Marsz Niepodległości to karnawał, a nie żaden bunt, czy „zamieszki uliczne”
Zaryzykuje opinię przed końcem tegorocznego Marszu Niepodległości, bo nie spodziewam się niczego nadzwyczajnego, jak zresztą w poprzednich latach. Wykluczając prowokacje policyjne i tajniaków kopiących cywilów, jestem pewien, że grzeczni chłopcy i dziewczęta z Polski staną się wzorem dla młodych ludzi na całym świecie. Policja w Wielkiej Brytanii, Francji, Belgii, że o murzyńskich dziennicach USA nie warto wspominać, poda za wzór cnót wszelakich polskich demonstrantów. Z uporem i wcale nie maniaka, ale takiego amatorskiego socjologa wracam do gombrowiczowskiego terminu „upupienie”. Proszę wybaczyć, ale jeśli tak wyglądają marsze „neonazistów”, „faszystów” i czy innych „ksenofobów”, to powiem, że cała ta zabawa nawet porządnej prywatki z gotowaniem rybek w akwarium nie przypomina.
Ulica ma swoje prawa, na ulicę wychodzi się w ostateczności, gdy już puściły wszelkie emocje i zdechła jakakolwiek nadzieja. Polska jest dokładnie takim krajem pozbawiającym złudzeń, przynajmniej dla tych ludzi, którzy idą w marszu i zupełnie nic gorszącego z ich udziałem się nie dzieje. Race, okrzyki, parę przepychanek z policją. Przedszkole, piknik, pełne „upupienie” buntu. Wbrew pozorom uczestnicy marszu dali się wychować telewizji, jeśli nie bezpośrednio, to pośrednio albo podprogowo. Na szpicy idzie paru gości i uspokaja tłum, non stop ktoś krzycząc: „nie dajcie się sprowokować”, „uwaga na prowokatorów”. Grzeczną mamy młodzież jak panienki na pensji u Urszulanek.
Od czasów „Solidarności”, gdy po raz pierwszy padły hasła: „nie palić komitetów”, „nie dać się sprowokować”, „demonstrujemy pokojowo” polskie demonstracje są uładzone i przewidywalne. W poprzednich latach dałem się ponieść zbiorowym emocjom, analizowałem razem ze wszystkim jakieś pierdoły typu podpalona ruska budka, stojąca poza płotem ambasady. W tym roku patrzę na Marsz Niepodległości zupełnie inaczej i trochę czuję się przygnębiony.
Gdzieś na peryferiach południowego stanu murzyn, który dokonał kilku włamań i paradował z bronią po ulicy został zastrzelony przez białych policjantów. Zrobiła się taka chryja, że leciały witryny, płonęły samochody, a obitych gliniarzy chyba nikt nie liczy. Społeczeństwo, oczywiście w większości murzyńskie, stanęło murem za śp. chuliganem, lokalne i centralne władze nie miały odwagi wypowiedzieć jednego słowa krytyki, o wyzwiskach typu „faszyści”, „chuligani”, „kibole” nie myślał nawet szef miejscowego Ku Klux Klan.
U nas nuda, przewrócony kosz na śmieci, z policyjnej sikawki leniwi leci woda i zaraz zakręcają kran. Przestałem się podniecać marszem i jak widzę nie tylko ja, w TVN 24 jeden z najmniej zrównoważonych ideologów liberalizmu, niejaki Krzemieński, gada takim głosem, że można usnąć. PiS kolejny raz wycofał się z imprezy i cała zabawa popsuta. Upupianie Ruchu Narodowego, a więc siły politycznej, która nie ma żadnych szans na wejście do parlamentu, nikogo specjalnie nie interesuje, ale żeby nie wyjść z wprawy, telewizje pokazują „dramatyczne sceny”. Marzy mi się taki Marsz Niepodległości, w którym okna TVN i GW będą zabite dechami, barykady na ulicach przetrwają co najmniej trzy dni, a przerażeni notable RP III nie odważą się pisnąć ani pierdnąć, tylko grzecznie uznają uzasadniony bunt młodzieży pozbawionej perspektyw. Obawiam się, że za mojego życia takich cudów się nie doczekam.
Pedagogika upupienia święci triumfy, skoro najbardziej niepokorni i sfrustrowani idą ulicami Warszawy i jedyną formą ekspresji są strzelające petardy przeplatane kolorowymi flarami, to raczej powinniśmy mówić o czymś w rodzaju karnawału, na pewno nie o zamieszkach, czy choćby protestach ulicznych. Wszystko się zakonserwowało, zastygło, żadnej grupie formalnej i nieformalnej albo się nie chce albo nie mają odwagi zrobić porządnej zadymy. I nim z jednej strony usłyszę, że mnie tam nie ma, a z drugiej, że namawiam do „przelewu krwi”, jeszcze raz podkreślę, że poddaję analizie tylko i wyłącznie to, co widzę i nikomu niczego nie zazdroszczę, ani też nie podpowiadam.
Po prostu głośno sobie myślę, że grzecznym marszem ulicznym Niepodległości nikt nie odzyska, z kolei inne metody też jakby mało skuteczne. Spisałem z tysiąc tekstów i coraz częściej dochodzę do wniosku, że prawdziwą wartość ma budowanie normalnej rodziny i otoczenia wokół siebie. Praca na lata, na całe pokolenia, ale tak właśnie powstawały wielkie narody, wiekami budowano tożsamość i poczucie własnej wartości. W Polsce nie ma tradycji rewolucyjnych, stare pisma potwierdzają, że Rzeczypospolitej zawsze żyła tolerancja, dla swoich i obcych. Każdy czuł się tu setkami lat bezpiecznie i nikomu domu nie podpalano, raczej po cichu, acz systematycznie przejmowano, co nasze i okładano podatkiem, tudzież czynszem.
Posted by MatkaKurka on wt., 2014-11-11 17:58
Karnawał świętuje się tak: Policja francuska podała z ulgą, że podczas ostatniego Sylwestra w Paryżu i okolicach spalono/zniszczono jedynie (!!!) 1000 (słownie: tysiąc) samochodów. W poprzednich latach straty dochodziły do 9.000 (słownie: dziewięciu tysięcy) aut. Od jakiegoś czasu nie mam cierpliwości dla polskich telewizornych durniów, którzy powielają brednie o tym jak to "świat na nas patrzy a my mamy faszystów i narodowców na marszach" i traktuję ich podobnymi jak wyżej rewelacjami. To wyjątkowa jakaś odporność na wiedzę, którą powinny im zapodać dzieci/znajomi, prawie każdy ma gdzieś jaką rodzinę, która musiała wyjechać za chlebem. By Fizia
____________________________________ "Demokracja to cztery wilki i owca głosujące o obiedzie" R.A.Heinlein
Ostatnio edytowano 14 lis 2014, 11:12 przez kominiarz, łącznie edytowano 1 raz
14 lis 2014, 11:09
Re: Kącik Kulturalno-Patriotyczny
PILNE: System PKW uzyskał samoświadomość i przejął kontrolę nad polską armią
Jakby nie było dość problemów z liczeniem głosów po wyborach samorządowych, właśnie pojawił się kolejny i to od razu przewyższający wszystko, co do tej pory widzieliśmy.
– We wtorek system PKW zyskał samoświadomość i przejął kontrolę nad polską armią – wynika ze ściśle tajnego raportu Służby Kontrwywiadu Wojskowego, który trafił na biurko prezydenta Bronisława Komorowskiego.
NATO wie już o sprawie, ale na razie zareagowało tylko postawieniem armii krajów członkowskich w stan pełnej gotowości. – Na tym etapie działania zaczepne byłyby przedwczesne – mówi wysoko postawiony generał w strukturach Sojuszu.
– Nie wiemy jeszcze, jakie SysWyb - jak się przedstawia - ma właściwie zamiary.
Te możemy poznać już wkrótce. Jak dowiaduje się ASZdziennik, kolumny wojska zmierzają właśnie do okręgów, które jeszcze nie podliczyły głosów. Prawdopodobnie, żeby wspomóc nieradzące sobie z sytuacją komisje wyborcze. Zaniepokojenie wojskowych budzi za to ostatnia znana decyzja SysWybu.
– Zanim straciliśmy łączność, przechwyciliśmy transmisję koordynatów, które otrzymały eskadry F-16 w Krzesinach i Łasku – dowiadujemy się w MON. – Niestety, pokrywają się z adresem siedziby PKW.
Pomysł: @zlypanmusztarda. To jest ASZdziennik. Wszystkie cytaty i wydarzenia zostały zmyślone.
____________________________________ Videtur et hoc mihi Platforninem non debere esse Poza tym uważam że Platformę należy zniszczyć /Katon starszy/
Ostatnio edytowano 19 lis 2014, 22:03 przez Badman, łącznie edytowano 1 raz
19 lis 2014, 22:01
Re: Kącik Kulturalno-Patriotyczny
Moi rodzice - Marta Kaczyńska. Rodzice byli dla mnie dość liberalni
Cztery lata po katastrofie smoleńskiej Marta Kaczyńska wspólnie z dziennikarką Dorotą Łosiewicz wydaje książkę "Moi rodzice". Opowiada w niej historię życia Lecha i Marii Kaczyńskich widzianą swoimi oczami, ich jedynej córki. Nie jest to łatwa podróż, ale jak sama mówi, potrzebna przede wszystkim ludziom. Pisze o mamie niepoprawnej optymistce, podróżującej w młodości autostopem po świecie, tacie martwiącym się o późne powroty nastoletniej córki, jego pracy w "Solidarności", pisze o ogromnej miłości rodziców i wspomina pierwsze godziny po katastrofie smoleńskiej.
Ta książka to jest Pani podróż do przeszłości. Kosztowna emocjonalnie, ale od dawna planowana. Chciałam pozbierać w jedną całość to, co pamiętam o moich rodzicach, bo z biegiem lat wiele rzeczy się zapomina. Chciałam pokazać, jacy byli naprawdę.
Jacy byli prywatnie? Ale także, jak wyglądała publiczna praca ojca, jakie miał cele, do czego dążył. Podczas prezydentury ojca przedstawiano rodziców w bardzo niekorzystnym świetle. Chcę to zmienić, dlatego też m.in. powstała ta książka.
Jak rodzice się poznali? Przez wspólnych znajomych z Wydziału Prawa Uniwersytetu Gdańskiego. W drugiej połowie lat 70. mama wynajmowała pokój w willi przy ówczesnej ulicy Armii Czerwonej w Sopocie. Kiedy w mieszkaniu zwolnił się inny pokój, znajoma mamy zapytała, czy nie pomogłaby w wynajęciu tego pokoju pewnemu młodemu pracownikowi uczelni, mojemu tacie. Mama zgodziła się.
W książce pisze Pani, że tata nazywał mamę "Babusikiem". Skąd takie przezwisko? Nigdy o to nie pytałam. Rodzice zawsze zwracali się do siebie bardzo czule i było to dla mnie tak oczywiste, że nie zastanawiałam się dlaczego.
A jak tata mówił do Pani? Byłam dla niego też "Maluszkiem", "Małym Babusikiem" albo po prostu Martą.
W dzieciństwie to z mamą spędzała Pani najwięcej czasu, bo tata był często w rozjazdach przez swoją działalność w "Solidarności", a dziadkowie mieszkali w innych miastach. Pisze Pani w książce, że przez wiele lat byłyście nierozłączne. Byłyśmy bardzo blisko. W okresie dzieciństwa nie chodziłam do przedszkola. Mama prawie wszędzie zabierała mnie ze sobą. Ale nie trzymała mnie pod kloszem. Wychowywała mnie tak, bym była dzieckiem samodzielnym. Tata, kiedy wracał do domu, starał się rekompensować czas swojej nieobecności i poświęcić mi jak najwięcej uwagi.
Co wtedy razem robiliście? Kiedy miałam kilka lat, opowiadał mi bajki. Dużo też czytaliśmy, graliśmy przed domem w piłkę, chodziliśmy na spacery z naszym psem. Kiedy byłam starsza, to po prostu w miarę możliwości dużo ze sobą rozmawialiśmy o historii, o tym, ile dni zostało mi do końca roku szkolnego, o tym, jak to było, kiedy tata chodził do szkoły.
Nie tęskniła Pani za nim, kiedy tak wyjeżdżał? Tęskniłam, ale to było dla mnie w tamtym okresie normalne, że tata dużo pracował, że nie ma go w domu. Foto: Archiwum prywatne
Inne dzieci miały przy sobie oboje rodziców. Zdawałam sobie z tego sprawę, ale nigdy nie było mi z tego powodu smutno. Miałam poczucie, że ojciec robi coś ważnego, był od początku moim wielkim autorytetem.
W książce przyznaje Pani, że rodzice byli dość liberalni w stosunku do Pani jako nastolatki. Mama miała duży dystans do siebie, wiele spraw traktowała z poczuciem humoru, była niepoprawną optymistką. Ufała mi, kiedy chciałam wyjść wieczorem z koleżanką, pojechać na obóz za granicę. Zawsze wierzyła w mój zdrowy rozsądek, odpowiedzialność i w to, że nic złego się nie wydarzy. Zdarzyło mi się kilka razy ją zawieść i wrócić o innej porze niż prosiła. Tata był bardziej ostrożny, przejmował się, czy na pewno nic mi się nie stanie, kiedy jako nastolatka planowałam wieczorne spotkanie ze znajomymi.
Fragmenty o Pani okresie dojrzewania stały się w mediach sensacją. Zastanawiałam się, czy o tym pisać. Zdecydowałam się, bo chciałam pokazać, jak w tym wszystkim odnajdywali się moi rodzice.
Paliła Pani papierosy od 12. roku życia. Paliłam to dużo powiedziane, popalałam. Przyłapała mnie sąsiadka i powiedziała mamie. Była zawiedziona, a ja musiałam się tłumaczyć. Od lat już nie palę, nie toleruję papierosów w moim domu. Marta Kaczyńska z tatą Marta Kaczyńska z tatą Foto: Archiwum prywatne
Nosiła też Pani agrafkę w uchu. Mama wtedy zareagowała dość stanowczo. Powiedziała, że albo ją zdejmę, albo nie będziemy jeździć do Sopotu. Mieszkaliśmy wtedy w Warszawie, bo tata był prezesem Najwyższej Izby Kontroli. Weekendy w Sopocie były dla mnie ważne, więc zdjęłam tę agrafkę. Do tej pory żałuję, że przekułam sobie uszy, oczywiście bez wiedzy mamy, bo najpierw przekułam jedno ucho, ale jak mama to zobaczyła, to kazała mi przekuć drugie.
Ale chyba nie zrobiła Pani tego sama, gdzieś w pokoju u koleżanki? O nie, jestem za wrażliwa na takie sposoby, pewnie bym zemdlała. (śmiech)
Wagarowała Pani? Nie. Przy tych moich różnych pomysłach, uczyłam się dobrze, nie opuszczałam zajęć. Być może dlatego rodzice byli dla mnie tak pobłażliwi. Myślę też, że zdawali sobie sprawę z tego, że to jest czas nastoletni, że chcę w ten sposób podkreślić swoją indywidualność. Dziś nie wiem, czy byłabym tak liberalna i pobłażliwa w stosunku do moich córek.
A którą młodzieńczą przygodę najbardziej dziś Pani wspomina? Pamiętam, że kiedyś bez wiedzy rodziców pojechałam z koleżanką w podróż autostopem.
W jakim kierunku? Nazwy miejscowości już nie pamiętam, ale było to gdzieś w okolicy Dobrego Miasta. Chciałyśmy dotrzeć na warsztaty teatralne, koleżanka była bardzo doświadczona w jeżdżeniu autostopem. Kiedy tam przyjechałyśmy, okazało się, że te warsztaty się skończyły. Nie miałyśmy gdzie spać, nie miałyśmy pieniędzy, w pobliżu nie było hotelu.
Co zrobiłyście? Poszłyśmy do miasta i tam poznałyśmy dziewczynę, która nas przenocowała. Pamiętam, że miała ambicje, by zdawać do szkoły policyjnej. Teraz, jak wspominam tę moją wyprawę, to ciarki mi przechodzą po plecach.
Jak rodzice się dowiedzieli? Jak wróciłam, sama opowiedziałam mamie o wszystkim.
Dostała Pani jakąś karę? Nie. Może dlatego że mama też była autostopowiczką. W latach 60. mieszkała jakiś czas we Francji i opowiadała mi, jak pokonała trasę znad Morza Śródziemnego do Paryża właśnie autostopem. Wspominała, jak dzwoniła z budki telefonicznej na stacji benzynowej, gdzie zatrzymała się z osobą, która ją wiozła do koleżanki do Paryża, podawała numery rejestracyjne samochodu, którym się poruszała. Mama była wtedy jednak znacznie starsza ode mnie
To teraz wiadomo, po kim odziedziczyła Pani tę pomysłowość. Może coś w tym jest. Mama miała dość trudne dzieciństwo, bo przez dłuższy czas chorowała na serce, przebywała długo w szpitalu. Po udanej operacji stała się za to bardzo aktywna. Jeździła na nartach, na spływy kajakowe.
Jak trafiła do Sopotu? Spędziła jedne z wakacji w Sopocie i to miasto jej się spodobało. Postanowiła więc, że na studia wyjedzie z Rabki właśnie tam. Mama była bardzo ciekawa świata, dużo w młodości podróżowała. Na studiach, w czasach głębokiej komuny, wymyśliła na przykład, że wyjedzie do Anglii. Zorganizowała sobie szkołę w ramach programu au pair. Potem pojechała do Francji, co zresztą utrudniło jej potem powrót na studia i przez jakiś czas znalazła się poza uczelnią. Była bardzo ambitna, już w liceum uczyła się francuskiego, potem angielskiego, hiszpańskiego, rosyjskiego.
Zdecydowała się jednak, że karierę zawodową zamieni na karierę w zaciszu domowym. Rodzina była dla niej bardzo ważna, ja byłam dla niej ważna. Mama wiedziała, że przy takim trybie pracy ojca ona musi zadbać o dom. Do końca była bardzo troskliwa, martwiła się o mnie, o tatę.
W 2006 r. media żartowały z tej troskliwości, kiedy przyłapały mamę wchodzącą z reklamówką do prezydenckiego samolotu, w której miały być ulubione kanapki taty. Dziennikarze sami stworzyli historię. Prawda była taka, że tata był wtedy tuż po infekcji i mama w drodze na lotnisko kupiła mu sweter, aby nie zmarzł w samolocie.
Pani mama podeszła do sprawy z humorem. Wszystko obróciła w żart i wysłała Szymonowi Majewskiemu, który żartował z tego w swoim show, kanapki z jajkiem, pisząc: "Teraz wie Pan, co jest w środku, proszę nie nakruszyć". Nie wiem, czy na jej miejscu zrobiłabym tak samo.
Aleksandra Jarosz, Dziennikarka Onetu
Komentarz:
~Wojs : Czytając te krótkie wypowiedzi córki ś.p. Prezydenta, pamiętając wspomnienia znajomych Lecha i Marii Kaczyńskich po Smoleńsku, a przede wszystkim obserwując Jego prezydenturę widzimy, gdzie żyjemy! W jakim bagnie! Ilu z nas przyłożyło do tego rękę?! Robi to nadal? Za komuny byliśmy MY i ONI. Takiej manipulacji i jej skutków w postaci polaryzacji społeczeństwa się nie odczuwało. Tak, to Tuskowi i rządom PO trzeba oddać - zrobili więcej zła dla Polski niż komuchy. Robią to dalej. Pomożecie (im)? Pomożecie, pomożecie...
Europoseł w koszulce z symbolem Polski Walczącej. Porównajcie Go z naszymi euroPOsłami np. Piterą, Wałęsą czy inną Zarazą, którzy działają na szkodę Polski. Vide: Polska zdradzona przez europosłów PO. Pitera i Wałęsa zadali śmiertelny cios Via Carpathia http://wpolityce.pl/polityka/224681-pol ... thia-wideo
____________________________________ Videtur et hoc mihi Platforninem non debere esse Poza tym uważam że Platformę należy zniszczyć /Katon starszy/
14 gru 2014, 13:45
Re: Kącik Kulturalno-Patriotyczny
„Żeby cała Europa zobaczyła naszą determinację w walce o niepodległą, suwerenną Rzeczpospolitą!” RELACJA NA ŻYWO z Marszu 13/12
Na marszu zebrało się między 60, a 80 tys. osób. 13 grudnia - w 33. rocznicę wprowadzenia w Polsce stanu wojennego PiS zorganizował Marsz w Obronie Demokracji i Wolności Mediów.
16.30. Jarosław Kaczyński na zakończenie marszu:
Te wybory zostały sfałszowane! Przeciwko tym, którzy o tym mówią jest kampania medialna: w stylu Urbana i z udziałem Urbana!
PRZECZYTAJ CAŁE PRZEMÓWIENIE!
15.30.
Stan bezkarności rozzuchwalił ludzi, którzy próbują demokrację oraz interesy społeczne wykorzystać do celów własnych. Polityka nie jest rzeczą brudną, polityka jest troską o wspólne dobro i działaniem na rzecz wspólnego dobra. My wrzucając kartkę wyborczą bierzemy na siebie odpowiedzialność za to, co zrobią ci, których nazwisko podkreśliliśmy. koniec wyborów nie zwalnia wyborców z odpowiedzialności za to, co robią wybrani prze nich ludzie. Tylko wyborcy, tylko społeczeństwo jest w stanie zapewnić, że polityka przestanie być rzeczą brudną. Mam nadzieję, że w przyszłym wyborach będziemy potrafili podtrzymać uczciwość i pilnować jak zachowują się wybrani przez nas ludzie
— powiedział za pośrednictwem mediów Andrzej Gwiazda, który z powodu złego stanu zdrowia nie mógł osobiście zjawić się na marszu.
15.20. Pod pomnikiem Józefa Piłsudskiego kwiaty złożył Jarosław Kaczyński wraz z politykami PiS m. in. Ryszardem Czarneckim, a tłum manifestantów odśpiewał pieśń: „My, pierwsza brygada!” Odczytano też odezwę Jana Olszewskiego:
Zasada wolnych wyborów utrwaliła się w naszym życiu państwowym. (…) Dlatego tak wielkim wstrząsem był przebieg ostatnich wyborów samorządowych. Fakt, że głos co czwartego wyborcy jest nieważny stał się tragicznym symptomem tragicznego stanu naszego państwa, o którym minister mówił „że istnieje tylko teoretycznie”
— napisał Jan Olszewski.
15.03. Marsz przechodzi obok Kancelarii Premiera:
Tu jest Polska!
Nie ma wolności, bez uczciwości!
Kopacz, prawdy nie zakopiesz!
Fałszerze!
14.58.
Trzeba przywrócić wolne wybory, bo dzięki nim wybieramy przedstawicieli narodu. Nie dopuścimy do fałszowania wyborów, przywrócimy wolne wybory
— mówił Macierewicz.
14.52.
Nie ma zgody, żeby Ewa Kopacz do spółki z Urbanem i Kiszczakiem uczyła polskich patriotów jak korzystać z demokratycznego państwa prawa
— mówił Brudziński.
14.50. Pod pomnikiem Romana Dmowskiego kwiaty złożyli Antoni Macierewicz, Marek Jurek i prof. Jan Żaryn.
14.47. Pod tablicą ku czci pomordowanych przez bezpiekę kwiaty złożtli: Beata Szydło, Andrzej Duda, Wojciech Jasiński oraz Jolanta Szczypińska.
14.40. Na marszu jest między 60, a 80 tys. osób!
Kiedyś do Nowaka poszedł senator Platformy i zapytał: dlaczego zamykają stocznie w Szczecinie, w Gdańsku? Ten senator - Krzysztof Zaremba, dziś w PiS!
— krzyczy prowadzący marsz!
Głos zabrali także stoczniowcy, którzy zadeklarowali, że nigdy się nie poddadzą i skandowali „Solidarność!”, „Bóg, Honor, Ojczyzna!”
Ta władza, jak diabeł święconej wody boi się prawdy!
— słychać.
14.30.
Politycy złożyli kwiaty pod pomnikami Stefana „Grota” Roweckiego i Ignacego Jana Paderewskiego. Marsz prowadzi Joachim Brudziński, którzy podczas przemarszu Alejami Ujazdowskimi przypomniał o tysiącach złotych wydawanych przez polityków Platformy na kolacje w restauracjach „Sowa i przyjaciele” oraz „Amber Room” - które znajdują się niedaleko pochodu.
Hasła:
Radek z Chobielina niech o swoich delegacjach nie zapomina.
Wynik PSL lepszy niż w PRL. Tu jest Polska.
Ubrana z Kiszczakiem potraktujmy kopniakiem!
14.21. „Nie - fałszerzom!” - skanduje tłum.
W tłumie widać m. im. Jacka Kurskiego.
14.16. Z głośników leci „Dla Emigracji” rapera Tadka.
Pochód przeszedł już obok pomnika Ronalda Reagana, gdzie kwiaty złożyły m. in. Anna Fotyga i Małgorzata Gosiewska.
13.58. Marsz już ruszył, na trasie śpiewane są patriotyczne pieśni. W tłumie jedzie dwupiętrowy samochód z dziennikarzami, w kierunku niego uczestnicy wykrzykują: „wolne media!”; „Pozdrowienia dla towarzysza Dukaczewskiego!”
Głos zabrał prezes PiS:
Razem uczciliśmy pamięć poległych, dziękuję! (…) Uczciliśmy pamięć, wymieniliśmy nazwiska tych znanych i nieznanych - to bardzo ważne, żeby wspominać wszystkich, którzy oddali życie za Ojczyznę. Ale musimy także pamiętać o innych o - o tych, którzy zginęli w nierównej walce ‘45-‘56. Ostatni z nich poległ w 1963. (…) Musimy pamiętać o tych którzy zginęli w 1976. (…) Pamięć jest częścią naszej tożsamości, siły - a tą siłę trzeba budować, by Polska mogła być demokratyczna, by mogła być na miarę naszych możliwości, szans, oczekiwań. I ta druga część marszu, to będzie marsz obywatelski. To będzie marsz w obronie demokracji, mediów, dziennikarzy, ale przede wszystkim w obronie naszych praw - praw obywateli. Ten marsz teraz zaczynamy! I to jest ten drugi, ważny sens naszego spotkania. Wiem, że ci, którzy tutaj przyjeżdżali mieli dużo problemów, nieobiektywnych, stworzonych przez władzę. Chciałem im wszystkich teraz podziękować!
— powiedział prezes PiS rozpoczynając marsz. Następnie wraz z politykami PiS złożył kwiaty pod pomnikiem Wincentego Witosa.
13.30. Jerzy Zelnik odczytuje deklarację ideową Marszu.
Nie chcemy by polskie państwo oszukiwało swoich obywateli. Jesteśmy dumnymi obywatelami. Jesteśmy wolnymi Polakami. Wierzymy w Rzeczpospolitą i Demokrację. Mamy prawo do godności i prawo do protestu. Publicznego wyrażania protestu przeciwko niszczeniu polskiej demokracji
— przeczytaj CAŁĄ deklarację!
13.15. Apel pamięci. Organizatorzy czytają nazwiska poległych w czasie stanu wojennego, po każdym nazwisku mówiąc:
Zginął za wolną Polskę!
Potem zebrani uczcili poległych minutą ciszy i odmówili modlitwę.
Katarzyna Łaniewska wyrecytowała poezję stanu wojennego.
13.12. Na czole Marszu widać już Jarosława Kaczyńskiego, a także członków komitetu honorowego: Jerzego Zelnika, Katarzynę Łaniewską. Są także obecni czołowi politycy prawicy: Lipiński, Ziobro, Karski, Gowin.
Uczestnicy odśpiewali hymn Polski.
13.00 Poseł Brudziński apeluje do uczestników o stosowanie się do decyzji wszelkich służb porządkowych: policji, BOR-u, straży miejskiej. Dziękuje przybyłym na manifestację górnikom i stoczniowcom.
Straszyli cały dzień. Ale ten marsz będzie pokojowy. (…) Nie życzymy sobie na naszym marszu żadnych prowokacyjnych transparentów, osób z zakrytymi twarzami! Życzymy sobie, żeby cała Polska i Europa zobaczyła naszą determinację w walce o niepodległą, suwerenną, wolną, Najjaśniejszą Rzeczpospolitą
12.50. Wśród organizatorów - służb porządkowych marszu, widać działaczy i polityków Prawa i Sprawiedliwości. Na zdjęciu radny Maciej Wąsik.
12.45. W tłumie powiewają flagi Solidarności i związków zawodowych. Widać także tabliczki z nazwami miast z całej Polski. Słychać okrzyki „Żeby Polska była Polską!”
12.30 Tworzy się czoło marszu, na Placu Trzech Krzyży zbiera się sporo ludzi. Zebrani trzymają biało-czerwone róże, śpiewają „Rotę” i Pieśń Konfederatów Barskich. Wśród uczestników słychać też współczesne rytmy, np. piosenki Tadka Polkowskiego
Marsz ruszy sprzed pomnika Wincentego Witosa, a uczestnicy zatrzymają się na trasie przy pomnikach: Ronalda Reagana, gen. Stefana Grota Roweckiego, Jana Paderewskiego i Romana Dmowskiego. Marsz zakończy się przy pomniku Piłsudskiego przy Belwederze.
Organizatorzy zapowiadają, że marsz potrwa dwie godziny.
Prezes PiS Jarosław Kaczyński podkreśla, tegoroczny marsz ma szczególny kontekst. Podkreślił, że dotychczasowe marsze miały przypominać idee łączące się z Solidarnością, „przesłanie Solidarności trwa i będzie podnoszone w kolejnych latach”, jednak w tym roku
będzie to sprzeciw wobec zabiegów, które łącznie były sfałszowaniem wyborów, czyli odejściem od demokracji. Kartka wyborcza, istota systemu demokratycznego, jest nam wyrywana z ręki, nie możemy do tego dopuścić.
Symbolem Marszu są biało-czerwone róże. Na spocie zachęcającym do uczestnictwa organizatorzy apelują o wzięcie ze sobą biało-czerwonych flag lub róż.
* * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * Jarosław Kaczyński: „Te wybory zostały sfałszowane! Przeciwko tym, którzy o tym mówią jest kampania medialna: w stylu Urbana i z udziałem Urbana!”
Po tym jak marsz doszedł do pomnika Józefa Piłsudskiego przed Belwederem głos zabrał prezes PiS Jarosław Kaczyński.
Marsz marsz jest pochodem zwycięstwa, bo wygraliśmy te wybory. I nie chodzi o to ile to było procent, ale chodzi o to, że młode pokolenie pokazało, że chce w Polsce zmian! W Polsce odradza się poczucie obywatelskości, duch obywatelski, który był zawsze gotowością do działania! Ten pochód jest pochodem obywatelskim tych, którzy chcą w Polsce dobrej zmiany, którzy chcą zwycięstwa w walce z panoszącym się złem i tych, którzy chcą obronić podstawowe prawo obywateli – do wyłaniania władzy w drodze wyborów, do oceniania władzy i do tego, żeby władzę odwołać! To prawo daje nam kartka wyborcza! I właśnie tę kartkę wyborczą chcą nam dzisiaj wyrwać. Można postawić pytanie: dlaczego teraz? Bo rysuje się – a piszą nawet o tym badacze bardzo nam niechętni – perspektywa zwycięstwa – waszego zwycięstwa! Zwycięstwa tych wszystkich, którzy chcą w Polsce władzy uczciwej i sprawiedliwej! Władzy, która szanuje Polską rację stanu, godność Polaków – tu w Polsce i na świecie. Tych wszystkich, którzy mają już dosyć arogancji, bezczelności, bezrobocia, ukrywania afer korupcyjnych, deptania praw obywatelskich. Którzy maja dosyć rozszerzającego się w Polsce archipelagu małych, gminnych, miejskich, dyktatur! Gdzie ludzie się boją między sobą mówić prawdę nawet o tym, o czym wszyscy wiedzą! Te wybory zostały sfałszowane! Fałszerstwem jest sytuacja, w której władza wie, że rozwiązania prawne dotyczące wyborów są głęboko ułomne, że były już podejrzane wydarzenia i odrzuca propozycję zmian. A tak w tym wypadku było! Fałszerstwem jest, gdy władza rozpoczyna – gdy okazuje się, że wybory kończą się katastrofą, że ich wynik jest nieznany, rozpoczyna kampanię ukrywania tego faktu! Wpływa na sądu, terroryzuje sądy! I to z udziałem prezydenta RP i z udziałem prezesów najważniejszych sądów. I wreszcie rozpoczyna kampanię medialną przeciwko tym, którzy mówią, że doszło do fałszerstwa! Kampanię w stylu Urbana i z udziałem Urbana! Kampanię, która przyniesie hańbę! Ale ta kampania obejmowała także liczne działania, zmierzające do tego, żeby ten marsz się nie odbył. Kampania grubiańskiego, wulgarnego obrażania i różnego rodzaju bezprawne przedsięwzięcia administracyjne! Próbowano ten marsz zahamować! Nie udało się, nie dali rady i nie dadzą rady! Będziemy organizować kolejne marszy, będziemy zbierać podpisy pod projektem ustawy „uczciwe wybory”, będziemy pilnować wyborów prezydenckich i parlamentarnych. A także wyborów samorządowych, bo jestem przekonany, że przyjdzie dzień, w którym zostaną powtórzone! Ale pamiętajmy, ten marsz jest także w obronie wolności słowa, w obronie dziennikarzy. Bez wolności słowa, bez swobód, nie może funkcjonować demokracja, nie mogą być chronione nasze prawa. A podniesiono rękę na prawa dziennikarzy, na wolność słowa. I kłamią, bezczelnie kłamią ci, którzy mówią, że to przypadek. (…) Na szczęście w Polsce są jeszcze uczciwi sędziowie! Ale trzeba jeszcze raz zapytać – o co tutaj chodziło? Oczywiście o to, by obywatele nie mogli dowiedzieć się prawdy o protestach przeciwko sfałszowaniu wyborów, by ta cała sprawa została zapomniana. To się nie uda! Ten dzisiejszy dzień, to nasze zwycięstwo – bo ten dzień jest zwycięstwem – pokazuje, że się nie uda! Tak – zwyciężymy! I przyjdzie ta Polska, której chcemy, o której marzymy – Polska wolnych i równych Polaków! Polska, która będzie oazą wolności w Europie! (…) My Polacy mamy ogromne możliwości, potencjał i musimy go wykorzystać. Możemy być wolni i bardzo szybko się rozwijać. Możemy szybko uzyskać pozycję tych, którzy są od nas bogatsi i silniejsi! Musimy tylko zrzucić z pleców naszego narodu worek kamieni, którym jest obecna władza. I potrafimy to uczynić. Musimy tylko przypomnieć sobie słowa legionowej pieśni: „ Chcieć, to móc”, a jeszcze bardziej musimy przypomnieć sobie słowa największego z Polaków, św. Jana Pawła II: „Nie lękajcie się!” On kierował te słowa do wszystkich grup i stanów. I ośmielę się powtórzyć za tym największym: nie lękajmy się, a zwyciężymy.
Rządowi PO-PSL nie udało się przeforsować zmian w konstytucji, które mogłyby zaszkodzić Lasom Państwowym. Wygrana bitwa, nie wojna
Próbowano, ale nie pomogło nawet głosowanie ciemną nocą. Cztery kluby, bo także SLD i Twój Ruch – cała postkomunistyczna koalicja zebrała się w tym dziele. Ale dzięki posłom Prawa i Sprawiedliwości udało się odrzucić projekt – do większości zabrakło kilku głosów.
Nie oznacza to jednak, że Lasy Państwowe są bezpieczne, że należy przestać patrzeć władzy na ręce.. Jest dokładnie odwrotnie. Z pewnością w najbliższych latach będziemy musieli wielokrotnie przeciwstawiać się zakusom rządzących. Z jednego prostego powodu. Polska, która żyje głównie z kredytów, zastawiła lub sprzedała już niemal wszystko, czym dysponowała. Większość samorządów ma kolosalne długi i ledwo zipie. No, ale rządzący nie mogą sobie pozwolić na to, by nie inwestować. W gorączkowym poszukiwaniu kolejnej rzeczy, którą mogliby zastawić lub sprzedać, muszą w końcu trafić na Lasy Państwowe, stanowiące 25 proc. terytorium Polski. Nie są istotne bezpieczeństwo, zdanie obywateli. Nieważne logika i zdrowy rozsądek. Biznes musi się kręcić.
Autor: Jacek Liziniewicz Źródło: Gazeta Polska Codziennie
gość z trójmiasta | 19.12.2014 [13:59] Następne wybory tak sfałszują ze będą mieli większość konstytucyjną i zrobią wszystko co będą chcieli.
kaja | 19.12.2014 [18:22] Jeśli to nie jest demokracja, tylko reżim w "białych rękawiczkach", o czym przekonujemy codziennie od kilku lat, to nie czekajmy na wybory niby demokratyczne. Zróbmy w odpowiednim momencie przewrót!! Chamstwa inaczej nie pokonamy!!
Gość_01 | 19.12.2014 [15:54] Żadnych następnych "wyborów" nie będzie bo to farsa. Natomiast będą solidne kopniaki i odrąbanie świń od koryt do których my wrzucamy nasze podatki. To jest koniec tej przestępczej organizacji, Polacy chcą jeszcze spędzić jako tako spokojnie święta, a resztą zajmiemy się po Nowym Roku. Z całą pewnością NIE POZWOLIMY sprzedać NASZYCH lasów, gór i nizin, niezależna mocno zaniżyła, nie 20%, a 45% stanowią nasze lasy. I wara ubeckim i wsiowym złodziejom od naszej Polskiej własności! To jest własność całego Narodu Polskiego, naszych dzieci i wnuków. Ostatnie srebro narodowe, które nam zostało i won przestępcy od lasów
rencista | 19.12.2014 [15:13] Szanowny Panie Jacku, ... ... wielkie brawa dla Prawych i Sprawiedliwych Polaków! Jednakowoż Platforma na niby Obywatelska - wraz ze swoimi oficjalnymi jak też i nieoficjalnymi koalicjantami, na tym nocnym (by nie powiedzieć medialnie tajnym) posiedzeniu Sejmu, chciała w sposób prymitywnie zawoalowany dopełnić aktu końcowego swoich antypolskich rządów, czyli całkowitego już rozgrabienia majątku naszego państwa w postaci prywatyzacji lasów państwowych! ... No, a skok na kasę miał się dokonać przy pomocy zmiany Konstytucji RP, a w szczególności manipulacji art. 74a, który miał brzmieć: „Art. 74a. 1. Lasy stanowiące własność Skarbu Państwa są dobrem wspólnym i podlegają szczególnej ochronie. 2. Lasy stanowiące własność Skarbu Państwa nie podlegają przekształceniom własnościowym, z wyjątkiem przypadków określonych w ustawie. 3. Lasy stanowiące własność Skarbu Państwa są udostępniane dla ludności na równych zasadach. Zasady udostępniania i gospodarowania lasami określa ustawa". ... No cóż, kolejna tzw. nocna zmiana w postaci owej grabieżczej ustawy in spe nie powiodła się i to pomimo, że ci dla których polskość to już nienormalność, zmobilizowali przecież wszystkich sejmowych cwaniaków od okrągłego koryta!
Wczoraj w nocy w Sejmie Rzeczypospolitej Polskiej doszło do gorszącego widowiska. Chodzi nie tylko o sposób, w jaki pod osłoną nocy przy okazji zmiany ustawy o Lasach Państwowych koalicja rządowa cichaczem chciała zmienić Konstytucję RP. Mam na myśli głównie chamskie odzywki posłów Ruchu Palikota w kierunku prof. Krystyny Pawłowicz i prezesa PiS‑u Jarosława Kaczyńskiego.
To, że prof. Pawłowicz w Sejmie jadła kolację, to oczywiście nie jest szczyt savoir-vivre’u, ale z drugiej strony nocna sesja sejmowa po części ją usprawiedliwia. Natomiast pohukiwania na nią posłów partii, która słynie właściwie tylko z jednego – potoku chamstwa i łajdactwa, który stale przepływa przez brukane przez nią ławy sejmowe – są wyłącznie potworną hipokryzją. Ale z pewnością znaczenie tego słowa posłom spod znaku świńskiego ryja i zblatowanemu z nimi przy okazji werbalnej napaści na poseł Pawłowicz marszałkowi Sejmu Radosławowi Sikorskiemu nie jest znane. Słowo na pewno znają, ale zrozumienie jego znaczenia jest dla nich raczej zbyt trudne.
____________________________________ "Demokracja to cztery wilki i owca głosujące o obiedzie" R.A.Heinlein
Ostatnio edytowano 19 gru 2014, 21:59 przez kominiarz, łącznie edytowano 4 razy
19 gru 2014, 21:50
Re: Kącik Kulturalno-Patriotyczny
Nie idę na „Idę”…
Niemcom ręce same składały się do braw. Nareszcie upragniony film, gdzie jest holocaust, a Niemców nie ma!
Przewodniczący Parlamentu Europejskiego Martin Schulz z wielka radością wręczał w Strasburgu kolejne laury dla „Idy”. Jaki piękny film! I jaki europejski! Ręce same składały się do oklasków, a najbardziej europosłom niemieckim.
Wcale się nie dziwię radości Martina Schulza i innych niemieckich posłów, bo „Ida” naprawdę mogła im się spodobać. To bodaj pierwszy tej miary i klasy film, gdzie jest holocaust, ale Niemców nie ma! Żydów zabija już nie SS, czy inny rycerski Wehrmacht, zabija ich zły, podły, prymitywny, brudny, pazerny na majątek, durnowaty polski chłop.
Jakiż to musu być miód na zbolałe niemieckie dusze, która rwą się do przywództwa w Europie, ale jak tu przewodzić, niosąc na plecach balast tych cholernych win narodu, który rozpętał dwie wojny światowe, przy czym zwłaszcza w drugiej ubrał sobie ręce we krwi, aż po łopatki? Tymczasem po obejrzeniu „Idy”, będzie można spokojnie już powiedzieć – sorry, entschuldigen, to nie my, to Polacy…
Mój niezapomniany polonista z Licem Ogólnokształcącego w Rawie, śp. profesor Stanisław Ziółkowski (ojciec wybitnego astronoma profesora Janusza Ziółkowskiego) zadawał nam często krótkie rozprawki, takie góra na stronę (dziś byśmy powiedzieli na 3 tysiące znaków) na temat jakiegoś utworu literackiego, z powtarzającym się tytułem – artyzm i ideologia na tle epoki.
Na przykład: Wiersz „Do młodych” Asnyka – artyzm i ideologia na tle epoki… O „Idzie” można by napisać – artyzm jak artyzm, ale ta ideologia… Dlatego nie idę na „Idę”…
A ja już zamierzałem wybrać się na ten film w okresie świątecznym...
____________________________________ Nie jesteś tym, kim myślisz, że jesteś - lecz tym, kim się stajesz, gdy myślisz kim jesteś.
23 gru 2014, 22:33
Re: Kącik Kulturalno-Patriotyczny
Bezgłowa ministra katechetka i entomolog od much-plujek osobami odpowiedzialnym za bezpieczeństwo państwa polskiego.
Są lapsusy, które w ustach ludzi władzy, znaczą więcej niż zwykła pomyłka. Gdy zdarzają się osobom odpowiedzialnym za bezpieczeństwo państwa, podważając ich kompetencje, napawając grozą. Ignorancja osób odpowiedzialnych za polskie bezpieczeństwo musi napawać niepokojem, szczególnie, gdy w kraju sąsiadującym z nami trwa wojna.
Fakt, że w tym właśnie czasie ważnymi dla polskiego bezpieczeństwa urzędnikami jest Teresa „Da Radę” Piotrowska, a także Stefan (Szczaw - mój dopisek) Niesiołowski, wskazuje na skalę kryzysu III RP.
…ponad 80 milionów złotych i w ramach tej kwoty zbudowane zostaną środki ochrony granic, a także zakupiony zostanie nowy sprzęt, w postaci samolotów bezgłowych… - mówiła minister Piotrowska w czasie posiedzenia jednej z komisji.
I ten właśnie lapsus wskazuje po raz kolejny, że minister Piotrowska zajmuje się sprawami, o których nie ma żadnego pojęcia. Piotrowska publicznie przyznawała już, że na służbach specjalnych się nie zna, w MSW nakazała siebie traktować jak mamę. W kolejnych wypowiedziach dotyczących działań policji brzmi z kolei, jakby prowadziła pogawędki przy kawie. Obecnie czytając z kartki pokazuje, że znów działa niczym we mgle. Jej słowa o kupowaniu przez Polskę samolotów bezgłowych zwyczajnie wskazują, że szefową MSW jest osoba, która nie ma pojęcia o czym mówi.
Jednak niestety nie jest to sygnał jednostkowy. Z podobną przypadłością mieliśmy do czynienia w przypadku innego ważnego dla polskiego bezpieczeństwa człowieka. Choć Stefan Niesiołowski emocji nie jest w stanie pohamować w żadnej sytuacji, a nienawiść do przeciwników politycznych jest dla niego najważniejsza, do dziś kieruje komisją obrony narodowej. Nie dość, że psychologicznie nie jest on w stanie choćby poszukiwać konsensusu wokół najważniejszej dla Polski sprawy, czyli polskiej obronności, to w dodatku również okazuje się ignorantem.
W jednym z programów publicystycznych tłumaczył, że Polska dobrze zrobiła, że kupiła „od Niemiec czołgi Leonardy”.
Leonardy to są czołgi ćwiczeniowe, to nie są czołgi do… To są miejsca pracy w Polsce. Można sformułować taką tezę i ona jest formułowana, że armia jest jakimś obciążeniem… To jest myślenie mniej więcej takie, że nikt na nas nie napadnie do końca świata. (…) Dziś nic nam nie grozi, ale armia jest na bardzo długo i jeśli się to zaniedba, jeśli się to zostawi to w razie potrzeby jest problem - tłumaczył Niesiołowski.
Jak widać Niesiołowski w emocjach zaczyna bajać i mówić o rzeczach, które nie istnieją. Polska kupiła czołgi Leopardy, a nie Leonardy, bowiem takie zwyczajnie nie istnieją! Podobnie zresztą, jak bezgłowe samoloty…
To jednak ludziom obecnej władzy w niczym nie przeszkadza.
Zgroza! Polacy śpijcie spokojnie. Katechetka i entomolog zadbają o bezpieczeństwo… Minister Teresa „Da Radę” Piotrowska będzie Polski bronić przy pomocy bezgłowych samolotów, Stefan Niesiołowski pojedzie Leonardami.
Kwintesencją polityki kadrowej tej władzy są kompetencje ludzi, od których zależy bezpieczeństwo Polski i Polaków.
Zdjęcie Stanisław Żaryn Autor: Stanisław Żaryn Politolog, dziennikarz i publicysta. Autor wywiadów w miesięczniku "wSieci Historii". Na co dzień pisze dla portalu Stefczyk.info i wPolityce.pl, współpracuje z "Tygodnikiem Solidarność", "wSieci", "wSieci Historii". KONTAKT: zaryn.blogi@gmail.com
Niemcom ręce same składały się do braw. Nareszcie upragniony film, gdzie jest holocaust, a Niemców nie ma!
Żydów zabija już nie SS, czy inny rycerski Wehrmacht, zabija ich zły, podły, prymitywny, brudny, pazerny na majątek, durnowaty polski chłop.
Jakiż to musu być miód na zbolałe niemieckie dusze, która rwą się do przywództwa w Europie, ale jak tu przewodzić, niosąc na plecach balast tych cholernych win narodu, który rozpętał dwie wojny światowe, przy czym zwłaszcza w drugiej ubrał sobie ręce we krwi, aż po łopatki? Tymczasem po obejrzeniu „Idy”, będzie można spokojnie już powiedzieć – sorry, entschuldigen, to nie my, to Polacy… Janusz Wojciechowski, europoseł http://januszwojciechowski.blog.onet.pl ... e-do-braw/
A ja już zamierzałem wybrać się na ten film w okresie świątecznym...
Filmowa "Ida" to „fajna pani. Otwarta i ciepła."
Była jedną z ostatnich zbrodniarek okresu stalinowskiego, które można było jeszcze próbować osądzić w wolnej Polsce. Prokurator Helena Wolińska nie zamierzała jednak wracać do kraju. Jako tarczy przed ekstradycją używała swojego żydowskiego pochodzenia "To był dla mnie szok, kiedy się dowiedziałem – wiele lat później – że Polska żąda jej ekstradycji. Myślę, że Helena była bestią polityczną, rzeczywiście wierzyła w marksizm i leninizm. Do czego człowiek jest zdolny w jednym życiu?” – zastanawiał się kilka dni temu reżyser Paweł Pawlikowski.
Postać Wandy z jego najnowszego filmu „Ida” przypomina właśnie o Helenie Wolińskiej, bo i jest inspirowana m.in. jej biografią. Reżyser poznał Wolińską w Anglii na początku lat 80. za pośrednictwem jej męża, profesora Włodzimierza Brusa, który wtedy wykładał ekonomię w Oksfordzie. Nie było przypadku w tym, że Pawlikowski spotkał Wolińską akurat w Anglii. O jakich ciemnych kartach z jej przeszłości wówczas nie wiedział?
Podpis, który sankcjonował bezprawie Listopad 1950 r. Z budynku łódzkiej komendy uzupełnień wychodzi gen. August Emil Fieldorf-Nil. Dowódca Kedywu AK, bohater antyhitlerowskiego podziemia, wrócił do kraju trzy lata wcześniej pod fałszywym nazwiskiem. Jest schorowany, w przeciwieństwie do wielu swoich dawnych podwładnych rezygnuje z walki z komunistami, którzy zawładnęli powojenną Polską. Liczy na to, że jeśli się ujawni, zostawią go w spokoju. Bezpieka zatrzymuje go na ulicy i wiezie do Warszawy. Rozpoczyna się półroczne śledztwo, typowe dla stalinowskiego sądownictwa: kilkunastogodzinne przesłuchania, tortury, próby wymuszania zeznań, od czasu do czasu śledczy robią się grzeczniejsi i proponują współpracę.
Co istotne: przy zatrzymaniu nikt nie postawił Fieldorfowi żadnych zarzutów, bo ich nie było. Najpierw go przesłuchiwano, a dopiero potem śledczy Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego zwrócili się do Naczelnego Prokuratora Wojskowego z wnioskiem o tymczasowe aresztowanie. Nila trzymano w areszcie półtora tygodnia całkowicie bezprawnie – i dopiero wówczas ten stan został zatwierdzony przez prokuraturę. Podejrzenie przestępstwa: „usiłowanie zmiany przemocą ustroju Państwa Polskiego”. Kara przewidziana kodeksem: od pięciu lat więzienia do kary śmierci. Pod postanowieniem podpisuje się właśnie Wolińska. Ten sam chwyt zostanie zastosowany po raz drugi. Wolińska – już po tym, jak upłynie okres pierwszego aresztowania! – przedłuży bezprawne uwięzienie Nila. „Sprawa w śledztwie” czyli pokaz wszechwładzy
Sprawa jest wyreżyserowana od początku do końca. Sam proces Fieldorfa potrwa ledwie osiem godzin. Ostatnim aktem tragedii będzie jego egzekucja w mokotowskim więzieniu i bezimienny pochówek w nieznanym do dziś miejscu. Wolińska staje się współodpowiedzialna za jedną z najstraszliwszych zbrodni sądowych PRL. Fieldorf nie był jedyny. „Mała, krępa Żydówka. Zawsze przyjmowała w mundurze, który jej pękał. Siedziała na krześle, nigdy nie wstawała. Chodziłam do niej przez dwa i pół roku, co dwa tygodnie. Zawsze, jak automat, powtarzała te same słowa – sprawa w śledztwie” – relacjonowała Hanna Mickiewicz, żona dawnego szefa wywiadu przemysłowego AK. Bezpieka zatrzymała go w 1950 r. i wypuszczono go po ciężkim śledztwie ze zrujnowanym zdrowiem.
W 1953 r. aresztowano Juliusza Sobolewskiego, dowódcę akowskiego batalionu Odwet. Jego żona spędzała całe dnie pod bramami więzienia oraz gabinetami sędziów i prokuratorów. Ona też słyszała jak refren słowa: „śledztwo w toku”. Sobolewskiego skazano na śmierć jako szpiega i wtedy Krystyna Sobolewska poszła do Wolińskiej błagać o litość. „Nie wzruszyły jej moje słowa, nawet nie raczyła na mnie spojrzeć. Wyrzuciła mnie z gabinetu, twierdząc, że jest to najgorszy dzień w jej życiu, bo umarł Stalin” – opisywała Sobolewska. Jej mężowi zamieniono w końcu karę śmierci na więzienie (Wolińska nie miała w tym udziału, o czym niżej), ale więzienne „prześwietlenia płuc” spowodowały u niego ostrą białaczkę. Umarł niedługo po wyjściu na wolność. W latach swoich „rządów” w NPW Wolińska zdecydowała o wsadzeniu za kraty ponad 20 osób. Podpisała się pod nakazami aresztowania m.in. biskupa Czesława Kaczmarka i Zenona Kliszki (był prawą ręką Gomułki), a także Władysława Bartoszewskiego. Wyzwała mnie od ch…
Ten ostatni zażądał w więzieniu, by przedstawiono mu nakaz aresztowania. Dostał kilka formularzy. Były puste, ale znajdował się na nich podpis Wolińskiej. To był pokaz wszechwładzy – na takiej podstawie każdego człowieka władza ludowa mogła trzymać za kratami do woli. A jednocześnie był to jasny dowód, że Wolińska odgrywała rolę posłusznego narzędzia bezpieki.
O jej wulgarnym usposobieniu krążyły legendy. Jeden ze stalinowskich sędziów, który zwolnił z więzienia aresztowanych wcześniej przez Wolińską świadków Jehowy, relacjonował jej późniejszy telefon: „Dzwoniła do mnie «warszawska Dolores» [przydomek Wolińskiej – przyp. MZ] (…) i pytała, na jakiej podstawie zwolniliście jehowców. Odpowiedziałem, że na podstawie decyzji sądu. Wówczas powiedziała: «Nie bądźcie tacy mądrzy» i wyzwała mnie od ch…”.
Pułkownik AK Wojciech Borzobohaty skończył już odsiadywać swój wyrok za „usiłowanie zmiany przemocą ustroju państwa”. Ciągle trzymano go jednak za kratami, a Wolińska zawnioskowała o kolejne tymczasowe aresztowanie – w oparciu o ten sam zarzut, na podstawie którego sąd wcześniej Borzobohatego skazał. Pomijając sfingowany proces i orzeczenie, niewinny człowiek spędził w ten sposób w więzieniu dodatkowe dwa lata!
Haniebna kariera prokurator Wolińskiej w aparacie komunistycznego terroru skończyła się wraz z gomułkowską odwilżą roku 1956. Reżim złagodniał: doszło do masowych amnestii, więźniów politycznych rehabilitowano, powołano też tzw. komisję Mazura (od nazwiska ówczesnego wiceministra sprawiedliwości), która miała się zająć przypadkami łamania „socjalistycznej praworządności” przez organy sądowe i bezpiekę w pierwszym okresie PRL. Wolińska była jedną z osób, które w raporcie komisji Mazura wymieniono z imienia i nazwiska, jako że do jej obowiązków w prokuraturze wojskowej należało „prowadzenie i nadzorowanie śledztwa w sprawach szczególnych”. Wytknięto jej m.in. wielokrotne bezzasadne stosowanie aresztu tymczasowego bez zapoznania się z aktami sprawy, brak reakcji na skargi dotyczące wymuszonych zeznań i tortur, a także naciski na sąd.
Marcowej emigrantki nikt nie niepokoi
Zdegradowano ją do stopnia majora. Wyleciała z prokuratury. Ale na tym jej odpowiedzialność – tak jak w przypadku wielu innych zbrodniarzy sądowych tego czasu – się skończyła. Została pracownikiem naukowym w Wyższej Szkole Nauk Społecznych przy KC PZPR – czyli w partyjnej „kuźni kadr”. Zrobiła nawet doktorat. A potem przyszły antysemickie czystki 1968 r. i Wolińska – wraz z mężem – opuściła Polskę. Osiedli na Wyspach Brytyjskich i dostali tamtejsze obywatelstwo.
Aż do upadku PRL nikt Wolińskiej nie niepokoił.
Sprawę mordu sądowego na gen. Fieldorfie-Nilu podniosła w 1992 r. Główna Komisja Badania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu. Działania Wolińskiej zakwalifikowano jako zbrodnię komunistyczną, która nie podlegała przedawnieniu. Było to istotne, bo Wolińska – w przeciwieństwie do wielu oprawców okresu stalinowskiego – nadal żyła i można było ją osądzić. Okazało się, że to oskarżenie trudno będzie wprowadzić w życie. Władze PRL, wymusiwszy na Wolińskiej i jej mężu emigrację, odebrały im jednocześnie obywatelstwo. Miała więc status bezpaństwowca i dopiero wtedy dostała brytyjski paszport. Już w latach 90. wykorzystała tę sytuację, gdy prokuratura formalnie wezwała ją na przesłuchanie.
Pochodzenie żydowskie jako tarcza
Zaczęła się kreować na ofiarę antysemickiej nagonki. Opowiadała, że w Polsce nie może liczyć na sprawiedliwy proces. Kilka brytyjskich gazet uderzyło w te same tony, wypisując, że w końcu Wolińska cudem ocalała z Holocaustu i że w dzisiejszej Polsce grozi jej niemal sądowy lincz związany z jej pochodzeniem. Bo Helena Wolińska w istocie była Żydówką. Felicja Danielak – takie było jej prawdziwe nazwisko – już przed II wojną światową zaczynała swoją niechlubną karierę w Komunistycznym Związku Młodzieży Polskiej. Po wybuchu wojny trafiła z całą rodziną do warszawskiego getta, ale w 1942 r. zdołała uciec na aryjską stronę. Uniknęła śmierci: jej rodzinę wywieziono niebawem do Treblinki.
Pomogli jej w ucieczce bojownicy Gwardii Ludowej, a ona sama szybko dołączyła do komunistycznego podziemia. Kiedy ogłoszono w Lublinie powstanie komunistycznych władz, Wolińska – już pod tym nazwiskiem – zaczęła piąć się w górę w resortach siłowych. Nie tylko dlatego, że była lojalną funkcjonariuszką – przede wszystkim była kochanką, a później żoną Franciszka Jóźwiaka, w tych latach szefa MO i wiceszefa bezpieki. Ale w latach 50. Wolińska odnalazła pierwszego męża: właśnie Włodzimierza Brusa. Z nim wzięła ślub już w 1940 r., ale po ucieczce z getta była przekonana, że zginął z rąk Niemców. Jóźwiak chciał się odegrać na Wolińskiej za tę woltę – i znalazł sposób. Wspomniana Krystyna Sobolewska, chcąc ratować skazanego na śmierć męża, zawędrowała aż do gabinetu Jóźwiaka. Ten wydawał się całkowicie obojętny na los Sobolewskiego, lecz ożywił się usłyszawszy, że to Wolińska go oskarżała. I załatwił złagodzenie wyroku, a potem warunkowe zwolnienie. Tak „odwdzięczył się” kobiecie, która go porzuciła.
„Kozioł ofiarny” kpi ze swoich ofiar
Na przełomie XX i XXI wieku sprawa ekstradycji Wolińskiej tonęła w problemach proceduralnych. Brytyjczycy po otrzymaniu wniosku podnosili argument, że od przestępstwa upłynęło prawie pół wieku i mieli wątpliwości co do tego, że Wolińska miałaby być sądzona przed sądem wojskowym. Prokuratura musiała więc wyjaśniać, że oskarżona według polskiego prawa podlega właśnie takiej jurysdykcji. Analiza dowodów pozwalała stawiać Wolińskiej nowe zarzuty, wykraczające poza sprawę Fieldorfa – więc i tu wnioski trzeba było uzupełniać. W dodatku Wolińska jako oskarżona musiała być informowana o terminie posiedzenia sądu, a to trzeba było robić drogą dyplomatyczną. Brytyjski Home Office odmawiał ekstradycji, powołując się na powody „humanitarne”, w tym wiek i stan zdrowia oskarżonej.
Od kiedy Polska dołączyła do Unii Europejskiej, władze w Warszawie mogły ponowić próbę ekstradycji, już na bazie unijnych procedur. Jesienią 2007 r. sąd wydał Europejski Nakaz Aresztowania (ENA). Groziłoby Wolińskiej 10 lat więzienia. W praktyce polskie państwo mogło działać tylko na polu symbolicznym. Odebrano Wolińskiej emeryturę, ok. 1,5 tys. zł, do czego formalną podstawą była niewystarczająca wysługa lat. Prezydent Kaczyński pozbawił ją odznaczeń, nadanych w okresie PRL. „To stara historia, cyrk. Jestem kozłem ofiarnym” – kpiła sama Wolińska z prób ekstradycji. Zmarła pięć lat temu, mając lat 89. Za zbrodnie okresu stalinowskiego włos jej z głowy nie spadł.
Wykorzystałem i cytowałem m.in.: „Zbrodnia. Sprawa generała Fieldorfa-Nila” (aut. Stanisław Marat, Jacek Snopkiewicz), „Bestie” (aut. Tadeusz M. Płużański), „Prawnicy czasu bezprawia. Sędziowie i prokuratorzy wojskowi w Polsce 1944-1956” (aut. Krzysztof Szwagrzyk).
~ka : Stalinowski sędzia Mieczysław Widaj, który ma na koncie 106 wyroków śmierci na „wrogach systemu", dostaje 9300 zł emerytury. Tymczasem katowani i mordowani przez takich zbrodniarzy żołnierze podziemia niepodległościowego, otrzymują najczęściej emerytury w wysokości 1200-1500 zł". W 2007 roku - gdy rząd J. Kaczyńskiego chciał obnizyc emerytury tym zbrodniarzom, do poziomu najniższej krajowej - w obronie zbrodniarzy stanął... Donald Tusk. To własnie Tusk był najaktywniejszy w obronie tych zbrodniarzy i wykrzykiwał że PIS łamie Konstytucję odbierając ludziom emerytury a on nie pozwoli PISowi łamac Konstytucji i będzie zapisów Konstytucji bronił jak oka, i nawet nie pozwoli nic zmieniać gdyby probowano zmieniac jakies zapisy aby to obejsc. Później dołączył mu do pomocy Kwasniewski i wspólnymi siłami przegłosowali tak, że zbrodniarzetacy jak Widaj, Wolińska czy scigani listami gończymi Michnik czy Salomon Morell - mogli sie nadal cieszyc emeryturą az do końca swoich dni. Widaj zdechł (umieraja tylko ludzie) w roku 2009 - co oznacza że dzięki Tuskowi jeszcze 2 lata za swoje zbrodnie skasował ponad 200 tys. Nie udało sie jednak Tuskowi obronić emerytury dla Wolińskiej, jako że ktos z ówczesnego rządu dopatrzył sie że w chwili wyjazdu Wolinskiej z Polski brakowało jej do emerytury kilku miesięcy "pracy" w resorcie , i tylko na tej podstawie świadczenia wstrzymano. Wsztrzymano tez świadzcenia emerytalne - ponad 5 tysięcy złotych wysyłane co miesiąc do Izraela - dla wdowy po zdechłym zbrodniarzu Salomonie Morellu. Nie udało sie natomiast wstrzymac emerytury dla innego zbrodniarza ściganego listem gończym - Stefana Michnika (brat Adama Michnika) który do dzisiaj mieszka w Szwecji. I do dzis państwo polskie wysyła na jego konto w Szwecji, co miesiąć po ponad 5 tysięcy złotych - wg. Platformy i SLD - zasłuzonej emerytury. Jest to więc kolejny dowód na to że w Polsce nie obalono komuny a obalono tylko Solidarność. 3 gru 13 15:22 | ocena 91% | odpowiedzi: 68
~eli do ~pinkis: Uczyliśmy się zakłamanej historii , ale wiele zależało od nauczycieli historii i domu rodzinnego Pamiętam jak w liceum (lata 60-te) któraś z koleżanek odważnie zapytała profesora historii - jak to było z Katynem ? Zamilkł ... ze łzami w oczach . Pytałyśmy o to , o czym mówili na rodzice i dziadkowie .Po latach , na licznych zjazdach absolwentów liceum ,wspominałyśmy naszego kochanego " Sobakę" z rozrzewnieniem i szacunkiem . Prawdę mówiło się również w rodzinnych domach , chociaż z ogromną obawą ... konsekwencje mogły być powazne . No , ale nie każda rodzina była patriotyczną ...
"Prezydent Kaczyński pozbawił ją odznaczeń, nadanych w okresie PRL. Zmarła pięć lat temu, mając lat 89. Za zbrodnie okresu stalinowskiego włos jej z głowy nie spadł."
To może teraz pan prezydent Komorowski przywróci jej odznaczenia, których pozbawił ją ten, którego nawet ślepy snajper by trafił, gdyby to był porządny zamach wtedy w Gruzji. No, ale co się nie udało w Gruzji, to się udało w Rosji. Z tym przywróceniem odznaczeń powinno pójść gładko: mamy teraz swojego prezydenta Europy!
Ulubioną metodą tej miłej pani ŻYDÓWKI-KOMUNISTKI było zgniatanie genitaliów męskich szufladą od biurka. Dużo wycierpiała od polskich chłopów-antysemitów. Myślę, że ma duże szanse na Oskara.
____________________________________ "Demokracja to cztery wilki i owca głosujące o obiedzie" R.A.Heinlein
02 sty 2015, 11:06
Re: Kącik Kulturalno-Patriotyczny
Nie idę na „Idę”, chociaż wybierałem się do kina w okresie świątecznym, z prostego powodu: nie ma jej w świątecznym repertuarze kinowym - w kinach króluje "Hobbit". Po drugie pomyliłem "Idę" z... "Różą" Wojciecha Smarzowskiego. :)
A co do "Idy", to faktycznie ma duże szanse na Oskara. Dziwne, że "Sąsiedzi" tzn. "Pokosie" jeszcze nie otrzymało...
A odnośnie kina. 24 grudnia zmarł Krzysztof Krauze. "Kręcił filmy tylko o tym, co uważał za ważne, a nie za popłatne" - powiedział Tomasz Raczek. W niedzielę 4 stycznia o godz. 21:45 na kanale Kino Polska będzie wyświetlony Jego film "Plac Zbawiciela".
____________________________________ Nie jesteś tym, kim myślisz, że jesteś - lecz tym, kim się stajesz, gdy myślisz kim jesteś.
02 sty 2015, 17:46
Re: Kącik Kulturalno-Patriotyczny
Zmarła legenda Solidarności. Marian Jurczyk nie żyje
We wtorek, w wieku 79 lat zmarł w Szczecinie Marian Jurczyk, związkowiec i polityk, były senator i prezydent Szczecina, były działacz opozycji demokratycznej w PRL.
W sierpniu 1980 roku stanął na czele komitetu strajkowego w Szczecinie. Był pierwszym ze strony opozycji sygnatariuszem porozumień sierpniowych i jednym z kontrkandydatów Lecha Wałęsy w wyborach na szefa Solidarności.
W okresie rządów gen. Jaruzelskiego Jurczyk był internowany i więziony. W tajemniczych okolicznościach śmierć ponieśli jego synowa i syn. Według wersji oficjalnej były to samobójstwa, ale podejrzewano też udział Służby Bezpieczeństwa w tej sprawie.
W latach 80. wchodził w skład solidarnościowej opozycji wobec Lecha Wałęsy, a w 1989 roku był jednym z bardziej znanych przeciwników porozumień z komunistami przy okrągłym stole. Po wyborach kontraktowych stworzył własny związek zawodowy o nazwie "Solidarność 80". W III RP nie zrobił jednak większej kariery w polityce, nie licząc krótkiego pobytu w Senacie w latach 1997-2000.
Większe sukcesy odnosił w polityce lokalnej, zostając dwukrotnie prezydentem Szczecina (w 1998 i 2002 roku).
Cieniem na jego karierze położył się dość kontrowersyjny proces lustracyjny. Jurczyk przegrał aż dwa procesy (w czterech instancjach), w których sędziowie uznali, że w oświadczeniu lustracyjnym zataił zgodę na współpracę z SB w 1977 roku, do czego SB zmusiło go groźbą pozbawienia życia. W świetle prawa został jednak dwukrotnie oczyszczony dzięki uchyleniu wyroku przez Sąd Najwyższy, który uznał, że Jurczyk, choć podpisał zobowiązanie współpracy i zataił to w oświadczeniu, jest niewinny gdyż współpraca nie była tajna, a przekazywane materiały "nie miały wartości operacyjnej".
Nie możesz rozpoczynać nowych wątków Nie możesz odpowiadać w wątkach Nie możesz edytować swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz dodawać załączników