Ten rząd chyba niczego dobrego już nie zrobi i na pewno już nikt w to nie wierzy. Jest już taki bałagan, że nikt tego przez następne 20 lat nie posprząta, czyli kolejne zmarnowane lata. Krótkie podsumowanie: - rosnące bezrobocie (wiele rozbitych rodzin z powodu emigracji jednego rodzica, dzieci wychowywane bez owego rodzica, odbije się to fatalnie na obecnym i przyszłym pokoleniu - ubożejące społeczeństwo, zarówno pracujący, jak i emeryci i renciści (o losie przyszłych emerytów lepiej nie mówić, ale niestety obecna polityka obije się znowu na wiele przyszłych lat) - służba zdrowia - każdy wie jak jest - szkolnictwo - fatalnie, wybitne jednostki niestety nie mają szans na wykorzystanie swojej wiedzy dla tego kraju - sport - Euro i Olimpiada właśnie pokazały, a jedyną radość ma Tusk bo może sobie pokopać z kolegami - drogi - może i powstają, ale od razu nadają się do poprawy, nawet ścieżki rowerowe w tym kraju to porażka, - sfera budżetowa (ta na dole) - obraz nędzy, ledwo daje rady do "1-go", szary urzędnik nie może dorobić dodatkowo w radach nadzorczych, ewentualnie może dorobić np. myciem okien (na czarno - inf. plotkarska - legalnie uderzałoby to w godność urzędnika polskiego
Jedyne dla tego rządu to
22 sie 2012, 20:10
Re: Dymisja (nie)rządu Tuska
Popieram w całej rozciągłości, do punktów powyżej dodam jeszcze: - coraz to nowe afery
22 sie 2012, 21:10
Re: Dymisja (nie)rządu Tuska
Chyba tylko polactwo i lemingi miały na coś nadzieję. Normalny Polak widział ten pic i pijar od początku. *** na taką rzeczywistość. Chyba dwa lata temu pisałem, że te debile przejrzą na oczy jak na prawdę pieprznie ten pic. Żal mi tylko tych, co jadą na styk - od 1-go do 1-go.
22 sie 2012, 22:52
Re: Dymisja (nie)rządu Tuska
gaagaaz
Ten rząd chyba niczego dobrego już nie zrobi i na pewno już nikt w to nie wierzy. Jest już taki bałagan, że nikt tego przez następne 20 lat nie posprząta, czyli kolejne zmarnowane lata. Krótkie podsumowanie (....) Jedyne dla tego rządu to
Parasol ochronny nad urzędnikami Tuska
Urzędnicy kancelarii premiera nie poniosą żadnych konsekwencji w związku z zastrzeżeniami prokuratury dotyczącymi zaniedbań ws. organizacji wizyt premiera i prezydenta w Katyniu 2010 r.
W piśmie Kancelaria Prezesa Rady Ministrów odpowiada na liczne zaniedbania i uchybienia urzędników wskazane przez prokuraturę - poinformował serwis tvn24.pl. Nie ma jednak w nim żadnej wzmianki o ewentualnych konsekwencji, które mieliby ponieść pracownicy kancelarii. - Przyjęte w 2004 r. procedury dotyczące organizacji lotów, w zakresie technicznych i porządkowych zadań nałożonych na poszczególne podmioty nie były optymalne. Stąd celem nadania tym czynnościom odpowiedniego dla nich znaczenia zostały one przypisane właściwym instytucjom, wykonującym zadania, z których te techniczne czynności wynikają lub są z nimi bezpośrednio związane – czytamy w piśmie KPRM.
Witam W tej POlandii, dopóki ona trwa, nic ani nie będzie rozliczone ani osądzone i trzeba to sobie jasno uświadomić. Owszem, zło trzeba piętnować, ale czas rozliczeń dopiero nastąpi a stanie się to dopiero wtedy gdy w tym kraju zapanuje elementarny ład i porządek czyl a więc prawdziwa wolność, demokracja i odpowiedzialność rządzących za swoje postępowanie wobec państwa i jego obywateli. Czarek () 11/10/2012 - 10:51.
To mafia Tuska, żadni urzędnicy. Albo się ich pozbędziemy jeszcze w tym roku, albo oni zniszczą nasze państwo do cna, a są już na dobrej drodze do tego. I. () 11/10/2012 - 09:41.
Sitwa Sitwa - trzeba poczekać i rozliczyć ich jak zbrodniarzy w Norymberdze. Gość () 11/10/2012 - 09:38
Parasol ochronny? Jestem przekonana, a nawet pewna, iż urzędnicy kancelarii premiera wraz z premierem poniosą najwyższą odpowiedzialność karną za zdradę stanu i to oni już to wiedzą ! Jest tylko kwestia czasu ale nastąpi to na pewno szybciej niż im się wydaje... Gość () 11/10/2012 - 09:47..
Właściwie winniście pisać: " na razie nie poniosą odpowiedzialności". Bo że kiedyś poniosą, to pewne. Nic nie zginie i nie pójdzie w zapomnienie. Tusk też nie jest wieczny. A to że mu się marzy jeszcze jedna kadencja, to tylko jego majaki. Gość () 11/10/2012 - 11:47.
Wrzucam zrzuty ekranowe ( co by nie zarzucić że cytuję oszczerstwa) jeszcze paru komentarzy oddających atmosferę. Cytatu pt. "Kara ŚMIERCI dla gangngstera MORDERCY tuska to za MAŁA kara !" autorstwa "Student UW () 11/10/2012 - 10:19." nie śmiem nawet zacytować. A tym bardziej linku. Ale każdy może sobie przeczytać sam. To (póki co) zabronione nie jest
Nie masz wystarczających uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego postu.
____________________________________ "Demokracja to cztery wilki i owca głosujące o obiedzie" R.A.Heinlein
Ostatnio edytowano 11 paź 2012, 12:13 przez kominiarz, łącznie edytowano 4 razy
11 paź 2012, 12:01
Re: Dymisja (nie)rządu Tuska
kominiarz
Wrzucam zrzuty ekranowe ( co by nie zarzucić że cytuję oszczerstwa) jeszcze paru komentarzy oddających atmosferę.
To ja też posłużę się zrzutem
Nie masz wystarczających uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego postu.
____________________________________ Videtur et hoc mihi Platforninem non debere esse Poza tym uważam że Platformę należy zniszczyć /Katon starszy/
13 paź 2012, 22:17
Re: Dymisja (nie)rządu Tuska
Schetyna o wotum zaufania: Zwycięzców się nie sądzi
Grzegorz Schetyna po głosowaniu nad wotum zaufania uważa, że to pokazało opozycji, że do zgłaszania kandydatów na premiera, trzeba mieć większość. Przypomina też, że zwycięzców się nie sądzi, a rząd wygrał z "wyraźną przewagą". (...) To jest też dobre dla polskiej demokracji. Jeśli ktoś chce robić politykę w parlamencie, musi wiedzieć, że trzeba liczyć na matematykę sejmową, na większość parlamentarną i wtedy można zgłaszać kandydatów na premiera. Dzisiejsze głosowanie zamyka tę kwestię - ocenił Schetyna. Jak dodał, zwycięzców się nie sądzi, a przewaga w głosowaniu była wyraźna.
Schetyna o wotum zaufania: Zwycięzców się nie sądzi
Ale Zwycięzców się sadza. Kiedy staną się Przegranymi
silniczek
Przypomina też, że zwycięzców się nie sądzi, a rząd wygrał z "wyraźną przewagą".
14 głosów klakierów głosujących za własnymi korytami (w tym dowożonych karetkami ratunkowymi) to "wyraźna przewaga"? Chyba cynizmu nad uczciwością.
____________________________________ Videtur et hoc mihi Platforninem non debere esse Poza tym uważam że Platformę należy zniszczyć /Katon starszy/
Ostatnio edytowano 13 paź 2012, 22:36 przez Badman, łącznie edytowano 1 raz
13 paź 2012, 22:36
Re: Dymisja (nie)rządu Tuska
Mafijne państwo?
Kiedy piszę te słowa, już po obejrzeniu transmisji z posiedzenia zespołu Macierewicza, (i - oczywiście – po tragicznej śmierci chorążego Musia z Jaka-40 i po informacji "Rzeczpospolitej" o znalezieniu na Tupolewie śladów materiałów wybuchowych) najbardziej porażające wydają mi się dwie rzeczy - pisze prof. Jadwiga Staniszkis w felietonie dla Wirtualnej Polski.
- Milczenie Tuska. Szczególnie w sytuacji gdy prokuratura wojskowa przyznaje dziś, że pierwsze – jej własne – badania pirotechniczne zostały wykonane dopiero we wrześniu 2012. I że nie wykluczają one (choć – wbrew „Rz” – nie potwierdzają jednoznacznie, bo to wymaga dalszych badań) materiału wybuchowego w Tu-154M;
- dramatyzm wystąpienia dowódcy Jaka-40, przełamującego w sposób widoczny swój strach. I płaczącego ojca nawigatora z Tu-154M.
A w tle - negocjowanie (Tusk z kim? Czy także ze stroną rosyjską?) tego, co będzie przedstawione jako „prawda”; z Grasiem mówiącym o trwającym od rana spotkaniu w kancelarii premiera, zastraszanie świadków (także o los rodziny), bezczelne krętactwa służalczych dziennikarzy. Państwo, któremu nie można ufać. Ponawiane w ostatnich tygodniach ataki na Prokuratora Generalnego Sermeta i pomysły Gowina na reformę prokuratury – czy to też były próby zastraszania?
Obserwowałam na ekranie twarz porucznika Wosztyla w czasie wypowiedzi na posiedzeniu zespołu do spraw katastrofy smoleńskiej. Dzień wcześniej tragicznie zmarł jego kolega, kluczowy świadek w sprawie. Porucznik bał się, a jednak potwierdził zeznania tamtego wskazujące, że stenogram z czarnych skrzynek Tu-154M sporządzony przez MAK, był sfałszowany.
Całe życie pod komunizmem, pamiętam to z własnej biografii, było strachem i wysiłkiem jego przezwyciężania. Upokorzeniem gdy milczało się, zamiast dawać świadectwo prawdzie. Bohaterstwem było nie dokonywanie rzeczy wielkich, ale codzienne zwyciężanie z własnym strachem. Młodzi ludzie, którym komunizm kojarzy się z absurdami i surrealizmem „Misia” Barei, dziś mogą poczuć coś z tamtej rzeczywistości. Strach, odwagę i cenę jaką się za nią często płaci.
Już przed rewelacjami „Rzeczpospolitej” chciałam pisać o mafijności państwa – choć w innym tego aspekcie. Gdy minister Nowak mówił, że tylko „czas i cena (najniższa)” będą brane pod uwagę w nowych przetargach (mimo że eksperci nawołują do zmiany ustawy przetargowej), przypomniała mi się informacja o mechanizmie przekrętu w wielkich inwestycjach drogowych. Podobno wygrywający (firmy pośrednicy – często o genealogii kapitalizmu politycznego) zaniżały ceny, wygrywały i – ubezpieczały się wysoko od wzrostu kosztów czy – zerwania umowy lub bankructwa. Wielomilionowa wypłata z ubezpieczenia i niepłacenie wykonawcom: to właśnie był – pewny jak w banku – zysk.
Cierpiał kapitał finansowy. Stąd widoczne dziś podziały w klasie politycznej, np. atak Olechowskiego na Tuska właśnie w sprawie ustawy o przetargach. Czy dzielono się z urzędnikami? To musi wyjaśnić prokuratura. Ale ta właśnie jest zastraszana. I tak zamyka się krąg mafijnego państwa.
____________________________________ Videtur et hoc mihi Platforninem non debere esse Poza tym uważam że Platformę należy zniszczyć /Katon starszy/
30 paź 2012, 21:56
Re: Dymisja (nie)rządu Tuska
Załącznik:
7b517d1b0f3ec454a657e9e513692b2f,20,0.jpg
Nie masz wystarczających uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego postu.
____________________________________ Mów otwarcie i otwarcie działaj, gdy w kraju dobre panują rządy.Otwarcie działaj, lecz mów ostrożnie, gdy rządy są złe...
31 paź 2012, 06:36
Re: Dymisja (nie)rządu Tuska
Tusk bez walki oddaje miliardy z budżetu Unii
Premier w piątek wysłał do stolic UE niepokojący sygnał: godzimy się na budżet w wysokości, która spodobałaby się najbardziej eurosceptycznym Brytyjczykom.
Donald Tusk mówił w piątek w Sejmie, że Polska zgadza się na obcięcie jej kolejnych 10 mld euro i nie zamierza grozić wetem w negocjacjach budżetowych na okres 2014–2020. To zdumiewająca deklaracja, biorąc po uwagę logikę negocjacji. Wydawałoby się, że w grze, której stawką są dziesiątki miliardów euro, premier powinien być twardy i do końca utrzymywać w tajemnicy skalę ustępstw, na które jest gotów pójść. Tak robią inni. Wielka Brytania grozi wetem, dołączają do tego Szwecja i Dania. Z kolei Niemcy – które jeszcze kilka tygodni temu mówiły o konieczności obcięcia budżetu o 100 mld euro, teraz eskalują żądania do 130 mld. Tymczasem Donald Tusk informuje stolice UE, bo zakładam, że opisywane w polskich mediach przemówienie zostanie tam przeanalizowane, że chętnie przyjmie nawet najniższą z proponowanych mu teraz sum. Bo to i tak dwa razy więcej, niż dostała Europa po wojnie w ramach planu Marshalla. – To jest nie tylko 300 mld zł, o które staramy się zgodnie z naszą deklaracją, ale kiedy liczymy łącznie te możliwe środki, o jakie Polska stara się w ramach projektu wieloletnich ram finansowych, możemy dzisiaj odpowiedzialnie powiedzieć, że ta stawka wynosi więcej niż 300 mld, sięga 400 mld zł – mówił Tusk.
Wystarczy chwila spędzona z kalkulatorem i stanie się oczywiste, że premier w ogóle nie ma ambicji. Musimy te sumy najpierw przeliczyć na euro, bo unijny budżet jest negocjowany w tej walucie. Otóż 400 mld zł według piątkowego kursu to 96 mld euro. Tymczasem w projekcie Komisji Europejskiej, którego Polska do tej pory broniła, przypada dla nas 111,5 mld euro: 77 mld z polityki spójności i 34,5 mld z polityki rolnej. Pojawił się już okrojony projekt prezydencji cypryjskiej, w którym Polska z polityki spójności ma dostać 72,7 mld euro. Pula na rolnictwo dla Polski nie jest znana, wiadomo tylko, że dla całej UE wydatki miałyby być mniejsze o 9 mld euro, czyli o 2,3 proc. Gdyby taką redukcję przyłożyć do polskiego udziału, przyniosłoby to spadek o 800 mln euro. Czyli w projekcie cypryjskim na Polskę przypada ok. 106 mld euro. To 10 mld euro więcej, niż chce polski premier.
Kwota 96 mld euro jest natomiast równa temu, co Polska ma w obecnej perspektywie finansowej 2007–2013, którą wynegocjował jeszcze rząd PiS pod przywództwem ówczesnego premiera Marcinkiewicza. Zakładam, że płatnicy netto wezmą propozycję polską w ciemno. Przecież nawet Cameron nie chce zamrożenia unijnego budżetu na poziomie nominalnym, co właśnie teraz proponuje mu Tusk. Polski premier jest jednym z liderów klubu przyjaciół polityki spójności – 16 państw walczących o jak największy budżet. Co Tusk zamierza powiedzieć swoim sojusznikom, gdy spotka się z nimi już w najbliższy wtorek 13 listopada w Brukseli? Że chce budżetu na poziomie postulowanym przez frakcję najbardziej eurosceptycznych posłów z Izby Gmin? Anna Słojewska http://www.rp.pl/artykul/159563,950575- ... -Unii.html
Na złość Kaczorowi Donald odmroził nam uszy. A raczej zamroził budżet
Piątkowa debata nad polityką europejską tylko z pozoru była europejska. Premier Donald Tusk, czy minister spraw zagranicznych Radosław Sikorski używali wielkich i wspaniałych słów o miejscu Polski na kontynencie i ważnej roli, jaką odgrywamy w Unii. Szybko jednak debata zmieniła się w rytualną jazdę polityczną, w której okazało się, że głównym problemem polskiej polityki unijnej nie są cele, jakie sobie stawimy, ale istnienie partii opozycyjnej.
Zacznijmy może od końca. Nie zgadzam się z alarmistycznym tonem Prawa i Sprawiedliwości w sprawie paktu fiskalnego – poseł tej partii prof. Krzysztof Szczerski zarzucał rządowi wpychanie naszego kraju „w sam środek czarnej dziury". Pakt wydaje mi się ze strony rządu szpagatem, realizowaniem polityki wpychania nogi w drzwi – nie jesteśmy w strefie euro, ale gramy tak, by nie wypaść z grona państw, które decydują o przyszłości Unii i kształcie przemian. Jest oczywiste, że taka polityka może nas trochę kosztować. Ale z drugiej strony demokracja polega na tym, że wysłuchuje się argumentów i wątpliwości opozycji. Tym bardziej, że Donald Tusk nie wyjaśnił opinii publicznej wolty, którą wykonał w sprawie paktu. Jeszcze w styczniu ostrzegał, że Polska nie podpisze dokumentu. Tego samego, którego wynegocjowanie rok temu w grudniu i premier, i szef MSZ nazywali wielkim polskim sukcesem. Ostatecznie pod koniec zimy dokument podpisał, w piątek zaś zapowiedział jego szybką ratyfikację.
Te wolty wymagają szczegółowego wyjaśnienia, nie zaś walenia w opozycję. Zrobił tak minister finansów Jacek Rostowski, który grzmiał: "Skoro nie padło ani słowo, ani jedna konstruktywna propozycja z waszej strony, to muszę niestety stwierdzić, że w tych sprawach, które są najważniejsze dla naszego kraju, jesteście zupełnie niestety zbędni". Demokracja to taki ustrój, w którym opozycja krytykuje rządzących. Raz robi to lepiej, raz gorzej, jednak twierdzenie, że opozycja nie jest potrzebna - delikatnie rzecz ujmując - nie świadczy o dobrym wyczuciu demokracji przez ministra finansów.
Na odsiecz Rostowskiemu przybył Janusz Palikot, który krzyczał do PiS-u, że jego miejsce jest w więzieniu. – I my was tam zaprowadzimy – zarzekał się lider Ruchu własnego imienia. I oto nagle okazało się, że głównym tematem debaty o polskiej polityce unijnej jest PiS. Nie działania rządu, nie jego strategia negocjacyjna przed szczytem budżetowym. Nie, tylko partia opozycyjna. I znów okazało się, że polska polityka zagraniczna jest niewolnikiem polityki wewnętrznej. Ale w inny sposób niż to jest w Londynie czy Berlinie. Oczywiście, Cameron i Merkel podporządkowują swą grę w Unii oczekiwaniom społecznym. Odnieść można jednak wrażenie, że u nas wygląda to na odwrót: nie chodzi o usatysfakcjonowanie wyborców, lecz o zrobienie na złość przeciwnikom politycznym.
Można się było spodziewać takiego kształtu dyskusji już po słowach, jakie wypowiedział premier Donald Tusk w październiku, gdy Jarosław Kaczyński wezwał go do pogrożenia wetem. Najpierw Tusk odpowiedział pojednawczo: "Polska jest największym biorcą pieniędzy z budżetu i to powoduje, że my musimy postępować tu bardzo rozważnie, tzn. w taki sposób, by dostać maksimum, ale, żeby nie przelicytować, bo Polacy by nam nie wybaczyli, gdybyśmy się unieśli szlachetnym takim porywem serca i godnościowo zawetowali budżet Unii Europejskiej, w związku z czym w ogóle nie otrzymalibyśmy żadnych środków."
Pomijam fakt, że wypowiedź ta jest absurdalna, bo nie dostalibyśmy żadnych środków tylko w sytuacji w której unia by się rozpadła. Według obecnego prawa, nawet jeśli budżet nie zostałby przyjęty z powodu czyjegoś weta, automatycznie będzie działać prowizorium budżetowe, czyli przedłużenie dotychczasowego. Ale w jednym premier ma rację, że najpierw trzeba ułożyć sojusze, by wynegocjować jak najwięcej, a dopiero w przypadku ich fiaska straszyć wetem. Gorzej że w tej samej odpowiedzi Kaczyńskiemu powiedział: "Nie będę unosił się romantycznie, ryzykując przyszłość Polski, bo tak chce szef PiS."
To słowa zaskakujące, bo pokazują, że premier w swych kalkulacjach politycznych nie kieruje się wyłącznie dobrem naszego kraju, które w skrajnej sytuacji wymagałoby weta (które w piątek nazwał „topornym" narzędziem), lecz myślą: byleby tylko nie wyszło na to, że Kaczor miał rację. Furda interes narodowy, grunt by zrobić na złość szefowi PiS, grunt by się nie okazało, że Tusk zrobił to, co sugerował Kaczyński. To może mieć katastrofalne skutki. Bo jeśli w negocjacjach nasi przeciwnicy, będą wiedzieli, że Tusk boi się weta, docisną nas do ściany.
Kolejnym dramatycznym błędem negocjacyjnym były słowa premiera podczas piątkowej debaty: "Mówimy dzisiaj o stawce w wysokości mniej więcej 400 mld złotych. To jest nie tylko 300 mld złotych, o które staramy się zgodnie z naszą deklaracją, ale kiedy liczymy łącznie te możliwe środki, o jakie Polska stara się w ramach projektu wieloletnich ram finansowych, możemy dzisiaj odpowiedzialnie powiedzieć, że ta stawka wynosi więcej niż 300 mld, sięga 400 mld zł."
Jak policzyła brukselska korespondentka „Rz" Ania Słojewska 400 mld zł to ok. 96 mld euro. Według projektu Komisji Europejskiej mieliśmy otrzymać ponad 110 mld, z czego niemal 80 w funduszach strukturalnych i około 30 w dopłatach rolnych. 96 mld to tyle, ile wynegocjował rząd Marcinkiewicza w poprzednich Wieloletnich Ramach Finansowych (słynne yes, yes, yes, po ugraniu 67 mld strukturalnych, reszta to polityka rolna). Najwięksi wrogowie nowego budżetu – brytyjscy eurosceptycy - domagają się zamrożenia poprzedniej perspektywy, powiększonej o inflację. Okazuje się, że premier Donald Tusk za punkt docelowy negocjacji uznał wczoraj budżet tak okrojony, jak tego nawet nie wyobraża sobie skrajna prawica w Londynie. Negocjacyjnie to strzał w stopę.
Gdy w piątek rano pytałem wpływowego posła PO, czy Sejm przyjmie uchwałę zobowiązującą rząd do twardych negocjacji, ten oburzył się. – Jak byśmy mogli w takiej uchwale związać ręce rządu. Przecież określenie jakiejkolwiek granicy w takim dokumencie byłoby odsłonięciem naszego celu negocjacyjnego. Kilkadziesiąt minut później szef jego partii położył negocjacje wypowiedzią, która pokazała, że w negocjacjach budżetowych liczy się wyłącznie efekt wewnętrzny – mamienie Polaków, że rząd da więcej niż 300 mld, które obiecał, bo dołoży jeszcze sto. A że będzie to mniej, niż chcieli nam dać nawet domagający się sporych oszczędności Niemcy?
Furda, liczy się piarowski, krótkotrwały efekt. Grunt to dopiec PiS-owi. I tak na złość Kaczorowi, Tusk poważnie nadwerężył swoje szanse w negocjacjach. Na złość PiS-owi odmroził nam wszystkim uszy. I zamroził budżet.
____________________________________ Videtur et hoc mihi Platforninem non debere esse Poza tym uważam że Platformę należy zniszczyć /Katon starszy/
10 lis 2012, 21:01
Re: Dymisja (nie)rządu Tuska
Jak zaczynali, a jak kończyli
Kłótnie w koalicjach obniżały notowania rządów Jerzego Buzka i Leszka Millera. Tymczasem gabinet Donalda Tuska traci mimo zgodnej współpracy PO i PSL - stwierdza "Rzeczpospolita".
Jak wyjaśnia politolog z UW Rafał Chwedoruk, przed 2005 r. na skutek afer i politycznych awantur partie i rządy traciły poparcie, a głosy natychmiast były przerzucane na opozycję. Ale teraz jest inaczej. "Spór między PO i PiS jest tak gorący, że podzielił naszą scenę polityczną na stałe" - mówi. I wskazuje: dziś poważna afera dla zwolennika PiS, to dla zwolennika PO prowokacja, medialne zamieszanie - i odwrotnie.
Jak ocenia Chwedoruk, nawet rosnące niezadowolenie z rządu nie przekłada się tak bardzo na poparcie partyjne i na wynik wyborczy. Partie potrafią mobilizować elektoraty i nawet małe poparcie dla rządu może przełożyć się na dobry rezultat przy urnach - mówi.
Rządy są jak produkty, mają okresy młodości, dojrzałości i schodzenia z rynku - ocenia politolog z UW Wojciech Jabłoński. Jak podkreśla, "rząd Tuska ma co prawda dłuższy niż inne gabinety termin przydatności do użytku, ale i tak jest już w fazie schyłkowej, politycznie jest niefunkcjonalny". Za wiele nie zreformuje, tyle że będzie trwał jeszcze 3 lata - mówi.
Uśmiechnięty Adolf Hitler, ściskający za dłonie dzieci, patrzący daleko przed siebie. To nie okładka biuletynu nazistowskiej partii III Rzeszy, a... pierwsza strona pisma związkowego Sierpnia 80. "Jego państwo" - głosi tytuł na okładce, na której widnieje Adolf Hitler z dziećmi. A w środku biuletynu związkowego mamy opis państwa Donalda Tuska. Porównanego do Korei Północnej. Tekst na ten temat napisał lider Sierpnia 80, Bogusław Ziętek. Za niezapłaconą grzywnę w Urzędzie Skarbowym, w majestacie prawa można było wywlec w środku nocy kobietę, matkę dwójki małych, dwu- i sześcioletnich dzieci. Kobietę przewieźć do więzienia, a jej małe dzieci oddać obcym ludziom. Niedawno w Korei Północnej rozstrzelano wiceministra obrony Kim Chola za nieprzestrzeganie przez niego żałoby po śmierci ukochanego i nieodżałowanego przywódcy Kim Dzong Ila. Aby wydarzenie nabrało szczególnego wymiaru, nie postawiono go przed plutonem egzekucyjnym, lecz rozstrzelano go pociskiem moździerzowym, aby po rozerwanym na strzępy wiceministrze nie pozostał nawet włos. Siła rażenia, jakie wykazało nasze państwo wobec kobiety z Opola, to właśnie takie strzelanie z moździerza, aby winowajcę rozerwać na strzępy - argumentuje Ziętek. Kim Dzong Un mógłby się uczyć tego, jak dyscyplinować swoich obywateli - dodaje przewodniczący Sierpnia 80, przypominając, że po zatrzymaniu matki Polacy chętniej zaczęli opłacać sądowe kary.
Nie masz wystarczających uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego postu.
15 lis 2012, 05:55
Re: Dymisja (nie)rządu Tuska
1/ Polaku pomóż rządowi. Łam przepisy drogowe
Polaku! Ojczyzna cię wzywa! Rząd zaplanował, że załata dziurę budżetową pieniędzmi z mandatów wlepianych przez fotoradary. Nakreślił w tym celu ambitny plan wyciągnięcia z kieszeni obywateli 800 mln zł. I to do końca roku! Łatwo zapisać, a trudniej zrobić? Może i tak. Dlatego to my musimy pomóc. Każdy kierowca może przyczynić się do sukcesu finansowego Polski - wystarczy, że regularnie będzie łamał przepisy i płacił mandaty!
Brzmi głupio? Ale niestety wychodzi na to, że wracają dobre czasy dla apelu: Rodacy, pomożecie? Z tymi słowami, jak za PRL, powinni zwrócić się do Polaków premier Donald Tusk (55 l.) albo minister finansów Jacek Rostowski (61 l.). To oni w budżetowych planach zapisali ambitne zadanie – wyciągnąć z kieszeni kierowców 1,2 miliarda złotych
To będzie szybka akcja Plan jednak swoje, a życie swoje. Okazało się, że nie jesteśmy w stanie aż tak szybko, jak chciał minister Rostowski, łamać przepisów. I wprowadzono korektę planu resortu finansów – w 2012 roku do budżetu miało wpaść 800 milionów złotych. Ale i z tą kwotą może być problem. Bo do końca września uzbierało się niecałe 16 milionów.
Za kierownicę! Ambitny plan rządu można jednak wypełnić. Wystarczy, że każdy z 17 milionów polskich kierowców przekroczy prędkość w obszarze monitorowanym przez fotoradar o 10 km – bo właśnie za to należy się mandat 50 zł. Wszystkie te kary pozwolą szybko, bo jeszcze do końca roku, wypełnić to, co sobie rząd z ministrem finansów sprytnie zaplanował. Zatem rodacy, do roboty – czas zacząć łamać przepisy – ku chwale i bogactwu ojczyzny. A przynajmniej jej władz...
I po co ministrom gabinety? Minister rozwoju regionalnego Elżbieta Bieńkowska (48 l.) umówiła się na służbowe spotkanie ze Zbigniewem Klepackim - dyrektorem Centrum Poręczeń i Gwarancji w Banku Gospodarstwa Krajowego w eleganckiej restauracji przy ul. Żurawiej. Czy w miłej atmosferze dzielą fundusze z Unii jak przysłowiową skórę na niedźwiedziu? Bo przecież o miliardy z Brukseli premier Donald Tusk dopiero walczy. Tak teraz robi się politykę! Zamiast spotykać się w zaciszu resortów, ministrowie wychodzą na miasto i ustalają najważniejsze dla Polaków sprawy w modnych restauracjach stolicy. W polityce restauracyjnej rozsmakowała się widać minister Elżbieta Bieńkowska, która rządzi pieniędzmi unijnymi dla Polski. Do modnej knajpki z sushi zaprosiła Zbigniewa Klepackiego z Banku Gospodarstwa Krajowego, który obsługuje bankowo beneficjentów środków unijnych. – Było to spotkanie służbowe – potwierdza rzecznik resortu Piotr Popa.
W miłej atmosferze modnego lokalu, racząc się japońskimi specjałami pani minister i pan dyrektor rozmawiali więc o unijnych pieniądzach, które będą dzielone w latach 2014-2020. Pytanie, czy na takie spotkania nie jest za wcześnie? W końcu premier na razie tylko obiecał Polakom olbrzymie sumy z unijnej kasy.
Donald Tusk nie ma łatwo - kierowana przez niego partia straciła ostatnio pozycję lidera w sondażach, sam jest jednym z liderów rankingu polityków, którym Polacy ufają najmniej, a jego rząd jest coraz gorzej oceniany. Z okazji pięciolecia jego rządów przypominamy, jak zmieniały się oceny jego gabinetu.
Kiedy 16 listopada 2007 roku prezydent Lech Kaczyński powoływał koalicyjny rząd PO-PSL, Platforma Obywatelska zwyciężała z wynikiem 41,5 proc. głosów, a sam Tusk cieszył się najlepszym indywidualnym wynikiem w historii – zdobył ponad 534 tysiące głosów, czyli 46,62 proc. wszystkich głosów oddanych w swoim okręgu. Tuskowi udało się też wzbudzić zaufanie Polaków, którzy z nadzieją patrzyli w przyszłość. W listopadzie 2007 roku liczba osób oceniających, że "sytuacja w naszym kraju zmierza w dobrym kierunku" przewyższyła, po raz pierwszy od kilku lat, liczbę tych, którzy pesymistycznie zapatrywali się na przyszłość kraju.
Do zdecydowanych sukcesów trzeba też zaliczyć pierwsze oceny rządu Donalda Tuska. W pierwszym miesiącu jego urzędowania popierało go 54 proc. ankietowanych CBOS, przy 19 proc. przeciwników. Co ciekawe, nie był to najlepszy wynik gabinetu Tuska w historii. Już miesiąc później liczba przeciwników jego rządu spadła do 13 proc. (przy 57 proc. zwolenników). Z czasem było już jednak tylko gorzej. W ciągu pierwszego półrocza liczba przeciwników Tuska wzrosła dwukrotnie. Kolejne miesiące przyniosły również stopniowy spadek liczby zwolenników rządu.
Dlaczego? Już pierwsze miesiące przyniosły liczne zarzuty o zaniechanie zmian gospodarczych, a duże znaczenie dla ocen działalności samego Tuska (co również mogło rzutować na oceny rządu) miała jego wizyta w Ameryce Południowej, którą potraktował jako swoją "podróż życia". Jak wynika z sondaży przeprowadzanych przez CBOS, przełom w ocenach gabinetu Tuska przyszedł w grudniu 2009 roku - to wówczas liczba zwolenników i przeciwników rządu po raz pierwszy się zrównała (stanowili oni 31 proc. wszystkich ankietowanych).
Taka sytuacja nie mogła być zaskoczeniem, bo w tym samym czasie głośno było już o aferze hazardowej, a wpływ na oceny Polaków, jak podaje CBOS, miały też propozycje rządu w sprawie zmian w konstytucji (oceniano je jako kolejną odsłonę konfliktu między premierem a prezydentem Lechem Kaczyńskim). Pierwsze miesiące 2010 roku nie przyniosły jednak dalszego spadku notowań rządu. Dosyć nieoczekiwanie liczba zwolenników zaczęła rosnąć, a najwyższy poziom osiągnęła już po katastrofie smoleńskiej, w czerwcu 2010 roku. To wtedy ich liczbę szacowało się na 45 proc. ankietowanych, co było najlepszym wynikiem od kwietnia 2009 roku.
Następne miesiące przebiegały głównie pod znakiem kampanii wyborczych - najpierw prezydenckich, później parlamentarnych. Marsz ku zwycięstwu w wyborach rozpoczął się w kwietniu 2011 roku - wtedy to liczba przeciwników rządu Tuska przekroczyła zwolenników (CBOS szacował ich liczbę odpowiednio na 34 i 33 proc. ankietowanych). Następne miesiące przyniosły już wzrost pozytywnych ocen działalności rządu i ostateczne zwycięstwo w wyborach parlamentarnych jesienią. Końcówka ubiegłego roku mogła sprawiać wrażenie, że sytuacja się powtórzy, a Donald Tusk i jego rząd złapie oddech. Już w styczniu 2012 roku okazało się jednak, że będzie o to bardzo trudno. Różnica między liczbą przeciwników a zwolenników wyniosła zaledwie pięć punktów procentowych, a z każdym miesiącem było gorzej. Najgorszy wynik w ciągu ostatnich lat rząd Tuska osiągnął już w marcu tego roku - liczbę przeciwników szacowano wówczas na 45 proc., a zwolenników na 31.
Ofensywa Prawa i Sprawiedliwości, choć zablokowana ostatnio przez tzw. aferę trotylową, sprawiła, że takie oceny utrzymują się już kolejny miesiąc. W ostatnim miesiącu zwolennicy Tuska to zaledwie 26 proc. ankietowanych, a przeciwnicy 40 proc.
Jaką ocenę w szkolnej skali wystawił(a)byś Donaldowi Tuskowi po 5 latach rządów?
Nie możesz rozpoczynać nowych wątków Nie możesz odpowiadać w wątkach Nie możesz edytować swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz dodawać załączników