Teraz jest 05 wrz 2025, 21:56



Odpowiedz w wątku  [ Posty: 91 ]  idź do strony:  Poprzednia strona  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7  Następna strona
Warto przeczytać i obejrzeć 
Autor Treść postu
Zawodowiec
Avatar użytkownika

 REJESTRACJA21 paź 2006, 19:09

 POSTY        7731

 LOKALIZACJATriCity
Post Re: Warto przeczytać i obejrzeć
Obrazek


Zwierzęta się nie znęcają
„Wołyń” - wstrząsający i najbardziej bezkompromisowy polski film, jaki kiedykolwiek trafił na ekrany.


Obrazek

Trudno otrząsnąć się po kopniaku w twarz, jaki serwuje widzom Wojciech Smarzowski.

Seans najnowszego filmu reżysera „Róży”, zaprezentowanego podczas 41. Festiwalu Filmowego w Gdyni, może stać się dla niektórych doświadczeniem granicznym. „Wołyń” to wstrząsający i najbardziej bezkompromisowy polski film, jaki kiedykolwiek trafił na ekrany.

Reżyser nie kryje, że to najtrudniejszy film w jego karierze. Po pierwsze ze względu na rozmach historii, a co się za tym kryje budżet („Wołyń” powstawał niemal pięć lat i został ukończony za pieniądze ze zbiórki), po drugie i najważniejsze – niezwykle delikatną tematykę. Smarzowski wyszedł z tej sytuacji obronną ręką. Świat „Wołynia” nie jest czarno-biały, a reżyser perfekcyjnie waży proporcje. Obok katów mordujących swoich sąsiadów czy duchownych nawołujących do ludobójstwa, po obu stronach pojawiają się Sprawiedliwi, z narażeniem życia ratujący Żydów i Polaków, wbrew wszystkiemu starający się powstrzymać falę wzbierającego nacjonalizmu.

Obrazek

Zdążyliśmy się przyzwyczaić, że w swoich filmach Smarzowski nie ucieka od dosłowności. Jednak w przypadku „Wołynia” niektóre sceny trudno wyprzeć z pamięci. Choćby te, gdzie ukraińscy chłopi podpalają snopek siana ze znajdującym się wewnątrz dzieckiem albo obdzierają ofiarę ze skóry. Obrazy kaźni są makabryczne, trudne do zniesienia i co najistotniejsze, pokazane w skrajnie naturalistyczny sposób. Stanowczo trzeba jednak podkreślić, że twórcy unikają epatowania bezsensownym okrucieństwem. Przemoc w „Wołyniu” eskaluje bardzo powoli, aby wylać się z ekranu w drugiej połowie filmu.

Obrazek

Na każdym kroku widać znakomitą realizację. „Wołyń” w najmniejszym detalu oddaje realia epoki. Szczególnie warto zwrócić uwagę na niebywały pietyzm, z jakim Smarzowski maluje obraz Kresów. Ze scen przedstawiających codzienne życie i obyczaje mieszkańców wsi - m.in. otwierające film oczepiny – bije autentyzm, podkreślany sugestywną muzyką Mikołaja Trzaski. „Wołyń” to również doskonałe kreacje, szczególnie ze wskazaniem na Michalinę Łabacz. Debiutująca na ekranie aktorka koncertowo poradziła sobie z rolą Zosi, młodej Polki będącej w centrum makabrycznych wydarzeń.
      
Jeszcze na długo przez premierą Smarzowski podkreślał, że „Wołyń” ma być mostem, a nie murem w stosunkach polsko-ukraińskich. Przyczynkiem do oczyszczenia relacji, których nie można budować zamiatając niewygodne fakty pod dywan. Ale jego film nie jest jedynie rewizją tragicznych wydarzeń. Dziś „Wołyń” należy odbierać przede wszystkim jako ostrzeżenie przed katastrofalnymi konsekwencjami, jakie niesie ze sobą nacjonalizm. Dlatego w czasach, kiedy świat obrał ostry kurs na prawo, do głosu dochodzą organizacje niekryjące się z faszystowskimi ciągotami, a ofiary wojny nazywane są bydłem, trudno o lepszy moment na wprowadzenia „Wołynia” do kin. Niestety.

Autor: Grzegorz Kłos

http://film.wp.pl/wolyn-zwierzeta-sie-n ... 303187585a

____________________________________
Nie jesteś tym, kim myślisz, że jesteś - lecz tym, kim się stajesz, gdy myślisz kim jesteś.


23 wrz 2016, 17:51
Zobacz profil
Specjalista
Własny awatar

 REJESTRACJA21 sie 2013, 22:12

 POSTY        418
Post Re: Warto przeczytać i obejrzeć
Nadir, a jakie wrażenie na Tobie zrobił ten film, jeśli go obejrzałeś?

____________________________________
Jedynie prawda jest ciekawa.


23 wrz 2016, 22:46
Zobacz profil
Zawodowiec
Avatar użytkownika

 REJESTRACJA21 paź 2006, 19:09

 POSTY        7731

 LOKALIZACJATriCity
Post Re: Warto przeczytać i obejrzeć
Filmu jeszcze nie oglądałem, bo premiera kinowa będzie 7 października, a pokaz w Gdyni był zamknięty - ja nie dostałem zaproszenia...
Obejrzałem za to wczoraj "Smoleńsk". Oglądałem go pod kątem "do czego można się w nim przyczepić"? Doszedłem do wniosku, że do każdego dzieła, jak ktoś chce, może się przyczepić. Moim zdaniem film mógłby nosić podtytuł "Studium manipulacji medialnych", bo według mnie, to jest wątkiem przewodnim filmu.
Notabene "podziwiam" ludzi, którzy czegoś nie widzieli lub nie słyszeli, a oceniają. Znam przypadki, że ktoś czegoś nie próbował (np. bananów), a twierdził, że mu nie smakują...

____________________________________
Nie jesteś tym, kim myślisz, że jesteś - lecz tym, kim się stajesz, gdy myślisz kim jesteś.


25 wrz 2016, 10:08
Zobacz profil
Specjalista
Własny awatar

 REJESTRACJA21 sie 2013, 22:12

 POSTY        418
Post Re: Warto przeczytać i obejrzeć
Dzięki, Nadir. Ja na pewno go obejrzę, tak samo jak "Smoleńsk". Myślałam, że "Wołyń" już gdzieś wyświetlali i obejrzałeś, dlatego byłam ciekawa Twojej własnej oceny.

____________________________________
Jedynie prawda jest ciekawa.


25 wrz 2016, 10:46
Zobacz profil
Zawodowiec
Avatar użytkownika

 REJESTRACJA23 sie 2009, 07:34

 POSTY        3657
Post Re: Warto przeczytać i obejrzeć
Nadir                    



Notabene "podziwiam" ludzi, którzy czegoś nie widzieli lub nie słyszeli, a oceniają. Znam przypadki, że ktoś czegoś nie próbował (np. bananów), a twierdził, że mu nie smakują...


Dramat "recenzentów" "Smoleńska"!
Nie widzieli filmu, a muszą na niego napluć.
Nie da się? Jak to się się nie da!?


Producenci filmu Antoniego Krauzego świadomie podjęli decyzję, by nie prezentować obrazu szerszemu gronu dziennikarskiemu przed oficjalną premierą. Dlaczego? Nie wiem. Jeśli myśleli, że ustrzeże go to przed hejtem, to się mylili. Wylewanie pomyj na „Smoleńsk” zaczęło się jeszcze przed pierwszą projekcją.

Pierwszą, jeszcze bardzo wstępną wersję „Smoleńska” widziałem po raz pierwszy w listopadzie ubiegłego roku. Byłem wtedy nieco zdezorientowany, bo nie bardzo potrafię oglądać filmu w na takim etapie produkcji. Niezapełnione greenboxy, niedokończone efekty specjalne i w wielu miejscach brak muzyki były bardzo rozpraszające. Bardzo trudno było zwrócić uwagę na to, co w filmie najważniejsze - że to krzyk o prawdę. I zarazem studium manipulacji medialnej, której znaczna część Polaków uległa, bo nie była w stanie oprzeć się perfidnej propagandzie.

Wersję ostateczną obejrzałem z ulgą. To dosyć klarowna opowieść o tym, co działo się głównie po katastrofie. O podawanych z prędkością karabinu maszynowego kłamstwach pomieszanych z najbardziej absurdalnymi teoriami na temat przyczyn. Jest w filmie taki moment, gdy ojciec dziennikarki Niny, głównej bohaterki, opowiada jej o „nożycach Golicyna” - subtelnej technice manipulacji. Zaraz po zdarzeniu musi być szybko podane kłamstwo (cztery próby lądowania), by ludzie łaknący informacji mieli się do czego odnosić. Potem jest już tylko nawał coraz bardziej bzdurnych, emocjonalnych hipotez. Ludzie widząc ich absurd, z ulgą wracają do „pierwszego” kłamstwa. Czyż nie tak właśnie było?

Współczuję dzisiaj dziennikarzom, którzy filmu jeszcze nie widzieli, a ich redakcje wymagają od nich recenzji.
Dlatego zamiast o filmie piszą o wszystkim wokół. Ile kopii zrobiono, ile producent na nich zarobi. Które rodziny smoleńskie zostały zaproszone, a które nie. Wreszcie, co o filmie powiedział Jarosław Kaczyński i czy była na premierze Doda. Wszystko, tylko nie recenzja. Recenzję napisał Piotr Zaremba we „wSieci” bo on film widział.

Co do samego filmu, to mam jeden problem. Jest bardzo suchy emocjonalnie. Wzruszył mnie dwukrotnie.
Podczas sceny pogrzebu prezydenckiej pary - tutaj wykorzystano zdjęcia dokumentalne i gdy zamordowani w Katyniu polscy oficerowie witają się w ofiarami katastrofy.
Ciekawe co napiszą „recenzenci” z tzw. drugiej strony, ale nie ma w tym ani grama kiczu.

Nie można tego filmu uznawać za ważny, tylko dlatego, że powstał. Powstał zresztą w trudach i przy małym jak na fabułę budżecie, w dużej mierze ze zbiórki publicznej. Wiedząc jak trudne były to warunki, trzeba determinację producentów i pana Antoniego Krauzego docenić. Ale „Smoleńsk” jest ważny, bo doskonale oddaje emocje, które w Polsce w kwietniu 2010 roku dotknęły chyba wszystkich. Bez względu na przynależność polityczną, partyjną, medialną i światopoglądową.

P.S. Nie zapominajcie też Państwo, że „Smoleńsk” jest filmem fabularnym, a nie dokumentem.

Autor: Marcin Wikło
http://wpolityce.pl/smolensk/307351-dra ... sie-nie-da


"Wołyń"

Reżyser znany z bezkompromisowości w obnażaniu zła – Wojciech Smarzowski ("Dom zły", "Drogówka", "Pod Mocnym Aniołem") miał odwagę podjąć nieobecny do tej pory w polskim kinie temat tragicznych wydarzeń na Wołyniu w latach 1943–1944. Pierwszymi widzami jego nowego filmu, który na ekrany trafi 7 października, były pary polsko-ukraińskie. Ich reakcje na "Wołyń" zarejestrowała kamera.

Niektórym z widzów "Wołynia" trudno było ukryć głębokie emocje, wzruszenie, a nawet łzy. Przyznawali, że dotychczas Wołyń kojarzył się im niemal wyłącznie z regionem geograficznym. Po obejrzeniu "Wołynia" nazwa ta nabrała dla nich zupełnie nowych znaczeń.
– Teraz, po tym filmie, to jest dla mnie bardzo ciężkie słowo – powiedziała młoda Ukrainka, jedna z uczestniczek przedpremierowego seansu.

– Przez dziesięciolecia o tym było bardzo cicho. Za czasów Związku Radzieckiego, jak ja się uczyłem historii, o tym się nie mówiło w ogóle – dodał jej rodak. – Im więcej będzie świadectw miłości, wyrozumiałości, tym szybciej ta rana się zagoi.

– Róbmy wszystko, co możliwe, by do tego nie doszło nigdy więcej – podsumował inny z zaproszonych na projekcję gości. Jak podkreślał z kolei reżyser Wojciech Smarzowski, "ten film ma być mostem, a nie murem".

Akcja filmu "Wołyń" rozpoczyna się wiosną 1939 roku w małej wiosce zamieszkałej przez Ukraińców, Polaków i Żydów. Zosia Głowacka ma 17 lat i jest zakochana w swoim rówieśniku, Ukraińcu Petrze. Ojciec postanawia jednak wydać ją za bogatego polskiego gospodarza Macieja Skibę, wdowca z dwójką dzieci. Wkrótce wybucha wojna i dotychczasowe życie wioski odmienia najpierw okupacja sowiecka, a później niemiecki atak na ZSRR. Zosia staje się świadkiem, a następnie uczestniczką tragicznych wydarzeń wywołanych wzrastającą falą ukraińskiego nacjonalizmu. Kulminacja ataków nadchodzi latem 1943 roku. Pośród morza nienawiści Zosia próbuje ocalić siebie i swoje dzieci.

http://film.onet.pl/wolyn-pierwsi-widzo ... sie/r0s1gv



"Wołyń", czyli opus magnum Wojciecha Smarzowskiego.
To film boleśnie uczciwy.


Obrazek

   Tylko prawda jest ciekawa — stwierdził Józef Mackiewicz, jeden z najoryginalniejszych, najbardziej fascynujących, a zarazem najbardziej niczyich (i tak jest do dzisiaj) polskich pisarzy. Wojciech Smarzowski nakręcił zatem film w tym sensie na wskroś mackiewiczowski – „Wołyń” jest tak wierny prawdzie, jak wierne prawdzie może być skończone i pełne dzieło dojrzałego twórcy. To prawdopodobnie najlepszy film w karierze tego reżysera i jeden z najlepszych filmów o historii, jakie kiedykolwiek w Polsce zrobiono. Celowo używam określenia „film o historii”, a nie „film historyczny”.

Na specjalny pokaz w poniedziałek 19 września szedłem z dużymi obawami. Producenci zaprosili kilkadziesiąt osób spośród tych, którzy w jakiś sposób mają do czynienia z historią czy sprawami wschodnimi. Były więc na sali Narodowego Instytutu Audiowizualnego osoby takie jak Piotr Semka, Cezary Gmyz, Wojciech Mucha, prof. Andrzej Paczkowski, prof. Andrzej Nowak, Paweł Kowal, prof. Andrzej Zybertowicz, Piotr Skwieciński, Krzysztof Gluza, Gerhard Gnauck, Piotr Gursztyn, Adam Eberhardt i wielu innych.

Smarzowski wyrobił sobie markę reżysera na wskroś werystycznego, więc obawiałem się – nie tylko ja jeden, jak dowiodła późniejsza dyskusja po filmie – że „Wołyń” będzie jak kalejdoskop najdrastyczniejszych, najbardziej okrutnych tortur, jakie człowiek jest w stanie wymyślić, i że to przyćmi film, który dla osób wrażliwszych stanie się zwyczajnie nie do zniesienia. Kto interesował się ludobójstwem na Kresach oraz czytał prozę Stanisława Srokowskiego, na podstawie której „Wołyń” nakręcono, wie, że mowa o horrorach, od których włosy stają dęba na głowie całkiem dosłownie. Szczególnie gdy do człowieka dociera, że nie jest to chora fantazja autora, ale fakt. W przeciwieństwie do większości widzów pokazu specjalnego, ja jedną z książek Srokowskiego przeczytałem – „Strach”, wydany przez „Frondę”. Spodziewałem się zatem scen tak niewyobrażalnie potwornych, że w porównaniu z nimi „zwykłe” morderstwo za pomocą siekiery czy noża należałoby do najłagodniejszych. Ta obawa jednak się nie potwierdziła – a w każdym razie nie do końca.

Oczywiście, że jest w „Wołyniu” okrucieństwo. Musi być, bo stanowiło część historii i niepokazywanie go oznaczałoby jej fałszowanie. Jednak – zwłaszcza w kontekście wcześniejszych filmów reżysera „Domu złego” – potworności w filmie są względnie stonowane. Najdrastyczniejsze sceny są pokazane z dystansu albo kręcone z ręki, szybkimi ujęciami, co sprawia, że pozostaje nam w oku raczej symbol tego, co się stało, niż sama scena. Nie zmienia to faktu, że niektórzy widzowie mogą ciężko znieść kilka najgorszych pod tym względem chwil w filmie.

Ważne jednak, że „Wołyń” nie okazał się na tyle drastyczny, aby przykryło to inne jego walory. Zwłaszcza ten, że jest to film na wskroś uczciwy. Można by rzec – boleśnie uczciwy. Smarzowski osiągnął to między innymi poprzez uniknięcie tego, czego – jak pokazała dyskusja po seansie – niektórzy oczekiwali, czyli historycznej publicystyki. Podobnie jak Józef Mackiewicz w „Sprawie pułkownika Miasojedowa”, pokazał historię z punktu widzenia wplątanej w nią jednostki, a nie narad na szczycie, gabinetowych sporów i ważnych dokumentów. Niektórych to raziło.

Piotr Semka w dyskusji zarzucił reżyserowi, że pominął choćby źródła inspiracji pojawiającego się na początku filmu agitatora OUN oraz nie wyjaśnił, dlaczego polskiej ludności na Kresach nie była w stanie bronić Armia Krajowa. Smarzowski odpowiedział – powtarzał to zresztą kilkakrotnie – że nie robił podręcznika historii. I to jest odpowiedź celna. Gdyby „Wołyń” miał przedstawiać całe polityczne tło wydarzeń z 1943 roku, musiałby trwać nie dwie i pół, ale przynajmniej sześć godzin i zmieniłby się w niestrawną filmową publicystykę. Owszem, „Wołyń” nie wyjaśnia wiele na poziomie wielkiej polityki, choć momentami i ona pojawia się gdzieś na dalekim planie, w relacjach bohaterów (jak choćby w scenie zakończonych tragicznie negocjacji oficera reprezentującego AK – nawiązanie do postaci podporucznika Zygmunta Rumela – z przedstawicielami UPA). Ale nie takie jest jego zadanie. Gdyby poszedł w tę stronę, zamotałby się nieuchronnie w drobiazgowe rozważania i roztrząsanie poszczególnych epizodów, z takiego lub innego ujęcia których zawsze ktoś byłby niezadowolony.

Smarzowskiemu udało się jednak to, co nie udaje się wielu reżyserom w podobnych sytuacjach: ograniczając perspektywę do sposobu widzenia sytuacji przez zwykłego człowieka, nie zgubił zarazem autentyzmu i balansu zdarzeń. W świecie idealnym Ukrainiec uczciwy wobec własnej historii w żaden sposób nie mógłby tego filmu uznać za antyukraiński czy wymierzony w dobre relacje obu państw.

W dyskusji pojawił się jednak zarzut, że Ukraińcy mordujący Polaków są pokazywani przez reżysera jako masa, tłum, że nie ma tam indywidualnych postaw. Zarzut znów nietrafiony, bo są w tym tłumie indywidualne twarze, indywidualne decyzje – ale też jest prawdą, że gdy na wołyńskie wsie napadali ukraińscy mordercy, nierzadko przecież sąsiedzi, to dla mordowanych zwykle nie było tam poszczególnych twarzy. Był jeden tłum, pełen żądzy mordowania i przez swoją homogeniczność w tej żądzy – straszliwy.

W „Nie trzeba głośno mówić” – powieści Mackiewicza arcyniewygodnej dla niemal wszystkich stron polskich sporów, i to do dzisiaj – pokazano wojenne losy Wileńszczyzny, przechodzącej z rąk do rąk, z systemu do systemu, w dużej mierze pozostawionej samej sobie przez emigracyjny rząd – z punktu widzenia jednego człowieka. Smarzowski stworzył film podobnie pokazujący historię Wołynia: Kresy stają się przedmiotem w grze, ludzie są traktowani jak mało znaczące pionki, a ich życie nie ma żadnego znaczenia. Ale nie ma w tym zarazem – podobnie jak u Mackiewicza – ani krzty banału i naiwności. To nie jest film „antywojenny”, to nie jest film, którego tezą jest, że „wojna jest zła”, a ludzie mają być dla siebie dobrzy. To film o nieuniknioności zła. Oglądając go, widz musi zadać sobie pytanie, czy znalazłszy się na miejscu głównej bohaterki miałby jakiś inny wybór, miałby jakąś drogę ucieczki oraz czy istniał sposób, aby całej hekatomby uniknąć – i musi odpowiedzieć przecząco. Pod tym względem jest „Wołyń” filmem fatalistycznym.

Jak nietrudno było przewidzieć, jednym z najczęściej powtarzających się podczas dyskusji po filmie pytań było to o jego wpływ na relacje polsko-ukraińskie. Opinie były różne – od skrajnego pesymizmu prof. Zybertowicza, który snuł wizje wykorzystania „Wołynia” przez rosyjską propagandę do działań ofensywnych, i to w całkiem dosłownym sensie, po optymizm Wojciecha Muchy, który uznał, że niemal nikt na Ukrainie nie będzie sądził, że „Wołyń” jest antyukraiński. Od producentów i reżysera dowiedzieliśmy się, że film obejrzał ukraiński ambasador w Polsce i nie uznał go za wymierzony w swój naród; z drugiej strony rozmowy z ukraińskim dystrybutorem zamarły, choć właśnie na Ukrainę film miał trafić przede wszystkim.

Ktoś w trakcie dyskusji powiedział, że nie da się zrobić filmu o wołyńskim ludobójstwie, który nie byłby zarazem filmem antyukraińskim. Ktoś inny przestrzegał przed stwierdzeniem, że na Kresach mordowali „Ukraińcy”, bo nie robili tego wszyscy. I tę prawdę film uwzględnia, nie brnąc zarazem w tandetny heroizm. W niektórych sytuacjach uratowanie człowieka to nie spektakularna brawura, ale po prostu pozostanie biernym – wystarczyło nie zwrócić uwagi morderców, że gdzieś skrajem lasu przemyka niedorżnięty Lach, aby uratować choć to jedno życie.

Tak, kresowe ludobójstwo było jednak udziałem zwykłych ludzi, przeciętniaków, którzy dali się omotać złu. Nie zabijali wyłącznie aktywiści OUN. I to również Smarzowski pokazuje, ale robi to – ponownie użyję tego słowa – uczciwie.

Mordercy to również ludzie wplątani w wielką politykę, zmanipulowani, namówieni cynicznie do bestialstwa, lecz zarazem zbyt słabi, by się tej manipulacji sprzeciwić. Ale i tutaj „Wołyń” chwyta balans – jak choćby w mistrzowskiej scenie pokazywanych na przemian dwóch kazań, wygłaszanych przez dwóch księży prawosławnych, z których jeden mówi o potrzebie wygaszenia nienawiści między narodami, a drugi namawia do rozlewania lackiej krwi.

Patrząc na sprawy nieco idealistycznie, można by oczekiwać, że „Wołyń” nie wzmocni animozji, ale przeciwnie – zmniejszy je, w bardzo uczciwy sposób pokazując jeden z najgorszych momentów we wspólnej historii. Oczywiście nie będzie to z pewnością powszechna reakcja po stronie ukraińskiej. Pewien jestem, że wielu Ukraińców – nawet tych, którzy z Polakami i Polską sympatyzują – wyjdzie z kin oburzonych, wściekłych, poruszonych. Nic dziwnego, zwłaszcza jeśli dotąd nie mieli pojęcia, co się działo na Wołyniu latem 1943 roku. Ale coś w nich zakiełkuje, coś zostanie posiane. Uczciwość Smarzowskiego musi wydać owoce – przynajmniej u części widzów. Porozumienie mimo trudnych momentów z przeszłości dobrze wzrasta szczególnie tam, gdzie istnieje dla niego dobra gleba w postaci wzajemnej sympatii, życzliwości i wspólnoty interesów – a to pomiędzy Polakami i Ukraińcami jest. Możemy mieć zatem do czynienia z początkowym wstrząsem, który ostatecznie przyczyni się do oczyszczenia. Oby tak się stało.

Trzeba też oczywiście uwzględniać czynnik zewnętrzny. Jak wskazywało kilku spośród dyskutujących, jest niemal pewne, że „Wołyń” w jakiś sposób wykorzysta rosyjska propaganda, choć raczej nie nadaje się on do szerokiego rozpowszechniania w Rosji – jak słusznie zauważył Piotr Skwieciński, sposób, w jaki Smarzowski pokazał epizod sowieckiej okupacji, jest radykalnie sprzeczny z linią kremlowskiej propagandy.

Jedno musi być całkiem jasne: jakkolwiek „Wołyń” wpłynie na relacje Polski z Ukrainą, jakkolwiek mógłby być używany przez speców od propagandy z Kremla, jakich by nie wywołał perturbacji w naszym kraju – z niczego nie można tu czynić zarzutu reżyserowi. Smarzowski sprawdził się jako twórca filmowy i jako człowiek, robiąc obraz ze wszech miar uczciwy, ale i profesjonalny. Film byłby na pewno słabszy, gdyby Smarzowski miał odpowiadać na jakieś polityczne zamówienia i dbać o spełnianie czyichś oczekiwań. To nie jest rola twórcy, a efekty takiego podejścia mogą być opłakane.

Wojciech Smarzowski mówi w wywiadach, że „Wołyń” był dla niego filmem najtrudniejszym. Nietrudno pojąć, dlaczego. Ale też trzeba powiedzieć, że z tego najtrudniejszego zadania reżyser wyszedł jako zwycięzca. Czapki z głów.

autor: Łukasz Warzecha

http://wpolityce.pl/kultura/309473-woly ... y-recenzja

____________________________________
Videtur et hoc mihi Platforninem non debere esse
Poza tym uważam że Platformę należy zniszczyć
/Katon starszy/


27 wrz 2016, 18:07
Zobacz profil
Zawodowiec
Avatar użytkownika

 REJESTRACJA10 lis 2006, 07:34

 POSTY        3465
Post Re: Warto przeczytać i obejrzeć
Była na Smoleńsku
Załącznik:
Byłam na Smoleńsku.jpeg



"Eugenika. W imię postępu"
TVP odpowiada na #czarnyprotest. Pokaże film Grzegorza Brauna


Obrazek

3 października Telewizja Polska o godzinie 20:30 wyemituje film "Eugenika. W imię postępu" w reżyserii Grzegorza Brauna. Produkcja w bardzo negatywnym świetle przedstawia aborcję i eutanazję. W tym samym dniu w Polsce przewidziane są protesty kobiet przeciw zakazowi aborcji w kraju.
Początkowo dokument miał zostać pokazany w nocy o 00:45 z poniedziałku na wtorek. Emisja została przesunięta. Widzowie będą mieli okazję obejrzeć film o 20:30 zamiast teleturnieju "Ja to znam!".
W tym samym dniu w całej Polsce planowane są protestu kobiet, które sprzeciwiają się wprowadzeniu ustawy całkowicie zakazującej aborcji w kraju. Część kobiet zapowiedziała, że tego dnia nie pójdzie do pracy, a w największych miastach odbędą się strajki.

"Eugenika. W imię postępu" to film z 2010 roku, który opisuje narodziny eugeniki i związane z nią eksperymenty w hitlerowskich Niemczech i międzywojennej Polsce. Autorzy stawiają tezę, że z eugeniki wywodzą się obecna genetyka, aborcje i eutanazje - podaje serwis Wirtualne Media.

http://film.onet.pl/wiadomosci/eugenika ... una/t9qspw


 Nie masz wystarczających uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego postu.

____________________________________
"Demokracja to cztery wilki i owca głosujące o obiedzie" R.A.Heinlein


02 paź 2016, 21:23
Zobacz profil
Zawodowiec
Avatar użytkownika

 REJESTRACJA23 sie 2009, 07:34

 POSTY        3657
Post Re: Warto przeczytać i obejrzeć
Ideologia Holokaustu niweluje wizerunek Polaków jako współofiary wojny

- Ideologia Holokaustu sprawia, że Polacy przestają być postrzegani jako współofiary II wojny światowej

- mówi w rozmowie z PAP Paweł Lisicki, który w swojej najnowszej książce "Krew na naszych rękach?" przedstawia cztery dogmaty tzw. holokaustianistów.

Obrazek

Norbert Nowotnik, PAP: "Krew na naszych rękach?" to książka, która swój początek ma w pana osobistym, ale i niecodziennym wydarzeniu. Rozbił pan w domu swoje radio.

Paweł Lisicki: To prawda. Rozbicie radia było reakcją emocjonalną, po której zdecydowałem, że lepiej napisać książkę. Tak już jest, że czasem, gdy słyszymy jawną niesprawiedliwość to trudno nam wytrzymać i ofiarą mogą paść martwe przedmioty. W tym przypadku słuchałem w radiu rozmowę o artykule Jana Tomasza Grossa w "Die Welt", w którym postawił tezę, że w czasie II wojny światowej Polacy zamordowali więcej Żydów niż Niemców. I zaproszony do audycji "ekspert" powiedział, że Polacy powinni się z tego wytłumaczyć, bo wszyscy mamy krew na rękach. Słysząc taki absurd trudno było się nie zdenerwować.

Ta wypowiedź Grossa wiąże się z obliczeniami, które znalazły się w jednej z recenzji do książki "Złote żniwa". Przyjmując tezę jej autorów, że Polacy uśmiercili lub wydali Niemcom kilkadziesiąt tysięcy Żydów, to liczba ta przewyższa niemieckie straty osobowe na terenie okupowanej Polski.

O różnych rzeczach możemy dyskutować, ale musimy używać argumentów historycznych. Z tego punktu widzenia ta teza wydaje mi się kompletnie absurdalna, bo co to znaczy i w jakim sensie, że Polacy zabili Żydów? Proszę zwrócić uwagę jak intelektualnie nieuczciwe jest postawienie tej sprawy. Na przykład, kiedy Polacy mówią o zbrodniach komunistycznych, to mówią, że komuniści byli jej sprawcami. Rzadko spotyka się kogoś, kto by dokładnie dociekał kim byli mordercy - czy nie było tak, że w okresie powojennym sprawcami zbrodni byli, co przecież się zdarzało, Żydzi. Natomiast kiedy mówi się o przypadkach, gdy Żydzi ginęli z polskich rąk, to nagle pojawia się dziwna formuła: Polacy, sugerując, że to wszyscy lub niemal wszyscy Polacy dokonywali zbrodni na Żydach. Podmiotem w tej sprawie staje się cały naród polski!

Oczywiście, nikt normalny o zdrowych zmysłach nie neguje, że wśród Polaków zdarzali się bandyci, ale rozciąganie tego na cały naród Polski jest czymś intelektualnie, ale i moralnie obrzydliwym. Owszem były jednostki, które w okupowanej przez Niemców Polsce wykorzystywały sytuacje i dokonywały przestępstw, w tym zabójstw na Żydach, ale to był margines.

Bardzo mądrze o tym mówił Szewach Weiss, były ambasador Izraela w Polsce, który przy okazji dyskusji o Jedwabnem przypomniał, że w czasie wojny były też i takie stodoły, w których Żydzi przez Polaków byli ratowani. W dyskusji o historii nigdy nie powinniśmy uogólniać i używać zbiorowych kwantyfikatorów, bo to jest po prostu naukowo nieuczciwe.

Obrazek
Wjazd do Auschwitz fot. Wikimedia Commons

Gross przypisuje winę wszystkim Polakom?

Na pewno przypisuje ją większości Polaków. Podstawowym zarzutem, który formułuję wobec twórczości Grossa, poza wieloma zarzutami szczegółowymi, jest to, że on tam, gdzie może, stosuje odpowiedzialność zbiorową. Takie postępowanie jest nonsensem. Kto w Polsce o zdrowych zmysłach powie, że Żydzi jako sprawcy współuczestniczyli w Holokauście? A przecież jeżeli to zdanie potraktujemy literalnie, to ma ono uzasadnienie. Bo Żydzi byli zmuszani przez Niemców do popełniania zbrodni na swoim narodzie. Przecież żydowskie Judenraty były jednym z głównych elementów, który pozwolił Niemcom na sprawne zrealizowanie Holokaustu. Gdyby nie ta współpraca Żydów z hitlerowcami, można by twierdzić używając języka jakim Gross posługuje się wobec Polaków, to być może ich zagłada nie osiągnęłaby takich rozmiarów. Wiemy jednak doskonale, że Żydzi nie współpracowali z Niemcami sami z siebie, ale byli do tego zmuszani. Dlatego słowo współpraca nie jest odpowiednie, bo zakłada wolną wolę obu stron, tu zaś byli ci, którzy mieli władzę i używali jej do zastraszania, i ci, którzy zastraszeniu ulegali. Okupacyjny terror wymuszał na nich, podobnie jak na społeczeństwie polskim, określone zachowania.

W swojej książce podaję inny przykład. Omawiam publikację Timothy Snydera "Czarna ziemia", w której pisze on, że dowodem na polski antysemityzm było to, że polski Kościół katolicki nie wydał żadnego dokumentu potępiającego Holokaust. Ale przecież takiego dokumentu nie wydały również żadne środowiska żydowskie w Polsce. Czy to oznacza, że Żydzi byli antysemitami? Absurd. Co więcej, polski Kościół katolicki nie wydał żadnego dokumentu potępiającego niemieckie zbrodnie popełnione na Polakach.

Chodzi mi tylko o to, że jeśli w swoich rozważaniach czegoś się domagamy to musimy patrzeć na kontekst. W oczywisty sposób polski Kościół i jego kler był sterroryzowany, systematycznie niszczony przez Niemców, w związku z tym tego typu działalność była wykluczona.

Obrazek
Węgierscy Żydzi podczas selekcji na rampie w Auschwitz fot. Wikimedia Commons

W książce przedstawia pan tzw. religię Holokaustu i omawia jej dogmaty. W skrócie chodzi o to, że w świadomości wielu społeczeństw zbrodnie popełnione na Żydach stały się jedynym symbolem uniwersalnego mordu.

Pierwszym z dogmatów tzw. religii Holokaustu jest przekonanie, że był on zbrodnią nieporównywalną z żadną inną w historii ludzkości, zbrodnią najbardziej okrutną i najbardziej straszną. Po drugie mówi się, że Żydzi byli ofiarą absolutnie niewinną, tak jakby inne ofiary totalitaryzmów były gorsze. Po trzecie zagłada Żydów w gruncie rzeczy była realizowana przez całą ludzkość. Mimo że zaplanowali i prowadzili ją niemieccy naziści, to jednak chętnie przyłączali się do nich Polacy, Węgrzy czy inne narody. Czwarty dogmat zakłada, że źródłem niemieckiego nazizmu był chrześcijański antyjudaizm, który przerodził się w antysemityzm. To chrześcijaństwo zaraziło cały świat wrogością do Żydów. Konsekwencją tych dogmatów jest twierdzenie, że wszyscy ludzie, także ci, którzy cierpieli pod niemiecką okupacją, m.in. Polacy, mają krew na rękach.

Religia Holokaustu, oparta na tych czterech dogmatach, jest coraz bardziej powszechna wśród elit intelektualnych i politycznych zachodniego świata. Uległ jej do pewnego stopnia także sam Kościół, którego część duchownych uznała winę chrześcijaństwa w doprowadzeniu do zbrodni.

Ale jednak analizując Holokaust da się wyróżnić takie cechy, które decydują o jego wyjątkowości. Niemcy nie mieli przecież żadnego sporu terytorialnego z Żydami, a sama ich eksterminacja po raz pierwszy w historii była prowadzone na tak masową skalę i metodami przemysłowymi. To prawda, że Holokaust był jednym z wielu ludobójstw, ale istnieje wyraźna różnica pomiędzy nim a innymi ludobójstwami.

W tym sensie każde wydarzenie z historii da się opisać jako wyjątkowe. To, co pan wymienił świadczy o wyjątkowości Holokaustu, ale proszę zwrócić uwagę, że każda tego typu zbrodnia ma swoje unikatowe, wyjątkowe cechy. Czy zagłodzenie w czasie wojny trzech milionów jeńców sowieckich przez Niemców nie ma w sobie wyjątkowych cech? Oczywiście ma, bo jeszcze nigdy w historii ludzkości nie zdarzyło się, aby na tej grupie ludzi, czyli na jeńcach, popełniono tak masową zbrodnię. Podobnie wyjątkowy był np. plan głodowy Hitlera, zgodnie z którym miało zostać zagłodzonych kilkanaście milionów Słowian. Wcześniej wyjątkowe było wymordowanie przez Sowietów całej klasy arystokratycznej i burżuazyjnej w Rosji. Pierwsza operacja ludobójcza NKWD w 1937 roku na Polakach też była wyjątkowa: w czasie formalnego pokoju państwo sowieckie wymordowało prawie dwieście tysięcy Polaków za to, że byli Polakami

Pamiętajmy też o tym, że tak naprawdę największa liczba Żydów w czasie wojny zginęła wskutek rozstrzeliwań dokonanych po czerwcu 1941 przez oddziały Einsatzgruppen, te same, które wcześniej mordowały Polaków po wrześniu 1939 roku, a z kolei metody przemysłowe zabijania stosowane były również w sowieckich gułagach. Oczywiście nie zabijano tam ludzi za pomocą gazu, ale przez wyczerpującą pracę. Nie chcę wdawać się w rozważania, czy czymś bardziej wyjątkowym jest śmierć przez zagazowanie, zagłodzenie, rozstrzelanie czy za pomocą zastrzyków, bo takie rozważania są z zasady niemoralne.

Analizując dogmat o wyjątkowości Holokaustu chodzi mi o to, że ta kategoria "wyjątkowości" ma charakter metafizyczny. Zbrodnia ta odrywana jest od historycznych realiów i staje się niejako zbrodnią samą w sobie. I nagle okazuje się, że zbrodnie popełnione przez Niemców na innych niż żydowski narodach zaczynają mieć drugorzędne znaczenie. Podobnie jak zbrodnie popełniane przez Sowietów. Stają się jak gdyby "gorszymi" czy "słabszymi" zbrodniami, a ich ofiary są również "gorsze", mniej "niewinne", ponieważ nie są naznaczone tym wyjątkowym, metafizycznym piętnem Holokaustu.

Z takim stanowiskiem nie można się zgodzić, zwłaszcza, gdy weźmie się pod uwagę, ile w czasie II wojny światowej wycierpieli Polacy. Dziś nie ma ani jednej polskiej rodziny, w której ktoś z przodków nie padłby ofiarą okupacyjnego terroru lub wojny. Pamiętajmy na przykład, że do wybuchu wojny niemiecko-sowieckiej w 1941roku stopień niemieckich represji wobec Polaków i Żydów był dokładnie taki sam. W czasie zresztą kiedy Niemcy wprowadzali "ostateczne rozwiązanie", czyli od 1942 roku, terror wobec Polaków w Generalnej Guberni jeszcze się nasilił. Poza tym po zagładzie Żydów Niemcy planowali eksterminację także innych narodów, w pierwszej kolejności właśnie Polaków, których resztka co najwyżej mogła pełnić wobec nich niewolnicze funkcje.

Wiele miejsca w pana książce poświęconych jest obronie chrześcijaństwa, które przez tzw. holokaustianistów rozumiane jest jako wehikuł antysemityzmu.

Pokazuję jak ważnym elementem w tej żydowskiej opowieści, oczywiście chodzi tu o część środowisk żydowskich, o Holokauście jest teza, że ideologia Adolfa Hitlera była swego rodzaju ukoronowaniem europejskiej kultury i chrześcijańskiej tradycji. Przedstawiam m.in. wypowiedzi, zgodnie z którymi Hitler nie był kimś, kto z tą tradycją radykalnie zerwał, ale kimś, kto był koniecznym skutkiem rozwoju europejskiej kultury.

Warto zauważyć, że kiedy pisze się o tych rzekomych bądź prawdziwych przypadkach polskich ataków na Żydów, to bardzo często pojawia się taka zbitka słów "Polacy katolicy" albo "polscy katolicy". Chrześcijaństwo ma być w tej narracji holokaustiańskiej instrumentem, przy pomocy którego nienawiść do Żydów trwa dwa tysiące lat. Początek tej rzekomej nienawiści ma być zawarty w Ewangeliach, a szczególnie w męce Jezusa Chrystusa. Holokaustianiści uważają, że pierwsi chrześcijanie winę za śmierć Chrystusa przypisali Żydom, i ta wina stała się mitem, który powielany przez wieki doprowadził do Holokaustu. W książce opisuję tę argumentację i polemizuję z nią.

Pokazuję też na przykładach w jaki sposób przekreśla się wkład Kościoła w obronę Żydów właśnie podczas Holokaustu. Dotyczy to oczywiście papieża Piusa XII, który dziś głównie oskarżany jest za "milczenie", za to, że nie sprzeciwił się otwarcie polityce nazistowskich Niemiec. Tymczasem dzięki Watykanowi i całemu Kościołowi w czasie wojny uratowano od 500 do nawet 800 tys. Żydów. O tej roli Kościoła nie wolno zapominać, a także o roli papieża Piusa XII, który notabene jeszcze w latach 60. za pomoc niesioną Żydom był wysoko oceniany.

Obrazek
Żydowski masowy grób na Ukrainie fot. Wikimedia Commons

Problemem pozostaje jednak podtrzymywany przez Kościół, np. w chrześcijańskiej ikonografii, mit żydowskiego mordu rytualnego. W Polsce wszyscy znamy sprawę obrazu z katedry w Sandomierzu, który przedstawiał Żydów torturujących chrześcijańskie dzieci. Mit ten był przyczyną pogromów, w tym także pogromu kieleckiego z lipca 1946 roku.

Przedstawiam tę sprawę w książce i przywołuję badania izraelskiego historyka Ariela Toaffa, który opracował publikację dotyczącą Szymona z Trydentu (był to żyjący w XV wieku w Trydencie chłopiec, którego śmierć w niejasnych okolicznościach stała się podstawą do oskarżania Żydów o mordy rytualne - PAP).

Toaff przypomina, że wśród Żydów był bardzo silny potencjał wrogości antychrześcijańskiej, i ta teza, jak mi się wydaje, jest udowodniona. Ta wrogość jednak w skrajnych przypadkach - jak wnioskuje Toaff - mogła prowadzić do zakładania sekt czy grup żydowskich, które dokonywały mordów rytualnych. Toaff był przekonany - dopóki pod wpływem nagonki nie wyrzekł się swoich opinii, że w opowieściach o mordach rytualnych chodziło nie o mity, ale o rytuały, które w pewnych wąskich kręgach miały rzeczywiście miejsce.

Oczywiście nie wiem, czy tak było, bo w tej sprawie nie prowadziłem badań historycznych, ale skądinąd wiemy, że w religii jako takiej mogą zdarzyć się grupy fanatycznych jej wyznawców, którzy są zdolni do zbrodni. W historii to zdarzało się też w chrześcijaństwie, i zawsze to był pewien margines stojący w sprzeczności z przyjętą wykładnią, ale nie możemy faktu istnienia tego typu zjawisk ignorować. I całkiem prawdopodobne jest też to, że tego typu grupy mogły pojawić się na marginesie życia żydowskiego.

Toaff zresztą domagał się, by fenomen ten umieścić we właściwym kontekście historycznym, społecznym i religijnym - występował on wyłącznie w niektórych grupach Żydów aszkenazyjskich i był potępiony i odrzucony przez judaizm. Według niego Żydzi ci mieli w ten sposób odreagować prześladowania, które miały miejsce podczas pierwszej wyprawy krzyżowej. Przecież w tej tezie nie ma nic absurdalnego i możemy to sobie wyobrazić.

To prawda, choć z tego, że dana teza nie jest absurdalna nie wynika, że jest prawdziwa, że wydarzenie, które jej dotyczy rzeczywiście miało miejsce. Przywołując badania Toaffa nie usprawiedliwia Pan oczywiście antysemityzmu, ale pokazuje, że mogły istnieć powody, dla których żywiono niechęć wobec Żydów.

Pamiętajmy, że w relacjach między chrześcijanami a Żydami panowała wzajemna wrogość. Istotnym elementem, który moim zdaniem nie jest pokazywany przez część historyków, jest to, że ta wrogość była obustronna. Nie było tak, że tylko chrześcijanie widzieli w Żydach "zabójców Chrystusa", ale także Żydzi widzieli w chrześcijanach wyznawców "kultu wisielca", a samo słowo "wisielec" było pogardliwym określeniem wobec Chrystusa.

I mimo że chrześcijanie tworzyli większość, to jednak Żydom zasadniczo nie działa się krzywda. Żydzi żyli pod władzą chrześcijańskich władców - królów, książąt, papieży. Gdyby teza holokaustianistów była prawdziwa - dzieje to zapis chrześcijańskiej nienawiści i opresji wobec Żydów - jak można byłoby wytłumaczyć przetrwanie żydowskiej literatury, kultury i religii? Do pogromów dochodziło stosunkowo rzadko i na ograniczonym terenie, często ich przyczyną były względy ekonomiczne i w tym sensie kultura chrześcijańska, z wyjątkiem tego, co działo się w średniowieczu na półwyspie Iberyjskim, była wobec Żydów tolerancyjna. To znaczy władcy znosili ich wrogość wobec Kościoła i godzili się z tym, że muszą się troszczyć o prawa ludności, której religia odrzucała chrześcijaństwo.

W dodatku mówimy o czasach, kiedy dla większości ludzi sprawa religii była czymś niesłychanie ważnym. Przecież znacznie łatwiej o tolerancję, kiedy coś jest dla nas - tak jak wśród wielu ludzi dzisiaj - obojętne, niż wtedy, gdy jest to dla nas sprawa życia i śmierci, gdy ma to znaczenie dla całej wspólnoty.

Rozmawiał Norbert Nowotnik, PAP

Komentarze

Ostatnio usłyszałam coś co tłumaczy w sposóob prozaiczny powód tzw. pogromu kieleckiego. Otóż po wojnie dokonał się błyskawiczny awans społeczny ludzi związanych z nową władzą ludzi, którzy przed wojną byli biedni... Problem w tym, że mieszkania, które komuniści zajeli należały wcześniej do Żydów, a część żydowskich właścicieli tę wojnę przeżyła... więc prawdopodobnie była to prowokacja miejscowych władz komunistycznych i jak to najczesciej w życiu bywa chodzilo o dobra materialne czyli mieszkania...
~dora

Najtrafniejsza jest chyba opinia o prowokacji żydowskich funkcjonariuszy UB, którzy w ten sposób, chcieli wymusić WIĘKSZĄ emigrację Żydów do Izraela. Wielką tajemnicą historyczną jest to, że w 1945 roku, z ZSRR za oficjalnym pozwoleniem Stalina, wyemigrowało do Polski ok. 25 000 rodzin żydowskich. Na granicy, zmieniali nazwiska na polskie i z takimi dokumentami meldowali się w Polsce jako tzw. repatrianci. Ponieważ po ZSRR, Polska była dla nich niemal "Ziemią Obiecaną", wcale im się nie śpieszyło do powojennej i ARABSKIEJ wtedy, Palestyny (Izrael oficjalnie proklamował niepodległość w 1948r.)
~Dziennikarz


http://historia.wp.pl/title,Pawel-Lisic ... aid=117d10

____________________________________
Videtur et hoc mihi Platforninem non debere esse
Poza tym uważam że Platformę należy zniszczyć
/Katon starszy/


15 paź 2016, 18:14
Zobacz profil
Fachowiec
Własny awatar

 REJESTRACJA14 wrz 2011, 21:56

 POSTY        1263
Post Re: Warto przeczytać i obejrzeć
„Smoleńsk” – bezlitosny dla kłamców, czuły dla poległych i żyjących bohaterów

Obrazek

Zanim „Smoleńsk” pojawił się na ekranach, wszyscy, którzy mieli pełne podstawy, aby się „Smoleńska” bać, złapali w dłonie „nożyce Golicyna”, na szczęście odwrotnym końcem. Jedna ze scen filmu zawiera popkulturową definicję tego bardzo fachowego terminu, ojciec wyjaśnia córce, na czym polega budowanie kłamstwa według słynnego radzieckiego agenta KGB. Golicyn porównał perfekcyjne kłamstwo do nożyc, z których jedno ramie tnie kłamstwem głównym, a drugie z prawdy robi tragifarsę. W tej grze wygrywa ten, kto pierwszy sprzeda ludziom swoją wersję wydarzeń, natomiast wersję przeciwnika sprowadzi do kompletnego absurdu, najlepiej połączonego z szyderstwem.


W godzinę po katastrofie cała Polska dowiedziała się, że zawinił „polski bałagan”, później dodawano kolejne elementy, winę pilotów, naciski Prezydenta, pijanego generała, awanturę na lotnisku. Z drugiej strony okładano wszystkich przeciwników ruskiej blagi niekończącym się szyderstwem: sztuczna mgła, hel, sekta smoleńska i bandyckie ataki na Krakowskim Przedmieściu. Przez pierwsze miesiące, może nawet rok, zdecydowaną większość Polaków nożyce Golicyna cięły bez litości, jednak z biegiem czasu pojawiały się momenty przełomowe, choćby konferencja MAK. Wtedy Polakom fakty i przesłanki zaczęły się sklejać w jedną całość. Nie udało się pociąć Smoleńska na drobne kawałki, udało się pociąć kłamstwem na klika części, które dzięki wytrwałości wielu ludzi z każdym dniem coraz bardziej się do siebie zbliżają. Prawda o Smoleńsku była zakłamywana zgodnie z metodyką szkoły KGB, ale przy próbie zakłamania filmu doszło do totalnej fuszerki.

Kłamcy pomylili kolejność i zamiast sprzedać widzom „cztery razy podchodzili”, „tak lądują debeściaki”, „on mnie zabije”, zaczęli rozprowadzać mgłę, hel i moherowe babcie z wykrzywionymi twarzami, które nienawistnie przebierają paciorki różańca. W efekcie na długo przed premierą i tuż po niej, pojawiły się recenzje bez żadnej myśli, bez żadnego konkretu, ale z mnóstwem nieistotnych kpin. Wypisywano jakieś głupoty o „przesuniętej linii emocji”, „ubogim warsztacie głównej roli”, „artystycznej płytkości” i tym podobne.
Gdzie kłamstwo założycielskie, gdzie pierwsze w kolejności ramię nożyc Golicyna?
„Smoleńsk” to zły oj bardzo zły film, miał szansę być dobry, ale jest zły, oj zły. Aktorka zrobiła nie taką minę, jak trzeba, kamera ustawiona pod pretensjonalnym kątem. Żadnego uderzenia łgarstwem założycielskim, jedynie rozpaczliwe poszukiwanie kija i pałki, czemu nie można się dziwić, bo „Smoleńsk”, to wybitny film! Gdy tylko pojawił się pomysł nakręcenia filmu o Smoleńsku, jako jeden z pierwszych głośno powiedziałem NIE TERAZ. Przywołałem kilka argumentów, przede wszystkim brak wiedzy i dowodów, może nawet nie na to, co się stało, ale jak to się stało. Niebagatelną przeszkodą były kwestie związane z budżetem, obsadą, czyli całą gamą filmowych środków decydujących o powodzeniu, bądź klapie projektu. Ostatnią moją obawą było spalenie tematu. Jeśli pierwszy film, o „Smoleńsku” okazałby się całkowitą porażką, to najwięksi geniusze kina mogliby tej przeszkody nigdy nie przeskoczyć.

Wchodziłem do kina ze starymi lękami, ale od pierwszej do ostatniej sceny miałem pełne przekonanie, że się pomyliłem. Krauze zrobił film wybitny, nie dobry, nie bardzo dobry, ale wybitny. Siła tego obrazu polega na połączeniu faktów, emocji i przekazu, co udało się ująć w wyjątkowo subtelnej formie, pozbawionej kiczu i publicystycznego heroizmu. Nie wiem i dowiadywać się nie zamierzam, dlaczego „recenzenci” skupili się na postaci dziennikarki, która rzekomo przechodzi metamorfozę, tylko aktorka była zbyt słaba, żeby to pokazać. Żadnej przemiany w głównej bohaterce nie sposób dostrzec, ona jest jednym wielkim wyrzutem sumienia, symbolem medialnej prostytucji. Przemiana zawsze i wszędzie odnosi się do przewartościowania postawy, tymczasem dziennikarka TVN (oczywista aluzja), przez cały film chce robić karierę. Owszem, przychodzi taki moment, że jej cynizm zamienia się w frustrację, potem strach i na końcu w coś, co przypomina gorzką refleksję, ale ta refleksja odnosi się do żalu, że się sprzedała, zrobiono z niej idiotkę, a ona nic z tego nie ma. W zupełnie innym miejscu Krauze umieścił treść, formę i moc swojego filmu.

Wspomniana subtelność, to artystyczny klucz i nie dziennikarka jest przewodnikiem po „Smoleńsku”, ale genialna Aldona Struzik w roli Generałowej Błasik. „Smoleńsk” jest subtelnym filmem, ponieważ opowiada nam o Smoleńsku kobieta, która zna każdy szczegół i przeżywa każde kłamstwo tak, jak przeżywać może tylko żona i matka po stracie męża. W „Smoleńsku” najbardziej uderzyło mnie to, że każdy istotny wątek tej tragedii, przerobiony medialnie w tragifarsę, w filmie jest pokazany plastycznie, cicho i jednocześnie podany na rodowych srebrach. Wiele pułapek czyhało na twórców „Smoleńska”, główną była publicystyczna emfaza, czyli te wszystkie ostro wypowiedziane tezy o Tusku, Komorowskim, trotylu na wraku i tak dalej. Krauze nie pominął niczego, co było przez te sześć lat newsem na pierwszych stronach gazet, ale w filmie nie zobaczymy ani grama „debaty publicznej”. Spacer Tuska i Putina po sopockim molo nie jest sceną, którą reżyseruje „Gazeta Polska”, czy „Komisja Macierewicza”, to czysty artystyczny obraz.

Oglądając „Smoleńsk” przez sekundę nie zwieszałem głowy, nie krzywiłem twarzy, jak to się zdarza przy najlepszych filmach, gdy jakiś efekt specjalny albo przerysowana scena wywołuje zażenowanie. Jest jeden przestój w środku filmu, gdzie przez 5 do 10 minut emocje siadają i z powodzeniem ten fragment można wyciąć, ale żenady w „Smoleńsku” nie znajdziemy. Z całą pewnością na żenadę liczyli ojcowie i matki chrzestne „sekty smoleńskiej”, film miał się sam ośmieszyć poprzez scenariusz zbudowany na przedrukach prawicowej prasy i raportach Macierewicza. Śmieszność miała się też narodzić z prostego faktu, że ktoś będzie musiał zagrać „Kaczora” i zaraz do mowy codziennej przedostaną się „kultowe” dialogi. Wielkie pudło! Krauze ominął pułapki, a rola Lecha Łotockiego który grał śp. Lecha Kaczyńskiego, to chyba najlepsza rola w filmie. Doskonałym pomysłem było połączenie sporych fragmentów dokumentalnych z fabularną całością. Dzięki temu widz może się poczuć bohaterem filmu, bo przecież wszyscy widzieliśmy te same telewizyjne relacje. Próżno w filmie szukać odpowiedzi na najważniejsze pytanie i to kolejna wartość wytrącająca nożyce Golicyna z rąk kłamców. Jeśli jakieś sceny rzeczywiście były zmieniane w ostatniej chwili, to pewnie te z samej katastrofy. Krauze pokazał, że samolot rozpada się w powietrzu, ale i tutaj nie zobaczymy Macierewicza.

Utrwalacze kłamstwa nie mieli wyjścia, musieli szukać i walić na oślep, w rozpaczy skupili się na grze aktorskiej i incydentach w kinie. Film jako całość i przesłanie broni się doskonale. „Smoleńsk” pokazuje wszystko, co powinien pokazać, jest bezlitosny dla kłamców i zdrajców, czuły dla rodzin ofiar, pełen szacunku dla zamarłych i podziwu dla żyjących bohaterów, którzy mieli odwagę walczyć o prawdę. Jedna z dyżurnych recenzentek napisała, że nigdy nie widziała tak złego filmu i mam wrażenie, że to służbowa, nie osobista ocena.
Sam do kina poszedłem trochę służbowo, ale już pierwsze sceny sprawiły, że osobiste łzy, ciekły mi po osobistych policzkach i takich scen było więcej. Dla mnie to pierwszy taki film w życiu, którego nie potrafię skatalogować i właściwie nie myślę o „Smoleńsku”, jak o filmie. Widziałem kawałek własnego życia i jeszcze większy kawałek Polski, która jest fenomenem, bo w historycznych chwilach zawsze powstaje z kolan. „Smoleńsk” broni się dziś i obroni się za 1000 lat, to do bólu polski film, a końcowa, symboliczna, scena, w której Polak znajduje Polaka, nie ma w sobie nic z banału, jest ponadczasowym przymierzem.

http://www.kontrowersje.net/smole_sk_be ... _bohater_w

____________________________________
Ojczyznę wolną pobłogosław Panie.


16 paź 2016, 06:41
Zobacz profil
Zawodowiec
Avatar użytkownika

 REJESTRACJA21 paź 2006, 19:09

 POSTY        7731

 LOKALIZACJATriCity
Post Re: Warto przeczytać i obejrzeć
wbuluinadzieji                    



„Smoleńsk” – bezlitosny dla kłamców, czuły dla poległych i żyjących bohaterów
(...)
„Smoleńsk” broni się dziś i obroni się za 1000 lat, to do bólu polski film, a końcowa, symboliczna, scena, w której Polak znajduje Polaka, nie ma w sobie nic z banału, jest ponadczasowym przymierzem.
http://www.kontrowersje.net/smole_sk_be ... _bohater_w

Dokładnie tak.
A kto nie wie o co chodzi niech obejrzy film...

____________________________________
Nie jesteś tym, kim myślisz, że jesteś - lecz tym, kim się stajesz, gdy myślisz kim jesteś.


16 paź 2016, 10:36
Zobacz profil
Zawodowiec
Avatar użytkownika

 REJESTRACJA21 paź 2006, 19:09

 POSTY        7731

 LOKALIZACJATriCity
Post Re: Warto przeczytać i obejrzeć
"Warto rozmawiać"
Czwartek 20.10.2016, godz. 22:25 TVP 1  Obrazek

"Wołyń", a relacje polsko-ukraińskie.


Na Ukrainie odwołano pokaz filmu "Wołyń", a kilka dni wcześniej w wielotysięcznych demonstracjach w Kijowie oddano hołd banderowcom.

Czy prawdę o ludobójstwie dokonanym na ludności polskiej Wołynia da się pogodzić z kultem oprawców?

Czy można zbudować dobrosąsiedzkie stosunki rezygnując z pamięci o ofiarach?

O filmie "Wołyń" i relacjach polsko-ukraińskich w programie Jana Pospieszalskiego rozmawiać będą:
scenarzysta filmu "Wołyń" Stanisław Srokowski,
duchowny i działacz społeczny ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski,
historyk, publicysta, demokraci.pl Kazimierz Wóycicki,
prezes Związku Ukraińców w Polsce Piotr Tyma,
poseł PiS Michał Dworczyk,
polityk PO Paweł Zalewski.

____________________________________
Nie jesteś tym, kim myślisz, że jesteś - lecz tym, kim się stajesz, gdy myślisz kim jesteś.


20 paź 2016, 19:15
Zobacz profil
Zawodowiec
Avatar użytkownika

 REJESTRACJA10 lis 2006, 07:34

 POSTY        3465
Post Re: Warto przeczytać i obejrzeć
Czekiszczak.
Biografia gen. broni Czesława Kiszczaka”


Obrazek

Biografia Kiszczaka to historia PRL w pigułce, ze zbrodniami, skrytobójczymi mordami, torturami, walkami bratobójczymi, pałowaniem, aresztami, więzieniami i innymi bezeceństwami, w tle, z udziałem bohatera niniejszej książki.
Generał Czesław Kiszczak to typowe dziecię enkawudowsko-ubeckie, wyrosłe na piersi czołowych zbrodniarzy z sowieckich służb specjalnych, których przysłano do powojennej Polski, by wespół z rodzimą bezpieką cywilną i wojskową oraz pepeerowskimi komunistami współtworzyli świat pełen iluzji ideologicznych i zakłamania bolszewickiego. „Cyngiel”, „najgroźniejszy egzekutor generała Jaruzelskiego”, jak określili go generałowie wojska ludowego, z którymi rozpocząłem rozmowy na początku lat 90. minionego wieku. Przyznaję, że uczyniłem to za wcześnie, Czesław Kiszczak jeszcze wówczas wiele znaczył, wielu z nich obawiało się, co może przynieść jutro, gdy za dużo powiedzą. Porozumienie okrągłostołowe – po obaleniu socjalizmu – gwarantowało mu przez dziesiątki lat bezkarność. Ścigany przez sądy, permanentnie wymykał im się z rąk, symulując chorobę, starczą niepoczytalność, unikając w ten sposób kary i odpowiedzialności W końcu Sąd Apelacyjny w Warszawie skazał go na dwa lata więzienia w zawieszeniu, w związku z wprowadzeniem stanu wojennego w Polsce przez związek przestępczy o charakterze zbrojnym. To wyrok historyczny, a werdykt symboliczny.
Autor: Lech Kowalski

____________________________________
"Demokracja to cztery wilki i owca głosujące o obiedzie" R.A.Heinlein


31 paź 2016, 21:49
Zobacz profil
Zawodowiec
Avatar użytkownika

 REJESTRACJA21 paź 2006, 19:09

 POSTY        7731

 LOKALIZACJATriCity
Post Re: Warto przeczytać i obejrzeć
Nadir                    



Zwierzęta się nie znęcają
„Wołyń” - wstrząsający i najbardziej bezkompromisowy polski film, jaki kiedykolwiek trafił na ekrany.


Trudno otrząsnąć się po kopniaku w twarz, jaki serwuje widzom Wojciech Smarzowski.

Takie zdanie "Zwierzęta się nie znęcają" pada w tym filmie.
I to bolesna prawda, że ludzie potrafią być gorsi niż zwierzęta.

I prawda, że "trudno otrząsnąć się po kopniaku w twarz, jaki serwuje widzom Wojciech Smarzowski"

Byłem z rodziną we wtorek na tym filmie. I chyba jeszcze się nie otrząsnąłem.
Chociaż tyle naczytałem się o Wołyniu, a wiedzę o tych okropnościach mam od dość dawna.
Mam nadzieję, że film wyświetli TVP. Być może 10 lipca w kolejną rocznicę rzezi? Rzezi - bo inaczej trudno to nazwać.

____________________________________
Nie jesteś tym, kim myślisz, że jesteś - lecz tym, kim się stajesz, gdy myślisz kim jesteś.


03 lis 2016, 20:36
Zobacz profil
Znawca
Własny awatar

 REJESTRACJA14 gru 2006, 21:39

 POSTY        291
Post Re: Warto przeczytać i obejrzeć
Film "kopniaka" daje, i popatrzcie, na Ukrainie, a nawet w krajach zachodu obawiają się go wyświetlać.
I to "kopniaka" od pierwszych scen.


05 lis 2016, 12:10
Zobacz profil
Zawodowiec
Avatar użytkownika

 REJESTRACJA23 sie 2009, 07:34

 POSTY        3657
Post Re: Warto przeczytać i obejrzeć
Ale gdyby to zamiast mordowanych Polaków to byli Żydzi, a mordującymi byli Polacy, to na 100 % by dostał pochwały.
A może nawet Oskara.
Vide "Pokłosie", "Ida":

Cytat:
Pokłosie' na liście najlepszych zagranicznych filmów 2013 r..
17.01.2014 - "Huffington Post" pisał z kolei, że "Pokłosie" jest jak polska wersja nominowanego do Oscara filmu "Zniewolony"

Cytat:
Oscarowa „Ida” niczym „Pokłosie”.
26.02.2015 - Historyczny sukces „Idy” ucieszył wszystkich – nie tylko miłośników kina.

Cytat:
Stuhr: "Ida miała przetorowaną drogę przez Pokłosie!"
Teraz po sukcesie Idy Pawła Pawlikowskiego nagrodzonej Oscarem, postanowił porównać oba filmy.

Cytat:
Płużański: "W filmie to Polacy są mordercami"
20.12.2014 - Ale Oscar dla „Idy”, mimo krytyki ze strony niektórych środowisk żydowskich
(bo Żydzi byli tylko ofiarami, nigdy katami), murowany - puentuje Płużański.

Cytat:
Maciej Stuhr: "Ida" i "Pokłosie" to absolutnie filmy propolskie i będę tej tezy bronił.

Dlaczego JACK STRONG nie będzie w USA sukcesem jak POKŁOSIE?
The New York Times” i „Los Angeles Times” umieściły „Pokłosie” na liście najlepszych zagranicznych filmów rozpowszechnianych w amerykańskich kinach w 2013 roku
Tymczasem kolejny film Władysława Pasikowskiego „Jack Strong” z hollywoodzką gwiazdą na pokładzie czeka na premierę. Pierwsze reakcje dalekich od prawicy recenzentów pokazują jednak, że film nie zostanie odebrany tak entuzjastycznie jak „rozliczenie z polskim antysemityzmem”
http://wpolityce.pl/kultura/250154-dlac ... k-poklosie


Jakieś wątpliwości ?

____________________________________
Videtur et hoc mihi Platforninem non debere esse
Poza tym uważam że Platformę należy zniszczyć
/Katon starszy/


Ostatnio edytowano 05 lis 2016, 15:19 przez Badman, łącznie edytowano 2 razy



05 lis 2016, 15:17
Zobacz profil
Wyświetl posty nie starsze niż:  Sortuj wg  
Odpowiedz w wątku   [ Posty: 91 ]  idź do strony:  Poprzednia strona  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7  Następna strona

 Nie możesz rozpoczynać nowych wątków
 Nie możesz odpowiadać w wątkach
 Nie możesz edytować swoich postów
 Nie możesz usuwać swoich postów
 Nie możesz dodawać załączników

Skocz do: