Teraz jest 10 wrz 2025, 23:41



Odpowiedz w wątku  [ Posty: 2082 ]  idź do strony:  Poprzednia strona  1 ... 50, 51, 52, 53, 54, 55, 56 ... 149  Następna strona
Katastrofa smoleńska 
Autor Treść postu
Zawodowiec
Avatar użytkownika

 REJESTRACJA25 cze 2009, 12:10

 POSTY        3598
Post Katastrofa smoleńska
Klich: Mogłem swoim działaniem wpłynąć na wynik wyborów prezydenckich, ale nie chciałem

W rozmowie tvn24.pl, Edmund Klich ujawnia, że w swoich uwagach do raportu MAK skoncentrował się na kwestiach, które w wersji rosyjskiej nie były poruszone w ogóle lub bardzo szczątkowo. Przyznaje też, że nie wie czy jego opinia zostały wzięte pod uwagę przy przygotowywaniu ostatecznej wersji dokumentu przesłanego do Rosji. - Nie było mnie wtedy w kraju. Ale nie zależy mi na tym, żeby ją zobaczyć. Dla mnie najważniejsze będą raporty końcowe MAK-u i polskiej komisji. Ustosunkuję się do obu. Myślę, że będziemy różnić się w naszych wnioskach - tłumaczy.

Klich nie chce mówić o przyczynach katastrofy, powtarza jedynie, że według niego złożyło się na nie ok. 10-12 błędów. - Większość leży po naszej stronie i tego jestem pewien - mówi w rozmowie z tvn24.pl

Polski akredytowany przy MAK uważa, że Rosjanie będą próbowali zinterpretować wydarzenia na swoją korzyść, nie są w stanie jednak zafałszować rzeczywistości, bo jego zdaniem "kamienie milowe, kluczowe dla wyjaśnienia sprawy, są znane". Zdradza też, że okoliczności katastrofy wyjaśniają trzy dokumenty: rozmowy w kabinie, zapis parametrów technicznych i rozmowy na wieży. - Kontrolerzy mogą sobie zmieniać zeznania, ktoś może kombinować, ale tam - w tych rozmowach - jest wszystko. To się czyta jak książkę - przekonuje.

Polski akredytowany przy MAK przyznaje, że nad uwagami do projektu raportu pracował pod presją czasu. Opowiada również o współpracy z komisją ministra Jerzego Millera. - Mimo tych zgrzytów, które niewątpliwie były. Mówiłem, że to jest sprawa Polski, a nie Klicha czy Millera. I powtarzałem: "Musimy się spotkać, uzgodnić jedno stanowisko, żeby u Rosjan nie wychodzić na nierozsądnych ludzi" - stwierdza.

Według Klicha błędem było utajnienie prac komisji Millera - My po prostu jeszcze mamy społeczeństwo, które godzi się na ukrywanie czegoś, trzymanie w tajemnicy. Przecież to nie był samolot, który przewoził bombę atomową. (...) Oczywiście nie trzeba mówić o analizach, ale trzeba informować.

Klich przyznaje, że w pewnym momencie śledztwo ws. katastrofy smoleńskiej zostało uwikłane w bieżącą politykę. - Znalazłem się w środku tego rabanu. Zdawałem sobie oczywiście sprawę, że niektóre moje wypowiedzi dotykały polityki, ale - proszę mi wierzyć - nigdy nie chciałem wpływać na bieżące życie polityczne - przekonuje. I dodaje, że mógł swoim działaniem wpłynąć na to w którym kierunku pójdzie polska polityka. - Chodzi o jedną sytuację między turami wyborów prezydenckich. Moje działanie, gdybym się zdecydował, mogło wpłynąć na dalszy ich przebieg. Nie chciałem jednak tego robić - kończy Klich.

Klich twierdzi, że jedną z przyczyn był błąd pilotów, ale zrzucanie na nich całej winy jest upraszczaniem i "zamydlaniem" całej sprawy. - Jeśli załoga działa perfekcyjnie, to znaczy nie popełnia błędów, zachowuje wszystkie procedury, to - wyłączając problemy techniczne - nie ma wypadku. Nigdy. Najłatwiej byłoby zatem wskazać tutaj na załogę. Moje pierwsze wystąpienia kwietniowo-majowe wynikały właśnie z niezgody na to, by zrzucić winę na pilotów - mówi. Jego zdaniem, przede wszystkim winny jest system szkoleń, który nie przygotowuje odpowiednio załogi.

Według Klicha, błędem jest zawężanie śledztwa do czterech hipotez. Klich zauważa podobieństwo katastrofy smoleńskiej do katastrofy CASY. - W przypadku CASY pogoda również nie pozwalała na lądowanie. Tam też naruszono procedury podejścia, nie było odpowiedniej współpracy załogi. Była natomiast zła ocena ryzyka, problemy z odczytaniem wysokościomierzy i naprowadzaniem przez naziemne środki radiolokacyjne. Powtórka ze Smoleńska - mówi w wywiadzie.

http://www.polskatimes.pl/fakty/kraj/34 ... material_1


21 gru 2010, 22:11
Zobacz profil
Zawodowiec
Avatar użytkownika

 REJESTRACJA25 cze 2009, 12:10

 POSTY        3598
Post Katastrofa smoleńska
Olejnik pyta o Turowskiego, Sikorski oskarża gazetę

Szef MSZ Radosław Sikorski ocenił we wtorek, że w "Rzeczpospolitej" jest "przemysł ujawniania informacji niejawnych". Skomentował w ten sposób piątkową publikację gazety, która napisała, że ambasador tytularny w Moskwie Tomasz Turowski współpracował z wywiadem PRL.

"Rzeczpospolita" napisała w ostatni piątek, że według IPN Turowski jest kłamcą lustracyjnym. W piątek również w tej sprawie instytut skierował wniosek do sądu.

"Przede wszystkim zaskakuje mnie to, że informacje, które są objęte tajnymi śledztwami tak łatwo trafiają do tych samych dziennikarzy w jednej z gazet. To znaczy, że tam jest jakiś przemysł ujawniania informacji niejawnych" - ocenił Sikorski we wtorek w "Kropce nad i" w TVN24.

Jak zaznaczył, jako minister spraw zagranicznych nie ma żadnej prawnej ani faktycznej możliwości zweryfikowania, że ktoś powiedział nieprawdę ". IPN poinformował mnie po wielu, wielu miesiącach od czasu wyjazdu tej osoby za granicę" - powiedział Sikorski.

"Ktoś składa oświadczenie lustracyjne, ja nie mam powodu, żeby je podważać. To trafia do IPN, a IPN się ustosunkowuje do tego dopiero, gdy ta osoba jest za granicą. My wtedy podejmujemy odpowiednią decyzję" - dodał.

Według informacji "Rz", Turowski był tzw. nielegałem wywiadu PRL, skierowanym jako szpieg do zakonu jezuitów w Watykanie. Dyplomata uchodzi za jednego ze współautorów zwrotu w stosunkach polsko-rosyjskich w okresie rządów Donalda Tuska. Wymieniany był jako kandydat na ambasadora w Watykanie.

10 kwietnia br. Turowski był obecny na płycie lotniska Siewiernyj, gdzie oczekiwano na przylot Tu-154M z prezydentem Lechem Kaczyńskim. Po katastrofie udzielił wywiadu rosyjskim mediom.

http://wiadomosci.dziennik.pl/polityka/ ... azete.html

komentarz:

- najlepszą formą obrony jest atak, to wszyscy wiedzą, tyle tylko, że nie zawsze jest skuteczny  ;)

- (...) Jak zaznaczył, jako minister spraw zagranicznych nie ma żadnej prawnej ani faktycznej możliwości zweryfikowania, że ktoś powiedział nieprawdę" (...)  "Ktoś składa oświadczenie lustracyjne, ja nie mam powodu, żeby je podważać (...)

Jestem pod wrażeniem "sprawnie działającego PAŃSTWA POLSKIEGO"  :angry2:


22 gru 2010, 07:10
Zobacz profil
Zawodowiec
Avatar użytkownika

 REJESTRACJA25 cze 2009, 12:10

 POSTY        3598
Post Katastrofa smoleńska
Dubieniecki: Na Wawelu spoczywa Lech Kaczyński

Mąż i pełnomocnik Marty Kaczyńskiej nie ma wątpliwości ? na Wawelu pochowano ciało prezydenta. Tłumaczy też, skąd wzięły się wątpliwości Jarosława Kaczyńskiego.

Marcin Dubieniecki komentował w rozmowie z TVN 24 oświadczenie prezesa PiS, dotyczące jego wątpliwości związanych z pochówkiem prezydenckiej pary. Jarosław Kaczyński stwierdził, że widział ciało brata dwa razy ? i za drugim razem nie rozpoznał go.

"Były dwa miejsca i trzy okazje, kiedy można było zobaczyć ciało prezydenta" ? twierdzi Dubieniecki. Pierwszym było lotnisko w Smoleńsku, druga nastąpiła w chwili, gdy przenoszono ciało Lecha Kaczyńskiego z trumny do trumny.
Trzecia natomiast miała miejsce w chwili, gdy ciałem zajmowali się przed pogrzebem specjaliści od zbiegów kosmetycznych. "W tym właśnie momencie Jarosław Kaczyński widział ciało i stwierdził, że po tych zabiegach jest nie do poznania ? nie przypomina jego brata. Nie można z tego wysnuwać takich wniosków, że to nie był prezydent Lech Kaczyński" ? podkreślił Dubieniecki.

Ewentualna ekshumacja nie jest jeszcze przesądzona, a decyzja w tej sprawie należeć będzie do córki prezydenckiej pary, Marty. "Decyzja będzie konsultowana w gronie rodzinnym" ? zastrzegł Dubieniecki.

http://wiadomosci.dziennik.pl/polityka/ ... komentarze


22 gru 2010, 18:30
Zobacz profil
Zawodowiec
Avatar użytkownika

 REJESTRACJA25 cze 2009, 12:10

 POSTY        3598
Post Katastrofa smoleńska
MAK wytknął błędy Klicha? "Powinien sobie strzelić w głowę!"

Zamiast świątecznych życzeń - ostre słowa krytyki. Szefowi rządu i ministrowi obrony narodowej dostało się mocno od generała Sławomira Petelickiego, twórcy GROM-u. Poszło m.in. o tragedię smoleńską

Wprawdzie raport MAK, do którego polska strona miała tyle zastrzeżeń jest utajniony - to kilka jego pikantnych szczegółów w rozmowie z Wprost.pl zdradził gen. Petelicki.

- Nawet Rosjanie w raporcie MAK wytknęli karygodne błędy ministra Klicha i ministra Tomasza Arabskiego, czyli de facto Tuska. Jaki pan taki kram! - wypalił Petelicki.
Potem zaś było już tylko ostrzej - On jest zwykłym nieudacznikiem. To człowiek bez honoru. Na dobrą sprawę, po katastrofie w Smoleńsku, w której stracił wszystkich dowódców, powinien pojechać na miejsce tragedii i strzelić sobie w głowę - oceniał ministra obrony narodowej Bogdana Klicha.

O Tusku zaś powiedział: "To smarkacz, który żyje z moich podatków".

http://www.fakt.pl/MAK-wytknal-bledy-Kl ... 284,1.html

komentarz:
- Oj, ta joj, ostro, nawet za ostro, rozumiem emocje, ale przed Świętami Bożego Narodzenia nawet zwierzęta starają się mówić LUDZKIM GŁOSEM  ;)
P.S. Ale mi się podobało, nie będę ukrywał  :D


23 gru 2010, 15:52
Zobacz profil
Zawodowiec
Avatar użytkownika

 REJESTRACJA25 cze 2009, 12:10

 POSTY        3598
Post Katastrofa smoleńska
1/ Jezus, Maria i tupolew: Wrak w świątecznej szopce (ZOBACZ)

Gdzieś to musieli zrobić.

Do polskich bożonarodzeniowych szopek często dodawane są elementy nawiązujące do współczesnych wydarzeń. Niegdyś specjalistą od zaskakujących świątecznych instalacji był ksiądz Henryk Jankowski. Odwołaniami do polityki ściągał do gdańskiego kościoła św. Brygidy tłumy zaciekawionych osób.

Tym razem tłumy ruszyły do warszawskiego kościoła ojców kapucynów na ulicy Miodowej. Wprawdzie tamtejsza ruchoma szopka jest konsekwentnie rozbudowywana od 1948 roku i powodzenie wśród warszawiaków zdobyła już dawno, ale tym razem kapucyni powiększyli swoje dzieło o wzbudzający szczególną uwagę element. Obok figurek Jezusa, Maryi i Józefa ojcowie ulokowali model wraku prezydenckiego tupolewa.

Umieszczenie w szopkach nawiązań do tragedii smoleńskiej było nieuniknione ? ta sprawa zbyt angażowała w tym roku naród, by duchowni mogli ją pominąć. Szopka u ojców kapucynów jest w tej chwili najsłynniejsza, ale to zapewne nie jedyna taka w Polsce

http://www.pardon.pl/artykul/13266/jezu ... pce_zobacz

komentarz:
- A tak naprawdę, kogo to interesuje, jakąś MARGINALNĄ CZĘŚĆ POLAKÓW  ;)
==========================================================

2/ Ups! Rosjanie prawie wyrzucili Kaczyńskiego z trumny (zdjęcia)

Ułamka sekundy brakowało do gigantycznej kompromitacji Rosjan.

Jak wspominałem wczoraj, zwiastun filmu "Mgła" zawiera wiele nagrań, które nie są zbyt często (lub nigdy nie były) prezentowane polskiej opinii publicznej.

Najbardziej szokuje jednak scena, którą 11 kwietnia mógł zobaczyć każdy widz w Polsce: powstrzymany w ostatniej chwili upadek trumny zawierającej ciało Lecha Kaczyńskiego.

Żołnierze z rosyjskiej kompanii honorowej zbliżyli się do czegoś w rodzaju tymczasowego katafalku na płycie lotniska. Jak widać, niektórzy nieśli trumnę bardzo nonszalancko. Musiało się to źle skończyć. Trumna wypadła żołnierzom z rąk. Jeden z nich zanurkował w kierunku ziemi, ratując trumnę przed rozbiciem. Rosjanie z trudem podnieśli trumnę... i położyli na katafalku.

11 kwietnia Polska była w szoku i mało kto zwrócił uwagę na taki "szczegół". Z perspektywy czasu możemy jednak ocenić, że incydent z trumną był wydarzeniem o symbolicznym znaczeniu. Mogliśmy się przekonać o "profesjonalizmie" Rosjan i ich szacunku wobec naszego zmarłego prezydenta.

http://www.pardon.pl/artykul/13264/ups_ ... ny_zdjecia
==========================================================================

3/ MAK wytknął błędy Klicha? "Powinien sobie strzelić w głowę!"

http://www.fakt.pl/MAK-wytknal-bledy-Kl ... l#miniPoll


SONDA FAKTU
Czy zgadzasz się ze słowami Petelickiego?
TAK - 80%
NIE  - 20%
Liczba ankietowanych: 2164


27 gru 2010, 20:59
Zobacz profil
Zawodowiec
Avatar użytkownika

 REJESTRACJA25 cze 2009, 12:10

 POSTY        3598
Post Katastrofa smoleńska
1/ Smoleńsk: sposoby ustalania prawdy

Polska przekazała uwagi do raportu końcowego po katastrofie smoleńskiej przygotowanego w Rosji przez Międzypaństwowy Komitet Lotniczy. Zdaniem premiera Tuska na razie jest on ?nie do przyjęcia?. Co będzie, jeśli MAK ich nie uwzględni? Wtedy spór przeniesie się na szczebel międzyrządowy.

Konwencja chicagowska o międzynarodowym lotnictwie cywilnym, którą oba rządy postanowiły stosować w dochodzeniu w sprawie smoleńskiej katastrofy, a w szczególności jej załącznik 13 o badaniu wypadków i incydentów lotniczych, niewiele mówi o ustalaniu jednolitej treści raportu końcowego.

W pkt 6.3 stanowi, że gdy państwo prowadzące badanie (w tym przypadku Rosja) otrzyma uwagi, wnosi zmiany do sprawozdania końcowego bądź na życzenie (tu Polski) załącza je do sprawozdania końcowego. Jeśli MAK nie uwzględniłby polskich uwag, nie byłby to zapewne pierwszy raport na świecie ze zdaniem odrębnym, ale jego wartość byłaby wielce wątpliwa. Organizacja Międzynarodowego Lotnictwa Cywilnego i jej eksperci będą go zapewne studiować, ale nie mogą napisać ujednoli-conej, a tym bardziej kompromisowej, wersji. Zresztą o tym powinny decydować fakty, a nie kompromisy.

W takiej sytuacji spór o wyniki badania katastrofy przeniesie się z poziomu rządowo-eksperckiego na szczebel międzyrządowy. Być może nawet z korzyścią dla dochodzenia, gdyż partnerem rządu polskiego jest rząd rosyjski, a nie quasi-rządowy MAK. Spór rozwiązywać zaczęłyby równorzędne podmioty: premier Donald Tusk z premierem Władimirem Putinem, rządy Polski i Rosji. Tego zdania jest prof. Genowefa Grabowska, kierownik Katedry Prawa Międzynarodowego Publicznego Uniwersytetu Śląskiego, która wskazuje procedurę mogącą służyć ustalaniu faktów w spornych kwestiach ? to I konwencja haska o pokojowym rozstrzyganiu międzynarodowych sporów z 1907 r.

W sprawie smoleńskiej katastrofy pojawiły się jednak także spory prawne, np. o status lotu: wojskowy czy cywilny. Prawo międzynarodowe zna jednak narzędzia do ich rozstrzygania. Polski rząd może się wreszcie zwrócić do niezależnych międzynarodowych gremiów o zbadanie spornych wątków katastrofy. Monopol raportu MAK będzie też zapewne mniejszy, w miarę jak informacje o katastrofie, np. zapisy z tzw. skrzynki ATM (parametrów lotu), będą docierać do opinii publicznej.

http://blog.rp.pl/blog/2010/12/27/smole ... ia-prawdy/
=====================================================

2/ Czy premier obraził bliskich ofiar katastrofy Tu-154

Kancelaria Premiera odmówiła rodzinom ofiar i dziennikarzom "Rz" udostępnienia protokołu z kontrowersyjnego posiedzenia

Chodzi o spotkanie Donalda Tuska z rodzinami ofiar 11 grudnia. Premier miał na nim odpowiadać na ich pytania dotyczące ustaleń śledztwa w sprawie katastrofy.

Było burzliwe, część rodzin wyszła przed jego końcem. Jak tłumaczyły, premier ostro zaatakował tych, którzy zadawali niewygodne pytania. Na przykład Ewa Kochanowska, wdowa po zmarłym w katastrofie RPO Januszu Kochanowskim, zapytała, czy są podstawy, by obawiała się o życie. Tusk miał na nie odpowiedzieć, że "jest bezczelne". Rzecznik rządu Paweł Graś (PO) przyznawał w wywiadach telewizyjnych, że w pewnym momencie premier zareagował ostro. Jednak zgodził się z opinią Tuska, że pytanie było "bezczelne". Poseł PiS Adam Hofman zaapelował o ujawnienie stenogramów ze spotkania. Domagała się tego też Małgorzata Wassermann, córka zmarłego w katastrofie posła PiS Zbigniewa Wassermanna.

"Rz" wystąpiła 14 grudnia do Kancelarii Prezesa Rady Ministrów o udostępnienie protokołu ze spotkania w trybie dostępu do informacji publicznej. Jednak urzędnicy kancelarii odmówili. ? Nam też odmówiono udostępnienia tego protokołu ? mówi "Rz" Małgorzata Wassermann.

? Informujemy, że spotkania rodzin smoleńskich nie miały charakteru posiedzenia organu władzy publicznej w rozumieniu art. 18 i 19 ustawy o dostępie do informacji publicznej ? tłumaczy "Rz" Beata Skorek, radca szefa KPRM. ? W spotkaniach brały udział osoby prywatne. Osoba trzecia otrzymująca taki zapis otrzymałaby zapis stanu psychofizycznego, emocji, wzruszeń i innych informacji, w tym danych osobowych, pytań, poglądów i stanowisk wyrażonych w poszczególnych wypowiedziach osób prywatnych.

? Co za nonsens. To jawne naruszenie ustawy ? komentuje prof. Antoni Kamiński, były prezes Transparency International Polska. ? Spotkanie wiązało się z pełnieniem przez premiera obowiązków szefa rządu i jako takie podchodzi pod zapisy wspomnianej ustawy. Jego zdaniem argumentacja KPRM nie ma uzasadnienia prawnego.
Małgorzata Wassermann nie kryje zdziwienia:
? To nie było spotkanie na kawie czy opłatku u premiera, ale oficjalne, dotyczące sprawy katastrofy smoleńskiej. Przecież uczestniczyli w nim też pełnomocnicy prawni rodzin. A jeżeli, jak twierdzi KPRM, miało charakter prywatny, to dlaczego było nagrywane przez urzędników pana premiera?

http://www.rp.pl/artykul/585002_Czy-pre ... u-154.html


27 gru 2010, 21:45
Zobacz profil
Zawodowiec
Avatar użytkownika

 REJESTRACJA25 cze 2009, 12:10

 POSTY        3598
Post Katastrofa smoleńska
"W wieży kontrolnej były naciski. W raporcie tego nie ma"

Nasze stanowisko musi zostać uwzględnione. Nie ma mowy o negocjacjach. Możemy napisać własny raport - mówił w "Kropce nad i" w TVN24 Edmund Klich, polski przedstawiciel przy Międzypaństwowym Komitecie Lotniczym.
Stwierdził, że w przygotowanym przez MAK raporcie za mało miejsca poświęcono roli strony rosyjskiej.

Edmund Klich stwierdził, że do katastrofy przyczyniła się cała "grupa przyczyn", a których większość jest po stronie polskiej, ale także jakaś część po stronie rosyjskiej. I należy je zawrzeć w raporcie MAK. "Myśmy przekazali wiarygodne, zdecydowane stanowisko. Jeżeli to stanowisko nie będzie uwzględnione, napiszemy swój raport. Historia zna takie przypadki" - deklarował. Odrzucił możliwość negocjacji ze stroną rosyjską. "Nie można negocjować prawdy. Jest prawda, są fakty i trzeba je ocenić, wyciągnąć wnioski i ustalić przyczyny" - dodał.

Klich wyjaśniał, że raporcie MAK niewiele miejsca poświęciła działaniom strony rosyjskiej. Zdecydowana większość wniosków dotyczy postawy strony polskiej, w szczególności pilotów. "Nie mówię o winie kontrolerów, ale to powinno być w raporcie. Jeśli tego nie ma, to trudno uznać raport za obiektywny" - przekonywał polski przedstawiciel przy MAK.

Czego dotyczą luki w raporcie? M.in. tego, co działo się w wieży kontroli lotów. "Były emocje w wieży kontrolnej, rozmowy telefoniczne, nawet naciski. To powinno być zawarte w raporcie i przeanalizowane. Czy miało to wpływ na bezpieczeństwo lotu, czy nie" - tłumaczył Edmund Klich. Skarżył się także, że odniósł wrażenie lekceważenia przez MAK katastrofy smoleńskiej.  

Edmund Klich odniósł się także do pojawiających się co jakiś czas plotek o tym, że ktoś rzekomo przeżył katastrofę z 10 kwietnia. "Nikt nie miał prawa przeżyć uderzenia o ziemię w położeniu plecowym samolotu. gdy przeciążenie wyniosło 100 G. Wszelkie plotki, że ktoś dzwonił i rozmawia z rodziną, należy wykluczyć" - zapewniał. Dodał, że nie wierzy także w hipotezę o zamachu.
"Ta katastrofa to typowy wypadek wielu naruszeń proceduralnych i wielu błędów. Do tego dochodzi jeszcze stan lotniska i presja psychiczna na pokładzie i stanowisku kierowania" - przekonywał Klich.

http://wiadomosci.dziennik.pl/wydarzeni ... ie-ma.html


28 gru 2010, 00:12
Zobacz profil
Zawodowiec
Avatar użytkownika

 REJESTRACJA25 cze 2009, 12:10

 POSTY        3598
Post Katastrofa smoleńska
"Niech Rosja nie osłania kontrolerów ze Smoleńska"

"Nie wyobrażam sobie, żeby Rosja ryzykowała swoją opinię międzynarodową broniąc błędów kontrolera lotów w Smoleńsku" - powiedział w radiu rynszTOK FM prof. Tomasz Nałęcz, doradca prezydenta Bronisława Komorowskiego.

Nałęcz odniósł się w ten sposób do raportu MAK dotyczącego wypadku prezydenckiego tupolewa w Smoleńsku.

"Podstawową gwarancją przyzwoitości tego śledztwa jest wzgląd Rosji na stosunki z Polską i międzynarodową opinią publiczną.  Rozumiem takie populistyczne działania ze strony Międzynarodowej Komisji Lotniczej, w końcu MAK był sędzią we własnej sprawie. Natomiast nie wyobrażam sobie, żeby Rosja ryzykowała swoją opinię międzynarodową broniąc błędów kontrolera lotów w Smoleńsku. Jeśli w grę wchodzą błędy urzędnika, to nie wyobrażam sobie jaki interes miałaby Rosja osłaniając je. Na razie jesteśmy na etapie egoistycznego bronienia swojego poletka ze strony MAK" - stwierdził Nałęcz w rynszTOK FM.

Doradca prezydenta Bronisława Komorowskiego skomentował także proces i orzeczenie przez sąd winy Michaiła Chodorkowskiego.

"Nie powinniśmy, dążąc do poprawy stosunków polsko-rosyjskich, rezygnować z naszych osądów sytuacji rosyjskiej. Powinniśmy cieszyć się tym wszystkim, co w Rosji oznacza postęp w demokracji. No i mówić otwarcie i krytycznie o tym, co demokracją nie jest, a proces Chodorkowskiego nie był przykładem postępowania demokratycznego. Nikt w Polsce nie ma złudzeń, że to zły znak dla demokracji rosyjskiej" - powiedział Nałęcz.

http://wiadomosci.dziennik.pl/polityka/ ... enska.html


28 gru 2010, 12:56
Zobacz profil
Specjalista
Własny awatar

 REJESTRACJA14 mar 2010, 18:03

 POSTY        333
Post Katastrofa smoleńska
Bankructwo teorii Edmunda Klicha
Aktualizacja: 2010-12-27 10:51 pm

Entropia opowieści Edmunda Klicha, czyli jaką rolę w modulowaniu tonu narracji o katastrofie smoleńskiej odegrał polski akredytowany przy MAK.

W styczniu dobiegnie końca kadencja Edmunda Klicha w Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych. Wszystko wskazuje na to, że będzie to kompromitujący finisz kariery polskiego akredytowanego przy moskiewskim Międzypaństwowym Komitecie Lotniczym badającym okoliczności katastrofy Tu-154M. Medialna nadaktywność, artykułowanie nieodpowiedzialnych i wewnętrznie sprzecznych tez na temat jej przyczyn dobitnie świadczą, że wybór osoby płk. Klicha jako polskiego akredytowanego przy MAK był bardzo poważnym błędem. Klich nigdy nie latał na tupolewach, nie zna tych samolotów. A co gorsza, zaczął bić się w piersi w imieniu Polski, choć polska prokuratura nie wykluczyła żadnej z czterech rozważanych hipotez katastrofy na Siewiernym.

Już na pierwszej konferencji prasowej poświęconej okolicznościom katastrofy polskiego Tu-154M gen. Tatiana Anodina zademonstrowała swoją wyraźną zwierzchność nad Edmundem Klichem. ? Ja odpowiem na to pytanie, pan Klich będzie mówił później ? nakazała autorytatywnie. Sam Klich w zeznaniach przed sejmową Komisją Infrastruktury nigdy nie krył tego, że to gen. Aleksiej Morozow, wiceprzewodniczący MAK, wezwał go do Smoleńska, a Władimir Putin i Anodina zdecydowali, według jakich przepisów będą badane okoliczności i przyczyny katastrofy i że to właśnie Edmund Klich ma w tym badaniu reprezentować stronę polską. Jak zeznał przed sejmową Komisją Infrastruktury Edmund Klich, to nie polski rząd, lecz zastępca przewodniczącego MAK gen. Aleksiej Morozow wybrał go na polskiego akredytowanego do badania katastrofy smoleńskiej, dzwoniąc do niego, w czasie gdy ten zmierzał przez Garwolin do Warszawy.

- W połowie drogi dostałem telefon od pana Aleksieja Morozowa, to jest obecnie przewodniczący Komisji Federacji Rosyjskiej, zastępca pani Anodiny ? szefowej Mieżnonarodnej Awiacionnej Komisji? Komitetu, to znaczy Międzynarodowego Komitetu Lotniczego [chodzi o Międzypaństwowy Komitet Lotniczy w Moskwie skupiający państwa byłego ZSRS] ? oświadczył płk Edmund Klich. Nie wiadomo, skąd Morozow już godzinę po tragedii wiedział, że to cywilny MAK będzie prowadził badanie po katastrofie samolotu wojskowego, do czego nie ma uprawnień. Skąd miał numer telefonu komórkowego Klicha i jakim prawem z pominięciem drogi oficjalnej się z nim kontaktował? I tak Klich wybrał się w podróż do Smoleńska i bez jakiegokolwiek zezwolenia natychmiast przystąpił do zarządzania ludźmi, którzy jeszcze formalnie nie byli przecież jego podwładnymi.

Z wyjaśnień Klicha wynika, że dokonał wyboru na zasadzie własnego widzimisię, decydując się na wybór pilota Waldemara Targalskiego i inżyniera Sławomira Michalaka do oględzin czarnych skrzynek i delegując ich do Moskwy. Gdy nie opadł jeszcze kurz po katastrofie, Edmund Klich po raz pierwszy otarł się w swoim postępowaniu o artykuł 129 Kodeksu Karnego RP: ?Kto, będąc upoważniony do występowania w imieniu Rzeczypospolitej Polskiej w stosunkach z rządem obcego państwa lub zagraniczną organizacją [a taką jest MAK], działa na szkodę Rzeczypospolitej Polskiej, podlega karze pozbawienia wolności od roku do lat 10?. Jak wynika z wyjaśnień składanych przez Edmunda Klicha posłom z sejmowej Komisji Infrastruktury, to z jego inicjatywy katastrofę badano według załącznika 13 do Konwencji o Międzynarodowym Lotnictwie Cywilnym, która ograniczyła rolę Polski w dochodzeniu. Klich doskonale wiedział, że badanie katastrofy w oparciu o konwencję i jej załączniki jest bezprawne. Zaznaczył to nawet w swoim sejmowym wystąpieniu. Dlatego że samolot jest samolotem ? był samolotem ? lotnictwa państwowego. Załoga była wojskowa. W związku z tym dotyczy to lotnictwa państwowego, którego nie obejmuje załącznik 13 do Konwencji o Międzynarodowym Lotnictwie Cywilnym ? zaznaczył Klich.

Artykuł trzeci konwencji mówi bowiem wyraźnie: ?a) Niniejsza Konwencja stosuje się wyłącznie do cywilnych statków powietrznych, nie stosuje się zaś do statków powietrznych państwowych. b) Statki powietrzne używane w służbie wojskowej, celnej i policyjnej uważa się za statki powietrzne państwowe?. Ponieważ polski samolot Tu-154M był statkiem powietrznym w służbie wojskowej, ze znakowaniem wojskowym ?M?, wybór konwencji chicagowskiej ? wspólna inicjatywa Klicha i Morozowa ? był bezprawny i szkodliwy dla Polski. 13 załącznik przewiduje bowiem, że w tym wypadku to Rosja (państwo miejsca zdarzenia) ma prawo badać katastrofę, a Polska może co najwyżej wyznaczyć swojego akredytowanego przedstawiciela. Tymczasem istniała podpisana w 1993 r. polsko-rosyjska umowa gwarantująca powołanie wspólnej komisji przez Polskę i Rosję w przypadku katastrofy polskiego samolotu wojskowego, a takim był Tu-154M, na terenie Rosji. Niesprawdzenie, czy istnieje taki dokument, niewykorzystanie go do badania przyczyn katastrofy przez wspólną polsko-rosyjską komisję wojskową, której wbrew umowie (zdeponowanej w MSZ) nie powołano, i nielegalne przyjęcie innego, niekorzystnego rozwiązania, może być poczytywane jako świadome działanie na szkodę Rzeczypospolitej Polskiej. Jak wyjaśniał w rozmowie z ?Naszym Dziennikiem? prof. Marek Żylicz, specjalista z zakresu prawa lotniczego, procedowanie w oparciu o umowę z 1993 r. było możliwe, choć wymagałoby dodatkowych dookreśleń prawnych, ze względu na cywilnych pasażerów tupolewa. Nikt takiej próby jednak nie podjął. Kardynalnym błędem strony polskiej po 10 kwietnia jest fakt braku przeglądu instrumentarium prawnego, jakim dysponuje Rzeczpospolita, które można było wykorzystać do badania katastrofy. Rząd działał na zasadzie reaktywnej, przystaliśmy na propozycję, a w zasadzie dictum strony rosyjskiej, która dokonała wyboru konwencji chicagowskiej. A to wiązało się ze znaczącym ograniczeniem polskich kompetencji i udziału w badaniu katastrofy.
Jeden akredytowany zamiast 21

Jak wynika z wyjaśnień Klicha, w sytuacji gdy nie było jeszcze jasne, według jakich procedur badana będzie katastrofa, dążył on już do tego, by w myśl załącznika 13 Polska nie miała wielu pełnoprawnych akredytowanych przedstawicieli, lecz tylko jednego. Czytamy w jego opowieści: ?I tam od razu wyszła sprawa liczby akredytowanych. Pan płk Grochowski poprosił, żeby akredytowano ze strony polskiej siedmiu przedstawicieli. No to jest oczywista niezgodne z załącznikiem, bo załącznik 13 jasno mówi, że ? przepraszam, bo to tak się nie powinno mówić, załącznik nie mówi, ale tak kolokwialnie trochę, żeby? wiadomo o co chodzi, prawda ? że może być jeden pełnomocny akredytowany i w tym załączniku jest również napisane, że doradców ? tam jest opisane, że to są doradcy, ale często używa się formy eksperci, bo w zasadzie to są eksperci, którzy doradzają temu akredytowanemu, bo on przecież nie może się znać na silnikach, płatowcach, rejestratorach i innych urządzeniach, więc ma tych doradców swoich?. Co ciekawe, Edmund Klich miał konkretny powód do tego, aby w tym śledztwie Polska miała tylko jednego akredytowanego. Chciał bowiem zaproponować siebie: ?No i Rosjanie, strona rosyjska nie bardzo chciała przystaćze zrozumiałych względów. Ja wtedy podniosłem sprawę, że ? właściwie oni też już nie procedują zgodnie z załącznikiem 13, bo jeśli chodzi o załącznik 13, to raczej wskazanie jest, że powinien być ktoś ze strony cywilnej, z komisji cywilnej?.

Z zeznań Klicha wyłania się też szokujący obraz jego postawy w czasie rozmów z premierem Federacji Rosyjskiej Władimirem Putinem: ?Udałem się na tę konferencję. Pierwszy głos zabrał pan premier Putin, później jego zastępca pan Iwanow i jako trzecia pani Anodina ? szefowa MAK-u, która jasno powiedziała, że będzie procedowanie według załącznika 13?. Klich zaakceptował tę propozycję, mimo że wiedział, iż polski rząd nie ma o tym fakcie pojęcia. Rozmawiał bowiem wcześniej z ministrem infrastruktury Cezarym Grabarczykiem. Wiązało się to z wyznaczeniem przez Rosjan Klicha na polskiego przedstawiciela w śledztwie. Czytamy bowiem: ?W związku z tym zorientowałem się? Aha i Morozow mi mówi: od teraz ja jestem szefem. Więc już został wycofany ten przedstawiciel wojskowy. Ja identycznie sądząc, zebrałem całą grupę i mówię: panowie, myślę, że jeśli z tamtej strony jest taka zmiana, to tutaj też będzie, i ja na razie czekam na decyzję, ale myślę, że musimy się przygotować, żebyśmy wiedzieli, jakie mamy prawa, obowiązki zgodnie z załącznikiem 13?. W ten sposób bez akceptacji polskiego rządu Klich pozbył się szefa grupy polskich ekspertów płk. inż. Mirosława Grochowskiego, bardzo szanowanego w wojsku szefa Inspektoratu Bezpieczeństwa Lotów, przejmując dowodzenie nad jego zespołem. ?No i od tego momentu zauważyłem, że ta współpraca zaczęła się poprawiać. Już nie było tych problemów proceduralnych, bo i pan Morozow, i ja znaliśmy załącznik 13 i nie było już tutaj pod tym względem żadnych konfliktów? ? mówił. Po chwili ujawnił jednak, że polski rząd nadal nic nie wiedział o prowadzeniu dochodzenia według niekorzystnego dla Polski załącznika 13, i nie wiedział, że Edmund Klich wyznaczony został przez Morozowa na polskiego akredytowanego przedstawiciela i że samowolnie przejął szefostwo w grupie polskich ekspertów. ?Dostałem decyzję ministra obrony narodowej w sprawie powołania Komisji Badania Wypadków Lotnictwa Państwowego i zarazem druga decyzja powołania wszystkich członków tej komisji na akredytowanych przy komisji rosyjskiej. Przedstawiłem tę decyzjępanu Morozowowi. Trochę tak popatrzył. Najpierw miało być 7, a teraz już2 1, więc rosły jak gdyby tutaj, nie powiem wymagania, tylko życzenia strony polskiej. I ta decyzja postawiła mnie -można powiedzieć- jak gdyby na dwóch koniach i dwóch sytuacjach prawnych? ? opisuje swoje doświadczenia Klich.

Dowodem na lekceważenie prawa przez Edmunda Klicha i zarazem znamiennym probierzem jego pracy może być krótki cytat z jego zeznań: ?I wchodzę do tego pomieszczenia, jest pan minister Parulski i od razu ? no, powiedziałbym dosyć ostro ? powiedział mi, że ja w ogóle nie potrafię działać, ja utrudniam pracę prokuraturze, a w ogóle ja ustawiłem? przyjąłem jako załącznik 13 do procedowania i działam na szkodę Polski. To były bardzo mocne słowa i ja sobie je zapisałem zaraz wieczorem. Więc w tej sytuacji nie wiem, o co chodzi. Ja mówię, ja muszę procedować według załącznika 13 i wymaga tego ode mnie pan Morozow?.

Brak niezawisłości i mowa nienawiści

Edmund Klich bardzo często daje wyraz swojej irracjonalnej awersji wobec pilotów wojskowych. W jednym z wywiadów czytamy m.in. opis linii lotniczych Exin Air, cenionych głównie za swoją punktualność (każde większe opóźnienie w systemie DHL, do którego należy linia, powoduje dobowe opóźnienia w dostawie przesyłek, ponieważ samoloty, do których powinny być przeładowane, po kwadransie odlatują). Klich w ten sposób charakteryzował Exin: ?Kolejnym przykładem jest też pewna linia lotnicza, która miała dwa zdarzenia lotnicze w Estonii.Nazwy nie będę wymieniał, aby im nie robić czarnego PR. Okazało się, że większość pilotów tam latających to byli wojskowi z krakowskiego pułku lotniczego. Przenieśli złe nawyki do instytucji cywilnej i dopiero te zdarzenia pomogły wprowadzić, można tak powiedzieć, zarząd komisaryczny, który ma za zadanie uporządkować firmę?. Złe nawyki, o których mówi Klich, to ? jak się okazuje ? awaryjne lądowanie wypełnionym ładunkiem samolotem na tafli zamarzniętego jeziora Ülemiste, na jednym silniku, w dodatku po awarii podwozia.

Drugi incydent Exin to nagłe zapadnięcie się podwozia przy bardzo dużej prędkości na rozbiegu do startu. Nikt z członków załogi nie odniósł obrażeń. Wypowiedzią Klicha oburzeni byli piloci krakowskiej jednostki, których polski akredytowany przy MAK bezpodstawnie obraża. ? To jest oburzająca mowa nienawiści, jeśli my musimy przerwać zadanie i siadać awaryjnie, to jest dla Edmunda Klicha zły nawyk, nieodpowiedzialność i wojskowe łamanie procedur, jeśli to zrobią piloci cywilni, to mamy do czynienia z dbałością o bezpieczeństwo, kunsztem pilotażu i ratowaniem życia pasażerów ? z takim nastawieniem nie bada się katastrof lotniczych ? mówi były pilot krakowskiego 13. Pułku Lotnictwa Transportowego, który za sterami maszyn An-26, An-28 i An-2 spędził ponad 2 tysiące godzin.

Brak doświadczenia

Edmund Klich ? jak sam przyznał ? wbrew kreowanemu przez siebie medialnemu wizerunkowi nie jest osobą doświadczoną w badaniu katastrof lotniczych. ? My na szczęście nie mamy tylu, prawda, i dobrze, ale w związku z tym też nie mamy doświadczenia. Ja nigdy nie brałem udziału w badaniu takiej katastrofy w lotnictwie cywilnym ? przyznał Klich przed sejmową Komisją Infrastruktury. Trochę więcej na temat swojej pracy powiedział Klich w jednym z ostatnich wywiadów. ?Za mojej kadencji mieliśmy 2 poważne incydenty lotnicze, które otarły się o katastrofę. Pierwszy z nich to incydent samolotu ATR-72, do którego doszło 4 grudnia 2006 roku w trakcie lotu z Bydgoszczy do Warszawy. W samolocie ATR-72 po wejściu w chmury nastąpił zanik poprawnych wskazań przyrządów pilotażowych. Korzystając z przyrządów awaryjnych, załoga wyprowadziła samolot nad górną granicę chmur, uzgodniła przyrządy i wykonała lot do Warszawy zakończony bezpiecznym lądowaniem. Drugi incydent ruchowy dotyczył 2 samolotów, które nad Warszawą minęły się bez separacji poziomej, zaś separacja pionowa wynosiła około 30 metrów?. Minięcie się samolotów w niewielkiej odległości czy kolejne osiągnięcia Edmunda Klicha, jak uznanie za przyczynę wypadku samolotu rolniczego typu Dromader? zbyt luźnego ? zdaniem Klicha ? przypięcia się pasami przez pilota, są niczym w porównaniu z wyzwaniami, jakie stoją przed osobą badającą katastrofę samolotu komunikacyjnego. ? Klich się zajmował takimi raczej bzdetami, typu np. w aeroklubie startuje mała cessna i urządzenie wyważające jest źle podpięte, przez co powstają duże siły aerodynamiczne na sterze, i pilot turystyczny zdecydował się wrócić i wylądować. Albo też pilot szybowcowy drugiej klasy źle przyziemił i mu trochę skrzydło uciekło tak, że nastąpił tzw. cyrkiel. To się niestety zdarza, bo szybowce podchodzą z prędkości niemalże 80-100 km/h. I wtedy przyjeżdża dwóch panów od Klicha, przesłuchują tego pilota, podliczają mu nalot z książeczki i robią zdjęcia. Potem biorą kogoś z aeroklubu, jako eksperta, jakiegoś tam instruktora, i piszą raport z szablonu ? opisuje metodologię pracy Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych jeden z pilotów, z którymi rozmawiał ?Nasz Dziennik?. ? Gdy w Katowicach samolot pasażerski wykosił na podejściu nieprecyzyjnym lampy naprowadzające przed pasem, komisja też zrobiła zdjęcia, przesłuchała wszystkich pasażerów i miesiącami nie mogła wyjaśnić przyczyn wypadku ? dodaje inny pilot.
Brak przygotowania merytorycznego

Edmund Klich przystąpił do badania katastrofy samolotu Tu-154, nie posiadając wiedzy na temat jego konstrukcji i systemów. Najdobitniejszym tego przykładem jest jego wywiad z 11 grudnia udzielony jednej z gazet, w którym oświadczył, że bez systemu ILS (precyzyjnego podejścia do lądowania) nie da się odejść na drugi krąg z pomocą autopilota. ?Wiele wskazuje na to, że nacisnęli przycisk ?odejście?, czekali kilka sekund na reakcję maszyny, której nie było, i dopiero potem próbowali odejść ręcznie. Ale pewności nie ma? ? mówił polski akredytowany. Piloci, z którymi rozmawiał ?Nasz Dziennik?, nie mogą uwierzyć w indolencję Klicha. Ich zdaniem, system ten jest bowiem pomocny jedynie w czasie podejścia do lądowania, nie zaś podczas odchodzenia.

- Ten przycisk jest niezależny od ILS. Wielokrotnie wykonywałem tym samolotem odejścia. Nawet jak od początku lecimy w trybie ręcznym, bez włączonego autopilota, to ten system powinien działać. Po wciśnięciu przycisku ?Uchod? [odejście] samolot zadziera automatycznie nos i zadaje moc niezbędną do odejścia. Potem trzeba tylko zmniejszyć kąt wychylenia klap (gdy wariometr wskazuje już dodatnią wartość wznoszenia) i schować podwozie. Dalej trzeba już tylko w odpowiednim momencie schować klapy, ponieważ prędkość samolotu rośnie do wartości, przy której klapy muszą być schowane ? tłumaczy pilot PLL LOT kapitan Boeinga 767, który 2,5 tys. godzin wylatał na Tu-154M. Jednakże Klich w tym samym wywiadzie popełnia także kolejne błędy merytoryczne. ?Większość ekspertów, z którymi się konsultowałem, uważa, że naciśnięcie przycisku ?odejście? nie pozostawia śladu w rejestratorze lotu, jeśli na ziemi nie ma ILS, jeśli cały system nie został aktywowany?.

Diametralnie innego zdania jest ekspert ds. bezpieczeństwa lotów, doświadczony pilot-instruktor Michaił Makarow, który pilotował samoloty takie jak Tu-154M i Airbus A-320: ? Moim zdaniem, pan Klich najwyraźniej nie ma pojęcia, o czym mówi. Oczywiście, że wciśnięty przycisk odejścia na drugi krąg, czerwony przycisk, pozostawia ślady w czarnych skrzynkach, jak każde odejście na drugi krąg ? tłumaczy Rosjanin. ? Nie wiem, kto, gdzie i kiedy tego człowieka uczył pilotażu, jestem pewien, że nikt z Aerofłotu ? dodaje. Faktem jest, że zastosowanie tej procedury zostawia w rejestratorze sygnał dźwiękowy. Mimo to Edmund Klich wypracował misterną koncepcję katastrofy, w której pilot po nieudanym wciśnięciu przycisku miałby zwlekać z ręcznym odejściem na drugi krąg i w efekcie tego znaleźć się tak nisko, by już nie móc się poderwać. ? To kompletna bzdura. Tę teorię wysnuł Siergiej Amielin, a Edmund Klich chętnie ją podchwycił.

Major Protasiuk miał próbować odejść z 80 metrów, kilka sekund nie reagować i się rozbić. Jednak coś tutaj nie gra ? w normalnych warunkach od wysokości 80 m do ziemi jest jeszcze bite półtorej minuty lotu ? tłumaczy pilot PLL LOT z nalotem 19 tys. godzin. Niestety, problematyka odejścia na drugi krąg i sposób jego pojmowania przysparza MAK znacznie więcej okazji do manipulacji, a Edmundowi Klichowi do gaf. Klich szczegółowo rozwodzi się nad próbami symulatorowymi na moskiewskim lotnisku Szeremietiewo, w trakcie których rosyjski pilot w towarzystwie Klicha usiłował rozbić Tu-154M na wzór katastrofy smoleńskiej. Szkopuł w tym, że nie dość, że udało się to dopiero za czwartym razem, to w dodatku Edmund Klich relacjonuje, że zobaczył ziemię dopiero z wysokości 20 metrów. Tymczasem Międzypaństwowy Komitet Lotniczy wyraźnie zaznaczył, że parametr widoczności wertykalnej wyrażonej przez podstawę chmur wynosił 50 metrów. Aby więc dopasować się do swojej teorii, MAK musiał ponaddwukrotnie zaniżyć warunki pogodowe. ? Reprezentatywność tych rosyjskich prób jest żenująca nie tylko dlatego, że odbywały się przy pogodzie znacznie gorszej niż w Smoleńsku i z drugim pilotem Edmundem Klichem nieposiadającym uprawnień i przeszkolenia na Tu-154 (czyli w załodze niepełnowartościowej), ale też dlatego że w symulatorze nie było amerykańskich urządzeń nawigacyjnych, w które wyposażona była przecież rządowa tutka ? tłumaczą piloci. Trudno również wyobrazić sobie aktywny udział Klicha w eksperymencie, głównie ze względu na brak znajomości języka rosyjskiego, co uniemożliwia mu komunikację z rosyjską załogą wyznaczoną do testu symulatorowego. Podczas innych, niezależnych prób symulatorowych instruktorzy z Instytutu Lotnictwa w Kijowie na swoim symulatorze Tu-154 dowiedli, że przy pogodzie takiej samej, jaka była w Smoleńsku, da się bez problemu wylądować samolotem znacznie gorzej wyposażonym od prezydenckiej maszyny i w dodatku bez pomocy wieży. Bez problemu wykonali również odejście na drugi krąg, a także zdołali podejść do lądowania i wylądować przy widoczności wynoszącej niemalże 0, a więc przy warunkach nieporównywalnie gorszych od tych panujących 10 kwietnia w Smoleńsku.

Dodatkowe siedzenie

Przez wiele miesięcy Edmund Klich nie potrafił nawet ustalić, czy w kabinie pilotów samolotu Tu-154 znajduje się dodatkowe siedzenie, co byłoby potwierdzeniem jego teorii, jakoby generał Andrzej Błasik został w kokpicie do tragicznego końca lotu. W wynurzeniach Klicha pojawia się też surrealistyczna koncepcja ?bycia za wysoko i gonienia ścieżki? przez załogę Tu-154M. ? Rekomendowałbym Klichowi przynajmniej raz przeczytać (i to tak ze zrozumieniem) stenogram czarnej skrzynki CVR [Cockpit Voice Recorder] z rozmów załogi, którego posiadaniem z lubością się chwalił. Jest tam wyraźnie rozpisane, jak kontroler mówi wielokrotnie ?na kursie, glissadzie? [na kursie i ścieżce podejścia do lądowania - przyp. red.]. Kontroler rosyjski mówi najpierw wejście na ścieżkę 10 km, potem odległość 8 km ?na kursie, glissadzie?, 6 km, 4 km, 3 km, ?2 km na kursie, glissadzie?? Dopiero w odległości kilometra krzyknął ?horyzont?. Jak pilot miał gonić ścieżkę, skoro kontroler wmawiał mu niemalże do końca, że na niej jest? Przecież to bzdury ? wyjaśnia doświadczony pilot-instruktor 13. Pułku Lotnictwa Transportowego, a następnie Polskich Linii Lotniczych LOT, który pilotował tupolewy.
Słuchać bez znajomości rosyjskiego

Gdy czyta się wywiady płk. Edmunda Klicha, nasuwają się poważne wątpliwości co do jego prawdomówności. Klich twierdzi tam między innymi: ?niedługo po katastrofie otrzymaliśmy nagrania rozmów na wieży?, chwilę potem dodaje, w kontekście rozmów na wieży: ?zeznania nie są ważne, bo mamy w ręku zapis tego, co się tam realnie działo. Poza tym mam wrażenie, że Rosjanie wielu fragmentów nie odczytali dobrze. Słyszałem na taśmie komendy, których nie ma w stenogramie? ? jeśli Edmund Klich niedługo po katastrofie dostał już stenogram z taśmy urządzenia rejestrującego rozmowy prowadzone na wieży kontroli lotów lotniska Siewiernyj, jakim cudem Rosjanie zdążyli tak szybko go sporządzić? Mało tego, Klich twierdzi, że nagrania z wieży to dla niego kopalnia wiedzy: ?Słuchałem tych rozmów nawet wieczorami, żeby wyczuć, jaka atmosfera była na wieży, jakie tam były emocje? ? chwali się polski akredytowany przy rosyjskiej komisji badającej katastrofę. Tymczasem przed sejmową Komisją Infrastruktury zarzekał się, że nie zna rosyjskiego. W jaki więc sposób rozumiał, lub usiłował zrozumieć, nagrania z wieży? Lub ewentualnie kto przetłumaczył nagrania na język polski? Jaka instytucja naukowa podjęła się tego zadania, podczas gdy byliśmy informowani, że tych nagrań Rosjanie nam nie chcą przekazać? ? Klich rosyjskiego nie zna w ogóle i pod tym względem obrzydliwe są jego zarzuty wobec załogi, jakoby nie znała rosyjskiego. Podpułkownik Bartosz Stroiński dobitnie nazwał to ?ściemą?. Takie zachowanie Klicha jest nie do zaakceptowania. Gdyby załoga samolotu posługiwała się językiem rosyjskim, tak jak Edmund Klich polskim, mogłyby istotnie wystąpić pewne niewielkie problemy w komunikacji z wieżą kontroli. Kazus Klicha, który jednak z polskimi wieżami się dogadywał, daje nam do zrozumienia, jak płynna i swobodna była wymiana informacji pomiędzy załogą naszego 101, a wieżą w Smoleńsku, w warunkach gdy zarówno kapitan Arkadiusz Protasiuk, jak i drugi pilot Robert Grzywna biegle znali język rosyjski ? twierdzą piloci, z którymi rozmawiał ?Nasz Dziennik?.
Łamanie konwencji chicagowskiej

Jednak najważniejszy zarzut, jaki dotyczy postawy Klicha, to łamanie prawa międzynarodowego. Przyjęta do wyjaśniania przyczyn i okoliczności katastrofy konwencja chicagowska wraz ze swoim 13 załącznikiem była wielokrotnie łamana przez płk. Edmunda Klicha. Na przykład jej artykuł 5.26 wyraźnie mówi, że akredytowani przedstawiciele i ich doradcy nie ujawniają informacji o przebiegu i wnioskach wynikających z badania bez jasno wyrażonej zgody państwa prowadzącego badanie. Tymczasem Edmund Klich w TVN 24 ?ujawnił?, że to generał Andrzej Błasik, dowódca Sił Powietrznych, obecny był w kokpicie prezydenckiej maszyny. Co ciekawe, jeszcze tego samego dnia w radiu RMF FM kategorycznie odmawiał ujawnienia, że to generał Andrzej Błasik, bo tego nie może zrobić bez zgody Rosjan. Jednak w swoim postępowaniu i notorycznym ujawnianiu informacji z dochodzenia Klich nie ograniczył się do dwóch wywiadów. Od momentu katastrofy niemalże cały czas był bardzo aktywny medialnie. Już w kwietniu oświadczył, że Polska w rosyjskim śledztwie przyjęła rolę ?petenta? ? nie dodał, że przyjęła ją dzięki jego własnym staraniom, by było prowadzone w myśl konwencji chicagowskiej. Zyskał w ten sposób wizerunek bezstronnego i uczciwego śledczego w oczach opinii publicznej, która nie znała jego zeznań złożonych posłom. Żalił się także, że nie przydzielono mu tłumacza. Tu pojawia się pytanie, jak ten człowiek odnalazł się w ogóle w Rosji, skoro nie znał języka rosyjskiego. 7 maja jest datą niewątpliwie zwrotną w postawie Klicha ? przekonał się wtedy, że może bezkarnie łamać obowiązujące go przepisy i ujawniać informacje ze śledztwa. Ujawnił godzinę katastrofy, niejako ucinając medialne spekulacje i budując swój arbitralny wizerunek. Oświadczył też, że zna przyczyny katastrofy, oskarżył o jej spowodowanie jakiś mityczny system i niezgodnie z prawdą zapowiedział, że śledztwo zakończy się dopiero za 2-3 lata. Zakończyło się już po pół roku. Klich poszedł jednak dalej ? kolejny raz złamał konwencję chicagowską, otwarcie ogłaszając, że jego zdaniem katastrofę spowodował błąd pilota. Złamał tym razem nie tylko artykuł 5.26, ale także 5.12, który pozwala na ujawnianie opinii wyrażanych w trakcie analizy informacji z rejestratorów tylko w uzasadnionych przypadkach. Ogłosił też, że na pilotów mogła być wywierana presja. Od 8 lutego 2008 r., gdy ogłosił, że ?dla eksperta nie ma czegoś takiego jak błąd pilota?, jego poglądy nadzwyczaj bardzo się zmieniły. ? To zastanawiające, że polski urzędnik wskazuje na polskich pilotów jako winnych katastrofy rządowego samolotu. Kontrowersyjne tezy Edmunda Klicha, polskiego przedstawiciela przy Międzypaństwowym Komitecie Lotniczym (MAK) w Moskwie, natychmiast podchwytują rosyjskie media. Klich wypowiada się dużo, sprzecznie i zaskakująco na rękę Rosjanom. Wszystko przy milczącym przyzwoleniu premiera Donalda Tuska ? alarmował już w maju prof. Romuald Szeremietiew, były minister obrony narodowej. Jego ostrzeżenia zostały jednak zignorowane

- Klich nadal pełnił swoją funkcję i oskarżał pilotów. Kolejnych kilkadziesiąt wywiadów, jakich udzielił polskim i zagranicznym mediom, dobitnie dowiodło, że wykorzystał swoją pozycję, aby zabłysnąć jako gwiazda mediów i celebryta. Demonstracyjnym wręcz brakiem taktu był wywiad Klicha udzielony tuż przed świętami Bożego Narodzenia, w którym po raz kolejny odpowiedzialnością za katastrofę obarczył załogę tupolewa. Było to szczególnie bolesne dla rodzin pilotów, które przeżywały pierwsze święta bez mężów i ojców.
Katarzyna Orłowska-Popławska


28 gru 2010, 19:08
Zobacz profil
Zawodowiec
Avatar użytkownika

 REJESTRACJA25 cze 2009, 12:10

 POSTY        3598
Post Katastrofa smoleńska
Piloci tupolewa zmuszeni do startu do Smoleńska?

Najważniejsza "polska" wina?

Śledztwo smoleńskie nie przestaje zadziwiać. Dziś dla odmiany nie chodzi o rosyjską definicję współpracy.

Dziś gwiazdą jest Edmung Klich, polski przedstawiciel akredytowany przy badającym katastrofę w Rosji komitecie MAK. Klich przygotował swój raport na temat katastrofy i umieścił w nim 12 przyczyn wypadku. Dziś ujawnia w "Fakcie" jedną z nich: wymuszony na pilotach wylot do Smoleńska.

To najmocniejszy na razie dowód istnienia presji na pilotów. A miało być tak: dowódca samolotu, Arkadiusz Protasiuk miał początkowo odmówić wylotu do Smoleńska, ponieważ nie dostał prognozy pogody dla lotniska Siewiernyj (Rosja nie przekazali).

Ale jednak wystartował. Dlaczego?:

- Jak się nieoficjalnie dowiedzieliśmy, gdy pilot odmówił lotu, na płycie lotniska zaczęły się gorączkowe rozmowy z załogą. Do lotu przekonywał Protasiuka m.in. szef sił powietrznych generał Andrzej Błasik (?58 l.). ? Kapitan nie chciał lecieć bez prognozy. Doszło do dyskusji i dość ostrej wymiany zdań ? mówi nam jeden z pilotów z 36. specpułku. ? W końcu piloci zajęli miejsca w maszynie, ale nie złożyli meldunku o gotowości do startu.

Meldunek "w ich imieniu" złożył prezydentowi sam Błasik i samolot wystartował. Tym samym generał i pośrednio prezydent Kaczyński znów wracają w pole podejrzeń jako twórcy niedozwolonej presji na pilotów.
Według Klicha decyzja o ostatecznym starcie, to jedna z 12 przyczyn katastrofy smoleńskiej.
Coś czujemy, że teraz będzie im się trudniej wywinąć.

http://www.pardon.pl/artykul/13281/pilo ... _smolenska
=================================================================

"Niewygodne fakty" ws. katastrofy Tu-154

Także wczoraj pojawiły się nowe informacje odnośnie katastrofy. - Istotny jest fakt, że dochodzenie ws. katastrofy smoleńskiej prowadzi komisja cywilna, której wojskowe służby ruchu lotniczego nie podlegają i w związku z tym pojawił się trend taki, by nie upubliczniać tych faktów, które są bardzo niewygodne.
Chce się je ukryć, by nie znalazły się w raporcie i nie zostały uznane za przesłanki, które przyczyniły się do katastrofy - mówił "Kropce nad i" w TVN 24 były szef szkolenia sił powietrznych płk Piotr Łukaszewicz.

- Obecność na wieży kontroli lotów dowódcy kontrolerów miało te same przesłanki, co obecność dowódcy sił powietrznych w kabinie samolotu ? powiedział płk Piotr Łukaszewicz. - W momencie, w którym pojawił się kontroler na wieży, kierownik kontroli lotów zmuszony został do wzięcia pod uwagę dodatkowego czynnika: co się stanie, jeśli samolot nie wyląduje ? będzie wielka awantura międzynarodowa ? dodał.

Jego zdaniem, "załoga powinna mieć informację o pogodzie w momencie startu". - Tych informacji załoga Tu-154 nie miała. Kilkakrotnie słyszałem o sytuacjach, że załogi wojskowe lądowały w warunkach poniżej minimalnej, ale nie słyszałem, żeby ktokolwiek poniósł później konsekwencje ? mówił w "Kropce nad i" płk Łukaszewicz.

- Być może kpt. Protasiuk nie usłyszał komendy z wieży. Być może tu zadziałał czynnik psychologiczny, że trzeba wylądować, że gdyby nie dałoby się wylądować, to kierownik lotów nie pozwoliłby na to ? powiedział w TVN 24 były szef szkolenia sił powietrznych płk Piotr Łukaszewicz.

http://wiadomosci.onet.pl/raporty/katas ... omosc.html


29 gru 2010, 08:37
Zobacz profil
Zawodowiec
Avatar użytkownika

 REJESTRACJA25 cze 2009, 12:10

 POSTY        3598
Post Katastrofa smoleńska
1/ Unia Europejska włączy się do śledztwa smoleńskiego?

Rząd analizuje, czy jest taka możliwość. Miesiąc temu w Brukseli przeforsowano przepisy, które otwierają szansę na umiędzynarodowienie śledztwa. Do Edmunda Klicha mógłby wówczas dołączyć ekspert unijny.


Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) w sprawie badania wypadków i incydentów w lotnictwie cywilnym oraz zapobiegania im weszło w życie 2 grudnia. Jak twierdzi tygodnik ?Wprost?, rząd bada możliwość odwołania się do tych przepisów, by ewentualnie umiędzynarodowić dochodzenie. Premier Donald Tusk zlecił w tej sprawie przygotowanie analizy prawnej.

Możliwość włączenia się unijnych ekspertów w śledztwo tworzy artykuł 8 dokumentu. Daje on możliwość zwrócenia się do Europejskiej Agencji Bezpieczeństwa Lotniczego (EASA) ?o wyznaczenie przedstawiciela, który będzie brał udział jako doradca wyznaczony do wspierania pełnomocnego przedstawiciela w jakimkolwiek badaniu zdarzeń lotniczych przeprowadzanym w państwie trzecim?.

Z treści artykułu wynika więc, że polski przedstawiciel przy MAK Edmund Klich mógłby otrzymać wsparcie eksperckie ze strony Brukseli ? pod postacią np. unijnego eksperta oddelegowanego do badania przyczyn katastrofy.

http://wiadomosci.dziennik.pl/polityka/ ... kiego.html
=================================================================

2/ Tu-154 mógł się uratować, ale Rosjanie... się kłócili?

Zaczyna się wojna na raporty.

Oficjalne ogłoszenie polskiej ofensywy we wcześniej "modelowym" śledztwie w sprawie katastrofy Tu-154 dał przed świętami Donald Tusk. Premier ogłosił nagle, że "po stronie rosyjskiej jest dużo osób zainteresowanych tym, żeby cała prawda nie wyszła na jaw".

Zbiegło się to w czasie z zakończeniem przez polskich śledczych analizy wstępnego raportu Rosjan. Nawet dla walczącego o wrażenie dobrych relacji z Rosją rządu PO wiele rzeczy było nie do przyjęcia. Bo ważniejsze w roku wyborczym jest dobre wrażenie w kraju. A firmowanie przegiętego w jedną stronę raportu Rosjan trudno umieścić w strategii wyborczej.

Dlatego Tusk pewnie spuścił Edmunda Klicha (polskiego przedstawiciela przy rosyjskim śledztwie) ze smyczy. Od wczoraj "Fakt" publikuje ustalenia Klicha, które razy rozdzielają równo. Wczoraj dostało się Lechowi Kaczyńskiemu i generałowi Andrzejowi Błasikowi.

Dziś poznajemy rolę kontrolerów z lotniska w Smoleńsku, tak jak ją oficjalnie widzi polski rząd:
- Z naszych ustaleń wynika, że kontrolerzy kłócili się między sobą i gorączkowo dzwonili do Moskwy, by podjęła ostateczną decyzję, co robić. Moskwa sugerowała im, by decyzję o lądowaniu przerzucić na polskich pilotów, by to sami Polacy decydowali.

Wszystko to działo się, gdy samolot już podchodził do lądowania, a kontrolerzy... nadal gorączkowo konferowali z Moskwą co robić. I tak konferowali, konferowali, aż było za późno.
To dlatego z tragicznym opóźnieniem wydali komendę "horyzont 101". Komendę, która już niczego nie mogła zmienić.


Edmund Klich ma ponoć jeszcze 10 nieujawnionych przyczyn katastrofy. Ile ich jeszcze ujawni będzie miarą jednostronności ustaleń rosyjskiego śledztwa.

I zagrożenia jakie rosyjski raport niesie dla wyborczego zwycięstwa PO.


http://www.pardon.pl/artykul/13290/tu-1 ... ie_klocili


30 gru 2010, 13:47
Zobacz profil
Zawodowiec
Avatar użytkownika

 REJESTRACJA25 cze 2009, 12:10

 POSTY        3598
Post Katastrofa smoleńska
10 kwietnia nie chciało im się iść zameldować o mgle

Prognoza była sporządzana byle jak i niedokładnie omawiana przez telefon - tak na lotnisku Siewiernyj wyglądało przygotowywanie i przekazywanie niezwykle ważnych danych o warunkach atmosferycznych w Smoleńsku.
Rosyjscy meteorolodzy, wiedząc o załamaniu pogody, dzwonili do Moskwy, by ta ostrzegła polski samolot

Z zeznań rosyjskich meteorologów i pracowników lotniska wynika, że panował tam niezwykły bałagan.
Po pierwsze dane potrzebne do prognozy pogody były odnotowywane przez urządzenia, które znajdują się daleko od lotniska. Po drugie pracownicy służb meteo nie przekazywali ich dyspozytorom na piśmie, bo... nie chciało im się chodzić. Składali za to meldunki przez telefon, choć i to nie zawsze.

Z zeznań, do których dotarł Fakt wynika, że 10 kwietnia, z samego rana prognoza przekazana wieży nie przewidywała załamania pogody. Dopiero meldunki szefa stacji meteorologa Michaiła Jadgowskiego z godzin 7.26 i 7.40 mówiły o tym, że możliwa jest wichura, a także mgła. Na pół godziny przed katastrofą ? jak wynika z zeznań Jadgowskiego ? wiedział on, że pogoda jest fatalna i z minuty na minutę jeszcze się pogarsza. Dlatego zadzwonił... do Moskwy z tą informacją i prośbą, by ostrzec polski samolot o zagrożeniu.

O fatalnej komunikacji na Siewiernym świadczy też fakt, że meteorolodzy już po katastrofie usiłowali nadal przekazać prognozę do polskiej maszyny...



SONDA FAKT
Czy jesteśmy bliżej wyjaśnienia przyczyn katastrofy?
TAK - 33%
NIE  - 67%


http://www.fakt.pl/10-kwietnia-nie-chci ... l#miniPoll


30 gru 2010, 22:45
Zobacz profil
Zawodowiec
Avatar użytkownika

 REJESTRACJA25 cze 2009, 12:10

 POSTY        3598
Post Katastrofa smoleńska
3 sekundy do śmierci.
Tyle im zabrakło...
 


Dosłownie kilku chwil zabrakło załodze polskiego tupolewa, by wyprowadzić maszynę do góry i bezpiecznie odlecieć na inne lotnisko - tak wynika z ustaleń polskich specjalistów badających przyczyny katastrofy pod Smoleńskiem

Ich zdaniem, to rosyjscy kontrolerzy o kilka sekund za późno wydali naszym pilotom komendę ?horyzont?, czyli nakaz poderwania samolotu. Polska zawarła te ustalenia w przekazanych Rosji uwagach do ich raportu, bo rosyjski komitet lotniczy MAK zupełnie tą sprawą się nie zajął.

Nasi eksperci z komisji badania wypadków lotniczych wiele miesięcy analizowali dane z odczytu urządzeń kokpitu z ostatnich minut katastrofy
? wysokość i prędkość maszyny, odsłuchy dźwięków silnika i urządzeń pokładowych, odczyty zapisów rozmów pilotów oraz, choć wciąż są niepełne, nagrania z wieży kontroli lotów w Smoleńsku. Z badania nałożonych na siebie danych doszli do wniosku, że rosyjscy kontrolerzy zbyt późno wydali naszej załodze komendę ?horyzont 101?, czyli ostateczne ostrzeżenie i wezwanie do zaniechania lądowania oraz uciekania z lotniska Siewiernyj.

O tym, że Rosjanie na wieży mieli świadomość fatalnych warunków meteorologicznych nad Smoleńskiem i tego, że polski tupolew może się rozbić, świadczą nagrania z rozmów kontrolerów, które w części poznała nasza komisja. Pełnych zapisów tych rozmów Moskwa do dziś nie chce wydać polskiej prokuraturze. Z naszych ustaleń wynika, że kontrolerzy kłócili się między sobą i gorączkowo dzwonili do Moskwy, by podjęła ostateczną decyzję, co robić. Moskwa sugerowała im, by decyzję o lądowaniu przerzucić na polskich pilotów, by to sami Polacy decydowali.

Wszystko to trwało, a samolot w tym czasie niebezpiecznie szybko zbliżał się do ziemi.
W końcu przerażeni kontrolerzy, nie zważając na rozkazy z Moskwy, nakazali poderwanie maszyny. Niestety, zrobili to za późno. Naszym pilotom zabrakło trzech, najwyżej czterech sekund, by wyprowadzić samolot i uniknąć zahaczenia skrzydłem o grubą brzozę.
To właśnie uderzenie w konar i oderwanie się części skrzydła ostatecznie pogrzebało szansę pilotów na uratowanie życia, bo stracili panowanie nad tupolewem i kilka sekund potem runęli na ziemię...

http://www.fakt.pl/3-sekundy-do-smierci ... 779,1.html


Ostatnio edytowano 06 sty 2011, 11:06 przez Nadir, łącznie edytowano 1 raz

edytowałem tytuł posta



31 gru 2010, 12:06
Zobacz profil
Zawodowiec
Avatar użytkownika

 REJESTRACJA25 cze 2009, 12:10

 POSTY        3598
Post Katastrofa smoleńska
Raport reporterów TVN24 "czarno na białym" w sprawie katastrofy smoleńskiej 05.01.2011r.

Kiedy Tu-154 zniknął z radarów? Nie wiadomo, bo zniknęły zapisy

CO SIĘ DZIEJE Z DOKUMENTAMI DOTYCZĄCYMI KATASTROFY

Z nieoficjalnych informacji TVN24 wynika, że 10 kwietnia kontroler na lotnisku Sewiernyj już w odległości kilometra od pasa mógł nie widzieć na radarze prezydenckiego tupolewa. Informacji tych oficjalnie nie da się potwierdzić, bo w tajemniczy sposób zniknęły też zapisy z radarów. A nie są to jedyne dokumenty, których od Rosjan nie może doprosić się strona Polska.
Co widzieli na radarach kontrolerzy lotniska Siewiernyj? Na to mógłyby odpowiedzieć zapisy z radarów, które jak zeznali świadkowie były, ale zniknęły.
- Nie dostaliśmy tych taśm, a wielokrotnie wnioskowaliśmy o to, argumentując, że można by je odczytać w naszych laboratoriach, ale nie dostaliśmy ani odpowiedzi, ani tych taśm - przyznaje w programie "Czarno na Białym" Edmund Klich, polski akredytowany przy Międzypaństwowym Komitecie Lotniczego (MAK), który bada przyczyny katastrofy.
- Dzięki nim można by dokładnie określić sposób działania kontrolerów - dodaje. Kluczowe, ale niedostępne

Nie są to jedyne dokumenty, o które strona polska prosiła, a których nie dostała. Chodzi np. o stenogramy z całości rozmów na wieży kontrolenej, w tym tych z telefonów komórkowych, które pozwoliłyby ustalić, kto w Moskwie wydał pozwolenie na lądowanie wbrew sugestiom kontrolera. Oficjalnym powodem odmowy jest fakt, że strona Polska wbrew woli MAK opublikowała stenogramy z czarnych skrzynek prezydenckiego tupolewa.
- Miałem dostać stenogramy z wieży, ale nie dostałem, bo powiedziano mi, że ujawnienie stenogramów było naruszeniem umowy i dodano, że jak je dostanę, to mogę być zmuszony do przekazania ich jakimś instytucjom - mówi Klich.

Lider był za drogi?

Zagadką pozostaje też to, dlaczego na pokładach vipowskich samolotów od 2009 roku nie było tzw. liderów, czyli specjalistów od konkretnych lotnisk, którzy znali też bardzo dobrze język kraju, w którym lądowano. Z obecności lidera 10 kwietnia zrezygnował 36. pułk, gdyż jak argumentowano, kapitan samolotu Arkadiusz Protasiuk zna rosyjski.
- Nie znam żadnego dokumentu, czy certyfikatu, który by to potwierdzał - mówi Edmund Klich.

Inni eksperci zwracają uwagę, że powód, dla którego rezygnowano z liderów jest prozaiczny: pieniądze.

- Lider kosztuje. Trzeba zapłacić za jego przelot, hotel, trzeba zapłacić jemu samemu - mówi płk Robert Latkowski, były dowódca 36. pułku lotnictwa transportowego.

Wg TVN24, prokuratura rozważa postawienie zarzutów dwóm osobom, odpowiedzialnym za organizację lotu z 10 kwietnia.

http://www.tvn24.pl/0,1688521,0,1,kiedy ... omosc.html


06 sty 2011, 00:55
Zobacz profil
Wyświetl posty nie starsze niż:  Sortuj wg  
Odpowiedz w wątku   [ Posty: 2082 ]  idź do strony:  Poprzednia strona  1 ... 50, 51, 52, 53, 54, 55, 56 ... 149  Następna strona

 Nie możesz rozpoczynać nowych wątków
 Nie możesz odpowiadać w wątkach
 Nie możesz edytować swoich postów
 Nie możesz usuwać swoich postów
 Nie możesz dodawać załączników

Skocz do: