Standard – wszelkie podejmowane działania mają obecnie jedną, jedyną genezę – robi się cokolwiek, oby tylko można było wyssać kasę z UE. Opery, akcje informacyjne, książki, konferencje, sympozja... Gender, osoby wykluczone, wszystko jedno... Z budżetu się troszkę uszczknie, ale kilka razy tyle zarobią kumple, którzy zrealizują zadanie... Chyba nikt już nie myśli, o realnych potrzebach, tylko wyłącznie o kasie do rozszarpania... Ale nawet na tle tej ogólnej tendencji, to temat opery wyjątkowo odpychający.
14 wrz 2013, 15:05
Re: Tanie państwo c.d.
1/ Minister od zegarków dostał apartament
Jak zegarek, to wartości samochodu. Jak mieszkanie, to za nasze pieniądze! Najbardziej luksusowy polityk w Sejmie nie nocuje w sejmowym hotelu ani nie mieszka w kawalerce na mieście. Sławomir Nowak (39 l.) zajmuje elegancki apartament w budynku strzeżonym przez Biuro Ochrony Rządu i wyposażonym w gustowne meble z Pałacu Prezydenckiego, a do pracy wozi go wciąż jeszcze rządowa limuzyna. Ile za to płaci? Nic!
Jak nieoficjalnie dowiedział się Fakt, Nowak w apartamencie w centrum Warszawy mieszka od 2010 roku, kiedy był jeszcze ministrem w Kancelarii Prezydenta. Jako wysokiemu rangą urzędnikowi przysługiwało mu mieszkanie służbowe. Trafił nie najgorzej – dostał 70 metrów nieopodal Al. Ujazdowskich.
Słynny minister od zegarków Sławomir Nowak od lat zajmuje wygodne mieszkanie, które dostał jeszcze jako minister w Kancelarii Prezydenta. Koszty opłaca mu Sejm, czyli my. I czy ktoś jeszcze powie, że Sławomir Nowak nie potrafi się ustawić?!
W 2011 roku Sławomir Nowak wszedł do rządu i objął tekę ministra transportu. Zgodnie z prawem mieszkanie z Kancelarii Prezydenta już mu nie przysługiwało. Nowak jednak wyprowadzać się nie zamierzał. Znalazł na to pewien sposób...
Każdemu posłowi spoza stolicy przysługuje z kancelarii Sejmu 2,2 tys. zł miesięcznie na wynajęcie mieszkania w Warszawie. Były minister wymyślił więc, że to Sejm wynajmie od Kancelarii Prezydenta jego mieszkanie. Za 1,3 tys. zł miesięcznie.
Tymczasem gdyby zwykły człowiek chciał w tym miejscu wynająć 70-metrowe mieszkanie, musiałby zapłacić co najmniej 5 tys. zł miesięcznie! Widać więc, że Nowak umie się ustawić! Nawet premier, mimo prokuratorskich podejrzeń wobec byłego ministra o to, że nie wpisał do oświadczenia majątkowego zegarka wartego 17 tys. zł, pociesza go publicznie „Trzymaj się, Sławku”.
2/ Cwaniacy u władzy wożą się za nasze. My płacimy za ich benzynę!
Czy przyzwoitość jeszcze u nas obowiązuje? Ministrowie, którzy na co dzień są wożeni rządowymi limuzynami, biorą z Sejmu pieniądze na paliwo. Nawet 2300 zł miesięcznie. To zwrot kosztów za służbowe podróże prywatnym autem. Konia z rzędem jednak temu, kto ich zobaczy, gdy tysiące kilometrów przemierzają własnym autem, żeby załatwiać służbowe sprawy
Gdańsk, poniedziałek rano. Po ministra transportu (tego od bajecznie drogich zegarków) zajeżdża auto od wojewody. Wiezie go na lotnisko. W Warszawie na Sławomira Nowaka (39 l.) czeka już rządowa skoda superb. Z niej minister korzysta na co dzień. Jego prywatne volvo XC60 za 190 tys. zł zostaje w Gdańsku. To dlaczego z rachunków, które minister przedstawił Sejmowi, wynika, że na benzynę do prywatnego auta wydał przez rok 20 000 zł?! Musiałby przejechać grubo ponad 30 tys. km.
Zasada jest taka: jeśli w ramach poselskich obowiązków jeździsz swoim autem, dostajesz zwrot pieniędzy za benzynę. Z pieniędzy podatników. Prawie każdy poseł rozlicza w ten sposób wydatki na paliwo. Ale dlaczego robią tak ministrowie, którzy nawet nie mają okazji korzystać ze swoich prywatnych samochodów? Na co dzień są wożeni autami rządu. I nic nie płacą.
Pierwsze skrzypce w tym procederze gra minister zdrowia Bartosz Arłukowicz (42 l.), właściciel bmw 530, ale na co dzień pasażer nowiutkiej rządowej skody superb za prawie 100 tys. zł. W zeszłym roku na służbowe wypady prywatnym autem wydał dokładnie 27 tysięcy 321 złotych i 47 groszy. Tę kwotę kazał sobie zwrócić z Sejmu. Wychodzi prawie 2300 zł miesięcznie.
Dokąd tak jeździ?! Próbowaliśmy zapytać rzecznika ministra, dobijaliśmy się do jego biura poselskiego. Bez skutku. Wyjaśnień unikają również współpracownicy ministra Nowaka. Jego rzecznik odsyła nas do biura poselskiego, a biuro milczy. Wstyd się przyznać do cwaniactwa szefa?
Kolejnym na liście wstydu jest szef dyplomacji. Radosław Sikorski (50 l.) kazał sobie zwrócić z Sejmu 19 100 zł. Mimo że ostatni chyba raz w prywatnym środku lokomocji pokazywał się pięć lat temu, gdy zabytkowym motocyklem z przyczepką obwoził wokół swojego dworku w Chobielinie szefa niemieckiej dyplomacji Franka-Waltera Steinmeiera (57 l.). Jednak asystentka Sikorskiego zapewnia: – Do politycznych i poselskich obowiązków minister stara się wykorzystywać własny samochód – mówi Agnieszka Bąk (30 l.).
Dla jej szefa i innych ministrów mamy więc zagadkę. Kto to powiedział: „Dosyć władzy, która zagrabia pieniądze obywatelom, by wydać je na siebie”? Rozwiązanie: Donald Tusk (56 l.) w 2007 r. Ale wówczas jego partia dopiero aspirowała do władzy.
Limuzyna za darmo, mieszkanie za darmo, Nowak może oszczędzać na kolejny zegarek za 35 tysięcy
Nie masz wystarczających uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego postu.
04 gru 2013, 05:48
Re: Tanie państwo c.d.
1/ Ministrowie jeżdżą służbowymi samochodami i biorą za paliwo do prywatnych!
Członkom rządu przysługuje prawo do korzystania ze służbowych samochodów, które wożą ich praktycznie wszędzie. Mimo to, bardzo chętnie starają się w Sejmie o zwrot kosztów paliwa wlewanego do prywatnych aut - ujawnia "Rzeczpospolita. Na liście Bartosz Arłukowicz, Radosław Sikorski, czy Sławomir Nowak... Choć ministrowie rządu Donalda Tuska mogą korzystać ze służbowych limuzyn, to bardzo chętnie domagają się w Sejmie zwrotu kosztów za paliwo tankowane do ich prywatnych samochodów. Oczywiście zgodnie z przepisami mają do tego prawo „w związku z wykonywaniem swojego mandatu".
– Powinniśmy się zastanowić, czy tych przywilejów nie pozbawić parlamentarzystów sprawujących funkcje w rządzie – uważa prof. Antoni Kamiński, specjalista w dziedzinie korupcji z Instytutu Studiów Politycznych PAN, cytowany przez "Rzeczpospolitą".
I tak, Bartosz Arłukowicz musiałby przejechać swoim prywatnym autem 50 tys. kilometrów, aby spalić paliwo, o którego zwrot kosztów poprosił. Minister zdrowia domaga się zwrócenia 27,3 tys. zł. Nie jest on jednak jedynym członkiem rządu, który złożył taki wniosek w Kancelarii Sejmu. Szef MSZ, Radosław Sikorski wystąpił o 19,1 tys. zł, a były już minister transportu, Sławomir Nowak otrzymał 20 tys. zł.
Nikt nie przebije jednak sekretarza stanu w Ministerstwie Zdrowia, Sławomira Neumanna, do którego trafiło 35,1 tys. złotych. Wiceminister środowiska dostał 26,7 tys. zł, Tomasz Tomczykiewicz z resortu gospodarki - 20, 2 tys. zł, twierdzi "Rzeczpospolita".
Posłowie tłumaczą się jak tylko mogą. Według nich służbowa limuzyna z kierowcą, służy do wykonywania zadań ministerialnych, jednak w związku z tym, że każdy minister jest też posłem, do wykonywania obowiązków poselskich używa więc auta prywatnego.
– Jak się ma samochód służbowy, nie zawsze można z niego korzystać – powiedział Sławomir Neumann.
2/ Skandal w GDDKiA. Kupowali biurka, zamiast budować drogi!
Niebywała rozrzutność urzędników białostockiego oddziału Generalnej Dyrekcji Dróg Krajowych i Autostrad. Pieniądze, które miały pójść na budowę dróg, poszły na absurdalnie drogie umeblowanie gabinetów
Oto, jak urzędnicy GDDKiA marnują publiczne pieniądze i żyją w luksusach za nasze. Na swoje biurka wydawali nawet po 9 tys. zł. Absurd sięgnął zenitu, nawet w ocenie szefów dyrekcji.
Takiej rozrzutności po swoich podwładnych nie spodziewali się nawet dyrektorzy GDDKiA. Podczas wewnętrznej kontroli wydatków białostockiego oddziału okazało się, że umeblowanie do nowej części budynku dyrekcji zakupiono za horrendalne stawki.
Biurka podrzędnych pracowników po 4,5 tys. zł za sztukę. To jednak nic w porównaniu z biurkami lokalnych dyrektorów! Te kosztowały nawet po 9 tys. zł za blat. – To były meble robione pod kątem przedstawionej aranżacji wnętrz przez biuro projektowe – powiedział. Wybrano ofertę o najniższej cenie – wyjaśnił na łamach „Dziennika” Rafał Malinowski, rzecznik białostockiego oddziału dyrekcji.
Tłumaczenia tego nie uznała centrala dyrekcji. – Nie chodzi tylko o to, by oferta była najtańsza, ale też o to, by publiczne pieniądze wydawać oszczędnie – ripostuje Krzysztof Nalewajko z biura prasowego Generalnej Dyrekcji w Warszawie. Winni rozrzutności urzędnicy mają zostać ukarani dyscyplinarnie. Co z tego jednak, skoro za wydane już na meble pieniądze nie powstaną nowe drogi. Kiedy skończy się ta rozrzutność państwowych urzędników?!
Tusk przeczytał Fakt i wnerwił się na swoich ministrów!
Donald Tusk zapowiedział, że będzie rozmawiał z tymi ministrami jego rządu, którzy choć dysponują samochodami służbowymi, starają się o zwrot kosztów za paliwo. – Sprawa wygląda średnio – ocenił premier
– Będę rozmawiał z nimi, bo sytuacja jest bulwersująca, szczególnie jeśli chodzi o tych polityków, którzy mają w dyspozycji samochody służbowe – zapowiedział premier.
Jak niedawno pisał Fakt, niektórzy ministrowie, będący jednocześnie posłami, starają się w Sejmie o zwrot kosztów za paliwo zużyte przez ich prywatne samochody, choć dysponują służbowymi. W tym kontekście wymieniono m.in. ministra zdrowia Bartosza Arłukowicza (zażądał zwrotu ponad 27 tys. zł), szefa MSZ Radosława Sikorskiego (wydał na paliwo ponad 19 tys. zł), wiceministra zdrowia Sławomira Neumanna, b. ministra transportu Sławomira Nowaka (chce odzyskać prawie 20 tys. zł), wiceministra środowiska Stanisława Gawłowskiego i wiceszefa resortu administracji Stanisława Huskowskiego.
Premier zaznaczył, że najprawdopodobniej wydatki tych ministrów rozliczają biura poselskie. Zastrzegł, że sytuacja nie musi być tak jednoznaczna, na jaką wygląda. – Weźcie państwo pod uwagę, że być może ktoś może się poruszać w celach poselskich, a nie ministerialnych, będąc jednocześnie i posłem i ministrem, w godzinach wolnych od pracy i wtedy rozlicza to paliwo – zauważył premier. – Ale sprawa wygląda średnio – przyznał. Wydatki posła na paliwo pokrywane są z ryczałtu przysługującego posłom na prowadzenie biura poselskiego
1/ Ministerstwo Pracy zatrudnia 19 szoferów dla Kosiniaka-Kamysza i jego zastępców
Załącznik:
limuzyny-rzadowe_17830150.jpg
Armia szoferów w Ministerstwie Pracy. Wszyscy są do dyspozycji ministra Władysława Kosiniaka-Kamysza i jego 6 zastępców. To rozrzutność czy faktyczna potrzeba? Najwidoczniej w Ministerstwie pracy nie brakuje.
Minister Pracy Władysław Kosiniak-Komysz nie ma zamiaru się rozmieniać na drobne. W jego ministerstwie jest zatrudnionych 19 kierowców. Korzysta z ich usług również 6 zastępców- jak donosi onet.pl
Widać, że władze nie oszczędzają na walce z bezrobociem i na jednego wiceministra przypada 3 kierowców. Postawa godna pochwały gdyby nie fakt, że za te ministerialne luksusy płacą podatnicy, a skarbonka publiczna świeci pustkami. Nie można też ominąć rosnącego bezrobocia i zapotrzebowania na zasiłki.
Jak informuje onet.pl: „w Szwecji żaden z szefów rządowych resortów nie ma służbowej limuzyny. W Wielkiej Brytanii państwo zapewnia samochód tylko ministrowi spraw zagranicznych”. Dlaczego więc w Polsce rząd opływa w takie luksusy kiedy wiadomo, że jesteśmy biedniejszym krajem?
2/ Jacek Rostowski ciągle z ochroną! Czego się boi?!
Załącznik:
czego-boi-sie-rostowski_17824552.jpg
Nie jest już wicepremierem, ale z przywilejów przysługujących mu jako członkowi rządu korzysta chętnie. Mowa o Jacku Rostowskim (62 l.), byłym ministrze finansów. Polityk nadal wozi się samochodem służbowym i ma do dyspozycji dwóch oficerów Biura Ochrony Rządu. Jakby się bał spotkania z Polakami na ulicy!
Tuż przed listopadową rekonstrukcją rządu to Rostowski był na szczycie listy ministrów, którzy powinni odejść. Na portalu se.pl Rostowski dostał aż 520 "czerwonych kartek". Dlaczego ludzie go tak nie lubią? Za decyzje, które biją po kieszeni zwykłych Polaków! Donald Tusk najwyraźniej też nie chciał dalej współpracować z kontrowersyjnym ministrem i zastąpił go młodym Mateuszem Szczurkiem (39 l.).
Rostowski, mimo utraty stanowiska, nie rozstał się z ochroną BOR oraz przestronnym, wygodnym i służbowym mercedesem Viano. W poniedziałek dwóch oficerów BOR w aucie przyjechało pod jego mieszkanie w centrum Warszawy. Rostowski wygodnie się rozsiadł i pomknął ze świadomością, że to podatnicy fundują mu te luksusy. Dlaczego polityk korzysta nadal z ochrony BOR? Biuro zasłania się przepisami. - Szczegółowa odpowiedź na zadane pytania nie jest możliwa, ponieważ dotyczy danych z zakresu wykonywanych czynności ochronnych opatrzonych klauzulą tajności - pokrętnie tłumaczy Dariusz Aleksandrowicz, rzecznik BOR. Jak nam udało się ustalić, Rostowski straci ochronę dopiero przed świętami.
- Podniósł podatek VAT z 22 proc. do 23 proc. - Zlikwidował ulgę internetową, ograniczył ulgę dla twórców, - Pięć razy podnosił akcyzę na papierosy, zwiększał akcyzę na paliwo, - Wydłużył i wyrównał wiek emerytalny mężczyzn i kobiet do 67 lat, - Podniósł stawkę VAT na ubranka dla dzieci z 8 proc. aż do 23 proc.
Nie masz wystarczających uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego postu.
17 gru 2013, 06:09
Re: Tanie państwo c.d.
1. W moim urzędzie jest 3 kierowców, na których tworzy się listy kolejkowe, wiec w pilnych przypadkach pracownicy jeżdżą prywatnymi samochodami. Tanie państwo q***. 2. Matematyki nie oszukasz. Jeżeli obniża się stawki w PIT, nadciąga wielki kryzys finansowy to jedynym ratunkiem przed katastrofą budżetową jest zmiana stawek VATu. No chyba, że ktoś myśli, że za pieniędzmi uzyskanymi ze sprzedaży limuzyny Kosiniaka-Kamysza załata się dziurę budżetową 3. Ulga internetowa to idiotyzm. Podatnik musiał magazynować faktury, dowody zapłaty, następnie rzetelnie podliczyć sumę wydatków. I pojawiało się mnóstwo problemów, jaką przyjąć metodologię liczenia? co, jeżeli faktura jest za grudzień a została zapłacona w styczniu? co w sytuacji, gdy Internet jest na babkę, brata, szwagra? To już ulga nie przysługuje? Niby dlaczego? A potem pomyl się człowieku w zeznaniu… Albo jeszcze przyjemniej, niech skarbówka zacznie weryfikować zeznanie po trzech-czterech latach od złożenia zeznania, ciekawe kto tak długo przetrzymuje faktury i dowody zapłaty? Urzędnik kwestionuje prawo odliczenia, nakazuje wpłatę zaległości, nalicza odsetki… A urząd traci zaufanie podatników i dobre imię. Dla jakich pieniędzy? Dla 136,80 zł rocznie… Patologia. 4. Podwyżka podatków na paliwo nie ograniczyła liczby samochodów na drodze. Pomimo oddania do użytku, w czasie urzędowania Rostowskiego, olbrzymiej infrastruktury to korki bynajmniej nie zmalały. 5. Bardzo dobrze, że podniesiono akcyzę na papierosy. Nie znoszę smrodliwych palaczy, a wysoka akcyza jest najskuteczniejszym lekiem na ten nałóg. 6. Nie rozumiem dlaczego kobiety mogły przejść na emeryturę 5 lat wcześniej niż mężczyźni. To była ewidentna dyskryminacja ze względu na płeć, gender się kłania. Katastrofy systemu emerytalnego Rostowski nie spowodował, on go tylko ogłosił. 7. Lepiej podwyższyć VAT na ubrania dla dzieci niż wyjść z Unii.
17 gru 2013, 08:18
Re: Tanie państwo c.d.
Sejm zmniejszcie o połowę! O połowę mniejszy sejm, to oszczędność 72 mln zł rocznie!
Załącznik:
635180364577297065.jpg
W Polsce? Obiecują, gadają i odwlekają temat. Na Węgrzech – są konkretne działania. Kontrowersyjny, ale skuteczny premier Węgier Viktor Orban (50 l.) o połowę ścina liczbę posłów w węgierskim parlamencie!
Obecnie w węgierskim parlamencie zasiada 386 posłów. Po marcowych wyborach będzie ich jedynie 199. W polskim Sejmie zasiada 460 posłów. Do tego dochodzi jeszcze setka senatorów. Roczne utrzymanie Sejmu kosztuje, a pracują oni zaledwie 34 dni w roku.
Jeśli zmniejszyć liczbę posłów o połowę, oszczędność wyniesie co najmniej 72 mln zł, bo za jednym zamachem oszczędzamy nie tylko na ich pensjach i dietach, ale i na wynajmowanych na nasz koszt mieszkaniach, wykupywanych z góry biletach lotniczych i kolejowych, przejazdach limuzynami sejmowymi, a przede wszystkim utrzymywaniu ich biur poselskich, asystentów. Zaoszczędzone pieniądze można z pewnością wydać na coś pożyteczniejszego. W końcu sami liderzy polityczni to postulowali, tylko potem jakoś dziwnie zapomnieli. Obietnicę likwidacji Senatu jako pierwszy zapowiadał, idąc po władzę Leszek Miller (67 l.). – Proponuję zmniejszenie liczby posłów do 300 i senatorów do 49 – zapowiadał w lutym 2010 roku premier Donald Tusk (56 l.). PiS wtedy mówiło, że warto o tym rozmawiać. Partia Jarosława Kaczyńskiego (64 l.) miała zresztą w swoim programie w 2009 roku zapis, że „opowiada się za zmniejszeniem składu Sejmu do 360 posłów, a Senatu – do 50 senatorów”. Niestety, jak ze wszystkim i tutaj skończyło się na obietnicach. Polska: - 560 - tylu mamy w Polsce posłów i senatorów - 12461 zł - takie miesięczne uposażenie i dietę dostaje każdy parlamentarzysta niefunkcyjny. Marszałek czy szef komisji dostają więcej - 3830 złotych - tyle wynosi średnia pensja w Polsce, która dla większości Polaków jest marzeniem a nie codziennością
USA: - 535 - tylu jest w Stanach Zjednoczonych kongresmenów i senatorów - 43 500 zł - tyle wynosi miesięczna pensja parlamentarzysty w Stanach Zjednoczonych (14 500 dolarów) - 13 500 zł - tyle wynosi średnia krajowa w Stanach Zjednoczonych (4500 dolarów)
Nie masz wystarczających uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego postu.
17 gru 2013, 23:13
Re: Tanie państwo c.d.
Rządowa limuzyna z obstawą żony premiera wpadła na gorącym uczynku!
Załącznik:
5753730-x4c3788-643-482.jpg
Żona premiera, Małgorzata Tusk, na pokładzie rządowej limuzyny i pod ochroną funkcjonariuszy BOR pojechała podpisywać swoją najnowszą książkę. Jednak nie wszystko poszło zgodnie z prawem. Fotoreporterzy zrobili zdjęcia…
Małgorzata Tusk, napisała książkę pt. "Między nami". Można w niej przeczytać o 35 latach wspólnego życia z szefem rządu Donaldem Tuskiem. Właśnie w związku z promocją tego wydawnictwa żona premiera pojechała do EMPiK-u na pokładzie rządowej limuzyny i pod ochroną funkcjonariuszy BOR. Paparazzi śledzili jej wyprawę i przyłapali rządowe auto na gorącym uczynku… W opinii fotoreporterów jedno z aut BOR zaparkowało na chodniku tuż przed wejściem do EMPiK-u - tym samym złamało prawo ponieważ stało na zakazie…
Z relacji fotoreporterów wynika, że ochrona BOR była cały czas obecna przy Małgorzacie Tusk, kiedy ona podpisywała swoją książkę. Fragmenty "Między nami" czytała Danuta Stenka, Dorota Wellman byłą konferansjerką… Fotoreporterzy, którzy śledzili samochód z Małgorzatą Tusk twierdzą, że po zakończonej imprezie żona premiera została odwieziona do domu...
Nie masz wystarczających uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego postu.
19 gru 2013, 22:12
Re: Tanie państwo c.d.
Uzasadnienie
Ulga internetowa to idiotyzm. Podatnik musiał magazynować faktury, dowody zapłaty, następnie rzetelnie podliczyć sumę wydatków. I pojawiało się mnóstwo problemów, jaką przyjąć metodologię liczenia? co, jeżeli faktura jest za grudzień a została zapłacona w styczniu? co w sytuacji, gdy Internet jest na babkę, brata, szwagra? To już ulga nie przysługuje? Niby dlaczego? A potem pomyl się człowieku w zeznaniu… Albo jeszcze przyjemniej, niech skarbówka zacznie weryfikować zeznanie po trzech-czterech latach od złożenia zeznania, ciekawe kto tak długo przetrzymuje faktury i dowody zapłaty? Urzędnik kwestionuje prawo odliczenia, nakazuje wpłatę zaległości, nalicza odsetki… A urząd traci zaufanie podatników i dobre imię. Dla jakich pieniędzy? Dla 136,80 zł rocznie… Patologia.
Pomijając rozważania nad sensem i celem funkcjonowania ulg podatkowych, w tym przypadku ulgi internetowej to wypowiedź powyższa nieco mnie zadziwiła Nie widzę nic nadzwyczajnego w tym, że ktoś kto chce skorzystać z jakiegoś prawa (w tym przypadku do odliczenia od dochodu wydatków na internet) ma jednocześnie obowiązki (przechowywania faktur i rzetelnego podliczenia sumy wydatków). Te "mnóstwo problemów" to banały. Już dawno choćby przy uldze remontowej ukształtowała się wykładnia, że liczy się moment poniesienia wydatku czyli jeśli zapłacimy w grudniu za przyszłe miesiące to odliczamy za rok, w którym ów grudzień przypada (w przypadku ulgi internetowej i tak jest limit odliczenia). Jeśli internet jest na babkę, szwagra itd. to mogą odliczać go tylko te osoby i nie wiem czemu komuś innemu miała by przysługiwać ulga. Bo wykłada na to pieniądze? Jak chce odliczać to niech się postara, żeby umowa była na niego. Bo korzysta z netu a babcia, szwagier nie? Ulga jest za ponoszenie wydatków, a nie korzystanie. Urzędy skarbowe tracą dobre imię (ciekawe czy je w ogóle mają) i zaufanie podatników dlatego, że weryfikują zeznania podatkowe? I domagają się pokazania kilku faktur sprzed dwóch lat? I ty to nazywasz patologią? To tak dziwne rozumowanie, że aż śmieszne
27 gru 2013, 12:31
Re: Tanie państwo c.d.
Do Cymeon Ja bym jeszcze trochę porozstrząsała te 136 zł. Za takie niby śmieszne pieniądze do zwrotu urzędy skarbowe robią wielkie "halo" i wymagają dokumentów - jak burzy się któryś forumowicz. No to skoro takie śmieszne pieniądze bez większego znaczenia to niech ich delikwent w ogóle nie odlicza. Nie wykaże kwoty do zwrotu i nie musi gromadzić faktur, toż to proste.
27 gru 2013, 19:04
Re: Tanie państwo c.d.
1/ Luksusowe ferie premiera. Ochrona Tuska w Alpach kosztuje tyle, co rok życia polskiej rodziny!
Załącznik:
635253984812583071.jpg
Oficerowie BOR szykują się do wejścia na stok
Możemy premierowi tylko pozazdrościć wypoczynku w Alpach. Choć parę złotych z kieszeni też musimy na niego wyłożyć. A konkretnie – na samą tylko ochronę – 62 tys. zł! To więcej, niż przez cały rok zarabia cała rodzina mająca 5 tys. miesięcznie! Niemało, prawda?
Przecież funkcjonariusze BOR nie jedzą we Włoszech kanapek przywiezionych z domu ani nie mieszkają pod mostem. A płacimy my, choć wcale nie żyje się lepiej nam wszystkim! To my – podatnicy – fundujemy BOR-owcom wyżywienie i wynajęcie domku. Za paliwo do rządowych aut, którym przyjechał BOR, premier też nie płaci przecież z własnej kieszeni. A samo paliwo to ok. 5500 zł. Do tego jeszcze karnety na narty dla borowików i niemałe diety – 48 euro za każdy dzień we Włoszech.
Oszacowaliśmy, że towarzystwo BOR dla Tuska i jego familii mogło kosztować podatników nawet 52,7 tys złotych. Donald Tusk (57 l.) ma to szczęście, że nie płaci nawet za utrzymanie własnego auta. Ponad 1500 km i drugie tyle z powrotem przemierza toyotą, którą dała mu do jeżdżenia partia. Rachunek też się w końcu wystawi podatnikom, ponieważ Platforma Obywatelska – jak inne partie – bierze wielomilionowe dotacje z naszych kieszeni. Panie premierze, tak między nami: a podatek?!
Zapytaliśmy BOR o szczegóły wyjazdu w Alpy. – Nadmieniam, iż szczegółowa odpowiedź na zadane pytania nie jest możliwa, ponieważ dotyczy danych z zakresu wykonywanych czynności ochronnych oraz form i metod stosowanych przez funkcjonariuszy Biura Ochrony Rządu – a te zostały określone w decyzji Ministra Spraw Wewnętrznych i Administracji, opatrzonej klauzulą tajności. Rozliczenie kosztów pobytu oficerów BOR nastąpi bezpośrednio po powrocie z delegacji służbowej – powiedział mjr Dariusz Aleksandrowicz, rzecznik prasowy BOR.
Szacunkowy koszt ochrony dla premiera w Alpach: - Paliwo do trzech samochodów BOR - 5,5 tys. złotych - Dieta wypłacana 8 BOR-owcom - 13 tys. złotych - Noclegi oficerów BOR - 14 tys. złotych - Skipassy dla 8 BOR-wców na 7 dni - 6,5 tys. złotych - Koszt pracy BOR-owców - 23 tys. złotych W sumie: 62 tys. złotych
2/ Sukces Faktu! Premier pozbył się orszaku goryli
Załącznik:
635255698044729512.jpg
Jak się chce, to można. Żeby dobrze wypocząć i złapać oddech nie trzeba – niczym rosyjski oligarcha – ciągnąć za sobą ogona w postaci ośmiu ochroniarzy. A przez kilka dni urlopu tak to właśnie wyglądało. Ale teraz odpoczywa jak każdy inny turysta. Ten pan w średnim wieku, który karnie czeka w kolejce na autobus, żeby razem z innymi urlopowiczami dojechać na narciarski stok, to... nasz premier. Donald Tusk (57 l.) posłuchał rady Faktu
Premier Donald Tusk z całą rodziną i obstawą Biura Ochrony Rządu przebywają właśnie we włoskich Dolomitach, gdzie cieszą się spokojem i białym szaleństwem na stokach. Łącznie szefowi rządu podczas urlopu towarzyszy aż 15 osób. Aby dojechać do włoskich Alp, cała gromada potrzebowała aż sześciu samochodów. I by wszyscy nie siedzieli sobie na głowie, zakwaterowali się w dwóch hotelach.
Przez pierwsze dni urlopu Donald Tusk wyglądał niczym włoski mafioso – otoczony wianuszkiem ośmiu dobrze zbudowanych ochroniarzy. Taki rozmach dziwi, bo nigdy wcześniej premier nie jeździł na wakacje z tak liczną obstawą. Wystarczyło jednak kilka naszych publikacji, a funkcjonariusze BOR nagle zniknęli. Jakby tego było mało, Donald Tusk na stok zamiast samochodem wybrał się autobusem. Stanął pokornie w kolejce, jak przystało na zwykłego turystę. No, prawie zwykłego. Bo wprawdzie ochrona szefa rządu pozostaje teraz w ukryciu, ale nadal czuwa nad bezpieczeństwem premiera. Jednak dzięki temu Donald Tusk nie rzuca się w oczy, tak jak do tej pory, i nie wzbudza sensacji wśród innych narciarzy.
Nie masz wystarczających uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego postu.
18 sty 2014, 07:02
Re: Tanie państwo c.d.
Kasia Tusk dostała rządową ochronę!
Jak ustalił "Super Express", córka premiera Katarzyna Tusk (27 l.) ma ochronę Biura Ochrony Rządu. Powodem objęcia jej specjalną asystą jest... jej aktywność na internetowym blogu. - Ma coraz więcej sympatyków, którzy wysyłają do niej miłosne listy - mówi nam bliski znajomy Donalda Tuska (57 l.), urzędnik Kancelarii Premiera.
Makelifeeasier.pl - tak nazywa się blog córki szefa rządu. A nim Kasia Tusk prezentuje się w odważnych kreacjach. A to w krótkiej sukience, a to w obcisłych spodniach, a to w butach na zabójczo długich szpilkach. Trzeba przyznać, że wygląda olśniewająco. Jak się okazuje, to właśnie te zdjęcia i często niewinne wpisy córki premiera powodują zainteresowanie niepożądanych osób.
- Pojawiają się propozycje spotkań, wyznania i listy miłosne. W ostatnim czasie było ich za dużo. BOR postanowił zareagować i ochraniać Kasię - mówi nam współpracownik premiera. Jak ustalił "Super Express", BOR nie ochrania córki szefa rządu 24 godziny na dobę, ale czuwa nad jej bezpieczeństwem m.in. podczas jej spotkań służbowych i dłuższych wyjazdów. Asystuje jej wtedy dwóch funkcjonariuszy.
Podobna sytuacja miała miejsce dwa lata temu. Wtedy BOR zaczął chronić córkę premiera po tym, jak nękał ją Łukasz P. (48 l.), syn znanego kompozytora. Wysyłał jej SMS-y, w których ostrzegał ją, żeby uważała na swoje życie. Sprawa trafiła nawet do prokuratury, ale psychofanowi Kasi nie postawiono żadnych zarzutów.
BOR, pytany przez nas o szczegóły ochrony, zasłania się przepisami. - Ze względu na dobro osób ochranianych i tajność działań Biura nie mogę udzielić na ten temat żadnych informacji - mówi rzecznik BOR Dariusz Aleksandrowicz.
Nie ma na lekarstwa, jest na nowe logo i stronę. Za "jedyne" 60 tys. zł
„Istotą sprawy […] jest ochrona publicznych pieniędzy przed […] najsilniejszymi lobby, które działają w ochronie zdrowia” – mówił szef rządu Donald Tusk, broniąc Bartosza Arłukowicza przed sejmowym głosowaniem nad wotum nieufności dla ministra zdrowia. Tymczasem resort Arłukowicza wpatrzony w sondaże, lekką ręką wydaje pieniądze na poprawianie swojego wizerunku.
Nowe zygazkowate logo Ministerstwa Zdrowia i nowa odsłona strony internetowej resortu – tak Bartosz Arłukowicz chce poprawiać swój wizerunek. Przyczyną mogą być kolejne rankingi ministrów, w których Arłukowicz jest liderem pod względem braku zaufania Polaków i zbiera najgorsze noty. W badaniu CBOS z zeszłego tygodnia był na pierwszym miejscu spośród wszystkich członków rządu Donalda Tuska pod względem braku zaufania, a w piątkowym głosowaniu nad wotum nieufności miał w Sejmie przeciwko sobie wszystkie partie opozycyjne.
Dlatego resort zdrowia rusza z PR-ową ofensywą, którą mają wzmacniać nowe logo ministerstwa i nowa wersja strony internetowej. Cena PR-owej ofensywy Arłukowicza może wynosić kilkadziesiąt, a nawet kilkaset tysięcy złotych.
Ile za nowe logo i nową stronę internetową Ministerstwa Zdrowia zapłacą podatnicy? Według informacji RMF FM chodzi o kwotę 30 tys. zł. Ale radio dodaje: "Do rachunku za cały projekt można też jednak włączyć blisko 30 tysięcy złotych, jakie resort wydał na stworzenie projektu opatrzonej nowym logo strony internetowej Ministerstwa Zdrowia. Reasumując: zygzak, orzełek i ministerstwo zdrowia kosztowały 61 tysięcy złotych". To tyle ile kosztuje miesięczna kuracja osób cierpiących na chorobę Parkinsona!!!
Szefowie spółki zawiadujący Stadionem Narodowym otrzymają dwa razy po 300 tysięcy złotych premii. Za co? Za to, że stadion przyniósł 15 milionów... straty.
Tak, rząd przyznał dwóm facetom nagrodę za to, że zaszkodzili budżetowi państwa na 15 milionów. To nie żart. Takie kretynizmy przychodzą politykom Platformy o tyle łatwo, że przecież nie wyrzucają na to swoich pieniędzy, ale pieniądze wszystkich Polaków. Jak zabraknie dla innych kolesiów, znowu podwyższy się VAT czy inne podatki. Władza się wyżywi, nawet gdy przynosi straty.
Pamiętam, że przed laty Platforma Obywatelska przepchnęła przez Sejm ustawę, która nakładała odpowiedzialność finansową na urzędników za podejmowane przez nich decyzje. Posłowie chodzili i puszyli się w mediach, jak dobrze robią społeczeństwu. Łatwo im to przyszło, bo obarczali odpowiedzialnością nie siebie, ale kogoś szczebelek niżej od nich.
Osobiście uważam, że karanie wyłącznie średniego szczebla jakiejkolwiek organizacji szkodzącej ludziom jest niemoralne. Sprawiedliwość wymaga, by karać przede wszystkim kierownictwo. Skoro prawo o odpowiedzialności finansowej urzędników było zdaniem PO takie świetne, niech przed nadchodzącą kampanią wyborczą przeforsują prawo o odpowiedzialności finansowej urzędników wyższego szczebla (ministrów, wiceministrów itd.) oraz posłów uchwalających złe ustawy. Niech odpowiadają za szkody, jakie czynią w wyniku braku kompetencji, kunktatorstwa, interesu politycznego bądź zwykłej głupoty.
Gdyby minister Mucha miała licytację komorniczą (np. domu) za to, że podpisała głupią lub szkodliwą decyzję, np. taką jak ten kontrakt w sprawie Stadionu Narodowego, każdy z jej następców zastanowiłby się nad tym, co robi. Gdyby licytowano jej drugi dom za wyrzucenie na koncert Madonny 5 mln zł z budżetu, o jej ubezwłasnowolnienie, dla jej własnego dobra, wystąpiłaby zapewne rodzina. To samo działoby się z ministrem Drzewieckim, bo on robił to, co Mucha twórczo kontynuuje.
Ministra Mucha, kiedy wyrzucono ją z rządu, żaliła się, że zrobiono to, gdyż była kobietą i nie piła wódki z mężczyznami. Pani Mucho, niech pani mi wierzy, że wiele kobiet nie podejmuje tak głupich decyzji nawet po pijaku
Miał do rządu wnieść powiew świeżości wprost z Brukseli. No i wniósł. Jedną z pierwszych decyzji Rafała Trzaskowskiego (42 l.), nowego szefa resortu administracji i cyfryzacji, było zamówienie nowego samochodu.
Minister auto zdecydował się wynająć za 251 tys. zł. A mógł kupić – za 190 tys. zł. To dopiero interes!
Minister Trzaskowski jeździ teraz skodą sSuperb platinum. Rocznik: 2014. Ta limuzyna ma czego dusza zapragnie – czujniki deszczu, automatyczny wyłącznik świateł mijania lub świateł do jazdy dziennej, a nawet uchwyt na kubek na tylnej kanapie. Ale co jeśli któryś z ministrów kupi nowszy samochód i skoda Trzaskowskiego nie będzie już najbardziej wypasioną bryką w rządzie? Minister pomyślał o tym zawczasu! Zadbał o to, żeby jeździć cały czas najnowszym modelem – auta nie kupił, a wynajął i to z zastrzeżeniem, że będzie mógł w ciągu 41 miesięcy aż 2 razy wymienić limuzynę na nowszą.
A może w rządzie liczy się teraz, kto ma nie tylko najnowszy, ale i najdroższy samochód? To by wiele wyjaśniało! Najbardziej wypasiona wersja nowej skody superb ministra Trzaskowskiego prosto z salonu nie powinna być droższa niż 190 tys. zł, tymczasem za jej wynajem na 3,5 roku ministerstwo zapłaci ponad 251 tys. Zakładając, że Trzaskowski nie będzie jednak wymieniał auta na nowsze, w ten sposób na wynajmie straci 60 tys. zł. To się nazywa złoty interes!
3/ Pani minister się wozi. Limuzyna czekała na Bieńkowską 2 godziny
Załącznik:
635254783539417112.jpg
Elżbieta Bieńkowska szybko się uczy. Ale niestety nie tego, czego byśmy oczekiwali od osoby zajmującej tak odpowiedzialne stanowisko. Błyskawicznie przyswaja sobie najgorsze nawyki
Niewiele ponad miesiąc Elżbieta Bieńkowska (50 l.) jest wicepremierem i wciąż powtarza, że politykiem nie jest i być nie chce. Jednak najgorsze nawyki od polityków przejmuje bardzo szybko. Jeszcze jako minister Elżbieta Bieńkowska zasłynęła tym, że w ciągu dnia pracy pojechała limuzyną do Złotych Tarasów po legginsy.
Fatalną wpadkę pani minister tłumaczono wówczas w ten sposób, że jest tak zapracowana, że nie ma na tyle wolnego czasu, by pójść na zakupy. Teraz, gdy premier Donald Tusk pojechał na narty i na rządowym gospodarstwie zostawił Elżbietę Bieńkowską samą, ta – po posiedzeniu rządu, które przecież pierwszy raz prowadziła – pojechała na kolację do drogiej restauracji. Oczywiście limuzyną z asystą oficerów Biura Ochrony Rządu. Podczas dwugodzinnej kolacji pani premier, kierowca wraz z ochroniarzem czekali w samochodzie, grzejąc się co jakiś czas. Czy to uchodzi wiceszefowi rządu? Pani premier, są taksówki, a kolacja w restauracji to idealny moment, by ją wezwać i w dodatku zapłacić ze swoich pieniędzy.
Nie możesz rozpoczynać nowych wątków Nie możesz odpowiadać w wątkach Nie możesz edytować swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz dodawać załączników