Teraz jest 05 wrz 2025, 18:20



Odpowiedz w wątku  [ Posty: 591 ]  idź do strony:  Poprzednia strona  1 ... 32, 33, 34, 35, 36, 37, 38 ... 43  Następna strona
Historia 
Autor Treść postu
Zawodowiec
Avatar użytkownika

 REJESTRACJA21 paź 2006, 19:09

 POSTY        7731

 LOKALIZACJATriCity
Post Re: Historia
60 rocznica wybuchu węgierskiej Rewolucji 1956

Trzeba uratować Brukselę przed zsowietyzowaniem.
Niech Bóg strzeże Polskę


Obrazek

- Zadaniem miłujących wolność ludów Europy jest dziś uratowanie Brukseli przed zsowietyzowaniem
- oświadczył w niedzielę premier Węgier Viktor Orban w obecności prezydenta Andrzeja Dudy na uroczystości w Budapeszcie z okazji 60. rocznicy wybuchu rewolucji węgierskiej 1956 r.

Premier na początku swego przemówienia powitał prezydenta Dudę, akcentując przyjaźń narodów polskiego i węgierskiego.
- Niech Bóg strzeże Polskę! - powiedział.

Jak zaznaczył, nie wolno dopuścić, by Unia Europejska przeistoczyła się we współczesne imperium i by zamiast niej powstały "Stany Zjednoczone Europy".
- My, Węgrzy, chcemy pozostać europejskim narodem, nie zaś mniejszością narodową w Europie - zaznaczył.

Oświadczył też, że nie wolno dopuścić do tego, by "Europa odcięła korzenie, które kiedyś uczyniły ją wielką". Tymi korzeniami są według niego "życiodajna siła narodów oraz licząca dwa tysiąclecia mądrość chrześcijaństwa".
Podkreślił, że 23 października, czyli rocznica wybuchu rewolucji 1956 r., jest "wspólnym dziedzictwem" narodu węgierskiego. Jak zaznaczył, Węgrzy mogą podziękować bohaterom 1956 r., bo dzięki nim mogli być dumni nawet "w najczarniejszych latach historii Węgier".

Jak zauważył, w 1956 r. sowieckiemu komunizmowi, który był uważany za niezachwiany, zadano ranę, z której już nie zdołał się podnieść. Wyraził przy tym przekonanie, że Węgrzy "stanęli kością w gardle sowieckiemu imperium", bo byli wierni idei narodowej. Ocenił też, że tajemnicą wolności jest odwaga, a nie "cnota porcjowana na wadze aptecznej". Tymczasem "Europa wybiera to, co tańsze, bardziej rozwodnione i przyjemniejsze, zamiast własnych dzieci - uchodźców, a zamiast pracy - spekulację". Oświadczył również, że wolność jest "jak pływanie: kto go zaprzestanie, utonie".

W tłumie na placu Kossutha było widać dużą grupę Polaków z biało-czerwonymi flagami.

Przemówienie Orbana próbowano zakłócać gwizdami i okrzykami "Dyktator!". Do gwizdania podczas uroczystości nawoływała opozycyjna partia Razem, argumentując, że Orban nigdy nie spotyka się z narodem i nie odpowiada na pytania dziennikarzy.
Jednocześnie z oficjalnymi obchodami partie opozycyjne zorganizowały wiece w innych punktach Budapesztu. Na placu Lujzy Blahy, gdzie zebrało się ok. 3 tys. zwolenników m.in. Węgierskiej Partii Socjalistycznej i Koalicji Demokratycznej (DK). Szef DK, b. premier Ferenc Gyurcsany powiedział, że "to, co robi Orban, jest kontrrewolucją przeciw demokracji i wolności". Mniej osób zgromadził wiec skrajnie prawicowej partii Jobbik.

Źródło: http://wiadomosci.wp.pl/kat,1356,title, ... omosc.html


Załącznik:
Viktor Orban. Rok 1987 rok..jpg




Prezydent Andrzej Duda wziął udział w obchodach 60. rocznicy Rewolucji Węgierskiej

Zapłaciliście ogromną cenę za pragnienie wolności, ale w końcu tę wolność zdobyliście
- stwierdził prezydent

Węgrzy zapłacili ogromną cenę za pragnienie wolności, ale po latach prześladowań i cierpienia zdobyli wolność; ludzi mających wolność w sercu nic nie jest w stanie złamać
- mówił w Budapeszcie prezydent Andrzej Duda na obchodach 60. rocznicy Rewolucji Węgierskiej.

Nie pozwolimy odebrać sobie suwerenności.

Polski prezydent, który w niedzielę przemawiał do tłumów zgromadzonych na placu Kossutha, był jedynym szefem państwa z zagranicy zaproszonym na państwowe uroczystości upamiętniające Rewolucję Węgierską 1956 roku.
W swoim wystąpieniu, wielokrotnie przerywanym oklaskami, Duda podkreślił, że przed sześćdziesięcioma latami powstańcy węgierscy chcieli przede wszystkim jednego: godnego życia, podobnie jak kilka miesięcy wcześniej w czerwcu 1956 r. domagali się tego polscy robotnicy w Poznaniu.

- Chcieli godnego życia, chcieli wolności, chcieli tego wszystkiego, co zabrał im komunizm. Wyszli na ulice, bo mieli dość oszustwa, wyzysku, prześladowania, zamykania patriotów do więzienia i dławienia wszelkiej wolności życia publicznego i politycznego - powiedział polski prezydent.

Dodał, że Węgrzy poszli jednak dalej ponieważ, zażądali opuszczenia Węgier przez wojska sowieckie. - Zażądali wolnego kraju, zażądali samostanowienia, zażądali pełnej niepodległości i pełnej suwerenności, zażądali systemu wielopartyjnego, a więc również i wolności politycznej. Tego rozrastające się imperium sowieckie, które niedawno objęło Węgry i Polskę w swoją strefę wpływów już zdzierżyć nie mogło - zwrócił uwagę.

Prezydent zaznaczył, że Węgrzy zapłacili ogromną cenę za pragnienie wolności, ale po latach prześladowań i cierpienia tę wolność zdobyli.
- Wprawdzie po latach, po prześladowaniach, po cierpieniu, ale ludzi, którzy mają wolność w sercu nic nie jest w stanie złamać. Dzisiaj budujecie cały czas swój dobrobyt. Może zarówno nam Polakom jak i wam do tego zachodniego jeszcze daleko, ale zdobędziemy go swoją pracą, wysiłkiem i swoim poczuciem wolności i niezależności - mówił.

Prezydent zapewnił, że Węgrzy byli zawsze przyjaciółmi Polaków.
- Dlatego was nie opuścimy. Możecie liczyć na Polskę w najtrudniejszych chwilach. Idziemy razem, dwa państwa zbudowane na fundamencie chrześcijańskim. Dzisiaj wolne, niepodległe, będące razem w zjednoczonej Europie - podkreślił.

Przypomniał on, że kiedy wybuchło powstanie na Węgrzech, a potem gdy było dławione, Polacy ruszyli do spontanicznej akcji oddawania krwi dla Węgrów - wysłano wtedy na Węgry 44 tony artykułów medycznej i 800 litrów krwi.
- Jesteśmy wam ogromnie wdzięczni za to żeście wtedy tą naszą polską krew przyjęli. Jesteśmy ogromnie dumni, że dzisiaj, choć w tym znaczeniu symbolicznym, w wielu bohaterach, ich wnukach i dzieciach, płynie kropelka polskiej krwi, która pieczętuje naszą przyjaźń - mówił.

Mówił też, że Polacy nigdy Węgrom nie zapomną pomocy udzielonej w 1920 r. kiedy Polska broniła się przed wojskiem sowieckim.
- Przysyłaliście nam amunicję, która być może przechyliła szalę tej wojny na polską stronę. W 1939 żeście otwarli granice dla naszych żołnierzy umykających przed niemiecką i sowiecką agresją i niewolą. Dzięki temu mogła powstać polska armia na zachodzie - przypomniał.
Jak podkreślił, Polacy i Węgrzy nie pozwolą sobie odebrać tradycji i wolności.
- Niech Bóg błogosławi Polskę, niech Bóg błogosławi Węgry.
Cześć i chwała bohaterom powstania 1956 roku! Boże zbaw Węgrów i ześlij na nich swoje łaski

- zakończył swe wystąpienie polski prezydent.

Powstanie węgierskie, nazywane również rewolucją węgierską, wybuchło 23 października 1956 roku. Jego uczestnicy domagali się przywrócenia wolności słowa i innych swobód obywatelskich oraz pełnej niezależności od ZSRR. Rozpoczęta 4 listopada interwencja wojsk sowieckich w ciągu kilku tygodni krwawo stłumiła powstanie. Władzę na Węgrzech przejął wówczas marionetkowy rząd Janosa Kadara.

Represje wobec uczestników węgierskiego powstania trwały jeszcze długo po ostatecznym zdławieniu wolnościowego zrywu. W czasie walk zginęło ponad 2500 osób. Po upadku powstania ponad 200 tys. ludzi wyemigrowało; kilkaset osób stracono, a tysiące uwięziono.

Źródło: http://wiadomosci.wp.pl/kat,1356,title, ... aid=117f54


 Nie masz wystarczających uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego postu.

____________________________________
Nie jesteś tym, kim myślisz, że jesteś - lecz tym, kim się stajesz, gdy myślisz kim jesteś.


23 paź 2016, 19:43
Zobacz profil
Zawodowiec
Avatar użytkownika

 REJESTRACJA10 lis 2006, 07:34

 POSTY        3465
Post Re: Historia
Donosiciele i Złodzieje wszystkich krajów łączcie się!


 Nie masz wystarczających uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego postu.

____________________________________
"Demokracja to cztery wilki i owca głosujące o obiedzie" R.A.Heinlein


31 paź 2016, 22:16
Zobacz profil
Zawodowiec
Avatar użytkownika

 REJESTRACJA21 paź 2006, 19:09

 POSTY        7731

 LOKALIZACJATriCity
Post Re: Historia
Wołanie opozycjonistów o sprawiedliwość

Obrazek


Władysław Kałudziński prezes Stowarzyszenia Represjonowanych w Stanie Wojennym „Pro Patria” wystosował „List otwarty do władz III RP oraz do Polskiego Społeczeństwa”. Choć zaledwie od kilku dni  krąży on po Polsce, podpisało się pod nim już około 100 byłych opozycjonistów, którzy w walce o wolną Polskę wiele wycierpieli, a dziś często są zepchnięci na margines.

Autor listu pisze, że powstał on w związku ze zbliżającą się 35 tragiczną rocznicą wprowadzenia stanu wojennego 13 grudnia 1981 roku.

„Jesteśmy świadkami dążenia do destabilizacji państwa polskiego. Wybrane media i pojawiający się w nich tzw. eksperci, dyżurne autorytety, sztucznie wykreowane legendy oraz politycy opozycji i ich sympatycy, najczęściej  wywodzący  się  z  dawnego  aparatu  przemocy,  którym  towarzyszą  wszechobecna  korupcja  i oszustwa dokonywane przez ludzi z politycznego establishmentu, obwieszczają codziennie, że demokracja w Polsce jest zagrożona” – czytamy w liście. Z drugiej strony wskazuje, iż dziś prawdziwi bohaterowie „Solidarności” są zepchnięci w niepamięć, wegetują w niszowych środowiskach, częstokroć bez środków do życia, bywa, że „w wyniku represji pozostaną na zawsze kalekami”.

„Czas najwyższy skończyć z dzikim obyczajem,że tak zwane „legendy Solidarności”, niezależnie od tego, kim okazały się po Sierpniu 1980, mają dozgonnie otwartą drogę do kariery politycznej pod chroniącym je immunitetem nietykalnych świętych krów” – pisze Kałudziński. O krytykowanym w ten sposób środowisku osób, które obecnie nie mogą pogodzić się z faktem utraty władzy, autor listu mówi, że są oni zdolni zaakceptowac jedynie porządek wywrócony „do góry nogami „w którym oczywisty agent jest wybielany, bezczelny złodziej może być pewien bezkarności, a transfery publicznych pieniędzy do ich firm, mediów, teatrów i wszelkich innych organizacji uznają za normalność. Moralne i polityczne kreatury narzucane są w prasie i telewizji, literaturze i sztuce, w nauce i oświacie”

– wskazuje Kałudziński – nie taki wcale były opozycjonista, gdyż zaledwie kilka miesięcy temu na sowieckim pomniku w Olsztynie, na znak protestu przeciwko obecności tego monumentu w tym mieście,  namalował on czerwoną farbą sierp i młot.  

W liście otwartym Kałudziński wskazuje również co znaczy, w stosunku do sztucznie wykreowanego, prawdziwy autorytet.

„Wyznacznikiem bycia autorytetem winien być wyznawany taki system wartości, który opiera się na prawdzie i odpowiedzialności. Autorytetami, zarówno dla tego, jak i przyszłych pokoleń młodych Polaków, powinni być ludzie bezkompromisowi, nieugięci, ale także potrafiący zrozumieć własne błędy i umiejący za nie przeprosić”
– podkreśla autor listu otwartego, który kończy apelem do „obrońców demokracji”:
„Oświadczamy, że wyprowadzanie ludzi na ulicę w dniu 13 grudnia celem obrony nieuzasadnionych przywilejów, wzywanie prokuratorów, sędziów, policjantów, żołnierzy oraz przedstawicieli innych służb mundurowych do wypowiedzenia posłuszeństwa, w tym dokonania zamachu stanu wobec demokratycznie i zgodnie z prawem wybranych władz Rzeczypospolitej, jest przestępstwem ściganym z mocy artykułu 18 Kodeksu karnego!”

Sygnatariusze „Listu otwartego…”:

(...)

Adam Białous
Opublikowano 10 grudnia 2016

Przeczytaj także:
Wałęsa bredzi – Ojciec Święty powiedział mi: ty jeszcze...

Źródło: http://prawy.pl/42372-wolanie-opozycjon ... iedliwosc/

____________________________________
Nie jesteś tym, kim myślisz, że jesteś - lecz tym, kim się stajesz, gdy myślisz kim jesteś.


10 gru 2016, 11:55
Zobacz profil
Zawodowiec
Avatar użytkownika

 REJESTRACJA10 lis 2006, 07:34

 POSTY        3465
Post Re: Historia
"Opamiętajcie się, nie da się zachować cnoty i jednocześnie pełnić rolę alfonsa!"

Apel byłych opozycjonistów do "sztucznie wykreowanych legend" z okazji 13 grudnia.


Obrazek

W związku z tragiczną rocznicą wprowadzenia stanu wojennego 13 grudnia 1981 roku jesteśmy świadkami dążenia do destabilizacji państwa polskiego.

   Wybrane media i pojawiający się w nich tzw. eksperci, dyżurne autorytety, sztucznie wykreowane legendy oraz politycy opozycji i ich sympatycy, najczęściej wywodzący się z dawnego aparatu przemocy, którym towarzyszą wszechobecna korupcja i oszustwa dokonywane przez ludzi z politycznego establishmentu, obwieszczają codziennie, że demokracja w Polsce jest zagrożona. Należą do nich także środowiska zdolne zaakceptować tylko taki konsensus, w którym oczywisty agent jest wybielany, bezczelny złodziej może być pewien bezkarności, a transfery publicznych pieniędzy do ich firm, mediów, teatrów i wszelkich innych organizacji uznają za normalność. Moralne i polityczne kreatury narzucane są w prasie i telewizji, literaturze i sztuce, w nauce i oświacie.

Żyjemy w dobie poszukiwania moralnych autorytetów, wzorów do naśladowania. Jakże często robimy to jednak na ślepo, przyjmując kłamliwe podpowiedzi cynicznych mediów, sięgamy tam, gdzie są ideowa pustka, zaprzaństwo, sztucznie kreowane życiorysy, wypreparowane z prawdy i pozbawione podstawowych wartości.

  Przypominamy, że wiara w sztucznie wykreowaną rzeczywistość powoduje, że draństwa autorytetów przyjmowane są za wzorce. Wyznacznikiem bycia autorytetem winien być wyznawany taki system wartości, który opiera się na prawdzie i odpowiedzialności. Autorytetami, zarówno dla tego, jak i przyszłych pokoleń młodych Polaków, powinni być ludzie bezkompromisowi, nieugięci, ale także potrafiący zrozumieć własne błędy i umiejący za nie przeprosić.

   Dziś prawdziwi bohaterowie dawnych wydarzeń są zepchnięci w niepamięć, wegetują w niszowych środowiskach, częstokroć bez środków do życia, bywa, że w wyniku represji pozostaną na zawsze kalekami. Czas najwyższy skończyć z dzikim obyczajem, że tak zwane „legendy Solidarności”, niezależnie od tego, kim okazały się po Sierpniu 1980, mają dozgonnie otwartą drogę do kariery politycznej pod chroniącym je immunitetem nietykalnych świętych krów. A jednocześnie stają oni w jednym szeregu z ludźmi pokroju b. pułkownika LWP, nawołującego do dokonania zamachu stanu, dziećmi morderców Żołnierzy Wyklętych, księży Popiełuszki, Suchowolca, Zycha, Niedzielaka, dziewięciu górników z kopalni „Wujek” czy też ponad stu ofiar skrytobójczych mordów, które dokonano w stanie wojennym.

Apelujemy do tych sztucznie wykreowanych „legend”: opamiętajcie się, nie da się zachować cnoty i jednocześnie pełnić rolę alfonsa!

   Oświadczamy, że wyprowadzanie ludzi na ulicę w dniu 13 grudnia celem obrony nieuzasadnionych przywilejów, wzywanie prokuratorów, sędziów, policjantów, żołnierzy oraz przedstawicieli innych służb mundurowych do wypowiedzenia posłuszeństwa, w tym dokonania zamachu stanu wobec demokratycznie i zgodnie z prawem wybranych władz Rzeczypospolitej, jest przestępstwem ściganym z mocy artykułu 18 Kodeksu karnego!

   Władze III RP wzywamy do skorzystania z art. 127 § 1 kk, który mówi: „Kto, mając na celu pozbawienie niepodległości, oderwanie części obszaru lub zmianę przemocą konstytucyjnego ustroju Rzeczypospolitej Polskiej, podejmuje w porozumieniu z innymi osobami działalność zmierzającą bezpośrednio do urzeczywistnienia tego celu, podlega karze pozbawienia wolności na czas nie krótszy od lat 10, karze 25 lat pozbawienia wolności albo karze dożywotniego pozbawienia wolności”.

   Najjaśniejsza Rzeczpospolita, nasza Ojczyzna, o którą my walczyliśmy w przeszłości, winna w ten sposób pokazać swą determinację i siłę w walce ze złem!


Oświęcim, 8 grudnia 2016 r.


Sygnatariusze „Listu otwartego”:

Janusz Januszewski - przywódca strajku w sierpniu 1980 roku w PKS Oświęcim, współzałożyciel „S”, członek prezydium i Zarządu Regionalnego „Podbeskidzie”, internowany, odznaczony Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski, Krzyżem Wolności i Solidarności, Oświęcim
Andrzej Rozpłochowski - przywódca strajku i sygnatariusz Porozumienia Katowickiego w roku  1980 w Hucie „Katowice” oraz członek KKP i KK „S” w latach 1980 – 1981, więzień stanu wojennego (3 lata więzienia), w 1990 roku odznaczony Krzyżem Kawalerskim „Polonia Resti-tuta” przez Prezydenta RP na uchodźstwie Ryszarda Kaczorowskiego oraz Krzyżem Wolności i Solidarności
Janusz Olewiński - więzień polityczny, pobity w obozie internowanych w Kwidzynie, przewodniczący Ogólnopolskiego Stowarzyszenia Internowanych i Represjonowanych z siedzibą w Siedlcach, odznaczony Krzyżem Oficerskim Orderu Odrodzenia Polski „Polonia Restituta” oraz Krzy żem Wolności i Solidarności
dr inż. Krzysztof Borowiak - działacz niepodległościowy, represjonowany, odznaczony Krzyżem Wolności i Solidarności, Poznań
Krzysztof Wyszkowski - działacz WZZ, doradca premiera Jana Olszewskiego, od 2016 członek Kolegium Instytutu Pamięci Narodowej, odznaczony Krzyżem Wielkim Orderu Odrodzenia Polski „Polonia Restituta”, Sopot
Adam Słomka - więzień stanu wojennego, członek KPN, Stowarzyszenia Niezłomni, b. poseł, Cieszyn
Zygmunt Miernik - więzień stanu wojennego, obecnie więzień polityczny III RP w Zakładzie Karnym w Wojkowicach (skazany na 10 miesięcy)
Czesław Nowak – uczestnicy strajków na Wybrzeżu, więźniowie stanu wojennego, członkowie Stowarzyszenia Godność
Wiesław Orzechowski - więzień stanu wojennego, kawaler Krzyża Kawalerskiego Orderu Odrodzenia Polski, Oświęcim
Wiesław Czarnik - działacz niepodległościowy, represjonowany, nauczyciel, Oświęcim
Andrzej Sobieraj - współtwórca i przywódca „S” byłego województwa radomskiego oraz członek KKP i KK „S” w latach 1980-1981, więzień stanu wojennego, przewodniczący Rady Konsultacyjnej Województwa Mazowieckiego
Krzysztof Choina - założyciel „S”, internowany, zastępca przewodniczącego ZR Środkowo Wschodniego „S”
dr Beata Kuna - działaczka Solidarności Walczącej w czasie stanu wojennego
Mieczysław Hajek - zał. „S”, więzień stanu wojennego, Złoty Krzyż Zasługi, Oświęcim
Józef Jaskółka - działacz niepodległościowy, represjonowany, Oświęcim
Ryszard Piekart - więzień stanu wojennego, pobity w obozie internowanych w Kwidzynie, sekretarz Ogólnopolskiego Stowarzyszenia Internowanych i Represjonowanych z siedzibą w Siedlcach, odznaczony Krzyżem Kawalerski Orderu Odrodzenia Polski, Krzyżem Wolności i Solidarności
Elżbieta Jędrzejuk - działaczka opozycji solidarnościowej, nauczycielka liceum ogólnokształcącego w Siedlcach wyrzucona z pracy, wiceprzewodnicząca Ogólnopolskiego Stowarzyszenia Interno wanych i Represjonowanych z siedzibą w Siedlcach, odznaczona Krzyżem Komandorskim i Krzyżem Wolności i Solidarności
Grażyna Olewińska - członek Ogólnopolskiego Stowarzyszenia Internowanych i Represjonowanych, Siedlce
Magdalena Olewińska - członek Ogólnopolskiego Stowarzyszenia Internowanych i Represjonowanych z siedzibą w Siedlcach
Sławomir Kirkuć - więzień stanu wojennego, członek Ogólnopolskiego Stowarzyszenia Internowanych i Represjonowanych z siedzibą w Siedlcach, Bartoszyce
Tadeusz Pielak - były przewodniczący KZ „S” Waryński-Żelechów, pobity w stanie wojennym na komisariacie MO, członek Ogólnopolskiego Stowarzyszenia Internowanych i Represjonowanych z siedzibą w Siedlcach
Adam Kozaczyński - działacz opozycji solidarnościowej, pobity w obozie internowanych w Kwidzynie, członek Ogólnopolskiego Stowarzyszenia Internowanych i Represjonowanych z siedzibą w Siedlcach
Bożena Woźnica - członek Ogólnopolskiego Stowarzyszenia Internowanych i Represjonowanych z siedzibą w Siedlcach, Warszawa
Jan Lisaj - członek Ogólnopolskiego Stowarzyszenia Internowanych i Represjonowanych z siedzibą w Siedlcach, oddział Piła, członek Prezydium Zarządu Regionu (woj. pilskie), inwigilowany i represjonowany w stanie wojennym
Jerzy Binkowski - więziony w Bielsku-Białej i w Katowicach za działalność na rzecz niepodległości państwa polskiego, Lake Shore, USA
Józef Gurczyński - założyciel „S”, internowany, Ostrowiec Świętokrzyski
Antoni Stolarzewicz - działacz opozycji solidarnościowej, Płaza
Piotr Hlebowicz - b. działacz opozycji antykomunistycznej: „Solidarność Walcząca”, OKOR, Autonomiczny Wydział Wschodni „SW”
Viktor Tarasiuk - przewodnik świętokrzyski, b. przewodniczący Komisji Zakładowej „S” w Starachowicach
Tadeusz Krupa - członek Ogólnopolskiego Stowarzyszenia Internowanych i Represjonowanych Oddział w Pile
Artur Woźnica – Warszawa
Maria Urbanek - zam. Domanice pow. siedlecki, 80 lat
Jerzy Stopa - Prezes Stowarzyszenia Represjonowanych w Stanie Wojennym Regionu Świętokrzyskiego z siedzibą w Skarżysku-Kamiennej
Tadeusz Wołyniec - przewodniczący Zarządu Stowarzyszenia Osób Represjonowanych w Stanie Wojennym Oddział Koszalin
Jerzy Sekuła - wiceprzewodniczący Zarządu Stowarzyszenia Osób Represjonowanych w Stanie Wojennym Oddział Koszalin
Jerzy Leoniak - sekretarz Zarządu Stowarzyszenia Osób Represjonowanych w Stanie Wojennym Oddział Koszalin, Szczecinek
Waldemar Reginiewicz - członek zarządu Stowarzyszenia Osób Represjonowanych w Stanie Wojennym Oddział Koszalin, Wałcz
Paweł Barański - internowany, ZR NSZZ „S”, Słupsk Sławomir Majewski - internowany, Gdańsk
Julita Bodzińska - skarbnik Stowarzyszenia Godność, działaczka podziemnej Solidarności w Gdyni
Janina Bożena Korzińska - rozpracowywana przez KW MO w 1982 r. w Białymstoku
Antoni Stolarzewicz - działacz opozycji solidarnościowej, Chrzanów
Sławomir Majewski - internowany, członek stowarzyszenia Godność
Andrzej Osipów - wiceprezes stowarzyszenia Godność
Stanisław Fudakowski - sekretarz stowarzyszenia Godność
Krzysztof Sosnowski - członek Zarządu stowarzyszenia Godność
Andrzej Michałowski - członek stowarzyszenia Godność
Władysław Łobacz - internowany, Biała Podlaska
Sławomir Karpiński - Prezes Stowarzyszenia 13 Grudnia, odznaczony Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski, członek Mazowieckiej Wojewódzkiej Rady Konsultacyjnej do sprawDziałaczy Opozycji i Osób Represjonowanych
Krystyna Czajkowska - rozpracowywana przez organy bezpieczeństwa, zarejestrowana w Biule tynie Informacyjnym IPN (nr 22304), kryptonim „Księgowa”, Stargard
Romuald Sokoliński - działacz niepodległościowy
Bernard Bujwicki - członek Międzyuczelnianego Komitetu Strajkowego (tzw. Komitet 25) w 1968 r. w Krakowie, Przewodniczący Zakładowego Komitetu Założycielskiego i Prezydium Komisji Zakładowej „S” w „Wodrol”, członek Krajowej Komisji Porozumiewawczej, sygnatariusz statutu (pierwszej) „S”, członek prezydium Międzyzakładowego Komitetu Założycielskiego „S”, Wiceprzewodniczący Zarządu Regionu Białystok „S”, delegat na I Krajowy Zjazd „S”, internowany, członek Stowarzyszenia Klub Więzionych, Internowanych, Represjonowanych w Białymstoku
Krystyna Strubel - przewodnicząca Komisji Zakładowej „S”, członek Zarządu Regionu „S” Białystok, internowana, regionalny współpracownik Komitetu Helsińskiego w Polsce, członek Stowarzyszenia Klub Więzionych, Internowanych, Represjonowanych w Białymstoku
Tadeusz Waśniewski - więzień polityczny – skazany w 1954 r. przez Wojskowy Sąd Rejonowy na 4 lata więzienia, przewodniczący Komitetu Założycielskiego i członek Prezydium KZ „S” w Politechnice Białostockiej, członek Prezydium MKZ Białystok, członek ZR „S” Białystok, delegat na I Krajowy Zjazd „S”, internowany, członek Stowarzyszenia Klub Więzionych, internowanych, Represjonowanych w Białymstoku
Roman Wilk - członek Komitetu Założycielskiego i prezydium Komisji Zakładowej „S” w „Unitra-Biazet”, członek prezydium MKZ „S” oraz ZR „S” Białystok, założyciel Białostockiej Oficyny Wydawnictw, organizator podziemnych struktur oraz członek władz „S” w okresie 1981-1989, członek TKR, aresztowany, członek Stowarzyszenia Klub Więzionych, Internowanych, Represjonowanych w Białymstoku
dr Monika Maria Brzezińska - przewodnicząca Komisji Rewizyjnej Ogólnopolskiego Stowarzyszenia Internowanych i Represjonowanych z siedzibą w Siedlcach, odznaczona Krzyżem Wolności i Solidarności
Zbigniew Andrzejewski - KPN Siedlce, członek Ogólnopolskiego Stowarzyszenia Internowanych i Represjonowanych z siedzibą w Siedlcach
Marek Końka - były wiceprzewodniczący RSW Prasa Książka Ruch, internowany w Białołęce, członek Ogólnopolskiego Stowarzyszenia Internowanych i Represjonowanych z siedzibą w Siedlcach, USA
Stanislaw Frej - Kanada
Józef Drogoń - Gdańsk
Romuald Sokoliński - Gliwice
Roman Szczyglowski - Radomsko
Stanisław Ligas
Krzysztof Witek
Nina Milewska - współzałożycielka KPN
Janusz Szkutnik - SW Rzeszów
Bohdan Urbankowski - współzałożyciel KPN, pisarz
Agata Michałek - działaczka opozycji niepodległościowej, wielokrotnie aresztowana i pobita przez SB, prezes Stowarzyszenia na rzecz Ochrony Pamięci Narodu Polskiego „Pro Patria Pro Memoria”
Stanisław Zamojski - rzecznik prasowy Małopolskiego Komitetu Więzionych za Przekonania, drukarz, wielokrotnie zatrzymywany i przesłuchiwany
Krzysztof Bzdyl - Związek Konfederatów Polski Niepodległej, współzałożyciel KPN, internowany, więzień polityczny
Józef Wieczorek - Kraków, założyciel „S” w Instytucie Nauk Geologicznych UJ, wykładowca UJ wydalony po weryfikacji kadr w 1986 r., walczy o lustrację i dekomunizację środowiska akademickiego
Jerzy Zacharow - przewodniczący Stowarzyszenia Internowanych Zamojszczyzny
Zygmunt Korus - Kraków
Waldemar Reginiewicz - represjonowany, internowany (Wronki i Gębarzewo), działacz „S”
Marek Jarociński - internowany w Mielęcinie (Włocławek), członek Stowarzyszenia Osób Represjonowanych Przymierze w Bydgoszczy, odznaczony Krzyżem Wolności i Solidarności
Dzido Bogusław - internowany, członek Krajowej Komisji Oświaty i Wychowania „S”, członek Ogólnopolskiego Stowarzyszenia Internowanych i Represjonowanych z siedzibą w Siedlcach,Chodzież
Modesta Dzido - b. sekretarz ZR „S” oddział w Łukowie, Chodzież
Edmund Lajdorf - organizator strajku, przewodniczący Komitetu Założycielskiego i Komisji Zakładowej „S”, członek prezydium MKZ „S”, członek prezydium ZR „S” Białystok, uczestnik protestu głodowego w Stoczni Szczecińskiej, członek TKR, członek Stowarzyszenia Klub Więzionych, Internowanych, Represjonowanych w Białymstoku
Marek Maliszewski - członek komisji zakładowej „S” w Białymstoku, członek i szef interwencji przy MKZ, członek Komisji Krajowej, internowany, Białystok
Józef Nowak - przewodniczący komisji zakładowej „S” w Białymstoku, członek prezydium MKZ „S”, członek Stowarzyszenia Klub Więzionych, Internowanych, Represjonowanych w Białymstoku
Mieczysław Rutkowski - członek niepodległościowej organizacji zbrojnej „Młody Las”, skazany przez sąd wojskowy na 7 lat więzienia (1952 r.), po wyjściu z więzienia powołany do wojska i skierowany do Batalionu Pracy do kopalni węgla „Wieczorek”
Jerzy Rybnik - przewodniczący oddziału Komisji Zakładowej „S”, wiceprzewodniczący Zarządu Regionu „S” Białystok, członek Stowarzyszenia Klub Więzionych, Internowanych, Represjonowanych w Białymstoku
Janusz Smaczny - przewodniczący NZS Politechniki Białostockiej, członek Stowarzyszenia Klub Więzionych, Internowanych, Represjonowanych w Białymstoku
Jan Świtoń - internowany, członek Ogólnopolskiego Stowarzyszenia Internowanych i Represjonowanych z siedzibą w Siedlcach, Chorzów
Józef Nowak - więzień polityczny PRL, Białystok
Jan Raczycki - Prezes Stowarzyszenia Represjonowanych w PRL Przymierze, więzień polityczny PRL, Bydgoszcz
Ewa Palus - więzień polityczny PRL
Krystyna Tkacz - więzień polityczny PRL
Barbara Wojciechowska - więzień polityczny PRL
Leszek Karwecki - internowany
Bogdan Guść - więzień polityczny PRL
Ryszard Boniśniak - internowany
Krystian Frelichowski - więzień polityczny PRL
Roman Kotzbach - więzień polityczny PRL
Andrzej Mazurowicz - więzień polityczny PRL
Jerzy Pozorski - więzień polityczny PRL
Zbigniew Reszkowski - więzień polityczny PRL
Ryszard Srech - więzień polityczny PRL
Jan Perejczuk - internowany
Bolesław Magierowski - internowany
Wiesław Celewicz - internowany
Grzegorz Pioterek - represjonowany, Kraków
Marię Kaczmarek - więzień stanu wojennego, Gdańsk
Janusz Walentynowicz - więzień stanu wojennego, Gdańsk
Andrzej Kampa - działacz „S” i opozycji antykomunistycznej, odznaczony Krzyżem Wolności i Solidarności, Tarnowskie Góry
Zbyszek Klich - członek Śląskiej Rady Konsultacyjnej, uczestnik strajku w 1980 r. w FAZOS, dwukrotnie internowany, odznaczony Krzyżem Wolności i Solidarności, Tarnowskie Góry
Eugeniusz Karasiński - założyciel „S”, członek MKZ Katowice oraz Zarządu Regionu Śląsko-Dąbrowskiego „S”, internowany i wysłany do obozu specjalnego LWP w Wędrzynie, od 1989 działacz regionalny i krajowy „S”, od 1997 roku przewodniczący „Represjonowani w Stanie Wojennym Regionu Śląsko-Dąbrowskiego”, członek Rady Konsultacyjnej, odznaczony Krzyżem Wolności i Solidarności
Ryszard Nikodem - wiceprzewodniczący ZR Śląsko-Dąbrowskiego „S” do czasu stanu wojennego, internowany przez rok czasu, odznaczony Krzyżem Wolności i Solidarności
Krzysztof Florczykowski - sierżant MO, przewodniczący Związku Zawodowego Funkcjonariuszy Milicji Obywatelskiej Garnizon Białystok, zwolniony z pracy za działalność związkową, uczestnik protestu głodowego działaczy ZZFMO, internowany, aresztowany, skazany na 1,5 roku pozbawienia wolności w zawieszeniu na 3 lata, w 1983 zmuszony do emigracji, członek Stowarzyszenia Klub Więzionych, Internowanych, Represjonowanych w Białymstoku, były działacz OKZ ZZFMO
Andrzej T. Proba - st. sierżant MO, działacz ZZFMO z Bytomia, zwolniony z pracy za działalność związkową, internowany, w 1983 zmuszony do emigracji
Julian Sekuła - porucznik MO, przewodniczący Związku Zawodowego Funkcjonariuszy MO z Lublina, zwolniony z pracy za działalność związkową, uczestnik protestu głodowego działaczy Związku, zapobiegł pacyfikacji stoczniowców przez oddziały ZOMO, zmuszony do emigracji, były działacz OKZ ZZFMO
Adam Gajkowski
Krzysztof Kapica
Andrzej Malinowski
Roman Plewa
Krzysztof Bydałek
Kazimierz Kos
Ryszard Kos
Stefan Zawadzki
Mirosław Grabowski
Alojzy Szablewski
Tomasz Moszczak
Anna Kołakowska
Joanna Wojciechowicz
Izabella Lipniewicz
Jan Skiba
Andrzej Rzeczycki
Zygmunt Błażek
Nina Milewska
Eugeniusz Helski
Mieczysław Wędrowski
Julian Filip
Aleksander Oczak


http://m.niezalezna.pl/90526-w-jednym-s ... e-otwartym

____________________________________
"Demokracja to cztery wilki i owca głosujące o obiedzie" R.A.Heinlein


Ostatnio edytowano 11 gru 2016, 21:02 przez kominiarz, łącznie edytowano 1 raz



11 gru 2016, 21:00
Zobacz profil
Zawodowiec
Avatar użytkownika

 REJESTRACJA10 lis 2006, 07:34

 POSTY        3465
Post Re: Historia
Czy stan wojenny był konieczny, czy Ruscy mieli wejść?

Obrazek

Co roku padały takie pytania, był to obowiązkowy punkt programu, który zaczynał i kończył każdą rocznicę 13 grudnia. Za pytaniem szły propagandowe teorie ogłupiające Polaków w takim stopniu, że połowa z nas uznawała stan wojenny za konieczność, która uratowała miliony Polaków. O ile badania sondażowe w większości przypadków podają takie wyniki, jakie zakładają zleceniodawcy, to stan wojenny w oczach respondentów niestety nie był manipulacją. Jest gorzej niż się wielu może wydawać! Niemała cześć elektoratu PiS, zwłaszcza starsi wyborcy, również chętnie stawali w obronie Jaruzelskiego, jak nie przymierzając Władek Frasyniuk. Przeświadczenie, że ruski namiestnik ochronił Polskę przed wojną domową i jednocześnie przed agresją ZSRR, co samo w sobie jest idiotyzmem, było potężne.

Komitywa esbeków z kapusiami reprezentującymi „obóz Solidarności” dysponowała gigantyczną siłą przekazu, zwłaszcza przed erą Internetu. Dziś mamy 35 rocznicę i od rana nie słyszałem ani jednej wypowiedzi na temat konieczności wprowadzenia stanu wojennego i tym samym dokonania zbrodni na polskim narodzie. Nie przeczytałem skrawka dramatycznego artykułu, żaden „autorytet” rzewnie nie płakał nad „dramatycznym życiorysem generała”.

Pierwszy raz nikt mi nie powiedział, że robiłem w pieluchę i powinienem siedzieć cicho. Historycy po obu stronach nie wyciągnęli znanych od lat dokumentów i nie machali nimi do kamery, działacze Solidarności o szemranych życiorysach nie perorowali o zakopywaniu podziałów z przeszłości. Najmniejszego śladu histerii, pełen spokój, wojna „polsko-polska” o Jaruzelskiego zamarła i to w jakim dniu? Nie wznowiono działań bojowych nawet po oświadczeniu ministra Macierewicza, że Kiszczakowi i Jaruzelskiemu Polska zerwie generalskie naramienniki i lampasy.

Cóż takiego się stało?
Niektórzy powiadają, że wszystko da się wytłumaczyć śmiercią odpowiedzialnych za stan wojenny. Byłoby to trafny argument, ale zwolennikom tej teorii polecam prosty eksperyment. Proszę spróbować powtórzyć ten sam zabieg zmieniając nazwiska, powiedzmy na: Bartoszewski, Geremek albo Mazowiecki. Nie ma porównania?
Dlaczego, przecież całymi latami ta ekipa stała po jednej stronie, a „wolne media” czyniły Jaruzelskiego bohaterem, właśnie po laudacjach Geremka, czy Mazowieckiego, że o Michniku nie wspomnę. Śmierć ruskich generałów jest powodem nagłej zmiany, ale trzeba to zjawisko rozumieć w całości, nie na wyrywki. Wyjaśnienie końca pewnej propagandowej epoki wcale nie jest trudne. Po śmierci Jaruzelskiego i Kiszczaka najbardziej odetchnęli z ulgą ich najwięksi obrońcy z „opozycji”.

Obrońcy ruskich generałów zamilkli, bo nie generałów bronili, ale własnej ***, chociaż mówili o twarzy.

Na chwilę pojawiły się palpitacje serca, gdy Kiszczakowa wywinęła numer stulecia i przyniosła kwity na Bolka do IPN, ale potem znów wróciła ulga. Zwykła psychologia, gdy umiera pan, który stał z batem na głową, to sługa łapie głęboki oddech i przynajmniej w środku podskakuje pod niebiosa. Wszystkie te laudacje dla Jaruzelskiego i Kiszczaka wygłaszano z podwójnym interesem. Setki kapusiów w taki sposób spłacało długi za zachowanie tajemnicy, kim naprawdę byli i jak bardzo nie miało to nic wspólnego z „legendą Solidarności”. Za wierną i zaangażowaną postawę kapusie kupowali fałszywe życiorysy i dostawali posady w radach nadzorczych, mediach, klubach partyjnych. W niepewnych czasach, w których prawda zabija „legendę” każdego dnia, nie ma odważnych aby za darmo i w dodatku z narażeniem życiowego dorobku stawać w obronie trumien.
Ruskich generałów.

Skończyła się narodowa debata o wielkich „generałach” na cmentarzu historii, ale nie historii Polski, tylko fałszywej historii pisanej przez esbeków i służących im donosicieli. W 2016 roku, przed otwarciem tego, co jeszcze zostało w IPN nie warto się wychylać, znacznie wygodniej bredzić od rana, że Kaczyński spał z kotem, a internowaniem zajmował się poseł Stanisław Piotrowicz.

Koniec dyskusji o zasługach Jaruzelskiego i honorze Kiszczaka oznacza koniec twórców i tworzywa PRL II.
Z każdym dniem będzie coraz łatwiej przywracać normalność w Polsce.
Obrońcy i twórcy porozumienia katów z konfidentami zostali odcięci od biznesów, a ich udziały w życiu publicznym wylądowały na marginesie.
Poza uliczną zadymę z udziałem resztek esbeków, nie wyjdą już nigdy.


Matka Kurka
http://kontrowersje.net/czy_stan_wojenn ... _mieli_wej

Ten obrazek u góry to "Trzej Smutni Towarzysze żegnają Czwartego". Nieżywego.
Wkrótce i Zdegradowanego.

____________________________________
"Demokracja to cztery wilki i owca głosujące o obiedzie" R.A.Heinlein


Ostatnio edytowano 13 gru 2016, 20:54 przez kominiarz, łącznie edytowano 1 raz



13 gru 2016, 20:51
Zobacz profil
Zawodowiec
Avatar użytkownika

 REJESTRACJA23 sie 2009, 07:34

 POSTY        3657
Post Re: Historia
Z cyklu "Legendy" (?) SOLIDARNOŚCI.


Dlaczego Frasyniuk boi się lustracji ?

Jest kilka bardzo istotnych powodów skłaniających Frasyniuka do występowania przeciw lustracji i ujawnianiu zawartości teczek. Dlatego nie stara się sam w IPN o świadectwo pokrzywdzonego, bo chyba by go nie otrzymał.

Oficjalnie twierdzi, że nie interesuje go, kto na niego donosił i co SB o nim pisała. W rzeczywistości boi się, że społeczeństwo dowie się o jego prawdziwej roli w „Solidarności”, a także przy okazji o takich jej filarów i przywódców Unii Wolności, jak Mazowiecki, Geremek, Modzelewski, Barbara Labuda, Pinior, Marcin Święcicki, Balcerowicz i o setkach im podobnych. Społeczeństwo może się dowiedzieć, dlaczego, z czyjej inicjatywy niektórzy działacze „Solidarności” i Unii Wolności zostawali po 1989 roku wojewodami, prezydentami miast, posłami, ministrami?

Skąd Frasyniuk, skromny związkowiec miał miliony na założenie własnej drogiej, o zasięgu międzynarodowej, firmy transportowej ?

Czy i jakie zlecenia wykonywał dla SB, dla KOR-u, Sorosa i jakie czerpał z tego korzyści?
Frasyniuk to szmatława postać. Poznałem go w czasie sierpniowego strajku i sam go na początku lansowałem powierzając mu funkcję rzecznika prasowego Międzyzakładowego Komitetu Strajkowego (byłem członkiem Prezydium Komitetu Strajkowego odpowiedzialnym za sprawy organizacyjne strajku). Po zakończeniu strajku zaproponowałem go do pierwszego składu Zarządu MKZ – (Międzyzakładowego Komitetu Założycielskiego) NSZZ). Jednakże już po kilku dniach pokumał się on z ludźmi KOR-u. Skaperował go do walki przeciw działaczom o związkowych postawach, Karol Modzelewski. Z polecenia i przy pomocy KOR-u, wyeliminował związkowego działacza – pierwszego przewodniczącego MKS i MKZ Jerzego Piórkowskiego. Następnie usuwał wszystkich działaczy, którzy przejawiali gotowość realizowania Umowy Gdańskiej, sprzeciwiali się upolitycznieniu ruchu pracowniczego oraz przekształcaniu go w partię polityczną dla zdobywania władzy. Jaki to był związkowiec świadczy jego obecny stosunek do własnych pracowników, którym zabronił tworzenia związków w jego przedsiębiorstwie. A w ogóle ten były pseudo „związkowiec” , podobnie jak Lech Wałęsa, wypiął się na tych, dzięki, którym swego czasu tak się wzbogacił i politycznie zaawansował.

FRASYNIUK MA PRETENSJE DO LUDZI, ŻE NIE BYLI AGENTAMI SB.

Po zakończeniu strajków sierpniowych w 1980 roku, opanowaniu kierownictwa „Solidarności” przez KOR i związanych z nimi różnych grup gangsterskich oraz agentów SB, zerwano warunki Umowy Gdańskiej rozpoczynając jednocześnie walkę o zdobycie władzy w Państwie. Dlatego wyeliminowano ze Związku działaczy o postawach pro związkowych, którzy dążyli do realizacji warunków Umowy Gdańskiej na podstawie uzgodnionych ze Strona Rządową 21 postulatów. By pozbyć się działaczy o postawach związkowych, bezpodstawnie, bez jakichkolwiek dowodów, publicznie pomawiano ich o rzekomą współpracę z SB. Czynili to zwłaszcza ludzie z kierownictwa „Solidarności” faktycznie związani z SB lub wręcz agenci SB zainstalowani w Solidarności przez te służby. Nie przedstawiano osobom inkryminowanym żadnych dowodów, bo ich po prostu nie było. Wystarczyło, że sugestie wysuwali ludzie z kręgów kierownictwa Solidarności, by zniszczyć niewygodnego przeciwnika. Pokrzywdzeni tymi oskarżeniami byli bezsilnie. Nie pozwolono im się bronić, a nawet, gdyby dopuszczono ich do głosu, to i tak dano by wiarę „świętej” „Solidarności”. Zabieganie o uzyskanie „zaświadczenia” z SB byłoby traktowane jako potwierdzenie oskarżenia i ośmieszało skrzywdzonego. Dlatego wykazanie bezpodstawności oskarżeń przez wydawanie przez IPN zaświadczeń o pokrzywdzeniu wywołało wściekłość u tych, którzy na 25 lat odsunęli niewinnych ludzi od aktywnego życia publicznego, od pracy zawodowej, możliwości awansu, Jak się dziś okazało oskarżyciele byli inspirowani i powiązani agenturalnie ze Służbą Bezpieczeństwa, jak się okazało to także Władysław Frasyniuk.

FRASYNIUK W SŁUŻBIE GEN. KISZCZAKA(x)

W emigracyjnym wydawnictwie w Kanadzie ukazały się relacje z okresu stanu wojennego internowanego wiceprzewodniczącego Komisji Krajowej NSZZ „Solidarność” Mirosława M. Krupińskiego, działającego obecnie bardzo aktywnie w Australii. Autor w latach 1982/1983 przebywał wraz w Frasyniukiem w więzieniu w Łęczycy. Twierdzi on, że Frasyniuk agitował wówczas za współpracą ze Służbami Bezpieczeństwa, kierowanymi przez gen. Kiszczaka. Służby te usilnie zabiegały wówczas o pozyskiwanie wśród bardziej znaczących i godowych do współpracy z władzami stanu wojennego internowanych, potencjalnych uczestników do rozmów w Magdalence i przy „Okrągłym Stole”.

Krupiński wyjaśnia dlaczego nie od razu ujawnił pewnych faktów dotyczących działalności Frasyniuka:

(…) w czasie kiedy interesy „Solidarności „ jako całości były dla mnie pierwszoplanowe, tego aspektu „solidarności więziennej” nie poruszałem, aby obrazu „S” nie psuć. Teraz w roku 2001, zaczynają docierać do mnie, układające się w całość dalsze fragmenty politycznej prostytucji, których dalej maskować powodów nie mam. (…) I dalej pisze o swoich podejrzeniach wobec agenturalnej roli Frasyniuka:

„Gdzieś na przełomie lat 82/83 przywieziono do Łęczycy Władysława Frasyniuka. Przez kilka dni trzymano go oddzielnie, a następnie „dokwaterowano” do nas. Było nas już wtedy ponad dziesięciu i od czasu do czasu zmieniano nam strategicznie cele. Po jednej z takich roszad znalazłem się sam na sam z Frasyniukiem w małej celi z czteroma pryczami. Zastanawiałem się nad celem takiej rozrzutności metrażowej – cele były zwykle przepełnione, tutaj, pomimo dwóch pustych prycz nie dokwaterowano nam nawet wtyczki ( byli tacy). Najmniej machiawelicznym wytłumaczeniem mogło być, że cela miała dobry podsłuch i chciano posłuchać naszych rozmów. Rozbawiony pomyślałem, że słuchających spotka raczej zwód, bo Frasyniuka za tytana intelektu raczej nie uważam, – zatem szans na ekstrawertyczne dyskusje z mojej strony nie było. W jakimś jednak stopniu się pomyliłem – Władek miał dziwnie wiele do powiedzenia. Nie mówił wprawdzie własnym językiem tylko cytatami z Michnika, Kuronia & Co, ale mówił zadziwiająco wiele, zadziwiająco płynnie. Wręcz recytował.

Nie było w tym „prawie monologu”, nic o „Solidarności”, członkach KK, której obaj byliśmy, ani o sytuacji Polski, której wykładnikiem była nasza obecność w Łęczycy. Było natomiast wiele o strategii dojścia do władzy i o władzy tej przyszłym składzie. A ów referowany skład był z grubsza, taki jak to dziś bym określił pomagdalenkowy – czyli Frasyniuka idole, Frasyniuk i ci, co z nimi trzymać będą. ( …) Do tej pory nie jestem pewien, co było powodem tej wylewności. (…) Może inspiracja Kiszczaka, & Co, którzy mogli uważać mnie za kandydata przyszłego magdalenkowca? Może wreszcie frasyniukowe mniemanie, że nikt okazji przyłączenia się do przyszłej władzy się nie oprze i będzie o jej względy czynem i lojalnością zabiegał? Najbardziej dziś prawdopodobna wydaje mi się mieszanina wszystkich trzech powodów, – bo przecież ktoś musiał nam to tet a’ tet w pół pustej celi zorganizować, a mój +wykładowca teorii dorwania się do przyszłej władzy+ mówił otwarcie, jak do swojego. A Ja go nieszczęsny zbyłem, jak głupiego dzieciaka i wyśmiałem (nie zwracając nawet uwagi na spodziewany podsłuch i Frasyniuka własne walory intelektualne , wywołując najpierw zdziwienie i konsternacje, następnie wyraźną wrogość. Musiał jakiś plan w stosunku do mnie się w tedy rypnąć. …Czyj?

Była jeszcze później jakaś zamiennik z jego strony podsunięcia mi do podpisania deklaracji, że uważam TKK (Tajna Komisja Krajowa, przyp. LS) za jedyną siłę przewodnią i reprezentację „Solidarności” i społeczeństwa, a kiedy i to wyśmiałem, zostaliśmy wrogami, bo ja go po prostu lekceważyłem. Lekceważyłem niesłusznie – jak dowiodła późniejsza Magdalenka, której prescenariusz było mi dane wysłuchać w cztery oczy od Władysława Frasyniuka w więzieniu w Łęczycy na początku roku 1983. Gdy Lechowi Wałęsie przedstawiłem tę wypowiedź nie zdziwił się. Odpowiedział mi (mailem, że również na niego wywierała SB taki nacisk i szantażowała , że jeżeli nie zgodzi się na współpracę, to zastąpią go tacy ludzie jak Bujak, Frasyniuk i podobni, którzy nie będą mieli takich skrupułów.

SYMPTOMY FASZYSTOWSKICH I BOLSZEWICKO-ESBECKICH METOD LANSOWANYCH PRZEZ FRASYNIUKA W DOLNOŚLĄSKIEJ SOLIDARNOŚCI

(artykuł napisany w kwietniu 1988 roku!)

Przedstawiony poniżej artykuł nie mógł się ukazać w ówczesnej oficjalnej prasie, bo trwały już rozmowy W Magdalence na temat podziału władzy między ekipą rządzącą, a kierownictwem „Solidarności” oraz tzw. „doradcami. Nawet komunistyczny miesięcznik „Zdanie” odmawiał opublikowania go, by nie drażnić kacyków z „Solidarności”.

Od pewnego czasu moi znajomi, koledzy, przyjaciele przekonywali mnie, że moje uprzedzenia, zastrzeżenia, krytyczne sądy na temat ruchu zwanego „Solidarność” są krzywdzące i bezpodstawne. Ruch ten, ich zdaniem składa się już dziś z innych rzekomo ludzi, patrzących zupełnie, inaczej na niedawną przeszłość, na swoje błędy i wypaczenia i dlatego, ich zdaniem, i ja powinienem zrewidować swoje opinie i sądy na ten ruch. Niestety, nie umiano mnie przekonać. Nie posługiwano się, bowiem żadnymi racjonalnymi argumentami, lecz jedynie słowami nie mającymi żadnego pokrycia w codziennej rzeczywistości.

Przeciwnie. Wciąż spotykałem się z arogancją, zarozumiałością, wyniosłością ludzi, którzy dla zaspokojenia swoich osobistych chorobliwych ambicji narażali „Solidarność”, i w końcu doprowadzili do jej zagłady. Nigdy nie usłyszałem w ciągu minionych 7 lat ani jednej szczerej, rzetelnej samooceny, samokrytyki. Nie znam też żadnej próby naprawy popełnionych błędów, chęci naprawienia wyrządzonych krzywd, szczerej skruchy i gotowości do publicznej ekspiacji.

Przeciwnie, ludzie, którzy walnie przyczynili się do przekształcenia związku zawodowego w partię polityczną, pchnęli ten ruch do walki o władzę, oszukali świat pracy; nadal utrzymują – wbrew faktom – że winę za to, co się stało 13 grudnia 1981 roku, ponoszą wszyscy w kraju i za granicą, tylko nie oni.

To, że moja ocena i opinia o kierownictwie „Solidarności” jest słuszna świadczą fakty. A oto one.

W kwietniu br. (1988r. ) koło politologów wrocławskich studentów zwróciło się do mnie o przeprowadzenie prelekcji na temat powstania na Dolnym Śląsku NSZZ „Solidarność”, zwłaszcza mojego udziału w tym procesie oraz przyczyn usuwania z kierownictwa tego ruchu wielu czołowych działaczy opozycji demokratycznej, w tym także założycieli Wolnych Związków Zawodowych, przed sierpniowymi strajkami we Wrocławiu. Organizatorzy prelekcji wiedzieli, że nie jestem ani sympatykiem, ani też faworytem władzy. Twierdzili, że chcą poznać opinie, sądy i fakty przedstawiane przez ludzi, którzy znają wydarzenia ostatnich burzliwych lat z autopsji. Byli nie tylko ich uczestnikami, lecz także aktywnymi ich twórcami.

Te argumenty przekonały mnie. Tym bardziej, że czynniki oficjalne unikają podejmowania tej problematyki pozostawiając ją wyłącznie w gestii „Koro-Solidarności”. Zgodnie, więc z umową pojawiłem się w Klubie Asystenta „Sezam”, by przeprowadzić prelekcję. I tu właśnie zaczynają się wydarzenia wręcz niepojęte. Opiszę je dość dokładnie, gdyż chcę przekonać ślepych i fanatycznych wyznawców idei „Koro-Solidarności”, że „ludzie kierujący dziś resztkami tego ruchu nie zmienili swej pogardliwej postawy wobec demokracji, tolerancji, pluralizmu. Te ważne, a nawet święte dla Polaków wartości, dla nich są tylko bałamutnymi hasłami propagandowymi. Otóż w klubie pojawiło się kilku ludzi, którzy przedstawili się organizatorom spotkania jako wysłannicy Frasyniuka. Jeden z nich – Paweł Kocięba domagał się w imieniu Frasyniuka zaniechania prelekcji. Mówił, że Frasyniuk bardzo się zdenerwował i rozgniewał, gdy się dowiedział o prelekcji dra Skonki na temat „Solidarności” i polecił nie dopuścić do niej. Argumentował, że kierownictwo Regionu oceniło i osądziło dra Skonkę w październiku 1980 roku negatywnie i dlatego nie ma on prawa bez zgody Frasyniuka występować publicznie z tematami dotyczącymi NSZZ „Solidarność” . Chyba komentować tego nie trzeba. Oto jakiś facet skompromitowany klęską ruchu, którym współkierował, a przynajmniej firmował kierowanie, rozkazuje studentom, kogo mają słuchać, a kogo powinni bojkotować.

Nie łatwo w to uwierzyć, lecz jest to niestety prawda. Ponieważ wysłannikom Frasyniuka, mimo użycia gróźb, nie udało się zmusić organizatorów do odwołania prelekcji, zażądali wówczas by najpierw dopuścić do głosu przedstawiciela „Koro-Solodarności”, który w imieniu Frasyniuka oceni prelegenta, wyda o nim opinię i ostrzeże audytorium by nie dawało wiary temu, co on powie; a wszystko w imię pluralizmu, demokracji, wolności słowa. Dość miękki i zastraszony przewodniczący spotkania – student – uległ chyba w pierwszej chwili żądaniom, ale gdy zagroziłem, że w takim przypadku zrezygnuję z wystąpienia, wycofał się. Wymogli jednak na nim opóźnienie spotkania, by porozumieć się z Frasyniukiem i ściągnąć więcej swoich ludzi, którzy utrudnialiby skutecznie prowadzenie prelekcji. Niezorientowanych może dziwić, co tak bardzo zdenerwowało kierownictwo „Koro-Solidarności”, że zadało sobie aż tyle trudu, by nie dopuścić do prelekcji? Wszak nie znali treści mającego odbyć się wystąpienia: sam tytuł brzmiał niewinnie i łagodnie – „Zawiedzione nadzieje NSZZ „Solidarność”. Otóż niepokoił Frasyniuka sam prelegent.

Frasyniuk i jego otoczenie z góry zakładali, że to co powie referent jest tak groźne, tak niebezpieczne, a przynajmniej tak niewygodne dla kierownictwa Zarządu Regionu, że trzeba uniemożliwić wystąpienie za wszelką cenę, a jeśli się to nie uda, to tak skutecznie przeszkadzać, by prelegent nie mógł zrealizować całego programu. Przede wszystkim starą korowską metodą próbowano zwekslować temat i dyskusję na boczne, peryferyjne tory. Toteż już po pierwszych moich grzecznościowych słowach skierowanych pod adresem studentów i organizatorów prelekcji wstał przedstawiciel Frasyniuka – Paweł Kocięba i oświadczył, że prowadzący spotkanie student nie powinien dopuścić mnie do głosu, że miał najpierw pozwolić jemu mówić, że złamał jakieś wcześniejsze ustalenia i, za to „zapłaci”, że „będzie go to drogo kosztować”. (Później dowiedziałem się, że straszył Frasyniukiem). Wszystko to działo się w kwietniu 1988 roku!!!/. W czasie trwania prelekcji, co jakiś czas, któryś z nasłanych ludzi usiłował mi przerwać, krzycząc kłamstwo, bzdura, nieprawda, śmiać się szyderczo itp. Przewodniczący zebrania – student, był wyraźnie przestraszony i dopiero na moje żądanie przypomniał awanturującym się wysłannikom Frasyniuka, że to ja prowadzę prelekcję, a nie oni, że po moim wystąpieniu będą mogli zabrać głos i ustosunkować się do moich wypowiedzi. Oczywiście, reszta audytorium siedziała spokojnie, ale ze zdziwieniem i przerażeniem obserwowała praktyki stosowane przez awanturników usiłujących uniemożliwić prowadzenie prelekcji. Ponieważ grupa ta, a szczególnie dwaj bliscy współpracownicy Frasyniuka: Paweł Kocięba i Paweł Kasprzak nadal ordynarnie zakłócali przebieg spotkania toteż skorygowałem swój poprzedni plan prelekcji kładąc główny nacisk na brak nawyku w praktyce demokracji, tolerancji, uznania pluralizmu, wolności słowa w „Solidarności”, a jako przykład nie do podważenia wskazałem właśnie na zachowanie się ludzi nasłanych przez Frasyniuka. Jednocześnie sięgnąłem do podobnych przykładów z minionych lat, a zwłaszcza owych wyidealizowanych 16 miesięcy władzy i terroru „Koro-Solidarności” w Polsce. Ta metoda okazała się dość skuteczna, przynajmniej na pewien czas. Cytowane przeze mnie przykłady łamania zasad demokracji, stosowanie bezwzględnej nietolerancji wobec ludzi odmiennie myślących przez „Solidarność” nie mogły być kwestionowane, ale za to usiłowano je bagatelizować dowodząc, że są to pojedyncze głosy, jednostkowe krzywdy i niewiele znaczą wobec wielkości sprawy jaką jest „Solidarność”.

Gdy tylko próbowałem przedstawić jakiś niewygodny dowód, jakąś znaczącą tezę, która nie podobała się tej grupie, albo niepokoiła ją, np., że przyczyną upadku NSZZ „Solidarność” były chorobliwe ambicje polityczne działaczy KSS KOR, którzy potraktowali ten ruch instrumentalnie, świadomie deformując go i przekształcając w organizację polityczną, łamiąc tym samym punkt 2-gi Umowy Gdańskiej, to wówczas podnosił się wrzask, że to nieprawda, że to władze nie dotrzymały warunków umowy. Wtedy brałem dokument i cytowałem ten punkt, który wyraźnie mówi, że nowe związki zawodowe „nie zamierzają pełnić roli partii politycznej”. Po takich cytatach awanturujący się na pewien czas milkli. Może dlatego, że nie znali, a może zapomnieli niewygodne punkty Umowy. W każdym razie szybko uciekali od rozważań i argumentów racjonalnych i przeskakiwali na tematy pozamerytoryczne np. celowo przekręcając i wyśmiewając moje nazwisko, poddając w wątpliwości moje wykształcenie, prawdziwość świadectw, sugerując, że doktorat zrobiłem na uczelni partyjnej i to rangi Uniwersytetu Marksizmu-Leninizmu itp.

Jeden z bojówkarzy Frasyniuka np. wykrzykiwał w czasie prelekcji, że „Solidarność” wie coś o moim doktoracie, o mojej wiedzy, studiach, kwalifikacjach. Słowem robiono wszystko, by nie dopuścić do realizacji prelekcji. Gdy próbowałem np. powołać się na jakąś moją publikację oficjalną lub poza oficjalnym obiegiem, grupa ta na komendę wybuchała głośnym śmiechem, wyrażając szydercze uwagi i poddając w wątpliwość możliwość wyrażania przeze mnie jakiejkolwiek rozsądnej myśli na piśmie. Także cytowane wypowiedzi innych ludzi, którzy wyrażali krytyczne uwagi o korowskiej „Solidarności” traktowane były podobnie lekceważąco i szyderczo. Ba, nawet wypowiedzi krytyczne czołowego działacza KOR-u z Gdańska – Bogdana Borusiewicza próbowano także zagłuszyć. Otóż zacytowałem jego wypowiedź zawartą w książce Mariana Muskata i Mariusza Wilka, pt. „Konspira”, wydanej w Paryżu w 1984 roku. M.in. mówi on tam: „Zacząłem dostrzegać, jak zmieniają się ludzie, którzy kiedyś byli przyjaciółmi, jak uderzają im do głowy ambicje, stanowiska, jak ze skromnych, uczynnych kolegów wyrastają bossowie niszczący swoich oponentów. Raptem uświadomiłem sobie, że sukces wcale nie musi zmieniać człowieka na lepsze, że sukces społeczny, narodowy tego ruchu przestaje być moim sukcesem…” I dalej – „Ruch obrastał wszystkimi negatywnymi cechami systemu: nietolerancją dla inaczej myślących i czyniących, tłumienie krytyki…” A w innym miejscu – „Nie wyobrażam sobie sytuacji, żeby na wyborach do władz „Solidarności” wstał facet i powiedział – jestem niewierzący… Nie było człowieka, który by powiedział: nie złożę tej przysięgi, bo jestem po prostu niewierzący, chcecie to mnie wybierzcie, nie to nie”. Ten przydługi cytat przyjęty był wręcz wrogo przez ludzi Frasyniuka, ale nie umiano podjąć z nim merytorycznej dyskusji. Także cytowane listy działaczy „Solidarności” do kierownictwa Regionu Dolnego Śląska wyszydzano i lekceważono.

Celowo przytoczyłem te fakty i tak szczegółowo je przedstawiłem, by oddać atmosferę spotkania jaką wytworzyła niewielka, lecz bardzo agresywna i hałaśliwa grupa awanturników politycznych z Dolnośląskiej „Solidarności”, która w innych okolicznościach posługiwała się obłudnie hasłami pluralizmu, demokracji, wolności słowa itp. Warto też zaznaczyć, że ludzie ci do tej pory nie przychodzili na tego rodzaju spotkania. Chcę dzięki ukazanej sytuacji przekonać tych wszystkich, którzy mają jeszcze jakieś resztki złudzeń wobec korowskiej „Solidarności, że powinni się ich jak najszybciej wyzbyć. Chciałem więc przedstawić oblicze moralne i polityczne tej grupy, jej faktyczny stosunek do wielu haseł jakimi tak chętnie się na co dzień posługuje. Jeśli teraz, gdy jeszcze nie sprawują totalnej władzy nad społeczeństwem zachowują się tak arogancko, ordynarnie, apodyktycznie, to, jak wyglądałby ich rządy, gdyby rzeczywiście władali krajem? Nie trudno sobie to wyobrazić. Jeśli teraz pan Frasyniuk zakazuje studentom słuchania prelekcji niemiłych mu ludzi, nakazuje milczenie ludziom niewygodnym, stosuje cenzurę wobec nieprawomyślnych, to jak będzie się zachowywał gdy rzeczywiście będzie dysponował aparatem wykonawczym państwa: władzami bezpieczeństwa, sądami, prokuraturą, wojskiem, więziennictwem, prasą, cenzurą itp?

I rzecz znamienna, po zakończeniu prelekcji, przeszkadzający w czasie jej trwania metodami wręcz łobuzerskimi, nie mieli nic do powiedzenia. Nie podjęli żadnej merytorycznej dyskusji z przedstawionymi przeze mnie tezami, sądami, opiniami. Na moje pytanie dlaczego wobec tego tak rwali się do głosu w czasie trwania prelekcji – Paweł Kocięba szczerze przyznał, że chodziło po prostu o zakłócenie prelekcji, bo ja jestem „zdrajcą”. Owa zdrada polegać ma na tym, że krytykuję KOR i „Solidarność”, które chcą dla Polski dobrze i w ten sposób wspomagam reżim. Tak, tak, to nie pomyłka. Człowiek Frasyniuka stwierdził publicznie, że każdy kto nie zgadza się z „Solidarnością”, z wolą i opinią jej kierownictwa – jest z d r a j c ą.

By odrzucić ewentualne tłumaczenie, usprawiedliwienie, że był to tylko jakiś prywatny wyskok nadgorliwców pragnących podlizać się Frasyniukowi, chcę zauważyć, że na spotkaniu tym był także Stanisław Huskowski – b. rzecznik prasowy Regionu, który powtórzył stawiane mi od lat zarzuty przez korowskie kierownictwo „Solidarności”. Zarzuty te zawiera także książka /chyba jego autorstwa lub współautorstwa/ „Solidarność na Dolnym Śląsku”,., (1) Występujący pod pseudonimem Stanisław Stefański autor książki ( autorem był Włodzimierza Suleja, przyp. L. Skonka) zarzuca mi m.in., że byłem przeciwnikiem upolitycznienia nowych związków, pisząc: „Po przekształceniu się MKS w MKZ /…/ Skonka wziął w swoje ręce szkolenie przyszłych działaczy związkowych. On to inaugurował pierwsze spotkanie tego typu 4.09., kiedy nie tylko budynek, ale i plac przed budynkiem okupowany był przez delegatów zakładów, a samo spotkanie odbywać się musiało w kilku turach. On opracował program pierwszych szkoleń podczas których miano analizować treść Porozumienia Gdańskiego, zapoznać się z międzynarodowymi i krajowymi aktami prawnymi gwarantującymi wolność i niezależność związków zawodowych, przedyskutować założenia programowe nowych związków, zastanowić się nad ich strukturą i wreszcie uczyć się zasad skutecznego działania przez pokazywanie typowych błędów popełnianych przez niedoświadczonego działacza społecznego.

Nie ulega więc wątpliwości, że sporo tych pożytecznych skądinąd informacji przekazywał swoim słuchaczom. Nieszczęście polegało na tym, że nikt z prezydium wykładów tych nie kontrolował. Skonka zaś nie poprzestał jedynie na realizowaniu opracowanego przez siebie programu. Niepokoju nie wzbudzały jeszcze zgłaszane przez niego propozycje organizacyjnych rozwiązań, jak choćby pomysł tworzenia wspólnych rad zakładowych z liczbą członków proporcjonalną do liczby członków poszczególnych związków./…/ Zaniepokojenie wzbudzać natomiast powinny próby formułowania diagnoz o charakterze politycznym w odniesieniu do ruchu związkowego, które zaczęły zajmować wykładowcy znacznie więcej czasu, aniżeli sprawy organizacyjno-związkowe. Skonka, jak relacjonował dziennikarz „Słowa Polskiego”, czuł się powołany do składania deklaracji, że związki w żadnym przypadku nie są siłą o charakterze politycznym . Nie byłoby w tym nic odkrywczego, gdyby nie dalszy ciąg tego wywodu. Wykładowca twierdził bowiem, że były próby, i być może będą jeszcze w przyszłości – przekształcenia NSZZ w nową siłę o charakterze głównie politycznym. Jest wspólną sprawą robotników – brzmiała konkluzja – dać odpór tym nieodpowiedzialnym i na szczęście nielicznym tendencjom.

Skonka nie operował, tak jak dziennikarz „Słowa” aluzjami. Przekonywał swych słuchaczy, że jedynym wewnętrznym zagrożeniem dla związku są ludzie nasłani doń przez KOR. Nie oszczędzał też władzy, a zwłaszcza tych jej reprezentantów, którzy przeciwni są zaspokajaniu słusznych robotniczych postulatów”./…/ Personalnie swój atak Skonka skoncentrował na dziale informacyjno-wydawniczym oraz Modzelewskim, którego wejściu do MKZ od początku się sprzeciwiał”./podr. Red)”. Celowo przytoczyłem tak obszerny cytat z książki opracowanej z pozycji korowskiej „Solidarności”, by Czytelnik mógł sam osądzić, jak wątpliwe stawiano mi zarzuty obrzucając mnie zarazem błotem, pomawiając publicznie o współpracę z SB i władzami PZPR. A przecież ja tylko tłumaczyłem nowym działaczom związkowym, że jeśli odrzuca się kuratelę polityczną PZPR nad związkami zawodowymi, to nie można wprowadzać innej siły politycznej na jej miejsce. Jeśli ruch związkowy ma być wolny, niezależny od PZPR, to nie można go uzależniać od polityków z KSS „KOR” i różnych pseudo religijnych i klerykalnych sił.

Wreszcie nieuczciwe i poniżej pasa było uderzenie i przypisywanie mi współpracy z SB, PZPR i władzami. Gdyby to była choć w drobnej części prawda, to musiałbym mieć jakąś korzyść np. stanowisko zgodne z kwalifikacjami lub w ogóle jakąś pracę, jakieś przywileje, talony i inne wyróżnienia jakimi obdarowuje się osoby miłe władzy. Toteż po zakończeniu prelekcji, nawet życzliwi dotychczas „Solidarności” uczestnicy spotkania opuszczali salę z niesmakiem i z zażenowaniem. Nie spodziewali się bowiem, by ludzie szermujący nieustannie hasłami demokratycznymi, pluralizmem, wolnością słowa, przekonań, poglądów, opinii, sądów w praktyce brutalnie zwalczali te wartości, gdy stają się one im niewygodne.

Zetknęli się bowiem z klasycznym przykładem, gdy nawyki zamordyzmu i nietolerancji stają się silniejsze od propagandowych haseł. Był to przykład wielce pouczający, nie tylko dla studentów, ale także dla tych wszystkich, którzy mieli jeszcze resztki złudzeń i nadziei związanych z byłą korowską „Solidarnością”.

Myślę, że gdyby doszło obecnie do manifestacji niezadowolenia na tle warunków socjalnych, społecznych lub politycznych, to z pewnością nie będzie w nich przewodzić „Koro-Solidarność”.

Społeczeństwo nie poprze akcji, którymi mieliby kierować ludzie tak skompromitowani, tak mierni moralnie, mający tak spaczone pojęcie o demokracji i innych wartościach społecznych.

Słowem społeczeństwo, nawet niechętne ekipie rządzącej, nie zaufa po raz drugi tym, którzy je tak zawiedli i haniebnie oszukali.

Wrocław, kwiecień 1988 r.”

P.S. Niestety w rok później społeczeństwo zaufało i płaci za to do dziś. /Autor/

(1) Autorem książki był Włodzimierz Suleja, działacz partyjny, obecnie dyrektor Oddziału IPN we Wrocławiu

LIST DZIAŁACZKI – Magdaleny Żaboklickiej z Wrocławia

Do Międzyzakładowego Komitetu Założycielskiego NSZZ „Solidarność” we Wrocławiu (Cytat oryginału)

„ Na początku wyjaśniam; to, co napiszę dotyczyć będzie zebrania, które odbyło się w piątek (17.10.1980), W auli Politechniki (Wrocławskiej, przyp., LS.), A raczej spraw tam poruszanych. Właściwie powinnam zabrać głos na zebraniu, tak nakazywało mi moje sumienie. Jeżeli tego nie zrobiłam to, dlatego, że należę do osób nieśmiałych, nie umiem przemawiać publicznie, a ponadto zanim wypowiem swoje zdanie, muszę sobie rzecz najpierw przemyśleć. A więc przemyślałam, ale niesmak i przygnębienie, jakie napełniły mnie niektóre fragmenty zebrania, niektóre wypowiedzi, a może jeszcze bardziej reakcja sali na te wypowiedzi nie opuściło mnie dotąd. Wybaczcie, że piszę o swoich osobistych odczuciach. Cóż mogą one obchodzić Was. Którzy macie tyle i tak doniosłych obowiązków na swoich barkach? A jednak wysłuchajcie, bo to jest głos z dołu”, i to głos – wierzę w to, na pewno nie odosobniony, wyrażający odczucie jakiejś części aktywu związkowego. Chodzi mi tu o sprawę dr Skonki, ale nie o niego ”jako takiego”, lecz o to, co się wokół tej osoby dzieje, i jak się dzieje. Właśnie jak się dzieje. Z dr Skonką zetknęłam się po raz pierwszy na szkoleniach prowadzonych w pierwszej połowie września (1980 r.) w budynku przy placu Czerwonym, gdy w dusznej, przepełnionej sali po kilka godzin dziennie wykładał takim jak ja „świeżo upieczonym” aktywistom związkowym „abecadło związkowe”. Jego widoczne dla wszystkich zaangażowanie i jego trud budziły uznanie słuchaczy. Wybaczcie mi, że pozwolę sobie znów na osobiste wynurzenia: wstępowałam w tym okresie czasu często do Waszej siedziby, nawet już nie koniecznie po komunikaty, czy konkretne informacje, ale czasem tylko z zewnętrznej potrzeby, jak do miejsca – wybaczcie patos, z którego bije źródło Odnowy. W tym, że taki kult czułam do tego miejsca była niemałą zasługą właśnie dr Skonki. Potem były jakieś, niezbyt jasne dla „szerokiego aktywu” oświadczenia, bodaj, że w Komunikacie nr 4 i jakieś jeszcze mniej jasne!!) Pogłoski, z których wynikało, że drogi dr Skonki i Prezydium MKZ rozeszły się.. Trochę dziwiliśmy się (mówię o paru osobach, które również bywały na wykładach i z którymi zdarzało mi się na ten temat rozmawiać, ale nawet nie tak bardzo, bo przecież taki to już teraz burzliwy czas, że ciągle i chyba wszędzie ścierają się poglądy, opinie, przekonania, wybuchają spory i sprzeczki. Potem było zebranie w dniu 3 października, na którym wasze Prezydium przedstawiło się delegatom z zakładów pracy, i na którym omówiono działalność MKZ. Mówiono także o prowadzonym przez MKZ szkoleniu. Wymieniono jako pioniera p. Skowrońskiego( przepraszam, jeśli pomyliłam nazwisko), a o Skonce nic. Jakby nigdy nie istniał. Byłam niemile zaskoczona, naturalnie nie tylko ja jedna. Sądziłam, bowiem, że niezależnie od tego, czy Skonka się „odłamał”, czy nie, należało przecież wspomnieć o nim), O wkładzie jego pracy, zwłaszcza, że wkład ten był przecież niemały. Ale jeszcze i to przemilczenie można by uznać za gafę, niemiłą, ale wybaczalną, w tym gorącym okresie. Jednak to, czego widownią stała się aula Politechniki, gafą już nazwać się nie da. To było gorszące i zasmucające widowisko. Już sposób, w jaki niszczył, ( bo chyba tylko tak można to określić) Skonkę p. mecenas Kaszubski, nie był piękny, ale cóż p. Kaszubski jest prawnikiem, a oni – wiadomo – przywykli z człowieka, o którym mówią robić anioła lub diabła, w zależności od tego, czy bronią, czy też oskarżają; to już takie ich „ skrzywienie zawodowe”. (1)

Trudno, bardzo trudno uwierzyć nam, którzyśmy słuchali wykładów dr Skonki, aby był on agentem, jak to nader wyraźnie insynuował w swoim krasomówczym wystąpieniu mec. Kaszubski.

Oczywiście Skonka mógł nie mieć racji i pewnie jej rzeczywiście nie miał twierdząc, że powinny powstać związki regionalne, a nie jeden ogólnopolski. Ale przecież taki sam pogląd wyznawali podobno – jak to nas chyba właśnie p. Kaszubski uświadamiał na poprzednim zebraniu – głosili przedstawiciele gdańskiego MKZ, a mimo to nikt nie poddawał w wątpliwość ich intencji). Uważam, że wystarczyło w swoim czasie oświadczyć, – bo jednak ludziom się jakaś informacja należała-, że pan Skonka nie jest już członkiem Prezydium, ponieważ obstawał przy swoich poglądach na niektóre kwestie ruchu związkowego, wbrew zdaniu większości Prezydium MKZ, wobec czego obecnie w tym, co głosi nie reprezentuje już MKZ-etu, a jedynie siebie samego. I to byłoby w porządku. Mniejsza jednak o wypowiedź p. Kaszubskiego, bo to, co było dalej było znacznie gorsze. Wystąpił ten młody człowiek, nazwiskiem chyba Jabłoński (Zenon, przyp. LS) i zaczął dość nerwowo, ale przecież nie obraźliwie, wygłaszać zarzuty pod adresem Prezydium. (2) Z sali zaczęły się gwizdy i protesty. I wtedy, prowadzący zebranie, zamiast uciszyć salę, kazał mu zejść z mównicy.

Nie należało tego robić. I to kimkolwiek mówca by był i cokolwiek chciałby powiedzieć. To się niestety nazywa tłumienie krytyki, a tego Wam, szermierzom demokracji pod żadnym pozorem robić nie wolno. W naszym Związku przecież ma być lepiej, szczerzej, sprawiedliwiej niż w tych starych instytucjach, przeciwko, którym występujemy. To prawda, że teraz jest czas walki i bardzo ważna jest jedność, ale przecież najważniejsza jest Demokracja. Bo to o nią walczymy. A nie można o nią walczyć gwałcąc jej zasady. Nie mówmy sobie, że to tylko teraz, na razie tak musimy. Jeżeli tak zaczniemy, to później będziemy te metody stosować i zawsze znajdziemy na nie jakieś usprawiedliwienie.

Najbardziej przerażające i odrażające było wystąpienie ostatniego mówcy ( tego z Kontroli Dochodów Państwa, nazwiska nie zanotowałam). Typowy demagog w najgorszym tego słowa znaczeniu. Miotał się i rzucał obelgami, a ludzie na sali pobudzeni w swoich najniższych (zdajmy sobie z tego sprawę) instynktach, żywiołowo klaskali, zaś Prezydium… Słuchało i akceptowało.

A ja słuchałam i przypominały mi się różne wstrząsające sceny z literatury i filmów, np. nazistowskie wiece, gdy Hitler dochodził do władzy; albo obrazek, jak rozjuszony tłum kamieniuje kobietę, dobrze nie wiedząc, za co, to znów, gdy linczują Murzyna i jeszcze inne tym podobne.

Powtarzam nie chodzi mi o Skonkę i jego zwolenników, choć oczywiście nie jest dobrze, jeśli ich krzywdzicie, ale nie to jest najważniejsze. Ważniejsze jest to, że historyczny wir wydarzeń wyniósł Was na piedestał. Przypadła Wam ważna i zaszczytna rola. Ku wam wracają się teraz z nadzieją oczy i serca społeczeństwa. Nie zapominajcie, więc co sobą reprezentujecie i jaką stratę poniesie idea, której służycie, jeżeli nie będziecie umieli godnie jej służyć. Powiesiliście na sali, w której odbywało się zebranie Krzyż. Inna sprawa, czy to stosowna okazja, aby Go wieszać, ale jeżeli już powiesiliście to pamiętajcie, co on symbolizuje. Strzeżcie się, aby w imię Krzyża nie zapalać stosów dla czarownic. Jest to, bowiem największa krzywda, jaką człowiek może wyrządzić Bogu.

Maria Magdalena, Żaboklicka, Wrocław ( podkreślenia red.) (3)

Jak się okazało ostrzeżenie miało proroczy charakter?
Istotnie „Solidarność” zapaliła stosy dla nieprawomyślnych Polaków i płoną one nadal pod tym samym szyldem.

Tadeusz Kaszubski, adwokat, okazało się obecnie, że był agentem SB, nasłanym przez te służby.
Zenon Jabłoński, przewodniczący Zarządu „Solidarności” w Urzędzie Pocztowym Nr 2 we Wrocławiu, usunięty z funkcji przewodniczącego po tym wystąpieniu na polecenie Zarządu regionu NSZZ „S” Dolny Śląsk
Magdalena Żaboklicka, przewodnicząca „Solidarności” w Domarze ( 3 tys. zatrudnionych); zrzekła się tej funkcji po tym wiecu.

Leszek Skonka – działacz przedsierpniowej opozycji demokratycznej – ROPCiO(Ruch Obrony Praw Człowieka i Obywatela), założyciel Wolnych Związków Zawodowych na Dolnym Śląsku, współorganizator i współkierujący strajkiem w sierpniu 1980 roku we Wrocławiu. Członek Prezydium w pierwszym składzie Zarządu Regionu Dolnośląskiego NSZZ. Organizator i prowadzący pierwsze kursy ( jeszcze w czasie strajku) na temat organizowania i działania związkowego, a następnie w MKZ po zakończeniu strajku, dla działaczy i organizatorów nowych związków.

Sprzeciwiał się wprowadzaniu KOR-u i upolitycznieniu Związku, zrywaniu Umowy Gdańskiej, awanturnictwu politycznemu. Chciał by związek nie wychodził poza swój Statut. Za swą postawę pomówiony został przez kierownictwo „Solidarności” publicznie bez jakichkolwiek podstaw o rzekome sprzyjanie PZPR, działanie na szkodę Związku, współpracę z SB. Usunięty ze wszystkich funkcji, również ze Związku, którego był współtwórcą, spotwarzony publicznie, bez prawa do obrony, skazany na karę śmierci cywilnej przez „Solidarność” kierowaną przez Karola Modzelewskiego i Władysława Frasyniuka.

FRASYNIUK KŁAMIE A PRASA KŁAMSTWA POWIELA

W wywiadzie przeprowadzonym przez Arkadiusza Franasa z Władysławem Frasyniukiem i Januszem Owczarkiem, zamieszczonym 29 sierpnia 2003 Gazecie Wrocławskiej” znalazło się wiele przeinaczeń i ordynarnych kłamstw. Niektóre kłamstwa, przeinaczenia, przemilczenia słusznie oburzają ówczesnych członków Komitetu Strajkowego w sierpniu 1980 we Wrocławiu. Frasyniuk np. kilkakrotnie wymienia nazwisko Aleksandra Labudy jako rzekomego doradcy Komitetu Strajkowego. Nie było takiego doradcy. Przebywałem dzień i noc na terenie Zajezdni nr VII przy ul. Grabiszyńskiej gdzie mieścił się wówczas Międzyzakładowy Komitet Strajkowy. Pełniłem tam funkcję członka prezydium do spraw organizacji i szkolenia. Ani ja ani nikt z członków Komitetu Strajkowego, z którymi się skontaktowałem nie widział i nie słyszałby by na terenie Zajezdni w czasie strajku obecny był Aleksander Labuda; owszem po zakończeniu strajku tak, ale nie na Grabiszyńskiej, lecz na pl. Czerwonym.

Strajkujący ubolewali, że ludzie nauki, prawnicy unikają kontaktów ze strajkującymi; że są osamotnieni w swym proteście. Owszem, trzeciego dnia strajku pojawiła się z krótką wizytą prof. Mirosława Chamcówna z Uniwersytetu Wrocławskiego. Jedynym naukowcem, który przebywał do końca ze strajkującymi był prof. Suski z Politechniki Wrocławskiej . A oto inny przykład:

Gdy trzeciego dnia strajku ktoś puścił plotkę, że wojsko ma zamiar zmobilizować wszystkich kierowców autobusowych MPK , szukałem na polecenie Prezydium porady prawnej, czy Komitet Strajkowy może przejąć wezwania wojskowe i wziąć za to na siebie odpowiedzialność. Nikt z prawników, do których się zwróciłem nie zgodził się na udzielenie pomocy. Po prostu nie chcieli się narażać, np. mec. Tadeusz Kaszubski po rozmowie z SB „uciekł w chorobę”. Po latach okazało się, dlaczego. Rozczarowany i zdesperowany zwróciłem się do prof. Adama Chełmońskiego ( chociaż był on członkiem PZPR) z Wydziału Prawa Uniwersytetu Wrocławskiego z prośbą o skontaktowanie z kimś, kto mógłby pomóc strajkującym. Niestety, mimo dobrych chęci i znajomości tego środowiska nikt, do kogo się zwrócił nie chciał podjąć tego zadania. Oczywiście, po zakończeniu strajku do Międzyzakładowego Komitetu Założycielskiego NSZZ waliły tłumy prawników, pracowników naukowych, nauczycieli, urzędników…

Mam żal do Redakcji, że nie korzysta z informacji innych uczestników tamtego sierpniowego strajku. Wszak ludzie ci jeszcze żyją. Dostępne są także fakty, które należałoby przypomnieć; takie dokumenty Redakcja otrzymała ode mnie przez emaile.

DLACZEGO FRASYNIUK KŁAMIE ?

(ODPOWIEDŹ LESZKA SKONKI)

Władysław Frasyniuk zapytany przez red. Adama Kłykowa („Magazyn Tygodniowy Gazety Wrocławskiej” 1,09.2000) dlaczego wobec mojej osoby była i jest nadal w kierownictwie „Solidarności” zmowa milczenia, chociaż byłem przed sierpniem aktywnym działaczem opozycji, współorganizatorem strajku w sierpniu 1980r, i współtwórcom „Solidarności”. Frasyniuk nie umiał, czy raczej nie chciał, odpowiedzieć konkretnie i rzeczowo lecz kręcił, operował ogólnikami, twierdził np. ,że „Skonka był pełen kompleksów”, ale nie podał żadnego przykładu, nie wyjaśnił w czym się one przejawiały i co w tym było złego ? Powiedział też , że Skonka „potwornie utrudniał funkcjonowanie „Solidarności” ale nie podał na czym miało to polegać, w czym to utrudnianie się przejawiało. Dalej mówił, że Skonka „wprowadził w nasze szeregi element niechęci do mniejszości narodowych”. Do jakich mniejszości ? Jak to zrobił ? Dlaczego Frasyniuk nie wymienia ani owych rzekomych mniejszości, ani nie wyjaśnia jak owe niechęci się przejawiały ? A nie czyni tego, bo to nie miało miejsca. Oskarżenie wynikało z tego, że sprzeciwiałem się upolitycznianiu Związku, twierdziłem, że skoro nie chcemy by PZPR ingerowało w jego działalność , to nie powinno tam się wprowadzać innych sił politycznych. Punkt 2 Umowy Gdańskiej wyraźnie mówił, że nowe związki zawodowe nie będą pretendować do roli partii politycznej. Istotnie, byłem przeciwny zrywaniu Umowy Gdańskiej i wprowadzeniu do kierownictwa „Solidarności” ludzi o ambicjach politycznych związanych z KOR-wm, jak Karol Modzelewski, Jan Lityński, Barbara Labuda, Krzysztof Turkowski, Jacek Pilichowski i in. I to był jedyny powód zwalczania mnie i usunięcia ze ścisłego kierownictwa Regionu Dolnośląskiego NSZZ „Solidarność”. Ale tego Frasyniuk powiedzieć nie chce. Regułą było też w tamtym czasie, że każdy, kto się sprzeciwiał KOR-owi był posądzony o antysemityzm. Każdy też niewygodny był oskarżany , bez żadnych dowodów lub poszlak , o współpracę z SB. Zresztą Frasynuik przyznaje , że „Podejrzewaliśmy go ( Skonkę, przyp. LS) nawet o jakieś niecne rzeczy ( …) ale, dowodów nie mieliśmy.” Co nie przeszkadzało wydać publicznie wyrok śmierci cywilnej na mnie i ludzi, którzy mieli jakieś krytyczne uwagi i zastrzeżenia. Ale liczba ludzi, którzy mieli zastrzeżenia rosła i dopiero terror, szantaż trochę ją uspokoił.

Rozpętanie więc nagonki na tzw. „skonkowców, co się równało – wrogów „Solidarności”- agentów SB, miało zastraszyć społeczeństwo, co się w końcu udało.

Dziwi tylko to, że teraz, nawet po 20 latach ludzie, którzy pod szyldem „Solidarności” i Kościoła uczynili tyle zła społeczeństwu i krajowi , nie mają na tyle cywilnej odwagi by przyznać się do błędu, powiedzieć – tak w drodze do władzy , po wielki szmal, szliśmy po trupach. ale dziś za to coś mamy, władzę, pieniądze, tytuły, zaszczyty, stanowiska, jest nam dobrze, urządziliśmy się, a inni frajerzy klepią biedę, wyrzuca się ich z mieszkań, przedwcześnie umierają z braku opieki lekarskiej , mają po 500 zł, albo i mniej emerytury. Są jednak sami są sobie winni, nie rozumieją, że żyją już w zafundowanym im przez „Solidarność – kapitalizmie, w ustroju, w którym frajerzy przegrywają, a więc śmierć frajerom.

I jeszcze jedno. Frasyniuk mówi, że ludzie Skonki nie akceptowali, unikali go. Było zupełnie odwrotnie. Świadczą o tym liczne listy. Pisali także listy do władz Związku w Gdańsku, we Wrocławiu, ale nie otrzymywali na nie odpowiedzi.

oto jeden z licznych listów jakie skierowała grupa działaczy NSZZ z Wrocławia

DO ZAKŁADOWYCH KOMITETÓW ZAŁOŻYCIELSKICH NIEZALEŻNYCH
SAMORZĄDNYCH ZWIĄZKÓW ZAWODOWYCH WROCŁAWIA.

„Jesteśmy grupą przedstawicieli Zakładowych Komitetów Założycielskich z kilku zakładów Wrocławia.

Nasze nazwiska i nazwy zakładów znajdują się na końcu tego listu , a połączył nas NIEPOKÓJ O NASZ WSPÓLNY CEL , O NIEZALEŻNE SAMORZĄDNE ZWIĄZKI ZAWODOWE. Co jest przyczyną tego niepokoju ? Otóż od pewnego już czasu jesteśmy świadkami rzeczy niezrozumiałych ,w wielu wypadach, wręcz sprzecznych z zasadami demokracji , to znaczy z tym, do czego wspólnie przecież dążymy. ( List powstał 24 września 1980 r., przyp. LS). I może nie doszłoby do napisania tego listu, gdyby nie kilka spotkań z ludźmi tak samo zaangażowanymi w budowę naszych Związków, u których zauważyliśmy ten sam niepokój. Niezrozumiałą np. jest dla nas sprawą to, że nasz wspólny Statut , który ponoć powstał i o którym była mowa w Gdańsku, jeszcze do nas nie dotarł . Nie braliśmy też udziału w przygotowaniu Statutu, nikt go z nami nie konsultował i nikt nas nie informował o postępie prac. A przecież mieliśmy to zagwarantowane grubo wcześniej. Ta gwarancja zresztą powinna wynikać z samej zasady demokracji. Uważamy, że mamy pełne prawo wiedzieć, co ktoś w naszym wspólnym imieniu podpisuje, a podstawowym obowiązkiem Komitetu Założycielskiego z pl. Czerwonego jest nas o tym informować. Nie dotyczy to zresztą tylko Statutu. Lech Wałęsa w Gdańsku zanim podejmie uchwałę dotyczącą wszystkich zakładów pracy, zwołuje ich do siebie i pyta o zdanie. A czy nasz Komitet Założycielski z pl. Czerwonego kiedykolwiek o coś pytał ? Przecież było mówione – „Nic o nas bez nas”. Tymczasem gdy chodzimy na plac Czerwony , to z wyjątkiem trzech, 3-4 osób stale spotykamy nowe twarze w Zarządzie. Bo oto Komunikaty KZ NSZZ dowodzą, że zmiany w Prezydium następują przeciętnie dwa razy w tygodniu, ponieważ gdy weźmiemy spisy członków obecne i początkowe zaraz zauważymy brak kilku osób np. Skowrońskiego, Talara, dra Skonki i innych. Jest za to wielu nowych nazwisk, jak np. Modzelewski, Turkowski, Rak, Pieprz, Pawlik itp. którzy przecież nie dostali się do Komitetu Założycielskiego w drodze wyborów , ponieważ wyborów do naszej reprezentacji związkowej jeszcze nie było. Są to więc ludzie, których w ogóle nie znamy, i których nie wybieraliśmy. Padło już nazwisko dra Leszka Skonki. Pamiętamy dobrze jak sobie gardło zdzierał próbując z nas zrobić – jeszcze w MKS na Grabiszyńskiej w autobusie, potem dopiero na placu Czerwonym, znawców, a przynajmniej dobrych propagatorów idei Związków. Na jego wykłady – pamiętamy to dobrze – zawsze waliły tłumy i nikt nie wychodził , mimo tego, że nieraz trzeba było cały wykład stać. Słuchaliśmy go pilnie i widać było , że jest to człowiek oddany całym sercem sprawie przekazania nam Elementarza Niezależnych Związków. Kto był ostatniej nocy na Grabiszyńskiej, ten widział jak Jerzy Piórkowski ( przewodniczący Komitetu Strajkowego we Wrocławiu, przyp. LS). Osobiście wciągnął dra Leszka Skonkę na podwyższenie i wobec całej zgromadzonej na hali załogi i delegatów strajkujących zakładów dziękował serdecznie za wkład pracy. I nagle dra Skonkę się usuwa, ponieważ stał się zły. Cały czas był dobry dopiero ostatnio stał się zły. A maże stał się zły dopiero dla ludzi, którzy ostatnio pojawili się w Komitecie Założycielskim na placu Czerwonym i dlatego musiał odejść.

(nadesłał L. Skonka)

Maciejewski Kazimierz on 5 Kwiecień 2011

Źródło: https://wzzw.wordpress.com/2011/04/05/d ... lustracji/

____________________________________
Videtur et hoc mihi Platforninem non debere esse
Poza tym uważam że Platformę należy zniszczyć
/Katon starszy/


19 gru 2016, 22:27
Zobacz profil
Zawodowiec
Avatar użytkownika

 REJESTRACJA10 lis 2006, 07:34

 POSTY        3465
Post Re: Historia

Bauman poszedł do piekła
i zapracował na to bolszewicką gorliwością


Obrazek

Najbardziej krytycznym wskaźnikiem zmęczenia tematu, jest zmęczenie autora. Miałem dziś pisać o kolejnym kabarecie wystawionym przez gimnazjum im. Opozycji Totalnej, ale nie dam rady. Nie jestem w stanie się przemóc, bo i kabaret już nie śmieszy jeno nudzi.
W ramach alternatywy dysonuję pierwszym prawomocnym orzeczeniem NSA, które stwierdza, że Fundacja WOŚP łamie ustawę o dostępie do informacji publicznej i w związku z tym sąd nałożył na kolegę Jurka karę. Podobnych orzeczeń będzie za chwilę kilka, ponieważ podstawa prawna wszystkich skarg wniesionych do WSA jest taka sama. Darowałem sobie jednak i tę sprawę, z tej samej przyczyny – mnie samego wygłupy Owsiaka męczą, a jeszcze czeka nas za parę dni finał hucpy, do którego będę musiał się odnieść.

Drogą eliminacji postanowiłem napisać parę zdań o bolszewiku Zygmuncie Baumanie i czynię to wbrew pogańskiej zasadzie, że o zmarłych mówi się tylko dobrze albo wcale. Bogiem, a prawdą i ta sprawa mało mnie obchodzi, po prostu świat jest lżejszy o jednego bandytę, ale jest jeden ważny aspekt , nakazujący o Baumanie pamiętać i to raz na całe życie. Jako student Uniwersytetu Wrocławskiego miałem wiele wspólnego ze słynnym profesorem, na wrocławskiej uczelni za moich czasów był to świecki bóg, niekwestionowany autorytet. Teraz prawdopodobnie jest tak samo, sądząc po reakcjach włodarzy Wrocławia, nawiasem mówiąc i Zdrojewski i Dutkiewicz to absolwenci UW, a Zdrojewski nawet ukończył socjologię. Niczego nieświadomy, bodaj w 2003 roku napisałem pracę magisterską, w której powoływałem się na Baumana. Mówię o nieświadomości związanej z tym, kim był sowiecki bandzior i będę z tym grzechem żył do końca swoich dni.

Na uniwersytecie absolutnie nikt o tym nie mówił, ani wykładowcy, ani studenci. Pierwszy raz o prawdziwym życiu i twórczości Baumana usłyszałem w programie Jana Pospieszalskiego „Warto rozmawiać”. Musiał to być rok 2006 albo 2007, a wtedy byłem głupią Matką Kurką pozbawioną elementarnej wiedzy, koniecznej do rozumienia, co się w Polsce tak naprawdę dzieje. Pamiętam, że pomimo mojej głupoty, akurat ta informacja zrobiła na mnie wrażenie i nie traktowałem jej jako „oszczerstwa oszołomów”. Nawet w tamtym czasie uznałem, że to coś nieprawdopodobnie obrzydliwego, bandyckiego i godnego największego potępienia. Po latach wszystko jest dla mnie jasne, w RP III na uniwersytetach z sowieckiego siepacza robiono wielki autorytet, polskiego Heideggera, Kanta i Platona jednocześnie. Co więcej, tę smarkatą ideologiczną brednię zwaną ponowoczesnością, czy postmodernizmem, sprzedawano jako filozofię.

Niewtajemniczonym powiem, że ponowoczesność to nic innego jak robienie z gówna marmuru, to usprawiedliwienie dla wszelkiego kiczu, amatorstwa, nieuctwa. Taka nowa forma socrealizmu, który zakłada, że każdy pacykarz może być malarzem, każdy analfabeta Szekspirem i każdy mędrek filozofem. Flagowym przykładem postmodernizmu są te wszystkie „człowiek motyl”, polska flaga w psiej kupie i pozostałe happeningi z genitaliami na krzyżu. Jedyny postmodernista, którego znam i szanuję za talent to Umberto Eco, ale to taki wyjątek od socrealistycznej reguły. Zwolnił miejsce na tym łez padole, bandyta i socjologiczny grafoman, którego uznano za bożyszcze i światowej sławy socjologa.

W tym ostatnim kłamstwie mieszczą się jedynie artykuły w GW i reportaże w TVN. Bauman nie był żadną szychą socjologii, a zaistniał tylko dlatego, że miał odpowiednie żydowskie i lewackie pochodzenie. Proszę tej okoliczności nie traktować oddzielnie, bo wielu mądrych polskich Żydów, jak Hemar, czy Grudziński dostało od świata i swoich rodaków po grzbiecie za to, że zachowali się przyzwoicie i nie pluli na Polskę. Tak, czy siak poszedł Bauman do piekła i o dziwo nie ma wielkiego szumu, jak w przypadku Bartoszewskiego, czy Wajdy.

Gdzieś na dole internetowych wydań lewicowych gazet pojawiła się krótka wzmianka i nigdzie nie zauważałem też rytualnego oburzenia, że prawicowi „hejterzy” plują na grób wielkiego Polaka. No tak to właśnie działa, tak funkcjonuje bolszewizm. Człowiek nic dla bolszewika nie znaczy, jest koniem pociągowym ideologii i dopóki ciągnie dostaje owies, gdy okuleje albo padnie trafia do końskiej jatki.

Wielki naukowiec, socjolog i filozof skończył tak jak żył, marnie z zarośniętą mogiłą w Internecie. I piszę o tym tylko dlatego, że Polak, w przeciwieństwie do bolszewika, ma święty obowiązek pamiętać o enkawudziście Baumanie, który Polski i Polaków nienawidził i zwalczał rękami unurzanymi we krwi po pachy.

Obrazek
http://kontrowersje.net/bauman_poszed_d ... gorliwo_ci

____________________________________
"Demokracja to cztery wilki i owca głosujące o obiedzie" R.A.Heinlein


10 sty 2017, 19:55
Zobacz profil
Zawodowiec
Avatar użytkownika

 REJESTRACJA10 lis 2006, 07:34

 POSTY        3465
Post Re: Historia
Obrazek

Znów głośno o "polskich obozach zagłady".

ZDF unika przeprosin, internauci walczą ze stacją

Obrazek

Po tym jak niemiecka telewizja ZDF uchyliła się od publikacji przeprosin za użycie sformułowania „polskie obozy zagłady”, polscy internauci zainicjowali zmasowaną akcję polegającą na publikowaniu na jej kontach w mediach społecznościowych wpisów i zdjęć przypominających o tym, kto w rzeczywistości ponosi odpowiedzialność za śmierć więźniów. – To spam, który będziemy usuwać, a osoby go zamieszczające – blokować – oświadczyli przedstawiciele ZDF

Obrazek

Niemiecka telewizja publiczna ZDF po przegraniu procesu za użycie sformułowania „polskie obozy zagłady” miała opublikować na stronie głównej swojego portalu internetowego przeprosiny dla Karola Tendery, więźnia obozu w Auschwitz, który był oskarżycielem w procesie. Pod koniec minionego roku Sąd Apelacyjny w Krakowie wydał wyrok w sprawie toczącej się od niemal trzech lat – w zapowiedzi programu dokumentalnego o obozach koncentracyjnych użyto określenia „polskie obozy zagłady Majdanek i Auschwitz". Tendera poza przeprosinami chciał sądowego zakazu posługiwania się tego typu określeniami. Choć opis zmieniono, a ZDF została zobligowana do publikacji przeprosin, jej forma jest daleka od tej, którą zarządził sąd. Zamiast na stronie głównej, pojawiły się one w zakładce dostępnej na dole witryny, w rubryce „Doku/Wissen”. Również tytuł publikacji nie rozstrzyga, jakie były intencje wydawców strony. Jak mówił adwokat Tendery w rozmowie z TVP Info, wyrok nie został wykonany: opublikowano ukryty odnośnika z logiem ZDF i napisem w języku niemieckim „Przeprosiny Karola Tendery”, po kliknięciu którego najpierw ukazuje się tłumaczenie umniejszające winę ZDF w tej sprawie w formie tekstowej (jak głosi ich treść, wskutek błędnego tłumaczenia z języka francuskiego, w którym powstał film), a następnie obrazek z przeprosinami, których nie da się wyszukać z poziomu wyszukiwarek internetowych. Jak poinformował, do władz nadawcy skierowano już wniosek o prawidłowe wykonanie wyroku, a wobec jego zignorowania, sprawa ma trafić do niemieckiego sądu. O sytuacji został też poinformowany MSZ.

Obrazek

W związku z uchylaniem się przez ZDF od prawidłowego wykonania wyroku, polscy internauci zainicjowali zmasowaną akcję polegającą na publikowaniu m. in. na jej kontach w mediach społecznościowych wpisów i zdjęć przypominających o tym, kto w rzeczywistości ponosi odpowiedzialność za śmierć więźniów. GermanDeathCamps, GermanNotNazi, GermanNotPolish –hasztagi i grafiki z tymi hasłami nie spodobały się przedstawicielom ZDF.
„To spam, który będziemy usuwać, a osoby go zamieszczające – blokować” – oświadczyli.

Ta reakcja oraz automatyczne zamienianie frazy „GermanDeathCamps” na „PolishDeathCamps” przez skrypt portalu Facebook dodatkowo podgrzało gorącą już atmosferę.

Obrazek

Tymczasem w Sejmie wciąż na drugie czytanie czeka rządowy projekt zaostrzenia przepisów w sprawie przypisywania narodowi polskiemu zbrodni III Rzeszy. Zgodnie z jego treścią, śledztwo w takich przypadkach wszczynałby prokurator IPN, a wyrok zostawałby podany do publicznej wiadomości. – Polski rząd uczynił ważny krok w tworzeniu mocniejszych narzędzi prawnych pozwalających skuteczniej dochodzić naszych praw, bronić prawdy historycznej – mówił po zaakceptowaniu przez rząd projektu resortu sprawiedliwości jego szef, Zbigniew Ziobro. Nowe przepisy mają być stosowane zarówno do Polaków, jak i cudzoziemców „niezależnie od przepisów obowiązujących w miejscu popełnienia czynu”. Zgodnie z obecnym harmonogramem prac Sejmu, projekt nie będzie procedowany co najmniej do 8 lutego.

Autor Maciej Deja
Czytaj więcej: http://www.polskatimes.pl/historia/a/zn ... ,11708152/

Obrazek

Znajdź różnicę:

Obrazek


Internauci idą na wojnę z „polskimi obozami”

Obozy koncentracyjne i zagłady budowali Niemcy, a nie Polacy – będą to wbijać do głów mieszkańcom m.in. Wielkiej Brytanii i Stanów Zjednoczonych osoby związane z Fundacją Tradycji Miast i Wsi. To odpowiedź na liczne kłamliwe publikacje w zagranicznej prasie mówiące o „polskich obozach zagłady”.

– Chcemy wywiesić w wielu miastach w Polsce i za granicą plakaty i billboardy, które przypomną, kto tak naprawdę był katem, a kto tylko ofiarą – tłumaczy koordynator akcji Michał Wlazło. Na razie nabiera ona tempa w internecie – „memy” z hasłami „Death Camps Were German” („Obozy śmierci były niemieckie”) rozpowszechniane są m.in. na Facebooku. Także w sieci (portal zrzutka.pl) trwa zbiórka pieniędzy na wynajęcie przestrzeni reklamowych. Do wczoraj ponad 400 osób wpłaciło na ten cel łącznie ok. 11 tys. złotych. A potrzeba 200 tys. Czy jednak i ta kwota nie jest za mała? – Nie można patrzeć na kampanię przez pryzmat działań komercyjnych. Zgłaszają się do nas firmy graficzne i drukarnie, które chcą za darmo lub po kosztach wydrukować plakaty i ulotki – podkreśla Michał Wlazło.

Dodaje, że pomoc w przeprowadzeniu kampanii informacyjnej deklarują Polacy mieszkający na stałe m.in. w USA, Wielkiej Brytanii, a nawet w Rosji i... Chinach. Kulminacja ma nastąpić 1 września, czyli w rocznicę napaści Niemiec na Polskę w 1939 r. Akcja internautów i Fundacji Tradycji Miast i Wsi doskonale wpisuje się w dyskusję na temat odpowiedzialności za słowa o „polskich obozach śmierci”. 14 czerwca podczas obchodów 75. rocznicy pierwszego transportu polskich więźniów politycznych do KL Auschwitz pod Ścianą Śmierci Teresa Adam­czyk, córka byłego więźnia Bronisława Gościńskiego (nr 403), zaapelowała, by przypisywanie Polakom odpowiedzialności za obozy śmierci ścigane było jako przestępstwo z urzędu. Pomysł ten podoba się Stanisławowi Rydzoniowi, byłemu posłowi i prawnikowi z Oświęcimia. Bo w takim przypadku prokuratury nie będą mogły bagatelizować sprawy. – A polskie państwo bezwzględnie powinno dbać o honor narodu. Nikomu nie może ujść na sucho wybielanie roli Niemców podczas wojny i mówienie, że to Polacy zabijali Żydów. Bo stawia się tym na równi z mordercami – zauważa Stanisław Rydzoń. Propozycję zmiany prawa poparły już m.in. Chrześcijańskie Stowarzyszenie Rodzin Oświęcimskich oraz Porozumienie Organizacji Kombatanckich i Niepodległościowych z Krakowa. A część prawników zwraca uwagę, że mówienie o „polskich obozach” wypełnia znamiona tzw. kłamstwa oświęcimskiego, które ścigane powinno być z urzędu. Jednak tak się nie dzieje...

Autor Piotr Subik
Czytaj więcej: http://www.polskatimes.pl/artykul/39184 ... ,id,t.html


Obrazek

____________________________________
"Demokracja to cztery wilki i owca głosujące o obiedzie" R.A.Heinlein


19 sty 2017, 21:12
Zobacz profil
Zawodowiec
Avatar użytkownika

 REJESTRACJA21 paź 2006, 19:09

 POSTY        7731

 LOKALIZACJATriCity
Post Re: Historia
Załącznik:
Niemieckie obozy zagłady i obozy koncentracyjne.png


Obrazek

Witryna edukacyjna Instytutu Pamięci Narodowej przedstawia podstawowe informacje o obozach zagłady i obozach koncentracyjnych utworzonych przez III Rzeszę Niemiecką na terenach okupowanej Polski podczas II wojny światowej. Gdy w światowych mediach pojawiają się krzywdzące określenia, przypisujące zorganizowanie tych obozów narodom okupowanym, przypominamy, że jedyną i pełną odpowiedzialność za stworzenie „fabryk śmierci” ponoszą Niemcy. Chcemy, by tragedia ofiar na zawsze była przestrogą przed nieludzkim systemem totalitarnych dyktatur.

http://www.truthaboutcamps.eu/th/


 Nie masz wystarczających uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego postu.

____________________________________
Nie jesteś tym, kim myślisz, że jesteś - lecz tym, kim się stajesz, gdy myślisz kim jesteś.


23 sty 2017, 21:16
Zobacz profil
Zawodowiec
Avatar użytkownika

 REJESTRACJA21 paź 2006, 19:09

 POSTY        7731

 LOKALIZACJATriCity
Post Re: Historia
Obrazek

Wyruszył mobilny billboard z napisem "Death Camps Were Nazi German".

Mobilny, podświetlany billboard z napisem "Death Camps Were Nazi German" wyruszył z Wrocławia do Niemiec, Belgii i Wielkiej Brytanii. Akcja jest protestem przeciwko używaniu przez zagraniczne media sformułowania "polskie obozy koncentracyjne".

Billboard, który zamontowano na lawecie ciągniętej przez samochód osobowy, powstał m.in. z inicjatywy Fundacji Tradycji Miast i Wsi.
- Idea naszej akcji jest prosta. Żądamy prawdy historycznej, jesteśmy przeciwnikami używania zwrotu "polskie obozy koncentracyjne", który teraz nagminnie używany jest w zachodnich mediach - powiedział w środę we Wrocławiu dziennikarzom Dawid Hallmann z Fundacji Tradycji Miast i Wsi.

Pomysł na akcję "German Death Camps" narodził się w 2015 r.
- Na portalu Wykop społeczność internetowa postanowiła zaprotestować przeciwko zwrotom "polskie obozy koncentracyjne". Został ogłoszony konkurs na projekt graficzny billboardu i wygrał ten, który dziś wyjedzie z Wrocławia do Niemiec - powiedział Hallmann.

Billboard pojedzie do Mainz, Wiesbaden, Bonn, a następnie do Brukseli, Londynu, by ostatecznie w niedzielę dotrzeć do Cambridge. Organizatorzy akcji chcą zatrzymać się m.in. pod siedzibą ZDF w Wiesbaden. Hallmann przypomniał, że w grudniu 2016 r. niemiecka telewizji publiczna ZDF przegrała proces za użycie określenia "polskie obozy zagłady Majdanek i Auschwitz".
- Telewizja miała przeprosić więźnia Auschwitz Karola Tenderę za to sformułowanie. Naszym zadanie nie zastosowała się do wyroku sądu, bo przeprosiła w bardzo pokrętny sposób - powiedział Hallmann.

Na billboardzie o rozmiarach 3x6 m widnieje brama obozu Auschwitz, w która wpisano kontur jednoznacznie kojarzący się z postacią Adolfa Hitlera. Obok grafiki widnieją napisy "Death Camps Were Nazi German" oraz "ZDF Apologize!".

Źródło: http://wiadomosci.wp.pl/kat,1342,title, ... omosc.html

____________________________________
Nie jesteś tym, kim myślisz, że jesteś - lecz tym, kim się stajesz, gdy myślisz kim jesteś.


01 lut 2017, 21:41
Zobacz profil
Zawodowiec
Avatar użytkownika

 REJESTRACJA10 lis 2006, 07:34

 POSTY        3465
Post Re: Historia
Był taki Major co o Polskę odważnie walczył

Załącznik:
Był taki Major co o Polskę odważnie walczył.jpg


8 lutego 1951 roku w więzieniu na Mokotowie wykonano wyrok śmierci.


Zygmunt Edward Szendzielarz

Był najmłodszym synem Karola Szendzielarza, urzędnika kolejowego i Eufrozyny z Osieckich. Początkowo uczył się w gimnazjum we Lwowie, a następnie w Stryju. Był uczniem II Państwowego Gimnazjum w Stryju do 19 września 1931 w VIII klasie na początku roku szkolnego 1931.

Od 14 listopada 1931 do 12 sierpnia 1932 był słuchaczem Kursu Unitarnego w Szkole Podchorążych Piechoty w Ostrowi Mazowieckiej. Po ukończeniu kursu i awansie na kaprala podchorążego kontynuował naukę w Szkole Podchorążych Kawalerii w Grudziądzu (od 1 października 1932 do 5 sierpnia 1934). 4 sierpnia 1934 Prezydent RP mianował go podporucznikiem ze starszeństwem z 15 sierpnia 1934 roku i 68. lokatą w korpusie oficerów zawodowych kawalerii. Po promocji przydzielony został do 4 Pułku Ułanów Zaniemeńskich w Wilnie na stanowisko dowódcy plutonu. Prawdopodobnie 19 marca 1938 r. otrzymał awans na stopień porucznika, jednocześnie obejmując dowództwo 2. szwadronu. W okresie służby wojskowej por. Szendzielarz brał udział w licznych zawodach hippicznych, zajmując wysokie miejsca.
28 stycznia 1939 roku ożenił się z Anną Swolkień, później kurierką AK, aresztowaną w 1943 i wywiezioną na roboty przymusowe do Rzeszy, zginęła 24 lutego 1945 podczas alianckiego nalotu na Wagenschwend. Mieli córkę Barbarę.

Uczestniczył w kampanii wrześniowej jako dowódca 2 szwadronu w 4 Pułku Ułanów Zaniemeńskich. Z 9 na 10 września pułk został rozbity, a Szendzielarz na czele 2 szwadronu dołączył 13 września do pododdziałów ppłk. Święcickiego. Następnego dnia podporządkowano je dowódcy kombinowanej Brygady Kawalerii pod dowództwem płk. Adama Zakrzewskiego. Szwadron por. Szendzielarza stoczył wówczas walki na szlaku od Lubartowa do Majdanu Sopockiego, gdzie wszedł następnie w skład GO Kawalerii gen. Władysława Andersa jako pododdział Kresowej Brygady Kawalerii. Wszystkie te oddziały przebijały się na Węgry, zostały jednak rozbite przez Niemców 26 września. Resztki z por. Szendzielarzem dołączyły do Nowogródzkiej Brygady Kawalerii, która także szła w kierunku Węgier. Następnego dnia gen. Anders – wobec przeważających sił niemieckich i sowieckich – rozwiązał swoje oddziały i nakazał przebijać się małymi grupami na Węgry. Szendzielarz dostał się wówczas do niewoli, z której wkrótce uciekł i przedostał się do Lwowa.

Po zakończeniu działań wojennych próbował dostać się przez Węgry do Francji, do odtwarzanego Wojska Polskiego, ale zamiar ten nie powiódł się. Wobec tego wrócił do Wilna, zamierzając poprzez Litwę wyjechać za granicę.

Po kilkukrotnych niepowodzeniach włączył się do pracy konspiracyjnej w Wilnie w ramach ZWZ-AK. Od początku roku 1942 do sierpnia 1943 przebywał w majątku rodzinnym swojej żony w Szajkunach. Po tym okresie zaangażował się całkowicie w konspirację. W literaturze przedmiotu istnieją rozbieżności co do momentu rozpoczęcia przez niego działalności konspiracyjnej – podawane są daty: koniec roku 1939, początek 1940 bądź 1942. W konspiracji Szendzielarz działał początkowo w strukturach tzw. Kół Pułkowych, jednej z licznych w tym czasie grup konspiracyjnych, przyjmując pseudonim „Łupaszka” (po słynnym zagończyku z okresu wojny polsko-bolszewickiej (1919-20) ppłk. Jerzym Dąbrowskim). W dniu 28 grudnia 1939 roku Koła Pułkowe weszły w skład SZP-ZWZ. Od września 1940 roku powstał Wileński Pułk Ułanów Śmierci, w którym najprawdopodobniej por. Szendzielarz stanął na czele szwadronu. Pod koniec 1941 roku przeszedł do komórki dalekiego wywiadu wschodniego, gdzie pracował przez cały rok 1942. Organizował wówczas siatkę wywiadowczą na linii kolejowej Wilno – Podbrodzie – Ryga.

W kwietniu lub maju 1943 roku znalazł się w bezpośredniej dyspozycji Komendy Okręgu Wileńskiego AK, która pod koniec sierpnia tego roku oddelegowała go na dowódcę do pierwszego oddziału partyzanckiego AK na Wileńszczyźnie dowodzonego wcześniej przez ppor. Antoniego Burzyńskiego ps. „Kmicic”. 26 sierpnia, podczas uzgadniania szczegółów dotyczącej wspólnej akcji oddziału „Kmicica” i dowodzonej przez Fiodora Markowa Brygady im. Woroszyłowa na Miadzioł, w bazie partyzantki sowieckiej doszło do rozbrojenia i aresztowania sztabu „Kmicica”. Porucznik Burzyński został zamordowany, a jego partyzantów przesłuchano i podzielono na trzy grupy. Jedną, 50-osobową rozstrzelano. Na przełomie września i października 1943 roku oddział por. Szendzielarza liczył już ok. 100 ludzi. Przyjął on nazwę 5 Wileńskiej Brygady AK, zwanej też nieoficjalnie „Brygadą Śmierci”. Brygada operowała na terenie na północny wschód od Wilna. Prowadziła ona walki zarówno z Niemcami i ich litewskimi sojusznikami, jak też partyzantką sowiecką. 25 stycznia uczestniczył w rozmowach we wsi Swejginie między przedstawicielami Okręgu Wileńskiego AK i niemieckich władz wojskowych. W kolejnych rozmowach w 2 połowie tego roku por. Szendzielarz już nie brał udziału. Mimo to, w okresie powojennym niektórzy emigracyjni publicyści i komuniści w kraju oskarżali go o kolaborację z Niemcami.

Na początku kwietnia 1944 roku, po odprawie w komendzie Okręgu, został przypadkowo aresztowany u swojej teściowej przez policję litewską, która przekazała go władzom niemieckim. Niemcy zaproponowali mu wówczas zaprzestanie walk i wspólną akcję przeciwko sowieckiej partyzantce, a w zamian dostawy uzbrojenia. Por. Szendzielarz odmówił, zasłaniając się brakiem pełnomocnictw do czynienia tego typu ustaleń. Pod koniec kwietnia został zwolniony, najprawdopodobniej przez samych Niemców, którzy potraktowali ten gest jako akt dobrej woli wobec komendy Okręgu, mając nadzieję na nawiązanie ponownych kontaktów. Pod koniec maja nastąpiło skoncentrowanie czterech brygad AK w celu utworzenia większych zgrupowań partyzanckich. Brygada „Łupaszki” weszła w skład Zgrupowanie nr 2 Okręgu Wilno AK. W tym czasie por. Szendzielarz prawdopodobnie otrzymał awans do stopnia rotmistrza. Cała akcja związana była z przygotowaniami do zdobycia Wilna w ramach planowanej operacji „Ostra Brama”.

Na jego rozkaz pododdziały 5 Brygady przeprowadziły 23 czerwca 1944 roku akcję odwetową w Dubinkach, za dokonaną trzy dni wcześniej pacyfikację wsi Glinciszki.

Wkrótce, rozkazem pułkownika Aleksandra Krzyżanowskiego Wilka, brygada „Łupaszki” została przesunięta na inny teren i włączona w skład Zgrupowania nr 1 Okręgu Wilno AK. Na przełomie czerwca i lipca 1944 roku rozpoczęto wykonywanie akcji „Burza”, której ostatnim akordem miało być opanowanie Wilna. Ostatecznie Brygada nie wzięła w nim udziału. W literaturze przedmiotu przedstawiane są różne przyczyny tej nieobecności. „Łupaszka” zebrał dowódców swoich szwadronów, którym zakomunikował, iż nie ma zamiaru defilować przed Ruskimi w Wilnie. Trudno panowie, widocznie generał „Wilk” nie mógł inaczej. Oświadczam wam, że ja też inaczej nie mogę. (...) W tej defiladzie udziału nie weźmiemy. Dowódcy zwracam się do was (...) pójdźcie teraz do swoich ludzi i powtórzcie im to co wam powiedziałem. Padły także, wtedy wielokrotne cytowane słowa Szendzielarza: Niech mnie historia osądzi, ale nie chcę, żeby kiedykolwiek nasi żołnierze byli wieszani na murach i bramach Wilna. Sowieci, po zdobyciu Wilna wspólnie z oddziałami Armii Krajowej, pod pretekstem rozmów o współpracy, małym nakładem sił aresztowali większość dowódców Wileńskiego Okręgu AK, z płk Aleksandrem Krzyżanowskim na czele, paraliżując w ten sposób działanie polskich formacji wojskowych na tym obszarze. Formacje AK, które nie zgodziły się na rozbrojenie zostały zaatakowane przez Armię Czerwoną i zwarte formacje NKWD i w większości rozbite.

W związku z zaistniałą sytuacją i dochodzącymi informacjami o tym, iż NKWD intensywnie poszukuje 5. Wileńskiej Brygady, „Łupaszka” dla zmylenia Sowietów nakazał zmianę dotychczasowej nazwy brygady i pseudonimów jej dowódców. Od tej pory w kontaktach z Armią Czerwoną oddział miał występować jako „Brygada Warszawska”, która zmierza na swoje macierzyste tereny, a sam przyjął nowy pseudonim „Żelazny”, a jeden z jego dowódców szwadronów, „Maks”, teraz nazywał się „Skalny”. Jeszcze tego samego dnia „Brygada Śmierci” została namierzona przez Sowietów. Dzięki kamuflażowi i ocenie dowódców oddziałowi udało się wymknąć. „Łupaszka” zmienił nieco trasę marszu i skierował 5. Brygadę na południe, w okolice Grodna. Pod koniec lipca 1944 roku Brygada, manewrując między oddziałami niemieckimi i sowieckimi, przeszła w lasy Puszczy Grodzieńskiej. Tam została otoczona przez Sowietów. Szendzielarz rozkazał rozformować oddział, a żołnierzom wrócić do domu lub przebijać się małymi grupami na zachód, do Lasów Augustowskich. Drugi wariant wybrała większość oficerów z dowódcą na czele. Formalne rozwiązanie 5 Wileńskiej Brygady AK nastąpiło 23 lipca 1944 roku w okolicy wsi Porzecze w Puszczy Grodzieńskiej.

Szendzielarz z resztkami Brygady podporządkował się 20 września 1944 roku komendantowi Okręgu Białostockiego AK ppłk. Władysławowi Liniarskiemu ps. „Mścisław”. Ten nakazał „Łupaszce” trwać w Puszczy Białowieskiej i organizować kadrowy oddział z rozbitków z nowogródzkich i wileńskich oddziałów AK. Na początku listopada 1944 roku do oddziału dołączył m.in. oficer BiP Okręgu Wileńskiego AK ppor. Lech Beynar ps. „Nowina”, późniejszy znany publicysta i historyk, piszący pod pseudonimem literackim „Paweł Jasienica”. 10 listopada Szendzielarz został awansowany przez ppłk. Liniarskiego do stopnia majora. Zimę przetrwał wraz z oddziałem na terenie Obwodu AK Bielsk Podlaski. Na przełomie stycznia i lutego 1945 roku podpułkownik Liniarski mianował „Łupaszkę” komendantem partyzantki Okręgu Białostockiego AKO, a 5 Wileńska Brygada stała się oddziałem dyspozycyjnym Komendy AKO.

W początkach kwietnia 1945 roku nastąpiła mobilizacja Brygady w okolicy wsi Oleksin w powiecie Bielsk Podlaski. Odtąd prowadzono walki z regularnymi oddziałami Armii Czerwonej i LWP, KBW, NKWD oraz grupami UB i MO. Szczególną uwagę zwracano na zabijanie agentów komunistycznych i członków PPR, którzy przez podziemie uważani byli za zdrajców. Rozbijano posterunki MO i urzędy gminne, urządzano zasadzki. W połowie maja 1945 roku Brygada liczyła ok. 200 ludzi i składała się z pięciu pododdziałów: trzech szwadronów, kompanii szturmowej i drużyny podoficerskiej. W pierwszych dniach września Szendzielarz otrzymał rozkaz rozformowania swojego oddziału, liczącego wówczas ok. 300 partyzantów, natomiast on sam podjął decyzję prowadzenia dalszej walki z komunistami.

Pod koniec kwietnia 1947 roku udał się na Śląsk, gdzie zamieszkał w miejscowości Królowe. Dowództwo polowe nad 6 Brygadą przekazał ppor. Władysławowi Łukasiukowi ps. „Młot”, sobie pozostawił natomiast ogólną komendę. W połowie maja przybył do niego ppłk Antoni Olechnowicz z rozkazem rozwiązania 6 Brygady. „Łupaszka” nie podjął jednak żadnych konkretnych działań. Wobec zagrożenia aresztowaniem wkrótce przeniósł się do Zakopanego. Przez cały czas utrzymywał przez łączników kontakt z 6 Brygadą. Przekazywał „Młotowi” ogólne wytyczne dotyczące dalszej działalności bojowej oraz informował o sytuacji w kraju i rozkazach płynących z komendy Okręgu Wileńskiego AK.

W czerwcu 1948 roku UB rozpracowało i rozbiło Okręg Wileński AK. W rezultacie 30 czerwca 1948 roku w Osielcu pod Jordanowem Szendzielarz został aresztowany. Według relacji kapitana Edmunda Banasikowskiego UB wpadło na trop Szendzielarza, gdy podczas penetracji mieszkania Wandy Minkiewicz przechwyciło kartkę pocztową adresowaną z Poronina. Obława była ściśle utajniona, UB pozornie szukało niezidentyfikowanego góralskiego rozbójnika. Gdy niczego niepodejrzewający Szendzielarz wyszedł przed swoją chatę, został natychmiast otoczony przez funkcjonariuszy bezpieki i aresztowany.

Natychmiast po aresztowaniu, „Łupaszka” został przewieziony do Warszawy i osadzony w więzieniu mokotowskim przy ul. Rakowieckiej. Przebywał tam 2,5 roku, do 8 lutego 1951 roku, był torturowany. 23 października 1950 roku rozpoczął się proces byłych członków Okręgu Wileńskiego AK, w którym oskarżonymi byli:
ppłk Antoni Olechnowicz
kpt. Henryk Borowski ps. „Trzmiel”
mjr Zygmunt Szendzielarz ps. „Łupaszka”
ppor. Lucjan Minkiewicz ps. „Wiktor”
Lidia Lwow ps. „Lala”
Wanda Minkiewicz ps. „Danka”.
Szendzielarz nie zaprzeczał swojemu udziałowi w podziemiu antykomunistycznym ani nie poprosił o łaskę. Wszyscy, oprócz kobiet, zostali skazani 2 listopada 1950 r. przez sędziego Mieczysława Widaja na wielokrotną karę śmierci. Szendzielarz osiemnastokrotnie.

Wyrok wykonano 8 lutego 1951 roku w więzieniu na Mokotowie. Ciało zostało pochowane w tajemnicy w nieznanym przez lata miejscu.

Publicyści i historycy PRL spowodowali swoimi publikacjami zafałszowanie wizerunku „Łupaszki”. Generalnie był opisywany jako „krwawy herszt wileńskich bandytów” i imperialistyczny szpieg anglosaski. W propagandzie komunistycznej przedstawiano przede wszystkim jego „napady terrorystyczno-rabunkowe”, dokonywane w okresie już powojennym na „bohaterskich” funkcjonariuszach i działaczach komunistycznych. Akcentowali rzekomą brutalność i pastwienie się nad wziętymi do niewoli przez „Łupaszkę” i jego podkomendnych. Nawet jego postać fizyczną przedstawiali w taki sposób, żeby wzbudzić jak największą odrazę. Zarzucano „Łupaszce” akty zabójstw dokonanych rzekomo na jego rozkaz na obszarze Białostocczyzny i Podlasia. O Zygmuncie Szendzielarzu wspominał też Józef Światło podczas swoich wystąpień w Radiu Wolna Europa. Fałszywe oskarżenia Szendzielarza powtarzano przez cały okres PRL. Postać „Łupaszki” została wykorzystana przez Władysława Gomułkę w 1968 roku, podczas tzw. wypadków marcowych, gdy w publicznym przemówieniu atakował Pawła Jasienicę (Leona Lecha Beynara) – adiutanta majora Szendzielarza z okresu białostockiego.

Pozytywne informacje o nim i jego żołnierzach zamieszczane były tylko w publikacjach emigracyjnych, np. paryskich „Zeszytach Historycznych” czy „Przeglądzie Kawalerii i Broni Pancernej”. Tam też jedynie mogli się wypowiadać byli jego podkomendni. Dopiero po roku 1989 zaczęły powstawać rzetelne prace historyczne ukazujące postać „Łupaszki” i jego skomplikowane dzieje. Nadal jednak podejmuje się temat zbrodni, jakich mieli dokonywać podkomendni Szendzielarza na polskiej, białoruskiej i żydowskiej ludności cywilnej, dyskutowana jest też kwestia jego odpowiedzialności.

1 października 1993 roku orzeczeniem Wojskowego Sądu Rejonowego w Warszawie została unieważniona większość ciążących na Szendzielarzu wyroków śmierci, a 10 grudnia w wyniku apelacji do Sądu Najwyższego reszta tych wyroków. W 2006 roku Sejm RP uczcił rocznicę śmierci „Łupaszki”, przyjmując w tej sprawie specjalną uchwałę[. 30 czerwca 2008 roku odbył się uroczysty, symboliczny pogrzeb Szendzielarza na Cmentarzu Wojskowym na Powązkach w Warszawie. Tablica upamiętniająca znajduje się w Kwaterze „Na Łączce” tego cmentarza.
https://pl.wikipedia.org/wiki/Zygmunt_Szendzielarz


 Nie masz wystarczających uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego postu.

____________________________________
"Demokracja to cztery wilki i owca głosujące o obiedzie" R.A.Heinlein


08 lut 2017, 23:42
Zobacz profil
Zawodowiec
Avatar użytkownika

 REJESTRACJA21 paź 2006, 19:09

 POSTY        7731

 LOKALIZACJATriCity
Post Re: Historia
10 lutego 1920

97 rocznica zaślubin Polski z morzem  


Obrazek

10 lutego to nie tylko rocznica wydania dekretu o nadaniu praw miejskich Gdyni,
ale także zaślubin Polski z morzem, które odbyły się w 1920 r.
Jak świętowano ten dzień w 20-leciu międzywojennym?

Obrazek
Generał Józef Haller

W październiku roku 1919 Polska przystąpiła do realizacji postanowień traktatu wersalskiego, przyznającego jej dostęp do morza - Rzeczpospolita zyskiwała kontrolę nad pasem wybrzeża długości 140 km. Operację zjednoczenia tych ziem z Macierzą powierzono oddziałom Wojska Polskiego, zorganizowanym w ramach Frontu Pomorskiego, którego dowództwo powierzono gen. Józefowi Hallerowi.

Działania wojskowe rozpoczęło zajęcie Torunia przez 16 Pomorską Dywizję Piechoty w dniu 18 stycznia 1920 r. W następnych dniach wojsko sukcesywnie zajmowało kolejne miejscowości, opuszczane przez wycofujące się wojska niemieckie.

W większości przypadków Niemcy nie stwarzali problemów, niemiecka straż graniczna próbowała stawiać opór jedynie pod Gniewkowem, Wygodą i Brannem, ale Pomorska Dywizja Strzelców błyskawicznie przywołała Niemców do porządku.

W dniu 11 lutego 1920 r., jako ostatni, opuścili Pomorze żołnierze niemieccy stacjonujący w Gdańsku. Dzień wcześniej, 10 lutego, do Pucka przybyła delegacja polska, która dokonała aktu zaślubin Polski z morzem - w symbolicznym geście generał Józef Haller wrzucił do Bałtyku pierścień. Generałowi towarzyszył minister spraw wewnętrznych Stanisław Wojciechowski oraz przedstawiciele administracji województwa pomorskiego.

Rocznicę dnia zaślubin obchodzono w Polsce z reguły uroczyście, świętując jednak nie tylko powrót Polski nad morze, ale również wyzwolenie poszczególnych miejscowości spod panowania niemieckiego.

W roku 1922 "Gazeta Gdańska" z 12 lutego donosiła z Kartuz o "obchodzie drugiej rocznicy wkroczenia wojska polskiego" (Kartuzy Polacy zajęli 8 lutego). Szczegółowa relacja z "obchodu" dość wiernie oddaje podniosły nastrój tamtych dni - nastrój, który nawet - jak czytamy - w pewnym momencie uroczystości "doszedł do najwyższego spotęgowania".

Druga rocznica odzyskania "naszego północnego Pomorza t. zw. Kaszubskiego" była dobrym pretekstem do przytoczenia "niektórych wyników pierwszego urzędowego polskiego spisu ludności". Przywołane wyniki z powiatów: puckiego, wejherowskiego, kartuskiego, kościerskiego i chojnickiego świadczyły - "nawet na podstawie podejrzanych statystyk pruskich" - o tym, że ziemie te "nigdy nie były rdzennie niemieckie, jak Prusacy do ostatniej chwili twierdzili". Mało tego: od czasu ostatniego "spisu" pruskiego z roku 1910 odnotowano tu "absolutny przyrost żywiołu polskiego".

Choć kolejną rocznicę powrotu Polski nad Bałtyk świętowano i w roku 1927, to na łamach "Gazety Gdańskiej - Echo Gdańskie" z 12 lutego znalazła się wiadomość o innym - dość niespodziewanym - "święcie", czyli jubileuszu wojskowym byłego cesarza Wilhelma! Co ciekawe, wspomniany Wilhelm cesarzem nie był już od dziewięciu lat, ponieważ abdykował w roku 1918. Nie przeszkodziło to jednak wcale "mnóstwu oficerów byłej armii Rzeszy" świętować cesarskiego jubileuszu w niemieckim kasynie we Wrzeszczu - "uroczystość przybrała charakter wielkiej manifestacji militarno-monarchistycznej i wszechniemieckiej".

Obszerną relację z zaślubin Polski z Bałtykiem znajdujemy w "Gazecie Gdańskiej", która ukazała się pięć lat później, czyli 12 lutego 1932 r. W dwunastą rocznicę "niezapomnianej chwili zaślubin Polski z morzem" gazeta przytoczyła treść historycznego meldunku z roku 1920: "W dniu wczorajszym MARYNARZE NASI WZIĘLI PUCK, obsadzili latarnie i poszczególne punkty wybrzeża". Podkreślono, że słowa przysięgi złożonej wówczas w imieniu Rzeczpospolitej przez generała Hallera nie były jedynie pustymi sloganami, bo... "dokonaliśmy już wiele". Przykładem choćby Gdynia, której "wspaniała rozbudowa wzbudza entuzjazm i podziw wśród obcych - trwogę i wściekłość u wrogów, a ufność we własne siły i pokrzepienia serc nawet wśród największych rodzimych pesymistów". Mimo sukcesów, Rzeczpospolita nie powinna jednak spocząć na laurach, zwłaszcza że "szalejąca" w tym czasie "propaganda ościenna" usiłowała Polsce "wydrzeć morze i Pomorze, wiedząc, że nasze morze jest warunkiem naszej Niepodległości".

Po kolejnych pięciu latach przyszedł czas na obchody... jedenastej rocznicy zaślubin z morzem. Jedenastej? Przecież w roku 1932 świętowano dwunastą! Wyjaśnienie tej zagadki przynosi "Gazeta Gdańska" z 12 lutego 1937 r. Sprawcą zamieszania było endeckie czasopismo "Wieczór Warszawski", które "podając program uczczenia rocznicy odzyskania przez Polskę dostępu do morza", obwieściło rocznicę jedenastą. "Gazeta", podejrzewając u endeków traumę roku 1926 (rok przewrotu majowego Józefa Piłsudskiego), pyta ironicznie, czy rok ten "do tego stopnia zaciążył na ich umysłowości, że od niego zaczynają liczyć wszystkie wydarzenia?"
Okazuje się więc, że alergia na "niewygodne" daty nie jest wcale wynalazkiem naszych czasów...

Obrazek

Źródło: "Gazeta Gdańska" nr 35 z 12 lutego 1922 r., "Gazeta Gdańska - Echo Gdańskie" nr 35 z 12 lutego 1927 r., "Gazeta Gdańska" nr 34 z 12 lutego 1932 r., "Gazeta Gdańska" nr 35 z 12 lutego 1937 r. Skany pochodzą z Pomorskiej Biblioteki Cyfrowej.

Autor Jarosław Kus j.kus@trojmiasto.pl

Czytaj więcej na: http://historia.trojmiasto.pl/Jak-swiet ... 9919.html##tri

____________________________________
Nie jesteś tym, kim myślisz, że jesteś - lecz tym, kim się stajesz, gdy myślisz kim jesteś.


10 lut 2017, 21:57
Zobacz profil
Zawodowiec
Avatar użytkownika

 REJESTRACJA21 paź 2006, 19:09

 POSTY        7731

 LOKALIZACJATriCity
Post Re: Historia

Żołnierze Niezłomni.


Załącznik:
Wyklęty. Dla CIebie, Polsko!.jpg


Załącznik:
Żołnierz Niezłomny.jpg


Żyli prawem wilka

Obrazek


Wilki

Ponieważ żyli prawem wilka
Historia o nich głucho milczy
Pozostał po nich w białym śniegu
Żółtawy mocz i ślad ich wilczy.

Przegrali bój we własnym domu
Kędy zawiewał sypki śnieg
Nie było komu z łap wyjmować cierni
I gładzić ich zmierzwioną sierść.

Nie opłakała ich Elektra
Nie pogrzebała Antygona
I będą tak przez całą wieczność
We własnym domu wiecznie konać

Ponieważ żyli prawem wilka
Historia o nich głucho milczy
Pozostał po nich w kopnym śniegu
Ich gniew, ich rozpacz i ślad ich wilczy.

Zbigniew Herbert.

Obrazek

Obrazek


 Nie masz wystarczających uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego postu.

____________________________________
Nie jesteś tym, kim myślisz, że jesteś - lecz tym, kim się stajesz, gdy myślisz kim jesteś.


01 mar 2017, 21:44
Zobacz profil
Zawodowiec
Avatar użytkownika

 REJESTRACJA21 paź 2006, 19:09

 POSTY        7731

 LOKALIZACJATriCity
Post Re: Historia
Katyń - Smoleńsk
1940 - 2010

Załącznik:
Katyń-Smoleńsk 1940-2010.jpg


 Nie masz wystarczających uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego postu.

____________________________________
Nie jesteś tym, kim myślisz, że jesteś - lecz tym, kim się stajesz, gdy myślisz kim jesteś.


10 kwi 2017, 21:37
Zobacz profil
Wyświetl posty nie starsze niż:  Sortuj wg  
Odpowiedz w wątku   [ Posty: 591 ]  idź do strony:  Poprzednia strona  1 ... 32, 33, 34, 35, 36, 37, 38 ... 43  Następna strona

 Nie możesz rozpoczynać nowych wątków
 Nie możesz odpowiadać w wątkach
 Nie możesz edytować swoich postów
 Nie możesz usuwać swoich postów
 Nie możesz dodawać załączników

Skocz do: