Nie demonstracje, a kretyniada,
nie obrona demokracji, a pogarda i nienawiść do PiS
Tożsamość ruchu protestu przeciw władzy jest budowana wokół pogardy i nienawiści, choć jest to przykrywane bajkami o angażowaniu się w imię demokracji i wolności.Jeśli debata publiczna w Polsce ma mieć jakikolwiek sens, nie może ona być czystą kretyniadą. A tym właśnie była manifestacja 7 maja od strony, przepraszam za wyrażenie, intelektualnej. Hasła niesione i wygłaszane przez uczestników, ale przede wszystkim przemowy liderów imprezy, m.in. Grzegorza Schetyny (PO), Mateusza Kijowskiego (KOD), Ryszarda Petru i Kamili Gasiuk-Pihowicz (Nowoczesna), Władysława Kosiniaka-Kamysza i Jarosława Kalinowskiego (PSL), Barbary Nowackiej (Twój Ruch, choć trudno powiedzieć czy ta partia jeszcze żyje) czy Bronisława Komorowskiego były bezdennie niemądre. Wizje wyprowadzania Polski z Europy i dzielnej walki przeciwko tej masowej zbrodni czy obrazy ciemnej nocy zamordyzmu i państwa policyjnego, jakie panują w Polsce rządzonej przez PiS były tak bezdennie głupie, że nawet pisanie o tym jest deprymujące. W roku olimpijskim mieliśmy w Warszawie igrzyska głupoty, czyli kretyniadę. Co znamienne, nikt z uczestników tej kretyniady nie jest na tyle niemądry, żeby poważnie traktował wypowiadane bzdury. Nawet znany erudyta Ryszard Petru (Stanisław Jerzy Lec używał określenia „trogloerudyta”) i jego „myszka agresorka”, choć przyjęcie tego do wiadomości może być dla niektórych trudne.
Piramidalne głupstwa były wypowiadane z pełną premedytacją, chociaż czasem ich proklamacja wyglądała na autentyczne zaangażowanie i jakieś realne, choć mozolne procesy myślowe. Liderzy i wielu uczestników wiedziało, że to kompletne idiotyzmy, dlatego w to brnęli, choć takie wyjaśnienie może się wydawać sprzeczne. Brnęli w kretyniadę, bowiem nie istnieją prawdziwe powody wychodzenia na ulicę, a nawet gdyby jakieś wymyślono, trzeba by mocno je naciągać. Kompletna fikcja jest łatwiejsza w obsłudze i paradoksalnie budzi mniej wątpliwości u ludzi, którzy to powtarzają i traktują jako motywację do manifestowania. Fikcję jest łatwiej głosić, natomiast prawda pomieszana z wydumanymi głupotami rodzi liczne sprzeczności i wątpliwości. Czysta bzdura jest kompleksowa, spójna i mobilizująca. Wystarczy tylko w nią grać i od początku do końca kłamać, czyli wymyślać piramidalne brednie. Taka postawa pomaga też krajowym mediom – tym wciąż mainstreamowym. Pomaga również mediom zagranicznym. Krajowi dziennikarze oraz redaktorzy i tak się bawią w czystą manipulację, czyli grają w tej samej farsie co Schetyna, Petru czy Kijowski, ale niektórzy traktują ją serio, co powinno dać do myślenia socjologom, psychologom i badaczom inteligencji. Natomiast zagraniczni dziennikarze i redaktorzy oczywiście wiedzą, że to kretyniada, ale jej spójność ułatwia im opis. Wystarcza zła wola, której mają pod dostatkiem oraz powielanie zasłyszanych oraz obejrzanych na warszawskich ulicach nonsensów i idiotyzmów. Trzeba tylko całkowicie sobie darować jakikolwiek dystans czy metarefleksję.
Kretyniada jest faktem, czyli realnym zjawiskiem społecznym. Mimo że w formie jest stekiem idiotyzmów, ma realne i prawdziwe podłoże.
Tym realnym podłożem jest nienawiść do PiS i elektoratu tej partii. Ta nienawiść w ogromnym stopniu wynika z odmowy przyjęcia do wiadomości wyborczego zwycięstwa PiS i Andrzeja Dudy. I z odmowy demokratycznej legitymacji do sprawowania przez nich władzy. Istnieje w Polsce, a szczególnie w Warszawie spora grupa ludzi, którzy czują się obrażeni i oburzeni wygraną oraz rządami PiS. Bo od lat są przekonani, że Polska nie może należeć do nikogo innego niż oni i ich wybrańcy. PiS i jego elektorat to dla nich po prostu podludzie, a w najlepszym wypadku ktoś w rodzaju Indian z rezerwatu. I w stosunku do podludzi czy mieszkańców rezerwatów nie trzeba stosować cywilizowanych metod, a pogarda jest z ich punktu widzenia wyrazem łaskawości. Ci ludzie czują się lepsi, nowocześniejsi, mądrzejsi, bardziej europejscy i cywilizowani, gdy gardzą PiS i jego wyborcami, choć pogarda jest z takimi wartościami sprzeczna.
Cała tożsamość tworzonego od kilku miesięcy ruchu protestu i sprzeciwu jest budowana wokół pogardy i nienawiści, choć oczywiście jest to przykrywane baśniami z mchu i paproci, czyli angażowaniem się w imię demokracji, wolności obywatelskich, demokratycznych procedur i poszanowania instytucji. Takie hasła i wartości nawet w drobnej części nie mobilizują tak ludzi jak robią to pogarda i nienawiść. I te negatywne ze wszech miar zjawiska są naprawdę groźne, bo samo manifestowanie oczywiście takie nie jest w najmniejszym stopniu. Głupoty wypowiadane i wypisywane podczas kretyniady dlatego są tym, czym są, że mają napędzać pogardę i nienawiść. A historia uczy, że taką funkcję może spełniać tylko coś, co jest totalnym wymysłem, blagą, celowym kłamstwem. Prawda bardzo rzadko ludzi mobilizuje, zaś kłamstwo bardzo często i to z bardzo radyklanymi oraz tragicznymi następstwami. Dlatego protesty przekształciły się w kompletnie zakłamaną kretyniadę, bo to najlepsza pożywka. Ludzie, którzy to uruchomili nie są na tyle niemądrzy, żeby nie wiedzieć, do czego to prowadzi. Szczególnie, gdy się coraz częściej powtarza, że właściwie tylko ulica może doprowadzić do zmiany władzy. Demokratyczne wybory i procedury mogą zawieść, a PiS nie może rządzić.
Gdy pogarda i nienawiść osiągają poziom krytyczny, nie da się nad nimi zapanować. Liderzy kretyniady zdają się to ignorować albo myślenie o tym odkładają na później. Byleby odzyskać władzę, a potem się zobaczy. O ile jeszcze będzie co normalnie oglądać, bo rozhuśtane nienawiść i pogarda w przeszłości zwykle się tak kończyły, że racjonalnie nie było co zbierać. Sama kretyniada byłaby tylko groteską czy farsą. Kretyniada na podłożu pogardy i nienawiści jest bardzo groźną bronią. I nie trzeba intelektu ponad możliwości liderów manifestacji z 7 maja 2016 r., żeby to zrozumieć.
http://wpolityce.pl/polityka/292143-nie ... isc-do-pis* * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * *
Niesiołowski na balkonie z Giertychem przebija wszystkich: Na marszu było 300 tys. osób!
I rzuca wyzwiskami: "Może do protestujących wyjdzie Wielki Karakan..."

Nareszcie! Stefan Niesiołowski, niezmordowany poseł Platformy Obywatelskiej, po wspólnym skakaniu na balkonie kancelarii Romana Giertycha podczas marszu KOD, postanowił dać upust swoim emocjom na Facebooku.
Polityk Platformy odniósł się na początku do zamieszania wokół szacowanej frekwencji marszu. Niesiołowski w swoim stylu przebił wszystkich, oznajmiając, że na pikiecie pojawiło się 300 tysięcy osób.
7 maja około 300 tys. Ludzi demonstrowało przeciwko pisowskiej dyktaturze, polityce kłamstwa, nienawiści, obłudy i głupoty. Demonstrowali w obronie wolności i demokracji, obecności Polski w Unii Europejskiej wśród państw zjednoczonej, demokratycznej Europy. Nic nie pomogą pisowskie kłamstwa o 45 tys., zapewnienia pisowskich lizusów, całej tej załganej szczujni o tym, że ten marsz nie ma znaczenia. Nie pomoże tych samych, niezasługujących na polemikę kłamstw pisowskiego przekazu dnia. Tak samo, jak nie zasługiwało na polemikę pokazywanie w czasach PRLu przez telewizję pustych krzeseł podczas pielgrzymek Papieża do Polski. Nie zasługują na polemikę kłamstwa Semki, Kaczyńskiego, Błaszczaka, pisowskich tzw. Dziennikarzy. Okazuje się, że KOD nie słabnie, istotna część Narodu ma dość pisowskiej recydywy. Ten marsz doprowadzi nas do wolności i ten dzień nadejdzie. Tak jak nadszedł 11. Listopada 1918 r., 4. Czerwca 1989 r. zgoda, wtedy wróg mordował i więził, teraz tego nie czyni, ale skala pogardy, nienawiści i kłamstwa jest podobna
— czytamy wynurzenia pana posła.
Na tym jednak nie koniec.
Niesiołowski od fanaberii na temat frekwencji dość szybko przenosi się na grunt polityki personalnej, traktując wyzwiskami prezydenta Dudę i prezesa Jarosława Kaczyńskiego.
Ile trzeba pogardy dla Polski i Polaków, aby zgłosić p. Dudę na urząd prezydenta i p. Szydło na urząd premiera? Ile trzeba pogardy, aby dyktaturę nazywać „dobrą zmianą” i kłamać w żywe oczy, że było tylko 45 tys., a media publiczne są niezależne od PiSu? Gratuluję autorom tych kłamstw, głoście, że Kaczyński ma 180 cm wzrostu, a Polska milion kilometrów kwadratowych. Ten marsz był potwierdzeniem odwrócenia się sympatii znacznej części Polaków od PiSu.
Wygwizdanie Maliniaka na stadionie to nie przypadek. Wydaje mi się, że następny marsz powinien odwiedzić siedzibę PiSu na Nowogrodzkiej. Po co demonstrować przed mieszkaniem PADa, albo pod oknami Beaty Wielkiej? Tak, jak w czasach PRLu protesty odbywały się przed gmachem KC, tak samo powinno być i teraz. Może nawet do protestujących wyjdzie Wielki Karakan i wytłumaczy, że błądzą. Nie można się spieszyć, ogromna większość Polaków musi mieć serdecznie dość pisowskiej dyktatury, musi nastąpić reakcja Europy na łamanie praworządności, bojkot i izolacja tego reżimu musi być powszechna (błędem jest szczyt NATO w Warszawie i ponury spektakl puszącego się Maliniaka, ale przeżyjemy)
— pisze Niesiołowski.
A na koniec groźba? Obietnica? Nadzieja?
Musi nadejść nieuchronna katastrofa gospodarcza i dopiero, wtedy będzie demonstracja, która nie rozejdzie się o 18:00. Ten dzień nadejdzie
— przekonuje poseł PO.
http://wpolityce.pl/polityka/292238-nie ... ki-karakan* * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * *
200 tysięcy ludzi nie wróciło w sobotę do domów. Byli na marszu, a potem zniknęli
Pozwoliłem sobie wczoraj zażartować na Twitterze, że w sobotnim marszu naprawdę wzięło udział 245 tys. osób. Niestety, 200 tys. poszło nie w tę stronę i teraz trudno się doliczyć.Żarty żartami, a sprawa jest poważna. 200 tysięcy ludzi przepadło bez wieści. Widziano ich na początku marszu i na końcu, to znaczy widział ich tam jeden człowiek z warszawskiego Ratusza Platformy Obywatelskiej, ponieważ jego klucz do mierzenia objętości tłumu ulicznego jest inny, ba, sprzeczny nawet z kluczem oficjalnie uznawanym przez policję.
Facet z Ratusza widział 245 tysięcy. Policja zaś 45 tys., czyli tyle samo, ile ludzie z TVP, którzy zadali sobie trud mozolnego policzenia maszerujących na podstawie obrazu z kamer. I to kamer niepisowskich, a „michnikowego szmatławca” (tylko patrzeć, jak taśmy zaginą).
Czas wyciągnąć strategiczne wnioski z wyżej opisanego rozdźwięku. To nie policja, a facet z Ratusza powinien zabezpieczać Światowe Dni Młodzieży i wszystkie pozostałe imprezy masowe. Co to za policja, która nie potrafi określić liczby uczestników? No i ten genialny klucz, nazwijmy go wzorem HGW – że na metrze kwadratowym stoją obok siebie na ulicy (tak przyjmuje Ratusz) – cztery osoby! Co zabawne, mówi to facet, niejaki Jóźwiak Jarosław, wiceprezydent, który sam na ulicy zajmie metr kwadratowy bez problem. Nie wypominam gabarytów, ale udowadniam, jak zawyżony jest Pana przelicznik. Nie miejmy złudzeń – byłby inny, gdyby maszerowało PiS z Kukizowcami.
Więc pytanie powraca – gdzie podziało się 200 tys. ludzi? Dla Cezarego Grabarczyka z PO – nawet 300 (tak, tak, wielka szycha Platformy bez kozery powiedziała w sobotę: „Jest nas tutaj 300 tysięcy ludzi!”). Dla Grzegorza Schetyny – od 200 do 500 tysięcy (tak, tak, operował takimi liczbami w kontekście marszu). A biorąc pod uwagę jego słynne, wcześniejsze oczekiwania – to i 955 tysięcy. Bo przecież miał być milion, i za miliony PO miał kochać i cierpieć katusze! A tu raptem 45 tysięcy – oczywiście: wyłącznie tych stwierdzonych. Bo przecież doliczając tych, co zniknęli, wychodzi jak w mordę jeża 245 tysięcy. No, nie chce być inaczej.
W takim razie – co? Pisowska policja trzyma ich w Świątyni Opatrzności? Z dala od „michnikowego szmatławca”, która na weekend wydrukowała poradnik, co robić, kiedy pisowscy siepacze przyjdą podpalić twój dom? Szpital psychiatryczny w Tworkach i masowe elektrowstrząsy pod tytułem „Tego marszu nigdy nie było!”? Nowe województwo i pisowskie szkoły przetrwania pod batogiem rekonstruktorów wydarzeń historycznych i Antoniego Macierewicza w rzeźnickim fartuchu? Sad Najwyższy w składzie Krystyna Pawłowicz plus kibice Legii? Co się z tymi 200 tys. ludzi stało? Na Boga, nie stójcie, nie pitolcie, szukajcie ich. Panie Ryśku, panie Grześku, panie Mateuszku, decydują pierwsze godziny!
Słusznie prawi dziś red. Szułdrzyński w „Rzepie”, że aż takie różnice w liczeniu uczestników marszu dewastują poczucie wspólnoty. Pełna zgoda, z jednym zastrzeżeniem – dewastują je nie różnice, a ci, którzy świadomie wprowadzają w błąd. Kłamią lub – jak kto woli, bo sprawa jest naprawdę ważna – łżą jak lisy.
To oni dewastują wspólnotę.
Mamy więc do wyboru: polską policję, której ocen nigdy wcześniej nie podważano i która cieszy się dużo większym zaufaniem niż politycy, nawet tak wielcy jak z warszawskiego Ratusza, polską policję plus polską telewizję publiczną. A z drugiej strony mamy zeznania tych, którzy twierdzą, że PiS chce wyprowadzić Polskę z Unii, choć PiS powtarza, że Polska musi być w Unii.
Tu policja, tam uczestnicy marszu science-fiction, tu dziennikarze, którzy liczą, tam dziennikarze, którzy nie potrafią przyznać, że przestali nimi być. Osobiście – stawiam na policję. Jakoś nie chce mi się wierzyć słowom zastępcy prezydent Warszawy z ramienia Platformy Obywatelskiej, która przez osiem lat tak rządziła Polską, iż teraz, na sobotni marsz, musiała swoim zwolennikom „pomóc się dostać do Warszawy z Podkarpacia czy Pomorza Zachodniego”. To jakżeście rządzili, że ci ludzie nie mogą się dziś normalnie dostać do stolicy swojego państwa?
PS. Z ostatniej chwili – znalazło się zaginione 200 tysięcy ludzi. Maszerowały przed telewizorami.
http://wpolityce.pl/polityka/292210-200 ... m-znikneli