Teraz jest 06 wrz 2025, 16:35



Odpowiedz w wątku  [ Posty: 1058 ]  idź do strony:  Poprzednia strona  1 ... 29, 30, 31, 32, 33, 34, 35 ... 76  Następna strona
Kącik Kulturalno-Patriotyczny 
Autor Treść postu
Fachowiec
Avatar użytkownika

 REJESTRACJA07 gru 2007, 12:19

 POSTY        1667
Post Kącik Kulturalno-Patriotyczny
Bronisław Komorowski jeszcze nie zapowiedział swojej obecności na uroczystościach 90. rocznicy Cudu nad Wisłą.
Czyżby ważniejsze dla prezydenta elekta było świętowanie u boku Wojciecha Jaruzelskiego rosyjskiego dnia zwycięstwa w Moskwie niż ważne polskie rocznice historyczne?
Lepsza Moskwa niż Ossów?


Za miesiąc przypada 90. rocznica Cudu nad Wisłą, jednej z najważniejszych zwycięskich bitew w historii Polski i Europy. Do tej pory nie ma potwierdzenia, że w uroczystościach weźmie udział Bronisław Komorowski. Być może nie zada sobie tego trudu, skoro ani nie pofatygował się na obchody 400. rocznicy bitwy pod Kłuszynem, ani jako prezydent elekt nie przekazał choćby wieńca na uroczystości upamiętniające rzeź wołyńską.

Ministerstwo Obrony Narodowej zapowiedziało, że centralne obchody 90. rocznicy Cudu nad Wisłą odbędą się 15 sierpnia w Warszawie. Przewidziana jest uroczysta odprawa wart przed Grobem Nieznanego Żołnierza, wręczenie awansów generalskich, a także festyn w Łazienkach Królewskich. Nie będzie jednak uroczystej defilady wojskowej, ponieważ tegoroczny budżet, według resortu zawiadywanego przez Bogdana Klicha, na to nie pozwala. Tak samo było w ubiegłym roku. Dziwnym trafem wraz z objęciem rządów przez PO skończyły się widowiskowe parady wojskowe przyciągające rzesze chętnych do ich oglądania.
Służby prasowe Kancelarii Prezydenta do tej pory nie otrzymały oficjalnej informacji, czy Bronisław Komorowski weźmie udział w uroczystościach upamiętniających Bitwę Warszawską, a przecież zostało już niewiele czasu.
Urząd Gminy Wołomin liczy na to, że Komorowski pojawi się jednak na uroczystościach w Ossowie, choć także nie otrzymał potwierdzenia jego obecności. Biuro informacyjne urzędu zauważa, że śp. prezydent Lech Kaczyński zawsze zapowiadał swoje uczestnictwo.
Te przesłanki wskazują, że polityka historyczna prezydenta elekta będzie się zasadniczo różnić od polityki jego tragicznie zmarłego poprzednika. Jeszcze jako p.o. prezydent i marszałek Sejmu Bronisław Komorowski nie wziął udziału w obchodach 400. rocznicy bitwy pod Kłuszynem, które odbywały się 3 i 4 lipca. Uroczystości te miały szczególny charakter, ponieważ przebiegały pod honorowym patronatem śp. prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Fakt ten obligował w oczywisty sposób do udziału w nich Bronisława Komorowskiego i w tym przypadku cisza wyborcza nie stała na przeszkodzie. Na oficjalnej stronie obchodów bitwy pod Kłuszynem organizatorzy złożyli podziękowania osobom, dzięki którym te uroczystości mogły się odbyć - wśród nich był prezydent Lech Kaczyński. Być może właśnie dlatego obchody nie były szczególnie nagłaśniane przez media.
11 lipca na skwerze Wołyńskim w Warszawie odbyły się uroczystości upamiętniające ludobójstwo ukraińskie na polskich Kresach Wschodnich w 1943 roku. Znowu bez Bronisława Komorowskiego. Kancelaria Prezydenta nie wysiliła się nawet, by złożyć wieniec przed pomnikiem 27. Wołyńskiej Dywizji Piechoty Armii Krajowej, upamiętniającym żołnierzy walczących w ramach akcji "Burza" na Wołyniu i Podlasiu. O wieńcu pod tym pomnikiem tego szczególnego dnia zawsze pamiętał śp. Lech Kaczyński, choć sam na uroczystości nie przyjeżdżał.
W kontekście zamiarów usunięcia krzyża sprzed Pałacu Prezydenckiego, znaku pamięci o tragicznie zmarłej Parze Prezydenckiej i szacunku dla wszystkich ofiar katastrofy, taka wybiórcza polityka historyczna nie dziwi. Od tragedii w Smoleńsku minęły trzy miesiące, a już najważniejsi politycy PO zapadają na dziwną amnezję, tak jakby nie chcieli pamiętać o katastrofie.

http://www.naszdziennik.pl/index.php?da ... d=po41.txt

____________________________________
Polak ,katolik,hetero,szczęśliwy.Wszystkie błędy stylistyczne i ortograficzne są zamierzone jakiekolwiek powielanie ich i rozpowszechnianie bez zgody jest zabronione!
טדאוש


16 lip 2010, 06:36
Zobacz profil
Zawodowiec
Avatar użytkownika

 REJESTRACJA21 paź 2006, 19:09

 POSTY        7731

 LOKALIZACJATriCity
Post Kącik Kulturalno-Patriotyczny
Stwarzał klimat szacunku dla człowieka
Abp Gocłowski o ks. Jankowskim


- Stwarzał w tym kościele i wokół tego kościoła ten wielki klimat szacunku dla człowieka - tymi m.in. słowami wspominał zmarłego ks. prałata Henryka Jankowskiego b. metropolita gdański abp Tadeusz Gocłowski w piątek wieczorem na mszy św. w kościele św. Brygidy.
W nabożeństwie, odprawionym w kościele, w którym ks. Jankowski był wieloletnim proboszczem, wzięli udział m.in. księża - koledzy ks. Jankowskiego z seminarium duchownego. Przybył także obecny metropolita gdański, abp Sławoj Leszek Głódź oraz kilkuset wiernych, a wśród nich b. prezydent Lech Wałęsa.

Rozpoczynając kazanie abp Gocłowski zwrócił się m.in. do stoczniowców obecnych na nabożeństwie ze sztandarami "Solidarności".
- Wy byliście mu (ks. Jankowskiemu) najdrożsi jako ci, którzy cierpieli w tamtych dramatycznych dniach Grudnia'70, a potem walczyliście o wielkość, prawo do wolności. Byliście razem z nim, kiedy on przez 40 prawie lat najpierw dźwigał ten kościół z ruiny, a potem służył temu społeczeństwu - mówił arcybiskup.

Abp Gocłowski wspominał w kazaniu o mszach, które ks. Jankowski odprawiał w 1980 roku na terenie gdańskiej stoczni oraz pomocy (także materialnej), jakiej zmarły duchowny udzielał rodzinom internowanych opozycjonistów.
- Ale przede wszystkim stwarzał w tym kościele i wokół tego kościoła ten wielki klimat szacunku dla człowieka. Nie pytał o imię czy pochodzenie, o jedno mu tylko chodziło: by stworzyć tu, w tym kościele, na tej plebanii, możliwość dania przestrzeni jedynie dostępnej wolności - mówił abp Gocłowski.
Dodał, że w latach 80. ówczesne władze próbowały wielokrotnie, bezskutecznie, wymóc na władzach kościelnych przeniesienie ks. Jankowskiego do innej parafii.

Jak wspomniał abp Gocłowski, ks. Jankowski był "człowiekiem odważnym, choć trochę kontrowersyjnym".
- Był jednoznaczny w swojej miłości do własnej ojczyzny. Był jednoznaczny w miłości do robotników, do stoczniowców" - mówił b. metropolita gdański.
Abp Gocłowski nawiązał też w swoim kazaniu do działalności ks. Jankowskiego po 1989 roku (w 1997 r. abp Gocłowski zakazał prałatowi głoszenia kazań przez rok za wypowiedziane podczas homilii słowa, że "nie można tolerować mniejszości żydowskiej w polskim rządzie", a dwa lata wcześniej - nakazał usunąć z Grobu Pańskiego umieszczone tam napisy: "NSDAP", "SS", "NKWD", "KGB" "UB", "SB" "PSL", "SLD", "UW", "UP", a także "PZPR") metropolita przypomniał, że demokratyczne państwo kieruje się innymi zasadami niż państwo reżimu.
- Kościół może tylko przypominać o szacunku dla systemu wartości oraz o etosie życia także politycznego. Ale Kościół nie może kontynuować wielkich zmagań tu w kościele podejmowanych w imię kapłańskiej trochę walki o ideały polityczne w naszym kraju - mówił m.in. arcybiskup.

W czasie kazania abp Gocłowski szeroko omówił też m.in. wielką pracę, jaką ks. prałat Jankowski włożył w odbudowę kościoła św. Brygidy przekazanego Kościołowi w stanie ruiny w 1970 roku.
- Tylko nad prezbiterium były pozostałości sklepienia, a reszta, to były ruiny - mówił m.in. b. metropolita.

W czasie nabożeństwa, przykryta flagą z napisem "Solidarność" trumna z ciałem ks. Jankowskiego stała na katafalku przed ołtarzem świątyni. Wnieśli ją tutaj w piątek po południu działacze "Solidarności" ze Stoczni Gdańsk w asyście kilkuset wiernych.

Do północy odbywać się będzie czuwanie przy trumnie zmarłego prałata. W sobotę będzie miał miejsce pogrzeb księdza Jankowskiego. Mszę poprzedzającą pochówek odprawi metropolita gdański arcybiskup Sławoj Leszek Głódź.

Trumna z ciałem księdza Jankowskiego spocznie w bocznej nawie kościoła św. Brygidy. Decyzję o miejscu pochówku ks. Jankowskiego podjął abp Głódź, sam duchowny za życia wyrażał życzenie, aby jego ciało spoczęło w grobie obok jego matki na cmentarzu w Gdańsku-Łostowicach.

Ks. Jankowski od wielu lat chorował na cukrzycę. Kilka dni temu wrócił ze szpitala, gdzie był na badaniach. Zmarł w poniedziałek o godz. 20.05 w domu parafialnym św. Brygidy w Gdańsku.

Ks. Jankowski był pierwszym kapłanem, który w sierpniu 1980 r. odprawił mszę św. dla strajkujących robotników w Stoczni Gdańskiej. Od tego czasu nazywany był "kapelanem Solidarności". Pomagał ówczesnym opozycjonistom nie tylko oferując im wsparcie duchowe: np. gdy któregoś z nich aresztowano, pomagał materialnie ich rodzinom.

W 1970 roku ks. Jankowski został wikarym, a sześć lat później - proboszczem parafii św. Brygidy. Plebania kościoła była w latach 80. ostoją oporu przeciwko komunistycznej władzy. Tu swoje pierwsze konferencje prasowe dla zagranicznych dziennikarzy urządzał Lech Wałęsa. W czasie strajków w 1988 r. w kościele św. Brygidy obradowały władze "Solidarności".

http://gdansk.naszemiasto.pl/artykul/49 ... ,id,t.html

____________________________________
Nie jesteś tym, kim myślisz, że jesteś - lecz tym, kim się stajesz, gdy myślisz kim jesteś.


17 lip 2010, 11:24
Zobacz profil
Fachowiec
Avatar użytkownika

 REJESTRACJA07 gru 2007, 12:19

 POSTY        1667
Post Kącik Kulturalno-Patriotyczny
KUTZ ZA AUTONOMIĄ ŚLĄSKA

Senator PO Kazimierz Kutz nawoływał do czynnego uczestniczenia w boju o autonomię Górnego Śląska - donosi "Rzeczpspolita"

W Katowicach blisko tysiąc osób wzięło udział w IV Marszu Autonomii zorganizowaneg przez Ruch Autonomii Śląska.
Marsz odbył się w 90 rocznicę ustanowienia autonomii polskiej części Górnego Śląska.

Uczestnicy manifestacji domagali się m.in. radykalnej decentralizacji państwa i ponownego nadania autonomii historycznym terenom Górnego Śląska. Wśród nich był również senator PO Kazimierz Kutz, który skierował do zgromadzonych przesłanie.

"Czynne uczestniczenie w boju o autonomię Górnego Śląska jest współczesnym obowiązkiem obywatelskim" - napisał senator.

http://www.niezalezna.pl/article/show/id/36707

Nie wypuszczajcie dziadka samego z domu i niech regularnie bierze leki  :nonono:

____________________________________
Polak ,katolik,hetero,szczęśliwy.Wszystkie błędy stylistyczne i ortograficzne są zamierzone jakiekolwiek powielanie ich i rozpowszechnianie bez zgody jest zabronione!
טדאוש


17 lip 2010, 20:21
Zobacz profil
Zawodowiec
Avatar użytkownika

 REJESTRACJA21 paź 2006, 19:09

 POSTY        7731

 LOKALIZACJATriCity
Post Kącik Kulturalno-Patriotyczny
Pomnik "Polegli Niepokonani" na Cmentarzu Powstańców Warszawy na Woli.

Jak głosi napis na tablicy ustawionej niedaleko pomnika Polegli - Niepokonani cmentarz jest:"największą nekropolią powstania warszawskiego, które wybuchło 1 sierpnia 1944 r. i trwało do 2 października 1944 r."

Ktoś mógłby powiedzieć, że można się tego domyśleć po nazwie cmentarza, ale najpierw trzeba wiedzieć, że w ogóle on istnieje. Tymczasem świadomość tego faktu wśród Warszawiaków jest zatrważająco niska.
Co więcej, tak ważne miejsce na mapie Warszawy posiada wyjątkowo skromną literaturę, zwłaszcza jeśli chodzi o źródła szerzej dostępne. Właściwie oprócz krótkiej notki w Przewodniku... Karola Mórawskiego do dyspozycji "badacza" pozostają tylko nieliczne wzmianki w prasie, w wielu miejscach sprzeczne z tekstem wspomnianej książki, a czasem... same ze sobą.
Wszystkiemu winna powojenna sytuacja polityczna, kiedy to przez długie lata mówienie o powstaniu warszawskim było zakazane. Ofiarą tych działań stali się wszyscy (bez względu na sympatie ideologiczne) polegli w 1944 r., a także ich cmentarz.

Pierwsze i ostatnie groby
Oficjalna data utworzenia nekropolii to 25 listopada 1945 r., lecz pochówki na Woli odbywały się aż do początku l. 50-tych. Przy ul. Wolskiej i J. Sowińskiego spoczywają przede wszytkim cywile (ok. 80%)3 oraz żołnierze Armii Krajowej i innych formacji wojskowych zabici przez nazistów w czasie i po upadku powstania. Jednak w większości wypadków próżno by szukać ich kości, gdyż po masowych egzekucjach zwłoki palono. Na przykład latem 1946 r. na cmentarzu pochowano 4 tony prochów tj. szczątki ok. 15 tysięcy ludzi zamordowanych w pierwszych dniach powstania na terenie dawnego Generalnego Inspektoratu Sił Zbrojnych (Al. Ujazdowskie). Obok nich złożono ciała ofiar lat okupacji 1939-1945, a więc żołnierzy kampanii wrześniowej 1939 r. i walk o "wyzwolenie" Warszawy z 1945 r., a także Żydów rozstrzeliwanych w l. 1940-1943 na stadionie SKRA, więźniów Pawiaka i okolicznych mieszkańców oraz zamęczonych przez gestapo w Al. Szucha. Znalazło się też... kilku milicjantów poległych: "w walce o utrwalenie władzy ludowej".

W sumie wolska ziemia przyjęła szczątki 104 tysięcy 105 osób, ale - co należy jeszcze raz podkreślić - w większości byli to cywile polegli w 1944 r.. Warto przy tym pamiętać, iż oprócz 12-20 tysięcy żołnierzy w powstaniu zginęło ok. 150 tysięcy mieszkańców stolicy, zatem określenie wolskiego cmentarza największą nekropolią powstańczą jest jak najbardziej uzasadnione.
Piękne plany i brzydka rzeczywistość

Zacznijmy od kwestii najbardziej rzucającej się w oczy, czyli wyglądu Cmentarza Powstańców Warszawy. I znowu, ambitne zamiary uczynienia z tego miejsca mauzoleum pamięci ofiar hitlerowskiego barbarzyństwa przekreśliły racje polityczne.

Pierwszy projekt nekropolii już w 1946 r. sporządzili Romuald Gutt i Alina Scholtz (zieleń) na prośbę płk Jana Mazurkiewicza ps. "Radosław". Koncepcja pary znakomitych architektów zakładała przekształcenie terenu między nekropolią katolicką a ul. Redutową w malowniczy cmentarz-park. Osią założenia była szeroka aleja główna, poprowadzona równolegle od muru Cmentarza Wolskiego, poprzez kurhan, do ul. Redutowej. Na tej największej mogile miała stanąć kaplica-mauzoleum, pełniąca jednocześnie funkcję ołtarza polowego9. Prostokątne kwatery, zawierające tak groby zbiorowe, jak i pojedyncze, oddzielono szpalerami drzew. Przewidziano również nagrobki w formie jednakowych krzyży, analogicznych do wystawionych m.in. na cmentarzu w Palmirach (również projektu Gutta i Scholzówny). Nekropolia miała być ogrodzona, choć w sposób dyskretny i estetyczny (parkan obsadzony pnączami lub z przylegającym żywopłotem).

Zdjęcia zamieszczone w "Architekturze" z 1949 r. pokazują, że rozpoczęto prace przy realizacji planów Gutta i Scholzówny, lecz z późniejszych wzmianek prasowych wyłania się nam obraz cmentarza opuszczonego i zaniedbanego.
Tak np. w 1956 r. do redakcji czasopisma "Kierunki" napisał jeden z krewnych osób pochowanych na Woli, opisując dość "nieciekawy" wygląd nekropolii10. Od ul. Wolskiej miała przesłaniać ją kamienica i jakiś warsztat, dominowały głównie ziemne mogiły, niewiele drzew ocieniało cmentarz, a dojście do grobów stanowiły błotniste ścieżki zaledwie kilka miesięcy(?) wcześniej wysypane żwirem. Najgorzej prezentowały się nagrobki: prowizoryczne, o wszelkich możliwych kształtach i wykonane z różnych materiałów. Co więcej, oficjalne obowiązywał zakaz ich wystawiania, gdyż w 1950 r. na cmentarzu zamierzano rozpocząć (kontynuować?) prace porządkowe. Jednak do 1956 r. nic się tam nie zmieniło, więc rodziny poległych często pod osłoną nocy stawiały pomnik, który potem obsługa cmentarza musiała usuwać. Najbardziej przykre dla autora listu było jednak to, że w miejscu pochowku tylu osób zamordowanych w czasie II wojny światowej nie odbywały się żadne uroczystości rocznicowe, mimo że mówienie o powstaniu było już dozwolone.

Z innego listu, nadesłanego w tymże samym roku do "Stolicy", dowiadujemy się, że władze państwowe palcem nie kiwnęły nawet w celu oznaczenia największej zbiorowej mogiły. Czytelniczki, Zofia Ossowiecka i Halina Przyłęcka, wspominały, iż skromną płytę położył Polski Czerwony Krzyż, a: "ktoś z osieroconych postawił krzyż zrobiony z dwóch rur żelaznych połączonych drutem."
Cmentarz Powstańców Warszawy na Woli - kurhan (1957 r.)

Rok później (1957 r.) nekropolia wyglądała tak samo. Na łamach "Stolicy" pisano:
"Miejsce jest piękne. W perspektywie alei, przeprowadzonej wśród zieleni, równolegle do ul. Wolskiej, widnieje zbiorowa mogiła, zaopatrzona w kamienną płytę i żelazny krzyż. Obok - porosła bujną zielenią głęboka dolina z lustrem stawu na dnie.
Mogiły powstańców ciągną się szeregami. Drewniane krzyże pochyliły się, drewno próchnieje, upłynęły lata. Oto dwa krzyże zetlałe i chylące się do upadku wspierają się wzajemnie ramionami, jak dwaj ranni żołnierze. Na wielu grobach nie można już odczytać napisów. Na większości - nie ma krzyżów, ziemia się zapadła, wyrównała. Liczne tu sieroce mogiły, nikt się nimi nie opiekuje, bo bliscy wyginęli albo rozproszeni są po świecie. Wkrótce tu będzie pole, zniknie ślad cmentarza wolskich powstańców."
Zresztą nawet ów kurhan zaopatrzono tylko w tandetną blachę z lakonicznym (choć prawdziwym!) napisem:
"Tu spoczywają prochy tysięcy ofiar faszyzmu hitlerowskiego zamordowanych i spalonych w Warszawie 1944 r."

Dopiero w początku l. 60-tych cmentarz został wreszcie uporządkowany - jak głosi tablica wystawiona w 2004 r. u stóp kurhanu - według projektu artysty rzeźbiarza mgr Tadeusza Wyrzykowskiego, aczkolwiek jego rola została cokolwiek wyolbrzymiona.
Wystarczy porównać koncepcję Gutta i Scholzówny ze stanem obecnym, aby zauważyć, że oprócz znacznego okrojenia terenu cmentarza nie wprowadzono istotniejszych zmian (nawet zasadzono większość gatunków drzew i krzewów proponowanych przez Scholzównę). Osobiście wydało mi się nieco dziwne, że adept skulptury zajął się architekturą krajobrazu. W XVIII-XIX w. zdarzały się takie uzdolnione jednostki (np. Stanisław Kostka Potocki), ale w XX w. większą wagę przywiązuje się do "wykształcenia kierunkowego". Moje wątpliwości potwierdził p. Adam Siwek z Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa. Otóż, w l. 60-tych "zaadaptowano" koncepcję Gutta i Scholzówny, a p. Wyrzykowski zaprojektował tylko nagrobki.

Całość, mimo zarzutów sterylnej nijakości, prezentuje się jednak bardzo dobrze. Autorzy kierowali się zasadą symetrii i prostoty, przez co miejsce zyskało atmosferę powagi należną terenowi pochówków. Na każdej z 177 zbiorowych mogił Wyrzykowski wzniósł jednakowe pomniki w formie surowych, kamiennych płyt ustawionych pionowo. Nieraz tworzą one całe ciągi, jeden za drugim pokryte napisem Nieznany i liczbą od kilku do kilkudziesięciu ofiar. Tam, gdzie znalazły się nazwiska, uderza ogromna rozpiętość wieku: kilkumiesięczne dzieci, młode dziewczęta, dojrzali mężczyźni i starcy pamiętający zabory. Wszyscy bezlitośnie zamordowani przez nazistów i ich sprzymierzeńców.

W 1973 r., na fali kolejnej odwilży, na olbrzymim kurhanie, kryjącym 12 ton ludzkich prochów (szczątki 40-50 tysięcy osób), wystawiono rzeźbę Gustawa Zemły pt. Polegli - Niepokonani. Pomnik przedstawia konającego wojownika, który własnym ciałem zasłania wyrwę w barykadzie. Warto zwrócić uwagę, że nie dzierży on miecza, ale tarczę, czyli znak obrony, co należy odczytywać jako symbol ludzi broniących się przed agresją, a nie siejących zniszczenie. Swoje znaczenie ma również bruk, którym obłożono kurhan, symbolizujący warszawskie ulice, gdzie w 1944 r. przelewano krew mieszkańców stolicy.

Monument ów właściwie jako pierwszy po wojnie "oficjalnie" upamiętniał powstanie warszawskie16, aczkolwiek mimo wszytko domyślić się tego niełatwo. Stosowną tablicę, informującą o "naturze miejsca", wystawiono bowiem "za plecami" pomnika. Znalazł się na niej następujący napis:
"W tym miejscu spoczywają prochy ponad 50 tysięcy Polaków, cywilnych mieszkańców Warszawy oraz żołnierzy Armii Krajowej, poległych za wolność Ojczyzny zamordowanych przez Niemców podczas powstania warszawskiego w sierpniu i wrześniu 1944 r.

6 VIII 1946 r. złożono tu 117 trumien z prochami osób zamordowanych i spalonych przewiezionych między innymi: z siedziby gestapo w Al. Szucha, ul. Wolskiej, ul. Górczewskiej, Parku Sowińskiego, ze szpitala św. Stanisława (fabryka Franaszka), ul. Moczydło, ul. Młynarskiej."
Cmentarz Powstańców wreszcie zyskał więc jako taką estetykę, ale tylko na niewielkim obszarze. Resztę terenu zamieniono w pseudo-park w żaden sposób nieogrodzony i nieoznaczony.

Na dzień dzisiejszy (tj. grudzień 2009 r.) Cmentarz Powstańców Warszawy składa się z obszaru w kształcie litery "L" przylegającego do Cmentarza Wolskiego i ograniczonego od wschodu ul. J. Sowińskiego a od południa ul. Wolską. Natomiast na pozostałym terenie między ul. J. Sowińskiego, Wolską i Redutową znajduje się Park Powstańców17, gdzie jednak obowiązuje taki sam "regulamin", jak na Cmentarzu.

Teren nadal nie jest ogrodzony i mimo zabiegów weteranów powstania nie do wszytkich dociera tragiczna historia tego miejsca. Latem na stokach kurhanu opalają się jacyś bezduszni prostacy, a przez cały rok okoliczni mieszkańcy wyprowadzają tu swoje pieski. Może się "czepiam", ale nawet osoby odpowiedzialne za porządek na nekropolii nie szanują tego miejsca, czego świadectwem jest wykorzystanie jednego z nagrobków jako wieszaka na garderobę ekipy grabiącej liście. Smutne, smutne, nawet ja, hiena cmentarna z długoletnim "stażem", staram się zachować na cmentarzach przynajmniej jakieś pozory kultury.

Mogiły niemal zapomniane...
Od samego początku władzom komunistycznym nie na rękę była pamięć powstania 1944 r. Posunięto się nawet do tego, że w imię racji politycznych starano zatrzeć tak widomy jego ślad, jakim był wolski Cmentarz Powstańców.
Fałszowanie historii zaczynało się już w chwili pochówku. Wiele zwłok grzebano we wspólnych grobach nawet wtedy, gdy można było ustalić tożsamość zmarłych. Dotyczyło to zwłaszcza żołnierzy Armii Krajowej, których bądź wcale nie wpisywano do ksiąg cmentarnych, bądź uznawano za osoby cywilne. Przez cały okres stalinowski nie używano też właściwej nazwy miejsca, mówiąc i pisząc ogólnie o Cmentarzu Wolskim lub - jak wspomina cytowany wyżej p. Hulewicz - cmentarzu miejskim.

Z czasem "opiekę" nad Cmentarzem Powstańców Warszawy przejął Związek Bojowników o Wolność i Demokrację (ZBoWiD), który udzielał (bądź nie) zgody na wykucie nazwisk poległych na płytach nagrobnych. W efekcie na pomnikach znalazły się dane ok. 4 tys. osób, podczas gdy w Urzędzie Dzielnicy Warszawa-Wola przechowywane są informacje o ok. 30 tys. osób pogrzebanych na Woli.
Mało tego, na pomnikach zaprojektowanych przez Tadeusza Wyrzykowskiego umieszczono kombatancki Krzyż Grunwaldzki - symbol ZBoWiDu - pod którym wykuto napis: "Polegli w walce o wolność w powstaniu warszawskim 1944 r."

Nie bez racji jest to dziś postrzegane jako fałszowanie historii.
Cokolwiek kontrowersyjna wydaje się także akcja "porządkowania" cmentarza w l. 60-tych XX w. Jego teren został po prostu zaorany bez względu na znajdujące się tam nagrobki, że już nie wspomnę o ludzkich szczątkach naruszonych w ten sposób.
Niestety działania te przyniosły przewidziane rezultaty, o czym świadczą wspomniane wyżej przypadki profanacji przestrzeni cmentarza.
Żmudne odkłamywanie historii
Dopiero po 1989 r. można było swobodnie mówić i pisać o powstaniu oraz próbach zafałszowania wojennej historii przez komunistyczne rządy Polski. Tym niemniej jeszcze w 1994 r., pięć lat od upadku PRL-u, Cmentarz Powstańców Warszawy tylko nazwą przypominał o zrywie 1944 r. Andrzej Osęka na łamach "michnikowego szmatławca" pisał, iż jedyna informacja o charakterze miejsca była głęboko ukryta tuż przy kurhanie. Tandetna blaszana tablica informowała zbłąkanego spacerowicza:
"Cmentarz Powstańców Warszawy jest miejscem upamiętnienia walki i męczeństwa narodu polskiego. Na cmentarzu pochowane są szczątki i prochy bohaterskiego ludu Warszawy, zorganizowanych członków ruchu oporu i żołnierzy walczących o wyzwolenie stolicy z niewoli hitlerowskiej w latach 1939 - 1945."
Celowo rozciągnięto daty pomijając fakt, że większość pochowanych na Woli poległa w 1944 r. Jednocześnie nadal obowiązywał dawny regulamin m.in. zakazujący samowolnego umieszczania napisów na płytach i postumentach, czego przed 1989 r. pilnowała milicja z pobliskiego komisariatu.

Paląca potrzeba odkłamania historii tej nekropolii sprawiła, że po 1989 r. zawiązał się Komitet ds. Cmentarza Powstańców Warszawy przy Światowym Związku Żołnierzy AK. Za główny cel postawił sobie przede wszytkim wystawienie na cmentarzu symboli powstańczych, aby raz na zawsze było wiadomo, w jakich okolicznościach zginęli pochowani tam ludzie.
W 2001 r., po latach starań, uzupełniono więc pomnik Polegli - Niepokonani o powstańcze kotwice (umieszczone na barykadzie i tarczy bohatera), a także o krzyże. Te ostatnie były notorycznie niszczone, więc dziś tylko skromne symbole Polski Walczącej przypominają o okolicznościach śmierci tysięcy Warszawiaków.
Dopiero w 60. rocznicę wybuchu powstania na cmentarzu stanęły monumenty z prawdziwego zdarzenia, informujące o tragicznej historii miejsca. Tak więc przy ul. Wolskiej znalazł się kamienny blok, objaśniający charakter rozciągającego się dalej "parku", a na osi alei głównej, przy murze Cmentarza Wolskiego, wystawiono ołtarz z emblematem Polski Walczącej i napisem: "W hołdzie poległym i pomordowanym."

Obydwa monumenty zaprojektował Gustaw Zemła.
Najważniejsze jednak, że wreszcie znalazła się obszerna i w miarę rzetelna informacja o samym Cmentarzu Powstańców Warszawy i jego historii. Na wysokiej tablicy, umieszczonej u stóp kurhanu, wykuto następujący tekst: "Cmentarz Powstańców Warszawy założony w 1945 r. jest największą nekropolią powstania warszawskiego, które wybuchło 1 sierpnia 1944 r. i trwało do 2 października 1944 r.
Spoczywają tu szczątki ok. 104 tysięcy osób. We wspólnych mogiłach pochowano około 100 tysięcy zwłok i prochów ludzkich cywilnych mieszkańców stolicy oraz żołnierzy Armii Krajowej i innych formacji zbrojnych poległych w walkach, zamordowanych w masowych egzekucjach i spalonych podczas 63 dni powstania warszawskiego.
Zwłoki i prochy poległych ekshumowano i przeniesiono na ten cmentarz z różnych dzielnic Warszawy. Pierwszych pochowań dokonano 30 listopada 1945 r. składając tu szczątki odnalezione podczas ekshumacji przy ul. Mokotowskiej 24/29.

W latach 1946 - 1947 oraz w okresie późniejszym kontynuowano chowanie szczątków ekshumowanych z różnych dzielnic stolicy.
Pochowano tu również 3526 żołnierzy Wojska polskiego poległych i zmarłych z ran we wrześniu 1939 r. oraz 231 żołnierzy Wojska Polskiego poległych i zmarłych z ran w latach 1944-1945.
Do budowy cmentarza w obecnym wystroju przystąpiono w początkach lat sześćdziesiątych według projektu artysty rzeźbiarza mgr Tadeusza Wyrzykowskiego. W 1973 r. w obrębie mogiły kryjącej prochy około 50 tysięcy osób wzniesiony został pomnik Polegli Niepokonani autorstwa artysty rzeźbiarza prof. Gustawa Zemły."

Z kolei w 2009 r. przy alei głównej po drugiej stronie ul. J. Sowińskiego odsłonięto kolejną tablicę poświęconą:
"Harcerzom Szarych Szeregów AK, druhnom i druhom poległym, pomordowanym i zaginionym podczas II wojny światowej i okupacji niemieckiej 1939 - 1945 oraz w powstaniu warszawskim 1944 r.(...)"

W planach jest również wystawienie porządnego ogrodzenia, a przede wszytkim Ściany Pamięci, zawierającej nazwiska osób pochowanych na cmentarzu. Formalnie cmentarz - jako nekropolia wojenna - znajduje się pod opieką wojewody mazowieckiego, tym niemniej na jego kształt może wpływać  również Rada Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa. W planach tejże instytucji jest przede wszytkim nowa aranżacja przestrzeni cmentarza27. Za podstawowy problem uznano ukrycie nekropolii, ale także zbytnią "izolację" poszczególnych jej części (np. kurhanu i pomnika Polegli - Niepokonani z mogiłami zbiorowymi). Jednocześnie zgodzono się, że niezbędne jest wystawienie ogrodzenia, wymiana nagrobków, a także sporządzenia możliwie najpełniejszej listy osób pochowanych, w czym ma pomóc Muzeum Powstania Warszawskiego.
Miejmy nadzieję, że uda się zrealizować te plany i pochowani na Cmentarzu Powstańców wreszcie będą mogli "spać" spokojnie.

http://www.cmentarium.sowa.website.pl/C ... rz_24.html
Załącznik:
Cmentarz Powstańców.JPG
Załącznik:
Polegli Niepokonani.JPG


 Nie masz wystarczających uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego postu.

____________________________________
Nie jesteś tym, kim myślisz, że jesteś - lecz tym, kim się stajesz, gdy myślisz kim jesteś.


05 sie 2010, 20:47
Zobacz profil
Specjalista
Własny awatar

 REJESTRACJA14 mar 2010, 18:03

 POSTY        333
Post Europejskość ? Polskość czy Sowieckość?
Przed obradami ?okrągłego stołu? sytuacja była jasna: wszystko co komunistyczne ? WRON, PZPR, reżimowe media, ZOMO, Układ Warszawski, RWPG, socjalistyczny styl życia ? było nieeuropejskie, a nawet antyeuropejskie i w ogóle antycywilizacyjne.
Każdy, kto zaprzeczał istnieniu fundamentalnego konfliktu pomiędzy ?realnym socjalizmem? a europejskością, lub choćby nie zdawał sobie z niego sprawy, uznawany był za żałosny egzemplarz zarządzanego z Kremla Homo sovieticus.

Ta świadomość była wspaniałym zwycięstwem polskości, kultury narodowej i świadomości społecznej nad potworną bolszewicką zarazą, którą Polacy cierpieli od prawie pół wieku. Fundamentem polskiej europejskości okazało się trwanie przy tradycji narodowej i katolicyzmie. Zwycięskim młotem na komunizm okazało się ludowe przeświadczenie o wyższości własnego poczucia republikańskiego i obywatelskiego nad wszystkie sukcesy rewolucji październikowej, skuteczność leninizmu oraz sprawność KGB. Barykadą, której nie pokonała Armia Czerwona w 1920 r. i której po 1944 r. nie przemogła cała potęga Związku Sowieckiego, stała się zagroda polskiego chłopa. Gdy antynarodowej współpracy z sowietyzmem podjęła się duża część wywodzących się z przedwojnia elit społecznych, gdy czołówka pisarzy deklamowała po sowiecku, gdy poeci i kompozytorzy układali hymny ku czci Stalina, gdy malarze i historycy tworzyli hagiografię systemu ludobójstwa ? ksiądz z chłopem, mamrocząc pod nosem litanie i godzinki, pozostawali wzorem europejskości. To ksiądz z chłopem nadal, jak przed wojną, bezbłędnie rozpoznawali sowietyzm jako najgorsze zagrożenie dla polskości. Tu ostała się polskość, takie przetrwały zamki i pałace arystokracji ducha, takimi były narodowe autorytety.

Sławnym na całym świecie symbolem europejskości Polaków stała się ?Solidarność?. Z początku ze strachem i niedowierzaniem, a w chwilę potem z zachwytem, cały świat podziwiał polskich stoczniowców i wszystkich Polaków, którzy dokonali niemożliwego ? bez użycia przemocy skutecznie przeciwstawili się sowietyzacji. Wielki Strajk i ogólnospołeczne poparcie, jakim się cieszył, wykazał, że ani masowy terror, ani korupcja ?małej stabilizacji?, ani pragmatyzm ?realnego socjalizmu? nie zdołały zabić w Polakach świadomości bycia Europejczykami, spadkobiercami i prawymi dziedzicami cywilizacji wywodzącej się od Greków i Rzymian, a rozwijanej nad Wisłą od tysiąca lat. Polski robotnik, polski chłop i polski kapłan okazali się być nauczycielami wysokiej godności bycia Europejczykiem.

I wtedy w Magdalence i Pałacu Namiestnikowskim zainicjowana została operacja historycznego regresu. Zaaprobowane przez SB i wypromowane pod kontrolą Cenzury przywództwo ?Solidarności? zawarło z sowiecką agenturą ?kontrakt?, który miał zobowiązywać Polaków do utrzymywania swoich katów i ich agentów jako dobrowolnie uznawanej elity władzy. Solidarnościowe autorytety (Jaruzelski mówił później, że w każdej chwili może postrącać z tych głów nałożone przez Kiszczaka auerole) orzekły, że bycie komunistą już nie hańbi, że SB przestało być filią KGB i spadkobiercami enkawudystów z Katynia, że czerwona gwiazda przestała być znakiem zniewolenia politycznego, społecznego, ekonomicznego i moralnego.

W chwili zwycięstwa polskości nad komunizmem okazało się, że tzw. opozycja antytotalitarna wcale nie chce wolności i demokracji, lecz tylko nowego Października`56, dzięki czemu już wszyscy beneficjenci sowietyzmu ? nie tylko staliniści i rewizjoniści, ale również postępowi katolicy i agenci policji politycznej ? będą wreszcie mogli wszyscy razem kraść majątek narodowy i koncesjonować Polakom ?demokratyzację?.

W chwili zwycięstwa polskości nad komunizmem okazało się, że tzw. opozycja antytotalitarna wcale nie chce wolności i demokracji, lecz tylko nowego Października '56

Podczas każdej rocznicy Wielkiego Strajku powinniśmy pamiętać o rocznicy paktu podpisanego na Kremlu 23 sierpnia i realizowanego po 1 września przez Polaków nienawidzących Polski i polskości. Ci ludzie i środowiska, które służyły sowietyzmowi w czasach biologicznego wyniszczania polskości, ci ludzie i te środowiska, które ubóstwiły Stalina i które usiłowały na zawsze uwięzić duszę polską w sowieckim jarzmie, środowiska zakorzenione w KPP, NKWD, UB i SB ? mają dzisiaj władzę polityczną, ekonomiczną, medialną. Posowiecka elita nadal naucza, wyrokuje, kto Europejczyk, a kto reakcyjny Polak.
Krzysztof Wyszkowski
źródło:
http://www.bibula.com/?p=26361/
http://www.prawda.cba.pl/europejskosc-?-polskosc-czy-sowieckosc-?-krzysztof-wyszkowski/


Ostatnio edytowano 30 sie 2010, 20:10 przez Nadir, łącznie edytowano 3 razy

dodałem źródła, przeniosłem z "Etyka, moralność, obyczaje"



30 sie 2010, 19:05
Zobacz profil
Zawodowiec
Avatar użytkownika

 REJESTRACJA21 paź 2006, 19:09

 POSTY        7731

 LOKALIZACJATriCity
Post 30 lat - a taka różnica
.............................................................................................................



    31 sierpnia 1980 roku Porozumienia sierpniowe :brawa:

    30 lat później

    31 sierpnia 2010 roku Nieporozumienia sierpniowe  :(



.............................................................................................................

____________________________________
Nie jesteś tym, kim myślisz, że jesteś - lecz tym, kim się stajesz, gdy myślisz kim jesteś.


31 sie 2010, 21:54
Zobacz profil
Specjalista
Własny awatar

 REJESTRACJA14 mar 2010, 18:03

 POSTY        333
Post Kącik Kulturalno-Patriotyczny
Koniec ery świętych krów

Krzysztof Wyszkowski nie musi przepraszać Lecha Wałęsy za ?Bolka?. Dzięki Sądowi Okręgowemu w Gdańsku nie trzeba będzie już wykreślać nazwisk historycznych postaci z opracowań naukowych, by zostawić je jedynie w hagiografiach.

Niektórzy twierdzą, że żyjemy, bądź zbliżamy się do Ery Wodnika. Na pewno jednak wychodzimy z Ery Świętych Krów. Po raz pierwszy w historii III RP sąd uznał, że Lech Wałęsa, choć uznawany za ikonę ?Solidarności?, nie jest równiejszy od innych obywateli. Co więcej, ciąży na nim obowiązek znoszenia w większym zakresie zainteresowania swoją działalnością publiczną, a także ponadprzeciętnej krytyki. Co zatem implikuje prawo dziennikarzy i historyków do badania jego przeszłości, także tej, nie związanej z jego aktywnością społeczno-polityczną.

Do tej pory panowało bowiem przeświadczenie, iż Lech Wałęsa samodzielnie, z zawiązanymi oczami, w nartach i z kebabem w ręku, pokonał komunizm.
I właśnie z tego powodu podłością jest w ogóle myśleć (licentia poetica byłego prezydenta), że mógł współpracować z SB. Nikt nie ma prawa nawet badać tego zagadnienia, bowiem strąca z postumentu przywódcę ?Solidarności?. I tak przez lata niemożliwa była publikacja rzetelnej biografii byłego prezydenta. Krytyczne książki, które się na jego temat ukazywały, były gromione nie tylko za ich treść, ale przede wszystkim za sam zamiar omówienia problemu ewentualnej agenturalnej przeszłości Wałęsy.

A na tą wskazują co najmniej poszlaki. I ? także zdaniem Sądu Okręgowego w Gdańsku ? nie zmienia tego fakt, iż Sąd Lustracyjny uznał w 2000 roku, że polityk z SB nie współpracował. Bowiem dziesięć lat temu Sąd nie mógł posiadać wszystkich dokumentów, które wypłynęły dopiero później. Poza tym stwierdzać może on jedynie aktualny stan wiedzy historycznej, nie zaś to, czy dana osoba współpracowała, czy nie współpracowała z bezpieką. Badanie tego jest rzeczą dziennikarzy i historyków, a nie sędziów.

Dzięki temu wyrokowi nie trzeba będzie już wykreślać nazwiska historycznych postaci z opracowań naukowych, by zostawić je jedynie w hagiografiach. Możliwa będzie dyskusja nad ciemnymi stronami życiorysów postaci do tej pory pomnikowych. I powstać będą mogły kolejne krytyczne biografie ?niezachwianych autorytetów?.

Oczywiście dyskusja nie będzie możliwa na łamach pism michnikowszczyzny, które nadal będą uważać, że wypowiedzi inne niż pochwalne na temat Jacka, Leszka, czy Adama, są niedopuszczalne i niszczą pomnikowe wizerunki tych postaci. I nie mówię tu jedynie o kwestiach agentualnych. Ale przynajmniej nikt nie zostanie skazany za dociekanie niewygodnej prawdy.

Stefan Sękowski


01 wrz 2010, 07:25
Zobacz profil
Specjalista
Avatar użytkownika

 REJESTRACJA23 gru 2009, 22:16

 POSTY        317
Post Kącik Kulturalno-Patriotyczny
Metoda Goldsteina ? Kaczyńskiego

Mimo tego, że książka Georga Orwella ?Rok 1984? jest powszechnie uznana za dzieło wybitne, to jednak za mało poświęca się jej analiz i za mało rozpowszechnia się jej nauki. A szkoda?

Dziś chciałbym skupić się na postaci Emanuela Goldsteina, którego w powieściowej, totalitarnej Oceanii, uznano za wroga ludu. Z pozoru ten wątek Orwella jest banalny, jednak gdy się przyjrzeć dokładniej? Organizowane przez Partię ?dwie minuty nienawiści? polegały na tym, że na kinowym ekranie pojawiał się zdrajca Partii E. Goldstein, który próbował zohydzić ideały nowego ładu wszechwładnej Partii, zaś ludzie oglądający zmanipulowane wystąpienie, dostawali szału i wybuchali słusznym gniewem na wroga władzy i nowego porządku.

Ale jest jeszcze drugie dno ? Goldstein z kinowego ekranu mówił stuprocentową prawdę. Twierdził, że potrzebna jest wolność słowa, że należy zawrzeć pokój z Eurazją, szydził z obecnej władzy i z jej lidera ? Wielkiego Brata. W świecie Orwella władza chciała, by znienawidzonego człowieka nieodłącznie kojarzono z tymi prawdziwymi twierdzeniami, żeby znienawidzić prawdę

Jest jeszcze trzecie dno, ale o tym za chwilę.
W PO PRL mamy swojego Goldsteina. Niski człowieczek, jak coś powie, to zaraz się uaktywniają podskórne reakcje pełne obrzydzenia i nienawiści. Kaczyzm ? faszyzm, Kaczyński ? Kłamczyński, kopuluje z kotem, mieszka z matką, nie ma prawa jazdy, konta w banku, nie ma żony, PiS, czyli Polecieli i Spadli, Przestępczość i Skorumpowanie itd.
O odruchach godnych psów Pawłowa pisałem tutaj:
http://niepoprawni.pl/blog/2005/ciemnosci-kryja-...

Zabawne do jakiego stopnia doprowadzono TVN-owskie dwie minuty nienawiści ? Kaczyński mówi, że Lech Wałęsa to TW ?Bolek?, Kaczyński mówi, że Tusk manipuluje, albo, że wystąpienia antytuskowe są spontaniczne:
Otóż ludzie Platformy nie są w stanie przyjąć do wiadomości jednego prostego faktu, unaocznionego przez ostatnie wybory: tego, że poważna część społeczeństwa bardzo ich nie lubi. I ilekroć ta niechęć jest publicznie uzewnętrzniana, to tyle razy utrzymują, że są to działania inspirowane przez PiS.
A przecież Kaczyńskiego prędzej należałoby skarcić, za mówienie oczywistych banałów, niż oskarżać go o kłamstwa.
Zaraz pojawia się odzew, który gdzieśtam w korze mózgowej każe Polakom Pawłowa kojarzyć dwa nierozłączne pojęcia: Kaczyński=kłamstwo.

Zastanawiałem się czemu TVN od czterech dni dudni o wystąpieniu Krzywonos i rzekomych kłamstwach Kaczyńskiego na rocznicowej konferencji poświęconej ?Solidarności?. Przecież Kaczyński nie jest już groźny, zgnoili go doszczętnie, zaszczuli mu rodzinę, dokonali deifikacji Tuska ? czegóż chcieć więcej?
Ale tu Orwell znowu się kłania.
?Kto kontroluje teraźniejszość, ten kontroluje przeszłość? ? a więc i tym razem chodzi o napisanie nowej historii. Walentynowicz to tylko epizod, Krzywonos to wielka bohaterka. Lecha Kaczyńskiego wcale tam nie było i w latach 1978-1980 wcale nie doradzał Wolnym Związkom Zawodowym, gdy Bolek spisywał swoje donosy, a Krzywonos dryndała dzwonkiem na odjazd tramwaju.

Kaczyński już nie jest celem samym w sobie ? jest tylko narzędziem, bo opluwając jego opluwa się prawdę (póki Bliźniak tę prawdę mówi).
U Orwella E. Goldstein był zdrajcą Partii ? tak jak Kaczyńscy są zdrajcami Okrągłego Stołu. Goldstein miał porzucić Partię i budować ruch, który zniszczy Partię. Kaczyńscy porzucili towarzystwo okrągłostołowe i budują (teraz został już jeden) ruch, który ma zniszczyć postanowienia Okrągłego Stołu.


Tyle, że u Orwella Goldstein był wymyślony przez Partię, by skanalizować emocje ludzi i kontrolować nawet swoich wrogów ? to jest właśnie to trzecie dno.
Nie było żadnego wroga, to była zwykła partyjna blaga, która dawała Partii pewność, że nigdy nie przegra.
Mam nadzieję, że chociaż w tym punkcie różnimy się od wizji Orwella.

http://www.niepoprawni.pl/blog/2005/met ... czynskiego


03 wrz 2010, 22:55
Zobacz profil
Specjalista
Avatar użytkownika

 REJESTRACJA23 gru 2009, 22:16

 POSTY        317
Post Kącik Kulturalno-Patriotyczny
Odrobina wdzięcznej pamięci

Felieton  ?  tygodnik ?Nasza Polska?  ?  5 października 2010

?Niech na zawsze w piosence zostanie / Chwała Polski ? partyzancka brać?. Jak wiadomo, 27 września 1939 roku została utworzona organizacja wojskowa Służba Zwycięstwu Polski i od roku 1998, kiedy to Sejm podjął uchwałę o ustanowieniu tego dnia święta Polskiego Państwa Podziemnego, święto to jest obchodzone. To znaczy nie jest, chociaż na dobra sprawę - powinno być. A skoro powinno być, bo chyba po to zostało ustanowione, to dlaczego właściwie nie jest uroczyście obchodzone? Myślę, że składa się na to kilka zagadkowych przyczyn. Po pierwsze ? święto Polskiego Państwa Podziemnego przypominałoby nam o wadze, jaką dla narodu ma posiadanie własnego, niepodległego państwa. Czy jednak po ratyfikacji traktatu lizbońskiego taktownie byłoby o tym przypominać? Przecież mądrość tego etapu nakazuje wynosić pod niebiosa Eurosojuz, po którym i okupująca Polskę razwiedka i europejsy tak wiele muszą się spodziewać, że zwalczają już nie tylko niepodległość państwa, ale nawet elementy decydujące o spoistości społeczeństwa, jak rodzinę i religię. W awangardzie jak zwykle ? niezawodny ?Głos Cadyka?, realizujący tę samą linię od 1990 roku ? na tamtym etapie strasząc swoich półinteligentów ?państwem wyznaniowym? i ?ajatollachami?. Kiedy okazało się, że ?ajatollachowie? zostali spacyfikowani, między innymi dzięki obecności w tym środowisku wpływowych konfidentów bezpieki, i ani im w głowie ?mieszanie się do polityki?, nadszedł etap uzależniania Kościoła, a ściślej ? duchowieństwa od państwa. Teraz nieubłagane siły postępu grożą zaciśnięciem ręki, z której duchowieństwo już przyzwyczaiło się jeść ? chyba, że Kościół w Polsce, podobnie jak w innych krajach Eurosojuza, pozwoli zdegradować się do roli pozarządowej organizacji socjalno-charytatywnej z elementami przedsiębiorstwa przemysłu rozrywkowego ? bez żadnych pretensji do przywództwa moralnego. Przywództwo moralne będą bowiem sprawowały nieubłagane siły postępu, w awangardzie których jest oczywiście środowisko skupione wokół ?Głosu Cadyka? ? według następujących po sobie mądrości kolejnych etapów. Po drugie ? o ile Polskie Państwo Podziemne, a zwłaszcza jego zbrojne ramię w postaci Armii Krajowej służyło narodowi na jego drodze do odzyskania niepodległości ? o tyle podczas okupacji niemieckiej i sowieckiej ujawnili się w społeczeństwie liczni renegaci, którzy albo ? jako folksdojcze ? próbowali poddać naród polski panowaniu niemieckiemu, albo jako PPR-owcy i UB-owcy ? poddać naród polski panowaniu Stalina. Mówiąc nawiasem, po wojnie obydwie sfory tych renegatów nie tylko połączyły się ze sobą, ale również - wydały na świat potomstwo, na skutek czego naród nasz popadł w nieodwracalne skundlenie i kolejne pokolenie kundli, już to w imię ?realizmu?, już to w imię ?modernizacji?, próbuje całej reszcie narzucić swój kundelski punkt widzenia. Ponieważ celem kundla jest wysługiwanie się potężnym wrogom i ujadaniem oraz kąsaniem wymuszanie dla nich posłuchu, w kundelskim punkcie widzenia żadne święto Polskiego Państwa Podziemnego, ani szacunek dla jego żołnierzy się nie mieszczą. Ciekawe, że Niemcy chcieli ujarzmić nasz naród tylko fizycznie, podczas gdy Stalin ? również duchowo i dlatego ? jak przenikliwie zauważył Józef Mackiewicz ? o ile Niemcy robili z nas bohaterów, o tyle Sowieci ? gówno. Ogromną zasługę ma w tym sfora kundli, które obecnie, ujadając o ?jedności narodowej?, próbują zapędzać nas nie tylko pod władzę nowego Związku Radzieckiego, ale i w sytuację fałszywej ze sobą amikoszonerii.

I właśnie dlatego potrzeba upamiętnienia żołnierzy Rzeczypospolitej Niepodległej nabiera takiego znaczenia. Zarówno tych, którzy walczyli podczas wojny, kiedy Winston Churchill w 1940 roku nakazał szefowi Egzekutywy Operacji Specjalnych (SOE) Hughowi Daltonowi ?podpalić Europę? - ale przede wszystkim tych, którzy po konferencjach w Jałcie i Poczdamie pozostali wierni przysiędze złożonej Niepodległej Rzeczypospolitej: ?cokolwiek by mnie spotkać miało? ? nawet i to , że Rzeczpospolita od nich się odwróci i o nich zapomni. Nawiasem mówiąc, SOE ?podpalało Europę? selektywnie i na terenie okupacji sowieckiej przezornie żadnych pożarów nie wzniecało ? ale to osobny temat. Dlatego z uznaniem należy powitać inicjatywę Fundacji ?Polska się Upomni?, która wystąpiła do prezydenta Bronisława Komorowskiego z apelem o ustanowienie 1 marca Narodowego Dnia Pamięci Żołnierzy Wyklętych, to znaczy tych, którzy nie zrezygnowali z odzyskania niepodległości w latach 1944-1956, o proklamowanie roku 2011 rokiem Żołnierzy Wyklętych i o uczczenie ich pamięci stosownymi tablicami, zarówno na Grobie Nieznanego Żołnierza, jak i w licznych miejscach ich kaźni. Wprawdzie po wygranej Bronisława Komorowskiego generał Marek Dukaczewski zamierzał otworzyć sobie szampana, ale - choćby ze względu na podtrzymanie wrażenia owej amikoszonerii, tego kiczu narodowej jedności - może pozwoli prezydentowi na taki gest? Niechże gorliwi wykonawcy misji Pantelejmona Ponomarienki, który w 1944 roku zwrócił uwagę Stalina, że mimo okupacji na terenie Polski pozostało nadal co najmniej 2 miliony mężczyzn zdolnych do walki i że trzeba ?coś z tym zrobić?, dla tej amikoszonerii trochę i nam się popodlizują, niech i oni trochę poudają patriotów. Bo chyba nie powinno być tak, że nadal ?placem boju będzie dół kryjomy, a wyrok o nich wyda wróg potężny?? Wprawdzie byłoby lepiej, gdyby towarzyszące temu intencje były czystsze, ale to nie są czasy na grymasy. Dłużej klasztora, niż przeora, a Polska jest tym żołnierzom winna tę odrobinę wdzięcznej pamięci. Właściwie jest to nawet bardziej potrzebne nam, żebyśmy pod naporem kundelstwa nie zatracili poczucia miary. Ostatni spośród ocalałych Żołnierzy Wyklętych bowiem powoli już odchodzą, więc możemy wraz z nimi pocieszać się nadzieją, że ?Święty Pieter ci bramę otworzy / Spyta: ?skąd?? ? ?Z partyzantki jam jest!? / Wejdziesz w ogród spokoju i zorzy / Boś jest Polak i walczyłeś też.?

Stanisław Michalkiewicz
http://michalkiewicz.pl/tekst.php?tekst=1784


05 paź 2010, 13:09
Zobacz profil
Specjalista
Avatar użytkownika

 REJESTRACJA23 gru 2009, 22:16

 POSTY        317
Post Kącik Kulturalno-Patriotyczny
Drobna kobieta od wielkich spraw

Sławomir Cenckiewicz

Drobna kobieta od wielkich spraw
Refleksje o Annie Walentynowicz (1929-2010)

?Życiorys Anny Walentynowicz to historia PRL. Jak w soczewce skupia się w nim obraz oszustwa i bezprawia komunistycznej władzy, ale także istota naszych błędów, które przyczyniły się do załamania kolejnych prób oporu. Los Anny jest typowy dla wielu polskich robotników i niezwykły ze względu na Jej siłę charakteru, mądrość i uczciwość? ? napisała kiedyś Joanna Duda-Gwiazda .
Rzeczywiście. Biografia Anny Walentynowicz jest jak portret zbiorowy polskich robotników wstających z kolan, by zbuntować się przeciwko komunizmowi. Nawet jeśli miała tego świadomość, to pozostała na zawsze skromna. Na swoje życie patrzyła zawsze jak na służbę. Zapytana o to we wrześniu 1980 r. odpowiedziała bez zastanowienia: ?Czuwać, aby nie było ludzi skrzywdzonych, aby podać rękę każdemu, który nie umie sobie poradzić.
(?) Może sama zbyt wiele łez wylałam w życiu, chciałabym, żeby z mojego powodu ktoś choć o jeden raz w życiu więcej się uśmiechnął? .
Jednak wola służenia innym nie oznaczała w jej życiu akcesu do klasycznej polityki. Anna Walentynowicz nie była politykiem, nie była też sługą żadnej konkretnej partii. ?Żaden przejaw jej aktywności nie jest efektem przemyślanej strategii. Działa spontanicznie, bo tak jej dyktuje odruch serca i niezmiennie odczuwana potrzeba życia w prawdzie i godności? ? zauważyła trafnie jej przyjaciółka Anna Baszanowska . Walentynowicz była człowiekiem, który bardziej niż inni kierował się w życiu sercem, pragnieniem dobra i odmową zgody na kłamstwo. Nie chciała uznać oddzielenia polityki od moralności, nie chciała dać przyzwolenia na kariery bez służby społeczeństwu. Jej bezinteresowność była solą w oku tym, którzy pragną ukryć żądzę władzy za cenę zdrady ideałów.
Życie Anny Walentynowicz było jak ciągła walka, bez odpoczynku i bez kresu. ?Kilka lat szarpałam się, żyłam tak, jak żyli inni, jeździłam po kraju i spotykałam się z ludźmi ? wspominała prawie dwadzieścia lat temu. ? Znałam ks. Popiełuszkę i przeżyłam jego śmierć, robiłam głodówki, siedziałam w więzieniu za próbę zorganizowania strajku w pierwszych dniach stanu wojennego. Potem próbowałam wmurować na Śląsku tablicę w rocznicę masakry w ?Wujku?, wcześniej internowano mnie w Gołdapi. Mam za sobą pobyt w więzieniach w Tczewie i Gdańsku, w szpitalu psychiatrycznym na Rakowieckiej, potem w Katowicach, Lublińcu, Bytomiu i w szpitalu więzienia Montelupich w Krakowie. Kilka straconych lat, o których mogłabym mówić długo i czasem nawet z ciepłem w sercu. Czas znaczony także walką o przetrwanie, dorywczą pracą przy zbiorze owoców i w ogrodnictwie? .
Jeszcze kilkadziesiąt dni temu Anna Walentynowicz była tam, gdzie w sierpniu 1980 r. W swoim małym mieszkanku na trzecim piętrze, do którego codziennie z trudem wspinała się o kulach. Przez ten jeden pokoik z kuchnią przy ulicy Grunwaldzkiej w Gdańsku?Wrzeszczu przewinęli się niemal wszyscy rzeczywiści i samozwańczy herosi polskiej drogi do niepodległości. W 1980 r. mieszkał tu przez kilka miesięcy Jacek Kuroń, którego Lech Wałęsa nie chciał widzieć w siedzibie ?Solidarności? w Gdańsku. Przez lata przychodził Wałęsa i korzystało z gościny wielu, wielu innych. Dla wszystkich była jak dobra matka ? gościła, gotowała, prała. Przez długie lata była przez nich zapomniana lub nawet znieważana pogardliwymi epitetami. Mogła być boginią salonów. Miałaby światowe hołdy, przyjęcia z przywódcami państw i koronowanymi głowami. Wykłady, doktoraty honoris causa, tytuły honorowych członków najbardziej elitarnych zgromadzeń. Filmy na swoją cześć. Ulice swego imienia. Mogła być bogata, mieć własny dom, służbę, stałą opiekę medyczną. Telewizje całego świata ścigałyby się o dostęp do niej. Czy Gdańsk lub Warszawa nie ofiarowałyby jej pięknego mieszkania z windą? Ale ta skromna kobieta odrzuciła wszystkie zaszczyty z iście arystokratycznym poczuciem wyższości. Arystokratka ducha bez wahania odrzuciła wszystkie pokusy jak błahostkę. Bo ceną były pozór, fałsz, czasem nawet zdrada. A ona była niezłomna. Tak bardzo, że nawet najbliższym przyjaciołom zdarzało się narzekać na jej bezkompromisowość. Pozostała sobą. Wybrała prawdę. To dlatego skromna Ania Lubczyk została wywyższona do godności swojego historycznego imienia ? ?Anna Solidarność?.
Może właśnie dlatego skupiało się na niej tyle pogardy. Otrzymywała bolesne ciosy nawet ze strony niektórych ludzi Kościoła. ?Walentynowicz występuje w roli ostatniego Mohikanina cywilizacji nienawiści? ? powiedział kiedyś abp Józef Życiński . Takie słowa ze strony arcypasterza były szczególnie krzywdzące dla osoby żyjącej na co dzień wiarą katolicką. Jej religijność była polska, ale nie dewocyjna. Przypominała trochę religijność dawnej polskiej szlachty, która nie zawsze była posłuszna księdzu, ale zawsze stawała do boju w obronie wiary. Ten, którego Anna Walentynowicz kochała bardziej niż kogokolwiek ? papież Jan Paweł II, do trzech podstawowych cnót chrześcijańskich ? wiary, nadziei i miłości dodał również solidarność. Jego słowa stały się dla niej imperatywem działania.
Miłosierdzie i gesty solidarności okazywała każdemu. Bezkompromisowa wobec ludzkich ułomności i wad, nigdy nie przekreślała człowieka. Ku zdumieniu internowanych z nią koleżanek grała w piłkę z synem funkcjonariusza więziennego w Gołdapi. ?Aniu, co ty robisz? Z ?ubeckim? dzieckiem się bawisz?!? ? rzuciła w jej stronę któraś z kobiet. Anna Walentynowicz odpowiedziała krótko: ?To nasze, polskie dziecko. Takie samo jak wszystkie inne?. Odwróciła się, dalej rzucając i łapiąc kolorową, gumową piłeczkę . Innym razem przyjęła studentów zachodnioniemieckich zafascynowanych ruchem ?Solidarności?. Czuli się nieco skrępowani. Nie byli pewni, jak ich przyjmie, bo przecież reprezentowali naród, który podczas II wojny wyrządził Polakom wiele krzywd. Według uczestniczącej w spotkaniu Joanny Wojciechowicz Anna Walentynowicz od razu oznajmiła: ?A od kiedy to myśmy mieli pretensje do narodu niemieckiego? Ani nie mieliśmy, ani nie mamy?. I wyciągnęła historię Ottona Schimka ? żołnierza Wehrmachtu, który w 1944 r. odmówił rozstrzelania Polaków. ?Czy wiecie, że na grobie Otto Schimka są codziennie świeże kwiaty? Prawie czterdzieści lat później! I nigdy o nim nie zapomnimy!!!? ? powiedziała .
Przypadła jej rola ?bohaterki solidarnościowego apokryfu o spisku agentów i zdradzie elit? ? pisał publicysta ?michnikowego szmatławca? w rocznicę jej urodzin . ?Służyła bezpiece na podrzuconych materiałach. (?) Robiła więcej złego dla ?Solidarności? niż SB i władze komunistyczne razem? ? pisał o niej Lech Wałęsa .
Anna Walentynowicz pozostaje dla jemu podobnych znakiem sprzeciwu. Niestety sprzeciwu strywializowanego przez media, zredukowanego do sporu z Wałęsą. Dopiero znajomość jej całej biografii pozwala na postawienie pytania ? jakiego sprzeciwu symbolem jest Walentynowicz? Czyż nie jest ona symbolem oporu wobec komunizmu i jego postkomunistycznej mutacji, których niesprawiedliwość również dzisiaj wyklucza tysiące Polaków poza nawias społeczny. Zawsze kierowały nią życiowe doświadczenia. Jeśli motywem jej życia i działania stała się troska o innych, to rozróżnienie na skrzywdzonych i krzywdzicieli było nadrzędne na każdym tego życia etapie. Przez ten pryzmat patrzyła na PRL i współczesną Polskę. Dlatego nie mieści się ona w micie założycielskim III RP symbolizowanym ?odkreśleniem przeszłości grubą linią?.
Dlatego większość radnych Warszawy odmawia jej honorowego obywatelstwa stolicy , a polski premier pomija jej nazwisko, kiedy na Wawelu składa hołd bohaterskim kobietom Sierpnia ?80 i ?Solidarności? . W nowomowie polityka miejsce Anny Walentynowicz zajęła inna gdańszczanka ? Henryka Krzywonos. Nie ujmując jej zasług w czasie strajku 1980 roku ? zwłaszcza 16 sierpnia ? nie sposób z niej czynić ikony Sierpnia ?80 i ?Solidarności?. Nie ma tu nic do rzeczy fakt, że Henryka Krzywonos jest aktualnie feministką i ulubienicą Jolanty Kwaśniewskiej. W ten właśnie sposób bieżąca polityka staje się fałszywą interpretatorką polskich dziejów.
Władza wywodząca się z Trójmiasta i rzekomo z tradycji solidarnościowej odwraca się plecami do ikony polskiego Sierpnia. ?Kiedy my w 1989 roku świętowaliśmy wolność, ona walczyła dalej, coraz bardziej samotna, niezrozumiana. Wielu Polaków, w tym ja, nie podzielało jej poglądów i wizji historii, ale nie czas teraz na rozliczanie jej z racji. Teraz jest czas na wspólny pokłon i jedno wielkie dziękuję. Wszyscyśmy jej to winni? ? pisał Robert Mazurek, apelując do jednego z ministrów o wsparcie uroczystości związanych z 80. rocznicą urodzin Anny Walentynowicz . Jego apel pozostał bez odpowiedzi. Potrzeba było jej tragicznej śmierci, by z ust polskiego premiera usłyszeć wreszcie, że Anna Walentynowicz to matka ?Solidarności? .
Zarzuty, które miałyby dowodzić politycznej ?niedojrzałości? Anny Walentynowicz, dotyczyły m.in. niezrozumienia koniecznych meandrów gry politycznej i odrzucania pragmatyzmu w drodze do osiąganiu celów. Była ?niedzisiejsza?, była patriotką i chrześcijanką nadto dosłownie, w sposób zbyt wymagający. I rzeczywiście ? jej powołaniem nie były kompromisy. Anna Walentynowicz ?nigdy z królami nie była w aliansach?. Zawsze była po stronie Polski. Dla wielu zbyt naiwnie, po chłopsku, jak prosta robotnica, wierzyła w społeczną, narodową i państwową wartość dobra i prawdy. Wierzyła ? i była to wiara naiwna, ale jakże prawdziwa ? że Tadeusz Kościuszko czy Romuald Traugutt, mimo że nie byli ani pragmatyczni, ani zwycięscy, po wsze czasy pozostaną dla Polaków wzorcem i miarą miłości ojczyzny. Jej podziw dla Józefa Piłsudskiego, wodza nieunikającego politycznej gry i zmiany sojuszów, zasadzał się na jego dowiedzionej bezinteresowności w służbie ojczyźnie. Jak on wierzyła, że tak naprawdę liczą się tylko imponderabilia ? żaden pragmatyzm chwili nie może przesłonić prawdziwej hierarchii ważności. Nie wziął grosza jako bojowiec PPS z fortuny zdobytej pod Bezdanami i nie wziął grosza z kasy państwowej jako Naczelnik Państwa. W dniu swoich 80. urodzin uroczyście obchodzonych w Pałacu Prezydenckim pani Anna pytała wszystkich: ?Czy czujecie tutaj ducha marszałka Piłsudskiego?!? Postawa polskich bohaterów była dla niej żywą nadzieją i pozostała jej wierna do końca. Jeżeli ta postawa jest przebrzmiała i nie ma dla niej miejsca w przyszłości, to nie ma miejsca dla solidarności.
Scenariusz wymazywania Anny Walentynowicz z pamięci historycznej nie powiódł się. Świat pamięta, że przez nią i dla niej zastrajkowali robotnicy Stoczni Gdańskiej im. Lenina . Już po jej śmierci jeden z waszyngtońskich uczonych i publicystów nazwał ją ?Kobietą z żelaza? (Woman of Iron) . Pamiętają o niej ciągle przyjaciele z Wolnych Związków Zawodowych Wybrzeża, którzy zawsze, kiedy była atakowana, zabierali głos w jej obronie . Podczas obchodów 80. rocznicy urodzin Krzysztof Wyszkowski wręczył Annie Walentynowicz jej wielkoformatowe zdjęcie z 1980 r., na które natknął się kilka tygodni wcześniej na śmietniku w Stoczni Gdańskiej. ?To wielkie zdjęcie Anny znalazłem wiosną bieżącego roku na kupie śmieci usuniętych z wystawy o ?Solidarności? w historycznej sali BHP Stoczni Gdańskiej ? mówił Wyszkowski, zwracając się do Walentynowicz. ? Los tego zdjęcia może być symbolem metod stosowanych niegdyś przez władze PRL, a obecnie przez władze III RP w stosunku do kobiety, której dzieło dzisiaj czcimy. Proszę cię, Anno, o przyjęcie tego prezentu ze ?śmietnika historii?, na którym niektórzy chcieliby cię umieścić? .
?Prawda, choćby opluta i najgłębiej zepchnięta, zawsze utoruje sobie drogę? ? mówiła przed laty Anna Walentynowicz. Dzisiaj słowa te brzmią jak spełniające się na naszych oczach proroctwo.
W sobotę 10 kwietnia 2010 r. Anna Walentynowicz zginęła w katastrofie lotniczej razem z Prezydentem Rzeczypospolitej Lechem Kaczyńskim, ministrami, urzędnikami, kombatantami? Jeszcze na kilka dni przed uroczystościami 70. rocznicy zbrodni katyńskiej nie była pewna, czy podoła trudom podróży. Pierwotnie miała bowiem jechać specjalnym pociągiem razem z rodzinami pomordowanych oficerów. Kancelaria Prezydenta zaprosiła Walentynowicz do samolotu. Podczas mojej ostatniej rozmowy z nią cieszyła się, że razem z prezydentem może polecieć do Katynia, by oddać hołd polskim bohaterom zamordowanym przez Sowietów. Mówiła, że staje jej w pamięci rodzinne Równe, kiedy 17 września 1939 r. wkroczyli do niego Sowieci. Straciła wówczas brata ? Andrzeja Lubczyka, którego Sowieci wywieźli na Wschód. Chciała odwiedzić cmentarz katyński, by nad grobami żołnierzy i policjantów wolnej Polski oddać hołd wszystkim zgładzonym na ?nieludzkiej ziemi?, w tym także swojemu bratu, którego mogiły nigdy nie odnalazła. Okazało się, że był to jej ostatni lot? Zginęła tragicznie niedaleko lasu katyńskiego?
O tragicznej śmierci pani Ani dowiedziałem się w pociągu, w drodze powrotnej z Poznania, gdzie w wydawnictwie złożyłem książkę do druku ? to książka o pani Ani. To jeden z najgorszych dni w moim życiu. Później nastąpiły kolejne trudne dni i momenty. Pierwsze spotkanie z pogrążoną w smutku rodziną pani Ani, rozmowy w jej opustoszałym mieszkaniu, telefony, oczekiwanie na identyfikację w Moskwie, wreszcie szept nocnej modlitwy przed trumną na warszawskim Torwarze? I ten niesamowity, ostatni list Anny Walentynowicz i jej dzielnej opiekunki Janiny Natusiewicz-Mirer do Lecha Kaczyńskiego, który pozostał na biurku w pokoju hotelowym: ?Pragniemy wyrazić Panu naszą wdzięczność za umożliwienie nam wzięcia udziału w uroczystościach w Katyniu z udziałem Pana i Pańskiej Małżonki. Z całego serca dziękujemy Panu za zorganizowanie tak podniosłej i niezwykłej uroczystości. To miejsce, które symbolizuje gehennę Narodu Polskiego, skazanego przez totalitaryzm sowiecki na okrutną eksterminację, doczekało się chwili, w której Głowa Państwa w osobie Pana, z Woli Bożej, po siedemdziesięciu latach oddaje hołd Męczennikom oraz daje świadectwo prawdzie? .
Kilka dni później nastąpił ostatni akt tego dramatu. 21 kwietnia 2010 r. pożegnaliśmy w Gdańsku Matkę ?Solidarności?. Spoczęła w skromnym grobie na cmentarzu Srebrzysko u boku ukochanego Kazimierza Walentynowicza. Przemawiając nad jej grobem, pomysłodawca i założyciel Wolnych Związków Zawodowych Wybrzeża Krzysztof Wyszkowski powiedział: ?Gdyby wróg kazał Annie wybrać miejsce, w którym ma ją zabić, na pewno wybrałaby Katyń. Anna zginęła dlatego, że miała odwagę towarzyszyć prezydentowi Rzeczypospolitej w jego żądaniu, by Rosja uznała swoją nieprzedawnialną odpowiedzialność za mord na narodzie polskim, za zbrodniczy plan likwidacji państwa polskiego. Zginęła, razem ze swoim starym przyjacielem z Wolnych Związków Zawodowych, dlatego, że oboje byli wierni prawdzie o systemie sowieckiej antycywilizacji, która zniszczenie Polski uznawała za pierwszy krok w podboju całego świata. Zginęli dlatego, że Rosja nadal odmawia uznania swojej winy za katyńskie ludobójstwo. Zaszedłem do Ani w Wielki Czwartek na jej prośbę, żeby przekazać apel w obronie Instytutu Pamięci Narodowej. Śpieszyłem się, ale Anna chciała, żebym usiadł. Powiedziała: ?Co będzie z Polską?? Spojrzałem na nią zaskoczony i przestraszony ? czego ta kobieta znowu chce? Do czego wzywa? Odpowiedziałem, że w niedzielę Jezus zmartwychwstanie, ucałowałem ją i wyszedłem. Dopiero gdy nad trupami Prezydenta i Anny zaczęto głosić pojednanie polsko-rosyjskie, pojednanie bez prawdy o ludobójstwie, przypomniałem sobie, że tak już kiedyś było. Gdański pomnik Trzech Krzyży w zamierzeniu władz PRL i realistów z ?Solidarności? miał stać się pomnikiem pojednania, czyli zrównania katów z ofiarami. Wówczas Anna przeciwstawiła się temu fałszerstwu i wywalczyła istnienie pomnika Poległych Stoczniowców. Teraz myślę, że Anna i Lech przez swą ofi arę z życia wspólnie wzywają nas do wytrwałości w walce o Polskę. Wzywają do walki z wrogiem z zagranicy i wrogiem z Targowicy. Odpowiedź na pytanie ?Co będzie z Polską?? należy teraz do nas. Gdy ciało prezydenta Lecha Kaczyńskiego spoczęło w krypcie na Wawelu, trębacz zagrał takt wojskowej piosenki: ?Śpij, kolego, w ciemnym grobie?. Anna była żołnierzem dzielnym i wiernym aż po śmierć. Dlatego jej również należy się to pożegnanie: ?Śpij, Anno, w ciemnym grobie, niech się Polska przyśni tobie?? .
Cóż może w tej sytuacji dodać biograf Anny Walentynowicz? Opisać dzieje i wierzyć, że ?ziarno, które obumrze, wyda plon stukrotny?.
Requiescat in pace.

W artykule wykorzystano fragmenty książki
Anna Solidarność. Życie i działalność Anny Walentynowicz na tle epoki (1929-2010),
która ukazała się nakładem wydawnictwa Zysk i S-ka

*19 Anna Solidarność ? żołnierz Rzeczypospolitej, przemówienie K. Wyszkowskiego nad grobem A. Walentynowicz, Gdańsk, 21 IV 2010, w zbiorach autora.

http://niepoprawni.pl/blog/394/drobna-k ... kich-spraw


Ostatnio edytowano 12 paź 2010, 20:07 przez Bradley, łącznie edytowano 1 raz



12 paź 2010, 19:58
Zobacz profil
Zawodowiec
Avatar użytkownika

 REJESTRACJA25 cze 2009, 12:10

 POSTY        3598
Post Kącik Kulturalno-Patriotyczny
Nie spisujmy Ukrainy na straty

W grze o Flotę Czarnomorską tak naprawdę chodzi o Ukrainę. O to, czy zostanie ponownie przywiązana do Rosji, tym razem więzami gospodarczymi ? pisze były minister obrony narodowej Janusz Onyszkiewicz

Kiedy przed paroma miesiącami nowe władze Ukrainy podpisały porozumienie z Rosją, zwane potocznie porozumieniem ?ropa za gaz?, wywołało to wielkie poruszenie przede wszystkim na Ukrainie, ale także w Rosji. Jest to całkiem zrozumiałe, zważywszy na to, że obecność Rosji na Krymie i Flota Czarnomorska wywołują w tym kraju wielkie emocje wynikające z roli, jaką ten region i Flota odegrały w jego historii.

W okresie Zimnej Wojny radziecka Flota Czarnomorska była wielkim zespołem uderzeniowym o strategicznym znaczeniu. Miał on nie tylko równoważyć siły morskie Turcji i działać w akwenie Morza Czarnego, ale móc przerwać się przez Bosfor i Dardanele i zmierzyć się ze stacjonująca na Morzu Śródziemnym amerykańska VI Flotą. Stąd w skład tej floty wchodziły liczne wielkie okręty bojowe, w tym jedyny w owym czasie uderzeniowy lotniskowiec, ale także wiele okrętów podwodnych i desantowych. Główne bazy tej floty znajdowały się na Krymie, przede wszystkim w Sewastopolu.

Po proklamowaniu przez Ukrainę w 1991 r. niepodległości jednym z najtrudniejszych problemów nowego państwa było uregulowanie stosunków z Rosją, a w szczególności rozwiązanie zagadnienia statusu Floty i jej baz. Rozmowy trwały długo i miały często bardzo dramatyczny przebieg. Punktem wyjścia było jasne i zdecydowane stanowisko prezydenta i rządu ukraińskiego, deklarujące całkowite przejęcie zarówno wszystkich urządzeń i infrastruktury lądowej, jak też połowy jednostek pływających Floty oraz podobny podział jednostek lądowych i ich wyposażenia. W końcu, w podpisanym dopiero w 1997 r. porozumieniu, przyjęto, że choć Ukrainie przy podziale ma przypaść 50 proc. okrętów, to jednak w ramach spłacania długów za dostarczany gaz, Rosja przejmie dodatkowych 117 okrętów. Uzgodniono też, że wszystkie tereny, które zajmować będzie Flota Czarnomorska, to integralne terytorium Ukrainy, jedynie dzierżawione do 2017 r. Rosji za stosowne opłaty.
(...)
czytaj dalej

http://www.rp.pl/artykul/548422-Onyszki ... traty.html


13 paź 2010, 10:28
Zobacz profil
Zawodowiec
Avatar użytkownika

 REJESTRACJA25 cze 2009, 12:10

 POSTY        3598
Post Kącik Kulturalno-Patriotyczny
"10 kwietnia zamyka okres komunizmu w Polsce"

"Super Express": Komunizm nie skończył się ani przy Okrągłym Stole, ani w Magdalence, ani w pierwszych ćwierć wolnych wyborach. Jego strzępy oblepiały nas i zatruwały nasze życie przez ostatnie 20 lat. 10 kwietnia zamyka okres komunizmu w Polsce. To początek nowej epoki w dziejach Polski - wolnej Polski - przekonuje w rozmowie z dziennikiem poeta i eseista prof. Jarosław Marek Rymkiewicz.

Laureat literackiej nagrody Nike podkreśla, że tuż po katastrofie prezydenckiego Tupolewa w Polsce stało się coś, co obudziło Polaków i pomogło im zrozumieć, że mogą być wolni. Zaznaczył jednocześnie, że teraz to poczucie jest "fałszowane, chowane i zatajane" przez media.

Jarosław Marek Rymkiewicz podkreśla, że przez ostatnie kilkadziesiąt lat Polacy zostali zepchnięci do roli narodu kolonialnego, którym rządzły inne narody. Poeta dodaje, że dla niego III Rzeczpospolita, która nie potrafiła wyzwolić się z więzów komunizmu. jest "państwem postkolonialnym" i tym samym nie może być państwem demokratycznym.

- Podstawami polskiego państwa trzeba zatrząść. Do tego był potrzebny 10 kwietnia. Ludzie pod Pałacem chcą innego państwa i płaczą po ofiarach. Nie rozdzielajmy tego - apeluje w rozmowie z "Super Express" Rymkiewicz.

Więcej w dzisiejszym numerze "Super Expressu"

http://wiadomosci.onet.pl/raporty/katas ... omosc.html


14 paź 2010, 09:43
Zobacz profil
Zawodowiec
Avatar użytkownika

 REJESTRACJA25 cze 2009, 12:10

 POSTY        3598
Post Kącik Kulturalno-Patriotyczny
"Praworządność jest w Rosji odległym celem"

Rosyjska Federalna Służba Bezpieczeństwa (FSB) utworzona w miejsce KGB, miała być trybikiem w machinie praworządnego państwa, ale praworządność jest w Rosji odległym celem, a FSB sądzi, że jej interes i interesy państwa, których strzeże - są ponad prawem.
Taka jest jedna z konkluzji książki "Nowa arystokracja" (The New Nobility) opublikowanej ostatnio w USA, którą w Londynie promują jej autorzy, dwoje rosyjskich dziennikarzy śledczych Andrej Sołdatow i Irina Borogan, związani z portalem agentura.ru.

Według Sołdatowa, nie można wykluczać, że FSB, utworzona formalnie w 1995 roku, w swej działalności nie jest ograniczona terytorialnie i niezależnie od odrębnej agencji wywiadu (SWR) działa także poza terenem dawnego ZSRR.
- Wyobrażenie o tym, co robi jakaś organizacja, korporacja, lub agencja można sobie na ogół wyrobić w oparciu o logo. W przypadku FSB jest to kula ziemska, a w przypadku SWR - globus - odpowiedział Sołdatow na pytanie PAP podczas promocji książki w Londynie.
Jego zdaniem może to oznaczać, że FSB dubluje w niektórych sytuacjach działalność SWR, którego główną rolą w ostatnich latach było powstrzymanie tzw. kolorowych rewolucji w republikach dawnego ZSRR, takich jak na Ukrainie w 2004 roku.
- Nie da się powiedzieć, gdzie FSB ma swój limit. Możliwe, że geografia takim limitem nie jest, ale oficjalnej informacji nie sposób uzyskać i możemy się tylko domyślać- dodał.

W ocenie Borogan, FSB jest reprezentowana w komisji dochodzeniowej, badającej okoliczności katastrofy smoleńskiej, w której zginął prezydent RP Lech Kaczyński i towarzyszące mu osoby.
- Komisja składa się z przedstawicieli różnych departamentów rządowych i agencji. Udział FSB jest możliwy. Wątpliwe jednak, by FSB mogła wpłynąć na ustalenia komisji. Jest to teoretycznie możliwe, ale mało prawdopodobne - zaznaczyła.

Książka "Nowa arystokracja" zwraca uwagę, że w Rosji nigdy nie doszło do rozliczenia sowieckiej tajnej policji i że takie rozliczenia "nieuchronnie musiałoby wskazać na wielu funkcjonariuszy KGB". Jako przykład autorzy podają książkę opublikowaną w 2008 roku przez oddział FSB w Twerze z okazji 90. rocznicy powstania tamtejszego aparatu bezpieczeństwa.
Owa publikacja wychwala zasługi majora NKWD Dmitrija Tokariewa (szefa twerskiego NKWD w latach 1939-45), ale pomija zupełnym milczeniem jego rolę w egzekucji 6 tys. polskich oficerów w Ostaszkowie wiosną 1940 roku. Podpis Tokariewa figuruje pod protokołami z egzekucji, zwanymi oficjalnie "sprawozdaniem wykonawczym".

Niezależni badacze nie mają dostępu do źródeł, dziennikarze stawiający władzy kłopotliwe pytania muszą liczyć się z tym, że władze dopatrzą się w ich pytaniach ukrytego, wrogiego motywu. Parlamentarna kontrola nad służbami wywiadowczymi jest fikcją, ponieważ na czele komisji Dumy ds. wywiadu stoi były wiceminister spraw wewnętrznych, któremu nie przeszkadza brak dostępu do tajnych materiałów, a instytucje obywatelskiego społeczeństwa są słabe - tłumaczą autorzy.

- Podczas, gdy KGB był "państwem w państwie" podporządkowanym partii komunistycznej (KPZR), FSB pod wieloma względami sama stała się państwem - jej funkcjonariusze bezpośrednio odpowiadają przed prezydentem, a byli członkowie są właścicielami i nadzorcami najważniejszych sektorów gospodarki - napisali Sołdatow i Borogan.
- Za rządów Putina FSB ogromnie się umocniła. Służba odzyskała prerogatywy, które jej odebrano i uzyskała nowe. W stosunku do rosyjskiego państwa FSB dopracowała się etosu opiekuńczego, przypominającego postawę dawnej carskiej biurokracji - dodali.

Zdaniem autorów FSB nie znalazła skutecznego sposobu uporania się z zagrożeniem terrorystycznym na Kaukazie Północnym i nie ma większych sukcesów w zapobieganiu atakom, a jej strategia sprowadza się do fizycznego eliminowania przeciwników.
- Putin (który sam służył w KGB przez 16 lat) otworzył drzwi dla wielu agentów służby bezpieczeństwa, by przechodzili do najważniejszych instytucji i organów państwa, zapewne licząc, że staną się nową awangardą stabilizacji i porządku. Jednak z chwilą, gdy dawni agenci zaznali przywilejów, przystąpili między sobą do walki o podział łupów - twierdzą w konkluzji swej książki Sołdatow i Borogan.

http://wiadomosci.onet.pl/swiat/praworz ... omosc.html


15 paź 2010, 17:43
Zobacz profil
Fachowiec
Avatar użytkownika

 REJESTRACJA07 gru 2007, 12:19

 POSTY        1667
Post Kącik Kulturalno-Patriotyczny
Kondrat: Nienawidzę Powstania Warszawskiego

Powstania Warszawskiego nienawidzi, pomnik małego powstańca uważa za obraźliwy, a pod Monte Cassino - w jego ocenie - nie można było nie być patriotą. Kto ma takie poglądy? Marek Kondrat


- Patriotyzm nam się leje z lewa i z prawa. Ojczyzną, Polską - wycieramy sobie buty w tę i z powrotem. A dla mnie to jest tak jak zdjąć majtki w sypialni - powiedział Marek Kondrat w wywiadzie dla "Polityki".

Tłumacząc, dlaczego nie podziela stadnych emocji Polaków gotowych na każdym kroku manifestować swój patriotyzm, Kondrat mówi krótko: "Ostatnio naraziłem się, gdy zacytowałem Oskara Wilde'a, że patriotyzm jest cechą ludzi chorych na nienawiść".

Wyznał, że zmęczyło go epatowanie martyrologią. - Powstania Warszawskiego też nienawidzę z roku na rok coraz bardziej, bo za dużo mnie ono kosztuje. A właśnie mamy rocznicę, głośno odtrąbianą, i nie da się od tego uciec - powiedział Kondrat "Polityce".

Zapytany, czy drażni go Powstanie, doprecyzował, że bardziej "smuci". - Zajęło mi parędziesiąt lat, by to sobie uświadomić: gdy dziś widzę w telewizji jakieś afrykańskie małe dziecko z karabinem na szyi, to myślę sobie: cóż za zbrodniarz mu ten karabin założył. A myśmy takiemu dziecku postawili pomnik - powiedział Kondrat.

- Pod Monte Cassino nie było możliwości, żeby nie być patriotą. Bo jakby pani zgłosiła chęć niebycia patriotą, to oni by panią rozstrzelali tam, na miejscu. Potem ładnie to brzmi, gdy się mówi, że oni walczyli o Polskę z poczucia patriotyzmu, który jest naszym dziedzictwem narodowym, a tymczasem tak rozumiany patriotyzm to jest jedynie sfera wymyślona w systemie armijnym, w którym nie można nie wykonać zadania - tłumaczy swe poglądy aktor.

http://www.fakt.pl/Kondrat-Nienawidze-P ... 051,1.html

Czyżby kasa się kończyła i trzeba było zaistnieć medialnie?

____________________________________
Polak ,katolik,hetero,szczęśliwy.Wszystkie błędy stylistyczne i ortograficzne są zamierzone jakiekolwiek powielanie ich i rozpowszechnianie bez zgody jest zabronione!
טדאוש


15 paź 2010, 20:26
Zobacz profil
Wyświetl posty nie starsze niż:  Sortuj wg  
Odpowiedz w wątku   [ Posty: 1058 ]  idź do strony:  Poprzednia strona  1 ... 29, 30, 31, 32, 33, 34, 35 ... 76  Następna strona

 Nie możesz rozpoczynać nowych wątków
 Nie możesz odpowiadać w wątkach
 Nie możesz edytować swoich postów
 Nie możesz usuwać swoich postów
 Nie możesz dodawać załączników

Skocz do: