Czerska wysyła komunikaty do ostatnich partyzantów RPIII
Wracam raz jeszcze do sprawy niejakiego Luśni i jego współpracy z Antonim Macierewiczem, bo jest istotny powód, zupełnie pominięty w analizach paszkwilu michnikowego szmatławca. Gdy się bez emocji i z dystansu solidnie zastanowić, co się tak naprawdę wydarzyło, to niewiele doszukamy się konkretów związanych z racjonalnym działaniem. W gazecie zatrudniającej, przez wiele lat, na stanowisko redaktora TW „Ketmana”, współpraca z SB i znajomości z kapusiami były warunkiem zatrudnienia.
Przekonał się o tym najboleśniej Bronisław Wildstein, który wyleciał z Wyborczej między innymi za to, że domagał się usunięcia z redakcji kapusia Maleszki. Michnik podjął charakterystyczną dla siebie decyzję, wyrzucił na bruk wroga donosicieli, zostawił na stanowisku i jeszcze później awansował, jednego z największych bydlaków, który nie tylko donosił, ale prawdopodobnie wystawił na śmierć śp. Stanisława Pyjasa. Nie warto nawet sekundy poświecić tezie, że nagle w GW problemem stały się znajomości z peerelowskim aparatem bezpieczeństwa. Jakaś połowa abonentów GW składa się z oficerów prowadzących i kapusiów, resztę stanowią zagorzali przeciwnicy lustracji.
Po co w takim razie na Czerskiej produkują się z Luśnią i stąpają po tak kruchym lodzie? Odpowiedź jest zawarta w kruchym lodzie. Funkcjonariusze Nowej Trybuny Ludu nie mają za bardzo innego wyjścia i za wszelką cenę przykuwają uwagę czytelników, żeby przetrwać na skurczonym rynku prasy. Działania te z jednej strony są całkowicie irracjonalne, w końcu poruszanie tematu tabu może zrazić ostatnich wiernych, ale z drugiej strony działa paradoks.
Z cała pewnością esbecy i TW z pełną satysfakcją, jeśli nie w ekstazie, czytali artykuł o „powiązaniach” Antoniego Macierewicza z agenturą SB. Błogosławiony „kalizm” połączony z wyparciem i ślepą nienawiścią, pozwala przyjąć każdą bzdurę, byle na końcu pojawił się kubeł pomyj wylany na Macierewicza albo Kaczyńskiego. Jestem więcej niż pewien, że GW byłaby w stanie zrobić zarzut z faktu, że Macierewicz czyta GW i najwierniejsi wyznawcy GW mieliby z takiej karkołomnej akcji mnóstwo radości. Przy podobnych sylogizmach niemal zawsze pojawia się sakramentalne pytanie. Czy oni nie widzą, jacy są śmieszni i że strzelają sobie w stopę? Zależy jacy ONI? Jeśli chodzi o naczalstwo Czerskiej, to z całą pewnością wiedzą, że sprawy przybrały obrót dramatyczny.
Widziałem Michnika wielokrotnie, gdy padały skróty: SB, IPN, TW. Za każdym razem miał spazm na twarzy, bo on reaguje na sam dźwięk zakazanych słów podobnie, jak islamski wojownik na wieprzowinę.
Nie da się oszukać organizmu i dlatego nie wierzę, że Michnik jest ślepy, głuchy i całkowicie pozbawiony rozumu, a gdyby nawet, to widząc artykuł swojego wyrobnika, odruchowo podarłby rękopis zawierający potępienie współpracy z SB.
Dzieje się jednak inaczej i powód, jak dla mnie, jest dość jasny. Michnik płaci ogromną cenę, musi przemóc własne „kanony moralne” i nawet odruchy wymiotne, żeby przetrwać w nowych realiach.
Kryterium publikacji takich gniotów jest jedno. Czy to się sprzeda, czy będą nas cytować w „Wiadomościach”, czy znów GW będzie „opiniotwórcza”?
Produkując kolejne paszkwile GW niczym nie ryzykuje, bo nic nie ma do stracenia.
Ktoś taki jak czytelnik środka dawno na Czerskiej nie istnieje, natomiast wyhodowany pożeracz paćki uklepanej z czcionek, łyknie wszystko. Przy tym wszystkim istnieje jeszcze coś takiego, jak walka o ogień. Kadry w GW się kurczą, co oznacza, że trzeba się nie licho wysilić, aby przebić ofertą swoich kolegów z redakcji. Artykuły z cyklu Olejnik albo Kolenda-Zaleska piszą o kocie prezesa, w najmniejszym stopniu nie wpływają na utrzymanie, nie mówiąc o podniesieniu sprzedaży. Brednie o Macierewiczu przechowującym esbeckich TW daje pewną odmianę, nowy zastrzyk toksycznej adrenaliny. Stąd też z pełną świadomością Michnik zezwala na wysyłanie komunikatów do ostatnich partyzantów, którzy kiedyś stanowili wierną armię czytelników michnikowego szmatławca. Wszelkie inne interpretacje mijają się z celem, ponieważ właśnie w tych przypadkach ma zastosowanie kryterium „ Oni stracili instynkt samozachowawczy”.
GW w żaden sposób nie może takim wypocinami wpłynąć na sytuacją polityczną w Polsce i żadnej krzywdy Macierewiczowi nie zrobi, ale instynktownie walczy o życie. Musi utrzymywać się na powierzchni, stąpając po grząskim gruncie, ale wiadomo jak z tym bywa, gdy się desperacko macha rękami i nogami – meta zawsze znajduje się na dnie.
____________________________________ Videtur et hoc mihi Platforninem non debere esse Poza tym uważam że Platformę należy zniszczyć /Katon starszy/
22 cze 2016, 19:48
Re: Władcy Marionetek...
Michnik dodaje gratis do własnej klepsydry
Właściwie samo zdjęcie mówi wszystko i Mickiewiczowi trudno byłoby dopisać do tego widoku atrakcyjną treść. Zostawiam zatem opis, by zająć się skojarzeniami. Same stare dowcipy przychodzą mi do głowy, które w kontekście akcji Wyborczej wydają się naprawdę całkiem niezłe.
Na przykład taki żart. Przyjeżdża mrówka na stację benzynową i pyta. – Kierowniku ile kosztuje kropla benzyny? – Kropla? Co ty mrówka dziadujesz, kropla to nic nie kosztuje! – W takim razie proszę mi nakapać cały bak! Mniej więcej w takim tonie Internet obśmiał wysiłki Michnika i ciężko się dziwić, bo materiał jest wyjątkowo inspirujący. Chyba nigdy w życiu nie kupiłem Wyborczej dlatego nie wiem, jakie pieniądze na tę chybioną inwestycję należałoby przeznaczyć, ale tak sobie myślę, że być może, w którymś miejscu kawa z makulaturą się bilansuje. Jakieś 3 złoty trzeba wydać na taką zwykłą kawę ze stacji benzynowej i jeśli GW nie kosztuje więcej, to co bardziej spragnieni mogą sobie wyregulować ciśnienie krwi niewielkim kosztem. Kupujesz gazetę wsadzasz od razu do śmietnika i spokojnie przystępujesz do konsumpcji kawy, w przepięknych okolicznościach nadmorskiej przyrody. Niestety widzę tu kilka pułapek. Przeciwnicy Michnika wejdą w ten interes, choćby im pół litra do Wyborczej dodawać. Zwolennicy podnoszą koszty sprzedaży do poziomu absurdu, w końcu „gratis” jest więcej wart niż produkt główny. No i rzecz podstawowa, którą wypadałoby ustalić na starcie. Co do tych kubków Czerska nalewa, czy to jest rzeczywiście kawa, czy takie same pomyje, jakie wylewa w każdym wydaniu?
Żarty, żartami, skojarzenia, skojarzeniami, ale sprawa jest śmiertelnie poważna, wręcz bardziej śmiertelna, niż poważna. Nikt pewny swojej wartości i egzystencjalnie ustabilizowany, nie będzie się w taki sposób kompromitował. Podobne pomysły przychodzą w bardzo charakterystycznych życiowych okolicznościach. Tonący chwyci się brzytwy, wygłodzony zje najbardziej obrzydliwego robaka, spragniony na pustyni wypije wodę z kałuży, do której wcześniej nasikał wielbłąd. Michnik i całe towarzystwo takim ekstremalnym próbom są poddawani. Prawie ćwierć wieku robili tylko to na czym się znają, pisali paszkwile na Polskę i Polaków i jeszcze Polacy im za to podatkami płacili. W warunkach wolnego rynku jakość i cena produktu są czynnikami decydującymi o sprzedaży. Wyborcza jakością nie powalczy, bo kto miałbym tę jakość spośród wyrobników z Czerskiej zapewnić, a cena brukowca oscyluje na poziomie kubka kawy po czwartej dolewce. Taki towar i do wyprzedaży się nie nadaje, równie dobrze można sprzedawać w salonach z telefonami komórkowymi ebonitowe faksy. Ideologicznie i politycznie ekipa Michnika zatrzymała się na roku 1989, ekonomicznie w epoce gierkowskiej. Nie ma cienia nadziei dla gazety żyjącej ze zleceń i dotacji władzy w chwili, gdy władza pochodzi z zupełnie innego nadania, niż radzieckie, czy niemieckie przedstawicielstwo nadwiślańskie.
Ludzkie nieszczęście nikogo nie powinno cieszyć, ale po pierwsze nie jest to ludzkie nieszczęście, tylko dramat propagandystów, a po drugie tak szczęśliwie się składa, że im gorzej dla Wyborczej, tym lepiej dla Polaków. Dziś możemy się pośmiać, wyzłośliwić, odreagować lata hańby, ale jeszcze rok temu nic nie było takie pewne i wesołe. Z tym większą satysfakcją przyglądam się niezwykle widowiskowemu samobójstwu. Pierwszy raz widzę hydrę, która sama się dusi i kolejno odgryza własne łby. Dużym nieporozumieniem byłoby twierdzić, że mamy do czynienia z wpadką, strzałem w kolano albo chybionym pomysłem marketingowym. Absolutnie nic z tych rzeczy, akcja Wyborczej na sopockim molo pokazuje stan ducha i potencjał intelektualny jej twórców. Gdyby to miało być zachowanie rynkowe, to Wroński z Wielowieyską w czynie społecznym wklejaliby do Wyborczej opakowania smakowych kondomów, tudzież saszetki z szamponem przeciwłupieżowym.
Happening pod tytułem: „Kup Wyborczą, a kawę dostaniesz gratis”, pokazuje znacznie więcej niż może się wydawać, bo pokazuje wszystko. Ze stoiska Wyborczej płynie jasny i dramatyczny komunikat: „Ratunku, idziemy na dno, nie pozwólcie nam tak umrzeć, rzućcie brzytwę”.
____________________________________ "Demokracja to cztery wilki i owca głosujące o obiedzie" R.A.Heinlein
Ostatnio edytowano 12 lip 2016, 18:59 przez kominiarz, łącznie edytowano 1 raz
12 lip 2016, 18:59
Re: Władcy Marionetek...
Gadowski ujawnia przemilczane fakty: Zapadł wyrok ws. procesu stulecia. Polski przedsiębiorca skazany. Dlaczego polskie media milczą?
Witold Gadowski podejmuje też kwestię unieważnionych wyborów w Austrii oraz szczytu NATO.
Media związane z ul. Czerską i towarzyszem Adamem Michnikiem oraz towarzyszem Walterem, czyli z ul. Wiertniczą, ubolewają i utyskują, pomimo ze szczyt NATO jest już dużym, polskim sukcesem – sukcesem Antoniego Macierewicza, premier Beaty Szydło i Jarosława Kaczyńskiego. (…) Media, które życzą Polsce niedobrze, bo z Polską która teraz się klaruje nie chcą mieć wiele do czynienia, cały czas utyskują, że na stadionie narodowym, gdzie odbywają się imprezy związane ze szczytem NATO, Polska przygotowała wystawę poświęconą tragedii w Smoleńsku z 10/04. Mówią, że to wstydliwe — zauważa Gadowski i wylicza szereg zaniedbań poprzedniego rządu w tej sprawie.
To nie wstydliwe jest powierzenie śledztwa Rosji i generalicy Anodinie. To nie wstydliwe jest nieupominanie się o wrak i oryginały czarnych skrzynek. To nie wstydliwe jest rzucanie petów do trumien, pomieszanie ciał i zmuszanie rodzin do chowania w grobach nie wiadomo kogo. Szczegóły są bulwersujące – pety, śmieci wrzucane do ciał, które oddano Polsce. Wszystko to jest niewstydliwe, a wstydliwa jest wystawa na temat katastrofy — mówi Gadowski.
Zawsze jakiś czynownik udający dziennikarza, jakaś kukiełeczka salonu, która udaje dziennikarza jest wysłana z zadaniem na imprezę, żeby zdenerwować polityka. Nasi politycy odpowiadają zwykle na tego typu zaczepki. I tak odbywa się konferencja prezydenta Andrzeja Dudy i szefa NATO a dziennikarzyna z Radia ZET zadaje pytanie, czy to nie straszne, że na stadionie narodowym jest wystawa smoleńska. Norweski szef NATO z niemąconym spokojem spoglądając z nieudawanym zdziwieniem na twarz młodego karierowicza odpowiada: to jest domena niepodległego państwa. Nie widzę w tym nic bulwersującego. Tak został usadzony przez szefa NATO młody karierowicz udający dziennikarza — relacjonuje publicysta.
CZYTAJ TAKŻE: Ależ ich boli pamięć o 10/04! Burza medialna wokół wystawy smoleńskiej podczas szczytu NATO. Stoltenberg gasi rozpalone głowy: „To ważne dla Polski”
____________________________________ Nie jesteś tym, kim myślisz, że jesteś - lecz tym, kim się stajesz, gdy myślisz kim jesteś.
13 lip 2016, 20:34
Re: Władcy Marionetek...
Pseudodziennikarzyny w akcji Totalny odjazd parówkowego portalu Lisa.
Co wspólnego ma śmierć w Skawinie z ŚDM w Krakowie?
Tomasz Lis zirytował internautów swoim artykułem dotyczącym tragicznie zakończonej bójki w Skawinie. Autorka tzw. „parówkowego portalu'' poszła na całego i kierując się sobie tylko znaną logiką obwieściła w tytule: „Niespokojnie przed Światowymi Dniami Młodzieży w Krakowie. W bijatyce zginął 28-latek”. Nieważne, że bójka nie miała nic wspólnego z ŚDM, nieważne też, że do tragedii doszło 20 km od stolicy Małopolski...
„Jedna osoba nie żyje na skutek krwawej bójki w podkrakowskiej Skawinie. Zajście miało miejsce w nocy z soboty na niedzielę. Policja zatrzymała sześć osób, wszystkie wciąż są pod wpływem alkoholu. Trwa ustalenie, jak doszło do wielkiej bójki i śmiertelnego pobicia 28-latka” – czytamy.
Nie wiadomo jednak, jaką logiką kierowała się autorka notki o zajściu kryminalnym w położonej w odległości 20 km od Krakowa miejscowości ze Światowymi Dniami Młodzieży. Sama wyjaśnia to tak: Tragedia blisko miejsca, gdzie zaraz zjadą się setki osób, rodzi pewne obawy dotyczące bezpieczeństwa. Od miesięcy ABW uspokaja jednak, że uczestnikom Światowych Dni Młodzieży absolutnie nic nie grozi. Mimo zapewnień informacji o zagrożeniu jest sporo – najwięcej dotyczy możliwego aktu terrorystycznego.
Internauci zareagowali szybko…
Kapitan Pstrag @KapitanPstrag Niespokojnie przed nowym programem Tomasza Lisa w Internecie! W zamachu terrorystycznym w Bagdadzie zginęło 40 osób!
Waldemar Kowal @waldekk08 @KapitanPstrag to nie ma również nic wspólnego z Krakowem, ze Skawiny do KR jest 20 km. Lis i parówki @natemat to stan umysłu.
Dziennikarka TVN drążyła temat wystawy o NATO. Doczekała się celnej odpowiedzi
Podczas konferencji Krzysztofa Szczerskiego, sekretarza stanu w Kancelarii Prezydenta RP, dziennikarka TVN nie była zainteresowana ustaleniami szczytu. Drążyła temat wystawy o polskiej drodze do NATO i rzekomego pominięcia na niej kilku osób. – Niektóre osoby zatrzymują się na poziomie obrazka, niektóre sięgają po tekst. I w tekście te nazwiska padają – usłyszała w odpowiedzi.
Dziennikarka TVN w czasie konferencji prasowej zapytała o rzekome „gumkowanie historii”. Dopytywała, dlaczego na wystawie poświęconej historii polskiej drogi do NATO brakuje m.in. byłego prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego.
Szczerski był zaskoczony kontrowersjami wokół wystawy. Jak podkreślił, nie pomija ona roli byłego prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego i byłego ministra spraw zagranicznych Bronisława Geremka. Krótka odpowiedź prezydenckiego ministra chyba niezbyt zadowoliła dziennikarkę z Wiertniczej. - Zapewniam panią, że jakby pani też zobaczyła tę wystawę, to wszyscy na niej są. Są dwie płaszczyzny komunikacji w sferze kulturowej: płaszczyzna obrazka i płaszczyzna tekstu. Niektóre osoby zatrzymują się na poziomie obrazka, niektóre sięgają po tekst. I w tekście te nazwiska padają – odpowiedział Szczerski.
- Ale o co chodzi? Salwa śmiechu po pytaniu dziennikarza gwno.pl, a on na to: „To jest pytanie serio...”
Na briefingu prasowym Krzysztofa Szczerskiego podsumowującym szczyt NATO dziennikarze „michnikowego szmatławca” i TVN konsekwentnie pytali o... Trybunał Konstytucyjny. W spore rozbawienie wprawił zebranych dziennikarz portalu gwno.pl, który widząc szeroki uśmiech na twarzy prezydenckiego ministra zaczął zapewniać, że pytanie jest jak najbardziej „na serio”. Jak informowaliśmy na łamach portalu niezalezna.pl dziennikarze TVN, „michnikowego szmatławca” i portalu gwno.pl w czasie briefingu prasowego Krzysztofa Szczerskiego, który podsumowywał szczyt NATO pytali tylko o... Trybunał Konstytucyjny. Wysłanniczka TVN zadała pytanie o słowa Baracka Obamy na temat TK. Niemal identyczne pytanie sformułowała dziennikarka „michnikowego szmatławca” Justyna Dobrosz-Oracz. Na szczęście Krzysztof Szczerski wykazał się zdrowym podejściem do tak absurdalnego zachowania i żartobliwie skwitował propagandowe wysiłki reporterów.
Wobec kolejnego pytania - zadanego przez dziennikarza portalu gwno.pl - prezydencki minister był jednak bezsilny. Ten zapytał bowiem Szczerskiego, czy Polska mogła wywalczyć więcej niż jeden batalion NATO, gdyby nie... kryzys konstytucyjny w Polsce. Po zadaniu pytania dziennikarz - jakby mając świadomość swojego blamażu - zaznaczył, że jest to pytanie „serio”. Wywołało to szeroki uśmiech na twarzy Krzysztofa Szczerskiego. Minister cierpliwie wytłumaczył przedstawicielowi gwno.pl, że decyzje o rozmieszczeniu batalionów w Polsce i krajach bałtyckich to efekt długotrwałego procesu, który zaczął się zaraz po zakończeniu ostatniego szczytu NATO w Newport. - Szczyt jest rzeczywiście oceniany jako nasz sukces, zwłaszcza jeśli chodzi o wzmocnienie bezpieczeństwa Polski, natomiast pytanie jest takie, czy nie mają państwo wrażenia, że mogliśmy osiągnąć tak naprawdę jeszcze więcej i gdyby nie kryzys konstytucyjny w naszym kraju, to Barack Obama mówiłby nie o jednym batalionie, a o większej ich liczbie i o jeszcze większych zabezpieczeniach Polskiego Bezpieczeństwa – mówił dziennikarz portalu gwno.pl. Widząc rozbawienie na twarzy Krzysztofa Szczerskiego oraz części obecnych na briefingu dziennikarzy, redaktor postanowił zapewnić, że jego pytanie... nie było żartem. - To jest pytanie serio... - dodał zbity z tropu dziennikarz. - Dobrze, że pan powiedział. Ta uwaga na końcu była bardzo istotna – przyznał z uśmiechem Krzysztof Szczerski.
Prezydencki minister Krzysztof Szczerski dobitnie wytłumaczył dziennikarzowi, na czym polega sukces i znaczenie szczytu NATO w Warszawie. - Decyzje dotyczące tego, co się wydarza na szczycie NATO w Warszawie, prace nad nimi rozpoczęły się wraz z zakończeniem poprzedniego szczytu. Tak samo jest już teraz. Z ostatnim momentem tego szczytu rozpoczynamy prace nad nowym szczytem. W związku z powyższym, żeby dojść do tej sytuacji, którą dzisiaj mamy, a mamy rzecz naprawdę... i to państwo będąc przecież osobami kompetentnymi, mającymi szerokie horyzonty intelektualne... więc jest to dla was łatwe do zrozumienia, że ta decyzja ma charakter naprawdę przełomowy. Przełomowy jest charakter dotyczący tego, że rzeczywiście na wschodniej flance mamy wielonarodowe pododdziały NATO - coś, co jeszcze rok temu, bo pamiętam pierwszą rozmowę pana prezydenta z panem Stoltenbergiem w Warszawie w czerwcu było naprawdę jeszcze dalekie do osiągnięcia. To, że poprzez rok intensywnej pracy dyplomatycznej, pana prezydenta i rządu udało się uzyskać ten efekt, który dzisiaj można uznać za ogromny sukces całego NATO, ale także Polski, bo to dotyczy bezpośrednio naszego bezpieczeństwa, to naprawdę jest rok ciężkiej pracy, to jest ogromne osiągnięcie - tłumaczył Krzysztof Szczerski.
____________________________________ Videtur et hoc mihi Platforninem non debere esse Poza tym uważam że Platformę należy zniszczyć /Katon starszy/
16 lip 2016, 21:34
Re: Władcy Marionetek...
Ślepa nienawiść skompromitowała Wrońskiego! Dziennikarz "Wyborczej" kpi z premier Szydło i wpada we własne sidła
Tak się kończy bezrefleksyjna niechęć. Dziennikarz „michnikowego szmatławca” Paweł Wroński próbował wykpić premier Szydło. Zamieścił na Twitterze link do komunikatu ze strony Kancelarii Premiera i obwieścił, że właśnie tak wygląda państwo z dykty. Nie zdążył jednak sprawdzić daty…
„Państwo z dykty” - grzmiał Paweł Wroński, zamieszczając link do poniższego komunikatu: Wczorajszy szczyt Rady Europejskiej trwał dłużej niż przewidywała agenda spotkania. Szef rządu udał się na lotnisko na pół godziny przed jego końcem. W tym czasie nie zapadały już żadne nowe wiążące decyzje, a przewodniczący Rady Europejskiej podsumowywał jedynie ustalenia spotkania. Decyzja premiera podyktowana była otrzymaną od kapitana załogi informacją, że start rządowego samolotu może nastąpić nie później niż o godzinie 1:30 w związku z zagrożeniem przekroczenia czasu pracy załogi samolotu. — czytamy w komunikacie CIR. Wroński nie zareagował na pierwszy wpis, w którym ktoś zwrócił mu uwagę, że wcześniej tego nie widział. Dziennikarz „GW” szedł w zaparte twierdząc, że „dawniej zabierano druga załogę i nie opuszczano przed czasem posiedzeń RE”.
Takiej kompromitacji internauci nie odpuścili. Posypała się lawina krytyki.
Tego Paweł Wroński nie wytrzymał. Usunął swój wpis informując, że nie chce wprowadzać w błąd.
Czy usunięcie wpisu wystarczy? Kompromitacja odsłoniła stan umysłu redaktora z Czerskiej. Jak widać, histeryczna nienawiść nie popłaca…
Sąd kazał „Wyborczej” przeprosić ministra Macierewicza. Co zrobili? – atak paszkwilem
Sąd nakazał, aby „Wyborcza” na pierwszej stronie zamieściła przeprosiny szefa MON-u. Miały się ukazać w poniedziałkowym wydaniu. Dzisiaj „GW” opublikowała jednak paszkwilancki tekst. „Gazeta nie chcąc wykonać postanowienia Sądu, próbuje na podstawie nieprawdziwych artykułów atakować ministra Antoniego Macierewicza” – napisał w specjalnym oświadczeniu rzecznik Ministerstwa Obrony Narodowej Bartłomiej Misiewicz.
„michnikowy szmatławiec” opublikowała dzisiaj tekst, w którym insynuacjami i kłamstwami zaatakowała ministra obrony narodowej. W oświadczeniu zamieszczonym na stronie ministerstwa, do skandalicznego tekstu odniósł się rzecznik MON.
Poniżej publikujemy całość oświadczenia Bartłomieja Misiewicza: Oświadczenie
michnikowy szmatławiec ma przeprosić Antoniego Macierewicza
Sąd Rejonowy dla Warszawy Mokotowa wydał postanowienie nakazujące spółce Agora SA przeproszenie ministra Antoniego Macierewicza, poprzez zamieszczenie przeprosin na pierwszej stronie w wydaniu poniedziałkowym michnikowego szmatławca.
Gazeta Adama Michnika nie chcąc wykonać postanowienia Sądu próbuje na podstawie nieprawdziwych artykułów atakować ministra Antoniego Macierewicza. Przypominam, że atak michnikowego szmatławca ma miejsce w momencie zakończenia największych w Polsce po roku 1989 r. ćwiczeń wojsk sojuszniczych NATO - Anakonda 16 i po uzyskaniu przez ministra Antoniego Macierewicza korzystnych dla Polski zapewnień o stacjonowaniu w Polsce wojsk USA i Sojuszu Północnoatlantyckiego, które będą ogłoszone za trzy tygodnie na Szczycie NATO w Warszawie.
W związku z opublikowanym dzisiaj tekstem w michnikowemu szmatławcowi pt. Tajny agent Macierewicza, przesyłam Państwu raz jeszcze odpowiedzi, jakie zostały przekazane ww. dziennikowi:
Minister Antoni Macierewicz poznał Roberta Luśnię poprzez Wojciecha Ziembińskiego, który polecił go jako młodego człowieka do pomocy w Ośrodku Badań Społecznych w 1980 r. O zarzutach współpracy Roberta Luśni z SB minister Macierewicz dowiedział się w momencie, gdy informację tę przekazał Rzecznik Interesu Publicznego weryfikując oświadczenia poselskie. Od razu Robert Luśnia został zawieszony, a następnie wydalony z Ruchu Katolicko-Narodowego i z koła poselskiego. Jest oczywiste, że wcześniej ani Wojciech Ziembiński, ani Antoni Macierewicz nie mogli wiedzieć o związkach Roberta Luśni z SB. Luśnia przed 2001 r. nie pełnił żadnej funkcji publicznej wymagającej lustrację.
Minister Macierewicz, nie wie kto był oficerem prowadzącym Roberta Luśnię. Z dokumentów, które referowano ministrowi wynikało, że chyba nazywał się Nadworny i rozpracowywał drukarnię Ruchu Młodej Polski (A. Halla) i środowiska prawicowe. Minister nigdy nie miał kontaktów z tą osobą.
Minister Macierewicz wiedział natomiast, że mecenas Lew-Mirski podjął się obrony Roberta Luśni w jego procesie lustracyjnym i to wyczerpuje wiedzę ministra w tym temacie.
Minister Macierewicz NIE utrzymuje żadnych kontaktów z Robertem Luśnią. Natychmiast po uzyskaniu wiedzy o współpracy pana Luśni został on wydalony z RKN, było to kilkanaście lat temu. Od tamtego czasu minister Macierewicz nie widział się i nie rozmawiał z Robertem Luśnią.
Z Konradem Rękasem minister Macierewicz spotkał się raz na korytarzu w Sejmie, na początku lat 2000. Minister nie utrzymywał i nie utrzymuje żadnych kontaktów z panem Rękasem, ani nie zna jego powiązań politycznych. Ponadto Konrad Rękas nigdy nie pełnił funkcji pełnomocnika w Ruchu Patriotycznym. Być może redakcja michnikowego szmatławca myli Konrada Rękasa z Aleksandrem Rękasem, który zmarł 2 miesiące temu i był wieloletnim trenem w skokach do wody ministra Macierewicza.
michnikowy szmatławiec pyta o prof. Chrisa Cieszewskiego. Minister Macierewicz poznał go na jednej z konferencji smoleńskich organizowanych przez prof. Piotra Witakowskiego. Fałszywka na temat jego współpracy, którą rozpowszechniały niektóre stacje telewizyjne to potwarz. Pan Cieszewski wystąpił do sądu o autolustrację i został w pełni i jednoznacznie oczyszczony ze wszystkich zarzutów. Wyrok jest prawomocny.
Firma Medinvest Corporation, o której pisze michnikowy szmatławiec była własnością, wybitnego i zasłużonego, zmarłego już działacza polonijnego Janusza Subczyńskiego, który był twórcą największej organizacji niepodległościowej w USA o nazwie Pomost. Pan Subczyński swoim wysiłkiem wsparł działalność pisma „Głos”. Był to wyraz wsparcia dla publicystyki niepodległościowej w Polsce. „Dziedzictwo Polskie nie prowadzi działalności od 2007 r. Minister Macierewicz posiada 10% udziałów w spółce Dziedzictwo Polskie”.
Robert Luśnia zwrócił się z prośbą o umieszczenie reklam w Głosie i to zostało wykonane. Działo się to w latach 90, więc w sposób oczywisty nikt nie wiedział wówczas, że był on współpracownikiem SB w środowisku ministra i całego Głosu w latach 80. Minister Macierewicz nie ma żadnej wiedzy o umorzonym śledztwie wzmiankowanym przez michnikowego szmatławca. Żadne organy nigdy nie zwracały się w tej sprawie do ministra Macierewicza.
Czerska wysyła komunikaty do ostatnich partyzantów RPIII
Wracam raz jeszcze do sprawy niejakiego Luśni i jego współpracy z Antonim Macierewiczem, bo jest istotny powód, zupełnie pominięty w analizach paszkwilu michnikowego szmatławca. Gdy się bez emocji i z dystansu solidnie zastanowić, co się tak naprawdę wydarzyło, to niewiele doszukamy się konkretów związanych z racjonalnym działaniem. W gazecie zatrudniającej, przez wiele lat, na stanowisko redaktora TW „Ketmana”, współpraca z SB i znajomości z kapusiami były warunkiem zatrudnienia. Przekonał się o tym najboleśniej Bronisław Wildstein, który wyleciał z Wyborczej między innymi za to, że domagał się usunięcia z redakcji kapusia Maleszki. Michnik podjął charakterystyczną dla siebie decyzję, wyrzucił na bruk wroga donosicieli, zostawił na stanowisku i jeszcze później awansował, jednego z największych bydlaków, który nie tylko donosił, ale prawdopodobnie wystawił na śmierć śp. Stanisława Pyjasa. Nie warto nawet sekundy poświecić tezie, że nagle w GW problemem stały się znajomości z peerelowskim aparatem bezpieczeństwa. Jakaś połowa abonentów GW składa się z oficerów prowadzących i kapusiów, resztę stanowią zagorzali przeciwnicy lustracji. Po co w takim razie na Czerskiej produkują się z Luśnią i stąpają po tak kruchym lodzie? Odpowiedź jest zawarta w kruchym lodzie. Funkcjonariusze Nowej Trybuny Ludu nie mają za bardzo innego wyjścia i za wszelką cenę przykuwają uwagę czytelników, żeby przetrwać na skurczonym rynku prasy. Działania te z jednej strony są całkowicie irracjonalne, w końcu poruszanie tematu tabu może zrazić ostatnich wiernych, ale z drugiej strony działa paradoks.
Z cała pewnością esbecy i TW z pełną satysfakcją, jeśli nie w ekstazie, czytali artykuł o „powiązaniach” Antoniego Macierewicza z agenturą SB. Błogosławiony „kalizm” połączony z wyparciem i ślepą nienawiścią, pozwala przyjąć każdą bzdurę, byle na końcu pojawił się kubeł pomyj wylany na Macierewicza albo Kaczyńskiego. Jestem więcej niż pewien, że GW byłaby w stanie zrobić zarzut z faktu, że Macierewicz czyta GW i najwierniejsi wyznawcy GW mieliby z takiej karkołomnej akcji mnóstwo radości. Przy podobnych sylogizmach niemal zawsze pojawia się sakramentalne pytanie. Czy oni nie widzą, jacy są śmieszni i że strzelają sobie w stopę? Zależy jacy ONI? Jeśli chodzi o naczalstwo Czerskiej, to z całą pewnością wiedzą, że sprawy przybrały obrót dramatyczny. Widziałem Michnika wielokrotnie, gdy padały skróty: SB, IPN, TW. Za każdym razem miał spazm na twarzy, bo on reaguje na sam dźwięk zakazanych słów podobnie, jak islamski wojownik na wieprzowinę. Nie da się oszukać organizmu i dlatego nie wierzę, że Michnik jest ślepy, głuchy i całkowicie pozbawiony rozumu, a gdyby nawet, to widząc artykuł swojego wyrobnika, odruchowo podarłby rękopis zawierający potępienie współpracy z SB. Dzieje się jednak inaczej i powód, jak dla mnie, jest dość jasny. Michnik płaci ogromną cenę, musi przemóc własne „kanony moralne” i nawet odruchy wymiotne, żeby przetrwać w nowych realiach.
Kryterium publikacji takich gniotów jest jedno. Czy to się sprzeda, czy będą nas cytować w „Wiadomościach”, czy znów GW będzie „opiniotwórcza”? Produkując kolejne paszkwile GW niczym nie ryzykuje, bo nic nie ma do stracenia. Ktoś taki jak czytelnik środka dawno na Czerskiej nie istnieje, natomiast wyhodowany pożeracz paćki uklepanej z czcionek, łyknie wszystko. Przy tym wszystkim istnieje jeszcze coś takiego, jak walka o ogień. Kadry w GW się kurczą, co oznacza, że trzeba się nie licho wysilić, aby przebić ofertą swoich kolegów z redakcji. Artykuły z cyklu Olejnik albo Kolenda-Zaleska piszą o kocie prezesa, w najmniejszym stopniu nie wpływają na utrzymanie, nie mówiąc o podniesieniu sprzedaży. Brednie o Macierewiczu przechowującym esbeckich TW daje pewną odmianę, nowy zastrzyk toksycznej adrenaliny. Stąd też z pełną świadomością Michnik zezwala na wysyłanie komunikatów do ostatnich partyzantów, którzy kiedyś stanowili wierną armię czytelników michnikowego szmatławca. Wszelkie inne interpretacje mijają się z celem, ponieważ właśnie w tych przypadkach ma zastosowanie kryterium „ Oni stracili instynkt samozachowawczy”. GW w żaden sposób nie może takim wypocinami wpłynąć na sytuacją polityczną w Polsce i żadnej krzywdy Macierewiczowi nie zrobi, ale instynktownie walczy o życie. Musi utrzymywać się na powierzchni, stąpając po grząskim gruncie, ale wiadomo jak z tym bywa, gdy się desperacko macha rękami i nogami – meta zawsze znajduje się na dnie.
Zwycięstwo demokracji. W gruncie rzeczy dobrze się stało, że Ewa Kopacz oskarżyła nasz tygodnik
Satysfakcja jest podwójna. Wygrany proces naszego tygodnika z byłą premier. To musi sprawiać radość każdemu, kto współtworzy nasze pismo. Ale także każdemu naszemu czytelnikowi, który znajduje potwierdzenie, że tygodnik przymałej swojej śmiałości w redagowaniu, nie przekracza granic prawa. To jednocześnie jest otwarcie drzwi na krytykę rządzących, bez lęku, że każda zamiennik odwetu polityka przedstawianego w karykaturze, wydrwiwanego, a nawet ośmieszanego, kończy się w sądzie jego wygraną. Że sąd jest, jeśli nie gwarantem wolności słowa, to z pewnością jej sojusznikiem. Pozostaje sprawa nadrzędna. Zwycięstwo działalności dziennikarzy, mających na celu dobro ogółu, a szczególnie obronę interesów prostego człowieka przed możnymi, drapieżnymi tego świata politykami, kierującymi się własnymi interesami partyjnymi, często obliczonymi jedynie na utrzymanie władzy, jak to było w przypadku zgody polskiej premier na przyjęcie narzuconej prze UE liczby emigrantów. Wyrok jaki zapadł, opowiada się za pełnym otwarciem publicznej debaty, w której wszystkie zainteresowane strony mają równe prawa – politycy, dziennikarze i szarzy obywatele, których reprezentują właśnie dziennikarze. Jest też drugi, istotny aspekt tego wyroku. W demokratycznej debacie publicznej równoprawne są wielorakie formy wypowiedzi. Nie tylko te formułowane językiem seminarium uniwersyteckiego, ale też kpina, satyra, żart, groteska, karykatura. Byle te formy publicystyki nie naruszały norm dobrego smaku, nie były brutalne czy wulgarne. Takie stanowisko sądu potwierdza jego pełną akceptację życia społecznego, w którym media pełnią ważną rolę. Jedną z nich jest, jak się popularnie mówi, patrzenie władzy na ręce. Również wtedy gdy podejmuje różne decyzje. Tej roli nie można mediom odebrać, ani nawet blokować jak chciała Ewa Kopacz. Jako człowiek władzy podlega ona ze strony mediów o wiele ostrzejszej ocenie niż urzędnik niskiej czy średniej rangi. W gruncie rzeczy dobrze się stało, że oskarżyła nasz tygodnik. Dzięki temu przekazano sygnał wzbudzający nadzieję, że czarne czasy dla mediów powoli przechodzą do przeszłości.
Braun nie ma wątpliwości: „Lis nie przekraczał granic obiektywizmu”. A fałszywe konto Kingi Dudy? „Lis dał się złapać w pułapkę"
Juliusz Braun jako kandydat PO do Rady Mediów Narodowych, postanowił przypomnieć o sobie światu. W rozmowie z „Plusem Minusem” bezkrytycznie chwali swoją minioną prezesurę i dzieli się niepokojem, z jakim przygląda się obecnej kondycji TVP. Ubolewa nad stronniczością, której za swoich czasów nie dostrzegał. Trudno się dziwić, skoro nawet program Tomasza Lisa uważa za w pełni obiektywny. Zapytany o stronniczość programu „Tomasz Lis na żywo”, Braun nie ma najmniejszych wątpliwości: Po pierwsze, to zaledwie 40 minut raz w tygodniu z wielu godzin programu na wszystkich antenach. Po drugie, Lis jest barwną osobowością, wyostrza tezy, ale moim zdaniem nie przekraczał granic obiektywizmu dziennikarskiego — stwierdził były prezes TVP. Nie dostrzega problemu nawet w tym, że Lis posłużył się przed samymi wyborami prezydenckimi fałszywym kontem córki Andrzeja Dudy, by zdyskredytować kandydata PiS. Zdaniem Brauna, jeśli można coś zarzucić audycjom emitowanym przez TVP przed wyborami, to programowi Jana Pospieszalskiego. Pospieszalski zrobił rzecz karygodną – wprowadził do programu pytanie do telewidzów: czy zagłosujesz na kandydata powiązanego z WSI. Ale nie za to został zawieszony. Podjąłem decyzję, żeby na dzień przed ciszą wyborczą nie wprowadzać Pospieszalskiego na antenę. Chodziło o to, żeby nie nakręcił jakiejś afery, która ze względów kalendarzowych byłaby niemożliwa do odkręcenia — mówi Braun. Programu Tomasza Lisa nie skasował dla równowagi. Dlaczego? Nie widziałem zagrożenia ze strony Lisa — kwituje były prezes TVP. Zdumiewające jest to, w jaki sposób Juliusz Braun komentuje wykorzystanie skandaliczne przez Lisa fałszywego konta córki Andrzeja Dudy. Niemal zarzuca komitetowi kandydata PiS prowokację i nie dostrzega najmniejszej winy po stronie Lisa. Uważam, że komitet wyborczy Andrzeja dudy był świadomy faktu istnienia tego konta i to tolerował. A robił to dlatego , że skrajne wypowiedzi tam zamieszczane, np. na temat filmu „Ida”, podobały się części wyborców Dudy. A gdy można to było wykorzystać w drugą stronę, to też skwapliwie z tego skorzystano — mówi Braun i przystępuje do zdecydowanej obrony Lisa. Lis dał się złapać w pułapkę, bo akurat kogoś bolała głowa, miał gorszy dzień i nie sprawdził informacji, ktoś inny nie miał czasu tego dopilnować i wpadka gotowa — tłumaczy Lisa Braun. Standardy stosowane przez Juliusza Brauna porażają obiektywizmem. Rada Mediów Narodowych mogłaby na jego obecności sporo zyskać… Razem z Januszem Kijowskim zostali wytypowani jako kandydaci Platformy Obywatelskiej do RMN. Jak podkreślił rzecznik PO, nie są bezpośrednio zaangażowani w aktywność polityczną. Zgodnie z prawem, wyboru dokonuje prezydent RP.
To dlatego rodzina nie mogła zobaczyć ciał zmarłych
Załącznik:
To dlatego rodzina nie mogła zobaczyć ciał zmarłych.jpg
Nie mogąc obronić swojej tezy, skasowała konto na twitterze
Załącznik:
Nie mogąc obronić swojej tezy, skasowała konto na twitterze.jpg
Lewacka ''dziennikarka'' Gozdyra
Załącznik:
Pani''dziennikarka'' Gozdyra.jpg
Zaoranie lewaka
Załącznik:
Zaoranie lewaka..jpg
Sorki
Załącznik:
Sorki.jpg
Makrela zaostrza kary
Załącznik:
Makrela zaostrza kary w związku z zamachami.jpg
Róbcie tak dalej
Załącznik:
Róbcie tak dalej.jpg
Memy stały się faktem
Załącznik:
Memy stały się faktem.jpg
Memy stały się faktem... To gdzie będzie kolejny zamach w ten weekend?
Nie masz wystarczających uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego postu.
____________________________________ "Demokracja to cztery wilki i owca głosujące o obiedzie" R.A.Heinlein
Ostatnio edytowano 28 lip 2016, 22:04 przez kominiarz, łącznie edytowano 1 raz
28 lip 2016, 22:03
Re: Władcy Marionetek...
Uwaga: hejt!
Rzut gównem w wentylator. "Na szczęście skutki tego rzutu znalazły się na twarzy Lisa". Gadowski o publikacjach "Syfilisweeka".
Rzut niemile pachnącą substancją w wentylator.
Okazało się, że państwo polskie potrafi zorganizować ogromną imprezę i zabezpieczyć ją tak, że mysz się nie prześlizgnie, a co dopiero islamista. Muszę więc przyznać, że myliłem się mówiąc o zagrożeniach jakie mogą nas spotkać podczas Światowych Dni Młodzieży, bo państwo stanęło na wysokości zadania. (…) Z Francji, Danii i z Niemiec słyszę głosy, że Polska jest krajem fajnym i bezpiecznym —mówił Witold Gadowski w swoim „Komentarzu Tygodnia”.
W opinii dziennikarza bezpieczeństwo może stać się luksusowym towarem, który będzie markowym produktem Polski. Bezpieczeństwo może stać się bardzo ważnym towarem polskim. Jesteśmy krajem homogenicznym etniczne, jednorodnym religijnie, nie posiadamy zbyt dużej diaspory muzułmańskiej i to sprawia, że na tle wzburzonych fal Europy jesteśmy cichą, spokojną zatoką. I tego powinien pilnować rząd, bo to tutaj niedługo zaczną przenosić się interesy z całego świata —tłumaczył Gadowski, dodając: Niedługo okaże się, że my Polacy nie tylko nie powinniśmy mieć już kompleksów wobec Europy, które chciał nam wmówić pan Michnik z panem towarzyszem Mariuszem Walterem, ale możemy sami czegoś europejczyków nauczyć.
Dziennikarz odniósł się także do ostatnich publikacji „Syfilisweeka”, który pisał o Polakach nad Morzem Bałtyckim, którzy za 500+ mają swoim zachowaniem odzwierciedlać zachowanie Hunów. To jest coś takiego, jakby ktoś rzucił niemile pachnącą substancją w wentylator. Na szczęście skutki tego rzutu w wentylator znalazły się na twarzy zarówno pana gastarbeitera Tomasza Lisa jak i całej jego rzeczy wyznawców — powiedział.
W „Komentarzu tygodnia” nie zabrakło również odniesienia do zamieszania wokół dymisji prezesa TVP. Powstała Rada Mediów Narodowych i niestety zaczęła od falstartu. (…) Ludzie, których lubię popełnili błąd, popełnili jakąś niezręczność, a może nawet dziecinność. W moim przekonaniu zbyt szybko po ukonstytuowaniu się odwołali uchwałą przegłosowaną nawet z udziałem Jasia Fasoli - Brauna, pana prezesa Kurskiego, a kilka godzin później musieli się z tego wycofać. Dlaczego? Tutaj się rodzą różne spekulacje. Może dlatego, że nie pozwolił na to pan prezes Kaczyński. Jeżeli tak było, to nie dobrze to świadczy o mechanizmie regulującym działania państwowych instytucji i musimy o tym mówić głośno i ganić tych, którzy to zrobili —podkreślał Gadowski.
Dziennikarz poruszył również kwestię aresztowania na Ibizie - Pierre Dadaka. W Polsce zrobiono mu już etykietkę handlarza bronią, (…) ale przecież nie za to został zatrzymany. Został zatrzymany pod zarzutem prania brudnych pieniędzy. Jeżeli hiszpańska policja ma rację, to moje pytanie brzmi: co ten pan robił na korytarzach Bumaru i w gabinetach prezesa Bumaru Edwarda Nowaka? Dziś pan Nowak jest działaczem Komitetu Obrony D., który jakby zapomniał, że był prezesem Bumaru i tylko półgębkiem przyznaje się, że spotykał się z panem Dadakiem. Moje pytanie brzmi: o czym obaj panowie rozmawiali? Może polska prokuratura powinna wszcząć śledztwo ws. powiązań pana Dadaka z polskimi oficerami z dawnych Wojskowych Służb Informacyjnych, z polskimi lobbystami, a wreszcie z Bumarem? —pytał Witold Gadowski.
Tremor terroristicus Redaktor mówił także o ostatnich atakach terrorystycznych i komentarzach mediów, które donosiły o „chorobach psychicznych” zamachowców. Eurokomuniści rządzący dziś Europą wymyślili nową chorobę - tremor terroristicus. Okazało się, że każdy kto zabije dzisiaj białego europejczyka - chrześcijanina, wcale nie jest islamistą, wcale nie jest Arabem, nie jest także członkiem konspiracji islamistycznej, tylko po prostu jest chory psychiczne. Naraz jakaś zbiorowa choroba psychiczna opanowała sunnickie i arabskie środowiska w Europie Zachodniej i skutkuje tym, że ludzie wyskakują z nożami i meczetami masakrując swoich bliźnich o jaśniejszej skórze. Stare echa psychiatrii sowieckiej w ramach Europy —tłumaczył dziennikarz.
Komentarz:
Cytat: ...Tremor terroristicus. Okazało się, że każdy kto zabije dzisiaj białego europejczyka - chrześcijanina, wcale nie jest islamistą, wcale nie jest Arabem, nie jest także członkiem konspiracji islamistycznej, tylko po prostu jest chory psychiczne... Przecież my to znamy z Polski. Żydzi, którzy wymordowali po wojnie 200 tys Polaków, celowo mordowali Polska Inteligencje i Polaków z AK, z rotmistrzem Pileckim na czele.. wcale nie byli Żydami, TYLKO polskimi urzędnikami. A potem jak wymordowali tych, których wymordować chcieli, znowu stali się Żydami. I to tak dobrymi, że Izrael odmawia wydawania tych zbrodniarzy jeszcze gorszych niż hitlerowcy niemieccy. No a teraz mamy chorego psychicznie człowieka, co katolików morduje. Jak zamorduje Żyda stanie sie Arabem. fritz@fritz
W zeszłym roku umarło nawet kilkadziesiąt tysięcy widzów Polsatu. Wśród telewidzów zapanowała panika. Wielu przejdzie badania kontrolne.
Czy to prawda? Jak najbardziej. Ale jej podanie budzi kontrowersje. Niestety mniej więcej w ten sposób stacja zaprezentowała wczoraj informację o śmierci młodej dziewczyny z Rzymu. 19-latka zmarła na zapalenie opon mózgowych. Wcześniej była na Światowych Dniach Młodzieży. Jak brzmiała więc wiadomość? Oczywiście: „Zmarła uczestniczka ŚDM”.
Poziom dziennikarstwa w naszym kraju spada poniżej poziomu morza. W ten sposób można preparować newsy, że umierają wyborcy PiS-u, KOD-u, katolicy, niewierzący. Tylko, że jest to szyta grubymi nićmi manipulacja medialna, mająca niewiele wspólnego z informacyjną funkcją wiadomości. Sugeruje bowiem bezpośredni związek przyczynowo-skutkowy, którego najpewniej brak.
„Dziennikarstwo jest służba wobec drugie człowieka” – powiedział niedawno odchodzący rzecznik biura prasowego Watykanu Joaquin Nawarro-Vals. Niektóre redakcje brną w poszukiwaniu sensacji i nie cofną się przed niczym, aby podać jakiegoś wstrząsającego newsa. W tym przypadku całość brzmi jednak co najmniej niesmacznie.
Kuźniar i Lis atakują Magdalenę Ogórek, bo śmie mieć inne poglądy. „Historia o wielorybie z Wisły byłaby ciekawsza niż Pani spowiedź w radiowęźle partyjnym PiS"
Oj, wąziutkie są horyzonty Jarosława Kuźniara, dawnej gwiazdy TVN24, a dziś sfrustrowanego dziennikarza, który męczył się w telewizji śniadaniowej. Woli historie o wielorybie z Wisły niż rozmowy o polityce. Tak przynajmniej wynika z wpisu Kuźniara na Twitterze, w którym zaatakował Magdalenę Ogórek. Za co? Za to, że ośmieliła się pozytywnie podsumować rok prezydentury Andrzeja Dudy. Jarek Kuźniar to nie pierwszy żołnierz opozycji, który skrytykował Magdalenę Ogórek. Gdy 5 sierpnia była kandydatka na urząd Prezydenta RP udzieliła wywiadu dla portalu wpolityce.pl, w którym oceniła prezydenturę Bronisława Komorowskiego jako „żyrandolową”, a pochwaliła obecnego prezydenta, nie wytrzymał oczywiście Tomasz Lis. Napisał na Twitterze: „osoba autorki tej recenzji mówi prawie wszystko”.
Ogórek dostało się tylko za to, że wyraziła swoje zdanie. A, że to zdanie nie pasuje opozycji czyli Tomaszowi Lisowi, to znaczy, że trzeba od razu „strzelać”. Już wcześniej na Twitterze doszło do sprzeczki pomiędzy Lisem a Magdaleną Ogórek. Zasugerowała, że Lis sam jest „niezrealizowanym kandydatem na prezydenta. Tym razem do Lisa dołączył Kuźniar. Powód? Wywiad Magdaleny Ogórek w Polskim Radiu. Tak zmasowany atak części mediów w stronę prezydenta Andrzej Dudy i pierwszej damy jest bezprecedensowy – zauważyła w radiu Magdalena Ogórek. Podkreśliła też, że Andrzej Duda jest zdecydowanie lepszym prezydentem niż jego poprzednik. To rozsierdziło Kuźniara, który w mało elegancki sposób zaatakował kobietę. Z całą sympatią ale historia o wielorybie w Wiśle byłaby ciekawsza niż żółte paski ze spowiedzi Magdaleny Ogórek w radiowęźle partyjnym PiS – napisał. Nie dziwi mnie Pana tęsknota na prostszą narracją - odpowiedziała Ogórek. Ów wieloryb doskonale określa i zamyka Pana zapotrzebowania intelektualne Wolałem Pani poczucie humoru sprzed polityki A ja Pana horyzonty sprzed DD TVN. Płeć piękna ale emocjonalnie jednak słaba #Powodzenia Zastosował Pan logikę wg której od dawna leży już Pan na łopatkach. Pomóc wstać? #czujęsiębezradny
* * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * Hania Lis próbowała wejść w buty za 60 zł, czyli „Jurki” w kosmosie
Po trzech latach mogę się przyznać, że przy pierwszym procesie w Złotoryi nie tyle się bałem dnia, w którym będzie zeznawał Jerzy O., ale zakładałem, że będzie to największy jego atut. Wiadomo przez 20 lat zdążył się nauczyć tej typowej dla medialnych gwiazd mowy trawy i „błyskotliwości”. Założyłem, że będzie w sądzie przedstawiać te same tanie spektakle, uciekając od odpowiedzi na pytania i przy tym sprzeda sędziemu bajkę o biednym „Jurku” i wściekłej Kurce. Mając tę przewagę Jerzego O. na uwadze wymyśliłem sobie, że zmienię kolejność i hierarchię. Korzystając z praw oskarżonego mogłem w każdej chwili wstać i powiedzieć, że chcę złożyć wyjaśnienia i tak też zrobiłem, w dniu, w którym wszystkie media i cała ekipa nastawiła się na jedno – gwiazda „Jurek” rozjedzie „hejtera”. W Internecie jest dostępny film z tamtego posiedzenia, każdy może sprawdzić co się na sali sądowej działo, powiem tylko tyle, że po tamtej wokandzie Jerzy O. nagrał słynny materiał, w którym oświadczył, że rzuca wszystko, by zaraz potem wrócić z kosmosu na ziemię. Jerzy O. przyzwyczajany do hołubienia i stawiania warunków, do gwiazdorstwa i brylowania, musiał grzecznie usiąść i jeszcze grzeczniej wysłuchać ponad 2 godzin prawdy o sobie przekazanej przez prostego chłopa z Biskupina. Gotował się jak czajnik z gwizdkiem i po wyjściu z sali sądowej natychmiast zdetonował w swoim „stylu”. Na kolejnym posiedzeniu od progu było widać, że jest całkowicie zbity z tropu, gdy składał swobodne oświadczenie, jeszcze jakoś to wyglądało, całkowicie przepadł w trakcie zdawania pytań. Na bardzo konkretne i precyzyjne pytania, od których nie dało się uciec, sąd i później opinia publiczna usłyszała żenujące odpowiedzi. Najsłynniejszą pozostanie: „Nie pamiętam, czy jestem prezesem Złotego Melona”.
Opisałem tę historię, żeby pokazać dwie rzeczy naraz. Większość znanych i lubianych, wykreowanych przez media, w codziennym życiu wygląda jak całkowite zaprzeczenie swojego medialnego wizerunku. Prezentują się pospolicie, zachowują się pospolicie, gubią się intelektualnie i towarzysko. Byłem absolutnie zaskoczony poziomem, który „na żywo” prezentuje Jerzy O. i bez kokieterii powiem, że to nie ja okazałem się wybitnym przeciwnikiem, to „Jurek” zaprezentował się jak nocny stróż z fabryki parników. I druga ważna rzecz. Argumentem często używanym przez lepsze towarzystwo jest to, że tylko przed komputerem, pod anonimowym podpisem nieudacznicy mają odwagę pyskować do wielkich ludzi, natomiast przy spotkaniu w cztery oczy nie wiedzą gdzie uciekać. Rytualne dodawanie sobie otuchy i oszukiwanie własnego potencjału, tymczasem wielokrotnie marność celebrytów została zweryfikowana i przez Internet i przy spotkaniach osobistych. Największa słabością i lękiem świętych krów jest ich wielka tajemnica chowana przed całym światem. Jaka to tajemnica? Przeciętność intelektualna, w najlepszym razie, charakter pozbawiony wszystkich cech, który się makijażem uwydatnia w mediach, pospolitość po prostu. Gwiazdy i gwiazdeczki wyprodukowane w ramach negatywnej selekcji przeraźliwie się boją, że wyjdzie na jaw, co tak naprawdę sobą reprezentują, jednocześnie kuszą los i pchają palce między… Internet.
Wiele zmian i nowości przyniósł Internet, jedną z nich jest hurtownia obnażonych pospolitości uchodzących za wybitne osobowości. Co i rusz kolejne produkty medialne przekonują się, że w zderzeniu z żywym człowiekiem, bo za monitorami komputerów siedzą żywi ludzie, wychodzi z nich cała nicość. Ostatnie zdemaskowanie Hani Lis pokazuje dobitnie, że z takich „Jurków” w sądzie zbudowana jest cała „elita”. Kobiecina daje wywiad do kolorowej prasy, który może moderować i autoryzować dowolnie i co się dzieje? Już w pierwszych akapitach można się dowiedzieć, że jest biedną prezenterką telewizyjną, która na greckiej plaży opiekuje się chorą matką w butach za 60 złotych. Żadnej gospodyni domowej nie przyszłoby do głowy, żeby zrobić siebie taką kretynkę. Jako żywo „Nie pamiętam, czy jestem prezesem Złotego Melona” i do tego podróż w kosmos, bez powrotu na Ziemię. Przez trzy tygodnie można Polakom w telewizji pokazywać, że demokracja umarła razem ze śmiertelną sraczką klaczy w Janowie. Temat numer jeden eksponowany na pierwszym miejscu, a w tle rozerwane ciała na francuskich i belgijskich ulicach. Przerabianie gówna na brąz i brązu w gówno było procesem bezkarnym, dopóki fabryka i produkty nie weszły do Internetu, czyli do ludzi. Lepsze towarzystwo nieustannie zapomina o Internecie albo ciągle żyje w przekonaniu, że to taka telewizja tylko komputerowa. Nic z tych rzeczy, to nie telewizja, to szkoła, podwórko, osiedle, hipermarket – życie, brutalnie, ale sprawiedliwie oddzielające jakość o d tandety.
Sfrustrowane „elyty” III RP ukazują swoją prawdziwą twarz. Niestety jest to gęba prostackiego żula
Trudno znaleźć w cywilizowanym świecie medialne plucie na własnych obywateli, podobne do tego jakie ma miejsce u nas. Każdy okupant na podbitym terenie instaluje swoje pseudoelity, by tym łatwiej sterować społeczeństwem i realizować własne cele, z oczywistych względów kompletnie sprzeczne z celami tubylców. Analizując lansowanie autorytetów i tworzenie establishmentu III Rzeczypospolitej po 1989 roku jasne jest, że pewnej grupie dano pierwszeństwo, a ludzi o odmiennym światopoglądzie bezwzględnie marginalizowano. Zainstalowano nam tzw. salon. Kto? To jest sprawa niezwykle prosta, ale tak skonstruowano przekaz publiczny, że mówienie o niej było wręcz zakazane? Teraz, kiedy George Soros został zmuszony by zdjąć przyłbicę i oficjalnie wkroczyć jako animator polskiej polityki, widzimy, że praktycznie byliśmy i w dużej mierze jeszcze jesteśmy kolonią finansjery światowej. To jej interesy są tu realizowane przez ostatnie ćwierćwiecze, a nie polskiego społeczeństwa. Mówi się, że kapitał nie ma narodowości. I rzeczywiście zadbano o to, by polskiej narodowości nie miał. Mamiono nas, że muszą wkroczyć korporacje międzynarodowe, bo nie mamy właśnie kapitału. No i teraz jest tak, że kapitału nam nie przybyło, bo jest skoncentrowany w obcych bankach i obcym handlu, a majątek wypracowany przez pokolenia przepadł. Co więcej mamy jeszcze prawie bilion dolarów długu, przy którym 24 mld zaciągnięte za czasów Gierka, wyglądają jak marny napiwek w „Sowa&Przyjaciele”. Mówiąc w skrócie zostaliśmy bezczelnie ograbieni. Zresztą brała w tym udział, nie tylko finansjera światowa. Ościenne mocarstwa, także świetnie realizowały swoje interesy, albo sprzedając nam gaz zdecydowanie drożej niż odbiorcom zachodnim, albo doprowadzając do zamknięcia stoczni, by te niemieckie nie miały zbędnej konkurencji. U nas też znaleźli się tzw. biznesmeni, jak choćby Jan Kulczyk, który produkował niewiele, za to świetnie prywatyzował państwowe przedsiębiorstwa, czy dzierżawił autostrady.
W tym okradaniu Polaków niezwykle przydatna była właśnie „arystokracja III RP”. To ją kupiono przywilejami, honorowano nagrodami, dopieszczano dotacjami i grantami. Znaleźli się praktycznie w raju. Jeden warunek, powielanie użytecznych andronów. Co więcej stworzono w sferze kultury taki mechanizm, że zaczęto bezceremonialnie lansować przedsięwzięcia ewidentnie antypolskie. I teraz ten wspaniały interes-samograj zwyczajnie podupada. Intencje dobrze zadomowionych u nas macherów wyszły na jaw i nieodpowiedzialny elektorat zdecydował przy urnie nieobsługiwanej przez „ruskie serwery”, o wygranej pisowskiej prawicy. Prymitywne oskarżanie obecnej władzy o zapędy dyktatorskie, wywołanie awantury wokół Trybunału Konstytucyjnego, histeryczne nagłaśnianie tez o łamaniu konstytucji i deptaniu demokracji, okazały się nudnawym niewypałem. KOD zaprogramowany na burdy uliczne, też zawiódł. I co w tej sytuacji robić? Beznadzieja. Wściekłość salonu zaczyna przybierać formę furii. Oni też wiedzą, że przy tak jałowej opozycji, PiS jeśli nie popełni karkołomnych błędów, może rządzić parę ładnych kadencji. Szkalowanie PiS też stało się mało satysfakcjonujące. Ile można pokrzykiwać, że prezes Kaczyński rządzi z tylnego siedzenia. Ano rządzi i co takiego. W tej frustrującej sytuacji jakieś mądre głowy postanowiły odegrać się na wyborcach PiS. Wszelkie nagonki, wszelkie grupowe połajanki nie są przypadkowe. Ktoś daje znak orkiestrze i ta tnie swoją kocią muzykę, aż więdną uszy. Tak jest i teraz. Pierwszy do boju ruszył Syfilisweek. W artykule „Wakacje nad Bałtykiem? – Mamy najazd Hunów – mówi doświadczony ratownik z Pomorza”, spostponowano niezamożne rodziny, które dzięki programowi 500+ udały się nad morze. Kuriozalne, wyszydzać dzieci, które do tej pory nie miały szans na wakacje i ich rodziców. W ten nurt włączyła się „Polityka”. Na okładce zmieściła wizerunek mężczyzny w podkoszulku z puszką piwa. Tytuł Pan cham. Co prawda pisząc w artykule: „Chamstwo, grubiaństwo, prostactwo istniało w życiu codziennym i politycznym zawsze, ale wiele wskazuje na to, że teraz jest na nie większe przyzwolenie niż kiedykolwiek”, nie wiadomo czy nie recenzują swoich własnych wypocin. W chórze oburzonych Polakami – Januszami są oczywiście dyżurni celebryci. I chwała im za to. Pogrążają się całkowicie. Nareszcie widzimy, co to są za wybitne umysłowości i jak bardzo gardzą tymi, dzięki pracy których opływają w dostatek.
Czym przez lata epatowała „michnikowy szmatławiec” swoich czytelników? Mianowicie tym, że za parę złotych stwarzano im iluzję przynależności do elity. Obecnie kupując „Syfilisweek”, „Politykę” czy „michnikowego szmatławca”, każdy myślący człowiek ma świadomość z kim się brata. Jeśli opowiada mu towarzystwo intelektualnych żuli, będących na obcych usługach, to jego swobodny wybór. Na szczęście większość obywateli, co widać po sondażach PiS, nie daje się ogłupić i chwała im za to.
Jest na nas zlecenie - ujawnia prezes Piotr Woyciechowski
Stopień odrażającej nienawiści do Kościoła katolickiego w tygodniku Tomasza Lisa jest porównywalny do „Nie” Jerzego Urbana. To jest poziom pracy Departamentu IV MSW PRL. Ten departament zajmował się prócz skrytobójstw także inwigilacją księży i osób wierzących, funkcjonariusze chodzili na msze, zapisując, kto w nich uczestniczy. Michał Krzymowski w tajemniczy sposób przejął mentalne dziedzictwo Departamentu IV SB – mówi Piotr Woyciechowski, prezes Polskiej Wytwórni Papierów Wartościowych SA, w rozmowie z „Gazetą Polską”.
Jednym z argumentów, który powtarzają atakujący Pana publicyści, jest Pana wykształcenie, z którego wynikać ma brak przygotowania do pełnionej funkcji.
- Ta teza jest kompletnie nietrafiona, o czym świadczy mój dotychczasowy staż w biznesie. Pomijam fakt, że z wykształcenia jestem astronomem i politologiem, a wielu innych prezesów spółek ma właśnie wykształcenie ścisłe. Moim krytykom podam efekty mojej pracy jako prezesa spółki komunalnej na warszawskiej Ochocie i prezesa firmy Naftor. Obie spółki przejąłem w fatalnej kondycji finansowej, źle zarządzane borykały się z problemami finansowymi. Na koniec mojej prezesury każda z nich mogła wykazać się wielomilionowymi zyskami. To jest najlepsze świadectwo i rekomendacja dla każdego menedżera.
Teraz mamy kolejną falę krytycznych artykułów.
- Ostatnia publikacja „Syfilisweeka” autorstwa Michała Krzymowskiego z końca lipca dotycząca funkcjonowania Polskiej Wytwórni Papierów Wartościowych to ewenement, jeżeli chodzi o ostatnie lata w ramach tzw. śledzenia ludzi związanych z Antonim Macierewiczem, którzy pełnili różne funkcje publiczne. Na przestrzeni ostatnich tygodni ten atak pojawia się już w zupełnie innym kontekście i moim zdaniem chodzi tu przede wszystkim o coś innego, nie tylko o walkę personalną.
Co Pana zdaniem było powodem?
- Ten artykuł pojawił się prawdopodobnie w wyniku zlecenia mającego na celu dyskredytację spółki. PWPW stoi przed ogromną szansą pozycjonowania się na rynku międzynarodowym. Mamy szansę stanąć na równi z wielkimi koncernami, między innymi niemieckimi i brytyjskimi. Chodzi o dostęp do rynków Afryki, Ameryki Południowej i Środkowej w uzyskiwaniu zleceń na druk banknotów, dokumentów podróży i kart IT. Wiosną tego roku minister Skarbu Państwa podjął decyzję o wyrażeniu zgody na zakup trzech ultranowoczesnych maszyn na kwotę ponad 150 mln zł. Od 25 lat takiej modernizacji parku maszynowego spółka nie przeżywała. W 2017 r. zostaną one tutaj zamontowane. To zwiększy ogromnie nasze możliwości konkurencyjne na rynkach międzynarodowych. W czerwcu tego roku sprzedaliśmy spółkę zależną, działającą na rynku e-płatności, za 75 mln zł. Skarb Państwa pozwolił nam te pieniądze zatrzymać i przeznaczyć na innowacje, nowe patenty i technologie. Spółka osiągnęła też rekordowe wyniki finansowe za 2015 r. i w znacznej części właściciel zostawił je na dalsze nowe inwestycje. Takiego potencjału na takich warunkach PWPW nigdy nie miała.
Ale ataki na PWPW pojawiały się też w innych mediach także wcześniej?
- Takiej pracy jak pan Michał Krzymowski z tygodnika „Syfilisweek” nikt nie wykonał. Uważam, że było to uderzenie mające na celu zdyskredytowanie PWPW zarówno teraz, jak i w przyszłości. Po publikacji zleciłem dwóm ekspertom wysokiej klasy, pracującym w przeszłości dla służb specjalnych, dokonanie analizy kontrwywiadowczej tego przypadku. Tych dwóch panów, niezależnie od siebie, po dużym stażu w różnych służbach, doszło do tego samego wniosku. Ich analizy miały ten sam mianownik – obaj stwierdzili, że nasza konkurencja korzysta na tej publikacji. Według nich wiąże się ona bezpośrednio z naszymi staraniami o pozostanie na rynku armeńskim. Akurat wtedy byliśmy w trakcie uzyskiwania wielkiego zlecenia na produkcję miliona paszportów.
To jest główna oś wyniku tej analizy i jest to kwestia odpowiedzialności korporacyjnej spółki Axel Springer oraz osobistej dziennikarza, który to pisał. Służby prawne PWPW są na końcowym etapie opracowania pozwów o ochronę dóbr osobistych oraz zawiadomień o przestępstwie kierowanych do prokuratury.
Jak to wpłynęło na negocjacje w Armenii?
- Na szczęście ci, którzy chcieli nam przeszkodzić w pozostaniu na tamtym rynku, ponieśli sromotną klęskę. W zeszłym tygodniu do Polski wróciła delegacja, która przywiozła ze sobą dwie umowy na produkcję miliona paszportów niebiometrycznych oraz kilkudziesięciu tysięcy paszportów biometrycznych. Każdy obywatel Republiki Armenii nosi przy sobie paszport produkowany w PWPW i dowód osobisty wyprodukowany w PWPW.
Niedocenianym problemem na polskim rynku jest wykorzystywanie prasy przez duże koncerny do lobbowania, do niszczenia polskich przedsiębiorstw, polskich innowacji. Bo one w rzeczywisty sposób, poprzez nasz potencjał i nasze możliwości, mogą zagrozić interesom tych koncernów, nie tylko na rynku naszym, lecz także międzynarodowym. To główny cel – reszta spraw jest pochodną i załatwianiem swoich personalnych animozji przy okazji.
W tekście, jaki ukazał się w „Newsweeku”, został Pan przedstawiony niczym bezduszny potwór, który zwalnia ojca trójki dzieci.
- To drastyczna manipulacja, jaka została użyta przeciwko mnie oraz spółce. Historia zwolnionego pracownika to klasyczne „radio Erewań”. Czy został zwolniony? Tak. Czy jest wdowcem? Tak. Czy samotnie wychowuje dzieci? Nie, bo dzieci są już dorosłe, a wspomniany mężczyzna jest już od dawna powtórnie żonaty. Oczywiście historia zwolnionego pracownika, który ma dorosłe dzieci i żonę u boku, nie jest tak chwytliwa medialnie jak historia zwolnionego wdowca opiekującego się trójką maleńkich dziatek. Dodajmy, że mowa o osobie z wykształceniem prawniczym, dla której nie powinno być problemem znalezienie na rynku nowego pracodawcy, w zasadzie z dnia na dzień.
Dziennikarzom niemieckich mediów nie podoba się także to, że jest Pan wierzący.
- Tak, pan redaktor z „Syfilisweeka” pomieszał sferę sacrum z biznesem i sprawami wewnętrznymi spółki. Tutaj nie ma się co dziwić. Stopień antyklerykalizmu, wręcz odrażającej nienawiści do Kościoła katolickiego w tygodniku Tomasza Lisa jest porównywalny do „Nie” Jerzego Urbana. Dziennikarz „Syfilisweeka” Michał Krzymowski najpierw atakował zarząd PWPW pytaniami o to, czy chodzimy na poranne czy popołudniowe msze św., a później wyprodukował kilkustronicowy tekst na podstawie jednego anonimowego donosu. Pytania dotyczyły na przykład tego, czy to prawda, że nowi prezesi zapraszali do siebie księży, żeby poświęcili pomieszczenia przez nich zajmowane. To jest poziom pracy Departamentu IV MSW PRL. Ten departament zajmował się oprócz skrytobójstw także inwigilacją księży i osób wierzących, funkcjonariusze chodzili na msze, zapisując, kto w nich uczestniczy. Krzymowski w tajemniczy sposób przejął mentalne dziedzictwo Departamentu IV SB.
Urzędniczka Ministerstwa Sprawiedliwości otrzymała 38 mln zł odszkodowania.
Marzena Kruk z Ministerstwa Sprawiedliwości, zamieszana w aferę reprywatyzacyjną w Warszawie, podała się do dymisji.
Wojciechowicz: odwoływanie mnie w kontekście afery reprywatyzacyjnej, to podłość. Jóźwiak: stałem się zakładnikiem walki politycznej Urzędniczka otrzymała od warszawskiego ratusza 38 milionów złotych odszkodowania za odebrane dekretem Bieruta nieruchomości. Nie była to jednak rodzinna własność, a urzędniczka jedynie odkupiła roszczenia od dawnych właścicieli lub spadkobierców. W sprawach o odzyskanie nieruchomości reprezentował ją przed władzami Warszawy jej brat Robert Nowaczyk, prawnik który specjalizuje się w odzyskiwaniu nieruchomości.
Informacje o dymisji Marzeny Kruk potwierdził RDC rzecznik resortu sprawiedliwości. Sebastian Kaleta zaznaczył przy tym, że komisja dyscyplinarna w ministerstwie, która badała jej oświadczenia majątkowe z ostatnich czterech lat, w poniedziałek wyda decyzję mimo rezygnacji urzędniczki.
Śledztwo w tej sprawie prowadzi również warszawska prokuratura. Równolegle prokuratorzy sprawdzają kwestię 38 milionów złotych odszkodowania za odebraną działkę.
Warszawska afera reprywatyzacyjna wybuchła po tym, jak media i ruchy miejskie ujawniły możliwe nieprawidłowości przy reprywatyzacji działki pod dawnym adresem Chmielna 70, w ścisłym centrum stolicy. Działka została zwrócona właścicielom roszczeń, mimo że jej dawny właściciel, obywatel Danii, otrzymał po wojnie odszkodowanie za jej odebranie. Pojawiły się też wątpliwości co do reprywatyzacji innych działek w mieście.
Prezydent stolicy Hanna Gronkiewicz-Waltz w związku z aferą rozwiązała stołeczne Biuro Gospodarki Nieruchomościami, zwolniła też dyscyplinarnie urzędników, którzy odpowiadali bezpośrednio za sprawę reprywatyzacji działki przy Chmielnej 70. Wczoraj prezydent stolicy odwołała wiceprezydentów: Jarosława Jóźwiaka, któremu przez pewien czas podlegało Biuro Gospodarki Nieruchomościami, oraz Jacka Wojciechowicza. Zapowiedziała jednocześnie dokładne wyjaśnienie afery, czemu służyć ma m.in. zewnętrzny audyt w ratuszu. IAR
Urzędniczka Ministerstwa Sprawiedliwości otrzymała 38 mln zł odszkodowania. Widać jaka ta Sprawiedliwość.
____________________________________ "Demokracja to cztery wilki i owca głosujące o obiedzie" R.A.Heinlein
09 wrz 2016, 21:57
Re: Władcy Marionetek...
Bejzbol propagandy czyli rozprawa Hołdysa z „pajacami” z PiS-u
Bardzo delikatny był Paweł Kukiz wobec Zbigniewa Hołdysa, wręcz niebywale subtelny, a słownictwo ma równie kwieciste i bogate jak kolega rockendrolowiec. Powodem ich internetowej „konwersacji” był manifest tego drugiego, rozpowszechniony i rozreklamowany przez „michnikowego szmatławca”, jako - cytuję: „jeden z najlepszych tekstów dla Polski i dla nas”…
Cóż takiego najlepszego jest „dla nich” w tym tekście? Jest w nim hołdysowy „ruch oporu” przeciw opozycyjnym nieudacznikom, którzy nie potrafią się zorganizować i skutecznie przeciwstawić „okładaniu Polski bejzbolem propagandy” przez PiS. Hołdys nienawidzi pisowców jeszcze bardziej niż KOD-ziarze, którzy „wkurzają go od wielu tygodni”, ponieważ wszystkie te „biedne owce” jak w „>>Milczeniu owiec<< nie kwękając idą na rzeź”…
„Opozycja kwili. Nie walczy. Nie ma programu. Nie szturmuje. Ba, nawet nie ma odpowiedzi, ani utalentowanych mówców-specjalistów od ripost, ani wspaniałych nośnych argumentów, które popłynęłyby samodzielnie w stronę społeczeństwa i stanowiły zasiew pod ruch oporu”, popłynął więc w stronę społeczeństwa utalentowany specjalista Hołdys i sieje. Można rzec, jak ten przodujący rolnik z Gryfina, który - co swego czasu napisał pewien dziennikarz, cytuję wiernie - „obsiał całe pole własnym nasieniem”…
„Walka to walka” — zagrzewa Hołdys. Szable do boju, lance w dłoń, i „pisistów” goń, goń, goń…! Nie tylko ich. Tego Kukiza, który „tańczy jak pajacyk na sznurkach”, też trzeba pogonić. Wszystkich ich trzeba. Kontratak, tylko kontratak, radzi. Dlaczego po premierze „Smoleńska”: „opozycja nie zorganizuje w całej Polsce pokazów filmu >>National Geographic<< o katastrofie smoleńskiej, gdzie są pokazane dowody na jej przebieg? Dlaczego nie ustanowi Dnia Filmów Prawdy?” — pyta zirytowany. Rad ma wiele, bo i z wieloma walczyć trzeba, z krytykami Wałęsy, z przeciwnikami trybuna trybunału Rzeplińskiego, Safjana, Gersdorf, Stępienia, Zolla itd. itp. I martwi się Hołdys pod kapeluszem: „Co będzie teraz lekturą obowiązkową w szkołach? Książki Wildsteina?” Kod musi się wreszcie ocknąć i przejść do czynów! „Kiedy powstał praojciec KOD-u, KOR (Komitet Obrony Robotników), jego wysłannicy jeździli na procesy protestujących robotników Radomia i Ursusa, obserwowali je, zdawali stamtąd relacje (ryzykując aresztowania), na tej podstawie wysyłano znakomitych adwokatów-społeczników, zbierano fundusze na zapomogi dla rodzin ludzi osadzonych w więzieniach”, - napisał Hołdys w swym manifeście, więc czemu KOD jeszcze nie obserwuje, nie zdaje, nie wysyła i nie zbiera dla swych więzionych działaczy…?
„Żadna z grup opozycyjnych nie ma swoich oddziałów szybkiego reagowania. (…) Tak powstaje ugór. Jeśli się go nie obsieje choćby łubinem, nic z tej ziemi nie zostanie i nic na niej nie urośnie”… — wzywa trubajdur „Syfilisweeka”. Siły szybkiego reagowania, to jest to! Fakt, przyznaję „GW” i - jak napisali koledzy z ul. Czerskiej - „zachwyconym czytelnikom” rację, tekst Hołdysa jest wybitny, pewnie wejdzie na stałe do repertuaru „Pod Egidą”. Tylko ten Kukiz nie potrafi dostrzec w nim bezinteresownej woli walki o wolność i demokrację kolegi Zbigniewa.
„Żeby doznać tej „łaski” od Ciebie i salonów i zostać uznanym za opozycję należy mieszać z błotem Kaczyńskiego i obowiązkowo wyśmiewać film „Smoleńsk”, nawet przed jego obejrzeniem” - zahaczył Hołdysa, też online, i zalecił: „Drogi Zbyszku… Jeśli chcesz zobaczyć pajaca to spojrzyj w lustro. Zobaczysz w nim przy okazji salonowego manipulatora. Zgorzkniałą, jątrzącą pacynkę w pończosze na głowie i kłamcę (bądź ignoranta)”. — odparował Kukiz.
A mógł inaczej, np. przytaczając choćby zwrotkę z jednego ze swych utworów: „Rozpasłe mordy, krzywe ryje, ku.estwo wszędzie tam gdzie wy, jak ja was kurwy nienawidzę, jak do was bym z kałacha bił”…
Ale teraz Kukizowi nie przystoi, w końcu mandat poselski do czegoś zobowiązuje. Ja posłem nie jestem, dostosowując się do semiotyki Hołdysa, mógłbym skwitować ten bełkot: a to „cham pie...lony”, jak (bez wykropkowania) napisał ów stały „komentator” „Syfilisweeka” o pewnym polityku PiS. Mógłbym, ale…
Kim jest Hołdys? Przedstawia się, jako muzyk, poeta, dziennikarz, grafik, scenarzysta filmowy i co tam jeszcze wpadnie mu do, hm…, głowy. Na tej zasadzie można by jeszcze dorzucić: chemik-alchemik, informatyk-programista, ekonom-agronom, sztukmistrz, himalaista i tancmistrz teatru Balszoj. Po szkole podstawowej, na której to Hołdys zakończył edukację, pracował w Zakładzie Technologii Spirytusu i Drożdży. Może stamtąd właśnie biorą się wszystkie te jego talenta…?
Że się wyzłośliwiam? Jasne! Po prawdzie, usłyszeć od Hołdysa, że jest się „chu…”, jak zwykł nazywać Jarosława Kaczyńskiego, należy traktować jako komplement. Powiedzenie tego samego o Hołdysie, w nadziei, że może da mu to coś do myślenia, byłoby niecelowe, i to z dwóch powodów: po pierwsze, sam Hołdys sądzi, że prezentuje najwyższy poziom inteligencji i elokwencji, a po drugie, posądzanie go o myślenie byłoby prymitywnym wręcz komplementem i zwykłym nadużyciem.
autor: Piotr Cywiński
Dziennikarz, publicysta, reporter i autor książek. Specjalizuje się w problematyce międzynarodowej. Wieloletni komentator parlamentarny, akredytowany w Bonn, Brukseli i Berlinie, autor licznych wywiadów z szefami rządów państw UE, Komisji Europejskiej i NATO, a także reportaży z krajów Europy, Azji i Afryki, w tym z terenów objętych wojną, m.in. z Bałkanów i Ruandy. W latach 1989-2011 pracował w tygodniku „Wprost”, następnie był komentatorem „Uważam Rze”. Opublikował książki „Sezon na Europę” i „Koniec Europy” (napisane wspólnie z Rogerem Boyesem z „The Times”). Publikuje także w opiniotwórczej prasie zagranicznej. Obecnie jest stałym publicystą-komentatorem tygodnika „Sieci” i portalu wPolityce.pl.
____________________________________ Videtur et hoc mihi Platforninem non debere esse Poza tym uważam że Platformę należy zniszczyć /Katon starszy/
Ostatnio edytowano 10 wrz 2016, 19:53 przez Badman, łącznie edytowano 2 razy
10 wrz 2016, 19:50
Re: Władcy Marionetek...
TVN. Cała prawda,całą dobę
Załącznik:
Cała prawda,całą dobę.jpg
Nie masz wystarczających uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego postu.
____________________________________ Videtur et hoc mihi Platforninem non debere esse Poza tym uważam że Platformę należy zniszczyć /Katon starszy/
14 wrz 2016, 19:02
Re: Władcy Marionetek...
Tygodnik Lisa zrobił sondaż. Sądząc po wynikach, na kolejny się nie zdecydują
foto: Piotr Galant/Gazeta Polska
W redakcji kierowanego przez Tomasza Lisa „Syfilisweeka” musieli mieć nietęgie miny, kiedy zobaczyli wyniki swojego sondażu. Prawo i Sprawiedliwość zdobyło w nim miażdżącą przewagę nad innymi ugrupowaniami, otrzymując niemal 60 procent głosów! Pewnie na kolejny tego typu sondaż laureat Hieny Roku i jego podopieczni szybko się nie zdecydują.
Raczej nie takiego wyniku spodziewali się w redakcji „Syfilisweeka”, kiedy na Twitterze przeprowadzali sondaż poparcia dla partii politycznych. Zwyciężyło w nim bowiem Prawo i Sprawiedliwość, którego zwalczanie Tomasz Lis postawił sobie chyba za priorytet.
W sondzie, w której oddano 5019 głosów, ugrupowanie Jarosława Kaczyńskiego otrzymało aż 59 proc. poparcia! Na drugim miejscu znalazła się Nowoczesna – 21 proc., na trzecim Platforma Obywatelska – 11 proc, a na czwartym Kukiz'15 – 9 proc.
Nie ma to, jak porządne samozaoranie…
Rzecznik Platformy Obywatelskiej Jan Grabiec niedawno napisał: PiS przegrywa internety. Zmianę nastrojów społecznych najszybciej widać w sieci.
Nie możesz rozpoczynać nowych wątków Nie możesz odpowiadać w wątkach Nie możesz edytować swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz dodawać załączników