Ludzie, odpuśćcie trochę.
Za tych, którzy są dla nas niemili można się pomodlić o błogosławieństwo Boże i odmianę zachowania. Tak samo za podatników, którzy swoim zachowaniem czynią nam przykrość. To uzdrowi nas i im pomoże. Modlitwa szczera zawsze działa i daje owoc.
Należy też podziękować za zadawane nam krzywdy ("W każdym położeniu dziękujcie", 1 Tes 5)
http://www.niedziela.pl/artykul/1939/W- ... -dziekujmy - to wszystko ma jakiś ukryty Boży cel, a jeśli nie było to zamiarem Pana to On każde zło może zamienić w dobro przy ufnej i czynnej naszej postawie.
Można modlić się za tych, którzy w swojej pracy czy jako podatnicy błądzą - widzimy czasem jak się źle dzieje z nimi - za nich trzeba się zwrócić do Boga o pomoc. To nasz obowiązek. Można za tych ludzi ofiarować Mszę Św. - ten wspaniały dar i cud Boży, który codziennie jest dla nas dostępny w każdej miejscowości w Polsce.
Można pomodlić się o dobrą pracę w danym dniu, o dobrą rozmowę z pracownikiem innego urzędu. Dla Boga nie ma rzeczy niemożliwych. Zawierzmy Mu siebie, a On będzie prostował nasze ścieżki.
Skarbowość przeminie, KAS przeminie, cały ten świat doczesny, w którym króluje książę ciemności przeminie.
W ostateczności będzie się liczyć nasza miłość do Boga i do ludzi, potwierdzona sercem, modlitwą, myślą, uczynkami.
Jak komuś brakuje własnych słów do modlitwy można zawsze skorzystać z tego, co inni napisali, uznać za swoje i skierować do Pana Jezusa.
III
MODLITWA NA DNI, KIEDY NIC SIĘ NIE UDAJE
Dzisiaj, Panie, nic mi się nie układa. Złożyło się wszystko naraz: tę pracę, która tak mi odpowiadała, dostał ktoś inny. Liczyłem w związku z nią na poparcie X..., a on zachorował. Musiał zachorować akurat dzisiaj. W dodatku ta migrena. Tylko tego mi brakowało. No i jeszcze przemokłem: do autobusu oczywiście nie dało się wsiąść.
A więc jestem niesamowicie zły. Modlić się do Ciebie... Boję się, że nagadam głupstw, jak kiedy byłem dzieckiem i padało w wolny od lekcji dzień. Akurat w wolny dzień. Jedyny dzień, kiedy nie chciałem deszczu.
Co za absurd: parę godzin temu, gdy dowiedziałem się, że X... jest chory — akurat dzisiaj — opanowała mnie ta sama bezsilna wściekłość zawiedzionego dziecka. Muszę Cię prosić o przebaczenie.
W gruncie rzeczy rozumuję jak smarkacz. W moim wieku!... Ale to prawda: przypisuję Ci złe intencje... Nieprzychylne zamiary. Tobie, mój Boże.
Wyobrażam sobie, że znam Twoje myśli tak jak myśli moich przełożonych — jeśli rzeczywiście je znam, prawdę mówiąc. Wystarczająco trudno jest przeniknąć myśli tych, z którymi żyje się od dziesięciu lat!
W takie pechowe dni bardzo łatwo staję się niesprawiedliwy, Panie.
Muszę znaleźć jakąś ofiarę, kogoś, komu mógłbym mieć za złe. Dojdzie do tego, że będę zastanawiał się, co takiego mogłem Ci zrobić, że wszystko tak się nie układa.
Jakbyś Ty miewał zachcianki czy kaprysy tak jak ja!
Tak, Panie, nic mi się dzisiaj nie udało. To nie była moja wina, o, na pewno nie! A więc... już byłem gotów pomyśleć, że Twoja i że świat jest źle urządzony.
Ciągle ten nieuleczalny nawyk przerabiania wszechświata na swoją modłę...
Światłem ciała jest oko. Jeśli więc twoje oko jest zdrowe... (Mt 6, 22).
Panie, chciałbym zasłużyć na łaskę widzenia świata takim, jaki jest. Nawet jeśli straciłem jakąś wspaniałą okazję, która się prędko nie powtórzy. Nawet jeśli głowa boli mnie akurat wtedy, kiedy miałem załatwiać ważną sprawę. Nawet jeśli przemokłem, bo autobusy były przepełnione. Panie, chciałbym zasłużyć na łaskę prawdy.
I poczucia humoru...
IV
MODLITWA ROZGORYCZONEGO
Teraz wiem, Panie, że przyszłość mam już za sobą. Moja sytuacja nigdy nie będzie lepsza, wiem to od wczoraj. Zbyt wielu rzeczy trzeba mi było, żeby odnieść sukces: być znanym, mieć rekomendacje... Zadowoliłem się tym, żeby być uczciwym.
No więc, oczywiście...
Wyznaję, Panie, że czuję trochę wstręt, kiedy widzę tych wszystkich młodych, którzy przepychają się przede mną. Tych młodych i tę ich łapczywość. Im się uda. Jeśli chodzi o mnie, teraz, to sprawa załatwiona. Wyżej już się nie zdołam wspiąć.
Zacząłem ich nienawidzić, tych młodych, którzy przemykają mi przed nosem. Och! Oczywiście, że nic mi nie zrobili. Ale cóż, mają szczęście... A to wystarczy, żebym miał im za złe. Gdzie byli w czasie tych trudnych lat? Spokojnie kończyli studia, zdawali egzaminy konkursowe... A ja w tym czasie...
To od początku było oszustwo. A w każdym razie kusi mnie, żeby tak myśleć.
Dlaczego więc mierzyłem tak wysoko? To jeszcze jeden skutek mojej wyobraźni. Kiedy jest się młodym, tak bardzo wierzy się w przyszłość... Dozwolona jest każda nadzieja. Wszystko ma się potoczyć jak najlepiej. „Dlatego, że to ja...”
Później dostrzegamy, że inni też są tutaj. O, na przykład ten... Ależ on sobie radzi: od razu, już w punkcie wyjścia osiągnął stanowisko, do którego ja doszedłem na samym końcu.
On od niego zaczyna. Ma szczęście.
Więc, Panie, chciałem prosić, żebyś mi pomógł. Pomógł starzeć się z większym spokojem. Z większą godnością. Starzeć się bez goryczy. To takie smutne — zgorzkniały „stary”...
Niczego mi nie obiecywano. Nic mi się nie należało. Właśnie to muszę sobie powtarzać. Kiedy wchodzi się w życie, tak łatwo jest wierzyć, że wszystko nam się należy: teraźniejszość, przyszłość, awanse... Potem, w miarę upływu lat, widać, że to były tylko marzenia. Jak w powieści.
To łaska móc to dostrzec. Łaska, za którą muszę Ci podziękować. Tylu ludzi obciąża Cię odpowiedzialnością za to, że nie zrealizowali swoich marzeń...
Panie, obym nigdy nie uważał, że to Ty odpowiadasz za moje marzenia. Tak naprawdę, czy Ty zrobiłeś tak zwaną „świetną karierę”?
http://www.opoka.org.pl/biblioteka/M/MO/trudne_dni.html