Teraz jest 04 wrz 2025, 10:49



Odpowiedz w wątku  [ Posty: 15 ]  idź do strony:  1, 2  Następna strona
Wybierz najlepszego ministra finansów XX lecia - ankieta 
Autor Treść postu
Fachowiec
Avatar użytkownika

 REJESTRACJA16 maja 2006, 21:36

 POSTY        2772

 LOKALIZACJAz MEKKI
Post Wybierz najlepszego ministra finansów XX lecia - ankieta
Wybież najlepszego ministra finansów XX-lecia  w ankiecie MONEY.pl
http://www.money.pl/gospodarka/raporty/artykul/xx-latka;wybierz;najlepszego;ministra;finansow,168,0,572840.html#1

Długa ta lista. Aż się nie chce wierzyć, że tylu ich było...

____________________________________
"Tylko zmiana jest niezmienna" - Heraklit


22 sty 2010, 10:05
Zobacz profil
Specjalista
Własny awatar

 REJESTRACJA23 paź 2006, 16:51

 POSTY        692
Post Wybierz najlepszego ministra finansów XX lecia - ankieta Money.pl
Za artykułem:

Oto oni - wszyscy od 1989 roku. Wybierz najlepszego!
Leszek Balcerowicz
minister finansów w rządach Tadeusza Mazowieckiego, Jana Bieleckiego i Jerzego Buzka
Nie trzeba przedstawiać. Najbardziej szanowany i jednocześnie najbardziej znienawidzony człowiek w Polsce. Bez niego nie byłoby przecież programu Samoobrony i być być może partia ta właśnie jemu zawdzięcza dawne sukcesy wyborcze. Zasłynął nie tylko z planu, ale także ze schładzania gospodarki oraz jako prezes NBP z podejścia do stóp procentowych - im wyższe tym lepsze.
Teraz udziela się jako ekspert od wszelakich spraw państwowych - nie tylko gospodarczych. Robi to jako Balcerowicz oraz jako FOR - założoną przez siebie fundację Forum Obywatelskiego Rozwoju.

Karol Lutkowski

minister finansów w rządzie Jana Olszewskiego
Raczej typ eksperta, a nie showmana. Poza tym, że sam był ministrem, doradzał również szefom innych resortów.

Andrzej Olechowski
minister finansów w rządzie Jana Olszewskiego
Zyskał większą popularność jako DJ i prezenter muzyczny radiowej Trójki niż jako szef resortu finansów. Jeśli chodzi o pełnione funkcje polityczne, to bardziej zapadł w pamięć jako szef MSZ a później jako jeden z trzech tenorów - założycieli Platformy Obywatelskiej. Dziś jest poza tą partią, za to jest kandydatem na prezydenta RP i zapewne będzie konkurował z Donaldem Tuskiem.
Jego kariera jest pełna sprzeczności. W obradach okrągłego stołu siedział po stronie rządowej, a mimo to był ministrem finansów w prawicowym rządzie Olszewskiego. Wspierany przez Lecha Wałęsę został ministrem spraw wewnętrznych w rządzie SLD-PSL.

Jerzy Osiatyński
minister finansów w rządzie Hanny Suchockiej
Jak ktoś wprowadza podatek VAT, to musi przejść do annałów. Miał rękę do podatków, ale nie miał nosa do polityki. Wybrał Partię Demokratyczną i wraz z nią zniknął z życia politycznego. Za to jako ekspert ceniony jest do dziś.

Marek Borowski
minister finansów w rządzie Waldemara Pawlaka
Funkcji pełnił bez liku, ale - ze względu na zdaje się płynące z serca szczere lewicowe poglądy - warto przypomnieć, że współpracował przy tworzeniu programu Balcerowicza i pracował w rządach Tadeusza Mazowieckiego oraz Krzysztofa Bieleckiego. Dziś jednak nie nazywa siebie współtwórcą przemian.
Trudno jednak być socjalistą nie sympatyzując z głównym postpezetpeerowskim nurtem. Obecnie jest poza głównym politycznym nurtem.

Grzegorz Kołodko
minister finansów w rządach Waldemara Pawlaka, Józefa Oleksego, Włodzimierza Cimoszewicza oraz Leszka Millera
Popracował u czterech premierów a nadal ma się dobrze. Znany z rwania bochna chleba podczas konferencji prasowej oraz z twierdzeń, że wysoki deficyt budżetowy nie jest zły. Dziś słynie z tego, że nie pokazuje się przed kamerą bez swojej nowej książki. W przerwach między reklamowaniem publikacji przekonuje, że wszyscy jego następcy i poprzednicy są kiepscy, a gdyby on był wciąż ministrem, to Polska gospodarka byłaby ho, ho, tak rozwinięta. Niestety nikt nie chce go słuchać i musimy klepać biedę.

Marek Belka
minister finansów w rządach Włodzimierza Cimoszewicza i Leszka Millera
Bardziej znany opinii publicznej stał się, gdy został premierem, ale to właśnie dzięki sprawowaniu funkcji szefa resortu finansów stanie się nieśmiertelny, a przynajmniej wszyscy będą go wspominać tak długo, jak długo będzie podatek Belki. Jak się tworzy podatki od zysków kapitałowych, to się jest długo wspominanym.

Jarosław Bauc
minister finansów w rządzie Jerzego Buzka
Bardziej znany jest on, czy dziura budżetowa nazwana jego nazwiskiem? Kto jest szczery i ogłasza, że jest źle, nie może liczyć na względy kolegów z rządu.

Halina Wasilewska-Trenkner
minister finansów w rządzie Jerzego Buzka
W ministerstwie finansów spędziła aż dziewięć lat, z czego ministrem była niecałe dwa miesiące. Z resortu odeszła do Rady Polityki Pieniężnej.

Andrzej Raczko
minister finansów w rządach Leszka Millera i Marka Belki
Dla wielu był wspaniały, bo każdy kto przychodzi po Grzegorzu Kołodce jest wspaniały. Jednak znacznie mniej wyrazisty od poprzednika, ale może to i dobrze.

Mirosław Gronicki
minister finansów w rządzie Marka Belki
Pilnował finansów w trudnym rządzie z niezauważalnym poparciem społecznym, a nawet bez poparcia w Sejmie. Jednak był to rząd, który próbował coś jeszcze robić, ale na pomysłach się kończyło. Dziś ceniony ekspert.

Teresa Lubińska
minister finansów w rządzie Kazimierza Marcinkiewicza
Kierowała resortem niewiele ponad dwa miesiące. Z czego zasłynęła? Chyba nie zdążyła...

Zyta Gilowska
minister finansów w rządach Kazimierza Marcinkiewicza i Jarosława Kaczyńskiego
Barwna postać słynąca z ostrego języka. Zdradzona przez Platformę (choć do czasu Donald Tusk mówił o niej siostro) przeszła na stronę konkurencji - wstąpiła do rządu PiS-u. Zasłynęła obniżeniem składki rentowej, co dało pracownikom wyższe pensje na rękę. Zaprojektowała też zmiany w podatku PIT - znacznie zyskały na nich osoby łapiące się wcześniej na drugi i trzeci próg podatkowy. Jednak uszczupliło to przychody budżetu, za co dziś jest krytykowana.
Miała problemy z lustracją i na czas rozstrzygnięcia wątpliwości przez sąd (na jej korzyść) odeszła z rządu.
Miała ambitne plany reformy finansów publicznych, ale wyszło jak zwykle.

Paweł Wojciechowski
minister finansów w rządzie Kazimierza Marcinkiewicza
Zastąpił Zytę Gilowską, która musiała na chwilę odejść. Najbardziej znany jest z tego, że ministrem był tylko dwa tygodnie. Ponoć największą jego wadą było to, że Marcinkiewicz powołał go bez konsultacji z Jarosławem Kaczyńskim.

Stanisław Kluza
minister finansów w rządzie Kazimierza Marcinkiewicza
Wojciechowski odszedł i przyszedł Stanisław Kluza. Miejsca ustąpił Gilowskiej po tym, jak sąd stwierdził, że jednak nie była agentką. Zanim trafił do rządu znany był węższemu gronu, jako sympatyczny i wyważony w sądach główny ekonomista banku BGŻ. Dziś pilnuje polskiego rynku kapitałowego - jest szefem Komisji Nadzoru Finansowego.

Jan Rostowski
minister finansów w rządzie Donalda Tuska
Mówią o nim, że to wspaniały minister, który przeprowadził kraj suchą stopą przez morze kryzysu. Ale mówią też, że nie wiedział co robić, więc nic nie robił i może to nawet dobrze. Dopiero przyszły rok pokaże, czy zasłynie z reformy finansów, czy zostawi budżet z rekordowym deficytem i wydatkami zamiecionymi pod dywan. Póki co, jaki jest, każdy widzi.

Dodano: 22 Sty 2010 09:27 am


jak dla mnie, na podstawie tego opisu to pierwsza trójka (większości MF nie pamiętam bo rocznik 1981 jestem):
1. Balcerowicz - za odwagę
2. Jerzy Osiatyński - "miał rękę do podatków"(???) Nie pamiętam go jaki MF bo za gówniarz jestem :rotfl:  Miał? MF znający się na podatkach? NIEMOŻLIWE<LOL>
3. Zyta Gilowska - nie lubię jej za nienawiść do pracowników administracji skarbowej, ale była twarda i coś o podatkach wiedziała...o administracji skarbowej - niekoniecznie...


22 sty 2010, 10:19
Zobacz profil
Amator
Własny awatar

 REJESTRACJA29 cze 2009, 10:59

 POSTY        11
Post Wybierz najlepszego ministra finansów XX lecia - ankieta Money.pl
Qrde, "wybierz"  :D


22 sty 2010, 10:57
Zobacz profil
Fachowiec
Avatar użytkownika

 REJESTRACJA22 paź 2006, 19:39

 POSTY        1834
Post Wybierz najlepszego ministra finansów XX lecia - ankieta Money.pl
Jacek Kapica. Za to że ma wizję swojego ministerstwa i umie poskromić ambicje wiceministra Rostowskiego.

____________________________________
Rostowski: Sytuacja Polski jest imponująca


22 sty 2010, 11:15
Zobacz profil
Amator
Avatar użytkownika

 REJESTRACJA04 sie 2009, 13:12

 POSTY        21
Post Wybierz najlepszego ministra finansów XX lecia - ankieta Money.pl
Konkurs się zakończył - wygrał Balcerowicz , jako jedyny uzyskał wiecej głosów za niż przeciw. Pozostali mieli więcej głosów przeciw niż za. Najgorszym okazał się Grzegorz Kołodko.


22 sty 2010, 12:10
Zobacz profil
Znawca
Własny awatar

 REJESTRACJA03 sie 2009, 19:35

 POSTY        113
Post Wybierz najlepszego ministra finansów XX lecia - ankieta Money.pl
To oczywista że Wojciech Jaruzelski był najlepszym ministrem finansów a kontynuatorem Leszek B! :piwo:


22 sty 2010, 20:03
Zobacz profil
Zawodowiec
Avatar użytkownika

 REJESTRACJA23 sie 2009, 07:34

 POSTY        3657
Post Wybierz najlepszego ministra finansów XX lecia - ankieta Money.pl
gostek                    



Konkurs się zakończył - wygrał Balcerowicz ,


Balcerowicz na cenzurowanym
- znalezione w sieci

W najbardziej wpływowych mediach po 1989 r. konsekwentnie lansowano mit Leszka Balcerowicza jako swoistego tytana nowatorskiej myśli ekonomicznej.
"Tytana" upowszechniającego jedynie słuszne poglądy na temat polskiej gospodarki, wbrew wrzaskowi różnych "populistycznych" dyletantów. W rzeczywistości Balcerowicz był przez wszystkie lata po 1989 r. jedynie posłusznym narzędziem w rękach sterujących nim zagranicznych globalistów typu George Soros. Z ogromnym oddaniem i konformizmem służył ich działaniom zmierzającym do opanowania kluczowych dziedzin polskiej gospodarki, przemysłu, bankowości.  

Konformizmu uczył się już za młodu, pod "odpowiednim" wpływem ojca, dyrektora PGR-u.
Już w młodości Leszek Balcerowicz dał szczególnie wymowny dowód umiejętności przystosowywania się do silniejszych, do tych, którzy dzierżyli władzę. Wstąpił do Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej, i to w czasie, gdy partia ta była szczególnie mocno skompromitowana - w 1969 roku. Gdy odliczymy trwający rok obowiązkowy staż kandydacki, okazuje się, że Balcerowicz zgłosił się do PZPR tuż po bezwzględnym moczarowskim stłumieniu ruchów studenckich i tzw. kampanii antysyjonistycznej oraz po interwencji w Czechosłowacji. Miał wtedy 22 lata. Trudno więc tłumaczyć niedojrzałością jego decyzję wstąpienia do partii komunistycznej, którą podejmowali wówczas tylko najgorsi karierowicze. Ciekawe, jak tłumaczy ten pomarcowy zaciąg Balcerowicza do partii Bronisław Geremek, który przez lata był jego najbliższym współpracownikiem w Unii Wolności.  
Początkowo przez blisko dziesięć lat Balcerowicz pracował w SGPiS pod kierownictwem Pawła Bożyka, szefa doradców ówczesnego pierwszego sekretarza KC PZPR Edwarda Gierka. Sam Bożyk, później złośliwie komentując wyjątkowo doktrynerskie poczynania Balcerowicza, mówił o nim, że był to jego jeden z najbardziej odległych od praktyki gospodarczej uczniów.  
W latach 1978-1980 pracował w szczególnie antyreformatorskiej instytucji, za to prawdziwej szkole konformizmu - w Instytucie Podstawowych Problemów Marksizmu-Leninizmu przy KC PZPR.  
W latach 90. ex post uczyniono z Balcerowicza rzekomego czołowego ekonomistę, wywodzącego się spośród opozycji solidarnościowej. W rzeczywistości przed latem 1989 roku nikt go za takiego nie uważał. Jeszcze w początkach 1989 roku Balcerowicza, mającego wówczas tylko stopień doktora, nie wzięto ani do 20-osobowego składu solidarnościowego w zespole ds. gospodarki i polityki społecznej przy Okrągłym Stole, ani do wspierającego go grona ekspertów (!!!). Próżno więc szukać jego nazwiska w informatorze "Okrągły stół. Kto jest kim. 'Solidarność' - opozycja. Biogramy, wypowiedzi", Warszawa 1989.  

Wykonawca planu Sorosa  
Swą przyspieszoną karierę w 1989 r., awans na wicepremiera i ministra finansów, Balcerowicz zawdzięczał tylko i wyłącznie protekcji prawej ręki premiera Mazowieckiego, jego zausznika - ekonomisty Waldemara Kuczyńskiego. Początkowo ofiarował się tylko z rolą doradcy Kuczyńskiego (por. L. Balcerowicz, "800 dni", Warszawa 1992, s. 10) i sam był zaskoczony swym nieoczekiwanym ogromnym awansem. Zawdzięczał go głównie temu, że kolejno odmówiły cztery pierwsze osoby, którym zaproponowano stanowisko ministra finansów we wrześniu 1989 r., a Balcerowicz urząd ten skwapliwie przyjął. Tym gorliwiej podjął się realizacji importowanego ze Stanów Zjednoczonych do Polski planu Sorosa-Sachsa, w Polsce funkcjonującego pod fałszywą nazwą "plan Balcerowicza".
 
W rzeczywistości cały plan był pomysłem słynnego amerykańskiego lewicowego miliardera George'a Sorosa, przybyłego z Węgier do USA giełdowego spekulanta żydowskiego pochodzenia. O tym, że cały rzekomy plan Balcerowicza był w istocie dziełem Sorosa, możemy dowiedzieć się również z bardzo nieostrożnej enuncjacji W. Kuczyńskiego, wspomnianego już zausznika Mazowieckiego, ministra przekształceń własnościowych w jego rządzie. Jak wyznał Kuczyński w książce "Zwierzenia zausznika" (Warszawa 1992, s. 82-83): "Soros przyjechał z planem reformy gospodarki polskiej, zwanym planem Sorosa. To była kombinacja szokowej operacji antyinflacyjnej z restrukturyzacją naszych firm". Balcerowiczowi jako wicepremierowi nadzorującemu polską politykę gospodarczą przypadło zaś tylko zadanie firmowania tego wszystkiego i uwiarygodniania polityki służącej gospodarczym celom Zachodu.  
Celom tym służyła skrajnie doktrynersko realizowana polityka gospodarcza Balcerowicza, skupiająca się głównie na walce z inflacją, przy zaniedbaniu wysiłków na rzecz wzrostu gospodarczego i pobudzania polskiego eksportu. Jednym z najszkodliwszych elementów tej polityki było nastawienie na przyśpieszoną gruntowną prywatyzację polskiego przemysłu i banków, stanowiącą faktyczną wyprzedaż za bezcen.  

Rzecznik terapii szokowej  
Wielkie wsparcie dla Balcerowicza stanowiły zachęty do jak najszybszej terapii szokowej lansowane już latem 1989 r. przez współdziałającego z Sorosem amerykańskiego ekonomistę Jeffreya Sachsa. Reklamował on się w Polsce jako ten, który z dnia na dzień zwalczył w Boliwii ogromną inflację. Obiecywał tę samą skuteczną terapię w Polsce, zapominając uprzedzić, że jego boliwijski sukces dokonał się kosztem ogromnie wysokiego bezrobocia i buntu boliwijskich robotników, wprowadzenia w Boliwii stanu wyjątkowego i internowania przywódców związkowych. O tym wszystkim milczano w najbardziej wpływowych polskich mediach, tym chętniej za to nagłaśniając obietnice Sachsa łatwej, bezbolesnej i szybkiej terapii szokowej. Szczególnie kłamliwa pod tym względem była informacja w "michnikowemu szmatławcowi" z 24 sierpnia 1989 r., zamieszczona pod znamiennym tytułem: "Cud gospodarczy w Polsce?".
Sachs obiecywał tam m.in.: "Likwidujemy całkowicie inflację w ciągu sześciu miesięcy. Stopa życiowa zacznie wzrastać za pół roku (...) Nie dajcie sobie wmówić, że radykalny program gospodarczy wymaga cierpień i wyrzeczeń".  

Nader szybko miało się okazać, że realizowana przez Balcerowicza terapia szokowa doprowadziła do wielkiego pasma cierpień i wyrzeczeń przeważającej części społeczeństwa, z korzyścią dla gromady cwaniaków polskich i zagranicznych. Pisał o tym jednoznacznie bardzo ostry amerykański krytyk terapii szokowej, noblista z dziedziny ekonomii, prof. J. Stiglitz. Dzięki skokowym podwyżkom cen państwo zagrabiło wieloletnie oszczędności obywateli. Straciły ogromną część wartości zbierane przez wiele lat wkłady na mieszkania. Państwo zgarnęło przeważną część oszczędności dolarowych, szacowanych na koniec 1988 r. na 7-15 miliardów dolarów amerykańskich (por. S. Dąbrowski, Logika postkomunistów, "Nowy Świat", 13 stycznia 1993 r.). Przypomnijmy zapomniane już dane o rozmiarach podwyżek cen w 1990 r. Według tekstu "michnikowego szmatławca" z 29 stycznia 1991 r., opartego na danych GUS, średnie ceny w 1990 r. były sześcio-, siedmiokrotnie wyższe niż w 1989 roku. Przy tym chleb średnio podrożał 13 razy, makaron - 22 razy, ceny mebli, naczyń kuchennych, lodówek wzrosły 8-10 razy. Ceny podstawowych artykułów w wielu przypadkach stały się wyższe niż w krajach EWG. W tym samym czasie miesięczne wynagrodzenie mieszkańca Polski odpowiadało 2-3-dniowym zarobkom Francuzów lub Niemców.  
Jak wielkie rozmiary przybrało skokowe zubożenie polskiego społeczeństwa w efekcie balcerowiczowskiej terapii szokowej, doskonale dokumentowała podstawowa wręcz książka o polityce społecznej wydana w 1995 r. pod redakcją prof. Juliana Auleytnera. Według niej, w samym tylko 1990 r. przeciętne płace spadły o 24 proc., realna wartość przeciętnej emerytury i renty - o 19 proc., a dochody netto z rolnictwa na 1 pracującego - o 63 proc. Rolników szczególnie dotknęło otwarcie przez Balcerowicza granic na produkty rolne z zagranicy, w dużej mierze dotowane przez rządy zachodnie i sprowadzane do Polski po dumpingowych cenach.  

Dzięki wpływom starej nomenklatury tzw. plan Balcerowicza, szumnie reklamowany jako nowa, rewolucyjna wręcz reforma gospodarcza, był faktycznie tylko nową kolejną odmianą stosowanych przez rządy PRL "operacji dochodowo-cenowych". Z tą różnicą, że tamtych nie udało się zrealizować władzom ze względu na opory społeczeństwa. Balcerowiczowi zaś to wszystko powiodło się kosztem gigantycznego ograbienia społeczeństwa z oszczędności i bardzo dużego zubożenia wielkiej części ludności. Udało się dlatego, że mógł skorzystać z ogromnego poparcia społeczeństwa dla rządu Mazowieckiego. Naród zbyt łatwo zawierzył ówczesnemu kierownictwu Obywatelskiego Klubu Parlamentarnego, które twierdziło, że plan Balcerowicza to jedyny skuteczny program naprawy gospodarczej, niemający rzekomo żadnej alternatywy. Tak uzyskano przyzwolenie społeczne dla drastycznego planu gospodarczego, którego władzom PRL w żadnym razie nie udałoby się zrealizować ze względu na opór Narodu. Jak szczerze wyznawał na łamach "Prawa i Życia" 10 marca 1990 r. były minister handlu wewnętrznego w rządzie M. Rakowskiego, Marcin Nurowski, "realizacja takiego programu gospodarczego w naszym wykonaniu doprowadziłaby do gigantycznej awantury w kraju".  

Skorzystała stara nomenklatura  
Plan Sorosa-Balcerowicza zyskał entuzjastyczne wręcz wsparcie różnych byłych prominentów reżimu komunistycznego - od byłych ministrów PRL-owskich Nurowskiego i Mieczysława Wilczka, po byłego wicepremiera w rządzie Rakowskiego - Mieczysława Sekułę czy byłego rzecznika rządu Jaruzelskiego - Jerzego Urbana. Stało się tak nieprzypadkowo. Stara nomenklatura partyjna stanowiła trzon kadry kierowniczej w gospodarce, wprowadzającej plan Sorosa-Balcerowicza. Postarano się też o zablokowanie prawdziwie potrzebnych głębokich reform strukturalnych, od reformy banków począwszy, po restrukturyzację przemysłu, które mogłyby być niekorzystne dla starej kadry partyjnej. Tym żarliwiej wspierali za to mnożące się spółki nomenklaturowe. Zadbali również o możliwie jak najbardziej nieprecyzyjne i wadliwe przepisy w różnych dziedzinach, tak aby ułatwić dokonywanie różnych aferowych manipulacji (vide: afera FOZZ, afera z rublem transferowym, tytoniowa, ziemniaczana etc.). Balcerowicz ponosi lwią część odpowiedzialności za brak kontroli, który ułatwił dokonywanie afer przy współudziale osób usadowionych na wpływowych stanowiskach gospodarczych. Rzecz znamienna - w 1989 r. zniesiono karę konfiskaty majątku za nadużycia gospodarcze. Cwaniacy z zagranicy i wysoko uplasowani w aparacie gospodarczym ludzie starej nomenklatury świetnie wykorzystali do swych celów szanse spekulacji i drenażu dolarów z Polski dzięki utrzymywaniu przez półtora roku kursu dolara do złotego na sztywnym, niezmienionym poziomie.  

Profesor Łukasz Czuma tak pisał o mechanizmie tych manipulacji w I tomie "Encyklopedii Białych Plam": "(...) jeśli ktoś z zagranicy wymienił 1 mln dolarów na złotówki, które następnie włożył na wysoki procent - np. na 150 proc. rocznie - do banku w Polsce, to przy stałym kursie wymiennym dolara do złotówki zyskiwał w ciągu roku 1,5 mln i mógł wywieźć z Polski 2,5 mln dolarów (...) nieprecyzyjne prawodawstwo, uchwalone przez Sejm 'kontraktowy', pozwoliło na takie operacje na podstawie działania m.in. tzw. oscylatora". Ocenia się, że z ówczesnej Polski wyparowały w owym czasie miliardy dolarów. Balcerowicza obciąża fakt, że nie zastopowano na czas różnych tego typu manipulacji.  

Fachowcy z "Czerwonej oberży"  
Dawni komunistyczni działacze byli siłą dominującą w superministerstwie gospodarczym kierowanym przez Balcerowicza - wszechwładnym resorcie finansów. Na najwyższych szczeblach tego ministerstwa zastępcami w randze wiceministrów byli, obok bezpartyjnego (choć dawniej członka PZPR) Marka Dąbrowskiego, trzej wiceministrowie z PZPR: Janusz Sawicki, Andrzej Podsiadło i Jerzy Napiórkowski. Ogromną część dyrektorów i naczelników stanowili również członkowie PZPR. Podobnie układały się stosunki w innych resortach gospodarczych podległych Balcerowiczowi, gdzie PZPR-owcy stanowili dominującą część kierownictw ministerstw. Szczególnie wymowna była sytuacja w obsadzie pozycji w tak kluczowej sferze życia gospodarczego jak banki. Dominowały tam bez reszty postacie ze starej PZPR-owskiej nomenklatury typu były członek Biura Politycznego KC PZPR, a w 1990 r. prezes Narodowego Banku Polskiego Władysław Baka czy były minister rządów PRL-owskich, a w 1990 prezes Banku PKO Marian Krzak.  

Zdecydowana większość tych marksistowskich "fachowców" skupionych wokół Balcerowicza wywodziła się ze Szkoły Głównej Planowania i Statystyki, która przez lata była potocznie nazywana wielce zasłużonym mianem "Czerwonej oberży". Była bowiem jako uczelnia prawdziwą "czerwoną kuźnią kadr", jak wspomniał Adam Glapiński w książce "Lewy czerwcowy". Nieprzypadkowo tak świetny obserwator anomalii życia gospodarczego jak Stefan Kisielewski (Kisiel) ostro wytykał na jesieni 1990 r. Balcerowiczowi, jako jeden z największych jego błędów, skrajną tolerancję wobec starej komunistycznej nomenklatury. W wypowiedzi z 20 września 1990 r. Kisiel stwierdził: "(...) sądziłem, że nasza reforma zacznie się od usunięcia tej właśnie nomenklatury: ludzi, którzy na drodze do kapitalizmu mogą być jedynie zawalidrogami. (...) Balcerowicz mógł te osoby usunąć metodą rewolucyjną, zaraz w styczniu, za jednym zamachem-dekretem. Tymczasem nie uczynił tego i nomenklatura nadal istnieje" (cyt. za: "Testament Kisiela", Poznań 1992, s. 53).  

Kisiel nie docenił podstawowej przyczyny utrzymania ludzi z "Czerwonej oberży" na kluczowych stanowiskach wokół Balcerowicza. Ten teoretyk, niemający zielonego pojęcia o praktyce funkcjonowania gospodarki, był wprost niewolniczo uzależniony od swych PZPR-owskich pomagierów. Byli oni wielce usłużni wobec Balcerowicza, ale nie bezinteresownie. Zajmując kierownicze stanowiska, wykorzystywali dostęp do najtajniejszych informacji gospodarczych w celu przyśpieszonego tworzenia fortun dla siebie i "kolesiów" w ówczesnych "przełomowych" czasach. Jeszcze w maju 1995 r. Lech Kaczyński jako szef NIK tak mówił o różnych przejawach zdominowania węzłowych punktów gospodarki przez ludzi starej partyjnej nomenklatury: "Banki i Ministerstwo Finansów - gdzie do dziś w lwiej części kierownicze stanowiska zajmują ludzie dawnego systemu, na przykład prezes Pekao SA Marian Kanton i jego zastępca Janusz Czarzasty, Bogusław Kott - prezes Big Banku, Krzysztof Szwarc - prezes Banku Rozwoju Eksportu, czy też Andrzej Wróblewski - przewodniczący Rady Nadzorczej Banku Śląskiego, minister finansów w rządzie Mieczysława Rakowskiego.
To tylko niektóre przykłady.
To wszystko - jeśli można tak powiedzieć - 'zawodnicy z jednej drużyny'. Tych ludzi nigdy nie wymieniono, mimo że od 1989 roku minęło 6 lat" (z wywiadu L. Kaczyńskiego dla "michnikowego szmatławca" z 29 maja 1995 r.). Balcerowicza obciąża fakt, że w czasie swego panowania nad resortem finansów wyraźnie nie zrobił niczego, aby wymienić różnych PZPR-owskich prominentów na młodych zdolnych fachowców spoza układów. Ani przez chwilę nie pomyślano też o wykorzystaniu w celu reformowania polskich finansów licznych wybitnych polonijnych fachowców od gospodarki i bankowości.  

Serwilizm wobec Zachodu  
Związki Balcerowicza z komunistami były gorąco wspierane przez najbardziej wpływowe zachodnie kręgi gospodarcze. Nader wymowne pod tym względem było zachowanie amerykańskiego protektora Balcerowicza - Jeffreya Sachsa. W wywiadzie dla komunistycznej "Polityki" z 6 stycznia 1990 r. Sachs wystąpił z jednoznacznym gorącym poparciem dla byłego członka Biura Politycznego KC PZPR prof. Władysława Baki, wówczas prezesa Narodowego Banku Polskiego. Określił go jako prawdziwego gwaranta "twardej, prowadzonej żelazną ręką polityki kredytowej". Jak akcentował J. Sachs: "Odkąd prezesem NBP został profesor Baka, są coraz liczniejsze dowody, iż NBP staje się prawdziwym bankiem centralnym. Przedsiębiorstwa gorączkowo poszukują kredytów w bankach komercyjnych, te zwracają się do NBP, a Baka mówi - nie". Dodajmy, że w tym samym czasie "dziwnym trafem" różne zarządzane przez komunistów spółki mogły liczyć na szybkie kredyty. A do tego doszła i taka "gratka", jak wynegocjonowana przez M.F. Rakowskiego "pożyczka moskiewska".  

Wpływowe zachodnie, a zwłaszcza amerykańskie, kręgi gospodarcze, a także MFW, gorąco popierały "dogadanie się" z czołowymi komunistami w Polsce (i na Węgrzech) w oparciu o zabezpieczenie sobie nawzajem realizacji podstawowych celów na zasadzie wzajemności. Dla przywódców komunistycznych celem tym było utrzymanie w swych krajach centralnych pozycji, zwłaszcza w życiu gospodarczym, w okresie po rozpoczęciu transformacji systemowych. Dla przedstawicieli zaś Zachodu najważniejsze w Europie Środkowej było dalsze spłacanie odpowiednio oprocentowanego zadłużenia z czasów komunistycznych. Jak zwykle dla Zachodu pieniądz (money, money...) miał dużo większe znaczenie niż względy moralno-wolnościowe. Stąd na przykład wynikało ogromne poparcie prezydenta G. Busha (ojca obecnego prezydenta USA) dla kandydatury W. Jaruzelskiego na prezydenta Polski w lipcu 1989 roku. (Bush przebywał w Polsce na tydzień przed wyborem Jaruzelskiego i skutecznie naciskał na kierownictwo OKP w sprawie uratowania jego kandydatury).  

Balcerowicz nieprzypadkowo stał się głównym gwarantem spłaty polskiego zadłużenia wobec Zachodu.
Jeszcze w 1989 r. stanowczo stwierdził w Sejmie, że trzeba jak najszybciej spłacać komunistyczne długi, aby nie wywołać zaniepokojenia zachodnich bankierów. Rzecz w tym, że właśnie w latach 1989-1990 istniała bezpowrotnie zmarnowana przez Balcerowicza szansa całkowitego anulowania polskich długów wobec Zachodu. Pisał o tym w kwietniu 1991 r. na łamach "Ładu" Witold Gadomski, skądinąd jeden z czołowych liberałów (!) w polskim środowisku ekonomicznym (później poseł KLD, redaktor naczelny "Gazety Bankowej", a wreszcie współpracownik "michnikowego szmatławca"): "Sprzyjająca dla Polski koniunktura międzynarodowa, która pojawiła się na wiosnę 1989 roku i trwała mniej więcej przez rok, pozwalała myśleć o uregulowaniu zadłużenia naszego kraju. Potrzebna była do tego dobra wola naszych wierzycieli i organizacji międzynarodowych (Międzynarodowego Funduszu Walutowego i Banku Światowego. (...) Polska, jak wszyscy dłużnicy, chciałaby traktować swój dług w kategoriach politycznych. Ma przy tym większe niż inne kraje ku temu powody. Przede wszystkim dług nasz został zaciągnięty przez państwo niesuwerenne - PRL, którym rządziła wąska grupa ludzi posłusznych ZSRR. Polska pierwsza pozbyła się komunistycznych rządów, przyczyniając się do rozpadu całego systemu. Daliśmy w ten sposób Zachodowi prezent, oszczędzając mu miliardy dolarów, wydawanych wcześniej na obronę przed komunistami. Argumenty te miały szanse trafić do przekonania polityków zachodnich, a musimy pamiętać, że większość naszego długu została przejęta przez rządy, prywatnym bankom jesteśmy winni niewielką część z 50 miliardów. Niestety, koniunktura szybko minęła".  
A koniunktura minęła głównie ze względu na całkowitą niechęć Balcerowicza do zajęcia się tą sprawą. (O zmarnowaniu szansy anulowania polskich długów piszę szerzej w książce "Zagrożenia dla Polski i polskości", Warszawa 1998, t. II, s. 26-30, powołując się m.in. na wystąpienia w tej sprawie prof. S. Kurowskiego, S. Kisielewskiego, J. Gościmskiego, S. Albinowskiego).  

Usłużność Balcerowicza wobec MFW i czołowych przedstawicieli amerykańskiego establishmentu przyniosła mu ogromne profity w grudniu 1990 r., po druzgocącej przegranej jego szefa T. Mazowieckiego w wyborach prezydenckich. Zaledwie w kilka dni po tej klęsce, bo już 19 grudnia 1990 r., amerykański ambasador w Warszawie Thomas W. Simmons ostentacyjnie poprosił o oficjalne spotkanie z Balcerowiczem. Miało to najwyraźniej za cel wyeksponowanie amerykańskiego poparcia dla jego osoby. Simmons, jako ambasador w Warszawie, cieszył się ogromnym poparciem prezydenta G. Busha. Zdzisław Najder odnotował w swych wspomnieniach skandaliczne wprost zalecenie prezydenta G. Busha, gdy zwracając się do polskiej delegacji w Białym Domu, przykazywał: "I słuchajcie, co nasz ambasador mówi, że macie robić". Zaczęły się mnożyć również naciski innego typu. Z błyskawiczną pomocą pospieszył Balcerowiczowi wciąż serwilistycznie wykonujący amerykańskie polecenia Jan Nowak-Jeziorański, "kurier z Waszyngtonu".  
Wykorzystując kompletną niewiedzę Wałęsy w sprawach gospodarczych, straszył go i innych polityków polskich, jakim to niebywałym nieszczęściem dla Polski stanie się rzekomo odejście Balcerowicza. W wywiadach udzielanych prasie Nowak posuwał się do wszelkiego rodzaju szantażów. Dosłownie robił wszystko, co tylko możliwe, by zastraszyć Polaków w kraju groźbą utraty wszelkich szans na pomoc od Zachodu w przypadku odsunięcia Balcerowicza od władzy nad polską gospodarką. Na przykład w wywiadzie dla "Życia Warszawy" z 21 grudnia 1990 r. Nowak-Jeziorański stwierdził, że: "Nie da się utrzymać pomocy z zagranicy bez utrzymania Balcerowicza".  

Zachodnie naciski na rzecz utrzymania dominacji Balcerowicza w polskim życiu gospodarczym miały gruntowne uzasadnienie w fakcie jego ogromnej usłużności wobec różnych zachodnich lobby finansowych. I to nie tylko amerykańskich. Na przykład członkiem Rady Ekonomicznej, tak znaczącego ciała doradczego przy prezesie Rady Ministrów, był w 1990 r. ówczesny gubernator banku centralnego Izraela Michael Brun. Człowiek ten był wtajemniczony w najgłębsze tajniki naszej gospodarki, takie jak zmiany kursu złotego do dolara - wiadomość na wagę złota dla spekulantów. W liście do Balcerowicza wysuwał on swoje sugestie w tej sprawie. Kto nie wierzy, niech zajrzy do książki Balcerowicza "800 dni".
Czy za takie zjawiska jak dopuszczenie wpływowego cudzoziemca do kluczowych polskich tajemnic finansowych, nie należało postawić Balcerowicza przed Trybunałem Stanu?  

Bałagan w Ministerstwie Finansów i bankowości  
Balcerowicz, jako wicepremier i minister finansów, był szczególnie mocno odpowiedzialny za niebywały bałagan w podlegającym mu resorcie. Jakże wymowne pod tym względem i szokujące zarazem były informacje zawarte w zamieszczonym 18 sierpnia 1991 r. w "Tygodniku Gdańskim" wywiadzie z dyrektorem Anatolem Lawiną, wysokim urzędnikiem Najwyższej Izby Kontroli.
Powiedział w nim m.in.: "Najdramatyczniejsze i najbardziej niebezpieczne jest - używając języka więziennego - dojście do 'przekrętów' finansowych i to na wielką skalę. Tak jest w bankach, przedsiębiorstwach handlu zagranicznego, w Ministerstwie Współpracy z Zagranicą. A Ministerstwo Finansów? Nie znam żadnej sprawy, która by była tam rzetelnie udokumentowana i załatwiona... Ministerstwo Finansów robi wszystko, by zatuszować sprawę nadużyć i bałaganu".  

Kierownictwo resortu finansów z L. Balcerowiczem na czele było bezpośrednio odpowiedzialne za fatalne zaniedbania w funkcjonowaniu systemu bankowego, który już w 1989 r. powszechnie oceniano jako skandaliczny (por. np. wywiad z prof. Antonim Kuklińskim dla "Życia Warszawy" z 9 grudnia 1989 r.). Co więcej, sam wicepremier Balcerowicz dawno przyznał, że "system bankowy jest przedmiotem uzasadnionej krytyki". Potem jednak minęły miesiące, wreszcie rok, a potem znów kolejne miesiące bez naprawy tego fatalnego systemu, aż wreszcie doszło do afery Art. B, która obnażyła wszystkie skutki opóźnienia reformy bankowości polskiej.  

Przypomnijmy tu tak zapomniany dziś fakt, że w 1991 r.:
pod koniec gospodarczej dyktatury Balcerowicza, powszechnie mówiono o jego odpowiedzialności za fatalny stan funkcjonowania systemu bankowego. W tej prawie z ostrą krytyką pod adresem ministra finansów wychodzili nawet czołowi liberałowie z partii Jana Krzysztofa Bieleckiego.
Warto choćby przypomnieć, co mówił wówczas na temat Balcerowicza obecny przywódca PO Donald Tusk. Otóż, wypowiadając się w imieniu KLD w początkach 1991 r., Tusk stwierdził, że liberałowie mają obiekcje do działalności Balcerowicza jako "ministra finansów, zwłaszcza z powodu dysfunkcjonalości systemu bankowego" (!) (cyt. za: T. Roguski "Liberałowie liczą na sukces", "Rzeczpospolita", 4 września 1991 r.).

http://rewident.salon24.pl/55271,index.html

Ciekawe?  :mellow:

____________________________________
Videtur et hoc mihi Platforninem non debere esse
Poza tym uważam że Platformę należy zniszczyć
/Katon starszy/


22 sty 2010, 20:16
Zobacz profil
Specjalista
Avatar użytkownika

 REJESTRACJA22 paź 2006, 10:51

 POSTY        328

 LOKALIZACJAUS poza stolicą
Post Wybierz najlepszego ministra finansów XX lecia - ankieta Money.pl
:zygi: Nieciekawe i bez większego sensu. :zygi:

____________________________________
jan


24 sty 2010, 00:18
Zobacz profil
Znawca
Własny awatar

 REJESTRACJA18 maja 2009, 14:43

 POSTY        237
Post Wybierz najlepszego ministra finansów XX lecia - ankieta Money.pl
I za długie  :zygi: Są takie dziedziny życia, gdzie DŁUGOŚĆ nie zawsze jest atutem... :blush:


24 sty 2010, 09:48
Zobacz profil
Amator
Własny awatar

 REJESTRACJA05 mar 2007, 17:08

 POSTY        11
Post Wybierz najlepszego ministra finansów XX lecia - ankieta Money.pl
:wysmiewacz:  Dla mnie Balcerowicz   gdyż za tego Ministra jako inspektor kontroli skarbowej zarabiałem w resorcie skarbowym najwięcej w historii nie będąc kierownikiem. Przy tym byłem samodzielnym niezależnym od dyrekcji pracownikiem podejmującym samodzielne decyzje w postępowaniach kontrolnych i karnych skarbowych.Obecnie odpoczywam z emeryturą inspektorską.W więc nie muszę się zmagać z obecną rzeczywistością.


24 sty 2010, 23:24
Zobacz profil
Amator
Własny awatar

 REJESTRACJA26 maja 2009, 07:08

 POSTY        20
Post Wybierz najlepszego ministra finansów XX lecia - ankieta
W pełni zgadzam się z TONI za Balcerowicza byłem inspektorem i z przyjemnościa wykonywałem ten zawód ( zwłaszcza patrząc na pasek z wypłatą) teraz jestem komisarzem i mogę tylko wspominać jak fajnie było za Balcerowicza. Moim zdaniem był to jedyny Minister który dbał o służby skarbowe, wszyscy pozostali mają nas w :dupa:


25 sty 2010, 08:16
Zobacz profil
Zawodowiec
Avatar użytkownika

 REJESTRACJA22 paź 2006, 15:04

 POSTY        3146

 LOKALIZACJAsamo centrum (no prawie)
Post Wybierz najlepszego ministra finansów XX lecia - ankieta
Za Balcerowicza jako młody "teczkowy" zarabiałem relatywnie więcej, niż za Rostowskiego jako IKS. Dziwnie się porobiło w naszej RP  :wacko:

____________________________________
Kardynała Richelieu sekret wam dziś zdradzę. Od przyjaciół Boże strzeż z wrogami sobie poradzę.  C.T.


25 sty 2010, 19:19
Zobacz profil
Znawca
Avatar użytkownika

 REJESTRACJA18 wrz 2008, 17:22

 POSTY        213

 LOKALIZACJASin City - Miasto Grzechu
Post Wybierz najlepszego ministra finansów XX lecia - ankieta
..a ja powtarzam -Balcerowicz musi odejść !!!... :P

____________________________________
"No Laguna, teraz to my możemy wszystko..."


25 sty 2010, 21:45
Zobacz profil
Początkujący
Avatar użytkownika

 REJESTRACJA29 sty 2007, 14:06

 POSTY        5
Post Wybierz najlepszego ministra finansów XX lecia - ankieta
Też jestem za Balcerowiczem i nie tylko ze względu na wypłaty. Facet znał się na tym co robił. Ech ... szkoda.


26 sty 2010, 09:06
Zobacz profil
Wyświetl posty nie starsze niż:  Sortuj wg  
Odpowiedz w wątku   [ Posty: 15 ]  idź do strony:  1, 2  Następna strona

 Nie możesz rozpoczynać nowych wątków
 Nie możesz odpowiadać w wątkach
 Nie możesz edytować swoich postów
 Nie możesz usuwać swoich postów
 Nie możesz dodawać załączników

Skocz do: