Nie masz wystarczających uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego postu.
26 lis 2010, 22:13
Etyka, moralność, obyczaje
Posłowie mogą pić w pracy
- No i co takiego złego się stało? - tak odpowiada Faktowi poseł Platformy Obywatelskiej Marek Rząsa (53 l.). A stało się! Bo przyłapaliśmy posła, jak w samo południe w trakcie obrad Sejmu pił w sejmowej restauracji piwo
Co złego, panie pośle? W Polsce prawo zabrania pić w pracy. Ale prawo widać nie dotyczy naszych parlamentarzystów. Nie można ich w żaden sposób ukarać. ? Wnioski powinni wyciągać wyborcy ? mówi Sławomir Rybicki (50 l.) z sejmowej komisji etyki poselskiej. (...) czytaj dalej http://www.fakt.pl/Poslowie-moga-pic-w- ... 881,1.html
27 lis 2010, 07:51
Etyka, moralność, obyczaje
silniczek
Posłowie mogą pić w pracy
- No i co takiego złego się stało? - tak odpowiada Faktowi poseł Platformy Obywatelskiej Marek Rząsa (53 l.). A stało się! Bo przyłapaliśmy posła, jak w samo południe w trakcie obrad Sejmu pił w sejmowej restauracji piwo
Co złego, panie pośle? W Polsce prawo zabrania pić w pracy. Ale prawo widać nie dotyczy naszych parlamentarzystów. Nie można ich w żaden sposób ukarać. ? Wnioski powinni wyciągać wyborcy ? mówi Sławomir Rybicki (50 l.) z sejmowej komisji etyki poselskiej. (...) czytaj dalej http://www.fakt.pl/Poslowie-moga-pic-w- ... 881,1.html
A wyborcy na to:
____________________________________ Polak ,katolik,hetero,szczęśliwy.Wszystkie błędy stylistyczne i ortograficzne są zamierzone jakiekolwiek powielanie ich i rozpowszechnianie bez zgody jest zabronione! טדאוש
27 lis 2010, 20:39
Etyka, moralność, obyczaje
Topisz swe kłopoty w alkoholu? Nie rób tego, one umieją świetnie pływać. (Yves Mirande)
27 lis 2010, 21:02
Etyka, moralność, obyczaje
Najgroźniejszy skutek in vitro to pojawianie się nowych mutacji genów, których w każdej komórce mamy ok. 25 tys. par. Geny "pamiętają" swoje pochodzenie, jeśli zaburzy się tę pamięć, co powoduje in vitro, może dojść do bardzo poważnych defektów rozwojowych In vitro jest niebezpieczne dla ludzkości
Z prof. Stanisławem Cebratem, kierownikiem Zakładu Genomiki Uniwersytetu Wrocławskiego, rozmawia Mariusz Bober
Nie spotkały Pana restrykcje za krytykę pomysłu wprowadzenia refundacji zabiegów in vitro? - Nie, ponieważ nie występuję w dużych mediach. Odcinam się też od wszelkich politycznych i religijnych sporów. Ograniczam się do czysto naukowych argumentów.
Które doprowadziły Pana do grona przeciwników in vitro... - Ponieważ to właśnie argumenty naukowe świadczą przeciw tej technologii rozrodu. Przeciwnicy in vitro przytaczają argumenty głównie natury teologicznej i moralnej, a nie rozumieją, że tu chodzi po prostu o biznes, gigantyczne, nieprawdopodobne pieniądze. Szacuję, że stosowanie tej metody na świecie pozwala na uzyskiwanie przychodów rzędu kilkuset miliardów USD rocznie! Dlatego zwolennicy tej metody robią wszystko, by ją reklamować. Z kolei wśród przeciwników na ogół brakuje ludzi, którzy mają fachową wiedzę na ten temat, co jest zresztą zrozumiałe, skoro sami nie stosują in vitro. Jednak sprawia to, że przeciwnicy nie zawsze dysponują argumentami precyzyjnymi i naukowymi.
Jakie argumenty contra in vitro może Pan wysunąć jako naukowiec zajmujący się genetyką? - W pewien sposób zostałem wplątany w dyskusję nad tym problemem. Początkowo byłem przeciwny tej technologii głównie z powodu zagrożeń eugenicznych. Metoda pozwala bowiem na selekcję zarodków, a nawet manipulowanie ich strukturą genetyczną, a moim zdaniem nasza wiedza nie pozwala nam na odpowiedzialną ingerencję na takim poziomie. Zacząłem jednak przyglądać się tej procedurze pod kątem jej bezpośrednich skutków. Ponieważ od kilkunastu lat zajmuję się genetyką populacji, więc badanie ewentualnego wpływu in vitro na ludzki genom i populację nie wykracza poza dziedzinę, na której się znam. Informacje, które znalazłem, nie były optymistyczne. Szeroko zakrojone badania amerykańskie wykazały, że dzieci po in vitro częściej rodzą się z ciężkimi wadami wrodzonymi niż dzieci poczęte drogą naturalną. Okazało się, że ciężkie wrodzone wady serca notuje się 2,1 razy częściej u dzieci poczętych w wyniku in vitro niż u tych poczętych w sposób naturalny. Także rozszczepienie wargi i/lub podniebienia 2,4 razy częściej dotyka maluchy poczęte w sztuczny sposób. Ponadto 4,5 razy częściej dzieci te chorują na atrezję (zarośnięcie) przełyku, a 3,7 razy częściej na zarośnięcie odbytu. U dzieci po in vitro częściej też obserwuje się siatkówczaka, czyli nowotwór oka. Aby go wykryć - w wielu krajach rutynowo bada się dno oka noworodków. Ponieważ nowotwór ten występuje we wczesnym dzieciństwie, to stosunkowo łatwo można jeszcze uzyskać informacje, że dziecko przyszło na świat właśnie po zapłodnieniu in vitro, później te informacje często są zacierane.
Dlaczego? - Ponieważ in vitro nie jest traktowane jak rzetelny eksperyment naukowy. Gdyby in vitro było traktowane jak normalny naukowy eksperyment, wiedzielibyśmy przede wszystkim dokładnie, ilu ludzi przyszło w ten sposób na świat i mielibyśmy ich dokładną charakterystykę zdrowotną. Wiedzielibyśmy, czy jest to metoda bezpieczna, czy też stwarza zagrożenia. Dziś mamy do czynienia jedynie z szacunkami, a w publikacjach naukowych mówi się albo o dwóch, albo czterech milionach ludzi poczętych już w ten sposób. Nie przypominam sobie jakiegokolwiek eksperymentu genetycznego z dużymi organizmami z tak olbrzymią liczbą osobników. Statystyki powinny być wspaniałe. Niestety, wyrywkowe dane na temat skutków in vitro kończą się najczęściej informacją, że niezbędne są dalsze badania.
Ale przytaczał Pan dane o skutkach tej procedury. - Tak, ale nie mamy dostępu do pełnych i całościowych wyników. Holendrzy w 2003 roku, analizując ewentualne skutki in vitro, wykryli 5 przypadków siatkówczaka, wszystkie u dzieci poczętych w wyniku tej metody. Normalnie ta choroba występuje w populacji człowieka raz na 17 tys. urodzeń. Gdy ujęli swoje badania w statystyki, okazało się, że siatkówczak występuje 5-7 razy częściej po zapłodnieniu in vitro niż naturalnie. Te szerokie granice - pięć do siedem razy częściej - wynikają z faktu, że autorzy nawet nie potrafili oszacować, jaki odsetek dzieci w tym czasie urodził się w wyniku in vitro.
Jak duże są szanse na wyleczenie dziecka dotkniętego tym nowotworem? - Dziecko leczy się, wykorzystując radio- lub chemioterapię, niestety, często niezbędna jest amputacja oka. Przy okazji chciałbym przytoczyć reakcję jednego z lekarzy na publikację Holendrów. Stwierdził on, że przecież tych przypadków nie było dużo i że wszystkie udało się wyleczyć. Szkoda tylko, że nie powiedział, jak leczono te dzieci. Niestety, nawet jeżeli dziecko przeżyje tę terapię, to istnieje 25 proc. ryzyka pojawienia się u niego w późniejszym wieku nowotworu kości. A wszystko przez to, że dziecko rodzi się z uszkodzonym genem odpowiedzialnym za wystąpienie tej choroby. To zaś, że w przypadku siatkówczaka po in vitro pojawiają się nowe uszkodzenia w tych genach, zostało już przez naukowców udokumentowane. Jeśli podczas sztucznego zapłodnienia dojdzie do mutacji tego genu, to niemal na pewno u dziecka rozwinie się nowotwór oka. I tu dochodzimy do sedna problemu.
Co ma Pan na myśli? - Genetyczne podłoże siatkówczaka u dzieci poczętych w wyniku in vitro pokazuje, że do mutacji genu odpowiedzialnego za powstawanie tej choroby dochodzi właśnie podczas sztucznego zapłodnienia lub tuż po nim, ponieważ w wielu badanych przypadkach tych mutacji nie stwierdzono u żadnego z rodziców. To znaczy, że w innych genach również mogą pojawiać się defekty z istotnie zwiększoną częstością.
To pewne, że częstość siatkówczaka po in vitro jest wyższa? - Chyba jest to już bezsporne, chociaż przegląd publikacji na ten temat jest niezwykle pouczający. Proszę sobie wyobrazić, że powtórne badania w Holandii wykonane przez tych samych naukowców, którzy rozszerzyli za drugim razem zakres analiz o kilka lat - przed i po 2003 roku - wykazały, że... nie ma siatkówczaka po in vitro. Autorzy stwierdzają w tej kolejnej pracy, że nie mieli możliwości sprawdzenia rzetelności danych.
Jak Pan to interpretuje? - Ponieważ statystyka jest raczej niezłym narzędziem matematycznym, więc pozostaje podejrzenie, że "wyczyszczono" dane.
Nie jest Pan zbyt podejrzliwy? - W tym roku, tym razem we Francji, opublikowano nowe dane o stanie zdrowia dzieci poczętych w wyniku in vitro. Badano również częstotliwość pojawiania się siatkówczaka. Stwierdzono wystąpienie 5 takich przypadków na 15 tys. urodzeń w wyniku sztucznego zapłodnienia, co oznacza, że potwierdzono w ten sposób pierwotny wynik badaczy holenderskich: zachorowalność na poziomie 1:3 tys., a więc ponad 5 razy częściej niż w normalnej populacji.
Czy powyższe przykłady wyczerpują listę nieszczęść, jakie mogą spaść na dzieci poczęte w laboratoriach? - Ja zatrzymałem się tylko przy jednym przykładzie. Podam jeszcze inny przykład - tzw. piętnowanie rodzicielskie. Każde dziecko otrzymuje bardzo podobny zestaw genów od matki i od ojca. Posiadamy więc parę każdego z genów. Niektóre geny z pary są jednak aktywne, jeżeli pochodzą od ojca, a inne tylko jeżeli pochodzą od matki. Geny jakby pamiętają swoje pochodzenie. Dzięki temu zjawisku nie można na przykład stworzyć człowieka przez połączenie dwóch komórek jajowych albo dwóch plemników. Jeżeli jednak tę pamięć się zaburzy, to może dojść do bardzo poważnych defektów rozwojowych. Zapłodnienie in vitro powoduje, że ta informacja - które geny pochodzą od ojca, a które od matki - może zostać uszkodzona. Konkretnie objawia się to np. tym, że rodzą się dzieci o dużej masie urodzeniowej z wieloma defektami rozwojowymi, w tym z większym prawdopodobieństwem wystąpienia nowotworów. Z analiz publikowanych danych wynika, że takie niewłaściwe piętnowanie występuje aż 17-18 razy częściej po in vitro niż u dzieci poczętych w naturalny sposób. W publikacjach, w których już przyjmuje się zwiększone prawdopodobieństwo wystąpienia błędów w piętnowaniu rodzicielskim, próbuje się to tłumaczyć współwystępowaniem tych defektów z cechą bezpłodności rodziców. Jest to absurdalne tłumaczenie, ponieważ te same defekty występują po rozmnażaniu in vitro u myszy i u bydła, a przecież nikt nie stosuje u tych zwierząt technologii in vitro po to, aby ominąć ich bezpłodność.
Czy może Pan wskazać inne negatywne skutki in vitro w obszarze genetycznym? - Obecnie dysponujemy metodami, które pozwalają nam zmierzyć aktywność poszczególnych genów, a mamy ich w każdej naszej komórce około 25 tysięcy. Pierwsze wyniki badań, tym razem przeprowadzonych na myszach, wykazały, że z jakichś nieznanych powodów samo środowisko zapłodnienia komórki jajowej ma wielki wpływ na aktywność genów w komórkach zarodkowych. Porównując zarodki myszy hodowane w probówce, z których jedne powstały przez naturalne zapłodnienie, a drugie przez zapłodnienie in vitro, wykazano, że różnią się one aktywnością 2,5 tys. genów. Świadczy to o tym, że od warunków, w których dochodzi do wniknięcia plemnika do komórki jajowej, zależy aktywność bardzo wielu genów. Niestety, nie mamy pojęcia, jakie dokładnie funkcje są zaburzane i w jakim stopniu mogą one być kompensowane w zarodkach poczętych w warunkach sztucznych.
Jako genetyk populacji co zaliczyłby Pan do najpoważniejszych skutków in vitro? - Za najgroźniejsze uważam właśnie pojawianie się nowych mutacji genów na skutek stosowania in vitro. Proszę sobie wyobrazić - mamy 25 tysięcy par genów. Szacuje się, że każdy z nas ma wśród nich kilkanaście genów uszkodzonych. Ale jeżeli tylko jeden gen z pary jest uszkodzony, to takiego defektu nie widać, chyba że jest on podobny do tego, który powoduje siatkówczaka. Na szczęście tylko nieliczne są takie. Szacuje się, że przy naturalnym poczęciu pojawia się tylko jedna dodatkowa mutacja. Zrozumiałe, że najczęściej zdarza się ona w parze, gdzie obydwa geny są prawidłowe, i jest ona niewidoczna. Może się ona uwidocznić dopiero wtedy, gdy w kolejnej generacji dwa takie defekty trafią na siebie. Wtedy są one "zabierane do grobu" przez śmiertelne choroby, takie jak mukowiscydoza czy anemia sierpowata. Przy in vitro takich mutacji zdarza się kilka razy więcej i oczywiście w znakomitej większości są one niewidoczne, i mogą pozostać niewidoczne przez całe życie. Ale te uszkodzenia też kiedyś się spotkają i będą musiały być wtedy "zabrane do grobu", tylko że ponieważ jest ich kilkakrotnie więcej, to i liczba tej tzw. śmierci genetycznej będzie musiała wzrosnąć. Paradoksalnie będzie to dotyczyć nie tylko potomków osób po in vitro, ale całej populacji. To wynika z prostych praw genetycznych. To będzie cena, jaką przyszłe generacje zapłacą za błędy popełniane teraz.
Czym mogą się charakteryzować te wady genetyczne? - Różnych defektów genetycznych znamy już tysiące. Zapewne dzięki in vitro poznamy ich wkrótce więcej. Im więcej dzieci będzie przychodzić na świat poprzez sztuczne zapłodnienie, tym więcej będzie się ich ujawniać. Bezpośrednio w samej populacji ludzi poczętych in vitro oprócz defektów, o których mówiłem wcześniej, należy się spodziewać... bezpłodności. Jeśli para była bezpłodna z powodu defektu genetycznego, to istnieje możliwość przeniesienia tego defektu na następne pokolenia w wyniku zastosowania in vitro. Ewidentnie to widać w przypadku wad genetycznych u mężczyzn. Jeśli mężczyzna jest bezpłodny z powodu uszkodzenia chromosomu Y, to jest pewne, że jeśli w wyniku sztucznego zapłodnienia urodzi mu się syn, to z pewnością będzie on bezpłodny. Jest to świetny sposób na zwiększenie liczby bezpłodnych mężczyzn i liczby klientów w klinikach "leczenia bezpłodności" metodą in vitro.
Czy zagraża to nam już współcześnie, czy będą się z tym zmagać nasze dzieci i wnuki? - Z zupełnie innych badań wynika, że naturalnie obserwowana częstość mutacji nie jest przypadkowa, ale precyzyjnie dostrojona. Dzięki mutacjom populacje mogą przystosowywać się do zmieniających się warunków. Przekroczenie progu naturalnej częstości mutacji może jednak doprowadzić populację do katastrofy. Symulacje komputerowe pokazują, że taka katastrofa ma bardzo gwałtowny przebieg.
Chce Pan powiedzieć, że "nowoczesna metoda leczenia bezpłodności" - jak ujmują to m.in. przedstawiciele rządu i parlamentu - prowadzi ludzkość ku zagładzie? - Nie mówię, że prowadzi, ale dopóki nie znamy tego scenariusza, należy być bardzo ostrożnym. Dlatego mam nadzieję, że ludzkość przebudzi się z fascynacji swoimi możliwościami technologicznymi, zanim przekroczy opisany powyżej próg.
To dlaczego tak wielu naukowców i lekarzy przekonuje, że in vitro to jedyna szansa dla bezpłodnych par, a wszyscy, którzy temu przeczą, stają się "wrogami społecznego postępu"? - Ponieważ pieniądze, które stoją za in vitro, są tak duże, że przekonują bardzo wielu, a ponadto powodują, że nie wszyscy mają odwagę mówić, że jest inaczej. Pojawiają się już jednak opracowania naukowe wzywające do zbadania skutków sztucznego zapłodnienia, prowadzenia rejestrów przez zewnętrzne instytucje kontrolujące, a nawet do zapisywania w danych personalnych sposobu poczęcia, i wreszcie pojawiają się nieśmiałe doniesienia w mediach, że in vitro nie jest takie wspaniałe.
Bezpłodność to jednak trudny problem. Co poradziłby Pan ludziom, którzy mają kłopoty z płodnością? - Rozumiem ich, bo zostali dotknięci poważnym problemem. Dlatego uciekają się do in vitro. Trudno jest wytłumaczyć tym osobom, że nie powinny korzystać z tej metody, jeżeli jest tak wspaniała, jak mówią to reklamy. One chcą mieć swoje dziecko. Często jednak nie rozumieją, co oznacza "moje" dziecko. Dochodzi do eskalacji żądań - może wykorzystać dawcę komórki jajowej albo nasienia, a może jednego i drugiego i kupić zarodek? Tylko że wówczas mamy tak naprawdę do czynienia z adopcją do macicy. A skoro tak, to powstaje pytanie: dlaczego ci rodzice nie zdecydują się na adoptowanie urodzonego już dziecka czekającego na nowy dom? Niemniej takie pary powinny być rzetelnie poinformowane o ryzyku związanym z in vitro. Nie bardzo mogę sobie jednak wyobrazić, że ktoś odwodzi swojego klienta od pomysłu zakupienia u siebie usługi - bardzo drogiej usługi.
____________________________________ Polak ,katolik,hetero,szczęśliwy.Wszystkie błędy stylistyczne i ortograficzne są zamierzone jakiekolwiek powielanie ich i rozpowszechnianie bez zgody jest zabronione! טדאוש
Ostatnio edytowano 28 lis 2010, 11:18 przez Nadir, łącznie edytowano 1 raz
zmniejszyłem czcionkę
27 lis 2010, 21:57
Etyka, moralność, obyczaje
Jak Jan Paweł II lud Boży przed kondomami obronił Rzadko się ten wymiar świętości papieża Polaka przypomina.
Rewolucja przyszła kilka dni temu. Benedykt XVI w wywiadzie-rzece zapewnił, że Kościół niekoniecznie będzie skazywał na piekło ludzi, którzy ze względów zdrowotnych będą używać prezerwatyw. O kontroli urodzeń papież jeszcze nie wspomniał (to nadal wielkie zło), ale nie trzeba być jasnowidzem, żeby wyobrazić sobie do czego doprowadzi ten wyłom w anty-antykoncepcyjnej "doktrynie", która może zmienić papież w rozmowie ze znajomym dziennikarzem. (...) czytaj
- Ten wewnętrznie rozdarty papież [Paweł VI], niepewny swych przekonań akurat w tej kwestii, musiał się na kimś oprzeć. A tym kimś był Karol Wojtyła.
Przez następne 40 lat nic się w tej kwestii nie miało zmienić.
Złote myśli: Chciwca zjednasz podarunkiem, człowieka zawziętego rękoma złożonymi do pozdrowienia, głupca dowcipem, a mędrca mówieniem prawdy. (Canakya Pandit)
28 lis 2010, 11:15
Etyka, moralność, obyczaje
1/Dokument atmosferyczny
Władze TVP udaremniły starania o produkcję filmu dokumentalnego na temat katastrofy smoleńskiej. Jak poinformował były dyrektor telewizyjnej Jedynki Witold Gadowski, użyto przy tym argumentu: nie ma sensu prowadzić śledztwa dziennikarskiego, kiedy trwa prokuratorskie.
Te same władze TVP uznały jednak, że istnieje potrzeba wyprodukowania filmu? no, może nie do końca dokumentalnego, którego autorzy zaprezentowali własną, autorską wersję śmierci Barbary Blidy ? nie samobójczą, ale z rąk funkcjonariuszki ABW. Wprawdzie nad wrobieniem rządu PiS w odpowiedzialność za śmierć byłej minister już od trzech lat pracuje sejmowa komisja, ale oddelegowany do tego odpowiedzialnego zadania towarzysz Kalisz, niestety, nie stanął na wysokości zadania. Zamiast dokumentów procesowych muszą się więc salonowi mściciele zadowolić dokumentem fabularyzowanym.
Jak już zareklamował produkcję usłużny ?cyngiel? ?michnikowego szmatławca?, film dobrze oddaje ?atmosferę?, w jakiej doszło do śmierci Barbary Blidy. Się rozumie ? po raz kolejny okazuje się, że całe zło rządów PiS, o którym tyle słyszeliśmy, ograniczało się do ?atmosfery?. A jedynym dowodem, że taka ?atmosfera? była, są świadectwa tych, którzy wtedy pisali, że jest atmosfera.
Osnową stawianej w filmie hipotezy są wyznania Barbary K., pseudo Alexis, tej właśnie, która obciążyła Blidę w śledztwie. Teraz opowiada telewizji, że ją do tego zmuszono. Gdyby opowiedziała to przed sejmową komisją, miałoby to jakieś znaczenie, bo tam zeznaje się pod przysięgą. Niestety, komisja, która przez tyle czasu zajmowała się dzieleniem każdego włosa na czworo, kluczowego świadka na przesłuchanie nie wezwała, odstępując to zadanie telewizji.
Może właśnie po to, żeby świadek nie miał dyskomfortu, że musi mówić całą prawdę i tylko prawdę?
Żal mi tylko, że nie mogę już ścigać przestępców. Ze służby w CBA czerpałem satysfakcję - mówi Tomasz K. w rozmowie z "Rzeczpospolitą" Pańskie zdjęcia pojawiły się w kilku gazetach. Czy nie jest to przejawem braku profesjonalizmu ze strony agenta, którego tożsamość i wizerunek powinny być chronione?
Tomasz K.: Po pierwsze przestałem być już funkcjonariuszem CBA. Po drugie wszystkie akcje z moim udziałem zostały zakończone, tak więc nie narażam na szwank żadnej operacji. Od ponad roku jestem notorycznie oczerniany, znieważany, przedstawiany w złym świetle. 99 procent rzeczy, jakie o mnie pisano i mówiono, nie miało nic wspólnego z rzeczywistością.
Nie jestem zresztą wyjątkiem. Były szpieg Marian Zacharski pisze książki. Na podstawie relacji agenta FBI Danny'ego Braco nakręcono film fabularny. Anna Chapman, funkcjonariuszka rosyjskiego wywiadu zdekonspirowana w USA, po powrocie do kraju stała się celebrytką.
Najgroźniejszy skutek in vitro to pojawianie się nowych mutacji genów, których w każdej komórce mamy ok. 25 tys. par. Geny "pamiętają" swoje pochodzenie, jeśli zaburzy się tę pamięć, co powoduje in vitro, może dojść do bardzo poważnych defektów rozwojowych In vitro jest niebezpieczne dla ludzkości
Z prof. Stanisławem Cebratem, kierownikiem Zakładu Genomiki Uniwersytetu Wrocławskiego, rozmawia Mariusz Bober
W istocie geny są uczulone na miejsce łączenia. Podobno umycie się przed mydłem Dove daje rewelacyjne efekty genetyczne.
29 lis 2010, 21:23
Etyka, moralność, obyczaje
Agent Tomek o Kwaśniewskiej, Sawickiej, Marczuk
Pani Sawicka sama ironizowała hasło Platformy ?By ludziom żyło się lepiej?. Mówiła ?ludziom? myślała ?mnie? ? z byłym funkcjonariuszem CBA o pseudonimie ?Tomek? rozmawia Katarzyna Gójska-Hejke.
Czy podejmując pracę w CBA, spodziewał się Pan, że to będzie zajęcie tak niebezpieczne? Nie mam na myśli zagrożenia życia czy zdrowia, lecz zagrożenie godności. Gdy przechodziłem z policji do Centralnego Biura Antykorupcyjnego w ogóle się tego nie spodziewałem. Do głowy mi nie przyszło, że zostanę obdarty z szacunku, że będę tropiony przez dziennikarzy. Nie spodziewałem się, że w wolnym kraju lincz może spotkać funkcjonariusza Rzeczypospolitej, który rzetelnie wykonuje swoje obowiązki, a tym samym służy wszystkim obywatelom.
Chyba jest Pan wyjątkiem. Czy zna Pan przypadek innego funkcjonariusza pracującego pod przykryciem choćby w policji, który zostałby zdemaskowany i atakowany przez media? Nie znam. Mam przekonanie, że wobec mnie zastosowano procedurę linczu medialnego ze względu na pozycję osób, których działanie korupcyjne ścigałem. Jestem pewien, że gdybym zajmował się łapówkarstwem tzw. zwykłych ludzi, włos z głowy by mi nie spadł. Na swoje nieszczęście, ale na szczęście naszego państwa, uczestniczyłem w walce z korupcją na szczytach władzy czy dominującego środowiska polityczno-medialnego. Dlatego przepuszczono na mnie taki zaciekły atak i nie ma co ukrywać ? sponiewierano mnie jako człowieka. Nie znam innego ?przykrywkowca? (funkcjonariusza pracującego pod przykryciem, tajnie ? przyp. red.), którego spotkałby taki los. Znam inne przypadki. Mam kolegów, którzy przez lata rozpracowywali grupy przestępcze. Niektórym z nich udało się je doskonale zinfiltrować. Niestety po zakończeniu swoich misji zawodowych byli źle traktowani przez przełożonych. W Polsce nie ma pomysłu, co robić z ?przykrywkowcami?, którzy kończą służbę. Są pozostawiani sami sobie. Ale to już zupełnie inna sprawa.
Największe media przedstawiły Pana jak przestępcę: działającego na polityczne zamówienie bezwzględnego człowieka, który dla realizacji swoich celów posługuje się nieetycznymi metodami, choćby uwodzi kobiety. Przez wiele miesięcy musiał Pan milczeć. Jak teraz będzie Pan bronił swojego dobrego imienia? Nie będę owijał w bawełnę. Padłem ofiarą medialnego linczu. Wszystko, co o mnie napisano, co powiedziały o mnie osoby oskarżone o korupcję ? którym tak chętnie główne media udzielały głosu ? to nieprawda. Jeżeli dopuszczałem się łamania prawa, działałem nieetycznie czy na zlecenie polityczne, to dlaczego nie mam postawionych zarzutów karnych? Nie postawiono mi ich, bo działałem w stu procentach. zgodnie z literą prawa. Zarzuty prokuratorskie mają za to te osoby, które publicznie obrzucały mnie błotem. To nie posłanka PO Beata Sawicka jest świadkiem w moim procesie, tylko ja jestem świadkiem w jej sprawie, w której zarzuca się tej pani działania przestępcze. Przecież posłanka Sawicka złożyła przeciwko mnie zawiadomienie do prokuratury, ale to było nic więcej jak działanie medialne, szumnie opisane w prasie. Szkoda, że dziennikarze tych tytułów z takim samym zaangażowaniem nie opisali odpowiedzi prokuratury na oskarżenia posłanki Platformy pod moim adresem. Śledczy nie podjęli sprawy, bo uznali, że moje działania były zgodne z prawem, a rzekome nieetyczne postępowanie nie miało miejsca. Zaistniało tylko i wyłącznie w wywiadach, których udzielała pani poseł, czy w książce pani Weronika Marczuk. Wiele lat swojej pracy zawodowej poświęciłem na walkę z handlarzami narkotyków. Ostatnio często rozmawiałem z kolegami o tym, jak zachowują się tacy przestępcy, a jak przestępcy korupcyjni z tzw. wyższej półki.
Do jakich wniosków doszliście? Złapany na gorącym uczynku handlarz narkotykami siedzi cicho ? jego celem jest najniższy wyrok i wyjście na wolność, by dalej zarabiać. Przyłapana na przestępstwie osoba publiczna bez zahamowań używa mediów do maksymalnego polepszenia swojej pozycji procesowej. Poprzez media stara się oczyścić z zarzutów, wpłynąć na wymiar sprawiedliwości. Jednym słowem, chce sparaliżować lub przytępić działanie instytucji państwowych w swojej sprawie. To przykre, że media godzą się na pełnienie takiej roli. Co to ma wspólnego z praworządnością? W mojej ocenie nic.
Zobaczył Pan polski świat publiczny od zaplecza. Zdziwił się Pan? Bardziej się przeraziłem. Rzeczywiście miałem okazję zobaczyć, jak zachowuje się część polskich polityków w sytuacjach bardzo kuluarowych. Tak się akurat złożyło, że trafiłem w środowisko osób z Platformy Obywatelskiej.
A dlaczego akurat z PO? Poprzez Beatę Sawicką. Mogę powiedzieć, że to ta osoba mnie ?rozprowadzała? w swoim środowisku. Żeby nie było wątpliwości ? nigdy nie dostałem polecenia od swoich przełożonych, że mam znaleźć coś na Sawicką czy jakiegokolwiek innego polityka. Nie było najmniejszych takich sugestii, nie było nawet cienia presji na mnie. Zupełny przypadek sprawił, że znalazłem się na jednym spotkaniu z posłanką Platformy. Wszystkie doniesienia medialne o tym, jakobym z politycznego polecenia polował na biedną parlamentarzystkę PO, są kłamstwem. Wielkim oszustwem i rozpaczliwą próbą wybielania przestępców. Ci, którzy wypisywali i wygadywali te bzdury, mieli świadomość, że jako funkcjonariusz nie będę mógł się bronić. Gdybym ujawnił przebieg moich działań, naraziłbym się na zarzuty karne. Proszę mi jednak wierzyć, że niczego bardziej nie chcę niż upublicznienia akt sprawy dotyczącej pani Sawickiej, pani Marczuk czy domu w Kazimierzu Dolnym. Wtedy Polacy mogliby się sami przekonać, kto jest kim i jak niewiele warte są doniesienia niektórych mediów.
Poznał Pan posłankę Sawicką przez przypadek? Zupełnie. Nie mogę dokładnie opisać tej sytuacji. Od 19. roku życia pracowałem w policji. Moim zadaniem była walka m.in. z handlarzami narkotyków. Praca w CBA stawiała nowe wyzwania. Chciałem się do nich lepiej przygotować. Zależało mi na podnoszeniu swoich kwalifikacji, ówczesne kierownictwo Centralnego Biura Antykorupcyjnego świetnie rozumiało tę potrzebę. Na jednym ze szkoleń ? określmy je jako szkolenie z zakresu ekonomii ? poznałem parlamentarzystkę Platformy.
Przejdźmy na poziom bardziej ogólny. Czy politycy, z którymi miał Pan do czynienia podczas swojej pracy w CBA, mieli opory przed składaniem propozycji korupcyjnych? Bali się ewentualnych konsekwencji czy czuli się bezkarni? Byłem zszokowany ich poczuciem bezkarności. Nie mieli najmniejszych oporów przed proponowaniem młodemu, ale zamożnemu przedsiębiorcy działań korupcyjnych.
Czy miał Pan poczucie, że nie był Pan pierwszym, z którym robili interesy poprzez łapownictwo? Dokładnie. Miałem przekonanie, że takie interesy to dla nich był chleb powszedni. Jestem pewien, iż gdyby spotkali mnie ubranego w wyciągnięty sweter, znoszone buty, to by ze mną nie rozmawiali. Ale to byli starzy wyjadacze. Gdy dostrzegli człowieka z dużymi pieniędzmi, chętnego do kontaktu, nie odstępowali go na krok. Taki gość był jak manna z nieba. Powiem brutalnie, ale szczerze ? nie mogłem się od nich opędzić. Mało tego, miałem poczucie, iż byli posłowie PO, którzy Sawickiej zazdrościli relacji z bardzo bogatym biznesmenem. Momentami było to, mogłoby być śmieszne, gdyby nie było tragiczne z punktu widzenia kraju.
Mieli przebłyski myślenia o interesie Polski? Jakieś wyrzuty sumienia? Rozterki? Nie zauważyłem. Czułem, iż są nakierowani przede wszystkim na zdobywanie pieniędzy. Polityka była narzędziem, a nie celem. Pani Sawicka sama ironizowała hasło Platformy ?By ludziom żyło się lepiej?. Mówiła ?ludziom?, myślała ?mnie?. Nie chcę jednak, by czytelnicy odnieśli wrażenie, że w polityce nie ma uczciwych ludzi. Jestem daleki od takiej oceny. Moje wypowiedzi dotyczą jedynie kręgu osób, z którym miałem kontakt podczas pracy w CBA.
Czy osoby publiczne, które Pan rozpracowywał były ostrożne, sprawdzały Pana? Było różnie. Niekiedy wizja dużych pieniędzy wyłączała natychmiast ich instynkt samozachowawczy i spoufalali się natychmiast i bez opamiętania, ale byli i tacy, którzy sprawdzali moją wiarygodność.
Czy prawdą jest, że szczególną czujnością wykazywali się prawdziwi właściciele willi w Kazimierzu Dolnym? Czy w sprawdzaniu Pana wiarygodności jako potencjalnego kupca pomagali im nawet funkcjonariusze państwa, jak choćby pewna pani sędzia z Krakowa, która w tym celu nielegalnie korzystała z baz danych? Jestem w tej sprawie związany tajemnicą. Jednak jeszcze raz podkreślam ? upublicznienie akt tej sprawy, ale i innych, wprawiłoby opinię publiczną w osłupienie.
Czy plany prywatyzacji szpitali, które roztaczała przed Panem posłanka Sawicka, były jej autorskim pomysłem, czy minister Kopacz?Nie mogę udzielić odpowiedzi na to pytanie, gdyż jestem związany tajemnicą.
____________________________________ Videtur et hoc mihi Platforninem non debere esse Poza tym uważam że Platformę należy zniszczyć /Katon starszy/
30 lis 2010, 17:28
Etyka, moralność, obyczaje
Tadeo74
Najgroźniejszy skutek in vitro to pojawianie się nowych mutacji genów, których w każdej komórce mamy ok. 25 tys. par. Geny "pamiętają" swoje pochodzenie, jeśli zaburzy się tę pamięć, co powoduje in vitro, może dojść do bardzo poważnych defektów rozwojowych In vitro jest niebezpieczne dla ludzkości
O czym te teksty ? ? ? Gdyby nie mutacje, nie mielibyśmy ani oczu, ani rąk, ani mózgu. Mutacje to często nieszczęścia i uszkodzenia, ale to one dają możliwość doboru cech pozwalających na rozwój gatunków, w tym człowieka. Tak to jakoś zostało stworzone i tak się to kręci i będzie kręcić.
Prof. Cebrat wolałby, byśmy dokonywali badań i produkowali identycznych, zgodnych z jakimś standardem genowym identycznych osobników ? To pewnie jest już technicznie możliwe, ale nie ma jednego jedynego słusznego niepowtarzalnego wzorcu genetycznego człowieka. Qrde, świetny pierwszy artykuł wstępny w temacie, ale dyskusja zeszła na bzdury.
Wracając do autorytetów - tak, z żyjących to dziś Owsiak i Mazowiecki zostali. Jan Paweł II i Geremek zmarli, a mamy zbyt spokojne czasy by któryś z polityków mógł zostać autorytetem dla młodzieży. I dobrze.
____________________________________ www.humanitarni.pl - polecam - pajacyk i reszta razem zebrane "Gdyby Pan Bóg nie chciał, by ludzie latali, dałby im korzenie"
30 lis 2010, 21:37
Etyka, moralność, obyczaje
Polityka wschodnia a partyjne gry
Jednym z uzasadnień rezygnacji z koncepcji jagiellońskiej przez rząd Tuska miała być podnoszona zwłaszcza przez ministra Sikorskiego ?niewdzięczność? potencjalnych partnerów, szczególnie Ukrainy.
Przypominam: koncepcja jagiellońska polega na stworzeniu sojuszu państw zagrożonych rosyjskim imperializmem. Co rząd proponuje w jej miejsce, nie wiemy, gdyż mało kto uwierzy, że obecne władze Kremla zrezygnują z imperialnej postawy urzeczone ładnym uśmiechem Donalda Tuska.
Należy się zgodzić, że budowanie projektu jagiellońskiego jest trudne zwłaszcza z takimi partnerami jak współczesna Ukraina, Białoruś, a nawet Litwa. Polityka międzynarodowa nie jest jednak łatwa, a obrażanie się powinno być ostatnią metodą jej uprawiania.
Z perspektywy czasu okazuje się, że nawet dyktatura, jaką jest państwo Łukaszenki, powoli buduje poczucie tożsamości narodowej wśród Białorusinów. Między Moskwą a prezydentem Ukrainy pojawiają się już sprawy sporne i można liczyć, że będą one narastały.
Proponowana przez Niemcy na forum Parlamentu Europejskiego rezolucja potępiająca łamanie standardów demokracji przez Wiktora Janukowycza jakkolwiek na pierwszy rzut oka uzasadniona, prowadzi do zrównania Ukrainy i Rosji. Jest więc nieprawdziwa i, przede wszystkim, utrudnia oddziaływanie na Kijów i przeciwdziała strategii wciągania go w obszar przyciągania UE. Warto zwrócić uwagę, że Niemcy, tak niechętni piętnowaniu łamania praw człowieka i standardów demokratycznych w Rosji, okazują się wyjątkowo czuli na tego typu ? na dużo mniejszą skalę ? zjawiska na Ukrainie.
W tym kontekście zaangażowanie polskich posłów, zwłaszcza Pawła Kowala i Michała Kamińskiego, przeciw potępianiu Ukrainy było zgodne z polską racją stanu. I nie powinna w tej kwestii mieć nic do rzeczy ocena ich rozwodu z PiS. Dlatego oburzać muszą sugestie o ich nieczystych powiązaniach z ukraińskimi władzami. Polska racja stanu musi być ponad spory między- i wewnątrzpartyjne, a fakt, że PO traktuje politykę międzynarodową jako element walki o władzę, nikogo nie usprawiedliwia.
Prezydentowi nie spodobało się kazanie. Ksiądz wyleciał
Nie zgadzali się w kwestiach wartości i antywartości.
Komorowski ukarał za kazanie, informuje "Nasz Dziennik". Chodzi o księdza, który 11 listopada w obecności prezydenta wygłosił antyplatformerską homilię, co głowie państwa niezbyt się spodobało.
"Nasz Dziennik: Komorowski zbeształ księdza za kazanie
Ów ksiądz to znany ze sprzyjania PiS-owi prałat płk Sławomir Żarski, administrator Ordynariatu Polowego Wojska Polskiego. Miał on zostać ordynariuszem polowym Wojska Polskiego. Decyzją ministra Bogdana Klicha został jednak przeniesiony do rezerwy. Co "Nasz Dziennik", zapewne nie bez słuszności, wiąże z sytuacją, która miała miejsce podczas feralnej mszy.
Ksiądz biadał wówczas, że Polska jest budowana na antywartościach. Zamiast patriotyzmu jest kosmopolityzm, zamiast prawdy - kłamstwo, zamiast miłości - nienawiść. Komorowski uznał, że prałat pije do niego i zaraz po homilii w obecności osób trzecich go zbeształ: - Jest ksiądz pułkownikiem, wojskowym, jak tak można - że Polska jest budowana na antywartościach.
Jak tak można? Ano nie można. Sprawa księdza Żarskiego pokazuje, że Platformy państwie miłości wszyscy muszą się ze sobą zgadzać. Jeśli ktoś myśli inaczej niż należy, ma prawo odejść i zostać bohaterem na wygnaniu. O którym co najwyżej Rydzyk z Sakiewiczem będą pamiętać.
Nie możesz rozpoczynać nowych wątków Nie możesz odpowiadać w wątkach Nie możesz edytować swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz dodawać załączników