Jak ktos w tej propagandowej sieczce wyrazi swoje zdanie niezgodne z waszymi to troll To jako troll zapytam jeszcze czy masturbacja to ludobojstwo a seks oralny kanibalizm?
28 cze 2011, 19:25
Re: Etyka, moralność, obyczaje
powerrade
A jajko to też kura?
Odpowiedź też jest prosta: nie. Tak samo jak i jajka Twojego ojca to też nie Ty. Ty stałeś sie dopiero w tym momencie kiedy plemnik ze spermy z jajek Twojego ojca złączył się z jajem z macicy Twojej matki. Według niektórych. A według Ciebie w którym? Jak jeszcze s..ałeś w pieluchy i nawet słowa nie potrafiłeś wydusić, to w zasadzie jeszcze nie byłeś człowiek, nie? No bo co to za człowiek co to nic nie wie, nic nie umie, nic nie rozumie, nie? Czyli skoro nie człowiek to można było spokojnie łeb ukręcić. Czyż nie? A jak będziesz miał 70 lat i jak będziesz chory i bezsilny i znowu będziesz s..ał w pieluchy, to też w zasadzie już nie będziesz człowiekiem. Czyli też będzie można spokojnie łeb ukręcić. Czyż nie?
powerrade
To jako troll zapytam jeszcze czy masturbacja to ludobojstwo a seks oralny kanibalizm?
Odpowiedź też jest prosta: gdyby Twój ojciec się zmastrubował zamiast zapłodnic Twoją matke to by Ciebie nie było na świecie. Ale ludobójstwo by to nie było. A jakby matka połknęła ten plemnik z którego powstałeś to też by Ciebie nie było na świecie. Ale kanibalizm to by nie był.
Rozwiałem Twoje wątpliwości?
____________________________________ Videtur et hoc mihi Platforninem non debere esse Poza tym uważam że Platformę należy zniszczyć /Katon starszy/
Ostatnio edytowano 28 cze 2011, 20:12 przez Badman, łącznie edytowano 1 raz
28 cze 2011, 20:12
Re: Etyka, moralność, obyczaje
powerrade
Jak ktos w tej propagandowej sieczce wyrazi swoje zdanie niezgodne z waszymi to troll To jako troll zapytam jeszcze czy masturbacja to ludobojstwo a seks oralny kanibalizm?
Jakbym dzieci z demotywatory.pl "słyszał". Różnicy pomiędzy blow-off a blow-job nie widzi ale w filozoficzno - medyczno - religijno - prawne dyskusje się wdaje.
28 cze 2011, 21:42
Re: Etyka, moralność, obyczaje
To głupstwo można naprawić
Szanowni Państwo!
No i już wszystko jasne! Po deklaracji Ronalda Laudera ze Światowego Kongresu Żydów, lepiej rozumiemy przyczyny, dla których minister Radosław Sikorski ośmieszył samego siebie i przy okazji Polskę, robiąc piramidalne głupstwo, jakim było wysłanie donosu na ojca Tadeusza Rydzyka w formie oficjalnej noty dyplomatycznej do Stolicy Apostolskiej. Od rzecznika prasowego Watykanu dostał blachę w czoło w postaci wyjaśnienia, że Stolica Apostolska nie jest związana jakimikolwiek wypowiedziami księdza Tadeusza Rydzyka.
Gdyby Watykan miał mniej wyrozumiałości dla naszych Umiłowanych Przywódców, to odpowiedź mogłaby być nawet ostrzejsza - na przykład w formie uprzejmego zapytania, od kiedy właściwie pan minister Radosław Sikorski ma takie objawy. Aż nie chce mi się wierzyć, że taki, bądź co bądź inteligentny człowiek, jak Radosław Sikorski, nie zdawał sobie z tego wszystkiego sprawy. Zresztą podejrzewanie go o to, że pisze dyplomatyczne noty „bez swojej wiedzy i zgody” byłoby niegrzeczne. A jednak to zrobił. Dlaczego?
Odpowiedzi dostarcza nam deklaracja Ronalda Laudera ze Światowego Kongresu Żydów, który „wyraził zadowolenie” z postępowania polskich władz, a konkretnie - ministra Sikorskiego w tej sprawie. Podobnie pochwalną recenzję wystawił ministrowi Sikorskiemu pobożny poseł Gowin z Platformy Obywatelskiej i bezbożny poseł Kalisz z Sojuszu Lewicy Demokratycznej. Ale mniejsza już o tubylczych mężyków stanu, bo ważniejsze jest, dlaczego akurat zadowoleni z ministra Sikorskiego są Żydzi ze Światowego Kongresu? Ronald Lauder wyjaśnia również i to. Jego zdaniem uwaga ojca Tadeusza Rydzyka, że od 1939 roku Polską nie rządzą Polacy, była „pośrednią sugestią”, że „polski rząd kontrolują Żydzi”.
To rozumowanie przypomina starą anegdotkę o milicjancie, który zatrzymał przechodnia wykrzykującego, że rząd to złodzieje. Zatrzymany tłumaczył się, że miał na myśli rząd amerykański, ale funkcjonariusz odpowiedział, że już 20 lat służy w milicji i dobrze wie, który rząd, to złodzieje. Uderz w stół, a nożyce się odezwą - powiada polskie przysłowie, na które swój odpowiednik mają Rosjanie - że „łarczik prosto atkrywajetsia”. No i właśnie się otworzył.
Szczerość Ronalda Laudera wzmaga podejrzenia, że minister Sikorski mógł zostać do tego głupstwa przez kogoś namówiony. Warto w związku z tym przypomnieć publikację „michnikowego szmatławca”, która w związku z objęciem funkcji ministra spraw zagranicznych w rządzie premiera Tuska przez Radosława Sikorskiego poinformowała, że w Ministerstwie Spraw Zagranicznych funkcjonuje ekipa skompletowana jeszcze przez Bronisława Geremka. Nietrudno było się domyślić, że tak naprawdę pracą ministerstwa kieruje ta ekipa, bez względu na to, kto tam akurat naznaczony został na ministra. Być może minister Sikorski jest bardziej podatny na perswazje tej ekipy, niż ktokolwiek inny - ale jeśli nota do Stolicy Apostolskiej była następstwem takiej perswazji, to mamy dowód, iż ci konsyliarze wcale nie są mądrzejsi od swojego ministra.
Nie są mądrzejsi - albo wykonują zadanie. Jak pamiętamy, reaktywowana we wrześniu 2007 roku żydowska loża Zakonu Synów Przymierza, na swoim inauguracyjnym posiedzeniu przedstawiła dwa priorytety swego programu działania: odzyskanie tak zwanego „mienia żydowskiego” i pacyfikację Radia Maryja. Między obydwoma tymi celami istnieje oczywisty związek. Tak zwane „odzyskanie mienia” wymaga stworzenia przez polskie władze ustawy, która nadawałaby pozory legalności planowanemu - obecnie również przez Izrael - rabunkowi państwa polskiego na równowartość 65 miliardów dolarów. Jest oczywiste, że z punktu widzenia rabujących byłoby najlepiej, gdyby nie podniósł się przeciwko temu żaden głos protestu - stąd konieczność spacyfikowania Radia Maryja. Wygląda więc na to, że minister Radosław Sikorski, przechodząc do porządku nad ośmieszeniem samego siebie i ośmieszaniem Polski - w podskokach realizuje te priorytety na tym odcinku frontu, na którym partia go postawiła.
A właśnie wizyta izraelskiego premiera Beniamina Netanjahu, który miał przybyć do Warszawy w ostatniej dekadzie czerwca, została przełożona, prawdopodobnie na lipiec. Premier Izraela objeżdża Europę, by namawiać tutejsze rządy do dorzucenia we wrześniowym głosowaniu w Zgromadzeniu Ogólnym Organizacji Narodów Zjednoczonych wniosku o uznanie niepodległego państwa palestyńskiego. Rząd premiera Tuska stoi zatem przed szansą przynajmniej podjęcia próby załatwienia ważnego interesu państwowego. Chodzi o to, by w zamian za ewentualne zadośćuczynienie przez Polskę prośbie Izraela, władze tego państwa odstąpiły od rozpoczętej 1 maja operacji tak zwanego „odzyskiwania mienia żydowskiego” w Europie Środkowej i ogłosiły publicznie, że Izrael nie ma wobec Polski żadnych roszczeń majątkowych z jakiegokolwiek tytułu. Takie postawienie sprawy niewątpliwie leży w polskim interesie - ale czy naszym Umiłowanym Przywódcom pan Ronald Lauder na to pozwoli?
Szef Stronnictwa Demokratycznego Paweł Piskorski został formalnie oskarżony o użycie w 2001 r. w urzędzie skarbowym sfałszowanego dokumentu o sprzedaży antyków. Grozi mu o 6 miesięcy do 5 lat więzienia. Polityk się nie przyznaje. - Dzisiaj przesłaliśmy Sądowi Rejonowemu Warszawa-Wola akt oskarżenia w tej sprawie - powiedziała dzisiaj rzeczniczka prokuratury Monika Lewandowska, potwierdzając informację "Rzeczpospolitej".
Lewandowska poinformowała, że w akcie oskarżenia Piskorskiemu zarzucono posłużenie się sfałszowaną umową kupna-sprzedaży "przedmiotów zabytkowych z zakresu malarstwa i rzemiosła artystycznego sprzed 1945 r.", na której podrobiony został podpis osoby kupującej antyki. Piskorski miał się posłużyć tą umową w sierpniu 2001 r. w urzędzie skarbowym Warszawa-Wola.
Zakwestionowana umowa nosi datę 19 stycznia 1997 r. Opiewa na kwotę ponad 900 tys. zł. Piskorski figuruje na niej jako sprzedający antyki. Kupującym około sto przedmiotów miał być antykwariusz Zygmunt M., który na mocy tej umowy miał wejść w posiadanie starodruków, obrazów i przedmiotów do wystroju wnętrz.
Prokuratura oskarżając Piskorskiego zarzuciła mu przestępstwo posłużenia się podrobionym dokumentem, za co grozi kara od 6 miesięcy do 5 lat więzienia. Fałszerstwo podpisu ma potwierdzać ekspertyza kryminalistyczna zamówiona u biegłych na potrzeby śledztwa. Biegły porównujący podpisy antykwariusza na umowie i na innych dokumentach doszedł do wniosku, że brak jest cech wspólnych między porównywanymi podpisami - poinformowała prokuratura.
Sama sprawa podrobienia dokumentu została umorzona, jako że karalność tego typu przestępstwa jest już przedawniona.
Piskorski nie przyznaje się do zarzuconego mu czynu. Po tym jak w zeszłym roku przedstawiono mu zarzut w tej sprawie, uznał go za całkowicie nieprawdziwy. Polityk podkreślał wtedy, że nikt nie zarzuca mu, że to on sfałszował podpis. - Jestem w tej sprawie nie tylko niewinny, ale też z całą 100-procentową pewnością jestem pewien finału tej sprawy - dodawał szef SD.
- Pan Piskorski złożył obszerne wyjaśnienia w toku śledztwa, w których kwestionował postawiony mu zarzut - powiedziała prokurator Lewandowska.
13 stycznia zeszłego roku CBA na zlecenie Prokuratury Okręgowej w Warszawie przeszukało dom szefa Stronnictwa Demokratycznego. On sam w publicznych wypowiedziach stawiał pytanie, czy ta sprawa nie jest politycznym odwetem na nim - jako byłym polityku PO, a obecnie konkurencie tej partii.
Mówił on, że przez lata nie było żadnych wątpliwości co do tej umowy, aż do roku 2007, kiedy zaczęto ją kwestionować. Zaznaczył jednak, że spór z Urzędem Skarbowym zakończył się pod koniec listopada 2009 r. prawomocnym postanowieniem sądu. Wtedy - jak mówił - Wojewódzki Sąd Administracyjny przyznał, że nie ma żadnych podstaw, aby kwestionować zawarcie i realizację umowy z antykwariuszem.
"Sama sprawa podrobienia dokumentu została umorzona, jako że karalność tego typu przestępstwa jest już przedawniona."
Nie można było zbadać dokumentu zanim się przedawniła???
____________________________________ Nie jesteś tym, kim myślisz, że jesteś - lecz tym, kim się stajesz, gdy myślisz kim jesteś.
30 cze 2011, 19:29
Re: Etyka, moralność, obyczaje
A to z gatunku JAK HARTOWAŁA SIĘ STAL
Perły w koronie Służby Bezpieczeństwa
Hipolit Starszak, Tadeusz Olejnik i Teodor Mistewicz należeli do najbardziej zaufanych funkcjonariuszy aparatu bezpieczeństwa PRL. Chociaż pełnili służbę w SB w różnych wydziałach, łączy ich podobna kariera: zajmowali się sprawami politycznymi i walką z opozycją demokratyczną. Do pracy w służbach specjalnych PRL zgłosili się sami, a w strukturach partyjnych zajmowali wysokie stanowiska. Wymienionych funkcjonariuszy łączy również to, że byli wielokrotnie nagradzani wyróżnieniami, pochwałami i medalami, otrzymywali profity finansowe, a ze służby odeszli z powodu złego stanu zdrowia, co nie przeszkodziło im później podjąć pracy poza resortem.
Śledczy, prokurator, biznesmen
Kariera Hipolita Starszaka jak w soczewce pokazuje wpływ służb specjalnych PRL na kształtowanie się III RP. Członek Plenum Uczelnianego Związku Młodzieży Socjalistycznej przy Uniwersytecie Warszawskim w latach 60. był organizatorem i I sekretarzem Grupy Działania.
W opinii służbowej z 4 kwietnia 1989 r. napisano, że płk Hipolit Starszak posiada wykształcenie wyższe prawnicze i odbył przeszkolenie zawodowe w Wyższej Szkole Komitetu Bezpieczeństwa Państwowego KGB w Moskwie.
„Płk Hipolit Starszak służbę w resorcie rozpoczął w dniu 1 września 1962 r. bezpośrednio w pionie śledczym SB. W trakcie służby zajmował kolejno stanowiska od oficera śledczego do dyrektora Biura Śledczego włącznie” – czytamy w opinii służbowej, która znajduje się w dokumentach zgromadzonych w Instytucie Pamięci Narodowej.
Jako śledczy SB prowadził najważniejsze sprawy polityczne, co miało przełożenie na nagrody finansowe. W 1967 r. uczestniczył w śledztwie, w którym zarzuty szpiegostwa na rzecz DIA (Agencja Wywiadu Obronnego USA) przedstawiono Jerzemu Strawie. Sąd wojskowy skazał go na karę śmierci przez rozstrzelanie – wyrok wykonano w 1968 r. w więzieniu mokotowskim przy ul. Rakowieckiej 37 w Warszawie. W 1968 r. Hipolit Starszak został pochwalony przez swoich przełożonych za udział w walce z opozycją.
„Szczególnie duży wkład dał z siebie po wydarzeniach marcowych, zwłaszcza w zakresie opracowania wyników postępowania w sprawach tzw. komandosów” – napisał płk Józef Chomętowski, szef Biura Śledczego, w uzasadnieniu o awans na stopień kapitana.
Nazwisko Hipolita Starszaka pojawia się w najgłośniejszych sprawach politycznych dotyczących środowiska związanego z Adamem Michnikiem. W 1982 r. razem z prokuratorem Bolesławem Klisiem w gmachu Naczelnej Prokuratury Wojskowej w Warszawie przeprowadził rozmowę z Lechem Wałęsą. W jej trakcie internowanemu przewodniczącemu Solidarności przedstawiono do podpisania oświadczenie, z którego wynikało, iż został zapoznany z obowiązującym stanem prawnym i ewentualnymi konsekwencjami wynikającymi z jego naruszenia. Wałęsa odmówił jego podpisania, twierdząc, że „od czterech lat niczego nie podpisuje”. Jednocześnie zapewnił, że „będzie się starał” nie wchodzić w kolizję z przepisami prawa, a zakazów, o których mowa w oświadczeniu, świadomie nie naruszy – pisali w artykule zamieszczonym w miesięczniku „Arcana” pt. „Chcemy panu pomóc” Sławomir Cenckiewicz i Grzegorz Majchrzak, przytaczając stenogram z rozmowy Klisia, Starszaka i Wałęsy.
Przełożeni Hipolita Starszaka mieli o nim jak najlepsze zdanie: „W trakcie służby zajmował kolejno stanowiska służbowe od oficera śledczego do dyrektora Biura Śledczego MSW włącznie. W dniu 1 sierpnia 1983 r. został mianowany szefem Wojewódzkiego Urzędu Spraw Wewnętrznych w Siedlcach. Na każdym z zajmowanych stanowisk z nałożonych obowiązków i zadań wywiązywał się dobrze. Wykazuje inicjatywę i aktywność na bezpośrednio nadzorowanych odcinkach służby. Podejmowane przedsięwzięcia nacechowane były rzeczowością i poczuciem odpowiedzialności, a w miarę potrzeby dużym osobistym zaangażowaniem w realizację podjętych czynności” – czytamy w opinii służbowej, którą wystawił w kwietniu 1984 r. gen. Czesław Kiszczak, minister spraw wewnętrznych, tuż przed objęciem przez Starszaka stanowiska zastępcy prokuratora generalnego. Powierzenie mu takiej funkcji było wyrazem najwyższego zaufania, nadzorował on najważniejsze prokuratorskie śledztwa prowadzone m.in. wspólnie z Biurem Śledczym MSW, którego do niedawna był przecież szefem.To pod jego nadzorem toczyło się śledztwo w sprawie zamordowanego przez funkcjonariuszy SB ks. Jerzego Popiełuszki. Mocodawcy esbeków nigdy nie znaleźli się na ławie oskarżonych. To za kadencji zastępcy prokuratora generalnego Hipolita Starszaka nie wyjaśniono, kto przyczynił się do śmierci walczących o wolność i wiarę księży: Stefana Niedzielaka, Sylwestra Zycha, Stanisława Suchowolca. Ich zabójców nigdy nie znaleziono, a śledztwa – jak głosi powszechna opinia – były tuszowane.
Hipolit Starszak meldował przełożonym o swoim życiu osobistym: „Uprzejmie powiadamiam, że mój zięć, Dariusz Wdowczyk, dotychczas zatrudniony w CWKS Legia (uprawia zawodowo grę w piłkę nożną) podpisał – za zgodą właściwych władz polskich – kontrakt ze szkockim klubem piłkarskim Celtic Glasgow. W najbliższym czasie udaje się on do tego miasta na czas wynikający z podjętych wobec klubu zobowiązań wraz z żoną Iwona Wdowczyk zd. Starszak i dziećmi 6-letnim Rafałem i jednoroczną Aleksandrą” – meldował w listopadzie 1989 r. Hipolit Starszak dyrektorowi Departamentu Kadr MSW.
Mazowiecki dziękuje, Urban zatrudnia
W 1990 r. Hipolit Starszak został odwołany ze stanowiska zastępcy prokuratora generalnego. „W związku ze zmianami organizacyjnymi, na wniosek Ministra Sprawiedliwości odwołuję Pana z dniem 15 kwietnia 1990 r. ze stanowiska zastępcy Prokuratora Generalnego. Za pracę na tej funkcji wyrażam Panu podziękowanie. – T. Mazowiecki (odręczny podpis)” – czytamy w piśmie prezesa Rady Ministrów.
W sierpniu komisja lekarska MSW zaliczyła Hipolita Starszaka do III grupy inwalidzkiej. Lekarze stwierdzili u niego m.in. zespól neurasteniczny, nadmierną pobudliwość, nerwowość, kamicę nerkową, zwyrodnienie kręgosłupa.
„Nieunormowana praca zawodowa powodowała u wyżej wymienionego ciągłe stresy, co niekorzystnie wpływało na stan jego zdrowia” – pisał w notatce służbowej dotyczącej Hipolita Starszaka zastępca dyrektora Departamentu Kadr MSW kpt. Roman Kurnik.
Fatalny stan zdrowia płk. Starszaka nie przeszkodził mu w zaangażowaniu się w nowe przedsięwzięcia. W lutym 1991 r. Jerzy Urban, rzecznik prasowy reżimowego rządu PRL, zatrudnił go na stanowisku dyrektora w spółce Urma – wydawcy pierwszego polskiego „brukowca”, tygodnika „Nie”. Antykościelny, obsceniczny, bazujący na informacjach służb specjalnych tygodnik stał się obecnie niszową gazetką.
W 2001 r. Hipolit Starszak został powołany na członka warszawskiej rady nadzorczej spółdzielni budowlano-mieszkaniowej „Wiedeńska”. Rok później brał udział w pracach komisji statutowo-regulaminowej Związku Kontroli Dystrybucji Prasy, a w 2004 r. został rekomendowany przez Jerzego Urbana do Sądu Koleżeńskiego Polskiej Izby Wydawców Prasy.
Hipolit Starszak był jedną z ostatnich osób, które widziały byłego szefa komendanta policji gen. Marka Papałę żywego – był na przyjęciu, na którym gościł również Edward Mazur.
Wybitny, ofiarny i utalentowany funkcjonariusz
Jednym z najbardziej wyróżniających się funkcjonariuszy MSW, zajmujących się techniką operacyjną z zakresu fotografii oraz filmowania, był Tadeusz Olejnik. Jego obszerna teczka personalna zawiera mnóstwo pochwał, wniosków o nagrody pieniężne i wyróżnienia. Stanowiska, które zajmował przez cały okres służby, świadczą o zaufaniu, jakie mieli do niego szefowie MSW. Został m.in. dopuszczony do wykonywania w resorcie spraw wewnętrznych prac o charakterze obronnym, stanowiących tajemnicę państwową.
Do milicji wstąpił w 1955 r.: „Proszę o przyjęcie mnie w szeregi Milicji Obywatelskiej. Pragnę służyć dla dobra Polski Ludowej i zwalczać wrogów naszej Ojczyzny” – pisał 23-letni Tadeusz Olejnik w podaniu. Do służby w MO został przyjęty i zatrudniono go na stanowisku sekcji „O”, czyli obserwacji. Trzy lata później Tadeusz Olejnik został skierowany do Oficerskiej Szkoły Biura „B” Służby Bezpieczeństwa, którą ukończył z dobrym wynikiem. Swoją karierę związał z Biurem „B”, które zajmowało się – najogólniej biorąc – tzw. zabezpieczeniem operacyjnym.
„Kpt. Tadeusz Olejnik jest długoletnim pracownikiem pionu obserwacji o bogatym doświadczeniu w zakresie pracy. Posiada duże doświadczenie w zakresie posługiwania się sprzętem fotograficznym i filmowym. Dlatego też z tego zakresu przydzielane mu są niejednokrotnie do bezpośredniego wykonania czynności specjalne. W okresie pracy brał bezpośredni udział w realizacji wielu poważnych spraw zarówno kryminalnych jak i gospodarczych, za co był wielokrotnie nagradzany nagrodami pieniężnymi. Aktywny członek PZPR, od kilku lat wybierany do władz partyjnych. Aktywnie uczestniczył w wykonywaniu zadań służbowych i partyjnych podczas marcowych wydarzeń” – napisał w opinii służbowej 3 września 1968 r. ppłk J. Jurkowski, naczelnik Wydziału „B” Komendy MO m.st. Warszawy.
Przełożeni Tadeusza Olejnika podkreślali jego wybitne zdolności z zakresu obserwacji i posługiwania się sprzętem fotograficznym oraz filmowym zwłaszcza przy wykonywaniu zdjęć operacyjnych (z ukrycia).
„Sposób wykonywania przez niego tego rodzaju zadań jest bardzo ceniony przez zleceniodawców. Niezależnie od kierowania sekcją posiada zdolności, które praktycznie wykorzystuje w zakresie posługiwania się zakamuflowanym sprzętem fotograficznym i filmowym. W ostatnim okresie bezpośrednio kierował niektórymi obserwacjami, gdzie uzyskano bardzo poważne wyniki operacyjne. Za powyższe otrzymał specjalną nagrodę pieniężną” – czytamy w opinii służbowej z 1970 r., tuż po tym, jak został zastępcą dowódcy Batalionu Specjalnego Stołecznego Urzędu Spraw Wewnętrznych.
Formacja ta zajmowała się m.in. zabezpieczaniem i ochroną ambasad i placówek dyplomatycznych znajdujących się na terenie Warszawy. Jako funkcjonariusz przydzielony do zadań specjalnych i posiadający najwyższe certyfikaty dopuszczenia do tajemnic państwowych, Tadeusz Olejnik informował każdorazowo swoich przełożonych o zagranicznych planach wyjazdowych swojej rodziny.
„Uprzejmie proszę Obywatela Komendanta o wyrażenie zgody na wyjazd mojej żony Elżbiety w podróż okrężną statkiem linii dalekowschodniej m/s »Prof. Mierzejewski«, na którym zatrudniony jest mój syn Jacek na stanowisku III oficera” – pisał 25 kwietnia 1983 r. mjr Olejnik. Szef KSMO wyraził zgodę, podobnie jak na wyjazd córki zastępcy dowódcy Batalionu Specjalnego SUSW, Moniki Olejnik.
„Zwracam się z uprzejmą prośbą do Obywatela Komendanta o wyrażenie zgody na wyjazd mojej córki Moniki do Wielkiej Brytanii w m-cu lipcu i sierpniu b. r. Córka jest dziennikarką zatrudnioną w Polskim Radiu program III i w czasie wykonywania czynności służbowych poznała w Warszawie ob. Claude Posnic, właściciela sklepu kupno-sprzedaż pianin. Wymieniony w czasie rozmowy z moją córką powiedział, że był znajomym mojego teścia, Józefa Góralczyka zam. od 1939 r. na stałe w Londynie. Teść mój przed 3-ma laty w wieku 80 lat podobno nagle zmarł w wyniku wypadku ulicznego. Informację tę uzyskałem w kilka miesięcy po tym wypadku od znajomego, który był w Londynie. Od tamtego czasu żadnej wiadomości od teścia nie otrzymałem, a starania czy też potwierdzenie tego faktu w Ministerstwie Spraw Zagranicznych nie przyniosły rezultatu. W związku z powyższym p. Claude Posnic przysłał córce zaproszenie, aby na miejscu wyjaśnić te okoliczności. Nadmieniam, że moja córka Monika do tej pory za granice nie wyjeżdżała. Uprzejmie proszę Obywatela Komendanta o rozpatrzenie mojego raportu” – pisał mjr Olejnik w czerwcu 1983 r.
Informował on swoich przełożonych nie tylko o wyjazdach prywatnych syna (m.in. do Danii), córki (do Nepalu i Turcji) i żony (do Danii, Turcji), ale także o wyjazdach służbowych.
„Uprzejmie informuję, że moja córka Monika Wasowska (z d. Olejnik) ur. (...) zam. (...), zatrudniona w Polskim Radiu i Telewizji wyjeżdża służbowo do Finlandii w terminie 23–30 listopada 1986 r. Koszty przejazdu i pobytu pokrywa delegująca instytucja” – pisał w raporcie do naczelnika wydziału kadr SUSW mjr Olejnik. Rok później mjr Olejnik meldował o służbowym wyjeździe córki na Maltę.
„Zatrudniona w Polskim Radiu i Telewizji w charakterze redaktora zamierza wyjechać służbowo na Maltę. Wyjazd ma nastąpić w ramach wycieczki zbiorowej organizowanej przez Państwowe Przedsiębiorstwo Orbis” – pisał mjr Olejnik już nie do swojego szefa, ale do dyrektora Departamentu Kadr MSW. W tym czasie Tadeusz Olejnik był funkcjonariuszem Wydziału XIII Biura „B” Ministerstwa Spraw Wewnętrznych. Wydział ten zajmował się m.in. osobowym żródłem informacji związanych z lokalami kontaktowymi i punktami obserwacyjnymi, planowaniem działań operacyjnych i podglądem audiowizualnym opozycji demokratycznej. Kogo dokładnie śledzono i filmowano – nie wiadomo, bo w ogromnej większości materiały zostały zniszczone, a w IPN zachowały się jedynie protokoły brakowania. Według nieoficjalnych informacji część materiałów nie została zniszczona – jak podawano oficjalnie – ale miała trafić do prywatnego archiwum gen. Czesława Kiszczaka.
Także w przypadku własnych zagranicznych wyjazdów – m.in. do Związku Radzieckiego – informował o tym swoich przełożonych. Z pracy w MSW Tadeusz Olejnik odszedł w maju 1988 r. ze stanowiska zastępcy naczelnika Wydziału III Biura „B” MSW, który zajmował się m.in. cudzoziemcami oraz dziennikarzami krajów kapitalistycznych.
„Tow. Tadeusz Olejnik jest długoletnim działaczem partyjno-politycznym. Wielokrotnie pełnił szereg funkcji partyjnych, takich jak wykładowca grupowy, członek egzekutywy POP, członek Komitetu Zakładowego itp. Pracując w organach ochrony ładu i porządku publicznego do chwili obecnej za pozytywne wyniki pracy był wielokrotnie awansowany do stopnia majora włącznie. Za działalność społeczno-polityczną był dziewiętnastokrotnie odznaczany medalami i orderami do Krzyża Kawalerskiego Orderu Odrodzenia Polski włącznie” – czytamy w opinii partyjnej wystawionej przed odejściem mjr. Olejnika ze służby przez POP PZPR przy MSW.
Według dokumentów, jednym z powodów jego odejścia ze służby był zły stan zdrowia spowodowany m.in. stresem w związku z pracą z marginesem społecznym.
„Wykonując funkcje kierownicze w Batalionie Specjalnym KSMO oraz Biurze »B« MSW, bezpośrednio nadzorując pracę operacyjną tych jednostek, co obliguje do służby terenowej w różnych godzinach doby. Rozległość problematyki służbowej, terminowość wykonawstwa oraz konieczność reagowania na problemy podległego personelu zmusza w/wym. do pełnienia służby w godzinach ponadnormatywnych. Ze względu na osiągnięcie wysługi emerytalnej oraz pogarszający się stan zdrowia wystąpił z prośbą o skierowanie do Komisji Lekarskiej” – czytamy w zaświadczeniu z maja 1988 r.
Po przejściu na emeryturę Tadeusz Olejnik zaczął pracować w pionie księgowym Energopolu – spółki budującej m.in. gazociąg w ZSRR. W jego aktach paszportowych znajduje się wniosek o wydanie służbowego paszportu do Związku Radzieckiego w związku z pracą. W tym czasie szefem Energopolu był Michał Zubrzycki, który w latach 90. pełnił funkcję wiceprezesa ds. handlowych w jednej ze spółek należących do Janusza Palikota.
Kontakt poufny, funkcjonariusz, wykładowca
Kontakt poufny „Teofil” to jeden z niewielu przypadków, w którym współpracownik służb specjalnych PRL wstąpił do SB, a następnie został wykładowcą w kuźni kadr bezpieki, czyli w Wyższej Szkole Oficerskiej w Legionowie.
Teodor Mistewicz, bo o nim mowa, był w Legionowie jednym z najlepszych wykładowców i najważniejszych ideologów w latach 80. Kontaktem poufnym SB został pracując jako instruktor w Dziale Zagranicznym ZG ZMW.
„Melduję, że w dniu 27.5.1961 r. przeprowadziłem rozmowę i pozyskałem w charakterze kontaktu poufnego Mistewicza Teodora, studenta Wydz. Filozoficznego UW. Propozycję udzielenia nam pomocy przyjął bez żadnych zastrzeżeń, dając wyraz zrozumienia i konieczności tego rodzaju pracy. W czasie rozmowy Mistewicz mimo młodego wieku okazał się bardzo spostrzegawczy i inteligentny (student IV roku filozofii, zna język francuski)” – pisał w raporcie kpt. Z. Nowakowski, starszy oficer operacyjny Wydziału VII Departamentu II.
Ze znajdujących się w IPN dokumentów wynika, że „Teofil” kilkakrotnie udzielił SB informacji m.in. na temat uczestników zagranicznych wycieczek. W 1968 r. napisał podanie o przyjęcie go do Służby Bezpieczeństwa. „Ukończyłem wyższe studia filozoficzne, posiadam biegłą znajomość języków rosyjskiego, francuskiego i szwedzkiego oraz słabą znajomość języka niemieckiego. Rodzaj pracy odpowiada moim zainteresowaniom” – pisał Teodor Mistewicz. Przed wstąpieniem do SB pracował jako kierownik Ośrodka Propagandy KP PZPR w Goleniowie, a po przyjęciu i złożeniu ślubowania trafił do Komendy Wojewódzkiej MO w Szczecinie jako pracownik operacyjny.
„Tow. Mistewicz zajmował się dokonywaniem ustaleń, sprawdzeń, tłumaczeń i innych mniej skomplikowanych czynności operacyjnych. Ponadto brał udział pod kontrolą starszych pracowników w rozmowach operacyjnych, w tym z cudzoziemcami, dokonywał analizy materiałów oraz opracowań na kandydatów na tajnych współpracowników. Pod kontrolą i przy bezpośrednim udziale starszego pracownika pozyskał do współpracy 1 tajnego współpracownika oraz przygotowuje pozyskania następnego i założenia L. K. Jest pracownikiem zdyscyplinowanym o dużej wiedzy politycznej” – czytamy w opinii służbowej dotyczącej Teodora Mistewicza z 14 stycznia 1970 r.
W tym samym roku został on skierowany na szkolenie w Wyższej Szkole Oficerskiej w Legionowie, którą ukończył z wynikiem bardzo dobrym. Jego wiedza teoretyczna i biegła znajomość kilku zachodnich języków sprawiła, że szefowie SB postanowili go wykorzystać w pracy dydaktycznej.
„W styczniu br. otrzymał zezwolenie na udział w seminarium doktoranckim z prawa i historii doktryn politycznych na Wydziale Prawa UW w Poznaniu i otwarcie przewodu doktorskiego z zakresu ideologii społecznej przełomu XIX i XX w. Cechuje go dokładność, systematyczność i zdyscyplinowanie. Bierze aktywny udział w pracach Oddziałowej Organizacji Partyjnej. Ppor. Mistewicz jest odpowiednim kandydatem na stanowisko starszego asystenta Cyklu VI Wyższej Szkoły Oficerskiej MSW im F. Dzierżyńskiego” – pisał w 1973 r. we wniosku personalnym płk Władysław Rutka, komendant szkoły w Legionowie.
Trzy lata później Teodor Mistewicz uchodził już za jednego z najlepszych wykładowców kuźni kadr SB. W opiniach służbowych podkreślano jego zaangażowanie partyjne, znajomość kilku języków obcych (co w tamtych czasach było rzadkością) i pracowitość.
„Wykazuje dużo inicjatywy w przygotowaniu różnych pomocy naukowych dla studentów. Między innymi opracował skrypt do nauki przedmiotu »Wstęp do teorii państwa i prawa«. Efektem systematycznej pracy opiniowanego było obronienie w dniu 25 października 1978 r. rozprawy doktorskiej na temat »Koncepcja narodu w pracach Romana Dmowskiego«. Zna i rozumie założenia naszej Partii oraz systematycznie wciela je w życie. Strona moralna nie budzi zastrzeżeń. Wyszczególnione cechy pozwalają stwierdzić, że kpt. dr Teodor Mistewicz jest wartościowym pracownikiem dydaktyczno-naukowym naszej Szkoły i może być awansowany na stopień adiunkta” – czytamy w opinii służbowej z 1 listopada 1978 r.
Teodor Mistewicz oprócz pracy adiunkta katedry Nauk Społeczno-Politycznych WSO w Legionowie był również pilotem wycieczek zagranicznych. W 1983 r. uczestniczył w kursie zorganizowanym przez Ośrodek Doskonalenia Kadr Orbisu.
Z dokumentów znajdujących się w IPN wynika, że Teodor Mistewicz szczegółowo informował przełożonych o swoim życiu osobistym. W raporcie z września 1989 r. napisał, że jego syn Eryk utrzymuje kontakty z rówieśnikami – obywatelami Algierskiej Republiki Ludowej.
„Znajomość z nimi syn zawarł podczas wspólnie urządzonej przez LOT kolonii w Goleniowie dla dzieci polskich i algierskich linii lotniczych. Na gruncie znajomości j. francuskiego znajomość trwa nadal i wyraża się w wymianie okolicznościowych pocztówek i listów” – raportował przełożonym Teodor Mistewicz. „Zgodnie z poleceniem komendanta WSO płk. H. Lewandowskiego przeprowadziłem rozmowę z mjr. Mistewiczem, oznajmiając mu, że kontakt jego syna z osobami zamieszkałymi w KK nie jest wskazany. Mjr Mistewicz zobowiązał się do rozmowy z synem mającej na celu zerwanie tego kontaktu” – czytamy w dokumentach IPN.
Kilka lat później przełożeni nie stawiali już żadnych oporów przy wyjeździe za granicę syna płk. MistewiczaWedług raportów, Eryk Mistewicz wyjeżdżał m.in. na seminarium do Strasburga w ramach Ogólnopolskiego Komitetu Pokoju oraz do Berlina Zachodniego w ramach delegacji młodych dziennikarzy i ruchu pokojowo-ekologicznego. Teodor Mistewicz z pracy w resorcie MSW odszedł w 1990 r.
„Uprzejmie proszę o zwolnienie mnie ze służby z dniem 31 marca 1990 r. w związku z zamiarem przejścia na emeryturę. Mam 30 lat pracy zawodowej, w tym 22 w Służbie Bezpieczeństwa. Stan zdrowia uniemożliwia mi kontynuowanie pracy w resorcie spraw wewnętrznych” – pisał płk dr Teodor Mistewicz do ministra Czesława Kiszczaka.
Jeden z najważniejszych ideologów i wykładowców politycznych kuźni kadr służb PRL odszedł na emeryturę, zbierając pochwały i gratulacje „za długoletnią i pełną zaangażowania służbę”.
Dokumenty z IPN dotyczące postaci z artykułu znajdują się na portalu niezalezna.pl
Ostatnio edytowano 30 cze 2011, 21:40 przez Bradley, łącznie edytowano 1 raz
30 cze 2011, 21:38
Re: Etyka, moralność, obyczaje
W roku 2009 w Polsce według sprawozdania rządu poprzez aborcję legalnie pozbawiono życia 538 dzieci – aż 510 z nich z powodu podejrzenia, że są chore. Takie dzieci można zabijać do 24. tygodnia ciąży – do momentu, kiedy są zdolne do samodzielnego życia poza organizmem matki.
Jak to się ma do przywołanych wyżej zasad konstytucji? Czy to nie hipokryzja? Jak możemy bronić praw człowieka, jeśli odmawiamy najsłabszym prawa do życia?
Zwolennicy zabijania mówią: To jeszcze nie człowiek, nie ma morderstwa.
Tak usprawiedliwiali się i inni. Żydzi dla nazistów to nie byli ludzie. Podobnie kułacy i burżuje dla bolszewików. Nie inaczej było w Kambodży Pol Pota.
Każde ludobójstwo zaczyna się od zaprzeczenia człowieczeństwa ofiar.
Tymczasem rozwój ultrasonografii pozwala w sposób oczywisty przekonać się, że od pierwszych tygodni życia płodowego mamy do czynienia z małym człowiekiem, który ma głowę, ręce, nogi, którego serce bije, który porusza się, który reaguje na bodźce.
Każdy z nas był takim małym człowiekiem. Nam pozwolono się urodzić. Chciejmy zadbać o pełną realizację prawa do życia już do naszej legislacji wpisanego. Polskie przepisy potwierdzają ochronę życia od samego początku.
____________________________________ Polak ,katolik,hetero,szczęśliwy.Wszystkie błędy stylistyczne i ortograficzne są zamierzone jakiekolwiek powielanie ich i rozpowszechnianie bez zgody jest zabronione! טדאוש
01 lip 2011, 10:44
Re: Etyka, moralność, obyczaje
Zbyt łatwo rozpoczęto nagonkę na Straussa-Kahna
Dominique Strauss-Kahn nie odzyska już stanowiska szefa Międzynarodowego Funduszu Walutowego. Ale może odzyskać dobre imię, a nawet dostać szansę na powrót do wielkiej polityki w swojej ojczyźnie, Francji.
Był już na dnie. Wydawało się, że pozostały mu dwie możliwości: albo posiedzi do starości w więzieniu, albo na wolności będzie miał do odegrania jedynie rolę żywej przestrogi dla VIP-ów. Przestrogi przed zatraceniem się w namiętnościach na oczach opinii publicznej. Przed przedmiotowym traktowaniem kobiet. Przed zapominaniem, że w czasach nowoczesnej technologii, gdy każdy może zrobić każdemu zdjęcie doskonałej jakości i je zaprezentować milionom, VIP nie zawsze ma szansę skorzystać z innych praw niż te, które przysługują maluczkim.
Był na dnie, gdy prawie wszyscy uwierzyli słowom pokojówki z nowojorskiego hotelu, że Strauss-Kahn próbował ją zgwałcić. Gdy pokazano go zakutego w kajdanki. Gdy w świat popłynęły opowieści o jego samczych zapędach z przeszłości.
Teraz, gdy amerykańscy prokuratorzy zwątpili w wiarygodność pokojówki, przyszła banalna refleksja.
W czasach szybkich mediów winę ogłasza się natychmiast.
Byle szybciej od konkurencji. Bez dochodzenia, już nie mówiąc o wyroku. Niezależnie od tego, jak się sprawa skończy, trzeba powiedzieć, że zbyt łatwo przystąpiono do nagonki na byłego szefa MFW, w czym niewątpliwie miały udział jego wcześniejsze perypetie z pogranicza seksu i władzy.
Ale jeżeli się okaże, że pokojówka naprawdę kłamie, że wzięła udział w spisku na potężnego gracza na światowym rynku finansowym i na francuskiej scenie politycznej, to Dominique Strauss-Kahn ma szansę na równie błyskawiczną rehabilitację. Może się odbić od dna tak szybko, jak nie udało się to żadnemu z wcześniej niesłusznie oskarżanych. Może jeszcze zostać prezydentem Francji. I byłby to także swoisty symbol nowego świata polityki, moralności, mediów i technologii.
O możliwym zwolnieniu DSK z aresztu, w którym przebywał od 19 maja, pisał m.in. dziennik "New York Times". Według gazety, wątpliwości nie budzi sam fakt zbliżenia między DSK a pokojówką, ponieważ przeprowadzone badania medyczne dowodzą, że między Strauss-Kahnem a kobietą doszło do kontaktu seksualnego. Chodzi raczej o przekazane przez pokojówkę informacje na temat okoliczności zdarzenia i jej przeszłości. Pewne nieścisłości wykryto też w złożonym przez kobietę wniosku o azyl. Od sformułowania pierwszych zarzutów 14 maja kobieta miała kilkakrotnie skłamać. Prokuratorzy doszukali się także możliwych powiązań pochodzącej z Gwinei 32-letniej pokojówki z osobami zamieszanymi w działalność kryminalną, w tym handel narkotykami i pranie pieniędzy. "NYT" relacjonuje, że 14 maja, czyli w dniu, kiedy doszło do napaści seksualnej, kobieta rozmawiała przez telefon z pewnym przebywającym w więzieniu mężczyzną na temat ewentualnych korzyści z oskarżenia Strauss-Kahna. Mężczyzna ten miał w ciągu dwóch ostatnich lat wpłacać na konto kobiety duże sumy pieniędzy. "NYT" twierdzi, że w związku z tymi ustaleniami ciążące na Strauss-Kahnie zarzuty są bliskie obalenia. http://www.tvn24.pl/12691,1708918,0,1,p ... omosc.html
Co może "pierwsza lepsza kobieta" zrobić z każdym mężczyzną?!... W Polsce mieliśmy przykład z Anetą K.
____________________________________ Nie jesteś tym, kim myślisz, że jesteś - lecz tym, kim się stajesz, gdy myślisz kim jesteś.
01 lip 2011, 19:59
Re: Etyka, moralność, obyczaje
Owoce dojrzałe i popsute
Jako ksiądz nigdy nie dopuszczę, aby miał pan albo jakikolwiek inny członek pańskiego ugrupowania przede mną klękać, chyba że dla przyjęcia rozgrzeszenia – kapłan katolicki odpowiada Donaldowi Tuskowi
Premier Donald Tusk na konferencji prasowej we Włocławku 2 czerwca 2011 roku zapowiedział zamiar "wzięcia na tapetę" – w postaci jednego z pierwszych projektów w przyszłej kadencji – postulatu środowisk lewicowych o zalegalizowaniu tzw. związków partnerskich. Przypomnę, że projekt ten dotyczy specjalnych umów cywilnych, tzw. PACS ("Pacte civil de solidarite" – paktu solidarności), które zawierane byłyby przez zainteresowane osoby w formie pisemnej w obecności notariusza, a następne zgłaszane kierownikowi urzędu stanu cywilnego.
"Zbliżamy się do momentu, kiedy związki partnerskie byłyby do zaakceptowania zarówno przez większość w przyszłym Sejmie, jak i przez Polaków" – zadeklarował pan premier. Wyraził przy okazji przekonanie, że "Polacy dojrzewają do akceptacji związków partnerskich". Tylko czy dojrzewanie do przyjmowania rozwiązań, które wprowadziły państwa zachodnie, jest równoznaczne ze zbliżaniem się do modelu życia optymalnego z punktu widzenia dobra osób i społeczeństwa? W przypadku niektórych owoców łatwo pomylić to, co dojrzałe z tym, co nadpsute. (...) czytaj dalej
Leki podawane kobietom podczas procedury in vitro mogą zwiększać ryzyko pojawienia się zespołu Downa u dzieci – Chodzi o środki wykorzystywane do pobudzenia aktywności jajników – tłumaczył prof. Alan Handyside z Centrum Płodności, Ginekologii i Genetyki London Bridge. Dane na ten temat przedstawiono podczas konferencji Europejskiego Towarzystwa Rozrodu Człowieka i Embriologii.
Naukowcy analizowali zdrowie 34 matek, które przekroczyły 31. rok życia. Podawano im standardowe specyfiki przygotowujące do procedury in vitro. Kiedy naukowcy zbadali zapłodnione już komórki jajowe, odkryli liczne błędy genetyczne. Wiele spośród 100 zbadanych komórek nosiło mutacje charakterystyczne dla zespołu Downa (obecność dodatkowego chromosomu 21).
Wcześniej naukowcy sądzili, że takie błędy to wynik wieku matek (ryzyko pojawienia się takich wad wzrasta u starszych kobiet). Ale według prof. Handyside'a błędy w komórkach jajowych kobiet poddawanych procedurze zapłodnienia in vitro były inne, bardziej złożone.
– To może oznaczać, że przyczyną tych błędów jest stymulacja jajników. Podejrzewaliśmy wcześniej, że używane obecnie leki mają takie działanie. Musimy przeprowadzić teraz kolejne badania – mówi naukowiec.
A później jako wyborcy w dowód wdzięczności głosują na swoich - na tych którzy głosowali za nimi.
Tych z SLD
albo z PO
____________________________________ Videtur et hoc mihi Platforninem non debere esse Poza tym uważam że Platformę należy zniszczyć /Katon starszy/
04 lip 2011, 21:03
Re: Etyka, moralność, obyczaje
Siwiec powinien przeprosić
Propagandowy spektakl „premier Tusk pokazuje w Europarlamencie, jak przewodzi Europie” niezbyt się udał. Przede wszystkim przez nadgorliwość mediów elektronicznych, które nie ograniczyły się do transmisji samego przemówienia naszego premiera, pełnego rytualnych, ale w tym miejscu i okolicznościach jak najbardziej stosownych i dobrze przez Tuska podanych zaklęć o idei europejskiej, wzroście, dążeniu do wspólnej, świetlanej przyszłości etc. Ktoś bardzo chciał, żeby pokazano także, jak premier odpowiada na zadane mu pytania, uśmierzając wątpliwości i niepokoje, a w tym celu trzeba było rozciągnąć transmisję także na debatę. Po pierwsze, debaty w tym gronie zawsze są śmieszne, bo z ośmiuset sześćdziesięciu eurodeputowanych najchętniej biorą w nich udział różni ekscentrycy. Tu szczególnie marny prezent zrobił Tuskowi deputowany z Hiszpanii, czy raczej, jak dumnie podkreślał, z Katalonii, który pochwalił go za to, że jako „narodowość kaszubska” rozwala Polskę tak samo, jak oni, „narodowość katalońska”, rozwalają Hiszpanię; nie sądzę, żeby na nagłaśnianiu akurat takich pochwał premierowi zależało.
Po drugie, transmisja na żywo w trzech polskich telewizjach informacyjnych sprowokowała polskich eurodeputowanych do wygłoszenia słów paru do swoich wyborców, bo w przeciwieństwie do posłów sejmowych, ci europejscy szansy na to praktycznie nie miewają. I tak oto poseł Ziobro skorzystał z tej okazji, by wytknąć Tuskowi niepokojące zdarzenia, które mają miejsce za jego rządów i każą poważnie troskać się o nasze wolności obywatelskie. Można się spierać, czy to dobry moment aby sprawę podnosić na europejskim forum, ale na pewno wystąpienie to mieściło się w standardach przyzwoitej debaty; pomijając już, że zawierało samą prawdę.
Natomiast bardzo haniebnie zachował się w odpowiedzi na nie poseł Siwiec, oskarżając Ziobrę, że za czasów, gdy był ministrem sprawiedliwości „bandy uzbrojonych ludzi o szóstej rano wdzierały się do domów i aresztowały”, a jedna z tak potraktowanych osób popełniła samobójstwo.
Panu Siwcowi wolno brnąć w kłamstwa swego partyjnego kolegi Kalisza, i już mniejsza o to, że wszystkie wypadki rzekomych nadużyć władzy za czasów Kaczyńskiego i Ziobry zostały zbadane przez prokuratury − już za rządów obecnych − i w ani jednym wypadku nie znalazły one cienia potwierdzenia zarzucanych przez polityków i media nieprawidłowości, czy o to, że sam Kalisz, gołosłownie te zarzuty mimo wszystko podtrzymując, przyznał w swym raporcie, że Barbara Blida nie chciała popełnić samobójstwa, a tylko uniknąć aresztowania przez samookaleczenie, a zabiła się przy tym przypadkiem, co dość zasadniczo zmienia obraz sprawy.
Mniejsza. Idzie o te „bandy uzbrojonych ludzi”. Było nie było, chodzi o policję i ABW, istniejące wszak do dziś, jakkolwiek „odzyskane” przez nową władzę, konstytucyjne służby naszego państwa. I jeśli polski eurodeputowany na międzynarodowym forum nazywa je „bandami” tylko po to by dopiec konkurencyjnej partii to jest to coś więcej, niż zachowanie niestosowne. To są słowa, za które pan Siwiec powinien jak najszybciej publicznie przeprosić.
Polscy wyborcy przywykli już do zdziczenia naszej debaty politycznej, ale nie trzeba nim epatować Europy. http://blog.rp.pl/ziemkiewicz/
konstytucyjne służby naszego państwa polski eurodeputowany na międzynarodowym forum nazywa bandami
Wpuść chama na salony
____________________________________ Videtur et hoc mihi Platforninem non debere esse Poza tym uważam że Platformę należy zniszczyć /Katon starszy/
Ostatnio edytowano 06 lip 2011, 20:46 przez Badman, łącznie edytowano 2 razy
06 lip 2011, 20:31
Re: Etyka, moralność, obyczaje
; ; Sensacja, rewelacja! Ameryka zafascynowana zbrodnią! Matka zabiła dziecko tylko po to, by móc imprezować! 150 mln mieszkańców USA z zapartym tchem śledzi proces morderczyni! Nagłe zwroty akcji i coraz to nowe kłamstwa! Oglądalność bije rekordy! Amerykanie wykupują zapasy chipsów i cocacoli! Stacje nie nadają reklam! Sprawa nie schodzi z czołówek mediów! Amerykanie wykupują całe nakłady prasy! Drukarnie nie nadążają z drukiem prasy! Relacje z procesu na żywo każdego dnia w barach czy pizzeriach! Rosnący długu publiczny czy wojnie w Libii to pikuś w prównania z tą sprawą! Sprawa głośniejsza od procesu O.J. Simpsona w 1995 roku ! Dostanie się na salę sądową trudniejsze niż kupno biletu do parku rozrywki! Brak biletów do wejścia na proces! Przepychanki i bójki w walce o bilet! Hollywood już szuka obsady do filmu! Tłumy chętnych do zagrania w filmie na castingach! Przewidywane krociowe zyski z dystrybucji filmu! Wydawnictwa biją się o prawo do wydania ewentualnej książki! 25-latka zarobi fortunę na umowach z wydawcami książek i producentami filmów! Dlaczego miałaby nie zarobić na swojej historii?! Jeśli jest potworem to jeszcze o niej usłyszymy w wielu stacjach radiowych i telewizyjnych!*
A wszystko dlatego, że: dwudziestoparoletnia Casey Anthony zamordowała z zimną krwią dwuletnią córeczkę.
Proces atrakcyjnej Casey Anthony, oskarżonej o zamordowanie z zimną krwią swojej ślicznej, dwuletniej córeczki, tygodniami z zapartym tchem śledziły miliony Amerykanów. Po kontrowersyjnym wyroku sprawa nie schodzi z czołówek mediów, a Hollywood już szuka obsady do filmu
Czy szczupła, długowłosa dwudziestoparolatka utopiła swoją dwuletnią córeczkę, aby znów móc swobodnie imprezować? Czy naprawdę, jak twierdziła prokuratura, jeździła ze zwłokami dziecka ukrytymi w bagażniku swojego auta, zanim porzuciła je w lesie w pobliżu domu? Dlaczego specjaliści nigdy nie ustalili dokładnego czasu ani przyczyny zgonu malutkiej Caylee? Dlaczego okłamywała śledczych? Czy czeka ją śmierć, czy tylko dożywotnie więzienie? To tylko część z wielu pytań, na które w największych stacjach telewizyjnych odpowiadali przez ponad siedem tygodni znani prawnicy i byli detektywi.
Zbrodnia z najlepszą oglądalnością Nowości z sali rozpraw spychały na dalsze miejsca w serwisach informacyjnych wiadomości o Baracku Obamie, rosnącym długu publicznym czy wojnie w Libii. Sprawa Casey poruszyła bowiem dziesiątki milionów Amerykanów. Według sondażu Gallupa wiadomości o ogłoszonym w tym tygodniu wyroku śledziła połowa z ok. 310 mln mieszkańców USA. Relacje z rozpoczętego w maju procesu na żywo każdego dnia pokazywano w barach czy pizzeriach, a ci, którzy akurat nie mieli dostępu do telewizora, mogli oglądać transmisję choćby na swoich iPhone'ach.
Dlaczego ktoś z premedytacja w okrutny sposób zabija inną osobę? Zdaniem większości ekspertów od procesu O.J. Simpsona w 1995 roku nie było w Stanach Zjednoczonych tak głośnej sprawy jak ta. Odbywający się w Orlando na Florydzie proces Casey Anthony przyciągał więc tłumy turystów – nie tylko z całej Ameryki, ale również z Niemiec, Holandii czy Wielkiej Brytanii – którzy od karmienia delfinów czy zabawy u Walta Disneya woleli na własne oczy oglądać słynne rozprawy. Dostanie się na salę sądową było jednak o wiele trudniejsze niż kupno biletu do parku rozrywki. Aby zająć jedno z 50 przeznaczonych dla publiczności miejsc, niektórzy przed budynkiem sądu koczowali nawet przez całą noc. A ponieważ wejściówek było o wiele mniej niż chętnych, przed wejściem zdarzały się również przepychanki, a nawet bójki z próbującymi ominąć kolejkę.
Mord jak u Shakespeare'a – Ameryka to kraj żądny przygód. Lubimy zagadkowe, tajemnicze sprawy, w wypadku których rozwiązanie jest niepewne, a prawda niejasna. Między innymi dlatego tak wiele jest w naszej telewizji programów o kryminalnych zagadkach. Ten proces dawał zaś szansę, aby samemu próbować wcielić się w rolę analityka CSI, który wyjaśnia zbrodnię. A sprawa była tak skomplikowana i niejasna, że można było odnieść wrażenie, że to sztuka Williama Shakespeare'a – tak obsesję na punkcie procesu Casey Anthony tłumaczy „Rz" Frank Farley, profesor psychologii w Temple University, były prezes Amerykańskiego Stowarzyszenia Psychologów. – Oprócz zagadkowości było mnóstwo czynników, które przyciągały ludzi do tej sprawy. Nieznana wcześniej, atrakcyjna młoda kobieta, mieszkająca z mamą i tatą w ich malutkim domku na ulicy, która wygląda tak, jak każda inna w Ameryce, została oskarżona o zabójstwo ślicznej córeczki. O mój Boże! Jak ona mogła to zrobić?! – zauważa Franke Farley i dodaje, że Amerykanie, tak jak ludzie na całym świecie, stanowczo potępiają ludzi zabijających niewinne dzieci.
Uwagę milionów ludzi podtrzymywały też wychodzące na jaw kłopoty całej rodziny Anthony. A także nagłe zwroty akcji i coraz to nowe kłamstwa. Casey kłamała m.in., mówiąc, że jej córeczka była pod opieką niani, opowiadając, że była zatrudniona w Universal Studios i że otrzymała telefon od zaginionej dwulatki. – Ludzkość od wieków jest zafascynowana złem, przemocą i horrorami. Rozumiemy i znamy normalne życie. Ale dlaczego ktoś z premedytacją w okrutny sposób zabija inną osobę? Czy matka rzeczywiście jest zdolna do zabicia dziecka tylko po to, by móc imprezować? – zauważa profesor Farley. Podkreśla on także, że dla Amerykanów zmagających się obecnie z problemami gospodarczymi i wysokim bezrobociem, ten fascynujący proces był świetną odskocznią. – Dzięki niemu wiele osób mogło zapomnieć o tym, że nie mają pracy. A przecież w każdym kraju, w każdym sądzie, gdy zacznie się śledzić jakąś sprawę o morderstwo, to staje się ona interesująca – dodaje. Amerykańskie telewizje pokazują różne głośne procesy już od lat 50. XX wieku, wzbudzając w widzach chęć oglądania kolejnych zagadkowych spraw.
Skazana przez media, uniewinniona przez sąd Tłumy i media zgodnie żądały krwi albo co najmniej długoletniego więzienia. Casey Anthony została jednak uniewinniona z najważniejszego oskarżenia o zamordowanie dziecka i skazana jedynie za okłamywanie śledczych. Usłyszała więc wyrok czterech tysięcy dolarów grzywny i czterech lat więzienia, z których już prawie trzy odsiedziała, a część wyroku anulowano jej za dobre sprawowanie. Już 17 lipca młoda kobieta ma więc odzyskać wolność. – Wyjdzie zza krat, ale nie wiem, do jakiego stopnia będzie wolna. Wątpię, by w tym kraju było jakiekolwiek miejsce, gdzie mogłaby swobodnie chodzić po ulicach – mówił dziennikarzom adwokat Cheney Mason. Celebryci, aktorzy, komicy, opinia publiczna i wielu występujących w telewizjach prawników nie może pogodzić się z takim wyrokiem. – Ta ława przysięgłych zignorowała naukowe dowody. Wygląda na to, że znaleźli ostatnie 12 osób, które wciąż wierzą, że ziemia jest płaska – przekonywała nowojorska prawniczka Susan Moss. Z sondażu przeprowadzonego przez „USA Today" i ośrodek Gallupa wynika zaś, że aż 64 proc. Amerykanów uważa, że Anthony jest na pewno lub prawdopodobnie winna morderstwa. Oburzeni aktywiści już proponują zmiany w prawie, które ułatwiłyby skazywanie takich matek jak Casey. – Ja akurat uważam, że ława przysięgłych podjęła właściwą decyzję, bo nie sądzę, aby w tej sprawie można było udowodnić winę. Jeden ekspert mówił jedno, drugi mówił co innego. Jestem jednak pewny, że Hollywood zrobi o tym film – mówi „Rz" profesor Frank Farley.
Miliony czekają Zdaniem ekspertów 25-latka może zarobić fortunę na umowach z wydawcami książek czy producentami z Hollywood. Według plotkarskich tabloidów Casey ma zagrać Kristen Stewart. – Dlaczego miałaby nie zarobić na swojej historii? – pytał w CNN adwokat Drew Findling. – Było tyle różnych przypadków, gdy na procesach wzbogacali się świadkowie prokuratury. W sprawie O.J. Simpsona nawet prokurator, który przegrał sprawę, wydał książki i zarobił na tym pieniądze – podkreślał Findling. – Jeśli jest takim potworem, jak uważa sąd złożony z opinii publicznej... to jeszcze o niej usłyszymy – mówił dr Drew Pinsky, amerykański lekarz celebryta, który ma wiele różnych programów w stacjach radiowych i telewizyjnych.
22-letni Polak Dawid Struciński walczy o życie w szpitalu w Jersey po tym, jak kilka dni temu został brutalnie pobity przez grupę nastolatków. Chłopak chciał pomóc swojemu znajomemu, którego napastnicy zaatakowali pierwszego. Koledzy Dawida są wstrząśnięci. Zorganizowali koncert charytatywny, by pomóc mu opłacić koszty leczenia. Wszystko wydarzyło się w zeszłą niedzielę nad ranem w Bayonne - niewielkim miasteczku w stanie New Jersey, gdzie mieszka dużo Polaków. Dawid wychodził z całodobowego sklepu kiedy zobaczył, że grupa młodych ludzi zaczepia jego znajomego. Postanowił interweniować. Wówczas złość około 13 nastolatków, którzy – jak ujawniła później policja – byli pod wpływem alkoholu, skierowała się przeciwko niemu. Atak zarejestrowała jedna z ulicznych kamer. Na filmie widać jak kilku napastników wielokrotnie bije i kopie Dawida po głowie. Struciński przeżył atak i trafił do szpitala w Jersey, jego stan jest jednak bardzo ciężki. Choć od zdarzenia minął już tydzień, 22-latek wciąż jest w śpiączce, a jego stan poprawił się przez ten czas niewiele. Lekarze są jednak dobrej myśli, bo od pewnego czasu Polak oddycha samodzielnie. Policja prowadzi intensywne śledztwo w tej sprawie. Aresztowano już kilka osób, które uczestniczyły w bójce. Wszyscy są niepełnoletni. Mają od 14 do 17 lat i - tak jak Dawid - są mieszkańcami Bayonne. Zastępca szefa policji w Bayonne Ralph Scianni zapewnia, że schwytani zostaną wszyscy, którzy uczestniczyli w bójce. Tym, którzy już są w rękach policji postawiono zarzuty napaści i sprowadzenia zagrożenia życia ofiary.
Pobiciem 22-letniego Dawida Strucińskiego, który przyjechał do USA z rodzicami jako kilkuletni chłopak, wstrząśnięci są jego przyjaciele. - Nie mogę uwierzyć, że to spotkało właśnie jego – mówi Steve Grau, jeden z najbliższych kolegów Dawida. - To jedna z najwspanialszych osób jakie kiedykolwiek poznałem – dodaje. O pobiciu Polaka na pierwszych stronach informowały lokalne gazety amerykańskie i polonijne. Obszerną relację z Bayonne nadała także telewizja CBS New York. Burmistrz Bayonne Mark Smith powiedział, że wszystkie okoliczności zdarzenia zostaną wyjaśnione, a winni odpowiedzą za pobicie. Steve Grau wraz przyjaciółmi i liczną w Bayonne Polonią zorganizował koncert charytatywny w tamtejszym Domu Polsko-Amerykańskim. Uruchomiono także stronę internetową, przez którą można wpłacać datki na rzecz Dawida Strucińskiego. 22-latek, świeżo upieczony absolwent kryminalistyki na Rutgers University był właśnie w trakcie poszukiwania pracy. Codziennie wysyłał swoje CV. Marzył o tym, że kiedyś będzie pracował w FBI.
____________________________________ Videtur et hoc mihi Platforninem non debere esse Poza tym uważam że Platformę należy zniszczyć /Katon starszy/
10 lip 2011, 10:24
Re: Etyka, moralność, obyczaje
USA kraina marzeń i snów...
____________________________________ "Ludzie cały czas żyją w strachu. Boimy się pogody, boimy się władzy, boimy się nocy i potworów, które czają się w mroku. Boimy się starości i śmierci. Niektórzy boją się nawet życia. Ludzie czują strach w prawie każdej minucie swego istnienia."
Nie możesz rozpoczynać nowych wątków Nie możesz odpowiadać w wątkach Nie możesz edytować swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz dodawać załączników