
Zawodowiec
Avatar użytkownika

 REJESTRACJA21 paź 2006, 19:09

 POSTY        7731

 LOKALIZACJATriCity
Post Obyczaje...
22 декабря - Всемирный день оргазма
22 grudnia Międzynarodowy dzień orgazmu.
Załącznik:
Всемирный день оргазма.JPG

22 декабря, в день зимнего солнцестояния и в самую длинную ночь в году, во многих странах отмечается Всемирный день оргазма. Праздник это молодой, впервые его отметили в 2006 году, и он пришёлся по душе людям самых разных национальностей, вероисповеданий и политических взглядов.
Организаторы и фанаты этого праздника призывают всех людей отпраздновать Всемирный день оргазма в постели и испытать оргазм со своим партнёром. Они верят, что выплеск положительной энергии от сексуального всплеска многих людей окажет благотворное влияние на наш хрупкий мир и спасёт его от войн, эпидемий, природных катастроф и прочих бедствий
Оргазм на закуску (Orgazm na zakąskę):
http://www.iton-tv.com/art/2954/22-deka ... n-orgazma/


 Nie masz wystarczających uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego postu.

____________________________________
Nie jesteś tym, kim myślisz, że jesteś - lecz tym, kim się stajesz, gdy myślisz kim jesteś.


22 gru 2012, 20:29
Zobacz profil
Zawodowiec
Avatar użytkownika

 REJESTRACJA10 lis 2006, 07:34

 POSTY        3465
Post Re: Etyka, moralność, obyczaje
Świąteczna mowa nienawiści atakuje!
Boni na ratunek!


Sezon Świąteczny zamiast Świąt Bożego Narodzenia? Polityczna poprawność może prowadzić do absurdów.
Jaka szkoda, że nie istnieje jeszcze rada do spraw mowy nienawiści! Ileż by miała roboty przy okazji Sezonu Świątecznego.
Tak chyba należałoby nazwać Święta Bożego Narodzenia, żeby nie stać się obiektem działań wspomnianej rady.

Czy rada zaistnieje w ogóle – nie wiadomo. Pomysł jej stworzenia przy ministrze cyfryzacji nie wywołał powszechnego entuzjazmu nawet w samej Platformie Obywatelskiej, o opozycji nie mówiąc. I to bynajmniej nie dlatego, że ktoś zadał sobie niemądre pytanie: dlaczego taka rada miałaby powstać akurat przy ministrze od cyfryzacji, który z podobnymi sprawami nie powinien mieć chyba wiele wspólnego? Czemu pytanie jest niemądre? Bo jeżeli najlepszy rząd na półkuli północnej zdecydował, że rada miałaby być przy ministrze cyfryzacji, to widocznie miał swoje powody, tak mądre i słuszne, że nam, maluczkim nic do tego. Mógłby nawet zdecydować, że rada powstanie przy ministrze (dokładnie: pani ministrze) sportu i to także miałoby z pewnością głębokie i słuszne uzasadnienie.

Brak entuzjazmu wynikał jednak raczej ze sceptycyzmu wobec samej idei rady. Lecz szczęśliwie jej pomysłodawca Michał Boni powtarza, że poparcie najwyższych czynników ma i radę powoła. Uff, co za ulga. Bo właśnie w Sezonie Świątecznym miałaby mnóstwo roboty i może już za rok położy kres strasznym rzeczom, które się działy dookoła.
Owszem, trzeba z zadowoleniem odnotować, że jest spora grupa instytucji i mediów, które rozumieją już dobrze, czym jest mowa nienawiści i bardzo dbają, aby jej nie szerzyć również przy okazji Sezonu Świątecznego. Na przykład jedna z największych gazet życzy swoim czytelnikom na pierwszej stronie „dobrych rozmów przy świątecznym stole”, nie pisząc jednak, o jakie to właściwie święta chodzi. I dobrze – tak jest otwarcie i ekumenicznie. To się spodoba pani profesor Środzie albo profesorowi Hartmanowi.

Wśród rozlicznych życzeń, jakie spłynęły na moją skrzynkę mejlową, jest też wiele podobnych, dalekich od mowy nienawiści. Na przykład Narodowy Bank Polski życzy mi po prostu „Wesołych Świąt” (nie precyzując, jakich). Podobnie czyni biuro prasowe Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów. Znane radio informacyjne życzy mi nie bardzo wiadomo, czego, za pomocą absolutnie neutralnego światopoglądowo obrazka, na którym nie ma słowa o świętach, ale za to jest wytknięta ze śniegu ręka w rękawiczce, trzymająca mikrofon z logo tegoż radia. To przykład do naśladowania! Podobnie jak wysyłane z instytucji europejskich kartki z życzeniami we wszystkich językach UE, których treść po polsku brzmi „Najlepsze życzenia!”. Urodzinowe? Imieninowe? Z okazji zakupu nowego odkurzacza?
Nie wiadomo.
I tak jest słusznie i tolerancyjnie.

Niestety, ku rozpaczy kręgów postępowych, walczących z mową nienawiści, wciąż wiele jest przykładów odwrotnych i to – ba! – płynących z gremiów rządowych. Oto rzecznik jednego z ministerstw przysyła mi mejla, w którym życzy „ciepłych i wesołych Świąt BOŻEGO NARODZENIA”. Z innego ministerstwa dostaję kartkę z życzeniami dobrych „Świąt Bożego Narodzenia” i wizerunkiem anioła, w dodatku z odręcznym podpisem samego ministra! Jeden z europosłów PO przysyła co prawda mejlem standardowy, stroniący od mowy nienawiści, neutralny w treści obrazek z gwiazdkami śniegu, ale za to z tekstem „Radosnych i spokojnych, pełnych ciepła i nadziei Świąt BOŻEGO NARODZENIA”.

Tak, proszę państwa, Michał Boni i jego rada mieliby tu dużo roboty, już w samej tylko kwestii życzeń. No bo jak to tak?
Skoro ktoś życzy wesołych świąt Bożego Narodzenia, to automatycznie dyskryminuje tych, którzy świętują neutralnie światopoglądowo albo nie świętują wcale, a od takiej dyskryminacji już tylko krok do nienawiści. Wniosek jest prosty: takie życzenia powinny być surowo zakazane i miejmy nadzieję, że rada pod światłym przewodnictwem ministra Boniego ukróci te skandaliczne praktyki, na początek przynajmniej w rządowych szeregach.

Ale to tylko czubeczek góry lodowej. Mowa nienawiści szerzy się przecież w wielu innych obyczajach świątecznych. Weźmy choćby kolędy. Ot, na ten przykład – „Pójdźmy wszyscy do stajenki”. A czemu niby wszyscy? A jak ktoś nie chce iść? Magdalena Środa na pewno nie chce. A jeśli ktoś jest buddystą, muzułmaninem albo przez całe święta śpiewa sobie przy bębenku „hare Kriszna”? Taka kolęda to jawna mowa nienawiści wobec mniejszości.

Czy inny, jeszcze jaskrawszy przykład: „Bóg się rodzi” z tekstem Franciszka Karpińskiego.
Ten początek można jeszcze od biedy odpuścić, bo nie ma tam w końcu nic o tym, jaki to konkretnie bóg. Ale te słowa: „Podnieś rękę, Boże Dziecię, błogosław ojczyznę miłą”? Toż to jawny szowinizm! Dlaczego niby jakieś „Boże Dziecię” ma błogosławić naszą ojczyznę? A co z innymi państwami? A co z Unią Europejską? Mowa nienawiści w czystej postaci!

No a te szopki, to już po prostu jawny faszyzm. Na ten przykład ta w klasztorze na Jasnej Górze, w której ustawiono zdjęcia dzieci z chorobą Downa i podpisami: „Jestem szczęśliwy, a wy?”, „Mam zespół Downa. I co z tego?”, „Nie jestem dzieckiem źle poczętym”. Przesłanie tej szopki jest jasne: wywarcie niedopuszczalnej psychicznej presji, szantaż moralny i zamiennik obudzenia wyrzutów sumienia wobec postępowych aktywistów, walczących o słuszne i niekwestionowane prawo człowieka, a dokładnie – kobiety – do aborcji, zwłaszcza w wypadku płodu (przez zwolenników mowy nienawiści uparcie nazywanego „nienarodzonym dzieckiem”) uszkodzonego, czyli takiego, z którego potem wyrasta dziecko z zespołem Downa, ewidentnie przecież nieszczęśliwe i na pewno wolące nie żyć wcale niż żyć z tą straszną chorobą.

Szanując odporność psychiczną czytelników, wrażliwych na przejawy mowy nienawiści, pominę przykłady skandalicznych kazań kaznodziejów, którzy ośmielają się mówić zgromadzonym na mszach, co jest dobre, a co złe, tym samym wykluczając i dyskryminując tych, którzy mają odmienną koncepcję dobra i zła. Na przykład sympatycznych satanistów w rodzaju Nergala. Bardzo dobrze byłoby, gdyby rada ministra Boniego, gdy już powstanie, szczególną uwagę skierowała na przedstawicieli kleru, bo właśnie w tych wezwaniach do czynienia dobra, do miłosierdzia i zrozumienia dla przeciwników kryje się szczególny ładunek mowy nienawiści. Nienawiść jest tam mianowicie tak głęboko schowana, że właściwie niewidoczna i to jest najbardziej perfidne.

No dobrze, pożartowaliśmy sobie, a teraz serio, bo obawiam się, że ktoś jeszcze mógłby uznać, iż kroczę w jednym rewolucyjnym szeregu z Magdaleną Środą i Michałem Bonim. Otóż – nie kroczę. Na Boże Narodzenie życzę łask Bożych także ateistom (im przydadzą się szczególnie), Murzynów nazywam Murzynami, Cyganów Cyganami, a o pośle, który specjalizuje się w wyzywaniu oponentów od ćwoków mówię jasno, że jest hańbą polskiego parlamentu. I mam w głębokim poważaniu, czy ktoś to nazwie „mową nienawiści” czy nie.

Powie ktoś, że to, co wcześniej napisałem, to gruba przesada, a „mowa nienawiści”, z którą ma walczyć polskie państwo, to coś innego niż kolędy, kazania lub nawet dosadne publicystyczne epitety. Naprawdę? No to proszę sobie poczytać, co w kwestii „mowy nienawiści” deklarują autorytety obozu postępu, takie jak wspomniana prof. Środa. W tym kontekście moja wizja wcale nie jest fantastyką. Pojęcie „mowy nienawiści” jest tak mgliste, tak szerokie i tak elastyczne, że można pod nie podciągnąć właściwie wszystko, z życzeniami szczęśliwego Bożego Narodzenia i pasterką włącznie.

Ja jednak chcę zadeklarować jasno: nie zamierzam w najmniejszym stopniu przejmować się bajdurzeniami o „mowie nienawiści”, radą ministra Boniego ani rojeniami obozu postępu. Naczelną wartością jest dla mnie wolność słowa, a jeśli za praktyczne korzystanie z niej jakiś rząd zechce mnie kiedyś zamknąć jako nienawistnika – trudno.

Łukasz Warzecha specjalnie dla Wirtualnej Polski
 


Mowe nienawisci zapoczatkował Rudy Cham. To wszystko bo nie ma co wspominac Stefana, Sikora, Araba, Vnincenta, grupinskiego czy dziesiatki innycvh chamów z PO !
~Julka


Źródło: http://wiadomosci.wp.pl/kat,1342,title, ... omosc.html

____________________________________
"Demokracja to cztery wilki i owca głosujące o obiedzie" R.A.Heinlein


27 gru 2012, 23:19
Zobacz profil
Fachowiec

 REJESTRACJA14 wrz 2011, 21:56

 POSTY        1263
Post Re: Etyka, moralność, obyczaje
„Mowa nienawiści” czy „mowa prawdy”?

Ktoś publicznie podniósł oskarżenie z powodu, jak to nazwał, „mowy nienawiści”. Wśród oskarżonych wymienieni są także duchowni, zwłaszcza ich wypowiedzi na ambonie. Za posługiwanie się „mową nienawiści” mają być nawet nakładane kary, które ustanowi odpowiedni organ państwowy.


Co to jest „mowa nienawiści”? Trzeba spróbować otworzyć to zastanawiające sformułowanie, by zobaczyć, co ono może zawierać, i by dokonać rozróżnień niezbędnych dla zorientowania się, do kogo lub do czego, i w jakim sensie mogłoby lub powinno być ono odnoszone.
W sformułowaniu „mowa nienawiści” zasadniczy jest rzeczownik „nienawiść”. Słowo „nienawiść” można rozpatrywać z wielu punktów widzenia. Chciałbym je rozważyć przede wszystkim w świetle Objawienia.

1. Rozpocznę od stwierdzenia, może prowokującego: Nienawidzi Bóg! Czy to nie bluźnierstwo? Bóg jest miłością. Co wspólnego ma miłość z nienawiścią? Nie ma nic wspólnego. Miłość jest zaprzeczeniem i przeciwieństwem nienawiści. Nie mogę jednak cofnąć stwierdzenia: Bóg nienawidzi. Bóg nienawidzi zła. Bóg kocha człowieka, każdego człowieka. Paradoksalnie najbardziej kocha grzesznika, a więc tego, który dopuszcza się zła. Nienawidzi jednak zła, którego on się dopuszcza. I tu, w świetle Objawienia, pojawia się pierwsze fundamentalne rozróżnienie: Należy miłować człowieka, natomiast zło trzeba nienawidzić.
Bóg nie jest przyczyną zła. Bóg stworzył świat i wszystko, co stworzył, jest dobre. Zło weszło na świat wraz z grzechem, jaki popełnił pierwszy człowiek, ulegając pokusie szatana.
Dlaczego Bóg nienawidzi zła? Bo zło wyniszcza człowieczeństwo człowieka; spycha człowieka w ciemności duchowe i moralne; zaciera sens i cel jego życia; odbiera mu radość i pokój; obraca piękno w brzydotę i w brutalność; wprowadza człowieka w egzystencjalne zagubienie; wyzwala w nim wrogość. Przede wszystkim jednak zło oddala człowieka od Boga, powoduje w nim bunt przeciw Bogu, gniew, a nawet nienawiść.

2. Pan nienawidzi zła i miłuje tych, co zła nienawidzą (Ps 97, 10; Am 5, 15). Uczniowie Jezusa, zwłaszcza ci, którym został powierzony urząd pasterski, nie mogą milczeć wobec zła. Święty Paweł pisze do Tymoteusza, biskupa: „Zaklinam Cię… głoś naukę, nastawaj w porę, nie w porę, wykaż błąd, poucz, podnieś na duchu z całą cierpliwością, ilekroć nauczasz. Przyjdzie bowiem czas, że zdrowej nauki nie będą znosili, ale według własnych pożądań będą sobie mnożyli nauczycieli, bo ich uszy świerzbią” (II Tm 4, 1-4). Będą bardziej miłować „rozkosz niż Boga” (por. II Tm 3, 4).
Święty Paweł sporządził nawet listy zła, które wyklucza z Królestwa Bożego. Wspomnę chociażby jedno takie zestawienie. Znajduje się ono w Pierwszym Liście do Koryntian: „Nie łudźcie się! Ani rozpustnicy, ani bałwochwalcy, ani cudzołożnicy, ani rozwięźli, ani mężczyźni współżyjący ze sobą, ani złodzieje, ani chciwi, ani pijacy, ani oszczercy, ani zdziercy nie odziedziczą królestwa Bożego” (1 Kor 6, 9-10). Czy św. Paweł posługuje się tu „mową nienawiści”? Można tak powiedzieć. Posługuje się mową nienawiści wobec zła. Takie mowy należy wygłaszać, należy powtarzać je za Apostołem.
Głosicielom Słowa nie wolno tolerować zła. Nie wolno im także rezygnować z dosadnych sformułowań zwłaszcza tam, gdzie zło uderza w same fundamenty ludzkiej egzystencji, gdzie godzi w porządek oparty na obiektywnej prawdzie i zasadach moralnych.

3. Bóg nienawidzi zła i miłuje tych, co zła nienawidzą. Spotyka się natomiast ludzi, którzy miłują zło i nie mogą znieść Boga ani tych, co zła nienawidzą (por. Ps 6, 8; Rz 1, 30; J 15, 18-19). Gdzie mieści się źródło takiej nienawiści? Nie tyle w mowie, ile w sercu człowieka, w jego myślach, woli, uczuciach. Jak ją tam dostrzec? Przecież Bóg tylko wie, co mieści się w sercu człowieka.
Człowiek rzadko kiedy objawia w mowie nienawiść, jaką powoduje się w stosunku do tych, wobec których żywi wrogość. Raczej mowa służy mu do ukrywania wrogich uczuć. Bywa, że jego mowa nawet obfituje w słowa pochwał i schlebiania, podczas gdy faktycznie, poza plecami, usiłuje komuś podważyć dobrą opinię lub pozbawić go jakiegoś dobra. Nienawiść łączy się tu z obłudą, którą w mocnych słowach piętnował Jezus u faryzeuszy.
Nienawiść, będąca prawdziwym motorem działania, chociaż starannie ukrywana, staje się rozpoznawalna nie tyle w mowie, ile w czynach. Szczególnie wówczas, gdy komuś wyrządzana jest krzywda i czyniona niesprawiedliwość, i to rzekomo w trosce o jego dobro oraz o zachowanie prawa. Tu nienawiść łączy się nie tylko z obłudą, lecz także z gwałceniem prawa.
W tym kontekście trudno pominąć pewne zjawiska i działania przedstawicieli władz cywilnych, budzące zdziwienie i niepokój ludzi wierzących, zwłaszcza katolików. Do tych działań trzeba dziś zaliczyć m.in.:
– manipulacje związane z prawem do obecności w szkołach katechezy wśród przedmiotów objętych tzw. ramówką,
– działania podejmowane ze strony władz, odnoszące się do przekształcenia Funduszu Kościelnego,
– arbitralne pozbawianie katolików prawa do traktowania Telewizji Trwam i Radia Maryja na równi z innymi podmiotami w dziedzinie mediów.

4. Kilka słów należy powiedzieć jeszcze o zjawisku tzw. szatańskiej nienawiści, jaka z niebywałą mocą pojawiła się we współczesnym świecie. Szatan nienawidzi Boga. Nienawidzi też tych, którzy wierzą w Boga, którzy Go publicznie wyznają. Nienawidzi znaków wiary. W ostatnim czasie jesteśmy świadkami zadziwiającej nienawiści do krzyża, Pisma Świętego, Jasnogórskiego Wizerunku Maryi. „Szatańska nienawiść” posuwa się w wielu miejscach do masowych mordów wyznawców Chrystusa przy milczącej zgodzie współczesnego, rzekomo „postępowego” świata, wykrzykującego bezustannie puste hasła o równości praw, tolerancji, pluralizmie, demokracji, i czego tam jeszcze.
„Nienawiść szatańska” wprost triumfuje w legalizowaniu i praktykowaniu eksterminacji istot ludzkich na etapie początków ich istnienia (tzw. aborcja) oraz na etapie nieuleczalnej choroby, „wyeksploatowania” sił, posuniętego wieku (eutanazja).
Współczesna cywilizacja, mająca do dyspozycji niewyobrażalne do niedawna osiągnięcia i możliwości, zamiast stwarzać warunki, by ludzie poczęci, chociaż niechciani, mogli się urodzić i żyć, a starsi i nieuleczalnie chorzy doznawać pomocy ze strony cywilizacyjnego postępu, włącza najnowocześniejsze osiągnięcia w zadawanie tym ludziom tzw. humanitarnej śmierci. To obłęd! Cywilizacja postępu zostaje tu zdegradowana do cywilizacji śmierci.
I tak zwycięża władztwo nienawiści i obłudnego kłamstwa; władztwo szatana, zabójcy od początku i ojca kłamstwa.

5. „Kto z was jest bez grzechu…” (J 8, 7). Kto z was jest czysty i wolny od nienawiści? Spójrzcie we własne życie, w waszą przeszłość wszyscy, którzy chcecie innych oskarżać.
Pamiętajcie! Zło winno być zawsze nazywane po imieniu, językiem wyrazistym, jeśli potrzeba, także mocnym i dosadnym, bez eufemizmów, bez irenizmu. Żadnych kompromisów tam, gdzie bronić trzeba fundamentalnych praw: prawa do życia od poczęcia do naturalnej śmierci; prawa małżeństwa jako jedynego, prawdziwego związku mężczyzny i kobiety, prawa rodziny opartej na małżeństwie mężczyzny i kobiety. W tych sprawach wszystkich obowiązuje jedna jedyna mowa. Jest to mowa prawdy.

Ks. bp Stanisław Napierała

____________________________________
Ojczyznę wolną pobłogosław Panie.


06 sty 2013, 20:09
Zobacz profil
Specjalista
Własny awatar

 REJESTRACJA11 lis 2006, 20:46

 POSTY        450

 LOKALIZACJAU-S-A
Post Re: Etyka, moralność, obyczaje
Inspekcja tłumaczy się z nielegalnych lamp błyskowych

Jak już informowaliśmy, w nieoznakowanych samochodach Inspekcji Transportu Drogowego montowane są nielegalne lampy błyskowe. Jak inspekcja tłumaczy się z tego rozwiązania?

Kłopoty z nieoznakowanymi radiowozami ITD zgłaszają diagności dokonujący okresowych badań technicznych. Chodzi o nieprzepisowe wyposażenie aut - zamontowane z przodu białe lampy błyskowe.

Przeciwmgłowe czy błyskowe?
Na kloszach lamp widnieje oznaczenie "B" co oznacza, że - wg przepisów homologacyjnych - są to światła przeciwmgłowe przednie. Zgodnie z przepisami ruchu drogowego tego typu oświetlenie powinno być zamontowane maksymalnie 400 mm od bocznego obrysu pojazdu a nie - jak w przypadku auto ITD - na środku pasa przedniego. Co więcej światła tego typu mają dawać "obowiązkowy, niemigający(!) sygnał zielony lub żółty".

Na tym jednak problemy z lampami błyskowymi się nie kończą. W Dzienniku Ustaw Nr 32 poz. 262 z 2003 (rozdział 3. &12.1) ustawodawca precyzuje, jakie światła montować można w pojazdach. Wynika z niego jasno, że w samochodach NIEDOPUSZCZALNE jest montowanie lamp błyskowych! W paragrafie 13.1 (pkt. 4) czytamy również, że oświetlenie pojazdu - za wyjątkiem świateł drogowych  nie może powodować oślepiania innych użytkowników drogi.

Na tym jednak problemy z lampami błyskowymi się nie kończą. W Dzienniku Ustaw Nr 32 poz. 262 z 2003 (rozdział 3. &12.1) ustawodawca precyzuje, jakie światła montować można w pojazdach. Wynika z niego jasno, że w samochodach NIEDOPUSZCZALNE jest montowanie lamp błyskowych! W paragrafie 13.1 (pkt. 4) czytamy również, że oświetlenie pojazdu - za wyjątkiem świateł drogowych  nie może powodować oślepiania innych użytkowników drogi.

Inspekcja broni swojego pomysłu
Inspekcja jednak po swojemu interpretuje przepisy.

W specjalnym oświadczeniu, które dotarło do naszej redakcji, czytamy, że "światła te są jednym z elementów mobilnego urządzenia rejestrującego.

W skład tego urządzenia wchodzą zarówno elementy zewnętrzne takie jak głowica dopplerowska oraz lampy błyskowe, a także części zainstalowane wewnątrz pojazdu m.in. kamera, panel sterujący, komputery urządzenia rejestrującego i integrującego itd.

Wspomniane powyżej światła nie stanowią wyposażenia pojazdu w rozumieniu przepisów rozporządzenia Ministra Infrastruktury z dnia 31 grudnia 2002 r. w sprawie warunków technicznych pojazdów oraz zakresu ich niezbędnego wyposażenia ( Dz. U. z 2003 r. Nr. 32, poz 262, z późn. zm.). Działanie tych świateł nie jest uzależnione od działania (włączenia) innych świateł stanowiących obowiązkowe wyposażenie pojazdu opisanych we wspomnianym rozporządzeniu. Światła te współpracują jedynie z pozostałymi elementami mobilnego urządzenia rejestrującego, zamontowanymi w pojeździe i tylko w przypadku działania tego urządzenia. Działanie świateł możliwe jest wyłącznie w przypadku pracy urządzenia w trybie rejestracji obrazu pojazdu naruszającego obowiązujące normy prawne.(...)".

Rzecznik prasowy Głównego Inspektoratu Transportu Drogowe, Alvin Gajadhur odmówił dalszego komentarza w tej sprawie, ograniczając się do stwierdzenia, że stanowisko ITD zostało przedstawione w oświadczeniu.

Ostateczna ocena należy do sądu
To, że światła są nielegalne nie oznacza niestety, że kierowcy sfotografowani przez nieprzepisowe samochody ITD mogą z automatu starać się o unieważnienie wystawionych mandatów.

Zdaniem eksperta od prawa ruchu drogowego, prof. Ryszarda Stefańskiego, dowody zdobyte nawet w nielegalny sposób są wciąż dowodami i ich oceną musi zająć się sąd. Ekspert dodaje jednak, że jego zdaniem każdy policjant powinien po zgłoszeniu zatrzymać kierowcy takiego samochodu dowód rejestracyjny.

http://motoryzacja.interia.pl/raport/fo ... ch,1880923


09 sty 2013, 23:28
Zobacz profil
Zawodowiec
Avatar użytkownika

 REJESTRACJA10 lis 2006, 07:34

 POSTY        3465
Post Re: Etyka, moralność, obyczaje
Dwa lata walki z Kościołem i katolicyzmem w Polsce
Kronika wrogości


Posted by Marucha w dniu 2013-01-10 (czwartek)

Zaczęło się od przyzwolenia mediów i sporej części opinii publicznej [oraz WŁADZY!!! - admin] na szaleństwa motłochu, bluźniącego przeciw krzyżowi na Krakowskim Przedmieściu i obrażającego modlących się tam ludzi. Skończyło się (?) bezprecedensową profanacją Obrazu Matki Bożej Częstochowskiej, do którego Polacy mają nabożeństwo od wieków. Oto zapis dwóch lat walki z Kościołem i katolicyzmem w Polsce.

• 6 sierpnia 2010 – na Krakowskie Przedmieście wylega motłoch szydzący z krzyża i wiary katolickiej

• 8 sierpnia 2010 – profanacja kościoła Podwyższenia Świętego Krzyża w Łodzi

• 13 sierpnia 2010 – „nieznani sprawcy” podpalają krzyż, który stanął w 2000 r. na brzegu Brdy w Bydgoszczy

• 23 sierpnia 2010 – zniszczenie drewnianego krzyża na Wzgórzu Trzech Krzyży w Przemyślu

• 10 września 2010 – dziennikarze stacji radiowej Eska Rock przeprowadzają ośmieszający „wywiad z krzyżem”

• 15 października 2010 – profanacja wizerunku Matki Bożej na okładce tygodnika „Nie”

• 18 stycznia 2011 – „nieznani sprawcy” dewastują Krzyż Milenijny ustawiony przy wjeździe do Jeleniej Góry od strony Wrocławia

• 16 marca 2011 – krzyż okazuje się przeszkodą w wystąpieniu minister edukacji Katarzyny Hall, która odwiedza Zespół Szkół Katolickich im. ks. Jana Długosza we Włocławku. Krzyż zostaje zasłonięty przez pracownika ministerstwa na czas jej przemówienia

• 11 czerwca 2011 – Nasz rząd (…) nie będzie klękał przed księdzem – deklaruje premier Donald Tusk podczas konwencji PO w Gdańsku

• 18 sierpnia 2011 – Sąd Rejonowy w Gdyni stwierdza, iż Adam Darski, ps. Nergal bezczeszcząc Biblię nie znieważył uczuć religijnych. Po procesie Darski z satysfakcją oświadczył, że szatan znowu wygrał

• 15 września 2011 – prokuratura umarza śledztwo w sprawie znieważenia uczuć religijnych przez twórców krzyża z puszek po piwie

• 10 września 2011 – Telewizja Polska decyduje o zatrudnieniu satanisty Adama Darskiego, ps. Nergal

• 16 września 2011 – profanacja figury Chrystusa w Krośnie

• 22 października 2011 – świeżo upieczony szef Klubu Ruchu Palikota zapowiada walkę z krzyżem wiszącym na sejmowej ścianie

• 16 listopada 2011 – działacz Ruchu Palikota kieruje do Trybunału w Strasburgu skargę w sprawie krzyży w świnoujskim magistracie

• grudzień 2012 – wystawa „dzieł” Katarzyny Kozyry w Muzeum Narodowym w Krakowie zawierająca m.in. sprofanowany krzyż

• 5 stycznia 2012 – Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji decyduje o nieprzyznaniu koncesji katolickiej TV TRWAM

• 24 stycznia 2012 – Ruch Palikota żąda usunięcia z Kodeksu Karnego art. 196, który mówi o sankcjach karnych za obrazę uczuć religijnych

• 5 lutego 2012 – linie lotnicze LOT przedstawiają projekt nowego regulaminu, zakazującego noszenia przez personel symboli religijnych w widocznym miejscu (przepis ten – po protestach katolików – usunięto)

• 4 kwietnia 2012 – podpalenie krzyża w warszawskiej parafii przy ul. Lindleya

• 26 kwietnia 2012 – profanacja krzyża wieńczącego pomnik harcerzy poległych i pomordowanych podczas II wojny światowej w Pruszkowie

• 9 maja 2012 – świętokradczy atak na Najświętszy Sakrament w kościele pw. Ducha Świętego w Płocku

• 14 maja 2012 – zbezczeszczenie pomnika bł. Jana Pawła II w Żdżarach w diecezji kaliskiej

• sierpień 2012 – bluźnierczy koncert piosenkarki o pseudonimie twórczym Madonna na Stadionie Narodowym

• październik 2012 – minister Boni zapowiada zmiany w funkcjonowaniu Funduszu Kościelnego

• 11 października 2012 – sataniści profanują kościół w Zalesiu Dolnym

• 25 października 2012 – zniszczenie około pięćdziesięciu krzyży na Cmentarzu Centralnym w Szczecinie

• 16 listopada 2012 – rektor Uniwersytetu w Bydgoszczy nakazuje zdjęcie krzyży ze ścian sali senatu i swojego gabinetu

• 15 listopada 2012 – policja nęka proboszcza parafii Sadowo ks. Tomasza Duszkiewicza za wygłoszenie patriotycznego kazania

• 16 listopada 2012 – bluźniercza wystawa Maurizio Cattelana pt. „Amen” w Centrum Sztuki Współczesnej Zamek Ujazdowski

• 22 listopada 2012 – minister Michał Boni poucza biskupów, że Kościół powinien zaangażować się w walkę z „mową nienawiści”

• 9 grudnia 2012 – 58-letni mieszkaniec Świdnicy dopuszcza się profanacji obrazu Matki Bożej Częstochowskiej w sanktuarium na Jasnej Górze

Powyższy artykuł został opublikowany w 30 nr. dwumiesięcznika “Polonia Christiana”. Magazyn jest dostępny w kioskach, dobrych salonach prasowych oraz na stronach ksiegarnia.piotrskarga.pl i epch.poloniachristiana.pl od WTORKU, 8 STYCZNIA 2013 r.
http://www.pch24.pl/

Pamiętajcie, drodzy goście – jednym z najpewniejszych kryteriów rozpoznawania Żydów jest ich nienawiść do krzyża.
Admin.

źródło: http://marucha.wordpress.com/2013/01/10 ... -wrogosci/

____________________________________
"Demokracja to cztery wilki i owca głosujące o obiedzie" R.A.Heinlein


13 sty 2013, 19:00
Zobacz profil
Specjalista
Własny awatar

 REJESTRACJA11 lis 2006, 20:46

 POSTY        450

 LOKALIZACJAU-S-A
Post Re: Etyka, moralność, obyczaje
Pokolenie Biedronki 2.0

Zakupy grupowe zdobyły miliony zwolenników. Grupoklony w Polsce wyrastały jak grzyby po deszczu. Młodzi myśleli, że znaleźli pracę marzeń, szybko jednak okazywało się, że trafiali do maszynek, które wyciskały ich jak cytryny.

Igor umawia się na spotkanie w barze KFC w centrum Warszawy. Kilka miesięcy temu odszedł z Grupera, drugiego pod względem pozycji rynkowej w Polsce serwisu zakupów grupowych. 23-latek pracował tam jako zwykły grafik, ale zachowuje się tak, jakby miał w zanadrzu bombę, władną wysadzić w powietrze byłego pracodawcę. Wcześniej upewnia się, że nasza rozmowa będzie anonimowa, a redakcja zadba o to, by nikt go w tekście nie rozpoznał. - Może zmienimy miejsce? - mówi na powitanie ściszonym głosem i wskazuje ukryty w kącie stolik, którego nie widać z ulicy. Zgadza się, by rozmowę nagrywać. Ale już w jej trakcie wiele informacji, zamiast mówić na głos, zapisuje i pokazuje na kartce. Igor, podobnie jak większość jego kolegów i koleżanek z branży, musiał podpisać zobowiązanie, że nie podejmie pracy u konkurencji i nie będzie działał na szkodę firmy. Twierdzi, że były pracodawca na tej podstawie może go pozwać. Jego klauzula obejmuje 1,5-roczny zakaz pracy u konkurencji, a jego złamanie jest obwarowane gigantyczną karą. W Grouponie, który jest rynkowym liderem, kara dla handlowców wynosi 200 tys. zł. Nic dziwnego, że żaden z naszych rozmówców nie chce wystąpić pod nazwiskiem. Wielu od razu odmawia. - Podpisałem ugodę i mam za dużo do stracenia - mówi były pracownik Groupona, który zdecydował się walczyć z firmą w sądzie pracy. Do procesu nie doszło, bo zawarł porozumienie z byłym szefostwem.

Z opowieści tych, którzy zgodzili się z nami rozmawiać, wyłania się smutny obraz pokolenia dwudziestolatków: ambitnych i wykształconych osób odartych ze złudzeń. Gdy zaczynali pracę wydawało im się, że złapali Pana Boga za nogi i trafią do najbardziej rozwojowego biznesu na świecie, a przed nimi świetlana przyszłość. Gdy odchodzili, często po kilku tygodniach, nie mieli wątpliwości, że ich kariera niewiele różniła się od pracy na kasie w supermarkecie.

Anna (copywriterka, Groupon, 29 lat): Wróciłam z kilkumiesięcznej podróży i potrzebowałam zaczepienia. To był koniec 2010 r. Groupon wszędzie się reklamował, media pisały o nowym trendzie. Wydawał się superprofesjonalny. Nawet rekrutacja tak wyglądała: po pierwszej rozmowie dostałam mail z linkami do zadań do wykonania, które wygasały po 24 godzinach. Już na wstępie powinna mi się była zapalić czerwona lampka. Skoro są tak przyszłościowym biznesem, a moje testy oceniono wysoko, dlaczego oferują tak małą pensję, wprawdzie na etacie, ale mimo wszystko tylko 2300 zł na rękę. Odmówiłam. Ledwie jednak zdążyłam wyjść, zadzwonili i zaproponowali 2600 zł. Niewiele lepiej, ale uznałam, że skoro im zależy, może po jakimś czasie będzie lepiej i zgodziłam się. Z tej pracy wyniosłam jedno: nigdy więcej korporacji, nawet jeśli na pierwszy rzut oka wyglądają na innowacyjne firmy otwarte na młodych ludzi. Groupon okazał się firmą z najgorszych opowieści: praca po kilkanaście godzin dziennie za marne pieniądze, w jednych działach wyścig szczurów, w innych zero szans na rozwój, a do tego mobbing. Dałam sobie z tym radę, ale dziewczyny z działu nie wytrzymywały i płakały po kątach, czasem wspomagając się lekami na uspokojenie.

Zakupowy boom
17. i 18. piętro jednego z warszawskich wieżowców, potocznie nazywanego toitoiem, w ścisłym centrum miasta, zajmuje firma, która jeszcze niedawno była jednym z największych objawień w internecie. Na pierwszy rzut oka wszystko wygląda wspaniale: open space, kolorowe pufy, hamaki, rzutki, piłkarzyki. W kuchniach dla pracowników kawa, herbata, woda, soki. W jednej z salek na ścianie wielki portret roześmianego Andrew Masona, twórcy amerykańskiego Groupona, z hasłem "Welcome to the fastest growing company ever!". Do niedawna to hasło było prawdziwe. Rok 2011 nazywano rokiem zakupów grupowych. Groupon i jego klony - a są ich na świecie setki - od 2008 r. podbijały światowe rynki handlu internetowego. Pomysł wydawał się genialny: skoro konsumenci tak uwielbiają zniżki, a sprzedawcom tak bardzo zależy na coraz większej liczbie klientów, że są skłonni oferować im spore upusty, to wystarczy jednych połączyć z drugimi i sukces murowany.

Na początku był. W dwa lata od startu Groupon miał blisko 40 mln klientów na świecie i setki milionów sprzedanych kuponów na koncie. "Wall Street Journal" wyliczył, że był na najlepszej drodze, by zostać firmą, która zarobi pierwszy miliard dolarów najszybciej w historii przedsiębiorczości. Podobnie było w Polsce.

Jako pierwsze wiosną 2010 r. pojawiły się u nas Gruper i Groupon. Wkrótce zaczęły powstawać kolejne. Allegro założyło Citeam, Agora HappyDeal, nawet Presspublika przez chwilę miała serwis grupowy. Na fali zachwytu tym modelem biznesowym w 2011 r. w Grupera zainwestowało wydawnictwo Polskapresse. Łącznie w Polsce powstały 164 serwisy grupowe, z których nadal działa 66.

Katarzyna (specjalista ds. CMS, Gruper, 26 lat): Wyłowił mnie szef HR Grupera, porządny, doświadczony człowiek. Rozmowa kwalifikacyjna nie wzbudziła moich podejrzeń. Był rzeczowy, nie obiecywał kokosów. Wiedział, że mówienie o złotych górach nie ma sensu, bo w odróżnieniu od większości pracowników firmy miałam za sobą kilka lat doświadczania w branży IT. Gdy przyszłam do pracy, okazało się, że jestem tu jedną z najstarszych osób, bo średnia wieku nie przekraczała 20 lat. Trafiłam do działu operacyjnego jako specjalista CMS, czyli elektronicznego systemu zarządzania treścią. Dział odpowiadał za sprawdzanie ofert i wrzucanie ich na stronę. Na początku mieliśmy 20 tekstów do zamieszczenia jednego dnia. Przed świętami norma wzrosła do 150 tekstów. Jeśli nie udało się jej wypełnić, mieliśmy połajankę. Oprócz tego mieliśmy "nieobowiązkowe" dyżury w weekendy, najpierw traktowane jako dodatkowa forma zarobku, potem ci, którzy nie zostawali, słyszeli: "Chyba wam nie zależy na pracy". Dokręcanie śruby to była codzienność. Handlowcy potrafili zadzwonić w nocy, że jest oferta do poprawienia - natychmiast. Niektórzy zabierali pracę do domu, ja się stawiałam. Słyszałam: "Z takim podejściem długo miejsca nie zagrzejesz". Po siedmiu miesiącach usłyszałam, że firma nie może sobie pozwolić na takiego pracownika. Ulżyło mi.

Karuzela z pracownikami
Przez polskie serwisy zakupów grupowych przewinęło się łącznie kilka tysięcy młodych ludzi: copywriterów, grafików, administratorów systemów informatycznych i handlowców. Z małych innowacyjnych serwisów szybko zaczęły się rozrastać w ogromne korporacje. Amerykański Groupon zatrudnia dziś ponad 12 tys. osób. W Polsce to też spore przedsiębiorstwa. Około 300 osób pracuje obecnie w Grouponie, 160 w Gruperze, 80 w FastDealu. W okresie szczytowej popularności zakupów grupowych pracowników było o kilkaset więcej. Rotacja jest ogromna. - Na początku, jeszcze w starym biurze, jak ktoś się żegnał, to robiliśmy imprezę, kupowaliśmy mu prezent. Potem rotacja była tak duża, że nie rozpoznawaliśmy twarzy na korytarzu. Człowiek znikał i nikt nic nie wiedział. Niektórzy odpadali po tygodniu - przyznaje Igor z Grupera.

W większości mają wyższe wykształcenie, często kończą studia i zdobywają pierwsze zawodowe szlify. Marta, korektorka, do dziś zastanawia się, dlaczego zgodziła się na pracę za 1800 zł na rękę - skończyła polonistykę, zna trzy języki. Wspomina: - Przez jakiś czas odpowiadałam za rekrutację nowych pracowników do mojego działu. Kiedy widziałam CV od ludzi z doktoratami, dla ich własnego dobra je odrzucałam. Rozumiem, że wielu mogło być zdesperowanych i szukać jakiejkolwiek pracy, ale po prostu było mi ich szkoda do tego, co robiliśmy.

Marek (handlowiec, Groupon, 24 lata): Do Groupona trafiłem na jesieni 2011 r. Przez pierwszych kilka tygodni było świetnie. Owszem, praca trudna, ale jak miało się żyłkę handlowca, to sensowna. Szybko okazało się, że 40-godzinowy tydzień pracy to mrzonka, człowiek był w robocie lub pod telefonem przez co najmniej 10 godzin, a w trudniejszych dniach nawet po 14-15 godzin. Ale to nie było najgorsze: taka praca, że trzeba być dostępnym 24 godziny na dobę. Widziały gały, co brały. Tydzień handlowca z działu Warszawa wyglądał tak: dwa razy w tygodniu dostawało się tzw. deal orders, czyli listę partnerów, z którymi miały zostać podpisane umowy. Na liście około 25-30 firm. Codziennie rano od 8.30 do 11 były odprawy, na których przy wszystkich raportowaliśmy, kto ma jakie w danym dniu umówione spotkania. Norma to 4-5 spotkań na dzień. Jeżeli miało się mniej niż trzy, trzeba je było przekazać kolegom z działu. Wkręcano nas w chorą rywalizację. Obłęd. Cały czas trwa szukanie nowych klientów. Dlatego dwa razy w tygodniu mieliśmy tzw. power calling, czyli przez dwie godziny przy biurku, żadnego wstawania po kawę czy do toalety, tylko dzwonienie, dzwonienie, dzwonienie i szukanie nowych partnerów. Podobno kiedyś można było tam świetnie zarobić. Dziś dobre pieniądze dostaje tylko mała grupa handlowców, którzy przetrwali od początków firmy. Reszta narobi się, wpada w stany lękowe, depresje, bo ciągle nie wyrabia normy, spędza w pracy po kilkanaście godzin i nawet nie ma z tego specjalnych pieniędzy. Ja mam twardy tyłek i właściwie była to dla mnie bardzo cenna lekcja, którą, mam nadzieję, odrobiłem.

Zakupy od kuchni
Handlowcy stoją najwyżej w hierarchii pracowników serwisów zakupów grupowych. Oni przynoszą deale (znajdują zewnętrznych partnerów i namawiają ich na współpracę), na których ma zarabiać firma. Dostają najwięcej, ale także są narażeni na największy stres. W Grouponie każdy dobry deal musiał wyrobić swoje GP, czyli "gross product" - to kwota tak skalkulowana, by firma na tym zarobiła, a handlowiec dostał prowizję. Do jesieni 2011 r. GP wynosiło 4 tys. zł, czyli musiało się sprzedać tyle kuponów o danej wartości, by Groupon zarobił 4 tys. zł (np. 100 kuponów na mikrodermabrazję za 80 zł), z czego minimum 50 proc. bierze serwis. Podatek VAT płaci partner, a więc zostaje mu 40 zł minus 23 proc. Od listopada 2011 r. GP wzrosło do 16 tys. zł. Każdy handlowiec ma za zadanie namówić partnera na jak największą zniżkę, jak najwięcej specjalnych dodatków, np. lampka szampana do biletu do teatru czy dodatkowa maseczka do zabiegu kosmetycznego.

Większość zarobku handlowców to prowizje. Stała pensja to - w zależności od wynegocjowanej przez pracownika stawki - ok. 2-3 tys. zł. Od każdego dealu, który wyrobił GP, sprzedawca Groupona dostaje 400 zł prowizji. Gdy się nie udaje, prowizja jest zmniejszana. Gdy deal wyrobi więcej, niż zakładane GP, rośnie. - Dwa razy trafiły mi się miesiące, że wyciągnąłem nawet 7 tys. zł, ale norma była bliżej 4 tys. A stres czasami nie do wytrzymania. Wyżywałem się na rodzinie albo potrafiłem nie odezwać się słowem przez cały weekend. Nie chcę do tego wracać nawet we wspomnieniach - miga się od rozmowy Artur, który w Gruperze przepracował ponad pół roku i odszedł po tym, jak żona zagroziła mu rozwodem.

Kiedy deal został już uzgodniony, pracę nad nim przejmuje dział kreatywny: copywriterzy piszący teksty reklamowe, graficy wykonujący jego wizualizację na stronę, administratorzy zarządzający witryną. Gruper publikuje kilkadziesiąt ofert dziennie, ponad 1,5 tys. miesięcznie. Mniejsze serwisy mają ich po kilkaset, w Grouponie nawet kilka tysięcy. Pracy więc nie brakuje.

Igor (grafik, Gruper, 23 lata): Pierwszego dnia dostałem do ręki krzesło, biurko z Ikei i śrubokręt - miejsce pracy sam musiałem sobie złożyć. Pracowałem ponad rok, oczywiście na śmieciówkach. Na początku musiałem robić pięć ofert dziennie - żadne wyzwanie, bo to wszystko było sztampowe - ale z miesiąca na miesiąc firma wymagała więcej. Norma wzrosła do 12 ofert. Wprowadzono twarde zasady pracy. Jeden z dyrektorów punkt 9 rano zamknął na klucz górne wejście. Tym samym wszyscy spóźnialscy zostali za drzwiami. Ja się starałem być w firmie 20 minut przed czasem, bo były kolejki do windy, więc nie przeżyłem upokorzenia. Po pięciu minutach szef ostatecznie wszystkich wpuścił. Ale tylko po to, by zorganizować wykład na temat szkodliwości spóźnień. Wyjaśniał, że jeśli ktoś pracuje na umowę o dzieło, nie zwalnia go z obowiązku stawiania się w pracy na czas. Pamiętam też płomienną mowę po tym, jak w ofercie trafiła się literówka. "Jesteśmy lepsi niż ?michnikowy szmatławiec?, nas czyta cała Polska" - krzyczał. Przemówienie trwało prawie godzinę. To firma, która tak pięknie wygląda z zewnątrz, a w środku jest jak najpodlejsza sieciówka - tyle że dla białych kołnierzyków.

Rysy na wizerunku
Gdy zakupy grupowe święciły największe triumfy, coraz głośniejszym echem zaczęły się odbijać ich wpadki. Najpierw wypłynęła sprawa fryzjera z Łodzi, który po sprzedaniu 1626 ofert niemalże zbankrutował, bo nie był w stanie obsłużyć tylu klientów. Potem powstał serwis AntyGroupon, na którym niezadowoleni klienci opisywali, jak są traktowani przez partnerów serwisów grupowych - dostają usługi gorszej jakości, a proponowane terminy są odległe o kilka miesięcy. Pojawiły się też negatywne sygnały z USA. Giełdowy debiut Groupona był przekładany, bo serwis, choć teoretycznie odnosił sukcesy, wciąż nie tylko nie zarabiał, ale wręcz przynosił straty. Wcale nie lepiej miały się jego klony. Owszem, chwaliły się liczbą klientów, liczonych jako osoby zapisane do newslettera oraz liczbą sprzedawanych kuponów. Ale wyników finansowych nie chciały ujawniać.

Kazik (copywriter, Groupon, 33 lata): Miałem etat, płacili na czas, wpadały też dodatkowe pieniądze za dobrze wykonany plan. Praca specjalnie rozwijająca nie była, bo ile można pisać o mikrodermabrazji, farbowaniu ze strzyżeniem, kolacji dla dwojga albo kolonoskopii - największym postrachu każdego copywritera. Ale samo to, że praca była ciężka, czasem wyniszczająca, to pikuś. Coś innego nie daje mi spokoju. Przed Grouponem pracowałem w agencjach reklamowych. Wydawać by się mogło, że to reklama kłamie, ale to nic w porównaniu z tym, co robiliśmy w Grouponie. Te ich oferty - to była ściema. Ani ja sam, ani nikt z tam pracujących nigdy nie kupił żadnego kuponu. Kilku z tych ofert, które napisałem, do dziś się wstydzę, taki kit wciskaliśmy. Dziś znowu pracuję w reklamie i czuję się znacznie lepiej niż w Grouponie.

Złote dziecko internetu traci loki
Rok temu firma badawcza Forrester Research, wyspecjalizowana w badaniach przedsiębiorstw z rynku nowych technologii oceniała, że model biznesowy zakupów grupowych to porażka i że wkrótce firmy te staną się przykładem "jak szybko może upaść internetowe złote dziecko". A że właśnie wtedy Groupon, będący jeszcze na fali niedawnego sukcesu, postanowił wejść na giełdę, zaczęło się jego pierwsze rozliczanie. Wnioski były mało budujące: w drugim kwartale 2011 r. firma zanotowała stratę na poziomie 107 mln dol. Zaczęło się ogólnoświatowe poprawianie wyników. Nie tylko w tym serwisie, lecz także w jego klonach. Właściciele i inwestorzy uznali, że trzeba wreszcie zacząć zarabiać. - A u nas zaczęło być jak w obozie pracy - jednym głosem wspominają wszyscy pracownicy serwisów, do których dotarliśmy.

Nowy główny udziałowiec Grupera przeniósł siedzibę do swojego wydawnictwa, wyniki miały być dużo lepsze, koszty pracy niższe. Zaczęły się zwolnienia. - Któregoś dnia zwolnił internet i informatycy zakazali pobierania plików. Jednego z chłopaków nie było jednak w pracy w tym dniu, gdy wydano zakaz, i w czasie przerwy włączył YouTube'a czy jakiś inny muzyczny serwis. Informatycy zaraz to zauważyli i poskarżyli się szefom. Jeden z nich wpadł do pokoju i wysyczał: Ty w kapturze, pakuj się i wypier..... - opowiada jeden z pracowników Grupera. W polskim Grouponie ściślejszą kontrolę nad biznesem przejął właściciel, a konkretnie oddział niemiecki. W ocenie pracowników wyglądało to tak: w listopadzie 2011 r. zaczęło przyjeżdżać sporo niemieckich menedżerów, by pilnie kontrolować załogę na każdym szczeblu działania, zmieniać dotychczasowy tryb pracy i wyśrubowywać już i tak trudne do osiągnięcia wskaźniki. - Zero zaufania do pracownika, czuliśmy się wiecznie sprawdzani. Kiedyś wklepywałem umowę, słuchając jednocześnie muzyki przez słuchawki. To wystarczyło, by mnie zarówno kierownik, i jak niemiecki menedżer skontrolował, czy na pewno pracuję - wspomina handlowiec z Groupona obsługujący Kraków.

Z końcem ubiegłego roku z Groupona odszedł jeden z jego założycieli Marcin Szałek. Pracownicy oceniają: to była ogromna strata, bo wiele osób wytrzymywało ciężką pracę, wierząc w niego. Dziś Szałek prowadzi nowy serwis DaWanda. - Odszedłem, bo firma zaczęła się przekształcać w korporację i potrzebowała osoby zorientowanej na realizację celów sprzedażowych, a nie na strategiczne plany i budowanie nowego biznesu - tłumaczy. Zastrzega, że nie wie, co się obecnie dzieje w Grouponie, ale zapewnia, że przez pierwsze 1,5 roku serwis intensywnie się rozwijał, a rotacja pracowników była niewielka. - Dla mnie i dla wielu współpracowników to było cenne doświadczenie, szkoła pracy, ale też wyczerpujący okres, okupiony wieloma wyrzeczeniami - przyznaje Szałek. - Firma sprzedażowa wymaga, zwłaszcza od handlowców, dużych umiejętności negocjacyjnych i zdolności analitycznych. Poza tym specyfika pracy w zakupach grupowych przypomina tę w redakcji dziennika: ciągły stres, deadline'y. Nie wszyscy potrafili się odnaleźć - przyznaje.

Aleksandra (copywriter, Groupon, 27 lat): A to się przyczepiali, że literówka, a to że jakiegoś przecinka brakuje. Duperele, ale mieszano nas z błotem, wydzwaniano po nocy. Non stop zmieniano nam formy: jak pisać, co wyciągać, jakie metafory. Codziennie raportowanie, ile ofert napisanych, czy z leadem, czy na główną stronę, czy na boki. Za każdą - inna liczba punktów, potem zliczanie i porównywanie wyników w dziale. Nie jestem słabą dziewuszką, ale po kilku miesiącach byłam rozbita. Wieczorem brałam po trzy tabletki na sen, już po drodze do domu kupowałam jedno, dwa piwa, a i tak nie mogłam spać. Nie wytrzymałam i wylądowałam na dwa tygodnie na L4, miałam zwolnienie od psychiatry. Po powrocie usłyszałam, że szefowie nie są zadowoleni z mojej pracy i musimy się pożegnać. Wiedzieli jednak, że jestem już na granicy wytrzymałości i poszli na ugodę: dostałam odprawę i zapłacono mi za kilkanaście dni zaległego urlopu.

Prawie jak yuppie
Dotarliśmy do trzech pracowników szykujących się do pozwów lub do takich, którzy po złożeniu papierów przekonali firmę do ugody i wypłacenia odszkodowania. Oficjalnie jednak tego problemu nie ma. Za kadencji Szałka w Grouponie zdarzył się tylko jeden przypadek pracownika, który chciał się z firmą procesować. Sprawa zakończyła się polubownie. Z naszych informacji wynika, że w warszawskim sądzie na razie złożono tylko jeden pozew z tytułu prawa pracy - przeciwko Gruperowi. Firma potwierdza nasze informacje, ale nie chce mówić o szczegółach.

- Postępowanie nie zostało jeszcze zakończone - zastrzega Piotr Majcherkiewicz, prezes Grupera, i dodaje, że ostatnio wiele się w firmie zmieniło. - W bardzo krótkim czasie zwiększyliśmy zatrudnienie, pojawiło się tu wielu młodych ludzi, dla których to była pierwsza praca. Część negatywnych zjawisk, jakie mogły się pojawić, to "choroby wieku dziecięcego". Jednak ekipa dojrzała. Tak jak dojrzał rynek zakupów grupowych - tłumaczy. Obecnie na ok. 150 pracowników Grupera setka ma etat, a zbyt szerokie klazule o zakazie konkurencji zostały wycofane. Jeszcze w 2011 r. zatrudnionych tu było ponad 200 osób. - Trzeba było poprawić wyniki firmy, a więc zmniejszyliśmy zespół - mówił z rozbrajającym się uśmiechem prezes na konferencji prasowej.

Dziś zapewnia, że obecnie inwestycje w pracowników to jeden z priorytetów firmy. - Konkurencja jest spora i można ją wygrać tylko wtedy, gdy ma się dobry zespół. Jeżeli były w przeszłości jakieś uchybienia, to mogę powiedzieć "przepraszam" i zapewnić, że robimy wszystko, by nasi pracownicy byli zadowoleni i mogli podnosić swoje kwalifikacje - dodaje.

O ewolucji mówi też Groupon. Zaczynali od małego start-upu, który stworzyło 6 osób, teraz zatrudniają ponad 300. - Ponad pół roku temu zapoczątkowane zostały zmiany na lepsze, a od momentu mojego przyjścia przed blisko dwoma miesiącami, proces ten przybrał na sile. Jestem tu po to, by poprawić nie tylko wynik firmy, lecz także wprowadzić nowy styl zarządzania - zapewnia Aniela Hejnowska, nowa dyrektor zarządzająca Groupon Polska. - Po pierwsze zmieniony został system wynagradzania i prowizji. Nie jest uznaniowy, tylko oparty na ściśle określonych po konsultacjach z pracownikami, celach. Oczywiście wielkość tych targetów w przypadku handlowców zawsze budzi pewne opory. Nigdy nie spotkałam się z sytuacją, by byli oni z nich zupełnie zadowoleni, ale zapewniam, że staramy się wprowadzać realne wymagania - dodaje. - Po drugie, wprowadziłam bardziej płaską strukturę firmy. Taką, by było jak najmniej szczebli między mną a pracownikami. Po trzecie, chcę, by moi pracownicy mieli szansę na karierę. Stąd sporo rekrutacji wewnętrznych, czyli po prostu awansowania pracujących już osób. Sama w ciągu pięciu tygodni awansowałam trzy osoby z dziesięciu, które bezpośrednio do mnie raportują - mówi. Hejnowska zapewnia też, że poprawia się stabilność pracy: - 60 proc. zatrudnionych jest u nas dłużej niż rok. A trzech z sześciu założycieli Grouponu wciąż, czyli od kwietnia 2010 r., pracuje w firmie.

Dlaczego młodzi ludzie lgnęli do pracy w zakupach grupowych? - Pokazywaliśmy, że firma rośnie i na początku można było tu sporo zarobić. Mieliśmy też bardzo płaską, 2-3 poziomową strukturę w firmie, pracownicy czuli, że mogą się rozwijać - tłumaczy Szałek. Porównania do pracy w dyskontach czy sieciówkach go nie dziwią. A właśnie "pokoleniem Biedronki 2.0" sami określają się nasi rozmówcy. Gdy mówią o nadgodzinach, mobbingu, wyścigu szczurów i walce o niewypłacone prowizje, błyskawicznie pojawia się skojarzenie z pokoleniem yuppie. Tyle że kiedy ich starsi koledzy zaczynali pracę w tradycyjnych korporacjach, mieli szansę na pięcie się po szczeblach zawodowych i na awans finansowy. Pokolenie Biedronki 2.0 ani nie awansuje, ani - po tym, jak zapowiedzi sukcesu serwisów okazały się przesadzone - nie ma szans na godziwe zarobki.

* Na życzenie bohaterów tekstu zmienione zostały nie tylko ich imiona, ale i szczegóły wskazujące na ich tożsamość

Sylwia Czubkowska

http://biznes.interia.pl/praca/news/pok ... 20,1882162


13 sty 2013, 22:59
Zobacz profil
Zawodowiec
Avatar użytkownika

 REJESTRACJA23 sie 2009, 07:34

 POSTY        3657
Post Re: Etyka, moralność, obyczaje
Wysmarowali drzwi Tulei!

Załącznik:
wysmarowali drzwi Tulei.JPG

http://vod.gazetapolska.pl/3160-zobacz- ... iami-tulei

Co za wandale!  :zly1:


 Nie masz wystarczających uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego postu.

____________________________________
Videtur et hoc mihi Platforninem non debere esse
Poza tym uważam że Platformę należy zniszczyć
/Katon starszy/


Ostatnio edytowano 21 sty 2013, 19:18 przez Badman, łącznie edytowano 1 raz



21 sty 2013, 19:11
Zobacz profil
Zaawansowany

 REJESTRACJA18 maja 2009, 20:16

 POSTY        36
Post Re: Etyka, moralność, obyczaje
Wygląda na to, że sam sobie wysmarował, no chyba że przyjął kolędę.


21 sty 2013, 20:22
Zobacz profil
Fachowiec

 REJESTRACJA14 wrz 2011, 21:56

 POSTY        1263
Post Re: Etyka, moralność, obyczaje
Ojciec odszedł – a kto został?

Taka się maniera zrobiła ostatnio, że co który znaczniejszy duchowny zdradza powołanie, zaraz się tym chwali.


Ojciec Krzysztofowicz, znany dominikanin...

Znany? Ja go nie znałem, moi znajomi też nie. Ale teraz wszyscy go znamy. Zasłynął na całą Polskę nie tym, co robił przez kawał swojego życia, ale tym, że się tego zaparł. Odchodząc z zakonu i z kapłaństwa, zamieścił w internecie „pożegnanie”. Zwrócił się do świata tymi słowami: „Wierzę w Boga, który stoi po stronie życia i miłości. Zwyczajnego życia i zwyczajnej miłości. I mam takie głębokie poczucie, że się w końcu odważyłem, by żyć i kochać. Że nareszcie dojrzałem do miłości”.

Nawet ładnie to brzmi. Ja słyszałem też dobry kawałek. Podstarzały facet, który porzucił żonę, z którą przeżył wiele lat, i z którą miał kilkoro dzieci, powiedział o swojej nowej, młodej „miłości”: „Ona jest taka piękna, że Bóg mi to wybaczy”.

No jasne. Każdy, kto podejmuje decyzję trwałego życia w grzechu, do tej decyzji musi dorobić sobie jakąś „teologię”, inaczej by zwariował. A gdy robi to duchowny, tę teologię umie dorobić już taką, że się ludziska popłaczą. I pewnie niejeden to kupi, a wielu pokiwa głowami i powie: „Nie osądzajmy, to przecież człowiek, każdy ma prawo do szczęścia”.

Oczywiście, „kto stoi, niech baczy, by nie upadł”. Nikt nie może być pewien siebie, bo pokusa wsparta własną pychą załatwiła już nie takich mistrzów. Więc, owszem, nie osądzajmy. Ale na litość Boską, niech ci, co zdecydowali się żyć w upadku, nie podsuwają nam gotowców z osądem samych siebie! Niech nie piszą łzawych elaboratów o tym, jak to teraz dojrzeli do miłości, bo to się dopiero okaże. Za lat parę, gdy się już o. Jacek zorientuje, co znaczy żyć w świecie, z dala od sakramentów i wśród tych, co nieszczególnie Boga kochają – wtedy dopiero będzie wiedział, co wybrał i w co wdepnął. I wówczas niech dopiero mówi o dojrzałości do miłości – jeśli mu to przez gardło przejdzie.

Bo jak na razie, to przekazał nam, między ładnie brzmiącymi słowami, tylko taki komunikat, że do tej pory był rozpaczliwie niedojrzały. Że przez te lata nauczania w imieniu Kościoła, nie nauczał we własnym imieniu. Tak się to czyta.

Można i trzeba rozumieć ludzką słabość i grzeszność, ale nie można robić z niej cnoty. Skoro odchodzi, to niech odejdzie. W ciszy. Bez trąbienia dookoła, bez pisania nadętych epistoł. Upadłeś, człowieku, to wstawaj. Ale skoro chcesz leżeć, to nie gadaj, że fruwasz.

Bo cokolwiek by odchodzący zakonnik nie gadał, pozostaje faktem, że – co sam jasno zasugerował – wchodzi w związek z kobietą. Będzie to zatem związek cudzołożny. Nie zawrze z nią ślubu, bo śluby już złożył – i to wieczyste.

Jeśli teraz dopiero dojrzał do miłości, to co robił przez ostatnie ćwierć wieku? Czym były kazania o miłości Bożej, czym rozgrzeszenia w imię Jego miłości, czym modlitwy i posługa sakramentów?

Przy okazji taka informacja dla tych, co lubią o całe zło oskarżać celibat: nawet gdyby Kościół zniósł go dla księży diecezjalnych (bo może to zrobić), to zakonnicy i tak nie mogliby się żenić. Celibat jest koniecznym elementem życia zakonnego i tak, jak mąż nie może porzucić żony i ożenić się sakramentalnie z inną kobietą, podobnie nie może się ożenić zakonnik.

Więc darujcie sobie jazgot o celibacie przynajmniej tym razem.

http://gosc.pl/doc/1426135.Ojciec-odszedl-a-kto-zostal

____________________________________
Ojczyznę wolną pobłogosław Panie.


21 sty 2013, 22:53
Zobacz profil
Zawodowiec
Avatar użytkownika

 REJESTRACJA21 paź 2006, 19:09

 POSTY        7731

 LOKALIZACJATriCity
Post Re: Etyka, moralność, obyczaje
wbuluinadzieji                    



Ojciec odszedł – a kto został?
Ja słyszałem też dobry kawałek. Podstarzały facet, który porzucił żonę, z którą przeżył wiele lat, i z którą miał kilkoro dzieci, powiedział o swojej nowej, młodej „miłości”: „Ona jest taka piękna, że Bóg mi to wybaczy”.
http://gosc.pl/doc/1426135.Ojciec-odszedl-a-kto-zosta

Czyżby autor miał na myśli Kazia Marcinkiewicza?
Piszę "Kazia", bo gość jest tak samo infantylny, jak były Ojciec Jacek...

Czy ktoś (jak były Ojciec Jacek) kto zdradził Boga, nie zdradzi kobiety, dla której niby odszedł?
Piszę "niby", bo sprawa ma podwójne dno...

____________________________________
Nie jesteś tym, kim myślisz, że jesteś - lecz tym, kim się stajesz, gdy myślisz kim jesteś.


21 sty 2013, 23:36
Zobacz profil
Wyświetl posty nie starsze niż:  Sortuj wg  
Odpowiedz w wątku   [ Posty: 1916 ]  idź do strony:  Poprzednia strona  1 ... 86, 87, 88, 89, 90, 91, 92 ... 137  Następna strona

 Nie możesz rozpoczynać nowych wątków
 Nie możesz odpowiadać w wątkach
 Nie możesz edytować swoich postów
 Nie możesz usuwać swoich postów
 Nie możesz dodawać załączników

Skocz do: