JEŻELI TEGO NIE WIDZIELIŚCIE TO MUSICIE TO ZOBACZYĆ. Pół godziny temu skończył się w TV Republika prawie czterdziestu-minutowy wywiad uroczej Kasi Gójskiej – Hejke z Wojtkiem Cejrowskim.
Dawno temu, gdy byłem małolatem, częstym gościem na spotkaniach towarzyskich u rodziców, był owiany wówczas sławą jazzowej sceny, animator muzyki, pan Stanisław Cejrowski. Dla mnie gówniarza, zaczynającego się wsłuchiwać w Radio Luksemburg, to był gościu, na którego patrzyłem z zachwytem. Nierzadko zresztą towarzyszył mu pan Franek Walicki, również niesłychana postać w tej samej dziedzinie.
Musiałem dopiero obejrzeć parę programów WC Kwadrans, by zajarzyć, że ten zabawny, wyszczekany Wojtek Cejrowski jest synem pana Stasia z lat mojej wczesnej młodości. I od wtedy zacząłem śledzić karierę tego, najpierw niezwykłego chłopaka, a potem wspaniałego mężczyzny, patrioty, katolika i podróżnika. Co tu dużo gadać – chyba nie ma tutaj nikogo, kto by jego nie znał i zapewne w większości, nie lubił.
Dzisiaj po dwudziestej, moja ulubiona dziennikarka pani Gójska – Hejke, przeprowadziła z Cejrowskim wywiad, jakiego jeszcze w polskiej telewizji nie widziałem. Staram się go ściągnąć i tu wkleić, ale TV Republika jeszcze go w internecie nie upubliczniła. Jak tylko się to stanie, to natychmiast to dołączę. A do tej pory MUSICIE mi uwierzyć, że MUSICIE to zobaczyć.
Wywiad telewizyjny, to sztuka najwyższego lotu i szczyt profesjonalizmu. Dziennikarze prowadzący tego typu show, tzw. anchormen, zarabiają w Stanach, czy Anglii miliony i są hołubieni, jak najcenniejsze gwiazdy. Taki Tim Sebastian, lub Stephen Sackur prezenterzy flagowego programu BBC – Hardtalk, to brylanty publicystyki i dziennikarstwa. Program ten zresztą został żywcem zerżnięty przez TVN i prezentowany jako "Piaskiem po oczach". Cóż... sukcesu nie odniósł. Nie ta telewizja i nie ten dziennikarz. Amerykańskie "tokszoły" wylansowały takie światowe sławy, jak Johnny Carson z "The Tonight Show With Johnny Carson", Oprah Winfrey, David Letterman, Merv Griffin, czy w końcu niesamowity, zresztą mój rówieśnik, Jay Leno. A u nas posucha. Arogancka i kabotyńska Monika Olejnik, klasyczne "resortowe dziecko" zamarzyła sobie, że zostanie polską Orianną Fallaci. Niestety – ani nie ta kultura, inteligencja, czy wiedza i mamy to co mamy – chamskiego maszkarona nie potrafiącego ukryć brzydkich emocji i namolnych sympatii politycznych.
Na tym tle, dzisiejszy wywiad z Wojciechem Cejrowskim był prawdziwym ewenementem w historii polskiej telewizji. Muszę jednak uczciwie przyznać, że główna zasługa leży po stronie niezłomnego katolika i słynnego podróżnika. Nie mniej pani Hejke bardzo profesjonalnie prowadziła "przesłuchiwanego" i pozwalała mu się wygadać, co owocowało bardzo błyskotliwymi uwagami.
Wiem, wiem... opowiadanie o dobrym programie, to jak zjadanie słynnego ptysia , czy bezy przez szybkę (a nie jak zaleca pytia savoir-vivru Jolanta Kwaśniewska - łyżeczką). Więc dalej nie będę, tylko gorąco polecam. Coś ciekawego zaczyna się w telewizji dziać
Rolnicy krzyczą: „Nie jesteśmy frajerami!”. ZOBACZ o czym milczą usłużne dla władzy media.
Zdesperowani rolnicy, których rząd pozostawił samych wobec rosyjskiego embarga na polskie produkty, apelują o pomoc. Ale w mediach suflujących władzy ich protest skwitowano co najwyżej migawkami.
Sadownicy i ogrodnicy demonstrowali we wtorek w Warszawie domagając się pomocy ze strony państwa dla producentów owoców, którzy ponieśli straty w wyniku rosyjskiego embarga. Wspierali ich sadownicy w Annopolu (Lubelskie), blokując tam drogę.
Kopacz pokazała, że kpi z problemów społeczeństwa. Jak mają żyć poszkodowani sadownicy?
Sadownicy krytycznie ocenili unijną pomoc. Jak mówili było niedoinformowanie, mnóstwo zamieszania, gdyż nie było wiadomo było, jakie druki wypełniać i ile będzie wynosiła rekompensata. Poza tym minister rolnictwa Marek Sawicki informował, że wnioski będzie można składać do połowy listopada, podczas, gdy po trzech dniach nabór został zamknięty. Kolejny nabór trwał jeden dzień i dotyczył 18 tys. ton jabłek, a w tym czasie sadownicy zgłosili chęć wycofania z rynku 200 tys. ton jabłek.
Sadownicy protestowali pod kancelarią premiera, gdzie złożyli petycję do premier Ewy Kopacz w sprawie pomocy dla nich. Symbolicznie rozsypano jabłka.
Dalej przeszli ulicami stolicy przed ministerstwa gospodarki, finansów oraz rolnictwa, a także pod przedstawicielstwo Komisji Europejskiej. Protestujący nieśli flagi i transparenty, część była ubrana w kamizelki z napisem „frajer”.
Nie zadbano o nas. O pierwszych rannych wojny gospodarczej z Rosją - sadowników i ogrodników w Polsce — mówił jeden z liderów protestu.
Sadownicy protestowali również w w Annopolu (Lubelskie) na drodze krajowej nr 74 (Kielce- Kraśnik) blokując, co jakiś czas, przejazd tą trasą. Domagali się działań poprawiających sytuację na rynku owoców. Protest w Annopolu został zorganizowany jako wsparcie dla sadowników protestujących w Warszawie.
Kandydat na radnego zacytował w ulotce "michnikowego szmatławca". Teraz ściga go Agora
Marcin Gugulski, radny PiS startujący w najbliższych wyborach, robi dla Warszawy tyle dobrego, że był chwalony zarówno przez "Gazetę Polską", jak i stołeczną "michnikowego szmatławca". W ulotce wyborczej zacytował więc fragmenty artykułów na jego temat z obu gazet. Ale ma problem, bo wydawca "Wyborczej", spółka Agora, wzywa go teraz do "zaniechania naruszeń prawa".
Marcin Gugulski opowiada portalowi niezalezna.pl:
- Zaczęło się od sondy w stołecznym wydaniu "michnikowego szmatławca" (X 2012), gdzie redaktor Michał Wojtczuk poświęcił kilka ciepłych słów tym radnym dzielnicowym, którzy są dobrze zakotwiczeni w terenie i nie migają się od roboty - i posłużył się przykładem jednego z imienia i nazwiska wymienionego radnego, czyli mnie. Nic dziwnego, że gdy na swojej ulotce wyborczej postanowiłem zrobić przegląd głosów prasowych na temat mojej pracy, wybrałem nie TVN Warszawa, a nawet (z żalem) nie "Niedzielę" - choć i tam korzystnie o mnie pisano, tylko dwie z najbardziej znanych redakcji o najbardziej emblematycznie odmiennych poglądach politycznych, tj. gazetę.pl [portal "michnikowego szmatławca"] z lewej strony i z czerwonym logo oraz "Gazetę Polską" z prawej strony sceny i czarnym logo.
Oto fragment ulotki Gugulskiego. Cytat z "GW" to jedynie trzy zdania:
Radny próbował się skontaktować z autorem tekstu red. Wojtczukiem, żeby nie czuł się on zaskoczony, ale sekretariat działu stołecznego jego pisma przez kilka dni zwodził Gugulskiego. Gdy w końcu radny PiS uzyskał e-mail dziennikarza, natychmiast wysłał mu ulotkę - oczywiście nie do cenzury, tylko do wiadomości.
Trzy dni później, 7 listopada, Marcin Gugulski otrzymał pismo od prawnika wydawcy gwno.pl (spółki Agora), wzywające radnego do zaniechania rozpowszechniania ulotki wyborczej z cytatem z gwno.pl.
Jak pisze pełnomocnik Agory, wykorzystanie przez Gugulskiego fragmentu artykułu prasowego jest "bezprawne". I następują kuriozalne pouczenia: "Jeśli chciał Pan wykorzystać materiał prasowy, winien Pan wystąpić z prośbą o udzielenie licencji. Co więcej, nawet w razie zawarcia przez Pana umowy licencyjnej lub uzyskania zgody na publikację tekstu, po stronie autorów pozostaje szereg uprawnień wynikających z osobistych praw majątkowych, które są niezbywalne".
Prawnik Agory zarzuca też Gugulskiemu, że chwalący radnego fragment... został wyrwany z kontekstu. "Celem autorów było wskazanie było wskazanie skali działań radnych dzielnicy jako ogółu, a nie promocja Pańskich działań" - pisze pełnomocnik Agory. Spółka domaga się od Gugulskiego "natychmiastowego usunięcia materiałów" - w przeciwnym razie sprawa zostanie skierowana do sądu.
„Kupiliby liczydła, byłoby ze trzy razy szybciej i tysiąc razy taniej”. Kompromitacja PKW
Leśne dziadki
wPolityce.pl: Komentując kolejną kompromitację Państwowej Komisji Wyborczej prof. Gliński nazwał ich „akademią leśnych dziadków”. Zgadza się pan z takim określeniem?
Janusz Wojciechowski, europoseł PiS, były prezes NIK: Nie chcę może używać epitetów, ale trzeba to nazwać po imieniu, to co wyrabia PKW jest gigantycznym skandalem. Po co ten system komputerowy za miliony, kiedy można to było szybciej na piechotę policzyć. Kupiliby liczydła, byłoby ze trzy razy szybciej i tysiąc razy taniej. Mówiąc poważnie, po to są te wszystkie systemy, żeby wyniki były podane błyskawicznie, a tymczasem jest wolniej niż było. Co wybory, to jest gorzej, to coś niebywałego.
Najwyższa Izba Kontroli doszła do wniosku, że zbada sytuację w PKW. Nie za późno?
Ja uważam, że NIK powinna na bieżąco sprawdzać wszystkie większe przetargi komputerowe. Ale lepiej późno niż wcale, jeżeli nie robiła tego wcześniej, to niech to zrobi teraz.
Jaki może być efekt takiej kontroli NIK? Czy to daje nadzieję, że przy kolejnych wyborach coś się zmieni?
Izba ma cztery kryteria kontroli, może tę sytuacje zbadać bardzo wszechstronnie. Legalność - głównie legalność przetargu, czy to było kupowane zgodnie z prawem, zgodnie z procedurą przetargową. Gospodarność - czy nie przepłacono za ten sprzęt i za to oprogramowanie. Po trzecie - rzetelność - czyli trzeba sprawdzić jakiś nadzór i odbiór tej pracy. Pilnowanie, żeby to było dobrze wykonane, zgodnie z warunkami zamówienia. No i wreszcie - celowość - krótko mówiąc, czy jest osiągnięty ten efekt, na który wydano pieniądze. Czyli, czy cel zakupu został osiągnięty.
Szczególnie te dwa ostatnie punkty należałoby dokładnie sprawdzić…
Tak, rzetelność i celowość do sprawdzenia. Bo zdaje się, że jesteśmy w takim punkcie, że gdyby tego systemu nie było to na pewno nie byłoby gorzej, a może nawet byłoby lepiej. Przecież te wszystkie głosy dałoby się w tym czasie zliczyć ręcznie. Zatem pod względem celowości ten wydatek wydaje się być nietrafiony. Bo nie ma żadnego usprawnienia, wręcz przeciwnie, jest totalny bałagan.
____________________________________ Videtur et hoc mihi Platforninem non debere esse Poza tym uważam że Platformę należy zniszczyć /Katon starszy/
Ostatnio edytowano 17 lis 2014, 21:40 przez Badman, łącznie edytowano 1 raz
17 lis 2014, 21:39
Re: Władcy Marionetek...
Z ostatniej chwili. Państwowa Komisja Wyborcza nie poda we wtorek oficjalnych wyników wyborów do wszystkich szczebli samorządu - wynika z nieoficjalnych informacji.
Komentarze:
Jeszcze kilka dni liczenia i będziemy 150% PO parcia POmyleńcy już całkiem oszaleli będą tak długo liczyć aż wyjdzie że z PSLlem wszędzie dalej będą rządzić hajba hajba hajba POLACY CZAS NA POLSKI MAJDAN bo inaczej tej władzy postkomuszej nie da się zmienić ~polok (21:15)
TO HAŃBA,HAŃBA,HAŃBA----KIEDY OBSERWATORZY Z OBWE BĘDĄ NA WYBORACH W TYM DZIKIM KRAJU,BO TUTAJ SĄ STANDARDY KUBAŃSKIE,WENEZUELSKIE,MOŻE I Z BIAŁORUSI-----KIEDY "MAJDAN" W STOLYCY?????? ~emeryt (21:15)
Za działalność PKW odpowiada Prezydent RP i Rząd RP. Koń , jaki jest każdy widzi. Przykre i haniebne. Prezentowana personalnie PKW to obraz zdegenerowanej i bezmśylnej geriatrii. Niestety gorzej być nie może. ~felek (20:52) Zgadzam się z opinią 109 Nie zgadzam się z opinią 8
Ale jest i dobra wiadomość: Państwowa Komisja Wyborcza z pewnością poda we wtorek oficjalny wynik towarzyskiego meczu Polska-Szwajcaria.
____________________________________ Videtur et hoc mihi Platforninem non debere esse Poza tym uważam że Platformę należy zniszczyć /Katon starszy/
Ostatnio edytowano 18 lis 2014, 21:36 przez Badman, łącznie edytowano 1 raz
18 lis 2014, 21:35
Re: Władcy Marionetek...
PKW prosi o wyrozumiałość: Niektórzy z nas przybyli na Ziemię zaledwie kilka miesięcy przed wyborami.
Wyjaśnia się dlaczego wybory tak zaskoczyły Państwową Komisję Wyborczą.
– Prosimy o wyrozumiałość. Niektórzy z nas przybyli na Ziemię zaledwie kilka miesięcy przed wyborami – z rozbrajającą szczerością przyznaje jeden z członków PKW w rozmowie z ASZdziennikiem.
Jak tłumaczy nasz rozmówca, problemy wzięły się z dość istotnych różnic w przeprowadzaniu wyborów na macierzystych planetach wysokich urzędników Komisji.
– Wszędzie jest inaczej: przykładowo na Tau Ceti e wybory polegają na symbolicznej eksterminacji składu lokalnych parlamentów, na Keplerze 22b z kolei radnych po prostu wybiera Bóg.
Dlatego dla wielu członków PKW polski system liczenia głosów był nowością.
– Do następnych wyborów jednak rzecz na pewno uda się ogarnąć – deklaruje urzędnik. – Pod warunkiem oczywiście, że nasze floty nie zdecydują się na inwazję.
PKW chce przerwać liczenie głosów. "Uznajmy, że tym razem nie wyszło i spróbujmy za cztery lata"
Komisja chce przedłużenia kadencji obecnych samorządów do 2018 roku.
To już tradycja: co wybory, to kolejny pokaz niewydolności polskiego systemu zliczania głosów. PKW znalazło jednak sposób na wyjście z tego zaklętego kręgu.
– W obecnych realiach nie da się zliczyć głosów, dlatego proponujemy, żeby tym razem odpuścić i z nowymi siłami spróbować za cztery lata – mówi w rozmowie z ASZdziennikiem jeden z członków Państwowej Komisji Wyborczej.
Jego zdaniem do tego czasu "pełną sprawność" powinien uzyskać system informatyczny komisji.
– Naturalną konsekwencją tego stanu rzeczy jest w tym czteroletnim okresie przejściowym przedłużenie kadencji obecnych samorządów tam, gdzie nie udało się zliczyć 100 proc. protokołów – wyjaśnia.
Co to jednak oznacza dla przyszłorocznych wyborów prezydenckich i parlamentarnych?
– To za rok są jakieś wybory? – zdziwił się przedstawiciel PKW.
To jest ASZdziennik. Wszystkie cytaty i wydarzenia zostały zmyślone.
____________________________________ Videtur et hoc mihi Platforninem non debere esse Poza tym uważam że Platformę należy zniszczyć /Katon starszy/
19 lis 2014, 21:47
Re: Władcy Marionetek...
Czy Ewie Kopacz doradza Jerzy Urban
Po ogłoszeniu oficjalnych wyników wyborów samorządowych przez PKW, PiS przedstawi analizę dotyczącą różnicy między oficjalnym rezultatem, a badaniami exit polls - zapowiedział rzecznik PiS Marcin Mastalerek. To niespotykane. W ostatnich kilkunastu latach badania exit polls i wyniki nigdy nie różniły się tak znacząco. Trzeba wyciągnąć wnioski - powiedział dziennikarzom rzecznik PiS.
Zapowiedział, że od razu po przedstawieniu wyników wyborów samorządowych PiS przedstawi analizę. Pół roku temu, przy wyborach europejskich, kiedy IPSOS przedstawił exit polls - które są na trzydziestokrotnie większej próbie niż badania sondażowe - różniły się one o kilkadziesiąt setnych procenta czy kilka dziesiątych - powiedział Mastalerek. Obecnie - według niego - mamy do czynienia z sytuacją, że np „wynik PSL może być o kilkanaście procent inny niż wynik podany przy exit polls”.
Rzecznik PiS skrytykował też piątkową wypowiedź premier Ewy Kopacz, która w radiu ZET powiedziała, odnosząc się do postulatu PiS i SLD, że absolutnie wyklucza powtórne wybory samorządowe. Czwartkowe wtargnięcie grupy protestujących do budynku PKW premier określiła jako skandal. Szefowa rządu stwierdziła też, że chciałaby, aby politycy zachowywali się odpowiedzialnie i podkreśliła, że to nie politycy mogą powiedzieć, czy wybory zostały sfałszowane, czy nie. Dodała ponadto, że „nie można kosztem polskiej demokracji, polskiego prawa, naszego prawa, budować potęgę swojej formacji politycznej”.
Te słowa, które padły z ust pani premier są jak z podręcznika propagandy PRL-owskiej (…) Słuchając wypowiedzi Ewy Kopacz zastanawiałem się czy może Jerzy Urban nie doradza pani premier. Za wszystko jest winna opozycja, opozycja destabilizuje sytuację. Słyszeliśmy w słusznie minionych czasach o destabilizującej sytuacji opozycji. Partia rządząca i satelickie przystawki próbują wmówić, że winna jest opozycja - powiedział.
Maastalerek zaznaczył, że PiS wydało w czwartek wieczorem oświadczenie dla mediów, w którym partia „zdecydowanie negatywnie ocenia wydarzenia pod siedzibą PKW”. Zapowiedział, że PiS będzie pozywać każdego, kto „zasugeruje, że PiS i Jarosław Kaczyński doprowadzili, do tego, że została zajęta PKW”. Zapowiedział pierwszy pozew wobec polityka PO Stefana Niesiołowskiego. Chodzi o stwierdzenie Niesiołowskiego w TVP Info: Kaczyński liczy cynicznie, że podpali Polskę, bo robienie drugich wyborów teraz i awantura… Zresztą wzywa do tego Wipler, tego typu figury, (…) także tchórzliwie Kaczyński. (...)
Jak tego biednego Stefcia zżera nienawiść do Kaczyńskiego. A wszystko przez dwie sprawy: 1 - że nie przyjął go w szeregi PIS po rozpadzie ZCHN i dopiero Tusk litościwie go przyjął pod swoje skrzydła (za co ten żarliwie mu się odpłaca bluzgajac inwektywami i plując jadem na Kaczyńskiego i na PIS, ale z góry wiadomo, że włos mu z głowy nie spadnie za to - już jakaś tuleya zadba o to) 2 - że Kaczyński porównał go do 16-latki, która nawet na torturach SB nie zmiękła (w przeciwieństwie do Stefcia, który bez bicia wydał rodzonego brata i narzeczoną).
____________________________________ "Demokracja to cztery wilki i owca głosujące o obiedzie" R.A.Heinlein
Ostatnio edytowano 21 lis 2014, 16:42 przez kominiarz, łącznie edytowano 1 raz
21 lis 2014, 16:26
Re: Władcy Marionetek...
Zgoda na ten wynik wyborczy, jest zgodą na kolejne fałszerstwa.
Polityce.pl: Wiele osób zaskoczyła procedura liczenia głosów, jaką widać po wyborach samorządowych. Mówiąc najbardziej delikatnie, powszechne jest przekonanie, że coś tu nie gra. Pan też tak sądzi?
Prof. Andrzej Nowak: Miałem wrażenie, że dzieją się rzeczy bardzo nie w porządku już cztery lata temu. Wtedy na północnym Mazowszu doszło do tego, do czego dziś doszło w całym kraju. Mamy obecnie takie standardy głosowania, jakie zaakceptowaliśmy dla północnego Mazowsza w 2010 roku. Na razie mamy niepełne wyniki głosowania, ale widać już dużą liczbę głosów nieważnych. Dotychczasowe wyniki mówią o około 20 proc. głosów nieważnych. To jest rzecz potworna, rzecz, którą można zrozumieć i zaakceptować tylko, jeśli uznajemy, iż jesteśmy narodem kretynów, którymi mają prawo rządzić łajdacy.
Mocne słowa. Dlaczego stawia Pan tę sprawę w taki sposób?
- Tylko tak można zaakceptować biernie tego rodzaju scenariusz. Nie umiemy głosować, a więc pozwalamy, by rządzili nami ci, którzy przymykają oczu na tego typu procedury, ponieważ oni chcą czerpać korzyści finansowe ze sprawowania władzy w samorządzie.
Skoro obecnie mamy do czynienia z czymś podobnym, jak w 2010 roku na Mazowszu, popełniliśmy błędy nie zabezpieczając odpowiednio tych wyborów?
- Straszną lekcją, jaką obecnie odbieram, jest zlekceważenie przez PiS tego zagrożenia. Jestem głęboko rozczarowany postawą głównej partii opozycyjnej. Faktem, że zlekceważyła tylekroć zgłaszane pod jej adresem prośby, sugestie, by dopilnować prawdziwości tych wyborów i ustalonych wyników. Widać było brak aktywności.
Co konkretnie PiS miałby jednak zrobić?
- Zabrakło choćby sondażowego obsadzenia kilkuset komisji, na zasadzie monitorowania np. sytuacji na Mazowszu. Skoro wiadomo, że cztery lata temu na północy tego województwa doszło do oddania szczególnie dużej liczby głosów nieważnych, to PiS mógł do co drugiej tamtejszej komisji wysłać obserwatorów. Tak, by nie dało się sfałszować w tej komisji wyników.
Tak, ale co by to dało? Jak zabezpieczyłoby to głosowanie w całym obszarze?
- Można byłoby wtedy porównywać wyniki z takiej komisji z innymi komisjami. Jeśli obsadzono by w ten sposób 100, czy 200 komisji na Mazowszu, to byłby sprawdzian, czy rzeczywiście Polacy nie potrafią głosować, że oddają 20 procent głosów nieważnych, czy też w niektórych komisjach dopisuje się krzyżyki, fałszuje. Wiem, że prośba o takie działanie wpłynęła do władz PiS-u, ale została zlekceważona. To jest dramatyczna nauczka pod adresem partii opozycyjnej. Jeśli nie wyciągnie ona lekcji z tym wyborów, to przyszłe wybory na pewno zostaną sfałszowane.
Skąd taka pewność?
- Zgoda na to, byśmy zaakceptowali ten wynik wyborczy, jest zgodą na kolejne fałszerstwa, manipulacje, a co najmniej na straszliwą bylejakość polskiego życia politycznego, polskiej demokracji. Albo zejdziemy z tej równi pochyłej, albo znajdziemy się… nie wiem nawet czy to Białoruś, czy jakie standardy. Na pewno nie kierujemy się w stronę realiów cywilizowanego świata.
Wiele osób ma przekonanie o masowym fałszowaniu wyborów. Jednak jak o tym mówić, skoro nikt nikogo za rękę nie złapał?
- Ale dlaczego nie złapał? Dlatego, że nawet nie próbował. Partia opozycyjna nie próbowała, chociaż mogła. Jeśli dziś prezes Kaczyński mówi, że wybory były pełne nieprawidłowości, to czemu nie zmobilizował swoje partii, by sprawdzić, co się dzieje choćby w kilkuset komisjach? Gdyby partia miała stuprocentowy dowód, jak Polacy głosowali w tych komisjach, to można byłoby porównywać, jakie są różnice w głosowaniu w tej komisji i w innych komisjach. Wtedy można byłoby z pełną odpowiedzialnością rzucić karty na stół i powiedzieć: „druga strona fałszuje”. Powiedzieć „druga strona fałszuje” i nie mieć dowodów, to niestety nie jest skuteczne zachowanie.
Jak brzmiały słowa pani Kopacz w wieczorze wyborczym po ogłoszeniu wstępnych wyników? "My nie będziemy przekopywać wyników wyborów półtora metra w głąb i przesiewać ich ze szczególnom ostrożnościom"? Czy coś podobnego.
____________________________________ Videtur et hoc mihi Platforninem non debere esse Poza tym uważam że Platformę należy zniszczyć /Katon starszy/
21 lis 2014, 21:24
Re: Władcy Marionetek...
Skąd te brednie? Co się dzieje z najważniejszymi publicystami z „Wyborczej”?
Parę dni temu wyśmiewałem się z Pawła Wrońskiego, który napisał, jakoby Roman Dmowski przyjął chrzest dopiero na łożu śmierci, a także iż przywódca narodowców miał twierdzić – podobnie jak Róża Luksemburg – że stopień gospodarczej integracji Kongresówki z Rosją uniemożliwia odzyskanie niepodległości.
Zastanawiałem się, jakim cudem spod pióra absolwenta Historii Uniwersytetu Jagiellońskiego wypływają takie zdumiewające absurdy. I konkludowałem, że najwidoczniej ideologiczna nienawiść potrafi zaćmić mózg do stopnia, w którym przekracza się granice groteski i śmieszności.
Przypominam o tym dlatego, że w redakcji „GW” ta epidemia rozszerza się. Dzień czy dwa po publikacji kopernikańskich odkryć Wrońskiego Wojciech Czuchnowski w swój komentarz nt. polskich dyskusji o samorządach wtrącił, że w USA „były prezydent po ośmiu latach rządzenia i jednokadencyjnej przerwie może ponownie kandydować”.
Absurd podobnego stopnia, jak te Wrońskiego. Właśnie nie może. Niech mi Czuchnowski wymieni jakiegokolwiek prezydenta po Franklinie Delano Roosevelcie, który sprawował urząd dwie kadencje, a potem po jakiejś karencji kandydował ponownie. Oczywiście nie wymieni, bo takich przykładów nie ma. A nie ma dlatego, że expressis verbis zakazuje tego uchwalona w 1947 roku poprawka do amerykańskiej konstytucji.
Kolejny dzień czy dwa dni. Tym razem zastępca naczelnego Piotr Stasiński pisze, że „PiS przejął starą endecką doktrynę dwóch wrogów - Rosji i Niemiec”.
Endecka doktryna dwóch wrogów, i to w dodatku stara… Czytelnikom nie muszę przecież tłumaczyć, jaka to brednia. Przecież to właśnie endecja (i to ta „stara”…) opierała swój pomysł polityczny na założeniu, że z Rosją można się dogadać….
Co się dzieje z wami, koledzy? – chciałoby się zapytać. Przecież nie mówimy tu o jakiś dwudziestolatkach z nieukończonym licencjatem z podejrzanych szkół prowincjonalnych, tylko o facetach w średnim wieku, absolwentach najlepszych polskich uczelni. Stasiński ma nawet doktorat.
Można by to skomentować tak, jak w wypadku Wrońskiego. Że to ideologiczna nienawiść, zaćmiewająca mózgi itp. Ale to nie jest cała prawda, bo przecież przykład Czuchnowskiego pod tę interpretację nie podpada. Absurd, który wypowiedział, nie wpisuje się bowiem w polską wojnę wewnętrzną.
Może więc trzeba dodać jeszcze arogancję? Przekonanie, że jakąkolwiek wołającą o pomstę do nieba brednię by się nie napisało, to i tak nic się nie stanie. Bo przecież pracuje się w najbardziej opiniotwórczej gazecie, w „jedynym medium polskiej inteligencji”. I w związku z tym żadnej bzdury nikt nam nie wytknie. Intelektualiści, jeśli ją dostrzegą, co najwyżej nerwowo się uśmiechną i zmienią temat. No bo to przecież nasza „Gazeta”, a w dodatku PiS czyha…
A może to przykład celebrytów? Maciej Stuhr jakiś czas temu powiedział, że Polacy pod Cedynią przypinali dzieci do wałów, i co? Coś mu się stało? Odwrotnie – awansował na autorytet. Inny celebryta powiedział, że Chrobry był kochankiem cesarza Ottona, a zjazd gnieźnieński był tak naprawdę ich miłosną schadzką. I co, ktoś z mainstreamu uznał go za ośmieszonego…?
Jakie by nie były przyczyny, z niecierpliwością będę teraz wertował kolejne numery „Wyborczej”, i namawiam do tego P. T. Czytelników. Bo jeśli ten proces będzie się posuwał, to naprawdę wiele miłych momentów przed nami.
Olejnik (TW Stokrotka) wściekła za krytykę Komorowskiego. Nakrzyczała na gościa i wyszła
- Wie pan, ja panu proponuję żeby pan się napił zimnej wody i kończymy dzisiaj rozmowę - krzyknęła Monika Olejnik i wyszła ze studia. Powód? Zbigniew Ziobro skrytykował prezydenta Bronisława Komorowskiego za nazywanie "szaleńcami" tych, którzy wątpią w uczciwość wyborów.
Jak ogłosił wczoraj Komorowski, ten kto krytykuje sposób przeprowadzenia, liczenia wyborów i doszukuje się oszustw wyborczych jest szaleńcem, a na taką krytykę "nie ma zgody". - Warto pamiętać o tym, że gwarantami bezstronności, uczciwości i legalności wyborów są członkowie PKW – mówił w wygłoszonym oświadczeniu prezydent Komorowski. Oburzony ogłosił również, że krytyka wyborów jest niedopuszczalna.
- Nie ma zgody na kwestionowanie uczciwości wyborów, na przykład przez lansowanie szkodliwej tezy o konieczności powtórzenia wyborów – zaznaczył Komorowski. Temat ten pojawił się dzisiaj w jednym z programów Radia Zet. W rozmowie z liderem SP, Zbigniewem Ziobro, Olejnik krzyczała: Nie ma, nie ma, proszę pana, bo nie ma przesłanki generalnej żeby unieważnić wybory! Następnie dopytywała "co powinien zrobić prezydent Bronisław Komorowski?"
- Przede wszystkim nie odsądzać od czci i wiary tych, którzy wobec takiej wielkiej kompromitacji polskiego państwa domagają się jakiś rozwiązań, coś proponują, tylko nawet jeśli nie zgadza się z tymi osobami, zaprosić ich na rozmowę i podyskutować, bo powaga sytuacji tego wymaga (...) powinien usiąść i porozmawiać, a nie z taką pewnością siebie w głosie, żeby nie powiedzieć butą wyzywać ludzi tylko dlatego, że mają inny punkt widzenia - tłumaczył Ziobro, co jeszcze mocniej rozjuszyło prowadzącą program w Radio Zet. - [Prezydent] nie wyzywał, tylko powiedział, że to jest „odmęty szaleństwa”, „odmęty szaleństwa” powiedział - tłumaczyła Komorowskiego wyraźnie zdenerwowana Monika Olejnik
- No to co to jest, to co mamy szaleńców, wszyscy są szaleńcami? - pytał polityk, jednak Olejnik szybko zmieniła temat. - A proszę pana, co to znaczy mówić o prezydencie, że jest głuchy i ślepy, mówi kandydat na prezydenta Warszawy o prezydencie Polski, że jest głuchy i ślepy? - pytała. - Jeżeli pan prezydent pozwala sobie mówić w stosunku do ludzi, ogromnej większości Polaków zresztą, on nie wyczuł tu tej intuicji, odleciał pan prezydent, jeśli używać też jego... - próbował wyjaśnić Ziobro. Wtedy Olejnik już kompletnie wyszła z siebie.
- Odleciał, gdzie odleciał? - krzyczała na gościa. - Tak, od rzeczywistością stracił kontakt (...) Jeżeli pani poczyta wypowiedzi na forum „michnikowego szmatławca” to wtedy pani zobaczy, że wielbiciele „michnikowego szmatławca” też uważają, że to co się dzieje to jest kompromitacja państwa - usłyszała w odpowiedzi.
- Tak? To panowie odlecieli, panowie odlecieli, bo wygraliście wybory i mówicie, że są nieważne, to ja już nie wiem - kontynuowała coraz bardziej zdenerwowana Olejnik. Gdy usłyszała od gościa, że "pan prezydent mówi, że ci, którzy stawiają pytanie o ważność takich wyborów i ich wiarygodność to są szaleńcy, bo do tego się sprowadza jego wypowiedź", dlatego to prezydent obraża i "powinien trochę zimnej wody się napić i poprosić na rozmowy, bo on jest od tego by rozmawiać z ludźmi i strzec porządku konstytucyjnego, a nie obrażać tych, którzy mają słuszne powody do tych emocji" - miarka się przebrała.
- Wie pan, ja panu proponuję żeby pan się napił zimnej wody i kończymy dzisiaj rozmowę. Koniec! Koniec! - krzyknęła, wzięła leżącą na stole "michnikowego szmatławca" i wyszła.
Nie masz wystarczających uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego postu.
____________________________________ Videtur et hoc mihi Platforninem non debere esse Poza tym uważam że Platformę należy zniszczyć /Katon starszy/
25 lis 2014, 21:11
Re: Władcy Marionetek...
Wiarygodność wyborów wychodzi daleko poza banalny podział na „mafię” i „sektę”. Widzi to nawet Miller, milczą więc o nadużyciach i wyciągają Urbana
Chyba najgorszym scenariuszem dla kwestii wyjaśnienia wszystkich nieprawidłowości wyborczych (i wysnucia wniosków na przyszłość) byłoby wpisanie całego tematu w „rytualny taniec” między Prawem i Sprawiedliwością a Platformą. Słowem - skrócenie wielowątkowego, wielowymiarowego i zwyczajnie ważnego dla jakości demokracji problemu do rywalizacji między elektoratem jednej i drugiej partii to najkrótsza droga do zbagatelizowania sprawy i uznania, że nic się nie stało.
Taki scenariusz zakłada bowiem, że koniec końców z problemem ważności wyborów zostaną tylko „żelazne elektoraty” obu partii, a tzw. zwykli obywatele machną ręką, przekonani, że to kolejna z tysiąca ośmiuset innych spraw, w której może i „mafia” coś kręci, ale „sekcie” to całkiem odbiło.
Niestety, wiele wskazuje na to, że zamiennik realizowania takiego scenariusza będzie miała miejsce. Po początkowym milczeniu, czy wręcz odruchowym zrozumieniu społecznych emocji i oburzenia, rządzący ruszyli do kontrataku. Hasła o „odmętach szaleństwa” (głowa państwa), „za ciasnej dla Kaczyńskiego demokracji” (szefowa rządu) i „warcholstwie” (doradca pana prezydenta) zdominowały przekaz publiczny.
Podobnie zachowywały się główne media i dyżurni eksperci. Początkowo przybliżano niemal każdy skandal wyborczy (lub choćby jego podejrzenie), skutecznie utrzymując na powierzchni temat wiarygodności wyborów. Wystarczyły jednak dwie konferencje prezydenta, który wyrasta na głównego rozgrywającego, a wajcha została przestawiona. I tak widzowie i czytelnicy są przekonywani, że wynik PSL może być efektem dobrej kampanii w terenie, błąd Ipsos to efekt niskiej temperatury, a system PKW padł, bo paść musiał i nikt by go lepiej nie stworzył.
Dziś o wyborczych nadużyciach milczą zupełnie. A do zdezawuowania propozycji opozycji (także tej lewicowej) wyciągnięto nawet Jerzego Urbana, który wystąpił jako autorytet „Faktów”. To byłoby nawet zabawne, gdyby nie dotyczyło tak ważnej sprawy.
Mający wątpliwości ws. wyborów, domagający się wyjaśnień, wniosków i sugerujący powtórkę na szczeblu sejmików wojewódzkich spychani są w getto mniejszości. Czasem w zabawny sposób, na co uwagę zwrócił na Twitterze Maciej Richter (@Roadtripper7). Jak bowiem odpowiadać w sondażu na pytanie, które od razu sugeruje odpowiedź?
Inne z pytań postawiło twardą tezę o „sfałszowaniu”, które sugeruje intencjonalne wypaczenie wyników. Czysta groteska i czysta manipulacja.
Można się oczywiście zastanawiać, na ile chętnie buty do „rytualnego tańca” zakłada opozycja, ale z drugiej strony - jakie ma pole manewru? Skoro nawet Leszek Miller został wrzucony do jednego worka „oszołomów”, skoro nawet argumenty Pawła Kowala, który przez lata obserwował wybory w innych krajach, są traktowane jako „podpalanie Polski”, to co dopiero mówić o Jarosławie Kaczyńskim. Myślę, że PiS przyjęło całkiem niezłą taktykę, krok po kroku: protesty do sądów, zamiennik odwołania sejmików przez parlament, zamiennik zmiany prawa na przyszłość, zaalarmowanie instytucji europejskich i wreszcie pokazanie się podczas „marszu róż”, który zapowiedział Kaczyński.
Platforma do spółki z głównymi mediami próbują temat, delikatnie mówiąc, olbrzymich zaniechań wdrukować do głów jako coś na kształt „zamachu smoleńskiego”. Pal sześć dowody, pal sześć wątpliwości. Rację miał Robert Mazurek w swoim felietonie na łamach „wSieci”, który porównał postawę części publicystów do tych, którzy widząc drzewa, nie widzą lasu. Albo tych, którzy las dostrzegli, ale boją się konsekwencji tego, co zobaczyli.
Smutna konstatacja jest taka, że pewnie i dziś taka operacja się uda. Choć może w tym przypadku oburzenie będzie na tyle duże, że nie wystarczy ani przemilczenie nadużyć, ani uberautorytet Urban. Tymczasem całą kwestię wyborów samorządowych i serii skandali wobec nich trzeba by podnieść spokojnie, ale twardo. Wyjaśnić każdą, nawet najmniejszą wątpliwość. Inaczej podział między Polakami tylko się powiększy.
Jeśli wyciągać jakiekolwiek wnioski na podstawie 10/04, to takie, że brak poważnego wyjaśnienia (na przykład w postaci wspólnej debaty naukowej obu stron) tamtej sprawy odbija się czkawką do dziś. Czy komukolwiek z obozu rządowego zależy, by tak nie stało się z kwestią tych (a może i przyszłych) wyborów?
* * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * Wyciąganie „autorytetów” pokroju Urbana ma nam te wybory zohydzić do reszty. Tymczasem, wciąż jest o co walczyć
Jednym z najbardziej powszechnych ostatnio wątków w retoryce polityków Platformy a także służebnych im mediów jest pytanie: dlaczego namawiacie do pójścia i zagłosowania w drugiej turze wyborów, skoro pierwsza turę uważacie za sfałszowaną? Ten prosty, a właściwie prostacki zabieg ma, niestety, szansę zadziałać. Spin doktorzy Platformy doskonale wiedzą, że sporo osób ogranicza się do czytania wiadomości tylko w internecie i zazwyczaj nie wybiega ponad nagłówek, ewentualnie lead.
To, jak mawiał komediowy klasyk „pomieszanie dwóch systemów walutowych” sugeruje, że Kaczyński jest tylko pieniaczem, a jednoczesne kwestionowanie pierwszej tury i namawianie do udziału w drugiej to już schizofrenia. Otóż, nic bardziej mylnego. Ale mam wrażenie, że to wciąż za mało wybrzmiewa, zatem czuję się w obowiązku przypomnieć, jak jest naprawdę.
Nieprawidłowości, głównie nieważne głosy dotyczyły w pierwszej turze wyborów do sejmików samorządowych. W turze drugiej będziemy decydowali głownie o wyborze prezydentów miast. W pierwszej turze tam, gdzie prezydentów jeszcze nie wybrano, odsetek nieważnych głosów był niewielki. Zapewne dlatego, że w porównaniu z wyborami do sejmików to bardzo proste do zrozumienia wybory, zarazem trudne do sfałszowania.
Warto też przyjrzeć się temu, co szczególnie w dużych miastach się wydarzyło. Platforma została poważnie ukąszona, nawet w swoich bastionach (Warszawa, Gdańsk, Wrocław) nie udało się kandydatom PO wziąć urzędu w pierwszej turze, co jeszcze niedawno byłoby nie do pomyślenia. Stąd te „niekonwencjonalne” pomysły, jak pojawianie się w mediach Urbana, który opowiada o tym, jak to on głosuje. Odruch wymiotny jest zrozumiały, ale nie można się dać tak łatwo załatwić tym, którzy nie chcą, aby w drugiej turze jeszcze powalczyć.
Życzyłbym sobie, aby te zabiegi okazały się przeciwskuteczne, aby jeszcze bardziej zmobilizowały tych, którzy chcą złą władzę zmienić. Wydaje mi się, że jest nawet szansa na to, aby w drugiej turze wyborów frekwencja była wyższa niż w pierwszej. Niech na wybory pójdą także ci, którzy 16 listopada nie głosowali, bo myśleli, że system partyjno - medialny jest na tyle szczelny, że już nie ma się o co bić. Wyniki pierwszej tury pokazały, że jest. I że trzeba.
* * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * Jakie były wybory? Według kryteriów europejskich 3,5 punktu na 12 możliwych. RAPORT
Wybory należy ocenić jako naruszające standardy demokratyczne stosowane w Unii Europejskiej – to pierwszy wniosek z raportu Zespołu Parlamentarnego do spraw Obrony Demokratycznego Państwa Prawa Sejmu RP, przedstawiony przez Krzysztofa Szczerskiego z PiS. Wybory do sejmików wojewódzkich całkowicie nie spełniły 6 kryteriów z wyszczególnionych 12 kategorii oceny jakości wyborów pod kątem postrzegania norm demokratycznych.
Ostateczna ocena końcowa wyborów analizowana na podstawie wymogów opracowanych na potrzeby instytucji Unii Europejskiej to 3,5 pkt/12 pkt. - Wynik naszego raportu, ćwiczenia demokracji w Polsce, jest jednoznaczny: na 12 kryteriów tylko 1 jest spełnione - powiedział podczas konferencji Krzysztof Szczerski.
Niespotykana dotąd skala nadużyć towarzysząca głosowaniu i liczeniu głosów, awaria systemu informatycznego liczącego głosy, wyjątkowo długie oczekiwanie na oficjalne wyniki, zastraszająco wysoki odsetek głosów nieważnych i bulwersująca zmiana ostatecznych rezultatów podważyły zaufanie Polaków do instytucji państwowych, jak również do uczciwości samych wyborów.
W związku z tym Zespół Parlamentarny do spraw Obrony Demokratycznego Państwa Prawa postanowił sporządzić raport analizujący wybory samorządowe w Polsce w roku 2014 pod kątem możliwie najlepszych i najbardziej obiektywnych kryteriów, czyli kryteriów stosowanych przez Unię Europejską.
Raport zawiera ocenę tychże wyborów z punktu widzenia standardów określanych przez unijne Misje Obserwacyjne Wyborów, kierowane do analizy procesu wyborczego w krajach aspirujących do miana demokratycznych.
Oto 12 kategorii, które zostały dokładnie przeanalizowane pod katem wyborów samorządowych 16 listopada 2014 roku:
1. Kontekst polityczny 2. Ramy prawne 3. Zarząd nad wyborami 4. Rejestracja wyborców 5. Rejestracja kandydatów 6. Kampania wyborcza 7. Otoczenie medialne 8. Zażalenia i skargi 9. Prawa człowieka 10. Społeczeństwo obywatelskie 11. Głosowanie i przeliczanie głosów 12. Ogłaszanie wyników głosowania
Następujące 12 obszarów problemowych zostało dokładnie opisanych i zbadanych. Przedstawiono również, których konkretnie standardów nie spełniono, bądź spełniono w jakimś stopniu.
Zawarta w niniejszym raporcie analiza przebiegu tegorocznych wyborów samorządowych w Polsce wykazała, że wybory te w wielu kwestiach odbiegały od standardów Unii Europejskiej. Nadużycia i zaniedbania obecne były w zdecydowanej większości obszarów badanych przez obserwatorów unijnych, przy czym najpoważniejsze naruszania wzorców UE miały miejsce w toku samego głosowania i liczenia głosów oraz ogłaszaniu wyników.
Analiza zawarta w raporcie prowadzi do wniosku, że obecne wybory samorządowe trudno nazwać inaczej niż godzącymi w fundamentalne standardy demokratycznego państwa prawa wedle modelu europejskiego.
Zespół Parlamentarny ds. Obrony Demokratycznego Państwa Prawa zaleca pilne podjęcie prac parlamentarnych w zakresie zmian legislacyjnych podanych w konkluzjach raportu, tak by mogły one wejść w życie przed wyborami powszechnymi do Sejmu RP i Senatu RP w 2015 roku.
Fotoreporterzy szydzą z wiceszefa „Wyborczej”. Piszą do Stasińskiego „będziemy Pana wspierać”
Czy ktoś pracujący w mediach mógł nie słyszeć o sprawie aresztowanych dziennikarzy za relacjonowanie zajść w PKW? Znalazł się jeden taki. Piotr Stasiński – publicysta, zastępca redaktora naczelnego „michnikowego szmatławca" rzekomo (jeszcze w niedzielę) nic nie wiedział o sprawie. I od razu stał się obiektem kpin ludzi z branży.
Stowarzyszenie Fotoreporterów udostępniło list otwarty do redaktora "Wyborczej", bo publicznie wątpił o niewinności Jana Pawlickiego – TV Republika i Tomasza Gzella – Polska Agencja Prasowa. Jednocześnie fotoreporterzy zapewnili że, jeśli kiedykolwiek służby zabiorą Stasińskiemu pasek i sznurówki za wykonywanie obowiązków służbowych, będą go solidarnie wspierać, a nie czekać na wyrok sądu.
RELACJA Z WCZORAJSZEGO PROCESU DZIENNIKARZY
List otwarty do redaktora Piotra Stasińskiego:
Szanowny Panie Redaktorze, Obejrzeliśmy Pańską wypowiedź w programie “Loża prasowa” na temat zaaresztowania dwóch przedstawicieli mediów w PKW. Stwierdził Pan, że nie wie co się stało w czwartek w PKW oraz co robili tam fotoreporter Tomasz Gzell i dziennikarz Jan Pawlicki, że to sprawa dla sądu. Program nadawany jest w niedzielę, minęło więc jakieś 60 godzin od zdarzenia, a Pan nie wie nic o sprawie ciekawej nie tylko ogólnie, dla opinii publicznej, ale również dla Pana jako dziennikarza.
Nie czytał Pan informacji we własnej gazecie. Nie czytał Pan depesz papowskich. Nie czytał Pan innych relacji. Nie poszedł Pan do sądu, by wysłuchać co mają do powiedzenia oskarżeni oraz świadkowie wydarzeń czekający na wysłuchanie przed salą 242. Nie porozmawiał Pan z fotoreporterem Agory, który w chwili zatrzymania Tomka Gzella stał tuż za jego plecami. Nie znamy Pańskich motywacji, zapewnić chcemy jednak o jednym: jeśli kiedykolwiek służby zabiorą Panu pasek i sznurówki za wykonywanie obowiązków służbowych będziemy solidarnie Pana wspierać, a nie czekać na wyrok sądu.
Z wyrazami szacunku, Tomasz Jędrzejowski, fotoreporter Zarząd Stowarzyszenia Fotoreporterów Jacek Łagowski, fotoreporter, Zarząd Stowarzyszenia Fotoreporterów Ludmiła Mitrega, fotoreporter, Zarząd Stowarzyszenia Fotoreporterów Radek Pasterski, fotoreporter, Zarząd Stowarzyszenia Fotoreporterów Krystian Maj, fotoreporter FORUM Marek Lasyk, fotoreporter Reporter Maciej Jarzębiński, fotoreporter FORUM Dominik Werner, fotoreporter Marek Lapis, fotoreporter FORUM Alina Gajdamowicz, fotoreporter Michał Łepecki, fotoreporter Czarek Sokołowski, fotoreporter Associated Press Natalia Dobryszycka, fotoreporter Bartłomiej Jurecki, fotoreporter, Tygodnik Podhalański Mateusz Jagielski, fotoreporter Tomasz Adamowicz, fotoreporter FORUM Łukasz Szeląg, fotoreporter Mateusz Trzuskowski, fotoreporter Stefan Maszewski, fotoreporter Reporter Piotr Kucza, fotoreporter Grzegorz Michałowski, fotoreporter PAP Adam Jastrzębowski, fotoreporter Dariusz Pradut, fotoreporter Michał Kość fotoreporter, AF WSCHÓD Mateusz Baj fotoreporter, inPRO Piotr Andrzejak, Wiadomości24.pl, Sieradz.com.pl Łukasz Głowacki Radio Plus Łódź Andrzej Bęben, fotoreporter Michał Trojanowski fotoreporter SDRP Krzysztof Jarczewski, fotograf, Syfilisweek Polska Marcin Jaworski, fotoreporter Gazety Pomorskiej, Tygodnika lipnowskiego, portalu Terazlipno.pl Marian Zubrzycki, fotoreporter Wojciech Łączyński, fotoreporter Marcin Pieńkowski, dziennikarz, Rzeczpospolita
Władza to gnijący trup, opozycja wychodzi z zapaści. Polacy mają dość!
Czas na wnioski po wyborach, które postaram się uporządkować krótko i czytelnie.
W pogoni za kolejnymi rewelacjami bardzo łatwo gubią się generalia, warto zatem przypomnieć, że wbrew pozorom i fałszywym tezom nie żyjemy w starej, ale w zmieniającej się rzeczywistości politycznej. Pierwszy raz od 25 lat opadła kurtyna i na oczach Polaków władza pokazała, że dla utrzymania władzy musi sfałszować wybory. Początkowo i mnie się wydawało, że PSL zrobił stary numer wyborczy i rozpuścił swoje lokalne macki, co dało im wynik na poziomie 17%. Szybko jednak się okazało, że mamy do czynienia z jawnym fałszerstwem i to takim, które ma dotrzeć do świadomości wyborców.
Wynik „chłopskiej” partii to prymitywny kant polegający na przepompowaniu elektoratu PiS do PSL. Nieistotne, jakimi technikami zostało to wykonane, moim zdaniem kilkoma naraz, ważne, że fałszerstwo jest faktem i testem. Jak wypadł test? Średnio, z jednej strony nie było płonących samochodów na ulicach, ale z drugiej Polacy poszli do II tury wyborów i wprawdzie w wielkich miastach PiS przegrywa z PO, jednak te porażki znacznie bardziej martwią „wygranych”. Jeśli kompletnie olany przez własną partię Sasin przegrywa o 8% z HGW, nikomu nieznana Mirosława Stachowiak-Różecka we Wrocławiu przegrywa z Dutkiewiczem o 3%, a Jaworski najgorszy z możliwych kandydatów PiS w Gdańsku dostaje 40%, to odpowiedź wyborców jest dość czytelna. PO nadal toczy się w dół i to w przyspieszonym tempie, okradzione z głosów PiS idzie w górę, nie sprintem i nawet nie biegiem, ale równym marszem. I niech się śmieją smutni ludzie, że oto mamy kolejne moralne zwycięstwo, mnie to nie rusza, bo widzę to, co najważniejsze.
Beznadziejnie wypompowana PO, kiepsko zorganizowane i zaszczute PiS ciągle są w centrum zainteresowania wyborców, którzy konsekwentnie zmieniają kurs. Czas jest największym atutem opozycji i czas będzie z każdym dniem dobijał władzę. Skoro Polacy ciągle jeszcze widzą ekrany przy kawałkach autostrady i taniec z gwiazdami w telewizji, a nie widzą intelektualnej, moralnej, ekonomicznej i demokratycznej nędzy w Polsce, to znaczy, że jeszcze za wcześnie. PiS może stawać na głowie i żaglować płonącymi maczugami, ale nie zrobi nic dopóki w narodzie nie obudzi się wściekłość. Sztucznie taki efekt da się wywołać jedynie z użyciem potężnych narzędzi – kasa i media.
Kaczyński nie ma ani takiej kasy, ani takich mediów, żeby na wzór PO gotować nastroje społeczne. Uszczęśliwianie Polaków na siłę nigdy nie kończyło się powodzeniem i jeśli miałbym do czegoś porównać obecny stan, to widzę koniec lat 80-tych ubiegłego stulecia. Odchodzi w cień Jaruzelski i ostatnią blagą władzy staje się rząd Rakowskiego, ale i tu istnieją dwie poważne różnie na niekorzyść obecnej zgnilizny władzy. Kopacz Rakowskiemu nie dorasta do pięt, PZPR nie posunęła się do fałszerstw w wyborach 1989 roku. Ściśle porównywalne są nastroje społeczne i media, wówczas i teraz ludzi mdliło, ale nielicznym chciało się jeszcze strajkować i kręcić powielaczem, większość uciekała z Polski. Media opowiadały w kółko te same brednie, z których śmiali się widzowie, a nawet sekretarze PZPR.
Gnicie to proces nieodwracalny i PO zgniło mniej więcej do połowy, jeśli tę zepsutą cześć udałoby się odkroić to i tak pozostanie kadłubek.
Wiemy jednak doskonale, jak ta partia funkcjonuje i że nikt tu się nie da odkroić, tylko będzie gnił do końca, zarażając zgnilizną pozostałych. Na spotkaniu w Łodzi przypomniałem jedno proroctwo, które często pojawiało się w klasyce literatury polskiej. Seniorzy rodu powtarzali przy rodzinnych spotkaniach, że oni wolnej Polski nie dożyją, ale są pewni, że wnuki w wolnej Polsce żyć będą. Historyczna statystyka podpowiada, że musi nastąpić cud i przynajmniej na chwilę Polacy w końcu otrzeźwieją, ponieważ ten system podobnie, jak komuna oparty jest na ekonomicznym złodziejskim absurdzie i monopartyjnej tragifarsie. Broń Boże nie chcę się porównywać z mądrymi seniorami rodu, ale jako smarkaty czterdziestolatek śmiem napisać, że spodziewam się dożyć cudu i w nim uczestniczyć. Nastroje mam zmienne jak brzemienna niewiasta, ale chciałby tak długo, jak się da widzieć sens i postęp, bo czuję się fatalnie w atmosferze nieustannego samobiczowania.
Wybory pokazały, że władza jest gnijącym trupem, opozycja wychodzi z zapaści, a ludzie mają dość, tylko jeszcze nie do końca zdają sobie z tego sprawę.
____________________________________ Videtur et hoc mihi Platforninem non debere esse Poza tym uważam że Platformę należy zniszczyć /Katon starszy/
Ostatnio edytowano 02 gru 2014, 19:50 przez Badman, łącznie edytowano 1 raz
02 gru 2014, 19:48
Re: Władcy Marionetek...
Czy Polacy wyjdą na ulice?
Jak co tydzień, w drodze na kolegium redakcyjne WPROST, wpadam do osiedlowego sklepiku. Kupuje gazety, papierosy i cukierki a przy okazji robię szybki przegląd nastrojów społecznych. W okolicach stojaka z prasą zbiera się lokalna grupa dyskusyjna rozważająca najnowsze wydarzenia społeczno-polityczne. Przyznaje się bez bicia. Podsłuchuje z upodobaniem. W celach absolutnie badawczych. W tym tygodniu na tapecie są trzy tematy. Wymieniam w kolejności. Od spraw wywołujących wśród zgromadzony najwięcej emocji. Po pierwsze: grupa remontowo budowlana, którą widziano ostatnio grzebiącą przy kanalizacji. Temat ważny. Spece zostają obwinieni o kilkugodzinny brak prądu.
Po drugie: zegarek Sławomira Nowaka. -Drogi. Bardzo drogi- twierdzą zebrani. -Czy ja wiem czy ten zegarek to ładny-ocenia jedyna wśród zebranych kobieta. Konkluzja jest taka. Zegarek Nowaka nie jest wart 20 tysięcy złotych.
Po trzecie: temat, który wywołuje najmniej emocji. Sfałszowane wybory. Zgromadzeni słyszeli, że ktoś coś podobno fałszował, ale chyba nie bardzo ich to obchodzi. Przez chwile żartują i przerzucają się znanymi z mediów przykładami wpadek kolejnych komisji wyborczych. –Burdel jak zawsze- kwitują lekko znudzeni.
Jarosław Kaczyński zapowiada na 13 grudnia wielki marsz. Liczy, że na fali po wyborczego oburzenia uda się zmobilizować znacznie więcej osób niż do tej pory. Że do stolicy przybędzie nie tylko żelazny elektorat prawicy, wyznawcy smoleńskiej teorii dziejów czy słuchacze Radia Maryja. Prezes liczy, że na manifestacji zjawią się nowi zwolennicy, nowi wyznawcy a wielkie oburzenie załomocze do drzwi rządzących. Problem w tym, że emocje po wyborcze najwyraźniej bardzo szybko opadły. Nawet, jeśli PiS zgromadzi 13 grudnia wielkie tłumy na ulicach Warszawy, tłumy rozejdą się po zakończeniu manifestacji i ciągu dalszego raczej nie będzie.
To chyba jeszcze nie ten moment. Albo nie ten przywódca.
Dorżnijmy tę watahę, która stoi tam gdzie stało ORMO
Kto pamięta o nieśmiertelnym zwołaniu „podzielić Polaków” łapki w górę! Aaaa! Mam was Oszołomy, uderz w stół, a nożyce się odezwą. A to znacie? Przychodzi milicjant do domu i od progu szuka awantury. Dawaj zupę - krzyczy do żony. Łapie za łyżkę, próbuje, cholera nie przesolona, ciepła i przyprawiona w sam raz. Szuka dalej pretekstu. Dawaj herbatę! – drze japę na całą chałupę. Małżonka tupta cichutko i kładzie na stole idealnie posłodzony napój. Kończą się pomysły i milicjant zaczyna kombinować na chama. Pod stół właź – nakazuje żonie, która natychmiast chowa się pod stołem. Milicjant gotuje się żywcem, jeszcze chwilę i przyłoży połowicy bez pretekstu, ale nagle przychodzi mu świeża myśl do głowy. Szczekaj! – drze się wniebogłosy i po chwili słyszy cichutkie szczekanie przerażonej małżonki. O żesz ty k..wa twoja mać, na swojego szczekasz? – karci i leje żonę gdzie popadnie, skazaną od progu na poniżenie.
Ten „suchar” mówi wszystko o polityce miłości w wykonaniu partii ukochanej, po wieki nie zastąpionej. Każde wycofanie i wypełnianie narzuconych idiotyzmów i tak skończy się dla dyscyplinowanych jednym wielkim łomotem. Pretekst zawsze się znajdzie, czy wyjdziesz 13 grudnia na ulicę, czy nie wyjdziesz, dostaniesz w dupę, żeś wyszedł albo i nie wyszedł. Wstaniesz na minutę i uczcisz ruskiego agenta Hansa Klossa, weźmiesz w dupę, nie wstaniesz tym bardziej nie masz życia.
Wracając raz jeszcze do milicjanta i żony, trzeba powiedzieć sobie jedno, jak świat światem kobita, która zbierała cięgi od starego i liczyła, że ten się poprawi, dostawała regularnie i coraz więcej. Działało i nadal działa na podobnych typów tylko jedno – pazurami po oczach albo wołać na pomoc chłopa, który mordę staremu obije. Innych metod nie ma, dlatego też, nie dam się wciągnąć w żadne dywagacje, czy ekranowy i życiowy ruski pachołek Mikulski, zasługuje na minutę ciszy.
Nie po to Sikorski, czy inny demiurg wymyślili tę tandetną prowokację, żeby uczcić pamięć kogokolwiek, a tym bardziej obciachowego Mikulskiego, to jest zwykłe polowanie na ludzkie emocje i „dzielenie Polaków”. Tworzy się coś tak idiotycznego, że nikomu przy zdrowych zmysłach podobna rzecz nie przyszłaby do głowy, a potem tresuje przeciwników, aż do poziomu, jak nie pałka, to kijem. Moja odpowiedź jest krótka i intensywna. Rozstawiam łapy wypuszczam pazury i po ślepiach, a potem kopa, kopa i jeszcze raz kopa.
To się nigdy nie skończy, jeśli nawet nie milicjantom, ale ormowcom tresowani obywatele będą podawać ciepłą zupę i posłodzoną herbatę, by w zamian dostać lampę pod oko. Znam na wylot takich orędowników tolerancji, miłości i łączenia Polaków, którzy na zapleczu tarzają się teraz po podłodze, bo udało się zrobić „śmieszny żart” i będzie można popatrzeć na miotających się „oszołomów”. Żadnej dyskusji z ormowcami, to było jest i będzie durne, bo takie się urodziło. Z ormowcami się nie dyskutuje, ormowców się wyśmiewa i tępi. Musi nastąpić prosta zamiana ról inaczej każdy rozgarnięty człowiek zostanie zaszczuty przez byle Sikorskiego, czy innego Komorowskiego, stojących tam gdzie stało ORMO. Co jeden to bohater, co drugi człowiek honoru, co trzeci ratuje chore dzieci i przeprowadza staruszki przez zebrę, a wszystko w rodzinie i garnizonie ORMO – takie dzielne kadry. W języku marginesu przemówię, żeby dotarło: „paszli won”.
I żadnego durnego tłumaczenia w stylu: „nie no, film był kultowy, w porządku”, „trochę to dziwne, ale z drugiej strony całe moje dzieciństwo”. Na takie tanie efekty i wzruszenia są te prowokacje nastawione. Wzbudzić wyrzuty sumienia, przyłożyć nahajem szacunku dla zmarłych, stłamsić serią maglarskich: „pani kochana, patrz pani, jaki dziad jeden, wziął i nie wstał, bym takich…, mówię pani, że zdrowia nie mam”. Groza i komedia jednocześnie. Przedstawiciele marginesu społecznego, trzecie pokolenie ormowców, występuje w roli wychowawców i treserów rozumnej części narodu. Prócz tego, że pusty śmiech ogranie, to należy się regularny łomot. Nie tylko wyśmiać, ale wybatożyć pod pręgierzem, żeby na całe życie jeden z drugim zapamiętał, gdzie jego miejsce i łba ma milimetr z ormowskich koszarów nie wychylił. Dorośli ludzie dają się rozstawiać po katach, zamiast złapać za wszarz i wyrzucić za drzwi gówniarzy w pionierskich krótkich gatkach i jedno jest w tym wszystkim naprawdę piękne.
Ci sami synowie i córy ORMO, które odmówiły uczczenia pamięci rotmistrza Pileckiego, będą stać na baczność przed J-23. Jaki agent tacy ormowcy.
Matka Kurka
Komentarze
Ci sami synowie i córy ORMO, które odmówiły uczczenia pamięci rotmistrza Pileckiego, będą stać na baczność przed J-23. To im H W D P. I PO temacie By oxygen49 "kto przez dwa lata całą wiedzę o świecie czerpie z telewizji, traci zdolność myślenia" - Volkoff
____________________________________ Videtur et hoc mihi Platforninem non debere esse Poza tym uważam że Platformę należy zniszczyć /Katon starszy/
06 gru 2014, 22:44
Re: Władcy Marionetek...
Hodowla baranów. Tajniki i zagrożenia
Na początku należy nadmienić, że hodowla baranów jest zajęciem niosącym szereg zagrożeń, aczkolwiek jest niezbędna jak żeglowanie. Największym zagrożeniem jest trykanie. Otóż wiele nieodpowiedzialnych jednostek, które nie mogą się pogodzić ze swoim baranim losem, próbuje trykać.
Trykanie baranów może doprowadzić w najgorszym wypadku do nieszczęść, które mogą śmiertelnie zasmucić pasterzy. Trykający, rozlewający się bunt jest niebezpieczny dla ładu, umiłowanego przez osoby strzygące barany z dużym osobistym zyskiem. Należy więc przede wszystkim pilnie obserwować trykaczy. Dziś już niestety nie zawsze można trykacza wyciągnąć ze stada i po prostu uciąć mu łeb. Dlatego też pilny pasterz ma na podorędziu subtelniejsze metody hodowli. Po pierwsze, korzystając z estetycznych, kupionych za dobre pieniądze megafonów, musi bezustannie wbijać do tych baranich łbów, że baranom jest dobrze, a będzie jeszcze lepiej, tylko niech się nie wtrącają. Wszelkie niepowodzenia megafony – które trzeba ubrać w drogie, dobrze skrojone garnitury albo żakiety – mają natychmiast zrzucać na trykaczy
Trykaczom można w skrajnych wypadkach zarzucać faszyzm, ale w zasadzie odchodzi się już od tego w hodowli – to bzdura szyta zbyt grubymi nićmi. Świetnie natomiast sprawdzają się komunikaty z megafonów, że trykacze chcą podpalić pastwisko i że mają różne choroby umysłowe. Bezustannie należy baranom wbijać do łbów, że trykacze muszą być nienormalne, bo przecież inne barany spokojnie i bezwolnie sobie przeżuwają. Baranom trzeba też zaszczepić poprzez megafony, że chociaż na przykład mają prawo do zbijania się w stado z jakiegoś tam powodu, to lepiej, żeby się nie zbijały, bo przecież zatroskani pasterze z magafonami najlepiej wiedzą, co jest dobre dla baranów, a bycie razem wcale nie jest. Zresztą jednostki trykające trzeba zohydzić wszelkimi możliwymi sposobami. Że brzydcy, że głupi, że ściągną głód i Putina. Barany trzeba też powolutku przyzwyczajać megafonami, że jak jakiś pasterz sobie coś weźmie, to nie jest to kradzież, bo kradzież to by była, jakby trykacz dotknął. I na koniec: nie wolno ustawać w wysiłkach hodowli baranów. Inaczej nie można będzie ich strzyc. A jak widać, można barany strzyc, i to do samej skóry, a w dobrej hodowli barany są z tego bardzo zadowolone.
Nie możesz rozpoczynać nowych wątków Nie możesz odpowiadać w wątkach Nie możesz edytować swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz dodawać załączników