Teraz jest 04 wrz 2025, 06:49



Odpowiedz w wątku  [ Posty: 236 ]  idź do strony:  Poprzednia strona  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7 ... 17  Następna strona
Religia i wiara 
Autor Treść postu
Fachowiec
Własny awatar

 REJESTRACJA14 wrz 2011, 21:56

 POSTY        1263
Post Re: Religia i wiara
Papież dzieli się władzą

O tym, co prawo kanoniczne mówi o rozgrzeszaniu z aborcji, tłumaczy ks. prof. Piotr Steczkowski.


Papież Franciszek w liście do  przewodniczącego Papieskiej Rady ds. Krzewienia Nowej Ewangelizacji abp. Salvatore Fisichelli napisał o Bożym przebaczeniu, „którego nie można odmówić nikomu, kto żałuje, zwłaszcza jeśli ze szczerym sercem przystępuje do sakramentu spowiedzi, by pojednać się z Ojcem.”. Nawiązuje do kobiet, które dopuściły się aborcji. Zwraca uwagę na mentalność, która niszczy wrażliwość na przyjmowanie nowego życia i dramaty wielu kobiet z tym związanych. Dlatego papież informuje, że postanowił upoważnić w Roku Jubileuszowym wszystkich kapłanów do rozgrzeszania z grzechu aborcji osób, które jej dokonały, żałują tego z całego serca i proszą o przebaczenie.

Jak do tej pory wyglądała ta praktyka według prawa kanonicznego i co oznacza decyzja Ojca Świętego, dla Gosc.pl komentuje ks. prof. Piotr Steczkowski z Uniwersytetu Rzeszowskiego:

Kodeks prawa kanonicznego przewiduje, że kto dokonuje aborcji, a także wszyscy, którzy w niej czynnie współdziałają, po zaistnieniu jej skutku podlegają ekskomunice wiążącej mocą samego prawa. Skutkiem ekskomuniki jest oczywiście zakaz przystępowania do sakramentów. Kto może zdjąć taką karę? Ten, kto ma odpowiednią władzę w diecezji, czyli biskup, ordynariusz miejsca.

Ponieważ sprawa dotyczy grzechu, to można ją rozstrzygnąć również  w akcie sakramentalnej spowiedzi. Praktyka była taka, że biskupi udzielali tej władzy, czyli delegowali ją na terenie swoich diecezji. Żeby trochę ujednolicić uprawnienia spowiedników Konferencja Episkopatu na sesji Biskupów Diecezjalnych określiła kapłanów, którzy jako spowiednicy z dniem 23 kwietnia 1984 r. otrzymują jurysdykcję od swojego Biskupa Diecezjalnego do zwalniania z omawianej ekskomuniki. Są to księża dziekani, i wicedziekani, proboszczowie i administratorzy parafii, wszyscy kapłani spowiadający w kościele katedralnym oraz w sanktuariach określonych przez biskupa diecezjalnego, przełożeni wyżsi i przełożeni domów kleryckich instytutów życia konsekrowanego oraz kleryckich stowarzyszeń życia apostolskiego, a także wszyscy spowiednicy w określonych warunkach. Do takich należą: czas Komunii Wielkanocnej, Misji i Rekolekcji, czas kanonicznych wizytacji biskupich i odpustów parafialnych, spowiedzi narzeczonych, żołnierzy i więźniów. A także spowiedzi w szpitalach i chorych, którzy nie wychodzą z mieszkania oraz kobiet ciężarnych, spowiedzi generalnych przynajmniej z okresu jednego roku.

W diecezjach można znaleźć uszczegółowienie tych wytycznych. W archidiecezji warszawskiej na przykład, o czym przypomniał na Twitterze jej rzecznik ks. Przemysław Śliwiński, taką władzę mieli dotąd księżą po trzecim roku kapłaństwa, czyli tacy, którzy w jakimś stopniu mogli zostać do tego przygotowani. Można powiedzieć, że to pierwszy rodzaj delegowania tej władzy, czyli ze względy na osobę.

Drugi rodzaj zależy od miejsca. Często bywa tak, że możliwość rozgrzeszania z ciężkich grzechów przypisania jest do sanktuariów. Tak jest też w przypadku aborcji. W niektórych sanktuariach każdy kapłan spowiadający na ich terenie ma taką możliwość.

W trzecim przypadku delegowanie tej władzy uzależniano od okoliczności. Mówiono na przykład, że jeśli spowiedź jest w trakcie misji świętych, wówczas kapłani mogą rozgrzeszać z aborcji. Jeśli oczywiście spełnione były warunki takiej spowiedzi. Zresztą papież wprost stwierdza, że upoważnia w Roku Jubileuszowym wszystkich kapłanów do rozgrzeszania z aborcji osób, które jej dokonały, żałują z całego serca i proszą o przebaczenie.

Franciszek aktem władzy papieskiej, na okres trwania Roku Jubileuszowego delegował tę możliwość na każdego kapłana.

http://gosc.pl/doc/2679014.Papiez-dzieli-sie-wladza

____________________________________
Ojczyznę wolną pobłogosław Panie.


06 wrz 2015, 05:54
Zobacz profil
Fachowiec
Własny awatar

 REJESTRACJA14 wrz 2011, 21:56

 POSTY        1263
Post Re: Religia i wiara
Muzułmanie opanowują Watykan?

Obrazek

Muzułmanie opanowują Watykan? Wokół Placu św. Piotra i całego Watykanu każdego dnia widać coraz większą ilość muzułmanów. Nieustannie można zobaczyć tam ubranych na czarno mężczyzn i ubrane w burki kobiety, robiące sobie zdjęcia na tle Bazyliki św. Piotra, a mężczyźni śmieją się przy tym, wygrażają pięściami oraz pokazują palcami znak zwycięstwa. Przekaz jest jasny – muzułmanie znajdują się już w samym centrum chrześcijaństwa - uważa watykanista i rzymianin Filippo Di Giacomo. Tekst na ten temat jest opublikowany z najnowszym wydaniu miesięcznika „WPIS-Wiara, Patriotyzm i Sztuka”.


W artyukule czytamy, że rzymscy właściciele licznychrestauracji i knajpek, którzy z racji swojej pracy mają najlepsze rozeznanie w tym, jacy ludzie przewijają się ulicami Wiecznego Miasta, potwierdzają, że przybywa wyznawców islamu, a nie wszyscy wyglądają na turystów. Statystki pokazują, że w dzielnicach wokół Watykanu zaczynają osadzać się muzułmanie, którzy coraz częściej otwierają tam także swoje biznesy, a więc budki z kebabami czy stragany z chustami i torebkami.

Najbardziej niepokojące może być jednak zjawisko agresywnego islamskiego prozelityzmu. Codziennie rano bowiem w okolicach Placu św. Piotra roi się od tabunów młodych, brodatych mężczyzn, którzy zaczepiają mieszkańców oraz turystów pytając: „Czy kochasz Allaha? Czy przyjmiesz Allaha?” i z Koranem uniesionym wysoko w powietrzu zapraszają na wspólną modlitwę. W takim też celu „nawracania” zorganizowali sobie w całym mieście wiele przystosowanych do tego pokoi, najwięcej zaś w okolicach Watykanu. Często są to jedynie małe zaplecza, znajdujące się za wspomnianymi już sklepami prowadzonymi przez muzułmanów. Zjawisko to znane już jest w innych europejskich miastach, np. Hamburgu, Wiedniu, Berlinie czy Zurychu. Teraz wyznawcy islamu penetrują już samo serce katolicyzmu.

http://niezalezna.pl/70822-muzulmanie-opanowuja-watykan

____________________________________
Ojczyznę wolną pobłogosław Panie.


13 wrz 2015, 06:42
Zobacz profil
Zawodowiec
Avatar użytkownika

 REJESTRACJA10 lis 2006, 07:34

 POSTY        3465
Post Re: Religia i wiara

Obrazek

Tylko czy to jest jeszcze śmieszne?

____________________________________
"Demokracja to cztery wilki i owca głosujące o obiedzie" R.A.Heinlein


27 wrz 2015, 18:52
Zobacz profil
Fachowiec
Własny awatar

 REJESTRACJA14 wrz 2011, 21:56

 POSTY        1263
Post Re: Religia i wiara
Ks. prof. Dariusz Oko o ks. Charamsie:
"W swojej pysze stawia się ponad Kościół. Biedna, zaburzona osobowość, która doprowadziła go do katastrofy".


Po wystąpieniu ks. Charamsy widać, że to jest zaburzona, niedojrzała i egoistyczna osobowość - ocenia w rozmowie z portalem wPolityce.pl ks. prof. Dariusz Oko.
wPolityce.pl: Ks. Krzysztof Charamsa publicznie ogłosił, że jest gejem. I to właśnie Ksiądz Profesor jest celem jego najostrzejszych ataków. Jak Ksiądz to odbiera?

Ks. prof. Dariusz Oko:
Po ataku na mnie, który przypuścił w środę (w Tygodniku Powszechnym - przyp. red.), przypuszczałem, że to jest gej. I to się potwierdziło. Ostrzegałem go, że może skończyć jak ks. Węcławski czy ks. Czajkowski, i to też się sprawdziło. Widać, że on zionie do mnie straszną nienawiścią, a to, co mi zarzuca, sam przeżywa. Ale jako chrześcijanin przebaczam mu, modlę się za niego, zapraszam na wykłady i seminarium. Widzę u niego zaburzenia osobowościowe i myślę, że potrzebuje opieki. Gdyby potrzebował psychiatry lub psychologa, to znam wielu i nawet opłacę mu terapię.

Co oznacza taki „coming out” w przypadku kapłana?
- Po wystąpieniu ks. Charamsy widać, że to jest zaburzona, niedojrzała i egoistyczna osobowość. To jest coś strasznego, że on seks gejowski stawia niejako ponad Boga. Nawet jeśli miał takie problemy, takie skłonności, to przecież księdzem jest się po to, żeby służyć ludziom w najważniejszej sprawie, czyli w dojściu do Nieba. To dla kapłana jest najważniejszym zadaniem i temu ma wszystko poświęcić.

Jak ocenia Ksiądz sposób patrzenia ks. Charamsy na problemy i wyzwania, przed jakimi stoi dziś Kościół i świat?
- W tekście, w którym mnie atakuje, widać olbrzymie braki wiedzy, kultury, metodologii. On nawet nie potrafi mnie zacytować poprawnie. Na przykład przypisuje mi wypowiedź, która nie jest moja. Ma również rażące braki w wykształceniu. Poza tym widać, że ma pomieszane w głowie. Na jednym poziomie stawia krucjatę i dżihad. Nie rozumie, że islam rozprzestrzeniał się przemocą, że jest zagrożeniem dla nas. On ciągle mówi o języku pokoju, kultury - może taką ma koncepcję teologiczną. Można ją zobrazować tak, jakbyśmy w 1920 r., gdy bolszewicy atakowali Warszawę, chcieli z nimi dialogować i zapraszali ich na herbatkę. On nie potrafi rozróżnić ateistów, z którymi można dyskutować, od śmiertelnych wrogów! A dzisiaj ofensywa gender to ofensywa ateistów, którzy nienawidzą Kościoła i chcą go zniszczyć, unicestwić. On nie jest w stanie tego zrozumieć, jest na to zbyt infantylny. Nie wyrósł z dziecięcego pojęcia Boga, który tylko głaszcze i łagodzi. Stawia siebie niejako ponad Chrystusa, bo uważa, że nie można używać wymagającego języka, a przecież Jezus mówił „groby pobielane”, „mordercy proroków”. Jeśli papież określa gender mianem tsunami i choroby, to on sprzeciwia się również jemu twierdząc, że tak nie można mówić. To dziecięca, infantylna koncepcja teologii, która go zgubiła i doprowadziła do katastrofy osobistej. Biedny człowiek, współczuję mu. Trzeba się za niego modlić, ale jego przypadek pokazuje też, czym jest homoseksualizm, do jakiej nienawiści homoseksualista może się posunąć, jak bardzo może być zaburzona jego osobowość.

Watykan już usunął ks. Charamsę z zajmowanych przez niego stanowisk.
- Trzeba powiedzieć, że mam charyzmat rozpoznawania księży upadłych. Bo szereg razy, gdy miałem konflikt z jakimś duchownym, byłem przez niego krytykowany czy atakowany, to po paru miesiącach wychodziło na moje. Przecież tak było z Drewermannem w Niemczech, kiedy mówiłem, że jest poza Kościołem, a on po paru miesiącach wyznał, że jest buddystą. Dziesięć lat temu atakował mnie Bartoś, Obirek, później Prusak, ks. Boniecki - wszyscy albo porzucili kapłaństwo, albo zostali ukarani. Ks. Charamsa dopuścił się niesamowitej manipulacji, z której mogło wynikać, że atakowała mnie Kongregacja Nauki i Wiary, a tymczasem zrobił to jej urzędnik na własne potrzeby. Zresztą atakując mnie, uderzył w cały Episkopat, we wszystkich naukowców, teologów i filozofów, którzy mnie popierają, albo przynajmniej nie krytykują. On się stawia w swojej pysze ponad Episkopat, ponad naukowców, ponad Kościół. Biedna, zaburzona osobowość, która doprowadziła go do katastrofy.

Jak wytłumaczyć to, że kapłan o tak zaburzonej osobowości i z tak infantylną koncepcją teologiczną - jak to Ksiądz Profesor określił - przez tyle lat działał w wysokich strukturach Watykanu?
- Podobnie przecież działał abp Juliusz Petz i Józef Wesołowski. Jest taka chora część Kościoła. Podobnie można zapytać, jak to możliwe, że Pan Jezus tolerował Judasza w gronie apostołów. W nadziei, że się nawróci? Judasz na dwunastu apostołów to jest 8,3 proc. A na 30 tys. księży w Polsce to jest dwa i pół tysiąca, którzy zapewne żyją jak Judasze, którzy dopuszczają się rzeczy strasznych. Dlatego takie rzeczy niestety są możliwe. Ale i tak podkreślam, że Kościół to jest najlepsze i najpiękniejsze, co mamy. To jest największy dar Boga dla nas, za który trzeba być wdzięcznym i który jak najpiękniej należy wykorzystywać, żyć w tym Kościele.

Rozmawiał Bogusław Rąpała

http://wpolityce.pl/kosciol/267317-ks-p ... asz-wywiad

* * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * *

Oko w oko z ks. Oko

Obrazek

Ks. Oko: Dla mnie to honor to, że największe ośrodki nienawiści i zdrady Kościoła mnie atakują. To znaczy, że wykonuję dobrą pracę.


Wykład ks. Oko, zorganizowany przez Stowarzyszenie Rodzin Katolickich Diecezji Tarnowskiej
W kościele bł. Karoliny w Tarnowie 3 października odbył się wykład ks. dr. hab. Dariusza Oko pt. "Gender jako zagrożenie dla dzieci, młodzieży i rodziny". Jego organizatorem było Stowarzyszenie Rodzin Katolickich Diecezji Tarnowskiej.
- Wiemy, jaka toczy się walka o duszę człowieka, o nasze rodziny, o wiarę. Musimy być świadomi tych zagrożeń i mądrze dokonywać wyboru - mówił Stanisław Klimek, prezes SRK, wyjaśniając motywy organizacji spotkania "Oko w oko z ks. Oko".

Ks. Oko, zwracając się do zebranych członków stowarzyszenia, podkreślił, jak ważna jest ich rola, rola tego rodzaju organizacji, które dbają o rodzinę i o jej jakość. - Rodzina jest najpiękniejszym dziełem Boga, jest miejscem tworzenia się człowieka. Wszystko, co święte, dobre, jest niestety nieustannie zagrożone. Musimy się umacniać, by móc się skutecznie bronić przed atakami na rodzinę - podkreślił teolog.

Jednym z takich zagrożeń jest gender. - Kiedy zaczynałem tę walkę, ludzie nie wiedzieli jeszcze, o co chodzi. 10 lat spędziłem na Zachodzie w ponad 50 krajach i znam te mechanizmy. Wiem, jaka inwazja idzie na Polskę, dlatego chcę bronić przed tym, co można porównać do najazdu bolszewików, którzy chcieli zniszczyć Polskę. To jest rodzaj bolszewickiej, ateistycznej ideologii - mówił profesor z Krakowa.

Ks. Oko odniósł się także do artykułu, jaki na jego temat pojawił się w ostatnim czasie w "michnikowemu szmatławcowi". - Byłem zaszczycony, ponieważ poświęcono mi półtora razy więcej miejsca niż Putinowi i Obamie - skomentował kapłan. - Wiadomo, że "michnikowy szmatławiec" to jest największy ośrodek nienawiści do Kościoła w Polsce, robi wszystko, żeby Kościół zniszczyć, dlatego jeśli tacy mnie atakują, to się cieszę, bo to jest najlepsze potwierdzenie tego, że dobrze służę Kościołowi. Oczywiście, na pewno część ludzi nie wiedziała, co to znaczy. Dla wielu jestem jednym z głównych obrońców Kościoła i dostaję taki cios w plecy ze strony Watykanu. Wyglądało na to, że to pracownik Kongregacji Nauki Wiary zajął się jakimś wielkim heretykiem. To jednak nie Watykan mnie nienawidzi, ale ks. Charamsa, który zaraz potem przyznaje, że jest gejem - dodaje teolog.

Jak twierdzi, wcześniej też już było kilku, którzy domagali się od Episkopatu, by go ukarano. Zwykle to dla nich źle się kończyło. - Tak było już z Czajkowskim, Bonieckim, Bartosiem, Obirkiem, Prusakiem - mówi ks. Oko.

http://gosc.pl/doc/2740236.Oko-w-oko-z-ks-Oko

* * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * *

Upadek księdza Charamsy.
Nie dość, że załamał się pod ciężarem Krzyża to wszem i wobec obwieścił, że Krzyż jest za ciężki


Usłyszawszy po raz pierwszy „gejowskie orędzie” księdza Krzysztofa Charamsy pomyślałem, że mam do czynienia z człowiekiem o orientacji homoseksualnej, który pełni posługę kapłańską dochowując zasad – w tym przypadku czystości, a jego wielkim problemem są dolegliwości związane z tym faktem. Podobnie jak kłopotem żołnierza na polu bitwy jest ciągła walka z własnym strachem. Ks. Charamsa, można by rzec, cierpiał podwójnie.


Tocząc walkę wewnętrzną o czystość życia w celibacie oraz wzmagając się ze swoimi skłonnościami do nienaturalnego pociągu seksualnego, który już w Piśmie Świętym Bóg nazwał grzechem sodomii. To bardzo ciężki krzyż. W odruchu współczucia starałem się zrozumieć jego dramatyczne wystąpienie przed kamerami, w którym duchowny niestety pominął fakt życia od kilku lat w związku z drugim mężczyzną o imieniu Eduardo.
Dopiero głębsze poszukiwania wokół głośnego wystąpienia odkryły drugie dno całej sprawy. Cóż.. Setki tysięcy duchownych na całym świecie walczą z silnymi pokusami jakie niesie za sobą trwanie w celibacie. Ta walka wewnętrzna, często wyśmiewana przez wrogów Kościoła katolickiego, jest wpisana w posługę kapłańską jak walka żołnierza ze strachem w obliczu wroga i śmierci. Wielu nie ma w sobie takiej mocy i ulega słabości. Później jedni podnoszą się i zwyciężają, a inni odchodzą w milczeniu nie zaznawszy zwycięstwa.

Takie są zasady, tak Bóg stworzył ten świat i ci, którzy w niego wierzą doskonale o tym wiedzą. Dlatego współczujemy tym co ulegli i modlimy się zarówno za nich, jak i o tę siłę, by nie podzielić losu przegranych. Losu ludzi, którzy zrezygnowali, poddali się, przestając walczyć ze swoimi słabościami.
Iluż to księży odeszło ze stanu duchownego nie wytrzymując próby samotności, chyba nikt nie zliczy. Ale ustępują w milczeniu przy współczuciu swoich braci w wierze, mając poczucie przegranej. Czasem zakładają rodziny, odnajdując się w nowej roli i nie zrywając więzi ani z Panem Bogiem, ani z Kościołem. Jednak rzadko który stara się zrobić cnotę ze swojej porażki pierwszego nietrafionego wyboru. Nie jest to niestety przypadek księdza Krzysztofa Charamsy.
Ów już od dawna żyje ze swoim partnerem, równolegle kontynuując karierę duchownego hierarchy w Watykanie. Teraz nie wytrzymał tej dychotomii i eksplodował. Chociaż z drugiej strony dziwnym trafem czas eksplozji zbiegł się ze zbliżającym się Synodem Biskupów i zjazdem aktywistów ze środowisk LGBT w Rzymie. Czyli w zachowaniu Charamsy można doszukać się zamiast spontaniczności zimnego cynizmu i wyrachowania.

To tak jakby wyższej rangi oficer zdezerterował po czym objawił się po wrażej stronie, ogłaszając wszem i wobec przygotowane wcześniej wystąpienie, że zrobił dobrze, ponieważ jego armia walczy o niesłuszna sprawę. Czy decydując się na taki krok Charamsa przewidział jakie będą jego skutki? Co mają powiedzieć rzesze zwykłych, szeregowych księży, którzy pełnią swoją posługę z poświęceniem w swoich parafiach?
Przecież Pismo i Ewangelia oraz katechizm Kościoła jasno wyraża się na temat grzechu sodomii. Niestety Charamsę poniosła pycha. Nie dość, że załamał się pod ciężarem Krzyża to wszem i wobec obwieścił, że Krzyż jest za ciężki i Kościół powinien na zbliżającym się Synodzie odpiłować co najmniej metr z jego ramion i podstawy, bo niektórzy nie są w stanie dźwigać go na dalszą metę. Ale chyba sam nie wierzy do końca w to co mówi, bo jego wystąpienie w kontekście własnego życia – hierarchy oraz funkcjonariusza Kongregacji Nauki i Wiary w związku z innym mężczyzną, nie przekona wielu. Okraszone nadmiernym dramatyzmem, przechodzące w histerię, momentami stawało się wręcz śmieszne.

Eksponowane z przesadą emocje pachną sztucznością i nie sprzyjają zdobyciu zaufania u odbiorców. Pokazanie się ks. Charamsy na zwołanej ad hoc konferencji prasowej z kochankiem Eduardo niewątpliwie pogłębiło jeszcze niesmak u wielu widzów. Zapachniało rozpaczliwą egzaltacją z dokonanej zdrady. A można było odejść w milczeniu i nikt by go za to nie potępił.. Może Bóg, ale to pozostanie dla nas nieodkrytą tajemnicą.
Koniec ziemski jest przewidywalny. Najpierw medialna „maszynka do mielenia mięsa” zrobi z niego użytek na rzecz środowisk LGTB, a potem wypluje go, jak pozbyła się ks. Lemańskiego. Dziś, poza jego biskupem, chyba nie wie już nikt, co się dzieje z duchownym spod Tłuszcza.
Polski Kościół zna prawdę o tym co stało się na Zachodzie. Wbrew opinii wielu „mędrców”, to właśnie poluzowanie reguł doprowadziło do tego, że Domy Boże w Europie świecą pustkami. Wierni oczekują przykładu trwania w zasadach, a nie moralnego relatywizmu ułatwiającego życie w nihiliźmie i bez Boga. Ksiądz Charamsa poprzez formę zerwania z Kościołem i swój medialny show zaprzeczył temu całym swoim jestestwem. Tak to pycha kroczy przed upadkiem.

http://wpolityce.pl/kosciol/267321-upad ... -za-ciezki

____________________________________
Ojczyznę wolną pobłogosław Panie.


13 paź 2015, 23:11
Zobacz profil
Fachowiec
Własny awatar

 REJESTRACJA14 wrz 2011, 21:56

 POSTY        1263
Post Re: Religia i wiara
Radosław Pazura o dyskryminacji katolików: Tym, którzy żyją w ciemności, przeszkadza, kiedy mówi się prawdę

Obrazek

Czytając Ewangelię, będąc jego uczniem, trzeba się liczyć z tym, że znajdzie się loża szyderców, która nas wyśmieje
— mówi Radosław Pazura w rozmowie z dziennik.pl.

Aktor nawrócił się po wypadku samochodowym. Mówiąc publicznie o swojej wierze, stał się celem wielu ataków, ale tego nie żałuje. Jak podkreśla, nie można żałować tego, że mówi się prawdę.
Sensem życia jest miłość i prawda, to istota tego kim jesteśmy na tym świecie. Wydawało mi się, że to jest niejako moja powinność i obowiązek
— tłumaczy Pazura.
Zainspirowały go słowa ojca Pio, który mówił, że jeśli człowiek w życiu zmartwychwstaje, czyli się nawraca, to idąc śladami Jezusa Chrystusa, powinien dawać temu świadectwo. Jest to potrzebne, aby wiara umocniła się zarówno w nim samym, jak i w innych ludziach. Aktor twierdzi jednak, że nie narzuca się innym i opowiada o Bogu tym, którzy sobie tego życzą i po to go zapraszają.
Nie ukrywa, że jako katolik spotyka się z przejawami dyskryminacji.
Muszę się z tym jednak liczyć, bo moim mistrzem jest Jezus Chrystus, który również był dyskryminowany. Był tak dobry, nie do wytrzymania dla innych, że takim można być. Do tego stopnia, że go zabito
— podkreśla.
Wyjaśnia, że ludziom żyjącym w ciemności przeszkadza, gdy ktoś mówi prawdę i daje świadectwo miłości. Trudności z tym związane powodują, że niektórzy po nawróceniu podejmują decyzję o otwarciu się, a inni rezygnują z tej „jedynej drogi”. On sam wybrał „drogę otwarcia” i czerpie z tego ogromną moc.
A że zdarzają się szydercy, to trzeba o tym wiedzieć i być gotowym na to, że czasami można zostać „ukrzyżowanym”
— kończy Radosław Pazura.

http://wpolityce.pl/gwiazdy/268427-rado ... sie-prawde

____________________________________
Ojczyznę wolną pobłogosław Panie.


23 paź 2015, 20:27
Zobacz profil
Zawodowiec
Avatar użytkownika

 REJESTRACJA21 paź 2006, 19:09

 POSTY        7731

 LOKALIZACJATriCity
Post Re: Religia i wiara
Halloween to przenoszenie na polski grunt kulturowo obcej tradycji

Obchodzenie Halloween to przenoszenie na polski grunt kulturowo obcej tradycji; nie widzę potrzeby takiego działania, zwłaszcza, że mamy swoje piękne zwyczaje związane z przełomem października i listopada - powiedział metropolita warszawski ks. kard. Kazimierz Nycz.

Kard. Nycz uważa, że należy walczyć nie ze skutkami nowej mody, a z jej przyczynami. Za takie uznał brak doceniania polskiej tradycji i jej promowania oraz nierozróżnianie Dnia Wszystkich Świętych i Zaduszek.
- Trzeba wrócić do tradycyjnego i religijnego wymiaru przełomu października i listopada. Wrócić do sensu istoty Dnia Wszystkich Świętych i sensu Dnia Zadusznego, bez ich mieszania - powiedział metropolita warszawski.

Wyjaśnił, że Polacy często traktują już popołudnie 1 listopada (kiedy przypada Dzień Wszystkich Świętych) tak jak Zaduszki i idą się modlić za swoich zmarłych na cmentarzach. Tymczasem - wyjaśnił - jest to radosne święto wszystkich zbawionych, których nigdy Kościół nie wyniesie na ołtarze. Dodał, że tego dnia na mszy św. jest odczytywana Ewangelia o błogosławieństwach, bo jest to "jedyna droga do świętości".
- Przypomnienie tych wszystkich polskich tradycji to najlepszy sposób, by leczyć przyczyny tego, co ktoś nam próbuje zastępczo podrzucić - podkreślił kard. Nycz.

W jego opinii moda na Halloween szczególnie łatwo trafia do młodych, bo nie wiedzą oni, jak przeżywać święta kościelne. Uznał, że jest to zadanie dla rodziców i katechetów.

Źródło: http://wiadomosci.wp.pl/kat,1342,title, ... omosc.html

____________________________________
Nie jesteś tym, kim myślisz, że jesteś - lecz tym, kim się stajesz, gdy myślisz kim jesteś.


31 paź 2015, 21:18
Zobacz profil
Fachowiec
Avatar użytkownika

 REJESTRACJA07 gru 2007, 12:19

 POSTY        1667
Post Re: Religia i wiara
Nadir                    



Halloween to przenoszenie na polski grunt kulturowo obcej tradycji

Obchodzenie Halloween to przenoszenie na polski grunt kulturowo obcej tradycji; nie widzę potrzeby takiego działania, zwłaszcza, że mamy swoje piękne zwyczaje związane z przełomem października i listopada - powiedział metropolita warszawski ks. kard. Kazimierz Nycz.
Kard. Nycz uważa, że należy walczyć nie ze skutkami nowej mody, a z jej przyczynami.


To nie przenoszenie, ale zwykłe małpowanie. Kolejne, po gender pseudoubogacenie Polski. Jedyne co warto "małpować" z Zachodu, to tamtejsze pensje.

____________________________________
Polak ,katolik,hetero,szczęśliwy.Wszystkie błędy stylistyczne i ortograficzne są zamierzone jakiekolwiek powielanie ich i rozpowszechnianie bez zgody jest zabronione!
טדאוש


01 lis 2015, 17:29
Zobacz profil
Specjalista
Własny awatar

 REJESTRACJA21 maja 2009, 07:07

 POSTY        323
Post Re: Religia i wiara
Wszystkich Świętych to też małpowanie, wcześniej w Polsce były Dziady. :rolleyes: Poza tym w średniowieczu Święto Zmarłych było obchodzone w okolicach maja jednak ze względów praktycznych (czas po żniwach) oraz w celu wykorzystania pogańskich tradycji na własne potrzeby przeniesiono je na jesień.


01 lis 2015, 20:22
Zobacz profil
Fachowiec
Własny awatar

 REJESTRACJA14 wrz 2011, 21:56

 POSTY        1263
Post Re: Religia i wiara
Bp Stefanek: "Laickie media niezwykle troszczą się o to, by Kościół nie spóźnił się z postępem"

Małżeństwom niesakramentalnym należy się prawda. Jeżeli ktoś błądzi, to nie można mu powiedzieć: idź dalej tą drogą. Prawda powinna być oczywiście wypowiedziana z największą miłością. Im większa miłość, tym jaśniejsze wskazanie właściwej drogi. Od tego się zaczyna wszelka pomoc człowiekowi, który znalazł się w trudnej sytuacji

— mówi bp Stanisław Stefanek w książce „We wszystkim Chrystus”, która jest zapisem rozmowy o Kościele, narodzie, mediach i rodzinie, przeprowadzonej przez Marzenę Nykiel.
Polecamy tę lekturę przy okazji dyskusji posynodalnych.
Marzena Nykiel: Nazywają Księdza Biskupa pasterzem rodzin. Zacznijmy więc od rodziny. Za nami pierwsza część synodu biskupów poświęconego właśnie temu zagadnieniu. Media zapowiadały rewolucję. Mówiono, że papież wezwał biskupów, by dać zgodę na związki homoseksualne, antykoncepcję, in vitro, powtórne małżeństwa, a nawet aborcję. Ktoś się chyba przeliczył?
Bp Stanisław Stefanek TChr: Laickie media niezwykle troszczą się o to, by Kościół nie spóźnił się z postępem. Bardzo dbają, żeby pociąg postępu współczesnej kultury nie odjechał z tego przystanku bez nas. Doradców jest sporo.
I próbują usadowić się coraz bliżej papieża, oczekując, że dostosuje twarde wymogi Kościoła do realiów współczesnego świata. Przekonywano, że rozesłana przez Watykan ankieta na temat kondycji współczesnej rodziny i jej miejsca w Kościele, to kamień milowy w dziejach. To rzeczywiście jakiś przełom?
Ankieta rozpisana przez papieża Franciszka była wyjściem z Kościoła na ulicę i dopytaniem różnych środowisk o potrzeby, jakie pojawiają się w rodzinie. W wielu wypadkach potraktowano ją jak listę postulatów strajkowych. Celem zamierzonym przez Franciszka było natomiast dotarcie do środowisk, również niepraktykujących, poznanie tego, co dzieje się w ich wnętrzu i podjęcie tych zagadnień na synodzie. Wyjście z prawdą Ewangelii rodziny do tych wszystkich, którzy są już poza linią demarkacyjną, to naprawdę trudna operacja.
Zwłaszcza w atmosferze medialnej wrzawy i nacisków, w których uczestniczyli też niektórzy biskupi. Żądania wobec Kościoła formułowano w tonie wręcz nakazowym.
To prawda. Ale trzeba pamiętać, że nie jest to pierwsza fala nacisków. Pierwsza taka burza miała miejsce już za Pawła VI, gdy przygotowywał encyklikę „Humanae vitae”. Po jej wydaniu papież bardzo cierpiał ze strony różnych środowisk. Buntowano się przeciwko temu tekstowi, ponieważ jego autor nie zastosował metody demokratycznej, nie przegłosował nauczania Kościoła arytmetyczną większością, tylko poszedł drogą Nauczyciela Prawdy. Oczywiście ten świat ma prawo mieć roszczenia, ci nasi bracia mają prawo mieć takie pytania, ale my mamy iść do nich z prawdą Ewangelii, z Chrystusem, z Miłością. Akompaniament mediów na pewno tak łatwo nie ucichnie, bo to nie jest jedynie efekt osobistego poglądu redaktorów. To znacznie bardziej zorganizowany nacisk. Próbowano podporządkować synod pewnej linii, którą chce się narzucić także studyjnie. Widzimy, że są coraz większe oczekiwania, by na uniwersytetach wprowadzić najnowsze prądy „filozoficzne” jako przedmiot wykładowy.
Ten nacisk był bardzo konsekwentny. Relacje medialne miały wpłynąć na decyzje biskupów. Opublikowano nawet roboczy dokument, jako treść wiążącą, żeby wywołać wrażenie przełomu.
Proszę zobaczyć, jak media zmieniały sens tego wydarzenia. Wydarzenie jest takie: biskupi oraz szereg ekspertów, którzy w sposób profesjonalny zajmują się problematyką rodziny, mieli się zastanowić nad obecną sytuacją i przekazać współczesnej rodzinie sugestie na temat życia w określonych warunkach. Nauka ma płynąć ze strony specjalistów i odpowiedzialnych w kierunku tych, którzy tworzą życie rodzinne. Natomiast media ustaliły zupełnie odwrotny kierunek. To one chcą podpowiedzieć Kościołowi, co ma czynić, a ściślej, jakie ma wywiesić afisze. Stara nauka miałaby zostać wyrzucona do kosza. Kościół założony przez Chrystusa dwa tysiące lat temu i nauka o małżeństwie zapisana ponad trzy tysiące lat temu miałyby zostać unieważnione. W to miejsce pewne ośrodki miałyby wprowadzić zupełnie nową wizję życia ludzkiego. Nie przewidują w nim ani małżeństwa, ani rodziny jako stałej formy. Mieszczą się tam jedynie relacje będące terenem konsumpcji. Tu się zaczyna ta istota sprawy. Główny cel medialnej propagandy jest destrukcyjny i wykracza nie tylko przeciwko strukturze i nauce Kościoła, lecz także przeciwko rodzinie. Synod został odczytany jako okazja do tego, żeby na ten program destrukcji, czyli niszczenia rodziny, postawić pieczęć Kościoła. Ci ludzie absolutnie nie uznają Kościoła za autorytet, bo przy różnych okazjach lekceważą jego głos. Traktują go natomiast jako przeszkodę w propagowaniu własnego obrazu świata. Dlatego chcą go podporządkować własnym pomysłom albo zniszczyć. Synod został przez nich uznany za dobry moment, w którym można podminować jeden z najpoważniejszych terenów, czyli zniszczyć rodzinę, a wtedy zniszczy się ład moralny i zniszczy się Kościół. To jest bardzo ważne, bo inaczej nie zrozumiemy, skąd się bierze ta nagonka czy propaganda.
Stąd ta ciągła tendencja do przedstawiania Kościoła jako skamieniałej instytucji, która nie rozumie współczesnych potrzeb człowieka. Jak Ksiądz Biskup odnosi się do zarzutu, że ludzie po trudnych doświadczeniach życiowych, nieudanych małżeństwach, są wykluczani przez Kościół?
Rzadziej mówi się o prawdzie, częściej o dyscyplinie i przepisach Kościoła. Wystarczy sięgnąć do adhortacji apostolskiej „Familiaris consortio” i poczytać o podejściu do związków w sytuacjach pozasakramentalnych. To nie jest pomysł papieża Franciszka. Jan Paweł II nakreślił bardzo szeroki program, który nie wyrzuca ich z Kościoła, tylko wciąga w orbitę – najpierw myślenia Bożego, a potem działania łaski Bożej przez modlitwę. To, co mamy dzisiaj, to kontynuacja pracy Kościoła.

Niestety mainstreamowe media robią wszystko, by tę kontynuację zakłamać. Jaka jest propozycja Kościoła dla związków niesakramentalnych?
Po pierwsze, małżeństwom niesakramentalnym należy się prawda. Jeżeli ktoś błądzi, to nie można mu powiedzieć: idź dalej tą drogą. Prawda powinna być oczywiście wypowiedziana z największą miłością. Im większa miłość, tym jaśniejsze wskazanie właściwej drogi. Od tego się zaczyna wszelka pomoc człowiekowi, który znalazł się w trudnej sytuacji. Najpierw prawda. I tu jawi się konkretne zamówienie. Potrzebne nam są prawdziwe małżeństwa i prawdziwa postawa duszpasterzy, żeby stanąć przy ludziach, przeżywających trudną sytuację, z modelem małżeństwa, z prawdziwym przewodnictwem. Po drugie, potrzebna jest stałość praktyk – po jednej i po drugiej stronie. Jeżeli zapraszamy ludzi żyjących bez sakramentu, aby zbliżali się do Boga, to i zaproszenie musi być stałe, i ich zamiennik dojścia do Boga też nie powinna ulegać zniechęceniu. To zaproszenie obejmuje bardzo proste trzy przestrzenie bycia w Kościele: żyć wiarą, żyć prawdami wiary a przede wszystkim przekazać je dzieciom. Do Komunii św. nie mogą przystąpić z powodu notorycznego odwrócenia się od Boga, ale Pismo Święte i katechizm mogą czytać, uczyć się i przekazywać swoją wiarę dzieciom. To jest bardzo ważny teren, na którym każdy związek może się zbliżyć do Pana Boga. Drugą przestrzenią jest modlitwa jako ogólnodostępna forma kontaktu z Panem Bogiem, nawet dla ludzi niewierzących. Zwykle jest tak, że ludzie nie wierzą w jakieś fragmenty nauki o Bogu. Takich, którzy są absolutnie wyziębieni na wszelki kontakt z nadprzyrodzonością, jest naprawdę niewielu. Często słyszę, że ktoś nie wierzy w księży, nie wierzy w Kościół, wierzy w Pana Boga. Dobrze. Nie musi wierzyć ani we mnie, ani w Kościół. Niech idzie do Pana Boga i się modli. Może się tam spotkamy. Ale ja też muszę iść do Pana Boga i się modlić. Tutaj po obydwu stronach jest potrzebna stałość praktyk. Wiem, że nie spotkamy się bezpośrednio, bo on jest uprzedzony do mnie, ale jeśli ja będę blisko Boga i on będzie blisko Boga, to się w którymś momencie zetkniemy. Modlitwa, udział we Mszy św. w takim wymiarze, jak to jest możliwe. Trzeci teren tego szczególnego zbliżania się do Pana Boga to miłość chrześcijańska, to gest przyjaźni i miłości, zwłaszcza miłość opiekuńcza.
Mówi się sporo o komunii duchowej, o tym, że małżeństwa sakramentalne przystępują do Komunii św., a niesakramentalne łączą się z nimi duchowo.
Ta formuła wymaga wyjaśnienia. Komunia św., czyli zjednoczenie z Chrystusem, przyjęcie Go do swojego serca, czy to w formie sakramentalnej czy przez duchowe połączenie, wymaga tych samych warunków. Ten, który może przystępować do Komunii św. sakramentalnej, ale z powodu przeszkód zewnętrznych w danej chwili nie może, łączy się z Chrystusem duchowo. Nie ma komunii duchowej, którą można by przyjmować z przeszkodami, bo istotą tej bariery, którą stawia się przed człowiekiem żyjącym w związku niesakramentalnym, jest fakt jego zerwania więzi z Chrystusem. Jeśli się z Chrystusem zerwało więź, to nie można duchowo powiedzieć: kocham Cię. Trzeba najpierw wyciągnąć wnioski z tego, że kocham. Jeśli więc mówimy o łączności duchowej, to nie rozumiemy tego jako drugą formę zjednoczenia komunijnego, tylko jako odpowiedź naszej duszy, naszego sumienia, na naturalne pragnienie człowieka, żeby być z Bogiem. Formułowanie potrzeb duchowych – modlitwa, udział w zgromadzeniach liturgicznych w tym wymiarze, w jaki jest możliwy, i czyn chrześcijański otwarty na drugiego człowieka. Natomiast te warunki nie mogą być skuteczne bez otwarcia się duchowego na bliższy związek z Bogiem. Ta modlitwa nie może być li tylko rytualną. Sumienie nie może zostać odłożone na bok. Musimy mieć pełną świadomość pewnego konfliktu, przeszkody, jaką postawiłem między mną a Panem Bogiem. A ponieważ przeszkoda jest po mojej stronie, mój duch może wybiegać przed realne czyny, zwłaszcza że niektóre z nich nie są takie proste do odwołania, np. trwały związek niesakramentalny. Tego nie można zmienić w jednej chwili. Duchowo mogę jednak poczuć głód Boga i reagować na niego pragnieniem, aby pomógł mi uporządkować moje sumienie i życie duchowe. Jest to więc praca duchowa nad spotkaniem Pana Boga a nie komunia duchowa. Nie używałbym słowa „komunia” w stosunku do takich osób. Podczas synodu, także w pytaniach, które do nas docierały z różnych środowisk, widać było, że zapotrzebowanie na wsparcie ludzi żyjących poza sakramentalnym związkiem małżeńskim jest bardzo duże. Ale też i oferta Kościoła jest bardzo jasna. Trzeba przypomnieć prawdę, na którą zwrócili uwagę ojcowie synodalni, że małżeństwo jest społecznością sakralną i nienaruszalną. Z tego powodu każde inne rozwiązanie otoczymy opieką, ale małżeństwu należy się szczególny rodzaj uwagi.

http://wpolityce.pl/kosciol/269599-bp-s ... z-postepem

____________________________________
Ojczyznę wolną pobłogosław Panie.


01 lis 2015, 21:59
Zobacz profil
Zawodowiec
Avatar użytkownika

 REJESTRACJA23 sie 2009, 07:34

 POSTY        3657
Post Re: Religia i wiara
Pogrzeb w Tybecie

Obrazek

Pogrzeb powietrzny (także pogrzeb niebiański, ekspozycja zwłok) – buddyjska i zoroastryjska forma pochówku zwłok ludzkich, spotykana w Azji, podczas której zwłoki stają się żerem dla ptaków drapieżnych
http://pl.wikipedia.org/wiki/Pogrzeb_powietrzny


"Sky burial. Niebiański pogrzeb"
Nie dla wrażliwych...
.

Słowo "niebiański" w kulturze europejskiej, zdominowanej przez religię chrześcijańską, przywodzi na myśl skojarzenia związane z dobrobytem, bogactwem, ładem i harmonią. Kiedy po raz pierwszy usłyszałam sformułowanie "niebiański pogrzeb", wyobraźnia podsunęła mi obraz pięknej ceremonii. Jak się okazało, ten popularny w Tybecie obrządek ma niewiele wspólnego z tego typu estetyką.

Według wierzeń buddyjskich ciało po śmierci przestaje mieć jakiekolwiek znaczenie. Nie istnieje wiara w jego zmartwychwstanie, lecz w reinkarnację jaźni. Dusza ludzka wkracza w stan bardo, czyli przejściowy stan egzystencji. Przybiera tam postać ciała subtelnego, aż do momentu powtórnych narodzin. W związku z tym w Tybecie mogła rozwinąć się forma pochówku niszcząca ludzką powłokę. "Niebiański pogrzeb" polega bowiem na rozszarpaniu zwłok przez sępy, uważane za święte ptaki, pomagające wzlecieć duszy do nieba.

Poza religijnym aspektem, owa tradycja związana jest również z czynnikami geograficznymi i gospodarczymi. Tybet leży na terenie skalistym, niesprzyjającym pochówkom w ziemi. Potencjalne koszty związane z kremacją znacznie przewyższają natomiast możliwości finansowe kraju. Zgodnie z wierzeniami opartymi na nieśmiertelności duszy i traktującymi ciało jako obiekt tymczasowy, buddyści wychodzą z założenia, że lepiej jest wspomóc egzystencję innych stworzeń, dając im pożywienie, niż pozostawiać nieboszczyka procesom gnicia i rozkładu.

Sępom na pożarcie

Po stwierdzeniu zgonu, Tybetańczycy rozpoczynają kilkudniową ceremonię pogrzebową. Zanim zwłoki staną się pożywieniem drapieżnych ptaków, członkowie rodziny zbierają się w domu zmarłego. Modląc się każdego dnia, wraz z mnichami, pragną pomóc krewnemu w rozpoznaniu stanu śmierci. Proces ten jest niezbędny dla uwolnienia duszy, którą czeka daleka droga przed ponownymi narodzinami.

Nagie ciało zawija się w białe płótno. Rankiem, zazwyczaj po trzech lub pięciu dniach modłów, zostaje ono wysłane do "Doliny Buddy". Jest to odosobnione miejsce, położone pośród górskich szczytów, w którym następuje dopełnienie rytuału. Zwłoki układane są w kamiennym kręgu. Zapach palonego jałowca przywołuje głodne sępy. Następnie Daodeng, człowiek odpowiedzialny za przebieg pochówku, nacina ciało nożem, przypominającym tasak.

Po nim czynność powtarzają zebrani na wzgórzu grabarze. Ubrani w białe fartuchy, niczym rzeźnicy, zaopatrzeni w długie kije zakończone ostrzem, spuszczają krew z nieboszczyka. Ptaszyska mogą rozpocząć swoją ucztę. Pożarcie następuje w ciągu mniej więcej pół godziny. Pozostały szkielet najpierw zostanie obrócony w pył za pomocą drewnianych młotów, a następnie zmieszany z mąką jęczmienną, by mógł stać się strawą dla wron i jastrzębi.

"Niebiański pogrzeb" obarczony jest pewnymi tabu. Członkowie rodziny nie powinni w nim uczestniczyć, niemile widziani są również inni goście. Tybetańczycy wierzą bowiem, że ich obecność może zakłócić wędrówkę duszy w stanie bardo. Ani Daodeng, ani inni świadkowie obrzędu nie powinni również, przez co najmniej dwa dni, pojawiać się w domu zmarłego, by przypadkiem nie zabrać z powrotem ze sobą jego ducha.

Wielowiekowa tradycja

Najnowsze doniesienia naukowe sugerują, że praktykowanie "niebiańskich pogrzebów" mogło mieć swoje początki już 1500 lat temu. Ekipa badawcza z National Geographic odnalazła grotę w Himalajach, stanowiącą swego rodzaju zbiorowy grób. Odkryto, że ciała, jeszcze przed pochówkiem, pozbawione zostały tkanek miękkich. Oznacza to, że "pogrzebano" jedynie szkielety.

Dziś, pomimo lat represji i tłumienia kultury buddyjskiej w Tybecie, praktykowanie "niebiańskich pogrzebów" nadal jest dość popularne, zwłaszcza w Tybetańskim Regionie Autonomicznym. Tylko najubożsi mieszkańcy pozostawiają umarłych naturalnym procesom rozkładu. Komunistyczne Chiny, które jednak w dalszym ciągu sprawują kontrolę nad Tybetem, starają się zwalczać wszelkie przejawy religii i tradycji, uznając je za czynnik dezintegrujący. Sytuacja polityczna Chin i Tybetu jest skomplikowana, więc swoboda praktykowania tych obrzędów przez buddystów ulega falowym zmianom.

http://wiadomosci.onet.pl/religia/niebi ... rzeb/9vg02

Film z "pogrzebu" dla odpornych:
Warning - Item Traditional Tibetan Sky Burial **Graphic** might contain content that is not suitable for all ages. By clicking on CONTINUE you confirm that you are 18 years and over.
http://www.liveleak.com/view?i=666_1414847845

____________________________________
Videtur et hoc mihi Platforninem non debere esse
Poza tym uważam że Platformę należy zniszczyć
/Katon starszy/


Ostatnio edytowano 01 lis 2015, 22:04 przez Badman, łącznie edytowano 1 raz



01 lis 2015, 22:02
Zobacz profil
Zawodowiec
Avatar użytkownika

 REJESTRACJA23 sie 2009, 07:34

 POSTY        3657
Post Re: Religia i wiara

Za swoją wypowiedź dostali bana na całą Europę i nie mogą sprzedawać swoich produktów

Obrazek

Nawet normalni geje z D&G...

____________________________________
Videtur et hoc mihi Platforninem non debere esse
Poza tym uważam że Platformę należy zniszczyć
/Katon starszy/


07 lis 2015, 20:06
Zobacz profil
Zawodowiec
Avatar użytkownika

 REJESTRACJA23 sie 2009, 07:34

 POSTY        3657
Post Re: Religia i wiara
Zderzenie cywilizacji

W świecie, który tworzy się na naszych oczach, stosunki między państwami i grupami państw należącymi do różnych cywilizacji nie będą zażyłe, a często przybiorą charakter antagonistyczny. Jednakże na styku niektórych cywilizacji konfliktów tych może być więcej.

W skali mikro najbardziej konfliktogenne linie graniczne między cywilizacjami to te, które oddzielają świat islamu od prawosławnych, hinduskich, afrykańskich i chrześcijańskich (zachodnich) sąsiadów. W skali makro główny podział przebiega między Zachodem i całą resztą, przy czym najgwałtowniejsze konflikty wybuchają między krajami muzułmańskimi i azjatyckimi z jednej a Zachodem z drugiej strony. Niebezpieczne starcia, do jakich dojdzie w przyszłości, wynikają najprawdopodobniej z wzajemnego oddziaływania arogancji Zachodu, nietolerancji islamu i chińskiej pewności siebie.

Zagrożona pozycja Zachodu
Zachód jako jedyna z cywilizacji miał przemożny, a niekiedy niszczycielski wpływ na wszystkie inne. Relacja między siłą i kulturą Zachodu a siłą i kulturą innych cywilizacji to najbardziej znamienna cecha współczesnego świata. W miarę jak inne cywilizacje rosną w siłę, zachodnia kultura traci na atrakcyjności. Narody z innych kręgów kulturowych mają coraz głębsze poczucie związku ze swymi rodzimymi kulturami i pokładają w nich zaufanie. Stąd centralnym problemem w stosunkach między Zachodem a resztą jest niewspółmierność między zamiarami Zachodu (zwłaszcza Ameryki), który stara się propagować swoją uniwersalną kulturę, a jego coraz słabszymi możliwościami w tym względzie.

Upadek komunizmu jeszcze ten dysonans pogłębił, bo Zachód umocnił się w przekonaniu, że jego ideologia demokratycznego liberalizmu odniosła zwycięstwo w skali globalnej, nadaje się więc dla wszystkich. Zachód, a zwłaszcza Stany Zjednoczone, które zawsze miały poczucie posłannictwa, jest przekonany, że inne narody powinny przyjąć zachodnie wartości demokracji, wolnego rynku, ograniczonego rządu, praw człowieka, indywidualizmu i praworządności i oprzeć na nich swoje instytucje. W innych cywilizacjach mniejszość przyjmuje i propaguje te wartości, ale przeważające postawy są całkiem inne - od rozpowszechnionego sceptycyzmu po zaciekły opór. To, co dla Zachodu jest uniwersalistyczne, innym kojarzy się z imperializmem.
(...)

Ludzie spoza Zachodu bez wahania wskazują przepaść, jaka dzieli głoszone przez Zachód zasady od działań. Ceną pretensji do uniwersalizmu jest hipokryzja, mierzenie rzeczy podwójną miarą i wszelkie "ale nie". Zachód wspiera demokrację, ale nie wtedy, gdy wynosi ona do władzy islamskich fundamentalistów. Jest za nierozprzestrzenianiem broni masowej zagłady, gdy dotyczy to Iranu i Iraku, ale nie Izraela. Wolny handel to siła napędowa wzrostu gospodarczego, ale nie rolnictwa. Prawa człowieka to kwestia sporna w stosunkach z Chinami, ale nie z Arabią Saudyjską. Agresja przeciw zasobnemu w naftę Kuwejtowi spotyka się z gwałtowną reakcją, ale mało się robi w wypadku agresji na Bośniaków nie posiadających ropy. Stosowanie podwójnej moralności w praktyce to nieunikniony koszt trzymania się uniwersalnych standardów.

Nowi aktorzy światowej sceny
Po zdobyciu niezależności politycznej kraje niezachodnie chcą się wyzwolić od gospodarczej, militarnej i kulturalnej hegemonii Zachodu. W Azji Wschodniej proces gospodarczego dorównywania Zachodowi jest daleko zaawansowany. Islamskie kraje azjatyckie szukają różnych dróg na skróty, pragnąc osiągnąć równowagę militarną w stosunkach z Zachodem. Uniwersalistyczne aspiracje cywilizacji zachodniej, słabnąca potęga Zachodu i coraz większa kulturowa pewność siebie innych cywilizacji sprawią, że kontakty między Zachodem a całą resztą nie będą się łatwo układać. Ich charakter, a także stopień wzajemnej wrogości, wyglądają jednak rozmaicie. Można tu wyróżnić trzy kategorie. Stosunki między Zachodem a jego ambitnymi rywalami, islamem i Chinami, są stale napięte, a często bardzo antagonistyczne. Między Zachodem a Ameryką Łacińską i Afryką, cywilizacjami słabszymi i w pewnej mierze od niego zależnymi, konfliktów będzie o wiele mniej (zwłaszcza z Ameryką Łacińską). Jeśli chodzi o Rosję, Japonię i Indie, ich relacje z Zachodem będą się plasować gdzieś pośrodku i zawierać zarówno elementy współpracy, jak i konfliktu. Wspomniane trzy państwa-ośrodki raz będą bowiem sprzymierzać się z Zachodem, a innym razem z jego ambitnymi rywalami. Są to cywilizacje "kolebiące się" (swing civilizations) między Zachodem z jednej a blokiem islamskim i chińskim z drugiej strony.

Islam i Chiny mają bogate tradycje kulturowe, bardzo odmienne od kultury Zachodu i w ich własnym mniemaniu nieporównanie lepsze. Siła tych cywilizacji i ich pewność siebie w odniesieniu do Zachodu wciąż rosną, a konflikty między systemami wartości i interesami są coraz częstsze i ostrzejsze. Świat islamu nie ma państwa-ośrodka, dlatego stosunki poszczególnych jego państw z Zachodem bardzo różnie się kształtują. Od lat 70. przejawia się jednak stały, wyraźnie antyzachodni trend, którego oznaką jest rozkwit fundamentalizmu, przejmowanie władzy przez bardziej antyzachodnie ekipy, niby-wojna między niektórymi islamskimi ugrupowaniami a Zachodem, osłabienie więzi, jakie w okresie zimnej wojny łączyły niektóre państwa muzułmańskie ze Stanami Zjednoczonymi ze względu na interesy bezpieczeństwa. Traktowanie różnic w pewnych sprawach jako kwestii o zasadniczym znaczeniu to główny element roli, jaką cywilizacje te będą odgrywać w kształtowaniu przyszłości świata. Czy instytucje o globalnym zasięgu, podział władzy oraz polityka i gospodarka państw XXI wieku będą odzwierciedlać przede wszystkim zachodnie wartości i interesy, czy też będą kształtowane przez świat islamu i Chiny? (...)

Islam a Zachod: źródła antagonizmu
Po pierwsze, wskutek przyrostu ludności w krajach muzułmańskich pojawiła się wielka rzesza bezrobotnych, młodych "ludzi luźnych", którzy stali się bazą rekrutacyjną dla organizacji islamskich, wywierali presje na sąsiednie kraje i migrowali na Zachód. Po drugie, za sprawą Odrodzenia Islamu muzułmanie na nowo uwierzyli w wyjątkowość swojej cywilizacji i wyższość jej systemu wartości nad zachodnim. Po trzecie, podejmowane przez Zachód starania o nadanie swym wartościom i instytucjom wymiaru uniwersalnego, zachowanie militarnej i ekonomicznej przewagi oraz interweniowanie przezeń w konflikty rozrywające się w świecie muzułmańskim, wywołały wśród muzułmanów silne resentymenty. Po czwarte, z upadkiem komunizmu zniknął wspólny wróg Zachodu i islamu, oba więc zaczęły się nawzajem uznawać za wrogów. Po piąte, coraz intensywniejsze kontakty ludzi Zachodu i muzułmanów na nowo pogłębiały w każdej ze stron poczucie tożsamości i odrębności od drugiej strony. Wzajemne kontakty zaostrzyły również różnice poglądów na temat praw ludzi z jednego kręgu kulturowego w kraju zdominowanym przez drugą cywilizację. W latach 80. i 90. wzajemna tolerancja chrześcijan i muzułmanów bardzo osłabła.

Przyczyny odnowionego konfliktu między islamem i Zachodem sprowadzają się więc do podstawowych kwestii władzy i kultury. "Kto kogo"? Kto ma rządzić? Kto będzie rządzonym? To zasadnicze zagadnienie polityki, sformułowane przez Lenina, leży u podstaw zatargu. Istnieje ponadto konflikt dodatkowy, który Lenin uznałby za nieistotny, między odmiennymi wizjami dobra i zła, a co za tym idzie, poglądami na to, kto jest dobry, a kto zły. Dopóki islam pozostanie islamem (a tak przecież będzie) a Zachód Zachodem (co bardziej wątpliwe), ten podstawowy spór między dwiema wielkimi cywilizacjami i stylami życia będzie nadal określał ich stosunki w przyszłości, tak jak było przez minione czternaście stuleci.

Stosunki te zakłócone są także przez różnice lub zasadnicze sprzeczności poglądów na wiele innych zasadniczych kwestii. Kiedyś jedną z ważniejszych była kontrola nad terytorium, dzisiaj nie ma większego znaczenia. W połowie lat 90. dziewiętnaście z dwudziestu ośmiu konfliktów na pograniczach świata islamu rozgrywało się między muzułmanami a chrześcijanami, w tym jedenaście dotyczyło wyznawców prawosławia, a siedem - chrześcijaństwa zachodniego (w Afryce i Azji Południowo-Wschodniej). Jeden tylko z gwałtownych lub potencjalnie gwałtownych konfliktów, między Chorwatami a Bośniakami, miał miejsce bezpośrednio na linii granicznej między Zachodem i islamem. Ponieważ zachodni imperializm terytorialny się zakończył, a nowa muzułmańska ekspansja terytorialna jak dotąd nie nastąpiła, obie cywilizacje zostały od siebie oddzielone pod względem geograficznym i tylko w nielicznych zakątkach świata, jak na Bałkanach, społeczności zachodnie i muzułmańskie graniczą bezpośrednio ze sobą. Konflikty między Zachodem a islamem nie dotyczą więc kwestii terytorialnych w takim stopniu, jak szerszych międzycywilizacyjnych zagadnień w rodzaju rozpowszechniania broni, praw człowieka, demokracji, kontroli nad zasobami ropy naftowej, migracji, islamskiego terroryzmu i interwencji Zachodu.

Nowe wizerunek starego konfliktu
Po zakończeniu zimnej wojny zarówno muzułmanie, jak ludzie Zachodu uznali, że historyczny antagonizm znów się nasila. Barry Buzan dostrzega wiele przyczyn społecznych zimnej wojny między Zachodem a islamem, "wojny, w której Europa znajdzie się na pierwszej linii frontu".

"Częściowo ma to związek z przeciwstawieniem wartości świeckich religijnym, częściowo z tradycyjną rywalizacją między chrześcijaństwem a islamem, z zazdrością o potęgę Zachodu, z resentymentami dotyczącymi dominującej roli Zachodu w politycznym ukształtowaniu Bliskiego Wschodu w epoce postkolonialnej, a także z uczuciami rozgoryczenia i upokorzenia, jakie się rodzą przy nierzetelnym porównywaniu osiągnięć cywilizacji islamskiej i zachodniej w ciągu ostatnich dwustu lat".

(...) W 1990 roku Bernard Lewis, wybitny znawca spraw islamu, dokonując analizy "źródeł muzułmańskiego gniewu", wyciągał następujące wnioski: "Należy sobie wyraźnie uświadomić, że mamy obecnie do czynienia z nastrojami i ruchem społecznym, wykraczającymi daleko poza kwestie sporne i politykę oraz rządy, które ją uprawiają. Jest to ni mniej, ni więcej tylko zderzenie cywilizacji irracjonalna być może, ale z pewnością mająca podłoże historyczne reakcja dawnego rywala wymierzona przeciw naszemu judeochrześcijańskiemu dziedzictwu, naszej świeckiej teraźniejszości i ekspansji obu tych zjawisk na cały świat. Pozostaje kwestią o zasadniczym znaczeniu, żebyśmy nie dali się sprowokować do równie historycznie uwarunkowanej, lecz przy tym równie irracjonalnej reakcji wymierzonej przeciw temu rywalowi".

Podobne uwagi formułowane są w społeczności muzułmańskiej. Znany egipski dziennikarz Mohammed Sid Ahmed pisał w 1994 roku o "narastającym konflikcie między etyką judeochrześcijańską a ruchem Odrodzenia Islamu, który obejmuje obecnie obszar od Atlantyku aż po Chiny". Wybitny muzułmanin z Indii przepowiadał w 1992 roku, że "następna konfrontacja z Zachodem wyjdzie nieuchronnie ze świata muzułmańskiego. Walka o nowy ład światowy zacznie się od ruchu ludów muzułmańskich, od Maghrebu po Pakistan". Zdaniem znanego tunezyjskiego prawnika walka ta już się rozpoczęła: "Kolonializm próbował wypaczyć wszystkie kulturowe tradycje islamu. Nie jestem islamistą, nie sądzę, żeby był to konflikt między religiami. Jest to starcie cywilizacji".

Zachód jako szatan
W latach osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych zapanowały w świecie islamu antyzachodnie nastroje. Jest to częściowo naturalna konsekwencja Odrodzenia Islamu i reakcji na zjawisko postrzegane jako "gharbzadegi", czyli zatruwanie muzułmańskich społeczeństw przez Zachód. "Powrót do islamskich wartości, bez względu na to, jaką postać przybiera w wydaniu tej czy innej sekty, oznacza odrzucenie wpływu Europy i Ameryki na lokalne społeczeństwo, politykę i moralność". Przywódcy muzułmańscy powtarzali niegdyś swoim narodom przy różnych okazjach: Musimy się zwesternizować. Jeśli którykolwiek z nich powiedział coś takiego w ostatnim ćwierćwieczu XX stulecia, jest w swoim stanowisku odosobniony. I rzeczywiście, trudno znaleźć wypowiedź muzułmańskiego polityka, urzędnika wysokiej rangi, naukowca, biznesmena czy dziennikarza wychwalającą wartość i instytucje Zachodu. Podkreśla się natomiast różnice między cywilizacją islamską a zachodnią, wyższość kultury islamu i konieczność zachowania przez nią integralności w obliczu naporu ze strony Zachodu. Muzułmanie obawiają się jego potęgi, wobec której żywią negatywne uczucia, boją się zagrożenia, jakie niesie ich społeczeństwu i przekonaniom. Postrzegają kulturę Zachodu jako materialistyczną, skorumpowaną, dekadencką i niemoralną. W ich pojęciu jest ona także uwodzicielska, stąd coraz większy nacisk kładą na stawianie oporu jej wpływom na ich styl życia. W coraz większym stopniu muzułmanie krytykują Zachód nie tyle za wyznawanie ułomnej, błędnej religii, będącej pomimo to "religią Księgi", ale za niewyznawanie żadnej religii. W ich oczach zachodni sekularyzm, areligijność i biorąca się stąd amoralność są gorsze od zachodniego chrześcijaństwa, które je zrodziło. W okresie zimnej wojny Zachód piętnował swoich przeciwników jako "bezbożnych komunistów". W pozimnowojennym konflikcie cywilizacji to Zachód jest określony mianem "bezbożnego" przez muzułmańskich oponentów.

Wizja aroganckiego, zmaterializowanego, represyjnego, brutalnego i dekadenckiego Zachodu podtrzymywana jest nie tylko przez fundamentalistycznych imamów, ale i przez ludzi, z których wielu na Zachodzie uznano by za naturalnych sprzymierzeńców. Mało książek muzułmańskich autorów opublikowanych na Zachodzie w latach dziewięćdziesiątych spotkało się z tak entuzjastycznym przyjęciem jak praca Fatimy Mernissi "Islam and Democracy", uznana powszechnie za odważną wypowiedź nowoczesnej, liberalnej muzułmanki. Obraz Zachodu zawarty w tej książce nie mógłby jednak być chyba mniej pochlebny. Zachód jest "militarystyczny" i "imperialistyczny", "wywołał u innych narodów urazy swym kolonialnym terrorem" (s. 3, 9). Indywidualizm, ta główna cecha kultury zachodniej, to "źródło wszelkich problemów" (s. 8). Potęga Zachodu budzi lęk. To on arbitralnie decyduje, czy "satelity zostaną użyte do nauczania Arabów, czy do zrzucania na nich bomb. (...) [To on] podkopuje nasze możliwości i dokonuje inwazji w nasze życie za pomocą importowanych produktów i filmów telewizyjnych, zalewających fale eteru (...) jego potęga dławi nas, osacza nasze rynki, kontroluje nasze zasoby, inicjatywy, nasz potencjał. Tak właśnie widzieliśmy naszą sytuację, a po wojnie w Zatoce zyskaliśmy pewność (s. 146 - 147). Potęga Zachodu powstaje "dzięki badaniom militarnym". Wytwory tych badań sprzedaje się następnie krajom słabo rozwiniętym, będącym "biernymi konsumentami". Islam, chcąc się z tej zależności wyzwolić, musi stworzyć kadrę własnych inżynierów i naukowców, budować własny potencjał militarny (autorka nie określa dokładnie, czy ma na myśli broń atomową, czy konwencjonalną) i "uwolnić się do militarnego uzależnienia od Zachodu" (s. 43 - 44). Podkreślmy jeszcze raz, że nie są to słowa brodatego ajatollaha w turbanie.

Obcość kultury
Muzułmanie, bez względu na poglądy polityczne czy religijne, zgodni są co do istnienia zasadniczych różnic między ich kulturą a kulturą Zachodu. Jak stwierdza szajch Ghanuszi, "chodzi o to, że nasze społeczeństwa przyjmują inne wartości niż Zachód". Amerykanie "przychodzą tutaj - powiedział pewien wysoki rangą egipski urzędnik - i chcą, żebyśmy byli tacy jak oni. Nie mają pojęcia o naszych wartościach i naszej kulturze". "Jesteśmy inni - przyznaje egipski dziennikarz. - Mamy odrębne zaplecze, inną historię. W związku z tym mamy parwo do odrębnej przyszłości". Zarówno popularne, jak i intelektualnie pogłębione publikacje, ukazujące się w świecie muzułmańskim, bez przerwy opisują tak zwane spiski i plany Zachodu mające na celu podporządkowanie, upokorzenie i zniszczenie instytucji i kultury islamu.

Antyzachodnie reakcje przejawiają się nie tylko w głównym intelektualnym nurcie Odrodzenia Islamu, ale i w zmianach postaw rządów krajów muzułmańskich wobec Zachodu. Te, które objęły władzę bezpośrednio po wyzwoleniu spod kolonializmu, przyjmowały przeważnie zachodnie idee polityczne i ekonomiczne, prowadziły też prozachodnią politykę zagraniczną. Do wyjątków należały takie kraje, jak Algieria i Indonezja, które uzyskały niepodległość w drodze rewolucji narodowowyzwoleńczej. Prozachodnie rządy jedne po drugich ustępowały miejsca identyfikującym się z Zachodem albo wręcz wrogo doń nastawionym, jak w Iraku, Libii, Jemenie, Syrii, Sudanie, Libanie i Afganistanie. Mniej radykalne zmiany w tym samym kierunku zaszły w nastawieniu i sojuszach innych państw, między innymi Tunezji, Indonezji i Malezji. Dwaj najwytrwalsi muzułmańscy sojusznicy Stanów Zjednoczonych z okresu zimnej wojny, Turcja i Pakistan, znaleźli się pod wewnętrzną islamistyczną presją, a ich stosunki z Zachodem stają się coraz bardziej napięte. (...)

Niby wojna
Gdy się uwzględni wyobrażenia większości muzułmanów i ludzi Zachodu o sobie nawzajem, a do tego narastanie islamskiego ekstremizmu, trudno się dziwić, że po rewolucji irańskiej 1979 roku zaczęła się między islamem a Zachodem międzycywilizacyjna niby-wojna. Z trzech powodów można ją tak określić. Po pierwsze, nie jest tak, że cały islam walczy z całym Zachodem. Dwa państwa fundamentalistyczne (Iran i Sudan), trzy niefundamentalistyczne (Irak, Libia i Syria) oraz wiele różnych islamistycznych organizacji wspieranych przez inne jeszcze kraje, takie jak Arabia Saudyjska, prowadzi walkę ze Stanami Zjednoczonym, od czasu do czasu z Wielką Brytanią, Francją i innymi grupami państw, a ponadto z Izraelem i Żydami w ogóle. Po drugie, wyjąwszy wojnę w Zatoce 1990/91, walka jest prowadzona ograniczonymi środkami: z jednej strony mamy terroryzm, z drugiej siły lotnictwa, tajne działania i sankcje ekonomiczne. Po trzecie, akty przemocy są co prawda kontynuowane, ale z przerwami. Polega to na zdarzających się od czasu do czasu działaniach jednej strony, które prowokują reakcje drugiej. Niby-wojna pozostaje jednak wojną. Jeśli nawet wykluczyć setki tysięcy irackich żołnierzy i cywilów, którzy zginęli w zachodnich nalotach w styczniu i lutym 1991 roku, ofiary śmiertelne i inne idą w tysiące, i zdarzało się to praktycznie w każdym roku po 1979. O wiele więcej Amerykanów i Europejczyków zginęło w tej niby-wojnie niż podczas "prawdziwej" wojny w Zatoce.

Ponadto obie strony przyznają, że konflikt ma charakter wojny. Chomeini dość wcześnie i trafnie oznajmił, że "Iran jest praktycznie w stanie wojny z Ameryką", a Kadafi regularnie proklamuje świętą wojnę przeciw Zachodowi. Przywódcy innych muzułmańskich grup ekstremistycznych i państw wyrażali się podobnie. Po stronie Zachodu Stany Zjednoczone uznały siedem państw za "terrorystyczne", pięć z nich to kraje muzułmańskie (Iran, Irak, Syria, Libia i Sudan), pozostałe to Kuba i Korea Północna. Tym samym zostały zaklasyfikowane jako wrogowie, atakują bowiem Stany Zjednoczone i ich przyjaciół najbardziej skuteczną bronią, jaką rozporządzają, a to oznacza stan wojny. Amerykańskie osobistości oficjalne często określają te kraje mianem "wyjętych spod prawa", "nieobliczalnych", "rozbójniczych", wykluczając je tym samym z cywilizowanego międzynarodowego ładu i uzasadniając podejmowanie przeciw nim wielostronnych lub jednostronnych sankcji. Rząd amerykański oskarżył sprawców zamachu bombowego na World Trade Center o "rozpętanie wojny w postaci miejskiego terroryzmu przeciw Stanom Zjednoczonym". Zdaniem władz amerykańskich spiskowcy, którym zarzucono planowanie dalszych zamachów bombowych na Manhattanie, byli "żołnierzami" w wojnie przeciw Stanom Zjednoczonym. Jeśli muzułmanie stwierdzają, że Zachód prowadzi wojnę przeciw islamowi, a ludzie Zachodu mówią to samo o islamskich grupach, zasadny wydaje się wniosek, iż coś na kształt wojny istotnie jest na rzeczy.

W tej niby-wojnie każda ze stron stawia na swoje silne punkty i słabości drugiej strony. Z militarnego punktu widzenia jest to przeważnie wojna terrorystyczna przeciw potędze lotnictwa. Bojownicy muzułmańscy wykorzystują otwarty charakter społeczeństw Zachodu do podstawiania samochodów pułapek w upatrzonych miejscach. Zachodni eksperci militarni korzystają z otwartego nieba nad obszarami islamu i zrzucają "inteligentne bomby" na określone cele. Islamiści knują spiski na życie prominentnych ludzi Zachodu, Stany Zjednoczone planują obalenie ekstremistycznych islamskich reżimów. W ciągu piętnastu lat, od 1980 do 1995 roku, jak podaje amerykański Departament Obrony, Stany Zjednoczone angażowały się w siedemnaście operacji militarnych na Bliskim Wschodzie, przy czym wszystkie były wymierzone przeciw muzułmanom. Podobnych operacji wojskowych nie prowadzono przeciw żadnej innej cywilizacji.

Do tej pory (wyjąwszy wojnę w Zatoce) każda ze stron utrzymywała akty przemocy na rozsądnie niskim poziomie i powstrzymywała się od określenia gwałtownych działań drugiej jako operacji wojennych, wymagających maksymalnej reakcji. "Gdyby Libia nakazała któremuś ze swoich okrętów podwodnych zatopienie amerykańskiego liniowca - pisał "The Economist" - Stany Zjednoczone potraktowałyby to jako akt wojny ze strony rządu, a nie domagały się ekstradycji kapitana tej jednostki. Wysadzenie w powietrze statku powietrznego przez libijskie służby specjalne niczym się z zasady nie różni". Uczestnicy tej wojny stosują jednak przeciw sobie środki o wiele gwałtowniejsze niż Stany Zjednoczone i Związek Radziecki w okresie zimnej wojny. Z rzadkimi wyjątkami, żadne z supermocarstw nie zabijało umyślnie cywilnej ludności drugiego ani nawet nie niszczyło celów militarnych. Zdarza się to jednak nagminnie w tej niby-wojnie.

Przywódcy amerykańscy utrzymują, że muzułmanie biorący udział w niby-wojnie to nieznaczna mniejszość, i że przeważająca większość umiarkowanych wyznawców islamu sprzeciwia się stosowaniu przez nich przemocy. Może to być prawda, ale brak dowodów na poparcie tej tezy. W krajach muzułmańskich nie podniosły się żadne głosy protestu przeciw antyzachodnim aktom przemocy. Rządy, nawet te mocno ufortyfikowane (bunker goverments), przyjazne Zachodowi i zależne od niego, zachowywały bardzo wymowne milczenie, kiedy trzeba było potępić wymierzone przeciw niemu akty terroryzmu. Z drugiej strony, rząd i społeczeństwa europejskie popierały i rzadko krytykowały akcje Stanów Zjednoczonych przeciw muzułmańskim przeciwnikom, co stało w ostrej sprzeczności z energicznym sprzeciwem, jaki często wyrażały wobec amerykańskich akcji wymierzonych w Związek Radziecki i komunizm w okresie zimnej wojny. Konflikty cywilizacyjne tym się różnią od ideologicznych, że krewniacy stają ramię przy ramieniu.

To nie islamski fundamentalizm stanowi problem dla Zachodu, lecz islam,
odmienna cywilizacja, której przedstawiciele są przekonani o wyższości swojej kultury i mają obsesję na punkcie własnej słabości. Dla islamu problemem nie jest CIA ani amerykański Departament Obrony, lecz Zachód, odmienna cywilizacja, przekonana o wyższości swojej kultury i o tym, że jej przeważająca, choć słabnąca potęga zobowiązuje ją do szerzenia tej kultury na całym świecie. To właśnie te czynniki podsycają konflikt między islamem a Zachodem.


Samuel P.Huntington
Tłum. Hanna Jankowska

Są to fragmenty książki Samuela P. Huntingtona pt. "Zderzenie cywilizacji i nowy kształt ładu światowego", która ukazała się w Polsce nakładem Warszawskiego Wydawnictwa Literackiego MUZA SA. Dziękujemy wydawnictwu MUZA za zgodę na przedruk w "Rzeczpospolitej".

"Rzeczpospolita" - 2001.09.15

http://niniwa22.cba.pl/islam.htm

____________________________________
Videtur et hoc mihi Platforninem non debere esse
Poza tym uważam że Platformę należy zniszczyć
/Katon starszy/


14 lis 2015, 22:07
Zobacz profil
Zawodowiec
Avatar użytkownika

 REJESTRACJA21 paź 2006, 19:09

 POSTY        7731

 LOKALIZACJATriCity
Post Religia i wiara
W serii zamachów w Paryżu zginęło 129 osób.
Ponad 352 są ranne, w tym 99 w stanie krytycznym.
Godz. 18:18 Minuta ciszy ku czci ofiar zamachów.
Mieszkańcy stolicy Paryża słuchają bicia dzwonów specjalnie podświetlonej katedry Notre Dame.
Od godz. 18:30 w katedrze Notre Dame trwa msza żałobna w intencji ofiar zamachów.

____________________________________
Nie jesteś tym, kim myślisz, że jesteś - lecz tym, kim się stajesz, gdy myślisz kim jesteś.


15 lis 2015, 18:40
Zobacz profil
Zawodowiec
Avatar użytkownika

 REJESTRACJA23 sie 2009, 07:34

 POSTY        3657
Post Re: Religia i wiara
Jak chcecie przeżyć to kujcie na blachę „Ojcze Nasz” i „Katechizm polskiego dziecka”

Obrazek

Proponuję zbiór luźnych myśli, które nie mogą się doczekać werbalnych narodzin, trochę ze strachu, trochę ze wstydu. Elementarz „terroryzmu” na pierwszej stronie, w pierwszym zdaniu mówi, że nie ma ataku bez inicjatywy i osłony służb specjalnych. Z kolei stara rzymska zasada, komu to służy, podpowiada, że możliwe są trzy patronaty. Najbardziej prawdopodobna jest Moskwa, później Izrael, na końcu USA.
Dlaczego akurat ta trójka?
Odpowiedź jest prosta, bo reszta jest na taką akcję za mała i za głupia. Chyba, że narodziła się czwarta siła i zamiast medialnej Al-Kaidy, którą straszono dzieci, muzułmańska dzicz dorobiła się własnej bezpieki, oczywiście wyszkolonej przez jedną z wymienionych. Znacznie łatwiej odpowiedzieć na pytanie, czemu to służy. Bez dwóch zdań chodzi o rozczłonkowanie Europy i wynarodowienie wszystkich państw po kolei, co zresztą już jest procesem bardzo zaawansowanym. W przyrodzie zawsze działają proste i brutalne mechanizmy.

Rzeź we Francji jest naturalnym ciągiem zdarzeń, najpierw wprowadzono laicyzację, potem wielokulturowość, teraz rodowici Francuzi są zakładnikami religijnych fanatyków z dzikich lądów. Kto sączył do pustych łbów „narrację miłości” ponad podziałami, kolorami i nawet genitaliami? Rozmaite światłe środowiska finansowane z banków i korporacji należących do Indian. Kto w tym nie przeszkadzał? Zacofana Moskwa, jedyne potężne państwo w Europie, gdzie po upadku komunizmu natychmiast wprowadzono narodowe prawosławie i powsadzano w kibitki półnagie idiotki profanujące rosyjskie świętości i dumę. To wszystko jak zawsze można podsumować puknięciem w głowę „protokołami Syjonu” i nieodzowną ksenofobią, ale tę ostatnią świecką modlitwę odmówicie europejscy kretyni nad własnym dołem z wapnem.

Część hobbystów bawi się w analizy bieżące i tłumaczy rzeź we Francji ceną za aneksje Ukrainy albo za francuskie naloty na Syrię. Jedno i drugie ma sens i pewnie jest faktem, ale tylko detalicznym. Liczy się hurt, który działa metodycznie i dąży do rozwiązań globalnych, które krótko opisałem powyżej. Istnieje jeszcze jakaś minimalna szansa, żeby to odkręcić? Bogu dziękować tak i w dodatku nizwykle proste środki wystarczy zastosować. W Europie musi się pojawić europejskość historyczna, czyli silne państwa narodowe oparte na wierze. W szkołach krzyże i odnowione kościoły, wierszyk „Kto ty jesteś, Polak mały” wykuty na blachę. Granice ze szlabanami i po pierwszym strzale w powietrze, następny między oczy intruza.

I nie ma w tej wizji żadnego szaleństwa, żadnego obłędu, tak funkcjonowała Europa od tysiącleci, gdy była potęgą i rozmazała kozich synów pod Wiedniem. Równowaga sił jest gwarantem spokoju, rozbrojona i zdemoralizowana tłuszcza europejska jest tylko i wyłącznie mięsem armatnim dla wielu zorganizowanych plemion i islamiści wcale nie są tu siłą wiodącą. Przy obecnym bezhołowiu Europa padnie łupem Rosji, Chin i Izraela, pierwsi staną się władcami, drudzy handlarzami, trzeci skarbnikami. USA też średnio zależy na innym rozwiązaniu, ponieważ mają środki, żeby pozostać wśród możnych tego świata. Same banały i żaden ekspert nie powie nic mądrzejszego, za to nagada takich głupot o równouprawnieniu, że owieczkom będzie radośniej krew tryskała z poderżniętych gardeł. Zawsze można też wierzyć w cud i modlić się do końca, najlepiej o rozum. Jak trwoga to do Boga, powiadają starzy mądrzy ludzie i mam wrażenie, że nie za Francję, ale za chwilę Francja zacznie się modlić o powołania dla księży i państwo „wyznaniowe”.

Na początku po cichu, ale jak to nie pomoże droga francuska się rozdwoi. Pierwszą pójdzie stado, drugą nacjonaliści i to nie tacy gazetowi, czy telewizyjni, tylko prawdziwi Gallowie, którzy zanim zapytają rzucą granat. Zainwestowano w „światowy terroryzm” gigantyczne środki i nadzieje. Terrorystów samobójców od końca wojny hodowały wszystkie wymienione bezpieki i hodują nadal. W każdym wielkim projekcie pojawia się chaos i tutaj też w pewnym momencie wszystko się zagotuje jeszcze bardziej. Najgorsza informacja jest taka, że spieprzyć to bardzo prosta procedura, ale wrócić do stanu wyjściowego oznacza tyle, że zamiast całości mamy posklejane kawałki.

Powrót Europy do chrześcijańskich i narodowych korzeni jest możliwy, jednak wybitnie skomplikowany. Z jednej strony szara masa z wypranymi mózgami, która właśnie organizuje marsze milczenia i rozdaje białe róże. Z drugiej strony radykalizm o rzeczywistym brunatnym kolorze, bo o ile Le Pen we Francji nie jest naszym problemem, to za Odrą bacznie wsłuchiwałbym się w rozmowy biesiadników bawarskich piwiarni. Tak, czy siak żarty się skończyły, gdzie nie spojrzysz wesoło nie jest, a na moje oko wszystko zmierza ku niemocy, coś tam się powie, wyda okólnik i zostanie po staremu, czyli eksterminacja rozłożona na raty będzie trwać. Dla Polski wbrew pozorom i paradoksalnie, rodzi się wielka szansa, na zbudowanie silnego państwa w Europie, dawno takiej nie było. Radzę się żarliwie o to pomodlić i sam będę trzymał palce za powodzenie.

posted by MatkaKurka on sob., 2015-11-14 17:55

http://kontrowersje.net/jak_chcecie_prz ... go_dziecka

Na zdjęcie manifa po Charlie Hebdo.
Teraz będzie kolejna po Bataclan.
Bo nauka idzie w las...

____________________________________
Videtur et hoc mihi Platforninem non debere esse
Poza tym uważam że Platformę należy zniszczyć
/Katon starszy/


Ostatnio edytowano 15 lis 2015, 22:49 przez Badman, łącznie edytowano 1 raz



15 lis 2015, 22:49
Zobacz profil
Wyświetl posty nie starsze niż:  Sortuj wg  
Odpowiedz w wątku   [ Posty: 236 ]  idź do strony:  Poprzednia strona  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7 ... 17  Następna strona

 Nie możesz rozpoczynać nowych wątków
 Nie możesz odpowiadać w wątkach
 Nie możesz edytować swoich postów
 Nie możesz usuwać swoich postów
 Nie możesz dodawać załączników

Skocz do: