____________________________________ Videtur et hoc mihi Platforninem non debere esse Poza tym uważam że Platformę należy zniszczyć /Katon starszy/
08 gru 2013, 22:08
Re: Kącik Kulturalno-Patriotyczny
Skazana na najwyższy wyrok w stanie wojennym o "nieznanych sprawcach" Jaruzelskiego
Załącznik:
EN_00165379_001_640x0_rozmiar-niestandardowy.jpg
Specjalnie dla "SE" Ewa Houee-Kubasiewicz, działaczka skazana na 10 lat więzienia - najwyższy wyrok stanu wojennego.
"Super Express": - Po wprowadzeniu stanu wojennego przez Wojciecha Jaruzelskiego otrzymała pani najwyższy z wydanych wówczas wyroków. 10 lat więzienia i 5 lat pozbawienia praw publicznych. Trudno jednak znaleźć pani nazwisko w mediach, przy obchodach rocznicowych. Tam paradują inni.
Ewa Kubasiewicz-Houee: - Wielu ludzi na tych obchodach się nie pojawia lub jest zapomnianych. Tam wolą swoje samozadowolenie i zachwyt, że Wajda zrobił film o Wałęsie. O wielu ludziach z Solidarności przypomniał dopiero prezydent Lech Kaczyński i mnie również odznaczył w 2007 r. Zresztą ja marzyłam o wolnej Polsce, a nie karierze politycznej. - Z tymi kolegami, którzy zostali w polskiej polityce, spotyka się pani po latach? - Niektórzy z moich przyjaciół po 1989 r. nie chcieli mieć z taką polityką nic wspólnego. Spotykam się jednak także z tymi, z którymi nie zawsze się zgadzam. Kilkakrotnie rozmawiałam z Antkiem Mężydłą, ale nie bardzo rozumiem, co on robi dziś w tej Platformie. Myślę, że wiele osób dokłada starań, aby tylko utrzymać stanowiska. Ktoś powie, że łatwo mi mówić, bo jestem we Francji. Wiem jednak, że w Polsce jest ciężko. W Polsce, gdzie mieszka mój syn, synowa i wnuki, bywam bardzo często. Kiedy wystąpiłam o emeryturę w 2001 r., to przyznano mi 507 zł. I znam naprawdę wielu uczciwych, odważnych ludzi z lat 80., którzy dziś przymierają głodem.
- Nie słychać zachwytu w pani głosie nad współczesną Polską. - Martwię się stanem naszego kraju. Nie tak widziałam jego przyszłość, będąc w opozycji. Po 1989 roku staliśmy się państwem olbrzymich nierówności społecznych. Zarówno ludzie dorośli, jak i dzieci umierają, nie mając właściwej opieki medycznej, a korporacje i banki często zwolnione są z płacenia podatków. Nie po to wychodzi się z totalitaryzmu, żeby wpaść w jakiś dziki kapitalizm i neoliberalizm. Mam nadzieję, że moje wnuki i pańskie dzieci doczekają czegoś lepszego. - Wróćmy do czasów znacznie gorszych, czyli PRL. Do tej kary 10 lat... - Pracowałam w Wyższej Szkole Morskiej, która była uczelnią paramilitarną. Ówczesny rektor przestrzegał mnie nawet, że moja działalność może być inaczej oceniana niż np. na uniwersytecie. Zrobili proces pokazowy, by nastraszyć społeczeństwo. Na 31 stycznia zapowiadano wielką demonstrację opozycji, a mój proces odbył się 1-3 lutego. Poza tym należałam do tzw. gwiazdozbioru, którego władza szczególnie nienawidziła.
- Czyli najbliższych współpracowników Joanny i Andrzeja Gwiazdów. - I przyznam, że nie trafiłam tam dlatego, że od początku uważałam Wałęsę za złego szefa Solidarności. Przeciwnie, na początku byłam do niego tak samo entuzjastycznie nastawiona, jak tłumy pod stocznią. Dopiero kiedy wybrano mnie do zarządu regionu i zobaczyłam jego rządy w praktyce, to entuzjazm mi przeszedł.
- To znaczy? - Robił, co mu się podobało, nie liczył się z postulatami ludzi. Łamał statut, wskazując ludzi palcem do prezydium zarządu, a statut mówił o wyborach. I ludzie mu ulegali, bo Wałęsa był już znany. Gdy ktoś mu się sprzeciwiał, odstawiał teatr. Wchodził, wychodził, trzaskał drzwiami. Groził, że odejdzie, mówiąc "dopiero świat się zdziwi" i "nie dostaniecie grosza na działalność".
- Pani podała się jednak do dymisji, razem m.in. z Aliną Pieńkowską. - Tak, do dymisji na znak protestu podało się 15 osób, a później dołączyły inne. W sumie ponad trzecia część władz. Chcieliśmy, szumnie mówiąc, zwrócić uwagę Polski na to, że w Solidarności źle się dzieje.
- Władza uderzyła Wałęsie do głowy? - To możliwe. Robotnik, którego media na całym świecie wynoszą na piedestał w takim tempie?! Większe znaczenie miało jednak to, że nawet gdy zarząd coś przegłosował, nie można było nic zrobić przy sprzeciwie Wałęsy. Wtedy nikt nie miał dokumentów i można było jedynie się domyślać, że coś jest nie tak. IPN opublikował je dopiero po wielu latach.
- Pani los w kraju rządzonym przez juntę Jaruzelskiego poruszył cały świat. - Rzeczywiście, m.in. dlatego wylądowałam we Francji. 10 lat więzienia na podstawie jedynego dowodu rzeczowego, jakim była jedna ulotka... To wywołało szok. Tym bardziej że moje działania przed 13 grudnia oficjalnie obejmowała abolicja. Nieoficjalnie, jak widać, nie objęła. Wpływ na wyrok miało zapewne także to, że w ramach uczelni uruchomiliśmy wydawnictwo, które narobiło szumu. Wydrukowaliśmy 6 książek, m.in. "Węgry 56, 13 dni nadziei" Copacsiego.
- Samo wprowadzenie stanu wojennego było dla pani zaskoczeniem? - Spodziewaliśmy się tego od marca, od pobicia Rulewskiego i innych przez milicję. Jaruzelski chciał przetestować, jak daleko może się posunąć. I Solidarność zrobiła olbrzymi błąd, odwołując bezwzględny strajk ogólnopolski. Test wypadł dla Jaruzelskiego pomyślnie. Pokazał, że związek nie jest tak mocny i jednomyślny.
- Z pani książki "Bez prawa powrotu" dowiedziałem się nie tylko o pani konflikcie z Wałęsą, ale także z Bogdanem Borusewiczem. Oskarżył bezpodstawnie pani męża o to, że jest donosicielem SB. - Tak. Borusewicz robił wszystko, by odsunąć "gwiazdozbiór". Podstawiał nam nogę. Warto może by było zapytać jego.
- Bogdan Borusewicz z "SE" nie rozmawia. Obraził się, gdy ujawniliśmy, że w roli marszałka Senatu sam sobie przyznał 50 tys. złotych nagrody. - No cóż... Przykre. Dobrze opisuje tamte wydarzenia lider Solidarności Walczącej, Andrzej Kołodziej w książce "Zaciskanie pięści". Odcinanie dostępu do druku ludzi "gwiazdozbioru" i inne utrudnienia.
- Dziś wielu ludzi opowiada głupstwa o "łagodnej dyktaturze Jaruzelskiego". Pani syn Marek Czachor, dziś profesor fizyki, trafił w latach 80. do więzienia. Jeden z pani braci zmarł. Drugiego zamordowało SB w 1988 r. - Ówczesna sytuacja nie była bez wpływu na zawał serca Ryszarda. Kiedy siedziałam, moją mamę non stop nachodziło SB, strasząc, że znajdzie swojego drugiego syna przejechanego na torach. Andrzeja wielokrotnie zatrzymywali i bili. Kiedy wyszłam za mąż za Ives'a Houée, działacza Amnesty International, i zamieszkałam z nim we Francji, zostałam szefem struktur zagranicznych Solidarności Walczącej. To była dość trudna działalność, gdyż na Zachodzie tłumaczono nazwę tak, jakby chodziło o walkę z karabinem w ręce. Nic takiego! Chodziło o to, że w przeciwieństwie do Wałęsy i jego otoczenia my nie chcieliśmy się dogadywać z komunistami, ale nadal walczyć. - I w czerwcu 1988 r. dowiedziała się pani, że SB zamordowało pani brata. - Przyznam, że ciąży mi myśl, że mogła się do tego przyczynić zarówno moja działalność, jak i działalność mojego syna, który był jednym z czterech w kraju jawnych przedstawicieli SW. Oczywiście, jak to za czasów Jaruzelskiego, zrobili to "nieznani sprawcy". Brata znaleziono z głową wciśniętą pod kaloryfer. Lekarz z pogotowia stwierdził, że nie była to śmierć naturalna, ale w oficjalnej opinii znalazła się informacja, że to był... zawał serca. Zawał?! Z wgniecioną czaszką, podrapaną twarzą, i zniknięciem ubrania? Bzdury.
- Po 1989 r. udało się skazać sprawców? - Ależ skąd! Dopiero jakieś 2-3 lata temu prokurator IPN wszczęła śledztwo w tej sprawie, ale to nic nie dało. A to, że go maltretowano, bito, zamykano - zostało umorzone ze względu na przedawnienie.
- Dopiero dwa lata temu? Polska jest właściwie jedynym krajem, któremu nie wyszło ściganie bandytów. Nie tylko wykonawców z MO czy SB, ale też Jaruzelskiego czy Kiszczaka. - Nie mieliśmy porządnej lustracji. Służby wojskowe, prokuratura, sądownictwo itp. nie zostały nigdy zlustrowane. Z pewnością są u władzy ludzie, którzy się jej bardzo obawiają. A iluż z nich mogło być przez lata szantażowanych ze względu na papiery SB? Mnie inwigilował m.in. znany agent Janusz Molke. W książce Bogdana Rymanowskiego Molke mówi wprost, że starał się po 1989 r. o pracę w UOP, bo w resortach pracowali jego dawni koledzy. A dziś w IPN nie ma zbyt wielu "cywilnych" dokumentów na mój temat, ale zapewne nie ma też dokumentów tych, którzy piastowali różne stanowiska po 1989 roku.
Nie masz wystarczających uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego postu.
15 gru 2013, 06:03
Re: Kącik Kulturalno-Patriotyczny
Skandal w Teatrze Starym, widzowie oburzeni. Spektakl przerwano.
Skandal w Teatrze Starym w Krakowie. Spektakl "Do Damaszku" w reżyserii Jana Klaty musiał zostać przerwany. Widzowie byli bowiem oburzeni tym, co zobaczyli na scenie. Z widowni słychać było krzyki: Wstyd! Hańba! Dość! To jest Teatr Narodowy! Z kolei reżyser wykrzykiwał w stronę widzów: Wynoście się stąd! Salę opuściło kilkadziesiąt osób. Widzowie byli zniesmaczeni widokiem Krzysztofa Globisza "kopulującego ze scenografią" oraz Dorotą Segdą, która imitowała akt seksualny - podaje portal wPolityce.pl.
"Zdarzyła się rzecz historyczna, chyba pierwszy raz w dziejach Teatru Starego spektakl przerwano. Zaczęła się dyskusja aktorów stojących na scenie i ludzi, którym się to nie podobało. Pan Klata w swoim zarozumialstwie wykrzykiwał: wynoście się stąd!" - opisywał wydarzenia Witold Gadowski, który był wśród widzów. W tej sztuce jest żenująca pustka intelektualna Zdaniem Gadowskiego sam spektakl był wulgarny i pozbawiony przekazu. "Każdy, nawet najbardziej szokujący środek wyrazu się broni w momencie, gdy stoi za nim jakiś zamysł twórczy, pewna inteligencja, która pobudza do myślenia. Tymczasem w tej sztuce jest żenująca pustka intelektualna. Sądzę, że panu Klacie nie staje już intelektu" - ocenia publicysta wPolityce.
Portal podaje również, że podczas spektaklu "do Krzysztofa Globisza podeszła starsza pani, wyglądająca na jego znajomą. Coś do niego powiedziała. Widzowie widzieli później zmieszanie i łzy w jego oczach. Do Doroty Segdy, która w wulgarnej scenie imitowała kopulację, podszedł Stanisław Markowski z pytaniem czy naprawdę chce zostać "złapana" w takiej pozie." Jan Klata od stycznia 2013 r. pełni funkcję dyrektora Narodowego Starego Teatru.
Rzeczywiście - do czego ten kraj zdążą? Zmasowane ataki na kościół - nie na poszczególne przypadki, które zdarzaja się w każdej grupie społecznej i Kościół niczym tu się nie wyróżnia ani na minus ani na plus, ale tylko kościół jako całość jest atakowany. Promowanie gejostwa - Joanna Szczepkowska jakiś czas temu powiedziała głośno co się dzieje w teatrach. A w końcu pornografia w każdej postaci - jak choćby powyższy przykład.
"Spektakle są słabe, aktorzy rezygnują, stara publiczność nie ma na co chodzić. Klata musi odejść!"
Zaczęło się od oburzenia sceną seksu z udziałem Doroty Segdy i Krzysztofa Globisza, dziś aktorzy obrzucani są błotem, część z nich rezygnuje z udziału w kolejnym projekcie teatralnym, związana z Teatrem Starym od 50 lat Anna Polony opuszcza zespół, a dyrektor Jan Klata otrzymuje listy z pogróżkami. W związku z powyższym zdecydowano się wstrzymać premierę kolejnego spektaklu w obawie o własne i zespołu bezpieczeństwo.
Co dalej z Teatrem Starym? Czy Jan Klata zostanie odwołany ze stanowiska dyrektora? Czy krytyka kierowana pod jego adresem jest zasadna? Czy teatr, który w nazwie ma "narodowy", ma prawo pokazywać sceny takie jak ta z Globiszem i Segdą? A jeśli nie, to co może pokazywać? Jaka sztuka będzie nawiązaniem do tradycji, a jednocześnie okaże się czymś zupełnie nowym, ciekawym i będzie wyzwaniem dla współczesnej publiczności? Co jest ważniejsze - oczekiwania krytyków i społeczeństwa czy wizja artysty, którego misją jest przełamywanie schematów, podważanie mitów, pobudzanie do dyskusji, a nie wyłącznie głaskanie wieszczów?
Dawno w Krakowie nie było takiej afery Film z nagraniem protestu z 14 listopada 2013 roku umieścił w internecie tygodnik "Do Rzeczy". Do dziś odtworzono go niemal pół miliona razy. "Faustyno, ty k...", "Globisz! Wstyd!" - padały niecenzuralne stwierdzenia pod adresem aktorów. "To jest teatr na-ro-do-wy!" - skandowano.
Takiego skandalu w Narodowym Teatrze Starym w Krakowie jeszcze nie było. Po raz pierwszy przerwano spektakl z powodu oburzenia zniesmaczonych widzów. Nie mogli patrzeć na Krzysztofa Globisza kopulującego ze scenografią, ani na Dorotę Segdę wulgarnie imitującą akt seksualny. Wszystko okazało się zorganizowaną akcją "oburzonych", którzy zaplanowali atak na Klatę z gwizdkami w najbardziej dotkliwym dla dyrektora momencie - w samym środku przedstawienia. Od tamtej pory w Krakowie toczy się kampania przeciwko dyrekcji Jana Klaty; częściowo szeptana, częściowo na łamach "Dziennika Polskiego". Jak pisze "Syfilisweek", autorzy i rozmówcy dziennika nie przebierają w słowach - "Pustka w czystej formie", "Z desek Starego padają w naszą stronę prawdy, którymi ekscytować się może co najwyżej gwałtownie dojrzewający 16-latek", "Dokąd prowadzi ta droga?". Ostatnio również słynna aktorka, Anna Polony, zdecydowała się odejść z zespołu. - Nie podoba mi się ten styl teatru, ja się źle w takim teatrze czuję i w związku z tym żegnam się już ze sceną, z którą byłam związana 50 lat - skomentowała w rozmowie z radiem RMF FM.
Według niej, w przygotowanej inscenizacji "Nie-Boskiej komedii", której premiera w końcu została odwołana, reżyser Konrad Swinarski zostanie przedstawiony jako antysemita. Polony grała przed laty u Swinarskiego w "Nie-Boskiej komedii" rolę Orcia. - Wykorzystano Swinarskiego w sposób niegodny - argumentowała, informując o swoim odejściu. Z udziału w przygotowanej na grudzień "Nie-Boskiej..." zrezygnowało również kilku aktorów, między innymi Anna Dymna, Bolesław Brzozowski, Mieczysław Grąbka, Tadeusz Huk, Ryszard Łukowski, Jacek Romanowski i Krzysztof Zawadzki.
Według "Dziennika Polskiego" aktorzy odmówili udziału w próbach, bo przygotowywana inscenizacja "jest wielką prowokacją, niemającą nic wspólnego z tekstem wieszcza ani z inscenizacją jego tragedii wystawioną w 1965 r. przez Konrada Swinarskiego". "Dziennik Polski" napisał, że spektakl powstaje bez scenopisu, a "zdania, jakie padają, są efektem improwizacji aktorów na temat polskiego antysemityzmu, rzekomo obecnego w inscenizacji Swinarskiego". Wielu krytyków uważa, że Klata, który objął stanowisko dyrektora Teatru Starego w styczniu 2013 roku, wprowadza zbyt drastyczne zmiany i zdecydowanie za szybko. Nie podoba im się, że angażuje do pracy młodych, nieprzygotowanych często reżyserów (którzy na próby przychodzą bez tekstu oraz koncepcji) oraz podważa twórczość wieszczów.
Jan Klata odpiera zarzuty. Po proteście podczas spektaklu "Do Damaszku", w rozmowie z michnikowym szmatławcem tak komentował całe zajście: - Jestem głęboko zażenowany chamskim zachowaniem grupy krzykaczy, którzy mienią się obrońcami wysokiej kultury. Szczególnie mi przykro, że obrażeni zostali aktorzy. Jeśli ktoś mianuje się inteligencją krakowską, a nie jest w stanie odróżnić aktorki od granej przez nią roli, to znaczy, że nie jest przygotowany do odbioru sztuki. Boję się, co by było, gdyby na ulicach Krakowa pojawił się Anthony Hopkins, chyba zostałby zlinczowany za rolę Hannibala Lectera. - Ja rozumiem, że w Teatrze Polskim powinny być wystawiane tylko polskie sztuki, a w Teatrze Rozmaitości rozmaite, a w Teatrze Łaźnia Nowa powinniśmy grać na golasa - ironizował, po czym wyjaśniał: - Artyści, zwłaszcza w teatrze narodowym, są powołani do tego, żeby na nowo tę naszą tkankę narodową badać, nakłuwać, sprawdzać i dopiero wtedy zobaczyć, co z tego zostaje.
Klata krytykuje postawę krakowskich krytyków, których nazywa malkontentami, którzy zamiast mieć podejście "ja nic nie rozumiem, jakie to głupie", powinni otworzyć się na coś zupełnie nowego: - Dla części publiczności sztukę w Krakowie robią wyłącznie martwi twórcy - śmieje się w rozmowie z "Syfilisweekiem". "(...) więc ci, którzy we dnie i w nocy marzą o mojej dymisji, trudzą się na próżno - żartuje w rozmowie z "Syfilisweekiem" Klata. I dodaje: - Myślę, że sensownie byłoby zaczynać dyskusję na temat obranego kierunku po pierwszym pełnym sezonie, czyli latem 2014 roku. Wtedy będzie można zdać raport z tego, co się udało, a co wymaga korekty.
Ale w tym momencie chyba nie jest najważniejsze to, czy ten kierunek jest dobry czy nie, czy spektakle "Do Damaszku" i "Nie-Boska komedia" naprawdę obrażają polską tradycję czy są interesującym, wartym uwagi eksperymentem, ale to, kiedy i w jaki sposób wydaje się swoją opinię na ich temat. Póki co, odpowiedź na pytanie "kiedy?" brzmi - jeszcze przed obejrzeniem spektaklu, a "jak?" - w sposób wulgarny i pozbawiony szacunku wobec zarówno twórców, jak i tych, których dana sztuka mogła zainteresować. Ten wulgarny lud zmusił jednak twórców do tymczasowego wywieszenia białej flagi. Planowanej na grudzień premiery "Nie-Boskiej..." nie będzie. Lud triumfuje. Przynajmniej ta jego część, która krzyczy najgłośniej. A co z resztą?
Klata krytykuje krakowskich krytyków. Klata niech lepiej weźmie leki na głowę. Bo wyraźnie widać że mu brakuje w niej oleju. I piątej klepki. Skoro według niego bez kopulacji, d.py i seksu to już nie ma sztuki?
____________________________________ Videtur et hoc mihi Platforninem non debere esse Poza tym uważam że Platformę należy zniszczyć /Katon starszy/
18 gru 2013, 23:34
Re: Kącik Kulturalno-Patriotyczny
1/ Nowa funkcja planisty stanu wojennego. 13 grudnia omawiał ją z szefem MON
Załącznik:
5773696-general-franciszek-puchala-643-385.jpg
"Minister Siemoniak powinien być czujniejszy w takich sprawach" - tak historyk prof. Antoni Dudek komentuje nominację dla gen. Franciszka Puchały na prezesa największej żołnierskiej organizacji reprezentującej byłych wojskowych. A także datę spotkania generała, niegdyś planisty stanu wojennego, z szefem MON. Doszło do niego 13 grudnia.
- Gen. Puchała pracował nad operacyjnym planem stanu wojennego, który był uderzeniem w "Solidarność" i aspiracje niepodległościowe narodu polskiego - w ten sposób, w rozmowie z "Rzeczpospolitą", charakteryzuje wojskowego były wiceminister obrony narodowej, Romuald Szeremietiew.
Gazeta przypomina, że gen. Puchała nad planem operacji pracował razem z płk. Ryszardem Kuklińskim, a po jego ucieczce z kraju zeznawał w jego procesie. Wspominane są również inne epizody jego zawodowej kariery, m.in. ukończone w Moskwie studia w zakresie wojskowości, szefowanie Zarządowi Operacyjnemu Sztabu Generalnego Wojska Polskiego, który planował ofensywę na Zachód, a także dobrą znajomość z Wojciechem Jaruzelskim.
- Znam gen. Puchałę i wiem, że uważa się za wojskowego profesjonalistę, który jedynie wykonywał polecenia i rozkazy. Kiedyś spytałem go nawet, jak ten profesjonalizm godzi z etosem żołnierza - dodaje Szeremietiew.
Pikanterii całej sprawie dodaje fakt, że generał, którego coraz częściej można było zobaczyć w Sejmie, spotkał się z szefem MON Tomaszem Siemoniakiem 13 grudnia - w rocznicę wprowadzenia stanu wojennego. Rzecznik MON Jacek Sońta tłumaczy to przypadkiem i napiętym harmonogramem ministra. Jednak zdaniem historyka Antoniego Dudka, minister powinien być czujniejszy.
- Ta nominacja to kolejny dowód na to, jak powoli następuje proces zmian w armii, którą odziedziczyliśmy po 45 latach komunistycznej dyktatury - podsumowuje prof. Dudek.
2/ Największy sukces Jaruzelskiego? Przezes IPN: Ludzie wierzą w fałszywą wersję wydarzeń
Choć stan wojenny poniósł klęskę, a komunizm upadł, to jednak zdaniem prezesa IPN, generał Jaruzelski odniósł pewien sukces. To wmówienie dużej części obywateli, że bez zaaresztowania opozycji i wprowadzenia wojska na ulicę, Polsce groziła sowiecka interwencja.
To największy sukces generała Jaruzelskiego. Tak o stanie wiedzy Polaków na temat stanu wojennego mówi prezes IPN. Doktor Łukasz Kamiński podkreśla, że wciąż panuje duża rozbieżność między stanem wiedzy historycznej a popularnymi wyobrażeniami na temat wydarzeń z grudnia 1981 roku. Prezes IPN pytany o badania, które pokazują duże poparcie społeczne dla opinii o konieczności wprowadzenia stanu wojennego powiedział: To jest największy sukces generała Jaruzelskiego. On poniósł klęskę i nie zdołał w dłuższej perspektywie obronić systemu komunistycznego. Ale w latach 90 i współcześnie odnosi nadspodziewany sukces prezentując nieprawdziwą wersję wydarzeń.
Łukasz Kamiński dodał, że tej wersji z groźbą sowieckiej inwazji i koniecznością stanu wojennego przeczy sam Jaruzelski. Prezes IPN powołuje się na wypowiedzi generała w wąskim gronie sprzed lat zachowane w archiwalnych dokumentach. IPN organizuje akcję zapalania w oknach światełka pamięci dla ofiar stanu wojennego. Inicjatywa ta jest hołdem złożonym wszystkim, którzy zostali poszkodowani w wyniku wprowadzenia stanu wojennego. Prezes IPN przypomina, że o 19.30 każdy może włączyć się w akcję stawiając świecę w oknie lub zapalając ją wirtualnie w internecie. Światło wolności przypomina nam jednocześnie o tych, którzy zapłacili wysoką cenę za stan wojenny, którzy stanęli w obronie podstawowych wartości. Z drugiej strony wskazuje na te wartości, które wówczas towarzyszyły tym, którzy zdecydowali się przeciwstawić komunistycznej dyktaturze - podkreślił Kamiński.
Nie masz wystarczających uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego postu.
28 gru 2013, 00:10
Re: Kącik Kulturalno-Patriotyczny
Represje za żarty z Tuska. Polski ambasador w Budapeszcie oburzony występem Pietrzaka
Jan Pietrzak ujawnił, że jego satyryczny występ w Budapeszcie wywołał represje wśród węgierskiej Polonii. Polski ambasador oburzył się m.in. za żarty z Donalda Tuska i Bronisława Komorowskiego.
Pietrzak w listopadzie wystąpił w Budapeszcie na zaproszenie tamtejszej Polonii. Po miesiącu, w trakcie opłatka w polskiej ambasadzie występ ostro skomentował ambasador Roman Kowalski, któremu nie spodobały się żarty Jana Pietrzaka z premiera i prezydenta.
- Oczywiście nie wszystkim od pół wieku podoba się to, co mówię, ale mają prawo nie przychodzić na moje występy i nie zawracać sobie głowy moimi kawałkami. Prawda? Pan ambasador w połowie z tego prawa skorzystał bo na występ nie przyszedł. A jednak się wypowiedział - bardzo negatywnie dlatego, że ośmielałem się żartować z premiera i prezydenta – tak mu doniósł jakiś donosiciel. No i ogólnie był bardzo zły, że w ogóle ktoś śmiał mnie zaprosić do Budapesztu na występ. – Jak można? Jak można? – zadawał dramatyczne pytania pan ambasador. - Ten ktoś za karę nie ma wstępu do polskiej ambasady – tak powiedział w trakcie opłatka, przed świętami Bożego Narodzenia, w trakcie składania sobie najlepszych życzeń i ogólnej wyrozumiałości i życzliwości. Znalazł sobie ambasador dobrą okazję, jak to rzymski katolik po kursach w Moskwie – relacjonuje Jan Pietrzak.
Nie chcąc sprawiać węgierskiej Polonii problemów satyryk postanowił przeprosić organizatorów występu za szykany, jakie ich spotykają.
- Bardzo przepraszam organizatorów występu za szykany jakie ich spotykają ze strony troglodyty w roli polskiego ambasadora. Człowieka bez poczucia humoru i honoru z innej cywilizacji niż europejska. Nie dotarło do niego, że wolni ludzie w wolny kraju mogą śmiać się z tego co im w duszach gra. Z czego im się żywnie podoba, także z władzy. Z władzy również mogą się śmiać w demokracji. Takie są obyczaje proszę państwa. On tego nie wie. (...) Od pół wieku pracuję w moim zawodzie i krzywdy Polsce nie zrobiłem. I wstydu Polsce i Polakom nie przyniosłem, w odróżnieniu od wielu ambasadorów. Publiczność, która chce mnie spotkać wie o tym. Jeżeli ambasador o tym nie wie, niech się nie wtrąca. Nie ma przymusu. Niech nie zachowuje się jak dyplomatołki z PRL-u, którzy z upodobaniem zajmowali się donosicielstwem i dywersją wśród emigracji. Tropienie Pietrzaka należało do ich zadań służbowych. Wiem coś o tym bo czytałem raporty z moich występów po Ameryce czy też Anglii. W aktach IPN-u są jak opisywali, jakie wredne świństwa wypisywali na mój temat – tłumaczy Jan Pietrzak.
W związku z zaistniałą sytuacją satyryk oczekuje reakcji ze strony ministra Radosława Sikorskiego.
- Czyżby wróciły tamte instrukcje znowu? To jest oczywiście pytanie już do ministra Sikorskiego: - Panie ministrze niech pan zaprosi do swojej strefy zdekomunizowanej ambasadora Kowalskiego i go lekko zdekomunizuje. Niech pan mu wyjaśni to i owo, bo się gość pogubił w naszych niełatwych, zagmatwanych czasach. Co on wyprawia? Na czyje polecenie? Po co on głupstwa jakieś robi? Czy jest przepis odmawiający komuś wstępu do ambasady bo zaprosił Pietrzaka do Budapesztu? No, panie ministrze Radku o co chodzi? To takie pytanie retoryczne, aby wywołać efekt wzburzenia i emocje właściwe – mówi w swoim wideofelietonie Jan Pietrzak.
Naczelny "michnikowego szmatławca" promowany na kolei. Michnik straszy w pociągach
Od 26 grudnia br. pasażerowie podróżujący między Kijowem a Warszawą mogą wypożyczać u konduktorów książki „najlepszych polskich i ukraińskich autorów”. Jak się okazuje, wśród nich jest Adam Michnik. – Jedynym wytłumaczeniem jest to, że takie dzieła byłyby wręczane gapowiczom jako kara za jazdę bez biletu – mówi nam prof. Dorota Heck, literaturoznawca z Uniwersytetu Wrocławskiego.
Podróż z Kijowa do Warszawy trwa aż 17 godzin, dlatego kolejarze i władze spółek kolejowych chcą jakoś umilić pasażerom drogę.
O ich ostatnim pomyśle poinformowała Informacyjna Agencja Radiowa. Z jej informacji wynika, że przez najbliższy miesiąc w pociągu relacji Kijów–Warszawa u konduktorów będzie można wypożyczyć książki polskich i ukraińskich współczesnych autorów w obu językach. Pasażerowie będą mogli się zapoznać z twórczością m.in. Adama Michnika, Andrzeja Stasiuka i Olgi Tokarczuk.
Do akcji nie przyznaje się PKP Intercity, która obsługuje linię do granicy z Ukrainą (po drugiej stronie granicy pociąg przejmuje obsługa ukraińska).
– Nie wiem nic na temat tej akcji, nie współuczestniczymy w niej i nie my ją wymyśliliśmy – powiedziała nam Zuzanna Szopowska, rzecznik PKP Intercity, która nie wie nawet, czy polscy kolejarze mają takie książki. – To może być pomysł strony ukraińskiej i Instytutu Polskiego w Kijowie, którego przedstawiciel wypowiadał się w depeszy IAR – powiedziała Szopowska.
Stuhr chciałby być nieskazitelny. Ale chyba nie zapomniał o roli posła w "Uprowadzeniu Agaty"
Znany aktor i reżyser ogłosił kilka dni temu na antenie Radio Zet: "nigdy nie wystąpię w widowisku kłamliwym historycznie". Być może to prawda, bo ten etap w zawodowej karierze Jerzy Stuhr ma już za sobą. Zagrał rolę posła w filmie "Uprowadzenie Agaty", który określany jest jako jedna z największych manipulacji III RP.
Jerzego Stuhra zapytano, czy zagrałby w filmie „Smoleńsk”. Jego odpowiedź wywołała spore poruszenie. – Ja zawsze miałem zasadę i utrzymuję tę zasadę, że nigdy nie wystąpię w widowisku kłamliwym historycznie i nihilistycznym, czy to będzie film, czy przedstawienie teatralne i tej zasady udało mi się pilnować przez całe życie – stwierdził Stuhr.
Zaskoczenia takim stanowiskiem z rozmowie z portalem niezalezna.pl nie krył producenta filmu "Smoleńsk" Maciej Pawlicki, bo Stuhr nie zna scenariusza. I przypomniał jeden z filmów w karierze aktora. - Chyba byłoby bardziej elegancko, gdyby nie zabierał głosu zanim go nie przeczyta. Skąd ma wiedzieć, że jest kłamliwy, jak go nie zna? – powiedział nam Maciej Pawlicki. - Pan Jerzy brał udział w wielu wspaniałych filmach. Jest dobrym aktorem, ale angażował się również w film taki jak „Uprowadzenie Agaty”, który z prawdą historyczną miał niewiele wspólnego i było dość przykrą manipulacją historii marszałka Kerna. I w takim filmie pan Jerzy wziął udział, więc aż tak dobrze nie jest, jak on to przedstawił, choć jego kariera aktorska jest imponująca - przypomina.
Dla tych, którzy nie oglądali lub nie pamiętają "Uprowadzenia Agaty" przypominamy fragment tekstu Doroty Kani opublikowany pół roku temu na łamach "Gazety Polskiej".
Mec. Andrzej Kern był znanym i cenionym łódzkim adwokatem. W okresie PRL był obrońcą m.in. Grzegorza Palki i Jerzego Kropiwnickiego, późniejszych prezydentów Łodzi. Doradca Solidarności, internowany, nękany przez Służbę Bezpieczeństwa, nigdy nie poszedł na żadne ustępstwa. Współtworzył Porozumienie Centrum – był jednym z najbliższych współpracowników braci Kaczyńskich. W 1991 r. został wicemarszałkiem sejmu i rozpoczął prace nad ustawą, na mocy której można byłoby odebrać majątek byłej PZPR, który przejęła SdRP, będącą w rzeczywistości postkomunistyczną partią z nową etykietą.
Rok później, 29 czerwca 1992 r., TVP nadała dramatyczne wystąpienie wicemarszałka Kerna, w którym apelował o pomoc w uwolnieniu porwanej, a następnie przetrzymywanej 16-letniej córki Moniki. Kilka dni wcześniej dziewczyna uciekła ze starszym o pięć lat chłopakiem Maciejem Maliszewskim, a w ukrywaniu pary pomagała jego matka Izabela Malisiewicz-Gąsior oraz biznesmen i zarazem polityk KLD Janusz Baranowski.
Niemal natychmiast po wystąpieniu wicemarszałka ruszyła dobrze nam dziś znana medialna machina. Jacek Hugo-Bader w „michnikowemu szmatławcowi” pisze reportaż pt. „Mezalians”, w którym przedstawia „zaszczutych” rodziców chłopaka Moniki Kern, sygnując ich nazwisko jedynie inicjałem. Pojawiają się insynuacje o nadużywaniu władzy przez wicemarszałka. Znana ze „zbrodni PiS” nuta zaczyna brzmieć niemal we wszystkich mediach. W sprawę poszukiwania Moniki angażują się służby specjalne, a ściślej ujmując – były funkcjonariusz Służby Bezpieczeństwa, a następnie Urzędu Ochrony Państwa Jan Lesiak (kilka miesięcy później został w UOP szefem zespołu zajmującego się inwigilacją prawicy). W sierpniu 1993 r. na ekrany wchodzi film pt. „Uprowadzenie Agaty”, który nawiązuje do historii Moniki Kern i Macieja Malisiewicza. Reżyserem jest Marek Piwowski – według dokumentów IPN zarejestrowany jako tajny współpracownik SB o pseudonimie „Krost”, natomiast producentem Lew Rywin – w archiwach bezpieki figurujący jako TW „Eden”.
Jerzy Stuhr w "Uprowadzeniu Agaty" zagrał jedną z głównych ról.
WIELKA ORKIESTRA ŚWIĄTECZNEJ POMOCY. Wspomnienia jelenia.
Grałem z Orkiestrą prawie od początku, wiele lat z rzędu. Czasem jednego dnia dawaliśmy z „Zayazdem” trzy koncerty. Za friko. Kilka razy brałem nawet udział w licytacji; na ścianie salonu wiszą do dziś dwa nagie miecze, zakupione rok po roku od Bractwa Rycerskiego z Gniewu. Zwłaszcza ten drugi kosztował mnie stanowczo zbyt słono. Było akurat po wymianie pieniędzy, pomyliły mi się zera. W rezultacie nabyłem kawał żelastwa za 10-krotnie wyższą cenę! Miałem potem ciche dni w domu; styczeń to dla naszej branży raczej przednówek niż żniwa... Przebolałem i to; cel był tak szczytny, że warto było się zdebetować.
Zdarzało się, że graliśmy na Długim Targu w Gdańsku wielki finał – „światełko do nieba”. To, że w tym czasie przybyłe z Warszawy Gwiazdy Estrady lansowały się z gdańskiego studia na cały kraj nie wzbudzało mej zazdrości; oni mieli do pokonania (charytatywnie – jak w swej naiwności mniemałem) po kilkaset kilometrów...
Pierwszy zimny prysznic spadł na mnie niespodzianie, gdy po kolejnym wielko-orkiestrowo-świateczno-pomocowym finale wpadł do garderoby znany mi z widzenia muzyk i rzucił krótkie pytanie: „Gdzie tu płacą kaskę?”. Widząc moje zdziwione spojrzenie („Jaką kaskę? To przecież wszystko ... charytatywnie...”) – zmieszany nieco kolega-artysta ugryzł się w język, zawinął się na pięcie i popędził dalej. Zacząłem powoli kojarzyć pewne fakty i mniej euforycznie przyglądać się działalności radosnej, „owsianej” ekipy...
Kiedy w następnym roku otrzymałem propozycję zagrania w Gdyni lokalnego finału Orkiestry – postawiłem jeden jedyny warunek: wszyscy mają występować za darmo. Jeśli wyda się, że ktokolwiek bierze szmal – zrywam umowę. Organizator zaklinał się na wszystkie świętości, że u niego obowiązują czyste reguły. Miał pecha; w ostatniej chwili, zupełnie przypadkiem dowiedziałem się, że renomowany zespół kasuje na imprezie 15tys. złotych. Nie przyjąłem tłumaczenia, że płaci jakiś „zewnętrzny sponsor”. Telefonicznie podziękowałem za współpracę; tego finału WOŚP nie oglądałem już nawet w telewizji... Koniec imprezy był przezabawny; wspomnianą wyżej kapelę podkupili „orkiestrowicze” z Polski południowej. W rezultacie gdyński finał toczył się przy muzyce mechanicznej...
Dziś wiemy o Orkiestrze i generowanym przez nią Woodstocku znacznie więcej. Polityczny charakter imprezy, czytelny zwłaszcza w garniturze zapraszanych lewicowo-platformerskich polityków i modernistyczno-demoralizatorskich celebrytów nie zostawia nawet cienia wątpliwości, o co tu naprawdę chodzi. Rząd dusz młodego pokolenia wart jest każdych pieniędzy (szaleństwo sponsorów!) i każdego czasu antenowego.
Reasumując – zdecydowanie polecam „Caritas”; mniej szumu, większy efekt. Za każdym razem, gdy wspierałem akcje charytatywne z ich udziałem 100% zebranych pieniędzy wpływało na konto potrzebujących...
Państwo ma psi obowiązek dbać z urzędu o zdrowie obywateli. „Orkiestrowy” PR tego nie uzdrowi. Dochód WOŚP to kropla w morzu potrzeb, do tego finansowana z naszych podatków. I z abonamentu. A w wychowawczy aspekt Orkiestry Owsiaka (zwłaszcza po lekturze „Resortowych Dzieci”) – trudno mi dziś uwierzyć. Przecież główne hasło naszego guru brzmi: „Róbta, co chceta”...
Lech Makowiecki 2014-01-11 12:27
Miasto: Trójmiasto Zawód: Inżynier/Artysta O mnie: Z wykształcenia - inżynier budowy okrętów; z wyboru - bard, autor, kompozytor, scenarzysta, felietonista etc. Lider zespołu "ZAYAZD", admirator Mickiewicza (płyta „ZAYAZD U MISTRZA ADAMA”) . Fan Józefa Piłsudskiego i JP II. Sformatowany na polską tradycję, kulturę i edukację historyczną młodego pokolenia przez szlachetnie pojmowaną rozrywkę (patrz - autorskie płyty: "KATYŃ 1940", "PATRIOTYZM", "OBUDŹ SIĘ, POLSKO" oraz tomik wierszy pt. „PRO PUBLICO BONO”). Więcej: na http://www.zayazd.pl
P.S. Przy okazji z tomiku „PRO PUBLICO BONO” przypominam odę dedykowaną niektórym mainstreamowym dziennikarzom; propagandowa machina nie zwalnia ani na krok... Ponieważ są ponoć problemy z nabyciem tej pożytecznej książeczki – polecam stronę wydawcy: http://www.sklep.zysk.com.pl/pro-publico-bono.html
ODA DO SPRZEDAJNYCH ŻURNALISTÓW
O, dziennikarskie hieny! Wy sprzedajne dziewki! Znam ja was jak zły szeląg. Znam te wasze śpiewki.
To wy, z licem przymilnym, lub z pianą na pysku Zacnych ludzi niszczycie. Dla sławy. Dla zysku.
Mnożycie się, plugawcy niczym karakany Bez honoru, sumienia – słudzy swoich panów.
Cóż, że czasem skamlecie do przyjaciół, w domu: „Wiesz... Kredytów nabrałem... Córce muszę pomóc...”...
Albo - w pijanym widzie – gdy was strach zadręcza – Wypłakujecie grzechy, by ich nie pamiętać.
Tacyście mądrzy zawsze... Tacy wykształceni... O! Gdybyście zechcieli, świat by można zmienić!
Lecz wyście już wybrali... Wiem ja, co to znaczy: Ja przez swój wybór tracę. Wam ktoś zań zapłaci!
Po was – chociażby potop! Czas rzezi baranów. Kraj nasz w biedę popadnie. Wy – pod nowych panów...
Jesteście ZŁYMI LUDŹMI! Dziećmi swoich maci! Brzydzę się wami, podlcy – demokracji kaci!
Wiem, że próżna ma mowa, daremne me żale. Śmiejecie się z naiwnych, drwicie z dawnych zalet.
Iluż ludzi zgubicie? Ilu przez was błądzi? Naród kiedyś to przejrzy, a Bóg was osądzi...
I z cyklu – znalezione w sieci: „Gęby za lud krzyczące” Mickiewicza (z płyty „Zayazd u Mistrza Adama”); posłuchajcie sami – czy nie zasłużył na miano Wieszcza? http://www.youtube.com/watch?v=XVgez4RkQbo
____________________________________ Nie jesteś tym, kim myślisz, że jesteś - lecz tym, kim się stajesz, gdy myślisz kim jesteś.
12 sty 2014, 12:56
Re: Kącik Kulturalno-Patriotyczny
Karol Woś walczy o stocznię! Posłuchaj jego piosenki - hymnu pokolenia 1200 netto
Karol Woś jest młodym stoczniowcem, który walczy o swoją przyszłość i przyszłość Stoczni Gdańskiej, w której pracuje. Chłopak nagrał piosenkę, w której przedstawia rzeczywistość młodych ludzi w Polsce. Czy dzięki hip-hopowi coś zmieni?
Karol Woś jest 19-letnim monterem kadłubów w Stoczni Gdańskiej. Pracuje od 2 lat i lubi to, co robi. Ciężko jest mu jednak przeżyć za 1200 złotych netto, zwłaszcza, że w dobie kryzysu dostaje "ratę" pensji lub ma przestój - nie chodzi do pracy, ale dostaje 70 lub 80% pensji.
Mężczyzna postanowił wyrazić za pomocą hip-hopu to, co czuje. Posłuchajcie sami:
Ryszard Kukliński zasługuje na najwyższy szacunek - podkreślił w rozmowie z PAP, przed premierą filmu o pułkowniku "Jack Strong", goszczący w Warszawie były agent CIA David Forden, który współpracował, a następnie przez wiele lat przyjaźnił się z Kuklińskim.
Uroczysta premiera "Jacka Stronga", szpiegowskiego thrillera w reżyserii Władysława Pasikowskiego, odbyła się we wtorek wieczorem w Multikinie Złote Tarasy. Na ekrany kin w całym kraju film wejdzie 7 lutego. W związku z premierą w Warszawie goszczą emerytowany agent CIA David Forden, który prowadził sprawę Kuklińskiego i spotykał się z nim w Polsce oraz Aris Pappas, były analityk CIA, który w Stanach Zjednoczonych analizował przekazane przez pułkownika dokumenty.
Ryszard Kukliński (pseud. Jack Strong) był oficerem Sztabu Generalnego Wojska Polskiego. Na początku lat 70. nawiązał współpracę z wywiadem amerykańskim. Przekazywał Amerykanom strategiczne plany Układu Warszawskiego. Uprzedził ich o zamiarze wprowadzenia w Polsce stanu wojennego. Kukliński został przerzucony do USA w 1981 r., żył w Stanach Zjednoczonych pod zmienionym nazwiskiem. W 1984 r. sąd w PRL wydał na niego wyrok śmierci, który w 1995 r. uchylono. Kukliński zmarł 11 lutego 2004 r. w Tampie na Florydzie. Starszy syn Kuklińskiego, Waldemar, zginął w sierpniu 1994 r. z rąk nieznanych sprawców. Drugi syn, Bogdan, według oficjalnej wersji zaginął bez śladu podczas morskiego rejsu pod koniec 1993 r.
Oddelegowany do współpracy z Kuklińskim Forden (w filmie "Jack Strong" zagrał go amerykański aktor Patrick Wilson) po raz pierwszy spotkał się z nim latem 1973 roku w Hamburgu. Prowadził jego sprawę, a następnie przyjaźnił się z pułkownikiem przez wiele lat. "Uczciwy, rozważny, inteligentny. Był głęboko lojalny wobec własnego kraju, a zarazem zdawał sobie sprawę, że ten kraj nie jest wolny - dlatego postanowił zrobić to, co zrobił, świadomie podejmując ogromne ryzyko. Jego oddanie ojczyźnie, determinacja w walce o nią zasługują na najwyższy szacunek" - powiedział we wtorek PAP o Kuklińskim David Forden, nazywając go bohaterem.
"To bezdyskusyjnie bohater" - podkreślił towarzyszący Fordenowi w Warszawie Aris Pappas. "Człowiek o wielkiej wewnętrznej dyscyplinie, człowiek zasad" - mówił o Kuklińskim. Pappas poznał Kuklińskiego osobiście w 1981 r. w Stanach Zjednoczonych, krótko po tym, jak pułkownik został przerzucony do USA. Tak jak Forden, przyjaźnił się potem z Kuklińskim przez wiele lat. "Decyzja o tym, by wybrać Ryszarda Kuklińskiego na przyjaciela, przyszła łatwo. Na przyjaciół wybieramy dobrych ludzi" - powiedział.
Obaj, Forden i Pappas, chwalili film Władysława Pasikowskiego, który obejrzeli jeszcze przed uroczystą premierą. "Powstał film ekscytujący. Reżyser realistycznie przedstawił działania Kuklińskiego, jego motywacje oraz napięcie obecne w jego życiu" - powiedział o "Jacku Strongu" Pappas. "Oczywiście jest to film fabularny, a nie dokumentalny" - zaznaczył jednocześnie. Forden z uznaniem wyraził się o aktorze Patricku Wilsonie, który w "Jacku Strongu" jest odtwórcą jego roli. "Zagrał bardzo dobrze" - podsumował. Obsada "Jacka Stronga" jest polsko-amerykańsko-rosyjska. W postać Kuklińskiego wcielił się Marcin Dorociński. Żonę pułkownika, Hannę, zagrała Maja Ostaszewska, a ich synów, Bogdana i Waldemara, Piotr Nerlewski i Józef Pawłowski. W pozostałych rolach wystąpili m.in.: Krzysztof Pieczyński (jako prof. Zbigniew Brzeziński, doradca ds. bezpieczeństwa narodowego za prezydentury Jimmy'ego Cartera), Krzysztof Dracz (jako gen. Wojciech Jaruzelski), Oleg Maslennikow (jako naczelny dowódca sił zbrojnych Układu Warszawskiego marszałek Wiktor Kulikow) oraz Ireneusz Czop, Paweł Małaszyński, Mirosław Baka, Zbigniew Zamachowski i Krzysztof Globisz. Pasikowski wyreżyserował "Jacka Stronga" na podstawie własnego scenariusza. Zdjęcia kręcono w 2013 r. w Polsce, USA i Rosji.
"Kukliński ma dostęp do najtajniejszych akt Układu Warszawskiego. Kiedy dowiaduje się o poufnych planach, które mogą doprowadzić do wybuchu trzeciej wojny światowej, postanawia działać. Podejmuje współpracę z CIA. Funkcjonując w samym środku systemu sowieckiego, skazany jest na samotną walkę, o której nie może powiedzieć nawet własnej żonie" - tak losy pułkownika opisują twórcy filmu.
____________________________________ Videtur et hoc mihi Platforninem non debere esse Poza tym uważam że Platformę należy zniszczyć /Katon starszy/
05 lut 2014, 22:05
Re: Kącik Kulturalno-Patriotyczny
III RP, państwo zdrajców
Na ekrany kin wszedł film o losach pułkownika Ryszarda Kuklińskiego. Człowieka, który współpracował z wywiadem USA przeciwko PRL, którą to współpracę przypłacił prawdopodobnie śmiercią dwóch synów.
Przy tej okazji generał Gromosław Czempiński zauważył, że w jego kategoriach "Kukliński to jest zdrajca".
Będąc konsekwentny, gen. Czempiński powinien jednak odmówić po 1989 roku służby w Urzędzie Ochrony Państwa. UOP współtworzyli bowiem tacy "zdrajcy" PRL, jak Andrzej Milczanowski czy Konstanty Miodowicz. Zdradzali PRL świadomie i, o zgrozo, byli z tego dumni.
Pracując w UOP, generał Czempiński służył wielu innym zdrajcom PRL, jak prezydent Lech Wałęsa, premierzy Mazowiecki, Bielecki czy Olszewski. Być może nimi gardził, ale się z tym nie afiszował.
Strach pomyśleć, ale cała III Rzeczpospolita została stworzona przeważnie przez zdrajców. Zdrajców PRL, którzy Polsce Ludowej przysięgali być wiernymi i jej bronić - czy to w wojsku, czy w PZPR, ZSL, organizacjach studenckich, harcerstwie, a choćby i w zuchach. Jest nawet gorzej. III RP wystawiała na piedestał innych zdrajców. Powstańcy listopadowi, styczniowi czy Piłsudski zdradzili rosyjski carat. Przypomnijmy - jedyną legalną i uznawaną w tamtym czasie na świecie władzę nad Wisłą.
Generał Czempiński w wywiadach przyznawał, że był współzałożycielem Platformy Obywatelskiej. Przypomnijmy, że to partia stworzona przez takich zdrajców PRL, jak Maciej Płażyński, Paweł Piskorski, Jan Maria Rokita czy Donald Tusk. Wywodzi się z niej też prezydent Bronisław Komorowski. Może to być dla gen. Czempińskiego szokiem, ale prezydent przy wszystkich rocznicowych obchodach szczyci się tym, że od lat 70 zdradzał PRL i aktywnie ją zwalczał.
Nie lepiej jest po stronie SLD. Nie pamiętam, by jej działacze, wbrew bredniom Jaruzelskiego o obronie socjalizmu jak niepodległości, stawali na barykadach, gdy PRL upadała. Szybko te swoje przysięgi zdradzili i zostali socjaldemokratami. Ba, poparli nawet wejście III RP do NATO, co zakrawa już na akt agresji wobec PRL.
Pisząc to, jestem oczywiście nieobiektywny, bo w zuchach też przysięgałem wierność PRL i okazałem się zdrajcą. Nie kiwnąłem w jej obronie palcem, a nawet nie uważam PRL za państwo polskie, tylko półkolonię na kształt Królestwa Polskiego za cara.
Jakie to szczęście, że tak wielu ludzi w dziejach Polski było jednak mniej słownych i wiernych przysięgom niż generał Czempiński.
"To dzięki Okrągłemu Stołowi komuniści przeszli bez szwanku z państwa dyktatorskiego do państwa kapitalistycznego" - mówi Arkadiusz Mularczyk, szef klubu SP.
Stefczyk.info: Solidarna Polska kontestuje uchwałę upamiętniającą obrady Okrągłego Stołu. Gdzie waszym zdaniem główny błąd tego rozwiązania? Nie należało w ogóle siadać do obrad? Czy później zerwać ustalenia?
Arkadiusz Mularczyk, SP: My sprzeciwiamy się gloryfikacji Okrągłego Stołu i twierdzeniu, że to było najlepsze rozwiązanie jakie można było podjąć. Były lepsze. Np. Niemczech odsunięto od pełnienia funkcji publicznych wszystkich działaczy partyjnych i komunistycznych i funkcjonariuszy Stasi. W Polsce takie osoby przeszły w sposób płynny z państwa dyktatorskiego, komunistycznego do państwa kapitalistycznego. Wykorzystując swoje wpływy, wiedzę, znajomości, kontakty. Przez to nastąpiło wiele patologii – w tym. fatalnych prywatyzacji, gdzie rozgrabiono za symboliczną złotówkę majątek narodowy. Zwalniano ludzi, potem sprzedawano firmy kapitałowi zagranicznemu. A to spowodowało olbrzymie rozwarstwienie społeczne i ubóstwo w całej Polsce. Trzeba też powiedzieć o tym, że nie rozliczono zbrodniarzy PRL. Nie ukarano sędziów ani prokuratorów stalinowskich,
Nie ukarano funkcjonariuszy SB i UB. Oni sobie żyli jak pączki w maśle pobierając wysokie świadczenia emerytalne po 5, 6 , 7 tys złotych w sytuacji, kiedy ofiary czasów komunistycznych nie miały żadnych świadczeń...
Rozumiem, ze źródeł tego stanu rzeczy dopatruje się pan własnie w Okrągłym Stole. Ale czy wtedy Solidarność miała wystarczająco dużo siły, by przeprowadzić bardziej radykalny program?. Bez negocjacji? Bez porozumienia z komunistami?
Okrągły Stół to był scenariusz komunistów. W czerwcowych wyborach oni de facto stracili władzę. Wiedzieli, że nie mają poparcia społecznego.
Ale mieli wojsko, policję, służby.
Resorty siłowe, też były za ludźmi. A tymczasem ludzie dawnej władzy wciągnęli do gry elity Solidarności dogadali się . W konsekwencji komuniści szybko odzyskali władzę. Miller Kwaśniewski – to był ten plan, ten projekt. Udawali, że się dogadują z Solidarnością, a po kilku latach przejęli znów władzę. To był projekt napisany bardziej w Moskwie niż w Warszawie. I dziwię, ze że część posłów na to zamyka oczy. Zresztą znamienne, że ten projekt uchwały rocznicowej tak bardzo forsuje SLD i marszałek Wenderlich. To postkomuniści uważają Okrągły Stół za swój sukces. Na pewno nie mogą tak sądzić ci wszyscy szarzy działacze, którzy walczyli wtedy o wolność i demokrację, a którzy rozczarowani tym państwem wyemigrowali potem za granicę. Setki tysięcy Polaków wyemigrowało do Stanów Zjednoczonych, a teraz nadal emigrują na Zachód. I nie jest to wynikiem tego, ze Okrągły Stół był rozwiązaniem, które wszystkim się podobało.
To jak powinniśmy ten Okrągły Stół pamiętać? Jak o nim uczyć?
Że było to wydarzenie bardzo kontrowersyjne, co do którego istnieją hipotezy, że mogło być zaplanowane „pod komunistów”, żeby mogli oni w sposób płynny przejść do państwa demokratycznego, żeby nie ponieśli żadnej kary, żeby nie trafili do więzienia, jak Ceaușescui Honecker. Bo takie scenariusze też były mozliwe. Dzięki Okrągłemu Stołowi komuniści odnieśli pełny sukces. Z aparatu represji PRL przeszli do gospodarki wolnorynkowej i gwarancji Konstytucyjnej, które ich do dziś obejmują.
Czyli wspólnej rocznicowej uchwały Sejmu na temat Okrągłego Stołu nie będzie?
W takim kształcie, jaki jest obecnie Solidarna Polska go nie poprze.
Trzeźwa ocena internautów. "Okrągły stół to tajny układ Jaruzelskiego z elitami "Solidarności"
Opinie "mainsteamu" nie działają w internecie. Wbrew dzisiejszym komentarzom Bronisława Komorowskiego, Adama Michnika i wielu innych ws. rocznicy "Okrągłego Stołu" zdaje się, że internauci mają wyrobione zdanie na temat rozmów komunistów z częścią Solidarności. Jak wynika z internetowego sondażu na portalu Interia.pl, zdaniem 73% respondentów Okrągły Stół "to nie rewolucja, tylko tajny układ Jaruzelskiego z elitami „S”.
Na chwilę obecną w okolicznościowej ankiecie zagłosowało blisko 7 tys. internautów, z czego większość nie ma złudzeń co do znaczenia obrad Okrągłego Stołu dla współczesnej historii Polski.
Na pytanie "Jak oceniasz wyniki obrad Okrągłego Stołu" 11% uznało, że to "wielkie, pokojowo odniesione zwycięstwo", 7% że "od tego wydarzenia rozpoczął się realny upadek komunizmu na świecie", 6% uznało że "wynik obrad jest przypadkowy, dlatego Polska przejęła wiele patologii z PRL", z kolei 3 procent twierdzi, że "PRL i tak banktrutował – rozmowy były niepotrzebne".
1/ Kurski: Dość kłamstw. Byliśmy frajerami. Kulawy kompromis kosztował zbyt wiele
- Nasza niemała partia, nadzieja polskiej prawicy postanowiła, że trzeba w dwóch akapitach wyrazić hołd dla Okrągłego Stołu, ale w jednym trzeba oddać prawdę prawdzie historii. - Byliśmy frajerami, bo poszliśmy na umowę z komunistami. Naród odrzucił ustalenia Okrągłego Stołu. Wałęsa zdradził swoich wyborców. Polska ciągle spała. Nie kłammy. Okrągły Stół to nie jest coś, czemu trzeba klaskać. To nie Korea Północna!- mówi Jacek Kurski, jeden z liderów Solidarnej Polski. Gość Kontrwywiadu RMF FM tłumaczy, że kiedy Sejm pięć lat temu przyjmował przez aklamację uchwałę w sprawie Okrągłego Stołu, nie protestował, bo "nie interesował się, miał kontuzję, złamany palec i w PiS nie miał nic do gadania". (...) Czytaj więcej na http://fakty.interia.pl/polska/news-kur ... gn=firefox --------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
2/ Ćwierć wieku bezradności
Nigdy nie byłem entuzjastą porządków panujących w putinowskiej Rosji, ale rechot z organizacyjnych porażek w Soczi budzi mój niesmak. Akurat kto jak kto, ale opiniotwórcze elity III RP nie bardzo mają do tego prawo.
Podwójne kible? Portrety Putina zamiast bieżącej wody? To tak śmieszy w państwie, gdzie wsadza się do więzienia upośledzonego umysłowo za 99 groszy i ciąga po sądach dyrektora więzienia, który jako jedyny w całym aparacie sprawiedliwości wykazał się zdrowym rozsądkiem?
W państwie, gdzie sądy solą wyroki za transparent "Donald, matole" albo internetowe jaja z prezydenta? Gdzie pacjent kituje na izbie przyjęć i przez wiele godzin nikt na trupa nie zwraca uwagi, a policja przez kilka dni nie zauważa denata pod własnymi schodami wejściowymi?
Szczególnie żałosny wydaje mi się fakt, że w największym stopniu poczucie cywilizacyjnej wyższości czerpią z ruskich wpadek te same środowiska, które od kilku lat wmawiają nam, że w dziedzinie naprowadzania samolotów we mgle, a zwłaszcza badania katastrof lotniczych, putinowska cywilizacja godna jest najwyższego zaufania. (...) Czytaj więcej na http://fakty.interia.pl/felietony/ziemk ... gn=firefox
07 lut 2014, 22:58
Re: Kącik Kulturalno-Patriotyczny
Niemcy zarabiają na piosence „Czerwone maki”
Czy to nie skandal? Za każde odtworzenie lub wykorzystanie słynnej polskiej patriotycznej pieśni „Czerwone maki na Monte Cassino” musimy płacić tantiemy Niemcom. Dlaczego? Bo prawa do utworu chytrze przejęła niemiecka kancelaria prawna
Autor pieśni i żołnierze, którzy ginęli z rąk Niemców podczas II wojny światowej, muszą przewracać się w grobie. Znany polski kompozytor Lech Makowiecki na swojej najnowszej płycie chciał wykorzystać fragment jednej z najsłynniejszych polskich pieśni – „Czerwone maki na Monte Cassino”. Kiedy dowiedział się, komu musi za to zapłacić, doznał szoku. Okazało się bowiem, że prawa do tego utworu ma... niemiecka kancelaria prawna z Monachium, a tantiemy za wykorzystywanie melodii trafiają do organizacji GEMA, czyli niemieckiego odpowiednika ZAiKS-u – donosi Superstacja.
Jak to się stało, że prawa do pieśni napisanej na cześć poległych we Włoszech z rąk Niemców polskich żołnierzy roszczą sobie właśnie potomkowie naszych wrogów? Otóż okazuje się, że autor pieśni, polski kompozytor i pianista Alfred Schütz, po wojnie wyemigrował do Niemiec, gdzie zmarł w 1999 roku. Ponieważ nie zostawił żadnych potomków, prawa do kompozycji przejęła monachijska kancelaria prawna reprezentująca autora za życia.
Nie dość, że niemieccy prawnicy nie czują się z tym źle, to jeszcze utrudniają Polakom dostęp do utworu. Lech Makowiecki skarży się w rozmowie z Superstacją, że ustalenie warunków wykorzystania piosenki trwało wiele miesięcy. – Zwykle należy się około pięciu, dziesięciu procent za taki krótki cytat. Ja naprawdę miałem już nóż na gardle, płyta była wstrzymana, więc powiedziałem, że dzielimy się pół na pół, żeby tylko zgodzili się dać nam prawa do kawałka refrenu „Czerwonych maków” – żali się kompozytor. Dziwi go też, że Niemcy mają czelność zarabiać właśnie na „Czerwonych makach”. – To jest pewnego rodzaju chichot historii, że utwór, który uważany jest poniekąd za drugi hymn Polski, przysparza zysków niemieckim związkom autorów – dodaje Makowiecki.
Naszego Ministerstwa Spraw Zagranicznych ta historia jednak nie wzrusza. – Jeżeli po śmierci p. Schütza prawa te legalnie uzyskała kancelaria prawna z Monachium, to sprawa jest obecnie kwestią natury handlowej i takie prawa można wykupić od tej kancelarii. Nie jest to jednak i nie była sprawa w kompetencji MSZ – napisało w oświadczeniu ministerstwo. Pieśń „Czerwone maki na Monte Cassino” powstała w nocy z 17 na 18 maja 1944 roku, tuż przed ostatnim atakiem polskich żołnierzy na klasztor zajęty przez Niemców. Autor melodii Alfred Schütz był wtedy pod Monte Cassino, bo występował dla żołnierzy Andersa.
Emerytury Polaków wołają o pomstę do nieba. Ludzie, którzy przepracowali uczciwie całe życie, dostają grosze. Tymczasem cyniczni ubecy, którzy za komuny brutalnie walczyli z opozycją czy duchownymi, mają lukratywne emerytury. Taki pułkownik Adam Pietruszka, morderca ks. Jerzego Popiełuszki, co miesiąc dostaje 3900 zł!
Esbecy śmieją się uczciwym Polakom w twarz. Ci, którzy walczyli o wolna Polskę, żyją dziś z dnia na dzień za marne grosze. Do końca lutego najniższa emerytura wynosi raptem 831,15 zł. Tymczasem oprawcy, którzy zwalczali opozycję, mają dziś sowite emerytury, za które żyją sobie spokojnie w swoich nierzadko wypasionych domach.
Najlepszym przykładem jest płk Adam Pietruszka. Morderca ks. Popiełuszki ma dziś 3900 zł emerytury! Były naczelnik departamentu do walki z Kościołem nie tylko namówił do morderstwa księdza swoich podwładnych, ale także później pomagał im ukrywać i tuszować ślady. Zatwardziały ubek, który według włoskich śledczych był zamieszany również w zamach na Jana Pawła II, w procesie toruńskim został skazany na 25 lat więzienia. Wyszedł jednak na wolność już w 1995 roku. Teraz żyje sobie spokojnie na godziwym garnuszku wolnego państwa, o które walczył ks. Popiełuszko.
Pietruszka to niejedyny emerytalny krezus wśród dawnych ubeków. Gen. Wojciech Jaruzelski, który jako szef Wojskowej Rady Ocalenia Narodowego wprowadził stan wojenny, dostaje dziś 6 tys. zł emerytury. Kłamliwy i cyniczny rzecznik prasowy znienawidzonego przez Polaków rządu na usługach Sowietów, Jerzy Urban, od państwa dostaje co miesiąc 4,1 tys. zł. Tyle samo dostaje unikający cały czas sądu gen. Kiszczak, który odpowiada m.in. za masakrę górników w kopalni Wujek. 4,9 tys. zł świadczeń emerytalnych otrzymuje płk Mieczysław Głowacki, wieloletni oficer IV Departamentu MSW specjalizującego się w walce z Kościołem oraz prześladowaniu i szantażowaniu duchownych. Aż 8 tys. zł emerytury dostaje zaś kat „Solidarności”, gen. Józef Sasin, który stał na czele komórki oddelegowanej do zwalczania związkowców. Tyle samo dostaje gen. Władysław Ciastoń, podejrzewany o kierowanie zabójstwem ks. Popiełuszki. W 1984 roku jego sprawa została wyłączona z procesu toruńskiego. Po 1990 roku był m.in. ambasadorem w Tiranie!
To lista hańby wolnej Polski. Czy o taką sprawiedliwość walczyły tysiące opozycjonistów i ludzi takich jak ks. Popiełuszko?
- Gen. Czesław Kiszczak żyje wygodnie z bajecznej emerytury. Co miesiąc dostaje 4,1 tys. zł - Dawny szef SB, gen. Władysław Cistoń, dostaje od państwa co miesiąc 8 tys. zł emerytury! - Jerzy Urban, podobnie jak gen. Kiszczak, ma 4,1 tys. zł emerytury - Andrzej Szczepański, specjalista od szantażowania i przesłuchiwania księży, dziś dostaje 2900 zł emerytury - Marek Kuczkowski porywał, bił i głodził opozycjonistów. W wolnej Polsce o którą oni walczyli dostaje dziś 3 tys. zł emerytury - Płk. Jan Lesiak ma 3100 zł emerytury. Przez lata był w MSW odpowiedzialny za walkę z opozycją - Gen. Józef Sasin ma 8000 zł emerytury miesięcznie - Kazimierz Aleksanderek, jedna z najczarniejszych postaci krakowskiego SB. Dziś ma 2 tys. zł emerytury
Nie możesz rozpoczynać nowych wątków Nie możesz odpowiadać w wątkach Nie możesz edytować swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz dodawać załączników