Himalaje hipokryzji. Platforma zachęca do udziału w referendum, tyle, że w... Słupsku. Politycy PO zachwyceni ideą odwołania prezydenta miasta
Ileż to w ostatnich tygodniach słyszeliśmy argumentów ze strony Platformy Obywatelskiej, której politycy dwoili się i troili, by uzasadnić bezzasadność warszawskiego referendum w sprawie odwołania Hanny Gronkiewicz-Waltz. Zniechęcali premier, prezydent, a nawet prymas. Że referendum niedemokratyczne, że dopiero za rok odbędą się prawdziwe wybory, że zmiana zarządzającego miastem jest bezsensowna.
Politycy PO w ramach kampanii przygotowali specjalne koszulki, znaczki, a nawet portal internetowy (wybieramzarok.pl), "zaprzyjaźnione" media niemal wyłaziły ze skóry, by stanąć ramię w ramię z przekazem partii. Do antyreferendalnej machiny zatrudniono nawet stołecznych urzędników.
Ale są takie miejsca w Polsce, gdzie platformerska narracja jest zupełnie inna. Na przykład w Słupsku na 27 października (dwa tygodnie po warszawskim głosowaniu) zaplanowano referendum w sprawie odwołania prezydenta Macieja Kobylińskiego. To już druga zamiennik odwołania polityka Sojuszu Lewicy Demokratycznej; w zeszłorocznym referendum w tej samej kwestii nie udało się uzyskać odpowiedniej frekwencji.
Nie przeszkodziło to mieszkańcom po raz drugi zmobilizować się przeciw Kobylińskiemu. Znów udało się zebrać wymaganą liczbę podpisów, a rękę do tego pomysłu przyłożyli miejscowi radni z ramienia PO. To nie wszystko. Ta sama Platforma, która przestrzega przed udziałem w warszawskim referendum, z wielką ochotą i determinacją... zachęca do uczestnictwa w słupskim głosowaniu.
IDŹ NA REFERENDUM! ZMIEŃ SŁUPSK!
- zachęca plakat przygotowany przez lokalnych polityków PO.
Himalaje hipokryzji? Swojego czasu przypominaliśmy, jak politycy PO zachęcali do odwołania łódzkiego prezydenta. Jak widać, w Platformie podwójne standardy to wciąż podstawa prowadzenia polityki.
Metro walczy z plakatami zachęcającymi warszawiaków do udziału w referendum
Prawo i Sprawiedliwość protestuje wobec blokowania przez Metro Warszawskiej plakatów mających zachęcić warszawiaków do udziału w referendum.
Walka warszawskich władz, aby zniechęcić do udziału w referendum trwa. "Wczoraj media obiegła informacja, że publiczne Polskie Radio odmówiło emisji spotów profrekwencyjnych dotyczących warszawskiego referendum, przygotowanych przez Warszawską Wspólnotę Samorządową. Dziś, z kolei, Metro Warszawskie blokuje możliwość wywieszenia materiałów profrekwencyjnych zamówionych przez Prawo i Sprawiedliwość" - czytamy w liście otwartym PiS do Hanny Gronkiewicz-Waltz.
"Zwracamy się do Pani z pytaniem, kto w podległym Pani ratuszu podjął decyzję o uniemożliwieniu wywieszania profrekwencyjnych plakatów w warszawskim Metrze" - pisze Prawo i Sprawiedliwość, w którego ocenie mieszkańcy stolicy codziennie są informowani o kolejnych działaniach urzędników podległych prezydent stolicy, mających zmniejszyć frekwencję w referendum bądź wprost utrudnić warszawiakom głosowanie.
PiS przypomina też jak "urzędnicy utrudniają warszawiakom dopisywanie się do rejestru wyborców czy prowokacje dziennikarską, która na nagraniu wykonanym przez jedną z redakcji, ujawnia, że Straż Miejska w Warszawie działa uzależniając swoją pracę od kalendarza wyborczego" – czytamy liście.
Plan corocznego dofinansowywania budżetu Warszawy środkami z funduszu reprywatyzacyjnego, forsowany w przeddzień referendum stolicy, to zagranie polityczne – oceniają senatorzy PiS.
Takie rozwiązanie przewiduje projekt noweli ustawy o komercjalizacji i prywatyzacji zaproponowany przez grupę senatorów Platformy. Zakłada on, że w latach 2013-2015 budżet Warszawy byłby wsparty środkami finansowymi pochodzącymi z Funduszu Reprywatyzacji.
Co roku stołeczny ratusz miałby otrzymywać 200 mln złotych. Środki te mają być przeznaczone na wypłatę odszkodowań za nieruchomości, które na podstawie dekretu z dnia 26 października 1945 roku o własności i użytkowaniu gruntów na obszarze m.st. Warszawy przeszły na własność państwa.
Jak uzasadniono proponowane zmiany, do czasu ostatecznego rozwiązania problemu dekretu Bieruta niezbędne jest przejściowe wsparcie budżetu Warszawy w realizacji zgłoszonych roszczeń. Projekt we wrześniu wspólnie opiniowały Komisja Ustawodawcza, Komisja Gospodarki Narodowej oraz Komisja Samorządu Terytorialnego i Administracji Państwowej, które wniosły o przyjęcie zaproponowanych zapisów bez poprawek.
Wczoraj senatorowie PiS chcieli, by izba wyższa parlamentu zdjęła z porządku obrad ten punkt, uznając go w kontekście zbliżającego się referendum w sprawie odwołania Hanny Gronkiewicz-Waltz ze stanowiska prezydenta Warszawy nie tylko za mocno polityczny, ale też nieprzemyślany. Dlatego senator Jan Maria Jackowski złożył dodatkowo wniosek, by projekt skierować do Komisji Finansów Publicznych.
– Chodzi o 200 mln zł, a Komisja Finansów Publicznych na ten temat się nie wypowiadała. Chciałbym też zwrócić uwagę, że jest to projekt, który w obecnej chwili jest elementem gry politycznej w związku ze zbliżającym się referendum warszawskim – zaznacza.
Z kolei senator Bolesław Piecha (PiS) wystąpił z wnioskiem, by marszałek Senatu dodatkowo zasięgnął opinii, czy zaproponowane w projekcie rozwiązanie w ogóle mieści się w polskim porządku prawnym.
– Jest oczywistym, że Fundusz Reprywatyzacyjny jest skierowany do wszystkich obywateli w Polsce i roszczenia, które mają być zaspokajane przez ten fundusz, dotyczą tak samo obywateli np. Elbląga, Bytomia, Katowic, a nie tylko Warszawy – tłumaczy. W ocenie Jackowskiego, projekt wpisuje się w aktualne hasło Platformy Obywatelskiej „wszystkie ręce na pokład” związane z referendum w Warszawie. – Tyle że te ręce z pokładu idą do kieszeni podatnika – zauważył Piecha.
Ostatecznie Senat jednak nie podzielili ocen opozycji i odrzucili zgłoszony przez PiS wniosek (za głosowało 22 senatorów, przeciw było 48, a 3 się wstrzymało).
Strażnik miejski potwierdza: Do referendum mamy "nie widzieć" źle zaparkowanych aut
Do referendum mamy źle zaparkowanych samochodów nie zauważać, żeby ludzi nie denerwować. Był nakaz, wszyscy się uśmiechali, doskonale wiedząc o co chodzi i teraz samochodów "nie widzimy". Po referendum wszystko się "wyrówna" - mówi w rozmowie z niezalezna.pl funkcjonariusz Straży Miejskiej
Słyszał Pan nagranie rozmowy z komendantem. Rzeczywiście Straż Miejska na rzecz referendum zmieniła swoje nastawienie do wystawiania mandatów? Zmiana w działaniu straży była z dnia na dzień, po odprawie kierowniczej. Zmiana w działaniu opiera się na tym, że jest dużo mniejszy nacisk na parkujące samochody. Do tej pory naszym obowiązkiem było zawsze gdy widzieliśmy źle zaparkowany pojazd, jak najwięcej holować. Jak nie widzieliśmy tego, nie holowaliśmy, to było źle. Nie mogliśmy zjechać z rewiru bez holowania. Dwa tygodnie temu dostaliśmy nakaz, że tych samochodów mamy nie widzieć.
Jaki jest dokładnie nakaz kierownictwa? Komendant główny wydaje rozkaz naczelnikom, naczelnicy kierownikom, a kierownicy bezpośrednio nam. Ok. dwa tygodnie temu dostaliśmy jasny, kategoryczny nakaz: Od dzisiaj źle zaparkowanych samochodów po prostu nie widzieć. Samochód źle zaparkowany, odwracamy wzrok i jedziemy dalej. Chyba że jest zgłoszenie mieszkańców, wtedy trzeba podjechać. Sami jednak do referendum mamy ich nie zauważać, żeby ludzi nie denerwować. Był nakaz, wszyscy się uśmiechali, doskonale wiedząc o co chodzi i teraz samochodów "nie widzimy".
Nakaz jest na całą Warszawę? Rozmawiamy między sobą o tym i polecenie takie samo było we wszystkich dzielnicach. To można łatwo sprawdzić u dyżurnego, w statystyce interwencji własnych i zleconych. Różnica jest nawet kilkadziesiąt holowań dziennie.
Dlaczego dotąd było tyle holowań? Z każdego samochodu jest duża kasa dla miasta, ok. 500-600 zł, a w tej chwili tego nie ma. Mieliśmy ranking, w którym naczelnicy trzech oddziałów które "zdobyły" najwięcej holowań", dostają jakąś pulę pieniędzy od komendanta. Niektóre holowania były naciągane tylko po to, by jak najwięcej tego było. Teraz mamy nie holować sami z siebie, w najbliższym okresie ograniczyć całkowicie liczbę interwencji przy złym parkowaniu.
Czy sama SM ma pieniądze z tych kar? Pieniądze idą do ZDM (Zarządu Dróg Miejskich) i ratusza, a Straż Miejska podlega władzom miasta. Funkcjonariusze są niezadowoleni z tego co z nami robią. Komendant chce utrzymać swój stołek, to każe nam teraz nie holować, po referendum jak się wyrówna, znów będziemy walić w tych ludzi i zmuszać do płacenia 600 zł. Czasem jak jest jakaś impreza przy Stadionie Narodowym, czy przy ZOO, to potrafi być odholowane jednorazowo w jeden wieczór 30, 40 samochodów.
Minister z kancelarii Komorowskiego przeciwko referendum: Nie damy się słoikom!
"Mieszkasz pod Warszawą i to Twoje szczęście. Zaufaj warszawiakom - prawdziwym od pokoleń - nie damy się słoikom" - to nie kolejny chamski atak Stefana Niesiołowskiego, lecz słowa podsekretarza stanu ds. kultury w kancelarii prezydenta Bronisława Komorowskiego.
Minister Maciej Klimczak, podsekretarz stanu w kancelarii prezydenta Komorowskiego ds. twórczości, dziedzictwa i kultury, w czasie wolnym od pracy wcale się nie nudzi. Dziś postanowił zaatakować inicjatorów akcji "Warszawo zakochaj się w referendum". Na stronie "Miasto jest Nasze" pojawił się wpis, który ewidentnie nie przypadł ministrowi do gustu. Oto jego treść:
13 października każdy z nas będzie mógł zabrać głos w sprawie przyszłości Warszawy. Niezależnie od preferencji politycznych, referendum jest okazją do oceny urzędników rządzących Stolicą w naszym imieniu. Już teraz obserwujemy jak jego perspektywa wpływa na władze miasta. Decyzje, które jeszcze kilka miesięcy temu wydawały się niemożliwe, dziś stają się rzeczywistością. Jest to najlepszy dowód na znaczenie zaangażowania mieszkańców w sprawy publiczne. Jakość rządów zależy od nas! 13 października staw się w swojej komisji wyborczej i oddaj głos. Głosuj jak chcesz – ważne, że to zrobisz. Pokażmy, że miasto jest nasze.
Takie wezwanie do wzięcia udziału w demokratycznym głosowaniu nie mogło zostać niezauważone przez współpracownika Bronisława Komorowskiego. "Piotrze, piszesz, że mieszkasz pod Warszawą i to Twoje szczęście. Zaufaj warszawiakom - prawdziwym od pokoleń - nie damy się słoikom" - rzucił do jednego z użytkowników Maciej Klimczak. Za chwilę - upomniany przez internautę - minister zaczął tłumaczyć, że używanie słowa "słoik" [określenie osoby mieszkającej w Warszawie, ale spoza stolicy] jest... szkodliwe.
- Z pewnością podziały są szkodliwe i ten, który wymyślono wraz z nazwą "słoiki" - a to nie był pomysł warszawiaka, bo my do przybyszów odnosimy się z życzliwością. Szkodliwy jest również ten podział, który jedna z parii próbuje ugruntować zachęcając do kosztownego - ja tutaj płacę podatki - niepotrzebnego i szkodliwego referendum. A propos Miasto nie jest Wasze, a już zwłaszcza moja Warszawa - napisał na Facebooku podsekretarz Maciej Klimczak.
W żywiole dyskusji minister Klimczak zarzucił organizatorom akcji proreferendalnej, że "lokują interesy polityczne, a nie mieszkańców Warszawy" oraz ogłosił ich działalność jako "szkodliwą". Screen tych wpisów już cieszy się dużą popularnością na tym serwisie społecznościowym i jest szeroko komentowany.
"Wałęsa, Wajda, Penderecki - prawdziwi od pokoleń" - napisał użytkownik Ernst pod zdjęciem. "No widać, że się zna, na kulturze to przede wszystkim chyba" - ironicznie zauważył Wojciech.
Co wspólnego ma Lech Wałęsa z aktorami Markiem Kondratem i Wojciechem Malajkatem? Oni, i wielu innych, stają murem za Hanną Gronkiewicz-Waltz namawiając, aby warszawiacy nie brali udziału w referendum o odwołanie wiceprzewodniczącej Platformy Obywatelskiej. Na liście klakierów HGW jest też generał Zbigniew Ścibor-Rylski. Teraz już nie dziwi skąd to rzekome oburzenie na wykorzystanie litery "W".
Oczywiście, autorzy listu stosują ten sam pretekst, co politycy Platformy Obywatelskiej, że na referendum nie warto iść, bo za rok są samorządowe wybory. Czyli godzą się na zmarnowanie jeszcze wielu miesięcy poprzez nieudolne rządy Warszawą Hanny Gronkiewicz-Waltz.
"Za rok, we właściwych wyborach samorządowych, będziemy mieli możliwość oceny zarówno doświadczeń wszystkich kandydatów jak i konfrontacji ich wizji rozwoju stolicy. Wtedy dużo wyraźniej będziemy mogli dostrzec zarówno mocne, jak i słabe strony tych dwóch kadencji pod rządami Hanny Gronkiewicz Waltz" - piszą inicjatorzy pomysłu.
A wystarczyłoby przejechać się po Warszawie lub posłuchać mieszkańców. Autorzy listu zapewne jednak komunikacją miejską nie jeżdżą i nie wiedzą jak podrożały bilety...
Poniżej opublikowana przez "michnikowego szmatławca" lista osób wspierających Hannę Gronkiewicz-Waltz. Wiele znajomych nazwisk. Także z byłego komitetu poparcia Bronisława Komorowskiego. Warto zapamiętać
Jan Aleksandrowicz- Kraśko Miriam Aleksandrowicz Edmund Baranowski Władysław Bartoszewski Katarzyna Biernacka Jacek Bończyk Anna Borowiec Marcin Bronikowski Iwona Buchner Magdalena Cwenówna Izabella Cywińska Krystyna Cierniak - Morgenstern Zofia Czerwińska Lechosław Czołnowski Jacek Czyż Henryk Dąbrowski Waldemar Dąbrowski Krystyna Demska-Olbrychska Maria Ekier Tadeusz Filipkowski Katarzyna Frank - Niemczycka Zbigniew Galperyn Krystyna Gębska Józef Gębski Adrianna Godlewska - Młynarska Ewa von Gottberg Tomasz Grochoczyński Barbara Horawianka Danuta Hubner Anna Janiszewska Elżbieta Jarosik Emilian Kamiński Beata Kawka Maciej Kawulski Andrzej Karkoszka Dorota Kędzierzawska Michał Komar Jacek Kondracki Marek Kondrat Andrzej Kotkowski Barbara Labuda ks. Andrzej Luter Katarzyna Łaska Magdalena Łazarkiewicz Sławomira Łozińska Hanna Machnikowska Wojciech Malajkat Wojtek Medyński Barbara Minkiewicz Stanisław Modliński Jan Muszyński Anna Nehrebecka Andrzej Nejman Małgorzata Niezabitowska Ola Nizińska Daniel Olbrychski Elżbieta Penderecka Krzysztof Penderecki Małgorzata Pieńkowska Małgorzata Potocka Artur Reinhort Mirosław Rybaczewski Sławomir Salamon Andrzej Seweryn Tomasz Sikora Grzegorz Skrzecz Teresa Smus - Barska Dorota Stalińska Gen. Stefan Starba-Bałuk Karol Stępkowski Urszula Strykiem Krzysztof Strykier Danuta Szafarska Szymon Szurmiej Gen. Zbigniew Ścibor-Rylski Gouda Tencer Janina Traczyk-Skaruch Anna Trawińska Agata Tuszyńska Andrzej Wajda Lech Wałęsa Marian Woronin Krystyna Zachwatowicz-Wajda Anna Zielińska (Szwapczyńska) Leszek Żukowski
Sygnatariusze listu w obronie Hanny Gronkiewicz-Waltz zachowują się jak spasione, leniwe koty salonowe, nie widzące, że Warszawa staje się grajdołem
Kampania obrony Hanny Gronkiewicz-Waltz ma w sobie coś niesmacznego i żenującego. Oto wielu twórców i ludzi wolnych zawodów, którzy są beneficjantami tego, że w Polsce i w Warszawie rządzi PO, a duża część z nich to po prostu twórcy dworscy, swoimi znanymi nazwiskami firmuje dziwaczne stanowisko, że demokratyczny akt udziału w referendum jest niedemokratyczny i pozbawiony sensu.
Nie zachowują się zatem jak ludzie wolni, tylko klienci władzy, którzy tej władzy robią przysługę w zamian za to, co władza robi dla nich. Można to traktować jak zwykły interes, co twórcom i ludziom wolnych zawodów chluby nie przynosi.
Co więcej, liczni podpisani pod listem ludzie kultury działają wbrew własnemu środowisku, bo przecież kultura w Warszawie jest traktowana jak piąte koło u wozu, co to środowisko wielokrotnie Hannie Gonkiewicz-Waltz wytykało. To, że jakiejś wąskiej grupie dobrze się wiedzie nie znaczy, że pozostali tak mają i że kultura w Warszawie kwitnie. Nie kwitnie, lecz umiera. A premiowane są wyłącznie konformizm oraz nadskakiwanie władzy, co dla twórców powinno być powodem do wstydu. I autentyczni, a nie dworscy twórcy są tym zniesmaczeni. Tymczasem ci dworscy wysyłają fałszywy komunikat, że żadnych problemów z kulturą w Warszawie nie ma, co nie jest prawdą i jest po prostu nieuczciwe.
List podpisały osoby bywające w świecie i doskonale zorientowane w tym, że Warszawa za rządów Hanny Gronkiewicz-Waltz umocniła swój status cywilizacyjnego grajdołu. To, że rozpoczęto wiele budów, które przez lata nie pozwalają mieszkańcom Warszawy normalnie żyć, nie świadczy o cywilizacyjnym skoku. Świadczy o tym, że to, co w innych stolicach jest banalnym standardem, u nas idzie jak po grudzie i jest traktowane jak jakiś cud czy wielka łaska władzy. Jest odwrotnie – to, że standardowe inwestycje są prowadzone tak nieudolnie tylko potwierdza cywilizacyjne zapóźnienie.
Sygnatariusze listu świetnie wiedzą, że Warszawa Hanny Gronkiewicz-Waltz jest miastem coraz bardziej jałowym, jeśli chodzi o wielkie wydarzenia, kulturalne czy naukowe. Doskonale wiedzą, że Hanna Gronkiewicz-Waltz nie myśli w kategoriach urbanistycznych i estetycznych, że polska stolica pod jej rządami jest bezstylowym zlepkiem realizacji od Sasa do lasa, że prawie nic tu nie ma klasy, że dominuje bazarowy gust i wyobraźnia przekupki. Sygnatariusze listu często bywają w innych europejskich stolicach i muszą wiedzieć, o ile klas biją nas Berlin, Praga, Budapeszt, a nawet Bratysława, Wilno i Ryga. Udają jednak, że tego nie widzą, bo oni mają tu konfitury i stać ich na uczestnictwo w ważnych wydarzeniach w stolicach innych państw. Tylko że to stanowisko ogromnie krótkowzroczne.
Sygnatariusze listu zachowują się jak spasione, wypielęgnowane i leniwe koty, które z wyżyn swoich salonów z pobłażaniem i poczuciem ogromnej wyższości patrzą na dachowce za szybą, które muszą codziennie walczyć o przetrwanie. Patrzą na świat z pozycji swoich przywilejów, co ich rozleniwia, tym bardziej że nie podlegają normalnej rynkowej konkurencji. A w zawodach twórczych rozleniwienie i uprzywilejowanie oznacza uwiąd i przerzucenie się na produkcję tandety i chłamu. Władza bezkrytycznie ten chłam i kicz kupuje w zamian za poparcie, lecz kiedyś to się skończy i nastąpi bolesne zderzenie z ziemią.
Osobną sprawą jest wmontowanie w tę akcję takich osób jak gen. Stefan Bałuk, cichociemny, powstaniec warszawski, który za trzy miesiące skończy 100 lat. Jako ktoś, kto przez Hannę Gronkiewicz-Waltz został wyróżniony dyplomem Honorowego Obywatela M. St. Warszawy, Stefan Bałuk został po prostu potraktowany instrumentalnie. A jako człowiek honoru nie mógł się zachować inaczej jak podpisać się pod listem. Wykorzystywanie takich wspaniałych postaci do żenujących akcji beniaminków władzy pozostawia jednak niesmak. W tym wszystkim nie chodzi bowiem o nic wzniosłego i wartego pisania listów, lecz o obronę prezydent Warszawy, która miastu ogromnie szkodzi, robi z niego kompletny grajdoł i kulturowo oraz estetycznie je degraduje.
Gazeta ''Frankfurter Allgemeine Zeitung'' analizuje sytuację polityczną w Polsce przed referendum komunalnym 13 października w Warszawie.
W obszernym artykule zatytułowanym "Wielki kac po Latte Macchiato" ("Der große Latte-Macchiato-Kater") korespondent "Frankfurter Allgemeine Zeitung" (FAZ) Konrad Schuller sugeruje, że mało kto przyjeżdżając ekspresem Berlin-Warszawa domyśla się, że za oświetlonymi szklanymi fasadami warszawskich biurowców narasta kryzys mentalny i polityczny, i że rządząca ekipa, która od sześciu lat przewodzi Polsce w jej pogoni za Zachodem, traci w sondażach. Co więcej - możliwe jest pozbawienie Hanny Gronkiewicz-Waltz, sprzymierzeńca premiera Donalda Tuska, urzędu prezydenta miasta - pisze korespondent FAZ. [.....] Warszawa konsumentów Jednak zdaniem autora fazę tę warszawiacy mają już za sobą i obecnie zaprząta ich tylko budowanie dobrobytu i stabilizacji, a młode pokolenie zapomniało już o walkach i ofiarach starszej generacji. Konrad Schuller informuje jednocześnie, że poziom bezrobocia w stolicy wynosi aktualnie zaledwie 5 procent, a wzrost gospodarczy wyniósł od 2000 r. 28 procent. Nie pozostało to zdaniem autora bez wpływu na sytuację polityczną. Bowiem "narodowi konserwatyści" ze swoim politycznym patosem znaleźli się w defensywie, zwyciężeni w 2006 r. w wyborach komunalnych przez Hannę Gronkiewicz-Waltz. [....] Konrad Schuller sugeruje, że Warszawa znalazła się w stanie zawieszenia. "Wcześniejszych prezydentów miasta zabiegających o pomniki i muzea upamiętniające heroiczną historię zastąpiła ekipa kierownicza, która jest zwolennikiem piłki nożnej, centrów handlowych i wielkich sal kinowych-Multipleksów. Jest pięknie kolorowo i bez wątpienia lepiej, od wcześniejszej szarzyzny. Jednak wszędzie wyczuwa się, co potwierdzają już badacze opinii publicznej, że to nie wystarczy, że czegoś Warszawie brakuje".
"Metoda Pałacu Kultury" Najlepiej ilustruje to, zdaniem korespondenta FAZ, Pałac Kultury. W okresie transformacji rozgorzała wokół niego podobnie jak wokół "Pałacu Republiki" w Berlinie dyskusja czy zachować go czy zburzyć. Fakt, że pałac stoi do dziś, jest do zawdzięczenia "ultrapragmatycznemu stylowi nowej Warszawy, która zamiast podjąć decyzję schowała go za lasem nowych jak spod igły drapaczy chmur". Konrad Schuller pisze dalej, że "Metoda Pałacu Kultury" upowszechniła się w Warszawie i np. fasady budynków z socjalistycznych czasów przy ulicy Marszałkowskiej zasłonięto reklamami operatorów telefonicznych, marek samochodów. "Samsung zamiast Stalina, Lexus zamiast Lenina, a przy tym kasa dzwoni" - konstatuje korespondent FAZ. Niemiecki dziennikarz przypuszcza, że niezadowolenie może mieć właśnie takie podłoże: "Każdy projekt urbanistyczny jest paraliżowany przez »grube portfele«". "Przede wszystkim pieniądze decydują w Polsce o tym co i gdzie się buduje" - cytuje Schuller publicystę czasopisma "Dialog" Filipa Springera.
Społeczeństwo lemingów "Tymczasem Polska ze swą rozdyskutowaną opinią publiczną nie byłaby Polską, gdyby nie znalazła określenia dla takiej nowej Warszawy i jej konsumpcyjnych mieszkańców" - komentuje dalej korespondent frankfurckiej gazety. I wyjaśnia co oznacza lansowane przez prawicowych publicystów określenie "lemingi". "Ich zdaniem lemingami są wszyscy biurowi urzędnicy, kierownicy działów, którzy wybierają dzisiaj Tuska. Jest nimi nowe społeczeństwo poliglotów nastawione na przyjemności, których życie kręci się wokół smartfonów, Ikei, cappuccino".
"W samobójczej wesołości ignorują oni domniemane nieujarzmione nadal niemieckie zagrożenie i śmierć patriotycznego prezydenta Kaczyńskiego (wcześniejszego prezydenta Warszawy) w katastrofie lotniczej pod Smoleńskiem, chociaż każdy z prawicowego skrzydła (inaczej niż polska prokuratura) wie, że tragedia ta spowodowana została przez odwiecznego wroga - Rosję" - pisze Konrad Schuller. ]....] Autor jest jednocześnie przekonany, że jednak drwiny na temat lemingów trafiają w czuły punkt. "Podejrzenie, że dumna ze swej historii stolica mogłaby się zamienić w bezmyślne miasto lemingów zatacza coraz szersze kręgi (...). Nowa warstwa średnia, elektorat Tuska, zaczyna wyczuwać, że coś jest nie w porządku z obranym kierunkiem (...). Sondaże wypadają na niekorzyść, kruszy się baza władzy Tuska i jego stolica zaczyna się chwiać. 13 października, podczas referendum, wyborcy mogą wystawić »tym na górze« rachunek, chyba, że zamiast tego nie wybiorą się do Ikei" - konstatuje korespondent FAZ.
Aleksandra Jarecka red. odp. Bartosz Dudek Źródło: Deutsche Welle
____________________________________ Videtur et hoc mihi Platforninem non debere esse Poza tym uważam że Platformę należy zniszczyć /Katon starszy/
06 paź 2013, 11:05
Re: Kto głosował na PO
Warszawiacy! Śmiało, dajcie o sobie znać 13 października! Bardzo w to wierzę, bo zawsze nasze miasto było naszą chlubą i wiedzieliśmy co robić. Wierzę , że urzędnicy nie dadzą się zastraszyć...)
10 paź 2013, 09:57
Re: Kto głosował na PO
Komisarzyca
Warszawiacy! Śmiało, dajcie o sobie znać 13 października! Bardzo w to wierzę, bo zawsze nasze miasto było naszą chlubą i wiedzieliśmy co robić. Wierzę , że urzędnicy nie dadzą się zastraszyć...)
Zawsze? A kto HGW wybierał?
10 paź 2013, 13:05
Re: Kto głosował na PO
Rzeczywiście "zawsze" to nie do końca szżczęśliwe określenie Ale teraz można się śmiało zrehabilitować
11 paź 2013, 08:38
Re: Kto głosował na PO
Zobacz, co robią władze Warszawy, aby Gronkiewicz-Waltz nadal rządziła
Do referendum ws. odwołania Hanny Gronkiewicz-Waltz zostało już zaledwie kilka dni, a mieszkańcy Warszawy wciąż informują o braku odpowiednich informacji dotyczących rozmieszczenia lokali wyborczych, w których można oddawać swój głos. Z uzyskanych przez radnego PiS Dariusza Lasockiego informacji wynika, że aby obwieszczenia mogły, wzorem lat ubiegłych, znaleźć się na przystankach autobusowych, powinien wystąpić o zgodę do ZTM Warszawa Jarosław Jóźwiak – określany mianem „prawej ręki Hanny Gronkiewicz-Waltz”
Zgodnie z treścią uchwały Rady Warszawy o zasadach korzystania z przystanków komunikacji miejskiej , właścicielem lub zarządzającym znaczną większością przystanków komunikacyjnych w stolicy jest m.st. Warszawa. Okazuje się, że w przeciwieństwie do praktyki z lat ubiegłych, na przystankach nadal nie ma informacji o lokalizacji komisji, w których mieszkańcy Warszawy mogą głosować w referendum. Okazuje się, że zgodnie z informacją Ratusza to Jarosław Jóźwiak (wiceszef Gabinetu Prezydent Warszawy) powinien wystąpić do ZTM Warszawa o zgodę na zamieszczenie stosownych obwieszczeń.
Na brak odpowiedniej informacji na przystankach zwrócił uwagę warszawski radny PiS Dariusz Lasocki. W rozmowie z portalem niezalezna.pl potwierdza on, że z informacji uzyskanych bezpośrednio w Urzędzie Dzielnicy Praga-Południe wynika, że informacje o lokalach wyborczych nie zostaną tam rozmieszczone, ponieważ nie ma na to zgody.
- Uzyskałem informację, że nie ma zgody zarządcy przystanków, aby tego typu informacje się tam pojawiły. To zastanawiające, ponieważ regularnie przy każdych wyborach tego typu ogłoszenia na przystankach się pojawiały, a wyborcy mogli dzięki nim mogli się odpowiednio zlokalizować. Brak tych ogłoszeń jest pozbawieniem wszystkich wyborców podstawowej informacji o tym, gdzie można oddać swój głos w referendum – tłumaczy w rozmowie z portalem niezalezna.pl stołeczny radny Dariusz Lasocki.
Okazuje się, że wiele osób cały czas nie wie, gdzie należy pójść, aby zagłosować. Sytuacja jest o tyle poważna, że informacja o rozmieszczeniu lokali wyborczych nie jest informacją partyjną lecz administracyjną, a władze mają obowiązek poinformować o tym mieszkańców miasta.
- Jeżeli te informacje się potwierdzą, a mówił o tym zajmujący się tym urzędnik z urzędu, to należy się zastanowić gdzie w ogóle te ogłoszenia wiszą. Wygląda na to, że Ratusz łapie się każdego możliwego fortelu. Jak dobrze wiemy, w przypadku wyborów samorządowych, wyborów do europarlamentu, czy prezydenckich, za każdym razem takie obwieszczenia na przystankach się pojawiały. Należy się zastanowić dlaczego nie ma ich teraz. Nasze obawy dotyczące obstrukcji stołecznego Ratusza w sprawie referendum najwyraźniej znalazły właśnie potwierdzenie – tłumaczy radny Prawa i Sprawiedliwości Dariusz Lasocki.
* * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * *
"Władzy raz zdobytej nie oddamy nigdy." Hasło towarzysza Wiesława doskonale oddaje referendalną politykę dezinformacyjną Hanny Gronkiewicz-Waltz
Jak Ratusz warszawski radzi sobie z obowiązkiem umieszczenia na swojej stronie internetowej informacji o referendum? Bardzo prosto, ukrywa je! Są dostępne pod linkiem mało rzucającym się w oczy. Pokazujemy, jak ominąć ten podstęp.
Spełniają się słowa rzecznika Tuska - Pawła Grasia, który zapowiedział, że łatwo jego partia nie odda Warszawy:
Użyjemy wszystkiego i wszystkich instancji, aby referendum było nieudane
- powiedział Graś.
Graś nie zapowiedział jeszcze użycia czołgów, jednak wojnę informacyjną, a raczej dezinformacyjną jego partia zaczęła już dawno. Np. na stronie Urzędu Miasta, gdzie informacje na temat referendum zgodnie z prawem MUSZĄ się znaleźć. Hanna Gronkiewicz-Waltz i jej ludzie nie robią tu żadnej łaski. A jednak.
Wzrok na stronie głównej Urzędu Miasta przyciągają miłe dla oka informacje o remontach ulic, budowie drugiej linii metra, itd. Nie ma nic na niej o zbliżającym się referendum. Dlaczego?
Strona główna ma pewną pojemność, nie wszystkie informacje mogą być tam zamieszczone
– odpowiada Bartosz Milczarczyk, rzecznik prasowy ratusza, który został o to zapytany przez redakcję portalu internetowego tvnwarszawa.tvm24.pl. Jak wyjaśnił, informacje o referendum można znaleźć pod linkiem prowadzącym do Biuletynu Informacji Publicznej.
Niby więc wszystko jest w porządku. Jednak diabeł tkwi w szczegółach. BIP to podstrona mało uczęszczana przez przeciętnych gości na stronach portali urzędów państwowych czy samorządowych. Jest ona zwyczajnie nieatrakcyjna, gdyż zawiera konieczne informacje urzędowe. Jej aktualizację nakazuje prawo, a nie chęć ściągnięcia tu internautów.
A o to jak wygląda podróż do „studni informacyjnej” Ratusza, gdzie można dowiedzieć się o referendum.
Wchodzimy na stronę http://www.um.warszawa.pl. Następnie klikamy po prawej stronie w dziale Najpopularniejsze strony link "Biuletyn Informacji Publicznej". Następnie – znowu po prawej stronie – w dziale Menu przedmiotowe zauważymy link „Ogłoszenia i informacje”. Po wejściu do niego widzimy pośrodku rozwinięte menu Wszystkie Ogłoszenia i Informacje. Teraz wystarczy na samym dole tego menu kliknąć zakładkę „Pozostałe”. I oto naszym oczom ukazują się informacje na temat tego, jak możemy wziąć udział w referendum.
Prawda, że łatwe? Do zobaczenia zatem 13 października przy urnach referendalnych.
* * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * *
HGW ukrywa informacje o referendum. Na głównej stronie Ratusza ani słowa
Na głównej stronie internetowej warszawskiego Urzędu Miasta nie ma ani słowa o przeprowadzanym za kilka dni referendum, choć to niewątpliwie najważniejsza informacja dla mieszkańców stolicy. Zamiast tego znajdujemy wiadomości o pociągach Inspiro czy o rozstrzygnięciu konkursu na najpiękniejszą bierkę szachową.
Referendum odbędzie się już za kilka dni, ale jeśli ktoś chciałby dowiedzieć się, gdzie i w jakich godzinach może głosować, na stronie stołecznego ratusza raczej tego nie znajdzie. Dopiero na podstronie Biuletyn Informacji Publicznej, w rubryce "ogłoszenia", a tam w zakładce "pozostałe", ukryta jest informacja o referendum.
A co znajduje się na stronie głównej witryny internetowej Ratusza? Oprócz błahych zapowiedzi różnych wydarzeń na pierwszy plan wybijają się propagandowe artykuliki np. "Inspiro już jeździ". Czytamy w nim: Warszawiacy podróżujący metrem mogą już korzystać z najnowszych pociągów Inspiro [...] warszawiacy byli poruszeni nowoczesnym designem pociągu, a przede wszystkim tym, że pojazd nie ma oddzielnych wagonów i można swobodnie poruszać się w jego wnętrzu. "Rozwój komunikacji miejskiej, a w szczególności metra, to dla nas priorytet. Metro oprócz tego, że jest najbardziej efektywnym środkiem transportu, to również ma charaker miastotwórczy. Widać to doskonale w dzienlicach, w których funkcjonuje I linia" – mówi Prezydent Warszawy Hanna Gronkiewicz-Waltz.
O tym, że już drugiego dnia jeden z "najnowszych" pociągów się popsuł, z tekstu się oczywiście nie dowiemy.
Dodajmy, że na temat referendum nie ma też nic na oficjalnym profilu Urzędu Miasta Warszawa na Facebooku.
A to wszystko wyprawia polityk partii, która w nazwie ma słowo "obywatelska"...
* * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * *
Gronkiewicz-Waltz chce wprowadzić opłaty za jazdę samochodem po Warszawie
W dokumencie zatytułowanym "Strategia transportowa Warszawy", przygotowanym przez stołeczny ratusz w 2011 r., czytamy, że jednym z zadań jest "rozwój systemów opłat (wprowadzanie mechanizmów fiskalnych) za korzystanie z infrastruktury drogowej".
Czy już niedługo warszawscy kierowcy będą płacić za poruszanie się autem po Warszawie? Niewykluczone.
W "Strategii transportowej Warszawy", przygotowanej przez ludzi Hanny Gronkiewicz-Waltz, czytamy: "Niezależnie od opłat za parkowanie, w dalszej przyszłości w celu ograniczania używania samochodów osobowych oraz powiązania korzystania z infrastruktury drogowej z ponoszeniem kosztów jej budowy i eksploatacji, rozważone będą możliwości wprowadzenia w Warszawie: - opłat za korzystanie z wybranych elementów układu drogowego (np. mostów i tuneli), - opłat za wjazd do obszaru centralnego".
A zatem Hanna Gronkiewicz-Waltz chciałaby pobierać opłaty za przejazd mostem, wjazd do tunelu lub przejazd przez Śródmieście.
Jak napisano w "Strategii...": "Rozwiązania fiskalne będą stosowane wyłącznie w razie obserwowania dalszego pogarszania się warunków ruchu drogowego w centrum Warszawy i/lub pogarszania się stanu środowiska naturalnego i zdrowotnego społeczeństwa oraz po wyczerpaniu innych możliwych działań naprawczych".
Nie da się ukryć, że za rządów Hanny Gronkiewicz-Waltz warunki ruchu drogowego w centrum stolicy uległy pogorszeniu. Bardzo prawdopodobne zatem, że po referendum - jeśli polityk PO ocali w nim oczywiście głowę - będą czekać nas nowe absurdalne opłaty. Oby do tego nie doszło.
* * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * *
Uniwersytet pomaga uciec HGW od debaty. Decyzję władz UW komentuje prof. Gliński
- To wszystko pachnie białoruskimi standardami - mówi w rozmowie z portalem niezalezna.pl prof. Piotr Gliński komentując decyzję władz Uniwersytetu Warszawskiego o zakazie organizacji debaty na uczelni przed niedzielnym referendum. Nie tylko decyzja, ale również treść oświadczenia rzecznik prasowej UW wzbudziła sporo kontrowersji.
Piotr Gliński zaprosił prezydent Warszawy Hannę Gronkiewicz-Waltz do debaty o stolicy i rozmowy o propozycjach dotyczących funkcjonowania miasta . Według wstępnych ustaleń debata miała się odbyć w jednej z sal Uniwersytetu Warszawskiego, a z inicjatywą jej organizacji wystąpili sami studenci.
Na propozycję debaty błyskawicznie zareagowały władze uczelni wydając kuriozalne oświadczenie i zapewniając, że debaty na UW nie będzie.
- Jeśli więc ktoś, dziś na taką debatę zaprosił, to zdecydowanie się pospieszył. Poza tym jest niezrozumiałe, jak można wystosowywać takie zaproszenia bez porozumienia z gospodarzem tego miejsca, czyli społecznością akademicką reprezentowaną przez władze uczelni. Nie zaprasza się gości nie do siebie – napisała w wydanym wczoraj oświadczeniu Anna Korzekwa, rzecznik prasowy Uniwersytetu Warszawskiego.
Dzisiaj pojawiła się aktualizacja oświadczenia: „Wczoraj w godzinach popołudniowych zapadła decyzja, że debata się nie odbędzie”.
- Jeżeli na debatę zapraszają organizacje studenckie i to one są organizatorami, to powinny mieć do tego prawo. Tak jak mówiłem dzisiaj na konferencji prasowej, to wszystko pachnie białoruskimi standardami. Trudno to w ogóle komentować. Uniwersytet to esencja wolności i niezależności. Jest on zarządzany przez społeczność uniwersytecką, której nie ma bez studentów. Wszystkie działania na uniwersytecie powinny być dopuszczone oprócz tych, których zabrania Konstytucja. Nie powinno być tam oczywiście dyskusji i umożliwiania zabierania głosu przez ludzi o poglądach faszystowskich i komunistycznych, jednak innego rodzaju debaty jak najbardziej powinny tam mieć miejsce. Wielokrotnie byłem świadkiem, gdy na uniwersytetach zagranicznych gościli politycy i mężowie stanu. Taki jest właśnie standard światowy. Jeżeli w oficjalnym stanowisku władz polskiego uniwersytetu padają słowa „Nie zaprasza się gości nie do siebie”, świadczy to o tym, że studenci na uniwersytetach nie są u siebie i dużo jeszcze musimy w Polsce zmienić – tłumaczy w rozmowie z portalem niezalezna.pl prof. Piotr Gliński.
Prof. Gliński ujawnia, że nie jest to pierwszy przypadek, gdy jego środowisku odmawia się wynajęcia sali, w której miałaby odbyć się debata.
- Chciałbym też podkreślić, że to wpisuje się w cały proces utrudniania życia obywatelom, którzy także przecież działają w różnych partiach. Jeżeli te partie są legalne, to nie widzę powodu, żeby odmawiać im wynajmowania sal. Podobna sytuacja przydarzyła w Polskiej Akademii Nauk - moim miejscu pracy, gdzie również uniemożliwiono nam wynajęcie sali na debatę. Wówczas wiceprezes PAN w sposób nieformalny próbowała wpłynąć, żebym zrezygnował z wynajmu sali. Jeszcze raz podkreślam, tego typu działania są sprzeczne z przyjętymi na świecie standardami demokracji – dodaje prof. Piotr Gliński.
* * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * *
Czy to już desperacja? Gronkiewicz-Waltz pisze na łamach "Wyborczej" list do warszawiaków: "Nie idźcie na referendum! Nie dajcie się namówić Jarosławowi Kaczyńskiemu"
Dziś jedyny, kto się ucieszy z Waszego udziału w referendum będzie Jarosław Kaczyński
- pisze w liście do mieszańców Warszawy Hanna Gronkiewicz-Waltz.
List został zamieszczony na stronach internetowych Platformy Obywatelskiej oraz... na łamach "michnikowego szmatławca". To akurat dziwi coraz mniej, warto jednak zwrócić uwagę na miejscami mocno dramatyczny ton listu pani prezydent.
Iść czy nie iść? To najważniejsze pytanie toczącej się kampanii referendalnej w stolicy. Obecna konstrukcja referendum, jeśli dotyczy odwołania prezydenta lub burmistrza miasta poprzez ustawowy wymóg przekroczenia progu frekwencji, wyraźnie narzuca taką linię wyboru – jeśli jesteś za odwołaniem – idź, jeśli przeciw – nie idź
- pisze prezydent stolicy i przypomina, że w 2010 roku przeciw referendum w Łodzi był Jarosław Kaczyński.
Po tym lakonicznym wstępie Gronkiewicz-Waltz apeluje, by mieszkańcy stolicy nie uczestniczyli w niedzielnym głosowaniu i poczekali rok na wybory.
Jeśli w Waszej opinii w Warszawie nie dzieje się nic nadzwyczajnego, nie bierzcie udziału w tym referendum. Poczekajcie. Za rok są wybory. Wtedy będziecie mieli możliwość ocenić pełne dwie kadencje mojego urzędowania i skonfrontować to z dokonaniami i pomysłami innych kandydatów. Taki wybór będzie wyborem pozytywnym
- apeluje Gronkiewicz-Waltz.
Zniechęcanie warszawiaków to jednak dopiero początek. Prezydent Warszawy tuż po zabraniu głosu w sprawie niedzielnego głosowania... straszy Jarosławem Kaczyńskim:
Nie marnujcie swojego głosu. Nie dajcie się namówić Jarosławowi Kaczyńskiemu i nie bierzcie udziału w tym wiecu politycznym jednej partii. Tylko zwiększycie liczbę jego uczestników a i tak Was przekrzyczą. Jeśli chcecie mi pomóc zostańcie w domu, a swój głos oddajcie za rok. Wtedy będą prawdziwe wybory. Wtedy Wasz głos będzie mi naprawdę potrzebny. Dziś jedyny, kto się ucieszy z Waszego udziału w referendum będzie Jarosław Kaczyński. Nie bez przyczyny namawia moich zwolenników, żeby wzięli w nim udział. Pamiętajcie, jeśli Jarosław Kaczyński Was do czegoś namawia, to na pewno nie jest to dobre dla mnie
- kończy prezydent stolicy.
Referendum w Warszawie odbędzie się w najbliższą niedzielę. Głosowanie będzie ważne, jeżeli do urn wyborczych pójdzie co najmniej 389 430 osób.
* * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * *
Stołeczne referendum? Pokaż Babci, dokąd przeniesiono lokal wyborczy. Gronkiewiczowska demokracja w praktyce
…wódkę za wódką w bufecie!
– Julian Tuwim
Stołeczne referendum? Pokaż Babci, dokąd przeniesiono lokal wyborczy
Nieważne, kto i jak głosuje. Ważne natomiast, kto liczy głosy. Z takiej zdegenerowanej zasady demokracji marksiści-leniniści dawno temu wyciągnęli praktyczne konsekwencje. Ale w stołecznym referendum ta maksyma obowiązuje już w wersji postmodernistycznej: nieważne, kto i jak głosuje, ważniejsze jest za to, kto liczy głosujących.
Politycy Platformy Obywatelskiej i urzędnicy, odpowiedzialni za organizację referendum ws. odwołania Hanny Gronkiewicz-Waltz, dobrze wiedzą, jak niepopularna wśród mieszkańców Warszawy jest obecna szefowa Ratusza. Nie widząc szans na wygranie referendum, postanowili za wszelką cenę ludzi do udziału w nim zniechęcać.
Po godnych pożałowania wypowiedziach premiera i prezydenta, którzy negując demokratyczne procedury, zakwestionowali tym samym swój własny mandat do sprawowania władzy, nadszedł czas gorączkowych działań praktycznych. M.in. znacznie zmieniono utrwaloną od lat mapę lokali wyborczych. Nie dość, że informację o zmianie siedzib komisji mocno opóźniono, to jeszcze gdzieniegdzie w praktyce udaje się ją utajnić, bo ogłoszenia o nowej lokalizacji szybko z bram i klatek schodowych znikają.
W tej sytuacji parafraza słynnego hasła wyborczego z roku 2007, którą proponuje profesor Zdzisław Krasnodębski: Idź na referendum, zmień Warszawę – jest zbyt oszczędna. Trzeba ją uzupełnić o słowa: Pokaż Babci, dokąd przeniesiono lokal wyborczy!
Postscriptum Paweł Graś, z Krakowa, mówi z drżeniem w głosie, że obawiałby się obudzić w stolicy rządzonej przez np. Antoniego Macierewicza. Dobra wiadomość dla Grasia jest taka, że wieczorne pociągi do Grodu pod Wawelem wciąż kursują. Jak będzie miał fart, to może nawet trafi mu się jakieś pendolino…
* * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * *
Urzędniku, idziesz na referendum? "Góra może to sprawdzać, a potem konsekwencje wyciągać". Szokujący list pracownicy warszawskiego ratusza
Zastanawiający list do mediów i parlamentarzystów wysłała urzędniczka warszawskiego ratusza, która z obawy o utratę pracy nie ujawnia swoich personaliów. Publikujemy list w całości, a jego ocenę pozostawiamy czytelnikom.
Witam,
Pracuję w jednym z urzędów dzielnicy w Warszawie. Jestem referentką w dziale obsługi mieszkańców. Piszę i proszę o interwencję, bo czuję, że to referendum może być sfałszowane.
W Środę przed końcem pracy usłyszałam od mojej przełożonej, że środa była ostatnim dniem, kiedy warszawiacy mogli dopisywać się do listy uprawnionych do głosowania. Podobno dopisało się więcej osób niż przewidywano. Instrukcja "z góry", która przyszła do urzędu, a którą nam pracownikom przekazała kierowniczka - nie iść w niedzielę na referendum, nie głosować, zostać w domu i O ZGROZO! zachęcać do tego rodzinę i znajomych!!! Byłam oburzona!!! Oczywiście, to nie było polecenie, ale kierowniczka zasugerowała cicho, że "góra może to sprawdzać, a potem konsekwencje wyciągać" - TAK TO NAZWAŁA, to cytat!!! Wiem, że nie tylko nasz dział usłyszał tę "instrukcję z góry". A skoro tak - ten kuriozalny zakaz dotarł również do innych urzędów!! To skandal!!
Jestem oburzona!! To uderza w moją wolność!! Czuję się zastraszona. Planowałam iść na referendum, a teraz czuję presję, że jeśli pójdę i postawię swój podpis to Pani Prezydent pozbawi mnie pracy... Bardzo proszę o interwencję, proszę o przekazanie dalej, nagłośnienie, nie wiem, co jeszcze można zrobić.
Do wielu członków debaty wtorkowej konferencji nie znalazłam kontaktu, piszę więc do Państwa Posłów. Nie podam Państwu swojego prawdziwego imienia i nazwiska, bo nie chcę stracić pracy zawczasu....
Pozdrawiam serdecznie,
Urzędniczka z Ratusza
* * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * *
Jak to robi "partia obywatelska". "Na moje pytanie wprost kto odpowiada za referendum w Warszawie usłyszałem, że nie wiadomo kto"
Szanowna Redakcjo,
Dziś próbowałem dowiedzieć się w Urzędzie Dzielnicy Bemowo, w Biurze Komisarza Wyborczego, u rzecznika prasowego urzędu miasta dlaczego mieszkańcy Warszawy nie są poinformowani w postaci ogłoszeń, plakatów informacji o miejscach komisji referendalnych itd.
W urzędzie dzielnicy odesłano mnie do spółdzielni mieszkaniowej gdzie usłyszałem o ich braku zainteresowania sprawa i braku obwieszczeń - podobno wiszą "wszędzie". Jedak jak sprawdziłem na Bemowie nie ma ich nigdzie.
W biurze komisarza wyborczego usłyszałem, że pani komisarz będzie...15 października. Na moje pytanie wprost kto odpowiada za referendum w Warszawie usłyszałem, że "nie wiadomo kto"!
W końcu pan wydusił z siebie, że chyba pani Gronkiewcz-Waltz. Rzecznik ratusza razem ze mną szukał na oficjalnej stronie miasta jakiejkolwiek informacji o referendum-okazało się, ze jest ale na 4-5 podstronie!
To jest skandal! Z moich poszukiwań wynika, ze pani prezydent SABOTUJE referendum - brak informacji o nim, urzędnicy zniechęcają do udziału (oni "nie wezmą udziału" - usłyszałem), a komisje referendalne działają w ukryciu!
Strona główna ma pewną pojemność, nie wszystkie informacje mogą być tam zamieszczone – odpowiada Bartosz Milczarczyk, rzecznik prasowy ratusza,
To jest właśnie PRAWDZIWE OBLICZE Platformy żartobliwie zwanej "Obywatelską": fałsz, obłuda, zakłamanie, cynizm. I ZYDOWSKIE METODY. Półprawdy - nibyprawda, ale gównoprawda
Takie jest oblicze nie tylko członków Platformy. Również jej wyznawców.
Przyjaciele Platformy namawiają do głosowania. Zobacz jak często zmieniają zdanie
Wyborca Platformy Obywatelskiej musi mieć doprawdy trudne życie. Raz lider partii wzywa do niepłacenia abonamentu RTV innym razem z kolei do tego zmusza. Podobnie sprawa ma się w przypadku wyborów i zbliżającego się referendum. W tym, kiedy głosować, a kiedy nie można się całkowicie pogubić.
- Żyjemy w kraju gdzie są fantastyczni ludzie, w ogóle Polska to naprawdę fajne miejsce. Warto głosować. Warto mieć na to wpływ. Ja głosuję – przekonywał Maciej Stuhr w ramach kampanii przed poprzednimi wyborami, której patronował prezydent Bronisław Komorowski.
- Głosujcie na kogo chcecie i idźcie na wybory - apelował z kolei Jerzy Owsiak.
Wszystko wskazuje na to, że kampania namawiająca do brania udziału w wyborach i ponoszenia odpowiedzialności obywatelskiej za sprawy w kraju mocno straciła na aktualności, ponieważ w przypadku udziału w referendum podejście większości sympatyzujących z partią rządzącą celebrytów zmieniło się diametralnie. Ciekawe, co będą mówić przed kolejnymi wyborami.
____________________________________ "Tylko zmiana jest niezmienna" - Heraklit
13 paź 2013, 22:12
Re: Kto głosował na PO
Warszawskie referendum pozostawia po sobie niesmak, zniechęcając nas do naszej klasy politycznej, po tym jak: - będący u władzy, głoszący wartości obywatelskiej demokracji, platformersi wezwali do faktycznego bojkotu referendum - czy aby dni, kiedy odbywają się wybory (referenda) nie są świętami demokracji? - pisowcy owo wezwanie potraktowali jako poważne naruszenia prawa, nie bacząc na to, że działacze tegoż samego PiSu w innych miastach sami wzywali do bojkotu tego rodzaju referendum gdy w grę wchodziła możliwość ustrzelenia tamtejszej władzy platformerskiej (można też oczywiście znaleźć przykłady odwrotne) - czy aby nie pachnie (śmierdzi) to prawem Kalego? - przy okazji warszawskiego referendum uskuteczniono egzotyczne sojusze gdy oto w ramach górnolotnie brzmiącego porozumienia ponad podziałami za jednym stołem zasiedli m.in. pisowiec, palikotowiec i skrajnie lewicowy Ikonowicz; po raz kolejny potwierdziło się, że w polityce nigdy nie mówi się nigdy - bo kto powiedział że pisowiec nie może się dogadać z palikotowcem? - słyszymy, że takie referendum jak w Warszawie to koszt kilku milionów złotych, no załóżmy, że „tylko” dwa miliony złociszy, a więc jakieś 40 samochodów (za 50 tys.zł można już chyba kupić jako taką brykę), a przecież niedawno ekscytowaliśmy się zakupami samochodów dokonywanymi przez MF; zważmy też i to, że gdyby jednak odwołano obecną prezydent W-wy czekałyby nas nowe wybory i ponowienie wymienionych kosztów, tylko po co, skoro sondaże wskazywały, że obecna prezydent wygrałaby te wybory już w pierwszej turze (!) - mamy za dużo publicznego grosza czy jak? - załóżmy wszak, że raczej słaba jako prezydent stolicy pani Gronkiewicz-Walc przepadłaby jednak w przedterminowych wyborach, czy nowy prezydent w ciągu roku do następnych wyborów mógłby się wykazać, czy coś istotnego by zmienił?
14 paź 2013, 17:46
Re: Kto głosował na PO
FC Barcelona – PKS Pcim 95:5. „Pcim wygrał!” – cieszy się mainstream, bo mecz uznano za nieważny
"Spisane będą czyny i rozmowy" (czyli wybory szefa PO na Dolnym Śląsku.)
- w ten sposób w "Faktach po Faktach" zareagował Grzegorz Schetyna pytany o ocenę zachowania premiera Donalda Tuska w wyborach na szefa dolnośląskiej PO, które przegrał z Jackiem Protasiewiczem. Słowa Schetyny to cytat z wiersza Czesława Miłosza pt. "Który skrzywdziłeś". Wiceprzewodniczący PO nie chciał dyskutować o zachowaniu premiera w walce o Dolny Śląsk. - Zostawiam to komentatorom i dziennikarzom. Kilkanaście godzin po tej rozgrywce uważam, że powinno jeszcze minąć parę dni, żebyśmy mogli to wszystko ocenić, wyciągnąć wnioski i ponazywać różne rzeczy. Nie mam takiego przekonania, że jestem osobą, która powinna teraz podważać ten zjazd - powiedział w "Faktach po Faktach".
A na sugestię, że być może o wyniku wyborów zdecydowało właśnie poparcie premiera dla Protasiewicza, Schetyna odparł: - Być może. Spisane będą czyny i rozmowy, jeżeli podjął taką decyzję. Mówił i deklarował, że nie ma kandydatów i nikogo nie wspiera. Ale po to są dziennikarze i opinia publiczna, żeby o tym rozmawiać i o takie rzeczy pytać - podkreślił. Słowa Schetyny były cytatem z wiersza Czesława Miłosza pt. "Który skrzywdziłeś" (tom "Światło dzienne"). W różnych interpretacjach wiersza podkreśla się, że jest przesłaniem do władz PRL i opisem krzywd zwykłego obywatela w tamtym czasie.
W sobotę dolnośląska PO wybrała Jacka Protasiewicza na swojego nowego szefa. Pokonał on dotychczasowego przewodniczącego struktur PO w regionie, Grzegorza Schetynę 11 głosami. Głosowano dwukrotnie, bo w pierwszym głosowaniu żaden z kandydatów nie uzyskał wymaganej większości. W zamieszczonym w internecie tekście "Dolnośląskie taśmy prawdy. Praca za głos na zjeździe" "Syfilisweek" podał, że dotarł do nagrania, na którym słychać jak poseł Wojnarowski, stronnik Protasiewicza, obiecuje jednemu z delegatów, przedstawiającemu się imieniem Edward, załatwienie stanowiska w KGHM. W zamian chce oddania głosu na Protasiewicza. http://wiadomosci.wp.pl/kat,1342,title, ... &_ticrsn=3
Głos za pracę w KGHM
Działacz Edward Klimka, działacz dolnośląskiej PO, tłumaczy się ze spotkania z posłem Norbertem Wojnarowskim. "Syfilisweek" dotarł do oświadczenia działacza. "To spotkanie miało na celu zaproponowanie mi pracy, ale wraz z sugestią odpowiedniego głosowania" - napisał Klimka w oświadczeniu, do którego dotarł "Syfilisweek". Z oświadczenia Edwarda Klimki wynika, że dzień przed zjazdem poseł Wojnarowski poprosił o rozmowę. Działacz wyjaśnił także, dlaczego postanowił udokumentować spotkanie z posłem. "Wynikało to z informacji po spotkaniu organizacyjnym delegatów w siedzibie Platformy w Lublinie o tym, że mogą być sugestie, naciski, przeciągania dotyczące wyborów szefa przewodniczącego dolnośląskiej PO" - napisał w oświadczeniu Klimka.
Klimka zdradza także, że Wojnarowskiego obietnice o pracy nie były bez pokrycia. "Po godzinie od spotkania z p. posłem, zadzwonił do mnie jeden z Wiceprezesów KGHM i wyznaczył mi spotkanie dwa dni po zjeździe - na wtorek" - pisze Klimka. Działacz przyznaje: "nie mogłem ulec takiej presji pomimo mojej sytuacji życiowej". I dodaje: "nie jest to zgodne z moimi zasadami". Klimka wyjaśnia, że to wpłynęło na jego decyzję o podzieleniu się tymi informacjami z kolegami z lubelskiej PO - Edward Klimka to były wiceprezes Wojewódzkiego Przedsiębiorstwa Energetyki Cieplnej w Legnicy, człowiek, któremu zostało kilka lat do emerytury, obecnie bez pracy. Rozmawiać z mediami nie chce, bo zamieszanie wokół nagrania go przerosło – mówi "Syfilisweekowi" osoba zaprzyjaźniona z Klimką.
W zamieszczonym w internecie tekście "Dolnośląskie taśmy prawdy. Praca za głos na zjeździe" "Syfilisweek" podał, że dotarł do nagrania, na którym słychać jak poseł Wojnarowski, stronnik Protasiewicza, obiecuje jednemu z delegatów, przedstawiającemu się imieniem Edward, załatwienie stanowiska w KGHM. W zamian chce oddania głosu na Protasiewicza. W sobotę dolnośląska PO wybrała Jacka Protasiewicza na swojego nowego szefa. Pokonał on dotychczasowego przewodniczącego struktur PO w regionie, Grzegorza Schetynę 11 głosami. Głosowano dwukrotnie, bo w pierwszym głosowaniu żaden z kandydatów nie uzyskał wymaganej większości.
Bogdan Rymanowski do Tomasza Nałęcza (doradcy prezydenta Komorowskiego) : - i co pan sądzi o pracy za głos na zjeździe PO? - To niesmaczne. Ale w polityce się zdarza....
Załącznik:
To niesmaczne. Ale w POlityce się zdarza....JPG
Wzorzec moralności. Niesmaczne, ale w PO to norma.
Widać od środka widać najlepiej. Tylko że nieliczni, tak jak Gowin czy Godson, chcą to widzieć.
Nie masz wystarczających uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego postu.
____________________________________ "Demokracja to cztery wilki i owca głosujące o obiedzie" R.A.Heinlein
29 paź 2013, 22:43
Re: Kto głosował na PO
Afera taśmowa w PO. Zebrał się zarząd krajowy.
Komisarzem na Dolnym Śląsku miałby zostać - jak nieoficjalnie ustaliła TVN24 - minister kultury Bogdan Zdrojewski albo były wiceminister zdrowia Jakub Szulc. W Biurze Krajowym partii jest już wniosek o powtórzenie zjazdu wyborczego dolnośląskiej Platformy. [....] Według informacji PAP za unieważnieniem zjazdu na Dolnym Śląsku opowiada się jedna trzecia członków zarządu (uważanych w większości za zwolenników Grzegorza Schetyny), ale sytuacja może się zmienić, bo do tej pory głosu nie zabrał premier Donald Tusk. Rozmówcy PAP z władz partii podkreślają, że powtórzenie zjazdu sprzyjałoby Schetynie, a osłabiłoby Protasiewicza i "oznaczało pośrednio przyznanie się do winy".
Powodów do powtórzenia zjazdu nie widzi Protasiewicz, który jako strona sporu ma wziąć udział w środowym posiedzeniu zarządu.
Ciąg dalszy afery Dziś dalszy ciąg dalszy afery taśmowej w Platformie Obywatelskiej. Światło dzienne ujrzały kolejne nagrania dotyczące wyborów na Dolnym Śląsku. Opublikował je "Syfilisweek". Ich bohaterami są tym razem: poseł Michał Jaros i radny z Polkowic Tomasz Borkowski, którzy namawiają stronnika Grzegorza Schetyny do głosowania na Jacka Protasiewicza. W zamian sugerują, że działacz Platformy - Paweł Frost - mógłby trafić do rady nadzorczej jednej z państwowych spółek. [....] Wcześniej rzecznik rządu Paweł Graś powiedział, że jeśli sytuacja w PO zostanie "na tyle rozhuśtana, że rząd, zamiast dalej koncentrować się na Polsce, będzie musiał się zajmować sytuacją wewnątrz partii, to naturalną konsekwencją są wcześniejsze wybory". - Zrobimy wszystko, żeby tego uniknąć - zadeklarował rzecznik. http://wiadomosci.wp.pl/kat,122796,titl ... omosc.html
Sprawa posła Wojnarowskiego na pewno nie będzie zamiatana pod dywan. W Platformie tego typu sprawy nigdy nie są zamiatane – zapewnił w TVN24 Paweł Graś.
Tylko, że teraz doszła kolejna "sprawa" (czytaj: afera) Michała Jarosa i Tomasza Borkowskiego. Nie ma pewności czy nie będzie następnych.
Podobno zostanie powołana komisja śledcza. Przewodniczącym ma zostać Mirosław Sekuła - obecnie (za zasługi w komisji Rycha, Mira i Zbycha) marszałek województwa ślaskiego.
____________________________________ Videtur et hoc mihi Platforninem non debere esse Poza tym uważam że Platformę należy zniszczyć /Katon starszy/
Nie możesz rozpoczynać nowych wątków Nie możesz odpowiadać w wątkach Nie możesz edytować swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz dodawać załączników