Teraz jest 06 wrz 2025, 05:55



Odpowiedz w wątku  [ Posty: 1916 ]  idź do strony:  Poprzednia strona  1 ... 116, 117, 118, 119, 120, 121, 122 ... 137  Następna strona
Etyka, moralność, obyczaje 
Autor Treść postu
Zawodowiec
Avatar użytkownika

 REJESTRACJA23 sie 2009, 07:34

 POSTY        3657
Post Re: Etyka, moralność, obyczaje
Prorokiem


 Nie masz wystarczających uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego postu.

____________________________________
Videtur et hoc mihi Platforninem non debere esse
Poza tym uważam że Platformę należy zniszczyć
/Katon starszy/


05 maja 2016, 13:55
Zobacz profil
Zawodowiec
Avatar użytkownika

 REJESTRACJA23 sie 2009, 07:34

 POSTY        3657
Post Re: Etyka, moralność, obyczaje
A o tym polityku to wszyscy już chyba zapomnieli czy co? :(


 Nie masz wystarczających uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego postu.

____________________________________
Videtur et hoc mihi Platforninem non debere esse
Poza tym uważam że Platformę należy zniszczyć
/Katon starszy/


06 maja 2016, 11:15
Zobacz profil
Zawodowiec
Avatar użytkownika

 REJESTRACJA23 sie 2009, 07:34

 POSTY        3657
Post Re: Etyka, moralność, obyczaje
Zabawny maciek


 Nie masz wystarczających uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego postu.

____________________________________
Videtur et hoc mihi Platforninem non debere esse
Poza tym uważam że Platformę należy zniszczyć
/Katon starszy/


07 maja 2016, 13:09
Zobacz profil
Fachowiec
Własny awatar

 REJESTRACJA14 wrz 2011, 21:56

 POSTY        1263
Post Re: Etyka, moralność, obyczaje
Czy HGW ma prawo odzywać się ws. antysemityzmu? Jej rodzina zbiła fortunę na kamienicy ukradzionej Żydom

Obrazek

Prezydent stolicy wykorzystała uroczystości rocznicowe powstania w getcie do politycznej wojenki. Próbowała wywołać wrażenie, że w Polsce budzą się upiory dyskryminacji, nacjonalizmu, antysemityzmu.

Wspominała też o dokumencie, który podpisała wraz z burmistrzami w zjednoczeniu przeciwko antysemityzmowi.
Ponieważ jej amnezja/bezczelność (niepotrzebne skreślić) wydaje się kliniczna, warto przypomnieć fakty, o których wspomniał już Stanisław Janecki, a które opisywałem na jesieni 2014 roku we „wSieci” i na wPolityce.pl. Hanna Gronkiewicz-Waltz nigdy nie zechciała się do nich odnieść. A rzecz jest bulwersująca.
Oto całość mojego artykułu z „wSieci” (numer 46/2014):

Waltzem wokół kamienicy
Rodzina Hanny Gronkiewicz-Waltz (w tym jej mąż) zarobiła fortunę na sprzedaży kamienicy ukradzionej prawowitym żydowskim właścicielom. Pani prezydent twierdzi, że wszystko odbyło się zgodnie z prawem. Nasze ustalenia to podważają
Jednym z tematów kończącej się kampanii samorządowej w Warszawie jest kwestia reprywatyzacji. Chętnie mówi o niej starająca się o trzecią kadencję w fotelu prezydent stolicy Hanna Gronkiewicz- Waltz. Jednak jej dotychczasowe rządy i pozycja na szczycie partii władzy nie przyniosły efektów oczekiwanych przez prawowitych właścicieli nieruchomości, od lat bezskutecznie domagających się zwrotu tego, co im się należy.
Czy jest możliwe, by wiceszefowa PO, tłumacząca brak ustawy reprywatyzacyjnej niechęcią polityków z innych miast i stanem budżetu państwa, w rzeczywistości nie spieszyła się z regulowaniem spraw własności gruntów i kamienic, bo jej rodzina jest beneficjentką rażącej niesprawiedliwości?
Z dokumentów, do których dotarliśmy, wynika nie tylko to, że kamienica, jakiej część przed ośmioma laty trafiła w ręce męża prezydent Warszawy, została ukradziona prawowitym właścicielom. Dodatkowo ustaliliśmy, że wiedzę o bezprawnych działaniach, na których w finale zarobił Andrzej Waltz, najprawdopodobniej musiała mieć również jego małżonka. Sama się tego jednak wypiera.
Początek: fałszerstwo
W październiku 2006 r. rodzinie Waltzów przyznano udział w przedwojennej kamienicy przy ul. Noakowskiego 16. Nieruchomość w ścisłym centrum Warszawy o powierzchni ponad 4 tys. m2 szybko sprzedano. Choć jej wartość rynkowa, zakładając nawet mizerny stan budynku i konieczność kosztownego remontu, mogła wynosić aż 40 mln zł, nabywca – jedna z prężnie działających na stołecznym rynku firm „czyścicieli kamienic” – zapłacił ledwie ok. 15 mln zł. Nie poszukiwano lepszej oferty. Wszystko odbyło się w niezwykłym pośpiechu. Czy dlatego, że najważniejsza osoba w rodzinie miała za chwilę objąć najważniejsze stanowisko w mieście, a wiedziano, że kamienica Waltzom się nie należy? Jak wskazują dokumenty, w tym wyroki sądów, została ona po prostu ukradziona żydowskim właścicielom.
Budynek postawiły przed wojną rodziny Oppenheimów i Regirerów jako jeden z trzech przy tej ulicy. Jakie były losy właścicieli? Szlama Oppenheim zmarł w sowieckim łagrze. Jego siostra Pessa Regirer z d. Oppenheim zmarła w 1940 r. w Warszawie, ich ojczym Hirsz Freudenberg zmarł prawdopodobnie w latach 1940–1945 w ZSRS, Artur Regirer zakończył życie w Buchenwaldzie.
Wiemy to dzięki skrupulatnym ustaleniom urzędników Ministerstwa Transportu, Budownictwa i Gospodarki Morskiej poczynionych w 2012 r. Resort Sławomira Nowaka odnosił się do sprawy, gdyż był właściwy do rozpatrywania wniosku złożonego przez inną firmę z branży nieruchomości, domagającą się stwierdzenia nieważności decyzji Ministerstwa Gospodarki Komunalnej oraz Prezydium Rady Narodowej z 1953 r. w sprawie przyznania prawa własności gruntu. Rzecz dotyczyła działki przy Noakowskiego 12, ale jest to sprawa bliźniacza wobec posesji położonej kilkanaście metrów dalej. Dotyczy tych samych właścicieli oraz spadkobierców i tych samych okradających ich oszustów, co zresztą znajduje odzwierciedlenie w piśmie resortu transportu.
Co działo się z kamienicą po wojnie? Oto pojawia się współpracownik Urzędu Bezpieczeństwa, niejaki Leon Kalinowski. Jak później ustalą sądy PRL, oszust, który w czasie niemieckiej okupacji wyłudzał od aresztowanych przez gestapo pieniądze, obiecując w zamian pomoc w zwolnieniu. Kalinowski sprzedaje kamienicę przy Noakowskiego 12… samemu sobie. Pozostałe nieruchomości – innym ludziom. Interesujący nas budynek pod numerem 16 kupują Zygmunt Szczechowicz i Roman Kępski. Ten ostatni to wujek Andrzeja Waltza.
Dlaczego sprzedającym był Kalinowski? Był on wspólnikiem w oszustwie Leona Wiśniewskiego, który sfałszował akty notarialne wskazujące, że na przełomie sierpnia i września 1939 r. Oppenheimowie i Regirerowie przyznali mu wyłączność na dysponowanie nieruchomościami przy Noakowskiego oraz budynkiem przy Śniadeckich. W latach 1940–1941 r. Wiśniewski scedował swoje rzekome pełnomocnictwa na Kalinowskiego. Jako prawowici właściciele zginęli bądź zaginęli, oszustwo mu się udało, a jednym z jego beneficjentów został Kępski.
Ale nie na długo. W latach 1946–1948 odnalazła się wdowa po Szlamie Oppenheimie i wniosła pozwy karne i cywilne, które zakończyły się skazaniem Kalinowskiego za fałszerstwa na w sumie osiem lat więzienia.
Również skarb państwa wystąpił do sądu o stwierdzenie nieważności sfałszowanego pełnomocnictwa i innych czynności, jakich dokonano w wyniku przestępstwa, w tym o wykreślenie odpowiednich wpisów z hipotek. Wniosek ten dotyczył nie tylko Kalinowskiego, lecz także Kępskiego. Pada w nim mocne stwierdzenie o „uznaniu za nieważne wszystkich dalszych aktów sporządzonych na podstawie dokumentów, a mianowicie aktu sprzedaży nieruchomości na ul. Noakowskiego 16 na rzecz R. Kępskiego […]”.
W 2012 r. urzędnicy ministerstwa transportu po przeanalizowaniu licznych dokumentów i wyroków stwierdzili, że „na tej podstawie należy uznać w świetle całokształtu okoliczności sprawy, iż zbycie nieruchomości w dniu 15 lutego 1946 r. przez Leona Kalinowskiego posługującego się sfałszowanym pełnomocnictwem jej właścicieli na rzecz tegoż Leona Kalinowskiego występującego jako druga strona tej umowy – jako wynikające z czynu przestępczego jest nieważne i nie wywołuje skutku w postaci przeniesienia prawa do nieruchomości przy ul. Noakowskiego 12”. Decyzja ta dotyczy jednej z trzech ukradzionych żydowskim rodzinom kamienic. Ale stan faktyczny odnośnie do budynku przy Noakowskiego 16 jest identyczny.
Powrót wujka
Co się stało z nieruchomościami po wyrokach z lat 40.? Za sprawą tzw. dekretu Bieruta budynki zostały znacjonalizowane, a więc spadkobiercy Oppenheimów i Regirerów nie mogli dalej upominać się o swoją własność. Wskutek tego jako ostatni właściciel we wpisach hipotecznych kamienicy przy Noakowskiego 16 figurował Roman Kępski. I to właśnie on w 1996 r. wystąpił o „zwrot” nieruchomości. Trzy lata później uzyskał od Urzędu Mieszkalnictwa prawo do gruntu pod kamienicą. W 2003 r., gdy Kępski już nie żył, prawo do użytkowania gruntów pod kamienicą decyzją Biura Gospodarowania Nieruchomościami przypadło spadkobiercom Kępskiego, czyli m.in. Andrzejowi Waltzowi. Według lokatorów budynku, pilnie badających fałszerstwa w tej sprawie, urzędnicy nie znali wszystkich dokumentów sprzed pół wieku dowodzących złamania prawa, nie dołożyli należytej staranności w zbadaniu tego przypadku i posiłkowali się jedynie zapisami w księgach wieczystych, których w PRL nie skorygowano po wyrokach skazujących Kalinowskiego.
Po kolejnych trzech latach, na kilka dni przed drugą turą wyborów samorządowych, Waltzowie otrzymują od miasta pozytywną decyzję – budynek jest ich. Prawie 27 proc. uzyskuje mąż prezydent Warszawy i ich córka Dominika. Licząca 4 tys. m2 atrakcyjna kamienica nie zostaje jednak wystawiona na rynek, lecz natychmiast sprzedana nowo powstałej wówczas firmie. Spółka ta (bądź podmioty od niej zależne) w ciągu dwóch kadencji rządów Hanny Gronkiewicz-Waltz uzyskała kilka innych bardzo atrakcyjnych kamienic.
Sprzedaż pozyskanej z takim trudem kamienicy w takim tempie i za taką cenę musi zaskakiwać. Odzyskanie kamienicy było jednak oparte na kruchych podstawach, co dobitnie pokazuje los bliźniaczego budynku, który decyzją resortu transportu nie został zwrócony pseudospadkobiercom. Późniejsze decyzje prokuratury w tej sprawie dowodzą tego, że kamienica przy ul. Noakowskiego 16 słusznie była wówczas uznawana za „gorący kartofel”. Szybka sprzedaż dawała nowemu właścicielowi możliwość tłumaczenia iż nabył ją w dobrej wierze. To z kolei utrudniało ewentualne unieważnienie transakcji wskutek ujawnionych później wątpliwości i nowych faktów.
Późniejsze decyzje prokuratury w tej sprawie dowodzą tego, że kamienica przy ul. Noakowskiego 16 słusznie była wówczas uznawana za „gorący kartofel”. Szybka sprzedaż dawała nowemu właścicielowi możliwość tłumaczenia iż nabył ją w dobrej wierze. To z kolei utrudniało ewentualne unieważnienie transakcji wskutek ujawnionych później wątpliwości i nowych faktów.
Poszkodowani byli też dotychczasowi lokatorzy z Noakowskiego 16, których brutalnymi metodami tzw. czyścicieli kamienic (czynsze wzrosły o 400 proc.) wyrzucono z zajmowanych od kilkudziesięciu lat mieszkań. Dzięki ich zawiadomieniu do prokuratury w tej sprawie poczynione zostały ustalenia niekorzystne dla rodziny Waltzów
W czerwcu 2010 r. śledczy zaskarżyli decyzję dotyczącą zwrotu nieruchomości. Prokuratura stwierdziła, że w tej sprawie miało miejsce „rażące naruszenie prawa”. Prokurator napisał, że w wyniku dekretu Bieruta wujek Waltzów nie mógł skutecznie nabyć prawa do gruntu przy Noakowskiego 16. „Jak to już wykazano powyżej, składając wniosek, Roman Kępski nie był uprawniony do złożenia wniosku, co więcej nie był w tej sytuacji stroną postępowania, gdyż nie był ani dotychczasowym właścicielem gruntu, ani jego następcą prawnym […], wnioskodawca nie posiadał nawet statusu posiadacza tego gruntu” – stwierdził prokurator Krzysztof Kosieradzki z Prokuratury Rejonowej Warszawa-Wola. Ustalił on, że „dokonywanie dalszych wpisów w tych księgach na rzecz innych osób niż gmina miasta Warszawa stało się niedopuszczalne. Niezgodność księgi wieczystej z rzeczywistym stanem prawnym mająca charakter niezgodności z prawem publicznym wyłącza też dopuszczalność powoływania się na rękojmię ksiąg wieczystych”. Pismo prokuratora Krzysztofa Kosieradzkiego jest jednoznaczne. Wujek Waltzów nie miał prawa odzyskać gruntu ani powoływać się na to, że został wpisany do księgi wieczystej jako właściciel. Wydawałoby się, że tak mocny dokument musi doprowadzić do unieważnienia zwrotu kamienicy. A jednak, stało się inaczej! Sprawa się rozmyła, a Samorządowe Kolegium Odwoławcze, któremu podlegają decyzje administracyjne, lakonicznie stwierdziło, że oddala zażalenie prokuratury.
Przed miesiącem Marcin Bajko, dyrektor Biura Gospodarki Nieruchomościami w stołecznym ratuszu, utyskiwał w „michnikowemu szmatławcowi”, że musi się imać różnych „sztuczek”, by tereny zajmowane dziś np. przez przedszkola, gimnazja, licea nie były oddawane dawnym właścicielom. Szkoły coraz częściej tracą boiska, a miasto nie może z tym nic zrobić, bo prawo wiąże mu ręce. Ten sam Bajko w 2006 r. kierował miejskim biurem, które zdecydowało o przyznaniu kamienicy przy Noakowskiego 16 Waltzom. Zapytana o tę kwestię Hanna Gronkiewicz-Waltz odpowiedziała nie na temat, myląc rok 2006 (przyznanie budynku swojej rodzinie) z 2003 (wieczystą dzierżawą gruntu pod kamienicą). Na marginesie: jeżeli to Bajko, postać uchodząca w świecie urzędniczym za kontrowersyjną, byłby odpowiedzialny za korzystną dla Waltzów decyzję, to zdaniem naszych kilku rozmówców, rzucałoby to nowe światło na jego silną pozycję w miejskich strukturach urzędniczych.
Waltzowie umywają ręce
Jak tę sprawę komentuje mąż pani prezydent? Odniósł się do niej w wywiadzie dla „michnikowego szmatławca” z grudnia 2006 r. Prowadzący rozmowę ustawili problem jako szukanie przez PiS haków na krzywdzoną kandydatkę PO. Jej małżonek odpowiadał więc: „Zastanawialiśmy się, do którego pokolenia mamy tłumaczyć się z majątków przed PiS”. Dalej mąż stołecznej prezydent stwierdził: „To była przedwojenna kamienica drugiego męża mojej cioci”.
W ostatnim zdaniu zawarta jest głęboka manipulacja. Wynika z niego bowiem to, że rodzina Waltzów miała przed wojną jakąś kamienicę. Nie jest prawdą ani to, ani fakt, jakoby wuj pana Andrzeja stał się właścicielem budynku zgodnie z prawem. Doszło do tego w wyniku fałszerstwa dokonanego po wojnie, a mimo wyroku sądu karnego Roman Kępski był wpisany do hipoteki przez cały okres PRL. Przyznanie mu kamienicy przez miejskich urzędników nie zmienia tego, że została ona, mówiąc wprost, ukradziona żydowskim właścicielom lub ich spadkobiercom.
Zadaliśmy wiele pytań również pani prezydent. Zapytana, czy ma świadomość, że kamienica została w latach 40. ubiegłego wieku skradziona żydowskim właścicielom, odpowiedziała wymijająco: „O tym, kto jest spadkobiercą, decydują prawomocne wyroki sądów. Do czasu ich ewentualnego uchylenia spadkobiercą jest osoba wskazana w wyroku sądu. W tej sprawie żaden z wyroków nie został wzruszony”. A zatem od odpowiedzi się uchyliła. Inna sprawa, że o wzruszenie wyroku mogła wystąpić sama Gronkiewicz- -Waltz, choćby mając informacje uzyskane z prokuratury o fałszerstwach dokonanych po wojnie.
Pani prezydent twierdzi, że nie zna faktu złożenia przez prawowitą właścicielkę Marię Oppenheim doniesienia do prokuratury w sprawie przestępstw na jej majątku. Zarzeka się również, że nie zna wyroku sądu z 1948 r. skazującego Leona Kalinowskiego na pięć lat więzienia za sfałszowanie aktów notarialnych dotyczących Noakowskiego 16. Odpowiada także, że nie zna decyzji administracyjnych i sądowych dotyczących innych nieruchomości należących przed wojną do Oppenheimów.
Te zaprzeczenia mocno zaskakują, bo wspomniane wyżej pismo ministerstwa transportu z 2012 r. o tym mówi. Dotarliśmy do niego. W rozdzielniku jasno stoi, że trafiło m.in. do prezydent Warszawy. Zakładając więc – nawet naiwnie, przyznajmy – że Waltzowie nie interesowali się dogłębnie losami nieruchomości, że byli głusi na informacje podawane przez lokatorów kamienicy, którzy nagłaśniali nieprawidłowości (dotyczące ich niedawnych mieszkań!), dokument z resortu Sławomira Nowaka wyraźnie je opisuje.
Ciekawa jest też odpowiedź pani prezydent Warszawy na pytanie, czy zna dokument z 8.06.2010, sygnatura akt II Pa 14/09, w którym prokuratura zarzuca, że decyzja o zwrocie kamienicy przy Noakowskiego 16 była podjęta z rażącym naruszeniem prawa. Hanna Gronkiewicz-Waltz odpowiada: „Do Urzędu m.st. Warszawy nie wpłynęło żadne pismo prokuratury opatrzone datą 8.06.2010 i sygnaturą II Pa 14/09; pismem z taką sygnaturą w roku 2009 Prokuratura Okręgowa w Warszawie zwróciła się jedynie o wypożyczenie akt własnościowych nieruchomości Noakowskiego 16”. Mamy uwierzyć, że pani prezydent ma świadomość, iż prokuratura interesuje się nieruchomością, na której jej rodzina zarobiła majątek, ale nie chce wiedzieć dokładnie, o co chodzi? To zdumiewające zachowanie.
Pani prezydent trzeba wierzyć na słowo. Ale to niezwykle trudne w obliczu wielu faktów, które w tej sprawie przedstawiamy. Dodatkowo dokument ministerstwa transportu z 2012 r. złożony na biurku pani prezydent każe domniemywać, że od co najmniej dwóch lat Hanna Gronkiewicz-Waltz prawdopodobnie wie, w jaki sposób wuj jej męża wszedł w posiadanie atrakcyjnej nieruchomości w sercu stolicy. Trudno uwierzyć by nie miała świadomości, że kamienica na której jej najbliższa rodzina zarobiła miliony, została żydowskim właścicielom po prostu ukradziona. By naprawdę sądziła, że jej mąż jest ich spadkobiercą.
Jak wynika z naszych ustaleń, część prawowitych spadkobierców wciąż żyje i mieszka w Warszawie. Czy rodzina pani prezydent zechce pomóc w naprawieniu wyrządzonym im krzywd? Czy potrafi zderzyć się z etycznym wymiarem całej sprawy?
Hanna Gronkiewicz-Waltz planuje rządzić Warszawą po raz trzeci. Apelujemy więc, by jeszcze przed wyborami samorządowymi zostały ujawnione wszystkie dokumenty dotyczące sprawy kamienicy przy ul. Noakowskiego 16. Biała księga sprawy Waltzów powinna się ukazać jeszcze przed głosowaniem 16 listopada.
Żadnej białej księgi oczywiście nie było. Były za to wymijające odpowiedzi, zrzucanie odpowiedzialności na urzędników ratusza za kadencji Lecha Kaczyńskiego, a także ucieczka z konferencji prasowej. Więcej w poniższych linkach.
Z tej sprawy rodzina prezydent Warszawy nigdy się nie wytłumaczyła. To nie dziwi, bo jedyną możliwością byłoby przyznanie się do przejęcia mienia ukradzionego prawowitym właścicielom i oddanie zarobionych na sprzedaży nieruchomości pieniędzy.
Skoro Gronkiewicz-Waltz wybrała pilnowanie trefnego majątku i milczenie na temat czerpania korzyści z paserstwa na niekorzyść Żydów, mogłaby przynajmniej ograniczyć swój tupet i darować sobie rocznicowe wypatrywanie antysemityzmu w dzisiejszej Polsce.
Bo, mówiąc najprościej, sama raczej nie ma czystego sumienia.

http://wpolityce.pl/polityka/289515-czy ... onej-zydom

* * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * *
Niesamowite! Rozpoczęciu ludzkiego życia towarzyszy błysk światła.

Obrazek

Nowe życie zaczyna się rozbłysku światła. Naukowcom z Northwestern University udało się utrwalić na filmie sam moment poczęcia. Na filmie widać moment połączenia komórki żeńskiej i męskiej. Towarzyszy mu błysk światła.


https://youtu.be/ovzGmRrtVys

Jak wyjaśniają naukowcy przeprowadzający badania w chwili poczęcia jajo uwalnia ogromne ilości cynku, który tworzy iskry, które można zobaczyć przy pomocy mikroskopu.
To było niezwykłe
—podkreśla Teresa Woodruff, profesor położnictwa i ginekologii w szkole medycznej Northwestern University.
Obserwowanie chwili w której cynk promieniuje w eksplozji ludzkiej komórki jajowej zapierało dech w piersiach
—opowiadała.
Zespół naukowców, badający od dawna moment zapłodnienia, wcześniej udokumentował iskry cynku w przypadku komórek jajowych myszy. Nigdy dotąd nie udało się jednak zaobserwować tego zjawiska u ludzi.
Wszystko zaczyna się w biologii dokładnie w momencie zapłodnienia
—podkreśla profesor Woodruff i dodaje, że poczęcie człowieka wciąż pozostaje dla naukowców w wielu wymiarach tajemnicą.
Naukowcy podkreślili również, że ich badania pokazują niemoralność metody in vitro. Dochodzi wtedy do stworzenia kilku zarodków, które następnie są mrożone lub zabijane.
Wiele osób, które widziało film w najlepszej rozdzielczości podkreśla, że pokazuje on piękno życia i udowadnia jak wiele kłamstw towarzyszy aborcji. Wyniki badań mogą być też ważnym głosem w dyskusji ze wszystkimi, którzy twierdzą, że życie ludzkie nie zaczyna się z chwilą poczęcia.
ann/lifesitenews.com

http://wpolityce.pl/spoleczenstwo/29137 ... obacz-film

____________________________________
Ojczyznę wolną pobłogosław Panie.


08 maja 2016, 20:30
Zobacz profil
Zawodowiec
Avatar użytkownika

 REJESTRACJA23 sie 2009, 07:34

 POSTY        3657
Post Re: Etyka, moralność, obyczaje
Szyici nie piją.

Co za zwyczaj!


 Nie masz wystarczających uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego postu.

____________________________________
Videtur et hoc mihi Platforninem non debere esse
Poza tym uważam że Platformę należy zniszczyć
/Katon starszy/


10 maja 2016, 18:59
Zobacz profil
Zawodowiec
Avatar użytkownika

 REJESTRACJA21 paź 2006, 19:09

 POSTY        7731

 LOKALIZACJATriCity
Post Re: Etyka, moralność, obyczaje
Lwica wita się ze strażnikiem, który uratował jej życie

http://demotywatory.pl/4639165/Lwica-wi ... -jej-zycie

Wzruszająca scena...

____________________________________
Nie jesteś tym, kim myślisz, że jesteś - lecz tym, kim się stajesz, gdy myślisz kim jesteś.


11 maja 2016, 17:11
Zobacz profil
Zawodowiec
Avatar użytkownika

 REJESTRACJA23 sie 2009, 07:34

 POSTY        3657
Post Re: Etyka, moralność, obyczaje
Chciała być uśpiona jak pies

Obrazek

Chcę mieć prawo być miłosierną dla siebie, jeśli jestem miłosierna dla zwierząt. Wzywam lekarza, usypiam, gdy są śmiertelnie chore, cierpią. Pan Terlikowski spytał poseł Senyszyn, czy chciałaby być uśpiona jak pies. Gdyby mnie spytał, powiedziałabym: oczywiście, że chciałbym być uśpiona jak pies - zapewniła Maria Czubaszek.

Pani Maria Czubaszek, która być może kiedyś jeszcze kogoś bawiła swoimi żartami, dziś kapitał popularności zbija na szokujących wyznaniach. Kilka miesięcy temu satyryczka miała swoje przysłowiowe 5 minut, kiedy dokonała makabrycznego coming-otu, przyznając się do dwóch aborcji. Lewicowe media szybko podchwyciły temat, użyczając biednej (tak, bardzo biednej) staruszce, której należy współczyć, swoich łamów i najlepszego czasu antenowego.

Sprawa nieco przycichła, więc skandalistka Maria Czubaczek musiała ponownie włożyć kij w mrowisko, by o sobie nieco przypomnieć. Kolejny rajd po mediach zapewniło jej więc wejście w rolę orędowniczki eutanazji. Dziś satyryczka szokuje w rozmowie z „Super Expressem”, porównując samą siebie do... psa.

„Chcę mieć prawo być miłosierną dla siebie, jeśli jestem miłosierna dla zwierząt. Wzywam lekarza, usypiam, gdy są śmiertelnie chore, cierpią. Pan Terlikowski spytał poseł Senyszyn, czy chciałaby być uśpiona jak pies. Gdyby mnie spytał, powiedziałabym: oczywiście, że chciałbym być uśpiona jak pies. Gdybym wiedziała, że czeka mnie takie cierpienie, zniedołężnienie, które odbierze mi chęć życia. Nie chciałabym, żeby jakieś dziecko, którego na szczęście nie mam, podawało mi szklankę herbaty albo zmieniało pampersy, czy żeby Pan Bóg podawał mi rękę, tylko chciałabym, żeby jakiś lekarz mi zrobił zastrzyk, żebym przestała się męczyć” - wyznała w rozmowie z tabloidem.

Trudno w jakikolwiek sposób komentować wypowiedzi, z których bije tak wielki nihilizm i pustka. Pani Czubaszek, stawiając się na równi ze zwierzęciem, daje przerażająco smutny dowód tego, jak jałowe i puste jest jej życie. Sama zresztą w dalszej części rozmowy przyznaje, że w życiu najważniejsze są pieniądze. Nie miłość, czy zdrowie, tylko pieniądze. Bo jak są pieniądze, to jest i miłość i zdrowie...

Na pytanie dziennikarza, że przecież legalizacja eutanazji może prowadzić do nadużyć, czego efektem będzie pozbywanie się osób niewygodnych, Czubaszek odpowiada w lekkością słonia w sklepie z porcelaną, że przecież wszystko może prowadzić do nadużyć. „Wszystko w tym życiu może prowadzić do nadużyć. Nóż może być do krojenia chleba, ale też, żeby zabić. Nie boję śmierci, boję się umierania. Nie strach umrzeć, strach umierać. Boję się zniedołężnienia. Nie uważam, że cierpienie uszlachetnia - ani człowieka, ani zwierzątka” - stwierdziła.

Pani Czubaszek może naprawdę nie wierzyć w to, że cierpienie uszlachetnia. Pewnie mało który człowiek w obliczu wielkiego cierpienia, nie bałby się go. Raczej robilibyśmy wszystko, co możliwe, by je ograniczyć. I dzisiejsza medycyna na to pozwala! Przeciwnicy eutanazji podkreślają, że dziś można znacznie uśmierzyć ból, zminimalizować cierpienie. Dlaczego więc mielibyśmy godzić się na to, ba, nawet chcieć (sic!), by nas usypiać jak psy? Myślenia, czy raczej zacietrzewienia pani Czubaszek pewnie już nic nie zmieni. Pozostaje nam jedynie modlić się za tę biedną, nieszczęśliwą kobietę...


Marta Brzezińska

Źródło: http://www.fronda.pl/a/skandalistka-mar ... 26047.html

======================


Dlaczego Maria Czubaszek nie cierpiała dzieci

Obrazek

Maria Czubaszek, znana pisarka i satyryk, nie żyje.
Teraz to już bez znaczenia, że znana, że satyryk i że pisarka. Znaczenie ma to, czy przyjmie Boże miłosierdzie.



Pamiętam Marię Czubaszek z dawnych lat. Lubiłem jej emitowane w radiowej Trójce monologi. Podobał mi się jej zjadliwy humor i bawiła mnie słowna ekwilibrystyka. Nie miałem pojęcia, że ta kobieta nosi w sobie ciężki problem. Dowiedziałem się o tym cztery lata temu, gdy pani Czubaszek publicznie oświadczyła, że nie ma dzieci, bo ich nie cierpi. Po chwili jednak okazało się, że ma dzieci, tylko one nie żyją, bo ich mama dwa razy „usunęła ciążę”. „Boże, jak to cudownie, że ja to zrobiłam” – cieszyła się do mikrofonu, zapewniając, że nie odczuwa żadnej traumy.

Pomyślałem sobie wtedy, że ta kobieta pomyliła skutek z przyczyną. Bo ona kochałaby swoje dzieci, gdyby ich nie zabiła. Trauma się pojawiła, ale w postaci zupełnie nienaturalnej u kobiety odrazy do dzieci. Bo bywa tak, że jak się dzieci z własnego wyboru nie donosi, to się ich potem nie znosi.

Dumna deklaracja o dwukrotnej aborcji zwabiła lobby aborcyjne, które rzuciło się na Marię Czubaszek jak na świeżą zdobycz, wyjątkowo przydatną w walce o możliwość nieskrępowanego zabijania dzieci. I ona tę rolę przyjęła, stając się sztandarem feministek w walce o „prawo” kobiet do niszczenia największej łaski, jaką człowiek może na tym świecie otrzymać. Ot, jak jej feministki „pomogły”.

Śmierć brutalnie weryfikuje wartość takich rzeczy. Dziś, gdy Maria Czubaszek stoi przed Bogiem, jej „dokonania” na niwie „emancypacji”, ani jej ideowe zaplecze nie mogą jej w niczym pomóc. Na nic jej „minuty ciszy” i kwieciste przemowy. Ona potrzebuje Bożego miłosierdzia. Bóg jej go nie odmówi, bo nie odmawia go nikomu – ona jednak musi je przyjąć.

Św. Faustyna opisała w „Dzienniczku” wysiłki, jakie Jezus czyni wobec duszy pogrążonej w rozpaczy. „Nie ma już dla mnie miłosierdzia” – mówi taka dusza, ale Jezus nie rezygnuje. „Duszo w ciemnościach pogrążona, nie rozpaczaj, nie wszystko jeszcze stracone, wejdź w rozmowę z Bogiem swoim, który jest Miłością i Miłosierdziem samym” – wzywa. Ostatecznie sam człowiek zdecyduje, czy przyjmie ocalenie na wieczność, czy pogrąży się w wiecznej ciemności. To jednak może zależeć od tego, czy się ludzie za taką osobę modlą.

Maria Czubaszek zmarła w dobrym momencie. Rok Miłosierdzia to dobry rok na umieranie. Wigilia dnia fatimskiego – gdy zmarła nasza siostra Maria – to też dobra chwila. To w Fatimie Maryja przypomniała światu potrzebę modlitwy i pokuty, zwłaszcza za tych, którzy szczególnie potrzebują Bożego miłosierdzia. W sumie to każdego dotyczy.

Ojcze Przedwieczny, miej miłosierdzie dla nas i dla Marii Czubaszek. I dla całego świata.

Franciszek Kucharczak
Źródło: http://gosc.pl/doc/3153548.Dlaczego-Mar ... ala-dzieci

____________________________________
Videtur et hoc mihi Platforninem non debere esse
Poza tym uważam że Platformę należy zniszczyć
/Katon starszy/


15 maja 2016, 14:32
Zobacz profil
Fachowiec
Własny awatar

 REJESTRACJA14 wrz 2011, 21:56

 POSTY        1263
Post Re: Etyka, moralność, obyczaje
Korespondent RMF z Moskwy: W odpowiedzi Radziwinowiczowi. "Nikt nie ma moralnego prawa porównywać Kaczyńskiego do Putina"

Obrazek

Porównywanie Kaczyńskiego do Putina jest parszywe i obrzydliwe. Można z nim się nie zgadzać, można krytykować, ale nie obrażać i pogardzać.

Dlaczego chwyciłem za klawiaturę? Gdy słyszałem funkcjonariuszy PO bełkoczących o putinizacji, to wzruszałem ramionami. Jednak takim porównaniem zhańbił się szanowany przeze mnie korespondent z Moskwy Wacław Radziwinowicz, korespondent organu Michnika. On wie doskonale kim i czym jest Putin, a mimo to, łże.
Władimir Władimirowicz Putin został prezydentem i rozpoczął wojnę w Czeczeni, której efekt to kilkadziesiąt tysięcy ofiar, bombardowania miast i wsi. Przed rozpoczęciem tej wojny wysadzano bloki mieszkalne w Rosji, w jednym z nich złapano agentów FSB z materiałem wybuchowym. Szefem FSB był chwilę wcześniej Putin.
W 2008 roku po licznych prowokacjach Putin napadł na Gruzję.
Kolejną wojnę rozpoczął z Ukrainą anektując Krym i wysyłając swoich najemników na wschodnią Ukrainę.
Przez lata panowania Putina mordowano dziennikarzy i opozycjonistów. Inni trafiali do łagrów.
Za Kaczyńskiego alimenciarz z KOD nie siedzi w więzieniu, setki aferzystów związanych z poprzednią władzą chodzą i protestują na ulicach. Nikt nie ma moralnego prawa porównywać Kaczyńskiego do Putina i mówić o faszyzmie. Gdyby to była prawda, pisaliby z łagru.
I jeszcze jedno, Kaczyński przegrał wybory, dobrowolnie. Putin żadnych wyborów nigdy nie przegrał.
Przemysław Marzec, dziennikarz - Korespondent RMF Moskwa

http://wpolityce.pl/polityka/292189-kor ... -do-putina

* * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * *

Wildstein: Bito i opluwano niewinnych ludzi

Dawid Wildstein przypomina w jaki sposób poprzednia władza traktowała manifestujących.

„Pamiętam co się działo za poprzedniej władzy. Pamiętam jak pałowano i strzelano gumowymi kulami do demonstrujących (jak to ujęła uroczo pewna dziennikarka - ale o co ta afera, przecież to tylko gumowe kule)” - pisze Dawid Wildstein w swoim felietonie na łamach niezalezna.pl.

Dziennikarz TVP przypomina w jaki sposób traktowano Polaków, którzy po 10 kwietnia 2010 roku chcieli uczcić pamięć ofiar katastrofy smoleńskiej.

„Pamiętam jak ludzi pod Krzyżem opluwano, bito, wyzywano. Bezbronnych. Widziałem to i pamiętam” - pisze Wildstein.

Przypomina też w jaki sposób za rządów PO-PSL traktowano dziennikarzy nieprzychylnych władzy.

„Pamiętam jak służby specjalne właziły do domów tym, którzy zażartowali sobie z prezydenta, albo do redakcji, które nie tak pisały o władzy. Pamiętam jak zatrzymywano dziennikarzy opisujących nieprawidłowości wyborcze” - powiedział.

Zdaniem Wildsteina przy okazji manifestacji KOD-u nie ma mowy o takich zachowaniu organów państwa.

„I dziś, tak sobie patrzyłem na ten marsz KOD-u, tak sobie patrzyłem na to malutkie miasteczko namiotowe KOD-u pod KPRM - nikt ich nie zaczepiał, nikt nie bił, nikt im nie przeszkadzał” - czytamy.

„I poczułem się szczęśliwy, jakby to dziwnie nie brzmiało, że teraz żyjemy w kraju, gdzie nikt takim ludziom nie przeszkadza. Gdzie politycy nie namawiają agresywnego tłumu, by się zbierał przy namiotach KOD-u i pluł na ludzi tam protestujących” - dodaje.

Jak zaznacza, wśród manifestujących nie brakuje ludzi skompromitowanych, którzy wykrzykują hasła, przeciwko którym występowali będąc u władzy.

„I OK, bierze mnie wściekłość, gdy wśród maszerujących widzę skorumpowanych politruków, którzy sami organizowali seanse nienawiści i łamali podstawowe prawa obywatelskie. Cynicznych złodziei, okradających przez lata naród. I wściekłość mnie bierze, gdy myślę, jak wielu z tych, którzy teraz wycierają sobie buźki słowami takimi jak Europa, wolność, tolerancja, gdy tylko zmieni się władza - będą znowu siedzieć cichutko, czy jak to mawiał Kijowski - 'nie wpadną na to, żeby protestować'” - pisze Wildstein.

http://www.stefczyk.info/publicystyka/o ... 6893993917

* * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * *

Lekarze stwierdzili, że nie mogą inaczej jej pomóc. 20-letnia ofiara molestowania seksualnego poddała się eutanazji

Holenderski sąd wydał zgodę na eutanazję 20-latki. Kobieta w dzieciństwie była molestowana seksualnie. Przeszła terapię, która nie przyniosła rezultatów. Lekarze stwierdzili, że mogą jej pomóc. Cywilizacja śmierci w praktyce.

W Holandii w bardzo szybkim tempie rośnie liczba eutanazji przeprowadzanych z powodu depresji i zaburzeń psychicznych. Ciężko zrozumieć decyzje lekarzy, którzy uznają, że cierpiącym mogą pomóc tylko wspomaganym samobójstwem.
Holenderska komisja ds. eutanazji ujawniła dokumenty, z których wynika, że 20-latka, która zdecydowała się na eutanazję, była ofiarą przemocy seksualnej od kiedy skończyła 5 lat. Przez kolejnych dziesięć lat była wykorzystywana seksualnie. Kobieta na skutek tych koszmarnych przeżyć cierpiała na zespół stresu pourazowego, anoreksję i depresję.
Kobieta przez dwa lata poddawała się różnym terapiom, które nie przyniosły pożądanego skutku. W końcu lekarze uznali, że nie mogą jej już pomóc. Udzielono więc zgody na odebranie sobie życia. Oczywiście w majestacie prawa. Według biegłych decyzję o eutanazji kobieta podjęła całkowicie świadomie i jak poinformowano 20-latka poddała się jej z powodu „cierpienia psychicznego i fizycznego”.

Informacja o eutanazji młodej kobiety w Holandii wywołała oburzenie i poruszenie w wielu krajach. Tym bardziej, że liczba przeprowadzanych w tym kraju eutanazji wzrosła w ciągu ostatnich pięciu lat o 75 proc. W 2010 roku tylko dwie osoby zostały poddane eutanazji z powodu „nieznośnych” warunków psychicznych. „The Telegraph” poinformował, że ich liczba wzrosła do 41 w 2014 roku i do 56 w 2015.

Śmiercią karze się teraz ofiary molestowania seksualnego
—zauważył jeden z członków brytyjskiej Partii Pracy.

http://wpolityce.pl/swiat/292808-lekarz ... -eutanazji

____________________________________
Ojczyznę wolną pobłogosław Panie.


15 maja 2016, 20:42
Zobacz profil
Zawodowiec
Avatar użytkownika

 REJESTRACJA10 lis 2006, 07:34

 POSTY        3465
Post Re: Etyka, moralność, obyczaje
Obrazek

A ich guru są Kijowski i Petru

____________________________________
"Demokracja to cztery wilki i owca głosujące o obiedzie" R.A.Heinlein


16 maja 2016, 20:55
Zobacz profil
Zawodowiec
Avatar użytkownika

 REJESTRACJA23 sie 2009, 07:34

 POSTY        3657
Post Re: Etyka, moralność, obyczaje
Kobiety z Polski oraz feministki z Tenkraju

Załącznik:
Kobiety z Polski oraz z Tenkraju.jpg



Kobiety z torebkami i feministki z torbami

Załącznik:
Kobiety vs feministki.jpg


Znajdź różnicę


 Nie masz wystarczających uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego postu.

____________________________________
Videtur et hoc mihi Platforninem non debere esse
Poza tym uważam że Platformę należy zniszczyć
/Katon starszy/


17 maja 2016, 16:49
Zobacz profil
Zawodowiec
Avatar użytkownika

 REJESTRACJA10 lis 2006, 07:34

 POSTY        3465
Post Re: Etyka, moralność, obyczaje
Jak Radek Sikorski został świrem!

Obrazek

Wytłumaczę się, bo jest z czego.
W swojej dotychczasowej karierze internetowej dorobiłem się rozmaitych ciekawych zarzutów i tytułów, których dla higieny ciała i duszy nie przytoczę. Jest jednak taka rzecz, którą ciężko mi przypisać, a mianowicie, że dałem się poznać jako miłośnik „lajków” i uczestnik zabaw internetowych. Znacznie częściej jestem postrzegany jako sztywniak, niż facet rozrywkowy, co to kliknie podaj dalej. Za stary jestem na takie wygłupy i w zasadzie nigdy nie przejawiałem specjalnej ochoty, żeby się bawić w rozmaite głuche telefony i inne ciuciubabki. Aż tu nagle! No, nie tak nagle, raczej zupełnie spokojnie przeczytałem sobie, jak zwykle durny wypis Radka Sikorskiego, zmieszczony na portalu Twitter. Nie ma co udawać twardziela, człowieka rusza głupota i podłość, choćby się zapierał, że nie zwraca na to uwagi. W pierwszej reakcji też chciałem machnąć ręką, bo i cóż było robić w obliczu takiego szczeniactwa:

Załącznik:
Świr Sikorski..jpg


Po chwili pomyślałem jednak, że nie wolno tego zostawić, zwłaszcza, że istnieje pewien fundamentalny powód, aby dać temu i wielu innym sztubakom po łapach. Nie chodzi, ani o zabawę, ani o samego Sikorskiego, chodzi o permanentne gnojenie człowieka, któremu należy się pomnik. Przyjęło się i utrwaliło, że byle gówniarz może bezkarnie nazwać Antoniego Macierewicza świrem, wariatem, psycholem i co mu ta jeszcze do pustego łba przyjdzie. Po akcji, która przeszła do annałów „kryminalistyki”, a mam na myśli „kolesiów” lądujących w prokuraturze, wypowiedzieli się kumple małego Radka, między innymi mały Grześ. Doskonale się wszyscy razem bawili, do głowy im nie przyszło, że jeszcze dwa tygodnie temu uznali za Białoruś nazywanie sędziów SN „kolesiami”.
Co z takimi zachowaniami człowiek dorosły i poważny może zrobić, żeby samemu nie zostać gówniarzem? Jedynym skutecznym sposobem na przywrócenie powagi jest przerwanie lub popsucie głupiej zabawy. Stąd też nie tylko ja, ale wielu ludzi wpadło na prosty pomysł, żeby odwrócić wynik głosowania, który z góry wydawał się pewny. Radek Sikorski do swojego konta twitterowego dopuszcza wyłącznie swoich zwolenników. Resztę blokuje, nawet jeśli nie wchodzą w interakcję, ale są kojarzeni z obozem przeciwnika. Na tej bazie doszedł Sikorski do wniosku, że durnej zabawie nic nie zagraża. Tymczasem jak widać na załączonym obrazku Radek zaliczył totalną skuchę, dzięki prawej stronie Twittera, która ominęła „bany” wchodząc bezpośrednio na link Radkowej sondy.

Tylko pozornie ta popsuta zabawa nie ma większego znaczenia.
Nic bardziej błędnego i wystarczy rozumieć w jaki sposób zrobiono z Antoniego Macierewicza świra, aby wiedzieć, że dokładnie takimi durnymi metodami. „Diagnozowanie” Macierewicza nie ma żadnych racjonalnych podstaw, opiera się wyłącznie na bezmyślnym powtarzaniu inwektyw, co w dodatku pozostaje całkowicie bezkarne. Kto sobie jest w stanie wyobrazić, że po nazwaniu Antoniego Macierewicza „kolesiem” dochodzi do ogólnopolskiego oburzenia z powodu znieważania konstytucyjnego ministra?

Łatwo za to sobie wyobrazić, że po wylaniu dowolnej ilości pomyj i nawet gówna na głowę Macierewicza, w medialnych serwisach będzie „beka” i żadnego oburzenia. I tak się będzie kształtować rzeczywistość, jeśli nie będziemy reagować na zachowania sztubaków, którzy z uśmiechem na ustach i z gwoździem w łapie rysują karoserię samochodu sąsiada. Nie ma nic wstydliwego i infantylnego w tępieniu świrów w gatunku Radka Sikorskiego i całego tego towarzystwa, które nieustannie żyje w przekonaniu, że im wszystko wolno i za nic nie odpowiadają. Przetrenowanie i ośmieszenie jednego gówniarza jest więcej warte niż 100 rozpraw socjologicznych, czy pedagogicznych. Dlatego bodaj pierwszy raz w życiu wziąłem udział w internetowej zabawie i namawiałem innych do zabawy, z czego jestem wybitnie zadowolony, bo efekcie prawdziwe świry klęczą na grochu.

posted by MatkaKurka on wt., 2016-05-17 17:57

http://kontrowersje.net/jak_radek_sikorski_zosta_wirem

I pomyśleć, że ten człowiek zapowiadał kiedyś walkę z mową nienawiści i hejtem...  <_<


 Nie masz wystarczających uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego postu.

____________________________________
"Demokracja to cztery wilki i owca głosujące o obiedzie" R.A.Heinlein


17 maja 2016, 19:50
Zobacz profil
Zawodowiec
Avatar użytkownika

 REJESTRACJA23 sie 2009, 07:34

 POSTY        3657
Post Re: Etyka, moralność, obyczaje
Świrom mówimy NIE!

Załącznik:
Świr SIkorski STOP!.jpeg


Ratusz spieszy Świrowi z pomocą

Załącznik:
Ratusz idzie na pomoc.jpeg

http://wpolityce.pl/spoleczenstwo/29324 ... p-z-konopi


 Nie masz wystarczających uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego postu.

____________________________________
Videtur et hoc mihi Platforninem non debere esse
Poza tym uważam że Platformę należy zniszczyć
/Katon starszy/


17 maja 2016, 22:18
Zobacz profil
Fachowiec
Własny awatar

 REJESTRACJA14 wrz 2011, 21:56

 POSTY        1263
Post Re: Etyka, moralność, obyczaje
Siostrzenica „Łupaszki” do Lisa: Pan nadal mówi językiem morderców w togach

Obrazek

„W związku z zamieszczeniem przez Pana na profilu Twitter.com w dniu 24 kwietnia 2016 r. wpisu oczerniającego mojego wujka, pułkownika Zygmunta Szendzielarz ps. "Łupaszka", wzywam Pana do złożenia przeprosin w publicznych mediach w ciągu najbliższego tygodnia” – napisała w liście do Tomasza Lisa, siostrzenica płk. Zygmunta Szendzielarza – Halina Morawska. ?„Kłamliwa komunistyczna propaganda kazała mordercom w togach nazywać najdzielniejszych żołnierzy „zaplutymi karłami reakcji”. Po 65 latach mówi Pan nadal ich językiem, legitymizując w ten sposób ich zbrodnie” – podkreśliła.


W kwietniu były prezenter TVP Tomasz Lis umieścił na swoim profilu na Twitterze oburzający wpis, szkalujący pamięć polskiego bohatera.

Obrazek
fot. twitter.com

Dziś bloger oraz dziennikarz portalu pch24.pl Paweł Ozdoba opublikował treść listu siostrzenicy „Łupaszki” – Haliny Morawskiej do Lisa...

Obrazek

http://niezalezna.pl/80444-siostrzenica ... w-w-togach

* * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * *
Piknik służb pod Krzyżem. Jak sterowano emocjami na Krakowskim Przedmieściu

Audyt w służbach, który przeprowadził Mariusz Kamiński, ujawnił nagminne łamanie podstawowych praw obywatelskich przez poprzednią ekipę rządową. Inwigilowanie polityków opozycji i ich rodzin, rozpracowywanie uczestników legalnych manifestacji. Na jaw wyszło także szczególne zainteresowanie sytuacją związaną z Krzyżem na Krakowskim Przedmieściu, w tym osobiste zaangażowanie ówczesnego szefa ABW, gen. Krzysztofa Bondaryka. Wśród obrońców Krzyża zainstalowano nawet agenturę osobową - pisze Dawid Wildstein w najnowszym numerze tygodnika „Gazeta Polska”.


Minęło kilka miesięcy od katastrofy smoleńskiej. Gorące lato. Przed Pałacem Prezydenckim zebrało się kilka tysięcy osób. Otaczają znacząco mniejszą grupkę tzw. obrońców Krzyża. Na transparentach można m.in. przeczytać: „Mohery na stos”. Ktoś przyniósł krzyż zrobiony z puszek po piwie Lech. Niosący go młodzian niespecjalnie ukrywa „głębię” swojej prowokacji, jest ona zresztą czytelna dla zgromadzonego tłumu, który wyje ze śmiechu i pokrzykuje: „Zimny Lech, zimny już jest Lech”. Ktoś inny z dumą prezentuje krzyż, do którego przybił misia zabawkę. Grupka młodych ludzi rozrywa pluszową kaczkę. Słychać wrzaski: „Jeszcze jeden! Jeszcze jeden!”. Tłum klaszcze, zachwycony. Ludzie rozstępują się przed półnagim mężczyzną, który niesie krzyż. Pijany, parodiuje mękę Zbawiciela. On także wzbudza zachwyt tłumu. Ktoś wrzeszczy przez megafon w stronę modlących się ludzi: „Zniszczymy was, zniszczymy was, zniszczymy was śmiechem!”. Agresja rośnie, tłum coraz częściej wykrzykuje wulgarne hasła w stronę obrońców.

Strefa bezprawia

Jest już noc. Modlących się pod Krzyżem na Krakowskim Przedmieściu jest niewielu. Kilkunastu. Policjantów pilnujących to zgromadzenie – podobnie. Jest też kolejna grupka. To kilku młodych, dobrze ubranych dzieciaków, obojga płci. Wąskie spodnie, stylowe grzywki. Głośno się śmieją, kpią z ludzi klęczących pod Krzyżem, parodiują kościelne pieśni, religijną ekstazę. Ludzie spod Krzyża nie reagują. Słychać modlitwy, ale też głośną muzykę. Ta ostatnia dobiega ze znajdującej się tuż obok małej knajpki. Swojska nazwa „Przekąski, zakąski”, najtańsza wódka w Warszawie. Mimo niewielkiej powierzchni, przybytek ten odwiedzają w weekend tłumy, ludzie wylewają się z lokalu, impreza przenosi się na ulicę. Tłum pulsuje niczym żywe stworzenie, niektórzy usiłują wejść, inni się wydostać. Dwójka pijanych małolatów, ubranych „na sportowo”, o gładko ogolonych głowach, wyrywa się ze ściśniętej masy otaczającej knajpę. Rozglądają się wokół niepewnym wzrokiem, by po chwili dostrzec grupkę modlących się. Podchodzą chwiejnym krokiem do jednej z czuwających tam starszych kobiet. W wulgarnych słowach proponują jej akt seksualny. Grupka modnych lalusi przyglądających się tej scenie wybucha śmiechem, zaczynają klaskać.

Takich obrazków były tysiące. Przemoc, czasem większa, czasem mniejsza – od poszturchiwania po bójki, kpiny, bluzgi, splunięcia bądź oddawanie moczu w bezpośredniej bliskości modlących się.

Tak się złożyło, że opisuję tutaj scenę, którą widziałem na własne oczy. Byłem jednym z gapiów. Zareagowałem na słowa dresiarzy. W konsekwencji między mną a dwójką amatorów kobiecych wdzięków wywiązała się bójka. Zdarza się. Zdziwiło mnie wtedy coś innego. Że kilkunastu policjantów ze stoickim spokojem obserwowało, jak tuż obok nich trójka mężczyzn okłada się po twarzach pięściami. Żadnej reakcji – ani w trakcie, ani po. To był dzień, gdy pomyślałem, że cała sytuacja pod Krzyżem musi być w jakimś aspekcie sterowana i kontrolowana. Taki brak reakcji służb porządkowych musiał być rozkazem „z góry”. Z czasem, z setek rozmów z ludźmi, którzy regularnie przychodzili pod Krzyż, m.in. z Samuelem Pereirą, Janem Pospieszalskim, Ewą Stankiewicz, wyłonił się obraz swoistej „strefy bezprawia”. Policja w większości sytuacji nie reagowała, biernie przyglądając się ekscesom. Zresztą, czasem sama brała w tych wydarzeniach udział.

Kamera Ewy Stankiewicz zarejestrowała symptomatyczne wydarzenie. Wśród obrońców Krzyża chodzi grupka postawnych, ubranych na sportowo mężczyzn. W pewnym momencie jeden z nich łapie modlącego się za łokieć, zaczyna go tarmosić, z czerwoną twarzą wykrzykuje groźby. Po chwili widzimy tę samą osobę, jak spokojnie wita się z policjantami, przechodzi przez kordon służb porządkowych i wchodzi do radiowozu. Dresiarz okazał się po prostu funkcjonariuszem w cywilu. Z drugiej strony pod Krzyż przychodzili też pospolici bandyci. Jednym ze stałych bywalców był niejaki Zbigniew S. ps. Niemiec, bandzior, szantażysta, gwałciciel, z wyrokami na karku, także ze sprawami w toku, zamieszany m.in. w sprawę Piesiewicza. Ciężko uwierzyć, by ten człowiek zdecydował się na agresywne zachowania tuż pod okiem policji oraz największych mediów stale relacjonujących te zajścia, jeśli nie dostał wcześniej glejtu „nietykalności”.

Ochrana III RP

Zajścia pod Krzyżem zostaną potem wielokrotnie opisane przez media ówczesnego mainstreamu jako „wesoły piknik”, „ciekawy happening”. Najważniejsi publicyści związani z „michnikowym szmatławcem”, „Polityką”, „Krytyką Polityczną” itd. będą się zachwycać europejskością tej antyreligijnej demonstracji. Uznają ją za wyraz wyższości cywilizacyjnej niektórych Polaków.

Teraz, dzięki audytowi, wiemy, że służby podległe Platformie Obywatelskiej od początku bacznie obserwowały sytuację pod Krzyżem. Co więcej, miały swoich agentów po obu stronach sporu. Także sterowały wydarzeniami wśród samych obrońców, poprzez swojego prowokatora.

Czy całość sytuacji pod Krzyżem była prowokacją? Jest to zupełnie nieprawdopodobne. Pod Krzyżem starły się realne emocje, istniejące w polskim społeczeństwie. Z jednej strony chęć przeżywania żałoby, z drugiej – istniejące od lat w polskim społeczeństwie nastroje antyklerykalne, antyreligijne, dodatkowo jeszcze pompowane przez propagandę różnych ośrodków intelektualnych Zachodu. Służby raczej „dołączyły” się do realnego wybuchu emocji, by następnie nim zręcznie sterować. Zresztą można tu (mając oczywiście świadomość diametralnej różnicy kontekstów historycznych) zobaczyć pewną paralelność z działaniami carskiej Ochrany. Rosyjskie służby specjalne nie tworzyły emocji, one nimi sterowały. Na przykład wykorzystując realny antysemityzm w celu sprowokowania pogromów. Największe mordy na Żydach w carskiej Rosji były właśnie prowokowane przez Ochranę. Zresztą, warto ad vocem zauważyć, że podczas zajść pod Krzyżem dawało się momentami wyczuć atmosferę prawdziwie „pogromową”. Narastająca agresja tłumu wobec małej grupki osób, poczucie pełnej bezkarności sprawców, dodatkowo pompowanej przez akceptację ze strony państwa i mediów.

Rodzi się pytanie: po co aż takie zainteresowanie władzy tak niewielką grupką ludzi?

Po pierwsze, wyjątkowo bezpośrednie, polityczne. Janusz Palikot zbuduje na tym wydarzeniu swój potencjał polityczny. Zostanie on „psem gończym” PO, w najostrzejszy, najbardziej prymitywny sposób atakujący PiS, kpiący ze śmierci 96 pasażerów, przekraczający wszelkie granice cywilizowanej debaty, a w sejmie, gdy tylko przychodziło do ważnych spraw, zawsze głosujący po myśli Platformy (jak chociażby w kwestii podwyższenia wieku emerytalnego). W orbitę partii Palikota, poza znanymi publicystami i tzw. lewicowymi autorytetami, takimi jak Jacek Żakowski, Agata Bielik-Robson czy Magdalena Środa, wejdzie także twarde jądro postkomuny – z Urbanem i Piotrowskim (mordercą ks. Jerzego Popiełuszki) na czele. W ten sposób Krzyż na Krakowskim Przedmieściu stanie się też fundamentem pod platformę współpracy PO z przedstawicielami postpeerelowskich sitw i układów.

Ale istniał też dużo głębszy poziom, ważniejszy powód. Otóż PO szybko dostrzegła zagrożenie tego, co stworzyła tragedia smoleńska: mit wokół tego wydarzenia i wspólnotę, jaka się dzięki niemu wytworzyła.

Wojna mitów

Na jeden mit należy odpowiedzieć innym. Sama destrukcja, dekonstrukcja nie wystarczy. Może przynieść efekt na krótki czas, ale nie jest wystarczającym spoiwem, by zorganizować wokół siebie wspólnotę. Tym samym zawsze istnieje ryzyko, że po jakimś czasie zwyciężony mit znów powróci.

Początkowo taktyka „neutralizacji” Smoleńska była standardowa. Najlepiej widać ją, analizując zachowanie „Krytyki Politycznej”. „Krytyka” i Sierakowski błyskawicznie wyczuli, że w sytuacji zagrożenia interesów postkomunistycznego salonu i kręgów zbliżonych do Platformy mogą się wylansować. Wyczuli, że są dwa elementy posmoleńskiej żałoby, które najłatwiej zaatakować. Właśnie uniwersalność wspólnoty oraz pojęcie odpowiedzialności, które artykułowały Smoleńsk i żałoba. Jak to, mam klękać obok religijnego mohera, jakbyśmy byli z tej samej gliny? Jak to, mam uznawać swoją winę, że wcześniej nie dostrzegałem tego wszechogarniającego kłamstwa na temat Lecha Kaczyńskiego, tej marności polityków, którzy doprowadzili, grając z Putinem przeciwko polskiemu prezydentowi, do rozdzielenia wizyt? Na negacji tych dwóch elementów, odwołując się do dwóch najprymitywniejszych emocji ludzkich – czyli chęci dominacji i niechęci do odpowiedzialności – mogła „Krytyka” zbudować atak na doświadczenie smoleńskie. I zaczęła hurtowo produkować swoje wypociny, następnie zarażając tym „michnikowego szmatławca” oraz nadając ramy, tworząc język dla medialnego ataku na żałobę. Skądinąd ten język był w większości czystym bełkotem – cały czas powtarzającym zbitki o Tanatosie, orgii w imię śmierci, celebracji zaświatów zamiast teraźniejszości itp. Chodziło tylko o wytworzenie odpowiednio nobliwych określeń, by przykryć prymitywizm celów za nimi stojących. Ale kłamstwo smoleńskie nie poprzestało na tym. Należało nie tylko zdemonizować przeciwnika politycznego, lecz także siebie uczynić wybawcą i przywódcą. To właśnie miało miejsce pod Krzyżem. Po to zainicjowano tzw. awanturę o Krzyż.

Bardzo wiele mówi różnica w retoryce, jaką można zaobserwować w hasłach i działaniach manifestacji przeciwko pochówkowi Lecha Kaczyńskiego na Wawelu i tzw. przeciwników Krzyża. Podczas reakcji na Wawel ostrza propagandy skierowane zostały na „rozbrojenie” doświadczenia smoleńskiego poprzez banalizację sytuacji, poprzez atak na takie kategorie jak męczeństwo, tradycja, wspólnota. Usiłowano podzielić Polaków i zbrukać samą kategorię żałoby. Tymczasem w wypadku „awantury o Krzyż” pojawia się zupełnie nowy element – poczucie nowości, innej jakości, stworzenia czegoś lepszego. Wokół negacji Krzyża organizuje się nowa wspólnota. Wspólnota Europejczyków, młodych Polaków, ludzi, którzy wyrwali się z dotychczasowego zaduchu tradycji. Ci ludzie już nie orientują się wokół czystej negacji. Oni wyrażają zadowolenie z katastrofy. Wspólnocie stworzonej wokół Smoleńska przeciwstawiono nową. Operacja służb specjalnych PO skończyła się dopiero pod Krzyżem. W momencie, gdy podzielono Polskę na dwie skonfliktowane wspólnoty – z czego jedna tworzyła swoją tożsamość opartą na wizji destrukcji drugiej. Potencjał Smoleńska był zbyt duży, by zasłonić go za pomocą starych sztuczek medialnej propagandy, zalewem sprzecznych informacji i ordynarnych kłamstw. Potrzebna była operacja „Krzyż”.

http://niezalezna.pl/80611-piknik-sluzb ... zedmiesciu

* * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * *
To służby reżyserowały spektakl na Krakowskim Przedmieściu

Groźba ataku terrorystycznego wymierzonego w Bronisława Komorowskiego – taki był, jak wynika z rządowego audytu, formalny powód rozpracowywania przez ABW osób domagających się prawdy o Smoleńsku na Krakowskim Przedmieściu. W spektaklu, który odbywał się pod Krzyżem Pamięci, transmitowanym przez największe telewizje, obok służb specjalnych brał udział sutener i gwałciciel, a także późniejszy bohater spotu PO. Ten spektakl miał na celu zniechęcenie Polaków do zadawania pytań o Smoleńsk.


Pijani ludzie napierający na obrońców Krzyża na Krakowskim Przedmieściu. Miotający obelgi Andrzej Hadacz, który zyskał popularność w 2010 r. jako „twarz” środowiska gromadzącego się przed Pałacem Prezydenckim. Krzyki mieszają się z wyzwiskami – te sceny m.in. zarejestrowała latem 2010 r. kamera ABW. Rok później podobne ujęcia pokazały się w reklamówce Platformy Obywatelskiej pt. „Oni pójdą na wybory”.

Jest 15 kwietnia 2010 r. Przed Pałacem Prezydenckim cały czas gromadzą się tłumy, które chcą oddać hołd prof. Lechowi Kaczyńskiemu, jego małżonce Marii i 94 pozostałym ofiarom katastrofy smoleńskiej. Przed siedzibą prezydenta harcerze ustawiają drewniany krzyż. Wśród tysięcy ludzi są także funkcjonariusze służb specjalnych, którzy prowadzą tajną operację, mającą na celu rozpracowanie środowiska, które domaga się prawdy o katastrofie smoleńskiej.

Z audytu przedstawionego przez ministra Mariusza Kamińskiego wynika, że nielegalna inwigilacja była prowadzona m.in. wobec ks. Stanisława Małkowskiego, legendarnego kapelana „Solidarności” i działacza opozycji, dziennikarzy i osób modlących się pod Krzyżem. Prowadzono także działania mające zdezintegrować środowisko, które było bardzo mocno widoczne na Krakowskim Przedmieściu. Pojawiali się tam opozycyjni dziennikarze i politycy – m.in. posłowie PiS Antoni Macierewicz i Stanisław Pięta.

– Informacja o inwigilacji naszego środowiska nie jest niczym zaskakującym. To jeden ze znaków, że III RP jest kontynuacją PRL. Podobne metody stosowano w PRL wobec tych, których uważano za przeciwników państwa w ówczesnym kształcie. Podczas czuwania przy Krzyżu mieliśmy świadomość, że w tłumie mogą być agenci i prowokatorzy, ale nie zajmowaliśmy się śledztwem, tylko modlitwą
– mówi ks. Małkowski.

Jak duża była skala inwigilacji, być może ujawni postępowanie prokuratorskie – zawiadomienie w tej sprawie zostało już wysłane. Otwarte pozostaje pytanie, co stało się z nagraniami, które pod Krzyżem robili funkcjonariusze ABW, i w jaki sposób zostały one wykorzystane. Część działań była wręcz inspirowana, o czym przekonała się "Gazeta Polska". Latem 2010 r. dziennikarze i członkowie klubów „Gazety Polskiej” co noc byli bowiem obecni na Krakowskim Przedmieściu. Cel działania służb był bardzo wyraźny – podzielić i skłócić społeczeństwo.

Więcej w tygodniku „Gazeta Polska”.

http://niezalezna.pl/80666-sluzby-rezys ... zedmiesciu

____________________________________
Ojczyznę wolną pobłogosław Panie.


21 maja 2016, 09:51
Zobacz profil
Avatar użytkownika

 REJESTRACJA19 lut 2008, 14:23

 POSTY        429
Post Re: Etyka, moralność, obyczaje
wbuluinadzieji                    



Siostrzenica „Łupaszki” do Lisa: Pan nadal mówi językiem morderców w togach

„W związku z zamieszczeniem przez Pana na profilu Twitter.com w dniu 24 kwietnia 2016 r. wpisu oczerniającego mojego wujka, pułkownika Zygmunta Szendzielarz ps. "Łupaszka", wzywam Pana do złożenia przeprosin w publicznych mediach w ciągu najbliższego tygodnia” – napisała w liście do Tomasza Lisa, siostrzenica płk. Zygmunta Szendzielarza – Halina Morawska.
„Kłamliwa komunistyczna propaganda kazała mordercom w togach nazywać najdzielniejszych żołnierzy „zaplutymi karłami reakcji”.
Po 65 latach mówi Pan nadal ich językiem, legitymizując w ten sposób ich zbrodnie” – podkreśliła.

W kwietniu były prezenter TVP Tomasz Lis umieścił na swoim profilu na Twitterze oburzający wpis, szkalujący pamięć polskiego bohatera.
Obrazek

Dziś bloger oraz dziennikarz portalu pch24.pl Paweł Ozdoba opublikował treść listu siostrzenicy „Łupaszki” – Haliny Morawskiej do Lisa...


Nie ma się co dziwić lisopodobnym kreaturom, koddojczom i polactwu - są to moralni spadkobiercy kacapów.


21 maja 2016, 14:12
Zobacz profil
Wyświetl posty nie starsze niż:  Sortuj wg  
Odpowiedz w wątku   [ Posty: 1916 ]  idź do strony:  Poprzednia strona  1 ... 116, 117, 118, 119, 120, 121, 122 ... 137  Następna strona

 Nie możesz rozpoczynać nowych wątków
 Nie możesz odpowiadać w wątkach
 Nie możesz edytować swoich postów
 Nie możesz usuwać swoich postów
 Nie możesz dodawać załączników

Skocz do: