Obowiązek abonamentowy, czyli dylematy katolika Telewizja Polska zobowiązała swoich pracowników do udokumentowania, że zapłacili abonament radiowo-telewizyjny. To pozornie dziwaczne zalecenie wskazuje na stopień chaosu, jaki zapanował w pojęciach na ten temat. Choć nowe przepisy zwolniły z abonamentu niektóre kategorie osób, jest on nadal obowiązkiem ciążącym na większości Polaków. Ponieważ liczni rodacy przestają poważnie traktować zobowiązanie do płacenia za oglądanie telewizji i słuchanie radia, rodzi się pytanie o etyczną ocenę płacenia bądź niepłacenia abonamentu.
Z punktu widzenia moralności chrześcijańskiej sprawa jest klarowna. Sięgamy tu bowiem do rozważań nad patriotyzmem jako zbiorem cnót łączącym przede wszystkim sprawiedliwość w wymiarze społecznym z miłością do Ojczyzny. Chcąc wywiązać się z obowiązków solidnego chrześcijanina, jesteśmy zobligowani co najmniej do trzech rzeczy względem Ojczyzny: służby wojskowej, solidnej pracy i płacenia danin publicznych. Skoro taką daniną jest abonament radiowo-telewizyjny, rozwiązanie postawionego problemu jest proste. Choć zabrzmi to pryncypialnie - tylko ten, kto go sumiennie płaci, ma szansę zasłużyć na miano patrioty.
Abonament płacić trzebaWarto od razu zauważyć, jak wielka wina moralna ciąży na tych, którzy podważyli instytucję abonamentu, nie znosząc jej jednak, ale też nie proponując rozwiązania alternatywnego. Ich wina jest większa niż zwykłego członka Narodu, są bowiem zobowiązani do organizowania innych środków do cnotliwego życia. W tym przypadku zadziałali wręcz przeciwnie, skłaniali do zaniechania cnoty (i to cnoty patriotyzmu!).
Bez prowadzenia badań statystycznych skłonny jestem postawić hipotezę, że w coraz węższym gronie osób płacących abonament większość stanowią ludzie o konserwatywnym (a więc także katolickim) światopoglądzie. To upoważnia do szczególnego upominania się o odpowiadające im treści w mediach publicznych. Społeczna zasługa tych płatników abonamentu jest często podwójna. Ci sami bowiem ludzie mają swój wkład w utrzymanie nadawcy społecznego (Radia Maryja) i jego publicznej i religijnej misji.
Powróćmy jednak do dylematów życia chrześcijańskiego, którego większość naszych polityków wydaje się nie praktykować. Z góry musimy odrzucić bunt przeciw władzy i prawu, który jest dopuszczalny jedynie w naprawdę skrajnych okolicznościach. Gdyby wystarczającym uzasadnieniem dla niego była niegospodarność instytucji publicznych (z której słynie TVP) czy nieudolność w wypełnianiu przez nie zadań, wówczas kilka razy na dzień moglibyśmy znaleźć powód do stania się anarchistami. Jako katolicy jesteśmy jednak zobowiązani do zabiegania o zmianę niezdrowej sytuacji, a pierwszym do tego krokiem jest wyrażanie krytycznych opinii.
Pomińmy finansową stronę zagadnienia (czyli marnotrawstwo środków publicznych) i spójrzmy na merytoryczną pracę mediów publicznych. Pomińmy także komercjalizację oraz pokrewne zjawiska i zatrzymajmy się nad propozycjami programowymi, które mają być jednoznacznie misyjne. Wiele jest powodów, aby ręka katolika płacącego abonament zadrżała.
Trzeba przyznać, że za rządów koalicji PiS - LPR - Samoobrona w lewicowo-liberalistycznym tonie publicznego radia i telewizji pojawiły się wyłomy. Dopuszczono głosy i obrazy, których patriotyczny, rzetelny intelektualnie czy religijny charakter był nie do przyjęcia, gdy mediami niepodzielnie władały UW, SLD i PSL. Teraz jednak echa "prawicowej" koalicji zastąpionej przez sojusz PiS z SLD powoli dogasają w mediach publicznych...
Prawda o mediach publicznychRozpocznijmy od muz, które w przekazie medialnym docierają do nas z największą mocą. Program II Polskiego Radia uchodzi za kwintesencję "misyjności" mediów publicznych. Jego zasługi dla życia muzycznego w poważnym wydaniu są niepodważalne. Ton całej rozgłośni bezwzględnie wyróżnia się na tle całości radiofonii w Polsce. Jest radiem elity kulturalnej. Niestety, podobnie jak elita, tak i radio doświadcza kryzysu. Większość polskiej inteligencji w ostatnich dwudziestu latach ideologicznie wyklucza z dyskursu intelektualno-artystycznego z niemałym trudem odradzający się nurt umysłowy odwołujący się do wzorców klasycznych, niepomijający średniowiecznego pośrednictwa w przejęciu tego dziedzictwa. Dlatego z łatwością można usłyszeć w Dwójce o poszukiwaniach intelektualnych środowiska "Krytyki Politycznej" czy "Znaku", trudno natomiast dopatrzeć się sięgania do coraz liczniejszych ośrodków konserwatywnych, narodowych czy po prostu katolickich w ortodoksyjnym wydaniu.
Podobnym zjawiskiem może być zapał do promowania swoistego antykanonu, np. w literaturze. Takie wrażenie można odnieść z lektury wywiadu z nową dyrektor anteny ("Kultura z najwyższej Dwójki. Rozmowa z Małgorzatą Małaszko-Stasiewicz", "michnikowy szmatławiec", 20.01.2010). Pamiętając choćby przygotowanie w zeszłym roku nowego nagrania z lekturą "Lalki" Bolesława Prusa, ze zdziwieniem przyjąć trzeba listę tegorocznych propozycji rozpoczynającą się od Witolda Gombrowicza, obejmującą następnie Stanisława Lema i Tadeusza Konwickiego, a kończącą się na Oldze Tokarczuk. Pozostaje mieć nadzieję, że mamy tu do czynienia jedynie z niefortunną kurtuazją wobec redakcji "michnikowego szmatławca", hołdującej antykanonowi własnego pomysłu, a nie z prezentacją nowego jednostronnego profilu, jaki ma przyjąć literacki program Dwójki.
Sposób prezentowania dziedzictwa nauki polskiej w mediach publicznych wciąż pozostawia wiele do życzenia. Oglądając programy informacyjne w telewizji publicznej, można nierzadko odnieść wrażenie, że w Polsce takie profesje, jak psycholog, socjolog czy ekonomista, są niezwykle rzadko spotykane. Jedynie kilku dyżurnych specjalistów zmuszonych jest znać się na wszystkim, co dziennikarzom kojarzy się z ich wykształceniem. Jeśli rzecz dotyczy komentarzy do wydarzeń z życia codziennego, możemy zbyć zagadnienie odrobiną ironii, ale jeśli podobna redukcja dotyczy fundamentalnych zagadnień kultury humanistycznej - to już poważny problem. Celną ilustracją zagadnienia, niepozostawiającą wątpliwości, że problem jest realny, był sposób (nie)relacjonowania śmierci jednego z najwybitniejszych myślicieli katolickich XX wieku, znanego światu akademickiemu wielu narodów - o. Mieczysława A. Krąpca (1921-2008). Skąpe i opóźnione informacje o jego pożegnaniu, osobie i dziełach pojawiły się w mediach publicznych (rządzonych wówczas przez PiS) wyłącznie w wyniku osobistych interwencji znamienitych osób. Wyrazisty kontrast dla tego (ilustrującego szerszy problem) przemilczania lubelskiego filozofa stanowił niemal bałwochwalczy kult, jakim media otoczyły po śmierci Leszka Kołakowskiego, w czym publiczne radio i telewizja miały swój udział. Nic poza poprawnością środowiskową nie uzasadniało takiego wyróżnienia historyka filozofii z kontrowersyjnym życiorysem wyniesionego do rangi celebryty i autorytetu przez środowisko "michnikowego szmatławca". Podobnie nie istnieją racjonalne argumenty za przemilczeniem odrodziciela metafizyki i twórcy Powszechnej Encyklopedii Filozofii.
Jak wygląda misja abonamentowych mediów w dziedzinie obyczaju narodowego? Media publiczne są oczywiście mniej toksyczne niż komercyjna konkurencja. To jednak największy komplement, jaki można powiedzieć o ich przesłaniu moralnym. Wiara w nieuniknioność komercjalizacji i w "neutralność światopoglądową" prowadzi bowiem do wirtualnego obrazu Polski i świata, bliskiego może nowej gwieździe TVP 2 Aleksandrze Kwaśniewskiej i osobom o podobnej formacji, dalekiego jednak od chrześcijańskiej normalności - naturalnego przekazu dokonującego się w wielu polskich rodzinach.
Wreszcie wieńcząca dziedziny kultury religia jest w telewizji publicznej przypisana swoistym niszom (czy zawsze dobrze wykorzystanych?). Prowadzi to do dziwacznych sytuacji. Ilustracją niech będzie treść zwiastuna dziecięcego programu "Ziarno" przybliżającego młodym widzom w atrakcyjnej wizualnie i dydaktycznie formie treść niedzielnej Ewangelii, ukazującego zasady życia chrześcijańskiego, przesłanie danego okresu liturgicznego etc. Ewangelizacyjno-katechetyczny przekaz programu w treści zwiastuna okazuje się lekcją ekumenizmu, tolerancji i innych "wartości", których szerzenie laicki świat chętnie zleciłby Kościołowi katolickiemu.
Przeciw audiowizualnej koloniiRezygnacja z publicystyki w kanałach ogólnodostępnych telewizji komercyjnych, która ma wkrótce nastąpić, jest sygnałem, jak wyglądałby krajobraz polskich mediów bez TVP i PR. Dlatego mimo zasadniczych zastrzeżeń powyżej sformułowanych odpowiedzialność nakazuje opowiedzieć się po stronie tych, którzy sprzeciwiają się uczynieniu z Polski audiowizualnej kolonii, a przeciw anarchistycznym zawołaniom "likwidatorów" mediów publicznych. Nie koniec jednak na tym trosk katolika, ponieważ pomiędzy obrońcami i podpalaczami TVP i PR stają właśnie wysłannicy niesławnego salonu z nowym projektem ustawy medialnej. Przedstawili co prawda ofertę, do której wpisali wartości chrześcijańskie, ale jak sami mówią: "Nie jest to takie ważne" (J. Żakowski, "Media to smakowita kość", "Dziennik Gazeta Prawna", 16.02.2010).
Radosław Brzózka
http://www.naszdziennik.pl/index.php?da ... d=my22.txtDodano: 24 Lut 2010 07:59 pm